Zajęcia 1 (17 02 2012) Narodziny filozofii politycznej w Grecji Sofiści i Sokrates

Perykles (ok. 500 – 429 p.n.e.)

Mowa Pogrzebowa

Perykles podkreśla zasługi przodków, którzy w spadku dali Grekom silne i mocne państwo. Mówi, że ustrój Greków nikogo nie naśladuje, ba, że ten ustrój jest naśladowany, a jest to demokracja, bo opiera się na większości obywateli, a nie na mniejszości. W sporach prywatnych każdy obywatel jest równy w obliczu prawa, jeśli zaś chodzi o znaczenie, to jednostkę ceni się nie ze względu na jej przynależność do pewnej grupy, lecz ze względu na talent osobisty, jakim się wyróżnia. Nie ma znaczenia czy ktoś jest biedny czy nie może i tak dostąpić zaszczytów. Kierują się zasadą wolności w życiu państwowym, zaś co do życia prywatnego nie ingerują w nie. Posłuszni są prawom niepisanym, gdyż ich nieprzestrzeganie przynosi hańbę, są tolerancyjni i nie „rzucają złych spojrzeń na sąsiada nie wyrządzają one krzywdy ale ranią”.

Opowiada o tym, że stworzyli sposobności do odpoczynku po pracy: igrzyska, uroczystości religijne, mówi o tym, że sprowadza się do miasta różne towary – można je konsumować na równi z rodzimymi wytworami. Mówi, że są otwarci na cudzoziemców, nie wydalają ich, mają zaufanie i odwagę do działania. Mówi, że nie boją się nikogo, że Lacedemończycy jak ich atakują to zawsze w komitywie z innymi ludami, bo są silni, mówi, że podzielili swoje wojsko na flotę i armię lądową które to rozsyłają na różne strony, nie przejmują się klęskami tylko konsekwentnie dążą do celu.

Są skromni: kochają piękno ale z umiarem, nie chwalą się bogactwem, używają go w potrzebie, kochają wiedzę ale bez zniewieściałości, nie wstydzą się ubóstwa, wstyd jest gdy nie chce się z niego wydostać. Mówi, że są narodem, który jednostkę nie interesującą się życiem państwa uważa nie za bierną, ale za nieużyteczną, rzemieślnik też zajmuje się u nich polityką. Nie stoją na stanowisku, że słowa szkodzą czynom, lecz że najpierw trzeba się dać pouczyć słowom, zanim się do czynów przystąpi. Zdobywają przyjaciół przez świadczenie dobrodziejstw, a nie przez ich zdobywanie, bo jak się otrzyma dobrodziejstwo to się ma zobowiązanie, że je się musi oddać zatem więź jest silniejsza, a jak jest na odwrót to wygląda to tak jakby spłacał dług. Wspierają narody kierując się pełną zaufania wielkodusznością.

Mówi, że państwo Greckie budzi podziw bo zdominowało całą Helladę i postawiło tam pomniki klęsk zadanych przez nich i pomniki dobrodziejstw przez nich wyświadczonych. Chwała Grecji to zasługa tych poległych. To że polegli, że walczyli za państwo spowodowało, że zmyli z siebie złe czyny wyrządzone za życia. Ich pragnienie by pomścić się na nieprzyjacielu było większe niż to żeby żyć w bogactwie lub żyć by wydostać się z biedy, uznali niebezpieczeństwo za najpiękniejsze, zdecydowali się na czyn, uważali że piękniej jest walczyć i cierpieć niż ustąpić i ocalić życie. Oddając życie dla dobra wspólnej sprawy, zyskiwali nieprzemijającą sławę i najwspanialszy pomnik – nie ten grobowiec w którym spoczywają ale pamięć ludzką, dzięki której żyje ich sława ilekroć słowa lub czyny dadzą do tego sposobność. W duszach jest o nich pamięć, nakazuje ich naśladować Perykles.

Szczęście polega na wolności, a wolność na męstwie – kwituje. Nie wolno bać się niebezpieczeństw trzeba walczyć o ojczyznę, i to nie ten powinien walczyć co żyje w ubóstwie, a ten bogacz bo wtedy może spaść z wysoka. Mówi że ból jest nie z tego, że brak nam czegoś, a z tego że coś straciliśmy i zdążyliśmy do tego przywyknąć. Dla starców mówi że pocieszeniem ma być chwała poległych ich synów. Mówi, że tutaj niektórzy mają chęć rywalizacji i to powoduje, że zawsze będą uważani za trochę gorszych niż ci którzy polegli, bo zmarłego się zawsze chwali. Bo żyjący mają rywali i idzie za tym zawiść, zmarli nikomu już nie przeszkadzają, życzliwie ich się czci.

Co do wdów mówi, że chwałą dla nich będzie, gdy będą postępować zgodnie z naturą kobiecą i takie wieść życie, żeby o nich mężczyźni jak najmniej mówili, czy to dodatnio czy ujemnie.

Mówi że polegli uczczeni zostali przez właśnie pogrzeb, a także to, że ich dzieci od tej chwili aż do wieku młodzieńczego będzie utrzymywać państwo, dając pożyteczną nagrodę ofiarom tych zapasów wojennych oraz ich rodzinie pozostałej przy życiu.

Protagoras (485 – 411 p.n.e.)

Arystoteles o Protagorasie

Protagoras twierdził, że człowiek jest miarą wszystkich rzeczy (relatywizm), to co się komuś wydaje, z pewnością jest takie. Więc ta sama rzecz jest i nie jest, jest zła i dobra, coś jest i prawdziwe i fałszywe, bo to co jednym się wydaje takie innym się wydaje inne. To wszystko jest z natury coś mnie się podoba, a tobie się to może nie podobać.

Platon i Protagorasie

Protagoras mówił że jest mędrcem i wychowuje ludzi, mówi że jest stary i że może być ojcem każdego i że ktokolwiek się do niego zgłosi odejdzie lepszym, bo jest taki mądry.

Mówi, że każą się uczyć tego czego młodzi nie chcą, a do niego jak ktoś przyjdzie to będzie się uczył tego po co przyszedł a nauka to: jak sobie radzić w domu, aby jak najlepiej we własnym domu gospodarować i w sprawach publicznych znowu aby jak najlepiej umiał w rzeczach dotyczących państwa i działać i mówić.

Sokrates mówi, że jak Protagoras zna metodę jak nauczyć dzielności niech im powie, a on mówi przypowieść:

Byli bogowie i nie było rodów śmiertelnych no i nadszedł czas ich stworzyć z mieszaniny ziemi i ognia we wnętrzu ziemi, a kiedy już mieli powstać nakazali Prometeuszowi i Epimeteuszowi wyporządzić je i przydać zdolności każdemu należyte: Epimeteusz mówi że on sam podzieli to, a jak podzieli to Prometeusz przyjdzie i zobaczy. I tak podzielił jednym dał siłę, to nie dał szybkości, innym dał szybkość to odebrał im siłę. Jednych uzbroił innych nie, ale dał im instynkt ocalenia, jednym dał skrzydła innym podziemne mieszkanka przydzielił, podzielił po równo. A podzielił to w taki sposób aby żaden ród nie zginął.

Dał im ochronę przed sobą nawzajem. Teraz ochronę przed porami roku które Dzeus daje. Zatem futra, skóry, chronią od upałów i mrozów, jednym dał kopyta innym szpony itp. postarał się by każdy miał inne pożywienie, jedne owoce, inne ziele, inne korzonki, przeznaczył zwierzęta i na żer, ale obdarzył je dużym potomstwem aby „utrzymywali” inne gatunki. No i tutaj głupi był Epimeteusz bo wszystkie umiejętności które miał rozdał istotom nierozumnym, a pozostał mu jeszcze ród ludzki. Przychodzi Prometeusz i widzi, że źle jest, że zwierzęta wyposażone, a człowiek nic, bezbronny, a to już dzisiaj mają ostateczny termin! I szybko kradnie od Hefajstosa ogień od Ateny mądrość i tym obdarował człowieka. Zatem mądrość potrzebną do życia tym sposobem człowiek posiadł ale mądrości politycznej nie miał. Ta była u Dzeusa. A tam na zamek Dzeusa Prometeusz wchodzić nie mógł. No więc kradnie to od Ateny i Hefajstosa daje człowiekowi i żyje sobie człowiek na wysokim poziomie. Ale kara jest dla Prometeusza przez Epimeteusza wyrządzona. Skoro człowiek ma jakiś pierwiastek od boga to zaczyna sam wierzyć w bogów i stawiać im posągi. I potem z pomocą sztuki powstały języki, mieszkania, ubrania pościele, pożywienie z ziemi i inne rzeczy. I ludzie mieszkali osobno więc ginęli od dzikich zwierząt miast nie było wcale, nie potrafili wojować ze zwierzętami bo umiejętności politycznej nie pojęli a częścią jej jest umiejętność wojenna. No to zakładali państwa, ale zawsze gdy się skupili zabijali się nawzajem i rozsypywali się na nowo i ginęli na nowo.

Wtedy widzi to Dzeus i obawiając się że ród ludzki wyginie posyła Hermesa który daje nam Wstyd i Poczucie prawa i one miały przyjaźnią powiązać ludzi. No i jak to rozdzielić? Tak jak umiejętności? Tak jak wiedzę? A Dzeus mówi pomiędzy wszystkich i niech każdy ma to w sobie, bo nie będzie państwa jak tylko nieliczni to będą mieć. I ustalić takie prawo, że jak ktoś go nie ma w sobie to zabić go od razu. Ale mówi żeby każdy miał rozsądek i sprawiedliwość w sobie te dwie cnoty i wtedy państwa będą dobre.

Sokrates pyta o jeszcze jedną rzecz: czemu dzielni mężowie uczą wszystkiego swoich dzieci oprócz dzielności którą sami mają, nie szkolą ich w dzielności? I tu daje Protagoras wywód: czy istnieje jakaś rzecz jedna, czy też nie istnieje, którą koniecznie musi każdy obywatel mieć w sobie, jeżeli w ogóle ma istnieć państwo? Więc co to jest? Jeśli to jest sprawiedliwość i rozsądek którymi panujemy nad sobą i zbożność i w ogóle ten jeden jakiś pierwiastek który nazywa się dzielnością obywatelską otóż jeżeli to jest właśnie ten pierwiastek który wszyscy powinni posiadać ma się on przejawiać u każdego obywatela czegokolwiek by nie chciał się uczyć czy cokolwiek działać zawsze w jego imię działać a bez niego nie, a kto buy go nie miał w sobie tego nauczać i karać trzeba, czy to chłopak czy kobieta,a kto i kary i nauki by nie posłuchał to jak nieuleczalnie chorego wyrzucić trzeba na wygnanie z państwa albo uśmiercić a mimo to ci dzielni nie uczą ich tego, za co braki mogą umrzeć a uczą tego za co braki nie mogą umrzeć, ale w głębi sensu to dbają o to. Uczą od małego robią uwagi, dają wskazówki przy każdej sposobności, mówią co sprawiedliwe a co nie, co haniebnie a co nie, itp. jeśli dziecko słucha to dobrze, a jak nie to biją i karają aż będzie słuchać. I do szkoły idzie dziecko i tam ma się bardziej uczyć dobrych obyczajów u chłopców niż czytania czy gry na kitarze i nauczyciele też o to dbają. A jak się nauczą czytać to dają im teksty wielkich poetów uczą się ich na pamięć by wzbudzić w nich ambicję, by ich naśladowali bo tam pełne są te wiersze pochwał i panegiryków dawnych dzielnych mężów, by chłopiec stał się tak samo dzielny jak oni, by ich naśladował. A kiedy nauczą się grać na kitarze to grają piękne utwory poetów, i dusza ich się raduje uczą się taktu i harmonii bo przecież na tym polega ludzkie życie. A potem jest gimnastyka by ich ciało było lepiej rozwinięte i nie musieli nikomu ustępować, by na wojnie mieli szanse. Najwięcej mogą najbogatsi: ich dzieci najwcześniej zaczynają szkołę i najpóźniej kończą.

A po wyjściu ze szkoły nie mogą robić tego co chcą tylko państwo im daje prawa i obowiązki tak jak nauczyciel w szkole i oni działają wedle tych praw. A jak przekroczy te prawa to kara tzw. prostowanie urzędowe. I tak się uczy dzielności – tłumaczy Protagoras Sokratesowi.

A czemu niektórzy dzielni mają lichych synów? Wyobraź sobie jedno zajęcie np. grę na flecie i państwo by nie istniało gdyby byli sami fleciści, każdy by się uczył grać na flecie w państwie ten kto by nie umiał by był karany. I tak samo jest ze sprawiedliwością i prawem, każdy każdego poucza i doradza nawzajem! Zawsze się trafi jakiś lichy egzemplarz, uczysz się gry na flecie od ojca co jest wybitnym flecistą i od ojca który nie jest i zawsze jakoś się tej gry na tym flecie nauczysz przecież. Każdy człowiek choćby się wydawał że nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością on tę sprawiedliwość ma, ba jest w niej mistrzem, jeśli by go porównywać do ludzi, którzy praw, wychowania ani sądów ani konieczności żadnej nie znają, ci to są dzikusy. Uczymy się zawsze dzielności i ciężko wskazać nam naszego nauczyciela to wszyscy nas uczą.

Protagoras mówi że on sam jest takim nauczycielem i potrafi przywoływać na drogę do doskonałości. I mówi że jest godny wynagrodzenia które pobiera i potem też tego wynagrodzenia które pochodzi od ucznia który go później uznać musi. Jedni uczniowie mu płacą tyle ile mu się należy za naukę, ale jeśli jest wybitny uczeń to idzie do świątyni i przysięga ile też jego zdaniem warta była nauka i tyle mu płaci.

Prawda albo mowy obalające

Miarą wszystkich rzeczy jest człowiek, istniejących, że istnieją, nieistniejących, że nie istnieją.

Protagoras o bogach

Nie stwierdza że istnieją czy nie istnieją – agnostycyzm, ani jaka jest ich istota jak się przejawiają, wiele bowiem okoliczności stoi na przeszkodzie ich poznaniu m.in. ich niewidzialność i krótkość życia ludzkiego.

Protagoras sztuka erystyki

O każdej rzeczy istnieją dwa przeciwstawne sobie zdania. Słabszy pogląd uczynić silniejszym.

Gorgiasz (483 – 375 p.n.e.)

O niebycie albo o naturze

Mówi, że a. nic nie istnieje, b. nawet jak coś istnieje jest dla człowieka niepoznawalne c. jeśli nawet coś jest poznawalne nie może być przekazane i wyjaśnione komuś innemu. Podważa każde kryterium prawdy, skoro nic nie istnieje ani nie może być poznane ani przekazane komuś innemu, z natury nie może istnieć żadne kryterium.

Gorgiasz, pochwała Heleny

Prawidłowość struktury państwa opiera się na dobrych obywatelach ciała – na pięknej budowie, duszy – na mądrości działania – na dzielności słowa – na prawdzie, przeciwieństwem tego jest bezład. Każdego kto zasługuje na pochwałę nagradzać a jak na głupotę to go ganiać. Takie samo jest karanie za głupotę jak i chwalenie za godne rzeczy. Trzeba potrafić demaskować kłamstwo i mówić ciągle prawdę. Ci którzy są obwiniani należy albo przyznać rację obwiniającym albo bronić osoby obwinianej. A jak coś uczyniła z woli boga – wybaczyć, bo bóg silniejszy od człowieka, więc on nie ma tutaj nic i musi się podporządkować, zatem jeśli winę przypisuje się losowi i bogu Helenę należy uwolnić od niesławy.

Jeśli została porwana, zmuszona do gwałtu przeciwko prawu itp. jasne jest że to porywacz jej wyrządził krzywdę, zatem on zasługuje na karę, Helenę należy pozostawić i nie potępiać.

Jeśli słowo ją zwiodło by popełniła błąd to też można ją usprawiedliwić, słowo to potężny władca, który najmniejszym i niewidocznym ciałem dokonuje najbardziej dzieł boskich, potrafi wzbudzić strach, litość itp.

Wspomina o hymnach, które potrafią jednych napawać natchnieniem, innych przerażać, wzbudzać ich podziw itp. i mówi, że są dwie sztuki czarodziejstwa i magii, a są to: błędy duszy i zwodniczość mniemania. Przecież wiele osób kłamie, bo jakby każdy wiedział co było, co się dzieje i co się stanie to słowo nie mogłoby być wszystkim jednakowo wspólne, wystarcza tym którzy nie pamiętają przeszłości nie badają teraźniejszości i nie domyślają się przyszłości -> każdy posługuje się mniemaniem, a jest ono nietrwałe, zwodnicze. Zatem jak ktoś namówił Helenę to jest na tym samym poziomie co ten co ją okłamał albo zmusił do mówienia nieprawdy, jest zniewolona słowem nie powinna być skazana na niesławę.

Siła przekonywania ma wielką moc i kształtuje duszę tak jak chce np. badacze natury meteorolodzy stale jedne mniemania zastępują drugimi albo rozprawy sądowe na których największą liczbę ludzi cieszy mowa nie prawdziwa a kunsztownie napisana albo dysputy filozofów w czasie których widać jak szybkość myśli i repliki zmienia stopień pewności mniemania.

Zatem Helena ulegając namowie nie popełniła występku a doznała krzywdy. A co z przyczyną miłości? Jeśli ona stała się przyczyną występku, bo wszystko co postrzegamy ma naturę nie taką jaką my chcemy iżby miało a taką jaka każdej rzeczy przypada w udziale; dlatego dusza doznaje wrażeń za pośrednictwem wzroku, wzrok bowiem skoro tylko zobaczy zastępy wrogów zbrojących się w pancerze ulega zmąceniu i w zamęt wprowadza duszę tak że ludzie uciekają przerażeni biorąc przyszłe niebezpieczeństwo za grożące w danej chwili. Strach wypiera i prawo, strach widzimy przez wzrok wypiera on to co piękne nam się wydaje i to co przez zwycięstwo staje się dobre. A ci co coś zobaczą nagle tracą odwagę, albo popadają w choroby, cierpienia szaleństwa, i tak wzrok wpisuje w ich rozum obrazy które stale oglądają. Malarze dają dla wzroku ulgę, tak to natura zrobiła jedne rzeczy cieszą wzrok a inne nie. Tak u wielu ludzi wiele rzeczy wzbudziło miłość a inne rzeczy co innego. Nie ma co winić Heleny że widok ciała Aleksandra wzbudził w niej miłość i chęć walki o tę miłość. Miłość ma boską moc więc kto mógłby ją tego pozbawić żaden człowiek. A ona jest tylko człowiekiem więc co można zrobić nie wolno jej potępiać a uznać to za nieszczęście to zrządzenie losu a nie jakieś intrygi.

Więc jak można uważać za słuszne potępienie Heleny czy to przez uleganie miłości, czy przekonana słowem, czy zniewolona siłą czy z mocy boskiego przeznaczenia ona nie jest w żadnym wypadku winna.

Platon, Menon (uczeń Gorgiasza, sofista)

Sokrates go pyta czym jest dzielność. On odpowiada: że jeśli chodzi o dzielność mężczyzny to jest to proste, dzielność mężczyzny polega na tym aby być zdolnym do zajmowania się sprawami państwa i żeby przy tym zajęciu przyjaciołom wyświadczać przysługi a nieprzyjaciołom szkodzić a samemu się strzec żeby cię szkoda nie spotkała. Co do dzielności kobiety to też łatwo: kobieta powinna dobrze gospodarować dbać o wszystko w domu i być poddaną mężowi. Co do dzielności dziecka, rodzaju żeńskiego, męskiego starszego człowieka, wolnego człowieka, niewolnika jest inna, istnieje wiele dzielności, więc nie ma problemu by powiedzieć o dzielności czym jest. Bo zależnie od czynności i wieku życia każdy z nas posiada jakąś dzielność potrzebną w każdej sprawie.

Platon, Gorgiasz

Sokrates pyta Gorgiasza co jest największym dobrem? A on mówi, że coś co jest naprawdę największym dobrem i dzięki czemu człowiek jest wolny sam, a równocześnie panuje nad drugimi każdy w swoim państwie. Chodzi o to by przekonywać ludzi słowami, zawsze, w każdej sytuacji przekonywać. Sokrates mówi jaka siła drzemie w słowie? A on że wszystkie siły po trochu. Mówi że kiedyś z lekarzem się wybrał do pacjenta a ten leczyć się nie chce itp. więc on musiał go namówić i mu się udało to samo jest z uzdrawianiem państwa i przekonywaniem na Zgromadzeniu Ludowym. Mówi że jak ktoś się nauczy mówić dobrze to nie powinien przeciwko ludziom używać słowa, to tak jak kogoś nauczy się bić to nie po to żeby np. bil swoich rodziców żeby używać słowa do obrony. Mówi że jak nauczyciel go nauczył mówić aby używał to do ataku to nienawidzić trzeba nauczyciela.

Kallikles: mówi że wszystko co brzydsze jest lichsze, że niewolnik zasługuje na karę bo lepiej mu umrzeć niż żyć, mówi też że ci co ustanawiają prawa są słabi, ustalają je dla siebie, dla swojej własnej korzyści, ustalają nagany i kary bo się boją jednostek które są w społeczeństwie a które mogłyby być mocniejsze od nich muszą ich temperować. Mówią że złem jest starać się mieć więcej niż ma większość. Zatem sprawiedliwe jest by jednostka lepsza miała więcej niż gorsza itp. i tak jest wszędzie i u ludzi i u zwierząt: silniejszy włada słabszym. I to jest prawo natury, to też jest prawo. Przestrzega, że filozofia niszczy człowieka, bo zanika znajomość życia całkowicie.

Mówiąc o silniejszych ma na myśli takich ludzi którzy by o sprawach państwa rozsądnie umieli myśleć w jaki sposób by je dobrze zagospodarować i nie tylko myśleć ale którzy by i odwagę mieli i zdolności po temu żeby dokonać tego co pomyślą a nie ustać w drodze z braku hartu duszy. Piękne jest to, że człowieka jak ma żyć musi żądzom swoim puścić wodze by były jak największe nie powściągać ich, a kiedy będą największe to wtedy starczy i odwagi i rozsądku żeby mieć pełno po brzegi wszystkiego, ku czemu się żądza kiedykolwiek ruszy. A tego nie potrafią ci których jest wielu toteż ganią typów lepszych od siebie bo im wstyd, chwalą niemęskim głosem rozumne panowanie nad sobą i sprawiedliwość.

A jak ktoś szczęśliwym trafem się urodzi synem królewskim i ma zdolności też? To co ma robić? Nakładać prawa? Czy nie mogłoby go to całe piękno i władza nędznikiem zrobić? Nic z tych rzeczy, bujne życie bez hamulców i bez pana nad sobą byle było skąd to jest dzielność i szczęście a reszta to dodatki to ludzkie konwenanse przeciwne naturze, to głupstwa o których nie warto mówić.

Filipowicz:

Sofiści

V wiek p.n.e. to stulecie przełomu. Pojawili się sofiści, przyczynią się do kształtowania znamiennego stylu epoki. Nie stworzyli żadnego spójnego systemu filozoficznego. Nawet nie chcieli. Powołaniem filozofii miało być kształtowanie praktycznej mądrości życiowej, rozstrzyganie zagadnień, z którymi na co dzień wszyscy mają do czynienia. Sofiści chcieli filozofię zmienić w naukę praktyczną. To nauczyciele, chętnie mieszali się z tłumem. Mieli być jak lekarze. Trafili na demokrację ateńską, Protagoras z Abdery (najsłynniejszy sofista) był współpracownikiem Peryklesa.

Sofiści tradycję traktują pogardliwie, dyskredytują mity, inspirują emancypację rozumu. Na pierwszym planie jest człowiek (zwrot antropologiczny w filozofii), od kosmologii ważniejsza staje się antropologia, rzeczywiste staje się to, co dotyka człowieka. Człowiek sam jest rzeczywistością, a nie odzwierciedleniem kosmosu, czyli mikrokosmosem jak chciał tego Demokryt.

Ważny u sofistów jest indywidualizm, człowiek to niezależnie działająca jednostka, nie ma struktur bytu, gdzie by można było umiejscowić człowieka. W ludzkim działaniu najważniejsze są reguły samookreślenia. Wszystko jest płynne. Sofiści to antytradycjonaliści. Jednostkę wydobywają z grupy, są za człowiekiem wyemancypowanym, sam sobie ma ustalać charakter wzajemnych powiązań. Koncepcje sofistów odzwierciedlają tendencji, których wyrazem staną się przemiany demokratyczne. Wcześniej człowiek był w hierarchii umieszczony, był pod autorytetami, a sofiści zrywają z tym.

Odrzucają też koncepcję prawdy obiektywnej „wszystko jest prawdziwe – twierdził Protagoras”. Wszystko to kwestia punktu widzenia. Nie ma stałego, powszechnego kryterium prawdy „człowiek jest miarą wszystkich rzeczy, istniejących że istnieją, i nie istniejących że nie istnieją”. Czyli relatywizm, rzeczywistość to proces ciągłej przemiany. O istnieniu/nieistnieniu czegoś rozstrzyga zawsze specyficzne doznanie. Nie ma wspólnych obowiązujących praw, nasze poglądy zależą od sytuacji. Nie ma rzeczy dobrych/złych są rzeczy dobre w danej sytuacji. To, co pomaga jednym, szkodzi innym.

Za sprawą sofistów „rozum przeobraża się w samodzielne narzędzie dialektyki” – dialektyka jako sztuka myślenia wykorzystująca sprzeczności zawarte w naszych sądach o rzeczywistości. Wiedza jest płynna, zmienia się założenie – zmienia się opinia. Dużo poświęcano rozwojowy retoryki, to podstawa edukacji – sądzili sofiści. To dzięki sofistom jest dyskusja, argumentacja, przekonywanie, kwestionowanie opinii, perswazja, erystyka, interesuje ich tylko skuteczność w wygrywaniu w sporze. Sofiści to zwolennicy wolności słowa (rację ma ten kto potrafi obalić argumenty przeciwników), wszystkie prawdy można podważyć.

Sofiści kształtują podstawy politycznego racjonalizmu, o wszystkim decyduje publiczna debata, o wszystkim trzeba przedyskutować. Wszystko co ludzie czynią to dotyczy to dzieła konwencji. Powstanie związku politycznego to – według sofistów – rezultat umowy. Stan natury to zły stan, każdy był zły, dopiero Zeus zsyła Hermesa i on daje poczucie Wstydu i poczucie Prawa. I to umożliwia życie we wspólnocie. Prawa powstają dzięki werdyktom ludzkiego rozumu. Ludzie opuszczają stan natury bezpowrotnie. Prawo tworzą ludzie. Polityka hamuje impet natury, prawa natury ulegają zawieszeniu we wspólnocie. Wychowuje się, likwidacja naturalnych popędów, polis umożliwia ponowne narodziny człowieka, umożliwia kształtowanie cnoty, powstrzymywanie egoistycznych zapędów.

Rządy prawa czy siła?

Kallikles i Trazymach negują wszelkie narzucone przez prawo reguły sprawiedliwości, gloryfikują siłę. Z natury wyrządzanie krzywd – przekonują – jest lepsze niż ich doznawanie. Ci co układają prawa to ludzie słabi – mawia Kallikles – ustanawiają prawa dla własnej swojej korzyści, gdyż boją się żwawszych jednostek spośród ludzi. Krzywda dla nich to, to że ktoś może mieć więcej niż oni, a w naturze: jednostka lepsza ma więcej niż słabsza. Prawo to szkoła obłudy – według Kalliklesa – mami ludzi słabych nadzieją bezpieczeństwa. Tam gdzie rodzą się prawa, powstaje człowiek sztuczny, dopasowany do jakiejś konwencji, która wprawdzie komuś dogadza, ale nie odzwierciedla żadnej obiektywnej miary słuszności.

W prawie nie ma żadnej wewnętrznej konieczności – mawiali sofiści. Ale nie ufali wszyscy sile konwencji. Jest napięcie pomiędzy naturą a konwenansem, prawo to taki nakładany przemocą kostium – w opinii Trazymacha i Kalliklesa – który nigdy nie pasuje na wszystkich. Więc jaka sprawiedliwość ma być? Ma być „sprawiedliwość natury” – mówią. Są wrogami tłamszącej ambitne jednostki demokratycznej przeciętności, której prawo użycza swej siły. Kallikes ostrzega: „nie słuchajmy szemrania tłumu”. Chwali „bujne, szerokie życie, bez hamulca i pana nad sobą”.

Sokrates (469 – 399 p.n.e.)

Znał on dobrze poglądy sofistów, poznał nawet Protagorasa osobiście, ale nigdy się z nimi nie solidaryzował. Jego koncepcje są sprzeczne z sofistyką, traktował ją jako fałszywą mądrość i wielce bałamutną szkołą życiowej zaradności. Sokratesa interesują dość podobne rzeczy, chce – tak jak sofiści – zajmować właściwie się tylko ludźmi i ich postępowaniem. Nie zamierza badać natury. „Ja się lubię uczyć, a drzewa i okolice niczego mnie nie chcą nauczyć tylko ludzie na mieście”. Słowa, w nich jest prawda o tym, co istnieje. Ale nie traktował – jak sofiści – słów jako kostiumu, umożliwiającego przedstawienie każdej opinii w roli prawdy. Uważał, że prawdy się nie inscenizuje, że ona jest niepodważalna, zawsze ta sama. Słowa to znak prawdy, odzwierciedlenie rzeczywistości – służą wyrażaniu prawdy, a nie jej konstruowaniu, tak jak chcieli sofiści.

Sokrates nie godził się, że prawdą jest w istocie to, co za prawdę uchodzi. Uważał, że „sztuka wymowy u takiego co prawdy nie zna, a żyje tylko opinią (doxa) to nie będzie żadna sztuka, tylko śmiech” – gardził chytrością retoryki. Krytykował sofistów, za to, że uważali, iż finalną miarę mądrości ustala skuteczne działanie. Uważał iż filozofię uprawia tylko ktoś „komu przyświeca znajomość prawdy”. Ktoś, kto poprzez słowa próbuje dotrzeć do rzeczy – niezmiennych, niezależnych od wszelkich konfiguracji pojęć, jakie może stworzyć najzręczniejszy sofista.

Sokrates nie zgadzał się z relatywistycznymi naukami sofistów utożsamiającymi dobro z tym, co w danej chwili przynosi pożytek. Poglądy takie czyniły czymś zbędnym autentyczną troskę o dobre Zycie. Dobre życie dla kogoś, kto cnotę pojmuje jako umiejętność osiągania przewagi, polega na zręcznym wykorzystywaniu sposobności, co wyklucza dążenie do ideału, poświęcenie, walkę ze słabością i doskonalenie własnego charakteru. Na to właśnie Sokrates nie chciał przystać.

Sokrates najważniejszą rzecz uważał troskę o duszę, nieustanne dążenie do dobra, kojarzonego z wewnętrzną doskonałością. Twierdził, że szczęście nie zależy od okoliczności, że wszystko należy odnaleźć w sobie. „Nie z pieniędzy cnota rośnie – przekonywał – ale z cnoty pieniądze i wszelkie inne dobra ludzkie i prywatne i publiczne”. Skupienie uwagi na własnym życiu daje podwaliny pod indywidualizm. Sokratesa – inaczej niż sofistów – nie interesuje gra pozwalająca osiągać przewagę w kontaktach z innymi ludźmi. Uważa iż niewiele od nich zależy. Wiele zależy, gdy żyjemy niemądrze.

Sokrates to radykał. Neguje on znaczenie zaangażowania w sprawy publiczne. Sądzi, że warunkiem dobrego życia jest ucieczka od zgiełku sceny publicznej, gloryfikuje człowieka nie-politycznego. Aktywność człowieka w społeczeństwie to konieczny warunek personifikacji – Sokrates odrzuca taki punkt widzenia. Polis postrzega jako przestrzeń w której pojawia się niebezpieczeństwo deformacji. Uważa, że polis nie jest szkołą charakterów, gdyż każdy kształtuje sam siebie, swoim własnym wysiłkiem. Publiczne działanie nie może być więc traktowane jako telos ludzkiego życia. „Bo wszystko z duszy bierze początek i złe i dobre, dla ciała i dla całego człowieka” – powiada Sokrates.

O wyborze właściwej drogi postępowania powinien rozstrzygać rozum. Poglądy Sokratesa na temat dobra określane są mianem intelektualizmu etycznego. Utożsamia on cnotę (arete) z wiedzą. Uważa, że możemy postępować dobrze tylko wtedy, gdy wiemy, czym jest dobro, a także, iż poznając dobro, nie jesteśmy już w stanie czynić zła. Krytykuje sofistów traktujących wiedzę jako „rodzaj niewolnika, którego wloką za sobą wszystkie inne czynniki” – pragnienia, ambicje, namiętności. Sokrates sądzi, że wszystko podąża śladem wiedzy.

Godne pochwały jest tylko życie rozumne – nieustanne dążenie do prawdy. Wiedza rodzi się w każdym, trzeba ją umieć wydobyć. Swą receptę na mądrość przedstawia jako maieutykę – sztukę położniczą. Pomóc nam może nauczyciel, pomagać możemy sobie sami, nieustannie podejmując trud przyspieszając pojawianie się „myśli płodnej i wrażliwej” walcząc z fałszem. Najbardziej sprzyja temu rozmowa z mądrym nauczycielem, który właśnie staje się jak chce Sokrates akuszerem. Myślenie z natury jest rozdwojone – przybiera zawsze postać dialogu. Ważna jest zatem także refleksja – skupienie uwagi na własnych myślach. Sokrates zachwala refleksję, należy badać naturę własnych przeświadczeń. Tylko niepokorny umysł dotrze do prawdy. Sokrates popiera odrębność jednostki, prawda rodzi się jedynie w umyśle unikającym konwenansów. Najważniejszy jest niezależnie ukonstytuowany podmiot. Sokrates gloryfikuje „ja” absolutne. Potem skrytykuje go Nietzsche mówiąc, że był on twórcą mitu antropologicznego, który w istocie przesłonił autentyczną prawdę o człowieku.

Dzięki Sokratesowi uznajemy, że najważniejszym dążeniem powinno być wtłoczenie wszelkich doznań i doświadczeń w ramy pojęć, które staną się osnową refleksji. Tak rodzi się idea niezależnego racjonalnego podmiotu. Sokrates uważa że jednostka jest prosta, Nietzsche uważa, że ona jest i nie jest sobą, jest mroczną zagadką, bardzo skomplikowaną personą. Człowiek Sokratesa poddając się pasji nieustannego autodydaktyzmu, stara się wyrazić prawdę o sobie w pojęciach. Łączy je na różne sposoby, konstruuje własną biografię mówiąc: „oto ja!”. Sokrates to „uduchowiona małoduszność, entuzjastyczna powierzchowność” – kwituje Nietzsche.

To Sokrates domaga się skupienia uwagi na własnych sprawach, kreuje ideał życia refleksyjnego, jako warunek personifikacji, to protoplasta indywidualizmu – kultury „ja” oddzielonego, wyemancypowanego. A także kultury wysokich wymagań i odpowiedzialności. Przeciwstawiając się sofistom dążył do tego by relatywistyczną płynność zastąpiły jasne i niepodważalne zasady. Był przeciwnikiem demokratycznego rozgardiaszu. Uważa, że demokracja nie kształtuje ludzkich charakterów, a skłania do marnotrawienia energii. Uważa, że powinien istnieć wyraźny związek między etyką, a polityką. Dobry może być jedynie ustrój pozwalający traktować wiedzę jako priorytet w ludzkim życiu, ustrój narzucający dyscyplinę umożliwiającą koncentrowanie wysiłków na sprawach najistotniejszych – na dążeniu do mądrości, dzięki której życie staje się lepsze.

Odrzucając demokrację – Sokrates postulował powrót do tego co już było, czyli Ateny i Sparta to wzór – według Sokratesa. Sądził, że władza powinna należeć do tych, którzy przewyższają innych pod względem rozumu i cnoty. Rządzenie – to w jego opinii – ciągłe odnajdywanie właściwej drogi, wybór drogi wymaga odpowiedniej wiedzy, z rządzeniem poradzić sobie mogą tylko ci, co wiedzą więcej i widzą więcej, którzy mogą pokierować usiłowaniami innych, skierować ich we właściwą stronę. Władza powinna należeć do przedstawicieli elity. Rządy w państwie muszą być w istocie rządami rozumu. W poglądach Sokratesa pojawia się idea, której kształt wyrazisty nada później Platon. Rządzenie jest „sztuką królewską”, wymagającą wielkiej uwagi i wielkiej biegłości. W żadnym wypadku nie wolno zdać się na sofistów, bo dbają oni wyłącznie o to, aby zadowolić opinię. Źródłem sprawiedliwości może stać się jedynie autentyczna mądrość, pozwalająca przeniknąć naturę dobra. Pojęcie sprawiedliwości – wiąże Sokrates – z pojęciem dobra. Reguł sprawiedliwości nie traktuje jako konwenansu podporządkowanego władzy opinii. Sprawowanie władzy utożsamia z ustalaniem niezachwianych zasad, a tworzenie prawa z werdyktami rozumu, poszukującego rozwiązań, dzięki którym życie może stawać się lepsze.

Platon (428/427 – 348/347 p.n.e.)

Platon to najwybitniejszy uczeń Sokratesa. Autor Państwa, dzieła które nakieruje myśl europejską w polityce. Zastanawia się Platon nad sprawiedliwością, jak winno być urządzone państwo, co uczynić aby ludzkie życie było doskonalsze.

Odrzuca Platon stanowczo poglądy sofistów. Znajomość prawdy – niezmiennej i niepodważalnej – traktuje jako fundamentalny warunek wszelkich zmierzających ku temu zabiegów. To właśnie dociekania na temat prawdy organizują materię wywodów na temat sprawiedliwości, cnoty, szczęścia. Charakterystyczne dla Platona jest podporządkowanie reguł mądrości praktycznej werdyktom filozofii. Naiwna mądrość, na której opierają się ludzkie opinie stwarza jedynie pozór prawdy. Błąd sofistów polega na tym, iż władzę dotyczącą pozorów traktują jako władzę rzeczywistą. Nasza koncepcja prawdy nie stanie się słuszna jak omamimy nią kilka umysłów. Sprawiedliwość to konwencja, która ukształtowała się, bo ci „którzy nie mogą jednego uniknąć, a na drugie sobie pozwolić, uważają za rzecz pożyteczną umówić się wzajemnie, że się nie będzie krzywd ani wyrządzało ani doznawało”. I oni sprawiedliwość zaliczają do rodzaju trudów które warto praktykować dla zarobków i opinii, dla dobrej słaby – należy tego unikać powie Platon. Jak może istnieć państwo, w którym wszyscy unikają trudów sprawiedliwości? I jedynie próbują mamić się wzajemnie jej pozorami.

Według Platona sofiści nie są w stanie zapanować nad kaprysami tłumu, powszechna obłuda i biegłość retorów nie mogą się stać fundamentem państwa. Stworzyć go może jedynie sięgająca istoty rzeczy koncepcja sprawiedliwości, nie mająca charakteru konwencjonalnego. Należy się wyrzec pospolitej, rzekomej mądrości, bo niektórzy czynią sprawiedliwość jako rzecz konieczną, robiąc to niechętnie, a nie jako rzecz dobrą. Trzeba usunąć przeszkody jakie stwarzają najrozmaitsze opinie niezdarnie próbujące oddać istotę sprawiedliwości.

Platon twierdzi, iż autentyczną wiedzę o rzeczywistości zdobywamy jedynie dzięki wysiłkom dążącego do prawdy rozumu. Wszelka wiedza zakorzeniona jest w zmysłowym doświadczeniu, szukająca oparcia w naiwnym odczuciu rzeczywistości, wyrastająca z krzątaniny umysłów pospolitych, ma charakter pozorny i wielce bałamutny. Umysł niewtajemniczony przypomina mieszkańca jaskini odwróconego plecami do jej wejścia, który nie widzi rzeczy, a jedynie ich pełzające po ścianach cienie. Umysł pospolity – tak jak odwrócony plecami do źródeł światła mieszkaniec jaskini – tkwi w mroku. To, co wszyscy widzą, ufając obrazom tworzonym przez zmysły to tylko cienie rzeczy, chwiejne i niewyraźne.

Porządek empiryczny – według Platona – to jedynie teatr cieni, rzeczywistość wtórna. Rzeczywistością w pełnym tego słowa znaczeniu są zaś niezmienne idee. To one stanowią wzorzec, pierwotną formę, to w nich zawarta jest prawda wszystkich przedmiotów, z jakimi mają do czynienia zmysły. Mówiąc o ideach, Platon ma na myśli pojęcia ogólne, są one bytami rzeczywistymi, w pojęciach zawarta jest wiedza dotycząca istoty. To, z czym mają do czynienia umysły naiwne, zapatrzone w świat przedmiotów, stanowi tylko namiastkę prawdy. Prawdę można poznać jedynie przez kontemplację pojęć, w świetle, którego użycza filozofia. Trud myślenia oznacza wyjście z jaskini, a większość nie chce tego uczynić, a nieszczęście polega na tym, że ta żałosna edukacja traktowana jest jako wystarczające usprawiedliwienie do zajmowania stanowiska w sprawach najbardziej zawiłych – tak właśnie mogły się pojawić dziwaczne koncepcje sprawiedliwości, które propagowali sofiści.

Platon zderza ze sobą dwa pojęcia: doxa i episteme. Doxa to mniemanie, oręż umysłów politycznych. Episteme – wiedza autentyczna, zapewniająca dostęp do prawdy. Zdobywają ją tylko ci, którzy „widzą rzeczy same i zawsze takie same pod tym samym względem”. Mniemanie – zdaniem Platona – to stan między wiedzą, a niewiedzą. Mniemanie stwarza pozory prawdy. To takie marzenie senne, kiedy to wydaje się, że „jakaś rzecz podobna jest do innej nie jest tylko podobna, ale jest właśnie tą, do której jest podobna”. Mniemania jeśli dotyczą spraw powszechnie dyskutowanych wprowadzają olbrzymi zamęt. Nic bowiem nie jest na tyle oczywiste, by uśmierzało sport. Wszyscy myślą, że mają rację, choć każdy mówi co innego – wyjściem z takiej sytuacji może być jedynie poznanie prawdy.

Platon to krytyk demokracji, przeciwstawia jej wizję swojego państwa idealnego. Typ demokratyczny jest w istocie demokracją, z którą można się uporać. Skąd taka wielka niechęć i wrogość do demokracji u Platona? Demokracja ma niechlubne początki, powstaje kiedy ubodzy zwyciężają i jednych bogaczów pozabijają, drugich wygnają z kraju, a pozostałych dopuszczą na równych prawach do udziału w ustroju i rządach – mawia Platon. Narodziny demokracji inspiruje ludzka podłość, o charakterze nowych rządów decyduje przymierze równości i wolności. Ale wolność to nie samowola, ustrój któremu patronują zawiść i złość, sprzyja skłonnościom powodującym coraz głębsze zepsucie.

Platona najbardziej interesują przemiany ludzkich charakterów. Każdy z ustrojów traktuje jako swoistą matrycę inkarnacji. Ustrój decyduje o sposobie życia, prawdę o nim odnajdziemy, przypatrując się nawykom, które utrwala. W demokracji najwięcej do powiedzenia mają namiętności takie jak zawiść na przykład. Ich siła ciągle rośnie poprzez „tajemne obcowanie” i wszystkie skrupuły ustępują, człowiek zmienia się bezpowrotnie – zepsucie zaczyna pojmować jako dobrodziejstwo. Pojęcia dobra i zła ulegają odwróceniu. Rozpanoszone namiętności nigdy nie oddają raz zdobytej przewagi. Sprowadzają nierząd i butę, bezwstyd, rozpustę itp. Demokracja – według Platona – jest ustrojem powodującym powszechne i całkowite zepsucie, ustrojem unicestwienia. Oceniając w ten sposób skutki rozprzężenia obyczajów Platon podejmował zagadnienie mieszczące się już w kanonie dociekań filozoficznych – zagadnienie hybris.

Dla Greków hybris to piętnowanie samowoli i rozpasania. Pojęciu hybris przeciwstawiano pojęcie arete, podkreślając potrzebę zapobieżenia autodestrukcyjnej samowoli. Hybris ma za towarzyszkę aphrosyne – szaleństwo. Wiedzie ludzi do zguby. Ocalenia trzeba szukać w praktykach, które samowoli zapobiegają, które człowieka ograniczają, pozwalają mu znaleźć stosowną miarę. Cnota – arete – oznacza w istocie umiejętność powstrzymania naporu wrogich żywiołów. Hybris to wrota szaleństwa, początek destrukcji.

Demokracja skazana jest na klęskę – wyrokuje Platon. Pozbawiona jakiejkolwiek miary demokratyczna samowola sprawa, że wszelkie jej sukcesy są pozorne. Nikt nie panuje nad kaprysami tłumu. Demos to bestia, dzika, niebezpieczna. Władza demagogów, przywódców rozwydrzonego tłumu, jest bardzo niepewna. Trwa tak długo jak długo karmiony pochlebstwami demos nie wpadnie w złość. Gniew tłumu to taki żywioł, nad którym nikt nie jest w stanie zapanować. Sofiści stoją na czele złudzeń i sami są złudzeniami – nie dają rady. Ustrój demokratyczny to namiastka ustroju, on nie ma trwałych zasad, o najważniejszych rzeczach (którymi winni się zajmować filozofowie) debatuje demos. Zmieniają się ciągle uchwały zgiełkliwego tłumu, zastępują one prawo. Sprawiedliwością można nazwać wszystko co dogadza ludziom potrafiącym sterować opiniami innych. Wszędzie jest zło. „Nawet konie i osły wpadają na każdego przychodnia, jeżeli im nie ustąpi” – szydził Platon, „zwierzętom da się zaszczepić pierwiastek anarchii”.

Ocalić nas może rozum. Szamotaninę ignorantów należy zastąpić poczynaniami tych, którzy potrafią zaradzić złu. Wszystko zmienia się na gorsze, po złotym wieku Kronosa, nastał wiek Zeusa, gdzie świat pozostawiony został samemu sobie. Ustrój arystokratyczny, gdzie rządzą ludzie najszlachetniejsi zostaje zastąpiony timokracją, w której decydującą rolę odgrywa ambicja. I znowu odżywają namiętności, kult złota, rodzi oligarchię – rządy chciwych i bogatych, którzy nie pojmują cnoty, cenią jedynie pieniądze. Jak obyczaje raz się przechylą, to pociągają za sobą wszystko inne – mówił Platon. Ostateczny upadek jest nieuchronny. Oligarchia przekształca się w demokrację, demokracja w tyranię, tyrania unicestwia państwo, przestaje ono być wspólnotą. Człowiek pogrąża się w całkowitym upadku.

Aby naprawić państwo należy działać radykalnie. Trzeba – według Platona – przełamać fatum historycznego cyklu, zacząć wszystko od nowa. Nie ma żadnego wzoru do naśladowania, wszystko się zepsuło, zawiesić należy władzę czasu i stworzyć państwo doskonałe. Powtórzyć akt kreacji – tchnienie boże zastąpić tchnieniem rozumu. Filozof powinien wymazać wszelkie ślady przeszłości – ma być kimś kto „ani by się brał do pisania praw, zanim by czystego podłoża albo nie dostał, albo by go sam nie oczyścił”.

Prawo – w opinii Platona – to bezpośrednie nakazy rozumu, ustanowienie rozumnych praw ma oznaczać inicjację nowego ładu. Cel racjonalnej legislacji jest taki, aby wszyscy obywatele byli szczęśliwi, a nie wybrani, za pomocą przymusu i namowy. Aby dzielić się pożytkiem dla dobra wspólnoty. Państwo ma stać się jednością. Państwo doskonałe nie będzie się w żaden sposób zmieniać. Zasadą naczelną musi być sprawiedliwość. Tylko wtedy, gdy wszyscy będą w należyty sposób traktowani, uda się uniknąć sporów i konfliktów.

Jak to osiągnąć? „Każdy zgodnie z naturą powinien zajmować się czymś jednym” – radzi Platon. Należy położyć kres rozgardiaszowi demokracji, gdzie wszyscy mogli spełniać rolę, jakich zapragnęli, była gmatwanina charakterów, a ona niszczyła sprawiedliwość. Wszyscy chcieli mieć wszystko. Platon jest za przejrzystymi podziałami i rygorami. „Człowiek nie potrafi naśladować pięknie wielu rzeczy”. Ludność ma być podzielona na dwie kategorie:

  1. Strażników państwa -> muszą zostać uwolnieni od wszelkich prozaicznych trosk, część z nich ma bronić państwa, nieliczni mają rządzić (ci najlepsi). Reszta ma służyć państwu, wykorzystując swe zdolności, umacniając jedność państwa.

  2. Wytwórców dbających o potrzeby wszystkich – „dawców pensji i żywicieli”

Platon posuwa się do takich stwierdzeń że kobiety winne być wspólne i dzieci także. Ludzie zajmujący się sprawami państwa winni wyzbyć się piętna partykularyzmu; muszą służyć temu, co ogólne, porzucając wszystko, co mogłoby utrudniać osiągnięcie tego celu. Największe znaczenie dla państwa ma to, co „wiąże i umacnia jego jedność”. Dużo rozważań Platon poświęca na wychowanie, ma to być nowy człowiek – inkarnacja reżimu. Działanie jest proste: wykorzenić nawyki i wpoić nowe zasady. Platon nie ceni tradycji. Krytykuje sofistów, bo utożsamiają dobro z przyjemnością, a przecież dobro można osiągnąć tylko dzięki cnocie. Ta zaś (tu Platon przejmuje od Sokratesa intelektualizm etyczny) tożsama jest z wiedzą. Innymi słowy, złe uczynki są efektem nieznajomości dobra. Państwo realizując swą misję wychowawczą „ma wywoływać zdrowie duszy” – umożliwić poznanie dobra.

Kształtowanie ludzkich umysłów wymaga stosowania różnego rodzaju środków: „bogowie nie używają kłamstwa”, ale „ludziom ono się przydaje jako lekarstwo”. Dla dobra państwa można kłamać. Platon sądzi, iż należy podważyć wszystkie prawdy, które nie mają oficjalnego błogosławieństwa. Stworzyć nowe mity „piękne i budujące” nie chodzi mu o manipulację. Ostateczny cel to nadal: poznanie dobra i ugruntowanie autentycznej sprawiedliwości. Tyle, że opuszczający jaskinię ludzie nie mogą od razu spojrzeć prosto w słońce. Oślepliby. Ideę dobra może bezpośrednio kontemplować tylko filozof. Inni muszą mieć do czynienia z prawdą na ich miarę. Dlatego należy układać „piękne i budujące” opowieści. Nowe mity posłużą za drogowskazy, reszta należeć będzie do nauczycieli.

Trzeba zadbać o każdy aspekt życia. Potrzebni są retorzy, nauczyciele gimnastyki, nauczyciele muzyki. Ale musi być miara: „miasto nie może puchnąć od zbytku”. I mówi dalej: „Różnorodność i bogactwo zaszczepiły brak dyscypliny, prostota w kulturze duchowej szczepi w duszach rozwagę, a ciałom zdrowie przynosi”. Nie wolno zachwycać się każdym rodzajem piękna, upajać każdym rodzajem muzyki – najważniejsza jest prostota (Platon krytykuje instrumenty pan harmoniczne, a opowiada się za litą i kitarą używaną przez Apollona). Najważniejsza jest prostota, zdolność panowania nad pokusami. Duża jest rola gimnastyki i diety. W mieście Platona nie ma miejsca dla malarzy i poetów: „Malarstwo to naśladowanie widoku, a nie prawdy”, poeci zaś „stwarzają widziadła dzielności i innych rzeczy”. Sztuka mami, oddala od prawdy i ostatecznie niweczy cnotę. Państwo doskonałe może powstać tylko wtedy, gdy idea dobra zdobędzie panowanie we wszystkim.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
17 02 2012
29 02 2012 Wpółczesne systemy polityczne Ćw
17 02 2012 emerytury prezentacj Nieznany
HAK ćwiczenia 17 02 2012
17 02 2012 emerytury prezentacja[1]
Zajęcia (1 06 2012) Filozofia polityczna XIX wiecznego liberalizmu
Na zajęcia( 02 2012
POLITYKA SPOŁECZNA 02 2012
POLITYKA SPOŁECZNA 12.02.2012, II rok, Wykłady, Polityka społeczna
POLITYKA SPOŁECZNA 10.02.2012, Polityka społeczna
Polityka antyd w ZKS wykład 1 02 2012 r
katalog perfumeryjny nr 15 promocje 17 01 29 02 2012
Filozofia polityki 3
17 02 88
17 rzs 2012 13 net wersja pods Nieznany (2)

więcej podobnych podstron