650

Teorie konspiracji Po ostatnio napisanych uwagach na temat bogobójstwa Żydów, które przypominając odwieczne nauczanie Kościoła wywołało kolejną nagonkę środowisk żydowskich, JE biskup Richard Williamson dopowiada w swoim cotygodniowym biuletynie:

“Niektórzy czytelnicy mojego Eleison Comments mieli nadzieję, że biuletyn będzie częściej przywoływał rolę, jaką Żydzi odgrywają w sprawach światowych, ale niestety muszę ich zmartwić, gdyż we wszystkich 225 wydaniach biuletynu wątpię by Żydzi byli wymienieni z nazwy więcej niż kilka razy. Bowiem bez względu na to czy reprezentują oni czy też nie jakiś problem, z pewnością nie są oni podstawowym problemem. Podstawowym problemem, bowiem jest bezbożność współczesnego człowieka.[...]“ Biskup Williamson pisze dalej:

“Teorie konspiracji, takie jak Żydzi spiskujący celem dominacji nad światem są aktualne, ale mamy do czynienia z dwiema skrajnymi ich wersjami i należy mądrze – choć nie jest to takie łatwe – zachować właściwy balans. Większość ludzi w ślad za mediami utrzymuje, że wszystkie teorie konspiracji są nonsensem, a ci, którzy w nie wierzą są “konspiracyjnymi czubkami”. Z drugiej strony, drobna mniejszość ludzi – ale silnie przeświadczona – wierzy, że wszystkie wydarzenia światowe mogą być wyjaśnione przy pomocy tej czy innej konspiracji, a szczególnie spisku żydowskiego.”

Esencję prawdy na ten temat – pisze Jego Eminencja – wyłożył nam najlepiej już 1800 lat temu, słynny pisarz Kościoła. “Tertulian (160-220) powiedział, że wiara katolicka i żydowska siła są jak dwie szale jednej wagi:

gdy wiara katolicka się zwiększa, żydowska siła maleje, a gdy wiara katolicka się zmniejsza, żydowska siła rośnie. Ale wiara przeważa nad siłą i dlatego głównym problemem nie są Żydzi, ale wzrost lub spadek Wiary wśród ludzi. I chociaż konspiracje istnieją i odgrywają ważną rolę i nie powinny być lekceważone, to centralnym problemem jest to, że człowiek odwrócił się od prawdziwego Boga i Jego prawdziwego Kościoła. W skrócie – i to jest kluczowy punkt – goje mogą winić jedynie samych siebie jeśli żydowska siła jest tak wielka jak dzisiaj. Dlatego też, ktokolwiek zaczyna widzieć to na co Disraeli czy Woodrow Wilson wskazywali (choć nie mówili tego zbyt otwarcie), mianowicie, że ciemne siły działają w ukryciu kierując wydarzeniami światowymi, niech nie straci równowagi w oskarżaniu Iluminatów czy Żydów czy Wolnomularzy czy kogokolwiek innego, lecz niech zrozumie mądrość słów Piusa X: “Niech każdy czyni to co jest jego powinnością, a wszystko będzie na właściwym miejscu”. Wynika to z tego, że naszym pierwszym i podstawowym obowiązkiem jest skierowanie się do Boga, tak jak wskazuje nam to Pierwsze Przykazanie” – wskazuje JE biskup Williamson. “Zanim Nasza Pani objawiła się w 1917 roku w Fatimie, antykatolickie siły przejęły rząd w Portugalii, lecz gdy niemal wszyscy mieszkańcy Portugalii modlili się i czynili pokutę, tak jak przykazała nam to Nasza Pani, doprowadziła Ona do bezkrwawej rewolucji likwidującej antykatolickie siły. W XX wieku bezbożności i zwycięstw komunizmu, Portugalia stała się przykładem państwa katolickiego.” – przypomina JE bp Williamson. “Najbardziej inteligentni wrogowie Boga zdają sobie doskonale sprawę z tego, że służą Jemu, jako dopust boży zrzucany na barki niewiernego ludu bożego. Ale jeśli tylko przyjaciele Boga zrozumieliby, jakim to dopustem bożym dla nich są ich wrogowie, celem pomocy wszystkim duszom by zwróciły się do Niego, to wtedy teorie konspiracji wrócą na swoje miejsce: nie mniejsze, nie większe i nie ważniejsze niż takimi, jakie naprawdę są.” – kończy swój list JE biskup Williamson. Kyrie eleison.

+ Richard Williamson

Życie na kredycie To nie jest kryzys, to rezultat, powtarzał Kisiel, gdy mowa była o gospodarczym zawale "prylu". Dziś, gdy walą się zachodnie "państwa dobrobytu", za którymi Polacy przez tyle dziesięcioleci tęsknili, mówiąc słowami poety, "jak złotówka za dolarem", pasują te słowa jak żadne inne. To nie jest żaden kryzys. Kryzys, też mówiąc słowami poety, to jest sytuacja, kiedy "co się popieprzy, to się polepszy". Kryzysy są w wolnorynkowym kapitalizmie. Wszyscy się rozwijają, zarabiają, więc inwestują, a żeby inwestować, pożyczają. W pewnym momencie podaż przekracza popyt, i konsument wybiera - to chcę, tego nie chcę. Kto zainwestował trafnie, sprzedaje i zarabia. Kto się pomylił, zostaje z towarem i traci. Ci, co tracą, tracą na rzecz tych, co zarabiają. Ci, co zarobili, inwestują dalej, i cykl się powtarza. Z darwinowskiego punktu widzenia mechanizm, jakkolwiek okrutny dla jednostek mniej fartownych, jest skuteczny. Premiowane są inwestycje trafne, a nietrafne karane, więc cykl hossa-bessa przypomina cykl eksplozji w silniku, poruszających korbowody rozwoju cywilizacyjnego. Taki był mechanizm tzw. wielkiego kryzysu w latach trzydziestych, po którym politycy krajów zachodnich, za namową niejakiego Keynesa, wyłożyli wielkie środki na stworzenie mechanizmów wygładzających cykl koniunkturalny, niejako wygaszających go - w przekonaniu, że gospodarkę można napędzać nie serią wybuchów, a jednostajnym spalaniem podawanego równo paliwa. Wspomniane mechanizmy wzięte zostały z polityki finansowej. Chłodzić gospodarkę, kiedy jest za gorąca, a podgrzewać, gdy jest za chłodna - wydawało się to bardzo proste. Kiedy wzrost gospodarczy jest bardzo duży, podnosić stopy procentowe, a więc koszty kredytu, i wyciągać z gospodarki pieniądze - to ograniczy popyt i zmniejszy zagrożenie wybuchem. Jak znowu gospodarka zwalnia, zmniejszać stopy i wstrzykiwać w system gotówkę - wtedy wzrost przyśpieszy. Wymagało to tylko jednego warunku: skoordynowania polityki pieniężnej i poddania jej tym samym zasadom na jak największym obszarze, najlepiej na całym świecie. Kilka dziesięcioleci temu uznano już, że się to z grubsza udało. Ale się nie udało. Wyszło, jak zawsze w dziejach, nie to, co miało.

Cytat: Polityk demokratyczny podporządkowuje wszystko jednemu: chce być wybrany. A jak już zostanie wybrany, chce być wybrany ponownie. A nawet, jeśli już nie może być wybrany ponownie, bo na przykład konstytucja zabrania kolejnej kadencji, to chce zapewnić jak najlepszy wynik swojej partii lub po prostu odejść ze stanowiska jak najbardziej lubianym.

Dlaczego? Bo, jak mówi mój lekarz, człowiek to niestety jest głupie bydlę. Zawsze próbuje oszukać rzeczywistość i mieć więcej niż może, nie licząc się z konsekwencjami. Dotyczy to także, a może przede wszystkim, polityków. Szczególnie polityków demokratycznych, a przecież Zachód, wskutek pewnych przypadkowych okoliczności historycznych, postawił wszystko właśnie na demokrację, uznając ją wręcz za jedyną dopuszczalną formę rządów. Polityk demokratyczny podporządkowuje wszystko jednemu: chce być wybrany. A jak już zostanie wybrany, chce być wybrany ponownie. A nawet, jeśli już nie może być wybrany ponownie, bo na przykład konstytucja zabrania kolejnej kadencji, to chce zapewnić jak najlepszy wynik swojej partii lub po prostu odejść ze stanowiska jak najbardziej lubianym. Aby ten cel osiągnąć, stara się, aby wyborcy, zwłaszcza liderzy grup interesów, byli z niego zadowoleni. A wszystkie sposoby czynienia ich zadowolonymi sprowadzić można do jednego mianownika: trzeba ludziom dawać pieniądze. Trzeba im umożliwiać większą konsumpcję. Dlatego w demokracji pieniędzy stale nie wystarcza. Kiedy je przepuszczono (szybko) po prostu zaczęto drukować nowe. Ponieważ okazało się, że pieniądze drukowane bez pokrycia tracą na wartości, co uczenie nazwano inflacją, więc międzynarodowe gremia fachowców od pieniądza wykorzystały swą siłę, by demokratycznie wybieranych polityków pod tym względem ubezwłasnowolnić. Zabroniono im po prostu drukowania pieniędzy i w ogóle pozbawiono stopniowo prawa do prowadzenia samodzielnej polityki finansowej, na poziomie państw narodowych. Po czym na pewien czas odetchnięto z ulgą, że ocalono świat. Nie na długo. Okazało się, że jak nie kijem go, to pałką - kiedy politycy nie mogą pieniędzy po prostu dodrukować, to je pożyczają. Pod zastaw kwitów, które niby tam kiedyś mają państwa wykupić (i do pewnego momentu faktycznie wykupują, za pieniądze uzyskane ze sprzedaży kolejnych kwitów). Ponieważ okazało się, że prowadzi to do wzrostu deficytów budżetowych, które działają na gospodarkę równie fatalnie jak inflacja, fachowcy ze światowej finansjery zabronili z kolei wybieralnym politykom brania pożyczek ponad ustaloną normę, taką, która, wydawało się, dawała pewność, iż będą one możliwe do spłacenia. Po czym znowu odetchnęli z ulgą, że ocalili świat. Nie na wiele dłużej, niż poprzednio. Bo - człowiek jest, jaki jest, i zawsze stara się obejść ograniczenia - politycy wykombinowali nowy sposób. Jak nie kijem, to pałką - skoro musieli przestać zaciągać kredyty sami, na konto rządów i państw, to zaczęli na szeroką skalę udzielania gwarancji zaciągającym je wyborcom. Pomysł ten rozwinęli w praktyce Amerykanie, tworząc państwowe fundusze hipoteczne, które gwarantowały kredyty ludziom niemającym zdolności kredytowej. Z czasem te gwarancje dla kredytów wielokrotnie przekraczających majątek kredytobiorcy zaczęto ubezpieczać coraz bardziej skomplikowanym systemem gwarancji dla gwarancji, rozmaitych opcji i "subprime'ów", które de facto były tym samym, co dawne przyspieszanie obrotów pras drukarskich produkujących banknoty. Bo, ponieważ opcje i "subprime'y" od razy wchodziły w międzybankowy obrót jako aktywa, stworzono po prostu ogromne masy pustego, fikcyjnego pieniądza. Tyle tylko, że trafiał on na rynek nie przez kieszenie wynagradzanych inflacyjnym pieniądzem obywateli, ale przez banki, ubezpieczające swą finansową ekspansję kwitami ubezpieczanymi na kwitach ubezpieczonych kolejnymi gwarancjami.

Cytat: W roku bankructwa banku Lehman Brothers, które było pierwszym drobnym ostrzeżeniem przed nadchodzącym kataklizmem, nagrodę Nobla miał ponoć dostać ekonomista, który teoretycznie udowodnił, że w dobie komputerów analizujących ryzyku można rolować długi w nieskończoność, spłacając jedne skrypty drugimi i nigdy ich nie płacąc.

W ten sposób - przepraszam, jeśli za długo tę historię referuję, ale jesteśmy już blisko współczesności - na światowych rynkach pojawiło się mnóstwo, mnóstwo pieniędzy - czy, mówiąc ściślej, asygnat traktowanych na równi z pieniędzmi. Więcej i więcej pieniędzy (asygnat pieniędzy), dla których coraz trudniej było znaleźć miejsce do zainwestowania, a przecież pieniądze muszą być inwestowane, bo bez inwestycji nie ma zysku, a bez zysku nie ma życia, zwłaszcza w świecie finansów. Nastały, więc czasy łatwego kredytu dla wszystkich, i dla obywateli, i dla państw. Skoro pieniędzy nagle okazało się być w bród, poluzowano dotychczasowe rygory ich pożyczania, także te dotyczące rządów. Jeszcze w roku 2009 większość państw strefy euro wykazywało deficyty w granicach określonych traktatem z Maastricht. Rok później już wszystkie, co do jednego, kryteria te przekraczały. W roku bankructwa banku Lehman Brothers, które było pierwszym drobnym ostrzeżeniem przed nadchodzącym kataklizmem, nagrodę Nobla miał ponoć dostać ekonomista, który teoretycznie udowodnił, że w dobie komputerów analizujących ryzyku można rolować długi w nieskończoność, spłacając jedne skrypty drugimi i nigdy ich nie płacąc. Zabrakło paru miesięcy, żeby było jeszcze śmieszniej niż jest - Nobel poszedł w końcu w inne ręce. Ale kiedy już przyroda pokazała po raz kolejny, że (co za odkrycie!) jej praw nie da się na dłuższą metę obejść ani oszukać, było już za późno. Cały demokratyczny świat uzależnił się, bowiem od tych, jak to naukowo nazwał profesor Rybiński, "pierdylionów" pustych pieniędzy jak alkoholik od wódki. A z alkoholikiem, wiadomo - nieważne, jakim kosztem, trzeba zdobyć następny kieliszek. Co więcej, uzależniły się także banki. Zatrzymanie mechanizmu nieustannego zadłużania, gwarantowania gwarancji gwarancjami jednego bankruta innym bankrutom oznaczałoby, bowiem powiedzenie "sprawdzam" i tym samym uruchomienie lawiny, która może zmieść wszystkich. Bo wszyscy - przynajmniej wszyscy ci, którzy mogą powiedzieć "sprawdzam" - siedzą na górach weksli, które w momencie sprawdzenia mogą wyparować w ułamku sekundy. Wiadomo, że nie wyparują wszystkie, ale większość pewnie tak, ale że nikt nie wie, jakich ma u siebie w skarbcu ile, nikt się nie chce wychylać. Więc cała para idzie w szukanie dla bankrutów kolejnych żyrantów, gwarantujących istniejące już skrypty kolejnymi, wypisanymi na kolejne "pierdyliony". Numer najnowszy - zagwarantowanie rezerwami walutowymi krajów unijnych rezerw MFW, który pod te gwarancje wypisze gwarancje na kwoty kilkakrotnie większe dla rządów gwarantujących jego gwarancje - jest pewnie jednym z ostatnich. Dalej można by jeszcze zgłosić się po gwarancję do jakichś obcych cywilizacji, ale nie udało się dotąd nawiązać z nimi kontaktu. Całe to szaleństwo broni się z jednej strony argumentem, że innego wyjścia nie ma, a z drugiej szaleńczą wiarą, że byle utrzymać jakoś tę piramidę pustych pieniędzy jeszcze przez jakiś czas, uda się wreszcie pobudzić gospodarkę, która zdąży przed krachem wyprodukować brakujące do zbilansowania całości dobra. Tak przecież kiedyś było - pożyczało się pieniądze, inwestowało, inwestycja dawała zysk, i z tego zysku spłacało się kredyt, a jeszcze zostawało i na konsumpcję, i na dalsze inwestycje. I tu właśnie jest - wreszcie - clou całej sprawy, czyli też tzw. sęk (pamiętacie państwo - dżewo, deska dżewniania, w desce sęk). Otóż w ciągu tych kilkudziesięciu ostatnich lat (a zwłaszcza proces ten przyśpieszył w dziesięcioleciu ostatnim) ten mechanizm przestał działać. Po części, dlatego, że te wszystkie kredyty brane były nie, jak w klasycznym kapitalizmie, na produkcję, ale na konsumpcję. Myślano, że to to samo, bo przecież żeby ktoś skonsumował, musi ktoś wyprodukować, więc tak czy owak kredyt gospodarkę pobudzi. Ale naiwnie myślano, nie pobudził. Masą fikcyjnego, pustego pieniądza po prostu zalano silnik światowej gospodarki, zupełnie tak, jak niezręcznemu kierowcy zdarza się zalać silnik nadmiarem paliwa.

Cytat: W zachodnie gospodarki wpompowano już niewiarygodne kwoty, sam tylko Obama wykreował rządowymi gwarancjami i wpuścił w obieg biliardy; stopy procentowe od dawna już są praktycznie zerowe... I nic. Gospodarka nie rusza.

Ostatnie zdanie jest tylko moją opinią. I nie ma na świecie takiego mądrego, który Państwu powie, czy ta opinia jest trafna, czy nie. Bo w ogóle nie ma takiego mądrego, który by na pewno wiedział, co się stało w światowej ekonomii. Wiadomo tylko jedno - że jej prawa, uznawane za żelazne, przestały działać. Wracając do początku: ekonomia wieku dwudziestego opierała się na odkryciu, że jak się zwiększa dostępność kredytu, pompując w gospodarkę pieniądze i tnąc stopy procentowe - to ona przyśpiesza. A tu guzik. W zachodnie gospodarki wpompowano już niewiarygodne kwoty, sam tylko Obama wykreował rządowymi gwarancjami i wpuścił w obieg biliardy; stopy procentowe od dawna już są praktycznie zerowe... I nic. Gospodarka nie rusza. Gaz wciśnięty do dechy, ssanie na maksimum, wszystkie możliwe "boostery" odpalone, a silnik wcale nie przyśpiesza, przeciwnie, zwalnia... Prawa uznawane za oczywiste jak prawo ciążenia w warunkach zalania świata nadmiarem pustego pieniądza działać przestały. Gospodarka realna oderwała się całkowicie od spekulacyjnej gry finansowej. To wcale nie jest sytuacja bezprecedensowa. Od czasów XVII-wiecznej holenderskiej "gorączki tulipanowej" zjawisko powstawania i pękania "banki finansowej" powtarzało się wielokrotnie. Tyle tylko, że przemądrzały wiek XX ze swymi komputerami i swoim guru Keynesem przekonany był święcie, że się od tego niebezpieczeństwa uwolnił tak samo, jak od czarnej ospy, że wiedza ekonomiczna i narzędzia finansowe, które zdobył i wytworzył, czynią takie zdarzenia zamierzchła przeszłością. Tymczasem okazuje się, że tylko spotęgowały one kolejną bańkę do rozmiarów globalnych, tak, że skutki jej nieuchronnego pęknięcia aż strach sobie wyobrazić. W każdym razie, nie będzie ono po prostu kryzysem, który nie zabija, ale wzmacnia? Będzie końcem pewnego modelu cywilizacji, cywilizacji kredytu konsumpcyjnego, w której najwyższą zasadą było szybkie zaspokajanie wszelkich zachcianek bez oglądania się na konsekwencje. Cóż, w takiej sytuacji najlepiej być jak najlepiej odgrodzonym od gospodarek, które ten przerażający balon nadęły. Paradoksalnie, zacofanie staje się siłą. I my, mając gospodarkę stosunkowo słabo zintegrowaną z innymi, jesteśmy w całkiem niezłej sytuacji, co pokazało kilka ostatnich lat. Oczywiście, tam na marginesie, to jest oczywiste, że w obliczu nieuchronnego kryzysu lepiej jest trzymać oszczędności przy sobie, a nie za bezdurno oddawać je oczywistym bankrutom - ale jak wielokrotnie pisałem, nasza władzunia tym się różni od żaby, że żaba trochę kuma, a ona nic. Ale jest jedna dobra wiadomość. Jakiekolwiek skutki przyniesie pęknięcie gigantycznej spekulacyjnej bańki, raczej nie nastąpi ono w ciągu najbliższych dni. Te święta Bożego Narodzenia i Nowego Roku zdążmy jeszcze obejść radośnie. Czego wszystkim serdecznie życzę. Rafał A. Ziemkiewicz

AGENTURA, a „ziobryści” Znakomitym osiągnięciem homiletyki Michnika jest to, że w dobrym towarzystwie nie wypada mówić o agentach. Na luksus snucia teorii spiskowych pozwolić sobie mogą tylko oszołomy.

„SB może i powinna kreować różne stowarzyszenia, kluby, czy nawet partie polityczne, głęboko infiltrować istniejące. Gremia kierownicze tych organizacji, na szczeblu centralnym i wojewódzkim, a także na szczblach powiatowych, muszą być przez nas operacyjnie opanowane. Musimy sobie zapewnić operacyjne możliwości oddziaływania na te organizacje, kreowania ich działalności i polityki”

Tak nauczał gen. Kiszczak swój personel w lutym 1989 roku. Gdy tylko zaświtała nam jutrzenka wolności generał wraz z kolegami natychmiast przystąpił do organizacji sceny politycznej w nowych, trudnych warunkach demokracji. Trzeba było zagospodarować całe spektrum polityczne elektoratu – od skrajnej lewicy do zacnych katolików. Cynicy, czy etosiarze, narodowcy, czy kosmopolici, każdy mógł znaleźć miłą mu opcję, bo oferta gen Kiszczaka była kompletna i żaden segment rynku nie pozostał niezagospodarowany. W założeniu miała to być demokracja nowego typu – skuteczna, leninowska, bez bałaganu typowego dla starej, ewolującej setki lat demokracji europejskiej. Gen. Kiszczak sam sobie tego nie wymyślił – jak wszystko, co najlepsze, także nowoczesna „demokracja zorganizowana” wywodzi się z okolic Wspólnoty Niepodległych Państw. Ten nowy ustrój -wygenerowany przez tajne służby po „upadku komuny” właściwej -sowietolog Christopher Story nazwał demokratyzmem. Ma on wszystkie zewnętrzne cechy demokracji – są rywalizujące partie, ostre kampanie ze zwalczającymi się kandydatami, wiece wyborcze, sondaże itp, a jedyna różnica to fakt, że wszystkie partie są założone przez KGB,i wszyscy kandydaci są nominatami tego „organu założycielskiego”.

Tak, więc obojętnie, kto wygra wybory, zawsze wygrywa KGB. Takie jest założenie, ale nothing is perfect. Jak się okazało po ogłoszeniu listy Macierewicza, wśrod posłów Porozumienia Centrum J. Kaczyńskiego nie było ani jednego agenta! Nie świadczy to bynajmniej o indolencji służb – po prostu zainstalowanie i uwiarygodnienie szpicla wymaga czasu. Jak czasochłonny jest to proces świadczy fakt, że internowany w 1981r. w Jaworzu kwiat solidarnościowej agentury był sezonowany i dojrzewał jak szlachetne wino przez niemal 10 lat. Ludzie ci zostali „odpaleni” i zaczęli nadawać ton życiu politycznemu dopiero po „wielkich przemianach”. Znakomitym osiągnięciem homiletyki Michnika jest to, że w dobrym towarzystwie nie wypada mówić o agentach. Na luksus snucia teorii spiskowych pozwolić sobie mogą tylko oszołomy. Domniemanie niewinności zostało doprowadzone do absurdu – żalosny Krzysztof Kozłowski (z-ca red. nacz. Tygodnika Powszechnego, b. minister spraw wewnetrznych) utrzymywał, że fakt przyznania się czołowego krakowskiego opozycjonisty – Maleszki wcale nie jest dowodem jego pracy dla SB.

Brak dowodów nie znaczy jednak o braku agentury. Nie ma dowodów (są skutki!) na agenturalność doradcy Roosevelta H.Hopkinsa. Nie ma dowodów, że pracujący dla Rosjan kilkadziesiąt lat szef kontrwywiadu brytyjskiego, Kim Philby był agentem. Bo fakt istnienia sali poświęconej Philby`emu w moskiewskim muzeum KGB nie jest przecież dowodem w sensie prawnym. Jednak właśnie agenturze ZSRR zawdzięczał swe błyskotliwe osiągnięcia polityczne. Dzięki dobrze rozstawionym „zaufanym przyjaciołom” sowieci byli w stanie osadzać prezydentów i premierów, sekretarzy generalnych ONZ i hierarchów kościołów. Tylko naiwni mogliby oczekiwać, że następca prawny Związeku Radzieckiego wyrzeknie się tego skutecznego narzędzia.Ostatni uciekinier z KGB, S.Tretiakow powiedział: „zimna wojna się skończyła, ZSRR się rozpadł, tylko agenci pozostali. Jedyna różnica jest taka, że jest ich więcej i działają znacznie intensywniej niż dawniej”. Sowiecki system kontroli populacji -wszechobecna inwigilacja, magazynowanie i obróbka zebranych informacji- to największy wkład rosyjski w dzieje ludzkości. IPN, choć wpółsparaliżowany i nasycony agenturą, umożliwił nam spojrzenie przez lufcik do kuchni tej maszynerii. Dzięki temu wiemy jak osiągano „operacyjne możliwości oddziaływania” na „różne stowarzyszenia, kluby czy partie polityczne”.

Zgodnie z instrukcją 006/70 (tzw.”esbecka Biblja”) tajni współpracownicy, którzy „powinni mieć dobry kontakt

z rozpracowywanym środowiskiem i cieszyć się jego zaufaniem”, byli zadaniowani na wychwytywanie wszelkich animozji czy różnic zdań w „kierowniczych gremiach tych organizacji”. Animozje były następnie troskliwie kultywowane i rozdmuchiwane. Dzięki kreowaniu konfliktów możliwe było sparaliżowanie działalności statutowej, rozpad, czy przejęcie partii przez „właściwych” ludzi. Rozbijanie partii, z którymi sowietom było „nie po drodze”, ma długą tradycję. Milionowa PSL Mikołajczyka została zlikwidowana w ciągu roku dzięki wygenerowaniu „frakcji patriotycznej” Widy-Wirskiego. Choć rozłamowcy stanowili 3% mniejszość dostali połowę środków (lokale, gazety). W książce „Śladami bezpieki i partii” Sł. Cenckiewicz opisuje działania wobec Polskiego Związku Katolicko – Społecznego w latach 1982-1986. Organizacja ta, będąca „koncesjonowaną opozycją” (wchodziła w skład PRON-u) miała koło poselskie i własny organ prasowy, a jej twórcą i prezesem był Janusz Zabłocki. Sam prezes „pozostawał na kontakcie” z SB, jednak w 1982 roku podpadł i został wykreślony z czynnej sieci agenturalnej. Ponieważ organizacja ta była użyteczna dla komunistów, działania SB musiały być bardzo finezyjne, bo nie chodziło o jej zniszczenie, tylko przekazanie w ręce dotychczasowego wiceprezesa. Cenckiewicz opisuje na 140 stronach wyrafinowane intrygi, zadania dla poszczególnych tajnych współpracowników, „plany pracy”, „sprawozdania” i „notatki służbowe”. Efektem wielowątkowych, piętrowych knowań były wydarzenia pozornie spontaniczne i przypadkowe. Koronkowa robota. Lektura zachowanej dokumentacji kryptonim „Mrowisko” wydawać się może nudna, sprawa odległa w czasie i nieistotna, jak zeszłoroczny snieg, lecz ukazane procedury i mechanizmy są z pewnością jak najbardziej aktualne. Tu również posłużono się „grupą narodowo-patriotyczną”. Z „Informacji operacyjnej” Z-cy Naczelnika Wydz.V Dep. III MSW płk T. Zawadzkiego: „zakładamy, że podstawowy trzon organizacyjny utworzonej „grupy” stanowiliby nasi tajni współpracownicy (kilkanaście osób) oraz osoby w pełni przez nich kontrolowane.” Przypomnijmy sobie, w jaki sposób zostały wymanewrowane z życia politycznego już w III RP partie nie do końca kontrolowane przez ludzi gen.Kiszczaka. Zarówno w KPN jak i w Unii Polityki Realnej naprzód powstały „frakcje patriotyczne”, a następnie partie te uległy podziałom i marginalizacji. Ciekawe, że zarzuty rozłamowców wobec prezesów partii są ZAWSZE takie same: brak demokracji, autorytaryzm, „wodzostwo”, nieudolność itp. Pewne elementy są stałe niezależnie czy to w PRL-u, czy już w czasach szalejącej demokracji. Wynika to z personalnej i proceduralnej ciągłości służb. Z pewnością partia taka jak PiS „pozostaje w zainteresowaniu” kolegów gen. Kiszczaka. Prawdopodobnie całe sztaby pracują nad przekształceniem „opozycji antysystemowej” w „konstruktywną”. Biorąc wszystko powyższe pod uwagę stawiam śmiałą tezę:

Secesja kolejnych fal „ziobrystów” może być wspomagana mrówczą pracą służb, także z państw zaprzyjaźnionych, (bo wrogich nie mamy). Czy kłopoty PiS-u wynikają tylko ze znanych, wszechstronnie opisanych przez najlepsze pióra defektów charakterologicznych prezesa Kaczyńskiego? Działacze PiS szczebla lokalnego znają przypadki przebijania opon, infekowania komputerów oprogramowaniem szpiegującym, niszczenia anten TV na dachach, dziwnych włamań i kradzieży. Czy takie działania „nieznanych sprawców” można wytłumaczyć wadami prezesa? Mistrzostwo tajnych służb sowieckiej prowieniencji polega na tym, że potrafią one skłonić ludzi NIE będących agentami do działań zgodnych z oczekiwaniami. Nie twierdzę, że pisowscy odstępcy są, (choć mogą być) agentami, ale dlaczego podejmują swą odważną decyzję ZAWSZE w okolicy wyborów? Czyżby dokuczliwość prezesa wzmagała się w czasie kampanii? Poprzedni „ziobryści” opuścili partię w ciszy wyborczej tuż przed głosowaniem. Widać, że była to przemyślana akcja, bo w nocnym serwisie informacyjnym stacji zaprzyjaźnionej z A.Wajdą podano sensacyjną wiadomość:

„Rozpad PiS, nowy podział sceny politycznej” Pokazano także zaktualizowany, odpowiednio pokolorowany diagram miejsc w Sejmie. Medialni manipulatorzy starali sie wpłynąć na wynik, jaskrawie naruszając ciszę wyborczą. Schemat działań jest zawsze podobny. Na wiele miesięcy przed secesją następuje medialne przygotowanie. Przyszli rozłamowcy są odpowiednio „pompowani” – nagłaśniani, by w momencie odejścia wytworzyć spektakularne wrażenie, że tym razem odeszli WSZYSCY. Pamiętamy fałszywy mail z rzekomą rezygnacją Beaty Kępy. Albo uszczypliwe uwagi, że posłowie PiS-u zanim zagłosują patrzą, czy Dera podnosi rękę. W ten sposób wytwarza się partyjnych „koryfeuszy” o rozpoznawalnych nazwiskach. W ramach budowania wizerunku poseł Mularczyk krążył po kraju z wykładem o mediach. Byłem na jego występie zorganizowanym przez wydział dziennikarstwa uniwersytetu. Mimo sympatii dla „naszego posła” nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że parlamentarzysta jest (jak sama nazwa wskazuje) nieco mułowaty. Posłów pouczam rzadko i niechętnie, jednak, gdy prelegent po serii truizmów doszedł do konkluzji, że media są raczej pierwszą niż czwartą władzą, nie zdzierżyłem. Musiałem poinformować, że media nie są władzą, lecz środkiem do kontroli populacji – narzędziem władzy. Przypomniałem o uchwalonym w 1961 roku III Programie KPZR. Wówczas zrezygnowano z brutalnych represji, jako nieefektywnych, na rzecz oddziaływania bezpośredniego na mózgi, czyli sterowania medialnego. Ta strategia sprawdza się znakomicie do dziś, nie tylko w naszej części świata. Wydziału Prasy KC PZPR już nie ma, jednak media zadziwiająco zgodnie podejmują działania będące dyskretnym lansowaniem kolejnych „ziobrystów”. Z czasem pojawi się jakiś charyzmatyczny przywódca, który pozbiera i zjednoczy wszystkich dotychczasowych „ziobrystów” tworząc „nowoczesną prawicę” (analogicznie do „nowoczesnego patriotyzmu”). Ugrupowanie szybko odniesie jakiś spektakularny sukces typu zakaz in vitro, ale do sytuacji, w której „postępowy świat odetchnie z ulgą” wciąż będzie daleko. Na zakończenie ciekawostka. W internecie znalazłem stary wywiad z A. Walentynowicz, (jaką mieliśmy kiedyś telewizję!) z ciekawą wiadomościa „na pasku”: „Leper twierdził, że o planowanej akcji CBA dowiedział się od Ziobry” Wówczas insynuacje skrajnie niewiarygodnego Lepera, że minister sprawiedliwości mógł spalić akcję CBA wydawały sie absurdalne. Teraz inaczej zaczynamy postrzegać przywódcę Samoobrony. Co A. Leper chciał przekazać Kaczyńskiemu? Czy było to powodem jego śmierci? Leopold

Nowa Unia Europejska?

Autor wyraża się w sposób bardzo oględny, lecz spoza jego słów przebija horror. Poczytajmy. – admin.

Gdyby za decyzjami o udzieleniu Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu z siedzibą w Waszyngtonie (na ratowanie strefy euro) nie stały rządy krajów UE, akcję tę można by uznać za gigantyczny i perfekcyjnie zaplanowany skok na banki państw narodowych w celu ogołocenia ich z rezerw, czyli odłożonych na czarną godzinę oszczędności.

Ale i tak powstaje wrażenie, że nie chodzi tu o ratowanie zadłużonych krajów, tylko o jakiś, jeszcze nie do końca sprecyzowany, a tym samym nieujawniony, projekt funkcjonowania UE w nowym kształcie. Jeżeli byłemu wiceprezesowi NBP prof. Krzysztofowi Rybińskiemu mechanizm ten kojarzy się z praniem brudnych pieniędzy przez mafię narkotykową, to nasze zaniepokojenie jest więcej niż uzasadnione. Na naszych oczach rodzi się, bowiem jakiś nowy twór, dla którego traktaty z Lizbony przestały być wspólnotowym prawem. W nowej Unii pierwsze skrzypce grają przywódcy Niemiec i Francji, a instytucjom unijnym pozostawia się pośledniejszą rolę, na co już zwrócił uwagę zaniepokojony ograniczeniem znaczenia Komisji Europejskiej jej szef José Manuel Barroso. W wyniku grudniowych ustaleń szczytu UE, a właściwie presji duetu „Merkozy”, kraje strefy euro zobowiązały się przekazać MFW 150 mld euro na walkę z kryzysem, a państwa spoza tej strefy 50 mld euro. Polska przyjęła wręcz z zadowoleniem zobowiązanie przekazania aż 6 mld euro z rezerw dewizowych NBP. Przeciwko pożyczce dla MFW protestują u nas jedynie PiS i Solidarna Polska, które uważają, że Polski nie stać na pomoc dla bogatszych krajów strefy euro. Profesor Rybiński chyba wie, gdy mówi o bilionach euro ukrytych sprytnie przez Włochy. Ponadto rezerwa NBP ma służyć utrzymaniu stabilności systematycznie słabnącej polskiej złotówki. Co charakterystyczne, Niemcy odrzuciły pomysł wspomagania zadłużonych krajów przez unijny Europejski Bank Centralny we Frankfurcie nad Menem. Kompletnie nic to jednak nie daje do myślenia koalicji, która bezkrytycznie wspiera rząd Donalda Tuska. Traktują pożyczkę, jako „dobry interes” i liczą na unijne pieniądze, magiczne 300 mld złotych dla Polski. Skąd ta pewność, że tak będzie? Czy zadłużone kraje będą w stanie płacić unijne składki, skoro zaciągną następne pożyczki. Skąd ta naiwna wiara w reformy w krajach rządzonych przez premierów nasłanych im przez Brukselę. A czy przykład Węgier, którym MFW odmówił udzielenia 20 mld euro pożyczki w chwili, gdy rząd wzmocnił ustawowo pozycję swojego centralnego banku, nie daje do myślenia? Zrzutka do kasy MFW w celu ratowania zadłużonych krajów strefy euro dowodzi fiaska projektu pod nazwą Unia Europejska i jej organów, na czele z Komisją Europejską. Wspólna waluta okazała się fikcją, gdyż wspólny pieniądz wymaga jednolitych gospodarek i jednolitego ośrodka decyzyjnego realizującego politykę fiskalną. Nadzorowaniem wykonywania umów kredytowych ze środków uzyskanych z pożyczek będzie się zajmował MFW kierowany przez najbogatsze kraje świata (USA, Niemcy, Japonia, Francja i Wielka Brytania). Duet „Merkozy” ma w tym gronie najwięcej do powiedzenia, szczególnie w sprawach europejskich. Takich możliwości nie mają inne kraje strefy euro. Francja i Niemcy najwięcej (po USA) wpłacają na MFW i mają swojego dyrektora generalnego, Francuzkę Christine Lagarde. Narzucenie krajom Unii wpłaty pożyczek, której stronami umowy mają być MFW i poszczególne rządy, jest odejściem od traktatowego funkcjonowania Unii Europejskiej, dowodem klęski tego stricte politycznego projektu. I jest to chyba początek funkcjonowania nowej Unii sterowanej bezpośrednio przez dwóch, jak na razie, hegemonów – Niemcy i Francję. Polska pożyczka dla MFW to błędna decyzja, która osłabia naszą suwerenność polityczną i gospodarczą. Wojciech Reszczyński

LIST DO SUPER MARIO Ja tu listy do Świętego Mikołaja piszę z prośbą o rozum, a niektórzy – co mądrzejsi – napisali do Super Mario (Draghi) listy z prośbą o pieniążki. No i Mario zabawił się w Mikołaja i im dał. Och, przepraszam! POŻYCZYŁ. Ale „tanio” (na 1%). Zgłosiły się do EBC 523 banki komercyjne po 489 mld euro, które mają przeznaczyć na „akcję kredytową dla firm i zakupy obligacji krajów pogrążonych w kryzysie”! Ciekawe, czy w ramach „akcji kredytowej dla firm” banki komercyjne będą też im pożyczały „tanio”? Czy może wręcz przeciwnie – drogo? Bo przecież banki nie mogą nie zarobić! Pewnie zdecydowanie więcej przeznaczą na zakup obligacji. W ten sposób zarobią na różnicy w oprocentowaniu między niskim kosztem pożyczki a wysokimi odsetkami od obligacji. Ale na zdrowy rozum, jak banki będą kupować obligacje, to ich cena powinna wzrosnąć a oprocentowanie zmaleć. Ale pewnie tak się nie stanie, bo banki zastosują zmowę kartelową – jak to miało miejsce w 2009 roku, gdy EBC im już pożyczył na rok ponad 440 mld euro dla ratowania płynności po bankructwie Lehman Brothers. Kłopot tylko w tym skąd Hiszpania i Włochy wezmą za trzy lata na wykup (z odsetkami) obligacji, które dziś sprzedadzą bankom za pieniądze, które pożyczył im EBC? Ano EBC będzie musiał udzielić bankom kolejnej pożyczki, żeby mogły kupić obligacje, żeby Hiszpania i Włochy miały, za co wykupić te obligacje, które sprzedadzą dziś. Ale kto by się martwił, co będzie za trzy lata. Może uderzy w Ziemię jakiś wielki meteoryt? Ciekawe, że nikt jeszcze nie sprzedaje CDS-ów na taką okoliczność.

Gwiazdowski

Jak to z podwyżką składki rentowej było?

1. W ostatnią środę Sejm głosami posłów Platformy i PSL, do których dołączyli także posłowie SLD, uchwalił podwyżkę składki rentowej o 2 pkt procentowe. Podwyżkę składki musi uchwalić także Senat w związku z tym ustawa wejdzie w życie od 1 lutego 2012 roku i ma przynieść zwiększenie dochodów na fundusz rentowy o około 7 mld zł rocznie. Dla porządku tylko przypomnę, że w roku 2007 rząd Prawa i Sprawiedliwości zredukował w dwóch etapach składkę rentową aż o 7 punktów procentowych ( 2 pkt. procentowe po stronie pracodawców i 5 pkt. procentowych po stronie pracowników), co oznaczało znaczne zmniejszenie tzw. klina podatkowego i było jednym z ważniejszych czynników powstania blisko 900 tysięcy nowych miejsc pracy. Za tym zmniejszeniem składki rentowej głosowała wtedy także Platforma Obywatelska.

2. Wiceminister Pracy i Polityki Społecznej Marek Bucior, który odpowiadał w Sejmie na pytania posłów w sprawie podwyżki składki, przedstawił to tego projektu „mocne” uzasadnienie. Po pierwsze zauważył, że jego zdaniem nie ma innego wyjścia, rosnący dług publiczny zbliża się do granicy 55% PKB i w związku z tym potrzebne jest zmniejszenie deficytu budżetowego, a tego nie da się inaczej zrobić jak przez podwyżkę podatków albo obciążeń o podobnym charakterze. Po drugie podwyższenie składki po stronie pracodawców jest konsekwencją analizy przeprowadzonej przez resort, z której wynika, że w ostatnich dwóch latach przedsiębiorcy znacznie powiększyli swoje zasoby pieniężne na rachunkach bankowych, ograniczają inwestycje, w związku z powyższym to jedyny sposób, aby sięgnąć po ich oszczędności. Podobnego argumentu użył zresztą Premier Tusk, zapowiadając podwyżkę składki rentowej w swoim expose. Po trzecie zdaniem ministra wprowadzana „reforma” nie będzie miała aż tak negatywnych skutków dla rynku pracy jak się powszechnie sądzi. Poza tym rząd zdecydował się na podwyżkę składki rentowej tylko o 2 pkt. procentowe, a wcześniej była ona obniżona aż o 7 pkt., więc nie powinno być aż tak źle. Zresztą minister nazwał całą operację „kontynuacją reformy wprowadzonej wcześniej przez PiS”.

3. Zabierałem głos w tej debacie i zwróciłem uwagę ministrowi, żeby nie obrażał inteligencji Polaków, prezentując takie uzasadnienie. Podwyżka składki zostanie przeniesiona z pracodawców na pracowników i to bardzo szybko poprzez brak podwyżek wynagrodzeń albo ograniczenie wypłat różnego rodzaju dodatków i premii. Nie ulega wątpliwości, że spowoduje ona likwidację według różnych szacunków od 100 do 150 tysięcy miejsc pracy, a także wypychanie pracowników na umowy „nieozusowane” a nawet do szarej strefy. Trudno także mówić o kontynuacji reformy wprowadzonej przez PiS, bo ta partia dokonała wyraźnej obniżki składki rentowej, a koalicja PO-PSL znowu ją podwyższa, co więcej mówienie o reformie, która polega na podwyżce obciążeń podatkowych, jest gigantycznym nadużyciem.

4. Oczywiście Prawo i Sprawiedliwość nie tylko sprzeciwia się podwyżkom składki rentowej, ale zdając sobie sprawę z trudnej sytuacji budżetu państwa, mówi o odnowieniu polskiego systemu podatkowego. Dlatego już na początku tej kadencji złożyliśmy projekty ustaw o całkowicie nowym podatku VAT i wspólnej ustawy dla obydwu podatków dochodowych (PIT i CIT). Zdaniem naszych ekspertów wejście w życie tych dwóch nowych ustaw pozwoliłoby na znaczne uszczelnienie naszego systemu podatkowego i dodatkowy przypis podatkowy, sięgający od 10-15 mld zł. Od miesięcy w Sejmie leży nasz projekt ustawy o podatku bankowym, który poprawiłby proporcje we wpłatach podatkowych z sektora finansowego. W roku, 2010 bowiem przychody sektora finansowego stanowiły około 60%, a niefinansowego około 40% przychodów ogółem w gospodarce. Natomiast, jeżeli chodzi o wpływy z podatku dochodowego to sektor finansowy wpłacał do budżetu zaledwie, co 6 złotówkę, co oznacza, że głównym dostarczycielem dochodów z CIT jest sektor niefinansowy. A więc jest głębokie uzasadnienie dla dodatkowego obciążenia podatkowego sektora finansowego. No, ale Platforma woli chronić banki niż przedsiębiorców, choć to ci ostatni, tworzą nowe miejsca pracy.

Zbigniew Kuźmiuk

"Czekam na wyjaśnienia!" Takimi słowami zakończył Fiatowiec swój tekst pt: "Prowokacja Nowego Ekranu, czy manipulacja". Jak już wszyscy wiedzą, tekst ten wywołał oburzenie Redaktora Naczelnego NE, Łażącego Łazarza, i niewątpliwie wpłynie na nastroje nas wszystkich na te święta. Nie będę oceniał postawy Fiatowca i zachowania ŁŁ, gdyż to każdy z was jest wstanie zrobić sam, ale zajmę się samym meritium sprawy, gdyż zauważyłem w niej ciekawe momenty. Przypomniały mi one te czasy, gdy radziecki komputer, rywalizując z amerykańskim, na pytanie tego ostatniego o wysokość zarobków w ZSRR, odpowiedział po dłuższym zastanowieniu, nieśmiertelną frazę: "A w Ameryce biją murzynów". Fiatowcu, wiem, na co Ty czekasz, ale jak już wlazłeś w to bagno, to pozwól iż to ja zadam Tobie pytania i zakończę sakramentalnym "Czekam na wyjaśnienia!" Jakiś bloger rozmieścił na NE ciekawy tekst dotyczący badania ciała jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej. Czytałem ten tekst i nie zważając na to, czy wszystkie zawarte w nim informacje były do końca prawdziwe, to dzisiaj mogę powiedzieć temu blogerowi – CHWAŁA TOBIE. Gdyby nie Twoja odwaga, to to dzisiejszego dnia nie wiedziałbym, że takie badanie przeprowadzono i jaki jest jego rezultat. Dzisiaj natomiast, po przeczytaniu tekstu Fiatowca wiem, że:

1. Takie badanie było zrobione

2. Odbywało się ono pod nadzorem prokuratury

3. Zostało zakończone i prokuratura ma jego rezultaty.

Przytaczam komunikat Naczelnej Prokuratury Wojskowej:

„Do zgonu wymienionego zmarłego mogło dojść w chwili katastrofy, bezpośrednio po doznaniu rozległych obrażeńciałai w miejscu zaistnienia katastrofy samolotu Tu-154M nr 101, a bezpośrednią przyczyną zgonu była ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa spowodowana uszkodzeniem narządów wewnętrznych. Wnioski biegłych pozwalają na jednoznaczne wykluczenie, że mechanizm powstania obrażeń ciała śp. Zbigniewa Wassermanna miał związek z działaniem materiałów pirotechnicznych, wysokiej temperatury lub tym podobnych czynników" I pytam Ciebie Fiatowiec o następujące rzeczy:

1. Dlaczego w swoim tekście nie zwróciłeś uwagi na tą okoliczność, że Wasserman mógł umrzeć w chwili katastrofy, ale ... nie musiał!

2. Wnioski, jakich biegłych pozwalają na jednoznaczne wykluczenie, że mechanizm powstania obrażeń ciała śp. Zbigniewa Wassermanna miał związek z działaniem materiałów pirotechnicznych, wysokiej temperatury lub tym podobnych czynników. Dlaczego nie zapytałeś, w jakich dokumentach są te wnioski? Kiedy zostały sporządzone i podpisane te dokumenty? Kto podpisał te dokumenty? Przechodzisz obojętnie koło tak ważnych kwestii i dalej przytaczasz słowa rzecznika Naczelnej Prokuratury Wojskowej:

Jednocześnie wskazuje na opinie innych ekspertów, które wykluczają możliwość wybuchu. Rzecznik NPW podkreśla – „Ustalenia wrocławskich biegłych - lekarzy sądowych, są zbieżne z wynikami opinii opracowanej przez ekspertów z Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii w Warszawie z dnia 18 czerwca 2010 r., (w której stwierdzono m.in., że w próbkach pobranych z przedmiotów zebranych na miejscu katastrofy nie ujawniono obecności bojowych środków trujących oraz produktów ich rozkładu), jak również z ekspertyzą pirotechniczną nr 897 z dnia 13 kwietnia 2010 r., przekazaną polskiej prokuraturze przez Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej” – dodaje przedstawiciel Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Zapomniałeś już, że jesteś blogerem Nowego Ekranu, a ci blogerzy niejednokrotnie dali już wszystkim pojąć, że potrafią myśleć. Dam przykład:

Czy eksperci z Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii w Warszawie pobierali swoje próbki do badań na miejscu katastrofy? Czy oni widzieli te przedmioty, z których pobrano te próbki, które oni badali? Czy oni badali próbki ciał?

Czy ktoś badał te próbki, które trafiły do Instytutu Chemii i Radiometrii w Warszawie pod kątem ekspertyzy pirotechnicznej? Dlaczego porównujemy nasze badania z jakimś dokumentem strony rosyjskiej, a nie z bezpośrednim badaniem szczątków samolotu?

Skąd wziąć te szczątki? Proszę nie zapominać, że ja mieszkam w Kijowie. Kilka miesięcy po katastrofie odbywała się konferencja prasowa uczestników programu "Bitwa ekstrasensów". W pewien moment przed ekstrasensami postawino zamknięte pudełko (jak po butach) i zapytano o zawartość. Okazało się, że to był fragment samolotu z miejsca katastrofy TU-154M-101. Dziennikarze mogli zdobyć i przewieóć przez granice kawałek samolotu a Rzeczypospolita Polska nie?! Jednym słowem: bagno! Całe szczęście, że znalazł się taki bloger, który sprowokował prokuraturę do ujawnienia informacji. Z niej jasno widać, że grają z nami w kotka i myszkę. Dziwię się Tobie Fiatowiec. Nie przychodzi Tobie do głowy, że w walce z tym systemem i reżymem mamy prawo do manipulacji, prowokacji, a nawet operacyjnego kłamstwa. Tylko w ten sposób możemy ich sprowokować do nerwowych reakcji i ... popełniania błędów. Dalej czekasz na wyjaśnienia? Sprecyzuj pytania, a postaram się na nie odpowiedzieć. Waldemar.M

Leki, które mogą zabić... Bomba wybuchła na początku listopada: w prasie i na polskich portalach internetowych pojawiła się informacja: „Lek PRADAXA zabija. Jego ofiarami padło już 256 osób!". Alarm spowodowała rozmowa w „Welt Online" rzecznika prasowego producenta leku, niemieckiego koncernu Boehringer. Przyznał on, że stosowany w szpitalach na całym świecie ten specyfik o działaniu przeciwzakrzepowym spowodował zgon, co najmniej 256 osób. Firma rozpoczęła wewnętrzne dochodzenie po tym, jak w samych Niemczech zmarli czterej pacjenci na skutek wykrwawienia po zażyciu tego leku... Koncern wprowadził Pradaxę 3 lata temu, specyfik reklamowano, jako skuteczny, cudowny lek„pionierskie odkrycie", umożliwiające bezpieczne przeprowadzanie operacji. Z dnia na dzień jej producent stał się liderem na rynku leków przeciwzakrzepowych. Ale... Pod koniec października br. Boehringer sam rozesłał do szpitali na całym świecie prośbę o natychmiastowe badanie osób powyżej 75. roku życia, którym przepisano Pradaxę. Nadeszły alarmujące wieści z Japonii, Australii, Nowej Zelandii o pacjentach umierających na skutek wykrwawienia lub niewydolności nerek. I tak doliczono się, że ofiarami leku padło przynajmniej 256 osób. To nie ostateczna liczba, bo analizowane są kolejne przypadki...

Co to jest Pradaxa? To lek doustny, w kapsułkach 75 lub 110 mg, zawierający czynną substancję o nazwie eteksylan dabigatranu, dostępny wyłącznie na receptę. Stosowany w celu zapobiegania tworzeniu się skrzepów krwi w żyłach osób dorosłych po przebytej operacji alloplastyki – czyli zastąpienia protezą stawu kolanowego lub biodrowego. Pacjenci poalloplastyce są narażeni na ryzyko tworzenia się skrzepów krwi w żyłach, co może okazać się niebezpieczne, jeśli przemieszczą się do płuc lub mózgu. Lek zapobiega koagulacji (krzepnięciu) krwi: hamuje aktywność trombiny, substancji wytwarzanej w ludzkim organizmie, która odgrywa kluczową rolę w procesie krzepnięcia. 18 marca 2008 r. Komisja Europejska przyznała firmie Boehringer Ingelheim International GmbH pozwolenie na dopuszczenie preparatu Pradaxa do obrotu w całej Unii Europejskiej. Aż do października br. preparat cieszył się dobrą sławą. 21 października 2011 r. producent Pradaxy opublikował komunikat pt. „Firma Boehringer Ingelheim wprowadza dodatkowe zalecenia dotyczące właściwego stosowania leku Pradaxa (eteksylan dabigatranu) w Europie", w którym informuje, że uzgodniła z Europejską Agencją ds. Leków (EMA) „aktualizację zaleceń dla specjalistów opieki zdrowotnej w Europie dotyczącą istotności oceny czynności nerek u pacjentów otrzymujących lek Pradaxa". I dalej: „lek Pradaxa jest zarejestrowany w Europie do stosowania w profilaktyce udarów mózgu i zatorów w krążeniu systemowym u dorosłych pacjentów z migotaniem przedsionków niezwiązanym wadą zastawkową (...) oraz u dorosłych pacjentów po planowym zabiegu całkowitej alloplastyki stawu biodrowego i kolanowego". Doustny lek przeciwzakrzepowy Pradaxa został zarejestrowany w ponad 50 krajach (USA, Kanada, Japonia,Unia Europejska). Od czasu wprowadzenia na rynek w 2010 r. w tym nowym wskazaniu (profilaktyce udaru) został zastosowany u 450 tys. pacjentów. Czterysta pięćdziesiąt tysięcy! A tu 12 listopada br. rzecznik Boehringera oznajmia, że liczba zgonów pacjentów leczonych Pradaxą jest „większa, niż wcześniej sądzono".

Terapia: korzyści i ryzyko Sprawa Pradaxy rozgrywa się na naszych oczach. Na razie jeszcze nie wiadomo, czy rzeczywiście specyfik, który wystartował, jako „cudowny lek", zostanie wycofany z rynku i z terapii całkowicie (producent zaprzecza takim pogłoskom). Na razie w Polsce – wedle informacji uzyskanej w polskiej Boehringer Polska – nie jest szeroko stosowany(jest refundowany we wskazaniu powikłań zakrzepowo- zatorowych). Także Główny Inspektor Farmaceutyczny jak dotąd milczy w tej sprawie – ostatnia jego decyzja dotycząca Boehringera pochodzi z września 2010 roku i nakazuje koncernowi... „wstrzymanie emisji reklamy produktu Pradaxa". GIF wskazuje na niezgodne z polskimi przepisami informacje o sposobie zażywania leku. Drobiazg... Europejska Agencja ds. Leków (EMA) wydała dodatkowe rekomendacje dotyczące bezpiecznego stosowania leku. Zaleca szczególną ostrożność – lekarz przed terapią powinien zbadać funkcjonowanie nerek pacjenta. EMA zaleciła obowiązek informowania lekarzy przepisujących lek o potencjalnym niebezpieczeństwie jego stosowania, a producenta zobowiązała do aktualizacji zaleceń stosowania leku. – Wysyłamy do lekarzy pakiety edukacyjne – informuje dyr. Wojciech Gryta z Boehringer Polska. – Każdy lek o działaniu zmniejszającym krzepliwość krwi niesie ryzyko działań niepożądanych w postaci krwotoków, Pradaxa też może je powodować, podobnie jak i inne środki przeciwzakrzepowe. To jeden z odwiecznych problemów medycyny: korzyści każdej terapii są zagrożone ryzykiem. Rzecz w tym, by ryzyka było jak najmniej, a korzyści – jak najwięcej...

Straszyć – nie straszyć? Śledząc sprawę Pradaxy, zastanawiamy się, jak funkcjonują instytucje decydujące o dopuszczaniu leków do terapii i kontrolujące ich stosowanie, jak wreszcie zachowa się odpowiedzialny za lek producent, gdy zostaje stwierdzone, że coś jest nie tak, że preparat – przez niepożądane skutki uboczne – zagraża życiu i zdrowiu leczonych? Na najbardziej wyważoną opinię na temat tej sprawy natrafiłem w portalu rynekzdrowia.pl. Dr Jarosław Woroń z Uniwersyteckiego Ośrodka Monitorowania i Badania Niepożądanych Działań Leków w Krakowie radzi, by podchodzić ostrożnie do informacji o niepożądanych skutkach ubocznych leków, bo nigdy nie można mieć pewności, czy lek był stosowany tylko w tych grupach pacjentów, którzy mogą odnieść największą korzyść. Przed zaaplikowaniem medykamentu należy się upewnić, czy nie ma u pacjentów czynnika ryzyka. – Nie wolno lekceważyć przypadków wystąpienia działań niepożądanych, ale też nie wolno lekkomyślnie straszyć pacjentów.

Efekt uboczny: zgon Niedawno w Polsce ukazała się książka „Skutek uboczny śmierć". Autor, John Virapen, nie pozostawia w niej suchej nitki na wielkich koncernach farmaceutycznych, które w pogoni za miliardowymi zyskami za nic mają życie i zdrowie pacjentów. A wie o tym niemało – sam był przedstawicielem handlowym farmaceutycznego molocha i wciskał na rynek: lekarzom, aptekom, hurtowniom leki, które niekoniecznie tylko leczyły. W tym świecie rozpowszechnione są wszelkie nieuczciwe, korupcyjne praktyki: drogie prezenty dla lekarzy, łapówki dla ekspertów opiniujących i dopuszczających leki do obrotu, fałszowanie i zatajanie niekorzystnych wyników testów klinicznych oraz badań przed przedstawieniem leków do zatwierdzenia... Horror! Virapen być może się mści na swym byłym pracodawcy (został z dnia na dzień zwolniony z wysokiej funkcji), ale wie, o czym pisze, bo ma wykształcenie medyczne i sam te łapówki i fałszerstwa praktykował. Jego osobistą krucjatą jest zwalczanie leku o nazwie Prozac – to nazwa handlowa fluoneksyny w USA i Wielkiej Brytanii (w Niemczech – Fluctin, w Szwajcarii i w Austrii – Fluctine). Jak twierdzi, lek ten, używany do leczenia depresji, natręctw myślowych, bulimii i czynności przymusowych, jest światowym rekordzistą w dziedzinie niepożądanych skutków ubocznych, z których najgroźniejsze i wcale nieodosobnione są myśli samobójcze i samobójstwa (wedle Virapena już na etapie badań poddana działaniu Prozacu zdrowa studentka popełniła samobójstwo!). A przecież Prozac ma się dobrze! W USA jest popularny, łyka się go garściami, bo ma poprawiać samopoczucie i samoocenę, przysłowiowe jest już gaszenie hurraoptymisty słowami: „Co to, Prozacu się najadłeś??!"... Jest jeszcze kilka innych popularnych specyfików na czarnrj liscie "nawróconego" Virapena, ale o wiele istotniejsze są demaskowane przez niego mechanizmy stosowane przez chciwe koncerny farmaceutyczne, które dążą do maksymalizacji rynku. Jedną z takich praktyk jest: wymyślmy chorobę, stwórzmy rynek zbytu na nasz lek. Produkujmy pigułki leczące coś, co chorobą nie jest... Inny chwyt: „marketing poboczny". Mamy lek, np. uspokajający, ale powodujący zaparcia (efekt uboczny). To źle? Wcale nie! Sprzedawajmy go cierpiącym na biegunkę (tu efektem ubocznym będzie senność)! Skutki uboczne zachowują się jak zmienne x oraz y w równaniu matematycznym, a lek można sprzedawać nie jednej, lecz dwom grupom pacjentów...Nam pozostaje zaufanie do lekarzy, medycyny i farmacji. Że zostaliśmy prawidłowo zdiagnozowani, a lek nie ma u nas przeciwwskazań. Jesteśmy skazani na wiarę, że odpowiedzialne instytucje zachowały wszelkie wymogi przed dopuszczeniem leku do obrotu i że jego stosowanie jest ściśle kontrolowane. W co niełatwo uwierzyć po lekturze demaskatorskiej książki Johna Virapena.

Dziwna historia Thalomidu Wreszcie, na koniec, ciekawe dzieje specyfiku, który stał się synonimem szkodliwego leku o katastrofalnych skutkach ubocznych, będąc przyczyną tragedii tysięcy rodzin. Zarejestrowanyirozprowadzany był w 50 krajach w latach, 1957 – 1961 jako lek usypiający i przeciwwymiotny (bez recepty) oraz – w większych dawkach, – jako środek przeciwbólowy dla kobiet z powikłaną ciążą. W 1960 r. stwierdzono, że Thalomid ma silne działanie mutagenne na płody. Specyfik ten zebrał tragiczne żniwo: doliczono się 15 tysięcy ofiar, z czego 12 tys. donoszonych ciąż, a z nich rok przeżyło tylko 8 tysięcy noworodków. Efektem zażywania Thalomidu przez ciężarne były potworne zniekształcenia dzieci, rodzących się bez kończyn albo z poważnie zdeformowanymi proporcjami ciała... Produkcję leku wstrzymano natychmiast, na wiele lat. Ale Thalomid wrócił. Pod koniec lat 90 ubiegłego stulecia powrócono do badań nad tym specyfikiem i odkryto jego skuteczność w onkologii (w leczeniu odmiany raka – szpiczaka mnogiego), znalazł też zastosowanie w zapobieganiu symptomom zaawansowanego AIDS oraz w leczeniu trądu i niektórych form raka prostaty. Ponadto stwierdzono jego działanie immunosupresyjne: zmniejsza ryzyko odrzutów przeszczepów tkanek. Czyż nie jest to argument za precyzyjnym i wszechstronnym badaniem medykamentów przed wprowadzeniem ich stosowania? JACEK MICHOŃ

Leczy - czy zabija? W prasie i na polskich portalach internetowych pojawiła się informacja: „Lek PRADAXA zabija. Jego ofiarami padło już 256 osób!”. Czy to naprawdę jest poważna sprawa? W najpopularniejszym polskim tygodniku „ANGORA” ukazał się znakomity artykuł p.Jacka Michonia p/t „Leki, które mogą zabić”. „Znakomity” - bo uczciwie przedstawia sytuację na pewnym odcinku rynku leków, ukazując zarówno nieuczciwe działania koncernów farmaceutycznych – jak i nieuczciwe działania wrogów tych koncernów, (o których mało się pisze...). Autor zajmuje się głównie lekiem „PRADAXA” oskarżonym o to, że co najmniej 256 osób zmarło po jego zażyciu – z powodu za małej krzepliwość krwi (jest to lek na nadkrzepliwość). Zamiast streszczać – po prostu przed przejściem do tematu zacytuję ten artykuł w całości. Sądzę, że „ANGORA” nie będzie miała pretensji, bo to z nru 50.tego, dawno wyprzedanego – a, ostatecznie, „ANGORĘ” w ten sposób reklamuję... Czyż nie jest to argument za precyzyjnym i wszechstronnym badaniem medykamentów przed wprowadzeniem ich stosowania?

Odpowiadam: NIE, nie jest. Ludzie mogą, oczywiście, chcieć brać lek wszechstronnie sprawdzony, – ale mają też prawo zażyć – na własne ryzyko – lek niesprawdzony. Do artykułu mam dwie uwagi. Pierwsza dotyczy „PRADAXY”. Jak wynika z teksty, zmarło 256 pacjentów. A zażywało go 450.000. Teraz liczymy: w Polsce żyje 38 milionów obywateli, na ogół całkiem zdrowych. I rocznie umiera ok. 380.000. Czyli jedna na tysiąc. Tymczasem „PRADAXĘ” zażywali chorzy – i zmarła jedna na dwa tysiące!!! O czym my mówimy? Trzeba tylko uczulić lekarzy, by nie stosowali go u pacjentów z mniejszą niż przeciętna krzepliwością – a jeśli zastosują – to pod bacznym nadzorem. I tyle.

Druga sprawa to „Thalidomid” zwany tez „CONTERGAN”em. Tę sprawę znam świetnie – bo wybuchła, gdy miałem 18 lat i byłem b.wrażliwy. Otóż jest prawdą, że po zażyciu „Thalidomidu” urodziło się kilkanaście tysięcy dzieci strasznie zdeformowanych (z reguły polegało to na tym, że dłonie wyrastały im prosto z barków). Nie ma jednak dowodu na to, że „Thalidomid” szkodził. Więcej: adwokaci firmy utrzymywali, że jest to lek wysoce dobroczynny.

Jak to możliwe? Ludzie mówiąc o poronieniach maja na ogół na myśli sytuację, w której kobieta dowiaduje się, że jest w ciąży – i po kilku dniach czy tygodniach dochodzi do poronienia. Tymczasem ogromna większość poronień nastepuje w parę minut, godzin, lub dni po zapłodnieniu. Gdy płód jest nieprawidłowy, organizm matki go odrzuca – i kobieta nie ma nawet pojęcia, że była zapłodniona i poroniła. Taki nieprawidłowy (a czasem i prawidłowy – organizm może się pomylić!) płód jest usuwany. I nie można wykluczyć, że „Thalidomid” nie uszkadzał płodów – tylko uniemożliwiał organizmowi matki usunięcie płodu rozwijającego się nieprawidłowo! Być może dzisiaj znamy już odpowiedź na to pytanie. Wtedy nauka nie znała. I można postawic pytanie: jeśli ta interpretacja jest prawdziwa (tj. thalidomid zapobiegał poronieniu zdeformowanych płodów) - to czy lepiej, by te 12.000 dzieci się nie urodziło? A gdyby jedno z tych dzieci odkryło np. zimna syntezę jądrową - to też byśmy tak uważali? Ale, oczywiście, nie ma powodu, by „CONTERGANU” nie zażywali mężczyźni – lub kobiety, które są pewne, że nie są w ciąży! JKM

Kaczyńskiego zdradza “punkt widzenia każdego patrioty, któremu droga jest suwerenność” Nareszcie wiemy, jaki jest „punkt widzenia każdego patrioty, któremu droga jest suwerenność”! A któż inny mógłby nas w tym zakresie oświecić, jeśli nie sam pan prezes Jarosław Kaczyński? Jego wykładnia ma charakter wykładni autentycznej, bo większego patrioty od pana prezesa Kaczyńskiego u nas nie ma, a kto wie, czy kiedykolwiek był albo i będzie?

Jak powiada Pismo Święte, „z obfitości serca usta mówią” – toteż i pan prezes Kaczyński z obfitości serca gorejącego szczerze nam to wyjaśnił. Właśnie ta szczerość sprawia, że deklaracja prezesa Kaczyńskiego więcej wyjaśnia niż mówi, zwłaszcza, gdy ją z należnym uszanowaniem i uwagą rozbierzemy. W wypowiedzi dla „Rzeczpospolitej”, również zatytułowanej cytatem „Propozycje Sikorskiego grożą rozpadem obecnej Unii”, scharakteryzował stanowisko przedstawione w berlińskim przemówieniu ministra Sikorskiego, jako „przedwczesny akt hołdowniczy i to zanim pojawiła się cena za taką usługę”. Wynika z tego, że akty hołdownicze bywają „przedwczesne”, ale też bywają dokonane we właściwym czasie, to znaczy ani za wcześnie, ani za późno, czyli w samą porę. No dobrze, ale skąd wiadomo, czy na akt hołdowniczy nie jest za wcześnie albo – dajmy na to – za późno? Kiedy – mówiąc wprost – jest odpowiednia pora na dokonanie aktu hołdowniczego? Z bezcennej wskazówki, którą odtąd powinien kierować się każdy patriota, „któremu droga jest suwerenność”, wynika to bardzo jasno: odpowiednia pora jest wtedy, kiedy pojawi się cena za taką usługę – to znaczy za akt hołdowniczy. Ani minuty wcześniej, bo akt hołdowniczy dokonany minutę wcześniej dowodzi zdrady i zaprzaństwa, podczas gdy taki sam akt hołdowniczy, ale dokonany minutę później, to znaczy, kiedy pojawiła się „cena za taką usługę”, dowodzi płomiennego patriotyzmu i heroicznej obrony suwerenności. Jaki z tego płynie wniosek? Ano taki, że każdy patriota, któremu droga jest suwerenność, powinien zaopatrzyć się w zegarek – oczywiście specjalny zegarek patriotyczny, dzięki czemu potrafi z dokładnością do pół sekundy dokonać aktu hołdowniczego we właściwym momencie, a następnie zainkasować „cenę za tę usługę”, która mu się słusznie i zgodnie z prawem moralnym należy – bo cóż wynagradzać w tych zepsutych czasach, kiedy króluje zdrada i zaprzaństwo, jeśli nie płomienny patriotyzm, któremu droga jest suwerenność? Nie jest tedy wykluczone, że stąd właśnie płynie obawa prezesa Kaczyńskiego przed „rozpadem obecnej Unii”, jaki może nastąpić na skutek propozycji Sikorskiego. I słusznie, bo o ile „obecna Unia” otwiera przed patriotami nieskończone możliwości dokonania – oczywiście za odpowiednią cenę – mnóstwa aktów hołdowniczych, o tyle to, co mogłoby wyłonić się z propozycji Sikorskiego, nie jest jeszcze znane w szczegółach, mimo zakończenia unijnego szczytu. Wiadomo tylko, że jego uczestnicy uzgodnili, że wszystko uzgodnią w marcu, a na razie zrzucą się, ile tam, który może, żeby do Międzynarodowego Funduszu Walutowego przekazać 200 mld euro, które on następnie pożyczy dla ratowania odpornej na kryzysy unii walutowej. Wygląda na to, że premier Tusk nie tylko nie dostanie spodziewanych 300 miliardów, ale będzie musiał do interesu dołożyć. To znaczy: do interesu będą musieli dołożyć obywatele. Tak to kończą się marzenia o darmosze. Okazało się, że róg obfitości, po którym wszyscy, a zwłaszcza większość naszego mniej wartościowego narodu tubylczego, spodziewali się, że za usługi hołdownicze sypnie szmalem i znowu będzie jak za Gierka – że ten róg trzeba dopiero napełnić. Łatwo powiedzieć: napełnić – ale nie bardzo wiadomo, kto to ma zrobić i czym. „Toć raj na ziemi stworzyć każdy chce” – przestrzegał Bertold Brecht. „Ale czy forsę ma? Niestety, nie!” W takiej sytuacji trzeba zwierać szeregi – i to nie tylko szeregi płomiennych patriotów, którym droga jest suwerenność, ale również, a może nawet przede wszystkim szeregi autorytetów moralnych i tych, którzy wprawdzie może specjalnymi autorytetami moralnymi nie są, ale jako „ludzie przyzwoici” tworzą „elitę III Rzeczypospolitej”. W sytuacji braku forsy bardzo wiele, bowiem zależy od tego, co autorytety i przyzwoici powiedzą mniej wartościowemu narodowi tubylczemu. Czy, dajmy na to, powiedzą mu, że został skrzywdzony, („Który skrzywdziłeś człowieka prostego…”), czy też przeciwnie – że to, co odczuwa jako krzywdę, to tylko zwyczajne na tym etapie rozwoju dziejowego „trudności wzrostu”, przeciwko którym próżno wierzgać, niczym przeciwko ościeniowi. Ma się rozumieć, nie zrobią tego za darmo; co to, to nie, a zresztą – całkiem słusznie, bo cóż wynagradzać w tych zepsutych czasach, jeśli nie przyzwoitość? Wiec niezależnie od rekompensat finansowych, które nasi Umiłowani Przywódcy dla przyzwoitych obmyślili i obmyślą, elity III Rzeczypospolitej właśnie zostały wynagrodzone prestiżowo. Może w niezbyt dobrej walucie, ale kiedy mamy kryzys, to nie pora na grymasy. SM

Przeszłość Lecha Wałęsy SB sfałszowała dokumenty o współpracy Lecha Wałęsy z SB. Jest to wiadome od lat. Fałszerstwo polegało na przedłużeniu współpracy „Bolka” na lata, w których już nie był faktycznym TW. Kilka dni temu białostocki oddział IPN-u poinformował o zakończeniu śledztwa w sprawie preparowania przez SB dokumentów, mających świadczyć o agenturalnej współpracy Lecha Wałęsy. W jego wyniku ustalono, że rzeczywiście funkcjonariusze SB z Biura Studiów MSW w latach 80 usiłowali spreparować takie dokumenty, m.in. po to, by były przywódca NSZZ „Solidarność” nie otrzymał Nagrody Nobla. I się zaczęło. W związku z komunikatem IPN-u przez mainstreamowe media przelała się fala sensacyjnych doniesień i krzykliwych tytułów. „SB fałszowała kwity na Wałęsę” – napisali panowie Czuchnowski i Sandecki z „Gazety Wyborczej”, stroniąc od podania ważnych szczegółów tej operacji. Potem atmosfera zaczęła się „rozkręcać”. IPN: „Dokumenty SB o współpracy Wałęsy zostały sfabrykowane” – napisała w jednym z portali niejaka pani Tchórzewska (nazwiska trzeba zapamiętywać, bo Polska to taki kraj, gdzie dyspozycyjnych nieuków czeka wielka kariera). Himalaje niekompetencji osiągnęła jednak „Polska. The Times” tytułem „Dokumenty ws. współpracy Wałęsy z SB sfabrykowane”. W całą sprawę wmieszał się i triumfujący bohater doniesień, Lech Wałęsa: „Spodziewałem się, że wcześniej czy później prawda zwycięży. Te papiery były bardzo dobrze podrobione, dlatego tylu ludzi się na to nabrało”. W internecie pojawiły się teksty w stylu „Gontarczyk i Cenckiewicz ośmieszeni i skompromitowani”. Po chwili zadzwoniła zatroskana od kilku lat niewidziana znajoma: „Piotrek? Co teraz z wami będzie”?

Nieświeży kotlet Uprzejmie donoszę, że informacje o intelektualnej śmierci autorów książki „SB a Lech Wałęsa” Sławomira Cenckiewicza i mojej są nieco przedwczesne. Przede wszystkim, dlatego, że sprawa preparowania „dowodów współpracy” Lecha Wałęsy z SB w latach 80 jest historykom dobrze znana i była wielokrotnie opisywana. Sporo miejsca wspomnianej sprawie poświęciliśmy w swojej książce. Opublikowaliśmy też ważne dokumenty.Z dokumentów tych wynika, że preparowaniem fałszywek na temat przywódcy Solidarności zajmował się specjalny zespół Biura Studiów, mniej więcej od początku 1982 r. Z tego okresu pochodzą pierwsze listy i ulotki kolportowane przez SB, zawierające informację, że Lech Wałęsa to agent SB ps. „Bolek”. Dokumenty te były podpisane przez prawdziwe lub zmyślone przez SB organizacje konspiracyjne. Druga faza tych działań była znacznie bardziej skomplikowana. Biuro Studiów SB, wspólnie z fałszerzem specjalistą od podrabiania podpisów, próbowało spreparować donosy Lecha Wałęsy, jako agenta SB ps. „Bolek” działającego w latach 80. Dokumentom tym – sporządzonym pismem łudząco podobnym do charakteru pisma Wałęsy – zamierzano nadać właściwą szatę graficzną, dbając o szczegóły mające pasować do przywódcy Solidarności: miejsc jego pobytu, pracy i obyczajów. Niestety do naszych czasów nie zachował się żaden z fałszywych raportów „Bolka” z lat 80. i nie wiadomo nawet, czy takie dokumenty próbowano kiedykolwiek kolportować.

Kłamstwa na bazie prawdy Szczegóły operacji dezinformacyjnych obliczonych na skompromitowanie Wałęsy są znane dzięki obszernym notatkom na ten temat zostawionym przez uczestniczących w operacji funkcjonariuszy SB. Tak się szczęśliwie złożyło, że jeden z nich w połowie lat 80 uciekł na Zachód, więc jego przełożeni chcieli się dowiedzieć, czego może się od niego dowiedzieć nieprzyjaciel. No i kazali wszystkim napisać stosowne notatki. Raporty te jednoznacznie wskazują, że podstawą do podejmowania prób skompromitowania Wałęsy współpracą z SB w latach 80 były posiadane przez funkcjonariuszy akta archiwalne autentycznego tajnego współpracownika gdańskiej bezpieki o pseudonimie „Bolek” numer rejestracyjny 12.535. Zachowane dokumenty nie pozostawiają wątpliwości, że pod tym numerem i pseudonimem w latach 1970–1976 zarejestrowany był Lech Wałęsa. Oficerowie SB przepytywani w 1985 r. napisali w notatkach, że w akcji dezinformacyjnej przeciwko Wałęsie nie chodziło o spreparowanie całej sprawy od samego początku, tylko – jak napisał np. mjr Adam Styliński, o „przedłużenie działalności TW Bolek”. Inny oficer SB uczestniczący w akcji chor. Tadeusz Maraszkiewicz napisał, że głównym motywem operacji było upozorowanie „kontynuacji przerwanej uprzednio współpracy z resortem.” No, ale tych kłopotliwych informacji, na czym polegało owo preparowanie fałszywek dotyczących współpracy Lecha Wałęsy z SB w latach 80, to już Państwo w mainstreamowych mediach nie znajdziecie.

Przedwczesna radość Wiele wskazuje na to, że w grach dezinformacyjnych wymierzonych w Wałęsę używano nie tylko fałszywych dokumentów. W operacjach mających uniemożliwić przywódcy NSZZ „Solidarność” otrzymanie Nagrody Nobla w 1982 r. prawdopodobnie wykorzystano oryginalne dokumenty TW „Bolek” z lat 70. Według mjr. Stylińskiego: „Ambasadorowi Norwegii doręczono (…) list razem z oryginalnym doniesieniem z prośbą o wykonanie ekspertyzy pisma”. Informacji tych nie można zweryfikować, ponieważ Norwegowie konsekwentnie odmawiają w tej materii współpracy wcześniej z historykami, a teraz ze śledczymi z IPN-u. Oryginalne dokumenty dotyczące Lecha Wałęsy z lat 1970–1976 najprawdopodobniej zostały wywiezione do Moskwy na krótko przed upadkiem komunizmu. Wiele innych dokumentów na ten temat zginęło z archiwów w czasie prezydentury Lecha Wałęsy, który zabrał je do Pałacu Prezydenckiego i nigdy już nie zwrócił. Ale istnieje szansa, że w Norwegii zachowało się oryginalne odręczne doniesienie TW „Bolek”. Może kiedyś uda się je odzyskać? W każdym razie triumfalne gesty Lecha Wałęsy przekonującego, że komunikat prokuratorów z białostockiego IPN-u cokolwiek zmienia w jego sprawie, wydają się i nieuzasadnione, i nieco przedwczesne. Piotr Gontarczyk

Polska wyrzucona za drzwi Man kann singen, man kann tanzen, aber niemals mit Zasrancen. Ach, jakże przykro muszą brzmieć te słowa w uszach premiera Donalda Franciszka Tuska i jego umiłowanego ministra Radosława Sikorskiego! A poeta wszystko przewidział, pisząc w proroczym natchnieniu, że „będą ze wstydu się wiły dziewki fabryczne, brzuchate kobyły, krzywych pędraków sromne nosicielki!” Oczywiście proroctwo - jak to proroctwo; precyzyjne nigdy nie jest - bo jeśli premieru Tusku i ministru Sikorskiemu przychodzi dzisiaj wić się ze wstydu, to nie z powodu jakichś tam „pędraków”, tylko z powodu ujawnienia w ostatni poniedziałek projektu Paktu Fiskalnego Unii Europejskiej, który zarówno premier Tusk, jak i minister Sikorski stręczyli w Sejmie naszym Umiłowanym Przywódcom, a za ich dostojnym pośrednictwem - całemu naszemu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu. Podstawowym argumentem naszych stręczycieli było to, że przystępując do Paktu Fiskalnego znajdziemy się wreszcie w centrum podejmowania decyzji; kto wie - może nawet kiedyś nasz głos - oczywiście za pośrednictwem naszych Umiłowanych Przywódców - zadecyduje o losach Europy, a pośrednio - o losach świata? Takie ci to rojenia, takie ci to ambicje ujawnili nasi stręczyciele. Za to - ponieważ na tym świecie pełnym złości nic nie jest za darmo - będziemy musieli zapłacić frycowe - na początek w postaci - jak się okazało - 6,7 mld euro, tytułem naszego udziału w zrzutce do Międzynarodowego Funduszu Walutowego, obejmującej - jak wiadomo - 200 mld euro, ma się rozumieć - na początek, bo końca na razie nie widać. Skoro jednak za tę cenę mieliśmy decydować o losach świata - to znaczy nie my, gdzieżby tam ktoś nas pytał o opinię na temat losów świata - tylko oczywiście premier Tusk i minister Sikorski - no to chyba warto. Nie ma złej drogi do swej niebogi - powiada przysłowie, a jeszcze lepiej tę drogę opisuje tytuł: „Od łopaty do dyplomaty”. Tak właśnie swoją historię zatytułowała wybitna postać polskiego i międzynarodowego ruchu robotniczego, czyli Albin Siwak, który został nawet członkiem Biura Politycznego KC PZPR, kiedy to razwiedka postanowiła mieć w partii swojego naturszczyka - odpowiednika Lecha Wałęsy w Solidarności. Okazuje się, że takie przyspieszone ścieżki awansu z łaski razwiedki trafiają się również w III Rzeczypospolitej - więc kontynuacja jest większa, niż nam się wydaje. Mniejsza zresztą z tym, bo warto wreszcie wyjaśnić, o co chodzi. Otóż chodzi o to, że przedstawiony w ostatni poniedziałek projekt Paktu Fiskalnego w żadnym przypadku nie przewiduje udziału premiera Tuska ani ministra Sikorskiego w jakichkolwiek decyzjach, ponieważ kraje spoza strefy euro nie mogą uczestniczyć w obradach - nawet bez prawa głosu. Inaczej mówiąc - muszą czekać pod drzwiami, dopóki starsi i mądrzejsi nie ustalą jak ma być i ile Zasrancen mają zapłacić. Ładny interes! No i co teraz premier Tusk i minister Sikorski powie naszym Umiłowanym Przywódcom, a za ich dostojnym pośrednictwem - również nam, członkom naszego mniej wartościowego narodu tubylczego? Z jakim miedzianym czołem się pokaże jeden i drugi? Żeby było śmieszniej, występując we wtorek w programie „Tomasz Lis na żywo” premier Tusk zwierzył się redaktoru Lisu, iż się „modli”, by Polacy „zachowali optymizm”. Łatwo powiedzieć - ale jakże tu zachować optymizm, kiedy właśnie naszym Umiłowanym Przywódcom rozwiały się marzenia już nie o decydowaniu o losach świata, ale nawet - o dopuszczeniu do stołu obrad? Byłoby może śmiesznie, gdyby nie to, że w osobach naszych Umiłowanych Przywódców został upokorzony nasz nieszczęśliwy kraj, któremu Nasza Złota Pani razem ze swoim francuskim kolaborantem Mikołajem Sarkozym, po raz kolejny brutalnie wskazała jego miejsce w szeregu. Ale powiedzmy sobie otwarcie i szczerze - czyż nie zasłużyliśmy na to po stokroć, pozwalając na okupację naszego nieszczęśliwego kraju przez razwiedczyków, którzy za pośrednictwem swoich konfidentów w niezależnych mediach wystawiają takich Zasrancen na fasadę, żeby „młodzi, wykształceni z wielkich miast” mieli się, kim rajcować i kogo podziwiać. Ale na państwach poważnych takie błazeństwa nie robią wrażenia; już tamtejsi Umiłowani Przywódcy, a zwłaszcza - Nasza Złota Pani dobrze wie, kto, u kogo siedzi w kieszeni, komu służy i za ile. Po cóż, zatem miałaby Zasrancen dopuszczać do konfidencji? Pewnie pamięta żelazną zasadę pruskiego króla Fryderyka Wielkiego, że wprawdzie można posługiwać się kanaliami, ale w żadnym razie nie wolno się z nimi spoufalać. Ciekawe, co teraz powiedzą konfidenci w mediach; jaki rozkaz obmyślą im oficerowie prowadzący. Na razie w „Gazecie Wyborczej” odezwał się red. Witold Gadomski stwierdzając melancholijnie, iż „wygląda na to, że nasza europejska polityka znalazła się w impasie”. Ha! Dopiero teraz się „znalazła”? A gdzież była do tej pory? Cały czas w tym samym miejscu, tylko teraz starsi i mądrzejsi uznali, że nie ma już potrzeby zachowywania pozorów i jednym ruchem ściągnęli naszym zuchom kalesony na oczach całej Europy. Cóż zresztą mieli zrobić innego, skoro banda sprzedawczyków i idiotów na wyścigi ich informowała, że „nie ma alternatywy” wobec „unii fiskalnej”, że „euro, albo śmierć”? Jestem oczywiście pewien, że razwiedczykowie przez święta wymyślą jakiś sofizmat, przy pomocy, którego konfidenci w mediach będą jeden przez drugiego na wyścigi dowodzili, że to jeszcze jeden wielki sukces, że cała Europa, ach, co ja mówię, jaka tam znowu „Europa” - że cały świat nas podziwia i zazdrości nam premiera Tuska i ministra Sikorskiego, z jego szelkami i krawatami. Podziwia i zazdrości - jakże by inaczej - ale chyba z wyjątkiem wicepremiera Pawlaka, z którym premier Tusk pozostaje „w stałym, trudnym dialogu”. Chodzi konkretnie o to, że PSL ma wprawdzie stuprocentową zdolność koalicyjną, ale - podobnie jak za zapukanie do serduszka francuskiej aktoreczki, czego pragnął dostąpić król Stanisław August Poniatowski - za skorzystanie z niej każe sobie słono płacić. Na przykład na wicepremieru Pawlaku nie robi najmniejszego wrażenia fakt, iż premier Tusk obiecał w expose wydłużenie wieku emerytalnego. Wicepremier Pawlak doskonale, bowiem wie, że rozpoczęcie gmerania przy emeryturach siłą rzeczy musiałoby doprowadzić do zreformowania Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego, którą aparat PSL nie tylko wprawnie doi, podobnie zresztą, jak całą Rzeczpospolitą - ale, dzięki której dostaje swoje procenty w wyborach i może ciągnąć rentę ze swej stuprocentowej koalicyjnej zdolności. Wprawdzie i premier Tusk we wspomnianym programie red. Lisa dawał do zrozumienia, że inni też mają koalicyjne zdolności, może nie stuprocentowe, niemniej jednak - ale wicepremier Pawlak wie i to, że premier Tusk dziesięć razy się zastanowi, zanim odważyłby się na koalicję z SLD. Tym bardziej, że - w odróżnieniu od Leszka Millera, który właśnie został szefem SLD - Aleksander Kwaśniewski chciałby połączyć się z Ruchem Palikota - a taka perspektywa wydaje się premieru Tusku - jak sądzę - nie tylko politycznie, ale również estetycznie wstrętna, nie mówiąc już o tym, że zmuszałaby go do klajstrowania pęknięć w samej Platformie, no i - co najważniejsze - do politycznej sodomii z najgorszymi watahami razwiedkowego dyrektoriatu. No a teraz - jeszcze to upokorzenie, ten „impas”, który niewątpliwie skłania naszego ludowego cyborga do zacierania w duchu rąk, podobnie jak byłego wicepremiera i byłego marszałka Grzegorza Schetynę, który na zesłaniu w sejmowej komisji spraw zagranicznych przeżywa Schadenfreude. I dobrze - bo w ten sposób przynajmniej niektórzy będą mieli naprawdę wesołe Święta.

SM

Teraz „w imię racji stanu” Najwyraźniej okres pieriedyszki się kończy i nadchodzi kolejne zlodowacenie. Obraz sytuacji zaciemniają wprawdzie remanenty z poprzedniego etapu w postaci procesu generała Kiszczaka za stan wojenny, ale nie ulega wątpliwości, że i pod tym względem sytuacja zostanie uporządkowana i niezawisłe sądy będą wiedziały, czego się trzymać. O ile, bowiem na poprzednim etapie można było jeszcze postrzegać komunistyczną soldateskę, jako „związek przestępczy o charakterze zbrojnym”, to teraz razwiedka ponownie stanowi sól ziemi czarnej i podobnie jak za komuny personifikuje rację stanu. Wyrazem tego jest wniosek o uchylenie immunitetu posłowi Antoniemu Macierewiczowi, jaki prokuratura pragnie złożyć w Sejmie. Towarzyszą temu oskarżenia ze strony publicystów „Gazety Wyborczej” - generałównej Marianównej Naszkowskiej i Wojciecha Czuchnowskiego - co pokazuje, że w tej sprawie, podobnie jak w ogóle - w sprawie ochrony agentury - Siły Wyższe koordynują swoje poczynania ze starszymi i mądrzejszymi - również przeciwnymi ujawnianiu agentury w strukturach państwa. Pretekstem ma być oczywiście „zdrada stanu” to znaczy - ujawnienie zaledwie rąbka tajemnicy okupacji Polski przez wywiad wojskowy. Bo chociaż słyszymy rzewne opowieści, jak to „czuwać musi żołnierz, by nie przeszkodził wróg”, to tak naprawdę, co najmniej od roku 1981, a więc od udelektowania naszego nieszczęśliwego kraju przez generała Jaruzelskiego „mniejszym złem”, razwiedka koncentruje się nie na żadnej „racji stanu”, tylko na kręceniu lodów poprzez rozkradanie państwa, zakładaniu starych rodzin i reżyserowaniu tzw. sceny politycznej. Zaczęło się od „okrągłego stołu”, do którego doszło w następstwie przyjęcia przez razwiedkę oferty złożonej przez Jacka Kuronia za pośrednictwem płk Lesiaka - że jeśli razwiedka dyskretnie pomoże „lewicy laickiej” wyeliminować „ekstremę” z podziemnych struktur, to w zamian „lewica laicka” użyczy razwiedce demokratycznej fasady i w ten sposób odzyska swój udział w zewnętrznych znamionach władzy nad mniej wartościowym narodem tubylczym. Była to mistyfikacja największego kalibru, więc nic dziwnego, że wciągnięto do niej nie tylko agenturę ze wszystkich środowisk, ale nawet „pożytecznych idiotów” - żeby nie wspomnieć o osobniku notorycznie znanym z tzw. „postawy służebnej”. Oczywiście w takich sprawach obowiązuje zasada ograniczonego zaufania, więc oprócz polisy ubezpieczeniowej w postaci najwartościowszych kompromatów, tzn. tych, których nigdzie „nie ma” , a które razwiedka sobie zmagazynowała na wszelki wypadek - wielu jej funcjonariuszy i konfidentów przewerbowało się do razwiedek państw trzecich; nowych sojuszników i dawnych. W rezultacie tych wszystkich przedsięwzięć, razwiedka okupuje nasz nieszczęśliwy kraj za cenę wykonywania zadań zleconych przez nowych i dawnych cudzoziemskich mocodawców. Raport sporządzony przez zespół Antoniego Macierewicza ujawnił zaledwie rąbek tej tajemnicy - ale razwiedka słusznie uważa, że nawet i to za dużo - bo chodzi o to, by mniej wartościowy naród tubylczy jak najdłużej myślał, że z tą naszą młodą demokracją i sceną polityczną to wszystko naprawdę, żeby jak najdłużej trwał w rzeczywistości podstawionej - bo wtedy łatwiej będzie go sprzedać i tym pewniejsza nagroda. Warto przypomnieć, że w odróżnieniu od SB, której też „nie ma”, wywiad wojskowy nie został nawet tknięty najmniejszą weryfikacją i transformację ustrojową nie tylko przeszedł w szyku zwartym, jako Wojskowe Służby Informacyjne - ale również, a może nawet przede wszystkim - reżyserował, kontrolował i nadal kontroluje jej przebieg - za pośrednictwem agentury, która przez ostatnie 20 lat rozbudował we wszystkich, zwłaszcza biznesowych, decyzyjnych i opiniotwórczych środowiskach - bo przecież nie wśród gospodyń domowych. Wejście scenariusza rozbiorowego w fazę realizacyjną - czego symptomem było berlińskie przemówienie ministra Sikorskiego - sprawia, że trzeba 20-letni okres pieriedyszki kończyć i przykręcić śrubę. Skoro, zatem niezależna prokuratura już wie, z jakiego klucza wypada jej śpiewać, to tylko patrzeć, jak i z niezawisłych sądów posypią się piękne wyroki! SM

Krok w stronę jawności Z obfitości serca usta mówią - powiada Pismo Święte, zaś Rosjanie podobną myśl wyrażają porzekadłem, że „łarczik prosto atkrywajetsia”. I rzeczywiście - właśnie okazało się, że Ruch Palikota zamierza zatrudnić generała Marka Dukaczewskiego w charakterze doradcy do spraw tajnych służb - a generał propozycję przyjął. No bo - powiedzmy sobie szczerze - któż lepiej doradzi posłu Palikotu, niż generał Dukaczewski? Jak pamiętamy, był on w swoim czasie szefem Wojskowych Służb Informacyjnych, a teraz, kiedy WSI już „nie ma”, założył stowarzyszenie SOWA, mające chronić reputację razwiedki. Rzeczywiście, coś było na rzeczy, bo do niedawna wszyscy odżegnywali się od WSI, jak diabeł od święconej wody. Nawet TVN, która przecież ma specjalne powody do wdzięczności, wytoczyła mi proces o ochronę dóbr osobistych po tym, jak w jednym z felietonów ukazało się sformułowanie: „telewizyjna ekspozytura Wojskowych Służb Informacyjnych” - co przecież jest charakterystyką zaszczytną. Oficjalna nominacja generała Dukaczewskiego na skromne stanowisko „doradcy” Ruchu Palikota najwyraźniej stanowi punkt zwrotny. Dotychczas bezpieka zdalnie sterowała państwem za pośrednictwem uplasowanych w odpowiednich miejscach konfidentów. Dzisiejsze ostentacyjne zaznaczanie wpływu WSI, (którym oczywiście „nie ma”) na polityczną scenę naszego nieszczęśliwego kraju, również dla opinii publicznej jest nie tylko informacją, kto tu rządzi, ale również sygnałem, że - jak zauważył niedawno premier Tusk - „żarty się skończyły”. W tej sytuacji pewnie nikt już nie będzie wypierał się związków z tą najważniejszą agendą naszego demokratycznego państwa prawnego, ani się tłumaczył, że do bliskich spotkań III stopnia doprowadził „bez swojej wiedzy i zgody”. Ciekawe, jacy kuratorowie zostali lub wkrótce zostaną wyznaczeni dla pozostałych ugrupowań parlamentarnych. SM

Przemówienie

http://www.youtube.com/watch?v=fo28NIb-WdM&feature=relmfu

Dla tych, co uważaja, że islam przepelniony jest nienawiścią do chrześcijaństwa, podaję przemówienie JE Mahmuda Ahmadinejjada, prezydenta Islamskiej Republiki Iranu - z okazji Bożego Narodzenia (sprzed dwóch lat). Pomijając względy religijne (nie wszyscy wiedzą, że Jezus Chrystus jest Wielkim Prorokiem islamu!) godne uwagi jest to, że Prezydent Iranu fatyguje się by przemówić do półprocentowej mniejszości chrześcijan - oraz Brytyjczyków. Czy którykolwiek prezydent III RP przemówił z okazji ortodoksyjnego Bożego Narodzenia do prawosławnych i Ukraińców - na przykład? JKM

Tak przed Wigilią - odnośnie moich uwag o przemówieniu JE Mahmuda Ahmadinejjada Sunnici masakrują szyitów, protestanci – katolików, sunnici-alawitów, papiści – prawosławnych, katolicy-żydów, anglikanie-papistów, żydzi-muzułmanów, protestanci-żydów... Nie. Arabowie nie „wierzą w Allaha” tylko „wierzą w Boga”. Nasz Bóg ma zresztą Swoje imię – Jehowa Żydom nie wolno go wymawiać. Zamiast „Jehowa” Żydzi mówią „Adonai” (= „Pan”) albo „Elia” (=”Bóg”). Arabowie (też przecież Semici) podobnie: „al-Lah”, Anglicy „the God”, Francuzi „le Dieu”. My możemy nazywać Boga po imieniu, – ale to jakoś tak nieładnie powiedzieć: „Jehowo!”. Nie jesteśmy z Nim po imieniu, – więc mówimy „Boże!” lub: „Panie Boże!” - tak, jak się mówi: „Hrabio!” lub „Panie hrabio!”. Wszystkie te główne wyznania (dzielące się na liczne pnie, konary, gałęzie i drobne witki) wierzą w jednego, tego samego, Boga – acz inaczej Go widzą. Wszystkie uznają Pięcioksiąg, czyli Torę. Różnice pojawiają się dalej.Reszta Starego Testamentu to po prostu dzieje narodu żydowskiego. Nie mają szczególnego znaczenia religijnego – podobnie jak u nas „Dzieje Apostolskie”. Żydzi mają Talmud, który składa się z dwóch części; Miszny, czyli wskazówek, jak postępować (porównanie do Ewangelij jest kulawe, bo prorocy i rabini mówili wprost i konkretnie, a Chrystus mówił raczej przypowieściami) – oraz Gemary, czyli zbioru komentarzy do Miszny (znów porównanie do Listów Apostolskich jest bardzo kulawe). Talmud – zwłaszcza Gemarę - należy raczej porównywać do katechizmu. Misznę można sobie od biedy wyobrazić, jako Ewangelie, do których dodano pisma św.Tomasza, św.Augustyna, śp.Marcina Lutra, śp.Jana Kalwina itd. Natomiast dla świata islamu rolę tę pełni Koran. (Tak nawiasem: Talmud n/t chrześcijan wypowiada się znacznie gorzej, niż Koran!). Mahometaninem jest ten, kto złoży wyznane wiary: „Nie ma boga oprócz Boga...” (Chrześcijanie w Polsce tradycyjnie używają tłumaczenia: „Nie będziesz miał cudzych bogów przede Mną”) „...a Mahomet jest Jego Prorokiem”). Mahometanizm jest przy tym młodą, żarliwą religią i muzułmanie b. poważnie traktują Boga i Proroków – np. wymieniając imię Mahometa czy Jezusa dodają zazwyczaj „Pan z Nim”. Żarty na ten temat, u żydów i chrześcijan od kilku wieków coraz częstsze, u mahometan są niedopuszczalne. Przy okazji podaję, że jeśli mahometanin się modli (a robi to pięć razy dziennie) to przestrzeń na ± metr od niego (często kładzie na jej granicy jakikolwiek przedmiot zwany w tym momencie sutrą) jest zastrzeżona – i jeśli ktoś spróbuje przejść przez nią, to zostanie brutalne odepchnięty w klatkę piersiową – tak literalnie nakazuje Koran - a jeśli nadal będzie się napierał, to ma poważną szansę na rozstanie się z życiem. Zarówno żydów jak i chrześcijan islamiści uważaja za Ludy Księgi, (czyli Tory) – i mają tylko nadzieję, że z czasem przyjmiemy nauki Największego Proroka, czyli Mahometa. Nie przeszkadzają też chrześcijanom i żydom w praktykowaniu (byle nie publicznym!) religii. Natomiast czymś, czego chrześcijanie nie potrafią przyjąć do wiadomości, jest kara śmierci wymierzana każdemu, kto by odstąpił od islamu lub choćby namawiał mahometanina do zmiany wyznania. Zwłaszcza, że muzułmanin przed słowem „Bóg” niemal zawsze dodaje: „...Litościwy i Miłosierny”. Tolerancja u mahometan ma granice znacznie węższe, niż u nas. A to, że często mahometanie mordują chrześcijąn... A kto mowi, że tylko muzułmanie i tylko chrześcijan???. Często sunnici masakrują szyitów, protestanci – katolików, sunnici - alawitów, papiści – prawosławnych, katolicy - żydów, anglikanie - papistów, żydzi - muzułmanów, protestanci - żydów... Nie widać jakiejś szczególnej wrogości na osi akurat „chrześcijanie-muzułmanie” czy „muzulmanie-żydzi”. Na zakończenie: mahometanie nie mają żadnych pretensyj do żydów zamieszkujących Ziemię Świętą i modlących się do Boga! Mają pretensje do Państwa Izrael - całkiem świeckiego tworu, przez niektórych żydowskich ortodoksów nienawidzonego nieraz tak samo, jak przez muzułmanów! Np. sekta „Strażników Miasta” („Neturei Karta”) wręcz wzywa Iran do zniszczenia Panstwa Izrael! To taka garść uwag... JKM

24 grudnia 2011 "Korektę kapitalizmu"w Polsce - będzie robił pan poseł Janusz Palikot, jak tylko będzie miał wpływ na sprawy państwa polskiego. O jaki ”kapitalizm” chodzi panu Januszowi Palikotowi? Przecież w Polsce budowany jest socjalizm biurokratyczny z elementami kapitalizmu „państwowego pomieszanego kapitalizmem elementami” kapitalizmu kompradorskiego - dla zaufanych i zaprzyjaźnionych z władzą. Skądinąd człowiekowi inteligentnemu, światowemu-, że wspomnę przynależność do bardzo wpływowej międzynarodowej Komisji Trójstronnej - której członkowie- moim zdaniem wykonują prace zlecone przeciw własnym państwom, pracom zleconym przez tę Komisję, do której przynależą tacy ludzie jak: Dawid Rockefeller i jego syn, Henry Kissinger, Jimmy Carter. Dick Cheney, Bill Clinton, Zbigniew Brzeziński, Jerzy Baczyński, Marek Belka, Jerzy Koźmiński, Wanda Rapaczyńska, Zbigniew Wróbel, Sławomir Sikora, Maciej Zięba, Jerzy Sito, Andrzej Olechowaki i inni. Zapraszam na stronę Wikipedii, na której jest rozwinięcie hasła Komisja Trójstronna.. Przy niektórych członkach jest zaznaczone, że „ były członek”. A ja uważam, że gdy ktoś raz był królem, na zawsze zachowa majestat.. I stosunki oraz powiązania. Jest to rodzaj tworzącego się „ rządu światowego”, który ponad rządem Komisji Europejskiej i rządami poszczególnych państw, realizuje tworzenie rządu globalnego. Mario Monti- obecny premier Włoch- też jest członkiem Komisji Trójstronnej. Mam oczywiście nadzieję, że Pan Bóg wszystkim tym architektom budowy Nowego Wspaniałego Świata przeciw Panu Bogu, pomiesza szyki w pewnym momencie i to wszystko, co budują od 1973 roku - bo wtedy właśnie powstała Komicja Trójstronna- legnie w gruzach. Tym bardziej wobec bankrutującego Imperium Amerykańskiego, które jest podporą tego gremium.. Bo Bilderberg Grup powstał w roku 1954- założony przez Józefa Retingera, na którego kilka wyroków śmierci wydała Armia Krajowa.. Ale się nie udało.. Ludzie Bilderbeg Grup i Komisji Trójstronnej się przenikają wzajemnie, a ich spotkania są zamknięte dla prasy i tajne.. Co takiego utajniają członkowie Komisji Trójstronnej przed światem? Berry Goldwater, konserwatysta, były kandydat Republikanów na stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych mówi tak: „Moim zdaniem Komisja Trójstronna jest umiejętnym skoordynowaniem wysiłków na rzecz przejęcia kontroli konsolidowania czterech centrów władzy: Monetarnej, Intelektualnej, Kościelnej i Politycznej. Konsolidacja ta pod postacią Komisji Trójstronnej, ma być sporządzona, by bardziej cicho, bardziej wydajnie działać dla tworzenia społeczności światowej. To, co naprawdę zamierzają członkowie Komisji Trójstronnej, to stworzenie na świecie przewagi politycznej osób zaangażowanych w ów projekt.. Komisja jest wysiłkiem mającym zbudować przewagę nadrzędną wobec narodowych centrów władzy politycznej. Ideolodzy Komisji Trójstronnej uważają, że obfity materializm, który proponują stworzyć, pokona istniejące różnice. Jako zarządcy i twórcy tego systemu będą rządzić przyszłością poprzez utworzenie światowej władzy ekonomicznej”. Tyle poważny kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych, konserwatysta i chrześcijanin.. Też zwolennik „ teorii spiskowych”. Bo żeby ośmieszyć prawdę artykułowaną przez zwolenników teorii spiskowych - to najlepiej ją ośmieszyć.. Wtedy widz czy słuchacz powie sobie pod nosem: „Aaaa… to ten oszołom”- i nie słucha.. Bardzo dobra metoda zniechęcająca do słuchania tych ośmieszanych i wykpiwanych.. Naprawdę skuteczna. Wystarczy porozmawiać z zażartym na śmierć - czytelnikiem Gazety Wyborczej.. Ja z takimi rozmawiać nie potrafię - nie słuchają argumentów, oni wiedzą lepiej.. Skąd? Nie wiadomo? Ale żeby przeczytał coś alternatywnego do poglądów lansowanych przez Gazetę Wyborczą? Nie jest to możliwe.. Umysłowo zabetonowani! „Korekta kapitalizmu” będzie prawdopodobnie polegała na zwiększeniu ilości socjalizmu w ”społecznej gospodarce rynkowej”, żeby „kapitalizm dziki” stał się bardziej socjalny niż jest dziki socjalizm biurokratyczny, w którym żyjemy i żeby „ rynki finansowe” były bardziej zadowolone z wyciągania pieniędzy z jeszcze pracujących.. I żeby bańki mydlano- finansowe był jeszcze bardziej napompowane.. I ten spekulacyjny syf nazywać kapitalizmem. To jest bezczelność! Kapitalizm to system prywatnej własności, pracy i wolnego rynku. To system odpowiedzialności za to, co się produkuje na rynek.. To system etosu pracy, rodziny, tradycji.. Bo naprawę państwa należy zacząć od naprawy pojęć.. Pozamieniane pojęcie powodują niesamowity wprost mętlik w głowach ludzi. Czarne należy nazwać – czarnym, a białe- białym.. Niech wasza mowa będzie ‘tak-tak, nie- nie”.. Narodowi – socjaliści niemieccy też zamieniali pojęcia Na przykład gwiazdkę III Rzeszy Niemieckiej zorganizowali według wzorów pogańskich. Specjaliści od dr Józefa Goebbelsa zamienili nazwę Boże Narodzenie na Julfest, nawiązując do pogańskiego święta Jul, obchodzonego na cześć zimowego przesilenia. Tym sposobem rewolucjoniści- narodowi – socjaliści- przedstawiani przez naszą propagandę, jako ”prawica”, chcieli usunąć Chrystusa, bo był Żydem.. „Prawica” usiłująca usunąć Chrystusa.. Czy to nie jest dobry żart? Zamiast Św. Mikołaja, prezenty wręczał Wiking. Ale nie przebywał w swojej długiej łodzi. Prezenty były pozawijane w papier ze swastykami, ciasta miały kształt swastyk, podobnie jak ozdoby choinkowe. Na świątecznych kartkach były jodłowe gałązki i karabinowe kule.(????). Poprzerabiano też pieśni świąteczne.. Całość ideowo wzorowana była na „dobrych” wzorach pogańskich, wypracowanych w czasie Rewolucji Francuskiej. Powrót do pogaństwa - to rzecz charakterystyczna dla narodowego socjalizmu III Rzeszy Niemieckiej.. Podobnie będzie z IV Rzeszą Niemiecką, pod obecną nazwą roboczą – Unia Europejska.. Też jest pogańska, a wartości chrześcijańskie- to dziedzictwo Europy- są bagatelizowane i pomijane.. Unia Europejska jest pomysłem niemieckim na urządzanie po niemiecku –Europy.. Zresztą nie pierwszy raz w historii.. Czy im się to uda? Na razie socjalizm europejski bankrutuje, strefa euro się nie sprawdza, cała Europa drążona rakiem socjalizmu biurokratycznego.. Wygląda na to, że najbliższy rok, będzie rokiem przełomu.. Przez ogień przyroda się odradza.. Czy przez ogień odrodzi się Europa? Wszystkim moim wiernym czytelnikom, którzy towarzyszą mi przy moim opisywaniu rzeczywistości- składam serdecznie życzenia pomyślności i radości z narodzin Pana, radości wigilijnej.. Pan Bóg się rodzi nas oswobodzi.. I nie dajcie się Państwo wciągnąć w ten sztuczny i nienaturalny handlowy wątek Bożego Narodzenia.. To są narodziny Boga - a nie wielka wyprzedaż posezonowa.. Tak mi dopomóż Bóg! Wesołych Świąt Bożego Narodzenia.. WJR

Węgierski parlament uchwalił ustawy pomimo narastającej presji ze strony Unii Węgierski parlament przegłosował w piątek ustawę o nowej ordynacji wyborczej i ustawę o stabilizacji finansowej wbrew opozycji i Unii Europejskiej, co może zagrozić fiaskiem rozmów na temat pomocy pożyczkowej z międzynarodowymi instytucjami finansowymi. Parlament przyjął ustawę o stabilizacji finansowej, której zmiana wymaga większości dwóch trzecich głosów. Na jej mocy m.in. od 1 stycznia wchodzi zryczałtowany podatek dochodowy. Z kolei ustawa o ordynacji wyborczej faworyzuje rządzący obecnie Fidesz; od 2014 r. liczba członków parlamentu zmniejszy się z 386 do 199. W piątek odbywały się głosowania nad 14 ustawami. Przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso zwrócił się do premiera Węgier Viktora Orbana o wycofanie dwóch ustaw, których zapisy są niezgodne z prawem unijnym. Ustawa o banku centralnym ogranicza jego niezależność, a druga - o stabilizacji finansowej - dotyczy finansów publicznych i podatków. Nad projektem ustawy o banku centralnym parlament ma głosować w przyszłym tygodniu. Zarówno plany reformy banku centralnego, jak i ustawa o stabilizacji finansowej spotkały się ze sprzeciwem zarówno Unii Europejskiej, jak i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Na znak protestu misja obydwu tych instytucji skróciła nawet swój ostatni pobyt w Budapeszcie. Za ustawami głosowali deputowani z rządzącej koalicji Fidesz i Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej. Przeciwko byli deputowani z radykalnej prawicowej partii Ruch na rzecz Lepszych Węgier (Jobbik). Głosowanie zbojkotowali socjaliści i posłowie z liberalnego ugrupowania Polityka Może Być Inna (LMP). W listopadzie konserwatywny rząd Orbana zdecydował się zwrócić o pomoc do MFW, by uspokoić rynki finansowe, zapobiec dalszemu spadkowi kursu forinta i obniżyć trudną do udźwignięcia dla budżetu rentowność węgierskich obligacji. Ostatecznym ciosem było obniżenie wiarygodności Węgier przez agencje ratingowe. Kraj już raz uniknął bankructwa w 2008 roku, dzięki kredytom w wysokości 20 mld euro od MFW, UE i Banku Światowego. Jednak Orban, kiedy doszedł do władzy w 2010 roku, oświadczył, że już nie potrzebuje pomocy, i odmówił wykorzystania ostatniej, szóstej transzy tych kredytów opiewającej na 6 mld euro. PAP/Skaj

Anna Streżyńska odchodzi z Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Premier chce powołać nowego prezesa Premier chce powołać nowego prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej na miejsce Anny Streżyńskiej, której kadencja upłynęła w maju - podał w piątek resort administracji i cyfryzacji. Streżyńska powiedziała PAP, że przedstawi raport podsumowujący jej pracę w UKE. W piątek ze Streżyńską spotkał się minister administracji i cyfryzacji. Michał Boni gorąco podziękował pani prezes za pracę i osiągnięcia Urzędu Komunikacji Elektronicznej w ciągu całej kadencji. Poinformował o zamiarze premiera powołania w kolejnej, trwającej już kadencji, nowego prezesa UKE. Wniosek zostanie przedstawiony parlamentowi na początku stycznia, by do końca stycznia można było dokonać zmiany - podał resort w komunikacie. Kalendarz zmiany został przez prezes Streżyńską zaakceptowany. Minister wyraził wolę dalszej współpracy z ustępującą prezes UKE, wykorzystania jej wiedzy i doświadczenia oraz rad w działaniach podejmowanych przez MAiC - poinformowało ministerstwo. Streżyńska powiedziała PAP, że przedstawi raport podsumowujący to, co udało jej się zrobić. Na koniec swojej pracy w UKE będę chciała zorganizować konferencję prasową i przedstawić raport zamknięcia swojej pracy, tak, żeby wszyscy widzieli, w jakiej kondycji zostawiam rynek telekomunikacyjny. Być może będę wtedy mogła powiedzieć więcej też o swoich dalszych planach. Na razie jestem skoncentrowana na pracy w UKE. Przed nami jeszcze miesiąc ciężkiej pracy - zaznaczyła. Wśród najważniejszych dokonań swojej kadencji wymieniła zwiększenie dostępu do telefonii komórkowej, stacjonarnej i internetu oraz spadek cen tych usług. To są dwie rzeczy, po których się poznaje, że rynek stał się konkurencyjny i przestał być monopolistyczny - zaznaczyła. Streżyńska jest absolwentką Uniwersytetu Warszawskiego, prawnikiem specjalizującym się w zagadnieniach krajowego i europejskiego prawa telekomunikacyjnego i mediów, a także krajowego i europejskiego prawa konkurencji i ochrony praw konsumentów. W latach 1995-1997 pracowała, jako wicedyrektor departamentu w Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Następnie, jako prawnik w kancelariach prawniczych. W latach 1998-2001 była doradcą trzech kolejnych ministrów łączności, a w latach 2000-2001 dyrektorem departamentu w Ministerstwie Łączności. Od listopada 2005 r. do maja 2006 r. była podsekretarzem stanu ds. łączności w Ministerstwie Transportu i Budownictwa. 8 maja 2006 r. premier Kazimierz Marcinkiewicz powołał ją na stanowisko prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Na początku 2008 r. pojawiły się spekulacje na temat możliwości jej odwołania. Streżyńska poinformowała wtedy, że jest gotowa podać się do dymisji, jeśli resort infrastruktury będzie naciskać na wstrzymywanie działań prowadzonych przez Urząd. Jak mówiła, miał miejsce "lobbing za wstrzymaniem określonych kroków regulacyjnych". Wyjaśniła, że główny spór dotyczył podziału Telekomunikacji Polskiej na część hurtową i detaliczną. Ówczesny minister infrastruktury Cezary Grabarczyk informował wtedy, że nie ma podstaw prawnych do podziału TP. Ostatecznie, po podpisanym w 2009 r. porozumieniu między UKE a TP, do podziału nie doszło. W kwietniu br. na stronie UKE opublikowała podsumowanie swojej pracy. Jak napisała, w latach 2005-2010 klienci telefonii komórkowej, stacjonarnej i internetu zaoszczędzili 23 mld zł dzięki regulacjom rynku. W latach 2005-2009 ceny internetu spadły o ok. 70 proc., a opłaty za minutę połączenia telefonii komórkowej o ok. 39 proc. Czas ostatnich pięciu lat oznaczał dla polskiego rynku telekomunikacyjnego przejście od monopolu do konkurencji, co zaowocowało niespotykanym w żadnym innym sektorze spadkiem cen (...). W ciągu ostatnich lat sektor komunikacji elektronicznej zmienił się nie do poznania we wszystkich obszarach, począwszy od konkurencyjności, przez jakość, zakres i ceny świadczonych usług, aż po świadomość konsumentów czy zaangażowanie samorządów - napisała Streżyńska. Z dokumentu wynika, że miesięczny koszt korzystania z telefonu komórkowego w Polsce w najtańszym planie w 2005 r. wynosił ok. 140 zł, podczas gdy średnia dla kilkunastu państw UE wynosiła wtedy ok. 119 zł. Do 2010 r. koszt miesięcznego korzystania z usług telefonii komórkowej spadł o 72 proc., do ok. 39 zł. To o 39 proc. mniej niż średnia w UE, która w 2010 r. wynosiła ok. 64 zł. W wyniku pojawienia się konkurencji, spadły ceny za dostęp do internetu. W grudniu 2010 r. za łącze o prędkości 1 Mbit/s, przy umowie na 24 miesiące, użytkownik płacił TP 44 zł, a więc o 70 proc. mniej niż w 2005 r., kiedy cena wynosiła prawie 140 zł. W latach 2006-2010 o 22 proc. zmniejszyła się średnia wysokość rachunku za telefon stacjonarny. Zmalała również wysokość średniej opłaty za abonament - w 2010 r. wynosiła średnio ok. 44,5 zł. i była niższa o ok. 7 proc. w stosunku do roku 2007, kiedy wynosiła ok. 48 zł. Streżyńska podkreśliła też, że jednym z największych sukcesów jej kadencji było zawarcie porozumienia UKE z TP w 2009 roku. Na jego mocy, TP zobowiązała się do wybudowania lub zmodernizowania, co najmniej 1,2 mln łączy szerokopasmowych. W ciągu 14 miesięcy od zawarcia porozumienia TP wybudowała lub zmodernizowała ponad 454 tys. łączy szerokopasmowych (w tym ponad 420 tys. łączy powyżej 6 Mb/s), przekraczając planowane na 2010 rok założenie o 31 proc. Zaznaczyła, że ważne jest to, iż 30 proc. raportowanych przez spółkę inwestycji zlokalizowane jest w nieopłacalnych ekonomicznie obszarach wiejskich (planowano 23 proc.). Wśród sukcesów wymieniła też uchwalenie ustawy o wspieraniu rozwoju usług i sieci telekomunikacyjnych, której była pomysłodawcą i współtwórcą. Przepisy tej ustawy ułatwiają inwestowanie w telekomunikację przez firmy i samorządy. Ustawa usprawnia także proces wydatkowania unijnych funduszy przeznaczonych na ten cel. Kadencja Anny Streżyńskiej, jako prezes UKE upłynęła w maju br. Od tego czasu nadal pełni obowiązki. PAP/ Bar

Czy moje prognozy na 2011 były trafne? Zgodnie z tradycją pod koniec roku oceniam na ile trafne były moje zeszłoroczne prognozy i formułuję nowe, na kolejny rok. Poniżej ocena moich zeszłorocznych, a niedługo nowe przewidywania. Prognozy są w trzech kategoriach: świat, Polska i outside-the-box. Rok temu miałem bardzo trafne oceny, zobaczcie sami, przewidziałem nie tylko upadek Grecji, ale także to, że Małysz zakończy karierę. Stopy procentowe głównych banków centralnych pozostaną bez zmian. Fed, ECB, BoE i BoJ będą kontynuowały programy zakupu obligacji rządowych i drukowania pieniędzy. PBoC będzie podnosił stopy procentowe, utrzymywał słabe renminbi i walczączył z bańką na rynku nieruchomości. Prognoza się sprawdziła, poza jednym wygłupem EBC z podwyżką stóp procentowych, która został wkrótce skorygowana. Banki centralne kupują obligacje rządów i drukują pieniadze. Strefa euro przeżyje trzęsienie ziemi po tym jak Portugalia i Hiszpania podążą drogą Grecji i Irlandii. Rok 2010 był rokiem zorby w Europie, rok 2011 będzie rokiem flamenco. Prognoza się sprawdziła, strefa euro przeżyła trzęsienie ziemi, ale to było tylko 6 w skali Richtera, 10-tka będzie w 2012 roku. Rok 2011 okazał się rokiem flamenco i pizzy.Gdy bankructwo zajrzy w oczy Hiszpanom, euro spadnie a dolar i frank się umocnią, ruchy kursowe w kolejnych miesiącach będą odbiciem podejmowanych decyzji politycznych, czynniki ekonomiczne staną się mało istotne. Signiorina tańcząca flamenco przekuje swoim obcasem balon spekulacyjny na rynkach akcji, przez powstałą dziurę będzie szybko uciekało powietrze, więc banki centralne będą starały się szybko dopompować. Przez jakiś czas balon się utrzyma, potem zmęczone banki centralne przegrają i powietrze zejdzie.Prognoza się sprawdziła, giełdy spadły o 20 procent. Społeczeństwa w Grecji i Irlandii odmówią dalszych oszczędności, zostaną przeprowadzone restrukturyzacje zadłużenia tych krajów, co wymusi rekapitalizację banków w kilku krajach europy zachodniej. Prognoza sprawdziła się częściowo, restrukturyzacja zadłużenia objęła tylko Grecję. Z banków euro-zachodnich na razie znacjonalizowana została Dexia i wstępnie Commerzbank.

Chiny dokonają zakupów obligacji rządów Portugalii i Hiszpanii, w zamian otrzymując udziały w interesujących je przedsiębiorstwach infrastrukturalnych i finansowych. Prognoza się sprawdziła, chociaż skala inwestycji była bardziej medialna niż rzeczywista.

Chiny poradzą sobie z bańką na rynku nieruchomości za cenę spowolnienia gospodarczego. Bańka pękła, a Chiny utrzymały wzrost gospodarczy, prognoza się sprawdziła.

W Europie opcja stabilnościowa wygra z opcją drukarzy, Niemiec zastąpi Trichet w fotelu szefa EBC, ale nie obędzie się bez silnych emocji i zawirowań. Prognoza sprawdziła się tylko czściowo. EBC odmówił drukowania pieniędzy na wielką skalę, ale to jednak Włoch a nie Niemiec zastąpił JCT na stanowisku szefa banku.

Kryzys finansów publicznych w Unii Europejskiej na nowo zdefiniuje pojęcie solidarności europejskiej. Polska przekona się o tym szczególnie boleśnie podczas swojej prezydencji. Prognoza się sprawdziła Polska i inne kraje zostały poproszone o zrzutkę na bankrutujące Włochy, nikt Polaków nie pytał o zdanie mimo naszej prezydencji.

Polska Wzrost PKB wyniesie między 3.5 a 4 procent, ciągnięty wielkimi inwestycjami publicznymi i efektem mnożnikowym tych inwestycji. Rosnące koszty utrzymania osłabią skłonność do zakupów, a skuteczne rozmontowanie systemu emerytalnego skłoni Polsków do większych oszczędności i ograniczenia konsumpcji. Inwestycje przedsiębiorstw urosną mniej niż się oczekuje. Prognoza sprawdziła się częściowo, wzrost wyniósł 4 lub 4.1%, inwestycje wzrosły słabo, ale konsumpcja utrzymała się na wysokim poziomie.

Pomimo przejęcia 15 mld złotych składki z OFE i solidnego wzrostu gospodarczego deficyt sektora finansów publicznych pozostanie powyżej 6% PKB. W kategorii wiarygodności polityki fiskalnej Jacek Rostowski będzie na przedostatnim miejscu europejskiej listy Financial Timesa wyprzedzi tylko ministra finansów Hiszpanii. Rostowski prezentując budżet na 2012 rok w Sejmie będzie krzyczał z trybuny na posłów PiS, że to jest ich wina. W kręgach finansowych w Europie pojawi się nowy termin „Fiscal Policy ala Rostowski”, czyli taka polityka, która na krótko generuje wzrost gospodarczy dzięki sztuczkom księgowym i zwiększeniu wydatków, ale po kilku latach prowadzi do ruiny. Na razie nie można ocenić czy prognoza się sprawdziła, poczekamy na ocenę Eurostau naszego deficytu. Na polskiej ocenie nie można polegać, bo nasze statystyki mają coraz mniej wspólnego z rzetelnym informowaniem o stanie finansów państwa. W rankingu wiarygodności polityki fiskalnej Rostowski zajął 12 miejsce, razem z Irlandczykiem.

Wybory odbędą się na jesieni 2011 roku. Wygra Platforma Obywatelska, ale nie będzie miała większości w Sejmie. Na dalszych miejscach będą niespodzianki, być może po kilku latach polityki psucia finansów publicznych pojawi się szansa na zmiany na lepsze. Prognoza się sprawdziła w 100%.

Prace zespołu ds. odbiurokratyzowania gospodarki Ministerstwa Gospodarki ze wsparciem Banku Światowego przyniosą pozytywne skutki, Polska awansuje w rankingu Doing Business, o co najmniej 10 pozycji. Niestety próba ograniczenia zatrudnienia w administracji skończy się klapą, w 2011 liczba urzędników wzrośnie o kolejne 15 tysięcy i po raz pierwszy przekroczy 450 tysięcy. Premier znowu się wścieknie. Prognoza się sprawdziła, Polska nieco poprawiła, jakość regulacji otoczenia biznesu, a liczba urzędników przekroczyła 450 tysięcy. Według mediów premier w 2011 roku był wyjątkowo wściekły.

Dług publiczny przekroczy 800 miliardów złotych, gdy „ósemka” pojawi się na liczniku Balcerowicza wszystkie telewizje zrobią specjalne programy. Rostowski za wszystko obwini rządy PiS-u. Pod koniec roku dług publiczny według definicji Rostowskiego nie przekroczy 55% PKB tylko dzięki kolejnej fali kreatywnego budżetowania i manipulacji kursem walutowym w grudniu. Według definicji unijnej przekroczy 57% PKB. Prognoza prawdopodobnie sprawdziła się, w 100%, ale trzeba poczekać na oficjalny komunikat Eurostatu. Manipulacje kursem w grudniu już widzieliśmy i po świętach ponownie zobaczymy.

Konwulsje Hiszpanii będą oznaczały konwulsje na giełdzie i na złotym. NBP i rząd będą interweniowali na rynku walutowym częściej niż w 2010 roku. Osoby, które mają kredyty we frankach szwajcarskich czeka wiele nieprzespanych nocy, chociaż pod koniec roku odetchną z ulgą. Prognoza sprawdziła się, chociaż trudno ocenić, czy umocnienie złotego z 4 złote za franka do 3,60 można ocenić, jako ulgę.

Polscy przedsiębiorcy przeprowadzą wiele udanych operacji ekspansji na rynkach międzynarodowych. Premier Tusk uzna to za swój sukces i ogłosi na konferencji prasowej.Prognoza sprawdziła się częściowo. ASSECO czy KGHM byli aktywni na rynkach międzynarodowych, ale premier nie mógł sukcesu KGHM przypisać sobie, bo wcześniej ograbił koncern z pieniędzy.

Prognozy Outside-the-box na 2011 rok

Liczba użytkowników Facebooka przekroczy miliard. Facebook stanie się śmietnikiem spamu, coraz więcej starych użytkowników będzie porzucało swoje profile. Prognoza sprawdziła się tylko częściowo, liczba użytkowników sięgnęła 800 milionów, ale FB stał się siedliskiem spamu i w niektórych krajach zaobserwowano zjawisko zamykania kont (Kanada).

Adam Małysz zakończy karierę i zostanie przedsiębiorcą. Prognoza się sprawdziła. Skąd ja to wiedziałem???

Lato będzie wyjątkowo gorące, będą black-outy tak jak kiedyś w Szczecinie. Nie pamiętam, jakie było lato, ale szczęśliwie obyło się bez większych blackoutów.

Warszawa wygra w rankingach najbardziej zakorkowanego miasta w Europie. Dobra prognoza, Warszawa była na drugim miejscu.

Kuba i Białoruś otworzą się na inwestycje zagraniczne. Napięcie między Koreą Północną i Południową wzrośnie i może być groźnie. Prognoza się sprawdziła, chociaż nie przewidywałem śmierci Wielkiego Wodza. Na Kubie byłem, ten kraj otwiera się na inwestycje chińskie.

75 procent Niemców będzie chciało powrotu marki. Prognoza się sprawdziła, odsetek wynosi 70%.

Wakacje w Hiszpanii będą najtańsze od lat. Domy również. Domy mocno staniały, ceny wakacji trudno mi zweryfikować.

Zima znowu zaskoczy PKP. Będę dymisje. W ten sposób narodzi się nowa tradycja grudniowych dymisji prezesa PKP.

Prognoza nietrafiona. Na razie nie było zimy, więc nie było powodu do dymisji. Ale co się odwlecze to nie uciecze, czekamy aż spadnie pierwszy śnieg, pewno w styczniu albo lutym. Dziennik Krzysztofa Rybińskiego

Radość na zadupiu Subotnik Ziemkiewicza Boże Narodzenie to święto wiochy, oszołomstwa i obciachu. W ogóle, całe chrześcijaństwo ma taki właśnie sens. Kamieniem węgielnym stał się ten właśnie kamień, którym budowniczowie wzgardzili i który odrzucili. Pan świata urodził się na zadupiu ówczesnej cywilizacji, w pogranicznym kraiku, a i tu nie w stolicy prowincji, tylko na wsi, w jakimś zapyziałym chlewie, w rodzinie słabo wykształconej i utrzymującej się z pracy fizycznej. Anioł poinformował o tych narodzinach tylko jakichś pastuchów, nie racząc się w ogóle pofatygować do środowisk opiniotwórczych. A i potem, kiedy Jezus dorósł i zaczął działalność publiczną, do samego końca nie było przy nim ani jednego intelektualisty, liczącego się działacza czy lidera biznesu, tylko zbieranina rybaków, celników i podobnej gołoty, nawet jakaś prostytutka. Taki jest duch świętującego dziś chrześcijaństwa: ostatni będą pierwszymi. Można to różnie przekładać na pojęcia współczesne. Można na przykład tak: drugi obieg będzie pierwszym. A potem, z czasem (jak stało się niegdyś z kontestatorami „salonu warszawskiego”) w ogóle jedynym. Tak, to oczywiście aluzja do filmu „Przebudzenie”, który podarowała nam pod choinkę Joanna Lichocka, i do wczorajszego artykułu Łukasza Warzechy. Nie będę dziś się wdawał ani w recenzję, ani w polemikę. Film jest zapisem zjawiska, którego tzw. elity nie zamierzają widzieć, a jeśli przyjmują coś do wiadomości, to tylko swój komentarz o nim. Zjawiska nie z tylko dziedziny polityki, z której je − co oczywiście stanowi podejście uprawnione − rozliczał Łukasz. Przede wszystkim, jest to zapis pewnego ludzkiego odruchu. Odruchu sprzeciwu wobec, jak to przy święcie ująć najdelikatniej, łajdactwa. Przy betlejemskim żłóbku pewne sprawy powinny być proste. Żyjemy w kraju, w którym uczciwe reguły sporu, debaty publicznej i polityki, zostały złamane i są łamane coraz bardziej. W kraju do głębi niesprawiedliwym, rządzonym przez cwaniaków z wyrosłej na PRL nomenklatury. Rządzący szabrują tu dobra, które powinny być wspólną własnością i wspólnym pożytkiem wszystkich, a że granice rabunku zostały już osiągnięte, wysługują się za materialne korzyści obcym potęgom, wyprzedając dobrobyt przyszłych pokoleń. Społeczeństwo, zdemoralizowane i zagonione za zaspokojeniem najprostszych potrzeb, utrzymywane jest w bierności przekupstwem (nie wiedząc, że za pozory dobrobytu przyjdzie kiedyś zapłacić z lichwiarskim procentem) i kłamstwem. Media, zwłaszcza te najbardziej masowe, zmieniły się w jeden wielki seans nienawiści i pogardy pod adresem opozycji, w nieustające szczucie, judzenie, szydzenie i straszenie, które dzień po dniu łamać ma odruchy uczciwości i pogrążać rządzonych w apatycznym przekonaniu, że trzeba się pogodzić z podłą, głupią, nieudolną oraz złodziejską władzą, bo może być tylko jeszcze gorzej. Masa tzw. autorytetów kolaboruje w tym dziele, kłoni się przed rządzącym Towarzyszem Szmaciakiem „cnotę i mądrość jemu przypisując”, i jest za to wynagradzana. W takim to pejzażu niektórzy chcą się czuć „wolnymi Polakami”, i potrafią się nimi czuć. Można ich postępowanie recenzować, oceniać jego skuteczność, ale nie można zapominać o pewnych prawdach podstawowych. Że żyjemy w morzu kłamstw, nawarstwionych jedno na drugim. Od założycielskich narracji o cwaniaczku i przekręconym agencie, z którego zrobiono wielkiego bohatera, o ludziach, którzy głęboko polskim patriotyzmem gardzili, a chcieli raczej nawracać reżim na założycielską ortodoksję, niż go obalać, z których zrobiono wzorce patriotyzmu − przez kłamstwa o udanej transformacji, w której jeśli sobie, kto nie poradził, to tylko z własnej winy, aż po kłamstwo o cywilizacyjnym i historycznym sukcesie i „zielonej wyspie”; no i te najbardziej bolesne, kłamstwa o Tragedii Smoleńskiej, o „debeściakach”, pijanych generale i prezydencie naciskających na pilotów, i o fachowych, bezstronnych komisjach, które wszystko już wyjaśniły w duchu „konwencji chicagowskiej”. A jak się żyje w morzu kłamstwa, to pewne rzeczy powinny być oczywiste. Choćby takie, że kłamstwem należy się brzydzić i nigdy się na nie, nawet milcząco, nie godzić. To kwestia nie tylko zasad, ale i smaku. W takiej krainie, na zadupiu świata, pod rządami kolaboranta Heroda, pazernych arcykapłanów i sprzedajnych intelektualistów zwanych faryzeuszami zachciało się przyjść na świat Dziecinie. Nie wiem, dlaczego akurat w takim miejscu. Ale cieszmy się z tego wszyscy. RAZ

Komorowski ciężko chory. Dlaczego gdy ciężko chory Prezydent RP leży w szpitalu MSWiA, żydzi urządzają pod jego nieobecność obrzędy religijno – medialne w siedzibie Prezydenta RP, zamiast odwiedzić go w szpitalu i tam zapalić lampiony? „Na górze POLUDZKU złożyliśmy sobie życzenia z Bogdanem Borusewiczem po nim z Antonim Macierewiczem oraz z wieloma innymi w polityce i poza polityką. TO NIEKTÓRE MEDIA ROBIĄ POTEM Z TEGO CYRK…

Ludzie nie wierzcie DURNYM PRZEKAZIOROM! – Andrzej Budzyk

P.S. z przezorności nie wskazuję konkretnych stacji!”

No właśnie w tej pozornej informacji znajdującej się na pierwszej stronie NE jest zawarta cała dramaturgia kryminalnej władzy i rzekomych mediów w Polsce. Prezydent jest ciężko chory, nie może wykonywać swych obowiązków, a jeden promuje drugiego. Nie oceniam, w jakich kategoriach, pozytywnych czy negatywnych to nie jest mój problem. Moim problemem jest to, że Polaków nagminnie oszukuje się a biorą w tym udział ludzie, którym wydaje się że są szychami niezależnych publikacji. Wczoraj napisałem dwie notki do napisania, których zmusiła mnie sytuacja w Sejmie oraz kompromitacja Nycza, który błogosławił pentagram zmysłowo ułożony na stoliku bez Krzyża, za to ze świeczką. Zobaczyłem kilka publikacji, z których dowiedziałem się, iż Prezydentowa wraz z niejakim Michałowskim sprawują urząd Prezydenta i poszedłem spać. Mam nadzieję, że pod nieobecność Bronka, prezydentowa innych rzeczy z nim nie robi. Nie wybaczyłbym sobie reportażu z 2010 gdzie pytałem młode kobiety o prostatę kandydata na Prezydenta. Nie tylko za ten reportaż przesiedziałem bezprawnie 47 dni w więzieniu, w 2010, ale także za moje publikacje o przeprowadzonym zamachu stanu w Polsce. Podobno nie wpuściłem weterynarzy na moje gospodarstwo wówczas, gdy siedziałem w Barczewie fałszywie oskarżony o wyłudzenie dopłat rolniczych będąc rolnikiem. Oczywiście po 114 dniach zostałem zwolniony i uniewinniony od aktu oskarżenia. Czyli za friko posiedziałem w odosobnieniu i oczywiście nie wpuszczając w tym czasie weterynarzy na moje gospodarstwo, którzy zaplanowali sobie wraz z lokalnymi bandziorami u władzy pod moją nieobecność zwykłą kradzież stada hodowlanego na zasadzie wydania opinii o złym żywieniu bydła. Dodatkowym powodem przetrzymywania mnie w odosobnieniu było zalecenie władzy, abym nie mógł czasami zjawić się w Strasbourgu gdzie toczyły się dwa postępowania z moim udziałem przeciwko Polsce. No cóż, gdy jechałem do Parlamentu Europejskiego to o mały włos nie wysadziliśmy stacji benzynowej w Niemczech przy pierwszym tankowaniu po wyjeździe z Polski. Miałem poparzone ręce jednak dotarłem do Brukseli gdzie mnie opatrzono i udzielono fachowej porady w Parlamencie Europejskim. Moje okaleczone ręce można zobaczyć klikając na mojej stronie www.rafzen.wordpress.com Petycja 1248/2007 Wniosek z tego taki, iż kryminalna władza w Polsce musi mnie powstrzymać innymi środkami, ponieważ z zamachów na moje życie na zasadzie nieszczęśliwych wypadków dałem sobie już dwukrotnie radę.

Powracam jednak do zasadniczego tematu zdrowia Prezydenta Komorowskiego. Dzisiaj rano pragnę coś napisać o chorobie Komorowskiego, a tutaj śmiertelna cisza medialna. Znalazłem małą wzmiankę:

„W Belwederze zapłonęły chanukowe świece. Na specjalne spotkanie, z okazji święta pierwsza dama i szef kancelarii, zaprosili przedstawicieli polskiej gminy żydowskiej. prezydent nie mógł się jednak pojawić, gdyż jest chory.” http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/372453,chanukowe-spotkanie-w-belwederze.html

Jeżeli Prezydent nie może wykonywać swych obowiązków – to czytam co jest napisane w Konstytucji. Oto treść artykułu 131, aby Szanownym czytelnikom ułatwić zapoznanie z tym punktem regulaminu w Polsce.

Art. 131

1. Jeżeli Prezydent Rzeczypospolitej nie może przejściowo sprawować urzędu, zawiadamia o tym Marszałka Sejmu, który tymczasowo przejmuje obowiązki Prezydenta Rzeczypospolitej. Gdy Prezydent Rzeczypospolitej nie jest w stanie zawiadomić Marszałka Sejmu o niemożności sprawowania urzędu, wówczas o stwierdzeniu przeszkody w sprawowaniu urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej rozstrzyga Trybunał Konstytucyjny na wniosek Marszałka Sejmu. W razie uznania przejściowej niemożności sprawowania urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej Trybunał Konstytucyjny powierza Marszałkowi Sejmu tymczasowe wykonywanie obowiązków Prezydenta Rzeczypospolitej.

2. Marszałek Sejmu tymczasowo, do czasu wyboru nowego Prezydenta Rzeczypospolitej, wykonuje obowiązki Prezydenta Rzeczypospolitej w razie:

1) śmierci Prezydenta Rzeczypospolitej,

2) zrzeczenia się urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej,

3) stwierdzenia nieważności wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej lub innych przyczyn nieobjęcia urzędu po wyborze,

4) uznania przez Zgromadzenie Narodowe trwałej niezdolności Prezydenta Rzeczypospolitej do sprawowania urzędu ze względu na stan zdrowia, uchwałą podjętą większością co najmniej 2/3 głosów ustawowej liczby członków Zgromadzenia Narodowego,

5) złożenia Prezydenta Rzeczypospolitej z urzędu orzeczeniem Trybunału Stanu.

3. Jeżeli Marszałek Sejmu nie może wykonywać obowiązków Prezydenta Rzeczypospolitej, obowiązki te przejmuje Marszałek Senatu. Mając powyższe na uwadze pytam się publicznie:

Dlaczego gdy ciężko chory Prezydent RP leży w szpitalu MSWiA, żydzi urządzają pod jego nieobecność obrzędy religijno – medialne w siedzibie Prezydenta RP, zamiast odwiedzić go w szpitalu i tam zapalić lampiony?

Dlaczego o swej niemożności sprawowania Urzędu Prezydenta RP nie powiadomił Marszałka Sejmu w tym także posłów i senatorów?

Dlaczego ukrywa się przed Polakami niezdolność pełnienia Urzędu Prezydenta RP?

Dlaczego obowiązki Prezydenta pełni bezprawnie Szef jego Kancelarii niejaki Michałowski wraz z Małżonką Prezydenta i kto im udzielił takiego pełnomocnictwa? Gawronski Rafzen

Prognozy na 2012 rok 2012 rok może być przełomowy w wielu wymiarach. Może zakończyć funkcjonowanie pewnego modelu rozwoju opartego na corocznym wzroście długu, być może czeka nas dekada ograniczania zadłużenia. Może to być rok wzrostu napięcia geopolitycznego na miarę XXI wieku, na przykład pierwsze – “przypadkowe” – starcie w powietrzu i na morzu jednostek chińskich i amerykańskich. Na to nałożą się problemy 7-miliardowej ludzkości, gatunku, który swoją liczebnością zaczął zagrażać równowadze na planecie Ziemia. Zatem zaczynajmy, osoby o słabych nerwach czytają na własną odpowiedzialność. Życzę wszystkim żeby te prognozy się nie sprawdziły. Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku.

Świat

Odbędą się jeszcze trzy szczyty ostatniej szansy dla strefy euro, przed każdym Financial Times napisze, że zostało 10 dni na uratowanie Europy. Żaden szczyt nie zatrzyma kryzysu.

W styczniu-lutym rynki finansowe zostaną trafione pociskiem a ratingowej bazooki. W strefie Euro tylko Niemcy będą miały rating AAA, ale z perspektywą negatywną. Giełdy ruszą na południe.

W połowie roku EBC przeprowadzi operację bazooka 2. Będzie nieskuteczna.

Strefa euro będzie w recesji, UE wejdzie w recesję pod koniec roku. Nie będzie zielonych wysp.

Negocjacje w sprawie oddłużenia Grecji się załamią, run na banki w Grecji przyspieszy, pod koniec roku już będzie wiadomo, że Grecji musi opuścić strefę euro.

Recesja we Włoszech będzie bardzo głęboka, pakiet Montiego jeszcze ją pogłębi, dług publiczny w relacji do PKB zacznie szybko rosnąć. Oprocentowanie obligacji Włoch przekroczy 10%, Włochy poproszą MFW o wsparcie, ten odmówi z braku środków. Na rynkach zapanuje panika. We Włoszech wprowadzą podatek kryzysowy od aktywów, ale ta decyzja jeszcze przyspieszy i tak już silny proces wycofywania środków z banków.

Węgry zbankrutują.

W Europie wystąpi efekt domina, w wielu krajach będzie hurtowy, a w niektórych detaliczny run na banki. Wiele banków zostanie znacjonalizowanych z obawy przez bankructwem.

Giełdy spadną, zostaną przebite dołki z marca 2009 roku. Znacznie.

Za euro będzie się płaciło mniej niż jednego dolara.

USA wejdzie w recesję w drugiej połowie roku. Będzie płytka w porównaniu z europejską.

Kraje BRIC odnotują spowolnienie wzrostu, niewykluczone że dwa z nich wejdą w recesję.

Bańka na rynku nieruchomości w Chinach będzie dalej pękać, załamią się rynki eksportowe, będą tysiące strajków dziennie. Zostaną stłumione.

W Rosji będą kontynuowane protesty przeciw fałszowaniu wyborów. Zostaną stłumione.

Izrael zaatakuje Iran. Ceny ropy przekroczą 200 dolarów za baryłkę, to pogłębi recesję w Europie i doprowadzi do globalnej recesji. Iran zablokuje cieśninę Ormuz, ceny ropy na krótko skocza do 300 dolarów co jeszcze pogłębi recesję. Ameryka i Chiny wyślą swoje wojska w rejon konfliktu.

Z powodu kryzysu i biedy w krajach Afryki północnej władzę przejmą ugrupowania, które nie będą miały wiele wspólnego z demokracją.

Ziemia nie będzie tolerowała 7-miliardowego gatunku który zagraża równowadze, dojdzie do co najmniej jednej poważnej pandemii (SARS, ptasia grypa lub coś podobnego, znanego z historii lub nowego).

Wahania klimatu się nasilą, wichury, tornada, susze, powodzie będą bardzo częste, ceny żywności silnie wzrosną.

Polska

Pierwsza połowa roku będzie jeszcze całkiem dobra, w drugiej połowie wzrost silnie wyhamuje, a pod koniec roku będą pierwsze symptomy nadchodzącej recesji.

Złoty osłabnie do walut obcych, dolar i euro będą kosztowały ponad 5 złotych, frank ponad 4 złote.

Według statystyk unijnych polski dług publiczny zbliży się do 60 procent PKB, rząd nasili proceder kreatywnego chowania długu. Deficyt sektora finansów publicznych wzrośnie w porównaniu z 2011 rokiem (po uwzględnieniu schowanego deficytu).

WIG20 na krótko spadnie do poziomu trzycyfrowego, potem nieco się odbije.

Wiele banków które mają matki za granicą będzie w Polsce na sprzedaż. Kupujący będą lokalni i wschodni.

W Polsce wystąpi jeden lub więcej run na bank, ale zostanie zażegnany przez odpowiednie zastrzyki płynności z NBP.

Bezrobocie silnie wzrośnie, pod koniec roku rejestrowane bezrobocie przekroczy 16 procent.

Nie będzie wcześniejszych wyborów, masowe media za nadchodzący kryzys winą obarczą siły wyższe i destrukcyjną opozycję. Sejm będzie zajęty sprawami legalizacji marihuany, odbieraniem immunitetów, odwoływaniem ministrów, powoływaniem komisji śledczych. Rząd dokona kolejnego skoku na OFE, zabierze całą składkę i przygotuje się do przejęcia aktywów, jak na Węgrzech. Powiedzenie „tutaj też może być Budapeszt” nabierze nowego znaczenia.

Prognozy lżejsze

Facebook zacznie tracić użytkowników

Polska drużyna prawie wyjdzie z grupy na euro 2012,

Hanka Mostowiak powróci, okaże się że miała siostrę bliźniaczkę

Sarkozy i Obama przegrają wybory

Tusk znowu powie u Lisa że kolejny rok może być trochę trudniejszy.

Rybiński

Kamizelka Siemoniaka W dzisiejszym „Naszym Dzienniku” zamieszczono rozmowę z żołnierzem z Afganistanu (X zmiana). To, co mówi ten żołnierz obrazuje nie tylko stan dowodzenia, wyszkolenia i uzbrojenia naszej armii w warunkach bojowych, ale także poziom morale („Przyjechaliśmy tutaj zarobić pieniądze”) i tym samym, co najmniej wątpliwy sens, udziału WP w takiej wojnie. 

Marzy mi się kamizelka Siemoniaka Z Jerzym Głuchowskim*, polskim żołnierzem z bazy w Ghazni, służącym na X zmianie Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler Po zamachu na polski konwój rzecznik Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych powiedział, że zawsze wracacie inną trasą, zmieniając kolejność pojazdów w kolumnie. Tak było w środę, kiedy zginęło pięciu Pana kolegów?- Teoretycznie mamy tutaj SOP, regulamin, który określa to, co powinno być, tak jak powiedział pan rzecznik Dowództwa Operacyjnego. A rzeczywistość wygląda inaczej. Odkąd tu jestem, a mam już wyjeżdżonych kilkaset godzin w patrolach, jeszcze nigdy nie wracaliśmy inną drogą. I nigdy nie była zmieniana kolejność pojazdów w kolumnie. Po prostu tak jest wygodniej i nikt nie chce się specjalnie narażać, żeby wracać inną, jeszcze niesprawdzoną trasą.
Często przemierzaliście trasę, przy której podobno od dawna znajdowała się ta mina? - Wypadek zdarzył się przy HWY 1 (główna asfaltowa droga), tylko że chłopakom zabrakło do niej około 80 metrów. Dwa pierwsze pojazdy już były na asfalcie. Nie było szans, żeby znaleźć tę minę, bo między drogą, zarówno z jednej, jak i z drugiej strony, był cmentarz afgański. I nawet gdyby szły "wąsy" (żołnierze rozciągnięci po obu stronach trasy szukający przewodów do ładunku), to nikt nie wejdzie na święte miejsce Afgańczyków, żeby potem nie posądzono go o profanację. Przecież musimy być empatyczni i przyjaźni - to priorytet. Znaleźliśmy w czwartek kabel, po którym zdetonowano ładunek, miał jakieś 350 m, jego koniec znajdował się przy kalacie (afgański dom z podwórkiem, otoczony murem), był zasłonięty górką. Tak, to prawda, często przemierzamy tę drogę, osobiście byłem tam kilkanaście razy, ale to nieprawda, że wiedzieliśmy, że znajduje się tam mina. To kłamstwo. Jeśli wiemy o jakichś minach, nazywamy je śpiochami i te drogi dla sił koalicji są zamknięte. W czwartek byłem na miejscu tragedii, nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałem. Pojazd od miejsca eksplozji wyrzuciło na odległość kilkunastu metrów. Trudno mi było rozpoznać, co to był za pojazd. Zbieraliśmy fragmenty ciał naszych kolegów, kawałek nogi, części klatki piersiowej, zastanawialiśmy się, czy każdą wkładać do osobnego worka. Zaraz po przybyciu na miejsce musieliśmy się ostrzeliwać, talibowie byli gdzieś w odległości ponad tysiąca metrów od miejsca tragedii, w górach. Filmowali wszystko, ale, niestety, postawili przed sobą małe dzieci i nasze strzały padały przed nimi. Sam pan rozumie.
Czy to prawda, że rosomaki często się psują, brakuje do nich części zamiennych, a patrole wyruszają nie w pełni sprawnymi wozami? - Tak, to najprawdziwsza prawda. Psują się, choć mamy dobry serwis. Ale cóż z tego, skoro brakuje części albo mądre głowy z NSI (zabezpieczenie logistyczne) zastanawiają się, czy je wydać. Teraz np. popsuła się część, jest w magazynie, ale kosztuje 150 tys. zł i już mają kłopot, że jest za droga. Przykład z czwartku: chcieli wysłać pluton do Ariany z paczkami, w skład tego konwoju miały wchodzić 3 rosomaki (dwa z działkami 30-mm i 1 z granatnikiem automatycznym MK 19) i hammery. Po prostu nie byliby w stanie zapewnić odpowiedniej ochrony konwoju, bo kolejne dwa rosomaki z tego plutonu stoją popsute. Więc co zrobili ci, którzy mieli jechać? Kierowcy weszli do pojazdów i odkręcili przewody, żeby był wyciek. I nie pojechali. Ale z tego, co wiem, jadą dziś i będzie ta sama sytuacja, tylko 2 rosomaki z działkami 30-milimetrowymi. To dramatycznie mało!
Jakiego sprzętu najbardziej brakuje Wam w Afganistanie? Co ze wsparciem z powietrza? - Brakuje wszystkiego, np. naboi do rosomaków zaopatrzonych w 30-mm działka i MK 19, kazano nam je oszczędzać. Kamizelka kuloodporna, którą noszę, jest starego typu, ciężko jest się w niej poruszać i koordynować ruchy. Owszem, są kamizelki nowego typu, bardzo wygodne, po prostu rewelacyjne, ale kto je ma? Sztabowcy! Wie pan, jaka jest różnica między kamizelką, w której jeżdżę na patrole, a modelem, w który ubrali w czwartek w Ghazni premiera Donalda Tuska i ministra Tomasza Siemoniaka? Moja to zakup z bazaru, ich to "Dolce Gabbana". Moja jest ciężka, założenie jej graniczy z cudem, a jak już się uda, to czuję się jak w kaftanie bezpieczeństwa albo jak mumia. Dlatego nikt nie zakłada wszystkich elementów, bo nogi się pod nią uginają, a nie jestem przecież drobnym facetem. Tusk z Siemoniakiem mieli na sobie kamizelki nowoczesne, błyskawiczne do założenia, lekkie, lepiej wyposażone, m.in. w kieszenie na magazynki. Kolejna rzecz, wracamy z patroli czy operacji brudni, śmierdzący, a tu nie ma ciepłej wody. Pyta pan, co ze wsparciem z powietrza? Dobre pytanie. Jeśli prosimy o nie, czasami jest, ale nie zawsze, no i szybkość reakcji jest porażająca. Zanim przylecą, talibowie zdążą nas porządnie "oporządzić". Przekazujemy prośbę o pomoc do naszego "toku", a oni dalej. Zanim się obudzą, musimy odpowiadać na głupie pytania typu: "Czy aby na pewno nie dacie radę sami?", "Ilu ich jest?" albo "Jak są ubrani?". Ręce opadają. Jeśli przychodzi pomoc z powietrza, to zawsze amerykańska. Ja jeszcze polskiej nie widziałem.
Jak Pan ocenia morale żołnierzy na misji? - Nasze morale sięgnęło dna. Nikt nie chce jeździć na patrole, tym bardziej po słowach gen. Błazeusza na czwartkowym pożegnaniu, że "dopadniemy tych sprawców". Jak "dopadniemy", skoro nikt nie wie, kto to zrobił. Dowództwo nie ma pojęcia, co robi. Dla nas gen. Błazeusz to karierowicz, który może i ma wiedzę teoretyczną, ale praktycznej zero. Mój dowódca batalionu powiedział kiedyś, że jesteśmy jego prywatnym PGR-em i on tę wojnę wygra samymi starami. Jak oni mogą dowodzić ludźmi, skoro nie uczestniczą w patrolach i operacjach, nie znają tutejszych realiów? Tak się po prostu nie da! Są nam winni pieniądze za patrole za październik. Do tej pory nie zostały wypłacone, bo ktoś w sztabie popełnił błąd. Mieliśmy spotkanie z gen. Błazeuszem w tej sprawie i bezczelnie odpowiedział, że może nam te dodatki w ogóle zabrać, bo to tylko jego dobra wola, że je mamy. Wysyłają nas na ośmiogodzinny patrol, stawiają zadania. Wykonujemy je w 4-5 godzin, ale do bazy nie możemy wrócić, bo mamy robić PST, taki check point, rozstawiamy się na drodze, przeszukujemy pojazdy, osoby, robimy tzw. hajdy (zdjęcia twarzy, siatkówki oka i pobieramy odciski palców Afgańczyków), bo może się trafi jakiś talib. Ale raczej się nie trafia. Ale my musimy być wystawieni i "hajdować".

Ma Pan poczucie, że to Pana misja? Wie Pan, po co jest w Afganistanie? Jaki cel ma X zmiana, co dowództwo chce osiągnąć? -Nie wiem. Przyjechaliśmy tutaj zarobić pieniądze, bo w Polsce nam kokosów nie płacą. W czwartek straciliście kolejnego kolegę, który zmarł na sepsę. - Wróciłem z patrolu i dowiedziałem się, że zmarł Polak. Podejrzenie sepsy, trwają badania, zmarł w naszym szpitalu wojskowym w Ghazni. Z tego, co wiem, wielkich specjalistów tutaj nie ma. Raczej rzeźnicy. Znam pracujące w szpitalu pielęgniarki, które twierdzą, że to jakaś dramatyczna pomyłka. Podam przykład: mają na stołach dwóch rannych afgańskich żołnierzy (ANA). Co robi chirurg? Zmienia stół, nawet nie zmieniając rękawiczek. Jest dwóch ukraińskich lekarzy, jeden z nich niby jest anestezjologiem, ale z tego, co wiem, bez tej specjalności. Dobrze, że polska pielęgniarka jest na tyle wykształcona, że to ona decyduje, co podać. Smutne, ale prawdziwe.
Kłopot z ewakuacją żołnierzy z Zana Khan to była sytuacja incydentalna? - Może nie była niczym wyjątkowym, ale to zaniedbanie naszego sztabu. Wysłali pluton pieszo wysoko w góry na ponad 3 tys. m n.p.m. Mieli zabezpieczyć lądowanie śmigłowca z generałem, bo kilka operacji wcześniej w tym rejonie, kiedy on tam wylądował, przywitał żołnierzy słowami: "Co, nudzicie się tutaj?". Zaraz po starcie, dokładnie w tym miejscu, gdzie stał śmigłowiec, spadły pociski moździerzowe. W Zana Khan chłopaki palili ubrania, żeby się rozgrzać. Najpierw śmigłowce zabrały trzy osoby, ewakuację reszty wstrzymano, bo sztab czekał na odpowiedź lekarzy, czy to rzeczywiście odmrożenia i hipotermia. Jak już taką odpowiedź potwierdzającą usłyszeli, to pytali dowódców w rejonie Zana Khan, czy pozostali aby nie kręcą, bo chcą wcześniej wrócić. Tak to wyglądało. Śmigłowce miały przylecieć po chłopaków o godz. 19.00, a były po godz. 3.00 w nocy. Kilka dni temu, gdy "wywaliło" rosomaka, na szczęście nikt nie zginął, wymiana ognia trwała dwie godziny, nie dostaliśmy żadnego wsparcia z powietrza, śmigłowce nie przyleciały.
Podpułkownik Ochyra, rzecznik Dowództwa Operacyjnego SZ, twierdzi, że to nieprawda, że X zmiana ma lawinę postępowań dyscyplinarnych. - To nieprawda. Ta zmiana ma najwięcej postępowań dyscyplinarnych wobec żołnierzy. Nie za alkohol, ale że nieogolony, że nogawki są na zewnątrz, a nie wewnątrz obuwia. Albo, co ciekawe, jak byli ludzie z MON na przekazaniu władzy X zmianie, postępowania posypały się za to, że wozy były niedomyte, a żołnierze z kompanii honorowej mieli podniszczone orzełki na beretach. Z tego, co wiem, gen. Błazeusz sam ma dwanaście postępowań wytoczonych przez naszych pilotów i saperów, bo wtrącał się w ich sprawy i nakazywał robić to, o czym nie ma pojęcia.
Jak wygląda współpraca z siłami NATO? Czy to prawda, że z powodu braku wsparcia z powietrza nie możecie regularnie patrolować terenu, co sprawia, że talibowie mają czas na zakładanie min? - Współpraca jest tragiczna. Amerykanie noszą wysoko głowy. Nie mamy żadnego wsparcia z powietrza. Teren jest ogromny i nie ma szans, żeby go monitorować z góry. I w ten sposób dajemy czas talibom na zakładanie min. Najgorszy jest Mokur (na trasie z bazy Warrior do Ariany), tam zawsze jest "mina contact". Zana Khan, Vagez i Nani nie są lepsze.
Przed środowym atakiem mieliście informacje, że talibowie "coś" szykują, ale konwój został wysłany?
- Zawsze przed wyjazdem mówi się o tym, że jest planowany zamach albo nadziejemy się na samochód pułapkę, ale zawsze mówią, że to "biała toyota", nie liczą się z tym, że wysyłają ludzi na potencjalną śmierć. W końcu większość z tych, którzy zginęli, to szeregowi, a ich można szybko zastąpić w kraju.

Czy pojazdy M-ATV są wystarczająco bezpieczne? - Te pojazdy to porażka, wyglądają jak samochód osobowy. Rosomak ma większe szanse wytrzymania wybuchu. Wszystko zależy od ładunku, nawet nie od jego wielkości, ale, w jaki punkt trafi. A w środę trafił w najsłabszy. Dziękuję za rozmowę.

Dedukujemy z ciszy Jeszcze dzień, jeszcze dwa – i nasz nieszczęśliwy kraj pogrąży się w świątecznej nirwanie – gdzieś tak aż do Trzech Króli, kiedy akurat przypadną święta Bożego Narodzenia w Cerkwi Prawosławnej, posługującej się kalendarzem juliańskim, to znaczy – kalendarzem ustanowionym jeszcze przez Juliusza Cezara. Ten kalendarz, w odróżnieniu od dawnego kalendarza rzymskiego, dzielił rok nie na dziesięć, a na 12 miesięcy – ale ślad dawnego przetrwał w nazwach niektórych z nich: september (siódmy), czyli wrzesień, oktober (ósmy), czyli październik, november (dziewiąty), czyli listopad i december (dziesiąty), czyli grudzień – chociaż w kalendarzu juliańskim september był już miesiącem dziewiątym, oktober – dziesiątym, november – jedenastym, a december – dwunastym. Oktawian August miesiąc szósty (czerwiec) nazwał Juliusem na cześć Juliusza Cezara, który zresztą został z jego inicjatywy również deifikowany, tj. zaliczony w poczet bogów – zaś na cześć samego Oktawiana Augusta sierpień nazwano Augustem. Lata w Rzymie liczono od założenia miasta, czego dokonał, jak wiadomo, Romulus. Kiedy wyorywał bruzdę znacząc w ten sposób granice Rzymu, zagroził śmiercią każdemu, kto ją przekroczy. Pierwszą ofiarą tego zakazu był brat Romulusa Remus. Od roku 525, na polecenie papieża Jana I, wprowadzona została nowa rachuba czasu, mianowicie – od narodzenia Chrystusa. Wspominam o tym wszystkim ze względu na alergię, o jakiej poinformował niedawno opinię publiczną poseł Janusz Palikot. Okazuje się, że nawet wiszący w sali plenarnej Sejmu krzyż wpływa destrukcyjnie na posłów jego trzódki. Wprawdzie dokładnie nie wiadomo, na którego, ani w jaki konkretnie sposób wpływa, ale per facta concludentia nietrudno się domyślić, że chyba tak, iż głupieją. Prawdopodobnie jest to tylko wymówka spowodowana konfrontacją intelektualnych możliwości trzódki z machiną państwa, ale kto wie – może rzeczywiście głupieją na widok krzyża? Jeśli tak, to święta Bożego Narodzenia, to dla nich szalenie niebezpieczny okres. Zreszta – nie tylko święta, bo zaraz po świętach przecież – Nowy Rok. A który? Ano – 2012 – oczywiście od narodzenia Chrystusa. Od tego wszystkiego taki, dajmy na to, poseł Roman Kotliński może stracić nawet resztkę rozumu. Nie ma rady; ze względu na bezpieczeństwo państwa trzódkę Janusza Palikota powinien zaraz po Trzech Królach dokładnie przebadać pan dr Janusz Związek – Główny Lekarz Weterynarii. W przeciwnym razie, kto wie – może zaproponują, żeby nową erę liczyć od narodzin Janusza Palikota, albo nawet jeszcze gorsze rzeczy? Ale to wszystko – pieśń przyszłości, bo na razie nasz nieszczęśliwy kraj zmierza do pogrążenia się w świątecznej nirwanie, w której media głównego nurtu będą jeszcze bardziej pracowały w służbie ciszy, niż teraz. Bo teraz też pracują w służbie ciszy – o czym świadczy choćby brak jakiejkolwiek informacji o pracy zespołu HEART, jaki na początku upływającego właśnie roku utworzył rząd Izraela w porozumieniu z Agencją Żydowską. Ten zespół miał realizować operację „odzyskiwania mienia żydowskiego w Europie Środkowej”, a przede wszystkim – w naszym nieszczęśliwym kraju. W początkach lutego cały rząd premiera Tuska in corpore bawił z wizytą w Izraelu. Co tam uradzono – bo przecież coś chyba uradzono? – tego nie wiemy, ponieważ nie ukazał się żaden konkretny komunikat. Nie można, bowiem uznać za takowy wywiadu, jakiego udzielił jednej z tamtejszych gazet Władysław Bartoszewski. Powiedział on m.in., że wszystkie ugrupowania parlamentarne są niezmiennie przyjaźnie usposobione do Izraela – co w przełożeniu na język ludzki oznacza zapewne, że bez względu na rezultat wyborów i skład rządu, izraelski program rewindykacji majątkowych w Polsce nie jest zagrożony. Tymczasem nasi Umiłowani Przywódcy, wśród których właśnie ukształtowała się ponad podziałami frakcja „Folksdojczów” – w ramach potępieńczych swarów spierają się już nawet nie o żadną politykę – bo jej uprawianie mają już – jak się wydaje – zakazane, tylko o to – co właściwie powiedział prezydent Lech Kaczyński na temat przekształcenia Unii Europejskiej w federację. Premier Tusk odczytał fragment jego wystąpienia z roku 2006 sugerując, że minister Sikorski, deklarując w Berlinie zgodę Polski na przekształcenie Unii Europejskiej w federację pod przywództwem Niemiec, tak naprawdę kontynuował misję prezydenta Kaczyńskiego. Z pozoru wszystko się zgadza – ale w takim razie dlaczego zarówno Donald Tusk, jak i Radosław Sikorski tak zaciekle krytykowali prezydenta Lecha Kaczyńskiego właśnie za politykę zagraniczną? To dobrze chciał, czy źle? Jeśli dobrze – to o co w takim razie chodziło? Paradoksalnie to dzisiejsze powoływanie się premiera Tuska na deklarację prezydenta Kaczyńskiego w Berlinie w roku 2006, wychodzi naprzeciw oskarżeniom o zdradę, jakie podnosi przeciwko niemu i ministrowi Sikorskiemu prezes Prawa i Sprawiedliwości. Nie ulega bowiem wątpliwości, że z niemieckiego punktu widzenia byłoby lepiej, gdyby Polską kierowali jacyś niemieccy agenci, niż ktoś, kto niemieckim agentem nie jest. W takiej sytuacji lepiej można zrozumieć zarówno wściekłe ataki Platformy Obywatelskiej i poprzebieranych za dziennikarzy konfidentów tajnych służb w mediach, które Siły Wyższe oddały do dyspozycji tej partii, na prezydenta Kaczyńskiego, jak i podobne ataki ze strony niemieckich mediów, w których przecież też musi roić się od agentów BND, dyspozycyjnych wobec Auswartiges Amt. Lepiej można też zrozumieć przyczyny radości, której nie kryła zarówno prasa niemiecka, jak i rosyjska, po zmianie rządu w Polsce w roku 2007. Już tam dobrze wiedzieli, z czego się tak cieszą. Ale nie o to w tej chwili chodzi, bo ważniejsze są ewentualne konsekwencje przekształcenia Unii Europejskiej w federację, co tak skwapliwie zaproponował w Berlinie minister Sikorski. Warto zwrócić uwagę, że niezależnie od tego, czy federacja będzie, czy nie, to polityka regionalizacji Unii Europejskiej postępuje cierpliwie i metodycznie. Polityka regionalizacji z jednej, a „unia fiskalna” z drugiej strony niewątpliwie muszą oddziaływać na wewnętrzną spoistość państw, zwłaszcza takich, jak Polska. Przekształcenie Unii Europejskiej w federację w momencie osłabienia wewnętrznej spoistości państwa polskiego, do czego może przyczynić się również zmiana stosunków własnościowych na Ziemiach Zachodnich i Północnych, może stanowić znakomity impuls do realizacji scenariusza rozbiorowego, w którym Judeopolonia na „polskim terytorium etnograficznym”, czyli mówiąc krótko – Żydoland – odgrywałby ważną rolę, bezpiecznie pacyfikując mniej wartościowy naród tubylczy. Czy zatem zaawansowane przygotowania do tego scenariusza, w którym żydowskie rewindykacje majątkowe odgrywają nie mniej istotną rolę, nie są aby przyczyną, że w domu wisielca nikt ani słowem nie zająknie się o sznurze? Na taką możliwość wskazuje jeszcze jedna poszlaka. Oto środowisko skupione wokół „Gazety Wyborczej”, będącej nieoficjalnym organem żydowskiego lobby w Polsce, od samego początku popiera rząd premiera Tuska właściwie bez zastrzeżeń. Wprawdzie funkcjonariusze tej gazety próbują dawać do zrozumienia, że czynią to z obawy przed „faszystowskimi” rządami PiS – ale możemy te opowieści spokojnie włożyć między bajki. Wprawdzie prezydent Kaczyński nie bez słuszności był krytykowany za nadskakiwanie Żydom, ale wydaje się, że było ono tylko fragmentem nadskakiwania Stanom Zjednoczonym, z których interesem związał był on swoją politykę wschodnią. Lobby żydowskie w Polsce do czasu tę politykę nawet żyrowało, czego wyrazem były zachwyty red. Michnika nad gruzińską wyprawą prezydenta Kaczyńskiego, którego z tej okazji udelektował nawet określeniem „mój prezydent”. Kiedy jednak wkrótce potem ważniejszy od red. Michnika cadyk, czyli Aleksander Smolar skrytykował tę wschodnią politykę jako „postjagiellońskie mrzonki”, stało się oczywiste, że sanhedryn zorientował się, iż prezydent Obama wycofuje USA z aktywnej polityki w Europie Środkowej – a zdając sobie sprawę, że w tej sytuacji politykę europejską, zwłaszcza w tej części kontynentu będą kształtowali strategiczni partnerzy, tzn. – Niemcy i Rosja – postawił na kolaborację z Niemcami, co siłą rzeczy musiało przełożyć się również na kolaborację ze Stronnictwem Pruskim w Polsce. Zapłatą za tę kolaborację może być właśnie Judeopolonia, do której wstępem są żydowskie roszczenia majątkowe. Judeopolonia oznacza bowiem rozciągnięcie politycznego i administracyjnego nadzoru nad mniej wartościowym narodem tubylczym przez żydowską mniejszość, która będzie tu pełniła rolę szlachty. Zatem – pourquoi pas? W tej sytuacji nałożenie surdyny na wszelkie informacje o trwającej przecież operacji „odzyskiwania mienia żydowskiego w Europie Środkowej” stanowi ważną informację, że przygotowywane jest coś, o czym mniej wartościowy naród tubylczy powinien dowiedzieć się dopiero w ostatniej chwili, kiedy zostanie postawiony przed faktami dokonanymi. Mało tego – ta surdyna wskazuje, że ta operacja może być ważniejsza nawet od projektowanej federacji – chyba, że przygotowania do federacji są tak zaawansowane, że dłużej ukrywać ich niepodobna. Bo dopóki przygotowania do wojny nie wychodzą poza dyplomatyczne gabinety, to ich ukrycie nie jest problemem. Kiedy jednak wojska już zaczynają się koncentrować nad granicą, to ukryć tego już niepodobna. I minister Sikorski mógł otrzymać zadanie przeprowadzenia rozpoznania walką. SM

A może jednak nie katastrofa? Gajowy, co łatwo sprawdzić w archiwach, był zwolennikiem teorii, iż katastrofa rządowego Tupolewa była wynikiem nieszczęśliwego zbiegu okoliczności połączonego z fatalną wręcz organizacją podróży. Nigdy jednak – co też łatwo sprawdzić – nie odrzucał całkowicie możliwości dokonania zamachu, acz uważał go za mało prawdopodobny. Ostatnie informacje, że na ciele Zbigniewa Wassermana znaleziono ślady materiałów wybuchowych, nakazują zrewidować poglądy:

http://demostenes.nowyekran.pl/post/44918,slady-materialow-wybuchowych-na-ciele-zbigniewa-wassermanna

.. ale poważne wątpliwości pozostają.

1. Ewentualny wybuch nie nastąpił w powietrzu (są świadkowie ostatnich chwil lotu, są nagrania) – lecz albo na ziemi, albo dosłownie tuż przed zetknięciem z ziemią.

2. Powstaje zatem pytanie: skąd autorzy zamachu wiedzieli, jak to przewidzieli, iż samolot znajdzie się w tak krytycznej sytuacji, że ewentualna eksplozja będzie mogła ujść uwagi obserwatorów, lub być tłumaczona jako naturalny efekt katastrofy samolotu. Czyżby zdalnie przejęli nad nim kontrolę i zdalnie odpalili ładunek wybuchowy?

3. Skąd mamy pewność, że ślady na ciele Zbigniewa Wassermana pochodzą z katastrofy, a nie znalazły się tam w inny sposób?

Jeśli założymy, że istotnie na pokładzie Tu-154M nastąpił wybuch, to poszlaki wskazują nie w kierunku Rosji, lecz w zupełnie gdzie indziej. Zupełnie gdzie indziej… Będę wdzięczny, za wykazanie mi błędów w rozumowaniu.

Gajowy Marucha

25 grudnia 2011 Nowe Dziesięć Przykazań Korzystając z chwili ciszy wynikającej z Bożego Narodzenia, z chwili ciszy w środku nadchodzącej burzy, chciałbym Państwu przybliżyć jedną ciekawą sprawę, a mianowicie sprawę „nowych dziesięciu przykazań”, które zapisane zostały na ciężkich płytach polerowanego granitu i umieszczone w Elbert w stanie Georgia, na tamtejszym wzgórzu. Rewolucjoniści lewicowi już próbowali, w czasie tzw. Rewolucji Francuskiej, zaprzeczyć Prawom Bożym, ustanawiając prawa swoje - Prawa Człowieka. Też wyryli je - na tablicach z kamienia jak Mojżesz, wtedy, gdy go Bóg kazał Mu je wyciosać po tym, jak je rozbił, na widok tego, co działo się w Izraelu, gdzie Żydzi zamiast czczenia Boga, czyli Złotego Cielca. Izrael był wybrany przez Boga, jako naród wybrany do niesienia Słowa Bożego, czyli Dziesięciu Przykazań. I tylko do tego.. Ale nie do panowania nad narodami.. Wyryte przez Mojżesza tablice przechowywane były w Arce Przymierza w Świątyni Jerozolimskiej.. Kolejny raz powtarzam, jako katolik: Prawa Człowieka są fundamentalnie sprzeczne z Prawami Bożymi, na których opiera się Chrześcijaństwo. Na tym polegała między innymi największa zmora czasów nowożytnych, że znaleźli się ludzie, z kręgu masonerii wrogiej w sposób naturalny Kościołowi i Chrystusowi, którzy podczas wydarzeń roku 1789, zdetronizowali Chrystusa i na to miejsce wstawili człowieka ze swoimi prawami.. Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela- to „ nowy dekalog”, ale zawarty, pomiędzy kim a kim? Dekalog Boży to przymierze Człowieka z Bogiem, a Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela? Z kim? Deklaracja Prawa Człowieka i Obywatela pomija Pana Boga.. Odwiązuje Człowieka od Boga, od jego obowiązkowych Praw - a przywiązuje do Państwa, bytu ziemskiego, które może być, a może zniknąć jak efemeryda. Bóg natomiast jest wieczny! Jeśli jest prawdą, bo propaganda często przemilcza lub przekręca wypowiedzi różnych ludzi, w tym Namiestnika Chrystusa na Ziemi - Papieża Benedykta XVI, że Papież akceptuje Prawa Człowieka (????) - to jest po początek końca Kościoła Powszechnego.. Muszę dokładnie przestudiować wypowiedź Papieża Benedykta XVI, żeby się przekonać, co takiego powiedział Papież w tej sprawie.. I musi to powiedzieć ex cathedra.. Ale ad rem: granitowy obelisk w Georgii, składa się z czterech płyt granitowych wyrastających gwiaździście z ziemi, otaczając blok centralny. Każda z płyt ma 5 metrów wysokości i waży 20 ton. Całość wieńczy płyta złożona poziomo na czterech blokach wystających z ziemi, na której umieszczono napisy w czterech językach; babilońskim piśmie klinowym, sanskrycie, hieroglifach egipskich i klasycznej grece.. Obelisk odsłonięto w marcu 1980 roku, ale nie wiadomo, kto zlecił jego budowę. Wiadomo tylko, że w czerwcu 1979 roku elegancki człowiek odwiedził biuro firmy Elberton Granite Finishing Company i oznajmił, że chce wybudować obiekt, który ma przekazać przesłanie dla ludzkości. Przedstawił się, jako R.C Chrystian, ale to nie było jego prawdziwe nazwisko.. FBI- gdyby chciało - z pewnością ustaliłaby tożsamość człowieka, który podał fałszywe nazwisko.. Ale nie ma woli, jak kto woli.. Powiedział jedynie, że reprezentuje grupę ludzi, którzy chcą zaproponować kierunek działań ludzkości..(????) Samo to sformułowanie już budzi wątpliwości.. Człowiek dostał od Pana Boga rozum i wolną wolę, żeby podążał tam gdzie uważa, zgodnie ze swoją wolą i rozumem.. Ale, żeby podążać stadnie w jednym kierunku? To tylko barany mają taką przypadłość, nie obrażając oczywiście baranów, jako zwierząt, które kierują się wolą swojego przywódcy, przywódcy baraniego stada. Człowiek ma rozum indywidualny, a nie stadny.. I na tym polega wyższość cywilizacji łacińsko-chrześcijańskiej i personalistycznej nad innymi cywilizacjami gromadnościowymi.. W tym „ cywilizacji”: baraniej. Na czterech kamieniach z granitu wypisanych jest w ośmiu językach dziesięć zaleceń, a tak naprawdę- przykazań. Obelisk zwany jest Amerykańskim Stonehenge- The Georgia Guidestones. Cztery płyty pionowe mają osiem stron, na każdej ze stron umieszczone jest” dziesięć przykazań”- osiem stron płyt- osiem języków. Angielski, hiszpański, suahili. hindi, hebrajski, arabski, chiński i rosyjski. A co jest napisane na płytach?

1. Utrzymujecie populację poniżej 500 milionów w trwałej równowadze z przyrodą.

2.Kierujcie mądrze reprodukcją, wzmacniając sprawność i zróżnicowanie.

3.Zjednoczcie ludzkość nowym, żywym językiem

4.Panujcie nad swoją pasją, wiarą, tradycją i wszystkimi rzeczami ze spokojem rozumu.

5.Chrońcie ludzi i narody uczciwymi prawami i sprawiedliwymi sądami.

6.Pozwólcie rządzić się każdemu narodowi rozwiązując zewnętrzne kłótnie w sądzie międzynarodowym

7.Unikajcie nieistotnych praw i bezużytecznych urzędników

8.Równoważcie prawa jednostki z obowiązkami wobec społeczeństwa

9.Ceńcie prawdę, piękno, miłość, szukając harmonii z nieskończonością.

10.Nie bądźcie rakiem na Ziemi - pozostawcie miejsce dla natury

No i co, podobają się państwu” nowe dziesięć przykazań”? Na tablicy, niedaleko od monumentu napisano: „Niech będą to wskazania prowadzące ku Wiekowi Rozumu”. Ach - Wiek Rozumu.!. Wzięty z książki masona Thomasa Paina, którego założeniem było zniszczenie wiary chrześcijańskiej, a w oparciu, o które powstał Nowy Świat wolności, oparty o purytańskie zasady chrześcijańskie.. Taki wspaniały świat wolności, z którego wynikł wielki dobrobyt i potęga.. Jak ONI zamierzają utrzymać populację na poziomie 500 milionów ludzi? Jak już przekroczyliśmy 7 miliardów? Wybić 6,5 miliarda? Aborcja, eutanazja, szczepionki, AIDS, nędza, strach, nerwice, wymieszanie kultur, wojny, unifikacja świata, pożogi w imię demokracji? No, bo jak inaczej? To nie lepiej od razu zrzucić atomowe banie na poszczególne - najbardziej krnąbrne narody, które nie dają się zapędzić do wspólnej obory? ”Zrzuć ta bania, bo tu nie do wytrzymania”- jak pocieszali się Polacy w latach czterdziestych, ubiegłego wieku.. Licząc na III wojnę Światową.. W „przykazaniach” wymieszano ekologię, z okultyzmem, z nazistowską koncepcją kontrolowanej reprodukcji gatunków ludzi, zcentralizowany rząd światowy( 2,5,7,8). W 9 przykazaniu widać wpływ wschodnich religii mistycznych.. Wszystko przeciw” rozmnażajcie się i czyńcie sobie Ziemie poddaną”.. Wszystko przeciw Panu Bogu.. Wszystko w kierunku New Age - wieku Rozumu.. I czy to rozum, żeby Rozum spowodował śmierć miliardów ludzi.. Taki będzie Nowy Porządek Świata.. Nowy Wspaniały Świat zbudowany na stosach trupów już narodzonych i jeszcze nienarodzonych.. Pod zwierzchnictwem globalnego rządu.. Rządu Antychrysta.. Nergalizacja, Ekologizacja, Satanizacja, Nazizacja, Eugenika w imię Postępu.. Jakiego to postępu? I według jakiego krematorium, pardon- kryterium władcy świta będą ustalali, kto ma znaleźć się w tych 500 milionach, którym rozum i prawo człowieka dało prawo do życia człowiekowi? Pan Bóg daje życie, jedynie Pan Bóg powinien mieć prawo mu je odbierać.. Chyba, że złamał przykazanie Boże „Nie zabijaj” i zabił drugiego człowieka z planowanym zamysłem.. Wtedy kara śmierci jest najsprawiedliwszą karą dla mordercy drugiego człowieka.. Kamienie z Georgii mają znaczenie astrologiczne. Są w nich umieszczone precyzyjne szczeliny, które odpowiadają ruchowi Słońca, od przesileń wiosennych do zimowych, podczas gdy ich zewnętrzny rdzeń wyznacza cykl roku księżycowego. Jest tu nawet dziura wywiercona w głównym kamieniu, która lokalizuje Gwiazdę Północą- Polaris. W południe Słońce jest umieszczone dokładnie w centrum płyty przykrywającej obelisk.. Okultyzm, magia, gwiazdy, jako źródło prawdy.. W całości konstrukcji Bóg nie jest potrzebny.. ONI sami skonstruują świat, według nazistowskich recept, że nie da się w nim żyć.. I pomyśleć, że Stany Zjednoczone nie były kiedyś żandarmem świata, mimo, że wyrosły z idei wonomyślicielskich.. Ci dawni masoni byli jacyś mało agresywni? Spośród 56 Ojców Założycieli- 53- to członkowie różnej chuliganerii – pardon - masonerii.. WJR

Lumpenelity w natarciu Na Marszu Solidarności i Niepodległości w Warszawie, w 30 rocznicę stanu wojennego, byli także czytelnicy „Naszej Polski”. Z pewnością zgodzą się ze mną, że te trzy godziny w Alejach Ujazdowskich były chwilami pięknymi, pod każdym względem. Ale gdzie się podziali „kibole od Kaczyńskiego”, jak nazywano w mediach chuliganów walczących z policją w święto niepodległości 11 listopada br.? Odpowiedź na to pytanie znają organizatorzy tamtej prowokacji. Tymczasem wraże stacje telewizyjne filmowały Marsz 13 grudnia jak kiedyś reżimowa telewizja pierwszą pielgrzymkę Jana Pawła II do Ojczyzny. Tylko bliskie plany, na których dominowali starsi ludzie i oczywiście niezliczone fragmenciki wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego na temat przedsiębiorczości, jaką wyzwoliły u siebie Chiny, oczywiście tylko po to, aby zasilić bogaty repertuar kpin z prezesa PiS. Co do komentarzy tzw. niezależnych dziennikarzy, to ich repertuar staje się już więcej niż nudny. Kaczyński „podburza”, „gra na kryzys”, „budzi upiory”, „zarządza lękami”, itd. Dlatego każde wystąpienie posła Niesiołowskiego, jak choćby ostatnie podczas sejmowej debaty na temat polityki zagranicznej, wnosi przynajmniej rozrywkowy, komiczny efekt, gdy na oczach telewidzów zalewa się on pianą nienawiści. Wywołuje szczere rozbawienie w ławach rządowych szczególnie, gdy obraża ludzi. Rola głównego sejmowego chama i pieniacza jest jednak dziś zagrożona obecnością faceta od rynsztoków. A ten przelicytował wszystkich, ogłaszając z trybuny sejmowej, że większości ludziom w Polsce bliżej dziś do przysłowiowego Schmidta i Neumanna, niż do Kaczyńskiego, Ziobry czy Fotygi, bo on i jego partia najpierw są Europejczykami, a dopiero potem Polakami. Partia Palikota, którą stworzyła Platforma Obywatelska, uczyniła ze słów Tuska sprzed laty - „Polska to nienormalność” swój polityczny program. Kiedy my maszerowaliśmy rozświetlonymi Alejami Ujazdowskimi, minister Radosław Sikorski szykował się do Moskwy, aby podpisać kolejny poroniony traktat wynegocjowany przez Niemcy i Rosję w sprawie otwarcia granicy Polski z rosyjskim obwodem kaliningradzkim. Nie mógł, więc słyszeć gromkich haseł na swój temat, w których dominowało: „Sikorski precz!”. Nikt też nie palił kukły z jego podobizną, na co bardzo liczył Sikorski budujący swoje kosmiczne ego. Nie nastąpiła powtórka z manifestacji Porozumienia Centrum z czerwca 1993 roku, kiedy to spalono kukłę Wałęsy. A kukłę spalił wtedy niejaki Teodor Kudła z Gdańska i zrobił to pod szczególną ochroną służb zainteresowanych tą prowokacją. Widocznie Sikorski jeszcze nie zasłużył sobie na takie „wyróżnienie” u obecnych służb. Ale mleko już się rozlało. Z Kaliningradu, miasta nazwanego tak na cześć Michaiła Kalinina – mordercy polskich oficerów w Katyniu, będą przyjeżdżali do Polski Rosjanie, przywożąc wszystko to, z czego od lat słynie ta „enklawa” - przestępczość, prostytucję, narkotyki, przemyt, handel bronią, AIDS i inne choroby zakaźne. Radek znowu się przysłużył, nie tyle Unii Europejskiej, co Niemcom, którzy, nim zmienią nazwę Kaliningrad na Königsberg (kiedyś był to polski Królewiec), postawią tam najpierw swoją mocną stopę, nie doświadczając negatywnych skutków bezpośredniego sąsiedztwa z Rosją. Na niemieckie podziękowania zasłużył też premier Donald Tusk, podsumowując w Brukseli swoją tzw. „prezydencję”. O tyle ciekawą, że systematycznie wypraszano go z zebrań, jakie odbywały państwa strefy euro. Od jedynego chyba obecnego na sali posła, Niemca Martina Schultza, (tego, o którym Silvio Berlusconi powiedział, że mógłby zagrać w jego filmie rolę kapo) usłyszał, że była to najlepsza „prezydencja” od 15 lat. Socjalista Martin Schultz, przyszły szef parlamentu europejskiego obdarzył Tuska także osobistym komplementem, stwierdzając, że „pan powinien być socjaldemokratą”. Tu chyba jednak nie w pełni docenił możliwości koncyliacyjne naszego premiera. Przejęcie bezpośrednich rządów nad Unią Europejską przez duet „Merkozy” musiało zaniepokoić brukselskich technokratów. Czyżby nowa Unia miała się ich z Brukseli pozbyć? Czy wyznaczenie na premierów Włoch i Grecji dwóch byłych komisarzy nie jest początkiem przejmowania rządów narodowych przez unijną biurokrację, niewybieralną i przed nikim nieodpowiadającą za swoje decyzje? Przewodniczący Komisji Europejskiej José Barroso, zdejmując nagle z głowy słuchawki, wypalił: „na wszystkich kanałach słyszę język niemiecki”. Żart się spodobał. Niewykluczone, że i Barroso powróci do Portugalii na stanowisko premiera, o ile jeden z niemieckich „kanałów” wyrazi na to zgodę. Także o dalszą przyszłość polityczną naszego premiera nie trzeba się obawiać. Jest ona europejsko zabezpieczona. Gorzej z przyszłością Polski, której szybkiego kresu życzą już oficjalnie lumpenelity elity III RP.

Wojciech Reszczyński

Boże Narodzenie w Polsce - rok 2006 i 2011 Tak przyzwyczailiśmy się do Bożego Narodzenia, że nie przychodzi nam do głowy, iż dzisiaj byłoby ono znacznie trudniejsze niż wtedy, za czasów Oktawiana Augusta, a kto wie, czy w ogóle możliwe? Wprawdzie archanioł Gabriel twierdził, że „dla Boga nie ma nic niemożliwego”, więc pewnie znalazłby się jakiś trick na obejście surowych standardów politycznej poprawności, ale nie ulega kwestii, że komplikacji byłoby, co niemiara. Pan Jezus, jak wiadomo, tylko, dlatego urodził się w Betlejem, że cesarz Oktawian będąc w tarapatach finansowych, nakazałby „spisano wszystek świat”, tj. wszystkich podatników, żeby pobrać od nich pogłówne i w ten sposób złagodzić deficyt budżetowy. Więc Józef z brzemienną Marią ruszyli w podróż, pewnie w towarzystwie wielu innych osób, których cesarski rozkaz podobnie zmobilizował. Nietrudno się domyślić, że przy takim poruszeniu trudno było kupić nawet coś do jedzenia, nie mówiąc już o noclegu. Toteż zapewne z wielkim trudem ulokowali się w jakiejś stajni, no i tam właśnie urodził się Syn Boży. Na szczęście ówczesne władze państwowe interesowały się ludźmi bardzo pobieżnie, nie wtrącając się do ich życia rodzinnego. Gdyby jednak Pan Jezus narodził się w podobnych warunkach dzisiaj gdzieś w Polsce, prawdopodobnie zaczęłyby się poważne problemy. Natychmiast do stajenki przybyłaby ekipa TVN-24 z panią red. Justyną Pochanke, która nakręciłaby wstrząsający felieton filmowy, do czego doprowadziły rządy braci Kaczyńskich, że kobiety muszą rodzić dzieci po stajniach. Donald Tusk na zwołanej jeszcze tej samej nocy konferencji prasowej zażądałby ustąpienia rządu i rozpisania nowych wyborów. W międzyczasie do stajenki przybywałyby kolejne ekipy telewizyjne i radiowe, a także tłumy fotoreporterów, z których każdy chciałby uzyskać ujęcie lepsze od konkurencji. W tych warunkach musiałoby dojść do przepychanek, a nawet bójek, być może z udziałem Józefa, który pewnie już po godzinie miałby dosyć całego tego towarzystwa, wypytującego go, a to o to, a to o tamto i bezceremonialnie zaglądającego we wszystkie kąty... W takiej sytuacji na pewno pojawiłaby się policja i w tym momencie wydałoby się, że ani Józef, ani Maria, nie mają dowodów osobistych, a ponieważ żaden z policjantów nie znałby przecież języka aramejskiego, nie byłoby innego wyjścia, jak zabrać Józefa na komisariat do wyjaśnienia, zaś Marię z Dzieciątkiem - do policyjnej izby dziecka. W międzyczasie jednak relację w TNV-24, łącznie ze zdjęciami z bójki i interwencji policji, obejrzałby redaktor dyżurny z „Gazety Wyborczej” i powiadomił ścisłe kierownictwo, które uznałoby z pewnością, że to znakomity materiał do akcji „rodzić po ludzku”, a zarazem okazja do skrytykowania ohydnego reżimu braci Kaczyńskich, którym wytknięto by koncentrowanie się na lustracji i rozliczeniach, a ignorowanie ludzkich, a zwłaszcza kobiecych potrzeb. Następnego dnia jednak odezwałyby się organizacje feministyczne i proaborcyjne. Podniosłaby się fala krytyki pod adresem Józefa, ale również pod adresem Marii, że z karygodną lekkomyślnością zdecydowała się urodzić Dziecko w takich warunkach. W radykalnych pismach kobiecych Józef zostałby okrzyknięty „męską szowinistyczną świnią”, zaś Magdalena Środa w rozmowie z Kazimierą Szczuką w „Gazecie Wyborczej”, na przykładzie Marii skrytykowałaby bezmyślną uległość kobiet. W rezultacie Maria i Józef zostaliby uznani za „toksycznych rodziców”, a sąd bombardowany apelami organizacji feministycznych i gejowskich i oblegany przez naprędce zorganizowane pikiety, nakazałby odebranie im praw rodzicielskich i umieszczenie Jezusa w Domu Małego Dziecka. Wykonaniu tego postanowienia sądu towarzyszyłyby rozdzierające sceny. Zanoszącą się od płaczu Marię konwojowałoby aż trzech policjantów, podczas gdy Józefa, który próbowałby stawić desperacki opór, obezwładniono by przy użyciu paralizatora i skutego kajdankami odwieziono by na rozprawę w 24-godzinnym sądzie, który za czynną napaść na policjantów skazałby go na dwa lata więzienia bez zawieszenia. Tymczasem w Domu Małego Dziecka pielęgniarki porobiłyby sobie pamiątkowe zdjęcia z Jezusem w kieszeni fartucha i w różnych innych pozach. Dopiero trzeciego dnia nastąpiłby przełom. Policyjne dochodzenie wykazałoby, że Józef, Maria i Jezus są pochodzenia żydowskiego. „Gazeta Wyborcza” natychmiast przyjęłaby poważny, oskarżycielski ton, kierując zarzuty pod adresem właścicieli stajni, że wykorzystali przymusowe położenie wędrowców, by ulokowaniem w stajni upokorzyć ich z powodu ich pochodzenia, a kto wie, czy też nie w intencji zgładzenia Jezusa, poprzez specjalne stworzenie mu prymitywnych warunków egzystencji. Ze Stanów Zjednoczonych specjalnym samolotem przyleciałyby ekipy telewizyjne, piętnujące w swoich audycjach organiczny polski antysemityzm i ilustrujące drastyczne obrazy komentarzami dra Edelmana i profesora Bartoszewskiego. Po okolicy rozbiegliby się dziennikarze śledczy w poszukiwaniu powiązań właścicieli stajni z Młodzieżą Wszechpolską lub Samoobroną, a do redakcji „GW” i wszystkich telewizji zgłaszaliby się tłumnie naoczni świadkowie, gotowi za wynagrodzeniem zaświadczyć, co tam będzie trzeba. Oczywiście Józef natychmiast zostałby zwolniony z więzienia, natomiast sędzia, który go skazał, poprosiłby o bezterminowy urlop zdrowotny. Nie udzielono by mu go jednak, bo właśnie do sądu wpłynąłby wniosek o natychmiastowe aresztowanie właścicieli stajni pod zarzutem kłamstwa oświęcimskiego, z jednoczesnym skierowaniem na przymusowe badania psychiatryczne do szpitala w Tworkach. I tak właśnie by się stało. Tymczasem wypuszczony z więzienia Józef, pośpieszyłby do Marii, razem odebraliby Jezusa z Domu Małego Dziecka i w przebraniu wieśniaków staraliby ukryć się w tłumie wypełniającym Dworzec Centralny, bo właśnie ABW ogłosiła alarm z powodu zagrożenia terrorystycznego. Ponieważ nadal nie mieli żadnych dokumentów, wiedzieliby, że grozi im powtórne aresztowanie. A oto właśnie z obydwu stron zbliżały się patrole, dokładnie legitymujące wszystkich podróżnych. I w tym momencie Pan Bóg... Czyż to nie szczęście, że Pan Jezus narodził się w czasach cesarza Oktawiana Augusta, kiedy to wprawdzie były już urzędy skarbowe, ale jeszcze nie było ani „Gazety Wyborczej”, ani TVN-24, ani feministek, ani organizacji sodomitów ani rzeczników praw dziecka? Dzięki temu starczyło czasu na chóry anielskie i na pasterzy, a nawet Trzej Królowie nie zostali aresztowani ani pod zarzutem sprzyjania terroryzmowi, ani nawet pod zarzutem przemytu narkotyków pod postacią mirry i kadzidła, jak też wartości dewizowych pod postacią złota. Tak było w roku 2006. Teraz wyglądało to inaczej i to od samego początku, kiedy na nocnym niebie pojawiła się jaskrawa gwiazda. Na ulice Warszawy wyległy tłumy, kierując się w stronę Krakowskiego Przedmieścia, pod Pałac Namiestnikowski. Policja wespół ze Strażą Miejską w pośpiechu ustawiała bariery blokujące dostęp do pałacu, co część demonstrantów sprowokowało do wznoszenia okrzyków przeciwko prezydentowi Komorowskiemu i rządowi premiera Tuska. Jednak w miarę upływu czasu przybywało manifestantów życzliwych rządowi i prezydentowi. Między obydwiema grupami dochodziło do przepychanek, na które policjanci, ani strażnicy miejscy nie reagowali. Tymczasem prezes Prawa i Sprawiedliwości na specjalnej konferencji prasowej wyraził pogląd, że gwiazda zapowiada rychłe wykrycie pełnej prawdy o katastrofie smoleńskiej i wezwał wszystkich Polaków do czujności w obliczu nadchodzących przełomowych wydarzeń. Zaproszony do TVN poseł Niesiołowski tocząc pianę oświadczył Monice Olejnik, która najwyraźniej nie mogła już powstrzymać aprobującego potakiwania, że prezes Kaczyński cierpi na schizofrenię bezobjawową i wyraził nadzieję, że rząd wkrótce położy kres zarówno warcholstwu jak i nieprzewidzianym iluminacjom. I rzeczywiście; premier Tusk molestowany przez dziennikarzy oświadczył, że żarty się skończyły, a państwo musi udowodnić, że panuje nad sytuacją. Kiedy na Krakowskim Przedmieściu narastało napięcie między zwolennikami i przeciwnikami prezydenta i rządu, nagle ni stąd ni zowąd pojawiła się grupka mężczyzn wyglądających na bezdomnych, którzy głośno wołali, iż w okolicach węzła ciepłowniczego na Czerniakowie pojawili się aniołowie śpiewający w jakimś obcym języku kolędę o znajomym refrenie: „gloria, gloria in excelsis Deo” - i zachęcali zebranych, by śpiesznie podążyli do owego węzła, w którym właśnie narodził się Syn Boży. Ich gorączkowe próby zwrócenia na siebie uwagi wreszcie odniosły skutek; obydwie grupy dotychczasowych przeciwników wystąpiły przeciwko nim. Jedni wołali, żeby ich nie słuchać, bo to są prowokatorzy nasłani przez rząd w celu rozbicia demonstracji przed Pałacem Prezydenckim, inni - że od denaturatu pewnie już im się kompletnie we łbach pomieszało i żeby jak najszybciej stąd sp...lali, bo w przeciwnym razie, co do jednego wylądują w izbie wytrzeźwień, a tam dostaną takie bęcki, że nie tylko zobaczą anioły, ale wszystkie gwiazdy na raz. Ponieważ policja ożywiła się, jakby do interwencji, zaniedbani mężczyźni ucichli w mgnieniu oka, w pośpiechu wycofali się poza zasięg ulicznych świateł i zniknęli w mroku. A jednak ich pojawienie się nie przeszło bez echa. Niektórzy demonstranci jak na komendę sięgnęli po telefony komórkowe i przyciszonym głosem relacjonowali komuś przebieg wydarzeń: - „tak, na Czerniakowie, w węźle ciepłowniczym. Gdzie? Tego nie mówili, ale podobno ta pieprzona gwiazda wisi właśnie tam dokładnie w zenicie. Bez odbioru”. Wkrótce w okolicach węzła ciepłowniczego zaroiło się od migocących na niebiesko świateł radiowozów. W górze jakby słychać było coś na podobieństwo śpiewu, czy muzyki, ale trudno było się zorientować, czy rzeczywiście, bo wszystko ginęło w hałasie czynionym przez policyjne syreny. Policjanci przybyli najwcześniej już przesłuchiwali napotkanych tutaj spóźnionych przechodniów, ale ci ani niczego nie widzieli, ani niczego nie słyszeli - chociaż tajemnicza gwiazda jaskrawo płonęła dokładnie nad ich głowami. Inna ekipa policyjna otworzyła pokrywę włazu i zeszła do węzła ciepłowniczego. Co tam robili - nie wiadomo, ale wkrótce zaczęli kolejno wychodzić, prowadząc między sobą słaniającą się, nędznie ubraną kobietę z dzieckiem na ręku i jakiegoś brodatego mężczyznę. Dowódca patrolu zameldował przez radio, że zatrzymał kobietę z niemowlęciem i mężczyznę bez żadnych dokumentów i że to chyba jacyś nielegalni cudzoziemcy. Jego rozmówca najwyraźniej wydał mu jakiś rozkaz, bo gestem pokazał kobiecie i mężczyźnie, by wsiadali do radiowozu, wsiadł sam i ruszył na sygnale w kierunku Śródmieścia - a za nim cała kawalkada błyskających niebieskimi światłami i wyjących samochodów. Na Rakowieckiej pierwszy radiowóz z zatrzymaną parą wjechał przez bramę do aresztu śledczego, za nim - jeszcze trzy, zaś pozostałe zaparkowały w okolicy, gdzie tam, który mógł. Tymczasem w kierunku Krakowskiego Przedmieścia, gdzie naprzeciwko Pałacu Namiestnikowskiego gęstniał falujący tłum podążały limuzyny z politykami. Przybył poseł Palikot w towarzystwie posła Biedronia i potężnie zbudowanej osoby o dokumentach wystawionych na nazwisko Anna Grodzka. Nie wiadomo skąd zjawiła się grupa gitarzystów na czele z niejakim Nergalem, uchodzącym wśród swoich fanów za przedstawiciela Belzebuba na Polskę, a w każdym razie - na województwo pomorskie. Na zaimprowizowanej estradzie rozpoczął się - pożal się Boże - koncert to znaczy - na tle gitarowego jazgotu Nergal w języku podobnym do angielskiego wykrzykiwał jakieś słowa, a najczęściej - „fuck of”. Zwolennicy rządu podskakiwali z ukontentowania, wyli i klaskali z uciechy, zaś przeciwnicy - gwizdali i krzyczeli „hańba!” Kiedy Nergal wreszcie przestał, głos zabrał poseł Palikot mówiąc, że należy doprowadzić do ostatecznego rozwiązania kwestii chrześcijańskiej, bo w przeciwnym razie, co i rusz będziemy mieli do czynienia z awanturami połączonymi z wykorzystywaniem bezdomnych do urządzania historycznych inscenizacji. Tymczasem wszystkiemu winne są międzynarodowe korporacje i pozostający na ich usługach Jarosław Kaczyński. Wezwał do zapisywania się do Ruchu Palikota, regularnego płacenia podatków i składek oraz głosowania na rekomendowanych przezeń kandydatów, którzy na pewno położą kres klerykalizacji Polski. Kolejna seria wrzasków wydawanych przez Nergala w języku podobnym do angielskiego anonsowała wystąpienie eurodeputowanej Joanny Senyszyn, która charakterystycznym głosem potępiła rozpanoszone religianctwo i gwiaździarskie iluminacje. Wezwała do regularnego płacenia podatków i składek, no i oczywiście - głosowania na lewicę. Po kolejnym nergalowym przerywniku przemówił przedstawiciel „Krytyki Politycznej”, ostrzegając przed odradzającym się w Polsce faszyzmem, którego jaskrawym symbolem są astrologiczne sztuczki z gwiazdą i fałszywe pogłoski o śpiewających aniołach, podczas gdy wiadomo, że aniołów „nie ma”, a śpiewać to może Nergal. Wszystkie te przemówienia były przyjmowane z entuzjazmem przez przybywających coraz liczniej zwolenników rządu, którzy, mówiąc nawiasem, sprawiali wrażenie coraz mocniej pobudzonych alkoholem - oraz gwizdami i wrogimi okrzykami strony przeciwnej, coraz bardziej jednak spychanej na obrzeża. Podczas gdy na Krakowskim Przedmieściu produkowali się politycy, w areszcie śledczym na Rakowieckiej zatrzymanych poddano badaniu III stopnia, prowadzonym przez specjalistów z Instytutu im. Herodowitza, przybyłych specjalnym samolotem z Izraela. O co specjaliści pytali - co przesłuchiwani mówili w odpowiedzi - tego nikt już nie potrafi powtórzyć i to nie tylko, dlatego, że badanie odbywało się w języku obcym, ale przede wszystkim, dlatego, że niepodobna dziś dotrzeć do bezpośrednich uczestników tamtych wydarzeń. Strzępy wiadomości, jakie udało nam się uzyskać, pochodzą od niższych funkcjonariuszy, którzy nie byli obecni w pomieszczeniach, gdzie badanie się odbywało, a tylko słyszeli dobiegające stamtąd wycie brodatego mężczyzny i przeraźliwe krzyki owej nędznie ubranej kobiety. Dziecko w tym czasie pozostawało podobno pod opieką lekarzy i sanitariuszy Pogotowia Ratunkowego, osadzonych w areszcie śledczym na Rakowieckiej w związku ze wznowieniem postępowania w sprawie zabójstwa Grzegorza Przemyka. ABW ujawniła, bowiem fakty i okoliczności potwierdzające pierwotną wersję wydarzeń. O co konkretnie chodzi - nie wiadomo, bo na mocy postanowienia niezawisłego sądu, osadzeni nadal przebywają w areszcie bez prawa korespondencji, ani widzeń. Z tych też źródeł pochodzi niewiarygodna i niemożliwa do sprawdzenia informacja, że w kilka dni później areszt śledczy na Rakowieckiej odwiedził rosyjski premier Włodzimierz Putin, kanclerz Niemiec Angela Merkel i amerykański prezydent Barack Obama. Jedyną poszlaką wskazującą na taką możliwość jest rozmowa podsłuchana w pewnej restauracji przez kelnera. Jeden z obsługiwanych przez niego gości twierdził, że jest kontrolerem lotów i że niedawno przyjmował na Okęciu samolot Air Force One. Kelner słyszał to wyraźnie, bo gość był pijany i mówił bardzo głośno, zwracając uwagę sąsiednich stolików. Coś zagadkowego musiało się jednak wydarzyć, bo wkrótce po tej rzekomej wizycie trójki przywódców, zatrzymani wraz z dzieckiem zniknęli z aresztu śledczego przy Rakowieckiej. Kto podjął decyzję o ich zwolnieniu, dokąd się stamtąd udali - niepodobna stwierdzić, ponieważ minister sprawiedliwości Jarosław Gowin konsekwentnie zaprzecza, by ktokolwiek taki był w ogóle przez policję zatrzymany, by był przetrzymywany w areszcie przy ul. Rakowieckiej, a zwłaszcza - by był przesłuchiwany przez specjalistów z Instytutu im. Herodowitza, którego też w ogóle nie ma. Na ten temat krążą rozmaite opowieści; że wszyscy zostali skrytobójczo zamordowani, albo - że w niedający się ustalić sposób opuścili areszt udając się w nieznanym kierunku. Niepodobna ani tego potwierdzić, ani temu zaprzeczyć, bo jedyną pewną wiadomością jest ta, że pewnej nocy w rejonie aresztu śledczego przy ul. Rakowieckiej rozległy się hałasy przypominające stłumione detonacje. Czy inicjatywa ustawodawcza, jaką w imieniu Ruchu Palikota zgłosiła do laski marszałkowskiej posłanka Wanda Nowicka, by rozszerzyć prawo kobiet do zdrowia reprodukcyjnego nie tylko na dzieci jeszcze nie urodzone, ale również - na noworodki do 6 miesięcy życia, pozostaje w jakimś związku z tamtymi wydarzeniami - trudno powiedzieć tym bardziej, że i gwiazda zniknęła tak samo nagle, jak się pojawiła. Indagowani w tej sprawie uczestniczący w telewizyjnym programie „Tomasz Lis na żywo” przedstawiciele duchowieństwa w osobach JE bpa Tadeusza Pieronka i przewielebnego ks. Adama Bonieckiego, któremu władze zakonne, na prośbę red. Michnika i prezydenta Komorowskiego cofnęły zakaz publicznych wystąpień zgodnie oświadczyli, że Kościół powinien unikać i konsekwentnie unika mieszania się do polityki, że w demokratycznym państwie prawnym urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej najważniejsze jest przestrzeganie demokratycznych procedur, zgodnie ze standardami, wyznaczonymi przez władze Unii Europejskiej, przyjaźni i współpracy między bratnimi narodami i społecznej solidarności, wyrażającej się w przestrzeganiu obowiązku płacenia podatków i składek. SM

Rybiński zrzuca homonto politycznej poprawności Rybiński „Uważajcie, bo nadchodzą czasy wielkiego rabunku.W tej sytuacji Polska powinna się skupić na reformach i trzymać jak najdalej od tego eurociotowania. Michalkiewicz uważa, że homoseksualiści to współczesny proletariat zastępczy. Proletariat zastępczy nowego komunizmu, politycznej poprawności. Rybiński być może nieświadomie w formie buntu nawiązał w sposób negatywny do tego proletariatu zastępczego. „Eurociotowanie„ Takiego słowa użył Rybiński na swoim blogu, w tytule jednej notki, aby opisać nadchodzącą erę Wielkiego Rabunku Rybiński Tak to opisuje „Uważajcie, bo nadchodzą czasy wielkiego rabunku. Kiedyś obrabowano bank na 50 milionów i był napad stulecia, teraz w mgnieniu oka przepadają miliardy i nie wiadomo, co się stało. Bezsilność Unii w radzeniu sobie z kryzysem rodzi ryzyko, że wkrótce wyparują biliony „...”W tej sytuacji Polska powinna się skupić na reformach i trzymać jak najdalej od tego eurociotowania. Nie brać udziału w “ściepie” 200 mld dolarów, „...(źródło)

Nie uważam, żeby było to określenie najszczęśliwsze, za najlepsza formę buntu przeciwko nowej totalitarnej religii politycznej. Temat ten jest na tyle ważny, że nieznacznie go pogłębiłem. Jak powiada porzekadło ludowe dwie rzeczy są pewne na tym świcie. Śmierć i podatki. Niskie podatki świadczą o mądrości państwa i jego uczciwości. Wysokie oznaczają rozpasanie oligarchii, demoralizację państwa z jednej strony, z drugiej zaś nędzę ludności. W zdrowym państwie istnieją dwie siły wzajemnie na siebie oddziałujące i kontrolujące się. Oligarchia kontrolująca państwo, kreująca często zmieniające się prawa i systemy religijne chroniące prawa jednostki przed opresją możnych tego świata. Stąd ciągłe zakusy podporządkowania sobie instytucji religijnych przez oligarchie i budowy państw teokratycznych, czy w wypadku niepowodzenia państw totalitarnych. Odwołanie się do transcendentnego Boga, Sprawiedliwego i Dobrego stanowi wyjście do budowy systemów etycznych służących wszystkim ludziom. Podmiotem tych ewoluujących religijnych systemów etycznych jest jednostka, istota ludzka, jej niezbywalne prawa i przywileje. Wystarczy porównać filozofię człowieka Wojtyły, w której istota ludzka jest podmiotem w relacjach do społeczeństwa, do państwa, a filozofią oligarchii, polityczna poprawnością. Profesora Fabrice d'Almeida „Narodowy socjalizm był częścią procesu faszyzacji Europy połączonego z odwrotem od demokracji spowodowanym polityka populistyczna. Stoi u podstaw powstałych skrajnych religii politycznych, jakimi są totalitaryzm „..(więcej)Faszyzm, skrajnie lewicowy nazizm Hitlera, komunizm Stalina i Kim Ir Sena to systemy totalitarne, które oparły się na równie totalnych religiach politycznych. Religie polityczne były i są chorymi systemy etycznymi, w których istota ludzka jest przedmiotem, pozbawionym praw i przywilejów. Polityczna poprawność jest miękką, przynajmniej na razie spadkobierczynią innych religii politycznych, spadkobierczynią faszyzmu i komunizmu. Podobnie jak inne totalitarne etyki opiera się na przemocy. Przemocy silniejszego w stosunku do słabszego. Kwestie ta radykalnie opisał francuski filozof Braque przestrzegając przed akceptacją państwowej politycznej religii Braque „W naszych społeczeństwach ustalił się system, zgodnie, z którym to silniejszy ma prawa”. Ciekawym przykładem jest aborcja. Dorosły jest w pozycji dominacji wobec płodu, który nie może się bronić. Kiedy mówimy, więc o prawie do aborcji, mówimy o prawie silniejszego.Jeśli chodzi o mniejszości seksualne, to prawo do adopcji dzieci także wchodzi w tę kategorię. Dwaj dorośli są w pozycji siły wobec dziecka, które chcą adoptować. Mówić, że pary homoseksualne mają prawo do adopcji dzieci, oznacza, iż społeczeństwo ma obowiązek dostarczyć im dziecko. Ale prawa rodzą obowiązki. A co z lekarzami, którzy mają obowiązek przeprowadzenia aborcji? Przecież lekarze mają ratować życie, a tu, ponieważ komuś przyznano prawo do aborcji, muszą zabić człowieka. To rodzi problem sumienia. Wiele praw, które dziś są przyznawane, służą silniejszym, a nie słabszym. W Europie natomiast ma szansę islam, bo telewizja i media pozbawiły ludzi mózgów. Europejczycy są zagubieni, a przywódcy islamscy dobrze to zrozumieją. Libijski przywódca Muammar Kaddafi niedawno powiedział: "Prawdziwymi żydami i chrześcijanami jesteśmy my". To znaczące. Nie mamy dziś nic, co moglibyśmy temu przeciwstawić”....(więcej)

Przemoc jest istotą totalitarnej religii politycznej, jaka jest polityczna poprawność. Terlecki trafnie to opisał… Terlecki „To raczej paniczny strach lewicowej mniejszości, która w obawie o swoje majątki i wpływy chciałaby wmówić większości społeczeństwa, że tylko jej dyktatura, pomalowana w ochronne barwy demokratycznych procedur, zapewni święty spokój od polityki, a więc od myślenia i wybierania.”…”Ostatnio coraz częściej zadajemy sobie pytanie: czy nie jest zagrożone nasze prawo do posiadania i wyrażania własnego zdania? „...”Czy na naszych oczach i częściowo za naszym przyzwoleniem nie dokonuje się zamach na naszą wolność?”…” Popularne stacje są tubą rządzącej partii i nawet nie próbują pozorować politycznego obiektywizmu.”…” Pozwalamy się zastraszyć, zakrzyczeć, otumanić przez politycznych spryciarzy, którzy w imię rzekomej apolityczności usiłują zaprowadzić dominację jednej ideologii i jednej partii. To oni w telewizji, w prasie, a często także przy innych okazjach załamują ręce nad politycznymi "kłótniami", polityczną "agresją", zbędnymi "podziałami". W rzeczywistości brak sporu ma oznaczać przyjęcie jednego punktu widzenia, a rezygnacja z "kłótni" - podporządkowanie się dyktaturze politycznej propagandy „.....(więcej)

Kluczowym celem totalitarnych religii politycznych jest legitymizacja systemu wyzysku ekonomicznego społeczeństwa. Legitymizacja okradania ludzi z owoców ich pracy na rzecz oligarchii, legitymizacja przemocy prawnej w stosunku do słabszych. Systemy religijne, etyka na nich bazująca, etyka sprzeciwu wobec barbarzyństwa oligarchii wobec innych najlepiej obrazuje fragment z książki „Ewolucja Boga„ Roberta Wrighta już od czasów Ozeasza, kiedy prorocy oficjalnie i na piśmie występują przeciw kultowi bogów innych niż Jahwe, walka klas wisi w powietrzu. Współczesny Ozeaszowi prorok Amos z północnego królestwa potępia tych, którzy „Depczą w proch ziemi głowy biednych i naginają praw ubogich „..Uciskajcie biednych.”...” Tymczasem w królestwie Judy Izajasz występuje przeciwko tym, „którzy ustanawiają niesprawiedliwe ustawy…..aby odepchnąć nędzarzy od sądu i pozbawić sprawiedliwości ubogich mojego ludu, aby wdowy stały się ich łupem i aby mogli obdzierać sieroty„ strona 156. Słowa te, skierowane przeciwko oligarchii, niesprawiedliwemu, skorumpowanemu państwu zostały napisane około 2700 lat temu. I nic nie straciły na aktualności w III RP. Na koniec pozwolę sobie zacytować drastyczną opinie profesora Wolniewicza na temat politycznej poprawności „Dzisiaj, mnie polityczna poprawność jawi się, jako ideologia nowego państwa policyjnego, wręcz Orwellowskiego. Normy politycznej poprawności mają być etyką tego, co się nazywa „laickim humanizmem”, jego praktycznym ucieleśnieniem. Kodyfikacją tych norm – i ta kodyfikacja uświadomiła mi dopiero powagę tego zjawiska – jest Karta Praw Podstawowych Unii Europejskiej. Ta Karta to ma być nowy Dekalog. Nowy zestaw zasad moralności, zastępujący ten dany na Górze Synaj. Bo laicki humanizm to jest mutacja komunizmu. Jarosław Marek Rymkiewicz już kilkanaście lat temu powiedział: „komunizm nie umarł, on mutuje”. Takimi mutantami komunizmu są właśnie orędownicy owej politycznej poprawności, czy też jak piszemy w książce, „polit-poprawności”. Dwieście lat temu komunizm startował, jako nowe chrześcijaństwo. Ostatnia książka hrabiego de Saint-Simon, jednego z głównych ideologów komunizmu, taki właśnie nosiła tytuł: „Nowe chrześcijaństwo”. Komunizm się zawalił, głównie ze względu na swą niesłychaną niewydolność ekonomiczną, ale aspiracje, by wyprzeć stare chrześcijaństwo i zastąpić je nowym pozostały „....

(więcej)

Polityczna poprawność, jako ideologia państwa policyjnego, totalitarnego. Polityczna poprawność, jako religia polityczna III RP, Platformy, Palikota, Millera. I Orwella z 1984 roku. Marek Mojsiewicz

26 grudnia 2011 Budowniczowie III Rzeczpospolitej.. Pan prezydent Bronisław Komorowski, przed Świętem Niepodległości obwiesił Orderami Orła Białego i Orderami Odrodzenia Polski wiele osób. Bez komentarza podaję ich imiona i nazwiska za tygodnikiem” Nasza Polska”( Nr 47 z 22.11.2011 roku). W konsternację i konfuzję wprowadzają mnie słowa ”Odrodzenia Polski”.(????) Między innymi, dzięki tym ludziom Polska się „odrodziła”, stając się częścią innego państwa, o nazwie Unia Europejska.. Część innego państwa, nigdy nie była, nie będzie i nie jest suwerenna. (!!!!) A wkrótce zostanie zlikwidowana resztka suwerennego państwa, jakim była Polska przez dwadzieścia lat- do wejścia w życie 1 grudnia 2009 rok- Traktatu Lizbońskiego. Oto lista:

1.Paweł Adamowicz- prezydent Gdańska z ramienia Platformy Obywatelskiej- Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.

2.Jacek Ambroziak- szef URM w rządzie Tadeusza Mazowieckiego- Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski

3.Janusz Anderman- pisarz, publicysta Gazety Wyborczej, członek Komitetu Honorowego Bronisława Komorowskiego

4.Jerzy Bahr- dyplomata, ambasador w Kijowie, Wilnie i Moskwie, szef BBN przy prezydencie Kwaśniewskim- Krzyż Komandorski z Gwiazdą OOP

5.Marek Beylin-publicysta Gazety Wyborczej- Krzyż Oficerski OOP

6.Łukasz Biedka- psycholog, współpracownik Komitetu Obrony Robotników, współzałożyciel loży B’nai B’rith- Krzyż Kawalerski OOP

7.Jan Krzysztof Bielecki- były premier- szef Rady Gospodarczej przy premierze-Order Orła Białego

8.Anna Bikont- dziennikarka Gazety Wyborczej, córka komunistycznej dziennikarki- Wilhelminy Skulskiej- Krzyż Komandorski OOP

9.Jerzy Błochowiak- członek KW PZPR w Sieradzu, ojciec posłanki Anity Błochowiak

10.Nathalie Bolgert- francuska, członek zarządu Fundacji Batorego- Krzyż Oficerski OOP

11.Halina Bortnowska- Dąbrowska- publicystka i działaczka katolewicy, współzałożycielka ROAD, Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i Stowarzyszenia” Otwarta Rzeczpospolita”- Krzyż Komandorski OOP

12.Krystyna Bratkowska- dziennikarka Gazety Wyborczej- Krzyż Kawalerski OOP

13. Stefan Bratkowski- honorowy prezes SDP, wieloletni członek PZPR.,współzałożyciel Gazety Wyborczej- Krzyż Komandorski OOP

14.Zbigniew Bujak- współzałożyciel ROAD i Unii Pracy, polityk Unii Wolności- Krzyż Wielko OOP

15.Zofia Bydlińska-Czernuszczyk- dziennikarka Gazety Wyborczej- Krzyż Kawalerski OOP

16.Janusz Byliński- minister rolnictwa w rządach premiera Mazowieckiego i premier Suchockiej, działacz SKL- Krzyż Kawalerski OOP

1Andrzej Byrt- wiceminister współpracy gospodarczej z zagranicą oraz spraw zagranicznych w kilku rządach, dwukrotny ambasador w Berlinie, tajny współpracownik służb PRL—Krzyż Komandorski OOP

18.Alina Cała- historyczka Żydowskiego Instytutu Historycznego, współpracowniczka Komitetu Obrony Robotników- Krzyż Kawalerski OOP

19.Jerzy Ciemniewski- poseł UD i UW, sekretarz Rady Ministrów w rządzie Tadeusza Mazowieckiego- Krzyż Komandorski OOP

20.Izabela Cywińska- reżyser, minister kultury w rządzie Mazowieckiego, członek Komitetu Honorowego Bronisława Komorowskiego- Krzyż Oficerski OOP

21.Jan Cywiński- dziennikarz Gazety Wyborczej- Krzyż Oficerski OOP

22.Marek Dąbrowski- wiceminister finansów w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, współtwórca” Panu Balcerowicza”, poseł UD, członek Rady Polityki Pieniężnej

23.Waldemar Dąbrowski- minister kultury w rządach SLD, dyrektor Teatru Wielkiego- Opery Narodowej, członek Komitetu Honorowego B..Komorowskiego- Krzyż Kawalerski OOP

24.Teresa Dębowska- Romanowska- sędzia Trybunału Konstytucyjnego z rekomendacji UW- Krzyż Oficerski OOP

25 Tadeusz Diem- wiceminister edukacji w rządzie Tadeusza Mazowieckiego i obrony w rządzie Jerzego Buzka, ambasador w Kanadzie i Jugosławi- Krzyż Kawalerski OOP.

26.Wojciech Długoborski- wieloletni burmistrz Gryfina, szczeciński poseł SLD- Krzyż Kawalerski OOP

27Piotr Dmochowski-Lipski- dyrektor generalny Ministerstwa Kultury, syn posłanki UDi UW Marii Dmochowskiej, siostrzeniec działacza Komitetu Obrony Robotników i masona Jana Józefa Lipskiego- Krzyż Oficerski OOP

28.Jan Doktór- historyk z Żydowskiego Instytutu Historycznego- Krzyż Kawalerski OOP

29.Jerzy Drygalski- wiceminister przekształceń własnościowych w kilku rządach, działacz UW- Krzyż Oficerski OOP

30Feliks FAlk- reżyser, członek Komitetu Honorowego B..Komorowskiego- Krzyż Oficerski OOP

31.Jacek Fedorowicz- satyryk, członek Komitetu Honorowego Bronisława.Komorowskiego- Krzyż Komandorski OOP

32.Tadeusz Ferenc- prezydent Rzeszowa z ramienia SLD- Krzyż Komandorski OOP

33.Janusz Fogler- fotografik, przewodniczący Stowarzyszenia Autorów ZAIKS, brat Piotra Foglera,polityka UD. UW i PO- Krzyż Kawalerski OOP

34.Zygmunt FRankiewicz- prezydent Gliwic, działacz UW i PO- Krzyż Kawalerski OOP

35.Andrzej Friszke- historyk, współpracownik KOR, redaktor miesięcznika” Więź”- Krzyż Oficerski OOP

36.Radosław Gawlik= wrocławski poseł UD i UW- Krzyż Oficerski OOP

37.Konstatny Genert; ”Dawid Warszawski”- dziennikarza Gazety Wyborczej, syn komunisty Bolesława Geberta i Ireny Poznańskiej- Gebert- Krzyż Oficerski OOP

38.Piotr Gliński- socjolog, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Socjologicznego, działacz UW- Krzyż Oficerski OOP

39Abp Tadeusz Gocłowski-wieloletni metropolita gdański, uczestnik rozmów w Magdalence i przy „ okrągłym stole”- Order Orła Białego

40.Mirosława Grabowska- socjolog, dyrektor CBOS, współpracowniczka KOR- Krzyż Oficerski OOP

41.Ryszard Grobelny- prezydent Poznania, działacz KLD, UW i PO- Krzyż Kawalerski OOP

42.Aleksander HAll- wiceprzewodniczący UD, SKL, członek Komitetu Honorowego Komorowskiego, mąż minister edukacji Katarzyny Hall- Order Orła Białego

43.Stanisław Handzik- krakowski poseł UD, działacz SKL i PO- Krzyż Komandorski OOP

44.Julia Hartwig- Międzyrzecka- poetka, wieloletnia zwolenniczka UW- Krzyż Wielki OOP

45.Jan Hertrich-Woleński- filozof, wieloletni członek PZPR, wiceprzewodniczący loży B’nai B’rith- Krzyż Oficerski OOP

46Agnieszka Holland, reżyserka, członek Honorowego Komitetu B.Komoroskiego, córka komunisty Henryka Hollanda- Krzyż Komandorski z Gwiazdą

47.Ryszard Holzer- dziennikarz Gazety Wyborczej,”Tygodnika Powszechnego” Powszechnego” Wprost”, syn historyka Jerzego Holzera( ode mnie: tego samego, który w 1990 roku razem z innymi przebywał w archiwum MSW przez kilka miesięcy)-Krzyż Kawalerski OOP

48.Władysław Husejko- wicewojewoda zachodnio-pomorski z ramienia UW, marszałek województwa zachodniopomorskiego z ramienia PO- Krzyż Kawalerski OOP

49.Stanisław Iwanicki-wieloletni zastępca prokuratora generalnego, szef kancelarii Prezydenta Wałęsy, minister sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka- Krzyż Kawalerski OOP

50Olga Jackowska „Kora”-piosenkarka, członek Komitetu Honorowego Honorowego.Komoroskiego- Krzyż Oficerski OOP

51.Karol JAkubowicz- wieloletni szef Rady Nadzorczej TVP, dyrektor i doradca w KRRiTV, syn ekonomisty Szymona Jakubowicza- Krzyż Kawalerski OOP

52.Krystyna Janda- aktorka, wieloletnia zwolenniczka UW- Krzyż Komandorski z Gwiazdą

53.Jacek Janiszewski- minister rolnictwa w rządach Hanny Suchockiej i Jerzego Buzka, prezes SKL- Krzyż Kawalerski OOP

54.Alfred Janowski- wiceminister edukacji w rządzie Tadeusza Mazowieckiego- Krzyż Komandorski OOP

55.Zbigniew Janowski- wieloletni poseł SLD i działacz OPZZ- Krzyż Oficerski OOP

56.Małgorzata Jasiczek-Gebert- działaczka Polskiej Akcji Humanitarnej, żona Konstantego Geberta- Krzyż Oficerski OOP

57.Stefan Kurczak- wieloletni szef Regionu Małopolska”S”, senator, prezes lewicowego Ruchu na Rzecz Demokracji- Krzyż Komandorski OOP

58.Jarosław Kapsa- częstochowski poseł UD- Krzyż Oficerski OOP

59.Stefan Kawalec- wiceminister finansów w kilku rządach, współtwórca” planu Balcerowicza”, doradca PO- Krzyż Kawalerski OOP

60.Krzysztof Kilian- minister łączności w rządzie Hanny Suchockiej, działacz KLD, UW i PO, doradca premiera Tuska..- Krzyż Oficerski OOP

61.Władysław Komarnicki- przedsiebiorca, prezes klubu żużlowego Stal Gorzów Wielkopolski, działacz PZPR, KLD, UW- Krzyż Komandorski OOP

62Maria( Maja) KOmorowska- TYszkiewicz- aktorka, wieloletnia zwolenniczka UW, krewna prezydenta B.Komorowskiego- Krzyż Wielki OOP

63.Grazyna Kopińska- dyrektor Fundacji Batorego( od siebie: założonej i finansowanej przez G.Sorosa)- Krzyż Oficerski OOP)

64.Marcin Kornak-założyciel i prezes” antyfaszystowskiego” stowarzyszenia „Nigdy Więcej”-Krzyż Oficerski OOP

65. Krzysztof Kozłowski- wieloletni zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, pierwszy szef UOP i minister spraw wewnętrznych w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, senator UD i UW- Krzyż Wielki OOP

1.Tomasz Kozłowski- dyplomata, wysoki urzędnik UE, ambasador RP w Pakistanie, ambasador UE w Korei- Krzyż Kawalerski OOP( rok 2010)

2.Irena Koźmińska- założycielka Fundacji „ABCXXI- Cała Polska czyta dzieciom”, żona współtwórcy „planu Balcerowicza” i ambasadora w USA Jerzego Koźmińskiego- Krzyż Kawalerski OOP

3.Marcin Król- filozof i historyk idei, redaktor naczelny pism” Res Publika” i „Res Publika Nowa”, wieloletni zwolennik Unii Wolności, przewodniczący Rady Fundacji Batorego- Krzyż Oficerski OOP

4.Waldemar Kuczyński- ekonomista, polityk UD i UW, członek PZPR, doradca premierów Mazowieckiego, Cimoszewicza i BUzka, pierwszy minister przekształceń własnościowych- Krzyż Komandorski OOP

5.Michał Kulesza- autor reform samorządowych w rządach Mazowieckiego i Buzka, członek Komitetu Honorowego Bronisława Komorowskiego, społeczny doradca prezydenta Komorowskiego- Krzyż Komandorski OOP( rok 2010)

6.Barbara Labuda- wrocławska posłanka UD i UW, minister w Kancelarii Prezydenta Kwaśniewskiego, ambasador w Luksemburgu- Krzyż Oficerski OOP

7.Anatol Lawina- współpracownik KOR, wysoki urzędnik NIK i Kancelarii Sejmu- pośmiertnie- Krzyż Komandorski OOP

8.Dariusz Ledworowski- minister współpracy gospodarczej z zagranicą w rządzie Bieleckiego, działacz KLD i PO, wieloletni prezes Rabobanku, zarejestrowany jako tajny współpracownik wywiadu PRL- Krzyż Oficerski OOP

9.Irena Lewandowska- dziennikarka Gazety Wyborczej- Krzyż Kawalerski OOP

10.Janusz Lewandowski- minister przekształceń własnościowych w rządach Bieleckiego i Suchockiej, poseł KLD, UW i PO, komisarz UE- Krzyż Komandorski OOP

11.Krystryna Lityńska-psycholog, współpracowniczka KOR, żona Jana Lityńskiego, polityka UW i UD, doradcy prezydenta Bronisława Komorowskiego- Krzyż Kawalerski OOP

12Waldemar Łazuga- poznański historyk, członek władz UD, UW i PO- Krzyż Oficerski OOP

13.Ewa Łętowska- pierwsza rzecznik praw obywatelskich, sędzia Trybunału Konstytucyjnego z rekomendacji SLD- Krzyż Komandorski z Gwiazdą

14.Witold Łuczywo- współpracownik KOR, dyrektor w URM i ZUS, mąż Heleny Łuczywo, wieloletniej wiceszefowej „Gazety Wyborczej”- Krzyż Komandorski OOP

15.Piotr Łukasiewicz- socjolog, współpracownik KOR, minister kultury w rządzie Hanny Suchockiej- Krzyż Kawalerski OOP

16.Aleksander Mickiewicz -przewodniczący SD, minister rynku wewnętrznego w rządzie Mazowieckiego, oskarżony w związku z” aferą alkoholową”, uniewinniony przez Trybunał Stanu- Krzyż Oficerski OOP

17.Jacek Majchrowski- prezydent Krakowa z ramienia SLD, wieloletni członek PZPR- Krzyż Komandorski OOP

18.Wojciech Maziarski- redaktor naczelny” Newsweek Polska”, wieloletni dziennikarz Gazety Wyborczej- Krzyż Kawalerski OOP

19.Adam MIchnik- redaktor naczelny Gazety Wyborczej- Order Orła Białego( rok 2010)

20.Andrzej MIetkowski- dziennikarz radiowy, współpracownik KOR, szef Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, wnuk wiceministra bezpieczeństwa Mieczysława Mietkowskiego- Krzyż Komandorski OOP

21.Wojciech MIsiąg- wiceminister finansów w kilku rządach, współtwórca”Planu Balcerowicza”, członek Rady Nadzorczej FOZZ, wiceprezes NIK, zarejestrowany jako tajny współpracownik wywiadu PRL- Krzyż Kawalerski OOP

22.Bronisław Misztal- socjolog, dyrektor gabinetu politycznego ministra Sikorskiego w MSZ- Krzyż Oficerski OOP

23.Paweł Moczydłowski- socjolog, szef więziennictwa powołany przez pre,miera Mazowieckiego- Krzyż Kawalersko OOP

24Piotr Niemczycki- współzałożyciel Gazety Wyborczej, prezes spóki Agora- Krzyż Oficerski OOP

25.Janina Ochojska- Okońska- założycielka i szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej, żona wiceszefa „Tygodnika Powszechnego” Michała Okońskiego- Krzyż Komandorski OOP

26.Agniueszka Odorowicz- wiceminister kultury w rządzie M.Belki, twórczyni i dyrektorka Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej- Krzyż Oficerski OOP

27.Teresa Ogrodzińska- prezes Fundacji Rozwoju Dzieci im.J.A. Kodeńskiego, związana z UD i UW, siostra Piotra Ogrodzińskiego- Krzyż Oficerski OOP

28.Piotr Ogrodziński- wysoki urzędnik w MSZ, ambasador w Kanadzie, syn PRL-owskiego dyplomaty Przemysława Ogrodzińskiego- Krzyż Oficerski OOP

29.Zbigniew Okoński- wiceminister współpracy gospodarczej z zagranicą w rządach Bieleckiego, Suchockiej i Pawlaka, minister obrony w rządzie Oleksego- Krzyż Kawalerski OOP.

30. Andrzej Olechowski- minister finansów w rządzie Olszewskiego i spraw zagranicznych w rządzie Pawlaka, doradca prezydenta L.Wałęsy, współtwórca BBWR, Ruchu Stu i PO, tajny współpracownik wywiadu PRL- Krzyż oficerski OOP

31.Maria Oleksy- wiceprzewodnicząca PCK, wieloletnia pracownica aparatu SZSP i PZPR, żona byłego premiera Józefa Aleksego- Krzyż Oficerski OOP

32.Janusz Onyszkiewicz- wiceminister obrony w rządach Mazowieckiego iBieleckiego, minister w rządach Suchockiej i Buzka, poseł i eurodeputowany UD i UW- Krzyż Komandorski OOP

33.Bp Alojzy Orszulik- biskup łowicki, uczestnik rozmów w Magdalence i przy „okrągłym stole”- Order Orła Białego( rok 2010)

34.Andrzej Osęka- publicysta Gazety Wyborczej, działacz Stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita- Krzyż Kawalerski OOP

35.Wiktor Osiatyński- prawnik, publicysta, związany z Fundacją Batorego, brat Jerzego Osiatyńskiego, polityka UD i UW, doradcy prezydenta B.Komorowskiego

36.Jerzy Owsiak- założyciel i szef Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy- Krzyż Komandorski OOP

37.Alicja Pacewicz- dyrektor w Centrum Edukacji Obywatelskiej, żona Piotra Pacewicza- Krzyż Oficerski OOP

38Piotr Pacewicz- zastępca redaktora naczelnego Gazety Wyborczej- Krzyż Kawalerski OOP

39.Kazimierz Pałasz- wieloletni prezydent Konina z ramienia SLD, działacz PZPR i PRON. Zarejestrowany jako tajny współpracownik SB- Krzyż Oficerski OOP

40.Piotr Parnowski- współzałożyciel Gazety Wyborczej, wieloletni szef pionów kolportażu i druku w spółce Agora- Krzyż Kawalerski OOP

41.Leszek Pawłowicz- gdański ekonomista , wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, związanego ze środowiskiem KLD i PO, szef Rady Giełdy Papierów Wartościowych- Krzyż Kawalerski OOP

42.Zdzisław Pietrasik- szef działu kulturalnego tygodnika „Polityka” – Krzyż Kawalerski OOLP

43.Józef Pionier—działacz dolnośląskiej „S”, PPS i Unii Pracy, eurodeputowany Sdpl., senator PO- Krzyż Komandorski OOP

44.Zbigniew Podraza- prezydent Dąbrowy Górniczej z ramienia SLD, poseł i wiceminister zdrowia w rządzie M.Belki- Krzyż Kawalerski OOP

45.Stanbisław Prutis- prawnik, wojewoda białostocki z nominacji premiera Mazowieckiego- Krzyż Oficerski OOP

46.Romana Przybyłowska-Bratkowska- dziennikarka, żona Stefana Bratkowskiego- Krzyż Kawalerski OOP

47.Wojciech Pszoniak- aktor, członek Komitetu Honorowego B..Komorowskiego

48.Marek Rapacki- dziennikarz Gazety Wyborczej, korespondent w Paryżu- Krzyż Kawalerski OOP

WJR

Od halabardnika do ministra Jak głosi komunikat Centrum Informacyjnego Rządu z 27 grudnia – od sześciu dni, decyzją premiera Donalda Tuska, nowym sekretarzem stanu w Ministerstwie Gospodarki został Tomasz Tomczykiewicz, były szef klubu parlamentarnego PO. Przypominamy tekst „Halabardnik Tuska”, opublikowany w czerwcu 2011 przez tygodnik „Gazeta Polska” Handlował mięsem, wspierał śląskie żubry, lansował modę na kraciaste marynarki. Dwa lata temu był poważnie chory i zastanawiał się nad odejściem z polityki. Dziś jest jedną z najważniejszych osób w państwie. Najwierniejszym żołnierzem i prawą ręką Donalda Tuska. Przełom roku. Rząd Donalda Tuska wprowadza podwyżkę podatku VAT z 22 do 23 proc. Opozycja grzmi, że doprowadzi to do wzrostu cen żywności i uderzy w najbiedniejszych. Na reakcję szefa klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej nie trzeba długo czekać. – Jesteśmy pewni, że ta jednoprocentowa podwyżka wcale nie dotknie najbiedniejszych, bo oni najczęściej kupują w takich sklepach i na bazarach, gdzie żywność w ogóle nie jest obłożona VAT-em, nawet tym najmniejszym – stwierdza Tomasz Tomczykiewicz, wprowadzając w osłupienie dziennikarzy i powodując konsternację swoich partyjnych kolegów. Parę tygodni później, w rozmowie z dziennikarzem Bogdanem Rymanowskim, zapytany, czy przemalowanie krzesełek na stadionie narodowym w Chorzowie z barw biało-czerwonych na barwy śląskie było wynikiem koalicji Ruchu Autonomii Śląska z Platformą Obywatelską, pewny siebie zaprzeczył. – Jest tylko projekt, że krzesełka będą w barwach regionalnych, bo obiekt stracił status stadionu narodowego 10 lat temu – wyjaśnił. Kibice i komentatorzy sportowi po tej wypowiedzi zachodzili w głowę, kto i kiedy ów status śląskiemu stadionowi odebrał. Podobne wpadki szef klubu PO zalicza regularnie. Znany jest też jego mocno śląski akcent i nieumiejętność wypowiadania się publicznie bez śląskich naleciałości gwarowych. – Tomczykiewicz nie należy do osób błyskotliwych. Nie jest dobrym oratorem ani erudytą. Z pewnością jednak nie można zarzucić mu braku skuteczności w zakulisowych rozgrywkach – stwierdza Stanisław Pięta, poseł PiS z okręgu bielskiego. Dlatego szef klubu PO czuje się dużo lepiej w zaciszu politycznych gabinetów niż w blasku kamer. Jego siłą jest umiejętność zjednywania sobie ludzi i zaangażowanie w budowę karnych struktur partyjnych.

Handlarz mięsem i miłośnik żubrów Tomasz Tomczykiewicz urodził się pół wieku temu w Pszczynie, w rodzinie o mieszczańskich tradycjach. Wychowywała go matka. Ojciec zmarł, gdy miał osiem lat. Być może, dlatego w działalności politycznej poseł często otacza się wianuszkiem kobiet. Dzięki jego protekcji Elżbieta Bieńkowska została ministrem rozwoju regionalnego, śp. Krystyna Bochenek zajęła fotel wicemarszałka Senatu, Krystyna Szumilas – wiceministra edukacji, a Joanna Szmidt – wiceministra skarbu państwa. – W jego towarzystwie często pojawiają się też posłanki Danuta Pietraszewska i Elżbieta Pierzchała – mówi poseł PiS Grzegorz Tobiszowski. Swój romans z polityką Tomczykiewicz zaczął w 1990 r. Został wówczas radnym i członkiem zarządu Pszczyny. Pracę w samorządzie łączył z działalnością biznesową. Otworzył sklep z wyrobami mięsnymi. Mieszkańcy Pszczyny, z którymi rozmawialiśmy, pamiętają, że u Tomczykiewicza była najlepsza wołowina w mieście. – Szyld sklepu z nazwiskiem posła wisi do tej pory, ale takiego mięsa na roladki jak było wtedy, to już u nas nie ma – uważa pan Bernard. Kiedy Tomczykiewicz został samorządowcem, jego firma mięsna HiT zaczęła się rozwijać w błyskawicznym tempie. Opanowała lokalne markety i prawie całkowicie wyparła z miasta konkurencję. Mięsny interes skończył się, gdy w 1998 r. Tomczykiewicz został burmistrzem Pszczyny. Nowo wprowadzone przepisy zabraniały mu prowadzenia jednocześnie działalności gospodarczej i kierowania gminą. Od tego momentu czerpał już tylko dochody z polityki. W roli samorządowca Tomczykiewicz wypadał blado. Zasłynął głównie z nepotyzmu. W Pszczynie większość stanowisk otrzymywali jego krewni i bliscy znajomi. Brata mianował kierownikiem inwestycji oświatowych. Kolega z czasów dzieciństwa Krzysztof Łatka został prezesem Przedsiębiorstwa Inżynierii Komunalnej. – Jako burmistrz wykazał się gigantycznym lenistwem. Do tej pory Pszczyna jest horrorem na mapie drogowej Śląska. Korki są tu niebotyczne – mówi poseł Stanisław Pięta. Jak do tej pory największym wkładem szefa klubu PO w rozwój rodzimej miejscowości było jego zaangażowanie w budowę Pokazowej Zagrody Żubrów w parku Pszczyńskim. Poseł znany jest też lokalnie ze swojej pedanterii. Wygrywa kolejne konkursy na najlepiej ubranego polityka w regionie. Do legendy przeszły jego uwagi na temat nienagannego wyglądu noszonego obuwia. Był on też przez pewien czas autorem lokalnej mody na noszenie kraciastych marynarek.

Prorosyjski kurs Tomasz Tomczykiewicz zaczynał partyjną działalność w Unii Polityki Realnej. Jak twierdzi w wielu swoich wspomnieniach, porwały go wówczas wolnorynkowe hasła Janusza Korwina-Mikkego i antysocjalistyczna retoryka jego ugrupowania. Będąc jednak w UPR, nie wahał się wchodzić w doraźne koalicje z postkomunistami w Pszczynie. Na stanowisko naczelnika Wydziału Rolnictwa w Urzędzie Miejskim powołał byłego komunistycznego aktywistę Alojzego Cieszkę. Niedawno, już jako szef struktur PO na Śląsku, zawarł koalicję z SLD w Sejmiku Śląskim. Z UPR odszedł w 1996 r. wraz z grupą rozłamowców dowodzoną przez Mariusza Dzierżawskiego. Ekipa ta założyła wówczas Stronnictwo Polityki Realnej. Ugrupowanie przetrwało dwa lata. Nie osiągnęło żadnego sukcesu, nawet na poziomie samorządowym. Zwracał uwagę prorosyjski kurs SPR. Partia wprost nazywała siebie prorosyjską prawicą. Z SPR Tomczykiewicz przeniósł się do Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, a stamtąd do Platformy Obywatelskiej. Główny trzon jego kadry w PO na Śląsku to koledzy z czasów działalności w UPR. Prawą ręką posła w regionie jest Adam Matusiewicz, do niedawna wicewojewoda, a obecnie marszałek Województwa Śląskiego. To on przyjmował Tomczykiewicza do UPR. Później pracował w pszczyńskim magistracie, jako skarbnik zarządu miasta. Jego brat Jacek pełni funkcję sekretarza śląskiej PO i jest prezesem Funduszu Górnośląskiego. Z dawnego UPR pochodzą też inni współpracownicy Tomczykiewicza: senator Leszek Piechota – skarbnik śląskiej PO, Wojciech Saługa – poseł z Jaworzna, i senator Andrzej Misiołek z Gliwic.

Wokół mafii węglowej Na początku swojej działalności w Platformie Obywatelskiej Tomasz Tomczykiewicz blisko współpracował z ówczesnym szefem katowickich struktur PO Ireneuszem Królem. Król był wówczas prezesem Centrozapu, spółki, która w czasach PRL zajmowała się nieformalnie handlem bronią. Z Raportu weryfikacji WSI wynika, że w firmie tej od początku lat 90 zatrudniano 19 funkcjonariuszy Wojskowych Służb Informacyjnych. Do spółki tej trafiały też pieniądze z FOZZ. Szefem rady nadzorczej Centrozapu był w okresie prezesury Króla były komunistyczny bojówkarz Ireneusz Nawrocki, znany m.in. z napadu na dom rodziny Kuroniów. Co więcej, jednym z dyrektorów w Centrozapie był Jacek Wilamowski, bliski współpracownik Barbary Kmiecik nazywanej „śląską Alexis”, głównego świadka w procesie tzw. mafii węglowej. Tomczykiewicz nie widział nic niewłaściwego w tym, że w budynkach Centrozapu regularnie odbywały się posiedzenia Rady Regionalnej PO. W 2005 r. Ireneusz Król otrzymał prokuratorskie zarzuty związane z niegospodarnością w Centrozapie. Wówczas Tomczykiewicz oficjalnie zakończył z nim współpracę. Tajemnicą poliszynela jest, że środowisko związane z posłem utrzymuje z nim bliskie relacje do dziś. W 2001 r. Tomasz Tomczykiewicz został prezesem stowarzyszenia Instytut Wyszehradzki. Szefową Rady Programowej stowarzyszenia została wówczas posłankę SLD Barbara Blida. Jej śmierć kilka lat później stała się wodą na młyn PO-wskiej propagandy. Powołano komisję ds. wyjaśnienia okoliczności śmierci posłanki. Jej wiceprzewodniczącym został nie, kto inny jak Tomasz Tomczykiewicz. Komisja bezskutecznie próbowała obarczyć winą za śmierć posłanki polityków PiS, skutecznie omijając jednak wątki dotyczące afery węglowej.

Walka o władzę W 2003 r. Tomczykiewicz został szefem śląskich struktur PO. Zawdzięczał to przede wszystkim poparciu Ireneusza Króla i gromadzeniu wokół siebie wielu wpływowych osób. Jego głównymi konkurentami w walce o przywództwo w regionie byli dawni działacze KLD skupieni wokół prezydenta Gliwic Zygmunta Frankiewicza. Ekipa „gliwiczan” blisko współpracowała z Janem Rokitą i Andrzejem Olechowskim. Kontestowała sposób zarządzania partią przez Donalda Tuska i próbowała zorganizować w 2005 r. w Pławnowicach konferencję stanowiącą swoisty rokosz wewnątrzpartyjny. Tomczykiewicz ciężko pracował, aby „gliwiczan” pozbyć się z partii. Ostatecznie udało mu się to po dwóch latach. Nie przejął jednak absolutnej władzy w regionie. Na drodze stanęła, bowiem inna rosnąca w siłę ekipa „zagłębiaków” związana ze śp. Grzegorzem Dolniakiem. Dolniak, wiceszef klubu PO w sejmie, o jedną prostą wyprzedzał Tomczykiewicza w wyścigu o fotel szefa śląskiej PO. Swój sukces miał przypieczętować w 2010 r. podczas regionalnych wyborów w partii. Silną pozycję Dolniaka wzmacniał fakt, że konkurent był bardzo poważnie chory i nie mógł uczestniczyć aktywnie w życiu politycznym. – Tomek miał wycięte obie nerki, chodził na dializy i nie miał siły na partyjne rozgrywki. Baliśmy się o jego życie. Na szczęście znalazł się dawca i Tomek doszedł powoli do siebie. Ta choroba wzmocniła go psychicznie – opowiada działacz PO ze Śląska. Tomczykiewicz wywinął się śmierci w ostatnim momencie. Grzegorz Dolniak zginął w katastrofie smoleńskiej miesiąc przed planowanymi w partii wyborami. Po tej tragedii „długoręki Tomasz”, jak nazywają go partyjni koledzy, nie miał już na Śląsku poważnego konkurenta do fotela szefa śląskiej PO.

Kumple autonomiści Po wybuchu konfliktu z Grzegorzem Schetyną Donald Tusk potrzebował skutecznego, zakulisowego gracza. Jednocześnie miał to być człowiek całkowicie mu oddany, który nie będzie chciał wybijać się na niepodległość. Sprawny żołnierz, który zapewni mu spokój i posłuch w klubie parlamentarnym. W lipcu 2010 r., oglądając półfinały mundialu w RPA, Tusk zapytał Tomczykiewicza, czy nie zechciałby mu pomóc w tej trudnej misji. Ten po dłuższym namyśle zgodził się przejąć klub parlamentarny. – Premier wielokrotnie testował na Tomczykiewiczu i śląskim podwórku działania, które później podejmował szerzej. Śląsk był dla niego probierzem zachowań społecznych i wewnątrzpartyjnych. I Tomczykiewicz za każdym razem wywiązywał się z powierzonych mu misji bezbłędnie. Stąd wzięło się wzajemne zaufanie obu panów – twierdzi Grzegorz Tobiszowski, poseł PiS. – Tomczykiewicz to taki halabardnik Tuska – kwituje poseł Jerzy Polaczek z PiS. Dzięki temu zaufaniu nie miał problemów, by zawrzeć w sejmiku śląskim koalicję z Ruchem Autonomii Śląska. Pierwsze przymiarki do tej koalicji miały miejsce już w 2006 r., gdy PO zblokowała listy z UPR i RAŚ. Układ PO z RAŚ wynika z dawnych układów pomiędzy UPR-em i RAŚ. Tomczykiewicz od lat utrzymuje z tym środowiskiem koleżeńskie kontakty. Nie wszyscy działacze śląskiej PO są z tej koalicji zadowoleni, ale boją się otwarcie zaprotestować. Tomczykiewicz znany jest, bowiem z brutalnych metod tłumienia wszelkich buntów w partii. – Osobiście nadzoruje wszelkie działania dyscyplinujące w klubie. Za Schetyny kary za niesubordynację klubową prawie się nie pojawiały. Dziś są wręcz nadużywane – tłumaczy jeden z posłów PO pragnący zachować anonimowość. Posłowie PO niechętnie wypowiadają się na temat Tomasza Tomczykiewicza. Jedni po prostu rzucają słuchawką, inni, jak Joanna Mucha, odmawiają wypowiedzi ze względu na rzekomy „niewłaściwy skręt” naszej gazety. Jeśli ktoś już coś powie, to natychmiast zastrzega anonimowość. – Tomek ma przyjazny wygląd i aparycję, ale nie chciałabym się przed nim później tłumaczyć. To zbyt bolesne – podsumowuje jedna z naszych rozmówczyń. Z Tomaszem Tomczykiewiczem próbowaliśmy się wielokrotnie skontaktować telefonicznie. Przesłaliśmy mu też pytania drogą elektroniczną. Niestety, do tej pory nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Filip Rdesiński


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
01 Certyfikat 650 1 2015 Mine Master RM 1 8 AKW M
650
07 Aneks 1 Certyfikat 650 1 2015 Mine Master RM 1 8 AKW M (AWK) (nr f 870 MM)
650 info pluto manager 1 35pl
Praca kontrolna 1, Wałek (szkic) wykonany ze stali 45 o szlifowanej powierzchni przenosi moment zgin
pinnacle vmc 650 850 950 1000 1160 1270
A 650
Dz.U.2002.70.650 BHP wózki jezdniowe, BHP, Akty prawne
650
650-665, materiały ŚUM, IV rok, Patomorfologia, egzamin, opracowanie 700 pytan na ustny
650
650
Dz.U.02.70.650 bezpieczeństwo i higiena pracy przy użytkowaniu wózków jezdniowych z napędem silni
bourdieu 635 650
EXPLO EHS 650 XR
650
650 651
II CSK 650 12

więcej podobnych podstron