Osho Medytacja Podstawy praktyki

OSHO

Medytacja

Podstawy praktyki




Spis treści

Czym jest medytacja 2

Wskazówki do praktyki 7

Nie czuj się bezradny 7

Bądź odprężony 8

Nie żądaj natychmiastowych satori 9

Stwórz przestrzeń do medytacji 9

Właściwa pozycja ciała 10

Bądź pośrodku 10

Poczucie humoru 10

Nie walcz, nie psychoanalizuj 11

Niech medytacja będzie twoim pragnieniem 11

Medytacja jest zabawą 12

Medytacja nie jest przeciwna umysłowi 12

Niech wzrasta w tobie uważność 12

Pojawia się prawdziwa cisza 14

Oświecenie przychodzi w swoim czasie 15

Pułapki na drodze 16

Moce psychiczne: ostatni atak ego 16

Powab iluzorycznych doznań 16

Pierwsza eksplozja 17

Satori z umysłu 18

Doznania potwierdzające 20

Cały świat staje się doliną 20

Każda nuta staje się krystalicznie czysta 21

Słyszysz świat jak echo 21

Będziesz słyszał wszystko prócz siebie 21

Pojawia się wielkie światło 21

Nie możesz znaleźć swego ciała 22

Doznanie unoszenia się 22

Radość bez powodu 23

Brak reakcji - brak lęku 24

Kilka spraw istotnych 24

Baw się 24

Bądź cierpliwy 24

Nie wyczekuj rezultatów 24

Doceniaj nieświadomość 25

Nie jesteś swoimi doznaniami 25

Obserwujący to nie świadek 26

Medytacja przychodzi sama 27

Którą technikę mam wybrać 28

Medytacja w ujęciu Osho 32

Zorba Budda: tamten świat w tym jest ukryty 32

Dlaczego medytacje aktywne? 35

Biografia Osho 36

O Osho 39



\\\====///

(-+ ] +-)

\|_-_|/

Nie żądaj natychmiastowych satori

Po trzecie, nie wymagaj za wiele, bo jeśli będziesz wymagał zbyt wiele, staniesz się napięty, pojawi się niepokój. Najlepiej niczego nie wymagaj. Ot, czekaj. Zasiej ziarno w sercu i zacznij pracować - czekaj wiosny.

Ludzie żądają zbyt wiele: chcą natychmiastowych satori, samadhi. Chcą natych­miastowej nirwany. Czasem przychodzą do mnie głupi ludzie i mówią: „Siedem dni medytuję i nic się jeszcze nie zdarzyło." Siedem dni? A przez siedemdziesiąt milionów żywotów robili wszystko, co było przeciwne medytacji! Przez siedem dni... jak­by zobowiązywali Boga albo mnie. Skarżą się: „Nic się nie zdarzyło. Siedem dni minęło, jeszcze tylko trzy dni treningu, a ja dalej nie jestem oświecony!"

Nie wymagaj za wiele, nie bądź zbyt chciwy; miej więcej zrozumienia. Na wszyst­ko trzeba czasu. Pamiętaj: nie musisz martwić się o wynik - on jest zawsze zgodny z twoją potrzebą i wartością. Na cokolwiek jesteś gotów, nastąpi to. Jeśli nie następu­je, to tylko, dlatego, że jeszcze nie jesteś na to gotowy. Przygotowuj się. Domaganie się nic nie pomoże. Widocznie nie jesteś jeszcze tego wart, oczyszczaj, więc dalej swe serce, koncentruj się bardziej, medytuj, stań się bardziej wyciszony, bardziej odprę­żony, bądź coraz bardziej zharmonizowany ze swym wnętrzem. I czekaj. Bo kiedy serce i energia są ze sobą w harmonii, rezultat przychodzi automatycznie.

Gdy siejesz ziarno, nie musisz, co dnia rozkopywać ziemi i sprawdzać, co się z nim dzieje. Zniszczyłbyś ziarno, nic już by się nie stało. Więc czekasz - miesiącami nic się nie dzieje. Musisz podlewać je wodą i zwozić nawóz i musisz je pielęgnować... mie­siącami nic się nie dzieje. Potem nagle pewnego dnia, pewnego wczesnego ranka, cud... ziarna zakiełkowały. Wyszły ledwie dwa małe listki, zdarzył się cud. Co było niewidzialne, stało się widzialne... Ale zawsze przychodzi to w swoim czasie.

Stwórz przestrzeń do medytacji

Po czwarte, gdy przygotowujesz ogród dla róż, musisz zmienić całą glebę. Trzeba usunąć kamienie, stare korzenie, usunąć chwasty. Musisz stworzyć odpowiednie warunki, przestrzeń i ochronę. Musisz zbudować ogrodzenie. Gdy zamierzasz hodo­wać róże, tyle przygotowania będzie potrzeba. Medytacja to róża, największa róża, róża ludzkiej świadomości.

Jakie są te odpowiednie warunki? I ta odpowiednia przestrzeń?

Znajdź miejsce sprzyjające medytacji. Na przykład pomoże raczej siedzenie pod drzewem niż w kinie czy na peronie dworca - trzeba wyjść do natury, do gór, drzew i rzek, gdzie Tao nadal płynie, wibruje, pulsuje, wszędzie się przelewa. Drzewa ciągle medytują. Milcząca, nieświadoma jest ta medytacja. Nie mówię byś stawał się drze­wem - musisz stać się buddą! Budda ma jedną cechę wspólną z drzewem: jest tak samo zielony jak ono, pełny soku, tak samo świętujący jak drzewo, oczywiście z pewną różnicą - on jest świadomy, a drzewo jest nieświadome.

Ale gdy usiądziesz pod drzewem, na którym śpiewają piękne ptaki, tańczy paw, czy choćby przy płynącej rzece... dźwięk płynącej wody... przy wodospadzie... jego wielka muzyka...

Jeśli możesz, przygotuj w swym domu specjalny pokój do medytacji. Wystarczy mały kącik, ale przeznaczony specjalnie do medytacji. Czemu specjalnie? Gdyż każ­de działanie tworzy własną wibrację. Gdy w tym miejscu tylko medytujesz, nabiera ono aury medytacji. Co dnia, gdy medytujesz, wchłania twe wibracje gdy jesteś w medytacji. Gdy przychodzisz nazajutrz, te wibracje zaczynają cię ogarniać. Poma­gają, odwzajemniają się, odpowiadają.

Miejsce święte to miejsce właściwe do medytacji, właściwe warunki. Jeśli czujesz w sobie wielką złość, nie jest to pora na medytowanie, płynąłbyś pod prąd. Gdy czujesz w sobie wielką chciwość, to nie czas na medytowanie: nie będzie to łatwe. Są chwile, gdy medytacja z łatwością cię ogarnia: słońce wschodzi i widzisz to wschodzące słońce, i nagle wszystko wewnątrz jest nieruchome, nie jesteś jeszcze częścią tego targowiska - oto pora na medytowanie. Czujesz się dobrze, zdrowo, z nikim się nie kłóciłeś - oto pora na medytowanie. Przyszedł znajomy i jesteś pełen miłości -oto pora na medytowanie. Jesteś ze swą kobietą, oboje czujecie się tak szczęśliwi; siądźcie razem i medytujcie, a stwierdzisz, że wtedy, gdy możesz medytować ze swą ukochaną, ze swym przyjacielem, dzieją się największe radości życia.

Znajdź odpowiednie warunki - zawsze są one dostępne. Nie ma ani jednego człowieka, który nie znalazłby odpowiednich warunków. W ciągu dwudziestu czterech godzin przychodzi wiele chwil, które bardzo łatwo można przemienić w medytacje gdyż w tych chwilach w sposób naturalny zmierzasz do wewnątrz. Noc pełna jest gwiazd... połóż się na ziemi, patrz na gwiazdy, poczuj się z nimi zharmonizowa­ny, a potem medytuj.

Gdy chcesz medytować, wyłącz telefon, wyłącz siebie. Powieś kartkę na drzwiach, że medytujesz, by przez godzinę nikt nie pukał. Gdy wchodzisz do pokoju medytacji, zdejmij buty: stąpasz po świętej ziemi. Odstaw nie tylko buty, ale i wszystko to, czym się zaprzątasz. Świadomie zostaw wszystko razem z butami. Wejdź do wewnątrz niczym nie zajęty. Można przeznaczyć na to jedną z dwudziestu czterech godzin. Dwadzieścia trzy godziny przeznacz na inne zajęcia, pragnienia, myśli, ambicje, pro­jekcje. Wyłącz z tego jedną godzinę, a w końcu stwierdzisz, że ta jedna godzina jest prawdziwą godziną twego życia, a tamte dwadzieścia trzy to czyste marnotrawstwo. Tylko ta jedna godzina ocalała, wszystko inne zostało wyrzucone w błoto.

Właściwa pozycja ciała

Po piąte, nie zajmuj się zbytnio właściwą procedurą, bo zajmie cię to całego - że powinieneś siedzieć w odpowiedniej pozycji. Dobrze, jeśli możesz tak siedzieć, ale gdy niepotrzebnie odwraca to uwagę, porzuć to. Twoje nogi nie będą czuły się dobrze, jeśli nie potrafisz siedzieć w pozycji pełnego lotosu (co jest trudne dla ludzi, którzy całe życie siedzą na krzesłach, jest to trudne, gdyż cały ich system mięśniowy ukształtował się w pewien określony sposób). Zasną albo zaczną przysparzać ci kło­potów. Stale będą domagać się uwagi, nie wymuszaj, więc pozycji lotosu.

Pozycja lotosu jest dobra, jeśli jest łatwa. Jeśli nie, każda inna pozycja jest jak pozycja lotosu. Gdy nie możesz siedzieć na podłożu, jeśli jest to trudne, usiądź na krześle. Medytacja nie boi się krzeseł - może dziać się wszędzie. Renu zadała mi wczoraj pytanie: „Czy oświecenie może nastąpić na koniu na biegunach?" Może, może nawet przytrafić się temu koniowi na biegunach!

Dołóż odrobiny starań, to wszystko, ale nie przejmuj się tym za bardzo: czy krę­gosłup jest całkiem wyprostowany czy nie, czy twoja głowa jest w jednej linii z kręgo­słupem czy nie... nie zajmuj się za bardzo tymi drobiazgami. To tylko pewne wskaza­nia. Zrozum je, przyjmij i idź swoją drogą. Znajdź własną drogę. Najważniejsze, że ma ci być wygodnie i masz być odprężony.

Bądź pośrodku

Po szóste, musisz być dokładnie pośrodku. Ludzie albo stają się zbyt aktywni, albo zbyt bierni. Gdy stają się nadmiernie aktywni, powstaje niepokój, swego rodza­ju gonitwa, pośpiech, szybkość, brak spokoju; gdy stają się zbyt bierni - ospałość, swoisty letarg, opieszałość. Bądź pośrodku. Bycie pośrodku to kryterium, które trze­ba zawsze stosować. Nie jedz za dużo, nie wygładzaj się zbytnio. Nie śpij za dużo, nie śpij mniej niż trzeba. Pamiętaj zawsze być pośrodku. Nadmiar jest zabroniony. Wszel­kie skrajności trzeba porzucić, bo stan odprężonego umysłu jest tylko pośrodku.

Gdy dostąpisz takiej równowagi, wysiłku i braku wysiłku, celu i bezcelowości, istnienia i nie-istnienia, umysłu i nie-umysłu, działania i nie-działania... wtedy możesz pozwolić sobie płynąć z biegiem spraw, możesz pozwolić sobie na unoszenie się.

Poczucie humoru

Pamiętaj: największym problemem dla człowieka religijnego jest to, by nie być zbyt poważnym, największym problemem dla człowieka religijnego jest to, by nie być smutnym, największym problemem dla człowieka religijnego jest to, by nie być negatywnym; tak zazwyczaj się dzieje... ludzie religijni stają się bardzo smutni, bar­dzo poważni, bardzo negują życie. Zupełnie zapominają o wiośnie, myślą tylko o zeschniętym drewnie i martwych prochach. Utracili równowagę.

Naprawdę religijny jest ten, kto zna poczucie humoru. Człowiek naprawdę reli­gijny jest szczery, ale nigdy poważny; całkowicie oddany swej pracy, ale bez nasta­wienia „grzeszniku, jestem od ciebie świętszy", nigdy nie odczuwa wyższości, tylko pokorę. Człowiek naprawdę religijny umie tańczyć z wiatrem i deszczem, umie śmiać się i chichotać z dziećmi, czuje się swobodnie i spokojnie w każdej sytuacji życia. Oto wolność, wolność od ego. Ego czyni człowieka poważnym.

Jeżeli staniesz się zbyt poważny, utoniesz w świecie ciemności, w świecie nega­cji. Pamiętaj, nie masz stać się zimny. Ci tak zwani święci są bardzo zimni, nie zrozumieli o co w tym wszystkim chodzi. Bądź chłodny, ale nigdy nie zimny, a między jednym a drugim jest ogromna różnica, i jest też w tym pewien bardzo głębo­ki paradoks. Nazywam to „chłodem" - w porównaniu z rozgorączkowanym stanem namiętności to chłód; w porównaniu z zimnem śmierci to ciepło. Jest to ciepło w porównaniu z zimnem śmierci i jest to chłód w porównaniu z roznamiętnioną żądzą życia. Jest to ciepło i chłód zarazem. Człowiek naprawdę religijny jest chłodny, gdyż nie ma żądzy; zarazem jest ciepły, gdyż nie jest smutny, nie jest poważny.

Nie walcz, nie psychoanalizuj

Powinieneś być oddzielony od korowodu myśli. Przyjdą, otoczą cię ze wszech stron. Będą przypominać chmury - najmniejsza drobina nieba zostanie utracona. Gdy jest zbyt wiele myśli, walka z nimi jest naturalnym instynktem, gdyż wyczytałeś, że medytacja to stan bez myśli. Ale przez walkę nikt nie pozbywa się myśli. Jeśli będziesz walczyć, zostaniesz pokonany. Sama walka staje się przyczyną twej klęski. Nie możesz walczyć z cieniami, gdyż zostaniesz pokonany.

Spróbuj walczyć ze swym cieniem, a zostaniesz pokonany; nie dlatego, że cień jest potężny, ale dlatego, że cienia nie ma. A jak możesz zwyciężyć walcząc z czymś, czego nie ma? Myśli to cienie, nie walcz z nimi.

Gdy nie walczysz, pojawia się druga możliwość - to wybrała psychoanaliza. Bądź razem ze skojarzeniami, pozwól myślom wędrować dokąd chcą. Jedna myśl wiąże się z inną i jeszcze inną i jeszcze inną i tak to trwa i trwa w nieskończoność, do znudzenia. Będziesz to czuć jak swego rodzaju odprężenie. Dlatego po psychoanalizie ludzie czują się uratowani, zbawieni. Nie są zbawieni ani uratowani - tylko walka znika. Stajesz się napięty ponieważ walczysz. Kiedy nie walczysz, napięcie znika i to zniknięcie napięcia daje ci poczucie, jakbyś został uratowany.

Będzie to przyjemne odczucie. Gdy walczysz ze swymi myślami i nie możesz zwyciężyć, porzucasz walkę i pozwalasz myślom wędrować, zaczynasz wędrować razem z nimi; pojawia się przyjemne odczucie. Oto cały sekret psychoanalizy. Psy­choanaliza w niczym nie pomaga, sprawia jedynie, że czujesz się dobrze, ponieważ pomaga ci porzucić walkę.

Nie potrzeba walczyć, nie potrzeba pozwalać myślom na zaistnienie i wędrować za nimi. Pozostań obserwatorem, świadkiem.

Musisz znów stać się panem. Musisz stać się panem, nie sługą. Na czym polega to panowanie? Bycie świadkiem to bycie panem. Obserwuj myśli, w całkowitym spokoju i ciszy, obserwuj. Pozwól im przyjść i odejść, pozwól im pojawić się i znik­nąć. Po prostu zauważaj - myśl się pojawia, jest, odeszła... wkrótce dotrzesz do punktu, w którym jest ich coraz mniej i mniej i mniej; potem pewnego dnia - prze­rwa... wszystkie myśli znikły. W tej przerwie - pierwsze doznanie boskości.

Niech medytacja będzie twoim pragnieniem

99 procent ludzi medytuje, gdyż o medytacji się mówi. Czasami staje się ona modna. Ameryka przechodzi taką fazę. O medytacji się mówi, każdy robi medyta­cję. Jeżeli jej nie robisz, na pewno coś przegapiasz.

Nie czujesz takiej potrzeby, nie pojawiła się ona w twym istnieniu, nie doszedłeś do tej chwili w swej ewolucji gdy medytacja następuje sama z siebie, ale wszyscy ją robią i chodzą do mistrzów i siedzą w milczeniu. Ktoś robi Zazen, ktoś TM, ktoś dynamiczną... Pewnie coś przegapiasz. Pojawia się więc chciwość - powodowany chciwością zaczynasz czynić starania.

Nie są to starania o medytację. Są to starania o uzyskanie czegoś, o czym my­ślisz, że przez medytację To uzyskasz. Takie fazy przychodzą i odchodzą. Takie kulty pojawiają się i znikają. Są swoistą modą.

Człowiek medytujący nie przyszedł medytować dlatego, że inni medytują; poja­wiła się w nim głęboka potrzeba, stała się pukaniem do jego serca, nieustającym pukaniem. Cały świat zdaje się być bez znaczenia, on chce wejść do wewnątrz. Chce wiedzieć kim jest. Nie dlatego, że inni się dowiedzieli. Gdyby nikt nie propagował medytacji i nie było żadnych książek i wszystkie książki zostałyby zniszczone i wszy­scy mistrzowie poszliby skryć się w jaskiniach Himalajów, wtedy też byłoby kilkoro ludzi, którzy by medytowali i na własną rękę szukali sposobów medytowania. Byliby to prawdziwi medytujący. Dla nich medytacja byłaby tak samo łatwa jak cokolwiek innego. Byłaby czymś takim jak oddychanie.

Medytacja jest zabawą

Nie możesz pragnąć medytacji, bo ona jest tylko wtedy, gdy nie ma pragnienia. Nie możesz pragnąć wyzwolenia, nirwany, bo ono jest tylko w stanie bycia bez pragnienia. Nie można uczynić go przedmiotem pragnienia. Dla mnie i dla tych wszystkich, którzy wiedzą, pragnienie jest światem - nie chodzi o to, że pragniesz tego, co światowe. Pragnienie, samo zjawisko pragnienia, jest światem.

Możesz się bawić, a wszystko jest możliwe dzięki zabawie, gdy medytacja jest zabawą. Wszystko jest możliwe natychmiast, bo nie jesteś zakłócony, niecierpliwy, nigdzie się nie spieszysz, do nikąd nie zmierzasz. Jesteś tu i teraz. Jeśli medytacja następuje, dobrze. Jeśli nie następuje, też dobrze. Nie robisz nic niewłaściwego, bo nie ma pragnienia, nie ma oczekiwania, nie ma przyszłości.

I pamiętaj: gdy medytacja i nie-medytacja stają się do siebie podobne, medytacja ci się zdarzyła. Dotarłeś. Cel został osiągnięty, zstąpiło do ciebie to, co ostateczne. Wygląda to dziwnie gdy mówię byś nie czynił z medytacji praktyki, raczej uczyń z niej zabawę, uciechę. Ciesz się nią gdy ją robisz, nie dla jakiegoś rezultatu.

Nasze umysły są bardzo poważne, śmiertelnie poważne. Nawet gdy się bawimy, robimy z tego coś poważnego: pracę, obowiązek. Baw się jak dzieci. Baw się tech­nikami medytacji, wtedy znacznie więcej może się zdarzyć. Nie traktuj ich poważnie, traktuj je jak zabawę. Ale my wszystko robimy poważnie. Nawet gdy się bawimy, robimy to poważnie. Wobec religii zawsze byliśmy bardzo poważni. Religia nigdy nie była uciechą, dlatego ta ziemia nadal jest nie-religijna. Religia musi stać się radością i świętowaniem, celebrowaniem; celebrowaniem chwili, cieszeniem się wszystkim, co robisz, cieszeniem się tak bardzo i tak głęboko, że umysł zatrzymuje się.

Medytacja nie jest przeciwna umysłowi

Musisz być wdzięczny umysłowi. To pierwszy krok do wyjścia poza umysł, nie jako wróg, ale przyjaciel. Gdy słyszysz, że masz wyjść poza umysł, możesz popaść w niezrozumienie. Mam ogromny szacunek do umysłu. Tyle zawdzięczamy umysłowi, że nie ma sposobu na odwdzięczenie się.

Pierwszym jest więc to, że medytacja nie jest przeciwna umysłowi, dzieje się ona poza umysłem. A „poza" to nie to samo co „przeciwko".

Gdy ta przyjaźń pogłębi się, umysł nie będzie przeszkadzał w twoich medyta­cjach, bo medytacja nie jest przeciwna niemu. W istocie rzeczy jest to jego spełnie­nie, jego własny najwyższy rozkwit. Wyjście poza niego nie jest nastawieniem anta­gonizmu, ale ewolucji przyjaźni.

Takie powinno być nastawienie wszystkich medytujących - nie walczyć. Jeśli walczysz, może ci się udać uciszyć umysł na jakiś czas, ale nie zwyciężysz. Umysł wróci, będziesz go potrzebował. Nie możesz żyć bez niego, bez niego nie możesz istnieć w świecie. Gdy zdołasz stworzyć przyjazny związek z umysłem, pomost miło­ści, zamiast być przeszkodą w medytacji, zaczyna on być pomocą. Chroni twą ciszę, bo ta cisza jest też jego skarbem, nie tylko twoim. Staje się glebą, z której rozkwitną róże medytacji, i ta gleba będzie tak samo szczęśliwa jak róże.

Zacznij od miłości do swego ciała, które jest twą najbardziej zewnętrzną częścią. Zacznij kochać swój umysł; gdy pokochasz swój umysł, zaczniesz go upiększać, tak jak upiększasz ciało. Utrzymuj go w czystości, świeżości - nie chcesz by twe ciało straszliwie cuchnęło, chcesz by było kochane i szanowane przez innych. Twoja obec­ność nie powinna być jedynie tolerowana, ale przyjmowana z radością.

Musisz upiększać umysł poezją, muzyką, sztuką, wielką literaturą. Kłopot w tym, że twój umysł wypełniają tylko błahostki. Twój umysł przenikają takie podrzędne sprawy, że nie możesz go kochać. Nie myślisz o niczym wielkim. Zharmonizuj go z największymi poetami, z ludźmi takimi jak Fiodor Dostojewski, Lew Tołstoj, Antoni

Czechów, Turgieniew, Rabindranath, Kahlil Gibran, Michaił Naimi - wypełnij go największymi wzlotami umysłu.

Wtedy nie będziesz nieprzyjazny umysłowi. Będziesz się radował umysłem. Na­wet gdy będzie on w twojej ciszy, będzie miał swoją poezję i muzykę; wyjście ponad tak wysubtelniony umysł jest bardzo łatwe. Jest to pełny przyjaźni krok ku wyższym szczytom: poezja staje się mistycyzmem, wielka literatura staje się wielkim wglądem w egzystencję, muzyka staje się ciszą.

Gdy te rzeczy zaczną zamieniać się w wyższe szczyty, poza umysłem, będziesz odkrywać nowe światy, wszechświaty, dla których nawet nazw nie mamy. Mówimy „stan btogości", „ekstaza", „oświecenie", ale tak naprawdę żadne słowo tego nie opisuje. Sprowadzenie tego do wyjaśnień, teorii i filozofii jest po prostu poza mocą języka. Jest po prostu poza... a umysł raduje się wykraczaniem poza...

To jest mój unikalny wkład w ciebie. Z absolutną pokorą stwierdzam, że wykra­czam daleko nawet przed Gautama Buddę, gdyż on wciąż walczy z umysłem. Ko­cham swój umysł i przez miłość wykroczyłem poza niego.

Moje podejście do medytacji jest absolutnie nowe i świeże, gdyż opiera się na miłości, nie na walce czy wojnie. Tylko miłość jest ścieżką. Uczyń swój umysł tak pięknym, jak to tylko możliwe. Udekoruj go kwiatami. Jestem naprawdę bardzo smutny gdy widzę, że ludzie nie znają „Księgi Mirdad", że nigdy nie zajrzeli do absur­dalnych opowieści Chuang Tzu, nigdy nie starali się zrozumieć absolutnie irracjonal­nych opowiastek zenu.

Najpierw niech twój umysł zostanie ozdobiony. Tylko poza tym przesyconym aromatem ogrodem umysłu będziesz mógł wędrować w ciszy, bez walki; umysł bę­dzie pomocą, nie przeszkodą. Nie stwierdziłem, by był on przeszkodą, mogę wiec powiedzieć z całkowitą autorytatywnością - nie jest przeszkodą. Po prostu nie wiesz jak go wykorzystywać.

Niech wzrasta w Tobie uważność

Wzrastanie duchowe nie jest techniczne, każda technika może stać się przesz­kodą. Możesz zacząć trzymać się techniki. Zdarzyło się to milionom ludzi.

W poszukiwaniu duchowego wzrastania spotykają nauczyciela, który daje im jakąś technikę. Technika pomaga im stać się bardziej wyciszonymi, uspokojonymi, cichy­mi, zyskać wielki dobrobyt; wtedy technika staje się absolutnie zasadnicza. Nie mogą zostawić tej techniki. Jeśli ją zostawią, wszystkie doznania zaczną znikać. Nawet jeśli ta technika była praktykowana latami, wszystkie doznania znikną w trzy dni. Techni­ki nie dają ci duchowego wzrastania, ale mogą stworzyć halucynację, która wygląda na duchową, gdyż ty nie wiesz czym jest wzrastanie duchowe.

Pamiętaj: bycie świadkiem nie jest techniką, to twoja natura. Technika coś stwa­rza; obserwowanie ujawnia to, co jest. Nie tworzy niczego, przeciwnie, może znisz­czyć iluzje, które wałęsały się dlatego, że nie byłeś dostatecznie uważny, więc nigdy nie zauważyłeś, że były to zjawiska iluzoryczne.

Iluzję można stworzyć tak łatwo, że umysł zawsze cieszy się technikami. Kto ma użyć tej techniki? Umysł będzie panem techniki. Obserwowanie jest poza umysłem, umysł nie umie obserwować. To jedyne, czego umysł nie potrafi robić. To dlatego umysł nie może jej zanieczyścić, umysł nie może sprowadzić jej na manowce.

Wielu ludzi, wielkich tak zwanych świętych, proroków, mesjaszy żyło w halucy­nacji i nigdy nie poznali tego prostego naturalnego procesu uważności.

Lepiej byś nie zajmował się żadnymi technikami. Uważność jest tak czysta, nie skażaj jej niczym innym. I jest tak pełna, tak kompletna, że nie trzeba jej innego wsparcia. Ale umysł zawsze chce jakiejś techniki, bo może sprawować kontrolę nad techniką. Umysł jest technikiem, technika jest jego życiem. Uważność jest poza jego kontrolą. Jest poza nim, jest ponad nim, a w gruncie rzeczy jest dla umysłu śmiercią.

Gdy uważność wzrasta, umysł musi umrzeć. Wszyscy ludzie tacy jak Maharishi Mahesh Yogi uczący medytacji transcendentalnej, dają techniki, z którymi umysł czuje się świetnie. Ale wzrastania nie będzie. Wykorzystują oni ludzkość dając tech­niki i jest to złe wykorzystywanie, bo zatrzymuje ewolucję.

Jestem przeciwny wszystkim technikom. Jestem za prostym, naturalnym proce­sem, który już masz, który co jakiś czas wykorzystujesz.

Gdy jesteś w złości, jak stajesz się świadomy, że jesteś w złości? Gdyby była tylko złość i nikt by jej nie obserwował, nie mógłbyś stać się jej świadom. Złość sama w sobie nie może stać się świadoma.

Jesteś świadomy wtedy, gdy jesteś w złości, gdy nie jesteś w złości, gdy czujesz się dobrze, gdy nie czujesz się dobrze. Ale nie stosujesz tej uważności systematycznie, naukowo, głęboko, totalnie w każdej fazie umysłu. A dla mnie w tym słowie zawiera się cala istota medytacji.

Pojawia się prawdziwa cisza

Są dwa rodzaje ciszy: jedną pielęgnujesz, druga pojawia się sama z siebie. Twoja pielęgnowana cisza to nic innego jak stłumiony zgiełk. Możesz siedzieć w milczeniu, a jeżeli siedzisz długo i trwasz w tej praktyce miesiącami i latami, powoli staniesz się zdolny do tłumienia wszelkich hałasów wewnątrz. Dalej będziesz siedział na wulka­nie, który w każdej chwili może wybuchnąć, wystarczy byle pretekst. To nie jest prawdziwa cisza, ale cisza narzucona siłą.

To dzieje się na całym świecie. Ludzie, którzy usiłują medytować, którzy usiłują stać się wyciszonymi, tylko narzucają sobie ciszę. Można ją narzucić. Możesz mieć wokół siebie warstwę ciszy, ale to tylko oszukiwanie siebie, nic innego. Ta warstwa ci nie pomoże. Gdy cisza pojawi się z twojego istnienia, nie jest narzucona wnętrzu z zewnątrz, przychodzi drugą stroną - przychodzi, wzbiera z wewnątrz na zewnątrz, narasta z centrum w kierunku tego co naokoło... to totalnie inne zjawisko.

Dlatego moje podejście polega na przejściu katharsis tego wewnętrznego zgieł­ku, raczej wyrzuceniu go na zewnątrz niż pielęgnowaniu ciszy. Ludzi ogarnia zdu­mienie gdy do mnie przychodzą po raz pierwszy, a przedtem byli z jakimś buddyj­skim mistrzem, robili vipassanę, siedzieli, zmuszali się do jakiejś statycznej pozycji. Skąd ta statyczna pozycja? Gdy ciało jest zmuszone do trwania w jednej pozycji, umysł też musi pozostawać w jednej pozycji.

Ciało i umysł funkcjonują razem. Umysł to wewnętrzny aspekt ciała, zjawiska materialnego. Nie ma nic wspólnego z twym istnieniem. Jest tak samo materią jak twoje ciało, jeśli więc robisz coś z ciałem, to samo automatycznie dzieje się z umy­słem. Dlatego na przestrzeni wieków ludzie kultywowali pozycje ciała - siądź w po­zycji lotosu, zmuś ciało by było jak posąg, marmurowy posąg. Jeśli ciało naprawdę jest nieruchome, zmuszone, zobaczysz, że umysł zapada się w pewien rodzaj ciszy, która jest fałszywa, nie jest prawdziwa. Pozycja ciała zmusiła go do bycia w ciszy. Spróbuj tego, zrób po prostu pozycję złości swoimi pięściami, twarzą, zębami; wejdź w pozycję złości, a będziesz zaskoczony: zaczniesz odczuwać złość. To właśnie robi aktor: przyjmuje jakąś pozycję ciała, a później przychodzi i umysł.

Prawdziwa cisza musi przyjść sama z siebie. Polecam więc: nie zmuszaj swego ciała. Raczej tańcz, śpiewaj, poruszaj się, biegaj, pływaj. Niech ciało ma wszelkie rodzaje ruchu, by i twój umysł miał wszelkie rodzaje ruchu; w tym wewnętrznym ruchu umysł zaczyna przechodzić katharsis, wypuszczać swoje trucizny.

Zacznij od katharsis, by wyrzucić z siebie wszelkie śmieci jakie gromadzisz aż od dzieciństwa. Byłeś w złości, ale nie mogłeś tego wyrazić, bo gdy wpadałeś w złość, matkę ogarniał szał - tłumisz więc to. Byłeś w złości, chciałeś krzyczeć, ale nie mo­głeś, wręcz przeciwnie - uśmiechałeś się. Wszystko co w sobie nagromadziłeś -trzeba to wyrzucić. A potem czekaj... i cisza zaczyna w ciebie wstępować. Ta cisza ma swoje piękno. Jest totalnie inna, jej cecha jest inna, jej głębia jest inna. Nie walczysz, jesteś w nastroju płynięcia, ale nic się nie pojawia. Jest to piękne - gdy nie pojawia się żadna myśl, gdy myśli same z siebie znikają. Wtedy jesteś całkowicie wyciszony, ale ta cisza jest pozytywna. Cisza narzucona jest negatywna.

To jedna z tych wielkich przemian, które chcę ci dać. Stare metody coś narzu­cają. Moje rozumienie jest takie: nigdy niczego nie narzucaj. Raczej wyrzuć wszyst­kie śmieci, które w sobie nosisz. Bądź coraz bardziej pusty, nabieraj więcej miejsca. Stwórz w sobie nieco więcej przestrzeni... w tej przestrzeni przychodzi cisza.

I w takich chwilach powinieneś być w nastroju płynięcia. Zapomnij o wszystkich pozycjach. Zapomnij wszystko co usiłujesz robić - niczego nie usiłuj robić. Bądź w stanie nie-robienia. Po prostu odpręż się, odpręż się całkowicie, nic nie rób, bo im bardziej jesteś odprężony, tym bardziej cisza może przeniknąć do twojego istnienia -bądź otwarty, przyjmujący, odprężony.

Gdy następuje cisza, nagle znikają wszelkie zagmatwania - i to bez śladu! Nie zostaje po nich nawet ślad. Nie możesz uwierzyć, że cały ten zgiełk... gdzie on się podział? Nie możesz uwierzyć, że kiedykolwiek w tobie istniał. Nie możesz uwierzyć, że nadal istnieje w innych.

Oświecenie przychodzi w swoim czasie.

Oświecenie następuje wtedy, gdy następuje - nie możesz nim kierować, nie możesz sprawić, by nastąpiło. Możesz wiele uczynić by nastąpiło, ale to, co robisz nie będzie jego przyczyną. Cokolwiek robisz, nie spowoduje to twojego oświecenia, ale przy­gotuje cię na jego otrzymanie. Ono przychodzi w swoim czasie. Cokolwiek robisz, po prostu przygotowuje cię to na jego przyjęcie, na zauważenie go gdy przyjdzie, na rozpoznanie go gdy przyjdzie.

Nie możesz go przywołać, jest to coś większego od ciebie. Gdybyś mógł je spo­wodować, byłoby tylko kolejną dekoracją ego. Nie możesz go spowodować. Nie możesz sprawić by nastąpiło. Musisz zniknąć by ono mogło być.

Możesz więc studiować wszystkie święte pisma świata, a staniesz się bardzo uczony, pełny wiedzy, ale pozostaniesz nieoświecony. Tak naprawdę staniesz się bardziej nieoświecony niż byłeś wcześniej, bo im masz więcej wiedzy, tym masz większe ego;

im bardziej praktykujesz techniki ascetyczne, tym bardziej wzmacnia się twoje ego. ..Robię to i robię tamto, i tyle już zrobiłem - tyle postów, i tyle ślubów". Im więcej robisz, tym bardziej czujesz, że jesteś godzien i że możesz domagać się oświecenia.

Oświecenie nie jest czymś, co możesz znaleźć szukając; ono przychodzi do ciebie gdy wszelkie poszukiwania okazują się próżne. I pamiętaj: nie mówię, że masz nie szukać. Bo gdy nie będziesz szukał, nigdy nie przekonasz się, że to poszukiwanie jest próżne. Nie mówię, że masz nie medytować. Bez medytowania nie zrozumiesz, że jest taka medytacja, której nie możesz robić, a która do ciebie przychodzi.

Twoje medytacje po prostu oczyszczą ci oczy, uczynią cię bardziej spostrzegaw­czym. Twoje serce stanie się bardziej czujne, świadome, miłujące, wrażliwe. Twoje istnienie zacznie widzieć to, czego wcześniej nie widziałeś. Zaczniesz zgłębiać nowe przestrzenie swego istnienia. Z każdym dniem i chwilą będzie się działo coś nowego. Twoje medytacje są jak kąpiel - dadzą ci świeżość, ale ta świeżość to nie oświecenie. To tylko przygotowanie drogi. Nigdy nie osiągasz oświecenia. Zawsze jest dokładnie odwrotnie - to oświecenie dosięga ciebie.

Jestem przeciwny wszystkim eskapistom, którzy uciekają od świata i zaczynają medytować dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jestem im przeciwny, całkowicie przeciwny. Jedna godzina medytacji wystarcza. Medytacja jest czymś tak potężnym, że wystarcza jedna godzina na dwadzieścia cztery. Oświetli to całe twoje życie.

Życie jest sprawdzianem czy twoja medytacja przebiega pomyślnie czy nie. Gdy pójdziesz do sklepu, poznasz czy w swojej medytacji odnosisz sukcesy. Czy w sklepie nadal jesteś tak chciwy jak przedtem? Czy nadal wpadasz w złość gdy ktoś powie coś przeciwko tobie? Czy ludzie nadal mogą tak samo łatwo wytrącać cię z równowagi jak przedtem? Na targowisku jest test wszystkich twoich medytacji.

Kiedy tylko medytujesz i nic innego nie robisz, przypomina to sytuację, gdy stale przygotowujesz się i nigdy nie idziesz na egzamin. To nie jest dobre. Test musi być codziennie - jedna godzina medytacji, dwadzieścia trzy godziny testu.



Pułapki na drodze

Moce psychiczne: ostatni atak ego

Bycie nieprzywiązanym w świecie jest bardzo trudne, ale jeszcze trudniejsze jest bycie nieprzywiązanym wtedy, gdy swe podwoje odsłania świat duchowy. Ta druga trudność jest milion razy większa, bo moce światowe nie są rzeczywiste. Są bezsilne, nigdy nie zaspokajają, nie dają zadowolenia. Każde nowe osiągnięcie w świecie tworzy dalsze pragnienia. Zamiast zaspokajać, wysyła umysł w nową podróż: jaką­kolwiek moc osiągniesz w świecie, użyjesz jej do tworzenia nowych pragnień.

Nieprzywiązanie nie jest tak trudne w sprawach światowych, ale gdy chodzi o moce wewnętrzne, psychiczne, są one tak bliskie twego istnienia i są tak nieskoń­czenie zaspokajające, że bycie nieprzywiązanym do nich jest prawie niemożliwe. Gdy nie jesteś nieprzywiązany, znów stworzyłeś jakiś świat i pozostaniesz daleko, daleko od ostatecznego wyzwolenia.

Ponieważ wszystko co posiadasz, posiada i ciebie, poświęcenie musi być totalne, całkowicie totalne. Musisz porzucić wszystko co posiadasz - prócz swej nagiej natu­ry. To. czego nie można poświęcić, tylko to winno pozostać. To, co można poświę­cić, powinno być poświęcone.

Dysponowanie mocami duchowymi jest bardzo satysfakcjonujące, zaspokajają­ce, daje tyle subtelnej radości ego, takiej czystej, że nie możesz odczuć w tym niepo­koju. Nigdy cię to nie frustruje. W sprawach światowych tyle jest frustracji, właściwie nic nie ma oprócz frustracji. Cudem jest jak ludzie mogą tego nie zauważać. Cudem jest jak ludzie mogą siebie sami oszukiwać i wierzyć, że jest jakaś nadzieja. Ten zewnętrzny świat jest beznadziejny, jest skazany na zagładę.

Obojętne jak wielki dom zbudujesz albo jak wielką władzę zdobędziesz: politycz­ną, ekonomiczną, społeczną - śmierć wszystko ci zabierze. Nie trzeba wiele inteli­gencji by to zrozumieć. A moce wewnętrzne - śmierć nie może ich zabrać. Są większe od śmierci. I nigdy nie przysparzają ci frustracji. Oto twoje moce, twoje potencjalne możliwości, które doszły do rozkwitu. Wydaje się, że nie ma potrzeby poświęcania ich, nie ma potrzeby wyrzekania się ich, ale Patanjali mówi, że ich także trzeba się wyrzec. Jeśli tak się nie stanie, zaczniesz żyć w świecie wizji - znów w gonitwie za władzą. A religia nie jest gonitwą za władzą.

Nie szukasz ego, raczej próbujesz odnaleźć całość, a całość jest możliwa tylko wtedy, gdy wszelkiego rodzaju egoistyczne gonitwy zostaną porzucone i poświęco­ne. Gdy ciebie nie ma - jest Bóg.

A ostateczne przywiązanie przychodzi, gdy osiągasz jakieś cudy, moce siddhi, gdy możesz robić różne rzeczy - rzeczy, które są cudowne, rzeczy, które są niewiarygodne. Jeśli staniesz się do nich przywiązany, wcześniej czy później znów znaj­dziesz się w świecie. Uważaj. To ostatni atak ego, nie daj się pochwycić. Ego zarzuca na ciebie swoją ostatnią sieć...

Pamiętaj, musisz być czujny na każdym kroku. Umysł jest przebiegły. Możesz myśleć: „Tak, kiedy cudy przyjdą, nie będę do nich przywiązany". Pomyśl jeszcze raz. Gdzieś w sobie znajdziesz żywe pragnienie: „Niech przyjdą, potem zobaczymy. Najpierw niech przyjdą". Kto by się przejmował kaivalyą, wyzwoleniem? To nie wygląda na prawdziwy cel. Ot, tylko być wyzwolonym, wolnym? Po co?

Uważaj! Umysł jest bardzo chciwy, ego jest samą chciwością. Gdy znasz ten teren i rozumiesz go i wiesz gdzie nastąpi ostatni atak ego, możesz przygotować się z większą starannością, a gdy nastąpi nie zostaniesz pochwycony znienacka.

Powab iluzorycznych doznań

Doznanie iluzoryczne to doznanie poety. Doznanie iluzoryczne to doznanie wy­obraźni. Nawet jeśli w swych medytacjach poniesiesz porażkę, coś zyskasz. Taki będzie twój zysk: będziesz bardziej cieszył się drzewami i kwiatami, i światem i pięk­nem. Ale wcześniej czy później energia, która została stworzona poprzez medyta­cję, zniknie i będziesz musiał spaść z powrotem do starego zamieszania.

Pamiętaj: jeśli powiedzie ci się w medytacji, ta radość jest twoja na wieczność. Ale nawet jeśli poniesiesz porażkę, znajdziesz chwile radości i poezji. Ci, którzy ponoszą w medytacji porażki, stają się poetami, ci, którzy dostępują sukcesu, stają się mędrcami. Mędrcy to poeci Wiecznego, poeci chwytają Chwilowe.

Dlatego czasem tak się dzieje: odrobina medytacji i czujesz się tak dobrze, że przestajesz medytować. Myślisz, że wszystko osiągnąłeś. Drzewa są zieleńsze, róże sa bardziej różane, miłość płynie wspaniale, wszystko zaczęło się dziać, czym się przejmować? Ale energia, która została stworzona, wkrótce zniknie: ogarnęło cię iluzoryczne doznanie. Tak jest na całym świecie z narkotykami, narkotyki dają tylko iluzoryczne doznania. Ale medytacja, jeśli nie zostanie doprowadzona do końca, także może uczynić to samo.

Gdy decyzja została podjęta, jest zobowiązaniem - musisz iść do samego końca. Jest to wyzwanie. Przyjmij to wyzwanie i wyrusz w tę najpiękniejszą podróż swego wewnętrznego poszukiwania. I nie zatrzymuj się nigdzie pośrodku póki nie dotrzesz, póki nie dojdziesz do samego oka cyklonu.

Pierwsza eksplozja

Gdy siedziałem przed tobą pierwszy raz, czternaście lat temu, w Woodlands, wewnątrz nastąpiła eksplozja. Nie wiem co to znaczy, ale często mam odczucie, że od tamtej pory stale gonię za czymś, co już się stało.

Krishna Prem, twoje pytanie ma ogromne znaczenie dla wszystkich poszukują­cych prawdy, gdyż to pytanie dotyka najbardziej fundamentalnego prawa, któremu podlegają ci, którzy szukają czegoś niewyjaśnialnego, czegoś niewyrażalnego. Naj­pierw objaśnię ci to prawo. Mogło zdarzyć się to wielu, zdarzy się to każdemu.

To prawo powiada, że gdy pierwszy raz spotykasz mistrza, przychodzisz niewin­ny, bez żadnego przeżycia. Przychodzisz jako przyjmowanie, jako wrażliwość - gotowy do pójścia w każdym kierunku, ochoczo i totalnie. Dlatego pierwsze spotkanie z mistrzem zawsze wyzwala eksplozję.

Ta eksplozja następuje wskutek twej niewinności, wskutek umysłu, który nie ocze­kuje. Nic nie wiesz o duchowości, nic nie wiesz o ekstazie. Twoje nie-wiedzenie jest przyczyną eksplozji. Ale potem zaczyna się bardzo kłopotliwa podróż. Potem zaczy­na się koszmar. Potem dosłownie w każdej chwili czekasz, by ta eksplozja nastąpiła znów. I możesz czekać latami - nie nastąpi, bo ty nie spełniasz podstawowego warunku umożliwiającego jej nastąpienie. Całkiem zapomniałeś w jakiej sytuacji nastąpiła ta pierwsza eksplozja.

Teraz nie może już być tamtej sytuacji. Cokolwiek zrobisz, będzie oczekiwanie, tamto przeżycie. Nie możesz stworzyć tego nie-wiedzenia, nie jest to w twoich rę­kach, to nie tak funkcjonuje egzystencja. Pierwszym co musisz zrobić to zupełne zapomnienie o tamtej eksplozji. Dobrze, że ona nastąpiła, ale są rzeczy daleko więk­sze. Po co zajmować się czymś tak podstawowym, przeżyciem z przedszkola.

Zacznij na świeżo. Siądź przy mnie, nie oczekując, czekając. Spróbuj zrozumieć różnicę między oczekiwaniem a samym czekaniem. W oczekiwaniu jest pewne pra­gnienie i jest wyraźny przedmiot, którego pragniesz. To przeszkadza w rozwoju. Gdy czekasz, nie wiedząc na co, doznanie samego czekania jest tak cenne i wartoś­ciowe, tak głęboko przemieniające, że musi nastąpić coś większego niż ta pierwsza eksplozja. Nie będzie to ta sama eksplozja. Przez tych czternaście lat tyle wody spłynęło z Gangesem.

Odłącz się. Póki nie porzucisz tej eksplozji i oczekiwania na nią, pozostaniesz czternaście lat temu, i między mną i tobą będzie przepaść czternastu lat. Zrozum tylko, że stało się to, bo tego nie oczekiwałeś, a teraz nie następuje, bo tego oczeku­jesz. Jest to proste prawo, ale bardzo podstawowe. Każdy staje się jego ofiarą - gdy czegoś posmakujesz, domagasz się tego znów.

Pamiętaj, egzystencja jest niewyczerpana. Wiele może ci dać, nie proś o powtó­rzenia. Egzystencja nienawidzi powtarzania, nie chce byś doznawał tego samego.

Każde doznanie, gdy następuje dwa razy, traci to co jest w nim najcenniejsze: nowość, świeżość, wspaniałość wczesnego poranka. Jeśli to zrozumiesz, to pierw­sze doznanie może być ogromną pomocą, nie będzie przeszkodą. Ta pierwsza eks­plozja ukazuje po prostu, że jesteś na dobrej drodze, przekroczyłeś próg. Teraz bądź bardziej otwarty i bardziej niewinny, bardziej nie-wiedzący, a każdego dnia będzie się działo znacznie więcej.

Takie małe zrozumienie staje się kluczem, który otwiera bramy tajemnic, sekre­tów. Ale możesz trzymać się kurczowo tego pierwszego doznania i stale powtarzać w swym umyśle: „Kiedy to nastąpi? Nie następuje..."

To najczęstsza trudność u wszystkich szukających prawdy. Pierwsze doznanie staje sie przeszkodą albo otwarciem. Wszystko zależy od ciebie. Jeśli będziesz się go kurczowo trzymał, ciągle oczekiwał, zamienisz je w przeszkodę. Jeśli odczuwasz wdzięczność dla tego doznania, głębokie podziękowanie w swym sercu, i wędrujesz dalej bez tęsknot i pragnienia tego pierwszego doznania, dało ci ono posmak, że jesteś na właściwej drodze. Doświadczaj wszystkiego, bądź wdzięczny, ale nie zatrzy­muj się i nigdy nie oczekuj ponownie tego samego doznania, bo zamyka ci to drogę do większych doznań.

Satori z umysłu

Słyszałam jak mówiłeś, że kto nie jest jeszcze gotowy do oświecenia, ten może od tego doznania umrzeć. Wierzę, że to doznanie może pozostać krótkotrwałym satori, po którym wracamy do normalności. Tak tego do­świadczyłam. Byłam w stanie ogromnego szczęścia i bezproblemowości, miałam tak silne uczucie „Jestem Miłością," a potem, może po pół godzi­nie, wróciłam. Możesz coś o tym powiedzieć?

Szybko wróciłaś! To naprawdę rzadko spotykane, już po pół godzinie! To wielki powrót. Przeszłaś doznanie bezproblemowości, ogromnego szczęścia i poczucia „je­stem miłością". A co się stało po pół godzinie? Problemy pewnie wróciły i cierpienie mogło się pogłębić. A co dopiero to doznanie „jestem miłością?" Kim teraz jesteś -to znaczy po pół godzinie?

Zrobiłaś naprawdę niezłą robotę! Nie wiem co ci powiedzieć, od czego zacząć, od tego przed czy po pół godzinie? Satori nie jest czymś takim. Satori to miniaturo­we doznanie samadhi, ale gdy raz w nie wejdziesz, nie możesz już z niego wyjść. To prawdziwy test i kryterium. Wszystko co przychodzi i odchodzi, jest z umysłu - to wyobraźnia. Wszystko co przychodzi i zostaje, nawet wbrew tobie, nawet gdy chcesz, żeby odeszło, niemożliwe jest pozbycie się tego... Satori jest na zawsze.

Samadhi przypomina totalne otwarcie się lotosu, satori to początek otwierania się płatków. Satori to początek, samadhi to kulminacja. Ale nie wychodzisz z niego. Jest to ruch jednokierunkowy - nikt z tego nie wyszedł.

A umysł jest w stanie wszystko sobie wyobrazić. To co uważasz za szczęście, jest tylko snem twego umysłu. Twój umysł może śnić o wszystkim. Może śnić o satori, może śnić o samadhi, we śnie może stać się Buddą - ale sen nie może trwać długo. Nawet pół godziny to za dużo!

Chyba wpadłaś w pułapkę umysłu. Mówisz: „Słyszałam jak mówiłeś, że kto nie jest jeszcze przygotowany do oświecenia, ten może od tego doznania umrzeć." Sły­szałaś, ale nie zrozumiałaś. Nie zgłębiłaś wszystkich implikacji.

Mówię, że oświecenie może zdarzyć się dokładnie w tej chwili, nawet w twoim nieprzygotowaniu, bo nie zależy ono od przygotowania. Nie jest czymś co zależy od wysiłków, gotowości. Jest czymś poza tobą, poza twym zasięgiem. Może nastąpić dokładnie w tej chwili. Nie następuje, bo byłoby to groźne dla twego życia.

Doznanie oświecenia to wielki szok dla ciała, umysłu, całego systemu. Jest jak błyskawica. Wszystko czym byłaś zostaje rozbite w pył. Szok jest tak wielki, że mo­żesz zapomnieć oddychać, zapomnieć, że zatrzymało się twoje serce. Przygotowa­nie jest potrzebne nie do oświecenia, ale do jego wchłonięcia. Przygotowanie jest potrzebne nie do osiągnięcia oświecenia, ale po to, żebyś się nie rozpadła kiedy ono przyjdzie, żebyś pozostała scentrowana, wyciszona i pełna pokoju... niech się dzieje. Ciebie to nie niszczy. Twoje przygotowanie jest konieczne by ocalić życie w tym wielkim doznaniu, które jest jak ogień.

Jeśli nie jesteś przygotowana, oświecenie i śmierć są niemal równoczesne. Wielu ludzi umarło z powodu nagłego oświecenia. Nie byli na nie gotowi, było ono czymś zbyt wielkim. Ich ciało, cały ich system, były zbyt delikatne wobec tego doznania. Byli zbyt mali, a to doznanie było zbyt wielkie.

Gdy więc ludzie mówią ci: „Przygotowuj się do oświecenia", naprawdę mają na myśli: „Nie przygotowuj się... do oświecenia, ono nie przyjdzie z twojego przygoto­wania; przygotuj się, byś mogła powitać je bez własnego rozbicia, abyś nie została zabita tą wielką radością".

Oświecenie jest największym doznaniem w życiu. Nawet nie możesz sobie wy­obrazić czym jest, żadne wyobrażenia nie są tu możliwe. Możesz myśleć o przyjem­ności, wielkiej przyjemności; możesz myśleć o szczęściu, bo co nieco je poznałaś, ot, odrobinę. Możesz myśleć: „Może nie będzie problemów". Ale w rzeczywistości oświe­cenie nie składa się z tego wszystkiego.

Ponieważ stale żyjesz w atmosferze pełnej tęsknoty za oświeceniem, twój umysł może zacząć wymyślać, tworzyć marzenia. Nie bierz tych marzeń na poważnie. Tak się stało. Mówisz: „Wierzę, że to doznanie może pozostać krótkotrwałym satori i potem człowiek wraca do normalności". Nie wiesz co jest twoją normalnością.

Oświecenie jest twoją normalnością!

Ten stan, w którym jesteś, jest nienormalny! Powrót z satori do twojej tak zwanej normalności jest powrotem z satori do szaleństwa. To jest po prostu niemożliwe. Jeśli raz zobaczysz światło, nie możesz znów stać się ślepa. Gdy raz poznasz miłość, nienawiść nie może już w twym istnieniu podnieść swej głowy. Gdy wszystkie pro­blemy znikną, skąd mają powrócić?

Strzeż się swego umysłu, może cię oszukać! Umysł może snuć halucynacje o wszystkim; gdy żyjesz w specjalnej atmosferze, medytacja, oświecenie, błogość, eks­taza unoszą się w powietrzu, gdzie każdy myśli o tych nadzwyczajnych doznaniach... To nie jest zwykłe miejsce. Na targowisku ludzie myślą o pieniądzach, władzy, sza­cunku. To nie jest targowisko, to świątynia ciszy. Tu wszystko wibruje i łatwo splątać się w wyobrażeniach. A kobieta jest podatniejsza na wyobrażania niż mężczyzna.

Mężczyzna myśli, kobieta czuje. Czucie jest nieracjonalne. Dla mężczyzny wy­obrażanie sobie czegoś jest trudne. Kobieta bardzo łatwo może sobie cokolwiek wyobrazić. Jej centrum funkcjonowania to uczucie, emocja, sentymenty; marzenia stale wypełniają jej oczy. Te marzenia mogą być przydatne w poezji i dramacie, ale marzenia w żaden sposób nie mogą pomóc na drodze do prawdy; wręcz przeciw­nie, to wielkie przeszkody. Prawda nie jest twoją wyobraźnią, nie jest twoim odczu­ciem. Prawda to twoje istnienie.

Jeśli chodzi o oświecenie, problemem dla mężczyzny jest jego rozum, proble­mem dla kobiety jest jej uczucie. Jedno i drugie to bariery przed oświeceniem. Męż­czyzna musi porzucić rozumowanie, kobieta musi porzucić uczucie. Jedno i drugie jest tak samo odległe od oświecenia. U mężczyzny tym oddaleniem jest rozumowa­nie, umysł; u kobiety jest nim uczucie, serce - ale te oddalenia są sobie równe. Mężczyzna musi porzucić logikę, kobieta musi porzucić emocje. Oboje muszą porzu­cić coś, co przeszkadza na drodze.

Oświecenie jest możliwe tylko wtedy gdy jesteś całkowicie pusta: bez myśli, uczu­cia, po prostu całkowita cisza. Wtedy to co następuje, zostaje. Nie odchodzi.

Pytanie jest więc istotne dla wszystkich. W swej tęsknocie, w pragnieniu, w na­miętności jesteś podatna na halucynacje, możesz zacząć myśleć albo czuć to co chciałabyś przeżyć. I to jest niebezpieczne, bo stanie się dla ciebie ostatnią prze­szkodą. Nigdy nie będziesz w stanie sięgnąć pozą tę barierę.

Dobrze jest od samego początku być czujną. Nigdy nie wyobrażaj sobie! Pamię­taj, że jedynym co możesz uczynić dla oświecenia, jest przygotowanie, wyciszone istnienie, spokój. Oświecenie przyjdzie we właściwej chwili, zawsze wtedy gdy jesteś absolutnie wyciszona.

Nie musisz sobie tego wyobrażać, ani przejmować się tym, jakie to jest. Nie musisz znajdować definicji, zajmować się opisami, jakie cechy, jakie przeżycia nastą­pią wskutek tego - bo wszystko to jest niebezpieczne, wszystko co może dać twoje­mu umysłowi piękne okazje do wyobrażania sobie, myślenia i wierzenia.

To kwestia twojego przeżywania. Przygotowuj się do tego przeżycia! Stań się przyjmującym gospodarzem... gość nadchodzi. Jedynym czego trzeba jest czekająca świadomość. W absolutnej ciszy, uważna, świadoma, przychodzi Bóg, oświecenie, prawda, obojętne jak to nazwiesz. Zawsze przychodzi gdy tylko ktoś jest gotowy; nigdy nie było inaczej. Musisz być cichym czekaniem, z głęboką ufnością, wielką miłością, nieskończoną wdzięcznością.

Doznania potwierdzające

Doznanie potwierdzające oznacza, że zbliżasz się do domu. Musisz zrozumieć, musisz zdawać sobie sprawę z doznań potwierdzających, bo daje to odwagę, nadzie­ję; daje siłę do życia. Zaczynasz czuć, że szukasz nie na darmo, że ranek jest już bardzo bliski. Może nadal jest noc i ciemność, ale pierwsze doznanie potwierdzające zaczęło przenikać. Gwiazdy zaczynają znikać, wschód nabiera czerwieni. Słońce nie wzeszło, jest wczesny świt - to doznanie potwierdzające, że słońce jest niedaleko. Gdy wschód staje się czerwony, wkrótce, lada chwila, słońce wzniesie się nad hory­zont. Ptaki zaczęły śpiewać, ptaki sławią nadchodzący poranek. Drzewa wyglądają na ożywione, sen znika, ludzie się budzą. To są doznania potwierdzające.

Na ścieżce duchowej też są doznania potwierdzające. Przypomina to sytuację gdy wędrujesz w kierunku pięknego ogrodu, którego nie widzisz. Im bliżej tego ogro­du, tym chłodniejszy wiatr czujesz. Im dalej odchodzisz, tym bardziej chłód znika, im bardziej się zbliżasz, tym bardziej chłód znowu się pojawia. Im bardziej się zbliżasz, tym bardziej wiatr jest nie tylko chłodny, ale niesie też i aromat, aromat wielu kwia­tów. Im dalej odchodzisz, tym bardziej ten aromat zanika. Im bardziej się zbliżasz, tym lepiej słyszysz ptaki śpiewające pośród drzew. Drzew nie możesz dostrzec, ale śpiew ptaków... dalekie wołanie kukułki... las mangowców... zbliżasz się..

To są doznania potwierdzające. Dokładnie to samo dzieje się gdy wędrujesz w kierunku wewnętrznego ogrodu, w kierunku wewnętrznego źródła życia, radości, ciszy, błogości. Gdy zaczynasz poruszać się w kierunku centrum, kilka rzeczy znik­nie, a pojawi się kilka rzeczy nowych.

Pamiętaj: gdy doznania potwierdzające zaczynają się pojawiać, nie bądź za szyb­ko zaspokojony. Chłodny wietrzyk nadszedł, a ty siedzisz i myślisz, że dotarłeś. Ten chłód jest piękny, petny błogości, ale masz iść dalej. Nie zadowalaj się drobiazgami. Bądź zadowolony, że zaczęły się one pojawiać, traktuj je jako kamienie milowe - ale nie one są celem. Ciesz się nimi, dziękuj Bogu, odczuwaj wdzięczność... i idź dalej w tym samym kierunku, z którego przychodzą doznania potwierdzające.

Utrzymuj to w samej głębi swego serca, nie zadowalaj się drobiazgami. Wiele rzeczy dzieje się w drodze, wiele cudownych rzeczy dzieje się w drodze, ale nie zadowalaj się czymkolwiek. Pamiętaj - masz stać się świadomością Chrystusa, bodhisattvą: nic mniejszego nie da ci zaspokojenia.

Cały świat staje się doliną

Ci którzy wędrują (a każdy zmierza ku medytacji) natkną się na te dziwne, choć piękne przestrzenie. Pierwszym znakiem, że medytacja zaczęła się w tobie dziać,

jest... cała egzystencja staje się doliną, a ty jesteś na szczycie wzgórza. Zaczynasz się wznosić. Cały świat staje się doliną, daleko, głęboko poniżej, a ty siedzisz na szczycie wzgórza oświetlonego słońcem. Medytacja unosi cię: nie fizycznie, ale duchowo. I to zjawisko jest bardzo wyraźne - takie będą oznaki.

Gdy w medytacji poruszasz się do wewnątrz, widzisz, że między tobą i zgiełkiem wokoło powstaje wielki dystans. Możesz siedzieć na targowisku i nagle zobaczysz przerwę między tobą i hałasami. Chwilę wcześniej te hałasy były tożsame z tobą, byłeś w nich; teraz oddalasz się od nich.

Fizycznie jesteś tak jak wcześniej. Nie trzeba iść w góry, tu jest droga do odnale­zienia rzeczywistych gór wewnątrz, droga do odnalezienia Himalajów wewnątrz. Zaczynasz wchodzić w głęboką ciszę i nagle wszystkie te hałasy, które były tak blisko ciebie... a było takie zamieszanie... zaczynają się oddalać, odchodzić w dal. Na ze­wnątrz wszystko jest takie jak wcześniej, nic się nie zmieniło - siedzisz w tym samym miejscu, w którym zaczynałeś medytować. Ale wraz z pogłębianiem się medytacji będziesz to odczuwał: poczujesz narastający dystans do rzeczy zewnętrznych.

Każda nuta staje się krystalicznie czysta

Po drugie, cokolwiek będzie wypowiedziane na zewnątrz, jest całkowicie wyraź­ne, w istocie rzeczy wyraźniejsze niż było wcześniej. To jest urok medytacji. Nie stajesz się nieświadomy, bo w nieświadomości też widzisz, że hałasy znikają. W narkozie poczujesz, że dzieje się to samo zjawisko - hałasy zaczynają się oddalać, dalej, dalej... i odeszły - ale ty zapadłeś w nieświadomość. Niczego nie możesz usły­szeć wyraźnie.

Dokładnie to samo dzieje się w medytacji, ale z pewną różnicą: hałasy zaczynają się od ciebie oddalać, ale każdy hałas staje się zdecydowanie wyraźny, wyraźniejszy niż wcześniej, bo teraz pojawia się bycie świadkiem.

Początkowo ty też byłeś hałasem pośród tych wszystkich hałasów, byłeś w nich zagubiony. Teraz jesteś obserwatorem, a ponieważ jesteś tak wyciszony, wszystko możesz widzieć jasno, wyraźnie. Choć hałasy są odległe, są wyraźniejsze niż kiedy­kolwiek dotąd. Słyszysz każdą jedną nutę.

Słyszysz świat jak echo

I trzecia rzecz będzie odczuwana: nie słyszysz ich bezpośrednio, ale jakby pośred­nio, jakby były echem dźwięków, nie nimi samymi. Stają się bardziej bezpostaciowe, ich postaciowość zanika. Stają się mniej materialne, ich materialność znika, nie są już ciężkie, są lekkie. Możesz zobaczyć ich lekkość, są jak echo. Cała egzystencja staje się echem.

Dlatego mistycy hinduscy nazywają świat maya: iluzja. Iluzja nie oznacza nierzeczywistości, ale podobieństwo do cienia, podobieństwo do echa. Nie oznacza nie-egzystencjalności, oznacza tylko podobieństwo do snu. Podobne do cienia, podob­ne do snu, do echa - takie będzie to uczucie. Nie możesz odczuć, że te zjawiska są rzeczywiste. Cała egzystencja staje się snem, bardzo wyraźnym, widocznym, gdyż ty jesteś uważny. Najpierw byłeś zagubiony we śnie: nie byłeś czujny i myślałeś, że to rzeczywistość. Byłeś utożsamiony ze swym umysłem. Teraz nie utożsamiasz się już z umysłem, powstało w tobie coś odrębnego - uważność, sakshi.

Będziesz słyszał wszystko prócz siebie

I czwarta rzecz będzie odczuwana. Słyszysz całą egzystencję wokoło: ludzi rozma­wiających, spacerujących, śmiejące się dzieci, ktoś krzyczy, woła jakiś ptak, samo­chód przejeżdża, samolot, pociąg. Będziesz w stanie słyszeć wszystko. Prócz jedne­go: nie będziesz w stanie słyszeć siebie, zupełnie zniknąłeś. Jesteś pustką. W ogóle cię nie ma. Nie możesz odczuć siebie jako istoty. Są wszystkie hałasy, znikły tylko twoje wewnętrzne hałasy. Zwykle wewnątrz ciebie jest więcej hałasów niż na ze­wnątrz. Prawdziwe zamieszanie jest wewnątrz ciebie, jest tam prawdziwe szaleń­stwo. A gdy zewnętrzne szaleństwo spotyka się z wewnętrznym szaleństwem, po­wstaje piekło.

Zewnętrzne szaleństwo będzie trwało dalej, bo nie ty je stworzyłeś i nie ty możesz je zniszczyć; bardzo łatwo możesz zniszczyć wewnętrzne szaleństwo. Jest to w two­ich możliwościach. Gdy wewnętrznego szaleństwa nie ma, zewnętrzne szaleństwo staje się nieistotne. Traci swą realność, staje się iluzoryczne. Nie możesz znaleźć swego dawnego głosu, nie pojawia się w tobie żadna myśl, nie ma więc dźwięku.

Stałeś się pusty, wszystko zeszło głęboko w dolinę, słychać tylko echa. Gdy sły­szysz echa, nie ma to na ciebie wpływu. Powoli, stopniowo wzrastasz w medytację. Wszystko staje się nieistotne. Wszystko możesz zobaczyć.

Pojawia się wielkie światło

Dopóki nie jesteś pusty, pozostaniesz ciemny, pozostaniesz ciemnością. Gdy jesteś całkowicie pusty, gdy nie ma nikogo wewnątrz ciebie, pojawia się światłość. Obecność ego stwarza ciemność. Ciemność i ego są synonimami. Nie-ego i światło są synonimami.

Dlatego wszystkie metody medytacji, bez względu na orientację, w końcu zbiega­ją się w tej pustej komnacie twego wewnętrznego istnienia. Pozostaje tylko cicha przestrzeń i w tej cichej przestrzeni widzisz pojawiające się światło nie mające żadne­go źródła. Nie przypomina ono światła, które widziałeś gdy wschodzi słońce, bo światło słońca nie może być wieczne - w nocy znów zniknie. Nie przypomina ono światła, któremu trzeba paliwa, bo gdy paliwo się skończy, to światło zniknie.

To światło jest bardzo tajemne: nie ma źródła, nie ma przyczyny. Nie jest niczym spowodowane, gdy się więc pojawi, zostaje, nigdy nie znika. Tak naprawdę już jest, lecz ty nie jesteś dostatecznie pusty by je zobaczyć.

Takie będą doznania gdy to światło zaczyna w tobie narastać. Gdy siadasz w milczeniu i stajesz się spokojny, nieruchomy, bez ruchu wewnątrz i na zewnątrz... nagle widzisz, że twymi oczami wylewa się światło. Jest to doznanie, którego nauka jeszcze nie poznała. Nauka sądzi, że światło dostaje się do oczu, nigdy na odwrót. Światło przychodzi z zewnątrz, dostaje się do oczu, wchodzi w ciebie - to tylko polowa opowieści. Drugą połowę znają tylko mistycy i ludzie medytujący. To jedna część - światło wchodzi do ciebie. Jest jeszcze druga część - światło wylewa się twymi oczami. A gdy światło zaczyna wylewać się oczami, światło oczu zaczyna płonąć płomieniem, wszystko przed tobą staje się całkiem jasne.

Rozjaśnia się cała egzystencja. Widzisz, że drzewa są zieleńsze niż kiedykolwiek dotąd, a ich zieloność ma w sobie pewną jasność. Widzisz, że róże są bardziej różane niż zwykle. Te same róże, te same drzewa, ale napływa w nie coś z ciebie, ukazując je wyraźniej niż kiedykolwiek dotąd. Wtedy drobiazgi mają tyle piękna - kolorowe kamyki są dla buddy piękniejsze niż diament Koh-i-noor dla królowej Elżbiety. Dla królowej Elżbiety nawet Koh-i-noor, największy diament świata, nie jest tak piękny jak dla buddy zwyczajny kamyk. Dlaczego? Bo oczy buddy mogą wylewać światło i w tym świetle zwyczajne kamyki stają się koh-i-noorami. Zwyczajni ludzie stają się buddami. Dla buddy wszystko jest pełne stanu buddy. Dlatego Budda powiedział: „W dniu, w którym stałem się oświecony, cała egzystencja stała się oświecona. Drzewa i góry i rzeki i skały - wszystko stało się oświecone". Cała egzystencja została wynie­siona ku wyższej obfitości.

Zależy to od tego ile możesz dać egzystencji - tylko tyle dostaniesz. Jeśli nic nie dasz, nic nie dostaniesz. By dostać, najpierw musisz dać. Dlatego ludzie twórczy znają więcej piękna, więcej miłości, więcej radości niż ludzie, którzy nie są twórczy -bo ludzie twórczy dają coś egzystencji. Egzystencja przyjmuje... i hojnie odpowiada.

Twe oczy są puste, niczego nie dają, tylko biorą. Są skąpcami, nie dzielą się. Zawsze gdy spotkasz oczy, które potrafią się dzielić, ujrzysz ogromną różnicę, ogromne piękno, ciszę, moc, potencjał. Jeśli potrafisz zobaczyć oczy, które mogą wylać swe światło w ciebie, całe twe serce będzie poruszone.

Zobaczysz to! Twoje oczy zaczynają płonąć. A gdy oczy zaczynają płonąć, cała egzystencja przyjmuje nowe zabarwienie, nową głębię, nowy wymiar, jakby wszyst­ko nie było już trójwymiarowe, ale czterowymiarowe. Nowy wymiar został dodany -wymiar świetlistości.

Tak. jak słońce świecące nad obłokiem: obłok płonie, ty w nim jesteś, obłok jest tylko ogniem odzwierciedlającym słońce. Zaczynasz żyć w tym obłoku światła. Śpisz" w nim, chodzisz i siedzisz: ten obłok stale jest. Ten obłok widać jako aurę. Kto ma oczy potrafiące to widzieć, będzie widzieć światło wokół głów świętych, wokół ich ciał. Otacza ich subtelna aura.

Nie możesz znaleźć swego ciała

W chwili gdy jesteś pełny światła wewnątrz i oczy ci płoną i cała egzystencja płonie nowym życiem, gdy otworzysz oczy i spróbujesz odnaleźć swe ciało, nie znaj­dziesz go. W tych chwilach materia znika.

Gdy zyskasz zdolność widzenia ducha, zobaczysz, że materia znikła. Obu na raz nie możesz widzieć. Te znaki trzeba zrozumieć, bo zdarzą się i tobie, i to zrozumienie pomoże. Inaczej, gdy kiedyś otworzysz oczy i nie znajdziesz swego ciała, możesz zwariować. Na pewno poczujesz, że coś jest nie w porządku, nie żyjesz albo zwariowałeś. Co się stało z ciałem? Gdy to zrozumiesz, we właściwym momencie przypo­mnisz sobie. Mówię o tych doznaniach, byś był świadomy wszystkiego, co jest moż­liwe, byś nie został) zaskoczony gdy to nastąpi, byś wiedział, rozumiał, byś miał mapy. Możesz odczytać gdzie jesteś i w tym rozumieniu możesz się odprężyć.

Doznanie unoszenia się

To następuje bardzo szybko, zaczyna się to dziać w bardzo wczesnych fazach. Gdy siedzisz nieruchomo, nagle czujesz, że jesteś nieco wyżej niż podłoże, może piętnaście centymetrów wyżej. Z wielkim zaskoczeniem otwierasz oczy i stwierdzasz, że siedzisz na podłożu, myślisz więc, że pewnie śniłeś.

Nie, nie śniłeś, twoje ciało fizyczne zostało na podłożu. Masz też inne ciało, ciało światła ukryte wewnątrz, nazwij je ciałem astralnym, subtelnym, witalnym, jakkol­wiek chcesz - to ciało zaczyna wznosić się wyżej. Od wewnątrz możesz odczuć tylko to ciało, bo jest to twoje wnętrze. Gdy otwierasz oczy, twoje materialne ciało siedzi na podłożu, tak samo jak przedtem. Nie myśl, że miałeś halucynacje, ani odrobinę. To fakt rzeczywisty, nieco się unosiłeś, ale w swym drugim ciele, nie w pierwszym.

Te znaki potwierdzające trzeba zrozumieć, ale nie chwalić się nimi. Nikomu o nich nie mów, bo ego znowu wejdzie i zacznie wykorzystywać te doznania. A gdy ego wchodzi, doznania znikają. Nigdy o nich nie mów. Jeśli nastąpią, po prostu je zrozum, zauważ i zupełnie o nich zapomnij.

I to też trzeba pamiętać: wszystkie one mogą ci się zdarzyć lub nie, albo mogą zdarzyć się w innej kolejności, albo mogą się zdarzyć w inny sposób. Tysiące zda­rzeń są możliwe, ponieważ ludzie są tak różni.

Komuś te doznania mogą się nie zdarzyć w taki sposób jak zostały opisane. Na przykład komuś może się nie zdarzyć, że unosi się ku górze; może się zdarzyć, że staje się większy i większy i większy... cały pokój jest go pełny. I dalej staje się większy i większy, teraz dom jest wewnątrz niego. Jest to bardzo zagadkowe. Chce się otworzyć oczy i zobaczyć co się dzieje: „Czy wariuję?" Może przyjdzie chwila, gdy zobaczysz, że „Cała egzystencja jest wewnątrz mnie. Nie jestem poza nią. Ona nie jest poza mną, jest wewnątrz mnie... i gwiazdy poruszają się wewnątrz mnie."

Komuś może się zdarzyć, że staje się mniejszy i mniejszy, staje się cząsteczką, prawie niewidzialną, atomem, a potem znika. Może tak być. Patanjali skatalogował wszelkie możliwe doznania. Ludzie mają różne predyspozycje, talenty i potencjalne możliwości, każdemu więc zdarza się to inaczej.

To tylko wskazówki jak może się to dziać; nie myśl, że wpadasz w szaleństwo albo że dzieje się coś dziwacznego. Te doznania nie są przerażające, za to twoja interpretacja może je uczynić przerażającymi.

Radość bez powodu

Wielki znak potwierdzający jest wtedy gdy bez żadnego powodu nagle czujesz się radosnym. W zwykłym życiu jesteś radosny gdy jest jakiś powód. Spotkałeś piękną kobietę i jesteś radosny, albo masz pieniądze, których zawsze chciałeś, i jesteś rado­sny, albo kupiłeś dom z pięknym ogrodem i jesteś radosny; te radości nie mogą jednak trwać długo. Są chwilowe, nie mogą pozostawać ciągle i nieprzerwanie.

Jeśli twoja radość jest czymś spowodowana, zniknie, będzie chwilowa. Wkrótce zostawi cię w głębokim smutku; wszystkie radości zostawiają cię w głębokim smutku. Ale jest pewien inny rodzaj radości, który jest znakiem potwierdzającym: nagle je­steś radosny w ogóle bez żadnego powodu. Nie możesz wskazać dlaczego. Nie po­trafisz odpowiedzieć gdy ktoś pyta: „Dlaczego jesteś radosny?"

Nie mogę odpowiedzieć dlaczego jestem radosny. Nie ma powodu. Po prostu tak jest. Tej radości nie można zakłócić. Cokolwiek się stanie, będzie ona trwała. Ona jest, dzień w dzień, noc w noc. Możesz być młody, możesz być stary, możesz być żywy, możesz umierać - ona zawsze jest. Gdy znalazłeś taką radość, która pozo­staje, która trwa choć okoliczności się zmieniają, wtedy bądź pewien, że zbliżasz się do stanu bycia buddą.

Jest to znak potwierdzający. Jeśli radość przychodzi i odchodzi, nie ma to zbyt wielkiej wartości, jest to zjawisko światowe. Ale kiedy radość trwa, pozostaje nie­przerwana, ciągle - jakbyś był odurzony bez żadnego narkotyku, jakbyś właśnie wziął kąpiel, jesteś świeży jak krople rosy o poranku, świeży jak nowe liście wiosną, świeży jak liście lotosu w stawie; stale pozostajesz w tej świeżości, która utrzymuje się i utrzymuje i nic jej nie zakłóca - wiedz, że zbliżasz się do domu.


Brak reakcji - brak lęku

Gdy twa cisza i radość pogłębiają się, zaczynasz odczuwać, że dla ciebie śmierci nie ma. W śmierci umiera tylko persona, osobowość - esencja nigdy nie umiera. Gdy wiesz, że coś w tobie trwa, coś co nigdy się nie zmienia, radość trwająca bez względu na okoliczności, po raz pierwszy wiesz, że jest w tobie coś nieśmiertelnego, masz w sobie coś wiecznego. I ta chwila jest chwilą siły, potencjalnych możliwości, nieustraszoności. Nie boisz się. Drżenie znika. Po raz pierwszy patrzysz w rzeczywi­stość bez lęku.

Teraz nic cię nie przysłania, nic nie może cię ogarnąć i zniekształcić twej wyrazi­stości. Twoje widzenie pozostaje nietknięte. Ktoś cię obraża, ale to nie staje się chmurą, która cię opada. Ktoś jest w złości, widzisz to doskonale, naprawdę czujesz współczucie dla tego człowieka, który jest w złości i niepotrzebnie spala się w ogniu. Oblewasz go swoją błogością, pokojem i miłością. Zachowuje się on głupio, trzeba mu wszelkiego współczucia.

Kilka spraw istotnych

Pierwszą sprawą jest stan odprężenia, pozostawania bez walki przeciwko umy­słowi, bez sterowania umysłem, bez koncentracji.

Druga: po prostu obserwuj z odprężoną uważnością wszystko co się dzieje, bez żadnego ingerowania, tylko obserwując umysł, w ciszy...

Trzecia: bądź bez żadnego osądzania, oceniania.

Oto te trzy rzeczy: odprężenie, obserwowanie, brak osądzania. Stopniowo wiel­ka cisza zstępuje na ciebie. Wszelki ruch wewnątrz ustaje. Jesteś, lecz nie ma poczu­cia ja jestem... sama czysta przestrzeń. Jest 112 metod medytacji. Mówiłem o wszyst­kich. Różnią się budową, ale fundamenty mają te same: odprężenie, obserwowanie w uważności i nastawienie nie-osądzania.

Baw się

Miliony ludzi przegapia medytację, gdyż medytacja przybrała błędną konotację. Wygląda bardzo poważnie i ponuro, ma w sobie coś z kościoła; wygląda tak jakby była tylko dla ludzi, którzy są martwi albo prawie martwi, dla tych, którzy są ponu­rzy, poważni, mają smutne miny, utracili uciechę, radość, zabawę, celebrowanie...

Takie są cechy medytacji: człowiek naprawdę medytujący jest pełen zabawy, życie jest dla niego uciechą, życie jest leelą, zabawą. Cieszy się nim ogromnie. Nie jest poważny. Jest odprężony.

Bądź cierpliwy

Nie spiesz się. Tak często pośpiech powoduje opóźnienia. Gdy pragniesz, czekaj cierpliwie; im głębsze czekanie, tym szybciej to przychodzi.

Zasiałeś ziarno, teraz siądź w cieniu i obserwuj co się dzieje. Ziarna zakiełkują, rozkwitną, ale ty nie możesz przyspieszyć tego procesu. Czyż wszystko nie potrze­buje czasu? Pracować musisz, ale wyniki zostaw Bogu. Nic w życiu nie ulega zmar­nowaniu, zwłaszcza kroki kierowane ku prawdzie.

Zdarza się czasem, że pojawia się niecierpliwość; niecierpliwość przychodzi z pragnieniem, a to jest przeszkoda. Zachowaj pragnienie, ale niecierpliwość wyrzuć. Nie pomyl niecierpliwości z pragnieniem. W pragnieniu jest tęsknota, ale nie ma walki - w niecierpliwości jest walka, ale nie ma tęsknoty. W tęsknocie jest czekanie, ale nie ma domagania się - w niecierpliwości jest domaganie się, ale nie ma czeka­nia. W pragnieniu są łzy w milczeniu - w niecierpliwości jest niespokojna walka.

Prawdy nie można zawojować; osiągana jest ona przez powierzenie się, nie przez walkę. Jest zdobywana totalnym powierzeniem się.

Nie wyczekuj rezultatów

Ego jest nastawione na efekty, umysł zawsze gania za efektami. Umysł nigdy nie jest zainteresowany samym działaniem, jego zainteresowanie skupia się na efekcie. ..Co przez to zyskam?" Jeśli umysł zobaczy zyski bez działania, pójdzie na skróty.

Dlatego ludzie wykształceni stają się bardzo przebiegli; potrafią odnajdywać skró­ty. Jeśli zarabiasz pieniądze w sposób legalny, może ci to zająć całe życie. Ale jeśli możesz zarabiać pieniądze na przemycie, na hazardzie czy na czymś innym - stając sie przywódcą politycznym, premierem, prezydentem - wtedy wszystkie skróty są dla ciebie dostępne. Człowiek wykształcony staje się przebiegły. Nie staje się mądry, staje się tylko sprytny. Staje się tak przebiegły, że chce mieć wszystko nic nie robiąc.

Medytacja zdarza się tylko tym, którzy nie są nastawieni na efekty. Medytacja jest stanem bez zorientowania na cele.

Doceniaj nieświadomość

Gdy jesteś świadomy, ciesz się tym; gdy jesteś nieświadomy, ciesz się nieświado­mością. Nic w tym złego, nieświadomość jest jak odpoczynek.

Gdyby tak nie było, świadomość byłaby napięciem. Gdy przez całą dobę nie śpisz, ile dni możesz tak żyć? Bez jedzenia człowiek może żyć trzy miesiące, bez snu w ciągu trzech tygodni oszaleje i będzie próbował popełnić samobójstwo. W ciągu dnia jesteś czujny, w nocy odprężasz się i to odprężenie pomaga ci być znowu czuj­nym i świeżym w ciągu dnia. Energie przechodzą okres spoczynku, by rano mogły znowu być bardziej ożywione.

To samo stanie się w medytacji: przez kilka chwil jesteś doskonale świadomy, na szczycie, a przez kilka chwil jesteś w dolinie, odpoczywasz. Świadomość znikła, za­pomniałeś. Ale co w tym złego?

Takie to proste. Dzięki nieświadomości świadomość znów się zjawi, świeża i młoda. Jeśli zdołasz cieszyć się jednym i drugim, staniesz się czymś jeszcze innym -trzeba to zrozumieć. Jeśli zdołasz cieszyć się jednym i drugim, znaczy to, że nie jesteś ani jednym ani drugim, ani świadomością ani nieświadomością. Jesteś tym, kto cieszy się jednym i drugim. Pojawia się coś z tego, co poza.

To właśnie jest prawdziwy świadek. Szczęściem się cieszysz, co w tym złego? Gdy szczęście mija i stałeś się smutny, cóż złego w smutku? Ciesz się nim. Gdy zdołasz cieszyć sie smutkiem, nie jesteś ani jednym ani drugim.

Gdy cieszysz się smutkiem, ma on swe własne piękno. Szczęście jest płytkie, smutek jest bardzo głęboki, ma głębię. Człowiek, który nigdy nie był smutny, jest płytki, ot. na powierzchni. Smutek przypomina ciemną noc, bardzo głęboką. W ciemności jest cisza i jest też smutek. Szczęście kipi, jest w nim dźwięk. Przypomina górską rzekę, która wydaje dźwięk. Rzeka w górach nie jest za bardzo głęboka, zawsze jest płytka. Gdy dociera na równiny, staje się głęboka, ale dźwięk ustaje. Płynie jakby nie płynęła. W smutku jest głębia.

Po co tworzyć kłopoty? Gdy jesteś szczęśliwy, bądź szczęśliwy, ciesz się. Nie utożsamiaj się z tym. Gdy mówię byś był szczęśliwy, mam na myśli byś się tym cieszył. Niech będzie to klimat, który porusza się i zmienia. Ranek zmienia się w południe, południe zmienia się w wieczór, potem nastaje noc. Niech szczęście bę­dzie klimatem, który cię otacza. Ciesz się nim; gdy potem przyjdzie smutek, ciesz się i nim. Uczę cię cieszenia się w każdej sytuacji. Siądź w ciszy i ciesz się smutkiem; nagle smutek przestaje być smutkiem, stal się chwilą ciszy i spokoju, piękny sam w sobie. Nie ma w nim nic złego.

I przychodzi najwyższa alchemia, chwila, kiedy nagle uświadamiasz sobie, że nie jesteś ani jednym ani drugim - ani szczęściem ani smutkiem. Jesteś obserwatorem, obserwujesz szczyty, obserwujesz doliny - ale nie jesteś ani jednym ani drugim.

Gdy ten punkt zostaje osiągnięty, możesz świętować wszystko. Świętujesz życie, świętujesz śmierć.

Nie jesteś swoimi doznaniami

Jedną z najważniejszych spraw, o których powinieneś pamiętać jest to, że cokol­wiek napotkasz w tej wewnętrznej podróży, ty tym nie jesteś. Jesteś świadkiem. Może to być nicość, albo błogość czy cisza. Jedno trzeba pamiętać: jakkolwiek pięk­ne i zachwycające doznanie napotkasz, ty nim nie jesteś. Jesteś tym, który go do­znaje, i jeśli będziesz szedł dalej i dalej i dalej, ostateczny w tej podróży jest punkt, gdzie nie ma żadnego doznania, ani ciszy, ani błogości czy nicości. Nie ma dla ciebie nic przedmiotowego, jest tylko twoja podmiotowość. Zwierciadło jest puste. Nicze­go nie odzwierciedla. To ty.

Nawet wielcy podróżujący wewnętrznego świata utknęli w pięknych doz-naniach i utożsamili się z nimi, myśląc: „Odnalazłem siebie". Zatrzymali się przed ostatnim etapem, gdy znikają wszystkie doznania.

Oświecenie nie jest doznaniem. Jest stanem, gdy pozostajesz w absolutnej sa­motności, nic tam nie ma do poznania. Żaden przedmiot nie jest obecny, obojętne jak piękny. Tylko w tej chwili twoja świadomość, której nie ogranicza żaden przed­miot, dokonuje zwrotu i wędruje z powrotem do źródła. Staje się to poznaniem samego siebie. Staje się oświeceniem.

Przypomnę ci słowo „przedmiot". Każdy przedmiot oznacza przeszkodę. Ozna­cza „przeszkodę, przeciwstawienie". Przedmiot może więc być poza tobą, w świecie materialnym; przedmiot może być w tobie, w świecie psychologicznym, może być w twoim sercu, uczuciach, emocjach, sentymentach, nastrojach. I przedmioty mogą być nawet w twym duchowym świecie. Są tak ekstatyczne, że nie możesz sobie wyobrazić istnienia czegoś więcej. Wielu mistyków świata zatrzymało się na eksta­zie. Tak piękne to miejsce i malownicze... ale do domu jeszcze nie dotarli.

Gdy dochodzisz do punktu gdzie wszelkie doznania są nieobecne, nie ma przed­miotu, a świadomość bez przeszkód porusza się w kręgu; w egzystencji wszystko porusza się w kręgu, jeśli nie ma żadnych przeszkód - przychodzi z tego samego źródła twojego istnienia, krąży. Nie znajdując przed sobą żadnych przeszkód, żadne­go doznania, żadnego przedmiotu, wędruje z powrotem. I podmiot sam staje się przedmiotem.

O tym całe życie mówił J. Krishnamurti: obserwujący staje się obserwowanym -dotarłeś. Wcześniej na drodze stoi tysiące rzeczy. Ciato ma własne doznania, znane jako doznania ośrodków kundalini; siedem ośrodków staje się siedmioma kwiatami lotosu. Każdy jest większy od poprzedniego i wyższy i aromat oszałamia... Umysł podsuwa tyle przestrzeni, nieograniczonej, nieskończonej. Ale pamiętaj o tym naj­ważniejszym: to jeszcze nie dom.

Ciesz się podróżą i ciesz się wszystkimi scenami, które pojawiają się w tej podró­ży, drzewami, górami, kwiatami, rzekami, słońcem i księżycem i gwiazdami; nigdzie się jednak nie zatrzymuj, póki twoja własna podmiotowość nie stanie się swoim własnym przedmiotem. Gdy obserwujący staje się obserwowanym, gdy poznający staje się poznawanym, gdy patrzący staje się tym, co widziane, pojawił się dom.

Ten dom jest prawdziwą świątynią, której szukaliśmy przez całe żywoty... ale zawsze zbaczamy z drogi. Dajemy się zaspokoić pięknymi doznaniami. Odważny poszukujący musi zostawić wszystkie te piękne doznania za sobą, iść dalej. Gdy wszystkie doznania są wyczerpane i tylko on sam zostaje w swej samotności... nie­ma większej ekstazy, nie ma pełniejszej błogości, nie ma prawdziwszej prawdy. Do­stąpiłeś czegoś, co nazywam boskością, sam stałeś się boskością.

Staruszek przychodzi do lekarza.

- Mam problemy z toaletą - skarży się.

- Zobaczymy... Jak z oddawaniem moczu?

- Co rano o siódmej, jak u dziecka.

- Dobrze. A stolec?

- Ósma rano, codziennie, jak w zegarku.

- Skoro tak, to co to za problem? - pyta lekarz.

- Budzę się o dziewiątej. Spisz i czas już się obudzić...

Wszystkie te doznania są doznaniami śpiącego umysłu. Umysł przebudzony nie ma w ogóle żadnych doznań.

Obserwujący to nie świadek

Obserwujący i obserwowane to dwa aspekty świadka. Gdy znikają one w sobie, gdy stapiają się i stają się jednym, świadek po raz pierwszy pojawia się w swej to­talności. Wiele osób ma pytania, ponieważ sądzą, że świadek to obserwator. W ich umyśle obserwujący i świadek to synonimy. Tak nie jest - obserwujący nie jest świad­kiem, jedynie jego częścią. Zawsze gdy część uważa siebie za całość, błądzimy.

Obserwujący oznacza podmiotowość, a obserwowane oznacza przedmiotowość. Obserwujący oznacza to co poza obserwowanym, a obserwowane oznacza to co jest wewnątrz. Wnętrze i zewnętrze nie mogą być oddzielne - są razem, mogą być tylko razem. Kiedy doświadczasz tego bycia razem, czy raczej jedności, pojawia się świadek. Świadka nie można praktykować. Jeżeli spróbujesz praktykować świadka, będziesz praktykował tylko obserwującego, a obserwujący to nie świadek.

Co więc masz robić? Trzeba stopić się w jedno, zespolić się. Widząc kwiat róży, zapomnij zupełnie, że widzisz jakiś przedmiot i że widzi go podmiot. Niech obejmie was piękno chwili, jej błogosławieństwo, żebyście - róża i ty - nie byli oddzielnymi od siebie, ale stali się jednym rytmem, jedną pieśnią, jedną ekstazą.

Kiedy kochasz, czujesz muzykę, patrzysz na zachód słońca, niech to trwa. Im więcej tym lepiej, gdyż nie jest to sztuka, lecz pewien talent. Musisz go poczuć, a gdy go masz, możesz wyzwolić to wszędzie, w każdej chwili'.

Gdy pojawia się świadek, nie ma nikogo, kto by nim był, ani niczego co byłoby przedmiotem bycia świadkiem. Jest czyste lustro, nic nie odzwierciedlające. Nawet powiedzenie, że jest to lustro, nie jest właściwe, lepiej byłoby powiedzieć, że jest to

odzwierciedlanie. Jest to bardziej dynamiczny proces stapiania się i złączania, a nie zjawisko statyczne; jest to przepływ. Róża sięga do ciebie, ty sięgasz do róży - jest to dzielenie się istnieniem.

Zapomnij, że świadek to obserwator - tak nie jest. Obserwatora można prakty­kować, świadek zdarza się. Obserwator to swoista koncentracja, obserwator utrzy­muje cię w oddzieleniu. Obserwator powiększa, wzmacnia ego. Im bardziej stajesz się obserwatorem, tym bardziej czujesz się wyspą - oddzielny, daleki, odległy.

W ciągu wieków mnisi całego świata praktykowali obserwatora. Może nazywali go świadkiem, ale to nie świadek. Świadek to coś totalnie innego, innego jakościo­wo. Obserwatora można praktykować, pielęgnować; praktykując go można stać się lepszym obserwatorem.

Naukowiec obserwuje, mistyk jest świadkiem. Cały proces nauki to obserwacja, bardzo przenikliwa, uważna i ostra... by nic nie pominąć. Ale naukowiec nie zna Bo­ga. Jego obserwacja jest bardzo, bardzo biegła, ale on sam jest nieświadomy Boga. Nigdy nie napotyka Boga, przeciwnie, zaprzecza jego istnieniu, bo im bardziej ob­serwuje (a cały jego proces to obserwacja) tym bardziej oddziela się od egzystencji. Zerwane mosty, powstają ściany... zostaje on uwięziony we własnym ego.

Mistyk jest świadkiem. Pamiętaj, bycie świadkiem to zdarzenie, skutek uboczny bycia totalnie w każdej chwili, w każdej sytuacji, w każdym przeżyciu. Totalność jest kluczem - z totalności rodzi się błogosławieństwo bycia świadkiem. Zapomnij o ob­serwowaniu - da ci ono bardziej dokładną informację o obserwowanym przedmio­cie, ale pozostaniesz absolutnie nieświadomy swej własnej świadomości.

Medytacja przychodzi sama

Medytacja jest taką tajemnicą, że można ją nazwać nauką, sztuką, talentem, i nie będzie w tym żadnej sprzeczności.

Z jednego punktu widzenia jest to nauka: jest konkretna technika, którą trzeba robić. Nie ma od tego wyjątków, jest to niemal prawo naukowe. Z innego punktu widzenia można o niej powiedzieć, że jest sztuką. Nauka to przedłużenie umysłu -matematyka, logika, racjonalność. Medytacja należy do serca, nie do umysłu - nie jest logiką, bliższa jest miłości. Nie przypomina działań naukowych, bardziej przypo­mina muzykę, poezję, malowanie, tańczenie. Dlatego można ją nazwać sztuką.

Ale medytacja to tak wielka tajemnica, że nazwanie jej „nauką" i „sztuką" nie mówi wszystkiego. Jest to pewien talent; albo go masz albo go nie masz. Talent nie jest nauką, nie można go nauczyć. Talent nie jest sztuką. Talent jest czymś najbar­dziej tajemniczym w człowieku.

Gdy byłem dzieckiem, posłano mnie do nauczyciela, nauczyciela pływania. Był najlepszym pływakiem w mieście, nigdy nie spotkałem kogoś, kto tak bardzo ko­chałby wodę. Woda była dla niego bogiem, oddawał jej cześć, rzeka była jego do­mem. Wcześnie rano - o trzeciej - można było spotkać go nad rzeką. Wieczorem można było spotkać go nad rzeką, i w nocy można było spotkać go siedzącego, medytującego nad rzeką. Całe jego życie składało się z bycia blisko wody.

Gdy chciałem nauczyć się pływać, zaprowadzono mnie do niego. Spojrzał na mnie, coś poczuł. Powiedział: „Nie ma sposobu by nauczyć się pływać. Mogę tylko wrzucić cię do wody i pływanie przyjdzie samo z siebie. Nie ma sposobu nauczenia

się go, nie można go nauczyć. To taki talent, a nie wiedza". Tak zrobił, wrzucił mnie do wody, a sam stał na brzegu. Dwa, trzy razy poszedłem na dno i czułem, że prawie tonę. A on stał i nawet nie próbował mi pomóc! Kiedy chodzi o życie, robisz wszyst­ko co możesz. Zacząłem poruszać rękoma, przypadkowo, gorączkowo... ale ten talent pojawił się. Gdy życie jest zagrożone, wszystko zrobisz... Zawsze gdy robisz wszystko co możesz, gdy działasz totalnie, wszystko przychodzi samo z siebie!

Umiałem pływać! Niesamowite! „Następnym razem - powiedziałem - nie musisz mnie wrzucać, sam wskoczę. Teraz wiem, że ciało ma naturalną pływalność. Nie jest to kwestia pływania, ale zharmonizowania się z żywiołem wody. Gdy jesteś w har­monii z żywiołem wody, chroni cię on."

Od tamtej pory tylu ludzi wrzucam do rzeki życia! Ja tu stoję... Nikt nie przegry­wa jeśli dokona tego skoku. Nauczenie się jest nieuniknione.

Opanowanie tego talentu może zająć kilka dni. To jest talent, nie sztuka! Gdyby medytacja była sztuką, bardzo łatwo byłoby jej uczyć. A jako talent, musi być ćwiczo­ny, nabywasz go powoli. Jeden z profesorów psychologii w Japonii próbował uczyć pływania małe sześciomiesięczne dzieci i udało mu się to. Potem próbował z dziećmi trzymiesięcznymi - i udało mu się. Teraz próbuje z noworodkami i mam nadzieję, że mu się uda. Wszystko na to wskazuje, bo jest to pewien talent. Nie trzeba żadnego doświadczenia, wieku, wykształcenia... jest to po prostu talent. A jeśli sześciomie­sięczne czy trzymiesięczne dziecko potrafi pływać, oznacza to, że w sposób natural­ny dysponujemy wyobrażeniem „jak" się pływa... musimy tylko to odkryć.

Odrobina starań i zdołasz to odkryć. To samo odnosi się do medytacji - bardziej nawet niż do pływania. Po prostu musisz poczynić nieco starań.

Którą technikę mam wybrać?

Devi pyta Shivę: Jaka jest twoja rzeczywistość, mój Panie? Ale on nie odpo­wie. Wręcz odwrotnie - poda technikę. I jeśli Devi przejdzie przez tę technikę, dowie się. Zatem odpowiedź jest pośrednia, nie wprost. Shiva nie odpowie kim jest. Poda technikę. Zrób to, a dowiesz się.

Dla tantry działanie jest poznaniem, innego poznania nie ma. Póki czegoś nie zrobisz, nie zmienisz się, nie nabędziesz nowej perspektywy, na którą i z której będziesz patrzeć, póki nie przejdziesz do wymiaru zupełnie innego niż intelekt, od­powiedzi nie będzie. Odpowiedzi można udzielić, ale wszystkie odpowiedzi są kłam­stwami. Wszystkie filozofie to kłamstwa. Zadasz pytanie - filozofia da ci odpowiedź, która cię zadowala albo nie. Jeśli cię zadowala, stajesz się wyznawcą tej filozofii, ale pozostajesz taki sam. Jeśli nie - poszukasz innej filozofii, na którą będziesz mógł się nawrócić. Ty pozostajesz taki sam, w ogóle nie dotknięty - niezmieniony.

112 metod medytacji tantry tworzy całą naukę o przemianie umysłu. Zagłębimy się w nie, jedna po drugiej. Najpierw spróbujemy zrozumieć je intelektualnie, ale używaj intelektu tylko jako narzędzia, nie traktuj go jak swego pana. Używaj go jako narzędzia do zrozumienia, ale nie zacznij tworzyć nim barier. Gdy będziemy mówić o tych technikach, po prostu odstaw na bok swą dotychczasową wiedzę, wszystko co wiesz, bez względu na to jakie informacje zebrałeś. Odłóż je na bok, to tylko kurz, który zebrał się na drodze.

Wyjdź na spotkanie tym metodom ze świeżym umysłem, z czujnością, ale bez myślenia. 1 nie stwarzaj fałszywego przekonania, że umysł myślący to umysł czujny. Nie jest taki, bo z chwilą wejścia w myślenie tracisz świadomość tego co się dzieje, tracisz czujność. Nie ma cię.

Te metody nie należą do żadnej religii. Pamiętaj: one nie są hinduskie, tak samo jak teoria względności nie jest żydowska tylko dlatego, że wymyślił ją Einstein, a radio i telewizja nie są chrześcijańskie. Nikt nie pyta: „Dlaczego używasz elektrycz­ności? Przecież to chrześcijański wynalazek, to chrześcijański umysł ją wymyślił". Nauka nie należy do ras i religii - a tantra jest nauką. Pamiętaj więc: te techniki wcale nie są hinduskie. Opracowali je hindusi, ale nie są one hinduskie. Dlatego w tych technikach nie ma wzmianki o jakimkolwiek religijnym rytuale. Żadnej świątyni nie potrzeba. Ty sam jesteś świątynią. To ty stanowisz laboratorium, cały ekspery­ment ma przebiegać w tobie. Nie są potrzebne żadne wierzenia.

Tantra nie jest religią - tantra to nauka. Żadnych wierzeń nie potrzeba. Nie trzeba wierzyć w Koran, Wedy, Buddę czy Mahavira. Żadne, żadne wierzenie nie jest potrzebne. Wystarcza śmiałość i odwaga eksperymentowania - i to jest piękne.

Praktykować może mahometanin i sięgnie głębszych znaczeń Koranu. Praktykować może hindus i po raz pierwszy zrozumie czym są Wedy. Praktykować może jain i buddysta, nie muszą odchodzić od swych religii. Tantra ich zaspokoi, kimkolwiek są. Tantra będzie pomocą, bez względu na ścieżkę jaką wybrali.

Wybierz technikę, która ci odpowiada, włóż w nią całą swą energię, a nigdy już nie będziesz taki jak kiedyś. Prawdziwe, autentyczne techniki zawsze tak działają. Jeśli stawiam jakieś wstępne warunki, ukazuje to, że mam pseudotechnikę. Mówię: „Najpierw zrób to, nie rób tego, a potem..."

I są to warunki niemożliwe do spełnienia, bo złodziej może zmienić obiekt swego zainteresowania, ale nie może przestać być złodziejem. Człowiek chciwy może zmienić obiekt swej chciwości, ale nie może porzucić chciwości. Możesz go zmusić, on sam też może narzucić sobie brak chciwości, ale to i tak będzie skutek innej chciwości. Jeśli obiecasz mu niebo, może nawet spróbuje nie być chciwym. I to będzie chci­wość par excellance. Niebo, moksha (wyzwolenie), sat-chit-ananda (istnienie, świa­domość, błogość) - one staną się przedmiotem jego chciwości.

Tantra mówi, że nie można nikogo zmienić jeśli mu się nie da techniki prowadzą­cej do zmiany. Samym głoszeniem kazań nic się nie zmienia. Widać to na całym świecie: to co mówi tantra jest wypisane na całym świecie. Tyle głoszenia kazań, tyle moralizowania, tylu księży, kaznodziei; cały świat jest ich pełny, a jednak wszyst­ko jest tak brzydkie i niemoralne.

Tych 112 metod może pomóc każdemu człowiekowi. Nie każda metoda może być dla ciebie przydatna. Dlatego Shiva opowiada o tylu metodach. Wybierz do­wolną metodę, która ci odpowiada. Nietrudno poznać odpowiednią metodę.

Spróbujemy zrozumieć każdą metodę i to, w jaki sposób możesz wybrać dla siebie tę jedną, która może zmienić ciebie i twój umysł. To zrozumienie, intelektual­ne zrozumienie, będzie podstawową koniecznością, ale nie jest celem samym dla siebie. O czymkolwiek tu będę mówił, wypróbuj to.

Tak naprawdę, gdy spróbujesz właściwej metody, ona natychmiast zacznie dzia­łać. Ja będę więc tu co dnia mówił o tych metodach - ty je sprawdzaj na sobie. Po prostu baw się nimi, idź do domu i próbuj. Właściwa metoda, gdy tylko natkniesz się na nią, od razu zacznie działać. Coś w tobie eksploduje i poznasz, że „To jest dla mnie odpowiednia metoda". Potrzebne jest jednak działanie - i może pewnego dnia poczujesz się zaskoczony kiedy nagle jedna z metod cię pochwyci.

A więc gdy ja będę tu mówił, w tym samym czasie ty baw się tymi metodami. Mówię „baw się", bo nie powinieneś być zbyt poważny. Po prostu baw się! Coś ci może będzie pasować. Jeśli będzie ci to odpowiadać, stań się poważny i wejdź w to głęboko; mocno, uczciwie, całą swoją energią, całym umysłem. Ale przedtem po prostu baw się.

Kiedy się bawisz, twój umysł jest bardziej otwarty. Kiedy jesteś poważny, twój umysł nie jest tak otwarty, zamyka się. Więc po prostu baw się. A te metody są proste. Możesz się nimi tak po prostu bawić.

Weź jedną metodę. Baw się nią co najmniej trzy dni. Jeśli da ci ona pewne poczucie bliskości, jeśli daje ci pewne poczucie pomyślności i zadowolenia, jeśli da ci

poczucie, że jest dla ciebie, zacznij podchodzić do niej na poważnie. Wtedy zapom­nij o pozostałych, nie baw się innymi metodami. Trzymaj się tej jednej, co najmniej trzy miesiące.

Cudy mogą się dziać. Ważne jest tylko to, aby ta technika była na pewno dla ciebie. Jeśli ta technika nie jest dla ciebie, nic się nie zdarzy. Możesz trwać z nią przez całe żywoty, ale z tobą nic się nie będzie działo. Jeżeli ta metoda jest dla ciebie, nawet trzy minuty mogą wystarczyć.

Tych 112 technik może więc być dla ciebie cudownym przeżyciem, ale też mogą one być tylko słuchaniem. Od ciebie to zależy. Każdą metodę będę opisywał z tylu punktów widzenia jak to tylko możliwe. Jeśli poczujesz do którejś jakieś przyciąga­nie, baw się nią przez trzy dni, a potem ją zostaw. Jeśli poczujesz, że ci odpowiada, że coś w tobie zaczęło się dziać, rób ją przez dalsze trzy miesiące.

Życie jest cudem. Jeśli nie znałeś jego tajemnicy, to tylko ukazuje, że nie znałeś techniki umożliwiającej zbliżenie się do niego. Shiva przedstawia 112 metod. Są to wszystkie możliwe metody. Jeśli nic w tobie nie zaskoczy i nic nie da ci poczucia, że jest dla ciebie, znaczy to, że nie ma dla ciebie metody - pamiętaj o tym. I wtedy zapomnij o duchowości, ciesz się życiem. To nie dla ciebie.

Tych 112 metod jest jednak przeznaczonych dla całej ludzkości - przez wszystkie wieki, które minęły, i na wszystkie wieki, które jeszcze przyjdą. Nigdy nie było (i nigdy nie będzie) ani jednego człowieka, który mógłby stwierdzić: „Żadna z tych 112 metod nie jest dla mnie przydatna". Niemożliwe! To jest niemożliwe!

Każdy typ umysłu został tu uwzględniony. Każdy możliwy typ umysłu otrzymał w tantrze jakąś technikę. Istnieje wiele technik, dla których nie istnieje jeszcze odpo­wiedni człowiek - to techniki na przyszłość. Istnieje wiele technik, dla których nie istnieje odpowiedni człowiek w chwili obecnej - one były ważne w przeszłości. Ale nie obawiaj się: jest wiele metod, które są dla ciebie.

Zacznij więc tę podróż...

Jakie są dokładne znaki, po których można rozpoznać, że dana technika doprowadzi praktykującego do Najwyższego?

Są takie wskazania. Pierwszym jest to, że zaczynasz odczuwać w sobie zupełnie inną tożsamość. Nie jesteś taki jak kiedyś. Jeśli dana technika jest dla ciebie odpo­wiednia, natychmiast stajesz się inną osobą. Jeśli jesteś żonaty, nie będziesz już takim samym mężem jak kiedyś. Jeżeli jesteś sprzedawcą, nie będziesz już taki sam jak kiedyś. Kimkolwiek jesteś, jeżeli technika jest dla ciebie odpowiednia, stajesz się inną osobą - to jest pierwszy znak.

Jeżeli więc zaczniesz czuć się dziwnie z samym sobą, będzie to znak, że coś dobrego zaczęło się z tobą dziać. Jeżeli jesteś taki sam i nie masz żadnego dziwnego uczucia, nic się nie dzieje. To jest pierwszy znak, po którym poznasz czy dana tech­nika jest dla ciebie odpowiednia. Jeżeli tak jest, natychmiast zostajesz przeniesiony gdzieś indziej, przemieniony w inną osobę. Dzieje się to nagle: patrzysz na świat w inny sposób. Oczy są te same, ale patrzący człowiek ukryty za tymi oczami już nie jest taki sam.

Po drugie: zaczyna odpadać wszystko, co tworzyło napięcie i konflikty. Nie jest tak, że twoje konflikty, niepokoje i napięcia odpadają po latach praktykowania da­nej metody - na pewno nie! Jeżeli dana metoda jest dla ciebie odpowiednia, wszyst­ko to zaczyna odpadać natychmiast. Poczujesz napływające ożywienie, jakby pozba­wiono cię brzemienia. Jeżeli technika jest dla ciebie odpowiednia, poczujesz jakby zmienił się kierunek działania siły ciążenia. Nie przyciąga cię ziemia, bardziej przy­ciąga cię niebo. Co czujesz przy starcie samolotu? Wszystko zostaje zakłócone. Na­głe szarpnięcie i siłą ciążenia przestaje oddziaływać. Ziemia już cię nie przyciąga, pokonujesz siłę ciążenia.

Takie samo szarpnięcie pojawia się gdy dana technika medytacji jest dla ciebie odpowiednia. Nagle unosisz się, czujesz, że ziemia nie jest już tak ważna, nie ma siły ciążenia. Nic nie ściąga cię w dół, coś ciągnie cię do góry. W terminologii religijnej nazywa się to „łaską." Są dwie siły: siła ciążenia i łaska. Laska to unoszenie cię do góry, siła ciążenia to ściąganie cię w dół.

To dlatego wiele osób podczas medytacji nagle przestaje odczuwać wagę swego ciała i odczuwa tę wewnętrzną lewitację. Wiele osób opowiadało, gdy technika była dla nich odpowiednia: „Takie to dziwne! Zamykam oczy i czuję jakbym uniósł się nad ziemię, trochę tylko, ćwierć metra, pół metra, nawet i metr nad ziemię. A kiedy otwieram oczy, nadal siedzę na ziemi; zamykam oczy i znów się unoszę. Co to jest? Po otwarciu oczu siedzę przecież na ziemi, nie unosiłem się w powietrzu".

Ciało pozostaje na ziemi, ale ty lewitujesz. Lewitacja to w istocie rzeczy przycią­ganie do góry. Jeżeli dana technika jest dla ciebie odpowiednia, zaczynasz być przy­ciągany, ponieważ działanie tej techniki umożliwia to przyciąganie do góry. I takie jest znaczenie techniki: technika ma otworzyć cię na działanie siły, która pociągnie cię do góry. Jeżeli ta technika jest dla ciebie odpowiednia, poznasz to - znika waga twojego ciała.

Po trzecie, cokolwiek teraz będziesz robił, cokolwiek, choćby najmniej ważna rzecz, wszystko będzie inne. Będziesz inaczej chodzić, będziesz inaczej siedzieć, bę­dziesz inaczej jeść. Wszystko będzie inne. Wszędzie będziesz odczuwać tę różnicę. Czasem to dziwne doświadczenie bycia kimś innym może powodować lęk. Chciał­byś wrócić i być taki jak kiedyś - tak bardzo przywykłeś do tego starego. Był to świat rutyny, nawet znudzenia, ale ty sobie w nim dobrze radziłeś.

Teraz wszędzie będziesz czuł przepaść. Poczujesz jak zniknie twoja sprawność, jak zmniejszy się twoja przydatność, poczujesz, że wszędzie jesteś outsiderem. Trze­ba przetrzymać ten okres. Potem znowu będziesz w harmonii. To ty się zmieniasz, nie świat, więc przestaniesz pasować do otoczenia. Pamiętaj o tym: gdy technika jest dla ciebie odpowiednia, nie będziesz pasować do tego świata. Staniesz się nie­dostosowany. Wszędzie coś będzie nie tak, czegoś będzie brakować. Wszędzie po­czujesz się jakby przeszło trzęsienie ziemi. Wszystko przecież zostało takie jak było -to tylko ty się zmieniłeś. Ale potem znowu będziesz w harmonii, na innym planie, na wyższym planie.

To zakłócenie odczuwane jest tak samo jak w przypadku dziecka, które dorasta i staje się dojrzałe seksualnie. W wieku czternastu czy piętnastu lat każdy chłopiec

czuje się dziwnie. Pojawiła się nowa siła: seks. Nie było jej wcześniej, a raczej była, ale ukryta. Po raz pierwszy ten nowy rodzaj siły stał się teraz dostępny. Dlatego chłopcy są bardzo nieporadni; dziewczynki i chłopcy, gdy stają się dojrzali seksual­nie, stają się bardzo nieporadni. Nigdzie nie są całymi sobą. Już nie są dziećmi, ale jeszcze nie są dorosłymi, są gdzieś pośrodku, nie pasują ani tu, ani tam. Gdy bawią się z małymi dziećmi, czują się niezręcznie, przecież stali się już dorośli. Gdy zaprzy­jaźniają się z dorosłymi, czują się niezręcznie, bo przecież nadal są dziećmi. Do nikogo nie pasują.

To samo dzieje się gdy dana technika jest dla ciebie odpowiednia. Pojawia się nowe źródło energii, większe od seksu. Znów jesteś w fazie przejściowej. Nie pasu­jesz już do świata ziemskich ludzi. Już nie jesteś dzieckiem, ale jeszcze nie pasujesz do świata świętych; pośrodku czujesz się nieporadnie.

Jeżeli technika jest dla ciebie odpowiednia, pojawią się te trzy odczucia. Może spodziewałeś się, że powiem coś innego: że będziesz bardziej wyciszony, spokojniej­szy. A ja mówię coś dokładnie odwrotnego: będziesz bardziej zaburzony. Gdy tech­nika jest dla ciebie odpowiednia, będziesz bardziej zaburzony, a nie wyciszony. Cisza przyjdzie później. A jeśli przychodzi cisza, a nie zaburzenie, to na pewno nie jest to odpowiednia technika; to tylko dostosowywanie się do starych wzorców.

Dlatego ludzie wolą modlitwę zamiast medytacji, bo modlitwa daje pocieszenie. Jest dla ciebie odpowiednia, dopasowuje się do ciebie, do twojego świata. Modlitwa pełniła kiedyś dokładnie tę samą rolę co dziś psychoanaliza. Jeżeli byłeś zaburzony, modlitwa zmniejszała zaburzenie, dopasowywała cię do wzorców, społeczeństwa i rodziny. Jeśli więc pójdziesz do psychoanalityka na rok, dwa czy trzy, twoja sytuacja się nie poprawi, ale ty staniesz się bardziej dostosowany. Modlitwa działa tak samo, i księża działają tak samo: sprawiają, że stajesz się bardziej dostosowany.

Gdy umiera twoje dziecko, jesteś zaburzony, więc idziesz do księdza. On mówi: „Nie bądź wytrącony z równowagi. Umierają tylko te dzieci, które Pan Bóg kocha bardziej, woła je do siebie." I czujesz się zaspokojony. Twoje dziecko zostało „we­zwane," Bóg kocha je bardziej. Albo ksiądz powie ci coś innego: „Nie martw się, dusza nigdy nie umiera. Twoje dziecko jest w niebie."

Parę dni temu była tu kobieta. W zeszłym miesiącu zmarł jej mąż. Była roztrzęsio­na. Przyszła do mnie i mówi: „Proszę, powiedz mi, że on się odrodzi w dobrym miejscu i że wszystko będzie dobrze. Daj mi tylko tę pewność, że nie poszedł do piekła albo nie stał się zwierzęciem, że jest w niebie albo stał się bogiem czy coś takiego. Jeżeli dasz mi tę pewność, wszystko będzie dobrze, dam sobie radę; jeśli nie, biada mi."

Ksiądz powiedziałby: „Dobrze! Twój mąż urodził się na nowo jako bóg w siód­mym niebie i jest bardzo szczęśliwy. I czeka na ciebie."

Takie modlitwy tylko dopasowują cię do wzorców... i czujesz się lepiej.

Medytacja to nauka. Nie pomoże ci w dopasowaniu się, pomoże ci dokonać przemiany. Właśnie dlatego mówię, że te trzy znaki są właściwymi sygnałami. Pojawi się cisza, ale nie jako dopasowanie. Cisza będzie twoim wewnętrznym rozkwi­tem. Wtedy cisza nie jest dopasowaniem do społeczeństwa, rodziny, świata czy biz­nesu, na pewno nie. Wtedy cisza jest prawdziwą harmonią ze wszechświatem.

Rozkwita wtedy w tobie głęboka harmonia i totalność, pojawia się cisza... ale to przyjdzie później. Najpierw będziesz czuł się wytrącony z równowagi, najpierw od­czujesz szaleństwo - ponieważ już teraz jesteś w szaleństwie, tylko nie zdajesz sobie z tego sprawy.

Jeżeli jakaś technika jest dla ciebie odpowiednia, sprawi, że staniesz się świado­my wszystkiego czym jesteś. Stanie przed tobą twoja anarchia, twój umysł, twoje szaleństwo... wszystko. Ty już jesteś takim zamieszaniem ukrytym w ciemności. Je­żeli jakaś technika jest dla ciebie odpowiednia, poczujesz się jakby nagle pojawiło się światło i zaczynasz widzieć całe to zamieszanie. Po raz pierwszy spotykasz siebie takim, jaki naprawdę jesteś. Wolałbyś wyłączyć światło i znów zasnąć. Pojawia się lęk. Właśnie w tym momencie z pomocą przychodzi ci mistrz. Powiada: „Nie bój się. Tak jest tylko na początku. I nie uciekaj od tego."

Najpierw to światło pokaże ci kim jesteś, a jeżeli zdołasz pójść dalej, przemieni cię w to, czym naprawdę możesz być.



Medytacja w ujęciu Osho

Zorba Budda: tamten świat w tym jest ukryty

Czasem w Twoich słowach widzę swego rodzaju żywego Greka Zor­bę: jedzącego, pijącego i cieszącego się życiem, pełnego pożądania i namiętności. Kiedy indziej czuję, że mówisz, że właściwą drogą jest siedzenie w ciszy, obserwowanie, bez ruchu, niczym mnich. Mam wrażenie, że udało Ci się połączyć sprzeczności, ale czy można być równocześnie Zorbą -kierowanym namiętnościami i pragnieniami, i Buddą -pozbawionym uczuć, zimnym i wyciszonym?

To jest właśnie największa synteza: kiedy Zorba staje się Buddą. Chcę tu stwo­rzyć nie Greka Zorbę, ale Zorbę Buddę.

Zorba jest piękny, ale czegoś mu brakuje. Tak, ziemia do niego należy, ale braku­je mu nieba. Jest bardzo ziemski, ukorzeniony niczym gigantyczny cedr, ale nie ma skrzydeł, nie może wznieść się do nieba. Ma korzenie, ale nie ma skrzydeł.

Jedzenie, picie i cieszenie się życiem samo w sobie jest dobre, nie ma w tym nic złego - ale to nie wszystko. Szybko się tym znudzisz. Nie można ciągle tylko jeść, pić i cieszyć się życiem. Szybko ta karuzela radości zamienia się karuzelę smutku -właśnie dlatego, że wszystko się powtarza. Tylko bardzo mierny umysł może być ciągle tym zaspokojony.

Jeśli masz odrobinę inteligencji, wcześniej czy później pojawi się w tobie pytanie: o co w tym wszystkim chodzi? Po co to wszystko? Nie można zbyt długo unikać tego pytania. A jeżeli jesteś bardzo inteligentny, to pytanie zawsze będzie, ciągle będzie, ciągle będzie domagać się odpowiedzi od twego serca: po co to wszystko?

O jednym trzeba pamiętać: nie ci ludzie stają się sfrustrowani życiem, którzy są biedni czy głodują - na pewno nie. Ci ludzie nie mogą odczuwać frustracji. Jeszcze nie zaczęli żyć - jak więc mają być sfrustrowani? Oni mają nadzieję... biedny czło­wiek zawsze ma nadzieję, że coś się stanie - jeżeli nie dzisiaj to jutro, albo pojutrze; jeżeli nie w tym życiu, to w następnym.

Kim są ci, którzy malują niebo wyglądające jak Klub Playboya - kim są ci ludzie? Wygłodzeni, biedni, ci, co przegapili swoje życie... nakładają swoje pragnienia na wyobrażenie o niebie. W niebie płyną rzeki wina... Kto może wyobrażać sobie rzeki wina? Ten kto je przegapił w tym życiu... W niebie rosną drzewa, które spełniają życzenia. Siadasz pod takim drzewem, czegoś sobie zapragniesz i w chwili tego pragnienia, natychmiast, twoje pragnienie spełnia się.

Tylko własnym doświadczeniem poznajesz kompletną próżność tego wszystkie­go. Tylko Zorba może poznać kompletną próżność tego wszystkiego. Sam Budda też był Zorbą. W swoim kraju miał do dyspozycji wszystkie piękne kobiety. Jego ojciec zażądał, by były przy nim wszystkie piękne dziewczęta. Budda miał najpięk­niejsze pałace, różne pałace na różne pory roku. Miał wszelkie możliwe luksusy, wszystko co w tamtych czasach było możliwe. Żył jak Grek Zorba, dlatego ogarnęło go całkowite sfrustrowanie już gdy miał dwadzieścia dziewięć lat. Budda był bardzo inteligentny. Gdyby był człowiekiem miernoty, korzystałby z tego wszystkiego dalej. Ale on szybko zrozumiał o co w tym wszystkim chodzi: że wszystko się powtarza, wszystko jest takie samo. Co dnia tak samo jesz, kochasz się z kobietami... a on miał co dnia nowe kobiety, z którymi mógł się kochać. Ale na jak długo...? Szybko znu­żyło go to wszystko.

Doświadczenie życia jest bardzo gorzkie. Słodkie jest tylko w wyobraźni, a tak naprawdę jest bardzo gorzkie. Budda uciekł z pałacu, od tych kobiet, bogactw, luk­susów, od wszystkiego.

Nie jestem więc przeciwny Grekowi Zorbie, bo Grek Zorba jest najgłębszą pod­stawą Zorby Buddy. Z takiego przeżycia wyrasta Budda. Dlatego całym sobą opo­wiadam się za tym światem, ponieważ wiem, że tamtego świata można doznać tylko poprzez niego. Dlatego mówię, byś nie uciekał od niego, nie mówię, że masz stać się mnichem. Mnich to ktoś, kto wystąpił przeciwko Zorbie, kto jest eskapistą, tchó­rzem i podjął działanie w pośpiechu, powodowany swoją nie-inteligencją. Nie jest człowiekiem dojrzałym. Mnich jest człowiekiem niedojrzałym, chciwym - chciwym tamtego świata... chce dostać go bardzo szybko, choć to jeszcze nie jego pora i jeszcze do tego nie dojrzał.

Żyj w tym świecie, ponieważ ten świat pozwala ci przygotować się, stać się czło­wiekiem dojrzałym, uzyskać wewnętrzną godność. Wyzwania tego świata umożli­wiają scentrowanie, dają uważność. Ta uważność staje się pomostem, po którym możesz przejść od Zorby do Buddy.

Tylko Zorbowie stają się Buddami - a Budda nigdy nie był mnichem. Mnich to ktoś taki, kto nigdy nie był Zorbą, ale kogo urzekają słowa Buddy. Mnich jest imitatorem, jest fałszywy, na niby. Imituje Buddę. Może być chrześcijaninem, może być buddystą albo hindusem - nie jest to istotne - rzecz w tym, że imituje Buddę.

Gdy mnich odchodzi od tego świata, zaczyna z nim walczyć. Nie odchodzi odprę­żony. Świat przyciąga go całego, a on walczy z tym. Staje się człowiekiem podzielo­nym, jedna połowa jego istnienia dąży do tego świata, druga staje się chciwa tamte­go świata. Jest podzielony. Mnich jest z gruntu schizofreniczny, jest człowiekiem podzielonym na to co niższe i na to co wyższe. I to co niższe stale go przyciąga i staje się coraz bardziej atrakcyjne - i staje się coraz bardziej stłumione. A ponieważ on nie przeżył tego co niższe, nie może przejść to tego co wyższe.

Do tego co wyższe możesz dotrzeć tylko wtedy, gdy przeżyłeś to co niższe. To co wyższe dostępujesz tylko wtedy, gdy przeszedłeś już agonie i ekstazy tego co niższe. Zanim lotos stanie się kwiatem lotosu, musi przebić się przez błoto - ten świat jest tym błotem. Mnich uciekł od tego błota, nigdy więc nie stanie się lotosem. To tak, jakby nasionko lotosu bało się wpaść w błoto... może powodowane swoim ego: „Przecież jestem zalążkiem lotosu! Nie mogę tak po prostu wpaść w błoto." W takiej

sytuacji na zawsze pozostanie nasionkiem; nigdy nie rozkwitnie kwiatem lotosu. Jeśli zechce zakwitnąć jak lotos, musi zanurzyć się w błoto, musi przeżyć tę sprzecz­ność. Bez tej sprzeczności życia w błocie, nigdy nie pójdzie dalej.

Chcę. byś zapuścił korzenie w ziemi. Całkowicie zgadzam się z Friedrichem Nietzsche, który powiada: „Zaprawdę bracia moi, pozostańcie wiernymi ziemi i nie wierzcie tym, co mówią o nadziejach z tamtego świata!" Najpierw naucz się pierw­szej lekcji zaufania - ufając ziemi. Teraz to ona jest twoim domem!

Nie goń za tamtym światem. Żyj tym światem... żyj nim z intensywnością i na­miętnością. Żyj nim w totalności, całym swoim istnieniem. Dzięki temu zaufaniu, życiu namiętnością, miłością i radością, zdołasz pójść dalej...

Tamten świat ukryty jest w tym świecie. Budda śpi w Zorbie. Trzeba go przebu­dzić... i nikt inny nie może go przebudzić jak tylko samo życie.

Jestem tu po to, by pomóc ci w byciu totalnym - kimkolwiek jesteś. W jakimkol­wiek jesteś stanie, żyj nim totalnie. Tylko żyjąc totalnie w tym, w czym jesteś, zdołasz wyjść ponad to czym jesteś.

Najpierw stań się Zorbą, kwiatem tej ziemi, przez to zyskaj możliwość stania się Buddą - kwiatem tamtego świata. Tamten świat nie jest gdzieś indziej niż ten, tam­ten świat nie jest przeciwny temu - tamten świat jest ukryty w tym świecie. Ten świat jest jedynie przejawem tamtego, a tamten jest niewidoczną częścią tego świata.


Dlaczego medytacje aktywne?

Po raz pierwszy biorę udział w medytacjach. Czy możesz wyjaśnić do czego służą aktywne techniki medytacji?

Ludzki umysł jest ukierunkowany na wysiłek, na działanie, ma obsesję bycia ak­tywnym - bo im jesteś aktywniejszy, tym twoje ego może uzyskać większe spełnienie ego, tym bardziej możesz powiedzieć „ja". Wszelka aktywność jest zasadniczo poży­wieniem dla osobowości egoistycznej.

Medytacja nie jest wysiłkiem, nie jest aktywnością - jest raczej głębokim powie­rzeniem się. Polega na byciu w nie-aktywności. Samo istnienie już jest medytacją -nie robienie niczego, nie pragnienie niczego, nie gonienie za czymś. Samo bycie tu i teraz, po prostu bycie tu i teraz... To właśnie nazywam medytacją. Bardzo trudno jest to sobie wyobrazić, nawet samo myślenie o tym jest trudne. Umysł nie potrafi myśleć o czymś, co nie jest wysiłkiem. Sam język umysłu, jego konstrukcja, struktu­ra, opiera się na wysiłku - robieniu czegoś, osiąganiu czegoś, wędrowaniu.

Umysł jest bardzo poważny, a medytacja jest absolutnie niepoważna. Gdy to mówię, może jesteś zaskoczony, bo przecież ludzie stale mówią bardzo poważnie o medytacji. Ale medytacja nie jest niczym poważnym. Przypomina zabawę - niepo­ważną, szczerą, ale niepoważną. Nie jest czymś takim jak praca; bardziej przypomi­na zabawę. Zabawa nie jest aktywnością. Nawet gdy jest aktywna, nie jest aktywno­ścią. Zabawa jest samą przyjemnością. Taka aktywność do nikąd nie prowadzi, nie ma w niej motywacji, natomiast jest czystą, płynącą energią.

Ale to jest trudne, bo my tak bardzo jesteśmy pochłonięci aktywnością. Od za­wsze jesteśmy tak aktywni, że aktywność stała się naszą głęboko zakorzenioną obsesją. Jesteśmy aktywni nawet wtedy, gdy śpimy. Jesteśmy aktywni nawet wtedy, gdy myślimy o odprężeniu. Nawet odprężenie uczyniliśmy aktywnością, dokonuje­my wysiłku aby się odprężyć. Absurd! Ale tak się dzieje na skutek tych automatycz­nych nawyków umysłu.

Co więc możemy zrobić? Tylko nie-aktywność doprowadzi cię do twojego we­wnętrznego centrum, ale umysł nie potrafi sobie wyobrazić jak można być nieaktywnym. Co więc mamy robić?

Opracowałem pewien sposób. Ten sposób polega na tym, by być tak bardzo aktywnym, że aktywność po prostu ustaje sama z siebie - być tak szaleńczo aktyw­nym, że umysł goniący za byciem aktywnym zostaje z ciebie wyrzucony. Tylko wte­dy, po głębokim katharsis, możesz zapaść się w nie-aktywność i na chwilę zobaczyć świat, który nie jest światem wysiłku.

Gdy poznasz ten świat, bez żadnego wysiłku możesz do niego wejść. Gdy już go poczujesz - jak być po prostu tu i teraz, nic nie robiąc - w każdej chwili możesz do niego wejść, wszędzie możesz w nim trwać. W końcu będziesz mógł być aktywny na zewnątrz, a w swoim środku pozostać bardzo głęboko nieaktywnym. Na początku musisz jednak zrobić coś bardzo paradoksalnego. Tym paradoksem jest to, że naj­pierw musisz być aktywny, szaleńczo aktywny, gwałtownie aktywny, tak, by wszyst­ko zostało uwolnione, by zostały uwolnione twoje stłumienia.

Tyle w sobie stłumiłeś... Te stłumienia stale działają w twojej podświadomości, wytrącają cię z równowagi, zatruwają. Dopóki ich nie uwolnisz, nie poczujesz się naprawdę dobrze z samym sobą. Jeżeli nie możesz poczuć się dobrze z samym sobą, jak masz czuć się dobrze z całym wszechświatem? A dopóki nie masz tego głębokie­go poczucia do wszystkiego, w czym żyjesz, nie poznałeś czym jest religia.

Tak długo już nie masz kontaktu ze sobą samym, tyle żywotów. Jesteś obcy sam sobie, stałeś się dla siebie obcą osobą, a wszystko przez to nastawienie tłumienia. Ciągle wszystko tłumisz. Nie krzyczysz, nie śmiejesz się, nie płaczesz prawdziwie. Niczego nie robisz autentycznie, z głębi siebie; niczego nie robisz, w czym byłaby zaangażowana twoja totalność.

W głębi siebie gromadzisz szaleństwo. W każdej chwili może ono wybuchnąć. Nikt nie jest normalny, bo tuż pod tą tak zwaną normalnością ukrywa się nienormal­ność, szaleniec. Ta nienormalna, stłumiona nieświadomość jest wulkanem, który stale zakłóca ci życie. Stale przeszkadza w tym, co widzisz, stale wszystko zaburza. Jest trucizną, której trzeba się pozbyć... jeśli w ogóle masz poczuć się dobrze z samym sobą. To pierwszy krok, którego trzeba dokonać, dopiero potem możesz czuć się dobrze z całym wszechświatem.

A gdy wszechświat stanie się twoim domem, choćby na chwilę, staniesz się czło­wiekiem religijnym. Oto przemiana... Potem zawsze i wszędzie będziesz czuł, że jesteś w domu. Gdziekolwiek pójdziesz, kimkolwiek będziesz, cokolwiek będziesz robił, zawsze będziesz w domu, odprężony. To uczucie przyjdzie tylko wtedy, gdy wyrzucisz z siebie wszystkie bzdury nagromadzone w twoim wnętrzu. Ale my dbamy o nie, stale pilnujemy, aby nie zostały uwolnione, ciągle ich bronimy.

Jeżeli będziesz dalej bronić tych swoich nagromadzonych bzdur nawet podczas medytacji, nic się nie stanie. Ale jeżeli jesteś gotowy wyrzucić z siebie wszystko to, co jest stłumione, wiele jest przed tobą możliwości. Będziesz mógł wyjechać stąd jako totalnie nowy człowiek, możesz stać się nowym istnieniem. Ale musisz mieć odwagę, chcieć wyrażać siebie, być autentyczny i pełny nastawienia zabawy.

Cokolwiek jest w tobie stłumione, musi zostać wydobyte na powierzchnię. Gdy to nastąpi, zostaniesz od tego uwolniony, brzemię zostanie ci zdjęte. A w tej chwili nosisz to brzemię, każdy na swojej głowie nosi całe Himalaje. Z takim ciężarem na głowie nie pójdziesz dalej nawet o centymetr. Zrzuć go! To właśnie nazywam śmia­łością. Miej więc w sobie tę odwagę.

Być może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale im jesteś bardziej stłumiony, tym płyciej oddychasz. Człowiek stłumiony nie może nabrać głębokiego oddechu. Boi się. Jego oddech nie dociera głęboko do pępka, jest płytki. Taki człowiek tylko łapie powietrze i już je wyrzuca. Oddech nigdy nie dociera do głębi jego istnienia. On boi się swoich korzeni, boi się być totalnym, ponieważ gdy zacznie być totalnym, będzie musiał uwolnić swoje stłumienia. Będzie musiał inaczej się zachowywać, nie będzie w stanie nad sobą zapanować. Zostanie wrzucony w głębiny rzeki egzystencji. Egzy­stencja nad nim zapanuje, a on nie zdoła przejąć władzy nad egzystencją. Kontrolu­jemy nasze oddychanie starając się zachować panowanie nad sobą.

Popatrz na dziecko... dziecko oddycha inaczej. Nie jest jeszcze skażone kulturą, cywilizacją - to jest powód. Ale całe społeczeństwo będzie czyniło wszystko, by to dziecko ucywilizować, a kiedy stanie się ono świadome społeczeństwa, jego oddy­chanie ulegnie zmianie.

W tej jednej chwili zmieni się jego oddychanie. Kiedy dziecko uświadamia sobie swoją płeć - albo to społeczeństwo, rodzice czy rodzina uświadamiają temu dziecku jego płeć - oddychanie ulega zmianie. Oddychanie staje się płytkie, bo głębokie oddychanie masuje, pobudza ośrodek seksualności od wewnątrz; schodzi bardzo głęboko i pomaga poruszyć energię seksualną. Społeczeństwo, religia, tak zwane religie - wszyscy boją się seksualności. Całe rodziny, kultury i cywilizacje boją się seksualności. Gdy seksualność dziecka zostanie potępiona, to dziecko przestanie oddychać naturalnie. Jego oddychanie stanie się płytkie, ponieważ gdyby oddech zszedł głęboko, ośrodek seksualności zostałby pobudzony. Aby nie zejść tak głębo­ko, dziecko nie dopuszcza oddychania. I to dlatego każdy oddycha tak płytko.

Ośrodek seksualności można pobudzać dwoma sposobami. Można pobudzać go z zewnątrz - gdy odczuwasz przyciąganie do płci przeciwnej, jest to właśnie pobu­dzanie z zewnątrz; energia porusza się na zewnątrz. Jeśli weźmiesz głęboki wdech i pobudzisz nim ten ośrodek od wewnątrz, energia porusza się do wewnątrz; jest to ta sama energia. Seksualność jest jednym i drugim, może poruszać się na zewnątrz i do wewnątrz. Może poruszać się w dół i wędrować ku górze; oba kierunki są dla niej dostępne. Obojętne w którym kierunku, ta energia musi zostać uwolniona. Istnieje pewien wewnętrzny układ w człowieku, za pośrednictwem którego porusza się ener­gia seksualna - nazywamy go kundalini. Kundalini to nic innego jak tylko energia seksualna poruszająca się do wewnątrz człowieka.

I stanie się coś jeszcze... uwolniona zostanie energia, elektryczność twojego cia­ła,' znana pod nazwą bioelektryczności. Kiedy w ciele uwolniona zostaje bioelektryczność, możesz wykorzystać ją jako środek do wyjścia ponad, do pójścia dalej niż tylko bycie w ciele.

Boimy się ciała, nie pozwalamy mu więc żyć w pełni. Sprawiamy, że staje się ono na wpół martwe. Jeżeli stanie się na wpół martwe, można będzie nad nim zapano­wać. Jeżeli będzie żywe w całej swojej pełni, nie da się nim sterować. I tego się właśnie obawiamy. Umysł zawsze się boi i boi się tylko jednego: co się stanie, gdy umysł przestanie panować nad tym co się dzieje? Umysł może panować tylko nad martwym albo na wpół martwym ciałem. Jeżeli ciało będzie żywe w całej swojej pełni, umysł zaczyna się bać. Tej energii jest tyle, że umysł zostanie wyrzucony.

Medytacja to ścieżka samotności, każdy podróżuje nią samodzielnie. Wiele in­nych osób medytuje, wszyscy to robią, ale ty masz zajmować się tylko sobą. Jeżeli zajmiesz się innymi ludźmi, ani na centymetr nie poruszysz się z tego miejsca, gdzie jesteś i zmarnujesz cały swój czas spędzony tutaj. Dlatego nie zajmuj się innymi, całkowicie zajmij się sobą.

1 rób to wszystko w nastroju zabawy, nie bądź w tym poważny. Jeżeli staniesz się poważny, nie da się dokonać tego uwolnienia w pełni. Baw się, ciesz się tym szaleń­stwem, które z ciebie wychodzi. Pomagaj mu, ciesz się nim, współdziałaj z nim. Jeżeli naprawdę zainteresuje cię wyjście poza swoje własne szaleństwa, tak właśnie trzeba działać.

Kiedy to szaleństwo zostanie z ciebie uwolnione, poczujesz się odciążony, jakbyś nic nie ważył, poczujesz jak wkracza do ciebie pewna subtelna świeżość, jakby wró­ciło twoje dzieciństwo. Znów stałeś się dzieckiem, nowo narodzonym, świeżym.

Ta świeżość jest bardzo ważna, ta niewinność ma wielkie znaczenie - jeżeli masz iść jeszcze dalej.





OSHO

Większość z nas spędza życie w świecie czasu, we wspomnieniach przeszłości, oczekiwaniach przyszłości. Bardzo rzadko dotykamy Bezczasowego, wymiaru teraź­niejszości - w chwilach nagłego piękna albo zagrożenia, w spotkaniu z ukochaną osobą albo zaskoczeni tym, co nieprzewidziane.

Bardzo niewielu ludzi wychodzi poza świat czasu i umysłu, ambicje i konkuren­cyjność, zaczyna żyć w świecie bezczasowego. A z nich jedynie nieliczni próbowali dzielić się swym doznaniem. Lao Tzu, Gautam Budda, Bodhidharma... niedawno George Gurdjieff, Raman Maharishi, J. Krishnamurti... Współcześni uważają ich za ekscentryków albo wariatów, ale po śmierci nazywa się ich „filozofami." Po jakimś czasie stają się oni legendą - nie ludźmi z krwi i kości, a czymś w rodzaju mitologicz­nych reprezentacji naszego zbiorowego pragnienia wyrośnięcia ponad małość i bła­hostki, bezsens naszego codziennego życia.

Osho to jedna z osób, które otworzyły drzwi do odczuwania tego życia w bezczasowym wymiarze teraźniejszości. Sam nazwał siebie „prawdziwym egzystencjalistą" i poświęcił swe życie na prowokowanie innych do poszukiwania tych samych drzwi, do wyjścia poza świat przeszłości i przyszłości i odkrycia dla samych siebie świata wieczności.

Od wczesnego dzieciństwa jasne było, że Osho nie będzie żył zgodnie z konwe­nansami otaczającego go świata. Pierwszych siedem lat spędził z dziadkami ze stro­ny matki, którzy dali mu wolność bycia sobą, jaką cieszą się nieliczne dzieci. Był samotnikiem, wolał spędzać długie godziny siedząc w ciszy nad jeziorem albo same­mu eksplorując otoczenie. Śmierć dziadka - jak mówi - wywarła głęboki wpływ na jego życie, wyzwalając determinację odkrycia w życiu tego, co nieśmiertelne. Gdy wrócił do powiększającej się rodziny swych rodziców i poszedł do szkoły, był już mocno utwierdzony w poczuciu jasności i sensu co do samego siebie. Dało mu to odwagę stawiania czoła wszystkim usiłowaniom kształtowania jego życia przez star­szych, zgodnie z ich wyobrażeniami, kim on powinien być.

Osho nigdy nie unikał kontrowersji. Prawda nie zna dla niego kompromisów -albo przestaje być prawdą. A prawda nie jest jakimś wierzeniem, ale przeżyciem. Nigdy nie żąda on, by ludzie uwierzyli w to, co mówi, lecz chce by sami eksperymen­towali i sprawdzili czy to, co mówi, jest prawdą czy nie.

Osho nie ustaje w wynajdywaniu sposobów i środków odkrywania czym napraw­dę są nasze własne przekonania - marnymi pocieszeniami mającymi złagodzić na­sze lęki w obliczu nieznanego i barierami uniemożliwiającymi spotkanie z tajemniczą i niezbadaną rzeczywistością.

Po oświeceniu, którego dostąpił mając 21 lat, Osho ukończył studia i kilka lat uczył filozofii na Uniwersytecie Jabalpur. Podróżował wtedy po całych Indiach, wy­głaszał wykłady, w publicznych debatach kwestionował ortodoksyjnych przywódców religijnych, spotykał się z ludźmi z wszystkich dziedzin życia. Wiele czytał - wszystko, co mogło pogłębić jego rozumienie systemów wiary i psychologii człowieka współ­czesnego.

Pod koniec lat 60-tych Osho zaczął opracowywać niepowtarzalne techniki me­dytacji dynamicznej. Współczesny człowiek - twierdzi -jest tak pełny przestarzałych tradycji przeszłości i niepokojów życia w dzisiejszym świecie, że musi przejść głęboki proces oczyszczania zanim będzie mógł odkryć bez-myślowy, odprężony stan medy­tacji. Zaczął prowadzić obozy medytacyjne w różnych miejscach Indii, wygłaszać wykłady i osobiście kierować sesjami medytacji, które opracował.

Na początku lat 70-tych o Osho usłyszeli pierwsi ludzie z Zachodu, którzy przyłą­czyli się do coraz liczniejszego grona Hindusów inicjowanych przez Osho do neo-sannyasu. W 1974 roku wokół Osho powstała komuna mieszcząca się w Punie (Indie). Wkrótce strumyk gości z Zachodu stał się wartką rzeką.

Wielu z tych, którzy przybyli, było terapeutami. Ich zdaniem znaleźli się w obliczu ograniczeń terapii zachodnich i szukali takiego podejścia, które mogło pozwolić na dotarcie do znacznie głębszych pokładów ludzkiej psychiki i dokonać ich przemiany. Osho zachęcił ich, aby włączyli swoje umiejętności w pracę komuny i ściśle z nimi współpracował w rozwijaniu ich terapii w kontekście medytacji.

Osho uważa, że problemem terapii stworzonych na Zachodzie jest to, że zawę­żają się one do leczenia umysłu i jego psychologii, podczas gdy Wschód dawno już pojął, że problemem jest sam umysł, a raczej nasze utożsamienie z nim. Terapie mogą być użyteczne (choćby katarktyczne fazy medytacji opracowanych przez Osho) w zrzuceniu brzemienia stłumionych emocji i lęków oraz jako pomoc w lepszym zobaczeniu samych siebie. Dopóki nie zaczniemy oddzielać się od mechanizmu umysłu i jego projekcji, pragnień i lęków, będziemy wychodzić z jednego deszczu naszych własnych wytworów, po to, by wpadać pod rynnę innego.

Dlatego terapia musi biec równolegle z procesem odtożsamienia i bycia świad­kiem, który znany jest pod nazwą medytacji.

Pod koniec lat 70-tych komuna w Punie stała się największym ośrodkiem terapii i rozwoju w świecie. Tysiące ludzi przybywały, by brać udział w grupach terapeutycz­nych i medytacjach, siedzieć przy Osho podczas jego codziennych porannych wy­kładów i wnosić wkład w życie komuny, po czym wrócić do swojego kraju i tam zakładać ośrodki medytacyjne.

W latach 1981-1985 eksperyment komuny kontynuowano w Stanach Zjedno­czonych na pustynnym obszarze Oregonu o powierzchni 330 km2. Głównym celem życia w komunie była praca przy budowie miasta Rajneeshpuram, „oazy na pusty­ni." W zaskakująco krótkim czasie zbudowano kwatery dla 5.000 osób i zaczęto naprawiać wieloletnie zniszczenia nadmiernie spustoszonej ziemi, przywracając bieg strumieni, budując jeziora i zbiorniki wodne, rozwijając samowystarczalne rolnictwo i sadząc tysiące drzew.

Programy medytacji i terapii w Rajneeshpuram nadzorował Międzynarodowy Uniwersytet Medytacji Rajneesha (RIMU). Nowoczesne budynki i wyposażenie zor­ganizowane dla potrzeb uniwersytetu wraz ze starannie chronionym środowiskiem naturalnym umożliwiły dotarcie do takich głębi i takie rozbudowanie programów, jakie wcześniej nie były możliwe. Opracowano dłużej trwające kursy i szkolenia, co przyciągnęło większą grupę uczestników, pośród których wielu już było ludźmi do­brze sytuowanymi w świecie i chciało pogłębić swoje umiejętności zawodowe i rozu­mienie samych siebie.

Pod koniec 1985 roku opozycja lokalna i rządowa wymierzona przeciw Osho i komunie uniemożliwiły dalsze kontynuowanie eksperymentu. Komuna została roz­wiązana, a Osho wyruszył w podróż dookoła świata, podczas której udzielał wywia­dów prasie, prowadził wykłady dla uczniów zebranych w Himalajach, Grecji i Uru­gwaju, aż wreszcie w połowie 1986 roku wrócił do Indii.

W styczniu 1987 roku Osho ponownie osiadł w Punie, gdzie dwa razy dziennie prowadził wykłady. W ciągu kilku miesięcy komuna w Punie powiększyła pierwotny zakres działalności. Standard nowoczesnych, klimatyzowanych pomieszczeń został przyjęty w Ameryce. Osho wyraźnie stwierdził, że nowa komuna w Punie ma być oazą XXI wieku, nawet w zacofanych technologicznie Indiach. Coraz więcej ludzi przybywało ze Wschodu, zwłaszcza z Japonii. Ich obecność wniosła odpowiednie wzbogacenie programów uzdrawiania i sztuk walki. Rozkwitły sztuki wizualne i ru­chowe, równolegle z nową „Szkołą Tajemnic". Zróżnicowanie i rozszerzenie pro­gramu znalazło wyraz w nazwie wybranej przez Osho jako ogólne określenie wszyst­kich programów - Multiwersytet.

Bardziej wzmógł się nacisk kładziony na medytację, co w wykładach Osho było stale powracającym tematem. Osho sam stworzył kilka nowych grup medytacyj­nych, takie jak No-Mind, Mistyczna Róża, Narodzony na Nowo.

Od połowy 1987 roku Osho zaczął stopniowo wycofywać się z działalności pu­blicznej. Jego wrażliwe zdrowie często nie pozwalało mu wygłaszać wykładów, okre­sy nieobecności stawały się coraz dłuższe. W połowie 1988 roku do wykładów włą­czył nowy element, pod koniec każdego wykładu prowadząc słuchaczy w trzyczę­ściowej medytacji. W kwietniu 1989 roku wygłosił ostatni wykład, odpowiadając na pytania i komentując sutry Zen. W następnych miesiącach, gdy tylko pozwalało mu na to zdrowie, pojawiał się wieczorem by siedzieć razem ze swymi uczniami i przyja­ciółmi w medytacji muzyki i ciszy, po czym wracał do swego pokoju, a zgromadzeni oglądali któryś z jego wykładów nagranych na taśmie video.

19 stycznia 1990 roku Osho opuścił ciało. Ledwie kilka tygodni wcześniej, zapy­tany co stanie się z jego dziełem gdy odejdzie, odrzekł:

Moja ufność wobec egzystencji jest absolutna.

Jeśli w tym, co mówię, jest jakaś prawda, przetrwa ona... Ludzie, którzy nadal będą zainteresowani moją pracą, po prostu będą nieśli pochodnię, ale nikomu niczego nie będą narzucać...

Pozostanę źródłem inspiracji dla moich ludzi. I to właśnie odczuje więk­szość sannyasinów. Chcę, aby sami wzrastali - rozwijali cechy takie jak miłość, wokół której żadnego kościoła nie można stworzyć, jak świado­mość, która nie jest niczyim monopolem, jak świętowanie, radowanie się i zachowanie świeżych, dziecinnych oczu...

Chcę, aby moi ludzie poznawali siebie i nie byli takimi, jak ktoś inny tego chce. Droga do tego prowadzi przez wnętrze.

Około dziewięć miesięcy przed opuszczeniem ciała Osho podyktował napis, któ­ry miał być wykuty w jego samadhi - krypcie okrytej marmurem i lustrami, w której znalazły się jego prochy. Brzmi on:

OSHO

Nigdy się nie urodził - Nigdy nie umarł

Jedynie odwiedził

tę Planetę Ziemię

11 grudnia 1931-19 stycznia 1990

Tekst opracowany przez Osho Multiversity, Puna, India



O Osho Wypowiedzi znanych postaci świata polityki, kultury, nauki i sztuki



Jego niesamowite wykłady nagrane na taśmach audio i książki inspirują mnie i miliony innych ludzi na ścieżce samorozwoju... Osho jest niczym dzwon, bijący lu­dziom ku przypomnieniu: „Obudź się! Obudź się! Obudź się!"

James Coburn, aktor

Ludzie oświeceni tacy jak Osho wyprzedzają czasy, w których żyją. Dobrze, że coraz więcej młodych ludzi czyta jego książki.

K. R. Narayanan, prezydent Indii

Osho jest oświeconym mistrzem, który na wszelkie sposoby stara się pomóc ludzkości przejść tę trudną fazę w rozwoju świadomości.

Dalai Lama

Jego książki mnie oczarowały.

Federico Fellini

Osho to najbardziej niebezpieczny człowiek od czasów Jezusa Chrystusa... Wi­docznie w jego słowach jest prawda, inaczej nie byłby takim zagrożenia. Wypowiada on to, czego nikt inny nie ma odwagi mówić. Jest człowiekiem wszechstronnej wie­dzy, a jego wypowiedzi nie tylko pobudzają, stanowią też echo prawdy, która spędza sen z powiek tym, którzy chcą władać całym światem.

Tom Robbins, autor „Euen Cowgirls Get the Blues", „Still Life with Woodpecker" i „Jitterbug Perfume"

Książki Osho naprawdę mnie pochłonęły, uwielbiam je, to najlepsza lektura.

Mariannę Williamson, autorka

Osho dał swojemu krajowi i światu wizję, z której naprawdę można być dumnym.

Chandra Shekhar, były premier Indii

Przeczytałam wszystkie jego książki.

Shirley MacLaine

Przeczytałem większość książek [Osho] i presłuchałem nagrania jego wykładów i jestem przekonany, że w tradycjach duchowych jest to umysł o nadzwyczajnej bły­skotliwości intelektualnej i adolnościach oratorskich.

James Broughton, poeta i autor

To najrzadziej spotykany i najbardziej utalentowany człowiek religijny, jaki poja­wił się w tym stuleciu.

Kazuyoshi Kina, prof. nauk buddyjskich, Hosen Gakuen College, Tokio, Japonia

Osho wyzwala cię od skostniałych struktur umysłowych... wszystko w nim się zawiera, niczego on nie odrzuca.

Pan Nair, High Commissioner d/s Indii w Singapurze

Nie słyszałem jeszcze nikogo, kto tak pięknie i swobodnie integrowałby i rozwią­zywał problemy psychologiczne, które od pokoleń pochłaniały energię człowieka.

Rev. Cain, Chaplain Churchill College, Cambridge

Osho to największe wcielenie w Indiach od czasów Buddy. To żyjący Budda.

Lama Karmapa, naczelnik sekty Kargyupta buddyzmu tybetańskiego.

Te błyskotliwe wglądy przynoszą korzyść wszystkim tym, którzy pragną dotrzeć do doświadczalnej wiedzy w sferze czystej potencjalności, która jest wrodzona każ­demu człowiekowi. Ta książka powinna znaleźć się na półkach każdej biblioteki i w domach tych, którzy poszukują wiedzy o wyższej jaźni.

Dr Deepak Chopra, autor „Ageless Body, Timeless Mind: Quantun Healing and Unconditional Life"

Upaniszady podają najwyższą mądrość, Osho pokazuje jak wprowadzić ją w życie.

R. E. Gussner, Wydział Religii, Uniwersytet Vermont, USA


Nauczam nagiej przemiany, i nauczam przemia­ny przez Boga, nie przez ciebie. Ty masz tylko mu przyzwolić. To jest wszystko, co musisz uczynić ze swojej strony.

Otwórz drzwi, czekaj. Tylko otwórz drzwi - tyle musisz uczynić. Przyzwól... gdy zapuka on do twych drzwi - byś mógł go powitać. Gdy przyjdzie -byś mógł go rozpoznać, zaprosić do środka. Nie siedzisz przy zamkniętych drzwiach, to wszystko.

Medytacja na tym tylko polega - otwarcie drzwi.


Nie ma drogi, która by do Tego prowadziła -wszystkie drogi wprowadzają w błąd. Droga jako taka wprowadza w błąd, bo droga oznacza, że odchodzisz dalej od siebie-droga zawsze zabiera cię w dal. Nie ma drogi umożliwiającej dojście do siebie - już tu jesteś! Nie ma potrzeby dochodzenia.

Po prostu przestań z tymi fantazjami o zmierza­niu dokądś, o stawaniu się duchowym, religijnym, o osiągnięciu oświecenia, niruany, samadhi - po prostu porzuć wszystkie te bzdury.

Spocznij tylko wewnątrz swego istnienia, w domu, w odprężeniu, rozluźniony...

W tej chwili, tu i teraz, jesteś oświecony!





Czym jest medytacja?

Medytacja to przygoda, największa przygoda, jaką człowiek może przeżyć. Medytacja oznacza samo bycie, nie robienie niczego: brak działania, brak myśli, brak emocji. Po prostu jesteś...

Kiedy znajdziesz czas na samo bycie, porzuć wszelkie działanie. Myślenie też jest działaniem, koncentracja jest działaniem i kontem­placja też. Nie rób nic choć przez chwilę, a znajdziesz się w swym centrum, w zupełnym odprężeniu - oto medytacja. Gdy zrozumiesz jak twoje istnienie może pozostawać niezaburzone, możesz zacząć robić różne rzeczy, czuwając, by nie zostało ono poruszone. To druga część medytacji.

Medytacja nie jest więc przeciwna działaniu. Nie musisz uciekać od życia. Medytacja jedynie uczy cię nowego sposobu życia: stajesz się okiem cyklonu.

Twoje życie trwa dalej, z większą intensywnością, radością, wyra­zistością, wyobraźnią i kreatywnością, a jednak pozostajesz z boku, ni­czym obserwator na wzgórzu, widzący wszystko wokoło

Nie jesteś tym, kto działa -jesteś tym, kto patrzy i widzi. To cały sekret medytacji stajesz się kimś, kto patrzy i widzi.

Działanie trwa na innym poziomie, nie zmienia się: rąbiesz drewno, czerpiesz wodę ze studni. Możesz robić rzeczy małe i wielkie, na jedno tylko nie pozwól: nie możesz zagubić swojego centrum. Ta uważność, patrzenie i widzenie, powinny istnieć bez przesłaniają­cych je chmur, bez żadnych zaburzeń.

Osho




Osho to oświecony mistrz na wszelkie sposoby starający się pomóc ludzkości przejść tę trudną fazę rozwoju świadomości.

Dalai Lama

Osho to największe wcielenie w Indiach od czasów Buddy, żyjącyBudda.

Lama Karmapa, naczelnik sekty Kargyupta buddyzmu tybetańskiego


Upaniszady podają najwyższą mądrość, Osho pokazuje jak wpro­wadzić ją w życie.

R. E. Gussner, Wydział Religii, Uniw. Vermont, USA






Wydawnictwo SAMIRA

1KGH)

Wydawnictwo „KOS" Katowice 2003

© Copyright by Osho International

Osho is a registered trademark of Osho Foundation International Originally published as a compilation of texts in Osho Times International

© Copyright forthe Polish edition by Samira 1987, 1989, 1990, 1991, 1992, 1994, 2002 Opracowanie graficzne, skład, fotografie: Mariusz Włoczysiak

Wydanie VIII ISBN 83-88915-00-2

O

Wydawnictwo SAMIRA

Wydawnictwo KOS 40-110 Katowice, Agnieszki 13

tel./fax (32) 2584-045, tel. (32) 2582-648, 2582-270 http://www.kos.com.pl e-mail: kos@kos.com.pl


Wyszukiwarka