JAK SIĘ MODLIĆ

JAK SIĘ MODLIĆ

Tekst na temat modlitwy, autorstwa Francisco Luna Luca de Tena. Polskie tłum.: Ks. Antoni Kajzerek. Polecam!

WPROWADZENIE

Na świecie spotykamy najrozmaitszych ludzi. Dlatego nie powinni nas dziwić nawet ci, żyjący na marginesie Bożej rzeczywistości, zapominający, że Bóg nie tylko dał nam życie, lecz także stał się człowiekiem, umarł za nas i tak nas ukochał, że zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy ( l J 3,1).

O ile nasze zachowanie zgodne z wolą Bożą jest naturalną formą podziękowania Mu za to, że nas stworzył, o tyle fakt synostwa Bożego powinien budzić w naszych sercach wdzięczność właściwą dzieciom wobec Ojca.

Bóg chce naszej miłości i nic innego Go nie zadowoli. Wszystko, co moglibyśmy uczynić, nie ma dla Niego specjalnego znaczenia, ponieważ może sprawić to przy pomocy jednej myśli. Z łatwością mógłby też stworzyć inne byty, które by czyniły to, co my. Tym, czego nikt inny dać Mu nie może jest miłość naszych serc. Mógłby uczynić inne serca, które by Go kochały, skoro jednak raz zostaliśmy stworzeni i została nam dana wolność, tym najważniejszym, co możemy Mu dać jest osobowa miłość naszego serca.

Jak widać, Bóg kocha nas i życzy sobie, abyśmy proporcjonalnie do naszych możliwości odpowiedzieli na Jego miłość. Dlatego zaczyna nam ukazywać swoją wolę od pouczenia: Będziesz miłował twojego Boga z całego serca swego (Pwt 6,5). Z tego powodu życie chrześcijańskie, jeśli nie jest zbudowane na praktykowaniu tego pierwszego z przykazali, staje się mizerne i ubogie.

MOŻNA KOCHAĆ BOGA ?

Jest wolą Pana, abyśmy Go kochali coraz goręcej. No dobrze, ale jak kochać Boga? Czy jest możliwe, aby nasza miłość do Niego wzrastała? Filozofowie uczą nas prawdy potwierdzonej codziennym życiem: nie można kochać tego, czego się nie zna. Dlatego nie można kochać Boga bez uprzedniego poznania Go. Jak poznam, skoro się nie modlę? Miłość Boga jest tak intymnie związana z modlitwą człowieka, że można by powiedzieć: kto dużo się modli, bardzo kocha. Kto mało się modli, mało kocha.

Wielu wie, że Bóg istnieje, ale niewielu stara się Go poznać i odpowiedzieć na Jego wołanie. Ponieważ nie kochają, ich życie staje się coraz bardziej oziębłe. Brak im miłości.

Bez modlitwy bardzo trudno kochać Boga. Wszyscy mistrzowie życia wewnętrznego zgodnie mówią o konieczności modlitwy w życiu duszy. Pan Jezus powiedział to przed dwudziestoma wiekami: zawsze powinni się modlić (Łk 18,1). Jako ten, który nie ogranicza się tylko do nauczania, swoim własnym życiem dał nam wiele przykładów. Na stronach Ewangelii wiele razy czytamy o tym, że Pan spędził noc na modlitwie. Czasem jest to powiedziane innymi słowami, zawsze jednak w celu ukazania nam trudu, jaki zadawał sobie Jezus, aby rozmawiać ze swoim Ojcem - Bogiem. Przekazy te zostały nam podane jako przykłady Jego zachowania się.


TO NIE DLA MNIE!

Nie brak ludzi uważających modlitwę myślną za coś tak trudnego, że właściwego jedynie świętym lub osobom specjalnie do tego predysponowanym dzięki swojej kulturze lub skłonnościom do pobożnego życia - ludziom wybranym i obdarzonym.

Nic bardziej dalekiego od prawdy. W rzeczy samej, jeśli zapytamy, co to jest modlitwa myślna i na czym polega, od razu zobaczymy, że jest to coś, co znajduje się w zasięgu wszystkich. Co więcej, ten rodzaj modlitwy jest łatwiejszy od modlitwy głośnej, wymagającej określonej formuły, podczas gdy myślna jest czymś co płynie z naszego wnętrza. I tak na przykład, kiedy znajdujemy się w nagłej potrzebie lub w niebezpieczeństwie, uciekamy się do rozmowy z Panem w sposób najzupełniej naturalny, bez konieczności odwoływania się do modlitw wyuczonych na pamięć. Zwroty takie jak: "Pomóż mi Panie" lub "Udziel mi tej łaski", mimo iż są bardzo krótkie, są początkiem rozmowy z naszym Ojcem - Bogiem.

Piszesz do mnie: „Modlitwa jest rozmową z Bogiem. Ale o czym?” — O czym? O Nim, o tobie. O twoich radościach i smutkach, sukcesach i niepowodzeniach, o szlachetnych ambicjach i codziennych kłopotach... O twoich słabościach! Dziękczynienia i prośby. Miłość i skrucha. Jednym słowem, poznać Boga i poznać siebie: „być razem!”. (Droga, nr 91). W tych kilku linijkach znajdujemy jakże proste streszczenie istoty modlitwy: mówić z Bogiem, bez zbędnych dekoracji i komplikacji, bez prób modelowania duszy do formy w jakiej się nie mieści.

Ponieważ chodzi o coś tak przystępnego dla wszystkich, nie trzeba się dziwić, że Kościół wytrwale poleca modlitwę myślną i nie powinniśmy chować się za parawanikiem racji wynikających z lenistwa lub wygody, i zaniedbywać ją. Takie wyrażenia jak "nie umiem się modlić", albo "do niczego mi nie służy", w gruncie rzeczy nie są niczym innym, jak wymówkami uspokajającymi sumienie. Gdyby mówiący w ten sposób byli bardziej szczerzy wobec Pana Boga i siebie samych, gdyby mieli nieco potrzebnej odwagi i stałości, aby każdego dnia znaleźć moment na modlitwę, szybko zdaliby sobie sprawę z niesłuszności swoich argumentów i stwierdziliby, że w rzeczywistości nie chodzi o to, że nie umieją albo nie mogą, lecz że nie chcą się modlić.

W ŁODZI PODWODNEJ

Żył pewien chłopiec spragniony dziecięcych przygód. Pewnego razu udał się z rodzicami na plażę. Uczył się pływać. Rankiem powiedział, że chciałby pójść do Komunii. Mama ubrała się staranniej, po czym skierowali się w stronę kościoła w miasteczku. Przyjęli Pana i po Mszy świętej matka ze zdziwieniem zauważyła, że chłopiec przez dłuższy czas trwał w dziękczynieniu. Nie przerwała mu, ale po wyjściu na ulicę zapytała go, dlaczego tak długo mógł rozmawiać z Panem bez uśmiechów tak właściwych małym dzieciom - czasem także dorosłym- zamiast szybko pobiec do swoich zajęć czy zabaw. Tymczasem chłopczyk opowiadał Jezusowi o tym wszystkim, co zamierzał zrobić tego ranka: " Dziś pójdziemy na plażę. Zobaczysz jak tam fajnie. Uczę się nurkować. Pójdziesz ze mną i będzie wspaniale, ponieważ będziesz się czuł jak byś był w znajdował w łodzi podwodnej."

Niektórzy wyobrażają sobie, że bardzo trudno się modlić. A przecież w rzeczywistości aby rozpocząć modlitwę, wystarczy "stanąć przed Bogiem". Nie trzeba wielkich rozważań ani nadzwyczajnych wysiłków. Wystarczy powiedzieć sobie: "Porozmawiam chwileczkę z Panem." To właśnie znaczy stanąć w obecności Boga. Czy istnieje coś bardziej prostego, coś co wymaga mniej pracy? Bo istotnie, w momencie w którym mówimy do siebie: "Porozmawiam chwileczkę z Panem" już to czynimy, ponieważ zaczynamy przed Nim rozważać nasze sprawy.

Zaraz po takim postanowieniu można przejść do rozmowy z Panem, w czasie której nie trzeba szukać specjalnie pięknych zwrotów, przeczytanych w jakiejś książce lub usłyszanych w czasie jakiegoś kazania. Mogłoby nam zabraknąć natchnienia i narazilibyśmy się na niebezpieczeństwo przerwania modlitwy. Nie przyzwyczajeni do wygłaszania przemówień szybko utknęlibyśmy, szukając odpowiedniego słowa i nasza modlitwa stała by się podobna rozwiązywaniu krzyżówki lub zagadki.

Niebezpieczeństwo to grozi tylko osobom nie odznaczającym się łatwością wysławiania. Także dobrzy mówcy mogą spotkać się z tym problemem, tyle że w tym przypadku ich wysiłek nie będzie polegał na szukaniu odpowiedniego słowa, lecz na próbie błyszczenia dzięki mówieniu rzeczy pięknych choć bezsensownych, zamieniających modlitwę w monolog. W monologu tym oni i tylko oni, będą jednocześnie mówiącymi i słuchającymi, wykorzeniając w ten sposób podstawową zasadę modlitwy: mówienie do Boga od serca i w prawdzie.

Dlatego od pierwszej chwili czasu poświęconego Panu, wypada zachowywać się z największą prostotą.

Każdy może mówić zgodnie ze swoimi możliwościami, formacją i kulturą jaką posiada, ponieważ nie to jest istotne dla Boga. Kiedy z Nim rozmawiamy, ważna jest dobra wola i pragnienia, jakie nam towarzyszą, nawet jeśli słowa nie potrafią ich dokładnie sprecyzować.

Pomocą może być nadanie naszej modlitwie prostego tonu rozmowy, zwłaszcza kiedy jest się samemu i nic nie przeszkadza modlić się głośno. Mimo, iż Pan wie wszystko, powiedzmy Mu o naszych sprawach; będzie zadowolony, jeśli usłyszy o nich z naszych ust. Z zaufaniem dziecka opowiadającego swemu Ojcu niezliczone wydarzenia jakie miały miejsce w szkole lub w czasie zabawy. I tak na przykład powiedzmy Mu: "Dziś zachowałem się nie najlepiej, ponieważ nie wykonałem dobrze mojej pracy i nie ofiarowałem jej Tobie. Rankiem zaledwie wspomniałem o Tobie. Za to bardziej zadowolony jestem z mojego zachowania się w rodzinie, ponieważ umiałem przezwyciężyć mój zły humor i nie zraziłem innych moim rozdrażnieniem."

Jak widać, chodzi tu o rzeczy proste, codzienne, wypełniające dzień zwykłego człowieka, te o których opowiadalibyśmy ojcu albo przyjacielowi, któremu nasze życie nie jest obojętne.

Takie postępowanie czyni modlitwę prostszą, ponieważ rozum nie jest zajęty tym, co uczynić, aby rozmawiać z Panem, lecz bezpośrednio rozpoczyna z Nim rozmowę, w serdecznej atmosferze, powoli, z rosnącym zaufaniem. W coraz bardziej intymnej rozmowie dotyka się coraz głębszych tematów, co owocuje dobrymi pragnieniami i postanowieniami.

ZAWSZE TA SAMA PIOSENKA?

Na początku wystarczy opowiadać Panu o naszych codziennych sprawach. Z czasem będziemy potrzebowali większej pomocy Bożej i niemal niepostrzeżenie zmieni się temat naszej rozmowy, która będzie coraz bardziej ukierunkowana na Niego i na to, czego od nas oczekuje.

Wiadomo już, jak rozpocząć modlitwę. Może się jednak zdarzyć, że po kilku dniach zmęczy nas śpiewanie "zawsze tej samej piosenki", jako że nasze życie płynie dosyć regularnie i bez specjalnych wydarzeń, które moglibyśmy odnotować jako wyjątkowe. A przecież tego właśnie trzeba unikać, aby nie wpaść w rutynę lub oziębłość.

Czasem monotonia ta spowodowana jest brakiem przygotowania, co prowadzi do znudzenia ciągłym kontemplowaniem tego samego widoku i upodobnia do rozbitka, który zagubiony na oceanie, dostrzega jedynie fale i linię horyzontu, na której niebo zdaje się stykać z wodą.

Tymczasem modlitwa nie powinna przypominać sytuacji rozbitka, który na swojej tratwie znajdującej się na środku morza, oczekuje tego, co się wydarzy. Pierwsze dni spędza na stojąco, patrzy na horyzont spodziewając się widoku dymu zbawiennego statku. Po pewnym czasie, kiedy sytuacja staje się mniej optymistyczna, kładzie się na swojej tratwie w takim stanie ducha, że nawet gdyby zauważył płynących mu z pomocą, pomyślałby najprawdopodobniej, że to fatamorgana.

Powiedziałem, że modlitwa nie powinna przypominać przykładu rozbitka. Niestety, w niektórych przypadkach rozpoczynający modlitwę przypomina jednak rozbitka z tratwy, ponieważ zamiast przygotować się, zaopatrzyć w żywność itd., zaczyna się modlić słowami "zobaczymy co się zmieni", albo "zobaczymy co się stanie", zapominając że jeśli z takimi dyspozycjami przystępuje do modlitwy, najprawdopodobniej nic się nie zmieni, ani nic się nie stanie. W głowie wytworzy się próżnia ideowa i walcząc przeciwko niepożądanym rozproszeniom, będziemy jedynie tracili czas.

Nie powinno się więc rozpoczynać modlitwy od "zobaczymy co się stanie". Należy się przygotować, a najlepszym sposobem aby to uczynić jest szukanie tematu do rozmowy. Nie są wymagane wielkie studia ani odwoływanie się do książek. Chodzi o wybranie któregoś ze zdarzeń, jakie miały miejsce w ciągu dnia, aby w odpowiednim momencie opowiedzieć o nim Panu. Przede wszystkim dlatego, aby nie stało się to, co czasem dzieje się w czasie odwiedzin. Nastaje milczenie, nie wiadomo co powiedzieć, a rozum czyni próżne wysiłki znalezienia jakiegoś tematu zdolnego uwolnić od nudy przyprawiającej o ziewanie.

NA DNIE MORZA

Czasem czynimy sprawy trudniejszymi niż są w rzeczywistości. Pamiętamy zapewne tę starą piosenkę, która swego czasu towarzyszyła naszym dziecięcym zabawom.

"Gdzie jest klucz...?"

Odpowiedź na pewno dziwi dzieci tak samo, jak i nas za pierwszym razem zdziwiła. Wszyscy wiemy: klucz znajduje się na dnie morza, które dla dziecka jest czymś niezmierzonym, niejasnym i nie ma najmniejszej szansy odnalezienia jakiegoś tam klucza, ponieważ ciemność spowija wszystko.

Aby się modlić nie trzeba zstępować do morskich otchłani. Tematy mogące wypełnić czas rozmowy z Panem są bardzo różne, bo wszystko co zakłada jakąś aktywność, może posłużyć nam do rozmowy z Panem. Dlatego można powiedzieć, że cokolwiek czynimy lub o czymkolwiek myślimy, powinno znaleźć miejsce w naszej modlitwie. Bo jeśli nie zwrócimy się z prośbą do Pana, jakże się zmienić, zwyciężyć złe skłonności albo nabyć potrzebne cnoty?

Wybierając tematy nie trzeba prowadzić wielkich poszukiwań. Wystarczy patrzeć dokoła, obserwować rzeczy materialne i sprawy duchowe pośród których rozwija się nasze życie. Praca, zachowanie się w stosunku do innych, rodzina, dom, w którym mieszkamy, przyjaciele, posiłki, rozrywki, charakter itd., będą najlepszymi tematami.

Także sceny z Ewangelii, życie Najświętszej Maryi Panny oraz świętych, stosunek do Aniołów Stróżów, Msza święta, a nawet sama modlitwa, mogą i powinny być obowiązkowymi tematami naszej rozmowy z Bogiem.

Nie znaczy to, że zawsze i w sposób systematyczny należy przywiązywać się do twardej dyscypliny tematycznej. Często bowiem wystarczy stanąć przed Bogiem, aby w Nim odnaleźć spokój i zadowolenie. Już to będzie odpoczynkiem i pociechą.

KAŻDY MA SWOJE SPRAWY

Czasem modlitwa kosztuje nas nieco i trzeba się wysilać, aby modlić się dobrze. Rozmowa z Bogiem na temat pewnych spraw jest pożyteczna przede wszystkim dlatego, że pomaga nam w naśladowaniu Jezusa. Prowadzą nas do tego praktyki życia duchowego, od Komunii po modlitwę, poprzez umartwienie i lekturę. Jeśli nasze życie będzie delikatne, tym bardziej będziemy do Niego podobni, zaś modlitwa stanie się środkiem dostarczającym po temu najlepszych okazji.

Pewien pisarz hiszpański powiedział, że każdy ma "jakieś tam swoje". Jeśli przez "jakieś tam swoje" rozumie się sposób bycia, zobaczymy że jest to rzeczywistość odnosząca się do naszych defektów. Każdy ma swoje: jedni mają mniej charakteru, inni będą się czuli opanowani lenistwem, ktoś nie będzie należycie troszczył się o wychowanie swoich dzieci albo też mało się starał o wypełnianie swoich obowiązków zawodowych, itd., jednym słowem nie zawsze jesteśmy takimi, jakimi chcielibyśmy być.
Świadomość własnych braków nie osłabi naszego ducha, jeśli tylko zawsze bodziemy gotowi dokonać zmiany. Dopóki człowiek o trudnym charakterze pragnie być grzeczny dla innych, leniwy chce przezwyciężyć swoje lenistwo, a ojciec poświęca więcej uwagi dobremu wychowaniu swoich dzieci, wszystko jest do naprawienia. Byłoby źle, gdyby te braki tak nam weszły w krew, że już nie chcielibyśmy z nimi zerwać.

Prawdą jest, że jesteśmy słabi, ale nie zawsze muszą to być słabości prowadzące nas do potknięć czy upadków. Czasem brak stanowczego postanowienia poprawy wynika z tej prostej przyczyny, że w gruncie rzeczy wygodnie nam z naszymi wadami.

Modlitwa pomaga poprawie. Nie ma wątpliwości, że jeśli szczerze, prosto i pokornie mówię z Panem o potknięciach oddalających mnie od Niego, kiedy znów spotkam okazję do grzechu, będę miał nowe siły do walki. Przede wszystkim dlatego, że o nie prosiłem, ale także dlatego, że moja wola jest zdecydowana nie ustąpić pokusie. To ostatnie bierze się stąd, że opowiadając te rzeczy Panu, uczyniłem mniej lub bardziej zdecydowane postanowienie poprawy. To także powód, dla którego nasze wady powinny być rozważane w czasie rozmowy z Panem. Musimy mówić o wszystkim: o dobru, ponieważ zawsze istnieje jeszcze możliwość doskonalenia go i o tym, co mniej dobre, aby z pomocą łaski usunąć to z naszego życia.

POMÓŻ SOBIE, A I BÓG CI POMOŻE

Włosi zachowują jeszcze stary zwyczaj dekorowania swoich mieszkań różnymi maksymami i sentencjami. Przy jakiejś okazji widziałem na drzwiach wiejskiego domu wypisane następujące słowa: "pomóż sobie, a i Bóg ci pomoże"; co oznaczało, że jeśli człowiek nie zaniedbuje zrobić tego, co do niego należy, może mieć pewność, że Bóg zawsze przyjdzie mu z pomocą.

Nie możemy oczekiwać, aby w czasie modlitwy wszystko uczynił Pan. Także my powinniśmy coś zrobić. Chodzi o to, aby dołożyć starań by uczynić to dobrze i z pewnością, że Bóg pozwoli wydać nam owoce. Bywa jednak - niezależnie od tego, ile razy się próbowało i nie znalazło się tematu do modlitwy, albo znalazłszy go, nie widziało się możliwości jego spożytkowania - że trzeba użyć wszelkich środków jakie znajdują się w naszym zasięgu, aby to co robimy, robić dobrze. Poleca się lekturę dobrych książek, aby schronić się w cieniu ich opieki. Może to być Ewangelia, która zbiera myśli i rady Pana kierowane do Apostołów i uczniów. Wystarczy przeczytać jakiś fragment starając się wyciągnąć z niego jak największe korzyści. Może to dać bardzo dobre wyniki, zwłaszcza jeśli prosi się Pana, aby nam wyjaśnił ukryte w nim znaczenie, nigdy nie zapominając, że Ewangelia jest dla nas chrześcijan Książką Życia.

Znaczy to, że nie chodzi tu o zwykłe ich czytanie czy uczenie się ich na pamięć, lecz raczej o staranne stosowanie ich w naszym życiu. I tak na przykład, kiedy przedstawiają Panu kobietę cudzołożną i pytają, co mają z nią zrobić, Jezus zaczyna najpierw pisać po ziemi, aby następnie polecić tym, którzy są bez grzechu rzucić pierwszy kamień. Nasza reakcja na te słowa może być bardzo różna. Można pomyśleć, że Pan posiadał specjalną cnotę roztropności, która z łatwością pozwalała Mu rozstrzygnąć trudne i skomplikowane sytuacje. Można też pomyśleć, że owi mężczyźni stanowili grupę złych ludzi, bardziej troszczących się o prawo niż przebaczenie. Można dalej myśleć w ten sposób czyniąc wróżby i przypuszczenia, które bardziej przypominają studiowanie Ewangelii niż osobistą modlitwę.

Nie ulega wątpliwości, że trzeba wysilić się, aby z pomocą łaski widzieć w tej scenie więcej niż splot sentymentów i emocji ludzkich. Trzeba to wydarzenie rozważyć przed Bogiem, zdać sobie z niego sprawę., a wnioski zastosować w naszym życiu; że kobieta była grzeszna -jak i my jestes'my grzeszni; że Pan jej wybacza -jak i mnie już tyle razy wybaczył. Kiedy oskarżyciele oddalają się zawstydzeni - nie tylko oni otrzymali lekcję miłosierdzia, lecz także i ja. To jest najważniejsze, ponieważ w tym samym momencie utożsamiam się z którąś z osób poprzednio wymienionych. W tym momencie moja modlitwa staje się żywa i nie chodzi już o jakieś tam postacie przesuwające się przez moją głowę, lecz o to, że ja jestem tym, który od Pana otrzymuje przebaczenie, i ja jestem tym, który otrzymuje lekcję miłosierdzia, i ja jestem uczącym się przebaczenia, zrozumienia, pomagania i kochania otaczających mnie ludzi. Od tego momentu nasza modlitwa przestaje być zwykłą nauką i przeobraża się w to, czym powinna być prawdziwa modlitwa: szkołą życia.


BÓG MNIE NIE SŁYSZY!

Jedną z trudności napotykanych przez ludzi uczących się modlić i mających już za sobą pierwszy etap zapału i entuzjazmu jest coś w rodzaju braku natchnienia lub pustki, która zwolna wypełnia ich do tego stopnia, iż ich wysiłki wydają się im daremne i rodzi się w nich przeświadczenie, że nigdy nie nauczą się dobrze modlić.

Prawie zawsze przyczyną takiego stanu rzeczy nie jest brak dobrej woli, lecz jasnych idei. Ponieważ nie odczuwają oczekiwanych rezultatów swoich modlitw, wydaje im się, że życie duchowe nie jest dla nich. Chcieliby zmienić się w jednej chwili, bez żadnych trudności usunąć swoje wady, traktując modlitwę jako rodzaj cudownego lekarstwa o natychmiastowym działaniu, które leczy wszystko i bez najmniejszego wysiłku ze strony chorego.

Stąd już tylko krok do wyciągnięcia fałszywego wniosku: "Jestem jaki jestem, taki sam jak dawniej, absolutnie w niczym się nie zmieniłem, mnie to lekarstwo nie służy. Poza tym Bóg mnie nie słucha, a jeśli nawet, to mi nie odpowiada. Kiedy się modlę to tylko ja mówię, i to jest dla mnie nudne."
Mówiąc, że Bóg nas nie słucha, naprawdę nie wiemy co mówimy, ponieważ nawet przy odrobinie wiary można być więcej niż pewnym, że Pan nas widzi i słucha w każdym momencie i w każdym miejscu.

Wypada powiedzieć, że nagła zmiana byłaby cudem. Jeśli Bóg nie leczy chorego natychmiast, przy pomocy cudu, nie powinno to być powodem zdziwienia. Pan ma na uwadze czas i nasze osobiste wysiłki, i w odpowiednim momencie daje nam to, co dla nas jest najlepsze. Nie można także twierdzić, że absolutnie w niczym się nie zmieniliśmy, ponieważ osoba, która się modli, chociażby nawet jej modlitwa pełna była wspomnianych trudności, już dokonała zmiany. Wielka jest bowiem różnica miedzy starającym się zachować kontakt z Bogiem a kimś, kto nawet do Niego się nie odezwie.

BOŻA ODPOWIEDŹ

Mimo wszystko, trafiają się momenty, w których odnosi się wrażenie, że Bóg nam nie odpowiada, albo przynajmniej nie poświęca nam większej uwagi. Użyto słowa "wrażenie", ponieważ w rzeczywistości rzeczy mają się inaczej. Najczęściej w takich sytuacjach chcielibyśmy nagle poczuć się odmienionymi przez modlitwę. Chcielibyśmy odczuwać działanie łaski w nas, słyszeć głos Pana, albo widzieć Go w taki sposób, że nie moglibyśmy wątpić w materialną rzeczywistość odpowiedzi, zapominając, że Bóg może przemawiać do nas zrozumiale nawet bez używania zmysłów i tego wszystkiego co dotyczy sfery zmysłowej.

Cóż więc dzieje się z modlitwą? Czyżby Pan nie mówił do nas? Mówi, lecz zazwyczaj czyni to w sposób prosty, bez uciekania się do objawień czy pobudzania doświadczeń mistycznych. Brak ewidentnej odpowiedzi Pana wywołuje wrażenie braku reakcji Boga na nasze wołania i przeświadczenie, że po modlitwie jesteśmy zupełnie tacy sami jak przed jej rozpoczęciem.

Wiara naucza nas, że człowiek o własnych tylko siłach nie jest zdolny nawet do dobrego myślenia. Stwierdzenie to wyjaśnia nieco zagadkę modlitwy. W rzeczy samej modląc się, nie będziemy - w sposób zmysłowy - słyszeli głosu Boga; niemożliwe będzie medytowanie Jego oblicza, ani podziwianie Jego postaci. A jednak Bóg zawsze przemawia do człowieka czyniącego wysiłki, aby się modlić. Gdyby tak nie było, skąd brałyby się te dobre myśli, nawiedzające nas w czasie medytacji? Skąd owo pragnienie zmiany życia czy stawania się coraz bardziej szlachetnym? Gdzie rodzi się odraza do naszego pustego życia? Czyż można myśleć, że to my sami wymyślamy te cnotliwe reakcje? Wierzenie, że te wszystkie myśli, pragnienia, postanowienia itd., są wynikiem naszego wysiłku, byłoby wielkim błędem. To sam Bóg sprawia, że rodzą się one w naszym wnętrzu.

W ten niezwykle prosty sposób, Bóg zasiewa w naszej duszy ziarno wyższego życia. I pewnego dnia, modląc się, zaczniemy rozumieć - i to jest Bożą odpowiedzią - że jesteśmy egoistami. Druga interwencja Boża prowadzi nas do wniosku, że sprawy nie mogą dalej toczyć się w ten sam sposób - ponieważ nasze życie powinno być bardziej wielkoduszne. Wszystkie te myśli i pragnienia dowodzą, że jesteśmy na dobrej drodze do prawdziwej modlitwy i Bóg udziela nam odpowiedzi.

Bywa jednak, że i tego brakuje. Wówczas, mimo wszystko, powinniśmy zachować spokój. Wspomniane myśli lub pragnienia, rodzące się na modlitwie, mogą przebiegać niepostrzeżenie, i chociaż kończąc modlitwę, stwierdzamy, że nie osiągnęliśmy nic konkretnego i nie zmieniliśmy się w sposób radykalny, to jednak zawsze istnieć będzie nie sformułowane postanowienie. Odnosić się ono będzie do pragnień częściowo nieuświadomionych - lub całkowicie nieświadomych - które jednak w odpowiednim momencie ujrzą światło, ponieważ są jak ziarno, które rolnik zagrzebuje w ziemię lemieszem swego pługa.

POSTANOWIENIA

Nie zawsze modlitwa musi kończyć się określonym, konkretnym postanowieniem. Często wystarczy odnowić niektóre z tych uczynionych wcześniej i podczas rozmowy z Panem ograniczyć się do prośby o siły potrzebne do ich lepszej realizacji. Czynienie czegoś przeciwnego przypominałoby akumulowanie postanowień do takiej ilości, że - mając na uwadze naszą słabość - ich wypełnienie nie byłoby możliwe do wypełnienia. W ciągu jednego miesiąca uczynilibyśmy ich ze trzydzieści, w ciągu roku trzysta sześćdziesiąt pięć, zaś w ciągu całego naszego życia ich liczba urosłaby do astronomicznej.

Byłoby wspaniale, gdybyśmy mogli powiedzieć: "postanowienie uczynione, zamiar spełniony", ale rzeczywistość pokazuje, że nie zawsze tak jest. Czasem dlatego, że w naszych decyzjach cofamy się, czasem ponieważ wypełniamy je tylko częściowo, a niekiedy z tej prostej przyczyny, że o nich zapominamy.

Skoro nie zawsze udaje się zakończyć modlitwę postanowieniem, nie trzeba wyciągać wniosku, że człowiek nie jest zdolny tego dokonać. Najlepszym postanowieniem i zaczątkiem dobrej modlitwy, jest gotowość woli czynienia tego, o co Bóg nas prosi.

Po dokonanym postanowieniu, wola oczekuje okazji do jego praktycznego wypełnienia. Kiedy ten moment przychodzi, dusza stosunkowo małym nakładem sił przezwycięża przeszkody i odczuwa dążność do zachowania zgodnego z postanowieniami uczynionymi na modlitwie.

W ten sposób dusza nie tylko mówi z Panem, lecz nieustannie żyje modlitwą, dzięki której dostępować będzie największych łask Boga. 

 

NAJPEWNIEJSZA PODPORA

Doszliśmy do jednego z najbardziej interesujących rozdziałów tematu, którym się zajmujemy, do miłości będącej głównym motorem wszystkiego, co czynimy w naszym codziennym życiu. To ona jest najważniejszym oparciem w walce z największymi przeszkodami.

Kochamy rodziców, braci, dzieci, inne osoby i rzeczy. Fakt ten ukazujemy w taki sposób, iż jasnym się staje, że działamy poruszeni miłością.

Wymaga to uporządkowania pewnych idei. Po pierwsze sentyment nie zawsze musi oznaczać to samo co miłość. Uwaga ta wydaje się konieczna, ponieważ bardzo często oba określenia bywają używane zamiennie i jeśli taka pomyłka zostanie przeniesiona na teren życia duchowego, może spowodować dezorientację prowadzącą do oziębienia naszych kontaktów z Bogiem.

Zazwyczaj mówi się, że jedna osoba kocha drugą, kiedy czuje do niej swoistą sympatię, coś, co prowadzi do traktowania jej w szczególny sposób, do szukania jej towarzystwa. Tak dzieje się na przykład między zakochanymi.

Taki sposób myślenia przeniesiony na teren modlitwy, w zdecydowanej większości przypadków prowadzi do błędnego myślenia, że nie kocha się Boga, ponieważ nie czuje się do Niego tego samego co do naszych rodziców lub osób, które są nam bliskie. Bardzo pożyteczna będzie więc próba wytłumaczenia na czym polega prawdziwa miłość.

Aby wyjaśnić pojęcie miłości raz jeszcze trzeba przypomnieć, że nie można kochać kogoś, kogo się nie zna. Kiedy widzimy jakąś osobę lub słyszymy co i w jaki sposób mówi, zaczynamy ją poznawać i dopiero potem, kiedy już ją znamy, może się w nas zrodzić do niej sympatia lub miłość. Bardzo często tej miłości towarzyszy sentyment serca sprawiający, że jest nam przyjemnie przebywać w obecności tej kochanej osoby. Tak właśnie dzieje się między zakochanymi lub kiedy matka pieści i całuje swoje dziecko. Prawie wszyscy wierzą, że właśnie na tym zadowoleniu serca polega prawdziwa miłość i to aż do tego stopnia, że kiedy jej nie odczuwają myślą, że nie kochają.

Używając słów "przyjemność" lub "sentyment" na określenie stopnia miłości, bardzo łatwo dojść do wniosku o istnieniu wielu osób przez nas nie kochanych, ponieważ na ich widok niczego specjalnego nie odczuwamy. W ten sposób można dojść do absurdów i niekonsekwentnych zaprzeczeń. Bo czyż matka, zdolna oddać swe życie za dziecko, może powiedzieć, że go nie kocha tylko dlatego, że nie czuje do niego żadnego specjalnego sentymentu, kiedy ono uczy się lub śpi?

Nie można mylić miłości z sentymentem. Gdzie więc jest miłość? Jak w naszym przypadku dowiedzieć się, czy kochamy Boga czy też nie? Przed chwilą powiedziano, że warunkiem miłości jest poznanie. Gdzie jest miłość? Jak kochać? Właściwa odpowiedź brzmi: siedliskiem miłości jest wola. To właśnie dzięki woli kocha się osoby lub rzeczy. Dlatego też, aby wiedzieć, czy kocha się czy też nie, trzeba przyjrzeć się woli a nie przyjemnościom lub sentymentom, które mogą doprowadzić nas do fałszywych wniosków. I tak możemy spotkać osoby, które myślały, że mało kochają Pana, zaś dzięki tej prostej radzie odkryli, iż kochają Go ponad wszystko, ponieważ są gotowe raczej wszystko stracić niż obrazić Boga. To jest prawdziwa miłość, mimo, że sercu nie towarzyszy przyjemność. Czyli ponad wszystkimi odczuciami - powiedzmy to raz jeszcze - istnieje to, co się kocha i jedynie temu przysługuje prawdziwe miano miłości.

Czym jest w takim razie kochanie Boga w czasie modlitwy? Z tego co powiedziano widać jasno, że nie jest to sentyment lecz decyzja woli, którą kochamy Pana. Kiedy mówię Jezusowi: "To co dzisiaj zrobiłem jest złe i nigdy tego nie uczynię", kocham Go, ponieważ moja wola jest zdecydowana nie potknąć się drugi raz na tym samym. Także wtedy, kiedy mówimy Bogu, że Go kochamy, naprawdę Go kochamy, ponieważ nasza wola jest zdecydowana kochać Go nawet jeśli w sercu nie czujemy nic zmysłowego. Dlatego nie trzeba tracić otuchy i trwać na modlitwie, nawet jeśli zmysłowość zdaje się być uśpiona.

MIŁOŚĆ BEZINTERESOWNA

Modlitwa, podczas której nic specjalnego się nie czuje, jest dobrą modlitwą, ponieważ w czasie jej sprawowania, bezinteresownie szuka się Pana. Jest to przypadek kiedy dusza, która spędza swoją chwilę modlitwy na rozmowie z Bogiem, nie odczuwając przyjemności zmysłowych, stara się wykorzystać tę szansę na walkę przeciwko rozproszeniom. Pozornie można by powiedzieć kończąc modlitwę, że nic z niej nie wynikło. A jednak prawda jest inna, ponieważ nie istnieje bardziej szlachetna i czysta miłość duszy, która zaczyna się modlić wiedząc, że nie będzie mieć z tego żadnej przyjemności. Czyż nie jest to miłość bezinteresowna? Dusze te powinny wiedzieć, że postępują dobrą drogą.
Jakkolwiek by nie było, po odpowiednim retuszu dopiero co naszkicowanego obrazka, może nam pełniej zajaśnieć światło prawdy. Wyobraźmy sobie teraz człowieka, który czuje się zadowolony z modlitwy. Przy takim założeniu wypadałoby się zapytać, czy dusza ta rzeczywiście szuka Boga, czy też siebie samej? Pytanie jest interesujące i ma swoje odbicie w życiu duchowym.

Jeśli szuka samej siebie, jeśli szuka przede wszystkim tego, co niesie ulgę i pociechę, to wraz z osiągnięciem celu przestanie się modlić. Nie szuka bowiem Boga, który pociesza, lecz pocieszenia u Boga. Tymczasem zupełnie inny jest przypadek człowieka, który na modlitwie szuka Pana. Wtedy dusza nie będzie zależna od tego, co jej sprawia przyjemność, lecz całkowicie poświęci się temu, o co Bóg ją prosi, nie biorąc pod uwagę własnych pragnień.

W pierwszym przypadku, kiedy dusza szuka w modlitwie przyjemności lub pociechy, wcześniej czy później zaniecha jej praktykowania. Jest to fakt łatwy do wytłumaczenia i potwierdzony doświadczeniem. Takie dusze nie pragną niczego więcej poza własnym zadowoleniem, nie starają się służyć Bogu, lecz chcą, aby Bóg im służył, udzielając im pociechy. Przypomina to anegdotkę o małym chłopcu, który codziennie wychodził na spotkanie swego ojca z nadzieją otrzymania prezentu. Takie dziecko może zachować się dwojako. Pierwszy sposób polega na niezadowoleniu spowodowanym brakiem prezentu i zapomnieniu o ojcu. Drugi charakteryzuje dusze wielkoduszne i szlachetne, którym bez wątpienia otrzymanie nagrody sprawiłoby radość, jednak nie przykładają do tego zasadniczej wagi, ponieważ najbardziej je interesuje przebywanie ze swoim Ojcem - Bogiem.

W ten sposób powinna zachowywać się dusza trwająca na modlitwie, szukająca Boga ponad przyjemnościami i nagrodami, których On może udzielić. Postępując w ten sposób odnajdzie w końcu Pana, a wraz z Nim prawdziwy pokój i radość.

Trzeba jeszcze dodać, że ważniejsze w modlitwie jest pragnienie tego, czego Bóg pragnie i nieustanne wychodzenie na Jego spotkanie, a nie uczucie lub jego brak. Niech to uspokoi tych wszystkich, którzy myślą, że zgubili drogę, nie spotykając się już w czasie swojej modlitwy z zapałem towarzyszącym narodzinom ich życia duchowego. Dlatego powtórzmy raz jeszcze, że warto trwać na modlitwie nawet wtedy, kiedy się nam to wydaje trudne i ciężkie.

NA ULICY

Nasz świat zdominowany jest aktywnością. Wszyscy się spieszą. Większość ludzi nie potrafi obyć się bez nieustannej pracy ani całego szeregu rzeczy z nią związanych. To właśnie sprawia, że chociaż wszyscy powinni żyć według tej samej nauki Chrystusa, który powiedział, że zawsze trzeba się. modlić, spotykając się z różnymi trudnościami, nie będą tego robić.

Wypada przypomnieć, że Bóg jest wszędzie. To banalne z pozoru stwierdzenie, jest ważne, bo często zapomina się o tym, że Bóg nas widzi i słyszy w każdym momencie naszego życia.

W zasadzie oznacza to, że każde miejsce będzie dobre na modlitwę. Mówimy "w zasadzie", ponieważ praktyka poucza nas, że nie zawsze w każdym miejscu potrafimy się modlić.

Na przykład kiedy idziemy ulicą, Bóg nas widzi i zna do głębi nasze serca. Dlatego również to miejsce byłoby dobre na modlitwę. Nasze rozumowanie jest aż dotąd poprawne. Jednak ludzie i ogłoszenia, przyciągające uwagę wystawy i wszystko to razem sprawia, że ulica nie będzie najlepszym miejscem dla naszej zwykłej modlitwy, bo dysponując nawet wielkimi zdolnościami skupiania się i tak skończymy na rozproszeniach. Gdyby nawet tak się nie stało, to możliwe, że nasza modlitwa skończy się pod kołami samochodu lub w szpitalu, a nawet bezpośrednim przejściem na tamten świat.

PRZED TABERNAKULUM

Na spokojną rozmowę z Panem trzeba poszukać spokojniejszego miejsca. Swego czasu opowiadano mi, że rekruci pewnej jednostki wojskowej zdawali egzaminy na kaprali. Jeden z nich, odpowiadając na pytanie kapitana dotyczące miejsca przebywania Boga, odpowiedział: "Znajduje się wszędzie, ale miejscem gdzie częściej przystaje jest kościół". Nie ulega wątpliwości, że zawsze najlepszym miejscem do modlitwy zawsze będzie kościół, w którym znajduje się Pan ukryty w Najświętszym Sakramencie. Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że Pan został z nami w Eucharystii po to, abyśmy Mu towarzyszyli. Po drugie dlatego, że w atmosferze kościoła nie tracimy czasu na walkę z rozproszeniami.
Zawsze kiedy jest to możliwe, powinniśmy się modlić właśnie tam, przed Tabernakulum. Nie zawsze jednak będzie to możliwe. Niekiedy z braku czasu, kiedy indziej z przyczyn rodzinnych albo specjalnych obowiązków zawodowych nie pozwalających znaleźć się w miejscu sprzyjającym modlitwie. Zauważ dobrze, że mowa tu o obowiązkach, ponieważ nie chodzi o wykręty, lecz o ważne powody, gdzie nie wchodzi w grę lenistwo, wygoda lub nieporządek, lecz ważne przy czyny. W większości przypadków, aby przezwyciężyć trudności, wystarczy wykazać się odpowiednią inicjatywą. Jedynie wtedy, kiedy mimo użycia wszelkich środków, nie można modlić się przed Panem w Najświętszym Sakramencie można wybrać na modlitwę inne najbardziej odpowiednie miejsce.

W DOMU?

Istnieje grupa ludzi zmuszonych odmawiać swoje modlitwy w domu lub w jakimkolwiek innym miejscu. Pomyślcie o matce rodziny, cały dzień zajętej domem i dziećmi, o urzędniku czy adwokacie, potrzebujących dodatkowych godzin pracy, o chorych, którym trudno się poruszać.

Wszyscy znajdujący się w takiej sytuacji, powinni być bardzo wielkoduszni wobec Pana, ale jeśli mimo wszystko nie znajdują żadnych możliwości modlitwy przed Tabernakulum nie powinni się zamartwiać, bo przecież w końcu to za pozwoleniem Boga znajdują się w takiej a nie innej sytuacji.

W domu, w biurze, urzędzie, w warsztacie albo na ulicy, muszą czynić wysiłki, aby się dobrze modlić, mimo przeszkód napotykanych ze strony innych. Jeśli znajdują się w takiej sytuacji, nie powinni czuć się zwolnieni z obowiązku modlitwy, ponieważ nie chodzi o doznanie jakiejś osobistej przyjemności, lecz o rozmowę z Panem.

Matce starającej się odsunąć nieco od swych dzieci, aby porozmawiać z Panem, przeszkadzać będą ich zabawy lub krzyki. Człowiek, który rozpoczyna modlitwę wiedząc, że może mu w niej przeszkodzić telefon lub wezwanie przełożonego, nie powinien się niepokoić, ponieważ te wszystkie trudności nie są wynikiem braku zainteresowania modlitwą lecz okolicznościami, które sprzeciwiają się jego dobrym intencjom.

Trzeba też zauważyć, że nie zawsze znajdziemy się w tak skrajnych sytuacjach. W większości będą one wywołane nieporządkiem lub brakiem umartwienia w rzeczach małych.

Dlaczego pozostawiamy czasem modlitwę na ostatni moment, albo modlimy się na ulicy, wracając do domu? Odpowiedź jest bardzo prosta: zostawiając te rzeczy na sam koniec wykazujemy brak przezorności i ostrożności, co wynika z faktu nie przywiązywania należytej wagi do życia duchowego. Jednym słowem, z braku właściwego zainteresowania modlitwą.

Wypada pamiętać o tym wszystkim i nie zrzucać winy na okoliczności, kiedy właściwie wszystko zależy od nas. Nawet gdyby okoliczności stwarzały nam niemałe trudności, zawsze albo prawie zawsze, jeśli tylko chcemy, potrafimy je przezwyciężyć.

Dlatego warto szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie: czy to co się z nami dzieje jest wywołane brakiem czasu, czy też brakiem zainteresowania obowiązkami, jakie mamy wobec naszego Ojca - Boga?

Jeśli rzeczywiście chcemy się dobrze modlić, musimy starać się wykorzystać wszelkie dostępne środki, aby uniknąć przytoczonych przed chwilą sytuacji.

ZASTOSOWANIE ŚRODKÓW

Czasem może się jednak zdarzyć, że okoliczności ułożą się w sposób uniemożliwiający znalezienie idealnego czasu i miejsca. Będziemy wtedy zmuszeni sprawować nasze modlitwy pomimo trudności.
Nadszedł moment użycia odpowiednich środków w celu oddalenia się od tego wszystkiego, co nie pozwala nam spokojnie mówić z Panem.

Skuteczność poszukiwań odpowiedniego miejsca zależy od umiejętności myślenia. Starają się to robić osoby mające wiele zajęć i trzeba stwierdzić, że w większości przypadków udaje im się to dość dobrze. Jak to robią? Z łatwością. Umieją stworzyć wokół siebie barierę przeszkód, dzięki której dotarcie do nich jest prawie niemożliwe. Chyba wszystkim zdarzyło się otrzymać odpowiedź w stylu: "nie ma go w domu", "proszę zadzwonić za pół godziny", "proszę przyjść innego dnia", itp., co jest niczym innym jak zawiadomieniem, że w tym momencie dana osoba nie może nas przyjąć. Zamknąć się w pokoju, prosząc aby nam nie przerywano, wyjść na ulicę i udać się tam, gdzie nikt nie może nam przeszkodzić, to także sposoby na znalezienie potrzebnego odosobnienia.

Trzeba nauczyć się takiego postępowania. Można to osiągnąć tworząc pewną barierę ochronną, nie pozwalającą na częste przeszkadzanie nam. W szczególnych sytuacjach wystarczy stwierdzić, że nie ma nas w domu lub pozwolić, aby poczekano na nas kilka minut, a jeśli goście przybyli zbyt wcześnie - opóźnić nieco przyjęcie.

Aby tego dokonać, nasza wola nie może być zdominowana okolicznościami, trzeba mieć mocne przekonanie o wadze codziennego wypełniania swoich obowiązków wobec Boga, wśród których swoje miejsce ma także miłosierdzie i pozostałe powinności stanu, które też są obowiązkami zaciągniętymi wobec Niego.

Zazwyczaj nic się nie stanie, jeśli oczekiwani goście poczekają aż skończymy naszą modlitwę, albo jakaś praca opóźni się o kilka minut. Dlaczego zawsze nasza modlitwa albo jakakolwiek praktyka religijna ma czekać? Czemu nie odkładamy pracy czy rozrywki? Zachowujemy się tak, jakby praca i rozrywka nie mogły czekać, zaś Bóg, tak, niech sobie poczeka! Dzieje się tak dlatego, ponieważ Bóg nie protestuje tak głośno jak nasz szef, przyjaciel lub egoizm. W gruncie rzeczy chodzi o zbyt lekkie traktowanie Pana, którego stawiamy na drugim miejscu.

Ten sposób modlenia się jest możliwy w różnych okolicznościach. Na ulicy, w domu, w biurze, itd. Jeśli nie ma innej możliwości, można modlić się podczas podróży w pociągu lub autobusie. Wystarczy zamknąć oczy i nawet jeśli wydaje się nam, że uderzamy głową o innego pasażera - chociaż do tego nie dochodzi - rozmawiać z Panem. Można też patrzeć na krajobraz i kontemplując go - jak wielu to czyni nie myśląc o niczym - wypełnić ten czas modlitwą, aktami strzelistymi i aktami umiłowania Boga.

ODDALAM SIĘ OD NIEBA!

"Kiedy zaczynam się modlić, myślę o wszystkim, tylko nie o Bogu. Zdaję sobie z tego sprawę kiedy jestem już owładnięty niechcianymi myślami. Oddalam się od nieba". Ileż to razy powtarzaliśmy te słowa przystępując do spowiedzi, prosząc spowiednika o radę dotyczącą życia duchowego?
Nie zawsze sprawy przebiegają w ten sposób; bywają dni kiedy wydaje się nam, że Pan wybucha w nas jak wulkan i nasza modlitwa rozwija się w całej swojej prostocie i bez przeszkód. Częściej jednak zdarza się, że jedynie dzięki wielkiemu wysiłkowi modlimy się dobrze. Wówczas najważniejsza rolę odgrywać będzie dobra wola, która pomoże nam tego dokonać. Modlitwa nie jest ani lepsza, ani gorsza tylko dlatego, że mamy mniej lub więcej rozproszeń. Jednak będzie lepsza lub gorsza w zależności od wysiłku woli włożonego w to, aby modlitwa była dobra. Bóg do głębi widzi nasze serca, co oznacza, że nie interesują Go zbytnio przejściowe rozproszenia, pod warunkiem, że nie są dobrowolne.

Przed Bogiem jesteśmy małymi dziećmi: "Przed obliczem Boga, który jest wieczny stajesz jako dziecko jeszcze mniejsze niż dwuletnie maleństwo wobec ciebie. A poza tym, żeś dziecko, jesteś również synem Pana Boga. Nigdy o tym nie zapominaj." ( Droga, nr 860 ). Tak jak matka nie gniewa się jeśli ma rozproszenia, tak i Bóg nie pogniewa się jeśli niedobrowolnie ich doświadczamy. Nie możemy bowiem iść przez życie z zamkniętymi oczyma albo z zakrytymi uszami. Dlatego normalne jest niechcące przypominanie sobie tego wszystkiego, co się niedawno wydarzyło.

Tego rodzaju rozproszenia nie powinny nas zniechęcać. Bóg wie o nich i mogą one być źródłem naszej pokory pomagającej nam zrozumieć, że bez Niego nie jesteśmy zdolni nawet do dobrego myślenia.
Zupełnie inną rzeczą, o której też trzeba powiedzieć, są rozproszenia dobrowolne. Możemy być pewni, że nie są one przyjemne Panu, ponieważ wskazują na brak respektu względem Niego.

BILETER

Nie ma powodu zachowywać się na modlitwie jak bileter przed salą teatralną, za wszelka cenę zdecydowany przeszkodzić chcącym wejść na gapę. Bo też i samo wyobrażenie mogące być przeszkodą nie będzie nią, jeśli roztropnie je wykorzystamy. Może nas ono pobudzić do bardziej żywego relacjonowania Bogu tego, co chcieliśmy Mu powiedzieć, albo też lepszego kontemplowania przeczytanej przed chwilą sceny ewangelicznej. Chodzi o to, aby tę właśnie daną nam przez Boga zdolność, uczynić pomocą w naszej modlitwie.

Czasem przyczyną rozproszeń są zmartwienia, jakie niesie ze sobą życie na świecie. Praca, stosunki z innymi ludźmi, kłopoty finansowe, czyli to wszystko, co zwykliśmy nazywać walką o życie.
Prośby o oddalenie tych rzeczy i zapomnienie o nich w czasie modlitwy są niepotrzebnym wysiłkiem, bo jak żądać od matki, aby zapomniała o swoim dziecku? Albo od człowieka, któremu grozi bezrobocie, aby nie myślał w czasie modlitwy o swojej pracy? Czy możemy przeobrazić się w czyste duchy?

Wszystkie te zmartwienia będą nam towarzyszyć na modlitwie i nie chodzi o to, aby je odrzucić, jako niestosowne. Nie. Trzeba im się przyjrzeć spokojnie, w obecności Boga, i znaleźć siły potrzebne do stawienia im czoła. Próby oddalenia i rezygnacja z medytowania ich przed Panem, byłyby ucieczką przed tym, o co w danym momencie sam Bóg nas prosi. Czymże byłaby modlitwa, gdybyśmy nie chcieli użyć tego cudownego lekarstwa, jakim jest poznanie woli Boga? W jakim celu mielibyśmy jej pragnąć i do czego by nam służyła?

Trzeba mówić Panu o sprawach którymi żyjemy, chociaż bez popadania w obsesyjną skrajność. Mówić Mu o nich, aby w świetle Jego łaski zobaczyć, czego chce od nas. I zakończyć modlitwę zdecydowanym postanowieniem wypełnienia Jego woli.

NAJŚWIĘTSZA PANNA WZOREM MODLITWY

Czasem myślimy, że kochanie Boga polega na robieniu czegoś bardzo wielkiego. Tymczasem życie niemal nigdy nie daje nam takiej możliwości. Dlatego trzeba nauczyć się wykorzystywać drobne, codzienne okazje, aby wszystko co dzieje się w życiu, przepoić modlitwą.

Myśląc o Maryi widzimy, że Ona też nie miała okazji dokonywać wielkich rzeczy. Jej życie było proste. Z łatwością wyobrażamy sobie, jak idzie do źródła, zapala ogień, krząta się po izbie, przygotowuje obiad, czyści warsztat Józefa lub opiekuje się Jezusem. A jednak z powodu tych wszystkich zajęć domowych - tej codziennej pracy - nie utraciła świadomości obecności Boga, przeciwnie, w nich znajdowała nieustanną okazję do rozmawiania z Nim.

Niektórzy, myśląc o Maryi, tak dobrej, przepełnionej miłością i dużo się modlącej, wyobrażają sobie jakby przebywała na marginesie codziennego życia. Uważają, że rozmawiała z Panem o rzeczach tak wzniosłych, że nie miały one wiele wspólnego z codzienną rzeczywistością.

Aby zrozumieć jak dalece niewłaściwe jest takie myślenie, wystarczy przypomnieć sobie tę stronę z Ewangelii, gdzie wspomniano o weselu w Kanie.

Maryja pierwsza zauważyła, że brakuje wina. Osoba całkowicie pochłonięta modlitwą, i wyłącznie sprawami duchowymi, z całą pewnością nie byłaby zdolna tak szybko zdać sobie sprawy z tego prozaicznego wydarzenia. A jednak jest tą jedyną dostarczającą materialnego podłoża sprawie - zdawałoby się - tak mało związanej z Bogiem, rozpoczęcia dialogu z Nim.

W tym celu czyni to co najprostsze, to co wszyscy możemy uczynić. Zwraca się do Syna i mówi Mu co się dzieje - to właśnie jest jej modlitwą: "Nie mają wina". Swoją rozmowę zaczyna od stwierdzenia tego, co nawet nie dotyka jej w sposób bezpośredni.

Modlitwy powinniśmy się uczyć od naszej Pani. Wszystko może pomóc, jakieś wydarzenie pomyślne lub żałosne, które skomentowane przed Panem może jednak ubogacić nasze życie duchowe. Sobór Watykański II daje wszystkim chrześcijanom następujące zalecenie: "Ani troski rodzinne, ani inne sprawy świeckie nie powinny pozostawać poza sferą ich życia duchowego według słów apostoła Wszystko cokolwiek czynicie słowem lub czynem, wszystko czyńcie w imię Pana Jezusa, dziękując Bogu Ojcu przez Niego (Koi 3,17).

Doskonałym wzorem takiego życia duchowego i apostolskiego jest najświętsza Maryja Panna, Królowa Apostołów, która w czasie życia ziemskiego, podobnego do innych, pełnego trosk rodzinnych i pracy, jednoczyła się zawsze najściślej ze swoim Synem i współuczestniczyła w całkiem szczególny sposób w dziele Zbawiciela; teraz zaś wniebowzięta "dzięki swej macierzyńskiej miłości opiekuje się braćmi swego Syna, pielgrzymującymi jeszcze oraz narażonymi na niebezpieczeństwa i utrapienia, dopóki nie zostaną doprowadzeni do szczęśliwej ojczyzny". Niech wszyscy z wielką pobożnością oddają jej cześć i niech powierzają jej macierzyńskiej opiece swoje życie i apostolstwo" ( Dekret o apostolstwie świeckich, nr 4).


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
JAK SIE MODLIC
Akasza. Kim oni są Jak się modlić, Ezoteryka, Sci-Fi
Jak się modlić Porady świętych Karmelu
Jak się modlić, by modlitwa była skuteczna
Jak się modlić Różańcem
Jerzy Zieliński OCD Jak się modlić Porady świętych Karmelu
Tajemnica Różańca (Czyli jak się modlić z różańcem)
Sesja IV Dlaczego i jak się modlić
Jak się modlić, będąc człowiekiem zapracowanym, któremu zawsze brakuje czasu
Sesja IV Dlaczego i jak się modlić
Jak sie poruszac po naszym kurs Nieznany
baciary jak się bawią ludzie
Jak Się Masz Kochanie, Teksty piosenek, TEKSTY
Niesmialosc jak sie jej pozbyc

więcej podobnych podstron