Niewierne 1 3

Tytuł: Niewierne
Autor: robaczek (frgt10 - nick z bloga)
Pairing: Ginny/Fleur
Ostrzeżenia: slash

Opowiadanie nie jest kanoniczne!

Bill i Fleur przyjeżdżają na wakacje do Nory. Wila wywołuje spustoszenie w sercu Ginny, która zakochuje się w bratowej. Co z tym gorącym uczuciem zrobi Fleur? W powietrzu wisi zdrada...


Rozdział 1


Dla Saiki ;*

Z pamiętnika Ginny Weasley:

Czwartek, 7 lipca

Przyjeżdżają do nas Bill i Fleur. Cieszę się, ponieważ dawno ich nie widziałam. Billemu pewnie włosy odrosły po tym, jak ostatnio mama mu je ścięła. Był taki niezadowolony! Stęskniłam się też za Fleur. Jest taka słodka! No i zabawnie będzie popatrzeć, jak Ron ślini się i wodzi za nią wzrokiem, kiedy myśli, że nikt nie widzi.

Sobota, 9 lipca

Bill i Fleur mają aportować się za godzinę. Mama jak zwykle wariuje, wczoraj urządziła prawdziwy maraton sprzątania! Każdy kąt domu błyszczy się co najmniej, jakby to miała być wizytacja z Ministerstwa! Ma to też swoje dobre strony – na przykład taką, że Ron musiał posprzątać u siebie w pokoju. Szkoda, że tylko tam, ale i tak spędził całe przedpołudnie na układaniu swoich śmieci.

Odkąd wróciliśmy do Nory, działa mi na nerwy. Cały czas wypytuje o Harry'ego, zwłaszcza o to, co robiliśmy sami na błoniach w wieczór poprzedzający wyjazd. Biedny, mały...

Co to za hałasy na dole? Jeszcze za wcześnie na mojego brata i jego żonę... Choć nie, słyszę ich głosy. Hurra! Już są!

Później

Nie mogę uwierzyć! Fleur przywiozła mi taką samą roślinę, jaką w zeszłym roku dostał Neville! Mimbulus Mimletonia. Wygląda niesamowicie – jak szary kaktus, tylko zamiast kolców ma te bąble, które delikatnie pulsują... Na razie jeszcze jest malutka, ale Bill powiedział, że jak będę cierpliwa, to sporo urośnie. Jest bardzo rzadka, nie mam pojęcia, skąd ją wytrzasnęli! Ale najbardziej podoba mi się to, że Ron chciał jej dotknąć (jak zwykle pcha się z łapami nie tam, gdzie trzeba) i Mimletonia opryskała go cuchnącą cieczą! Hahahahahahaha! Teraz musi sprzątać kuchnię bez użycia magii. Czuję, że ta roślina stanie się moim sprzymierzeńcem!

Niedziela, 10 lipca

Ależ dzisiaj jest gorąco! Nawet w domu nie da się wytrzymać... Dobrze, że mamy Fleur – we Francji jest tak ciepło przez większość czasu, więc dziewczyna nieźle sobie radzi. Pomogła mi i mamie upiąć włosy tak, by nie było nam gorąco. Co prawda mogłam zrobić sobie zwykłego kucyka, ale nie lubię się w związanych włosach.

Męczyłam się właśnie przed lustrem z opaską, nie potrafiąc ułożyć jej tak, żeby jednocześnie odgarniała włosy z twarzy i nie tworzyły się brzydkie, odstające kosmyki – moje włosy są doprawdy nieokiełznane! Żyją własnym życiem, ech... Ale wtedy przyszła Fleur, spytać, czy mam jakiś olejek do opalania i zobaczyła moje nieszczęsne wysiłki. Myślałam, że rzuci jakiś komentarz i mnie zostawi, ale weszła do pokoju i stanęła za moimi plecami.

Co ona wyczyniała w moimi lokami! Uczesanie mnie zajęło jej zaledwie kilka minut, a efekt był oszałamiający... Zebrała włosy nad skronią, okręciła je kilka razy i tuż za uchem przypięła wsuwką. Z drugiej strony zrobiła dokładnie to samo, z tym, że grzywka nie przylegała płasko do czoła, ale delikatnie unosiła się i wdzięcznie skręcała.

Sama miała zaczesane włosy do tyłu i zaplecione w luźny warkocz, z którego tu i tam wymknęło się kilka pojedynczych pasemek, dodając jej uroku. Chciałabym umieć robić to, co ona – powiedziała, że może mi pokazać kilka sztuczek. Do tego uśmiechnęła się czarująco. Uwielbiam ten uśmiech, jest taki... Poprawia człowiekowi nastrój, o!

Poniedziałek, 11 lipca

Pojechaliśmy wszyscy do Londynu, żeby porządnie uczcić przyjazd Billa i Fleur. Rodzice zabrali nas do lodziarni Fortesque, a potem Bill zaprosił nas do kina. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, czym jest ten mugolski wynalazek, ale zapewnił mnie, że mi się spodoba.

Faktycznie – kino wygląda niemal jak nasze fotografie! Tylko, że postacie na nim mają dużo większą swobodę, mogą się dowolnie przemieszczać, zmienia się również tło... Ach, no tak, Bill powiedział, że to są po prostu zdjęcia puszczone bardzo szybko jedno po drugim, i to daje iluzję ruchu.

Tata zaczął wypytywać pracownika kina o całą technologię, mama musiała go odciągać niemal siłą. Ale wszyscy byli zadowoleni – no, może z wyjątkiem Rona, który stwierdził, że filmy, w których nie ma magii go nie interesują. Ignorant! Fred i George odpowiednio się nim zajęli w drodze powrotnej. Wielka szkoda, że ja nie mogę jeszcze używać magii po za szkołą, też bym się na coś przydała!

Po filmie poszliśmy na zakupy. Rozdzieliliśmy się, bo każdy chciał zajrzeć do innego sklepu, a zaczynało się już robić późno. Uważam, że mama przesadza. To, że Voldemort sieje spustoszenie, nie znaczy, że nagle pojawi się na ruchliwej ulicy. Teoretycznie mógłby to zrobić, ale jaki w tym sens? On planuje działania, wszystko do czegoś prowadzi. Doprawdy, nie widzę powodu, dla którego miałby nas atakować tutaj. O wiele prościej byłoby zabić nas w Norze. No ale ja nie mam nic do powiedzenia, jak zwykle.

Chciałam zajrzeć do sklepu z mugolskimi ubraniami, żeby kupić sobie nową sukienkę. Ostatnią potargałam jeszcze w Hogwarcie, kiedy goniłam mojego brata po całym zamku, żeby dać mu nauczkę za szpiegowanie mnie. W końcu porządny upiorogacek załatwił sprawę, ale przy okazji wpakowałam się w zbroję i razem z nią spadłam ze schodów, rozdzierając sukienkę w kilku miejscach.

Fleur zaoferowała się, że pójdzie ze mną. Też chciała sprawić sobie kilka ubrań, więc mogłyśmy załatwić to za jednym zamachem. Mamę bardzo to ucieszyło, wiedząc, że nie musi iść ze mną, bo będę miała opiekę dorosłego czarodzieja. Cała Molly. Jak ją znam, wybrała się do Magicznych Środków Czyszczących.

Kiedy weszłyśmy do sklepu, powaliły mnie ceny. Dlaczego, na Merlina, mugolskie ciuchy są takie drogie? Fleur powiedziała, że o wiele taniej można je kupić w zwykłych sklepach w niemagicznych dzielnicach, a czarodzieje zarabiają na głupich albo leniwych pobratymcach. Spytała, czy chcę odwiedzić taki – oczywiście w tajemnicy przed mamą. Cóż, potrzebowałam nowej sukienki na upały, a to, co miałam odłożone, ledwo starczało na letnią bluzkę.

Poszłyśmy najpierw do Gringotta, żeby zamienić pieniądze na mugolskie, a potem, rozglądając się dookoła w obawie, że spotkamy mamę, skierowałyśmy się do Dziurawego Kotła. Na szczęście mignęli w oddali tylko tata i Bill, ale chyba nas nie widzieli.

Nie znałam Londynu, ale Fleur powiedziała, że to nie szkodzi. Zresztą kiedy wyszłyśmy na ruchliwą ulicę, zrozumiałam dlaczego. Sklepy z ubraniami znajdowały się na całej długości ulicy. Gdzie wzrok sięgnął butiki mieszały się z kawiarniami i klubami. Weszłyśmy do najbliższego.

To niesamowite, jak mugolskie sklepy różnią się od naszych! Sprzedawcy mają takie śmieszne, małe pudełka, na których coś wystukują a potem wyciągają z nich podłużne kawałki papieru. Tata byłby zachwycony, gdyby mógł pójść z nami, za to ekspedientki mogłyby go wziąć za wariata.

Patrząc na metki w kolejnych sklepach, czułam się niemal jak bogacz. Wchodziłyśmy do sklepów markowych i niewątpliwie drogich, ale to, co miałam w kieszeni, spokojnie wystarczyłoby na kupienie nie jednej, a pięciu nowych sukienek. Byłam wstrząśnięta cenami, jakie proponowali w czarodziejskich sklepach. Kiedy weszłyśmy do sklepu z przeciętnymi cenami (jak na mugoli), szczęka mi opadła z wrażenia.

W końcu wybrałam kilka ubrań i poszłam do przymierzalni, Fleur podążyła za mną z własnym naręczem. Weszłyśmy do kabin obok siebie, mogłyśmy więc swobodnie wymieniać uwagi i przekazywać sobie ciuchy, których nie chciałyśmy. Okazało się, że nosimy ten sam rozmiar i skończyło się na tym, że każda przymierzyła ubrania przyniesione przez drugą.

Po konsultacjach z moją bratową zdecydowałam się na lekką i zwiewną sukienkę w kolorze soczystej zieleni (Fleur powiedziała, że ślicznie w niej wyglądam), kawową z krótką spódniczką (podobno pasowała do mojej cery i włosów) i popielatą, przewiązaną pod biustem, która od biedy uszłaby i za elegancką. Kupiłam też krótkie spodenki i dwie zwykłe bluzki. Nie mogłam uwierzyć w to, że mam tyle ubrań i jeszcze sporo pieniędzy mi zostało.

Fleur kupiła jasnoniebieską, długą, koktajlową suknię i łososiową, rozkloszowaną spódnicę. Kiedy pokazywała mi się w nich, pytając o opinię, nie mogłam oderwać od niej wzroku, taka była piękna! A suknia podkreślała jej delikatne, kobiece kształty. Poczułam ukłucie zazdrości. Czemu ja tak nie wyglądam? Zdusiłam je w sobie, żeby Fleur nic nie zauważyła i poszłyśmy do kasy, a potem szybko z powrotem przez miasto na ulicę Pokątną, żeby wrócić, zanim mama zorientuje się, że wymknęłyśmy się z bezpiecznego (według niej) terenu.

Ten dzień można uznać za wyjątkowo udany. Nie mogę się doczekać jutra, kiedy założę swoją nową, zieloną sukienkę! Jestem ciekawa, co powie Ron na moje odkryte nad kolana nogi. Mały Ronnie jest taki opiekuńczy, że jeszcze stwierdzi, że jestem zbyt roznegliżowana. Phi!

Wtorek, 12 lipca

Ten kretyn jeszcze mnie popamięta! Zemszczę się tak, że przez miesiąc nie będzie mógł spać spokojnie! Jak on śmiał, jak mógł mi zrobić coś takiego? Ale spokojnie, po kolei...

Rano zeszłam na śniadanie w tej zielonej sukience. Wszystkim się podobała, choć mama jak zwykle musiała się do czegoś przyczepić. Powiedziała, że jest odrobinę za krótka (do połowy uda, doprawdy!), ale Fleur wzięła mnie w obronę i mama odpuściła.

Za to kiedy pojawił się Ron, cały się zaczerwienił i nie odzywał się do końca śniadania. A potem niby przypadkiem strącił na mnie talerz po jajkach i bekonie! Całą sukienkę pokrywały tłuste plamy! Jestem taka wściekła...! Dobrze wiem, co mu chodzi po głowie. Według tego imbecyla powinnam chodzić okutana od stóp do głów!

Na szczęście dla mojego braciszka mama zdążyła zareagować, zanim uderzyłam go w twarz. Złamałabym mu nos, przysięgam. Nakrzyczała na niego i odesłała do swojego pokoju, a mnie kazała iść się przebrać. Potem wzięła ode mnie sukienkę, żeby zaprać plamy, póki są świeże. Po tłuszczu nie zostało śladu, ale to i tak nie uchroni Rona przed karą. Niech no tylko poczeka, aż coś wymyślę...

Środa, 13 lipca

Wczoraj, kiedy leżałam już w łóżku, przyszła do mnie Fleur. Chciała pogadać, podobno nie układa jej się z Billem. Było już późno, prawdopodobnie wszyscy domownicy spali. Fleur miała na sobie cienką koszulkę nocną, przez którą prześwitywały jej sutki. Jasna skóra wydawała się biała w świetle księżyca, a kiedy przysiadła na skraju łóżka i założyła nogę na nogę, aż zaparło mi dech. Wiem, że nie powinnam tak o niej myśleć. Ale jest piękna. I jest wilą. Dobrze, że było ciemno, bo zarumieniłam się i musiałam odwrócić wzrok, żeby na nią nie patrzeć.

Nie rozmawiałyśmy długo. Wkrótce oczy same zaczęły mi się zamykać, a głowa opadać. Kiedy bratowa zorientowała się, że zasypiam na siedząco, pożegnała się i przed wyjściem otuliła mnie kołdrą. Usnęłam wpatrując się w drzwi, mając nadzieję, że moja bogini wróci.

Dzisiaj ubrałam się staranniej niż zwykle, założyłam szorty i podkoszulek, włosy usiłowałam spiąć tak, jak kilka dni temu zrobiła to Fleur, ale nie bardzo mi to wychodziło. Po kilku próbach zrezygnowałam i po prostu zostawiłam je rozpuszczone, opadające na twarz i przesłaniające oczy. Zeszłam na śniadanie.

Okazało się, że Fleur i Billa nie ma. Mieli jakieś sprawy do załatwienia we Francji i wyjechali na kilka dni. Poczułam się jednocześnie głupio, że stroiłam się, ale byłam też zawiedziona. Jak to, nie będzie ich przez kilka dni?

Sobota, 16 lipca

Z tego wszystkiego zapomniałam o Ronie. Dopiero kiedy założyłam zieloną sukienkę z okazji powrotu brata i jego żony, uzmysłowiłam sobie, że czeka mnie jeszcze słodka zemsta. Muszę zaplanować coś genialnego! A teraz biegnę, bo lada chwila Fleur i Bill zjawią się na obiad. Napiszę później.

Później

No nie! Ron przegiął, nie daruję mu tego! Szłam przez ogród do mamy, żeby spytać, czy nie trzeba jej pomóc przy obiedzie, kiedy ta gnida podłożyła mi nogę! Byłabym się wywróciła, gdyby Bill mnie nie złapał. Fleur podbiegła do nas i spytała, czy nic mi się nie stało. Odprowadziła mnie do domu, szepcząc na ucho uspokajające słowa. Chyba wszyscy musieli zobaczyć moją wściekłą minę. Nie dziwię się, że Roniaczek się zmył.

Ale już wiem, co zrobię. Będę potrzebowała małej pomocy Freda i George'a. Na pewno się zgodzą. Nie przepuszczą żadnej okazji, żeby dokuczyć małemu braciszkowi! Zaraz po kolacji zejdę do ich pokoju. Nie mogę się doczekać...

Niedziela, 17 lipca

Ha! Udało się! A mina Rona była bezcenna. Teraz wszyscy będą się z niego śmiać do końca wakacji!

Nie było trudno przekonać bliźniaków, sami nawet zaangażowali się w plan. Nie mogłam znaleźć lepszych pomocników! Ale nadal główna rola przypadła mi, jako tej, która ma wziąć odwet. Musiałam wstać przed wszystkimi, żeby przygotować cały dom na straaaaaszny poranek.

Fred skoczył do swojego sklepu po specjalną różdżkę, a George wyszukał dla mnie odpowiednie zaklęcie. W Magicznych Dowcipach Weasley'ów sprzedają takie specjalne różdżki, które nie są prawdziwe, ale po rzuceniu odpowiedniego zaklęcia, przez kilka dni będą znały jeden czar. Wystarczy dotknąć coś taką różdżką, żeby czar przeszedł na przedmiot. Do mojego planu były wręcz idealne, zważywszy na to, że nie mogę używać magii, a zaklęć było do rzucenia tyle, że Fred i George musieliby nie spać pół nocy. W końcu to moja wendeta.

George zaczarował przyniesioną przez Freda różdżkę. Zaklęcie było skomplikowane – chodziło o to, żeby zadziałało tylko na Rona. Nie mieliśmy pewności, że wszystko wypali, ale prawdopodobieństwo było na tyle duże, że zaryzykowaliśmy. Przez większą część nocy skradałam się z jednego pomieszczenia do drugiego, chichocząc złośliwie. Miałam tylko nadzieję, że nie wystraszę Fleur.

Rano zwlokłam się na śniadanie, ziewając raz po raz i trąc zmęczone oczy. Fleur przyglądała mi się z zainteresowaniem, ale nic nie powiedziała, reszta rodziny zdawała się nie zauważać mojego niewyspania. Tylko Fred i George mrugali do mnie z drugiego końca stołu.

Była niedziela i Ron lubił sobie pospać. Na razie wszystko szło zgodnie z planem. W końcu jego porażkę mieli zobaczyć wszyscy. Zerkałam niecierpliwie na zegar nad kominkiem, nie mogąc doczekać się jego przebudzenia. Sekundy biegły wyjątkowo wolno...

W końcu na górze rozległ się wrzask, potem coś łupnęło, trzasnęły drzwi i zapadła cisza. Wszyscy wpatrzyli się w schody, zaintrygowani. Po chwili usłyszeliśmy kroki zbiegającego Rona. Kiedy wpadł do kuchni, był blady i zdyszany. Musiał się nieźle wystraszyć!

Mama spytała go, co się stało. Odpowiedział, że miał koszmar i spadł z łóżka. Co za kłamczuch! Nie patrząc na nikogo usiadł do stołu. Mama poprosiła go, żeby podał jej dżem. Ze wstrzymanym oddechem patrzyłam, jak Ronuś zbliża dłoń do miseczki. Chwycił ją i nic się nie stało. Widziałam, jak odetchnął z ulgą. Ale czekałam dalej. Nagle miseczka zamieniła się w tej samej wielkości pająka, który szybko przebierając nogami, pobiegł po dłoni Rona wyżej. Przerażony, strzepnął go na podłogę i próbował zadeptać, ale pająk umykał mu i uparcie usiłował dostać się na niego, atakując krzesło z każdej strony.

Ron oganiał się od potworka jak opętany, wywracając przy tym szklankę z herbatą i potrącając najbliżej siedzących. Widocznie obsesja pająka przerażała go tak bardzo, że zapomniał o bożym świecie. Wszyscy obserwowaliśmy w zupełnej ciszy tą walkę, aż w końcu pająk ugiął wszystkie nóżki i skoczył na Rona, który (ku naszej uciesze) zaczął piszczeć jak dziewczyna. Uderzał pięścią wszędzie tam, gdzie pająk powinien się znajdować – zwierzątko było na tyle szybkie, że Ronuś nigdy w nie nie trafił. Raz udało mu się uderzyć tak mocno, że aż coś chrupnęło.

Jakimś cudem pająk zdołał dostać się na szyję, a potem na twarz mojego brata. To był doprawdy zaskakujący widok. Tata próbował się nie śmiać, reszta z rozbawieniem obserwowała, jak Ron o mało nie wydrapał sobie oczu. Nawet mama zasłaniała dłonią szeroki uśmiech. Kiedy pająk dotknął owłosionym odnóżem ust Rona, zamienił się z powrotem w porcelanową miseczkę wypełnioną dżemem. Braciszek złapał ją w ostatniej chwili i drżącymi rękami podał mamie.

Cała kuchnia wybuchła śmiechem. Fred i George przybili mi piątki, gratulując pomysłu z opóźnieniem zaklęcia. O tak, to było genialne, ale jeszcze lepsze było to, że przez cały dzień w najmniej spodziewanych momentach różne przedmioty zamieniały się w pająki, których życiowym celem było dostanie się do ust Ronalda. Pod koniec dnia trącał wszystko kijem, żeby sprawdzić, czy jest bezpieczne - ale na nic się to zdało, bo zaklęcie uaktywniało się tylko przy jego dotyku, a w nocy zdążyłam zaczarować dosłownie wszystko. Nawet gnomy. Zabawnie było patrzeć, jak rodzice oddelegowali go do odgnomienia ogrodu!

Myślałam, że może mama nakrzyczy na mnie i bliźniaków za ten dowcip, ale widocznie uznała, że Ronowi się należało. I bardzo dobrze. Jednak najbardziej ucieszyło mnie, kiedy zobaczyłam Fleur śmiejącą się z Rona. Wyglądała tak cudownie, kiedy jej oczy błyszczały od łez a usta odsłaniały równe, białe ząbki.

Idę do łóżka, może dzisiaj też przyjdzie porozmawiać?


Rozdział 2


Wtorek, 10 lipca

Hermiona przesłała mi książkę. Powiedziała, że to ostatnio najlepiej sprzedająca się powieść w świecie mugoli. Jestem bardzo ciekawa, o czym też może być! Zabiorę się do czytania zaraz po kolacji.

Tymczasem obiecałam mamie, że pomogę jej uwarzyć eliksir uspokajający, jako że zapasy w domu są już na wykończeniu. Czasami zastanawiam się, kto go zużywa, no ale szóstka Weasley'ów pod jednym dachem bywa mieszanką wybuchową. Podejrzewam, że większość wypija tata, ale nie mam pewności.

Kiedy tak myślę o szkole, zastanawiam się, jak niektórzy mogą jej nie lubić? To nie tak, że uczymy się masy niepotrzebnych nikomu rzeczy (może z wyjątkiem historii magii). Wszystko, co przerabiamy, przydaje się w codziennym życiu, tak jak ten eliksir!

Dobra, idę na dół, zanim mama rozzłości się na dobre...

Środa, 11 lipca

Czytałam tą książkę od Hermiony aż do czwartej nad ranem, taka jest wciągająca! Ci mugole to mają fantazję, nie powiem... Ale z drugiej strony któż by nie chciał faceta dobrze wychowanego i potrafiącego obronić dziewczynę w każdej sytuacji? Takiego osobistego rycerza?

Tak się składa, że ja mam chłopaka, który poczuwa się do tej roli. Niestety, zbawianie świata tak go absorbuje, że dla mnie zostaje niewiele. Jest bardzo daleki od tego, co wyobrażają sobie dziewczyny. Właśnie, powinnam niedługo do niego napisać. Jeszcze pomyśli, że się obraziłam, czy coś.

Zauważyłam, że Fleur chodzi dzisiaj jakaś przygaszona. Ciekawe, czy Bill ma z tym coś wspólnego. Chciałabym zapytać, ale z drugiej strony boję się być wścibska. Może powinnam pójść do niej?

Później

Fleur ucieszyła się, kiedy wpadłam do pokoju, który zajmuje z Billem. Miała podkrążone oczy, pewnie biedaczka nie śpi po nocach. Siedziałyśmy na łóżku i długo rozmawiałyśmy, najpierw o problemach z facetami (ponarzekałam na swojego – oh! muszę mu wreszcie wysłać ten list!), potem o kilku kobiecych sprawach. Nikt nam nie przeszkadzał – właściwie to wątpię, czy ktokolwiek wiedział, gdzie jestem, a Fleur zawsze cieszyła się spokojem w naszym domu.

Co zabawne, nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam jej się zwierzać. Chyba poprawiłam jej humor, bo kiedy wychodziłam z pokoju, śmiała się, a oczy jej błyszczały. Muszę przyznać, że i mi zrobiło się weselej, aż z tej radości poszłam przygotować kolację. Fred i George robili złośliwe uwagi na temat mojego podśpiewywania, ale kto by się tam nimi przejmował!

Czwartek, 13 lipca

Zły dzień. Fatalny. TEN dzień. Czuję się okropnie i nawet eliksir uśmierzający ból nie pomaga. Leżę w łóżku i marzę, żeby mi już przeszło, chociaż trochę. Za oknem jest taka ładna pogoda, a ja tu utknęłam! Naprawdę, w takich momentach nienawidzę bycia kobietą.

Na szczęście Fleur dotrzymuje mi towarzystwa. Przyniosła stare albumy ze zdjęciami mojej rodziny i przeglądamy je, wspominając stare czasy. Wiele z historyjek, które jej opowiadam, słyszała po raz pierwszy. Jestem jej bardzo wdzięczna za to, że siedzi tu ze mną. Jej obecność jest nieoceniona!

Piątek, 14 lipca

Czuję się już lepiej, choć nadal leżę w łóżku. Tym razem nie mam wyrzutów sumienia, bo chmury zakryły niebo. Wygląda, jakby wkrótce miało zacząć padać. Przynajmniej mam wymówkę, żeby nie sprzątać – biedny Ron musi pomagać mamie w tym, co zwykle ja robiłam. Nie, nie mam wyrzutów sumienia.

Poniedziałek, 17 lipca

Tata poszedł do pracy, Fred i George jak zwykle siedzą w swoim sklepie. Bill, Ron i mama pojechali do Londynu na zakupy. Nie sądzę, żeby szybko wrócili – mają kupić nową szatę Ronowi, a ten jest wybredny. Same z nim problemy, nie, żebym w tej chwili narzekała - Fleur jakimś cudem wymówiła się z wycieczki i została ze mną.

Postanowiłyśmy przemeblować mój pokój. Do tej pory było w nim wiele zabawek z czasu dziecięcego, ale od dawna myślałam o tym, żeby się ich pozbyć i zmienić wystrój. Nie mogłam jednak poprosić o pomoc mamy, ponieważ zmusiłaby mnie do wybrania mdłych kolorów. Z Fleur sprawa wygląda zupełnie inaczej!

Ubrałam tą zwiewną sukienkę, którą kupiłyśmy zaraz na początku wakacji. Rzadko w niej chodzę, bo uważam, że wyglądam w niej wyjątkowo korzystnie, więc staram się ją oszczędzać. Nie chciałabym przypadkiem jej podrzeć albo poplamić. Zostawiłam też rozpuszczone włosy, choć dzień jest wyjątkowo ciepły.

Kiedy Fleur przy pomocy zaklęcia zawiesiła lustro na przeciwko łóżka, spojrzałam na swoje odbicie. Jak zwykle kilka niesfornych kosmyków odstawało od reszty włosów. Zaczęłam się nad nimi znęcać, ale przerwała mi moja bratowa, podchodząc do mnie od tyłu i opuszczając moje ręce wzdłuż tułowia. Wyszeptała mi do ucha, że tak wyglądam ślicznie i spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi oczami.

Głupio mi się przyznać do tego przed samą sobą, ale w tamtej chwili zrobiło mi się gorąco. Czułam, jak się rumienię i nic nie potrafiłam na to poradzić. Najdziwniejsze było to, że Fleur również zaróżowiły się policzki. Nie mogę przestać myśleć o tym, co by się stało, gdyby moja kochana rodzinka nie wróciła akurat w tej chwili z zakupów.

Wtorek, 18 lipca

Ha, ha, ha! Bliźniacy przeszli samych siebie! Mama co prawda urwała im potem głowy, ale było warto... Kiedy siedliśmy do kolacji nikt niczego nie podejrzewał! Jak zawsze, pierwszy na jedzenie rzucił się Ron. Myślałby kto, że go głodzą!

Jak tylko wsadził sobie do ust wielki kawał kurczaka, coś głośno pyknęło i nagle Ron siedział w sukience! Ha, ha, wciąż nie mogę przestać się śmiać, kiedy sobie o tym przypomnę!

Ale to nie wszystko. Fred i George tak zaczarowali jedzenie, że każdy – nawet ja – staliśmy się częścią dowcipu. Mama zamieniła się w wielkiego klowna, tata w stracha na wróble, Bill w olbrzymiego szczura, Fleur w nędzarkę, ja byłam cała w pstrokatych szatach a bliźniacy skończyli w samych bokserkach (zaczarowali wzajemnie swoje talerze w tajemnicy). Popatrzyliśmy się na siebie i zaczęliśmy dosłownie tarzać się ze śmiechu! To znaczy wszyscy z wyjątkiem mamy i Billa. Ron też nie wyglądał na zachwyconego, ale przynajmniej śmiał się ze wszystkimi.

Czwartek, 20 lipca

Wczoraj wieczorem, gdy szłam do siebie, usłyszałam, jak Bill i Fleur się kłócą. Nie chciałam podsłuchiwać, ale mam pokój tuż nad nimi i nic nie mogłam poradzić na to, że ich podniesione głosy nie były tłumione przez ścianę.

Bill krzyczał, że musi wracać do pracy, Fleur za to upierała się, że chce zostać w Norze, bo we Francji czuje się taka samotna, kiedy zostaje sama w domu.

Zwykle lubię słuchać, jak mama krzyczy na Rona albo bliźniaków, ale tym razem nie było to przyjemne doświadczenie. Wolałabym, żeby się nie kłócili. Zrobiło mi się przykro na myśl, jak musi się z tym czuć bratowa.

W środku nocy Fleur wślizgnęła się do mnie do pokoju. Płakała. Nie myśląc wiele, objęłam ją ramieniem i poprowadziłam do łóżka. Weszłyśmy pod kołdrę, żeby nie zmarzły nam stopy. Przez ponad godzinę słuchałam jej żalów i pocieszałam ją na przemian, aż w końcu jej oczy wyschły i na twarz powrócił nikły uśmiech.

Pewnie zostałaby dłużej, ale zauważyła, że ledwo patrzę na oczy. Pocałowała mnie w policzek i skóra w miejscu, w którym dotknęły mnie jej usta, zapłonęła. Od razu odechciało mi się spać. Serce zaczęło mi szybciej bić i stałam się świadoma każdej cząstki swojego ciała. Niestety Fleur wstawała już z łóżka.

Walczyłam z sobą, żeby odezwać się i zatrzymać ją na dłużej. Jednak z drugiej strony wiem, że jest moją bratową. W dodatku ja mam Harry'ego. Nie powinnam myśleć o niej w ten sposób. Na Merlina, nie powinnam myśleć tak o nikim innym!

Zanim wyszła z pokoju, zapytała jeszcze, czy chciałabym, żeby została w Norze. Chciałabym gorąco ją zapewnić, że tak, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu a teraz dopadły mnie wątpliwości. Cholera, co mam jej odpowiedzieć?

-~v~-

Rozdział 3

-~v~-

Piątek, 21 lipca

Mam mętlik w głowie. Fleur nie odzywa się do mnie od środowego wieczoru, a ja nie wiem, co robić. Bill chodzi obrażony na cały świat i burczy na wszystkich w domu. Dzisiaj poszli razem na jakieś przyjęcie u znajomych z Edynburga. Nie mogę przestać myśleć o Fleur, o tym, jak się czuje i ilu facetów obrzuca ją pożądliwymi spojrzeniami... Całe szczęście, że jest z nią Bill, nawet, jeśli są skłóceni. Nie pozwoli, by stała się jej krzywda.

Sobota, 22 lipca

Jutro Bill wraca do domu. Nie mam pojęcia, co zrobi Fleur. Powinnam z nią porozmawiać...

Niedziela, 23 lipca

Myślałam, że z żalu pęknie mi serce, kiedy patrzyłam w te duże, smutne oczy. Stałyśmy na przeciwko siebie a ja nie mogłam wydusić z siebie słowa. Nie wiem, jak długo by to trwało, gdyby nie przyszedł w tej chwili Bill. Nagle odzyskałam rozum. Przecież Fleur jest moją bratową! Życzyłam jej przyjemnej podróży i rzuciłam się jej na szyję, z całych sił starając się nie rozpłakać.

Jednak Fleur była zimna i zdystansowana. Nie objęła mnie tak, jak do tej pory robiła, tylko odsunęła od siebie i z wymuszonym uśmiechem powiedziała, że ma nadzieję, że szybko się zobaczymy. Mogłabym przysiąc, że jej oczy mówiły co innego. Była zraniona. Ale kto ją skrzywdził? Czy to możliwe, żebym to była ja?

Środa, 26 lipca

Odkąd Fleur i Bill wyjechali, nie jestem w stanie znaleźć sobie miejsca. Jestem jakaś nieobecna i zdarza się, że mama musi powtarzać rzeczy dwa razy, bo za pierwszym nawet się nie zorientuję, że mówi do mnie.

Cały czas myślę o tym, co u pięknej Fleur. Jak ona się czuje? Czy też jest smutna, jak ja? Przynajmniej nie musi udawać przed nikim, że nic się nie stało, i tak jest w domu sama. Bill pracuje po dwanaście godzin. Ja mam dookoła cały tłum ludzi, którzy uważnie mnie obserwują.

Och, dostałam też wiadomość od Harry'ego. Zupełnie mnie to nie obeszło. Zabawne, jak się toczą ludzkie losy...

Piątek, 28 lipca

Dłużej już tak nie mogę. Muszę coś zrobić, albo zwariuję! Tęsknię za nią, za jej uśmiechem i rumieniącymi się policzkami... Wybacz mi, Bill. Wybaczcie, Harry i rodzice. Wiecie, jak boli serce, kiedy się kocha nieszczęśliwie.

Później

Napisałam list do Fleur. Mam nadzieję, że dotrze do niej, zanim Bill wróci z pracy. Nie ma w nim nic specjalnego – kilka linijek. Spytałam, jak się czuje i czy ma dobry humor. Mogłoby to się jednak wydać dziwne, że do niej piszę, a do Billa nie. Cóż...

Sobota, 29 lipca

Dostałam odpowiedź od Fleur. Równie lakoniczną, jak mój list, ale cieszę się, że nie zignorowała mnie. Wcale mi nie ulżyło, wręcz przeciwnie – serce boli jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle możliwe. Ale cieszę się, że odpisała. To jest w tej chwili najważniejsze.

Niedziela, 30 lipca

Z tego wszystkiego zapomniałam, że jutro odwiedza nas Harry. Mama przygotowała dla niego przyjęcie urodzinowe. Nie wiem, jak będę udawać przed nim, ale na razie się tym nie martwię. Zawsze mogę powiedzieć, że źle się czuję albo coś...

Przeraża mnie, że przez tą sprawę z Fleur zapomniałam o całym świecie. Nawet nie wiem, co działo się przez ostatni tydzień w naszej rodzinie. Nic, totalnie. Muszę to jakoś nadrobić, żeby nie zaczęli niczego podejrzewać.

Znowu napisałam do Fleur. Z samego rana, żeby nie musiała obawiać się Billa. Zdaję sobie sprawę, że zepsułam wszystko, ale pociesza mnie myśl, że mamy ze sobą kontakt. Może uda mi się naprawić relacje między nami.

Poniedziałek, 31 lipca

Urodziny Harry'ego. Bolało, kiedy udawałam szczęśliwą i kiedy przytulałam mężczyznę, do którego nic już nie czułam. Chciało mi się płakać, kiedy z uśmiechem na ustach składałam życzenia. Zacisnęłam jednak zęby i nie dałam nic po sobie poznać. Nie mogłam zepsuć takiego dnia!

Ale Harry i tak zaczął coś podejrzewać. Cały dzień przyglądał mi się dziwnie, a wieczorem zapytał wprost, co się dzieje. Udało mi się na poczekaniu wymyślić historię, że moją przyjaciółkę rzucił chłopak i przejmuję się tym. Nie jestem pewna, czy Harry mi uwierzył. Zresztą, to już nie ma znaczenia.

Naprawdę rozchmurzyłam się dopiero na przyjęciu. Dostałam kolejny tego dnia list od Fleur. Nie było w nim niczego, co świadczyłoby o tym, że coś do mnie czuje, ale wystarczyło mi, że był długi na stopę. Z wypiekami na twarzy czytałam go raz po raz, nie mogąc uwierzyć, że znów rozmawiamy, jak dawniej.

Oczywiście w domu wszyscy zauważyli, że poprawił mi się nastrój. Na szczęście przypisali to wizycie Harry'ego. Z tym, że teraz zaczęłam wpadać w paranoję. Czy aby nikt się nie domyśla? Muszę lepiej ukryć ten pamiętnik. Boję się, że ktoś (czytaj: Fred lub George, bo Ron jest na to za głupi) może się tu zakraść i przeczytać to, co nigdy nie powinno ujrzeć światła dziennego...

-~v~-


7




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ZUS zarabia nawet na niewielkich kwotach
Postulat Metodologicznej Niewiedzy zaklada
6 Rozdzial4 My niewierzacy
Okultyzm jako niewierność fundamentalna
Maliński Katechizm dla niewierzących
ŚCIĄGI, mikroby sciaga dokladka zzz niewiem, Wykład I
SCHUDNIJ 30KG NIEWIERZYSZ ZOBACZ HIT, Fat Burner, Fat Burner
15 NIEWIELU KAPŁANÓW CHCE IŚĆ ZA MNĄ
DLACZEGO NIE MOŻNA BRAĆ ŚLUBU KOŚCIELNEGO Z OSOBĄ NIEWIERZĄCĄ
Okultyzm Jako Niewiernosc Fundamentalna
3KONSPEK, GRZECH NIEWIERNOŚCIĄ WOBEC BOGA, SIEBIE I LUDZI
3KONSPEK, GRZECH NIEWIERNOŚCIĄ WOBEC BOGA, SIEBIE I LUDZI
niewierność w związkach, przyczyny i konsekwencje
Sprężyny płaskie są to elementy wykonane z blachy lub taśm o niewielkiej grubości, ŚCIĄGI MECHATRONI
OKULTYZM JAKO NIEWIERNOŚĆ -czary, Sekty
Rozdział XII Niewiedza
Poznanie Boga – uczona niewiedza
projekty elektryczne, wylzm, Przedstawiony w artykule wyłącznik zmierzchowy można wykorzystać do zał