WzM 10 - Bite Club - 1 rozdział, Wampiry z Morganville 10


PRÓBNE ROZDZIAŁY

*Rzeczy napisane kursywą w nawiasach to wyjaśnienia dotyczące nazw własnych, wyrażeń itp. mające pomóc w zrozumieniu kontekstu danej wypowiedzi

Patrząc na to wstecz, Claire pomyślała, że powinna wiedzieć, że zbliżają się kłopoty, ale naprawdę, w Morganville, wszystko mogło być problemem. Twój nauczyciel nie pokazuje się na zajęciach? Prawdopodobnie został ugryziony przez wampiry. Pracownik baru zapomina położyć ci cebuli na twojego hamburgera? Stały dostawca cebuli zaginął - znowu, prawdopodobnie winne są za to wampiry. I tak dalej. Dla miasta uniwersyteckiego, Morganville miało niezwykle dużo wampirów.

Claire była organem obu tych rzeczy: Texas Prairie University i oczywiście wampirów. I tajemniczymi zaginięciami. Prawie była jednym z nich, częściej niż chciała to przyznać.

Ale tym problemem wcale nie było zaginięcie. To było pojawienie się… czegoś nowego, czegoś innego i czegoś fajnego, choćby według opinii jej chłopaka Shane'a, bo kiedy Claire sortowała pocztę ich dziwnego, małego czteroosobowego braterstwa na „śmieci” i „zostawić” , Shane chwycił ulotkę, którą położyła jako „śmieci” i przeczytał ją z największym wyrazem podniecenia, jaki kiedykolwiek widziała na jego twarzy. Przerażające. Shane nie ekscytował się wieloma rzeczami; był ostrożny z uczuciami, w większości, z wyjątkiem niej.

Teraz wyglądał na tak zachwyconego jak małe dziecko w Boże Narodzenie.

- Mike! - wrzasnął a Claire skrzywiła się i położyła swoje ręce na uszach. Kiedy Shane wrzasnął, naprawdę wył. - Yo, Truposzu, znieś swój tyłek na dół!

Michael, ich trzeci mieszkaniec Domu Glassów, musiał przypuszczać, że był jakiś alarm na dole… nie nierozsądne przypuszczenie, bo hej, Morganville. Więc dotarł w biegu, trzaskając drzwiami, wyglądając bladziej niż zwykle i również bardziej niebezpiecznie niż normalnie. Kiedy udawał normalnego faceta , wydawał się cichy i słodki, może czasami trochę realny, ale Wampir Michael był całkiem inny, ostro traktujący.

Tak, mieszkała w domu razem z wampirem. I co dziwne, to nie była najdziwniejsza część jej życia.

Michael zamrugał a ślady czerwieni zniknęły z jego niebieskich oczu, przeczesał obiema rękami faliste, blond włosy i skrzywił się na Shane'a. - Jaki masz do cholery problem? - Jednak nie czekał by usłyszeć odpowiedź; podszedł do lady i ściągnął jeden z ich niedopasowanych, poobijanych kubków do kawy. Ten był czarny z fioletowym, Gotyckim napisem, który mówił TRUCIZNA. To był kubek ich czwartego współlokatora Eve, ale ona nadal nie pojawiła się tego rana.

Kiedy spałeś dłużej niż wampir, Claire pomyślała, że to chyba było dla niej trochę zbyt długo.

Kiedy napełnił kawą kubek, Michael czekał na Shane'a aż zrobi coś sensownego. Co w końcu Shane zrobił, trzymając tanio wydrukowaną białą ulotkę. Zawinęła się na krawędziach od tego, gdzie była zwinięta aby zmieścić się w skrzynce na listy. - Czego zawsze chciałem w tym mieście? - zapytał.

- Klubu ze striptizem, który wpuszczałby piętnastolatków?

- Kiedy miałem piętnaście lat. Nie, poważnie, czego?

- (oryginał mówi „Guns `R Us?” ale ja niestety nie wiem czy autorce chodziło o bycie bronią-według mnie mało prawdopodobne czy o bycie zespołem Guns `N' Roses-przypuszczam, że pewnie o coś jeszcze innego ale moja wiedza niestety nie jest na tyle potężna aby się domyśleć co dokładnie miała na myśli pisarka więc chyba obejdziecie się bez dokładnego tłumaczenia tego zdania ;) czytajcie dalej!)

Shane wydał ostry, brzęczący dźwięk. - Okej, żeby być sprawiedliwym, tak, to jest dobra zastępcza odpowiedź. Ale nie. Zawsze chciałem miejsca żeby naprawdę poćwiczyć do walki, prawda? Jakiegoś miejsca, gdzie nie myśleli, że aerobik to sztuka walki? I patrz!

Claire wzięła kartkę z ręki Shane'a i wyprostowała ją na stole. Tylko zerknęła na nią kiedy sortowała pocztę, myślała, że to był jakiś rodzaj siłowni. Którym w pewnym rodzaju był, ale nie uczył wirowania i jogi i wszystkich innych rzeczy w tym stylu.

Ta była siłownią i studiem sztuki walki i uczyła samoobrony. Albo przynajmniej to było tym co Claire wzięła z obrazka jakiegoś faceta w białej marynarce i spodniach kopiącego powietrze i słów OBROŃ SIEBIE dużymi, wyraźnymi literami na dnie.

Michael przechylił się przez jej ramię, siorbiąc kawę. - Huh, - powiedział. - Dziwne.

- Gościu, nic dziwnego w ludziach chcących nauczyć się kilku ratujących życie umiejętności. Zwłaszcza tutaj. Nie jakbyśmy wszyscy mieli doczekać się spokojnej starości. - powiedział Shane.

- Mam na myśli, że to dziwne kto tego uczy. - powiedział Michael. - Jako że ten facet - postukał w imię na dnie strony. - jest wampirem.

Vassily to było imię, które Claire rozpoznała tylko wtedy, kiedy zerknęła na nie. Mała czcionką. - Wampir uczący samoobrony, - powiedziała. - Nas. Ludzi.

Shane był wyrzucony tylko przez około minutę a potem powiedział. - Cóż, kto lepszy? Amelie wydała dekret, że ludzie mają prawo nauczyć się takich rzeczy, prawda? Wcześniej czy później, jakiś wampir musi zbić na tym trochę kasy.

- Masz na myśli, na nas. - powiedziała Claire. Ale mogła zobaczyć jego punkt widzenia. Wampirzy instruktor sztuk walki? To musiałoby być we wszystkich rodzajach przerażające, albo cudowne, albo oba. Nie poszłaby na to, osobiście; wątpiła czy ma w połowie tyle mięśni albo masy ciała ile było wymagane. Ale Shane… cóż, to było naturalne dla Shane'a, naprawdę. Był przebojowy i nie przejmował się żadną karą tak długo jak podobała mu się walka. Narzekał na brak prawdziwej siłowni aż do teraz.

Claire oddała mu ulotkę a Shane ostrożnie złożył ją i wsadził do tylniej kieszeni. - Uważaj na siebie. - powiedziała. - Wynoś się stamtąd jeżeli cokolwiek będzie dziwne. - Mimo że w Morganville, Teksasie, domu wszystko było dziwne, to była trochę wysoka poprzeczka do przejścia. Po wszystkim, był wampir uczący samoobrony. To samo w sobie było najdziwniejszą rzeczą, jaką widziała w tej chwili.

- Tak, mamo, - powiedział Shane, ale wyszeptał to, ściśle do jej ucha a potem pocałował to miejsce na szyi, które zawsze sprawiało, że się czerwieniła drżała, za każdym razem. - Zjedz swoje śniadanie. - obróciła się i pocałowała go w pełnym wymiarze, tylko słodkim, szybkim muśnięciem ust, bo już się ruszał… a potem on zrobił to samo i powrócił znowu do jej pocałunku, wolniej, namiętniej, lepiej.

Michael wsuwając się na siedzenie przy kuchennym stole ze swoim kubkiem z kawą, trzepocząc otworzył cienką cztero-stronną gazetę Morganville i powiedział. - Jedno z was ma być gdzieś teraz. Po prostu to mówię, nie w ojcowski sposób.

Miał rację a Claire przerwała pocałunek z sfrustrowanym mruknięciem, niskim w jej gardle. Shane szeroko się uśmiechnął. - Jesteś taka słodka kiedy to robisz. - powiedział. - Brzmisz jak naprawdę dziki kociak.

- Ugryź mnie, Collins.

- Ups, zły mieszkaniec. Myślę, że miałaś ta myśli tego, który pije plazmę.

Michael dał mu jednopalcowy salut bez odrywania wzroku od studiowania ostatnich sportowych klęsk liceum Morganville. Claire wątpiła czy rzeczywiście był tym zainteresowany, ale Michael musiał mieć przeczytane materiał; nie myślała, że spał w ostatnich dniach dużo a czytanie było tym jak spędzał czas. I prawdopodobnie cos z tego wynosił, nawet jeśli było to po prostu coś do imponowania Eve z jego wiedzą o lokalnej piłce nożnej.

Claire chwyciła swoje śniadanie - Pop Tart (rodzaj grzanki wypełnionej zazwyczaj czekoladą lub nadziewanej owocami - przypuszczenie tłumacza) przed chwilą wyjętą z tostera - i owinęła ją w serwetkę żeby mogła ją zabrać ze sobą. Nabyła torbę z książkami, posłała Shane'owi (i Michaelowi) całusa w powietrzu kiedy zamykała drzwi, zderzając się z zimną jesienią Morganville.

Jesień, w innych częściach świata, była piękną pora roku, wypełnioną brązowymi, pomarańczowymi, żółtymi liśćmi… tutaj, liście były brązowe przez jeden dzień a potem opadły z drzew aby trzepotać po ulicach i dziedzińcach jak kości. Jeszcze jedna depresyjna pora roku, aby dodać ją do pozostałych, które były przygnębiające w tym mieście. Ale przynajmniej było chłodniej niż płonącego lata; to było coś. Claire rzeczywiście wygrzebała koszulkę z długimi rękawami i włożyła na nią inną koszulkę, z powodu porywów wiatru niosących ostry bicz nadchodzącej teraz zimy. Naprawdę niedługo, będzie potrzebowała płaszcza i rękawiczek i czapki i może kozaków jeśli śniegu spadnie wystarczająco dużo.

Morganville latem było w najlepszym razie nudnie zielone, ale teraz cała trawa była wysuszona i większość krzaków straciła swoje liście, zostawiając czarne szkielety drżące w zimnie. Niezbyt ładne miejsce, wcale, mimo że kilka osób dumnych ze swoich domów próbowało upiększyć je a Pani Hennessey na rogu lubiła te dziwne betonowe zwierzęta. Tego roku miała szarego jelenia imitującego picie z pustej kamiennej fontanny i grupkę betonowych wiewiórek, które wyglądały bardziej groźnie niż słodko.

Claire sprawdziła swój zegarek, wzięła gryz swojego Pop Tart'u (wyjaśnienie 3 paragrafy wyżej) i prawie się udławiła kiedy zorientowała się jak mało czasu miała. Zaczęła biec truchtem, co było ciężkie ze względu na wagę jej torby na ramieniu a potem zmieniła go na bieg kiedy przekroczyła duże, żelazne bramy Texas Prairie University. Jesienny semestr był ciężki; dużo nowych, głupich pierwszaków błąkających się dookoła zmieszanych z mapami albo nadal rozpakowujących pudła z ich samochodów. Miała dwa albo trzy prawie-kolizji, ale dotarła do stopni Budynku Nauki bez zbytnich wypadków i z całymi dwoma dodatkowymi minutami. Dobrze, potrzebowała ich aby złapać oddech.

Kiedy schrupała resztę swojego śniadania, pragnąc butelki wody, inni, których znała z widzenia przemykali obok niej… Bruce z Fizyki Komputerowej, który nie pasował tu prawie tak samo jak ona się tutaj czuła; Ilaara z jednej z matematycznych klas w której była, ale Claire nie mogła dokładnie stwierdzić w której. Nie miała bliskich przyjaciół w TPU, co było wstydem, ale to nie był ten rodzaj szkoły - zwłaszcza jeśli wiedziałeś o wewnętrznych ruchach Morganville. Większość z po prostu-przemijających-obok uczniów spędzała rok albo dwa, kiedy tu byli na zwyczajnych wewnątrz-kampusowych imprezach; z wyjątkiem specyficznych przyjaznych-szkole sklepach, które znajdowały się w obrębie kilku bloków, bardzo rzadko niepokoili się opuszczaniem bram uniwersytetu. A to chyba było najlepsze.

Mimo wszystko było tam niebezpiecznie.

Claire znalazła swoją klasę - małą, nic na jej poziomie nauczania nie miało dużych grup - i zajęła swoje stałe miejsce na środku pomieszczenia, obok śmierdzącego, (oryginał mówi :grad student” - czyli uczeń, który kontynuuje studia po ich zakończeniu, ale nie wiedziałam jak to napisać, bo nie znam krótszego określenia takiej osoby w języku polskim - przypuszczenie tłumacza) o imieniu Doug, który najwyraźniej nienawidził higieny osobistej. Pomyślała o przesunięciu się, ale fakt, że nie było tam wiele innych miejsc a aura Doug'a była zresztą odczuwalna na dziesięć stóp (10 stóp = 3,048m - przypuszczenie tłumacza). Lepiej dostać intensywną dawkę blisko aby twój nos mógł szybko się dostosować.

Doug uśmiechnął się do niej. Wydawał się ją lubić, co było przerażające, ale przynajmniej nie był dużym gadułą albo jednym z tych facetów, którzy przychodzą z kiepskimi aluzjami - przynajmniej nie zazwyczaj. Z pewnością usiadłaby koło najgorszego. Cóż, może chociaż nie w kategorii ludzkiego odoru. - Hej. - powiedział przybliżając się. Claire oparła się ochocie żeby wygiąć się w inną stronę. - Słyszałem, że przetestuje na nas dzisiaj nowy laboratoryjny eksperyment. Coś szokującego.

Biorąc pod uwagę, że pracowała dla najmądrzejszego faceta w Morganville, może na całym świecie i biorąc pod uwagę, że miał przynajmniej kilkaset lat i pił krew, Claire spodziewała się, że jej skala rzeczy szokujących może być trochę większa niż Doug'a. To nie było niezwykłe aby chodzić do sekretnej jaskini/podziemnego laboratorium Myrnina (tak, rzeczywiście je miał) i znajdywać wynalezione przez niego jadalne czapki albo iPod'a, który chodzi na pot. I biorąc pod uwagę, że jej szef zbudował pijące-krew komputery, które kontrolowały wymiarowe portale, Claire naprawdę nie przewidywała żadnych problemów w rozumieniu zwykłych zadań profesora na uniwersytecie. Połowa z tego, co dał jej Myrnin do przeczytania, nie była nawet zresztą w żywym języku. To czego się nauczyła było niesamowite - czy tego chciała czy nie.

- Powodzenia. - powiedziała do Śmierdzącego Doug'a, próbując nie oddychać zbyt głęboko. Rzuciła na niego okiem, w sposób jaki robisz to ty i była zaskoczona widząc, że obnosił się z dwoma spektakularnymi, czarnymi oczami - gojącymi się, jak zauważyła po pierwszym szoku, ale został walnięty dosyć mocno. - Wow. Niezłe siniaki. Co się stało?

Doug wzruszył ramionami. - Wdałem się w walkę. Nie duża sprawa.

Komuś, Claire pomyślała, nie spodobał się odór jego ciała o wiele bardziej niż zwykle. - Wygrałeś?

Uśmiechnął się, ale to był prywatny, prawie cyniczny rodzaj uśmiechu - żart, którego Claire nie mogła podzielić. - Oh, wygram. - powiedział. - Wielkim sukcesem.

Drzwi otwarły się z hukiem na końcu pomieszczenia i profesor wkroczył do środka. Był niewysokim, małym, okrągłym mężczyzną z wrednymi, blisko osaczonymi oczami i lubił Hawajskie koszule w nieprzyjemnych, krzykliwych kolorach - w rzeczywistości, była stosunkowo pewna, że on i Myrnin mogli robić zakupy w tych samych sklepach. Nieprzyjemnych Sklepach.

- Uspokójcie się! - powiedział, mimo że nawet nie byli akurat najgłośniejszą klasą na TPU. W rzeczywistości, byli idealnie cicho. Ale Profesor Larkin zawsze tak mówił; Claire przypuszczała, że był już właściwie głuchy więc po prostu mówił tak na wszelki wypadek. - Dobrze, mam nadzieję, że wszyscy przeczytaliście swoje teksty, ponieważ dzisiaj będziecie robić pewne zastosowania zasad, które powinniście już znać. Wszyscy stańcie, otrząśnijcie się i podążajcie za mną. Przynieście swój sprzęt.

Claire nie przejmowała się rozpakowywaniem czegokolwiek więc po prostu przechyliła swój plecak na ramię i pokierowała się w ślad za profesorem Larkinem, szczęśliwa będąc tymczasowo poza Zaduchem Doug'a. Nie żeby Larkin był jakąś wielką przyjemnością, i do tego… pachniał jak stary pot i bekon, ale przynajmniej kąpał się w ostatnim czasie.

Rzuciła okiem na jego nadgarstek. Na nim była pleciona, skórzana opaska z metalowa płytką z wyrytym symbolem - nie symbolem Założycielki, który Claire nosiła jako broszkę przy kołnierzu swojej kurtki, ale symbolem innego wampira. Najwyraźniej Olivera. To było trochę rzadkie; Oliver osobiście nie nadzorował wielu ludzi. Był ponad to wszystko. Był Mistrzem lokalnej Mafii Morganville.

Larkin zobaczył, że się patrzy i posłał jej ostry wyraz twarzy. - Coś do powiedzenia, Pani Danvers?

- Ładna bransoletka. - powiedziała. - Widziałam tylko jedną taką jak ta. - Ta jedna, którą widziała, była na nadgarstku jej osobistej nemezis, Moniki Morrell, ukoronowanej księżniczki (chciała!) Morganville. Kiedyś córki burmistrza, teraz siostry nowego burmistrza, myślała, że mogła robić cokolwiek chciała… a z Ochroną Olivera, prawdopodobnie mogła, nadal, nawet jeśli jej brat Richard nie był tak pobłażliwy jak Tatuś był.

Larkin po prostu… nie wydawał się typem, którym Oliver by się przejmował, chyba że nie był taki, jaki się wydawał.

Larkin złożył ręce z tyłu za plecami kiedy schodzili w dół prawie-pustego, szerokiego korytarza, reszta klasy wlokła się z tyłu. - Powinienem dać ci ocenę z dzisiejszego eksperymentu. - powiedział. - Prywatnie, jestem prawie pewien, że to będzie dziecinna gra dla ciebie, biorąc pod uwagę twoją… pracę na pół etatu.

Wiedział o Myrninie albo przynajmniej coś mu powiedziano. Nie było właściwie wielu ludzi, którzy znali Myrnina i jeszcze mniej tych, którzy byli w laboratorium i mieli jakiekolwiek pojęcie co ich tam przyniosło. Nigdy nie widziała Larkin albo słyszała jego imię wspominane przez kogokolwiek z siłą.

Więc była ostrożna ze swoją odpowiedzią.

- Nie mam nic przeciwko. Lubię eksperymenty. - powiedziała. - O ile nie są rodzajem tych, które chcą mnie zjeść albo wysadzić w powietrze. - Z oboma jednak, na nieszczęście miała okazję się zetknąć w swojej pracy w laboratorium.

- Oh, nic tak dramatycznego. - powiedział Larkin. - Ale myślę, że może ci się spodobać.

To ją trochę przeraziło.

Przybywając do ogólnego laboratorium, mimo że nie wydawało się tu być nic wartego spocenia się. Jakieś w pełnym spektrum rozżarzone światła jakich używałbyś dla domowych gadów; jakieś małe w rankingu fiolki na każdym stole z czymś co wyglądało jak…

Krew.

O cholera, to nigdy nie był dobry znak w Morganville (albo Claire pomyślała, nigdzie indziej). Nagle stanęła i spojrzała na Larkina szeroko otwartymi oczami. Reszta klasy gromadziła się z tylu z nią, rozmawiając niskim głosem; wiedziała, że Doug dotarł, z powodu pokrywy smogu jego ciała, która rozniosła się naokoło niej. Oczywiście, Doug wziął laboratoryjny stołek obok niej. Cholera. Tak by powiedział Shane; Claire ukryła to posyłając mu mały, niezbyt entuzjastyczny uśmiech kiedy zrzuciła swój plecak na podłogę, uważając na laptopa w środku. Nienawidziła siedzieć na laboratoryjnych stołkach; one tylko podkreślały to, jaka jest niska. Poczuła się jakby znowu była w drugiej klasie, niezdolna aby dotknąć podłogi na jej krześle.

Larkin przyjął swoją pozycję na środku laboratoryjnych stołów i chwycił mały stos papieru ze swojej czarnej torby. Pominął instrukcje a Claire przeczytała je marszcząc brwi. Były wystarczająco proste - umieść próbkę „cieczy” na suwaku, włącz światła na całe spektrum, obserwuj i zapisz rezultaty. Kiedy reakcja będzie zaobserwowana, zmieszaj zidentyfikowaną, reaktywną krew z regulacyjną krwią póki brak reakcji nie zostanie osiągnięty. Potem zrealizuj równania wyjaśniając początkową reakcję i brak reakcji aby zrobić wykres uwalniania energii.

Nie ma wątpliwości o czym to było, pomyślała Claire. Wampiry używały uczniów aby robiły za nich swoje badania. Darmowe robotnice. Ale czemu?

Larkin miał gładki tupot, musiała przyznać; zażartował, powiedział, że z popularnością wampirów w rozrywce, to może być śmieszne aby stosować jakąś fizykę na problemy. Część krwi, która była „zmieniona” aby pozwolić na reakcję, część, która nie. Sprawił, że to wszystko wydawało się bardzo naukowe i logiczne, dla korzyści ośmiu z dziesięciu mieszkańców nie-Morganville w pomieszczeniu.

Claire zwróciła na siebie uwagę Malindy, innej osoby, która nosiła wampirzy symbol a ładna twarz Malindy była zmartwiona, nawiedzony przejaw. Otwarła swoje oczy szeroko i podniosła swoje ręce w cichym co my robimy?

Będzie dobrze, Claire poruszyła ustami. Miała nadzieję, że nie kłamała.

- Fajnie. - powiedział Śmierdzący Doug, przechylając się aby spojrzeć na kartkę. Oczy Claire zwilżyły się trochę i poczuła chęć kichnięcia. - Wampiry. Kce pić twoją kref! - Zrobił imitację ugryzienia jej szyi, co przestraszyło ją tak bardzo, że prawie spadła ze stołka.

- Nie rób tego nigdy więcej. - powiedziała. Doug wyglądał na trochę zaskoczonego jej reakcją. - I przy okazji, prysznice. Zaglądaj do nich, Doug!

To była trochę zbyt złośliwa uwaga jak na normalny styl Claire, ale przestraszył ją i to po prostu wyszło. Doug wyglądał na zranionego a Claire natychmiast poczuła się źle. - Przepraszam. - powiedziała bardzo szczerze. - To po prostu - nie pachniesz tak wspaniale.

Teraz on wyglądał na zawstydzonego. - Tak, - powiedział patrząc w dół na kartkę. - Wiem. Przepraszam. - Znowu przybrał taki wygląd, taki tajemniczy i zadowolony z siebie. - Chyba muszę wzbogacić się wystarczająco, że nikogo nie będzie obchodzić jak pachnę.

- To albo jak wiesz, branie prysznica. To działa lepiej.

- Fajnie. Następnym razem będę pachnieć po prostu jak urodzinowy bukiet.

- Szczerze, po prostu używając dezodorantu i a potem goląc się albo coś. Prawdziwe mycie cię. Tego potrzeba.

- Jesteś twardą sztuką. - posłał jej gwiazdorski uśmiech, który wyglądał naprawdę dziwnie z odbarwieniami dookoła jego ust i nosa. - Mówiąc o tym, kiedy wezmę prysznic, będziesz zainteresowana pójściem na kolację?

- Jestem zajęta. - powiedziała. - I mamy robotę.

Przygotowała suwak a Doug zapalił lampę. Moment oświetlenia w pełnym spektrum uderzyło w niego, była zauważalna reakcja - bulgotanie pod szkłem jakby krew gazowała. Zajęło to około trzydziestu sekund aby reakcja przebiegła; kiedy to zrobiła, wszystko co zostało było czarnymi pozostałościami popiołu.

- Cholernie fajne. - powiedział Doug. - Poważnie. Jak myślisz, skąd oni biorą taki sprzęt? Ściskają prawdziwe wampiry? - Było coś dziwacznego w sposobie, jaki to powiedział - jakby coś faktycznie wiedział. Czego nie powinien, wiedziała Claire. Zdecydowanie nie powinien.

- To prawdopodobnie po prostu światłoczuły chemiczny dodatek. - powiedziała Claire. - Nie jestem jednak pewna, jak on działa. - To była prawda. Tak wiele ile się nauczyła, naprawdę nie rozumiała natury transformacji wampirów. To nie był wirus - dokładnie. I nie było to zanieczyszczenie, mimo że miało to jego elementy. Były odnośnie tego rzeczy, których jak Claire podejrzewała, wszystkie naukowe podejścia nie mogły opanować. Może oni po prostu mierzyli złe rzeczy.

Doug zrzucił niewygodne spekulacje. Nie był takim złym partnerem laboratoryjnym, jeśli zapominałeś o tej śmierdzącej części; był dobrym obserwatorem i w połowie nie tak złym w obliczeniach. Pozwoliła mu robić większość pracy, bo ona w rzeczywistości zrobiła większość tej z Myrninem; interesujące, że Doug pojawił się z nieznacznie innym wzorem, w końcu, bo ona pomyślała, że był trochę elegantszy. Byli pierwszymi, którzy pojawili się z trwałą miksturą krwi i drudzy, którzy pojawili się z obliczeniami - ale Doug'a, Claire była przekonana, że były lepsze niż innych drużyn. Nie musisz być pierwszym, żeby wygrać, nie w nauce. Po prostu musisz mieć więcej racji niż inni.

Wszystko szło dobrze, póki nie złapała Doug'a na próbie wsadzenia do kieszeni próbki krwi. - Hej, - powiedziała i złapała jego nadgarstek. - Nie rób tego.

- Czemu nie? Byłoby wspaniale na imprezach.

Znowu był ten niepokojący ton, trochę zbyt zadowolony z siebie, trochę zbyt wiele wiedzący. Cokolwiek zamierzał z tym zrobić, miała wątpliwości czy zamierza pokazać się na imprezach z tym.

- Po prostu nie. - Claire napotkała jego oczy. - Miałam to na myśli. Zostaw to. To może być - toksyczne. - Śmiertelne, miała na myśli, bo jeśli wampiry dowiedzą się, że Doug wynosił próbki… cóż. Wypadki się zdarzały, nawet w kampusie TPU. Głupota nie była kryta przez generalne Ochronne umowy a Doug wydawał się mieć o tym za duże pojęcie.

Doug niechętnie odłożył je na stół. Profesor Larkin przyszedł, sprawdził butelki z próbkami i zapisał je w arkuszu. Kiedy odszedł a ona i Doug spakowali swoje plecaki, Claire powiedziała - Widzisz? Mówiłam ci, że będą sprawdzać.

Tak, - odszeptał Doug. - Ale on już nas sprawdził.

I zanim mogła go zatrzymać, chwycił kilka fiolek i wetknął do swojego plecaka i poleciał.

Claire powstrzymała impuls aby wrzasnąć i kolejny aby kopnąć stół z frustracji. Nie odważyłaby się powiedzieć Larkinowi; był Chroniony a Doug nie miał pojęcia w co się pakuje. Musiała zmusić go do oddania fiolki. Dureń i tak nie miałby pojęcia co z tym zrobić.

Miała nadzieję.

Rozdział 2 już za kilka dni! Piszcie komentarze i mam nadzieję, że wam się spodobał rozdział!



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
WzM 10 Bite Club 2 rozdział PL
WzM 10 Bite Club 5 rozdział PL
WzM 10 Bite Club 6 rozdział PL
WzM 10 Bite Club 8 rozdział PL
WzM 10 Bite Club 3 rozdział PL
WzM 10 Bite Club 9 rozdział PL
WzM 10 Bite Club 4 rozdział PL
WzM 10 Bite Club 2 rozdział PL
WzM 10 Bite Club 7 rozdział PL
WzM Bite Club 2 rozdział
Bite Club rozdział 2 Kontynuacja
WzM 10 Bite Club 10 rozdział PL
Wampiry z Morganville rozdział 10 czesc 5
Wampiry z Morganville 13 ROZDZIAŁ 10 Bitter Blood
Caine Rachel Wampiry z Morganville 10 Pojedynek
Caine Rachel Wampiry z Morganville 6 [rozdz 10] cz4
Caine Rachel Wampiry z Morganville 6 [rozdz 10] cz3
Wampiry z Morganville 13 Bitter Blood Rozdział 6
wampiry z Morganville rozdział 6

więcej podobnych podstron