Jaki jest etos pracy w Polsce i czy istnieje

Jaki jest etos pracy w Polsce i czy istnieje?

Zdolność człowieka do wykonywania pracy wyodrębnił Jan Paweł II jako specyfikę odróżniającą go od całego stworzenia. Jeżeli się z tym zgodzić, to trudno sobie wyobrazić, aby człowiek miał powód nie tworzyć etosu wokół tej czynności.

CZY ODPOCZYNEK JEST ELEMENTEM ETOSU PRACY?
Genezy etosu pracy można dopatrywać się nie tylko w egzystencjalnym uwarunkowaniu (uzdolnieniu), ale też w bardzo elementarnej tradycji naszej kultury jaką jest tzw. dekalog - Przykazania Boskie. Jedno z przykazań (uproszczone współcześnie do pamiętania, aby dzień święty święcić) odnosi się do udzielania przez możnowładcę żydowskiego (mężczyznę) odpocznienia w sabat dla wszystkich pracujących na jego bogactwo, a więc żony sług, parobków i zwierząt. I chociaż wprost nie zawiera uczenia mężczyzny szacunku do pracy, bo w ogóle nie wymaga od niego pracowania, to bez wątpienia wpłynęło na stopniowe uzmysławianie różnicy między pracowaniem, a niepracowaniem w odniesieniu do tego samego podmiotu (człowieka). Przy hermetycznym podziale ról społecznych, gdy jednych dotyczyłoby wyłącznie niepracowanie, a drugich wyłącznie pracowanie, nie postępowałaby sprawiedliwość, tylko podział ten wykorzystywano by do rozróżnień między ludźmi na podobieństwo gatunkowe, że Bóg jednych przeznaczył do tego (słuchania), a drugich do śmego (rozkazywania).
Wydobywanie się ludzkiej kultury z głębokiego szowinizmu musiało się odbywać stopniowo, bo mężczyźni odrzuciliby wszelkie prawa, mówiące o tym, że mają porównywać dolę kobiety do własnej, albo nie zajmować się rządzeniem.

WYCHOWYWANIE PRACĄ
W każdym razie zmarły papież o tworzenie etosu dla pracy zabiegał.
Traktowanie pracy jako środka resocjalizacji, to bezpośredni efekt etosu pracy. Efekt odkrycia właściwości pracy polegającej na uzdatnianiu człowieka do życia społecznego. Ale jak mówi praktyka - wiedza pociągająca instrumentalizacje wychwyconych wartości jest gorsza w skutkach od niewiedzy i intuicyjnego podejścia do danych przejawów ludzkiej działalności. Zupełnie jak spożywanie sztucznych witamin, z których siłą rzeczy wybiera się tylko te i w takich proporcjach, jakie człowiek zdążył odkryć, w miejsce konsumpcji według apetytu, ale zapewniającej podaż tego, do rozumienia czego nauka, której przewodzi ludzka zapobiegliwość, nie dojrzała.
W Polsce terapię pracą oraz kampanie na rzecz pracy stosuje się wobec różnych środowisk uważanych za upośledzone społecznie. Ostatnio najintensywniej wobec matek zajmujących się dziećmi i domem. Ale także wobec osób zarejestrowanych jako bezrobotni, którym można wydawać skierowania do prac celowych na rzecz miasta. Wobec dłużników np. nie spłacone pobyty w Izbie Wytrzeźwień, pożyczki, alimenty, mandaty, kary w ramach tzw. kolegiów. Wobec tzw. drobnych przestępców, głównie młodocianych, którzy na procesach mogą swoją deklaracją ochotniczej pracy w specjalnych hufcach uzyskiwać łagodzenie wyroków pobytu w Zakładzie Poprawczym na pobyt w Ochotniczym Hufcu Pracy, kształcącym stricte zawodowo i udzielającym przydatnych świadectw do podjęcia pracy. Terapia pracą uważana jest za skuteczną także wobec osób kwalifikowanych do leczenia odwykowego z nałogów na różnym tle. Podobnie wobec osób z opóźnieniami umysłowymi; wówczas nazywa się ją terapia zajęciową - nie ma wynagrodzeń, bo nie ma sprzedaży efektów pracy.
Praca w tym wymiarze (jako środka resocjalizacji) jest silnie identyfikowana z presja społeczną, a nawet kara i jednostki jej doświadczające dążą 9na miarę swoich możliwości intelektualnych) do kompensowania jej sobie zdobywaniem pieniędzy kosztem społeczeństwa t.j. niezależnie od wkładu własnej pracy.

LICHWA
Wytworzona tak potrzeba jest genezą rywalizacji tzw. kapitałowej i inwestycyjnej między ludźmi. I może powstawać z dużo błahszych powodów, niż instrumentalizowanie pracy do działań politycznych na ludziach przez duże instytucje (głównie państwa). Zadawanie powszechnych "prac domowych" przez nauczycieli, do czego jesteśmy przyzwyczajeni jak do oczywistości, także grozi powstawaniem tego urazu. Najczęstszą jednak przyczyną wytworzenia w człowieku motywacji do życia z różnych odmian lichwy jest najmniejsza instytucja (najmniejsza z punku widzenia państwa, a nie globalnego) - rodzina, o ile praktykowała tzw. wychowywanie dziecka pracą. To nie jest to samo, co udział dziecka w pracach domowych w ramach pomocy domownikom, o którą jest proszony, bądź która jest równo dzielona tzw. dyżurami. To są tzw. obowiązki prac pod rygorem kar (np. masz bałagan, to nie wolno cię nikomu odwiedzać; nie wyniosłeś z kosza, to nie wyjdziesz przez tydzień z domu itd) lub nagród (np. jak umyjesz samochód, okna, albo skosisz trawnik, to odpalę ci 20 zł. ponad kieszonkowe). Dziecko rozliczane z pracy (w tym z odrabiania "prac domowych") jak ze sprawności do bycia człowiekiem, samo też rozlicza, nawet kiedy się na ten temat nie odzywa (nie miałem gorącego obiadu, upranego na czas ubrania, nikt ze mną nie rozmawiał przez cały dzień, nie obejrzał wspólnie filmu, nie czytał książki itp.), a nie ma jak ukarać.

UTRZYMANIE Z RĄK SWOICH
Błogosławione utrzymywanie się z pracy własnych rąk dotyczy malejącej populacji, bo wymaga zdrowia psychicznego, braku żądzy zemsty po doświadczaniu przymusu pracy (szczególnie w szkołach), czego w społeczeństwie coraz mniej.
Inwestowanie pieniędzy tak, by móc osiągać efekt niepracowania, jest działaniem które znormalizowało się społecznie już dawno i rzadko budzi zahamowania moralne, że może to mieć coś wspólnego ze szkodliwością społeczną, z zanikiem rozumienia sensu pracy. A na pewno nie dowiemy się o tym z kampanii reklamowych banków, bo te nam wmówią przeciwnie, że powinniśmy się wstydzić braku lokat, a nawet pożyczek, które jakoby "biorą wszyscy". Paradoksalnie rzadko które banki godzą się na uruchamianie klientom zwykłych kont do dokonywania przelewów, jeżeli ten nie wskaże swojego zatrudnienia i wysokości swoich stałych dochodów. Chciałyby czerpać korzyści z dwóch wykluczających się norm społecznych. Podczas gdy nie mają moralnego prawa pytać o dochody, jako instytucje działające przeciwko pracy.
Tworzenie tożsamości pracy jako zdobycia pieniądza daje taki efekt, że złodziej zamierzający kogoś okraść komunikuje "Idę na robotę", a klient w supermarkecie stara wziąć coś dla siebie bez płacenia, bo ma poczucie znajdowania w mackach potentatów bogacących na lichwie, którzy na jego pieniądze nie zasługują.
System w którym pracuje się na próżniaków (nierobów), albo wcale, jest coraz większy i zdąża do tego, żeby być jedynym do wyboru. Ale jest zarazem autodestrukcyjny, ponieważ eliminuje wiele sensów, nie tylko sens pracy. Także sens podtrzymywania więzi między ludźmi, współpracy, pokoju...
W nim o etosie pracy nie może być mowy, choćby była ona stosowana do karania ludzi nawet na skalę masową. Etos pracy nie może się brać z pracy niewolniczej. A może zupełnie nie mam racji...

PRACA NIEWOLNICZA
Praca dla Faraona była pracą za darmo, z tytułu przynależności do tego człowieka. Przez wielu jej wykonawców (a cóż dopiero biorców) traktowana była jako dobro dające stabilne wyżywienie i jej brak wypominano Mojżeszowi wiodącemu ludzi do nowych realiów społecznych. Jeszcze przez tysiąclecia posiadanie niewolników i wzajemne podboje, raczej mało identyfikowano z gniewem Boga, pomimo utrwalonych opowieści o plagach i nieszczęściach jakich można doświadczać odmawiając ludziom wolności. Na przestrzeni dziejów posiadanie niewolników traktowano jako znamię prestiżu, a nie jakąkolwiek naganność, bezprawie, czy zwyrodnialstwo. Imperia kolonialne, a potem Ameryka do czasów wojny domowej, której skutki zniosły niewolnictwo jako prawo legalne, nie odznaczały się etosem pracy, jeśli za taki uznać brak wyzysku pracy jednych ludzi przez drugich.
Niewolnictwo nie znikło z tego świata. Nie jest legalne (ale i za to nie dam sobie ręki uciąć, że nigdzie na świecie, bądź że nie istnieje w formach zakamuflowanych), tym niemniej występuje. Najczęściej wobec ludności napływowej, z której tworzy się mini obozy pracy, wobec kobiet więzionych dla korzyści ze stręczycielstwa, a nawet w obrębie grup początkowo koleżeńskich, które po przekształceniu w gangi, wybierają spośród siebie jednostki do pracy niewolniczej - na rozkaz i w celu przynoszenia korzyści (bogacenia bosów takich grup zbieraniem tzw. haraczy od podmiotów gospodarczych na danym terytorium wpływu -"posiadania"). W okresie wojny wykorzystywanie jeńców do pracy przybiera niemal legalny charakter.
Budzenie szacunku za fakt pracowania nierozłącznie związane zdaje się być z płacą. Praca niewolnicza szacunku nie budzi, w tym życie pod kredyt, a więc w niewoli nabytego przedmiotu, mienia. Nie ma płacy za pracę - nie ma etosu pracy.
Nie trzeba czasów niewolnictwa (legalnego), aby najcięższa nawet praca kobiet przy dzieciach, związana z niewyspaniem, utratą zdrowia, obciążeniem psychicznym - stresem o życie dziecka itd. nie była traktowana z etosem, tylko politowaniem, a nawet pogardą z braku wyliczalnego kapitału - braku charakterystycznego dla tzw. pasożytnictwa społecznego.

PRACA HARYTATYWNA
Naukę służenia ludziom w miejsce wymagania od nich posłuszeństwa i podporządkowania pokazał dopiero Jezus Chrystus, choć można dyskutować, czy skutecznie. Skutecznie wobec tych, którzy na służenie byli skazani i mogli się poczuć ludźmi, którzy rozumieją więcej (są pojętniejsi) od mężów, możnych i rządców tego świata. I skutecznie dla tych, którzy mieli odwagę zacząć ją powielać (nie koniecznie zajmując się dowodzeniem swojej przynależności wyznaniowej). Czy to dużo?
Chociaż istnieją prace darmowe otaczane podziwem, które rozwijają się na bazie wskazywania zamienników walorów finansowych (ogłaszanie świętych, bicie rekordów różnych kwest, pokojowa Nagroda Nobla, plebiscyty) np. prace wolontariuszy, misjonarzy, to wskaźnik wynagradzania finansowego jako doceniania danego zajęcia przez społeczeństwo jest uniwersalny i priorytetowy (pomijam, czy słuszny). Rozżalona nauczycielka zadaje pytanie swoim studentkom: "Co było warte, to moje uczenie się na doktora?", kiedy się dowiaduje z ich dyskusji o pensjach, że jej wynagrodzenie przerasta je "zaledwie" trzykrotnie.
Ktoś może się oddawać heroicznej pracy dla innych bez oglądania na płace, ale skala podziwu zawierająca się w chęci naśladowania takiej osoby dotyczy niewielkiej populacji. O dziwo niemal wcale nie dotyczy tzw. intelektualistów, naukowców. Już w ich motywacje do nauki wpisane jest oczekiwanie grantów finansowych, po których społeczeństwo ma rozpoznawać ich niekwestionowaną wyższość.

WYNAGRODZENIE JAKO ŹRÓDŁO GODNOŚCI
Co innego z bogactwem za pracę (rolę, zespół czynności) ew. sławą. Tu populacja ochotników jest ogromna. Marzenia o zostaniu sławnym muzykiem, jeżeli nawet już nie dotyczą więcej jak połowy ludzi na świecie (nie koniecznie przez całe życie jednostki), to w każdym razie upowszechniają się w każdym pokoleniu coraz bardziej. Czy tak działa zmienialność życia społecznego muzyką, jej nowymi trendami (czego się obawiał Platon), że fascynuje na masową skalę i napotyka równie masowe wynagradzanie tego stanu rzeczy? Tak działa pragnienie doznawania uwielbienia i tworzenie podaży na coś czego dotąd nie było. Produkcja rolna jako przedmiot ludzkich aspiracji wypada przy takim kryterium blado. Czym odróżnić jednego handlarza jabłek od drugiego, jak tyle samo jest o nich do napisania? Już lepiej wstąpić o zakonu, gdzie braciszkowie napiszą - ten umarł z przegłodzenia, ten przemodlenia, a ten myślał że ma łaskę odporności na mróz po zbyt dużym kubku wina. Od razu ciekawiej.
Rzeczywistość jest w każdym czasie nie lubiana, więc oczekiwanie na nową, generuje najwyższe ceny ze strony społeczeństwa.

PRACA ZADANA
Z tematem pracy związanych jest tak wiele zawiłości i po wielokroć przez wielu podejmowanych, że trudno do niego podchodzić z przyjemnością. Robię go tylko na zasadzie wykonywania pracy zadanej. Fajniej byłoby rozmyślać jaki jest etos miłości w Polsce (duży, czy mały) i czy funkcjonuje, bo wedle definicji pracy jako utrzymywania z rąk własnych, nie robię niczego zupełnie... Może ktoś powinien mi dać za to wynagrodzenie?

STRAJKI JAKO PRETENSJA DO SPOŁECZEŃSTWA O BRAK ETOSU DLA DANEJ PRACY
Łatwo się domyślić, że etos czynności uważanych za typowo ludzkie powinien być wielki, żeby społeczeństwu żyło się dobrze i na tzw. wysokim poziomie. A gdzie się nie da odkryć Ameryki pozostaje dokonanie sądu nad społeczeństwem - przejawia ów wieli etos, czy nie.
Ale według jakich kryteriów? Czy społeczeństwo kultywuje pracę, gdy gotowe jest wykonywać ją za darmo, czy - przeciwnie? Kiedy domaga się płacy za wykonywaną pracę? Na dodatek płacy tzw. godziwej...

JAŁOWA PRACA
Jałowa praca, to ta, która nie osiąga celu.
Jeżeli za cel pracy przyjąć uzyskanie płacy, to każda praca niewynagradzana jest jałowa. Ale w takim razie, czy pożyteczna praca, to każda czynność sprowadzająca się do uzyskania pieniędzy? Oczywiście, że nie. Wygrana z loterii nie wzięła się z pracy. Pieniądze uzyskane z datków, czy grabieży, to także nie praca. Zyski z wynajmu mieszkań, czy procenty z lokat, to też nie są wyniki pracy. Jakim właściwie celem charakteryzuje się praca, że potrafimy ją wyodrębniać od pasożytnictwa, stręczycielstwa, lichwy, żebractwa, hazardu, spadkobrania itd.? Czy praca, to tylko kontrakt z tytułem o tym, ze jest umową o pracę na czas taki, a taki. Teoretyczna abstrakcja pozwalająca określać tzw. stosunki pracy pracowników z pracodawcami, jako usprawiedliwione i dobrowolne?

ZNOJNA PRACA
Znojna praca, to ta, której wyniki są odwracalne i co zmusza do jej powtarzania. Znojną pracą jest pielęgnacja ciała, pranie ubrań, prasowanie, zamiatanie podłogi, mycie naczyń, sporządzanie posiłków, pielenie grządek itp. Nie można jej uznać za jałową, ani z powodu nieprzynoszenia pieniędzy, braku popularyzacji nazwiska, czy niezdolności do wywoływania zmiany społecznej, zmiany jakiejkolwiek. Jej zaniechanie to tyle co modlitwa o śmierć, przejaw zmęczenia życiem, którego się już nie chce. Zdolność wykonywania tej pracy dotyczy siłaczy psychicznych.

CEL PRACY
Celem pracy jest podtrzymywanie życia. Ale nie podtrzymywanie życia swojego przeciwko życiu innych, gdyż taki cel pracy przystawałby tylko do reguł obowiązujących w piekle. Praca służy warunkowaniu życia wszystkich. Czynności nie spełniające takiej zasady pracą nie są.

CZY NAUCZYCIEL PRACUJE?
Rzadko mu się to zdarza, co pociąga za sobą skutek społeczny jaki zaobserwowali dyskutanci internetowi z socjologii.pl, których przytoczę.

Witek:
Randall Collins sformułował teorię mającą wyjaśniać przyczyny upowszechniania się kształcenia we współczesnym społeczeństwie. Wyszedł on z założenia, że we współczesnych procesach stratyfikacyjnych cechy pochodzenia społecznego nie są już tak ważne jak dawniej. Przechodzenie młodych ludzi do wyższych warstw w strukturze społecznej odbywa się obecnie nie na zasadzie dziedziczenia pozycji rodowej, lecz poprzez "okazanie" dyplomu potwierdzającego odpowiedni poziom wykształcenia.
Edukacja stała się ważnym czynnikiem mobilności społecznej, stąd też pojawił się mechanizm konkurencji dyplomów. Ważne stało się nie tyle rzeczywiste wykształcenie, lecz samo posiadanie dyplomu ukończenia określonego szczebla edukacji. Coraz więcej młodych ludzi uczy się nie po to, aby realizować własne zainteresowania, lecz w celu zdobycia dyplomu. Zjawisko to nieuchronnie prowadzi do inflacji dyplomów.
Zjawisko inflacji dyplomów dodatkowo wzmacniane jest przez występujące w wielu krajach bezrobocie. Najczęściej dotyka ono młodzieży szukającej po raz pierwszy pracy. Młodzi ludzie, nie mogąc znaleźć pracy po ukończeniu szkoły średniej, decydują się kontynuować edukację w szkolnictwie wyższym, z nadzieją, że kolejny dyplom zwiększy ich szansę na uzyskanie pracy. Tym samym zjawisko inflacji dyplomów przenosi się na coraz wyższe szczeble kształcenia.

Czy zgodzicie się z teorią Collinsa? Czy jest ona adekwatna w wyjaśnianiu przyczyn wzrostu odsetka osób studiujacych również w naszym kraju?

Xylomena:
Trudno się z tym nie zgodzić, że motywacją ludzi do zdobywania wykształcenia (udokumentowanego) jest zabieganie o pozycję społeczną. Myślisz, że ktoś czyta moje wypracowanka dlatego że są mądre i odkrywcze? Czyta w ogóle? Dopóki nie dorobię do nich tytułu naukowego dla siebie, ani nikt ich nie uzna za zmieniające naukę, ani nimi nie zaciekawi. Jako obiekt zainteresowania społecznego będą miały szanse zaistnieć dopiero wówczas, gdy zaczną stanowić wzór na zostanie profesorem, ministrem, a najlepiej nagrodzonym noblistą . Dziwię się, że ktoś takie przemyślenia opublikował jako naukowe, bo zawsze uważałam je za oczywistość, poza którą nic innego na ten temat myśleć się nie da.
I co poznać po obfitym odzewie na zainicjowany temat.
A może spróbujemy coś na wspak ? Polecam moją teorię o migracji intelektu między płciami, bo tam w istocie jest orginalnie o motywacjach ludzi do nauki (choć tylko mimochodem). Powinna się niedługo pojawić w naszych newsach pt "Jestem kobietą".

Ritter:
Drogi Witku, oczywiście, że się zgadzamy (zabrzmiało jak: "my towarzysze, zgadzamy się z takim tokiem rozumowania"). Jest to "oczywista oczywistość". Sporo osób (głównie mających ukończone jakieś LO) udaje się na dalsze studia nie zważając ani jaki kierunek wybrali, ani jaką uczelnię.
Historyk - ochroniarz
Historyk - analityk w firmie badawczej
Psycholog - konsultant ds. analiz w firmie badawczej
Anglista - sekretarka
i tak dalej bez końca, ale skoro teraz nawet na sprzątaczkę, wróć- konserwatora powierzchni płaskich, trzeba mieć maturę to o czym my w ogóle mówimy?

Xylomena:
Ale to akurat nie jest o konkurencyjności dyplomów, a o fiksowaniu ich przeznaczenia. Może to być samoobrona społeczna przed systematyką i rosnącą robotyką ról społecznych? Ludzie jednak lubieją wyróżniać się od maszyn i zażywać cyborgi i różne takie imitacje, które w życiu za nimi nie nadążą z powodu ludzkiej zdolności do tworzenia chaosu.
Natomiast o inflacji, tylko w jakimś sensie. Na przytoczone przez Ciebie zjawisko można patrzeć jako inflację świadectw tylko wówczas, jeżeli wskazane prace traktować jako mniej wartościowe społecznie od uzyskanych dyplomów. Na Twoim miejscu nie robiłabym tego. To jest żadna nowość, że ludzie nie nadążają w kształceniu adekwatnym do potrzeb rynku (tzw. ekonomii. i ogólnie do potrzeb społecznych. Człowiek opuszcza szkoły z umiejętnością matematyki i fizyki adekwatną do rowiązywania problemów budowy maszyn kosmicznych, którą jest katowany przez lata, by po miesiącu ona zanikła, z powodu kompletnej nieprzydatności społecznej, nie trenowania tej umiejętności na gruncie stosowanym. Za to ten sam absolwent nie umie założyć firmy, skorzystać z sądu, urzędu, a do napisania najprostszego wniosku, CV do pracy, życiorysu, szuka specjalistów.
Ten rozdźwięk i mniemanie, iż nauka i praktyka są nie do pogodzenia pogłębia się! Coraz więcej ludzi nawet nie stara się myśleć o sobie jako sprawnych w praktyce do samego odrabiania lekcji i nauki. Czują się sierotkami niewydolnymi do nauki (korepetycje, kupowanie wypracowań). I może mają rację, ponieważ rozum człowieka ma pamięć wybiórczą i nie ma właściwości pamiętania tego dla czego nie znajduje zastosowań praktycznych. Trzeba bardzo wysublimowanych motywacji (małpich), żeby wrzucać do niego wszystko, co tylko chcieliby "nauczyciele" - traktowania świadect jako nagród.
Przykład (przykłady), które podałeś, równie dobrze można położyć na karb rosnącego etosu pracy w społeczeństwie lub tworzenia się systemu oceniania przydatności społecznej ludzi (do ról) niezależnie od tego jakie etykiety sprawności nadają im nauczyciele, bądź oni sami sięgając po takie czy inne sprawności szkolne.
Kiedyś (dawno, dawno temu to nie były dwa niezależne systemy z prostej przyczyny - naukę pobierało się u tego, który pracował, czyli od wykonawcy tej roli, którą zamierzało się pełnić. Odkąd jednak nauczanie stało się pracą samą w sobie, to społeczeństwo zaczęło pełnić dla nauczycieli rolę uczniów w każdej dziedzinie, tyle że w strefie wirtualnej - nie odnoszacej się do sprawnosci nauczyciela, jako praktyka.
Od kiedy nauczyciel nie musi wykazywać się sprawnością społeczną - umiejętnością pobierania korzyści i uczenia o tym jak to robić, to mnoży nauczycieli, a nie pracowników. Mnoży ludzi, którzy zmuszeni są dowodzić, że mają czego uczyć i że ta ich nauka jest coś warta w oderwaniu od praktycznego jej sprawdzania się.

Jemioła na drzewie nie może stworzyć zgodnego rozwoju z podkładką na której wyrasta. Jedno zniszczy drugie.

CZY W POLSCE ISTNIEJE ETOS PRACY?
Etos pracy poznać po tym, że są chętni do jej wykonywania, a posiadanie pracy stanowi przedmiot chluby, nie jest ukrywane.
Zupełny brak etosu pracy skutkowałby wykonywaniem prac wyłącznie nielegitymizowanych, ukrywanych. Tak nie jest, więc nie można mówić o braku etosu dla pracy.
Czy jest wysoki, czy niski?
W życiu społecznym można zaobserwować zjawisko chluby z umiejętności niepracowania, przy jednoczesnym posiadaniu pieniędzy, jako czegoś przewyższającego pracę, będącego sposobem na wyższą jakość życia, niż za pomocą pracy, czy wręcz dowodzącego umiejętności dostosowania społecznego w odróżnieniu od osób podejmujących pracę (jakoby mniej dostosowanych, niższych intelektualnie). Sama doświadczyłam odparcia merytorycznych uwag na temat braków przeszkadzających w sprawnym funkcjonowaniu firmy pytaniem pracodawcy: "Jakie masz doświadczenie biznesowe?" Gdy z umiejętności niepracowania zrobić sztukę mającą dowodzić mądrości, a z takim właśnie trendem mamy do czynienia w Polsce (i nie tylko, no ale miało być o Polsce), to niewątpliwie etos pracy jest na najlepszej drodze do zaginięcia.
Z drugiej jednak strony świat nie składa się z wartości względnych, żeby można było nimi dowolnie żonglować, wymieniać je. Składa się z wartości prawdziwych oraz substytutów tych wartości, charakteryzujących się skończona (wyczerpywalną) zdolnością mamienia, podszywania pod wartość.
Praca jest jedną z wartości prawdziwych, tak jak miłość. Jest związana z miłością. Podobnie jak poświęcenie troska, nauka.
Społeczeństwo, któremu grozi utrata jakiejś wartości prawdziwej, wcześniej czy później reaguje wytworzeniem mechanizmu obronnego. Tak jak organizm w obliczu choroby, którą identyfikuje jako zagrożenie dopiero na pewnym etapie jej rozwinięcia. Czasem wcale nie rozpoznaje (AIDS), ale wówczas ginie.
Także społeczeństwo ginie bez utrzymania wartości, czyli wówczas, gdy daje się z nich opustoszyć niewspółpracującym pożeraczom, gdy się tych wartości wyzbywa nabierając mniemania o wyższości substytutów.
Plugawienie pracy, plugawienie wartości pracy i obracanie jej przeciwko ludziom, a to do karania ich, a to do dowodzenia nią rzekomej głupoty, czy niższości, jest warte gwałtownych sprzeciwów zupełnie jak w sytuacjach zagrożenia życia. I jak znam historię (może nie najlepiej, ale jednak), to zawsze takie sprzeciwy budziło.

PODSUMOWUJĄC
Etos pracy w Polsce istnieje.
Ma tendencję spadkową, ale nie ma powodu spadać bez końca, czy zaginąć, chyba że razem ze społeczeństwem tego kraju.


Wyszukiwarka