Śmierdzisz

"Śmierdzisz, twoja mama mieszka pod mostem". Przemoc w szkole, to nie tylko siniaki

Aleksandra Szyłło 05.11.2012

Na przerwie koledzy podchodzą do Franka i zatykają nos, sugerując, że śmierdzi, na WF-ie nikt nie podaje mu piłki, a na Facebooku go obgadują. To też jest przemoc. Z Joanną Węgrzynowską, psychologiem i trenerką ze stowarzyszenia Bliżej Dziecka, rozmawia Aleksandra Szyłło

Według danych stowarzyszenia Bliżej Dziecka 3 proc. dzieci w polskich podstawówkach i gimnazjach doświadcza przemocy ze strony rówieśników bardzo często, a 8-9 proc. - często. Co się tym dzieciom dzieje?

Zdarzają się np. pobicia, choć przemoc fizyczna to stosunkowo niewielki ułamek problemu. Wielu dorosłym, zarówno nauczycielom, jak i rodzicom, wciąż się wydaje, że skoro dziecko nie ma podbitego oka czy rozbitej głowy, to jaka to przemoc? Może dziecko, narzekając, ''wyolbrzymia'', a sprawa sama jakoś się ułoży? Otóż często najbardziej dotkliwym i wyniszczającym rodzajem przemocy ze strony rówieśników jest przemoc psychiczna.

Jaką formę przybiera przemoc psychiczna?

Zwykle jest to wyśmiewanie, obrażanie, izolowanie, plotkowanie, intrygowanie. Przemoc ma często charakter grupowy. Sprawca lider narzuca swoje pomysły podporządkowanym dzieciom (pomocnikom), np. że od tej chwili do Franka nikt się nie odzywa, nikt nie siada z nim w ławce. Kiedy Franek odpowiada na lekcji przy tablicy, dzieci wybuchają śmiechem lub pokazują obraźliwe gesty. Jeśli Franek nie dosłyszy, co pani dyktuje, i próbuje spytać kolegów, odwracają się od niego. W czasie lekcji krążą po klasie prześmiewcze rysunki o Franku, rzuca się w niego kulkami papieru, resztkami kanapki albo po cichu zadaje pytania typu: ''To prawda, że twoja mama mieszka pod mostem?''.

Ale lekcje i tak są najłatwiejsze do zniesienia. Najgorsze są przerwy oraz moment wejścia do szkoły i wyjścia z niej. Inwencja dzieci, które zmawiają się przeciwko koledze z klasy, jest nieograniczona. A rzadko które dziecko jest na tyle silne, by nawet jeśli nie ma ochoty uczestniczyć w zmowie klasowej i lubi Franka, odważyło się głośno zaprotestować.

Najczęściej reszta klasy milcząco przyzwala na agresję. Podczas przerwy uczniowie np. podchodzą do Franka i zatykają nos, sugerując, że śmierdzi jak zdechła ryba, rzucają jego zeszytem jak piłką, obrzydzają mu jedzenie w stołówce. W szatni przewieszają jego rzeczy daleko od reszty, a na WF-ie nikt mu nie podaje piłki, nikt nie jest z nim w parze.

W gimnazjum do takich zachowań dochodzi jeszcze przemoc dotycząca sfery seksualnej oraz w większym natężeniu cyberprzemoc. Miałam na treningach dzieci, do których na przerwie podchodził od tyłu kolega z klasy i udawał ruchy kopulacyjne, co wywoływało rozbawienie bądź zażenowanie innych uczniów. Powszechne są wyzwiska, wulgarne komentowanie dojrzewającego ciała chłopca czy dziewczyny.

Wobec cyberprzemocy dorośli są szczególnie bezradni, bo rodzice, nauczyciele, dyrektor często nie do końca nawet wiedzą, co to jest ''ten cały Facebook''. Nie wiedzą, więc bagatelizują. Co z tego, że ktoś gdzieś tam w komputerze coś napisał czy wrzucił jakieś zdjęcie? To wyłącz komputer. Tymczasem portale społecznościowe to miejsce, gdzie odbywa się znacząca część życia towarzyskiego gimnazjalisty: tam często komentuje się lekcje, umawia na urodziny, wagary, odpisanie zadania domowego, grę w piłkę. Tam jest się na bieżąco ze wszystkim: co kto o kim myśli, jak wyglądał ten, a jak tamten. A potem na przerwach cały czas rozmawia się o wpisach na fejsie.

Czy możemy spróbować nakreślić portret ofiary?

Staram się unikać słowa ''ofiara'', bo ono silnie stygmatyzuje. Wolę mówić, że dziecko doświadcza przemocy. Chcę podkreślić, że w znacznej mierze to przypadek decyduje, które dziecko wejdzie w rolę tzw. klasowego kozła ofiarnego.

Są oczywiście cechy, które powodują, że dziecko łatwiej staje się obiektem agresji. To zazwyczaj dzieci wrażliwe, lękowe, z niedużym poczuciem własnej wartości, wycofane, mające pewne trudności w budowaniu relacji z rówieśnikami. Takie, które nie potrafią np. wypalić koledze ekspresowej riposty na idiotyczną zaczepkę.

U pani na warsztatach uczą się takich ripost?

Tak, uczą się asertywnych sposobów reagowania na agresję, wymyślają własne twórcze metody obrony. Wychodzimy z założenia, że dziecko najpierw powinno próbować obronić się samo, a dopiero jeśli te próby nie przyniosą rezultatu, trzeba szukać pomocy u dorosłych. Uczymy dzieci, że jeśli doświadczają przemocy, poproszenie o pomoc rodzica, nauczyciela czy dyrektora szkoły, to nie jest ani ''donoszenie'', ani wstyd. Wstydzić się ma sprawca.

Co dziecko może zrobić samo, jeśli klasa się na nie uwzięła?

Ważna jest już postawa ciała, sposób, w jaki wchodzi do szkoły: by miało proste plecy, pewnie stało na nogach i mówiło pewnym głosem, patrząc ludziom w oczy. Już samo wyrobienie takich nawyków, jeśli dziecko przyjmie je jako swoje i nauczy się je wykonywać naturalnie, bardzo często pomaga.

Kolejna rzecz to ćwiczenie odpowiedzi na zaczepki - na sucho, w przyjaznych warunkach na warsztatach czy potem w domu. Dziecko, jeśli czuje się bezpiecznie, potrafi samo wymyślić wiele zaskakujących, humorystycznych odpowiedzi. Wypróbowujemy różne warianty odpowiedzi na chamstwo. Dziecko może powiedzieć po prostu: ''Nie mów tak do mnie''. Może jakby nigdy nic zmienić temat: na uwagę o okularach powiedzieć np.: ''Za oknem pada śnieg'' albo ''Ciekawe, czy czytałeś W pustyni i w puszczy''.

Jednym z najlepszych sposobów jest obrócenie sytuacji w żart, a udaje się to tym łatwiej, im dziecko jest bardziej rozluźnione i pewniejsze. Dlatego tak ważne jest oswajanie trudnych sytuacji poprzez ćwiczenie ich w domu.

Natomiast jeśli zła sytuacja się przedłuża, a dziecko samo nie daje sobie rady, trzeba szukać pomocy u dorosłych. Jeśli jeden nauczyciel nie zrozumie, pójść do drugiego. Mówić otwarcie o uczuciach i zaistniałych sytuacjach. Rodzice poszkodowanego dziecka powinni zmobilizować szkołę do działania i współpracować z nią.

Rozwiązaniem ostatecznym, które polecam, tylko jeśli wszystko inne zawiodło, jest zmiana szkoły. Wtedy całą rodzicielską uwagę trzeba skupić na tym, by dziecko wiedziało, że nie odchodzi ze szkoły, bo jest słabe, niewartościowe i poniosło porażkę. Porażkę poniósł system, pedagodzy, rodzice agresywnie zachowujących się dzieci. Ono nie. Ono ma prawo uczyć się w szkole, w której szanowana będzie jego godność.

Dzieci po warsztatach wyzwalają się z roli kozła ofiarnego?

Z naszych obserwacji wynika, że 40 proc. się to udaje. Bardzo dużo zależy od wsparcia, jakie dziecko dostaje od bliskich - rodziców, starszego rodzeństwa. Jeśli czuje, że ktoś wierzy w jego urok, inteligencję, dowcip, urodę, jest mu znacznie łatwiej.

Czy możemy sporządzić portret rodzica kozła ofiarnego? Może sami są ''ofiarami losu''? Albo są wiecznie zapracowani i nie mają czasu dla dzieci?

O nie, to bardzo różni ludzie. Przychodzą menedżerowie, aktorzy, osoby odnoszące sukces. Uważam, że nie należy obwiniać ani rodzica, ani dziecka. Chyba że uznamy, iż winą jest bycie wrażliwym i spokojnym, bo każdy musi być przebojowym osobnikiem alfa.

Pracowałam zarówno z dziećmi agresorami, jak i z dziećmi doświadczającymi agresji - i jeśli chodzi o rodziców, to mogę powiedzieć, że widzę różnicę między tymi dwiema grupami. Rodzice dzieci agresywnych częściej sami wykazują się agresją, widać, że dziecko nauczyło się takiej postawy przez przykład. Rodzice tych agresywnych dzieci rzadziej chcą uczestniczyć w szkoleniach - nie przychodzą albo mówią, że nie widzą problemu. Niestety, bywa też tak, że są dumni z agresywnych zachowań dziecka, uważając, że ''przynajmniej da sobie radę w życiu'' albo że ''w życiu trzeba walczyć''.

Rodzice kozłów ofiarnych są bardziej nastawieni na współpracę, empatyczni, bardzo chcą zdobywać nowe umiejętności.

Na zajęciach z psychologii uczyłam się kiedyś, że w typowej klasie są zwyczajowe role do odegrania: lider, pupilek lidera, outsider, klaun, no i kozioł ofiarny. Może po prostu taki kozioł w klasie musi być?

To mit. Jest wiele klas, gdzie nie ma takich podziałów. Bardzo wiele zależy od wychowawcy - to on jest modelem, ustala reguły gry. Jeśli jedna jedyna w tygodniu godzina wychowawcza regularnie zamieniana jest na lekcję matematyki (''bo to się bardziej przyda''), to jest źle.

Dzieci powinny mieć stworzoną przestrzeń i czas do rozmawiania o relacjach, powinny dyskutować z wychowawcą o przemocy i sposobach radzenia sobie z jej przejawami. Nauczyciel może bardzo wiele - powinien tak sterować klasą, żeby pomagać dzieciom budować relacje na wielu frontach. Ważna jest częsta praca w grupach i żeby te grupy zmieniały się, tasowały.

W Polsce, niestety, kandydaci na nauczycieli nie uczą się takich umiejętności na studiach, potem w pracy często pozostają bezradni. Mają kłopot z przeciwdziałaniem problemowi, diagnozowaniem go i leczeniem.

A jakie znaczenie ma to, czy klasa liczy 10, czy 30 osób?

Nie jest to aż tak istotne, jak mogłoby się wydawać. Najważniejsi są pedagodzy. Dzieci doświadczają przemocy w szkołach prywatnych, społecznych, publicznych, sportowych, muzycznych, katolickich - bez wyjątku. W niektórych rzeczywiście jest gorzej, np. często przemoc pojawia się w klasach sportowych. Z mojego doświadczenia wynika, że rodzice często wysyłają tam pewien typ dzieci - niesfornych, tryskających energią (czasem wręcz nadpobudliwych) i agresywnych - z nadzieją, że tam się wyżyją, że w sporcie znajdą ujście dla swojej energii, dzięki czemu będą spokojniejsze.

I to nie jest złe założenie, tylko jak to wygląda naprawdę? W klasie spotyka się 30 nadpobudliwych dzieci i się kotłuje. Szkoła goni z programem, bo ma kompleks, że ''poza sportem te dzieci nic nie robią''. Niestety, trenerzy często nie współpracują ze szkołą, by wychowywać, budować ciepłe relacje. Bywa, że na treningach dzieci dostają jeden przekaz: kto silniejszy, ten lepszy, sportowiec musi walczyć. Dzieci uczą się, że świat to taka wolnoamerykanka, przeżywa najsilniejszy. Tam nie ma miejsca na pochylenie się nad słabszym. Nie ma miejsca na dostrzeżenie, że kolega może nie biega najszybciej, ale za to ma coś innego ciekawego do zaproponowania - może np. pasjonuje się Aztekami i świetnie o nich opowiada?

Na nasze treningi trafiają także dzieci ze szkół katolickich oraz muzycznych. Tam często nauczyciele zakładają, że ''u nas takie rzeczy się nie dzieją'', bo ''my z natury rzeczy jesteśmy inni''. Niestety, dzieją się.

Szkoła im bardziej demokratyczna, tym bezpieczniejsza. Co nie znaczy, że nauczyciel nie ma mieć autorytetu. Ma mieć. Chodzi o to, by dzieci z nauczycielami dyskutowały, by były zachęcane do wypowiadania własnych myśli i uczuć. By czuły, że szkoła należy do nich, nie do świata dorosłych, w którym one są obce, z natury rzeczy słabe i niesłuchane. Szkoła to powinien być ich świat, żeby nie musiały budować sobie alternatywnego, opozycyjnego.

Dziecko często wstydzi się, że nie radzi sobie z kolegami. I ukrywa to przed dorosłymi. Po czym mam poznać, że moje dziecko może być ofiarą rówieśniczej przemocy?

Nie chce jechać na szkolną wycieczkę, nie chodzi na żadne pozaszkolne spotkania z dziećmi z klasy, np. na urodziny. Nikt do niego nie dzwoni. Gdy jest chore, nie ma od kogo odpisać lekcji z zeszytu. Wycofuje się, coraz więcej czasu spędza np. przed komputerem. Nie lubi chodzić do szkoły. Młodsze dzieci mówią czasem: ''Nienawidzę szkoły'', ''głupia szkoła'' - takich sygnałów nie wolno lekceważyć.

W najtrudniejszych przypadkach dzieci czasem chorują fizycznie i jak najbardziej prawdziwie - rano wymiotują, mają gorączkę, bóle brzucha, zaburzenia oddychania.

Dziecko mówi całą swoją postawą, warto się w nią wsłuchać.

W dyskusjach na temat przemocy w szkole często pada argument, że nie ma sensu trzymać dziecka pod kloszem, stwarzać mu cieplarnianych warunków, bo jak wyjdzie z takiej za dobrej szkoły, to dopiero zobaczy, jak jest naprawdę.

To jest pytanie, do jakiego świata chcemy przygotować nasze dzieci, jaki świat one mają tworzyć w przyszłości. Bo przecież to, ''jak jest'', będzie zależało od nich, gdy dorosną.

Ja nie postuluję trzymania dziecka pod kloszem, to byłoby absurdalne i szkodliwe. Przeciwnie, w pracy z uczniami mocno stawiam na samodzielność. Natomiast zadaniem dorosłych jest określenie reguł i postawienie granic. Umawiamy się, że u nas podstawowe prawa każdej osoby są szanowane. Jeśli jedna osoba zostaje napadnięta przez 20 innych, nie pozostawiamy jej samej.

Dziecko ma wynieść ze szkoły taką naukę, że szanujemy nawet tych, których nie lubimy. A poza tym - że osoba z pozoru zamknięta, wycofana może okazać się wspaniałym przyjacielem i ciekawym człowiekiem, jeśli okażemy jej zainteresowanie.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Śmierdzące stopy to problem nie do pokonania
Tuwim-All, Śmierdziel
Tuwim-All, Śmierdziel
śmierdziel
Przestrzeń w literaturze fantastycznej na podstawie Eugeniusza Dębskiego Śmierdząca Robota (2)
Jadowska Aneta Po deszczu kazdy wilk smierdzi mokrym psem
20120620 nowyekran jkm Śmierdzące śledzie
Śmierdzące stopy to problem nie do pokonania
Śmierdzące pierożki na daleką drogę czyli pierwsza żona Sołżenicyna
Czy nasze władczynie śmierdziały
śmierdzimorda
Gdy byłam w piekle, dawali mi jeść różne robaki – żywe i zdechłe, śmierdzące(1)
Uprowadzenie Bulimii, czyli dlaczego goblinom nie śmierdzi z japy
2015 02 20 Dlaczego mokry pies smierdzi
Joanna Dramat Smierdiakowa
Joanna s 237 smierdiakow

więcej podobnych podstron