7 Inny Świat Severusa, czyli uroki soku pomarańczowego i biszkoptu

piątek, 22 czerwca 2012

Inny Świat Severusa, czyli uroki soku pomarańczowego i biszkoptu


Witajcie!
W tym tygodniu wracamy do starych, dobrych blogasków potterowych. AŁtorka jednego z nich zrobiła wszystko, żeby bohaterowie byli tak bardzo niekanoniczni, jak to tylko możliwe bez uciekania się do metod Jestnoci. Mamy tu zatem... nie, nie będę psuć Wam zabawy. W każdym razie rozpoczyna się od Voldemorta na porodówce (nie, to nie on rodzi), a potem blogasek tylko się rozkręca. Wiedzcie, że będzie grubo (i momentami słodkopierdząco). A co więcej, dowiecie się, co stoi za fenomenem córek Voldemorta.
Miłego!
Zanalizowały: Pigmejka i Kalevatar.

Adres blogaska: http://hrss.blox.pl/2010/07/Slowa-wstepu-i-Prolog.html

Słowa wstępu i Prolog
                 
Cześć. Kolejny raz przenoszę blog z onetu na blox. Mam nadzieję, że będziecie czytać to opowiadanie. Przez wakacje notki będę dodawać częściej. Obiecuję. :D
       
Ciemnowłosy mężczyzna pochylał się nad rodzącą kobietą. Jego usta wykrzywił zadowolony grymas.
Uśmiech jak po zagryzieniu dziegciu cytryną. No ale najważniejsze, że był zadowolony. Najwyraźniej rodząca zachowywała się grzecznie i nie sprawiała problemów.
Ja to zrozumiałam tak, że był jakiś Pan Grymas, który sadystycznie wykrzywiał usta i potem był zadowolony z cierpienia ofiary.

- No dalej Sue! Przyj! – jego głos był tak łagodny i tak delikatny, że w kobietę wstąpiły nowe siły.
Tę łagodność dobitne podkreślały wykrzykniki.
Ale żeby tak walić nazwiskiem “Sue” w pierwszym akapicie... aŁtorka nas nie oszczędza.
W ogóle urzeka mnie pomysł, że rodząca kobieta będzie analizowała ton głosu faceta i uzależniała od niego swoje wysiłki.

- Nie mam siły. – wyszeptała. Utkwiła swoje czekoladowe oczy w mężczyźnie, jego twarz natychmiastowo się zmieniła.
W kotlet schabowy.
A oczy rozpłynęły się od nadmiernej temperatury i zmieniły w kałużę gorącej czekolady.

Stała się czuła i łagodna.
Miała miękkie krawędzie i tuliła małe dzieci.
A małe, żółte kaczuszki i kocięta lgnęły do niej jak analizatorzy do blogasków.

- Przyj Sue! Nie poddawaj się! – zachęcał ją.
- Aaaaaaaaaaaaaa! – krzyknęła. Mężczyzna zobaczył małą głowę wystającą z jej dróg rodnych.
- Już, już prawie.
Kłamie, to dopiero łepek.
A jeśli urodzi samą głowę...?
Zaoszczędzą sporo na ciuszkach. Zwłaszcza na bucikach. Wiesz, jakie to dziadostwo jest drogie?

Nie poddawaj się ślicznotko! – musnął ustami jej spocone czoło, czuł jak zadrżała pod wpływem tego skromnego dotyku.
Tak, oczywiście. Człowieku, tu się rodzi, tu się nie zwraca uwagi na duperele.
Może drżała z irytacji.

Po chwili słychać było już kwilenie noworodka. Pielęgniarka owinęła maleństwo w biały becik i podała go ojcu, a sama zajęła się matką dziecka, której zostało do urodzenia jeszcze jedno dziecko.
Było mniej ważne, więc nie będziemy poświęcać porodowi więcej uwagi.
Znaczy, ona tego pierwszego noworodka nie wytarła, ani nic, nie odcięła pępowiny, tylko tak od razu w szmatę, byle szybciej opchnąć i mieć spokój?
Nie odcięła pępowiny, by tatuś z dzieciakiem  nie odszedł za daleko.

- Hermiona Jane Riddle. – czule pogłaskał główkę maleństwa.
Voldmort.
Na.
Porodówce.
Voldemort na porodówce, zaglądający żonie między nogi. I niańczący małą Hermionę.
 

Dziewczynka otworzyła swoje czekoladowe ślepia i spojrzała na ojca, żeby później głośno się rozpłakać na jego widok.
Szczęśliwy tatuś znów zapomniał założyć nos.
Hm, google na hasło “brązowe ślepia” pokazało mi TO...

- Nie płacz kochanie. – delikatnie tulił dziecko, kołysząc ją w swoich ramionach.
I strasząc brakiem nosa.

***
Czarne szaty powiewały za mężczyzną gdy szedł po ulicy.
Gdy szedł po chodniku nie powiewały, bo nie musiał truchtać z uwagi, by mu coś nie zrobiło garażu z tyłka.
Szaty były ZA mężczyzną, ergo - szedł nagi?

Wiatr rozwiewał jego ciemne włosy. Twarz jego nie przedstawiała żadnych emocji, tylko becik, który ściskał odrobinę za mocno świadczył o tym, jak bardzo się bał tego co musi zrobić.
Ja przepraszam, ale zawiesiłam się na tym kawałku o twarzy, która wyrażała becik.
Rozumiem jeszcze określenie “dupa z twarzy”, ale to mnie chyba przerosło...

Oto musiał oddać swoją pierworodną córkę, żeby miała godne kilkanaście lat życia.
Bo w jego domu czekało na nią tylko pranie, prasowanie i surowi rodzice.
Po kilkunastu latach zamierza ją:
a) zabić
b) pozbawić godnych warunków życia?


Później u jego boku zajmie miejsce Czarnej Pani.
Ja nic nie mówię, ale to jakoś tak kazirodczo zabrzmiało...
Noo, bo jego córka byłaby raczej Czarną Panienką.
Zmieniłby jej imię z Hermiony na “Czarnuszka”.

A jego syn? A niech matka się nim zajmie…
Voldemort prezentuje odpowiedzialne podejście do ojcostwa. Nie róbcie tego w domu.

Może kiedyś się nim zainteresuje… To Hermiona, jego pierworodna się liczy…
Bo z chłopców nic dobrego nie wyrasta. Wiedział to z doświadczenia.
Kurczę, to rasowy blogaskowy Voldemort: w jego świecie liczą się tylko córki.
ZARAZ! Może to jest wyjaśnienie dziwnego fenomenu polegającego na tym, że niby rodzą się mu same dziewczynki?!


Chłopiec nie ma w sobie tyle mocy co ona… Jego śliczna, mała córeczka…
Niech jej jeszcze zrobi pierdzioszka na brzuszku, wtedy na pewno uwierzę, że to Voldemort.
Rzeczywiście, na pewno jest śliczna:

Córeczka, która będzie najpotężniejszą czarownicą młodego pokolenia… Pokona każdego kto stanie jej na drodze…
Zniszczy każdego, kto będzie próbował ściągnąć od niej pracę domową.
Albo będzie miał wyższą średnią ocen.

Hermiona Jane Riddle - dziedziczka Slytherina. Przyszła Prefekt Naczelna w Hogwarcie. Prawdopodobnie przyszła ukochana syna Lucjusza…
Nie ma co, Voldi sobie to wszystko dokładnie zaplanował...

Jego Słońce… Mała Kruszynka… Księżniczka… Królewna… Jego Córeczka… Kucyponek, Lizaczek, Owieczka, Teletubiś, Helołkicia z kokardunią...
...Kruszynka? ಠ_ಠ

Przyglądał się kolejnym mugolskim rodzinom… Wciąż nie mógł jednak żadnej znaleźć… Szukał jakiejś rodziny, która wychowa jego dziecko… Jego Małą Księżniczkę…
Rozumiem, że tak sobie po ulicy chodził, z powiewającą szatą i brakiem nosa, zaglądając ludziom w okna i oceniając ich przydatność rodzicielską? Nie mógł się nad tym zastanowić wcześniej?
Przeprowadzał wywiady środowiskowe i sprawdzał, komu dobrze z oczu patrzy.

- Mamo, mamo czy dostanę pieska? – krzyczał jakiś chłopiec w jednym z domów. Tu na pewno nie ma miejsca dla mojej Królewny.
Słusznie, bo jest miejsce dla pieska. Poszukaj rodziny, która będzie chciała mieć jako zwierzątko córkę psychopaty.
Zawsze można Hermionę transmutować w pieska. I wilk będzie syty, i owca cała.

- Kochanie nie płacz… Wszystko będzie dobrze. – pocieszał młodą kobietę mężczyzna. Kobieta była śliczna, chociaż jej buzia była teraz zapłakana. Miała czekoladowe oczy i brązowe włosy, była… Byłą podobna do Jego dziewczynki chociaż była głupią, nic nieznaczącą mugolką…
Była taka głupia, że aż jej odda swoje pierworodne dziecko na wychowanie, taak.
A tak właściwie, to czemu nie może wychować bachora sam, skoro chce, żeby później mała stanęła u jego boku? Ja wiem, że Voldziowe geny gwarantują angst i zUo w formie instant, ale mimo to...

Taak… To będzie miejsce dla Dziewczynki… Jego Najdroższej Córeczki… Jego Skarbka… Jego Laleczki…


Z jedną słoną łzą (-.-) położył dziewczynkę na progu domu, zapukał mocno i z cichym pyknięciem się aportował.
Nie zobaczył więc, jak dziewczynkę zgarniają przechodzący akurat świadkowie Jehowy.
To nie byli świadkowie Jehowy, tylko rodzina wilków. Tuż za nimi pomykała czarna pantera, niedźwiedź i tygrys.

Rozdział I - Przysięga Wieczysta
       
Severus Snape siedział w swoich komnatach w Hogwarcie i czytał.
A że najwyraźniej miał kilka komnat, siedział w każdej po trochu.
Rozerwał się po godzinach pracy.

Wydaje się, że to zbyt prozaiczna czynność nie może tyczyć się takiego mężczyzny jakim był sarkastyczny Mistrz Eliksirów.
Mnie się nie wydaje, by akurat czytanie było zajęciem poniżej jego poziomu - wręcz przeciwnie. No ale AŁtoreczka pewnie sądzi, że Severus po godzinach wyłącznie ujeżdża smoki albo naciera się swą zajebistością.
Ależ nie. Mroczny Severus w czasie wolnym tnie się, robi sobie ponure tatuaże i pisze posępne sonety.

Ale dlaczego by nie?
Właśnie. Skądś tę wiedzę o eliksirach czerpać musiał. Chyba że ludzie sarkastyczni zasysają ją bezpośrednio z powietrza.
Severus patrzył ironicznie na książkę, a ta sama mu się czytała ze wstydu.

Severus był inny w swoim świecie…
Siedział z wacikami między palcami stóp, by nie zniszczyć dopiero co pociągniętych pięknym szkarłatem paznokci.
A pod szatą miał różowe, barchanowe majty.

W świecie, którego nie znał nikt inny…
W tajemniczym i groźnym świecie słowa pisanego...

Kochał muzykę klasyczną i dobre horrory czy tez kryminały… Nie pogardził też komedią romantyczną dobrą książką fantastyczną, chociaż jako czarodzieja nie dziwiło go nic zbytnio.
A raczej powinno, w końcu każdy autor opisuje i wyjaśnia działanie magii nieco inaczej. No i też ludzie nie czytają fantastyki, żeby potem powiedzieć "wow, ale to było dziwne, magia i wgl".
Może u nich fantastyka to raczej literatura faktu?

Najbardziej lubił czytać mugolskich powieściopisarzy…
Cóż, nic w tym dziwnego - jakoś nie słychać nic o czarodziejskim Dostojewskim.

Mieli takie ciekawe pomysły, ich życie było takie inne. Takie bezpieczne.
O RLY?
Tak, Edward Stachura nie strzelił sobie w głowę, Tetmajer nie zapił się na śmierć, pierwej postradawszy zmysły, a Anna Frank... Anna Frank nie musiała pisać swojego dziennika.

W świecie w którym nie było Voldemorta.
Byli za to Hitler i Stalin, więc z czym do ludzi i dziękuj mamie, że jesteś czarodziejem.

W świecie gdzie nie toczyła się tak nieustanna walka dobra ze złem.
Fakt, w świecie mugoli nic nie było czarno-białe, a walka ze złem toczyła się w książkach takich jak "Harry Potter".

W ich świecie, gdzie nie był podwójnym szpiegiem… W świecie gdzie był zwyczajnym mężczyznom.
Nomnom. Widzicie, Czytelnicy - lepiej jednak czasem poświęcić się zajęciom tak prozaicznym jak czytanie, nawet jeśli jesteście sarkastyczni.
Bo wiecie, w świecie mugoli istnieją analizatorzy, niestety.

Uśmiechnął się pod nosem, gdy dotarł do momentu, gdzie bohater przeżywał sercowe rozterki. Ehh… Jemu nigdy nie było dane mieć rodziny. Ten jeden, jedyny raz, kiedy pozwolił sobie pokochać Lily Evans skończył się tragicznie. Od tamtego czasu przysiągł sobie, nigdy nie pokocha nikogo.
*zerka na adres blogaska* Taa, przysięgać to ty sobie możesz...

Nigdy żadnej dziewczyny nie poślubi. Z resztą, nie było takiej która by go interesowała…
Może czas zacząć zadawać się z kimś poza szkolną młodzieżą?
Hm, skoro nie ma takiej dziewczyny, to może pora zainteresować się chłopakami?

On już nie umiał kochać. Nie chciał kochać. Wygodnie było mu być cynicznym, wrednym Severusem Snape’em.
Ale w głębi miał serduszko miękkie niczym rozgotowana klucha.
I czasem kupkał tęczą.

W sumie lubił go grać… Tak, bo to była gra, w którą grał już od przeszło 16 czy 17 lat… W jakiś sposób przywiązał się do swojej postaci.
Nie jesteś sam, Severusie - inni erpegowcy wiedzą, co czujesz.
LARP - level hard.

Sięgnął po sok pomarańczowy.
Z parasolką, koniecznie z parasolką.

Poczuł jego smak w buzi. I te wszystkie farfocle między zębami. W buzi. Kurde, a myślałam, że nic nie zaboli mnie bardziej, niż “jama ustna”...

Zatracił się w nim. Gratulujemy zgorzkniałemu, cynicznemu samotnikowi umiejętności cieszenia się drobnymi rzeczami. Srl, też bym tak chciała. Uwielbiał ten smak, był taki… Taki… pomarańczowy? Nie umiał go określić, bardziej lubił ten sok niż Ognistą, która tak przyjemnie paliła w gardle.
A już najbardziej lubił Petitki Lubisie!
Zmieszaj sok z ognistą, będziesz miał eksplozję smaku.

Przegryzł do tego jeszcze biszkopta.
No bez jaj. Za chwilę się dowiemy, że to Snape prowadzi blog Make Life Easier, a po godzinach daje uczniom korki na temat jedzenia bezy łyżeczką.

Rozpłynął się. Kochał je, przez jedną krótką chwilę poczuł się naprawdę szczęśliwy. Ale ukłucie w sercu szybko sprowadziło go na ziemię.
Spięcie w rozruszniku?
Nie, gorzej! Biszkopt miał zakalec!

On nikogo nie kochał. Nikogo nie miał…
No bez jaj vol. 2, koleś przerywa swoją pomarańczowo-biszkoptową nirvanę bo przypomniało mu się, że jest starym kawalerem i musi angstować?
Gdyby miał kobietę, ona by mu piekła biszkopty. I pewnie nie miałyby zakalca!

Chociaż nie, nie będzie sprawiedliwy wobec tej osoby… Byłą jedna kobieta… Minerwa… Tak ona miała szczególne miejsce w jego sercu. Kochał ją na jakiś szczególny sposób, kochał tak jak się kocha matkę.
Uff, widmo SS/MMcG oddaliło się na bezpieczną odległość.
I tak już mi serce na moment stanęło...

Podniósł głowę, na kominku stało ich zdjęcie. Pierwsze wspólne zdjęcie… Pierwsza Wigilia w domu Minerwy… Pierwsza, po śmierci jego matki… Pierwsza prawdziwa Wigilia… Oczy zasłoniła mu mgiełka, gdy myślał o Opiekunce Domu Lwa, a w sercu poczuł ciepło… Jedyna osoba, której tak naprawdę ufał. Jedyna osoba, która go nigdy nie potępiła. Bo kochała go taką samą bezwarunkową miłością.
Też jak matkę?
Jak matka - dziecko. Tuliła go i obdarowywała słodyczami, albo wylizywała mu futerko i przynosiła myszy, w zależności od sytuacji.

Nie oceniała, przyjęła z otwartymi ramionami gdy powrócił niczym syn marnotrawny. Spojrzał na drugie zdjęcie, jego wychowankowie…
Serialnie zaczynam wierzyć, że Snape ma plakat Lockharta nad łóżkiem.

Pech chciał, że na zdjęciu był akurat rocznik Malfoy’a i Złotego Chłopca. Ale mimo to jednak dostrzegał na nim jakieś piękno. Rzadko te dwa domy stały koło siebie w takiej przyjaźni, jak tu… Na zdjęciu.
Doskonała kompozycja kadru poruszyła czułą strunę jego duszy i Severus wiedział już, że musi napisać o tym haiku, do którego przyczepi zasuszony kwiatek.
A na lekcjach robił wszystko, by te dwa domy ze sobą skłócić, gdyż miał naturę ambiwalentną.

Nawet twarz Pottera nie była taka irytująca jak zawsze… Właściwie… To nic nie miał do tego chłopaka, właściwie był całkiem znośny…
Właściwie to do Jamesa Pottera też nic nie miał, facet był całkiem spoko... Snape przyzna się do wszystkiego, byleby go ktoś przytulił.

To Opiekun Slytherinu go nie lubił… A on? Severus? Nie przeszkadzał mu…
Mam rozumieć, że Severus ma się tak do Opiekuna Slytherinu jak dr Jekyll do pana Hyde'a?
Chyba jest gorzej. Pan Hyde miał więcej klasy.

Ale kochać, go nie kochał…
I bardzo dobrze, jeszcze tylko slashu nam tu trzeba.
Przynajmniej coś.

Za bardzo przypominał mu o Lily… Te jej oczy… Zawsze gdy widział Pottera Lily stawała mu przed oczami… Przesunął wzrokiem dalej po zdjęciu. Weasley. Nie nawet jako Severus go nie lubił, uśmiechnął się drwiąco pod nosem.
Ron jako kanoniczny wybranek Hermiony oczywiście musiał objąć posadę Tego, Który Jest Głupi I Ma Wszy.

Granger. Ją nawet lubił. Mądra, olbrzymi potencjał i cóż…
Cycki też niczego sobie.
Siadać też ma na czym, zwłaszcza po tym, jak zaokrągliła się po wakacjach.

Powoli zamieniała się w młodą, śliczną kobietę…
No tak, zgadłam.

Była podobna do Lily… Jedna i druga była mądra… Obydwie pochodziły z mugolskich rodzin… Obydwie mają koło siebie Pottera…
A to jest jakaś zaleta, przepraszam bardzo?
To dodaje kobiecie blasku. *głosem z reklamy* Czy to jej urok, czy to Potter?!

Chociaż nie Granger dalej ma… Ona istnieje.
A Lily była tylko wytworem jego wyobraźni?
No, niby nie, ale teraz już byłoby trudno ją obdarzać atencją - przy byle pieszczocie mogłyby odpadać jej członki.

Dalej był Neville. Tego dzieciaka, też nie lubił.
Aż się z niechęci odgrodził przecinkiem.

Totalne antytalencie do eliksirów. Aż strach przy nim przebywać. Później był Seamus, zbyt nijaki. Podsumował jego wredny głosik w głowie.
Te głosiki się leczy. A na zły zapis zdania pomaga przyziemna czynność czytania.
A może chodziło o to, że Seamus miał wredne głosy w głowie, i to właśnie było nijakie? Ot, zagwozdka.

Dean, też taki bezbarwny…
Poczuł piekący ból w przedramieniu. Jego Mroczny znak zapłoną.
A kwiaty pachły, a słownik ortograficzny nie znajduje się w dziale Ksiąg Zakazanych.

Teraz? Dlaczego właśnie w tej chwili? Severus był niezadowolony.
Lakier na paznokciach jeszcze nie wysechł, a w książce zaraz miało się okazać, kto jest ojcem Pablito.
No i soczku jeszcze nie wypił, na litość!

Chcąc nie chcąc zwrócił się w stronę szafy, jednym machnięciem różdżki otworzył ją, a za drugim był już w Narni miał już na sobie szaty Śmierciożerców. (...) Szybkim krokiem skierował się w stronę wyjścia ze swoich kwater. Jeszcze tylko zaklęcia antywłamaniowe i już biegł w stronę Zakazanego Lasu.
Biegł przez Hogwart w stroju Śmierciożerców. Jako prawdziwy syn Stirlitza, jeszcze nigdy nie był tak bliski wpadki.
- Snape, gdzie biegniesz?
- Do lasu!
- Po co, na Merlina?!
- Skończyły mi się jagody, nie mam z czym biszkoptu zrobić!
Każdy by uwierzył, co nie?
- A dlaczego masz na sobie ubiór Śmierciożerców?
- Minus 50 punktów dla Gryffindoru!

Nim się obejrzał, już stał pośrodku niewielkiej polany. Spojrzał w górę i uśmiechnął się na widok złocistej tarczy słońca.
A potem uśmiechnął się na widok stokrotki, a potem żuczka, a potem takiej małej kaczuszki, a potem na widok Voldemorta, który patrzył na niego lekko osłupiały.
Czy tylko ja mam wrażenie, że Snape wyszedł z fazy płakania u psychologa i wszedł w etap śmiania się u psychiatry?

Uwielbiał przypatrywać się jego wędrówce, ale jakoś nigdy nie miał na to czas.
Jeszcze chwila a dowiemy się, że w wolnych chwilach Snape robi śpioszki na drutach, medytując nad harmonią skupienia.
A w wolnych chwilach medytuje nad życiem.

Różdżką dotknął swojego przedramienia i poczuł nieprzyjemny uścisk w żołądku. Chwilę potem znalazł się pod Malfoy Monar.
To jest bezsprzecznie najbardziej epickie przekręcenie nazwy własnej z Pottera ever!

Ehh, westchnął. To zapowiada się coś ważnego… Voldemort bardzo rzadko urządzał spotkania w domu śmierciożerców, a już tym bardziej z tych z Wewnętrznego Kręgu.
Zazwyczaj spotykali się na dworcu bądź pod mostem - stąd też nowa nazwa posiadłości Malfoyów. (A Snape wolałby jakąś klimatyczną knajpkę pod Wieżą Eiffla, gdzie musieliby założyć berety i białe szaliczki...)
No tak, jakoś sobie nie wyobrażam, żeby w posiadłości Malfoyów poczęstowano go soczkiem i biszkopcikiem.

Teraz jednak musiała być awaryjna sytuacja. Poczłapał niechętnie do wejścia.
W rozdeptanych kapciach-króliczkach (lakier wciąż nie wysechł!)
W ostatniej chwili starł z twarzy maseczkę odżywczą.

Nie zdążył jeszcze dobrze stanąć na progu, a już drzwi otworzył mu chrześniak kłaniając się nisko.
- Witam wuju. – jego twarzy była chłodna, polska język trudna, uśmiech sztuczny, a tlenione włosy perfekcyjnie ulizane. Skłonił się lekko.
- Miło cię widzieć Draconie. – skinął mu głową, nie siląc się nawet na miły ton. Chłopiec poprowadził go przed wielki hol, schodami na drugie piętro, aż do Gabinetu Czarnego Pana.
Znanego wtajemniczonym jako Gabinet Romboidalny.
Ktoś podrzucił skrzatom Malfoyów paczkę ze skarpetkami, że Draco musi pełnić obowiązki służby?

Ach, jak on nie lubił przebywać w tym domu. Wszystko tu było takie… Takie pyszne.
- Te stiuki, te kasetony, om nom nom - mamrotał Snape z pełnymi ustami, gdy Lucjusz z dwoma pomocnikami próbowali oderwać go od ściany.
Gdyby Severusowi ściąć włosy, wyglądałby TAK.

Chłopak otworzył przed nim drzwi. Severus nabrał powietrza i wszedł do komnaty. Tym samym na jego twarzy pojawiła się również maska Mistrza Eliksirów.
A kapcie-króliczki stały się schludnymi ciżmami z wywiniętymi noskami.

- Severus. Siadaj proszę. – odezwał się syczącym głosem Lord, wskazując mu wolne miejsce po swojej prawej dłoni. Prawa ręka… Najwierniejszy Sługa… Najbardziej Zaufany… Niemalże beta Czarnego Pana.
Regularnie poprawiał mu teksty mrocznych odezw do Śmierciożerców, wstawiając zapomniane przecinki i wykreślając słodkopierdzące kawałki o jakiejś "Kruszynce".
Szkoda tylko, że sam nadużywał wielokropków.

Mężczyzna posłusznie zajął wskazane mu miejsce.
- Drodzy słudzy! Muszę przyznać, że ostatniego czasu byliśmy bardzo nieostrożni. – cisza. – Ten wypad do Ministerstwa był bardzo nieodpowiedzialną rzeczą. Teraz wszyscy wiedzą, że wróciłem i boją się. Zasialiśmy panikę, a przecież nie o to nam chodzi
Chodzi nam tylko o poprawę polityki prorodzinnej i więcej miejsc w żłobkach dla moich córek!
I żeby cukier znów był tańszy, a ogórkową podawali w jadłodajniach za darmo!

– zrobił lekką ciszę (upichcił ją na wolnym ogniu, ugotował na parze?), przypatrując się swoim sługom. – Teraz musimy działać bardzo ostrożnie. Ale… Ale już nie długo dołączy do nas ktoś wyjątkowy… Ktoś kogo się tu nigdy byście nie spodziewali.
Mamusia Muminka? Mam wrażenie, że oni tu wszyscy cierpią na brak matczynej miłości.
Zbiorowy kompleks Edypa.

– wśród zebranych rozszedł się cichy pomruk, wystarczyło jedno spojrzenie Lorda i na Sali powróciła cisza, tuż po tym, jak zabiła gramatykę i składnię.
– Lucjuszu. – zwrócił się Lord do jednego z zebranych.
- Tak Mistrzu? – ton jego głosu był służalczy.
- Kiedy przyjeżdża córka naszej siostry Clarie? – w czerwonych oczach pojawił się szaleńczy blask.
To Voldi i Lucjusz mają wspólną siostrę?

- Marisol? Jutro panie. – odpowiedział kłaniając się. - A następnego dnia przybywa nasz brat, Febrisan. I daleki kuzyn - Gripex.

- Severusie miej na nią oko. Dziewczyna trafi na pewno do twojego domu. – zwrócił się w stronę swojego towarzysza.
Sługi, AŁtoreczko, sługi. No chyba że panowie są już ze sobą TAK blisko.
Nie strasz, Kal, nie strasz.

- Oczywiście panie. Żyję by służyć.
O, ciekawe, czy Lucjusz już przyjął święcenia kapłańskie...?

- To prawda że Dumbledore ma zamiar mianować ją prefektem? – swoje wężowate ślepia utkwił w Severusie.
- Myśli o tym. – ostrożnie powiedział. Nie wiedział skąd Czarny Pan o tym słyszał.
- To dobrze, zrób wszystko, żeby dziewczyna nim została. Wleź mu w tyłek tak głęboko, żeby mu ustami ręka z łapówką wyszła. – skinął głową, że rozumie. Powoli Lord przesunął wzrokiem po zebranych.
- Musicie być ostrożni! Nikt nie może wiedzieć, że mi służycie.
Bieganie w miejscach publicznych w strojach służbowych musicie ograniczyć do niezbędnego minimum.

Rozejść się! – ostatnie zdanie niebezpiecznie wysyczał.
Severus zadowolony, że tak szybko się to skończył odwrócił się w stronę drzwi, już chciał iść gdy poczuł czyjąś rękę na swoim ramieniu. Instynktownie wiedział, że to Lord.
- Zostań mój wierny sługo. – szepnął mu do ucha.
Yyyyh, proszę, niech to nie będzie to, o czym myślę.
*zamyka oczy* Nie czytam dalej, nie czytam!

Mężczyzna zadrżał w duchu z obrzydzenia, ale posłusznie nie ruszył się z miejsca. Gdy wszyscy wyszli a oni zostali sami, Voldemort wskazał mu na dwa miejsca na których wcześniej siedzieli.
- Severusie mam dla ciebie specjalne zadanie. – Co? Nie, jęknął w duchu.
- Jakie mistrzu? – odpowiednio modulował głosem, żeby słychać było w nim ciekawość i radość.
Czemu jeszcze nie zamachał ogonem?
*z ulgą otwiera jedno oko* Ciesz się, że nie zaszczekał i nie pobiegł po skórzaną smycz...

- W Hogwarcie jest moja córka. Masz się nią zaopiekować i w konsekwencji tego dać mi dziedzica. – na jego brzydkiej twarzy pojawił się nienaturalnie miły uśmiech.
Noo, Voldemort się z dawkowaniem informacji nie pierdzieli i w bawełnę nie owija.

Tym optymistycznym akcentem kończymy tę część analizy. ;)


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
inny swiat 3
'Inny świat' Herlinga-Grudzińskiego jako utwór o sile i słabości człowieka, język polski
Inny świat – hołd złożony człowiekowi i dokument degradacji człowieka, język polski
Inny świat, nauka
Inny swiat, szkoła, streszczenia
Inny świat streszczenie, Lektury matura
Inny świat
Inny Świat
Inny świat
Inny świat
Fiszka nr 3 G Herling Grudziński Inny świat
inny swiat wazne fragmenty, pytania do interpretacji
inny świat
INNY ŚWIAT. FKNOMKNOLOGIA CIERPIENIA, Herling Grudziński Gustaw
Inny świat, Polski
Inny Świat Grudzińskiego

więcej podobnych podstron