Prezent ślubny 5 ostatni

Rozdział piąty



Mimo trwających przez resztę popołudnia, połączonych zapewnień matki oraz Zabiniego — Blaise troskliwie podrasował mu Earl Greya dolewaną od czasu do czasu Ognistą — że Potter niewątpliwie knuł coś niemożliwie gryfońskiego, Draco nie czuł się na siłach wrócić do domu zaraz po herbacie.

Nigdy nie zastanawiał się zbytnio (czytaj: wcale) nad istotą ich związku, jak choćby nad całym tym bałaganem z nienawiścią i temu podobnymi sprawami, ponieważ refleksje tego typu kosztowały mnóstwo czasu oraz wysiłku. Jednak niespieszne wypicie trzech filiżanek herbaty oraz minuty, zyskane dodatkowo pod pretekstem zjedzenia sandwicza z ogórkiem, wystarczyły mu do przeanalizowania sytuacji, absolutnie potwierdzając jego pierwszą reakcję: wszystko albo nic. Jeśli Potter wsadza swojego kutasa w kogoś innego niż Draco, to Draco zrywa. Odchodzi. Bez dyskusji. Bez argumentów. Nie gra roli, czy Potter zdradzałby go z kobietą, mężczyzną czy też skrzatem domowym. To się w ogóle nie liczyło. Między nimi będzie skończone. Nawet jeśli skok w bok wynikałby tylko z przedślubnej tremy oraz pragnienia udowodnienia sobie samemu, że pociąg do penisa nie ma charakteru słomianego ognia. Jeśli Potterem kierował właśnie ten ostatni motyw, to jego zachowanie byłoby dosyć ślizgońskie, którą to ironię Draco potrafił docenić, ze swojej strony reagując na kwestię niewierności raczej gryfońsko — i czy nie była to cholerna złośliwość losu w swej najczystszej postaci? Pierdolona ironia. Ale to też się nie liczyło. Nic się nie liczyło. Draco nigdy by mu nie wybaczył.

Możliwe, że Draco nie okaże swego bólu przed nikim poza Pansy, Blaise’em i Narcyzą — dostrzegał bowiem mądrość wyzierającą z rady matki, choć dostosowanie się do niej wydawało się wręcz niemożliwe, ale Draco dokonywał już przecież w życiu rzeczy niemożliwych — lecz rany emocjonalne będą głębokie i trwałe.

Niczym Sectumsempra duszy.

Nie potrafił stanąć twarzą w twarz z Potterem już teraz, zdecydował się więc wybrać na kilka godzin do jednego z ulubionych zakątków swego dzieciństwa, wracając fizycznie i emocjonalnie do miejsca, w którym jego największym zmartwieniem było to, czy ojciec zapamięta polecenie matki, by Draco zjadł coś poza czekoladą. Draco przyprowadzał tu kilkakrotnie Pottera, szokiem reagując na wiadomość, że jakiś przedsiębiorczy czarodziej posłużył się zbiorem klasycznych mugolskich bajek i opowieści, przerabiając je na magiczne sztuki dla czarodziejskich dzieci. Preferowanymi przedstawieniami Dracona były „Alicja w Krainie Mugoli” i „Goblin z Notre Dame”.

Zdążył właśnie obejrzeć swój ulubiony fragment, w którym Alicja gania karty z siekierą w ręku, gdy nagle do jego uszu dobiegło wyszeptane cicho:

Malfoy.

Draco znał ów głos i choć to niemożliwe, mógłby przysiąc, że nawet ten był piegowaty.

Odpowiedział niecierpliwym gestem. Tak, to ta chwila, w której Alicja prawie ucina głowę mugolskiej królowej… budząc się jednocześnie, niestety, choć Draco od zawsze żył nadzieją, iż pewnego razu bohaterce sztuki uda się posiekać Królową Kier na drobne, papierowe kawałeczki. Fantazję tę uzupełniał obdarzaniem Alicji szarym kolorem oczu oraz dokładnie tym samym odcieniem jaśniutkiego blondu, który charakteryzował jego samego w wieku dziecięcym.

To moja ulubiona część. Przypuszczam, że to Pansy ci podpowiedziała, gdzie mnie znajdziesz?

Twoja mamcia — przyznał się rudzielec.

Dwadzieścia pięć lat, a jego matka nigdy nie przestanie go zadziwiać. Blaise naprawdę sobie na nią nie zasłużył.

Jedna maleńka uwaga. Możliwe, że ty masz mamcię. Ja mam matkę. Proszę, nie używaj już więcej w odniesieniu do niej tego plebejskiego terminu. A teraz do rzeczy. Przypuszczam bowiem, że nie jest to wizyta grzecznościowa, jako że w całym naszym życiu nie mieliśmy sobie do powiedzenia nic grzecznego, a nie widzę powodu, dlaczego mielibyśmy psuć tę idealną statystykę.

Weasley przewrócił oczami i wyburczał:

Do ciebie to trzeba mieć naprawdę nerwy, Malfoy.

Nie pytając nawet o zgodę, złapał Dracona za ramię, ignorując jego wzburzone „Ja bardzo sobie wypraszam!” i aportował obu do „Dziurawego Kotła”. Na miejscu popchnął Dracona w zaciszny zakątek pubu. Draco był o krok od rzucenia na Weasleya jakiejś paskudnej klątwy — nawet Pansy nie udałoby się usprawiedliwić podobnego zachowania Wiewióra — gdy nagle Weasley zatrzymał się przed stolikiem, na którym królowała tabliczka z napisem „zarezerwowane”, a towarzyszyły jej dwie duże szklanki, po brzegi wypełnione Ognistą Whisky. Draco zwykł korzystać z okazji, gdy takowe się trafiały. Gust Weasleya w kwestii alkoholu był odwrotnie proporcjonalny do jego odrażającego wyczucia stylu. Im gorsze ubranie, tym lepszy trunek. Zerknął na koszulę Wiewióra. Czyste paskudztwo, więc Ognista z pewnością okaże się pierwszorzędna. Jeśli już musiał cierpieć męki konfrontacji z Weasleyem, jak najbardziej mógł dopomóc sobie w tym porządnym napitkiem. Weasley skinął różdżką w kierunku ich miejsc. Gdy tylko Draco opadł na krzesło, Weasley zaciągnął zasłony otaczające niszę ze stolikiem, po czym usiadł naprzeciwko niego.

Draco nie miał zamiaru wykonać pierwszego ruchu, co wcale nie przeszkodziło Weasleyowi, najwyraźniej mającemu jakiś określony plan: złapawszy szklankę, uniósł ją w stronę Dracona w niezbyt entuzjastycznym toaście. Draco poszedł w jego ślady, nie wypuszczając jednak różdżki z ręki.

Po opróżnieniu szklanki duszkiem — przez twarz Weasleya przebiegł wyraz czystej błogości — z rozmachem odstawił ją na brzeg blatu, kładąc różdżkę obok. Interesujące. Draco znów powtórzył gest, zarówno ze szklanką, jak i z różdżką. Zawsze nosił ze sobą zapasową, w bucie. Nie tak dobrą jak jego prawdziwa różdżka, jednak z pewnością zdolną do udzielenia pomocy w potrzebie.

Draco niecierpliwie machnął dłonią.

Czas ucieka, Weasley. Jeśli ty nie przejdziesz do konkretów, to ja przejdę do zamówienia drugiej kolejki.

Nie bądź taki w gorącej wodzie kąpany. Widzisz, jest tak, że nie mogę cię ścierpieć, wiesz?

Powiedz mi coś nowego, Wiewiór, bo zaraz zasnę z nudów — Draco zamarkował ziewnięcie.

Komentarz tego typu zwykle prowadził do erupcji agresji. I faktycznie, twarz Weasleya zalała się rumieńcem wzburzenia od piegowatego podbródka po piegowate czoło, nie dał się jednak sprowokować. Interesujące do kwadratu.

Jakby nie było, uważam cię za kompletnego, paskudnego gnojka. I chyba to odwzajemniasz, co? — Draco przytaknął, bo co tu jeszcze dodawać. Czy mogło istnieć coś bardziej oczywistego? — Ale tak się dziwnie składa, że Pansy cię kocha, Harry też cię ko…

My się wcale nie…

Przerwał mu palec wycelowany prosto w nos.

Tylko nie zaczynaj mi tu ględzić o tym, że się nienawidzicie, bo na serio nie jestem w nastroju. Nieważne, dwoje ludzi, których kocham najbardziej na świecie, jakimś cudem uważa, że jesteś w porządku. A to znaczy, że jeśli chcę, żeby moje małżeństwo przetrwało dłużej niż kilka miesięcy i jeśli chcę zatrzymać Harry’ego jako najlepszego przyjaciela, to musimy przynajmniej udawać, że ze sobą wytrzymujemy. Zgoda?

Draco przytaknął i tym razem stłumił prawdziwe ziewnięcie, ponieważ do podobnego wniosku doszedł już całe miesiące wcześniej. Merlinie, ależ ten Weasley wolno myśli.

Dalej, do czego zmierzasz?

Harry jest niespokojny, ja jestem niespokojny. Jeśli coś zepsuje ten ślub, to on będzie strasznie nieszczęśliwy. Wygląda na to, że gdy Pansy była z tobą na obiedzie, coś ją bardzo zmartwiło…

Pansy nie bywa zmartwiona. Jest albo wściekła, albo szczęśliwa. Rzadko przytrafia jej się stan inny niż te dwa.

Próbuję się więc dowiedzieć, o co chodzi. Wróciła z obiadu, smutna i ponura tak, że byś nie uwierzył. Nawet się nie przywitała, tylko od razu rzuciła się na mnie z wrzaskiem, jakim cholernym draniem jest mój najlepszy przyjaciel.

Współczuję. — Gdy Pansy już nabrała rozpędu, przypominała dotkniętego wścieklizną teriera. W sumie to szczęście, że pokazała się Weasleyowi od tej strony, będzie teraz wiedział, w co się pakuje. — Była wystarczająco podminowana, żeby zacząć rzucać lampami? — Nie miała zwyczaju celować nimi w osoby, zadowalając się roztrzaskiwaniem ich o ścianę, by dać upust swej frustracji.

Więc to nie tylko przez te hormony? — Uśmiechnięty Draco zaprzeczył ruchem głowy. — Chryste — mruknął Weasley pod nosem. — Wypróbowała każdą pieprzoną lampę w całym mieszkaniu. W końcu udało mi się z niej wyciągnąć, że widziała Harry’ego z jakąś blondynką w „Meduzie”. Podobno ta baba kleiła się do niego. Omal nie wsadziła mu łap w spodnie.

Pansy oszczędziła Draconowi tego szczegółu, przypuszczalnie nie chcąc go dobijać. Węzeł zadzierzgnięty na jego żołądku, który w trakcie ostatniej godziny zaczął się powoli rozluźniać, zacisnął się na nowo. Na Merlina ujeżdżającego pierdoloną miotłę, przydałaby mu się druga kolejka Ognistej.

Skończ z tą miną, dobra? — ciągnął Weasley. — On taki nie jest. Zabije mnie, gdy się dowie, że ci to powiedziałem. Że zepsułem mu niespodziankę. Ale chyba lepiej ją zepsuć, niż żebyś myślał, że on ma kogoś na boku. Ta kobieta jest z agencji nieruchomości. Harry kupił dom w Wiltshire, coś w rodzaju schronienia na weekend. Jako prezent ślubny dla ciebie. A ta baba go obłapywała, bo zdawało jej się, że tak ubije lepszy interes.

I przy okazji dobierze mu się do gaci — zauważył Draco. Ponieważ Pansy nigdy nie myliła się w tych sprawach. Potrafiła odróżnić molestowanie nastawione na interes od molestowania nastawionego na seks.

Tak, możliwe, że miała ochotę i na to — przyznał Weasley. — Harry’emu w kółko się to przytrafia. On już nawet tego nie dostrzega. Wydaje mu się, że ludzie są dla niego po prostu mili. Jest trochę tępy pod tym względem, przyznaję. — Draco zaczął się śmiać. Merlinie, przebywanie z Gryfonami uczyło trzymania złośliwości na wodzy. — Nie podzielisz się tym, co cię tak rozśmieszyło, Malfoy?

Stawiam następną kolejkę, Weasley. — Draco wysunął głowę za kurtynę i krzyknął na Toma, zamawiając dwa razy to samo. — Ja też kupiłem mu wiejski domek w prezencie ślubnym. W Dolinie Godryka. W zasadzie dwa domki, dokładnie mówiąc. Nie muszę już raczej niczego ukrywać, skoro zdecydowaliśmy się na to święto szczerości. O, dziękuję, Tom, dopisz to do mojego rachunku, bo mam dziś dobrego gościa. I nie zapomnij o godziwym napiwku dla siebie. Zdrowie, Weasley. Jedną połowę kupionej posiadłości zamierzam zatrzymać, a drugą przekażę Pansy. To ma być mój prezent ślubny dla was obojga.

Kupiłeś nam dom? — Weasley wykrztusił każde słowo z osobna.

Zbierz szczękę z podłogi, Weasley. Bez niej wyglądasz jeszcze gorzej. Nie ma to nic wspólnego ze szczodrością. Ani z bezinteresownością. Tylko w ten sposób będę mógł widywać Pansy regularnie. Gdy zamieszkacie obok nas, ty i Potter możecie robić z dziećmi to, co zwykle się z nimi robić powinno, nie mam o tym zielonego pojęcia i wcale mieć go nie zamierzam. Nie trawię dzieci. Nie cierpiałem ich już wtedy, gdy sam byłem jednym z nich. Nieważne, wy możecie sobie ganiać z dziećmi po ogrodzie, oblewać je wodą z węża, podrzucać do góry, róbcie sobie, co wam się zamarzy, podczas gdy Pansy i ja będziemy wylegiwać się wygodnie na szezlongu, sącząc martini. A gdy dzieci będą spały, wy dwaj możecie przycinać żywopłot, drzewka owocowe czy coś tam jeszcze, pojęcia nie mam, czym zajmuje się klasa średnia postawiona w obliczu wiejskiej idylli. Pansy i ja będziemy robić to, co potrafimy najlepiej: odprężać się. Preferuję wprawdzie odprężenie przy alkoholu, ale mogę zadowolić się również filiżanką herbaty. Jestem pod tym względem uniwersalny.

Leniwy jak sama cholera, chciałeś powiedzieć.

Dokładnie.

Dolina Godryka?

Wydało mi się to… — Draco nie wiedział, jak to ująć — … odpowiednie.

Weasley uniósł szklankę.

Jesteś totalnym, beznadziejnym świrem, Malfoy. Dzięki. Pansy oszaleje z radości. A Harry pęknie chyba ze szczęścia. Zrobiłeś to dla niego czy dla siebie?

Dla nas obu — przyznał Draco. — Harry stanie się de facto wujkiem waszych dzieci, a znając twoje geny, Pans będzie wyrzucała z siebie jedno po drugim niczym kule armatnie, więc Harry nie będzie aż tak boleśnie odczuwał faktu, że nigdy nie doczeka się własnych. Z kolei ja będę widywał ją równie często, co teraz. A ty Harry’ego jeszcze częściej. Zakładając, że uda nam się pohamować i nie pozabijać nawzajem, całość powinna funkcjonować zadowalająco.

Weasley dopił whisky i odstawił szklankę, ze skruchą potrząsając głową.

Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać, Malfoy. Naprawdę masz łeb na karku.

Draco nawet nie pofatygował się, by odpowiedzieć. Był genialny. Nawet minister tak uważał. A poza tym Weasley wypowiedział to tak, jakby nie był pozytywnie zaskoczony, ale raczej zszokowany, i to w negatywnym sensie. Do diabła z tym. Nie było wyjścia, Draco weźmie ślub z Potterem, a Pansy z Weasleyem i kropka. Poradzą sobie. Jego przyjaźń z Pansy trwała od wieków i nie miał zamiaru dopuścić do rozluźnienia jej więzów tylko dlatego, że dziewczyna dostała czegoś na kształt ataku niepoczytalności, zadając się z Weasleyem.

Mała rada, Weasley. Gdy Pansy popada w taki nastrój, to na twoim miejscu odczekałbym trzy godziny, a potem zjawił się z bukietem kwiatów o wartości minimum dziesięciu galeonów…

Nie robię takich bzdur. Harry też nie!

Draco spiorunował mu wzrokiem.

Wysłuchasz mojej rady czy nie? Dostosuj się do niej co do joty, jeśli chcesz się dziś przespać z Pansy. Oprócz kwiatów przynieś jej pudełko czekoladek. Duże. Co najmniej półkilogramowe. Orzechy i karmel. Tylko się nie pomyl. Dasz jej te z nadzieniem śmietankowym, a przez tydzień będziesz się zaspokajał sam pod prysznicem.

Merlinie! Ślizgoni! Swoją drogą, Pansy groziła, że pokaże Harry’emu i da mu to, na co zasłu…

O kurwa. Draco wychylił szklankę do dna i aportował się do domu.


***


Potter już na niego czekał. W chwili, gdy stopy Dracona uderzyły o podłogę, złapał go za ramiona i popchnął na przeciwległą ścianę.

Draco zdołał wydusić „Twoje oko…”, co Potter zupełnie zignorował. Napierając na niego swym ciałem, zaczął zalewać mu uszy gorączkowym szeptem, tak nieskładnym, że zaskakującym nawet w porównaniu ze zwykłym potterowym chaosem:

Ja nigdy… To miało być… Wiesz, przez weekend… No i, tak, ona chyba była trochę napalona, ale ja nie… Nie powinienem był kłamać, ale chciałem… Leży niedaleko waszego dworu… Niezbyt duży, ale… Ja… mam tu… Ty masz… — Potter zadrżał i cofnął się odrobinę. Pansy nieźle go walnęła. Draco będzie musiał wysłać sowę do Granger. Zaklęcia uzdrawiające nadal nie stanowiły jego mocnej strony. — Ja nigdy bym nie… Przecież tutaj mam to. — Potter przesunął dłonią po włosach Dracona. — I to. — Kciukiem musnął mu czoło. — I to. — Opuszkiem palca dotknął czubków jego rzęs. — A, i to. — Dwoma palcami przejechał mu po ustach. — Ale przede wszystkim mam to — zakończył, kładąc rękę na sercu Dracona i stykając ich czoła ze sobą.

Draco powtórzył gest, układając dłoń na sercu Pottera. Czuł się za bardzo poruszony i obezwładniony radością, by powiedzieć na głos „tak”. Powtarzał to jednak w myślach. Raz za razem, bez końca.


***


Merlinie, kto by powiedział, że poród jest taki mokry! Zdecydowanie powinno się coś z tym zrobić.

Im więcej dowiadywał się o procesie narodzin, tym bardziej go on przerażał, rozbudzając w nim dozgonną wdzięczność za to, iż posiadał penisa. Natura była po prostu okrutna. Oczywiście, że słyszał już o odejściu wód płodowych — mając ostatnio Pansy za stałe towarzystwo, trudno było o tym nie słyszeć i nie cierpieć na nadmiar zdecydowanie niemile widzianych informacji — nie wiedział jednak, że należy brać ten zwrot aż tak dosłownie. Na szczęście matka okazała na tyle taktu i wyczucia, by odczekać ze swą słabością aż do chwili pokrojenia tortu.

Draco od pięciu minut męczył się z krawatem. Był tak wyczerpany, że palce odmawiały mu posłuszeństwa.

Chodź, ja to zrobię — usłyszał i przechylił głowę, by Potter miał dosyć miejsca na siłowanie się z węzłem, który zdawał się zasupłać na dobre. — Coś ty, do diabła, zrobił z tym krawatem… Blaise tonie w ekstazie. To było bardzo miłe ze strony twojej matki, z tym, no wiesz, imieniem.

Draco przytaknął. Mała siostrzyczka. Był daleki od wypytywania matki co do jej wyboru, ale z całą wyrazistością pojął, dlaczego jego nieżyjąca kuzynka upierała się, by nazywać ją „Tonks”. Niewątpliwie i to dziecko postanowi kiedyś, żeby nie zwracać się do niego ani „Nimfa”, ani „Dora”. Ostatnie zdrobnienie brzmiało jak imię skrzatki domowej, a pierwsze, no cóż, mówiło samo za siebie.

Ciotce Andromedzie z pewnością sprawi to radość — zgodził się Draco. Po krótkim zastanowieniu stwierdził, że to właśnie matka cementowała ich rodzinne więzy we właściwy sobie cichy, nieugięty sposób. Ojciec zaś zawsze mylił karmienie swych szalonych ambicji z dbaniem o dobro rodzinnych interesów.

Choć ani słowem nie wspomnieli Lupina czy Tonks, Potter zaczął dryfować w kierunku przeraźliwej melancholii. Draco nie przewidywał jednak takiego nastroju na swą noc poślubną.

Przynajmniej zaczekała, żeby się nie rozpuścić przed pokrojeniem tortu. Był naprawdę wyśmienity, nie uważasz?

Masz, trzymaj ten krawat. Jesteś wolny. Tak, był naprawdę wspaniały. — I jakby domyślając się, że tej specjalnej nocy nie wolno mu będzie się smucić, Potter pociągnął Dracona w stronę okna, wyczarował światło i otoczył go ramionami. Draco wtulał plecy w pierś męża, wpatrując się wraz z nim w ciemność ogrodu. — Wygląda na to, że trzeba tu włożyć nieco pracy. Dzień, w którym ujrzę cię z sekatorem w ręku, będzie jednocześnie dniem mojej śmierci na atak serca. Nie przepadam za robotą w ogrodzie od czasów, kiedy mieszkałem u ciotki i wuja.

Ponieważ cię wykorzystywali i głodzili. Będziesz przycinał żywopłot, kosił trawnik i co tam jeszcze, a ja w zamian będę ci fundował fantastyczny seks oralny. Zobaczysz, nie minie chwila, a będziecie kłócić się z Weasleyem na temat najlepszych metod hodowli drzewek owocowych. To w sam raz coś dla klasy średniej. Hołdowanie swemu wewnętrznemu ogrodnikowi.

Podczas gdy ty będziesz hołdował swemu wewnętrznemu arystokracie, siedząc na tyłku i wydając polecenia?

Draco roześmiał się głośno. Ponieważ była to czysta prawda, która zdawała się ani trochę nie wadzić Potterowi.

Te domki… Jeden obok drugiego… Naprawdę ładne i, wiesz, tutaj, w Dolinie Godryka, to… No tak. Dzięki. Świetny prezent ślubny. Co zrobimy z drugim domem?

Zrób z niego prezent ślubny dla Granger. Szepnęła mi w tajemnicy, że planują z Billingsem stanąć na ślubnym kobiercu. Prawdziwe błogosławieństwo dla całej reszty londyńskich singli, że ci dwoje ocalą ich przed ryzykiem najnudniejszego pieprzenia na świecie. Chociaż sami pewnie nawet nie zauważają, jak bardzo są nudni, więc… Au! To była moja stopa. A tak w ogóle to nie potrzebujemy pieniędzy, za to przyda nam się ulga podatkowa.

Ślizgon — szepnął mu Potter do ucha.

Mówisz to tak, jakby chodziło o coś złego. Słuchaj, nie przeszkadza ci, że kazałem już wyremontować ten dom? Naprawdę nie miałem nastroju na spędzanie miesiąca miodowego niczym na kempingu.

Skąd. Jestem do niczego w tych sprawach. Ładnie tu teraz. Odwaliłeś kawał dobrej roboty. — Pochwała została przypieczętowana pocałunkiem w bok szyi Dracona. Potter całował naprawdę doskonale, Draco nie zdołał jednak skupić się całkowicie na pieszczocie, kątem oka odnajdując wreszcie idealne miejsce na zaprojektowaną przez siebie altankę. Którą Potter i Weasley zbudują wspólnymi siłami. Niech już lepiej zaczną ćwiczyć zaklęcia konstrukcyjne, i to szybciutko. Altanka powinna stanąć w lutym, ponieważ najpóźniej w pierwszej połowie kwietnia trzeba będzie zasadzić pnące róże. Hmm, ciekawe, jaką zapowiadano zimę?

Potter, nie uważasz, że tamten róg, o, tam dalej, byłby wyśmienitym miejscem na altankę? Kocham róże i muszę je mieć, w tej jednej kwestii nigdy nie ustąpię. Chciałbym posadzić dziką odmianę pnących, bo właśnie te mają najlepszy zapach. Musimy mieć Madame Alfred Carriere*. Oplotą altankę. Od frontu. Uwielbiam ich kolor. Bardzo blady róż, a ich woń jest niemal lepsza od seksu. I choć krążył mi po głowie pomysł białego ogrodu, który bez dwóch zdań byłby samym szykiem, to sądzę, że lawenda i…

Malfoy, to moja noc poślubna i chciałbym dobrać się do męża, zanim ten wytworny zegar z wahadłem na kominku w holu wybije północ. Czy moglibyśmy postarać się o wyłączenie twojego mózgu na najbliższe czterdzieści minut?

Tak — jęknął Draco, bo dłoń Pottera zacisnęła się przez materiał spodni na jego jądrach w najbardziej niegrzeczny ze wszystkich możliwych sposobów, obejmując je i masując tak, że kolana Dracona zmiękły, a penis stwardniał.

Draco rzadko żądał czegoś konkretnego podczas seksu z Potterem, ponieważ ten wykazywał się jako partner sporą pomysłowością, ale dzisiejszej nocy pragnął zrobić to w ten jeden, specjalny sposób. Będący dokładną kopią ich pierwszego razu. Nie tego ocierania się o siebie na kanapie, na to Draco był zbyt zmęczony. Chciał powtórzyć tamto spektakularne (mimo braku doświadczenia) rżnięcie przed lustrem, z Potterem pierwszy raz kosztującym jego smaku, uczącym się go dotykać, doznającym jego podniecenia, jego żaru, jego całego.

Chciałbym, wiesz… Jak wtedy, w moim mieszkaniu… Nasza pierwsza noc… Nie, nie na kanapie, później… Po tym, jak… Lustro… wiesz…

Tak, Malfoy, wiem.

Potter nie był geniuszem, umiał jednak pojmować w lot.


***


Leżeli przyciśnięci do siebie: śpiący Potter, wtulony w jego plecy, sklejony z nim lepkimi pozostałościami ich namiętności, ponieważ byli zbyt wyczerpani, by wstać i się umyć, Draco przepełniony szczęściem do granic wytrzymałości. Ogród będzie powalający. Och, jasne, Weasley zacznie się wściekać jak sama cholera, bez wątpienia…

Malfoy, pora spać. Mamy przed sobą cztery wspaniałe dni, zanim wrócimy do miasta na wesele Rona i Pansy. Ogród może zaczekać.

Zdawało mi się, że śpisz — burknął Draco.

Słyszę, jak coś ci chodzi po głowie — Potter przytulił się mocniej.— No, śpij już.

Draco udał, że śpi. Pogłębił oddech między jedną myślą o różanym ogrodzie a drugą i nie przestając medytować nad kwiatami i krzewami, spowolnił ruchy klatki piersiowej.

Nie nabierzesz mnie. Nadal myślisz. — Cholera. — Nienawidzę cię, Malfoy — wymruczał Potter sennym, szczęśliwym szeptem.

Galopujące myśli zatrzymały się w jednej chwili.

A ja ciebie jeszcze bardziej, Potter.

Wsłuchany w łagodny odgłos oddechu swego męża, muskający mu kark, dziwił się własnemu, oszałamiającemu szczęściu i czy tylko mu się zdawało, czy to naprawdę zapach róż ukołysał go do snu?



KONIEC



* Madame Alfred Carriere to gatunek często kwitnącej róży pnącej.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Prezent ślubny ?łość
Najlepszy prezent ślubny-wałek, Kobieta i Mężczyzna
Teksty ZAMIAST PREZENTÓW ŚLUBNYCH i KWIATÓW
Podatek od prezentów ślubnych
AA Prezent ślubny 1 4(5)
ostatnia prezentacja z fizjoterapi, Studia, Fizjoterapia, Studia - fizjoterapia, Fizjoterapia ogólna
Podstawka ostatni slajd prezentacja21 12 2013
ostatni szczyt www prezentacje org
ostatni odcinek www prezentacje org
Hyatt Sandra Ślubny prezent
Podstawka ostatni slajd prezentacja21 12 2013