Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki tom 4 Księżniczka na dworze

Meg Cabot


PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 4

Księżniczka na dworze


Walterowi Schretzmanowi i wielu innym osobom,

które jak Nowy Jork długi i szeroki

okazują ludziom wielką szczodrość.

Niech wam się nie wydaje, że tego nie doceniamy

-z podziękowaniami

- Gdybym była księżniczką - szepnęła do siebie - mogłabym szczodrze obdarowywać

ubogich. Ale nawet jeśli tylko udaję, że nią jestem, i tak mogę wymyślać różne

drobne dobre uczynki. Będę udawała, że spełnianie tych dobrych uczynków to

szczodre obdarowywanie ludzi.

Frances Hodgson Burnett Mała księżniczka przekład Wacława Komarnicka


Czwartek, 1 stycznia, północ, książęca sypialnia w Genowii

moje vosTflnowimm ?????????

?????? ??????? ????? misnoncne

?????? 7Hmmovoas ??????

1. Przestanę obgryzać paznokcie, ze sztucznymi włącznie.

2. Przestanę kłamać. Grandmere i tak wie, kiedy kłamię, a wszystko przez ten

mój nos, a właściwie moje zdradzieckie nozdrza, które mi się rozszerzają, ile

razy zmyślam, więc w sumie nie ma sensu nawet próbować mówić cokolwiek poza

szczerą prawdą.

3. Nigdy nie odejdę od ustalonego tekstu orędzia w czasie oficjalnego

wystąpienia telewizyjnego przed narodem Genowii.

4. W obecności dam dworu przestanie mi się wyrywać mer de.

5. Przestanę prosić Francois, mojego genowiańskiego ochroniarza, żeby mnie

uczył przeklinać po francusku.

6. Przeproszę Genowiańskie Stowarzyszenie Hodowców Oliwek za ten numer z pestką.

7

7. Przeproszę pałacowego kucharza za to, że podsunęłam psu Grandmere tamten

kawałek/oze gras (chociaż wielokrotnie informowałam pałacową kuchnię, że nie

jadam wątróbki).

8. Przestanę pouczać genowiańskich dziennikarzy na temat zagrożeń związanych z

paleniem tytoniu. Jeśli wszyscy mają ochotę nabawić się raka płuc, to mają do

tego pełne prawo.

9. Osiągnę samorealizację.

10. Przestanę tyle myśleć o Michaelu Moscovitzu.

Nie, zaraz. Przecież już mogę myśleć o Michaelu Moscovi-tzu, BO TERAZ TO JEST

MÓJ CHŁOPAK!!!!!!!!

MT + MM = WIELKA MIŁOŚĆ

Piątek, 2 stycznia, 14.00, książęca sypialnia w Genowii

Wiecie, podobno mam ferie. Poważnie. To znaczy, w końcu to jest moja przerwa

semestralna. Powinnam się bawić, naładować sobie mentalne akumulatory na

nadchodzący semestr, który wcale nie zapowiada się lekko, bo zacznę zajęcia z

algebry, stopień II, nie wspominając już o zdrowiu i zasadach bezpieczeństwa.

Wszyscy w szkole mówili: „Och, ty to masz szczęście, spędzisz Gwiazdkę w pałacu,

a wszyscy ci będą usługiwać".

No cóż, po pierwsze, mieszkanie w pałacu to żadna frajda. Zgadnijcie, czemu? Bo

w takich pałacach wszystko jest naprawdę stare. No dobra, nie żeby pałac został

zbudowany w czwartym roku naszej ery, czy kiedy tam moja przodkini, księżna

8

Rosamunda, rozpoczęła swoje panowanie. Tak czy inaczej, postawiono go chyba w

XVII wieku i pozwólcie, że wam przypomnę, czego ludzie w XVII wieku nie mieli:

1. kablówki

2. stałych łączy internetowych

3. toalet

Co nie znaczy, że nie ma tu teraz talerza telewizji satelitarnej, ale zaraz! -

to w końcu dom mojego taty; jedyne kanały, jakie sobie zaprogramował, to CNN,

CNN Serwis Finansowy i kanał golfowy. A gdzie MTV2, ja się pytam? Gdzie Kanał

Filmowy dla Pań Lifetime?

Co w zasadzie nie ma większego znaczenia, bo i tak przez cały czas mnie tu

poganiają jak wołu roboczego. Nie zdarza się, żebym znalazła jedną wolną chwilę

dla siebie, mogła wziąć pilota do ręki i zacząć się zastanawiać: „Hm-hm, ciekawe,

czy nie leci teraz akurat jakiś film z Tracey Gold?"

No, a toalety?... Pozwólcie tylko, że wam powiem jedno: w XVII wieku nie znali

się za dobrze na kanalizacji. Więc teraz, prawie czterysta lat później, jeśli

wrzucisz do muszli chociaż o jeden listek papieru toaletowego za dużo i

próbujesz go spuścić, wywołujesz, małe domowe tsunami.

To by było na tyle. Tak wygląda moje życie w Genowii.

Wszystkie inne znane mi dzieciaki spędzają ferie w Aspen na nartach albo opalają

się w Miami.

A ja? Co JA robię w czasie ferii?

No cóż, oto wpisy z nowego terminarza spotkań, który Grandmere dała mi w

prezencie na Gwiazdkę (no bo która dziewczyna nie chciałaby dostać pod choinkę

terminarza spotkań, prawda?), gdzie zanotowałam sobie, co robiłam do tej pory.

9

Niedziela, 21 grudnia, książęca sypialnia w Genowii

Przyjechałam do Genowii. Ponieważ podczas lotu zjadłam całą dużą paczkę skittles,

omal nie puściłam pawia w kierunku oficjalnego genowiańskiego komitetu

powitalnego, który pojawił się na lotnisku, żeby powitać mnie zaraz po wyjściu z

samolotu.

Minął już cały jeden dzień, odkąd po laz ostatni widziałam Michaela. Usiłowałam

dodzwonić się do domu jego dziadków w ? ??? Baton, bo Moscovitzowie pojechali

tam do nich na ferie zimowe, ale nikt nie odpowiadał, może ze względu na różnicę

czasu, gdyż w Genowii jest tak ze sześć godzin wcześniej niż na Florydzie.

Poniedziałek, 22 grudnia, książęca sypialnia w Genowii

Podczas zwiedzania genowiańskiego krążownika marynarki wojennej HMS „Książę

Filip" potknęłam się o kotwicę i niechcący zepchnęłam admirała Pepina do wody.

Ale nic mu się nie stało. Wyłowili go z genowiańskiej portówki za pomocą harpuna.

Tylko dlaczego jestem jedyną osobą w tym kraju, która uważa kwestie ochrony

środowiska za istotne? Jeżeli ludzie mają dalej cumować swoje jachty w

genowiańskim porcie, naprawdę powinni zacząć zwracać uwagę na to, co wyrzucają

za burtę. Morświ-nom nosy więzną w plastikowych opakowaniach po sześciopa-kach z

piwem. Zwierzęta głodzą się na śmierć, bo nie mogą nawet otworzyć pysków, żeby

coś zjeść. Wystarczyłoby rozrywać te opakowania, zanim się je wyrzuca, i nic

złego by się nie działo.

10

No cóż, dobra, niezupełnie NIC złego, bo w końcu od tego się zaczyna, że nie

powinno się wyrzucać śmieci za burtę.

Po prostu nie mogę stać bezczynnie i przyglądać się, kiedy bezbronne morskie

stworzenia giną przez hordy turystów uzależnionych od Bain de Soleil, którzy

pielgrzymują tutaj w poszukiwaniu idealnej śródziemnomorskiej opalenizny.

Dwa dni, odkąd po raz ostatni widziałam Michaela. Dwa razy usiłowałam się do

niego dodzwonić. Za pierwszym razem nikt nie odebrał. Za drugim razem odebrała

babcia Michaela i powiedziała, że właśnie się z nim minęłam, bo przed sekundą

wyszedł do apteki wykupić dla dziadka talk do stóp robiony na receptę. To takie

do niego podobne, on zawsze najpierw myśli o innych, a dopiero potem o sobie.

Wtorek, 23 grudnia, książęca sypialnia w Genowii

Podczas śniadania z członkami Genowiańskiego Stowarzyszenia Hodowców Oliwek

oświadczyłam, że nietypowa dla tej pory roku susza, która nawiedziła obszar

Morza Śródziemnego, to „na pewno pestka". Nikt nie uznał tego stwierdzenia za

specjalnie zabawne, a już zwłaszcza członkowie Genowiańskiego Stowarzyszenia

Hodowców Oliwek.

Trzy dni, odkąd po raz ostatni widziałam Michaela. Nie mam czasu dzwonić ze

względu na kontrowersje związane z użyciem słowa „pestka" przy hodowcach oliwek.

11

Środa, 24 grudnia Rozkład książęcych zajęć

Wygłosiłam telewizyjne orędzie gwiazdkowe do narodu Ge-nowii. Troszkę odeszłam

od ustalonego tekstu, wymieniając wysokość dochodów z parkometrów w pięciu

gminach Nowego Jorku, i wyraziłam nadzieję, że zainstalowanie parkometrów w

Genowii przyczyniłoby się znacznie do rozwoju gospodarczego kraju, a przy okazji

zniechęciłoby zbyt oszczędnych turystów do jednodniowych wypadów w nasze granice.

Nie mam pojęcia, czemu Grandmere tak się na mnie wściekła. Par-kometry w Nowym

Jorku WCALE nie są obrzydliwymi garga-melami psującymi uliczny krajobraz. Przez

większość czasu i tak się ich nie zauważa.

Cztery DOORWM (Dni Odkąd Ostatni Raz Widziałam Michaela).

Czwartek, 25 grudnia Rozkład książęcych zajęć

NARESZCIE ROZMAWIAŁAM Z MICHAELEM!!!!!! W końcu udało mi się do niego dodzwonić.

Niestety, rozmowa trochę nam się nie kleiła, bo mój tata, babka i kuzyn Renę

siedzieli w pokoju, z którego dzwoniłam, a rodzice, dziadkowie i siostra

Michaela siedzieli w pokoju, w którym on odebrał telefon.

Zapytał mnie, czy dostałam coś fajnego pod choinkę, a ja mu powiedziałam, że nie,

że dostałam tylko terminarz spotkań i książęce berło. A tak naprawdę chciałam

dostać telefon komórkowy. Zapytałam Michaela, czy on dostał coś fajnego z okazji

Chanuki, a on stwierdził, że nie, że dali mu tylko kolorową

12

drukarkę. To i tak o wiele lepszy prezent niż mój, moim zdaniem. Chociaż berło

znakomicie nadaje się do odsuwania skórek przy paznokciach.

Tak bardzo mi ulżyło, że Michael nie całkiem o mnie zapomniał. Zdaję sobie

sprawę, że mój chłopak znacznie przewyższa wszystkich pozostałych

przedstawicieli swojego rodzaju - to znaczy innych facetów. Ale każdy przecież

wie, że faceci są podobni do psów - ich pamięć krótkoterminowa praktycznie nie

istnieje. Mówisz takiemu, że twoją ulubioną bohaterką filmową jest Xena,

Wojownicza Księżniczka, a za pięć minut słyszysz, jak komuś opowiada, że twoją

ulubioną bohaterką filmową jest ???? z Telemundo. Chłopcy po prostu nic nie mogą

na to poradzić, a trzeba wziąć jeszcze pod uwagę, że i tak mają już mózgi

przesadnie pozapychane informacjami na temat modemów, Star Treka Voyagera, Limp

Bizkit i tym podobnych rzeczy.

Michael nie stanowi tutaj żadnego wyjątku od reguły. Och, wiem, że jest drugim

uczniem w swojej klasie i osiągnął rewelacyjne wyniki na egzaminie SAT, i że

został jeszcze przed terminem przyjęty na jeden z najbardziej prestiżowych

uniwersytetów w całym kraju. Ale sami wiecie, że zajęło mu jakieś pięć milionów

lat, zanim wreszcie się przyznał, że mnie lubi. I to dopiero po tym, jak

wysłałam mu całą stertę anonimowych listów. Które potem okazały się wcale nie

anonimowe, bo od początku wiedział, że są ode mnie, dzięki wszystkim moim

przyjaciółkom, wliczając w to jego młodszą siostrę, i ich wrodzonej, niebywałej

gadatliwości.

No, ale nieważne. Ja tylko mówię, że pięć dni to dużo czasu, żeby obyć się bez

jednego znaku życia od swojego ukochanego. To znaczy, chłopak Tiny Hakim Baba,

Dave Faroą El-Abar, czasami potrafi do niej przez tyle czasu nie zadzwonić, a

Tina zawsze dochodzi wtedy do wniosku, że Dave spotkał jakąś dziewczynę, która

jest ciekawsza od niej. Wreszcie nie wytrzymała

13

i skonfrontowała się z nim na ten temat, mówiąc mu, że go kocha i cierpi, kiedy

on do niej nie dzwoni... Co tylko sprawiło, że nie zadzwonił już do niej ani

razu, bo Dave okazał się typowym, niezdolnym do głębszego zaangażowania

uciekaczem.

Michaelowi byłoby bardzo łatwo spotkać dziewczynę, która jest ciekawsza ode mnie.

To znaczy, na świecie muszą chyba żyć miliony dziewczyn, które mają jakieś

rzeczywiste zalety poza tym, że są księżniczkami, i które w czasie wakacji nie

są zamykane na cztery spusty w pałacu, z szaloną babką i jej dziwacznym łysym

pudlem.

I chociaż wszystkie mówimy: „Och, nieprawda", kiedy Tina twierdzi, że Dave ją

rzucił, zaczynam chyba rozumieć, co ona czuje.

Rozmawiałam z mamą i panem Gianinim. U nich obojga w porządku, chociaż mama

nadal nie chce pozwolić swojemu lekarzowi, żeby jej powiedział czego się

spodziewa - chłopca czy dziewczynki. Mama mówi, że nie życzy sobie wiedzieć, bo

jeśli to chłopiec, podczas porodu nie będzie parła, ponieważ nie chce sprowadzać

na świat jeszcze jednego ciemięzcy z chromosomem Y (pan G. mówi, że to tylko

zwykłe hormonalne gadanie, ale ja nie byłabym taka pewna. Mama potrafi być ostro

anty-Y-chro-mosomalna, kiedy się uprze). Dali mi Grubego Louie do telefonu,

żebym mu mogła życzyć wesołych świąt, a on zawarczał ze złością, więc wiem, że

też ma się dobrze.

5 DOORWM.

14

Piątek, 26 grudnia Rozkład książęcych zajęć

usiałam się przyglądać, kiedy tata i kuzyn Renę grali w charytatywnym turnieju

golfowym przeciwko Tigero-wi Woodsowi. Tiger wygrał (też mi niespodzianka), bo

tata jest w średnim wieku, a książę Renę przyznał, że poprzedniego wieczoru brał

udział w imprezie, na której delektowano się grappą. Jedyny sport nudniejszy od

golfa to polo. Będę musiała patrzeć, jak tata i kuzyn Renę grają w TO w

przyszłym miesiącu - chociaż praktycznie rzecz biorąc, Renę trudno nazwać moim

kuzynem. To jakaś stutysięczna woda po kisielu.

I mimo że jest księciem, włoskie prawo nie zezwala mu już na postawienie stopy

na jego ojczystej ziemi, a to przez socjalistów, którzy wygnali wszystkich

członków włoskiej rodziny królewskiej za granicę. Pałac przodków biednego Renę

należy teraz do słynnego projektanta butów, który urządził w nim sanatorium dla

bogatych Amerykanów. Przyjeżdżają tam na weekendy, sami sobie gotują makaron i

sączą przy tym dwustuletni ocet balsamiczny...

Renę chyba jest wszystko jedno, bo tu, w Genowii nadal wszyscy zwracają się do

niego „Wasza Wysokość, książę Renę" i przyznaje mu się wszelkie przywileje

należne członkowi rodu panującego.

Ale i tak, mimo że Renę ma cztery lata więcej ode mnie i jest na pierwszym roku

jakiejś francuskiej szkoły biznesu, to jeszcze nie znaczy, że wolno mu traktować

mnie protekcjonalnie. To znaczy, moim zdaniem hazard jest czymś moralnie

nagannym, więc się denerwuję, widząc, że Renę spędza tyle godzin przy stole do

ruletki, zamiast spożytkować czas jakoś sensowniej.

Wspomniałam mu o tym. Wydaje mi się po prostu, że Renę musi sobie jeszcze zdać

sprawę z tego, że życie składa się z czegoś

M

15

więcej niż z jeżdżenia z szaloną prędkością alfa romeo albo pływania w pałacowym

krytym basenie wyłącznie w skąpych czarnych speedos, które tu w Europie są

bardzo modne (zaapelowałam do taty, żeby, na litość boską, trzymał się zwykłych

kąpielówek, co na szczęście i tak robi).

No i dobra, Renę po prostu mnie wyśmiał.

Ale przynajmniej mogę teraz spać spokojnie, wiedząc, że zrobiłam wszystko, żeby

wykazać pewnemu niezwykle egoistycznemu księciu błąd, jakim jest jego

pasożytniczy żywot.

6 DOORWM.

Sobota, 2 7 grudnia Rozkład książęcych zajęć

? przygnębiający dzień, bo to dwudziesta piąta rocznica •śmierci dziadka.

Musiałam złożyć wieniec na jego grobie, nosić czarny woal itd. Woal przylepił mi

się do błyszczyku na ustach, nie udało mi się odkleić go podmuchiwaniem,

wreszcie musiałam go ściągnąć, a przy okazji kapelusz wpadł mi do portowej

zatoki. Książę Renę go wyłowił z pomocą kilku życzliwych turystek w topłesie,

ale kapelusz już chyba nigdy nie będzie się do niczego nadawał. 7 DOORWM.

Niedziela, 28 grudnia Rozkład książęcych zajęć

Książę Renę został przyłapany na zabawianiu w pałacowym basenie życzliwych

turystek w topłesie. Potężna awantura ze strony taty, który uważa, że w wieku

osiemnastu lat Renę

16

powinien zdawać sobie sprawę ze swojej reputacji „księcia Williama Europy

kontynentalnej minus klejnoty koronne", jako że rodzina Renę ma już tylko tytuły

i nie towarzyszy im żaden majątek, i że te dziewczyny go tylko wykorzystywały.

Renę mówi, że nie ma nic przeciwko temu, żeby go w ten sposób wykorzystywać, a

skoro JEMU to nie przeszkadza, to czemu miałoby przeszkadzać tacie? Ale tatę to

tylko jeszcze bardziej rozwścieczyło. Powinnam była ostrzec Renę, że

niebezpiecznie jest sprzeciwiać się tacie, kiedy ta żyłka na środku czoła

zaczyna mu pulsować, lecz nie zdążyłam.

Próbowałam dodzwonić się do Michaela, ale przez całe godziny był tylko zajęty

sygnał. Musiał siedzieć w sieci. Wysłałabym mu maila, ale jedyne komputery w

pałacu z dostępem do Internetu stoją w biurze administracji, a drzwi były

zamknięte.

8 DOORWM.

Poniedziałek, 29 grudnia Rozkład książęcych zajęć

Spotkałam się z dyrekcją genowiańskiego kasyna. Zniechęcił mnie ich upór przy

utrzymaniu bezpłatnego parkowania dla stałych klientów. Wyjaśniałam im, jak

znacząco mogą wzrosnąć dochody księstwa dzięki płatnym parkometrom, ale mnie

zakrzyczeli.

Poprosiłam tatę o klucze do biura administracji, żebym mogła wysyłać maile do

Michaela, ile razy mam na to ochotę, ale on też mnie zgasił, przez Renę, którego

złapano w biurze administracji w zeszłym tygodniu. Siedział na kopiarce i robił

sobie ksero dolnej połowy pleców. Zapewniłam tatę, że mnie nigdy coś tak

głupiego nie przyszłoby do głowy, bo nie jestem

2 - Księżniczka na dworze

17

pękającym od testosteronu, bezdomnym księciem w kąpielówkach Speedos, ale

najwyraźniej mówiłam do ściany.

Dziewięć dni, odkąd ostatni raz widziałam Michaela, i myślę, że niedługo

OSZALEJĘ!!!!!!!!!!!!!!!

Wtorek, 30 grudnia Rozkład książęcych zajęć

WIADOMOŚĆ OD MICHAELA, którą przekazały mi pałacowe telefonistki. Brzmi tak:

Mia, tęsknię za tobą, spróbuję zadzwonić do ciebie o bon nuit". Pytałam

pałacowe telefonistki, czy na pewno dokładnie to powiedział Michael, a one

twierdzą, że tak. Tyle że ta wiadomość nie ma sensu. Bon nuit to „dobranoc" i

nie oznacza konkretnej godziny. Może jest jakieś słowo w języku Klington, które

brzmi jak bon nuit? Niestety, sama nie mam czasu, żeby zadzwonić do Michaela, bo

przez cały dzień miałam na głowie genowiańskiego ministra obrony narodowej i

uczyłam się, jak postępować w przypadku mało prawdopodobnego ataku militarnego

ze strony wrogich sił zbrojnych. 10 DOORWM.

Środa, 31 grudnia Rozkład książęcych zajęć

Pozowałam do książęcego portretu. Polecono mi nie ruszać się, a zwłaszcza się

nie uśmiechać. Ale było mi bardzo trudno tego nie robić, bo Rommel, miniaturowy

pudel Grandmere, kręcił się przy nas w takim plastikowym kołnierzu, który mu

założono na szyję, żeby nie wylizywał sobie resztek futerka.

18

Rommel to jedyny znany mi pies z obsesyjno-kompulsywnym zaburzeniem osobowości,

które sprawia, że wylizuje sobie futro do gołej skóry. Wszyscy weterynarze w

Ameryce uważali, że Rommel wyłysiał wskutek jakiejś alergii. A potem, kiedy

przyjechaliśmy do Genowii, nadworny weterynarz wykrzyknął: - Alorsl Ależ oui\ To

typowe OKZO! Nie mam zamiaru kpić sobie z cierpień jakiejkolwiek czworonożnej

istoty, ale Rommel był po prostu śmieszny, bo zasłonięto mu część pola widzenia

i ciągle wpadał na jakieś zbroje czy inne takie.

Książęcy portrecista mówi, że doprowadzam go do rozpaczy. Zwolnił mnie z

pozowania wcześniej, żebym mogła pójść na sylwestra do pałacowej sali balowej.

Przyjęcie było beznadziejne, bo nie było tam Michaela i nie miałam kogo

pocałować o północy. Usiłowałam się do niego dodzwonić, ale Moscovitzowie

najwyraźniej wyszli na jakąś imprezę na plaży albo przy basenie, bo nikt nie

odebrał.

Wiecie, czego jest pod dostatkiem na Florydzie? Imprez na plaży albo przy

basenach. A wiecie, kto chodzi na takie imprezy na plaży albo przy basenach?

Dziewczyny ubrane w bikini. Zupełnie jak te z filmu Blue Crush. Jak tamta, jak

jej tam, Kate Bosworth, która miała jedno oko niebieskie, a drugie brązowe i

nosiła obcisłe szorty. Taa, właśnie takie jak ona. Jakim cudem człowiek ma

konkurować z dziewczyną-surferką z jednym okiem niebieskim, a drugim brązowym,

może ktoś mi łaskawie powiedzieć???

Renę usiłował mnie pocałować o północy, ale powiedziałam mu, żeby raczej już

poszedł i pocałował Grandmere. Zdążył wypić tyle szampana, że faktycznie to

zrobił. Grandmere uderzyła go po głowie ozdobą półmiska w kształcie łabędzia

wyrzeźbionego w ananasie. 11 DOORWM.

19

Czwartek, 1 stycznia Rozkład książęcych zajęć

DOSTAŁAM MAILA OD MICHAELA!!!!!!! Renę ukradł klucz do biura administracji, bo

jak twierdził, musiał „wyszukać parę rzeczy" na Netszkapie (tak naprawdę oceniał

zdjęcia ludzi na Are You Hot or Not - sama go na tym przyłapałam), a ja akurat

przechodziłam obok biura w drodze na pałacowy kryty basen, więc zażądałam, żeby

mnie wpuścił. Renę miał zbyt dużego kaca po tym całym szampanie, którego wypił

wczoraj wieczorem, żeby się ze mną w tej sprawie wykłócać.

No więc weszłam na sieć, a tam czekał na mnie mail od Michaela!!!!!!!!!!!!!

Okazuje się, że wczoraj wieczorem wcale NIE BYŁ na żadnej imprezie z

dziewczynami w stylu Kate Bo-sworth.

Mia -pisał— przepraszam, że nie było mnie, kiedy dzwoniłaś, byłem z moimi

dziadkami na noworocznej imprezie klubu emeryta (puszczali Ri-ckiego Martina i

wydawało im się, że bardziej na czasie już być nie mogą) . Przekazali Ci moją

wiadomość? No cóż, tak czy inaczej, szczęśliwego Nowego Roku. Naprawdę za Tobą

tęsknię i tak dalej.

PS Czy oni Cię tam zamknęli na jakiejś wysokiej wieży, czy co? Bo nawet w

więzieniach wolno czasem korzystać z telefonów. Czy muszę pojechać do Genowii i

wspiąć się na tę wieżę po Twoim warkoczu, żeby Cię uwolnić, czy jak?

Czy ktokolwiek dostał kiedyś BARDZIEJ romantyczny list? Naprawdę za mną tęskni I

TAK DALEJ! A wiecie, co znaczy:

20

I TAK DALEJ. Miłość. Racja? Czy nie to właśnie znaczy: I TAK DALEJ?

Zrobiłam błąd, bo spytałam o to Renę. Stwierdził, że mężczyzna, który nie chce

jasno przelać na papier prawdziwych uczuć do kobiety, w ogóle nie jest godzien

miana prawdziwego mężczyzny.

Powiedziałam mu, że Michael nie pisał na papierze, tylko na zwykłym kompie, a to

różnica.

Prawda?

Przez cały dzień odwiedzałam pacjentów Genowiańskiego Szpitala Ogólnego. Bardzo

przygnębiające, nie ze względu na pacjentów, ale przez tego klowna, którego

szpital zatrudnił do rozśmieszania chorych dzieci. JAK JA NIENAWIDZĘ KLOWNÓW! !!!

Strasznie się ich boję, odkąd przeczytałam książkę Stephena Kinga To, którą

potem przerobili na film telewizyjny. Grał w nim ten facet z The Waltons. To po

prostu okropne, że pisarz potrafi wziąć na tapetę jakieś zupełnie niewinne

stworzenie, na przykład klowna, i zrobić z niego uosobienie zła! Przez cały czas

spędzony w szpitalu usiłowałam schodzić temu klownowi z oczu, na wypadek gdyby

miał się okazać pomiotem szatana.

12 DOORWM.

No i teraz, 2 stycznia, siedzę sobie właśnie na galerii dla gości, obserwując

sesję parlamentu Księstwa Genowii i udaję, że uważnie słucham, jak ci wszyscy

podstarzali panowie w perukach rozwodzą się bez końca na temat parkowania.

Właściwie nie mam wątpliwości, to wyłącznie moja wina. No bo zacznijmy od tego,

że gdybym w ogóle nie puściła pary z ust na temat parkowania, nic z tego by się

teraz nie działo.

Ale czy oni nie zdawali sobie sprawy, że jeśli nie zaczniemy pobierać opłat za

parkowanie, to tylko zachęcimy w ten sposób jeszcze liczniejsze grupy Francuzów

i Włochów do przekraczania

21

naszej granicy samochodem zamiast pociągiem, przez co robią się korki na już i

tak bardzo zatłoczonych genowiańskich ulicach, i niszczy się nasza już i tak

ledwie zipiąca infrastruktura?

Pewnie powinno mi pochlebiać, że tak poważnie potraktowali mój pomysł. No bo

faktycznie, jestem księżniczką Genowii, ale co ja niby WIEM? Pochodzę wprawdzie

z książęcej rodziny, a przy okazji w Liceum imienia Alberta Einsteina włączono

mnie do programu zajęć z rozwoju zainteresowań, ale to wszystko jeszcze nie

znaczy, że naprawdę mam jakieś zainteresowania albo że jestem osobą utalentowaną.

W gruncie rzeczy jest dokładnie odwrotnie. Z całą pewnością NIE JESTEM

utalentowana, skoro mam średnie wyniki w każdej dziedzinie, która by wam

przyszła na myśl, no może z wyjątkiem rozmiaru stóp, bo tu akurat natura aż za

dobrze mnie wyposażyła. W sumie nie mam też żadnych zainteresowań. Prawdę mówiąc,

skierowali mnie na rozwój zainteresowań tylko dlatego, że zawalałam algebrę i

wszyscy uznali, że przyda mi się dodatkowy czas na naukę.

Więc jak się nad tym dobrze zastanowić, to bardzo ładnie ze strony posłów do

parlamentu Genowii, że w ogóle zastanawiają się nad czymś, co JA miałam do

powiedzenia.

Nie potrafię jednak czuć wobec nich żadnej specjalnej wdzięczności, skoro każda

chwila, jaką tutaj spędzam, jest tylko kolejną chwilą, której nie mogę poświęcić

mojej jedynej prawdziwej miłości. To znaczy, minęło już trzynaście dni i

osiemnaście godzin, odkąd ostatni raz widziałam Michaela. To prawie dwa tygodnie.

I przez całe te dwa tygodnie zaledwie raz rozmawiałam z nim przez telefon,

wszystko przez różnicę czasu między Genowią a Stanami Zjednoczonymi i przez ten

mój NIENORMALNY, kompletnie NIEREALISTYCZNY rozkład obowiązków. Bo kiedy ja w

tym nawale zajęć mam znaleźć czas, żeby zadzwonić do swojego chłopaka? No, kiedy?

22

Mówię wam, już samo to wystarczy, żeby doprowadzić do łez prawie piętnastoletnią

dziewczynę. Przeznaczenie po prostu działa przeciwko mnie i Michaelowi. Nawet

nie miałam czasu kupić mu prezentu na urodziny, a zostały tylko trzy dni.

Jestem jego dziewczyną zaledwie od trzynastu dni, a już go chyba zaczynam

rozczarowywać.

No cóż, będzie musiał po prostu zaczekać na swoją kolej. Zgodnie z tym, co mówi

Grandmere - a ona powinna mieć o tym jakie takie pojęcie - wszystkich

rozczarowuję: Michaela, obywateli Genowii, tatę, ją, kogo tam sobie chcecie.

Naprawdę nie rozumiem. Na litość boską, przecież chodzi o najzwyczajniejsze w

świecie PARKOMETRY.

Trzynaście dni i dziewiętnaście godzin, odkąd ostatni raz widziałam Michaela.

Sobota, 3 stycznia Rozkład książęcych zajęć

8.00-9.00 Śniadanie z olimpijską reprezentacją hippiczną

Genowii

Słowo daję, nie mam nic przeciwko koniarzom, bo konie są totalnie świetne. Ale

CO KONKRETNIE pracownicy kuchni pałacowej mają przeciwko keczupowi? Poważnie,

odkąd dałam sobie spokój z dietą bez jajek i nabiału, ponieważ nie umiem wyrzec

się sera, a MacDonald's zaczął po ludzku traktować kury, które znoszą jajka, z

których robi się McMuffinki, żadne śniadanie nie smakuje mi lepiej niż omlet z

serem. ALE JAK MA MI SMAKOWAĆ OMLET Z SEREM BEZ KECZUPU????

23

Następnym razem, kiedy będę jechała do Genowii, zabiorę ze sobą butelkę heinza,

przysięgam.

9.30-12.00 Otwarcie nowego skrzydła Muzeum Sztuk Pięknych

Księstwa Genowii

Chwila! To już JA maluję lepiej niż niektórzy z tych baranów, a przecież jestem

kompletnym beztalenciem. Tyle dobrego, że wystawili jeden obraz mojej mamy

{Portret córki artystki w wieku lat pięciu, kiedy odmawia zjedzenia hot doga),

więc się nie będę czepiać.

12.30-14.00 Lunch z ambasadorem Genowii w Japonii

Dorno arigato.

14.30-16.30 Sesja parlamentu Genowii

ZNOWU???? Całą sesję spędziłam, rozmyślając o Michaelu. Kiedy Michael się

uśmiecha, czasem jeden kącik jego ust unosi się wyżej niż drugi. Poza tym ma

bardzo ładne wargi. I bardzo ładne ciemne oczy. Oczy, którymi potrafi zajrzeć w

głąb mojej duszy. Tak strasznie za nim tęsknię!!!!!!! Po prostu beznadzieja.

Powinnam zadzwonić do Amnesty International - TO TAKA STRASZNA I NIESPRAWIEDLIWA

KARA, ŻEBY PRZETRZYMYWAĆ MNIE Z DALA OD MĘŻCZYZNY, KTÓREGO KOCHAM OD TAK DAWNA!!!

24

17.00-18.00 Herbatka w Genowiańskim Towarzystwie Historycznym

W sumie mieli mnóstwo ciekawych rzeczy do opowiedzenia o niektórych moich

krewnych. Szkoda tylko, że książę Renę pojechał do Monte Carlo kupić sobie

nowego kuca do gry w polo. Też mógłby się tego czy owego dowiedzieć.

19.00-22.00

Oficjalna kolacja z członkami

Genowiańskiej Izby Handlowej

Dobra, miał szczęście, że przynajmniej TO mu się upiekło.

14 DOORWM.

Chyba tego dłużej nie zniosę.

???2??? ?.?.

Za głębokim i błękitnym oceanem

Jest daleko ten mój Michael ukochany.

Chociaż wcale się nie zdaje tak daleko,

Mimo całych tych czternastu dni rozłąki,

Bo w swym sercu wciąż na niego wiernie czekam,

I tam kwitną róż miłości wieczne pąki.

Coś czuję, że będę musiała poważnie popracować, jeśli mam złożyć mojemu

ukochanemu poetycki hołd godny jego osoby.

25

Niedziela, 4 stycznia Rozkład książęcych zajęć

9.00-10.00 Msza w genowiańskiej kaplicy pałacowej

Myślałam, że chodzenie do kościoła powinno przynosić człowiekowi duchowe

wsparcie i otuchę. Tymczasem mnie się tylko zachciało spać.

10.30-14.00

Jacht książęcej rodziny Genowii

Wycieczka z rodziną książęcą z Monako

Dlaczego jestem najmniej opaloną osobą w całej Genowii? I co takiego ma w sobie

Renę w tych swoich speedos? To znaczy, naprawdę widać, że on uważa się za Bóg

wie kogo. A te wszystkie dziewczyny, które w porcie wywrzaskują jego imię, tylko

go w tym utwierdzają. Ciekawa jestem, czy nadal by tak za nim szalały, gdyby im

ktoś powiedział, że przyłapałam Renę, kiedy wyśpiewywał piosenki Enriąue

Iglesiasa przed lustrzaną ścianą sali balowej, udając, że moje berło to mikrofon?

16.30-19.00 Lekcja etykiety z Grandmere

Nawet w Genowii te tortury nie mają końca. Jakbym sama doskonale nie wiedziała,

czemu wszyscy dostali kociej mordy na temat tego całego mojego orędzia. No bo

przecież już przysięgłam, że nigdy więcej nie odejdę od przygotowanego tekstu,

kiedy będę wygłaszała przemowę do narodu Genowii. Czemu ona dalej MARUDZI?

26

19.00-22.00 Oficjalna kolacja z premierem Francji i jego rodziną

Renę zniknął gdzieś na cztery godziny z dwudziestoletnią córką premiera. Mówili

potem, że po prostu pojechali zagrać w ruletkę, ale skoro to prawda, czemu bez

przerwy chichotali między sobą po powrocie? Jeśli Renę nie zacznie uważać, to

zanim się obejrzy, dorobi się własnego Małego Księcia, którym będzie musiał się

opiekować.

15 DOORWM.

Dzisiaj dwa razy usiłowałam się do niego dodzwonić. Za pierwszym razem odebrała

babcia Michaela i powiedziała, że Michael poszedł do sklepu komputerowego kupić

nową kasetkę z tonerem do drukarki. Potem odebrał jego tata i powiedział, że

Michael i Lilly poszli z dziadkami na tani seans do kina, obejrzeć ostatniego

Jamesa Bonda. A to szczęściarze!!!!!!!!!!!!!!!

Poniedziałek, 5 stycznia Rozkład książęcych zajęć

8.00-9.00 Śniadanie z Zespołem Baletowym Księstwa Genowii

Po raz pierwszy byłam świadkiem, że Renę potrafi wstać przed dziesiątą rano.

9.30-12.00 Zajęcia klasy baletu, prywatny spektakl Śpiącej Królewny

Nie wiem, czy Lilly ma rację, twierdząc, że balet jest totalnie seksistowski. No

bo faceci też muszą nosić trykoty. Co w sumie

27

dostarcza widzom aż za wiele informacji, jeśli wiecie, co przez to chcę

powiedzieć.

12.30-14.00 Lunch z genowiańskim ministrem turystyki

Czy nikt nie przyzna, że mój pomysł z parkometrami ma trochę sensu? A poza tym

cały ruch pieszy generowany przez turystów, który schodzą z pokładów statków

wycieczkowych cumujących w genowiańskim porcie na jednodniowe zwiedzanie,

niszczy niektóre z naszych najbardziej wartościowych historycznie mostów, takich

jak Pont des Vierges (czyli most Dziewic), nazwany tak na cześć mojej

praprapraprapraprapraprababki Agnes, która wolała się z niego rzucić, niż zostać

zakonnicą, czego z kolei żądał jej ojciec (nic jej się nie stało: okręt

książęcej marynarki wojennej wyłowił ją z wody i skończyło się na tym, że

uciekła z kapitanem, co wprawiło całą rodzinę Renaldich w potężną konsternację).

Nie obchodzi mnie, jaka część dochodu narodowego brutto Genowii pochodzi z tych

jednodniowych wycieczek turystycznych. Oni WSZYSTKO tu zrujnują!

14.30-16.30

Wysłuchać, jak tata udziela wywiadu lokalnym mediom

na temat roli Genowii jako globalnej potęgi w bieżącym

międzynarodowym układzie sił ekonomicznych

Nieważne. Bardziej już chyba nie mogłabym się nudzić! Michaelu! Och, Michaelu!

Gdzie jesteś, mój Michaelu?!

28

17.00-18.00

Herbatka z Grandmere

i członkiniami Genowiańskiego Koła Pomocy Pań

Wylałam herbatę na nowe atłasowe pantofle, które były ufar-bowane pod kolor

sukienki odpowiedniej na okazję takiej popołudniowej herbatki.

Teraz buty mają kolor herbaty.

19.00-23.00

Oficjalna kolacja z bardzo sławnym

byłym sowieckim przywódcą i jego żoną

Renę miał status Zaginionego w Akcji przez prawie całą kolację. Znaleziono go po

deserze w ogrodzie pałacowym, gdzie przy fontannie emablował primabalerinę

zespołu baletowego Księstwa Genowii. Tata bardzo zmartwiony. Próbowałam ukoić

jego stargane nerwy, rozmawiając uprzejmie z dziewczyną, którą zaprosił na

kolację - z tą Miss Republiki Czech - żeby czuła się zaakceptowana przez naszą

rodzinę, w razie gdyby co.

16DOORWM.

Jeśli to potrwa jeszcze trochę dłużej, prawdopodobnie dostanę afazji, jak ta

dziewczyna z Firestarter, i zacznę mylić własnego ojca z kapeluszem.

Wtorek, 6 stycznia, apartament Księżnej Wdowy, pałac w Genowii

ZADZWONIŁ DO MNIE!!!!!!!!!!!!!!!!! Tyle że mnie oczywiście nie było w pobliżu

(jak zwykle). Byłam w gmachu Genowiańskiej Opery i oglądałam durny spektakl

29

Cyganerii, który nawet mi się podobał, ale tylko do momentu, kiedy większość

sympatycznych bohaterów UMARŁA.

Zostawił wiadomość u pałacowych telefonistek. Wiadomość brzmiała: „Hej".

HEJ! Michael powiedział: „Hej"!

Chciałam do niego oddzwonić, oczywiście, kiedy tylko dorwałam się do telefonu,

ale wszyscy Moscovitzowie wybrali się właśnie do Le Crabbe Shacąue, korzystając

ze zniżki dla emerytów na młody drób... To znaczy wszyscy poza doktor Moscovitz

(PANIĄ doktor Moscovitz), która musiała zostać w apartamencie, bo jeden z jej

klientów potrzebował nadzwyczajnej sesji terapeutycznej (jakiś zakupoholik,

który właśnie na nowo popadł w nałóg wskutek licznych poświątecznych wyprzedaży).

Pani doktor Moscovitz powiedziała, że na pewno przekaże Michaelowi wiadomość,

którą dla niego zostawiłam. Wiadomość brzmiała: „Hej".

No cóż... Wolałabym powiedzieć mu coś bardziej romantycznego, ale naprawdę

trudno jest mówić o miłości matce swojego chłopaka, jak się właśnie przekonałam.

O mój Boże, Grandmere znów się na mnie wydziera. Przez cały dzień prawiła mi

kazania na temat tego głupiego balu, który się właśnie zbliża - mojego balu

pożegnalnego, lego, który wydadzą tu dla mnie w przeddzień mojego powrotu do

Ameryki.., i do ukochanego.

Problem w tym, że książę William będzie na balu, bo i tak przyjeżdża do Genowii

na charytatywny mecz polo, w którym zagrają mój tata i książę Renę, a Grandmere

bez przerwy się martwi, że popełnię taką samą straszliwą towarzyską gafę w

obecności księcia Williego, jaką popełniłam, wygłaszając orędzie do narodu

Genowii.

Jakbym w ogóle miała zamiar sterczeć tam i opowiadać księciu Williamowi o

parkometrach. Ale nieważne.

30

- Naprawdę nie mam pojęcia, co się z tobą dzieje - mówi Grandmere. - Bujasz

myślami w obłokach, odkąd tylko wyjechaliśmy z Nowego Jorku. Jeszcze bardziej

niż zazwyczaj. - Przymruża oczy i przygląda mi się, co zawsze mnie przeraża, bo

Grandmere ma wokół całych powiek wytatuowane czarne kreski, żeby poranki móc

spędzać na goleniu sobie brwi i rysowaniu nowych, zamiast babrać się z tuszem i

eyelinerem. - Chyba nie myślisz o TYM CHŁOPAKU, prawda?

Grandmere tym określeniem nazywa Michaela, odkąd oświadczyłam, że żyję wyłącznie

dla niego. Pomijając mojego kota, Grubego Louie, naturalnie.

- Jeśli mówisz o Michaelu Moscovitzu - odparłam swoim najbardziej królewskim

tonem - to owszem, jak najbardziej o nim myślę. Nigdy o nim na długo nie

zapominam, bo jest radością mojego serca.

Za całą odpowiedź Grandmere parsknęła pogardliwie.

- Cielęca miłość - stwierdziła. - Zobaczysz, że szybko ci przejdzie.

Och, wybacz, Grandmere, ale totalnie się mylisz. Kocham się w Michaelu od mniej

więcej ośmiu lat, wyjąwszy może ten dwutygodniowy okres, kiedy wydawało mi się,

że się zakochałam w Joshu Richterze. Osiem lat to więcej niż połowa mojego życia.

Namiętności tak głębokiej i długotrwałej jak moja nie uda ci się w ten sposób

podważyć, nie zdołasz też jej zdefiniować za pomocą swojego ubogiego słownictwa

na temat ludzkich uczuć.

Nic z tego nie powiedziałam jednak głośno, biorąc pod uwagę, że Grandmere ma

naprawdę ostry język, którym potrafi „przypadkowo" ranić ludzi.

Chociaż i tak, mimo że Michael stanowi sens mojego życia i radość mojego serca,

nie sądzę, żebym miała zacząć ozdabiać swoje zeszyty do algebry serduszkami,

kwiatkami i napisami:

31

pani Michaelowa Moscovitz", tak jak Lana Weinberger dekorowała swoje (chociaż

ona pisała „pani Joshowa Richter", oczywiście). Nie tylko dlatego, że robienie

takich rzeczy to kompletny idiotyzm, a poza tym nie zależy mi na tym, żeby

pozbywać się własnej tożsamości przez przyjmowanie nazwiska męża, lecz także

dlatego, że jako książę małżonek księżnej Genowii, to Michael będzie musiał

przyjąć moje nazwisko. Ale nie Thermo-polis, tylko Renaldo. Michael Renaldo. Na

dobrą sprawę brzmi to całkiem, całkiem.

Jeszcze trzynaście dni, zanim znów ujrzę światła Nowego Jorku i ciemne oczy

Michaela. Proszę Cię, Boże, pozwól mi dożyć tej chwili.

JKW Michael Renaldo

M. Renaldo, Książę Małżonek

Michael Moscovitz Renaldo z Genowii

Siedemnaście dni, odkąd ostatni raz widziałam Michaela.

Środa, 7 stycznia Rozkład książęcych zajęć

Na temat dzisiejszego dnia mam do powiedzenia tyle, że jeśli ci ludzie CHCĄ,

żeby infrastruktura tego państwa została zniszczona przez spaliny wytwarzane

przez sportowe samochody, którymi jeżdżą niemieccy turyści, to mają do tego

nienaruszalne prawo. Kim jestem, żeby stawać im na drodze? Och, przepraszam,

jestem tylko księżniczką tego kraju. 18DOORWM.

32

Czwartek, 8 stycznia Rozkład książęcych zajęć

8.00-9.00 Śniadanie z ambasadorem Genowii w Hiszpanii

Wciąż nie ma keczupu!!!

9.30-12.00 Ostatnie poprawki do książęcego portretu

Nie wolno mi zobaczyć gotowego obrazu, dopóki nie zostanie odsłonięty podczas

pożegnalnego balu. Mam nadzieję, że malarz nie uwzględnił wielkiego pryszcza,

który zaczął mi się robić na brodzie. To by było nieco żenujące.

12.30-14.00 Lunch z genowiańskim ministrem finansów

NARESZCIE! Wreszcie ktoś się ze mną zgadza co do zalet parkometrów z punktu

widzenia fiskusa. Minister finansów to WŁAŚCIWY CZŁOWIEK NA WŁAŚCIWYM MIEJSCU!

Co mnie jednak smuci, Grandmere nadal nie jest przekonana. A to ona, w o wiele

większym stopniu niż tata czy parlament, jest siłą, która ma największy wpływ na

opinię publiczną.

14.30-16.30

Kolejny wykład na temat tego, co wolno,

a czego nie wolno mi mówić w towarzystwie

^«pJcsięcia Williama, kiedy go spotkam

W

I

3 - Księżniczka na dwc*?$i ? \**Cy

^3

Przykład:

Bardzo mi miło poznać księcia". - Okay.

Czy ktoś ci już mówił, że wyglądasz jak Heath Ledger?" -Nie okay.

Renę wpadł w sam środek moich korepetycji po drodze do pałacowej siłowni i

zasugerował, żebym zapytała Williego, co tak naprawdę zaszło między nim a

Britney Spears. Grandmere mówi, że jeśli to zrobię, zostawi Rommla pod moją

opieką, kiedy następny raz wybierze się do Baden-Baden na złuszczanie naskórka.

Ugh! Robi mi się niedobrze na myśl i o opiece nad Rommlem, i o złuszczaniu

naskórka. I na myśl o Renę też, skoro już o nim mowa.

19.00-23.00

Oficjalna kolacja z największym importerem

genowiańskiej oliwy z oliwek

A może eksporterem? I tak nie mam nic do powiedzenia. 19 DOORWM.

Piątek, 9 stycznia, 3.00, książęca sypialnia w Genowii

Właśnie mi to przyszło do głowy: Kiedy Michael powiedział, że mnie kocha tamtego

wieczoru podczas Bezwyznaniowego Zimowego Balu, mógł mieć na myśli miłość w

sensie platonicznym. Nie miłość w sensie oceanu płomiennej namiętności. No

wiecie, może on mnie kocha tak, jak się kocha przyjaciela.

Tylko że przyjaciołom na ogół nie wkłada się języka w usta, prawda?

34

No cóż, może tu w Europie tak się robi. Ale nie w Ameryce, na litość boską.

Tyle że Josh Richter używał języka, kiedy mnie pocałował przed szkołą, a on z

całą pewnością nigdy nie był we mnie zakochany! !!!!!!!!

Bardzo się zmartwiłam. Poważnie. Rozumiem, że jest środek nocy i powinnam

przynajmniej próbować zasnąć, skoro jutro mam przeciąć wstęgę, otwierając nowy

Genowiański Książęcy Dom Dziecka.

Ale jak mam spać, kiedy mój chłopak może właśnie siedzieć na Florydzie i kochać

mnie tak, jak się kocha przyjaciela, i może nawet dokładnie w tej minucie

zakochuje się w Kate Bosworth? No bo, w przeciwieństwie do mnie, Kate jest w

czymś naprawdę dobra (w surfowaniu). To Kate należy się miejsce na zajęciach z

rozwoju zainteresowań, NIE MNIE.

Dlaczego jestem taka głupia? Dlaczego nie zażądałam, żeby Michael się określił,

kiedy mi powiedział, że mnie kocha? Dlaczego nie powiedziałam: „A jak mnie

kochasz? Jak przyjaciela? Czy jak partnera na całe życie?"

Jestem idiotką.

Teraz już za nic nie zdołam zasnąć. No bo jak mam spać, wiedząc, że mężczyzna,

którego kocham, prawdopodobnie uważa mnie po prostu za przyjaciółkę, którą miło

jest całować po francusku?

Mogę zrobić tylko jedną rzecz: muszę zadzwonić do jedynej osoby, która będzie w

stanie mi pomóc. A mogę do niej teraz zadzwonić, bo:

1. tam, gdzie ona jest, dopiero dochodzi siódma wieczór;

2. na Gwiazdkę dostała komórkę, więc chociaż teraz jest na nartach w Aspen,

wciąż mogę ją złapać telefonicznie, nawet jeśli jest na wyciągu narciarskim czy

gdzieś tam.

35

Dzięki Bogu, że mam w swoim pokoju telefon. Mimo że I TAK muszę wykręcać 9, żeby

przełączyć się na linię zewnętrzną.

20 DOORWM.

Piątek, 9 stycznia, 3.05 w nocy, książęca sypialnia w Genowii

Tina odebrała po pierwszym sygnale! Totalnie nie było jej na wyciągu narciarskim.

Wczoraj na stoku skręciła sobie nogę w kostce. O, dzięki Ci, Boże, że sprawiłeś,

żeby Tina skręciła sobie nogę w kostce, dzięki czemu mogła być pod ręką i służyć

mi wsparciem w godzinie potrzeby.

Zresztą nic jej nie jest, bo mówi, że boli ją tylko wtedy, gdy się rusza.

Kiedy zadzwoniłam, Tina siedziała w swoim pokoju w domku narciarskim i oglądała

Kanał Filmowy Lifetime. Chciała wiedzieć tylko jedno: co powiem, kiedy

przedstawią mi księcia Williama. Usiłowałam jej wyjaśnić, że według Grandmere

nie powinnam do księcia Williama mówić nic poza: „Miło mi cię poznać".

Najwyraźniej babka obawia się, że mogłabym zapuścić się w wykład na temat

parkometrów, co wydaje jej się niepożądane.

Poza tym, jakie to ma znaczenie? Cokolwiek do niego powiem, moje serce należy

już do innego.

Ta odpowiedź wydała się Tinie zdecydowanie niezadowalająca.

- No to - powiedziała - przynajmniej mogłabyś zdobyć dla mnie adres mailowy

księcia Wiliama. To znaczy, nie każdy znajduje się w takim emocjonalnie

satysfakcjonującym związku ja ty, Mia.

36

Odkąd tylko zaczęła z nim chodzić, chłopak Tiny, Dave, ucieka od zaangażowania,

twierdząc, że mężczyzna nie może nakładać sobie więzów, dopóki nie ukończy

szesnastu lat. Zatem, mimo iż Tina twierdzi, że Dave to jej Romeo w bojówkach,

ma oczy otwarte i szuka jakiegoś miłego faceta, który gotów byłby się

zaangażować. Chociaż mnie się wydaje, że książę William jest dla niej za stary.

Zaproponowałam, żeby wzięła się raczej do jego młodszego brata Harry'ego, który

- jak słyszę -jest też naprawdę bardzo fajny, ale Tina powiedziała, że wtedy

nigdy nie miałaby szansy na koronę. Mogę nawet zrozumieć takie poglądy, chociaż

wierzcie mi, los koronowanej głowy ma w sobie o wiele mniej blasku, kiedy go już

doświadczysz.

- Okay - powiedziałam. - Zrobię, co się da, żeby zdobyć dla ciebie adres

mailowy księcia Williama. Ale teraz mam co innego na głowie. Na przykład, że

istnieje całkiem realna możliwość, że Michael lubi mnie wyłącznie jak

przyjaciółkę.

- Co takiego? - Tina była zszokowana. - Ale mnie się wydawało, że mówiłaś, że w

wieczór Bezwyznaniowego Balu Zimowego użył słowa na K.

- Bo użył - odparłam. - Tylko że on mi nie powiedział, że się we mnie zakochał.

Powiedział tylko, że mnie kocha.

Na szczęście nie musiałam wyjaśniać tego dokładniej. Tina przeczytała

wystarczająco wiele romansów, żeby idealnie zrozumieć, do czego zmierzam.

- Faceci nie mówią słowa na K, chyba że naprawdę tak myślą, Mia - powiedziała.

- WIEM to. Dave nigdy nie używa tego słowa wobec mnie. - W jej głosie pojawiła

się nuta smutku.

- Tak, wiem - odparłam ze współczuciem. - Ale ja pytam o to: CO miał na myśli

Michael? No bo słyszałam już, jak mówił, że kocha swojego psa. Ale przecież nie

jest w swoim psie ZAKOCHANY.

37

- Chyba rozumiem, o co ci chodzi - powiedziała Tina, chociaż niezbyt pewnym

tonem. - No więc, co zamierzasz zrobić w tej sprawie?

- Właśnie dlatego do ciebie dzwonię! - powiedziałam. - To znaczy, jak sądzisz,

powinnam go o to spytać?

Tina wydała bolesny okrzyk. Myślałam, że uraziła sobie skręconą kostkę, ale ona

tylko strasznie się przeraziła tego, co jej powiedziałam.

- Oczywiście, że nie możesz tak po prostu zwrócić się z tym do niego i go o to

spytać! - zawołała. - Nie możesz go stawiać pod ścianą. Musisz zagrać subtelniej.

Pamiętaj, to jest Michael, co oczywiście ustawia go znacznie powyżej innych

facetów... Ale to nadal facet.

O tym nie pomyślałam. Najwyraźniej o wielu rzeczach nie myślę. W głowie mi się

nie mieściło, że ja tu sobie marzę o niebieskich migdałach, cała szczęśliwa, że

Michael mnie choćby lubi, gdy przez cały ten czas on się może właśnie zakochuje

w jakiejś innej, bardziej intelektualnie pociągającej albo lepiej fizycznie

rozwiniętej dziewczynie.

- No cóż - westchnęłam. - Może po prostu powinnam powiedzieć coś w rodzaju:

Lubisz mnie jak przyjaciółkę, czy lubisz mnie jako swoją dziewczynę?"

- Mia... - odezwała się Tina - naprawdę uważam, że nie powinnaś pytać o to

Michaela prosto z mostu. Może się przestraszyć i uciec, jak przerażona gołębica.

Chłopcom się to zdarza, sama wiesz. Oni nie są tacy jak my. Nie lubią mówić o

swoich uczuciach.

To takie smutne, że chcąc dostać jakąś sensowną radę na temat facetów, muszę

dzwonić do kogoś, kto jest tysiące kilometrów stąd. Dzięki Bogu za Tinę Hakim

Baba, tylko tyle mogę powiedzieć.

- Więc co twoim zdaniem powinnam zrobić? - spytałam.

38

- No cóż, trudno ci będzie zrobić cokolwiek - odparła Tina - dopóki tu nie

wrócisz. Jedyny sposób, żeby się przekonać, co chłopak do ciebie czuje, to

popatrzeć mu w oczy. Przez telefon nic z niego nie wyciągniesz. Chłopcom rozmowy

telefoniczne nie wychodzą.

To racja, czego dowodem jest mój były chłopak Kenny.

- Mam! - dodała Tina takim głosem, jakby wpadła na świetny pomysł. - Czemu nie

zapytasz Lilly?

- Nie wiem - odparłam. - Trochę dziwnie się czuję, wplątując ją w to, co jest

między mną a Michaelem...

Mówiąc prawdę, Lilly i ja jak dotąd nawet nie rozmawiałyśmy o tym, że ja.lubię

jej brata, a jej brat lubi mnie. Zawsze myślałam, że ona się za to jakoś na mnie

wścieknie. W końcu jednak okazało się, że Lilly nawet nam w jakiś sposób pomogła

dojść do porozumienia, bo powtórzyła Michaelowi, że to ja wysyłam do niego

anonimowe listy miłosne.

- Po prostu ją spytaj - powiedziała Tina.

- Ale tam jest naprawdę późna pora - odparłam.

- Późna? Na Florydzie jest teraz zaledwie dziewiąta!

- Taa, a o tej właśnie porze dziadkowie Lilly i Michaela kładą się spać. Nie

chcę tam dzwonić i ich budzić. Będą mnie nienawidzili do końca świata.

CO STWORZY NIEZRĘCZNĄ SYTUACJĘ PODCZAS CEREMONII ŚLUBNEJ. Ale głośno tego nie

powiedziałam. Chociaż pewnie mogłam, bo Tina by mnie zrozumiała.

- Oni się nie przejmą, że ich obudziłaś, Mia - stwierdziła Tina. - Przecież w

końcu dzwonisz z innej strefy czasowej. Zrozumieją to. I pamiętaj, że masz do

mnie oddzwonić po rozmowie z Lilly! Chcę wiedzieć, co powiedziała.

Muszę przyznać, że kiedy wybierałam numer, palce mi się trzęsły. Nie tyle

dlatego, że bałam się, że obudzę starszych państwa Moscovitzów, a oni mnie

znienawidzą do końca życia, ale

39

dlatego, że istniała pewna szansa, że Michael odbierze telefon. Co powinnam

powiedzieć, jeśli on się odezwie? Nie miałam pojęcia. Wiedziałam na pewno tylko

tyle, że nie zamierzam spytać: „Lubisz mnie jak przyjaciółkę, czy jak swoją

dziewczynę?", bo Tina zakazała mi to mówić.

Lilly odebrała po pierwszym sygnale. Nasza rozmowa przebiegła następująco:

Lilly: Wow! To ty.

Ja: Czy nie dzwonię za późno? Nie obudziłam twoich dziadków, prawda?

Lilly: No cóż, owszem. W pewnym sensie. Ale dojdą do siebie. No więc, jak leci?

Ja: Znaczy, w Genowii? Hm, chyba nieźle.

Lilly: Och, jasne. Jestem pewna, że nieźle, skoro usługują ci tam we wszystkim,

służba jest na każde twoje zawołanie, a przez cały czas na głowie nosisz diadem.

Ja: Diadem jest trochę niewygodny. Słuchaj, powiedz mi całą prawdę, Lilly. Czy

Michael znalazł sobie inną dziewczynę?

Lilly: Inną dziewczynę? 0 czym ty mówisz?

Ja: Wiesz, o co mi chodzi. Jakąś dziewczynę z Florydy, która umie surfować.

Jakąś Kate albo Annę Marie, z jednym okiem brązowym, a drugim niebieskim. Po

prostu mi powiedz, Lilly. Przysięgam, zniosę prawdę.

Lilly: Po pierwsze, żeby Michael mógł spotkać inną dziewczynę, musiałby oderwać

się raz na jakiś czas od laptopa i wyjść z naszego apartamentu, co mu się zdarza,

odkąd tu jesteśmy, tylko przy posiłkach i wtedy, kiedy chce dokupić

40

jeszcze jakieś części do komputera. Jest tak samo nieopalony jak zawsze. Po

drugie, on nie umawia się z żadną Kate, bo lubi CIEBIE.

Ja (prawie płacząc z ulgi): Naprawdę, Lilly? Przysięgasz? Nie kłamiesz po to,

żebym poczuła się lepiej?

Lilly: Nie, nie kłamię. Chociaż nie wiem, jak długo jego przywiązanie do ciebie

przetrwa, skoro nawet nie pamiętałaś o jego urodzinach.

Poczułam, że coś mnie chwyta za gardło. Urodziny Michaela! Zapomniałam o

urodzinach Michaela! Zapisałam je sobie w moim nowym terminarzu spotkań, ale to

wszystko, co się tutaj działo...

- O mój Boże, Lilly! - wrzasnęłam. - Na śmierć zapomniałam!

- Tak - odparła. - Zapomniałaś. Ale nie martw się. Jestem pewna, że nie

spodziewał się kartki od ciebie, czy czegoś takiego. W końcu wyjechałaś pełnić

obowiązki księżniczki Genowii. Jak można oczekiwać, że będziesz pamiętała o

czymś tak mało ważnym, jak urodziny twojego chłopaka?

Wydało mi się to strasznie nie fair. Michael i ja chodzimy ze sobą zaledwie od

dwudziestu dwóch dni, a przez dwadzieścia jeden z tych dni byłam naprawdę bardzo

zajęta. To znaczy, dobrze jest Lilly żartować, ale nie zauważyłam, żeby

zaprzątało jej głowę chrzczenie okrętów marynarki wojennej albo prowadzenie

krucjaty na rzecz publicznych płatnych parkometrów. Może nikomu to nigdy nie

przyszło na myśl, ale rola księżniczki to ciężka praca.

- Lilly... - szepnęłam. - Czy mogę z nim pomówić? To znaczy z Michaelem?

- Jasne - odparła. A potem wrzasnęła: - Michael! Telefon!

41

- Lilly! - krzyknęłam. - Twoi dziadkowie!

- Daj spokój - powiedziała. - Zasłużyli sobie na to za trzaskanie drzwiami o

piątej rano, kiedy idą podnieść z trawnika „Timesa".

Trwało to dosyć długo, zanim wreszcie usłyszałam jakieś kroki i Michael

powiedział do Lilly: „Dzięki". A potem wziął słuchawkę i odezwał się nieco

zaciekawionym głosem, bo Lilly nie powiedziała mu, kto dzwoni: „Halo?"

Wystarczyło usłyszeć jego głos, żebym zapomniała, że jest po trzeciej rano i że

czuję się podle i nienawidzę swojego życia. Nagle poczułam się tak, jakby była

druga po południu, a ja bym leżała na jednej z tych plaż, o których zachowanie w

stanie nienaruszonym i niezatrutym przez turystów tak uparcie walczę, a nade mną

świeciłoby ciepłe słońce i ktoś podawałby mi zimną jak lód oranginę na srebrnej

tacy. Sam głos Michaela sprawił, że właśnie tak się poczułam.

- Michael - powiedziałam - to ja.

- Mia... - odparł takim tonem, jakby szczerze się cieszył, że mnie słyszy. I to

chyba nie była moja wyobraźnia. Naprawdę brzmiało to tak, jakby było mu miło, i

wcale nie tak, jakby szykował się do rzucenia mnie dla Kate Bosworth. - Co u

ciebie?

- W porządku - powiedziałam. A potem, żeby mieć to jak najszybciej za sobą,

dodałam: - Słuchaj, Michael, w głowie mi się nie mieści, że przegapiłam twoje

urodziny. Wierzyć mi się nie chce, że mogłam tak skrewić. Jestem najobrzydliwszą

osobą, jaka kiedykolwiek chodziła po tej ziemi.

A wtedy Michael zrobił coś cudownego. Roześmiał się... Roześmiał się! Jakby

zapomnienie o jego urodzinach nie było niczym istotnym!

- Och, nie ma sprawy - powiedział. - Wiem, że jesteś bardzo zajęta. A poza tym

jest jeszcze różnica stref czasowych i tak

42

dalej. No więc jak leci? Grandmere wybaczyła ci numer z parko-metrami, czy nadal

cię prześladuje?

O mało się nie rozpłynęłam na środku mojego książęcego łoża, ze słuchawką

przytkniętą do ucha. Trudno mi było uwierzyć, że on jest dla mnie taki miły po

tym moim okropnym postępku. Wcale nie było tak, jakby minęło już dwadzieścia dni.

Było tak, jakbyśmy nadal stali przed moją klatką schodową, kiedy padał śnieg i

białe płatki odznaczały się na ciemnej czuprynie Michaela, a Lars wściekał się

pod drzwiami, bo nie mogliśmy przestać się całować, a on marzł i chciał już

wejść do środka.

W głowie mi się nie mieściło, że mogłam w ogóle pomyśleć, że Michael mógł

zakochać się w jakiejś surferce z Florydy o różnokolorowych oczach. To znaczy

nadal nie byłam do końca pewna, czy on jest we mnie zakochany, czy nie. Ale

byłam całkiem pewna, że mnie LUBI.

I właśnie wtedy, o trzeciej rano, kiedy siedziałam sama w swojej książęcej

sypialni w Genowii, to mi zupełnie wystarczało.

Potem zapytałam go o jego urodziny, a on mi powiedział, że poszli do Red Lobster,

a Lilly dostała alergii na koktajl z krewetek i musieli skrócić obiad i lecieć

na ostry dyżur, bo Lilly spuchła jak Yiolet w Karolu i fabryce czekolady, i że

teraz musi nosić przy sobie strzykawkę z adrenaliną na wypadek, gdyby

kiedykolwiek jeszcze przez niedopatrzenie zjadła owoce morza. I że rodzice

kupili Michaelowi nowego laptopa z okazji jego przyszłych studiów

uniwersyteckich, i że kiedy wróci do Nowego Jorku, będzie się zastanawiał nad

założeniem zespołu muzycznego, bo ma kłopoty ze znalezieniem sponsorów dla

swojego webzina „Crackhead", odkąd wygłosił na nim expose na temat Windowsów -

że są do bani, a on używa wyłącznie Linuxa.

43

Najwyraźniej wielu byłych subskrybentów „Crackhead" boi się gniewu Billa Gatesa

i jego popleczników.

Byłam taka szczęśliwa, słuchając głosu Michaela, że nawet nie zauważyłam, która

to godzina i jak bardzo zaczyna mi się chcieć spać, dopóki on nie powiedział:

- Hej, czy u ciebie nie jest teraz jakaś, zaraz... czwarta rano? Bo do tej pory

zrobiła się już czwarta. Mnie jednak było

wszystko jedno, bo byłam taka szczęśliwa, że mogę z nim porozmawiać.

- Tak - odparłam sennie.

- No to lepiej wskakuj do łóżka - powiedział Michael. -Chyba że możesz dzisiaj

pospać dłużej. Ale założę się, że od rana masz pełen grafik, mam rację?

- Och - odparłam, nadal zagubiona w- tej rapsodii, jaką brzmiał dla mnie głos

Michaela. - Mam tylko ceremonię przecinania wstęgi w szpitalu. I lunch z

Genowiańskim Towarzystwem Historycznym. A potem zwiedzanie genowiańskiego zoo. I

kolację z ministrem kultury i jego żoną.

- O mój Boże - powiedział Michael przerażonym głosem. -Czy ty codziennie tak

musisz?

- Yhm - potwierdziłam, żałując, że nie ma mnie tam razem z nim, żebym mogła

popatrzeć zakochanym wzrokiem w śliczne brązowe oczy, słuchając uroczego,

głębokiego głosu i w ten sposób przekonać się, czy on mnie kocha, skoro to był,

według Tiny, jedyny sposób, żeby się przekonać, jak to jest z chłopakami.

- Mia... - powiedział nieco naglącym tonem. - Lepiej się trochę prześpij. Masz

przed sobą kolejny przeładowany dzień.

- Dobrze - odparłam radośnie.

- Mówię serio, Mia - powtórzył. Czasami potrafi być taki władczy, zupełnie jak

Bestia w Pięknej i Bestii, moim ukochanym filmie wszech czasów. Albo tak mnie

rozstawiać po kątach

44

jak Patrick Swayze rozstawiał Baby w Wirującym seksie. To bardzo przyjemne. -

Odłóż słuchawkę i kładź się do łóżka.

- Ty odłóż pierwszy - powiedziałam.

Niestety, od razu przestał być władczy. Zamiast tego zaczął mówić głosem, który

wcześniej słyszałam u niego tylko raz, a działo się to na schodach przed domem

mojej mamy w wieczór Bezwyznaniowego Balu Zimowego, kiedy się tak długo

całowaliśmy.

Co, prawdę mówiąc, jeszcze bardziej na mnie podziałało niż rozstawianie po

kątach.

- Nie - powiedział. - Ty odłóż pierwsza.

- Nie - odparłam, a nogi mi miękły. - Ty odłóż.

- Nie - powtórzył. - Ty.

- Oboje odkładać mi te słuchawki! - powiedziała Lilly niegrzecznym tonem,

włączając się z drugiej linii. - Muszę zadzwonić do Borysa, zanim zadziała jego

wieczorna tabletka nasenna.

Więc oboje bardzo prędko powiedzieliśmy dobranoc i rozłączyliśmy się. Ale jestem

niemal pewna, że Michael powiedziałby mi, że mnie kocha, gdyby Lilly nie wisiała

na linii.

Dziesięć dni zanim znów go zobaczę. Nie mogę się DOCZEKAĆ!!!!!!!

Piątek, 9 stycznia Rozkład książęcych zajęć

13.00-15.00 Lunch z Genowiańskim Towarzystwem Historycznym

Grandmere potrafi być okropnie wredna. Poważnie. Wyobraźcie sobie, że mnie

uszczypnęła tylko dlatego, że myślała, że na parę sekund zasnęłam podczas lunchu!

Przysięgam, będę miała siniaka. Dobrze, że nie mam czasu chodzić na plażę, bo

45

gdybym się opalała i ktoś zobaczyłby ślad, jaki mi zostawiła, pewnie zadzwoniłby

do Genowiańskiego Towarzystwa Opieki nad Dziećmi, czy czegoś takiego.

W dodatku wcale nie spałam. Tylko dałam oczom przez moment odpocząć.

Grandmere mówi, że to bezmyślność ze strony TEGO CHŁOPAKA, żeby mnie

przetrzymywać do tak późnej pory, szepcząc mi do ucha słodkości. Mówi, że książę

Renę nigdy by nie potraktował żadnej swojej dziewczyny tak beztrosko.

Poinformowałam ją bardzo stanowczo, że w gruncie rzeczy Michael KAZAŁ mi iść

spać, bo bardzo o mnie dba, i że to JA przedłużałam rozmowę. I że wcale nie

szeptaliśmy sobie do uszu słodkości, tylko prowadziliśmy poważną dyskusję na

temat sztuki i literatury oraz monopolu Billa Gatesa w przemyśle sofware'owym.

Na co Grandmere odparła:

- Pfuit!

Ale widać, że jest totalnie zazdrosna, bo sama chciałaby mieć chłopaka, który

jest taki mądry i myślący jak mój. Ale to się nigdy nie zdarzy, bo Grandmere

jest za wredna, pomijając już to, co sobie robi z brwiami. Chłopcy lubią

dziewczyny, które mają prawdziwe brwi, a nie namalowane.

Dziewięć dni, zanim znajdę się w ramionach ukochanego.

Sobota, 10 stycznia, książęca sypialnia w Genowii

Jestem taka podekscytowana! Tina, nie mogąc dołączyć do swojej rodziny na stoku

narciarskim, cały dzień spędziła w kafejce internetowej w Aspen, sprawdzając

horoskopy wszystkich swoich przyjaciół. Wczoraj mi przefaksowała horoskopy dla

mnie i dla Michaela! Wklejam je tutaj do mojego terminarza

46

spotkań, żeby ich nie zgubić. Tak się zgadzają z prawdą, że aż mi ciarki chodzą

po plecach.

Michael - data urodzenia: 5 stycznia

Koziorożec to przywódca wszystkich znaków ziemskich. Oto siła stabilizacji,

jeden z najpracowitszych znaków Zodiaku. Koziorożec jest obdarzony wielką

zdolnością koncentracji, ale nie w sensie egoistycznym. Osoby spod tego znaku

znajdują o wiele więcej pewności siebie w tym, co robią, niż w tym, jakie są.

Koziorożec potrafi bardzo wiele osiągnąć! Jednak pozbawiony jest równowagi w

działaniu. Może stać się zbyt surowy i za bardzo się skupić na osiągnięciach.

Wtedy zapomina o małych radościach, jakie niesie życie. Kiedy Koziorożec

wreszcie się zrelaksuje i zacznie cieszyć życiem, wychodzą na jaw jego

przeurocze skrywane cechy. Nikt nie jest obdarzony przyjemniejszym poczuciem

humoru niż Koziorożec. Och, żeby tylko pozwolił nam się pławić w cieple swojego

uśmiechu!

Mia - data urodzenia: 1 maja Pozostający pod władzą pełnej miłości Wenus Byk

odznacza się wielką emocjonalną głębią. Przyjaciele i ukochani mogą polegać na

jego cieple i uczuciowej dostępności. Byk reprezentuje stałość, lojalność i

cierpliwość. Skupiony na sprawach ziemskich, może stać się zbyt sztywny i bać

się ponosić konieczne w życiu ryzyko. Czasami Bykowi zdarza się utknąć po uszy w

kłopotach. Może nie chcieć spróbować wykorzystać całego swojego potencjału i

stawić czoło wyzwaniu. Czy jest

47

uparty? Bardzo! Byk umie zawsze postawić na swoim. Energia jin tego znaku staje

się czasem zbyt silna, a wtedy Byk potrafi być bardzo, bardzo bierny. Jednak nie

można wymarzyć sobie lepszego kochanka czy bardziej lojalnego przyjaciela.

Michael + Mia Te dwa pełne odwagi, ambitne ziemskie znaki wydają się dla siebie

stworzone. Oboje cenią sobie karierę i łączy ich głębokie umiłowanie piękna i

rzeczy trwałych, klasycznie solidnych. Ironia, jaką obdarzony jest Koziorożec,

potrafi oczarować Byka, natomiast niezwykła zmysłowość Byka odrywa Koziorożca od

jego obsesji na tle kariery. Lubią ze sobą rozmawiać i świetnie się dogadują.

Zwierzają się sobie, a jedno jest w stanie obiecać, że nigdy drugiego nie zrani,

ani nie zawiedzie. Mogą stworzyć idealną parę.

Widzicie? Jesteśmy dla siebie stworzeni! Ale niezwykła zmysłowość? U MNIE? Hm,

nie wydaje mi się.

A jednak... jestem taka szczęśliwa! Cudownie! Lepiej niż idealnie już być nie

może!

Niedziela, 11 stycznia Rozkład książęcych zajęć

9.00-10.00 Msza w genowiańskiej kaplicy pałacowej

O mój Boże, jestem dziewczyną Michaela zaledwie od dwudziestu czterech dni, a

już jestem w tym do niczego. To znaczy

48

w byciu jego dziewczyną. Nie umiem się nawet zdecydować, co niu dać na urodziny.

Jest miłością mojego życia, powodem, dla którego chodzę po tej ziemi. Można by

oczekiwać, że będę wiedziała, co facetowi podarować.

Ale nie. Nie mam zielonego pojęcia.

Tina mówi, że jedyną rzeczą, którą możesz dać chłopakowi, z którym oficjalnie

nie chodziłaś jeszcze przez cały miesiąc, jest sweter. I mówi, że to już i tak

naciąganie struny, skoro Michael i ja nawet nie byliśmy jeszcze razem na

oficjalnej randce - więc, technicznie rzecz biorąc, jak można powiedzieć, że ze

sobą chodzimy?

No ale SWETER? To takie nieromantyczne. Taki prezent dałabym swojemu tacie -

gdyby rozpaczliwie nie potrzebował poradników na temat radzenia sobie ze złością,

bo właśnie to sprezentowałam mu pod choinkę. Z całą pewnością kupiłabym sweter

dla swojego ojczyma.

Ale dla CHŁOPAKA?

Trochę się zdziwiłam, że Tina mogła zasugerować coś tak banalnego, jako że na

ogół w naszej małej grupce pełni rolę specjalisty od spraw romansowych. Ale Tina

twierdzi, że zasady rządzące wyborem prezentów dla chłopców są w gruncie rzeczy

bardzo surowe. Mama jej te zasady wyłożyła. Mama Tiny była kiedyś modelką,

obracała się w bogatym międzynarodowym towarzystwie i umawiała się z pewnym

sułtanem, więc chyba wie, co mówi. Zasad}' dotyczące prezentów dla facetów,

według pani Hakim Baba, wyglądają następująco:

Czas chodzenia ze sobą Odpowiedni prezent

1-4 miesiące sweter

5-8 miesięcy woda kolońska

4 - Księżniczka na dworze

49

9-12 miesięcy zapalniczka*

1 rok i dłużej zegarek

Ale to i tak lepiej wygląda niż lista prezentów odpowiednich dla chłopaka, którą

Grandmere przedstawiła mi wczoraj, kiedy wspomniałam jej o moim straszliwym faux

pas, czyli zapomnieniu o urodzinach Michaela. Oto jej lista:

Czas chodzenia ze sobą Odpowiedni prezent

1-4 miesiące słodycze

5-8 miesięcy książka

9-12 miesięcy lniana chusteczka do nosa

1 rok i dłużej rękawiczki

Chusteczki do nosa? Kto jeszcze daje komuś w prezencie chusteczki do nosa?

Chusteczki do nosa są kompletnie niehigieniczne.

A słodycze? Dla FACETA???

Ale Grandmere twierdzi, że w przypadku dziewczyn i chłopaków obowiązują te same

reguły. Michaelowi też nie wolno podarować mi na urodziny niczego poza

słodyczami albo ewentualnie kwiatami!

W sumie myślę, że wolę już listę pani Hakim Baba.

A jednak cała ta kwestia z dawaniem prezentów jest okropnie trudna! Każdy mówi

ci coś innego. Na przykład, wczoraj wieczorem zadzwoniłam do mamy i spytałam ją,

co powinnam dać Michaelowi, a mama powiedziała, że srebrne jedwabne bokserki.

* Pani Hakim Baba mówi, że dla niepalącego można ją zastąpić kieszonkowym

scyzorykiem albo piersiówką na brandy. Bzdura. Jakbym kiedykolwiek zamierzała

umawiać się z palaczem, pijakiem albo facetem, który chodzi po świecie z nożem w

kieszeni. Ojojoj, randka marzeń!

50

Ale ja przecież nie mogę dać Michaelowi BIELIZNY!!!!!!! Wolałabym, żeby mama się

pospieszyła i wreszcie urodziła to dziecko, bo wtedy przestanie zachowywać się

tak dziwnie. W obecnym stanie braku równowagi hormonalnej do niczego mi się nie

przydaje.

Z czystej desperacji zadzwoniłam do taty i spytałam, co powinnam dać Michaelowi,

a tata stwierdził, że pióro wieczne, żeby Michael mógł do mnie pisywać, kiedy

będę w Genowii, bo wtedy nie będę do niego przez cały czas wydzwaniała i

rujnowała skarbu państwa Genowii.

I co jeszcze, tato? Jakby w dzisiejszych czasach ktoś jeszcze pisał piórem

wiecznym.

W dodatku w Genowii będę spędzać wyłącznie Boże Narodzenie i letnie wakacje,

zgodnie z umową, którą spisaliśmy we wrześniu.

Pióro wieczne. Akurat. Czy jestem jedyną osobą w tej rodzinie, która ma w sobie

odrobinę romantyzmu?

Ups, muszę przestać pisać. Ojciec Christoff patrzy w moją stronę. Ale to jego

własna wina. Nie pisałabym pamiętnika podczas mszy, gdyby jego kazania były choć

trochę inspirujące. Albo przynajmniej wygłaszane po angielsku.

12.00-14.00

Lunch z dyrektorem

Książęcej Genowiańskiej Opery

i czołową mezzosopranistką

Myślałam, że to JA wybrzydzam przy jedzeniu, ale okazuje się, że

mezzosopranistki są o wiele bardziej wybredne niż księżniczki.

Mimo zaaplikowania pasty do zębów wczoraj przed pójściem do łóżka mój pryszcz

urósł do niebotycznych rozmiarów.

51

15.00-17.00

Spotkanie z Genowiańskim Stowarzyszeniem

Właścicieli Nieruchomości

Można by pomyśleć, że przynajmniej Stowarzyszenie Właścicieli Nieruchomości

będzie po mojej stronie w kwestii parko-metrów. Przecież w końcu to przed ICH

domami ciągle parkują turyści. Wydawałoby się, że będą chcieli uzyskać nieco

więcej funduszy na naprawy chodników. Ale NIEEE.

Przysięgam, nie wiem, jak tata znosi to na co dzień. Naprawdę nie mam pojęcia.

17.00-22.00 Oficjalna kolacja z ambasadorem Genowii w Chile i jego

żoną

Wielka afera związana z tym, że Renę „pożyczył sobie" kabriolet porsche

ambasadora - i żonę ambasadora - i skoczył po deserze do Monte Carlo. Parę

uciekinierów znaleziono wreszcie przy grze w tenisa na pałacowych kortach.

Niestety, to był tenis rozbierany.

Za osiem dni znów go zobaczę. O radości! O szczęście!

Poniedziałek, 12 stycznia, 1.00 w nocy, książęca sypialnia w Genowii

Właśnie skończyłam rozmowę z Michaelem. MUSIAŁAM do niego zadzwonić. Właściwie

nie miałam wyboru. Musiałam się dowiedzieć, co chce dostać na urodziny. Wiem, że

to oszustwo - PYTAĆ kogoś, co chce dostać - ale naprawdę nie mam pojęcia, co mu

kupić. Oczywiście, gdybym była taką Kate

52

Bosworth, na pewno już dawno znalazłabym idealny prezent, na przykład czarującą

bransoletkę przyjaźni, którą sama uplotłabym z wodorostów, czy coś takiego.

Ale nie jestem Kate Bosworth. Nawet nie wiem, jak się plecie bransoletki. O MÓJ

BOŻE, JA NAWET NIE WIEM, JAK SIĘ PLECIE BRANSOLETKI Z WODOROSTÓW!!!!!!!!!!!

MUSZĘ znaleźć dla niego coś NAPRAWDĘ odpowiedniego, skoro już zapomniałam - o

jego urodzinach. No i dochodzi jeszcze to, że wylądował z księżniczką,

dziwolągiem i beztalenciem, zamiast chodzić z jakąś atrakcyjną dziewczyną w

typie Kate Bosworth, która potrafiłaby surfować i pleść bransoletki, i

osiągnęłaby samorealizację, a poza tym nigdy by nie dostawała pryszczy i tak

dalej. Muszę dać mu coś tak wspaniałego, że zapomni, że jestem tylko

niepotrafiącą surfować, obgryzającą paznokcie pierw-szoklasistką, której

przytrafiło się urodzić w książęcej rodzinie.

Oczywiście Michaeł mówi, że nie chce nic dostawać, że tylko mnie potrzebuje

(gdybym mogła w to uwierzyć!!!!!!!!!), i że zobaczy mnie za osiem dni, i że to

jest najpiękniejszy prezent, jaki mógłby od kogokolwiek dostać.

To chyba wskazuje, że istotnie może być we mnie zakochany, a nie kochać mnie jak

jakiegoś przyjaciela. Będę, rzecz jasna, musiała naradzić się z Tiną i przekonać

się, co ona na to powie, ale osobiście stwierdzam, że w tym przypadku wskazówka

pokazała na TAK!

Oczywiście, on tylko tak mówi. To znaczy o tym, że nie chce żadnego prezentu na

urodziny. Muszę mu COS kupić. Coś naprawdę fajnego. Tylko co?

W każdym razie naprawdę miałam powód, żeby do niego zadzwonić. Nie zrobiłam tego

tylko dlatego, że chciałam usłyszeć jego głos. Jeszcze tak mnie nie pogięło.

No dobra, może i pogięło. Co na to poradzę? Kocham się przecież w Michaelu chyba

od zawsze. Uwielbiam sposób, w jaki

53

wymawia moje imię. Uwielbiam, jak się śmieje. Uwielbiam, kie-dy mnie pyta o

zdanie, jakby naprawdę go obchodziło, co myślę (Bóg jeden wie, że nikt z mojego

otoczenia tak mnie nie traktu- ' je. No bo niech tylko poddam jakiś pomysł - na

przykład, że można by oszczędzić wodę, wyłączając w nocy fontannę przed pałacem,

kiedy i tak nikogo nie ma w pobliżu - a wszyscy zaczynają się zachowywać, jakby

jedna ze zbroi z Wielkiej Sieni zaczęła gadać).

No cóż, nie wszyscy, bo mój tata jest inny. Ale ja go tutaj w Genowii widuję

jeszcze rzadziej niż w domu, bo jest zaję- ty posiedzeniami parlamentu,

prowadzeniem swojego jachtu w różnych regatach i włóczeniem się po okolicy z

Miss Republiki Czech.

Nieważne. Lubię rozmawiać z Michaelem. Czy to źle? W końcu on JEST moim

chłopakiem.

Gdybym tylko była go bardziej warta! To znaczy, biorąc pod uwagę, że nie

pamiętałam o jego urodzinach, że nie jestem w stanie wymyślić, co mu kupić, i że

tak naprawdę w niczym nie jestem dobra, i wszystko, co on sobą reprezentuje, to

cud boski, że w ogóle się mną zainteresował!

Właśnie mówiliśmy sobie bardzo miłe do widzenia po absolutnie uroczej rozmowie

na temat Genowiańskiego Stowarzyszenia Hodowców Oliwek i zespołu, który Michael

próbuje założyć (on jest taki utalentowany!), i czy „Frontalna Lobotomia" będzie

zniechęcającą nazwą dla zespołu, i właśnie zbierałam się na odwagę, żeby mu

powiedzieć: „tęsknię za tobą" albo „kocham cię", zostawiając mu w ten sposób

wolną drogę, żeby mógł odpowiedzieć czymś podobnym i w ten sposób raz na zawsze

rozwiązać dylemat: czy on mnie kocha jak przyjaciela, czy jest we mnie zakochany,

kiedy usłyszałam w tle głos Lilly, która domagała się rozmowy ze mną.

- Odwal się - powiedział Michael, ale Lilly nadal wrzeszczała:

54

- Ja muszę z nią pomówić, właśnie sobie przypomniałam, że muszę ją o coś

zapytać!

Wtedy Michael powiedział:

- Ale nie mów jej O TYM.

A mnie serce zadrżało, bo pomyślałam, że Lilly nagle sofcie przypomniała, że

mimo wszystko Michael spotyka się za moimi plecami z jakąś dziewczyną o imieniu

Annę Marie. Zanim zdążyłam powiedzieć chociaż słowo, Lilly wyrwała mu słuchawkę

(usłyszałam, że Michael jęknął, chyba z bólu, widocznie musiała go kopnąć czy

coś) i natychmiast zaczęła:

- O mój Boże, zapomniałam cię spytać. Widziałaś to?

- Lilly... - rzekłam z wyrzutem, bo nawet z odległości kilkunastu tysięcy

kilometrów mogłam poczuć, jak Michaela zabolało. Lilly mocno kopie! Wiem, bo w

ciągu dziesięciu lat przyjaźni oberwało mi się od niej parę kopniaków. -

Rozumiem, że przywykłaś mieć mnie tylko dla siebie, ale będziesz musiała nauczyć

się mną dzielić ze swoim bratem. I nawet jeśli to oznacza, że będziemy musiały

wyznaczyć naszej przyjaźni pewne granice, wydaje mi się, że trzeba je będzie

ustalić. Nie wolno ci tak wyskakiwać spod ziemi i wyrywać Michaelowi słuchawki z

ręki, kiedy może mieć mi coś bardzo ważnego do po...

- Przestań wreszcie gadać o tym moim świętym bracie. WIDZIAŁAŚ TO?

- Co miałam widzieć? O czym ty mówisz? - Pomyślałam sobie, że może znów ktoś

usiłował wskoczyć na wybieg niedźwiedzia polarnego w zoo w Central Parku.

- Och, tylko o filmie - odparła Lilly. - Opartym na twojej biografii. Tym,

który dali w telewizji wczoraj wieczorem. A może nie słyszałaś, że historia

twojego życia leciała jako film tygodnia?

Nie zdziwiłam się zbytnio, słysząc te słowa. Już mnie ostrzegano, że powstaje

film oparty na mojej biografii. Ale biuro prasowe

55

pałacu zapewniało mnie, że film nie zostanie wyemitowany przed festiwalami,

które odbywają się w lutym. Chyba zrobiono nas w konia.

Nieważne. Już i tak w obiegu są cztery moje nieautoryzowane biografie. Jedna

trafiła nawet na moment na listę bestsellerów. Przeczytałam ją. Nie była wcale

dobra. Ale może to tylko dlatego, że wiedziałam, czym to się wszystko skończyło.

- No i? - spytałam. Byłam trochę wściekła na Lilly. No bo jak to, odepchnęła

Michaela od telefonu, żeby mi opowiadać o jakimś durnym filmidle?

- O filmie mówię - ciągnęła. - O twoim życiu. Przedstawiono cię jako osobę

nieśmiałą i niezręczną.

- JESTEM nieśmiała i niezręczna - przypomniałam jej.

- Pokazali twoją babkę jako uosobienie troski i osobę pełną współczucia dla

twojego trudnego losu - dodała Lilly. - Wyjątkowo bezczelne zniekształcanie

faktów. Wszędzie tego pełno od czasu, kiedy w Zakochanym Szekspirze usiłowano

przedstawić Barda jako seksownego chłopaka z sześciopakiem piwa i pełnym

uzębieniem.

- To okropne - powiedziałam. - A czy teraz mogę dokończyć rozmowę z Michaelem?

Bardzo proszę.

- Nawet nie zapytałaś, jak przedstawili mnie - rzuciła Lilly oskarżycielskim

tonem. - Twoją najlepszą przyjaciółkę.

- No więc, jak cię przedstawili, Lilly? - spytałam, patrząc na wielki ozdobny

zegar na szczycie marmurowego gzymsu nad kominkiem. - I pośpiesz się, proszę, bo

dokładnie za siedem godzin mam śniadanie, a potem przejażdżkę konną z Genowiań-

skim Towarzystwem Hippicznym.

- Pokazali mnie jako osobę, która bynajmniej cię nie wspierała w trudach

związanych z podjęciem książęcej roli! - Lilly prawie wrzeszczała w słuchawkę. -

Wymyślili, że zaraz po tym, jak sobie głupio obcięłaś włosy, zaczęłam ci

dokuczać, że jesteś płytka i starasz się nadążyć za modą!

56

- Taa - mruknęłam, czekając, aż dotrze do sedna swojej tyrady. Bo rzeczywiście,

Lilly nie wspierała mnie zanadto ani w kwestii uczesania, ani w kwestii

książęcej roli.

Ale okazało się, że ona już dotarła do sedna swojej tyrady.

- Ja cię nigdy nie wspierałam w obowiązkach księżniczki?! - wrzeszczała do

słuchawki, zmuszając mnie, żebym odsunęła ją od głowy w celu uchronienia bębenka

przed uszkodzeniem. -Przez cały ten czas byłam pierwszą i jedyną osobą, która

cię wspierała!

To była taka oczywista nieprawda, że w pierwszej chwili pomyślałam, że Lilly

sobie żartuje, i zaczęłam się śmiać. Ale kiedy przyjęła mój wybuch śmiechu

lodowatym milczeniem, zdałam sobie sprawę, że ona mówiła całkiem poważnie.

Najwyraźniej Lilly jest obdarzona jedną z tych wybiórczych pamięci, które

pozwalają człowiekowi pamiętać wszystkie dobre uczynki, ale żadnych złych.

Trochę tak jak politycy.

Bo przecież, gdyby było prawdą, że tak dzielnie mnie wspierała, nigdy nie

zaprzyjaźniłabym się z Tiną Hakim Baba, z którą zaczęłam siadać podczas lunchu w

październiku tylko dlatego, że Lilly przestała się do mnie odzywać ze względu na

ten cały numer z książęcym pochodzeniem.

- Mam nadzieję - warknęła Lilly - że śmiejesz się na samą myśl, że ktoś wpadł

na pomysł, że mogłabym kiedykolwiek nie być wobec ciebie w pełni lojalną

przyjaciółką, Mia. Wiem, że zdarzały się lepsze i gorsze chwile, ale jeśli

kiedykolwiek byłam wobec ciebie twarda, to tylko wtedy, kiedy miałam wrażenie,

że sama nie jesteś wobec siebie uczciwa.

- Hm - mruknęłam. - W porządku.

- Mam zamiar napisać list - ciągnęła Lilly - do studia, które wyprodukowało

tego kłamliwego gniotą, i zażądać pisemnych przeprosin za nieodpowiedzialny

wydźwięk scenariusza. A jeśli mi nie odpiszą i nie opublikują tego listu na

całej stronie w „Yariety",

57

wytoczę im proces. Nic mnie nie obchodzi, że sprawa pewnie się oprze o Sąd

Najwyższy. Te typki z Hollywood uważają, że mogą filmować wszystko, co im

przyjdzie do łbów, a publiczność i tak im będzie jadła z ręki. No cóż, może w

przypadku klasy robotniczej to jest prawda, ale JA zamierzam walczyć o uczciwe

przedstawianie prawdziwych ludzi i wydarzeń. Człowiek MNIE nie powstrzyma!

Spytałam, jaki człowiek, bo wydawało mi się, że miała na myśli reżysera czy

kogoś takiego, ale ona zaczęła tylko wrzeszczeć: „No, człowiek! Człowiek!",

jakbym była niedorozwinięta umysłowo.

A wtedy Michael dorwał się znów do telefonu i wyjaśnił mi, że „człowiek" to

figura stylistyczna, aluzja odnosząca się do władzy, i że w podobny sposób jak

freudyści za wszystko obarczają winą „matkę", muzycy bluesowi w całej historii

tego gatunku muzycznego przypisywali swoje cierpienia „człowiekowi". Zgodnie z

tradycją, poinformował mnie, „człowiek" to zwykle mężczyzna białej rasy,

odnoszący sukcesy finansowe, w średnim wieku i cieszący się pozycją dającą mu

znaczną władzę nad innymi ludźmi.

Zastanawialiśmy się nad nazwaniem zespołu Michaela „Człowiek", ale w końcu

zrezygnowaliśmy ze względu na lekko mizoginistyczny wydźwięk takiej nazwy.

Dopiero za siedem dni znów znajdę się w ramionach Michaela. Och, gdybyż te

godziny mogły przefrunąć prędko jak gołębica o chyżych skrzydłach!

Właśnie zdałam sobie z tego sprawę - „człowiek" Michaela brzmi zupełnie jak opis

mojego taty! Chociaż wątpię, żeby ci wszyscy muzycy bluesowi mówili o księciu

Genowii. O ile się orientuję, tata nawet nie był nigdy w Memphis.

58

Poniedziałek, 12 stycznia Rozkład książęcych zajęć

20.00-24.00 Filharmonia Księstwa Genowii

Ile razy zaczyna mi się wydawać, że rzeczy zaczną się toczyć zgodnie z moimi

oczekiwaniami, zawsze zdarza się coś, co te oczekiwania rujnuje.

I zwykle macza w tym palce Grandmere.

Chyba musiała się zorientować, że przez całą noc gadałam z Michaelem, bo dziś

znów byłam strasznie niewyspana. No więc dziś rano, między moją przejażdżką

konną z Towarzystwem Hippicznym a spotkaniem ze Stowarzyszeniem Rozwoju

Przestrzennego Wybrzeża Genowii, Grandmere kazała mi usiąść i palnęła mi kazanie.

Tym razem nie chodziło jej o odpowiednie prezenty urodzinowe dla chłopaka.

Zamiast tego mówiła o Właściwych Wyborach.

- Wszystko pięknie, Amelio - powiedziała. - Nie mam nic przeciwko temu, żebyś

lubiła TEGO CHŁOPAKA.

- No, mam nadzieję! - zawołałam ze świętym oburzeniem. - Zwłaszcza że nigdy go

nie spotkałaś! Co ty w ogóle wiesz o Mi-chaelu? Nic!

Grandmere tylko rzuciła mi złe spojrzenie.

- Niemniej - ciągnęła - wydaje mi się, że niedobrze robisz, pozwalając, by

uczucie do tego Michaela zaślepiło cię na tyle, że nie dostrzegasz innych,

bardziej odpowiednich kandydatów na księcia małżonka, takich jak...

Przerwałam Grandmere, by jej powiedzieć, że jeśli wymieni imię księcia Williama,

rzucę się do wody z mostu Dziewic.

Grandmere odparła, żebym nie ośmieszała się bardziej niż zwykle i że i tak nigdy

nie mogłabym wyjść za mąż za księcia

59

Williama, bo on należy do Kościoła anglikańskiego. Istnieją jednak inni,

nieskończenie bardziej odpowiedni kandydaci do romantycznych uczuć księżniczki z

panującego rodu Renaldich niż taki Michael. Dodała, że byłoby jej szalenie

przykro, gdybym przegapiła możliwość poznania tych innych młodych ludzi tylko

dlatego, że wydaje mi się, że jestem zakochana w Michae-lu. Zapewniła mnie, że

gdyby odwrócić okoliczności i gdyby to Michael był dziedzicem korony i znacznej

fortuny, bardzo wątpi, czy byłby mi tak wierny, jak ja jestem wierna jemu.

Bardzo ostro sprzeciwiłam się takiej ocenie charakteru Michaela. Poinformowałam

Grandmere, że gdyby kiedykolwiek zadała sobie tyle trudu, żeby go poznać,

zdałaby sobie sprawę, że w każdym aspekcie swojego życia, od pełnienia roli

redaktora naczelnego nieco teraz podupadłego webzinu „Crackhead" do pełnienia

funkcji skarbnika Klubu Komputerowego - wykazywał się nieposzlakowaną

uczciwością i lojalnością. Wyjaśniłam jej również, z największą cierpliwością,

na jaką mogłam się zdobyć, że boli mnie, kiedy słyszę, jak mówi coś złego o

człowieku, któremu oddałam swoje serce.

- Właśnie w tym problem - powiedziała Grandmere, przewracając tymi swoimi

przerażającymi oczami. -Jesteś zdecydowanie za młoda, żeby komukolwiek oddawać

serce. Myślę, że to bardzo niemądre, byś w wieku czternastu lat decydowała, z

kim chcesz spędzić resztę życia. Chyba że chodziłoby o kogoś naprawdę, ale to

naprawdę wyjątkowego. Kogoś, kogo i ja, i twój tata dobrze znamy. BARDZO, bardzo

dobrze. Kogoś, kto, choćby WYDAWAŁ się jeszcze nieco niedojrzały, prawdopodobnie

potrzebowałby jedynie, aby odpowiednia kobieta pomogła mu się ustatkować.

Dziewczęta dojrzewają znacznie szybciej niż młodzi mężczyźni, Amelio...

Przerwałam Grandmere, żeby ją poinformować, że za cztery miesiące skończę

piętnaście lat, a poza tym Julia miała czterna-

60

ście lat, kiedy wyszła za mąż za Romea. Na co Grandmere odparła:

- I bardzo pięknie się ten związek zakończył, nie ma co!

Najwyraźniej w świecie Grandmere nigdy nie była zakochana. Co więcej, w ogóle

nie potrafi docenić uroku tej romantycznej tragedii.

- W każdym razie - dodała Grandmere - jeśli masz zamiar utrzymać przy sobie

TEGO CHŁOPAKA, fatalnie zabierasz się do rzeczy.

Pomyślałam sobie, że to naprawdę strasznie dołujące, żeby Grandmere sugerowała

mi, że mając prawdziwego chłopaka od zaledwie dwudziestu pięciu dni, w ciągu

których rozmawiałam z nim przez telefon dokładnie trzy razy, już znalazłam się w

niebezpieczeństwie jego utraty na rzecz jakiejś dziewczyny o różnokolorowych

oczach. Powiedziałam jej to.

- No cóż, Amelio, przykro mi - odparła Grandmere. -Ale jeśli naprawdę chcesz

utrzymać przy sobie tego młodego mężczyznę, to nie mogę powiedzieć, żebyś

zabierała się do tego jak należy.

Przysięgam, że nie wiem, co mnie w tym momencie opętało. Ale chyba właśnie w

tamtej chwili całe napięcie, które we mnie narastało - sprawa z parkometrami,

tęsknota za Michaelem i mamą, i Grubym Louie, problem z tym, co mam mówić do

księcia Williama, mój pryszcz - wszystko to się przelało i usłyszałam, jak

wyrzucam z siebie:

- Oczywiście, że chcę go przy sobie utrzymać! Ale jak ja mam to osiągnąć, skoro

jestem pozbawioną poczucia samorealizacji, talentów, biustu, w niczym niepodobną

do Kate Bosworth księżniczką-DZIWOLĄGIEM???

Grandmere zrobiła taką minę, jakby zaskoczył ją mój wybuch. Wydawało się, że nie

wie, do której sprawy odnieść się najpierw - mojego braku uzdolnień czy braku

biustu. Wreszcie zdecydowała się powiedzieć:

61

- Mogłabyś zacząć od tego, że nie będziesz wisiała na telefonie, gadając z nim

do wczesnych godzin rannych. Nie zostawiasz mu cienia wątpliwości co do twojego

zaangażowania.

- Oczywiście, że nie - odparłam zdumiona. - Dlaczego miałabym to robić?

Przecież ja go kocham!

- Ale nie musisz mu o tym mówić! - Grandmere wyglądała, jakby miała ochotę

cisnąć we mnie kieliszkiem swojego przedpołudniowego sidecara. - Czy ty jesteś

kompletną idiotką? NIGDY nie pozwalaj mężczyźnie być pewnym twoich uczuć!

Początkowo szło ci tak dobrze, kiedy zapomniałaś o jego urodzinach. Ale teraz

wszystko psujesz, bez przerwy do niego wydzwaniając. Jeśli TEN CHŁOPAK

zorientuje się, co do niego naprawdę czujesz, przestanie o ciebie zabiegać.

- Ale Grandmere... - Byłam nieco zagubiona. - Przecież wyszłaś za mąż za

dziadka. Na pewno musiał się zorientować, że go kochasz, skoro zgodziłaś się

wyjść za niego.

- Za Grandpere, Mia, bardzo cię proszę, nie za „dziadka". Wy Amerykanie

upieracie się przy takich wulgarnych określeniach... - Pociągnęła nosem i

zrobiła urażoną minę. - Twój Grandpere z całą pewnością nie „orientował się",

jakie uczucia żywię do niego. Zadbałam o to, by żył w przekonaniu, że wyszłam za

niego dla pieniędzy i tytułu. A chyba nie muszę ci przypominać, że spędziliśmy

potem ze sobą czterdzieści lat w niezmąconym szczęściu. I to bez osobnych

sypialni - dodała nieco złośliwym tonem - w przeciwieństwie do kilku innych

królewskich par, które mogłabym wymienić.

- Zaczekaj chwilę... - Gapiłam się na nią oszołomiona. -Przez czterdzieści lat

spałaś w jednym łóżku z Grandpere, ale ani razu nie powiedziałaś mu, że go

kochasz?

Grandmere dopiła resztkę sidecara i czułym gestem pogłaskała Rommla po łebku. Od

czasu powrotu do Genowii i zdia-gnozowania u Rommla obsesyjno-kompulsywnego

zaburzenia

62

osobowości jego futerko zaczęło odrastać po zastosowaniu tego plastikowego

kołnierza. Cały pokrył się delikatnym puchem, podobnym do puchu na maleńkim

kurczątku. Ale wcale nie wyglądał dzięki temu mniej obrzydliwie.

- Dokładnie to - powiedziała Grandmere - właśnie usiłuję ci wyjaśnić. Sprawiłam,

że Grandpere chodził koło mnie na paluszkach, i w dodatku cały czas go to

uszczęśliwiało. Jeśli chcesz utrzymać przy sobie tego Michaela, sugeruję, żebyś

postępowała tak samo. Przestań wydzwaniać do niego co noc. Przestań trzymać się

z dala od innych chłopców. Przestań obsesyjnie rozmyślać, co mu dać na urodziny.

To ON powinien obsesyjnie rozmyślać, co ma ci kupić, żebyś była nim wciąż

zainteresowana, a nie odwrotnie.

- Ale moje urodziny są dopiero w maju! - Nie chciałam jej mówić, że już

wymyśliłam, co dać Michaelowi. Nie chciałam mówić, bo w zasadzie ukradłam to z

magazynu genowiańskiego muzeum pałacowego.

Cóż, nikt inny tego nie używał, więc nie wiem, czemu nie miałabym sobie tego

zabrać. W końcu jestem księżniczką Genowii i wszystko w tym muzeum jest moje. A

przynajmniej należy do rodziny książęcej.

- A kto powiedział, że mężczyzna ma kupować kobiecie prezenty wyłącznie z

okazji urodzin? - Grandmere patrzyła na mnie takim wzrokiem, jakby poważnie

wątpiła, czy należę do gatunku homo sapiens. Uniosła nadgarstek. Otaczała go

bransoletka, którą bardzo lubi nosić, z diamentami dużymi jak jednocentowe

monety euro. - Dostałam to od Grandpere piątego marca, jakieś czterdzieści lat

temu. Piąty marca to nie data moich urodzin ani żadne inne święto. Grandpere dał

mi ją tego dnia wyłącznie dlatego, że uznał, że ta bransoletka jest, podobnie

jak ja, wyjątkowa. - Znów położyła dłoń na łebku Rommla. -1 w taki właśnie

sposób, Amelio, mężczyzna powinien traktować ukochaną kobietę.

63

Biedny Grandpere, pomyślałam. Nie miał zielonego poję-i cia, co sobie bierze na

głowę, kiedy zainteresował się Grandmere, i która w młodości była niezłą laską,

zanim wytatuowała sobie kreski wokół oczu i zaczęła golić brwi. Jestem pewna, że

dzia-1 dzio raz na nią spojrzał poprzez salę balową, kiedy on był mło-j dym,

czarującym następcą tronu, a ona bystrą młodą debiu- I tantką, i zamarł jak

grafficiarz złapany w krąg świateł policyj--, nego radiowozu, ani przez chwilę

nie podejrzewając, jaki los go czeka...

Lata subtelnych gierek i mieszania sidecara w shakerze.

- Nie sądzę, żebym umiała tak postępować, Grandmere -powiedziałam. - To znaczy

nie chcę, żeby Michael dawał mi diamenty. Chciałabym tylko, żeby mnie zaprosił

na swój bal maturalny.

- Nie zrobi tego - odparła - jeśli nie będzie podejrzewał, że możesz spotykać

się z innymi chłopakami.

- Ależ Grandmere! - Byłam oburzona. - Przecież ja z nikim innym nie poszłabym

na bał maturalny, tylko z Micha-elem!

Nie sądziłam, by była jakaś szansa, że kto inny mnie zaprosi, ale czułam, że to

nie ma tu nic do rzeczy.

- Ale nie musisz mu tego mówić, Amelio - oświadczyła Grandmere surowym tonem. -

Musisz natomiast podtrzymywać w nim wątpliwość co do stałości twoich uczuć, żeby

ciągle musiał o ciebie zabiegać. Widzisz, mężczyźni cenią sobie polowanie, a

kiedy już dopadną zdobyczy, na ogół tracą całe zainteresowanie. Proszę.

Przeczytaj to. Ta książka odpowiednio zilustruje to, co usiłowałam ci przekazać.

Wyjęła z torby od Gucciego książkę i wręczyła mi ją. Spojrzałam na okładkę.

- Dziwne losyjane Eyre? - Nie wierzyłam własnym oczom. - Widziałam ten film. I

nie obraź się, ale był okropnie nudny.

64

- Film! - prychnęła Grandmere. - Przeczytaj książkę, Amelio, i przekonaj się,

czy nie nauczysz się z niej tego czy owego na temat związków, jakie powinny

łączyć kobiety i mężczyzn.

- Grandmere... - Nie bardzo wiedziałam, jak jej powiedzieć, że nie nadąża za

współczesnymi czasami. - Moim zdaniem ludzie, którzy chcą się nauczyć, jak mają

wyglądać związki dam-sko-męskie, powinni sięgnąć po Mężczyźni są z Marsa,

kobiety z Wenus.

- PRZECZYTAJ TO! - wrzasnęła Grandmere tak głośno, że wystraszony Rommel uciekł

jej z kolan i schował się za donicą z geranium.

Przysięgam, nie wiem, czym sobie zasłużyłam na taką babkę jak moja. Babka Lilly

totalnie uwielbia jej chłopaka, Borysa Pelkowskiego. Wiecznie mu wysyła

plastikowe pojemniki z ciastkami i innymi smakołykami. Nie wiem, dlaczego mnie

przypadła w udziale babka, która próbuje mnie zmusić do zerwania z facetem, z

którym chodzę od zaledwie dwudziestu pięciu dni.

Za siedem dni, sześć godzin i czterdzieści dwie minuty zobaczę go znowu.

Wtorek, 13 stycznia Rozkład książęcych zajęć

8.00-10.00

Śniadanie z członkami Genowiańskiego Książęcego

Towarzystwa Szekspirowskiego

Dziwne losy Jane Eyre są bardzo nudne - na razie nic, tylko sierocińce, kiepskie

fryzury i mnóstwo kaszlu.

5 - Księżniczka na dworze

65

10.00-16.00 Sesja parlamentu Genowii

Dziwne losy Jane Eyre nieco się rozkręcają - dostała pracę jako guwernantka w

domu pewnego bardzo bogatego człowieka, pana Rochestera. Pan Rochester jest

strasznie władczy, bardzo mi przypomina Wolverine'a albo Michaela.

17.00-19.00 Herbatka z Grandmere i żoną premiera Francji

Pan Rochester jest naprawdę świetny. Ląduje na mojej liście Dziesięciu Gorących

Facetów między Hugh Jackmanem a tym chorwackim chłoptasiem z Ostrego dyżuru.

20.00-22.00 Oficjalna kolacja z premierem Wielkiej Brytanii

i jego rodziną

Jane Eyre to totalna idiotka! Przecież to nie była wina pana Rochestera!

Dlaczego ona jest dla niego taka niemiła?

A Grandmere nie powinna wrzeszczeć na mnie za to, że czytam przy stole. W końcu

to ona dała mi tę książkę.

Jeszcze sześć dni, jedenaście godzin i dwadzieścia dwie minuty, i zobaczę

swojego ukochanego.

Środa, 14 stycznia, 3.00, książęca sypialnia w Genowii

Zdaje się, że rozumiem, o co Grandmere chodziło z tą książką. Chociaż cała ta

część, w której pani Fairfax ostrzega

66

Jane, żeby nie zaprzyjaźniała się za bardzo z panem Rocheste-rem przed ślubem,

miała sens tylko dlatego, że w tamtych czasach nie znano środków

antykoncepcyjnych.

Jestem raczej pewna - będę się jednak musiała skonsultować w tej kwestii z Lilly

- że nie ma sensu stosować się do rad fikcyjnej postaci, zwłaszcza z książki

napisanej w 1846 roku.

Mimo to docierają do mnie główne założenia rad pani Fa-irfax, które sprowadzają

się do tego: „Nie lataj za chłopakami. Latanie za chłopakami jest niemądre.

Latanie za chłopakami może prowadzić do bardzo złych rzeczy, na przykład do

pożarów domów, amputacji rąk i ślepoty. Miej trochę szacunku dla siebie i nie

pozwól, żeby spraw}' zaszły za daleko przed ślubem".

Rozumiem. Och, jak ja to dobrze rozumiem.

ALE CO MICHAEL SOBIE POMYŚLI, JEŚLI OT TAK PRZESTANĘ DO NIEGO DZWONIĆ???

Przecież on może pomyśleć, że ja go już w ogóle nie kocham!!! A ja wcale nie mam

aż tak wielu punktów na swoją korzyść. To znaczy, jako jego dziewczyna właściwie

do niczego się nie nadaję. W niczym nie jestem dobra, zapominam o urodzinach, no

i jestem KSIĘŻNICZKĄ.

Chyba o to chodziło Grandmere. W taki sposób mamy sobie zapewniać, że chłopcy

będą koło nas skakać.

Sama nie wiem. Ale w przypadku Grandmere to zadziałało. No i zadziałało dla Jane.

Chyba mogłabym spróbować.

Ale nie będzie łatwo. Na Florydzie jest właśnie dziewiąta wieczorem. Kto wie, co

teraz robi Michael? Mógł pójść na spacer po plaży i spotkać jakąś przepiękną

bezdomną muzyczkę, która mieszka na molo i żyje ze śpiewania dla turystów pieśni

folkowych przy akompaniamencie stratocastera. Ja nawet w TENISA nie umiem grać,

co dopiero mówić o grze na instrumentach muzycznych.

67

Założę się, że nosi ciuchy z frędzelkami i ma duży biust i błyszczące zęby,

zupełnie jak Jewel. Żaden chłopak nie mógłby przejść spokojnie koło takiej

dziewczyny.

Nie. Grandmere i pani Fairfax mają rację. Muszę stawiać opór. Muszę stawić opór

chęci zadzwonienia do niego. Kiedy jesteś mniej dostępna, mężczyźni zaczynają za

tobą szaleć, zupełnie jak w Dziwnych losach Jane Eyre.

Chociaż wydaje mi się, że wyjeżdżanie gdzieś daleko, żeby zamieszkać pod

przybranym nazwiskiem z dalekimi krewnymi, tak jak to zrobiła Jane, jest lekkim

przegięciem. Jednak z drugiej strony, to całkiem kuszące.

Pięć dni, siedem godzin i dwadzieścia pięć minut, zanim znów go zobaczę.

Środa, 14 stycznia Rozkład książęcych zajęć

8.00-10.00 Śniadanie z Genowiańskim Towarzystwem Medycznym

Jestem tak strasznie zmęczona. Po raz ostatni przesiedziałam pół nocy, czytając

dziewiętnastowieczną literaturę piękną.

10.00-16.00 Sesja parlamentu Genowii

Obstrukcja parlamentarna ministra finansów! Mówi, że poświęci własne życie, a

Genowia będzie miała parkometry!

68


17.00-19.00 Sesja parlamentu Genowii

Obstrukcja parlamentarna trwa. Chciałabym się wymknąć i napić oranginy, ale boję

się, że to by wyglądało, jakbym go nie popierała.

20.00-22.00 Sesja parlamentu Genowii

Dłużej tego nie zniosę. Ta obstrukcja parlamentarna jest okropnie nudna. Poza

tym Renę właśnie wsunął głowę do naszej loży i uśmiechnął się do mnie kpiąco. A

niech się śmieje. ON nie będzie musiał któregoś dnia rządzić tym krajem.

Czwartek, 15 stycznia Oficjalna kolacja w sąsiednim Monako

Grandmere wreszcie zauważyła mój pryszcz. Pewnie nie mogła znieść samej myśli,

że spotkam się z księciem Williamem przyozdobiona olbrzymim pryszczem na brodzie,

bo wyraźnie zwariowała. Mówiłam jej, że sytuacja jest pod kontrolą, ale

Grandmere najwyraźniej nie wierzy w pastę do zębów jako środek na piękną cerę.

Wysłała po nadwornego dermatologa. Dermatolog zrobił mi jakiś zastrzyk w brodę,

a potem zakazał dalej smarować twarz pastą do zębów.

Wygląda na to, że nawet z pryszczem nie umiem sobie sama poradzić. Jak ja

kiedykolwiek zdołam rządzić całym krajem?

69

?? 2A?flTWienm mzc<D ?]?2<??? 2 genowu

1. Znaleźć bezpieczne miejsce i schować prezent dla Michaela tak, żeby NA PEWNO

nie znalazła go Grandmere ani wścibskie damy dworu, które będą pakować moje

rzeczy (w czubku glana?).

2. Powiedzieć do widzenia pracownikom kuchni i podziękować im za te wszystkie

wegetariańskie posiłki.

3. Upewnić się, że zarządca portu powiesi po parze nożyc przy każdej boi

cumowniczej dla turystów na jachtach, którzy nie mają własnego sprzętu do

rozcinania sześcio-paków z piwem.

4. Zdjąć śmieszny nos z okularami z posągu Grandmere w Sali Portretowej, zanim

ona je zauważy.

5. Poćwiczyć moją mowę powitalną do księcia Williama. A także mowę pożegnalną

do księcia Renę.

6. Pobić rekord Francois w ślizganiu się w skarpetkach po posadzce

Kryształowego Holu, który wynosi sześć metrów i dwadzieścia centymetrów.

7. Wypuścić na wolność wszystkie gołębie z pałacowego gołębnika (jeśli będą

chciały wrócić, to w porządku, ale powinny mieć możliwość wyboru).

8. Dać do zrozumienia Tante Jean Marie, że mamy już dwudzieste pierwsze

stulecie i kobiety nie muszą dłużej żyć z przekleństwem ciemnego owłosienia na

twarzy (zostawić jej swoją tubkę veeta).

9. Przekazać ukradkiem ministrowi finansów informacje o producentach

parkometrów, które udało mi się ściągnąć z sieci.

10. Odebrać księciu Renę swoje berło.

70

Piątek, 16 stycznia, 23.00, książęca sypialnia w Genowii

Wczoraj Tina przez cały dzień czytała Dziwne losyjane Eyre, które jej poleciłam

i zgadza się ze mną, że coś jest w tym całym nieganianiu za chłopakami, w

przeciwieństwie do ganiania za nimi. Postanowiła zatem nie dzwonić i nie pisać

maili do Dave'a (chyba że on pierwszy zadzwoni albo wyśle maila).

Lilly natomiast odmówiła wzięcia udziału w tym spisku, bo mówi, że podobne

gierki są dziecinne i że jej związek z Borysem nie poddaje się ocenom z punktu

widzenia zwykłych współczesnych psychoseksualnych praktyk dobierania się w pary.

Według Tiny (nie mogę zadzwonić do Lilly, bo Michael mógłby odebrać telefon i

pomyśleć, że za nim ganiam), Lilly twierdzi, żejane Eyre była jednym z

pierwszych manifestów feministycznych, i że ona z całego serca aprobuje nasze

przyjęcie tej książki jako modelu dla naszych związków z mężczyznami. Chociaż

wysłała mi przez Tinę ostrzeżenie, że nie powinnam oczekiwać, że Michael poprosi

mnie o rękę, dopóki nie zrobi przynajmniej jednego doktoratu i nie zdobędzie

stanowiska w jakiejś firmie, która płaci co najmniej dwieście tysięcy rocznie,

nie licząc corocznej premii za osiągnięcia.

Dodała również, że tylko raz widziała Michaela jadącego konno i wyglądał wtedy

szalenie nieromantycznie, nie powinnam więc robić sobie nadziei, że będzie w

najbliższej przyszłości skakał przez jakieś przełazy, jak pan Rochester.

Ale mnie nie chce się w to wierzyć. Jestem pewna, że w siodle Michael wyglądałby

znakomicie.

Tina wspomniała, że Lilly nadal jest przykro ze względu na ten film o moim życiu,

który puszczali parę dni temu. Tina też go obejrzała i uważa, że nie było tak

źle, jak twierdzi Lilly. Powiedziała, że aktorka, która grała dyrektor Guptę,

była prześmieszna.

71

Tina nie znalazła się w filmie, a to dlatego, że jej tata dowiedział się o nim

zawczasu i zagroził producentom sądem, jeśli choćby wspomną imię jego córki. Pan

Hakim Baba bardzo sięs martwi, że Tinę mógłby porwać jakiś rywalizujący z nim

szejk naftowy. Tina mówi, że nie miałaby nic przeciwko porwaniu, jeśli

rywalizujący z jej tatą szejk naftowy byłby seksowny i chętny do podjęcia

długoterminowych emocjonalnych zobowiązań, i pamiętałby o tym, żeby na

walentynki kupić jej diamentowy wisiorek w kształcie serduszka od Kay Jewelers.

Tina twierdzi, że dziewczyna, która grała Lane Weinberger w tym filmie, zrobiła

świetną robotę i powinna dostać nagrodę Emmy. Uważa też, że Lana nie będzie

uszczęśliwiona tym, jak została przedstawiona, to znaczy jako zazdrośnica, która

sama chciałaby być księżniczką, a nie jest.

Facet, który grał Josha, też był podobno słodki. Tina usiłuje zdobyć jego adres

mailowy.

Tina i ja przysięgłyśmy sobie, że jeśli którąkolwiek z nas najdzie kiedyś ochota,

by zadzwonić do swojego chłopaka, to zamiast tego będziemy dzwoniły do siebie.

Niestety, ja nie mam komórki, więc nie zanosi się, żeby Tina mogła mnie złapać,

jeśli będę akurat w trakcie pasowania kogoś na rycerza czy czegoś takiego. Ale

twardo zamierzam przyprzeć jutro tatę do muru, żeby mi kupił motorolę. Jestem w

końcu dziedziczką tronu. W najgorszym razie powinnam mieć pagera.

Notatka do samej siebie: wyszukać w słowniku słowo „przełaz".

Cztery dni, dwanaście godzin i pięć minut, aż wreszcie znów zobaczę Michaela.

72

Sobota, 17 stycznia Mecz polo księstwa Genowii

Czy może być nudniejszy sport niż polo? Oczywiście, pomijając golfa. Nie sądzę.

Poza tym nie sądzę, żeby koniom służyło całe to wymachiwanie kijami tuż obok ich

głów. No bo weźmy Srebrnego, konia Samotnego Jeźdźca. Samotny Jeździec bez

przerwy strzelał ze swojej strzelby tuż przy uchu Srebrnego. Nic dziwnego, że

biedaczek ciągle stawał dęba.

Poza tym Renę WCALE A WCALE nie rywalizuje z księciem Williamem... Wciąż tylko

zajeżdża mu drogę i zabiera biednemu facetowi piłkę przy każdej możliwej

okazji... A przecież są podobno w jednej drużynie!

Przysięgam, jeśli drużyna Renę wygra, a on zacznie udawać Mię Hamm i wymachiwać

nad głową swoją koszulką, będę wiedziała, że robi to tylko po to, żeby się

popisać przed obecnymi tutaj hordami fanek księcia Williama. Co pewnie można by

nawet zrozumieć. Widocznie działa mu na nerwy, że Willie jest o tyle

popularniejszy od niego. A przecież Renę ma całkiem imponujące bicepsy.

Gdyby tylko te dziewczyny wiedziały o udawaniu Enriąue Iglesiasa przed lustrem...

Za trzy dni, siedemnaście godzin i sześć minut znów zobaczę Michaela. Nic mi nie

mówcie o imponujących bicepsach...

73

Sobota, 17 stycznia, 23.00, książęca sypialnia w Genowii

Grandmere naprawdę nie ma kontaktu z rzeczywistością. Dzisiaj odbył się

pożegnalny bal - no wiecie, dla uczczenia zakończenia mojej pierwszej oficjalnej

wizyty w Genowii w roli następczyni tronu.

Grandmere marudziła o tym balu od tygodni: że to moja wielka szansa, żeby się

zrehabilitować po tej całej aferze z par-kometrami. Nie wspominając już o osobie

księcia Williama. W gruncie rzeczy, przy tej całej gadaninie, jakoby Michael nie

był odpowiednim materiałem na księcia małżonka, dała mi tak w kość, że

przypisuję jej całkowitą odpowiedzialność za pojawienie się pryszcza - mimo że

pryszcza już nie ma dzięki cudom współczesnej dermatologii. Biorąc pod uwagę

nacisk, jaki wywierała na mnie Grandmere, i niepokój wynikający z

przeświadczenia, że właśnie teraz mój chłopak może brać lekcje surfingu u

jakiejś pozbawionej pryszczy panny w typie Kate Bosworth, to i tak cud, że moja

cera nie zaczęła przypominać cery tego faceta, którego trzymano zamkniętego w

piwnicy w filmie Goonies.

No, nieważne. Tak więc Grandmere robiła strasznie dużo zamieszania wokół moich

włosów (które odrastają i znów zaczynają przyjmować kształt trójkąta, ale kto by

się tym przejmował; podobno chłopcy wolą długowłose dziewczyny od dziewczyn

krótkowłosych - czytałam o tym we francuskim „Cosmopolitanie"), nie mniejsze

zamieszanie robiła wokół moich paznokci (no i dobra, mimo wszystkich

noworocznych postanowień nadal je obgryzam; powieście mnie za to), a jeszcze

większe zamieszanie robiła wokół tego, co mam powiedzieć do księcia Williama.

A potem, po tym wszystkim, wchodzimy na tę głupią salę balową, ja podchodzę do

Williego (który, muszę to przyznać -

74

mimo że moje serce nadal należy do Michaela - wyglądał w smokingu całkiem

apetycznie) i szykuję się, żeby powiedzieć: „Bardzo miło mi cię poznać", aż tu

nagle stało się tak, że w ostatniej sekundzie zapomniałam, z kim właściwie

rozmawiam, bo spojrzał na mnie tymi swoimi chłodnymi jak lód niebieskimi oczami

i totalnie mnie zmroziło, dokładnie tak jak kiedyś w towarzystwie Josha Richtera,

który uśmiechnął się do mnie w drogerii Bigelow's. Poważnie, zupełnie jakbym nie

mogła sobie przypomnieć, gdzie jestem ani co tam robię. Tylko patrzyłam w te

błękitne oczy i myślałam: „O mój Boże, one mają dokładnie kolor morza za oknem

mojej książęcej sypialni w Genowii".

A potem książę William powiedział: „Bardzo miło mi cię poznać", i uścisnął mi

rękę, a ja tylko się na niego gapiłam, chociaż przecież on mi się wcale w ten

sposób nie podoba. KOCHAM SWOJEGO CHŁOPAKA.

Ale pewnie tak to już jest z tym facetem. Ma w sobie taką charyzmę jak, nie

przymierzając, Bill Clinton (Clintona jednak nigdy nie spotkałam, tylko czytałam

o nim).

No, nieważne, to już wszystko. Tak się skończyło moje spotkanie z brytyjskim

księciem Williamem! Odwrócił się potem ode mnie, żeby odpowiedzieć na czyjeś

pytanie na temat wyścigów koni pełnej krwi, a ja powiedziałam coś w rodzaju:

Och, popatrzcie, pieczone kapelusze pieczarek!", żeby czymś pokryć potworne

zmieszanie, i rzuciłam się w pogoń za lokajem, który je serwował. I to wszystko,

koniec.

Nie muszę chyba mówić, że nie zdobyłam jego adresu mai-lowego. Tina będzie

musiała nauczyć się żyć z tym rozczarowaniem.

Ale wieczór na tym się nie skończył. Wcale nie. Pojęcia nie miałam, co mnie

jeszcze może czekać, kiedy Grandmere zaczęła mnie ni stąd, ni zowąd wpychać w

ramiona księcia Renę, żebyśmy

75

zatańczyli przed reporterem „Newsweeka", który przyjechał do Genowii, żeby

napisać artykuł o przejściu naszego księstwa na euro. PRZYSIĘGAŁA potem, że

tylko o to jej chodziło - o fotografię.

Ale kiedy już zatańczyliśmy (w czym, nawiasem mówiąc, jestem beznadziejna... To

znaczy w tańcu. Umiem tańczyć na dwa, jeżeli patrzę pod nogi i cały czas w

myślach liczę kroki, ale wiecie co? Oni tu w Genowii nie tańczą na dwa...

Przynajmniej nie w pałacu), widziałam, że Grandmere chodziła po sali i

pokazywała nas ludziom palcami, i było tak wyraźnie widać, co przy tym mówiła,

że nie muszę nawet umieć czytać z ust, żeby zgadnąć: „Czy to nie jest świetnie

dobrana para?"

UGH!!!!!!

No więc potem, kiedy tańce się skończyły, podeszłam do Grandmere i na wszelki

wypadek - żeby nie robiła sobie jakichś nadziei - powiedziałam do niej:

- Grandmere, mam wprawdzie zamiar przystopować nieco z telefonami do Michaela,

ale to jeszcze nie znaczy, że zamierzam zacząć chodzić z księciem Renę...

Który zaraz potem spytał mnie, czy nie miałabym ochoty wyjść na chwilę na taras

i zapalić papierosa.

Oczywiście odpowiedziałam mu, że nie palę, i że on też nie powinien, bo w samych

tylko Stanach Zjednoczonych tytoń odpowiada za śmierć przynajmniej pół miliona

osób rocznie, ale on zaczął się ze mnie śmiać, niczym James Spader w Dziewczynie

w różowej sukience.

No to powiedziałam mu, żeby sobie niczego nie wyobrażał, bo ja już mam chłopaka,

i może on nie widział filmu zrealizowanego na podstawie mojej biografii, ale ja

doskonale wiem, jak sobie radzić z facetami, którzy kręcą się wokół mnie tylko

ze względu na moje klejnoty koronne.

Wtedy Renę powiedział, że jestem urocza, a ja odparłam:

76

- Na litość boską, daj już spokój tym tekstom w stylu Enri-que Iglesiasa.

A potem podszedł do mnie tata i spytał, czy nie widziałam gdzieś premiera Grecji,

a ja mu powiedziałam:

- Tato, wydaje mi się, że Grandmere chciałaby mnie wydać za Renę...

Wtedy tata zacisnął mocno wargi i wziął Grandmere na bok „na słówko". Tymczasem

książę Renę wymknął się, żeby się obściskiwać z jedną z sióstr Hilton.

Grandmere później podeszła do mnie i powiedziała, żebym nie była śmieszna, że

ona chciała, żebym zatańczyła z księciem Renę tylko po to, żeby można było

zrobić ładne zdjęcie dla „Newsweeka", i że może napiszą o nas jakiś artykuł,

który przyciągnąłby do Genowii jeszcze więcej turystów.

Na co odparłam, że biorąc pod uwagę rozpadającą się infrastrukturę, większa

liczba turystów jest dokładnie tym, czego temu krajowi najmniej potrzeba.

Przypuszczam, że gdyby jakiś projektant obuwia kupił na pniu należący do mnie

pałac, też byłabym zdesperowana, ale nie wybierałabym dziewczyny, na której

barkach spoczywa odpowiedzialność za los całego narodu - i która poza tym już MA

chłopaka.

Dla własnego pocieszenia powiem tylko, że jeśli „Newsweek" opublikuje to zdjęcie,

może Michael zacznie robić się zazdrosny o Renę, tak jak pan Rochester w kwestii

tego całego St. Johna, i stanie się wobec mnie jeszcze bardziej władczy!!!

Za dwa dni, osiem godzin i dziesięć minut znów zobaczę Michaela.

NIE MOGĘ SIĘ JUŻ DOCZEKAĆ!!!!!!!!!!!!

77

Poniedziałek, 19 stycznia,

15.00 czasu genowiańskiego,

książęcy genowiański odrzutowiec

na wysokości 15 000 metrów n.p.m.

Nie mogę uwierzyć, że:

A. Tata wolał zostać w Genowii, żeby spróbować rozwiązać kryzys związany z

problemem parkometrów, niż wracać ze mną do Nowego Jorku.

B. On naprawdę uwierzył Grandmere, kiedy mu powiedziała, że w związku z tym,

jak słabo wypadłam w Genowii, powinnam kontynuować lekcje etykiety.

C. Ona (nie mówiąc już o Rommlu) wraca ze mną do Nowego Jorku.

TO NIE FAIR. Ja dotrzymałam swojej części umowy. Odbyłam każdą lekcję etykiety,

jaką Grandmere raczyła mi zaordynować. Zdałam algebrę. Wygłosiłam to swoje

głupie orędzie do narodu Genowii.

Grandmere mówi, że cokolwiek sobie wyobrażam, i tak muszę się jeszcze mnóstwo

nauczyć o sztuce rządzenia. Tyle że ona strasznie się myli. Wiem, że wraca do

Nowego Jorku wyłącznie po to, żeby się nade mną znęcać. To stało się dla niej

czymś w rodzaju hobby. W gruncie rzeczy - z tego, co widzę - może to być jej

wrodzony talent, wręcz dar od Boga.

Przynajmniej ma tyle szczęścia, że w ogóle dostał jej się jakiś talent. Ale to i

tak okropnie nie fair.

No i dobra, zanim wyjechałam, tata wsunął mi do ręki sto euro i powiedział,

żebym się nie przejmowała Grandmere, bo on mi to pewnego dnia wynagrodzi.

Ale przecież nic nie zdoła zrobić, żeby mi wynagrodzić to, co się będzie działo

TERAZ. Nic.

78

Mówi, że to tylko nieszkodliwa starsza pani i że powinnam starać się cieszyć jej

towarzystwem, póki mogę, bo pewnego dnia zabraknie jej wśród nas. Popatrzyłam na

niego tylko, jakby zwariował. Nawet on nie zdołał utrzymać obojętnej miny.

- No dobra - powiedział - przeznaczę dwieście dolców dziennie na Greenpeace,

jeśli dzięki tobie na jakiś czas będę miał ją z głowy.

Co jest o tyle śmieszne, że tacie już nic na głowie nie zostało. To znaczy jest

łysy.

Dwieście dolców to dwa razy tyle, ile już przekazywał w moim imieniu na rzecz

mojej ulubionej organizacji. Mam szczerą nadzieję, że Greenpeace docenia

niewyobrażalny wysiłek, jaki podejmuję dla ich dobra.

No więc Grandmere wraca do Nowego Jorku ze mną i ciągnie ze sobą tego tchórza

Rommla. W dodatku właśnie wtedy, kiedy dopiero co zaczęło mu odrastać futerko.

Biedulek.

Powiedziałam tacie, że wytrzymam jeszcze jeden semestr lekcji etykiety, ale żeby

lepiej z góry wyjaśnił z Grandjnere jedną sprawę, a mianowicie: mam teraz

chłopaka, i to na poważnie. Niech Grandmere nie próbuje sabotować tego związku

albo wyobrażać sobie, że może mnie próbować swatać z jakimiś kolejnym książętami

Renę. Nie obchodzi mnie, ile tytułów arystokratycznych będzie miał ewentualny

kandydat, moje serce należy do Szanownego Pana Michaela Moscovitza.

Tata mi powiedział, że zobaczy, co się da zrobić. Ale nie jestem pewna, czy w

ogóle słuchał, co mówię, bo kręciła się koło nas Miss Republiki Czech i machała

swoją szarfą jakoś tak niecierpliwie.

W każdym razie przed chwilą sama powiedziałam Grandmere, żeby nic nie

kombinowała w sprawie Michaela.

- Nie chcę więcej słyszeć ani słowa o tym, że podobno jestem jeszcze za młoda,

żeby się zakochiwać - powiedziałam przy

79

lunchu (łosoś gotowany na parze dla Grandmere, sałatka z trzech odmian fasoli

dla mnie) podanym nam przez genowiańskie stewardesy. - Jestem wystarczająco

dorosła, żeby wiedzieć, co się dzieje w moim sercu, a to znaczy, że jestem

wystarczająco dorosła, żeby komuś to serce oddać, jeśli będę miała ochotę.

Grandmere mruknęła, że w takim razie powinnam być też gotowa na sercowe

rozczarowanie, ale ją zignorowałam. To, że jej własne życie uczuciowe po śmierci

dziadka stało się niezupełnie satysfakcjonujące, jeszcze nie znacz}', że może

się cynicznie odnosić do mojego.

No bo niewiele jej widać przyszło ze spotykania się z magnatami prasowymi,

dyktatorami i innymi cudakami. Tymczasem mnie i Michaela czeka wielka miłość,

zupełnie taka, jaka połączyła Jane i pana Rochestera. Albo Jenifef Aniston i

Brada Pitta.

A przynajmniej mamy na to szansę, jeśli w końcu uda nam się pójść na jakąś

randkę.

Został mi jeden dzień i czternaście godzin do spotkania z nim.

Poniedziałek, 19 stycznia,

dzień pamięci Martina Luthera Kinga,

poddasze - nareszcie

Jestem taka szczęśliwa, że omal nie eksploduję jak ten bakłażan, którego kiedyś

zrzuciłam z okna sypialni Lilly na szesnastym piętrze.

Jestem w domu!!!!!!! Nareszcie w domu!!!!!!! Nawet nie wiem, jak wam opowiedzieć,

jak świetnie się czułam, patrząc przez okno samolotu na światła Manhattanu. Łzy

80

mi się zakręciły w oczach, kiedy zdałam sobie sprawę, że znów jestem w powietrzu

nad moim ukochanym miastem. Wiedziałam, że pode mną taksówkarze potrącają biedne

staruszki (szkoda, że nie moją Grandmere...), właściciele spożywczaków oszukują

klientów przy wydawaniu reszty, bankierzy inwestycyjni nie sprzątają po swoich

psach, a w całym mieście bezduszni producenci, dyrektorzy, agenci, wydawcy i

choreografowie rozwiewają do cna nadzieje różnych ludzi na karierę w zawodach

piosenkarza, aktora, muzyka, pisarza czy tancerza.

Tak, znów znalazłam się w moim ukochanym Nowym Jorku. Wreszcie wróciłam do domu.

Zdałam sobie z tego sprawę szczególnie wyraźnie, kiedy wysiadłam z samolotu, a

tam czekał na mnie Lars, gotów zastąpić w obowiązkach ochroniarza Francois,

faceta, który opiekował się mną w Genowii i nauczył mnie wszystkich francuskich

przekleństw.

Lars wyglądał wyjątkowo groźnie, a to ze względu na ciemną opaleniznę po

miesięcznym urlopie. Ferie zimowe spędził na Belize w towarzystwie Wahima,

ochroniarza Tiny Hakim Baba. Nurkowali z maskami i polowali na dzikie świnie. Na

pamiątkę swojej podróży podarował mi kawałek kła dzikiej świni, chociaż ja

oczywiście nie popieram zabijania zwierząt dla rozrywki, nawet dzikich świń,

które nic nie mogą poradzić na to, że są takie paskudne i wredne.

Potem, po sześćdziesięciu pięciu minutach opóźnienia, dzięki korkom na Belt

Parkway znalazłam się w domu.

Tak dobrze było znów zobaczyć mamę!!! Już zaczyna mieć widoczny brzuszek. Nie

chciałam jej nic mówić, bo chociaż mama twierdzi, że nie obchodzą jej standardy

piękna obowiązujące w zachodnim świecie i że nie ma nic złego w tym, że kobieta

nosi rozmiar większy niż ósemka, jestem całkiem pewna, że gdybym powiedziała coś

w rodzaju: „Mamo, jesteś wielka", nawet

6 - Księżniczka na dworze

81

w formie komplementu, zaczęłaby płakać. Mimo wszystko zostało jej do końca ciąży

jeszcze sporo czasu. Powiedziałam zatem:

- To dziecko to będzie chłopiec. A jeśli nie, będziesz miała dziewczynkę tak

wysoką jak ja.

- Och, mam nadzieję - powiedziała mama i otarła z twarzy łzy radości. A może

płakała dlatego, że Gruby Louie strasznie gryzł ją po kostkach, usiłując dostać

się bliżej mnie. - Przydałaby mi się jakaś kopia ciebie na te okazje, kiedy

jesteś daleko. Tak bardzo za tobą tęskniłam! Nikt mnie nie karcił za zamawianie

z Number One Noodle Son pieczonej wieprzowiny i zupy wonton.

- Ja próbowałem - zapewnił mnie pan Gianini.

Pan G. też wygląda świetnie. Zapuszcza sobie kozią bródkę. Udałam, że mi się

podoba.

A potem pochyliłam się i podniosłam Grubego Louie, który aż warczał, żeby

zwrócić moją uwagę, i uściskałam go mocno. Może się mylę, ale chyba schudł

podczas mojej nieobecności. Nie chcę nikogo oskarżać o umyślne głodzenie go, ale

zauważyłam, że jego miseczka na suche jedzenie nie była pełna po brzegi. W

gruncie rzeczy wyglądała na pełną zaledwie do połowy. Ja sama zawsze napełniam

miseczkę Grubego Louie po wrąbek, bo nigdy nie wiadomo, kiedy na Manhattanie

zapanuje nagła zaraza i zabije wszystkich poza kotami. Gruby Louie nie może sam

sobie nasypać jedzenia, jako że kocie łapki są pozbawione kciuków, więc trzeba

mu wsypywać trochę jedzenia na zapas, na wypadek gdybyśmy wszyscy umarli i w

pobliżu nie byłoby nikogo, kto by mógł otworzyć mu torbę z kocimi chrupkami.

Ale poddasze wygląda rewelacyjnie!!! Pan Gianini wiele rzeczy odnowił, kiedy

mnie nie było. Pozbył się choinki - to pierwszy taki wypadek w historii rodziny

Thermopolis, że choinka

82

zniknęła z poddasza przed Wielkanocą - i założył nam stałe łącze internetowe.

Więc teraz można mailować albo wchodzić na sieć w każdej chwili, nie blokując

telefonu. To jak cud boski.

A to jeszcze nie wszystko. Pan G. zupełnie przerobił ciemnię, która nam została

po czasach, kiedy mama przechodziła swoją fazę Ansel Adams. Usunął okiennice i

pozbył się wszystkich toksycznych chemikaliów, które walały się tam, ho mama i

ja bałyśmy się ich dotykać. Teraz ciemnia będzie pokojem dziecinnym! Jest taki

słoneczny i jasny. A przynajmniej BYŁ, zanim mama zaczęła malować na ścianach

(jajecznymi temperami, naturalnie, żeby nie narażać na szwank zdrowia swojego

nienarodzonego dziecka!) scen o wielkiej wadze historycznej, takich jak

przesłuchanie Winony Ryder albo zaręczyny J. Lo i Bena Afflecka, żeby, jak mówi,

dziecko zyskało zrozumienie wszelkich problemów, przed jakimi staje nasz naród

(pan G. zapewnił mnie na osobności, że przemaluje pokój, gdy tylko mama zostanie

przyjęta na porodówkę. Kiedy już endorfiny zrobią swoje, nawet się nie

zorientuje. Mogę powiedzieć tylko jedno - dzięki Bogu, że tym razem w celach

reprodukcyjnych mama wybrała mężczyznę obdarzonego zdrowym rozsądkiem).

Ale najlepsze ze wszystkiego czekało mnie na automatycznej sekretarce. Mama

puściła mi tę wiadomość z dumą niemal w tej samej chwili, w której przekroczyłam

próg.

TO BYŁA WIADOMOŚĆ OD MICHAELA!!! MOJA PIERWSZA NAGRANA WIADOMOŚĆ OD MICHAELA,

ODKĄD ZOSTAŁAM JEGO DZIEWCZYNĄ!!!!!!!!!!!

Co oczywiście oznacza, że musiało podziałać. To znaczy, to moje niedzwonienie.

Wiadomość brzmiała tak:

Cześć, Mia. Taa, tu Michael. Zastanawiałem się właśnie, czy byś nie mogła, hm,

no, zadzwonić

83

do mnie, kiedy odsłuchasz tę wiadomość. Bo dawno cię nie słyszałem. I tylko

chciałem się upewnić,: czy, hm, no, wszystko w porządku u ciebie. I czy

bezpiecznie dotarłaś do domu. I czy nic się nie stało. No dobra. To na tyle. Góż.

To pa. Aha, mówił Michael. A może już to mówiłem. Nie pamiętam. Dzień dobry,

pani Thermopolis. Dzień dobry, panie G. No dobra. To ja spadam. Zadzwoń do mnie,

Mia. Cześć.

Wyjęłam taśmę z sekretarki i schowałam ją w szufladzie mojej nocnej szafki razem

z:

A. kilkoma ziarenkami ryżu z worka, na którym siedzieliśmy z Michaelem podczas

Balu Wielu Kultur, na pamiątkę pierwszego razu, kiedy zatańczyliśmy wolny taniec,

B. zasuszonym kawałkiem grzanki z Rocky Horror Picture Show, bo to wtedy

byliśmy z Michaelem na pierwszej randce, tylko że to nie była prawdziwa randka,

bo poszedł też z nami Kenny, i

C. śnieżynkę wyciętą z papieru z Bezwyznaniowego Zimowego Balu, na pamiątkę

naszego pierwszego pocałunku.

Ta wiadomość to był najlepszy prezent gwiazdkowy, jaki mogłam dostać. Nawet

lepszy niż stałe łącze.

Potem poszłam do swojego pokoju i rozpakowałam się, i na swoim magnetofonie

odegrałam tę wiadomość jeszcze chyba z pięćdziesiąt razy, a mama co chwilę

wchodziła, żeby znów mnie uściskać i zapytać, czy mam ochotę posłuchać jej

nowego kompaktu Liz Phair, i chciała mi pokazywać swoje rozstępy. A potem, kiedy

do mnie weszła tak gdzieś za trzydziestym razem, a ja znów słuchałam wiadomości

od Michaela, zapytała:

- Kochanie, czy ty jeszcze do niego nie oddzwoniłaś?

84

A ja powiedziałam:

- Nie.

Na co mama spytała:

- Dlaczego?

A ja powiedziałam:

- Bo usiłuję postępować jak Jane Eyre.

I wtedy mama zmrużyła oczy, tak jak robi to zawsze, kiedy na C-SPAN odbywa się

debata na temat subsydiowania sztuk pięknych.

- Jane Eyre? - powtórzyła. - Chodzi ci o tę książkę?

- Dokładnie - odparłam, wyciągając spod Grubego Louie malutkie wysadzane

brylancikami uchwyty do serwetek, które dostałam na gwiazdkę od premiera Francji.

Gruby Louie położył się w mojej walizce, bo chyba wydawało mu się, że ja się

pakuję, a nie rozpakowuję, i chciał mnie powstrzymać przed kolejnym wyjazdem. -

Widzisz, Jane nie latała za panem Ro-chesterem, tylko pozwoliła mu latać za sobą.

Więc Tina i ja obiecałyśmy sobie, że będziemy postępować tak jak Jane.

W przeciwieństwie do Grandmere mama wcale nie ucieszyła się na te słowa.

- Ależ Jane Eyre była dla pana Rochestera po prostu wredna! - zawołała.

Nie wspomniałam, że mnie się też tak wydawało... z początku.

- Mamo - powiedziałam bardzo stanowczym tonem. - A co powiesz o tym całym

zamknięciu Berty na strychu?

- Przecież ona była szalona - zauważyła mama. - A w tamtych czasach nie mieli

psychotropów. Zamknięcie Berty na strychu było łagodniejszym rozwiązaniem niż

wysłanie jej do szpitala wariatów, biorąc pod uwagę, jak te instytucje wyglądały

w tamtych czasach. Tam ludzi przykuwano do ścian łańcuchami. Doprawdy, Mia, nie

mam pojęcia, skąd ci się bierze choćby połowa tych pomysłów. Jane Eyre? Skąd

wytrzasnęłaś Jane Eyre?

85

- Hm... - mruknęłam, usiłując zyskać na czasie, bo wiedziałam, że moja

odpowiedź mamie się nie spodoba. - Grandmere mi ją dała.

Mama tak mocno zacisnęła usta, że wargi zupełnie jej znikły.

- Powinnam była się domyślić - powiedziała. - No cóż, Mia, uważam, że to

chwalebne, że razem z przyjaciółką postanowiłyście nie uganiać się za chłopakami.

Ale jeśli jakiś chłopak zostawia miłą wiadomość na twojej automatycznej

sekretarce, tak jak Michael właśnie to zrobił, trudno uznać za ganianie za nim,

gdybyś zachowała się, jak nakazuje uprzejmość i oddzwoniła.

Zastanowiłam się nad tym. Mama prawdopodobnie miała rację. Przecież to nie tak,

jakby Michael trzymał na strychu szaloną żonę. Apartament przy Piątej Alei,

gdzie mieszkają Moscovitzowie, nawet nie ma strychu, o ile mi wiadomo.

- Okay - powiedziałam, odkładając ubrania, które chciałam odwiesić do szafy. -

Chyba mogę do niego zadzwonić.

Serce mi rosło na samą myśl. Za minutę - za mniej niż minutę, jeśli uda mi się

pozbyć mamy z pokoju dość szybko -będę rozmawiała z Michaelem! Nie będzie już

tego dziwnego poszumu, który pojawia się zawsze, kiedy dzwonisz przez ocean. Bo

nie ma już między nami żadnego oceanu! Tylko park Washington Sąuare. I nie będę

się musiała martwić, że mógłby żałować, że zamiast Mią Thermopolis nie jestem

jakąś Kate Bosworth, bo na Manhattanie nie ma dziewczyn w tym typie..; A jeżeli

nawet są, to muszą się w coś ubierać, zwłaszcza zimą.

- Odpowiadanie na telefony nie liczy się jako uganianie -powiedziałam. - Chyba

mogę tak zrobić.

Mama, która siedziała na krawędzi łóżka, tylko potrząsnęła głową.

- Mia... - westchnęła. - Wiesz, że nie lubię sprzeciwiać się twojej babce... -

To było największe kłamstwo, jakie usłyszałam

86

od czasu, gdy Renę powiedział mi, że cudownie tańczę walca, ale puściłam je mimo

uszu, ze względu na stan mamy. - Ale stanowczo uważam, że nie powinnaś stosować

wobec chłopaków jakichś gierek. Zwłaszcza w przypadku chłopaka, na którym ci

zależy. A już szczególnie w przypadku takiego chłopaka jak Michael.

- Jeśli chcę spędzić z nim resztę życia, to będę musiała stosować wobec niego

różne gierki - wyjaśniłam jej cierpliwie. -Z całą pewnością nie mogę powiedzieć

mu prawdy. Gdyby kiedykolwiek dowiedział się o sile mojego uczucia do niego,

uciekłby jak spłoszona gołębica.

- Jak co? - Mama zrobiła zaskoczoną minę.

- Jak spłoszona gołębica - tłumaczyłam. - Widzisz, Tina powiedziała swojemu

chłopakowi, Dave'owi Faroukowi El-Aba-rowi, co do niego naprawdę czuje, a on

zachował się wobec niej zupełnie jak David Caruso.

- Jak kto? - Mama zamrugała.

- Jak David Caruso - powtórzyłam. Zrobiło mi się żal mamy. Najwyraźniej udało

jej się złapać pana Gianiniego przez przypadek. W głowie mi się nie mieściło, że

nie wie takich podstawowych rzeczy. - No wiesz, zniknął, i to na długo. Dave

pojawił się dopiero wtedy, kiedy Tinie udało się zorganizować bilety na

Wrestlemanię do Garden. A i od tamtej pory, jak mówi Tina, nie układa im się.

Skończyłam rozpakowywanie, wypędziłam Grubego Louie z walizki, zamknęłam ją i

postawiłam na podłodze. A potem usiadłam obok mamy na łóżku.

- Mamo... - powiedziałam - NIE CHCĘ, żeby to samo przytrafiło się mnie i

Michaelowi. Kocham Michaela bardziej niż kogokolwiek na świecie, wyjąwszy ciebie

i Grubego Louie.

Tę drugą część dodałam tylko po to, żeby nie było jej przykro. Chyba kocham

Michaela bardziej niż mamę. Brzmi to okropnie, lecz nic na to nie poradzę, tak

po prostu czuję.

87

Ale nigdy i nikogo nie pokocham tak, jak kocham Grubego Louie.

- Dalej nie rozumiesz? - spytałam. - Nie chcę schrzanić tego, co łączy mnie i

Michaela. On jest moim Romeo w czarnych dżinsach. - Nigdy nie widziałam Michaela

w czarnych dżinsach, ale jestem pewna, że ma takie. Po prostu w szkole musimy

nosić szkolne mundurki, więc na ogół widuję go w szarych flanelowych spodniach,

które stanowią część tego mundurka. - A rzecz sprowadza się do tego, że Michael

mógłby trafić dużo lepiej zamiast na mnie. Muszę więc szczególnie uważać.

Mama zamrugała oczami i popatrzyła na mnie z lekkim zdziwieniem.

- Mógłby trafić lepiej? Mia, na miłość boską, o czym ty mówisz?

- No cóż - odparłam - ja przecież nie jestem dobrą partią. Tak naprawdę nie

jesteni wcale ładna ani nic, a chyba obie wie- I my, jak ciężko musiałam

pracować, żeby zdać algebrę, i to w pierwszej klasie. W zasadzie w niczym nie

jestem dobra.

- Mia! - Mama patrzyła na mnie z oburzeniem. - Co ty wygadujesz?! Mnóstwo

rzeczy świetnie ci idzie! Mój Boże, wiesz przecież chyba wszystko o ochronie

środowiska i o Islandii, i o tym, co leci na Lifetime Channel...

Próbowałam uśmiechnąć się do niej z otuchą, jakbym naprawdę uważała, że te

rzeczy można potraktować jako wrodzone talenty. Nie chciałam, żeby mama winiła

się za to, że nie przekazała mi żadnych swoich artystycznych uzdolnień. Co w

sumie nie jest jej winą, po prostu DNA gdzieś się poplątało, i tyle.

- Taaa... - powiedziałam. - Ale widzisz, mamo, to nie są prawdziwe uzdolnienia.

Michael jest świetny i inteligentny, i umie grać na kilku instrumentach, i pisze

piosenki, i radzi sobie ze wszystkim, do czego się weźmie, i to tylko kwestia

cza-

88

gu, zanim złapie go jakaś naprawdę śliczna dziewczyna, która umie surfować, czy

coś...

- Zupełnie nie wiem - odparła mama - czemu uważasz, że tylko dlatego, że

musiałaś przyłożyć się do algebry trochę bardziej niż inni ludzie w twojej

klasie, to ma od razu znaczyć, że w niczym nie jesteś dobra albo że Michael

rzuci cię dla dziewczyny, która będzie umiała surfować. Ale uważam, że jeśli'

nie widziałaś chłopaka przez miesiąc, a on zostawia dla ciebie wiadomość, to

zwykłą przyzwoitością byłoby oddzwonić do niego. Jeśli tego nie zrobisz,

gwarantuję ci, że on cię w końcu rzuci. I wcale nie będzie wyglądał jak

spłoszona gołębica.

Popatrzyłam na mamę i pomyślałam, że ma rację. I zrozumiałam wtedy, że plan

Grandmere - no wiecie, że faceta, którego się kocha, zawsze należy utrzymywać w

niepewności co do swoich uczuć - ma pewne słabe punkty. Na przykład on mógłby po

prostu uznać, że faktycznie go nie lubisz, i pójść w swoją stronę, może nawet

zakochać się w jakiejś innej dziewczynie, której miłości mógłby być pewien,

takiej jak Judith Gershner, prezeska Klubu Komputerowego, stanowiąca stałe

zagrożenie, mimo że podobno umawia się z jakimś chłopakiem z Trinity, ale

przecież nigdy nie wiadomo, to mogła być zmyłka, żebym nabrała fałszywego

poczucia, że Michaelowi nic nie grozi ze strony klonujących muszki owocowe

paluszków Judith...

- Mia - zagaiła mama, patrząc na mnie z wielkim niepokojem. - Nic ci nie jest?

Usiłowałam się uśmiechnąć, ale nie mogłam. Jak, zastanawiałam się, mogłyśmy z

Tiną przeoczyć tę bardzo poważną wadę naszego planu? Nawet teraz Michael mógł

rozmawiać przez telefon z Judith albo jakąś inną równie inteligentną dziewczyną

o kwazarach czy fotonach, czy o czym tam rozmawiają intelektualiści. Co gorsza,

mógł wisieć na telefonie i gadać z Kate Bos-worth o surfowaniu na wysokiej fali.

89

- Mamo - oznajmiłam, wstając. - Musisz teraz wyjść. Chcę do niego zadzwonić.

Byłam zadowolona, że paniki, która mnie ogarniała, nie było przynajmniej słychać

w moim głosie.

- Och, Mia - powiedziała mama, robiąc zadowoloną minę. - Naprawdę dobrze

zrobisz. Charlotte Bronte jest wprawdzie znakomitą pisarką, ale musisz pamiętać,

że napisała Jane Eyre w latach czterdziestych dziewiętnastego wieku, a wtedy

świat wyglądał nieco inaczej...

- Mamo... - powiedziałam lekko zniecierpliwionym głosem. Rodzice Lilly i

Michaela, państwo doktorostwo Moscovitz,

mają nienaruszalną zasadę dotyczącą dzwonienia po jedenastej w dni powszednie.

Verbotten i już. Była prawie jedenasta, a mama nadal tam stała i odmawiała mi

prywatności, której potrzebuję, żeby wykonać ważny telefon.

- Och - westchnęła i uśmiechnęła się.

Chociaż jest w ciąży, nadal wygląda jak totalna laska z tymi swoimi długimi

czarnymi włosami, które ślicznie się kręcą. Ja najwyraźniej odziedziczyłam włosy

po tacie, choć tak właściwie nigdy włosów taty nie widziałam, bo odkąd go

pamiętam, zawsze był łysy.

DNA bywa takie niesprawiedliwe.

W każdym razie mama WRESZCIE wyszła - ciężarne kobiety ruszają się tak powoli;

słowo daję, ewolucja powinna była raczej dodać im prędkości, żeby mogły uciekać

przed drapieżnikami czy czymś tam, ale najwyraźniej nie dała - a ja rzuciłam się

do telefonu, a serce biło mi jak szalone, bo NARESZCIE miałam porozmawiać z

Michaelem, i nawet moja mama powiedziała, że to w porządku, że moje dzwonienie

do niego nie liczy się jako ganianie za nim, skoro to on dzwonił pierwszy...

I właśnie kiedy miałam wziąć do ręki słuchawkę, telefon zadzwonił. Moje serce

wykonało taki dziwny podskok, jaki robi

90

za każdym razem, kiedy widzę Michaela. Wiedziałam, że to on. Po prostu

wiedziałam. Odebrałam po drugim dzwonku - wprawdzie nie chcę, żeby mnie rzucił

dla jakiejś bardziej gorliwej dziewczyny, ale nie chcę też, żeby sobie myślał,

że siedzę i wyczekuję na jego telefon - i powiedziałam swoim najbardziej

wyszukanym tonem:

- Helou?

Ucho wypełnił mi zachrypnięty od papierosów głos Grandmere.

- Amelia? Czemu tak dziwnie mówisz? Przeziębiłaś się?

- Grandmere... - No, to się w głowie nie mieści. Była dziesiąta pięćdziesiąt

dziewięć! Została mi dokładnie jedna minuto na telefon do Michaela bez ryzyka

popadnięcia w niełaskę u jego rodziców. - Nie mogę teraz rozmawiać. Muszę gdzieś

zadzwonić.

- Pfuit! - Grandmere wydała ten swój odgłos dezaprobaty.

- A do kogóż to zamierzasz dzwonić o takiej porze, bo sama pewnie się nie

domyśle?

- Wszystko w porządku. - Dziesiąta pięćdziesiąt dziewięć i trzydzieści sekund.

- On dzwonił pierwszy. Ja tylko oddzwaniam. Tak nakazuje grzeczność.

- Jest za późna pora, żebyś wydzwaniała do TEGO CHŁOPAKA - oświadczyła

Grandmere.

Jedenasta. Moja szansa minęła. Dzięki, Grandmere.

- Zresztą i tak zobaczysz się z nim jutro w szkole - ciągnęła

- a teraz daj mi do telefonu swoją matkę.

- Moją matkę? - Byłam zdumiona. Grandmere nigdy nie rozmawia z moją mamą, jeśli

tylko może tego uniknąć. Nie układa im się, odkąd po zajściu w ciążę ze mną mama

odmówiła wyjścia za mąż za tatę, bo nie chciała pozwolić, żeby jej dziecko

zostało narażone na nabycie wad rodowej arystokracji.

- Tak, twoją matkę - powiedziała Grandmere. - Chyba wiesz, o kim mówię.

91

No więc wyszłam z pokoju i przekazałam słuchawkę mamie, która siedziała w

salonie z panem Gianinim i oglądała Anna Nicote Show. Nie mówiłam jej, kto

dzwoni, bo gdybym to zrobiła, kazałaby mi powiedzieć Grandmere, że jest pod

prysznicem, i sama musiałabym nadal rozmawiać z babką.

- Halo - powiedziała mama zadowolonym tonem, przekonana, że to któraś z jej

przyjaciółek dzwoni, żeby skomentować wygłupy Howarda K. Sterna i Bobby Trendy.

Wymknęłam się jak najszybciej. W pobliżu sofy leżało kilka ciężkich przedmiotów,

które mama mogła cisnąć w moją stronę, gdybym została w zasięgu strzału.

Wróciłam do pokoju i zaczęłam rozmyślać o Michaelu. Co mu powiem, kiedy jutro

Lars i ja zatrzymamy limuzynę, żeby podrzucić jego i Lilly do szkoły? Że zrobiło

się za późno na telefony? A jeśli on zauważy, że nozdrza mi latają, bo łżę? Nie

wiem, czy już się zorientował, że tak się dzieje zawsze, kiedy kłamię, ale

wydaje mi się, że wspomniałam o tym Lilly, bo przecież dolega mi kompletna

nieumiejętność trzymania buzi na kłódkę i nierozpowiadania rzeczy, które

powinnam zatrzymać dla siebie. Mogła mu to powtórzyć. I co wtedy?

A potem, kiedy siedziałam przygnębiona na łóżku, mocno już senna, bo w Genowii

była teraz jakaś piąta rano, nagle wpadłam na genialny pomysł. Mogłam sprawdzić,

czy Michael jest zalogowany w sieci, i przesłać mu wiadomość na ICQ! Mogłam to

zrobić, mimo że mama rozmawiała przez telefon z Grandmere, bo przecież mieliśmy

teraz stałkę!

Podeszłam więc do komputera i zrobiłam właśnie to. A on był w sieci!

Michael -pisałam- Cześć, to ja! Jestem już w domu! Miałam do Ciebie zadzwonić,

ale jest po jedenastej i nie chcę, żeby Twoi rodzice się wściekli.

92

Michael zmienił sobie nicka, odkąd „Crackhead" zaczął podupadać. Już nie pisze

jako CracKing. Teraz używa nicka Linux -Rulz, żeby zaprotestować przeciwko

tłamszeniu przemysłu software'owego przez Microsoft.

LinuxRulz: Witaj w domu! Dobrze Cię znów tu mieć. Martwiłem się, że umarłaś, czy

coś.

Więc zauważył, że przestałam dzwonić! A to znaczy, że wymyślony z Tiną plan

działał bez zarzutu. Przynajmniej do tej pory.

GrLouie: Nie, nie umarłam. Tylko jestem non--stop zajęta. No wiesz, los

arystokracji spoczywa na moich barkach i tak dalej. Czy mamy z Larsem wpaść po

Ciebie i Lilly jutro przed szkołą?

LinuxRulz: Byłoby fajnie. A co robisz w piątek?

Co robię w piątek? On mnie zaprasza NA RANDKĘ? Ja i Michael pójdziemy w końcu na

randkę? Nareszcie???

Usiłowałam pisać od niechcenia, żeby nie widział, jak jestem podekscytowana. Już

zdążyłam wystraszyć Grubego Louie, bo tak podskakiwałam na krześle przy

komputerze, że o mało nie fiknął koziołka.

GrLouie: Nic specjalnego, jak do tej pory. A czemu pytasz?

LinuxRulz: Chcesz iść na kolację do Screening Room? Będą wyświetlali pierwszą

część Gwiezdnych Woj en.

O MÓJ BOŻE!!! ON MNIE ZAPROSIŁ NA RANDKĘ!!! Na kolację i na film. Wszystko w

jednym, bo w Screening Room

93

siedzi się przy stole i je kolację, podczas gdy na sali wyświetlany jest film. A

przecież Gwiezdne Wojny to jeden z moich ulubionych filmów, obok Wirującego

seksu. Czy na świecie jest jakaś dziewczyna szczęśliwsza ode mnie? Nie, nie

sądzę. Britney, możesz mi skoczyć.

Palce mi drżały, kiedy odpisywałam.

GrLouie: Chyba możemy tak się umówić. Będę musiała jeszcze spytać mamę. Mogę dać

Ci odpowiedź jutro?

LinuxRulz: OK. Zatem do zobaczenia jutro. Około 8.15?

GrLouie: Jutro, 8.15.

Chciałam dodać jeszcze coś o tym, że tęskniłam albo że go kocham, ale sama nie

wiem, po prostu dziwnie się czułam i nie mogłam tego zrobić. Bo przecież to

trochę żenujące mówić osobie, którą kochasz, że ją kochasz. Nie powinno tak być,

ale tak jest. Poza tym wydawało mi się, że Jane Eyre nie zrobiłaby czegoś

takiego. Chyba że, no wiecie, właśnie odkryłaby, że facet, którego kocha, oślepł

podczas bohaterskiej próby wyratowania swojej szalonej żony piromanki z

płonącego piekła, które sama roznieciła.

Ale zaproszenie mnie na kolację i film wydało mi się bohaterskim czynem.

A potem Michael dopisał:


LinuxRulz:: Mała, przeleciałem tę galaktykę | z jednego krańca na

drugi...

Co jest moim ulubionym tekstem z pierwszej części Gwiezdnych Wojen. Więc

odpisałam...

94

GrLouie: Tak się składa, że lubię miłych mężczyzn.

...przeskakując od razu do Imperium kontratakuje, na co Michael odpisał:

LinuxRulz: Ja jestem miły.

A to nawet lepsze niż mówić, że się kogoś kocha, bo zaraz po tym, jak Han Solo

to mówi w filmie, zaczyna całować się z księżniczką Leią. O MÓJ BOŻE!!! To

naprawdę jest tak, jakby Michael był Hanem Solo, a ja księżniczką Leią, bo

Michael jest świetny w naprawianiu różnych rzeczy, na przykład napędów CD, a ja

jestem bardzo wyczulona na sprawy społeczne, jak księżniczka Leia, i tak dalej.

Poza tym pies Michaela, Pawłów, w pewnym sensie przypomina Chewbaccę. To znaczy,

gdyby Chewbacca był owczarkiem.

Nawet gdybym próbowała, nie umiałabym sobie wymarzyć fajniejszej randki. No i

mama na pewno mnie puści, bo Screen-ing Room jest całkiem niedaleko, a poza tym

idę przecież z Mi-chaelem. Nawet pan Gianini lubi Michaela, a on nie przepada za

wszystkimi chłopakami z Alberta Einsteina - mówi, że w większości są chodzącymi

bombami testosteronowymi.

Ciekawe, czy księżniczka Leia czytała kiedykolwiek Jane Eyre. Ale może Jane Eyre

nie istniała w jej galaktyce.

Teraz już na pewno nie zasnę. Jestem za bardzo nakręcona. ZOBACZĘ GO ZA OSIEM

GODZIN I PIĘTNAŚCIE MINUT.

A w piątek będę siedziała obok niego w zaciemnionej sali. Zupełnie sam na sam. I

nikogo dokoła. No, pomijając kelnerki i innych ludzi oglądających seans.

Moc jest ze mną.

95

Wtorek, 20 stycznia,

pierwszy dzień szkoły po feriach

Godzina wychowawcza

Dziś rano ledwie zwlokłam się z łóżka. W gruncie rzeczy udało mi się wygrzebać

spod kołdry - i spod Grubego Louie, który przez całą noc leżał mi na brzuchu i

mruczał jak traktor - tylko ze względu na perspektywę spotkania z Micha-elem po

raz pierwszy od trzydziestu dwóch dni.

To totalne okrucieństwo, żeby zmuszać osobę w moim delikatnym wieku, kiedy

powinna sypiać przynajmniej dziewięć godzin na dobę, żeby podróżowała między

dwoma mocno odległymi strefami czasowymi, nie dając jej nawet dnia wypoczynku

między jedną a drugą. Nadal jestem strasznie zmęczona po podróży i pewna, że to

źle wpłynie nie tylko na mój rozwój fizyczny (nie tyle w kwestii wzrostu, bo już

jestem dość wysoka, ale pod względem gruczołów piersiowych, które są szalenie

wrażliwe na wszelkie zakłócenia rytmu snu i czuwania), lecz i umysłowy.

A teraz zaczynam przecież drugi semestr pierwszej licealnej, więc moje stopnie

zaczną się poważnie liczyć. Nie żebym zamierzała iść na studia, czy coś takiego.

Przynajmniej nie od razu. Ja, podobnie jak książę William, zamierzam zrobić

sobie rok przerwy między szkołą a studiami. Ale mam nadzieję, że spędzę go,

rozwijając jakiś talent czy zainteresowanie, a jeśli żadnego do tej pory nie

znajdę, będę pracowała jako wolontariusz dla Greenpeace - mam nadzieję, że na

jednym z tych statków, które krążą w pobliżu japońskich i rosyjskich wielorybni-

ków. Nie sądzę, żeby Greenpeace przyjmował ochotników, którzy mają średnią

poniżej 3,0.

W każdym razie wstawanie dziś rano było męką, zwłaszcza że kiedy wyjęłam już

szkolny mundurek, zdałam sobie sprawę, że w szufladzie z bielizną nie ma moich

majtek z królową Amidalą.

96

Muszę mieć na sobie majtki z królową Amidalą pierwszego dnia nowego semestru,

inaczej będę miała pecha przez całą resztę roku. No bo miałam je na sobie w

wieczór Bezwyznaniowego Zimowego Balu, kiedy Michael powiedział, że mnie kocha.

Nie powiedział że JEST WE MNIE ZAKOCHANY. Powiedział, że mnie kocha. Miejmy

nadzieję, że jednak nie jak przyjaciela.

Muszę włożyć majtki z królową Amidalą pierwszego dnia nowego semestru, tak samo

jak muszę je wysłać do pralni przed piątkiem, żebym mogła je mieć na sobie w

czasie randki z Mi-chaelem. Bo w ten wieczór przyda mi się każdy dodatkowy łut

szczęścia, jeżeli mam konkurować ze wszystkimi Kate Bosworth tego świata o jego

uczucie... No i skoro w ten wieczór zamierzam wręczyć Michaelowi prezent

urodzinowy. Prezent, który, mam nadzieję, tak bardzo mu się spodoba, że jeśli

się jeszcze we mnie nie zakochał, to natychmiast to zrobi.

Musiałam więc pójść do pokoju mamy, tego, który dzieli z panem Gianinim, i

obudzić ją (na szczęście pan G. był pod prysznicem, bo przysięgam na Boga, że

gdybym musiała oglądać ich razem w łóżku w stanie, w jakim się wtedy znajdowałam,

skończyłabym tak samo jak Annę Heche). Zapytałam:

- Mamo, gdzie są moje majtki z królową Amidalą? Mama, która śpi jak kamień,

nawet kiedy nie jest w ciąży,

odparła tylko:

- Szurnowog.

A to nawet nie jest ludzki język.

- Mamo - powtórzyłam - potrzebne mi są moje majtki z królową Amidalą. Gdzie one

są?

Ale mama mruknęła tylko:

- Kapukin.

Wtedy wpadłam na pomysł. Nie żebym naprawdę uważała, że mama zabroni mi pójść na

kolację z Michaelem, po tym jak

7 - Księżniczka na dworze

97

ładnie mówiła o nim wczoraj wieczorem. Ale żeby się upewnić, że nie mogła się

wycofać, zapytałam:

- Mogę pójść z Michaelem na kolację i na film do Screening Room w piątek

wieczorem?

A ona, przewracając się z boku na bok, sapnęła:

- Taa, taaa, skuniper.

Więc sprawę uważam za załatwioną.

Ale i tak musiałam pójść do szkoły w zwyczajnej bieliźnie, co lekko mnie

zdenerwowało, bo nie ma w niej nic specjalnego, jest po prostu biała i nudna.

Trochę się rozchmurzyłam, kiedy wsiadłam do limuzyny, bo cieszyłam się, że za

moment zobaczę Michaela.

Ale wtedy zaczęłam się zastanawiać, co się> u licha, może stać, kiedy już

zobaczę Michaela. Bo jeśli się nie widziało własnego chłopaka przez trzydzieści

dwa dni, to nie wystarczy po prostu powiedzieć: „Cześć, jak się masz?", kiedy

już go widzisz. Musisz go chyba uściskać czy coś.

Ale jak mam go uściskać w samochodzie? Na oczach wszystkich? Przynajmniej nie

musiałam się martwić o ojczyma, bo pan G. stanowczo odmawia jeżdżenia do szkoły

limuzyną ze mną, Larsem, Lilly i Michaelem, chociaż przecież jedziemy w to samo

miejsce. Pan Gianini twierdzi, że woli metro. Mówi, że tylko wtedy może

posłuchać muzyki, którą lubi (mama i ja nie pozwalamy mu puszczać Blood, Sweat

and Tears na poddaszu, więc musi ich słuchać na discmanie).

Ale co z Lilly? Przecież ona tam będzie. Jak mogę obejmować Michaela przy Lilly?

No dobra, po części to dzięki niej Michael i ja w ogóle się zeszliśmy. Ale to

nie znaczy, że czuję się swobodnie, biorąc udział w publicznych demonstracjach

naszych wzajemnych uczuć NA JEJ OCZACH.

Gdybyśmy byli w Genowii, mogłabym bez zażenowania pocałować go w policzki, bo

tak tam wygląda standardowe powitanie.

98

Ale to jest Ameryka, gdzie nawet ręce ściska się ludziom z rzadka, chyba że jest

się, powiedzmy, burmistrzem.

A dochodziła jeszcze cała ta sprawa zjane Eyre. To znaczy Tina i ja

postanowiłyśmy, że nie będziemy ganiać za naszymi chłopakami, ale nic nie

ustaliłyśmy w kwestii powitań z nimi po trzydziestodwudniowej nieobecności.

Miałam właśnie spytać Larsa, co jego zdaniem powinnam zrobić, kiedy doznałam

olśnienia - dokładnie w chwili, gdy przystawaliśmy przed apartamentowcem

Moscovitzów. Hans, kierowca, miał wysiąść i otworzyć drzwi Lilly i Michaelowi,

ale powiedziałam:

- Ja to zrobię.

I wyskoczyłam z samochodu.

A tam stał w śniegu Michael i był taki wysoki, przystojny i męski, a wiatr

burzył te jego ciemne włosy. Na sam jego widok serce zaczęło mi walić w tempie

chyba tysiąca uderzeń na minutę. Czułam się, jakbym miała się rozpłynąć...

Zwłaszcza kiedy uśmiechnął się na mój widok uśmiechem rozjaśniającym mu oczy,

które były tak ciemnobrązowe, jak to sobie zapamiętałam, i pełne tej samej

inteligencji i poczucia humoru jak wtedy, kiedy ostatni raz w nie spojrzałam,

trzydzieści dwa dni wcześniej.

Nie mogłam tylko stwierdzić jednego: czy były, czy nie były pełne miłości. Tina

twierdziła, że powinnam rozpoznać, patrząc w oczy Michaela, czy mnie kocha, czy

nie. Ale prawda jest taka, że patrząc Michaelowi w oczy, mogłam tylko stwierdzić,

że nie wydaję mu się kompletnie odpychająca. Gdybym się wydawała odpychająca,

pewnie by odwrócił wzrok, tak jak ja, kiedy widzę w szkolnej stołówce tego

faceta, który zawsze wyciąga kukurydzę ze swojego chilli.

- Cześć - powiedziałam głosem, który nagle zrobił się piskliwy.

99

- Cześć - powiedział Michael głosem wcale nie piskliwym, ale naprawdę głębokim

i przypominającym głos Wolverine'a.

A potem staliśmy tam i nie mogliśmy oderwać od siebie oczu, a oddech nam

zamarzał i tworzył małe obłoczki białej pary, a wokoło nas na Piątej Alei

śpieszyli się ludzie - ludzie, których prawie nie dostrzegałam. Ledwo do mnie

dotarło, że Lilly powiedziała:

- Och, na litość boską...

I minęła nas, żeby wsiąść do limuzyny. A potem Michael powiedział:

- Naprawdę dobrze znów cię widzieć. A ja odparłam:

- Ja też się cieszę.

Ze środka limuzyny Lilly powiedziała:

- Ej, na zewnątrz jest poniżej zera, może byście się tak pośpieszyli i już

wsiedli?

A ja wtedy powiedziałam:

- Chyba powinniśmy... A Michael dodał:

- Taaa...

I położył dłoń na klamce drzwi, żeby je dla mnie przytrzymać. A kiedy zaczęłam

się schylać, żeby wsiąść, drugą dłoń położył na moim ramieniu, a gdy się

obróciłam, żeby zobaczyć, czego chce (chociaż i tak właściwie wiedziałam),

powiedział:

- No i jak, możesz się ze mną spotkać w piątek wieczorem? A ja odparłam:

- Yhym.

A wtedy on jakoś tak przyciągnął mnie za ramię zupełni w stylu pana Rochestera,

więc musiałam podejść do niego o kro" a on takim szybkim ruchem, jakiego jeszcze

u niego nie widzi łam, pochylił się i pocałował mnie prosto w usta, na oczac

odźwiernego i całej reszty Piątej Alei!

100

Muszę przyznać, że odźwierny Michaela i wszyscy przechodnie, włączając pasażerów

autobusu linii Ml, który mijał nas dokładnie w tej chwili, wcale nie zwrócili

specjalnej uwagi na to, że oto na ich oczach całuje się księżniczka Genowii.

Ale JA zauważyłam. I czułam się z tym świetnie. Poczułam się tak, jakby całe

moje zamartwianie się o to, czy Michael kocha mnie jak przyjaciółkę, czy jak

życiowego partnera, było trochę głupie.

Bo przyjaciół tak się nie całuje.

Tak mi się wydaje.

No więc potem wślizgnęłam się na tylne siedzenie limuzyny obok Lilly z tym

szerokim, głupawym uśmiechem na twarzy, totalnie pewna, że ona się będzie ze

mnie śmiała, ale nic na to nie mogłam poradzić, bo byłam taka szczęśliwa, że

mimo braku majtek z królową Amidalą mój semestr już się dobrze zaczyna, a

przecież nie trwał jeszcze nawet kwadransa!

A wtedy Michael usiadł koło mnie, zatrzasnął drzwi i Hans ruszył, a Lars

powiedział do Lilly i Michaela:

- Dzień dobry.

A oni też się z nim przywitali i nawet nie wiedziałabym, że Lars się podśmiewał

nad swoją kawą latte, gdyby Lilly nie powiedziała mi o tym, kiedy już

wysiedliśmy z limuzyny pod szkołą.

- Bo niby - wyjaśniła - nic nie wiedzieliśmy o tym, co wy robicie tam na

zewnątrz...

Ale powiedziała to bez złośliwości.

Byłam taka szczęśliwa, że prawie do mnie nie docierało, co mówi Lilly po drodze

do szkoły, a mówiła cały czas o tym filmie opartym na mojej biografii.

Powiedziała, że wysłała list polecony do producentów i do tej pory nie otrzymała

odpowiedzi, chociaż minął już ponad tydzień.

- To jest - oświadczyła - kolejny przykład na to, że hollywoodzkie typki sądzą,

że wszystko ujdzie im na sucho. No cóż,

101

jestem tu po to, żeby im uświadomić, jak bardzo się mylą. Jeśli nie dostanę

odpowiedzi do jutra, pójdę z tym do prasy. Udało jej się zwrócić moją uwagę.

- Masz zamiar zwołać konferencję prasową? - spytałam.

- A czemu nie? - Lilly wzruszyła ramionami. - Ty zrobiłaś to samo, a do

niedawna trudno ci było sklecić jedno zdanie przed kamerą. Więc czemu miałabym

sobie nie poradzić?

Wow. Lilly naprawdę się wkurzyła tym filmem. Chyba będę musiała go obejrzeć i

przekonać się, czy rzeczywiście jest tak ile. Innym dzieciakom w szkole

niespecjalnie się podobał. No ale wszyscy byli w St. Moritz albo w swoich

domkach zimowych w Ojai, kiedy został wyemitowany. Byli za bardzo zajęci

jeżdżeniem na nartach albo leżeniem na plaży, żeby przejmować się jakimś głupim

filmem telewizyjnym nakręconym na podstawie życia ich koleżanki ze szkoły

Sądząc po ilości gipsów, jakie mieli na sobie ludzie - Tina wcale nie była

jedyną osobą, która sobie coś w czasie ferii nadwerężyła - wszyscy bawili się

dużo lepiej niż ja. Nawet Michael mówi, że większość czasu spędził na balkonie

apartamentu dziadków, pisząc piosenki dla swojego nowego zespołu.

Chyba jestem jedyną osobą, która całą przerwę świąteczną przesiadywała na

obradach parlamentu i usiłowała negocjować opłaty za parkowanie przed kasynem w

stolicy Genowii.

Ale i tak się cieszę, że już jestem z powrotem. Dobrze było wrócić, bo po raz

pierwszy w czasie mojej całej szkolnej kariery jakiś facet naprawdę mnie lubi -

a może nawet kocha - tak jak ja kocham jego. I będę się z nim widywać w

przerwach między lekcjami i na zajęciach z RZ...

O mój Boże! Na śmierć zapomniałam! Przecież zaczął się nowy semestr! Dadzą nam

zupełnie nowy plan lekcji! Zostanie rozdany pod koniec godziny wychowawczej, po

ogłoszeniach. A co, jeśli Michael i ja nie będziemy już mieć razem RZ? Prze-

102

cięż ja nawet nie powinnam chodzić na RZ, biorąc pod uwagę, że zainteresowań nie

mam żadnych. Skierowali mnie na te zajęcia dopiero wtedy, kiedy okazało się, że

nie radzę sobie z algebrą, więc przyda mi się trochę czasu na naukę indywidualną.

Z założenia miałam mieć o tej porze wychowanie techniczne. WYCHOWANIE TECHNICZNE!

ONI TAM KAŻĄ LUDZIOM ROBIĆ STOJAKI NA PRZYPRAWY!

W drugim semestrze na tej godzinie przypada gospodarstwo domowe. JEŚLI W TYM

SEMESTRZE KAŻĄ MI CHODZIĆ NA GOSPODARSTWO DOMOWE ZAMIAST NA RZ, TO CHYBA

UMRĘ!!!!!!!

Bo skończyło się na tym, że na koniec pierwszego semestru z algebry dostałam

pięć mniej. Nie wyznaczają ci czasu na naukę indywidualną, jeśli masz z tego

przedmiotu pięć mniej. Pięć mniej to dobry stopień. No, chyba że jest się jakąś

Judith Ger-shner.

O Boże, wiedziałam, że tak będzie, Po prostu WIEDZIAŁAM, że stanie się coś złego,

jeśli nie włożę majtek z królową Amidalą.

No więc, jeśli nie trafię na RZ, będę się widywać z Micha-elem wyłącznie podczas

lunchu i na przerwach. Bo on jest w ostatniej klasie, a ja zaledwie w pierwszej,

więc nie zanosi się na to, żebyśmy mieli wspólne zajęcia z zaawansowanego

rachunku różniczkowego albo że on trafi do mnie na francuski.

A przecież może się zdarzyć i tak, że nawet podczas lunchu go nie zobaczę! Może

być tak, że nasze przerwy na lunch nie będą wypadać w tym samym czasie!

A nawet gdyby wypadały o tej samej porze, jakie jest prawdopodobieństwo, że

Michael będzie chciał siadać ze mną podczas lunchu? Ja zawsze jadam z Lilly i

Tiną, a Michael zawsze siadał z Klubem Komputerowym i ludźmi z czwartej klasy.

Czy teraz przyjdzie i usiądzie przy mnie? Przecież JA w żaden sposób

103

nie mogę pójść i usiąść przy jego stoliku. Ci wszyscy faceci cały czas mówią o

rzeczach, o których nie mam pojęcia, na przykład o tym, jaki beznadziejny jest

Steve Jobs i jak łatwo jest włamać się do systemu obrony narodowej Indii...

O Boże, rozdają nam właśnie nowy plan lekcji. Proszę, nie kierujcie mnie na

Gospodarstwo Domowe. PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

FROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ.

104

Wtorek, 20 stycznia Algebra

HA! Może i zginęły mi majtki z królową Amidalą, ale Moc i tak jest ze mną. Mój

plan lekcji jest dokładnie taki sam jak w zeszłym semestrze, tyle że jakimś

cudem teraz mam na trzeciej godzinie biologię zamiast historii cywilizacji (O

Boże, nie pozwól, żeby Kenny, mój dawny partner na biologii i eks-chłopak, też

został przeniesiony na biologię na trzeciej godzinie). Historię cywilizacji mam

teraz na siódmej, a zamiast WF-u na czwartej wszyscy mamy zdrowie i przepisy

bezpieczeństwa.

I nie ma żadnego wychowania technicznego ani gospodarstwa domowego, BOGU NIECH

BĘDĄ DZIĘKI!!!!! Nie wiem, kto wmówił szkolnej administracji, że jestem

uzdolniona i mam zainteresowania, ale ktokolwiek to był, zaskarbił sobie moją

wdzięczność na wieki i z całej siły postaram się dorosnąć do tych oczekiwań.

I tak się składa, że wiem, że Michael nie tylko też ma RZ na piątej godzinie,

ale i przerwę na lunch o tej samej porze co ja. Wiem to, bo kiedy przyszłam na

algebrę, usiadłam i wyciągnęłam zeszyt i książkę „Algebra dla klas pierwszych i

drugich", do klasy wszedł Michael!

Tak, wszedł do klasy, w której pierwsza licealna uczy się u pana Gianiniego

algebry, jakby tu było jego miejsce czy coś, a wszyscy zaczęli się na niego

gapić, włącznie z Laną Weinberger, bo wiecie, maturzyści zazwyczaj nie wchodzą

tak po prostu do klas pierwszaków, chyba że mają akurat dyżur w pokoju

nauczycielskim i przynoszą komuś jakąś przepustkę czy coś takiego.

Ale Michael nie miał dyżuru w pokoju nauczycielskim. Zajrzał do klasy pana G.

tylko po to, żeby się ze mną zobaczyć. Wiem to, bo podszedł prosto do mojego

stolika ze swoim planem lekcji w ręku i spytał:

105

- W której grupie masz lvanch?

A ja mu odpowiedziałam, że w A, na co on powiedział:

- To tak samo jak ja. A p ^tem masz RZ?

- Ta_k - powiedziałam, ? <^>n stwierdził:

- No to cool, zobaczymy «się na lunchu.

A potem odwrócił się i wyszedł. Był taki wysoki i dorosły z tym swoim plecakiem

JanS^ort i w butach New Balances.

A sposób, w jaki wychodząc z klasy, powiedział: „Cześć, panie G." do pana

Gianiniego, tj=*.k 0d niechcenia - bo pan Gianini siedział jarzy swoim biurku z

Łcubkiem kawy w rękach i uniesionymi wysoko brwiami...

No cóż, bardziej luzacko tt:0 wszystko nie mogło już wyglądać.

I przyszedł tutaj zobaczy- się ze mną. ZE MNĄ. Z MIĄ THERN^OPOLIS. Do niede*.Wna

najmniej popularną osobą w całej szkole, z wyjątkiem te^g0 faceta, który nie

lubi kukurydzy w sw^oim chilli.

Więc teraz wszyscy, którzy^ nie widzieli, jak ja i Michael całowaliśmy się

podczas Bezwyznaniowego Zimowego Balu, wiedzą, że ze sobą chodzimy, bo nie

wchodzi się do czyjejś klasy podczas jprzerwy, żeby patrzeć- na czyjś plan

lekcji, chyba że się z tąosooą. chodzi.

Nawet kiedy zadzwonił dzwonek, niemal czułam, że przewiercają mnie spojrzenia

wsz>^stkich współtowarzyszy algebraicznej niedoli, włącznie z Lan?| Weinberger.

Praktycznie słychać było, że każdy myśli: „To ON chodzi z NIĄ?"

Rozumiem, że trudno w ??? uwierzyć. To znaczy w końcu SAMA ledwie wierzę, że to

pr?=».wda. Bo oczywiście, jest publiczną tajerrxnicą, że Michael to trzeci z

kolei najprzystojniejszy facet w szkole, po Joshu Richterze i Justinie

Baxendale'u (chociaż jeśli mnie spytacie o zd-s&nie, stwierdzam, bo widziałam

Michaela, wielokrotnie bez korsszuli, że obaj ci faceci wyglądają

106

przy nim jak ten głupek Cjuasimodo), więc co on niby robi ze MNĄ, beztalenciem i

dziwadłem o stopach rozmiaru nart, zupełnie pozbawionym biustu i z nozdrzami,

które falują, kiedy

kłamię?

Poza tym jestem tylko marną pierwszoklasistką, a Michael jest maturzystą,

którego jeszcze przed terminem przyjęto na uczelnię na Manhattanie należącą do

prestiżowej Ivy League. Plus to, że Michael jest drugim uczniem w swojej klasie,

ma same szóstki, podczas gdy ja ledwie przebrnęłam przez algebrę poziom I. Plus

to, że Michael zawsze angażuje się w jakieś zajęcia pozalekcyjne, włącznie z

Klubem Komputerowym, Klubem Szachowym i Klubem Fizyków. Zaprojektował szkolną

stronę internetową, potrafi grać chyba na dziesięciu instrumentach, a teraz

zakłada własny zespół.

A ja? Ja jestem księżniczką. I to by było na tyle.

I to też od niedawna. Zanim odkryłam, że jestem księżniczką, byłam tylko

beznadziejnym wyrzutkiem, który zawalał algebrę i wiecznie miał pełno kociej

sierści na szkolnym mundurku.

Więc chyba można powiedzieć, że mnóstwo ludzi lekko się zdziwiło, widząc, jak

Michael Moscovitz podchodzi do mojego stolika w klasie algebry, żeby porównać

nasze plany lekcji. Czułam, że oni wszyscy się na mnie gapią, kiedy on już

wyszedł, a dzwonek zadzwonił, i słyszałam, jak o tym między sobą szepczą. Pan G.

usiłował wszystkich uspokoić, mówiąc:

- No dobra, przerwa się skończyła. Wiem, że dawno się nie widzieliście, ale w

ciągu najbliższych dziewięciu tygodni czeka nas masa roboty.

Tyle że, oczywiście, nikt nie zwracał uwagi na niego, tylko na mnie.

W ławce przede mną Lana Weinberger już wisiała na komórce - tej nowej, za którą

musiałam zapłacić, bo zniszczyłam

107

- W której grupie masz lunch?

A ja mu odpowiedziałam, że w A, na co on powiedział:

- To tak samo jak ja. A potem masz RZ?

- Tak - powiedziałam, a on stwierdził:

- No to cool, zobaczymy się na lunchu.

A potem odwrócił się i wyszedł. Był taki wysoki i dorosły z tym swoim plecakiem

JanSport i w butach New Balances.

A sposób, w jaki wychodząc z klasy, powiedział: „Cześć, pa- 1 nie G." do pana

Gianiniego, tak od niechcenia - bo pan Gianini siedział przy swoim biurku z

kubkiem kawy w rękach i uniesionymi wysoko brwiami...

No cóż, bardziej luzacko to wszystko nie mogło już wyglądać.

I przyszedł tutaj zobaczyć się ze mną. ZE MNĄ. Z MIĄ THERMOPOLIS. Do niedawna

najmniej popularną osobą w całej szkole, z wyjątkiem tego faceta, który nie lubi

kukurydzy w swoim chilli.

Więc teraz wszyscy, którzy nie widzieli, jak ja i Michael całowaliśmy się

podczas Bezwyznaniowego Zimowego Balu, wiedzą, że ze sobą chodzimy, bo nie

wchodzi się do czyjejś klasy podczas przerwy, żeby patrzeć na czyjś plan lekcji,

chyba że się z tą osobą chodzi.

Nawet kiedy zadzwonił dzwonek, niemal czułam, że przewiercają mnie spojrzenia

wszystkich współtowarzyszy algebraicznej niedoli, włącznie z Laną Weinberger.

Praktycznie słychać było, że każdy myśli: „To ON chodzi z NIĄ?"

Rozumiem, że trudno w to uwierzyć. To znaczy w końcu SAMA ledwie wierzę, że to

prawda. Bo oczywiście, jest publiczną tajemnicą, że Michael to trzeci z kolei

najprzystojniejszy facet w szkole, po Joshu Richterze i Justinie Baxendale'u

(chociaż jeśli mnie spytacie o zdanie, stwierdzam, bo widziałam Michaela

wielokrotnie bez koszuli, że obaj ci faceci wyglądają

106

przy nim jak ten głupek Cjuasimodo), więc co on niby robi ze MNĄ, beztalenciem i

dziwadłem o stopach rozmiaru nart, zupełnie pozbawionym biustu i z nozdrzami,

które falują, kiedy kłamię?

Poza tym jestem tylko marną pierwszoklasistką, a Michael jest maturzystą,

którego jeszcze przed terminem przyjęto na uczelnię na Manhattanie należącą do

prestiżowej Ivy League. Plus to, że Michael jest drugim uczniem w swojej klasie,

ma same szóstki, podczas gdy ja ledwie przebrnęłam przez algebrę poziom I. Plus

to, że Michael zawsze angażuje się w jakieś zajęcia pozalekcyjne, włącznie z

Klubem Komputerowym, Klubem Szachowym i Klubem Fizyków. Zaprojektował szkolną

stronę internetową, potrafi grać chyba na dziesięciu instrumentach, a teraz

zakłada własny zespół.

A ja? Ja jestem księżniczką. I to by było na tyle.

I to też od niedawna. Zanim odkryłam, że jestem księżniczką, byłam tylko

beznadziejnym wyrzutkiem, który zawalał algebrę i wiecznie miał pełno kociej

sierści na szkolnym mundurku.

Więc chyba można powiedzieć, że mnóstwo ludzi lekko się zdziwiło, widząc, jak

Michael Moscovitz podchodzi do mojego stolika w klasie algebry, żeby porównać

nasze plany lekcji. Czułam, że oni wszyscy się na mnie gapią, kiedy on już

wyszedł, a dzwonek zadzwonił, i słyszałam, jak o tym między sobą szepczą. Pan G.

usiłował wszystkich uspokoić, mówiąc:

- No dobra, przerwa się skończyła. Wiem, że dawno się nie widzieliście, ale w

ciągu najbliższych dziewięciu tygodni czeka nas masa roboty.

Tyle że, oczywiście, nikt nie zwracał uwagi na niego, tylko na mnie.

W ławce przede mną Lana Weinberger już wisiała na komórce - tej nowej, za którą

musiałam zapłacić, bo zniszczyłam

107

jej poprzednią, roznosząc ją w drobny pył w niemal psychotycznym ataku złości w

zeszłym miesiącu - i mówiła:

- Shel? W żaden sposób nie uwierzysz, co się przed chwilą stało. Znasz tę

dziwaczną dziewczynę z waszych lekcji łaciny, tę, co ma program telewizyjny i

płaską twarz? Taa, no więc jej brat był tu przed chwilą i porównywał swój plan

lekcji z planem Mii Thermopolis...

Lana ma jednak tego pecha, że pan Gianini cierpi na jakiś uraz do korzystania z

telefonów komórkowych podczas lekcji. Normalnie rzucił się na nią, wyrwał jej

telefon, przytknął go do ucha i powiedział:

- Panna Weinberger nie może w tej chwili rozmawiać, bo jest zajęta pisaniem

eseju na tysiąc słów na temat niestosowności korzystania z telefonów komórkowych

podczas lekcji.

A potem wrzucił ten telefon do szuflady biurka i powiedział jej, że może go

odebrać pod koniec dnia, kiedy wręczy mu swój esej.

Szkoda, że pan G. nie dał telefonu Lany mnie. Już ja bym umiała korzystać z tego

telefonu lepiej niż ona.

Ale nawet jeśli nauczyciel jest twoim ojczymem, nie może tak po prostu

konfiskować rzeczy innym uczniom i oddawać ich tobie.

Wielka szkoda, bo mnie by się naprawdę przydał telefon komórkowy. Przypomniało

mi się właśnie, że nie zapytałam mamy, czego chciała Grandmere, kiedy dzwoniła

wczoraj wieczorem.

O kurczę. Liczby całkowite. Muszę się skupić.

? = (x: x jest takie, że x > 0)

Definicja: Kiedy liczbę całkowitą podniesie się do kwadratu, nazywa się go

kwadratem idealnym.

108

Wtorek, 20 stycznia Zdrowie i przepisy bezpieczeństwa

Straszne nudy - MT I ty mi to mówisz? Ile razy w czasie naszej uczniowskiej

kariery będą nam opowiadać, że seks bez zabezpieczenia może się skończyć

niechcianą ciążą albo AIDS? Czy oni myślą, że po pierwszych pięciu tysiącach

razy nie dotarło? - LM

Najwyraźniej. Hej, widziałaś, jak pan Wheeton otworzył drzwi do pokoju

nauczycielskiego, popatrzył na Mademoiselle Klein, a potem wyszedł? On jest

ewidentnie w niej zakochany.

Wiem, wyraźnie to widać, zawsze przynosi jej kawę z mleczkiem z delikatesów Ho.

A co to oznacza, jeśli nie miłość? Wahim będzie zrozpaczony, jeżeli oni zaczną

się umawiać.

Tak, ale dlaczego miałaby woleć pana Wheetona od Wahi-ma? Wahim ma przynajmniej

muskuły. Nie mówiąc już o broni.

Kto zdoła przejrzeć tajemnice ludzkiego serca? Ja nie. O mój Boże, popatrz,

przechodzi do kwestii bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Czy może być coś BARDZIEJ

nudnego? Zróbmy sobie jakąś listę. Ty zaczynasz.

Dobra.

"nowfi uzuvm>uonA*

LISTA ©2/?SJCe/L/ §?????? Pfl&CTÓW

?????? mm 7HmmoPoas 2 ?????????? nar moseoviT2

1. Michael Moscovitz (To zrozumiale, że nie mogę się zgodzić - ze względu na

genetyczny związek z tym indywiduum. Przyznam jedynie, że nie jest obrzydliwie

zdeformowany).

2. Ioan Griffud z serialu Horałio Hornblower (Zgoda. Może mną potrząsać, ile

razy mu przyjdzie ochota).

109

3. Facet ze Smalhille (Aha - szkoda tylko, że nie pozwolili mu dołączyć do

szkolnej drużyny pływackiej, bo powinien w każdym odcinku częściej zdejmować

koszulę).

4. Hayden Christiensen (Znów - aha. To samo odnośnie drużyny pływackiej. Musi

się jakaś znaleźć dla rycerzy Jedi. Nawet takich, którzy przeszli na Ciemną

Stronę).

5. Pan Rochester (Postać fikcyjna, ale owszem, zgadzam się, że emanuje pewną

szorstką męskością).

6. Patrick Swayze (Hm, niech będzie, może w Wirującym seksie, ale widziałaś go

ostatnio? Ten facet wygląda starzej niż twój tata!).

7. Kapitan von Trapp z Dźwięków muzyki (Christopher Plum-mer to był facet

extraordinaire gorący. W każdej chwili postawiłabym na niego przeciwko całej

bandzie nazistów).

8. Justin Baxendale (Zgoda. Słyszałam, że jakaś trzeciokla-sistka chciała się

dla niego zabić. Bo, na nią popatrzył. Poważnie. Jakby oczami tak hipnotyzował,

że dostała kręćka niczym Sylwia Plath. Teraz chodzi na psychoterapię).

9. Heath Ledger (Ooooch, w filmie o księciu rock and rolla, absolutnie. Ale już

nie tak samo w Four Feathers. W tym drugim filmie jego gra była jakaś taka

nieświeża. Poza tym za rzadko zdejmował koszulę).

10. Bestia z Pięknej i Bestii (Moim zdaniem jeszcze komuś tu przydałaby się

terapia).

Wtorek, 20 stycznia RZ

Mam straszną depresję. Wiem, że nie powinnam. Przecież wszystko tak mi się

świetnie w życiu układa.

110

Pierwsza Świetna Rzecz; Chłopak, w którym się kocham jak wariatka, praktycznie

przez całe swoje życie, też mnie kocha, a przynajmniej naprawdę lubi, i

wybieramy się w piątek na naszą pierwszą prawdziwą randkę.

Druga Świetna Rzecz: Wiem, że to dopiero pierwszy dzień nowego semestru, ale jak

na razie niczego jeszcze nie zawalam, włącznie z algebrą.

Trzecia Świetna Rzecz: Nie jestem już w Genowii, naj-nudniejszym miejscu na

całej planecie, może z wyjątkiem algebry i lekcji etykiety u Grandmere.

Czwarta Świetna Rzecz: Kenny już nie jest moim partnerem na zajęciach z biologii.

Moim nowym partnerem jest Shameeka. Co za ulga. Wiem, że to tchórzostwo (żeby

czuć ulgę, nie musząc już siedzieć przy Kennym), ale jestem całkiem pewna, że

Kenny uważa mnie za okropną osobę, która przez wiele miesięcy go zachęcała, a

przez cały czas podobał jej się ktoś inny (chociaż wcale nie ten ktoś, kogo

podejrzewał Kenny). W każdym razie fakt, że nie będę musiała znosić niechętnych

spojrzeń Kenny'ego (chociaż on ma już nową dziewczynę, dziewczynę z naszych

zajęć biologii ściśle mówiąc - trzeba przyznać, że nie tracił czasu),

prawdopodobnie wpłynie pozytywnie na moje stopnie z tego przedmiotu. Poza tym

Shameeka jest naprawdę niezła w naukach ścisłych, a to dlatego, że jest

zodiakalną Rybą. Ale tak jak i ja, nie ma ŻADNEGO POJEDYNCZEGO KONKRETNEGO

TALENTU, co czyni ją moją duchową siostrą, jeśli się nad tym zastanowić.

Piąta Świetna Rzecz: Mam naprawdę luzackich przyjaciół, którzy chcą się ze mną

spotykać, i to wcale nie tylko dlatego, że jestem księżniczką.

111

Ale widzicie, jest jeden problem. Dzieją się w moim życiu te wszystkie świetne

rzeczy i powinnam być totalnie szczęśliwa. Powinnam skakać pod niebo z radości.

I może tylko tak gadam pod wpływem zmęczenia podróżą samolotową - jestem taka

nieprzytomna, że oczy same mi się zamykają - albo zaczyna mi się PMS - bo z

pewnością mój wewnętrzny zegar rozregulował się po tych wszystkich lotach trans-

kontynentalnych - ale nie mogę się pozbyć uczucia, że jestem...

No, po prostu beznadziejna.

Zaczęłam sobie zdawać z tego sprawę dzisiaj podczas lunchu. Siedziałam tam jak

zwykle z Lilly i Borysem, i Tiną, i Sha-meeką, i Ling Su, a wtedy podszedł

Michael i usiadł z nami, co oczywiście wywołało sensację w całej stołówce, bo

zazwyczaj siada z Klubem Komputerowym, o czym wie cała szkoła.

A ja byłam totalnie zażenowana, ale oczywiście także dumna i zadowolona, bo

Michael NIGDY nie siadał przy naszym stoliku, kiedy on i ja byliśmy tylko

przyjaciółmi, więc to, że z nami usiadł, MUSI znaczyć, że jest przynajmniej

trochę we mnie zakochany, bo to przecież spore poświęcenie porzucać

intelektualne rozważania przy stoliku, przy którym normalnie siada, na rzecz

pogaduszek, które odchodzą przy naszym stole, a które sprowadzają się na ogół do,

na przykład, szczegółowych analiz wczorajszego odcinka Czarodziejek albo uwag,

jak słodki był ten top, który miała na sobie Rosę McGowan, czy innych takich.

Ale Michael totalnie się do tego dostosował, chociaż uważa, że Czarodziejki to

dziecinada. A ja naprawdę starałam się kierować rozmową tak, żeby dotyczyła

spraw, którymi interesują się faceci, na przykład Buffy - postrachu wampirów

albo Milli Jovo-vich.

Tyle że się okazało, że wcale nie musiałam, bo Michael jest jak jedna z tych

ciem żywiących się porostami, o których uczy-

112

liśmy się na biologii. No wiecie, tych, co zrobiły się całe czarne, kiedy

podczas rewolucji przemysłowej mech, którym się żywiły, poczerniał od sadzy. On

potrafi przystosować się do każdej sytuacji i czuć się na luzie. To niesamowity

talent, który sama chciałabym posiadać. Może gdybym go miała, nie czułabym się

tak strasznie nie na miejscu podczas spotkań Genowiańskiego Towarzystwa Hodowców

Oliwek.

W każdym razie dziś przy stole podczas lunchu ktoś zaczął mówić o klonowaniu i

wszyscy mówili, kogo chcieliby sklono-wać, gdyby to było możliwe, i każdy mówił,

że Alberta Einsteina, żeby mógł do nas wrócić i wyjaśnić nam sens życia i tak

dalej, albo Jonasa Salka, żeby wynalazł lekarstwo na raka, i Mozarta, żeby

dokończył swoje requiem (to, oczywiście, był pomysł Borysa), albo markizę

Pompadour, żeby mogła nam udzielić wskazówek na temat romansów (Tina), lub Jane

Austen, żeby mogła opisać swoim ostrym piórem bieżący klimat polityczny, a my

skorzystalibyśmy z jej sarkastycznego poczucia humoru (Lilly).

A potem Michael powiedział, że on by sklonował Kurta Cobaina, bo to był geniusz

muzyczny, który umarł zbyt młodo. I wtedy zapytał mnie, kogo JA bym sklonowała,

a ja nie mogłam niczego wymyślić, bo nie ma takiej nieżyjącej osoby, którą

chciałabym znów sprowadzić na świat, może wyjąwszy Grandpere, ale to już by było

dziwactwo. A Grandmere na pewno dostałaby kociej mordy. Więc powiedziałam po

prostu, że Grubego Louie, bo bardzo go kocham i chętnie miałabym przy sobie dwa

takie koty.

Tylko że nie zrobiło to wrażenia na nikim poza jednym Michaelem, który

powiedział:

- To miłe.

Ale pewnie powiedział tak tylko dlatego, że jest moim chłopakiem.

8 - Księżniczka na dworze

113

W każdym razie jakoś to zniosę. Totalnie przywykłam do tego, że jestem jedyną

znaną mi osobą, która potrafi obejrzeć od początku do końca Empire Records za

każdym razem, kiedy puszczają to na TBS, i która uważa, że to jeden z

najlepszych filmów wszech czasów - po Gwiezdnych Wojnach i Wirującym seksie, i

Powiedz cos', i Pretty Woman, naturalnie. Och, i jeszcze Wstrząsach i Twisterze.

Jestem skłonna utrzymywać w sekrecie, że co roku oglądam wybory Miss Ameryki,

chociaż dobrze wiem, że to bardzo degradujące dla kobiet i wcale nie ma nic

wspólnego z fundowaniem komuś stypendiów, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że do

konkursu nie dostaje się żadna dziewczyna, która nosi większy rozmiar niż

dziesiątkę.

To znaczy, dobrze znam siebie od tej strony. Po prostu taka już jestem i chociaż

próbowałam się rozwijać, oglądając takie nagradzane filmy jak Przyczajony tygrys,

ukryty smok czy Gladiator, to jakoś mi się nie spodobały. Wszyscy na koniec

umierają, a poza tym nie ma tam wcale tańca ani wybuchów, więc bardzo trudno mi

się przy nich nie rozpraszać.

Usiłuję zaakceptować te swoje cechy. Po prostu taka już jestem. Na przykład,

jestem dobra z angielskiego, ale już nie taka dobra z algebry. I wszystko.

Ale dopiero kiedy poszliśmy dzisiaj po lunchu na rozwój zainteresowań i Lilly

zaczęła pracować nad listą ujęć do odcinka swojego programu Lilly mówi prosto z

mostu na ten tydzień, a Borys wyjął skrzypce i zaczął grać jakiś koncert

(niestety, już nie w szafie na materiały biurowe, bo ciągle jeszcze nie wstawili

do niej drzwi), a Michael włożył słuchawki i zaczął pracować nad nową piosenką

dla swojego zespołu, wtedy to mnie uderzyło:

Nie ma ani jednej rzeczy, w której byłabym szczególnie dobra. W gruncie rzeczy

gdyby nie to, że jestem księżniczką, była-

114

bym naj zwyczaj niej szą osobą na świecie. Nawet nie chodzi o to, że nie

potrafię surfować czy pleść bransoletek przyjaźni. Ja NIC nie potrafię.

No bo wszyscy moi przyjaciele mają niesamowite osiągnięcia: Lilly wie wszystko

na każdy temat i nie boi się powiedzieć tego przed kamerą. Michael nie tylko

potrafi grać na gitarze i na chyba jeszcze pięćdziesięciu innych instrumentach,

włącznie z pianinem i perkusją, ale umie też napisać program komputerowy. Borys,

odkąd skończył mniej więcej jedenaście lat, daje koncerty skrzypcowe w Carnegie

Hall przy pełnej sali. Tina Hakim Baba potrafi czytać książki w tempie jednej

dziennie, zapamiętuje, co przeczytała, i może to cytować praktycznie co do słowa,

a Ling Su jest niezmiernie uzdolniona plastycznie. Jedyną osobą przy naszym

lunchowym stoliku pozbawioną jakichś szczególnych uzdolnień jest Shameeka, i ta

myśl pocieszyła mnie na jakąś minutę, ale potem przypomniałam sobie, że Shameeka

jest przecież niesamowicie bystra i piękna, zbiera same szóstki, a ludzie

pracujący dla agencji modelek wiecznie ją zaczepiają, na przykład w

Bloomingdale's, kiedy robi zakupy z mamą, i pytają, czy mogliby ją reprezentować

(chociaż tata Shameeki twierdzi, że jego córki nie będą nigdy pracować jako

modelki, i w ogóle po jego trupie).

A ja? Nie mam pojęcia, czemu Michael w ogóle mnie lubi, jestem takim

beztalenciem i nudą. To w sumie dobrze, że mój los jako następczyni tronu całego

księstwa został już przypieczętowany, bo gdybym musiała ubiegać się gdziekolwiek

o pracę, na pewno bym jej nie dostała, skoro w niczym nie jestem dobra.

No więc siedzę sobie tutaj, na rozwoju zainteresowań, i nijak nie mogę odwracać

się plecami od tej podstawowej prawdy:

Ja, Mia Thermopolis, nie mam ani zainteresowań, ani talentów.

115

CO JA TUTAJ ROBIĘ????? TO NIE MOJE MIEJSCE!!! MOJE MIEJSCE JEST NA WYCHOWANIU

TECHNICZNYM!!!! ALBO NA GOSPODARSTWIE DOMOWYM!!!! POWINNAM ROBIĆ KLATKI DLA

PTAKÓW ALBO ZAPIEKANKI!!!!

Właśnie to pisałam, kiedy Lilly nachyliła się do mnie i powiedziała:

- O mój Boże, a tobie CO się znów stało? Wyglądasz, jakbyś przed chwilą zeżarła

skarpetkę.

Właśnie tak mówimy obie do kogoś, kto ma bardzo przygnębioną minę, bo tak zawsze

wygląda Gruby Louie, kiedy przypadkowo zeżre jedną z moich skarpet i musi iść do

weterynarza na chirurgiczne usunięcie tejże.

Na szczęście Michael tego nie słyszał, bo miał na uszach słuchawki. Nigdy nie

zdołałabym się przy nim przyznać do tego, do czego przyznałam się wtedy jego

siostrze, to znaczy że jestem jednym wielkim beztalenciem, bo wtedy

zorientowałby się, że w niczym nie przypominam Kate Bosworth, i by mnie rzucił.

- A na RZ kazali mi chodzić tylko dlatego, że zawalałam algebrę - przypomniałam

jej.

Wtedy Lilly powiedziała coś, co mnie strasznie zdziwiło.

- Masz pewien talent.

Popatrzyłam na nią szeroko otwartymi oczami, chyba pełnymi łez.

- Ach tak? Ciekawe jaki?

Naprawdę się bałam, że się rozpłaczę. To chyba rzeczywiście musi być PMS czy coś,

bo praktycznie byłam gotowa głośno się rozbeczeć.

Ale ku mojemu rozczarowaniu Lilly powiedziała tylko:

- No cóż, jeśli sama tego nie czujesz, ja ci tego nie powiem. - A kiedy

zaczęłam protestować, dodała: - Część podróży ścież-

116

ką samorealizacji polega na tym, że sama ją musisz odnaleźć, bez pomocy czy rad

innych ludzi. Inaczej nie będziesz miała poczucia, że coś osiągnęłaś. A masz to

przecież przed samym nosem.

Rozejrzałam się, ale nie mogłam się zorientować, o czym ona mówi. Nie miałam

przed nosem niczego, co bym potrafiła zauważyć. Nikt na mnie nie patrzył. Borys

zawzięcie machał smyczkiem, Michael szybko (i wściekle) uderzał w klawisze

keyboardu, ale to by było wszystko. Cała reszta pochylała się nad swoimi

książkami do powtórek albo patrzyła w okno, albo robiła rzeźby z wosku czy inne

takie.

Nadal nie mam pojęcia, o czym Lilly właściwie mówiła. Nie mam żadnego talentu -

poza tym, że umiem odróżnić widelec do ryby od zwykłego obiadowego.

W głowie mi się nie mieści, że uważałam, że w celu osiągnięcia samorealizacji

potrzeba mi tylko wzajemności ze strony mężczyzny, któremu oddałam serce. Teraz,

kiedy wiem, że Michael mnie kocha - a przynajmniej naprawdę lubi - czuję się

jeszcze gorzej. Bo jego niesamowite uzdolnienia sprawiają, że moje beztalencie

jeszcze bardziej rzuca się w oczy.

Szkoda, że nie mogę pójść do gabinetu pielęgniarki i zdrzemnąć się tam. Ale nie

pozwolą mi, chyba że miałabym temperaturę, a ja jestem całkiem pewna, że to

tylko zmęczenie po podróży.

Wiedziałam, że to nie będzie dobry dzień. Gdybym miała na sobie majtki z królową

Amidalą, nigdy bym nie musiała stanąć twarzą w twarz z tą prawdą o sobie.

117

Wtorek, 20 stycznia Historia cywilizacji

Wynalazca Wynalazek Korzyść społeczna Koszt społeczny

Samuel EB. Morse Telegraf Łatwiejsze porozumiewanie się Zakłócona perspektywa

(druty)

Thomas A. Edison Oświetlenie elektryczne Łatwiejsze włączanie światła, tańsze

niż świece Nieufność społeczeństwa (z początku niepopularne)

Ben Franklin Piorunochron Mniejsze szanse trafienia pioruna w dom

Brzydota

Eli Whitney Maszyna przędzalnicza Mniej pracy Mniejsze zatrudnienie

A. Graham Bell Telefon Łatwiejsze porozumiewanie się Zakłócona perspektywa

(druty)

Elias Howe Maszyna do szycia Mniej pracy Mniejsze zatrudnienie

Christopher Sholes Maszyna do pisania Łatwiejsza praca Mniejsze

zatrudnienie

Hemy Ford Samochód Szybsze poruszanie się Zatrucie środowiska

Ja niczego nigdy nie wynajdę, ani pożytecznego, ani szkodliwego społecznie, bo

jestem wyrzutkiem i beztalenciem. Nawet nie mogłam zmusić kraju, którym pewnego

dnia będę rządzić, do zainstalowania PARKOMETRÓW!!!!!!!!!!!

118

viwm ?????

Algebra: pytania na początku rozdziału 11 (nie ma powtórki, bo pan G. zachorował

na anginę -zresztą semestr dopiero się zaczął i nie ma jeszcze czego powtarzać.

Poza tym ja już nie zawalam algebry!!!!!).

Angielski: zaktualizować dziennik (Jak spędziłam ferie zimowe - 500 słów)

Biologia: rozdział 13

Zdrowie i przepisy bezpieczeństwa: przeczytać rozdział 1 Ty i twoje środowisko

RZ: odkryć swój ukryty talent

Francuski: Chapitre Dix

Historia cywilizacji: rozdział 13 Nowy wspaniały świat

Wtorek, 20 stycznia, w limuzynie,

w drodze na lekcję etykiety

u Grandmere

ClSlfi mCŚZt (DO 2??????

1. Znaleźć majtki z królową Amidalą.

2. Przestać obsesyjnie rozmyślać nad tym, czy Michael mnie kocha, czy też tylko

lubi. Pamiętać, że wiele dziewczyn w ogóle nie ma chłopaka. Albo mają naprawdę

paskudnych chłopaków bez przednich zębów, takich jak Maury Povich.

3. Zadzwonić do Tiny i porównać spostrzeżenia na temat działania zasady

nieuganiania się za chłopakami.

119

4. Odrobić wszystkie lekcje. Nie rób sobie zaległości pierwszego dnia!!!

5. Zapakować prezent dla Michaela.

6. Dowiedzieć się, o czym Grandmere rozmawiała z mamą wczoraj wieczorem. O Boże,

spraw, żeby nie chodziło o coś dziwacznego, na przykład pomysł zabrania mnie na

polowanie na kaczki. Nie chcę strzelać do żadnych kaczek.

7. Przestać obgryzać paznokcie.

8. Kupić żwirek dla kota.

9. Odkryć swój ukryty talent. Jeśli Lilly go zna, musi być dość oczywisty, bo

przecież sama nie odkryła nawet prawdy na temat moich nozdrzy.

10. ODESPAĆ WRESZCIE TROCHĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Chłopcom nie podobają się

dziewczyny z wielkimi fioletowymi sińcami pod oczami, zupełnie nie w stylu Kate

Bosworth. Nawet takim idealnym chłopakom jak Mi-chael.

Wtorek, 20 stycznia, nadal w limuzynie, w drodze na lekcję etykiety u Grandmere

Brudnopis pracy do dziennika na angielski:

JAK SP&D21?Am FCmC 21WIOWE

Ferie zimowe spędziłam w Genowii, która ma pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców.

Genowia to księstwo leżące na Lazurowym Wybrzeżu między Włochami i Francją.

Genowia eksportuje przede wszystkim oliwę. Importuje zasadniczo turystów.

Ostatnio jednak Genowia zaczęła cierpieć z powodu znaczących ubytków

infrastruktury wsku-

120

tek wzmożonego ruchu pieszych turystów, bo w porcie cumuje bardzo wiele statków

wycieczkowych i

Środa, 21 stycznia Godzina wychowawcza

O mój Boże! Wczoraj musiałam być bardziej zmęczona, niż mi się wydawało.

Zasnęłam w limuzynie w drodze do Grandmere i Lars nie mógł mnie dobudzić na

lekcję etykiety! Mówi, że kiedy próbował, pacnęłam go i nazwałam brzydkim

francuskim słowem (no, to już wina Francois, nie moja).

Tak więc Lars kazał Hansowi zawrócić i odwieźć mnie z powrotem na poddasze, a

potem zaniósł mnie na trzecie piętro do mojego pokoju (niełatwa sprawa, ważę

mniej więcej tyle co pięciu Grubych Louie), a mama położyła mnie do łóżka.

Nie obudziłam się na kolację, ani nic. Spałam aż do siódmej dziś rano! Całe

piętnaście godzin.

Wow. Chyba musiałam być nieco wyczerpana po całym tym ożywieniu powrotem do domu

i spotkaniem z Michaelem.

Albo naprawdę cierpiałam na zmęczenie po długiej podróży samolotem, a to

wczorajsze zamartwianie się brakiem jakiegokolwiek talentu wcale nie brało się z

niskiej samooceny, ale

121

z zachwianej wskutek braku fazy REM podczas snu równowagi chemicznej. No wiecie,

mówi się, że ludzie pozbawieni snu zaczynają po jakimś czasie cierpieć na

halucynacje. Był taki DJ, który nie spał przez jedenaście dni z rzędu, co jest

najdłuższym udokumentowanym okresem bezsenności u człowieka, a potem zaczął

puszczać wyłącznie Phila Collinsa, i wtedy ludzie się domyślili, że trzeba

wezwać do niego karetkę.

Tyle że po piętnastu godzinach snu nadal czuję się jak kompletne beztalencie.

Ale dzisiaj przynajmniej nie wydaje mi się, że to taka straszna tragedia. Chyba

sen przez piętnaście godzin pozwolił mi zobaczyć wszystko w odpowiedniej

perspektywie. No bo nie każdy może być takim supergeniuszem jak Lilly albo

Michael. Tak jak nie każdy może być wirtuozem skrzypiec jak Borys. Na pewno jest

COŚ, w czym jestem dobra. Muszę tylko domyślić się, co to jest. Spytałam dzisiaj

przy śniadaniu pana G., w czym jego zdaniem jestem dobra, a on powiedział, że

jego zdaniem czasem ciekawie się ubieram.

Ale Lilly nie mogła tego mieć na myśli, bo wtedy, kiedy mówiła o moim

tajemniczym talencie, miałam na sobie szkolny mundurek, który raczej nie

pozostawia miejsca na twórczość własną.

Uwaga pana G. przypomniała mi, że jeszcze nie znalazłam majtek z królową Amidalą.

Ale nie miałam zamiaru wypytywać ojczyma, czy ich nie widział. UGH! Ja usiłuję

nawet nie patrzeć na bieliznę pana Gianiniego» kiedy wraca z pralni równiutko

poskładana, i z wdzięcznością przyznaję, że on mi się odwzajemnia taką samą

uprzejmością.

Mamy też zapytać nie mogłam, bo dziś rano znów była martwa dla świata. Ciężarne

kobiety potrzebują chyba tyle samo snu co nastolatki i DJ-e.

Ale naprawdę muszę je znaleźć przed piątkiem, inaczej moja pierwsza randka z

Michaelem okaże się kompletnym niewypa-

122

łem. Po prostu to wiem. Na przykład, on rozpakuje swój prezent i powie: „No tak.

Ale przecież liczą się intencje..."

Chyba powinnam była pójść za radą pani Hakim Baba i kupić mu sweter.

Ale Michael to nie jest taki typ, który nosi swetry! Zdałam sobie z tego sprawę,

kiedy zatrzymaliśmy się dziś rano przed ich apartamentowcem. Stał tam, taki

wysoki i męski, i taki podobny do Heatha Ledgera... Tyle że włosy ma ciemne, a

nie jasne.

I szalik tak jakoś powiewał mu na wietrze, a ja widziałam część jego szyi, no

wiecie, dokładnie między jabłkiem Adama a miejscem, gdzie otwiera się kołnierzyk

koszuli. To takie miejsce, powiedział mi kiedyś Lars, że jeśli się uderzy dość

mocno, można kogoś sparaliżować. Szyja Michaela wyglądała tak ładnie, była taka

gładka i zaokrąglona, że mogłam myśleć wyłącznie o panu Rochesterze, kiedy

jechał na swoim koniu Mesro-urze i rozmyślał o swojej wielkiej miłości do Jane...

I wiedziałam, po prostu wiedziałam, że miałam rację, nie kupując Michaelowi

swetra. To znaczy Kate Bosworth nigdy by nie dała swetra swojemu przyjacielowi,

rozgrywającemu drużyny. UGH.

W każdym razie Michael mnie wtedy zobaczył i uśmiechnął się, i już przestał

wyglądać jak pan Rochester, bo pan Rochester nigdy się nie uśmiechał.

Wyglądał po prostu jak Michael. A mnie serce podskoczyło w piersi, jak zawsze

kiedy go widzę.

- Nic ci nie jest? - spytał, gdy tylko wsiadł do limuzyny.

Te jego oczy, takie brązowe, że niemal czarne - zupełnie jak trzęsawiska, które

mijał pan Rochester, jadąc po wrzosowiskach, bo jeśli się wpadnie w takie

trzęsawisko, to można w nim zatonąć z głową i nikt o człowieku więcej nie

usłyszy... a to się właśnie zdarza za każdym razem, kiedy spoglądam w oczy

Michaelowi: spadam, spadam i jestem całkiem pewna, że już nigdy się

123

nie wydostanę, ale nie mam nic przeciwko temu, bo uwielbiam tam być - spojrzały

teraz głęboko w moje oczy. MOJE oczy są zaledwie szare, mają kolor nowojorskich

chodników. Albo par-kometrów.

- Dzwoniłem do ciebie wieczorem - powiedział Michael, kiedy siostra zepchnęła

go w kąt limuzyny, bo sama też chciała wsiąść. - Ale twoja mama powiedziała, że

po prostu padłaś...

- Byłam strasznie zmęczona - odparłam, zachwycona faktem, że najwyraźniej

martwił się o mnie. - Spałam piętnaście godzin bez przerwy

- No i dobrze - powiedziała Lilly. Najwyraźniej nie interesowały jej szczegóły

moich cykli snu. - Odezwali się do mnie producenci tego twojego filmu.

- Naprawdę? - zdziwiłam się. - I co napisali?

- Zaprosili mnie na spotkanie przy śniadaniu - powiedziała Lilly takim tonem,

jakby nie chciała się chwalić. Tyle że raczej jej się nie udało. Totalnie

słychać było w jej głosie dumę. -W piątek rano. Więc nie będę potrzebowała

limuzyny.

- Wow - byłam pod wrażeniem. - Spotkanie przy śniadaniu? Naprawdę? Podadzą

bajgle?

*? Bardzo możliwe - odparła Lilly.

Zaimponowała mi. Mnie jeszcze nigdy nie zaproszono na poranne spotkanie z

producentami filmowymi przy śniadaniu. Tylko na śniadanie z ambasadorem Genowii

w Hiszpanii.

Zapytałam Lilly, czy już zrobiła listę żądań do producentów, a ona odparła, że

tak, ale że mi nie powie, co to za żądania.

Chyba będę musiała obejrzeć ten film i przekonać się, co ją tak rozwścieczyło.

Mama ma go na kasecie. Powiedziała, że to jeden z najśmieszniejszych filmów,

jakie widziała w życiu.

Ale z drugiej strony moja mama zaśmiewa się podczas całego Wirującego seksu,

nawet podczas tych scen, które wcale nie

124

miały być śmieszne, więc nie wiem, czy ona jest tu właściwym sędzią.

Oho. Jedna z cheerleaderek (niestety, nie Lana) zerwała sobie ścięgno Achillesa,

ćwicząc Pilates podczas przerwy. Więc właśnie ogłosili, że będą organizować

konkurs na zastępczynię, jako że dublerka tej dziewczyny przeniosła się do

szkoły dla dziewcząt w Massachusetts wskutek zorganizowania zbyt szalonej

imprezy podczas wyjazdu rodziców na Martynikę.

Mam nadzieję, że Lilly za bardzo zajęła się protestami wobec filmu opartego na

mojej biografii, żeby teraz protestować jeszcze przeciw wyborom nowej

cheerleaderki. W zeszłym semestrze zmusiła mnie do spacerowania z tym wielkim

plakatem z napisem: CHEERLEADING JEST SEKSISTOWSKI I TO ŻADEN SPORT, a ja nawet

nie jestem pewna, czy faktycznie ma rację, skoro na ESPN odbywają się zawody

mistrzowskie cheerleaderek. Ale to fakt, że dla damskich sportów uprawianych w

naszej szkole nie ma drużyny cheerleaderów. I na przykład, Lana i jej banda

nigdy nie pojawiają się na meczach damskiej drużyny koszykówki, a nie zdarza im

się opuścić żadnego meczu męskiej drużyny. Więc coś się kryje w tym zarzucie o

sek-sizm.

O Boże, jakiś palant właśnie przyniósł mi przepustkę z zajęć. Przepustkę dla

mnie! Wzywają mnie do gabinetu dyrektorki! A przecież nic nie zrobiłam! No cóż,

przynajmniej tym razem.

Środa, 21 stycznia, gabinet dyrektor Gupty

W głowie mi się nie mieści, że to zaledwie drugi dzień nowego semestru, a ja już

siedzę tu, pod gabinetem dyrektorki. Może i nie skończyłam odrabiać pracy

domowej, ale mam

125

przecież usprawiedliwienie napisane przez ojczyma. Przekazałam je do biura

administracji szkolnej, pierwsza rzecz z samego rana. Brzmi tak:

Proszę usprawiedliwić Mii nieodrobienie pracy domowej zadanej we wtorek 20

stycznia. Mia cierpiała na dolegliwości związane z międzykontynentalną podróżą

lotniczą i nie była w stanie wczoraj wieczorem wywiązać się ze swoich obowiązków.

Oczywiście dzisiaj nadrobi zaległości.

Frank Gianini

Trochę to beznadziejne, kiedy ojczym jest jednocześnie twoim nauczycielem.

Ale czemu dyrektor Gupcie coś się nie podoba? To znaczy zdaję sobie sprawę, że

jest dopiero drugi dzień nowego semestru, a ja już mam zaległości. Ale nie AZ

TAKIE.

I nie widziałam dzisiaj Lany, więc nie chodzi o to, że mogłam coś zrobić jej

albo jej rzeczom.

0 MÓJ BOŻE. A jeśli oni zdali sobie sprawę, że popełnili pomyłkę, znów kierując

mnie na rozwój zainteresowań? No bo przecież ja nie mam zainteresowań. Ani

talentów. A jeśli skierowali mnie na te zajęcia tylko dlatego, że komputer się

pomylił, a teraz oni odkryli pomyłkę i każą mi chodzić na wychowanie techniczne

albo na gospodarstwo domowe, gdzie jest moje miejsce? Będę musiała zrobić stojak

na przyprawy!!! Albo, co gorsza, omlet w stylu zachodniego wybrzeża!!!

1 już nigdy nie zobaczę Michaela! No dobra, będę go widywać po drodze do szkoły

i podczas lunchu, i po szkole, i w weekendy, i w czasie wakacji, ale to wszystko.

Zabierając mnie z RZ, pozbawią mnie całych pięciu godzin w towarzystwie Michaela

tygodniowo! Podczas lekcji wcale tak dużo ze sobą nie gadamy, bo Michael jest

naprawdę utalentowany, w przeciwieństwie do

126

mnie, i potrzebuje godziny dziennie, żeby szlifować swój talent, a nie douczać

mnie z algebry, na czym na ogół się kończy wskutek mojego braku zdolności

matematycznych. No ale przynajmniej jesteśmy wtedy RAZEM.

0 Boże, to straszne! Jeśli naprawdę mam jakiś talent - w co wątpię - CZEMU Lilly

po prostu mi nie powie, co to jest? Wtedy mogłabym to cisnąć dyrektor Gupcie

prosto w twarz, kiedy będzie mnie usiłowała skierować na wychowanie techniczne.

Zaraz... A czyj to głos? Ten, który dochodzi z gabinetu dyrektorki? Jest dziwnie

znajomy. Brzmi zupełnie jak głos...

Środa, 21 stycznia, limuzyna Grandmere

To już szczyt wszystkiego, co Grandmere wyprawia. No bo co za osoba robi TAKIE

RZECZY? Ot tak zabiera nastolatkę ze szkoły?

Przecież podobno jest dorosła. Powinna dawać mi dobry przykład.

A co robi zamiast tego?

No cóż, najpierw opowiada grubymi nićmi szyte KŁAMSTWA, a potem zabiera mnie ze

szkoły pod fałszywym pretekstem.

Mówię wam, jeśli mama albo tata dowiedzą się o tym, Kla-ryssa Renaldo może sobie

szykować trumnę.

1 nie chodzi o to, że mało nie dostałam przez nią ataku serca. Na szczęście

poziom cholesterolu mam bardzo niski dzięki wegetariańskiej diecie, bo w

przeciwnym razie mogłabym zapaść na poważne niedomagania układu krążenia, tak

okropnie się wystraszyłam, kiedy wyszła z gabinetu dyrektor Gupty, mówiąc:

- Owszem, modlimy się wszyscy o jego szybki powrót do zdrowia, ale wie pani, jak

to bywa w podobnych przypadkach...

127

??

Poczułam, że cała krew odpływa mi z twarzy na jej widok. I to nie tylko dlatego,

że ze wszystkich ludzi akurat Grandmere rozmawiała z dyrektor Guptą, ale ze

względu na te słowa.

Wstałam prędko, a serce biło mi tak mocno, że myślałam, że. mi wyskoczy z piersi.

- Co się stało? - spytałam spanikowana. - Coś złego z tatą? Znów ma raka? O to

chodzi? Możesz mi powiedzieć, zniosę wszystko.

Byłam pewna, sądząc z tego, co Grandmere mówiła do dyrektor Gupty, że tata ma

remisję raka jądra i że znów będzie musiał odbyć całe leczenie...

- Wyjaśnię ci w samochodzie - odpowiedziała Grandmere sztywno. - Chodź ze mną.

- Nie, proszę - błagałam, idąc za nią. Za mną z kolei dreptał Lars. - Powiedz

mi już teraz. Wszystko zniosę, przysięgam ci, że zniosę. Czy tata dobrze się

czuje?

- Nie martw się lekcjami, Mia! - zawołała dyrektor Gupta, kiedy opuszczałyśmy

gabinet. - Masz myśleć tylko o swoim ojcu!

A więc to prawda! Tata BYŁ chory!

~ Czy to znów rak? - spytałam Grandmere, kiedy wyszły-śmy ze szkoły i

skierowałyśmy się do jej limuzyny, zaparkowanej dokładnie pod kamiennym lwem,

który strzeże schodów prowadzących do budynku Liceum imienia Alberta Einsteina.

- Czy to się da wyleczyć? Może potrzebuje transplantacji szpiku?'Bo wiesz,

pewnie mogłabym być dawcą, sądząc z tego, że odziedziczyłam po nim włosy. A

przynajmniej jego włosy musiały wyglądać tak jak moje, kiedy jeszcze ich trochę

miał.

Dopiero gdy znalazłyśmy się w bezpiecznym wnętrzu limuzyn}'; Grandmere spojrzała

na mnie z wyraźną niechęcią i powiedziała:

- Nic złego nie dzieje się twojemu ojcu. Ale coś jest nie tak z tą twoją szkołą.

Wyobraź sobie, że nie zezwalają na nieobecność

128

ucznia z innego powodu niż choroba. Śmieszne! Czasami człowiek potrzebuje

wolnego dnia. Dzień dla siebie, tak się to chyba określa. No cóż, Amelio,

dzisiaj będziesz miała dzień dla siebie. Siedząc w kącie limuzyny, patrzyłam na

nią i mrugałam oczami. Nie bardzo rozumiałam, o co jej chodzi.

- Czekaj chwilę - powiedziałam. - Mówisz, że... tata nie zachorował?

- Pfuit! - parsknęła Grandmere, unosząc swoje domalowane brwi. - Wydawał się

zdrowy, kiedy rozmawiałam z nim dziś rano.

- No to dlaczego... Dlaczego powiedziałaś dyrektor Gupcie, że...

- Bo inaczej nie zwolniłaby cię z lekcji - odparła Grandmere, spoglądając na

złoty zegarek wysadzany brylantami. - A już i tak jesteśmy spóźnione. Naprawdę

nie ma nic gorszego niż nadgorliwy pedagog. Im się wydaje, że pomagają ludziom,

tymczasem w rzeczywistości jest wiele rodzajów nauki. I nie każda odbywa się w

szkolnej klasie.

Wreszcie zaczynałam rozumieć. Grandmere nie wyciągnęła mnie ze szkoły w środku

dnia dlatego, że zachorował ktoś z rodziny. Nie, zabrała mnie ze szkoły w środku

dnia, bo chce mnie czegoś nauczyć.

- Grandmere! - zawołałam, ledwie wierząc w to, co właśnie usłyszałam. - Nie

możesz tak sobie przyjeżdżać i zabierać mnie ze szkoły, ile razy ci się spodoba.

I nie wolno ci opowiadać dyrektor Gupcie, że mój tata jest chory, kiedy nic mu

nie jest! Jak w ogóle mogłaś COŚ TAKIEGO powiedzieć?! Czy nigdy nie słyszałaś o

samosprawdzających się przepowiedniach? No bo jeśli zaczniesz bez przerwy

opowiadać takie rzeczy, to one się mogą naprawdę zdarzyć...

- Nie bądź śmieszna, Amelio - przerwała mi. - Twój ojciec nie będzie musiał

wracać do szpitala tylko dlatego, że powiedziałam jedno niewinne kłamstewko

szkolnej dyrektorce.

9 - Księżniczka na dworze

129

- Nie wiem, skąd ta pewność - odparłam gniewnie. -1 dokąd mnie zabierasz?

Przecież wiesz, że nie mogę sobie pozwolić, by znikać ze szkoły w środku dnia.

Nie jestem aż tak zdolna jak wszystkie inne dzieciaki w mojej klasie i mam

mnóstwo do nadrobienia, bo wczoraj musiałam położyć się wcześniej spać...

- Och, JAKŻE mi przykro - powiedziała Grandmere sarkastycznym tonem. - Wiem,

jak uwielbiasz lekcje algebry. Jestem pewna, że to dla ciebie wielka przykrość,

że jedną dzisiaj opuścisz...

Nie mogłam odmówić jej racji. Przynajmniej częściowej. Bo chociaż wcale mnie nie

zachwycała metoda, jaką to osiągnęła, wcale nie zamierzałam rozpaczać nad tym,

że zabrała mnie z algebry. Liczby całkowite to nie moja specjalność.

- No cóż, gdziekolwiek byśmy jechały - powiedziałam surowo - lepiej wróćmy na

lunch. Inaczej Michael będzie się zastanawiał, gdzie się podziałam...

- Tylko nie znów TEN CHŁOPAK! - mruknęła Grandmere, podnosząc wzrok na sufit

limuzyny.

- Owszem, właśnie TEN CHŁOPAK - rzekłam. - Tak się składa, że kocham tego

chłopaka ciałem i duszą. Gdybyś tylko miała okazję go poznać, tobyś wiedziała,

że...

- Jesteśmy na miejscu - powiedziała z pewną ulgą, kiedy kierowca zwolnił. -

Nareszcie. Amelio, wysiadamy.

Wysiadłam z limuzyny, a potem rozejrzałam się wkoło, żeby zobaczyć, dokąd

przywiozła mnie Grandmere. Ale zobaczyłam tylko duży magazyn Chanel na

Pięćdziesiątej Siódmej. Przecież nie mogło chodzić o ten butik. A może?

Kiedy Grandmere udało się rozplatać smycz Rommla, postawić psa na ziemi i ruszyć

zdecydowanym krokiem w stronę wielkich szklanych drzwi, przekonałam się, że

faktycznie przyjechałyśmy do sklepu Chanel.

130

- Grandmere! - zawołałam, biegnąc za nią. - Chanel? Zabrałaś mnie ze szkoły,

żeby robić ZAKUPY?

- Potrzebujesz sukienki - powiedziała Grandmere i pociągnęła nosem. - Na

czarno-biały bal hrabiny Trevanni na ten piątek. Na wcześniejszy termin nie

zdołałam cię umówić.

- Czarno-biały bal? - powtórzyłam, kiedy Lars wprowadzał nas do cichego,

jasnego wnętrza sklepu Chanel, najbardziej ekskluzywnego butiku na świecie.

Zanim zostałam księżniczką, bałabym się nawet nogę postawić w takim sklepie...

Chociaż nie mogę tego samego powiedzieć o swoich przyjaciołach, bo Lilly

nakręciła kiedyś cały odcinek swojego programu telewizyjnego we wnętrzu

przymierzalni u Chanel. Zabarykadowała się w środku i mierzyła ostatnie kreacje

od Karla Lagerfelda, dopóki ochrona nie wyłamała drzwi i nie wyrzuciła jej na

ulicę. To był odcinek na temat tego, że projektanci hanie couture dyskryminują

ludzi ze względu na rozmiar, bo nie sposób znaleźć skórzanych spodni w rozmiarze

większym niż noszona przez Miss Ameryki dziesiątka. - Jaki znów czarno-biały bal?

- Matka na pewno ci już mówiła - powiedziała Grandmere, kiedy wysoka rudowłosa

kobieta podeszła do nas z okrzykiem: „Wasza Wysokość! Jak dobrze znów panią

widzieć!"

- Matka nie mówiła mi o żadnym balu - odparłam. - Powtórz mi, kiedy to ma być?

- W piątek wieczorem - powtórzyła. A do sprzedawczyni powiedziała: - Tak. Zdaje

mi się, że odłożono u państwa kilka sukienek dla mojej wnuczki. Chodziło mi

konkretnie o białe suknie. - Znów zwróciła się do mnie. -Jesteś za młoda na

czerń. I nie chcę słyszeć żadnych sprzeciwów.

Sprzeciwów co do czego? Jak mogę się sprzeciwiać czemuś, czego nie rozumiem?

- Oczywiście - powiedziała sprzedawczyni z szerokim uśmiechem. - Proszę za mną,

Wasza Wysokość.

131

- W piątek wieczorem?! - zawołałam, bo przynajmniej to jedno zaczynało do mnie

docierać. - Grandmere, ja w piątek wieczorem nie mogę iść na żaden bal. Już się

umówiłam z...

Ale Grandmere tylko położyła mi dłoń na plecach i pchnęła mnie naprzód.

A ja, potykając się, poszłam za sprzedawczynią, która nawet nie mrugnęła okiem,

jakby księżniczki w glanach wiecznie się potykały, idąc za nią do przymierzalni.

A teraz siedzę w limuzynie Grandmere i wracam do szkoły, i myślę wyłącznie o tym,

że swoją obecną sytuację zawdzięczam kilku osobom. Przede wszystkim mamie, która

zapomniała mi powtórzyć, że już pozwoliła Grandmere zaciągnąć mnie na ten bal;

hrabinie Trevanni, która wymyśliła ten czarno-biały bal; sprzedawcom od Chanel,

którzy są wprawdzie bardzo mili, ale tak naprawdę tylko rozwijają w ludziach złe

skłonności, bo umożliwili Grandmere ubranie mnie w białą, zdobioną dżetami

suknię balową i zaciągnięcie mnie gdzieś, gdzie wcale nie mam ochoty iść; mojemu

ojcu, który puszczą moją matkę samopas na tym beznadziejnym Manhattanie; no i

oczywiście samej Grandmere, która kompletnie rujnuje mi życie.

Bo kiedy jej powiedziałam, podczas gdy ludzie od Chanel wkładali na mnie te

metry materiału, że nie mogę pójść w piątek na czarno-biały bal do hrabiny

Trevanni, bo właśnie na ten wieczór Michael i ja umówiliśmy się na naszą

pierwszą randkę, zareagowała długim wykładem na temat tego, że księżniczka

przede wszystkim ma obowiązki względem narodu. Sprawy jej serca, utrzymuje

Grandmere, muszą zawsze znaleźć się na drugim miejscu.

Usiłowałam jej wyjaśnić, że tej randki nie da się odwołać ani przełożyć, bo

Gwiezdne Wojny będą pokazywać w Screening Room tylko w ten wieczór, a potem znów

będą wyświetlali tylko

132

Moulin Rouge, którego nie chcę oglądać, bo słyszałam, że tam ktoś na końcu

umiera.

Ale Grandmere nie chce zrozumieć, że moja randka z Mi-chaelem może być tak samo

ważna, jak czarno-biały bał hrabiny Trevanni. Najwyraźniej hrabina Trevanni jest

szalenie aktywną towarzysko osobą z'książęcej rodziny Monako, w dodatku naszą

dość odległą kuzynką (a kto nie jest?). Jeżeli nie pojawię się na czarno-białym

balu, zrobię jej afront, którego książęcy ród Re-naldich już nigdy nie mógłby

naprawić.

Zaznaczyłam, że niepojawienie się na Gwiezdnych Wojnach z Michaelem stanowiłoby

taki afront, którego mój związek mógłby nie wytrzymać. Ale Grandmere powiedziała

tylko, że jeśli Michael mnie naprawdę kocha, to zrozumie, że musiałam odwołać

spotkanie z nim.

- A jeśli nie zrozumie - powiedziała Grandmere, wydychając obłok szarego dymu z

gitane'a, którego trzymała w zębach - to w ogóle nigdy nie będzie się nadawał na

księcia małżonka.

Grandmere łatwo tak mówić. ONA nie była zakochana w Michaelu od pierwszej klasy

podstawówki. ONA nie spędza jednej godziny za drugą, usiłując pisać wiersze

miłosne godne jego osoby. ONA nie ma pojęcia, co to znaczy kochać, bo jedyna

osoba, którą Grandmere kochała w całym swoim życiu, to ona sama.

No cóż, to prawda.

A teraz zatrzymujemy się już pod szkołą. Właśnie zaczyna się przerwa na lunch.

Za minutę będę musiała wejść do środka i wyjaśnić Michaelowi, że nie mogę iść na

naszą pierwszą randkę, bo wywołam międzynarodowy skandal, z którego kraj, którym

mam pewnego dnia rządzić, może się nigdy nie podnieść.

Dlaczego zamiast tego wszystkiego Grandmere nie wysłała mnie po prostu do szkoły

dla dziewcząt w Massachusetts?

133

Środa, 21 stycznia RZ

Nie mogłam mu powiedzieć. No bo niby jak? Zwłaszcza że był dla mnie taki miły

podczas lunchu. Już chyba wszyscy w całej szkole wiedzieli, że Grandmere

przyjechała i zabrała mnie z godziny wychowawczej. W pelerynie z szynszyli, z

tymi brwiami i Rommlem u boku, czy mogła przemknąć się niezauważona? Ona się

rzuca w oczy jak Cher.

Wszyscy się bardzo przejęli, no wiecie, rzekomą chorobą mojego ojca. Zwłaszcza

Michael. Zaczął się dopytywać:

- Czy mogę ci w czymś pomóc? Odrobić algebrę czy coś? Wiem, że to niewiele, ale

chociaż tyle mógłbym zrobić...

Jak miałam mu wyjawić prawdę - że mój tata nie jest chory, a babka wyciągnęła

mnie ze szkoły w środku lekcji na ZAKUPY? Żeby mi wybrać sukienkę na bal, na

który Michael nie został zaproszony, a który ma się odbyć dokładnie wtedy, kiedy

mieliśmy wybrać się na kolację i kosmiczną fantasy rozgrywającą się w odległej

galaktyce?

Nie mogłam. Nie mogłam mu tego powiedzieć. Nikomu nie mogłam powiedzieć. Po

prostu przesiedziałam cały lunch w milczeniu. Ludzie brali moje milczenie za

objaw wielkiego zmartwienia. W zasadzie BYŁAM bardzo zmartwiona, tylko z innego

powodu, niż sądzili. Przez cały czas, kiedy tam siedziałam, myślałam: NIENAWIDZĘ

MOJEJ BABKI, NIENAWIDZĘ MOJEJ BABKI, NIENAWIDZĘ MOJEJ BABKI, NIENAWIDZĘ MOJEJ

BABKI, NIENAWIDZĘ MOJEJ BABKI.

Ja jej naprawdę strasznie, ale to strasznie nienawidzę.

Kiedy tylko lunch się skończył, wymknęłam się do jednego z automatów

telefonicznych przy drzwiach auli i zadzwoniłam do domu. Wiedziałam, że mama

będzie na poddaszu, a nie w pracowni, bo nadal pracuje nad pokojem dziecinnym.

Doszła już

134

do trzeciej ściany, na której tworzy wysoce realistyczny obraz upadku Sajgonu.

- Och, Mia - westchnęła, kiedy zapytałam ją, czy czasem nie zapomniała mi

czegoś przekazać. - Bardzo cię przepraszam. Twoja babka dzwoniła podczas Anny

Nicole. Wiesz, co się ze mną dzieje, kiedy leci Anna Nicole.

- Mamo... - wycedziłam przez zęby - dlaczego jej powiedziałaś, że ja mogę iść

na tę głupią imprezę? Obiecałaś mi wcześniej, że na ten wieczór mogę się umówić

z Michaelem!

- Naprawdę? - Mama strasznie się zdziwiła. Bo i czemu się miała nie zdziwić?

Najwyraźniej nie pamiętała raczej rozmowy na temat mojej randki z Michaelem...

Głównie dlatego, że spała w tym czasie jak kamień. No ale tego nie musiałam jej

mówić. Zależało mi tylko, żeby poczuła się jak najbardziej winna ohydnej zbrodni,

jaką popełniła. - Och, kochanie. Tak bardzo mi przykro. No cóż, będzjesz po

prostu musiała odwołać spotkanie z Michaelem. On zrozumie.

- Mamo! - zawołałam. - To miała być nasza pierwsza poważna randka! Musisz coś

zrobić!

- Jestem trochę zdziwiona - powiedziała mama nieco uszczypliwym tonem - że tak

się tym martwisz, kotku. No wiesz, biorąc pod uwagę wszystkie twoje deklaracje o

nieganianiu za Michaelem. Odwołanie pierwszej randki zdecydowanie pasowałoby do

tych założeń.

- Bardzo śmieszne, mamo - odparłam. - Ale Jane wcale by nie odwołała randki z

panem Rochestęrem. Ona by tylko do niego nie wydzwaniała ani nie pozwoliła mu

dotrzeć do drugiej bazy.

- Aha - odparła.

- Posłuchaj - powiedziałam. - To jest poważna sprawa. Musisz mnie jakoś

wykręcić od tego głupiego balu!

Ale mama stwierdziła tylko, że pogada o tym z tatą. Wiedziałam, co to znaczy. W

żaden sposób nie wymigam się od balu.

135

Tata nigdy w życiu nie przedłożył miłości ponad obowiązek. Przypomina w tym

księżniczkę Małgorzatę.

No więc teraz siedzę tutaj (i usiłuję odrobić algebrę, jak zwykle, bo przecież

nie jestem utalentowana ani nie mam zainteresowań), wiedząc, że w jakimś

momencie będę musiała powiedzieć Michaelowi, że odwołuję naszą randkę. Tylko jak?

Jak mam to zrobić? A co, jeśli on się tak wścieknie, że nigdy więcej się do mnie

nie odezwie?

Albo, co gorsza, poprosi jakąś inną dziewczynę, żeby poszła z nim na Gwiezdne

Wojny? Jakąś dziewczynę znającą wszystkie teksty, które trzeba wykrzykiwać,

kiedy leci film? Na przykład wtedy, kiedy Ben Kenobi mówi: „Obi-Wan? Tego

imienia dawno nie słyszałem", trzeba zawołać: „Jak dawno?", a wtedy Ben mówi:

Bardzo dawno".

Są miliony dziewczyn, które to wiedzą. Michael każdą z nich mógłby zaprosić

zamiast mnie i bawić się rewelacyjnie. Beze mnie.

Lilly nie daje mi spokoju i dopytuje się, co jest nie tak. Ciągle podsuwa mi

karteczki, bo pokój nauczycielski jest właśnie odkażany i pani Hill siedzi tu

dziś razem z nami, udając, że sprawdza prace z informatyki czwartej klasy. Ale

tak naprawdę wybiera sobie rzeczy, które chce zamówić z katalogu Gamet

Hill. Widziałam, że ma go pod pracami.

?

Czy twój tata jest bardzo chory? - napisała Lilly na ostatniej karteczce. -

Będziesz musiała lecieć z powrotem do Genowi!?

Nie - odpisałam.

Czy to rak? - chce wiedzieć Lilly. - Ma nawrót?

Nie - odpisuję.

No to o co chodzi?- pismo Lilly staje się spiczaste, to pewny znak, że zaczynam

jej działać na nerwy. - Dlaczego nie chcesz mi nic powiedzieć?

136

BO - chcę odpisać wielkimi literami - PRAWDA DOPROWADZI DO TRAGICZNEGO KOŃCA

MOJEGO ZWIĄZKU Z TWOIM BRATEM, A JA TEGO BYM NIE ZNIOSŁA! CZY TY NIE WIDZISZ, ŻE

ŻYĆ BEZ NIEGO NIE MOGĘ?

Ale tego nie piszę, bo jeszcze się nie poddałam. Czy nie jestem wszak

księżniczką z panującego rodu Renaldich? Czy księżniczki z panującego rodu

Renaldich poddają się, ot tak, kiedy w grę wchodzi coś tak dla nich ważnego, jak

Michael ważny jest dla mnie? "

Nie, one tak nie robią. Spójrzcie tylko na moje przodkinie, Agnes i Rosagundę.

Agnes skoczyła z mostu, żeby dostać to, czego chciała (czyli nie zostać

zakonnicą). A Rosagunda udusiła faceta własnymi włosami (żeby nie musieć się z

nim przespać). Czyja, Mia Thermopolis, pozwolę, żeby taki drobiazg jak czarno-

biały bal hrabiny Trevanni stanął na drodze mojej pierwszej randce z mężczyzną,

którego kocham? Nie, nie pozwolę.

Może więc to jest mój talent. Niezłomność odziedziczona po księżniczkach z rodu

Renaldich.

Uderzona tą obserwacją, napisałam kartkę do Lilly: Czy moim talentem jest to, że

podobnie jak moje przodkinie jestem niezłomna?

Czekałam bez tchu na odpowiedź. Chociaż nie wiedziałam jasno, co zrobię, jeśli

ona odpisze, że tak. Bo co to niby za talent niezłomność? Pieniędzy się tym nie

zarobi w taki sposób, jak można spieniężyć talent do gry na skrzypcach, do

pisania piosenek czy do produkowania programów telewizji kablowej.

Ale i tak miło byłoby wiedzieć, że sama odkryłam swój talent. No wiecie, jako

część tej wspinaczki po pniu jungowskiego drzewa samorealizacji.

Odpowiedź Lilly strasznie mnie rozczarowała:

137

Nie, twoim talentem nie jest niezłomność, kretynko. Boże, czasami bywasz głupsza,

niż ustawa przewiduje. Co złego dzieje się z twoim ojcem?????

Westchnęłam i zdałam sobie sprawę, że nie mam innego wyjścia - muszę jej odpisać.

Nic. Grandmere chciała tylko zabrać mnie do Chanel, więc zmyśliła całą tę

chorobę taty.

Boże - odpisała Lilly - nic dziwnego, że znów wyglądasz, jakbyś zeżarła

skarpetkę. Twoja babka to kawa! wariatki.

Sama nie mogłabym tego lepiej ująć. Gdyby tylko Lilly wiedziała, jak bardzo ma

rację.

Środa, 21 stycznia, klatka schodowa

Szósta lekcja

Nadzwyczajne posiedzenie klubu dziewczyn radzących sobie z chłopakami metodą

Jane Eyre. Naturalnie w każdej chwili grozi nam wpadka, ponieważ urwałyśmy się z

francuskiego, żeby zebrać się tutaj, na klatce schodowej prowadzącej na strych

(drzwi strychu są oczywiście zamknięte; Lilly mówi, że w filmie nakręconym na

podstawie mojej biografii dzieciaki bez przerwy wychodzą na dach szkoły; kolejny

przykład na to, że sztuka naprawdę nie naśladuje życia) i udzielić duchowego

wsparcia jednej z sióstr, która znalazła się w potrzebie.

No właśnie. Okazuje się, że nie jestem jedyną, dla której ten semestr zaczyna

się pechowo. Nie dość, że Tina skręciła nogę w kostce na stoku w Aspen - w

czasie przerwy po piątej lekcji dostała też na swoją nową komórkę SMS-a od

Dave'a Farouąa El-Abara. Wiadomość brzmiała: NIE RACZYŁAŚ ODDZWO-NIĆ. NA MECZ

RANGERSÓW ZABIERAM JASMINE. ŻYCZĘ POWODZENIA.

138

W życiu nie widziałam, żeby ktoś napisał coś równie bezdusznego jak ten SMS.

Przysięgam, krew mi się ścięła w żyłach, kiedy to czytałam.

- Seksistowskie bydlę - warknęła Lilly, kiedy to zobaczyła.

- Nie bierz sobie tego do serca, Tino. Znajdziesz lepszego faceta niż ten typek.

- J-ja nie chcę n-nikogo 1-lepszego - szlochała Tina. - Ja c-chcę D-Dave'a!

Serce mi się kraje, kiedy patrzę, jak ona cierpi - i to nie tylko emocjonalnie,

bo niełatwo było jej wdrapać się na trzecie piętro o kulach. Jako wierna

przyjaciółka obiecałam, że posiedzę przy niej, kiedy będzie się próbowała uporać

ze swoją zgryzotą. Lilly przeprowadza ją przez pięć faz żalu towarzyszącego

zerwaniu (według Elisabeth Ktibler-Ross): Zaprzeczenie - „Nie chce mi się

wierzyć, że on mi zrobił coś takiego"; Gniew - „Ja-smine to pewnie krowa i

całuje się po francusku na pierwszej randce"; Targowanie się - „Może, jeśli mu

obiecam, że będę dzwoniła do niego codziennie wieczorem, zechce mnie z powrotem";

Depresja - „Już nigdy nikogo nie pokocham"; Akceptacja

- „No cóż, chyba jednak BYŁ trochę samolubny". Oczywiście siedząc tutaj razem z

Tiną zamiast na francuskim, ryzykuję zawieszenie w prawach ucznia, bo taka jest

kara za zerwanie się z lekcji w naszym Liceum imienia Alberta Einsteina.

Ale co jest ważniejsze, mój stopień z zachowania czy przyjaciółka?

Poza tym na dole schodów stoi na czatach Lars. Jeśli nadejdzie pan Kreblutz,

główny woźny, Lars zagwiżdże hymn narodowy Genowii, a my przyciśniemy się do

ściany za starymi materacami z sali gimnastycznej (które, nawiasem mówiąc, mocno

śmierdzą i stanowią zagrożenie przeciwpożarowe).

Bardzo mi smutno ze względu na Tinę, nie mogę jednak zaprzeczyć, że ta historia

dała mi niezłą nauczkę: radzenie sobie

139

z facetami metodą Jane Eyre niekoniecznie stanowi najlepszy sposób na utrzymanie

ich przy sobie.

Choć z drugiej strony, zdaniem Grandmere, która zdołała utrzymać przy sobie męża

przez czterdzieści lat, najszybszą metodą zniechęcenia faceta jest latanie za

nim.

No i z pewnością Lilly, która ma za sobą najdłuższy z nas wszystkich stażem

związek, nie lata za Borysem. Jeśli ktoś tutaj lata, to raczej ON. Ale to

prawdopodobnie dlatego, że Lilly jest zbyt zajęta licznymi procesami sądowymi i

akcjami społecznymi, żeby zwracać na niego uwagę częściej niż to konieczne.

Gdzieś między tymi dwoma metodami postępowania -Grandmere i Lilly- musi się kryć

tajemnica tworzenia prawdziwie udanych związków z mężczyznami. Będę musiała ją

odkryć, bo powiem wam jedno: gdybym kiedykolwiek miała dostać od Michaela

takiego SMS-a, jakiego dostała właśnie Tina od Da-ve'a, rzuciłabym się do wody z

Tappan Zee i bardzo wątpię, czy jakiś seksowny kapitan straży przybrzeżnej

przyszedłby mi na ratunek i mnie wyłowił - a przynajmniej nie w jednym kawałku.

Most Tappan Zee jest o wiele wyższy niż Pont des Vierges.

No i oczywiście wiecie, co to znaczy - ten cały numer z Tiną i Dave'em. To

znaczy, że nie mogę odwołać randki z Micha-elem. W żaden sposób i nie ma zmiłuj.

Nic mnie nie obchodzi, czy Monako zacznie wymierzać rakiety Scud w budynek

parlamentu Genowii - ja nie idę na ten czarno-biały bal. Grandmere i hrabina

Trevanni będą się musiały uporać z tym rozczarowaniem.

Bo kiedy chodzi o naszych mężczyzn, my, kobiety z rodu Renaldich, nie ryzykujemy.

Gramy ostrożnie.

140

vmm <Domo\vfi

Algebra: pytania wstępne na pocz. rozdziału 11 PLUS...??? Nie wiem, dzięki

Grandmere

Angielski: uaktualnić dziennik (Jak spędziłam ferie zimowe - 500 słów) PLUS...???

Nie wiem, dzięki Grandmere

Biologia: rozdział 13 PLUS...??? Nie wiem, dzięki Grandmere

Zdrowie i przepisy bezpieczeństwa: rozdział 1 Ty i twoje środowisko PLUS...???

Nie wiem, dzięki Grandmere

RZ: odkryć swój ukryty talent

Francuski: Chapitre Dix PLUS...??? Nie wiem, dzięki Grandmere

Historia cywilizacji: rozdział 13 Nowy wspaniały świat, zebrać aktualne

informacje o tym, jakie koszty społeczne powoduje rozwój technologii

Środa, 21 stycznia, w limuzynie,

w drodze powrotnej do domu

od Grandmere

Chociaż może nigdy się nie przekonam, co tak naprawdę jest moim ukrytym talentem

- nawet jeśli jakiś posiadam - to talent Grandmere jest aż nadto oczywisty.

Klaryssa Renal-do ma absolutny dar totalnego rujnowania mi życia. Jest dla mnie

teraz ewidentne, że właśnie o to jej chodziło od samego początku. Wszystko zaś

sprowadza się po prostu do tego, że Grandmere nie może ścierpieć Michaela.

Oczywiście nie dlatego, żeby kiedykolwiek coś jej zrobił. Nigdy nie zrobił jej

nic

141

złego, poza tym, że uczynił jej wnuczkę najszczęśliwszą osobą na ziemi. Przecież

ona go nawet nigdy nie spotkała.

Nie, Grandmere nie cierpi Michaela, bo Michael nie należy do żadnej królewskiej

rodziny.

Skąd to wiem? No cóż, stało się to dla mnie całkiem jasne, kiedy dzisiaj weszłam

do jej apartamentu na lekcję etykiety i patrzę, a tu kto właśnie wrócił z meczu

sąuasha w Nowojorskim Klubie Atletycznym i potrząsał swoją rakietą, wyglądając

zupełnie jak Andre Agassi? Och, nikt inny, tylko książę Renę.

- Co TY tu robisz? - zapytałam tonem, za który Grandmere później mnie zbeształa

(powiedziała, że moje pytanie było całkiem nie na miejscu, zupełnie jakbym

podejrzewała Renę o coś brzydkiego; co, oczywiście, zgadzało się z prawdą; w

Genowii musiałam dać mu w łeb, żeby odzyskać swoje berło).

- Cieszę się urokami waszego pięknego miasta - odparł Renę. A potem przeprosił

i powiedział, że musi iść pod prysznic,

bo, jak to ujął, po meczu nieco trąci kozłem.

- Doprawdy, Amelio - odezwała się Grandmere z dezaprobatą. - Tak się wita

własnego kuzyna?

- A czemu on nie siedzi w tej swojej szkole? - zapytałam.

- Skoro już musisz wiedzieć - odparła - tak się składa, że ma przerwę w

zajęciach.

- W dalszym ciągu? - Wiem, że to zabrzmiało, jakbym była bardzo podejrzliwa. No

bo co to za szkoła biznesu, nawet francuska, w której przerwa gwiazdkowa trwa do

lutego?

- W szkołach takich jak szkoła Renę - wyjaśniła mi Grandmere - zimowa przerwa

jest tradycyjnie dłuższa niż w amerykańskich, żeby uczniowie mogli w pełni

wykorzystać sezon narciarski.

- Nie widziałam przy nim nart - zauważyłam podstępnie.

- Pfuit! - Grandmere tylko tyle miała mi do powiedzenia na ten temat. - Renę

dość już czasu spędził w tym roku na stokach. Poza tym on uwielbia Manhattan.

142

No cóż, TO bym pewnie mogła zrozumieć. Nowy Jork JEST przecież najpiękniejszym

miastem na ziemi. Nie dalej niż wczoraj pewien robotnik budowlany znalazł na

Czterdziestej Drugiej szczura, który ważył dziesięć kilo! To tylko dwa i pół

kilo mniej niż mój kot! W Paryżu ani w Hongkongu nie uświadczy się

dziesięciokilogramowych szczurów, tego jestem pewna.

Potem zajęłyśmy się lekcją etykiety - to znaczy Grandmere udzielała mi

informacji na temat wszystkich, których spotkam na czarno-białym balu, łącznie z

tegorocznym zestawem debiu-tantek, córek osób z tak zwanej amerykańskiej

szlachty, które w tym roku „wchodzą" do Towarzystwa przez duże T i będą szukały

mężów (chociaż jeśli chcecie znać moje zdanie, powinny raczej rozejrzeć się za

dobrym programem studiów magisterskich i może jeszcze za pracą na pół etatu, na

przykład uczeniem niepiśmiennych ludzi czytania i pisania; ale to tylko moja

opinia), kiedy ni stąd, ni zowąd przyszło mi do głowy rozwiązanie mojego

problemu.

Czemu Michael nie miałby pójść ze mną na czarno-biały bal do hrabiny Trevanni

jako osoba towarzysząca?

No dobra, przyznaję, to nie Gwiezdne Wojny. I owszem, musiałby się wbić w

smoking i tak dalej. Ale przynajmniej bylibyśmy razem. I mogłabym mu wręczyć

prezent urodzinowy w otoczeniu, które znajduje się poza wybetonowanym terenem

Liceum imienia Alberta Einsteina. Przynajmniej nie musiałabym zupełnie odwoływać

randki. Przynajmniej stan stosunków dyplomatycznych między Genowią i Monako nie

przekroczyłby poziomu pomarańczowego alertu..

Jak zdołam, zastanawiałam się, namówić na to Grandmere? Przecież ona nic nie

wspomniała, że hrabina pozwoliła mi przyjść z osobą towarzyszącą.

Ale co z tymi wszystkimi debiutantkami? Czy one nie przyprowadzają ze sobą

chłopaków? Czy nie po to istnieje Wojskowa

143

Akademia Westpoint? Zęby debiutantki miały z kim chodzić na bale? Więc jeśli te

dziewczyny mogą przyprowadzać ze sobą chłopaków, a nawet nie są księżniczkami,

to dlaczego ja miałabym nie móc?

Tylko jak miałam namówić Grandmere, żeby mi pozwoliła przyprowadzić Michaela na

czarno-biały bal, po tych naszych długich dyskusjach, w których padały wnioski,

że nie wolno pozwolić, by obiekt twoich uczuć w ogóle się orientował, że go

lubisz? Zanosiło się na sporą przeszkodę do pokonania. Stwierdziłam, że spróbuję

posłużyć się wobec Grandmere dyplomacją i taktem, których uczyła mnie z takim

trudem.

- I proszę cię, Amelio, cokolwiek byś robiła - mówiła właśnie Grandmere,

rozczesując szczoteczką rzadkie futerko Rom-mla, zgodnie z zaleceniami

nadwornego weterynarza Genowii -nie gap się zbyt długo na efekty liftingu u

hrabiny. Wiem, że to może okazać się trudne. Wygląda tak, jakby chirurg

strasznie ją naciągnął. Ale Elena dokładnie tak chciała wyglądać. Najwyraźniej

zawsze marzyła o twarzy okonia z rozbieżnym zezem...

- Słuchaj, Grandmere, ja jeszcze w sprawie balu - wtrąciłam subtelnie. - Jak

sądzisz, czy hrabinie zrobiłoby to jakąś różnicę, gdybym z kimś przyszła?

Grandmere spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

- O co ci chodzi? - spytała. - Wątpię, żeby twoja matka dobrze się czuła na

czarno-białym balu hrabiny Trevanni. Po pierwsze, nie będzie tam żadnych

hipisowskich radykałów...

- Nie chodzi mi o mamę - przerwałam, zdając sobie sprawę, że byłam chyba ZA

BARDZO subtelna. - Myślałam raczej, no wiesz, o osobie towarzyszącej płci

męskiej.

- Ależ ty już masz osobę towarzyszącą - powiedziała Grandmere, nadal, jak

zauważyłam, nie patrząc mi w oczy. -Książę Renę był tak uprzejmy i zgodził się

towarzyszyć ci na balu. Na czym to ja skończyłam? Aha, tak. Mówiłam o guście

144

hrabiny w doborze strojów. Myślę, że do tej pory dość się już nauczyłaś, żeby to

wiedzieć. Nie wolno ci komentować, przynajmniej przy niej, tego, co ma na sobie

gospodyni przyjęcia. Ale powinnam cię chyba uprzedzić, że hrabina ma słabość do

strojów, które są dla niej nieco za młodzieńcze, a ukazują...

- RENĘ będzie moją osobą towarzyszącą? - Wstałam, omal nie przewracając przy

tym sidecara Grandmere. - RENĘ zabiera mnie na ten bal?

- No cóż, tak - odparła Grandmere z niewinną miną; trochę zanadto niewinną jak

na mój gust. - Jest przecież gościem w tym mieście. W tym kraju, tak na dobrą

sprawę. Spodziewałabym się raczej, Amelio, że wręcz się ucieszysz, mogąc sprawić,

że poczuje się tutaj jak w domu...

Popatrzyłam na nią zwężonymi oczami.

- Co się tutaj dzieje? - spytałam. - Grandmere, czy ty usiłujesz wyswatać mnie

z Renę?

- Ależ skąd - odparła. Wydawała się szczerze zaszokowana taką sugestią. No ale

miny Grandmere już nieraz mnie zmyliły. Zwłaszcza takie, jakie przybiera, kiedy

chce, bym myślała, że jest tylko bezradną staruszką. - Wyobraźnię na pewno

odziedziczyłaś po swojej rodzinie ze strony matki. Twój ojciec nigdy nie bujał w

obłokach tak jak ty, za co mogę tylko dziękować Bogu. Wpędziłby mnie

przedwcześnie do grobu, jestem o tym przekonana, gdyby był choć w połowie tak

kapryśny, jak to zdarza się tobie, młoda damo.

- A co niby mam sobie myśleć? - zapytałam. Trochę się zawstydziłam swoim

wybuchem. Mimo wszystko pomysł, że Grandmere chce mnie, zaledwie czternastolatkę,

wyswatać z jakimś księciem i wydać za niego za mąż, BYŁ przecież nieco szalony.

Nawet jak na możliwości Grandmere. - Zmusiłaś nas, żebyśmy ze sobą zatańczyli...

- Do zdjęcia w czasopiśmie. - Grandmere pociągnęła nosem.

10 - Księżniczka na dworze

145

- ...no i nie lubisz Michaela...

- Nigdy nie powiedziałam, że go nie lubię. Z tego, co o nim wiem, to na pewno

uroczy chłopiec. Ja tylko chciałabym, Amelio, żebyś realistycznie podeszła do

faktu, że nie jesteś taka sama jak inne dziewczęta. Jesteś księżniczką i musisz

myśleć o dobru własnego kraju.

- ...a potem Renę pojawia się tu znienacka, a ty mi oświadczasz, że ma ze mną

pójść na czarno-biały bal...

- Czy to źle, że chcę, żeby ten biedny chłopiec zaznał trochę rozrywki podczas

pobytu w tym mieście? Ma za sobą tyle trudnych przeżyć, stracił dom swoich

przodków, nie mówiąc już o własnym królestwie...

- Grandmere - powiedziałam. - Renę jeszcze nie było na świecie, kiedy ich

rodzinę wyrzucono z ...

- Tym bardziej - przerwała mi - powinnaś być wrażliwa na jego cierpienia.

Świetnie. No i co mam teraz zrobić? To znaczy, z Micha-elem? Nie mogę zabrać i

jego, i księcia Renę na bal. I tak już dziwacznie wyglądam, z tymi na wpół

odrośniętymi włosami i moją bezpłciowością (chociaż, sądząc z opisu Grandmere,

ta hrabina wygląda jeszcze dziwaczniej niż ja) bez sprowadzania ze sobą dwóch

osób towarzyszących ORAZ ochroniarza.

Żałuję, że nie jestem księżniczką Leią zamiast sobą, księżniczką Mią. Wolałabym,

żeby nad głową wisiała mi Gwiazda Śmierci niż ten czarno-biały bal.

Środa, 21 stycznia, poddasze

No cóż, rozmowa mojej mamy z moim tatą o balu u hrabiny Trevanni na razie nie

doszła do skutku. Najwyraźniej debata parlamentarna w sprawie parkometrów

wymknęła się

146

spod kontroli. Minister turystyki zorganizował własną obstrukcję parlamentarną,

w odpowiedzi na obstrukcję zorganizowaną przez ministra finansów, i żadne

głosowanie nie może się odbyć, dopóki on nie przestanie gadać i nie usiądzie. Na

razie gada od dwunastu godzin i czterdziestu pięciu minut. Nie wiem, czemu tata

po prostu nie każe go aresztować i wtrącić do lochu.

Naprawdę zaczynam się bać, że nie uda mi się wymigać od tego całego balu.

- Lepiej zawiadom Michaela. - Mama wsunęła głowę do mojego pokoju i cała jest

chętna do pomocy. - Powiedz mu, że nie dasz rady spotkać się z nim w piątek.

Amelio, czy ty znów piszesz ten swój pamiętnik? Nie powinnaś czasem odrabiać

teraz lekcji?

Usiłując zmienić temat rozmowy (przecież jak najbardziej odrabiam lekcje, a

teraz tylko zrobiłam sobie małą przerwę), odezwałam się:

- Nic nie powiem Michaelowi, dopóki nie odezwie się tata. Nie ma sensu, żebym

ryzykowała, że Michael ze mną zerwie, skoro tata może w każdej chwili stwierdzić,

że wcale nie muszę iść na ten głupi bal.

- Mia - powiedziała mama - Michael nie zerwie z tobą tylko dlatego, że masz

zobowiązania rodzinne, od których nie możesz się wykręcić.

- Nie byłabym taka pewna - odparłam ponuro. - Dave Fa-rouq El-Abar zerwał

dzisiaj z Tiną, bo nie odpowiedziała na jego telefon.

- To co innego - stwierdziła mama. - Nieodpowiadanie na czyjeś telefony to

zwykła niegrzeczność.

- Ależ mamo - zaprotestowałam. Zaczynałam już czuć się zmęczona tym, że ciągle

muszę coś jej tłumaczyć. Dla mnie to cud boski, że ona w ogóle znalazła jakiegoś

faceta, a co dopiero

147

dwóch, skoro najwyraźniej o sztuce umawiania się na randki nie ma zielonego

pojęcia. -Jeśli jesteś zbyt dostępna, facet może uznać, że polowanie przestało

go już pociągać. Mama spojrzała na mnie podejrzliwie.

- Nic nie mów. Pozwól mi zgadnąć. Babka ci to powiedziała?

- Hm - odparłam. - Tak.

- No cóż, pozwól zatem, że i ja ci dam radę, jaką kiedyś dostałam od swojej

własnej matki - powiedziała mama.

Zdziwiłam się. Mama na ogół nie dogaduje się za dobrze z własnymi rodzicami,

więc raczej rzadko wspomina któreś z nich jako autora rady wartej przekazania

młodszemu pokoleniu.

- Skoro twoim zdaniem zachodzi możliwość, że będziesz musiała odwołać piątkową

randkę z Michaelem - ciągnęła - to lepiej zacznij mu opowiadać historię o kocie

na dachu.

Byłam zrozumiale zaskoczona tym stwierdzeniem.

- O kocie na czym?

- O kocie na dachu - powtórzyła. - Musisz zacząć go powoli przygotowywać na

rozczarowanie. Gdyby coś się stało Grubemu Louie podczas twojego pobytu w

Genowii... - Musiała mi chyba opaść szczęka, bo mama dodała szybko: - Nie martw

się, nic mu się nie stało. Ja tylko mówię, że gdyby coś mu się stało, nie

powiedziałabym ci o tym tak po prostu, przez telefon. Zaczęłabym powoli cię

przygotowywać na ewentualną przykrość. Może bym powiedziała: „Mia, Gruby Louie

uciekł przez okno twojego pokoju i siedzi teraz na dachu, i nie możemy go z

niego ściągnąć".

- Oczywiście, że mogłabyś go ściągnąć - zaprotestowałam. - Mogłabyś wyjść na

schodki przeciwpożarowe i wziąć ze sobą poszewkę na poduszkę, a kiedy byś się do

niego zbliżyła, mogłabyś zarzucić ją na niego i wnieść go z powrotem do domu.

- Tak - przyznała mama - ale wyobraź sobie, że powiedziałabym ci, że właśnie to

spróbuję zrobić. A następnego dnia za-

148

dzwoniłabym i powiedziałabym, że to nie zdało egzaminu. Gruby Louie uciekł na

sąsiedni dach i...

- Powiedziałabym, żebyś poszła do sąsiedniego domu, zadzwoniła i poprosiła,

żeby ktoś cię wpuścił na klatkę, a potem weszłabyś na sąsiedni dach. - Naprawdę

nie wiedziałam, do czego mama zmierza. - Jak w ogóle mogłabyś być tak

nierozsądna, żeby pozwolić Grubemu Louie wyjść na zewnątrz? Tyle razy ci mówiłam,

że musisz trzymać w mojej sypialni zamknięte okno. Przecież wiesz, jak on lubi

patrzeć stamtąd na gołębie. Louie nie ma żadnych umiejętności, które by mu

pozwoliły przetrwać na wolności...

- Więc nie spodziewałabyś się, że uda mu się przeżyć dwie noce poza domem -

powiedziała mama.

- Nie. - Prawie zapłakałam. - Nie spodziewałabym się.

- Właśnie. Więc byłabyś mentalnie przygotowana, gdybym zadzwoniła do ciebie

trzeciego dnia i powiedziała, że mimo wszystkich naszych wysiłków Gruby Louie

nie żyje.

- O MÓJ BOŻE! - Złapałam Grubego Louie, który leżał na łóżku obok mnie. -

Uważasz, że powinnam zrobić coś takiego biednemu Michaelowi? Przecież on ma psa,

nie kota! Pawłów nigdy w życiu nie wdrapie się na dach!

- Nie o to mi chodzi - powiedziała mama. Miała znużoną minę. I cóż w tym

dziwnego? Jej soki życiowe powoli spija nienasycony płód, który się w niej

rozwija. - Mówię, że powinnaś przygotować Michaela na rozczarowanie, jakim dla

niego będzie odwołanie przez ciebie piątkowej randki, jeśli faktycznie będziesz

ją musiała odwołać. Zadzwoń do niego i powiedz mu, że być może z jakiegoś powodu

nie będziesz mogła pójść. To wszystko. Opowiedz mu o kocie na dachu.

Puściłam Grubego Louie. Nie dlatego, że wreszcie zrozumiałam, o czym mówi mama,

ale dlatego, że usiłował mnie ugryźć, żebym przestała go trzymać w kurczowym

uścisku.

149

- Och - westchnęłam. - Myślisz, że jeśli to zrobię, jeśli zacznę go powoli

przygotowywać na to, że nie dam rady spotkać się z nim w piątek, to on mnie nie

rzuci, kiedy mu w końcu powiem, że nie mogę iść?

- Mia - odparła mama - żaden chłopak nie rzuci cię dlatego, że odwołałaś jedną

randkę. A jeśli to zrobi, to w ogóle nie był wart twojego zainteresowania. Tak

jak Dave Tiny, odważę się dodać. Najprawdopodobniej dla niej to tylko lepiej. A

teraz bierz się do lekcji.

Ale kto mógłby oczekiwać, że zabiorę się do lekcji po otrzymaniu takiej

informacji?

Zamiast tego weszłam na sieć. Miałam zamiar wysłać wiadomość do Michaela na ICQ,

ale przekonałam się, że Tina już zdążyła wysłać wiadomość do mnie.

IluvRomance: Cześć, Mia. Co porabiasz?

W tym brzmiał taki smutek! Nawet kolor liter zmieniła na niebieski!

GrLouie: Odrabiam biologię. A co u Ciebie?

IluvRomance: Chyba nieźle. Tylko tęsknię za nim tak

strasznie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Szkoda, że kiedykolwiek usłyszałam o tej

głupiej Jane Eyre.

Pamiętając, co powiedziała moja mama, odpisałam:

GrLouie: Tina, jeśli Dave chciał zerwać z Tobą tylko dlatego, że nie

odpowiadałaś na jego telefony, to nie jest Ciebie wart. Znajdziesz sobie nowego

chłopaka, takiego, który Cię doceni.

IluvRomance: Naprawdę tak myślisz?

150

GrLouie: Absolutnie.

IluvRomance: Ale gdzie jaw LI-AE znajdę chłopaka, który mnie doceni? Wszyscy

chłopcy, którzy chodzą do naszej szkoły, są beznadziejni. Oczywiście poza MM.

GrLouie: Nie martw się, znajdziemy Ci kogoś. Muszę teraz szybko skontaktować się

z tatą...

Nie chciałam jej mówić, że tak naprawdę muszę napisać do Michaela. Nie chciałam

popisywać się przed nią tym, że ja mam chłopaka, a ona nie. Poza tym miałam

nadzieję, że ona nie pamięta, że w Genowii, gdzie mieszka tata, jest teraz

czwarta rano. Ani że pod względem udogodnień technologicznych Palais de Genovia

nie nadąża tak bardzo za współczesnością.

GrLouie: No to narka.

IluvRomance: Ok., pa. Jeśli potem będziesz miała ochotę pogadać, to ja tu cały

czas siedzę. Nie mam nic innego do roboty.

Biedna, słodka Tina! Jest tak wyraźnie pogrążona w rozpaczy. Naprawdę, kiedy

pomyśleć nad tym dłużej, dobrze, że się pozbyła tego Dave'a. Jeśli tak bardzo

chciał zostawić ją dla tej całej Jasmine, mógł zrobić to delikatniej, najpierw

trochę jej opowiadając o kocie na dachu. Gdyby był choć trochę dżentelmenem,

toby tak zrobił. Ale teraz widać jak na dłoni, że Dave dżentelmenem nie jest.

Cieszę się, że mój chłopak jest inny. A przynajmniej mam nadzieję, że jest inny.

Nie, chwila - oczywiście, że jest inny. Jest przecież MICHAELEM.

GrLouie: Cześć!

151

LimucRulz: Hej, mała! Gdzie się podziewałaś?

GrLouie: Lekcja etykiety.

LinuxRulz: To Ty jeszcze nie wiesz wszystkiego, co tylko się da na temat bycia

księżniczką?

GrLouie: Najwyraźniej nie. Grandmere zajęła się dopracowaniem szczegółów. Przy

okazji, czy jest w ten piątek jakiś późniejszy seans Gwiezd~ nych Wojen niż

siódma?

LinuxRulz: Tak, jest seans o jedenastej . A co?

GrLouie: Och, nic.

LinuxRulz: N0 CO?

Ale widzicie, tutaj nadeszła ta część zadania, której nie mogłam wykonać. Może

przez te wielkie litery albo może dlatego, że jeszcze na świeżo miałam w głowie

rozmowę z Tiną. Z niczym nieporównywalny smutek jej niebieskich liter był dla

mnie po prostu nie do zniesienia. Wiem, że powinnam była zwyczajnie się ujawnić

i powiedzieć mu wszystko o balu, tu i teraz, ale po prostu nie mogłam się na to

zdobyć. Mogłam myśleć tylko o tym, jak niesamowicie zdolny i utalentowany jest

Michael, a jakim żałosnym beztalenciem jestem ja sama, i jak łatwo byłoby mu

znaleźć kogoś, kto byłby bardziej godzien jego uwa-

gi-

Więc zamiast tego napisałam:

GrLouie: Zastanawiałam się nad nazwami dla twojego zespołu.

LimucRulz: Ale co to ma wspólnego z tym, czy jest jakiś późniejszy seans

Gwiezdnych Wojen w piątek wieczorem?

GrLouie: No cóż, chyba nic. Ale co powiesz na MICHAEL AND THE WOOKIES?

152

LinuxRulz: Myślę, że znów bawiłaś się kulką kocimiętki Grubego Louie.

GrLouie: Ha, ha. No to co powiesz na THE EWOKS?

LinuxRulz: THE EWOKS? Dokąd zabrała Cię twoja Grandmere, kiedy wyciągnęła Cię z

godziny wychowawczej? Na terapię elektrowstrząsami?

GrLouie: Ja tylko staram się pomóc.

LinuxRulz: Wiem, przepraszam. Tylko że naprawdę nie wydaje mi się, żeby chłopaki

chcieli być porównywani do małych tłustych futrzaków z planety Endor. Wiem, że

gra z nami Borys, ale i on przy Ewokach chyba by się zdenerwował. Mam nadzieję. .

GrLouie: BORYS PELKOWSKI GRA W TWOIM ZESPOLE????

LinuxRulz: Taa. A co?

GrLouie: Nic.

Mogę powiedzieć tylko jedno - gdybym zakładała zespół, nie wzięłabym do niego

Borysa Pelkowskiego. To znaczy wiem, że on jest utalentowanym muzykiem i tak

dalej, ale przede wszystkim jest człowiekiem, który oddycha przez usta. Myślę,

że to wspaniale, że jemu i Lilly układa się tak świetnie, i czasami potrafię

nawet nieźle się z nim dogadać i miło spędzić czas w jego towarzystwie. Ale nie

pozwoliłabym mu wejść do swojego zespołu. Chyba że przestałby wsadzać sweter w

spodnie.

LinuxRulz: Borys nie jest taki beznadziejny, kiedy się go lepiej pozna.

GrLouie: Wiem. Tylko on się nie wydaje takim typem, który się nadaje do jakiegoś

zespołu. Cały ten Bartok.

153

LinuxRulz: On gra całkiem znośny bluegrass, wiesz? Nie żebyśmy w naszym zespole

zamierzali 1 grać bluegrass...

To była nieco pocieszająca wiadomość.

LinuxRulz: A więc? Twoja babka wypuści Cię na czas?

Nie miałam zielonego pojęcia, o czym on mówił.

GrLouie: Co???

LinuxRulz: W piątek. Masz lekcję etykiety, prawda? To dlatego pytałaś, czy

będzie jakiś późniejszy seans filmu, prawda? Martwisz się, że babka nie wypuści

Cię na czas?

No i tu skrewiłam. Widzicie, sam podsunął mi najlepszą wymówkę - wystarczyło

powiedzieć: „Tak" i byłaby szansa, że on by wtedy powiedział: „Okay, no to

umówmy się na inny termin".

ALE CO, JEŚLI NIE PRZYSŁUGUJE MI ŻADEN INNY TERMIN????

Co, jeśli Michael, tak jak Dave, po prostu wypnie się na mnie i znajdzie sobie

jakąś inną dziewczynę do chodzenia do kina????

No więc zamiast tego napisałam:

GrLouie: Nie, wszystko będzie okay. Myślę, że uda mi się wyjść na czas.

DLACZEGO JESTEM TAKA GŁUPIA???? CZEMU TO NAPISAŁAM???? Przecież nie zdołam

wyrwać się wcześnie,

154

bo będę na tym głupim czarno-białym balu DO PÓŹNEJ NOCY!!!!!

Przysięgam, jestem taką idiotką, że w ogóle nie zasługuję na chłopaka.

Czwartek, 22 stycznia Godzina wychowawcza

Dziś rano przy śniadaniu pan G. zapytał: - Czy ktoś widział moje brązowe

sztruksy? A moja mama, która nastawiła budzik, żeby wstać wcześnie i w miarę

możliwości złapać mojego ojca w przerwie posiedzenia parlamentu (zero szans),

odparła:

- Nie, ale może ktoś widział moją koszulkę z napisem „Uwolnić Winonę Ryder"?

Wtedy powiedziałam:

- No cóż, ja nadal nie znalazłam swoich majtek z królową Amidalą.

I w tej chwili wszyscy zorientowaliśmy się, że ktoś nam ukradł pranie.

To jedyne wyjaśnienie tej całej sytuacji. No bo oddajemy pranie do pralni na

Thompson Street, a oni piorą nasze rzeczy i odnoszą je poskładane. A że nie mamy

odźwiernego, torby po prostu stoją w holu, aż ktoś się zlituje i zatarga je trzy

piętra w górę na poddasze.

Tyle że najwyraźniej nikt nie wie, gdzie podziała się torba, którą oddaliśmy do

pralni na dzień przed moim wyjazdem do Genowii! Chyba jako jedyny członek tej

rodziny przejmuję się takimi drobiazgami jak pranie - najwyraźniej dlatego, że

jestem osobą pozbawioną talentu i nie potrafię myśleć o rzeczach poważniejszych

niż czysta bielizna.

155

A to może oznaczać tylko jedno: któryś z tych dziwacznych reporterów (oni

regularnie przetrząsają nasze torby ze śmieciami, co okropne denerwuje pana

Molinę, naszego dozorcę) dorwał się do naszego prania i lada moment możemy

oczekiwać przełomowych wieści na pierwszej stronie „The Post": WYPADŁO Z TORBY:

CO NOSI KSIĘŻNICZKA MIA I CO TO ZDANIEM NASZYCH EKSPERTÓW OZNACZA.

A WTEDY CAŁY ŚWIAT SIĘ DOWIE, ŻE NOSZĘ MAJTKI Z KRÓLOWĄ AMIDALĄ!

A przecież wcale nie rozpowiadam wkoło, że mam bieliznę z Gwiezdnych Wojen ani w

ogóle, że mam jakieś majtki, które przynoszą mi szczęście. Właściwe powinnam

była zabrać te majtki z królową Amidalą do Genowii, żeby przyniosły mi szczęście

podczas wygłaszania gwiazdkowego orędzia do narodu. Gdybym tak postąpiła, może

nie wplątałabym się w tę parkome-trową aferę.

Ale nieważne. Tak się zajęłam Michaelem, że na śmierć zapomniałam.

No i teraz wygląda na to, że ktoś znalazł moje szczęśliwe majtki i zanim się

obejrzycie, będzie je można kupić w eBuy! Poważnie! Kto mi wmówi, że moje majtki

nie sprzedawałyby się jak gorące bułeczki? Zwłaszcza że to majtki z królową

Amidalą.

Po prostu przepadłam.

Mama już zadzwoniła na Szósty Komisariat i zgłosiła kradzież, ale ci faceci są

zbyt zajęci tropieniem prawdziwych przestępców, żeby zacząć poszukiwać złodzieja

toreb z praniem. Praktycznie wyśmiali mamę przez telefon.

Jej ani panu G. nic złego się nie dzieje, zgubili tylko zwyczajne ciuchy. Tylko

mnie zginęła bielizna. Co gorsza - bielizna, która przynosi mi szczęście.

Rozumiem, że mężczyźni i kobiety, którzy w tym mieście walczą ze zbrodnią, mają

na głowie ważniejsze sprawy niż szukanie moich majtek.

156

Ale biorąc pod uwagę wszystko, co się ostatnio dzieje, potrzebuję każdego łutu

szczęścia, jaki mogę sobie zapewnić.

Czwartek, 22 stycznia Algebra

1. Poprosić ambasadora Genowii przy ONZ, żeby zadzwonił do CIA. Sprawdzić, czy

mogą oddelegować paru agentów do odszukania mojej bielizny (jeśli wpadnie w

nieodpowiednie ręce, może się to skończyć międzynarodową aferą).

2. Kupić jedzenie dla kota!!!!!

3. Sprawdzić, czy mama bierze odpowiednią dawkę kwasu foliowego.

4. Powiedzieć Michaelowi, że nie uda mi się pójść na naszą pierwszą randkę.

5. Przygotować się na to, że mnie rzuci.

Definicja: Pierwiastek kwadratowy z idealnego kwadratu jest jedną z dwóch

identycznych liczb. Definicja: Dodatni pierwiastek kwadratowy nazywa się

podstawowym pierwiastkiem kwadratowym. Liczby ujemne nie mają pierwiastków.

157

Czwartek, 22 stycznia Zdrowie i przepisy bezpieczeństwa

Widziałaś to? Spotykają się w Cosi na lunch! ???. On ją bardzo kocha.

To takie urocze, kiedy nauczyciele się zakochują.

Denerwujesz się jutrzejszym spotkaniem przy śniadaniu?

Wcale. To ONI powinni się denerwować.

Idziesz tam zupełnie sama? Mama i tata z tobą nie idą, prawda?

Och, błagam. Sama umiem sobie dać radę z bandą producentów filmowych, wielkie mi

co. Jak oni mogą tak rok po roku pchać nam w gardła podobnie infantylną papkę?

Im się zdaje, że do nas jeszcze nie dotarła informacja o tym, że tytoń zabija?

Hej, zrobiłaś wczoraj lekcje, czy przez cały wieczór siedziałaś z moim bratem na

ICQ?

I jedno, i drugie.

Jesteście tacy rozkoszni, że aż mi się rzygać chce. Prawie tak rozkoszni jak pan

Wheeton i Mademoisełle Klein.

Zamknij się.

Boże, umrę z nudów. Chcesz zrobić jeszcze jedną listę?

Dobra, ty zaczynasz.

?????????? cicer moseovn2-.

?? WflKTO ????2?2?? W tV,

fi eo momfi some ?????

(z komentarzami lilii Themwpolis)

Siódme niebo

Lilly: Kompleksowe spojrzenie na walkę, jaką toczy pewna rodzina, usiłując

przestrzegać chrześcijańskich wartości we wciąż zmieniającym się współczesnym

społeczeństwie. Nawet

158

niezła gra aktorska i od czasu do czasu wzruszające sceny. Ten serial ma

tendencje moralizatorskie, ale z zadziwiającym realizmem przedstawia problemy,

przed jakimi stają współczesne rodziny, i tylko czasami zalatuje czułostkowością.

Mia: Chociaż tata jest pastorem, a każdy przed końcem odcinka musi się czegoś

nauczyć, jest to całkiem niezły serial. Mocny punkt: kiedy gościnnie występowali

w nim bracia Olsen. Słaby punkt: kiedy serialowy kostiumolog kazał wyprostować

włosy najmłodszej dziewczynki.

Idol

Liii}': Żałosna próba grania na najniższych instynktach. W tym programie młode

talenty poddaje się upokarzającemu publicznemu „przesłuchaniu", a potem robi się

zbliżenia, kiedy przegrani płaczą, a wygrani się puszą.

Mia: Biorą grupę atrakcyjnych osób, które potrafią śpiewać i tańczyć, i każą im

wziąć udział w castingu. Można wygrać miejsce w grupie rockowej i czasem ktoś je

zdobywa, a czasem nikt, a ci, którzy wygrywają, natychmiast robią się sławni i

mogą się wtedy popisywać, na ogół przez cały czas nosząc ciekawe i zazwyczaj

ukazujące pępek ciuchy. Jak można mówić, że to zły program?

Sabrina - nastoletnia czarownica

Lilly: Chociaż to serial oparty na komiksie, jest zdumiewająco udany i czasem

nawet zabawny. Niestety, prawdziwych praktyk Wicca w nim nie pokazują. Serial

mógłby zyskać, gdyby przeprowadzono najpierw pewne studia w zakresie starej jak

świat religii, która przez całe wieki dawała moc milionom ludzi, głównie kobiet.

Bardzo podejrzany jest gadający kot: do tej pory nie czytałam jeszcze o żadnych

poważnych badaniach, które podtrzymywałyby możliwość istnienia transfiguracji.

159

Mia: Totalnie świetny, kiedy mowa o czasach szkoły średniej, czyli o czasach

Harveya. Znika Harvey = znika dobry serial.

Słoneczny patrol

Lilly: Infantylna bzdura.

Mia: Najwspanialszy serial wszech czasów. Wszyscy są w nim przystojni, można

nadążyć za treścią każdego odcinka, nawet jeśli się jednocześnie wysyła

wiadomości na ICQ, i jest mnóstwo zdjęć plaż, które są takie piękne, kiedy na

Manhattanie zapadają właśnie ciemne, przygnębiające lutowe wieczory. Najlepszy

odcinek: kiedy Pamelę Anderson porwał półczłowiek, półpotwór, który po operacji

plastycznej został profesorem na UCLA. Najgorszy odcinek: za każdym razem, kiedy

Mitch adoptuje syna.

Powerpuff girls

Lilly: Najlepszy serial telewizyjny. Mia: Patrz wyżej. Nic dodać, nic ująć.

Roswell

Lilly: Obecnie, niestety, już wycofany z dalszej produkcji, serial ten

prezentował intrygujące spojrzenie na możliwość mieszkania wśród nas przybyszów

z innych planet. Fakt, że mogą być nastolatkami, i to w dodatku niezwykle

atrakcyjnymi fizycznie, nieco naciąga prawdopodobieństwo serialowych sytuacji.

Mia: Seksowni faceci o sile pozaziemskich istot. Czego więcej można by pragnąć?

Mocny punkt: Max, za każdym razem, kiedy się z kimś ściskał. Słaby punkt: kiedy

pojawiła się ta paskudna Tess. No i to, że już nie robią nowych odcinków.

Buffy - postrach wampirów

Lilly: Feministyczna siła w całym rozkwicie, a przy tym znakomita rozrywka.

Bohaterka to szczupła, twarda, sprawna

160

maszyna do mordowania wampirów, która nie mniej martwi się o swoją nieśmiertelną

duszę, co o nieskazitelną fryzurę. Niezły wzór do naśladowania dla młodych

kobiet - nie, dla ludzi każdej płci i w każdym wieku, bo wszyscy mogą wzbogacić

się duchowo, oglądając ten serial. Cała telewizja powinna mieć ten poziom. To,

że do tej pory serial był ignorowany przez ludzi przyznających nagrodę Emmy,

zakrawa na śmieszność.

Mia: Gdyby tylko Buffy mogła znaleźć sobie chłopaka, który nie musi pić

czerwonych krwinek, żeby przeżyć. Mocny punkt: za każdym razem, kiedy się całują.

Słaby punkt: brak.

Kochane kłopoty

Lilly: Przemyślany portret samotnej matki, która usiłuje wychować nastoletnią

córkę, na tle małego miasteczka z północno-wschodniego wybrzeża.

Mia: Wielu, wielu, wielu, wielu, wielu, wielu bardzo fajnych chłopaków. Plus

fajnie jest widzieć samotne matki, które, sypiając z nauczycielem ich córek,

dostają brawa, a nie pouczenia od Organizacji Obrońców Moralności Publicznej.

Czarodziejki

Lilly: Chociaż ten film faktycznie przedstawia pewne typowe praktyki Wicca,

zaklęcia, które zwykle rzucają w nim dziewczyny, są kompletnie nierealistyczne.

Na przykład, nie da się podróżować w czasie czy między różnymi wymiarami, nie

tworząc szczelin w kontinuum czasoprzestrzeni. Gdyby te dziewczyny naprawdę

miały się przenieść do siedemnastowiecznej purytańskiej Ameryki, zjawiłyby się

tam z przełykami wywróconymi na lewą stronę, a nie w porządnie zesznurowanych

gorsetach, bo nikt nie może przeżyć podróży przez dziurę w czasie i zachować

całkowitej integralności. To proste prawo fizyki. Albert Einstein przewraca się

w grobie.

u

- Księżniczka na dworze

161

Mia: Wow, czarownice w seksownych sukienkach. Jak Sabri-na, a nawet lepiej, bo

chłopcy są przystojniejsi, a czasami znajdują się w niebezpieczeństwie i

dziewczyny muszą ich ratować.

Czwartek, 22 stycznia RZ

Tina jest strasznie wściekła na Charlotte Bronte. Mówi, że Jane Eyre zrujnowała

jej życie.

Oświadczyła to przy lunchu. Przed samym nosem Michaela, który nie powinien się

dowiedzieć o radzeniu sobie z facetami metodą Jane Eyre, no ale nieważne.

Przyznał, że nigdy nie przeczytał tej książki, więc myślę, że można bezpiecznie

uznać, że nie miał pojęcia, o czym mówiła Tina.

Ale to i tak smutne. Tina mówi, że przestaje czytać romanse. Rzuca je, bo

doprowadziły do rozpadu jej związku z Dave'em!

Bardzo nas zmartwiła ta wiadomość. Tina UWIELBIA romanse. Czyta mniej więcej

jeden dziennie.

Ale teraz mówi, że gdyby nie powieści o miłości, to ona, a nie Jasmine

szykowałaby się na mecz Rangersów z Dave'em Faroukiem El-Abarem w najbliższą

sobotę.

A moja uwaga, że przecież ona i tak nie lubi hokeja, wcale nie pomogła.

Obie z Lilly zdałyśmy sobie sprawę, że to jest punkt zwrotny w nastoletnim

rozwoju Tiny. Należało zwrócić jej uwagę na fakt, że to Dave, a nie Jane Eyre,

położył kreskę na ich związku... Oraz na to, że kiedy spojrzeć na sprawę

obiektywnie, ona na tym tylko zyska. To śmieszne, żeby Tina miała obwiniać

romanse o swoje uczuciowe kłopoty.

Tak więc Lilly i ja natychmiast spisałyśmy następującą listę, z nadzieją że Tina

dostrzeże swój błąd w myśleniu:

162

cista ??????????? ?????????? ? ??????? ????? jakich ??? umsicmjĄ

ZOSRAYIA 1?2?2 ?? 1 LILLY

1. Jane Eyre z Dziwnych losów Jane Eyre:

Trwaj przy swoich przekonaniach, a wszystko się ułoży.

2. Lorna Doone z Lorny Doone:

Prawdopodobnie tak naprawdę jesteś księżniczką i dziedziczką wielkiej fortuny,

tylko nikt ci jeszcze o tym nie powiedział (patrz przykład Mii Thermopolis).

3. Elizabeth Bennet z Dumy i uprzedzenia: Chłopcy lubią wygadane dziewczyny.

4. Scarlett 0'Hara z Przeminęło z wiatrem: To samo,

5. Lady Marion z Robin Hooda:

Umiejętność strzelania z łuku bardzo się w życiu przydaje.

6. Jo March z Małych kobietek:

Zawsze zachowuj kopię swoich manuskryptów, na wypadek gdyby mściwa młodsza

siostra miała spalić ci ostatnią wersję.

7. Ania Shirley z Ani z Ziełonego Wzgórza: Tylko jedno słowo: Clairol.

8. Marguerite St. Just ze Scarłet Pimpernel:

Sprawdź, czy twój narzeczony nie ma obrączki, zanim za niego wyjdziesz.

9. Catherine z Wichrowych wzgórz:

Nie wyobrażaj sobie za wiele na swój temat, inaczej skończysz po śmierci,

wędrując po wrzosowiskach w samotnej rozpaczy. 10. Tessa z Tessy d'Urberville:

To samo.

163

Tina po przeczytaniu naszej listy przyznała ze łzami w oczach, że miałyśmy rację,

literackie bohaterki romansów naprawdę są jej przyjaciółkami i nigdy nie

potrafiłaby z całą świadomością się ich wyrzec. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą (to

znaczy poza Michaelem i Borysem - oni zajęli się grą na Game-Boyu Michaela),

kiedy Shameeka złożyła nagle oświadczenie, które nas zaskoczyło jeszcze bardziej

niż słowa Tiny:

- Będę startowała w konkursie na nową cheerleaderkę. Zatkało nas. Nie dlatego,

że z Shameeki byłaby zła cheer-

leaderka - jest najbardziej z nas wygimnastykowana, a poza tym

najatrakcyjniejsza i wie niemal tyle samo co Tina o modzie i makijażu.

Ale chodziło o to, co najprościej ujęła w słowa Lilly:

- Dlaczego chcesz zrobić COŚ TAKIEGO?

- Dlatego - wyjaśniła Shameeka - że jestem zmęczona pozwalaniem na to, żeby

Lana i jej przyjaciółki mną pomiatały. Jestem tak samo dobra jak każda z nich.

Dlaczego nie miałabym spróbować dostać się do drużyny, nawet jeśli nie obracam

się w ich kółku? Mam taką samą szansę trafienia do drużyny cheerleaderek jak

każdy.

Lilly odparła:

- To, co mówisz, jest niezaprzeczalną prawdą, ja jednak muszę cię ostrzec,

Shameeko. Jeśli staniesz do konkursu na cheerleaderkę, może się zdarzyć, że

dostaniesz się do drużyny. Czy jesteś gotowa narażać się na takie upokarzające

doświadczenie, jakim staje się cheerleading, kiedy dopingujesz Josha Richtera,

który gania za piłką?

- Cheerleading przez wiele lat cierpiał, nosząc stygmat głębokiego seksizmu -

powiedziała Shameeka. - Ale moim zdaniem środowisko cheerleaderskie wielkimi

krokami zbliża się do przeobrażenia w szybko rozwijającą się dziedzinę sportu

atrakcyjnego tak samo dla mężczyzn, jak i dla kobiet. To dobry

164

sposób na utrzymanie formy fizycznej i aktywności ruchowej, a poza tym łączy

dwie sprawy, które są dla mnie bardzo ważne: muzykę i gimnastykę. I będzie

znakomicie wyglądać na moim podaniu o przyjęcie na wyższą uczelnię. To oraz fakt,

że George W. Bush sam był cheerleaderem. A zresztą nie wolno mi będzie chodzić

na żadne imprezy po meczach.

W tę część nie wątpiłam. Pan Taylor, tata Shameeki, jest okropnie surowy.

Ale jeśli chodzi o całą resztę, nie byłam już taka pewna. Poza tym jej przemowa

brzmiała tak, jakby ją sobie wcześniej przećwiczyła, no i mówiła nieco obronnym

tonem.

- Czy to znaczy, że jeśli dostaniesz się do drużyny - zapytałam - przestaniesz

jeść z nami lunch i będziesz siadała tam?

Wskazałam długi stół po przeciwnej stronie stołówki, gdzie siedziała Lana i Josh,

i cała banda ich niezwykle dobrze ostrzyżonych, pełnych entuzjazmu dla szkolnego

życia popleczników. Myśl, że stracimy Shameekę, która zawsze była taka elegancka,

a przy tym rozsądna, na rzecz Ciemnej Strony, sprawiła mi prawdziwą przykrość.

- Oczywiście, że nie - odparła Shameeka z oburzeniem. -Jeśli dostanę się do

drużyny cheerleaderek Liceum imienia Alberta Einsteina, nie zmieni to mojej

przyjaźni z wami wszystkimi ani na jotę. Nadal będę kamerzystką przy twoim

programie

- tu skinęła głową w stronę Lilly - i twoją partnerką na biologii

- to do mnie - i twoją konsultantką w dziedzinie szminek - do Tiny - i twoją

modelką do portretów - do Ling Su. - Może tylko nieco mniej czasu będziemy

spędzać razem, jeśli przyjmą mnie do drużyny.

Siedzieliśmy tam wszyscy i zastanawialiśmy się nad wielką zmianą, która może nas

spotkać. Gdyby Shameeka dostała się do drużyny, toby, oczywiście, było świetną

zemstą za wszystkie inteligentne dziewczyny całego świata. Ale przy Okazji

pozbawiłoby

165

nas też towarzystwa Shameeki, która musiałaby cały swój wolny czas poświęcać na

ćwiczenie szpagatów i łapanie autobusu do Westchester na wyjazdowe mecze podczas

Rye Country Day.

I chodziło w tym jeszcze o coś więcej. Gdyby Shameeka dostała się do drużyny,

toby znaczyło, że jest w czymś dobra -NAPRAWDĘ, NAPRAWDĘ dobra w czymś, nie

tylko troszkę dobra we wszystkim, co już i tak o niej wiemy. Gdyby miało się

okazać, że Shameeka jest NAPRAWDĘ, NAPRAWDĘ w czymś dobra, to ja byłabym JEDYNĄ

osobą przy naszym lunchowym stoliku, która nie ma żadnego zauważalnego talentu.

I przysięgam, że nie tylko z tego jednego powodu miałam rozpaczliwą nadzieję, że

Shameece nie uda się dostać do drużyny. To znaczy naprawdę chciałam, żeby jej

się powiodło, jeśli tego właśnie pragnęła.

Tylko że... Tylko że ja NAPRAWDĘ nie chcę być jedyną osobą pozbawioną jakiegoś

talentu!!! NAPRAWDĘ, NAPRAWDĘ tego nie chcę!!!!!!!

Ciszę przy stole dałoby się kropić nożem... No cóż, poza tym głośnym bing-bing-

bing elektronicznej gry Michaela. Chłopcy, nawet tacy idealni jak Michael, są

najwyraźniej odporni na takie rzeczy jak ogólny nastrój.

Ale ja wam mówię: nastrój tego semestru jak do tej pory jest dość słaby. W

gruncie rzeczy, jeśli się nie polepszy w najbliższym czasie, będę musiała spisać

na straty cały semestr jako nieudany.

Nadal nie mam pojęcia, co jest moim ukrytym talentem. Jedno, czego jestem

całkiem pewna, to że NIE JEST to psychologia. Wyperswadowanie Tinie rzucenia

tych jej książek było ciężką pracą! I nie udało nam się przekonać Shameeki, że

nie powinna zostawać cheerleaderką. Chyba zaczynam rozumieć, dlaczego może jej

na tym zależeć - to znaczy, w tym może być JAKAŚ frajda.

Chociaż to, że ktokolwiek chciałby z własnej woli spędzać tyle czasu z Laną

Weinberger, już przekracza moje zrozumienie.

166

Czwartek, 22 stycznia Francuski

Mademoiselle Klein NIE JEST uszczęśliwiona, że wczoraj Tina i ja urwałyśmy się z

lekcji.

Powiedziałam jej, że nie urwałyśmy się, tylko wystąpiła konieczność interwencji

medycznej, która wiązała się z wyjściem do delikatesów Ho po tampaksy, ale nie

jestem pewna, czy Mademoiselle Klein nam uwierzyła. Można by pomyśleć, że będzie

odczuwała pewien rodzaj kobiecej solidarności z całym tym surfowaniem na

szkarłatnej fali, lecz widocznie nie odczuwa. Ale przynajmniej nic nam nie

wpisała. Puściła nas z ostrzeżeniem i wyznaczyła nam do napisania esej na

pięćset słów (oczywiście po francusku) na temat linii Maginota.

Ale ja wcale nie o tym chcę pisać. Chcę napisać o czymś innym:

MÓJ TATA RZĄDZI!!!!!

I to nie tylko jakimś krajem. Totalnie wyplątał mnie z tej całej afery z czarno-

białym balem!!!

Oto co się stało - przynajmniej według pana G., który złapał mnie przed chwilą

na korytarzu i zdał mi relację: obstrukcja parlamentarna w sprawie parkometrów

została wreszcie przerwana (po trzydziestu sześciu godzinach) i mojej mamie

wreszcie udało się dodzwonić do taty (ci, którzy byli za zainstalowaniem

parkometrów, wygrali. To zwycięstwo środowiska naturalnego, jak i moje własne.

Ale i tak nie zostałam jeszcze pomszczona za tortury, jakie zniosłam w rękach

Grandmere po moim orędziu gwiazdkowym do obywateli Genowii, bo przecież

prawdziwym zwycięzcą w tej całej batalii jest jednak infrastruktura księstwa).

W każdym razie mój tata otwarcie powiedział, że nie muszę iść na bal do hrabiny.

Nie tylko to, ale także, że nigdy w życiu nie słyszał czegoś równie głupiego, i

że jedyna różnica zdań między rodziną książęcą z Monako a naszą to ta, którą

stwarza Grandmere.

167

Najwyraźniej ona i hrabina rywalizują ze sobą od czasów szkoły średniej i

Grandmere chciała się tylko popisać wnuczką, o której piszą książki i kręcą

filmy. Ewidentnie jedyna wnuczka hrabiny też będzie na balu, ale o niej nigdy

nie nakręcono żadnego filmu i w gruncie rzeczy jest jakąś nieudacznicą, która

wyleciała z ekskluzywnego internatu dla dziewcząt w Szwajcarii, bo nie umiała

nauczyć się porządnie jeździć na nartach, czy coś takiego.

A więc jestem wolna! Mogę spędzić jutrzejszy wieczór z moim ukochanym! Zupełnie

niepotrzebnie opowiadałam Micha-elowi jakieś historie o kocie na dachu! Wszystko

będzie dobrze, tyle tylko, że nadal nie mam swojej szczęśliwej bielizny. Czuję w

kościach, że to mi może przynieść pecha.

Jestem taka szczęśliwa, że znów mam ochotę napisać jakiś wiersz. Jednak spróbuję

ukryć to przed Tiną, bo wydaje mi się, że to nie na miejscu popisywać się własną

radością, kiedy ktoś inny czuje się tak strasznie przygnębiony (Tina dowiedziała

się, kto to jest Jasmine. To dziewczyna, która chodzi z Dave'em do Trinity. Jej

ojciec też jest szejkiem naftowym. Jasmine ma aparat ortodontyczny w kolorze

akwamaryny i używa nicka Iluvjustin2345).

????? ?????

Algebra: pytania na końcu rozdziału 11 Angielski: opisać w dzienniku swoje

uczucia związane z lekturą wiersza Johna Donne'a Przynęta Biologia: nie wiem.

Shameeka odrobi ją za mnie Zdrowie i przepisy bezpieczeństwa: rozdział 3 Ty i

zagrożenia środowiskowe

RZ: odkryć swój ukryty talent Francuski: Chapitre Onze, ecrivez une narratif,

300 Historia cywilizacji: w 500 słowach opisz powstanie amerykańskiego konfliktu

168

TC/?KS2 ??? ????????

Och, Michael,

Niedługo zaparkujemy

Przed Grand Moff Tarkin,

Ciesząc się wegetariańskim moo shu

Przy śmiesznych piskach R2D2

I może nawet trzymając ręce

Złączone, patrząc na piaski Tatooine,

Wiedząc, że nasza miłość na razie

Więcej ma Mocy niż Gwiazda Śmierci.

I chociaż nasza płanela może

W powietrze wyłecieć,

A każde żywe stworzenie zginąć,

My jak Leia i Han, w gwiazdach na niebie.

Bo naszej miłości nigdy nie zniszczą.

Niczym Sokół Miłlenium w hiperprzestrzeni,

Nasza miłość będzie trwać na wieki.

Czwartek, 22 stycznia, w limuzynie, w drodze powrotnej do domu od Grandmere

Tylko osoba dużego formatu jest w stanie się przyznać, że popełniła błąd - to

Grandmere mnie tego nauczyła. A jeśli to prawda, jestem nawet osobą większego

formatu, niżby na to wskazywało moje metr siedemdziesiąt pięć wzrostu. Bo

myliłam się. Myliłam się co do Grandmere. Przez cały ten czas, kiedy wydawało mi

się, że jest nieludzka i może nawet została zesłana tu z macierzystego statku

istot pozaziemskich, żeby przyjrzeć się życiu na naszej planecie, a potem zdać

relację swoim przełożonym. Otóż okazuje się, że Grandmere jest człowiekiem,

zupełnie jak ja.

169

Skąd o tym wiem? Jak odkryłam, że księżna wdowa z Geno-wii mimo wszystko nie

zaprzedała swojej duszy Księciu Ciemności, jak to często zakładałam?

Dowiedziałam się tego dzisiaj, kiedy weszłam do apartamentu Grandmere w hotelu

Plaża, w pełni gotowa, żeby odbyć z nią batalię w sprawie tej całej imprezy u

hrabiny Trevanni. Miałam zamiar powiedzieć twardo: „Grandmere, tata mówi, że nie

muszę tam iść, i wiesz co? Ja nie zamierzam się tam wybrać".

Dokładnie to zamierzałam jej powiedzieć.

Tyle że kiedy weszłam do środka i ją zobaczyłam, słowa praktycznie uwięzły mi w

gardle! Bo Grandmere wyglądała tak, jakby ktoś przejechał się po niej walcem

drogowym! Poważnie. Siedziała tam po ciemku - zarzuciła takie purpurowe szale na

abażury lamp, bo, jak powiedziała, światło raziło ją w oczy -i nawet nie była

porządnie ubrana. Miała na sobie purpurowy aksamitny szlafrok i jakieś kapcie, i

przykryła sobie kolana kaszmirowym pledem, a włosy miała nakręcone na lokówki, i

gdyby jej eyeliner nie był wytatuowany, przysięgam, że byłby rozmazany. Nawet

nie popijała sidecara, swojego ulubionego drinka, ani nic. Siedziała tam bez

ruchu, a na jej kolanach trząsł się Rom-mel. Jak śmierć na chorągwi. To znaczy

Grandmere tak wyglądała, nie pies.

- Grandmere! - Nie zdołałam powstrzymać okrzyku, kiedy ją zobaczyłam. - Czy ty

się dobrze czujesz? Jesteś chora czy co?

Ale Grandmere powiedziała tylko, głosem zupełnie niepodobnym do jej normalnego

głosu, więc prawie nie mogłam uwierzyć, że należy do tej samej osoby:

- Nie, nic mi nie jest. Przynajmniej nic mi nie będzie. Kiedy już uporam się z

tym upokorzeniem.

- Upokorzeniem? Jakim upokorzeniem? - Podeszłam i uklękłam obok jej fotela. -

Grandmere, czy ty na pewno nie jesteś chora? Nawet nie palisz!

170

- Nic mi nie będzie - powiedziała słabym głosem. - Za parę tygodni zdołam jakoś

pokazać swoją twarz publicznie. W końcu jestem Renaldo. Jestem silna, jakoś dam

sobie radę.

Właściwie to Grandmere jest Renaldo tylko przez małżeństwo, ale w tej chwili nie

zamierzałam się z nią o to spierać, bo widziałam, że coś jest poważnie nie w

porządku - na przykład macica jej wypadła pod prysznicem albo coś takiego (to

się kiedyś zdarzyło jednej pani na osiedlu emeryckim w Boca, gdzie mieszkają

dziadkowie Lilly i Michaela; no i często przytrafia się to krowom we Wszystkich

stworzeniach dużych i małych).

- Grandmere - powiedziałam, rozglądając się ukradkiem, czy jej macica nie leży

gdzieś na podłodze. - Chcesz, żebym wezwała lekarza?

- Żaden lekarz nie uleczy mnie z tego, co mi dolega - zapewniła mnie Grandmere.

- Cierpię wyłącznie dlatego, że wstydzę się, bo mnie własna wnuczka nie kocha.

Nie miałam pojęcia, o czym ona mówi. No pewnie, że czasami nie znoszę Grandmere.

Czasami nawet myślę, że jej nienawidzę. Ale to nie znaczy, że jej nie kocham.

Chyba. Przynajmniej nigdy jej tego nie powiedziałam otwarcie.

- Grandmere, ale o czym ty mówisz? Oczywiście, że cię kocham...

- To dlaczego nie chcesz pójść ze mną na czarno-biały bal do hrabiny Trevanni?

- chlipnęła Grandmere.

Mrugając ze zdumienia, wykrztusiłam tylko:

- C-co?

- Twój ojciec powiedział, że nie chcesz iść na bal - rzuciła Grandmere. - Mówi,

że sobie tego nie życzysz!

- Grandmere - powiedziałam. - Wiesz przecież od dawna, że ja tam nie chcę pójść.

Wiesz, że Michael i ja...

- TEN CHŁOPAK! - krzyknęła Grandmere. - ZNÓW ten chłopak!

171

- Grandmere, przestań o nim tak mówić - poprosiłam. -Doskonale wiesz, jak ma na

imię.

- I pewnie ten Michael - pociągnęła nosem Grandmere -jest dla ciebie ważniejszy

niż JA. Pewnie uważasz, że w tej sprawie JEGO uczucia są ważniejsze niż MOJE.

Odpowiedzią na to pytanie mogło być tylko jednoznaczne: TAK. Ale nie chciałam

być niegrzeczna. Powiedziałam:

- Grandmere, jutro wieczorem mamy naszą pierwszą randkę. To znaczy ja i Michael.

To dla mnie naprawdę ważne.

- I jak przypuszczam to, że DLA MNIE ważna była twoja obecność na tym balu, nie

ma żadnego znaczenia? - Kiedy Grandmere tak siedziała i patrzyła na mnie

zrozpaczonym wzrokiem, przez moment wydawało mi się nawet, że ma łzy w oczach.

Ale to pewnie tylko złudzenie wywołane przyćmionym światłem. - To, że Elena

Trevanni, odkąd byłam małą dziewczynką, zawsze się wywyższała, bo pochodziła ze

starszej i lepszej rodziny niż ja? Że dopóki nie wyszłam za twojego dziadka,

zawsze miała ładniejsze sukienki, buty i torebki niż te, na które stać było

moich rodziców? Że nadal uważa się za osobę lepszą ode mnie, bo wyszła za

HRABIEGO, który nie miał żadnych obowiązków ani ziem, tylko nieskończone

bogactwo, podczas gdy ja musiałam sobie ręce urobić po łokcie, żeby Genowia

stała się kwitnącym rajem turystycznym, którym jest dzisiaj? I że miałam

nadzieję, że ten jeden raz, pokazując jej, jaką mam uroczą i dobrze ułożoną

wnuczkę, zdołam się jej odwdzięczyć?

Zatkało mnie. Nie miałam pojęcia, dlaczego ten głupi bał jest dla niej taki

ważny. Myślałam, że to dlatego, że ona chce doprowadzić mnie i Michaela do

zerwania albo zmusić mnie, żebym polubiła księcia Renę zamiast niego, żebyśmy

mogli któregoś dnia połączyć nasze rodziny świętym węzłem małżeńskim i stworzyć

rasę superkrólewską. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogą tu zachodzić jakieś

inne, ukryte okoliczności łagodzące...

172

Takie jak to, że hrabina Trevanni jest, mówiąc ściśle, Laną Weinberger mojej

Grandmere.

Bo na to mi wyglądało. Zupełnie jakby ta Elena Trevanni znęcała się nad

Grandmere i dokuczała jej tak bezlitośnie, jak mnie zamęczała i torturowała Lana

od wielu lat.

Zastanawiałam się, czy Elena, jak Lana, kiedykolwiek zasugerowała Grandmere,

żeby sobie przylepiła plastry z opatrunkiem na biuście zamiast stanika. Jeśli

powiedziała coś takiego do Klaryssy Renaldo, to jest o wiele odważniejszą osobą

niż ja.

- A teraz - dodała Grandmere bardzo smutnym głosem -muszę jej powiedzieć, że

moja wnuczka nie kocha mnie na tyle, żeby na jeden wieczór rozstać się ze swoim

chłopakiem.

Z bólem serca zdałam sobie sprawę, co trzeba zrobić. To znaczy, wiedziałam, co

czuje Grandmere. Gdyby istniał jakiś sposób - jakikolwiek sposób - żebym mogła

odpłacić Lanie - no wiecie, poza umówieniem się z jej chłopakiem, co już i tak

zrobiłam, tylko że to w efekcie upokorzyło MNIE znacznie bardziej niż Lane - to

ja bym to zrobiła natychmiast. Wszystko jedno co by to było.

Bo kiedy ktoś jest tak wredny i okrutny, i po prostu do głębi paskudny jak Lana

- i to nie tylko wobec mnie, ale wszystkich dziewczyn z Liceum imienia Alberta

Einsteina, które nie zostały obdarzone taką urodą i szkolnym wzięciem jak ona -

w pełni zasługuje na to, żeby utrzeć mu nosa.

Tylko tak dziwnie było pomyśleć, że ktoś taki jak Grandmere, na pozór

niesamowicie pewny siebie, może mieć w swoim życiu własną Lane Weinberger. To

znaczy ja sobie zawsze wyobrażałam, że gdyby Lana Weinberger zamiotła długimi

blond włosami stolik Grandmere, babka z miejsca zamieniłaby się w Przyczajonego

Tygrysa i walnęłaby ją w twarz butem od Ferragamo.

Ale może istniał ktoś, kogo nawet Grandmere nieco się obawiała. I może tą osobą

była właśnie hrabina Trevanni.

173

I chociaż to nieprawda, że kocham Grandmere bardziej niż Michaela - ja nikogo

nie kocham bardziej niż Michaela poza, oczywiście, Grubym Louie - to bardziej

żal mi było w tamtej chwili Grandmere niż samej siebie. No wiecie, jeśli skończy

się na tym, że Michael ze mną zerwie, bo odwołałam naszą randkę. To brzmi

niewiarygodnie, ale mówię prawdę.

No więc powiedziałam, chociaż sama nie wierzyłam do końca, że te słowa wychodzą

z moich ust:

- Dobrze, Grandmere. Pojawię się na tym twoim balu. Grandmere uległa cudownemu

przeobrażeniu. W jednej

chwili się rozchmurzyła.

- Naprawdę, Amelio? - powiedziała, chwytając mnie za ręce. - Naprawdę zrobisz

to dla mnie?

Wiedziałam, że stracę Michaela na zawsze. Ale jak kiedyś powiedziała moja mama,

jeśli on tego nie zrozumie, to pewnie w ogóle nie jest mnie wart.

Jestem popychadłem. Ale ona miała taką szczęśliwą minę. Zrzuciła kaszmirowy pled

- i Rommła - i zadzwoniła na pokojówkę, zażądała sidecara i papierosów, a potem

przeszłyśmy do naszej dzisiejszej lekcji - to znaczy, jak zapytać o numer

telefonu do najbliższej korporacji taksówkowej w pięciu różnych językach.

A ja tylko chcę wiedzieć: CO.

To znaczy nie pytam o to, czemu miałabym kiedykolwiek zamawiać taksówkę w hindi.

Chodzi mi o to, co - CO???? - powiem Michaelowi? No bo poważnie, jeśli on mnie

teraz nie rzuci, to coś z nim jest nie w porządku. A skoro wiem, że z nim

wszystko jest w porządku, to wiem również, że zostanę porzucona.

I mogę na to wszystko powiedzie tylko jedno: NIE MA SPRAWIEDLIWOŚCI NA TYM

ŚWIECIE.

Ponieważ jurto rano Lilly ma swoje spotkanie przy śniadaniu z producentami

telewizyjnego filmu opartego na mojej bio-

174

grafii, przekaże mu tę nowinę właśnie wtedy. W ten sposób Michael zdąży mnie

rzucić przed godziną wychowawczą. Może uda mi się potem przestać płakać, zanim

Lana zobaczy mnie na algebrze na drugiej lekcji. Nie sądzę, żebym mogła znieść

jej kpiny po tym, jak już serce zostanie wyrwane mi z piersi i ??-śnię te na

posadzkę holu. Nienawidzę samej siebie.

Czwartek, 22 stycznia, poddasze

Widziałam ten film o moim życiu. Mama nagrała go dla mnie, kiedy byłam w Genowi

i. Myślała, że potem pan G. nagrał na nim mecz Jetsów, ale okazało się, że nie.

Facet, który grał Michaela, był po prostu rewelacyjny. W filmie on i ja

schodzimy się na koniec.

Szkoda, że w prawdziwym życiu on mnie jutro rzuci... Chociaż Tina tak nie uważa.

To bardzo ładnie z jej strony i tak dalej, ale fakt pozostaje faktem, on to na

pewno zrobi. No bo to naprawdę kwestia dumy. Jeśli dziewczyna, z którą chodzisz

przez pełne trzydzieści cztery dni, odwołuje waszą pierwszą randkę, to naprawdę

nie masz wyboru, tylko musisz z nią zerwać. To znaczy, ja totalnie rozumiem.

SAMA bym ze sobą zerwała. Przecież teraz to takie ewidentne, że nastolatki z

królewskich rodzin nie są normalnymi nastolatkami. To znaczy, dla ludzi takich

jak ja czy książę William obowiązek będzie zawsze stał na pierwszym miejscu. Kto

zdoła to zrozumieć, a co dopiero dostosować się do tego?

Tina mówi, że Michael zdoła i że się dostosuje. Tina mówi, że Michael nie zerwie

ze mną dlatego, że on mnie kocha. Ja mówię, że owszem, zerwie, bo kocha mnie

wyłącznie jak przyjaciela.

175

- Michael wyraźnie kocha cię bardziej niż jak przyjaciela -powtarza mi Tina bez

przerwy przez telefon. - To znaczy, przecież wyście się całowali!

- Tak - mówię. - Ale z Kennym też się całowaliśmy, a wcale nie lubiłam go

bardziej niż jak przyjaciela.

- To zupełnie inna sprawa - mówi Tina.

- Jak to?

- Bo ty i Michael jesteście sobie przeznaczeni! - Tina ma już w głosie

desperację. - Wasze horoskopy to mówią! Ty i Ken-ny nigdy nie byliście dla

siebie stworzeni, bo on jest Rakiem.

Pomijając astrologiczne przepowiednie Tiny, nie ma żadnego dowodu na to, że

Michael interesuje się mną bardziej niż taką Judith Gershner. To prawda, napisał

dla mnie wiersz, w którym pojawiło się słowo na K. Ale to było cały miesiąc temu.

A ja cały ten ostatni okres spędziłam poza granicami kraju. Od czasu mojego

powrotu nie powtarzał podobnych wyznań. Myślę, że to wielce prawdopodobne, że

jutrzejszy dzień przyniesie ze sobą tę słomkę, która przeważy ciężar dźwigany na

plecach przez tego seksownego chłopaka. No bo dlaczego Michael miałby tracić

czas na dziewczynę taką jak ja, która nawet nie umie się postawić własnej babce?

Jestem pewna, że gdyby babka Michaela powiedziała do niego: „Michael, musisz iść

ze mną w piątek do salonu bingo, bo Olga Krakowski, moja rywalka z dzieciństwa,

będzie tam i ja się chcę tobą przed nią popisać", to on by po prostu odparł:

Wybacz, babciu, ale to się nijak nie da zrobić".

Nie, ja jestem pozbawiona kręgosłupa.

I jestem jedyną osobą, która musi ponieść tego konsekwencje.

Zastanawiam się, czy nie jest już za późno na to, żeby zmienić szkołę. Bo ja

naprawdę nie zniosę chodzenia z Michaełem do tej samej szkoły, kiedy on już ze

mną zerwie. Jeśli mam go widywać na korytarzach, przy lunchu i na RZ, wiedząc,

że kiedyś był cały mój, a potem go straciłam, to mnie to przecież zabije.

176

Ale czy jest jakaś inna szkoła na Manhattanie, która przyjmie takie beztalencie,

takiego wyrzutka bez charakteru? Wątpię.

??? ???????

Och, Michaelu, jedyna moja miłości, Czekały łias nowe, tak łiczne radości,

Straciłam Cię jednak, nie starczyło mi siły. I przez łata będę płakać po Tobie,

mój miły.

Piątek, 23 stycznia Godzina wychowawcza

No cóż. Po wszystkim. Powiedziałam mu. Nie rzucił mnie. Na razie. W gruncie

rzeczy zachował się w tej całej sprawie bardzo fajnie.

- Naprawdę, Mia - powiedział tylko - rozumiem. Jesteś księżniczką. Obowiązek

rzecz święta.

Może po prostu nie chciał rzucać mnie w szkole, na oczach wszystkich?

Powiedziałam mu, że jeśli zdołam, spróbuję wyrwać się z tego balu wcześniej. On

stwierdził, że jeśli mi się uda, mam wpaść. To znaczy, do apartamentu

Moscovitzów.

Ja oczywiście wiem, co to oznacza:

Zamierza mnie rzucić, kiedy tam przyjdę.

O MÓJ BOŻE, CO JEST ZE MNĄ NIE TAK???? Znam Michaela od tylu lat. To NIE jest

taki typ chłopaka, który rzuci dziewczynę tylko dlatego, że ona ma jakieś

rodzinne zobowiązania i musi je postawić na pierwszym miejscu przed randką z nim.

TO NIE JEST TAKI CHŁOPAK. DLATEGO WŁAŚNIE GO KOCHAM.

Ale czemu nie mogę przestać myśleć, że nie rzucił mnie w tym momencie jedynie

dlatego, że nie mógł tego zrobić, siedząc

12- Księżniczka na dworze

177

w mojej limuzynie, na oczach mojego kierowcy i ochroniarza? No bo Michael nie ma

przecież pojęcia, czy Lars nie został przeszkolony w sprawianiu lania chłopakom,

którzy mogliby próbować mnie rzucić w jego obecności.

MUSZĘ PRZESTAĆ. MICHAEL TO NIE DAVE FA-ROUQ EL-ABAR. On mnie NIE RZUCI z takiego

błahego powodu.

No to dlaczego czuję się tak, jak wiem, że musiała czuć się Jane Eyre, kiedy

dowiedziała się prawdy o Bercie w dzień swojego ślubu? Nie, Michael nie ma żony,

tego jestem pewna. Ale jest bardzo możliwe, że mój związek z nim, tak jak

związek Jane z panem Rochesterem, dobiega końca. I nie potrafię wymyślić żadnego

sposobu pod słońcem, żeby to naprawić. No bo czy to możliwe, że dzisiaj

wieczorem, kiedy pojadę do Moscovitzów, dom zastanę w płomieniach i będę miała

okazję dowieść, że jestem warta Michaela, nie myśląc o sobie, tylko ratując z

płomieni jego matkę, a może jego psa, Pawłowa?

Poza tym nie widzę możliwości naszego ponownego zejścia się. Oczywiście, dam mu

prezent urodzinowy, skoro zadałam sobie już taki trud, kradnąc go.

Ale wiem, że to nic nie zmieni.

Ale CO jest ze mną nie tak???? Lepiej, żeby to był PMS. Bo jeśli miłość cały

czas tak wygląda, to ja już wcale nie chcę być zakochana!!!!!!!!!!!

Piątek, 23 stycznia Nadal godzina wychowawcza

Właśnie ogłoszono nazwisko najnowszej członkini zespołu cheerleaderek drużyny

juniorów Liceum imienia Alberta Einsteina. Jest nią Shameeka Taylor.

178

Świetnie. Po prostu świetnie. No i tyle. Jestem teraz już oficjalnie jedyną

znaną mi osobą, która nie posiada żadnego widocznego talentu.

POD KAŻDYM WZGLĘDEM jestem wyrzutkiem.

Piątek, 23 stycznia Algebra

Michael nie zajrzał tutaj w przerwie między lekcjami. To pierwszy dzień w tym

tygodniu, żeby nie wpadł tu na moment powiedzieć mi „cześć" po drodze na swoje

zajęcia z zaawansowanego angielskiego, trzy klasy dalej.

Totalnie staram się nie wziąć tego do siebie osobiście, ale ten mały wewnętrzny

głosik wciąż mi szepcze: NO I MASZ! JUŻ PO WSZYSTKIM! ON CIĘ WŁAŚNIE RZUCA!

Jestem pewna, że Kate Bosworth nie ma w sobie takiego wewnętrznego głosiku.

DLACZEGO nie mogłam urodzić się taką Kate Bosworth zamiast Mią Thermopolis? •

Zęby jeszcze pogorszyć sprawę - jakbym kiedykolwiek mogła przejmować się czymś

tak trywialnym - Lana właśnie obróciła się do mnie i syknęła:

- Nie myśl sobie, że skoro twoja przyjaciółka dostała się do zespołu, cokolwiek

się między nami zmieni, Mia. Ona jest tak samo żałosna jak ty. Pozwolili jej

dołączyć do nas tylko po to, żeby podwyższyć poziom geniuszowatości w drużynie.

A potem znów zamiotła głową - ale zrobiła to za wolno. Bo całkiem spora część

jej włosów nadal leżała na moim blacie.

I kiedy z całej siły zamknęłam książkę do algebry, poziom I i II - bo to właśnie

zrobiłam natychmiast - dość spora część tych jedwabistych, pachnących awapuhi

loków dostała się między strony 210 i 211.

179

Lana wrzasnęła z bólu. Pan G., który stał przy tablicy, obrócił się, zobaczył,

skąd dochodzą te wrzaski, i westchnął.

- Mia - powiedział zmęczonym głosem. - Lana. Co znowu? Lana wytknęła mnie

palcem.

- Ona zatrzasnęła książkę na moich włosach! Wzruszyłam niewinnie ramionami.

- Nie zauważyłam, że jej włosy tkwiły w mojej książce. A w ogóle, czy ona nie

może trzymać swoich włosów przy sobie?

Pan Gianini zrobił znudzoną minę.

- Lana - powiedział - jeśli nie jesteś w stanie zapanować nad fryzurą, zalecam

zaplatanie warkoczy. Mia, nie zatrzaskuj książki. Powinna być otwarta na stronie

dwieście jedenaście, z której przeczytasz nam ustęp drugi. Głośno.

Przeczytałam głośno ustęp drugi, ale z pewną satysfakcją w głosie. Po raz

pierwszy zemściłam się na Lanie i NIE TRAFIŁAM do gabinetu dyrektorki. Słodka,

słodka zemsta.

Nie wiem nawet, czemu muszę uczyć się tych rzeczy. Nie sądzę, żeby pałac w

Genowii był pełen nadgorliwych pracowników umierających z chęci mnożenia za mnie

ułamków.

Wielomiany

Składnik: zmienna (zmienne) pomnożone przez współczynnik Jednomian: wielomian z

jedną zmienną Dwumian: wielomian z dwoma zmiennymi Trójmian: wielomian z trzema

zmiennymi Stopień wielomianu = stopień składnika o najwyższym stopniu

Zachwycona zemstą nad wrogiem, prawie zapomniałam o tym, że mam złamane serce.

Muszę pamiętać, że Michael mnie rzuci po czarno-białym balu dziś wieczorem.

Czemu nie mogę się SKUPIĆ???? To pewnie ta miłość. Mam jej już powyżej uszu.

180

Piątek, 23 stycznia Zdrowie i przepisy bezpieczeństwa

Dlaczego wyglądasz, jakbyś zeżarła skarpetkę? Wcale nie. Jak twoje spotkanie

przy śniadaniu?

Owszem, wyglądasz. Spotkanie poszło REWELACYJNIE.

Naprawdę? Zgodzili się umieścić sprostowanie na całą stronę w „Variety"?

Nie, nawet lepiej. Czy coś zaszło między tobą a moim bratem? Bo widziałam go

przed chwilą w holu z bardzo podejrzaną miną.

PODEJRZANĄ? Jak to podejrzaną? Jakby rozglądał się za Judith Gershner, żeby ją

zaprosić na randkę dziś wieczorem???

Nie, raczej tak jakby rozglądał się za automatem telefonicznym. Dlaczego miałby

się umawiać z Judith Gershner? Ile razy mam ci powtarzać, że on lubi ciebie, a

nie J.G. ?

Chciałaś powiedzieć, że mnie LUBIŁ. Zanim zostałam zmuszona odwołać naszą

dzisiejszą randkę, bo Grandmere zmusza mnie do pójścia na bal.

Bal? Doprawdy. Ugh. Ale wybacz mi, Mia. Michael nie poprosi innej dziewczyny,

żeby z nim chodziła, tylko dlatego, że ty nie możesz iść dziś na randkę. On

naprawdę cieszył się na tę randkę z tobą. I nie tylko z powodu pożądliwości.

NAPRAWDĘ???

Tak, ty beznadziejo. A co myślałaś? Przecież wy ze sobą chodzicie.

Ale właśnie o to chodzi. Że nawet nie chodzimy. Na randki. To znaczy jeszcze nie.

/ co z tego? Kiedyś wreszcie pójdziecie, kiedy nie będziesz miała żadnego balu w

perspektywie.

Nie uważasz, że on ma zamiar mnie rzucić?

Raczej nie, chyba że coś ciężkiego spadło mu na głowę między chwilą, kiedy

widziałam go po raz ostatni, a chwilą obecną.

181

Facetów z uszkodzonym mózgiem trudno obciążać odpowiedzialnością za to, co robią.

Dlaczego coś ciężkiego miałoby mu spaść na głowę?

To była taka krotochwila. Chcesz usłyszeć o moim spotkaniu czy nie?

Chcę. Co się działo?

Powiedzieli mi, że interesuje ich opcja na mój program.

Co to znaczy?

To znaczy, że rozprowadzą Lilly mówi prosto z mostu w swoich sieciach, żeby

zobaczyć, czy ktoś tego nie kupi. Wtedy to byłby prawdziwy program. Na

prawdziwym kanale. Nie na kablówce ogólnego dostępu. Na przykład w ABC albo

Lifetime, albo VH1 czy czymś takim.

Lilly!!!! ALEŻ TO REWELACJA!!!

Tak, wiem. Ups, musimy przestać pisać. Wheeton się na nas gapi.

Notatka do samej siebie: sprawdzić słowa „pożądliwość" i „krotochwila".

Piątek, 23 styczni R

Lunch był dzisiaj bardzo uroczysty. Wszyscy mieli jakiś po wód do świętowania:

Shameeka, bo udało jej się dostać do drużyny cheerleade-rek i w ten sposób

zemścić się za wszystkie wysokie, bardzo inteligentne dziewczyny całego świata

(chociaż, oczywiście, Shameeka wygląda jak supermodelka i może sobie obie nogi

założyć na szyję, ale co tam).

Lilly, bo jest zainteresowanie opcją na jej program.

182

Tina, bo wreszcie zdecydowała się rzucić Dave'a, a nie romanse jako takie, i

dalej żyć normalnie.

Ling Su, bo udało jej się zamieścić rysunek Joego, tego kamiennego lwa, na

szkolnej wystawie rysunkowej.

Borys, bo - no cóż, jest Borysem. Borys zawsze jest szczęśliwy.

Zauważcie, że nie wymieniłam Michaela. To dlatego, że nie mam pojęcia, w jakim

nastroju był Michael w czasie lunchu -czy był szczęśliwy, czy smutny; czy

doskwierała mu pożądliwość, czy coś innego. To dlatego, że Michael na lunchu się

nie pokazał. Tuż przed czwartą lekcją, kiedy przebiegał koło mojej szafki,

rzucił tylko:

- Mam parę rzeczy do załatwienia. Zobaczymy się na RZ, okay?

PARĘ RZECZY DO ZAŁATWIENIA.

Powinnam go, oczywiście, po prostu o to zapytać. Powinnam najzwyczajniej

powiedzieć: „Słuchaj, czy ty masz zamiar zerwać ze mną z tego powodu?" Bo

naprawdę chciałabym już wiedzieć. Wóz albo przewóz.

Jednak nie mogę tak po prostu podejść do Michaela i zapytać go, jak stoją sprawy

między nami, bo właśnie teraz jest zajęty i omawia z Borysem jakieś sprawy

związane ze swoim zespołem. Zespół Michaela składa się (jak na razie) z Michaela

(gitara basowa), Borysa (skrzypce elektroniczne) i takiego wysokiego Paula z

Klubu Komputerowego (klawisze), z faceta z orkiestry dętej LIAE o imieniu Trevor

(gitara) i Feliksa, tego przerażającego typka z czwartej klasy z kozią bródką,

która jest jeszcze obfitsza niż bródka pana Gianiniego (perkusja). Nadal nie

mają jeszcze nazwy dla zespołu ani miejsca na próby. Ale chyba myślą, że pan

Kreblutz, główny woźny, będzie ich wpuszczał w weekendy na salę prób orkiestry

dętej, jeżeli mu załatwią bilety

183

na Westminster Kennel Show w przyszłym miesiącu. Pan Kre-blutz jest wielkim

fanem strzyżonych pudli.

Sam fakt, że Michael jest w stanie skoncentrować się na sprawach związanych z

zespołem, kiedy nasz związek właśnie się rozpada, dowodzi, że jest prawdziwym

muzykiem, kompletnie poświęcającym się swojej sztuce. Ja, będąc dziwadłem i bez-

talenciem, oczywiście nie umiem myśleć o niczym innym, tylko o moim złamanym

sercu. Zdolność Michaela do skoncentrowania się mimo wszelkiego osobistego żalu,

jaki może właśnie odczuwać, pokazuje, że jest prawdziwym geniuszem.

Albo to, albo w ogóle nigdy go specjalnie nie obchodziłam.

Wołałabym wierzyć, że to pierwsze.

Och, żebym miała jakieś ujście, takie jak muzyka, coś, co by mi pomogło poradzić

sobie z tym cierpieniem, które właśnie odczuwam! Ale niestety- nie jestem

artystką. Muszę tylko siedzieć tu i cierpieć w milczeniu, kiedy wszędzie wkoło

mnie szczodrzej obdarzone istoty wyrażają swoje najdokuczliwsze bolączki poprzez

piosenkę, taniec i kinematografię.

No cóż, dobra, wyłącznie poprzez kinematografię, bo nie ma żadnych piosenkarzy

ani tancerzy na RZ na piątej godzinie lekcyjnej. Zamiast tego mamy Lilly, która

konstruuje właśnie, jak to określiła, kluczowy odcinek Lilly mówi prosto z mostu.

Przyjrzy się w nim oślizgłemu podbrzuszu amerykańskiej instytucji znanej jako

Starbucks. Lilly stwierdziła, że Starbucks, poprzez wprowadzenie karty Starbucks

(za której pomocą ludzie uzależnieni od kofeiny mogą płacić elektronicznie za

swoją małą czarną) jest w gruncie rzeczy agendą CIA, która śledzi poruszenia

amerykańskiej inteligencji - pisarzy, reżyserów i innych znanych agitatorów

sprawy liberalnej - poprzez ich konsumpcję kawy.

A co mnie to. Ja nawet nie lubię kawy.

Och, kurczę. Dzwonek.

184

waftGft ?????

Algebra: a kogo to obchodzi?

Angielski: mam wszystko gdzieś

Biologia: mam dość życia

Zdrowie i zasady bezpieczeństwa: pan Wheeton też jest zakochany. Powinnam go

ostrzec, żeby dał sobie spokój, póki jeszcze jest czas

RZ: nawet nie powinno mnie tu być

Francuski: i po co ten język w ogóle istnieje? Przecież i tak wszyscy mówią po

angielsku

Historia cywilizacji: co to ma za znaczenie? Wcześniej czy później i tak umrzemy

Piątek, 23 stycznia, 18.00, apartament Grandmere w hotelu Plaża

Grandmere kazała mi przyjść tutaj prosto ze szkoły, żeby Paolo mógł zacząć nas

czesać na bal. Nie wiedziałam, że Paolo przyjmuje również zlecenia na wizyty w

prywatnych mieszkaniach, ale najwyraźniej właśnie tak jest. Wyłącznie od

członków rodzin panujących, jak mnie zapewnił, i od Madonny.

Wyjaśniłam mu, że teraz zapuszczam włosy, bo chłopcy wolą dziewczyny długowłose

od krótkowłosych, a Paolo zaczął cmokać pod nosem, ale potem użył kilku lokówek,

usiłując się pozbyć tego trójkątnego kształtu, i to chyba podziałało, bo moje

włosy wyglądają całkiem nieźle. W ogóle cała wyglądam całkiem nieźle. To znaczy,

przynajmniej z zewnątrz.

Szkoda tylko, że wewnątrz jestem cała niepoukładana.

Usiłuję jednak tego nie okazywać. No bo wiecie, chciałabym, żeby Grandmere

myślała, że się dobrze bawię. No bo ja

185

przecież robię to tylko dla niej. Dlatego, że ona jest starą kobietą, moją babką,

i że wałczyła z nazistami i tak dalej, za co właściwie ktoś powinien dać jej

jakiś medal.

Mam tylko nadzieję, że ona to pewnego dnia doceni. To znaczy, moje niezwykłe

poświęcenie. Ale wątpię, czy to się kiedykolwiek stanie.

Siedemdziesięcioparoletnie damy - zwłaszcza jeśli są księżnymi wdowami - chyba

nigdy nie pamiętają, jak to jest mieć czternaście lat i być zakochaną.

No cóż, chyba już na nas pora. Grandmere włożyła seksowną czarną kieckę, całą

połyskującą. Wygląda jak Diana Ross. Tylko bez brwi. I starsza. I biała.

Mówi, że wyglądam jak śnieżynka. Hmmm, właśnie tego zawsze pragnęłam, wyglądać

jak śnieżynka...

Może to jest ten mój ukryty talent. Wykazuję się zadziwiającym podobieństwem do

śnieżynki.

Moi rodzice pękną z dumy.

Piątek, 23 stycznia, 20.00, łazienka w apartamencie hrabiny Trevanni

na Piątej Alei

Tia. Łazienka. Znów siedzę w łazience. Wydaje się, że przy okazji każdej imprezy

ląduję na koniec w łazience. Ciekawe dlaczego.

Łazienka hrabiny jest trochę za bogata. Ładna jest i tak dalej, ale nie wiem,

czy sama wybrałabym kinkiety ze świecami jako część wystroju własnej łazienki.

No bo nawet w naszym pałacu nie mamy kinkietów ze świecami na ścianach. Chociaż

wyglądają szalenie romantycznie i tak bardzo w stylu Ivanhoe, i tak dalej, to

nadal stanowią dość poważne zagrożenie pożarowe, poza tym że chyba nie są

bezpieczne dla zdro-

186

wia, biorąc pod uwagę, ile substancji rakotwórczych muszą wydzielać.

No, ale nieważne. Przecież nie chodzi tutaj o to, czemu ktokolwiek miałby chcieć

wieszać kinkiety ze świecami na ścianach łazienki. Tak naprawdę chodzi o to, że

skoro podobno pochodzę od tych wszystkich silnych kobiet - no wiecie, Rosagundy,

która udusiła tamtego woja swoim warkoczem, i Agnes, która skoczyła z mostu, nie

mówiąc już o Grandmere, która podobno powstrzymała nazistów od zrównania z

ziemią całej Genowii, przyjmując na herbatce Hitlera i Mussoliniego - to czemu

jestem takim popychadłem?

Pytam poważnie. Totalnie dałam się nabrać na ten numer Grandmere, która jakoby

chciała pochwalić się przed Eleną Tre-vanni ładną i dobrze ułożoną - i owszem,

wyglądającą jak śnieżynka - wnuczką. Miałam dla Grandmere masę empatii, nie

zdając sobie wtedy sprawy - tak jak zdaję ją sobie teraz - że Grandmere jest

całkowicie pozbawiona ludzkich uczuć i wszystko to miało mnie tylko wmanewrować

w pojawienie się na balu, żeby mogła się mną popisywać jako NOWĄ DZIEWCZYNĄ

KSIĘCIA RENĘ!!!!!!!!!!!!

Na korzyść Renę muszę przyznać, że on chyba nic o tym nie wiedział. Był tak samo

zdumiony jak ja, kiedy Grandmere przedstawiała mnie swojej rzekomo największej

rywalce, która dzięki umiejętnościom chirurga plastycznego wygląda mniej więcej

trzydzieści lat młodziej niż Grandmere, chociaż obie są podobno w tym samym

wieku.

Ale mnie się wydaje, że hrabina nieco z tą chirurgią przedobrzyła - trudno nawet

powiedzieć, w którym miejscu i jak. To znaczy, popatrzcie tylko na biednego

Michaela Jacksona - bo ona naprawdę, dokładnie tak jak mówiła Grandmere,

przypomina okonia z rozbieżnym zezem. Jej oczy są tak jakby za szeroko

rozstawione od zbyt mocnego naciągnięcia otaczającej je skóry.

187

Kiedy Grandmere mnie przedstawiła: „Hrabino, chciałabym pani przedstawić wnuczkę,

księżniczkę Amelię Mignonette Grimal-di Renaldo" (zawsze opuszcza nazwisko

Tłiermopolis) - myślałam, że wszystko będzie dobrze. No cóż, może nie wszystko,

bo byłam przygotowana na to, że po balu pojadę spędzić wieczór w domu mojej

najlepszej przyjaciółki, gdzie jej brat najprawdopodobniej mnie rzuci. No ale

rozumiecie, myślałam, że na balu będzie okay.

Ale wtedy Grandmere dodała:

- No i oczywiście znasz adoratora Amelii, księcia ??????'? Renę Grimaldiego

Alberta.

Adoratora? ADORATORA??? Renę i ja wymieniliśmy szybkie spojrzenia. Dopiero wtedy

zauważyłam, że tuż obok hrabiny stoi dziewczyna, która musi być jej własną

wnuczką - tą, którą wyrzucono ze szwajcarskiego internatu dla dziewcząt. Wydała

mi się niezbyt ładna i trochę smutna, chociaż dokładnie taką właśnie czarną

seksowną suknię jak jej suknia chciałabym włożyć na bal maturalny - o ile w

ogóle zostanę zaproszona. Ale i tak nosiła ją bez pewności siebie.

No więc kiedy stałam tam i robiłam się totalnie czerwona na twarzy, i pewnie

przypominałam nie tyle śnieżynkę, co czerwono-biały cukierek choinkowy, hrabina

przechyliła głowę, żeby mi się przyjrzeć, i odparła:

- Więc ten łobuz Renę wreszcie dał się złapać, i to TWOJEJ wnuczce, Klarysso.

Musisz mieć ogromną satysfakcję.

A potem hrabina rzuciła własnej wnuczce - przedstawiła mi ją jako Belłę -

spojrzenie pełne czystej pogardy, pod którym Bella aż się ugięła.

Zdałam sobie natychmiast sprawę, co konkretnie tam się właśnie rozgrywa.

A potem Grandmere powiedziała:

- Naturalnie, Eleno. - A do mnie i do Renę dodała: - Chodźcie, dzieci.

188

A my poszliśmy za nią. Renę miał rozbawioną minę, ale ja? Ja GOTOWAŁAM SIĘ ZE

ZŁOŚCI!

- W głowie mi się nie mieści, że to zrobiłaś! - zawołałam, jak tylko

znalazłyśmy się poza zasięgiem słuchu hrabiny.

- Że co zrobiłam, Amelio? - spytała Grandmere, kiwając głową do jakiegoś faceta

ubranego w tradycyjny afrykański strój.

- Że powiedziałaś tej kobiecie, że ja i Renę ze sobą chodzimy - odparłam -

kiedy z całą pewnością tak nie jest. Wiem, że zrobiłaś to tylko po to, żebym

wypadła lepiej niż ta biedna Bella.

- Renę - powiedziała słodkim głosem Grandmere. Potrafi być bardzo słodka, jeśli

chce. - Bądź aniołem i zobacz, czy uda ci się znaleźć dla nas trochę szampana,

dobrze?

Renę, nadal z wyrazem cynicznego rozbawienia na twarzy -takim, jaki zawsze

prezentuje Enriąue w reklamówkach Dori-tos - odszedł w poszukiwaniu alkoholu.

- Doprawdy, Amelio - powiedziała Grandmere, kiedy zniknął. - Czy ty musisz być

taka niegrzeczna dla tego biednego chłopaka? Ja tylko chciałabym, żebyście jako

kuzyni czuli się swobodnie i dobrze w swoim towarzystwie.

- Istnieje zasadnicza różnica pomiędzy zapewnianiem mojemu kuzynowi dobrego

samopoczucia - powiedziałam - a usiłowaniem przedstawiania go jako mojego

chłopaka!

- No a tak właściwie, to czego brakuje Renę? - chciała wiedzieć Grandmere.

Wszędzie dokoła nas eleganckie pary w smokingach i wieczorowych sukniach ruszały

na parkiet, gdzie orkiestra grała tę piosenkę, którą śpiewała Audrey Hepburn w

filmie o Tiffany's. Wszyscy byli ubrani albo na czarno, albo na biało, albo na

czarno-biało. Sala balowa apartamentu hrabiny zadziwiająco przypominała wybieg

dla pingwinów w zoo w Central Parku, gdzie kiedyś wypłakiwałam sobie oczy po

odkryciu prawdy o moim pochodzeniu.

189

- Przecież on jest niezwykle uroczy - ciągnęła Grandmere -i naprawdę bardzo

kosmopolityczny. Nie mówiąc o tym, że jest diabelnie przystojny. Jak można w

ogóle woleć jakiegoś maturzystę od KSIĘCIA?

- Bo widzisz, Grandmere - odparłam - ja kocham Michaela.

- Miłość - parsknęła Grandmere, podnosząc oczy na szklany sufit nad naszymi

głowami. - Pfuit!

- Tak, Grandmere - powtórzyłam - ja go kocham. Tak jak ty kochałaś Grandpere -

i nie próbuj zaprzeczać, bo wiem, że go kochałaś. A teraz będziesz musiała

przestać hołubić sekretną nadzieję na zrobienie z księcia Renę zięcia swojego

syna, bo to się nigdy nie spełni.

Grandmere zrobiła absolutnie niewinną minę.

- Ja w ogóle nie wiem, o czym ty mówisz - powiedziała, pociągając nosem z urazą.

- Daruj sobie, Grandmere. Chcesz, żebym spotykała się z Renę tylko z jednego

powodu: bo on należy do arystokracji i w dodatku zagrasz tym hrabinie na nerwach.

No cóż, nic z tego. Nawet jeśli Michael i ja mielibyśmy ze sobą zerwać... - co

mogło nastąpić szybciej, niż się spodziewała - ...ja nie będę się spotykała z

RENĘ!

Grandmere wreszcie popatrzyła tak, jakby zaczynała mi wierzyć.

- Dobrze - powiedziała bezdźwięcznie. - Przestanę nazywać Renę twoim adoratorem.

Ale musisz z nim zatańczyć. Przynajmniej raz.

- Grandmere... - Ostatnia rzecz, na jaką miałam ochotę, to tańce. - Proszę. Nie

dzisiaj. Ty nie masz pojęcia...

- Amelio - powiedziała Grandmere tonem innym niż do tej pory. - Jeden taniec.

To wszystko, o co cię proszę. Uważam, że jesteś mi to winna.

- JA ci to jestem WINNA? - Nie mogłam w tym momencie nie wybuchnąć śmiechem. -

Jakim cudem?

190

- Och, tylko ze względu na jedną rzecz - powiedziała Grandmere niczym

uosobienie niewinności. - Chodzi mi o to, co zginęło ostatnio z pałacowego

muzeum.

Cały mój bojowy duch Renaldich wyszedł cichutko drzwiami na taras na tyłach

apartamentu hrabiny, kiedy to usłyszałam. Poczułam się tak, jakby ktoś wymierzył

mi cios prosto w mój brzuch śnieżynki. Czy Grandmere naprawdę powiedziała to, CO

MNIE SIĘ WYDAJE???

Przełykając głośno ślinę, spytałam:

- C-co?

- Tak. - Grandmere spojrzała na mnie znacząco. - Bezcenny obiekt - jeden z

niewielu identycznych, jakie istnieją - podarowany mi przez bardzo bliskiego

przyjaciela, pana Richarda Nixona, świętej pamięci byłego amerykańskiego

prezydenta. Przekonano się, że zniknął. Zdaję sobie sprawę, że osoba, która go

zabrała, uważała, że jego braku nikt nie zauważy, bo to nie był jeden jedyny

taki przedmiot, a one wszystkie wyglądają podobnie. Jednakże ta rzecz miała dla

mnie ogromną wartość emocjonalną. Dick był takim wspaniałym, wiernym

przyjacielem Genowii, kiedy jeszcze pełnił swoją funkcję, mimo wszystkich

późniejszych kłopotów. ALE TY PRZECIEŻ NIC NIE WIESZ NA TEMAT TEJ KRADZIEŻY,

AMELIO, PRAWDA?

No to mnie miała! Miała mnie i świetnie sobie z tego zdawała sprawę. Nie wiem,

skąd się dowiedziała - niewątpliwie za pomocą czarnej magii, w której musi mieć

całkiem sporą wprawę - ale najwyraźniej wiedziała. Przepadłam. Wpadłam jak

śliwka w kompot. Nie wiem, czy jako członkini rodziny panującej i tak dalej,

znajduję się w Genowii ponad prawem, ale naprawdę wcale nie chciałam się tego

dowiadywać.

Powinnam była, teraz to rozumiem, udać idiotkę. Powinnam była powiedzieć z

miejsca: „Bezcenny przedmiot? Jaki bezcenny przedmiot?"

191

Ale czułam, że nie ma sensu kłamać. Nozdrza natychmiast by mnie zdradziły.

Zamiast tego powiedziałam wysokim, piskliwym głosem, który ledwie rozpoznawałam

jako własny:

- Wiesz co, Grandmere? Z radością zatańczę z Renę. Nie ma sprawy.

Grandmere zrobiła wielce zadowoloną minę. Powiedziała:

- Tak, wydawało mi się, że właśnie tak to potraktujesz. -A potem uniosła wysoko

swoje domalowane brwi. - Och, spójrz, Renę właśnie niesie nam drinki. Kochany

chłopiec, nieprawdaż?

Tak właśnie zostałam zmuszona do zatańczenia z księciem Renę - który jest dobrym

tancerzem, ale co z tego, przecież to nie Michael. To znaczy, on nigdy nawet nie

oglądał Baffy - postrachu wampirów i uważa, że Windowsy są bardzo fajne.

Kiedy tańczyliśmy, zdarzyła się przedziwna rzecz. Renę powiedział:

- Ta Bella Trevanni jest niewiarygodna. Sama popatrz, tam jest. Wygląda jak

roślina, którą zapomniano podlać.

Rozejrzałam się, chcąc się przekonać, o czym on właściwie mówi, no i faktycznie,

zobaczyłam biedną smutną Bellę. Tańczyła z jakimś staruszkiem, który musiał być

przyjacielem jej babki. Miała ogromnie zbolałą minę, jakby facet opowiadał jej o

swoim portfelu inwestycyjnym czy czymś podobnym. No ale znów, skoro ma taką

hrabinę za babkę, to może zbolała mina jest normalnym wyrazem twarzy Belli.

Serce wezbrało mi współczuciem dla niej, bo dobrze wiem, jak to jest być gdzieś,

gdzie człowiek nie ma ochoty być, tańczyć z kimś, z kim nie ma się ochoty

tańczyć...

Popatrzyłam na Renę i powiedziałam:

- Kiedy ten taniec się skończy, zaproś ją do następnego. Teraz z kolei Renę

zrobił zbolałą minę.

- A muszę?

192

- Słuchaj mnie, Renę - powiedziałam surowo. - Poproś ją do tańca. Dla niej to

będzie radość jej życia, że przystojny książę chciał z nią zatańczyć.

- No bo dla ciebie to żadna przyjemność, tak? - powiedział Renę, nadal z tym

cynicznym uśmieszkiem.

- Renę - westchnęłam. - Nie obraź się. Ale ja już spotkałam swojego księcia, i

to na długo zanim poznałam ciebie. Jedyny problem w tym, że jeśli nie uda mi się

prędko stąd wydostać, to nie wiem, jak długo jeszcze będzie tym moim księciem,

bo już musiałam odwołać kino, do którego mieliśmy razem pójść, a niedługo zrobi

się za późno nawet na to, żebym mogła jeszcze zajrzeć do...

- Bez obawy, Wasza Wysokość - powiedział Renę, okręcając mnie wkoło. - Jeśli

twoim pragnieniem jest uciec z tego balu, dopilnuję, aby zostało spełnione.

Popatrzyłam na niego z pewnym wahaniem. No bo dlaczego Renę nagle zrobił się dla

mnie taki miły? Może z tego samego powodu, dla którego ja chciałam, żeby

zatańczył z Bella? Bo było mu mnie żal?

- Hm - powiedziałam. - Okay.

I tak właśnie trafiłam do łazienki. Renę kazał mi się tu schować, a sam poszedł

znaleźć Larsa, który ma sprowadzić taksówkę, i kiedy już będziemy mieli taksówkę,

a droga będzie wolna, Renę zapuka trzy razy, sygnalizując mi w ten sposób, że

Grandmere jest zajęta czymś innym i nie zauważy mojej ucieczki. Renę obiecał, że

potem jej powie, że chyba zjadłam jakąś nieświeżą truflę, bo poczułam się

niedobrze i Lars musiał mnie zabrać do domu.

Oczywiście, to bez znaczenia. To znaczy cały ten fortel. Bo i tak uda mi się

dotrzeć do domu Michaela w samą porę, żeby zdążył mnie jeszcze dzisiaj rzucić.

Może będzie z tego powodu przygnębiony, no wiecie, kiedy już mu wręczę prezent

urodzinowy. A może będzie tylko zadowolony, że się mnie pozbył. Kto

13 - Księżniczka na dworze

193

wie? Już przestałam próbować zrozumieć mężczyzn. To zupełnie odmienny gatunek.

Ups, Renę puka. Muszę spadać.

Na spotkanie przeznaczeniu.

Piątek, 23 stycznia, 23.00, łazienka w mieszkaniu państwa Moscovitz

Teraz już wiem, co czuła Jane Eyre, kiedy wróciła do Thorn-field Hall i

przekonała się, że dom spłonął do fundamentów, a ludzie mówili jej, że wszyscy

jego mieszkańcy zginęli w pożarze.

Ale potem przekonała się, że pan Rochester nie zginął, i była superszczęśliwa,

bo Jane, rozumiecie, mimo tego, co on jej usiłował zrobić, bardzo go kochała.

I ja się tak właśnie czuję teraz. Superszczęśliwa. Bo naprawdę myślę, że Michael

mimo wszystko wcale nie zamierza ze mną zerwać!!!!!

Nie żebym kiedyś myślała, że zamierza... To znaczy, że NAPRAWDĘ zamierza. Bo to

nie jest TAKI facet. Ale naprawdę, naprawdę się tego bałam, kiedy stałam pod

apartamentow-cem Moscovitzów z palcem na dzwonku domofonu. Stałam tam i myślałam:

Po co ja to w ogóle robię? Po prostu sama się proszę, żeby mi złamano serce.

Powinnam się odwrócić i poprosić Larsa, żeby złapał inną taksówkę, i wrócić na

poddasze".

Nawet nie zadałam sobie trudu, żeby zmienić tę głupią balową sukienkę na coś

innego, bo po co? I tak wyglądało na to, że za parę minut znajdę się w drodze

powrotnej do domu, więc mogłam się przebrać już u siebie.

No więc stałam tam w holu, a za mną stał Lars i opowiadał mi głupoty o tym swoim

polowaniu na dzikie świnie na Belize,

194

bo teraz nie opowiada już o niczym innym, a ja usłyszałam Pawłowa, psa Michaela,

który szczekał, bo wyczuł, że ktoś stoi przy drzwiach, a mnie w głowie brzęczało:

Okay, kiedy on ze mną zerwie, NIE BĘDĘ płakać. Będę myślała o Rosagundzie i

Agnes, i będę tak silna jak one..."

A wtedy Michael otworzył drzwi. Widziałam, że mój strój nieco go zaskoczył.

Pomyślałam sobie, że może liczył na to, że nie będzie musiał zrywać ze śnieżynką.

Ale nic nie mogłam na to poradzić, chociaż w ostatniej chwili przypomniałam

sobie, że we włosach mam diadem, a taki widok może przerażać facetów, rozumiecie.

No więc zdjęłam diadem i powiedziałam:

- No to jestem.

Co było strasznie głupią odzywką, bo w końcu przecież sam widział, że przed nim

stoję, nieprawdaż?

Ale Michael, jak się zdawało, doszedł do siebie. Powiedział:

- Och, wchodź, wyglądasz... Wyglądasz naprawdę pięknie.

Co jest dokładnie czymś takim, co facet powiedziałby dziewczynie, z którą chce

zerwać, żeby jakoś podbudować jej ego, zanim je strzaska obcasem własnego buta.

No ale nieważne, weszłam do środka, a Lars wszedł za mną i Michael powiedział:

- Lars, mama i tata są w salonie i oglądają Dateline, może masz ochotę

posiedzieć z nimi...

A Lars od razu tam poszedł, bo chyba sam nie miał ochoty kręcić się w pobliżu i

być świadkiem Wielkiego Zerwania.

No więc wtedy Michael i ja zostaliśmy sami w korytarzu. Obracałam diadem w

dłoniach, próbując wymyślić, co mam powiedzieć. Przez całą drogę usiłowałam w

taksówce wymyślić, co mam powiedzieć, ale mi się nie udało.

A wtedy Michael się odezwał:

- No cóż, jadłaś już kolację? Bo mam kilka wegetariańskich burgerów...

195

Podniosłam wzrok znad płytek podłogowych, którym przyglądałam się bardzo uważnie,

bo to było łatwiejsze, niż patrzeć Michaelowi w te mroczne oczy, które zawsze

mnie wciągają w głąb, aż zaczynam czuć, że nie mogę się w ogóle poruszyć. W

dawnych celtyckich czasach kryminalistów karano w ten sposób, że kazano im

przejść przez trzęsawisko. Jeśli tonęli, to było wiadomo, że są winni, a jeśli

nie, to znaczyło, że winni nie są. Tylko że człowiek zawsze tonie, kiedy trafi

na trzęsawisko. Niedawno w Irlandii znaleziono w jednym z bagien kilka ciał i

one nadal miały wszystkie wrłosy i zęby, i tak dalej. Zostały dokładnie

zakonserwowane. To było obrzydliwe na maksa.

I tak się właśnie czuję, kiedy patrzę w oczy Michaelowi. To znaczy, nie

obrzydliwie na maksa, ale jakbym tonęła w grzęzawisku. Jednak nie przeszkadza mi

to, bo jest mi wtedy ciepło i przyjemnie, i wygodnie...

A teraz on mnie pytał, czy mam ochotę na wegetariańskiego burgera. Czy faceci na

ogół pytają swoje dziewczyny, czy chcą zjeść wegetariańskiego burgera, zanim z

nimi zerwą? Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia w tych sprawach, więc prawdę

mówiąc, nie miałam pojęcia.

Ale wydawało mi się, że nie.

- Hm - odezwałam się inteligentnie. - Nie wiem. Zastanawiałam się, czy to nie

jest jakieś podchwytliwe pytanie.

- Zjem, jeśli ty też będziesz jadł. A Michael powiedział na to:

- Okay.

I gestem kazał mi iść za sobą, więc weszliśmy do kuchni, gdzie siedziała Lilly,

rozkładając na granitowym blacie rozryso-wane kadry odcinka Lilly mówi prosto z

mostu, który miała kręcić nazajutrz.

- Jezu - powiedziała na mój widok. - Co ci się stało? Wyglądasz, jakbyś

zamieniła się na ciuchy z Królową Śniegu.

196

- Byłam na balu - przypomniałam jej.

- No tak - powiedziała Lilly. - Cóż, jeśli interesuje cię moje zdanie, Królowa

Śniegu wyszła lepiej na tej zamianie. Ale mnie tu w ogóle powinno nie być. Więc

nie zwracajcie na mnie uwagi.

- Nie będziemy - zapewnił ją Michael.

A potem zrobił najdziwniejszą rzecz pod słońcem. Zaczął gotować.

Poważnie. On GOTOWAŁ.

No dobra, może nie tyle gotował, ile odgrzewał. Ale i tak wyjął te dwa

wegetariańskie burgery, które kupił w Balducci's, i położył je na bułkach, a

potem bułki ułożył na dwóch talerzach. Później wyjął frytki, które podgrzewały

się na tacy w piekarniku, i je też wyłożył na dwa talerze. A potem z lodówki

wyjął keczup i majonez, i musztardę razem z dwiema puszkami coli, całość ustawił

na tacy i wyszedł z kuchni, i zanim w ogóle zdążyłam spytać Lilly, co się tutaj,

u diabła, dzieje, wrócił po talerze i powiedział do mnie:

- Chodź.

Co mogłam zrobić? Poszłam za nim.

Weszliśmy do pokoju telewizyjnego, gdzie Lilly i ja obejrzałyśmy po raz pierwszy

wiele klejnotów kinematografii, na przykład Valley Girl i Get It On, i Atak

szesnastometrowej kobiety, i Crossing Delancey.

A tam usiedliśmy na czarnej skórzanej sofie państwa Mosco-vitz stojącej przed

ich trzydziestodwucalowym telewizorem Sony. Przed sofą z kolei stały dwa małe

składane stoliki. Michael postawił na nich talerze z przygotowanym jedzeniem.

Stały tam, jaśniejąc w poświacie wstępnych napisów Gwiezdnych Wojen, które

zastygły na ekranie telewizora, najwyraźniej przez kogoś spauzowane.

- Michael - powiedziałam, szczerze zaskoczona. - Co TO znaczy?

- No cóż, nie mogłaś wybrać się do Screening Roomu - powiedział z taką miną,

jakby trochę się dziwił, że sama na to

197

jeszcze nie wpadłam - więc przyprowadziłem Screening Room do ciebie. Dobra, jemy.

Umieram z głodu.

Może on i umierał z głodu, ale ja nadal nie mogłam się ruszyć. Stałam tam i

patrzyłam na wegetariańskie burgery -które, mówiąc przy okazji, pachniały bosko

- i powiedziałam:

- Czekaj chwilę. Moment. To ty ze mną nie zerwiesz?

Michael już zdążył usiąść na kanapie i wepchnąć kilka frytek do ust. Kiedy

powiedziałam o zerwaniu, obejrzał się na mnie i popatrzył tak, jakbym kompletnie

zgłupiała.

- Zerwać z tobą? A czemu miałbym to zrobić?

- No cóż - powiedziałam, zastanawiając się, czy on nie ma racji i czy ja czasem

rzeczywiście kompletnie nie zgłupiałam. -Kiedy ci powiedziałam, że nie będę

mogła się z tobą spotkać dziś wieczorem... No cóż, wydawałeś się taki odległy...

- Nie byłem odległy - powiedział Michael. - Zastanawiałem się, co moglibyśmy

zrobić, zamiast pójść do kina.

- Ale potem nie pokazałeś się na lunchu...

- Racja - powiedział Michael. - Musiałem zadzwonić i zamówić te burgery, i

ubłagać Mayę, żeby poszła do sklepu i kupiła resztę rzeczy. A tata pożyczył

naszą kopię Gwiezdnych Wojen kumplowi, więc musiałem do niego zadzwonić i

wydobyć ją od niego.

Słuchałam w osłupieniu. Wszyscy, jak się wydawało - Maya, gosposia Moscovitzów,

Lilly, a nawet rodzice Michaela - brali udział w tym spisku mającym na celu

odtworzenie Screening Roomu w jego własnym mieszkaniu.

Tylko że ja nic o tym planie nie wiedziałam. Tak jak on nic nie wiedział o moim

przekonaniu, że on chce ze mną zerwać.

- Och - powiedziałam, zaczynając się czuć jak największa idiotka na całym

świecie. - Więc ty nie chcesz ze mną zerwać?

- Nie, nie chcę z tobą zerwać - powiedział Michael, który zaczynał mieć taką

minę, jaką musiał mieć pan Rochester, kiedy dowiedział się, że Jane spotykała

się z tym całym St. Joh-

198

nem. - Mia, ja cię kocham, zapomniałaś o tym? Dlaczego miałbym chcieć z tobą

zrywać? A teraz siadaj i jedz, zanim ostygnie.

I wtedy już nie ZACZYNAŁAM się czuć jak największa idiotka na świecie. Ja się

już TOTALNIE tak czułam.

Ale jednocześnie byłam totalnie, niesamowicie szczęśliwa. Bo Michael powiedział

słowo na K! Powiedział mi je prosto w twarz! I to takim władczym tonem jak

kapitan von Trapp albo Bestia, albo Patrick Swayze!

A potem Michael przycisnął przycisk „play" na pilocie i pokój wypełniły pierwsze

dźwięki cudownego tematu przewodniego Gwiezdnych Wojen Johna Williamsa. A

Michael powiedział:

- Mia, chodź tutaj. Chyba że najpierw chciałabyś się przebrać. Przyniosłaś ze

sobą jakieś normalne ciuchy?

Nie, coś tu nadal nie grało. Nie do końca.

- Czy kochasz mnie tak, jak się kocha przyjaciela? - spytałam go, usiłując

nadać głosowi taki ton, jakbym była cynicznie rozbawiona, taki ton, jakim mówi

Renę, żeby Michael nie domyślił się prawdy: że serce waliło mi jak młot

pneumatyczny. -Czy raczej jesteś we mnie ZAKOCHANY?

Michael patrzył na mnie ponad oparciem sofy. Miał taką minę, jakby nie do końca

wierzył własnym uszom. Ja własnym uszom też nie wierzyłam. Czy naprawdę go o to

zapytałam? Po prostu przyszłam i spytałam, wyrzucając w błoto wszystkie moje

dyskusje z Tiną?

Najwyraźniej - sądząc z jego niedowierzającej miny, w każdym razie właśnie to

zrobiłam. Czułam, że zaczynam się czerwienić, i czerwienić, i czerwienić...

Jane Eyre nigdy w życiu nie zadałaby tego pytania.

No ale z drugiej strony może właśnie powinna. Bo sposób, w jaki Michael mi

odpowiedział, sprawił, że naprawdę warto było narazić się na zażenowanie,

zadając to pytanie. Bo on zareagował tak, że wyciągnął rękę, wyjął mi diadem z

dłoni, odłożył

199

go na kanapę obok siebie, ujął mnie za obie ręce i naprawdę długo mnie całował.

W usta.

Po francusku.

Przegapiliśmy prolog do filmu z racji tego pocałunku. A potem, kiedy wreszcie z

namiętnego uścisku wyrwał nas odgłos strzałów oddawanych do statku księżniczki

Lei, Michael powiedział:

- Oczywiście, że jestem w tobie zakochany. A teraz siadaj i jedz. To była

naprawdę najbardziej romantyczna chwila w całym

moim życiu. Jeśli nawet jak Grandmere dożyję do późnej starości, nigdy już nie

doznam takiego szczęścia. Po prostu stałam tam, nie posiadając się z radości,

przez jakąś minutę. To znaczy, do mnie to ledwie docierało. On mnie kochał. I

nie tylko to, on BYŁ WE MNIE ZAKOCHANY! Michael Moscovitz był zakochany we mnie,

Mii Thermopolis!

- Burger ci stygnie - powiedział Michael.

Widzicie? Widzicie, jak idealnie do siebie pasujemy? On jest taki praktyczny, ja

z kolei bujam w obłokach. Czy kiedykolwiek istniała lepiej dobrana para? Czy

ktoś był kiedyś na takiej idealnej randce?

Siedzieliśmy sobie, jedząc nasze wegetariańskie burger}' i oglądając Gwiezdne

Wojny, on w swoich dżinsach i starej koszulce Boomtown Rats, a ja w sukni

balowej od Chanel. A kiedy Ben Kenobi powiedział: „Obi-Wan? Tego imienia dawno

już nie słyszałem", oboje powiedzieliśmy chórem: „Jak dawno?" A Ben odparł, jak

to robi za każdym razem: „Bardzo dawno".

I potem, tuż zanirri Lukę leci zaatakować Gwiazdę Śmierci, Michael spauzował

film, żeby przynieść deser, a ja pomogłam mu sprzątnąć talerze.

Kiedy szykował lody, wślizgnęłam się z powrotem do pokoju telewizyjnego i

czekałam, żeby wrócił i to znalazł, co nastąpiło parę minut potem.

200

- Co to jest? - spytał, kiedy podał mi moje lody, waniliowe, polane gorącym

sosem czekoladowym, z dodatkiem bitej śmietany i orzeszków pistacjowych.

- To twój prezent urodzinowy - powiedziałam, ledwie mogąc usiedzieć na miejscu,

tak się nie mogłam doczekać, aż zobaczę, czy się ucieszy. To był o wiele lepszy

prezent niż sweter czy cukierki. Pomyślałam sobie, że to idealny prezent dla

Michaela.

Czułam, że mam prawo być podekscytowana, bo zapłaciłam za ten prezent dla

Michaela całkiem słoną cenę... Tygodnie zamartwiania się o to, że się wyda, a

potem, kiedy już się wydało, musiałam zatańczyć z księciem Renę, który wprawdzie

jest dobrym tancerzem, ale mówiąc szczerze, pachnie jak popielniczka.

No więc byłam nieźle przejęta, kiedy Michael z wyrazem zdziwienia na twarzy

usiadł i wziął do ręki pudełeczko.

- Mówiłem ci, że nie chcę, żebyś mi cokolwiek dawała -powiedział.

- Wiem. - Aż podskakiwałam na siedzeniu, taka byłam podekscytowana. - Ale ja

chciałam. I kiedy to zobaczyłam, pomyślałam sobie, że to IDEALNY prezent.

- No cóż - powiedział Michael. - Dzięki.

Rozwinął wstążeczkę z maleńkiego pudełeczka, a potem podniósł wieczko...

A tam, na poduszeczce z waty, leżał mój prezent. Brudny mały kamyczek, nie

większy niż mrówka. Nawet mniejszy jeszcze niż mrówka. Rozmiaru główki od

szpilki.

- Hm... - powiedział Michael, przyglądając się tej odrobinie. — To naprawdę

śliczne.

Roześmiałam się ze szczęścia.

- Ty nawet nie wiesz, co to jest!

- No cóż - powiedział. - Nie, nie wiem.

- Nie zgadniesz?

201

- No cóż - powtórzył. - To mi wygląda jak... To znaczy, to bardzo przypomina...

kamyk.

- Bo to JEST kamyk - powiedziałam. - Zgadnij, skąd się wziął.

Michael przyjrzał się kamykowi.

- Nie wiem. Z Genowii?

- Nie, głuptasie! - zawołałam. - Z Księżyca! To skała księżycowa. Neil

Armstrong ją stamtąd przywiózł. Zebrał sporo takich kamyków, przywiózł je na

Ziemię i podarował Białemu Domowi, a Richard Nixon dał kilka mojej babce, kiedy

jeszcze pełnił urząd prezydenta. No cóż, technicznie rzecz biorąc, sprezentował

je księstwu Genowii. A ja je zobaczyłam i pomyślałam sobie, że... No cóż, że

powinieneś jeden mieć... Bo ja wiem, że interesujesz się kosmosem. Masz przecież

te błyszczące po ciemku gwiazdozbiory na suficie nad swoim łóżkiem i tak dalej...

Michael podniósł oczy znad księżycowego kamyka - któremu przyglądał się, jakby

nie mógł uwierzyć, że go naprawdę ma przed sobą - i zapytał:

- Kiedy byłaś w moim pokoju?

- Och - powiedziałam, czując, że znów zaczynam się rumienić. -Już dość dawno

temu...

No cóż, to BYŁO dość dawno temu. Jeszcze zanim się dowiedziałam, że on mnie lubi,

kiedy wysyłałam mu te wszystkie anonimowe listy miłosne.

- Raz, kiedyś, kiedy Maya w nim sprzątała.

- Aha - powiedział Michael i znów zaczął się przyglądać kamykowi. - Mia -

odezwał się parę sekund później. - Ja nie mogę tego przyjąć.

- Owszem, możesz - powiedziałam. - W pałacowym muzeum zostało ich jeszcze sporo,

nie martw się. Richard Nixon musiał naprawdę mieć słabość do Grandmere, bo

jestem pewna, że mamy więcej tych kamyków niż Monako czy jakieś inne państwo.

202

- Mia - powiedział Michael. - To jest skała. KSIĘŻYCOWA.

- Tak - powiedziałam, nie wiedząc, do czego on zmierza. Nie podobało mu się?

Przyznaję, że to trochę DZIWNE

dawać swojemu chłopakowi na urodziny kawałek kamyka. Ale w końcu to nie jest

pierwszy lepszy kamyk. A Michael to nie pierwszy lepszy chłopak. Naprawdę

wydawało mi się, że jemu się spodobał.

- To skała - znów powtórzył - która przybyła z odległości trzystu

osiemdziesięciu tysięcy kilometrów. Spoza Ziemi. Z odległości trzystu

osiemdziesięciu tysięcy kilometrów spoza Ziemi!

- Tak - powiedziałam, zastanawiając się, co poszło nie tak. Dopiero co

odzyskałam Michaela, spędziwszy cały tydzień w przekonaniu, że miał zamiar

rzucić mnie, chociaż z zupełnie innego powodu, po to żeby teraz odkryć, że mnie

rzuci z zupełnie innego? Naprawdę, na tym świecie nie ma żadnej sprawiedliwości.

- Michael, jeżeli ci się nie podoba, to ja to mogę zabrać. Ja po prostu myślałam,

że...

- Nie ma mowy - powiedział, chowając pudełeczko poza zasięgiem moich rąk. - Nie

oddam ci tego z powrotem. Ja tylko po prostu nie mam pojęcia, co ja ci dam na

urodziny. Trudno będzie przebić taki prezent.

I to wszystko? Poczułam, że rumieniec schodzi mi z twarzy.

- Och, moje urodziny - powiedziałam. - Możesz napisać dla mnie jeszcze jedną

piosenkę.

Co było z mojej strony nieco perfidne, bo przecież on się nigdy nie przyznał, że

ta pierwsza piosenka, którą mi kiedyś zagrał, „Wysoka szklanka wody", była o

mnie. Ale widząc ze sposobu, w jaki się teraz uśmiechnął, dobrze się domyślałam.

Ona była dla mnie. TOTALNIE dla mnie.

No więc wtedy dojedliśmy nasze lody i obejrzeliśmy resztę filmu, a kiedy się

skończył i leciały napisy, przypomniałam sobie

203

coś jeszcze, co miałam zamiar mu ofiarować, coś, co przyszło mi do głowy w

taksówce po drodze od hrabiny, kiedy usiłowałam wymyślić, co mu powiem, jeśli on

ze mną zerwie.

- Ach - powiedziałam. - Wymyśliłam nazwę dla twojego zespołu.

- Błagam - jęknął. - Tylko nie Piloci Śmigaczy.

- Nie - powiedziałam. - Skinner Box.

Bo to jest taka skrzynka, której użył pewien psycholog, żeby na szczurach i

gołębiach dowieść, że istnieje coś takiego jak reakcja warunkowa. Pawłów, ten

facet, którego nazwiskiem Mi-chael nazwał swojego psa, robił to samo, tylko z

psami i dzwoneczkami.

- Skinner Box - powtórzył Michael z zastanowieniem.

- Taa - powiedziałam. - No bo wiesz, pomyślałam sobie, że skoro psa nazwałeś

Pawłowem...

- Nawet mi się to podoba - powiedział Michael. - Pogadam z chłopakami.

Rozpromieniłam się. Wieczór zmieniał się w coś o wiele lepszego, niż się

początkowo spodziewałam. Naprawdę nic innego nie mogłam zrobić, tylko siedzieć

tam i PROMIENIEĆ. W gruncie rzeczy dlatego właśnie zamknęłam się w łazience.

Żeby spróbować się nieco uspokoić. Jestem taka szczęśliwa, że ledwie mogę pisać.

Ja...

Sobota, 24 stycznia, poddasze

Ups. Wczoraj wieczorem musiałam przerwać pisanie, bo Lilly zaczęła walić do

drzwi łazienki. Dopytywała się, czy nagle nie zapadłam na bulimię albo coś

podobnego. Kiedy je otworzyłam (to znaczy drzwi) i zobaczyła, że siedzę w

łazience z moim pamiętnikiem i długopisem w ręku, powiedziała takim

204

mocno półprzytomnym tonem (Lilly jest raczej skowronkiem niż sową):

- Chcesz mi wmawiać, że siedzisz tu od pół godziny i PISZESZ PAMIĘTNIK?

No dobra, muszę przyznać, że to trochę dziwne, ale nic na to nie poradzę. Byłam

taka szczęśliwa, że po prostu MUSIAŁAM to wszystko opisać, żeby nigdy nie

zapomnieć tych wrażeń.

- I NADAL nie odkryłaś, w czym jesteś dobra? - spytała Lilly.

A kiedy potrząsnęłam głową, odeszła, głośno tupiąc nogami ze złości.

Ja jednak nie mogłam się na nią wściec, bo... No cóż, bo jestem tak bardzo

zakochana w jej bracie.

W ten sam sposób nawet nie jestem w stanie zezłościć się na Grandmere, chociaż,

w sumie, wczoraj wieczorem usiłowała pchnąć mnie w ramiona tego bezdomnego

księcia. Ale trudno mi ją obwiniać za to, że próbowała. Chciała tylko wypaść jak

najlepiej przed swoją przyjaciółką.

Poza tym zadzwoniła tu przed chwilą i chciała się dowiedzieć, czy czuję się już

lepiej po tej nieświeżej trufli, którą zjadłam. Moja mama, nie wychodząc z roli,

zapewniła ją, że już nic mi nie jest. I wtedy Grandmere zaczęła się dopytywać,

czy nie mogłabym przyjechać do niej na herbatę... bo hrabina podobno bardzo

chciałaby mnie lepiej poznać. Powiedziałam, że mam dużo lekcji do odrobienia. To

powinno zrobić wrażenie na hrabinie. No wiecie, że mam tak wyrobione poczucie

etyki uczniowskiej.

Na Renę też nie potrafię się pogniewać, po tym jak wczoraj naprawdę przyszedł mi

z pomocą... Zastanawiam się, jak się dalej potoczyły sprawy między nim i Bella.

To by było całkiem zabawne, gdyby tych dwoje zaczęło ze sobą chodzić... No cóż,

zabawne dla wszystkich poza Grandmere.

205

I nawet nie mogę się wściec na pralnię z Thompson Street za to, że zgubili moje

majtki z królową Amidalą, bo dziś rano ktoś zapukał do drzwi naszego poddasza, a

kiedy otworzyłam, stała tam Ronnie z wielką torbą pełną naszego prania, włącznie

z brązowymi sztruksami pana G. i koszulką mojej mamy z napisem UWOLNIĆ WINONĘ

RYDER. Ronnie mówi, że musiała przez pomyłkę zabrać złą torbę z holu i że była

na Barbadosie na wakacjach ze swoim szefem i dopiero teraz zauważyła, że ma w

domu torbę ubrań nienależących do niej.

Niestety, wcale nie cieszę się z odzyskania majtek z królową Amidalą tak bardzo,

jak można by się tego spodziewać. Bo najwyraźniej zupełnie spokojnie mogę się

bez nich obyć. Zastanawiałam się, czy nie zamówić sobie większej liczby takich

majtek w prezencie urodzinowym, ale teraz już nie muszę, bo Michael, chociaż sam

nie ma o tym pojęcia, już mi dał najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek

mogłabym dostać.

I nie, nie chodzi o jego miłość - chociaż to prawdopodobnie drugi w kolejności

najpiękniejszy prezent, jaki mógłby mi kiedykolwiek ofiarować. Chodzi mi o coś,

co powiedział, kiedy Lilly wyszła już, głośno tupiąc, z łazienki.

- O co wam chodzi? - zapytał.

- Och - powiedziałam, chowając pamiętnik. - Ona się na mnie wściekła, bo

jeszcze nie odkryłam, co jest moim ukrytym talentem.

- Czym? - spytał Michael.

- Moim ukrytym talentem. - I wtedy, dlatego że był wobec mnie taki uczciwy w

całej tej kwestii zakochiwania się, ja też postanowiłam być uczciwa wobec niego.

Więc wyjaśniłam: - Chodzi po prostu o to, że Lilly i ty jesteście tacy

utalentowani. Oboje jesteście świetni w tylu rzeczach, a ja w niczym nie jestem

dobra i czasami czuję się taka... No cóż, jakbym po prostu była nie na swoim

miejscu. W każdym razie na pewno tak się czuję na RZ.

206

- Mia... - powiedział Michael - ależ ty JESTEŚ bardzo uzdolniona.

- Taaa... - odparłam, mnąc brzeg sukienki. - Najlepiej wychodzi mi przebieranie

się za śnieżynkę.

- Nie - zaprzeczył Michael. - Chociaż skoro już o tym wspomniałaś, owszem, w

tym też jesteś niezła. Ale mnie chodziło o pisanie.

Muszę przyznać, że tu zaczęłam się na niego gapić i powiedziałam, całkiem nie

jak księżniczka:

- Hę?

- No cóż, to przecież oczywiste - powiedział - że ty lubisz pisać. No bo

wiecznie siedzisz z nosem w tym pamiętniku. I dostajesz szóstki za wszystkie

prace z angielskiego. To przecież całkiem jasne, Mia. Jesteś pisarką.

I chociaż nigdy przedtem się nad tym nie zastanawiałam, zdałam sobie nagle

sprawę, że Michael ma rację. To znaczy, ja FAKTYCZNIE wiecznie coś notuję w

swoim pamiętniku. I piszę mnóstwo wierszy, i mnóstwo notatek, i maili, i innych

rzeczy. To znaczy, wydaje mi się w sumie, że WIECZNIE coś piszę. Robię to tak

często, że nawet nigdy nie pomyślałam o tym jako o TALENCIE. To jest po prostu

coś, co robię bez przerwy, tak jak bez przerwy oddycham.

Ale teraz, kiedy już wiem, co jest moim talentem, możecie się założyć, że zacznę

nad nim pracować. A pierwsza rzecz, jaką napiszę, to projekt ustawy do

przedłożenia parlamentowi Geno-wii na temat zainstalowania sygnalizacji

świetlnej w centrum stolicy. Skrzyżowania są tam po prostu ZABÓJCZE...

Ale to będzie dopiero po powrocie z kręgli z Michaelem, Lilly i Borysem. Bo

nawet księżniczka musi się od czasu do czasu rozerwać.

Podziękowania

Pragnę serdecznie podziękować Beth Adler, Alexandrze ?????, Jennifer Brown, Kim

GoadFloyd, Darcyjacobs, Laurze Lan-glie, Amandzie Maciel, Abby McAden i

Benjaminowi Egnatzowi. Nieco spóźnione podziękowania dla rodziny Beckhamów, a

zwłaszcza dla Julii za to, że tak uprzejmie pozwoliła mi zapożyczyć do moich

książek nawyk zżerania skarpet przez jej kotkę Molly!

MBP Zabrze

nr inw.: K7 - 7006

F 7 IIIp/P

0890000013646

141




Wyszukiwarka