Skoro Boley jest polskiego pochodzenia, mógłby może opowiedzieć nam o tym, co to dla niego znaczy być Amerykaninem. Mógłby porównać jakoś swoje życie tutaj, w państwie demokratycznym, z życiem jego rodaków pod władzą faszystów. Boley z pewnością ma krewnych i przyjaciół mieszkających w Polsce, pod butem nazistów. Byłoby zarówno przejmujące, jak i pouczające, gdyby przywołał konkretne przykłady faszystowskiego terroru z życia ludzi, których kocha. Boley wiedziałby, o co chodzi w wojnie. Niech po prostu powie, że walczy o wyzwolenie swoich rodaków i uciśnionych narodów na całym świecie, że chce, aby ludzie ci tak jak on cieszyli się wolnością osobistą. Taka analogia z mieszkańcami Polski pokazałaby jasno, że walczymy ze wspólnym wrogiem i o lepszy świat.
Powyższe spostrzeżenia recenzentki BMP Peg Fenwick są słuszne. Po co rworzyć postać Polaka, a potem nie korzystać z możliwos'ci, jakie to stwarza?28 Jedynym wyjaśnieniem wydaje się niechęć scenarzysty do podnoszenia kwestii polskiej w sposób, który z pewnością wzbudziłby współczucie widowni. W przeciwnym razie musielibyśmy dojść do wniosku, że bardzo trafne sposttzeżenia Fenwick po prostu nie przyszły do głowy scenarzystom Frankowi Weadowi, Lewisowi Meltzerowi i Bordenowi Chase'owi, w co trudno uwierzyć. Ale tym razem o wady Boleslavskiego nie możemy obwiniać radykalnej lewicy. Ani reżyser William Seiter, ani scenarzysta (i autor pietwowzoru literackiego) Wead w żadnym razie nie byli lewicowcami. Tylko aktor Robinson, „towarzysz podróży", ważny sponsor różnych
2$
Polski
patriota zaznajomiony z historią swojego narodu nie opiewałby
raczej
Jonna Paula Jonesa. Bez względu na to, jakie zasługi oddał
amerykańskiej marynarce wojennej w początkach jej istnienia,
później został najemnikiem
w służbie carycy Katarzyny II, głównego architekta rozbiorów
Polski
w końcu osiemnastego wieku, a zatem trudno uważać go za postać pozy-
304
tywną
dla Fo laków.
Hollywood i Polonia amerykańska podczas wojny
organizacji stanowiących przykrywkę dla Partii Komunistycznej, należał do hollywoodzkich radykałów.
Druga główna rola Amerykanina polskiego pochodzenia znalazła się w komedii muzycznej Twentieth Century-Fox z 1941 roku pod tytułem Rise and Shine. Fabuła, luźno oparta na opowiadaniu Jamesa Thurbera, dotyczy perypetii „Boleya" Bolenciecwcza. Dowiadujemy się, że ta niesamowita zbitka liter jakimś' cudem wymawiana jest „Bolenkowitz"29. „Boley" to dość typowa amerykańska wersja imienia Bolesław, pojawiająca się już w filmie Destroyer. Do takiego imienia pasuje ktoś absurdalny. Boley, zawodnik drużyny futbolowej college'u, jest zbyt głupi, by zdać egzaminy i móc grać dalej, mimo że koledzy starają się mu pomóc, a wykładowca - wymyślić jak najprostsze pytania. Jako Boley występuje wielki, zbliżający się do czterdziestki Jack Oakie. W swej długiej karierze grał on zwykle sympatycznych głupków; pewne pojęcie na ten temat dają imiona jego postaci: Chicken, Whanimo, Bilge, Looney, Tap-Tap, Searchlight, Wahoo, Corny, Cake, Slob i Bozo. Skrajną bezmyślność i niezdarność Boleya podkreśla zestawienie go z wysokim, przystojnym i inteligentnym Irlandczykiem, Jimmym McGonagle'em, granym przez George'a Murphyego. Jirnmy góruje nad Boleyem pod każdym względem, nawet fizycznie lepiej nadaje się na zawodnika futbolu. Hollywood kolejny raz przeciwstawia Polakowi Irlandczyka w sposób bardzo niepochlebny dla tego pierwszego. Rise and Shine to jeden z bardzo nielicznych hollywoodzkich filmów z Polakiem jako głównym bohaterem, wystawionym tu na pośmiewisko. Rise and Shine nie jest poważnym filmem, a Boley, inaczej niż jego imiennik w Destroyer, nie miał być poważną postacią.
Scenarzysta Mankiewicz urodził się w Ameryce w rodzinie żydowskich imigrantów z Niemiec. Rodzina Manlucwiczów pochodziła z Polski i wydaje się nie do pomyślenia, by Mankiewicz nie zorientował się, że „Bolenciecwcz" nie jest sensownym zapisem i że nie wymawia się tego „Bolenkowitz".
305