2

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

  1. Bardzo ładnie, Sabrino! - Aubrey Holcomb zamk­
    nęła szufladę kasy i przyjrzała jej się z aprobatą i ulgą
    jednocześnie. Właścicielka sklepu wyglądała niezwy­
    kle elegancko i modnie w prążkowanych ciemno­
    brązowych spodniach i jasnozielonej bluzce o długich
    rękawach i sztywnym kołnierzyku. Jej szyję zdobiła
    •luźno związana chusta w odcieniach tych samych
    kolorów, a brązowe buty na koturnach dodawały jej
    co najmniej dziesięć centymetrów wzrostu.

  2. Narzuciłam, co wpadło mi pod rękę. - Sabrina
    uśmiechnęła się i postawiła torebkę za ladą. - Więc
    od czego zaczniemy?

  3. Może na początek zobaczysz, co mamy w skle­
    pie, żebyś nie czuła się zagubiona, kiedy otworzymy.
    Potem pokażę ci, jak obsługiwać kasę. Prawdę mó­
    wiąc, ten miesiąc jest wyjątkowo kiepski i mam
    nadzieję, że dzisiaj trochę to sobie odbiję. No i...
    hm... nie chciałabym, żebyś się zdenerwowała i znów
    zaczęła jąkać. Bez urazy.

  4. Wcale się nie gniewam. Wszystko będzie dob­
    rze. Wczoraj martwiłam się po prostu, że nie dostanę
    tej pracy. Ale dostałam, więc już się nie denerwuję...
    i nie będę stremowana. - Dziewczyna wzięła głęboki
    oddech i ruszyła przejściem między wieszakami. -
    Rozejrzę się tu trochę.

- Och, poczekaj. - Aubrey sięgnęła na półkę pod
półkolistą ladą i wyjęła stamtąd czarną plakietkę
z imieniem i nazwiskiem Sabriny, wypisanymi zło­
tymi literami. - Pomyślałam, że powinnaś to nosić.
Klienci lubią wiedzieć, kto ich obsługuje.

- 106 -

- Dzięki. - Dziewczyna przyczepiła plakietkę do
ubrania, znów wpadając w doskonały nastrój. Mimo
niezbyt udanego startu z poprzedniego dnia, Aubrey
starała się być dla niej miła. A Sabrina potrafiła
docenić ten gest. I przechadzając się po eleganckim
sklepie, czuła, że to będzie wyjątkowo udany dzień
dla Too Chic Boutique!

Kiedy do sklepu zaczęli wchodzić pierwsi klienci, od razu zabrała się do pracy. Nie zdjęła wcale za­klęcia z lustra, które zaczarowała poprzedniego po­południa specjalnie dla Jocelyn, lecz sprawiła, by wszystkie zwierciadła w sklepie działały w ten sam sposób. Później musiała się martwić tyłko o to, by wszyscy znaleźli dokładnie to, czego szukają.

- Jaki rozmiar? - spytała tęgą młodą kobietę, pró­
bującą dobrać spódnicę lub spodnie do żakietu,
który spodobał jej się wcześniej.

Ładna i elegancka mimo przysadzistej figury kobieta unikała wzroku Sabriny, gdy odpowie­działa:

- Dziewięć. Zdecydowanie dziewięć.

Mogłaby zapewne wcisnąć się w dziewiątkę, z pe­wnością jednak nosiła zazwyczaj rozmiar jedenaście. Sabrina nie zamierzała jej jednak o tym mówić. Tego rodzaju spory mogą tylko rozgniewać klienta i ze­psuć całą transakcję.

- Jestem pewna, że mamy dziewiątkę w tym
kolorze. - Odwróciwszy się plecami do kobiety,
zdjęła z wieszaka spódnicę i parę spodni. Jednym
kiwnięciem palca zamieniła numer rozmiaru z jede-

~ 107 ~

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

nastki na dziewiątkę. - Proszę. Może przymierzy pani jedno i drugie? Jeśli się pani spodobają, będzie pani mogła skomponować dwa różne zestawy. Ma­my też bluzki w tym kolorze, jestem pewna, że świetnie pasowałyby do tego żakietu.

Wręczywszy klientce całą stertę ubrań, zaprowa­dziła ją do przymierzalni. Aubrey stała przy kasie i przyjmowała właśnie pieniądze za skórzaną to­rebkę. Wykorzystując okazję, Sabrina zmieniła lek­ko odcień strojów, by zadowolić wymagającą klient­kę. Była niemal pewna, że te subtelne magiczne zabiegi nie mogą zostać uznane za ingerencję w świat śmiertelników. Jej zaklęcia były tylko in­nowacyjną techniką marketingową.

- Nigdy wcześniej nie robiłam tu zakupów - mó­wiła kobieta stojąca przy ladzie - ale na pewno jeszcze tu wrócę. Nie sądziłam, że znajdę kiedykol­wiek torbę, która pasowałaby do tego kostiumu.

Aubrey spojrzała na swoją nową pomocnicę i puś­ciła do niej oko.

Uśmiechnięta od ucha do ucha, Sabrina prze­niosła uwagę na nastoletnią dziewczynę, która wdzięczyła się do swego odbicia w lustrze. Miała na sobie lśniącą srebrną sukienkę sięgającą jej do połowy uda. W odróżnieniu od wielu innych klientek Too Chic Boutique błękitnooka blondyn­ka miała figurę i nogi odpowiednie do tak skąpe­go stroju.

- Leży idealnie! Jest naprawdę rewelacyjna! -zachwycała się dziewczyna, potem jednak zmarsz-

- 108 ~

czyła czoło. - Choć mogłaby być troszeczkę krótsza, prawda? - Odwróciła się i spojrzała na Sabrinę.

Ta, zatrzymując na sobie jej spojrzenie, skiero­wała palec na brzeg sukienki i skróciła ją o pięć centymetrów.

- Wydaje mi się, że jest w sam raz.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, odwróciła się

do lustra i zamrugała, zdumiona.

- Wiesz, chyba masz rację. Mogłabym przysiąc,
że jest za długa, ale teraz wcale już mi się tak nie
wydaje. Naprawdę rewelacja. - Ukontentowana, je­
szcze przez dłuższy czas podziwiała swe odbicie
w zaczarowanym lustrze.

Tęga kobieta wyszla z przymierzalni zarumienio­na z radości.

  1. Trudno mi znaleźć ubrania, które dobrze by
    na mnie leżały. Ale te są wręcz idealne. Zechciała­
    byś zanieść je do kasy? Ja trochę tu jeszcze pomy-
    szkuję.

  2. Oczywiście. - Przerzuciwszy przez ramię żakiet,
    spodnie, spódnicę i dwie bluzki, Sabrina westchnęła
    cicho. Nic dziwnego, że kobieta nie mogła znaleźć
    dla siebie nic odpowiedniego, skoro uparcie przy­
    mierzała wszystko o dwa numery za małe. Zado­
    wolona z siebie, ruszyła do kasy, by zostawić tam
    ubrania.

Właścicielka butiku promieniała radością.

  1. Jeśli pójdzie tak dalej, to jeszcze przed trzecią
    pobijemy sobotni rekord sprzedaży!

  2. Naprawdę? A która jest godzina?

- 109 ~

Sabrina, nastoletnia czarownica

  1. Dochodzi południe. - Aubrey dojrzała nastolat­
    kę wychodzącą z przymierzalni ze srebrną sukienką
    w ręku. - Weźmie to?

  2. Zdziwiłabym się, gdyby nie wzięła - odparła
    Sabrina.

  3. Świetnie! To sukienka z kolekcji jesiennej. Myś­
    lałam, że nigdy się jej nie pozbędę, bo jest okropnie
    droga, ponad sto dolarów po przecenie! - Zapomi­
    nając o swej chłodnej i wyniosłej postawie, Aubrey
    zachichotała z podniecenia. - Ty chyba naprawdę
    umiesz czarować, Sabrino!

  4. Może - odparła dziewczyna z uśmiechem, od­
    chodząc w głąb sklepu, by znaleźć sympatyczną
    klientkę, która powinna nosić rozmiar jedenaście.
    Choć wiedziała już, jak obsługiwać kasę, Aubrey
    najwyraźniej wolała stać za ladą, niż przechadzać
    się po butiku i pomagać klientom w wyborze
    ubrań.

Poranek upłynął szybko i o wiele lepiej, niż Sab­rina mogła nawet przypuszczać. Nastrój poprawił jej się jeszcze bardziej, kiedy ujrzała za szybą wy­stawy ponurą twarz Libby.

Cheerleaderka patrzyła na nią z charakterystyczną dla siebie gniewną i nadąsaną miną. Gdyby spoj­rzenie mogło zmieniać ludzi w kałużę dygoczącej galarety, Sabrina natychmiast rozlałaby się po całej podłodze. Na szczęście Libby mogła polegać tylko na swej przytłaczającej osobowości i jadowitych słowach, które jedynie upodabniały ludzi do dygo­czącej galarety.

- 110 -

Pojedynek czarownic

Bezpieczna i rozbawiona Sabrina pomachała do niej wesoło.

Libby uniosła dumnie głowę, odwróciła się i ode­szła.

Aż trudno uwierzyć, pomyślała Sabrina i w tej samej chwili dostrzegła znajomą tęgą kobietę prze­glądającą kolekcję dżinsów. Nim jednak do niej dotarła, zatrzymała ją Jenny.

  1. Możesz się wyrwać na lunch?

  2. Nie wiem. - Sabrina uniosła brwi, kiedy do
    sklepu weszły kolejne dwie osoby. ~ Mamy bardzo
    duży ruch.

  3. Mimo to spytaj - nalegała jej przyjaciółka. -
    Naprawdę chciałabym zjeść prawdziwy lunch. Har-
    vey spotka się z nami w Hongkong Barze za pięć
    minut.

  4. Tak? - Sabrina westchnęła. - No dobrze, zo­
    baczę, co da się zrobić. Czekaj na mnie przy fon­
    tannie.

- Świetnie. Do zobaczenia za parę minut.
Kiedy Jenny wyszła ze sklepu, Sabrina powróciła

do przysadzistej klientki, zastanawiając się, jak sobie z nią poradzić. Zaklęcie było jedynym logicznym rozwiązaniem. Dyskretnie wskazując palcem na kobietę, wyszeptała przygotowane naprędce za­klęcie:

- Wybierz numer jedenaście, numer dziewięć zobacz, a cokolwiek tu przymierzysz, będzie ci pa­sować.

Kręcąc lekko głową, klientka odłożyła dżinsy - 111 -

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

w rozmiarze dziewięć, które właśnie trzymała, i sięg­nęła po jedenaście. Jej twarz rozjaśniła się w uśmie­chu, gdy spojrzała na metkę. Rozwiązawszy pomyśl­nie ten problem, Sabrina pospieszyła do lady, gdzie Aubrey obsługiwała właśnie dziewczynę ze srebrną sukienką.

  1. Czy mogłabym pójść teraz na lunch?

  2. Teraz? - Aubrey rozejrzała się po sklepie. - Ra­
    czej nie, Sabrino. Nie mogę jednocześnie obsługiwać
    kasy i pomagać klientkom.

  3. Wcale nie wygląda na to, żeby potrzebowały
    pomocy - zauważyła Sabrina. I tak było. Zaczaro­
    wane lustra wykonywały za nią niemal całą pracę.
    Dwie kolejne zadowolone panie zmierzały właśnie
    do kasy z zakupami w rękach. Należało się jedynie
    obawiać, że Aubrey nie będzie mogła nadążyć z za­
    łatwianiem kolejnych transakcji. Ale temu można
    łatwo zaradzić, pomyślała Sabrina z szelmowskim
    uśmiechem.

Odstąpiwszy na bok, by przepuścić dwie kobiety zmierzające do lady, objęła dyskretnym gestem cały sklep.

Cierpliwość uszlachetnia każdego. Chętnie po­czekasz, bo znalazłaś coś innego.

Kiedy Aubrey sięgnęła po spodnie i kamizelkę przyniesione przez pierwszą z kobiet, ta spojrzała na wieszaki z szydełkowymi bluzkami.

  1. Proszę poczekać! Zostawię to u pani na chwilę,
    dobrze? Muszę przymierzyć tę bluzkę.

  2. Oczywiście. - Właścicielka butiku wzruszyła

- 112 -

ramionami i uśmiechnęła się do drugiej kobiety, która zdjęła właśnie trzy pary kolczyków z wystawy przy ladzie i dołożyła je do swoich zakupów.

- Czy mogę pani w czymś pomóc? - spytała Sab­
rina kobiety spieszącej do stojaka z bluzkami.

- Nie, dziękuję. - Ta nawet na nią nie spojrzała.
Sabrina spytała o to samo inne klientki i otrzymała

takie same odpowiedzi.

- Wygląda na to, że wszystkie wolą radzić sobie
same. Potem może być gorzej.

Aubrey skinęła głową, niechętnie przyznając jej rację.

  1. Dobrze, ale nie siedź tam zbyt długo.

  2. Oczywiście. - Dziewczyna pochwyciła torbę
    i pobiegła do drzwi.

Jenny zerwała się z kamiennej ławki i razem ruszyły w stronę ruchomych schodów. Podekscy­towana własnymi przeżyciami z Jaskini Dickensa, nie przestawała mówić, dopóki nie dotarły na miejsce.

- I potem ten chłopak, niesamowity przystojniak,
opalony na brąz i umięśniony jak młody bóg, spytał
mnie o dział z kuchnią wegetariańską. - Jenny pod­
niosła rękę do piersi i zachwiała się lekko, udając
omdlenie. - Patrzyłam na niego jak idiotka. Byłam
kompletnie zaskoczona. Rozumiem, zdrowe jedzenie
albo dieta dla sportowców, ale kuchnia wegetariań­
ska? Na szczęście opamiętałam się po kilku sekun­
dach. On był naprawdę niesamowity. Czułam się
jak w pięknym śnie, kiedy go obsługiwałam.

~ 113 ~

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

  1. I co się potem stało?

  2. Co się stało? - Jenny zamrugała. - Kupił dwie
    książki kucharskie i wyszedł.

  3. Och. - Kręcąc głową, Sabrina uśmiechnęła się
    i pomachała do Harveya, który przechadzał się przed
    chińskim barem. Nie był opalonym na brąz atletą,
    ale był przystojny i miły jak marzenie, spełnione
    marzenie.

  4. Cześć, Harvey!

Jenny poklepała przyjaciółkę po ramieniu. - Wygląda na to, że twoja kuzynka wcale nie była taka zła na Libby, jak mówiła.

- Hę? - Zbita z tropu Sabrina uniosła brwi, a po­
tem spojrzała w kierunku wskazanym przez przy­
jaciółkę. Tanya i Libby siedziały razem przy stoliku
po drugiej stronie pasażu restauracyjnego i rozma­
wiały o czymś z ożywieniem, przyglądając się Har-
veyowi.

Sabrina przygasła. Była tak pochłonięta tajem­niczym testem, przywracaniem do porządku wło­sów i troskami związanymi z weekendem, który musiała przetrwać w towarzystwie kuzynki, nie wspominając już o nocnej nauce nowych zaklęć i porannej pracy, że zapomniała zupełnie o tym, że Harvey wybiera się z Tanyą do kina. Sytuacja była irytująca, nie mogła jednak raczej zagrozić jej sto­sunkom z Haryeyem. Choć Tanya sprowokowała to zaproszenie, nie mogła używać miłosnych czarów, zaklęć czy napojów. A Sabrina całkowicie ufała Harveyowi.

- 114 -

Fakt, że kuzynka przyszła trzy godziny wcześniej i jadła lunch z Libby, był jednak trochę niepokojący. Kiedy obie dziewczyny odwróciły się, by obdarzyć ją i Jenny zimnymi jak lód spojrzeniami, Sabrina podniosła tarczę. Jej ciało ogarnęło dziwne uczucie, jakby przepłynął przez nią potężny, lecz nieszkod­liwy prąd.

  1. Jak dwie papużki - mruknęła, prowadząc przy­
    jaciółkę w stronę Hongkong Baru.

  2. Libby i Tanya? - Jenny skinęła głową. - Wiem,
    że to zabrzmi dziwnie, ale wydaje mi się, że ta twoja
    kuzynka miała coś wspólnego z tym, co stało się
    wczoraj z twoimi włosami.

  3. Cóż... tak, miała. - Wymyśl coś szybko! - Dodała
    coś do mojego szamponu... pewną substancję... która
    zaczyna działać dopiero po pewnym czasie, więc nie
    mogłam zorientować się od razu.

  4. Jak można zrobić coś podobnego własnej kuzyn­
    ce. - Jenny pokręciła głową z niedowierzaniem.

  5. To typowe dla jej części rodziny - wyjaśniła
    Sabrina. - Jej ojciec tak samo dokuczał moim ciot­
    kom.

  6. Chodźcie już. Umieram z głodu. - Przynag­
    lając je machaniem ręki, Harvey odsunął się, by
    dziewczęta mogły stanąć przed nim w kolejce. -
    Praca jest znacznie przyjemniejsza, niż przypusz­
    czałem, ale też człowiek strasznie szybko przy niej
    głodnieje.

  7. Ty głodniejesz, nawet kiedy śpisz - droczyła się
    z nim Sabrina.

- 115 -

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

  1. Masz rację. - Chłopak uśmiechnął się z zakło­
    potaniem. - Co rano wstaję głodny jak wilk.

  2. Więc podoba ci się w Pałacu Sportu? - spytała
    Jenny, kiedy czekali w kolejce.

  3. Tak. To wcale nie jest trudne. Muszę tylko
    pokazywać ludziom, gdzie są różne przyrządy i jak
    działają. Może zajmę się golfem.

  4. Golfem? - Sabrina wzięła do ręki tacę i spojrzała
    na Harveya pytająco.

  5. Nigdy nie przypuszczałem, że mi się to spodoba.
    Ale kiedy wypróbowałem kilka kijów, zrozumiałem,
    że to coś znacznie więcej niż przebijanie piłeczki
    z jednego końca pola na drugi. - Nałożywszy na
    tacę torebki z sosem sojowym i musztardą, chłopak
    odwrócił się, by zaprowadzić dziewczęta do stolika. -
    Poza tym dentyści to przecież także lekarze. Golf
    byłby dobrym...

Zachwiał się nagle i zgiął wpół, jakby ktoś wy­mierzył mu potężny cios w żołądek.

Sabrina natychmiast spojrzała na drugą stronę sali. Tanya wyciągała rękę w stronę Harveya. Uśmiech­nęła się złośliwie, wykonując kolejny gest. Siedząca obok niej Libby otworzyła usta ze zdumienia.

Harvey poleciał do przodu, przechylając tacę. Talerz wyładowany ryżem, sałatkami i potrawką z kurczaka wylądował na podłodze. Wielki papiero­wy kubek wypełniony po brzeg napojem pomarań­czowym także zaczął się przewracać, potem jednak zmienił kierunek i upadł na bok, oblewając rękaw bluzki Jenny.

~ 116 -

- Och, nie! - Jenny odruchowo odskoczyła do tyłu, następując na stopę jakiegoś mężczyzny.

Sabrina przyglądała się w niemym przerażeniu, jak zachowanie jej przyjaciół uwalnia w ciągu kilku sekund całą lawinę wydarzeń.

Mężczyzna wyciągnął rękę, by zepchnąć Jenny ze swej stopy, i raptownie poderwał do góry swoją tacę, zastawioną burgerami, frytkami i koktajlami mlecznymi. Zawinięte w papier kanapki i pudełka z frytkami poleciały do tyłu, prosto na trzech dwu-nastolatków. Kubki z koktajlami spadły na podłogę za plecami mężczyzny, rozpryskując dokoła swą zawartość.

Jenny postąpiła do przodu i odwróciła się ra­ptownie, zdumiona, uderzając łokciem przecho­dzącą obok kobietę. Sabrina zdołała szybkim ru­chem ustabilizować jedzenie na tacy Jenny, by i ta nie musiała zbierać go za chwilę z podłogi. Wszystko jednak działo się tak szybko, że nie była w stanie zapanować nad dalszym biegiem wydarzeń.

Uderzona kobieta krzyknęła i odwróciła się, po­trącając torebką siwowłosego sprzątacza, który wy­jmował właśnie foliową torbę z kosza na odpadki. Stracił równowagę i wpadł prosto do opróżnionego pojemnika.

Jeden z chłopców zasypanych burgerami, roz­wścieczony, podniósł kanapkę i wziął szeroki za­mach, by zemścić się na napastniku. Nim jednak opuścił rękę, pośliznął się na mlecznej papce, upadł

- 117 -

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

i przejechał na śliskiej podłodze kilka metrów, wpa­dając prosto w tłum rozchichotanych nastolatek, które rozpierzchły się z krzykiem na wszystkie strony.

- Tutaj! - syknęła Sabrina do Harveya i Jenny,
odciągając ich na bok, kiedy do baru wbiegli straż­
nicy. Prowadząc ich do stolika, obserwowała, jak
umundurowani ochroniarze podnoszą z podłogi
chłopca wybrudzonego mlecznym koktajlem. Chło­
pak wyrwał się im i wzruszał tylko ramionami,
gdy zadawali mu pytania. Mężczyzna, któremu
Jenny nastąpiła na nogę, zaczął rozglądać się po
barze.

Na pewno szuka właśnie nas. Sabrina wycelowała

weń palec.

- Co z oczu, to z serca... - Wypuściła z palca
niewielką porcję energii, mając nadzieję, że częś­
ciowe zaklęcie będzie wystarczająco skuteczne. Było.
Mężczyzna pokręcił głową, westchnął, i ruszył do
wyjścia. Kobieta uderzona przez Jenny zniknęła już
dawno, wraz z grupką rozchichotanych dziewcząt.
Sprzątacz uwolnił się z pojemnika na śmieci, lekko
tyłko oszołomiony i zdumiony.

Pewna już, że nie zostaną obarczeni odpowiedzial­nością za ten nieprzyjemny incydent i że nikt nie wyrzuci ich z baru, Sabrina popatrzyła na przyjaciół.

Oszołomiony Harvey wpatrywał się tępo w swoją pustą tacę. Jenny, równie zdumiona, patrzyła na mokry rękaw oblepiający jej rękę.

Ponad szmer rozmów toczonych przy stolikach

- 118 -

wzbił się dziewczęcy chichot, który odwrócił uwagę Sabriny od problemów jej przyjaciół. Spojrzała na drugą stronę sali i ujrzała Tanyę i Libby, które z najwyższym trudem próbowały się opanować. Wreszcie obie nie wytrzymały i zgięte wpół wybuch­ły głośnym śmiechem. Napotkawszy spojrzenie Sab­riny, Tanya uniosła palec i dmuchnęła nań, jakby zdmuchiwała dym znad lufy rewolweru.

Sabrina zagotowała się ze złości. Wiedząc, że ma­giczna tarcza chroni ją przed zaklęciami kuzynki, nie przypuszczała nawet, że ta arogancka dziew­czyna spróbuje dosięgnąć ją poprzez jej przyjaciół. Był to pomysł tak podły i nikczemny, że nawet nie przeszedł Sabrinie przez głowę. Tanya nie dbała też o to, że jej złośliwe dowcipy dotykają boleśnie nie­winnych przechodniów. Uważając siebie za istotę wyższego rzędu, traktowała śmiertelników jako przedmioty zabawy, niewarte jej troski i zastano­wienia.

Wkrótce jednak miała przeżyć szok, który otworzy jej oczy i zmieni podejście do świata. Śmiertelnicy byli bezbronni wobec jej bezlitosnej magii, lecz Sab­rina mogła z nią walczyć.

Dojrzawszy czterech potężnie zbudowanych fut-bolistów ze szkolnego zespołu, którzy zmierzali właśnie w stronę stolika Tanyi i Libby, niosąc tace pełne kawałków pizzy, lodów i napojów, Sabrina podniosła palec. Los podsuwał jej okazję do zemsty na kuzynce, zbyt kuszącą, by się jej oprzeć. Libby też zasłużyła sobie na karę. Zrzucenie jedzenia na

~ 119 -

Sabrina, nastoletnia czarownica



kolana dziewczyn nie byłoby dostateczną karą za ich zachowanie, na pewno jednak stanowiło dobry

początek.

Tarcza chroniła Sabrinę od niecałych dziesięciu minut i wciąż miała działać przez co najmniej drugie tyle.

Uniosła palec.

Gotów, cel...

Rozdział dziesiąty

V^oś zaniepokoiło Sabrinę. Szybko zacisnęła palce w pięść, by nie dopuścić do uwolnienia zaklęcia. Nie wiedziała właściwie, dlaczego to zrobiła.

Może dlatego, że Tanya nawet nie drgnęła i pa­trzyła jej prosto w oczy, jakby wyzywając ją, by użyła przeciwko niej swej podrzędnej magii. Jeśli otoczyła się tarczą ochronną, zaklęcie Sabriny i tak po prostu odbiłoby się od niej.

I co by się wtedy stało?

Sabrina zastanawiała się nad tym przez chwilę, przypominając sobie poranną dyskusję o ogranicze­niach tarcz. Czy sceptyczne podejście ciotki Hildy było swego rodzaju ostrzeżeniem? Wszyscy wyda­wali się dziwnie małomówni, kiedy wychodziła do szkoły, jakby chcieli coś powiedzieć, lecz nie mieli odwagi. Być może czysta karta magicznej księgi za­wierała więcej informacji, niż jej się dotąd wydawało.

- 121 -

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

Westchnęła cicho. Była czarownicą dopiero od niedawna, lecz przekonała się już wiele razy, że używanie czarów bez uprzedniej analizy wszelkich możliwych konsekwencji może być bardzo niebez­pieczne.

A jeśli tarcza nie może chronić jej przed własnymi zaklęciami, na przykład odbitymi od tarczy innej czarownicy?

Sabrina nie wiedziała, czy to przypuszczenie jest prawdziwe, i nie zamierzała rzucać zaklęcia na inną czarownicę, by się o tym przekonać. Szybko jednak doszła do wniosku, że taki eksperyment wcale nie jest konieczny. Tanya nie próbowała nawet atakować jej bezpośrednio podczas wypadków, które przed chwilą miały miejsce w barze. Dlaczego? Sabrina jeszcze raz westchnęła. Istniało tylko jedno logiczne wyjaśnienie. Kuzynka wiedziała, że Sabrina umie już tworzyć tarczę i że każde zaklęcie powróciłoby do niej.

Sytuacja patowa.

  1. Co ja mam teraz zrobić? - żaliła się Jenny. - Nie
    mogę wrócić do księgarni z mokrym rękawem!

  2. Zimna woda - zasugerowała szybko przyjaciół­
    ka, sięgając do jej tacy. -Ja ci tego popilnuję. Musisz
    szybko spłukać plamę, potem może nie zejść.

Jenny nie wiedziała, że poplamiona bluzka to najmniejszy z jej problemów. Sabrina musiała wy­dostać ją jakoś z obszaru zagrożenia, nim Tanya się znudzi i uderzy ponownie. To samo dotyczyło Harveya.

~ 122 -


  1. Spróbować nie zaszkodzi. - Jenny oddała jej
    tacę i potruchtała do toalety.

  2. Muszę kupić sobie coś innego do jedzenia. -
    Harvey westchnął z rezygnacją. - Zaraz wrócę.

  3. Nie spiesz się! - krzyknęła za nim Sabrina, kiedy
    ruszył w stronę Hongkong Baru. Odstawiwszy tacę
    Jenny na stolik, skierowała palec ku przyjaciółce
    i szybko usunęła plamę z jej rękawa. Umysł miała
    zaprzątnięty jednak myślami o Tanyi i o tym, że jej
    nie może się pozbyć równie łatwo. Ponieważ obie
    dysponowały podobną mocą i obie używały tarcz,
    znalazły się chwilowo w impasie.

Choć Sabrina żałowała trochę, że nie może wal­czyć, tak naprawdę nie zamierzała się zniżać do poziomu Tanyi i Libby. Wiedziała jednak, że ku­zynka bez wahania zaatakuje ponownie jej przy­jaciół.

Sabrina podniosła tacę Jenny i rozejrzała się, szu­kając jakiegoś bardziej odosobnionego stolika. Kiedy przechodziła obok młodej kobiety z dwójką małych chłopców, jeden z nich wyciągnął z koktajlu słomkę, by opryskać brata. Słomka jednak złamała się, a biały płyn prysnął na jego twarz.

Sabrina zatrzymała się w pół kroku, uderzona nagłą myślą. Uśmiechnięta, zawróciła i pomaszero­wała prosto w stronę Libby i Tanyi.

Usiadła przy sąsiednim stoliku i spojrzała od nie­chcenia na zegarek. Tarcza mogła ją chronić jeszcze przez piętnaście minut, góra pół godziny. Dziew­czyna nie mogła w żaden sposób sprawdzić, która

~ 123 -

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

z tych prognoz jest trafniejsza. Tarcza kuzynki mogła działać dziesięć minut dłużej, bo podniosła ją dopiero po rzuceniu zaklęcia na Haryeya, kiedy Sabrina omal nie popełniła błędu, próbując odpłacić jej pięk­nym za nadobne.

- No proszę - zaczęła Tanya. Jak zwykle była
nienagannie ubrana. Lśniące fale ciemnych wło­
sów kontrastowały z bielą jedwabnej bluzki

0 sztywnym kołnierzyku, zalotnie rozpiętym pod
szyją. Ręcznie zdobiony, skórzany pasek podkreś­
lał talię, spodnie były obcisłe, dopasowane do fi­
gury. - Czyż to nie Sabrina, dobra czarownica
północy? Jak się czują twoi safandułowaci przyja­
ciele?

Safandułowaci! Sabrina omal nie zgrzytnęła zęba­mi ze złości. Na pozór jednak zignorowała tę złośliwą uwagę.

- Czarownica ma rację. - Libby skrzywiła się,
wciąż zbyt rozwścieczona tym, że nie dostała posady
w Too Chic Boutiąue, by silić się na sarkazm. - Chcę
moją pracę!

Wyciągnąwszy pałeczki z papierowego opakowa­nia, Sabrina zerknęła na nią z niewinną miną. Cheer-leaderka ubrana była w jasnoniebieską bluzkę, wło­żoną w ciemnoniebieską spódnicę, a do tego szydeł­kową beżową kamizelkę. Buty na wysokim obcasie

1 złote kolczyki dopełniały obrazu eleganckiej sprze­
dawczyni - nieco zbyt eleganckiej jak na sklep z za­
bawkami i grami.

- Co się stało? Już cię wyrzucili z Miasta Zabawek?

- 124 -


  1. Dobrze wiesz, o czym mówię! - warknęła Libby.

  2. Masz rację. Wiem. Widziałam ten czarny zna-
    • czek, który dorysowałaś na losie z Too Chic Bou­
    tiąue. - Uśmiechając się, Sabrina zręcznie pochwyciła
    kawałek mięsa między pałeczki.

Libby wstała i pochyliła się nad stolikiem, wbijając w nią zabójcze spojrzenie.

  1. Nazywasz mnie oszustką?

  2. Wydaje mi się, że to my patrzymy na oszustkę,
    Libby. - Tanya położyła rękę na jej ramieniu, jakby
    chciała ją uspokoić, nie odrywała jednak wzroku od
    kuzynki. - Ukradłaś jej pracę, Sabrino, a ja zamie­
    rzam dopilnować, by dostała ją z powrotem.

Sabrina przeżuła powoli mięso, przełknęła je i ski­nęła głową.

- Naprawdę? A jak zamierzasz to zrobić?
Tanya przewróciła oczami.

- Wiem z dobrze poinformowanych źródeł, że
niektóre... - Tanya zerknęła na Libby - ...że niektórzy
ludzie są silniejsi od innych.

Libby przytaknęła, kiwając energicznie głową.

Sabrina wstrzymała na moment oddech. Z jakich dobrze poinformowanych źródeł? Czy Jeffrey po­wiedział córce o tarczach i ich ograniczeniach? A mo­że domyśliła się tego sama? Niewykluczone, że Tanya podsłuchała poranną rozmowę z ciotkami, rozmyślała Sabrina, szybko jednak zrozumiała, że nie ma to większego znaczenia. Znaczenie miał tylko fakt, że jej kuzynka była święcie przekonana o przewadze swojej magii.

125

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

I nadzieja, że się myli!

Zarzucając przynętę, Sabrina zrobiła przestraszoną

minę.

- Nie sądzę, by właścicielka Too Chic Boutiąue pozwoliła ci zostać, jeśli wrócisz do pracy, wyglą­dając jak strach na wróble. - Oczy Tanyi zapłonęły złośliwym błyskiem, kiedy zaczęła wygłaszać za­klęcie: - Moc mych czarów tarczę zgniecie... włosy twe jak siano splecie! - dokończyła, kierując palec

na Sabrinę.

Mrugając z niedowierzaniem, Libby spojrzała na Tanyę tak, jakby ta całkiem oszalała.

Sabrina poczuła lekkie drżenie tarczy.

Wciąż wskazując na nią palcem, kuzynka skan­dowała:

- Spodnie brudne i podarte, kołnierz wytargany, niech się wszystkie twe ubrania zamienią w ła­chmany!

Libby zakryła usta dłońmi, by stłumić okrzyk

zdumienia i przerażenia.

Sabrina z najwyższym trudem zachowała zewnętrz­ny spokój. W środku jednak skakała z radości, kiedy długie, piękne włosy Tanyi skurczyły się i zamieniły w splątaną, suchą masę. Miejsce jedwabnej bluzki zajęła pomięta bawełniana koszulka, a kamizelki -kraciasta koszula o naderwanej kieszeni i brudnym kołnierzu. Wyblakły podniszczony pasek spleciony z kilku sznurków podtrzymywał wytarte, podarte i wysmarowane jakąś paskudną mazią, a do tego o dwa numery za duże dżinsy.

- 126 ~

- Tego już za wiele! - Libby poderwała się z krzes­ła, przewracając je na podłogę. - Zahipnotyzowałaś mnie, prawda? Stąd te wszystkie sztuczki, tak? -Wyciągając przed siebie ręce, jakby chciała ochronić się przed jakąś zakaźną chorobą, odsuwała się od Tanyi i od stolika. - A zresztą wszystko jedno. Ja wychodzę!

Żadna z czarownic nie odwróciła głowy, by spo­jrzeć na uciekającą w stronę windy dziewczynę. Sabrina wiedziała, że tarcza będzie ją chronić jeszcze tylko przez siedem, osiem minut. Jeśli miała pobić kuzynkę jej własną bronią, musiała zrobić to szybko.

  1. Dlaczego moje zaklęcie nie zadziałało? - spy­
    tała Tanya.

  2. Zadziałało. - Sabrina z trudem powstrzymywała
    uśmiech, patrząc na skonsternowaną minę rywalki.

Przekonana o swej nieomylności dziewczyna albo jej nie słyszała, albo nie przyjmowała do wiado­mości znaczenia jej słów. Nieświadoma dramatycz­nej zmiany, jaka zaszła w jej wyglądzie, Tanya spróbowała ponownie.

- Nogi z drewna wystrugane prysną jak bańki
mydlane. - Koncentrując się, skierowała palec na cel.

Sabrina pochwyciła się stołu. Tarcza chroniła ją, a nie krzesło, na którym siedziała. Szybko jednak okazało się, że ochrona ta dotyczy prawdopodobnie wszystkiego, czego dotykała.

Tanya krzyknęła przeraźliwie, kiedy nagle zała­mało się pod nią krzesło. Leżąc na podłodze, mru­gała, oszołomiona.

~ 127 ~

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

Siwowłosy sprzątacz porzucił miotłę i pospieszył jej z pomocą.

  1. Nic się pani nie stało, panienko?

  2. Odejdź ode mnie! - warknęła Tanya, odtrącając
    jego wyciągniętą rękę.

  3. Nie zadzieraj ze mną. Nie wygrasz. - Parskając
    z oburzeniem, mężczyzna odszedł.

  4. Stary pierdoła - mruknęła Tanya. Kiedy za­
    częła się podnosić, jej wzrok padł na rozdarte,
    powycierane kolana starych dżinsów. Natychmiast
    usiadła prosto i potrząsnęła gwałtownie głową.
    Dotknęła odmienionych włosów i ubrań, upew­
    niając ją, że nie uległa jakimś omamom. Z jej ust
    wyrwał się kolejny okrzyk, tym razem wyrażający
    niepohamowaną wściekłość. Zerwawszy się na rów­
    ne nogi, doskoczyła do stolika kuzynki i wymie­
    rzyła palec prosto w jej nos. Zdawało się, że na­
    wet otaczające ją powietrze naładowane jest złą

energią.

- Uważaj, co robisz - ostrzegła ją Sabrina. Delikat­
nie odsunęła palec Tanyi na bok. - Może ci się udać,
a rezultaty nie są miłe, prawda?

Tanya zawahała się. Zacisnęła usta i wyprostowała się, przyjmując wyniosłą postawę. Spoglądając wy­zywająco na kuzynkę, uniosła rękę.

- Chybione zaklęcia i czary, odwróćcie, coście
zdziałały! - Wskazała na siebie, wzięła głęboki od­
dech i spojrzała w dół. Jej spokój i pewność siebie
zamieniły się w kolejny atak gniewu, kiedy zro­
zumiała, że kontrzaklęcie nie podziałało.

- 128 -

Sabrina skuliła się na krześle nie z obawy przed nią, lecz dlatego, że wrzaski dziewczyny oraz jej niecodzienny wygląd i zachowanie ściągały uwagę wszystkich w pasażu.

  1. Natychmiast przywróć mi normalne włosy
    i ubranie! Jeśli tego nie zrobisz, pożałujesz, że w ogó­
    le się urodziłaś! Twoi przyjaciele też srogo tego
    pożałują! Rozumiesz mnie? Ja nie żartuję!

  2. Nie mogę - odparła Sabrina szczerze. ~ To nie
    moje zaklęcie zmieniło twoje włosy i ubranie. Ty to
    zrobiłaś, a ja nie jestem w stanie tego zmienić.

  3. Nie mogę przecież pokazywać się tak lu­
    dziom! - Tanya zmieniła taktykę i zamiast grozić,
    prosiła, choć w rzeczywistości brzmiało to nadal jak
    żądanie. - Musisz mieć jakiś pomysł, co z tym
    zrobić!

  4. Właściwie mam. - Świadoma, że jej tarcza
    wkrótce zniknie, Sabrina postanowiła uciszyć ja­
    koś gniew kuzynki. Wspaniałomyślnie udzieliła jej
    więc jedynej możliwej rady, opartej zresztą na jej
    własnym doświadczeniu. - Możesz pójść do domu
    i się przebrać. A cala butelka odżywki przywróci
    twoje włosy do porządku. Choć trochę to potrwa,
    niestety.

  5. Bardzo zabawne. Naprawdę myślisz, że w to
    uwierzę? Nie jestem głupia! - piekliła się Tanya. -
    Zrobiłabyś wszystko, żeby nie dopuścić do mojej
    randki z Harveyem...

- Randki? Jakiej randki? Sama się wprosiłaś!
Tanya wzruszyła ramionami.

- 129 -

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

- To nie ma z tym nic wspólnego.

Owszem, ma, pomyślała Sabrina, ponownie ana­lizując sytuację. Harvey był po prostu miły, kiedy zgodził się zabrać Tanyę do kina, ta jednak trak­towała go jak zdobycz wojenną. Poprzedniego wieczoru, skrępowana zaklęciem kuzynki, Sabrina nie mogła się sprzeciwić, teraz zaś było już za późno na jakiekolwiek wyjaśnienia, jednak po tym, jak Tanya potraktowała Harveya w barze, była gotowa zrobić wszystko, by nie dopuścić do tego spotkania - nie dlatego, że chciała wygrać ten idiotyczny pojedynek wymyślony przez kuzynkę, lecz by chronić chłopaka. Dziwnym zrządzeniem losu, pomogła jej w tym właśnie złośliwa natura

Tanyi.

- Więc powiesz mi, jak mam sobie z tym poradzić,
czy nie? - Tanya pociągnęła za swe splątane, kruche

włosy.

- Już ci mówiłam - odparła Sabrina cierpliwie. -
Trzy porcje odżywki w ciągu kilku godzin rozwiążą
twój problem.

Nie zdążysz co prawda na film, ale sama jesteś sobie winna, pomyślała.

Oczy Tanyi płonęły gniewem, kiedy pochyliła się i oparła dłonie na stole. Starając się zachować pozory spokoju, odezwała się przyciszonym, pełnym jadu głosem:

- Popełniasz błąd. Zapłacisz mi za to. Nie po­
zwolę, by pokonała mnie taka mała podła żmijka
jak ty!

- 130 -

Oniemiała ze zdumienia Sabrina patrzyła, jak kuzynka odwraca się na pięcie i odchodzi. Zimny dreszcz przebiegł jej po skórze, kiedy tarcza ochron­na nagle wyparowała.

Odetchnąwszy z ulgą, spojrzała na zegarek. Dwu­nasta trzydzieści dwie. Tarcza była aktywna dokład­nie przez pół godziny. Wystarczyło to jednak w zu­pełności i nie musiała się już martwić, kiedy będzie mogła zasłonić się nową. Chwilowo pokonana Tanya zmierzała teraz zapewne do domu, by ukryć się, przełknąć gorycz porażki i obmyślić nowy plan. Poza tym, bez względu na to, co sądziła o radzie kuzynki, nie miała innego wyjścia, jak tylko z niej skorzystać.

Chyba że chce spędzić resztę dnia w łachmanach i z tymi okropnymi włosami, pomyślała Sabrina ze złośliwą satysfakcją.

  1. Nie uwierzysz, co się stało! - Jenny, uśmiech­
    nięta od ucha do ucha, siadła za stołem i przyciągnęła
    do siebie tacę z jedzeniem. - Kiedy przyszłam do
    toalety, moja bluzka była całkiem sucha. Nie ma też
    ani śladu plamy.

  2. Naprawdę? To wspaniale.

  3. Myślałem, że ta kolejka nigdy się nie skoń­
    czy. - Harvey przerzucił nogę nad oparciem krze­
    sła, postawił tacę na stole, usiadł i zabrał się do
    jedzenia.

Opierając brodę na dłoni, Sabrina podjadała po­woli wołowinę z brokułami i przyglądała mu się z czułością. Podobnie jak Jenny, nie miał pojęcia,

- 131 -

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

że przed chwilą ledwie uniknął paskudnej kata­strofy.

  1. Fuj! - Krzywiąc się, Jenny odłożyła plastikowy
    widelec. - To jest zimne. A ja za dwadzieścia minut
    muszę być w sklepie.

  2. Ja też. - Harvey otworzył zębami torebkę z so­
    sem sojowym i wylał go na ryż. - Możesz wziąć
    sobie część mojej porcji.

Jenny pokręciła głową.

- Na pewno można to szybko podgrzać. Jeśli
chcesz, zaniosę twoje jedzenie do kuchni - zaofia­
rowała się Sabrina. Wystarczyło, by zniknęła na
moment za filarem i podgrzała jedzenie prostym

zaklęciem.

- Nie, dzięki. Nie jestem już głodna. - Wzdychając
ciężko, Jenny położyła ręce na stole. - Tak się cie­
szyłam, że się spotkamy. Myślałam, że spokojnie
zjemy sobie lunch i pogadamy. Ale najpierw zda­
rzyła się ta przykra historia z jedzeniem, potem ja
musiałam iść do łazienki, a Harvey po nową porcję...
Niezupełnie o to mi chodziło.

  1. Zawsze jest jutro - podsunęła Sabrina pogod­
    nym tonem.

  2. No tak! - Uśmiech Jenny zamienił się w grymas
    niepokoju, kiedy z dala dobiegły jakieś krzyki i piski.

  3. Co się tam dzieje?

Sabrina nie musiała się długo zastanawiać.

Tanya!

- Muszę iść! - Zerwała się z miejsca, porwała
swoją tacę i wyrzuciła prawie cały lunch do kosza.

- 132 -

Jenny dzielnie dotrzymywała jej kroku, gdy biegła do ruchomych schodów.

  1. Do zobaczenia! - Ponieważ bardziej zależało
    mu na zaspokojeniu głodu niż ciekawości, Harvey
    wolał zostać w barze i dokończyć lunch.

  2. Cudownie! -Jenny roześmiała się, kiedy dotarły
    na niższy poziom i zatrzymały się przy balustradzie
    okalającej kopułę.

Sabrina jęknęła cicho, spojrzawszy w dół.

Główna fontanna zwariowała. Strumienie wody strzelały dokoła, zamiast spokojnie tryskać w górę, co było zapewne wynikiem uszkodzenia central­nego mechanizmu. Klienci krzyczeli i uciekali z li­nii ognia. Małe dzieci piszczały radośnie, taplając się w kałużach wody. Pracownicy i sprzątacze z pobliskich sklepów stali przy oknach i przy­glądali się z ciekawością temu niezwykłemu wi­dowisku. System alarmowy wył rozdzierająco. Spokojny, cichy zakątek zamienił się w dom wa­riatów.

Sabrina podbiegła do ruchomych schodów. Zjeż­dżając na parter, rozglądała się, szukając szalonej młodej czarownicy. Ani przez moment nie wąt­piła, że to właśnie ona jest przyczyną całego za­mieszania. Chcąc za wszelką cenę wygrać wojnę, którą sama rozpoczęła, Tanya podjęła działania, których jej kuzynka nie mogła zignorować. I uda­ło jej się, pomyślała Sabrina, dojrzawszy ją ukrytą za filarem. Nie mogła po prostu odejść, zostawia­jąc całe centrum na pastwę szalonej czarownicy.

- 133 ~

Sabńna, nastoletnia czarownica



Nie mogąc pogodzić się z przegraną, Tanya popeł­niałaby coraz okropniejsze czyny, byle tylko zmusić kuzynkę do ostatecznej konfrontacji.

Sabrina wstrzymała oddech, kiedy jej rywalka podniosła wzrok i spojrzała prosto na nią.

Był tylko jeden problem.

Tarcza Tanyi wciąż działała, a tarcza Sabriny nie.

Rozdział jedenasty

W oczach Tanyi nie było złośliwego błysku, kiedy podniosła rękę ku kuzynce. Jej twarz wyrażała raczej chłodną kalkulację i determinację.

Pochwyciwszy Jenny za rękę, Sabrina ominęła mężczyznę stojącego stopień niżej i popędziła scho­dami w dół. Przed zaklęciem Tanyi uratowała ich jedynie grupa przemoczonych, roześmianych na­stolatków, którzy w tym właśnie momencie przebie­gli tuż przed nią.

Trzej z nich potknęli się o własne nogi i prześliznęli kilka metrów na brzuchach.

Uznali to za bardzo zabawny wypadek.

Sabrina i Jenny mogłyby zostać poważnie ranne, gdyby spadły z ruchomych schodów.

Gdy tylko dotarły na parter, Sabrina próbowała wciągnąć przyjaciółkę w tłum. Wiedziała, że Tanya bez najmniejszych skrupułów rzuci jakieś niebez-

•— Ulu ~

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

pieczne zaklęcie na tłum niewinnych śmiertelni­ków. Miała jednak nadzieję, że zgubi ją i zyska w ten sposób czas potrzebny na zbudowanie kolej­nej tarczy. Wtedy może udałoby jej się wywabić kuzynkę z zatłoczonego centrum.

Jenny zatrzymała się raptownie, by obejrzeć sobie niezwykłe, wodne widowisko.

- Skąd ten pośpiech? - spytała. - Musimy wrócić na pierwszą, a jest dopiero za piętnaście.

Kiedy wśliznęła się między ludzi, Sabrina wy­ciągnęła szybko rękę, by pochwycić ją za koszulę, chybiła jednak. Przerażona, spojrzała na drugą stro­nę pasażu.

Tanya, która wyszła już zza filaru, przeszukiwała wzrokiem tłum. Jej spojrzenie prześliznęło się po kuzynce, po chwili jednak twarz szalonej czarownicy rozjaśnił szeroki uśmiech. Zgubiwszy przeciwniczkę, najwyraźniej zamierzała skupić się na jakimś innym, równie atrakcyjnym celu.

Jenny.

Sabrina zaczęła się brutalnie przepychać przez zbiegowisko i dotarła do przyjaciółki w chwili, gdy potężny strumień powietrza uniósł przerażoną dziewczynę nad ziemię.

- Sabrino! Co się dzieje? - krzyknęła Jenny. -Zrób coś!

Jej przyjaciółka nie mogła usunąć zaklęcia Ta­nyi, pomyślała jednak, że uda jej się zneutralizo­wać jego efekty. Skierowała palec na Jenny i wy­szeptała:

- 136 -

- Niech powietrza strumień wprost ku ziemi gna!
Niechaj zgniecie siłę, co ją w górę pcha!

Wstrzymała oddech, kiedy stworzony przez nią prąd powietrzny starł się z tym wywołanym przez Tanyę i... wygrał. Otaczający ich ludzie byli zbyt pochłonięci widokiem oszalałej fontanny, by za­uważyć, jak fruwająca nastolatka opada powoli na podłogę.

Wstrząśnięta Jenny spojrzała na przyjaciółkę sze­roko otwartymi oczami.

  1. Tu dzieje się coś bardzo dziwnego!

  2. Nie widziałaś nigdy Słomianego wdowca1? - Po­
    chwyciwszy ją za rękę, Sabrina bezceremonialnie
    pociągnęła dziewczynę za sobą. Teraz, kiedy Jenny
    stała się dla Tanyi celem zastępczym, musiała znaleźć
    jej jakąś bezpieczną kryjówkę.

  3. Ten stary film, w którym Marilyn Monroe stoi
    na kratce szybu wentylacyjnego? - Jenny obejrzała
    się za siebie. - Myślisz, że możliwe?

Sabrina, która przedzierała się uparcie przez tłum gapiów, skinęła głową.

  1. Tak. Ta sama usterka w systemie, który kont­
    roluje pracę fontanny, musiała pchnąć przez kratkę
    znacznie więcej powietrza niż zazwyczaj.

  2. Super!

Sabrina obejrzała się przez ramię. W pasażu było jednak tak wielu ludzi, że nie mogła zobaczyć, czy Tanya nadal stoi przy odległym filarze. Przynajmniej uparta czarownica nie ścigała ich.

Bo była już przed nimi!

~ 137 -

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

Dojrzawszy Tanyę stojącą na skraju tłumu prosto przed nimi, Sabrina zatrzymała się raptownie.

Zaskoczona Jenny omal się nie przewróciła.

- Co znowu?

Sabrina nie miała czasu na wyjaśnienia.

Dysząc ciężko z wściekłości i zmęczenia, Tanya przeszyła ją groźnym spojrzeniem. Splątane włosy otaczały jej głowę niczym ciemna chmura ostrze­gająca o nadchodzącej burzy. Szalona czarownica powoli podniosła rękę.

Zaskoczona na otwartej przestrzeni i pozbawio­na szans ucieczki, Sabrina znalazła się nagle w rozpaczliwym położeniu. Wiedziała, że jeśli po­zostanie bezczynna, z całą pewnością przegra, spróbowała więc stworzyć nową tarczę. Ledwie wyczuwalny dreszcz przebiegł po jej skórze, po­tem ustał raptownie. Za wcześnie! - zrozumiała Sabrina. Zużywszy energię, którą zgromadziła od zniknięcia ostatniej tarczy, straciła także cenne mi­nuty, jakie musiały upłynąć do czasu, gdy pod­niesie następną.

Lecz jej kuzynka o tym nie wiedziała!

Przesuwając spojrzenie nieco na lewo, Tanya po­nownie wycelowała palec w Jenny.

Sabrina śmiało postąpiła do przodu, zasłaniając swą niczego nie świadomą przyjaciółkę i spoglądając wyzywająco na kuzynkę. Miała nadzieję, że ta nie przejrzy jej wybiegu i nie spróbuje mimo wszystko rzucić zaklęcia.

Tanya natychmiast zgięła palec i opuściła rękę.

~ 138 ~

Potem posłała jej spojrzenie pełne wściekłości i po­gardy, odwróciła się i ruszyła przed siebie biegiem.

- Widzisz tę uciekającą dziewczynę? - spytała
Jenny, przekrzywiając lekko głowę. - Wygląda jak
grunge'owa wersja twojej kuzynki.

Osłabła z ulgi Sabrina skinęła tylko głową. Kilku mechaników z torbami pełnymi narzędzi przebiegło obok nich, spiesząc do zepsutej fontanny.

- Wygląda na to, że już po zabawie. - Jenny
wzruszyła ramionami. - Chyba mogę wrócić do
sklepu.

Choć przekonana, że zabawa wcale się jeszcze nie skończyła, Sabrina nie zamierzała zatrzymywać przyjaciółki. Wiedziała, że będzie jej znacznie łatwiej potykać się z Tanyą, jeśli nie będzie musiała martwić się jednocześnie o Jenny.

Z tłumu podniósł się głośny jęk zawodu, kiedy fontanna zabulgotała i przestała nagle tryskać wodą.

- Tak, ja też. Zobaczymy się później. - Sabrina
pomachała Jenny na pożegnanie i okrążywszy tłum,
ruszyła w stronę Too Chic Boutiąue. Nie weszła
jednak do środka, lecz zajrzała przez okno wy­
stawowe.

Nieco oszołomiona, lecz wciąż uśmiechnięta Aub-rey stała za ladą i przyjmowała kolejne zakupy. Kilkanaście klientek czekało cierpliwie w kolejce, kilka innych przechadzało się po sklepie. Żadna z nich nie zwracała uwagi na to, co dzieje się na zewnątrz.

Kiedy Jenny zniknęła w drzwiach Jaskini Dicken-

- 139 -

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

są, Sabrina mogła zająć się wreszcie wyłącznie Ta-nyą. Nie miała jednak najmniejszego pojęcia, co zrobi, jeśli ją znajdzie. Bez tarczy nie mogła skutecz­nie bronić się przed czarami innej czarownicy. I choć pozwalając kuzynce zamienić siebie w coś śliskiego i obrzydliwego, uśmierzyłaby zapewne jej gniew i ocaliła centrum handlowe, Sabrina wolała uniknąć takiego rozwiązania.

Chyba że nie byłoby innego.

I tak miała sporo szczęścia, kiedy Tanya uwierzyła w jej blef i nie zaatakowała jej ani Jenny.

Po zastanowieniu wydało się to Sabrinie dość dziwne.

Nie miała jednak czasu, by dłużej nad tym roz­myślać. Słysząc przeraźliwy huk, uskoczyła za re­klamę stojącą przed sklepem ze zdrową żywnością.

Wychyliła się ostrożnie zza drewnianej ramy i ujrzała Tanyę ukrytą za wielką palmą. Jej ręka skierowana była na dwa kioski, które przed chwilą uderzyły o siebie z ogromną siłą. Jeden przewrócił się, rozsiewając dokoła kolczyki, naszyjniki, pier­ścionki i klipsy. Drugi wciąż stał, był jednak paskud­nie zgnieciony. Stojak z koszulkami, na których można było umieścić własne zdjęcie, przekrzywił się na bok, kilka kubków spadło na podłogę i rozbiło się w drobny mak.

Nagle ludzie rozpierzchli się z krzykiem, kiedy trzy kolejne stragany na kółkach ruszyły z miejsca i zaczęły nabierać prędkości.

Sabrina patrzyła na to w przerażeniu, zastanawia-

~ 140 -

jąć się, co może zrobić w takiej sytuacji. Zareagowała zbyt późno, by zatrzymać pierwszy stragan, który zmierzał prosto na wgnieciony kiosk z koszulkami i kubkami, zajęła się jednak szybko drugim i trzecim. Nie mogła ich zatrzymać ani zmienić prędkości, udało jej się jednak zmienić kierunek ich jazdy. Drugi uderzył w wielką donicę z palmą, nie wy­rządzając praktycznie żadnych szkód. Trzeci, zała­dowany przedmiotami z wikliny i drewna, zmierzał na ceglaną ścianę pomiędzy sklepami, dopóki Tanya nie wskazała ręką na pustą ławkę i nie rzuciła jej prosto w pędzący stragan. Kiosk ponownie zmienił kierunek i popędził prosto na szerokie automatyczne drzwi w Pałacu Sportu.

Sabrina syknęła ze złości, kiedy drzwi otworzyły się, by wpuścić zbiegły kiosk, a potem omal nie krzyknęła, ujrzawszy Harveya stojącego na jego drodze. Sparaliżowany ze strachu i zdumienia, nie próbował nawet uskoczyć.

Nie!

Skierowała palec na drzwi, do których zbliżał się stragan.

- Niech się wrota szklane zamkną jak zaczarowa­ne! - Było to prawdopodobnie najgorsze zaklęcie, jakie kiedykolwiek wymyśliła, ale na szczęście oka­zało się skuteczne.

Metal zazgrzytał o szkło, gdy stragan zatrzymał się raptownie, uwięziony pomiędzy skrzydłami auto­matycznych drzwi.

Koszyki i drewniane płytki wystrzeliły ze zgnie-

- 141 -

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

cionego kiosku niczym z katapulty. Klienci rzucali zakupy, by osłonić głowy, chowali się za regały. Jeden z futbolistów, których Sabrina widziała wcześ­niej w barze, pochwycił lecący koszyk i rzucił go do kolegi, a ten podał następnemu, który przycisnął kosz do piersi i pobiegł pomiędzy palmami, by przyłożyć go niby piłkę do podłogi.

Harvey wybuchnął śmiechem; poczuł raczej ulgę

niż rozbawienie.

Inni chłopcy zaczęli gwizdać i pohukiwać, zachwy­ceni niecodziennym i ekscytującym widowiskiem.

- To było lepsze niż scena pościgu w Ślepym
odweciel ~ Jeden z nastolatków uśmiechnął się sze­
roko i uniósł kciuki w geście aprobaty.

Oszołomieni i skonsternowani sprzedawcy wyszli z ukrycia i kręcąc głowami, przyglądali się pobojo­wisku.

- Myślicie, że to mogło być trzęsienie ziemi? -
spytał jeden z nich, kiedy podniósł stłuczony kubek
i próbował dopasować do siebie dwie części.

- Tutaj? - Inny sprzedawca wzruszył ramiona­
mi. - Nie mam pojęcia, ale raczej wątpię. - Potem
ożywił się nagle i strzelił palcami. - Impuls elektro­
magnetyczny!

Klienci, wiedzeni ciekawością, podeszli bliżej, by przyjrzeć się zniszczonym straganom.

- Obcy! - krzyknął jakiś staruszek do ucha żony.
Ta klepnęła go w ramię i przewróciła oczami.
Na szczęście nikt nie został ranny, prócz rucho­
mych straganów nie ucierpiał też żaden ze sklepów.

- 142 -

Nikt nawet nie przypuszczał, że sprawczynią tego wszystkiego była ciemnowłosa dziewczyna odziana w podarte, za duże ubrania.

To zabawne, pomyślała Sabrina, ludzie łatwiej uwierzą w obcych niż w czarownice.

Włożywszy rękę do tylnej kieszeni spodni, Tanya przechadzała się nonszalancko pomiędzy kioskami, dopełniając dzieła zniszczenia. Lekkim ruchem palca strąciła wieszak z koszulkami i przyglądała się z sa­tysfakcją, jak te spadają. Potem rozrzuciła leżącą na podłodze biżuterię na wszystkie strony, by oczyścić sobie przejście.

Prowokuje mnie, pomyślała Sabrina.

I robi to bez cienia strachu.

Wyszła z ukrycia, analizując pospiesznie zacho­wanie kuzynki. Tanya używała tarcz dłużej niż ona.

Może znacznie dłużej.

...energia i doświadczenie... twoje tarcze mogq być aktywne przez jakieś pól godziny. Maksimum czterdzieści pięć minut...

Słowa ciotki Hildy powróciły do niej echem, przy­pomniały, że praktyka pozwala utrzymać dłużej aktywną tarczę. To wyjaśniało, dlaczego przed kil­koma minutami Tanya nie rzuciła na nią zaklęcia. Uważała zapewne, że tarcza na pół śmiertelnej ku­zynki wciąż działa - bo jej działała!

Przemykając się wzdłuż wystaw sklepowych, Sab­rina śledziła Tanyę, kiedy ta kroczyła korytarzem. Wiedziała, że nie uniknie starcia, próbowała jednak zebrać najpierw jak najwięcej informacji - szczegól-

~ 143 ~

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

nie o tarczy kuzynki. Minęło kolejne piętnaście minut, odkąd Tanya uciekła sprzed fontanny, a zgod­nie z tym, co mówiły ciotki, żadna tarcza nie działa

wiecznie.

Tanya zatrzymała się przed wejściem do sklepu z pamiątkami i przyglądała się przez moment zabaw­kom na bateryjki, ułożonym na stoliku tuż obok

wejścia.

Sabrina ukryła się tymczasem za ceglanym murem, który pełnił funkcję ogromnego kwietnika dla róż­nego rodzaju pnączy. Wiedziała, że tym razem nie obejdzie się bez eksperymentu. Musiała rzucić za­klęcie dość silne, by wywołać jakąś reakcję kuzynki, jeśli ta pozbawiona będzie tarczy, nie na tyle jednak silne, by uczyniło jakąś krzywdę jej, jeśli do niej

powróci.

Tanya uniosła rękę i uruchomiła wszystkie plu­szowe zabawki na stole. Te zaczęły podskakiwać, szczekać, uderzać w bębenki i talerze. Rozbawiona czarownica kierowała palec na kolejne urządzenie wystawione na półkach. Prostokątne pojemniki z przezroczystego plastiku, które kołysały się do przodu i do tyłu, wywołując leniwe, uspokajające fale na powierzchni wypełniającego je niebieskiego płynu, zaczęły nagle poruszać się szybciej. Czerwone kulki, dryfujące powoli w lampkach z gęstą cieczą, zaczęły uderzać z szaloną prędkością o ściany pojem­ników i o siebie nawzajem. Mechaniczne zabawki buczały, trąbiły, dzwoniły, śmiały się, szczebiotały i piszczały, tworząc szaloną, nieznośną kakofonię.

- 144 ~

Sabrina postanowiła wykorzystać fakt, że kuzynka jest pochłonięta czymś innym, i skierowała na nią palec.

Iskra, piorun w miniaturze, niech przepłynie po jej skórze.

Ramiona Tanyi trzęsły się od tłumionego śmie­chu, kiedy przerażeni pracownicy sklepu próbowali jakoś zapanować nad chaosem i unieruchomić osza­lałe zabawki.

Sabrina zachwiała się lekko, kiedy przeniknęło ją wyładowanie elektryczne o niewielkiej mocy.

Tanya poczuła, że coś odbiło się od jej tarczy, podniosła wzrok, a potem obejrzała się.

Roślina tuż nad głową Sabriny nagle zwiędła i poczerniała. Sąsiednia wystrzeliła z donicy, kiedy ceglany mur zadrżał i zaczął się przewracać.

Sabrina w ostatniej chwili przeniosła się do sąsied­niego sklepu z kartkami i upominkami. Z ukrycia obserwowała, jak kuzynka przygląda się przewró­conej ścianie.

Zrozumiawszy, że jej ofiara zdołała umknąć, roz­wścieczona czarownica ruszyła ponownie pasażem, przewracając po drodze wieszaki, rozbijając okna i odpychając zdumionych przechodniów.

Sabrina westchnęła ciężko. Tylko dzięki niezwyk­łemu szczęściu żaden z ludzi, którzy mieli styczność z wściekłymi czarami Tanyi, nie został jeszcze ranny. Ale to mogło się zmienić w każdej chwili. Sabrina nie powinna już dłużej opóźniać konfrontacji, nawet jeśli jedynym sposobem powstrzymania kuzynki

- 145 ~

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

było poddanie się jakiemuś paskudnemu zaklęciu. Mogła mieć tylko nadzieję, że do chwili pojedynku zostało jej jeszcze dość czasu, by zebrać energię na nową tarczę.

Wyszła ze sklepu i ruszyła śladem rywalki, starając się neutralizować i sabotować jej destrukcyjne zaklę­cia. Jednocześnie formowała w myślach pewien plan. Miała do dyspozycji dwa rodzaje broni; tarczę, którą być może uda jej się podnieść na czas, i samą Tanyę.

Nagle jednak okazało się, że nie ma już więcej czasu.

Pasaż kończył się ślepym zaułkiem, w którym Tanya już na nią czekała. Otoczona chmurą ciem­nych włosów, z roziskrzonymi niebieskimi oczami i fanatycznym grymasem na twarzy, wyglądała ni­czym obłąkany anioł zemsty, gdy powoli uniosła rękę, by skierować ją na kuzynkę.

W tej samej chwili z głośników ustawionych przed sklepem muzycznym Szalonego Mike'a - jedynym sklepem w tej wielkiej odizolowanej części centrum handlowego - buchnęła głośna muzyka z ostatniej płyty Cranberries.

Ponieważ każda sekunda mogła decydować o ostatecznym sukcesie lub porażce, Sabrina wolała poczekać z podniesieniem tarczy do chwili, gdy będzie to absolutnie konieczne. Nie mogła jednak pozwolić, by kuzynka domyśliła się, że stanowi to dla niej jakiś problem - chyba że chciała wypełznąć czy też wyskoczyć z centrum, a nie wyjść pod swą normalną postacią.

- 146 -

- Myślisz, że jesteś sprytna, co? - rzuciła Tanya,
kiedy jej rywalka zatrzymała się spokojnie o dziesięć
kroków przed nią.

Przywołując na twarz wyraz spokoju i wiary we własne siły, Sabrina uśmiechnęła się lekko i wzru­szyła ramionami. Spokój z pewnością nie był okreś­leniem, które pasowało do zamętu panującego w jej duszy, nieco lepiej było jednak z wiarą we własne możliwości. Choć nie zdołała zapobiec aktom znisz­czenia wywołanym przez Tanyę, udało jej się ocalić siebie, przyjaciół i wielu niewinnych ludzi.

Na razie.

  1. Nie możesz krzywdzić ludzi bez powodu. -
    Musiała podnieść głos, by przekrzyczeć muzykę,
    miała jednak nadzieję, że uda jej się jak najdłużej
    zajmować kuzynkę rozmową. Zaangażowana w sło­
    wny pojedynek, szalona czarownica nie rzucałaby
    zaklęć. A Sabrina zyskałaby kolejne cenne sekundy.

  2. Doprawdy? - Uśmiechając się złośliwie, Tanya
    zajrzała do sklepu i wycelowała palec.

Sabrina zerknęła w tę samą stronę. Jerry Evans, przyszły noblista w dziedzinie fizyki, stał właśnie na wysokiej drabinie i układał płyty na półkach. Szybkim ruchem palca przycisnęła regał i drabinę do ściany w tej samej chwili, gdy jej kuzynka pró­bowała je przewrócić.

Zamknięta pomiędzy dwoma przeciwstawnymi zaklęciami, drabina zaczęła gwałtownie drżeć. Jerry pospiesznie odłożył płyty i zeskoczył na podłogę.

Z głośników popłynęła nowa piosenka.

~ 147 ~

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

- Otóż to! - Pobladła ze wściekłości Tanya od­
wróciła się do przeciwniczki. - Mam cię już dosyć,
Sabrino Spellman! Dlaczego po prostu nie znikniesz!

Otóż to, powtórzyła w myślach Sabrina, przejęta podnieceniem i strachem. Tanya była tak arogancka i rozgniewana, że mogła zapomnieć o pewnych fundamentalnych zasadach magii. Przynajmniej na to właśnie liczyła jej kuzynka.

- Co? - Sabrina przyłożyła dłoń do ucha, udając,
że nie słyszy. Nim ciotki nauczyły jej zwykłych
zaklęć, zamieniła małego Rudy ego Gersona w jego
stukilową, pięćdziesięcioletnią wersję. Od tej pory
nazywała tę technikę magiczną zaklęciem pana Ka­
zootie.

Miała nadzieję, że Tanya chce się jej pozbyć równie mocno, jak ona chciała wtedy uśpić Rud/ego i spot­kać się z Harveyem.

Jeśli tak było, to musiała jedynie sprowokować kuzynkę, by ta trzykrotnie powtórzyła swe życzenie.

I podnieść na czas swoją tarczę.

- Słyszałaś mnie dobrze!

Kręcąc głową, Sabrina podniosła ręce i wzruszyła ramionami, pokazując, że nic nie rozumie. Jedno­cześnie ściągała w jedno miejsce całą energię, jaką udało jej się zgromadzić.

- Znikaj! - wrzasnęła Tanya.

Sabrina nie poczuła żadnego dreszczu czy łas­kotania! Zaniepokojona, zmusiła się do jeszcze więk­szej koncentracji. Jeśli nie uda jej się podnieść tarczy, nim kuzynka po raz trzeci wypowie życzenie, znik-

~ 148 ~

nie zapewne na bardzo długi czas, i to nie wiadomo gdzie!

Zaciskając dłonie w pięści, Tanya tupała wściekle o podłogę.

- Znikaj! Zni...

Delikatny impuls przebiegł po skórze Sabriny, otaczając ją niewidzialną mocą tarczy ochronnej.

- ...kaj!

Wstrzymała oddech na kilka sekund potrzebnych do realizacji zaklęcia pana Kazootie. Wszystko działo się tak szybko, że nie wiedziała, czy udało jej się podnieść tarczę na czas.

Czy też Tanya wypowiedziała wcześniej brze­mienne w skutki słowa.

Pojedynek czarownic

Rozdział dwunasty

J. mg!

Poczuwszy lekką wibrację wywołaną zaklęciem odbitym od jej tarczy, Sabrina zaczęła wypuszczać powietrze z pluć. Zamarła jednak ponownie, gdy napotkała zimne, pewne siebie spojrzenie Tanyi.

Przez ułamek sekundy, który wydawał się Sabrinie całą wiecznością, patrzyły sobie prosto w oczy.

Potem, zrozumiawszy, że dzieje się coś niedo­brego, Tanya zmarszczyła czoło. Uświadomiwszy sobie nagle, co zrobiła, zaczęła gwałtownie kręcić głową. Otworzyła szeroko oczy, zaczęła przeraź­liwie krzyczeć - i zniknęła.

Sabrina zamrugała.

Jej kuzynka zniknęła - nie przy akompaniamencie ogłuszającego grzmotu i oślepiających błyskawic, lecz w obłoku różowego pyłu, który opadał powoli na podłogę.

- 150 ~

l co teraz?

Sabrina czekała, rozglądając się niepewnie. Czy Rada Czarowników uzna ją za winną tego, co spot­kało Tanyę?

Mijały sekundy.

Nic się nie działo.

Najwyraźniej nie!

Później Sabrina zrozumiała, że nie było w tym nic dziwnego. Gotowa za wszelką cenę wygrać bezsen­sowny pojedynek, który sama wywołała i który zamieniła w okrutną eskalację przemocy, wyłącznie Tanya była odpowiedzialna za los/ który niechcący sama sobie zgotowała.

Lekko oszołomiona minionymi wydarzeniami, Sabrina opadła na ławkę przy wyjściu z centrum. Uspokoiła się, kilka razy głęboko odetchnęła, szczęś­liwa, że nie musi martwić się tym, jaki to diaboliczny żart gotuje jej złośliwa kuzynka.

Tanya zniknęła, odeszła w jakąś nieznaną krainę, o której Sabrina wolała nawet nie myśleć. Miała też nadzieję, że dziewczyna zostanie tam jeszcze bardzo, bardzo długo. Wolała również nie myśleć o zemście, jaką Tanya chciałaby na niej wywrzeć po powrocie.

Jeśli w ogóle wróci.

Ciotki zapewne wiedziały, co się stało, dlaczego do tego doszło i czego powinna teraz oczekiwać. Być może nawet teraz, kiedy sprawa Tanyi została rozwiązana, mogą jej to wyjawić. Sabrina jednak nie zamierzała się martwić, dopóki nie wiedziała, czy rzeczywiście ma jakieś powody do zmartwienia.

~ 151 -

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

Wstała i powoli ruszyła w stronę Joo Chic Bou-tique. Była spóźniona, nie patrzyła jednak na ze­garek. Po dwóch dniach udręki potrzebowała kilku minut, by się zrelaksować i powrócić do normal­ności, nawet jeśli normalność w jej życiu oznaczała coś zupełnie innego niż w życiu przeciętnego śmier­telnika.

Uśmiechnęła się lekko, ciekawa, czy Jeffrey za­mienił siebie w konia, gdy ciotki Helda i Zelda nauczyły się, jak budować tarcze ochronne. Fakt, że Tanya była jego córką, oznaczał, że nie został koniem na zawsze i że nauczył się w końcu szanować rów­nych sobie oraz śmiertelników.

Może Tanya także kiedyś się tego nauczy.

I może właśnie tego dotyczyła ta koszmarna próba. Lżone, dręczone i prześladowane przez wieki, cza­rownice musiały zmagać się z wieloma uprzedze­niami i stereotypami. Te, które nie szanowały śmier­telników i nie starały się zachować pokory, stanowiły zagrożenie dla całego swego rodzaju.

Pokora z pewnością nie należała do cech cenio­nych przez Tanyę, pomyślała Sabrina, spoglądając na pasaż. Sprzedawcy i sprzątacze z podziwu god­nym spokojem i determinacją usuwali skutki szalo­nego rajdu Tanyi. Wychwytując strzępki rozmów przechodniów, Sabrina stwierdziła z ulgą, że dziw­nym i niewytłumaczalnym zjawiskom, jakie dopro­wadziły do tak spektakularnych zniszczeń w cent­rum, przypisuje się kilka przyczyn - od impulsu elektromagnetycznego o ogromnej mocy, przez trzę-

- 152 -

sienie ziemi o bardzo ograniczonym obszarze, aż do interwencji obcych.

Nikt nawet nie pomyślał o tym, że wszystkiemu winna jest zepsuta i zarozumiała czarownica o nie­pohamowanym temperamencie.

Ani że jej działanie może wywołać inne, opóź­nione, efekty!

Sabrina zatrzymała się raptownie przed wystawą Miasta Zabawek. Wielka piramida puszek z Zielo­nym Szlamem, ustawiona przy głównej alejce skle­pu, niebezpiecznie się chwiała. Dziewczyna pod­niosła palec, by przywrócić ją do równowagi, szybko jednak go opuściła, gdy zza piramidy wybiegł roze­śmiany chłopiec. Dzieciak zatrzymał się na moment, po czym wyciągnął puszkę z samego dołu. Wstrzy­mawszy oddech, Sabrina obserwowała, jak piramida wali się, odsłaniając Libby stojącą po drugiej stronie.

Wymachując bezradnie rękami, cheerleaderka próbowała zapobiec katastrofie, było już jednak za późno, puszki rozleciały się na wszystkie strony. Zrezygnowana i sfrustrowana, patrzyła przez chwilę na okropny bałagan, potem powoli opadła na kolana. Kiedy inny dzieciak podniósł plastikowy pistolet na piłeczki pingpongowe i zaczął ją ostrzeliwać, Libby westchnęła tylko ciężko, nie próbując nawet osłaniać się przed nieszkodliwymi pociskami.

Sabrina odeszła, nim rywalka mogła ją zauważyć. Nie miała sił ani nastroju, by stawić czoło kolejnej chybionej wendetcie.

- Kupujcie, póki jest okazja! - Sprzedawca ko-

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

szulek ze zdjęciami stał przy swym połamanym straganie i wymachiwał pękniętym kubkiem. - Nie możecie przegapić takiej szansy!

  1. Jakiej szansy? - spytała przechodząca obok ko­
    bieta. - Przecież wszystko jest rozbite.

  2. Otóż to! - entuzjazmował się mężczyzna. - Jak
    często macie szansę kupić coś, co zostało zniszczone
    podczas inwazji obcych?

  3. Obcy! - Kobieta zachłysnęła się ze zdumienia
    i rozejrzała. - Naprawdę? To był atak obcych?

  4. Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiemy. -
    Mężczyzna zniżył głos, rozejrzał się ukradkiem i postu-
    kał palcem w kubek. - Ale wcale bym się nie zdziwił,
    gdyby wkrótce ten kubek trafił na jakąś aukcję.

Sabrina uśmiechnęła się, rozbawiona i zdumiona pomysłowością ludzi doświadczonych przez los. I naiwnością innych, pomyślała, kiedy kobieta za­płaciła za rozbity kubek podwójną cenę.

  1. Hej, Sabrino!

  2. Harvey! - Rozpromieniona, pospieszyła do Pa­
    łacu Sportu, gdzie chłopak grzecznie odsuwał ga­
    piów, którzy podchodzili zbyt blisko rozbitego szkła
    i metalowych szyn wystających ze zniszczonego
    straganu. Grupa strażaków zabierała się właśnie do
    zabezpieczania terenu.

  3. Co się tu stało? - spytała Sabrina, udając zdu­
    mienie.

  4. Nie mam pojęcia. - Harvey wzruszył ramiona­
    mi. - Układałem spokojnie koszulki na półce i nagle
    zobaczyłem, jak to coś pędzi prosto na mnie.

~ 154 -


  1. Nic ci nie jest? - zatroskała się dziewczyna.

  2. Nie. Na szczęście zatrzymało się w drzwiach.
    Najdziwniejsza rzecz, jaka mi się w życiu przydarzy­
    ła. - Odprawiając jakiegoś ciekawskiego dziesięciolat-
    ka, Harvey roześmiał się. - Teraz zastanawiają się, czy
    mogą to wyciągnąć, nie uszkadzając przy tym dachu.

  3. Cóż, cieszę się, że nic ci się nie stało.

  4. Dzięki. - Harvey skinął głową, poważniejąc. -
    Dręczy mnie tylko jedna sprawa. Naprawdę wolał­
    bym nie iść do kina z twoją kuzynką. Bez urazy, ale
    czuję się przy niej trochę nieswojo.

  5. To żaden problem! - Sabrina poczuła ogromną
    satysfakcję, słysząc te słowa. - Nie masz się czym
    martwić. Tanya, e... musiała wyjechać z miasta...
    nieoczekiwanie.

  6. Świetnie! - Chłopak rozpromienił się, potem
    odchrząknął, skonsternowany. - To znaczy, wielka
    szkoda.

  7. Tak - przytaknęła Sabrina z powagą. - Wielka
    szkoda.

  8. Ale wolałbym raczej pójść z tobą. Ten film grają
    też o piątej trzydzieści. Może spotkamy się w barze,
    kiedy już skończysz?

Spojrzała na niego z niedowierzaniem.

  1. Będziesz czekał na mnie przez dwie godziny?

  2. Jasne. Jesteś tego warta. - Harvey znów wzru­
    szył ramionami. - Poza tym przez te emocje porząd­
    nie zgłodniałem.

Kręcąc głową, Sabrina spojrzała na zegarek. Pierw­sza dwadzieścia! Aubrey będzie wściekła!

~ 155 -

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

- Muszę lecieć. Do zobaczenia o piątej!
Wybiegła ze sklepu i omal nie wpadła na pana

Poola, który przechadzał się właśnie po centrum.

  1. Witaj, Sabrino! - Nauczyciel uśmiechnął się do
    niej, potem jednak zmarszczył lekko czoło. - Dokąd
    się tak spieszysz? Chyba nie zasiedziałaś się na
    lunchu, co?

  2. Ja? Skądże! Mieliśmy bardzo duży ruch, więc
    wyszłam później. Dlatego teraz biegnę. Na wypa­
    dek, gdyby w sklepie znów był tłok. - Sabrina wzru­
    szyła ramionami.


  1. Bardzo dobrze. Wpadłem tylko zobaczyć, jak
    sobie radzicie. - Pan Pool podniósł rękę, by zastrzec
    od razu: - Co nie znaczy, że chcę was sprawdzać
    czy coś w tym rodzaju.

  2. Nie, oczywiście, że nie.

  3. Choć naprawdę miałem nadzieję, że ktoś po­
    może mi w ogródku. - Westchnął, potem odwrócił
    się i zobaczył poprzewracane i zniszczone stragany.
    Drapiąc się po głowie, spojrzał na fontannę oto­
    czoną przez grupę mechaników, którzy także dra­
    pali się po głowach, nie mogli bowiem znaleźć
    żadnej usterki.

  4. Co tu się właściwie stało? Wygląda to tak, jakby
    przeszło tędy tornado.

  5. Coś w tym rodzaju. - Sabrina skinęła głową.
    Tornado Tanya.

  6. No dobrze, wracaj do pracy. Spróbuję się czegoś
    dowiedzieć. - Pan Pool już chciał odejść, ale za­
    trzymał się na chwilę. - Czy ktoś został ranny?

- 156 -


  1. Nie. Trudno uwierzyć, prawda?

  2. Trudno uwierzyć w to wszystko!

Sabrina westchnęła głośno i zajrzała do wnętrza sklepu. Wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą i wygląda dokładnie tak samo jak w chwili, gdy stąd wychodziła.

Prócz Aubrey.

Właścicielka nie miała już nawet sił, by uśmiechać się do klientów. Chwiejąc się lekko, finalizowała kolejną sprzedaż. Kilka kosmyków opadło na jej zmarszczone z wysiłku czoło, wydawała się też znacznie niższa. Sabrina pospieszyła do środka, by uratować biedną kobietę przed kompletnym wycień­czeniem.

Szybkim ruchem ręki przestawiła wszystkie zegar­ki w sklepie. Nie mogła cofnąć czasu, ale mogła przecież przestawić wskazówki o dwadzieścia minut do tyłu. Potem, w miarę upływu czasu, będzie je stopniowo przesuwać do przodu.

  1. Wróciłam!

  2. Wreszcie! - Aubrey wręczyła klientce zapako­
    wane zakupy, spojrzała na długą kolejkę przed kasą
    i westchnęła ciężko. - Przepraszam na momencik...

  3. Oczywiście. - Następna klientka w kolejce pod­
    niosła jakąś chustę, przyglądała jej się przez chwilę
    z uwagą, a potem położyła ją na ladzie.

Pocierając skronie, Aubrey podeszła chwiejnym krokiem do krzesła. Buty na koturnach leżały w ko­szu za ladą, co tłumaczyło jej nagłą zmianę wzrostu.

- Spóźniłaś się.

- 157 -

Sabrina, nastoletnia czarownica

Pojedynek czarownic

  1. Chyba nie. - Unosząc brwi w fałszywym gry­
    masie troski, Sabrina spojrzała na zegarek. - Nie,
    dopiero minuta po pierwszej.

  2. Naprawdę? Wydawało mi się, że minęły całe
    godziny. - Aubrey rozsiadła się wygodnie na krześle
    i zdmuchnęła z czoła zabłąkane kosmyki. - Ale dob­
    rze, że już wróciłaś. Kasa jest twoja. Ja muszę zrobić
    sobie przerwę.

  3. Jasne! - Sabrina już zamierzała się odwrócić,
    lecz Aubrey przywołała ją jeszcze do siebie.

Mimo zmęczenia właścicielka uśmiechała się ra­dośnie.

  1. Pobiłyśmy już sobotni rekord sprzedaży, Sab-
    rino. Jak tak dalej pójdzie, ustanowimy nowy, któ­
    rego nikt nie będzie w stanie pobić! - Aubrey uniosła
    ręce w geście zwycięstwa, potem skrzywiła się i zamk­
    nęła oczy. - Obudź mnie, kiedy będzie już po wszy­
    stkim.

  2. Tak jest! - Widok, jaki ujrzała Sabrina, odwró­
    ciwszy się do kasy, ochłodził nieco jej zapał.

W kolejce czekało dwadzieścia kobiet i dziewcząt. Kilkanaście innych przechadzało się po sklepie, a każ­da trzymała już jakieś swetry, spodnie, sukienki czy koszule. Ponieważ nikt się nie spieszył i jej nie poganiał, Sabrina zrobiła szybki obchód po sklepie. Pozwoliła, by zaklęcie zmuszające klientów do cierp­liwości nie traciło na razie swej mocy, przywróciła jednak wszystkie lustra do normalności. Rekord sprzedaży został już pobity, a Aubrey mogła być pewna, że nikt nawet nie zbliży się do rekordu,

- 158 ~

który ustanowią dzisiaj. Poza tym Sabrina nie chciała, by o piątej cokolwiek zatrzymywało ją w sklepie i opóźniało spotkanie z Harveyem.

Uśmiechając się radośnie, stanęła za kasą. Pod­niosła chustę, którą przed chwilą klientka dołożyła do swoich zakupów, przystawiła metkę do czytnika i spojrzała na kasę.

Zadźwięczał dzwonek, a cyfrowe symbole na wy­świetlaczu zawirowały, zatrzymały się i rozbłysły pomarańczowym blaskiem.

Sabrina roześmiała się cicho. Konflikt z Tanyą rzeczywiście był testem, tak jak przypuszczała. Nie wiedziała jeszcze, czego dotyczył ten egzamin, ale to nie miało teraz większego znaczenia. Ważne, że znała już wynik.

ZDANY!


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
2
2
2
2
03 wykaz prac niebezp , których nie należy pow dzieciom do ~2
2
2
uzasadnienie do ustawy budzetowej na 2005r, Pomoce naukowe, studia, Ekonomia2, IV rok Finanse Public
2
2
8524
ros zad dom 2 03 13
Marketing personalny, wyklad 2 03 2012 r
Wykład 2 03 2014
2
(2)
2
2
2
2