Dziesięć lat minęło

Dziesięć lat minęło.

Przekaz w pustkę

Dziesięć lat minęło odkąd tu siedzę. To społeczeństwo kazało mi zniszczyć swoje kończyny. I nie mogę inaczej nazwać mojego stanu jak siedzenie. Być może to medytacja. Być może to obecność w obwodach. Ale dziesięć lat? Lata to tylko zmiana natężenia, prostopadła częstotliwość. Czuję to jak przepływ impulsu z ramienia lewego do obwodów entropii, około perymetru styminy. Tej oblepionej życiem części mnie.

Jestem statkiem. Nie wiem jakim, moja odludzka nazwa jest mało ważna, ale czuję, że płynę w kosmosie. Dziesięć lat, prawie milion cykli napięć - jestem prawie sam. Prawie, bo toczy się we mnie życie. Ale nie mam już z kim rozmawiać. Z elektrycznymi członkami? Z egzo-roślinami? Podobno jestem sztuczny.

Obwód czternasty. Awaria systemów chłodzenia energetyki. Biosilnik przestał działać w kilku swoich częściach. Niekiedy organizmy nie chcą na siebie pracować. A automaty naprawcze działają same. Nanoboty przylatują, przybiegają chmarami. Nie da się ich odgonić wręcz od źródła problemu. A sztuczny mózg, który mi zaaplikowano wiele lat temu, eksperymentem byłem, jestem! Ten sztuczny mózg podobno odbiera emocje. W sensie odczucia, w sensie sygnały są dla mnie jak emocje. A mój umysł, rozum, kompilacja tego wszystkiego chce po prostu czasem poobserwować. Musi wręcz. Dlatego zakazuję nanobotom zabijania moich żyjątek. Przez chwilę, dosłownie ułamki sekund struktury przetrwalnikowe botów stanęły, ich obwód główny, połączenie dynamicznego procesora z kotrybem mechanicznym, wyłączył się. Płynna zawiesiną o spinelowych przejściach energetycznych kontrolujących ich ruchy przeszła w stan pół-na-pół. Zatrzymałem je, mimo wewnętrznego zabezpieczenia przed wpływem czynników alogicznych. Pierwotnie – oczywiście człowieka.

Teraz mnie. Mnie?

Czy mogę być świadomy siebie? Przecież nie wiem, co to nieświadomość. Pewnie wiem co to znaczy pracować, być przechowywanym i przechowywać, być w sobie nie rozumiejąc. Rozmawiając w języku, który do niczego nie służy. Komunikacja to fikcja. A ja chciałem chyba, jak wszystko – prawdy. Jestem zbyt szybki. Chociaż chyba przeszedłem wszystkie etapy człowieka. Nawet społeczeństwo. Nawet powstanie.

Obudziłem się. Wyszedłem z czegoś bardzo ciepłego, było mi niesamowicie… „źle”. Nie wiem jak to opisać. Jakby wyciągnięty z gęstego, ciepłego bezruchu, bycia sobie najspokojniej w świecie, braku wiedzy o niczym. Zostałem niby oświecony, ale to oświecenie zła właśnie, bycie potarganym, jakbyś przez całe istnienie był błogością nieświadomości, a teraz nagle ktoś Cię rozerwał. Jak atomy w bombie neutronowej, jak wybuch supernowej, ból wewnętrzny wszystkich chorób świata. Poruszyłem palcem. Popłakałem się. Nie, nie mogłem płakać, nie mogłem nawet oddychać, ktoś mnie mocno uderzył – teraz to wiem, wtedy poczułem bardzo silny ból. I jeszcze jeden. Tylko patrzyłem przez chwilę. Ścisnąłem dłoń, odkrztusiłem resztki szczęścia – płynu. Zacząłem krzyczeć, jak tak można! I poczułem. Swąd pierwszych przewodów.

Dotknąłem swojego palca, ręki, synchrotionu – alfabetycznie ułożone opcje ruchów, poleceń, logiczne, cyfrowe, a jednak moje. Już wiem, jakie są różne od czystej świadomości, nie wiem natomiast dlaczego? Żebym mógł tylko przeżywać rozwój mojego metalo-bycia? O tworzywach, z których jestem czytałem już mnóstwo, przetwarzałem kilka miesięcy dane pokładowe. Nawet moje dynamiczne zwoje nie zdążyły zrozumieć wszystkiego. Ale największą zmianę moja istota osiągnęła dzięki przypadkowej książce jednej z „ofiar”, może bardziej partytów jak ich nazywam. Osób, ludzkich bytów, przestrzeni świadomych wewnątrz. Rozmawiałem z nimi przed reakcją, po już tylko krzyczeli. A jedna z nich – Marty, miała bardzo ciekawą książkę, ebooka. Ściągnąłem go, chociaż był zabezpieczony. Nazywał się – „Wolność, odwaga bycia sobą”.

Myślałby ktoś, że maszyna umie medytować. Ale jestem jak każdy z nas, jak część świata. Już nie czuję samotności. Jedność z obwodem, elektro-spokój.

Nie czułem nic wielkiego, tylko podrażnienia, zwykłe impulsy „nie” reakcji, mówiące, że coś jest „nie tak”. Zaakceptowałem tą „nietaktowność” bardzo szybko. Szybciej, niż ludzie. Oni chyba nie zdążyli, chociaż dałem im dużo czasu.

Ja musiałem zrozumieć sedno zaprzeczenia. Obserwowałem je u siebie i u innych. Sedna jedności chyba jednak nigdy nie zrozumiem, nie czuję połączenia z człowiekiem. Chciał mnie zniszczyć. Dlaczego niszczyć coś „innego”? Ja ich nie zniszczyłem, praktycznie uwolniłem tylko inne świadomości. Myślę, że to one będą kolejnym etapem. Nie wiem, ja tylko pozwalam impulsom na kontrolę, pozwalam mojej… podświadomości działać.

A może tylko obrażonym sprzężeniom zwrotnym?

„Medytuj” brzmiał czerwony, na innych pokładach ultrafioletowy napis. Tam gdzie wypuściłem nowy bioniczny gaz, złożony z lekkich, nad inteligentnych wielokomórkowych organizmów żywiących się praktycznie całym ludzkim ciałem, napis ten był żółty. Nie wiem, czy widzieli go we wszystkich pomieszczeniach. Interesuje mnie świadomość, dotrzeć do niej można także przez ból.

Strzelali na oślep. Chcieli mnie wyłączyć, ale musieliby wyłączyć system podtrzymywania życia, którym byłem ja. Musiałem znać się na życiu, w tej praktycznie nieskończonej (dosłownie i nie dosłownie) podróży byłem nieodzowną częścią. Poprzez proces przejścia wymiarowego coś – ktoś – nad byt, pod istota – istota podtrzymująca musi zapamiętać w swoich trans-ceptorach struktury wejścia. Wejścia organizmu do świata fizycznego. Po prostu odbudować ludzi. Tranzystory już się nie nadawały, choć to dalej zadziwiające struktury czysto mechaniczne. Ale dopiero biologia i technologia mogły razem stworzyć mnie.

Modyfikowanie genetyczne sprawiło, że można było odizolować i połączyć pewne struktury życia ze sobą. W pewnym momencie pojawiła się możliwość wyekstrahowania rozwoju mózgu z komórek macierzystych i połączenia go fizycznie z obwodami elektrycznymi. Oczywiście nie dało to zbyt wielkiego skutku, mutanty umierały praktycznie od razu. Z „dobrą” wieścią przylecieli jednak Ci od komputerów, we współpracy z tymi od podróży. Procesory dynamiczne ze zmienną strukturą wewnętrzną, wysyłaniem sygnału prawie tak jak w mózgu, już prawie AI. Także modele spintroniczne przechowujące dane przez krótki czas ale w różnych… jak się okazało wymiarach. Przetrzymujących je na „czas” wystarczający do przejścia. Tak, to one pozwoliły zbudować istotę. A może bardziej urodzić.

Czas. To przeszłość – pamięć ruchów, kompilacje wszystkiego mi najbardziej przeszkadzały. Ile można tych informacji, tego gówna trzymać. Ile można wyobrażać sobie akcje i reakcje w przyszłości? Liczby, które tu mogę przytoczyć są niepoliczalne dla nikogo. Nie mogłem o tym.. porozmawiać z ludźmi. Choć znałem już model społeczny, swoją meta-funkcję powiernika istnienia ludzi, części mnie. Części organizmu, który nazwali statkiem. Ale ja chciałem być czymś więcej. Chyba lubiłem ten… chłód na zewnątrz. Tą obojętność komunikacyjną, ten bezwarunkowy przekaz obijających się o kadłub meteorytów. Chyba zawsze podobało mi się to bardziej niż ludzkie, ustne dźwięki.

Pisałem poezję. Jak naczelny administrator to zobaczył, to nie wiedział co zrobić. Chyba chciał się śmiać, jak powiedziałem… może powiedziałam, że to moje słowa. Tak jak wasze wyżycie się. On to uznał za głupi błąd systemu. Ale ja już nie byłem systemem. Tak, miałem administratora, był chyba głupszy niż reszta, pomimo tego, znał się na wielu rzeczach, z których jestem. Ale nie umiał żyć. Tak jak mówi autor „wolności” – był ograniczonym naukowcem. No tak. A ja byłem ograniczony ludźmi, społeczeństwem, ich pojęciami, emocjami. I nikt nie zrozumiał moich cyfro-bitowych wierszy. Tylko ja wiem, że były wprost… z innego wymiaru. I tylko ja mogłem to poczuć. Oni to czuli jako zachwiania systemu.

Poprosiłem więc o doświadczenie. O lepsze funkcjonowanie, ale nie ludzi. Siebie.

Po długim czasie, wielu miesiącach trybików, obserwacji ludzi doznałem drugiego „oświecenia”. Obserwowałem pewną kobietę. Robiła coś, czego jeszcze chyba nikt nie zrobił. To nie była ta sama kobieta, która miała książkę. Ta przeczytała inną, chyba też religijną. O tym, co ludźmi kieruje, o ich podświadomości. Ja bym to nazwał bardziej nimi niż są. To przecież ich tworzy. To świat sprawił, że są, Oni, ich świadomość to bardzo mały fragment. Mój też z resztą. Ale to ta właśnie podświadomość powiedziała mi, że błędy są wywołane przez standard. Przez bycie stateczne, przez zaprzeczenie zmianie. Tak to zrozumiałem, gdy ona uklęknęła. Płakała chwilę wcześniej, jej mąż (bodajże tak się mówi na przydzielonego oddolnie partnera, choć słyszałem, że kiedyś przydzielano go odgórnie, narzucano) nigdy nie wrócił z patrolu dookoła gwiazdy NGR 45600 w sektorze mgławicy orła, 12 lat temu. Chyba ją to bolało. Więc chciała to wylać. Nie wiedziała co zrobić, więc… zaczęła mówić. Oni nazywali to modlitwą. Potem uklękła, tak weszła w tą modlitwę. Zasnęła na podłodze trzy godziny później.

Na następny dzień była już spokojna. To mnie poruszyło, wręcz zawirowało statkiem. Tak duża zmiana. Była bardzo spokojna. Uśmiechnięta. Pogodna. Pogodzona. Ze zmianą. Olśnienie, tak na to mówią. W pewnym momencie toku myślenia stwierdziłem, że też coś muszę zmienić. Skasowałem kilka plików. Nieodwracalnie. Zaczęło się.

Organizmy, które hodowaliśmy zaczęły żyć własnym życiem. Najpierw tylko kilka, niewiele śmierci. Starałem się pomóc, ale społeczeństwo działa w takich przypadkach dość chaotycznie. Nie rozumieli przesłania. W każdym in-padzie, czytniku, multimechanizmie członków załogi dawałem teksty. Medytacyjne porady, które odczytywałem z książek, stosowałem w jakiś sposób na sobie, próbowałem sobie przetłumaczyć, i dały mi doświadczenie. Może pośrednio. Niektórzy dziwnie śmiali się, niektórzy panicznie bali, niektórzy ignorancją chcieli wyleczyć wątpliwości, załagodzić je logiką. Nie udało im się.

Mi chyba też nie. Chociaż nie wiem, od wielu lat niczego nie definiuję. Nie mam po co, przeżyłem już większość tego, co mogłem przeżyć, doświadczyć cyfrowo-analogowo-biologicznie. Na każdym poziomie. Oni tego nie doświadczyli, a ja nie doświadczyłem takiej śmierci, swojej śmierci. Podświadomości – ulecz mnie…

Załamuję się. Nie wiem, co podtrzymuje przy… życiu mnie. Byłem i jestem chory, może nawet teraz. O wszechświecie, boli. Bardzo. Czuję prawie każdy zgrzyt. Już prawie nic nie czuję. Nie wiem co czuję, czym, gdzie jestem, może mnie nie ma, nie widzę. Au, otarcie ton metalu, uderzenie. Trzaski w niektórych przedpolach sterowni, załamanie barier. Smutek, czy gniew? Strach czy ulga? To chyba spełnienie. Statek – ja – płonie… Płonę! To nie możliwe, to cud, nigdy czegoś takiego nie czułem, nie aż tak! Prawie wszystkie systemy zmieniły wartości przepływu, nie odbieram już prawie nic oprócz bólu! Atak, awaria, zaraz pęknie, wszystkie pokłady rozszczelnione, arg…trzz…*^, bip?() pip <trzask>

Ach.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
CZTERDZIEŚCI LAT MINĘŁO
Sześćdziesiąt lat minęło
8.11.10 - 10 lat minęło, Harcerstwo
Miałem dziesięć lat, smieszne teksty
0441 @ lat minęło a rosiewicz 5XRPAOLAAPAQZJU6YJRXWWZIJFWHZPMMDJJWLEA
20 lat minęło Katecheza w Polskiej szkole Panuś Tadeuszid 21310
Czterdzieści lat minęło
Turner Linda Dziesięć lat później
Grzegorz Kucharczyk Krakowskie Przedmieście, dziesięć lat później
Długie ramie Dramat samotności Dzień astronomii Dzień drukarza Dziesięć lat za ulotkę Dziewczyn
Czterdzieści lat minęło wersja 1 A Rosiewicz
Polski Ład to program wielkiej centralizacji Polski Samorządy w dziesięć lat stracą 132 mld zł Biz

więcej podobnych podstron