„Uczył nas …”
W hołdzie Wielkiemu Nauczycielowi Człowieka.
Spektakl na Dzień Papieski na podstawie książki P. Zuchniewicza „Lolek”
Osoby:
Narrator I, Narrator II, Lolek, Profesor Foryś
Koledzy Lolka: Zbyszek, Staszek, Jurek, Jacek, Tosiek
Koleżanki Lolka: Danka, Halina, Kazia, Basia, Józia
Wprowadzenie
Narrator II: W minioną niedzielę przeżywaliśmy kolejny Dzień Papieski. dzień przypominający nam, że z naszej ziemi wyrósł Człowiek, który zasiadał na stolicy św. Piotra w Rzymie.
Zanim jednak stał się znany całemu światu, chodził w uczniowskim mundurku po wadowickich ulicach, biegał z kolegami za piłką na łąkach nadrzecznych, grywał w amatorskim teatrze. W ten sposób życie kształtowało w nim ten wewnętrzny świat wartości, który mogliśmy podziwiać przez lata Jego pontyfikatu.
Narrator I: Uczył nas Karol Wojtyła, Jan Paweł II, jak stawać się wartościowym człowiekiem. Za tę naukę dziękujemy mu i w hołdzie Wielkiemu Nauczycielowi Człowieka przypominamy w dzisiejszym przedstawieniu wybrane wydarzenia z wadowickiego okresu jego życia. Na ich kanwie snujemy opowieść o Lolku i jego rówieśnikach.
Chcemy tych kilka scen dedykować także naszym Nauczycielom i Rodzicom z racji minionego Dnia Nauczyciela jako podziękowanie za ich trud i wysiłek wkładany każdego dnia w formowanie nas na odpowiedzialnych i wrażliwych ludzi.
Narrator II: Zapraszamy na spotkanie z Lolkiem i jego kolegami.
Fragment przemówienia Jana Pawła II z Wadowic 16 czerwca 1999 r. - płyta
Umiłowani Bracia i Siostry!
Po raz kolejny, w czasie mojej posługi Kościołowi powszechnemu na Stolicy św. Piotra, przybywam do moich rodzinnych Wadowic. Z wielkim wzruszeniem patrzę na to miasto lat dziecięcych, które było świadkiem mych pierwszych kroków, pierwszych słów i tych - jak mówi Norwid - "pierwszych ukłonów", co są "jak odwieczne Chrystusa wyznanie: "Bądź pochwalony!"" (por. Moja piosenka). Miasto mojego dzieciństwa, dom rodzinny, kościół parafialny, kościół mojego chrztu św. ... Pragnę wejść w te gościnne progi, na nowo ukłonić się rodzinnej ziemi i jej mieszkańcom i wypowiedzieć słowa, którymi wita się domowników po powrocie z dalekiej drogi: "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!"
Piosenka „Uczył nas”
Narrator I: W powiewie łaski nieba dany Ziemi,
z polskiej wyrósł gleby
jak mak czerwony na Monte Cassino,
wsparty ufnością Jasnogórskiej Pani
idzie „w imię Boga, który jest”.
Jego dłonie siły niestrudzonej
prostują rozwichrzony czasem
drogowskaz sumień, nadziei i wiary,
stawiając go jak latarnię wysoko nad światem.
Miłość w nim duszę uśmiechu kreśli
i otwiera szeroko ramiona,
chcąc w ich oplocie
wszystkich ludzi zbratać.
Narrator II: Gdzie rzeka Skawa wstęgą się wije,
pośród beskidzkich pól i łąk,
rankiem witają ptaki niczyje
w gościnnych domach chleb i sól;
Jest mej młodości miasto kochane,
ziemia rodzinna, rodzinny dom.
Wadowicka ziemio, umęczona wielce,
bije wciąż dla ciebie utrudzone serce.
Tutaj jam urastał jako to pacholę,
tutaj pierwszych liter uczyłem się w szkole…
Kiedy patrzę wstecz …
Fragment przemówienia Jana Pawła II z Wadowic 16 czerwca 1999 r. - płyta
Jeżeli dobrze pamiętam, to ten Dom znajduje się przy ulicy Mickiewicza. Ta ulica prowadzi w kierunku Choczni, przy niej znajduje się gimnazjum im. Marcina Wadowity, którego byłem uczniem przez osiem lat. Naprzód byłem uczniem szkoły podstawowej, powszechnej, tu w tym budynku, w którym jest zarząd miasta, magistrat. Potem przeszedłem do gimnazjum, a z gimnazjum chodziło się do "Sokoła" na gimnastykę. Chodziło się także do "Sokoła" na przedstawienia. (…) Kiedy byliśmy w piątej gimnazjalnej, graliśmy Antygonę Sofoklesa. Ja grałem Hajmona. "O ukochana siostro ma, Ismeno, czy ty nie widzisz, że z klęsk Edypowych żadnej na świecie los nam nie oszczędza?" Pamiętam do dziś. Macie teatr amatorski w "Sokole"? Tamten był świetny.
Scena I
Lolek, Zbyszek, Narrator
mieszkanie Lolka
Lolek chodzi tam i z powrotem, ucząc się z książki tekstu Antygony
podchodzi do niego Zbyszek z piłką
Lolek: „Ojcze, najwyższym darem łaski bogów
Jest niewątpliwie u człowieka rozum.
A ja słuszności twoich słów zaprzeczyć
Ani bym umiał, ani chciałbym zdołać…” (639-642)
Zbyszek: Lolek, co ty tam mruczysz pod nosem?
Lolek: Nie przeszkadzaj, uczę się roli.
Zbyszek: Jakiej znów roli? Pokaż, co tam trzymasz za plecami? Co to, Antygona? Przecież już żeśmy to przerabiali!
Lolek: Mówię ci, nie przeszkadzaj mi; mam niedużo czasu, a tekst jest trudny. Muszę się go do jutra nauczyć na blachę …
„Ale sąd zdrowy mógłby mieć też inny.
Mam ja tę wyższość nad tobą, że mogę
Poznać, co ludzie mówią, czynią, ganią…” (643-645)
Zbyszek: Nauczyć? Ale po co?
Lolek: Przygotowujemy przedstawienie. Profesor Foryś nas do tego zachęcił.
„Bo na twój widok zdejmuje ich trwoga,
I słowo, ciebie rażące, zamiera.
A więc cichaczem przyszło mi wysłuchać…” (646-648)
Zbyszek: Ojej, ale zważniałeś. Nawet pogadać z tobą nie można, odkąd wziąłeś się za te deklamacje wierszyków. A ja myślałem, że pójdziesz z nami nad Skawę, zbieram chłopaków, zagralibyśmy mecz …
Lolek: Zbychu, to nie są deklamacje wierszyków, tylko poważne przedstawienie. Nie mów mi, że nie wiesz, co mamy zamiar wystawić.
Zbyszek: Eee tam, ja się teatrem nie interesuję…
Lolek: A ja i teatrem i piłką się interesuję, ale czasem trzeba zrezygnować z jednej przyjemności na rzecz drugiej, ważniejszej, bardziej wartościowej. Teraz teatr jest dla mnie ważniejszy, ale po przedstawieniu chętnie z wami zagram. A wy przyjdźcie do „Sokoła”, może spodoba wam się też i teatr…
Zbyszek: No i gadaj tu z takim… Ty to jak coś powiesz, to od razu tak mądrze, jak ksiądz na ambonie i nie wiadomo, co odpowiedzieć. No dobrze, jak to dla ciebie takie ważne, to zabieram się z moją piłką. A na to twoje przedstawienie zaproszę chłopaków, ale czy przyjdą?…
Lolek: Zobaczysz, że przyjdą i jeszcze im się to spodoba, bo grają też dziewczyny z żeńskiej szkoły.
Zbyszek: No, jak tak, to już „mur-beton”, że przyjdziemy. Cześć! Lecę, bo już mnie chłopaki wołają.
Lolek: Do zobaczenia.
„A więc cichaczem przyszło mi wysłuchać,
Jak miasto nad tą się żali dziewicą,
Że ze wszech niewiast najmniej ona winna
Po najzacniejszym czynie marnie kończy…”
wychodzi
Narrator I: Lolek zbiegł po schodkach koło Domu Katolickiego, skręcił w lewo, minął niewielki park i po kilku minutach był już na Teatralnej. Znajdował się tutaj charakterystyczny gmach Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, w którym odbywały się przedstawienia szkolnego teatru. Poszedł prosto do sali, gdzie mieli wystawiać „Antygonę” Sofoklesa. Kręciło się tam już parę osób z ich trupy.
Scena II
Koleżanki Lolka: Danka, Halina, Kazia, Basia, Józia, potem Lolek, Narrator II
sala w budynku „SOKOŁA”
stół, krzesła, na stole kartony; osoby siedzą przy stole
Basia: Podaj pinezki.
Józia: Przesuń się trochę, zasłaniasz mi światło.
Danka: Tego kartonu będzie za mało.
Halina: Musi wystarczyć, nie mamy więcej. Najwyżej dosztukujemy szarym papierem.
Kazia: No coś ty, szary papier nie pasuje. Może lepsze białe płótno.
Basia: Ciekawe, kto poświęci swoje prześcieradło…
Danka: Umiesz naszkicować kolumnę?
Józia: Pokaż ołówek, spróbuję.
Lolek: (wchodząc) Cześć wam wszystkim!
Wszyscy: Cześć, Lolek.
Kazia: Dobrze, że jesteś. Ciężko nam idzie z dekoracją. Pomógłbyś mi to pospinać?
Lolek: Pewnie, tylko nie wiem, czy to dobrze zrobię, bo do plastycznych zajęć nie bardzo mam zdolności.
Kazia: Nie przejmuj się, wystarczy, że przytrzymasz…
Halina: pochylając się nad kartonami - do Kazi
”O ukochana siostro ma, Ismeno!
Czy ty nie widzisz, że z klęsk Edypowych
Żadnej za życia los nam nie oszczędza?
Kazia: „Biada! o rozważ, siostro, jak nam ojciec
Zginął wśród sromu i pośród niesławy
Kiedy się jemu błędy ujawniły,
A on się targnął na własne swe oczy…”
Halina: (do Lolka) Mam nadzieję, że nasz występ nie skończy się klęską. I jak, Hajmonie, masz tremę?
Lolek: Oczywiście. Bez tremy gwarantowana klapa.
Halina: Podoba ci się twoja rola?
Lolek: Owszem, chociaż trochę trudno wczuć mi się w rolę syna, którego ojciec jest tak okrutny i nierozumny, jak Kreon. Akurat mój tata to jego przeciwieństwo.
Kazia: Rzeczywiście, trudno porównać twojego tatę z tym tyranem, który skazał swoją córkę na śmierć za to, że wyprawiła pogrzeb swojemu bratu.
Halina: Twój tata to niestety chlubny wyjątek. Sofokles jest ponadczasowy. I dziś nie brakuje mądrali, którzy myślą, że pozjadali wszystkie rozumy i mogą dyktować światu swoje widzimisię. Jak tylko który może porządzić, to zaraz myśli, że jest Panem Bogiem i może obalać Jego prawa, a ustanawiać swoje.
„A nie mniemałam, by ukaz twój ostry
tyle miał wagi i siły w człowieku,
aby mógł łamać święte prawa Boże,
które są wieczne i trwają od wieku,
że ich początku nikt zbadać nie może.
Ja więc nie chciałam ulęknąć się człeka
i za złamanie praw tych kiedyś bogom
zdawać tam sprawę.”
Lolek: Recytujesz śpiewająco! Ale przyznaj, że Hajmon też miał odwagę upomnieć Kreona:
„Mam ja tę wyższość nad tobą, że mogę
poznać, co ludzie mówią, czynią, ganią.
Bo na twój widok zdejmuje ich trwoga
i słowo, ciebie rażące, zamiera.
A więc cichaczem przyszło mi wysłuchać,
jak miasto nad tą żali się dziewicą,
że ze wszech niewiast najmniej ona winna
po najzacniejszym czynie marnie kończy…”
Halina: Szkoda tej dziewczyny… Ale stawanie w obronie prawa ponadczasowego nigdy nie jest popularne. Zazwyczaj spada wtedy czyjaś głowa, bo rządzi prawo silniejszego:
„Oto mnie wiodą w bezzwłocznym pochodzie
ku samotnemu grobowi,
patrzcie na księżnę ostatnią z Teb królów,
w ręce siepaczy ujętą,
ile mąk ona, ile zniosła bólów
za wierną służbę i świętą…”
Danka: Jak wam się podoba nasza kolumna?
Halina: A nie jest zbyt cienka?
Basia: Pomóż mi zwinąć ten karton.
Józia: Trzeba te rzeczy gdzieś schować.
Kazia: Może za sceną będzie miejsce?
Lolek: Kiedy następna próba?
wychodzą
Narrator II: Spodobała im się ta zaimprowizowana próba, jeszcze jakiś czas zabawiali się deklamowaniem „Antygony” na wyrywki. Ćwiczenia bardzo im się przydały. Spektakl okazał się wielkim sukcesem, choć w pewnym momencie tragedia przemieniła się w komedię. Kto mógłby się spodziewać, że pinezki będą tak słabo trzymać! Odpięły się akurat wówczas, gdy Antygona miała pożegnać się ze światem. Ona wstrząsającym głosem mówi:
Halina: (zza sceny) Patrzcie, o patrzcie, wy, ziemi tej dzieci / na mnie kroczącą w smutne cienie śmierci,
Narrator II: … a za jej plecami papierowa kolumna powoli zsuwa się ze ściany, smętnie się zwijając na scenie. Ale choć pinezki puściły, jej nerwy wytrzymały. Dokończyła kwestię i przy gromkich brawach opuściła scenę. (oklaski) Kazimierz Foryś, nauczyciel polskiego i opiekun kółka teatralnego był bardzo zadowolony z przedstawienia. Koledzy Lolka z piłkarskiego boiska stawili się na przedstawieniu i solidarnie oklaskiwali swojego bramkarza. (oklaski)
Scena III
Lolek, Zbyszek, Staszek, Jurek, Jacek
Danka, Halina, Kazia, Basia, Józia, Profesor Foryś, Narrator I
boisko szkolne
na środku sceny ławka
wchodzi Lolek i chłopcy, jeden trzyma piłkę
Lolek: Gracie może dzisiaj?
Zbyszek: Dziś raczej już nie. Obiecałem pomóc ojcu w warsztacie.
Jurek: Nam matematyk zadał na jutro 30 zadań! Jak ja to zrobię! Żegnaj, swobodo!
Lolek: Szkoda, mam dziś wolniejsze popołudnie. No, ale obowiązki są ważniejsze. A z tymi zadaniami poradzisz sobie? Może ci pomóc?
Jurek: Wiesz, że chętnie korzystam z twojej pomocy; jeśli mógłbyś przyjść, żeby chociaż sprawdzić, czy dobrze zrobiłem…
Lolek: Oczywiście, zajrzę do was wieczorem. Może twój tata da się potem namówić na partyjkę szachów? A jak wam się podobało nasze przedstawienie? Widziałem was na widowni…
Staszek: Nie wiedziałem, że z ciebie taki aktor urodzony. „Mam ja tę wyższość nad tobą…”. Tyle masz talentów, że faktycznie przewyższasz nas wszystkich.
Lolek: Zaraz przewyższam! Po prostu rozwijam to, co mi Stwórca dał w prezencie.
Jacek: Słuchajcie, mnie się najbardziej podobały te ich aktorki - istnie boginie greckie!
Zbyszek: Czyś ty się czasem nie zakochał?
Jacek: No pewnie! We wszystkich trzech od razu!
Lolek: Oj, ty poganinie! Harem chcesz założyć? Czekaj, powiem im o twoich zamiarach, żeby się miały na baczności!
Jacek: Możesz sobie mówić, mnie to nie zaszkodzi. Zresztą - póki co - zostanę wierny mej jedynej umiłowanej (tuli do serca piłkę), ona przynajmniej nie ogląda się za innymi.
Zbyszek: Czekajcie, zaraz będzie deklamował wiersze do piłki! Już kiedyś coś o tym słyszałem.
Staszek: Widzę, że tu nowe przedstawienie się szykuje. Byle tylko dekoracja wam nie spłatała figla.
Lolek: Nie martw się o dekorację, tu samo życie jest scenografem, więc nie ma obaw, nie wydarzy się nic, co się wydarzyć nie miało. W tej sztuce wszyscy jesteśmy aktorami, obyśmy dobrze odegrali przydzielone nam role - wierni scenariuszowi, który opracował Najwyższy Reżyser.
Zbyszek: Ty znów nam kazania prawisz. Lolek, tobie księdzem, być, a nie aktorem.
Lolek: Non sum dignus. Opatrzność każdemu wyznaczyła rolę życiową, więc trzeba ją tylko odkrywać i wzorowo grać.
wchodzą, rozmawiając, dziewczęta z Profesorem Forysiem
Halina: A oto i nasz Hajmon, w towarzystwie piłkarskim. Zdradziłeś nas, Lolku, dla piłki tym razem?
Lolek: Nic podobnego! A ponieważ nadarza się okazja, dokonam prezentacji: Dziewczęta: to moi koledzy: Zbyszek, Jurek, Staszek, Jacek. Bardzo chcieli was poznać, podobała im się nasza sztuka.
Jacek: Owszem, nawet bardzo. Ale my już pójdziemy, bo obowiązki czekają.
Jurek: Lolek, nie zapomnij o obietnicy.
Lolek: Oczywiście, że nie zapomnę. Możesz na mnie liczyć.
chłopcy wychodzą
Kazia: Mili chłopcy, to koledzy z twojej klasy?
Lolek: Owszem, i z drużyny piłkarskiej. Z ojcem Jurka gramy czasem w szachy.
Profesor: Tak, tak, znam ja ich. Nie chcą grać w naszym teatrze, wolą granie w piłkę.
Lolek: Panie profesorze, proszę nie mieć im tego za złe. Zresztą na razie chętnych do aktorstwa nam nie brakuje.
Profesor: Masz rację, ale ja chciałbym wszystkich zachęcić, zarazić tym bakcylem teatralnym. A wam, moi drodzy, należą się gratulacje. Nie tylko gratulacje za udane przedstawienie, ale i nagroda.
Halina: Chyba nie za dekorację.
Profesor: Nie przesadzaj, Halinko. W prawdziwych teatrach zdarzają się gorsze wpadki. Jeszcze się przekonasz. A i potknięcia mają swoje dobre strony. Dla publiczności to chwila odprężenia, a dla aktorów - mała lekcja pokory.
Danka: Czy w takim razie ta obiecana nagroda nie jest trochę na wyrost?
Profesor: O nie, mam nadzieję, że ona was zachęci do zwiększenia wysiłku i podejmowania nowych ról z entuzjazmem.
Basia: Niechże nam pan profesor w końcu zdradzi, jakiej to nagrody możemy oczekiwać.
Profesor: Zabieram was na wycieczkę do Krakowa, do Teatru Słowackiego. Organizują tam specjalne przedstawienie dla młodzieży.
Danka: Ojej, jeszcze nigdy nie byłam w prawdziwym teatrze! Ciekawe, czy pozwolą nam porozmawiać z prawdziwymi aktorami!
Józia: O czym ty marzysz, dziewczyno! Przecież taki aktor to nie byle kto i nie będzie się zadawał z takimi, jak my.
Profesor: Myślę, że porządny aktor jest też porządnym człowiekiem i potrafi znaleźć czas dla młodzieży, która pragnie próbować swych sił na scenie. Nawet najlepsi nie są wieczni i ktoś kiedyś ich będzie musiał zastąpić.
Halina: Ale na pewno dekoracje mają trwalsze, niż nasze. I stroje odpowiednio uszyte.
Profesor: Halinko, nie scenografia i stroje są w teatrze najważniejsze. Główną rolę w nim gra słowo, które aktor ma przekazać słuchaczowi tak, żeby przemówiło do serca. Słowo może człowieka zmienić na lepsze. Albo na gorsze.
Lolek: Zmienić na lepsze, to znaczy coś jak „przeanielić”! To dla aktora ważna misja: tak przekazać słowo, żeby słuchacza przemieniło!
Profesor: Masz rację, Lolku. Skąd ci się wzięło to nowe słowo: „przeanielić”?
Lolek: Dobry człowiek ma w sobie coś z anioła. Więc sprawiać, żeby ktoś był lepszy, to upodabniać go do tych duchów czystych. To „przeanielać” człowieka.
Basia: O której mamy być na dworcu?
Józia: Co mamy zabrać ze sobą?
Profesor: Trzeba chyba wziąć jakiś prowiant na drogę....
Narrator I: Wizyta w Teatrze Słowackiego zrobiła na nich duże wrażenie. Prawdziwa scena, prawdziwa scenografia i - co najważniejsze - zawodowi aktorzy. Profesor Foryś zaproponował, by zrobić w Wadowicach teatr z prawdziwego zdarzenia: wypożyczyć z Krakowa kostiumy, dekoracje, dobrać właściwe oświetlenie. Postanowili tym razem wystawić komedię polską: „Śluby panieńskie”.
Tymczasem w klasie Lolka pojawił się nowy uczeń, Tosiek Bohdanowicz, który przyjechał do Wadowic z Torunia. Lolek, jak zwykle uczynny, zaproponował nowemu koledze, że pomoże mu uzupełnić zaległości.
Scena IV
Lolek, Tosiek, Danka, Halina, Kazia, Basia, Józia, Profesor Foryś, Narrator II
mieszkanie Lolka, krzesła, stół nakryty obrusem
Lolek i Tosiek siedzą przy stole, rozkładają książki
Lolek: Co dziś powtarzamy? Historia?
Tosiek: Pierwsza połowa XIX wieku.
Lolek: To zrobimy tak: ty podasz wydarzenie, a ja rok. A potem odwrotnie.
Tosiek: Powstanie Księstwa Warszawskiego?
Lolek: 1807.
Tosiek: Bitwa pod Somosierrą?
Lolek: 30 listopada 1808.
Tosiek: Bitwa pod Waterloo?
Lolek: 18 czerwca 1815.
Tosiek: Przymierze Rosji, Austrii i Prus?
Lolek: 26 września 1815. Teraz zmiana. Konstytucja Królestwa Polskiego?
Tosiek: 1815.
Lolek: Sprzysiężenie Podchorążych?
Tosiek: 1828.
Lolek: Wiosna Ludów?
Tosiek: 1848. Ależ to męczące. Dajmy już spokój tej historii.
Lolek: Coś ty, chcesz podpaść naszemu Gebciowi?
Tosiek: Ta historia jest okropnie nudna.
Lolek: Nudna? Może dramatyczna, może tragiczna, ale nudna? Co to, to nie.
Tosiek: Wiesz, mimo wszystko współczuję profesorowi Gebhardtowi uczenia takich oślich głów, jak moja. Ileż razy on powtarzał, że jeśli ktoś nie chce się uczyć, niech idzie gęsi paść, a nie zajmuje mu czas.
Lolek: Bycie nauczycielem nie jest łatwe, to prawda. Szkoła, tak jak życie, jest teatrem. Teatrem, w którym każdy - nauczyciel i uczeń - gra swoją rolę. Czasami obie strony łączy wspólny cel - nauka. Nauczyciel obmyśla różne strategie, aby nauczyć jak najlepiej. Niestety, nie zawsze spotyka się ze zrozumieniem ucznia…
wchodzą dziewczęta
Halina: Czy ja dobrze słyszę, że tu była mowa o teatrze? Bo właśnie profesor Foryś zaraz do nas przyjdzie, żeby ustalić obsadę do „Ślubów panieńskich”.
Lolek: Owszem, lecz tym razem mówimy o teatrze, który stanowi szkolna klasa. Nauczyciel gra w nim rolę pierwszoplanową, zaś uczeń jest bohaterem drugoplanowym. Zespół klasowy to widownia.
Danka: Czasem w tym teatrze rozgrywa się swoisty dramat - dramat jednostki. Ocena niedostateczna za brak wiadomości lub zadania domowego celnie uderza w jednego, lecz nie zawsze robi wrażenie na innych.
Tosiek: Uczniowie niestety nie od razu umieją docenić wysiłki pedagogów. I tu występuje sprzeczność interesów obu stron.
Basia: Przychodzi jednak chwila opamiętania, gdy uczeń zaczyna pojmować, że wszystko dzieje się dla jego dobra - oceny pozytywne i negatywne, wpisywane uwagi, poważne rozmowy.
Józia: Wielu uczniów dopiero w dorosłym życiu zrozumie, ile zawdzięcza nauczycielom. Podobno nierzadkie są chwile, gdy chcieliby wrócić do krainy młodości, ale przecież „nic dwa razy się nie zdarza”. Trzeba wykorzystywać dany nam czas, żeby nie był zmarnowany, tylko przynosił zyski.
Halina: Poeta mówi:
A kiedy minie czas i miną lata
I nie wiem, ile lat przeminie nawet...
Gdy przyjdzie rozwiązywać trudną sprawę -
Wrócą do nas słowa spośród ławek.
A jeśli sami staniemy w środku klasy
I kiedy pierwszy zrobimy ręką znak,
Przypomnimy sobie tamte szkolne czasy
I to, że właśnie tę literę trzeba pisać tak.
A kiedy staniemy u rozstajnych dróg
I ciężko nam będzie w niejednej chwili,
Zrozumiemy, że spłacić trzeba dług
I wytrwać - jak ci, co kiedyś nas uczyli.
(Cz. Kuriata, A kiedy minie czas)
Lolek: Być nauczycielem - znaczy podjąć wyzwanie i wielką odpowiedzialność, znaczy - wykonywać bardzo trudną pracę, jedną z najtrudniejszych w świecie.
Tosiek: Nie jest łatwo kształtować człowieka, jego umysłowość i charakter. Ktoś słusznie powiedział: „Nauczyciel - to nie zawód. To posłannictwo i powołanie”.
Danka: Posłuchajcie tego:
Siadł król Batory na swej stolicy,
W sławy i blasku potędze;
Miecz mu połyskał w dzielnej prawicy,
Dłoń drugą oparł na księdze.
Przed królem stało małe pacholę,
Uśmiech miał w oczach swawolny,
Ale myśl jakąś jasną na czole,
A był to biedny żak szkolny.
Choć ubiór jego nie lśnił szkarłatem,
Bo nosił świtkę siermiężną;
Nie drżał on trwożnie przed majestatem,
Choć stał z pokorą należną.
A król i mędrzec w jednej osobie,
Los chłopca mając na względzie:
„Ucz się! - doń rzecze - a ja to zrobię,
Że w pierwszych będziesz stał rzędzie!”
Bo wiedział król ten, że nie garść złota,
Darzy znaczeniem i władzą;
Ale nauka, prawość i cnota,
Na szczeble władzy prowadzą.
I choć król dawno spoczął już w grobie,
Dotąd brzmi jego orędzie:
„Ucz się pacholę! a mówię tobie,
Że będziesz w pierwszych stał rzędzie!”
(W. Bełza, Disce puer)
wchodzi Profesor Foryś
Wszyscy: (wstają) Dzień dobry, panie Profesorze!
Profesor: Dzień dobry. Siadajcie. Czemu macie takie poważne miny? Mieliśmy dziś przecież rozmawiać o komedii.
Lolek: Zastanawialiśmy się właśnie nad powołaniem nauczyciela, nad jego trudną rolą w procesie kształtowania młodych umysłów i dusz.
Profesor: Ciekaw jestem, coście wymyślili.
Basia: Proszę posłuchać, panie Profesorze.
Idą uczniowie...
A kto na czele?
Ich przewodnicy - Nauczyciele.
Przed nimi barwny krajobraz świata,
Uśmiechy godzin,
Wiedza skrzydlata.
Nad nimi słońce, a dookoła
Tablica życia,
Wszystkich dni szkoła.
Idą uczniowie
Przez młodą zieleń.
A obok w kwiatach - Nauczyciele.
(Idą uczniowie)
Józia: On mnie nauczył
Pierwszych liter.
On księgę otworzył
i zobaczyłem
jak gorące, burzliwe
były dzieje ojczyste.
On mi pokazał
piękno krajobrazów.
Nazwy drzew odczytywałem
Z liter - liści.
Poznałem głosy ptaków.
Ich radosną rozmowę.
On mnie nauczył
Wypowiadać słowa
O miłości,
Dobroci,
O krainie słońca.
(Z. Jerzyna, On mnie nauczył…)
Profesor: No, no, bardzo poetyckie to wasze myślenie.
Halina: Bo my doceniamy poświęcenie pana profesora i pańskich kolegów dla nas. Może za mało o tym mówimy, nie jest to tak wyraźne, ale po tej chwili refleksji jak najbardziej szczere.
Lolek: Doceniamy i dziękujemy nauczycielom za miłość, która wychodzi poza siebie, troszczy się i czyni coś bezinteresownie dla drugiego, dla ucznia. Za to, że oddaliście nam serce, że kształtujecie nasze charaktery. Że dajecie nam wzór bycia człowiekiem.
Scena V
Narrator I, Narrator II, Lolek, Basia, Józia
Narrator II: Lolek Wojtyła, jego koleżanki i koledzy z wadowickich szkół wyfrunęli w złowrogi wówczas świat, przeszli wiele cierpień i tragedii życiowych. Ale to, czego się tam nauczyli, pozostało w nich i owocowało.
Narrator I: W przypadku Lolka owoc ten poznał cały świat. Sam stał się Nauczycielem, Autorytetem, wyrazicielem tego, co najlepsze w człowieku.
Basia: Stawiał wszystkim, a zwłaszcza sobie, wysokie wymagania i pokazywał, ile może zdziałać jedna osoba, realizująca do końca swoje powołanie z tak wielkim poświęceniem.
Józia: Dziś, gdy łączymy wspomnienie Jego osoby ze świętem Dnia Nauczyciela, życzymy wszystkim nauczycielom i rodzicom, aby wielkość, świętość i autorytet naszego Rodaka stawały się fundamentem w wychowywaniu do wartości.
Lolek: Byśmy dzięki waszej pracy, wysiłkowi i poświęceniu tworzyli cywilizację miłości i rozwijali to, co najlepsze w człowieku, budując wam w ten sposób trwałe pomniki.
Koniec
8