Small緍trice Ksiezna

Bertrice Small

Ksi臋偶n

a

Prolog Anglia, rok 1794

- Do licha, nie mam wyj艣cia! Musz臋 si臋 o偶eni膰 - oznajmi艂 przyjacio艂om Quinton Hunter, ksi膮偶臋 Sedgwick. By艂 wysokim m臋偶czyzn膮, mia艂 ponad metr osiemdziesi膮t wzrostu, smuk艂膮, spr臋偶yst膮 sylwetk臋 i burz臋 czarnych w艂os贸w na g艂owie.

- Wszyscy kiedy艣 b臋dziemy musieli to zrobi膰 - z pogodnym u艣miechem o艣wiadczy艂 wicehrabia Pickford.

- Nie zauwa偶y艂em, 偶eby艣 si臋 specjalnie spieszy艂, Ocky - odpar艂 ksi膮偶臋. Octavian Baird, wicehrabia Pickford, ponownie si臋 u艣miechn膮艂.

- Co艣 ci powiem, Quint. Zr贸bmy to wszyscy, jak tu jeste艣my. W tym roku udajmy si臋 na 艂owy, by poszuka膰 偶on. Co wy na to? - zapyta艂 Octavian z figlarnym b艂yskiem w niebie­skich oczach.

- Dobra! Ja te偶 uwa偶am, 偶e powinni艣my to zrobi膰 - o艣wiadczy艂 Marcus Bainbridge, hrabia Aston. - Rodzina by艂aby zachwycona, gdybym wprowadzi艂 do domu pi臋kn膮 dziedziczk臋.

- Na Boga, Bain, to naprawd臋 doskona艂y pomys艂! - roze艣mia艂 si臋 wicehrabia Pickford. Trzej przyjaciele spojrzeli na czwartego koleg臋, lorda Adriana Walwortha.

- Co ty na to, Dree? - nie wytrzyma艂 ksi膮偶臋.

- Je艣li wy si臋 po偶enicie, a ja nie - zacz膮艂 lord Walworth, wzruszaj膮c ramionami - nie b臋d臋 mia艂 z kim sp臋dza膰 wolnego czasu. 呕ony nie lubi膮, kiedy ich m臋偶owie przyja藕ni膮 si臋 z ka­walerami - wyja艣ni艂 z pewnym rozdra偶nieniem w g艂osie. Zamy艣li艂 si臋 i po chwili ci膮gn膮艂 dalej: - A kiedy ju偶 to zrobimy, nie b臋dziemy mogli pozwala膰 sobie na te nasze ma艂e przygody we Francji. Mo偶e to i dobrze. Ostatnim razem omal nas nie z艂apano. A perspektywa utraty g艂owy na jakim艣 francuskim katowskim pniu wcale mi si臋 nie u艣miecha. Gdyby tylko londy艅skie modnisie wiedzia艂y, 偶e to nam powinny dzi臋kowa膰 za najlepsz膮 krawcow膮! Byli艣my w szczytowej formie, kiedy uratowali艣my madame Paul i jej znajomych - wspomina艂 z rozrzewnieniem. - No c贸偶 - zgodzi艂 si臋 w ko艅cu - je艣li wy trzej zamierzacie si臋 偶eni膰, to i ja z konieczno艣ci te偶 musz臋. Inaczej strac臋 wasze towarzystwo. Mama z pewno艣ci膮 si臋 ucieszy. Za ka偶dym razem, kiedy wpadam do domu, narzeka na brak wnucz膮t.

- Kiedy w tym roku pojawimy si臋 na salonach - zachichota艂 wicehrabia Pickford - wszystkie matki oszalej膮 z rado艣ci. Szczerze m贸wi膮c, chyba w ca艂ym kraju trudno by by艂o znale藕膰 lepszego od kt贸regokolwiek z nas czterech kandydata na m臋偶a. S艂ysz臋, 偶e c贸rka lorda Morgana w tym roku zostanie wprowadzona do towarzystwa. Przedstawi j膮 i opiekowa膰 si臋 ni膮 b臋dzie markiza wdowa Rowley. To jest dziewczyna dla ciebie, Quint.

- Mnie najtrudniej b臋dzie znale藕膰 kandydatk臋 na 偶on臋 - powa偶nie odpar艂 ksi膮偶臋. - Chocia偶 mam najb艂臋kitniejsz膮 krew w ca艂ej Anglii, nawet bardziej b艂臋kitn膮 ni偶 sam kr贸l, kiesa jest zupe艂nie pusta. Przodkowie uwa偶ali, 偶e 偶eni膰 si臋 trzeba z mi艂o艣ci, i B贸g mi 艣wiadkiem, tak w艂a艣nie robili! Co gorsza, prawie wszyscy uwielbiali spekulacje, ryzyko i hazard. Ten dom tylko cudem zosta艂 w rodzinie, ale rozejrzyjcie si臋 doko艂a: Hunter's Liar wali mi si臋 na g艂ow臋. Dama, kt贸r膮 wybior臋, musi by膰 bardzo zamo偶na. Tylko wtedy zdo艂am przywr贸­ci膰 艣wietno艣膰 maj膮tkowi i sam stan臋 na nogi. W odr贸偶nieniu od ojca i jego przodk贸w nie mam 偶y艂ki hazardzisty i wcale nie uwa偶am, 偶e trzeba si臋 偶eni膰 z mi艂o艣ci. Musz臋 my艣le膰 rozs膮dnie i 偶on臋 te偶 musz臋 wybra膰, kieruj膮c si臋 rozwag膮, a nie sercem. To pozwoli mi uratowa膰 dobra rodowe i sprawi膰, by maj膮tki znowu przynosi艂y godziwy doch贸d. Oczywi艣cie, je艣li znajd臋 dam臋 dostatecznie szlachetnie urodzon膮 i do艣膰 bogat膮, a ona b臋dzie chcia艂a mnie po艣lubi膰 - podsumowa艂.

- W takiej sytuacji powiniene艣 stara膰 si臋 o c贸rk臋 lorda Morgana - powt贸rzy艂 wicehrabia Pickford. - Ta panna odziedziczy ogromny maj膮tek.

- Ale偶 ona nie jest dostatecznie dobrze urodzona - zauwa偶y艂 hrabia Aston. - Rodzina od niedawna ma tytu艂 szlachecki. Byli londy艅skimi kupcami, a jej ojciec nadal prowadzi interesy. Matk膮 wprawdzie by艂a najm艂odsza c贸rka starego ksi臋cia Arleya, ale uciek艂a z jakim艣 w艂oskim hrabi膮, kiedy dziewczynka mia艂a dwa latka, a jej brat osiem. To by艂 g艂o艣ny skandal. Lord Morgan naturalnie si臋 z ni膮 rozwi贸d艂 i ju偶 nigdy ponownie si臋 nie o偶eni艂. Kilka lat temu ich syn zosta艂 zabity. Od tego czasu lord ca艂kowicie po艣wi臋ci艂 si臋 c贸rce. Wiesz, Quint, ona naprawd臋 jest nieprzyzwoicie bogata, chocia偶, rzeczywi艣cie, nie do艣膰 dobrze urodzona jak na 偶on臋 dla ciebie.

- Nie b膮d藕 snobem, Bain - fukn膮艂 wicehrabia. - Maj膮c ojca bogatego jak sam Krezus i dziadka z tytu艂em ksi膮偶臋cym, z powodzeniem przejdzie pr贸b臋. Jest bardzo odpowiedni膮 kandydatk膮. Lepiej urodzone panny nie wnios膮 posagu, kt贸ry rozwi膮za艂by problemy Quinta. To naprawd臋 by艂by najlepszy kontrakt.

- Troch臋 zna艂em jej brata - wtr膮ci艂 lord Walworth. - Mi艂y ch艂opak, doskona艂e maniery i zawsze w terminie p艂aci艂 d艂ugi.

- A j膮 pozna艂e艣? - zainteresowa艂 si臋 ksi膮偶臋.

- Nie - lord Walworth potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. - M贸wiono mi, 偶e to taka polna myszka. Lubi wie艣. Nigdy nie przyje偶d偶a do Londynu, chocia偶 ojciec ma ogromny dom na Berkley S膮uare.

- Ciekawe, czy jest 艂adna - mrukn膮艂 ksi膮偶臋 w zadumie.

- Quint, w nocy wszystkie kotki s膮 czarne - trze藕wo zauwa偶y艂 hrabia.

- To prawda, ale podczas posi艂k贸w siedzisz przy stole z tak膮 twarz膮 w twarz - b艂yskawicznie zripostowa艂 ksi膮偶臋, a przyjaciele gruchn臋li 艣miechem.

- To co, panowie? Umowa stoi? - upewnia艂 si臋 wicehrabia. - W nast臋pnym sezonie towarzyskim szukamy odpowiednich kandydatek i wreszcie porzucimy kawalerski stan. Tylko pomy艣l, Quint, jakie wspania艂e przyj臋cia b臋dziesz dla nas wydawa艂, kiedy ju偶 przywr贸cisz 艣wietno艣膰 Hunter's Liar!

- Jakie przyj臋cia b臋dzie wydawa艂a jego 偶ona - powa偶nym tonem poprawi艂 go lord Walworth - i lepiej, 偶eby polubi艂a nasze 偶ony, bo inaczej wcale nas nie zaprosi.

- Dree, zawsze b臋dziesz mile widziany w Hunter's Liar. I ty, Ocky, i ty te偶, Bain. Pami臋tajcie, m臋偶czyzna jest panem w swoim domu. A wy jeste艣cie moimi najlepszymi przyjaci贸艂mi, trzymamy si臋 wszak razem od czas贸w w Eton. Nic si臋 nie mo偶e zmieni膰 z powodu jakiej艣 kobiety. Dobra! - stukn膮艂 kielichem w d臋bowy, porysowany blat sto艂u i krzykn膮艂: - Crofts! Co z obiadem?

- Ju偶 podaj臋, Wasza Mi艂o艣膰 - odpar艂 s艂u偶膮cy, nisko si臋 k艂aniaj膮c. - Pani Crofts chcia艂a, 偶eby dziczyzna by艂a 艣wie偶a i smaczna. - Szybkim krokiem wyszed艂 z Wielkiej Sali, w kt贸rej od wiek贸w jadali ksi膮偶臋ta i hrabiowie Sedgwick.

Hunter's Lair by艂o ogromnym domem, ale nigdy nie modernizowanym. Nawet w epoce Stuart贸w, kiedy przebudowywano prawie wszystkie wi臋ksze rezydencje w Anglii, tak by stworzy膰 du偶e, zdolne pomie艣ci膰 wiele os贸b pokoje jadalne z marmurowymi kominkami - tu nic nie zmieniono. Quinton Hunter by艂 dziewi膮tym hrabi膮 i czwartym ksi臋ciem Sedgwick. Tytu艂 ksi膮偶臋cy r贸d otrzyma艂 w 1664 roku, kilka lat po restauracji Karola II. Godno艣膰 hrabiego dzier偶yli od czas贸w Henryka VIII. Przedtem, od 1143 roku czternastu baron贸w Hunter opu艣ci艂o ziemski pad贸艂, a jeszcze wcze艣niej g艂owa rodu nosi艂a tytu艂 baroneta. Anglosasi, kt贸rzy okazali si臋 na tyle m膮drzy, 偶e popierali Wilhelma, ksi臋cia Normandii, w jego walce z Haroldem II, otrzymali potem od kr贸la tytu艂y baronet贸w i dziewczyny normandzkie za 偶ony. Ksi膮偶臋 Sedgwick m贸g艂 si臋 poszczyci膰 d艂ugim, wspania艂ym rodowodem.

Dom, w kt贸rym si臋 obecnie znajdowali, zosta艂 wzniesiony na ruinach anglosaskiego dworu i drugiego domu, kt贸ry sp艂on膮艂 za czas贸w Henryka VII. Trzeci budynek, w kszta艂cie, w

jakim dotrwa艂 do wsp贸艂czesnych czas贸w, powsta艂 w 1500 roku. Zbudowany zosta艂 z czerwonej ceg艂y, chocia偶 teraz mur贸w prawie nie by艂o wida膰. Zas艂ania艂 je b艂yszcz膮cy zielony bluszcz, pi臋knie wij膮cy si臋 po 艣cianach. Wiekowe okna z szybkami w o艂owianych ramach nadal by艂y pi臋kne, ale czas bardzo os艂abi艂 ich konstrukcj臋. Otwierano je rzadko i zawsze z wielk膮 ostro偶no艣ci膮. Chocia偶 stary i staro艣wiecki, dom by艂 bez w膮tpienia wspania艂y. Mieszka艂o w nim ju偶 kilka pokole艅 Hunter贸w, a ksi膮偶臋 bardzo go lubi艂.

Zawsze uwa偶ano, 偶e kiedy艣 si臋 o偶eni, chocia偶 marzenia ojca, je艣li o to chodzi, by艂y ma艂o realne. Z kim ma si臋 o偶eni膰 偶ebrak b艂臋kitnej krwi? - zastanawia艂 si臋 ksi膮偶臋. Ale przecie偶 musi si臋 o偶eni膰, je艣li chce zapobiec dalszemu niszczeniu Hunter's Lair. By艂 jeszcze jeden pow贸d: m艂odszy brat, George. Tylko za pieni膮dze bogatej 偶ony b臋dzie m贸g艂 mu zapewni膰 patent oficerski w wojsku czy bodaj probostwo w niewielkiej parafii.

- B臋d臋 musia艂 sprzeda膰 kilka koni, 偶eby od艣wie偶y膰 garderob臋 i mie膰 troch臋 grosza na drobne wydatki - rzek艂 g艂o艣no Quinton Hunter.

- Mo偶emy wszyscy zamieszka膰 w londy艅skim domu mojego ojca - zaproponowa艂 wicehrabia. - Nie przyje偶d偶a ju偶 na sesje do Londynu. Rzadko bywa w parlamencie, ale od wrze艣nia do czerwca dom jest otwarty dla cz艂onk贸w rodziny i przyjaci贸艂.

- Bardzo to mi艂e z twojej strony - podzi臋kowa艂 lord Walworth.

- Tak, dzi臋kujemy, Ocky - podchwyci艂 hrabia. - My nigdy nie mieli艣my domu w Londynie, ale mam nadziej臋, 偶e rodzina panny, z kt贸r膮 si臋 o偶eni臋, b臋dzie mia艂a w艂asny dom w mie艣cie.

- Ja te偶 z przyjemno艣ci膮 przyjmuj臋 twoje zaproszenie, Ocky - wtr膮ci艂 ksi膮偶臋.

- Mamy dwa miesi膮ce na przygotowania - odezwa艂 si臋 wicehrabia. - Jutro si臋 zatem po偶egnamy i spotkamy ponownie gdzie艣 ko艂o pi臋tnastego marca, 偶eby razem uda膰 si臋 do Londynu.

- Zgoda - jednocze艣nie odparli hrabia Aston i lord Walworth.

- Dobrze - zgodzi艂 si臋 ksi膮偶臋.

Cz臋艣膰 1 Bardzo udany rok

A.D. 1975

Rozdzia艂 1

- W najlepszym razie mo偶emy liczy膰 na hrabiego albo dziedzica tytu艂u hrabiego dla Allegry - m贸wi艂a lady Olympia Abbott, markiza wdowa Rowley, do szwagra, lorda Septimusa Morgana. - To, co zrobi艂a Pandora, stawia c贸rk臋 w gorszej sytuacji, ale nic nie mo偶emy na to poradzi膰. Sta艂o si臋. Moja siostra zawsze my艣la艂a tylko o sobie. Nie patrz na mnie tak gro藕nie, Septimusie. To prawda, nawet je艣li nie chcesz tego przyzna膰. - Zamy艣li艂a si臋 i upi艂a 艂yk herbaty z fili偶anki Wedgwooda. - Zorientujemy si臋 w mo偶liwo艣ciach, dopiero kiedy wszyscy zjad膮 do miasta na otwarcie sesji parlamentu. Wtedy zobaczymy, jacy kawalerowie w tym roku pojawili si臋 w Londynie. Jestem pewna, 偶e niezwyk艂a uroda i maj膮tek Allegry przyci膮gn膮 najlepszych. M艂odzie艅cy z najznakomitszych rod贸w oczywi艣cie nie zwr贸c膮 na ni膮 uwagi, mimo to jestem pewna, 偶e znajdziemy dla niej doskona艂膮 parti臋. Pyszna herbata, Septimusie. Sk膮d j膮 importujesz? Musz臋 zam贸wi膰 tak膮 sam膮 dla siebie.

- Pochodzi z moich w艂asnych plantacji, Olympio. Dopilnuj臋, 偶eby od dzisiaj dostarczano j膮 tak偶e tobie - obieca艂 lord Morgan.

- Twoich w艂asnych plantacji w Indiach? Nie mia艂am poj臋cia... - szwagierka by艂a zaskoczona. Ponownie ze smakiem upi艂a 艂yk herbaty.

- Na Cejlonie. Mam maj膮tki w bardzo r贸偶nych miejscach, prowadz臋 te偶 r贸偶ne interesy - wyja艣ni艂. - Nie wolno wk艂ada膰 wszystkich jajek do jednego koszyka, Olympio. Przekaza艂em t臋 dewiz臋 c贸rce.

- Nie rozumiem, po co uczysz Allegr臋 takich rzeczy - zdziwi艂a si臋 lady Abbott. - Przecie偶 b臋dzie czyj膮艣 偶on膮, m贸j drogi. Nie musi umie膰 nic wi臋cej poza tym, jak prowadzi膰 dom i nauczy膰 s艂u偶b臋 偶y膰 uczciwie oraz wie艣膰 偶ywot moralnie. Wystarczy, 偶e potrafi namalowa膰 sympatyczn膮 akwarel臋, gra膰 na jakim艣 instrumencie, 艣piewa膰 i 艂adnie ta艅czy膰 i, naturalnie, powinna jak najpr臋dzej da膰 m臋偶owi dziedzica. A potem dobrze wychowa膰 dzieci, pami臋taj膮c o obowi膮zkach wobec Boga i Anglii.

- Olympio, Allegra jest moj膮 spadkobierczyni膮. Musi wiedzie膰, jak prowadzi si臋 interesy, 偶eby pewnego dnia wszystkiego nie straci膰 - t艂umaczy艂 lord Morgan szwagierce, kt贸ra tylko niecierpliwie potrz膮sa艂a g艂ow膮.

- Septimusie! - przerwa艂a mu z rozdra偶nieniem. - Maj膮tkiem Allegry b臋dzie zarz膮dza艂 jej m膮偶. Przecie偶 wiesz, 偶e my, kobiety, nie mamy o tym najmniejszego poj臋cia - roze艣mia艂a si臋 g艂o艣no. - Oczywi艣cie nie zapomnia艂am, 偶e - twoim zdaniem - Allegra jest najpi臋kniejsza i najm膮drzejsza w ca艂ym 艣wiecie, ale przecie偶 to tylko dziewczyna. - Lady Abbott spowa偶nia艂a. - Wiem, 偶e cierpisz z powodu Jamesa Luciana. Trudno, Septimusie, tw贸j syn nie 偶yje. Allegra go nie zast膮pi. - W 艂agodnych niebieskich oczach markizy wdowy Rowley pojawi艂y si臋 艂zy. Pocieszaj膮cym gestem po艂o偶y艂a d艂o艅 na ramieniu szwagra. - James Lucian by艂 wielkim bohaterem, Panie 艣wie膰 nad jego dusz膮. Wielkim bohaterem i prawdziwym d偶entelmenem.

- Daj spok贸j. Przesta艅 ju偶 - ostro przerwa艂 lord Morgan. - To prawda, 偶e to dziewczyna, ale jest niezwykle inteligentna. M膮偶, kimkolwiek b臋dzie, najpewniej doceni jej inteligencj臋. Do mojej 艣mierci c贸rka b臋dzie otrzymywa艂a ode mnie dwie艣cie pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy funt贸w rocznie. Kiedy umr臋, zarz膮dcy moich maj膮tk贸w dopilnuj膮, 偶eby nadal dostawa艂a tak膮 sam膮 sum臋. Nie zamierzam dopu艣ci膰 do tego, by moja c贸rka znalaz艂a si臋 na 艂asce jakiego艣 pe艂nego osobistego uroku arystokratycznego nicponia, kt贸ry - kiedy tylko zdob臋dzie jej serce - zacznie j膮 藕le traktowa膰, a posag roztrwoni na w艂asne przyjemno艣ci i kochanki. Potem, jeszcze w m艂odym wieku, zapije si臋 na 艣mier膰, zostawiaj膮c moj膮 c贸rk臋 i wnuki bez 艣rodk贸w do 偶ycia.

- Septimusie! - krzykn臋艂a zaszokowana szwagierka. 鈥 Na mi艂o艣膰 bosk膮, jakiemu cz艂owiekowi, twoim zdaniem, oddamy Allegr臋?

- Moja droga Olympio, wiem, jacy m臋偶czy藕ni wychowuj膮 si臋 w rezydencjach. Wi臋kszo艣膰 ich to nieroby i snoby. A Allegra, b臋d膮c c贸rk膮 lorda Morgana, z konieczno艣ci musi jednego z nich poj膮膰 za m臋偶a. Ale ja postaram si臋 o to, 偶eby dobrze j膮 zabezpieczy膰. - Uderzy艂 pi臋艣ci膮 w mahoniowy blat podr臋cznego stolika, a偶 lady Abbott podskoczy艂a.

- Przecie偶 wszystko, co jej dasz, zgodnie z prawem b臋dzie nale偶a艂o do jej m臋偶a - zaoponowa艂a. - Septimusie, przecie偶 nie okpisz prawa.

Popatrzy艂 na ni膮 rozbawionym wzrokiem. Pomy艣la艂, 偶e lady Abbott to, co prawda, dobra dusza, ale jak na sw贸j wiek jest stanowczo zbyt naiwna.

- Moja droga, oczywi艣cie, 偶e mog臋 obej艣膰 prawo. To jeden z przywilej贸w najbogatszego cz艂owieka w Anglii - powiedzia艂 ze 艣miechem. - Kiedy czego艣 chc臋, ci, od kt贸rych to za­le偶y, bez wahania i z przyjemno艣ci膮 id膮 mi na r臋k臋. Jestem znany i ceniony za swoj膮 hojno艣膰. 呕aden m膮偶 nie odbierze Allegrze jej pieni臋dzy. No, ale porozmawiajmy o pilniejszych sprawach.

- Ty, naturalnie, r贸wnie偶 zatrzymasz si臋 w domu w mie艣cie na czas naszego pobytu w Londynie.

- Allegra musi mie膰 najpi臋kniejsze stroje. Pami臋taj, Olympio, 偶adne bledsze 艣wiate艂ko nie mo偶e przy膰mi膰 jej blasku. Jestem ci bardzo wdzi臋czny, 偶e bierzesz j膮 pod swoje skrzyd艂a, tym bardziej 偶e twoja najm艂odsza c贸rka w tym samym czasie r贸wnie偶 wchodzi do towarzystwa. Mam nadziej臋, 偶e pozwolisz mi pokry膰 koszty garderoby lady Sireny. Zreszt膮 w ten spos贸b 艂atwiej ci b臋dzie zmusi膰 Allegr臋, aby spokojnie wytrzyma艂a przymiarki u krawcowej. Poczuje si臋 lepiej, gdy zobaczy, 偶e jej ukochana kuzynka cierpi te same katusze. - Lord Morgan u艣miechn膮艂 si臋 ciep艂o. - Moja droga, prosz臋, nie oszcz臋dzaj na 偶adnej z dziewcz膮t. Charles Trent, m贸j zarz膮dca i sekretarz, zadba o to, 偶eby dziewcz臋ta mia艂y odpowiedni膮 bi偶uteri臋. Sejf w naszym londy艅skim domu p臋ka w szwach.

- Jeste艣 bardzo dobry, Septimusie - z wdzi臋czno艣ci膮 powiedzia艂a lady Abbott. Jej syn, m艂ody markiz Rowley, by艂 偶onaty. Mia艂 godziwe dochody, nie do艣膰 wysokie jednak, by pozwoli膰 sobie na du偶e wydatki na najm艂odsz膮 siostr臋. Poza tym, kiedy lady Abbott wr贸ci艂a do domu z dworu Morgan贸w, synowa stwierdzi艂a, 偶e wprowadzanie Sireny na salony londy艅skiej 艣mietanki towarzyskiej w og贸le nie ma sensu.

- Augustusie - rozdra偶nionym g艂osem powiedzia艂a do m臋偶a w obecno艣ci te艣ciowej - Sirena ma bardzo ma艂y posag. Na pewno nikt jej nie zechce. Czy nie mo偶emy tu na wsi poszuka膰 dla niej m臋偶a? M贸wiono mi, 偶e dziedzic Roberts ma wspania艂ego syna, kt贸ry ju偶 mo偶e si臋 偶eni膰. To g艂upota wydawa膰 nasze pieni膮dze na pobyt twojej siostry w Londynie. Pod艂o艣膰 i sk膮pstwo synowej wyprowadzi艂y markiz臋 wdow臋 z r贸wnowagi. Bardzo stara艂a

si臋 utrzyma膰 dobre stosunki z 偶on膮 Gussiego, ale takie zachowanie by艂o niedopuszczalne, tego nie mog艂a przemilcze膰.

- Moja droga Charlotte - odezwa艂a si臋 tak lodowatym tonem, 偶e jej syna przeszy艂 zimny dreszcz. - Je艣li dobrze pami臋tam, ty wcale nie mia艂a艣 du偶ego posagu, a jednak uda艂o ci si臋 zdoby膰 serce mego syna. Jeste艣cie ju偶 pi臋膰 lat po 艣lubie i jeszcze nie da艂a艣 mu dziecka. Ja jednak nie robi臋 ci wym贸wek. Posag Sireny ustanowi艂 jeszcze jej ojciec, niech ziemia lekk膮 b臋dzie mojemu kochanemu m臋偶owi. On te偶 od艂o偶y艂 pieni膮dze na jej debiut na londy艅skich salonach. Moja c贸rka zostanie wprowadzona do towarzystwa!

- A gdzie b臋dziecie mieszka艂y? - zapyta艂a g艂upiutka Charlotte. - My te偶 mo偶emy w tym czasie pojecha膰 do naszego domu w Londynie.

- B臋d臋 opiekowa艂a si臋 siostrzenic膮, Allegra Morgan. Lord Morgan zaprosi艂 nas do swojego domu na Berkley S膮uare - aksamitnym g艂osem odpowiedzia艂a lady Abbott. - Ju偶 wszystko za艂atwione. Pierwszego marca wyje偶d偶amy do Londynu.

- Przecie偶 mo偶ecie zamieszka膰 w Abbott House, mamo - wspania艂omy艣lnie zaproponowa艂 syn.

- Wielkie nieba, Gussie, nie! - lady Abbott stanowczym tonem odrzuci艂a propozycj臋 syna. - Jest o wiele za ma艂y i nie ma dobrej lokalizacji. Przecie偶 chcemy, 偶eby Sirena zrobi艂a na towarzystwie jak najlepsze wra偶enie, prawda? Poza tym przypuszczam, 偶e b臋dziecie z Charlotte przyjmowa膰 przyjaci贸艂. W takiej sytuacji Abbott House nie b臋dzie odpowiednim miejscem dla m艂odej panienki - u艣miechn臋艂a si臋 do obojga.

- Dom, kt贸ry w prezencie 艣lubnym podarowa艂 nam ojciec, stoi w dobrym punkcie! - wybuchn臋艂a ura偶ona Charlotte.

- Mo偶e - mrukn臋艂a te艣ciowa - ale, moja droga, nie jest to jednak Berkley Square, prawda? - Lady Abbott znowu si臋 u艣miechn臋艂a. By艂a zadowolona, 偶e uda艂o si臋 jej utrze膰 nosa niezno艣nej synowej. - Jestem pewna, 偶e Septimus zaprosi was na wszystkie przyj臋cia, jakie wyda na cze艣膰 Allegry. Jest przecie偶 kuzynk膮 Gussiego.

- Urocza, ale niesforna - powiedzia艂 markiz Rowley, u艣miechaj膮c si臋 rado艣nie. - Zawsze bardzo lubi艂em Allegr臋, a od kiedy zaprzyja藕ni艂a si臋 z Sirena, we dwie potrafi膮 艣wiat wywr贸ci膰 do g贸ry nogami. - Ponownie si臋 roze艣mia艂. - B臋dziesz mia艂a r臋ce pe艂ne roboty, mamo - ostrzegawczo pogrozi艂 palcem.

- W艂a艣nie dlatego potem z przyjemno艣ci膮 spokojnie sp臋dz臋 lato tu na wsi - odpowiedzia艂a matka r贸wnie偶 z u艣miechem.

- Nic pewnego, mamo. Je艣li dziewcz臋ta znajd膮 sobie m臋偶贸w, i latem nie zaznasz spokoju. B臋dziesz zaj臋ta planowaniem uroczysto艣ci 艣lubnych. Wiem, 偶e w takich sprawach wuj Septimus bardzo na tobie polega, a 艣lub Allegry b臋dzie nie lada wydarzeniem.

- Panna Morgan raczej nie znajdzie szczeg贸lnie dobrej partii - wtr膮ci艂a Charlotte. - C贸偶 z tego, 偶e jest bogata?! Po pierwsze, w jej 偶y艂ach nie p艂ynie b艂臋kitna krew. Po drugie, niegodziwe zachowanie jej matki te偶 psuje jej opini臋, a o tym incydencie nikt nie zapomnia艂. Przecie偶 nawet si臋 m贸wi: 鈥濲aki ojciec, taki syn", wi臋c: jaka matka, taka c贸rka.

- Matka Allegry, jak pewnie pami臋tasz, Charlotte, jest moj膮 najm艂odsz膮 siostr膮 - stanowczym tonem zacz臋艂a lady Abbott. - Jej niew艂a艣ciwe zachowanie nie ma 偶adnego wp艂ywu na to, ani jak inni oceniaj膮 jej c贸rk臋, ani jak oceniaj膮 mnie, ani jak b臋d膮 ocenia膰 dzieci, kt贸re mo偶e kiedy艣 w ko艅cu urodzisz. Moja droga, m贸wisz bzdury!

- A propos, mamo, czy mia艂a艣 jakie艣 wiadomo艣ci od ciotki Pandory po jej wyje藕dzie z Anglii? - zapyta艂 zaciekawiony Augustus.

- Poniewa偶 pytasz, Gussie, odpowiem, ale nigdy nie rozmawiaj na ten temat z Allegra ani z nikim innym. Tak, wiem, gdzie jest moja siostra i co si臋 z ni膮 dzieje. Wysz艂a za m膮偶 za tego swojego hrabiego i mieszkaj膮 pod Rzymem. S艂ysza艂am, 偶e s膮 bardzo lubiani w kr臋gach w艂oskiej arystokracji.

- Jakim cudem rozwiedziona kobieta mog艂a ponownie wyj艣膰 za m膮偶? - dopytywa艂a si臋 Charlotte.

- Pierwsze ma艂偶e艅stwo Pandora zawar艂a w ko艣ciele anglika艅skim, dlatego ko艣ci贸艂 katolicki go nie uzna艂. Siostra zmieni艂a wiar臋. Najpierw przyj臋艂a chrzest, potem wzi臋艂a 艣lub ze swoim hrabi膮. Septimus wie o tym, Allegrze jednak nikt tego nie powiedzia艂.

- Prawie nie pami臋ta matki - wtr膮ci艂 Augustus. - Mia艂a zaledwie dwa latka, kiedy Pandora odesz艂a.

- W og贸le jej nie pami臋ta. Zna matk臋 tylko z portretu, kt贸ry wisi w Morgan Court. Septimus nigdy go nie zdj膮艂, przypuszczam, 偶e nadal kocha Pandor臋. Moja siostra nie zas艂u偶y艂a sobie na tak dobrego cz艂owieka.

- Co艣 takiego! - g艂upiutko zachichota艂a Charlotte. - Wygl膮da na to, 偶e darzysz lorda Morgana szczeg贸ln膮 sympati膮. - Znacz膮co popatrzy艂a na te艣ciow膮 i znowu zachichota艂a w wyj膮tkowo irytuj膮cy spos贸b.

Co Augustus widzia艂 w tej g艂upiej dziewczynie? - zastanawia艂a si臋 lady Abbott. Poznali si臋 rok po 艣mierci jej ukochanego m臋偶a. Lady Abbott dopiero co wysz艂a z 偶a艂oby. Rodzice Charlotte, hrabia i hrabina, byli zachwyceni, 偶e c贸rce uda艂o si臋 zdoby膰 tak膮 艣wietn膮 parti臋. Nic dziwnego, powinni by膰 zachwyceni! Zach臋cali m艂odych do niemal natychmiastowego 艣lubu. Uroczysto艣膰 odby艂a si臋 w ko艣ciele 艢wi臋tego Jerzego na Hanover Square, a po niej w wynaj臋tym w mie艣cie domu wydano weselne 艣niadanie. Sprawy potoczy艂y si臋 tak szybko, 偶e

lady Abbott nie zd膮偶y艂a uzmys艂owi膰 synowi, jak膮 bezmy艣ln膮 dzierlatk膮 i ma艂oduszn膮 egoistk膮 jest Charlotte. Mimo to Augustus chyba by艂 z ni膮 szcz臋艣liwy. Nawet nie mia艂 偶alu, i偶 jeszcze nie da艂a mu dziecka. Syn m贸wi艂 jej, 偶e Charlotte boi si臋 porodu. Nas艂ucha艂a si臋 strasznych historii od matki, istoty zupe艂nie pozbawionej rozumu, kt贸rej mimo rzekomego parali偶uj膮cego strachu uda艂o si臋 wyda膰 na 艣wiat troje dzieci.

- Czy b臋dziesz potrzebowa艂a powozu na podr贸偶 do Londynu? - zapyta艂 markiz matk臋, ca艂kowicie ignoruj膮c idiotyczny wybuch 偶ony, w nadziei, 偶e matka r贸wnie偶 zlekcewa偶y g艂upi膮 uwag臋. Kocha艂 Charlotte, ale czasami i on by艂 za偶enowany jej nietaktownym zachowaniem.

Lady Abbott lekko u艣miechn臋艂a si臋 do syna i pocieszaj膮co poklepa艂a go po d艂oni.

- Nie, m贸j drogi, nie b臋d臋. Pojedziemy z fasonem podr贸偶nym powozem Septimusa.

- S艂ysza艂am, 偶e klamki i wszystkie wyko艅czenia w tym powozie s膮 ze szczerego srebra - wtr膮ci艂a Charlotte.

- My艣l臋, 偶e rzeczywi艣cie s膮 - przyzna艂a lady Abbott. - Za kilka dni chc臋 uda膰 si臋 z Siren膮 na dw贸r Morgan贸w, sk膮d potem wszyscy razem ruszymy do Londynu. Na t臋 kr贸tk膮 podr贸偶 ch臋tnie skorzystam z twojego powozu, Gussie.

- Oczywi艣cie, mamo - ch臋tnie zgodzi艂 si臋 markiz.

- A je艣li tego dnia ja b臋d臋 chcia艂a odwiedzi膰 siostr臋? - j臋kliwie spyta艂a Charlotte.

- Wtedy, najdro偶sza - odpar艂 m膮偶 - sam zawioz臋 ci臋 do Lavinii dwuk贸艂k膮.

- Och! - rozpromieni艂a si臋 Charlotte. - Bardzo bym chcia艂a. Drzwi salonu otworzy艂y si臋, wesz艂a lady Sirena z pakiecikiem w d艂oni. By艂a 艣liczn膮 dziewczyn膮, mia艂a blond w艂osy w kolorze z艂ota, szaroniebieskie oczy i najpi臋kniejsz膮, a w tych czasach r贸wnie偶 najmodniejsz膮 karnacj臋: mlecznobrzoskwiniow膮.

- Mamo, przesy艂ka dla ciebie. Od wujka Septimusa - powiedzia艂a zdyszana. - To chyba plan podr贸偶y. - Dopiero teraz przypomnia艂a sobie o dobrych manierach, grzecznie sk艂oni艂a si臋 bratowej, ale brata serdecznie u艣ciska艂a. - Och, Gussie, jestem taka podniecona! Jad臋 z Allegra do Londynu! Postanowi艂y艣my, 偶e b臋dziemy absolutnie wyj膮tkowe, najlepsze, tak 偶e wszyscy m臋偶czy藕ni padn膮 nam do st贸p. Ale kandydatami na m臋偶贸w b臋d膮 mogli by膰 tylko ci m艂odzie艅cy, kt贸rzy b臋d膮 si臋 o nas pojedynkowali!

Roze艣mia艂 si臋 rado艣nie i przytuli艂 do siebie smuk艂膮 sylwetk臋 siostry.

- Mam nadziej臋, Sireno, 偶e pobyt w Londynie rzeczywi艣cie oka偶e si臋 tak ekscytuj膮cy, jak sobie wyobra偶asz. I wierz臋, 偶e znajdziesz wspania艂ego m臋偶a, z dobrego rodu i o wysokich dochodach.

- Ale czy b臋dzie mnie kocha艂? - zapyta艂a z niepokojem. - Jak my艣lisz, Gussie?

- Jak偶eby m贸g艂 ci臋 nie kocha膰? - zdziwi艂 si臋 brat. - Sireno, jeste艣 艣liczna, 艂agodna i masz przemi艂e usposobienie. Doskonale opanowa艂a艣 wszystkie umiej臋tno艣ci, jakie powinna mie膰 panna, jeste艣 prawa i cnotliwa. Malutka siostrzyczko, ka偶dy m臋偶czyzna chcia艂by zdoby膰 tak膮 kobiet臋 na 偶on臋.

- Tylko nie mo偶esz by膰 taka ufna jak tu, na wsi. Dziewcz臋ta, kt贸re spotkasz w Londynie, s膮 inne, nie miej do nich zaufania - wtr膮ci艂a Charlotte. - Pami臋taj, Sireno, wszystkie poluj膮 na m臋偶贸w i u偶yj膮 ka偶dej broni, 偶eby zdoby膰 d偶entelmena, na kt贸rego zagi臋艂y parol.

- To dobra rada - przyzna艂a lady Abbott, nieco zdziwiona nag艂膮 偶yczliwo艣ci膮 synowej. Dopiero po chwili zda艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e Charlotte zale偶y, by Sirena jak najszybciej wysz艂a za m膮偶, poniewa偶 w贸wczas wyprowadzi艂aby si臋 z tego domu.

- M贸wisz tak, jakbym wyrusza艂a na wojn臋 - zdumia艂a si臋 prostolinijnie Sirena.

- Bo tak jest - zapewni艂a j膮 Charlotte. - Musisz zachowa膰 wielk膮 czujno艣膰, a偶 do dnia 艣lubu. Kiedy mnie wprowadzano na salony, w londy艅skim towarzystwie pojawi艂a si臋 dziewczy­na, kt贸ra wkr贸tce zar臋czy艂a si臋 z jednym z najbardziej popularnych kawaler贸w, a on potem uciek艂 z inn膮 i po艣piesznie si臋 z ni膮 o偶eni艂. Zniszczy艂 dziewczynie reputacj臋, ju偶 nigdy wi臋cej nie pokaza艂a si臋 w Londynie. Teraz ma niewielkie szanse, by dobrze wyj艣膰 za m膮偶.

- Biedaczka - szepn臋艂a Sirena ze wsp贸艂czuciem.

- Gdyby nie to, 偶e jedziesz z pann膮 Morgan, naprawd臋 martwi艂abym si臋 o ciebie, Sireno - niecierpliwie fukn臋艂a Charlotte. - Kuzynka przynajmniej ma wiele zdrowego rozs膮dku.

- My艣la艂am - odezwa艂a si臋 lady Abbott, ponownie zaskoczona uwag膮 synowej - 偶e nie lubisz Allegry Morgan.

- Ani j膮 lubi臋, ani jej nie lubi臋 - wynios艂ym tonem sprostowa艂a Charlotte.

Lord Morgan przys艂a艂 kr贸tki li艣cik, w kt贸rym proponowa艂, by panie przyjecha艂y za tydzie艅. Nie b臋d膮 musia艂y korzysta膰 z powozu Rowley贸w, gdy偶 lord przy艣le po nie sw贸j pow贸z. Lady Abbott i Sirena kilka dni zostan膮 w posiad艂o艣ci Morgan贸w, po czym razem udadz膮 si臋 do Londynu. Lorda Morgana nie b臋dzie niestety w Morgan Court, spotka si臋 z nimi dopiero w Londynie. Ju偶 zatrudni艂 najlepsz膮 w mie艣cie modystk臋 i krawcow膮, madame Paul, uciekinierk臋 z Francji. Madame Paul przygotuje stroje dla dziewcz膮t, w tym r贸wnie偶 suknie, w kt贸rych panny zostan膮 przedstawione na kr贸lewskim dworze.

- Wyobra藕 sobie, Charlotte! - Sirena nie mog艂a opanowa膰 podniecenia. - Wuj powiedzia艂, 偶e nie musimy liczy膰 si臋 z kosztami! Dostaniemy bi偶uteri臋 z jego rodzinnego sejfu! Stroje

uszyje nam madame Paul! Zostaniemy nawet przedstawione Jego Kr贸lewskiej Wysoko艣ci i kr贸lowej.

- Wszystkie panny z dobrych rod贸w przedstawiane s膮 kr贸lowi - kwa艣no skwitowa艂a Charlotte. - Ja by艂am, dziwi臋 si臋 jednak, 偶e i panna Morgan b臋dzie przyj臋ta na kr贸lewskim dworze. Przecie偶 w艂a艣ciwie nie jest b艂臋kitnej krwi. No, mo偶e bardzo, ale to bardzo ja艣niutkiej - sprostowa艂a.

- Takiej samej jak twoja - ostro zareagowa艂a lady Abbott. - Kto艣, kto ma ksi臋cia i ksi臋偶n膮 za dziadk贸w, jest r贸wnie dobrze urodzony jak dziecko hrabiostwa. - Lady Abbott podnios艂a si臋, zanim sp膮sowia艂a synowa zd膮偶y艂a otworzy膰 usta. - Sireno, kochanie, chod藕. Musimy zacz膮膰 si臋 pakowa膰, chocia偶, prawd臋 m贸wi膮c, niewiele rzeczy b臋dziesz potrzebowa艂a. Tylko kilka sukien na zmian臋, zanim madame Paul przygotuje ci nowe stroje. - Wysz艂a z pokoju, c贸rka pod膮偶y艂a za ni膮.

- Dlaczego twoja matka tak bardzo mnie nie lubi? - z 偶alem i pretensj膮 w g艂osie zwr贸ci艂a si臋 Charlotte do m臋偶a, kiedy lady Abbott i Sirena ju偶 si臋 oddali艂y.

- Wiesz, kochanie - Augustus uspokajaj膮cym gestem obj膮艂 偶on臋 ramieniem - nie powinna艣 by膰 wobec niej taka wynios艂a. Przecie偶 nawet nie mo偶esz si臋 z ni膮 r贸wna膰. Mama jest starsza, m膮drzejsza, no i jest c贸rk膮 ksi臋cia. Poza tym bardzo lubi lorda Morgana i Allegr臋. Kiedy 藕le o nich m贸wisz, czuje si臋 w obowi膮zku ich broni膰. Mam nadziej臋, 偶e w przysz艂o艣ci postarasz si臋 zachowa膰 swoje zdanie dla siebie, bo, wiesz, ja tak偶e bardzo lubi臋 i wuja, i kuzynk臋. Nie odziedziczy艂em wielkiego maj膮tku w got贸wce, ale wuj Septimus wzi膮艂 te pieni膮dze i w ci膮gu kilku lat po 艣mierci ojca potroi艂 ca艂膮 sum臋. Dzi臋ki wujowi i jego przemy艣lno艣ci mog臋 spe艂nia膰 twoje zachcianki, kupowa膰 ci pi臋kne stroje. Nie jeste艣my zad艂u偶eni i sta膰 nas b臋dzie na op艂acenie dobrej szko艂y dla syn贸w, kt贸rych kiedy艣 przecie偶 b臋dziemy mieli - czule poca艂owa艂 偶on臋 w policzek.

- Nie lubi臋, kiedy mnie strofujesz, Gussie - d膮sa艂a si臋 Charlotte.

- Wi臋c zachowuj si臋 inaczej, kochanie. Wtedy nie b臋d臋 musia艂 - odpar艂 m膮dry m膮偶 i jeszcze raz j膮 poca艂owa艂.

- Uciesz臋 si臋, kiedy w ko艅cu wyjad膮 - wyzna艂a Charlotte. - Te kilka nast臋pnych tygodni przed wyjazdem do Londynu z przyjemno艣ci膮 sp臋dz臋 tylko z tob膮, Gussie. A je艣li b臋dziemy mieli szcz臋艣cie, twoja siostra, Sirena, znajdzie sobie m臋偶a i ju偶 w og贸le nie wr贸ci do Rowley Hall - westchn臋艂a z rozmarzeniem. - Niestety nadal b臋dziemy mieli problem z twoj膮 matk膮.

Markiz roze艣mia艂 si臋. Gdyby nie to, 偶e bawi艂y go spi臋cia mi臋dzy matk膮 i 偶on膮, pewnie by艂by zirytowany. Tymczasem uwa偶a艂, 偶e sytuacja jest zabawna: obie pr贸bowa艂y przystoso­wa膰 si臋 do nowej roli, matka uczy艂a si臋 by膰 wdow膮, 偶ona pani膮 domu. Martwi艂 si臋 troch臋, 偶e Charlotte jeszcze nie zasz艂a w ci膮偶臋, ale jej matka r贸wnie偶 p贸藕no mia艂a dzieci. On sam mia艂 syna i c贸rk臋 z wie艣niaczkami z podleg艂ych folwark贸w, by艂 wi臋c pewien, 偶e jest zdolny sp艂odzi膰 dziecko.

Dok艂adnie tydzie艅 p贸藕niej, zaraz po brzasku, pow贸z lorda Morgana zajecha艂 przed Rowley Hall. By艂 to wspania艂y pojazd: czarny, b艂yszcz膮cy, ze srebrnym oprzyrz膮dowaniem i wymalowanym na obojgu drzwiczkach herbem lorda Morgana: z艂otym okr臋tem na lazurowym tle, a ponad nim trzema z艂otymi gwiazdami i srebrnym sierpem ksi臋偶yca. Siedze­nia wewn膮trz obite by艂y p艂ow膮 sk贸r膮 i jasnoniebieskim aksamitem. Po obu stronach wygodnych, wy艣cielanych 艂awek by艂y umocowane z艂ote lampy naftowe ze szklanymi klosza­mi i ma艂e srebrne wazony, w kt贸re w艂o偶ono 偶onkile, li艣cie paproci i ga艂膮zki jasnego wrzosu. Wo藕nica i dw贸ch stajennych mieli na sobie eleganckie, czarno- srebrne liberie. Na Charlotte pow贸z zrobi艂 niema艂e wra偶enie, chyba nawet poczu艂a uk艂ucie zazdro艣ci.

Stajenni starannie zapakowali baga偶e. Wo藕nica ca艂y czas pozosta艂 na miejscu, trzymaj膮c na wodzy cztery niespokojne siwe konie z czarnymi grzywami. Zwierz臋ta wierzga艂y i pry­cha艂y, niecierpliwi艂y si臋 postojem, chcia艂y ruszy膰 dalej. Lady Abbott i Sirena wysz艂y z domu w towarzystwie swoich pokoj贸wek. Obie mia艂y na sobie 艂adne we艂niane p艂aszcze z futrza­nymi ko艂nierzami.

- Do widzenia, m贸j drogi - lady Abbott poca艂owa艂a syna.

- Do zobaczenia w Londynie, mamo - powiedzia艂 markiz, porozumiewawczo mrugaj膮c.

- Zajmij si臋 powa偶nie Charlotte, skoro zostajecie sami i macie czas tylko dla siebie - z naciskiem poradzi艂a matka. - Najwy偶szy czas, 偶eby spe艂ni艂a sw贸j obowi膮zek wobec rodu Rowley贸w, Gussie. - Jeszcze raz poca艂owa艂a syna i wspomagana przez stajennego wsiad艂a do powozu.

Markiz zarumieni艂 si臋 z zak艂opotania i szybko odwr贸ci艂 w stron臋 siostry. Sirena r贸wnie偶 s艂ysza艂a uwag臋 matki i teraz ledwo mog艂a powstrzyma膰 艣miech.

- Do widzenia, malutka - po偶egna艂 siostr臋. - Udanych 艂ow贸w!

- Och, Gussie, to brzmi tak... tak... tak prostacko! - zaoponowa艂a Sirena.

- Nie martw si臋. B臋dziesz si臋 艣wietnie bawi艂a, ale we藕 sobie do serca rad臋 Charlotte i nie ufaj 偶adnej innej pannie poza Allegra. Polowanie na m臋偶a to powa偶na sprawa, to bezlitosna walka. - Uca艂owa艂 siostr臋 w oba policzki i pom贸g艂 jej wsi膮艣膰 do powozu, w kt贸rym ju偶 wygodnie usadowi艂a si臋 matka i dwie s艂u偶膮ce. - Do widzenia! Do widzenia! - markiz Rowley 偶egna艂 panie. Pow贸z szarpn膮艂, konie zgrabnie ruszy艂y drog膮 w d贸艂.

- Do widzenia! Do widzenia! - wo艂a艂a Sirena, wychylaj膮c si臋 przez okno, a偶 rozsierdzona matka musia艂a wci膮gn膮膰 j膮 z powrotem do 艣rodka.

- Zachowuj si臋 jak nale偶y! - ostro strofowa艂a c贸rk臋 lady Abbott. - Czasy lekkomy艣lnej dziewczynki ju偶 si臋 sko艅czy艂y, musisz wydoro艣le膰.

- Dobrze, mamo - skarcona Sirena nie bardzo przej臋艂a si臋 s艂owami matki.

Z Rowley Hall do Morgan Court by艂o dwadzie艣cia mil, na miejsce dotarli w po艂udnie. Pow贸z zatrzyma艂 si臋, dwaj ch艂opcy stajenni natychmiast zeskoczyli z siedze艅 z ty艂u, po­spieszyli otworzy膰 drzwi i spu艣ci膰 stopnie, 偶eby pasa偶erki mog艂y wysi膮艣膰. Z domu, by powita膰 przyby艂ych, wybieg艂 Charles Trent, zarz膮dca lorda Morgana. By艂 dystyngowanym, powa偶nie wygl膮daj膮cym d偶entelmenem w nieokre艣lonym wieku, z lekko siwiej膮cymi br膮zowymi w艂osami. Sk艂oni艂 si臋 i uca艂owa艂 r臋k臋 lady Abbott, potem lady Sireny.

- Witam w Morgan Court. Jego Lordowska Mo艣膰 ju偶 wyjecha艂 do Londynu, mnie poleci艂 zadba膰 o panie. Wejd藕my do 艣rodka. Wiem, 偶e panna Allegra niecierpliwie czeka na ku­zynk臋.

Wesz艂y do domu i niemal natychmiast pojawi艂a si臋 Allegra Morgan. Z okrzykiem rado艣ci rzuci艂a si臋 w ramiona kuzynki.

- Nie uwierzysz! Czekaj, zaraz ci powiem! - papla艂a podniecona. - Madame Paul przys艂a艂a tu swoj膮 g艂贸wn膮 asystentk臋, mademoiselle Francine, 偶eby zdj臋艂a z nas miar臋 i pokaza艂a pr贸bki materia艂贸w! - Przypomnia艂a sobie o manierach, wysun臋艂a si臋 z obj臋膰 Sireny i uk艂oni艂a lady Abbott. - Dzie艅 dobry, ciociu - powita艂a starsz膮 dam臋. - Bardzo si臋 ciesz臋, 偶e przyjecha艂y艣cie. Papa prosi艂, 偶ebym was od niego pozdrowi艂a i powt贸rzy艂a, 偶e niecierpliwie czeka na spotkanie w Londynie. - Poca艂owa艂a lady Abbott w policzek.

- Dzi臋kuj臋, kochanie - odpowiedzia艂a lady Olympia. Poczu艂a nag艂e ciep艂o na policzkach, zastanawia艂a si臋, czy inni zauwa偶yli, 偶e jest wzruszona.

- Ja艣nie pani, podano lunch - zaanonsowa艂 Pearson, naczelny lokaj, kiedy ju偶 zabrano p艂aszcze przyby艂ych pa艅.

- Zje pan z nami, panie Trent? - zapyta艂a lady Abbott. Wiedzia艂a, i偶 zarz膮dca ma w tym domu tak wysok膮 pozycj臋, 偶e cz臋sto jada z rodzin膮, kiedy wszyscy przebywaj膮 w wiejskiej posiad艂o艣ci.

- Dzi臋kuj臋, madame, ale mam prac臋, kt贸r膮 musz臋 sko艅czy膰 jeszcze dzisiaj. Do艂膮cz臋 do pa艅 przy kolacji. Kiedy m艂ode damy b臋d膮 gotowe, prosz臋, 偶eby uda艂y si臋 na g贸r臋. Made- moiselle Francine czeka na nie w pokoju pierwiosnka. - Sk艂oni艂 si臋 grzecznie i wyszed艂.

- Bardzo mi艂y cz艂owiek - zaopiniowa艂a lady Abbott. - Szkoda, 偶e jest dopiero czwartym synem. Wiecie, 偶e jego rodzicami s膮 hrabia i hrabina Chamberlain. Tytu艂, naturalnie, odziedziczy najstarszy syn. - Przerwa艂a na chwil臋, pozwalaj膮c, by Pearson przysun膮艂 jej krzes艂o. - Przykro mi to m贸wi膰 - ci膮gn臋艂a przyciszonym g艂osem - ale jest hazardzist膮. Hrabia Chamberlain ci膮gle sp艂aca jego d艂ugi. Drugi syn stacjonuje w Indiach. M贸wiono mi, 偶e jest pu艂kownikiem w wojsku. Trzeci ma dobr膮 parafi臋 w Nottingham. Obaj dobrze si臋 o偶enili i nie przysparzaj膮 rodzicom k艂opot贸w. Tylko najstarszy ma tak z艂膮 opini臋, 偶e nawet nie uda艂o si臋 im znale藕膰 dla niego 偶ony. Wyobra偶acie sobie! No, a ostatnim z syn贸w jest Charles Trent. Uczy艂 si臋 w Harrow, potem w Cambridge, ma nienaganne maniery, instynktownie wyczuwa, jak nale偶y zachowa膰 si臋 w konkretnej sytuacji. Na szcz臋艣cie tw贸j ojciec odkry艂 go dwana艣cie lat temu i zatrudni艂 u siebie. Stanowisko zarz膮dcy u Septimusa Morgana to godna posada dla cz艂owieka tak wysoko urodzonego jak Charles Trent. Nie wiem, jak Septimus by sobie bez niego radzi艂. Zarz膮dza zar贸wno domem w Londynie, jak i tym dworem na wsi. Prowadzi rachunki, zatrudnia s艂u偶b臋, wyp艂aca pensje, w zasadzie odpowiada za wszystko. Poza tym jest jeszcze osobistym sekretarzem twojego ojca. Nie mam poj臋cia, jak mu si臋 udaje nad wszystkim zapanowa膰. Uroczy cz艂owiek - lady Abbott powt贸rzy艂a raz jeszcze, po czym zanurzy艂a 艂y偶k臋 w 偶贸艂wiowej zupie, kt贸r膮 w艂a艣nie nalano jej na talerz, i zacz臋艂a je艣膰.

Allegra rzuci艂a kuzynce figlarne spojrzenie, Sirena z trudem st艂umi艂a chichot. Dziewcz臋ta jad艂y ma艂o i szybko. Pragn臋艂y jak najszybciej odej艣膰 od sto艂u, 偶eby pobiec do mademoiselle Francine. Lady Abbott rozumia艂a niecierpliwo艣膰 panien, pozwoli艂a im odej艣膰 od sto艂u, zanim jeszcze podano deser i sery. Dziewcz臋ta, starannie ukrywaj膮c po艣piech i podniecenie, pod­nios艂y si臋 powoli. Uk艂oni艂y si臋 i spokojnym krokiem wysz艂y z jadalni przez drzwi, kt贸re otworzy艂 przed nimi lokaj. Kiedy tylko drzwi si臋 za nimi zamkn臋艂y, Allegra i Sirena popatrzy艂y na siebie i biegiem ruszy艂y schodami na g贸r臋. Charles Trent w艂a艣nie wychodzi艂 ze swojego gabinetu, zobaczy艂 panny i u艣miechn膮艂 si臋 do siebie.

Z hukiem wpad艂y do pokoju pierwiosnka, gdzie czeka艂a mademoiselle Francine. Francuzka wsta艂a, spojrza艂a na nie z nagan膮 i pogrozi艂a palcem.

- Panienki! Czy jeste艣cie 藕rebakami, 偶e tak szalejecie?

- Prosz臋 nam wybaczy膰, mademoiselle - grzecznie przeprosi艂a Sirena. - Chcia艂y艣my, 偶eby jak najszybciej zdj臋艂a z nas pani miar臋 na suknie!

- Aha! - Francuzka u艣miechn臋艂a si臋 lekko. - No to chod藕cie, mes petites. Trzeba b臋dzie zdj膮膰 suknie, musz臋 by膰 pewna, 偶e dobrze was zmierz臋. Wcale nie jeste艣cie do siebie podobne. Czy jeste艣cie siostrami?

- Kuzynkami w pierwszej linii - odezwa艂a si臋 Allegra. - Jestem Allegra Morgan, a to lady Sirena Abbott.

- Dzi臋kuj臋, mademoiselle.

Allegra podesz艂a do dzwonka i kilka razy poci膮gn臋艂a za szarf臋.

- Przy艣lij tu natychmiast Honor i pokoj贸wk臋 lady Sireny, Damaris - poleci艂a lokajowi, kt贸ry zjawi艂 si臋 na wezwanie.

- Dobrze, panienko Allegro - odpowiedzia艂 i szybko wyszed艂 spe艂ni膰 polecenie.

- Mademoiselle Francine, mia艂a nam pani pokaza膰 pr贸bki materia艂贸w. Mo偶emy je obejrze膰, zanim przyjd膮 pokoj贸wki - zaproponowa艂a Allegra.

Prosz臋, prosz臋 - my艣la艂a mademoiselle Francine, id膮c po skrzyni臋 z pr贸bkami - zachowuje si臋, jakby by艂a ksi臋偶n膮, chocia偶 jest tylko zwyczajn膮 pann膮 Morgan.

- Mamy wielki wyb贸r przepi臋knych jedwabi i at艂as贸w. W艂a艣nie dosta艂y艣my je z Francji. S膮 bardzo poszukiwane. Rozumie pani, panno Morgan.

- We藕miemy ca艂e sztuki tych tkanin, kt贸re wybierzemy - zdecydowa艂a Allegra. - Och! - wyci膮gn臋艂a kawa艂ek jasnor贸偶owego jedwabiu w paski. - Sireno, w tym 艣licznie by艣 wy­gl膮da艂a! To tw贸j kolor.

- Ca艂膮 sztuk臋 ka偶dej tkaniny, kt贸r膮 wybierzecie? - Francuzka oniemia艂a ze zdumienia. Materia艂y nie by艂y tanie. Cena by艂a wysoka, poniewa偶 tkaniny trzeba by艂o do Anglii prze­wozi膰 potajemnie. Francja przesta艂a ju偶 by膰 cywilizowanym krajem, w kt贸rym mo偶na spokojnie 偶y膰 czy prowadzi膰 interesy.

- Tak - potwierdzi艂a Allegra. - Czy to stanowi jaki艣 problem?

- B臋d臋 musia艂a porozmawia膰 z madame Paul, mademoiselle Morgan. Nigdy wcze艣niej nie mia艂y艣my do czynienia z takim zam贸wieniem!

- Nie zmieni臋 zdania - stanowczo powiedzia艂a Allegra. - Jestem pewna, 偶e tata postara si臋, by madame Paul si臋 to op艂aci艂o. Jednak je艣li nie b臋dzie mog艂a spe艂ni膰 naszej pro艣by, zawsze mog臋 zdoby膰 tkaniny gdzie indziej. Naturalnie, i w tym przypadku chcia艂abym, 偶eby to madame Paul uszy艂a nam stroje. Wy艣lemy wiadomo艣膰 do Londynu. Dowiemy si臋,

jakie jest stanowisko madame Paul w tej sprawie. Czy to pani odpowiada, mademoiselle Francine?

- Oczywi艣cie, mademoiselle Morgan - odpowiedzia艂a krawcowa, lekko sk艂oniwszy g艂ow臋. Ta niewinnie wygl膮daj膮ca panienka pewnego dnia stanie si臋 kim艣, z kim trzeba si臋 b臋dzie powa偶nie liczy膰. Siedzia艂a cichutko, podczas gdy dwie dziewczyny ogl膮da艂y pr贸bki przywiezionych przez ni膮 tkanin. Nawet nie o艣mieli艂aby si臋 robi膰 jakichkolwiek sugestii. Panna Morgan bez dw贸ch zda艅 doskonale wiedzia艂a, czego chce. Nie waha艂a si臋 r贸wnie偶 podpowiada膰 艣licznej kuzynce, kt贸re materia艂y, jej zdaniem, s膮 odpowiednie dla niej. Zaskakuj膮ce, ale ta wychowana na wsi dziewczyna mia艂a doskona艂y gust.

Rozleg艂o si臋 pukanie, drzwi si臋 otworzy艂y i do pokoju wesz艂y dwie m艂ode kobiety w strojach pokoj贸wek.

- O - u艣miechn臋艂a si臋 Allegra - jest Honor i Damaris. Chod藕cie, dziewcz臋ta, pom贸偶cie si臋 nam rozebra膰, 偶eby mademoiselle Francine mog艂a zdj膮膰 z nas miar臋.

Pokoj贸wki szybko upora艂y si臋 z zadaniem. Ju偶 po chwili Allegra i Sirena zosta艂y tylko w batystowych koszulach. Francuzka zacz臋艂a bra膰 wymiary z panien. Stara艂a si臋 pracowa膰 szybko, podejrzewa艂a bowiem, 偶e Allegra nie potrafi d艂ugo usta膰 w bezruchu. Starannie zapisa艂a wszystkie dane na czystym kawa艂ku pergaminu.

- 呕adna z was nie potrzebuje gorsetu - powiedzia艂a.

- Nie w艂o偶y艂abym tego na siebie, nawet gdyby mi kazano - o艣wiadczy艂a Allegra.

- Kiedy艣 mo偶e zmieni pani zdanie, mademoiselle Morgan - krawcowa u艣miechn臋艂a si臋 lekko. - Voila! Sko艅czone!

- Czy jutro wraca pani do Londynu? - zapyta艂a Allegra.

- Oui, mademoiselle - pad艂a grzeczna odpowied藕.

- W takim razie przeka偶e pani moje polecenia co do zam贸wienia ca艂ych sztuk wybranych tkanin. Dostanie pani potwierdzenie od pana Trenta i przeka偶e swojej pani. Je偶eli madame Paul nie wyrazi zgody, b臋d臋 musia艂a porozumie膰 si臋 z kupcami b艂awatnymi, kt贸rzy importuj膮 towary przez firm臋 taty. Musz臋 jednak powiedzie膰, 偶e 偶al by mi by艂o tego cudnego jedwabiu w kolorze le艣nej zielem. By艂by z niego wspania艂y str贸j do konnej jazdy, prawda? Ju偶 widz臋 si臋 w 偶akiecie ze z艂otymi guzikami pod plis膮 z kremowego jedwabiu.

- Mademoiselle, ma pani nie tylko 艣wietne wyczucie koloru - u艣miechn臋艂a si臋 krawcowa - ale r贸wnie偶 stylu i fasonu.

- Dzi臋kuj臋.

Kilka dni p贸藕niej mademoiselle Francine dotar艂a z powrotem do Londynu. Natychmiast opowiedzia艂a madame Paul o rozmowie z Allegra Morgan. Ku jej ogromnemu zaskoczeniu przyjaci贸艂ka by艂a ubawiona.

- A co powiedzia艂 pan Trent? - zapyta艂a.

- Marie, on powiedzia艂, 偶e wszystko ma by膰 tak, jak sobie ta panienka 偶yczy! Czy lord Morgan jest a偶 tak bogaty? A czy ty mo偶esz pozwoli膰 sobie na oddanie ca艂ych sztuk tych wszystkich przepi臋knych tkanin tylko po to, 偶eby jedna panna nie zobaczy艂a drugiej w sukni z tego samego materia艂u? Och, Marie! Tak trudno by艂o zdoby膰 te tkaniny! A teraz mamy ich nie pokaza膰, nie zaproponowa膰 naszym najlepszym klientkom?! - Mademoiselle Francine by艂a bliska 艂ez.

- Nie rozpaczaj, Francine - ostro przerwa艂a madame Paul. - Przecie偶 nie wzi臋艂y wszystkich materia艂贸w, kt贸rych pr贸bki pokaza艂a艣, poza tym mamy jeszcze inne tkaniny. W zasadzie to nawet u艂atwi nam prac臋. Z ka偶dej sztuki materia艂u, kt贸ry panna Morgan wybra艂a dla siebie i swojej kuzynki, mo偶na by by艂o uszy膰 dwie lub trzy suknie. W tej sytuacji musimy uszy膰 tylko jedn膮, natomiast zap艂ac膮 nam jak za trzy, plus koszt materia艂u! Takie warunki zaproponowa艂 mi pan Trent. B臋dziemy mia艂y wi臋cej czasu dla innych klientek i wi臋cej zarobimy. A teraz powiedz mi, jakie s膮 te panny. Przeci臋tne? 艁adne?

- Panna Morgan jest bardzo pi臋kna. Ma karnacj臋 w kolorze gardenii, Marie. Bez najmniejszej skazy. Jej w艂osy maj膮 dok艂adnie taki kolor jak ten mahoniowy stolik, kt贸ry w ubieg艂ym roku zam贸wi艂a艣 u pana Chippendale'a. S膮 ciemne, nie br膮zowe, ale i niezupe艂nie czarne, z lekkim odcieniem czerwieni. Oczy ma po prostu niezwyk艂e. Fio艂kowe.

- Fio艂kowe? - z niedowierzaniem w g艂osie upewnia艂a si臋 madame Paul.

- Fio艂kowe - potwierdzi艂a przyjaci贸艂ka. - Ma ciemne brwi i g臋ste, ciemne rz臋sy. Jest wy偶sza, ni偶 to teraz jest w modzie, ale nie za wysoka. W膮ska w talii, ma smuk艂膮 figur臋. Piersi ma jeszcze dziewcz臋ce, ale bardzo kszta艂tne. Dekolt 艣liczny, g艂adki, bi偶uteria b臋dzie si臋 na nim wspaniale prezentowa艂a. Drobne d艂onie i stopy. Natomiast lady Sirena bez najmniejszej w膮tpliwo艣ci nie b臋dzie mia艂a sobie r贸wnych. Jest filigranowa i delikatna. Ma cudowne blond w艂osy, bez jednego cho膰by ciemniejszego. Oczy szaroniebieskie z zaskakuj膮co d艂ugimi rudawoblond rz臋sami. Jest doprawdy wyj膮tkowa, panowie padn膮 przed ni膮 na kolana, b臋d膮 j膮 uwielbiali. Panna Morgan opiekuje si臋 ni膮, poniewa偶 lady Sirena jest tak naturalna, naiwna i s艂odziutka jak plaster miodu. Nie ma w niej nawet

odrobiny z艂o艣liwo艣ci czy fa艂szu. Jest urocza i kocha kuzynk臋 r贸wnie mocno jak panna Morgan j膮. Stanowi膮 wyj膮tkow膮 par臋.

- Panna Morgan, jak rozumiem, nie jest taka bezradna jak kuzynka - zauwa偶y艂a madame Paul.

- O nie! Jest zupe艂nie inna! - przyzna艂a mademoiselle Francine. - Jest czaruj膮ca i wida膰, 偶e dobrze wykszta艂cona, mo偶e nawet zbyt dobrze wykszta艂cona jak na pann臋 z dobrego domu i londy艅skiego towarzystwa. Nie toleruje g艂upc贸w i m贸wi, co my艣li. Doskonale wie, jak膮 pozycj臋 daje rodzinie maj膮tek ojca, a ona jest przecie偶 jego spadkobierczyni膮. Je艣li czego艣 chce, to zdobywa to! Nie wiem, czy z takimi cechami b臋dzie podoba艂a si臋 panom, mimo 偶e jest bardzo 艂adna i ma wielki maj膮tek.

- Zdob臋dzie m臋偶a z odpowiednim tytu艂em jeszcze przed wakacyjn膮 przerw膮 - zauwa偶y艂a cynicznie madame Paul. - Rodzina znajdzie dla niej najlepszego z mo偶liwych kandydata, a panna Morgan go po艣lubi. Zapami臋taj moje s艂owa, Francine. Nie zadowol膮 si臋 byle baronetem czy jakim艣 lordem. To musi by膰 m臋偶czyzna ze znakomitego rodu i ojciec jej go kupi.

- A mi艂o艣膰? - p艂aczliwym g艂osem spyta艂a mademoiselle Francine.

- Dla Anglik贸w - roze艣mia艂a si臋 madame - ma艂偶e艅stwo to interes. Uczucia, niestety, nie maj膮 偶adnego znaczenia. Liczy si臋 tylko pozycja i maj膮tek.

- Biedne dziewczynki - rozczuli艂a si臋 mademoiselle Francine.

- Daj spok贸j, Francine, nie ma kogo 偶a艂owa膰 - trze藕wo uspokaja艂a przyjaci贸艂k臋 madame Paul. - Dostan膮 to, czego chc膮 i na co zas艂uguj膮. I, co najdziwniejsze, na pewno b臋d膮 po­tem szcz臋艣liwe. Ci Anglicy to dziwni ludzie. Dla nich najwa偶niejszy jest dom i rodzina. Nie ma w nich krzty szale艅stwa, nie podejmuj膮 ryzyka, nie pragn膮 przygody.

- Ale przecie偶 ka偶dy powinien kocha膰 - upiera艂a si臋 przy swoim mademoiselle.

- Jeste艣 romantyczk膮, Francine - roze艣mia艂a si臋 madame. - A teraz podaj mi wymiary panien i bierzmy si臋 do projektowania stroj贸w.

Rozdzia艂 2

Po przyje藕dzie do Londynu Allegra odkry艂a, 偶e do rezydencji przys艂ano ju偶 wiele zaprosze艅 i dla Sireny, i dla niej. Koperty u艂o偶ono na srebrnej tacy w kolejno艣ci, w jakiej zaproszenia nadchodzi艂y.

- O rety! - wykrzykn臋艂a. - Co mam z tym wszystkim zrobi膰?

- Ja je przejrz臋, panno Allegro - Charles Trent wzi膮艂 od lokaja ozdobn膮 tac臋 - i dopilnuj臋, 偶eby na wszystkie zosta艂y wys艂ane odpowiednie odpowiedzi. O, widz臋 herb pa艅stwa Bellingham. Lady Bellingham zwykle wydaje pierwszy bal w sezonie towarzyskim. To zaproszenie koniecznie trzeba potwierdzi膰. Niekt贸re z nich zosta艂y przys艂ane przez osoby pragn膮ce poprzez powitanie ciebie w swoich progach poprawi膰 swoj膮 pozycj臋 spo艂eczn膮. B臋d膮 te偶 zaproszenia od bardzo wa偶nych os贸b, ale te偶 i na takie imprezy towarzyskie, w kt贸rych m艂ode damy dopiero wprowadzane na londy艅skie salony nie powinny uczestniczy膰.

- Na przyk艂ad jakie? - zaciekawi艂a si臋 Allegra.

- Niekt贸re spotkania przy kartach, panno Allegro - u艣miechn膮艂 si臋 Charles Trent - podczas kt贸rych gra si臋 ostro i wysoko. Wiadomo, 偶e na takim w艂a艣nie przyj臋ciu ksi臋偶na Devonshire w ci膮gu jednego wieczoru straci艂a setki tysi臋cy funt贸w. Nie zechcesz chyba da膰 si臋 wpl膮ta膰 w co艣 takiego, chocia偶, naturalnie, znajd膮 si臋 tacy, kt贸rzy b臋d膮 pr贸bowali ci臋 skusi膰. Ojciec nie by艂by zadowolony.

- Wchodzimy w 艣wiat, kt贸ry z ka偶d膮 chwil膮 wydaje mi si臋 bardziej niebezpieczny - zauwa偶y艂a Allegra. - Szkoda, 偶e tata nie pozwoli艂 mi zosta膰 w domu. Skoro musz臋 wyj艣膰 za m膮偶, mog艂abym po艣lubi膰 Ruperta Tannera. Poprosi艂 mnie o r臋k臋, ale tata nawet nie chce o nim s艂ysze膰.

- Za drugiego syna? Oczywi艣cie, 偶e nie - lady Abbott zdecydowanie popar艂a stanowisko lorda Morgana.

- Jego ojciec bardzo pochwala艂 nasz zwi膮zek - o艣wiadczy艂a Allegra.

- Wcale si臋 nie dziwi臋. O偶eni膰 drugiego syna z najbogatsz膮 dziedziczk膮 w ca艂ej Anglii by艂oby mistrzowskim posuni臋ciem - odpar艂a ciotka. - Stary hrabia Ackerly to szczwany lis. Zawsze taki by艂. A poza tym tw贸j ojciec nie chcia艂by, 偶eby艣 by艂a spokrewniona z kim艣 takim jak obecna hrabina Ackerly, nawet tylko poprzez ma艂偶e艅stwo. Jest jego drug膮 偶on膮 i ma do艣膰 zagadkow膮 przesz艂o艣膰.

- Przecie偶 ty nie kochasz Ruperta - wtr膮ci艂a Sirena. - Zawsze m贸wi艂a艣, 偶e jest dla ciebie jak brat.

- To prawda, ale dobrze si臋 przy nim czuj臋, a on zawsze robi to, co ja chc臋 - szczerze przyzna艂a Allegra.

S艂ysz膮c to wyznanie, pan Trent nieomal g艂o艣no parskn膮艂 艣miechem.

- No, dziewcz臋ta, marsz na g贸r臋! - zarz膮dzi艂a lady Abbott, nast臋pnie odwr贸ci艂a si臋 do lokaja. - Marker, pchnij pos艂a艅ca do madame Paul z wiadomo艣ci膮, 偶e przyjecha艂y艣my i chcia艂yby艣my, 偶eby dziewcz臋ta jak najszybciej mog艂y przymierzy膰 stroje. Przecie偶 nie mog膮 pokazywa膰 si臋 w takich niemodnych, prowincjonalnych sukniach.

- Dobrze, ja艣nie pani - sk艂oni艂 si臋 lokaj.

Bez problem贸w rozgo艣cili si臋 w domu przy Berkley Square. Tego samego popo艂udnia, kiedy panie siedzia艂y w ogrodzie, rozkoszuj膮c si臋 wiosennym s艂o艅cem, lokaj zawiadomi艂 je o przybyciu niespodziewanego go艣cia. Marker z powa偶n膮 min膮 poda艂 wizyt贸wk臋 lady Abbott.

- O m贸j Bo偶e! - wykrzykn臋艂a, bledn膮c. - Oczywi艣cie, 偶e jestem dla lady Bellingham. Prosz臋 j膮 natychmiast wprowadzi膰! Dziewcz臋ta, zachowujcie si臋 jak najlepiej, b艂agam! Clarice Bellingham jest ekspertem zar贸wno w sprawach mody, jak i londy艅skiego towarzystwa. Je偶eli si臋 jej spodobacie, drzwi do wszystkich licz膮cych si臋 dom贸w stan膮 dla was otworem.

- A je艣li nie? - zapyta艂a Allegra przytomnie.

- Pr贸ba wej艣cia na londy艅skie salony oka偶e si臋 totalnym fiaskiem, moje drogie dziecko - odpowiedzia艂a jej lady Bellingham, wchodz膮c do ogrodu. By艂a wysok膮, przystojn膮 kobiet膮, o raczej obfitych kszta艂tach, ubran膮 zgodnie z najnowsz膮 mod膮. - Wszyscy mnie s艂uchaj膮, chocia偶, szczerze m贸wi膮c, nie wiem dlaczego. Ale tak ju偶 jest. Jak si臋 miewasz, Olympio? Min臋艂y cztery lata, odk膮d ostami raz przywioz艂a艣 c贸rk臋 do Londynu. - Lady Bellingham usadowi艂a si臋 na marmurowej 艂awce i rozejrza艂a woko艂o. - Septimus ma najwspanialszy ogr贸d w ca艂ym Londynie. 呕aden inny nie wygl膮da tak pi臋knie. - Zamilk艂a na chwil臋, by wzi膮膰 g艂臋bszy oddech, i obrzuci艂a dziewcz臋ta uwa偶nym spojrzeniem.

- Ja... jak mi艂o ci臋 widzie膰, Clarice - lady Abbott odzyska艂a panowanie nad sob膮. - To prawda, nie by艂am w Londynie od czasu, kiedy wprowadza艂am Amand臋 na salony. Wiesz, w g艂臋bi serca jestem cz艂owiekiem wsi. Poza tym, niestety, bez mojego drogiego m臋偶a Londyn ju偶 nie jest ten sam. Marker, podaj herbat臋, prosz臋.

- Przypuszczam, 偶e mnie r贸wnie偶 brakowa艂oby Bellinghama, gdyby nagle odszed艂 do lepszego 艣wiata - lady Bellingham sucho skwitowa艂a jej wyznanie. - Nie chcia艂abym zo-

sta膰 zepchni臋ta na drugi plan przez t臋 trzpiotk臋, z kt贸r膮 o偶eni艂 si臋 m贸j syn. Na szcz臋艣cie m贸j m膮偶 cieszy si臋 dobrym zdrowiem, Bogu niech b臋d膮 dzi臋ki! Jak si臋 miewa Augustus i ta jego Charlotte? Bardzo szybko wzi臋li 艣lub. Wszyscy byli艣my pewni, 偶e... - Zrobi艂a znacz膮c膮 przerw臋 i dopiero po chwili ci膮gn臋艂a dalej: - No, przecie偶 wiesz, Olympio, co wszyscy my艣leli. Tymczasem min臋艂o ju偶 kilka lat, a dziecka nie wida膰.

- Wci膮偶 mamy nadziej臋. Modlimy si臋 o to - cicho przyzna艂a speszona lady Abbott. Zapomnia艂a ju偶, jak nietaktowna potrafi艂a by膰 Clarice Bellingham.

- Przedstaw mnie teraz tym dw贸m uroczym m艂odym stworzonkom. Kt贸ra jest t膮 szczer膮, otwart膮, m贸wi膮c膮 wszystko prosto z mostu, a kt贸ra t膮 艂agodn膮 i delikatn膮? Tak jakbym ju偶 tego nie wiedzia艂a! - zachichota艂a.

- To jest panna Allegra Morgan, moja kuzynka.

Allegra z艂o偶y艂a grzeczny uk艂on. Policzki nadal j膮 pali艂y. Sp艂on臋艂a rumie艅cem, kiedy si臋 zorientowa艂a, 偶e lady Bellingham us艂ysza艂a jej pytanie. A teraz jeszcze starsza dama doda艂a, 偶e jest zbyt bezpo艣rednia.

- Czy to nie c贸rka Pandory? Jest bardzo 艂adna. A b臋d膮c dziedziczk膮 maj膮tku ojca, z pewno艣ci膮 odniesie wielki sukces w towarzystwie - otwarcie o艣wiadczy艂a lady Bellingham. - Mi艂o mi, panno Morgan.

- To mnie jest bardzo mi艂o, madame - odpowiedzia艂a Allegra, czuj膮c, jak znowu krew nap艂ywa jej do twarzy. Lady Bellingham nazwa艂a j膮 c贸rk膮 Pandory. Czy wszyscy mieli tak膮 doskona艂膮 pami臋膰? Pewnie tak. Ciekawe, 偶e inni pami臋tali matk臋, a ona nie.

- A to moja najm艂odsza c贸rka, lady Sirena Abbott.

Sirena z nie艣mia艂ym u艣miechem sk艂oni艂a si臋 przed lady Bellingham.

- Mi艂o mi, kochanie - powiedzia艂a straszna dama i odwr贸ci艂a si臋 do lady Abbott. - Nie b臋dzie mia艂a sobie r贸wnych, Olympio. Ze wszystkich twoich trzech c贸rek ta jest najbar­dziej urocza. - A spostrzeg艂szy, 偶e Sirena p膮sowieje z rado艣ci, doda艂a: - C贸偶 to, dziecinko, nikt ci tego nie m贸wi艂?

- Nie, madame - odpar艂a Sirena.

- Jeste艣 naj艂adniejsza i najbardziej urocza, a znam i Caroline, i Amand臋. Starsza jest zbyt szeroka w ramionach, a druga ma lekko zadarty nos. - Znowu odwr贸ci艂a si臋 do lady Ab­bott: - Czy ma godziwy posag? Wiem, jak wielk膮 egoistk膮 jest Charlotte i jak musi zazdro艣ci膰 temu 艣licznemu dziecku.

- Na szcz臋艣cie Arthur w testamencie zrobi艂 specjalny zapis. Zostawi艂 pieni膮dze zar贸wno na wyjazd Sireny do Londynu i wprowadzenie jej do towarzystwa, jak i na jej posag. Dosta艂a tyle samo co starsze c贸rki, a to w zupe艂no艣ci wystarczy - z dum膮 wyja艣ni艂a lady Abbott.

- A przyjazd w towarzystwie kuzynki r贸wnie偶 ma swoje dobre strony - doda艂a gro藕na dama. - Pewnie Septimus wyda bal dla nich obu? Wspania艂y dom na towarzyskie imprezy! Szkoda, 偶e korzysta z niego tylko lord Morgan, kiedy przyje偶d偶a do miasta w rozlicznych interesach.

- Ojciec nie jest sk膮py, madame - Allegra nie wytrzyma艂a i zuchwale wtr膮ci艂a si臋 do rozmowy. - Naturalnie, 偶e wyda bal dla nas obu. Bal Sireny odb臋dzie si臋 na pocz膮tku maja, a m贸j pod koniec miesi膮ca. Je艣li chce pani zna膰 dok艂adne daty, zawo艂am pana Trenta. On zajmuje si臋 takimi sprawami.

- Allegro! - krzykn臋艂a lady Abbott z udr臋k膮 w g艂osie.

- A niech mnie, dziewczyna naprawd臋 jest 艣mia艂a - zachichota艂a lady Bellingham. - Nie strofuj jej, Olympio. Podoba mi si臋. Nie jest jedn膮 z tych g艂upkowato u艣miechaj膮cych si臋 panien, kt贸re co roku poznaj臋. - Spojrza艂a na Allegr臋. - Kochanie, niech Charles Trent skonsultuje si臋 ze mn膮 w sprawie termin贸w bal贸w. Nie chcesz chyba, by okaza艂o si臋 zbyt p贸藕no, 偶e w tym samym czasie ma miejsce jakie艣 wa偶niejsze wydarzenie towarzyskie. A przecie偶 chyba chcia艂aby艣 go艣ci膰 na balu ca艂膮 艣mietank臋 towarzysk膮. Nic tak nie u艣wietnia balu jak obecno艣膰 przedstawicieli najznamienitszych rod贸w.

- Herbaty, wielmo偶na pani? - zapyta艂 Marker, gotowy nape艂ni膰 fili偶ank臋 ze srebrnego dzbanka.

- Tak, dzi臋kuj臋 - poprosi艂a lady Bellingham. - M贸wiono mi, 偶e Septimus ma najlepsze herbaty w mie艣cie. - Wdycha艂a aromat unosz膮cy si臋 z fili偶anki podanej przez Markera. - Ach! Wspania艂y! - pochwali艂a. Wyla艂a troch臋 na g艂臋boki spodeczek i upi艂a 艂yk naparu. - Och! Rzeczywi艣cie doskona艂a!

Lady Abbott poczu艂a ulg臋. Clarice Bellingham zaaprobowa艂a jej podopieczne. Mimo niewyparzonego j臋zyka Allegry podoba艂y si臋 jej obie dziewczyny. Teraz mia艂a pewno艣膰, 偶e zostan膮 wprowadzone do londy艅skiego towarzystwa. Czuj膮c si臋 znacznie pewniej, spokojnie popija艂a herbat臋.

- Dzi臋kuj臋, 偶e zechcia艂a艣 nas odwiedzi膰. To bardzo mi艂e z twojej strony, Clarice. Nie mog臋 nigdzie zabra膰 dziewcz膮t, dop贸ki ich nowe stroje nie b臋d膮 gotowe. Nie chcemy dosta膰 si臋 na j臋zyki innych zazdrosnych matek. Pragniemy od razu zrobi膰 dobre wra偶enie.

- S艂usznie! - przyzna艂a lady Bellingham. - Lady Allegra i lady Sirena musz膮 pojawi膰 si臋 w towarzystwie w najmodniejszych obecnie sukniach. Jak s膮dz臋, sama madame Paul przygotowuje dla nich stroje.

- Przys艂a艂a asystentk臋 do Morgan Court, 偶eby wzi膮膰 miar臋 z dziewczynek - z dum膮 opowiada艂a lady Abbott. - A teraz umy艣lny ju偶 zosta艂 wys艂any do jej pracowni. Zawiadomi j膮 o naszym przyje藕dzie i przeka偶e, 偶e dziewcz臋ta s膮 gotowe do przymiarki. Lady Bellingham z aprobat膮 skin臋艂a g艂ow膮.

- Czy ju偶 wiesz, kiedy dziewcz臋ta zostan膮 przedstawione na kr贸lewskim dworze? - zapyta艂a.

- Clarice! - ze 艣miechem zaprotestowa艂a lady Abbott. - Zaledwie kilka godzin temu dotar艂y艣my do Londynu.

- Postaram si臋, 偶eby Bellingham wyznaczy艂 jak najwcze艣niejszy termin. Powinny zosta膰 przedstawione kr贸lowi i kr贸lowej razem z pierwsz膮 grup膮 panien. Dopilnuj, 偶eby madame Paul najpierw wyko艅czy艂a suknie, w kt贸rych zamierzaj膮 wyst膮pi膰 na kr贸lewskim dworze. Dam ci zna膰, kiedy data zostanie ustalona.

- Czy stroje, w jakich wyst臋puje si臋 na kr贸lewskim dworze, r贸偶ni膮 si臋 od innych? - zapyta艂a Allegra starsz膮 dam臋.

- Tak, kochanie, oczywi艣cie. Nadal obowi膮zuj膮 krynoliny, 偶e nie wspomn臋 o wyszukanych perukach z idiotycznymi ozd贸bkami.

- Nigdy nie mia艂am na g艂owie peruki - wyzna艂a Allegra.

- I pewnie nigdy wi臋cej nie b臋dziesz mia艂a, kiedy ju偶 zostaniesz przedstawiona Ich Kr贸lewskim Wysoko艣ciom - u艣miechn臋艂a si臋 lady Bellingham. - To bezsensowny, a jednak konieczny wydatek. Nie mam poj臋cia dlaczego, ale takie s膮 wymogi dworskiej etykiety.

- Wielkie dzi臋ki! - krzykn臋艂a zaaferowana 艂ady Abbott. - Zupe艂nie zapomnia艂am o perukarzu!

- Niech pan Trent um贸wi was z monsieur Dupontem i powie, 偶e to z mojego polecenia. Charles b臋dzie wiedzia艂, jak to za艂atwi膰 - podsun臋艂a lady Bellingham z u艣miechem.

- Bardzo sobie ceni臋 pani zaufanie - odezwa艂 si臋 Charles Trent, wchodz膮c do ogrodu. Uj膮艂 d艂o艅 lady Bellingham i uca艂owa艂. - Jak zawsze jest pani wspania艂a - powiedzia艂 z mi艂ym u艣miechem.

Lady Bellingham si臋 za艣mia艂a. D藕wi臋k jej g艂osu by艂 g艂臋boki, pe艂ny.

- Jaka szkoda, 偶e jeste艣 najm艂odszy, Charles - powiedzia艂a. - Masz maniery hrabiego, a jeste艣 nikim. Ot nicpo艅! Poniewa偶 ojciec 偶yje, trzeba mie膰 nadziej臋, 偶e tw贸j najstarszy brat albo jeszcze zd膮偶y nabra膰 rozumu przed jego 艣mierci膮, albo sam wcze艣niej zapije si臋 na 艣mier膰. Wtedy dziedziczy膰 b臋dzie ten, kt贸ry jest w Indiach. Zreszt膮 pewnie kiedy艣 i tak to on wszystko odziedziczy - podsumowa艂a z bolesn膮 szczero艣ci膮.

Przez twarz Charlesa Trenta przebieg艂 cie艅 u艣miechu.

- Czy pierwszy maja na cze艣膰 lady Sireny, a trzydziesty pierwszy tego偶 miesi膮ca na cze艣膰 lady Allegry to pani zdaniem dobre terminy bal贸w? - zapyta艂.

- Tak - po chwili zastanowienia odpowiedzia艂a lady Bellingham. - W te dni odbywaj膮 si臋 tylko jakie艣 ma艂o znacz膮ce imprezy, organizowane przez niewiele licz膮ce si臋 osoby. Charles, jak najszybciej trzeba rozes艂a膰 zaproszenia.

- S膮 gotowe - odpar艂 z szerokim u艣miechem.

- Nicpo艅! - powt贸rzy艂a, chichocz膮c. - Po co pyta艂e艣, skoro ju偶 wiedzia艂e艣?

- Poniewa偶, madame, pani wie znacznie wi臋cej ni偶 ja i z regu艂y znacznie wcze艣niej - wyja艣ni艂. - Poza tym bardzo sobie ceni臋 pani zdanie - sk艂oni艂 si臋 nisko przed lady Bellingham. - Panie wybacz膮 - powiedzia艂 jeszcze i odszed艂.

- Septimus bardzo m膮drze zrobi艂, zatrudniaj膮c go u siebie - zaopiniowa艂a lady Bellingham. - Jest nieoceniony, dos艂ownie! Nigdy jednak nie uwierz臋, 偶e wiem o czymkolwiek wcze艣niej ni偶 on. Uroczy pochlebca! - znowu zachichota艂a, potem spowa偶nia艂a. - S艂ysza艂am, 偶e w tym sezonie Londyn go艣ci膰 b臋dzie bardzo wielu odpowiednich kawaler贸w i mniej ni偶 zwykle panien. Obie powinny艣cie znale藕膰 sobie m臋偶贸w jeszcze przed wakacjami. - Zamilk艂a i zamy艣li艂a si臋 na chwil臋. - Olympio! Za dziesi臋膰 dni wydaj臋 bal. Jest on uwa偶any za oficjalne otwarcie sezonu towarzyskiego. Do tego czasu nie potwierdzaj 偶adnych zaprosze艅, kt贸re nadejd膮 dla dziewcz膮t. Te g艂upie dzierlatki prosto ze szko艂y nawet teraz paraduj膮 po parku i zas艂aniaj膮 usta, chichocz膮c na widok m艂odych d偶entelmen贸w. Spo艣r贸d tych, kt贸re pozna艂am, ani jedna nawet nie umywa si臋 do kt贸rejkolwiek z twoich panienek. Oczywi艣cie, wszyscy wiedz膮, 偶e przyjecha艂y do miasta, ale nie pokazuj ich a偶 do balu. Wtedy pojawi膮 si臋 po raz pierwszy! To b臋dzie ich wielki debiut towarzyski! - zarechota艂a jak z dobrego 偶artu. - Tego wieczoru wszyscy m臋偶czy藕ni b臋d膮 chcieli je pozna膰. Zakochane w swoich c贸rkach mamusie p臋kn膮 ze z艂o艣ci.

- Doskona艂y pomys艂, Clarice! - przyzna艂a lady Abbott. - A skoro zapewniasz mnie, 偶e w tym sezonie kr臋ci膰 si臋 tu b臋dzie wielu kawaler贸w, nie poczuj臋 si臋 winna, przyjmuj膮c tak膮 taktyk臋.

- Na Boga, ciociu, ale偶 to diabelska przebieg艂o艣膰 - dra偶ni艂a si臋 z ni膮 Allegra.

- Dziecko, jak ty si臋 wyra偶asz! C贸偶 to za okre艣lenie! - upomnia艂a siostrzenic臋 lady Abbott. - Zwyczajna sprawa. Nie ma nic z艂ego w tym, 偶e ty i Sirena w spektakularny spos贸b wkroczycie w 艣wiat, w kt贸rym b臋dziecie si臋 obraca膰 przez reszt臋 偶ycia. Dzi臋ki temu od razu zwr贸cicie na siebie uwag臋.

- Prosz臋! Prosz臋! Oto dwie pierwszorz臋dne, m艂odziutkie dziewice w najlepszym gatunku i z dobrym posagiem, gotowe do zam膮偶p贸j艣cia. Czekamy na oferty! Kto da wi臋cej? - iro­nizowa艂a Allegra.

- Allegra! - krzykn臋艂a na ni膮 zdenerwowana ciotka, a Sirena nie mog艂a opanowa膰 chichotu.

- Ma zupe艂n膮 racj臋 - lady Bellingham wybuchn臋艂a gromkim 艣miechem. Po chwili zwr贸ci艂a si臋 do Allegry: - Masz racj臋, ale jak inaczej mog艂yby艣cie pozna膰 odpowiednich d偶entel­men贸w?

- Wcale nie jestem pewna, czy chc臋 odpowiedniego d偶entelmena - odpowiedzia艂a Allegra na wp贸艂 powa偶nie i na wp贸艂 przekornie.

- To prawda, niegrzeczni ch艂opcy s膮 zabawniejsi. M贸wi臋 to z do艣wiadczenia - powiedzia艂a lady Bellingham z b艂yskiem w oczach. - Ale za odpowiednich wychodzimy za m膮偶. Robi­my to dla w艂asnego dobra i dla dobra naszych rodzin. Bywa, 偶e spotka si臋 wyj膮tkowego d偶entelmena, kt贸ry ma obie zalety: jest i niegrzeczny, i odpowiedni. To jednak, moje drogie, bardzo rzadkie przypadki. Ale nic si臋 nie b贸j, Allegro Morgan, b臋d臋 twoim przewodnikiem. Wiem wszystko o znakomitych i szanowanych rodach. Trzymaj si臋 mnie, a bezpiecznie przeta艅czysz sw贸j pierwszy i, mam nadziej臋, jedyny sezon w stolicy.

- Obawiam si臋, madame, 偶e b臋d臋 potrzebowa艂a przewodnika, by umiej臋tnie porusza膰 si臋 po wzburzonych wodach londy艅skiej 艣mietanki towarzyskiej. Nie potrafi臋 si臋 wdzi臋czy膰 czy udawa膰 nie艣mia艂ej i skromnej. Uwa偶am to za absurd. D偶entelmen, kt贸ry my艣li tylko o kartach i wy艣cigach konnych, jest takim samym g艂uptasem jak dziewczyna, kt贸ra koncentruje si臋 wy艂膮cznie na strojach i balach - wyzna艂a Allegra. - Obawiam si臋, 偶e trudno mi b臋dzie znale藕膰 odpowiedni膮 parti臋.

Lady Bellingham wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i pulchn膮 d艂oni膮, ozdobion膮 trzema pi臋knymi pier艣cieniami, poklepa艂a przyja藕nie d艂o艅 dziewczyny.

- Dobrze, ju偶 dobrze, moje dziecko - uspokaja艂a Allegr臋. - Ka偶dy ma gdzie艣 swoj膮 drug膮 po艂ow臋 i kiedy艣 j膮 znajdzie. Tego jestem absolutnie pewna. - Ci臋偶ko podnios艂a pulchne cia艂o z 艂awki. - Zasiedzia艂am si臋, jak na powitaln膮 wizyt臋. Olympio, odprowad藕 mnie. Do widzenia, dziewczynki. Do zobaczenia u mnie na balu.

Starsze panie wysz艂y z ogrodu.

- Mama m贸wi, 偶e w londy艅skim towarzystwie wszyscy bardzo si臋 z ni膮 licz膮 - odezwa艂a si臋 Sirena.

- Jest dla nas 偶yczliwa, pomo偶e nam. Mo偶na powiedzie膰, 偶e mamy szcz臋艣cie - przytomnie zauwa偶y艂a Allegra.

- Jak uwa偶asz, czy ona ma racj臋? - zapyta艂a kuzynk臋 Sirena.

- W jakiej sprawie? - Allegra nie bardzo wiedzia艂a, o co chodzi.

- 呕e ka偶dy ma gdzie艣 swoj膮 po艂贸wk臋 - wyja艣ni艂a Sirena. - Co b臋dzie, je艣li do wakacji nie znajdziemy sobie m臋偶贸w?

- Przyjedziemy tu znowu w przysz艂ym roku - odpar艂a rzeczowo Allegra. - M贸wiono mi, 偶e nie wszystkie panny znajduj膮 sobie m臋偶贸w podczas pierwszego sezonu w Londynie.

- Ale w grudniu sko艅czymy osiemna艣cie lat - niepokoi艂a si臋 Sirena.

- A teraz mamy siedemna艣cie - roze艣mia艂a si臋 Allegra. - Och, s艂odka kuzyneczko, wcale nie mam pewno艣ci, czy jestem gotowa do zam膮偶p贸j艣cia. Niedawno sko艅czy艂y艣my szko艂臋. Chcia艂abym troch臋 posmakowa膰 偶ycia i pozna膰 艣wiat, zanim zaczn臋 wie艣膰 nudny ma艂偶e艅ski 偶ywot.

- A ja chc臋 wyj艣膰 za m膮偶! - 偶a艂o艣nie j臋kn臋艂a Sirena. - Mama nie mo偶e si臋 przenie艣膰 do domu markizy wdowy, dop贸ki nie wyda mnie za m膮偶. Nie znosz臋 mieszka膰 w Rowley Hall. Charlotte nie ukrywa, jak bardzo nas nie lubi. Wylicza nam ka偶dy k臋s i ka偶dy 艂yk.

- Chcesz wyj艣膰 za m膮偶, 偶eby uciec od bratowej? Uwa偶am, 偶e to kiepski pomys艂 - zawyrokowa艂a Allegra. - Kochana kuzyneczko, je偶eli teraz nie znajdziemy m臋偶贸w, lato sp臋dzisz ze mn膮, a jesieni膮 poprosz臋 tat臋, 偶eby艣my zim膮 pojecha艂y gdzie艣 za granic臋. Po podr贸偶y wr贸cimy do Londynu na nast臋pny sezon od艣wie偶one i bardziej do艣wiadczone. B臋dziemy znacznie bardziej interesuj膮ce ni偶 dzierlatki, kt贸re przyjad膮 tu wtedy prosto po szkole. Panowie b臋d膮 za nami szale膰.

- Och, Allegro! Jeste艣 taka m膮dra! Chcia艂abym by膰 podobna do ciebie. Wiesz co, naprawd臋 pragn臋 znale藕膰 m臋偶czyzn臋 moich marze艅 i mie膰 w艂asny dom.

- Je艣li ty tego pragniesz - powiedzia艂a Allegra - ja te偶 tego dla ciebie pragn臋, Sireno. Na pewno wielu m艂odych d偶entelmen贸w b臋dzie ubiega艂o si臋 o twoj膮 r臋k臋. Pochodzisz z bardzo dobrej rodziny. Ja, niestety, nie. Tata dopiero niedawno otrzyma艂 tytu艂, a wci膮偶 pami臋taj膮c, co zrobi艂a moja mama, ludzie b臋d膮 przypuszcza膰, 偶e jestem do niej podobna.

- Ale jeste艣 bardzo bogata! - z rozbrajaj膮c膮 szczero艣ci膮 zauwa偶y艂a Sirena. - Mama m贸wi, 偶e dzi臋ki maj膮tkowi twojego ojca ani przesz艂o艣膰 twojej mamy, ani pochodzenie ojca nie b臋d膮 mia艂y wi臋kszego znaczenia.

- No tak, jestem jego jedyn膮 spadkobierczyni膮. Nie chc臋 jednak, aby kto艣 si臋 ze mn膮 o偶eni艂 tylko dlatego, 偶e jestem c贸rk膮 swego ojca - o艣wiadczy艂a Allegra.

- Tego ju偶 nie zmienisz - odpar艂a Sirena.

- Tak, oczywi艣cie, nie zmieni臋 - w zamy艣leniu powiedzia艂a Allegra - ale potrafi臋, przynajmniej mam tak膮 nadziej臋, oceni膰 szczero艣膰 intencji m臋偶czyzny i w ten spos贸b uchroni臋 si臋 przed nieszcz臋艣liwym zwi膮zkiem. Mama wysz艂a za tat臋 dla maj膮tku, nie kocha艂a go. Gdyby go darzy艂a uczuciem, nie zainteresowa艂aby si臋 tym jej hrabi膮, nie mog艂aby si臋 w nim zakocha膰, a potem uciec. Prawda?

- Chyba nie - przyzna艂a Sirena 艂agodnym tonem. Mama tysi膮ce razy przestrzega艂a j膮 przed rozmow膮 z kuzynk膮 na temat jej matki. Lady Abbott m贸wi艂a, 偶e Pandora by艂a najm艂od­szym dzieckiem ich ojca. By艂a 艣liczna, urocza, kiedy chcia艂a, i od ma艂ego bardzo samolubna. Do rozwodu z lordem Morganem dosz艂o wy艂膮cznie z jej winy, a poniewa偶 nikt nie chcia艂, 偶eby Allegra cierpia艂a z powodu niew艂a艣ciwego zachowania matki, Sirena powinna unika膰 wszelkich rozm贸w na temat Pandory, zw艂aszcza z Allegra. Lady Abbott wr贸ci艂a do ogrodu.

- Och, moje kochane! Wywar艂y艣cie bardzo dobre wra偶enie na Clarice Bellingham! Zapewni艂a mnie, 偶e b臋dzie waszym przewodnikiem po londy艅skich salonach. Sukces murowany, skoro ona was zaakceptowa艂a - m贸wi艂a podniecona mi艂a pani. Z rado艣ci serdecznie przytuli艂a obie dziewczyny. - Madame Paul przyby艂a z asystentkami, 偶eby osobi艣cie dopilnowa膰 przymiarki. Ju偶 jej powiedzia艂am, 偶e suknie balowe musz膮 by膰 gotowe na gal臋 u pa艅stwa Bellingham, a dworskie stroje s膮 potrzebne niemal natychmiast. Chod藕cie, dziewczynki!

- Jak my艣lisz, czy madame Paul te偶 ma ptasi膮 twarz, tak jak mademoiselle Francine? - szeptem zapyta艂a Allegra, kiedy z kuzynk膮 bieg艂y do domu i schodami w g贸r臋 do pokoj贸w, kt贸re wsp贸lnie zajmowa艂y.

- Nie wiem - r贸wnie偶 szeptem odpowiedzia艂a Sirena. - Pewnie jest gro藕na, poniewa偶 mademoiselle m贸wi艂a o niej z du偶ym szacunkiem.

Madame Paul okaza艂a si臋 kobiet膮 wysok膮, chud膮, o ciemnych, siwych w艂osach i czarnych oczach. Wida膰 by艂o, 偶e przywyk艂a do dyrygowania innymi.

- Mademoiselles, zdejmijcie suknie - zarz膮dzi艂a od razu, kiedy dziewcz臋ta wesz艂y do pokoju przeznaczonego do przymiarek. - Vite! Vite! Nie tra膰cie czasu!

Dwie drobne pomocnice szybko rozebra艂y panny do koszul. Madame Paul cmoka艂a i z podnieceniem grzeba艂a w pozornie bezkszta艂tnej masie materia艂u. Lady Abbott, czekaj膮c na pokaz, usadowi艂a si臋 na krze艣le z wysokim oparciem obitym dekoracyjn膮 tkanin膮.

- Mademoiselle Morgan - powiedzia艂a madame, przywo艂uj膮c Allegr臋 ko艣cistym palcem. - Tutaj, s'il vous plait. Bess! Kremowa kreacja!

Suknia mia艂a podwy偶szon膮 tali臋, lekko przymarszczana. sp贸dnic臋, dopasowany stanik i kr贸tkie, w膮skie r臋kawy wy ko艅czone przepi臋kn膮 srebrn膮 koronk膮 tu偶 nad 艂okciem. Za 艂o偶ono j膮 na Allegr臋. Sp贸dnica prawie si臋ga艂a ziemi, ni wierzch sz艂a druga sp贸dnica z delikatnej srebrnej koronki Okr膮g艂y dekolt by艂 wi臋kszy ni偶 w sukienkach, kt贸re dotychczas nosi艂a. Allegra zarumieni艂a si臋, kiedy spostrzeg艂a, 偶e m艂ode piersi wychylaj膮 si臋 zza dekoltu. Pr贸bowa艂a podci膮gn膮膰 tkanin臋 do g贸ry.

Madame obci膮gn臋艂a sukni臋 i spiorunowa艂a Allegr臋 wzrokiem.

- Mademoiselle, taka jest teraz moda - powiedzia艂a surowym tonem.

- Nawet dla tak m艂odziutkich panienek? - z wahaniem w g艂osie odwa偶y艂a si臋 zapyta膰 lady Abbott.

- Madame - zacz臋艂a krawcowa - oferuj臋 pani nowy pro dukt. Chyba chce go pani pokaza膰 w ca艂ej jego krasie? W tym roku nosi si臋 g艂臋bokie dekolty. Kuzynka ma 艂adne piersi, nic tak jak inne panie ubieraj膮ce si臋 w mojej pracowni, kt贸re b臋d膮 musia艂y skorzysta膰 z... jak by tu powiedzie膰, pewnej pomocy, by wyeksponowa膰 swoje walory.

- Suknia jest naprawd臋 pi臋kna - z podziwem szepn臋艂a lady Abbott.

- Oczywi艣cie - przytakn臋艂a madame Paul. - Nikt tak dobrze nie potrafi zdj膮膰 miary jak Francine. Mademoiselle, prosz臋 podej艣膰 do lustra. Chc臋 wiedzie膰, jak si臋 pani podoba, bo przecie偶 to pani b臋dzie j膮 nosi艂a.

Allegra spojrza艂a na siebie w lustrze. Wygl膮da艂a bardzo doro艣le. Suknia z bladokremowego jedwabiu, z wierzchni膮 sp贸dnic膮 ze srebrnej koronki, bez w膮tpienia by艂a pi臋kna; najpi臋kniejsza ze wszystkich, jakie kiedykolwiek mia艂a. Odwraca艂a g艂ow臋 to w prawo, to w lewo, podziwiaj膮c swoje odbicie w lustrze. Kolor sukni 艣wietnie podkre艣la艂 karnacj臋 sk贸ry Mahoniowe w艂osy zdawa艂y si臋 bujniejsze, oczy jeszcze bardziej fio艂kowe.

- Dobrze - powiedzia艂a. Ani s艂owa wi臋cej, ale mada nic Paul zrozumia艂a j膮 doskonale.

- Do tego b臋dzie szal, srebrnokremowy, tkany jakby przez paj膮ki, r臋kawiczki do 艂okcia zrobione z ko藕lej sk贸ry, bardzo ma艂a torebka ze srebrnej tkaniny i pantofelki z ko藕lej sk贸ry. Do tej sukni najlepiej nosi膰 wy艂膮cznie per艂y, mademoiselle Morgan. B臋dzie pani wygl膮da艂a bardzo elegancko i niewinnie.

- Tak - machinalnie przytakn臋艂a Allegra, niezdolna oderwa膰 wzroku od swojego odbicia w lustrze. Zastanawia艂a si臋, co pomy艣la艂by Rupert, gdyby zobaczy艂 j膮 w tej sukni. Po chwili z twarz膮 rozja艣nion膮 u艣miechem i pytaniem w oczach odwr贸ci艂a si臋 do ciotki.

Lady Abbott z aprobat膮 skin臋艂a g艂ow膮.

Sukni臋 zdj臋to i od艂o偶ono na bok. Mia艂a wr贸ci膰 do pracowni madame do wyko艅czenia. Teraz przysz艂a kolej na Siren臋. Suknia kuzynki by艂a r贸wnie pi臋kna. Uszyta zosta艂a w tym samym stylu z jasnoniebieskiego brokatu z w膮sk膮 szafirow膮 wst臋g膮 z aksamitu, podkre艣laj膮c膮 tali臋. R臋kawy wyko艅czono kremow膮 koronk膮, ale zrezygnowano z wierzchniej sp贸dnicy, co powodowa艂o, 偶e suknia wygl膮da艂a zupe艂nie inaczej. Sam d贸艂 wyko艅czono trzycalow膮 listw膮 drobno plisowanej tkaniny. Sirena a偶 pisn臋艂a z zachwytu, kiedy ujrza艂a si臋 w lustrze.

- Lady Sireno, pani r贸wnie偶 b臋dzie mia艂a kremowy koronkowy szal, r臋kawiczki do 艂okcia, torebk臋 i pantofelki w kolorze wst臋gi w talii. Do tego te偶 pasuj膮 tylko per艂y. Ca艂o艣膰 spra­wia wra偶enie delikatnej i kruchej, takiej jak pani uroda. Mama b臋dzie musia艂a odgania膰 cisn膮cych si臋 do pani d偶entelmen贸w.

Obie panienki roze艣mia艂y si臋, s艂ysz膮c tak stanowcze o艣wiadczenie, a i lady Abbott nie mog艂a powstrzyma膰 u艣miechu.

- Och, madame! - westchn臋艂a zauroczona Sirena. - Je艣li pozosta艂e stroje b臋d膮 r贸wnie pi臋kne jak te dwie suknie, ca艂y Londyn b臋dzie nam zazdro艣ci艂!

- B臋d膮 - przyrzek艂a krawcowa, u艣miechaj膮c si臋 figlarnie. - Wam naprawd臋 wszyscy b臋d膮 zazdro艣ci膰 - doko艅czy艂a.

- A co ze strojami na prezentacj臋 na kr贸lewskim dworze? - dopytywa艂a si臋 lady Abbott.

- Cecile, przynie艣 obr臋cze - poleci艂a madame Paul. - S膮 takie niezgrabne i niewygodne. Nie rozumiem, dlaczego kr贸l Jerzy tak bardzo upiera si臋 przy krynolinach. Wi臋kszo艣膰 m艂o­dych dam nie wie, jak si臋 w nich porusza膰, a ju偶 na pewno nie maj膮 odwagi w nich usi膮艣膰.

- Taka tradycja, a Jego Kr贸lewska Wysoko艣膰 jest cz艂owiekiem konserwatywnym - wyja艣ni艂a lady Abbott.

- Wszyscy m臋偶czy藕ni s膮 tradycjonalistami i konserwatystami - skwitowa艂a madame Paul, wzruszaj膮c szczup艂ymi ramionami. - Czemu kr贸lowie mieliby by膰 inni? Przecie偶 kiedy biednemu kr贸lowi Ludwikowi 艣ci臋to g艂ow臋, okaza艂o si臋, 偶e krwawi jak ka偶dy cz艂owiek. -

Znowu wzruszy艂a ramionami. - Dzi臋kuj臋 Bogu, 偶e mia艂am do艣膰 zdrowego rozs膮dku, by uciec z Francji, zanim to si臋 sta艂o!

- Jestem przekonana, 偶e nikt by nie n臋ka艂 szanowanej krawcowej - powiedzia艂a Allegra.

- Mademoiselle, szy艂am tylko dla arystokracji - wyja艣ni艂a madame Paul. - Pracowa艂am z siostr膮 i kuzynk膮. Francine zdecydowa艂a si臋 jecha膰 ze mn膮, ale Hortense nie chcia艂a opuszcza膰 Francji. Zosta艂a stracona tak jak wiele innych os贸b, kt贸rych jedynym przest臋pstwem by艂o to, 偶e tworzyli i pracowali dla arystokracji.

- Bardzo mi przykro, madame - powiedzia艂a Allegra.

- Mnie te偶, mademoiselle Morgan. Bardzo mi brak siostry. - Po tych s艂owach krawcowa znowu zaj臋艂a si臋 wy艂膮cznie prac膮.

- Te suknie musz膮 by膰 gotowe na bal u pa艅stwa Bellingham - jeszcze raz przypomnia艂a Francuzce lady Abbott.

- Garderoba dla obu pa艅 b臋dzie ca艂kowicie skompletowana dwa dni przed terminem - obieca艂a krawcowa. - Ju偶 wtedy m艂ode damy b臋d膮 mog艂y wystroi膰 si臋 w nowe dzienne suknie i spacerowa膰 po parku razem z innymi pannami.

- C贸rka i kuzynka poka偶膮 si臋 po raz pierwszy dopiero na balu - wyjawi艂a lady Abbott.

- Bardzo sprytnie! - Madame Paul zachichota艂a i spojrza艂a na lady Abbott z wi臋kszym uznaniem, nawet z szacunkiem. Markiza wdowa nie by艂a taka g艂upia, jak si臋 mog艂o wydawa膰. Odwr贸ci艂a g艂ow臋 i znowu si臋 roze艣mia艂a.

Madame Paul dotrzyma艂a s艂owa. Ca艂膮 kolekcj臋 nowych stroj贸w dla dziewcz膮t dostarczono w obiecanym terminie. Przywioz艂a je mademoiselle Francine. Poinstruowa艂a s艂u偶膮cych, jak maj膮 roz艂adowa膰 baga偶 z powozu i dodatkowo towarzysz膮cej jej furmanki, a nast臋pnie przedstawi艂a panu Trentowi rachunek. Nie mog艂a wyj艣膰 ze zdumienia, 偶e zosta艂 natychmiast i w ca艂o艣ci uregulowany. Zazwyczaj do ko艅ca sezonu trwa艂o odbieranie nale偶no艣ci, a czasami nawet kilka miesi臋cy musia艂o up艂yn膮膰, zanim uda艂o si臋 im odebra膰 wszystko, co klienci byli im winni. Ciotka cz臋sto nie oddawa艂a klientkom sukni przygotowanych na prezentacj臋 na kr贸lewskim dworze, 偶eby wymusi膰 chocia偶 zaliczk臋. Mademoiselle odjecha艂a z u艣miechem na ustach, nawet wyra藕nie s艂yszano, 偶e nuci co艣 sobie pod nosem.

Allegra i Sirena dos艂ownie p臋ka艂y z rado艣ci. Wszystko, dos艂ownie wszystko by艂o nowe. Mia艂y koszulki i bluzki z delikatnej bawe艂ny oraz pr膮偶kowanego i nakrapianego jedwabiu. By艂y szale z Indii, p艂aszcze z aksamitu, czepki, po tuzinie sukni balowych dla ka偶dej z nich,

pantofelki i r臋kawiczki. Mia艂y jedwabne halki, koszule z delikatnego p艂贸tna, jedwabne po艅­czochy i skarpety. Honor i Damaris ca艂y dzie艅 zajmowa艂y si臋 uk艂adaniem nowych stroj贸w swoich pa艅.

Lady Abbott upiera艂a si臋, 偶eby dziewcz臋ta do pierwszego balu jak najwi臋cej odpoczywa艂y.

- Kiedy wejdziecie do londy艅skiego towarzystwa, nie b臋dziecie mia艂y czasu na odpoczynek - zapewnia艂a. - Ju偶 jeste艣cie zaproszone na B贸g wie ile bal贸w, wieczor贸w karcianych, piknik贸w i popo艂udniowych herbatek. Pan Trent jest bardzo zaj臋ty przegl膮daniem nadsy艂anych zaprosze艅. Jeszcze nikt was nie widzia艂, a ju偶 jeste艣cie bardzo popularne! Czy偶 to nie jest zabawne?

- Moim zdaniem przera偶aj膮ce - o艣wiadczy艂a ciotce Allegra. - Przysy艂aj膮 mi zaproszenia, poniewa偶 jestem bogata. Mog艂abym by膰 brzydka jak noc, ciociu, mog艂abym mie膰 ca艂膮 twarz pokryt膮 brodawkami, a i tak mia艂abym powodzenie u kawaler贸w. Nie znaj膮 mnie. Wcale nie chc膮 mnie zna膰. Chc膮 tylko poj膮膰 za 偶on臋 dziedziczk臋 maj膮tku mego ojca. Czy w takiej sytuacji w og贸le jest mo偶liwe znalezienie m臋偶a, kt贸ry by mnie pokocha艂? Chyba nie. Moje ma艂偶e艅stwo b臋dzie ma艂偶e艅stwem z rozs膮dku. Ale przysi臋gam, 偶e chocia偶 musz臋 wyj艣膰 za m膮偶, i to za cz艂owieka o jak najwy偶szym statusie spo艂ecznym, wybior臋 takiego, z kt贸rym jako艣 si臋 b臋d臋 mog艂a dogada膰.

- Och, Allegro! - j臋kn臋艂a Sirena. - Nie m贸w takich okropnych rzeczy!

Natomiast lady Abbott tylko westchn臋艂a. Siostrzenica bardzo trafnie ocenia艂a sytuacj臋.

- Dobrze, 偶e rozs膮dnie i trze藕wo na to patrzysz - powiedzia艂a. - Chocia偶 tak wcale nie musi by膰. Nawet w twojej sytuacji mo偶liwe jest znalezienie odpowiedniej partii, to znaczy dobrego m臋偶a. Zdarza si臋, 偶e mi艂o艣膰 w takich zwi膮zkach rodzi si臋 p贸藕niej, a je艣li nie, mo偶na zgodnie 偶y膰, szanuj膮c i lubi膮c si臋 nawzajem.

- To straszne! - krzykn臋艂a Sirena. - Ca艂e 偶ycie by膰 z kim艣, kto ci臋 nie kocha? Ja bym tego nie prze偶y艂a!

- Musisz zacz膮膰 rozs膮dniej my艣le膰 - poucza艂a c贸rk臋 lady Abbott. - Kiedy p艂atki r贸偶y opadn膮, a ty zape艂nisz dzieci臋ce skrzyd艂o domu potomkami rodu, tw贸j m膮偶 najprawdopodobniej wr贸ci do Londynu i do m艂odej kochanki, kt贸r膮 ukrywa艂 w domku przy parku. Taki jest 艣wiat, Sireno. Nie wszyscy m臋偶czy藕ni s膮 tacy jak tw贸j ojciec czy wuj Septimus.

Sirenie oczy zasz艂y 艂zami, broda jej si臋 trz臋s艂a, ale ju偶 si臋 nie odezwa艂a. Ona znajdzie sobie m臋偶a, kt贸ry b臋dzie j膮 kocha艂 a偶 do 艣mierci. Dyskusja z mam膮 na ten temat nie ma sensu. Mama po prostu tego w og贸le nie rozumie. Nigdy nie rozumia艂a.

Nadszed艂 dzie艅 balu u pa艅stwa Bellingham. Wieczorem, za pi臋tna艣cie dziesi膮ta, przed dom lorda Morgana zajecha艂a jego miejska kareta. Lord Morgan i Charles Trent pojawili si臋 w drzwiach. Ubrani byli w p艂owe spodnie do kolan, zdobione trzema srebrnymi guzikami na ka偶dej nogawce, ciemne dwurz臋dowe fraki, niezapi臋te, 偶eby by艂o wida膰 eleganckie kamizelki, ozdobione krez膮 koszule i doskonale zawi膮zane bia艂e jedwabne fulary. Skarpety mieli w czarno- bia艂e pasy, a czarne lakierki z ko藕lej sk贸ry rozwesela艂y srebrne klamerki. Za nimi pod膮偶a艂a lady Abbott w sukni z jedwabiu w kolorze dojrza艂ej 艣liwki i ogromnej pudrowanej peruce ozdobionej kilkoma bia艂ymi pi贸rami, oproszonymi z艂otym piaskiem, i diamentow膮 spink膮 do w艂os贸w. Na ko艅cu wysz艂y Allegra i Sirena w nowych sukniach. Panie pierwsze wsiad艂y do karety, potem lord Morgan i Charles Trent zaj臋li miejsca w powozie. Kareta ruszy艂a.

Kiedy zbli偶yli si臋 do rezydencji pa艅stwa Bellingham, na Traleigh Square, kareta do艂膮czy艂a do d艂ugiej kolejki pojazd贸w powoli posuwaj膮cych si臋 w kierunku podjazdu. Karety kolejno podje偶d偶a艂y pod g艂贸wne wej艣cie, s艂u偶膮cy szybko otwierali drzwi powozu, opuszczali schodki i pomagali pasa偶erom wysi膮艣膰. Wewn膮trz inni s艂u偶膮cy odbierali p艂aszcze od m臋偶czyzn, a pokoj贸wki zabiera艂y okrycia pa艅. Allegra skonstatowa艂a, 偶e dom jest 艂adny, ale mniejszy ni偶 rezydencja jej ojca. Wspi臋li si臋 schodami na g贸r臋 do sali balowej i znowu znale藕li si臋 w kolejce go艣ci czekaj膮cych na zaanonsowanie ich przybycia. Kiedy zbli偶yli si臋 do majordomusa, Charles Trent pochyli艂 si臋 i szepn膮艂 mu co艣 do ucha.

- Olympia, markiza wdowa Rowley, i lady Sirena Abbott - zagrzmia艂 majordomus, a kiedy Sirena z matk膮 ju偶 wkroczy艂y do sali balowej, dono艣nym g艂osem obwie艣ci艂: - Lord Septimus Morgan, panna Allegra Morgan, pan Charles Trent.

M贸j Bo偶e! Naprawd臋 tu jestem - szepn臋艂a Allegra w duchu, podczas gdy ojciec prowadzi艂 j膮 w kierunku grupy nowo przyby艂ych, czekaj膮cych, 偶eby przywita膰 si臋 z pani膮 domu. Nagle z ca艂膮 ostro艣ci膮 u艣wiadomi艂a sobie, jak wiele os贸b nie odrywa od niej wzroku, ale w odpowiednim momencie wzi臋艂a si臋 w gar艣膰.

- Dobry wiecz贸r, lady Bellingham - z艂o偶y艂a uk艂on przed lady Bellingham.

- Dobry wiecz贸r, moja droga - pozdrowi艂a j膮 pani domu i przedstawi艂a Allegr臋 m臋偶owi.

- Dziewczynka Pandory, tak? - u艣miechn膮艂 si臋 do Alleg- ry. - Oj, my艣l臋, 偶e to raczej twoja dziewczynka, Septimusie - powiedzia艂 szczerze.

- To prawda - z dum膮 przytakn膮艂 lord Morgan, sk艂oni艂 si臋 i razem z c贸rk膮 przeszed艂 dalej, by do艂膮czy膰 do lady Abbott i Sireny.

Allegra nie wiedzia艂a, gdzie skierowa膰 wzrok. Sala balowa wygl膮da艂a wspaniale. Wydawa艂o si臋 prawie niemo偶liwe, 偶eby w tak stosunkowo niewielkim domu mog艂o si臋 znale藕膰 a偶 tak wielkie pomieszczenie. Ornamenty rokokowe by艂y z艂ocone i bia艂e, kandelabry z iskrz膮cego i rzucaj膮cego ogniki kryszta艂u w z艂otej oprawie. P艂on膮ce w nich woskowe s艂abe 艣wiate艂ka nape艂nia艂y sal臋 zapachem kapryfolium. W jednym z rog贸w sali ze 艣ciany na pok贸j wy艂ania艂 si臋 ozdobny, z艂oty, barokowy balkon. Na nim zaj臋li miejsca muzycy ubrani w spodnie do kolan z ciemnoniebieskiego aksamitu i odpowiednio dobrane 偶akiety. 艢ciany pokryte by艂y jasnoniebieskim jedwabnym brokatem i wy艂o偶one lustrami. Przed ka偶dym lustrem znajdowa艂 si臋 poz艂acany stoliczek, na kt贸rym sta艂a du偶a niebieska waza Wedgwooda wype艂niona wielobarwnymi kwiatami. Pod艂og臋 wykonano ze szlifowanego drewna. Woko艂o rozstawione zosta艂y sofy pokryte r贸偶owym aksamitem i ma艂e, poz艂acane krzese艂ka, wy艣cie艂ane b艂臋kitnym aksamitem. Spojrzawszy w g贸r臋, Allegra zobaczy艂a, 偶e sufit sali balowej wype艂niaj膮 skacz膮ce i swawol膮ce cherubinki.

Lady Abbott podprowadzi艂a c贸rk臋 i siostrzenic臋 do sofy i usiad艂a.

- Teraz - powiedzia艂a przyciszonym g艂osem - czekamy, a偶 pszczo艂y przylec膮 do tak pi臋knie wyeksponowanych dla nich kwiat贸w.

- A gdzie poszed艂 tata i Charles? - dopytywa艂a si臋 Allegra.

- Na drinka lub pogra膰 w karty z innymi, podobnymi do nich panami - odpowiedzia艂a lady Abbott. - Bale s膮 dla m艂odych - wyja艣ni艂a z u艣miechem.

Ze wszystkich stron matki i opiekunowie dyskretnie rzucanymi spojrzeniami taksowali dwie panienki, kt贸re - jak m贸wiono, chocia偶 nikt wcze艣niej ich nie widzia艂 - by艂y niekwe­stionowanymi gwiazdami sezonu.

- I co powiesz? - wicehrabia Pickford zwr贸ci艂 si臋 do ksi臋cia Sedgwick.

- Kt贸ra to? Nie zwr贸ci艂em uwagi, kiedy anonsowano ich przybycie - wyja艣ni艂 ksi膮偶臋. - Czy to ta drobna blondynka?

- Nie, brunetka o jasnej karnacji, kt贸ra tak dumnie trzyma g艂ow臋. M贸j Bo偶e, ona naprawd臋 jest pi臋kna, Quint! Rodowa bi偶uteria b臋dzie wygl膮da艂a na niej wprost wspaniale - dorzuci艂 wicehrabia.

- Jeszcze nas sobie nie przedstawiono - roze艣mia艂 si臋 Quinton Hunter. - Rzeczywi艣cie musz臋 wzi膮膰 sobie bogat膮 偶on臋, Ocky, ale powinni艣my do siebie r贸wnie偶 pasowa膰.

- Chod藕! - zapali艂 si臋 wicehrabia. - Markiza wdowa i moja matka za m艂odych lat si臋 przyja藕ni艂y. To b臋dzie dobry pretekst. Z艂o偶ymy paniom wyrazy szacunku. Ty bierzesz bogat膮 dziedziczk臋, a ja chc臋 zosta膰 przedstawiony tej 艣licznotce, najm艂odszej c贸rce markizy wdowy.

- Nadstawiasz ucho i wys艂uchujesz wszystkich plotek, od kiedy przyjechali艣my do Londynu - dra偶ni艂 si臋 ksi膮偶臋 z przyjacielem, przedzieraj膮c si臋 przez zat艂oczon膮 sal臋 balow膮.

- Dobry wiecz贸r, lady Abbott - powita艂 markiz臋 wdow臋 Octavian Baird. - Jestem wicehrabia Pickford. Pani, zdaje si臋, zna moj膮 matk臋, Laur臋 Beauley. M艂odo艣膰 sp臋dzi艂y艣cie razem w Hereford - sk艂oni艂 si臋 z szacunkiem.

- Oczywi艣cie - rado艣nie przyzna艂a lady Abbott. - Prosz臋 pozwoli膰, 偶e przedstawi臋 moj膮 kuzynk臋, pann臋 Allegr臋 Morgan. Allegro, to jest wicehrabia Pickford. I, naturalnie, moj膮 c贸rk臋, lady Siren臋.

- A ja pozwol臋 sobie przedstawi膰 paniom swojego przyjaciela, Quintona Huntera, ksi臋cia Sedgwick - podj膮艂 wicehrabia. - Czy ma pani jeszcze dla mnie wolne miejsce w swoim karnecie? - zapyta艂, zwracaj膮c si臋 do lady Sireny.

Sirena sp艂on臋艂a rumie艅cem i zacz臋艂a uwa偶nie przegl膮da膰 sw贸j dot膮d zupe艂nie pusty karnet.

- Chyba trzeci taniec mam wolny - powiedzia艂a, szybko wpisuj膮c nazwisko wicehrabiego. - Dzi臋kuj臋 za zaproszenie.

- Nie - przerwa艂 szybko. - To ja pani bardzo dzi臋kuj臋.

- Sedgwick - lady Abbott g艂o艣no powt贸rzy艂a nazwisko, jednocze艣nie usi艂uj膮c co艣 sobie przypomnie膰. - Twoim ojcem by艂 Charles Sedgwick, prawda? A matk膮 Vanessa Tarleton?

- Zgadza si臋, lady Abbott - potwierdzi艂 ksi膮偶臋.

- Ja i twoja matka by艂y艣my dalekimi kuzynkami. Mia艂y艣my tego samego prapradziadka, chocia偶 zupe艂nie nie wiem kt贸rego - powiedzia艂a.

- Rzeczywi艣cie, madame - skin膮艂 g艂ow膮 i zwr贸ci艂 si臋 do Allegry: - Czy znajdzie pani dla mnie jaki艣 taniec, panno Allegro?

- Niestety, Wasza Mi艂o艣膰 - pad艂a b艂yskawiczna odpowied藕. - Wszystkie ta艅ce mam ju偶 zaj臋te. Ale je艣li jeszcze kiedy艣 si臋 spotkamy, obiecuj臋 panu ostatni taniec w moim karnecie - u艣miechn臋艂a si臋 lekko.

Ksi膮偶臋 sk艂oni艂 si臋 i bez jednego s艂owa odszed艂 z Octavianem Bairdem, wicehrabi膮 Pickford.

- Oszala艂a艣? - fukn臋艂a ciotka. - Jeszcze nikt nie poprosi艂 ci臋 do ta艅ca. To ksi膮偶臋! Sirena przynajmniej uda艂a, 偶e chocia偶 ca艂y karnet ma ju偶 zapisany, spr贸buje gdzie艣 wcisn膮膰 wicehrabiego Pickford.

- Nie podoba艂 mi si臋 spos贸b, w jaki na mnie patrzy艂, ciociu. Jakby ocenia艂 zalety konia - t艂umaczy艂a.

- Mo偶e jest kr贸tkowidzem - 艂agodzi艂a sytuacj臋 ciotka. - Mam nadziej臋, 偶e nie obrazi艂a艣 go a偶 tak, by ci臋 ju偶 nigdy nie poprosi艂 o taniec. Moja droga, po prostu jeste艣 zdenerwowana.

Z drugiego ko艅ca sali z sardonicznym u艣miechem na twarzy ksi膮偶臋 Sedgwick obserwowa艂 o偶ywion膮 wymian臋 zda艅 mi臋dzy Allegra i jej ciotk膮.

- Jeszcze nikt nie zaprosi艂 jej do ta艅ca - powiedzia艂 do wicehrabiego Pickford.

- Przecie偶 m贸wi艂a, 偶e karnet ma ju偶 zape艂niony - odpar艂 Ocky.

- K艂ama艂a - orzek艂 ksi膮偶臋. - Karnet mia艂a otwarty, doskonale widzia艂em, 偶e jest pusty. - By艂 jednak bardziej rozbawiony ni偶 z艂y. Ta 艣liczna dziewczyna z ogromnym maj膮tkiem i nic nieznacz膮cym nazwiskiem da艂a mu kosza. Oczywi艣cie odp艂aci jej za t臋 zniewag臋 i zrobi to tak, 偶e b臋dzie wiedzia艂a, za co ponosi kar臋. Przyciszonym g艂osem powiedzia艂 co艣 do przyjaciela.

- Quint, naprawd臋 chcesz to zrobi膰? - upewnia艂 si臋 wicehrabia ze 艣miechem.

- Panna Allegra i ja musimy si臋 zrozumie膰 od samego pocz膮tku, Ocky - odpowiedzia艂 ksi膮偶臋 Sedgwick.

Allegra siedzia艂a obok ciotki i czeka艂a, a偶 kto艣 poprosi j膮 do ta艅ca. Karnet Sireny stosunkowo szybko zosta艂 zape艂niony, natomiast nikt nie zaprosi艂 Allegry, a ta艅ce ju偶 si臋 zaczyna艂y. Siedzia艂a jak skamienia艂a w pi臋knej sukni, podczas gdy inne panny wirowa艂y w ta艅cu. Odm贸wi艂a, gdy ciotka zaproponowa艂a przej艣cie do sali bankietowej na pocz臋stunek.

- Id藕, je艣li chcesz - odpowiedzia艂a z wysoko podniesion膮 g艂ow膮, mimo 偶e czu艂a si臋 okropnie.

- Nic nie rozumiem - bezradnie szepn臋艂a lady Abbott.

- Dlaczego Allegra nie ta艅czy? - lady Bellingham spyta艂a lady Abbott, kiedy zorientowa艂a si臋 w sytuacji.

- Kto艣 pu艣ci艂 pog艂osk臋, 偶e ma wszystkie ta艅ce zaj臋te - pospieszy艂a z wyja艣nieniem Sirena, kt贸r膮 partner, po sko艅czonym ta艅cu, w艂a艣nie odprowadzi艂 na miejsce.

- Niech no si臋 tylko dowiem, kt贸ra matka to zrobi艂a - z furi膮 zacz臋艂a lady Bellingham - ju偶 ja jej poka偶臋! Zniszcz臋 j膮! To okrucie艅stwo! Wielkie okrucie艅stwo!

Muzycy na balkonie zacz臋li stroi膰 instrumenty do menueta, ostatniego ta艅ca balu. Nagle przed Allegra pojawi艂 si臋 ksi膮偶臋 Sedgwick. Z uprzejmym wyrazem twarzy sk艂oni艂 si臋 grzecznie.

- Panno Morgan, wydaje mi si臋, 偶e to nasz taniec - powiedzia艂.

Allegra szeroko otworzy艂a oczy, jednak w tej sytuacji po prostu nie mog艂a mu odm贸wi膰. Sztywno podnios艂a si臋 z sofy i poda艂a mu r臋k臋. Milczenie dziewczyny by艂o bardzo wymowne.

- Nie ma nic poza nazwiskiem, a to dzi臋ki post臋powaniu ojca i dziadka - poinformowa艂a 艂ady Bellingham przyjaci贸艂k臋, kiedy para oddali艂a si臋 na parkiet. - Maj膮tek podobno jest nienaruszony, natomiast dw贸r wymaga powa偶nego remontu. Ale - przymru偶y艂a oczy, jakby co艣 powa偶nie rozwa偶a艂a - gdyby Allegra chcia艂a zosta膰 ksi臋偶n膮, mog艂aby go zdoby膰. Taki maria偶 by艂by korzystny dla obojga, Olympio! Musimy si臋 nad tym zastanowi膰.

- S艂ysza艂am, Clarice, 偶e on bardzo si臋 szczyci swoim pochodzeniem. Pod tym wzgl臋dem Allegra mu nie dor贸wnuje - zwr贸ci艂a uwag臋 lady Abbott.

- Ale jest biedny jak mysz ko艣cielna, Olympio. B艂臋kitna krew wyschnie, bo na nim r贸d si臋 sko艅czy, je艣li nie znajdzie odpowiednio bogatej 偶ony. W tym sezonie nie ma w Londynie innej panny, kt贸ra mog艂aby dor贸wnywa膰 Allegrze fortun膮. Taki maj膮tek pozwoli jej zdoby膰 ksi臋cia.

- Nie podoba艂 si臋 jej - zauwa偶y艂a lady Abbott. - Powiedzia艂a, 偶e taksowa艂 j膮 jak konia, kt贸rego zamierza kupi膰.

- I pewnie mia艂a racj臋 - ze 艣miechem przyzna艂a lady Bellingham. - A jednak, Olympio, w pewnym sensie ocali艂 jej pierwszy wiecz贸r, prosz膮c j膮 do ostatniego ta艅ca. B臋dzie mu za to wdzi臋czna.

- Przypuszczam, 偶e to w艂a艣nie on pu艣ci艂 pog艂osk臋, i偶 Allegra ma wszystkie ta艅ce zaj臋te - lady Abbott podzieli艂a si臋 swoimi podejrzeniami z przyjaci贸艂k膮. - Ju偶 wcze艣niej prosi艂 j膮 do ta艅ca, a ona powiedzia艂a, 偶e karnet ma wype艂niony, chocia偶 jeszcze nikt jej nie zaprosi艂. S膮dz臋, 偶e chcia艂 jej tym 偶artem da膰 nauczk臋.

- Wcielony diabe艂! - Lady Bellingham by艂a ubawiona. - B臋d臋 musia艂a z nim porozmawia膰.

- Allegra b臋dzie w艣ciek艂a - ci膮gn臋艂a lady Abbott. - Ju偶 ona znajdzie spos贸b, 偶eby odp艂aci膰 mu pi臋knym za nadobne. Tego jestem absolutnie pewna.

- Ale偶 oni naprawd臋 znakomicie do siebie pasuj膮 - o艣wiadczy艂a lady Bellingham. - Quinton Hunter jest niezwykle dumny ze swego pochodzenia, a twoja siostrzenica, b臋d膮c najbo­gatsz膮 pann膮 w Anglii, nie pozwoli na to, 偶eby ktokolwiek narzuca艂 jej swoj膮 wol臋. Olympio, szykuje si臋 doskona艂a partia! Teraz my musimy w艂膮czy膰 si臋 do sprawy. Dzisiaj nie ma na tej sali matki, kt贸ra odda艂aby c贸rk臋 ksi臋ciu bez grosza przy duszy. Dla nas to wielka szansa! Powiedz, na co liczy艂a艣 w najlepszym przypadku.

- Na wicehrabiego, mo偶e hrabiego - odpar艂a lady Abbott.

- A mamy szans臋 na ksi臋cia, moja kochana - cieszy艂a si臋 lady Bellingham. - Ach, to b臋dzie wydarzenie sezonu! I pomy艣le膰, 偶e wszystko zacz臋艂o si臋 na balu w mojej rezydencji!

Rozdzia艂 3

Min膮艂 kwiecie艅. Allegra ca艂y czas stara艂a si臋 zniech臋ci膰 do siebie ksi臋cia Sedgwick. A jednak, kiedy bzy w londy艅skim ogrodzie lorda Morgana zacz臋艂y kwitn膮膰, nie ulega艂o w膮tpli­wo艣ci, 偶e Quintona Huntera nic nie powstrzyma przed ubieganiem si臋 o jej wzgl臋dy. Na ka偶dym kolejnym balu jego nazwisko coraz cz臋艣ciej pojawia艂o si臋 w karnecie dziewczyny, a偶 para sta艂a si臋 tematem plotek. Allegra nie posiada艂a si臋 ze z艂o艣ci, jednak nic nie mog艂a na to poradzi膰. 呕aden inny m臋偶czyzna nie wzbudzi艂 jej zainteresowania. Co gorsza, okaza艂o si臋, 偶e m艂ody wicehrabia Pickford i Sirena zakochali si臋 w sobie. Sirena nie mia艂a teraz czasu dla kuzynki, nie rozumia艂a jej zachowania wobec ksi臋cia. Uwa偶a艂a, 偶e Allegra post臋puje g艂upio, nie odpowiadaj膮c na zaloty Quintona Huntera.

Pewnego popo艂udnia, wiedz膮c, 偶e panny wybieraj膮 si臋 na piknik nad rzek臋, lady Abbott za przyzwoleniem szwagra zaprosi艂a ksi臋cia na herbat臋. Kiedy lokaj wprowadzi艂 go do ogrodu, znowu pomy艣la艂a, 偶e jest bardzo przystojnym m臋偶czyzn膮. Ksi膮偶臋 uca艂owa艂 jej d艂o艅 i na dany znak zaj膮艂 miejsce vis- a- vis niej.

- Wielmo偶ny panie, w ci膮gu minionego miesi膮ca - lady Abbott od razu przesz艂a do rzeczy - wiele czasu po艣wi臋ca艂 pan mojej siostrzenicy. Lord Morgan upowa偶ni艂 mnie do rozmowy z panem na temat pa艅skich zamiar贸w wobec Allegry.

- Czy uwa偶a mnie pani za 艂owc臋 posagu, madame? - zapyta艂 zimnym tonem.

- Nie! Nie! - szybko zapewni艂a go lady Abbott. - Jest pan doskonale znany, ksi膮偶臋. Kogo艣 o takim rodowodzie trudno nazwa膰 艂owc膮 posagu. Jednak wiem z dobrego 藕r贸d艂a, 偶e szuka pan 偶ony. Czy to prawda?

Skin膮艂 g艂ow膮. W k膮cikach ust pojawi艂 si臋 nik艂y u艣miech.

- Czy bierze pan pod uwag臋 ma艂偶e艅stwo z moj膮 siostrzenic膮? - otwarcie zapyta艂a lady Abbott.

- Tak - r贸wnie szczerze odpowiedzia艂 ksi膮偶臋. 艁echta艂o jego dum臋, 偶e to nie on na kolanach musia艂 prosi膰 o r臋k臋 Allegry. To oni przyszli do niego, i tak w艂a艣nie powinno by膰. Allegra Morgan poprzez ma艂偶e艅stwo z nim wejdzie do najznamienitszej rodziny w Anglii. B臋dzie matk膮 nast臋pnego pokolenia syn贸w 艣wietnego rodu.

- Czy pan j膮 kocha? - wypytywa艂a dalej lady Abbott.

- Nie - odpowiedzia艂. - Nie uwa偶am, 偶eby mi艂o艣膰 by艂a koniecznym elementem ma艂偶e艅stwa. Dobr膮 parti臋 mo偶na zrobi膰 bez mi艂o艣ci. Moi przodkowie 偶enili si臋 z mi艂o艣ci i moja obecna sytuacja jest wynikiem ich nierozwa偶nego zachowania.

- Pa艅scy przodkowie byli r贸wnie偶 znani z zami艂owania do hazardu - przypomnia艂a mu lady Abbott, jednocze艣nie zastanawiaj膮c si臋, czy dobrze robi, wspominaj膮c o tym.

- Ja nie gram. Prawd臋 m贸wi膮c, brzydz臋 si臋 hazardem, co zapewne doskonale pani rozumie. Je偶eli dojdziemy do porozumienia w sprawie mego ma艂偶e艅stwa z pann膮 Morgan, przyrzekam, 偶e b臋d臋 j膮 traktowa艂 z nale偶nym szacunkiem. Nie wykluczam, 偶e w przysz艂o艣ci zrodzi si臋 mi臋dzy nami uczucie - m贸wi艂 ksi膮偶臋. - I, naturalnie, zostanie ksi臋偶n膮 Sedgwick.

Lord Morgan wyszed艂 do ogrodu. Za nim, nios膮c du偶膮 srebrn膮 tac臋 z herbat膮, pod膮偶a艂 Marker.

- Postaw tac臋 na stole, Marker - poleci艂 lord Morgan. - Dzisiaj lady Abbott poda nam herbat臋.

- Tak jest, wielmo偶ny panie - odpar艂 Marker, postawi艂 tac臋, sk艂oni艂 si臋 i ty艂em wycofa艂 w kierunku domu.

Lord Morgan znacz膮co spojrza艂 na szwagierk臋.

- Jego Wysoko艣膰 ksi膮偶臋 da艂 mi do zrozumienia, je艣li w艂a艣ciwie odebra艂am jego intencje, 偶e pragnie prosi膰 o r臋k臋 Allegry - taktownie powiedzia艂a lady Abbott.

- S膮 pewne warunki, sir - podj膮艂 lord Morgan. - Warunki, kt贸re mog膮 panu nie odpowiada膰.

- Jakie? - zapyta艂 ksi膮偶臋.

- Allegra jest moj膮 spadkobierczyni膮. Po mojej 艣mierci odziedziczy wszystko. T臋 rezydencj臋, dw贸r Morgan贸w z dwoma tysi膮cami akr贸w ziemi, plantacje herbaty, udzia艂y w obrotach handlowych, statki, fabryki, wszystko. Mam jednak zamiar jeszcze d艂ugo po偶y膰, zatem do mojej 艣mierci zamierzam zapewni膰 c贸rce roczny doch贸d w wysoko艣ci dwustu pi臋膰dziesi臋ciu tysi臋cy funt贸w. To b臋d膮 jej pieni膮dze, pan nie b臋dzie m贸g艂 ich tkn膮膰. Podpisze pan odpowiednie zobowi膮zanie, chocia偶 nikt poza nami nie musi wiedzie膰 o tej umowie. Panu r贸wnie偶 wyznacz臋 taki sam roczny doch贸d, dwie艣cie pi臋膰­dziesi膮t tysi臋cy funt贸w. I musi mi pan przyrzec, 偶e b臋dzie pan dobrze traktowa艂 moj膮 c贸rk臋. Nie jest podobna do dziewcz膮t, kt贸re pan spotyka艂. Ma urod臋 po matce, po mnie odziedziczy艂a intelekt i sprawno艣膰 umys艂u. Znaj膮c Allegr臋, przypuszczam, 偶e zainwestuje wi臋kszo艣膰 swoich pieni臋dzy. I, oczywi艣cie, zarobi na tym. By艂a dobr膮 uczennic膮. Potrafi r贸wnie偶 robi膰 te wszystkie rzeczy, kt贸re zwykle robi膮 kobiety, a kt贸re, zdaniem Olympii, s膮 bardzo wa偶ne, chocia偶 mo偶e nie jest w tym doskona艂a. Ale od czego w ko艅cu s膮 s艂u偶膮cy, prawda?

- Pa艅ska 偶ona mia艂a tylko dwoje dzieci - ksi膮偶臋 chcia艂 wyja艣ni膰 to, co niepokoi艂o go najbardziej.

- Pandora nie lubi艂a dzieci. Kiedy urodzi艂a mi syna, uzna艂a, 偶e wywi膮za艂a si臋 ze swoich obowi膮zk贸w. Ju偶 po jej odej艣ciu dowiedzia艂em si臋, 偶e przed urodzeniem Allegry 艣wiado­mie pozby艂a si臋 trojga dzieci. Zapewne zawsze pozostanie dla mnie tajemnic膮, dlaczego tego samego nie zrobi艂a, kiedy by艂a w ci膮偶y z Allegra. Mo偶e by膰 pan spokojny, Allegra urodzi panu wiele dzieci.

Ksi膮偶臋 skin膮艂 g艂ow膮. Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, przysz艂y te艣膰 by艂 cz艂owiekiem szczerym i uczciwym. To, co powiedzia艂 o 偶onie, wymaga艂o odwagi. Musia艂 bardzo kocha膰 c贸rk臋.

- Pocz膮tek mojej znajomo艣ci z pa艅sk膮 c贸r膮 nie by艂 zbyt udany. Obawiam si臋, 偶e wci膮偶 jest jeszcze na mnie z艂a - otwarcie przyzna艂 ksi膮偶臋.

Twarz lorda Morgana z艂agodnia艂a, za艣mia艂 si臋 w ku艂ak.

- Zrobi艂 jej pan niez艂y kawa艂 na balu w rezydencji pa艅stwa Bellingham. Tydzie艅 kipia艂a ze z艂o艣ci, a od tego czasu wci膮偶 si臋 zastanawia, jak odp艂aci膰 panu pi臋knym za nadobne. Ale to rozs膮dna dziewczyna. Nie zlekcewa偶y korzy艣ci wynikaj膮cych z tak dobrej partii. Porozmawiam z ni膮, kiedy wr贸ci.

- Czy mo偶emy zatem wyznaczy膰 dat臋 艣lubu? - zapyta艂 ksi膮偶臋.

- Wiem, 偶e Hunter's Lair nie jest w najlepszym stanie - zacz膮艂 lord Morgan. - Dw贸r wymaga remontu i modernizacji. Trzeba to zrobi膰 przed 艣lubem. Teraz nie mo偶e pan tam

wprowadzi膰 panny m艂odej. My艣l臋 jednak, 偶e zar臋czyny mo偶na formalnie og艂osi膰 na balu, kt贸ry wydaj臋 na cze艣膰 c贸rki pod koniec miesi膮ca. Mo偶e tymczasem uda si臋 wam zawrze膰 rozejm - doko艅czy艂 z u艣miechem.

- Herbata zupe艂nie wystygnie, je艣li teraz jej panom nie podam - o艣wiadczy艂a lady Abbott. - Och, sp贸jrz, Septimusie! Kucharz przygotowa艂 te pyszne male艅kie kanapeczki z 艂ososiem i og贸rkiem, kt贸re tak bardzo lubisz!

- Bal pani c贸rki by艂 bardzo udany - ksi膮偶臋 podj膮艂 towarzysk膮 rozmow臋. - Dekoracje by艂y r贸wnie subtelne i delikatne jak sama lady Sirena. Jest urocz膮 pann膮. M贸j przyjaciel, wice­hrabia Pickford, ma zamiar poprosi膰 o jej r臋k臋, lady Abbott. Mam nadziej臋, 偶e nie pope艂niam gafy, m贸wi膮c pani o tym. Zreszt膮 i tak wkr贸tce si臋 pani dowie. Ocky rozmawia艂 ju偶 z ojcem. Stary hrabia jest zachwycony, 偶e syn tak dobrze wybra艂. Uwa偶a, 偶e to doskona艂a partia.

- Och, tak si臋 ciesz臋! - uradowa艂a si臋 lady Abbott. - Sirena zawsze chcia艂a w czerwcu wyj艣膰 za m膮偶. 艢lub zorganizujemy w ko艣ciele 艢wi臋tego Jerzego na Hanover Square pod koniec sezonu. Przypuszczam, 偶e zaraz potem wyjad膮 z Londynu. A wtedy ja wr贸c臋 do swojego wdowiego dworku. - U艣miechn臋艂a si臋 rado艣nie. - Jest ma艂y, ale przynajmniej Charlotte, moja synowa, nie b臋dzie mi ci膮gle patrzy艂a na r臋ce i sprawdza艂a, czy przypadkiem nie si臋gam po drugi kawa艂ek chleba. Popijali herbat臋 i gaw臋dzili.

- Lepiej, je艣li wyjd臋, zanim panie wr贸c膮 z pikniku - rzek艂 w ko艅cu ksi膮偶臋, wstaj膮c. - Przed naszym nast臋pnym spotkaniem b臋dzie pan zapewne chcia艂 porozmawia膰 z c贸rk膮.

- Dzisiaj wiecz贸r wybieramy si臋 do Almack - niepytana poinformowa艂a lady Abbott.

- B臋d臋 tam - obieca艂 ksi膮偶臋, pochylaj膮c si臋 nad jej d艂oni膮. - Mam nadziej臋, 偶e Allegra te偶 - powiedzia艂 i si臋 oddali艂.

Lady Abbott d艂oni膮 zas艂oni艂a sobie usta, oczy mia艂a szeroko otwarte. Nie mog艂a uwierzy膰 w to, co si臋 w艂a艣nie sta艂o.

- Uda艂o si臋, Septimusie! - odezwa艂a si臋 w ko艅cu, opuszczaj膮c d艂o艅. - Uczynili艣my Allegr臋 ksi臋偶n膮! Nie by艂o tak 艣wietnego kontraktu 艣lubnego od czasu, kiedy siostry Gunning przyjecha艂y z ojcem z Irlandii. A to by艂o czterdzie艣ci cztery lata temu! I Sirenie te偶 si臋 uda艂o! Pewnego dnia, kiedy stary Pickford umrze, moja c贸reczka zostanie hrabin膮! No, trzeba powiedzie膰, 偶e to bardzo udany sezon, prawda?

- 呕adna z nich jeszcze nie stoi przed o艂tarzem. Siren臋 zreszt膮 艂atwiej b臋dzie tam doprowadzi膰 ni偶 Allegr臋. Jest zakochana. Czuj臋 si臋 troch臋 winny, 偶e wp臋dzam Allegr臋 w zwi膮zek bez mi艂o艣ci. Chocia偶 nie mog臋 nie zgodzi膰 si臋 z opini膮 ksi臋cia. Tylko popatrz, co

mnie samemu da艂a mi艂o艣膰 - m贸wi艂 ze smutkiem lord Morgan. - Wydaje mi si臋 jednak, 偶e to dobry cz艂owiek. Nigdy niczego z艂ego o nim nie s艂ysza艂em. Wierz臋, 偶e b臋dzie dobrym m臋偶em dla mojej c贸rki.

- Trzeba sprawi膰, 偶eby Allegra by艂a dla niego mi艂a - przypomnia艂a lady Abbott z figlarnym b艂yskiem w oczach. - Nie zazdroszcz臋 ci, Septimusie. Musisz jej od razu o tym powie­dzie膰.

- Wiem - przyzna艂. - Porozmawiam z ni膮, gdy tylko wr贸ci. Z kim pojecha艂a dzisiaj na piknik?

- Jest, naturalnie, z Sirena i wicehrabi膮 Pickford oraz m艂odym Rupertem Tannerem - odpowiedzia艂a lady Abbott.

- Nie wiedzia艂em, 偶e Rupert jest w Londynie - lord Morgan by艂 zaskoczony. - Wiesz, 偶e mia艂 czelno艣膰 prosi膰 o r臋k臋 Allegry przed naszym wyjazdem do Londynu. Nie podoba mi si臋, 偶e przyjecha艂 w臋szy膰. Jego ojciec pragnie o偶eni膰 drugiego syna z moj膮 c贸rk膮. Nie mo偶e sobie tego wybi膰 z g艂owy.

Na niebie, jak to zwykle wiosn膮 bywa, niespodziewanie pojawi艂y si臋 chmury. Lord Morgan i lady Abbott przeszli z ogrodu do rezydencji.

- Gdy c贸rka wr贸ci - lord Morgan poleci艂 Markerowi - powiedz, 偶e pilnie chc臋 z ni膮 m贸wi膰. Czekam w bibliotece.

- Tak jest, wielmo偶ny panie - sk艂oni艂 si臋 lokaj.

- A mojej c贸rce powiedz, 偶e jestem u siebie - poprosi艂a lady Abbott.

- Dobrze, wielmo偶na pani.

Lord Morgan wszed艂 do biblioteki, nala艂 sobie szklaneczk臋 whisky i wygodnie si臋 usadowi艂 w wy艣cie艂anym krze艣le przy p艂on膮cym kominku. Zastanawia艂 si臋, jak najlepiej po­prowadzi膰 rozmow臋 z c贸rk膮. Wiedzia艂, 偶e nie b臋dzie to 艂atwe zadanie. Kobieta powinna wyj艣膰 za m膮偶 za m臋偶czyzn臋 ze swojej sfery. Allegra to rozumia艂a, tak przecie偶 zosta艂a wychowana. Niezwykle rzadko m艂odzi ludzie pobierali si臋 z mi艂o艣ci. Rody aran偶owa艂y ma艂偶e艅stwa dzieci, kieruj膮c si臋 interesem rodziny. Panna i kawaler wiedzieli, 偶e potem musz膮 po prostu postara膰 si臋, by ich zwi膮zek okaza艂 si臋 szcz臋艣liwy. A poniewa偶 oboje tego chcieli, z regu艂y im si臋 udawa艂o. Sam by艂 na tyle g艂upi, 偶e zakocha艂 si臋 w swojej 偶onie, Pandorze. Dlatego tak bole艣nie prze偶y艂 jej zdrad臋.

Ksi臋ciu powiedzia艂, 偶e nie wie, dlaczego Pandora nie pozby艂a si臋 p艂odu, kiedy by艂a z Allegra w ci膮偶y. Sk艂ama艂. Doskonale wiedzia艂, jak to si臋 sta艂o, 偶e Pandora donosi艂a ci膮偶臋 i urodzi艂a Allegr臋. Przypadkiem s艂ysza艂 rozmow臋 Olympii z Pandor膮, kt贸ra wcale nie by艂a przeznaczona dla jego uszu. Olympia Abbott grozi艂a m艂odszej siostrze, 偶e ujawni wszystko, co o niej wie, je偶eli Pandora nie urodzi tego dziecka.

- Pozby艂a艣 si臋 ju偶 trojga dzieci Septimusa - m贸wi艂a Olympia ze z艂o艣ci膮. - Nie pozwol臋 ci usun膮膰 i tego dziecka.

- Przecie偶 da艂am mu syna - j臋cza艂a Pandora. - Czego jeszcze ode mnie chcecie?

- A co b臋dzie, je艣li co艣 si臋 stanie Jamesowi Lucianowi? - pyta艂a Olympia. - Musisz da膰 Septimusowi jeszcze jedno dziecko, poza tym brzuch ju偶 ci ro艣nie. Nie mog臋 poj膮膰, jak mog艂a艣 pozwoli膰, 偶eby ta okropna kobieta wydar艂a troje dzieci z twojego cia艂a.

- Och, Olympio, nie dramatyzuj. Poda艂a mi jaki艣 ohydny napar, kaza艂a wypi膰, a kilka godzin p贸藕niej z trudem i w b贸lach pozby艂am si臋 tego ma艂ego k艂opotu. Nigdy nie pozwo­li艂abym, 偶eby matka Diggums bodaj palcem mnie tkn臋艂a. Rzeczywi艣cie jest okropna.

- Urodzisz to dziecko - stanowczo o艣wiadczy艂a Olympia. - Jak nie, powiem Septimusowi, co zrobi艂a艣, Pandoro. B臋dzie mia艂 wszelkie prawo rozwie艣膰 si臋 z tob膮. Sama b臋d臋 go do tego zach臋ca膰, przysi臋gam! I niech ci si臋 nie zdaje, 偶e uwierz臋 w naturalne poronienie. Nie dam si臋 oszuka膰.

- Strac臋 sezon polowa艅 - z艂o艣ci艂a si臋 Pandora.

- Obie nas ominie sezon polowa艅 - o艣wiadczy艂a Olympia. - Te偶 spodziewam si臋 dziecka. Nasze dzieci, Pandoro, b臋d膮 razem si臋 wychowywa艂y, razem dorasta艂y. Zostan膮 przyjaci贸艂mi. B臋dziesz si臋 jeszcze cieszy艂a, 偶e nie pozby艂a艣 si臋 tego male艅stwa.

- No dobrze, ju偶 dobrze - w ko艅cu zgodzi艂a si臋 Pandora. - Doprawdy, Olympio, za bardzo troszczysz si臋 o mojego m臋偶a. Gdybym nie wiedzia艂a, jak bardzo kochasz swojego, podejrzewa艂abym najgorsze - roze艣mia艂a si臋 Pandora.

- Wielka szkoda, 偶e nie kochasz Septimusa.

- Ale on mnie kocha - w g艂osie Pandory wyra藕nie brzmia艂a nutka triumfu. - I zawsze b臋dzie mnie kocha艂, Olympio, 偶eby nie wiem co. Zgadzam si臋 urodzi膰 mu to dziecko. Ale ani jednego wi臋cej! Po ostatniej ci膮偶y mam ponad dwa centymetry wi臋cej w talii. Nie chc臋 wygl膮da膰 jak te stare, grube matrony, kt贸re siedz膮 pod 艣cianami na balach i spotkaniach towarzyskich. Nie chc臋 by膰 stara!

Poczu艂 si臋, jakby kto艣 wbi艂 mu n贸偶 w serce. Nie podejrzewa艂 偶ony o tak膮 perfidi臋. Wiedzia艂, 偶e Pandora go nie kocha. Pozna艂 j膮 dostatecznie dobrze, by wiedzie膰, 偶e poza sob膮

ta kobieta nikogo nie kocha. Allegra jednak przysz艂a na 艣wiat. Potem, kiedy c贸rka nie mia艂a jeszcze dw贸ch lat, Pandora uciek艂a z kochankiem, w艂oskim hrabi膮 Giancarlem di Rossim. Septimus rozwi贸d艂 si臋 z ni膮. Bez trudu uzyska艂 na to zgod臋. Ku swojemu zaskoczeniu jaki艣 czas p贸藕niej otrzyma艂 od Pandory list, w kt贸rym dzi臋kowa艂a mu za umo偶liwienie jej po艣lu­bienia kochanka. Nigdy wi臋cej nie mia艂 ju偶 od niej wiadomo艣ci. Podejrzewa艂 jednak, 偶e Olympia utrzymywa艂a kontakt z siostr膮. Zawsze mia艂a dobre serce.

Us艂ysza艂, jak krople deszczu nagle zacz臋艂y uderza膰 o szyby w oknach, z hallu rezydencji dobieg艂 go beztroski 艣miech. Otwarto drzwi do biblioteki, wesz艂a Allegra, a tu偶 za ni膮 Rupert Tanner.

- Och, tato! Nie wiesz, co si臋 sta艂o! Ocky poprosi艂 Siren臋 o r臋k臋! Poszli na g贸r臋 powiedzie膰 o tym cioci. I przyjecha艂 Rupert. Dlaczego chcia艂e艣 si臋 ze mn膮 widzie膰?

- Chcia艂bym porozmawia膰 z tob膮 w cztery oczy, Allegro - powiedzia艂 lord Morgan. - Rupert, gdzie si臋 zatrzyma艂e艣?

- Allegra zaprosi艂a mnie tu, do rezydencji, wielmo偶ny panie - odpowiedzia艂 m艂odzieniec.

- 呕a艂uj臋, ale to by stworzy艂o niezr臋czn膮 sytuacj臋. Jestem przekonany, 偶e m艂ody Pickford przyjmie ci臋 do siebie. Dom jego ojca przypomina teraz bardziej klub d偶entelmen贸w. Tam ci zreszt膮 b臋dzie znacznie wygodniej.

- Tato!

- Usi膮d藕, Allegro - poleci艂 ojciec.

- Jestem wdzi臋czny, 偶e podsun膮艂 mi pan t臋 my艣l - grzecznie podzi臋kowa艂 Rupert. - Zobaczymy si臋 wieczorem w Almack? Macie bilety, prawda?

- Tak - kr贸tko odpowiedzia艂 lord Morgan.

- To 偶ycz臋 mi艂ego dnia i do wieczora - m艂odzieniec po偶egna艂 si臋 i wyszed艂, dok艂adnie zamykaj膮c za sob膮 drzwi.

- Tato, jak mog艂e艣 odm贸wi膰 go艣ciny Rupertowi? - Allegra by艂a z艂a na ojca. - Jest naszym s膮siadem, znamy si臋 od dziecka.

- W tej chwili, Allegro, nie mo偶e si臋 u nas zatrzyma膰. To by by艂o niew艂a艣ciwe - przyciszonym g艂osem wyja艣ni艂 ojciec.

- Dlaczego? - Allegra piorunowa艂a ojca wzrokiem.

- Poniewa偶 dzisiaj po po艂udniu zgodzi艂em si臋 na twoje ma艂偶e艅stwo z ksi臋ciem Sedgwick - pad艂a zaskakuj膮ca odpowied藕.

- Nie!

- Bez mrugni臋cia okiem zgodzi艂 si臋 na wszystkie moje warunki. Nadzwyczajne, jak na tak dumnego d偶entelmena!- zauwa偶y艂 lord Morgan.

- I tak biednego! - natychmiast doda艂a Allegra. - Tato, on poluje na m贸j posag. Przecie偶 musisz zdawa膰 sobie z tego spraw臋.

- Moja kochana c贸reczko, ka偶dego m臋偶czyzn臋, kt贸ry b臋dzie chcia艂 si臋 z tob膮 o偶eni膰, mo偶na nazwa膰 艂owc膮 posagu - cierpliwie wyja艣nia艂 lord Morgan. - Przecie偶 jestem najbogatszym cz艂owiekiem w Anglii. Quinton Hunter przynajmniej mo偶e ofiarowa膰 co艣 w zamian za maj膮tek. Pochodzi z rodu o najbardziej b艂臋kitnej krwi w ca艂ym kraju i uczyni ci臋 ksi臋偶n膮, Allegro. Ksi臋偶n膮. Twoje dzieci od dnia urodzin b臋d膮 najznamienitszymi przedstawicielami angielskiej arystokracji.

- Tato, to rodzina notorycznych hazardzist贸w - przypomnia艂a Allegra.

- Moja droga, on nigdy nie gra艂 i bardzo nie lubi hazardu, poniewa偶 w艂a艣nie z powodu tej s艂abo艣ci swoich przodk贸w znalaz艂 si臋 na kraw臋dzi ub贸stwa.

- I w艂a艣nie sytuacja, w jakiej si臋 znalaz艂, zmusza go do po艣lubienia mnie. M艂odej damy o niedor贸wnuj膮cej mu pozycji i marnym pochodzeniu. Nie! Nie, tato, nie zrobi臋 tego! Wyjd臋 za Ruperta Tannera. On przynajmniej mnie lubi - buntowa艂a si臋 Allegra.

- Allegro, nie b膮d藕 niem膮dra. Odm贸wi艂em twojej r臋ki m艂odemu lordowi Ackerly'emu. Nie pozwol臋, 偶eby艣 rzuci艂a si臋 w ramiona drugiego syna. Poza tym przecie偶 wcale nie kochasz Ruperta.

- Uciekniemy i si臋 pobierzemy - Allegra upiera艂a si臋 przy swoim.

- Wydziedzicz臋 ci臋, je艣li tak zrobisz. I zadbam o to, 偶eby i ojciec, i m艂ody Rupert byli tego 艣wiadomi. Bez maj膮tku, Allegro, ju偶 nie b臋dziesz dla nich 艣wietn膮 parti膮. Taka jest przykra rzeczywisto艣膰. Szczeg贸lnie przykra w twojej sytuacji. Przecie偶 uczy艂em ci臋, 偶e ma艂偶e艅stwo zawiera si臋 po to, by podnie艣膰 status rodziny ka偶dego z ma艂偶onk贸w. W tym przypadku ty robisz wielki krok w g贸r臋 drabiny spo艂ecznej. Ksi膮偶臋 natomiast otrzymuje w zamian niez艂y doch贸d. To nic trudnego wyj艣膰 za takiego m臋偶czyzn臋 i sp臋dzi膰 z nim 偶ycie. B臋dziesz musia艂a zachowywa膰 si臋 jak dama, kt贸r膮 przecie偶 jeste艣, z wdzi臋kiem pe艂ni膰 honory domu i urodzi膰 m臋偶owi potomk贸w. Da艂 mi s艂owo, 偶e b臋dzie ci臋 dobrze traktowa艂. Allegra wybuchn臋艂a p艂aczem.

- Nienawidz臋 go! - 艂ka艂a 偶a艂o艣nie. - A on nienawidzi mnie - szlocha艂a.

- Pocz膮tek by艂 z艂y, nie zaprzeczam - przyzna艂 lord Morgan - ale z twojej winy, Allegro. Kiedy poprosi艂 ci臋 o taniec na balu u lady Bellingham, odm贸wi艂a艣. Tymczasem on widzia艂, 偶e karnet masz jeszcze pusty. Chcia艂 ci da膰 nauczk臋 i postara艂 si臋, 偶eby wszyscy

byli przekonani, i偶 nie masz ju偶 wolnego ani jednego ta艅ca. Chodzi艂o mu o to, 偶eby艣 zata艅czy艂a tylko z nim, z nikim innym. Wci膮偶 jeste艣 z艂a, 偶e nie uda艂o ci si臋 odp艂aci膰 mu pi臋knym za nadobne. Powiem ci, jak mo偶esz si臋 zem艣ci膰 - powiedzia艂 na koniec, z podejrzanym b艂yskiem w oku.

- Jak, tato? - zapyta艂a Allegra wyra藕nie zainteresowana.

- Wychodz膮c za niego za m膮偶, moja droga. Chocia偶 ufam, 偶e Quinton Hunter dotrzyma danego mi s艂owa i naprawd臋 b臋dzie ci臋 dobrze traktowa艂, wiem, 偶e irytuje go zaistnia艂a sytuacja. Jest z艂y, 偶e musi wzi膮膰 偶on臋, by ratowa膰 rodowe dobra. Co gorsza, bierze 偶on臋, kt贸ra, jego zdaniem, mu nie dor贸wnuje. To jest w艂a艣nie twoja zemsta. Mo偶e niezbyt subtelna, jednak rzeczywista. Chocia偶 on w tej chwili tak nie uwa偶a, jeste艣cie sobie r贸wni. To nie ulega w膮tpliwo艣ci, to fakt niepodwa偶alny. Jego b艂臋kitna krew i tw贸j maj膮tek r贸wnowa偶膮 si臋. S膮 tyle samo warte. Ty o tym doskonale wiesz, a on by膰 mo偶e nigdy tej prawdy nie zaakceptuje. A to daje ci nad nim przewag臋. Pewnego dnia jednak, kiedy lepiej si臋 poznacie, przypuszczam, 偶e uda ci si臋 skruszy膰 jego dum臋.

S艂owa lorda Morgana g艂臋boko zapad艂y Allegrze w serce. D艂ugo si臋 zastanawia艂a nad tym, co ojciec powiedzia艂.

- Och, tato! - u艣miechn臋艂a si臋 niespodziewanie. - Jaki ty jeste艣 m膮dry! By艂am z艂a i nie potrafi艂am rozs膮dnie my艣le膰.

- Ksi膮偶臋 spotka si臋 z nami dzisiaj wieczorem w Almack - poinformowa艂 c贸rk臋 lord Morgan. - My艣la艂em, 偶e wasze zar臋czyny og艂osimy podczas twojego balu.

- A kiedy mamy wzi膮膰 艣lub?

- Nie wcze艣niej ni偶 jesieni膮. Tw贸j nowy dom wymaga generalnego remontu. Polec臋, 偶eby zatrudniono architekta, i w przysz艂ym tygodniu wy艣l臋 go do Hunter's Lair wraz z ekip膮 robotnik贸w. Przypuszczam, 偶e cz臋艣膰 lata b臋dziesz musia艂a sp臋dzi膰, nadzoruj膮c prace i czuwaj膮c nad wyko艅czeniem wn臋trz. Dok膮d chcia艂aby艣 pojecha膰 w podr贸偶 po艣lubn膮?

- Musz臋 si臋 nad tym zastanowi膰, tato. W tej chwili staram si臋 przyzwyczai膰 do my艣li, 偶e wychodz臋 za m膮偶 za ksi臋cia Sedgwick. - Podnios艂a si臋 z krzes艂a i poca艂owa艂a ojca w poli­czek. - Wybacz, 偶e tak si臋 unios艂am na pocz膮tku - przeprosi艂a. - Mog臋 powiedzie膰 Sirenie?

- Jeszcze nie, kochanie. Niech twoja kuzynka ma swoje pi臋膰 minut. Niech si臋 cieszy swoim szcz臋艣ciem. Jej ma艂偶e艅stwo jest bardziej nietypowe, poniewa偶 Sirena i m艂ody Pickford s膮 w sobie naprawd臋 zakochani. Szcz臋艣ciarze.

- A czy ja nie jestem szcz臋艣ciar膮, tato? - przekomarza艂a si臋 Allegra. - W ko艅cu b臋d臋 ksi臋偶n膮, 偶on膮 m臋偶czyzny o najbardziej b艂臋kitnej krwi w ca艂ej Anglii.

- Tak, Allegro, masz szcz臋艣cie - zapewni艂 c贸rk臋 lord Morgan. - Quinton Hunter ma nieskalan膮 reputacj臋. B臋dzie dla ciebie dobrym m臋偶em, kochanie. Postaraj si臋 by膰 dla niego r贸wnie dobr膮 偶on膮.

- B臋d臋, tato, b臋d臋 - obieca艂a. - ...Kiedy ju偶 przyzwyczaj臋 si臋 do tej my艣li - uzupe艂ni艂a po chwili.

- Na wiecz贸r ubierz si臋 szczeg贸lnie 艂adnie - poradzi艂 lord Morgan. - A ja dopilnuj臋, 偶eby艣cie obie, ty i Sirena, mia艂y wspania艂e 艣lubne suknie i wyprawy. Spisa艂y艣cie si臋 znakomicie, jestem dumny z obu moich dziewczynek.

- Och, tato, a co b臋dzie z tob膮, kiedy odejd臋 z domu? - zastanawia艂a si臋 g艂o艣no, ale ju偶 po chwili si臋 rozpromieni艂a. - Wiem! Tato, musisz o偶eni膰 si臋 z cioci膮 Olympi膮!

- Na mi艂o艣膰 bosk膮, Allegro! - Lord Morgan zrobi艂 si臋 czerwony jak burak. - Co te偶 ci do g艂owy przychodzi?

Allegra uwa偶nie przyjrza艂a si臋 ojcu. Na jego twarzy malowa艂o si臋 poczucie winy.

- Mo偶e - zacz臋艂a - przysz艂o mi to do g艂owy, poniewa偶 wiem, 偶e pasujecie do siebie. Ciocia jest szanowan膮 wdow膮, a ty bardzo zranionym przed laty starym rozwodnikiem. Na­prawd臋 chcesz, 偶eby wyjecha艂a do tego malutkiego wdowiego dworku w Rowley? Czy nie by艂aby ozdob膮 twego domu, tato, gdy mnie ju偶 nie b臋dzie? Czy nie by艂aby odpowiedni膮 towarzyszk膮?

- Chytruska! Jeste艣 stanowczo za m膮dra - odpar艂 ojciec, nie odpowiadaj膮c na pytania c贸rki. - Przyznam, i偶 my艣la艂em o tym, 偶eby ponownie si臋 o偶eni膰. Ale czy nie uwa偶asz, Allegro, 偶e gdybym wybra艂 twoj膮 ciotk臋, ludzie wzi臋liby nas na j臋zyki?

- Wiesz, tato, pobyt w Londynie wiele mnie nauczy艂. Przekona艂am si臋, na przyk艂ad, 偶e ludzie plotkuj膮 zawsze i o wszystkim. Nawet najbardziej niewinna sytuacja mo偶e sta膰 si臋 po偶ywk膮 plotkarzy. Ty i ciocia doskonale do siebie pasujecie. Oczywi艣cie, nic nikomu nie powiem o naszej rozmowie, ale cieszy艂abym si臋, gdyby艣 kiedy艣 si臋 o偶eni艂 z cioci膮 Olympi膮.

- Jestem wdzi臋czny za b艂ogos艂awie艅stwo - powiedzia艂 sucho, a Allegra si臋 roze艣mia艂a.

- Lepiej zastanowi臋 si臋 teraz, w co si臋 wystroi膰 na ten wiecz贸r. - Poca艂owa艂a ojca w czo艂o i wybieg艂a z biblioteki. Pobieg艂a schodami na g贸r臋 do pokoj贸w zajmowanych przez ciotk臋. Wiedzia艂a, 偶e zastanie tam Siren臋 i Ocky'ego.

- Cieszysz si臋, ciociu? - zapyta艂a, wchodz膮c do pokoju lady Abbott. - Sirena zdoby艂a uroczego wicehrabiego.

- Allegro! - upomnia艂a j膮 ciotka i zarumieni艂a si臋 z za偶enowania, poniewa偶 sama dok艂adnie tak w艂a艣nie pomy艣la艂a. Nie mog艂a si臋 doczeka膰, kiedy podzieli si臋 nowin膮 z Augustusem.

- Naprawd臋 uwa偶asz, 偶e jestem uroczy? - krztusz膮c si臋 ze 艣miechu, zapyta艂 wicehrabia Pickford. - Chyba jeszcze nikt tak o mnie nie m贸wi艂.

- Zdecydowanie uroczy - potwierdzi艂a Allegra. - Moja kuzynka ma wielkie szcz臋艣cie, ty zreszt膮 te偶, Ocky. Wszystkiego najlepszego, 偶ycz臋 wam wielu cudownych lat.

- Och! - Sirena mia艂a 艂zy w oczach - tak bym chcia艂a, 偶eby艣 i ty by艂a r贸wnie szcz臋艣liwa.

- Droga kuzyneczko, najbogatsza dziewczyna w Anglii musi stara膰 si臋 o m臋偶a z najznakomitszym tytu艂em w kraju i ja go zdob臋d臋. Wszyscy wiemy, Sireno, 偶e prawdziwa mi艂o艣膰 zdarza si臋 niezwykle rzadko. Tobie i Ocky'emu si臋 uda艂o. - Allegra zwr贸ci艂a si臋 do wicehrabiego Pickford: - Ocky, pozwolisz, 偶eby Rupert Tanner zatrzyma艂 si臋 u ciebie? Tata uwa偶a, 偶e narazimy si臋 na plotki, je艣li b臋dzie mieszka艂 u nas, tym bardziej 偶e tata odm贸wi艂 lordowi Ackerly'emu mojej r臋ki. Jest bardzo mi艂y, o czym pewnie ju偶 sam si臋 przekona艂e艣.

- Oczywi艣cie, mo偶e zamieszka膰 z nami - zgodzi艂 si臋 wicehrabia.

- Dzi臋kuj臋, panie Uroczy - za偶artowa艂a. - Musz臋 wybra膰 sukni臋 na dzisiejszy wiecz贸r. O Bo偶e, mimo tej ca艂ej pretensjonalno艣ci Almack jest strasznym miejscem. Sale s膮 nieciekawe, parkiet okropny. O kolacji nawet nie wspomn臋, ale przecie偶 nikt nie idzie do Almack, 偶eby je艣膰, tylko 偶eby si臋 pokaza膰. - Pos艂a艂a im ca艂usa i wysz艂a z pokoju ciotki.

- Czasami jest stanowczo zbyt bezpo艣rednia - westchn臋艂a lady Abbott. - Wyobra偶am sobie, co o niej my艣lisz, Octavianie.

- Uwa偶am, 偶e jest zachwycaj膮ca, madame - odpar艂 wicehrabia. - I wystarczy mi, 偶e Sirena bardzo j膮 kocha.

Allegra tymczasem wbieg艂a do swojego apartamentu. Wewn膮trz pokoj贸wka, Honor, podszywa艂a oderwany d贸艂 sukni.

- W co si臋 dzisiaj ubierzemy? - zapyta艂a Allegra, wchodz膮c do pokoju.

- Czy to wa偶ny wiecz贸r? - chcia艂a wiedzie膰 Honor.

- Tak - odpowiedzia艂a jej pani. - Wydaje mi si臋, 偶e bardzo wa偶ny.

- Och, panienko! Niech mi pani powie! - b艂aga艂a Honor.

- Jeszcze nie mog臋 - wykr臋ci艂a si臋 Allegra - ale ju偶 nied艂ugo, Honor, ju偶 nied艂ugo.

- Jest taka pi臋kna suknia - pokoj贸wka od艂o偶y艂a szycie i podnios艂a si臋 z krzes艂a - kt贸rej panienka jeszcze nie mia艂a na sobie. - Pobieg艂a do garderoby i odszuka艂a str贸j. - Oto ona! - trzyma艂a sukni臋 przed sob膮 w wyci膮gni臋tej r臋ce, aby Allegra mog艂a j膮 dok艂adnie obejrze膰.

Dziewczyna z aprobat膮 skin臋艂a g艂ow膮. Suknia by艂a z jedwabiu w r贸偶owo- kremowe pasy. Mia艂a podwy偶szon膮 tali臋, r臋kawy do 艂okcia wyko艅czone koronk膮 i modny, do艣膰 g艂臋boki, za­okr膮glony dekolt.

- W ogrodzie mamy pi臋kne r贸偶owe r贸偶e. Wepniemy kwiaty we w艂osy - zaproponowa艂a Honor. - Do tego mo偶e pani w艂o偶y膰 t臋 cudn膮 kame臋 na z艂otym 艂a艅cuchu, kt贸r膮 panienka niedawno dosta艂a od ojca, i kolczyki z pere艂.

- B臋d臋 chcia艂a wzi膮膰 k膮piel - przypomnia艂a Allegra pokoj贸wce.

- Czy to prawda, 偶e lady Sirena wychodzi za m膮偶 za tego przystojnego wicehrabiego, kt贸ry przez ca艂y sezon dotrzymywa艂 jej towarzystwa? - dopytywa艂a si臋 Honor, jednocze艣nie odwieszaj膮c sukni臋.

- Jak to si臋 dzieje, 偶e s艂u偶ba tak szybko dowiaduje si臋 o wszystkim? - roze艣mia艂a si臋 Allegra. - Zawsze mnie to dziwi艂o.

- Damaris by艂a u lady Abbott, kiedy lady Sirena ze swoim kawalerem przysz艂a porozmawia膰 z matk膮 - wyja艣ni艂a Honor. - Od razu przybieg艂a mi powiedzie膰, a raczej si臋 pochwali膰 - powiedzia艂a pokoj贸wka z przek膮sem. - Czasami ta Damaris zachowuje si臋, jakby by艂a nie wiadomo kim.

- Postaram si臋, 偶eby艣 i ty ju偶 wkr贸tce p臋ka艂a z dumy - obieca艂a Allegra s艂u偶膮cej.

Tu偶 przed dziesi膮t膮 ruszyli do Almack's Assembly Rooms na King Street. Jak ju偶 wcze艣niej zauwa偶y艂a Allegra, sale bankietowe nie by艂y szczeg贸lnie atrakcyjne, ale w tym miejscu nale偶a艂o si臋 pokaza膰. Powsta艂y w 1765 roku z inicjatywy pana McCalla. Z za艂o偶enia mia艂y by膰 ekskluzywnym miejscem spotka艅 艣mietanki towarzyskiej Londynu. W sezonie w ka偶d膮 艣rod臋 odbywa艂y si臋 tam bale, mo偶na te偶 by艂o gra膰 w karty, ale tylko o niewysokie stawki.

Nikt tak po prostu nie udawa艂 si臋 do Almack. Protektorzy wystawiali wybranym osobom kupony, kt贸re uprawnia艂y do wykupienia biletu do tego towarzyskiego raju. Oczywi艣cie, wybrana osoba musia艂a zajmowa膰 odpowiednio wysok膮 pozycj臋 spo艂eczn膮, ekonomiczn膮 i

towarzysk膮, ale same te atrybuty wcale nie gwarantowa艂y przychylno艣ci protektor贸w sal bankietowych. Lady Bellingham nale偶a艂a obecnie do grona protektor贸w.

W艂a艣nie na balu u 艂ady Bellingham protektorzy obserwowali m艂ode damy, kt贸re w tym roku zjecha艂y do Londynu. Potem spotkali si臋, 偶eby zdecydowa膰, kto zostanie, a kto nie b臋dzie zaproszony na bal w Almack. Niewiele brakowa艂o, a Allegra, mimo maj膮tku ojca, nie znalaz艂aby si臋 na li艣cie szcz臋艣liwc贸w, protektorzy zwr贸cili bowiem uwag臋 na to, 偶e zata艅czy艂a tylko raz. Ostatni taniec. Lady Bellingham najpierw poprosi艂a protektor贸w o przyrzeczenie dochowania tajemnicy, nast臋pnie opowiedzia艂a im ca艂膮 histori臋. Wyja艣ni艂a, 偶e ksi膮偶臋 Sedgwick by艂 pierwszym, kt贸ry poprosi艂 Allegr臋 do ta艅ca, a ona, onie艣mielona, powiedzia艂a, 偶e wszystkie ta艅ce ma ju偶 zaj臋te. Ksi膮偶臋 jednak zauwa偶y艂, 偶e w karnecie nie ma ani jednego nazwiska, poczu艂 si臋 ura偶ony odmow膮 dziewczyny i zrobi艂 jej paskudny kawa艂. - Biedne dziecko - ze wsp贸艂czuciem westchn臋艂a lady Markham, jedna z protektorek. - Sedgwick jest przystojny jak sam diabe艂, ale zbyt dumny. To zrozumia艂e, 偶e niedo艣wiad­czona dziewczyna mog艂a si臋 przestraszy膰.

Pozosta艂e panie przyzna艂y jej racj臋 i kiedy lady Bellingham sko艅czy艂a opowiada膰, wszystkie zgodzi艂y si臋, 偶e droga panna Morgan, tak jak jej 艣liczna kuzynka, Sirena, koniecznie musz膮 otrzyma膰 kupony. Olympia Abbott wiedzia艂a, 偶e tylko dzi臋ki przyjaci贸艂ce obie panny zosta艂y dopuszczone do 艣wi臋tego kr臋gu, za jaki uznawano zaproszonych do Almack. Czu艂a si臋 d艂u偶niczk膮 lady Bellingham.

Protektorzy Almack za w艂a艣ciwe uznawali tylko niekt贸re ta艅ce. By艂y to angielskie ta艅ce ludowe, szkockie ta艅ce wirowe, kontredans, ecoddaise, kotylion i menuet. Chocia偶 od rewolucji francuskiej menuet nie by艂 ju偶 tak bardzo popularny we Francji, w Almack wszystkie bale zaczynano i ko艅czono menuetem. Po ka偶dym ta艅cu partner natychmiast odprowadza艂 m艂od膮 dam臋 do matki lub opiekunki. K艂ania艂 si臋 grzecznie starszej damie i je艣li mia艂 ochot臋 lub zosta艂 do tego zach臋cony, zostawa艂, 偶eby pogaw臋dzi膰 z paniami.

Po pierwszym balu, kt贸ry przecie偶 by艂 totalnym fiaskiem, Allegra ku swemu bezbrze偶nemu zdumieniu stwierdzi艂a, 偶e cieszy si臋 ogromnym powodzeniem. Wiedzia艂a jednak, 偶e to jej maj膮tek powoduje, i偶 panowie cisn膮 si臋 do niej jak pszczo艂y do miodu. Niekt贸rzy byli naprawd臋 mili, kilku nawet polubi艂a za b艂yskotliwy i ci臋ty dowcip. Pozostali byli typowymi 艂owcami posagu i prawie wcale si臋 z tym nie kryli. Przecie偶 dziewczyna, kt贸ra ma bogatego ojca i ca艂kiem 艣wie偶y tytu艂, powinna by膰 zachwycona, 偶e kawalerowie z dobrych rodzin okazuj膮 jej zainteresowanie. Ale Allegra zachwycona nie by艂a. Konkurenci pocz膮tkowo byli zdezorientowani, potem zdumieni, w ko艅cu czuli si臋 ura偶eni, kiedy Allegra, niezwyk艂a niczego udawa膰, odsy艂a艂a ich z kwitkiem.

W drzwiach Almack portier, nisko si臋 k艂aniaj膮c, wita艂 wszystkich po nazwisku. W 艣rodku poszukali dogodnego miejsca, usiedli i czekali na rozpocz臋cie balu. Lord Morgan szybko si臋 oddali艂 w poszukiwaniu sto艂贸w do gry w karty. Markiz Rowley z 偶on膮 natychmiast po przybyciu podeszli do lady Abbott.

- Sirena, kochanie! Co za wspania艂a wiadomo艣膰! - z miejsca wybuchn臋艂a Charlotte. - Ustalili艣cie ju偶 dat臋?

- M贸w ciszej, Charlotte - zwr贸ci艂a jej uwag臋 niezadowolona z zachowania synowej lady Abbott. - Zar臋czyny nie zosta艂y jeszcze formalnie og艂oszone. Narobisz nam wstydu.

- Nie zastanawia艂am si臋 jeszcze nad dat膮 艣lubu - przyciszonym g艂osem odpowiedzia艂a Sirena. - Przypuszczam, 偶e porozmawiamy z Ockym na ten temat, kiedy ju偶 b臋dziemy mieli zgod臋 jego ojca.

- W czerwcu! - rzuci艂a podniecona Charlotte. - B臋dziesz wprost bosk膮 czerwcow膮 pann膮 m艂od膮, Sireno. Oczywi艣cie w ko艣ciele 艢wi臋tego Jerzego na Hanover Square. Po ceremonii Gussie i ja wydamy dla was 艣niadanie.

- Je偶eli Sirena zdecyduje si臋 na 艣lub w czerwcu - odezwa艂a si臋 lady Abbott - jestem pewna, 偶e Septimus wyda weselne 艣niadanie. Jego rezydencja jest zdecydowanie bardziej odpo­wiednim miejscem na takie przyj臋cie ni偶 tw贸j male艅ki domek.

U艣miech natychmiast znikn膮艂 z twarzy Charlotte.

- A tobie si臋 nie uda艂o, panno Morgan - z udawanym wsp贸艂czuciem zwr贸ci艂a si臋 szeptem do Allegry. - No c贸偶, jednak nie wszystko mo偶na kupi膰 za pieni膮dze.

- Nie b膮d藕 艣mieszna, lady Charlotte - roze艣mia艂a si臋 Allegra. Oczywi艣cie, 偶e mo偶na. Jestem pewna, 偶e przed ko艅cem sezonu b臋d臋 zar臋czona. - S艂odko u艣miechn臋艂a si臋 do 偶ony ku­zyna.

- Nie wiem, z kim - mrukn臋艂a pod nosem Charlotte.

- Dobry wiecz贸r, lady Abbott, lady Sireno, panno Morgan - pozdrowi艂 panie ksi膮偶臋 Sedgwick. - Gussie, lady Charlotte. - Ksi膮偶臋 z艂o偶y艂 wytworny uk艂on.

- Dobry wiecz贸r, Wasza Mi艂o艣膰 - odpowiedzieli. Tylko Allegra nie przy艂膮czy艂a si臋 do ch贸ralnego powitania. Po raz pierwszy przyjrza艂a si臋 cz艂owiekowi, kt贸rego mia艂a po艣lubi膰. Wygl膮da imponuj膮co - przyzna艂a w duchu - ale jest snobem.

- Lady Sireno, z tego, co mi powiedzia艂 przyjaciel, wicehrabia Pickford, wnosz臋, 偶e mog臋 z艂o偶y膰 pani gratulacje.

- Tak, wielmo偶ny panie - szepn臋艂a Sirena, 艣licznie si臋 rumieni膮c. Rozejrza艂a si臋 na strony. - Ocky nie przyszed艂 z panem?

- Za chwil臋 tu b臋dzie, lady Sireno - zapewni艂 dziewczyn臋 ksi膮偶臋 i zwr贸ci艂 si臋 do Allegry: - Panno Morgan, pozwoli pani - wyj膮艂 jej z r臋ki karnet i male艅kim pi贸rem wpisa艂 swoje nazwisko przy pierwszej i ostatniej pozycji. - I, oczywi艣cie, pragn膮艂bym dotrzyma膰 pani towarzystwa przy kolacji. Pozwoli pani?

- Naturalnie, Wasza Mi艂o艣膰 - potulnie zgodzi艂a si臋 Allegra, k艂aniaj膮c si臋 grzecznie. Spojrza艂 na ni膮 uwa偶nie, dostrzeg艂 z艂o艣liwe b艂yski w fio艂kowych oczach dziewczyny i

roze艣mia艂 si臋. Uj膮艂 jej d艂o艅, podni贸s艂 do ust, uca艂owa艂, sk艂oni艂 si臋 i odszed艂.

- No, no - z przek膮sem powiedzia艂a Charlotte - wcale si臋 nie dziwi臋, 偶e taki m臋偶czyzna interesuje si臋 pann膮 Morgan. - G艂o艣no poci膮gn臋艂a nosem.

- Jaki, madame? - lodowatym tonem zapyta艂a Allegra.

- Droga panno Morgan, ten cz艂owiek nie ma z艂amanego grosza. Wszyscy o tym wiedz膮. Zaleca si臋 do ciebie tylko dlatego, 偶e masz bogatego ojca. Chyba nie masz z艂udze艅. Przy ca艂ej jego pretensjonalno艣ci uwa偶am go za raczej gburowatego. Wcale nie jest przystojny czy dystyngowany. Ludzie m贸wi膮, 偶e mieszka w jednym pokoju, bo reszta rodowej rezy­dencji wali mu si臋 na g艂ow臋.

- Ale maj臋tna 偶ona z pewno艣ci膮 poprawi jego sytuacj臋, prawda, madame? - s艂odziutkim g艂osem spyta艂a Allegra.

- O偶eni si臋 z tob膮 tylko dla pieni臋dzy, je艣li w og贸le zdecyduje si臋 pope艂ni膰 taki mezalians - ci膮gn臋艂a niezra偶ona Charlotte.

- A ja wyjd臋 za m膮偶 za najwy偶szy tytu艂, jaki mog臋 zdoby膰 za pieni膮dze ojca - odpar艂a Allegra.

- Co za brak taktu! Jak mo偶esz m贸wi膰 co艣 takiego - Charlotte by艂a wstrz膮艣ni臋ta szczero艣ci膮 Allegry.

- Bzdura! A czy ty nie po艣lubi艂a艣 mojego kuzyna dla jego tytu艂u? Markiz stoi wy偶ej w hierarchii od twojego ojca. Jako markiza Rowley masz wy偶sz膮 pozycj臋 od swojej matki, szwagierki i si贸str. Dla ciebie to by艂a znakomita partia. Dlaczego ja nie mia艂abym zawrze膰 ma艂偶e艅stwa, kt贸re przyniesie mi podobne korzy艣ci? - u艣miechn臋艂a si臋 Allegra.

Sirena s艂ucha艂a tej wymiany zda艅 z otwart膮 buzi膮. Bezceremonialno艣膰 i szczero艣膰 Allegry nie tylko na niej zrobi艂a wra偶enie. Lady Abbott zastanawia艂a si臋, czy nie powinna zas艂abn膮膰. Charlotte po raz pierwszy zaniem贸wi艂a, a markiz Rowley wybuchn膮艂 艣miechem.

- Co ci臋 tak bawi? - zapyta艂 wicehrabia Pickford, przy艂膮czaj膮c si臋 do towarzystwa.

- Allegra w艂a艣nie zmy艂a mojej 偶onie g艂ow臋 - odpowiedzia艂 Gussie po prostu. - Nie b臋d臋 ci wyja艣nia艂, to zbyt skomplikowane. O, muzycy zaczynaj膮 stroi膰 instrumenty. Zaraz zaczn膮

si臋 ta艅ce. Gratulacje, Ocky, i wierz mi, bardzo si臋 ciesz臋. Moja siostra b臋dzie wspania艂膮 偶on膮. Wiem, 偶e i ty b臋dziesz dla niej dobry.

- Oczywi艣cie, Gussie - zapewni艂 przysz艂ego szwagra wicehrabia Pickford. - Na pewno. Rozleg艂y si臋 d藕wi臋ki menueta i w tej samej chwili pojawi艂 si臋 ksi膮偶臋 Sedgwick. Uj膮艂 d艂o艅

Allegry i poprowadzi艂 j膮 na parkiet. Ta艅czyli w milczeniu. Charlotte nie mia艂a racji - skon­statowa艂a Allegra w duchu. Quinton Hunter jest bardzo przystojny. Nagle u艣wiadomi艂a sobie, 偶e na ni膮 patrzy, i opu艣ci艂a wzrok.

Maj膮tek i uroda - my艣la艂 podczas ta艅ca ksi膮偶臋. Uda艂o si臋! Nawet lepiej, ni偶 si臋 spodziewa艂. B臋dzie m贸g艂 odkupi膰 swoje konie.

- Panno Morgan, czy ojciec rozmawia艂 z pani膮? - zapyta艂 przyciszonym g艂osem, kiedy po sko艅czonym ta艅cu odprowadza艂 j膮 do ciotki.

- Tak. W tej sytuacji my艣l臋, 偶e ma pan prawo zwraca膰 si臋 do mnie po imieniu - odpowiedzia艂a Allegra.

- Przyjd臋, 偶eby zabra膰 ci臋 na kolacj臋, Allegro - oznajmi艂, po czym sk艂oni艂 si臋 i odszed艂. Kolejne kawa艂ki Allegra ta艅czy艂a z r贸偶nymi m艂odymi lud藕mi. Wi臋kszo艣膰 ich, pr贸buj膮c

wkra艣膰 si臋 w jej 艂aski, m贸wi艂a jakie艣 g艂upstwa. Do jednych si臋 u艣miecha艂a, innych ignorowa艂a.

My艣la艂a tylko o tym, 偶e chce wi臋cej wiedzie膰 o cz艂owieku, kt贸rego mia艂a po艣lubi膰. Niemal uradowa艂a si臋, kiedy o p贸艂nocy og艂oszono przerw臋 i ksi膮偶臋 Sedgwick ponownie si臋 pojawi艂, 偶eby towarzyszy膰 jej podczas kolacji.

- Poprosz臋 tylko o lemoniad臋 - powiedzia艂a Allegra. - Lemoniada jest jeszcze zno艣na.

- Wino nie. Jest okropne - stwierdzi艂 sucho. - Mimo to pijemy je.

Wzi臋li napoje i poszli w kierunku samotnej 艂awki, ustawionej w niewielkiej niszy. Allegra usiad艂a, wzi臋艂a z r臋ki ksi臋cia srebrny kubek z lemoniad膮 i zach臋ci艂a go, 偶eby usiad艂 obok niej. Czas jaki艣 popijali napoje w absolutnej ciszy. Pierwszy odezwa艂 si臋 ksi膮偶臋.

- Czy jeste艣 zadowolona, 偶e zostaniesz ksi臋偶n膮 Sedgwick, Allegro?

- Je艣li ty jeste艣 zadowolony, 偶e ja ni膮 zostan臋 - odpowiedzia艂a.

- Jeste艣 bardzo trze藕wo my艣l膮c膮 osob膮 - powiedzia艂. A mo偶e jest zimna - pomy艣la艂.

- M贸j ojciec - zacz臋艂a Allegra z westchnieniem - kocha艂 mam臋. Wysz艂a za niego dla pieni臋dzy i pewnego dnia si臋 zakocha艂a. Uciek艂a z ukochanym, zostawi艂a ojca, brata i mnie. Nie pami臋tam jej. Brat j膮 pami臋ta艂. M贸wi艂, 偶e by艂a bardzo pi臋kna, ale ch艂odna. Nie matka, ale ojciec nauczy艂 mnie, czym jest mi艂o艣膰. Ale to mi艂o艣膰 ojca do dziecka. Nie wiem, czym jest mi艂o艣膰 mi臋dzy kobiet膮 i m臋偶czyzn膮. Ca艂e 偶ycie powtarzano mi, 偶e moja

matka zachowa艂a si臋 skandalicznie, 偶e zrobi艂a rzecz niewybaczaln膮, 偶e z艂ama艂a obowi膮zuj膮ce regu艂y. M贸wiono mi, 偶e ma艂偶e艅stwa s膮 aran偶owane po to i tak, by rodzina ka偶dej ze stron odnios艂a jak膮艣 korzy艣膰. - W naszym przypadku ty 偶enisz si臋 ze mn膮 dla pieni臋dzy i wielkiego spadku po ojcu, kt贸ry pewnego dnia dostan臋. Ja wyjd臋 za ciebie, po­niewa偶 ma艂偶e艅stwo z tob膮 znakomicie poprawia moj膮 pozycj臋. Nasz zwi膮zek jest oparty na rozs膮dnych, pragmatycznych podstawach. W odr贸偶nieniu od mamy ja lubi臋 dzieci i chcia艂abym urodzi膰 ci ich kilkoro. B臋d臋 ci臋 szanowa艂a jako mojego m臋偶a i zawsze b臋d臋 ci wierna. Zdrada nie le偶y w mojej naturze, Wasza Mi艂o艣膰.

Ksi臋cia zaskoczy艂a szczero艣膰 Allegry. By艂a z nim szczera a偶 do b贸lu, zas艂ugiwa艂a wi臋c na to, by i on rozmawia艂 z ni膮 otwarcie.

- Pochodz臋 z rodziny romantyk贸w. I kobiety, i m臋偶czy藕ni w moim rodzie kierowali si臋 w 偶yciu uczuciami. Ojciec, dziadek i jego przodkowie - wszyscy zawierali ma艂偶e艅stwa z mi­艂o艣ci i byli bardzo szcz臋艣liwi. Niestety, m臋偶czy藕ni z mojego rodu byli r贸wnie偶 niepoprawnymi hazardzistami. Co gorsza, kiedy 艣mier膰 zabiera艂a im kobiety, kt贸re obdarzyli uczuciem, zaczynali pi膰. Nosz臋 jedno z najstarszych nazwisk w Anglii i, jak to m贸wi膮, w moich 偶y艂ach p艂ynie najbardziej b艂臋kitna krew w ca艂ym kraju. Ale nie mam grosza przy duszy, Allegro. 呕eni臋 si臋, poniewa偶 musz臋 odbudowa膰 rodowy maj膮tek. Mu­sia艂em sprzeda膰 dwie z moich najlepszych rozp艂odowych klaczy, 偶eby pokry膰 koszty pobytu w Londynie. Rzeczywi艣cie 偶eni臋 si臋 z tob膮 dla pieni臋dzy, ale obiecuj臋 by膰 dobrym m臋偶em. Nie jestem tyranem.

- W taki razie, Wasza Mi艂o艣膰, rozumiemy si臋 doskonale - podsumowa艂a Allegra. Upi艂a 艂yk lemoniady. Ze zdenerwowania, kt贸re starannie ukrywa艂a, zupe艂nie zasch艂o jej w gardle.

- Mam na imi臋 Quinton - powiedzia艂 cicho.

- Quintonie - powt贸rzy艂a mi臋kko.

Dreszcz przeszed艂 mu po plecach. Uczucie by艂o zaskakuj膮ce, niezrozumia艂e.

- My艣la艂am - ci膮gn臋艂a Allegra - 偶e b臋dziemy mogli wzi膮膰 艣lub na jesieni. Ale je艣li pozwolisz, chcia艂abym latem przyjecha膰 do Hunter's Lair, 偶eby dopilnowa膰 prac remonto­wych. Gdyby艣my pobrali si臋 na pocz膮tku pa藕dziernika, w listopadzie mogliby艣my zorganizowa膰 polowanie dla twoich przyjaci贸艂.

- Sk膮d wiesz, 偶e polujemy? - zapyta艂 ksi膮偶臋.

- Wszyscy wiedz膮, 偶e Hunter's Lair le偶y w Hereford i s艂ynie z polowa艅. Ja nie poluj臋. Nie lubi臋 zabija膰 zwierz膮t, Quintonie. B臋d臋 zajmowa艂a si臋 go艣膰mi i uczestniczy艂a w innych rozrywkach, ale nie b臋d臋 goni艂a po polu w szerokiej sp贸dnicy, przylepiona do grzbietu

konia, by schwyta膰 jakiego艣 biednego lisa czy jelenia. Je偶d偶臋 konno w spodniach. Mam nadziej臋, 偶e nie jeste艣 zgorszony. Ciocia Olympia m贸wi, 偶e m臋偶czy藕ni s膮 oburzeni, widz膮c kobiet臋 je偶d偶膮c膮 konno po m臋sku.

- A czy masz 艂adne nogi, Allegro? - za偶artowa艂 przekornie.

- W swoim czasie sam to ocenisz, Quintonie - odpar艂a zuchwale. - Jednak bez wzgl臋du na to, czy mam 艂adne nogi, czy nie, b臋d臋 je藕dzi艂a po m臋sku.

- Jeste艣 bardzo bezpo艣rednia - roze艣mia艂 si臋.

- Zawsze jestem szczera - wyzna艂a.

- To dobrze - przyzna艂. - Zatem nie b臋dziemy mieli przed sob膮 tajemnic, Allegro. Opowiedz mi o Rupercie Tannerze.

- Razem dorastali艣my - odpar艂a, zaskoczona pytaniem.

- On m贸wi, 偶e chce ci臋 po艣lubi膰.

- Ach, to pomys艂 jego ojca - wyja艣ni艂a Allegra z lekkim u艣miechem. - Jest drugim synem. Kiedy tata uzna艂, i偶 powinnam pojecha膰 do Londynu, 偶eby znale藕膰 m臋偶a, postanowili艣my mu powiedzie膰, 偶e chcemy si臋 pobra膰. W ten spos贸b wysz艂abym za kogo艣, kogo znam, i nie musia艂abym wyje偶d偶a膰 z domu. Jego ojciec, naturalnie, bardzo si臋 ucieszy艂, ale m贸j nie. Nie kocham Ruperta i on te偶 mnie nie kocha. Nie by艂o mi臋dzy nami 偶adnej umowy, formalnej czy nieformalnej - doko艅czy艂a.

- W takim razie tw贸j ojciec mo偶e za dwa tygodnie na twoim balu og艂osi膰 nasze zar臋czyny. M贸wiono mi, 偶e w przysz艂ym tygodniu masz zosta膰 przedstawiona na kr贸lewskim dworze.

- Tak. Musz臋 za艂o偶y膰 tak膮 okropn膮 sukni臋 na ogromnych obr臋czach i t臋 straszn膮 peruk臋. B臋d臋 obsypana diamentami i r贸偶nymi innymi klejnotami jak jaka艣 poga艅ska bogini. Na pewno ju偶 wiele godzin wcze艣niej nie b臋d臋 w stanie nic zje艣膰 ani wypi膰. W tym stroju, jak mi m贸wiono, nie mo偶na skorzysta膰 z toalety. Czy rzeczywi艣cie warto si臋 tak m臋czy膰 dla kr贸la, Quintonie?

- Nie martw si臋, b臋dziesz z kuzynk膮, a cz艂owiek zawsze ra藕niej si臋 czuje w towarzystwie kogo艣 bliskiego. Masz zosta膰 moj膮 偶on膮, dlatego musisz by膰 przedstawiona Ich Wysoko­艣ciom kr贸lowi Jerzemu i kr贸lowej Charlotte - spokojnie wyja艣ni艂 ksi膮偶臋.

- Ale przecie偶 przed moim balem nikt nie b臋dzie wiedzia艂, 偶e mamy si臋 pobra膰 - westchn臋艂a Allegra. - Nie chc臋 nikomu m贸wi膰, poniewa偶 pragn臋, 偶eby Sirena nacieszy艂a si臋 zar臋czy­nami z Ockym. Zale偶y mi, 偶eby to ona chocia偶 przez pewien czas by艂a gwiazd膮

londy艅skiego towarzystwa, 偶eby to o niej wszyscy m贸wili. Oboje wiemy, 偶e informacja o naszych zar臋czynach zepchnie ich na drugi plan, a to by by艂o nie w porz膮dku.

- Podzielam twoje zdanie - zgodzi艂 si臋 ksi膮偶臋. Z ulg膮 skonstatowa艂, 偶e ta dumna i bogata dziewczyna ma dobre serce. Teraz by艂 przekonany, 偶e b臋dzie im dobrze. - Kiedy przyje­dziesz do Hunter's Lair? - zapyta艂.

- Musz臋 najpierw pojecha膰 do domu, my艣l臋 jednak, 偶e b臋d臋 mog艂a przyjecha膰 na pocz膮tku lipca. O ile wiem, nie jeste艣 przygotowany na przyj臋cie go艣ci, zabior臋 wi臋c z sob膮 tylko swoj膮 pokoj贸wk臋, Honor. Jestem pewna, 偶e ludzie zaczn膮 plotkowa膰, ale poniewa偶 zar臋czyny ju偶 b臋d膮 og艂oszone i data 艣lubu wyznaczona, nie b臋d臋 przejmowa艂a si臋 plotkami. Naturalnie, je艣li tobie to nie przeszkadza.

- Bardzo rozs膮dnie - pochwali艂 szczerze. Wzi膮艂 j膮 za r臋k臋 i zajrza艂 g艂臋boko w fio艂kowe oczy. - Mam ju偶 zgod臋 twego ojca, Allegro, teraz prosz臋 o twoj膮. Wyjdziesz za mnie?

- Tak, Quintonie, wyjd臋 - odpowiedzia艂a przyciszonym g艂osem, zadowolona, 偶e Quinton nie wie, jak bardzo szybko bije jej serce. - Jestem zaszczycona, 偶e zostan臋 twoj膮 偶on膮.

Rozdzia艂 4

Wieczorem trzydziestego pierwszego maja wszystkie drzewa na Berkley S膮uare by艂y ozdobione papierowymi lampionami. 艢wiate艂ka rado艣nie migota艂y, ca艂y plac wygl膮da艂 jak kraina ba艣ni. Z bocznych ulic wolno wyje偶d偶a艂y powozy, czekaj膮c cierpliwie, a偶 b臋d膮 mog艂y podjecha膰 pod rezydencj臋 lorda Septimusa Morgana i wysadzi膰 pasa偶er贸w. Tu lokaje w czarno- srebrnych liberiach witali go艣ci i pomagali im wysi膮艣膰 z powoz贸w. W drzwiach do rezydencji przyby艂ych wita艂 pe艂en godno艣ci lokaj g艂贸wny. Inni lokaje prowadzili go艣ci na pi臋tro, gdzie w du偶ym widnym pokoju, z przer贸偶nymi pachnid艂ami i urz膮dzeniami sanitarnymi, panie mog艂y si臋 od艣wie偶y膰. Panowie mogli zrobi膰 to samo w innym pomieszcze­niu. Takie rozwi膮zanie wszystkim bardzo si臋 podoba艂o. Z regu艂y bowiem toalety umieszczano za barwnymi parawanami w rogach sali balowej i pod koniec wieczoru okropnie z nich 艣mierdzia艂o.

Po wyj艣ciu z toalet go艣ci prowadzono do sali balowej. W wej艣ciu witali si臋 z gospodarzem i jego c贸rk膮, potem pot臋偶ny majordomus tubalnym g艂osem, kt贸ry dociera艂 do najdalszych zak膮tk贸w, anonsowa艂 przybycie poszczeg贸lnych go艣ci. Jeszcze dwa kroki i ju偶 wchodz膮cy

znajdowali si臋 w sali balowej rezydencji lorda Morgana w艣r贸d najpopularniejszych postaci londy艅skiego towarzystwa.

Nikt nie odrzuci艂 zaproszenia na bal panny Morgan. Mia艂 by膰 na nim Prinny, ksi膮偶臋 Walii i nast臋pca tronu. Poza tym kilka dni temu rozesz艂a si臋 pog艂oska, 偶e tego wieczoru maj膮 zosta膰 og艂oszone zar臋czyny panny Morgan, jednak nikt nie mia艂 nawet bladego poj臋cia, z kim. Zawsze widywano j膮 w towarzystwie kuzynki, lady Sireny Abbott, Octaviana Bairda, wicehrabiego Pickford, i ich przyjaci贸艂. Na pewno nie wyr贸偶nia艂a 偶adnego z pan贸w. Tajemnicza sprawa, je艣li, oczywi艣cie, pog艂oska mia艂a okaza膰 si臋 prawd膮.

Lady Bellingham z u艣miechem zadowolenia na twarzy siedzia艂a w swojej najmodniejszej, srebrno- granatowej sukni balowej. Razem z m臋偶em, jako jedyni z go艣ci, zostali zaproszeni na obiad, kt贸ry wydano przed balem. Na obiedzie by艂a r贸wnie偶 markiza wdowa Rowley, jej c贸rka, wicehrabia Pickford, markiz Rowley i jego g艂upia 偶ona, ale oni wszyscy nale偶eli przecie偶 do rodziny. Przyby艂 r贸wnie偶 ksi膮偶臋 Sedgwick. Zainteresowanie lady Bellingham natychmiast wzros艂o. I do niej bowiem dotar艂y pog艂oski o zar臋czynach Allegry Morgan.

- Septimusie? - zwr贸ci艂a si臋 do gospodarza, 偶膮daj膮c odpowiedzi na niezadane pytanie. Zatrzyma艂a wzrok na Quintonie Hunterze, potem ponownie spojrza艂a na lorda Morgana.

- Pierwsza si臋 dowiesz, Clarice - odpowiedzia艂 przyciszonym g艂osem, z dziwnym b艂yskiem w oczach. - Nawet rodzina jeszcze nic nie wie. W艂a艣nie dlatego wyda艂em obiad. Jeste艣 za­dowolona?

- Bardzo - przyzna艂a lady Bellingham. - Vanessa Tarleton, matka Quintona, to moja kuzynka, najstarsza c贸rka markiza Rufforda. Posag mia艂a tak marny, 偶e nawet c贸rka ch艂opa nie mia艂aby si臋 czym pochwali膰, ale Charles Hunter si臋 w niej zakocha艂. By艂a urocza. Zmar艂a, kiedy Quinton mia艂 jedena艣cie lat, a jego brat, George, sze艣膰. Urodzi艂a male艅k膮 c贸reczk臋 i odda艂a ducha Bogu. Dziecko zmar艂o kilka godzin p贸藕niej. Pochowano j膮 z c贸rk膮 w ramionach. To by艂a wielka tragedia. Charles zapi艂 si臋 na 艣mier膰, ale najpierw przegra艂 wszystko, co mu zosta艂o. Stary Rufford zadba艂 o dobre wykszta艂cenie wnuk贸w, chocia偶 wi膮za艂o si臋 to z wydatkami, na kt贸re w zasadzie nie m贸g艂 sobie pozwoli膰. Du偶a cz臋艣膰 jego maj膮tku mia艂a przej艣膰 na najstarszego syna, dziedzica rodu. Moja matka by艂a m艂odsz膮 siostr膮 Rufforda. Quinton jest dumny, Septimusie, ale jest cz艂owiekiem prawym i uczciwym.

- Obserwuj膮c jego zachowanie wobec Allegry, doszed艂em do tych samych wniosk贸w, Clarice. Traktuje j膮 z wielk膮 偶yczliwo艣ci膮, jest czu艂y i delikatny. Allegra oczywi艣cie nigdy

si臋 do tego nie przyzna, ale bardzo b臋dzie si臋 stara艂a jak najlepiej i jak najgodniej pe艂ni膰 rol臋 ksi臋偶nej Sedgwick.

- Septimusie, niczego jej nie brakuje. Doskonale sobie poradzi i dam g艂ow臋, 偶e b臋dzie wzorow膮 ksi臋偶n膮 - zapewni艂a z uspokajaj膮cym u艣miechem lady Bellingham. - To 艣wietna partia, Septimusie! Jutro ca艂y Londyn tylko o tym b臋dzie m贸wi艂 - zachichota艂a.

Clarice Bellingham z u艣miechem zadowolenia na twarzy wodzi艂a wzrokiem po sali balowej. O tak! A to dopiero wszyscy b臋d膮 zaskoczeni, jak膮 doskona艂膮 parti臋 uda艂o si臋 zrobi膰 pannie Morgan. Oczywi艣cie, znajd膮 si臋 i tacy, kt贸rzy b臋d膮 twierdzi膰, 偶e tylko dzi臋ki maj膮tkowi zdoby艂a ksi臋cia. No c贸偶, to przecie偶 prawda. Jej pieni膮dze i jego tytu艂, co za maria偶! A jednak Allegra Morgan zostanie ksi臋偶n膮. B臋dzie 偶on膮 cz艂owieka o najbardziej b艂臋kitnej krwi w ca艂ej Anglii. Quinton przyjecha艂 do Londynu szuka膰 偶ony bez wi臋kszych nadziei, tymczasem uda艂o mu si臋 zdoby膰 jedn膮 z najcenniejszych nagr贸d nie tylko tego, ale wielu innych sezon贸w. Jego przyjaciele te偶 nie藕le sobie poradzili. M艂ody Pickford i s艂odka Sirena. Hrabia Aston zar臋czy艂 si臋 ze 艣redni膮 c贸rk膮 markizy Rufford, Eunice, a lord Walworth ku swemu zdumieniu wpad艂 w sid艂a jej w艂asnej kuzynki, Caroline Bellingham. Tak, bez dw贸ch zda艅, to by艂 bardzo udany sezon!

Na podium rozstawiona orkiestra nagle uderzy艂a w b臋bny, zabrzmia艂y fanfary. Prinny, ksi膮偶臋 i nast臋pca tronu, w towarzystwie gospodarza, wkroczy艂 na sal臋. Za nim wesz艂a Allegra. Lord Morgan skin膮艂 na muzyk贸w, rozleg艂y si臋 d藕wi臋ki menueta. Ksi膮偶臋 sk艂oni艂 si臋 przed Allegra, dziewczyna z艂o偶y艂a wdzi臋czny uk艂on i ruszyli do ta艅ca. Ta艅czyli pi臋knie, a gdy sko艅czyli, rozleg艂y si臋 gromkie brawa. Ksi膮偶臋 Jerzy, znany jako Prinny, by艂 przystojnym trzydziestoletnim m臋偶czyzn膮 o blond w艂osach, niebieskich oczach i r贸偶owej cerze. Z Allegra tworzyli pi臋kn膮 par臋. Odprowadzi艂 dziewczyn臋 z powrotem do ojca i sk艂oni艂 si臋 przed obojgiem.

- Dzi臋kuj臋, Wasza Wysoko艣膰 - powiedzia艂a Allegra i znowu z艂o偶y艂a uk艂on.

- Je偶eli Wasza Wysoko艣膰 pozwoli - poprosi艂 lord Morgan - chcia艂bym co艣 og艂osi膰.

- Chodzi o jej zar臋czyny? - zapyta艂 podekscytowany ksi膮偶臋 Jerzy.

Lord Morgan z u艣miechem skin膮艂 g艂ow膮. Ksi膮偶臋 by艂 nieco dziecinny i przepada艂 za tajemnicami.

- Z ksi臋ciem Sedgwick - lord Morgan przyciszonym g艂osem zaspokoi艂 ciekawo艣膰 ksi臋cia.

- Co艣 takiego! - wykrzykn膮艂 ksi膮偶臋 Jerzy. - Znakomita partia, panno Morgan, a jeszcze lepsza dla Huntera. Obojgu serdecznie gratuluj臋. Sedgwick - zwr贸ci艂 si臋 do ksi臋cia, kt贸ry w艂a艣nie do nich do艂膮czy艂 - ty naprawd臋 powiniene艣 gra膰! Jak si臋 zdaje, masz ogromne

szcz臋艣cie. Dziewczyna jest nie tylko bardzo pi臋kna, ale r贸wnie偶 bogata! - Roze艣mia艂 si臋 serdecznie. By艂 tak z siebie zadowolony, jakby to on doprowadzi艂 do zar臋czyn. - No, Morgan, og艂aszaj, co masz og艂osi膰, 偶ebym m贸g艂 zagra膰 w karty - poleci艂, znowu chichocz膮c.

Lord Morgan ponownie da艂 znak muzykom, rozleg艂o si臋 wdzi臋czne tam- tam- tam, gospodarz wszed艂 na podium.

- Panie, panowie, mam zaszczyt i przyjemno艣膰 og艂osi膰 zar臋czyny mojej c贸rki, Allegry, z panem Quintonem Hunterem, ksi臋ciem Sedgwick.

Rozleg艂y si臋 okrzyki rado艣ci, ale zanim par臋 zasypano gratulacjami, muzycy zacz臋li gra膰 ludowy taniec wirowy. Go艣cie zostali zmuszeni do ta艅ca. Sirenie jednak uda艂o si臋 wymin膮膰 ta艅cz膮cych i odci膮gn膮膰 kuzynk臋 na stron臋.

- Dlaczego nic mi nie powiedzia艂a艣? - z艂o艣ci艂a si臋. - Nigdy nie mia艂y艣my przed sob膮 tajemnic.

- Poniewa偶 chcia艂am, 偶eby艣 nacieszy艂a si臋 zainteresowaniem, jakie wzbudzi艂y twoje zar臋czyny. Gdybym ci powiedzia艂a, Sireno, 偶e ja i ksi膮偶臋 r贸wnie偶 jeste艣my po s艂owie, ca艂a sprawa przesta艂aby by膰 tajemnic膮.

- Kiedy poprosi艂 ci臋 o r臋k臋? - pyta艂a podniecona Sirena.

- Ksi膮偶臋 i tata doszli do porozumienia kilka tygodni temu, potem poprosi艂 mnie o r臋k臋 - przyzna艂a Allegra.

- Kochasz go? - na 艣licznej buzi Sireny wida膰 by艂o wielkie napi臋cie.

- Prawie go nie znam - odpowiedzia艂a Allegra szczerze.

- To jak mo偶esz za niego wyj艣膰? - lamentowa艂a Sirena.

- Sireno, moja ukochana, romantyczna kuzyneczko, on jest ksi臋ciem Sedgwick. Jak mog臋 za niego nie wyj艣膰? - zdziwi艂a si臋 Allegra.

- To takie zimne podej艣cie! - wykrzykn臋艂a Sirena, a jej br膮zowe oczy zasz艂y 艂zami.

- Nie, to rozs膮dne podej艣cie - przekonywa艂a Allegra cichym, spokojnym g艂osem. - Musz臋 wyj艣膰 za m膮偶, kochanie. Niewa偶ne, za kogo wyjd臋, ka偶dy o偶eni si臋 ze mn膮 dla pieni臋dzy. Czy mog臋 wierzy膰, 偶e b臋dzie inaczej? Ty i Ocky pobieracie si臋 z mi艂o艣ci, ale takie ma艂偶e艅stwa s膮 rzadko艣ci膮 w naszym 艣rodowisku, to luksus, na kt贸ry tylko nieliczni mog膮 sobie pozwoli膰. Zapewniam ci臋, jestem zadowolona z zar臋czyn z ksi臋ciem.

- Ja te偶 - powiedzia艂 ksi膮偶臋, podchodz膮c do dziewcz膮t. - Lady Sireno, prosz臋 si臋 nie obawia膰, b臋d臋 dobrze opiekowa艂 si臋 twoj膮 kuzynk膮.

- Chod藕, kochanie - rozleg艂 si臋 g艂os wicehrabiego Pickford - zata艅czymy. Ludzie zaczn膮 gada膰, Sireno, je艣li ze mn膮 nie zata艅czysz. I wszystkie poluj膮ce na m臋偶贸w panny znowu zaczn膮 si臋 za mn膮 ugania膰. A to b臋dzie wy艂膮cznie twoja wina, kochanie - dra偶ni艂 si臋 z narzeczon膮, prowadz膮c j膮 do ta艅ca.

- Kuzynka bardzo ci臋 kocha - zauwa偶y艂 ksi膮偶臋.

- Ja te偶 j膮 kocham - przyzna艂a Allegra. Wsun臋艂a r臋k臋 pod rami臋 ksi臋cia. - Zata艅czymy, panie?

- Nie lubi臋 ta艅czy膰 - wyzna艂.

- Ja te偶 nie lubi臋 - przyzna艂a Allegra - ale to m贸j bal. J臋zyki p贸jd膮 w ruch, je艣li nie poka偶emy si臋 w ta艅cu.

- Allegro, masz wielkie poczucie tego, co w艂a艣ciwe - powiedzia艂 ze 艣miechem. - Naprawd臋 jeste艣 bardzo rozs膮dn膮 m艂od膮 dam膮. Chyba jeste艣 bardziej podobna do ojca ni偶 do matki. Nie zakochasz si臋 w kim艣 innym i nie odejdziesz ode mnie.

- Ale pewnego dnia ty mo偶esz si臋 zakocha膰 i wtedy mnie zostawisz - odparowa艂a Allegra.

- Nie wierz臋 w mi艂o艣膰 - powiedzia艂 szczerze. - Mi艂o艣膰 jest przyczyn膮 powa偶niejszych problem贸w ni偶 pieni膮dze czy ich brak. A poniewa偶, 偶eni膮c si臋 z tob膮, staj臋 si臋 cz艂owiekiem bogatym i poniewa偶 nie wierz臋 w mi艂o艣膰, prawdopodobie艅stwo, 偶e kiedy艣 ci臋 zostawi臋, Allegro, prawie nie istnieje.

- Mo偶esz zmieni膰 zdanie, Quintonie, kiedy zaczn臋 odrestaurowywa膰 Hunter's Lair - dra偶ni艂a si臋. - Z tego, co s艂ysza艂am, b臋d臋 musia艂a wyda膰 na to fortun臋.

- Kocham ten stary dom - przyzna艂 ze 艣miechem. - Wiem jednak, 偶e wymaga remontu. Moja droga, zmieniaj, co tylko chcesz. Zostaw tylko wielk膮 sal臋, 偶ebym m贸g艂 przyjmowa膰 towarzyszy polowa艅.

- Dobrze - zgodzi艂a si臋 z u艣miechem. - A teraz chod藕my zata艅czy膰 i niech nam dzisiaj wszyscy zazdroszcz膮.

- Ale偶, panno Morgan - teraz ksi膮偶臋 dra偶ni艂 si臋 z narzeczon膮 - co za niesforne zachowanie! Nie spodziewa艂em si臋 tego po dobrze wychowanej m艂odej damie. Chocia偶 nie powiem, 偶e mnie to nie cieszy.

- Latem b臋dziemy mieli okazj臋 lepiej si臋 pozna膰 - powiedzia艂a Allegra. - Mam nadziej臋, 偶e potem nadal b臋dziemy darzyli si臋 sympati膮. Ma艂偶e艅stwo b臋dzie bardziej udane, je艣li si臋 polubimy, Quintonie.

Nieco p贸藕niej przypomnia艂 sobie t臋 uwag臋 Allegry. By艂a rozs膮dna, ale wyczuwa艂 w niej wra偶liwo艣膰 na ciosy, z kt贸rej - m贸g艂 si臋 za艂o偶y膰 - sama nie zdawa艂a sobie sprawy. By艂a bardzo

inteligentna, sp臋dzi艂a kilka miesi臋cy w Londynie, ale w g艂臋bi serca nadal by艂a niewinn膮, prostoduszn膮 dziewczyn膮. Musia艂 przyzna膰, 偶e pragnie chroni膰 Allegr臋 przed wszystkim, co mo偶e sprawi膰 jej b贸l. U艣miechn膮艂 si臋 do siebie. Okazuje si臋, 偶e 偶aden m臋偶czyzna nie oprze si臋 czarowi kobiety. Kiedy wcze艣niej tego wieczoru w prezencie zar臋czynowym da艂 jej pier艣cionek z ametystem otoczonym brylantami, niemal pisn臋艂a z rado艣ci. Jej reakcja rozbawi艂a go, ale te偶 wzruszy艂a.

- Jest pi臋kny. Jakim cudem sta膰 ci臋 na taki pier艣cionek? - zapyta艂a.

- To klejnot rodzinny - wyja艣ni艂. - Jeden z niewielu, kt贸re nie posz艂y na sp艂at臋 karcianych d艂ug贸w. Wybra艂em go, Allegro, poniewa偶 g艂臋boki kolor kamienia przypomina twoje oczy. Otworzy艂a usta ze zdumienia. W tej samej chwili zda艂a sobie spraw臋 ze swojej reakcji i

po艣piesznie je zamkn臋艂a.

- 艁adnie, 偶e tak m贸wisz - powiedzia艂a, wyci膮gn臋艂a d艂o艅 przed siebie i jeszcze przez chwil臋 podziwia艂a pier艣cionek.

- Allegro, to prawda, 偶e ci臋 nie kocham - uj膮艂 i uca艂owa艂 jej d艂o艅 - ale z przyjemno艣ci膮 m贸wi臋 ci mile rzeczy.

- Szkoda, 偶e nie mia艂am tego pier艣cionka, kiedy przedstawiano mnie na kr贸lewskim dworze. Wszystkie dziewczyny, a zw艂aszcza te, kt贸re przede mn膮 zadziera艂y nosa, zzielenia艂yby z zazdro艣ci!

- Z艂o偶y艂a艣 tak pi臋kny uk艂on, 偶e inni poczuli si臋 zawstydzeni - zapewni艂. ~ To by艂 uk艂on, jakiego nie powstydzi艂aby si臋 ksi臋偶na Sedgwick.

- To cud, 偶e utrzyma艂am r贸wnowag臋 w tej strasznej sukni - wspomina艂a Allegra. - Przez drzwi w tych ogromnych krynolinach trzeba przechodzi膰 bokiem. Kiedy sk艂ada艂am uk艂on, omal si臋 nie wywr贸ci艂am. A dekolt sukni, jak ka偶e obecna moda, by艂 wyj膮tkowo g艂臋boki, tak 偶e ca艂e piersi pokaza艂am Jego Wysoko艣ci kr贸lowi Jerzemu. Ale chyba w og贸le nie zwr贸ci艂 na to uwagi. A peruka, kt贸r膮 musia艂am za艂o偶y膰, przysi臋gam, Quintonie, wa偶y艂a chyba ton臋! Mia艂am wra偶enie, 偶e pod jej ci臋偶arem zaraz mi kark p臋knie.

- S膮dzi艂em, 偶e raczej mi艂ym akcentem by艂y go艂臋bie fruwaj膮ce mi臋dzy brylantami - rzuci艂 z b艂yskiem rozbawienia w oczach.

- Gotowa jestem przysi膮c - roze艣mia艂a si臋 Allegra - 偶e gdyby mo偶na by艂o wykorzysta膰 偶ywe ptaki, niekt贸re ambitne matki z pewno艣ci膮 by to zrobi艂y. Wol臋 proste stroje.

Takie jak suknia, kt贸r膮 masz teraz na sobie - pomy艣la艂, kiedy ta艅czyli ostatniego tego wieczoru menueta. Wykonana by艂a z kremowego damasce艅skiego jedwabiu, z podniesionym stanem i wierzchni膮 sp贸dnic膮 z b艂yszcz膮cego, przezroczystego, z艂otego jedwabiu. Spod sukni

wida膰 by艂o czubki malutkich z艂otych pantofelk贸w, w ciemne loki mia艂a wplecione z艂ote wst膮偶ki. Smuk艂膮 szyj臋 okala艂 sznur pere艂, w uszach po艂yskiwa艂y kolczyki r贸wnie偶 z pere艂. Elegancja i zamo偶no艣膰 wsp贸艂gra艂a z prostot膮. Tego wieczoru, przyjrzawszy si臋 jej uwa偶nie, po raz pierwszy pomy艣la艂, 偶e Allegra jest niezwykle pi臋kn膮 kobiet膮. Oczywi艣cie, wcze艣niej te偶 zauwa偶y艂, 偶e jest 艂adna, poza tym, B贸g 艣wiadkiem, wszyscy tak m贸wili. Bogata i pi臋kna - s艂ysza艂 ca艂y wiecz贸r, kiedy znajomi sk艂adali mu gratulacje. Dotychczas jednak nigdy uwa偶nie si臋 jej nie przyjrza艂.

Twarz w kszta艂cie serca mia艂a idealn膮 lini臋. Nos prosty, z odrobin臋 zadartym do g贸ry koniuszkiem. Brwi g臋ste i czarne odziedziczy艂a po walijskich przodkach. Fio艂kowe oczy, du偶e i b艂yszcz膮ce, os艂ania艂y ci臋偶kie firany czarnych rz臋s. Dolna warga by艂a pe艂niejsza ni偶 g贸rna. Ma艂e usta wygl膮da艂y nami臋tnie, kusz膮co. W tej chwili mia艂 ochot臋 j膮 poca艂owa膰. By艂a wysoka jak na dziewczyn臋, ale to mu nie przeszkadza艂o. Mia艂a smuk艂膮 sylwetk臋, ale piersi kr膮g艂e, 艂adnie ukszta艂towane. Uzna艂, 偶e ka偶da doskonale wype艂ni jego d艂o艅.

Dopiero w tej chwili pomy艣la艂, 偶e przecie偶 p贸jdzie z ni膮 do 艂贸偶ka. Nie by艂 pewien, jak b臋dzie to robi艂 z 偶on膮. Ona, naturalnie, jest dziewic膮. Nigdy nie mia艂 dziewicy. Fakt, 偶e nie kocha艂 Allegry, nie mia艂 znaczenia. Nie kocha艂 偶adnej z kobiet, z kt贸rymi sypia艂, ale teraz sytuacja by艂a, oczywi艣cie, inna. Allegra zostanie jego 偶on膮. Czy m臋偶czyzna mo偶e kocha膰 kobiet臋, z kt贸r膮 idzie do 艂贸偶ka? Czy 偶ona potrafi wzbudzi膰 w nim po偶膮danie? A mo偶e po偶膮danie jest tylko sposobem na mi艂e sp臋dzenie czasu? I jak bogobojnie wychowana panienka przyjmie cielesn膮 nami臋tno艣膰? B臋dzie musia艂 by膰 czu艂y i delikatny.

- Quintonie, taniec si臋 sko艅czy艂 - rozmy艣lania niespodziewanie przerwa艂 mu g艂os Allegry. - Uwa偶aj, panie, bo ludzie zaczn膮 gada膰, 偶e straci艂e艣 g艂ow臋. O czym ty, u licha, my艣lisz?

- O p贸j艣ciu z tob膮 do 艂贸偶ka - odpowiedzia艂 szczerze i z przyjemno艣ci膮 spostrzeg艂, jak na jej policzki wyp艂ywa silny rumieniec. I nagle si臋 przekona艂, 偶e niewinno艣膰 jest silnym afro­dyzjakiem. Poczu艂, 偶e spodnie nagle zacz臋艂y go uciska膰.

- Och - szepn臋艂a Allegra i zacz臋艂a przygryza膰 doln膮 warg臋 drobnymi, ma艂ymi z膮bkami. - Jeszcze nie zastanawia艂am si臋 nad t膮 stron膮 naszego ma艂偶e艅stwa.

Po wyj艣ciu go艣ci Quinton zaprowadzi艂 Allegr臋 na taras wychodz膮cy na ogr贸d. Kiedy usiad艂a na marmurowej 艂aweczce, uj膮艂 jej d艂o艅.

- Allegro, m贸wi艂a艣, 偶e chcesz mie膰 dzieci - uwa偶nie obserwowa艂 jej twarz, chc膮c wyczyta膰 prawd臋.

- O tak - odpowiedzia艂a bez namys艂u.

- A zatem, moja droga, musimy skonsumowa膰 nasz zwi膮zek. Tylko w ten spos贸b mo偶emy mie膰 dzieci - cierpliwie wyja艣nia艂 ksi膮偶臋. Mia艂 nadziej臋, 偶e nie zaszokuje ani nie przerazi dziewczyny.

- Nie jestem idiotk膮, Quintonie - rzek艂a ostro. - Wiem, sk膮d si臋 bior膮 dzieci. Ka偶da dziewczyna to wie, nawet je艣li udaje ignorantk臋.

- Ale powiedzia艂a艣... - zacz膮艂 niepewnie.

- Powiedzia艂am, 偶e jeszcze nie my艣la艂am o tej stronie naszego ma艂偶e艅stwa, i rzeczywi艣cie, jeszcze si臋 nad tym nie zastanawia艂am. Wiem jednak, 偶e b臋dzie musia艂o do tego doj艣膰 - t艂umaczy艂a Allegra. - Nie pospieszaj mnie, panie. Jeszcze nigdy si臋 nie ca艂owa艂am.

- To da si臋 od razu naprawi膰 - zapewni艂. Koniuszkami palc贸w dotkn膮艂 jej warg, Allegra szeroko otworzy艂a oczy. Czu艂, jakby dotyka艂 p艂atk贸w r贸偶y. Uni贸s艂 jej twarz ku g贸rze i po­ca艂owa艂 j膮 czule, delikatnie przyciskaj膮c wargi do ust dziewczyny. Nie艣mia艂o odda艂a poca艂unek. Zaskoczony poczu艂, jak zalewa go fala s艂odyczy, jak gwa艂townie budz膮 si臋 zmys艂y.

- To by艂o mi艂e - przyzna艂a Allegra. - Czy ty dobrze ca艂ujesz? Nigdy nie poznam poca艂unk贸w innego m臋偶czyzny, wi臋c jestem ciekawa, jak ocenia艂y ci臋 twoje kochanki.

W pierwszej chwili mia艂 ochot臋 si臋 roze艣mia膰, w nast臋pnej, u艣wiadomiwszy sobie szczero艣膰 i naiwno艣膰 pytania, nie m贸g艂 otrz膮sn膮膰 si臋 ze zdumienia.

- Allegro, 偶adna z pa艅, kt贸re ca艂owa艂em, nigdy nie m贸wi艂a, 偶e jest niezadowolona - odpowiedzia艂.

- Prawdopodobnie nigdy by nie powiedzia艂a, chyba 偶e zrobi艂by艣 to bardzo 藕le - skwitowa艂a z westchnieniem. - Zauwa偶y艂am, 偶e kobiety w艂a艣nie takie s膮. Lubi膮 mie膰 艣wi臋ty spok贸j.

- Allegro, jestem pewien - zirytowa艂 si臋 ksi膮偶臋 - 偶e 艣wietnie ca艂uj臋. Po co w og贸le zadajesz takie pytania?

- O m贸j Bo偶e, urazi艂am ci臋, panie? Przepraszam. - Ale u艣miech na jej 艣licznej twarzy wcale nie wyra偶a艂 skruchy.

- Czy mam sporz膮dzi膰 list臋 pa艅 zadowolonych z moich poca艂unk贸w, 偶eby艣 mog艂a sama z nimi porozmawia膰? - Ksi膮偶臋 bynajmniej nie zamierza艂 pozostawi膰 Allegrze ostatniego

s艂owa. Przecie偶 to by艂 jej pierwszy poca艂unek, przynajmniej tak twierdzi艂a. Powinna dr偶e膰 z podniecenia, a nie 偶膮da膰 referencji rekomenduj膮cych go jako sprawnego kochanka. Allegra wyczu艂a niezadowolenie w jego g艂osie i teraz ona si臋 zniecierpliwi艂a.

- Jestem ciekawa, Quintonie. Po prostu ciekawa - o艣wiadczy艂a. - Uczono mnie, 偶e ciekawo艣膰 nie jest grzechem 艣miertelnym, wr臋cz odwrotnie, to cecha, kt贸r膮 warto piel臋gnowa膰. M贸wi艂am ci, 偶e nigdy 偶aden m臋偶czyzna mnie nie ca艂owa艂. Przykro mi, 偶e czujesz si臋 ura偶ony moj膮 ciekawo艣ci膮. Ale skoro masz zamiar si臋 ze mn膮 o偶eni膰, obawiam si臋, 偶e b臋dziesz musia艂 si臋 do niej przyzwyczai膰.

- B臋d臋 r贸wnie偶 musia艂 przyzwyczai膰 si臋 do twojej szczero艣ci i bezpo艣rednio艣ci - doda艂 ci膮gle jeszcze zirytowanym tonem.

- Wielkie dzi臋ki, panie - Allegra wybuchn臋艂a 艣miechem. - Mamy pierwsz膮 k艂贸tni臋, a nawet jeszcze nie jeste艣my po 艣lubie. Mog臋 si臋 za艂o偶y膰, 偶e Sirena i Ocky jeszcze si臋 o nic nie k艂贸cili.

- Oni si臋 kochaj膮. Ciel臋ce oczy i ca艂kowite og艂upienie - podsun膮艂 wyja艣nienie z nutk膮 nagany w g艂osie.

- A my si臋 nie kochamy - stwierdzi艂a Allegra. W tej chwili wcale nie by艂a pewna, czy brak uczucia jest jej oboj臋tny. Otrz膮sn臋艂a si臋 z niepokoj膮cych my艣li. Mi艂o艣膰 wi膮za艂a si臋 ze zdrad膮, przez mi艂o艣膰 ludzie bywaj膮 nieszcz臋艣liwi. Lepsze jest ma艂偶e艅stwo z rozs膮dku.

- Nie potrafisz 偶ywi膰 urazy, prawda? - ksi膮偶臋 bardziej stwierdzi艂, ni偶 zapyta艂. Irytacja min臋艂a, wraca艂 mu dobry humor.

- Raczej nie - odpowiedzia艂a z nik艂ym u艣miechem.

- O, tu jeste艣cie - ciotka wysz艂a na balkon. - Allegro, ojciec ci臋 szuka. Widz臋 jednak, 偶e wszystko w porz膮dku. Powiem mu, gdzie jeste艣cie. - U艣miechn臋艂a si臋 i szybko znikn臋艂a.

- Chcia艂aby艣 obejrze膰 wsch贸d s艂o艅ca? - zapyta艂 ksi膮偶臋.

- W Londynie? To niemo偶liwe - zdziwi艂a si臋 Allegra.

- Mo偶emy wzi膮膰 m贸j pow贸z i pojecha膰 za miasto. Zd膮偶ymy - zaproponowa艂. - Mo偶e Ocky i Sirena zechc膮 si臋 przy艂膮czy膰.

- Je偶eli wytrzymasz ich ci膮g艂e gruchanie i pieszczoty - powiedzia艂a Allegra. - Ja chyba sobie z tym poradz臋.

- Czy w ten spos贸b chcesz mi da膰 do zrozumienia, 偶e pragniesz zosta膰 ze inn膮 sam na sam? - zapyta艂 ze 艣miechem.

- Za kilka miesi臋cy mamy si臋 pobra膰, Quintonie. Chc臋 ci臋 lepiej pozna膰 - wyja艣ni艂a. - Je偶eli jednak rzeczywi艣cie chcesz, 偶eby towarzyszy艂a nam kuzynka z narzeczonym, po艣l臋 po nich lokaja.

- Nie - szepn膮艂 i obj膮艂 j膮 ramionami. - Ja te偶 pragn臋 ci臋 lepiej pozna膰, Allegro. - Spojrza艂 z g贸ry w jej twarz.

Serce dziewczyny zacz臋艂o bi膰 jak oszala艂e. Do licha, ale偶 jest przystojny! A te jego srebrnoszare oczy chyba potrafi膮 hipnotyzowa膰.

- Masz d艂u偶sze rz臋sy ni偶 ja - wyrzuci艂a z siebie.

- Doprawdy? - u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.

- Tak! - potwierdzi艂a. Teraz skupi艂a wzrok na ustach, kt贸re chwil臋 wcze艣niej z艂o偶y艂y na jej wargach pierwszy poca艂unek. By艂y du偶e, mimo to zdawa艂y si臋 delikatne.

- Wiesz, Allegro - powiedzia艂 - my艣l臋, 偶e zanim ruszymy, by ogl膮da膰 wsch贸d s艂o艅ca, powinienem jeszcze raz ci臋 poca艂owa膰. - I poca艂owa艂 j膮, tym razem trzymaj膮c w ramionach i mocno przytulaj膮c do siebie.

Allegr臋 przeszy艂 dreszcz. Przez moment czu艂a si臋 ca艂kowicie bezradna, omdla艂a. Dziwne uczucie min臋艂o r贸wnie szybko, jak si臋 pojawi艂o. Kiedy si臋 odsun膮艂, u艣miechn臋艂a si臋, ale tym razem nie powiedzia艂a ani s艂owa. Po pierwszym poca艂unku przekona艂a si臋, 偶e m臋偶czy藕ni nie lubi膮, kiedy pyta si臋 ich o technik臋 ca艂owania. Zreszt膮 co tam inne, ona by艂a zadowolona. A je艣li to nie wystarczy? B臋dzie musia艂o - przekonywa艂a si臋 w duchu.

Ksi膮偶臋 kaza艂 przyprowadzi膰 pow贸z, a Allegra posz艂a poszuka膰 ojca, 偶eby mu powiedzie膰, dok膮d si臋 wybieraj膮.

- Tato, bal by艂 wspania艂y. Bardzo, bardzo ci dzi臋kuj臋 - poca艂owa艂a ojca w policzek. Siedzia艂 z ciotk膮 w bibliotece.

- Pomy艣le膰, 偶e zostaniesz ksi臋偶n膮! - zachwyca艂a si臋 ciotka. - Obydwoje zachowali艣cie si臋 okropnie. Jak mo偶na by艂o ukrywa膰 przede mn膮 dat臋 og艂oszenia zar臋czyn przez tyle czasu - pogrozi艂a im palcem.

- Chcia艂am, aby Sirena nacieszy艂a si臋 tym, 偶e jest w centrum zainteresowania - wyja艣ni艂a Allegra. - Ciociu Olympio, przecie偶 doskonale wiesz, 偶e gdyby moje zar臋czyny og艂oszono w tym samym czasie, nikt nie zwr贸ci艂by najmniejszej uwagi na kuzynk臋. A triumf panny polega na tym, 偶e ludzie, dla kt贸rych niewiele albo wr臋cz nic si臋 nie znaczy艂o, nie mog膮 wyj艣膰 z podziwu, jak wielkim sukcesem zwie艅czone zosta艂o jej polowanie na m臋偶a! - Roze艣mia艂a si臋 serdecznie. - Szczerze w膮tpi臋, by ktokolwiek przypuszcza艂, 偶e malutka siostrzyczka markiza Rowleya z bardzo skromnym posagiem zdob臋dzie dziedzica

hrabiego. A Sirena swoim urokiem i s艂odycz膮 w艂a艣nie tego dokona艂a. Pragn臋艂am, 偶eby

mog艂a nacieszy膰 si臋 zwyci臋stwem i nie zosta艂a zepchni臋ta w cie艅 mojego ma艂偶e艅stwa z

ksi臋ciem.

Olympia Abbott r臋k膮 zas艂oni艂a usta, powstrzymuj膮c krzyk. Po chwili opu艣ci艂a d艂o艅.

- Bardzo kochasz moj膮 c贸rk臋. Jestem szcz臋艣liwa, 偶e traktujesz j膮 jak w艂asn膮 siostr臋 - powiedzia艂a, a po policzkach sp艂yn臋艂y jej 艂zy rado艣ci.

- No, no, moja droga - lord Morgan pochyli艂 si臋 i czu艂ym gestem otar艂 艂zy z twarzy lady Abbott. - Oczywi艣cie, 偶e Allegra kocha Siren臋 jak siostr臋. A czy ty nie matkowa艂a艣 mojej ukochanej c贸rce? Jej w艂asna matka nie by艂a dla niej tak dobra jak ty.

- Och, Septimusie - szepn臋艂a dobra pani, wzruszona 偶yczliwo艣ci膮 obojga.

- Wybieramy si臋 z ksi臋ciem obejrze膰 wsch贸d s艂o艅ca - poinformowa艂a Allegra. Pomy艣la艂a, 偶e starsi pa艅stwo w og贸le nie us艂yszeli, co powiedzia艂a, ale nie przejmuj膮c si臋 tym, wysz艂a z biblioteki, zostawiaj膮c ich zaj臋tych sob膮. Przy odrobinie zach臋ty o偶eni si臋 z ciotk膮 - my艣la艂a. To dobrze, to nawet bardzo dobrze.

Czarny pow贸z ksi臋cia porusza艂 si臋 wyj膮tkowo mi臋kko, a i wewn膮trz by艂 ca艂kiem wygodny. Zaprz臋偶ono do niego cztery gniade konie z jasnymi grzywami i ogonami. Drog膮 na wsch贸d wyjechali z miasta. Niebo z czarnego stawa艂o si臋 ciemnoszare, potem niebieskie, a nast臋pnie coraz ja艣niejsze i bardziej 艣wietliste. Pow贸z zatrzyma艂 si臋 na szczycie wzg贸rza. Wysiedli.

- Tu na nas poczekaj - poleci艂 ksi膮偶臋 wo藕nicy. Uj膮艂 Allegr臋 za r臋k臋 i poprowadzi艂 drog膮, a偶 ujrzeli na horyzoncie pierwsze blador贸偶owe, pomara艅czowe i b艂臋kitnofioletowe wst臋gi. Za nimi, jak ci臋cie no偶em, pojawi艂a si臋 czerwonopomara艅czowa rysa i wreszcie pokaza艂o si臋 s艂o艅ce. Pocz膮tkowo, gdy wschodzi艂o, by艂o czerwonoz艂ote, i usadawiaj膮c si臋 na niebo­sk艂onie nad odleg艂ym morzem, stopniowo nabiera艂o coraz bardziej soczystej barwy.

- Och, jak cudnie tu pachnie! - Allegra z przyjemno艣ci膮 wci膮gn臋艂a w p艂uca 艣wie偶e wiejskie powietrze. - Od tak dawna jeste艣my w mie艣cie, 偶e prawie zapomnia艂am, jak czyste jest powietrze na wsi. Po 艣lubie Sireny wr贸cimy do domu. Nie mog臋 si臋 ju偶 doczeka膰!

- Nie lubisz Londynu? - zapyta艂 ksi膮偶臋.

- Miasto jest 艂adne. Mo偶na tu przyjecha膰 na czas jaki艣, ale mieszka膰 w Londynie bym nie chcia艂a - powiedzia艂a. - Nie chcia艂abym r贸wnie偶 wychowywa膰 dzieci w Londynie. Dzieci powinny wzrasta膰 na wsi, gdzie mog膮 je藕dzi膰 konno i na bosaka biega膰 po rosie w majowy poranek. - Rozpostar艂a ramiona i zakr臋ci艂a si臋 w ko艂o. - Jeszcze tylko kilka tygodni i pojad臋 do domu.

- Ju偶 nied艂ugo Hunter's Lair stanie si臋 twoim domem - przypomnia艂.

- Czy dw贸r jest 艂adny? - zapyta艂a.

- Moim zdaniem bardzo 艂adny - powiedzia艂 mi臋kko.

- W takim razie z pewno艣ci膮 pokocham to miejsce - obieca艂a.

- Teraz, panno Morgan, chyba powinienem odwie藕膰 ci臋 do domu - u艣miechn膮艂 si臋 ksi膮偶臋. - S艂o艅ce ju偶 wzesz艂o, a ty przecie偶 ca艂膮 noc ta艅czy艂a艣. - Znowu uj膮艂 j膮 za r臋k臋. - Wspaniale wygl膮da艂a艣 podczas ta艅ca z Prinnym. Ksi臋偶na Sedgwick w ka偶dym calu. Czu艂em si臋 bardzo dumny.

- Naprawd臋? - zapyta艂a, ale ton g艂osu wskazywa艂, 偶e w艂a艣ciwie jest jej ca艂kowicie oboj臋tne, czy by艂 dumny, czy nie. - Ksi膮偶臋 Jerzy jest bardzo przystojny, ale moim zdaniem zaczyna zbytnio przybiera膰 na wadze. Widzia艂e艣, co zjad艂 na kolacj臋? Dziwi臋 si臋, 偶e mu kamizelka nie p臋k艂a po takiej ilo艣ci ostryg. A jak 艂apczywie je po艂yka艂!

- Allegro, musisz nauczy膰 si臋 nie wyra偶a膰 tak otwarcie swoich opinii przy ludziach. Dobrze? - poprosi艂 ksi膮偶臋.

- Quintonie, przecie偶 nie jestem g艂uptasem - obruszy艂a si臋 Allegra. - Nie obrazi艂abym ksi臋cia Jerzego. Uwa偶am jednak, 偶e z tob膮 mog臋 by膰 szczera.

- Ze mn膮 musisz by膰 szczera - powiedzia艂 z naciskiem, pomagaj膮c Allegrze wsi膮艣膰 do powozu.

W drodze do domu zasn臋艂a z g艂ow膮 na ramieniu Quintona. Bardzo interesuj膮ca dziewczyna - my艣la艂 ksi膮偶臋. Mo偶e to wcale nie b臋dzie z艂a partia. Nie ma co prawda imponuj膮cego rodowodu, ale jej wspania艂e maniery i og艂ada to co艣, czego nie powstydzi艂aby si臋 偶adna ze szlachetnie urodzonych dam. I jeszcze co艣. Jest bezpo艣rednia i szczera, ale bynajmniej nie trzpiotowata i nawet w najmniejszym stopniu nie jest kapry艣na. Ojciec m贸wi艂, 偶e potrafi zarz膮dza膰 finansami, a B贸g 艣wiadkiem, wi臋kszo艣膰 kobiet nie ma o tym poj臋cia. Quinton Hunter wspomnia艂 star膮, od dawna ju偶 nie偶yj膮c膮 ciotk臋. Pami臋ta艂 j膮 z dzieci艅stwa. Zawsze powtarza艂a, 偶e powinien o偶eni膰 si臋 z pann膮 z mniej znakomitej rodziny.

- Ten r贸d potrzebuje 艣wie偶ej krwi, ch艂opcze - mrucza艂a burkliwie. - Ma艂偶e艅stwa w 艂onie tej samej klasy prowadz膮 do upadku najlepsze rody. Ja ci to m贸wi臋. Zdrowa dziewka da ci wi臋cej syn贸w ni偶 jaka艣 napuszona panna. Zapami臋taj moje s艂owa, ch艂opcze!

Dziwne, 偶e przypomnia艂 sobie rady wiekowej ciotki w艂a艣nie teraz, kiedy si臋 zar臋czy艂 z pann膮 Allegra Morgan. Odwr贸ci艂 g艂ow臋 i spojrza艂 na dziewczyn臋. Ciemne loki by艂y potarga­ne. Delikatnie nawin膮艂 na palec pukiel jej w艂os贸w, w nozdrza uderzy艂 go mi艂y zapach perfum. Pachnia艂a bzem, jego ulubionymi kwiatami. Zaskakuj膮ce, ale jakie偶 cudowne, 偶e to i jej za-

pach. Za oknami powozu miasto zaczyna艂o budzi膰 si臋 ze snu. Wjechali na Berkley Square i zatrzymali si臋 przed pi臋kn膮 miejsk膮 rezydencj膮 lorda Morgana. Ksi膮偶臋 nie m贸g艂 si臋 po­wstrzyma膰: pochyli艂 si臋 i poca艂owa艂 Allegr臋 w czo艂o.

- Jeste艣my w domu, kochanie - powiedzia艂 czule. - Obud藕 si臋.

- Uhm - wolno otworzy艂a fio艂kowe oczy. Pocz膮tkowo wygl膮da艂a na zdezorientowan膮, dopiero po chwili zda艂a sobie spraw臋, gdzie jest. - Przespa艂am ca艂膮 drog臋? - zapyta艂a zdzi­wiona.

Z domu wybieg艂 lokaj, 偶eby otworzy膰 drzwi powozu. Pom贸g艂 m艂odej pani wysi膮艣膰. Ksi膮偶臋 r贸wnie偶 wysiad艂. W okr膮g艂ym hallu na do widzenia z艂o偶y艂 na jej ustach lekki poca艂unek.

- Przyjad臋 po ciebie o trzeciej po po艂udniu. Pojedziemy na spacer do parku moim landem. Teraz, kiedy jeste艣my ju偶 formalnie zar臋czeni, musimy codziennie pokazywa膰 si臋 razem.

- Mam przymiark臋 sukni na 艣lub Sireny. B臋d臋 druhn膮 - powiedzia艂a Allegra.

- O trzeciej?

- Nie wiem, o kt贸rej. Wiem tylko, 偶e dzisiaj - odpowiedzia艂a.

- Przy艣lij do mnie s艂u偶膮cego z wiadomo艣ci膮, kiedy ju偶 b臋dziesz wiedzia艂a - poprosi艂, po czym sk艂oni艂 si臋 i wyszed艂.

Allegra wolno wchodzi艂a schodami na g贸r臋. W sali balowej lokaje i s艂u偶膮ce ci膮gle jeszcze sprz膮tali dekoracje. Wspi臋艂a si臋 jeszcze wy偶ej, na pi臋tro, gdzie znajdowa艂y si臋 pokoje sypialne. Wesz艂a do swojej sypialni. Honor, jej osobista pokoj贸wka, spa艂a na krze艣le przy wygasaj膮cym kominku.

- Honor, wr贸ci艂am.

S艂u偶膮ca otworzy艂a oczy, zobaczy艂a swoj膮 pani膮 i zerwa艂a si臋 na r贸wne nogi.

- Och, panienka Allegra! Kt贸ra godzina?

- Dochodzi si贸dma - odpowiedzia艂a Allegra, spogl膮daj膮c na zegar na kominku.

- Rano? - Honor nie mog艂a uwierzy膰. - Ale偶, panienko Allegro, panienka ta艅czy艂a ca艂膮 noc! Nawet po tylu tygodniach sp臋dzonych w mie艣cie nie mog臋 si臋 przyzwyczai膰, 偶e panienka tak p贸藕no chodzi spa膰.

- Pojechali艣my za miasto obejrze膰 wsch贸d s艂o艅ca - wyja艣ni艂a s艂u偶膮cej Allegra.

- Kto pojecha艂? Z kim panienka by艂a i czy tata panienki o tym wie? - Honor by艂a siedem lat starsza od Allegry i bardzo stara艂a si臋 j膮 chroni膰. Urodzi艂a si臋 i wychowa艂a w maj膮tku rodziny Morgan贸w. Traktowa艂a m艂od膮 pani膮 jak najbli偶sz膮 sobie osob臋.

- Och, Honor! Ty nic nie wiesz, a obieca艂am ci powiedzie膰. Jesieni膮 mam po艣lubi膰 ksi臋cia Sedgwick. Zamieszkamy w Hereford, to tylko dzie艅 drogi od Morgan Court.

- Tego napuszonego d偶entelmena, kt贸ry zepsu艂 panience pierwszy bal? Jego panienka ma po艣lubi膰? Panienka go przecie偶 nie kocha. Panienka go prawie nie zna - wyrzuca艂a z sie­bie oburzona Honor.

- Dlatego nasz 艣lub planujemy na pa藕dziernik. Nie pobieramy si臋 w czerwcu jak Sirena i wicehrabia Pickford. Wr贸cimy do domu, a potem pojedziemy do Hunter's Lair, 偶ebym mog艂a dopilnowa膰 remontu i renowacji domu. Musz臋 wyj艣膰 za m膮偶, Honor. Przecie偶 wiesz. Zapewniano mnie, 偶e ksi膮偶臋 jest cz艂owiekiem uczciwym i szlachetnym, ale jest biedny. B臋d臋 ksi臋偶n膮, kiedy zostan臋 jego 偶on膮. On za艣, bior膮c 艣lub ze mn膮, staje si臋 cz艂owiekiem bogatym. To doskona艂y uk艂ad. Latem b臋dziemy mieli okazj臋 lepiej si臋 pozna膰. Po 艣lubie nie b臋dzie 偶adnych niespodzianek.

- Zawsze s膮 jakie艣 niespodzianki, panienko - z uporem sprostowa艂a Honor, pomagaj膮c pani zdj膮膰 sukni臋 balow膮. - Tak bym chcia艂a, 偶eby panienka si臋 zakocha艂a, tak jak panienka Sirena i ten jej mi艂y kawaler. Panienki mama wysz艂a za m膮偶 dla pieni臋dzy i jak to si臋 sko艅czy艂o!

- W rodzinie ksi臋cia ma艂偶e艅stwa zawsze zawierano z mi艂o艣ci i teraz s膮 biedni jak mysz ko艣cielna - odpar艂a Allegra. - Ani ja, ani ksi膮偶臋 nie mamy z艂udze艅. Wydaje mi si臋, 偶e zaczynam go lubi膰, i jestem przekonana, 偶e on r贸wnie偶 mnie lubi. Jestem pewna, Honor, 偶e zostaniemy przyjaci贸艂mi i nasze ma艂偶e艅stwo b臋dzie ca艂kiem udane. Powiedz mi, o kt贸rej ma przyj艣膰 madame Paul z sukni膮 do przymiarki.

- O jedenastej - pad艂a odpowied藕.

- Musz臋 troch臋 odpocz膮膰 przed jej wizyt膮 - postanowi艂a Allegra. - Obud藕 mnie o p贸艂 do jedenastej fili偶ank膮 gor膮cej czekolady. Przyprowadzisz madame tutaj, przymierzymy sukni臋, a potem znowu si臋 po艂o偶臋. Wstan臋 dopiero, kiedy b臋dzie czas, by si臋 ubra膰 i przygotowa膰 do wyj艣cia z ksi臋ciem.

- Dobrze, panienko. A dok膮d idziecie, 偶ebym mog艂a przyszykowa膰 odpowiedni str贸j? - zapyta艂a Honor.

- Jedziemy ksi臋cia landem na spacer po parku - odpowiedzia艂a Allegra. - Teraz powinni艣my pokazywa膰 si臋 razem, chcemy chwali膰 si臋 sob膮 nawzajem przed zazdroszcz膮cymi nam damami i d偶entelmenami z najwy偶szych sfer - chichota艂a Allegra, gramol膮c si臋 do 艂贸偶ka. - O Bo偶e, Honor, jestem 艣miertelnie zm臋czona - westchn臋艂a, opadaj膮c na poduszk臋. Za­mkn臋艂a oczy i natychmiast zasn臋艂a.

- Nawet nie umy艂a twarzy i r膮k - Honor z nagan膮 pokr臋ci艂a g艂ow膮. - Biedna panienka. Cieszy si臋, 偶e wr贸ci na wie艣, tak samo jak ja. Nie dla nas ca艂e to 偶ycie towarzyskie, ta bieganina, pokazywanie si臋.

Madame Paul przyby艂a dok艂adnie o jedenastej. Ju偶 wiedzia艂a o zar臋czynach Allegry z ksi臋ciem Sedgwick.

- Wezm臋 miar臋 r贸wnie偶 na 艣lubn膮 sukni臋, panno Morgan - zaproponowa艂a. - Pani, oczywi艣cie, chce, 偶ebym to ja j膮 uszy艂a, prawda?

- Naturalnie - przyzna艂a Allegra, chocia偶, prawd臋 m贸wi膮c, wcale jeszcze nie my艣la艂a o sukni 艣lubnej. - Pod koniec wrze艣nia przyjad臋 do Londynu do ostatniej przymiarki.

- W 偶adnym wypadku - sprzeciwi艂a si臋 madame Paul. - Ja przyjad臋 do Morgan Court. Nie wypada, 偶eby przysz艂a ksi臋偶na Sedgwick przychodzi艂a do mojej pracowni. Francine, podaj, prosz臋, sukni臋 dla druhny. Zobaczymy, co trzeba poprawi膰.

Allegra mia艂a by膰 druhn膮 Sireny na jej 艣lubie dziesi膮tego czerwca. Sukni臋 uszyto z wzorzystego jedwabiu: na kremowym tle widnia艂y rozrzucone liliowe kwiaty. Mia艂a podniesiony stan i r臋kawy pokryte koronk膮. Pod biustem bieg艂a purpurowa aksamitna wst臋ga, z ty艂u zawi膮zana na niedu偶膮 kokard臋. Na g艂ow臋 Allegra mia艂a za艂o偶y膰 du偶y s艂omkowy kapelusz ozdobiony pi贸rami i purpurowymi wst膮偶kami.

- 艢liczna suknia - pochwali艂a Allegra.

- Bardzo 艂adnie pani w niej wygl膮da - cichym g艂osem odwa偶y艂a si臋 powiedzie膰 madame Paul. - A teraz, panno Morgan, pozwolimy pani wr贸ci膰 do 艂贸偶ka. Przyjad臋 do pani, zanim wyjedziecie z Londynu, 偶eby wybra膰 fason i ustali膰, z jakiego materia艂u b臋dziemy szy膰 dla pani sukni臋 艣lubn膮.

Znalaz艂szy si臋 z powrotem w 艂贸偶ku, Allegra rozmy艣la艂a nad swoim nowym statusem. Madame Paul zawsze by艂a wobec niej grzeczna i okazywa艂a jej szacunek. Mia艂a przeci臋偶 do czynienia z najbogatsz膮 dziewczyn膮 w Anglii. Teraz jednak traktowa艂a j膮 troch臋 inaczej. Ta trudna do sprecyzowania r贸偶nica musia艂a mie膰 co艣 wsp贸lnego z tym, 偶e Allegra wkr贸tce mia艂a zosta膰 ksi臋偶n膮 Sedgwick.

- Przygotuj mi k膮piel - poleci艂a Allegra, kiedy ponownie obudzi艂a si臋 po drugiej po po艂udniu.

- Nie ma czasu na k膮piel - odpowiedzia艂a Honor. - Je艣li b臋dzie si臋 panienka teraz k膮pa膰, nie zd膮偶y si臋 panienka przygotowa膰 przed przybyciem ksi臋cia.

- W takim razie ksi膮偶臋 b臋dzie musia艂 poczeka膰 - odrzek艂a Allegra. - Chc臋 si臋 wyk膮pa膰!

- Jeszcze si臋 z panienk膮 nie o偶eni艂 - mrukn臋艂a Honor, ale podesz艂a do drzwi i poleci艂a jednemu ze s艂u偶膮cych, 偶eby przyni贸s艂 wod臋 na k膮piel.

- Nie odwo艂a 艣lubu z powodu mojej k膮pieli - roze艣mia艂a si臋 Allegra. - Przecie偶 robi臋 to dla niego, prawda? A teraz powiedz: kt贸r膮 sukni臋 wybra艂a艣 na popo艂udniow膮 przeja偶d偶k臋? Honor pokaza艂a przygotowany str贸j. By艂a to prosta suknia z bia艂ego mu艣linu pokrytego

wzorem w zielone ga艂膮zki. D贸艂 by艂 wyko艅czony plisowan膮 listw膮, stan podniesiony, dekolt g艂臋boki, a r臋kawy kr贸tkie i bufiaste. Sp贸dnica r贸wnie偶 by艂a lekko bufiasta, jak nakazywa艂a najnowsza moda. W talii sukni臋 przepasano jasnozielon膮 wst膮偶k膮.

- Jak dziewica sk艂adaj膮ca si臋 w ofierze - szepn臋艂a Allegra do siebie, t艂umi膮c chichot. Mimo to wiedzia艂a, 偶e suknia jest bardzo odpowiednia na dzisiejsz膮 okazj臋. - Bardzo 艂adnie, Honor - pochwali艂a pokoj贸wk臋. Ale nie za艂o偶臋 czepka na g艂ow臋. Wezm臋 parasolk臋. Jad膮c powozem, b臋d臋 mia艂a j膮 otwart膮, w ten spos贸b os艂oni臋 sk贸r臋 przed s艂o艅cem, a mimo to wszyscy b臋d膮 mnie doskonale widzieli. Czepek zas艂ania艂by rysy twarzy. Dzisiaj nikt nie powinien mie膰 w膮tpliwo艣ci, 偶e to ja jestem z ksi臋ciem, a nie jaka艣 inna kobieta.

- Nie poznaj臋 panienki - kr臋ci艂a g艂ow膮 Honor. - Panienko Allegro, miasto nie ma na panienk臋 dobrego wp艂ywu. Nigdy panienka nie by艂a taka... taka wyrachowana.

- Ale teraz jestem, Honor. I b臋d臋 cho膰by jeszcze kilka dni. My艣l臋 o tych wszystkich dziewcz臋tach, kt贸re rozmawia艂y z Siren膮, a mnie ostentacyjnie ignorowa艂y, poniewa偶 tata jest tylko lordem Morganem, a nie jakim艣 hrabi膮, ksi臋ciem czy jeszcze innym wysoko urodzonym nierobem. Pogardza艂y mn膮 za to, 偶e jestem dziedziczk膮 najbogatszego cz艂owieka w Anglii. Udawa艂am, 偶e nie dostrzegam ich afront贸w, 偶e nie zwracam na nie uwagi. Wczoraj wieczorem natomiast, po og艂oszeniu moich zar臋czyn z ksi臋ciem, dziewcz臋ta, kt贸re przez ca艂y sezon nie odezwa艂y si臋 do mnie ani jednym s艂owem, nagle zacz臋艂y si臋 do mnie przymila膰. A wszystko dlatego, 偶e wychodz臋 za ksi臋cia! Do wyjazdu mam zamiar pyszni膰 si臋 swoj膮 zdobycz膮 przed ca艂ym londy艅skim towarzystwem. Gdy zostan臋 ksi臋偶n膮 Sedgwick, wszyscy b臋d膮 musieli ust臋powa膰 mi miejsca!

- Panienko Allegro! - Honor by艂a przera偶ona. - Nigdy nie my艣la艂am, 偶e panienka potrafi by膰 taka ma艂oduszna i z艂o艣liwa. Panienki ojciec i ciotka byliby bardzo niezadowoleni, s艂ysz膮c to, co przed chwil膮 panienka powiedzia艂a.

- Och, Honor, nie chc臋 by膰 niegrzeczna, ale nawet sobie nie wyobra偶asz, jak si臋 czu艂am. Jedne lekcewa偶y艂y mnie za nie do艣膰 dobre pochodzenie, inne zazdro艣ci艂y mi maj膮tku taty. A niekiedy chodzi艂o o jedno i drugie. Nie mam poj臋cia, co z艂ego w tym, 偶e jest si臋

bogatym. Rodzice zdaj膮 si臋 pochwala膰 maj臋tno艣膰, a m艂ode damy uznaj膮 j膮 za wad臋 - roze­艣mia艂a si臋 szyderczo. - Pewnie my艣lisz, 偶e gadam bez sensu - obj臋艂a i przytuli艂a pokoj贸wk臋. - Nie z艂o艣膰 si臋 na mnie. Przyrzekam, i偶 dla nikogo nie b臋d臋 przykra tylko dlatego, 偶e mam zosta膰 ksi臋偶n膮. B臋d臋 si臋 tylko tym troszk臋 pyszni艂a w towarzystwie.

- Och, panienko, nie potrafi艂abym si臋 na ciebie gniewa膰 - Honor u艣miechn臋艂a si臋 uspokajaj膮co. Doskonale zdawa艂a sobie spraw臋 z tego, przez co Allegra musia艂a przej艣膰 podczas pobytu w Londynie. Plotkarski magiel w kwaterach s艂u偶by dzia艂a艂 sprawnie i nieprzerwanie. Pokoj贸wka wiedzia艂a wszystko. Uwa偶a艂a jednak, 偶e jej m艂oda pani, chocia偶 nie tak szlachetnie urodzona jak inne panny, jest z nich wszystkich najlepsza. Wy drapa艂aby oczy ka偶demu, kto o艣mieli艂by si臋 twierdzi膰 inaczej!

Przygotowywano k膮piel. S艂u偶膮cy biegali schodami dla s艂u偶by z wiadrami gor膮cej wody. Honor wla艂a do porcelanowej wanny odrobin臋 pachn膮cego bzem olejku do k膮pieli, nast臋pnie zas艂oni艂a wann臋 barwnym parawanem, 偶eby Allegra, kt贸ra wola艂a my膰 si臋 sama, czu艂a si臋 swobodnie. Potem s艂u偶膮ca przygotowa艂a bielizn臋 i po艅czochy. Allegra nie lubi艂a obecnie bardzo modnych r贸偶owych jedwabnych trykot贸w, wola艂a po艅czochy i podwi膮zki.

Po k膮pieli Honor starannie wyszczotkowa艂a ciemne w艂osy swojej pani. Allegra za艂o偶y艂a po艅czochy, podtrzyma艂a je podwi膮zkami wyko艅czonymi male艅kimi rozetkami, w艂o偶y艂a te偶 dwie jedwabne halki. W milczeniu sta艂a, gdy Honor zapina艂a na niej sukni臋, potem usiad艂a, a s艂u偶膮ca u艂o偶y艂a jej w艂osy i ozdobi艂a fryzur臋 jasnozielon膮 wst膮偶k膮. Allegra wsun臋艂a na stopy proste pantofelki, w uszy wpi臋艂a kolczyki z koralami, a na szyj臋 za艂o偶y艂a sznur drobnych korali. Popatrzy艂a na siebie w lustrze i u艣miechn臋艂a si臋 z zadowoleniem.

- Przynios臋 parasolk臋 - powiedzia艂a s艂u偶膮ca, kiedy Allegra wsta艂a. Zegar na kominku wybi艂 trzeci膮.

- Widzisz - Allegra znowu si臋 u艣miechn臋艂a - wcale si臋 nie sp贸藕ni臋. Mo偶e powinnam kaza膰 mu troszk臋 poczeka膰. Da艂abym mu do zrozumienia, 偶e nie jestem na ka偶de jego skinienie. - W oczach dziewczyny migota艂y figlarne ogniki. W tym momencie rozleg艂o si臋 pukanie do drzwi sypialni.

Honor pogrozi艂a swojej pani palcem i pospieszy艂a otworzy膰. Za drzwiami sta艂 lokaj. Dwoje s艂u偶膮cych przyciszonymi g艂osami co艣 do siebie m贸wi艂o, wreszcie Honor odwr贸ci艂a si臋 do Allegry.

- Jego Ksi膮偶臋ca Mo艣膰 jest na dole - zawiadomi艂a pani膮. - Powiedzia艂am, 偶e panienka ju偶 schodzi. Czy mam przynie艣膰 ten pi臋kny szal z koronki, 偶eby panienka mog艂a narzuci膰 go sobie na ramiona? Wiem, jest czerwiec, ale w parku mo偶e by膰 ch艂odno. Chyba panienka

nie chce teraz z艂apa膰 kataru. - Nie czekaj膮c na odpowied藕, chwyci艂a szal i pobieg艂a na d贸艂

za swoj膮 m艂od膮 pani膮.

Honor sk艂oni艂a si臋 przed ksi臋ciem i narzuci艂a koronkowy szal na ramiona Allegry. Ksi膮偶臋 lekko skin膮艂 g艂ow膮. Nie do wiary! - pomy艣la艂a pokoj贸wka. Jest przystojny, ale nie wygl膮da na cz艂owieka 艂atwego w po偶yciu. Oj, co艣 mi si臋 wydaje, 偶e panienka Allegra bierze na swoje barki wi臋kszy ci臋偶ar, ni偶 si臋 spodziewa. Honor nie spuszcza艂a wzroku z narzeczonych. Para przesz艂a przez hall i w d贸艂 po kilku schodkach. Tam ksi膮偶臋 pom贸g艂 Allegrze wsi膮艣膰 do zgrabnego landa i sam do niej do艂膮czy艂. Pow贸z ruszy艂, a Honor pomy艣la艂a, 偶e b臋d膮 najbogatszym ma艂偶e艅stwem w ca艂ej Anglii; ich dzieci b臋d膮 mia艂y najbardziej b艂臋kitn膮 krew; a oni stanowi膮 naj艂adniejsz膮 par臋, jak膮 kiedykolwiek widzia艂a.

Rozdzia艂 5

- Urocza suknia - pochwali艂 ksi膮偶臋, kiedy pow贸z ruszy艂 spod rezydencji. - Dlaczego nie masz nakrycia g艂owy?

- Poniewa偶 pragn臋, aby wszyscy mnie widzieli. - Allegra otworzy艂a parasolk臋 i odpowiednio j膮 ustawi艂a. - Zak艂adam r贸wnie偶, 偶e i ty chcesz, aby ci臋 ze mn膮 widziano.

- Ach, tak! - Natychmiast poj膮艂, o co jej chodzi艂o. - Jeste艣 gotowa do rewan偶u. - By艂a dumna, a on doskonale rozumia艂, co znaczy zraniona duma. Nagrodzi艂 Allegr臋 lekkim u艣miechem.

- A ty, panie, nie chcesz si臋 zem艣ci膰? Jak wiele matek znacznie ubo偶szych ode mnie panien, mimo twojego znakomitego rodowodu, chroni艂o c贸rki przed tob膮 tylko dlatego, 偶e masz pust膮 kies臋?

- Chyba czuj臋 si臋 troch臋 niezr臋cznie, wiedz膮c, 偶e tak dobrze i tak szybko mnie rozszyfrowa艂a艣 - odpar艂 szczerze.

Allegra sp艂on臋艂a rumie艅cem, ale nie da艂a si臋 speszy膰.

- Je艣li nasz zwi膮zek ma by膰 udany - rzek艂a 艣mia艂o - musz臋 ci臋 rozumie膰, a ty musisz rozumie膰 mnie.

- Ile masz lat? - zapyta艂.

- Nie wiesz? Siedemna艣cie. Dziewi膮tego grudnia b臋d膮 moje osiemnaste urodziny. A ty jak s膮dzi艂e艣, ile mam lat? - U艣wiadomi艂a sobie, 偶e tak naprawd臋 nic o sobie nie wiedz膮.

Absolutnie nic. Maj膮 si臋 z sob膮 zwi膮za膰 z zupe艂nie innych powod贸w. Nerwowo zacz臋艂a przygryza膰 doln膮 warg臋.

Quinton Hunter z r贸wnym zdumieniem skonstatowa艂, i偶 poza tym, 偶e jest bogata, te偶 nic nie wie o siedz膮cej obok dziewczynie. Naturalnie s艂ysza艂 plotki o jej matce.

- Siedemna艣cie lat to doskona艂y wiek na wyj艣cie za m膮偶 - m贸wi艂 powoli. - A ja, Allegro, trzeciego kwietnia sko艅czy艂em trzydzie艣ci jeden. Zapewne wydaj臋 ci si臋 bardzo stary.

- Jeste艣 m艂odszy od mojego taty - powiedzia艂a otwarcie. - Uwa偶am, 偶e m膮偶 powinien by膰 starszy od 偶ony.

Roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no, ukazuj膮c w u艣miechu bia艂e z臋by.

- Chyba sobie na to zas艂u偶y艂em - orzek艂.

- Jeste艣 jeszcze przystojniejszy, kiedy si臋 艣miejesz - zauwa偶y艂a Allegra.

- Wi臋c uwa偶asz, 偶e jestem przystojny? - u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem. - Ty jeste艣 bardzo pi臋kna, ale, oczywi艣cie, doskonale o tym wiesz. Pi臋kna i bogata - powtarzali wszyscy, sk艂adaj膮c mi wczoraj gratulacje.

- Kobiety ogranicza艂y si臋 do wykrzyknik贸w: Ksi膮偶臋! Ksi膮偶臋! Moja droga, ksi膮偶臋! - 艣mia艂a si臋 Allegra. - Panie, prosz臋, powiedz, 偶e nie b臋dziemy musieli mieszka膰 w Londynie. Nie lubi臋 艣wiata pe艂nego nakaz贸w i zakaz贸w. Na wsi zostaniemy potraktowani jak zwyczajne ma艂偶e艅stwo, a nie wzorzec zachowa艅 dla innych bogatych panien i biednych, chocia偶 szlachetnie urodzonych kawaler贸w.

- My艣la艂em, Allegro, 偶e chcesz temu napuszonemu towarzystwu odp艂aci膰 pi臋knym za nadobne. Musisz wi臋c sta膰 si臋 doskona艂膮 pani膮 domu, wydaj膮c膮 wspania艂e bale i organizuj膮c膮 inne wa偶ne spotkania towarzyskie. Musisz, tak jak ksi臋偶na Devonshire, pozaci膮ga膰 olbrzymie d艂ugi w najlepszych kasynach. Musisz narzuca膰 mod臋. Nie zrobisz tego wszystkiego, wiod膮c spokojne 偶ycie na wsi.

- Rzeczywi艣cie nie, ale dzi臋kuj臋, na to nie mam ochoty - Allegra odrzuci艂a propozycj臋 ksi臋cia. - Kilka nast臋pnych tygodni mi wystarczy, 偶eby utrze膰 nosa tym g艂upim dzierlatkom, kt贸re obra藕liwie czy lekcewa偶膮co si臋 wobec mnie zachowa艂y. A je偶eli pragniesz mie膰 za 偶on臋 dam臋, jak膮 w艂a艣nie opisa艂e艣, musisz wiedzie膰, panie, 偶e ja taka nie jestem. Ogarnia mnie przera偶enie, 偶e tata wyda艂 na m贸j i Sireny pobyt w Londynie tak ogromn膮 sum臋 pieni臋dzy. Nasze wesela b臋d膮 kosztowa艂y maj膮tek. Gdyby te pieni膮dze zosta艂y zainwestowane, przynios艂yby niez艂y doch贸d. A tak s膮 stracone. Je艣li za艣 idzie o gr臋 w karty, tej rozrywce jestem r贸wnie przeciwna jak ty. To nast臋pna strata i czasu, i pieni臋dzy.

- A w co inwestujesz pieni膮dze? - zapyta艂 zaciekawiony.

- G艂贸wnie w handel zagraniczny - powiedzia艂a. - Mam r贸wnie偶 ma艂膮 prz臋dzalni臋 w Yorkshire, w kt贸rej produkuje si臋 nici, i udzia艂y w kilku przedsi臋biorstwach przewozowych. Posiadam pakiet kontrolny w jednym z trakt贸w handlowych, w ca艂o艣ci biegn膮cym kolej膮 偶elazn膮.

- Zdumiewaj膮ce, 偶e m艂oda dziewczyna interesuje si臋 takimi sprawami - zauwa偶y艂 ksi膮偶臋. - Wi臋kszo艣膰 panien traci czas na mniej powa偶ne zaj臋cia.

- Nie rozumiem, dlaczego - zdziwi艂a si臋 Allegra. - Kobiety maj膮 taki sam rozum jak m臋偶czy藕ni. Odpowiednio wykszta艂cone, potrafi膮 robi膰 prawie wszystko - o艣wiadczy艂a. - Wykszta艂cenie jest kluczem do ka偶dych drzwi. Mam zamiar dopilnowa膰, 偶eby nasze c贸rki, tak jak synowie, zdoby艂y najlepsze mo偶liwe wykszta艂cenie.

- M贸wisz, 偶e kobiety mog膮 robi膰 prawie wszystko - powt贸rzy艂, k艂ad膮c akcent na 鈥瀙rawie".

- Nie chcia艂abym, na przyk艂ad, by膰 stra偶akiem - roze艣mia艂a si臋 Allegra. Wypo偶yczone przez ksi臋cia lando wjecha艂o do parku i wmiesza艂o si臋 w ci偶b臋 innych

pojazd贸w, wolno posuwaj膮cych si臋 po murawie w to czerwcowe popo艂udnie. Wiele pa艅 i pan贸w je藕dzi艂o po parku na pi臋knych koniach wierzchowych. Allegra opar艂a si臋 wygodnie i przybra艂a znudzony wyraz twarzy. W艂a艣nie dostrzeg艂a straszn膮 lady Hackney i jej c贸rk臋 z wystaj膮cymi z臋bami, Lavini臋. Zignorowa艂a ich desperackie pr贸by zwr贸cenia na siebie jej uwagi.

- 艢wietna robota - zamrucza艂 ksi膮偶臋. Uj膮艂 drobn膮 d艂o艅 Allegry, podni贸s艂 do ust i uca艂owa艂 w momencie, kiedy mija艂 ich pow贸z wioz膮cy hrabin臋 Brotherton i jej c贸rk臋. Panna Brother- ton mia艂a poka藕ny, ale nie imponuj膮cy posag. Matka bardzo pilnowa艂a, 偶eby c贸rka nigdy nie znalaz艂a si臋 w pobli偶u zubo偶a艂ego ksi臋cia Sedgwick. Chocia偶 by艂 m膮drym cz艂owiekiem i wiedzia艂, 偶e to one trac膮, czu艂 si臋 ich zachowaniem ura偶ony. Dziewczyna b臋dzie musia艂a jeszcze raz przyjecha膰 do Londynu, w tym sezonie bowiem nie uda艂o si臋 jej znale藕膰 m臋偶a. A poniewa偶 nie by艂a najpi臋kniejsza, ojciec b臋dzie musia艂 za­gwarantowa膰 jej jeszcze wi臋kszy posag.

- Sedgwick! - przera藕liwy pisk przeszy艂 powietrze. G艂os by艂 znajomy. - Natychmiast si臋 zatrzymaj! Chc臋 si臋 do was dosi膮艣膰! - Niewielki pow贸z lady Bellingham zatrzyma艂 si臋 przy ich landzie. Dama z pomoc膮 s艂u偶膮cego przesiad艂a si臋 do landa ksi臋cia, a swojemu wo藕nicy poleci艂a pod膮偶a膰 za nimi.

- Dzie艅 dobry, ciociu - powita艂 j膮 Quinton Hunter. Pochyli艂 si臋 i poca艂owa艂 dostojn膮 dam臋 w policzek.

- Dzie艅 dobry, lady Bellingham - pozdrowi艂a Allegra. Ciociu? - pomy艣la艂a zaskoczona.

- Matka twojego narzeczonego by艂a moj膮 kuzynk膮 - wyja艣ni艂a lady Bellingham. - Kiedy 艣lub, moi drodzy?

- Madame, nie mieli艣my czasu zastanowi膰 si臋 nad dat膮 - pospieszy艂a z odpowiedzi膮 Allegra.

- Dlaczego? - zdziwi艂a si臋 lady Bellingham.

- Ciociu, od wczorajszego balu i og艂oszenia naszych zar臋czyn dopiero teraz od kr贸tkiej chwili rozmawiamy sam na sam - odezwa艂 si臋 ksi膮偶臋.

- Lepiej zawiadomcie o dacie 艣lubu w ci膮gu najbli偶szego tygodnia, w przeciwnym wypadku zaczn膮 si臋 plotki, 偶e kt贸re艣 z was si臋 wycofa艂o. Nie chcia艂abym, 偶eby niepotrzebne spekulacje zepsu艂y najlepsz膮 parti臋 dekady! - o艣wiadczy艂a lady Bellingham.

- Pobierzemy si臋 na jesieni - poinformowa艂a dam臋 Allegra. - Lato zamierzam sp臋dzi膰 w Hunter's Lair, nadzoruj膮c prace renowacyjne. W przysz艂ym tygodniu tata wysy艂a tam architekta.

- Nie pobierzecie si臋 przed ko艅cem sezonu? Nie b臋dziecie brali 艣lubu w Londynie? - lady Bellingham by艂a wyra藕nie wzburzona.

- Jest zbyt ma艂o czasu - wyja艣ni艂a Allegra.

- To prawda - przyzna艂a starsza dama po chwili zastanowienia. - Chyba rzeczywi艣cie jest na to zbyt ma艂o czasu. Wasz 艣lub musi przecie偶 by膰 prawdziwym, najwspanialszym wyda­rzeniem towarzyskim. Ale, Allegro, nie mo偶esz po艣lubi膰 ksi臋cia Sedgwick w jakim艣 wiejskim ko艣ci贸艂ku. Musicie wzi膮膰 艣lub w Londynie. Jego Kr贸lewska Wysoko艣膰 i kr贸lowa zechc膮 uczestniczy膰 w uroczysto艣ci, podobnie jak Prinny. Pami臋taj o rodowodzie Quintona, Allegro. We藕miecie 艣lub pi膮tego pa藕dziernika w ko艣ciele 艢wi臋tego Jerzego na Hanover Square - zdecydowa艂a za m艂odych lady Bellingham. - Jeszcze dzisiaj osobi艣cie porozmawiam z proboszczem - u艣miechn臋艂a si臋. - No, to sprawa za艂atwiona! - Odwr贸ci艂a si臋 i gestem przywo艂a艂a swojego wo藕nic臋. - Sedgwick, ka偶 temu cz艂owiekowi si臋 zatrzyma膰. Przesi膮d臋 si臋 do swojego powozu.

- Pa藕dziernik jest pi臋kny - z rozmarzeniem powiedzia艂a I Allegra, kiedy ponownie zostali sami. - Nasz male艅ki ko艣ci贸艂ek w Morgan Court cudownie wygl膮da w pa藕dzierniku. - Westchn臋艂a. - Musz臋 jednak przyzna膰, 偶e pa艅ska ciotka ma racj臋. Pochodzisz ze znakomitego rodu. Powinni艣my wzi膮膰 艣lub w Londynie.

By艂 wzruszony jej trosk膮. Rezygnowa艂a z w艂asnych pragnie艅, uznaj膮c za wa偶niejsze wymogi wi膮偶膮ce si臋 z jego arystokratycznym pochodzeniem.

- - Allegro, je偶eli naprawd臋 chcesz wzi膮膰 艣lub w swoim i wiejskim ko艣ci贸艂ku - o艣wiadczy艂 niespodziewanie dla samego siebie - to tam si臋 pobierzemy.

- Nie, panie, zrobimy tak, jak proponowa艂a lady Bellingham. Nie chc臋, by m贸wiono, 偶e c贸rka lorda Morgana nie dba o dobre imi臋 rodziny m臋偶a. We藕miemy 艣lub z wielk膮 pomp膮, a na uroczysto艣膰 zaprosimy sam膮 艣mietank臋 towarzysk膮. Charles Trent, sekretarz taty, i moja ciotka ustal膮 list臋 go艣ci. Osoby, kt贸re nie znajd膮 si臋 na li艣cie, zapewne b臋d膮 wola艂y tego dnia wyjecha膰 z miasta. - Roze艣mia艂a si臋 do siebie. - Ale potem opu艣cimy Londyn i d艂ugo nie b臋dziemy si臋 w nim pokazywa膰. Mamy obowi膮zki. Musimy postara膰 si臋, 偶eby w pokoju dzieci臋cym jak najszybciej s艂ycha膰 by艂o 艣miech maluch贸w.

- Moja droga - u艣miechn膮艂 si臋 ksi膮偶臋 - podziwiam tw贸j rozs膮dek. Wiesz, Allegro, nie wierz臋 w mi艂o艣膰, ale my艣l臋, 偶e bardzo ci臋 polubi臋.

- Panie, wiedz, 偶e dop贸ki pozwolisz mi robi膰 swoje, ja te偶 odp艂ac臋 ci sympati膮 - z lekkim u艣miechem na ustach zrewan偶owa艂a si臋 r贸wnie szczer膮 deklaracj膮.

Quinton Hunter wybuchn膮艂 g艂o艣nym, radosnym 艣miechem. Nie potrafi艂 zrozumie膰, jak to si臋 sta艂o, 偶e tak nagle los si臋 do niego u艣miechn膮艂. Nie mia艂 najmniejszych w膮tpliwo艣ci, wy­j膮tkowo mu si臋 poszcz臋艣ci艂o. Przysz艂a 偶ona, chocia偶 nie pochodzi艂a z do艣膰 szlachetnego rodu, by艂a zachwycaj膮ca. Ba艂 si臋 przyjazdu do Londynu. By艂 pewien, 偶e nie uda mu si臋 znale藕膰 odpowiedniej kandydatki na 偶on臋. A je偶eli nawet, to sko艅czy z jak膮艣 idiotycznie si臋 wdzi臋cz膮c膮, g艂upi膮 dziewczyn膮, kt贸ra b臋dzie dr偶a艂a przed pot臋g膮 ksi膮偶臋cego nazwiska i w ci膮gu sze艣ciu miesi臋cy zanudzi go na 艣mier膰. Allegra by艂a mi艂ym zaskoczeniem. Och, naturalnie, b臋dzie musia艂a si臋 nauczy膰 nie wyra偶a膰 g艂o艣no swoich opinii i, oczywi艣cie, b臋dzie musia艂a zrezygnowa膰 z prowadzenia interes贸w. Mia艂a jednak wszelkie dane, by sta膰 si臋 wspania艂膮 ksi臋偶n膮 Sedgwick. Poczu艂 r臋k臋 Allegr na r臋kawie i otrz膮sn膮艂 si臋 z. rozmy艣la艅. Spojrza艂 we wskazanym kierunku i nisko uk艂oni艂 si臋 Prinny'emu i panu Brummellowi, kt贸rych w艂a艣nie mijali.

- Dzi臋kuj臋, Allegro.

- Panie, nie uwa偶am, 偶e mo偶emy pozwoli膰 sobie na lekcewa偶enie kontakt贸w towarzyskich tylko dlatego, 偶e nie zamierzamy mieszka膰 w Londynie - o艣wiadczy艂a Allegra. - Tata m贸wi, 偶e nigdy nie wiadomo, kiedy mo偶na potrzebowa膰 czyjej艣 przys艂ugi lub wy艣wiadczy膰 komu艣 grzeczno艣膰, kt贸ra w dw贸jnas贸b si臋 op艂aci.

- Tw贸j tata jest bardzo m膮drym cz艂owiekiem - przyzna艂 ksi膮偶臋.

- Lubisz go, panie? Och, mam wielk膮 nadziej臋, 偶e si臋 polubicie! - wykrzykn臋艂a Allegra z entuzjazmem ma艂ej dziewczynki. - Kocham tat臋 najbardziej na 艣wiecie!

- Doskonale rozumiemy si臋 z twoim tat膮 i obiecuj臋 ci, Allegro, i偶 nadal tak b臋dzie. Ale s艂uchaj, czy nie ustalili艣my ju偶 wcze艣niej, 偶e b臋dziesz zwraca艂a si臋 do mnie po imieniu?

- Tak, Quintonie - przyzna艂a. - To prawda. Jeste艣 jednak tak dostojnym d偶entelmenem, 偶e czasem zapominam o swoich przywilejach. Och, sp贸jrz! Zbli偶a si臋 ten straszny lord Mountiner z c贸rk膮. Utrzemy im nosa? - W oczach migota艂y jej figlarne ogniki, ale zaraz si臋 opanowa艂a i pr贸bowa艂a naprawi膰 ewentualny b艂膮d. - Uwa偶asz, 偶e jestem okropna? Nie zachowuj臋 si臋, jak przysta艂o na ksi臋偶n膮?

- Moja droga, jeste艣 zawzi臋ta - powiedzia艂 ze 艣miechem. - Mam zamiar jednak pozwoli膰 ci na t臋 drobn膮 niegrzeczno艣膰, bo i ja serdecznie nie lubi臋 tej rodziny. W Londynie maj膮 dom, kt贸ry kiedy艣 by艂 w艂asno艣ci膮 mojej rodziny. Na drzwiach nadal widnieje nasz herb. Zostawili go, chocia偶 dawno powinni byli zdj膮膰. Che艂pi膮 si臋 tym, 偶e dom ksi膮偶膮t Sedgwick nale偶y teraz do nich.

Konie ci膮gn膮ce lando mija艂y du偶膮 i bogato zdobion膮 karet臋, nale偶膮c膮 do lorda Mountinera. Ksi膮偶臋 i Allegra celowo odwr贸cili g艂owy w drug膮 stron臋. Pojazdy by艂y tak blisko siebie, 偶e pasa偶erowie landa wyra藕nie s艂yszeli, jak lord Mountiner fuka z w艣ciek艂o艣ci, a jego c贸rka piskliwym, nosowym g艂osem m贸wi:

- Och, tato, robi膮 nam afront! Co za wstyd! Zabierz mnie do domu!

- Ca艂kiem nie藕le si臋 uda艂o - zauwa偶y艂a Allegra, kiedy ju偶 kareta zosta艂a z ty艂u. - 艢wietna nauczka dla wszystkich, kt贸rzy w tym sezonie byli dla nas niemili.

Podczas dalszego spaceru ju偶 nic szczeg贸lnego si臋 nie zdarzy艂o. Je藕dzili w艣r贸d drzew, k艂aniali si臋 i machali do mijanych znajomych i przyjaci贸艂. Niekt贸rzy jechali powozami, inni dosiadali wspania艂ych koni. Wr贸cili na Berkley Square i kiedy lando podje偶d偶a艂o pod wej艣cie do rezydencji lorda Morgana, Allegra uzna艂a, 偶e pierwsze wsp贸lne wyj艣cie okaza艂o si臋 nad­zwyczaj udane. S艂u偶膮cy podbieg艂 i pom贸g艂 jej wysi膮艣膰.

- Wejdziesz i napijesz si臋 z nami herbaty? - zapyta艂a ksi臋cia.

- Nie dzisiaj, kochanie - podzi臋kowa艂. - Zobaczymy si臋 wieczorem?

- Na dzisiejszy wiecz贸r nie zaplanowano 偶adnego przyj臋cia - odpowiedzia艂a. - My艣l臋, 偶e skorzystam z okazji i wcze艣niej si臋 po艂o偶臋.

- B臋dziesz o mnie 艣ni艂a? - za偶artowa艂.

- Bardzo rzadko, w zasadzie prawie nigdy nie 艣ni臋 - odruchowo odpowiedzia艂a, ale zaraz doda艂a: - Je艣li jednak kto艣 mi si臋 przy艣ni, Quintonie, na pewno b臋dziesz to ty.

- Kochana Allegro, jeste艣 wspania艂a - przyzna艂 z u艣miechem i poca艂owa艂 j膮 w r臋k臋. - B臋d臋 u ciebie jutro.

- Przyjd藕 na lunch - zaprosi艂a.

Sk艂oni艂 si臋 i lando ruszy艂o ulic膮 w d贸艂, 偶eby wyjecha膰 z placu. Niemal identyczne gniadosze z jasnymi ogonami st膮pa艂y r贸wno i z wdzi臋kiem. Allegra wesz艂a do domu. Siren臋 i Ocky'ego zasta艂a w ogrodowym salonie.

- Lady Bellingham ustali艂a dat臋 naszego 艣lubu na pi膮ty pa藕dziernika - poinformowa艂a kuzynk臋 i jej narzeczonego. - Sireno, je艣li wtedy b臋dziesz ju偶 spodziewa艂a si臋 dziecka, postaraj si臋, 偶eby ci膮偶y nie by艂o wida膰. Musisz by膰 moj膮 druhn膮. Nie chc臋 nikogo innego. A wyobra偶asz sobie, jakie pojawi艂yby si臋 plotki, gdybym prze艂o偶y艂a 艣lub.

- Och, Allegro, nie mo偶esz tego zrobi膰 - Sirena by艂a szczerze zaniepokojona. - Nawet nie wolno ci o tym my艣le膰.

- Zatem, kochana kuzynko, postaraj si臋, 偶ebym nie musia艂a - powiedzia艂a Allegra ze 艣miechem i pu艣ci艂a oczko do wicehrabiego Pickford.

- B臋dziemy s膮siadami - cieszy艂a si臋 Sirena. - Dom Ocky'ego - zarumieni艂a si臋 - to znaczy dom papy Ocky'ego znajduje si臋 w Hereford, niedaleko Hunter's Lair. Dw贸r nazywa si臋 Ros臋 Hall. Ros臋 Hall, czy偶 to nie pi臋kna nazwa?

- Zdecydowali艣cie ju偶, gdzie si臋 udacie w podr贸偶 po艣lubn膮? - z ciekawo艣ci膮 spyta艂a Allegra.

- Nad morze - odpowiedzia艂 wicehrabia. - Moi kuzyni maj膮 dom w Devon. W tym czasie b臋d膮 w swojej rezydencji w hrabstwie Kent. Pozwolili nam korzysta膰 z ich domu, jak d艂ugo chcemy. S艂u偶ba jest ca艂y czas na miejscu. A czy pani, panno Morgan, i Quinton ju偶 rozmawiali艣cie o swojej podr贸偶y po艣lubnej?

- Nawet nie mieli艣my czasu porozmawia膰 o dacie 艣lubu - zachichota艂a Allegra. - Lady Bellingham spad艂a na nas jak tornado i zdecydowa艂a o wszystkim za nas. Mo偶e jutro, kiedy Quinton przyjdzie na lunch, b臋dziemy mieli okazj臋 porozmawia膰 o podr贸偶y. - Poklepa艂a wicehrabiego po ramieniu. - Ocky, 偶enisz si臋 z moj膮 najukocha艅sz膮 kuzynk膮. My艣l臋, 偶e nie b臋dzie nietaktem, je艣li b臋dziesz si臋 zwraca艂 do mnie po imieniu. - U艣miechn臋艂a si臋 jeszcze do obojga, wysz艂a z salonu i pobieg艂a na g贸r臋.

Honor przynios艂a swojej pani kolacj臋 do pokoju na tacy. Allegra marzy艂a tylko o odpoczynku. Chcia艂a zrzuci膰 z siebie napi臋cie zwi膮zane z wydarzeniami ostatnich kilku dni. Ojciec, ciotka, Sirena i Ocky zjedli kolacj臋 razem w jadalni. Po posi艂ku lord Morgan uda艂 si臋 do c贸rki.

- Dobrze si臋 czujesz, dziecinko? - zapyta艂.

- Po prostu jestem zm臋czona - odpowiedzia艂a Allegra, t艂umi膮c ziewni臋cie.

- A czy jeste艣 szcz臋艣liwa?

- Powiem tak, tato - rzek艂a po chwili namys艂u - nie jestem nieszcz臋艣liwa. Ksi膮偶臋 jest bardzo sympatycznym cz艂owiekiem. Nie mog臋 si臋 ju偶 doczeka膰, kiedy zobacz臋 Hunter's Lair. - Znowu ziewn臋艂a.

- Nie jest to tak du偶a rezydencja jak Morgan Court, ale za to bardzo stara i z wielkimi tradycjami. No i, naturalnie, ksi膮偶臋 ma znacznie wi臋cej ziemi - powiedzia艂 ojciec. - Morgan Court zostawi臋 twojemu drugiemu synowi, Allegro. Mam nadziej臋, 偶e si臋 zgadzasz.

- Tato, jeszcze nie wzi臋艂am 艣lubu - obruszy艂a si臋 Allegra - a ty ju偶 widzisz innie jako matk臋 dw贸ch syn贸w. A co z c贸rkami?

- C贸rki ksi臋cia, panny, w kt贸rych 偶y艂ach b臋dzie p艂yn臋艂a szlachetna krew Quintona Huntera i z kt贸rych ka偶da b臋dzie mia艂a taki wspania艂y posag, jaki ty im potrafisz zapewni膰, bez trudu znajd膮 odpowiednich m臋偶贸w. To synowie, poza pierworodnym, musz膮 szuka膰 swego miejsca w 艣wiecie. Dlatego, kiedy umr臋, tw贸j drugi syn odziedziczy Morgan Court. Je艣li b臋dziesz mia艂a wi臋cej syn贸w, moje dziecko, te偶 o nich zadbamy. Obiecuj臋.

- Tato, a je艣li ponownie si臋 o偶enisz? Niczego nie zostawisz wdowie?

- Allegro... - zacz膮艂 i nagle urwa艂.

- Tato, przecie偶 kochasz ciotk臋 - serdecznym gestem Allegra uj臋艂a ojca za r臋k臋. - Ciocia ju偶 od wielu lat jest wdow膮. Nic nie stoi na przeszkodzie, 偶eby艣 si臋 jej o艣wiadczy艂. I ja, i Sirena bardzo si臋 ucieszymy - zapewni艂a przyciszonym g艂osem.

- Naprawd臋? - lord Morgan sprawia艂 wra偶enie szczerze ubawionego.

- Naprawd臋, tato - Allegra ponownie powa偶nie zapewni艂a ojca i pu艣ci艂a jego d艂o艅.

- My艣lisz, 偶e ciotka przyj臋艂aby moje o艣wiadczyny? Przyja藕nimy si臋 od wielu lat. By膰 mo偶e Olympia tylko tyle mo偶e mi da膰. Nie chcia艂bym zniszczy膰 tego, co jest mi臋dzy nami. Bar­dzo sobie ceni臋 przyja藕艅 Olympii.

- Nigdy si臋 nie dowiesz, je艣li nie zapytasz - podpowiedzia艂a rozs膮dna c贸rka. - Ja opuszczam Morgan Court. Naprawd臋 uwa偶asz, 偶e ciocia b臋dzie wola艂a mieszka膰 w male艅kim domku wdowy w Rowley ni偶 zosta膰 pani膮 Morgan Court? Cz臋sto rozmawia艂y艣my o tym z Siren膮. Obie bardzo by艣my pragn臋艂y, 偶eby艣cie byli razem i szcz臋艣liwi.

- A je艣li mi odm贸wi? Co wtedy, moje dziecko? 鈥 niepokoi艂 si臋 lord Morgan.

- Tato, czy 鈥瀗ie" to a偶 tak okropne s艂owo? - zapyta艂a c贸rka.

- Je艣li dobrze pami臋tam, tak w艂a艣nie uwa偶a艂a艣, kiedy by艂a艣 ma艂膮 dziewczynk膮 - 偶artobliwie przypomnia艂 ojciec, podnosz膮c si臋 z 艂贸偶ka Allegry, na kt贸rym przysiad艂. - Odpoczywaj, c贸re艅ko. 艢lub Sireny ju偶 za dziewi臋膰 dni, a potem wracamy do domu.

- Poprosisz ciotk臋 Olympi臋 o r臋k臋, zanim wyjedziemy z Londynu? - Allegra nie dawa艂a ojcu spokoju.

- Zastanowi臋 si臋. - Pochyli艂 si臋, poca艂owa艂 c贸rk臋 w czo艂o i wyszed艂 z pokoju.

S艂owa c贸rki zrobi艂y wielkie wra偶enie na Septimusie Morganie. Chocia偶 szczerze cieszy艂 si臋 z zar臋czyn Allegry i czu艂 si臋 szcz臋艣liwy, wiedz膮c, i偶 zapewni艂 jej wspania艂膮 przysz艂o艣膰, to jednak- ogarnia艂 go smutek na my艣l, 偶e jego samego czeka samotno艣膰. Mo偶e Allegra ma racj臋? Mo偶e Olympia przyjmie jego o艣wiadczyny? Wszed艂 do biblioteki i zasta艂 j膮 siedz膮c膮 przy kominku. Podnios艂a wzrok i u艣miechn臋艂a si臋.

- Nie masz mi za z艂e, Septimusie, 偶e tu si臋 skry艂am? Sirena z ukochanym gruchaj膮 w salonie. Czu艂am si臋 tam jak pi膮te ko艂o u wozu.

- Nala膰 ci kieliszek sherry? - zapyta艂, a kiedy potakuj膮co skin臋艂a g艂ow膮, nape艂ni艂 stoj膮ce na tacy dwa kieliszki. Jeden poda艂 Olympii, potem usadowi艂 si臋 vis- a- vis niej na mi臋kkim krze艣le z wysokim oparciem. - Ju偶 nied艂ugo oboje zostaniemy sami, Olympio - zauwa偶y艂 oboj臋tnym tonem. - Morgan Court jest o wiele za du偶y dla jednej osoby, a wdowi domek w Rowley stanowczo zbyt ma艂y.

- Masz racj臋 - przyzna艂a.

- Nie chcia艂bym zniszczy膰 naszej przyja藕ni, Olympio, ale chyba warto zastanowi膰 si臋 nad sugesti膮 Allegry. C贸rka zapewnia mnie, 偶e obie z Siren膮 bardzo tego pragn膮. Mo偶e my te偶 powinni艣my wzi膮膰 艣lub?

- Z kim? - zapyta艂a lady Abbott, ale serce o ma艂o nie wyskoczy艂o jej z piersi.

- Ja z tob膮, a ty ze mn膮, kochana Olympio 鈥 sprecyzowa艂 ze 艣miechem. Wsta艂 z krzes艂a i przykl臋kn膮艂 przy lady Abbott. - Wyjdziesz za mnie, Olympio? Uczynisz mnie najszcz臋艣­liwszym cz艂owiekiem na 艣wiecie? Zgodzisz si臋, 偶eby艣my razem sp臋dzili ostatnie lata 偶ycia? Zdaj臋 sobie spraw臋 z tego, 偶e dla ciebie zostanie pani膮 Morgan to w pewnym sensie deklasacja. Wiem przecie偶, 偶e lady Morgan to nie to samo co markiza wdowa Rowley, mam jednak nadziej臋, 偶e zastanowisz si臋 nad moj膮 propozycj膮 - zako艅czy艂, patrz膮c na ni膮 z nadziej膮 w oczach.

Lady Abbott podnios艂a r臋k臋 do ust, by st艂umi膰 okrzyk zaskoczenia. Pulchna twarz zarumieni艂a si臋 z zadowolenia.

- Septimusie - odezwa艂a si臋 po chwili, opuszczaj膮c w d贸艂 r臋k臋 - mog艂abym wyj艣膰 tylko za cz艂owieka, kt贸ry mnie kocha.

Lord Morgan podni贸s艂 si臋 z kolan, uj膮艂 lady Abbott za r臋ce i gestem poprosi艂, by te偶 wsta艂a.

- Ale偶 ja ciebie kocham, Olympio 鈥 wyzna艂 kiedy ju偶 stali twarz膮 w twarz. - Zawsze ci臋 kocha艂em, chocia偶 nie mog艂em si臋 do tego przyzna膰, kiedy by艂a艣 偶on膮 innego. Jeste艣 ca艂kowitym przeciwie艅stwem swojej siostry. Jeste艣 dobra, m膮dra i czu艂a. Je艣li nie chcesz ponownie wychodzi膰 za m膮偶, zrozumiem. B艂agam ci臋 tylko, by to nie zniszczy艂o naszej przyja藕ni.

Olympia Abbott wspi臋艂a si臋 na palce i delikatnie poca艂owa艂a lorda Morgana w usta.

- Oczywi艣cie, 偶e za ciebie wyjd臋, Septimusie - o艣wiadczy艂a. - Teraz, kiedy Allegra odchodzi z rodzinnego domu, nie pozwol臋, 偶eby艣 wpad艂 w r臋ce jakiej艣 innej kobiety.

- Pobierzemy si臋 jeszcze przed 艣lubem Allegry - rzek艂 lord Morgan stanowczym tonem.

- A kiedy? - zapyta艂a, wyra藕nie ucieszona niecierpliwo艣ci膮 narzeczonego.

- Dzie艅 po 艣lubie Sireny i m艂odego wicehrabiego Pick- ford - odpar艂, 艣miej膮c si臋. - W ten spos贸b obie nasze c贸rki b臋d膮 mog艂y by膰 na uroczysto艣ci. Potem Sirena i Ocky wyjad膮 w podr贸偶 po艣lubn膮, a ty pojedziesz ze mn膮 i Allegra do domu. Po twoje rzeczy pojedziemy do Rowley, kiedy Allegra wyjedzie do Hunter's Lair. B臋dziemy mieli dla siebie cale lato. A zim膮 zabior臋 ci臋 do W艂och - poca艂owa艂 j膮 serdecznie. - To bardzo romantyczny kraj, Olympio.

- Och, Septimusie - lady Abbott zarumieni艂a si臋 jak nastolatka. - Bardzo chcia艂abym zobaczy膰 W艂ochy.

- Zim臋 sp臋dzimy w willi pod Neapolem - obieca艂 - a wiosn膮 pojedziemy do Rzymu i Wenecji.

- Nigdy nie by艂am za granic膮 - zacz臋艂a lady Abbott i w tej samej chwili twarz jej spochmurnia艂a. - Septimusie, a co b臋dzie, je偶eli spotkamy moj膮 siostr臋 z m臋偶em? Mo偶e lepiej nie jecha膰 do W艂och.

- A mo偶e, moja kochana, powinni艣my odszuka膰 Pandor臋 i jej hrabiego - zaproponowa艂 lord Morgan.

- Och, nie! - krzykn臋艂a. - Pandora zachowa艂a si臋 okropnie, uciekaj膮c z kochankiem i nie przejmuj膮c si臋, jak sobie sam poradzisz z tym skandalem. Ale znam swoj膮 siostr臋. Niewa偶ne, 偶e ju偶 min臋艂o wiele lat. Niewa偶ne, 偶e jest szcz臋艣liwa z obecnym m臋偶em.

B臋dzie w艣ciek艂a, kiedy si臋 dowie, 偶e ty powt贸rnie si臋 o偶eni艂e艣, a co gorsza - z jej w艂asn膮 siostr膮!

- Przecie偶 kiedy艣 i tak si臋 dowie - powiedzia艂 spokojnie. - Poza tym wszystko mi jedno, co Pandora sobie pomy艣li, je艣li ty, kochanie, nie b臋dziesz si臋 tym przejmowa膰. Chc臋 uda膰 si臋 z tob膮 w podr贸偶 po艣lubn膮. W obecnych czasach przyzwoici ludzie nie mog膮 jecha膰 do Francji.

- No dobrze - zgodzi艂a si臋 lady Abbott. - Z przyjemno艣ci膮 zobacz臋 W艂ochy.

- 艢wietnie! Zatem postanowione - ucieszy艂 si臋 lord Morgan i jeszcze raz poca艂owa艂 narzeczon膮.

Nie uda艂o si臋 im utrzyma膰 tajemnicy przed c贸rkami. Zorientowa艂y si臋 natychmiast, gdy tylko spojrza艂y na lady Abbott nast臋pnego ranka. Dziewcz臋ta 艣mia艂y si臋 rado艣nie i ta艅czy艂y wok贸艂 starszej damy, a偶 wreszcie lady Olympia kaza艂a im przesta膰 i zachowywa膰 si臋, jak przysta艂o na dobrze wychowane panny.

- O艣wiadczy艂 ci si臋, prawda? - pyta艂a Allegra. - Och, tak si臋 ciesz臋! Ja i Sirena od dawna tego pragn臋艂y艣my!

- Teraz jeste艣my siostrami! - radowa艂a si臋 Sirena.

- Kiedy 艣lub? - dopytywa艂a si臋 Allegra.

- Musz臋 by膰 na waszym 艣lubie - o艣wiadczy艂a Sirena.

- Musimy zachowa膰 to w tajemnicy - poprosi艂a dziewcz臋ta lady Abbott. - Chc臋, 偶eby艣 mia艂a sw贸j wielki dzie艅, Sireno.

- Oj, mamo! I tak b臋d臋 go mia艂a! - Sirena zlekcewa偶y艂a s艂owa matki. - No, powiedz, kiedy 艣lub. Mamo, no powiedz!

- We藕miemy cichy 艣lub dzie艅 po twoim 艣lubie, Sireno - powiedzia艂a lady Abbott. - S艂uchajcie, powa偶nie m贸wi臋 o utrzymaniu tajemnicy. Do dnia 艣lubu Sireny i Ocky'ego nie wolno wam nikomu powiedzie膰. Zw艂aszcza tw贸j brat, Sireno, i jego 偶ona nie mog膮 si臋 dowiedzie膰. Charlotte, oczywi艣cie, b臋dzie bardzo zadowolona, 偶e pozbywa si臋 nas obu, ale nie chc臋, 偶eby roznosi艂a plotki po ca艂ym Londynie. Rozumiecie, dziewcz臋ta? To tajemnica!

- Tak, mamo. Ale Ocky'emu chyba mog臋 powiedzie膰? - zapyta艂a Sirena.

- Dobrze, ciociu - obieca艂a Allegra.

- Mo偶ecie powiedzie膰 swoim przysz艂ym m臋偶om - zgodzi艂a si臋 lady Abbott - ale musicie prosi膰 ich o dochowanie tajemnicy.

- Dobrze, oczywi艣cie - przyrzek艂y dziewcz臋ta ch贸rem.

Dzie艅 艣lubu Sireny zbli偶a艂 si臋 wielkimi krokami. Mieli si臋 pobra膰 u 艢wi臋tego Jerzego na Hanover Square, w najmodniejszym ko艣ciele Londynu. Nie planowano wielkiej uroczysto艣ci, Sirena chcia艂a mie膰 skromny 艣lub. Zaproszono tylko rodzin臋 i kilka os贸b od lat pracuj膮cych dla rodziny. 艢lub mia艂 si臋 odby膰 o dziesi膮tej rano. Wa偶nym osobom udzielano 艣lub贸w mi臋dzy 贸sm膮 rano a dwunast膮 w po艂udnie. Po ceremonii w rezydencji lorda Morgana wydane mia艂o by膰 weselne 艣niadanie z obowi膮zkowym weselnym tortem. Noc pa艅stwo m艂odzi mieli sp臋dzi膰 w londy艅skim domu hrabiego Pickford, niedaleko Berkley Square. Oczywi艣cie m艂odzi ludzie, kt贸rych Ocky go艣ci艂 u siebie, wcze艣niej si臋 wyprowadzili.

Hrabia Pickford przyjecha艂 do Londynu kilka dni przed planowanym 艣lubem, 偶eby pozna膰 przysz艂膮 synow膮. By艂 szczup艂ym m臋偶czyzn膮 z grzyw膮 bia艂ych jak 艣nieg w艂os贸w i jasnymi niebieskimi oczami, kt贸re odziedziczy艂 po nim najstarszy syn. S艂odka i delikatna lady Sirena Abbott z miejsca podbi艂a jego serce. Oczywi艣cie wiedzia艂, z jakiego pochodzi rodu, albowiem syn, zanim si臋 o艣wiadczy艂, prosi艂 ojca o zgod臋 na ma艂偶e艅stwo z Sirena. Jednak z do艣wiadczenia r贸wnie偶 wiedzia艂, 偶e dziewcz臋ta z dobrych rodzin nader cz臋sto nie by艂y dobrymi 偶onami. Ta panna, co spostrzeg艂 od razu, kocha艂a jego syna. Poza tym mia艂a charakter i doskona艂e maniery. By艂 zadowolony, 偶e syn si臋 偶eni, kiedy za艣 pozna艂 pann臋, cieszy艂 si臋 podw贸jnie.

- Po podr贸偶y po艣lubnej przyjedziecie do domu, do Pickford? - zapyta艂 hrabia Ocky'ego. - Sirena b臋dzie zapewne chcia艂a zobaczy膰, co odziedziczysz. Musi pozna膰 sw贸j nowy dom. Moja droga, serdecznie witam ci臋 w naszej rodzinie - zapewni艂 Siren臋.

- Dzi臋kuj臋 panu - odpowiedzia艂a Sirena, potem nie艣mia艂o poca艂owa艂a hrabiego w policzek. Londy艅ski sezon dobiega艂 ko艅ca. Wi臋kszo艣膰 m艂odych kobiet, kt贸rym nie uda艂o si臋

znale藕膰 m臋偶a, i tych, kt贸re planowa艂y 艣lub latem, wraz z rodzinami wyjecha艂a ju偶 z Londynu. Zbli偶a艂 si臋 dzie艅 艣lubu Sireny. Rupert Tanner, Allegry przyjaciel z dzieci艅stwa, po偶egna艂 si臋 kilka dni temu i wyjecha艂 do domu. Ksi膮偶臋 zosta艂 zaproszony do rezydencji lorda Morgana. Mia艂 tu mieszka膰 przez kilka dni, do momentu wyjazdu z Londynu.

By艂 cudowny czerwcowy poranek, a niebo idealnie niebieskie, bez jednej chmurki. S艂o艅ce jasno 艣wieci艂o. W ogrodzie lorda Morgana przepi臋knie kwit艂y damasce艅skie r贸偶e. W po­wietrzu unosi艂 si臋 ich wspania艂y zapach. S艂u偶膮cy biegali na g贸r臋 do sypialni z tacami ze 艣niadaniem, poniewa偶 jadalni臋 przygotowywano na weselne 艣niadanie, kt贸re mia艂o si臋 roz­pocz膮膰 po uroczysto艣ci ko艣cielnej, zaplanowanej na dziesi膮t膮.

Sirena nie potrafi艂a opanowa膰 podniecenia. By艂a 艣liczn膮 pann膮 m艂od膮. Sukni臋 mia艂a prost膮, z jedwabiu w kolorze ko艣ci s艂oniowej, z okr膮g艂ym dekoltem i kr贸tkimi, bufiastymi r臋kawkami. Poni偶ej talii suknia by艂a przewi膮zana srebrn膮 wst膮偶k膮, ka偶dy r臋kaw i czubki pantofelk贸w ozdobiono srebrnymi kokardkami. Na ramionach Sireny dekoracyjnie udrapowano delikatny koronkowy szal. Z艂ote w艂osy upi臋to w kok tu偶 nad karkiem, z prawej strony spuszczono w d贸艂 dwa pasma lok贸w. Na czubku g艂owy wianuszkiem bia艂ych r贸偶yczek przypi臋ty by艂 koronkowy welon, d艂ugi a偶 do ziemi.

- Jeste艣 pi臋kn膮 pann膮 m艂od膮 - zachwyca艂a si臋 Allegra, patrz膮c na kuzynk臋. - Sireno, jeszcze nigdy nie wygl膮da艂a艣 tak cudownie.

- Prawd臋 m贸wi - lady Abbott zacz臋艂a nie艣mia艂o poci膮ga膰 nosem. - Nie mog臋 uwierzy膰, 偶e moja malutka bierze 艣lub. Kochanie, jaka szkoda, 偶e ojciec nie mo偶e ci臋 zobaczy膰. By艂by z ciebie bardzo dumny. - Odwr贸ci艂a si臋 do siostrzenicy: - Allegro, ty te偶 wygl膮dasz cudownie.

- Dzi臋kuj臋, ciociu. Ale powiedz nam, zanim zejdziemy na d贸艂 i spotkamy si臋 ze wszystkimi. Kiedy masz zamiar ujawni膰 sw贸j male艅ki sekret? - zapyta艂a dziewczyna.

- Razem z twoim tat膮 og艂osimy dat臋 naszego 艣lubu pod koniec weselnego 艣niadania - odpowiedzia艂a lady Abbott.

- I od tej chwili b臋d臋 ci臋 nazywa艂a cioci膮 mam膮 - o艣wiadczy艂a Allegra z u艣miechem.

- Kochanie, ty naprawd臋 si臋 cieszysz, 偶e wychodz臋 za twojego ojca - lady Abbott nadal nie mog艂a uwierzy膰 w swoje szcz臋艣cie.

- Ciociu, by艂a艣 dla mnie matk膮, kt贸rej nigdy nie mia艂am - m贸wi艂a z 偶arem Allegra. - Ciesz臋 si臋 z ca艂ego serca! - Podesz艂a do lady Abbott, obj臋艂a j膮 czule i uca艂owa艂a w oba policzki. Kto艣 zapuka艂 do drzwi i zaraz uchyli艂 je nieco. W szparze pokaza艂a si臋 g艂owa lorda

Morgana.

- Kochane, czas jecha膰 do ko艣cio艂a - przypomnia艂. - Sireno, chyba nie chcesz przestraszy膰 pana m艂odego. Sp贸藕nisz si臋, a on pomy艣li, 偶e zmieni艂a艣 zdanie.

Z rezydencji lorda Morgana na Berkley Square nie by艂o daleko do ko艣cio艂a 艢wi臋tego Jerzego na Hanover Square. Pojechali otwart膮 karet膮. Ze starszym bratem Sireny spotkali si臋 w ko艣ciele. Markiz Rowley mia艂 poprowadzi膰 siostr臋 do o艂tarza. Jego 偶ona usadowi艂a si臋 w pierwszej 艂awce, zanim lord Morgan zd膮偶y艂 wprowadzi膰 lady Abbott do ko艣cio艂a. Starsza dama znacz膮co popatrzy艂a na synow膮 i nie odwr贸ci艂a wzroku, a偶 m艂odsza kobieta przesiad艂a si臋 dalej, ust臋puj膮c miejsca matce panny m艂odej i lordowi Morganowi.

Po drugiej stronie usiad艂 ojciec pana m艂odego, owdowia艂y hrabia Pickford, i jego siostra, lady Carstairs, z m臋偶em. Za nimi miejsca zaj臋li m艂odsi Carstairsowie, bliscy kuzyni Ocky'ego, hrabia Aston i lord Walworth, obaj z narzeczonymi.

W trzeciej 艂awce po stronie pana m艂odego siedzia艂 Wiggins, wieloletni osobisty lokaj wicehrabiego. Po stronie panny m艂odej w drugiej 艂awce miejsca zaj臋li lord i lady Bellingham oraz Charles Trent. Za nimi siedzia艂y Damaris i Honor.

Ko艣ci贸艂 艢wi臋tego Jerzego by艂 najmodniejszym w owych czasach miejscem 艣lub贸w angielskiej arystokracji. Cho膰 nie nale偶a艂 do najstarszych ko艣cio艂贸w w Londynie, zbudowany bowiem zosta艂 w latach 1721- 1724, by艂 pierwszym, kt贸ry szczyci艂 si臋 pe艂nym wdzi臋ku portykiem z sze艣cioma strzelistymi kolumnami. G艂贸wnego wej艣cia po obu stronach strzeg艂y dostojne psy z lanego 偶elaza. Witra偶 we wschodnim oknie budowli pochodzi艂 ze starego ko艣cio艂a, zniszczonego podczas wojny domowej, niemal sto pi臋膰dziesi膮t lat temu. Obraz w g艂贸wnym o艂tarzu przedstawia艂 Ostatni膮 Wieczerz臋, a wykona艂 go znakomity sir James Thornhill.

Allegra, przy mi艂ych, 艂agodnie brzmi膮cych d藕wi臋kach muzyki Bacha, wolno sz艂a 艣rodkowym przej艣ciem mi臋dzy 艂awkami ku g艂贸wnemu o艂tarzowi. W r臋ce trzyma艂a bukiet bia艂ych r贸偶. Za sob膮 s艂ysza艂a kroki Sireny i jej brata. Przy o艂tarzu czeka艂 wicehrabia Pickford z ksi臋ciem Sedgwick u boku. Ksi膮偶臋 by艂 艣wiadkiem wicehrabiego. Kiedy m艂oda para stan臋艂a przed o艂tarzem, proboszcz u艣miechn膮艂 si臋 lekko. W tym miesi膮cu udzieli艂 ju偶 czternastu 艣lub贸w, a do ko艅ca czerwca mia艂 jeszcze po艂膮czy膰 dwadzie艣cia pi臋膰 par. Dla niego by艂 to najgor臋tszy okres udanego sezonu.

- Kochani - proboszcz rozpocz膮艂 ceremoni臋. Allegra dyskretnie rozejrza艂a si臋 wok贸艂 siebie. Ko艣ci贸艂 by艂 pi臋kny, ale 偶a艂owa艂a, 偶e nie b臋dzie mog艂a w pa藕dzierniku wzi膮膰 艣lubu w swoim ko艣ci贸艂ku. Uwa偶nie s艂ucha艂a s艂贸w ksi臋dza. 鈥濷ddaj臋 ci swoje cia艂o". W tym momencie przypomnia艂a sobie poca艂unki Quintona w dniu ich zar臋czyn i rumieniec obla艂 jej twarz. Potem ju偶 si臋 nie ca艂owali. Zastanawia艂a si臋, jak chwali si臋 Boga, oddaj膮c swoje cia艂o. Sirena raptownie przerwa艂a rozmy艣lania kuzynki. Musia艂a ukl臋kn膮膰 przy balustra­dzie, dlatego wsun臋艂a Allegrze w d艂onie sw贸j bukiet z bia艂ych r贸偶 i zielonego bluszczu, ozdobiony srebrn膮 wst膮偶k膮.

Allegra otrz膮sn臋艂a si臋 z dziwnych my艣li i skupi艂a na ceremonii. Kiedy proboszcz og艂osi艂 Siren臋 i wicehrabiego Pickford m臋偶em i 偶on膮 i pa艅stwo m艂odzi, na oczach wszystkich go艣ci, gor膮co si臋 poca艂owali, Allegra znowu sp艂on臋艂a rumie艅cem. Spojrza艂a na Quintona Huntera. On te偶 na ni膮 patrzy艂. Wzrok mia艂 powa偶ny, w oczach nie by艂o kpiny. Odetchn臋艂a z ulg膮. Czy te偶 poca艂uje j膮 z tak wielkim 偶arem, kiedy zostan膮 po艂膮czeni 艣wi臋tym w臋z艂em ma艂偶e艅skim?

Sirena i Ocky szybkim krokiem wyszli z ko艣cio艂a. 艢mieli si臋 rado艣nie i z mi艂o艣ci膮 wpatrywali w siebie. Ksi膮偶臋 podszed艂 do Allegry, wsun膮艂 jej r臋k臋 pod swoje rami臋 i sprowadzi艂 schodami w d贸艂. M艂oda para w艂a艣nie odje偶d偶a艂a spod ko艣cio艂a. Dwudziestu go艣ci swoimi karetami i powozami uda艂o si臋 za nimi do rezydencji lorda Morgana na weselne 艣niadanie.

Francuski kucharz lorda Morgana przygotowa艂 przepyszny posi艂ek. S艂u偶ba uwija艂a si臋 wok贸艂 sto艂u, podaj膮c go艣ciom kolejne potrawy. By艂y sma偶one na parze jajka, przyrz膮dzone w g臋stej 艣mietanie i doskona艂ej portugalskiej sherry. Podano r贸偶ow膮, soczyst膮, wiejsk膮 szynk臋, plastry boczku, p贸艂misek kotlet贸w jagni臋cych, a na srebrnej tacy 艂ososia w koperkowym sosie z dekoracyjnie krojonymi cz膮stkami cytryny. By艂 艣wie偶o pieczony chleb i malutkie bu艂eczki posypane ziarnem sezamowym. Podano r贸wnie偶 kilka rodzaj贸w ser贸w: kr膮偶ek oryginalnego francuskiego brie, nieco wi臋kszy kr膮偶ek ostrego angielskiego cheddara oraz kawa艂ek pikantnego sera o orzechowym smaku i z wielkimi dziurami, importowanego ze Szwajcarii. Ten ser Allegra lubi艂a najbardziej. Przygotowano tak偶e wielk膮 mis臋 艣wie偶ych owoc贸w: obrane cz膮stki hiszpa艅skich pomara艅czy, plastry ananasa i 偶贸艂te banany. W kryszta艂owej wazie podano 艣wie偶e truskawki, a do nich g臋st膮, kwa艣n膮 艣mietan臋. Podczas posi艂ku s艂u偶ba bez przerwy nape艂nia艂a kieliszki go艣ci lekkim winem. Wreszcie wniesiono bogato lukrowany i pi臋knie udekorowany weselny tort i wtedy podano szampana. Rozpocz臋艂y si臋 toasty na cze艣膰 Sireny i Ocky'ego.

Nied艂ugo p贸藕niej panna m艂oda wymkn臋艂a si臋 z jadalni. Kuzynka pod膮偶y艂a za ni膮. Na g贸rze czeka艂a pokoj贸wka Damaris. Mia艂a pom贸c Sirenie przebra膰 si臋 w str贸j podr贸偶ny, chocia偶 tego dnia pa艅stwo m艂odzi jechali niedaleko, tylko do londy艅skiego domu te艣cia Sireny.

- Mama i wujek jeszcze nie podzielili si臋 niespodziank膮 - odezwa艂a si臋 Sirena. - Nic nie powiedzieli o 艣lubie. Jak my艣lisz, Allegro, chyba si臋 nie rozmy艣lili?

- Nie - Allegra potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. - Tata m贸wi艂, 偶e og艂osz膮 zar臋czyny przed waszym wyjazdem.

- - Ale偶 Charlotte zrobi min臋! - zachichota艂a Sirena. Wprost nie mog臋 si臋 doczeka膰 jej reakcji. Z jednej strony po czuje ulg臋, 偶e si臋 pozbywa mamy, z drugiej - uzna, 偶e I o okropne, by w mamy wieku ponownie wychodzi膰 za ni膮. Jestem pewna, 偶e tak w艂a艣nie powie.

- Ile lat ma ciocia mama? - zapyta艂a Allegra.

- Na pewno jest po czterdziestce - odpowiedzia艂a Sirena. - Mia艂a pi臋tna艣cie lat, kiedy wysz艂a za tat臋, a brata urodzi艂a w wieku lat szesnastu. Gussie ma teraz dwadzie艣cia pi臋膰 lat, to wiem na pewno, wi臋c mama musi by膰 po czterdziestce.

- Ma czterdzie艣ci jeden lat - sprecyzowa艂a Allegra. Sirena nigdy nie by艂a dobra w rachunkach.

- No, moje panie, lady Sirena jest gotowa - odezwa艂a si臋 Damaris i zacz臋艂a szlocha膰. - Nie mog臋 uwierzy膰, 偶e panienka jest m臋偶atk膮 - poci膮gn臋艂a nosem i fartuszkiem otar艂a 艂zy. - Wydaje si臋, 偶e zaledwie wczoraj by艂a pani t膮 malutk膮 dziewczynk膮, kt贸r膮 powierzono mojej opiece.

- No, Damaris - Sirena obj臋艂a i przytuli艂a pokoj贸wk臋. - Przecie偶 dalej b臋dziesz u mnie s艂u偶y膰. Widzia艂am r贸wnie偶, jak ty i lokaj Ocky'ego na siebie spogl膮dacie. Zapewne nied艂ugo i ty wyjdziesz za m膮偶. Co ja poczn臋, kiedy odejdziesz?

- 呕aden m臋偶czyzna nie zmusi mnie, 偶ebym od pani odesz艂a, moja kochana pani! - o艣wiadczy艂a Damaris stanowczym tonem. - No, a teraz pani i panienka Allegra musicie biec na d贸艂 do go艣ci. B臋d臋 na pani膮 czeka艂a w domu hrabiego Pickford - doda艂a i grzecznie si臋 uk艂oni艂a.

Sirena u艣miechn臋艂a si臋 do pokoj贸wki. Wygl膮da艂a uroczo w sukni z bia艂ego mu艣linu, zdobionej r贸偶owymi jedwabnymi wst膮偶kami, i we wdzi臋cznym s艂omkowym kapelusiku na blond w艂osach, r贸wnie偶 udekorowanym r贸偶owymi wst膮偶eczkami. Trzymaj膮c Allegr臋 za r臋k臋, zesz艂a schodami w d贸艂 do okr膮g艂ego hallu g艂贸wnego, gdzie czeka艂 na ni膮 m膮偶 i zgromadzili si臋 go艣cie. Od razu podesz艂a do matki i wuja.

- Powiedzcie im teraz, prosz臋 - szepn臋艂a, obejmuj膮c oboje. Lord Morgan jedn膮 r臋k膮 obj膮艂 Allegr臋, drug膮 Siren臋.

- To by艂 wspania艂y dzie艅 dla nas wszystkich - odezwa艂 si臋 dono艣nym g艂osem. - Bardzo droga memu sercu kuzynka dzisiaj po艣lubi艂a kochanego cz艂owieka. Pi膮tego pa藕dziernika moja ukochana c贸rka odda r臋k臋 ksi臋ciu. A jutro czeka nas kolejny szcz臋艣liwy dzie艅. Jutro bowiem zawr臋 zwi膮zek ma艂偶e艅ski z kobiet膮, kt贸ra uczyni艂a mi wielki zaszczyt i zgodzi艂a si臋 zosta膰 moj膮 偶on膮, z lady Olympi膮 Abbott. Wszyscy pa艅stwo 偶yczyli艣cie Sirenie i Ocky'emu szcz臋艣cia, mam nadziej臋, 偶e i my otrzymamy od was takie same 偶yczenia - powiedzia艂 na koniec.

- A niech mnie licho! - krzykn膮艂 markiz Rowley, ca艂kowicie zaskoczony o艣wiadczeniem wuja. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i u艣cisn膮艂 d艂o艅 lorda Morgana. - Macie moje b艂ogos艂awie艅stwo, chocia偶 przecie偶 wcale go nie potrzebujecie. - Roze艣mia艂 si臋 i serdecznie uca艂owa艂 matk臋.

- A ty, pani, przyjmij moje najlepsze 偶yczenia. Ju偶 my艣la艂em, 偶e niczym nie potrafisz mnie zaskoczy膰, mamo, a tymczasem, prosz臋 bardzo, zaskoczy艂a艣 mnie jak nigdy dot膮d.

- Czy to znaczy, 偶e nie masz nic przeciwko temu, Gussie? - zapyta艂a lekko zdenerwowana lady Abbott.

- Oczywi艣cie, 偶e nie. Absolutnie nie mam nic przeciwko temu - u艣miechn膮艂 si臋 jeszcze szerzej.

Pozostali go艣ci otoczyli starsz膮 par臋, sk艂adali gratulacje i najlepsze 偶yczenia. Powsta艂o ma艂e zamieszanie i w艂a艣nie w tym momencie Sirena i wicehrabia Pickford wymkn臋li si臋 z domu. R臋ka w r臋k臋 przeszli przez frontowe drzwi, zeszli w d贸艂 po marmurowych schodach i wsiedli do powozu. Kiedy wreszcie spostrze偶ono nieobecno艣膰 m艂odej pary, wybuch艂y g艂o艣ne 艣miechy. Go艣cie zostali zaproszeni do salonu na jeszcze jeden toast szampanem. Tym razem 偶yczono szcz臋艣cia nast臋pnej m艂odej parze.

- To jutro mamy kolejny 艣lub w rodzinie! - wykrzykn臋艂a lady Bellingham. - Moja kochana Olympio, jak mog艂a艣 trzyma膰 to w tajemnicy! - uderzy艂a lady Abbott w rami臋 wachlarzem i spojrza艂a na ni膮 z ukosa. - Doskona艂a partia. Wyobra偶am sobie, jak bardzo tw贸j syn i synowa si臋 ciesz膮. - Odwr贸ci艂a si臋 i popatrzy艂a na Allegr臋. - A ty, panienko, co o tym my艣lisz?

- Razem z Siren膮 pr贸bowa艂y艣my ich po艂膮czy膰, od kiedy sko艅czy艂a si臋 偶a艂oba - powiedzia艂a Allegra z typow膮 dla siebie szczero艣ci膮.

- Ha! Ha! Ha! Naprawd臋, kochanie? Bardzo dobrze! - cieszy艂a si臋 lady Bellingham. - Nie jest egoistk膮, Quintonie! My艣li o innych! 艢wietn膮 dziewczyn臋 wybra艂e艣 sobie na 偶on臋. Z przyjemno艣ci膮 wr贸c臋 jesieni膮 do Londynu na wasz 艣lub. Nawet Bellingham zgodzi艂 si臋 zrezygnowa膰 z kilku dni polowania i przyjecha膰 na t臋 uroczysto艣膰, prawda, m臋偶u?

- Tak, kochanie - potwierdzi艂 lord Bellingham, jednocze艣nie puszczaj膮c oczko do zgromadzonych go艣ci. - Je艣li tobie co艣 sprawia przyjemno艣膰, ja te偶 si臋 ciesz臋. - Upi艂 du偶y 艂yk szampana.

- No, wiecie, ja osobi艣cie nie mog臋 wyj艣膰 ze zdumienia, 偶e kochana mama, w jej wieku, jeszcze raz wychodzi za m膮偶 - odezwa艂a si臋 Charlotte. - Gussie i ja nagle stracili艣my ca艂膮 rodzin臋 - podnios艂a do ust kieliszek.

Allegra chichota艂a, zas艂aniaj膮c r臋k膮 usta, ale kiedy Charlotte spojrza艂a na ni膮, bez 偶enady wyja艣ni艂a, dlaczego si臋 艣mieje.

- Sirena przewidzia艂a, madame, 偶e tak w艂a艣nie powiesz. A je艣li chodzi o utrat臋 rodziny, przypuszczam, 偶e raczej jeste艣 zadowolona, i偶 pozbywasz si臋 z Rowley i cioci mamy, i

Sireny. B臋dziesz mia艂a Gussiego wy艂膮cznie dla siebie - u艣miechn臋艂a si臋 s艂odko do markizy Rowley.

- Allegro - strofuj膮cym tonem upomnia艂 kuzynk臋 markiz, chocia偶 na jego twarzy wyra藕nie rysowa艂o si臋 rozbawienie. - Musisz lepiej nad sob膮 panowa膰. Powinna艣 by膰 bardziej tak­towna, zw艂aszcza teraz, gdy masz zosta膰 ksi臋偶n膮.

- Och, Gussie, obawiam si臋, 偶e nigdy nie zdo艂am zachowywa膰 si臋 a偶 tak poprawnie, i biedny Quinton niestety o tym wie. Prawda, Quintonie? - pytaj膮co spojrza艂a na narzeczonego.

- Tak, widz臋, 偶e to troch臋 potrwa. Mam jednak nadziej臋, 偶e w ko艅cu uda mi si臋 przekona膰 Allegr臋 o wy偶szo艣ci reakcji bardziej dyplomatycznych - powiedzia艂, zwracaj膮c si臋 do markiza Rowleya.

- Chcia艂abym obserwowa膰 te zmagania - mrukn臋艂a pod nosem lady Bellingham, a m膮偶, s艂ysz膮c, co m贸wi, za艣mia艂 si臋.

Go艣cie zacz臋li si臋 偶egna膰. Wszyscy zgodzili si臋, 偶e by艂 to wyj膮tkowo mi艂y ranek Dzi臋kowali za zaproszenie i za podzielenie si臋 z nimi wiadomo艣ci膮 o kolejnym 艣lubie. Hrabia Aston i lord Walworth poprosili ksi臋cia, 偶eby zgodzi艂 si臋 by膰 艣wiadkiem na ich 艣lubach. Obie narzeczone zadba艂y o to, by przed wyj艣ciem chwil臋 porozmawia膰 z Allegra.

- Przyjdziesz z ksi臋ciem na m贸j 艣lub? - zapyta艂a i jedna, i druga. - Mama dopilnuje, 偶eby przys艂ano ci zaproszenie - zapewnia艂y kolejno.

- Z przyjemno艣ci膮 przyjmuj臋 zaproszenie - odpowiedzia艂a Allegra, machaj膮c im na do widzenia. Dziwnie si臋 czuj臋, maj膮c kole偶anki - pomy艣la艂a. Dotychczas Sirena by艂a jej jedyn膮 przyjaci贸艂k膮, prawie w tym samym wieku. Co wi臋cej, polubi艂a lady Eunice Tarleton i Caroline Bellingham. Chyba rzeczywi艣cie staj臋 si臋 doros艂a - stwierdzi艂a w duchu.

- P贸jd藕my do ogrodu zaczerpn膮膰 powietrza - zaproponowa艂 ksi膮偶臋. Zostali sami. Ojciec i lady Abbott znikn臋li gdzie艣 ju偶 wcze艣niej.

- Biedny, stary dom - skonstatowa艂a trze藕wo, bior膮c pod rami臋 ksi臋cia - jest coraz smutniejszy. Wszystko si臋 ko艅czy. Sezon bal贸w si臋 sko艅czy艂. Sirena i Ocky s膮 ju偶 po 艣lubie. Wszyscy znajomi powyje偶d偶ali z Londynu. Ju偶 nic nie b臋dzie takie jak dawniej, prawda?

- Rzeczywi艣cie nie - Quinton przyzna艂 jej racj臋. - Ale takie jest 偶ycie, Allegro. Wok贸艂 nas 艣wiat ci膮gle si臋 zmienia, na lepsze lub na gorsze.

Wyszli do ogrodu. Jak na czerwcowe popo艂udnie by艂o wyj膮tkowo ciep艂o. W powietrzu unosi艂 si臋 zapach r贸偶, wia艂 lekki wietrzyk.

- By膰 mo偶e naprawd臋 艣wiat zmienia si臋 z minuty na minut臋 - Allegra ci膮gn臋艂a my艣l - ale nigdy nie u艣wiadamia艂am sobie tego z tak膮 ostro艣ci膮, z jak膮 widz臋 to dzisiaj. - G艂臋boko westchn臋艂a. - Moje 偶ycie, chocia偶 nie mia艂am matki, toczy艂o si臋 r贸wnym, spokojnym rytmem. Nigdy nie zbacza艂o z wyznaczonego kursu. Wychowywa艂am si臋 i uczy艂am w Morgan Court. Jeszcze kilka miesi臋cy temu kuzynka, Sirena, by艂a moj膮 najlepsz膮 i jedyn膮 przyjaci贸艂k膮. Lata mija艂y, pory roku si臋 zmienia艂y, by艂a rodzina, by艂y wakacje, po nich czas nauki i znowu wakacje. Zawsze tak samo.

- A tw贸j brat? - zapyta艂 ksi膮偶臋. Nigdy nawet nie wspomnia艂a starszego brata.

- Och, tak - pi臋kn膮 twarz Allegry zniekszta艂ci艂 smutek i b贸l. - To prawda, w贸wczas m贸j 艣wiat si臋 zmieni艂. Staram si臋 o tym nie my艣le膰, to zbyt bolesne. Nie mog臋 o tym m贸wi膰, Quintonie.

- Jak to si臋 sta艂o? - delikatnie pr贸bowa艂 sk艂oni膰 Allegr臋 do rozmowy, jednocze艣nie prowadz膮c j膮 do marmurowej 艂awki pod jab艂oni膮. - Wiem tylko, 偶e nie 偶yje.

- James Lucian - nie wiadomo, dlaczego nigdy nie zdrabniali艣my jego imienia, zawsze nazywali艣my go: James Lucian - zmar艂 we Francji. By艂 zar臋czony z c贸rk膮 hrabiego d'Aumonta. Ze wzgl臋du na sytuacj臋 polityczn膮 uzgodniono, 偶e 艣lub odb臋dzie si臋 natychmiast i James Lucian od razu zabierze 偶on臋 do Anglii - opowiada艂a Allegra. - By艂 we Francji, kiedy aresztowano rodzin臋 hrabiego. Zostali zdradzeni, kto艣 doni贸s艂 na ca艂膮 rodzin臋, zanim James Lucian zd膮偶y艂 po艣lubi膰 ukochan膮. Nie chcia艂 opuszcza膰 Celestine. W艂adze, je艣li tak mo偶na nazwa膰 ten mot艂och panosz膮cy si臋 we Francji, zgodzi艂y si臋 pu艣ci膰 wolno mego brata, kiedy stan膮艂 na szafocie obok narzeczonej. B艂aga艂a go, by odszed艂, by wraca艂 do kraju. Nawet nie chcia艂 o tym s艂ysze膰. Jak nam powiedziano, James Lucian ukl臋kn膮艂 przed narzeczon膮, czule m贸wi艂 o ich wsp贸lnym 偶yciu wiecznym, a w tym czasie gilotyna opada艂a. Jej g艂owa wpad艂a do stoj膮cego przed nim kosza, jego spryska艂a krew dziewczyny. Potem wsta艂 i bez niczyjej pomocy ukl臋kn膮艂, czekaj膮c na egzekucj臋. - Oczy Allegry l艣ni艂y 艂zami.

- Tw贸j brat by艂 niezwykle odwa偶nym cz艂owiekiem - powiedzia艂 ksi膮偶臋, g艂臋boko poruszony opowie艣ci膮 Allegry. Czule obj膮艂 dziewczyn臋 ramieniem.

- M贸j brat by艂 g艂upcem! - krzykn臋艂a Allegra, strz膮saj膮c z siebie rami臋 ksi臋cia. Z oczu dziewczyny pop艂yn臋艂y 艂zy. - Straci艂 偶ycie! I za co? Za mi艂o艣膰? Pan, wielmo偶ny panie, m贸wi, 偶e nigdy mnie nie pokocha, poniewa偶 nie chce pan pope艂ni膰 b艂臋d贸w swoich

przodk贸w. Ja te偶 pana nie b臋d臋 kocha膰, poniewa偶 mi艂o艣膰 niesie z sob膮 tylko b贸l. Mimo to b臋dziemy dobrym ma艂偶e艅stwem, poniewa偶 nasz zwi膮zek b臋dzie si臋 opiera艂 na racjonalnych zasadach. B臋dziemy si臋 nawzajem darzy膰 szacunkiem i b臋dziemy do艣膰 bogaci, by 偶y膰 wygodnie, bez zmartwie艅. A je艣li mamy w sercach odrobin臋 mi艂o艣ci, obdarzymy ni膮 nasze dzieci. Mi艂o艣膰 rodzic贸w do dzieci to chyba jedyny rodzaj mi艂o艣ci, kt贸ry nie niesie z sob膮 cierpienia. Otar艂 艂zy z jej twarzy swoj膮 chusteczk膮, ale nie odezwa艂 si臋. C贸偶 m贸g艂by powiedzie膰? Co

mog艂oby przynie艣膰 jej ukojenie? Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e bardzo kocha艂a brata, a jego

艣mier膰, trzy lata temu, nadal sprawia艂a jej niewypowiedziany b贸l.

- Czy to 艣mier膰 brata spowodowa艂a, 偶e nauczy艂a艣 si臋 zarz膮dza膰 w艂asnymi finansami? - zapyta艂 w ko艅cu.

- Och, nie! - obruszy艂a si臋 Allegra. - Interesowa艂am si臋 sprawami taty od dzieci艅stwa. James Lucian i ja nieraz wsp贸艂zawodniczyli艣my, chc膮c sprawdzi膰, kt贸re z nas lepiej zainwestuje i osi膮gnie wi臋ksze zyski. Gra by艂a wyr贸wnana, chocia偶 s膮dz臋, 偶e ja chyba my艣la艂am bardziej trze藕wo. Brat zawsze dawa艂 si臋 ponie艣膰 emocjom. Zreszt膮 w艂a艣nie one w ko艅cu doprowadzi艂y go do 艣mierci - podsumowa艂a.

- Kiedy przyjedziesz do Hunter's Lair? - zapyta艂, zmieniaj膮c temat, 偶eby Allegra znowu si臋 nie rozp艂aka艂a.

- Gdy taty architekt i jego budowniczy zawiadomi膮 mnie, 偶e moje pokoje ju偶 nadaj膮 si臋 do u偶ytku. Z tego, co wiemy teraz, s膮dz臋, 偶e ju偶 za kilka tygodni b臋d臋 mog艂a do ciebie do艂膮czy膰. Jak daleko mieszkaj膮 twoi przyjaciele?

- Niedaleko - zapewni艂. - Do maj膮tku Astona jest tylko godzina drogi, a dom Dreego jest jeszcze bli偶ej, to urocza, niewielka posiad艂o艣膰. Z wielk膮 przyjemno艣ci膮 b臋d臋 ci towarzy­szy艂 na obu 艣lubach.

- Obawiam si臋, 偶e nie unikniemy plotek, kiedy zamieszkam w Hunter's Lair, zanim si臋 pobierzemy. Nie b臋dzie ci to przeszkadza艂o?

- Zdecydowanie nie - o艣wiadczy艂 ze 艣miechem. - A tobie?

- Mnie te偶 nie - powiedzia艂a, patrz膮c mu prosto w oczy.

- Pasujemy do siebie - stwierdzi艂, tym razem tylko lekko si臋 u艣miechaj膮c.

- Na to wygl膮da - przyzna艂a Allegra, pochyli艂a si臋 i poca艂owa艂a go w policzek. - Na to wygl膮da, Quintonie.

Rozdzia艂 6

Dzie艅 po 艣lubie Sireny ranek wsta艂 r贸wnie pi臋kny jak dnia poprzedniego. Uroczysto艣膰 za艣lubin lorda Morgana z lady Abbott mia艂a odby膰 si臋 w najwi臋kszym salonie rezydencji o dziewi膮tej rano.- Potem, po skromnym posi艂ku, rodzina wyjedzie do domu, chocia偶 pocz膮tkowo planowano zosta膰 w Londynie przez jeszcze jeden dzie艅. Ksi膮偶臋 b臋dzie im towa­rzyszy艂 na do艣膰 d艂ugim odcinku drogi, by potem zjecha膰 z g艂贸wnego traktu, kieruj膮c si臋 do Hunter's Lair. Allegra ucieszy艂a si臋, 偶e ojciec postanowi艂 opu艣ci膰 Londyn zaraz po 艣lubie. Bardzo chcia艂a jak najszybciej znale藕膰 si臋 w domu, mimo 偶e bez Sireny zapewne b臋dzie si臋 tam czu艂a troch臋 samotna.

Tego ranka Sirena wygl膮da艂a jako艣 inaczej. Przyjecha艂a z Ockym do rezydencji kwadrans przed wyznaczonym czasem. Szcz臋艣cie a偶 od niej bi艂o. Pa艅stwo m艂odzi 艣wiata poza sob膮 nie widzieli. Ich r臋ce nieustannie si臋 spotyka艂y, ci膮gle nawzajem pie艣cili si臋 wzrokiem. Allegra nie tylko uzna艂a, i偶 ich zachowanie jest 偶enuj膮ce, by艂a r贸wnie偶 odrobin臋 niespokojna. Bola艂o j膮, 偶e Sirena ca艂膮 uwag臋 po艣wi臋ca m臋偶owi, j膮 za艣 odsuwa na drugi plan.

Pastor by艂 na miejscu za pi臋膰 dziewi膮ta. Augustus Abbott wprowadzi艂 matk臋 do salonu. Lady Olympia ubrana by艂a w b艂臋kitn膮 sukni臋 z brokatu. Ciemnoblond w艂osy mia艂a upi臋te do g贸ry, tylko jedno pasmo lok贸w opada艂o na lewe rami臋. Fryzur臋 zdobi艂 male艅ki stroik z koronki. W r臋ku trzyma艂a bukiecik r贸偶owych r贸偶yczek, przewi膮zanych b艂臋kitnymi i srebr­nymi wst膮偶eczkami. Kiedy syn prowadzi艂 j膮 do czekaj膮cego w salonie lorda Morgana, twarz damy promienia艂a bezbrze偶nym szcz臋艣ciem. Pan m艂ody w granatowym surducie i spodniach wygl膮da艂 r贸wnie偶 bardzo elegancko. Rozpocz臋to ceremoni臋.

Allegra rozejrza艂a si臋 po salonie. Go艣ci by艂o niewielu: lord i lady Bellingham, kt贸rzy mieli podpisa膰 akt 艣lubu jako 艣wiadkowie, Sirena i Ocky, lady Charlotte i Gussie oraz ksi膮偶臋. Zno­wu pomy艣la艂a, 偶e kuzynka wygl膮da na bardzo szcz臋艣liw膮. Ciocia mama te偶 wygl膮da艂a na szcz臋艣liw膮. Na szcz臋艣liwych r贸wnie偶 wygl膮dali partnerzy obu pa艅. Kochali si臋. Nawet Charlotte, trzymaj膮c m臋偶a pod rami臋, z lekkim u艣miechem na twarzy obserwowa艂a, jak te艣ciowa po raz drugi sk艂ada przysi臋g臋 ma艂偶e艅sk膮. Allegra mog艂aby przysi膮c, 偶e lady Belling- ham mia艂a 艂zy w oczach. Pewnie dlatego ci膮gle podnosi艂a do oczu batystow膮 chusteczk臋. Co si臋 z nimi dzieje? Przecie偶 chyba nie wszyscy s膮 zakochani? Mi艂o艣膰 to takie niepoj臋te i takie niepewne uczucie. No, kto jak kto, ale tata przecie偶 musi to wiedzie膰.

Uroczysto艣膰 za艣lubin dobieg艂a ko艅ca. Ku zaskoczeniu Allegry tata wzi膮艂 偶on臋 w ramiona i serdecznie j膮 uca艂owa艂. Nowa pani Morgan sp艂on臋艂a 艣licznym rumie艅cem, go艣cie bili brawo. Allegra szybko podesz艂a do nowo偶e艅c贸w, uca艂owa艂a najpierw macoch臋, potem ojca.

- Wiecie, 偶e 偶ycz臋 wam jak najlepiej - odezwa艂a si臋 serdecznie.

- Och, moje kochanie - Olympia Morgan by艂a wzruszona - zawsze traktowa艂am ci臋 jak c贸rk臋, a teraz ni膮 naprawd臋 jeste艣! - Uca艂owa艂a Allegr臋.

Przeszli do jadalni, gdzie szef kuchni przygotowa艂 wspania艂e weselne 艣niadanie. Tym razem podano go艣ciom kawa艂ki kurczaka przyrz膮dzone w winno艣mietanowym sosie i zawi­ni臋te w cieniutkie, okr膮g艂e plasterki ciasta, kt贸re szef nazywa艂 鈥瀋repes". By艂y sadzone jajka, wiejska szynka, plastry bekonu i p贸艂misek cienkich plasterk贸w pstr膮ga, obficie posypanego 艣wie偶ym koperkiem i udekorowanego plasterkami cytryny. Podano r贸wnie偶 drobne li艣cie 艣wie偶ej sa艂aty, kt贸re Allegrze bardzo smakowa艂y, i chleb prosto z pieca. Kiedy sprz膮tni臋to g艂贸wne dania, na st贸艂 wjecha艂y truskawki z kwa艣n膮 艣mietan膮 prosto z Devon i niewielki tort weselny, polukrowany i przek艂adany suszonymi owocami. Do picia podawano wy艂膮cznie szampana.

Po posi艂ku i toastach na cze艣膰 lorda i lady Morgan go艣cie si臋 po偶egnali. Sirena i Ocky wyjechali w podr贸偶 po艣lubn膮, lord i lady Bellingham do wiejskiej rezydencji w Oxford. Mar­kiz i markiza Rowley udali si臋 do swojego maj膮tku. Teraz tylko im pozosta艂o po偶egna膰 si臋 z Londynem. Allegra postanowi艂a nie jecha膰 powozem z ojcem i macoch膮.

- Jestem zak艂opotana, kiedy na nich patrz臋. Zachowuj膮 si臋 jak Sirena i Ocky - mrucz膮c pod nosem, wyja艣nia艂a ksi臋ciu. - Czuj臋 si臋 jak pi膮te ko艂o u wozu.

- I s艂usznie - orzek艂 ksi膮偶臋. - Tw贸j ojciec i jego 偶ona s膮 w sobie zakochani, tak samo jak Sirena i Ocky.

- Och, mi艂o艣膰! - fukn臋艂a Allegra. - Nie mog臋 uwierzy膰! Nie w przypadku taty! Moja mama na pewno skutecznie wyleczy艂a go z tego niem膮drego uczucia.

- Mnie si臋 wydaje, 偶e nie - Quinton Hunter by艂 innego zdania.

- No, to dobrze si臋 sk艂ada, 偶e nied艂ugo wyje偶d偶am do Hunter's Lair - o艣wiadczy艂a Allegra. - Chyba nie znios艂abym ich gruchania przez ca艂e lato. Przecie偶 nie s膮 ju偶 pierwszej m艂odo艣ci.

- Mnie m贸wiono - odpowiedzia艂 ze 艣miechem - 偶e mi艂o艣膰 nie czyni wyj膮tk贸w ani dla wieku, ani dla 偶yciowej m膮dro艣ci. Twojego ojca i jego 偶on臋 艂膮czy najlepszy rodzaj mi艂o艣ci, a to dlatego, 偶e wcze艣niej byli dobrymi przyjaci贸艂mi. Poza tym twoja macocha

jest kobiet膮 o nienagannej reputacji i szlachetnym charakterze. Nigdy nie post膮pi艂aby jak twoja matka. Tak jak i ty nigdy by艣 si臋 tak nie zachowa艂a - doda艂.

- Sk膮d ta pewno艣膰? - zapyta艂a. W cicho艣ci ducha obawia艂a si臋, 偶e pewnego dnia i jej mo偶e przydarzy膰 si臋 to samo, co matce.

- Poniewa偶, Allegro, ty te偶 jeste艣 szlachetna - o艣wiadczy艂 z moc膮. - Gdybym tak nie uwa偶a艂, to nawet gdyby艣 by艂a trzy razy bogatsza, nie wzi膮艂bym ciebie za 偶on臋. W mojej rodzinie nigdy nie by艂o 偶adnego skandalu. Ja te偶 nie splami臋 naszego nazwiska. To prawda, 偶e tw贸j maj膮tek by艂 najistotniejszym powodem, dla kt贸rego wybra艂em w艂a艣nie ciebie, ale r贸wnie wa偶n膮 rol臋 odegra艂a doskona艂a reputacja, jak膮 si臋 cieszysz. Chocia偶 dowiedzia艂em si臋, 偶e z m艂odym Tannerem 艂膮cz膮 ci臋 bliskie stosunki, wiem, 偶e jeste艣 pann膮 o nieposzlakowanej opinii.

W艂a艣nie wyjechali z miasta. Pow贸z mija艂 ich zbyt blisko, ko艅 Allegry sp艂oszy艂 si臋. 艢ci膮gn臋艂a cugle i opanowa艂a wa艂acha. Jednocze艣nie czu艂a, jak krew nabiega jej do twarzy. M贸wi艂 o niej tak, jakby by艂a jakim艣 obiektem, kt贸rego jako艣膰 mo偶na sprawdzi膰 i kt贸ry mo偶na kupi膰. No c贸偶, przecie偶 ksi膮偶臋 tak w艂a艣nie zrobi艂. Poczu艂a si臋 ura偶ona, ale natychmiast pozby艂a si臋 niemi艂ej refleksji. Tworzyli doskona艂膮 par臋, wyje偶d偶a艂a z Londynu z laurem zwyci臋zcy. To ona w tym roku zrobi艂a w Londynie najlepsz膮 parti臋. Lady Bellingham nawet w艂o偶y艂a jej na g艂ow臋 koron臋, uzna艂a przecie偶 ich zwi膮zek za najlepsz膮 parti臋 dziesi臋ciolecia.

- Zrobi艂em ci przykro艣膰 - powiedzia艂, spostrzegaj膮c min臋 Allegry. - By艂em szczery, a ty poczu艂a艣 si臋 niezr臋cznie.

- Troch臋 - przyzna艂a. - Szczero艣膰 mi nie przeszkadza, Quintonie, ale nigdy nikt tak o mnie nie m贸wi艂.

Ubawi艂o go takie postawienie sprawy, mimo to zachowa艂 kamienn膮 twarz. Lubi艂a szczero艣膰, ale jednak tkwi艂a w niej odrobina pruderii. Wcze艣niej my艣la艂, 偶e jest mu wszystko jedno, 偶e nie b臋dzie si臋 tym przejmowa艂. Teraz u艣wiadomi艂 sobie, 偶e dla tak m艂odej, niewinnej i naiwnej dziewczyny tajemnice ma艂偶e艅skiej sypialni mog膮 by膰 nie lada zaskoczeniem, by膰 mo偶e nawet, je艣li nie b臋dzie odpowiednio przygotowana, akt seksualny wyda si臋 jej czym艣 odra偶aj膮cym. Chocia偶 ich dzieci zapewne nie b臋d膮 owocem wielkiej nami臋tno艣ci, pragn膮艂, by Allegra przynajmniej czerpa艂a przyjemno艣膰 z ma艂偶e艅skiego wsp贸艂偶ycia. Zwi膮zek tylko wtedy b臋dzie udany, je艣li oboje b臋d膮 pragn臋li swojej blisko艣ci. 呕adne z nich nie mo偶e pozosta膰 oboj臋tne na pieszczoty drugiego, nie mo偶e uwa偶a膰, 偶e akt seksualny jest z艂em koniecznym. Tylko jak ma jej to wyja艣ni膰? Dopiero teraz przysz艂o mu do g艂owy, 偶e od艂o偶enie 艣lubu o kilka miesi臋cy, przesuni臋cie go dopiero na jesie艅, by艂o niezwykle

m膮dr膮 decyzj膮. Przysz艂y te艣膰 okaza艂 si臋 wyj膮tkowo przebieg艂y, sprytnie postanowi艂 wys艂a膰 Allegr臋 do Hunter's Lair pod pretekstem dopilnowania prac remontowych. Najwyra藕niej lord Morgan mia艂 nadziej臋, 偶e kiedy lepiej si臋 poznaj膮, by膰 mo偶e zrodzi si臋 miedzy nimi r贸wnie偶 uczucie. A to by gwarantowa艂o prawdziwie udany, bardzo szcz臋艣liwy zwi膮zek. Tego w艂a艣nie pragn膮艂by dla dziecka ka偶dy dobry ojciec - pomy艣la艂 ksi膮偶臋.

W 艣rodku dnia zatrzymali si臋 przy p艂yn膮cym r贸wnolegle do drogi strumieniu. S艂u偶膮cy, kt贸rzy podr贸偶owali osobnym powozem, roz艂o偶yli na trawie posi艂ek, przygotowany i zapa­kowany przez londy艅skiego kucharza. By艂 pieczony kurczak, szynka, chleb, ser, wino i ogromne ki艣cie wielkich zielonych winogron. Zjedli lunch, potem panie uda艂y si臋 na stron臋 za potrzeb膮, panowie poszli w przeciwnym kierunku. Spotkali si臋 ponownie przy podr贸偶nej karecie lorda Morgana. Nowa pani Morgan prosi艂a Allegr臋, 偶eby dalsz膮 drog臋 odby艂a razem z nimi powozem, ale dziewczyna ponownie odm贸wi艂a.

- Dzi臋kuj臋, ciociu mamo. Nie lubi臋 podr贸偶owa膰 powozem i unikam tego, kiedy tylko mog臋. Dzie艅 jest 艂adny, a Quinton jest przemi艂ym towarzyszem. Ruszyli w dalsz膮 drog臋.

- Nie powiedzia艂a艣 mi, 偶e jestem przemi艂ym towarzyszem podr贸偶y - za偶artowa艂 ksi膮偶臋. - Zaskoczy艂a艣 mnie.

- Nie b臋d臋 jecha艂a z nimi powozem - o艣wiadczy艂a Allegra. - Widzia艂e艣, jak na siebie ca艂y czas patrzyli podczas postoju? To takie kr臋puj膮ce. Teraz jest jeszcze gorzej ni偶 rano w re­zydencji.

- Przeszkadza ci, 偶e tw贸j ojciec i macocha si臋 kochaj膮? - zapyta艂 ze 艣miechem.

- Nie przeszkadza mi - zaprzeczy艂a Allegra.

- Przeszkadza - upiera艂 si臋 przy swoim. - A wiesz, moja droga, dlaczego? Nagle zobaczy艂a艣 w ojcu cz艂owieka, kt贸ry ma w艂asne pragnienia i uczucia, i to takie, kt贸re nie maj膮 z tob膮 nic wsp贸lnego. Jest znowu zakochany i nie mo偶e si臋 doczeka膰, kiedy p贸jdzie z 偶on膮 do 艂贸偶ka.

- Jak mo偶esz m贸wi膰 takie rzeczy? - obruszy艂a si臋, ale twarz jej sp膮sowia艂a. - S膮 starzy! Przecie偶 Sirena mi m贸wi艂a, 偶e jej mama ma czterdzie艣ci jeden lat, a tata, jak wiem, jest dobrze po pi臋膰dziesi膮tce.

- Kochanie - znowu si臋 roze艣mia艂 - to prawda, 偶e oboje ju偶 maj膮 za sob膮 szalon膮 m艂odo艣膰, ale teraz chc膮 czerpa膰 przyjemno艣膰 z 偶ycia. Przecie偶 to nie zbrodnia.

- M贸wisz, jakby艣 doskonale zna艂 si臋 na tych sprawach - odezwa艂a si臋 oskar偶ycielskim tonem.

- A ty, Allegro, w swojej naiwno艣ci, wierzysz w jakie艣 bajki - powiedzia艂 otwarcie. - Stosunki ma艂偶e艅skie mi臋dzy twoim ojcem i jego 偶on膮, mi臋dzy ka偶d膮 po艣lubion膮 sobie par膮, powinny dawa膰 rado艣膰, musz膮 cieszy膰 i sprawia膰 przyjemno艣膰, nawet je艣li ma艂偶e艅stwo zosta艂o zawarte z innych powod贸w, nie z mi艂o艣ci. Przyjaciele te偶 mog膮 dzieli膰 nami臋tno艣膰, te偶 mog膮 lubi膰 uprawia膰 z sob膮 mi艂o艣膰.

- Teraz wcale nie m贸wisz o tacie i cioci mamie, prawda, Quintonie? - zapyta艂a przyciszonym g艂osem.

- Masz racj臋 - przyzna艂. - Ju偶 za kilka miesi臋cy i nas, Allegro, b臋d膮 艂膮czy艂y takie stosunki. Pragn臋, by uprawianie mi艂o艣ci sprawia艂o ci rado艣膰. Nie chc臋, 偶eby p艂odzenie ze mn膮 dzieci by艂o dla ciebie przykrym obowi膮zkiem. Potrafisz to zrozumie膰?

- Od balu ani razu mnie nie poca艂owa艂e艣 - powiedzia艂a. Czu艂a, jak krew uderza jej do g艂owy i zalewa j膮 fala gor膮ca. Zastanawia艂a si臋, czy jej policzki ju偶 maj膮 kolor 艣wie偶ej wo­艂owiny.

- Lubisz by膰 ca艂owana? - zapyta艂.

- Po jednym razie nie mog艂am sobie wyrobi膰 zdania - odpar艂a.

- Tamtego wieczoru odnios艂em wra偶enie, 偶e masz na ten temat doskonale wyrobione zdanie - przypomnia艂. - Je艣li dobrze pami臋tam, chcia艂a艣 wiedzie膰, czy jestem specjalist膮 w tej dziedzinie, i prosi艂a艣 o referencje.

- Na pewno nie 偶膮da艂am 偶adnych za艣wiadcze艅 - fukn臋艂a z irytacj膮. - Po prostu spyta艂am, czy potrafisz dobrze ca艂owa膰. To chyba zupe艂nie normalne pytanie, bior膮c pod uwag臋, 偶e nigdy wcze艣niej nikt mnie nie ca艂owa艂. Nie rozumiem, dlaczego zwyk艂e pytanie a偶 tak wytr膮ci艂o ci臋 z r贸wnowagi.

- Allegro, chcesz powiedzie膰, 偶e nawet 艣wi臋ty Rupert Tanner nigdy ci臋 nie poca艂owa艂? Co艣 trudno mi w to uwierzy膰 - kpi艂.

- A niby dlaczego Rupert mia艂by chcie膰 mnie poca艂owa膰? Jeste艣my przyjaci贸艂mi i dlaczego nazywasz go 艣wi臋tym? - odparowa艂a.

- Poniewa偶, jak rozumiem, zamierza przyj膮膰 艣wi臋cenia i obj膮膰 miejscow膮 parafi臋, kiedy stary pastor wycofa si臋 z aktywnego 偶ycia - wyja艣ni艂.

- Sk膮d ty to wszystko wiesz? - zdziwi艂a si臋.

- Od niego samego. Zapomnia艂a艣, przecie偶 mieszka艂 z nami w domu hrabiego Pickford podczas pobytu w Londynie. Dawa艂 mi do zrozumienia, 偶e w pewnym sensie jeste艣cie po s艂owie - w g艂osie ksi臋cia da艂o si臋 wyczu膰 nutk臋 rozdra偶nienia.

- Co takiego?! - krzykn臋艂a niezmiernie zaskoczona Allegra. - Jak Rupert 艣mia艂 co艣 takiego powiedzie膰! Zapewniam ci臋, 偶e to nieprawda!

- W takim razie twierdzi艂 tak zapewne w nadziei, 偶e mnie odstraszy - ksi膮偶臋 da艂 wiar臋 s艂owom Allegry. Wraca艂 mu dobry humor. - Ale 艣wi臋ty by膰 musi, skoro ani razu ci臋 nie poca艂owa艂.

Allegra uderzy艂a pi臋tami konia, zwierz臋 ruszy艂o cwa艂em, zostawiaj膮c ksi臋cia z ty艂u. By艂a w艣ciek艂a. Tak, powiedzia艂a, 偶e chcia艂a wyj艣膰 za Ruperta przed przyjazdem do Londynu. Ale tylko dlatego, 偶eby nie jecha膰 do Londynu. Ojciec zdecydowanie si臋 temu sprzeciwi艂. Nic mi臋dzy nimi nie by艂o. 艁膮czy艂y ich tylko wspomnienia wsp贸lnych zabaw w dzieci艅stwie.

- Ju偶 nigdy nie odezw臋 si臋 do Ruperta - mrukn臋艂a pod nosem. - Jak 艣mia艂? - Ano 艣mia艂 - nagle przysz艂o jej do g艂owy - 艣mia艂, poniewa偶 byli starymi przyjaci贸艂mi i uwa偶a艂, 偶e trzeba j膮 ratowa膰. Co za zarozumialec! Zw艂aszcza 偶e przecie偶 razem dorastali. Powinien wi臋c lepiej j膮 zna膰.

Ksi膮偶臋 nie pospieszy艂 za Allegra. Rozumia艂, 偶e wyprowadzona z r贸wnowagi dziewczyna musi si臋 uspokoi膰. Ale charakterek! To by艂o dla niego co艣 nowego. Okaza艂a si臋 jeszcze bardziej interesuj膮c膮 os贸bk膮, ni偶 przypuszcza艂.

Na noc zatrzymali si臋 w znakomitej ober偶y. Charles Trent wyprzedza艂 ich o dzie艅 drogi. Sekretarz wynaj膮艂 dla towarzystwa podr贸偶uj膮cego z jego panem ca艂e skrzyd艂o zajazdu. Kola­cj臋 zjedli w prywatnej jadalni, chocia偶 tylko Allegra i ksi膮偶臋 zdawali si臋 mie膰 apetyt. Kiedy sprz膮tni臋to talerze, ojciec i macocha zacz臋li nagle wzdycha膰 i ziewa膰. Po prostu usta si臋 im nie zamyka艂y.

- Jak mo偶ecie by膰 a偶 tak 艣pi膮cy, skoro ca艂y dzie艅 sp臋dzili艣cie w karecie? - zaciekawi艂a si臋 Allegra. - Tato, nie masz ochoty na partyjk臋 szach贸w? 呕ycie teraz wraca do normy, nie mo偶esz wi臋c zapomina膰 o naszej wieczornej partyjce szach贸w! - U艣miechn臋艂a si臋 rozbrajaj膮co. - Ka偶臋 przynie艣膰 szachownic臋 i figury, dobrze, tato?

- Wiesz, dziecinko, chyba wychodzi ze mnie ca艂e to napi臋cie zwi膮zane z pobytem w Londynie, a to wspania艂e wiejskie powietrze po prostu odurza. Jestem zm臋czony. P贸jdziemy z Olympi膮 odpocz膮膰. W szachy zagramy kiedy indziej, obiecuj臋. - Wsta艂 z krzes艂a i wyci膮gn膮艂 r臋k臋 do 偶ony.

- Allegro, poca艂uj mnie na dobranoc - poprosi艂a lady Morgan. - Czy tobie, kochanie, dobrze min臋艂a podr贸偶?

- Bardzo dobrze - odpar艂a dziewczyna. Jak na dobr膮 c贸rk臋 przysta艂o, uca艂owa艂a najpierw ojca, potem macoch臋. - Dobrej nocy!

- Chc膮 si臋 kocha膰, prawda? - zwr贸ci艂a si臋 do ksi臋cia, kiedy starsi pa艅stwo ju偶 wyszli.

- Tak - potwierdzi艂, patrz膮c na ni膮 powa偶nie srebrnoszary- mi oczami.

- Quintonie, nie mog臋 uwierzy膰, 偶e w tym wieku jeszcze ma si臋 ochot臋 na takie rzeczy - powiedzia艂a.

- Czemu nie? Jestem pewien, 偶e tw贸j tata mia艂 kochank臋, dyskretnie ukryt膮 gdzie艣 w pobli偶u Morgan Court.

- A ty, Quintonie? - zapyta艂a Allegra po chwili milczenia - Masz gdzie艣 ukryt膮 kochank臋?

- Kochanie - za艣mia艂 si臋 ksi膮偶臋 - czy偶bym s艂ysza艂 zazdro艣膰 w twoim glosie? Nie, nie sta膰 mnie na kochank臋, ale 偶eby nie by艂o mi臋dzy nami 偶adnych niedom贸wie艅, r贸wnie偶 nie 偶y艂em w celibacie.

- Korzysta艂e艣 z us艂ug prostytutek? - nie by艂a zgorszona, po prostu ciekawa.

- Na prostytutki r贸wnie偶 nie by艂o mnie sta膰 - znowu si臋 za艣mia艂. Odgarn膮艂 z czo艂a opadaj膮cy kosmyk ciemnych w艂os贸w. - Allegro, s膮 kobiety, kt贸re ch臋tnie si臋 oddaj膮 m臋偶czyznom, poniewa偶 sprawia im to przyjemno艣膰. Nie jestem rozpustnikiem, ale kiedy pragn膮艂em da膰 upust 偶膮dzy, zawsze znalaz艂a si臋 ch臋tna, by dzieli膰 ze mn膮 nami臋tno艣膰. Czy odpowiedzia艂em na twoje pytania?

- Nie - odpar艂a. Podnios艂a si臋 zza sto艂u, podesz艂a i stan臋艂a przed ksi臋ciem. - Mam jeszcze jedno pytanie, Quintonie.

- Co chcesz wiedzie膰, moja droga? - By艂a taka powa偶na i taka zabawna jednocze艣nie.

- Kiedy znowu mnie poca艂ujesz? - zapyta艂a.

- Teraz, moja droga - powiedzia艂 i posadzi艂 j膮 sobie na kolanach. Kciukiem i palcem wskazuj膮cym uj膮艂 Allegr臋 za brod臋, na ustach z艂o偶y艂 nami臋tny poca艂unek. Zaskoczona, gwa艂townie wci膮gn臋艂a powietrze. Palcem przez chwil臋 g艂adzi艂 podbr贸dek

dziewczyny, potem znowu zacz膮艂 j膮 ca艂owa膰. Tym razem ca艂owa艂 powoli, a偶 poczu艂a, 偶e ca艂e jej cia艂o jako艣 dziwnie mi臋knie. Nie odrywa艂 wzroku od oczu dziewczyny. Allegr臋 zala艂a fala gor膮ca, serce w piersiach bi艂o jak oszala艂e.

- Jak uwa偶asz, czy dostatecznie dobrze ca艂uj臋? 鈥 zapyta艂 przekornie. Prawd臋 m贸wi膮c, poca艂unki jemu samemu sprawi艂y ogromn膮 przyjemno艣膰.

- Zupe艂nie dobrze - przyzna艂a. - Mog臋 przysi膮c, 偶e nawet w palcach u n贸g czu艂am dreszcze.

- Pochlebiasz mi, Allegro. Musz臋 przyzna膰, 偶e i mnie si臋 podoba艂o - wyzna艂. Trzymanie jej na kolanach r贸wnie偶 sprawia艂o mu przyjemno艣膰. S艂odki, uroczy ci臋偶ar.

- Poca艂uj mnie jeszcze raz - poprosi艂a szeptem. Spe艂ni艂 pro艣b臋.

Jej r贸偶owe usteczka by艂y jak dwa p艂atki r贸偶y, delikatne, mi臋ciutkie, uleg艂e. Oddech pachnia艂 subtelnie. Poczu艂, 偶e si臋 odpr臋偶a, swobodnie opar艂a si臋 o niego. Mi臋kkie piersi ociera艂y si臋 o jego tors. Ta niewinna przysz艂a 偶ona podnieca艂a go - stwierdzi艂 z niema艂ym zaskoczeniem. Jednak nie m贸g艂 przesta膰 jej ca艂owa膰, a Allegra z dziewcz臋cym zapa艂em oddawa艂a mu poca艂unki. Poczu艂, jak jego m臋sko艣膰 ro艣nie i twardnieje. Szybko, 偶eby si臋 nie zorientowa艂a, co si臋 z nim dzieje, zsun膮艂 j膮 z kolan. Nie by艂 to odpowiedni moment na tak膮 lekcj臋.

Nie mog艂a wyj艣膰 ze zdziwienia, 偶e oto nagle znowu stoi na w艂asnych nogach. Patrzy艂 w jej zamglone oczy, posiniaczone usta i krew w艣ciekle pulsowa艂a mu w uszach.

- Dlaczego przesta艂e艣? - zapyta艂a zaskoczona.

- Poca艂unki - zacz膮艂 g艂uchym g艂osem. Zastanawia艂 si臋, czy i ona zwr贸ci艂a uwag臋, jak bardzo zmieni艂 mu si臋 g艂os. - Poca艂unki prowadz膮 do innych, jeszcze bardziej intymnych zachowa艅, Allegro. Uwa偶am, a to ja musz臋 by膰 s臋dzi膮 w tych sprawach, 偶e jeszcze nie jeste艣 gotowa, by pozna膰 te rozkosze. Chyba najlepiej b臋dzie, je艣li teraz, moja droga, udasz si臋 na spoczynek. Czeka nas jeszcze kilka dni podr贸偶y. - Delikatnie po艂o偶y艂 jej r臋ce na ramionach i poca艂owa艂 w czo艂o. - Dobranoc.

Widzia艂, 偶e czuje si臋 lekko odurzona, kiedy wychodzi艂a z niewielkiej izby, w kt贸rej jedli kolacj臋. Sam te偶 by艂 zmieszany. Podszed艂 do kredensu, nala艂 sobie pot臋偶n膮 porcj臋 whisky i usiad艂 przy kominku. Co, u licha, si臋 z nim dzia艂o? Czu艂 po偶膮danie, pragn膮艂 Allegry, w porz膮dku, ale musia艂o by膰 w tym co艣 jeszcze. Mieli si臋 pobra膰. M贸g艂 j膮 uwie艣膰, przecie偶 nic z艂ego by si臋 nie sta艂o. Teraz ju偶 nale偶a艂a do niego. Od legalnie zawartego zwi膮zku dzieli艂o ich tylko kilka wypowiedzianych w ko艣ciele s艂贸w. By艂a niewinna, ale jej dziewcz臋ce poca艂unki wskazywa艂y, 偶e drzemie w niej wielka nami臋tno艣膰. Podejrzewa艂, 偶e je艣li b臋dzie czu艂y, je艣li powoli b臋dzie j膮 wprowadza艂 w 艣wiat mi艂osnych uniesie艅, z czasem stanie si臋 艣wietn膮 partnerk膮 w 艂贸偶ku.

Tak, oczywi艣cie, z pewno艣ci膮 nie艣wiadomie w艂a艣nie o to mu chodzi艂o. Czu艂, 偶e jest w niej ogie艅, chocia偶 ona sama nie zdawa艂a sobie z tego sprawy. Instynktownie uzna艂, 偶e - by jej nie przerazi膰 - musi bardzo powoli wprowadza膰 j膮 w arkana mi艂o艣ci. Pragn膮艂 rozbudzi膰 jej nami臋tno艣膰, chcia艂, by go pragn臋艂a, a nie ze strachem przed nim ucieka艂a.

Allegra codziennie towarzyszy艂a ksi臋ciu na koniu. Ka偶dego wieczoru sadowi艂a si臋 na jego kolanach, 偶eby, jak to oryginalnie okre艣la艂a, 膰wiczy膰 ca艂owanie. - Lepiej mi idzie? - zapyta艂a pewnego wieczoru.

- Z ka偶dym dniem - zapewni艂. Skin臋艂a g艂ow膮 z zadowoleniem.

- Ca艂owanie jest bardzo przyjemne - powiedzia艂a - ale ci膮gle robi si臋 to samo, prawda?

- Ca艂owa膰 mo偶na na r贸偶ne sposoby.

- Poka偶, jak - wyszepta艂a mu prosto w usta. Wsun膮艂 j臋zyk w jej rozchylone usta i 偶arliwie nim pie艣ci艂 wn臋trze jej ust. Allegra niemal zemdla艂a w jego ramionach.

- Och - zach艂ysn臋艂a si臋. Serce zacz臋艂o jej mocno wali膰, mi艂y dreszcz przeszy艂 j膮 od st贸p do g艂贸w. - O Bo偶e, Quintonie, to niesamowite! Jak jeszcze mo偶na ca艂owa膰? Musisz mi pokaza膰!

- Dobrze - zgodzi艂 si臋 - ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie jeste艣 gotowa. Wi膮偶膮 si臋 z tym pieszczoty.

- Pieszczoty? Czego? - pyta艂a naiwnie.

- B臋d臋 pie艣ci艂 ciebie - wyja艣ni艂 z lekkim u艣miechem.

- Mnie? Co ty m贸wisz? Jak to: mnie? - nie ust臋powa艂a.

- Twoje piersi i inne intymne cz臋艣ci cia艂a - sprecyzowa艂.

- A czy chcesz mnie pie艣ci膰, Quintonie? - zapyta艂a z wahaniem w g艂osie.

- O tak, moja droga, chc臋. My艣l臋 jednak, 偶e dla ciebie jest jeszcze za wcze艣nie. Najpierw musisz mnie lepiej pozna膰. Ja r贸wnie偶 chcia艂bym ci臋 lepiej rozumie膰, zanim si臋 do siebie zbli偶ymy, Allegro.

- Bardzo si臋 o mnie troszczysz - pochwali艂a. - Mam nadziej臋, 偶e nie rozstaniemy si臋 na d艂ugo. Chc臋 jak najszybciej przyby膰 do Hunter's Lair. Je艣li moje pokoje nie b臋d膮 jeszcze gotowe, mo偶e rozstawiliby艣my przed domem dla mnie namiot? Tata i ciocia mama tak bardzo s膮 sob膮 zaj臋ci. Zachowuj膮 si臋, jakbym dla nich w og贸le nie istnia艂a. My艣l臋, Quintonie, 偶e nie b臋d臋 si臋 dobrze czu艂a w rodzinnym domu. Teraz widz臋, 偶e to ju偶 nie jest m贸j dom. Morgan Court jest ich.

Pog艂aska艂 j膮 po ciemnych w艂osach. By艂y mi臋kkie, pachnia艂y bzem.

- My艣l臋, Allegro, 偶e nie zostaniesz tam d艂ugo. Przypuszczam, 偶e pokoje dla ciebie szybko zostan膮 przygotowane, osobi艣cie tego dopilnuj臋. - W tej chwili u艣wiadomi艂 sobie, 偶e i on wcale nie chce si臋 z ni膮 rozstawa膰. Bardzo polubi艂 towarzystwo Allegry. Dziwne - pomy艣la艂. Jeszcze nigdy si臋 nie zdarzy艂o, by lubi艂 towarzystwo jakiej艣 kobiety. Nie by艂 wrogiem kobiet, jednak poza swoj膮 艣wi臋tej pami臋ci babk膮, kt贸r膮 podziwia艂 i szanowa艂, oraz kobietami, kt贸re zaspokaja艂y jego prymitywne 偶膮dze, Quinton Hunter kobiet w艂a艣ciwie nie zna艂.

Rozstali si臋 nast臋pnego dnia. Ksi膮偶臋 Sedgwick pojecha艂 na zach贸d do Hereford, a lord Morgan wraz z rodzin膮 zjecha艂 z g艂贸wnego traktu na boczn膮 drog臋 prowadz膮c膮 do Morgan Court. Do domu dojechali wieczorem i Allegra zosta艂a sama. Honor poprosi艂a o pozwolenie odwiedzenia rodzic贸w, kt贸rych nie widzia艂a ju偶 kilka miesi臋cy. Natomiast lord Morgan z 偶on膮 po艣piesznie udali si臋 na g贸r臋 zaraz po wieczornym posi艂ku. By艂 艣rodek lata, zmrok zapada艂 p贸藕no. Allegra posz艂a do stajni odwiedzi膰 swojego konia.

Wa艂ach powita艂 j膮 radosnym parskni臋ciem, najwyra藕niej zadowolony, 偶e po d艂ugiej drodze z Londynu jest ju偶 w domu. By艂 starannie wyszczotkowany, nakarmiony i napojony. Pog艂adzi艂a go po aksamitnym pysku, wysz艂a ze stajni i skierowa艂a si臋 do ogrodu. Marmurowy letni domek nad jeziorem zdawa艂 si臋 j膮 zaprasza膰 do siebie. Wspi臋艂a si臋 po trzech szerokich stopniach, wesz艂a do ma艂ego budynku i usiad艂a. Ju偶 t臋skni艂a za ksi臋ciem. Musia艂a przyzna膰, 偶e jego towarzystwo by艂o wi臋cej ni偶 mi艂e. Lubi艂a r贸wnie偶 jego poca艂unki.

- Przypuszcza艂em, 偶e tu ci臋 znajd臋 - us艂ysza艂a czyj艣 g艂os.

- Rupert! Jak mi艂o, 偶e przyszed艂e艣 powita膰 mnie z powrotem w domu - ucieszy艂a si臋 z odwiedzin. - Chod藕, usi膮d藕 ko艂o mnie. Wiecz贸r jest taki pi臋kny. Czy w lesie 艣piewaj膮 s艂owiki? S艂ysza艂e艣 ptaki? Morgan Court to najpi臋kniejsze miejsce na ca艂ym 艣wiecie.

- To dlaczego st膮d wyje偶d偶asz, Allegro? - zapyta艂. Rupert Tanner by艂 przystojnym m艂odzie艅cem, o jasnych br膮zowych w艂osach i bardzo jasnych, niebieskich oczach. - Nie musisz wychodzi膰 za tego ksi臋cia. Tw贸j ojciec nie jest bez serca, nie b臋dzie ci臋 zmusza艂 do 艣lubu z cz艂owiekiem, kt贸rego nie kochasz.

- Ale ja chc臋 po艣lubi膰 Quintona - o艣wiadczy艂a Allegra.

- Kochasz go? - dopytywa艂 si臋 dociekliwie. - A czy on kocha ciebie?

- Oczywi艣cie, 偶e ani ja jego, ani on mnie nie kocha - roze艣mia艂a si臋 Allegra. - Nie znamy si臋 dostatecznie d艂ugo, 偶eby bodaj wiedzie膰, czy si臋 lubimy. My艣l臋 jednak, 偶e raczej si臋 lubimy. Rozumiemy si臋, dobrze si臋 czujemy w swoim towarzystwie.

- Allegro, a ja ci臋 kocham! - wykrzykn膮艂 Rupert. - Kocham ci臋 od dzieci艅stwa. Nawet je艣li ty mnie nie kochasz, ja b臋d臋 ci臋 kocha艂. Kobieta powinna by膰 kochana.

- Rupercie, nigdy nie widzia艂am ci臋 w roli mojego m臋偶a. Zawsze by艂e艣 dla mnie raczej bratem, najlepszym przyjacielem, niemal tak bliskim jak Sirena - t艂umaczy艂a Allegra. - Daj spok贸j tym g艂upstwom. Data 艣lubu zosta艂a ustalona. Pobieramy si臋 pi膮tego pa藕dziernika w ko艣ciele 艢wi臋tego Jerzego w Londynie. Kr贸l, kr贸lowa i Prinny b臋d膮 obecni na uroczysto艣ci. Lady Bellingham twierdzi, 偶e jest to najwa偶niejszy 艣lub roku.

Madame Paul ju偶 szyje dla mnie 艣lubn膮 sukni臋. B臋dzie srebrno- bia艂a i, jak mi m贸wiono, bardzo elegancka - opowiada艂a z u艣miechem.

- Jeste艣 taka m艂oda - spr贸bowa艂 jeszcze raz. - Nie mo偶esz wiedzie膰, czego naprawd臋 chcesz. Teraz jeste艣 zachwycona, uwa偶asz, 偶e wspaniale jest wyj艣膰 za m膮偶 za ksi臋cia. Przecie偶 nawet nigdy nikt ci臋 nie ca艂owa艂!

- Oczywi艣cie, 偶e ca艂owa艂 - odparowa艂a bez namys艂u. Ten m艂odzieniec o ciel臋cych oczach coraz bardziej j膮 irytowa艂. - Wiele razy ca艂owa艂am si臋 z ksi臋ciem. I wiesz co, Rupercie, bardzo lubi臋 si臋 ca艂owa膰.

Nagle wsta艂 i poci膮gn膮艂 za sob膮 Allegr臋. Potem j膮 poca艂owa艂. Niemal zmia偶d偶y艂 jej usta swoimi wargami, si艂膮 pr贸bowa艂 wsun膮膰 j臋zyk do 艣rodka. 艢mierdzia艂 cebul膮.

- Allegro, Allegro, kocham ci臋, bardzo ci臋 kocham! Wyjd藕 za mnie, kochana. Wiem, 偶e 偶ycie 偶ony wiejskiego pastora nie b臋dzie tak pasjonuj膮ce jak 偶ycie ksi臋偶nej, ale ja ci臋 uwielbiam. Obiecaj, 偶e po艣lesz ksi臋cia do diab艂a i wyjdziesz za mnie.

- Rupercie Tanner! Jak 艣miesz?! - wyrwa艂a si臋 z jego obj臋膰. Z ca艂ej si艂y uderzy艂a go w twarz. - By艂am gotowa wybaczy膰 ci k艂amstwo. W rozmowie z ksi臋ciem twierdzi艂e艣, 偶e jeste艣my nieformalnie zar臋czeni. Teraz nie mam zamiaru ci tego wybaczy膰. Bior臋 艣lub z Quintonem Hunterem, poniewa偶 chc臋 za niego wyj艣膰. Nikt mnie do tego nie zmusza. Obowi膮zkiem c贸rki jest wybra膰 najlepsz膮 parti臋. Jestem jedyn膮 spadkobierczyni膮 ojca i ksi膮偶臋 jest w艂a艣nie odpowiednim dla mnie m臋偶em. A teraz odejd藕. Nie chc臋 ci臋 wi臋cej widzie膰!

- Pobyt w Londynie wcale nie wyszed艂 ci na dobre, Allegro. Sta艂a艣 si臋 twarda, surowa, nieczu艂a - powiedzia艂 oskar偶ycielskim tonem.

- Och, Rupercie, nie b膮d藕 g艂upcem - Allegra wcale nie przej臋艂a si臋 zarzutami. - Tata kocha艂 mam臋 i czym si臋 ta mi艂o艣膰 sko艅czy艂a? Skandalem, wstydem i z艂amanym sercem. Przodkowie Quintona wszyscy zawierali ma艂偶e艅stwa z mi艂o艣ci. I czym si臋 to sko艅czy艂o? Zubo偶eniem rodu, utrat膮 prawie ca艂ego maj膮tku. Moje zar臋czyny z ksi臋ciem Sedgwick maj膮 racjonalne podstawy, to rozs膮dny kontrakt. On ma wspania艂y rodow贸d, ja maj膮tek. Doskona艂a partia. Mo偶na powiedzie膰, 偶e sam Pan B贸g nas po艂膮czy艂 - zako艅czy艂a, u艣mie­chaj膮c si臋 pod nosem. - Wracaj do domu. Poszukaj sobie panny, kt贸ra b臋dzie dobr膮 偶on膮 dla wiejskiego pastora. Takiej, kt贸ra z przyjemno艣ci膮 b臋dzie uczy艂a dzieci Biblii i opiekowa艂a si臋 chorymi. Ja na pewno nie mog艂abym i nie chcia艂abym tego robi膰. C贸rka lorda Stoneleigh, Georgianne, 艣wiata poza tob膮 nie widzi. Za rok sko艅czy szko艂臋 i b臋dzie

mog艂a wyj艣膰 za m膮偶. Uwa偶am, 偶e powiniene艣 poprosi膰 o jej r臋k臋, zanim kto艣 ci臋 uprzedzi. Tata m贸wi, 偶e ma niewielki, ale ca艂kiem godziwy posag.

- Allegro, co si臋 z tob膮 sta艂o? - Rupert nie m贸g艂 wyj艣膰 ze zdumienia.

- Doros艂am, Rupercie, ale nawet przedtem nigdy nie m贸wi艂am, 偶e za ciebie wyjd臋 ani 偶e chc臋 zosta膰 偶on膮 pastora i wzi膮膰 na siebie wszystkie uci膮偶liwe obowi膮zki, jakie si臋 z t膮 rol膮 艂膮cz膮. Rozmawiali艣my raz o ma艂偶e艅stwie, ale chodzi艂o o to, 偶ebym nie musia艂a wyje偶d偶a膰 do Londynu. To by艂a dziecinada, na szcz臋艣cie tata by艂 m膮drzejszy. Dla mnie jeste艣 jak brat. I nigdy nie b臋d臋 ci臋 inaczej traktowa膰. My艣l臋 zreszt膮, 偶e nigdy nikogo nie pokocham. Mi艂o艣膰, Rupercie, zawsze powoduje mas臋 problem贸w, kt贸rych w og贸le nie chc臋 mie膰. A teraz, prosz臋, wracaj do domu. Nie chc臋 ci臋 wi臋cej widzie膰. Mo偶e kiedy ju偶 b臋d臋 m臋偶atk膮 i przyjad臋 z wizyt膮 do Morgan Court, b臋d臋 umia艂a wybaczy膰 ci dzisiejsze zachowanie. Teraz nie potrafi臋 - o艣wiadczy艂a stanowczo. Wyprostowa艂a si臋, sta艂a bez ruchu, czeka艂a. Rupert odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i wyszed艂 z pawilonu.

Allegra znowu usiad艂a na 艂awce. Rupert j膮 poca艂owa艂, ale jego poca艂unek wcale nie sprawi艂 jej przyjemno艣ci. A jak wpycha艂 j臋zyk do jej ust! Quinton nigdy tego nie robi艂, dop贸ki nie przyzwyczai艂a si臋 do jego poca艂unk贸w. Roze艣mia艂a si臋 na g艂os. Przypomnia艂a sobie, jak zapyta艂a Quintona, czy potrafi dobrze ca艂owa膰. No c贸偶, teraz wiedzia艂a. Z ca艂膮 pewno艣ci膮 po­trafi艂. Dobrze ca艂owa艂. Nawet bardzo dobrze!

Dwa dni p贸藕niej przyjecha艂a z Londynu madame Paul ze 艣lubn膮 sukni膮 do przymiarki. Przywioz艂a z sob膮 pr贸bki r贸偶nych tkanin. Allegra mia艂a wybra膰 materia艂y, z kt贸rych madame przygotuje stroje stanowi膮ce wypraw臋 przysz艂ej ksi臋偶nej. Krawcowa mia艂a te偶 naj艣wie偶sze wiadomo艣ci z Francji. Ma艂oletni kr贸lewicz Ludwik XVII o dwa lata prze偶y艂 zamordowanych rodzic贸w. Zmar艂 贸smego czerwca w wi臋zieniu w Pary偶u.

- Niekt贸rzy m贸wi膮, 偶e wcale nie umar艂, 偶e podstawiono jakiego艣 oszusta - opowiada艂a Allegrze madame Paul. - Ale ci barbarzy艅cy nigdy nie pozwoliliby, 偶eby jaki艣 Bourbon uszed艂 z 偶yciem. Kr贸l nie 偶yje, biedne dziecko. Panno Morgan, czy to prawda, 偶e pani brat sta艂 si臋 r贸wnie偶 ofiar膮 rewolucji? Podobno straci艂 偶ycie, kiedy Danton przej膮艂 w艂adz臋 jesieni膮 trzy lata temu. Wtedy uciek艂am z Francji. M贸j Bo偶e, krew la艂a si臋 strumieniami! Dla nikogo nie mieli lito艣ci. Zabijali wszystkich, kt贸rzy pracowali lub prowadzili interesy z bogatymi: ksi臋偶y, artyst贸w, osoby takie jak ja. A kto inny, panno Morgan, jak nie arystokracja, mo偶e sobie pozwoli膰 na szycie sukni u madame Paul? Bardzo wielu

arystokrat贸w zgin臋艂o! To by艂o straszne. Malutkie dzieci w at艂asowych sukienkach i garniturkach 艣cinano na gilotynie na oczach rodzic贸w. To by艂o okropne! Okropne!

- Tak - Allegra mia艂a sucho w gardle. - Wtedy w艂a艣nie m贸j brat zosta艂 zamordowany. - Zrobi艂o si臋 jej s艂abo, ba艂a si臋, 偶e upadnie. Wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i przytrzyma艂a si臋 oparcia krzes艂a.

- Och, panno Morgan, przypomnia艂am pani bolesn膮 histori臋 - przeprasza艂a madame Paul, szczerze strapiona. - Nie chcia艂am. Prosz臋 mi wybaczy膰. Staram si臋 o tym nie my艣le膰, ale wiadomo艣膰 o 艣mierci kr贸lewicza przywo艂a艂a straszne wspomnienia. - Si臋gn臋艂a po batystow膮 chusteczk臋 i osuszy艂a oczy.

- Wszystko w porz膮dku, madame Paul - uspokaja艂a krawcow膮 Allegra. - Pani te偶 wiele wycierpia艂a. Straci艂a pani siostr臋, musia艂a opu艣ci膰 ojczysty kraj. My nawet nie wiemy, gdzie pogrzebano cia艂o brata. Rewolucja nie dba o takie drobiazgi, prawda?

- To prawda - przyzna艂a starsza kobieta. Nie chcia艂a bardziej rani膰 dziewczyny, tote偶 przemilcza艂a, 偶e cia艂a zamordowanych w Pary偶u, podobnie jak w ca艂ej Francji, bez艂adnie wrzucano do odkrytych do艂贸w. Na wierzch k艂adziono kosz z odci臋tymi g艂owami, ca艂o艣膰 polewano wapnem i dopiero potem przysypywano ziemi膮. Do艂y by艂y nieoznakowane, po roku nie by艂o nawet 艣ladu po masowych grobach, zaros艂y traw膮 i zielskiem.

Zrobiono przymiark臋 wspania艂ej sukni 艣lubnej. Mia艂a by膰 dostarczona razem z innymi nowymi sukniami przysz艂ej ksi臋偶nej do rezydencji na Berkley Square.

- Dla pani, panno Morgan, musia艂am odm贸wi膰 co najmniej dwunastu bardzo wa偶nym klientkom - powiedzia艂a madame Paul.

- Dzi臋kuj臋 - odruchowo zareagowa艂a Allegra i zaraz potem krzykn臋艂a: - Ale dlaczego zrobi艂a pani takie g艂upstwo, madame?

- Mam ma艂膮 pracowni臋. Zatrudniam tylko Francine i dwie szwaczki - odpowiedzia艂a. - Musz臋 bardzo rozwa偶nie wybiera膰 klientki. Pani ojciec jest najbogatszym cz艂owiekiem w Anglii, a przysz艂y m膮偶 ksi臋ciem. Poza tym nie bez znaczenia jest te偶 i to, 偶e rachunki p艂aci pani bardzo punktualnie.

Allegra zastanawia艂a si臋 d艂u偶szy czas. Analizowa艂a, co przed chwil膮 us艂ysza艂a.

- Czy przyda艂by si臋 pani inwestor, madame? - zapyta艂a Francuzk臋.

- Inwestor? - madame przechyli艂a g艂ow臋 na bok.

- Tak, inwestor. Kto艣, kto da艂by pani 艣rodki na wi臋ksz膮 pracowni臋 i zatrudnienie wi臋kszej liczby pracownik贸w. W zamian pani wyp艂aca艂aby inwestorowi jak膮艣 cz臋艣膰 przysz艂ych zysk贸w. Moim zdaniem szkoda, 偶e nie mo偶e pani rozkr臋ci膰 interesu, chocia偶 wszyscy

wiedz膮, 偶e jest pani najlepsz膮 krawcow膮 w Londynie. Nadal mog艂aby pani szy膰 stroje tylko dla wybranych, a jednocze艣nie mie膰 wi臋kszy obr贸t i, co za tym idzie, zyski - wyja艣nia艂a Allegra.

- Prosz臋 si臋 bardziej do mnie odwr贸ci膰, panno Morgan - wtr膮ci艂a madame Paul. - Mog艂aby pani sk艂oni膰 swojego tat臋, 偶eby zainwestowa艂 w m贸j interes?

- Nie chodzi o tat臋 - odpowiedzia艂a Allegra. - Ja jestem gotowa da膰 pani pieni膮dze. A tata potwierdzi, 偶e mam dobrego nosa do interes贸w.

- A jakiego udzia艂u w zyskach oczekuje pani w zamian, panno Morgan? - zapyta艂a madame, chocia偶 w ustach trzyma艂a kilka szpilek.

- Trzydzie艣ci procent - pad艂a odpowied藕.

- Matko 艢wi臋ta, mademoiselle! To niemo偶liwe! To absurd! - krzykn臋艂a Francuzka. Zaraz potem przymru偶y艂a oczy, jakby co艣 wa偶y艂a. - Pi臋tna艣cie procent, mademoiselle - zaproponowa艂a.

- Madame, nie b臋d臋 si臋 z pani膮 targowa膰 - odpar艂a Allegra. - Jestem m艂oda, ale nie g艂upia. Dwadzie艣cia pi臋膰 procent, i to jest moje ostatnie s艂owo. Prosz臋 to przemy艣le膰, madame! M臋偶czyzna nie zainwestuje w pracowni臋 krawieck膮. To mo偶e zrobi膰 tylko kobieta. A kt贸ra z pa艅 z najwy偶szych sfer z艂o偶y pani tak膮 ofert臋? Nie b臋d臋 si臋 wtr膮ca艂a do tego, jak pani prowadzi interes, jakich wybiera sobie klient贸w czy kt贸re tkaniny kupuje. B臋d臋 cichym wsp贸lnikiem, kt贸ry tylko wy艂o偶y pieni膮dze i pomo偶e pani odnie艣膰 sukces. W zamian za to b臋d臋 otrzymywa膰 dwadzie艣cia pi臋膰 procent wypracowanego zysku. I, madame Paul, niech mi pani wierzy, zyski b臋d膮 wysokie.

- Mo偶e pani ju偶 zej艣膰, panno Morgan. Sko艅czy艂am - podzi臋kowa艂a krawcowa i zaraz potem doda艂a: - Jest pani twarda w interesach, ale zgadzam si臋. Przyjmuj臋 pani propozycj臋.

- Pan Trent b臋dzie prowadzi艂 ksi臋gi rachunkowe - uprzedzi艂a jeszcze Allegra.

- Panno Morgan! - zdenerwowa艂a si臋 Francuzka.

- A po co pani ma si臋 tym zajmowa膰, madame? - roze艣mia艂a si臋 Allegra. - Pani jest artystk膮.

- Teraz z kolei madame Paul si臋 roze艣mia艂a.

- A pani jest niezwykle m膮dr膮 m艂od膮 dam膮 - skwitowa艂a krawcowa. - Gdzie si臋 pani wybiera w podr贸偶 po艣lubn膮? - zapyta艂a po chwili. - M贸wiono mi, 偶e Portugalia i W艂ochy to pi臋kne kraje.

- Jeszcze o tym nie rozmawiali艣my - odpowiedzia艂a Allegra. - Nawet nie wiem, czy w og贸le gdzie艣 wyjedziemy. Moim zdaniem to strata pieni臋dzy.

- M艂oda dama z pani pozycj膮 - madame Paul wygl膮da艂a na zgorszon膮 - powinna wyjecha膰 w podr贸偶 po艣lubn膮. Nawet je艣li mia艂aby jecha膰 tylko do Szkocji.

- W takim razie - roze艣mia艂a si臋 Allegra - przy najbli偶szej okazji musz臋 zapyta膰 ksi臋cia, jakie ma plany. Mo偶e chce mi zrobi膰 niespodziank臋.

- Nie b臋dzie pani mia艂a odpowiednich stroj贸w, je艣li wcze艣niej nie powie mi pani, dok膮d si臋 udajecie - niepokoi艂a si臋 madame Paul. - No, ale m臋偶czyzna nawet o tym nie pomy艣li. Im do szcz臋艣cia wystarcz膮 dwie pary spodni, dwa surduty i kilka krawat贸w. Nie zdaj膮 sobie sprawy z tego, co my, kobiety, jeste艣my gotowe zrobi膰 dla modnej sukni. - Pomog艂a Allegrze zdj膮膰 przymierzan膮 sukni臋. - Prosz臋 mi przes艂a膰 wiadomo艣膰 do Londynu, kiedy ju偶 b臋dzie pani wiedzia艂a, gdzie sp臋dzicie miesi膮c miodowy. Dopilnuj臋, 偶eby mia艂a pani odpowiedni膮 garderob臋 na t臋 okazj臋.

Kiedy madame Paul wyjecha艂a do Londynu, Allegra stwierdzi艂a, 偶e brakuje jej Francuzki. Odprawi艂a Ruperta, poniewa偶 nie potrafi艂 zachowywa膰 si臋 jak d偶entelmen. Sire- na by艂a gdzie艣 daleko. Ojciec, po raz pierwszy, jak si臋ga艂a pami臋ci膮, wszystkie sprawy zwali艂 na sekretarza, Charlesa Trenta. Sam zajmowa艂 si臋 wy艂膮cznie 偶on膮. Ma艂偶onkowie p贸藕no wstawali i wcze艣nie udawali si臋 na spoczynek. Codziennie odbywali przeja偶d偶k臋 po maj膮tku, a z ka偶dym dniem zdawali si臋 bardziej w siebie wpatrzeni. Allegra jeszcze nigdy w 偶yciu nie czu艂a si臋 a偶 tak bardzo samotna. Zdawa艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e pa艅stwo Morgan nie wyklu­czaj膮 jej ze swego 偶ycia celowo. Wcale jej jednak nie by艂o z tego powodu l偶ej na duszy. Kilku s膮siad贸w odwiedzi艂o Morgan Court z najlepszymi 偶yczeniami dla nowo偶e艅c贸w, ale to Allegra ich przyjmowa艂a, dzi臋kowa艂a im i obiecywa艂a, 偶e lord i lady Morgan ju偶 nied艂ugo b臋d膮 przyjmowali wizyty. Czyta艂a. Je藕dzi艂a konno. Spacerowa艂a po ogrodach. I nudzi艂a si臋 coraz bardziej.

Do Hunter's Lair by艂 niespe艂na dzie艅 drogi. Wreszcie pewnego pi臋knego wczesnego poranka pod koniec czerwca Allegra dosiad艂a swojego wa艂acha i pojecha艂a szuka膰 ksi臋cia. Tylko Honor wiedzia艂a, dok膮d Allegra si臋 udaje, obieca艂a jednak przed wieczorem nic nie m贸wi膰 lordowi i lady Morgan. Allegra mia艂a na sobie sp贸dnic臋 do konnej jazdy. Pod sp贸d za艂o偶y艂a stare spodnie brata, dzi臋ki czemu mog艂a po m臋sku dosi膮艣膰 konia. Uwa偶a艂a, 偶e jazda po damsku, gdy si臋 siedzi na koniu bokiem, jest bardziej m臋cz膮ca i znacznie mniej wygodna. Na g贸r臋 w艂o偶y艂a bia艂膮 bluzk臋, 偶akietu nie wzi臋艂a, dzie艅 by艂 bowiem ciep艂y. Ciemne w艂osy 艣ci膮gn臋艂a do ty艂u i splot艂a w warkocz. Jecha艂a z odkryt膮 g艂ow膮.

Nigdy sama nie wyje偶d偶a艂a poza granice maj膮tku ojca. Podnieca艂a j膮 my艣l, 偶e tym razem jest zdana sama na siebie. Po dw贸ch godzinach dotar艂a do g艂贸wnej drogi. Na drewnianym znaku z trudem odczyta艂a s艂owo: Hereford i dostrzeg艂a strza艂k臋 wskazuj膮c膮 na zach贸d. Maj膮tek ksi臋cia le偶a艂 tu偶 za granic膮 dziel膮c膮 hrabstwa Worcester i Hereford. Mija艂a sady i pola dojrzewaj膮cych zb贸偶. Droga wiod艂a w艣r贸d pastwisk dla owiec i byd艂a. Na drodze prawie nie by艂o ruchu, od czasu do czasu mija艂a tylko jak膮艣 furmank臋. Kiedy s艂o艅ce sta艂o wysoko na niebie, zatrzyma艂a si臋, 偶eby da膰 odpocz膮膰 koniowi i zje艣膰 prowiant, kt贸ry z sob膮 zabra艂a. Posili艂a si臋, odpocz臋艂a i ruszy艂a w dalsz膮 drog臋. Wreszcie bardzo p贸藕nym popo艂udniem zobaczy艂a to, czego szuka艂a. S艂up ze znakami drogowymi, wskazuj膮cymi r贸偶ne kierunki i wymieniaj膮cymi nazwy miejscowo艣ci. Jeden kierowa艂 do wioski Sedgwick. Allegra ruszy艂a we wskazanym kierunku, jednocze艣nie zastanawiaj膮c si臋, jak daleko jest jeszcze do Sedg- wick. To by艂a jej pierwsza tak daleka podr贸偶. Czu艂a zm臋czenie. Co gorsza, od d艂ugiej jazdy wierzchem bola艂a j膮 pupa. Wjecha艂a na szczyt wzg贸rza i wtedy zobaczy艂a osad臋. Zatrzyma艂a si臋 i z przyjemno艣ci膮 patrzy艂a na sw贸j nowy dom.

W dole rozci膮ga艂a si臋 wioska. Widzia艂a rz臋dy schludnych, krytych s艂om膮 chat z kolorowymi ogr贸dkami, teraz ton膮cymi w kwiatach. By艂y tu sady grusz i jab艂oni, tak jak m贸wi艂 ksi膮偶臋, a wok贸艂 艂膮ki, na kt贸rych spokojnie w letnim s艂o艅cu pas艂y si臋 jego pi臋kne konie. Tu偶 za nimi, na niewielkim wzniesieniu, sta艂 Hunter's Lair. Promienie popo艂udniowego s艂o艅ca odbija艂y si臋 w oknach dworu. Allegra zach臋ci艂a konia do galopu i ruszy艂a w d贸艂 w膮sk膮 drog膮. Kaza艂a koniowi zwolni膰 bieg, kiedy przeje偶d偶ali przez wiosk臋. Ucieszy艂a si臋, widz膮c ko艣ci贸艂ek z polnego kamienia i kilka ma艂ych sklepik贸w. Tymczasem znalaz艂a si臋 na ko艅cu drogi. Przed sob膮 mia艂a wrota do Hunter's Lair. By艂y szeroko otwarte, sprawia艂y wra偶enie, 偶e zapraszaj膮 do 艣rodka.

Wreszcie w domu - pomy艣la艂a, przeje偶d偶aj膮c przez bram臋. Od razu pokocha艂a to miejsce, doskonale zrozumiawszy, dlaczego Quinton za nic w 艣wiecie nie chcia艂 odda膰 maj膮tku w obce r臋ce. Nagle go zobaczy艂a. Zacz臋艂a do niego macha膰, zatrzyma艂a konia, a widz膮c zaskoczenie na jego twarzy, wy- buchn臋艂a 艣miechem.

- Zm臋czy艂o mnie czekanie na wiadomo艣膰 od ciebie - powiedzia艂a, kiedy pomaga艂 jej zsi膮艣膰 z konia. - W Morgan Court 艣miertelnie si臋 nudzi艂am. Tata i ciocia mama nie widz膮 nikogo poza sob膮. Sireny ju偶 nie ma. Ruperta Tannera musia艂am pos艂a膰 do diab艂a. Nie mog艂am czeka膰 ani chwili d艂u偶ej. Musia艂am zobaczy膰 Hunter's Lair.

- Czy ojciec wie, gdzie jeste艣? - przede wszystkim to go interesowa艂o.

- Zostawi艂am list Honor. Ma im go przekaza膰, kiedy si臋 zorientuj膮, 偶e wyjecha艂am. Mo偶e dzisiaj. Mo偶e dopiero jutro, bior膮c pod uwag臋, jak si臋 ostatnio zachowuj膮. M贸j Bo偶e, Quintonie, mi艂o艣膰 strasznie og艂upia ludzi, prawda?

- Sama jecha艂a艣 z Morgan Court? - pad艂o drugie pytanie. Nie wygl膮da na zadowolonego - stwierdzi艂a w duchu Allegra.

- Oczywi艣cie. A z kim mia艂abym jecha膰? Przyjecha艂am w nieodpowiednim momencie? - Zastanawia艂a si臋, dlaczego Quinton jest coraz bardziej zdenerwowany.

- Oszala艂a艣?! - zacz膮艂 na ni膮 krzycze膰. - Allegro, jecha艂a艣 sama ponad dwadzie艣cia mil! 艁aska boska, 偶e nikt nie zaczepi艂 ci臋 na drodze! - Serce wali艂o mu jak m艂otem. Czy偶by by艂a r贸wnie lekkomy艣lna jak kiedy艣 on sam? Przecie偶 sko艅czy艂 z szalonymi wyprawami do Francji. Teraz, kiedy zamierza艂 si臋 o偶eni膰, musia艂 by膰 rozs膮dny. I wcale tego nie 偶a艂owa艂.

- Na drodze prawie nikogo nie by艂o. Nie dostrzeg艂am 偶adnego niebezpiecze艅stwa, m贸j panie - powiedzia艂a lodowatym tonem. - I nie podno艣 na mnie g艂osu. Nie podoba mi si臋 to. Przyjecha艂a. Nic si臋 nie sta艂o. Nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰. Wybuchn膮艂 g艂o艣nym 艣miechem.

- Allegro! Allegro! Zawsze jeste艣 taka impulsywna? Zawsze taka porywcza? Co ja z tob膮 poczn臋? Nie mog臋 dzisiaj odwie藕膰 ci臋 do domu. M贸dl si臋, 偶eby ojciec nie rozchorowa艂 si臋 ze zmartwienia. Wyobra藕 sobie, nie wie, czy 偶yjesz, czy kto艣 na ciebie nie napad艂 po drodze. Na drogach, moja droga, na podr贸偶nych czyhaj膮 rozb贸jnicy. Nie pomy艣la艂a艣 o tym?

- Czy rozb贸jnicy napadaj膮 w dzie艅? - zdziwi艂a si臋. - I dlaczego mieliby napa艣膰 na samotnie jad膮c膮 dziewczyn臋 bez torby i bez bi偶uterii? Uwa偶am, 偶e robisz z ig艂y wid艂y.

- Owszem, rozb贸jnicy napadaj膮 na podr贸偶nych r贸wnie偶 w ci膮gu dnia - zapewni艂. - Jeste艣 dobrze ubrana i masz dobrego konia, dla takiego bandyty jeste艣 znakomitym 艂upem. A kiedy ju偶 zabra艂by ci wszystko, co masz, m贸g艂by r贸wnie偶 pr贸bowa膰 odebra膰 ci twoj膮 cze艣膰, Allegro. Czy ty w og贸le si臋 nad tym zastanowi艂a艣, kiedy pod wp艂ywem jakiego艣 kaprysu wybra艂a艣 si臋 w drog臋? Moja droga, za wszystkie pieni膮dze swego ojca nie kupi艂aby艣 sobie ksi臋cia na m臋偶a, gdyby艣 zosta艂a tak ohydnie zha艅biona.

- Jeste艣 okropny! - krzykn臋艂a. Ale by艂a przera偶ona, wiedzia艂a, 偶e Quinton m贸wi prawd臋, 偶e ma racj臋. Kiedy postanowi艂a pojecha膰 do Hunter's Lair, w og贸le nie pomy艣la艂a, 偶e mo偶e spotka膰 j膮 co艣 z艂ego. My艣la艂a tylko o tym, jak bardzo si臋 nudzi, siedz膮c w Morgan Court. Ze zdenerwowania sp艂on臋艂a rumie艅cem.

- Ju偶 dobrze - odezwa艂 si臋 ksi膮偶臋, widz膮c, 偶e jego s艂owa w ko艅cu dotar艂y do Allegry. - Chod藕 i obejrzyj swoje pokoje. S膮 prawie gotowe. Sama b臋dziesz musia艂a wybra膰 meble spo艣r贸d tych, kt贸re mamy w domu. By膰 mo偶e b臋dziesz chcia艂a kupi膰 co艣 nowego, no i, naturalnie, potrzebne b臋d膮 tkaniny na kotary, draperie, portiery. Je艣li jednak chcesz si臋, moja droga, wprowadzi膰 jeszcze dzisiaj, zarz膮dz臋, 偶eby wniesiono 艂贸偶ko. Jutro po艣l臋 jednego ze s艂u偶膮cych do twojego ojca z wiadomo艣ci膮, 偶e dotar艂a艣 bezpiecznie, a przy mnie ju偶 nic ci nie grozi. Wr贸ci razem z Honor. Wiesz, Allegro, mam nadziej臋, 偶e nasze c贸rki nie odziedzicz膮 po tobie ci膮got do przyg贸d.

- Mo偶e nie b臋dziemy mieli c贸rek - mrukn臋艂a rozdra偶nionym tonem.

- Mam nadziej臋, 偶e b臋dziemy mieli przynajmniej jedn膮, kochanie, i 偶e b臋dzie podobna do ciebie. Nie chc臋 tylko, 偶eby by艂a taka postrzelona.

- A gdzie tw贸j brat, George? - zapyta艂a, zmieniaj膮c temat. - Mam wyj艣膰 za ciebie ju偶 za trzy miesi膮ce, a jeszcze nie pozna艂am twojego najbli偶szego 偶yj膮cego krewnego. Dlaczego nie towarzyszy艂 ci w Londynie?

- Poniewa偶 zdo艂a艂em zebra膰 do艣膰 pieni臋dzy tylko na m贸j pobyt w Londynie. Poznasz George'a, kiedy wr贸ci z pola. Nadzoruje robotnik贸w. M贸j ma艂y brat jest z duszy i serca rolnikiem.

- Tak jak kr贸l - powiedzia艂a z lekkim u艣miechem. By艂a zadowolona, 偶e Quinton ju偶 si臋 na ni膮 nie gniewa.

- Jak kr贸l, tylko bez kr贸lewskich 艣rodk贸w - roze艣mia艂 si臋 ksi膮偶臋.

- Mo偶e powinni艣my naby膰 dla niego gospodarstwo rolne - powa偶nie zastanawia艂a si臋 Allegra.

- Nie m贸w tego przy George'u - ksi膮偶臋 znowu si臋 roze艣mia艂 - bo stanie si臋 twoim niewolnikiem do ko艅ca 偶ycia. Najbardziej na 艣wiecie pragnie mie膰 w艂asny kawa艂ek ziemi. My艣la艂em, 偶e b臋dzie wola艂 patent oficerski w armii Jego Kr贸lewskiej Wysoko艣ci albo jak膮艣 niewielk膮 parafi臋, ale on marzy tylko o tym, by uprawia膰 ziemi臋. No i mo偶e jeszcze o najm艂odszej c贸rce ziemianina Franklyna, Melindzie.

- W takim razie musi mie膰 maj膮tek ziemski. 呕aden ojciec nie odda c贸rki za 偶on臋 komu艣, kto nie ma grosza przy duszy. Chyba 偶e ten kto艣 jest ksi臋ciem - za艣mia艂a si臋 z艂o艣liwie. Quinton po raz trzeci si臋 roze艣mia艂, tym razem 艣mia艂 si臋 naprawd臋 serdecznie.

- Przebieg艂a lisica - za偶artowa艂. Allegra pomy艣la艂a, 偶e chyba rzeczywi艣cie s艂ysza艂a w jego g艂osie rozbawienie, ale te偶 i szczypt臋 tkliwo艣ci. - O, prosz臋, a oto i obiekt rozmowy we

w艂asnej osobie. - Pomacha艂 r臋k膮 i krzykn膮艂: - Chod藕 tu, George, poznasz przysz艂膮

szwagierk臋.

Brat by艂 m艂odsz膮 wersj膮 Quintona Huntera. Podjecha艂 do nich na koniu i bez wysi艂ku zsun膮艂 si臋 z siod艂a. Ksi膮偶臋 mia艂 srebrnoszare oczy, natomiast George Hunter jasnoniebieskie. Nie przywdzia艂 kurtki, pod rozpi臋t膮 koszul膮 wida膰 by艂o wilgotn膮 od potu pier艣.

- To jest panna Morgan? - zapyta艂, ciep艂o u艣miechaj膮c si臋 do Allegry. - Co艣 takiego, niech mnie licho, Quint, jest jeszcze 艂adniejsza, ni偶 opisywa艂e艣, ale zawsze by艂e艣 oszcz臋dny w s艂owach, chyba 偶e m贸wi艂e艣 o swoich koniach. - Sk艂oni艂 si臋 przed Allegra. - Do us艂ug, panno Morgan.

- Ciesz臋 si臋, 偶e ci臋 pozna艂am, George - dziewczyna r贸wnie偶 wykona艂a dworny uk艂on. - Przyjecha艂am bez zapowiedzi i tw贸j brat prze偶y艂 szok na m贸j widok. Chyba jednak zd膮偶y艂 si臋 ju偶 otrz膮sn膮膰.

- Przeby艂a dwadzie艣cia mil bez eskorty - suchym tonem wyja艣ni艂 m艂odszemu bratu Cjuinton Hunter.

- Naprawd臋? A niech mnie, Quint! Odwa偶na dziewczyna! Widz臋, 偶e z ni膮 nie zawsze uda ci si臋 postawi膰 na swoim - za艣miewa艂 si臋 George.

- Zachowuj si臋, m艂odzie艅cze - surowo upomnia艂 go starszy brat. - Allegra zagrozi艂a, 偶e kupi ci farm臋.

- Naprawd臋? - Twarz George'a wyra偶a艂a bezbrze偶ne zdumienie. - 呕artujesz sobie ze mnie, Quint - powiedzia艂 po chwili. - Nie艂adnie!

- Nie, on nie 偶artuje - wtr膮ci艂a si臋 Allegra. - Masz na oku jaki艣 maj膮tek, George? Ile za niego chc膮 obecni w艂a艣ciciele? Czy ziemia jest tam dobra? Orna i dobrze nawodniona?

- M贸wisz powa偶nie? Przecie偶 to niemo偶liwe, 偶eby moje marzenia tak po prostu si臋 spe艂ni艂y!

- Nie jestem dobr膮 wr贸偶k膮, kt贸ra trzyma艂a ci臋 do chrztu - Allegra m贸wi艂a teraz bardzo powa偶nym, rzeczowym tonem. - George, je艣li masz na oku jaki艣 maj膮tek, kupi臋 go dla ciebie. B臋dziesz jednak tylko w po艂owie jego w艂a艣cicielem, a偶 sp艂acisz mi drug膮 po艂ow臋. To interes, prosty i czysty. Ja daj臋 kapita艂 na inwestycj臋, ty wszystko inne. Prawnicy taty sporz膮dz膮 umow臋, naturalnie, je艣li taki uk艂ad ci odpowiada.

- Tak! - krzykn膮艂 bez zastanowienia.

- Poprosimy prawnik贸w, 偶eby to oni prowadzili negocjacje. W ten spos贸b cena marzenia twego 偶ycia nie p贸jdzie niebotycznie w g贸r臋, kiedy w艂a艣ciciele si臋 dowiedz膮, 偶e pieni膮dze

wyk艂ada c贸rka lorda Morgana. Powiedz mi jeszcze, czy masz jakie艣 dochody, poza zyskami, jakie osi膮gniesz z uprawy ziemi.

- Sto trzydzie艣ci funt贸w rocznie, kt贸re zapisa艂a mi babcia - odpowiedzia艂.

- Z takim dochodem i ziemi膮 pod upraw臋 na pewno mo偶esz prosi膰 pana Franklyna o r臋k臋 c贸rki. Ma艂o prawdopodobne, 偶eby dosta艂a lepsz膮 propozycj臋, chyba 偶e jest wyj膮tkow膮 pi臋kno艣ci膮 - dowodzi艂a Allegra rozs膮dnie. - Zamiast jednego b臋dziemy mieli dwa 艣luby w rodzinie! - Odwr贸ci艂a si臋 do ksi臋cia: - Zgadzasz si臋, panie?

Nie m贸g艂 wyj艣膰 ze zdumienia, jak 艣wietnie si臋 tym wszystkim zaj臋艂a, uporz膮dkowa艂a 偶ycie brata, rozwi膮za艂a wszystkie jego problemy.

- Teraz, Allegro, ju偶 si臋 nie martwi臋 tym, 偶e sama pokona艂a艣 dwadzie艣cia mil - powiedzia艂. - Rozb贸jnik, kt贸ry odwa偶y艂by si臋 na ciebie napa艣膰, szybko by si臋 przekona艂, 偶e trafi艂 sw贸j na swego. Jeste艣 sprytna i m膮dra, a to bro艅 ostrzejsza od bandyckiego no偶a - pochwali艂. W duchu jednak ca艂y czas zastanawia艂 si臋, czy takie trze藕we i praktyczne podej艣cie do 偶ycia pasuje do ksi臋偶nej Sedgwick.

Allegra u艣miechn臋艂a si臋. By艂a z siebie zadowolona.

- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂a po prostu.

Uzna艂a, 偶e w ci膮gu ostatnich kilku minut zdoby艂a sobie szacunek ksi臋cia. A szacunek znaczy艂 dla niej wi臋cej ni偶 takie romantyczne uczucie jak mi艂o艣膰. Tak - my艣la艂a - pobyt w Londynie by艂 bardzo udany i nasze ma艂偶e艅stwo te偶 b臋dzie si臋 dobrze uk艂ada艂o.

Cz臋艣膰 II

IdIalnI ma艂偶I艅Itwo

Lato i jIIiI艅 1795 roku

Rozdzia艂 7

Quinton Hunter siedzia艂 sam w ma艂ym gabinecie, kt贸ry s艂u偶y艂 mu za prywatn膮 kwater臋 i z kt贸rego zarz膮dza艂 sprawami maj膮tku. Sta艂o w nim bardzo stare biurko i mocno zniszczone wy艣cie艂ane krzes艂o. Z prawej strony by艂o okno z ma艂ymi szybami w podw贸jnych o艂owianych ramkach, z lewej wyk艂adane drewnem drzwi, a na wprost kominek z w膮skimi p贸艂kami na ksi膮偶ki po obu stronach paleniska. Ogie艅 migota艂 weso艂o, w pokoju nie by艂o czu膰 wilgotnego ch艂odu, typowego dla lipcowych wieczor贸w. W domu panowa艂a cisza. Robotnicy ju偶 wyszli. Narzeczona i jej zuchwa艂a pokoj贸wka by艂y w nowych pokojach przysz艂ej ksi臋偶nej. Honor przyby艂a dwa dni po swojej pani. Przyjecha艂a, siedz膮c na wierzchu wozu po brzegi wy艂adowanego rzeczami Allegry. Reszta, jak poinformowano ksi臋cia, mia艂a nadej艣膰 p贸藕niej. Rzeczywi艣cie, nadesz艂a. Nigdy by nie pomy艣la艂, 偶e m艂oda dziewczyna mo偶e potrzebowa膰 tak wielu rzeczy.

Ksi膮偶臋 bi艂 si臋 z my艣lami, by艂 niespokojny. Wiedzia艂, 偶e musi si臋 o偶eni膰. Wiedzia艂, 偶e musi wzi膮膰 bogat膮 偶on臋. By艂 zdecydowany po艣lubi膰 Allegr臋 Morgan, a jednak teraz zastanawia艂 si臋, czy podj膮艂 m膮dr膮 decyzj臋. Allegra w og贸le nie by艂a typem dziewczyny, kt贸ra zachowuje si臋 jak przysta艂o na ksi臋偶n臋 Sedgwick. Poprzednie 偶ony ksi膮偶膮t Sedgwick by艂y uleg艂ymi m艂odymi damami, bez s艂owa sprzeciwu i we wszystkim zgadzaj膮cymi si臋 z m臋偶ami, nawet je艣li ci ostatni ewidentnie nie mieli racji. Allegra natomiast, a to ju偶 doskonale wiedzia艂, by艂a zupe艂nie inna. Jak膮 b臋dzie ksi臋偶n膮? Mo偶e by by艂o lepiej, gdyby w og贸le si臋 nie 偶eni艂? Mo偶e powinien pozwoli膰, 偶eby wraz z nim i m艂odszym bratem, George'em, wygas艂 r贸d?

W艂a艣nie wspomnienie sytuacji George'a sprowokowa艂o zupe艂nie inne refleksje. Bardzo si臋 martwi艂 beznadziejnym po艂o偶eniem brata, a偶 tu pojawia si臋 Allegra i w jednej sekundzie rozwi膮zuje problem. Quinton Hunter musia艂 przyzna膰, 偶e chocia偶 bardzo cieszy艂 si臋 takim obrotem spraw i podziela艂 rado艣膰 brata, w g艂臋bi duszy posuni臋cia Allegry najzwyczajniej w 艣wiecie go irytowa艂y. Dla niej wszystko by艂o proste, a przecie偶, do licha, 偶ycie wcale takie 艂atwe nie jest. Chocia偶 mo偶e nie dla c贸rki najbogatszego cz艂owieka w Anglii. I jeszcze co艣 bardzo rani艂o jego dum臋. Sprzeda艂 nazwisko rodowe za maj膮tek 偶ony. Czy tak post臋puje cz艂owiek honoru? Tak, cz艂owiek zdesperowany - odpowiedzia艂 sobie w duchu.

Jednocze艣nie musia艂 przyzna膰, 偶e Allegra jest pi臋kna. Ma nienaganne maniery i dobre serce. Ale r贸wnie偶 zawsze m贸wi, co my艣li, i czasami ta szczero艣膰 jest niemal obra藕liwa. Jest bardzo wyrozumia艂a, ale tylko dla os贸b niedor贸wnuj膮cych jej pozycj膮 spo艂eczn膮. Natomiast wydaje si臋, 偶e w odniesieniu do przedstawicieli wy偶szego stanu zupe艂nie jej tej cechy brakuje.. Nie znosi g艂upoty. I jest ca艂kowicie niezale偶na, zw艂aszcza w sprawach finansowych.

- Ja b臋d臋 zajmowa艂a si臋 domowymi rachunkami - powiedzia艂a mu ju偶 wcze艣niej. - I nie chc臋, Quintonie, 偶eby ktokolwiek mi si臋 w te sprawy wtr膮ca艂. Bywa, 偶e s艂u偶膮cy nie potrafi膮 oprze膰 si臋 pokusie. Niekt贸rzy maj膮 lepkie r臋ce. Lepiej wi臋c nie stwarza膰 im okazji.

- Pa艅stwo Crofts s艂u偶膮 u nas od wiek贸w - obruszy艂 si臋 Quinton.

- Nie m贸wi臋 o Croftsach - wyja艣ni艂a. - B臋d臋 musia艂a zatrudni膰 liczniejsz膮 s艂u偶b臋. Nie spodziewasz si臋 chyba, 偶e kochany stary Crofts i jego dobra 偶ona b臋d膮 w stanie poprowa­dzi膰 taki dom, jaki chcemy mie膰. Naturalnie sama op艂ac臋 s艂u偶b臋 z pensji, kt贸r膮 wyznaczy艂 mi tata. Pieni膮dze, kt贸re ty dostaniesz, s膮 tylko twoje, mo偶esz z nimi robi膰, co chcesz. Dom prowadzi 偶ona, m膮偶 zarz膮dza maj膮tkiem. Przynajmniej tak mi m贸wi艂a ciocia mama. Czy偶by nie mia艂a racji?

Niech臋tnie przyzna艂, 偶e nowa lady Morgan ma w stu procentach racj臋, je艣li idzie o rozdzia艂 obowi膮zk贸w mi臋dzy ma艂偶onkami. I znowu zez艂o艣ci艂 si臋, 偶e musia艂 przyzna膰 Allegrze racj臋, chocia偶 zupe艂nie nie rozumia艂, dlaczego si臋 irytuje.

A Allegra, zadowolona, znowu postawi艂a na swoim: dzi臋ki pieni膮dzom, kt贸rymi dysponowa艂a, coraz bardziej przejmowa艂a kontrol臋 nad nim i jego gospodarstwem. Krew si臋 w nim burzy艂a na my艣l, jak wiele mog膮 zdzia艂a膰 pieni膮dze. Musia艂 jednak przyzna膰, 偶e zachowanie Allegry nie mia艂o nic z ostentacji, a w jej dobrym gu艣cie nie by艂o nawet cienia pretensjonalno艣ci. Doskonale wiedzia艂, 偶e pieni膮dze jej ojca uratowa艂y i jego, i rodowy maj膮tek. Ten fakt, niestety, w艂a艣nie budzi艂 w nim jeszcze wi臋kszy gniew.

Dw贸r wraca艂 do 偶ycia, zaczyna艂 by膰 taki, jakim Quinton go nie zna艂. Nie m贸g艂 zaprzeczy膰, podoba艂 mu si臋 coraz bardziej. Zewn膮trz domu nie dokonano 偶adnych zmian. Hunter's Lair zosta艂 zbudowany w kszta艂cie litery H, jak to by艂o w modzie, kiedy na tronie zasiada艂 pierwszy kr贸l z dynastii Tudor贸w, Henryk VII, i zrekonstruowany po niszczycielskim po偶arze. Mury wzniesiono z ceg艂y. Jej ciep艂y, spokojny kolor w niekt贸rych miejscach wyziera艂 spod ciemnozielonego bluszczu. Dw贸r mia艂 wysokie murowane kominy, pokryty dach贸wk膮 dach i kilka szczyt贸w. Brakuj膮ce dach贸wki uzupe艂niono, zniszczone zosta艂y wymienione. Wszystkie okna z szybkami w o艂owianych ramach umyto i odmalowano.

W ukochanej Wielkiej Sali, jedynej cz臋艣ci domu, kt贸ra ocala艂a po po偶arze w 1498 roku, na pro艣b臋 ksi臋cia nie dokonano powa偶niejszych zmian. Allegra tylko zagoni艂a 艣wie偶o zatrud­nionych s艂u偶膮cych i s艂u偶膮ce do mycia i czyszczenia kamiennych i drewnianych 艣cian, szorowania kamiennych komink贸w i wn臋k okiennych. Pewnego dnia wszed艂 do hallu i ujrza艂 s艂u偶膮cych, kt贸rzy stoj膮c na wielkich i bardzo wysokich drabinach, myli okna. Ze zdumieniem zobaczy艂, 偶e w oknach nie by艂o szyb, tylko witra偶e. Nawet o tym nie wiedzia艂. Ze 艣cian hallu pozdejmowano gobeliny, dywany 艣cienne i jedwabne sztandary. Zosta艂y dok艂adnie wytrzepane, od艣wie偶one i poreperowane, zanim ponownie wr贸ci艂y na swoje miejsca. W ko艅­cu wszystko l艣ni艂o. Na kredensach i skrzyniach sta艂y misy ze 艣wie偶ymi kwiatami. Ich s艂odki zapach sprawia艂, 偶e wn臋trze Wielkiej Sali sta艂o si臋 jeszcze przyjemniejsze.

Kiedy艣 w膮skie, g艂贸wne wej艣cie do domu, z kilkoma ma艂ymi i zupe艂nie bezu偶ytecznymi pomieszczeniami po obu stronach, zosta艂o teraz poszerzone tak, 偶e powsta艂o przestronne, okr膮g艂e foyer z wachlarzem schod贸w sp艂ywaj膮cych w d贸艂 z prawej i lewej strony. Sze艣膰 dni w tygodniu w domu uwijali si臋 robotnicy. Wsz臋dzie sta艂y wiadra wapna i gipsu. Budowano now膮 jadalni臋. 艢ciany planowano pokry膰 czerwon膮 tkanin膮 brokatow膮, na niej za艣 zawiesi膰 pi臋kne obrazy. W Waterford, w Irlandii, zam贸wiono 偶yrandole. Niestety mia艂y by膰 gotowe dopiero na pocz膮tku przysz艂ego roku. W londy艅skich warsztatach pana Chippendale'a zlecono wykonanie mebli. Mia艂y zosta膰 dostarczone jeszcze przed 艣lubem.

Na parterze znajdowa艂a si臋 jeszcze biblioteka ksi臋cia, pok贸j poranny ksi臋偶nej, niewielki gabinet ksi臋cia i salon. Pierwsze pi臋tro prawie w ca艂o艣ci zajmowa艂a sala balowa i nowa jadal­nia z przylegaj膮cymi do niej spi偶arni膮, przechowalni膮 naczy艅 i bielizny sto艂owej. By艂 tu r贸wnie偶 niedu偶y salon dla potrzeb rodziny. Poprzednio na tym poziomie by艂o mn贸stwo male艅kich, nienadaj膮cych si臋 do niczego pokoik贸w. Dlatego teraz 艣ciany wyburzono i ca艂e pi臋tro zagospodarowano inaczej. Na drugim pi臋trze urz膮dzono ksi膮偶臋ce sypialnie i pokoje dla go艣ci. Trzecie by艂o przeznaczone dla s艂u偶by.

Najpierw zosta艂y wyko艅czone pokoje Allegry. Wszystkie cieszy艂y oczy jej ulubionymi kolorami. 艢ciany w prywatnym saloniku ponad poz艂acan膮 por臋cz膮 na wysoko艣ci oparcia krzes艂a by艂y wy艂o偶one jasnozielon膮 tkanin膮, a poni偶ej por臋czy jasnym drewnem. Na pod艂odze z szerokich d臋bowych desek le偶a艂 dywan. Na jasnozielonym tle widnia艂 ciemnozielony, z艂oty i r贸偶owy kwiatowy wz贸r. Kotary uszyto z jedwabnego brokatu w jasnozielone i z艂ote pasy. Sofa by艂a obita z艂otym brokatem w kremowe kropeczki. Francuskie krzes艂a r贸wnie偶 pokryto z艂otokremowym brokatem. Na gzymsie nad kominkiem sta艂 wspania艂y poz艂acany zegar, kt贸ry wybija艂 nie tylko godziny i p贸艂godziny, ale r贸wnie偶 wydzwania艂 kwadranse. Lord Morgan osobi艣cie zam贸wi艂 meble dla c贸rki jeszcze przed wyjazdem z Londynu. By艂y z mahoniu, bardzo eleganckie i pe艂ne wdzi臋ku. Na szykownych stoliczkach sta艂y ma艂e chi艅skie wazy pe艂ne suszonych p艂atk贸w r贸偶 i wonnych go藕dzik贸w. Kandelabr i 艣wieczniki wykonane by艂y z litego srebra, powlekanego z艂otem. 艢wiat艂a os艂ania艂y kryszta艂owe klosze.

Sypialni臋 urz膮dzono w kolorze r贸偶owo- kremowym. 艁贸偶ko, bardzo, bardzo stare, zrobiono ze z艂otego d臋bu. Woko艂o wisia艂y r贸偶owe draperie z jedwabnego brokatu, kt贸re mo偶na by艂o szczelnie zasun膮膰, zapewniaj膮c 艣pi膮cej pe艂n膮 prywatno艣膰. Allegra nigdy wcze艣niej nie widzia艂a a偶 tak wielkiego 艂o偶a, trzeba jednak przyzna膰, 偶e znakomicie pasowa艂o do tego po­koju. Mia艂o ze sto lat, dziewczynie jednak bardzo si臋 podoba艂o i nie chcia艂a zast膮pi膰 go bardziej nowoczesnym. W komnacie sypialnej sta艂a mahoniowa szafa, toaletka z lustrem w rze藕bionej ramie, komoda w tym samym stylu, ma艂y stoliczek przy 艂贸偶ku i kryte r贸偶owo- kremow膮 tkanin膮 krzes艂o przy kominku. Na pod艂odze z szerokich d臋bowych desek le偶a艂 drogi dywan: na ciemnor贸偶owym tle woko艂o bieg艂y girlandy kremowych i jasnor贸偶owych r贸偶yczek z zielonymi listkami. W oknach wisia艂y kotary z jedwabnego brokatu, kremowe z r贸偶owym wzorkiem w kszta艂cie ga艂膮zek. Na 艣cianie, przy wej艣ciu do garderoby, sta艂a skrzynia w stylu Chippendale'a, a nad ni膮 wisia艂o lustro w poz艂acanych ramach. Po drugiej stronie garderoby znajdowa艂 si臋 mi艂y pok贸j z oknem dla Honor. Wyposa偶enie stanowi艂o 艂贸偶ko, skrzynia z szufladami, nocny stolik i krzes艂o. Pokoje ksi臋cia, kt贸re teraz remontowano, przylega艂y do apartamentu Allegry. Sypialnie pary ksi膮偶臋cej 艂膮czy艂y prywatne drzwi.

Nie, nie m贸g艂, nawet w duchu, krytycznie ocenia膰 zmian wprowadzanych w rodowej siedzibie - uczciwie stwierdzi艂 w my艣lach Quinton Hunter. Je艣li chodzi o remont domu, niewyczerpane zasoby finansowe przysz艂ej 偶ony by艂y prawdziwym zrz膮dzeniem losu. Ksi膮偶臋 zawsze kocha艂 ten dom, teraz jednak w b艂yskawicznym tempie dw贸r stawa艂 si臋 pi臋knym, pokazowym wr臋cz obiektem. Cieszy艂o go to, poniewa偶 zawsze wiedzia艂, 偶e rodowa siedziba mo偶e by膰 nawet krajow膮 atrakcj膮 turystyczn膮. Tylko dwie rzeczy: rado艣膰 z przywracania 艣wietno艣ci rodowej rezydencji i poczucie honoru, powstrzyma艂y go przed odwo艂aniem 艣lubu z

pann膮 Allegra Morgan. Coraz wyra藕niej zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e kiedy ju偶 sp艂odzi z ni膮 odpowiedni膮 liczb臋 dzieci, ka偶de z nich, tak jak w przypadku wielu innych par, b臋dzie wiod艂o swoje 偶ycie.

Tymczasem brat by艂 szcz臋艣liwy. George by艂 tak bardzo szcz臋艣liwy, 偶e ksi膮偶臋 ze swoim rozdra偶nieniem czu艂 si臋 niezr臋cznie. Ju偶 prowadzono negocjacje w sprawie zakupu maj膮tku ziemskiego dla George'a. Chodzi艂o o jakie艣 pi臋膰set akr贸w ziemi, le偶膮cej stosunkowo niedaleko maj膮tku ksi臋cia. Do ko艅ca miesi膮ca transakcja powinna zosta膰 sfinalizowana. Pan Franklyn, dowiedziawszy si臋 o do艣膰 znacznej poprawie sytuacji finansowej konkurenta c贸rki, zgodzi艂 si臋 pob艂ogos艂awi膰 ich zwi膮zek. M贸wi艂o si臋 nawet o 艣lubie pod koniec sierpnia. Ceremonia, oczywi艣cie, mia艂a by膰 skromna i odby艂aby si臋 na miejscu.

Ziemianin by艂 cz艂owiekiem trze藕wo my艣l膮cym. Zawsze lubi艂 m艂odego lorda Huntera, jednak nie m贸g艂 wyda膰 c贸rki za cz艂owieka bez ziemi. Teraz sytuacja by艂a zupe艂nie inna. Do­wiedzia艂 si臋 nawet, 偶e George ma niewielki sta艂y doch贸d. C贸rka zostanie lady Hunter, b臋dzie mia艂a w艂asny dom i doch贸d. Z dum膮 poinformowa艂 ksi臋cia, 偶e Melinda w posagu otrzyma sto pi臋膰dziesi膮t funt贸w w z艂ocie, wypraw臋 sto艂ow膮: naczynia i bielizn臋, oraz odpowiedni膮 garderob臋.

Wspominaj膮c t臋 chwil臋, Quinton Hunter u艣miechn膮艂 si臋 do siebie. Brat b臋dzie wi贸d艂 szcz臋艣liwe, beztroskie 偶ycie. Oczyma duszy ju偶 widzia艂, jak w domu zaroi si臋 od malutkich kuzynek i kuzyn贸w. Jego natomiast czeka zupe艂nie inna przysz艂o艣膰. Zwi膮偶e si臋 z dziewczyn膮 o silnej osobowo艣ci i woli, kt贸ra z czasem stanie si臋 bardzo stanowcz膮 kobiet膮, a ka偶de kolejne wydane na 艣wiat dziecko jeszcze bardziej podniesie jej pewno艣膰 siebie. Allegra nie p贸jdzie za przyk艂adem matki. Gdy zostanie jego 偶on膮, do ko艅ca swoich dni pozostanie lojalna i oddana rodzinie. Zosta艂a starannie wychowana, doskonale rozumia艂a, czego si臋 od niej oczekuje, i z pewno艣ci膮 jak najlepiej wywi膮偶e si臋 ze swoich obowi膮zk贸w.

Ksi膮偶臋 westchn膮艂. Czy przodkowie mieli racj臋, zawieraj膮c ma艂偶e艅stwa z mi艂o艣ci? Mi艂o艣膰 doprowadzi艂a rodzin臋 na skraj ub贸stwa i n臋dzy, ale nawet 偶yj膮c bardzo skromnie, byli szcz臋艣­liwi. Byli szcz臋艣liwi czy nie? Ponownie westchn膮艂 i wielk膮 d艂oni膮 przeczesa艂 ciemne w艂osy. Nigdy nie pragn膮艂 by膰 bogaty, chcia艂 tylko wygodnie i spokojnie 偶y膰. By艂by zadowolony z ma艂偶e艅stwa z jak膮艣 przeci臋tn膮 pann膮, kt贸ra wnios艂aby posag dostatecznie du偶y, 偶eby odremontowa膰 rodow膮 siedzib臋 i bez finansowych k艂opot贸w sp臋dzi膰 reszt臋 偶ycia. Jednak takie dziewczyny szuka艂y bardziej maj臋tnych m臋偶贸w. Kiedy艣 jego rodowe nazwisko znaczy艂o bardzo wiele. By艂by bardzo ch臋tnie widzianym kandydatem na m臋偶a, nawet wi臋cej, rodzice panien na wydaniu walczyliby o niego. Ale nie teraz - pomy艣la艂 ze smutkiem. Teraz bogaczom powodzi艂o si臋 lepiej, teraz do bogaczy u艣miecha艂o si臋 szcz臋艣cie.

Quinton Hunter otrz膮sn膮艂 si臋 z niepokoj膮cych my艣li. Dlaczego tak si臋 nad sob膮 u偶ala? - pyta艂 sam siebie w duchu. Mia艂 si臋 偶eni膰 z pi臋kn膮, m艂od膮 kobiet膮. Mo偶e kiedy oka偶e jej wi臋k­sz膮 偶yczliwo艣膰, mo偶e dobroci膮 serca i codzienn膮 serdeczno艣ci膮 uda mu si臋 zmieni膰 jej usposobienie i podej艣cie do 偶ycia. By艂a po prostu rozpuszczon膮 pann膮. Ojciec na wszystko jej pozwala艂. Przecie偶 ledwo doros艂a. B臋dzie dostawa艂a t臋 swoj膮 astronomicznie wysok膮 roczn膮 pensj臋, z kt贸r膮 zrobi, co zechce. Allegra by艂a jak pi臋kna, m艂oda klacz. Trzeba z ni膮 po­st臋powa膰 艂agodnie, ale i stanowczo. Jako osoba m膮dra, z czasem z pewno艣ci膮 zrozumie, 偶e w domu mo偶e by膰 tylko jeden pan. On.

Czas szybko mija艂. Maj膮tek ziemski dla George'a zosta艂 kupiony. By艂 tam 艂adny murowany dom z dachem krytym dach贸wk膮, masywna, dobrze utrzymana stajnia i spichlerz. W pobli偶u domu znajdowa艂 si臋 sad jab艂oni, a na jednym z ugor贸w m艂ody lord Hunter zamierza艂 za艂o偶y膰 drugi, tym razem z gruszami. Obecnie pola obrabiali s膮siedzi, ale od na­st臋pnego roku mia艂 ju偶 sam obsiewa膰 ziemi臋. Przysz艂y te艣膰 sprezentowa艂 mu niewielkie stado owiec o czarnych pyskach, rasy Shropshire. Allegra napisa艂a do ojca i nied艂ugo p贸藕niej do maj膮tku George'a zap臋dzono dwana艣cie kr贸w i byczka.

Og艂oszono zar臋czyny panny Melindy Franklyn i lorda George'a Huntera. Dat臋 艣lubu wyznaczono na ostatni dzie艅 sierpnia.

Dwudziestego lipca Allegra i Quinton uczestniczyli w uroczysto艣ci za艣lubin Marcusa Bainbrige'a, hrabiego Aston, z lady Eunice Tarleton. Ceremonia odby艂a si臋 w Astondale, rodzinnej miejscowo艣ci hrabiego, oddalonej od Hunter's Lair o godzin臋 jazdy powozem. Na tym 艣lubie Allegra zobaczy艂a Siren臋 po raz pierwszy od czasu, gdy kuzynka wyjecha艂a w podr贸偶 po艣lubn膮. Sirena rozkwit艂a, promienia艂a szcz臋艣ciem.

- Mama m贸wi, 偶e uciek艂a艣 do Hunter's Lair - serdecznie tul膮c do siebie kuzynk臋, ze 艣miechem m贸wi艂a Sirena. - Doprawdy, jeste艣 niezno艣na, kuzyneczko.

- Uciek艂am od ca艂ego tego gruchania i jedzenia sobie z dziobk贸w - sprostowa艂a Allegra. - Naprawd臋, Sireno, wierz mi, to by艂o 偶enuj膮ce - powiedzia艂a bez os艂onek. - Dlatego uzna艂am, 偶e mog臋 wcze艣niej pojecha膰 do Hunter's Lair. I dobrze si臋 sta艂o. Przyda艂am si臋 architektowi. Prac przy renowacji by艂o znacznie wi臋cej, ni偶 ktokolwiek m贸g艂 przypuszcza膰.

- Kiedy mo偶emy przyjecha膰 i obejrze膰 rezydencj臋? - wprasza艂a si臋 Sirena z wdzi臋kiem.

- Och, jeszcze nie jeste艣my przygotowani na przyj臋cie go艣ci - wyja艣ni艂a Allegra. - Pokoje ksi臋cia dopiero co zosta艂y sko艅czone. Och, Sireno, 偶eby艣 wiedzia艂a, jaki pi臋kny jest m贸j apartament! W moich ulubionych kolorach, wprost cudowny. Dobrze b臋dzie, je艣li uda si臋

zako艅czy膰 prace przed naszym 艣lubem, ale ju偶 uprzedzi艂am pana Gardnera, 偶e wszystko musi by膰 gotowe na bal trzydziestego pierwszego pa藕dziernika.

- Ale przecie偶 tw贸j 艣lub jest pi膮tego pa藕dziernika - zdziwi艂a si臋 Sirena. - Nie jedziecie w podr贸偶 po艣lubn膮, Allegro?

- Nie mam poj臋cia - odpowiedzia艂a. - Je艣li nawet, to b臋dzie trwa膰 bardzo kr贸tko, poniewa偶 bal musi si臋 odby膰 trzydziestego pierwszego. To b臋dzie pierwsze przyj臋cie, jakie wydam jako ksi臋偶na Sedgwick. Chc臋, 偶eby uda艂o si臋 pod ka偶dym wzgl臋dem.

- Czy ty i ksi膮偶臋 nigdy ze sob膮 nie rozmawiacie? - zapyta艂a Sirena.

- Je艣li mamy co艣 sobie do powiedzenia.

- Allegro - Sirena z niedowierzaniem potrz膮sa艂a g艂ow膮 - je艣li ju偶 musisz po艣lubi膰 Quintona Huntera, czy nie mog艂aby艣 spr贸bowa膰 chocia偶 troszk臋 go pokocha膰?

- Kochana Sireno, ju偶 o tym rozmawia艂y艣my - przypomnia艂a Allegra. - Quinton i ja zawarli艣my bardzo rozs膮dn膮 umow臋. Zapewniam ci臋, 偶e oboje jeste艣my z niej zadowoleni.

Kuzynki spotka艂y si臋 ponownie kilka tygodni p贸藕niej, na 艣lubie lorda Walwortha i Caroline Bellingham. Sirena wygl膮da艂a raczej mizernie.

- Jest w ci膮偶y - lady Bellingham u艣miechn臋艂a si臋 znacz膮co.

- Nie wierz臋! - wykrzykn臋艂a podniecona Allegra.

- To prawda - przyzna艂a Sirena - ale b臋d臋 mog艂a by膰 druhn膮 na twoim 艣lubie, Allegro. Obieca艂am i dotrzymam s艂owa.

- Czy ciocia mama ju偶 wie? - zaciekawi艂a si臋 Allegra. Sirena potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Napisz do niej jeszcze dzisiaj, moje dziecko, albo ja to zrobi臋 - poleci艂a lady Bellingham stanowczym tonem. - Twoja matka dostatecznie d艂ugo czeka艂a na wnuki.

- Moje siostry ju偶 maj膮 dzieci - zaprotestowa艂a Sirena.

- Rzeczywi艣cie, przecie偶 pami臋tam, maj膮! - przyzna艂a lady Bellingham. - Ale to z twojego dziecka Olympia najbardziej si臋 ucieszy. Jestem tego pewna.

- Sirena i Ocky zostan膮 rodzicami - poinformowa艂a Allegra ksi臋cia, kiedy po uroczysto艣ci 艣lubnej wracali do domu.

- Wiem - przyzna艂. - Cieszysz si臋?

- Tak - powiedzia艂a powoli, bez wi臋kszego przekonania. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i uj膮艂 jej d艂o艅.

- Co ci臋 martwi, Allegro? - zapyta艂, kiedy ich oczy si臋 spotka艂y.

- Sirena m贸wi, 偶e b臋dzie mog艂a by膰 moj膮 druhn膮, ale nie s膮dz臋, aby to by艂o mo偶liwe. Jest bardzo delikatna, Quintonie, ma drobn膮 budow臋. Wyprawa do Londynu w jej stanie mo偶e

okaza膰 si臋 niebezpieczna. - Westchn臋艂a g艂臋boko. - Jest mi bli偶sza ni偶 kuzynka. Traktuj臋 j膮 jak siostr臋. Nie mog臋 nara偶a膰 na niebezpiecze艅stwo ani jej, ani dziecka. - Przygryz艂a doln膮 warg臋, ale nawet ostry b贸l nie powstrzyma艂 艂ez. Wielkie jak groch sp艂yn臋艂y po policzku.

- Moja droga, gdyby艣 mog艂a wybiera膰, to gdzie chcia艂aby艣 wzi膮膰 艣lub? - zapyta艂. - Gdzie? Powiedz.

- Gdybym mog艂a wybiera膰? Ale nie mog臋, Quintonie. Musimy pobra膰 si臋 z ca艂膮 pomp膮. Wiesz przecie偶, 偶e uroczysto艣膰 musi mie膰 opraw臋 odpowiadaj膮c膮 pozycji twojego rodu. Zgadzam si臋 z lady Bellingham. 艢lub powinien si臋 odby膰 w ko艣ciele 艢wi臋tego Jerzego w Londynie. M贸j drogi, nie mog臋 prosi膰 ci臋, 偶eby艣 zgodzi艂 si臋 na skromniejsz膮 ceremoni臋.

- Allegro, tw贸j szacunek dla mojego nazwiska i historii rodu bardzo si臋 chwali, ale nie odpowiedzia艂a艣 na moje pytanie. Gdyby艣 mog艂a wybiera膰, to gdzie chcia艂aby艣 wzi膮膰 艣lub? Gdzie? - Chc膮c zach臋ci膰 Allegr臋 do odpowiedzi, lekko u艣cisn膮艂 jej d艂o艅. - No, moja droga, gdzie?

- W Wielkiej Sali w Hunter's Lair - wyrzuci艂a z siebie.

- Naprawd臋?! - Takiej odpowiedzi zupe艂nie si臋 nie spodziewa艂.

- Tak! - potwierdzi艂a. - Pokocha艂am Hunter7s Lair, a Wielka Sala jest doskona艂ym miejscem na tak膮 uroczysto艣膰. Zw艂aszcza teraz, kiedy jest od艣wie偶ona. I zaprosi艂abym tylko rodzin臋 i przyjaci贸艂. Wszyscy w maj膮tku otrzymaliby dzie艅 wolny, a na 艂膮ce przed domem zosta艂oby wydane dla nich osobne przyj臋cie. Opu艣ciliby艣my na chwil臋 Wielk膮 Sal臋, gdzie odbywa艂oby si臋 nasze przyj臋cie weselne, by przy艂膮czy膰 si臋 do naszych pracownik贸w i dzier偶awc贸w. By艂oby wspaniale! - Nagle z twarzy Allegry znikn膮艂 wyraz rado艣ci. - Ale tak by膰 nie mo偶e. Musimy wzi膮膰 艣lub w ko艣ciele 艢wi臋tego Jerzego, wyda膰 odpowiednio uroczyste weselne 艣niadanie, na kt贸rym go艣ci膰 b臋dziemy kr贸la i kr贸low膮, Prinny'ego i pana Brummella.

- Nie, moja droga - powiedzia艂. - We藕miemy 艣lub dok艂adnie tak, jak powiedzia艂a艣. - Podni贸s艂 jej d艂o艅 do ust i uca艂owa艂. Ich oczy znowu si臋 spotka艂y. Poczu艂, jakby w piersi co艣 mu p臋k艂o.

- Och, Quintonie - szepn臋艂a z czu艂o艣ci膮 - czy naprawd臋 nasza uroczysto艣膰 weselna mog艂aby si臋 odby膰 w maj膮tku? Wtedy Sirena tak偶e mog艂aby przyjecha膰. Mieszka przecie偶 niedaleko, prawda? By艂abym taka szcz臋艣liwa. - Oczy jej b艂yszcza艂y rado艣ci膮.

- Naprawd臋, by艂aby艣 szcz臋艣liwa? - powiedzia艂 dr偶膮cym g艂osem. Potem pochyli艂 si臋 i czule poca艂owa艂 j膮 w usta. - Wiesz, Allegro, coraz wyra藕niej u艣wiadamiam sobie, 偶e chocia偶

masz siln膮 wol臋, jeste艣 uparta, nie odst臋pujesz od swego zdania i m贸wisz wszystko prosto z mostu, zaczynam pragn膮膰 ci臋 uszcz臋艣liwi膰 - wyzna艂, a po chwili doda艂: - W naszej umo­wie nie ma paragrafu, kt贸ry stanowi艂by, 偶e nie mo偶emy by膰 szcz臋艣liwi. Dobrze pami臋tam, kochanie? - zapyta艂 z weso艂ym b艂yskiem w oczach.

- Wydaje mi si臋, 偶e nie ma - odpowiedzia艂a, z trudem wyrzucaj膮c z siebie s艂owa. Nie mog艂a z艂apa膰 oddechu. Serce bi艂o jej bardzo szybko, czu艂a, jak krew nap艂ywa jej do twarzy i co­raz bardziej si臋 rumieni.

- Znakomicie - mocniej chwyci艂 j膮 za r臋k臋 i ca艂膮 jej d艂o艅 skry艂 w swojej.

- Podobam ci si臋? - zaryzykowa艂a pytanie. - Mimo moich wad? Chyba nie potrafi臋 si臋 zmieni膰, Quintonie. Nawet nie jestem pewna, czy chcia艂abym si臋 zmieni膰. S艂abe kobiety zawsze s膮 wykorzystywane, a w efekcie krzywdzone.

- Nie wydaje mi si臋, 偶eby ciebie, moja droga Allegro, ktokolwiek kiedykolwiek m贸g艂 wykorzysta膰 - zapewni艂, u艣miechaj膮c si臋 pod nosem. Nagle pozby艂 si臋 wszystkich w膮tpliwo艣ci, kt贸re trapi艂y go w ci膮gu ostatnich kilku dni. Po mrocznym nastroju nie by艂o 艣ladu. Zaskoczony swoj膮 reakcj膮, przez sekund臋 zastanawia艂 si臋, czemu czuje, 偶e m贸g艂by 艣wiat ruszy膰 z posad.

- Jak daleko le偶y Pickford? - zapyta艂a Allegra. - Chcia艂abym odwiedzi膰 kuzynk臋, skoro ju偶 wr贸ci艂a z podr贸偶y po艣lubnej.

- P贸艂torej godziny jazdy, kochanie - odpowiedzia艂. Podr贸偶 po艣lubna! Na Boga! Jak m贸g艂 zapomnie膰? W og贸le nie pomy艣la艂 o podr贸偶y po艣lubnej! - Allegro - zacz膮艂 - powiedz, dok膮d, twoim zdaniem, powinni艣my wyjecha膰 po 艣lubie.

- A musimy gdzie艣 jecha膰? - odpowiedzia艂a pytaniem.

- Mo偶e nie zaraz po 艣lubie, je艣li nie chcesz, ale wiosn膮 przysz艂ego roku chcia艂bym zabra膰 ci臋 do W艂och. Mogliby艣my pojecha膰 do Rzymu albo do Wenecji, je艣li mia艂aby艣 ochot臋, kochanie.

- Moja mama mieszka we W艂oszech. Nie chcia艂abym si臋 z ni膮 spotka膰.

- Hrabina nie mieszka w Wenecji. Wobec tego pojedziemy tam. My艣l臋, 偶e jej nie spotkasz. A jest to bardzo pi臋kne miasto, kochanie, zbudowane nad samym morzem. Ulice nie s膮 brukowane, p艂ynie nimi woda, nie je藕dzi si臋 powozami, tylko urocze ma艂e 艂贸deczki, nazywane gondolami, przewo偶膮 ludzi z miejsca na miejsce.

- Co艣 takiego! - krzykn臋艂a zdziwiona. - To ciekawe! Dobrze. Jed藕my wiosn膮 do Wenecji. Doskona艂y pomys艂.

Mimo pewnych wad Allegra b臋dzie doskona艂膮 ksi臋偶n膮 Sedgwick. Musi ni膮 tylko odpowiednio pokierowa膰, da膰 kilka wskaz贸wek. Przecie偶 jest czterna艣cie lat od niej starszy. Podzieli si臋 z ni膮 swoim do艣wiadczeniem. Zaskoczy艂a go pomys艂em wzi臋cia 艣lubu w Hunter's Lair, ale te偶 sprawi艂a wielk膮 przyjemno艣膰.

Zaci膮艂 z ni膮 sp臋dza膰 wi臋cej czasu. Rankiem razem je藕dzili konno, potem ka偶de zajmowa艂o si臋 swoimi sprawami. Czasami spotykali si臋 w porze lunchu, czasem dopiero wieczorem, przy obiedzie. Teraz jednak bardzo stara艂 si臋 sp臋dza膰 z Allegra wieczory. Spacerowa艂 z ni膮 po ogrodach i doskonali艂 j膮 w sztuce ca艂owania. Allegra dobrze gra艂a na pianinie i 艂adnie 艣piewa艂a. Pewnego wieczoru usiad艂 przy niej na 艂aweczce przy pianinie i odwraca艂 strony nut. Patrzy艂 na jej kark i dwa ta艅cz膮ce po szyi, niesforne pasemka w艂os贸w, lekko wilgotne od potu w t臋 gor膮c膮 letni膮 noc. Pokusa by艂a silniejsza od niego. Obj膮艂 ramieniem w膮sk膮 tali臋 dziewczyny, pochyli艂 g艂ow臋 i poca艂owa艂 j膮 w kark.

Przesta艂a gra膰, odwr贸ci艂a ku niemu g艂ow臋. Usta spotka艂y si臋 w gor膮cym poca艂unku. Nagle u艣wiadomi艂a sobie, 偶e co艣 si臋 zmieni艂o. R臋k膮 zacz膮艂 pie艣ci膰 jej piersi. Zamar艂a w bezruchu. Co ma robi膰? Czy powinna co艣 robi膰, czy tylko spokojnie siedzie膰? Nie艣wiadomie zacz臋艂a dr偶e膰, a z ust wyrwa艂 si臋 cichy okrzyk. Osun臋艂a si臋 i ca艂ym cia艂em opar艂a na otaczaj膮cym j膮 ramieniu. Przez chwil臋 w og贸le nie mog艂a z艂apa膰 oddechu.

- Do licha! Kochanie, zapomnia艂em, jak bardzo jeste艣 niewinna i niedo艣wiadczona - przeprasza艂.

Allegra g艂o艣no i z trudem prze艂kn臋艂a 艣lin臋.

- Czy to b臋dzie element naszego 偶ycia ma艂偶e艅skiego? - zapyta艂a z ca艂膮 powag膮. By艂a zak艂opotana, poniewa偶 czu艂a, 偶e brodawki wypychaj膮 jedwabn膮 tkanin臋 stanika sukni. Serce w piersiach bi艂o szybko i mocno. Pieszczota wcale nie by艂a odra偶aj膮ca, raczej podniecaj膮ca. Mn贸stwo pyta艅 cisn臋艂o si臋 jej na usta. Czy te偶 ma go dotyka膰? I gdzie?

- Nazywa si臋 to gr膮 mi艂osn膮 - wyja艣ni艂. - Jeste艣 taka urocza, Allegro. Nie mog艂em si臋 powstrzyma膰. My艣l臋, 偶e czas, by艣my poznali si臋 nieco lepiej. Co na to powiesz? Za miesi膮c bierzemy 艣lub.

- To podniecaj膮ce - powiedzia艂a niespodziewanie.

- Co?

- Kiedy mnie dotyka艂e艣 - ci膮gn臋艂a. - To by艂o podniecaj膮ce, kiedy pie艣ci艂e艣 moje piersi, Quintonie.

- Naprawd臋? - nie m贸g艂 uwierzy膰. Ucieszy艂a go zach臋ta z jej strony, zaszokowa艂a szczero艣膰.

- A czy mnie wolno ciebie dotyka膰? - spyta艂a naiwnie.

- Jeszcze nie - niemal ud艂awi艂 si臋 z zaskoczenia.

- A kiedy? I gdzie? - nie dawa艂a za wygran膮.

- W swoim czasie powiem ci - czu艂 mrowienie w cz艂onku. M贸j Bo偶e, ta ma艂a czarownica go podnieca艂a!

- Jestem ciekawa. Nic nie mog臋 na to poradzi膰 - wyja艣nia艂a. - Kiedy艣 ci m贸wi艂am, 偶e nie zastanawia艂am si臋 nad zmys艂ow膮 stron膮 ma艂偶e艅skiego wsp贸艂偶ycia, ale masz racj臋, Quintonie, 艣lub coraz bli偶ej, a mnie to coraz bardziej zaciekawia. Zachowujemy si臋 bardzo poprawnie, kiedy jeste艣my razem. A偶 艣mia膰 mi si臋 chce na my艣l, co ludzie mog膮 sobie wyobra偶a膰 na temat tego, do czego mi臋dzy nami mog艂o doj艣膰. Wcale mnie to nie obchodzi. Nie w tym rzecz. Mam czyste sumienie. Ty te偶 powiniene艣, chyba 偶e ukrywasz gdzie艣 jak膮艣 dziewczyn臋. Jedno wiem, nie s艂ysza艂am 偶adnych plotek na ten temat.

- I nie powinna艣 s艂ysze膰, je艣li rzeczywi艣cie mia艂bym kochank臋. Ale nie mam - odpowiedzia艂 sztywno. Znowu by艂a dosadna i m贸wi艂a prosto z mostu.

- O m贸j Bo偶e! Pewnie ci臋 obrazi艂am!

Quinton Hunter wybuchn膮艂 艣miechem. Nie by艂 w stanie zachowa膰 powagi. Allegra czasami potrafi艂a by膰 bardzo ob艂udna, i to w najmniej odpowiednich momentach. Co ma z ni膮 pocz膮膰? Nie znalaz艂 odpowiedzi, wi臋c znowu j膮 poca艂owa艂. Obj膮艂 ramionami, usta mocno przycisn膮艂 do jej warg, a偶 poczu艂, jak mi臋ciutkie, delikatne wargi lekko si臋 rozchylaj膮. Prze­sun膮艂 j臋zykiem po s艂odkich wargach, Allegra gwa艂townie wci膮gn臋艂a powietrze, szeroko otworzy艂a oczy i wpatrywa艂a si臋 w niego intensywnie.

- Smakujesz brzoskwiniami - powiedzia艂.

- Ja... Ja... Jad艂am brzoskwinie przy obiedzie ~ wykrztusi艂a. - Dlaczego to zrobi艂e艣? Dlaczego poliza艂e艣 moje wargi?

- Bo sprawi艂o mi to przyjemno艣膰. Tobie te偶 teraz sprawi przyjemno艣膰. Ju偶 nie b臋dziesz zaskoczona - wyja艣ni艂. - Przyjdzie czas, 偶e kiedy znajdziemy si臋 w ma艂偶e艅skim 艂o偶u, b臋d臋 chcia艂 spr贸bowa膰, jak smakuje ka偶dy kawa艂ek twojego cia艂a. Nawet te najbardziej intymne miejsca - doda艂 z naciskiem.

Allegra poczu艂a, 偶e ca艂e jej cia艂o zalewa fala gor膮ca.

- Pr贸bujesz mnie uwie艣膰, Quintonie? - zapyta艂a wprost.

- A chcia艂aby艣? - odparowa艂. Srebrne oczy zas艂oni艂 powiekami.

- Mo偶e. Nie jestem pewna, czy starczy艂oby mi odwagi - odpowiedzia艂a. Mia艂 takie czarne i takie g臋ste brwi.

- Chocia偶 jeste艣my w domu - gwa艂townie przerwa艂 intymny nastr贸j - nie chc臋, 偶eby s艂u偶ba mia艂a pow贸d do plotek. Lepiej wi臋c, by nikt nie widzia艂, 偶e jeste艣my sami w salonie i si臋 ca艂ujemy.

Allegra podnios艂a g艂ow臋 do g贸ry i spojrza艂a mu w oczy.

- Pragn臋 by膰 ca艂owana i pieszczona, m贸j panie. Lubi臋 to - szepn臋艂a.

- B臋dziesz, moja droga, b臋dziesz - obieca艂. - Chc臋, 偶eby艣 by艂a szcz臋艣liwa, Allegro. - Z zaskoczeniem stwierdzi艂, 偶e rzeczywi艣cie szczerze tego pragn膮艂.

- Ja te偶 chc臋, 偶eby艣 by艂 szcz臋艣liwy - zrewan偶owa艂a si臋. - Naprawd臋!

Nast臋pnego wieczoru w ogrodzie siedzia艂a u Quintona na kolanach i wzdycha艂a za ka偶dym razem, kiedy przesuwa艂 d艂oni膮 po jej ma艂ych piersiach. Teraz jego poca艂unki po pro­stu j膮 upaja艂y. Pragn臋艂a ich jeszcze i jeszcze.

- Nie b膮d藕 taka zach艂anna - strofowa艂 j膮 艂agodnie.

- Uwielbiam si臋 ca艂owa膰! A ty, Quintonie, wspaniale ca艂ujesz. Rupert Tanner poca艂owa艂 mnie, zanim pos艂a艂am go do diab艂a. To by艂o obrzydliwe. Czu艂am wstr臋t, kiedy mnie obj膮艂, do ciebie natomiast wci膮偶 chc臋 si臋 przytula膰 - przyzna艂a si臋 ksi臋ciu bez najmniejszej 偶enady. - Czy przeszkadza ci suknia? - zmieni艂a temat. - Nie uwa偶asz, 偶e jest za ciasna? Chcia艂by艣 dotkn膮膰 odkrytych piersi?

- Tak - j臋kn膮艂. Do licha, ale偶 by艂a podniecaj膮ca!

- To przyjd藕 do mojej sypialni, kiedy Honor ju偶 p贸jdzie do siebie - zaproponowa艂a. - Chc臋 si臋 dowiedzie膰, jak to jest, kiedy si臋 le偶y z m臋偶czyzn膮 w 艂贸偶ku. Czy b臋dziemy nago?

W g艂owie mu szumia艂o. Czu艂 wzbieraj膮c膮 偶膮dz臋. By艂a dziewic膮. By艂 pewien, 偶e jest dziewic膮. Dziewice, jak mu m贸wiono, by艂y albo wzdragaj膮cymi si臋 przed byle czym mimozami, albo ciekawymi wszystkiego dzikuskami. Potem zastanawia艂 si臋, czy by艂a r贸wnie ciekawa, przebywaj膮c z Rupertem Tannerem. Czy偶 przed chwil膮 nie przyzna艂a, 偶e si臋 z nim ca艂owa艂a?

- Czy pozwoli艂a艣 temu pobo偶nemu 艣piewakowi psalm贸w, 偶eby ci臋 dotyka艂? - prawie krzykn膮艂. - Czy i jego zaprosi艂a艣 do Swojego 艂贸偶ka? - Jezu drogi! M贸wi艂, jakby by艂 zazdrosny. Dlaczego mia艂by by膰 zazdrosny? Przecie偶 zazdrosny jest tylko ten, kto kocha. A on jej nie kocha. Nie kocha!

- Quintonie, nie opowiadaj bzdur - powiedzia艂a tonem, kt贸ry sprowadzi艂 go na ziemi臋. - Rupert raz mnie poca艂owa艂. Pr贸bowa艂 mnie przekona膰, 偶ebym za ciebie nie wychodzi艂a.

Jak wiesz, jego cwany ojciec chcia艂 o偶eni膰 syna ze mn膮. Byli艣my przyjaci贸艂mi, nie kochankami.

- Byli艣cie przyjaci贸艂mi?

- Ci膮gle powtarza艂 to samo: 偶ebym za niego wysz艂a - t艂umaczy艂a Allegra. - By艂 irytuj膮cy. Powiedzia艂am, by sobie poszed艂 i 偶e nie chc臋 go wi臋cej widzie膰. Zachowa艂 si臋 niewyba­czalnie, Quintonie. By艂am ju偶 zar臋czona i je艣li ja sama nie mia艂am nic przeciwko ma艂偶e艅stwu z tob膮, jakim prawem on si臋 sprzeciwia艂? By膰 mo偶e za kilka lat mu wybacz臋. Teraz na pewno nie!

- Oczywi艣cie - przyzna艂 jej racj臋. - Zachowa艂 si臋 jak prawdziwy nieokrzesaniec.

- Biedny Rupert - ci膮gn臋艂a Allegra. - Fakt, nie jest 艂atwo by膰 m艂odszym synem. Ale w ko艅cu znajdzie sobie odpowiedni膮 dziewczyn臋. - Spojrza艂a mu prosto w oczy. - Przyjdziesz p贸藕niej do mojej sypialni?

- Allegro, ty w og贸le nie masz wstydu - wyszepta艂.

- A czy nie mog臋 zachowywa膰 si臋 bezwstydnie wobec w艂asnego m臋偶a? - zdziwi艂a si臋.

- Jeszcze nie jeste艣my po 艣lubie, panno Morgan - przypomnia艂.

- Je艣li wolisz zaczeka膰, a偶 b臋dziemy ma艂偶e艅stwem, nie mam nic przeciwko temu - o艣wiadczy艂a s艂odziutkim g艂osikiem. - Po prostu my艣la艂am, 偶e je艣li i w ten spos贸b lepiej si臋 poznamy, w noc po艣lubn膮 b臋dziemy mogli skonsumowa膰 nasze ma艂偶e艅stwo bez zb臋dnych ceregieli. Mnie, Quintonie, wydawa艂o si臋 to rozs膮dne, ale mo偶e jestem zbyt zuchwa艂a i nic nie rozumiem - podsumowa艂a.

- Id藕 do swojego pokoju, Allegro - poleci艂. - Kiedy Honor wyjdzie, przyjd臋 do ciebie. Musisz mi jednak obieca膰, 偶e podporz膮dkujesz si臋 moim decyzjom w sprawach, kt贸rych nie rozumiesz. Mo偶esz mi to obieca膰?

- Dobrze, Quintonie - zgodzi艂a si臋 potulnie.

- I masz mie膰 na sobie nocn膮 koszul臋 - ostrzeg艂 jeszcze.

- Dobrze, Quintonie. - Odwr贸ci艂a si臋 i biegiem opu艣ci艂a ogr贸d. W ko艅cu pozna niekt贸re rozkosze nami臋tno艣ci! Sirena m贸wi艂a, 偶e jest cudownie. Naturalnie, ona kocha艂a Ocky'ego - my艣la艂a Allegra - ja nie kocham Quintona, ale mimo to powinno by膰 przyjemnie. Kobieta, z kt贸r膮 m臋偶czyzna idzie do 艂贸偶ka, nie musi go kocha膰, ale mo偶e czerpa膰 przyjemno艣膰 z nami臋tno艣ci.

Honor czeka艂a na pani膮. Ju偶 dopilnowa艂a, 偶eby ceramiczn膮, wysok膮 wann臋 Allegry nape艂niono pachn膮c膮 wod膮.

- Dzisiaj wieczorem nied艂ugo patrzy艂a panienka na ksi臋偶yc z Jego Ksi膮偶臋c膮 Wysoko艣ci膮 - zauwa偶y艂a s艂u偶膮ca.

- Jest ch艂odno - usprawiedliwia艂a si臋 Allegra. - Ju偶 sierpie艅. Za trzy dni 艣lub lorda George'a.

- A potem panienki - doda艂a Honor. - Mi艂o b臋dzie znowu zobaczy膰 Londyn. - Pomog艂a Allegrze wej艣膰 do wanny i zacz臋艂a porz膮dkowa膰 jej ubranie, najpierw odrzucaj膮c rzeczy do prania.

- Zdecydowali艣my z ksi臋ciem, 偶e nie b臋dziemy brali 艣lubu w Londynie - poinformowa艂a s艂u偶膮c膮 Allegra. - Ju偶 zawiadomi艂am o tym ojca. Sirena teraz, kiedy jest w ci膮偶y, nie mo偶e jecha膰 do Londynu. Bez niej nie wyobra偶am sobie swojej uroczysto艣ci 艣lubnej. Ksi膮偶臋 te偶, tak jak ja, woli, 偶eby艣my si臋 pobrali tutaj, w Hunter's Lair. B臋dzie tylko rodzina i przyjaciele.

- Ode mnie nie us艂yszy panienka z艂ego s艂owa na ten temat - pochwali艂a decyzj臋 Honor. - A dok膮d jedziemy w podr贸偶 po艣lubn膮?

- Po 艣lubie nigdzie nie jedziemy, ale mo偶e na wiosn臋 w przysz艂ym roku wyjedziemy do W艂och - Allegra dzieli艂a si臋 ze s艂u偶膮c膮 wszystkimi ustaleniami. - Och, jaka wspania艂a woda!

- Do W艂och? Bo偶e zlituj si臋 nade mn膮! Panienko! Nigdy nie przypuszcza艂am, 偶e pojad臋 w tak膮 podr贸偶 - Honor ju偶 teraz by艂a podekscytowana.

- Ksi膮偶臋 m贸wi, 偶e pojedziemy do miasta, w kt贸rym ulicami p艂ynie woda, a ludzie poruszaj膮 si臋 艂odziami - ci膮gn臋艂a Allegra.

- Niech panienka da spok贸j. 呕artuje sobie panienka ze mnie - obruszy艂a si臋 s艂u偶膮ca. - Ulicami p艂ynie woda. To niemo偶liwe! Nigdzie niczego takiego nie ma!

- Ksi膮偶臋 m贸wi, 偶e tak w艂a艣nie jest - odpar艂a Allegra.

- A odk膮d to, co m贸wi ksi膮偶臋, ma dla panienki takie znaczenie? - niby 偶artem zapyta艂a zuchwa艂a pokoj贸wka i natychmiast, tkni臋ta jak膮艣 now膮 my艣l膮, szeroko otworzy艂a oczy. - Och, panienko! Zaczyna go panienka kocha膰?

- Ale偶 sk膮d - zaprzeczy艂a Allegra. - Co ty wygadujesz, Honor. Dlaczego mia艂abym go kocha膰? A w og贸le, jak cz艂owiek zaczyna kocha膰? Czy mi艂o艣膰 to co艣 rzeczywistego? A je艣li tak, to jak ja czy ktokolwiek inny zaczyna to robi膰? - roze艣mia艂a si臋.

Honor sprz膮tn臋艂a ju偶 ubranie pani. Teraz wzi臋艂a du偶膮 morsk膮 g膮bk臋 i zacz臋艂a my膰 Allegrze plecy.

- Czasami panienka m贸wi takie 艣mieszne rzeczy. Po艂owy w og贸le nie rozumiem, ale i tak bardzo panienk臋 kocham. - Sp艂uka艂a myd艂o. - Sko艅czone - powiedzia艂a. - Je艣li panienka

umy艂a reszt臋, mo偶e panienka wychodzi膰 z wanny. - Pomog艂a Allegrze wsta膰, jeszcze w

wannie otuli艂a j膮 wielkim ogrzanym r臋cznikiem. Kiedy pani wysz艂a z wanny, wytar艂a j膮

do sucha i pomog艂a za艂o偶y膰 przez g艂ow臋 delikatn膮 koszul臋 nocn膮 z bia艂ej bawe艂ny. -

Bardzo prosz臋, panienko - pokoj贸wka by艂a z siebie zadowolona.

Allegra zawi膮za艂a na malutk膮 kokardk臋 niebieskie tasiemki przy szyi. Usiad艂a przed toaletk膮, rozpu艣ci艂a d艂ugie, ciemne w艂osy i zacz臋艂a je powoli szczotkowa膰. Honor w tym czasie pr贸bowa艂a zas艂oni膰 wann臋 malowanym parawanem. Allegrze nie podoba艂o si臋, 偶e wanna zostaje w sypialni. Powinna raczej sta膰 w garderobie. Postanowi艂a, 偶e jutro ka偶e j膮 przenie艣膰.

W g艂owie a偶 jej si臋 kr臋ci艂o; jedna my艣l goni艂a drug膮. Dzisiaj w nocy ksi膮偶臋 przyjdzie do jej sypialni. Czy by艂a zbyt 艣mia艂a? Czy zachowa艂a si臋 zuchwale? Nie ma co teraz o tym my艣le膰, co si臋 sta艂o, ju偶 si臋 sta艂o. A mo偶e, kiedy przyjdzie, powie mu, 偶e zmieni艂a zdanie. Zaraz, zmieni艂a zdanie, w jakiej kwestii - pyta艂a si臋 w duchu. Przecie偶 chcia艂a tylko wiedzie膰 nieco wi臋cej o nami臋tno艣ci, zanim b臋dzie musia艂a skonsumowa膰 ma艂偶e艅stwo z Quintonem Hunterem. Dziewczyny powinny by膰 adorowane, oczekiwa艂y, 偶e m臋偶czy藕ni przed 艣lubem b臋d膮 si臋 najpierw do nich zaleca膰. Ksi膮偶臋 natomiast wcale jej nie adorowa艂, a ju偶 na pewno w og贸le si臋 do niej nie zaleca艂. Zawarli wszak uk艂ad. Nic dziwnego, 偶e tak niewiele wiedzia艂a.

Kiedy艣 powiedzia艂a ksi臋ciu, 偶e dziewcz臋ta, chocia偶 si臋 do tego nie przyznaj膮, sporo wiedz膮 o m臋偶czyznach. Mia艂a starszego brata. Na wspomnienie Jamesa Luciana 艂zy nap艂yn臋艂y jej do oczu. By艂 najlepszym z braci, nikt nie mia艂 lepszego - pomy艣la艂a. Nie powinien straci膰 偶ycia. To by艂a bezsensowna, niepotrzebna 艣mier膰. Za ni膮 nienawidzi艂a Francuz贸w. Roz­my艣lnie, przez z艂o艣膰 zamordowali jej brata, poniewa偶 nie chcia艂 opu艣ci膰 ukochanej dziewczyny. Wola艂 z ni膮 umrze膰 ni偶 pozwoli膰, 偶eby ich rozdzielono. Mi艂o艣膰! Ha! Idiotyczne uczucie, kt贸re czyni g艂upc贸w ze sk膮din膮d rozs膮dnych ludzi. Ukochany brat. Matka, kt贸ra dla mi艂o艣ci porzuci艂a dzieci i m臋偶a. A teraz ojciec robi ciel臋ce oczy do 偶ony. Gdyby nie kocha艂a cioci mamy, chyba nie mog艂aby tego znie艣膰.

- Gotowa do 艂贸偶ka? - Honor pojawi艂a si臋 przed swoj膮 pani膮.

- A ty? - za偶artowa艂a Allegra. - Zauwa偶y艂am, 偶e lokaj ksi臋cia, Hawkins, nie spuszcza z ciebie oczu.

- Och, panienko! - Pokoj贸wka si臋 zarumieni艂a.

- Honor, uwa偶aj. Nie daj mu si臋 wykorzysta膰 - ostrzeg艂a s艂u偶膮c膮 i zaraz u艣miechn臋艂a si臋. - Biegnij ju偶. Do rana nie b臋dziesz mi potrzebna. Sama si臋 po艂o偶臋.

Honor szybkim krokiem przesz艂a przez garderob臋 do swojej sypialni, po drodze zamykaj膮c za sob膮 drzwi. Allegra podesz艂a do okna sypialni i wyjrza艂a na zewn膮trz. By艂a pe艂nia, ksi臋偶yc rzuca艂 srebrny blask na okolic臋. Widzia艂a ciemne sylwetki koni na pastwisku za trawnikami. Od momentu, kiedy po raz pierwszy ujrza艂a Hunter's Lair, wiedzia艂a, 偶e b臋dzie tu szcz臋艣liwa.

Nie odwr贸ci艂a si臋, ale serce zacz臋艂o jej szybciej bi膰, kiedy us艂ysza艂a, 偶e drzwi miedzy jej sypialni膮 a pokojem ksi臋cia si臋 otwieraj膮. Przeszed艂 przez komnat臋 i stan膮艂 za ni膮.

- Przyszed艂e艣 - powiedzia艂a szeptem.

- Czy nadal jestem tu mile widziany? Czy nadal chcesz si臋 wi臋cej dowiedzie膰 o tym, co dzieje si臋 mi臋dzy m臋偶czyzn膮 i kobiet膮? - Ramieniem obj膮艂 jej szczup艂膮 tali臋 i przyci膮gn膮艂 Allegr臋 do siebie.

- Tak - szepn臋艂a, z trudem chwytaj膮c oddech, czu艂a bowiem, jak nosem muska jej w艂osy.

- To dobrze. - Palcami zr臋cznie rozwi膮za艂 niebieskie tasiemki, kt贸re pod szyj膮 przytrzymywa艂y po艂y koszuli nocnej. Wsun膮艂 r臋k臋 pod tkanin臋 i obj膮艂 d艂oni膮 ma艂膮, doskonale kszta艂tn膮 pier艣. - Rozkoszna - szepn膮艂.

Jej ucho pie艣ci艂 gor膮cy oddech ksi臋cia. Nagle poczu艂a, 偶e s艂abnie, nogi si臋 pod ni膮 ugi臋艂y.

- Jeszcze nigdy... - zacz臋艂a, ale nie by艂a w stanie sko艅czy膰 my艣li.

- Wiem - przyzna艂. Wargami musn膮艂 cia艂o na granicy karku i ramienia. D艂oni膮 leciutko 艣cisn膮艂 trzyman膮 pier艣.

- Och! - zamrucza艂a. M贸j Bo偶e, co za niebia艅skie uczucie! Nie my艣la艂a, 偶e to mo偶e by膰 tak podniecaj膮ce.

Cofn膮艂 rami臋, kt贸rym j膮 obejmowa艂, i odwr贸ci艂 Allegr臋 twarz膮 do siebie. Zsun膮艂 z jej ramion koszul臋. Opad艂a w d贸艂, na chwil臋 zatrzyma艂a si臋 na biodrach, potem sfrun臋艂a ni偶ej, na pod艂og臋, i otuli艂a stopy dziewczyny. Sta艂a jak og艂uszona. Tak 艣mia艂ego gestu zupe艂nie si臋 nie spodziewa艂a.

Quinton zrobi艂 krok w ty艂 i obrzuci艂 j膮 wzrokiem od st贸p do g艂贸w. Dech mu w piersiach zapar艂o. By艂a absolutnie cudowna, mia艂a doskona艂膮 figur臋. Sk贸ra bez jednej skazy, nigdzie nawet jednej szpec膮cej plamki. Jak na kobiet臋 by艂a wysoka, ale to tors mia艂a d艂ugi, nie nogi. Piersi idealnie proporcjonalne do figury.

- Bo偶e kochany - tylko tyle zdo艂a艂 wykrztusi膰.

Allegra trwa艂a w bezruchu, milcz膮c. Nie mia艂a poj臋cia, co powinna w takiej sytuacji powiedzie膰. Przecie偶 jeszcze nigdy nie sta艂a naga przed m臋偶czyzn膮.

- Nikt nie powinien by膰 a偶 tak pi臋kny jak ty - wydusi艂 z siebie, z trudem prze艂ykaj膮c 艣lin臋. - I nawet nie masz poj臋cia, ty przewrotna kusicielko, ty odwa偶na niewinna panieneczko, jak膮 pewnego dnia b臋dziesz mia艂a nade mn膮 w艂adz臋. - Z niedowierzaniem potrz膮sa艂 g艂ow膮, potem wzi膮艂 j膮 za r臋k臋 i podprowadzi艂 do 艂贸偶ka. - Wchod藕 do 艂贸偶ka - poleci艂.

- Quintonie, lubi臋, jak mnie dotykasz - powiedzia艂a cichutko, kiedy ju偶 le偶a艂a w 艂贸偶ku. - Zr贸b to jeszcze raz - poprosi艂a.

- Nie - sprzeciwi艂 si臋 zdecydowanie. - To nie by艂 m膮dry pomys艂, Allegro. Nie przypuszcza艂em, 偶e jeste艣 a偶 tak bardzo pi臋kna. Nader cz臋sto 艂adna buzia to wszystko, co natura kobiecie da艂a. Ale nie w twoim przypadku. Musz臋 przyzna膰, 偶e ca艂o艣膰 jest jeszcze pi臋kniejsza ni偶 ka偶da cz臋艣膰 z osobna. Nie jestem z 偶elaza i je艣li zostan臋, to zanim wstanie 艣wit, kilka razy uczyni臋 z ciebie kobiet臋. To pewne. Dziewictwo jest twoim najcenniejszym dla mnie darem, Allegro. Przyjm臋 go w noc po艣lubn膮 i ani chwili wcze艣niej. A potem poka偶臋 ci, co znaczy rozkosz po偶膮dania, rozbudz臋 nami臋tno艣膰, naucz臋 zmys艂owej mi艂o艣ci. Teraz, kochanie, ju偶 mnie nie ku艣. Id藕 spa膰. Czuj臋 si臋 niezr臋cznie, poniewa偶 zachowa艂em si臋 jak wszyscy 艣miertelnicy. Trudno mi po prostu opanowa膰 偶膮dz臋, zw艂aszcza na widok tak pi臋knego cia艂a. Da艂a艣 mi tylko przedsmak tego, co mnie czeka, a ja ju偶 odkry艂em swoje s艂abo艣ci. - Poca艂owa艂 Allegr臋 w r臋k臋 i wyszed艂, zostawiaj膮c j膮 sam膮 w ciemno艣ci roz艣wietlonej tylko 艣wiat艂em ksi臋偶yca.

Quinton Hunter g艂o艣no j臋kn膮艂, kiedy znalaz艂 si臋 bezpiecznie za drzwiami swojej sypialni. Cz艂onek by艂 wielki i jak kamie艅 twardy. Niezaspokojone po偶膮danie powodowa艂o b贸l. Ksi膮偶臋 zakl膮艂 pod nosem. Dlaczego zgodzi艂 si臋 na to? Co z tego, 偶e go zach臋ci艂a? Jest rozpieszczona i impulsywna. I stanowczo zbyt ciekawa. Ciekawo艣膰 to niedobra cecha w przypadku ksi臋偶nej, zw艂aszcza ksi臋偶nej Sedgwick. A kiedy ju偶 wprowadzi j膮 w arkana cielesnych rozkoszy, czy b臋dzie w stanie j膮 zaspokoi膰? Czy mo偶e ta ciekawo艣膰 pchnie j膮 w ramiona kochank贸w? Przecie偶 wiele kobiet z ich klasy bra艂o sobie kochank贸w, kiedy ju偶 da艂y m臋偶om spadkobierc贸w. Znowu j臋kn膮艂. Zabije ka偶dego m臋偶czyzn臋, kt贸ry po偶膮dliwie albo bez nale偶nego szacunku spojrzy na Allegr臋. Nale偶a艂a do niego! By艂a jego! Psiakrew, tylko jego!

W tej w艂a艣nie chwili, w przeb艂ysku 艣wiadomo艣ci, zrozumia艂, 偶e sam r贸wnie偶 pad艂 ofiar膮 kl膮twy wieki temu rzuconej na r贸d Sedgwick. By艂 zakochany! Zakochany w stanowczej, zdecydowanej i niemaj膮cej 偶adnych zahamowa艅 dziewczynie, kt贸ra, nawet je艣li jeszcze tego nie wie, owinie go sobie wok贸艂 ma艂ego palca. Ona szybko si臋 zorientuje, jak wielk膮 ma nad nim w艂adz臋, je艣li odwa偶y si臋 okaza膰 jej swoje uczucia. By艂a bogata i uderzaj膮co pi臋kna, ale go nie kocha艂a. I prawdopodobnie nigdy nie pokocha. Nie rozumia艂a mi艂o艣ci. Przeczuwa艂, 偶e si臋 jej boi. Nie mo偶e si臋 dowiedzie膰, co do niej czuje, bo si臋 sp艂oszy i ucieknie, a on nie

prze偶y艂by jej utraty. Roze艣mia艂 si臋 do siebie. By艂 zakochany, ale w odr贸偶nieniu od przodk贸w zakocha艂 si臋 w bogatej pannie. Dobrze, 偶e chocia偶, przynajmniej do tej pory, nie odkry艂 w sobie sk艂onno艣ci do hazardu. Znowu si臋 roze艣mia艂. A mo偶e i mia艂 偶y艂k臋 hazardzisty, przecie偶, 偶eni膮c si臋 z Allegra Morgan, podejmowa艂 wielce ryzykown膮 gr臋.

Rozdzia艂 8

- Powinna艣 poprosi膰 ksi臋偶n膮, 偶eby zosta艂a twoj膮 druhn膮 - strofowa艂a c贸rk臋 偶ona w艂a艣ciciela ziemskiego Franklyna w dniu 艣lubu. - Przecie偶 b臋dzie twoj膮 szwagierk膮.

- Jeszcze nie jest ksi臋偶n膮 - zuchwale odpowiedzia艂a matce Melinda. - Poza tym widzia艂y艣my si臋 tylko dwa czy trzy razy. Proszenie jej o tak膮 przys艂ug臋 by艂oby z mojej strony zarozumialstwem.

- Mog艂aby si臋 odwzajemni膰, prosz膮c, 偶eby艣 wy艣wiadczy艂a jej tak膮 sam膮 grzeczno艣膰 - spekulowa艂a dalej pani Franklyn.

- Na pewno nie. Na jej 艣lubie honorowym 艣wiadkiem b臋dzie kuzynka, wicehrabina Pickford - wyja艣ni艂a Melinda. Bogu niech b臋d膮 dzi臋ki, 偶e George poprosi艂 j膮 o r臋k臋. Nie chodzi o to, by kiedykolwiek w膮tpi艂a, 偶e chce si臋 z ni膮 o偶eni膰. Tylko ju偶 nie mog艂a si臋 doczeka膰, kiedy znajdzie si臋 we w艂asnym domu i nie b臋dzie musia艂a wys艂uchiwa膰 matki. Melinda Franklyn by艂a najm艂odszym dzieckiem. Mia艂a prawie dziewi臋tna艣cie lat i zaczyna艂o j膮 straszy膰 widmo staropanie艅stwa. Uratowa艂a j膮 szcz臋艣liwa zmiana sytuacji 偶yciowej George'a Huntera. Nie wiedzia艂a, jakim cudem George zdoby艂 maj膮tek ziemski i, prawd臋 m贸wi膮c, niewiele j膮 to obchodzi艂o. Dzisiaj przed po艂udniem mieli wzi膮膰 艣lub i tylko to si臋 liczy艂o. Kiedy s艂o艅ce stanie w zenicie, ju偶 b臋dzie pani膮 Hunter.

呕ona w艂a艣ciciela ziemskiego pospieszy艂a sprawdzi膰, czy s艂u偶ba si臋 nie leni i przygotowania do weselnego 艣niadania id膮 jak nale偶y. Sto艂y ustawiono przed domem, poniewa偶 pok贸j jadalny by艂 zbyt ma艂y na takie przyj臋cie. Melinda, g艂upia dziewczyna, chcia艂a, 偶eby uroczysto艣膰 by艂a skromna, tylko w rodzinnym gronie. Ale dziedzic Franklyn i jego 偶ona nawet nie chcieli o tym s艂ysze膰. Ich najm艂odsza c贸rka wychodzi艂a za m膮偶, i to nie za byle kogo, chcieli wi臋c, 偶eby dowiedzia艂o si臋 o tym ca艂e hrabstwo. A skoro ksi膮偶臋 z narzeczon膮 mieli zasi膮艣膰 przy g艂贸wnym stole, nikt nie odrzuci艂 zaproszenia. 呕ona dziedzica Franklyna zadowolona z siebie u艣miechn臋艂a si臋 szeroko. By艂a pewna, 偶e dzisiejsza uroczysto艣膰 b臋dzie wielkim sukcesem rodziny.

- Chyba zaprosili ca艂y 艣wiat - poskar偶y艂 si臋 George Hunter bratu, kiedy wyjrza艂 z zakrystii. By艂 zdenerwowany, g艂o艣no prze艂yka艂 艣lin臋.

- Zrozum ich, George. Przecie偶 nie jeste艣 byle kim. 艢liczna Melinda z艂apa艂a grub膮 ryb臋 - roze艣mia艂 si臋 ksi膮偶臋.

- 艢miej si臋, p贸ki mo偶esz, braciszku. Nied艂ugo twoja kolej - 偶artobliwie ostrzega艂 George Hunter.

- No tak, ale skoro postanowili艣my z Allegra nie bra膰 艣lubu w Londynie, uroczysto艣膰 b臋dzie taka, jak chcemy. Rodzina i przyjaciele, George, w Wielkiej Sali rodowej rezydencji, a potem... - u艣miechn膮艂 si臋 do siebie.

- Quintonie, co si臋 z tob膮 dzieje? - zapyta艂 brat. - Od kilku dni wydajesz si臋 zupe艂nie inny.

- Nic - pad艂a szybka odpowied藕.

- Quintonie, jeste艣my bra膰mi. Nie pr贸buj mnie przechytrzy膰 - George nie dawa艂 za wygran膮. - Zbyt dobrze ci臋 znam. Powiedz, o co chodzi.

- Ponosi ci臋 fantazja, ma艂y. Nied艂ugo tw贸j los zostanie przypiecz臋towany i nerwy odmawiaj膮 ci pos艂usze艅stwa - dra偶ni艂 si臋 z bratem ksi膮偶臋.

- Nic podobnego - upiera艂 si臋 George. Nagle na jego twarzy pojawi艂 si臋 najpierw wyraz zaskoczenia, potem zrozumienia. - M贸j Bo偶e! Zakocha艂e艣 si臋 w Allegrze!

- George, je艣li o艣mielisz si臋 rozpowszechnia膰 takie bzdury - ksi膮偶臋 wymierzy艂 bratu cios tak silny, 偶e George'owi a偶 zapar艂o dech w piersiach - Melinda zostanie wdow膮 jeszcze przed 艣lubem. Rozumiesz?! - wrzeszcza艂 na m艂odszego brata.

- Aha! - mrukn膮艂 zgi臋ty wp贸艂 George, po chwili wyprostowa艂 si臋. - Co, u licha, jest z艂ego w mi艂o艣ci? - pyta艂 zdziwiony. - Quint, przecie偶 to cudowne uczucie.

Ja i Allegra zawieramy ma艂偶e艅stwo z rozs膮dku, George. Uk艂ad jest korzystny dla nas obojga. Mi艂o艣膰 tu nie ma nic do rzeczy. Nie ma mowy o mi艂o艣ci. Je艣li chcesz wiedzie膰, dla Allegry sama my艣l o mi艂o艣ci jest odra偶aj膮ca. Zreszt膮 dla mnie te偶, bior膮c pod uwag臋, czego nasza rodzina do艣wiadczy艂a z powodu nadmiaru tego uczucia.

- Wszyscy twoi przyjaciele kochaj膮 swoje 偶ony, a ja wprost uwielbiam Melind臋 - wyzna艂 George.

- Ale ja nie jestem zakochany i Allegra te偶 nie. Oboje jeste艣my zadowoleni z takiego stanu rzeczy. Przesta艅 wi臋c gada膰 g艂upstwa. Gdyby nie 偶yczliwo艣膰 Allegry, ciekawe, dok膮d za­prowadzi艂aby ci臋 twoja mi艂o艣膰. Tw贸j przysz艂y te艣膰, wielki i silny jak dorodny byk, nie da艂by ci swojej najm艂odszej c贸rki tylko dlatego, 偶e jeste艣 lordem Hunterem i j膮 kochasz. Jest m膮drym ojcem, wi臋c chcia艂 zapewni膰 c贸rce m臋偶a, dom i chocia偶 skromny doch贸d.

- Ju偶 czas, panowie - ponagli艂 pastor ko艣cio艂a 艢wi臋tego Kutberta, wchodz膮c do zakrystii. - Prosz臋 za mn膮.

George'owi Hunterowi nigdy wcze艣niej nie przysz艂o do g艂owy, 偶e dziedzic Franklyn jest podobny do dorodnego byka. Kiedy jednak spojrza艂 na przysz艂ego te艣cia, prowadz膮cego Melind臋 do o艂tarza, musia艂 ukry膰 u艣miech, uzna艂 bowiem por贸wnanie brata za nader trafne. Skoncentrowa艂 si臋 na Melindzie. By艂a sympatyczn膮, pulchn膮 m艂od膮 kobiet膮, o kasztanowych w艂osach i weso艂ych br膮zowych oczach. Uj膮艂 j膮 za r臋k臋, Melinda u艣miechn臋艂a si臋 do niego niepewnie.

P贸藕niej, podczas weselnego 艣niadania, nie m贸g艂 oderwa膰 oczu od 艣wie偶o po艣lubionej 偶ony. Je艣li Quinton naprawd臋 nie jest zakochany, nie wie, co traci - pomy艣la艂 George, skradaj膮c kolejny poca艂unek pannie m艂odej. I Quinton musia艂 by膰 ostatnim g艂upcem, je艣li nie kocha艂 Allegry. Nim dzie艅 si臋 sko艅czy艂, przysz艂a szwagierka owin臋艂a sobie ca艂e hrabstwo wok贸艂 ma艂ego palca. By艂a urocza, weso艂a, z werw膮 ta艅czy艂a ludowe ta艅ce, nie odmawia艂a nikomu, kto j膮 zaprosi艂. W pewnej chwili George spostrzeg艂, 偶e starszy brat obserwuje narzeczon膮. U艣miechn膮艂 si臋 lekko. Chocia偶 si臋 do tego nie przyznaje, Quint jest zakochany w przysz艂ej 偶onie. Prosz臋 bardzo - pomy艣la艂 rozbawiony - uczucie nawet wielkich zwala z n贸g. Mi艂o艣膰 czyni cuda. Ale ju偶 za chwil臋 szczerze wsp贸艂czu艂 bratu. Widzia艂, 偶e Allegra nie odwzajemnia uczucia Quintona.

- Kiedy b臋dziemy mogli wyj艣膰? - szeptem spyta艂a George鈥檃 Melinda.

- Czy chce pani ju偶 opu艣ci膰 przyj臋cie, pani Hunter? - u艣miechn膮艂 si臋 do niej figlarnie. Melinda zarumieni艂a si臋, ale twierdz膮co skin臋艂a g艂ow膮. Uj膮艂 j膮 za r臋k臋. - Kochanie, po艣l臋 po pow贸z.

Pa艅stwo m艂odzi odjechali. Jeszcze s艂ycha膰 by艂o j臋ki pani Franklyn, 偶egnaj膮cej swoj膮 dziecink臋, kiedy ksi膮偶臋, zwracaj膮c si臋 do Allegry, r贸wnie偶 zaproponowa艂 powr贸t do domu. Ch臋tnie si臋 zgodzi艂a.

W drodze do Hunter's Lair rozmawiali o 艣lubie George'a i Melindy. Oboje uznali, 偶e by艂o bardzo mi艂o, chocia偶 pani Franklyn zaprosi艂a znacznie wi臋cej os贸b, ni偶 sami zamierzali go艣ci膰 na swoim weselu.

- Melinda uwa偶a, 偶e wychodz膮c za mojego brata, zrobi艂a znakomit膮 parti臋 - powiedzia艂 ksi膮偶臋.

- Dopiero od chwili, gdy si臋 dowiedzia艂a, 偶e ma w艂asn膮 farm臋 i dom - trze藕wo przypomnia艂a Allegra.

Jeste艣 cyniczna, kochanie - za偶artowa艂.

Nie, Quintonie. Nie jestem cyniczna, ja tylko oceniam sytuacj臋 - sprostowa艂a powa偶nym tonem.

George i Melinda si臋 kochaj膮.

Ciesz臋 si臋. Maj膮 szcz臋艣cie. Ale nie mia艂oby to znaczenia, co ja m贸wi臋, nie mia艂o to 偶adnego znaczenia dla rodzic贸w Melindy, dop贸ki George nie mia艂 maj膮tku. Mi艂o艣膰 wcale nie gwarantuje udanego zwi膮zku. Tw贸j tata kocha 偶on臋 - ksi膮偶臋 nie rezygnowa艂.

W ich wieku mo偶na ju偶 sobie pozwoli膰 na luksus mi艂o艣ci - odpar艂a Allegra. - No i najpierw byli przyjaci贸艂mi. Znaj膮 si臋 doskonale, tote偶 w ich zwi膮zku nie b臋dzie 偶adnych niespodzianek. S艂uchaj, Quintonie, zastanawiam si臋, czy nie zmieni艂e艣 zdania. Wok贸艂 siebie mamy same zakochane pary. Zmieni艂e艣 zdanie co do mi艂o艣ci? Nie - odpar艂 cicho. - My zawarli艣my bardzo rozs膮dny uk艂ad i b臋dziemy doskona艂ym ma艂偶e艅stwem.

Te偶 tak uwa偶am - przyzna艂a i odwr贸ci艂a wzrok. Patrzy艂a na Hunter's Lair w promieniach popo艂udniowego s艂o艅ca. Dw贸r by艂 jeszcze pi臋kniejszy, ni偶 jej si臋 wyda艂, kiedy go zoba­czy艂a po raz pierwszy. Ogrodnicy w idealnym porz膮dku utrzymywali trawniki. Ogrodom przywr贸cono dawn膮 艣wietno艣膰, a zaledwie dwa tygodnie temu postawiono nad jeziorem uroczy malutki domek letni z marmuru. Wysiad艂a z powozu i powiod艂a wzrokiem po wspania艂ym nowym frontowym hallu wej艣ciowym z jasno偶贸艂tymi 艣cianami, dekoracyjnymi gzymsami i bia艂o- czarn膮 marmurow膮 pod艂og膮. Wszystko by艂o pi臋kne. Czy偶 nie jest tu 艣licznie? - zachwyca艂a si臋, rozgl膮daj膮c si臋 na wszystkie strony. Cudownie. Dzi臋ki tobie - przyzna艂. Kilka dni przed 艣lubem pojad臋 z Honor do Morgan Court.

Dlaczego? - zapyta艂 zdziwiony. Nie chcia艂, 偶eby wyje偶d偶a艂a. Przyzwyczai艂 si臋 do jej obecno艣ci.

Remont domu zosta艂 ju偶 sko艅czony. Za tydzie艅 pozb臋dziemy si臋 robotnik贸w. Jutro wyje偶d偶a architekt. Nie mam po co tu d艂u偶ej zostawa膰 - wyja艣ni艂a. A od kiedy to dbasz o zachowanie pozor贸w, liczysz si臋 z tym, co wypada, a co nie? - zapyta艂. - Przecie偶 ju偶 wkr贸tce zostaniesz moj膮 偶on膮. Musz臋 poza艂atwia膰 pewne sprawy w Morgan Court.

Czy Rupert Tanner jest jedn膮 z tych spraw? - dopytywa艂 si臋. Ogarn臋艂a go z艂o艣膰, by艂 wyra藕nie zazdrosny.

- Rupert? A co on ma z tym wsp贸lnego? - Allegra by艂a bezbrze偶nie zdumiona. - Musz臋 zaj膮膰 si臋 prezentami 艣lubnymi, kt贸re s膮 tam przysy艂ane, zorganizowa膰 przewiezienie ich tutaj. Z Londynu przyje偶d偶a madame Paul z moj膮 sukni膮 艣lubn膮, a tak偶e sukni膮 Sireny do ostatniej przymiarki. Sirena ma w tym czasie by膰 z wizyt膮 u mamy. Um贸wi艂y艣my si臋 na 艣lubie lorda Walwortha. Musz臋 kupi膰 jakie艣 drobne prezenty dla s艂u偶膮cych, kt贸rzy ca艂e 偶ycie o mnie dbali. Chc臋 si臋 z nimi po偶egna膰 jak nale偶y. Z sekretarzem taty musimy sporz膮dzi膰 list臋 otrzymanych prezent贸w i wys艂a膰 podzi臋kowania wszystkim ofiarodawcom. Mam mn贸stwo pracy, Quintonie, i mog臋 to zrobi膰 tylko w Morgan Court. Jak si臋 ze wszystkim uporam, jeszcze przed 艣lubem tu wr贸c臋. - U艣miechn臋艂a si臋. - My艣­la艂am, 偶e si臋 ucieszysz. Przecie偶 pozbywasz si臋 mnie na kilka tygodni. Nikt nie b臋dzie tob膮 rz膮dzi艂, nikt nie b臋dzie narzeka艂, 偶e malarze nie potrafi膮 dobra膰 w艂a艣ciwego koloru. B臋dzie cisza i spok贸j. Ale tylko do mojego powrotu - doko艅czy艂a z figlarnym u艣miechem.

- B臋d臋 za tob膮 t臋skni艂 - przyzna艂. - Przyzwyczai艂em si臋, 偶e tu jeste艣. Polubi艂em twoje towarzystwo.

- Naprawd臋? Jak mi艂o - skwitowa艂a Allegra.

Mia艂 ochot臋 tu i teraz j膮 udusi膰. Jak mog艂a nie widzie膰, 偶e j膮 kocha? Czy w og贸le widzia艂a w nim cz艂owieka, czy tylko tytu艂: ksi臋cia Sedgwick? Czy w og贸le nie mia艂a uczu膰? Czy wszelkie emocje by艂y jej obce? M贸j Bo偶e - pomy艣la艂 - zachowuj臋 si臋 jak m贸j brat albo Ocky. No, ale 偶ony przynajmniej odwzajemniaj膮 ich uczucia. Allegra jest zimna jak pos膮g z marmuru. Nie. Kiedy dotyka艂em jej cia艂a, topnia艂a jak l贸d w promieniach lipcowego s艂o艅ca. Sprawi臋, 偶e b臋dzie mnie kocha艂a, nawet je艣li sama tego nie chce. Je偶eli ja si臋 zakocha艂em, to ona z pewno艣ci膮 te偶 mo偶e.

- Moja droga, b臋d臋 niecierpliwie czeka艂 twojego powrotu - powiedzia艂. - Niecierpliwie te偶 czekam dnia 艣lubu... a nocy po艣lubnej jeszcze niecierpliwiej.

Mia艂a do艣膰 przyzwoito艣ci, by si臋 zarumieni膰.

- Wyjedziemy z Honor ju偶 jutro. W ten spos贸b wcze艣niej wr贸cimy.

Zajechawszy do Morgan Court, Allegra by艂a wprost przera偶ona liczb膮 prezent贸w, kt贸re ju偶 nadesz艂y. - Ale 艣lub odb臋dzie si臋 w Hunter's Lair i b臋dzie to bardzo prywatna uroczysto艣膰 -

t艂umaczy艂a sekretarzowi ojca, Charlesowi Trentowi. - Czy musimy przyj膮膰 prezenty? Nie

mo偶emy ich odes艂a膰, Charles?

- Przykro mi, panno Allegro, musicie je przyj膮膰, nawet te w z艂ym gu艣cie. Prosz臋 pami臋ta膰, ksi膮偶臋 pochodzi z jednego z najstarszych arystokratycznych rod贸w, rodzina cieszy si臋 w kraju wielkim powa偶aniem. A teraz, kiedy znowu b臋dzie mia艂 w r臋ku w艂adz臋 i wp艂ywy, co umo偶liwi mu pani maj膮tek, wiele os贸b pragnie zachowa膰 jego 艂aski lub wkra艣膰 si臋 w nie. Sporz膮dzi艂em spis wszystkich prezent贸w, kt贸re ju偶 nadesz艂y, a obok wypisa艂em nazwiska ofiarodawc贸w. Podzi臋kowania ju偶 s膮 przygotowane. Musi pani tylko je podpisa膰.

- To si臋 w g艂owie nie mie艣ci - Allegra potrz膮sa艂a g艂ow膮. - Ani ja, ani ksi膮偶臋 nie mamy zamiaru do艂膮czy膰 do londy艅skiego towarzystwa. Oboje wolimy 偶ycie na wsi. Nikomu do niczego si臋 nie przydamy. Nie b臋dziemy mieli wielkich wp艂yw贸w.

- No tak, ale kto o tym wie, panno Allegro? - z lekkim u艣miechem zapyta艂 Charles Trent. - Jestem pewien, 偶e w Hunter's Lair s膮 sk艂adziki, w kt贸rych mo偶na b臋dzie pochowa膰 wi臋kszo艣膰 tych rzeczy.

- Wielkie dzi臋ki! Co to jest? - zapyta艂a, wskazuj膮c na jaki艣 przedmiot.

- To prezent od nababa, bardzo bogatego d偶entelmena, z kt贸rym ojciec pani prowadzi interesy - wyja艣nia艂 Charles Trent, nie mog膮c powstrzyma膰 chichotu. - Przypuszczam, 偶e s艂o艅 z podniesion膮 tr膮b膮 ma przynosi膰 szcz臋艣cie. Ta para zwierz膮t jest wielko艣ci jednej trzeciej naturalnych s艂oni, s膮 pokryte warstw膮 z艂ota i ozdobione szlachetnymi kamieniami. K艂y s膮 z prawdziwej ko艣ci s艂oniowej. Je艣li ksi膮偶臋 si臋 zgodzi na to, mo偶na b臋dzie je ustawi膰 po obu stronach drzwi do biblioteki.

- Nigdy! - krzykn臋艂a stanowczo Allegra. - Dom jest klasyczny i elegancki, nie ma tam taniej napuszono艣ci. Co ten cz艂owiek sobie my艣la艂, przysy艂aj膮c taki prezent?!

- Prawdopodobnie mia艂 nadziej臋 zrobi膰 wra偶enie na panienki ojcu swoj膮 szczeg贸ln膮 hojno艣ci膮. To bardzo drogi prezent - suchym tonem poinformowa艂 Allegr臋 sekretarz. - Ci nababowie, panno Allegro, maj膮 wielkie skarby i ogromne maj膮tki, ale wi臋kszo艣膰 ich to ludzie bez wykszta艂cenia i tradycji. Wszystko zawdzi臋czaj膮 samym sobie.

Sirena przyby艂a nied艂ugo po przyje藕dzie Allegry. Dziewczyny powita艂y si臋 rado艣nie, Octavian Baird serdecznie pozdrowi艂 kuzynk臋 偶ony.

- Jak si臋 ma Quint? - zapyta艂.

- Zdziwisz si臋, ale nie by艂 zadowolony, 偶e zostawiam go samego. My艣la艂am, 偶e b臋dzie si臋 cieszy艂 z ciszy i spokoju po tej ca艂ej wrzawie i zamieszaniu, jakie musia艂 znosi膰 przez ostatnich kilka miesi臋cy. No, ale remont wreszcie sko艅czony.

- Odwiedz臋 go, kiedy Sirena b臋dzie u ciebie - obieca艂 wicehrabia Pickford.

- To nie fair! - krzykn臋艂a Sirena. - Pierwszy zobaczysz wszystkie zmiany w Hunter's Lair. Ja te偶 chc臋 wszystko obejrze膰.

- Poniewa偶 nigdy nie by艂a艣 w Hunter's Lair, i tak nie wiedzia艂aby艣, co si臋 zmieni艂o - rozs膮dnie zauwa偶y艂 jej m膮偶. - Ciesz si臋 ze spotkania z Allegra i rodzicami, kochanie. Sp臋dzaj tu mi艂o czas.

Dwie m艂ode kobiety zakwaterowano w ich dawnej dziewcz臋cej sypialni. Po pi臋knym i przestronnym apartamencie w Hunter's Lair ten pok贸j wyda艂 si臋 Allegrze bardzo staromodny. Nie by艂o to jednak wa偶ne. Ju偶 po chwili dziewczyny plotkowa艂y i gada艂y jak nakr臋cone, jakby nigdy si臋 nie rozstawa艂y.

- Teraz widz臋, co mia艂a艣 na my艣li, m贸wi膮c o mamie i ojczymie - przyzna艂a z u艣miechem Sirena. - Przypominaj膮 kwiecie艅 i maj.

- Chyba raczej wrzesie艅 i pa藕dziernik - poprawi艂a Allegra. - Mia艂am nadziej臋, 偶e po kilku miesi膮cach zaczn膮 zachowywa膰 si臋 bardziej dostojnie, jak na ich wiek przysta艂o, tym­czasem jest chyba jeszcze gorzej.

- Kochaj膮 si臋 - z czu艂o艣ci膮 w g艂osie stwierdzi艂a Sirena. - Czy to nie pi臋kne, 偶e twojemu tacie i mojej mamie, w ich wieku, uda艂o si臋 jeszcze raz zasmakowa膰 mi艂o艣ci? Bardzo si臋 ciesz臋 ich szcz臋艣ciem.

- M贸wisz jak Charlotte - dra偶ni艂a si臋 z kuzynk膮 Allegra.

- Och! Skoro mowa o mojej bratowej - przerwa艂a Sirena - wiesz, Charlotte w ko艅cu spodziewa si臋 dziecka! Gussie jest w si贸dmym niebie i zrobi艂by wszystko dla swojej kochanej dziewczynki. Ju偶 czas, 偶eby da艂a mu potomka. Popatrz, ja w czerwcu wysz艂am za Ocky'ego, a ju偶 w maju urodz臋 dziecko. Charlotte i Gussie s膮 ma艂偶e艅stwem od B贸g wie kiedy!

- Opowiedz mi o tym - poprosi艂a Allegra kuzynk臋. - Jak to jest, kiedy m膮偶... si臋 z tob膮 kocha?

- A czy ty i ksi膮偶臋... - zacz臋艂a Sirena i przerwa艂a. - Wiesz, my艣la艂am, 偶e skoro ca艂e lato by艂a艣 w Hunter's Lair, to mo偶e wy艣cie... - G艂os jej si臋 za艂ama艂. - Nigdy nie mia艂a艣 ochoty? Ani razu? Bo偶e, Allegro, chyba jeste艣 艣wi臋ta. On jest taki przystojny!

- Naprawd臋 tak uwa偶asz? - upewnia艂a si臋 Allegra.

- A ty nie? - zdziwi艂a si臋 Sirena.

- Ca艂owali艣my si臋 - wyzna艂a Allegra.

- I co? - Sirena by艂a ciekawa dalszego ci膮gu.

- Pozwoli艂am mu dotkn膮膰 piersi - przyzna艂a Allegra.

- I nic wi臋cej? - Sirena wyra藕nie by艂a zawiedziona. - Wiesz, kuzynko, ty naprawd臋 jeste艣 op贸藕nionym dzieckiem. Przed poznaniem Ocky'ego ca艂owa艂am si臋 i przytula艂am co najmniej z sze艣cioma ch艂opakami. - Westchn臋艂a. - Wiesz, jak wygl膮da m臋sko艣膰, prawda?

Oczywi艣cie! - obruszy艂a si臋 Allegra. - To d艂ugi i cienki kawa艂ek cia艂a, kt贸ry zwisa

m臋偶czy藕nie mi臋dzy nogami. Ale zabij mnie, nie mam poj臋cia, jak on wchodzi kobiecie do

brzucha.

Sirena za艣miewa艂a si臋 do 艂ez.

Kobiety maj膮 dziurk臋 w intymnym miejscu - wyja艣nia艂a. - I oni tam to wk艂adaj膮.

Sireno, to przecie偶 niemo偶liwe! Wk艂adaj膮 ten flak? - pyta艂a Allegra z wielkim

niedowierzaniem.

To nie jest ca艂y czas sflacza艂e i cienkie - t艂umaczy艂a Sirena. - Staje si臋 twarde i grube.

Pierwszy raz bardzo boli i b臋dziesz krwawi膰, ale potem... - Sirena zrobi艂a ma艣lane oczy.

Co potem? - niecierpliwi艂a si臋 Allegra.

Potem jest po prostu cudownie! Czasami wydaje mi si臋 nawet, 偶e fruwam mi臋dzy

gwiazdami - wyzna艂a. - Teraz, oczywi艣cie, poniewa偶 spodziewam si臋 dziecka, musimy

bardziej uwa偶a膰, a jeszcze za jaki艣 czas w og贸le nie b臋d臋 mog艂a tego robi膰, ale zanim ten

moment nadejdzie, jest wprost cudownie. Wspaniale!

Ale jak to robicie? - dopytywa艂a si臋 Allegra.

Ksi膮偶臋 ci powie - Sirena pr贸bowa艂a zby膰 kuzynk臋.

Nie! Ty mi powiedz, Sireno. Musz臋 wiedzie膰, czego si臋 spodziewa膰 - przekonywa艂a

Allegra.

Mama mnie zabije, je艣li si臋 dowie, 偶e ci powiedzia艂am - denerwowa艂a si臋 Sirena.

Ja ci臋 zabij臋, je艣li mi nie powiesz. A ciocia mama nie powie mi tego, co chc臋 wiedzie膰.

Wyg艂osi mow臋, z kt贸rej tylko si臋 dowiem, 偶e powinnam podporz膮dkowa膰 si臋 woli m臋偶a.

To prawda - zachichota艂a Sirena. - B臋dzie gada艂a takie dyrdyma艂y, chocia偶 od dnia 艣lubu

ona i tw贸j tata u偶ywaj膮 sobie jak kr贸liki.

Sireno! - Allegra by艂a zgorszona.

Co?! Przecie偶 to prawda. 艢wietnie o tym wiesz. Niby dlaczego czu艂a艣 si臋 z nimi tak

niezr臋cznie? To straszne widzie膰, 偶e rodzice zachowuj膮 si臋 tak rozpustnie, chocia偶 teraz,

kiedy wiem, ile to daje rozkoszy, wcale ich nie wini臋.

No, m贸w! Jak to b臋dzie?

B臋dziesz le偶a艂a na plecach - zacz臋艂a Sirena. - Ksi膮偶臋 po艂o偶y si臋 na tobie. Powie, 偶eby艣

rozsun臋艂a nogi. Musisz poczeka膰, a偶 ci臋 o to poprosi. Je艣li zrobisz to sama, wyjdziesz na

rozpustnic臋. Potem ksi膮偶臋 w艂o偶y cz艂onek w twoj膮 dziurk臋. To wszystko.

Niemo偶liwe! Nie m贸wisz mi wszystkiego!

Nie - przyzna艂a Sirena - ale reszty musisz dowiedzie膰 si臋 sama, jak ju偶 spr贸bujesz.

Zdaniem Ocky'ego z ka偶dym partnerem jest inaczej. B臋dziesz w dobrych r臋kach. Ocky

m贸wi, 偶e ksi膮偶臋 uchodzi za doskona艂ego kochanka. M臋偶czy藕ni wiedz膮 takie rzeczy. I dobrze, bo chyba powinni.

No c贸偶 - Allegra rezygnowa艂a z dalszych pyta艅 - chyba musz臋 si臋 zadowoli膰 tym, co mi powiedzia艂a艣. Mam nadziej臋, 偶e nie zrobi臋 z siebie totalnej idiotki w noc po艣lubn膮. Wiesz, Sireno, jak bardzo nie lubi臋 nie wiedzie膰, co si臋 dzieje. Zawsze chc臋 by膰 na wszystko przygotowana.

Allegro, jeste艣 dziewic膮 - Sirena m贸wi艂a tonem osoby bardzo do艣wiadczonej. - Dziewice nie powinny wiedzie膰 takich rzeczy. M臋偶czy藕ni lubi膮, kiedy s膮 zaskoczone, nawet troch臋 przera偶one. Ocky nic nie wie i nigdy si臋 nie dowie o ch艂opakach, z kt贸rymi si臋 ca艂owa艂am i ob艣ciskiwa艂am przed wyjazdem do Londynu - chichota艂a jak z dobrego dowcipu. - My艣li, 偶e to on pierwszy mnie poca艂owa艂. Mam nadziej臋, 偶e nie spotka Jeremy'ego Carstairsa. Lepiej miej nadziej臋, 偶e Jeremy Carstairs oka偶e si臋 d偶entelmenem - roze艣mia艂a si臋 Allegra. - Teraz udajesz bardzo m膮dr膮, Sireno, a wychodz膮c za m膮偶, te偶 by艂a艣 dziewic膮 i tak膮 sam膮 naiwn膮 panienk膮 jak ja.

Oczywi艣cie - przyzna艂a Sirena, kiwaj膮c g艂ow膮. - Bardzo kocham Ocky'ego. Nie mog艂abym go oszuka膰 i nie oszuka艂am. A jak to jest by膰 zakochan膮? - zaciekawi艂a si臋 Allegra. A czy ty kochasz ksi臋cia? - zapyta艂a Sirena.

Nie wiem. Lubi臋 go, kiedy nie puszy si臋 swoim pochodzeniem. A teraz, po powrocie do Morgan Court, nawet mi go brakuje. T臋skni臋 za nim. Zawsze uwa偶a艂am, 偶e nie powinnam si臋 zakocha膰, cokolwiek by to znaczy艂o, ale chcia艂abym wiedzie膰, jakie to uczucie. Co si臋 wtedy czuje? Wydaje mi si臋, 偶e nie jest to ani praktyczne, ani rozs膮dne uczucie. Nieraz rozmawia艂y艣my na ten temat, wi臋c wiesz, co my艣l臋. Nie chc臋 si臋 powtarza膰. Jednak jestem ciekawa, chcia艂abym wiedzie膰.

Mi艂o艣膰 - zacz臋艂a powoli Sirena - to troszczenie si臋 o kogo艣 bardziej ni偶 o siebie sam膮. To pragnienie, 偶eby ta osoba by艂a szcz臋艣liwa. To umiej臋tno艣膰 oddania si臋 ca艂kowicie tej oso­bie, ale tak, 偶e nie traci si臋 w艂asnej to偶samo艣ci. Nie wiem, czy rozumiesz, Allegro, ale lepiej nie potrafi臋 wyt艂umaczy膰.

Rozumiem albo wydaje mi si臋, 偶e rozumiem, a jednocze艣nie s膮dz臋, 偶e jednak nie rozumiem. - Allegra nie potrafi艂a inaczej odpowiedzie膰. - Zreszt膮 mo偶e lepiej, 偶ebym nie wiedzia艂a. Ksi膮偶臋 podchodzi do naszego zwi膮zku tak jak ja. Nie kocha mnie i nigdy nie pokocha. Mimo to wyjdziesz za niego - Sirena ze smutkiem pokiwa艂a g艂ow膮.

Jest przystojny i mi艂y - argumentowa艂a Allegra. - Szanuje mnie i b臋dzie doskona艂ym

partnerem 偶yciowym.

A czy ty potrafisz mu si臋 odda膰 dusz膮 i cia艂em bez mi艂o艣ci? - Pomy艣la艂a, 偶e to takie

zimne, wyrachowane, ale zdawa艂a sobie przecie偶 spraw臋 z tego, 偶e wi臋kszo艣膰 ma艂偶e艅stw

ludzi z ich klasy wcale nie by艂a zawierana z mi艂o艣ci. Kocha艂a Allegr臋. Pragn臋艂a, 偶eby

kuzynka te偶 zazna艂a szcz臋艣cia, kt贸re by艂o jej udzia艂em.

Och, Sireno - uspokaja艂a Allegra. - Jestem zadowolona. Quinton jest dobrym

cz艂owiekiem. Hunter's Lair to pi臋kne miejsce. Czego wi臋cej mo偶na chcie膰 od 偶ycia?

Pewnie masz racj臋, Allegro. Chocia偶 ja mam inne zdanie - Sirena u艣miechn臋艂a si臋

niepewnie.

Najdro偶sza Sireno, zawsze by艂a艣 romantyczk膮 - za偶artowa艂a Allegra.

A ty zawsze by艂a艣 bardzo rozs膮dna - odparowa艂a Sirena.

Jutro rano przyje偶d偶a madame Paul - przypomnia艂a Allegra. - Tobie przywiezie

jasnoniebiesk膮 sukni臋. Pasuje do twoich oczu. Moj膮 szyje z bia艂osrebrnej koronki. Nie

mog臋 si臋 doczeka膰. Bardzo chcia艂abym ju偶 zobaczy膰 nasze stroje.

Zawsze lubi艂a艣 si臋 stroi膰 - 艣mia艂a si臋 Sirena. - Mog臋 si臋 za艂o偶y膰, 偶e pewnego dnia

zostawisz instrukcje, w czym chcesz by膰 pochowana.

Na pewno - przyzna艂a Allegra i te偶 si臋 roze艣mia艂a. - Sireno, wyobra偶asz nas sobie jako

wiekowe matrony? Podejrzewam, 偶e wtedy nadal b臋dziesz romantyczk膮, a ja zdziwacza艂膮

staruszk膮, nieustannie potrz膮saj膮c膮 laseczk膮.

Jak膮 laseczk膮?

Zako艅czon膮 srebrn膮 g艂ow膮 smoka. Kiedy b臋d臋 ksi臋偶n膮 staruszk膮, zamierzam mie膰 tak膮

laseczk臋. B臋dzie z b艂yszcz膮cego czarnego drzewa hebanowego, ze srebrn膮 ga艂k膮 w

kszta艂cie g艂owy smoka. A mo偶e za偶ycz臋 sobie ca艂ego smoka, nie tylko g艂owy. Srebrny

w膮偶 m贸g艂by wi膰 si臋 wok贸艂 laski. B臋d臋 ni膮 grozi艂a ka偶demu, kto mi si臋 sprzeciwi.

Och, Allegro - Sirena pok艂ada艂a si臋 ze 艣miechu - czasami jeste艣 taka zabawna.

M贸wi臋 powa偶nie, Sireno - sprostowa艂a Allegra.

Ksi臋ciu chyba nie b臋dziesz macha艂a laseczk膮 przed nosem? - zapyta艂a Sirena z przekor膮.

Przede wszystkim jemu - odpar艂a Allegra. - Czasem jest wprost niezno艣ny, chocia偶,

generalnie rzecz bior膮c, jest dla mnie naprawd臋 mi艂y.

Ka偶dy m膮偶 czasem bywa przykry - zauwa偶y艂a Sirena.

M贸wisz, jakby艣 zjad艂a wszystkie rozumy - dra偶ni艂a si臋 Allegra.

Przecie偶 ju偶 od prawie czterech miesi臋cy jestem m臋偶atk膮.

Gaw臋dzi艂y, jakby w og贸le si臋 nie rozstawa艂y. Kilka tygodni min臋艂o jak z bicza strzeli艂. Madame Paul przyjecha艂a ze swoj膮 asystentk膮, mademoiselle Francine, z sukniami do przymiarki. Niezadowolona cmoka艂a i fuka艂a, kiedy si臋 okaza艂o, 偶e Allegra schud艂a i ma prawie cal mniej w talii. Natomiast przymierzaj膮c sukni臋 Sireny, prycha艂a z zadowoleniem. Mimo ci膮偶y suknia doskonale pasowa艂a.

- Jeszcze miesi膮c, cherie - nie omieszka艂a powiedzie膰 wicehrabinie Pickford - i b臋dzie pani wygl膮da艂a ju偶 zupe艂nie inaczej.

Ksi膮偶臋 i hrabia Pickford przybyli do Morgan Court trzy dni przed 艣lubem. Mieli towarzyszy膰 pannie m艂odej i jej rodzinie w drodze do Hunter's Lair. Na sam widok ksi臋cia Allegrze serce zacz臋艂o bi膰 szybciej. Jednak oboje zachowali dystans przy powitaniu. Przywitali si臋 ch艂odno, poprawnie: Allegra z艂o偶y艂a wdzi臋czny uk艂on, ksi膮偶臋 sk艂oni艂 si臋 i uca艂owa艂 jej d艂o艅.

- Niczego si臋 nie domy艣lasz? - u艣miechaj膮c si臋 zagadkowo, zapyta艂 偶on臋 Octavian Baird. Sirena potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. Nawet nie wiedzia艂a, o co mu chodzi. - M贸j kochany anio艂ku, s膮 w sobie zakochani, ale 偶adne tego drugiemu nie powie, ba, 偶adne nawet si臋 do tego nie przyzna.

- Ale dlaczego? - pisn臋艂a podniecona Sirena.

- Poniewa偶 ka偶de z nich obawia si臋, 偶e druga strona odrzuci wyznane uczucia. Bior膮c pod uwag臋 histori臋 ich rodzin, maj膮 prawo nie wierzy膰 w mi艂o艣膰. Ale, jak wiesz, kochanie, mi艂o艣膰 nie wybiera. Quinton jest przera偶ony, poniewa偶 musia艂 przyzna膰, 偶e bardzo zale偶y mu na Allegrze. Uwa偶a, 偶e nie mo偶e wyzna膰 jej swoich uczu膰. Jest przekonany, 偶e ona nigdy go nie pokocha, nigdy nie odwzajemni jego mi艂o艣ci. A o jednym, niestety, trzeba pami臋ta膰: Quinton Hunter jest cz艂owiekiem bardzo dumnym. Gdyby dziewczyna, kt贸r膮 kocha, odtr膮ci艂a go lub odprawi艂a z niczym, by艂by to dla niego afront, kt贸rego nigdy nie potrafi艂by wybaczy膰. Dlatego milczy. I dlatego, kochanie, ty te偶 nic nie mo偶esz powiedzie膰.

- Nie powiem - obieca艂a Sirena. - Wydaje mi si臋, 偶e Allegra bardzo ksi臋cia lubi. Nie s膮dz臋 jednak, 偶eby go kocha艂a. Jeszcze nie.

- Czy naprawd臋 my艣lisz, i偶 pewnego dnia przyzna, 偶e go kocha? - zapyta艂 z nadziej膮 w g艂osie. - M贸j Bo偶e, ale偶 Quinton by艂by szcz臋艣liwy! Nie mo偶e uwierzy膰, 偶e mu si臋 to przytrafi艂o. Nie rozumie, jakim cudem przysz艂a ksi臋偶na tak bardzo poruszy艂a jego serce.

- Zgadzaj膮 si臋 z sob膮 i, jak m贸wi艂am, Allegra bardzo go lubi. Zaprzyja藕nili si臋, a jak wiesz, Ocky, przyja藕艅 jest najpewniejsz膮 podstaw膮 trwa艂ej mi艂o艣ci - m膮drze zauwa偶y艂a Sirena. - Bardzo bym chcia艂a, 偶eby si臋 zakocha艂a i by艂a tak szcz臋艣liwa z ksi臋ciem jak ja z tob膮! -

Sirena poczu艂a si臋 lepiej, kiedy si臋 dowiedzia艂a, 偶e ksi膮偶臋 kocha kuzynk臋. Teraz ju偶 nie

tak bardzo ba艂a si臋 o ich ma艂偶e艅stwo.

Hunter's Lair ucieszy艂o si臋 z powrotu pani. Allegra by艂a bardzo zadowolona. Wszystkie polecenia podczas jej nieobecno艣ci zosta艂y wykonane. Ojciec chwali艂 prace renowacyjne, a macocha zachwyca艂a si臋 wyko艅czeniem i wyposa偶eniem domu. Uzna艂a, 偶e wszystko jest przepi臋kne. Sirena z przyjemno艣ci膮 podkre艣la艂a przytuln膮 atmosfer臋.

- Ba艂am si臋, 偶e b臋dzie to jedna z tych ogromnych rezydencji, kt贸ra nigdy nie stanie si臋 prawdziwym domem - powiedzia艂a. - Jest cudownie!

- Pan Trent dopilnowa艂 przekazania depozytu na twoje konto, sir - poinformowa艂 lord Morgan ksi臋cia na stronie. - Depozyty dla ciebie i Allegry b臋d膮 przekazywane co kwarta艂.

- Dzi臋kuj臋 panu.

- Je艣li za艣 chodzi o architekta i robotnik贸w, prosz臋 si臋 nie martwi膰, wszystko ju偶 zosta艂o zap艂acone - ci膮gn膮艂 lord Morgan.

- Jest pan bardzo hojny - podzi臋kowa艂 ksi膮偶臋 jeszcze raz.

- B膮d藕 dla niej dobry, Quintonie - lord Morgan u艣miechn膮艂 si臋 ch艂odno. - Nie jestem ojcem, kt贸ry wydaje c贸rk臋 za m膮偶 i o niej zapomina. To moja krew i bardzo j膮 kocham.

- Allegra jest cudown膮 kobiet膮 - przyzna艂 ksi膮偶臋 i u艣miechn膮艂 si臋 z przymusem. - Ma swoje zdanie i jest uparta, mimo to my艣l臋, 偶e do siebie pasujemy.

- Te偶 tak my艣l臋 - zgodzi艂 si臋 lord Morgan. - Jestem pewien, 偶e ten uk艂ad nam wszystkim wyjdzie na dobre. Dajcie mi szybko wnuki, Quintonie. Kobieta si臋 uspokaja i szybciej si臋 ustatkuje, kiedy ma w艂asn膮 rodzin臋 i musi si臋 o ni膮 troszczy膰.

Nast臋pnego dnia zacz臋li zje偶d偶a膰 go艣cie. Pierwsza przyjecha艂a lady Bellingham z m臋偶em. Kiedy wesz艂a do domu, ze zdziwienia a偶 otworzy艂a usta. - Wielki Bo偶e! Hunter's Lair nigdy nie by艂o tak pi臋kne! - o艣wiadczy艂a. - Niech wnios膮 nasze

baga偶e. Ja tymczasem chc臋 obejrze膰 ca艂膮 rezydencj臋!

Nied艂ugo potem przybyli lord i lady Walworth, a zaraz po nich hrabia i hrabina Aston. Zjawi艂 si臋 r贸wnie偶 markiz Rowley, ale bez 偶ony. Lady Charlotte w odmiennym stanie nie mog艂a podr贸偶owa膰, a Gussie za nic w 艣wiecie nie chcia艂 opu艣ci膰 艣lubu ulubionej kuzynki. Allegra zaprosi艂a na uroczysto艣膰 r贸wnie偶 Charlesa Trenta, sekretarza ojca.

Tego wieczoru, zajmuj膮c miejsce przy stole ju偶 prawie w charakterze pani domu i podejmuj膮c dwunastu go艣ci, Allegra mia艂a przedsmak tego, co znaczy by膰 ksi臋偶n膮 Sedgwick. By艂 to pierwszy posi艂ek, jaki podano w nowej jadalni. W wielkim kominku z czarnego

marmuru p艂on臋艂y ogromne polana, pouk艂adane na ko藕le ze srebrnych pr臋t贸w. St贸艂 nakryto starym irlandzkim obrusem. Srebrny kandelabr po艂yskiwa艂 odbitym 艣wiat艂em 艣wiec. Allegra ucieszy艂a si臋, 偶e zam贸wione w Waterford 偶yrandole przys艂ano wcze艣niej, ni偶 obiecano. Dwa wisia艂y teraz nad sto艂em, kryszta艂 migota艂, odbijaj膮c p艂omyki dziesi膮tk贸w zapalonych 艣wiec. St贸艂 udekorowano niebieskimi i bia艂ymi misami z kwiatami z oran偶erii. S艂u偶膮cy w zielonych liberiach obszytych srebrnym galonem wygl膮dali znakomicie. Kiedy podawano suty posi艂ek, za krzes艂em ka偶dego z go艣ci sta艂 lokaj. Mimo ca艂ego przepychu i zachowania wszelkich form atmosfera by艂a serdeczna, przyjacielska. Nie by艂o sztywno i ceremonialnie, jak prawdopodobnie musia艂oby by膰 w Londynie.

Sprz膮tni臋to naczynia po deserze i panie przesz艂y poplotkowa膰 do salonu przy sali balowej, a panowie jeszcze chwil臋 delektowali si臋 portwajnem. Potem mieli przy艂膮czy膰 si臋 do pa艅, by razem pogra膰 w karty.

- Ciesz臋 si臋, 偶e postanowili艣cie zrezygnowa膰 z wyjazdu do Londynu i zawrze膰 艣lub tutaj - pochwali艂a pomys艂 lady Walworth.

- Powinni wzi膮膰 艣lub uroczy艣cie, z wielk膮 pomp膮 - sprzeciwi艂a si臋 ciotka, lady Bellingham.

- Ale偶, moja kochana lady Bellingham - wtr膮ci艂a si臋 Allegra - oboje z Quintonem bardzo kochamy Hunter's Lair. Uwa偶amy, 偶e najbardziej odpowiednim, wr臋cz idealnym miejscem na nasz 艣lub jest Wielka Sala tego domu. Poza tym, gdyby艣my brali 艣lub w Londynie, Sirena nie mog艂aby by膰 moim honorowym 艣wiadkiem. W jej stanie podr贸偶 do Londynu by艂aby zbyt ryzykowna. Tutaj natomiast nie jest dla niej za daleko. Wszyscy nasi go艣cie mieszkaj膮 w pobli偶u Hunter's Lair.

- Tak, ale w Londynie kr贸l i kr贸lowa u艣wietniliby ceremoni臋 swoj膮 obecno艣ci膮 - lady Bellingham nie mog艂a si臋 pogodzi膰 ze zmian膮 plan贸w.

- Przys艂ali nam pi臋kny prezent - pochwali艂a si臋 Allegra. - Cztery srebrne i z艂ote solniczki. Czy ma pani ochot臋 je obejrze膰? Prezenty wraz z wizyt贸wkami ofiarodawc贸w s膮 wy艂o­偶one w sali balowej. Perkins! - Allegra wezwa艂a lokaja. - Zaprowad藕 lady Bellingham do sali balowej, 偶eby mog艂a obejrze膰 nades艂ane prezenty. Zapraszam wszystkie panie, je艣li macie ochot臋.

- Wy obejrzycie prezenty przy innej okazji - zarz膮dzi艂a lady Bellingham. - Zosta艅cie z Allegra. Zaraz przyjd膮 panowie, a je艣li pan Bellingham b臋dzie mia艂 ochot臋 na karty, nawet nie zauwa偶y, 偶e mnie nie ma - wyja艣ni艂a ze 艣miechem i wysz艂a za m艂odym lokajem z salonu.

- Przepad艂a na co najmniej godzin臋 - o艣wiadczy艂a lady Caroline. - Uwa偶nie obejrzy ka偶dy prezent, przeczyta ka偶d膮 notk臋 z 偶yczeniami, a kiedy w ko艅cu do nas wr贸ci, b臋dzie mia艂a co艣 do powiedzenia na temat ka偶dego drobiazgu.

- Twoja ciotka mnie przera偶a - przyzna艂a si臋 Sirena.

- Och, daj spok贸j. Wcale nie powinna艣 si臋 jej ba膰. W rzeczywisto艣ci ma dobre serce, chocia偶, gdyby us艂ysza艂a, co m贸wi臋, pewnie chcia艂aby przypiec mnie na ogniu - uspokaja艂a lady Caroline.

- W艂a艣nie ona przedstawi艂a mnie Marcusowi - przypomnia艂a lady Eunice. - Nigdy si臋 jej za to nie zdo艂am odwdzi臋czy膰.

W tym momencie otwarto drzwi do salonu. Weszli panowie i pozdrowili czekaj膮ce panie. Ju偶 wcze艣niej przygotowano trzy stoliki do wista, przy dw贸ch od razu zgromadzili si臋 ch臋tni do gry. Ksi膮偶臋, jak wszyscy wiedzieli, nie grywa艂 w karty. Nie mia艂 jednak nic przeciwko temu, 偶eby go艣cie oddali si臋 tej rozrywce, naturalnie je艣li tylko nie grali zbyt wysoko. Lady Caroline i lady Eunice nie mia艂y ochoty na karty. Wola艂y obejrze膰 prezenty. Allegra przywo艂a艂a lokaja i poleci艂a zaprowadzi膰 m艂ode damy do sali balowej.

- Je艣li pa艅stwo macie wszystko, czego potrzeba - zwr贸ci艂a si臋 do pozosta艂ych w salonie go艣ci - chcia艂abym przeprosi膰 was na chwil臋. Musz臋 sprawdzi膰, jak id膮 przygotowania Wielkiej Sali. - Uk艂oni艂a si臋 i wysz艂a z salonu.

W Wielkiej Sali s艂u偶膮cy rozwieszali zielone girlandy z wplecionymi w nie bia艂ymi jedwabnymi r贸偶yczkami. Dekorowali pomieszczenie na jutrzejsz膮 uroczysto艣膰. Dok艂adnie tak jak robiono to przed laty, rozstawiono wysoki st贸艂. Rozejrza艂a si臋 woko艂o. Na galerii dla muzyk贸w ju偶 poustawiano krzes艂a.

- Wszyscy bardzo si臋 staraj膮, panienko Allegro ~ pan Crofts podszed艂 i stan膮艂 obok przysz艂ej ksi臋偶nej. - B臋dzie tu bardzo pi臋knie, kiedy sko艅czymy.

- Tak, rzeczywi艣cie 艣licznie wygl膮da, prawda, Crofts? - cieszy艂a si臋 Allegra. - Podzi臋kuj wszystkim. Ci臋偶ko pracowali. Wszyscy, kt贸rzy podaj膮 do sto艂u, jutro dostan膮 po srebrnym szylingu. B臋d膮 mieli za co si臋 zabawi膰 w wolny od pracy dzie艅. Ale na razie nic im nie m贸w.

- Dobrze, panienko - stary lokaj si臋 u艣miechn膮艂. Ksi膮偶臋 ma szcz臋艣cie, 偶e dostaje tak膮 偶on臋. Wszyscy mamy szcz臋艣cie - sprostowa艂 w duchu.

Allegra ponownie posz艂a do salonu. Lady Bellingham, Caroline i Eunice ju偶 obejrza艂y prezenty i wr贸ci艂y z sali balowej. Zachwyca艂y si臋 liczb膮 prezent贸w i hojno艣ci膮 ofiarodawc贸w, ale najwi臋ksze wra偶enie zrobi艂y na nich dwa s艂onie. M贸wi艂y tylko o nich, o ich k艂ach z prawdziwej ko艣ci s艂oniowej i o wysadzanych szlachetnymi kamieniami narzutach.

- Chc臋 zbudowa膰 przy tym salonie oszklon膮 cieplarni臋 - Allegra dzieli艂a si臋 swoimi planami. - B臋dzie w niej mn贸stwo ro艣lin i mo偶e mi臋dzy li艣膰mi uda mi si臋 gdzie艣 ukry膰 te s艂onie. W ten spos贸b nie zlekcewa偶臋 tego osobliwego daru i nie obra偶臋 taty nababa. Pewnie jest przekonany, 偶e zrobi艂 nam wspania艂y prezent. Wielkie dzi臋ki!

M艂ode damy wybuchn臋艂y 艣miechem.

- Wydaje mi si臋, 偶e wszystkie cztery bardzo si臋 zaprzyja藕nimy - wyrazi艂a nadziej臋 Sirena. - Allegra m贸wi艂a, 偶e utrzyma tradycj臋 organizowania polowa艅 w maj膮tku ksi臋cia, wi臋c b臋dziemy si臋 cz臋sto widywa艂y.

- A czy ty polujesz? - zapyta艂a lady Caroline.

- Nie - odpowiedzia艂a Allegra. - M贸wi艂am ju偶 Clintonowi, 偶e ch臋tnie b臋d臋 zabawia艂a i go艣ci艂a uczestnik贸w polowa艅, ale nie odpowiada mi uganianie si臋 po okolicy z nogami przewieszonymi przez siod艂o. Do konnej jazdy zak艂adam spodnie. Poza tym lubi臋 jelenie i lisy.

- Bogu dzi臋ki - ucieszy艂a si臋 Caroline. - Teraz b臋d臋 mia艂a doskona艂膮 wym贸wk臋. My艣la艂am, 偶e tylko ja nie lubi臋 polowa艅.

- Ja tak偶e nie przepadam za polowaniem - przyzna艂a lady Eunice, wzruszaj膮c lekko ramionami.

- I ja te偶 - Sirena powi臋kszy艂a grono przeciwniczek polowania.

- Kochanie - lady Morgan podesz艂a i obj臋艂a pasierbic臋. - Jutro o dziewi膮tej rano bierzesz 艣lub. My艣l臋, 偶e czas, aby艣 uda艂a si臋 na spoczynek.

- Ale, ciociu mamo, czy mog臋 zostawi膰 go艣ci? - zastanawia艂a si臋 g艂o艣no Allegra.

- Wszyscy to zrozumiej膮. Poza tym, kochanie, musz臋 z tob膮 porozmawia膰 - doda艂a powa偶nym tonem lady Morgan.

Allegra spojrza艂a na Siren臋, kuzynka z trudem zachowa艂a oboj臋tny wyraz twarzy. Przyjaci贸艂ki r贸wnie偶 robi艂y, co mog艂y, 偶eby powstrzyma膰 cisn膮ce si臋 na usta u艣miechy. By艂y m艂odymi m臋偶atkami, ka偶da musia艂a odby膰 tak膮 rozmow臋 w wiecz贸r poprzedzaj膮cy dzie艅 艣lubu. Po偶egna艂y si臋 z pani膮 domu. Allegra z macoch膮 opu艣ci艂y salon.

Honor czeka艂a na pani膮. Wanna ju偶 zosta艂a nape艂niona gor膮c膮 wod膮. Lady Morgan jednak gestem r臋ki powstrzyma艂a dalsze przygotowania i oddali艂a pokoj贸wk臋. Chcia艂a bez 艣wiadk贸w pom贸wi膰 z Allegra.

- Kochanie - zacz臋艂a - 偶ona ma wobec m臋偶a pewne obowi膮zki. Mnie sprawiaj膮 one wielk膮 przyjemno艣膰, chocia偶 niekt贸re kobiety nie bardzo je lubi膮. Musisz tylko pami臋ta膰, 偶e je艣li b臋dziecie dla siebie czuli i delikatni, je艣li, co daj Bo偶e, b臋dziecie robili to z mi艂o艣ci膮, wszystko b臋dzie dobrze.

- Ciociu mamo - cichym g艂osem przerwa艂a Allegra - pozw贸l, 偶e ci臋 wybawi臋 z tej na pewno kr臋puj膮cej dla ciebie sytuacji. Rozmawia艂am z trzema przyjaci贸艂kami. Chcia艂am si臋 dowiedzie膰, jakie obowi膮zki ma 偶ona wobec m臋偶a. Wszystko mi wyja艣ni艂y. Nie musisz mi nic m贸wi膰. Rozumiem, czego si臋 ode mnie oczekuje, i zapewniam, 偶e si臋 przed tym nie wzdragam. W艂a艣ciwie nawet jestem ciekawa tych nowych obowi膮zk贸w - zako艅czy艂a Allegra z figlarnym wyrazem twarzy.

- Niech ci臋 B贸g b艂ogos艂awi, moje dziecko - lady Morgan odetchn臋艂a z ulg膮. - Jeste艣 rozs膮dn膮 dziewczyn膮. Dla matki i c贸rki, nawet gdy s膮 sobie bardzo bliskie, to zawsze jest trudna i niezr臋czna rozmowa. 呕adna dziewczyna nie dopuszcza do siebie my艣li, 偶e jej matka wie takie rzeczy, a 偶adna matka nie wyobra偶a sobie c贸rki w takich sytuacjach. - Roze艣mia艂a si臋 nerwowo, a Allegra jej zawt贸rowa艂a. - Sirenie w艂a艣ciwie nic nie powiedzia艂am, nic nie poradzi艂am. Czu艂abym si臋 winna, gdyby nie to, 偶e wiedzia艂am, i偶 ona i Ocky bardzo si臋 kochaj膮. Patrzy艂a na mnie tymi swoimi cudownymi, wielkimi, niebieskimi oczami, a ja, szczerze m贸wi膮c, nie wiedzia艂am, co z sob膮 zrobi膰. Przed oczami wci膮偶 mia艂am t臋 urocz膮, malutk膮 dziewczynk臋 ze 艣licznymi d艂ugimi lokami, z kt贸r膮 bawi艂a艣 si臋 w Morgan Court.

Allegra podesz艂a do kredensu stoj膮cego w jej prywatnym salonie, zdj臋艂a kryszta艂owy korek z karafki i do dw贸ch kieliszk贸w nala艂a sherry. Odwr贸ci艂a si臋 i jeden poda艂a macosze.

- Pij臋 twoje zdrowie i bardzo ci dzi臋kuj臋, madame. Chocia偶 jeste艣 tylko moj膮 cioci膮, by艂a艣 mi najlepsz膮 matk膮 - podnios艂a w g贸r臋 ma艂y kieliszek, potem zbli偶y艂a do ust i wypi艂a trunek.

- Och, kochanie - wzruszy艂a si臋 lady Morgan - a ja pij臋 twoje zdrowie. Moja niem膮dra siostra nawet nie wie, jak wspania艂e dziecko straci艂a. Ja za to zyska艂am jeszcze jedn膮 c贸r­k臋. - Wznios艂a kieliszek do g贸ry i spe艂ni艂a toast. Potem obj臋艂a dziewczyn臋, przytuli艂a i serdecznie uca艂owa艂a w oba policzki. - Dobranoc, moja kochana dziewczynko. 艢pij dobrze. Do zobaczenia rano. - Odwr贸ci艂a si臋 i pospiesznie skierowa艂a do drzwi. Allegra zd膮偶y艂a jednak dostrzec w jej niebieskich oczach 艂zy szcz臋艣cia.

Dzi臋ki Bogu, mam to ju偶 za sob膮 - pomy艣la艂a Allegra. B贸g jeden wie, czego dowiedzia艂aby si臋 od cioci mamy, gdyby nie wydusi艂a pewnych informacji od Sireny. Uda艂o si臋 jej te偶 zdj膮膰 z Sireny wszelkie podejrzenia. Powiedzia艂a bowiem, 偶e rozmawia艂a na ten temat ze wszystkimi trzema przyjaci贸艂kami.

- Honor! - krzykn臋艂a na pokoj贸wk臋 i zacz臋艂a rozsznurowywa膰 sukni臋. - Ju偶 wysz艂a..

- Mnie mog艂a panienka o wszystko zapyta膰 - m贸wi艂a s艂u偶膮ca, nadbiegaj膮c z garderoby.

- O wszystko? - Allegra ze zdziwienia unios艂a w g贸r臋 ciemne brwi.

- Dziewcz臋ta takie jak ja szybciej dorastaj膮 - odpowiedzia艂a pokoj贸wka.

- Honor, ty chyba nie! - Allegra nie by艂a pewna, czy w og贸le powinna czu膰 si臋 zaskoczona.

- Nie, oczywi艣cie, 偶e nie - szybko zaprzeczy艂a s艂u偶膮ca. - Nie mog艂abym pracowa膰 w uczciwym domu, gdybym by艂a tak膮 rozpustnic膮. Powiedzia艂am tylko, 偶e dziewczyny, kt贸re s膮 na s艂u偶bie, szybciej dowiaduj膮 si臋 r贸偶nych rzeczy. Du偶o widzimy. Du偶o s艂yszymy. Rozmawiamy mi臋dzy sob膮, czujemy si臋 mi臋dzy sob膮 swobodniej ni偶 pa艅stwo, wi臋cej sobie m贸wimy. Nie jeste艣my skr臋powane tymi wszystkimi waszymi manierami i zasadami dobrego wychowania, panienko Allegro.

- Aha!

Honor wzi臋艂a od pani 艣liczn膮 jedwabn膮 sukni臋 i od艂o偶y艂a j膮 na bok.

- A teraz pomog臋 panience si臋 wyk膮pa膰. Rano nie b臋dzie panienka mia艂a na to czasu - zaproponowa艂a i zacz臋艂a upina膰 ciemne loki dziewczyny na czubku g艂owy.

K膮piel pachnia艂a bzem. Allegra cudownie czu艂a si臋 w cieplej wodzie. Nie chcia艂a si臋 spieszy膰. Wiedzia艂a jednak, 偶e Honor obudzi j膮 wcze艣nie rano. Umy艂a si臋 wi臋c szybko. W艂osy by艂y myte wcze艣niej, w ci膮gu dnia, nie musia艂a si臋 martwi膰, 偶e p贸jdzie spa膰 z mokr膮 g艂ow膮, ryzykuj膮c przezi臋bienie. Wysz艂a z wanny i otuli艂a si臋 ciep艂ym r臋cznikiem, kt贸ry poda艂a jej pokoj贸wka.

- Jutro o tej porze b臋d臋 m臋偶atk膮 - powiedzia艂a g艂o艣no.

- Czy panienka na pewno si臋 cieszy? - otwarcie zapyta艂a Honor.

- Jestem zadowolona - odpar艂a cicho. - Ksi膮偶臋 jest dobrym cz艂owiekiem i wydaje si臋 rozs膮dny.

- A czy darzy go panienka jakim艣 cieplejszym uczuciem? - dopytywa艂a si臋 Honor. Nie by艂a o wiele starsza od swojej pani, ale opiekowa艂a si臋 Allegra, od kiedy dziewczyna sko艅czy艂a sze艣膰 lat i nie potrzebowa艂a ju偶 niani. Teraz mia艂a dwadzie艣cia sze艣膰 艂at, ale czu艂a si臋 o wieki starsza od swojej podopiecznej. 艁膮czy艂y je bliskie stosunki, dlatego od czasu do czasu Honor mog艂a pozwoli膰 sobie na tak osobiste pytania.

- Lubi臋 go. - Allegra powyjmowa艂a szpilki ze splot贸w, usiad艂a przed toaletk膮 i zacz臋艂a szczotkowa膰 w艂osy.

- Aha - mrukn臋艂a Honor, nic wi臋cej nie dodaj膮c.

- Co to ma znaczy膰? - Allegra 偶膮da艂a wyja艣nie艅.

- Czasami d艂ugo nie mo偶e si臋 panienka zdecydowa膰.

- Jak to nie mog臋 si臋 zdecydowa膰? O czym ty m贸wisz?

- No, czy panienka go kocha, czy nie.

- Czy go kocham? Honor, nie b膮d藕 艣mieszna! Ju偶 ci powiedzia艂am, 偶e go nie kocham.

- Skoro panienka tak m贸wi - zako艅czy艂a rozmow臋 pokoj贸wka. - Niech panienka wejdzie do 艂贸偶ka i spr贸buje zasn膮膰. - Dok艂adnie okry艂a pani膮 ko艂dr膮. - Dobranoc, panienko Allegro. Od jutra b臋d臋 m贸wi艂a Wasza Mi艂o艣膰. - U艣miechn臋艂a si臋 jeszcze i posz艂a w kierunku swojego pokoju, po drodze zamykaj膮c za sob膮 drzwi do garderoby.

Allegra wpatrywa艂a si臋 w baldachim nad 艂贸偶kiem. Wasza Mi艂o艣膰. Dobry Bo偶e! Nadszed艂 czas: zostanie ksi臋偶n膮 Sedgwick. Ju偶 jesie艅. Wiosna i lato nie wiadomo kiedy min臋艂y. Jutro po艣lubi ksi臋cia. Co za g艂upstwa wygadywa艂a Honor! 呕e nie mo偶e si臋 zdecydowa膰, czy kocha Quintona Huntera, czy nie. Oczywi艣cie, 偶e go nie kocha, a on na pewno nie kocha jej. A gdyby nawet jej uczucia do ksi臋cia si臋 zmieni艂y, z pewno艣ci膮 nie odwa偶y艂aby si臋 otworzy膰 przed nim serca. Takie romantyczne wyznania niew膮tpliwie wprawi艂yby go w zak艂opotanie.

Latem podczas remontu domu si臋 zaprzyja藕nili. Oboje kochali Hunter's Lair. Oboje pragn臋li wie艣膰 proste 偶ycie na wsi, otoczeni rodzin膮 i dzie膰mi. Oboje r贸wnie偶 wiedzieli, 偶e nie gro偶膮 im k艂opoty finansowe. I to by艂o wszystko. Powieki mia艂a ci臋偶kie. Oczy same si臋 zamyka艂y. Naprawd臋 nic wi臋cej mi臋dzy nimi nie by艂o. Dlaczego, u licha, Llonor powiedzia艂a to, co powiedzia艂a? Dlaczego jeszcze si臋 przy tym upiera艂a? Czy偶by wiedzia艂a co艣, czego jej pani nie wiedzia艂a? Allegra ziewn臋艂a i zamkn臋艂a oczy.

- Ksi膮偶臋 mnie nie kocha, a ja nie kocham jego - powiedzia艂a cichutko do siebie i zapad艂a w sen.

Rozdzia艂 9

Dzie艅 wsta艂 pochmurny. Jesienny deszcz la艂 strumieniami, g臋ste krople uderza艂y w szyby w oknach. Ale w Wielkiej Sali by艂o ciep艂o i jasno. Zapalono mn贸stwo 艣wiec, w obu kominkach p艂on膮艂 ogie艅, trzaska艂y iskry z艂otego 艣wiat艂a, a czerwone p艂omienie chwia艂y si臋 i ta艅czy艂y w podmuchach powietrza wciskanego do 艣rodka przez silny wiatr. Pastor z ko艣cio艂a 艢wi臋tego 艁ukasza w pobliskiej wiosce musia艂 przeby膰 drog臋 podczas burzy. Przyby艂 do Hunter's Lair godzin臋 przed uroczysto艣ci膮, wyznaczon膮 na dziewi膮t膮. Mokre ubranie pastora zabrano do suszenia, a on przebra艂 si臋 w sutann臋, na wierzch zak艂adaj膮c bia艂o- z艂oty ornat. Czu艂 si臋 zaszczycony, 偶e poproszono go, by udzieli艂 艣lubu ksi臋ciu i jego wybrance. Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e za duszpastersk膮 us艂ug臋 otrzyma hojne wynagrodzenie, poza tym ksi膮偶臋 m贸g艂 przecie偶 poprosi膰 biskupa o udzielenie 艣lubu. Z wdzi臋czno艣ci膮 przyj膮艂 zaproponowany mu kielich wina i si臋 rozejrza艂.

Na d艂ugim stole przykrytym bia艂ym p艂贸tnem, kt贸ry mia艂 pe艂ni膰 rol臋 o艂tarza, sta艂y ci臋偶kie, rze藕bione 艣wieczniki z litego z艂ota i z艂oty krzy偶 wysadzany szlachetnymi kamieniami. Wok贸艂 prowizorycznego o艂tarza poustawiano na stojakach misy i wazony 艣wie偶ych kwiat贸w. W powietrzu unosi艂 si臋 zapach p贸藕nych r贸偶owych r贸偶, bia艂ych i r贸偶owych lilii oraz lawendy.

O wyznaczonej godzinie nieliczna grupa go艣ci zasiad艂a na w膮skich, pozbawionych opar膰, d臋bowych 艂awkach, kt贸re stanowi艂y oryginalne wyposa偶enie Wielkiej Sali. W innej jej cz臋艣ci zgromadzi艂a si臋 s艂u偶ba, t艂oczyli si臋 dzier偶awcy i ch艂opi ksi臋cia, kt贸rym uda艂o si臋 dosta膰 do 艣rodka. Schodzili si臋 po cichu, zab艂ocone buty starannie wycierali pod czujnym okiem pana Croftsa. Inaczej stary lokaj nie pozwoli艂by im wej艣膰 do rezydencji pana.

Sirena 艣licznie wygl膮da艂a w prostej sukni z jasnoniebieskiego jedwabiu, z bufiastymi r臋kawami i podniesion膮 tali膮 przewi膮zan膮 w膮sk膮 r贸偶ow膮 szarf膮. W r臋ce trzyma艂a ma艂y bukiecik z r贸偶owych r贸偶 i lawendy. We w艂osy, ostrzy偶one zgodnie z najnowsz膮 mod膮 i modnie u艂o偶one, r贸wnie偶 wpi臋艂a kilka r贸偶yczek. Ca艂a twarz Sireny promienia艂a u艣miechem. Bardzo pragn臋艂a by膰 przy ukochanej kuzynce w tym dniu, a Allegra w dobroci swego serca jej to umo偶liwi艂a.

Panna m艂oda by艂a blada i, ku swojemu zdumieniu, zdenerwowana. M贸wi艂a cicho. G艂os niemal jej dr偶a艂, kiedy sk艂ada艂a przysi臋g臋 ma艂偶e艅sk膮. Czu艂a si臋 zak艂opotana. Zastanawia艂a si臋, czy kto艣, szczeg贸lnie ksi膮偶臋, zauwa偶y艂, jak bardzo jest zdenerwowana. Uwa偶a艂a, 偶e zachowuje si臋 dziecinnie, przejmuj膮c si臋 a偶 tak bardzo. To prawda, w jej 偶y艂ach nie p艂ynie tak b艂臋kitna krew, jak膮 szczyci si臋 ksi膮偶臋, jednak by艂a wi臋cej ni偶 przekonana, 偶e b臋dzie doskona艂膮 ksi臋偶n膮 Sedgwick. Chcia艂a tego dnia wygl膮da膰 szczeg贸lnie pi臋knie i wiedzia艂a, i偶 w艂a艣nie tak jest.

Madame Paul przesz艂a sam膮 siebie. Suknia 艣lubna by艂a dzie艂em sztuki. Uszyto j膮 z czysto bia艂ego jedwabiu, w kt贸ry wtkane zosta艂y malusie艅kie srebrne gwiazdki. Mia艂a podniesion膮 tali臋 i lekko bufiast膮 sp贸dnic臋 na przejrzystej srebrnej siateczce. Stanik mia艂 delikatnie zaokr膮glony dekolt. Ma艂e bufiaste r臋kawy zdobi艂y niewielkie srebrne kokardki. Ksi膮偶臋 ofiarowa艂 oblubienicy naszyjnik z du偶ych pere艂 ze 艣nie偶nobia艂ym brylantowym wisiorkiem w kszta艂cie serca oraz kolczyki z brylant贸w i pere艂, kt贸re Allegra mia艂a teraz na sobie.

G臋ste, d艂ugie, ciemne w艂osy zosta艂y upi臋te w g艂adki, elegancki kok, na kt贸rym umieszczono wianuszek z bia艂ych r贸偶yczek, przytrzymuj膮cy d艂ugi, srebrzysty, przejrzysty welon. Allegra wpatrywa艂a si臋 w ci臋偶k膮 obr膮czk臋 z irlandzkiego czerwonego z艂ota i brylant贸w, kt贸r膮 ksi膮偶臋 w艂o偶y艂 jej na palec. Nagle z ca艂膮 ostro艣ci膮 dotar艂a do niej nieodwracalno艣膰 sytuacji. Pastor wyg艂asza艂 ostatnie, finalne s艂owa ceremonii:

- Og艂aszam was m臋偶em i 偶on膮. Co B贸g z艂膮czy艂, cz艂owiek niech nie wa偶y si臋 roz艂膮czy膰. - Przerwa艂 na chwil臋 i doda艂: - Wasza Mi艂o艣膰, mo偶e pan poca艂owa膰 pann臋 m艂od膮.

Ksi膮偶臋 uj膮艂 d艂o艅mi twarz Allegry. Dziewczyna utkwi艂a nieco nieprzytomny wzrok w jego oczach. Poca艂owa艂 j膮. Na kr贸tk膮 chwil臋 Allegra unios艂a si臋 ku niebu i szybowa艂a w ob艂okach. Opu艣ci艂 r臋ce i u艣miechn膮艂 si臋, widz膮c zmieszanie w jej oczach.

- Wasza Mi艂o艣膰, p贸jdziemy do go艣ci? - spyta艂.

Odwr贸cili si臋 i zacz臋li przyjmowa膰 najlepsze 偶yczenia od cz艂onk贸w rodziny, przyjaci贸艂 i innych obecnych na uroczysto艣ci.

Muzycy na galerii zacz臋li gra膰 jak膮艣 weso艂膮 melodi臋. Ludzie, poza kilkoma wybranymi osobami, zacz臋li opuszcza膰 Wielk膮 Sal臋. S艂u偶膮cy w po艣piechu zaj臋li si臋 weselnym 艣niada­niem, podawali go艣ciom wino. Nowa ksi臋偶na Sedgwick poprosi艂a go艣ci o zaj臋cie miejsc, ka偶demu wskazuj膮c, gdzie ma usi膮艣膰. Nowo偶e艅cy zaj臋li miejsca w kr贸lewskich krzes艂ach po­艣rodku sto艂u, twarz膮 do sali.

Allegra rzuci艂a okiem na swojego dopiero co po艣lubionego m臋偶a. Zawsze uwa偶a艂a, 偶e jest przystojny, dzisiaj jednak w stroju z bia艂ego at艂asowego brokatu, haftowanego z艂otem, wydawa艂 si臋 jej jeszcze bardziej atrakcyjny. Brat ksi臋cia, kt贸ry by艂 艣wiadkiem Quintona, mia艂 na sobie komplet z bladonie- bieskiego jedwabiu, doskonale pasuj膮cy do sukni Sireny.

Lord George Hunter podni贸s艂 si臋, 偶eby wznie艣膰 toast.

- Za mojego brata, Quintona. Mia艂 do艣膰 rozs膮dku, 偶eby o偶eni膰 si臋 z najpi臋kniejsz膮 i bez w膮tpienia najbardziej wspania艂omy艣ln膮 dziewczyn膮 w ca艂ej Anglii. 呕ycz臋 im wielu lat szcz臋艣cia. Niech B贸g ma ich w swojej opiece!

- Niech 偶yj膮! Niech 偶yj膮! - krzyczeli inni go艣cie, podnosz膮c w g贸r臋 kryszta艂owe kielichy pe艂ne wina i przy艂膮czaj膮c si臋 do toastu.

Nast臋pnie wsta艂 ksi膮偶臋 i wzni贸s艂 w g贸r臋 kielich.

- Za Allegr臋 - powiedzia艂, patrz膮c 偶onie prosto w oczy, a偶 si臋 zarumieni艂a - kt贸ra wnios艂a szcz臋艣cie do mojej rodziny i tchn臋艂a w Hunter's Lair nowe 偶ycie. Dzi臋kuj臋, 偶e zechcia艂a za mnie wyj艣膰. - Upi艂 艂yk wina, odstawi艂 kielich na st贸艂, uj膮艂 d艂o艅 Allegry i uca艂owa艂. Podczas d艂ugiego 艣niadania wznoszono jeszcze wiele toast贸w. Go艣ciom proponowano

gotowane jajka w 艣mietanowym sosie z dodatkiem sycylijskiego wina Marsala, r贸偶ow膮, wiejsk膮 szynk臋 pokrojon膮 w cieniutkie plasterki i p艂aty bekonu. By艂y te偶 艣wie偶e, jeszcze ciep艂e, bardzo smaczne bu艂eczki, r贸偶ne rodzaje chleba, s艂odkie mas艂o i powid艂a 艣liwkowe. W misach podano p艂atki owsiane, wymieszane z g臋st膮 艣mietan膮, gotowanymi jab艂kami i cynamonowym cukrem. By艂y te偶 befsztyki, ma艂e kotlety jagni臋ce na srebrnych p贸艂miskach, dorsz w 艣mietanie i plastry 艂ososia przyrz膮dzonego w bia艂ym winie z koperkiem, a podanego

na li艣ciach sa艂aty z plasterkami cytryny. Przygotowano r贸wnie偶 pieczone jab艂ka z kwa艣n膮 艣mietan膮 i parzone gruszki z ga艂k膮 muszkato艂ow膮 i sherry. Na koniec wniesiono tort weselny, udekorowany pob艂yskuj膮cymi z艂otem kandyzowanymi owocami, pokrytymi niteczkami bia­艂ego lukru. 艢niadanie sko艅czy艂o si臋 dopiero wczesnym popo艂udniem.

Deszcz nadal pada艂. Przyj臋cie dla s艂u偶by i pracownik贸w maj膮tku przeniesiono do stajni. Kiedy niebo na chwil臋 troszeczk臋 si臋 przeja艣ni艂o, pa艅stwo m艂odzi i go艣cie weselni poszli do stajni i przy艂膮czyli si臋 do ucztuj膮cych. Tu znowu, tym razem dobrym angielskim piwem i jab艂kowym winem, wznoszono toasty na cze艣膰 pa艅stwa m艂odych. Nowo偶e艅cy zata艅czyli z wie艣niakami kilka ludowych ta艅c贸w, potem wr贸cili do rezydencji. Powozy dostojnych i szlachetnie urodzonych ju偶 podje偶d偶a艂y pod g艂贸wne wej艣cie. Allegra u艣wiadomi艂a sobie, 偶e go艣cie zaraz b臋d膮 ich opuszcza膰. Wszyscy chcieli dotrze膰 do dom贸w przed zachodem s艂o艅ca. Nawet na wsi drogi po zmroku bywa艂y niebezpieczne.

- To by艂 najpi臋kniejszy w 艣wiecie 艣lub - powiedzia艂a Sirena. - Postaraj si臋 by膰 szcz臋艣liwa, Allegro.

- Jestem szcz臋艣liwa - o艣wiadczy艂a Allegra.

- Wiesz, o co mi chodzi - znacz膮co szepn臋艂a Sirena.

- Dajemy wam tydzie艅 - o艣wiadczy艂a m艂oda hrabina Aston. - Potem oczekujemy, 偶e przyjedziecie do nas z wizyt膮. - Uca艂owa艂a Allegr臋 w oba policzki. - Do widzenia, ko­chanie! - Eunice z m臋偶em wyszli przed dom.

- Zim膮 musicie przyjecha膰 do Londynu - upiera艂a si臋 艂ady Bellingham, 艣ciskaj膮c pann臋 m艂od膮. - Kochanie, dzi臋kujemy, by艂o bardzo mi艂o! - Jeszcze kilka poca艂unk贸w i lord i lady Bellingham po cichu odjechali do siebie.

- Zobaczymy si臋 u Eunice - obieca艂a Caroline, lady Walworth, przed wyjazdem.

- George powiedzia艂, 偶e jeste艣 najpi臋kniejsz膮 i najbardziej wspania艂omy艣ln膮 dziewczyn膮 w ca艂ej Anglii - Melinda Hunter by艂a wyra藕nie zawstydzona. Po chwili jeszcze raz zebra艂a si臋 na odwag臋. - I wiem, dlaczego - doda艂a, ca艂uj膮c szwagierk臋. - Bardzo dzi臋kuj臋. Gdyby nie twoja dobro膰 i hojno艣膰, nie by艂abym szcz臋艣liwa. 呕ycz臋 ci tyle samo szcz臋艣cia z ksi臋ciem, ile ja dziel臋 z jego bratem.

- W rodzinie powinno si臋 sobie nawzajem pomaga膰 - odpar艂a Allegra po prostu. S艂owa Melindy spowodowa艂y, 偶e znowu si臋 zarumieni艂a.

- Do艂膮czam si臋 do podzi臋kowa艅 偶ony - przyciszonym g艂osem zawt贸rowa艂 Melindzie George Hunter. Poca艂owa艂 bratow膮 w policzek i ju偶 nie by艂o ani lorda, ani lady Hunter.

- Co zrobi艂a艣? - zainteresowa艂a si臋 Sirena.

- Powiem ci kiedy indziej - szepn臋艂a Allegra.

- Dobrze. Mo偶e nie umr臋 z ciekawo艣ci - Sirena ze zrozumieniem skin臋艂a g艂ow膮, jeszcze pomacha艂a na do widzenia i pow贸z pa艅stwa Pickford odjecha艂.

- No, moja kochana - lord Morgan r贸wnie偶 zacz膮艂 si臋 偶egna膰. - I ja powiem do widzenia. B膮d藕 dobr膮 偶on膮 - poca艂owa艂 c贸rk臋 w czo艂o.

- Dobrze, tato - przyrzek艂a, jak na c贸rk臋 przysta艂o.

- Niech ci B贸g b艂ogos艂awi, drogie dziecko - doda艂a lady Morgan i razem z m臋偶em ruszy艂a w drog臋 do domu. Ju偶 nic nie musia艂a m贸wi膰 pasierbicy. Wszystko, dzi臋ki Bogu, zosta艂o powiedziane.

Zostali sami w okr膮g艂ym foyer. Allegra nie by艂a pewna, co si臋 teraz stanie. Zegar wybi艂 w艂a艣nie p贸艂 do trzeciej, pomy艣la艂a wi臋c, 偶e jest zbyt wcze艣nie, by uda膰 si臋 na spoczynek. S艂u偶膮cy biegali w t臋 i z powrotem, sprz膮taj膮c po weselnej uczcie.

- Mia艂aby艣 ochot臋 na konn膮 przeja偶d偶k臋? - niespodziewanie zaproponowa艂 ksi膮偶臋.

- W tym deszczu? - spyta艂a i pomy艣la艂a, 偶e jej g艂os brzmi dziwnie g艂ucho.

- Teraz ju偶 tylko m偶y - sprostowa艂.

- A mo偶e zagramy w szachy? - podsun臋艂a.

- Dobrze - zgodzi艂 si臋 ksi膮偶臋. - To lepszy pomys艂.

- Ka偶臋 przygotowa膰 stolik w rodzinnym saloniku. - Odwr贸ci艂a si臋 i zawo艂a艂a przechodz膮cego obok lokaja. - Perkins, przygotuj stolik do gry w rodzinnym saloniku i przynie艣, prosz臋, figury szachowe.

- Wygl膮da艂a艣... - zacz膮艂 ksi膮偶臋, zwracaj膮c si臋 do 偶ony, kiedy lokaj pospieszy艂 spe艂ni膰 polecenie. Zaraz jednak przerwa艂 i si臋 poprawi艂: - Wygl膮dasz bardzo pi臋knie. Ksi臋偶na Sedgwick w ka偶dym calu, je艣li tak mog臋 powiedzie膰.

- Dzi臋kuj臋 - odpar艂a - ja te偶 chcia艂abym zrewan偶owa膰 si臋 komplementem. W tym stroju wygl膮dasz bardzo wytwornie.

Z rado艣ci krew nap艂yn臋艂a mu do twarzy.

- Chod藕, Allegro - zach臋ci艂, bior膮c j膮 za r臋k臋. - Od kilku tygodni nie grali艣my w szachy. Jestem ciekaw, czy lepiej ci idzie.

- Jeste艣 ciekaw, czy nie idzie mi gorzej - przekomarza艂a si臋 z u艣miechem. - Przygotuj si臋, bo z艂oj臋 ci sk贸r臋. Ostatnio grywa艂am z tat膮, a on jest 艣wietnym szachist膮.

W rodzinnym saloniku dominowa艂y kolory: bladoniebieski, p艂owo偶贸艂ty i kremowy. Cz臋艣膰 wyposa偶enia stanowi艂y stare d臋bowe meble, cz臋艣膰 nowe, z drzewa klonowego, niedawno sprowadzone z Londynu. Perkins ustawi艂 stolik mi臋dzy dwoma wygodnymi fotelami przy kominku. Kiedy Allegra usadowi艂a si臋 ju偶 w fotelu, lokaj poda艂 jej pud艂o z drzewa hebano­wego i ko艣ci s艂oniowej w srebrnej ramie. Trzymano w nim figury szachowe.

- Je艣li pozwolisz, panie - zaproponowa艂a, otwieraj膮c pude艂ko - b臋d臋 gra艂a bia艂ymi, tobie dam hebanowe.

Przyzwalaj膮co skin膮艂 g艂ow膮 i roz艂o偶y艂 na stoliku plansz臋 do gry. Kilka godzin ksi膮偶臋 i 艣wie偶o upieczona ksi臋偶na rywalizowali z sob膮 na szachownicy. Zagrali kilka partii i, jak Quinton musia艂 przyzna膰, byli godnymi siebie przeciwnikami. Dwa razy wygra艂 ksi膮偶臋, dwie partie zako艅czy艂y si臋 zwyci臋stwem Allegry. Na zewn膮trz znowu szala艂a burza. Lokaj przyszed艂 sprawdzi膰, czy ogie艅 w kominku nie wygas艂. Przycina艂 knoty w lampie i przy 艣wiecach, kiedy remisem ko艅czyli pi膮t膮 parti臋. Na dworze zrobi艂o si臋 ju偶 ciemno.

- Wielmo偶ny panie, w jadalni nakry艂em do kolacji - zaanonsowa艂 Crofts, wsuwaj膮c g艂ow臋 do saloniku. Zegar na kominku zacz膮艂 bi膰 sz贸st膮.

- Bo偶e 艣wi臋ty! - krzykn臋艂a Allegra. - Ale偶 ten czas p艂ynie.

Na ma艂ym stole w jadalni podano kurczaka, szynk臋, dziczyzn臋 zapiekan膮 w cie艣cie, fasolk臋 szparagow膮, 艣wie偶y chleb, mas艂o i ser. Kiedy ju偶 najedli si臋 do syta, Crofts wni贸s艂 p贸艂misek z plastrami 艣wie偶ego ananasa z cieplarni i kruche wafelki. Allegra uwielbia艂a cierpko- s艂odki owoc, jak dziecko nie potrafi艂a poskromi膰 艂akomstwa.

Patrz膮c na ni膮, ksi膮偶臋 u艣miecha艂 si臋 z rozczuleniem, odezwa艂 si臋 dopiero, kiedy sko艅czy艂a.

- Zechcesz teraz uda膰 si臋 na g贸r臋, moja droga - powiedzia艂 cichym, mi臋kkim g艂osem. - Mniej wi臋cej za godzin臋 do艂膮cz臋 do ciebie. - Podni贸s艂 kieliszek i powoli s膮czy艂 aromatyczne wino.

Allegra poczu艂a, 偶e krew jej odp艂ywa z twarzy, na moment zblad艂a, ale zaraz podnios艂a si臋, sk艂oni艂a i bez s艂owa spokojnym krokiem wysz艂a z jadalni. Serce w piersi wali艂o jak oszala艂e. 鈥濲u偶 nied艂ugo!" Ju偶 nied艂ugo si臋 dowie, o co w tym wszystkim chodzi. Czy naprawd臋 chcia艂a to wiedzie膰? A czy mia艂a jaki艣 wyb贸r? By艂a 偶on膮 Quintona Huntera i zgodnie z prawem boskim i stanowionym musia艂a podporz膮dkowa膰 si臋 jego woli. Lekkim krokiem wbieg艂a na g贸r臋 i uda艂a si臋 do swojego apartamentu. Honor ju偶 na ni膮 czeka艂a, pachn膮ca k膮piel r贸wnie偶.

- Dobry wiecz贸r, Wasza Mi艂o艣膰 - odezwa艂a si臋 pokoj贸wka z u艣miechem i dygn臋艂a. - Pomog臋 pani si臋 rozebra膰 i przygotowa膰 do snu. - Honor zachowywa艂a si臋 jak ka偶dego wieczoru. Sprawnie i szybko pomog艂a pani zdj膮膰 ubranie, potem podtrzyma艂a j膮, kiedy wchodzi艂a do wanny. W艂osy by艂y ju偶 podpi臋te do g贸ry. Allegra k膮pa艂a si臋, a Honor krz膮ta艂a po apartamencie. Wreszcie pomog艂a m艂odej ksi臋偶nej wyj艣膰 z wanny.

Allegra usiad艂a na 艂aweczce przed toaletk膮, a Honor wyciera艂a jej stopy, szczeg贸lnie dok艂adnie wysuszaj膮c sk贸r臋 mi臋dzy palcami.

- Pami臋tasz, Honor - wspomina艂a Allegra - kiedy by艂am ma艂a, straszy艂a艣 mnie, 偶e palce mi odpadn膮, je艣li nie b臋d臋 dok艂adnie osusza艂a sk贸ry mi臋dzy nimi? Bardzo d艂ugo w to wierzy艂am.

- Prawdziwa dama nie mo偶e mie膰 mokro mi臋dzy palcami - o艣wiadczy艂a Honor. - Moja mama zawsze mi to powtarza艂a. - Zamilk艂a na chwil臋, potem jednak zdecydowa艂a si臋 poinformowa膰 pani膮. - Przy kominku zostawi臋 misk臋 z ciep艂膮 wod膮 i kilka r臋cznik贸w.

- Po co? - zdziwi艂a si臋 Allegra.

- P贸藕niej pani zrozumie - zby艂a j膮 pokoj贸wka i szybko podnios艂a si臋 na nogi. - A teraz, Wasza Mi艂o艣膰, prosz臋 za艂o偶y膰 koszul臋 nocn膮. - Si臋gn臋艂a po bia艂膮 jedwabn膮 koszul臋, ostro偶nie wsun臋艂a j膮 Allegrze przez g艂ow臋 i dok艂adnie zawi膮za艂a pojedyncz膮 tasiemk臋 pod szyj膮. - Dobrze, a teraz do 艂贸偶ka.

Allegra wsun臋艂a si臋 do wielkiego 艂贸偶ka. Przyjemno艣膰 sprawi艂 jej unosz膮cy si臋 z po艣cieli zapach lawendy. Uperfumowano nawet wielkie poduszki, u艂o偶one wysoko za g艂ow膮.

- Dobranoc - Honor uk艂oni艂a si臋 i szybko wysz艂a z sypialni, dok艂adnie zamykaj膮c za sob膮 drzwi. Allegra zauwa偶y艂a, 偶e pokoj贸wka nie posz艂a do swojego pokoju.

Ksi臋偶na Sedgwick le偶a艂a w 艂贸偶ku i obserwowa艂a ta艅cz膮ce na 艣cianie refleksy p艂on膮cego w kominku ognia. Za oknem, szczelnie zas艂oni臋tymi ci臋偶kimi kotarami, s艂ysza艂a szalej膮c膮 burz臋, wycie wiatru i stukot kropli deszczu o szyby. To by艂 cudowny dzie艅, teraz jednak musia艂a spojrze膰 prawdzie w oczy. Tylko nie bardzo wiedzia艂a, jaka jest ta prawda. Wszyscy go艣cie tak bardzo si臋 cieszyli. Cieszyli si臋 jej szcz臋艣ciem, szcz臋艣ciem Quintona, w艂asnym szcz臋艣ciem. Sirena kocha艂a Ocky'ego. Caroline i Adrian Walworth wprost promienieli. Eunice i Marcus nie byli w stanie oderwa膰 od siebie oczu. Ojciec i ciocia mama w cztery miesi膮ce po 艣lubie nadal zachowywali si臋 jak para go艂膮bk贸w. Nawet lady Bellingham i jej m膮偶 traktowali si臋 z wi臋ksz膮 ni偶 zwykle czu艂o艣ci膮.

- Ale ja przecie偶 nie wierz臋 w mi艂o艣膰 - zamrucza艂a do siebie Allegra. - To niezwykle rzadkie przypadki. - To wyj膮tek, 偶eby m臋偶czyzna albo kobieta pozostali wierni swoim 偶yciowym partnerom. A dla tego, kto kocha, b贸l spowodowany zdrad膮 partnera musi by膰 straszny. Tata i ciocia mama, podobnie jak pa艅stwo Bellingham, s膮 ju偶 starzy. Mo偶e mi艂o艣膰, prawdziwa mi艂o艣膰, przychodzi dopiero w starszym wieku. Je艣li za艣 idzie o Siren臋, Caroline i Eunice, zobaczymy, co b臋dzie za pi臋膰 lat. Lepiej, 偶e zawar艂a z ksi臋ciem rozs膮dniejszy uk艂ad.

Drzwi 艂膮cz膮ce sypialni臋 Allegry z sypialni膮 ksi臋cia otworzy艂y si臋. Wszed艂 ksi膮偶臋. Mia艂 na sobie koszul臋 nocn膮 z bia艂ego batystu, ale j膮 natychmiast zdj膮艂. Wszed艂 do jej 艂贸偶ka i wsun膮艂 si臋 pod ko艂dr臋.

- O Bo偶e! - Allegrze dech zapar艂o w piersiach.

- Pozw贸l, kochanie, 偶e zdejm臋 z ciebie t臋 urocz膮 szat臋 - poprosi艂 i zanim zd膮偶y艂a zaprotestowa膰, b艂yskawicznie 艣ci膮gn膮艂 jej koszul臋 przez g艂ow臋 i od艂o偶y艂 na pod艂og臋 obok 艂贸偶ka. - Teraz jeste艣my w tej samej sytuacji.

Allegra zerwa艂a si臋 z 艂贸偶ka, chwyci艂a odrzucon膮 koszul臋 i przycisn臋艂a j膮 do siebie.

- Nie mog臋 tego zrobi膰 - powtarza艂a nerwowo.

- Czego zrobi膰? - zapyta艂 spokojnie, k艂ad膮c si臋 na plecach mi臋dzy poduszkami. Do licha, ale偶 ona jest fascynuj膮co pi臋kna! Musi by膰 cierpliwy, chocia偶 jego m臋sko艣膰 ju偶 wyra偶a艂a zainteresowanie pi臋knymi kszta艂tami Allegry.

- Skon... skon... och, niech to diabli, Quintonie, wiesz, o co mi chodzi - Allegra niemal krzycza艂a.

- Skonsumowa膰? - podsun膮艂.

- Tak! Skonsumowa膰! Nie mog臋! - teraz ju偶 naprawd臋 krzycza艂a.

- Chod藕 do 艂贸偶ka, Allegro. Nikt ci臋 nie skrzywdzi. Nie zrobi臋 ci krzywdy - przekonywa艂 spokojnie. - To naturalne, 偶e dziewica boi si臋 pierwszego zbli偶enia. Obiecuj臋 ci, wszystko b臋dzie dobrze. Chod藕 - wyci膮gn膮艂 do niej r臋k臋. - Z艂apiesz zimnic臋.

Rzeczywi艣cie by艂o jej zimno. Dlaczego, u licha, zachowuje si臋 tak dziecinnie?

- Czy musimy... czy musimy zrobi膰 to od razu? - zapyta艂a.

- Nie, moja droga, nie musimy. Nie od razu - zapewni艂. - Ale mog臋 ci obieca膰, 偶e ju偶 nied艂ugo sama b臋dziesz tego chcia艂a. - Ksi膮偶臋 u艣miechn膮艂 si臋. Wiedzia艂, 偶e j膮 kocha. Ona prawdopodobnie nigdy go nie pokocha, ale w tej chwili to nie mia艂o 偶adnego znaczenia. Upu艣ci艂a na ziemi臋 trzyman膮 koszul臋 i powoli wr贸ci艂a do 艂贸偶ka. Niemal natychmiast wzi膮艂

j膮 w ramiona. Dr偶a艂a na ca艂ym ciele. My艣la艂a, 偶e umrze ze wstydu, a jednak nie potrafi艂a opanowa膰 dr偶enia. Nie mog艂a spojrze膰 mu w oczy.

Dotyk aksamitnie mi臋kkiej sk贸ry dziewczyny natychmiast wzbudzi艂 w nim siln膮 偶膮dz臋. Opanowa艂 si臋 jednak. Nie mo偶e wzi膮膰 jej brutalnie, musi traktowa膰 j膮 艂agodnie, z czu艂o艣ci膮. Opuszkami palc贸w przejecha艂 po jej wargach.

- Kochanie, pragn臋 ci臋 ca艂owa膰 - i z艂o偶y艂 na jej ustach gor膮cy poca艂unek.

O Bo偶e! Czu艂a jego silne, j臋drne cia艂o. Co za wspania艂e, podniecaj膮ce uczucie! Usta mia艂 gor膮ce, kusz膮ce. Czu艂a, 偶e w jego obj臋ciach nikn膮 wszelkie obawy, cia艂o odpr臋偶a si臋, wzruszenie zast臋puje wcze艣niejsze napi臋cie. Mam serce dziwki, jestem nieodrodn膮 c贸rk膮 swojej matki - pomy艣la艂a z przera偶eniem, ale nie potrafi艂a si臋 powstrzyma膰. Zacz臋艂a oddawa膰 mu poca艂unki. Przecie偶 jest moim m臋偶em - przekonywa艂a sam膮 siebie. Przecie偶 mieli艣my ze sob膮 wsp贸艂偶y膰.

- Sp贸jrz na mnie, Allegro - poprosi艂, odrywaj膮c usta od jej warg.

- Nie mog臋 - szepn臋艂a. - Wstydz臋 si臋. Nigdy nie le偶a艂am w 艂贸偶ku z nagim m臋偶czyzn膮.

- Rzeczywi艣cie, my艣l臋, 偶e nie - roze艣mia艂 si臋 cicho. - Ale, kochanie, nic si臋 nie dzieje. Jeste艣my w 艂贸偶ku. M膮偶 i 偶ona. To nasza noc po艣lubna.

Fio艂kowymi oczami spojrza艂a w ko艅cu w jego srebrnoszare. Ujrza艂a w nich co艣, czego zupe艂nie nie potrafi艂a zrozumie膰. Wprawi艂o j膮 to w zak艂opotanie, zdezorientowa艂o. Ale przy­najmniej nie pastwi艂 si臋 nad jej cia艂em jak jaka艣 dzika bestia.

- Czy chcia艂aby艣 zobaczy膰, jak wygl膮dam? - zapyta艂 i zanim zd膮偶y艂a zaprzeczy膰, odrzuci艂 przykrycie i po艂o偶y艂 si臋 na plecach.

Ciekawo艣膰 zwyci臋偶y艂a. Allegra bez szczeg贸lnego zmieszania obejrza艂a smuk艂e cia艂o Quintona. By艂 szeroki w ramionach, klatk臋 piersiow膮 te偶 mia艂 szerok膮. Zreszt膮 tyle ju偶 wcze艣niej wiedzia艂a. Nawet w ubraniu wida膰 by艂o, 偶e jest pot臋偶nym m臋偶czyzn膮. Piersi pokrywa艂y kr臋cone ciemne w艂osy. Powiod艂a wzrokiem dalej. W膮skie pasmo ciemnych w艂os贸w prowadzi艂o w d贸艂 p艂askiego brzucha do g臋stej pl膮taniny czarnych, mocno skr臋conych lok贸w mi臋dzy muskularnymi udami. Allegra z trudem prze艂kn臋艂a 艣lin臋. Nie mog艂a oderwa膰 oczu od jego symbolu m臋sko艣ci.

- Mojego brata nie by艂 tak du偶y - zauwa偶y艂a z w艂a艣ciw膮 sobie otwarto艣ci膮. - Czasami podgl膮da艂am, kiedy z kolegami por贸wnywali swoje instrumenty.

- Aha - zamrucza艂, zadowolony, 偶e otrzyma艂 odpowied藕 na niezadane pytanie.

- Masz bardzo du偶e stopy.

- To prawda - przyzna艂.

- Ale s膮 w膮skie. Na ramionach i nogach rosn膮 ci w艂osy. James Lucian, je艣li dobrze pami臋tam, nie mia艂 ow艂osionych r膮k i n贸g - por贸wnywa艂a g艂o艣no.

- Ka偶dy m臋偶czyzna jest troszk臋 inny - pouczy艂. - Kobiety te偶 r贸偶ni膮 si臋 mi臋dzy sob膮.

- Przypuszczam, 偶e teraz ty chcia艂by艣 obejrze膰 mnie - Allegra w ten spos贸b zareagowa艂a na ostatni膮 uwag臋 i zrzuci艂a z siebie przykrycie. - Mam tylko nadziej臋, Quintonie, 偶e dobrze wypadn臋 w por贸wnaniu z innymi kobietami, kt贸re zna艂e艣.

- Bardzo dobrze - zapewni艂. Pochyli艂 si臋 i poliza艂 brodawk臋 jednej z piersi.

- O Bo偶e! - szepn臋艂a. Niespodziewana pieszczota spowodowa艂a, 偶e cia艂em dziewczyny znowu wstrz膮sn膮艂 dreszcz. Podniecaj膮cy by艂 r贸wnie偶 widok jego ciemnej g艂owy na jej mlecznobia艂ej sk贸rze. Nie mog艂a si臋 powstrzyma膰, wyci膮gn臋艂a r臋k臋, po艂o偶y艂a na jego g艂owie i palcami delikatnie przeczesywa艂a czarne w艂osy. - Och! Och! - Zacisn膮艂 wargi na brodawce i zacz膮艂 ssa膰.

- Och, dobrze czy och, 藕le? - spyta艂 rozbawiony, podnosz膮c g艂ow臋 i wbijaj膮c w ni膮 srebrne oczy.

- Dobrze - szepn臋艂a, p膮sowiej膮c jak r贸偶a i nie 艣miej膮c spojrze膰 mu w oczy.

- Jeste艣 bardzo dzielna - pochwali艂, 艣miej膮c si臋 pod nosem.

- A ty, jak przypuszczam, jeste艣 bardzo dla mnie dobry - te偶 odp艂aci艂a mu pochwa艂膮.

- Kochanie, masz cudowne piersi. S膮 jak dorodne brzoskwinie, dojrza艂e w s艂o艅cu, tryskaj膮ce s艂odycz膮. Chcia艂bym jeszcze je pie艣ci膰. Pozwolisz mi, Allegro?

- Prosz臋 - zgodzi艂a si臋 ch臋tnie. - Lubi臋, jak mnie pie艣cisz.

- Nadejdzie taka chwila, kiedy nie b臋d膮 m贸g艂 d艂u偶ej opiera膰 si臋 czarowi twego cia艂a i ju偶 nie b臋d臋 ci臋, kochanie, prosi艂 o pozwolenie. Ale nie b贸j si臋, nie zrobi臋 ci krzywdy - obieca艂.

- W艂o偶ysz swoj膮 m臋sko艣膰 do 艣rodka mojego cia艂a? - zapyta艂a.

- Tak.

- Czy to b臋dzie bola艂o? Sirena m贸wi艂a, 偶e za pierwszym razem boli - zwierza艂a si臋 Allegra, chocia偶 policzki jej p艂on臋艂y.

- Tak - potwierdzi艂. - Za pierwszym razem boli. A jak bardzo, zale偶y od tego, jak szczelnie twoje dziewictwo tarasuje drog臋. Obiecuj臋, 偶e b臋d臋 tak delikatny, jak to tylko mo偶liwe.

- Dobrze wi臋c - Allegra g艂o艣no prze艂kn臋艂a 艣lin臋. - Miejmy wreszcie za sob膮 t臋 batali臋. Pozb臋d臋 si臋 tego k艂opotliwego dziewictwa i b臋dziesz m贸g艂 czerpa膰 rozkosz z mojego cia艂a. M贸wiono mi, 偶e m臋偶czy藕ni bardzo lubi膮 sp贸艂kowa膰.

Teraz Quinton musia艂 g艂o艣no prze艂kn膮膰. W艂a艣ciwie chcia艂o mu si臋 艣mia膰. Zak艂ada艂, 偶e wi臋kszo艣膰 m艂odych kobiet w noc po艣lubn膮 nie chcia艂aby prowadzi膰 rozm贸w na takie tematy, by艂yby zawstydzone, niech臋tne, mo偶e nawet przera偶one. Allegra wszystkie te etapy pokona艂a bardzo szybko. Chyba nawet nigdy nie s艂ysza艂, 偶eby dobrze wychowana dama u偶ywa艂a s艂owa: sp贸艂kowanie. Ani 偶eby mimochodem wspomnia艂a, i偶 - jak s艂ysza艂a - m臋偶czy藕ni to lubi膮.

- Rzeczywi艣cie, lubi膮 - przyzna艂 - ale kobiety r贸wnie偶 lubi膮 sp贸艂kowa膰. Kobiety, kochanie, bywaj膮 r贸wnie zagorza艂ymi mi艂o艣niczkami stosunk贸w seksualnych jak m臋偶czy藕ni - za­pewnia艂 ksi膮偶臋 m艂od膮 偶on臋.

- Naprawd臋? - zdziwi艂a si臋 Allegra. - No dobrze, wi臋c przejd藕my do rzeczy. Czy twoja m臋sko艣膰 jest w dobrym stanie? Nadaje si臋 do u偶ytku?

Tym razem, chocia偶 bardzo si臋 stara艂, nie m贸g艂 si臋 opanowa膰. Wybuchn膮艂 g艂o艣nym 艣miechem.

- Allegro! Allegro! Jeste艣 taka niewinna, taka naiwna i taka przy tym czaruj膮ca. Kochanie, nami臋tno艣膰 i po偶膮danie nie rodz膮 si臋 na zawo艂anie. Zacz臋li艣my bardzo dobrze, ale potem

zasypa艂a艣 mnie pytaniami i nastr贸j prys艂. Czy mog艂aby艣, kochanie, teraz zamilkn膮膰 i pozwoli膰 mi poprowadzi膰 ci臋 艣cie偶k膮 Erosa do krainy rozkoszy? Z ca艂膮 pewno艣ci膮 chc臋 si臋 z tob膮 kocha膰. - Uni贸s艂 jej twarz ku g贸rze i poca艂owa艂 malinowe usta najpierw delikatnie, potem troszk臋 bardziej nami臋tnie. Pchn膮艂 lekko, a偶 opad艂a na poduszki. - Jeste艣 okropnie gadatliw膮 ma艂膮 kotk膮, kochanie. Ale czas rozm贸w si臋 sko艅czy艂. Zgadzasz si臋 ze mn膮? - Z艂o偶y艂 lekki poca艂unek na czubku jej nosa.

- Ale... ale... - protestowa艂a s艂abo. - Mam pytania. Chc臋 wiedzie膰.

- Kochanie, oczywi艣cie, wszystkie wymagaj膮 odpowiedzi. I obiecuj臋, odpowiem ci, w swoim czasie - zapewnia艂 Quinton Hunter 偶on臋. Ca艂owa艂 j膮 w ucho, prowokacyjnie liza艂, potem lekko dmucha艂. - Allegro, twoja sk贸ra cudownie smakuje - mrucza艂, a ustami sun膮艂 w d贸艂 po szyi, potem po ramieniu.

- A co ja mam robi膰? - b艂agalnym g艂osem prosi艂a o wskaz贸wki.

- Nic, kochanie, ale nic nie m贸w i si臋 nie ruszaj. Kieruj si臋 instynktem i pozw贸l mi si臋 kocha膰. Allegro, nikt ci臋 dotychczas nie dotyka艂, nikt nie pie艣ci艂. Wiem. I 偶aden m臋偶czyzna nigdy nie b臋dzie ci臋 mia艂. Tylko ja. - Nagle glos mu si臋 zmieni艂. Brzmia艂 cierpko, nieprzyjemnie. - Jeste艣 moja, tylko moja!

Zadr偶a艂a z podniecenia. Zadr偶a艂a ponownie, kiedy j臋zykiem wodzi艂 po napi臋tej sk贸rze na szyi. Obsypa艂 poca艂unkami jej piersi. Czu艂a je. Czu艂a, 偶e s膮 nabrzmia艂e, brodawki zaczyna艂y bole膰, ale nie by艂 to nieprzyjemny b贸l. W艂a艣ciwie uczuci by艂o nawet mi艂e. Przytrzymywa艂 jedn膮 jej r臋k臋 z boku, drug膮 nie艣wiadomie zacz臋艂a g艂adzi膰 jego smuk艂e cia艂o. Wodzi艂a r臋k膮 powoli, si臋ga艂a coraz ni偶ej i ni偶ej, a偶 si臋gn臋艂a rowka miedz po艣ladkami. Cofn臋艂a r臋k臋. Ponownie zacz臋艂a muska膰 palca kark Quintona.

Nie艣mia艂e pieszczoty Allegry podnieci艂y Quintona. Wolno, bardzo wolno wsun膮艂 j膮 pod siebie. Teraz ju偶 le偶a艂 na niej. Znowu zacz膮艂 ca艂owa膰 j膮 powoli, nami臋tnie. Cia艂o dziewczyny by艂o mi臋kkie, powolne, a jednocze艣nie j臋drne i m艂ode. Obie r臋ce Allegry przesun膮艂 w g贸r臋 i u艂o偶y艂 ponad jej ciemn膮 g艂ow膮. Wsun膮艂 j臋zyk do jej ust, g艂adzi艂 wn臋trze, dra偶ni艂 jej j臋zyk. Z ka偶d膮 chwil膮 czu艂 wzrastaj膮ce podniecenie. Cz艂onek by艂 teraz twardy jak kamie艅, niecierpliwie uciska艂 biodro Allegry.

- Rozsu艅 nogi, Allegro - cichutko zamrucza艂 prosto w jej ucho. - Pragn臋 ci臋, kochanie. Bardzo ci臋 pragn臋. Bardzo.

S艂ysz膮c nami臋tno艣膰 w jego g艂osie, zadr偶a艂a. Nadszed艂 czas. Zostanie wprowadzona do tajemniczego ogrodu Wenus i Erosa. Wolno, powoli rozsun臋艂a nogi. Serce w艣ciekle wali艂o jej w piersi. Nie mog艂aby wykrztusi膰 z siebie s艂owa! Niebywa艂e! Ponownie zadr偶a艂a, kiedy ukl膮k艂 mi臋dzy jej nogami. Si臋gn膮艂 r臋k膮 i wielk膮 d艂oni膮 przykry艂 ca艂y wzg贸rek Wenus, potem

zacz膮艂 delikatnie uciska膰. Allegrze zapar艂o dech w piersiach, kiedy poczu艂a jego r臋k臋 w tym miejscu. Nie odwa偶y艂a si臋 spojrze膰, by zobaczy膰, co Quinton robi.

Patrzy艂 na ni膮 i u艣miecha艂 si臋 do siebie z zadowoleniem. Dr偶膮c, czeka艂a na defloracj臋. Quintonowi potrzebna by艂a jeszcze chwila. Rozchyli艂 wargi sromowe, popatrzy艂 na guzek mi艂o艣ci. Zaczerwieniony i wilgotny z narastaj膮cego po偶膮dania. Jest doskona艂a - pomy艣la艂 i bardzo pragn膮艂 kocha膰 si臋 z ni膮 w ten szczeg贸lny spos贸b, ale - zdecydowa艂 - dzisiaj nie jest dobry moment na takie do艣wiadczenia. Kciukiem i palcem wskazuj膮cym przytrzyma! rozchylone wargi, a czubkiem innego palca delikatnie odszuka艂 guziczek mi艂o艣ci i zacz膮艂 pociera膰. Allegra cichutko krzykn臋艂a i ca艂a zadr偶a艂a. Na ciele dziewczyny zacz臋艂y pojawia膰 si臋 kropelki nektaru mi艂o艣ci. Quinton j臋kn膮艂 z rozkoszy.

- Jeste艣 cudowna, Allegro - zamrucza艂, u艣miechaj膮c si臋 do siebie. Mia艂a zamkni臋te oczy, a jednak zarumieni艂a si臋 z za偶enowania.

Pochyli艂 si臋, poca艂owa艂 j膮 i przyj膮艂 dogodniejsz膮 pozycj臋 do ataku na dziewictwo 偶ony. Czu艂a, 偶e czubek jego lancy ociera si臋 i uciska najintymniejsz膮 cz臋艣膰 jej cia艂a. Wchodzi艂 w ni膮, powoli toruj膮c sobie drog臋, a偶 poczu艂 si臋 pewnie w 艣rodku. Quinton jeszcze raz j膮 poca艂owa艂, niespiesznie, czule, potem mocno przycisn膮艂 usta i ca艂owa艂 gwa艂townie, nami臋tnie, jednocze艣nie jednym zdecydowanym ruchem wbijaj膮c si臋 g艂臋boko w jej cia艂o.

B贸l rozdar艂 doln膮 cz臋艣膰 cia艂a Allegry. Czu艂a, 偶e nogi jej zdrewnia艂y, rozpalony pogrzebacz przeszy艂 brzuch. Oderwa艂a g艂ow臋 od ust Quintona, przera藕liwie krzykn臋艂a, z oczu stru­mieniem zacz臋艂y p艂yn膮膰 艂zy. Nie mog艂a wykrztusi膰 z siebie s艂owa. Nie mog艂a z艂apa膰 oddechu. I wtedy, r贸wnie nagle jak j膮 przeszy艂, przera藕liwy b贸l przeszed艂, zosta艂a tylko t臋pa, mo偶liwa do zniesienia obola艂o艣膰, kt贸ra s艂ab艂a z ka偶dym p艂ynnym, d艂ugim ruchem m臋sko艣ci Quintona wewn膮trz jej cia艂a.

- Obejmij mnie, Allegro - szepn膮艂, puszczaj膮c jej r臋ce.

Przyci膮gn臋艂a go do siebie. Co艣 si臋 z ni膮 dzia艂o. Ju偶 nie czu艂a b贸lu. Ju偶 prawie go nie pami臋ta艂a. Cale cia艂o zaczyna艂o ogarnia膰 cudowne uczucie euforii. Poj臋kiwa艂a cichutko, instynktownie zacz臋艂a unosi膰 ku niemu biodra, kiedy wchodzi艂 w ni膮 g艂臋biej.

- Och! Tak! - krzykn臋艂a, nie mog膮c ju偶 d艂u偶ej si臋 powstrzyma膰. - Och! Och!

Quinton u艣miechn膮艂 si臋 rado艣nie, chocia偶 Allegra, maj膮c ci膮gle zamkni臋te oczy, nie mog艂a tego widzie膰. Malutkiej psotnicy zaczyna艂o si臋 to podoba膰! Szybko odkry艂a rozkosze na­mi臋tno艣ci. Wbija艂 si臋 dalej, coraz g艂臋biej. Naturalnie, dziewica przy pierwszym zbli偶eniu najcz臋艣ciej nie mo偶e osi膮gn膮膰 szczytu nami臋tnej mi艂o艣ci, ale przynajmniej ten pierwszy raz nie wzbudzi w niej niech臋ci i odrazy. Wiedzia艂, 偶e zbli偶a si臋 do momentu spe艂nienia, kiedy nagle, ku jego ogromnemu zaskoczeniu, Allegra zesztywnia艂a, poczu艂 dr偶enie fali rozkoszy,

zalewaj膮cej cia艂o dziewczyny. Nie by艂 w stanie powstrzyma膰 wytrysku ani chwili d艂u偶ej. Z ogromn膮 si艂膮 wybuchn膮艂 wewn膮trz m艂odego, p艂on膮cego nami臋tno艣ci膮 cia艂a 偶ony.

Allegra szybowa艂a w powietrzu. Po raz pierwszy czu艂a tak ca艂kowicie obezw艂adniaj膮c膮 rozkosz. Uczucie nie do opanowania. Cudowne uczucie. Z艂ote gwiazdy jak fajerwerki wybu­cha艂y pod zamkni臋tymi powiekami i gdzie艣 odp艂ywa艂y. Czy to wszystkim si臋 zdarza艂o? Czy wszyscy znali to uczucie? Zapyta Quintona. Je艣li wszyscy czuli to, co teraz ona, nic dziw­nego, 偶e tata i ciocia mama s膮 tacy szcz臋艣liwi.

- Och! Och! Ochhhh! - westchn臋艂a. Otuli艂a j膮 ciep艂a, spokojna, bezpieczna ciemno艣膰. Powoli dochodzi艂a do siebie. Czu艂a, 偶e ksi膮偶臋 g艂adzi j膮 po w艂osach.

- No, kochanie - m贸wi艂 czu艂e - najgorsze ju偶 masz za sob膮. Odnios艂em wra偶enie, 偶e odczu艂a艣 pewn膮 przyjemno艣膰 ze zbli偶enia ze mn膮, tak jak i mnie twoje cia艂o da艂o wiele przyjemno艣ci. - Poca艂owa艂 j膮 w czo艂o.

- O tak, Quintonie - przyzna艂a. Otworzy艂a oczy i spojrza艂a mu prosto w twarz. - Da艂e艣 mi wiele przyjemno艣ci. Dlaczego kobiety nie m贸wi膮 o takim cudzie?

- Czy kuzynka nic ci nie m贸wi艂a o rozkoszach nami臋tno艣ci? - zapyta艂 przyciszonym g艂osem.

- M贸wi艂a, 偶e cudownie jest uprawia膰 mi艂o艣膰, ale kiedy pr贸bowa艂am dowiedzie膰 si臋 czego艣 wi臋cej, powiedzia艂a, 偶e musz臋 to sama sprawdzi膰. I sprawdzi艂am. Teraz ju偶 wiem, och, Quintonie, bardzo dobrze wiem. - Przytuli艂a si臋 do niego. - Czy to si臋 robi wi臋cej ni偶 jeden raz ka偶dej nocy?

- Mo偶na - odpowiedzia艂, z trudem powstrzymuj膮c 艣miech.

- A my b臋dziemy? - zapyta艂a z wyra藕n膮 nadziej膮 w g艂osie.

- Nie dzisiaj - poca艂owa艂 j膮 w usta.

- Dlaczego nie? - chcia艂a wiedzie膰, a oczy pociemnia艂y jej ze wzburzenia. - Lubi臋 to, Quintonie. Nawet bardzo lubi臋 uprawia膰 mi艂o艣膰!

- Widzia艂em - przyzna艂. - Ale robi艂a艣 to po raz pierwszy. B臋dziesz obola艂a. Obiecuj臋, 偶e jutro na pewno znowu b臋dziemy uprawiali mi艂o艣膰, i pojutrze te偶, i popojutrze, i popojutrze. Jeste艣 wspania艂a, po艣lubiaj膮c ciebie, zrobi艂em 艣wietny interes.

- Och, jeste艣 okropny! - krzykn臋艂a i ma艂膮 pi膮stk膮 uderzy艂a go w rami臋. - Jestem dla ciebie jakim艣 towarem?

- Allegro, jeste艣 moj膮 pi臋kn膮, zachwycaj膮c膮 m艂od膮 偶on膮 - zapewni艂 ze 艣miechem, zsuwaj膮c si臋 z 艂贸偶ka. Podni贸s艂 koszul臋 i wci膮gn膮艂 na siebie. Pochyli艂 si臋, poca艂owa艂 j膮 raz jeszcze, jednocze艣nie delikatnie szczypi膮c brodawk臋 prawej piersi. - Dobranoc, moja droga. Do zobaczenia rano.

- Quintonie! Zostawiasz mnie?! - krzykn臋艂a.

- B臋d臋 spa艂 w swoim 艂贸偶ku - o艣wiadczy艂 i wyszed艂 przez drzwi 艂膮cz膮ce ich sypialnie. Gdyby mnie kocha艂 albo gdybym ja go kocha艂a - my艣la艂a - zosta艂by ze mn膮. Za艂o偶臋 si臋, 偶e

Ocky nie zostawia Sireny samej w nocy. Samotno艣膰 mia艂a jednak i dobre strony. Mog艂a pomy艣le膰, zastanowi膰 si臋 nad tym, co zdarzy艂o si臋 tej nocy. By艂 bardzo delikatny, troszczy艂 si臋 o ni膮. Gdybym wierzy艂a w mi艂o艣膰 - pomy艣la艂a - ale, oczywi艣cie, nie wierz臋, chyba mog艂abym go pokocha膰. S膮dz臋 jednak, 偶e zaczynam darzy膰 go pewnym, niewielkim uczuciem. Nawet powinnam, skoro mamy mie膰 dzieci. Zostawi艂 we mnie swoje nasienie. Mo偶e ju偶 spodziewam si臋 dziecka. Pewnego dnia zostan臋 matk膮 nast臋pnego ksi臋cia Sedgwick. M贸j syn. M贸j syn, ksi膮偶臋! I zapad艂a w sen.

W s膮siednim pokoju w swoim zimnym 艂贸偶ku le偶a艂 ksi膮偶臋. Ci臋偶ko mu by艂o zostawi膰 Allegr臋, ale ma艂偶onkowie sypiali oddzielnie. Tak by艂o przyj臋te. Oczywi艣cie, Allegra, poniewa偶 by艂a chowana w domu bez matki, pewnie tego nawet nie wiedzia艂a. Co z tego, 偶e zwyczaj ka偶e, by m膮偶 i 偶ona spali osobno? Nie chcia艂 si臋 z ni膮 rozstawa膰. By艂a taka ciep艂a, taka nami臋tna. I to mimo tego, 偶e zawsze post臋powa艂a tak rozs膮dnie i praktycznie! Jak by si臋 zachowa艂a, gdyby wiedzia艂a, 偶e j膮 kocha? Czy by艂aby przera偶ona? Nie o艣mieli si臋 powiedzie膰 jej o swoich uczuciach, dop贸ki nie b臋dzie wiedzia艂, 偶e odwzajemnia jego mi艂o艣膰, a przynajmniej, 偶e nie b臋dzie z niego kpi艂a. Zasn膮艂.

Honor przynios艂a pani 艣niadanie do 艂贸偶ka. Zauwa偶y艂a, 偶e miska z wod膮, zostawiona wieczorem przy kominku, nie by艂a u偶ywana. Pokoj贸wka postanowi艂a, 偶e p贸藕niej powie Jej Ksi膮偶臋cej Wysoko艣ci, po co przygotowa艂a misk臋 z wod膮.

Spostrzeg艂a r贸wnie偶, 偶e Allegra jest naga, a koszula nocna, niedbale rzucona, le偶y na pod艂odze. Widzia艂a tak偶e, 偶e pani jeszcze niezupe艂nie si臋 obudzi艂a. Biedulka. Ca艂e to zamieszanie w zwi膮zku ze 艣lubem - my艣la艂a 偶yczliwie - potem uroczysto艣膰 i na koniec musia艂a jeszcze jako艣 prze偶y膰 noc. Mimo to Jej Ksi膮偶臋ca Wysoko艣膰 wcale nie wygl膮da艂a na nieszcz臋艣liw膮.

- Dzie艅 dobry, Wasza Mi艂o艣膰 - pozdrowi艂a Allegr臋.

- Zostan臋 w 艂贸偶ku - o艣wiadczy艂a wczorajsza panna m艂oda, wci膮gaj膮c na siebie nocn膮 koszul臋.

- Dobrze, Wasza Mi艂o艣膰. - Honor szybciutko podesz艂a do nowej mahoniowej komody, wyj臋艂a delikatny koronkowy szal i narzuci艂a go pani na ramiona.

- Czy ksi膮偶臋 ju偶 wsta艂? - pyta艂a Allegra, gryz膮c grzank臋. Czu艂a si臋 zm臋czona, ale jednocze艣nie by艂a g艂odna.

- Wsta艂 i wyjecha艂 konno. Crofts m贸wi, 偶e kiedy wychodzi艂, pogwizdywa艂. - Honor chichota艂a. - Crofts m贸wi, 偶e wygl膮da艂 na bardzo szcz臋艣liwego.

- Aha! - tylko taki komentarz us艂ysza艂a pokoj贸wka.

P贸藕nym rankiem Crofts otworzy艂 frontowe drzwi Hunter^ Lair przed elegancko ubranymi d偶entelmenami.

- Dzie艅 dobry wielmo偶nym panom - powita艂 przyby艂ych i sk艂oni艂 si臋 lekko.

- Chcemy si臋 widzie膰 z ksi臋ciem - odezwa艂 si臋 wy偶szy z pan贸w. - Powiadom ksi臋cia Sedgwick, 偶e przybyli Prinny i Brummell.

Crofts wyba艂uszy艂 oczy. Odwr贸ci艂 wzrok, potem jeszcze raz spojrza艂 na go艣ci i nagle pozna艂 blondyna z niebieskimi oczami, o r贸偶owej karnacji, kt贸rego portret widzia艂 w londy艅skiej gazecie. Jeszcze raz si臋 uk艂oni艂. Tym razem ni偶ej, mia艂 przecie偶 przed sob膮 ksi臋cia Jerzego, nast臋pc臋 tronu.

- Jego Ksi膮偶臋ca Mo艣膰 pojecha艂 na przeja偶d偶k臋 konn膮. - Crofts starannie dobiera艂 s艂owa i bardzo uni偶enie zwraca艂 si臋 do potomka kr贸lewskiego rodu. - Natychmiast wy艣l臋 kogo艣, by zawiadomi艂 ksi臋cia. Prosz臋 pozwoli膰 za mn膮 do salonu. Polec臋 poda膰 wielmo偶nym panom wino.

- Wola艂bym dobre 艣niadanie - powiedzia艂 wyra藕nie zirytowany ksi膮偶臋 Jerzy. - Gospoda, w kt贸rej zatrzymali艣my si臋 na noc, wygl膮da艂a jak chlew. Ba艂em si臋 cokolwiek tkn膮膰, 偶eby si臋 nie zatru膰.

Wy偶szy z pan贸w, Brummell, u艣miechn膮艂 si臋, ubawiony.

- Jego Ksi膮偶臋ca Wysoko艣膰 jest bardzo g艂odny - spokojnie wyja艣ni艂 Croftsowi. - Od wczorajszego lunchu nic nie mia艂 w ustach.

- Perkins! - Crofts niemal krzykn膮艂 na lokaja. - Id藕 do kuchni. Niech kucharka przygotuje pe艂ne 艣niadanie dla Jego Ksi膮偶臋cej Wysoko艣ci ksi臋cia Jerzego i towarzysz膮cego mu pana. Natychmiast! - Wydawszy polecenie, odwr贸ci艂 si臋 ponownie do Prinny'ego i jego towarzysza: - Prosz臋 pan贸w do salonu.

Polecenia Croftsa, dos艂ownie przekazane przez Perkinsa, narobi艂y w kuchni niema艂ego zamieszania.

- Ksi膮偶臋 Jerzy? - upewnia艂a si臋 kucharka. - Nasz nast臋pca tronu? Na wszystkie 艣wi臋to艣ci, co ksi膮偶臋 tu robi?

- Panowie nie m贸wi膮 mi, co robi膮, kobieto, ale s艂ysza艂em, jak drugi z pan贸w m贸wi艂, 偶e ksi膮偶臋 nic nie jad艂 od wczorajszego po艂udnia.

Kucharka zblad艂a, ale zaraz dosz艂a do siebie i zacz臋艂a wydawa膰 polecenia. Ju偶 wkr贸tce s艂u偶ba w po艣piechu wnosi艂a do jadalni p贸艂miski z jedzeniem. Podano kotlety jagni臋ce, befsztyki, 艣wie偶y chleb, ser, mas艂o, gotowane jaja w koperkowym g臋stym sosie, r贸偶owego 艂ososia w plastrach z cz膮stkami cytryny i niedu偶膮 szynk臋. Kucharka pokra艣nia艂a z rado艣ci, kiedy si臋 dowiedzia艂a, 偶e na widok pospiesznie przygotowanej uczty ksi膮偶臋 u艣miechn膮艂 si臋 szeroko i natychmiast z du偶ym apetytem zabra艂 do jedzenia.

Dopilnowawszy, by dostojni go艣cie zostali odpowiednio podj臋ci, Crofts wys艂a艂 s艂u偶膮cego po ksi臋cia, a sam pobieg艂 na g贸r臋 zawiadomi膰 pani膮 o niespodziewanej wizycie. Zapuka艂 do drzwi prowadz膮cych do apartamentu ksi臋偶nej. Otworzy艂a Honor.

- Tak, panie Crofts, o co chodzi? - zapyta艂a.

- Nieoczekiwani go艣cie, Honor. Bardzo wa偶ni go艣cie. Musz臋 porozmawia膰 z wielmo偶n膮 pani膮.

- Obudz臋 pani膮. Poczekaj. - Pokoj贸wka znikn臋艂a za drzwiami sypialni Allegry i po chwili pojawi艂a si臋 znowu. - Prosz臋 wej艣膰, panie Crofts - skin臋艂a na majordomusa.

Starszy cz艂owiek powoli wkroczy艂 do prywatnego pokoju ksi臋偶nej. Siedzia艂a w 艂贸偶ku, oparta o poduszki, i wygl膮da艂a na 艣pi膮c膮. Sk艂oni艂 si臋 nisko.

- O co chodzi, panie Crofts?

- Ksi膮偶臋, Wasza Mi艂o艣膰. Przyby艂 nast臋pca tronu, ksi膮偶臋 Jerzy, i pan Brummell. S膮 na dole. W jadalni. Jedz膮 艣niadanie - Crofts wyrzuca艂 z siebie s艂owa. - Pos艂a艂em po ksi臋cia.

- Dobry Bo偶e! - krzykn臋艂a zdumiona Allegra. - Co robi膰?

- Gdyby ja艣nie pani mog艂a zej艣膰 do go艣ci... - podsun膮艂 Crofts. - Nie wiem, kiedy wr贸ci ksi膮偶臋. Nie wiemy, jak daleko odjecha艂.

- 呕eby przyje偶d偶a膰 tak niespodziewanie, bez uprzedzenia - mrukn臋艂a Allegra do siebie.

- Jeszcze z godzin臋 b臋d膮 zaj臋ci przygotowanym przez kuchark臋 艣niadaniem - Crofts uzna艂, 偶e ta informacja mo偶e si臋 pani przyda膰.

- Zaraz zejd臋 - Allegra skin臋艂a g艂ow膮. Odrzuci艂a okrycie i zerwa艂a si臋 z 艂贸偶ka. - Honor! Co mam na siebie w艂o偶y膰? - Dopiero teraz spostrzeg艂a, 偶e majordomus, cofaj膮c si臋 do drzwi, odwraca oczy. Roze艣mia艂a si臋. - M贸j Bo偶e, Crofts, jeste艣 starszy od mojego taty. Wiele razy musia艂e艣 ogl膮da膰 偶on臋 w nocnej koszuli. - Nie kr臋puj膮c si臋 niczym, na bosaka prze­bieg艂a przez pok贸j.

- Tak jest, Wasza Mi艂o艣膰, widzia艂em - przyzna艂 Crofts, szybko wychodz膮c z pokoju i zamykaj膮c za sob膮 drzwi. Pomarszczone policzki majordomusa p艂on臋艂y.

- Musi si臋 pani zachowywa膰 z wi臋ksz膮 godno艣ci膮 - upomnia艂a Honor.

- Co, na Boga, robi tu Prinny i Brummell? - g艂o艣no zastanawia艂a si臋 Allegra, zupe艂nie nie zwracaj膮c uwagi na s艂owa pokoj贸wki. Obaj prawie mnie nie dostrzegali, kiedy by艂am w Londynie. Kiedy艣, raz, ta艅czy艂am z ksi臋ciem. Brummell natomiast, jestem gotowa przysi膮c, s艂owem si臋 do mnie nigdy nie odezwa艂. Kiedy si臋 mijali艣my, ledwie skin膮艂 g艂ow膮. Co mam na siebie w艂o偶y膰?

- Co艣 prostego. Co艣 odpowiedniego na dzie艅 po 艣lubie - Honor wyj臋艂a sukni臋 z jedwabiu, na bia艂ym tle rozsypane by艂y p膮czki r贸偶. Mia艂a owalny dekolt i bufiaste r臋kawy. - Ta b臋dzie dobra.

- Musz臋 si臋 najpierw wyk膮pa膰 - zaprotestowa艂a Allegra.

- Jak ptaszek. Musi wystarczy膰 - zadecydowa艂a pokoj贸wka. - Podgrza艂am wod臋 w misce, kt贸r膮 wczoraj wiecz贸r zostawi艂am przy kominku.

- Och, zupe艂nie o niej zapomnia艂am - przyzna艂a m艂oda ksi臋偶na. - Po co j膮 zostawi艂a艣?

- Dama, kiedy sko艅czy kocha膰 si臋 z m臋偶em, zawsze powinna umy膰 intymne miejsca - pouczy艂a pani膮 pokoj贸wka. - Teraz niech si臋 pani szybko obmyje g膮bk膮, a ja przygotuj臋 po艅czochy i pantofle.

Mia艂a krew na udach! W pierwszej chwili przera偶ona wpatrywa艂a si臋 w swoje nogi, potem przypomnia艂a sobie, 偶e Sirena j膮 uprzedza艂a. I na po艣cieli. Zarumieni艂a si臋. To taka bardzo osobista sprawa, a zaraz ca艂y dom b臋dzie o wszystkim wiedzia艂. Co tam - pomy艣la艂a - przynajmniej nikt nie b臋dzie w膮tpi艂 w jej dziewictwo. Dok艂adnie si臋 umy艂a. Musia艂a przy­zna膰, 偶e rzeczywi艣cie by艂a obola艂a. A Quinton okaza艂 si臋 cz艂owiekiem bardzo delikatnym.

Ubiera艂a si臋 i ca艂y czas zastanawia艂a, dlaczego ksi膮偶臋 Jerzy z przyjacielem przyjechali do Hunter's Lair dzie艅 po 艣lubie. Takie zachowanie by艂o, 艂agodnie m贸wi膮c, nietaktowne, ale przecie偶 ksi膮偶臋ta mogli robi膰, co chcieli, niczym si臋 nie przejmuj膮c. Siedzia艂a w koszuli cicho i spokojnie, podczas gdy Honor czesa艂a jej w艂osy w kok. Zdecydowa艂a si臋 za艂o偶y膰 艣lubny naszyjnik i kolczyki. W艂o偶y艂a sukni臋 i pantofle.

- Jestem gotowa, Honor - powiedzia艂a w ko艅cu. Wysz艂a ze swojego apartamentu, zesz艂a schodami w d贸艂 i wesz艂a do jadalni, gdzie ksi膮偶臋 w艂a艣nie ko艅czy艂 posi艂ek. - Wasza Ksi膮偶臋ca Wysoko艣膰, witam w Hunter's Lair - powiedzia艂a od drzwi, sk艂adaj膮c dworski uk艂on.

Rozdzia艂 10

- Moja droga panno Morgan - Prinny z u艣miechem podni贸s艂 si臋 zza sto艂u. Poca艂owa艂 Allegr臋 w r臋k臋. - Przyjechali艣my na 艣lub - o艣wiadczy艂.

- 艢lub? - Allegr臋 lekko zatka艂o, ale przecie偶 nie mog艂a nic zrobi膰. - 艢lub, Wasza Ksi膮偶臋ca Wysoko艣膰, odby艂 si臋 wczoraj - powiedzia艂a zgodnie z prawd膮.

- Wczoraj? - ksi膮偶臋 Jerzy w pierwszej chwili wygl膮da艂 na szczerze zdumionego, potem zirytowanego.

George Brummell natomiast mia艂 taki wyraz twarzy, jakby si艂膮 powstrzymywa艂 wybuch 艣miechu.

- Tak, wczoraj, Wasza Wysoko艣膰 - potwierdzi艂a Allegra. - Gdyby ksi膮偶臋 zawiadomi艂 nas, 偶e przyje偶d偶a... - Nie wiedzia艂a, jak doko艅czy膰 rozpocz臋te zdanie.

- Kiedy otrzymali艣my wiadomo艣膰, 偶e postanowili艣cie wzi膮膰 艣lub tu, a nie w Londynie - zacz膮艂 ksi膮偶臋, ci臋偶ko osuwaj膮c si臋 z powrotem na krzes艂o - pomy艣la艂em, 偶e wraz z m艂odym Brummellem zrobimy wam niespodziank臋, przyje偶d偶aj膮c bez zapowiedzi. Nie przypuszcza艂em, 偶e we藕miecie 艣lub na samym pocz膮tku pa藕dziernika. - W g艂osie ksi臋cia brzmia艂a przygana, jakby Allegra rzeczywi艣cie zrobi艂a co艣 niew艂a艣ciwego.

- Jestem pewien, 偶e Jej Mi艂o艣膰 nie chcia艂a Waszej Wysoko艣ci sprawi膰 zawodu - szybko wtr膮ci艂 George Brummell. By艂 smuk艂ym m臋偶czyzn膮, z 艂adnym nosem, pi臋knie u艂o偶onymi ciemnymi w艂osami i niebieskimi, zawsze czujnymi oczami.

- Nie, oczywi艣cie, 偶e nie - zawt贸rowa艂a Allegra. - Gdyby Wasza Wysoko艣膰 nas zawiadomi艂, przed艂u偶yliby艣my uroczysto艣膰. To by艂by dla nas wszystkich wielki honor, gdyby ksi膮偶臋 zechcia艂 zaszczyci膰 nasz 艣lub swoj膮 obecno艣ci膮.

Prinny dalej mia艂 niepocieszony wyraz twarzy. Czu艂 si臋 rozczarowany. Jak dziecko, kt贸re czeka na wspania艂膮 niespodziank臋 i w ko艅cu nic nie dostaje.

- Ale tak si臋 ciesz臋, Wasza Wysoko艣膰 - ci膮gn臋艂a Allegra - 偶e zaszczyci艂 nas ksi膮偶臋 wizyt膮. Naturalnie, zostaniecie, panowie. M膮偶 co roku w pa藕dzierniku organizuje polowanie. Za kilka dni zaczn膮 si臋 zje偶d偶a膰 inni go艣cie. B臋d膮 zachwyceni, 偶e zastan膮 tu Wasz膮 Wysoko艣膰 i pana, panie Brummell.

- Ale skoro wzi臋li艣cie 艣lub wczoraj, czy nie wybieracie si臋 w podr贸偶 po艣lubn膮? - zapyta艂 ksi膮偶臋.

- Na szcz臋艣cie nie, Wasza Wysoko艣膰. Chcemy wybra膰 si臋 w podr贸偶 dopiero wiosn膮 przysz艂ego roku, prawdopodobnie do W艂och. Quinton wspomina艂 o mie艣cie pod nazw膮

Wenecja. - U艣miechn臋艂a si臋 do ksi臋cia. - Czy mo偶e sobie ksi膮偶臋 wyobrazi膰 miasto, w kt贸rym ulicami p艂ynie woda? - roze艣mia艂a si臋 w g艂os. - Nie uwierz臋, p贸ki nie zobacz臋.

- No c贸偶, Wasza Mi艂o艣膰, nie nast膮pi to szybko. B臋dziecie musieli jeszcze troch臋 poczeka膰 - stwierdzi艂 ksi膮偶臋 Jerzy. - Ten korsyka艅ski 艂otr, Napoleon, idzie na W艂ochy i, prosz臋 mi wierzy膰, Wenecja jest zagro偶ona. Co tam, ca艂e imperium weneckie jest zagro偶one.

- O m贸j Bo偶e - Allegra poczu艂a zaw贸d.

- B臋dziecie musieli pojecha膰 w podr贸偶 po艣lubn膮 tam, gdzie si臋 dawniej je藕dzi艂o: do Devon albo do krainy jezior - ze wsp贸艂czuj膮cym u艣miechem podsumowa艂 ksi膮偶臋.

- Niech si臋 Wasza Mi艂o艣膰 nie martwi - odezwa艂 si臋 Brummell, widz膮c, 偶e Allegra czuje si臋 bardzo zawiedziona - ten 艂ajdak 偶abojad nied艂ugo sam trafi na gilotyn臋. Nawet jego ludzie go nie znosz膮, a kiedy dynastia Bourbon贸w powr贸ci na tron, wszyscy go odst膮pi膮.

- Czy w贸wczas b臋d臋 mog艂a zobaczy膰 miasto na wodzie? - zapyta艂a Allegra.

- Na pewno, madame, na pewno. B臋dzie pani mog艂a - zapewni艂 Brummell.

- Wasza Wysoko艣膰! - Do jadalni energicznym krokiem wszed艂 Quinton Hunter. - Witaj w Hunter's Lair. To dla nas wielki zaszczyt. - Wykona艂 uk艂on przed ksi臋ciem, George'owi Brummellowi skin膮艂 g艂ow膮 na powitanie.

- Przyjechali艣my na 艣lub - powt贸rzy艂 ksi膮偶臋 Jerzy - tymczasem od twojej uroczej 偶ony dowiedzieli艣my si臋, 偶e uroczysto艣膰 odby艂a si臋 wczoraj. Powinni艣my byli zd膮偶y膰, gdyby nie paskudna pogoda. Drogi tak rozmi臋k艂y, 偶e musieli艣my przerwa膰 podr贸偶. Zatrzymali艣my si臋 w strasznym miejscu, kt贸re nazywa si臋 鈥濳si膮偶臋 Jerzy". Przysi臋gam, ka偶臋 zmieni膰 t臋 nazw臋! Tak zrobi臋! Jedzenie nie nadawa艂o si臋 nawet dla 艣wi艅, a w 艂贸偶kach by艂y pch艂y.

- Poprosi艂am ksi臋cia, 偶eby zosta艂 na polowanie - poinformowa艂a Allegra zaskoczonego m臋偶a. - Wydawa艂o mi si臋, 偶e obowi膮zkiem pani domu jest zaproponowanie panom go艣ci­ny, skoro pozostali go艣cie maj膮 przyjecha膰 ju偶 za kilka dni.

George Brummell dostrzeg艂 przelotny wyraz zdumienia na twarzy Quintona Huntera. Ha! W og贸le nie planowano 偶adnego polowania - pomy艣la艂, ubawiony sprytem i zuchwa艂o艣ci膮 m艂odej ksi臋偶nej Sedgwick. Ale polowanie b臋dzie! I to - jak si臋 mo偶na spodziewa膰 - bardzo nied艂ugo. Brummell st艂umi艂 chichot. W ubieg艂ym sezonie nie zwraca艂 wi臋kszej uwagi na Allegr臋 Morgan. Teraz zda艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e pope艂ni b艂膮d. Ta m艂oda kobieta nie jest g艂upia. Jest inteligentna, bystra, ale przede wszystkim godna podziwu jest 艣mia艂o艣膰, z jak膮 sobie poczyna. Wizyta zapowiada艂a si臋 pysznie. B臋dzie bardzo zabawnie - pomy艣la艂.

- Wasza Mi艂o艣膰, kto bierze udzia艂 w polowaniu? - zapyta艂 z艂o艣liwie. W jego oczach migota艂y figlarne ogniki.

Allegra bez trudu spostrzeg艂a, 偶e Brummell zorientowa艂 si臋 w sytuacji, natomiast ksi膮偶臋 Jerzy z pewno艣ci膮 przyj膮艂 wszystko za dobr膮 monet臋. Jego Wysoko艣膰 nie grzeszy艂 bystro艣ci膮.

- To ma艂a grupa. B臋dzie tylko m贸j m膮偶 i jego trzech najbli偶szych przyjaci贸艂. Od lat razem poluj膮 o tej porze roku, panie Brummell. Przyjedzie lord Walworth, hrabia Aston i wice­hrabia Pickford. S膮 bardzo z sob膮 z偶yci, jak pan pewnie wie, a teraz, kiedy wszyscy czterej s膮 ju偶 偶onaci, b臋dzie nam razem jeszcze weselej - s艂odkim g艂osem wyja艣ni艂a Allegra, nast臋pnie odwr贸ci艂a si臋 do ksi臋cia Jerzego: - Mam nadziej臋, 偶e Wasza Wysoko艣膰 nie b臋dzie si臋 z nami nudzi艂. A skoro panowie z nami zostaj膮, zaprosz臋 r贸wnie偶 owdowia艂膮 lady Peny i jej siostr臋, lady Johnstone. W ten spos贸b przy stole b臋dzie tyle偶 pa艅 co pan贸w. - U艣miechn臋艂a si臋 promiennie.

- 艢wietnie! Znakomicie! - ksi膮偶臋 Jerzy z rado艣ci膮 zaakceptowa艂 propozycj臋.

- Teraz, je艣li panowie pozwolicie, przeprosz臋 was i ka偶臋 przygotowa膰 go艣cinne pokoje dla Waszej Wysoko艣ci i pana Brummella - Allegra uk艂oni艂a si臋 i spokojnym krokiem wysz艂a z jadalni.

- Na Jowisza, Quinton! - krzykn膮艂 ksi膮偶臋 Jerzy. - Po艣lubi艂e艣 wspania艂膮 dziewczyn臋! B臋dzie doskona艂膮 ksi臋偶n膮, mimo 偶e nie ma dostatecznie b艂臋kitnej krwi. Zreszt膮 od czasu do czasu trzeba od艣wie偶y膰 r贸d odrobin膮 mniej szlachetnej, ale zdrowej, m艂odej krwi.

- Dzi臋kuj臋, Wasza Wysoko艣膰 - odpar艂 Quinton, k艂aniaj膮c si臋. W艂a艣ciwie nie poczu艂 si臋 ura偶ony uwag膮 ksi臋cia Jerzego. Jestem bardzo dumny z Allegry - pomy艣la艂. Co za przytomno艣膰 umys艂u! Jakie wyczucie sytuacji! Powita艂a niespodziewanego go艣cia z rodziny kr贸lewskiej, nakarmi艂a go i sprawi艂a, 偶e jest zachwycony, chocia偶 powinien by膰 rozczarowany i niezadowolony. Nie mia艂 najmniejszych w膮tpliwo艣ci, 偶e polowanie uda si臋 znakomicie.

Crofts czeka艂 na pani膮 tu偶 za drzwiami jadalni.

- Ja艣nie pani, kaza艂em przygotowa膰 apartament z widokiem na jezioro dla Jego Ksi膮偶臋cej Wysoko艣ci ksi臋cia Jerzego i b艂臋kitn膮 sypialni臋 dla pana Brummella - powiedzia艂, gdy tyl­ko zamkn臋艂a drzwi.

- Bardzo dobrze - pochwali艂a. - Crofts, za godzin臋 przy艣lij do mnie lokaja. Dam mu listy do wys艂ania. Z ka偶dym pojedzie jeden stajenny na szybkim koniu. Maj膮 czeka膰 na odpo­wied藕. Za dwa dni organizujemy polowanie. Je艣li chodzi o ksi臋cia Jerzego i towarzysz膮cego mu pana, impreza by艂a planowana ju偶 od dawna.

- Tak jest, Wasza Mi艂o艣膰 - Crofts stara艂 si臋 ukry膰 u艣miech. S艂u偶y艂 u dw贸ch poprzednich ksi臋偶nych Sedgwick, ale z t膮 trzeci膮 偶adna z nich nie mog艂a si臋 r贸wna膰.

- B臋d臋 w swoim saloniku. Niech Honor przyniesie mi kasetk臋 z przyborami do pisania - poleci艂a jeszcze.

- Natychmiast, wielmo偶na pani - zapewni艂. Uk艂oni艂 si臋 i szybko oddali艂.

Przyniesiono pulpit i przybory do pisania. Allegra po艣piesznie skre艣li艂a li艣ciki do Sireny, Eunice i Caroline. Wyja艣ni艂a, 偶e ksi膮偶臋 przyby艂 bez zapowiedzi i 偶e poprosi艂a, by zosta艂 na polowanie. Musz膮 przyjecha膰 do Hunter's Lair za dwa dni. Nast臋pnie napisa艂a bilecik do lady Perry, przepraszaj膮c, 偶e wysy艂a zaproszenie w ostatniej chwili, ale bardzo jej zale偶y, by 艣liczna wdowa i jej siostra zechcia艂y si臋 do nich przy艂膮czy膰. Zaklei艂a listy, zalakowa艂a czerwonym woskiem, pier艣cieniem odcisn臋艂a piecz臋膰 i zadzwoni艂a na lokaja.

- Czy Crofts powiedzia艂 ci, co masz zrobi膰? - upewnia艂a si臋.

- Ka偶dy list dostarcza inny stajenny i czeka na odpowied藕 - powt贸rzy艂 Perkins. - Czy tak, ja艣nie pani?

- Tak, biegnij ju偶 - poleci艂a, skin膮wszy g艂ow膮.

Nast臋pne dwa dni przesz艂y na przygotowaniach. Czyniono je bardzo dyskretnie, tak by nie wzbudzi膰 podejrze艅 go艣ci. Ksi膮偶臋 Jerzy i Quinton Hunter sp臋dzali czas na 艣wie偶ym powietrzu, je偶d偶膮c konno i poluj膮c na ptactwo wodne. Pan Brummell wykr臋ci艂 si臋 od tych uciech. Jadali obfite 艣niadania i kolacje. Wieczory sp臋dzali, graj膮c towarzysko w wista. Prinny doskonale rozumia艂 niech臋膰 gospodarza do hazardu, ale nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰 przed bodaj jedn膮 uszczypliw膮 uwag膮.

- Wiesz, Sedgwick, wydaje mi si臋, 偶e kto艣, kto ma tak wypchane kieszenie, nie powinien by膰 sk膮pcem - mrukn膮艂. - Zw艂aszcza kiedy wygrywa.

- Ale gdyby艣my grali na pieni膮dze - zauwa偶y艂a Allegra - Wasza Ksi膮偶臋ca Wysoko艣膰 ju偶 straci艂by na rzecz mojego m臋偶a Devon i Kornwali臋. Quinton po prostu ratuje kr贸lestwo Waszej Wysoko艣ci.

Brummell wybuchn膮艂 gromkim 艣miechem.

- 艢wietnie powiedziane, wielmo偶na pani - pochwali艂. - Mam nadziej臋, 偶e zim膮 przyjedziecie do Londynu.

- Ma艂o prawdopodobne, panie Brummell. Lubimy prowincj臋, dobrze nam tu - odpar艂a Allegra.

- Bzdura! - fukn膮艂 Prinny bez ceregieli. - Ksi臋偶no, rozkazuj臋 wam przyjecha膰. Nigdy nie mam do艣膰 pi臋knych kobiet wok贸艂 siebie. Przysi臋gam, 偶e pani b臋dzie moim wielkim suk­cesem.

- Wasza Wysoko艣膰 jest dla mnie bardzo mi艂y. Prosz臋 jednak pami臋ta膰, 偶e mam obowi膮zek da膰 m臋偶owi potomk贸w, tak jak to teraz robi 偶ona Waszej Wysoko艣ci. I musz臋 si臋 tym zaj膮膰, zanim znowu pojedziemy do Londynu - t艂umaczy艂a.

- W艂a艣ciwe podej艣cie, ksi臋偶no, ale gdyby nie by艂a pani w ci膮偶y, oczekuj臋 pani na balu w Almack - zarz膮dzi艂 Prinny. - Bogu niech b臋d膮 dzi臋ki! Panowie, wydaje mi si臋, 偶e wygra艂em to rozdanie.

Drugiej nocy po 艣lubie Quinton nie przyszed艂 do sypialni Allegry. Ona jednak by艂a tak zaj臋ta wszystkimi przygotowaniami, 偶e nawet nie zauwa偶y艂a jego nieobecno艣ci. Dzisiaj by艂a trzecia noc. Le偶a艂a cichutko, nie mog艂a usn膮膰. Zastanawia艂a si臋, dlaczego m臋偶a nie ma u jej boku, kiedy drzwi otworzy艂y si臋, ksi膮偶臋 wszed艂 do sypialni 偶ony i po艂o偶y艂 si臋 obok niej.

- Panie, zaczyna艂am ju偶 podejrzewa膰, i偶 zapomnia艂e艣, 偶e masz 偶on臋 - powiedzia艂a lodowatym tonem, chocia偶 w g艂臋bi duszy bardzo si臋 ucieszy艂a. - Jutro zje偶d偶aj膮 go艣cie. Obawiam si臋, 偶e nie b臋dziemy mieli czasu dla siebie.

Wzi膮艂 j膮 w ramiona i niespiesznie ca艂owa艂, a jej krew w 偶y艂ach zacz臋艂a szybciej kr膮偶y膰, w palcach u st贸p poczu艂a mrowienie.

- Nie m贸g艂bym o tobie zapomnie膰, Allegro - powiedzia艂, kiedy ju偶 wyca艂owa艂 j膮 za wszystkie czasy, tak 偶e nie mog艂a z艂apa膰 oddechu i kr臋ci艂o si臋 jej w g艂owie. - I nie tak wyobra偶a艂em sobie pierwszy tydzie艅 po 艣lubie. Niech to licho, kochanie! Szkoda, 偶e nie pojechali艣my w podr贸偶 po艣lubn膮.

- Wszystko by by艂o dobrze - odezwa艂a si臋 Allegra - gdyby Prinny'emu nie przysz艂o do g艂owy przyje偶d偶a膰 na nasz 艣lub i gdyby nie zjawi艂 si臋 dzie艅 p贸藕niej. Dlaczego nie siedzi w domu z 偶on膮? Przecie偶 ona spodziewa si臋 dziecka.

- On gardzi ksi臋偶niczk膮 Caroline. Prawd臋 powiedziawszy, ksi臋偶niczka ma okropne maniery, jest nietaktowna, nie przebiera w s艂owach i nie myje si臋 dostatecznie cz臋sto. Wiesz, kochanie, jak bardzo ksi膮偶臋 jest wymagaj膮cy. W kwietniu pojecha艂em na 艣lub. Ksi膮偶臋 Jerzy by艂 tak pijany, 偶e ledwo trzyma艂 si臋 na nogach. Kr贸l musia艂 uda膰 si臋 za nim, poniewa偶 w trakcie ceremonii ksi膮偶臋 po prostu odszed艂 od o艂tarza.

- Jakie to smutne! 呕al mi jego 偶ony - powiedzia艂a Allegra 艂ami膮cym si臋 g艂osem.

- Dlaczego smutne? - bada艂 ksi膮偶臋. - Ich ma艂偶e艅stwo, podobnie jak nasze, zosta艂o zawarte z powod贸w praktycznych, dla dobra dynastii.

- Mog膮 si臋 nie kocha膰, Quintonie, my te偶 si臋 nie kochamy, ale ty jeste艣 dla mnie dobry. Nie wierz臋, 偶e w艂贸czy艂by艣 si臋 po kraju, odwiedzaj膮c przyjaci贸艂 i znajomych, gdybym spodzie­wa艂a si臋 twojego dziecka. Nie zostawi艂by艣 mnie samej.

- Nie, moja droga, nie zostawi艂bym - przyzna艂 cicho. Po艂o偶y艂 j膮 na wznak na poduszkach i u艣miechn膮艂 si臋. - Czy mog臋 mie膰 nadziej臋, 偶e brak ci by艂o mnie ubieg艂ej nocy? Mnie bardzo ciebie brakowa艂o. T臋skni艂em za tob膮.

- Naprawd臋? To co ci臋 powstrzyma艂o? - zapyta艂a zdziwiona.

- Nasz go艣膰 i jego nami臋tno艣膰 do wista - odpar艂. - Prinny do艣膰 p贸藕no zdecydowa艂 si臋 wreszcie p贸j艣膰 spa膰. Pan Brummell, mimo m艂odego wieku i kawalerskiego stanu, znacznie lepiej rozumie, 偶e jeste艣my 艣wie偶o po 艣lubie. Kilkakrotnie pr贸bowa艂 odci膮gn膮膰 Prinny'ego od sto艂u. Niestety bez skutku.

- Ale teraz tu jeste艣 - powiedzia艂a, a Quinton got贸w by艂 przysi膮c, 偶e s艂yszy w jej g艂osie uwodzicielsk膮 nutk臋.

- Madame, czy pani ze mn膮 flirtuje? - za偶artowa艂 i roze艣mia艂 si臋, kiedy sp膮sowia艂a. Ci膮gle by艂a taka niedo艣wiadczona i niewinna. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i rozwi膮za艂 wst膮偶ki jej nocnej ko­szuli. Jednym palcem rozsun膮艂 po艂y. - Czy偶by pani chcia艂a, 偶ebym si臋 z pani膮 kocha艂? - Patrzy艂 jej prosto w oczy.

- Tak - potwierdzi艂a skwapliwie, a jemu dech zapar艂o w piersi, kiedy przyci膮gn臋艂a do siebie jego g艂ow臋 i musn臋艂a ustami jego wargi.

Wi臋kszej zach臋ty nie potrzebowa艂. Ukry艂 twarz mi臋dzy ma艂ymi piersiami i zacz膮艂 nami臋tnie ca艂owa膰.

- Allegro, jeste艣 cudowna! Chcia艂bym ci臋 zje艣膰, moja droga. Zjem ci臋! - Zacisn膮艂 wargi na stercz膮cej sutce i ssa艂 zapami臋tale. Szumia艂o mu w g艂owie. Serce z podniecenia niemal nie wyskoczy艂o z piersi. Dlaczego odrzuca艂 mi艂o艣膰, dlaczego lekcewa偶y艂 znaczenie uczucia? Allegra westchn臋艂a rado艣nie, kiedy usta i r臋ce Quintona zacz臋艂y w臋drowa膰 po jej

rozpalonym ciele. Co si臋 z ni膮 dzia艂o? 鈥瀂akochujesz si臋" - szepn膮艂 jaki艣 g艂osik. 鈥濶ie!" - krzykn臋艂a g艂o艣no.

- Kochana, o co chodzi? - ksi膮偶臋 podni贸s艂 g艂ow臋 znad jej piersi. - Wszystko w porz膮dku? Chcesz, 偶ebym przesta艂?

- Nie, nie - zaprzeczy艂a. - Nie przestawaj, Quintonie. 鈥濪laczego powiedzia艂: kochana?" - Och, tak! - szepta艂a, a on muska艂 wargami jej kszta艂tny tors. - Och, jak dobrze, cudownie! - mrucza艂a, kiedy ca艂owa艂 brzuch. - Ja te偶 chc臋 tak robi膰!

- Co robi膰? - Na chwil臋 przesta艂 pie艣ci膰 jej brzuch.

- Chc臋 ci臋 kocha膰, chc臋 ci臋 pie艣ci膰. 呕ony mog膮, prawda? - upewnia艂a si臋. - Nie chc臋 by膰 tylko bezwolnym cia艂em. Chc臋 si臋 tego nauczy膰, Quintonie. Chc臋 umie膰 sprawia膰 ci rozkosz. Mog臋? Nauczysz mnie? Poka偶esz, jak to robi膰?

Ksi膮偶臋 usiad艂, 艣ci膮gn膮艂 koszul臋 i rzuci艂 na pod艂og臋.

- Wystarczy, 偶e b臋dziesz robi艂a to samo, co ja. Tak, Allegro, 偶ony mog膮 pie艣ci膰 i kocha膰 swoich m臋偶贸w. Ciesz臋 si臋, 偶e pragniesz odwzajemni膰 moje pieszczoty.

- Sprawiasz mi przyjemno艣膰, panie. Jeste艣my przyjaci贸艂mi, wi臋c i ja w rewan偶u pragn臋, by艣 do艣wiadczy艂 podobnych przyjemno艣ci.

- Prosz臋 bardzo, madame - po艂o偶y艂 si臋 na plecach.

Id膮c 艣ladem m臋偶a, Allegra zdj臋艂a koszul臋 nocn膮. Ze skrzy偶owanymi nogami usiad艂a na 艂贸偶ku obok Quintona i bez s艂owa przygl膮da艂a mu si臋 d艂u偶sz膮 chwil臋. Wreszcie wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i dotkn臋艂a w艂os贸w na szerokiej klatce piersiowej m臋偶a.

- Mi臋ciutkie - powiedzia艂a g艂o艣no, przebieraj膮c palcami mi臋dzy w艂osami. Nast臋pnie z ciekawo艣ci膮 powiod艂a d艂oni膮 w d贸艂 brzucha. Chcia艂a go lepiej widzie膰, wi臋c - ku zaskoczeniu Quintona - usiad艂a na nim okrakiem, opieraj膮c po艣ladki na jego udach. Wyci膮gn臋艂a r臋ce i otwartymi d艂o艅mi g艂adzi艂a d艂ugi, umi臋艣niony tors. Palcami dra偶ni艂a ma艂e brodawki. Pochyli艂a si臋 i muska艂a je swoimi piersiami.

Quinton gwa艂townie wci膮gn膮艂 powietrze. By艂 zaskoczony 艣mia艂o艣ci膮, z jak膮 sobie poczyna jego 偶ona.

- Czy sprawi艂o ci to przyjemno艣膰? - zapyta艂a, zaciekawiona.

- Twoje pieszczoty bardzo mnie podniecaj膮 ~ przyzna艂 szczerze.

- Masz pi臋kne cia艂o - powiedzia艂a. - Ogl膮da艂am rysunki staro偶ytnych rze藕b w ksi膮偶kach w bibliotece taty. St膮d wiem, 偶e masz pi臋kne cia艂o.

- Inne por贸wnanie nigdy by mi nie przysz艂o do g艂owy - powiedzia艂 z galanteri膮. Uwi臋ziony mi臋dzy jego udami i kr膮g艂ymi po艣ladkami Allegry cz艂onek dr偶a艂 i pulsowa艂 coraz bardziej. Pragn膮艂 j膮 przewr贸ci膰 i zanurzy膰 si臋 w jej s艂odkim wn臋trzu.

- Co si臋 sta艂o? - Allegra nie potrafi艂a zrozumie膰 wyrazu oczu Quintona.

- Zejd藕 ze mnie, ty ma艂a m膮dralo, to ci poka偶臋 - powiedzia艂 ze 艣miechem.

Pos艂ucha艂a. Wtedy po raz pierwszy zobaczy艂a nabrzmia艂y cz艂onek. Nie mog艂a oderwa膰 od niego oczu. Wielki, opleciony niebieskimi 偶y艂kami, twardy, porusza艂 si臋 i drga艂. Wpatrywa艂a si臋 w niego jak zahipnotyzowana.

Quinton u艂o偶y艂 偶on臋 na plecach mi臋dzy poduszkami. Po艂o偶y艂 si臋 na niej i jednym p艂ynnym ruchem wszed艂 do gniazdka mi艂o艣ci. By艂a wilgotna i gor膮ca.

- Allegro, czy widzisz, jak wielk膮 masz nade mn膮 w艂adz臋? - zapyta艂 z czu艂o艣ci膮, jednocze艣nie pochylaj膮c si臋 i delikatnie ca艂uj膮c j膮 w usta. Zacz膮艂 si臋 rusza膰, pocz膮tkowo powoli, potem wchodzi艂 w ni膮 szybkimi, zdecydowanymi ruchami. Obezw艂adniaj膮ce uczucie zmys艂owej przyjemno艣ci coraz silniej ogarnia艂o ca艂e cia艂o Allegry. Nie mog艂a si臋 powstrzyma膰, krzykn臋艂a g艂o艣no:

- Och, jak cudownie! Nie przestawaj, Quintonie, nie przestawaj! - Za podszeptem jakiego艣 atawistycznego instynktu podnios艂a nogi i oplot艂a nimi Quintona, pozwalaj膮c mu jeszcze bardziej zag艂臋bi膰 si臋 w pragn膮ce go cia艂o.

Quinton p艂on膮艂 z po偶膮dania, nieoczekiwane gor膮ce przyzwolenie 偶ony jeszcze bardziej go podnieci艂o. Wbija艂 si臋 w ni膮 coraz gwa艂towniej, coraz g艂臋biej, a偶 krew uderzy艂a mu do g艂owy, serce w艣ciekle wali艂o. Jej cia艂o dr偶a艂o z rozkoszy. Tak jak pierwszej nocy, oboje dzielili cudowne doznania.

- Och, Allegro! Uwielbiam ci臋, uwielbiam! - krzykn膮艂. - Kochana, nie znienawid藕 mnie za to! Pragn臋, 偶eby艣 mnie kocha艂a tak, jak ja kocham ciebie. - Uj膮艂 jej twarz w d艂onie i obsy­pa艂 nami臋tnymi poca艂unkami.

Niemo偶liwe. Czy naprawd臋 powiedzia艂, 偶e j膮 kocha? Mo偶e si臋 przes艂ysza艂a? By艂a oszo艂omiona prze偶yciami, ca艂a poch艂oni臋ta zmys艂owymi doznaniami.

- Przecie偶 nie wierzymy w mi艂o艣膰 - zamrucza艂a do siebie. - Mi艂o艣膰 rani, sprawia b贸l.

- Nieprawda, moja kochana. Nie musi - zapewnia艂 ksi膮偶臋. - Och, Allegro, otw贸rz oczy i popatrz na mnie.

Ci臋偶kie, g臋ste, ciemne rz臋sy powoli unios艂y si臋 z bladych policzk贸w. Fio艂kowymi oczami spojrza艂a prosto w jego oczy.

- Kocham ci臋 - powiedzia艂 cicho. - Wiem, 偶e to mia艂o by膰 ma艂偶e艅stwo z rozs膮dku. Nie chcieli艣my si臋 anga偶owa膰, odrzucili艣my og艂upiaj膮ce uczucia. Ale okaza艂o si臋, 偶e wcale si臋 nie r贸偶ni臋 od romantycznych przodk贸w. Zakocha艂em si臋. Wybaczysz mi, moja kochana? Czy mog臋 mie膰 nadziej臋, 偶e pewnego dnia i ty mnie pokochasz? Allegro?

- Och, Quintonie! - szepn臋艂a s艂abym g艂osem. - Nie wiem, co powiedzie膰. Je艣li mam by膰 z tob膮 szczera, a powinnam, musz臋 przyzna膰, 偶e 偶ywi臋 wobec ciebie uczucie, kt贸rego nie rozumiem. Ale czy jest to mi艂o艣膰? Nie wiem. Nigdy nie by艂am zakochana, a mi艂o艣膰, jak膮 czuj臋 do taty, cioci mamy i Sireny, to zupe艂nie inne uczucie. Naprawd臋 mnie kochasz? Dlaczego? Jak to si臋 sta艂o?

- Prawd臋 m贸wi膮c, sam nie bardzo rozumiem - przyzna艂 ksi膮偶臋 Sedgwick, zsuwaj膮c si臋 z Allegry i odwracaj膮c si臋 na plecy. - Wiem jednak, 偶e ci臋 kocham. Przez te kilka tygodni, kiedy wyjecha艂a艣 do Morgan Court, nie mog艂em bez ciebie wytrzyma膰. Spytaj Ocky'ego. W pewnym momencie by艂em przekonany, 偶e nie wr贸cisz. Okropnie cierpia艂em.

- Na Boga! Dlaczego, Quintonie? Dlaczego s膮dzi艂e艣, 偶e nie wr贸c臋, by za ciebie wyj艣膰? - pyta艂a. By艂 bardzo dumnym cz艂owiekiem. Jego wyznania by艂y tyle偶 nieoczekiwane, co za­skakuj膮ce.

- A co mog艂em ci zaproponowa膰 poza tytu艂em? Nic. Ubieg艂ego lata ci臋 pozna艂em. Wiedzia艂em wi臋c, 偶e tytu艂 ci臋 nie skusi. Jeste艣 zbyt uczciwa, zbyt prostolinijna, zbyt odwa偶na.

- Ale przecie偶 da艂am ci s艂owo - nie mog艂a wyj艣膰 ze zdziwienia. - Chyba nie przypuszcza艂e艣, 偶e jestem zdolna z艂ama膰 raz dane s艂owo?

- Wiesz, przekona艂em si臋, 偶e w mi艂o艣ci w og贸le nie ma miejsca na logik臋 i rozs膮dek - wyzna艂.

- Rozumiem. Ale powiedz: ufasz mi?

- Ca艂ym sercem, moja ukochana.

Allegra roze艣mia艂a si臋 rado艣nie. To by艂o silniejsze od niej. Szcz臋艣cie j膮 przepe艂nia艂o, rozsadza艂a rado艣膰.

- Kochasz mnie? Naprawd臋 mnie kochasz?

- Naprawd臋! - Przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie i zacz膮艂 zach艂annie ca艂owa膰.

- Ale偶, najdro偶szy Quintonie - znowu si臋 roze艣mia艂a - to wszystko zmienia.

- Wiem - przyzna艂 i znowu j膮 poca艂owa艂, ogromnymi d艂o艅mi b艂膮dzi艂 po jej ciele.

Allegra mrucza艂a. Nie kry艂a zadowolenia. Kocha艂 j膮. Wcze艣niej nie wierzy艂a w mi艂o艣膰, ale teraz uczucie Quintona by艂o dla niej bardzo wa偶ne.

- To okropnie niemodne, 偶eby m膮偶 i 偶ona si臋 kochali - powiedzia艂a jeszcze, a potem ju偶 tylko pomrukiwa艂a z zadowolenia, kiedy poca艂unkami okrywa艂 jej piersi i pie艣ci艂 wilgotnym j臋zykiem. - Och, Quintonie, jakie to wspania艂e uczucie! - szepta艂a czu艂e. - O tak - prosi艂a, gdy zacz膮艂 ssa膰 jedn膮, potem drug膮 pier艣, a偶 my艣la艂a, 偶e po prostu p臋kn膮 z czystej rozkoszy. Zacz膮艂 liza膰 ucho Allegry, ona posz艂a jego 艣ladem, jednocze艣nie szepcz膮c: - We藕miesz mnie jeszcze raz, Quintonie?

- Wezm臋 ci臋 jeszcze raz - powiedzia艂, powoli w ni膮 wchodz膮c. Tym razem si臋 z ni膮 dra偶ni艂: wchodzi艂 i wysuwa艂 si臋 kilka razy, a偶 zacz臋艂a protestowa膰.

R臋koma i nogami obj臋艂a go mocno, w ten spos贸b domagaj膮c si臋, by wszed艂 i zosta艂.

- Chc臋 znowu wznie艣膰 si臋 do nieba! - wyzna艂a w ko艅cu. - Nie przestawaj! Nie przestawaj! - Paznokcie wbi艂a w rami臋 Quintona. Z pasj膮 drapa艂a po plecach.

Lekki b贸l jeszcze pobudzi艂 偶膮dz臋. Wbi艂 si臋 g艂臋boko w gor膮ce, wilgotne moczary seksu. Allegra kwili艂a z rozkoszy, wygina艂a i pr臋偶y艂a cia艂o, a偶 gwa艂townymi uderzeniami doprowa­dzi艂 j膮 do szczytu zmys艂owych uniesie艅. Po偶膮da艂 jej jak nigdy nikogo.

- Jeste艣 moja, Allegro. Jeste艣 moja! - powtarza艂 ochryp艂ym z emocji g艂osem, ju偶 d艂u偶ej nie mog膮c powstrzyma膰 wytrysku.

- Och! Och! Ochhh! - j臋kn臋艂a. Co si臋 z ni膮 dzieje? Przedtem by艂o wspaniale, ale teraz by艂a pewna, 偶e takiej rozkoszy nie prze偶yje. Umiera! O Bo偶e, umiera! Co za cudowne uczucie! Kiedy oprzytomnia艂a, Quinton mocno j膮 do siebie tuli艂. Policzek przyciska艂a do jego

piersi, s艂ysza艂a, jak mocno bije mu serce. Czule g艂adzi艂 j膮 po ciemnych w艂osach, teraz rozpuszczonych i potarganych.

- Dobrze si臋 czujesz? - zapyta艂 z czu艂o艣ci膮.

- Czy ja jeszcze 偶yj臋? - zastanawia艂a si臋 g艂o艣no.

- Jeste艣 bardzo nami臋tna - roze艣mia艂 si臋 serdecznie. - Jeste艣 stworzona do mi艂o艣ci, moja ukochana, m艂oda 偶ono. - Poca艂owa艂 j膮 w czubek g艂owy. - Zam臋czysz mnie na 艣mier膰, Allegro.

Nic nie odpowiedzia艂a.

- Quintonie, czy zostawisz mnie dzisiaj? - zapyta艂a po chwili milczenia.

- Nie, kochana - obieca艂. - Ju偶 nigdy nie zostawi臋 ci臋 samej w 艂贸偶ku, a ludzie niech gadaj膮, co chc膮.

U艣miechn臋艂a si臋 do siebie i zamkn臋艂a oczy. Czu艂a si臋 spokojna i bezpieczna.

Quinton Hunter czu艂, 偶e cia艂o 偶ony si臋 rozlu藕nia. Jemu jeszcze nie chcia艂o si臋 spa膰. Zastanawia艂 si臋, co go sk艂oni艂o do wyznania Allegrze mi艂o艣ci. Nie wiedzia艂. Dobrze, 偶e go nie odepchn臋艂a. Nawet przyzna艂a, i偶 i ona co艣 do niego czuje, chocia偶 nie powiedzia艂a, 偶e go kocha. Mi艂o艣膰 na pewno przyjdzie z czasem - pocieszy艂 si臋. Dopiero teraz zrozumia艂, dlaczego ojciec po 艣mierci matki zapi艂 si臋 na 艣mier膰. 呕y膰 bez ukochanej osoby to istne piek艂o na ziemi.

Allegra obudzi艂a si臋 wcze艣nie. Quinton le偶a艂 obok. Spa艂 spokojnie, odwr贸cony na bok. Po raz pierwszy dobrze mu si臋 przyjrza艂a. By艂 przystojny, ale ani uroda twarzy, ani symetria sylwetki nie przyku艂y jej uwagi. W twarzy dostrzeg艂a co艣 wi臋cej. Widzia艂a si艂臋 i uczciwo艣膰. Przecie偶 nie wierz臋 w mi艂o艣膰 - pomy艣la艂a raz jeszcze. 鈥濶aprawd臋?" - zapyta艂 cichy g艂osik. 鈥濼o dlaczego tak wielkie znaczenie przywi膮zujesz do jego si艂y i prawo艣ci?"

Quinton Hunter otworzy艂 oczy i spojrza艂 w pi臋kn膮 twarz Allegry. Zdumia艂a si臋 tym, co zobaczy艂a w jego oczach.

- Naprawd臋 mnie kochasz - powiedzia艂a z niedowierzaniem w g艂osie. - Wiem, 偶e mnie kochasz. Widz臋 to w twoich oczach, Quintonie. O Bo偶e! O Bo偶e! O Bo偶e Wszechmog膮cy! - powtarza艂a jak oszala艂a. S艂owa, kt贸re us艂ysza艂a od niego ubieg艂ej nocy, by艂y niczym w por贸wnaniu z uczuciem, jakie widzia艂a w jego srebrnych oczach.

- Ukochana, za du偶o my艣lisz - odpar艂. - Czas wstawa膰, madame. Spodziewamy si臋 dzisiaj wielu go艣ci, a w apartamencie z widokiem na jezioro ju偶 odpoczywa przysz艂y kr贸l Anglii.

Allegra nie mog艂a si臋 opanowa膰. Chichota艂a bez przerwy.

Nie przypuszcza艂am, 偶e tak brutalnie zostan臋 pchni臋ta w wir obowi膮zk贸w ksi臋偶nej

Sedgwick. I tak szybko - 偶artowa艂a. - Nie powinno nas tu by膰, kiedy przyjecha艂 Prinny i

pan Brummell. M贸wili, 偶e nie pojedziemy do W艂och wiosn膮 przysz艂ego roku, poniewa偶

jaki艣 francuski genera艂 pustoszy ziemi臋 weneck膮.

Nadrobimy to, kiedy Francuzi wycofaj膮 si臋 z Wenecji - obieca艂. - Marz臋 o tym, 偶eby

kocha膰 si臋 z tob膮 w gondoli. Moja ukochana Allegro! Wyobra藕 sobie szalon膮, nami臋tn膮

mi艂o艣膰 pod gwiazdami w upaln膮 letni膮 noc, kiedy przep艂ywamy obok placu 艢wi臋tego

Marka.

Panie, chyba zupe艂nie oszala艂e艣 - powiedzia艂a, podnosz膮c si臋 z 艂贸偶ka. - Oj! - Obr贸ci艂a si臋

jak fryga i pociera艂a po艣ladek, w kt贸ry Quinton 偶artobliwie wymierzy艂 klapsa.

Nie mog艂em si臋 oprze膰 - twarz rozja艣nia艂 mu u艣miech.

A ty, panie, wracaj teraz do swojej sypialni - poleci艂a, r贸wnie偶 u艣miechaj膮c si臋 rado艣nie. -

Chc臋 si臋 ubra膰 i ty te偶 powiniene艣. Jego Ksi膮偶臋ca Wysoko艣膰 ksi膮偶臋 Jerzy na pewno b臋dzie

chcia艂 si臋 wybra膰 na polowanie.

Quinton Hunter umy艂 si臋, ubra艂 i w艂a艣nie schodzi艂 do jadalni, kiedy za sob膮 us艂ysza艂 kroki Prinny'ego i jego towarzysza. Obrzuci艂 jadalni臋 wzrokiem, 艣niadanie by艂o przygotowane.

- Dzie艅 dobry, wielmo偶ny panie - Crofts powita艂 ksi臋cia z typowym dla niego spokojem. Ksi膮偶臋 Sedgwick skin膮艂 g艂ow膮 na powitanie. By艂 zachwycony, a jednocze艣nie nie m贸g艂

wyj艣膰 z podziwu, 偶e wszystko w domu przebiega tak sprawnie. Allegra jest prawdziwym skarbem - pomy艣la艂.

- Dzie艅 dobry, Wasza Ksi膮偶臋ca Wysoko艣膰 - tym razem z naciskiem powiedzia艂 Crofts. Ksi膮偶臋 szybko si臋 odwr贸ci艂 i powita艂 go艣ci. Lokaje podsun臋li panom krzes艂a i zacz臋li

kr膮偶y膰 wok贸艂 sto艂u ze srebrnymi p贸艂miskami i przykrywanymi tacami, podaj膮c potrawy przy­gotowane na 艣niadanie. Ksi膮偶臋 Jerzy niemal mrucza艂 z zadowolenia, kiedy nak艂ada艂 sobie krwisty, soczysty befsztyk, kt贸ry lokaj - przez niego zach臋cony - pola艂 艣mietanowym sosem, i duszone cebulki oproszone pieprzem. Pochwali艂 r贸wnie偶 jajka w g臋stej 艣mietanie z winem Marsala i ga艂k膮 muszkato艂ow膮. Kr贸lewski syn pomrukiwa艂 rado艣nie za ka偶dym razem, kiedy lokaj podsuwa艂 mu p贸艂misek z kolejn膮 potraw膮. I jad艂, jad艂, jad艂, popijaj膮c posi艂ek winem podanym - jak by si臋 mog艂o zdawa膰 - w kielichu bez dna. Towarzysz Jego Ksi膮偶臋cej Wy­soko艣ci mia艂 mniejszy apetyt.

Ksi膮偶臋 Jerzy sko艅czy艂 艣niadanie. Opar艂 si臋 wygodnie i s膮czy艂 wino.

- No to teraz mo偶emy uda膰 si臋 na polowanie - o艣wiadczy艂.

- Oczywi艣cie, Wasza Ksi膮偶臋ca Wysoko艣膰 - ksi膮偶臋 Sedgwick wsta艂 od sto艂u. - Jedziesz dzisiaj z nami na polowanie, Brummell?

- Brummell nie poluje - zachichota艂 Prinny. - Podczas gonitwy po polu m贸g艂by mu si臋 rozwi膮za膰 doskonale u艂o偶ony fular. Co, Brummell?

- Rzeczywi艣cie, Wasza Wysoko艣膰, m贸g艂by - bez urazy przyzna艂 Brummell. - No i zab艂oci艂bym doskona艂e buty. M贸j s艂u偶膮cy co najmniej godzin臋 dziennie po艣wi臋ca czyszczeniu ka偶dego. Wyl膮dowa艂by w domu wariat贸w, gdyby zobaczy艂, 偶e ju偶 przed po艂udniem zabrudzi艂em buty.

- Wasza Wysoko艣膰, jeszcze nie mia艂em okazji zapyta膰 o zdrowie ksi臋偶nej Caroline - uprzejmie zagai艂 Quinton, kiedy razem z nast臋pc膮 tronu wychodzili z jadalni.

- Jest gruba, w ci膮偶y i bardziej niedomyta ni偶 zwykle - Prinny wzruszy艂 ramionami. - Je艣li urodzi mi syna, spe艂ni sw贸j obowi膮zek i b臋d臋 m贸g艂 si臋 od niej odczepi膰. O偶eni艂em si臋 z ni膮 tylko po to, 偶eby mie膰 wy偶sze roczne dochody. Remont Carleton House dos艂ownie mnie zrujnowa艂.

- Wobec tego mam nadziej臋, 偶e spe艂ni si臋 偶yczenie Waszej Wysoko艣ci - powiedzia艂 ksi膮偶臋 Sedgwick. By艂 przera偶ony stosunkiem nast臋pcy tronu do 偶ony. Caroline Amelia Elizabeth, ksi臋偶na Brunszwik, by艂a kuzynk膮 swego m臋偶a. Jej matk膮 by艂a najstarsza siostra kr贸la Jerzego III. Caroline nigdy nie pobiera艂a nauk, wychowywa艂a si臋 bowiem w otoczeniu prostych ludzi, na dworze rodzic贸w. Trudno by艂o o gorsz膮 ni偶 Caroline kandydatk臋 na 偶on臋 dla przysz艂ego kr贸la Jerzego IV. Jej matka jednak wymog艂a na bracie zgod臋 i ma艂偶e艅stwo zosta艂o zawarte.

Caroline nie by艂a osob膮 g艂upi膮, ale nie potrafi艂a si臋 zachowa膰. By艂a bystra i sprytna, ale uparta i bezmy艣lna. Mia艂a ostry j臋zyk. Potrafi艂a by膰 okrutna, nie liczy艂a si臋 z innymi. Wzrasta艂a w rodowym pa艂acu pod Brunszwikiem, u boku nudnej matki, kt贸ra sp臋dza艂a czas na robieniu skarpetek na drutach i haftowaniu. Ojciec mieszka艂 z dala od 偶ony i rodziny. Cieszy艂 si臋 偶yciem w stolicy, u boku kochanki, pani Hertzfeldt.

Ksi臋偶niczki nie wychowywano w 偶adnej wierze. Chodzi艂o o to, by bez 偶adnych zahamowa艅 mog艂a przyj膮膰 wiar臋 m臋偶a. Ledwo umia艂a czyta膰, pisa艂a bardzo s艂abo i niewiele wiedzia艂a o otaczaj膮cym j膮 艣wiecie. Nie by艂a utalentowana muzycznie, nie potrafi艂a malowa膰 i w og贸le nie umia艂a ta艅czy膰. Nie chcia艂a i艣膰 z duchem mody, sama za艣 nie mia艂a wyczucia ani koloru, ani stylu. Caroline by艂a ca艂kowitym przeciwie艅stwem swojego m臋偶a. Nie mieli z sob膮 absolutnie nic wsp贸lnego.

Caroline Brunszwik nie by艂a m臋skim potomkiem rodu, w zwi膮zku z tym w rodzinnym domu nikt si臋 ni膮 specjalnie nie interesowa艂, jej natomiast bardzo tego zainteresowania brakowa艂o. Higiena osobista Caroline pozostawia艂a wiele do 偶yczenia. Nie dba艂a o sw贸j wygl膮d i nie pozwala艂a sob膮 pokierowa膰. Ignorowa艂a doradc贸w, kt贸rzy wiedzieli, 偶e od tego, jak ksi臋偶niczka poka偶e si臋 艣wiatu, zale偶y to, jak zostanie przyj臋ta.

Najstarsza siostra Caroline, ksi臋偶na Wirtembergii, zagin臋艂a w dziwnych okoliczno艣ciach. Do wypadku dosz艂o podczas jej podr贸偶y z m臋偶em po Rosji. Plotka g艂osi艂a, 偶e zdradzi艂a m臋偶a z wielkim ksi臋ciem Paw艂em. Ksi膮偶臋 Wirtembergii wr贸ci艂 do domu tylko z dzie膰mi. Caryca Rosji, Katarzyna Wielka, uwi臋zi艂a ksi臋偶n臋 w zamku nad Morzem Ba艂tyckim. Dwa lata p贸藕­niej przekazano wiadomo艣膰 o jej 艣mierci, chocia偶 nigdy nie ujawniono, jak i kiedy zmar艂a. M艂odsza siostra te偶 mia艂a s艂abo艣膰 do m臋偶czyzn. Mo偶liwe nawet, 偶e wychodz膮c za m膮偶, nie by艂a dziewic膮. M贸wiono bowiem o jakim艣 wcze艣niejszym romansie.

Prinny by艂 przera偶ony, kiedy po raz pierwszy zobaczy艂 przysz艂膮 偶on臋. Niechlujnie ubrana dziewczyna rozsiewa艂a wok贸艂 siebie od贸r trudny do zniesienia, zw艂aszcza dla jego wra偶liwego nosa.

Harris, jest mi niedobrze! B艂agam, przynie艣 mi szklaneczk臋 brandy!" - krzykn膮艂 do hrabiego Malmesbury, kt贸ry przywi贸z艂 ksi臋偶niczk臋 do Anglii. Potem ksi膮偶臋 Jerzy wyszed艂 i nie s艂ysza艂, jak Caroline m贸wi艂a do hrabiego: 鈥濵on Dieu! Czy ksi膮偶臋 zawsze tak si臋 zachowuje? Poza tym jest gruby i wcale nie tak przystojny jak na portrecie". Mimo to trzy dni p贸藕niej w kr贸lewskiej kaplicy pa艂acu St. James zostali sobie po艣lubieni.

Ksi膮偶臋 Sedgwick by艂 na 艣lubie. Pami臋ta艂, 偶e kompletnie pijany Prinny wa艂臋sa艂 si臋 po kaplicy, pod艣piewuj膮c pod nosem dziecinne piosenki. W艣ciek艂y ojciec musia艂 prowadzi膰 go z powrotem do o艂tarza. Uda艂o mu si臋 skonsumowa膰 ma艂偶e艅stwo, ale reszt臋 nocy pi艂 na um贸r. W ko艅cu zasn膮艂 i do rana przele偶a艂 niemal na ruszcie kominka - jak z rado艣ci膮 opowiada艂a jego 偶ona wszystkim, kt贸rzy chcieli jej s艂ucha膰. Musia艂a zaj艣膰 w ci膮偶臋 podczas tego jedynego zbli偶enia, poniewa偶 Prinny nigdy wi臋cej z ni膮 nie spa艂. Nie chcia艂 z ni膮 nawet mieszka膰. Wi贸d艂 偶ycie i zachowywa艂 si臋 tak, jakby ten zwi膮zek nigdy nie zosta艂 zawarty.

Quinton Hunter po艣lubi艂 Allegr臋 dla maj膮tku. Nikt nikogo nie oszukiwa艂. Wiele ma艂偶e艅stw zawierano dla maj膮tku i pozycji spo艂ecznej. Zupe艂nie inn膮 spraw膮 by艂o, jak m膮偶 traktowa艂 偶on臋. Gdyby nawet nie zakocha艂 si臋 w Allegrze, Quinton Hunter i tak by艂by wobec 偶ony szarmancki i darzy艂by j膮 szacunkiem. 呕al mu by艂o 偶ony Prinny'ego. Uwa偶a艂, 偶e ksi膮偶臋 Jerzy zachowuje si臋 niewybaczalnie. Nie m贸g艂 zrozumie膰, jak mo偶na by膰 a偶 tak nieuprzejmym i nie偶yczliwym. Nawet Henryk VIII potrafi艂 zawrze膰 z Ann膮 z Cleves zadowalaj膮c膮 obie strony ugod臋.

Wasza Mi艂o艣膰, konie gotowe - Crofts podszed艂 do ksi臋cia i gestem wskaza艂 otwarte drzwi. Doskonale! Doskonale! - ucieszy艂 si臋 nast臋pca tronu. Odwr贸ci艂 si臋 do Brummella: - Posied藕 w bibliotece, George. Wr贸cimy na pokrzepiaj膮cy lunch. Crofts prawie niedostrzegalnie skin膮艂 g艂ow膮.

Allegra zjad艂a pierwsze 艣niadanie w swoim apartamencie. Potem si臋 ubra艂a i przygotowa艂a do powitania go艣ci. Na dole Crofts poinformowa艂 j膮, 偶e ksi膮偶臋 Jerzy i Quinton wybrali si臋 na przeja偶d偶k臋 konn膮. Pan Brummell jest w bibliotece, a lunch zostanie podany o pierwszej.

- Czy kuchnia niczego nie potrzebuje? Maj膮 dostatecznie du偶e zapasy? - zainteresowa艂a si臋. - Ksi膮偶臋 Jerzy je za trzech.

- Kucharka da艂a list臋 Perkinsowi. Wyjecha艂 do miasta wczesnym rankiem, wielmo偶na pani. Nied艂ugo powinien wr贸ci膰.

- Crofts, nad wszystkim panujesz, nie mog艂abym si臋 bez ciebie oby膰 - pochwali艂a starego majordomusa. - Dzi臋kuj臋.

- Wielmo偶na pani, czy mam zawiadomi膰 pana Brummella, 偶e pani ju偶 zesz艂a?

- Jeszcze nie. Zanim zajm臋 si臋 go艣ciem, chcia艂abym napisa膰 list do cioci mamy. B臋d臋 w rodzinnym salonie.

Ksi膮偶臋 i nast臋pca tronu wr贸cili do domu z porannej przeja偶d偶ki z kilkoma kr贸likami. Kiedy przybyli, Allegra i pan Brummell znajdowali si臋 w salonie. Na widok kr贸lik贸w w r臋ku lokaja Brummell nieznacznie si臋 wzdrygn膮艂, natomiast ksi膮偶臋 Jerzy by艂 bardzo zadowolony z porannej eskapady. Podano lunch, a ksi膮偶臋 Jerzy jad艂, jakby od miesi膮ca nie mia艂 nic w ustach. Widz膮c, jak poch艂ania z p贸艂miska ca艂ego 艂ososia, dwana艣cie kotlet贸w jagni臋cych, befsztyk i kurczaka, Allegra zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, jak d艂ugo ksi膮偶臋 zamierza pozosta膰 ich go艣ciem. Potem, pod czujnym okiem pana Brummella, nast臋pca tronu zdrzemn膮艂 si臋 w salonie.

Zacz臋li zje偶d偶a膰 go艣cie. Sirena i Ocky przyjechali pierwsi. Ju偶 kiedy Sirena wysiada艂a z otwartego powozu, Allegra spostrzeg艂a, 偶e kuzynka jest zaniepokojona i zdenerwowana. Ksi膮偶臋 wita艂 Ocky'ego, a kuzynki, wzi膮wszy si臋 pod r臋ce, wolnym krokiem wesz艂y do domu.

- Co si臋 sta艂o? - z miejsca spyta艂a Sirena.

- O co ci, u licha, chodzi? - zdziwi艂a si臋 Allegra.

- Jeszcze nie ma tygodnia, jak jeste艣 m臋偶atk膮, a ju偶 wydajesz w domu przyj臋cie, na kt贸rym Prinny jest go艣ciem honorowym! Kilka dni temu, na swoim 艣lubie, nic o tym nie wspomi­na艂a艣. Dobrze si臋 czujesz? Czy ksi膮偶臋 藕le ci臋 traktuje?

- Och, najdro偶sza Sireno, ale偶 z ciebie panikara - Allegra d藕wi臋cznie si臋 roze艣mia艂a. - Jest wspaniale. Wszystko w jak najlepszym porz膮dku. Je艣li za艣 idzie o ksi臋cia Jerzego, to przy­jecha艂 dzie艅 po 艣lubie, s膮dz膮c, 偶e w艂a艣nie zd膮偶y艂 na nasz膮 uroczysto艣膰. By艂 bardzo rozczarowany, 偶e ceremonia ju偶 si臋 odby艂a, wi臋c zaprosi艂am go na polowanie. Powiedzia艂am, 偶e Quinton wraz ze swoimi trzema najbli偶szymi przyjaci贸艂mi co roku w pa藕dzierniku organizuj膮 polowanie. Dlatego szybko wys艂a艂am zaproszenie do ciebie i Ocky'ego. Nie chcia艂am zrani膰 uczu膰 Prinny'ego, dlatego nie mog艂am pozwoli膰, aby si臋 zorientowa艂, 偶e to bajka.

- Bogu dzi臋ki! - Sirena odetchn臋艂a z ulg膮. - Wyobra偶a艂am sobie najgorsze rzeczy.

- Ale dlaczego? - teraz Allegra nic nie rozumia艂a.

- No c贸偶, kuzynko, wasz zwi膮zek to ma艂偶e艅stwo z rozs膮dku. Obawia艂am si臋, 偶e ty i ksi膮偶臋 por贸偶nili艣cie si臋 - przyzna艂a Sirena. - Ksi膮偶臋 jest bardzo dumnym cz艂owiekiem.

- Zauwa偶y艂am - k膮艣liwie wtr膮ci艂a Allegra. - Ale, kochanie, mo偶esz przesta膰 si臋 martwi膰. Ksi膮偶臋 m贸wi, 偶e mnie kocha, i wierz臋, 偶e tak jest naprawd臋.

- Bogu dzi臋ki! - jeszcze raz krzykn臋艂a Sirena.

- Ja jeszcze nie jestem pewna swoich uczu膰 do niego - ci膮gn臋艂a Allegra. - Nadal nie rozumiem, co to znaczy kogo艣 kocha膰. A dop贸ki tego nie zrozumiem, nie mog臋 twierdzi膰, 偶e jestem zakochana. I jeszcze jedno, Sireno. Nie m贸w o tym nikomu, oczywi艣cie z wyj膮tkiem Ocky'ego.

- Och, Allegro! Tak si臋 ciesz臋! - Sirena mia艂a 艂zy w oczach.

- A dlaczego tak si臋 cieszysz? - do foyer wesz艂y hrabina Aston i lady Walworth.

- Ksi膮偶臋 kocha Allegr臋! - krzykn臋艂a Sirena i w tej samej chwili, z szeroko otwartymi oczami, zakry艂a r臋k膮 usta.

- Obieca艂a艣 nikomu nie m贸wi膰 - suchym tonem przypomnia艂a Allegra.

- Oczywi艣cie, 偶e j膮 kocha. Allegro, chcesz powiedzie膰, 偶e nie wiedzia艂a艣? - zdziwi艂a si臋 Eunice, hrabina Aston.

- My艣la艂am, i偶 wszyscy wiedz膮, 偶e Quinton kocha Allegr臋 - doda艂a lady Walworth. - Przecie偶 sam przyzna艂 si臋 do tego Bainowi i Dreemu. Ocky, oczywi艣cie, wiedzia艂 pierwszy.

- Ale ja nie wiedzia艂am - buntowa艂a si臋 Allegra. - My艣la艂am, 偶e zawieram ma艂偶e艅stwo z rozs膮dku. I tego w艂a艣nie chcia艂am. Tego oczekiwa艂am.

- Ale przecie偶 znacznie lepiej jest by膰 kochan膮 - Eunice u艣miecha艂a si臋 nie艣mia艂o.

- A czy ty go kochasz? - Caroline chcia艂a wiedzie膰 to, co w tej chwili by艂o najwa偶niejsze. I podobnie jak jej straszna ciotka, pyta艂a prosto z mostu.

- Nie wiem - przyzna艂a Allegra.

- Kobieta musi kocha膰 m臋偶czyzn臋, kt贸ry j膮 kocha. Ksi膮偶臋 jest przystojny i dowcipny. Mi艂o艣膰 przyjdzie z czasem - stanowczym tonem orzek艂a Caroline. - A teraz powiedz, dlaczego zaledwie cztery dni po waszym 艣lubie znowu tu jeste艣my. Powinni艣cie teraz by膰 w podr贸偶y po艣lubnej i grucha膰 jak dwa go艂膮bki.

Allegra ze 艣miechem jeszcze raz wyja艣ni艂a sytuacj臋 przyjaci贸艂kom.

- Zaprosi艂am r贸wnie偶 lady Perry i lady Johnstone - powiedzia艂a na koniec. - Obie straci艂y m臋偶贸w, ale nie ch臋膰 do 偶ycia, jak mi m贸wiono.

- Ciekawe, kt贸r膮 Prinny we藕mie do 艂贸偶ka - Caroline pozwoli艂a sobie na z艂o艣liwo艣膰.

- Pewnie obie - za偶artowa艂a Eunice. - A mo偶e podzieli si臋 z m艂odym panem Brummellem.

- Brummell nie we藕mie do 艂贸偶ka takiej zdrowej kobiety - zauwa偶y艂a Caroline. - Potarga艂aby mu w艂osy albo pogniot艂a ubranie. My艣licie, 偶e nocne stroje ma r贸wnie eleganckie jak - zdaniem niekt贸rych - dzienne?

- Czy to prawda, 偶e do kolacji ubiera si臋 na czarno? - zainteresowa艂a si臋 Eunice.

- Prawda - potwierdzi艂a Allegra - i, szczerze m贸wi膮c, uwa偶am, 偶e czer艅 jest bardzo elegancka. Znacznie bardziej ni偶 stroje z brzoskwiniowego czy niebieskiego jedwabiu. Same si臋 przekonacie, 偶e jest czaruj膮cy.

- W og贸le nie zwraca艂 na nas uwagi w ubieg艂ym sezonie w Londynie - przypomnia艂a Caroline. - Ciocia uwa偶a, 偶e jest napuszonym bufonem.

- Rozmawia艂am z nim na ten temat - przyzna艂a Allegra. - Powiedzia艂, 偶e jego zdaniem debiutantki s膮 m臋cz膮ce i nudne. Przynajmniej wi臋kszo艣膰. Uwa偶a, 偶e kobieta, dopiero wychodz膮c za m膮偶, staje si臋 bardziej interesuj膮ca.

- M贸j Bo偶e, ale偶 on ma o sobie wysokie mniemanie! Wierzcie mi, boj臋 si臋 spotkania z nim - wyzna艂a Eunice, a pozosta艂e panie si臋 roze艣mia艂y.

Podszed艂 Crofts i zaproponowa艂, 偶e poka偶e paniom ich sypialnie.

- W艂a艣nie przyby艂a lady Perry z siostr膮 - poinformowa艂 Allegr臋. Panie posz艂y na g贸r臋, a Allegra wysz艂a przed dom powita膰 ostatnich go艣ci.

Wysiada艂y z powozu. Lady Perry by艂a drobn膮 blondynk膮 przed trzydziestk膮, jej siostra wygl膮da艂a na nieco starsz膮 i pulchniejsz膮.

- Ksi臋偶no, jak偶e mi艂o, 偶e nas pani zaprosi艂a - modulowanym g艂osem powiedzia艂a Georgianna Perry.

- Jestem wasz膮 d艂u偶niczk膮 - odpar艂a Allegra. - W艂a艣nie niespodziewanie przyby艂 ksi膮偶臋 Jerzy. - Jeszcze raz wyja艣ni艂a sytuacj臋, tym razem opowiadaj膮c ca艂膮 histori臋 dw贸m atrakcyjnym wdowom.

- Naturalnie, dotrzymamy tajemnicy - zapewni艂a Margot, lady Johnstone. - To 艂adnie, 偶e nie chcia艂a pani zrani膰 uczu膰 ksi臋cia Jerzego.

- Przy stole posadz臋 was po obu stronach ksi臋cia - uprzedzi艂a Allegra.

- Dobrze - lady Perry natychmiast zrozumia艂a, o co chodzi. - Moja siostra i ja dopilnujemy, 偶eby Prinny dobrze si臋 bawi艂.

- Czy panie poluj膮? - zainteresowa艂a si臋 jeszcze Allegra. - Panowie o 艣wicie udaj膮 si臋 na polowanie.

- A czy pani poluje? - zapyta艂y, zanim udzieli艂y odpowiedzi na pytanie Allegry.

- Nie.

- Wobec tego we藕miemy przyk艂ad z pani, ksi臋偶no - o艣wiadczy艂a lady Perry. - Ch臋tnie zajmiemy si臋 Prinnym wieczorem, ale w ci膮gu dnia chyba lepiej b臋dzie, je艣li zostawimy pan贸w samych. Niech oddaj膮 si臋 krwawym sportom, a my w tym czasie zregenerujemy si艂y. Co pani na to, ksi臋偶no?

- 艢wietna my艣l! - przyzna艂a Allegra z szerokim u艣miechem i wprowadzi艂a panie do rezydencji.

Rozdzia艂 11

Jadalnia w Hunter's Lair rozbrzmiewa艂a 艣miechem i wyrafinowanymi 偶artami. Mahoniowy st贸艂 przykryto pi臋knym obrusem z wytwarzanego w Irlandii szlachetnego, bia艂ego adamaszku wyko艅czonego koronk膮. Na 艣rodku sta艂a ogromna srebrna misa, wype艂niona p贸藕nojesiennymi 偶贸艂tymi r贸偶ami i zielonymi ga艂膮zkami. Po obu stronach misy ustawiono przepi臋kne srebrne kandelabry, w kt贸rych p艂on臋艂y czysto bia艂e 艣wiece z pszczelego wosku perfumowanego olejkiem r贸偶anym. Tego wieczoru przygotowano nakrycia dla dwunastu os贸b: pi臋kne srebrne sztu膰ce i delikatna porcelana ze znanych kr贸lewskich zak艂ad贸w przemys艂u garncarskiego, Dr. Wall's Roya艂 Worcester. Za krzes艂em ka偶dego go艣cia sta艂 lokaj w zielono- srebrnej liberii, inni s艂u偶膮cy podawali potrawy przygotowane na ten wiecz贸r.

Na danie rybne sk艂ada艂y si臋 艣wie偶e, surowe ostrygi, podane w wielkiej misie, gotowane na parze ma艂偶e, du偶e krewetki w musztardowym sosie oraz 艂oso艣 i pstr膮g, gotowane w winie, pokrojone w dzwonka i u艂o偶one na srebrnych tacach na pierzynce ze 艣wie偶ej rze偶uchy. Nast臋pnie podano mi臋sa, dr贸b i dziczyzn臋. By艂a wi臋c wo艂owina w pancerzu z grubej soli, pie­czona na wolnym ogniu; dziczyzna, zrumienione na z艂oto kuropatwy, kr贸lik zapiekany w cie艣cie, z kt贸rego smakowicie wycieka艂 brunatny sos, indyk nadziewany bu艂k膮, jab艂kami i kasztanami oraz dwie du偶e szynki szpikowane go藕dzikami i pieczone w karmelu, a tak偶e kilka p贸艂misk贸w kotlet贸w jagni臋cych, ulubionego dania ksi臋cia Jerzego.

Kr膮偶y艂y te偶 misy z zielon膮 fasolk膮 szparagow膮 posypan膮 siekanymi migda艂ami, ma艂ymi cebulkami w 艣mietanowym sosie z czarnym pieprzem, malutkimi, ca艂ymi marcheweczkami, glazurowanymi w miodzie i oproszonymi ga艂k膮 muszkato艂ow膮. Podano ca艂ego du偶ego kalafiora, z kt贸rego a偶 kapa艂 topi膮cy si臋 ser, ziemniaki w holenderskim sosie oraz malutkie ziemniaczane ptysie. Pojawi艂y si臋 te偶 p贸艂miski z sa艂at膮 i og贸rkami w pikantnym, zaprawianym octem, sosie. Kielichy bez przerwy nape艂niano winem, 偶aden nawet przez moment nie pozosta艂 pusty.

Na koniec podano desery: kilka rodzaj贸w sernik贸w, ciasto ponczowe nadziewane kremem kawowym, placki - cytrynowy i malinowy, dwa suflety - czekoladowy i pomara艅czowy, krem ananasowy, karmelowy budy艅 oraz banany, winogrona i pomara艅cze, a tak偶e dwa niedu偶e kr膮偶ki ser贸w, malutkie, chrupi膮ce, s艂odkie wafelki i, oczywi艣cie, szampana.

- Madame - Prinny rozpi膮艂 dwa guziki kamizelki - wyborny posi艂ek, wszystko by艂o wy艣mienite. Bardzo lubi臋 takie proste, wiejskie jedzenie. Wyrazy uznania dla kuchni, Crofts.

- Dzi臋kuj臋, Wasza Ksi膮偶臋ca Wysoko艣膰 - majordomus sk艂oni艂 si臋 nisko.

- A teraz - podj膮艂 Prinny - mo偶e zagramy w karty, zanim udamy si臋 na spoczynek. Rano mamy w planie powa偶ne polowanie, czy tak, ksi膮偶臋?

- Zgadza si臋, Wasza Wysoko艣膰. Jak mi m贸wiono, w moich lasach zaszy艂 si臋 niebezpieczny stary nied藕wied藕. Zakrada si臋 do wsi i niszczy ogr贸dki. 艁owczy twierdzi, 偶e polowanie nie b臋dzie 艂atwe, poniewa偶 nied藕wied藕 jest bardzo przebieg艂y. Musimy jednak wyruszy膰 bardzo wcze艣nie. Jeszcze przed 艣witem.

- Znakomicie! - pochwali艂 ksi膮偶臋 Jerzy, podnosz膮c si臋 od sto艂u i podaj膮c rami臋 lady Johnstone. - Moja droga, czy pani gra w karty? - zapyta艂.

- Wasza Wysoko艣膰, uwielbiam gr臋 w karty, ale jestem wdow膮 i mam bardzo skromny maj膮tek - odpar艂a. By艂a kobiet膮 o ciekawej urodzie, mia艂a ciemnorude w艂osy, bardzo jasn膮 karnacj臋 sk贸ry, bujne kszta艂ty i ciep艂e, bursztynowe oczy.

- Moja droga, prosz臋 pozwoli膰 mi stawia膰 za pani膮 - ksi膮偶臋 Jerzy u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.

- Ale偶, Wasza Wysoko艣膰, jak zdo艂am si臋 ksi臋ciu odp艂aci膰?

- Nie ma si臋 czym martwi膰, moja droga. Jestem pewien, 偶e jako艣 si臋 dogadamy - Prinny mrucza艂 z zadowolenia, raz po raz zerkaj膮c w g艂臋boki dekolt lady Johnstone. Przeszed艂 z dam膮 do salonu, gdzie ju偶 przygotowano sto艂y do gry.

- Prosz臋, lady Perry - m艂ody Brummell poda艂 rami臋 drugiej damie. - Jestem pewien, 偶e pani te偶 zdob臋dzie przychylno艣膰 Jego Ksi膮偶臋cej Wysoko艣ci.

- Naprawd臋 tak pan s膮dzi? - naiwnie zapyta艂a Georgianna.

- O tak - zapewni艂 pan Brummell i poprowadzi艂 dam臋 艣ladem ksi臋cia Jerzego.

- Je艣li dalej b臋dziesz tak go go艣ci膰, nigdy si臋 go nie pozb臋dziesz - 偶artobliwie ostrzega艂a Allegr臋 Caroline, kiedy ju偶 Brummell nie m贸g艂 ich s艂ysze膰.

- Na dzisiejszy wiecz贸r bez w膮tpienia zapewni艂a艣 mu odpowiedni膮 partnerk臋 - Eunice pozwoli艂a sobie na z艂o艣liwo艣膰. - Och, jak zdo艂am si臋 ksi臋ciu odp艂aci膰? - powt贸rzy艂a s艂owa lady Johnstone, staraj膮c si臋 na艣ladowa膰 jej g艂os.

- Umar艂abym, gdyby na mnie tak patrzy艂 - wzdrygn臋艂a si臋 Sirena.

- Allegra wybra艂a znakomicie. Zaprosi艂a w艂a艣ciwe osoby - przyciszonym g艂osem odezwa艂 si臋 ksi膮偶臋 Sedgwick. - Zar贸wno lady Perry, jak i jej siostra bywa艂y w 艣wiecie, maj膮 do­艣wiadczenie. B臋d膮 umila艂y Prinny'emu wieczory. Mo偶e nawet ksi膮偶臋 Jerzy nie zechce ca艂ych nocy sp臋dza膰 na grze w karty, a wtedy i my b臋dziemy mogli p贸j艣膰 do 艂贸偶ka z naszymi pi臋knymi 偶onami.

Panowie roze艣mieli si臋, a panie si臋 艣licznie zarumieni艂y.

- Biedny Quint przed naszym przyjazdem musia艂 by膰 czwartym do wista, ale nie chcia艂 gra膰 na pieni膮dze - m贸wi艂 Ocky. - - Prinny nie by艂 zadowolony.

- Grali o hrabstwa Anglii. Na pocz膮tek Quinton wygra艂 Worcester, Hereford i Wali臋. Jeszcze jeden wiecz贸r - bior膮c pod uwag臋, jak Prinny gra - a Quinton zosta艂by kr贸lem Anglii - opowiada艂a Allegra i z typow膮 dla siebie szczero艣ci膮, g艂o艣no wyrazi艂a swoj膮 opini臋: - Wydaje mi si臋, 偶e ksi膮偶臋 Jerzy nie do ko艅ca wie, na czym ta gra polega. Chce wygra膰, ale gra nierozwa偶nie.

- Lepiej do艂膮czmy do go艣ci - przerwa艂 ksi膮偶臋. Krytyczna uwaga 偶ony lekko go ubawi艂a. Ksi膮偶臋 Jerzy, Brummell i dwie panie ju偶 byli poch艂oni臋ci gr膮, kiedy reszta towarzystwa

wesz艂a do salonu. Na graczy czeka艂 jeszcze jeden st贸艂. Lord Walworth, hrabia, Ocky i lady Walworth zasiedli do kart. Allegra zacz臋艂a gra膰 na pianinie, ksi膮偶臋 przewraca艂 stronice nut, pozosta艂e panie s艂ucha艂y muzyki i gaw臋dzi艂y.

- Jeste艣 niesamowita - przyciszonym g艂osem pochwali艂 偶on臋 Quinton Hunter. - Od niespe艂na tygodnia jeste艣my ma艂偶e艅stwem, a ty przyjmujesz go艣ci, jakby艣 ca艂e 偶ycie by艂a ksi臋偶n膮 Sedgwick. Ksi膮偶臋 Jerzy co najmniej sze艣膰 razy ju偶 mi m贸wi艂, jak 艣wietnie si臋 bawi. - Pochyli艂 si臋 i uca艂owa艂 ciemne w艂osy 偶ony.

- Ciesz臋 si臋, 偶e jeste艣 zadowolony - powiedzia艂a. Serce od razu zacz臋艂o jej szybciej bi膰, kiedy poczu艂a usta Quintona. Podnios艂a g艂ow臋 i spojrza艂a na niego figlarnie. - Nie my艣l, 偶e pozwol臋, by podawano takie obfite posi艂ki, kiedy b臋dziemy sami, bo b臋dziesz wygl膮da艂 jak Prinny. Zauwa偶y艂am, 偶e lubisz s艂odko艣ci. Dzisiaj zjad艂e艣 dwa kawa艂ki ciasta ponczowego, nie wspominaj膮c ju偶 o placku cytrynowym i suflecie czekoladowym.

- By艂y pyszne - u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem. - Nie mia艂em poj臋cia, 偶e kucharka zna przepis na ciasto ponczowe.

- Nie zna艂a. Da艂am jej ksi膮偶k臋 z przepisami cioci mamy.

Macocha zrobi艂a kopie dla mnie i dla Sireny - wyja艣ni艂a Allegra. - Kiedy go艣cie wyjad膮, b臋dziemy wiedli proste 偶ycie i jadali proste potrawy.

- Prawd臋 m贸wi膮c, Allegro, a przypuszczam, 偶e nasi przyjaciele ju偶 doskonale o tym wiedz膮, ty jeste艣 jedynym przysmakiem, na jaki mam ochot臋 - wyzna艂.

- Quintonie - przesta艂a gra膰 i spojrza艂a na niego - czy zawsze b臋dziesz mi m贸wi艂 takie mi艂e rzeczy?

- Tak, kochana, b臋d臋 - przyrzek艂. - Mo偶esz mi wierzy膰, 偶e najbardziej jestem zaskoczony swoim stanem ducha. Mam wielk膮 nadziej臋, 偶e z czasem i ty pokochasz mnie tak gor膮co, jak ja ciebie kocham.

- Postaram si臋, Quintonie - obieca艂a. - Naprawd臋 si臋 postaram.

Ksi膮偶臋 Jerzy tego wieczoru dla odmiany wygra艂 kilkaset funt贸w i uda艂 si臋 na spoczynek jeszcze przed p贸艂noc膮. Dla nikogo nie by艂o tajemnic膮, 偶e lady Johnstone do艂膮czy艂a do niego nieco p贸藕niej, by sp艂aci膰 zaci膮gni臋ty d艂ug. Nast臋pnego ranka nast臋pca brytyjskiego tronu wsta艂 w 艣wietnym humorze i ju偶 o sz贸stej rano by艂 got贸w rusza膰 na polowanie. Przed wyjaz­dem panowie zjedli wczesne 艣niadanie, na kt贸re z艂o偶y艂y si臋 jajka, bekon, owsianka, 艣wie偶o upieczony chleb, mas艂o i ser oraz pasta z dorsza i p贸艂misek pe艂en 艂ososia.

Panie ranek sp臋dzi艂y w 艂贸偶kach. Tylko Allegra ju偶 przed dziesi膮t膮 by艂a na dole. Chcia艂a ustali膰 z kuchark膮 menu i porozmawia膰 z Croftsem na temat zasob贸w spi偶arni. Ci膮gle si臋 ba艂a, 偶e mo偶e zabrakn膮膰 jedzenia. Majordomus zapewni艂 pani膮, 偶e Perkins poprzedniego dnia przywi贸z艂 wi臋cej przer贸偶nych produkt贸w, ni偶 potrzeba.

Nast臋pnych kilka dni min臋艂o bez szczeg贸lnych wydarze艅. Panowie ranki i wczesne popo艂udnia sp臋dzali na polowaniu, a panie w tym czasie cieszy艂y si臋 w艂asnym towarzystwem.

Wieczorem zasiadano do wystawnej kolacji, potem grano w karty, a偶 ksi膮偶臋 Jerzy da艂 sygna艂, 偶e pora uda膰 si臋 na spoczynek. Niezno艣nego nied藕wiedzia zabito, upolowano r贸wnie偶 dwa dorodne jelenie i mn贸stwo ptactwa wodnego. Prinny by艂 zadowolony, jednak po pewnym czasie 偶ycie na wsi zacz臋艂o go nudzi膰. Kt贸rego艣 wieczoru o艣wiadczy艂, 偶e nast臋pnego dnia wraca do Londynu. I rzeczywi艣cie, rano cztery pary m艂odych ludzi pomacha艂y ksi臋ciu Jerzemu i panu Brummellowi na do widzenia. Odjechali dopiero po obfitym 艣niadaniu i za艂adowaniu do powozu ksi臋cia ogromnego kosza z prowiantem na drog臋. - By艂o cudownie - zapewnia艂 gospodarzy przed odjazdem. - Nie pami臋tam, kiedy ostatnio

tak 艣wietnie si臋 bawi艂em. - Uk艂oni艂 si臋 wszystkim, panie poca艂owa艂 w r臋k臋.

Lady Johnstone i lady Perry nie wysz艂y, by po偶egna膰 Jego Ksi膮偶臋c膮 Wysoko艣膰, jako 偶e poprzedniego wieczoru ksi膮偶臋 Jerzy zaprosi艂 obie panie do swojego 艂贸偶ka. Czu艂y si臋 wyczerpane, poniewa偶 Prinny by艂 niezmordowanym kochankiem. Ksi膮偶臋 niezobowi膮zuj膮co zaprosi艂 je do Londynu, one zdawkowo obieca艂y przyjecha膰. Dopiero po po艂udniu siostry po­dzi臋kowa艂y ksi臋ciu i ksi臋偶nej Sedgwick za zaproszenie i go艣cin臋, a potem odjecha艂y. Opuszcza艂y rezydencj臋 jako ostatnie. Pozostali odjechali zaraz po wyje藕dzie Prinny'ego, obiecuj膮c wr贸ci膰 na pierwszy bal, kt贸ry Allegra wydawa艂a pod koniec miesi膮ca.

Coraz bardziej czu膰 by艂o jesie艅. Li艣cie na drzewach wok贸艂 domu i na otaczaj膮cych rezydencj臋 wzg贸rzach mieni艂y si臋 cudownymi kolorami. Ksi膮偶臋 cieszy艂 si臋, okaza艂o si臋 bo­wiem, 偶e cztery klacze s膮 藕rebne i wiosn膮 b臋d膮 mia艂y m艂ode. Wprawdzie chcia艂 zabra膰 Allegr臋 w podr贸偶 w jakie艣 romantyczne miejsce, jednak by艂 zadowolony, 偶e nigdzie nie wy­jad膮. Francuski genera艂, Napoleon, narobi艂 zamieszania we W艂oszech i ksi膮偶臋 powa偶nie obawia艂 si臋, i偶 mimo wcze艣niejszych plan贸w nie b臋d膮 mogli wybra膰 si臋 tam na wiosn臋. Po­stanowi艂 natomiast, 偶e zim膮 zabierze Allegr臋 do Londynu, aby mog艂a nacieszy膰 si臋 swoj膮 now膮 pozycj膮 spo艂eczn膮. Zim膮 na wsi by艂o cicho i nudno, mi艂o wi臋c b臋dzie po Nowym Roku sp臋dzi膰 kilka tygodni w mie艣cie.

Przyj臋cie wydane p贸藕n膮 jesieni膮 przez ksi臋偶n臋 Sedgwick by艂o bardzo udane. Allegra uzna艂a, 偶e najlepiej b臋dzie, je艣li zorganizuje bal maskowy. Zaprosi艂a wszystkie licz膮ce si臋 w okolicy rodziny. 呕adne zaproszenie nie zosta艂o odrzucone. Wszyscy chcieli pozna膰 now膮 ksi臋偶n臋, w kt贸rej 偶y艂ach wprawdzie nie p艂yn臋艂a do艣膰 b艂臋kitna krew, ale za to mia艂a dobrze wypchan膮 kies臋. Poniewa偶 go艣cie nie zmie艣ciliby si臋 w rezydencji - w Hunter's Lair nie by艂o a偶 tylu pokoi go艣cinnych - wiele os贸b zatrzyma艂o si臋 u mieszkaj膮cych w pobli偶u przyjaci贸艂 i krewnych. Bal mia艂 si臋 rozpocz膮膰 o dziesi膮tej wiecz贸r. Po podaniu o p贸艂nocy da艅 barowych

wszyscy mieli zdj膮膰 maski. Potem znowu, a偶 do 艣witu, trwa膰 powinny ta艅ce i gra w karty. Rano go艣ciom zostanie podane 艣niadanie.

- Nie lubi臋 si臋 przebiera膰 - grymasi艂 Quinton Hunter.

- B臋dziesz 艣wietnym Cezarem - przymila艂a si臋 Allegra.

- A ty kim b臋dziesz? 呕on膮 Cezara? - dopytywa艂 si臋.

- Kleopatr膮 - odpar艂a. - Kochanki s膮 znacznie bardziej interesuj膮ce ni偶 偶ony. Przynajmniej tak mi m贸wiono - wyja艣ni艂a z figlarnym u艣miechem.

- Kleopatr膮?! Kleopatra by艂a...

- Kr贸low膮 - doko艅czy艂a za niego.

- Nie chc臋, 偶eby moja 偶ona paradowa艂a przed lud藕mi sk膮po okryta jakim艣 udrapowanym szalem - stanowczo sprzeciwi艂 si臋 ksi膮偶臋. - Zjedzie si臋 tu ca艂e hrabstwo, wszyscy ci臋 zobacz膮. Nie chc臋 s艂ysze膰 niestosownych komentarzy. O 偶adnej ksi臋偶nej Sedgwick nigdy nie kr膮偶y艂y gorsz膮ce plotki.

- A to pech! Mia艂e艣 w rodzinie same nudne, bezbarwne kobiety - zwi臋藕le podsumowa艂a Allegra. - I nie m贸w mi, co mam na siebie za艂o偶y膰. Od kiedy to sta艂e艣 si臋 ekspertem w sprawach mody?

- Allegro! - krzykn膮艂. - Jeste艣 moj膮 偶on膮! Do licha, masz si臋 mnie s艂ucha膰!

- Uwa偶asz, 偶e mam ptasi m贸偶d偶ek? Jak mo偶esz przypuszcza膰, 偶e b臋d臋 paradowa艂a przed 艣mietank膮 towarzysk膮 hrabstwa w... jak to nazwa艂e艣? Sk膮po okryta udrapowanym szalem. Str贸j jest wspania艂y i elegancki. W 偶adnym wypadku nie mo偶na go nazwa膰 niew艂a艣ciwym, nieprzyzwoitym czy gorsz膮cym. - Allegra r贸wnie偶 podnios艂a g艂os. - Och, po prostu nie mo偶na z tob膮 wytrzyma膰! Jeste艣 taki denerwuj膮cy!

- Z tob膮 te偶 nie mo偶na wytrzyma膰! Jeste艣 niezno艣na! - zrewan偶owa艂 si臋 i natychmiast wzi膮艂 j膮 w obj臋cia, przytuli艂 i gor膮co uca艂owa艂.

- Nie dam si臋 tak pr臋dko udobrucha膰! - krzycza艂a Allegra, bij膮c m臋偶a pi臋艣ciami w pier艣.

- Oj, dasz, dasz - przedrze藕nia艂 偶on臋 i znowu j膮 ca艂owa艂, a偶 Allegra poczu艂a, 偶e nogi si臋 pod ni膮 uginaj膮. Teraz by艂a z艂a na siebie, 偶e da艂a si臋 ponie艣膰 i krzycza艂a na Quintona.

- Przesta艅, przesta艅 - desperacko stara艂a si臋 odzyska膰 panowanie nad sob膮.

- Dlaczego?

- Niech to diabli! Nie mog臋 trze藕wo my艣le膰, kiedy mnie ca艂ujesz.

- No 艂adnie, teraz zaczynasz przeklina膰 - dra偶ni艂 si臋, ale wypu艣ci艂 偶on臋 z obj臋膰. - Nie jeste艣 t膮 dobrze u艂o偶on膮 pann膮, z kt贸r膮 si臋 o偶eni艂em. Sta艂a艣 si臋 niegrzeczn膮 dziewczyn膮, kt贸ra klnie, a w 艂贸偶ku jest cudownie nami臋tna. Lubi臋 ci臋 tak膮, ale publicznie musisz si臋 zachowywa膰 z dystynkcj膮 i ch艂odem, jak przysta艂o na ksi臋偶n臋 Sedgwick.

- Niech diabli porw膮 ksi臋偶n臋 Sedgwick - mrukn臋艂a Allegra. Co si臋 z ni膮 dzia艂o? Quinton mia艂 racj臋. Lubi艂a si臋 z nim kocha膰. Prawd臋 m贸wi膮c, za ka偶dym razem, to znaczy ka偶dej nocy, sprawia艂o jej to coraz wi臋ksz膮 przyjemno艣膰. Quinton bardzo jej pragn膮艂 i doskonale potrafi艂 wzbudzi膰 w niej po偶膮danie. Ale to chyba nie by艂a mi艂o艣膰? A mo偶e? Wieczorem w dniu balu Quinton po raz pierwszy zobaczy艂 str贸j Allegry. Wygl膮da艂

dok艂adnie tak, jak m贸wi艂a: by艂 wspania艂y i elegancki. Sukni臋 uszyto z bia艂ego p艂贸tna, mia艂a uk艂adan膮 w fa艂dy sp贸dnic臋 i prost膮 g贸r臋, bez r臋kaw贸w, z okr膮g艂ym dekoltem. Na szyi Allegry widnia艂 wspania艂y szeroki naszyjnik z turkusowych, z艂otych i czarnych wisiork贸w, kt贸re le偶a艂y p艂asko na piersi.

- M贸j Bo偶e! - niemal krzykn膮艂, kiedy ujrza艂 naszyjnik. - Wygl膮da jak prawdziwy. - Pochyli艂 si臋, 偶eby lepiej przyjrze膰 si臋 kamieniom.

- Jest oryginalny - potwierdzi艂a. - Jeden z klient贸w taty kupi艂 go dla mnie w Egipcie wiele lat temu. Dlatego chcia艂am przebra膰 si臋 za Kleopatr臋. Chcia艂am wreszcie go za艂o偶y膰. Jesz­cze nigdy nie mia艂am okazji, by go zaprezentowa膰. Wyobra偶asz sobie, co by by艂o, gdybym w ubieg艂ym roku pojawi艂a si臋 w Londynie w tym wspania艂ym naszyjniku? A jak ci si臋 podobaj膮 kolczyki? Lekko potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, kolczyki zata艅czy艂y i zamigota艂y. Ksi膮偶臋 Sedgwick nie m贸g艂 wyj艣膰 z podziwu, 偶e maj膮c na sobie tak cenn膮, star膮 bi偶uteri臋,

Allegra potrafi zachowywa膰 si臋 zupe艂nie zwyczajnie.

- Allegro, jeste艣 bardzo pi臋kna - powiedzia艂 w ko艅cu. Podoba艂a mu si臋 d艂uga z艂ota peleryna, kt贸r膮 narzuci艂a na prost膮 bia艂膮 sukni臋. Na bosych stopach mia艂a sanda艂y, a na g艂owie czarno- z艂ot膮 peruk臋 ozdobion膮 z艂otym diademem, z kt贸rego wysuwa艂 si臋 z艂oty w膮偶 z rubinowymi oczami.

- A ty, m艂ody Cezarze, jeste艣 bardzo przystojny - zrewan偶owa艂a si臋 komplementem. - 呕a艂uj臋 jednak, 偶e pozwoli艂am ci ods艂oni膰 kolana. Wygl膮daj膮 zbyt kusz膮co. Mo偶e lepiej, 偶eby艣 za艂o偶y艂 d艂ug膮 tunik臋, jak膮 w tamtych czasach nosili starsi senatorowie. Postaraj si臋 nie puszy膰 i nie popisywa膰 przed go艣膰mi, Quintonie. 呕aden ksi膮偶臋 Sedgwick nigdy tak si臋 nie zachowywa艂 i z pewno艣ci膮 nie chcemy, 偶eby艣 ty zacz膮艂 tak robi膰.

- Wydaje mi si臋, 偶e prawo pozwala mi ci臋 zbi膰, je艣li tylko u偶yj臋 w tym celu kija nie grubszego od mojego kciuka - przypomnia艂 gro藕nym tonem.

- Wola艂abym klapsa, Quintonie - mrukn臋艂a zalotnie i poca艂owa艂a go w ucho. - Gdybym dosta艂a klapsa, kto wie, co mog艂abym potem zrobi膰.

- Zabroni臋 Eunice i Caroline bywa膰 w naszym domu - powiedzia艂. - Podsuwaj膮 ci jakie艣 spro艣ne pomys艂y - udawa艂 niezadowolonego, ale ciep艂o si臋 u艣miecha艂. Doskonale

wiedzia艂, 偶e tylko one mog艂y co艣 takiego zasugerowa膰 Allegrze. Sirena i Ocky zbytnio si臋 kochali, 偶eby w tak dziwny spos贸b dawa膰 upust nami臋tno艣ci.

- Lepiej zejd藕my na obiad. Go艣cie, kt贸rzy si臋 u nas zatrzymali, pewnie ju偶 czekaj膮 - powiedzia艂a s艂odkim g艂osikiem jakby nigdy nic i machinalnie wyg艂adzi艂a sp贸dnic臋. Wicehrabia Pickford, hrabia Aston i lord Walworth z 偶onami zamieszkali w rezydencji.

Hrabia Aston mia艂 na sobie str贸j swoich przodk贸w z epoki el偶bieta艅skiej. By艂 uszyty z czarnego aksamitu i wyko艅czony sztywn膮 bia艂膮 krez膮. Eunice w czarno- z艂otej sukni przypomina艂a dam臋 z tego samego okresu. Mia艂a na sobie wspania艂膮 bi偶uteri臋 wysadzan膮 brylantami. Lord Walworth przebra艂 si臋 za hinduskiego ksi臋cia. Kostium zosta艂 uszyty ze szkar艂atnego jedwabiu i z艂otog艂owiu, a uzupe艂nia艂 go z艂oty turban, ozdobiony ogromn膮 czarn膮 per艂膮 i kilkoma strusimi pi贸rami. Natomiast Caroline, w jaskrawej, czerwono- niebiesko- 偶贸艂tej tunice, udawa艂a 艣redniowiecznego b艂azna. Przy pantofelkach i czapeczce mia艂a poprzyczepiane dzwoneczki, a na wyj膮tkowo zgrabnych nogach rajtuzy w czerwono- 偶贸艂te paski. Wicehrabia Pickford wszystkich roz艣mieszy艂, kiedy pojawi艂 si臋 w br膮zowym habicie zakonnika. Twierdzi艂 jednak, 偶e teraz czuje si臋 jak zakonnik w艂a艣nie. Sirena sp膮sowia艂a. Niby 偶artem przypomnia艂a, 偶e nie ma dymu bez ognia. By艂a przebrana za dam臋 z okresu 艣redniowiecza. Szeroka suknia ze srebrno- bl臋kitnego brokatu doskonale tuszowa艂a jej odmienny stan.

Ledwo zd膮偶yli sko艅czy膰 obiad, kiedy go艣cie zacz臋li si臋 zje偶d偶a膰. Ksi膮偶臋 i ksi臋偶na po艣pieszyli do sali balowej, 偶eby wita膰 przybywaj膮cych. Wi臋kszo艣膰 nigdy nie by艂a w Hunter's Lair, ale ci, kt贸rzy wcze艣niej widzieli rezydencj臋, zachwycali si臋 jej obecnym wygl膮dem.

- Tu dokonano cudu - m贸wi艂 t臋gi jegomo艣膰.

- Za pieni膮dze mo偶esz mie膰 wszystko - fukn臋艂a jego 偶ona, bacznie rozgl膮daj膮c si臋 na wszystkie strony.

- Ale nie dobry gust - sykn臋艂a inna pani - a wygl膮da na to, 偶e ksi臋偶na ma znakomity gust. Tu jest pi臋knie!

Muzycy zagrali menueta, ksi膮偶臋 i ksi臋偶na Sedgwick otworzyli bal. Potem grano i ta艅czono znane ta艅ce ludowe. Dla go艣ci, kt贸rzy nie mieli ochoty na ta艅ce, w salonie przygotowano sto艂y do gry w karty. Szybko znale藕li si臋 ch臋tni i gra zacz臋艂a si臋 na ca艂ego.

Allegra pilnowa艂a, 偶eby 艣wiece w kandelabrach i lichtarzach nie kopci艂y, chocia偶 mog艂a nie zawraca膰 sobie tym g艂owy, poniewa偶 Crofts tak偶e zwraca艂 na to baczn膮 uwag臋. S艂u偶y艂 w rezydencji ju偶 sze艣膰dziesi膮t lat, ale jeszcze nigdy nie widzia艂 takiego jak dzisiejsze przyj臋cia. P臋cznia艂 z dumy. Ksi膮偶臋ta Sedgwick zawsze powinni w艂a艣nie tak przyjmowa膰 go艣ci.

O p贸艂nocy zdj臋to maski, chocia偶 wszyscy ju偶 w艂a艣ciwie wiedzieli, kto si臋 za kogo przebra艂. Otwarto drzwi do jadalni i go艣cie gromadnie przeszli do pi臋knego pokoju na pocz臋stunek. Zastali tu d艂ugie sto艂y, przykryte 艣licznymi irlandzkimi obrusami i po brzegi zastawione jad艂em. Dwie ca艂e p贸艂tusze wo艂u zosta艂y fachowo pokrojone, by艂a dziczyzna, 艂oso艣, pstr膮g, surowe ostrygi i pieczone g臋si. Kilka indyk贸w, przepi贸rki, kuropatwy zapiekane w cie艣cie i pasztety z kr贸lika. W misach sta艂 makaron z serem cheddar, ziemniaczane ptysie, ziemniaki z sosem holenderskim, zielony groszek, cebulki duszone w mleku z mas艂em i czarnym pieprzem, pieczone marchewki i jab艂ka, zielona fasolka szparagowa i sa艂ata duszona w bia艂ym winie. By艂o r贸wnie偶 sze艣膰 szynek upieczonych w miodzie, karmelu i z go藕dzikami. Sta艂y tak偶e tace z homarami i ma艂偶ami gotowanymi na parze, dop贸ki muszle si臋 nie otworzy艂y. Krewetki podano w musztardowomajonezowym sosie. Go艣cie nie wiedzieli, od czego zacz膮膰.

St贸艂 z deserami wygl膮da艂 r贸wnie imponuj膮co. Dwana艣cie ponczowych ciast, placki cytrynowe, malinowe i z legumin膮 z rodzynk贸w, jab艂ek, migda艂贸w i sk贸rki pomara艅czowej; nale艣niki z gruszkami, jab艂kami i morelami; kilka r贸偶nych rodzaj贸w sernik贸w, tarty z jab艂kami i gruszkami; sze艣膰 du偶ych budyni karmelowych, malutkie miseczki czekolady; a w ostatniej chwili s艂u偶膮cy wnie艣li cytrynowe i czekoladowe suflety. Na stole z deserami sta艂y r贸wnie偶 karafki ze s艂odkim porto i tace z kruchymi wafelkami.

- Pierwszy raz widz臋 tak elegancko zastawiony bufet - chwali艂a lady Bealle. - Bardzo du偶o i bardzo smacznie. Gospodarze s膮 bardzo hojni i bardzo go艣cinni. - Lady Bessie Bealle by艂a wdow膮 i cieszy艂a si臋 wielkimi wp艂ywami w ca艂ym regionie. Wszyscy zabiegali o jej wzgl臋dy.

- Ma zaskakuj膮co dobre maniery i bardzo 艂adnie m贸wi, jak na kobiet臋 z ni偶szych sfer - zauwa偶y艂a hrabina Whitley.

- Niemniej Sedgwick przecie偶 o偶eni艂 si臋 z ni膮 dla pieni臋dzy - wtr膮ci艂a lady Margaret Dursley. - Hunterowie zawsze byli dumni i zawsze 偶enili si臋 z najlepszymi dziewczynami.

- Najlepszymi dziewczynami z najmniejszymi albo w og贸le nieistniej膮cymi maj膮tkami - przypomnia艂a lady Bessie Bealle. - Biedny Sedgwick, je艣li wierzy膰 plotkom, mieszka艂 w jednym pokoju. W takiej sytuacji nie m贸g艂by wzi膮膰 sobie 偶ony z szanowanej rodziny. I wiecie co, moje drogie? Mo偶e i o偶eni艂 si臋 z ni膮 dla pieni臋dzy, ale zwr贸膰cie uwag臋, jak bardzo nadskakuje swojej 艣licznej 偶onie. To zwi膮zek oparty na mi艂o艣ci! Ja wam to m贸wi臋! Pozosta艂e panie, chocia偶 niech臋tnie, musia艂y przyzna膰 jej racj臋. Wszyscy go艣cie jedli, pili

i gaw臋dzili.

Zaraz po pierwszej Sirena wysz艂a z sali balowej.

- Ostatnio ci膮gle jestem zm臋czona - wyja艣nia艂a kuzynce. - Teraz czuj臋 si臋 ju偶 troch臋 lepiej, ale musz臋 si臋 po艂o偶y膰. Dopilnuj, 偶eby Ocky dobrze si臋 zachowywa艂 i nie pi艂 zbyt du偶o.

- Dobrze, kochanie - Allegra uca艂owa艂a kuzynk臋 w oba policzki. - S艂odkich sn贸w! Zabawa trwa艂a dalej. Chocia偶 i ona musia艂a przyzna膰, 偶e czuje si臋 zm臋czona. Allegra do

ko艅ca chcia艂a pozosta膰 wzorow膮 pani膮 domu. Muzycy nawet na chwil臋 nie przestawali gra膰. Go艣cie ta艅czyli, plotkowali i grali w karty. O 艣wicie, kiedy w du偶ej jadalni podano 艣niadanie, w rezydencji by艂o jeszcze ponad pi臋膰dziesi膮t os贸b. Ksi臋偶na osobi艣cie 偶egna艂a ka偶dego go艣cia, dzi臋kuj膮c za przybycie. Zyska艂a sobie pe艂n膮 aprobat臋 lady Bealle, co dla innych pa艅 z okolicy by艂o najlepsz膮 rekomendacj膮. Mo偶e i rodzina obecnej ksi臋偶nej Sedgwick nie plasowa艂a si臋 na szczycie hierarchii spo艂ecznej, ale wychowa艂a j膮 tak, by mog艂a zaj膮膰 takie w艂a艣nie miejsce. Pozycja, kt贸r膮 obecnie zajmuje, doskonale do niej pasuje.

W ko艅cu, w ten szary, ch艂odny, pierwszy listopadowy ranek pomachano na do widzenia ostatniemu go艣ciowi. Nocuj膮cy w rezydencji ju偶 dawno pospieszyli do swoich sypialni. Ksi膮偶臋 odprowadza艂 偶on臋 do jej apartamentu. Zamkn膮艂 za sob膮 drzwi, wzi膮艂 Allegr臋 w ramiona i ca艂owa艂 powoli, czule.

- Nie m贸g艂bym wybra膰 lepszej ksi臋偶nej - wyzna艂 szczerze.

- Uda艂o si臋. Wszystko dobrze posz艂o - przyzna艂a z lekkim u艣miechem. - Ale, Quintonie, trzeba r贸wnie偶 odda膰 sprawiedliwo艣膰 s艂u偶bie. Sprawili si臋 doskonale. - Westchn臋艂a i opar艂a g艂ow臋 na piersi m臋偶a. - Padam z n贸g.

- Honor zaraz ci pomo偶e, kochanie. - Poca艂owa艂 j膮 w r臋k臋 i wyszed艂, 偶eby uda膰 si臋 do swojego apartamentu.

- Ja艣nie pani, by艂o wspaniale - entuzjastycznie chwali艂a pokoj贸wka. - Przez pewien czas wczoraj podgl膮da艂am ze schod贸w, jak przybywali go艣cie. Nigdy nie widzia艂am tak pi臋knie poubieranych ludzi. To by艂 widok jak z bajki, kt贸r膮 opowiada艂a mi babcia. - Zdj臋艂a z Allegry peleryn臋 ze z艂otog艂owiu i od艂o偶y艂a na bok.

- Niekt贸re stroje rzeczywi艣cie by艂y wspania艂e - przyzna艂a Allegra z u艣miechem. - No, Honor, oto przesz艂am chrzest bojowy w roli ksi臋偶nej Sedgwick. I wysz艂am z niego obronn膮 r臋k膮. Stara lady Bealle w pe艂ni mnie zaakceptowa艂a.

- A niechby spr贸bowa艂a nie! - mrukn臋艂a lojalna pokoj贸wka, pomagaj膮c pani zdj膮膰 ci臋偶k膮 peruk臋 i reszt臋 stroju. Kiedy si臋 ju偶 z tym upora艂a, zaproponowa艂a: - Wielmo偶na pani, wiem, 偶e jest p贸藕no, albo raczej wcze艣nie, ale w garderobie przygotowa艂am wann臋. Chce si臋 pani wyk膮pa膰?

Allegra skin臋艂a g艂ow膮 i nago przesz艂a przez sypialni臋 do garderoby, gdzie s艂u偶膮ca ustawi艂a porcelanow膮 wann臋. Wesz艂a do ciep艂ej, pachn膮cej wody, usiad艂a, zanurzy艂a ca艂e cia艂o i westchn臋艂a.

- Och! Honor, jak cudownie! M膮dra z ciebie dziewczyna - pochwali艂a pokoj贸wk臋.

Jednak nie siedzia艂a w wannie zbyt d艂ugo, umy艂a si臋 tylko. Honor osuszy艂a jej cia艂o du偶ym r臋cznikiem, znacznie cieplejszym ni偶 woda w wannie, i pomog艂a za艂o偶y膰 koszul臋 z mi臋kkiej, bia艂ej bawe艂ny. Allegra z przyjemno艣ci膮 w ko艅cu wgramoli艂a si臋 do 艂贸偶ka i niemal natychmiast zasn臋艂a. Nie s艂ysza艂a, kiedy zaraz po wyj艣ciu Honor m膮偶 wszed艂 do jej sypialni, i nie czu艂a, kiedy k艂ad艂 si臋 obok niej.

Obudzi艂a si臋 po po艂udniu. Quinton spa艂 obok, cicho pochrapywa艂. Obr贸ci艂a si臋 na bok i przygl膮da艂a si臋 m臋偶owi. Jeszcze nie min膮艂 miesi膮c od ich 艣lubu, ale dotychczas w艂a艣ciwie nie mia艂a czasu dobrze mu si臋 przyjrze膰. Tak, by艂 przystojny, z tymi czarnymi w艂osami i g臋stymi rz臋sami, kt贸re teraz wachlarzem uk艂ada艂y si臋 na wystaj膮cych ko艣ciach policzkowych. Rz臋sy ma tak g臋ste jak ja - pomy艣la艂a - a brwi bujne, krzaczaste. Nos d艂ugi, taki, o kt贸rym m贸wi艂o si臋: orli. A usta. Westchn臋艂a. Usta mia艂 du偶e i cudownie nimi ca艂owa艂. Spojrza艂a na brod臋. Kwadratowa szcz臋ka, a na samym 艣rodku brody do艂eczek. Oburzaj膮ce! Jak mo偶na by膰 tak przystojnym!

Nagle spostrzeg艂a, 偶e spojrzenie srebrnych oczu Quintona tkwi w jej fio艂kowych oczach.

- Nie 艣pisz - sapn臋艂a zaskoczona. Zastanawia艂a si臋, czy dawno si臋 obudzi艂 i obserwowa艂, jak mu si臋 przygl膮da.

- Czy mog臋 uzna膰, 偶e podoba ci si臋 to, co widzisz? - u艣miechn膮艂 si臋 leniwie.

- O co ci chodzi?

- Bardzo uwa偶nie mi si臋 przygl膮da艂a艣, madame - przewr贸ci艂 j膮 na wznak i przytrzyma艂 r臋koma tak, 偶e nie mog艂a si臋 ruszy膰. - No, ksi臋偶no, przyznaj si臋 - poprosi艂 i poca艂owa艂 j膮.

- Nigdy - roze艣mia艂a si臋 i zaraz pisn臋艂a. - Panie, ale偶 z ciebie lubie偶nik! Czuj臋 na nodze, 偶e twoja m臋sko艣膰 jest twarda jak kamie艅.

- Musz臋 si臋 wysika膰 - o艣wiadczy艂. Pu艣ci艂 j膮, wsta艂 i pochyli艂 si臋, 偶eby poszuka膰 nocnika. - Ale kiedy wr贸c臋, ksi臋偶no, pozwol臋 ci wznieci膰 moje 偶膮dze - powiedzia艂 ze znacz膮cym u艣miechem. Odwr贸ci艂 si臋 ty艂em, wysika艂 do zdobionego kwiatami porcelanowego nocnika, westchn膮艂 z ulg膮 i wsun膮艂 nocnik z powrotem pod 艂贸偶ko. Odwr贸ci艂 si臋 i zaraz znowu wyci膮gn膮艂 do niej r臋ce.

- Quintonie! Mamy go艣ci - zaprotestowa艂a Allegra.

- Kt贸rzy, je艣li ju偶 si臋 obudzili, droga ksi臋偶no, zapewne robi膮 to samo, co my zaraz b臋dziemy robi膰 - wyszczerzy艂 z臋by w u艣miechu.

- Jest bia艂y dzie艅 - protestowa艂a jeszcze, kiedy k艂ad艂 si臋 obok. - Czy mo偶na to robi膰 w dzie艅?

- Moja kochana ksi臋偶no! - Quinton Hunter wybuchn膮艂 g艂o艣nym 艣miechem. - Zapewniam ci臋, 偶e mo偶na to robi膰 o ka偶dej porze i niemal wsz臋dzie.

- Ciekawe - zamrucza艂a uwodzicielsko. - A na dywanie? - spojrza艂a na niego pytaj膮co.

- Mo偶na.

- W ogrodzie?

- Oczywi艣cie.

- W mojej wannie?

- Kusz膮cy pomys艂 - przyzna艂.

- O ka偶dej porze?

- I niemal wsz臋dzie - powt贸rzy艂 z czu艂o艣ci膮, ca艂uj膮c j膮 w ucho.

- A gdybym by艂a ubrana? - dopytywa艂a si臋 dalej.

- Wtedy, ksi臋偶no, z wielk膮 przyjemno艣ci膮 zadar艂bym do g贸ry twoje sp贸dnice, 偶eby utorowa膰 sobie dost臋p - mrucza艂, dmuchaj膮c jej w ucho.

- O la, la. Niegrzeczny jeste艣 - zgani艂a, ale serce bi艂o jej coraz szybciej. Prawie na niej le偶a艂, opletli si臋 nogami w zmys艂owym u艣cisku. Ca艂owa艂 j膮 w usta, po szyi, twarzy i po ka偶dym skrawku cia艂a, do kt贸rego m贸g艂 si臋gn膮膰 wargami. Ma艂e, kr膮g艂e piersi Allegry przygniata艂 twardym torsem, w艂osami na klatce piersiowej dra偶ni艂 brodawki, nagle bardzo wra偶liwe. Zapach jej sk贸ry jest wr臋cz odurzaj膮cy - pomy艣la艂. Nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰, wargami

muska艂 cia艂o 偶ony. Mo偶e uda si臋 j膮 zje艣膰? Mia艂 na to wielk膮 ochot臋. Dla niego by艂a przepysz­na. Muska艂 ustami brzuch. Pod wargami czu艂 w艣ciekle bij膮cy puls. Wydawa艂a z siebie jakie艣 d藕wi臋ki, kt贸re zdawa艂y si臋 dobywa膰 gdzie艣 z g艂臋bi gard艂a. Zacz臋艂a si臋 wi膰 i wykr臋ca膰 pod nim. Mocno przytrzyma艂 j膮 r臋koma i dalej ca艂owa艂. Cz艂onek zaczyna艂 go bole膰, pulsowa艂 z po偶膮dania, chcia艂 jak najszybciej zanurzy膰 si臋 w pachn膮ce ciepe艂ko. Nie m贸g艂 czeka膰 d艂u偶ej. Przykry艂 jej cia艂o swoim i pchn膮艂.

- Och - wyrwa艂o si臋 jej z ust, kiedy w ni膮 wchodzi艂. - Och! Quintonie! Och! Kochany, tak! - Smuk艂ymi ramionami mocno go obj臋艂a, d艂ugie nogi zarzuci艂a m臋偶owi wysoko na biodra. - Tak! Tak! Tak! - powtarza艂a niczym modlitw臋.

Zatraci艂 si臋 w niej bez reszty. Przesta艂 my艣le膰, jedynie czu艂 ca艂ym swoim jestestwem cudown膮 rozkosz, jak膮 sobie nawzajem dawali i potrafili dzieli膰. Biodrami uderza艂 w jej biodra, palce r膮k wpl贸t艂 w jej w艂osy i mocno trzyma艂 g艂ow臋, kiedy ich poca艂unki wywo艂ywa艂y jedn膮 po drugiej salw臋 gor膮cych uniesie艅, kt贸re po偶era艂y ca艂e cia艂o, a偶 nie mogli si臋 d艂u偶ej ca艂owa膰. Po偶膮danie zapiera艂o im dech w piersiach. Tak doskonale do siebie pasowali, 偶e

znowu oboje w tej samej chwili osi膮gn臋li szczyt niebia艅skiej rozkoszy i bez si艂 zastygli w swoich ramionach.

Przez kilka d艂ugich minut w sypialni s艂ycha膰 by艂o tylko ich oddechy, pocz膮tkowo urywane i chrapliwe, potem coraz bardziej spokojne, g艂臋bsze.

- Jeste艣 cudowna - oznajmi艂 ksi膮偶臋, czule ca艂uj膮c 偶on臋 i zsuwaj膮c si臋 z niej. Opar艂 si臋 na 艂okciu i Z g贸ry wpatrywa艂 w jej 艣liczn膮 twarz. - Powiedzia艂a艣 do mnie: kochany - przy­pomnia艂.

- Nic podobnego - zaprzeczy艂a szybko.

- Powiedzia艂a艣. Allegro, naprawd臋 powiedzia艂a艣 - roze艣mia艂 si臋 cicho. - Czy to mo偶liwe, ksi臋偶no, 偶e zaczynasz 偶ywi膰 do mnie jakie艣 tkliwsze uczucie?

- Ledwo ci臋 znam - pr贸bowa艂a zby膰 go cz臋sto powtarzan膮 fraz膮. Walczy艂a z sob膮, 偶eby si臋 zupe艂nie nie zatraci膰 w jego srebrnych oczach.

- Znasz mnie od kwietnia - przypomnia艂, chichocz膮c rado艣nie - od po艂owy czerwca mieszkasz ze mn膮 w Hunter's Lair, a od czterech tygodni jeste艣 moj膮 偶on膮.

- To ju偶 cztery tygodnie? - spyta艂a g艂osem niewini膮tka.

- Powiedz, 偶e mnie kochasz - prosi艂. - Wiesz przecie偶, 偶e ja ci臋 kocham - powiedzia艂 przyciszonym g艂osem.

- Po偶膮dasz mnie - stwierdzi艂a. - Czy to jest mi艂o艣膰, panie?

- Po偶膮dam ci臋 i to jest jedna z form mojej mi艂o艣ci do ciebie - wyja艣nia艂. - Ale na my艣l, 偶e mia艂bym 偶y膰 bez ciebie, wpadam w czarn膮 rozpacz. Allegro, kocham ci臋. Przypuszczam, 偶e i ty mnie kochasz.

- Nie rozumiem mi艂o艣ci - upiera艂a si臋 przy swoim.

- Nie wykr臋caj si臋 - 艂agodnie j膮 zgani艂. - Spr贸buj sobie sama odpowiedzie膰 na to pytanie. Wola艂aby艣 偶y膰 ze mn膮 czy beze mnie?

- Z tob膮 - odpar艂a bez zastanowienia.

- Zatem mnie kochasz - szepn膮艂 cicho.

Poczu艂a si臋 jak uderzona obuchem w g艂ow臋. Kocha艂a Quintona! Nie rozumia艂a mi艂o艣ci, nie rozumia艂a, dlaczego czuje do niego to, co czuje, ale nie mog艂a zaprzeczy膰, 偶e jest w niej to uczucie.

- Kocham ci臋 - powiedzia艂a niepewnie. - Och, Quintonie, tak, kocham ci臋.

- Wiem - przyzna艂, bior膮c j膮 w ramiona. - Mimo naszych rozs膮dnych postanowie艅, moja ukochana ksi臋偶no. Mimo oczywistych, znanych nam obojgu fakt贸w, kt贸re powinny nas powstrzyma膰 przed zrobieniem takiego g艂upstwa, zakochali艣my si臋 w sobie. - Poca艂owa艂 Allegr臋 w czubek g艂owy. - Ja te偶 nie mog臋 tego zrozumie膰, a jednak tak w艂a艣nie si臋 sta艂o.

- Przypuszczam, 偶e to nic z艂ego - odezwa艂a si臋 niepewnie, z zastanowieniem.

- Nie - przyzna艂 - wr臋cz odwrotnie, wydaje si臋 ca艂kiem mi艂e.

- Nigdy ci臋 nie zdradz臋, tak jak mama mojego tat臋 - obieca艂a. - M贸wiono mi, 偶e mama zawsze by艂a bardzo niezr贸wnowa偶ona i nierozwa偶na. Jestem c贸rk膮 swojego ojca, Quintonie. Jestem podobna do niego, przysi臋gam.

- Wiem, ukochana, wiem. Mimo twojego ogromnego maj膮tku nigdy bym si臋 z tob膮 nie o偶eni艂, gdybym chocia偶 przez moment podejrzewa艂, 偶e mo偶esz mnie zdradzi膰 czy przynie艣膰 wstyd rodowemu nazwisku.

- Co teraz b臋dzie? - zapyta艂a.

- Chyba b臋dziemy 偶yli d艂ugo i szcz臋艣liwie - oznajmi艂 z szerokim u艣miechem. - B臋dziemy si臋 kochali, b臋dziemy uprawiali mi艂o艣膰, mieli ma艂ych spadkobierc贸w i spadkobierczynie i b臋dziemy bardzo szcz臋艣liwi, Allegro.

- Wydaje si臋 to 艂adne i proste, ale w 偶yciu, Quintonie, niestety, rzadko tak jest - powiedzia艂a. - Powinno by膰, ale nie jest.

- Kochanie, dla nas b臋dzie - obieca艂. Zegar na kominku wybi艂 czwart膮.

- Dobry Bo偶e! - krzykn臋艂a Allegra, raptownie zrywaj膮c si臋 i siadaj膮c na 艂贸偶ku. - Mamy w domu go艣ci, trzeba si臋 nimi zaj膮膰. Dzisiaj sp臋dzaj膮 ostatni wiecz贸r z nami. Jutro poroz­je偶d偶aj膮 si臋 do dom贸w i nie wiem, kiedy znowu si臋 zobaczymy. - Wysun臋艂a si臋 z obj臋膰 Quintona i wyskoczy艂a z 艂贸偶ka. - O Bo偶e, mam nadziej臋, 偶e jeszcze nikt nie zszed艂 na d贸艂 i o nas nie pyta艂. Quintonie, wstawaj! Wstawaj natychmiast - szarpn臋艂a ta艣m膮, dzwoni膮c po Honor. - Musz臋 si臋 ubra膰. Musz臋 sprawdzi膰, czy na obiad zaplanowano i przygotowano odpowiednie potrawy.

- Ksi臋偶no, Crofts si臋 tym zajmie - spokojnie rzek艂 Quinton. - Masz bardzo apetyczn膮 pupci臋, madame.

- Och! - Allegra spiek艂a raka. By艂a naga. Zerwa艂a si臋 z 艂贸偶ka w panice. My艣la艂a tylko o go艣ciach, nawet nie zwr贸ci艂a uwagi, 偶e nic na sobie nie ma. Po chwili roze艣mia艂a si臋 ser­decznie. Teraz nie by艂o sensu szuka膰 czego艣, 偶eby si臋 okry膰. - Quintonie, wstawaj - powt贸rzy艂a stanowczym tonem.

U艣miechn膮艂 si臋 od ucha do ucha i, nagi jak go Pan B贸g stworzy艂, wyskoczy艂 z 艂贸偶ka.

- Lepiej p贸jd臋 do siebie, zanim biedna Honor umrze z przera偶enia - za偶artowa艂, ci膮gle si臋 艣miej膮c. Pos艂a艂 Allegrze ca艂usa i znikn膮艂 za drzwiami 艂膮cz膮cymi ich sypialnie.

W tej samej chwili do sypialni pani wesz艂a Honor.

- Dzie艅 dobry, wielmo偶na pani - powiedzia艂a spokojnie, ale stara艂a si臋 nie patrze膰 na nag膮 Allegr臋. - Czy przynie艣膰 pani co艣 do zjedzenia?

Co z naszymi go艣膰mi? - zachryp艂ym g艂osem spyta艂a Allegra.

Honor spokojnie podesz艂a do szafy, wyj臋艂a jedwabny szlafrok i okry艂a nim pani膮.

W艂a艣nie zaczynaj膮 si臋 kr臋ci膰, wielmo偶na pani. Crofts nad wszystkim panuje.

Jak najszybciej musz臋 zej艣膰 na d贸艂 - o艣wiadczy艂a Allegra. - Go艣cie nie powinni by膰 na

dole sami, bez gospodyni.

Tak jest, wielmo偶na pani - odpar艂a Honor. - Zaraz po艣l臋 pomocnic臋 po herbat臋 dla pani.

Godzin臋 p贸藕niej Allegra schodzi艂a schodami w d贸艂. W domu nadal panowa艂a cisza. Po drodze zajrza艂a do sali balowej. By艂a pusta i dok艂adnie wysprz膮tana. Pi臋kna drewniana pod艂oga l艣ni艂a czysto艣ci膮. Stoj膮ce pod 艣cianami krzes艂a i sofy starannie ponakrywano. Wielkie kandelabry do nast臋pnego balu owini臋to p艂贸tnem chroni膮cym przed kurzem. Z wysokich podstawek pousuwano kwiaty i zaci膮gni臋to ci臋偶kie, z艂ote atlasowe zas艂ony, tak 偶e do 艣rodka wkrada艂y si臋 i ta艅czy艂y po pod艂odze tylko pojedyncze promyki popo艂udniowego s艂o艅ca. Wesz艂a do rodzinnego salonu i zasta艂a tam Siren臋. Kuzynka szy艂a jakie艣 malutkie ubranko.

- Ju偶 jeste艣 na nogach. Crofts powiedzia艂, 偶e po艂o偶y艂a艣 si臋 dopiero po si贸dmej rano - odezwa艂a si臋 Sirena. - Pewnie jeste艣 bardzo zm臋czona. Kuzynko, bal by艂 wspania艂y. Mam nadziej臋, 偶e b臋d臋 bywa艂a na innych wydawanych w tym domu, kiedy brzuch mniej b臋dzie mi przeszkadza艂. - U艣miechn臋艂a si臋 do Allegry.

- Kocham Quintona - bez wst臋pu powiedzia艂a Allegra. Po prostu nie mog艂a nie podzieli膰 si臋 z ukochan膮 Siren膮 tak膮 wiadomo艣ci膮.

- Wiem - odpar艂a Sirena, podnosz膮c g艂ow臋 i u艣miechaj膮c si臋 ciep艂o.

- Sk膮d mo偶esz wiedzie膰, je偶eli ja sama jeszcze niedawno tego nie wiedzia艂am? - zdziwi艂a si臋 Allegra. - Nie b膮d藕 taka z siebie zadowolona, bo si臋 na ciebie zez艂oszcz臋.

- Ja i Ocky - Sirena 艣mia艂a si臋 serdecznie - od dnia waszego 艣lubu oboje wiedzieli艣my, 偶e go kochasz. Musia艂a艣 si臋 tylko z tym pogodzi膰, spojrze膰 prawdzie w oczy i sama przed sob膮 si臋 do tego przyzna膰. Mi艂o艣膰 nie ma z rozs膮dkiem nic wsp贸lnego, to irracjonalne uczucie, ale zmienia cz艂owieka. Dostrzegli艣my te zmiany u ciebie, zanim ty sama zda艂a艣 sobie z nich spraw臋. Nie jestem z siebie zadowolona, raczej kamie艅 spad艂 mi z serca. Jestem szcz臋艣liwa za was oboje. Teraz wiem, 偶e wszystko b臋dzie dobrze.

- Nie zmieni臋 si臋 tylko dlatego, 偶e kocham m臋偶a - zaprotestowa艂a Allegra.

- Wszystko mi jedno, jak to sobie b臋dziesz t艂umaczy艂a - cicho powiedzia艂a Sirena. Podnios艂a do g贸ry ubranko, kt贸re szy艂a. - S艂odkie, prawda? Nie mog臋 uwierzy膰, 偶e pod koniec marca albo na pocz膮tku kwietnia b臋d臋 zak艂ada艂a to malutkie ubranko swojemu

dziecku. - Od艂o偶y艂a szycie i przycisn臋艂a d艂onie do brzucha. - Wiesz, Allegro, dzisiaj rano wydawa艂o mi si臋, jakby w 艣rodku, w brzuchu, lata艂 mi jaki艣 motylek.

- Czy偶 nie by艂oby wspaniale - teraz Allegra u艣miechn臋艂a si臋 rado艣nie - gdyby pewnego dnia moja c贸rka po艣lubi艂a twojego syna? Musimy pomy艣le膰 nad zwi膮zkiem naszych dzieci.

- Czy przebieramy si臋 do kolacji? - Caroline Walworth wesz艂a do salonu w towarzystwie Eunice Bainbridge.

- Nie - odpowiedzia艂a Allegra. - Poprosz臋 Croftsa, 偶eby na dzisiejszy wiecz贸r przygotowano wysoki st贸艂 w Wielkiej Sali. Potem mo偶emy si臋 jeszcze zabawi膰, ale poniewa偶 wszyscy wyje偶d偶acie jutro rano, przypuszczam, 偶e b臋dziecie chcieli wcze艣niej si臋 po艂o偶y膰. - Westchn臋艂a. - B臋dzie mi was bardzo brakowa艂o.

- Bain m贸wi, 偶e zim膮 kilka tygodni sp臋dzimy w Londynie - poinformowa艂a przyjaci贸艂ki Eunice.

- My te偶 - zawt贸rowa艂a jej Caroline. - Wiem, Allegro, 偶e nie lubisz miasta, ale podczas zimowych miesi臋cy na wsi jest strasznie nudno. Musicie przyjecha膰 do Londynu, w贸wczas sp臋dzimy czas wszyscy razem.

- Ja nie b臋d臋 mog艂a pojecha膰 - zasmuci艂a si臋 Sirena.

- Nie, rzeczywi艣cie nie b臋dziesz mog艂a - przyzna艂a Caroline rzeczowym tonem. - Ale ty pierwsza bra艂a艣 艣lub, wi臋c zrozumia艂e, Sireno, 偶e i ty jako pierwsza z nas b臋dziesz mia艂a dziecko. Jeszcze pojedziesz do Londynu, kochanie, ale innym razem. My jednak, skoro nie jeste艣my w ci膮偶y, a przynajmniej o tym nie wiemy, powinny艣my pojecha膰. Je艣li zima b臋dzie 艣nie偶na, zostaniemy uwi臋zione w domach. W Londynie natomiast 艣nieg nikomu nie przeszkadza.

- Madame, czy przeszli艣my na miejski rytm 偶ycia? - Quinton Hunter zwr贸ci艂 si臋 do 偶ony, wchodz膮c do salonu z pozosta艂ymi panami. - Co z obiadem, ksi臋偶no? Zg艂odnieli艣my, mamy ochot臋 na dobry posi艂ek.

- Ksi膮偶臋, b艂agam, cierpliwo艣ci - odpar艂a Allegra. - Musz臋 poprosi膰 Croftsa, 偶eby przygotowano st贸艂 w Wielkiej Sali. Natomiast jedzenie, id臋 o zak艂ad, jest ju偶 gotowe. Nie wiedzia艂am, kiedy wy, 艣piochy, do nas do艂膮czycie. - Sk艂oni艂a si臋 wszystkim i wybieg艂a z pokoju, by poszuka膰 Croftsa.

Nied艂ugo p贸藕niej podano obiad. W sali panowa艂 gwar i raz po raz rozlega艂 si臋 radosny 艣miech, o艣mioro przyjaci贸艂 jad艂o i weso艂o gwarzy艂o. Lady Caroline podsun臋艂a pomys艂, 偶eby spotka膰 si臋 w Londynie w po艂owie stycznia. Wszyscy, poza wicehrabi膮 i jego 偶on膮, gor膮co pochwalili propozycj臋.

- Je艣li chcesz, mo偶esz jecha膰 - z wielce smutn膮 min膮 zaproponowa艂a Sirena m臋偶owi. Wszyscy wiedzieli, 偶e nie m贸wi szczerze. Nie chcia艂a, 偶eby jecha艂.

- Nie mia艂aby艣 nic przeciwko temu? - W serce Ocky'ego wst膮pi艂a nadzieja, ale kiedy powi贸d艂 wzrokiem po twarzach przyjaci贸艂 i spostrzeg艂 ich miny, niezadowolone z jego reakcji, natychmiast zmieni艂 front. - Oczywi艣cie, najdro偶sza, 偶e nie mia艂aby艣 nic przeciwko temu, przecie偶 jeste艣 anio艂em. - Ocky pr贸bowa艂 zatuszowa膰 z艂e wra偶enie. - Nie zostawi臋 ci臋 samej w Pickford, skoro nasz dziedzic ma si臋 wkr贸tce urodzi膰. A gdyby zerwa艂a si臋 burza i nie zd膮偶y艂bym wr贸ci膰 na czas? Nie, Sireno, zim臋 sp臋dzimy razem w Pickford.

- Och, Ocky, jeste艣 kochany - szepn臋艂a szcz臋艣liwa Sirena.

Po posi艂ku m臋偶czy藕ni postanowili zagra膰 w ko艣ci. Panie bardzo chcia艂y nauczy膰 si臋 nowej gry.

- To chyba nie jest dobry pomys艂 - uzna艂 hrabia Aston.

- Boisz si臋 przegra膰 z kobiet膮, Marcusie? - przyciszonym g艂osem spyta艂a jego 偶ona.

- Do licha, Eunice, pewnych rzeczy damy nie powinny robi膰 - pad艂a szybka odpowied藕.

- Damy ci膮gle w co艣 graj膮 - wtr膮ci艂a Allegra. 鈥 Gramy w karty, a ta gra, kt贸r膮 nazywacie 鈥炁歭epy Traf", wydaje si臋 zabawniejsza.

- My艣la艂em, 偶e nie lubisz gier hazardowych - powiedzia艂 lord Walworth.

- Nie lubi, chyba 偶e gra z przyjaci贸艂mi - odpowiedzia艂a za Allegr臋 lady Walworth. - Adrianie, co ci szkodzi nauczy膰 nas tej gry?

- Caroline!

- Nauczcie je - zdecydowa艂 ksi膮偶臋.

- Co takiego?! - krzykn膮艂 hrabia. - Quint, nie mog臋 uwierzy膰, zach臋casz do hazardowej gry! Ty, najzagorzalszy przeciwnik hazardu?!

- Ani ja, ani moja 偶ona nie gramy na pieni膮dze. Ufam Allegrze, wiem, 偶e nie b臋dzie gra艂a z obcymi i nigdy o du偶e stawki. Zak艂adam, 偶e wy te偶 macie zaufanie do swoich 偶on - po­wiedzia艂 ksi膮偶臋.

- Brawo! - krzykn臋艂a Caroline i wszystkie panie zacz臋艂y klaska膰. Hrabia Aston roze艣mia艂 si臋 i podni贸s艂 w g贸r臋 r臋ce.

- Poddaj臋 si臋, drogie panie. Dobrze, powiem, na czym gra polega. Potrzebne s膮 dwie kostki. Gracz, kt贸ry ma ko艣ci, rzuca nimi, a偶 wyrzuci pi膮tk臋, sz贸stk臋, si贸demk臋, 贸semk臋 lub dzie­wi膮tk臋. Pierwszy rzut nazywa si臋 鈥瀏艂贸wna liczba punkt贸w". Drugi, kt贸ry musi wynie艣膰 tyle samo co pierwszy, nazywa si臋 鈥瀟raf". Je偶eli w drugim rzucie uzyskasz tyle samo punkt贸w co w pierwszym, to znaczy, 偶e trafi艂a艣, wygra艂a艣. Je偶eli wyrzucisz 鈥瀝aka", to jest

dw贸jk臋, tr贸jk臋, jedenastk臋 lub dwunastk臋, przegra艂a艣. Grasz, dop贸ki nie wygrasz albo nie

przegrasz. Proste.

Wszyscy przyst膮pili do gry. W Wielkiej Sali hucza艂o od gromkich 艣miech贸w. Stawk膮 by艂 poca艂unek albo 艂yk porto, lub te偶 s艂odki wafelek. W pewnej chwili Allegra spostrzeg艂a, 偶e zegar wybi艂 ju偶 dziesi膮t膮. Zaproponowa艂a, by zako艅czy膰 gr臋, zwracaj膮c uwag臋 na p贸藕n膮 por臋.

- Wspania艂y wiecz贸r - cieszy艂a si臋 Caroline. - B臋dziemy si臋 艣wietnie bawili zim膮 w Londynie. Kiedy jeste艣my razem, nikt inny nie jest nam do szcz臋艣cia potrzebny. A w drodze powrotnej z Londynu, Sireno, w marcu wszyscy zajedziemy do Pickford, by z艂o偶y膰 wyrazy uszanowania nowemu potomkowi rodu Pickford.

- I wszystko mi opowiecie. B臋d臋 bardzo ciekawa. Ocky, co najmniej przez dwa nast臋pne lata nie mo偶emy mie膰 kolejnego dziecka.

Roze艣mieli si臋 i cztery pary, trzymaj膮c si臋 za r臋ce, uda艂y si臋 schodami na g贸r臋 do swoich sypialni.

Rozdzia艂 12

Dziewi膮tego grudnia przypada艂y osiemnaste urodziny Allegry. Obchodzi艂a je w towarzystwie m臋偶a, ojca, macochy oraz Sireny i Ocky'ego, a tak偶e George'a i jego 偶ony Melindy. Melinda wykorzysta艂a t臋 okazj臋, 偶eby z rado艣ci膮 zawiadomi膰 wszystkich, i偶 oczekuje dziecka.

- Ta dziewczyna nie powinna teraz wyskakiwa膰 z tak膮 informacj膮 - mrukn臋艂a lady Morgan do m臋偶a. - Chyba cierpi na mani臋 wielko艣ci. S艂ysza艂am, jak m贸wi艂a, 偶e to b臋dzie nast臋pny dziedzic rodu Sedgwick. Ma tupet! To matka musi k艂a艣膰 jej do g艂owy takie g艂upoty. Nigdy bym nie pomy艣la艂a, 偶e c贸rka Franklyna jest taka zuchwa艂a i bezczelna. Allegra powinna po艂o偶y膰 kres takim bzdurom!

- Kochanie, przecie偶 to Allegra da 艣wiatu nast臋pnego ksi臋cia - przyciszonym g艂osem uspokaja艂 偶on臋 lord Morgan. - Powiedz: czy nie czujesz si臋 matk膮 wspania艂ej rodziny?

- Oczywi艣cie - przyzna艂a i pokra艣nia艂a z zadowolenia.

- Wi臋c nie ma si臋 czym martwi膰 - skwitowa艂.

Ksi膮偶臋 podarowa艂 偶onie 艣liczny zielono- srebrny pow贸z i grubiutkiego, czarno- bia艂ego kucyka, kt贸ry mia艂 go ci膮gn膮膰.

Mo偶e zdarzy膰 si臋, 偶e nie b臋dziesz chcia艂a jecha膰 konno - powiedzia艂. - Poza tym, je艣li

b臋dzie brzydka pogoda, a ty b臋dziesz chcia艂a pojecha膰 do Pickford, pow贸z bardzo ci si臋

przyda.

Teraz b臋d臋 musia艂a je藕dzi膰 do Pickford, poniewa偶 Sirena nie bardzo mo偶e podr贸偶owa膰 -

przyzna艂a Allegra i ramieniem obj臋艂a kuzynk臋. - Dzi臋kuj臋, 偶e jeste艣 tu dzisiaj. Nagle

wyskoczy艂 ci brzuszek, Sireno. 艢licznie wygl膮dasz.

Tw贸j chrze艣niak doskonale si臋 rozwija - roze艣mia艂a si臋 Sirena. - Och, Allegro, b臋dzie mi

ci臋 brakowa艂o, kiedy wyjedziesz zim膮 do Londynu.

Z przyjemno艣ci膮 zosta艂abym na miejscu - przyzna艂a Allegra. Nie lubi臋 miasta, ale Eunice i

Caroline po prostu si臋 upar艂y. Zostaniemy tam tylko kilka tygodni, obiecuj臋.

A gdzie si臋 zatrzymacie? - zainteresowa艂a si臋 Sirena.

W rezydencji taty - odpowiedzia艂a Allegra. - Nie ma sensu, 偶eby艣my kupowali inny dom.

Przecie偶 rezydencja taty i tak kiedy艣 b臋dzie nale偶a艂a do nas. Poza tym lubimy Berkley

Square, to dobra lokalizacja.

Szkoda, 偶e ja nie mog臋 jecha膰 - roze艣mia艂a si臋 Sirena. - B臋dziesz si臋 znacznie lepiej

bawi艂a ni偶 wtedy, kiedy debiutowa艂y艣my w londy艅skim towarzystwie. W ubieg艂ym roku,

偶eby zdoby膰 m臋偶贸w, musia艂y艣my zachowywa膰 si臋 nienagannie, jak bardzo dobrze

wychowane panienki. A teraz b臋dzie teatr, ogrody Vauxhall, ciekawe spotkania, bale

kostiumowe, opera, wy艣cigi! B臋d臋 o tobie my艣la艂a, kuzynko.

Sezon towarzyski zawsze rozpoczyna艂 si臋 w marcu lub kwietniu, a ko艅czy艂 w po艂owie czerwca. Wtedy wszyscy, kt贸rzy liczyli si臋 w londy艅skim towarzystwie, wracali do swoich maj膮tk贸w i wiejskich rezydencji. Ma艂y sezon zaczyna艂 si臋 we wrze艣niu, ale ju偶 z pocz膮tkiem listopada miasto pustosza艂o. W styczniu, kiedy parlament wznawia艂 obrady, wiele os贸b wraca艂o do miasta, poniewa偶 na wsi by艂o w tym czasie 艣miertelnie nudno. Ksi膮偶臋 i jego trzej przyjaciele, chocia偶 wcze艣niej nigdy nie anga偶owali si臋 w polityk臋, podczas tego pobytu w Londynie postanowili p贸j艣膰 na sesj臋 parlamentu i przys艂ucha膰 si臋 obradom. Hrabia Aston i lord Walworth mieli zatrzyma膰 si臋 w domu starego hrabiego Pickford. Hrabia Pickford senior oczekiwa艂 narodzin wnuka i nie wybiera艂 si臋 na sesj臋 parlamentu. Chcia艂 by膰 w domu, kiedy urodzi si臋 pierwszy przedstawiciel nast臋pnego pokolenia jego rodu.

Allegra i ksi膮偶臋 jechali do Londynu du偶膮, wygodn膮 karet膮 podr贸偶n膮, zaprz臋偶on膮 w sze艣膰 koni. W 艣rodku kareta by艂a mi臋kko wy艣cie艂ana, ko艂a doskonale spr臋偶ynowa艂y, amortyzuj膮c wstrz膮sy powozu. Siedzenia pokrywa艂a mi臋kka be偶owa sk贸ra. Pod ka偶dym sta艂a metalowa

skrzynka na gor膮ce w臋gle, 偶eby mo偶na by艂o ogrza膰 wn臋trze. Ciep艂o p艂yn臋艂o poprzez mo­si臋偶n膮 krat臋 znajduj膮c膮 si臋 pod oboma kanapami. Wn臋trze karety o艣wietla艂y dwie niedu偶e szklane lampy naftowe w srebrnych obr臋czach. Okna mo偶na by艂o otwiera膰 lub zamyka膰 w zale偶no艣ci od pogody. Wisia艂y w nich kremowe zas艂onki z aksamitu, kt贸re mo偶na by艂o zaci膮gn膮膰, je艣li nie chcia艂o si臋 by膰 widzianym. Oparcie kanapy ustawionej ty艂em do kierunku jazdy by艂o sk艂adane. Znajdowa艂 si臋 za nim schowek na prowiant i wino dla podr贸偶nych. Na ko藕le wo藕nicy siedzia艂o dw贸ch powo偶膮cych. Z ty艂u powozu umieszczono 艂awk臋 dla dw贸ch s艂u偶膮cych. Dach by艂 wystarczaj膮co d艂ugi i szeroki, by pomie艣ci膰 nawet bardzo du偶y baga偶.

By艂o bardzo zimno. Nawet ksi膮偶臋 nie jecha艂 konno, ale razem z 偶on膮 podr贸偶owa艂 karet膮. Za nimi jecha艂 drugi pow贸z, a w nim Honor, osobisty s艂u偶膮cy ksi臋cia, Hawkins, i reszta ba­ga偶u. Drugi pow贸z mia艂 tylko jednego powo偶膮cego, drugiego pomocnika g艂贸wnego wo藕nicy. W Londynie do jego obowi膮zk贸w nale偶e膰 mia艂a opieka nad stajni膮 i powozami ksi臋cia. Dzie艅 by艂 pochmurny, szary i nie zanosi艂o si臋 na zmian臋 pogody. Zatrzymali si臋 na lunch, a potem na kolacj臋 i nocleg w gospodach wcze艣niej uprzedzonych o ich przyje藕dzie. Nie musieli zmienia膰 koni, dobrze o nie dbano, a ka偶dej nocy zapewniano odpowiednio d艂ugi odpoczynek. Allegra b艂ogos艂awi艂a peleryn臋 z kapturem, uszyt膮 z aksamitu i podbit膮 futrem bobra. Dosta艂a j膮 od m臋偶a na Gwiazdk臋. Pod sp贸dnic臋 bez najmniejszego wstydu za艂o偶y艂a kilka flanelowych halek. W takiej sytuacji nie chodzi o to, 偶eby wygl膮da膰 艂adnie i modnie, poza tym - my艣la艂a - i tak nikt ich nie b臋dzie widzia艂. Szczelniej otuli艂a si臋 ciemnozielon膮 peleryn膮 podbit膮 i wyko艅czon膮 futrem.

Podr贸偶 do Londynu zaj臋艂a kilka dni. Kiedy wreszcie przybyli na miejsce, z rezydencji lorda Morgana wybieg艂a s艂u偶ba, 偶eby pom贸c pa艅stwu wysi膮艣膰 z karety i zaprowadzi膰 ich do domu. Marker, g艂贸wny lokaj londy艅skiej siedziby, z u艣miechem na twarzy i ca艂y w uk艂onach wyszed艂 im naprzeciw.

- Witamy w domu, Wasze Mi艂o艣cie - pozdrowi艂 przyby艂ych. - W domu jest tata Waszej Mi艂o艣ci, czeka na wielmo偶n膮 pani膮 i Wasz膮 Mi艂o艣膰 w bibliotece, kiedy si臋 ju偶 pa艅stwo rozgo艣cicie.

- Tata! Och! Chod藕my od razu! - zaproponowa艂a Allegra, rozpi臋艂a i szybko zsun臋艂a z siebie ciep艂膮 peleryn臋, kt贸r膮 odebra艂 lokaj.

- Dobrze, kochanie - zgodzi艂 si臋 ksi膮偶臋. Nie przypuszcza艂, 偶e te艣膰 b臋dzie w mie艣cie, ale przecie偶 dlaczego nie mia艂oby go tutaj by膰? To jego dom i zawsze mia艂 jakie艣 interesy do za艂atwienia w Londynie.

Septimus Morgan wsta艂 z fotela przy kominku, 偶eby przywita膰 si臋 ze swoj膮 jedynaczk膮 i jej m臋偶em.

Nie zostan臋 d艂ugo - od razu zapewni艂 ich z u艣miechem. - Chc臋 wraca膰 do domu, kiedy tylko b臋dzie to mo偶liwe. Twoja macocha ostatnio nie czuje si臋 dobrze. Co jej jest? - denerwowa艂a si臋 Allegra, niepok贸j wyra藕nie malowa艂 si臋 na jej pi臋knej twarzy.

Nic powa偶nego, moje dziecko - uspokaja艂 c贸rk臋 ojciec. - Po prostu przezi臋bienie. - U艣miechn膮艂 si臋 ciep艂o. - Tak si臋 ciesz臋, 偶e r贸wnie bardzo jak ja kochasz Olympi臋. - Gestem wskaza艂 na sof臋 vis- a- vis fotela. Allegra i Quinton usiedli obok siebie. - Jak d艂ugo zamierzacie zosta膰 w Londynie? - dopytywa艂 si臋 lord Morgan, ponownie zajmuj膮c miejsce w fotelu.

Tylko kilka tygodni - odpowiedzia艂 ksi膮偶臋. - Nasi przyjaciele Aston i Walworth te偶 przybyli z 偶onami do Londynu. Mamy zamiar dobrze si臋 bawi膰, Septimusie. Wybieramy si臋 do opery, teatru, mo偶e nawet do Vauxhall, je艣li jest tam co艣 ciekawego, co艣, co warto zobaczy膰. Chcia艂bym r贸wnie偶 p贸j艣膰 do Tattersall. Wprawdzie mam wspania艂膮 stadnin臋, ale przyda艂oby mi si臋 kilka czystej krwi klaczy, 偶eby jeszcze bardziej podrasowa膰 hodowl臋. Wyjedziemy przed rozpocz臋ciem sezonu. Czy zamierzasz zaj膮膰 swoje miejsce w Izbie, Quintonie? - zapyta艂 te艣膰. Tak, chc臋 si臋 dowiedzie膰, co si臋 tam teraz dzieje - odpar艂 ksi膮偶臋.

Nigdy ci臋 o to nie pyta艂em - zacz膮艂 lord Morgan - ale chcia艂bym wiedzie膰. Jeste艣 torysem czy wigiem?

Prawd臋 powiedziawszy, po trosze i jednym, i drugim, dlatego niecz臋sto bywam w parlamencie - m贸wi艂 ksi膮偶臋 z nik艂ym u艣miechem. - Septimusie, nic w 偶yciu nie jest albo bia艂e, albo czarne. Nie potrafi臋 zafascynowa膰 si臋 programem jakiej艣 partii politycznej i pozosta膰 jej wiernym. Polityk臋 prowadz膮 ludzie, a ludzie, co ju偶 doskonale wiem, s膮 omylni. Teraz lord Morgan u艣miechn膮艂 si臋 z satysfakcj膮. Moje dziecko, wysz艂a艣 za m膮drego cz艂owieka - rzek艂, zwracaj膮c si臋 do Allegry. A ty, panie? - spyta艂 ksi膮偶臋. - Do kt贸rej frakcji nale偶ysz?

Do 偶adnej, podobnie jak ty. Cz艂owiek, kt贸ry zajmuje si臋 handlem, nawet je艣li ma prawo u偶ywa膰 przed nazwiskiem tytu艂u lorda, nie mo偶e sobie pozwoli膰 na przynale偶no艣膰 do ja­kiejkolwiek partii politycznej. Polityk臋 zostawiam ludziom o m膮drzejszych g艂owach i wi臋kszych ambicjach.

Kochanie - ksi膮偶臋 ze 艣miechem zwr贸ci艂 si臋 do 偶ony - masz sprytnego i bardzo m膮drego ojca.

Mnie wystarczy, 偶e w kraju dobrze si臋 dzieje. Wi臋cej niczego mi nie trzeba - o艣wiadczy艂 lord Morgan. Uwa偶nie przyjrza艂 si臋 c贸rce. Najwyra藕niej uradowa艂o go to, co dostrzeg艂 w

jej oczach. Sirena pisa艂a, 偶e Allegra pokocha艂a m臋偶a, kt贸ry ju偶 wcze艣niej si臋 w niej bez pami臋ci zakocha艂. Teraz jednak na w艂asne oczy widzia艂, 偶e tych dwoje 艂膮czy g艂臋bokie uczucie. By艂 szcz臋艣liwy. Kiedy przyjechali na urodziny Allegry, w Hunter's Lair zatrzymali si臋 tylko na jedn膮 noc. Nie mia艂 okazji przyjrze膰 si臋 m艂odym ma艂偶onkom. Olympia b臋dzie zachwycona, poniewa偶 w艂a艣ciwie to ona, przy pomocy lady Bellingham, zaaran偶owa艂a ich ma艂偶e艅stwo.

- A ty, tato, kiedy wyje偶d偶asz? - zapyta艂a Allegra.

- Za dwa, trzy dni, kochanie. Ale zostawiam tu Charlesa Trenta. Dopilnuje interes贸w. Naturalnie, jak zwykle nie b臋dzie rzuca艂 si臋 w oczy, ale gdyby艣cie, na przyk艂ad, mieli go艣ci i potrzebowali jeszcze jednego d偶entelmena przy stole, Charles doskonale wywi膮偶e si臋 z tej roli. Proponowa艂, 偶e zaszyje si臋 w moim biurze, ale powiedzia艂em, 偶e na to na pewno si臋 nie zgodzicie.

- Oczywi艣cie, 偶e nie - przyzna艂a Allegra. - Musi zosta膰 w rezydencji, b臋dzie mieszka艂 w swoich pokojach.

Nast臋pnego ranka, kiedy ojciec i m膮偶 udali si臋 do Izby Lord贸w, Allegra postanowi艂a porozmawia膰 z Charlesem Trentem.

- Powinnam zorganizowa膰 dzie艅 otwartych drzwi - powiedzia艂a. - Ile czasu trzeba na przygotowanie zaprosze艅? Przypuszczam, 偶e wiesz, komu powinnam je wysia膰. Nie zamierzamy zosta膰 w Londynie d艂ugo, wiem jednak, 偶e jako ksi臋偶na Sedgwick nie mog臋 po prostu przyjecha膰 i wyjecha膰 z Londynu, nie wyznaczaj膮c dnia otwartych drzwi.

- Wasza Mi艂o艣膰, zaproszenia s膮 ju偶 wygrawerowane - poinformowa艂 Charles Trent Allegr臋. - Wielmo偶na pani musi tylko wyznaczy膰 dat臋. Je艣li mi wolno, sugerowa艂bym ostatni dzie艅 lutego.

- Wkr贸tce potem zamierzamy wyjecha膰 - powiedzia艂a Allegra i zamy艣li艂a si臋. - To 艣mieszne, 偶e musimy zawiadamia膰 wszystkich z miesi臋cznym wyprzedzeniem. W ubieg艂ym sezonie odwiedzi艂y艣my z Siren膮 z takiej okazji kilka dom贸w. Idiotyczny zwyczaj. Cz艂owiek przepycha si臋 przez t艂um ludzi, pokr臋ci si臋 pi臋tna艣cie minut i wychodzi. Nie ma nic, ani jedzenia, ani picia, ani 偶adnej rozrywki. A dzie艅 otwartych drzwi uznaje si臋 za udany tylko wtedy, gdy przynajmniej jedna kobieta padnie zemdlona albo pojawi膮 si臋 na nim prawdziwe t艂umy. Nie widz臋 w tym wszystkim sensu. Mimo to przyjmowanie ca艂ej 艣mietanki towarzyskiej Londynu podczas pobytu w mie艣cie w dniu otwartych drzwi jest w dobrym tonie, wi臋c i ja musz臋 kt贸rego艣 popo艂udnia otworzy膰 drzwi naszej rezydencji dla londy艅skiego towarzystwa. Nie chcia艂abym, 偶eby m贸wiono, i偶 nie zas艂uguj臋 na tytu艂 i nazwisko m臋偶a.

- Jestem sk艂onny zgodzi膰 si臋 z Wasz膮 Mi艂o艣ci膮 w obu punktach - u艣miechn膮艂 si臋 pan Trent.

- To absurdalne, ale rzeczywi艣cie, je艣li nie zorganizuje pani dnia otwartych drzwi, zo­stanie pani uznana za osob臋 藕le wychowan膮. A wi臋c jak? Ustalamy termin na ostatni dzie艅 lutego?

- Nie, lepiej na dwudziesty, je艣li nie wypada w niedziel臋 - zdecydowa艂a Allegra. - Wtedy b臋dziemy mieli ostatni tydzie艅 dla siebie.

- Dobrze, Wasza Mi艂o艣膰.

- Dziwnie si臋 czuj臋, kiedy s艂ysz臋, jak zwracasz si臋 do mnie: Wasza Mi艂o艣膰, a nie: panienko Allegro - powiedzia艂a. - Jeszcze si臋 nie przyzwyczai艂am do ca艂ej tej pompy. Chocia偶 tu, w Londynie, zapewne b臋d臋 musia艂a stan膮膰 na wysoko艣ci zadania.

- Istotnie, tak trzeba - przyzna艂. - Maj膮tek i pozycja spo艂eczna maj膮 ogromne znaczenie dla wi臋kszo艣ci ludzi, z kt贸rymi Wasza Mi艂o艣膰 b臋dzie si臋 spotyka艂a podczas pobytu w mie艣cie. W ci膮gu jednego tylko sezonu dosta艂a si臋 pani na sam szczyt spo艂ecznej drabiny. Wiele os贸b ci膮gle jeszcze ma to pani za z艂e. Zdaj膮 si臋 zupe艂nie ignorowa膰 fakt, 偶e na t臋 dosko­na艂膮 parti臋 z艂o偶y艂y si臋 w r贸wnym stopniu pani maj膮tek i rodow贸d ksi臋cia. Ma pani jednak wspania艂膮 przyjaci贸艂k臋 w lady Bellingham.

- Czy ona jest ju偶 w mie艣cie, panie Trent?

- Wydaje mi si臋, 偶e przyjecha艂a z m臋偶em kilka dni temu.

- Prosz臋, wy艣lij jej zaproszenie na herbat臋 na jutro - poleci艂a Allegra osobistemu sekretarzowi ojca.

- Oczywi艣cie, Wasza Mi艂o艣膰 - odpar艂 pan Trent.

Ksi膮偶臋 i lord Morgan wr贸cili z otwarcia sesji parlamentu p贸藕nym popo艂udniem. Allegra poleci艂a poda膰 herbat臋 w mniejszym, zielonym salonie. Marker postawi艂 du偶膮 srebrn膮 tac臋 na stoliku przed m艂od膮 ksi臋偶n膮 i grzecznie cofn膮艂 si臋 o krok. Allegra nape艂ni艂a aromatyczn膮 indyjsk膮 herbat膮 dwie fili偶anki z sewrskiej porcelany, dla m臋偶a i ojca, a lokaj w tym czasie podsuwa艂 panom kryszta艂owe talerze z chlebem i mas艂em oraz ma艂ymi ciasteczkami z owocami polanymi bia艂ym lukrem.

- By艂o ciekawie? - zwr贸ci艂a si臋 z pytaniem do obu pan贸w.

- Galeria dla go艣ci jest bardzo ma艂a - odezwa艂 si臋 ojciec. - Je艣li b臋dziesz chcia艂 wybra膰 si臋 do parlamentu z przyjaci贸艂mi, powiedz mi, kiedy, a postaram si臋 za艂atwi膰 wam miejsca. W zale偶no艣ci od tego, nad czym toczy si臋 dyskusja, posiedzenie jest albo interesuj膮ce, albo 艣miertelnie nudne. Dzisiaj kr贸l otwiera艂 sesj臋. By艂o wi臋c bardzo barwnie, ale jak zwykle nudno. Musz臋 powiedzie膰, 偶e nasze przypuszczenia si臋 sprawdzi艂y, co Cjuintonie?

- iskrz膮cym wzrokiem spojrza艂 na zi臋cia.

- To prawda - przyzna艂 ksi膮偶臋. - Wigowie utracili w艂adz臋 i z ka偶dym dniem zdaj膮 si臋 by膰 bardziej radykalni. Potrafi膮 tylko m贸wi膰 o reformach, reformach i jeszcze raz reformach. Zwykle chodzi po prostu o to, 偶eby zabra膰 tym, kt贸rzy ci臋偶ko pracuj膮, i da膰 tym, kt贸rzy nic nie robi膮. A poniewa偶 wielu wybitnych wig贸w to zamo偶ni ludzie, mo偶na mie膰 pewno艣膰, 偶e ukr臋c膮 bicz na w艂asn膮 sk贸r臋.

- Ale mamy bardzo wielu biednych, szczeg贸lnie du偶o jest ich w mie艣cie - wtr膮ci艂a Allegra. - Widzia艂am na w艂asne oczy.

- Mo偶esz by膰 pewna, 偶e rz膮d w sprawie biedak贸w zrobi tylko to, do czego zostanie zmuszony - sucho stwierdzi艂 lord Morgan.

- A co z torysami? - pyta艂a dalej Allegra.

- S膮 bardziej konserwatywni - odpar艂 ksi膮偶臋. - Od chwili powstania partii w siedemnastym wieku popieraj膮 Stuart贸w i sprzeciwiaj膮 si臋 wszelkim pr贸bom pozbawienia praw naszych obywateli wyznania rzymskokatolickiego. Po detronizacji kr贸la Jakuba Drugiego w czasie, jak m贸wi膮 historycy, rewolucji angielskiej i 艣ci膮gni臋ciu do Anglii jego c贸rki Marii i jej m臋偶a, Wilhelma Ora艅skiego, 偶eby osadzi膰 ich na tronie, torysi stali si臋 stronnikami Jakuba Drugiego. Jednak po bezpotomnej 艣mierci kr贸lowej Anny nie sprzeciwiali si臋 przej臋ciu tronu przez dynasti臋 hanowersk膮. Wigowie wykorzystali przeciwko torysom ich wcze艣niejsze jakobi艅skie sympatie. Pierwszy i drugi Jerzy zgrabnie wykluczyli torys贸w z rz膮du. Obecny premier, pan William Pitt m艂odszy, wszystko zmieni艂 - wyja艣nia艂 ksi膮偶臋.

- Jak? - chcia艂a wiedzie膰 Allegra.

- Moje 艣liczne kochanie - ksi膮偶臋 delikatnie poklepa艂 j膮 po policzku - chyba nie chcesz za艣mieca膰 sobie g艂owy takim paskudztwem jak polityka.

Lord Morgan z rozbawieniem obserwowa艂, jak c贸rka gwa艂townie sztywnieje, na 艂adnej buzi pojawia si臋 wyraz rozdra偶nienia, a spojrzenie staje si臋 twarde z t艂umionej z艂o艣ci.

- Quintonie - odezwa艂a si臋 cichym, starannie modulowanym g艂osem - obra偶臋 si臋, je艣li nie odpowiesz na moje pytanie. Gdybym nie chcia艂a wiedzie膰, nie pyta艂abym. Z pewno艣ci膮 pozna艂e艣 mnie ju偶 na tyle dobrze, 偶eby nie wk艂ada膰 mnie do jednego worka z tymi g艂upiutkimi istotkami, kt贸re przechodz膮 przez 偶ycie bezmy艣lnie, chichocz膮c i mrugaj膮c rz臋sami, a mdlej膮 z powodu zerwanego z g艂owy kapelusza.

Ksi膮偶臋 w pierwszej chwili by艂 niezmiernie zaskoczony gro藕b膮 偶ony, ale zaraz doszed艂 do siebie.

- - Pan Pitt, Allegro, zrobi艂 dla Anglii wiele dobrego. Uda艂o mu si臋 ustanowi膰 rz膮dow膮 kontrol臋 nad Kompani膮 Wschodnioindyjsk膮, co jest znacznie korzystniejsze dla rozwoju wymiany handlowej. Pr贸bowa艂 za艂agodzi膰 konflikty w kolonii w Kanadzie, kt贸r膮, jak z

pewno艣ci膮 wiesz, zamieszkuj膮 koloni艣ci angielsko- i francuskoj臋zyczni. Dokona艂 tego, dziel膮c koloni臋 na Doln膮 Kanad臋, zdominowan膮 przez ludno艣膰 francuskoj臋zyczn膮, i Kanad臋 G贸rn膮, gdzie ogromna wi臋kszo艣膰 mieszka艅c贸w m贸wi po angielsku. Znacznie obni偶y艂 stawki op艂at celnych, co, bez w膮tpienia, bardzo korzystnie wp艂yn臋艂o na rozw贸j interes贸w twojego ojca. Ustanowi艂 tak zwany fundusz awaryjny, do kt贸rego przekazywany jest okre艣lony procent dochod贸w pa艅stwa, i z tej puli p艂acone s膮 zaci膮gni臋te przez pa艅stwo d艂ugi. Oczywi艣cie nie wszystkie, ale pewna ich cz臋艣膰. Natural­nie chodzi o to, 偶eby politycy nie wykorzystywali 艣rodk贸w z funduszu awaryjnego na inne ni偶 przewidziane cele.

Pan Pitt m艂odszy chcia艂 r贸wnie偶 przeprowadzi膰 reform臋 parlamentu, ale ze wzgl臋du na sytuacj臋 we Francji postanowi艂 te sprawy od艂o偶y膰 na p贸藕niej. R贸wnie偶 z powodu niebez­piecznego rozwoju wydarze艅 we Francji zawiesi艂 ustaw臋 Habeas Corpus (akt konstytucyjny: ustawa zabraniaj膮ca aresztowania obywatela bez nakazu s膮du), ale pewnie nie wiesz, Allegro, co to jest, prawda?

- To ustawa, zgodnie z kt贸r膮 ka偶dy zatrzymany musi w okre艣lonym czasie, po pierwsze, zosta膰 doprowadzony do s膮du, po drugie, musz膮 zosta膰 przedstawione powody jego aresztowania. Wydaje mi si臋, 偶e po raz pierwszy to prawo ustanowiono w siedemnastym wieku. W latach nast臋pnych wprowadzono do ustawy pewne zmiany, ale jej istota pozo­sta艂a taka sama. R贸偶nica polega na tym, 偶e pierwotnie ta ustawa mia艂a zastosowanie tylko w sprawach karnych, natomiast teraz obowi膮zuje r贸wnie偶 w sprawach cywilnych. Egzekucj臋 ustawy Habeas Corpus zawieszono w czasie powsta艅 wznieconych przez jakobit贸w na pocz膮tku i w po艂owie naszego stulecia. Czy o tej ustawie Habeas Corpus m贸wisz, m贸j panie m臋偶u? - zapyta艂a s艂odkim g艂osikiem.

- Septimusie, czy ona studiowa艂a prawo? - zwr贸ci艂 si臋 do te艣cia zaskoczony ksi膮偶臋 i natychmiast sam zacz膮艂 si臋 艣mia膰. - Ciekawe, jakie jeszcze masz dla mnie niespodzianki, kochanie - spojrza艂 na Allegr臋.

- Nie powiem - odpar艂a zuchwale i te偶 si臋 roze艣mia艂a. - Nie b臋d臋 sobie psu艂a zabawy.

Lady Bellingham przysz艂a na herbat臋 dwa dni p贸藕niej. By艂a zachwycona, 偶e Allegra zaprosi艂a r贸wnie偶 jej kuzynk臋 i m艂od膮 hrabin臋 Aston.

- C贸偶 to? Caroline - napad艂a na lady Walworth - jeste艣 w mie艣cie i nie da艂a艣 znaku 偶ycia?

- Ciociu, jeszcze nawet nie zd膮偶yli艣my si臋 rozpakowa膰 - pad艂a szybka odpowied藕.

Gdzie si臋 zatrzymali艣cie? Czy Walworth co艣 wynaj膮艂? Wiem przecie偶, 偶e nie ma

w艂asnego domu w Londynie - lady Bellingham musia艂a wszystko wiedzie膰.

Adrian Walworth i Marcus Bainbridge wynaj臋li dom starego hrabiego Pickford. Sirena

jest w ci膮偶y i nie mo偶e podr贸偶owa膰, dlatego tej zimy nikt z rodziny nie b臋dzie korzysta艂 z

londy艅skiego domu.

Bardzo dobry dom - pochwali艂a lady Bellingham. - No, a teraz powiedzcie, co wy trzy

zamierzacie robi膰 w Londynie.

Zamierzamy zwiedza膰, lady Bellingham - odezwa艂a si臋 Allegra. - Chcemy zobaczy膰

wszystkie te miejsca, na przyk艂ad Vauxhall, do kt贸rych przyzwoita debiutantka nie mo偶e

p贸j艣膰, nie nara偶aj膮c na szwank swojej reputacji.

Uwa偶ajcie, dziewczynki, 偶eby艣cie sobie teraz nie zepsu艂y opinii - ostrym tonem przerwa艂a

lady Bellingham. - Ma艂偶e艅stwo to nie p艂aszcz ochronny. Niech wam si臋 nie zdaje, 偶e je艣li

go za艂o偶y艂y艣cie, to mo偶ecie szale膰. Nie chcecie chyba p贸j艣膰 w 艣lady ksi臋偶nej Devonshire.

M贸wi膮 o niej straszne rzeczy i, niestety, wszystko to prawda. Jak wiem, jest po uszy w

d艂ugach. Ka偶dej nocy traci tysi膮ce funt贸w przy kartach i w salonach gier, gdzie damy w

og贸le nie powinny bywa膰. Oburzaj膮ce!

Ja w og贸le nie grywam - przypomnia艂a Allegra. - Lady Bellingham, prosz臋 skosztowa膰

艂ososia.

艁ososia? Och, kochanie, to m贸j przysmak. Uwielbiam 艂ososia. - Lady Bellingham

si臋gn臋艂a po ma艂膮 kromk臋 posmarowanego mas艂em chleba z r贸wnie ma艂ym p艂atkiem

r贸偶owego 艂ososia na wierzchu. - Pyszne! - o艣wiadczy艂a. - Ale, moja droga, za stara i za

m膮dra ze mnie lisica, 偶eby艣 w ten spos贸b odwiod艂a mnie od wa偶nego tematu. Powiedzcie

mi, co dok艂adnie zamierzacie robi膰.

Naprawd臋 chcemy zobaczy膰 r贸偶ne miejsca - zapewnia艂a krewn膮 Caroline, lady Walworth.

- No i jeszcze jest opera i teatr. Allegra i Quinton nie graj膮, a ani Walworth, ani

Bainbridge nie dysponuj膮 tak du偶膮 got贸wk膮, 偶eby siada膰 do sto艂贸w gry w Londynie.

M膮dre dziewczynki. Dzi臋ki Prinny'emu i jego przyjacio艂om hazard ca艂kowicie wymkn膮艂

si臋 z r膮k. W jedn膮 noc mo偶na straci膰 i zbi膰 fortun臋. Hazard wielu ludziom zrujnowa艂

偶ycie. Prinny i jego przyjaciele mog膮 na艣miewa膰 si臋 z kr贸la, ale to dobry cz艂owiek i daje

nam wszystkim dobry przyk艂ad. Szkoda, 偶e syn nie potrafi p贸j艣膰 w 艣lady ojca, zw艂aszcza

teraz, kiedy sam zosta艂 ojcem. Wcale nie przyjecha艂abym do Londynu, ale Bellingham

musi by膰 w parlamencie. Uwielbia polityk臋, no i, naturalnie, wspania艂ego pana Pitta.

Nie wola艂a艣 zosta膰 na wsi? - zapyta艂a Caroline z przekor膮. - Wujek m贸g艂 sam przyjecha膰

do Londynu.

Wielkie dzi臋ki, moje dziecko! - wykrzykn臋艂a ciotka. - Nigdy nie wolno pozwala膰 m臋偶owi samemu przyje偶d偶a膰 do Londynu. Zbyt wiele pokus tu czyha, nawet najlepsi czasem nie potrafi膮 si臋 im oprze膰. Zapewniam was, 偶e s膮 kobiety, oczywi艣cie nie takie, z jakimi my si臋 stykamy, kt贸re tylko czyhaj膮 na samotnych m臋偶czyzn, jak, nie przymierzaj膮c, m贸j biedny, naiwny Freddie. Potrafi膮 zawr贸ci膰 im w g艂owie, wykorzysta膰 i oskuba膰 do suchej nitki. O nie! Nie! Nie! Dop贸ki Frederick Bellingham b臋dzie chcia艂 przyje偶d偶a膰 na sesje parlamentu, ja b臋d臋 u jego boku. - Lady Bellingham si臋gn臋艂a po nast臋pny kawa艂ek 艂ososia. Biedny wujek! - szepn臋艂a Caroline, odwracaj膮c g艂ow臋 w kierunku przyjaci贸艂ek. M艂ode kobiety z trudem powstrzymywa艂y si臋 od 艣miechu. Wszystkie wiedzia艂y, 偶e lord Belling- ham, sk膮din膮d uroczy d偶entelmen, siedzi pod pantoflem 偶ony, kt贸r膮 wr臋cz uwielbia.

Rozes艂ano zaproszenia na popo艂udniow膮 wizyt臋 w rezydencji ksi臋偶nej Sedgwick w dniu otwartych drzwi. Teraz strumieniem p艂yn臋艂y potwierdzenia. Nikt nie chcia艂 straci膰 okazji, by naocznie si臋 przekona膰, jak uk艂ada si臋 ksi臋ciu i jego 偶onie po trzech miesi膮cach ma艂偶e艅stwa. Wszystkim wydawa艂o si臋 dziwne, 偶e uroczysty 艣lub, kt贸ry mia艂 si臋 odby膰 w ko艣ciele 艢wi臋tego Jerzego na Hanover Square w Londynie i kt贸ry by艂by wielkim wydarzeniem towarzyskim, zosta艂 odwo艂any, a ceremonia przeniesiona do rodzinnej kaplicy czy jakiego艣 innego miejsca w Hunter's Lair. Dlaczego, na Boga, to zrobili? Czy偶by ksi臋偶na spodziewa艂a si臋 dziecka? Nie, nie przyjechaliby do Londynu, gdyby by艂a w ci膮偶y. Bardzo ciekawe.

Prinny i m艂ody pan Brummell byli w Hunter鈥檚 Lair. Brummell zawsze o wszystkich potrafi艂 powiedzie膰 co艣 uszczypliwego, natomiast w tym przypadku pod niebiosa wychwala艂 znakomity gust ksi臋偶nej, wspania艂e urz膮dzenie domu i bez w膮tpienia bardzo szcz臋艣liwych ma艂偶onk贸w. To by艂o wr臋cz irytuj膮ce. No, ale teraz wszyscy osobi艣cie b臋d膮 mogli si臋 prze­kona膰, jak to w艂a艣ciwie jest. Przecie偶 najszlachetniejszy przedstawiciel kwiatu angielskiej arystokracji, b艂臋kitnej krwi Sedgwick o偶eni艂 si臋 z pann膮 Morgan wy艂膮cznie dla pieni臋dzy. To dla nikogo nie by艂o tajemnic膮. Ba, on sam si臋 do tego przyznawa艂. Ksi膮偶臋 i ksi臋偶na Sedgwick zawarli ma艂偶e艅stwo z rozs膮dku, nic wi臋cej ich nie 艂膮czy艂o, bez wzgl臋du na to, jakie wra偶enie odni贸s艂 Brummell.

Allegra by艂a urzeczona Londynem takim, jakim go teraz widzia艂a. Kiedy by艂a tu wiosn膮 ubieg艂ego roku, wszystko robi艂a pod k膮tem znalezienia odpowiedniego m臋偶a. Bacznie obserwowano ka偶dy jej ruch. Teraz jednak mog艂a sama z dwoma tylko przyjaci贸艂kami spacerowa膰 po Londynie, podczas gdy ich m臋偶owie przesiadywali w parlamencie lub w klubie. Wieczorami spotykali si臋 na kolacji i razem sp臋dzali czas. Czasami grali w wista,

艣piewali, akompaniuj膮c sobie nawzajem na pianinie, uk艂adali i rozwi膮zywali szarady, rywali­zuj膮c dru偶ynami: panie przeciwko panom.

Pewnego ranka Allegra, Caroline i Eunice razem z lady Bellingham posz艂y zwiedzi膰 Opactwo Westminsterskie. Jest to wspania艂a gotycka budowla we francuskim stylu z cudownymi witra偶ami i 艂ukami przyporowymi z szarego kamienia. Wn臋trze sk艂ada si臋 z kaplic, naw, grobowc贸w i pomnik贸w. Tutaj odby艂a si臋 koronacja Wilhelma Zdobywcy. Krzes艂o koronacyjne, wykonane dla kr贸la Edwarda I, sta艂o w opactwie od 1272 roku i od tego czasu by艂o u偶ywane do wszystkich koronacji. Wspania艂e s膮 grobowce wielkich i zas艂u偶onych. Znajduje si臋 tu grobowiec Edwarda Wyznawcy, Edwarda III i m艂odego Edwarda VI. Jest grobowiec Henryka III i pierwszego w艂adcy z dynastii Tudor贸w, Henryka VII. W opactwie pochowano r贸wnie偶 Ryszarda II, Mari臋, kr贸low膮 Szkocji, jej syna Jakuba I i jego wnuka Karola II. Tu z艂o偶ono te偶 prochy drugiego kr贸la z dynastii hanowerskiej, Jerzego II. Mia艂y tu tak偶e swoje grobowce s艂awne kobiety: Eleonora Kastylijska, Anna z Cleve, kr贸lowa Maria II i jej siostra, kr贸lowa Anna.

Marmurowe i kamienne pomniki wygl膮da艂y imponuj膮co. Patrz膮c na pi臋kne, barwne witra偶e, Allegra niemal mia艂a 艂zy w oczach. Czas mija艂 niepostrze偶enie. Dopiero wczesnym popo艂udniem niech臋tnie i z oci膮ganiem opu艣ci艂y monumentalne Opactwo Westminsterskie. Wysz艂y bogatsze w wiedz臋 o swoim kraju, jego historii, miejscu i roli w 艣wiecie.

Innego dnia, otulone w futra, zwiedzi艂y Tower of London i popatrzy艂y na stra偶nik贸w Tower w czerwono- czarno- 偶贸艂tych uniformach. Mie艣ci艂a si臋 tutaj kr贸lewska mena偶eria, ale w tym czasie nie by艂o w niej nic ciekawego. Obejrza艂y tylko bardzo starego tygrysa, bezz臋bnego nied藕wiedzia grizli, azjatyckiego s艂onia i kilka pawi. Allegr臋 bardziej zainteresowa艂a cz臋艣膰 budowli znana pod nazw膮 Tower Green, gdzie stracono dwie 偶ony Henryka VIII.

- Straszny los je spotka艂! - wsp贸艂czu艂a 艣ci臋tym kr贸lowym Caroline.

- S艂ysza艂am, 偶e dopu艣ci艂y si臋 zdrady stanu, zdradzi艂y Jego Kr贸lewsk膮 Wysoko艣膰 - przypomnia艂a jej Eunice. - Je艣li tak by艂o naprawd臋, zas艂u偶y艂y na 艣mier膰.

- Je艣li chodzi o Ann臋 Boleyn, zarzuty prawdopodobnie by艂y zmy艣lone. Kr贸l wtedy ju偶 si臋 interesowa艂 przysz艂膮 kr贸low膮 Jane, kt贸ra urodzi艂a mu syna. Biedna Anna dwa razy po­roni艂a i straci艂a dw贸ch syn贸w, urodzi艂a tylko c贸rk臋, El偶biet臋, kt贸ra p贸藕niej zosta艂a najwi臋ksz膮 kr贸low膮 Anglii.

- A nast臋pne 偶ony? - zapyta艂a Eunice.

- 艢ci臋to tak偶e Catherine Howard, kuzynk臋 Anny Boleyn, kt贸ra by艂a pi膮t膮 偶on膮. Nie nazbyt m膮dra i - jak czyta艂am - rozwi膮z艂a kobieta. Kr贸l j膮 uwielbia艂, tym trudniej by艂o mu prze艂kn膮膰 jej zdrad臋. I rzeczywi艣cie nie prze艂kn膮艂.

Bardzo du偶o wiesz - powiedzia艂a Caroline. - Jak to mo偶liwe, 偶e jeste艣 znacznie lepiej wykszta艂cona od wi臋kszo艣ci nas?

Uczy艂am si臋 razem z bratem, kiedy guwerner przychodzi艂 do domu - wyja艣ni艂a Allegra. - Potem, kiedy James Lucian wyjecha艂 do szk贸艂, tata zgodzi艂 si臋, 偶eby nauczyciel nadal mnie uczy艂.

To pewnie by艂o okropnie nudne? - spyta艂a Eunice.

Ale偶 sk膮d - zaprzeczy艂a Allegra. - Bardzo lubi艂am si臋 uczy膰. Kobieta powinna umie膰 co艣 wi臋cej, nie tylko malowa膰 akwarele, gra膰 na pianinie i 艣piewa膰. Gdybym nie wysz艂a za Quintona, doskonale da艂abym sobie rad臋 w 偶yciu bez m臋偶a.

Jeste艣 odwa偶na - powiedzia艂a Caroline. - Uczciwie musz臋 przyzna膰, 偶e znacznie odwa偶niejsza ode mnie. Ciesz臋 si臋, 偶e ja i Dree przypadli艣my sobie do serca. Nie chcia艂abym zosta膰 bez m臋偶a.

Ani ja - przyzna艂a Eunice. - Uwielbiam swojego Marcusa i bardzo mi si臋 podoba to, 偶e jestem hrabin膮 Aston. Allegro, a ty nie cieszysz si臋, 偶e jeste艣 ksi臋偶n膮 Sedgwick? Owszem, jestem nawet bardzo zadowolona - potwierdzi艂a Allegra - ale gdyby moje ma艂偶e艅stwo z Quintonem nie dosz艂o do skutku, nie p艂aka艂abym i nie lamentowa艂a. - Po­wiew lodowatego wiatru od strony rzeki zrzuci艂 jej z g艂owy obszyty futrem kaptur; Allegra zadr偶a艂a. - Wracajmy do domu i napijmy si臋 herbaty - zaproponowa艂a. - Wieczorem idziemy do teatru.

Szkoda, 偶e jest zbyt zimno, aby pojecha膰 do Vauxhall - odezwa艂a si臋 Caroline, kiedy szybkim krokiem wychodzi艂y z Tower of London i zmierza艂y do czekaj膮cego powozu. Mo偶e w przysz艂ym miesi膮cu b臋dzie cieplej i jeszcze przed wyjazdem uda si臋 nam zobaczy膰 r贸wnie偶 Vauxhall - wyrazi艂a nadziej臋 Eunice. A dok膮d dzisiaj poszli nasi panowie? - zapyta艂a Caroline. Na walki kogut贸w - odpowiedzia艂a Eunice i doda艂a: - Obrzydliwo艣膰! Pozosta艂e dwie panie skinieniem g艂owy przyzna艂y jej racj臋.

W ubieg艂ym tygodniu Dree zapyta艂, czy chcia艂abym uda膰 si臋 z nim do Newgate i zobaczy膰, jak wieszaj膮 skaza艅c贸w - powiedzia艂a Caroline i na samo wspomnienie zadr偶a艂a. - Przyni贸s艂 mi potem stamt膮d drukowan膮 ulotk臋 z 偶yciorysem przest臋pcy, kt贸ry zosta艂 powieszony. By艂 tam r贸wnie偶 naszkicowany jego portret. Bardzo m艂ody cz艂owiek i ju偶 para艂 si臋 rozbojem.

Quinton chce, 偶ebym pojecha艂a z nim do Tattersall, kiedy b臋dzie kupowa艂 klacze - pochwali艂a si臋 przyjaci贸艂kom Allegra.

Och, to wspaniale - ucieszy艂a si臋 Caroline. - Czy my te偶 b臋dziemy mogli pojecha膰? Chcia艂abym mie膰 now膮 klacz, a nied艂ugo s膮 moje urodziny - doda艂a z porozumiewawczym u艣miechem.

Porozmawiaj z Adrianem - poradzi艂a Allegra - a on niech porozmawia z Quintonem. Wtedy b臋dzie to wyprawa dw贸ch d偶entelmen贸w, kt贸rzy s膮 zainteresowani kupnem koni, a nie wycieczka organizowana dla nas. Quinton bardzo powa偶nie podchodzi do zakupu koni i musz臋 powiedzie膰, 偶e go rozumiem. Ma wspania艂ego ogiera, kt贸ry z zupe艂nie prze­ci臋tnymi klaczami sp艂odzi艂 ju偶 kilka doskona艂ych wy艣cigowych koni. A jakie potomstwo sp艂odzi z naprawd臋 dobrymi klaczami? Konie, kt贸re wystawimy na wy艣cigach, mog膮 sta膰 si臋 najbardziej poszukiwanymi ko艅mi w ca艂ej Anglii - m贸wi艂a z dum膮 Allegra, a przyjaci贸艂ki u艣miecha艂y si臋 pod nosem.

Zanim Allegra dotar艂a do domu, zacz膮艂 pada膰 lodowaty deszcz. Jej dwie przyjaci贸艂ki postanowi艂y nie zatrzymywa膰 si臋 u niej na herbat臋, wola艂y od razu wr贸ci膰 do Pickford House. W rezydencji panowa艂a cisza. Pana Trenta nigdzie nie by艂o wida膰. Naprawd臋 porusza艂 si臋 jak duch. Ojciec, naturalnie, ju偶 wr贸ci艂 do Morgan Court.

- Dobry wiecz贸r, Wasza Mi艂o艣膰 - pozdrowi艂 j膮 Marker, podchodz膮c, 偶eby odebra膰 od niej peleryn臋.

- Czy Jego Ksi膮偶臋ca Mo艣膰 ju偶 wr贸ci艂? - zapyta艂a Allegra starszego lokaja.

- Jest w swoim apartamencie, Wasza Mi艂o艣膰. Hawkins m贸wi, 偶e troch臋 si臋 przezi臋bi艂 na walkach kogut贸w.

- Powiedz, 偶eby przyniesiono mi herbat臋 do pokoju - poleci艂a Allegra i pobieg艂a schodami na g贸r臋. Znalaz艂a m臋偶a mocz膮cego si臋 w jej wannie. U艣miechn臋艂a si臋.

- Ch艂opiec zawsze jest ch艂opcem - powita艂a Quintona. - Nie wzi膮艂e艣 kapelusza, prawda?

- Nie strofuj mnie, kochanie - odpowiedzia艂 i kichn膮艂.

- Co robisz w mojej wannie? - zapyta艂a.

- Przemarz艂em do szpiku ko艣ci, Allegro - powiedzia艂 i znowu, kichn膮艂. - Te cholerne walki kogut贸w toczy艂y si臋 za miastem i na wolnym powietrzu.

- Hawkins, pom贸偶 panu wyj艣膰 z wanny - poleci艂a Allegra. - Dok艂adnie te偶 wytrzyj, po艂o偶ymy go do 艂贸偶ka. Mojego 艂贸偶ka. Honor, zaraz przynios膮 herbat臋. Przynie艣 fajerk臋 i ogrzej po艣ciel. Daj jeszcze jedn膮 ko艂dr臋. Naprawd臋, Quintonie, mieli艣my dzisiaj wiecz贸r p贸j艣膰 do teatru. Po艣l臋 s艂u偶膮cego do Dreego i Marcusa z wiadomo艣ci膮, 偶e nie idziemy.

Ty mo偶esz p贸j艣膰 - przerwa艂 ksi膮偶臋. - Nie narazisz si臋 na plotki, przecie偶 b臋dziesz w towarzystwie przyjaci贸艂 - uzasadnia艂.

Nie b膮d藕 niem膮dry - ostro przerwa艂a mu Allegra. - Nie jestem ksi臋偶n膮 Devonshire, nie b臋d臋 pokazywa艂a si臋 w miejscach publicznych bez m臋偶a u boku. Hawkins, gdzie nocna koszula ksi臋cia? - zapyta艂a i w tej samej chwili j膮 zobaczy艂a. Chwyci艂a koszul臋 i wci膮gn臋艂a ksi臋ciu przez g艂ow臋. - Wchod藕 do 艂贸偶ka, Quintonie, zanim naprawd臋 si臋 rozchorujesz. Przy odrobinie szcz臋艣cia jutro ju偶 poczujesz si臋 lepiej. Honor mosi臋偶n膮 gor膮c膮 fajerk膮 rozgrzewa艂a po艣ciel, 偶eby ksi膮偶臋 m贸g艂 si臋 po艂o偶y膰. Kolacj臋 dzisiaj przynie艣膰 na g贸r臋 - powiedzia艂a, kiedy sko艅czy艂a ogrzewa膰 艂贸偶ko. To nie by艂o pytanie.

Tak - kr贸tko potwierdzi艂a Allegra. - Nic ci臋偶kostrawne- go. Przeka偶 kucharce. - Pomog艂a m臋偶owi po艂o偶y膰 si臋 do 艂贸偶ka, a na jego ciemn膮 g艂ow臋 wsun臋艂a szlafmyc臋. - Dobrze, Cjuintonie, spr贸bujemy naprawi膰 to, co zepsu艂e艣.

Jeste艣 gorsza ni偶 moja stara niania - oznajmi艂 ksi膮偶臋. - Nie my艣la艂em, ze taka z ciebie zrz臋da, madame.

Po kolacji, sir, czeka ci臋 prawdziwa kara - mrukn臋艂a pod nosem.

Czy dopilnujesz, 偶eby by艂o mi ciep艂o? - zapyta艂 cicho, a w oczach migota艂y mu iskierki rozbawienia.

Nawet bardzo ciep艂o - obieca艂a, pochyli艂a si臋 i poca艂owa艂a go w usta. - Teraz - zacz臋艂a, prostuj膮c si臋 - musz臋 pos艂a膰 wiadomo艣膰 do Pickford House i zawiadomi膰 innych, 偶e nie idziemy. Napij si臋 herbaty. Pomo偶e ci si臋 rozgrza膰.

Jestem zadowolony - powiedzia艂, chwytaj膮c i przytrzymuj膮c r臋k臋 偶ony - 偶e sp臋dzimy wiecz贸r sami, kochanie. - Odwr贸ci艂 i gor膮co uca艂owa艂 wewn臋trzn膮 stron臋 jej d艂oni. Ja te偶, Quintonie - Allegra zarumieni艂a si臋 i u艣miechn臋艂a. - W przysz艂ym roku nie b臋dziemy musieli zim膮 przyje偶d偶a膰 do Londynu. Przed powrotem do Hunter's Lair zd膮­偶ymy pozna膰 wszystkie atrakcje stolicy i nast臋pnym razem pojawimy si臋 tu dopiero z c贸rkami, kiedy przyjdzie czas, by wprowadzi膰 je do londy艅skiego towarzystwa. Nie mamy c贸rek - przypomnia艂.

Ale b臋dziemy mieli... kiedy艣 - obieca艂a. - A teraz pozw贸l mi odej艣膰 i wys艂a膰 wiadomo艣膰 do Pickford House. Nigdy nie pozwol臋 ci odej艣膰, Allegro.

Czasami czuj臋 si臋 zawstydzona, kiedy okazujesz, jak bardzo mnie kochasz - cofn臋艂a r臋k臋 i odsun臋艂a si臋 od 艂贸偶ka.

Quinton Hunter opad艂 na pachn膮ce lawend膮 poduszki. S艂owa Allegry d藕wi臋cza艂y mu w g艂owie. 鈥濩zasami czuj臋 si臋 zawstydzona, kiedy okazujesz, jak bardzo mnie kochasz". Ona te偶 go kocha艂a. Kocha艂a nami臋tnie, gdy by艂a w jego ramionach, ale w s艂owach by艂a oszcz臋dna. Mia艂 nadziej臋, 偶e pewnego dnia i to si臋 zmieni. Gor膮co pragn膮艂, chocia偶 nigdy by si臋 do tego nie przyzna艂, us艂ysze膰 s艂owa mi艂o艣ci z ust Allegry. Zamkn膮艂 oczy. Nie chorowa艂 od bardzo dawna. Z przyjemno艣ci膮 pozwoli si臋 piel臋gnowa膰 pi臋knej 偶onie.

Allegra opu艣ci艂a sypialni臋, w kt贸rej le偶a艂 m膮偶. Przesz艂a przez sw贸j prywatny salonik i zbieg艂a w d贸艂 do ma艂ego salonu rodzinnego.

- Popro艣 do mnie Hawkinsa - poleci艂a pierwszemu napotkanemu lokajowi, a kiedy osobisty s艂u偶膮cy ksi臋cia ju偶 przed ni膮 stan膮艂, zapyta艂a: - Hawkins, czy ksi膮偶臋 mia艂 dzisiaj na sobie flanelowe kalesony?

- Nie, Wasza Mi艂o艣膰 - odpowiedzia艂 pokojowiec. Widzia艂, 偶e ksi臋偶na jest w paskudnym humorze.

- W przysz艂o艣ci dopilnujesz, 偶eby Jego Ksi膮偶臋ca Mo艣膰 by艂 odpowiednio ubrany na taki ch艂odny dzie艅, Hawkins, to znaczy, 偶e ma r贸wnie偶 za艂o偶y膰 kapelusz. Je艣li b臋dzie na ciebie warcza艂, powiesz, 偶e to ode mnie otrzyma艂e艣 takie rozkazy. Rozumiesz? - Twardym wzrokiem 艣widrowa艂a s艂u偶膮cego.

- Tak jest, Wasza Mi艂o艣膰 - odpar艂.

- Mo偶esz odej艣膰 - odprawi艂a pokojowca.

Hawkins wyszed艂 z salonu i tu偶 za drzwiami wpad艂 na Markera.

- Ale偶 si臋 z艂o艣ci, Marker. Musia艂a da膰 ci w ko艣膰 wiele razy, przecie偶 dorasta艂a w tym domu.

- Jej Mi艂o艣膰 ma bardzo dobre serce i z regu艂y jest mi艂a - sztywno odpar艂 Marker. Uwa偶a艂, 偶e pokojowiec jest zarozumia艂y i, delikatnie m贸wi膮c, arogancki. - Je偶eli ukara艂a ci臋, wi­docznie na to zas艂u偶y艂e艣. S艂ysza艂em, 偶e ksi膮偶臋 wr贸ci艂 przezi臋biony. Najwyra藕niej rano nie ubra艂e艣 go dostatecznie ciep艂o. Pilnuj swojej roboty, Hawkins. Wielu innych czeka na twoje miejsce. B臋d膮 gotowi bardzo ch臋tnie i dobrze s艂u偶y膰 Jego Ksi膮偶臋cej Mo艣ci, je艣li ty nie poradzisz sobie z prac膮.

- Stary wr贸bel, prawda? - us艂ysza艂 Hawkins za sob膮. Odwr贸ci艂 si臋 i zobaczy艂 Honor.

- Dosta艂em dwie bury, jedn膮 po drugiej - poskar偶y艂 si臋, ale wida膰 by艂o, 偶e nie czuje si臋 winny, raczej jest oburzony. - Jak na dziewczyn臋 bez rodowodu, 偶e tak powiem, twoja pani, Honor, ma charakter. Trafi艂a kosa na kamie艅.

- Uwa偶aj, co m贸wisz, Hawkins - Honor niespodziewanie zmieni艂a front. By艂a na niego z艂a. - Nie chc臋 s艂ysze膰 niczego z艂ego o mojej pani. To ty zaniedba艂e艣 swoje obowi膮zki.

Ksi膮偶臋 nie lubi flanelowych kaleson贸w - z uporem powt贸rzy艂 Hawkins - i jak mam go zmusi膰, 偶eby za艂o偶y艂 kapelusz, je艣li nie chce? Nie jestem jego matk膮, tylko lokajem. Masz rozkazy Jej Ksi膮偶臋cej Mo艣ci - przypomnia艂a Honor. - Ksi膮偶臋 pos艂ucha, je偶eli powiesz, 偶e wielmo偶na pani tak kaza艂a. On bardzo j膮 kocha. A ja chcia艂bym kocha膰 ciebie - nie艣mia艂o powiedzia艂 Hawkins.

Najpierw lepiej wywi膮zuj si臋 ze swoich obowi膮zk贸w - stanowczym g艂osem przykaza艂a Honor - potem zobaczymy. Mo偶e pozwol臋 ci gdzie艣 mnie zabra膰. Nic nie m贸wi艂em o zabieraniu ci臋 gdziekolwiek - obruszy艂 si臋 Hawkins. No to nie b臋dziesz mnie kocha艂. Jestem uczciw膮 dziewczyn膮, Hawkins, i lepiej b臋dzie, je艣li od razu si臋 z tym pogodzisz. - Obr贸ci艂a si臋 na pi臋cie, a偶 sp贸dnica zawirowa艂a, i ode­sz艂a szybkim krokiem.

W ma艂ym salonie Allegra napisa艂a li艣cik do Caroline i Eunice. Pos艂a艂a go przez lokaja i wr贸ci艂a na g贸r臋 do m臋偶a.

Przyniesiono kolacj臋. Kucharka wype艂ni艂a polecenia pani. Przygotowa艂a g臋st膮, po偶ywn膮 zup臋, kt贸r膮 Allegra nakarmi艂a m臋偶a. Usiad艂a na brzegu 艂贸偶ka i podawa艂a mu zup臋 艂y偶eczk膮. Potem zach臋ci艂a go, 偶eby zjad艂 kawa艂ek kurczaka z chlebem posmarowanym mas艂em. Na deser kucharka przygotowa艂a delikatny krem, najwi臋kszy przysmak ksi臋cia. Nakarmiwszy m臋偶a, Allegra usiad艂a przy ma艂ym stoliku i sama zjad艂a kolacj臋. Quinton powoli s膮czy艂 rubinowe porto i obserwowa艂 偶on臋.

Lokaj posprz膮ta艂 po kolacji. Potem wesz艂a Honor i pomog艂a pani przygotowa膰 si臋 do snu. Umyta, w koszuli nocnej i czepku, Allegra odprawi艂a s艂u偶膮c膮. Narzuci艂a sobie na ramiona ko­ronkowy szal i usiad艂a przy kominku.

- Chod藕 do 艂贸偶ka - czule szepn膮艂 ksi膮偶臋.

- Zaraz przyjd臋 - odpowiedzia艂a.

- Czemu siedzisz przy kominku? - zapyta艂.

- Chc臋 w spokoju odm贸wi膰 modlitw臋 - odpar艂a. - Modl臋 si臋 rano i wieczorem, Quintonie.

- Kto ci臋 tego nauczy艂? - g艂o艣no wyrazi艂 swoje zdumienie. - Przecie偶 nie mia艂a艣 matki.

- Tata mnie nauczy艂. M贸wi艂, 偶e kiedy艣 b臋d臋 mia艂a w艂asne dzieci i b臋d臋 musia艂a nauczy膰 je pacierza. A twoja mama, zanim zmar艂a, nie uczy艂a ciebie i George'a modlitwy?

- Pami臋tam, 偶e modli艂a si臋 ze mn膮, ale George by艂 za ma艂y - odpowiedzia艂.

Przez kilka minut w sypialni s艂ycha膰 by艂o tylko trzaskanie ognia. W ko艅cu Allegra podnios艂a si臋, pogasi艂a wszystkie 艣wiece w sypialni i wsun臋艂a si臋 do 艂贸偶ka.

- Jak dobrze - szepn臋艂a, wtulaj膮c si臋 w jego ramiona.

- O co si臋 modlisz? - zapyta艂, zaciekawiony.

- O nas. O ciebie. O nasz膮 rodzin臋. O dzieci - wylicza艂a. - Musimy bardziej si臋 stara膰, Quintonie. O dzieci.

- Madame, jestem got贸w odpowiedzie膰 na twoje modlitwy - powiedzia艂 z udawan膮 powag膮.

- To 艣wi臋tokradztwo - pr贸bowa艂a go zbeszta膰, ale nie mog艂a powstrzyma膰 chichotu. Zatka艂 jej usta poca艂unkami i przygarn膮艂 pod siebie. - Och, Quintonie! - Westchn臋艂a i z czu艂o艣ci膮 zacz臋艂a oddawa膰 nami臋tne poca艂unki.

Bez. Zawsze pachnia艂a bzem. Ten zapach go odurza艂. Delikatnie g艂adzi艂 buzi臋 w kszta艂cie serca.

- Co kaza艂o mi wierzy膰, 偶e si臋 w tobie nie zakocham, Allegro? Jak mog艂em ci臋 nie kocha膰, najmilsza? - Wpatrywa艂 si臋 w ni膮 srebrnoniebieskimi oczami. - Wiesz, 偶e nie mog臋 bez ciebie 偶y膰, Allegro. Sta艂a艣 si臋 jedynym celem mego 偶ycia. 呕yj臋 tylko dla ciebie. - Wargami poszuka艂 jej ust, czu艂, jak rozpala si臋 w jego ramionach. Palcami rozwi膮za艂 tasiemki przy dekolcie jej koszuli, rozsun膮艂 po艂y i wsun膮艂 r臋k臋 mi臋dzy tkanin臋 i cia艂o. Odszuka艂 i przykry艂 d艂oni膮 ma艂膮 pier艣. Bawi艂 si臋 i pie艣ci艂, czu艂, 偶e serce 偶ony bije coraz szybciej.

Kocham go - pomy艣la艂a Allegra, w miar臋 jak pieszczoty m臋偶a podnieca艂y j膮 coraz bardziej. O tak, kocham go, ale kiedy pr贸buj臋 mu to powiedzie膰, nie potrafi臋 znale藕膰 s艂贸w, a je艣li ju偶 si臋 znajd膮, nie chc膮 mi przej艣膰 przez gard艂o. No tak, raz mu powiedzia艂a, chocia偶 chcia艂a powiedzie膰 to inaczej, m贸wi膰 cz臋艣ciej, ale wtedy j臋zyk stawa艂 jej w gardle. Nie m贸g艂 bez niej 偶y膰? To ja nie mog臋 bez niego 偶y膰! Nawet nie mog臋 sobie wyobrazi膰 偶ycia bez Quintona Huntera. Allegra odsun臋艂a od siebie my艣li i skupi艂a si臋 na cudownych doznaniach, jakie wywo艂ywa艂y pieszczoty Quintona. Westchn臋艂a i wtuli艂a si臋 w niego jeszcze bardziej, w ten spos贸b daj膮c mu do zrozumienia, jak wielk膮 przyjemno艣膰 sprawiaj膮 jej jego pieszczoty i 偶e bardzo go pragnie. Na chwil臋 oderwa艂a si臋 od m臋偶a, 艣ci膮gn臋艂a koszul臋 i czepek. Po艂o偶y艂a si臋 na wznak i spojrza艂a na niego prosz膮co.

Zrobi艂 to samo: 艣ci膮gn膮艂 koszul臋, potem pochyli艂 si臋 i ca艂owa艂 jej zachwycaj膮ce piersi. D艂oni膮 uciska艂 jedn膮, wargami obj膮艂 brodawk臋 drugiej i zacz膮艂 ssa膰. Wi艂a si臋 pod nim i j臋­cza艂a, wzbudzaj膮c w nim jeszcze wi臋ksz膮 nami臋tno艣膰. W pewnej chwili ju偶 wiedzia艂, czego od niej tej nocy pragnie. Dotychczas nie o艣mieli艂 si臋 o to prosi膰, teraz chcia艂 da膰 jej pozna膰 ca艂膮 si艂臋 nami臋tnej mi艂o艣ci.

- Nie chcia艂bym, 偶eby艣 si臋 ba艂a, Allegro - powiedzia艂, na chwil臋 unosz膮c ciemn膮 g艂ow臋 z jej mlecznobia艂ych piersi. Potem natychmiast znowu si臋 pochyli艂 i poca艂unkami zacz膮艂 ob­sypywa膰 jej cia艂o.

Wargami powoli wodzi艂 po ca艂ej klatce piersiowej. Czasami wysuwa艂 j臋zyk i czubkiem 艂askota艂 rozpalone cia艂o. Pieszczota sprawia艂a jej wielk膮 przyjemno艣膰, pomrukiwa艂a z zadowolenia. Ciemna g艂owa Quintona przesuwa艂a si臋 coraz ni偶ej i ni偶ej podniecaj膮cego cia艂a m艂odej 偶ony. Po艂o偶y艂 d艂o艅 na ciemnym, pokrytym futerkiem wzg贸rku. G臋ste, kr臋cone w艂osy mi臋kko podda艂y si臋 uciskowi. Palcami zacz膮艂 dra偶ni膰 wargi sromowe, rozchyla艂 je, pociera艂, g艂adzi艂, a偶 Allegra zacz臋艂a si臋 wygina膰 i wi膰, a on czu艂 coraz wi臋ksz膮 wilgo膰 na d艂oni. Opuszkiem palca odnalaz艂 malutki guzek rozkoszy. Pociera艂 i dra偶ni艂 to najbardziej wra偶liwe miejsce, a偶 zacz臋艂a g艂o艣no j臋cze膰 z rozkoszy. Zsun膮艂 si臋 w d贸艂 i u艂o偶y艂 wygodnie mi臋dzy jej rozchylonymi udami.

- Quintonie? - w g艂osie Allegry s艂ycha膰 by艂o przera偶enie.

- Nie b贸j si臋, Allegro - uspokaja艂 i b艂aga艂 zarazem. Pochyli艂 si臋 i zacz膮艂 j臋zykiem wodzi膰 po dr偶膮cym male艅kim gruze艂ku.

Zaskoczona wygi臋艂a cia艂o w 艂uk, ale trzyma艂 j膮 mocno, nie mog艂a si臋 wymkn膮膰. W pierwszej chwili zgorszy艂o j膮 to, co Quinton robi艂. Nawet w naj艣mielszych fantazjach nie wyobra偶a艂a sobie, 偶e to... to mo偶e by膰 elementem zmys艂owej mi艂o艣ci. Szybko jednak stwierdzi艂a, 偶e sprawia jej wielk膮 przyjemno艣膰. Dr偶a艂a na ca艂ym ciele. Ta maciupe艅ka cz臋艣膰 jej cia艂a, kt贸rej istnienia nawet nie podejrzewa艂a, wywo艂ywa艂a niesamowite dr偶enie ca艂ego cia艂a, a w pewnej chwili wybuch艂a gejzerem niewypowiedzianej, obezw艂adniaj膮cej rozkoszy. Nie mog艂a z艂apa膰 oddechu, straci艂a wszystkie si艂y, omdla艂a z rozkoszy.

- O Bo偶e, b艂agam - szepta艂a bezradnie.

Quinton podsun膮艂 si臋 w g贸r臋, w艂asnym cia艂em przykry艂 jej dr偶膮ce cia艂o i powoli wsun膮艂 si臋 do mi艂osnej groty.

- Bo偶e, Allegro! - j臋kn膮艂. - Bo偶e! Jak bardzo ja ci臋 pragn臋!

Jest taki twardy - pomy艣la艂a. Ka偶d膮 cz膮stk膮 swego cia艂a czu艂a najmniejszy ruch cz艂onka. Nagle poczu艂a, 偶e wn臋trzem 艣ci艣lej obejmuje narz臋dzie rozkoszy, pr贸buj膮c zatrzyma膰 je w sobie.

- Nie przerywaj! - b艂aga艂a. - Och, Quintonie, tak bardzo ci臋 pragn臋! - Wbi艂a paznokcie w ramiona m臋偶a, do ucha wsun臋艂a j臋zyk. Nogami mocno obj臋艂a biodra Quintona. - Och, jak s艂odko! Jak rozkosznie! - krzykn臋艂a, kiedy razem osi膮gn臋li szczyt i oboje zala艂a fala rozkoszy.

- Ach, najdro偶sza, odbierasz mi ca艂膮 m臋sko艣膰 - m贸wi艂, silnymi strumieniami wtryskuj膮c w ni膮 gor膮cy nektar mi艂o艣ci.

W obj臋ciach bezsilnie opadli na poduszki. Oplataj膮c si臋 nogami, tul膮c ramionami, d艂ugi czas le偶eli w pogniecionej po艣cieli. Powoli odzyskiwali oddech. Gwa艂towne, p艂ytkie, desperackie zaczerpywanie powietrza powoli zmienia艂o si臋 w r贸wny, spokojniejszy oddech. I wtedy ksi膮偶臋 kichn膮艂.

- O, m贸j Bo偶e! - Allegra zerwa艂a si臋 z 艂贸偶ka i chwyci艂a nocn膮 koszul臋 Quintona. - W艂贸偶 to na siebie, Quintonie. Moja mi艂o艣膰 ci臋 zabije. - Podnios艂a swoj膮 koszul臋 i wci膮gn臋艂a j膮 przez g艂ow臋.

Quinton 艣mia艂 si臋 serdecznie, ale polecenie wykona艂.

- Co ci臋 tak 艣mieszy? - zapyta艂a, wchodz膮c z powrotem do 艂贸偶ka i okrywaj膮c m臋偶a i siebie ko艂dr膮.

- Jestem nieziemsko szcz臋艣liwy - odpar艂 Quinton Hunter. - Rok temu, moja kochana Allegro, kiedy nasza czw贸rka postanowi艂a znale藕膰 sobie 偶ony i w ko艅cu si臋 ustatkowa膰, nie marzy艂em, nie, nawet nie 艣mia艂em mie膰 nadziei, 偶e b臋d臋 a偶 tak bardzo szcz臋艣liwy. Nigdy w 偶yciu nie czu艂em si臋 szcz臋艣liwszy, a wszystko dzi臋ki tobie, moja ukochana. Dzi臋ki tobie.

- G艂upstwa m贸wisz, Quintonie - powiedzia艂a, ale jej samej szcz臋艣cie wype艂nia艂o serce.

- Kocham ci臋. I ty te偶 mnie kochasz.

- Chyba tak - przyzna艂a z rezerw膮.

- Powiedz to - znowu si臋 roze艣mia艂. - Powiedz, ty cudowna czarodziejko! Powiedz, 偶e mnie kochasz i 偶e zawsze b臋dziesz mnie kocha艂a.

- Tak i b臋d臋 - dra偶ni艂a si臋 z nim.

- Do licha! Powiedz! - Odwr贸ci艂 si臋 i twardym wzrokiem spojrza艂 jej prosto w oczy. Allegra poczu艂a, jak serce jej topnieje.

- Kocham ci臋, Quintonie Hunter i zawsze b臋d臋 ci臋 kocha膰 - szepn臋艂a czule. - Spodziewa艂am si臋 korzystnego dla nas obojga uk艂adu i wzajemnego poszanowania. Nigdy nie my艣la艂am, 偶e dane mi b臋dzie pozna膰 to zdumiewaj膮ce uczucie, jakim jest mi艂o艣膰. Nadal go nie rozumiem, ale szczerze i bardzo ci臋 kocham, Quintonie. My艣l臋, 偶e teraz jeste艣 zadowolony. Wi臋c u艂贸偶 si臋 i 艣pij, zanim naprawd臋 si臋 rozchorujesz.

- - Dobrze, ksi臋偶no - zgodzi艂 si臋 potulnie, uj膮艂 jej r臋k臋 w swoj膮 d艂o艅 i nied艂ugo potem zasn膮艂.

Cz臋艣膰 II

Niebezpieczna gra

Zima i wiosna 4796 roku

Rozdzia艂 13

Tego dnia Allegra po po艂udniu mia艂a przyjmowa膰 go艣ci. Nadszed艂 dzie艅 otwartych drzwi. 呕adne z dw贸ch tysi臋cy rozes艂anych zaprosze艅 nie zosta艂o odrzucone. Allegra by艂a za­dowolona, 偶e jest 艣rodek zimy, w pe艂ni sezonu musia艂aby bowiem przyj膮膰 dwa, mo偶e nawet trzy razy tyle os贸b. Zwyczajowo wygl膮da艂o to tak: go艣cie przychodzili, zostawali kwadrans, w 偶adnym wypadku nie d艂u偶ej ni偶 pi臋tna艣cie minut, i wychodz膮c, zostawiali swoje wizyt贸wki, je艣li nie uda艂o si臋 im osobi艣cie przywita膰 z ksi臋ciem i ksi臋偶n膮, a ogromnej wi臋k­szo艣ci, oczywi艣cie, si臋 nie udawa艂o. Poniewa偶 na takich przyj臋ciach nie podawano nic do picia czy jedzenia, nie wyst臋powali muzycy, przygotowania nie by艂y absorbuj膮ce. Trzeba by艂o tylko w pi臋knym foyer i pokojach przyj臋膰 porozstawia膰 wysokie kolumny i s艂upki, na kt贸rych umieszczano wazy i misy z kwiatami. By艂y to r贸偶e i lilie, tulipany, narcyzy, irysy, 偶onkile i mn贸stwo zieleni. Wszystkie kwiaty pochodzi艂y z wiejskich cieplarni lorda Morgana. Wn臋trza ton臋艂y w wielobarwnych kompozycjach kwiat贸w.

Hrabia i hrabina Aston razem z lordem i lady Walworth przyjechali wcze艣nie. Quinton Hunter ju偶 czu艂 si臋 dobrze, chocia偶 偶ona musia艂a go intensywnie kurowa膰 przez kilka dni, zanim wyszed艂 z przezi臋bienia. Podczas choroby ksi臋cia ma艂偶onkowie sp臋dzali czas razem, nawet posi艂ki przynoszono im na g贸r臋.

- Czy czujesz si臋 na tyle dobrze, 偶eby i艣膰 dzisiaj wiecz贸r do teatru? - zapyta艂 starego przyjaciela Marcus Bainbridge, hrabia Aston.

- Zaczynali艣my si臋 powa偶nie martwi膰, Quintonie 鈥 wtr膮ci艂 Adrian, lord Walworth. - Przyja藕nimy si臋 od wielu lat i nigdy nie s艂ysza艂em, 偶eby艣 藕le si臋 czu艂 d艂u偶ej ni偶 jeden dzie艅.

- - Allegra cudownie si臋 mn膮 opiekowa艂a - Quinton u艣miechn膮艂 si臋 do 偶ony, a do przyjaci贸艂 pu艣ci艂 oczko.

- Ach, ty diable - zachichota艂 hrabia. - Jak bardzo 藕le si臋 czu艂e艣?

- Nie bardzo - przyzna艂 Quinton Hunter - ale Allegrze tak wielk膮 przyjemno艣膰 sprawia艂o piel臋gnowanie mnie, 偶e nie chcia艂em jej psu膰 zabawy.

- Albo sobie - doda艂 lord Walworth z porozumiewawczym u艣miechem.

Allegra bardzo starannie ubiera艂a si臋 na dzisiejsze przyj臋cie. Wiedzia艂a, 偶e wygl膮d jej i domu b臋dzie g艂贸wnym tematem rozm贸w go艣ci jeszcze d艂ugo po przyj臋ciu. Sukni臋 mia艂a prost膮, poniewa偶 spotkanie odbywa艂o si臋 wczesnym popo艂udniem. Uzna艂a jednak, 偶e zrezygnuje z bieli, za艂o偶y str贸j 艣mia艂y i oryginalny. Stanik sukni by艂 marszczony i uszyty z jasnoliliowego jedwabnego brokatu. Dekolt, zgodnie z najnowsz膮 mod膮 mocno wyci臋ty, wyko艅czono fantazyjn膮 koronkow膮 fryz膮. R臋kawy z jedwabiu pokrywa艂a jasna koronka, specjalnie farbowana, tak by uzyska膰 kolor barwy stanika. Sut膮 sp贸dnic臋 uszyto z jedwabiu w liliowe i kremowe pasy. Prawie si臋ga艂a ziemi. W talii suknia by艂a przewi膮zana ciemnofioletow膮 aksamitn膮 szarf膮. Czubki jedwabnych fioletowych pantofelk贸w zdobi艂y malutkie kokardki ze szlachetnych kamieni. W艂osy zosta艂y upi臋te do g贸ry. Burz臋 mahoniowych lok贸w spina艂y kremowe kokardy ozdobione klejnotami. W uszach mia艂a kolczyki z pere艂, na szyi 艣lubne per艂y z brylantowym serduszkiem, kt贸rego koniuszek wpada艂 w rowek mi臋dzy piersiami.

Ksi膮偶臋 mia艂 na sobie szare pantalony do kolan, 艣nie偶nobia艂e po艅czochy i czarne buty ze srebrnymi sprz膮czkami. 呕akiet by艂 szary, w odcieniu go艂臋bim, koszula i szeroki krawat bia艂e. Czarne w艂osy mia艂 kr贸tko obci臋te. Na cienkim z艂otym 艂a艅cuszku na szyi wisia艂 monokl. Allegra mia艂a nadziej臋, 偶e go艣cie b臋d膮 si臋 schodzi膰 powoli, tymczasem najwyra藕niej ka偶dy tak bardzo chcia艂 pozna膰 ksi臋偶n膮 Sedgwick, i偶 zdawa艂o si臋, 偶e wszyscy przybyli r贸wno z wybiciem godziny trzeciej. Berkiey Square p臋ka艂 w szwach od wielkiej liczby powoz贸w, kt贸re nieustannie kr膮偶y艂y wok贸艂 placu. Przed wej艣ciem do rezydencji zatrzymywa艂y si臋 na chwil臋, 偶eby pozwoli膰 pasa偶erom wysi膮艣膰, potem obje偶d偶a艂y plac dooko艂a, by wreszcie z powrotem zabra膰 go艣ci, kt贸rych przywioz艂y. P贸藕niej nadje偶d偶aj膮ce karety i powozy nie mog艂y si臋 na plac dosta膰. Niekt贸rzy, bardziej niecierpliwi go艣cie wysiadali wi臋c z powoz贸w

wcze艣niej i dalsz膮 drog臋 do rezydencji odbywali piechot膮. Tu natomiast i tak musieli ustawi膰 si臋 w kolejce i czeka膰 przed wej艣ciem.

Ksi膮偶臋 i ksi臋偶na, wygodnie usadowieni w du偶ym salonie, witali si臋 i pozdrawiali go艣ci, kt贸rym uda艂o si臋 do nich dotrze膰. Pan Brummell przepchn膮艂 si臋 przez czekaj膮cy t艂um, wbieg艂 po szerokich schodach Morgan House i wkroczy艂 do salonu.

- Ksi膮偶臋 - pozdrowi艂 Quintona Huntera i zaraz odwr贸ci艂 si臋 do Allegry. - Droga ksi臋偶no, znowu odnios艂a pani osza艂amiaj膮cy sukces. Wie pani, jak bardzo ceni臋 i podziwiam ory­ginalno艣膰. Suknia jest wspania艂a! Cudownie, 偶e potrafi pani tworzy膰 w艂asny styl i nie kopiuje z艂ego gustu innych. - Pok艂oni艂 si臋 nisko i poca艂owa艂 Allegr臋 w r臋k臋.

- Zupe艂nie tak jak pan, panie Brummell. Widz臋, 偶e ma pan now膮 fryzur臋. Bardzo twarzowa. A jak si臋 nazywa? - zainteresowa艂a si臋 Allegra.

- Ala Brummell - odpar艂 sucho. - Naprawd臋 si臋 pani podoba? W艂osy nie s膮 zbyt kr贸tko obci臋te?

- Mo偶e dla kogo艣 innego by艂yby zbyt kr贸tkie, ale nie dla pana. Ma pan bardzo 艂adny kszta艂t g艂owy, panie Brummell - odpowiedzia艂a Allegra.

- I tu, w Anglii, jej nie strac臋 - za偶artowa艂. - Wszystkiego dobrego, ksi臋偶no. - Uk艂oni艂 si臋 i przeszed艂 dalej.

- Ma bardzo wytworne maniery - szepn臋艂a Allegra do m臋偶a.

- To fircyk - wymamrota艂 Quinton. - Mnie si臋 wcale nie podoba艂a jego fryzura. Musz臋 jednak przyzna膰, 偶e czarny str贸j na wiecz贸r rzeczywi艣cie jest bardzo elegancki.

- Kiedy wr贸cimy na wie艣, nie b臋dziemy musieli si臋 przejmowa膰 takimi sprawami - przypomnia艂a, u艣miechaj膮c si臋 lekko.

Dobrze po sz贸stej wieczorem zamkni臋to drzwi do rezydencji lorda Morgana.

- S艂uchajcie, nie id藕my dzisiaj do teatru - prosi艂a Allegra przyjaci贸艂. - Udajmy si臋 tam jutro. Poza tym kurtyna ju偶 posz艂a w g贸r臋, a ja okropnie nie lubi臋 si臋 sp贸藕nia膰.

- Zgoda, ale tylko pod warunkiem, 偶e pocz臋stujesz nas przyzwoit膮 herbat膮 - powiedzia艂a hrabina Aston. Usiad艂a na pokrytej jedwabn膮 tkanin膮 kanapie i zrzuci艂a pantofelki z n贸g.

- Marker - wezwa艂a s艂u偶膮cego Allegra. - Podaj herbat臋.

- W tej chwili, Wasza Mi艂o艣膰 - odpowiedzia艂 lokaj i pospieszy艂 spe艂ni膰 polecenie.

- Czy by艂a ksi臋偶na Devonshire? - zapyta艂a Eunice.

- Nie uda艂o si臋 jej przepchn膮膰 przez t艂um na schodach, ale zostawi艂a wizyt贸wk臋 - rozradowanym g艂osem odpowiedzia艂a Allegra. - Jestem zaskoczona, 偶e w og贸le przysz艂a. Do 艣witu gra w karty. Zastanawiam si臋, kiedy ona 艣pi.

- Widzia艂am pana Pitta m艂odszego - podnieconym g艂osem opowiada艂a Caroline. - Uda艂o mu si臋 wej艣膰 do salonu.

- Jest bardzo mi艂y - wspomina艂a spotkanie Allegra. - Ale, ale, Caro, gdzie by艂a twoja ciotka? Lady Bellingham przyj臋艂a zaproszenie. To zupe艂nie do niej niepodobne, by si臋 nie pojawi膰 z takiej okazji. Za 偶adne skarby 艣wiata czego艣 takiego by nie przegapi艂a. Spotkanie ca艂ej 艣mietanki towarzyskiej i te cudowne ploteczki potem.

- To prawda - przyzna艂a Caroline. - To zupe艂nie nie w stylu cioci opu艣ci膰 takie przyj臋cie. Nie mam poj臋cia, co si臋 sta艂o.

- Mo偶e powinnam pos艂a膰 do niej lokaja, 偶eby dowiedzia艂 si臋, czy nic jej nie jest - zastanawia艂a si臋 g艂o艣no Allegra, po czym tak w艂a艣nie zrobi艂a.

Marker wni贸s艂 herbat臋. Za nim do salonu wsun臋艂o si臋 kilku m艂odych s艂u偶膮cych z du偶ymi srebrnymi tacami. Na jednej by艂y propozycje na kanapki do herbaty: 艂oso艣 w ostrym musz­tardowym sosie, cienko pokrojony og贸rek, piecze艅 wo艂owa, ser, delikatne piersi kurczaka, starannie pokrojony chleb i mas艂o. Na drugiej tacy u艂o偶ono 艣wie偶o upieczone tr贸jk膮tne placuszki z pszennej m膮ki, miseczki kwa艣nej 艣mietany z Devonshire i konfitury z truskawek. Na trzeciej podano desery: cienko pokrojone kawa艂ki placka z owocami, ciemnego, syc膮cego, z du偶膮 ilo艣ci膮 rodzynk贸w; ciastka cytrynowe z malinami i z morelami; krem karmelowy i przysmak ksi臋cia - ciasto ponczowe nadziewane kawowym kremem.

Allegra nalewa艂a herbat臋 z du偶ego srebrnego dzbanka do zgrabnych fili偶anek z delikatnej sewrskiej porcelany, a s艂u偶膮cy kr膮偶yli po salonie z tacami kanapek, placuszk贸w i deser贸w. Gaw臋dzili o dzisiejszym popo艂udniowym przyj臋ciu, o tym, kto przyby艂 z wizyt膮 i jak kto by艂 ubrany. Nawet panowie ch臋tnie w艂膮czyli si臋 do rozmowy. Ko艅czyli herbat臋, kiedy wr贸ci艂 lokaj wys艂any do domu pa艅stwa Bellingham.

- Nie masz dla mnie 偶adnej wiadomo艣ci? - zapyta艂a Allegra, widz膮c, 偶e nic nie trzyma w os艂oni臋tej r臋kawiczk膮 d艂oni.

- Wasza Mi艂o艣膰, kazano mi powt贸rzy膰 - zacz膮艂 - 偶e dzisiaj rano wielmo偶ny pan otrzyma艂 z obcych kraj贸w list, kt贸ry bardzo zasmuci艂 wielmo偶nego pana i wielmo偶n膮 pani膮. Prze­sy艂aj膮 mocno, mocno, mocno sp贸藕nione - deklamowa艂, bardzo z siebie zadowolony, 偶e tak wiernie potrafi powt贸rzy膰 s艂owa lady Bellingham - przeprosiny. - Lokaj sk艂oni艂 si臋 przed ksi臋偶n膮.

- Dzi臋kuj臋. Nic wi臋cej nie kazano ci powt贸rzy膰?

- Nie, Wasza Wysoko艣膰.

- Mo偶esz odej艣膰 - Allegra podzi臋kowa艂a lokajowi i odwr贸ci艂a si臋 do Caroline Walworth. - Kto mieszka za granic膮? Kto m贸g艂 przys艂a膰 im list, kt贸ry tak bardzo zmartwi艂 twoj膮 ciotk臋 i wuja?

- Wujek Freddie - po d艂u偶szej chwili zastanowienia odezwa艂a si臋 Caroline - ma m艂odszego brata, kt贸ry o偶eni艂 si臋 z Francuzk膮. O nikim innym nie s艂ysza艂am.

- W takim razie musimy natychmiast uda膰 si臋 do lady Bellingham i dowiedzie膰 si臋, jak mo偶na jej pom贸c - zdecydowa艂a Allegra. - Jest taka mi艂a i zawsze dla nas wszystkich bardzo uprzejma. Jak mo偶na chocia偶 nie spr贸bowa膰 odwdzi臋czy膰 si臋 za jej dobro膰? Wszyscy zgodzili si臋 ze zdaniem Allegry. S艂u偶bie polecono przynie艣膰 p艂aszcze i peleryny,

powozy mia艂y czeka膰 przed wej艣ciem. Sze艣cioro m艂odych ludzi szybkim krokiem opu艣ci艂o dom i zaj臋艂o miejsca w powozach, kt贸re natychmiast ruszy艂y ciemnymi ulicami Londynu. Nie by艂o du偶ego ruchu. O tej porze ju偶 nikt nie spieszy艂 do teatru, a nie by艂o jeszcze zbyt wcze艣nie na proszon膮 kolacj臋 czy przyj臋cie. Lord i lady Bellingham nie mieszkali daleko, zaledwie dwa kwarta艂y dalej, przy Traleigh Square. Starszy lokaj, mocno zaskoczony, otworzy艂 im drzwi. Nie powiedziano mu, 偶e pa艅stwo spodziewaj膮 si臋 go艣ci. Po chwili spostrzeg艂 lady Caroline Walworth, kuzynk臋 swojej pani.

- Powiedz pani, 偶e przyjechali艣my zapyta膰, czy mo偶emy jako艣 pom贸c - poleci艂a Caroline starszemu lokajowi, kiedy jedyny lokaj na s艂u偶bie pr贸bowa艂 odebra膰 od nich wszystkich wierzchnie okrycia.

- Ju偶 id臋, wielmo偶na pani - powiedzia艂 s艂u偶膮cy, ale najpierw wprowadzi艂 przyby艂ych do du偶ego salonu.

Usiedli i czekali w milczeniu. Po chwili drzwi otworzy艂y si臋 i wesz艂a lady Bellingham. Wszyscy byli wstrz膮艣ni臋ci jej wygl膮dem; dobra kobieta twarz mia艂a blad膮, wymizerowan膮. Wida膰 by艂o, 偶e ca艂y dzie艅 p艂aka艂a. 艢wiadczy艂y o tym zapuchni臋te, czerwone oczy. By艂a w domowej sukni, w艂osy mia艂a potargane. Wygl膮da艂a, jakby w og贸le po wstaniu z 艂贸偶ka nic wok贸艂 siebie nie zrobi艂a.

- Och, moi kochani, dobrze, 偶e przyszli艣cie - powita艂a ich lady Bellingham i natychmiast zala艂a si臋 艂zami.

- Ciociu, co si臋 sta艂o? - pyta艂a Caroline, podchodz膮c do krewnej i obejmuj膮c j膮 ramieniem.

- Chodzi o twoj膮 kuzynk臋 comtesse d'Aumont - powiedzia艂a lady Bellingham, 艂ykaj膮c 艂zy, i znowu si臋 rozp艂aka艂a.

- Mam kuzynk臋, kt贸ra jest francusk膮 hrabin膮? - zdziwi艂a si臋 Caroline.

- Prosz臋, lady Bellingham, niech pani usi膮dzie - Allegra przej臋艂a inicjatyw臋. Jasne by艂o, 偶e nikt inny tego nie zrobi. - Quintonie, podaj biedaczce kieliszek sherry. - Podprowadzi艂a

starsz膮 kobiet臋 do kanapy i usiad艂a obok niej. - Prosz臋. Prosz臋 to wypi膰. Lady Bellingham, musi si臋 pani uspokoi膰. - M贸wi艂a dalej: - Cokolwiek si臋 sta艂o, p艂aczem nie rozwi膮偶e pani 偶adnego problemu. Prosz臋 nam wszystko opowiedzie膰. Chcemy pom贸c, ale musimy wiedzie膰, co si臋 sta艂o.

- Och, moje dziecko. Chyba nikt nie mo偶e nam pom贸c - westchn臋艂a lady Bellingham, ale zacz臋艂a s膮czy膰 sherry. Popija艂a trunek, a偶 troszk臋 si臋 uspokoi艂a i by艂a w stanie m贸wi膰. Pozostali zaj臋li miejsca wok贸艂 pani domu i cierpliwie czekali na wyja艣nienia.

- M贸j m膮偶 - zacz臋艂a w ko艅cu zdenerwowana kobieta - ma dw贸ch braci. Ojciec Caroline, jak wiecie, jest pastorem w ko艣ciele 艢wi臋tej Anny w Bellinghamton. Nie ma du偶ej pensji, ale zarabia do艣膰, by zapewni膰 rodzinie wygodne 偶ycie. Najm艂odszy z braci, Robert Bellingham, mia艂 szcz臋艣cie po艣lubi膰 Francuzk臋. Jego 偶ona jest jedyn膮 c贸rk膮 i oczkiem w g艂owie hrabiego Montroi. W zwi膮zku z tym dosta艂a bardzo du偶y posag, ale pod warunkiem, 偶e razem z m臋偶em zostan膮 we Francji. W Anglii Robert Bellingham nie m贸g艂 spodziewa膰 si臋 niczego specjalnego, nie widzia艂 wi臋c powodu, dlaczego nie zosta膰 w ojczystym kraju swojej 偶ony. Pobrali si臋. Pojechali艣my na ich 艣lub do Francji. To by艂o trzydzie艣ci pi臋膰 lat temu. Nawet nie byli艣my w Pary偶u, 偶ona Roberta, Marie- Claire, mieszka艂a w Normandii.

Przerwa艂a na moment, wypi艂a reszt臋 sherry, po czym wyci膮gn臋艂a do ksi臋cia ma艂y kieliszek, prosz膮c o ponowne nape艂nienie. Ksi膮偶臋 bez s艂owa spe艂ni艂 pro艣b臋.

- Rok po 艣lubie urodzi艂a si臋 im c贸rka. Na chrzcie dali jej imi臋 Anne- Marie. Niestety nie mieli wi臋cej dzieci. Anne- Marie w wieku osiemnastu lat wysz艂a za m膮偶 za mieszkaj膮cego w s膮siedztwie hrabiego d'Aumonta. Jest od ciebie kilka lat starsza, Caroline, dlatego nigdy si臋 nie pozna艂y艣cie. Robert z 偶on膮 lubili 偶ycie na wsi, podobnie jak Anne- Marie i jej m膮偶. Nigdy nie byli w Anglii, nawet Robert po 艣lubie ju偶 nigdy nie wr贸ci艂 do kraju.

- Kiedy Anne- Marie mia艂a dwadzie艣cia lat, jej rodzice zgin臋li w wypadku podczas jazdy powozem. Ta tragedia spowodowa艂a, 偶e Anne- Marie poroni艂a, ale rok p贸藕niej urodzi艂a c贸rk臋, kt贸rej dala imiona matki, a po dw贸ch latach syna i nada艂a mu imiona: Jean, po m臋偶u, i Robert, po ojcu. - Lady Bellingham upi艂a 艂yk sherry. - 艁adnych kilka lat 偶yli sobie szcz臋艣liwie. Pi臋tna艣cie miesi臋cy temu hrabia d'Aumont zosta艂 pojmany przez rz膮d terroru i 艣ci臋ty na gilotynie. To by艂 straszny kaprys losu, to nigdy nie powinno si臋 by艂o sta膰. By艂 w Pary偶u. Pojecha艂 do stolicy, poniewa偶 jego stary przyjaciel zosta艂 zatrzymany przez Komitet Ocalenia Publicznego. Jean- Claude pospieszy艂 mu na pomoc. Hrabia sam by艂 zwolennikiem republiki. Wierzy艂 w rewolucj臋. Tymczasem kiedy poszed艂 do wi臋zienia odwiedzi膰 przyjaciela i dowiedzie膰 si臋, jak mo偶e mu pom贸c, on te偶 zosta艂 aresztowany.

By艂 naiwny, w og贸le nie powinien odwiedza膰 wi臋zienia. Ale wierzy艂 w reformy, chocia偶 zupe艂nie nie rozumiem, jak m贸g艂 - po zamordowaniu kr贸la Ludwika i jego 偶ony. M贸wiono mi, 偶e by艂 dobrym cz艂owiekiem. Na chwil臋 przerwa艂a i wytar艂a nos chusteczk膮.

- Anne- Marie i jej m膮偶, mimo arystokratycznego pochodzenia, byli tacy sami jak mieszkaj膮cy na wsi ludzie u nas. Dbali o swoich dzier偶awc贸w, a gdy zbiory by艂y s艂abe, nie 艣ci膮gali op艂at, tylko pomagali ludziom przetrwa膰 i wykarmi膰 rodziny. W ich wsi, St. Jean Baptiste, wszyscy bardzo ich kochaj膮. Gdy zabito jej m臋偶a, b艂agali艣my kuzynk臋, by przyjecha艂a do Anglii, gdzie i ona, i dzieci b臋d膮 bezpieczne. Przekonywali艣my, 偶eby zosta艂a z nami, a偶 ten horror minie, bez wzgl臋du na to, jak si臋 sko艅czy. Ale Anne- Marie, mimo 偶e jej ojcem by艂 Anglik, czuje si臋 Francuzk膮. Jej ma艂y synek, Jean- Robert, jest teraz hrabi膮 d'Aumont. Maj膮tek ziemski to wszystko, co posiada. Anne- Marie obawia艂a si臋, 偶e je艣li wyjedzie, ziemie zostan膮 odebrane rodzinie. Wi臋c zosta艂a, a teraz to! - Lady Bellingham znowu zacz臋艂a 偶a艂o艣nie szlocha膰.

- Co? - 艂agodnie dopytywa艂a si臋 Allegra. - Co si臋 sta艂o?

- Kuzynka ma areszt domowy. Miejscowe w艂adze rewolucyjne gro偶膮, 偶e odbior膮 jej dzieci! - lamentowa艂a lady Bellingham.

Teraz opowie艣ci膮 o 艂a艅cuchu nieszcz臋艣膰 bardzo zainteresowa艂 si臋 ksi膮偶臋 Sedgwick. Przykl臋kn膮艂 przed zap艂akan膮 dam膮.

- Jakim cudem dowiedzia艂a si臋 pani o tym, lady Bellingham? Jak ta wiadomo艣膰 dotar艂a do pani i pani m臋偶a? - zapyta艂 przyciszonym g艂osem.

- Kuzynka mieszka w pobli偶u wybrze偶a - wyja艣nia艂a lady Bellingham. - Jeden z jej s艂u偶膮cych przekaza艂 rybakowi list od Anne- Marie. Rybak przewi贸z艂 list przez morze i da艂 go znajomemu handlarzowi ryb, kt贸ry jecha艂 do Londynu. Powiedzia艂, 偶e w艂a艣ciciel sklepu rybnego zostanie sowicie wynagrodzony, je偶eli dostarczy nam list. Freddie da艂 mu ca艂膮 gwine臋!

- Be czasu list by艂 w drodze? - dopytywa艂 si臋 ksi膮偶臋. - Czy kuzynka opatrzy艂a list dat膮?

- Pisa艂a zaledwie pi臋膰 dni temu - powiedzia艂a lady Bellingham. Odwr贸ci艂a zap艂akan膮 twarz do ksi臋cia. - Och, Quintonie, musisz nam pom贸c! Musisz pojecha膰 i wyrwa膰 Anne- Marie i jej dzieci z r膮k tych okropnych ludzi we Francji!

- M贸wi艂a pani, 偶e ona nie chce wyjecha膰 - przypomnia艂a starszej pani Allegra. - M贸wi艂a pani, 偶e nie chce, by syn straci艂 rodzinny maj膮tek, swoj膮 spu艣cizn臋.

- Teraz wyjedzie, moje dziecko. Jestem tego pewna. Zrozumia艂a, 偶e pr贸by utrzymania maj膮tku nie maj膮 sensu. To daremne starania. Kimkolwiek jest 贸w kto艣, kto na艂o偶y艂 na ni膮

areszt domowy i grozi odebraniem jej dzieci, chce zniszczy膰 rodzin臋 d'Aumont贸w i przej膮膰 ich maj膮tek. Wobec takiego wroga Anne- Marie jest bezradna. Ca艂e 偶ycie sp臋dzi艂a na wsi, nie ma wp艂yw贸w w kr臋gach w艂adzy. - Lady Bellingham znowu zala艂a si臋 艂zami, ca艂a si臋 trz臋s艂a z 偶alu i rozpaczy.

Caroline przysun臋艂a si臋 bli偶ej. Stara艂a si臋 uspokoi膰 ciotk臋, a Allegra z m臋偶em odeszli na stron臋.

- Dlaczego - pyta艂a m臋偶a Allegra - prosi艂a ciebie, Quintonie, 偶eby艣 uratowa艂 kuzynk臋 i jej dzieci?

- Trzy lata temu, kiedy zacz臋艂y si臋 krwawe rozruchy, Ocky, Dree, Marcus i ja uratowali艣my w Pary偶u przyjaciela. Pocz膮tkowo wygl膮da艂o to na dobry kawa艂. Wiedzieli艣my, 偶e Harry pojecha艂 do Pary偶a odwiedzi膰 dalekich krewnych. Potem otrzymali艣my wiadomo艣膰, 偶e zosta艂 razem z nimi aresztowany. Poniewa偶 by艂 Anglikiem i mia艂 przy sobie got贸wk臋, kt贸r膮 przekupywa艂 kogo by艂o trzeba, uda艂o mu si臋 wys艂a膰 z wi臋zienia wiadomo艣膰. Jego rodzina wpad艂a w panik臋, nie wiedzieli, co robi膰. Ojciec ca艂y czas sypa艂 pogr贸偶kami, krzycza艂, 偶e 偶abojady nie maj膮 prawa wi臋zi膰 obywatela Anglii, tymczasem biedny Harry siedzia艂 w wi臋zieniu, krok od szanownej pani gilotyny. W zwi膮zku z tym jachtem Marcusa przeprawili艣my si臋 przez kana艂, wynaj臋li艣my konie i pognali艣my do Pary偶a. Tam, z ogromn膮 pewno艣ci膮 siebie i but膮 typow膮 dla nas, Anglik贸w, poszli艣my do

wi臋zienia i za偶膮dali艣my widzenia z komendantem. Marcus i Dree mieli z sob膮 troch臋 got贸wki, a Ocky w艂a艣nie dosta艂 od ojca pieni膮dze na trymestr. Rzucali艣my pieni臋dzmi na prawo i lewo, jakby艣my ich rzeczywi艣cie nie wiem ile mieli. Wszyscy poza mn膮. Ja, jak twierdz膮, doskonale m贸wi臋 po francusku, wi臋c kiedy pojawi艂 si臋 komendant wi臋zienia, prowadzi艂em rozmow臋. Wyja艣ni艂em, 偶e lord Harry Carew jest dalekim, ale ukochanym kuzynem kr贸la Anglii. I w艂a艣nie sam kr贸l nas wys艂a艂 po niego. Kiedy mu to wszystko opowiada艂em, ca艂y czas bawi艂em si臋 aksamitn膮 sakiewk膮 z monetami. Brz臋cza艂y bardzo przekonuj膮co. Jak przypuszczali艣my, komendant by艂 chciwy.

M贸g艂by - powiedzia艂 - za niewielk膮 gratyfikacj臋 uwolni膰 ma艂o wa偶nego Anglika. Nie zgodzi艂em si臋. Powiedzia艂em, 偶e 偶膮damy uwolnienia Anglika i jego krewnych, chyba 偶e s膮 oskar偶eni o przest臋pstwa kryminalne. Komendant musia艂 si臋 zastanowi膰. Okaza艂o si臋, 偶e krewnymi Harry'ego, kt贸rych zatrzymano, s膮 dwie starsze panie. W zwi膮zku z tym komen­dant uzna艂, 偶e mo偶e okaza膰 wspania艂omy艣lno艣膰, je偶eli my potraktujemy go r贸wnie wielkodusznie. Dokonali艣my wymiany. Obiecali艣my, 偶e zawieziemy panie do domu, ale tylko po to, 偶eby zabra艂y swoje rzeczy, i jeszcze tego samego dnia opu艣cimy Pary偶. Komendant nie

oponowa艂, zw艂aszcza 偶e nam贸wili艣my panie, aby przepisa艂y na niego sw贸j dom w pobli偶u Notre Dam臋.

- Tyle w艂a艣nie s膮 warte rewolucyjne idea艂y - osch艂ym tonem skwitowa艂a spraw臋 Allegra, a ksi膮偶臋 si臋 roze艣mia艂.

- Wyobra藕 sobie nasze zdziwienie, kiedy po przyje藕dzie do domu starszych pa艅 okaza艂o si臋, 偶e w piwnicach ca艂y czas ukrywali si臋 markiz i markiza de Valency razem z dzie膰mi. Aresztowano Harry'ego i starsze panie, natomiast w og贸le nie zwr贸cono uwagi na naprawd臋 wa偶ne osoby. Markiz i markiza zupe艂nie nie wiedzieli, co robi膰, dlatego ukryli si臋 w domu. Mieli艣my swoje paszporty, dostali艣my pozwolenia na wyjazd Harry'ego i starszych pa艅, ale jak mieli艣my wywie藕膰 z Pary偶a rodzin臋 de Valency?

- No i jak to zrobili艣cie? - spyta艂a Allegra. Zafascynowa艂a j膮 opowie艣膰 Quintona. Nigdy by go nie podejrzewa艂a o takie bohaterstwo, tak膮 brawurow膮 odwag臋, chocia偶 nie uwa偶a艂a go przecie偶 za tch贸rza. Szkoda, 偶e nie by艂o go przy jej bracie. Pewnie te偶 uratowa艂by Jamesa Luciana.

- Starsze panie mia艂y niedu偶y pow贸z, ale nie taki, w kt贸rym mo偶na by cokolwiek ukry膰. Postanowili艣my wi臋c wzi膮膰 z sob膮 r贸wnie偶 w贸z baga偶owy. Markiz臋 i dwoje najm艂odszych dzieci ukryli艣my w malutkim schowku pod pod艂og膮 wozu i zarzucili艣my ich baga偶ami. Markiza i jego starszego syna przebrali艣my za paryskich wie艣niak贸w. Kazali艣my im za艂o偶y膰 jakie艣 poszarpane, 艣mierdz膮ce 艂achy. Tylko markiz mia艂 na nogach drewniane chodaki, syn by艂 bosy. Zadbali艣my, 偶eby nogi mia艂 odpowiednio brudne. Poniewa偶 ukrywali si臋 przez kilka miesi臋cy, nie sprawiali wra偶enia ludzi wiod膮cych wygodne 偶ycie. Obaj byli do艣膰 wymizerowani. Chudzi i pos臋pni z powodzeniem mogli uchodzi膰 za ubogich ch艂op贸w. Uznali艣my, 偶e mo偶e si臋 nam uda przewie藕膰 markiza i jego rodzin臋 przez kontrol臋 na rogatkach Pary偶a, je艣li b臋d膮 udawali powo偶膮cych. Kiedy dojechali艣my do bram miasta, pokazali艣my stra偶y nasze paszporty i powiedzieli艣my, 偶e wo藕nice za kilka dni z powrotem przyprowadz膮 do Pary偶a pow贸z i w贸z baga偶owy. Wyja艣nili艣my, 偶e poniewa偶 starsze panie i ich kuzyn z Anglii z polecenia komendanta musieli jeszcze tego dnia opu艣ci膰 Pary偶, nie by艂o czasu na za艂atwienie odpowiednich dokument贸w dla powo偶膮cych. Oczywi艣cie, je偶eli reprezentuj膮cy w艂adze stra偶nicy ich nie przepuszcz膮, ch艂opi zostan膮 i sami b臋dziemy powozi膰, ale jak wtedy pow贸z i w贸z baga偶owy maj膮 wr贸ci膰 do Pary偶a? Powiedzieli艣my jeszcze, 偶e wiekowe damy poza tym, 偶e dobrze zap艂ac膮 wo藕nicom, maj膮 im tak偶e ofiarowa膰 te powozy. A to znaczy, 偶e dw贸ch ubogich obywateli po powrocie do Pary偶a z powozem i wozem b臋dzie mog艂o zarobi膰 na 偶ycie.

Stra偶nicy przy rogatce troch臋 pochrz膮kiwali i pomrukiwali, ale kiedy wsun臋li艣my im w d艂onie kilka sztuk srebra, przepu艣cili nas. Podr贸偶 na wybrze偶e zaj臋艂a nam kilka dni. Trwa艂a nieco d艂u偶ej ni偶 zwykle, poniewa偶 jechali艣my bocznymi drogami, 偶eby markiza z dzie膰mi nie musia艂a ca艂y czas siedzie膰 w ukryciu pod pod艂og膮 wozu baga偶owego. Ta tr贸jka te偶 by艂a biednie ubrana, na wypadek gdyby kto艣 nas zobaczy艂. Jedzenie kupowali艣my po drodze, spali艣my, gdzie si臋 da艂o. Do jachtu Marcusa dotarli艣my najszybciej, jak by艂o mo偶na. Pow贸z, w贸z baga偶owy i konie sprzedali艣my w艂a艣cicielowi gospody, postawili艣my 偶agle i natychmiast ruszyli艣my w kierunku Anglii. - Quinton sko艅czy艂 opowie艣膰 i zamilk艂, ale po chwili znowu si臋 odezwa艂. - Wszyscy czterej byli艣my bardzo zadowoleni z tej przygody, 艣wietnie si臋 bawili艣my, dlatego potem jeszcze kilka razy udawali艣my si臋 do Francji, by pom贸c przy­jacio艂om czy krewnym przyjaci贸艂. Lady Bellingham musia艂a o tym s艂ysze膰. Dlatego s膮dzi, 偶e mog臋 pom贸c jej kuzynce, chocia偶 ja wcale nie jestem tego pewien. Mo偶e zbyt d艂ugo zwleka艂a z pro艣b膮 o pomoc i teraz ju偶 nie b臋dzie mo偶na wykra艣膰 ani jej, ani dzieci. Poza tym na wszystkich nas czterech ci膮偶膮 teraz obowi膮zki, jakich wcze艣niej nie mieli艣my.

- Trzeba jednak spr贸bowa膰 - uzna艂a Allegra. - Przede wszystkim musimy si臋 dowiedzie膰, gdzie hrabina d'Aumont mieszka. Jak daleko od wybrze偶a i dok艂adnie w kt贸rym miejscu. Dopiero w贸wczas mo偶emy zacz膮膰 wszystko planowa膰.

- Mo偶emy? - powt贸rzy艂 ksi膮偶臋.

- Oczywi艣cie - potwierdzi艂a przyciszonym g艂osem. - Chyba nie s膮dzisz, 偶e pozwol臋 ci samemu pojecha膰 do Francji i prze偶y膰 kolejn膮 przygod臋? Mnie te偶 si臋 co艣 nale偶y.

- Allegro, je偶eli zostanie podj臋ta pr贸ba uratowania hrabiny d'Aumont i jej dzieci - powa偶nie i stanowczo m贸wi艂 ksi膮偶臋 - to b臋dzie to bardzo niebezpieczne przedsi臋wzi臋cie, a nie przy­jemna wycieczka. Ale bardzo ci臋 kocham za odwag臋 i za to, 偶e chcesz si臋 w to w艂膮czy膰, moja kochana dziewczynko.

- Quintonie, kiedy wreszcie przestaniesz mnie traktowa膰 jak jak膮艣 kruch膮, nadwra偶liw膮 istotk臋, kt贸r膮 trzeba przed wszystkim chroni膰? Mieli艣cie diabelne szcz臋艣cie, 偶e trzy lata temu w Pary偶u uda艂o si臋 wam uratowa膰 przyjaciela. Teraz sprawa wygl膮da zupe艂nie inaczej i inaczej trzeba do niej podej艣膰. B臋d臋 musia艂a dobrze to przemy艣le膰, niemniej trzeba szybko dzia艂a膰.

- Allegro! - krzykn膮艂 wyprowadzony z r贸wnowagi Quinton.

- Quintonie, pos艂uchaj - przekonywa艂a szeptem. - Podczas tej cholernej rewolucji zamordowano mojego brata. Ten sam los spotka艂 wielu innych niewinnych ludzi. Uczciwych, prostych ludzi, niekoniecznie arystokrat贸w, kt贸rych rewolucjoni艣ci nienawidz膮. Kobiety, kochanie, s膮 bardziej przebieg艂e. Kto z ponurym, zaci臋tym wyrazem

twarzy siedzi pod gilotyn膮, kiedy spadaj膮 g艂owy? Kto podburza m臋偶czyzn do zemsty? Kobiety! Je偶eli chcecie spr贸bowa膰 uratowa膰 hrabin臋 d'Aumont, b臋dziecie mnie potrzebowali. Musz臋 to zrobi膰 ze wzgl臋du na pami臋膰 Jamesa Luciana. Tylko w ten spos贸b mog臋 im odp艂aci膰 za jego 艣mier膰. Musisz mi na to pozwoli膰! - Wbi艂a mu paznokcie w rami臋 i 偶arliwie patrzy艂a w oczy.

- To czyste szale艅stwo - wymamrota艂 pod nosem, ale musia艂 przyzna膰, 偶e j膮 rozumie.

- Przydam si臋 - zapewnia艂a. - Mog臋 pom贸c.

- Zastanowi臋 si臋 nad tym - obieca艂 w ko艅cu.

- Pojedziemy tam razem - o艣wiadczy艂a z u艣miechem, tak jakby wszystko by艂o ju偶 postanowione i sprawa zamkni臋ta.

- Wszyscy pojedziemy - rado艣nie o艣wiadczy艂a Eunice, hrabina Aston.

- Co takiego?! - wykrzykn膮艂 jej m膮偶.

- Oczywi艣cie - Caroline, lady Walworth, siedz膮ca obok lady Bellingham, podnios艂a g艂ow臋 i popar艂a przyjaci贸艂k臋. - Ja tak偶e musz臋 pom贸c hrabinie. Jest moj膮 kuzynk膮, chocia偶 do­piero dzisiaj si臋 o tym dowiedzia艂am.

- Och, moi kochani - lady Bellingham spogl膮da艂a na nich za艂zawionymi oczami. - Jak mam wam dzi臋kowa膰? - szlocha艂a.

- Gdzie jest pani m膮偶? - zapyta艂 ksi膮偶臋.

- Biedny Freddie po艂o偶y艂 si臋 - wyja艣ni艂a lady Bellingham. - Czuje si臋 winny, 偶e sam nie pojecha艂 do Francji, kiedy zabito hrabiego d'Aumonta, i nie sprowadzi艂 do Anglii Anne- Marie i jej dzieci. B臋dzie uszcz臋艣liwiony, 偶e wy m艂odzi chcecie ratowa膰 jego kuzynk臋 i jej rodzin臋. - Podnios艂a si臋 z kanapy. - Musz臋 mu to zaraz powiedzie膰 - o艣wiadczy艂a podniecona i szybkim krokiem wysz艂a z salonu.

- Niech to licho! Co za paskudna sprawa! - wykrzykn膮艂 ksi膮偶臋.

- Teraz b臋dziemy musieli to zrobi膰 - stwierdzi艂 hrabia

- Aston.

- Oczywi艣cie - przytakn膮艂 lord Walworth. - Biedna staruszka jest bardzo strapiona. Musimy zrewan偶owa膰 si臋 jej za wszystko, co dla nas zrobi艂a. Prawda?

- Jak szybko mo偶emy wyruszy膰? - zapyta艂 hrabia.

- Za dwa, najp贸藕niej trzy dni - odpar艂 ksi膮偶臋. - Musimy si臋 dowiedzie膰 od lorda Bellingham, gdzie dok艂adnie jego kuzynka mieszka. Pop艂yniemy twoim jachtem, Marcusie. Jest szybki i bezpieczny.

- Pomy艣lcie, co mamy z sob膮 zabra膰 - zaproponowa艂 lord Walworth - a ja wszystkiego dopilnuj臋.

- Tylko ich pos艂uchajcie - zwr贸ci艂a si臋 Allegra do przyjaci贸艂ek. - Planuj膮 wszystko bez nas i nawet nie maj膮 poj臋cia, jakie podj膮膰 dzia艂ania. M臋偶czy藕ni potrafi膮 by膰 tacy denerwuj膮cy!

- Czy my naprawd臋 mamy si臋 z nimi tam wybra膰? - zastanawia艂a si臋 Caroline.

- Oczywi艣cie - odpar艂a Allegra. - To twoja kuzynka i potrzebuje naszej pomocy. Uwa偶asz, 偶e hrabina pos艂ucha trzech Anglik贸w, kt贸rzy wtargn膮 do jej domu - je艣li w og贸le uda si臋 im zbli偶y膰 do jej domu - i o艣wiadcz膮, 偶e przybyli zabra膰 j膮 i dzieci do Anglii? Przecie偶 nie b臋dzie wiedzia艂a, czy mo偶e im zaufa膰. Nie b臋dzie wiedzia艂a, czy s膮 tymi, za kt贸rych si臋 podaj膮. Mo偶e przypuszcza膰, 偶e zostali nas艂ani przez kogo艣, kto chce przej膮膰 ich rodzinny maj膮tek. Tylko kobieta mo偶e j膮 przekona膰, 偶e wszystko jest w porz膮dku, 偶e nie musi si臋 niczego obawia膰.

- Wiesz chyba, 偶e nie zamierzaj膮 nas z sob膮 zabra膰 - przyciszonym g艂osem powiedzia艂a Eunice.

- Nie pozwolimy im na to - o艣wiadczy艂a stanowczo Allegra z b艂yskiem w oczach. - Szkoda, 偶e Sirena nie mo偶e nam towarzyszy膰.

- Masz jaki艣 plan? - dopytywa艂a si臋 Caroline.

- Czy dobrze m贸wicie po francusku? - w odpowiedzi zapyta艂a Allegra, patrz膮c to na jedn膮, to na drug膮.

- Ja doskonale - odpowiedzia艂a Eunice.

- Bardzo dobrze - zawt贸rowa艂a Caroline.

- Ha! - Allegra u艣miechn臋艂a si臋. - M膮偶 powiedzia艂 mi, 偶e z nich wszystkich tylko on m贸wi dostatecznie dobrze po francusku. Panowie nie maj膮 wyboru, b臋d膮 musieli zgodzi膰 si臋 na nasz膮 pomoc.

- Ale czy masz jaki艣 plan? - Caroline powt贸rzy艂a pytanie.

- Chyba mam - przyzna艂a Allegra. - Drogie panie, dajcie mi jeden dzie艅 na przekonanie Quintona, 偶e plan jest rzeczywi艣cie dobry.

Lady Bellingham wr贸ci艂a do salonu w chwili, kiedy trzy ma艂偶e艅stwa zbiera艂y si臋 do wyj艣cia. Obiecali odwiedzi膰 j膮 nast臋pnego dnia, 偶eby dowiedzie膰 si臋, gdzie dok艂adnie le偶y miejscowo艣膰 St. Jean Baptiste, i poczyni膰 przygotowania do wyjazdu do Francji.

- Freddiemu kamie艅 spad艂 z serca - powiedzia艂a lady Bellingham - a i ja poczu艂am si臋 lepiej. Och, drogi Quintonie, co by艣my pocz臋li bez takich jak ty przyjaci贸艂? Kto by nam pom贸g艂? Ciesz臋 si臋, 偶e mog艂am chocia偶 w malutkim stopniu przyczyni膰 si臋 do twojego i Allegry szcz臋艣cia. Do pe艂ni szcz臋艣cia brakuje wam jeszcze tylko potomka.

- Droga lady Clarice, o pe艂ni szcz臋艣cia b臋dziemy m贸wi膰 dopiero wtedy, gdy bezpiecznie sprowadzimy do Anglii pani krewn膮 i jej dzieci - z galanteri膮 odpar艂 ksi膮偶臋, ca艂uj膮c lady Bellingham w r臋k臋. Uk艂oni艂 si臋 grzecznie. - Widzimy si臋 jutro o jedenastej rano.

Z przyjaci贸艂mi po偶egnali si臋 przed domem pa艅stwa Bellingham.

- Cudownie - Allegra z zadowoleniem przytuli艂a si臋 do m臋偶a, kiedy ju偶 siedzieli w powozie. - Wspaniale, 偶e mo偶emy pom贸c kochanej lady Bellingham.

- Kochanie - ksi膮偶臋 ci臋偶ko westchn膮艂 - chyba tak naprawd臋 nie chcesz wybra膰 si臋 do Francji. To stanowczo zbyt niebezpieczne, a Eunice i Caroline s膮 urocze, ale maj膮 pusto w g艂owie. Gdyby nas z艂apano, wszyscy stracimy 偶ycie. Allegro, prosz臋, zostaw t臋 spraw臋 m臋偶czyznom. Przyrzekam, 偶e uratujemy hrabin臋 i jej dzieci.

- W jaki spos贸b? - zapyta艂a niewinnie.

- W jaki spos贸b? - powt贸rzy艂 zaskoczony.

- Tak, kochanie, w jaki spos贸b? Jaki m膮dry plan opracowa艂e艣 w celu uratowania tej damy i jej dzieci? Nie uspokoj臋 si臋, dop贸ki si臋 nie dowiem, Quintonie. Przecie偶 sam mi przed chwil膮 m贸wi艂e艣, 偶e to bardzo niebezpieczne przedsi臋wzi臋cie. A wi臋c jak zamierzasz to zrobi膰?

Inni, by膰 mo偶e, nie zorientowaliby si臋, co kryje si臋 za pytaniami Allegry, jednak Quinton Hunter od razu zrozumia艂, o co jej chodzi. A prawd臋 powiedziawszy, nie mia艂 poj臋cia, jak uwolni膰 z aresztu domowego kuzynk臋 lady Bellingham.

- My艣l臋, 偶e przekupimy stra偶nik贸w pilnuj膮cych hrabiny i jej rodziny - powiedzia艂 powoli, jednocze艣nie desperacko poszukuj膮c innych pomys艂贸w, ale nic nie przychodzi艂o mu do g艂owy.

- Rozumiem - Allegra nie powiedzia艂a nic wi臋cej.

I znowu ten ton - pomy艣la艂 z niepokojem. Milcza艂 d艂u偶sz膮 chwil臋, ale pokusa by艂a silniejsza.

- A ty jak by艣 to zrobi艂a? - nie m贸g艂 powstrzyma膰 si臋 przed zadaniem tego pytania.

- Sam przyzna艂e艣 - zacz臋艂a Allegra - 偶e spo艣r贸d was wszystkich tylko ty m贸wisz nie藕le po francusku. Marcus, Dree i Ocky okropnie kalecz膮 j臋zyk. Ale Caroline, Eunice i ja dosko­nale m贸wimy po francusku. Za艂贸偶my, 偶e przyje偶d偶amy razem z wami do domu hrabiny przebrane za wie艣niaczki. Odzywa膰 si臋 b臋dzie tylko nasza czw贸rka. Marcus i Dree od czasu do czasu mog膮 wtr膮ci膰 jakie艣 鈥濷ui", ale prowadzenie rozmowy pozostawi膮 nam. Czy nie uwa偶asz, 偶e uda艂oby si臋 nam przekona膰 tego, kto pilnuje hrabiny, 偶e przybyli艣my zabra膰 j膮 i jej dzieci? 呕e gilotyna ju偶 na nich czeka? Je艣li b臋dziemy zachowywali si臋 tak jak te diab艂y, kt贸re wprowadzaj膮 w ruch maszyn臋 艣mierci, uda si臋 nam wyprowadzi膰 z

domu hrabin臋 i jej dzieci. Naturalnie, je偶eli nie b臋dzie tam zbyt wielu stra偶nik贸w, a przypuszczam, 偶e nie, poniewa偶 ci, kt贸rzy chc膮 przej膮膰 maj膮tek d'Aumont贸w, nawet nie podejrzewaj膮, i偶 kto艣 mo偶e pr贸bowa膰 ocali膰 wiejsk膮 arystokratk臋. Bez wzgl臋du na to, kto chce pope艂ni膰 t臋 pod艂o艣膰, ten niecny uczynek, i zagarn膮膰 ich maj膮tek, musi czu膰 si臋 bezkarny. Kiedy ju偶 hrabina i jej bliscy znajd膮 si臋 w naszych r臋kach, zwi膮偶emy stra偶nik贸w, 偶eby nie mogli uda膰 si臋 do wioski i odkry膰 oszustwa.

Ksi臋cia Sedgwick zamurowa艂o. D艂ugo si臋 nie odzywa艂. Z jednej strony doskonale wiedzia艂, 偶e 偶ona jest inteligentn膮 kobiet膮, z drugiej - zalicza艂 j膮 do tej samej kategorii co inne kobiety swojej klasy. Pi臋kna. Czaruj膮ca. Ozdoba domu. Tymczasem Allegra nie by艂a lalk膮, kt贸r膮 si臋 mo偶na pochwali膰, a potem od艂o偶y膰 w k膮t. By艂a m膮dra i bystra.

- To doskona艂y plan - powiedzia艂 w ko艅cu - ale niebezpieczny.

- Wiem - przyzna艂a. - Musimy by膰 bardzo ostro偶ni. Zanim podejmiemy pr贸b臋 uwolnienia hrabiny z aresztu domowego, trzeba zebra膰 wszystkie potrzebne informacje. Na przyk艂ad musimy wiedzie膰, kto jest jej prze艣ladowc膮. Dlaczego to robi? Uwa偶am, 偶e najp贸藕niej za dwa dni powinni艣my wyruszy膰 w drog臋 do Francji. Kiedy dotrzemy na miejsce, kilka dni zajmie nam zorientowanie si臋 w sytuacji. Dopiero potem b臋dzie mo偶na przyst膮pi膰 do akcji. Powinni艣my dzia艂a膰 szybko i zdecydowanie.

- Zgoda - potwierdzi艂 ksi膮偶臋. Kiedy Allegra punkt po punkcie przedstawia艂a mu sw贸j plan, wiedzia艂, 偶e w pe艂ni si臋 z ni膮 zgadza.

- To znaczy, 偶e rozumiesz, dlaczego Caroline, Eunice i ja musimy z wami jecha膰? - chcia艂a si臋 upewni膰.

- Rozumiem, chocia偶 ich m臋偶om trudno to b臋dzie wyt艂umaczy膰, kochanie.

- Je偶eli ty zgadzasz si臋 narazi膰 mnie na niebezpiecze艅stwo, oni te偶 nie mog膮 si臋 sprzeciwi膰 - szepn臋艂a.

- A czy ty uwa偶asz, 偶e twoje przyjaci贸艂ki s膮 wystarczaj膮co odwa偶ne, by wzi膮膰 udzia艂 w takiej akcji? Nie wpadn膮 w panik臋, kiedy poczuj膮 si臋 zagro偶one? - zastanawia艂 si臋 ksi膮偶臋.

- Wydaje mi si臋, Quintonie, 偶e nam wszystkim nie brakuje odwagi. A jak bardzo jeste艣my odwa偶ni, to si臋 oka偶e dopiero wtedy, kiedy znajdziemy si臋 w niebezpiecznej sytuacji. Poza tym, je偶eli dobrze to rozegramy, nie powinno nam nic grozi膰, nikomu nic si臋 nie stanie. Jestem pewna, 偶e potrafimy przechytrzy膰 par臋 g艂upich wie艣niak贸w. Przecie偶 jeste艣my Anglikami - zako艅czy艂a z dum膮.

- Niech ci B贸g b艂ogos艂awi, kochanie - Quinton roze艣mia艂 si臋. - Zabrzmia艂o to bardzo dumnie i patriotycznie. Dobrze, z samego rana porozmawiam z Marcusem i Dreem. Potem pojedziemy do pa艅stwa Bellingham, ale im powiemy tylko, 偶e spr贸bujemy uratowa膰 ich

kuzynk臋. Nie poinformujemy ich, 偶e nasze panie r贸wnie偶 b臋d膮 bra艂y udzia艂 w wyprawie. Tylko by si臋 zdenerwowali, mo偶e nawet rozchorowali z niepokoju. Ja zajm臋 si臋 swoimi przyjaci贸艂mi, ty natomiast swoim przyjaci贸艂kom musisz wyja艣ni膰, co zamierzamy zrobi膰. I, Allegro, je艣li Eunice i Caroline b臋d膮 mia艂y jakiekolwiek obawy, musz膮 mie膰 mo偶liwo艣膰 wycofania si臋 z ca艂ej sprawy. A po g艂臋bszym zastanowieniu mog膮 zrezygnowa膰. Nie wolno ci si臋 na nie z艂o艣ci膰, nie mo偶esz mie膰 im tego za z艂e. Obiecujesz?

- Nie wycofaj膮 si臋 - Allegra by艂a pewna swego. - Wiesz, jak bardzo nudzi艂y艣my si臋 w Londynie? Przyj臋cia. Muzea. Mena偶eria w Tower. Nigdy wi臋cej! To przynajmniej pozwoli nam prze偶y膰 podniecaj膮c膮 przygod臋. Potem wr贸cimy do naszych wiejskich rezydencji, 偶eby wywi膮za膰 si臋 z obowi膮zku i zape艂ni膰 dom dzie膰mi, kt贸rych wy, panowie, podobno bardzo pragniecie. - U艣miechn臋艂a si臋 do niego i czule poca艂owa艂a. - Musimy bardzo si臋 stara膰 o te dzieci, Quintonie. Bardzo.

Podni贸s艂 w g贸r臋 twarz 偶ony i j膮 poca艂owa艂.

- Je艣li o to chodzi, madame, nie b臋d臋 si臋 z tob膮 spiera艂 - powiedzia艂, po czym wsun膮艂 r臋k臋 pod podszyty futrem p艂aszcz Allegry i zacz膮艂 pie艣ci膰 jej piersi.

- Uhmmm - zamrucza艂a zadowolona i wtuli艂a si臋 w niego jeszcze bardziej. Niestety w艂a艣nie dojechali na miejsce i pow贸z si臋 zatrzyma艂.

- Jeste艣my w domu - powiedzia艂 z 偶alem w g艂osie.

- Mo偶emy to kontynuowa膰 na g贸rze, je艣li m贸j pan ma ochot臋 - zaproponowa艂a zalotnie, wysun臋艂a j臋zyk i czubeczkiem prowokacyjnie liza艂a g贸rn膮 warg臋.

- Musz臋 napisa膰 li艣ciki do Dreego i Marcusa, ale zaraz do ciebie do艂膮cz臋, serde艅ko - szepn膮艂 ksi膮偶臋 tu偶 przy ustach Allegry.

Lokaj otworzy艂 drzwi karety i poda艂 r臋k臋 ksi臋偶nej. Wysiad艂a z powozu, wbieg艂a na g贸r臋 i posz艂a do swojego apartamentu. Kiedy otworzy艂a drzwi, zobaczy艂a Honor i Hawkinsa, osobistego lokaja ksi臋cia, w czu艂ym u艣cisku. Oderwali si臋 od siebie oboje purpurowi ze wstydu i poczucia winy.

- Wielmo偶na pani! - pisn臋艂a Honor. Stanik sukni mia艂a rozsznurowany i mocno przekrzywiony.

- Je偶eli uwiedziesz moj膮 pokoj贸wk臋 i zajdzie z tob膮 w ci膮偶臋, Hawkins - o艣wiadczy艂a Allegra - b臋dziesz musia艂 si臋 z ni膮 o偶eni膰.

- Tak jest, Wasza Mi艂o艣膰 - nerwowo odpowiedzia艂 lokaj.

- Jeste艣 na to przygotowany? Nie masz 偶ony ani jakiej艣 przyjaci贸艂ki gdzie艣 w Londynie czy w Hunter's Lair? - dopytywa艂a si臋 Allegra. - Honor, na mi艂o艣膰 bosk膮, popraw sobie stanik.

- Nie mam 偶ony ani przyjaci贸艂ki, wielmo偶na pani - zapewnia艂 lokaj, szuraj膮c nogami.

To dobrze, Hawkins. Mo偶esz odej艣膰 - odprawi艂a lokaja. - Id藕 i b膮d藕 got贸w pom贸c panu

przygotowa膰 si臋 do snu. Zaraz przyjdzie na g贸r臋. - Allegra odwr贸ci艂a si臋 do Honor.

Pokoj贸wka sznurowa艂a sobie stanik. - Chc臋 si臋 po艂o偶y膰, Honor. Pom贸偶 mi. - Odwr贸ci艂a

si臋 i przesz艂a z saloniku do sypialni.

Uch! - sapn膮艂 cicho LIawkins, kiedy Allegra znikn臋艂a ju偶 w s膮siedniej komnacie. - Co za

kosa!

Tyle razy ci臋 ostrzega艂am, 偶eby艣 nie m贸wi艂 藕le o mojej pani! - upomnia艂a go Honor.

Chyba musisz da膰 mi jeszcze kilka lekcji. - Lokaj pu艣ci艂 oczko do pokoj贸wki, wyszed艂 z

saloniku i pospieszy艂 do pokoju ksi臋cia.

Honor z u艣miechem na twarzy wesz艂a do sypialni Allegry.

Nie jest pani na mnie z艂a? - zapyta艂a.

Uwa偶aj na siebie - przyciszonym g艂osem radzi艂a pokoj贸wce Allegra. - Je艣li o ciebie

chodzi, Honor, nie ufam Hawkinsowi. Bardzo ci臋 kocham i nie chc臋, 偶eby ci臋 skrzywdzi艂.

Nie pozwol臋 na to.

Wielmo偶na pani, on jest jak pies, kt贸ry g艂o艣no szczeka, ale nie gryzie - wyja艣ni艂a Honor. -

A ja jestem od niego m膮drzejsza - zachichota艂a. - Je艣li zechce spa膰 ze mn膮 w jednym

艂贸偶ku, najpierw b臋dzie musia艂 zaprowadzi膰 mnie do o艂tarza. Od ca艂usa i przytulania nie

zachodzi si臋 w ci膮偶臋. Tego jestem pewna.

Rzeczywi艣cie, nie powinnam si臋 martwi膰 - roze艣mia艂a si臋 Allegra.

Dzi臋kuj臋, 偶e wielmo偶na pani si臋 o mnie martwi - podzi臋kowa艂a pokoj贸wka. Przykl臋k艂a i

zsun臋艂a ma艂e pantofelki ze st贸p pani. - Bo偶e, wielmo偶na pani ma stopy zimne jak l贸d. Te

malutkie pantofelki pewnie s膮 modne, ale nie mo偶na w nich spacerowa膰 zimnymi ulicami

Londynu.

Honor, musisz mi pom贸c - przyciszonym g艂osem powiedzia艂a Allegra. - Wiem, 偶e nie

mam prawa ci臋 o to prosi膰. Mo偶esz odm贸wi膰, nie pogniewam si臋 i nadal b臋d臋 ci臋 kocha艂a.

Pami臋tasz, gdy byli艣my dzie膰mi, zwykle siedzia艂a艣 obok, kiedy guwerner przychodzi艂

uczy膰 Jamesa Luciana i mnie? Przypominasz sobie, jak pewnego dnia, kiedy robili艣my

膰wiczenia z francuskiego i zrobili艣my b艂膮d, ty nas poprawi艂a艣, a my wszyscy nie

mogli艣my wyj艣膰 ze zdziwienia? Wtedy okaza艂o si臋, 偶e przy nas i ty nauczy艂a艣 si臋 j臋zyka i

pi臋knie m贸wisz po francusku.

Pami臋tam, wielmo偶na pani.

Ciekawa jestem, czy potrafi艂aby艣 teraz rozmawia膰 po francusku. To znaczy, gdyby艣

troch臋 po膰wiczy艂a - g艂o艣no zastanawia艂a si臋 Allegra.

Nie wiem. Musia艂abym spr贸bowa膰 - uczciwie przyzna艂a Honor.

- Comment vous appellez- vous, mademoiselle? - powiedzia艂a na to Allegra.

- Je rriappelle mademoiselle Honneur - odpowiedzia艂a pokoj贸wka.

- Quel age avez- vous?

- J'ai vingt- quatre ans, madame - pad艂a odpowied藕.

- Pami臋tasz! - wykrzykn臋艂a uradowana Allegra.

- Chyba tak - przyzna艂a Honor, sama zdziwiona.

- Teraz powiem ci, co zamierzamy zrobi膰. - Nast臋pnie Allegra opowiedzia艂a histori臋 kuzynki pa艅stwa Bellingham, hrabiny dAumont. Wyja艣ni艂a r贸wnie偶, 偶e zamierzaj膮 wybra膰 si臋 do Francji, by spr贸bowa膰 wyrwa膰 hrabin臋 i jej dzieci z r膮k oprawc贸w. - Bardzo by艂aby艣 pomocna, gdyby艣 zdecydowa艂a si臋 nam towarzyszy膰 - przyzna艂a Allegra. - Chc臋, 偶eby wygl膮da艂o to tak, jakby lokalny komitet bezpiecze艅stwa wys艂a艂 kogo艣 wa偶nego i grup臋 zwyk艂ych obywateli, 偶eby doprowadzili przed s膮d hrabin臋 i jej dzieci. A ty dobrze m贸wisz po francusku.

- A czy inne panie m贸wi膮 po francusku? - zapyta艂a Honor. Allegra potakuj膮co skin臋艂a g艂ow膮.

- Zgadzam si臋 - o艣wiadczy艂a pokoj贸wka. - To ryzykowne przedsi臋wzi臋cie, wspania艂a przygoda. Pewnego dnia, kiedy by膰 mo偶e b臋d臋 mia艂a wnuki, opowiem im, jak ich stara babcia pomog艂a ocali膰 troje niewinnych ludzi.

- Niech ci B贸g b艂ogos艂awi, Honor - Allegra z ca艂ego serca podzi臋kowa艂a pokoj贸wce. - Jeszcze tylko musz臋 powiedzie膰 o tym ksi臋ciu - doda艂a. - Dopiero co uda艂o mi si臋 go przekona膰, 偶e tak w艂a艣nie powinni艣my zrobi膰.

- Wielmo偶na pani, m臋偶czy藕ni nie grzesz膮 zdrowym rozs膮dkiem - Honor podzieli艂a si臋 z pani膮 swoj膮 opini膮. - Pewnie dlatego B贸g stworzy艂 kobiety. Kto艣 musi m贸wi膰 m臋偶­czyznom, co jest s艂uszne, a co nie.

- Masz racj臋, Honor - roze艣mia艂a si臋 Allegra. - Masz stuprocentow膮 racj臋!

Rozdzia艂 14

Frederick Bellingham patrzy艂 na stoj膮cych przed nim trzech m艂odych ludzi.

Jeste艣cie pewni, 偶e chcecie to zrobi膰? - zapyta艂 chyba ju偶 po raz trzeci. - To niebezpieczne

przedsi臋wzi臋cie, ale chodzi o c贸rk臋 mego brata. Musz臋 sprowadzi膰 j膮 do Anglii. Mimo to

nie mam prawa nara偶a膰 was na tak wielkie niebezpiecze艅stwo. - Lord Bellingham by艂 ju偶

po sze艣膰dziesi膮tce. Teraz zmartwiony i zatroskany wygl膮da艂 bardzo staro.

Wszystko dok艂adnie om贸wili艣my i pragniemy pom贸c. Plan zosta艂 opracowany, nie b臋d臋

jednak zawraca艂 panu g艂owy szczeg贸艂ami. Chcemy si臋 tylko dowiedzie膰, gdzie mieszka

pana kuzynka i jej dzieci. Jak daleko od wybrze偶a le偶y ich maj膮tek?

Wioska St. Jean Baptiste jest oddalona zaledwie o osiem mil od miasta Harfleur, kt贸re, jak

wiecie, le偶y nad samym morzem - powiedzia艂 lord Bellingham. - Kuzynka mieszka w

zwyczajnym, du偶ym domu z szarego kamienia. Hoduj膮 owce i maj膮 sady jab艂oni. To

jedyne 藕r贸d艂o ich niewielkich dochod贸w. Bardzo skromny maj膮tek.

Idealna posiad艂o艣膰 dla kogo艣, kto obecnie znalaz艂 si臋 u w艂adzy. Chce j膮 skonfiskowa膰 i

sam wszystko zagarn膮膰 - zauwa偶y艂 hrabia Aston. - Bezradna m艂oda wdowa i dzieci. Ten

cz艂owiek, kimkolwiek jest, to prawdziwy 艂ajdak.

A czy jest pan pewien, 偶e w obecnej sytuacji pa艅ska kuzynka jest zdecydowana zostawi膰

dom i maj膮tek? - upewnia艂 si臋 ksi膮偶臋. - Czy napisa艂a to panu w li艣cie? Wyjedzie do

Anglii?

Napisa艂a, 偶e post膮pi艂a nierozs膮dnie, 偶e powinna by艂a powierzy膰 opiek臋 nad maj膮tkiem

syna zaufanemu przyjacielowi, a sama przyjecha膰 do Anglii i zosta膰 tu do czasu, a偶 we

Francji przywr贸cony zostanie spok贸j i porz膮dek. Nie przypuszcza艂a, 偶e ktokolwiek b臋dzie

ich niepokoi艂; nie s膮 ani mo偶ni, ani bogaci. To zwyczajni ziemianie - wyja艣ni艂 lord

Bellingham i znowu ci臋偶ko westchn膮艂. - Jakim trzeba by膰 potworem, 偶eby tak

prze艣ladowa膰 kobiet臋 i dzieci? Hrabia d'Aumont by艂 dobrym cz艂owiekiem. By艂

rzecznikiem reform!

I mniej znacz膮cy ludzie stracili 偶ycie podczas tej rewolucji - zauwa偶y艂 lord Walworth. -

Ta krawcowa, kt贸ra szyje dla naszych 偶on, madame Paul, te偶 uciek艂a z Francji. Ca艂a jej

rodzina zgin臋艂a na gilotynie. Jak膮 krzywd臋 mog艂a komukolwiek wyrz膮dzi膰 rodzina

krawcowej? Czym zas艂u偶yli sobie na wyrok 艣mierci?

Dam wam list do Anne- Marie - zaproponowa艂 lord Bellingham ksi臋ciu. - Dzi臋ki niemu

nie b臋dzie si臋 was ba艂a.

Czy ona m贸wi po angielsku? - zapyta艂 ksi膮偶臋.

Nie mam poj臋cia - odpar艂 starszy pan. - Podczas naszych nielicznych spotka艅 zawsze

rozmawiali艣my po francusku. Pisuje do nas r贸wnie偶 po francusku - doda艂.

Pewnie nie zna j臋zyka kr贸l贸w - zawyrokowa艂 hrabia. - Quint, ty b臋dziesz musia艂 z ni膮

rozmawia膰.

Ksi膮偶臋 skin膮艂 g艂ow膮.

- Wyjedziemy jutro - zwr贸ci艂 si臋 do lorda Bellinghama. - Skontaktujemy si臋 po powrocie. M臋偶czy藕ni u艣cisn臋li sobie r臋ce.

- Niech B贸g ma was w swojej opiece - lord Bellingham pob艂ogos艂awi艂 m艂odych ludzi.

- O tak. Niech B贸g ma was w swojej opiece, ch艂opcy - zawt贸rowa艂a mu dotychczas milcz膮ca lady Bellingham i zala艂a si臋 艂zami.

Wsiedli wszyscy do powozu ksi臋cia i pojechali prosto do klubu Boodle'a. Usiedli w sali restauracyjnej i zam贸wili lunch. Klub Broodle'a s艂yn膮艂 z dobrej kuchni. Du偶膮 popularno艣ci膮 cieszy艂 si臋 zw艂aszcza w艣r贸d d偶entelmen贸w przyje偶d偶aj膮cych do Londynu z prowincji.

- Powiedzia艂e艣, 偶e wyje偶d偶amy jutro - przypomnia艂 hrabia.

- Przypuszczam, 偶e tw贸j jacht jak zwykle jest zacumowany w Brighton - odezwa艂 si臋 ksi膮偶臋. - Panie pojad膮 powozem, my konno.

- Chyba nie my艣lisz powa偶nie o zabraniu naszych 偶on - zaniepokoi艂 si臋 Marcus Bainbridge, hrabia Aston. - Nie jedziemy na wycieczk臋, Quintonie. Nie wybieramy si臋 tam dla przy­jemno艣ci. To niebezpieczna wyprawa, zw艂aszcza dla pa艅. Bardzo niebezpieczna.

- Mimo to jad膮 z nami - odpar艂 ksi膮偶臋.

- Wyt艂umacz mi zatem, dlaczego mam pozwoli膰 Caroline nara偶a膰 si臋 na takie niebezpiecze艅stwo? - przyciszonym g艂osem dopytywa艂 si臋 lord Walworth.

Quinton Hunter przedstawi艂 im plan Allegry, przekonywa艂, 偶e udzia艂 kobiet jest nieodzowny.

- A teraz przyznajcie, czy偶 moja 偶ona nie jest m膮dra? - tym retorycznym pytaniem zako艅czy艂 sw贸j wyw贸d.

- A niech mnie licho! - wykrzykn膮艂 hrabia. - Co za przebieg艂y plan! Quint, naprawd臋 my艣l臋, 偶e si臋 uda!

- Rano Allegra rozmawia艂a z madame Paul. Przygotuje stroje dla naszych pa艅 jeszcze przed wyjazdem. Starsza pani chcia艂a z nami jecha膰 - roze艣mia艂 si臋 ksi膮偶臋. - Allegrze jednak uda艂o si臋 j膮 odwie艣膰 od tego pomys艂u.

- Je艣li zabroni臋 Caroline z nami jecha膰, nigdy mi tego nie wybaczy - lord Walworth g艂o艣no westchn膮艂. - Nie przestaje m贸wi膰 o kuzynce, kt贸rej nawet nigdy nie widzia艂a, i o tym, 偶e musi jej pom贸c. Je艣li zdo艂amy ich oswobodzi膰 i dotrze膰 z nimi do Anglii, pewnie b臋dziemy musieli zabra膰 t臋 kuzynk臋 i jej rodzin臋 do siebie.

- Mo偶e nie b臋d膮 chcieli zamieszka膰 na wsi - podsun膮艂 hrabia, chc膮c pocieszy膰 przyjaciela.

- Marcusie, ty g艂upku, przecie偶 teraz te偶 mieszkaj膮 na wsi - ze z艂o艣ci膮 sykn膮艂 Adrian, lord Walworth. - Chocia偶... skoro owa kuzynka jest wdow膮, mo偶e uda si臋 nam j膮 wyswata膰 z jakim艣 samotnym d偶entelmenem i szybko wyda膰 za m膮偶.

Podano zam贸wiony lunch. Trzej panowie zaj臋li si臋 befsztykami i ziemniaczanym sufletem. Czujna obs艂uga dba艂a, aby ich kielichy zawsze by艂y nape艂nione dobrym czerwonym winem. Po posi艂ku ksi膮偶臋 wysadzi艂 przyjaci贸艂 przed domem, w kt贸rym obaj mieszkali, a sam wr贸ci艂 do siebie, na Berkley Square.

- Gdzie jest Jej Mi艂o艣膰? - zapyta艂 Markera, wchodz膮c do foyer.

- Ksi臋偶na jest na g贸rze, wielmo偶ny panie. Odpoczywa - odpar艂 lokaj.

Quinton Hunter uda艂 si臋 na g贸r臋 do apartamentu 偶ony, Wszed艂 do osobistego saloniku Allegry. Nikogo tu nie zasta艂. Przeszed艂 przez pok贸j i wszed艂 do sypialni. Allegra, otulona mu艣linowym szlafrokiem, le偶a艂a na 艂贸偶ku. Spa艂a. Rozpuszczone w艂osy rozsypa艂y si臋 na pachn膮cych lawend膮 poduszkach. Ksi膮偶臋 u艣miechn膮艂 si臋 do siebie. Do ko艅ca 偶ycia nie uda mu si臋 zrozumie膰, czym zas艂u偶y艂 sobie na takie szcz臋艣cie. Jakim cudem uda艂o mu si臋 zdoby膰 tak niezwyk艂膮 偶on臋? Jeszcze rok temu nawet nie wiedzia艂 o jej istnieniu. Zadufany w sobie, uwa偶a艂, 偶e w ca艂ej Anglii nie ma kobiety godnej zosta膰 ksi臋偶n膮 Sedgwick. Ale偶 by艂 g艂upcem! Na szcz臋艣cie Anio艂 Str贸偶 najwyra藕niej nad nim czuwa艂. Pochyli艂 si臋, wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i nawin膮艂 na palec pukiel delikatnych w艂os贸w.

Allegra otworzy艂a oczy. Zobaczy艂a stoj膮cego przy 艂贸偶ku m臋偶a i wyci膮gn臋艂a do niego r臋ce.

- Wr贸ci艂e艣 - szepn臋艂a rozespanym g艂osem. Quinton zdj膮艂 p艂aszcz i po艂o偶y艂 si臋 obok 偶ony.

- Kochanie, wszystko ju偶 ustalone. Jutro wczesnym rankiem ruszamy do Brighton. B臋dziemy tam w po艂udnie, a potem wraz z odp艂ywem ruszamy w morze.

- Zatem udajemy si臋 do Francji - dopowiedzia艂a Allegra. - A gdzie zamieszkuje hrabina?

- Oko艂o o艣miu mil od Harfleur.

- Zapewne b臋dziemy musieli piechot膮 pokona膰 ten dystans. W ten spos贸b unikniemy podejrze艅 - zauwa偶y艂a Allegra rozwa偶nie.

- Piechot膮?! Osiem mil? Uwa偶asz, 偶e dacie rad臋? - zastanawia艂 si臋 ksi膮偶臋 g艂o艣no. - Z pewno艣ci膮 uda si臋 nam zdoby膰 jaki艣 w贸z.

- Chyba nawet powinni艣my - przyzna艂a po zastanowieniu. - B臋dziemy musieli jak najszybciej opu艣ci膰 dom hrabiny. Ale je艣li idzie o piesze wycieczki, kochanie, to chocia偶 jeste艣my wielkimi damami, wszystkie jeste艣my dziewczynami ze wsi. Nie mo偶emy jednak zwraca膰 na siebie uwagi, Quintonie. Musz臋 si臋 nad tym zastanowi膰.

- Ale nie teraz - poca艂owa艂 j膮 w czo艂o, r臋k臋 wsun膮艂 pod szlafrok i zacz膮艂 pie艣ci膰 piersi. Kciukiem delikatnie pociera艂 brodawk臋. Pochyli艂 si臋, szukaj膮c jej ust.

Kr臋ci艂o si臋 jej w g艂owie, czu艂a wzrastaj膮ce podniecenie. Zawsze tak reagowa艂a, kiedy dotyka艂 jej piersi. Oboje wiedzieli, 偶e to jedno z jej najwra偶liwszych miejsc.

- Uhmmm - mrucza艂a z ustami przy jego wargach. Nagle oderwa艂a si臋 od niego. - Zdejmij ubranie. Nie pozwol臋, 偶eby艣 butami zabrudzi艂 narzut臋. - Wymierzy艂a mu lekkiego kuksa艅ca.

Chichocz膮c pod nosem, wsta艂 i zacz膮艂 艣ci膮ga膰 z siebie ubranie. Najpierw buty. Potem koszul臋 i krawat. Po艅czochy, spodnie i kalesony. Allegra nie spuszcza艂a z niego wzroku.

Mia艂 fantastycznie j臋drne po艣ladki. Palce j膮 艣wierzbia艂y, bardzo pragn臋艂a go dotkn膮膰. Odwr贸ci艂 si臋 do niej twarz膮, 偶eby ponownie wej艣膰 do 艂贸偶ka. Sapn臋艂a z rado艣ci, kiedy ujrza艂a, 偶e w g膮szczu czarnych w艂os贸w cz艂onek ju偶 dumnie sterczy.

- Och, ty bezwstydnico - za偶artowa艂, spostrzeg艂szy, gdzie skierowa艂a wzrok.

- Wygl膮da jak kolumna z ko艣ci s艂oniowej - zachwyca艂a si臋 Allegra. - Opleciony niebieskimi 偶y艂kami i bardzo pi臋kny.

- Kiedy Francuzi wycofaj膮 si臋 z W艂och - obiecywa艂 - zabior臋 ci臋 tam, Allegro, 偶eby艣 mog艂a obejrze膰 dzie艂a sztuki. Staro偶ytni rze藕biarze zostawili po sobie wiele pos膮g贸w nagich kobiet i m臋偶czyzn. Widz臋, 偶e potrafisz dostrzec i podziwia膰 pi臋kno. - Po艂o偶y艂 si臋 obok, palce wsun膮艂 mi臋dzy jej w艂osy.

- S膮 tam pos膮gi nagich ludzi? - upewnia艂a si臋, zaskoczona.

- O tak! - potwierdzi艂, jednocze艣nie rozwi膮zuj膮c szarf臋 jej szlafroka i rozsuwaj膮c na bok po艂y. - Ale 偶aden nie dor贸wnuje ci urod膮, kochanie. 呕aden nie jest tak pi臋kny jak ty, najdro偶sza. - Pochyli艂 g艂ow臋, 偶eby si臋gn膮膰 wargami piersi.

- I te pos膮gi stoj膮 w publicznych miejscach? - dopytywa艂a si臋 dalej.

- Tak. - Obj膮艂 wargami brodawk臋 i zacz膮艂 ssa膰.

- Och! - z g艂o艣nym westchnieniem g艂臋boko odetchn臋艂a. Mia艂 gor膮ce usta, pieszczota wargami bardzo j膮 podnieca艂a. Chcia艂a go jeszcze o kilka rzeczy zapyta膰, ale wszystkie pytania nagle uciek艂y jej z g艂owy, w miar臋 jak cia艂o ogarnia艂o coraz przyjemniejsze uczucie. Po艂o偶y艂a d艂o艅 na karku Quintona, palcami pie艣ci艂a i ugniata艂a wra偶liw膮 sk贸r臋. Drug膮 r臋k臋 trzyma艂 w swojej d艂oni Quinton, zapewniaj膮c sobie wolny dost臋p do piersi 偶ony.

Bardzo go podnieca艂a. Bo偶e na niebie, jak偶e go podnieca艂a! Nigdy nie mia艂 jej do艣膰, nigdy nie m贸g艂 do艣膰 si臋 ni膮 nacieszy膰! Wargami i j臋zykiem pie艣ci艂 i dra偶ni艂 ka偶dy skrawek jej cia艂a. Allegra wzdycha艂a i poj臋kiwa艂a, wyra藕nie okazuj膮c rado艣膰, jak膮 sprawiaj膮 jej Quintona pieszczoty, poca艂unki, mu艣ni臋cia j臋zykiem. Sk贸r臋 mia艂a jedwabist膮 i delikatn膮 jak p艂atek

r贸偶y. Delikatnie pachnia艂a bzem. Zdawa艂o si臋, 偶e w ka偶dym miejscu, kt贸rego dotkn膮艂, bije puls. To jeszcze bardziej go podnieca艂o.

- Zr贸b to! Zr贸b, prosz臋! - prosi艂a 艂ami膮cym si臋 z napi臋cia g艂osem. Wi艂a si臋 pod nim bardzo prowokuj膮co. - Prosz臋! - b艂aga艂a.

- Co mam zrobi膰? - dra偶ni艂 si臋 z ni膮. Niemal z wyrachowanym okrucie艅stwem zmusza艂 do sprecyzowania pro艣by, chocia偶 domy艣la艂 si臋, o co go prosi.

- Zr贸b to j臋zykiem. Prosz臋! - prawie krzykn臋艂a.

- A gdzie? - nie przestawa艂 si臋 z ni膮 dra偶ni膰. Teraz ju偶 si臋 nie domy艣la艂, ale doskonale wiedzia艂, o co jej chodzi.

- Tam! - krzykn臋艂a. Zabije go, je偶eli zaraz nie zacznie 艂askota膰 jej j臋zykiem, tak 偶e b臋dzie niemal odchodzi艂a od zmys艂贸w.

- Tutaj? - zapyta艂, wsuwaj膮c koniuszek j臋zyka do p臋pka Allegry.

- Nienawidz臋 ci臋! - prawie szlocha艂a.

- A mo偶e... - Przerwa艂 i u艂o偶y艂 si臋 wygodniej. - Tutaj? - j臋zykiem dotkn膮艂 male艅kiego guze艂ka mi艂o艣ci. Allegra cichutko pisn臋艂a. Wodzi艂 j臋zykiem wolno, powoli, delektowa艂 si臋 s艂onawym potem i pi偶mowym smakiem sk贸ry, obserwowa艂, jak guzek puchnie i p臋cznieje, w miar臋 jak ro艣nie pragnienie spe艂nienia. Potem ksi膮偶臋 uczyni艂 co艣, czego nigdy wcze艣niej nie robi艂. Wsun膮艂 d艂onie pod po艣ladki Allegry i uni贸s艂 je do g贸ry. Twarz przycisn膮艂 do jej rozpalonego po偶膮daniem przyrodzenia, j臋zykiem szuka艂 i znalaz艂 wej艣cie. Wsun膮艂 w nie j臋zyk najg艂臋biej, jak m贸g艂, tak jakby wsuwa艂 cz艂onek.

Krzykn臋艂a pe艂nym g艂osem. Czu艂a uderzenia, czu艂a wibrowanie gdzie艣 w 艣rodku, czu艂a, 偶e prze偶ywa co艣 bardzo intymnego, niesamowitego.

- Och! Bo偶e! - szlocha艂a. O m贸j Bo偶e, nie wiedzia艂am! - R臋koma mocno trzyma艂a Quintona za ramiona. Paznokcie wbija艂a g艂臋boko w cia艂o. Rozpaczliwie chwyta艂a si臋 m臋偶a. - Niech ju偶 si臋 stanie! Niech ju偶 b臋dzie! Zr贸b to dla mnie! - b艂aga艂a. By艂a tak blisko, a nie mog艂a osi膮gn膮膰 pe艂ni szcz臋艣cia. Dra偶ni艂, prawie torturowa艂 j膮 j臋zykiem, a偶 my艣la艂a, 偶e umrze z po偶膮dania.

Cz艂onek sta艂 sztywno. By艂 got贸w skry膰 si臋 w s艂odkiej g艂臋binie. Najpierw jednak ksi膮偶臋 musia艂 doprowadzi膰 j膮 niemal do szale艅stwa. Podni贸s艂 g艂ow臋 znad rozpalonej, wilgotnej krainy mi艂o艣ci. W艂asnym przykry艂 jej cia艂o, jednocze艣nie wbijaj膮c si臋 w ni膮. Krzykn臋艂a z rozkoszy. Pochyli艂 g艂ow臋 i nami臋tnie j膮 ca艂owa艂, rytmicznie pracuj膮c biodrami i coraz bardziej zbli偶aj膮c do ca艂kowitego upojenia zmys艂贸w. Wytrysk nami臋tno艣ci prze偶yli jednocze艣nie. J臋kn膮艂, zalewa艂a go s艂odka fala rozkoszy, wielkiej nami臋tno艣ci, nami臋tnej mi艂o艣ci do niej. Do jego pi臋knej, podniecaj膮cej 偶ony. Do Allegry!

A ona szala艂a z po偶膮dania i obezw艂adniaj膮cych, s艂odkich uniesie艅, do jakich j膮 doprowadza艂. Unosi艂a si臋 w powietrzu, szybowa艂a w ob艂okach, coraz wy偶ej i wy偶ej, a偶 nami臋tno艣膰 ogarn臋艂a ca艂e jej cia艂o i wybuch艂a triumfalnie pe艂ni膮 nieziemskiej rozkoszy. A potem spada艂a, spada艂a, spada艂a w ciemn膮 i gor膮ca otch艂a艅, cudowne uczucie stopniowo odp艂ywa艂o gdzie艣 w dal. Pozosta艂a tylko nico艣膰.

Powoli dochodzi艂a do siebie, Quinton nadal na niej le偶a艂 i ci臋偶ko dysza艂. Oboje byli spoceni z wysi艂ku.

- Jeste艣... jeste艣... cudowny - zdo艂a艂a wykrztusi膰. Pieszczotliwie g艂adzi艂a jego w艂osy.

- A ty - uni贸s艂 si臋, przewr贸ci艂 na bok, potem na wznak i wyzna艂 z ca艂膮 szczero艣ci膮 - moja ukochana ksi臋偶no, jeste艣 niesamowita.

- Kocham ci臋 - szepn臋艂a, nakrywaj膮c oboje narzut膮.

- I ja ci臋 kocham, Allegro - powiedzia艂, si臋gaj膮c po jej d艂o艅. - Moja najdro偶sza. Bardzo ci臋 kocham!

Rano okaza艂o si臋, 偶e madame Paul ju偶 dostarczy艂a stroje, w kt贸rych mieli ruszy膰 na pomoc hrabinie d'Aumont i jej dzieciom. Przynios艂a je osobi艣cie jeszcze przed 艣witem. Al­legra otworzy艂a pud艂o i bardzo si臋 zdumia艂a. W 艣rodku by艂y cztery obszarpane, brudne sp贸dnice i cztery wybrudzone, tr贸jkolorowe szarfy. Cztery po艂atane bia艂e bluzki, cztery pary drewnianych chodak贸w i cztery mi臋kkie, wy艣wiechtane czepki. Drugie pud艂o zawiera艂o trzy oblepione brudem m臋skie koszule, trzy pary workowatych spodni, trzy kr贸tkie ch艂opskie kurtki i trzy czerwone frygijskie czapki z filcu, ozdobione tr贸jkolorow膮 kokard膮. Dla pan贸w te偶 przys艂ano drewniane chodaki.

- Fantastyczne - pochwali艂a Allegra. - W tych ubraniach b臋dziemy wygl膮dali dok艂adnie tak jak francuscy wie艣niacy.

- Dlaczego tu s膮 stroje dla czterech kobiet? - przyciszonym g艂osem zapyta艂 ksi膮偶臋 偶on臋.

- Poniewa偶 Honor te偶 z nami jedzie - r贸wnie cicho odpowiedzia艂a Allegra. - 艢wietnie m贸wi po francusku i ma du偶o zdrowego rozs膮dku. Poza tym zna si臋 na rzeczach, o kt贸rych my nie mamy zielonego poj臋cia.

- Jakim cudem twoja pokoj贸wka 艣wietnie m贸wi po francusku? - zainteresowa艂 si臋 ksi膮偶臋.

- Poniewa偶, kochanie, siedzia艂a obok mnie podczas lekcji. Pewnego dnia, kiedy James Lucian i ja mieli艣my k艂opoty z odmian膮 czasownik贸w, Honor wtr膮ci艂a si臋 i odmieni艂a czasownik poprawnie. Nawet z zupe艂nie niez艂ym akcentem, jak m贸wi艂 nasz nauczyciel. Okaza艂o si臋, 偶e uczy艂a si臋 razem z nami. Honor nam si臋 przyda, Quintonie. Zobaczysz.

Roze艣mia艂 si臋. Wiedzia艂, 偶e nie ma sensu spiera膰 si臋 z Allegra. Co gorsza, wiedzia艂, 偶e 偶ona zapewne ma racj臋. I wreszcie, to by艂o raczej zabawne. Pokoj贸wka jego 偶ony, dziewczyna ze wsi, u偶ywaj膮c sformu艂owania Allegry, 鈥炁泈ietnie m贸wi po francusku".

- Moja ukochana ksi臋偶no, je艣li uwa偶asz, 偶e Honor mo偶e nam pom贸c, a ona jest gotowa narazi膰 si臋 na niebezpiecze艅stwo - rzek艂 ksi膮偶臋 - nie mam nic przeciwko temu.

- Quintonie, dzi臋kuj臋 - Allegra zarzuci艂a m臋偶owi r臋ce na szyj臋 i uca艂owa艂a go. - Dzi臋kuj臋, 偶e si臋 nie sprzeciwiasz. Ciesz臋 si臋, 偶e masz do mnie zaufanie, 偶e nie lekcewa偶ysz mojego zdania.

U艣miechn膮艂 si臋 do jej cudownych fio艂kowych oczu i musn膮艂 wargami policzek. Przecie偶 nie mam wyboru - przyzna艂 w duchu.

- Za艂o偶ymy te stroje dopiero, kiedy znajdziemy si臋 we Francji - powiedzia艂a Allegra. - Ka偶臋 Honor zapakowa膰 je do ma艂ej torby, kt贸r膮 zabierzemy na jacht Marcusa. Nawet je艣li si臋 pogniot膮, w gorszym stanie ju偶 i tak nie b臋d膮 - orzek艂a, chichocz膮c.

- Ciekaw jestem - zastanawia艂 si臋 ksi膮偶臋 - jak madame Paul zdoby艂a te ubrania. Zdumiewaj膮ce, 偶e mia艂a takie w艂a艣nie stroje.

- - Mo偶e - spekulowa艂a Allegra - nale偶a艂y do jakich艣 emigrant贸w z Francji. A mo偶e s膮 r贸wnie偶 inni, kt贸rzy robi膮 to, co my mamy zamiar zrobi膰, 偶eby pom贸c rodzinie i przyjacio艂om. Kiedy przyjechali艣my do Londynu, s艂ysza艂am opowie艣ci o cz艂owieku, kt贸rego nazywaj膮 Czerwonym Kurzy艣lepem. Podobno je藕dzi do Francji i ratuje niewinnych ludzi.

- Dobrze wiedzie膰, 偶e nie tylko my porywamy si臋 na takie szale艅stwo - sucho zauwa偶y艂 ksi膮偶臋.

- W艂a艣ciwie tak my, Anglicy, rozumiemy sprawiedliwo艣膰 - orzek艂a Allegra. - Kr贸la tak po prostu nie skazuje si臋 na 艣mier膰. Chocia偶 przypominam sobie, 偶e i my kiedy艣 post膮pili艣my podobnie. Ale nie wprowadzili艣my potem rz膮d贸w terroru i nie 艣cinali艣my wszystkich, kt贸rzy byli temu przeciwni.

- Nie - przyzna艂 ksi膮偶臋 - my rozpocz臋li艣my wojn臋 domow膮. Te偶 gin臋li niewinni ludzie.

- Quintonie, przecie偶 to by艂o prawie dwie艣cie lat temu - przypomnia艂a. - Teraz s膮 inne czasy. Ludzie nie mog膮 pozwala膰 sobie na tak barbarzy艅skie zachowanie.

- A jednak zachowuj膮 si臋 jak dzikusy. Dlatego pojedziemy do Francji i postaramy si臋 sprowadzi膰 do Anglii kuzynk臋 pa艅stwa Bellingham i jej dzieci - podsumowa艂 Quinton Hunter.

Honor i Hawkins zapakowali kufry pa艅stwa. Chocia偶 nikt nigdy nie wybiera艂 si臋 do Brighton na pocz膮tku marca, z braku innego pomys艂u tak w艂a艣nie postanowili t艂umaczy膰 sw贸j wyjazd z Londynu. Charlesowi Trentowi powiedzieli prawd臋. By艂 przeciwny wyprawie do Francji, nic jednak nie m贸g艂 zrobi膰. Dopilnowa艂 wi臋c tylko, 偶eby ksi膮偶臋 i ksi臋偶na mieli potrzebne na podr贸偶 fundusze. Zaopatrzy艂 ich nawet w sakiewk臋 pe艂n膮 francuskich monet.

- Mo偶e b臋dziecie musieli kogo艣 przekupi膰 - m贸wi艂 z wyra藕n膮 nagan膮 w g艂osie. - Co powiem twojemu ojcu? - zwr贸ci艂 si臋 do Allegry.

- Nic - odpar艂a spokojnie i cicho. - Wr贸cimy najszybciej, jak si臋 uda. Lepiej wi臋c go nie denerwowa膰. I bez tego ma do艣膰 trosk. Ciocia mama nie czuje si臋 dobrze, tata martwi si臋 o ni膮.

- Powiedz mi, jaki macie plan - dopytywa艂 si臋 sekretarz ojca. Szybko wyja艣ni艂a mu ich zamiary.

- Powinno si臋 uda膰 - Charles Trent skin膮艂 g艂ow膮 - ale musicie dzia艂a膰 bardzo szybko. Jed藕cie, zapoznajcie si臋 z po艂o偶eniem domu, uwolnijcie krewnych pa艅stwa Bellingham z aresztu domowego i natychmiast uciekajcie z powrotem do Anglii. W ten spos贸b najmniej ryzykujecie. Wasza Mi艂o艣膰, czy pani mnie rozumie? Ta zabawa jest bardzo, bardzo niebezpieczna.

- Wiem, Charles - celowo zwr贸ci艂a si臋 do niego po imieniu. Robi艂a to bardzo rzadko. - Jestem pewna, 偶e nam si臋 uda. Przecie偶 pa艅stwo Bellingham zrobili dla nas wszystkich wiele dobrego.

- Rozumiem pani motywy, Wasza Mi艂o艣膰, ale gdyby kt贸remukolwiek z was co艣 si臋 sta艂o, pa艅stwo Bellingham czuliby si臋 odpowiedzialni, siebie obarczaliby win膮. To starsi ludzie, sytuacja, w jakiej znalaz艂a si臋 ich kuzynka, bardzo ich przygn臋bi艂a. I prosz臋 pami臋ta膰, pani ma przede wszystkim obowi膮zki wobec m臋偶a i jego rodziny. Je艣li b臋dzie musia艂a pani wybiera膰 mi臋dzy swoim bezpiecze艅stwem a bezpiecze艅stwem rodziny d'Aumont, musi pani najpierw my艣le膰 o sobie.

- Charles, niepotrzebnie tak bardzo si臋 martwisz - Allegra zlekcewa偶y艂a obawy sekretarza, potem wspi臋艂a si臋 na palce i poca艂owa艂a go w policzek. Charles Trent poczerwienia艂 jak burak. - B臋dziemy z powrotem zanim si臋 zorientujesz, 偶e wyjechali艣my - obiecywa艂a. Tymi s艂owami po偶egna艂a sekretarza i do艂膮czy艂a do m臋偶a, ju偶 siedz膮cego w powozie podr贸偶nym.

S艂o艅ce w艂a艣nie wschodzi艂o, kiedy wyjechali z miasta na drog臋 prowadz膮c膮 do Brighton. Z przyjaci贸艂mi mieli si臋 spotka膰 na miejscu, w gospodzie 鈥濼he King's Arms". Jechali nowym

traktem, najprostsz膮 i najlepsz膮 drog膮 do Brighton. Pan Trent postara艂 si臋, by w czterech punktach czeka艂y na nich 艣wie偶e konie. Dzi臋ki temu podr贸偶 trwa艂a tylko pi臋膰 godzin.

The King's Arms" znajdowa艂a si臋 przy porcie. By艂a to du偶a, wygodna gospoda, w kt贸rej cz臋sto zatrzymywali si臋 podr贸偶ni. Obecnie w zwi膮zku z sytuacj膮 we Francji go艣ci by艂o znacznie mniej. Pan Trent zarezerwowa艂 apartament dla ksi臋cia i du偶e sypialnie dla hrabiego Bainbridge'a i lorda Walwortha. Pokoje s膮siadowa艂y ze sob膮, wszystkie mie艣ci艂y si臋 w osobnym skrzydle gospody. Postanowiono, 偶e Hawkins zostanie na miejscu i przypilnuje baga偶u. Za pokoje zap艂acono z g贸ry. Po powrocie prawdopodobnie b臋d膮 potrzebowali natychmiastowego schronienia dla hrabiny d'Aumont i jej dzieci, zatem lepiej b臋dzie, je艣li nie b臋d膮 zwracali na siebie uwagi. Powiedziano im bowiem, 偶e w Brighton a偶 roi si臋 od szpieg贸w.

- Witam, Wasza Mi艂o艣膰 - gospodarz sk艂oni艂 si臋 ksi臋ciu. Osobi艣cie wybieg艂 im na powitanie. - Pa艅scy przyjaciele ju偶 przyjechali. Prosz臋 do 艣rodka! Prosz臋 wej艣膰! Pokoje s膮 ju偶 dla pa艅stwa przygotowane.

- Pami臋tasz - odezwa艂 si臋 ksi膮偶臋 wynios艂ym, w艂adczym tonem - 偶e chcemy zatrzyma膰 pokoje do powrotu z rejsu. P艂yniemy na wycieczk臋 jachtem hrabiego Aston. M贸j s艂u偶膮cy, Hawkins, zostanie na miejscu. Dopilnuj, 偶eby mia艂 co je艣膰. Hawkins 藕le znosi morskie podr贸偶e, prawda, Hawkins?

- Tak jest, Wasza Mi艂o艣膰, nie lubi臋 morza - energicznie kiwaj膮c g艂ow膮, przytakn膮艂 lokaj, tak jak by艂o ustalone.

- Do kolacji mo偶e wypi膰 piwo, ale nie pozw贸l mu si臋 upi膰 - poucza艂 ksi膮偶臋 gospodarza. - Hawkins bardzo lubi piwo, prawda, Hawkins?

- Tak jest, Wasza Mi艂o艣膰 - przyzna艂 lokaj i wykrzywi艂 usta w u艣miechu.

- Oczywi艣cie, Wasza Mi艂o艣膰. Dopilnuj臋, 偶eby wszystko by艂o, jak Wasza Mi艂o艣膰 sobie 偶yczy. Mo偶e si臋 Wasza Mi艂o艣膰 nie martwi膰. - Gospodarz uk艂oni艂 si臋 jeszcze raz i poprowadzi艂 go艣ci do ich apartamentu.

Przyjaciele ju偶 czekali na nich.

- Och, jakie to wszystko jest podniecaj膮ce! - radowa艂a si臋 Caroline.

- Masz ubrania? - dopytywa艂a si臋 Eunice.

- Tak - powiedzia艂a Allegra. - Nie uwierzycie w艂asnym oczom, kiedy je zobaczycie. Wygl膮daj膮 jak prawdziwe. Honor jedzie z nami.

- Twoja pokoj贸wka?! - razem wykrzykn臋艂y zdumione Eunice i Caroline.

- Honor dobrze m贸wi po francusku - t艂umaczy艂a Allegra - i lepiej ni偶 my zna prostych ludzi.

- Nieprawdopodobne! Twoja Honor zna obcy j臋zyk - Caroline nie mog艂a wyj艣膰 ze zdumienia. - To tak, jakby艣 mia艂a francusk膮 pokoj贸wk臋 - chichota艂a. - Nawet je艣li pochodzi z Worcester.

- Mo偶esz pokaza膰 nam stroje? - poprosi艂a Eunice.

- Honor, przynie艣 ma艂膮 torb臋 ze specjalnymi ubraniami.

Poka偶emy stroje lady Walworth i lady Bainbridge - poleci艂a Allegra pokoj贸wce. Torb臋 przyniesiono, otwarto i Honor wyj臋艂a z niej sp贸dnic臋, szarf臋 i jeden czepek. Caroline chwyci艂a nakrycie g艂owy i wsun臋艂a na 艣liczne loki. Eunice owin臋艂a szarf膮 w膮sk膮 tali臋. Popa­trzy艂y na siebie i wybuchn臋艂y 艣miechem.

- To nie zabawa - upomnia艂a je Allegra. - Je艣li nas z艂api膮, grozi nam gilotyna. Rewolucjoni艣ci w og贸le nie zwracaj膮 uwagi na obywatelstwo. Fakt, 偶e jeste艣my Angielkami, wcale nam nie pomo偶e. Jeste艣cie pewne, 偶e chcecie jecha膰? Quinton ci膮gle mi przypomina, 偶e to bardzo niebezpieczna gra. B臋dziemy musieli pokona膰 osiem mil, 偶eby dotrze膰 do maj膮tku d'Au- mont贸w. Potem, bez wzgl臋du na to, kto ich pilnuje, musimy wyrwa膰 hrabin臋 i jej dzieci spod stra偶y. I w ko艅cu musimy bezpiecznie dotrze膰 z powrotem na wybrze偶e, dosta膰 si臋 na jacht i dop艂yn膮膰 do Anglii, nie wzbudzaj膮c niczyich podejrze艅. Zrozumiem, je艣li kt贸ra艣 z was zmieni艂a zdanie.

- Nie - stanowczo powiedzia艂a Caroline. - Ja jad臋. To moja kuzynka.

- Nie - o艣wiadczy艂a Eunice. - Przyznaj臋, Allegro, obie denerwujemy si臋 t膮 wypraw膮, ale ani razu nie pomy艣la艂y艣my o wycofaniu si臋.

- Ale jak si臋 dostaniemy do hrabiny? - zapyta艂a Caroline.

- B臋dziemy udawali 偶膮dnych krwi wie艣niak贸w, kt贸rzy przybyli z Harfleur, 偶eby doprowadzi膰 hrabin臋 i jej dzieci przed rewolucyjny trybuna艂 sprawiedliwo艣ci. Zostali艣my wys艂ani przez Komitet Ocalenia Publicznego i mamy eskortowa膰 obywatelk臋 d'Aumont i dzieciaki do miasta. Je偶eli stra偶nicy pilnuj膮cy hrabiny i dzieci b臋d膮 pr贸bowali nas powstrzyma膰, staniemy si臋 bardzo agresywni i b臋dziemy im grozi膰. Francj膮 rz膮dzi strach. Najpewniej wystarczy gro藕ba, 偶e nie odmawia si臋 wykonania polecenia w艂adz, a stra偶nicy natychmiast zaniechaj膮 oporu - wyja艣nia艂a Allegra przyjaci贸艂kom. - Pami臋tajcie, ci ludzie, chocia偶 u偶ywaj膮 rewolucyjnego 偶argonu, przywykli wykonywa膰 rozkazy os贸b wy偶szych rang膮. Wa偶ne, 偶eby wszystko wypad艂o bardzo przekonuj膮co.

Podczas gdy panie mi臋dzy sob膮 rozmawia艂y o czekaj膮cej ich wyprawie, panowie, w swoim gronie, r贸wnie偶 robili plany.

- Kiedy wyp艂ywamy? - ksi膮偶臋 zwr贸ci艂 si臋 do hrabiego Aston.

Kapitan Grant proponuje, 偶eby艣my wyruszyli z wieczornym odp艂ywem. Tu偶 przed

p贸艂noc膮. Pogoda jest dobra, wiatr do艣膰 silny. Je艣li taka aura si臋 utrzyma, pojutrze

powinni艣my dotrze膰 do wybrze偶y Francji.

Czy on zna ten odcinek wybrze偶a, do kt贸rego zmierzamy? - pyta艂 dalej ksi膮偶臋.

Zna ma艂o widoczn膮 zatoczk臋 w pobli偶u miasta Harfleur - u艣miechn膮艂 si臋 Marcus

Bainbridge. - Tam zarzucimy kotwic臋.

Ciekawe, sk膮d zna takie idealne miejsce na zacumowanie - zastanawia艂 si臋 g艂o艣no lord

Walworth.

Do licha, Adrianie. Jak my艣lisz, sk膮d pochodzi to doskona艂e francuskie wino, kt贸re ci

bardzo smakuje? - roze艣mia艂 si臋 hrabia. - Nie s膮dzisz chyba, 偶e cholerni Francuzi mog膮

odci膮膰 Anglikowi dostawy dobrego wina. Kiedy nie potrzebuj臋 艂odzi - a szczerze m贸wi膮c,

ostatnio rzadko korzystam z jachtu - pozwalam Grantowi dla rozrywki robi膰 takie

wycieczki. I nie mam nic przeciwko temu, je艣li przy okazji dostarczy mi troch臋 wina.

Innymi s艂owy, Marcusie, kapitan szmugluje - lord Walworth nazwa艂 rzecz po imieniu. - Z

ka偶d膮 chwil膮 sytuacja staje si臋 bardziej niebezpieczna. Podejmujemy straszne ryzyko,

przedstawiciele w艂adz mog膮 bowiem rozpozna膰 艂贸d藕. Nic po doba mi si臋 to.

Grant nie szmugluje na wielk膮 skal臋, przemyci艂 tylko to i owo i nigdy nie zosta艂

przy艂apany. Nawet nigdy nie goni艂a go inna 艂贸d藕. 呕abojady s膮 zbyt zaj臋te zabijaniem si臋

nawzajem i niszczeniem w艂asnego spo艂ecze艅stwa, 偶eby zwraca膰 uwag臋 na kapitana

wywo偶膮cego kilka beczek wina. Nie ma 偶adnego niebezpiecze艅stwa.

Gdyby nie chodzi艂o o krewnych Caroline - powiedzia艂 lord Walworth - nie zgodzi艂bym si臋

na to.

Nie musisz z nami p艂yn膮膰 - odezwa艂 si臋 ksi膮偶臋. - Mo偶esz zosta膰.

Nie. Zbyt sobie ceni臋 swoje ma艂偶e艅stwo, Quint. Caroline nigdy by mi nie wybaczy艂a - z

rezygnacj膮 westchn膮艂 lord Adrian.

Po dobrej kolacji poczujesz si臋 lepiej - zapewnia艂 hrabia przyjaciela. - Ja zawsze czuj臋 si臋

lepiej po dobrej kolacji.

Kiedy艣 b臋dziesz tak gruby jak Prinny - za偶artowa艂 ksi膮偶臋 z hrabiego Aston.

Musz臋 dobrze je艣膰, Quint. Eunice mo偶e wygl膮da na ch艂odn膮 i wynios艂膮 hrabin臋, ale w

艂贸偶ku zmienia si臋 w dzik膮 kocic臋. Trzeba mie膰 sil臋, 偶eby sprosta膰 jej oczekiwaniom.

Musimy mie膰 potomk贸w - o艣wiadczy艂 lord Walworth. - Po tej wyprawie, je艣li

Wszechmog膮cy B贸g pozwoli nam wr贸ci膰 do Anglii bez szwanku, wszyscy b臋dziemy si臋

na tym koncentrowa膰. Chcia艂bym mie膰 syna, z kt贸rym m贸g艂bym je藕dzi膰 konno.

W艂a艣ciwie nawet kilku syn贸w. Jeden odziedziczy艂by tytu艂, drugi po艣wi臋ci艂by si臋 Bogu, trzeci robi艂 karier臋 w armii, a czwarty poszed艂by do marynarki.

- A co Caroline na to? - osch艂ym tonem zapyta艂 ksi膮偶臋.

- Jak to? Zgadza si臋 ze mn膮, oczywi艣cie - odpar艂 lord Adrian Walworth. - Dlaczego mia艂aby mie膰 inne zdanie? Do licha, Quint, zaledwie rok temu rozmawiali艣my o tym, 偶e musimy si臋 o偶eni膰, i sp贸jrz na nas teraz. Ka偶dy z nas jest starym 偶onkosiem!

Przyjaciele roze艣mieli si臋 rado艣nie.

- Mam nadziej臋, ch艂opcy - po chwili powa偶nie powiedzia艂 ksi膮偶臋 - 偶e po偶yjemy d艂ugo i rzeczywi艣cie zostaniemy s臋dziwymi m臋偶ami. Gdyby nie chodzi艂o o bliskich lorda i lady Bellingham, wracaliby艣my teraz do Hunter's Lair, a nie siedzieli tutaj. 呕a艂uj臋, 偶e nie ma z nami Ocky'ego, ale Sirena lada dzie艅 b臋dzie rodzi膰.

- B臋dzie nam zazdro艣ci艂, kiedy mu opowiemy, czego dokonali艣my - cieszy艂 si臋 hrabia. - Ocky zawsze lubi艂 przygody, a ta jest pewnie nasz膮 ostatni膮.

- Je艣li o mnie chodzi - odezwa艂 si臋 lord Walworth - ch臋tnie zrezygnuj臋 z przyg贸d. B臋d臋 szcz臋艣liwy, wiod膮c wygodne i nudne 偶ycie w naszym maj膮tku z Caroline i dzie膰mi.

- Ja te偶 - ksi膮偶臋 i hrabia zgodnym ch贸rem poparli przyjaciela.

艢mietanka towarzyska przyje偶d偶a艂a do Brighton cieszy膰 si臋 morskim powietrzem wybrze偶a Sussex od po艂owy lat tysi膮c siedemset osiemdziesi膮tych, kiedy to Prinny sp臋dzi艂 tu letnie miesi膮ce. Trzy lata p贸藕niej kupi艂 zwyk艂y wiejski dom mieszkalny po zachodniej stronie Steyne. Oczywi艣cie nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰, zaanga偶owa艂 architekta i ca艂o艣膰 gruntownie przebudowa艂. W ten spos贸b powsta艂 Kr贸lewski Pawilon. Nast臋pne trzydzie艣ci lat nieustannie co艣 zmienia艂, rozbudowywa艂, unowocze艣nia艂. 艢mietanka towarzyska rok w rok pod膮偶a艂a za ksi臋ciem na wybrze偶e. Szczyt sezonu przypada艂 zawsze dwunastego sierpnia, w dniu urodzin nast臋pcy tronu.

Na pocz膮tku marca nikt z Londynu tu nie przyje偶d偶a艂. Wi臋kszo艣膰 dom贸w by艂a pozamykana. Dwa najznakomitsze hotele: 鈥濷艂d Ship" i 鈥濩astle Inn", by艂y wprawdzie otwarte, ale pokoje 艣wieci艂y pustk膮. Teatr na ulicy New Road z ogromnym balkonem i dwoma rz臋dami l贸偶 zosta艂 zamkni臋ty na ca艂膮 zim臋. Na torze wy艣cigowym nic si臋 nie dzia艂o. Rezydowali tu tylko przedstawiciele eleganckiego 艣wiata, kt贸rych nie sta膰 by艂o na utrzymanie domu w Londynie, i ci, kt贸rzy twierdzili, 偶e mieszkaj膮 nad morzem ze wzgl臋d贸w zdrowotnych. Gospoda 鈥濼he King's Arms" nie cieszy艂a si臋 wielk膮 popularno艣ci膮, dlatego tu w艂a艣nie si臋 zatrzymali. Liczyli, 偶e ich kr贸tki pobyt nie zwr贸ci uwagi nikogo, kto mo偶e ich

zna膰 albo rozpozna膰, i w konsekwencji zacznie si臋 zastanawia膰, co trzy m艂ode pary robi膮 w Brighton o tej ponurej porze roku.

Tu偶 przed wyjazdem Hawkins odci膮gn膮艂 Honor na stron臋.

- Pos艂uchaj, staruszko - poucza艂 pokoj贸wk臋 - nie nara偶aj si臋 niepotrzebnie dla jakie艣 zagranicznej pani, kt贸rej nawet nie znasz. Masz wr贸ci膰 ca艂a i zdrowa.

- A to dlaczego, Peterze Hawkins? - Honor za偶膮da艂a odpowiedzi.

- Wiesz, dlaczego - mrukn膮艂 pod nosem, nerwowo szuraj膮c nogami.

- Nie, nie wiem.

- Honor Cooper, przecie偶 chyba si臋 dogadali艣my? Przecie偶 jeste艣my po s艂owie? - pyta艂.

- Tak? Nic o tym nie wiem - odparowa艂a ostro.

- Tak, niech to licho, jeste艣my. I nie chc臋, 偶eby ci臋 zabi艂y jakie艣 偶abojady - wyrzuci艂 z siebie Hawkins i mocno poca艂owa艂 Honor w usta.

- Nie kr臋膰, Hawkins - Honor wprawdzie zarumieni艂a si臋

z rado艣ci, ale m贸wi膰 stara艂a si臋 ch艂odno. - Nie powiedzia艂am, 偶e jeste艣my po s艂owie, ale nie m贸wi臋 te偶, 偶e nie jeste艣my. Nie martw si臋, wr贸c臋. - Cmokn臋艂a go w policzek i wybieg艂a z gospody, spiesz膮c za innymi.

Jacht hrabiego cumowa艂 na ko艅cu d艂ugiego kamiennego nabrze偶a. Nie by艂 to du偶y statek, ale te偶 i nie malutki. Jacht by艂 dwumasztowy, mia艂 siedem metr贸w szeroko艣ci, a od dziobu do rufy ponad dwadzie艣cia metr贸w, wyporno艣膰 obliczono na sto osiemdziesi膮t ton. Chocia偶 by艂a to 艂贸d藕 wycieczkowa, zosta艂a wyposa偶ona w kilka niewielkich dzia艂. Pod pok艂adem rufowym znajdowa艂a si臋 du偶a kajuta, w kt贸rej podczas brzydkiej pogody mo偶na by艂o si臋 schowa膰.

- Witam na pok艂adzie, wielmo偶ny panie, Wasza Mi艂o艣膰, panie - kapitan Grant pozdrowi艂 przyby艂ych. - Bobby zaprowadzi pa艅stwa do kajuty. Zaraz b臋dziemy odp艂ywa膰. - Sk艂oni艂 si臋 panom i paniom.

- Mam niewielk膮 za艂og臋 - poinformowa艂 hrabia. - To jest Bobby, ch艂opiec okr臋towy. Dobry ch艂opak, prawda, Bobby?

- Tak, wielmo偶ny panie, staram si臋 - gorliwie zapewni艂 dwunastolatek. Poszed艂 przodem i otworzy艂 drzwi kajuty, w kt贸rej mieli sp臋dzi膰 podr贸偶. - Jest wino i 艣wie偶e ciasteczka, wielmo偶ny panie. - Przepu艣ci艂 go艣ci do 艣rodka, za艂o偶y艂 czapk臋 i wyszed艂.

- Marcusie, gdzie b臋dziemy spali? - zapyta艂a m臋偶a hrabina Aston. - Jest tu bardzo 艂adnie, ale ma艂o przytulnie.

- Kochanie, tu nie ma by膰 przytulnie. P艂ywa艂em na 鈥濻ea- gull" przed 艣lubem. Quint, Dree i Ocky - wszyscy ju偶 wcze艣niej byli na pok艂adzie. B臋dziecie spa艂y tutaj, w kojach ukrytych za tym szykownym przepierzeniem. - Nacisn膮艂 niewidoczny przycisk i a偶 u艣miechn膮艂 si臋, widz膮c zaskoczenie pa艅, kiedy przepierzenie przesun臋艂o si臋 i ods艂oni艂o dwa rz臋dy w膮skich koi.

- Nie s膮 zbyt du偶e - zauwa偶y艂a Eunice.

- B臋dziesz mog艂a si臋 swobodnie wyci膮gn膮膰 i odpocz膮膰, moja kochana 偶ono - zapewni艂 hrabia.

- Jest nas siedmioro, a tylko sze艣膰 tych w膮skich prycz - zwr贸ci艂a uwag臋 hrabina.

- Ja prze艣pi臋 si臋 na kozetce - o艣wiadczy艂 hrabia.

- No, dobrze - zgodzi艂a si臋 Eunice. - Chyba powinni艣my si臋 teraz po艂o偶y膰. Nie mamy nic innego do roboty.

Pootulani p艂aszczami i pelerynami, u艂o偶yli si臋 do snu. Allegra obudzi艂a si臋 w nocy. Czu艂a ko艂ysanie morza. Woko艂o panowa艂a g艂ucha cisza. S艂ysza艂a cichy szum wiatru na zewn膮trz. Nigdy jeszcze nie by艂a na morzu. Nie wiedzia艂a, czy si臋 boi, czy nie. Jednak wszyscy, s膮dz膮c po pochrapywaniu, zdawali si臋 spa膰 spokojnie.

Nast臋pnego dnia by艂o szaro i wilgotno. Pada艂 niewielki deszcz, ale wiatr by艂 dobry, a morze raczej spokojne. 鈥濻eagull" bez wysi艂ku 艣lizga艂a si臋 po falach. Bobby przyni贸s艂 im jajka, szynk臋 i posmarowany mas艂em ciemny chleb. Jedli ostro偶nie, niepewni, czy jedzenie utrzyma si臋 w 偶o艂膮dku. Nie by艂o k艂opot贸w, nikt nie dosta艂 morskiej choroby. Dzie艅 sp臋dzili, graj膮c w karty o wyimaginowane stawki. Tylko ksi膮偶臋 i Honor nie brali udzia艂u w grze. Pokoj贸wka Allegry przejrza艂a ubrania, kt贸re dostarczy艂a madame Paul. Sprawdza艂a, czy wszystkie elementy stroj贸w s膮 w porz膮dku i rano mo偶na je b臋dzie za艂o偶y膰. Ksi膮偶臋 spacerowa艂 po pok艂adzie i po raz setny rozwa偶a艂, co zamierzali zrobi膰. To czyste szale艅stwo - tego by艂 pewien - ale w imi臋 przyja藕ni musieli pom贸c hrabinie i jej dzieciom.

W pewnej chwili podszed艂 do niego kapitan Grant.

- Wasza Mi艂o艣膰 - zagai艂 - je艣li wiatr si臋 utrzyma, powinni艣my przybi膰 do brzegu jeszcze dzisiaj wiecz贸r. P贸藕nym wieczorem.

- A jak daleko jest do miasta? - zapyta艂 Quinton Hunter,

- Mila z hakiem, Wasza Mi艂o艣膰.

- Znasz miasto?

- Tak - kapitan skin膮艂 g艂ow膮.

- B臋dziemy potrzebowali konia i wozu - powiedzia艂 ksi膮偶臋.

- Znam cz艂owieka - podchwyci艂 kapitan. - Ale to b臋dzie kosztowa艂o. I trzeba p艂aci膰 francuskimi monetami, a nie angielskimi.

- Dobrze. P贸jdziesz z nami?

- Nie - zaprotestowa艂 kapitan. - Wasza Mi艂o艣膰, lepiej, 偶eby was nie widziano w Harfleur. Teraz wszyscy wszystkich obserwuj膮. A obcy szybko rzucaj膮 si臋 w oczy.

- Rozumiem, 偶e jeste艣 tu znany - zauwa偶y艂 ksi膮偶臋.

- Tak, znaj膮 mnie. Przyprowadz臋 konia i w贸z. Ten znajomy pomy艣li, 偶e mam si臋 spotka膰 z cz艂owiekiem, kt贸ry pomaga mi przemyca膰 pewne rzeczy. Zawsze potem zostawiam konia i w贸z w um贸wionym miejscu. W ten spos贸b nikt mnie nie widzi. Wasza Mi艂o艣膰, prosz臋 pozwoli膰 mi wszystko za艂atwi膰. Zatoka, w kt贸rej zacumujemy, jest tu偶 przy drodze. T膮 drog膮 dotrzecie do hrabiny d'Aumont. Rodzina d'Aumont贸w, ze wzgl臋du na ich 偶yczliwo艣膰 i dobroczynno艣膰, jest dobrze znana i bardzo szanowana w okolicy. Ludzie rozpaczali, kiedy hrabiego stracono w Pary偶u. Tutaj nie by艂oby to mo偶liwe. Ten cz艂owiek, od kt贸rego bior臋 konia i w贸z, ma siostr臋. Ona pracuje w maj膮tku d'Aumont贸w. Kiedy hrabia powiedzia艂 mi, kogo b臋dziecie pr贸bowali uratowa膰, ucieszy艂em si臋, 偶e b臋d臋 m贸g艂 pom贸c.

- Dzi臋kuj臋, kapitanie Grant - po prostu powiedzia艂 ksi膮偶臋.

- Zapytam znajomego, co wie o aresztowaniu hrabiny - zaproponowa艂 kapitan Grant.

- Nie, nie r贸b tego - poradzi艂 ksi膮偶臋. - Ten cz艂owiek jest got贸w robi膰 z tob膮 interesy, poniewa偶 sam na tym zarabia, i to w niezwykle trudnych czasach. Ale przede wszystkim jest lojalnym Francuzem. Je偶eli spr贸bujesz wystawi膰 na pr贸b臋 jego lojalno艣膰, mo偶e ci臋 zdradzi膰. Lepiej niech my艣li, 偶e przyjecha艂e艣, aby - jak zwykle - przemyci膰 troch臋 wina i innych rzeczy. Wystarczy, 偶e wspomnisz o hrabinie d'Aumont, a mo偶esz wzbudzi膰 jego podejrzenia.

- Co racja, to racja, wielmo偶ny panie - przyzna艂 kapitan Grant.

Chocia偶 ca艂y dzie艅 by艂o szaro i ponuro, tu偶 przed zachodem s艂o艅ca w mglistej dali zobaczyli wybrze偶e Francji. Ksi膮偶臋 zawiadomi艂 wszystkich, 偶e kapitan przyprowadzi im konia i w贸z na dalsz膮 podr贸偶. Rusz膮 o 艣wicie, najwcze艣niej jak b臋dzie mo偶na. Na wieczorny posi艂ek zjedli szynk臋, chleb i ser, popili wyj膮tkowo dobrym winem. Wino rozgrza艂o ich i po­mog艂o szybko zasn膮膰.

Bobby, ch艂opak okr臋towy, obudzi艂 ksi臋cia, kiedy kapitan przesiad艂 si臋 do ma艂ej 艂贸dki i powios艂owa艂 do brzegu. Zerwane ze snu panie wysz艂y na pok艂ad. Sta艂y w ch艂odzie i ciemno艣ci, a panowie tymczasem przebierali si臋 w stroje francuskich ch艂op贸w. Ubierali si臋 w milczeniu. Trzej m臋偶czy藕ni, kt贸rzy kilka minut p贸藕niej wyszli z kajuty, w og贸le nie przypominali angielskich arystokrat贸w. Nast臋pnie panie wesz艂y do kajuty, 偶eby przywdzia膰 swoje stroje. Kiedy ju偶 do za艂o偶enia pozosta艂y tylko czepki, Honor rozpu艣ci艂a paniom w艂osy, potarga艂a je i umaza艂a ziemi膮, kt贸r膮 mia艂a w zabranym z Anglii s艂oiku. Potem pu艣ci艂a s艂oik w obieg, prosz膮c, 偶eby ubrudzi艂y sobie twarze i wtar艂y troch臋 brudu w szyje przy ko艂nierzyku.

- Pro艣ci ludzie nie k膮pi膮 si臋 tak cz臋sto jak dostojne damy - powiedzia艂a w nienagannej francuszczy藕nie.

- Ona naprawd臋 m贸wi po francusku - pisn臋艂a Caroline.

- I pani lepiej te偶 niech od teraz m贸wi tylko po francusku - poradzi艂a Honor. G艂os nad wod膮 daleko niesie, nie wiadomo, kto nas mo偶e us艂ysze膰.

Gdy tylko ucich艂y s艂owa pokoj贸wki, damy popatrzy艂y na siebie. Z ca艂a ostro艣ci膮 u艣wiadomi艂y sobie, 偶e gra, bardzo niebezpieczna gra, ju偶 si臋 zacz臋艂a i jedno nieostro偶ne s艂owo mo偶e ich zdradzi膰.

Eunice, hrabina Aston, ze zdenerwowania g艂o艣no prze艂kn臋艂a 艣lin臋, ale widz膮c zaniepokojone spojrzenie Allegry, odezwa艂a si臋 spokojnie.

- Wszystko w porz膮dku, Allegro - powiedzia艂a zupe艂nie poprawnie po francusku. - Boj臋 si臋, ale jestem gotowa odegra膰 swoj膮 rol臋.

- Nie mo偶emy u偶ywa膰 w艂asnych imion - przyciszonym g艂osem zwr贸ci艂a uwag臋 Allegra. - Musimy mie膰 proste francuskie imiona. Ja b臋d臋 Marie. Honor, jedynie ty nie musisz zmienia膰 imienia: Honneur. Eunice, od tej chwili jeste艣 Jeanne, a Caroline b臋dzie Prunelle. Musimy powiedzie膰 o tym naszym panom i im tak偶e pozmienia膰 imiona. - Na艂o偶y艂a czepek na d艂ugie, potargane, ciemne w艂osy. - Allons, mes amies! - Cztery kobiety wysz艂y z kajuty.

Powiedzia艂y m臋偶czyznom o konieczno艣ci zmiany imion. Ksi膮偶臋 zosta艂 Josephem, hrabia nazywa艂 si臋 teraz Pierre, a lord Walworth mia艂 na imi臋 Michel. Czekali. Kiedy kapitan wr贸ci艂, zamienili si臋 z nim miejscami, 偶eby ma艂膮 艂贸dk膮 pop艂yn膮膰 na brzeg.

- Och! Wasze wielmo偶no艣cie, nie pozna艂bym was, gdybym nie wiedzia艂, 偶e to wy - m贸wi艂 przyciszonym g艂osem, bardzo podniecony. - Na szczycie dr贸偶ki znajdziecie konia i w贸z. Jak d艂ugo mam na was czeka膰?

- A偶 wr贸cimy, kapitanie Grant. Chyba 偶e albo panu, albo jachtowi b臋dzie grozi艂o niebezpiecze艅stwo - pouczy艂 hrabia. - Nie wiem, ile czasu nam zajmie uwolnienie hrabiny i jej dzieci. Je艣li wszystko p贸jdzie g艂adko, powinni艣my wr贸ci膰 przed zmrokiem.

- Wielmo偶ny panie, zostawi臋 na rufie zapalon膮 lamp臋 - obieca艂 kapitan. - Niech wam B贸g b艂ogos艂awi i pozwoli bezpiecznie i szybko wr贸ci膰 z pani膮 hrabin膮.

Do brzegu wios艂owa艂 ksi膮偶臋. Wysiedli z 艂odzi i wci膮gn臋li j膮 na piaszczysty brzeg. Piasek chrz臋艣ci艂 pod drewnianymi chodakami. Zacz臋li si臋 wspina膰 na skarp臋. Byli we Francji. Gra naprawd臋 si臋 zacz臋艂a.

Rozdzia艂 15

Hrabina d'Aumont z niedowierzaniem patrzy艂a na stoj膮cego przed ni膮 cz艂owieka. By艂 艣redniego wzrostu, pot臋偶nie zbudowany. Z twarzy bardzo przypomina艂 jej zmar艂ego m臋偶a. Nie m贸g艂 m贸wi膰 powa偶nie! Nie mog艂a uwierzy膰, 偶e naprawd臋 s艂yszy z jego ust takie s艂owa.

- By艂e艣 jego bratem - wykrztusi艂a wreszcie. - Jeste艣 d'Au- montem.

- Przyrodnim bratem - poprawi艂. - Nie艣lubnym dzieckiem naszego ojca.

- Wychowywa艂e艣 si臋 razem z nim. Ca艂e 偶ycie sp臋dzili艣cie razem! - krzykn臋艂a Anne- Marie d'Aumont. - Kocha艂 ci臋 i szanowa艂.

- Mi臋dzy nami by艂o pi臋膰 lat r贸偶nicy - odpar艂 m臋偶czyzna. - Ja zosta艂em wychowany na jego s艂ug臋. By艂em starszy, ale to on dziedziczy艂 tytu艂 i maj膮tek, tylko dlatego, 偶e by艂 dzieckiem z prawego 艂o偶a. Teraz odbior臋 to, co mi si臋 prawnie nale偶y.

- Maj膮tek nale偶y do mojego syna, hrabiego d'Aumonta - 艂ami膮cym si臋 g艂osem m贸wi艂a Anne- Marie. - Jean- Robert jest dziedzicem rodu Le Verger.

- Czy m贸wi艂em ci ju偶 kiedy艣, jak dosz艂o do tego, 偶e przyszed艂em na 艣wiat? Jako dwunastoletnia dziewczynka moja matka zosta艂a w tym domu przyj臋ta na s艂u偶b臋. Ojciec zgwa艂ci艂 j膮, kiedy mia艂a trzyna艣cie lat. Urodzi艂a mnie w wieku lat czternastu. Wkr贸tce potem zmar艂a, a mnie wychowywa艂a babka.

- Nie pr贸buj mnie zaskoczy膰, Reynaudzie - powiedzia艂a hrabina. - Wiem, jak to si臋 sta艂o, 偶e przyszed艂e艣 na 艣wiat. Wiem r贸wnie偶, 偶e tw贸j ojciec po pijanemu napastowa艂 twoj膮 matk臋. Oczywi艣cie, to go nie usprawiedliwia. Zachowa艂 si臋 jak bestia, ale nigdy potem ju偶 jej nie tkn膮艂. I p艂aci艂 twojej babce za opiek臋 nad tob膮. Chcia艂a ci臋 porzuci膰 w lesie, na pastw臋 dzi-

kich zwierz膮t. Wiedzia艂e艣 o tym? Nie pozwoli艂 na to, by艂e艣 jego dzieckiem. Dawa艂 jej

mn贸stwo pieni臋dzy, 偶eby si臋 tob膮 opiekowa艂a, ale ona nie wydawa艂a ich na ciebie.

Dlatego kiedy mia艂e艣 cztery latka, zabra艂 ci臋 do siebie do domu i powierzy艂 opiece swojej

偶ony. Mia艂e艣 wychowywa膰 si臋 razem z dzieckiem, kt贸rego si臋 spodziewa艂a. Rachelle

d'Aumont by艂a dla ciebie, Reynaudzie, bardzo dobra. A ojciec stara艂 si臋, jak m贸g艂,

zrewan偶owa膰 za to, co zrobi艂 twojej matce. A m贸j m膮偶, tw贸j brat, zawsze traktowa艂 ci臋 jak

r贸wnego sobie.

To prawda - zgodzi艂 si臋 Reynaud. - Jean- Claude by艂 dobrym bratem, musz臋 to przyzna膰.

Dlatego tak trudno by艂o mi go zadenuncjowa膰. No, ale przecie偶 nie mia艂em wyboru.

Co ty m贸wisz? - wykrztusi艂a. Zblad艂a, z trudem chwyta艂a powietrze, czu艂a, 偶e serce jak

oszala艂e wali jej w piersi. M贸j Bo偶e! M贸j Bo偶e! To niemo偶liwe.

Kiedy byli艣my w Pary偶u, bez trudu mog艂em wrzuci膰 li艣cik do jednej z tych skrzynek,

kt贸re Komitet Ocalenia Publicznego porozstawia艂 w mie艣cie, 偶eby zapewni膰

anonimowo艣膰 wszystkim tym, kt贸rzy chcieli wyda膰 zdrajc贸w nowej w艂adzy. Ten system

w Pary偶u dzia艂a bardzo sprawnie. Jean- Claude zosta艂 szybko aresztowany. Mnie,

oczywi艣cie, uda艂o si臋 uciec. Wiedzia艂em, 偶e m贸j kochany m艂odszy braciszek nie powie, i偶

by艂em razem z nim w Pary偶u. Z pochylon膮 g艂ow膮 poszed艂em go odwiedzi膰, a nawet

szed艂em obok wozu, kt贸rym jecha艂 na gilotyn臋. B艂aga艂, 偶ebym zadba艂 o bezpiecze艅stwo

twoje i waszych dzieci. Nie mia艂 poj臋cia, 偶e to w艂a艣nie ja go zdradzi艂em. - Reynaud

u艣miechn膮艂 si臋. Z u艣miechem na twarzy tak bardzo przypomina艂 jej m臋偶a, 偶e Anne- Marie

a偶 krzykn臋艂a z b贸lu.

Potw贸r! - rzuci艂a mu w twarz.

Potem wr贸ci艂em tutaj i wst膮pi艂em do miejscowego Komitetu Ocalenia Publicznego.

Sta艂em si臋 niezast膮piony, tak sprawnie tropi艂em wrog贸w ludu, 偶e w艂adze w Harfleur

powierzy艂y mi kierownictwo oddzia艂u komitetu w okr臋gu St. Jean Baptiste. To ja kaza艂em

ci臋 aresztowa膰, obywatelko d'Aumont. Tw贸j los jest w moich r臋kach. - Roze艣mia艂 si臋

g艂o艣no.

Spadnie na ciebie kara boska, Reynaudzie! - krzykn臋艂a bezsilnie. - Nie umkniesz bo偶ej

sprawiedliwo艣ci.

Podj膮艂em starania - ci膮gn膮艂, jakby Anne- Marie nic nie m贸wi艂a - 偶eby twojego syna wzi臋to

do wojska.

On ma dziesi臋膰 lat! - wrzasn臋艂a na niego. Potem zacz臋艂a dr偶e膰. U艣wiadomi艂a sobie, jak

bardzo jest bezradna.

- Jest dostatecznie du偶y, 偶eby nosi膰 wod臋 czy amunicj臋, a je艣li dzi臋ki swoim nienagannym manierom spodoba si臋 偶o艂nierzom w oddziale, mo偶e nawet zosta膰 ma艂ym doboszem w swoim pu艂ku. Nic si臋 nie martw, obywatelko, kuzynek jest 艂adnym ch艂opaczkiem. Na pewno znajdzie sobie przyjaci贸艂, kt贸rzy ch臋tnie si臋 nim zaopiekuj膮.

Nie by艂o w膮tpliwo艣ci, co ma na my艣li. Hrabin膮 d'Aumont wstrz膮sn膮艂 dreszcz przera偶enia i odrazy.

- Nie - protestowa艂a s艂abo.

- A je艣li chodzi o twoj膮 c贸rk臋, postanowi艂em, 偶e p贸jdzie do terminu do r臋kawicznika w Pary偶u. Nauczy si臋 pracy, b臋dzie warto艣ciowym cz艂onkiem spo艂ecze艅stwa, obywatelko. Nie wyro艣nie na nic niewart膮 arystokratk臋. R臋kawicznik m贸wi艂 mi, 偶e lubi m艂ode dziewczynki. - Znowu si臋 u艣miechn膮艂. - Jestem pewien, 偶e dobrze zaopiekuje si臋 kuzynk膮 - zachichota艂 lubie偶nie.

- Prosz臋 - b艂aga艂a hrabina - prosz臋, b艂agam! Ze mn膮 r贸b, co chcesz, ale dzieci zostaw w spokoju. Opu艣cimy Le Verger. We藕 je sobie. Mam rodzin臋 w Anglii, zwr贸c臋 si臋 do nich o pomoc, dadz膮 nam schronienie. Zrobi臋 wszystko, co chcesz. Tylko nie krzywd藕 moich dzieci! - Upad艂a przed nim na kolana, r臋koma chwyci艂a go za kubrak. - B艂agam! - Po jej 艣licznej twarzy p艂yn臋艂y 艂zy wielkie jak groch.

Patrzy艂 na ni膮 oboj臋tnie. Br膮zowe oczy by艂y zimne jak l贸d, wida膰 w nich by艂o okrucie艅stwo.

- Wszystko, obywatelko? - zapyta艂 przyciszonym g艂osem. Rozpi膮艂 spodnie i wyci膮gn膮艂 na wierzch sflacza艂y cz艂onek. - Wszystko? - powt贸rzy艂.

- Wszystko - wyszlocha艂a. Zrobi, co trzeba, 偶eby tylko ochroni膰 dzieci.

- Dobrze, wi臋c otw贸rz usta, obywatelko, i pobaw si臋 moj膮 lask膮. Je艣li dobrze si臋 spiszesz, jeszcze porozmawiamy o twoich sprawach. No, ssij, ty arystokratyczna suko. Ssij! - Brutalnie chwyci艂 j膮 za g艂ow臋, palce wczepi艂 w jej g臋ste, kasztanowe w艂osy. Anne- Marie zamkn臋艂a oczy i zrobi艂a, co chcia艂, jednocze艣nie modl膮c si臋, by B贸g jej

wybaczy艂; by wybaczy艂 jej zmar艂y m膮偶 i rodzice; 偶eby sama potrafi艂a sobie kiedy艣 wybaczy膰. Teraz jednak nie mia艂a wyboru. Musia艂a ratowa膰 dzieci! Och, dlaczego nie skorzysta艂a z propozycji wuja z Anglii, kt贸ry oferowa艂 jej dach nad g艂ow膮 i bezpieczny pobyt w Anglii? Teraz wiedzia艂a, 偶e nie mo偶e ufa膰 Reynaudowi d'Aumontowi, ale musia艂a mie膰 nadziej臋, 偶e 偶膮dza zemsty na prawowitych cz艂onkach rodu d'Aumont贸w nie jest a偶 tak wielka jak prag­nienie przej臋cia ich maj膮tku, La Verger. Je艣li si臋 na to zgodzi, je艣li zrobi to, co chce, Reynaud pozwoli im odej艣膰. Czu艂a, jak cz艂onek p臋cznieje w jej ustach, ssa艂a coraz mocniej.

- O tak, ty ma艂a suko - j臋cza艂. Zamkn膮艂 oczy, 偶eby pe艂niej prze偶ywa膰 przyjemno艣膰. - Umiesz to robi膰. O tak. TAK! Och! Och! Ochhh! - Pu艣ci艂 jej w艂osy w momencie wytrysku, zawy艂 z rozkoszy.

Nadal kl臋cza艂a przed nim, ze wstydu spu艣ci艂a g艂ow臋. Po艂kn臋艂a ka偶d膮 kropl臋 jego nasienia, si艂膮 powstrzymuj膮c wymioty. Wiedzia艂a, 偶e nie mo偶e ani wyplu膰, ani zwymiotowa膰. By艂by w艣ciek艂y, a ona musia艂a sprawi膰 mu przyjemno艣膰, je艣li chcia艂a wyrwa膰 dzieci z jego r膮k.

- Masz ukryty talent, obywatelko - powiedzia艂, zapinaj膮c spodnie.

- Moje dzieci? - podnios艂a na niego oczy.

- Mo偶e jeszcze raz przemy艣l臋 swoj膮 decyzj臋, obywatelko. Wieczorem zostaw drzwi do sypialni otwarte, porozmawiamy na ten temat - powiedzia艂. - Teraz wsta艅 i zajmij si臋 obiadem. Chc臋 przejrze膰 ksi臋gi rachunkowe brata.

Potykaj膮c si臋 po drodze, Anne- Marie wybieg艂a z biblioteki. W domu panowa艂a cisza.

Po aresztowaniu zatrzyma艂a tylko dwie s艂u偶膮ce. Inni nie chcieli odej艣膰, mimo to odprawi艂a wszystkich. W sytuacji, w jakiej si臋 znalaz艂a, ba艂a si臋 o ich bezpiecze艅stwo. Wyp艂aci艂a im roczn膮 pensj臋, 偶eby nie musieli g艂odowa膰 i mieli za co si臋 utrzyma膰. W domu zosta艂a stara kucharka i pokoj贸wka hrabiny, kt贸ra teraz zajmowa艂a si臋 dzie膰mi. Anne- Marie pobieg艂a do kuchni.

- Therese - stara艂a si臋 m贸wi膰 normalnym g艂osem - mamy co艣 na kolacj臋? Monsieur Reynaud zostaje.

- On! - Therese splun臋艂a z pogard膮. - Czego on chce, majdanie?

- Le Verger - przyciszonym g艂osem powiedzia艂a hrabina.

- A to diabe艂! - krzykn臋艂a kucharka. - Nie o艣mieli艂by si臋, gdyby pan 偶y艂. Nie mo偶e odebra膰 Le Verger ma艂emu panu Jeanowi- Robertowi.

- Mo偶e, i to zrobi. Therese, on chce wys艂a膰 mojego syna do wojska, a c贸rk臋 do r臋kawicznika w Pary偶u. Pr贸buj臋 z nim rozmawia膰, chc臋 go przekona膰, 偶eby tego nie robi艂. Musimy by膰 dla niego mili. Pom贸偶 mi, b艂agam!

- Wrzuc臋 mu do zupy drobno pot艂uczone szk艂o, madame - mrukn臋艂a kucharka pod nosem. - Albo... - wykona艂a ruch, jakby podrzyna艂a sobie gard艂o.

- Nie mo偶emy go zabi膰, Therese. Stoi na czele Komitetu Ocalenia Publicznego w St. Jean Baptiste. Doskonale znaj膮 go w Harfleur. Gdyby zgin膮艂, wszystkim nam grozi艂aby gilotyna.

- Mog臋 przygotowa膰 potrawk臋 z kr贸lika zapiekan膮 w cie艣cie i upiec kurczaka - ponurym g艂osem zaproponowa艂a kucharka. - Bardzo chc臋 pani pom贸c, madame, i zrobi臋 wszystko,

co mog臋, ale nie cieszy mnie widok Reynauda B臋karta, siedz膮cego przy kolacji na miejscu pana u szczytu sto艂u.

- Ja te偶 nie jestem z tego zadowolona, Therese, ale czasy si臋 zmieni艂y. 艢wiat ju偶 nie jest ten sam. Je艣li uda mi si臋 nam贸wi膰 pana Reynauda, 偶eby zadowoli艂 si臋 zabraniem Le Verger, wyjad臋 z dzie膰mi do wuja do Londynu. Tobie wyp艂ac臋 ca艂膮 pensj臋 i jeszcze troch臋 do艂o偶臋, je艣li b臋d臋 mog艂a.

- Madame! Madame! - Stara kobieta zakry艂a sobie fartuchem twarz i zacz臋艂a szlocha膰. - Niech mnie pani z sob膮 zabierze. Moja wnuczka, Celin臋, i ja nie mamy nikogo. Nasz膮 rodzin膮 jest familie d'Aumont贸w. Nie chcemy s艂u偶y膰 u Reynauda B臋karta. Prosz臋 nas z sob膮 zabra膰.

- Jeste艣 pewna, 偶e Celin臋 nie chce tu zosta膰? Therese, a ten m艂odzieniec, z kt贸rym si臋 umawia? - pyta艂a hrabina.

- Wzi臋li go do wojska, madame, s艂u偶y u genera艂a Bonapartego. Od tamtej pory nic o nim nie s艂yszeli艣my - wyja艣ni艂a Therese.

- Je偶eli pan Reynaud nie b臋dzie mia艂 nic przeciwko temu - hrabina cicho westchn臋艂a - ty i Celin臋 mo偶ecie z nami jecha膰. Nie wiem jednak, jak sobie poradzimy w Anglii. Mam bardzo ma艂o pieni臋dzy.

- Pieni膮dze. - Kucharka pogardliwie splun臋艂a. - Pojedziemy z pani膮, madame, i nie chcemy zap艂aty. Nasza rodzina od wiek贸w s艂u偶y u d'Aumont贸w. I 偶adna rewolucja tego nie zmieni.

Hrabina obj臋艂a i przytuli艂a star膮 kuchark臋, jej niebieskie oczy z rozczulenia zasz艂y 艂zami.

- Merci, Therese. Merci. Jako艣 damy sobie rad臋.

- Oni, madame, damy sobie rad臋 i b臋dziemy razem - zapewni艂a kucharka i r贸wnie偶 obj臋艂a pani膮.

- Therese, niech dzieci zjedz膮 w kuchni. Nie chc臋, 偶eby si臋 do nich zbli偶a艂. I powiedz Celin臋, 偶eby dzisiaj w nocy z nimi zosta艂a. B臋d膮 spa艂y w pokoju dziecinnym, tam gdzie nocowa艂y, kiedy by艂y mniejsze - poleci艂a kucharce hrabina. - P贸jd臋 i nakryj臋 do sto艂u.

- Dobrze, madame - Stara kucharka zrozumia艂a wi臋cej, ni偶 pani by艂aby sk艂onna uwierzy膰, nawet gdyby powiedzia艂a jej wszystko otwarcie.

Ku zdumieniu Anne- Marie Therese przygotowa艂a wspania艂膮 kolacj臋. Hrabina nakry艂a st贸艂 w jadalni, potem sama posz艂a si臋 przebra膰 w czy艣ciejsz膮 sukni臋. Uczesa艂a si臋, upi臋艂a w艂osy w schludny kok. Chcia艂a pokaza膰 Reynaudowi, 偶e nie czuje si臋 zupe艂nie bezradna ani si臋 go nie boi i jest gotowa pertraktowa膰 z nim w sprawie bezpiecze艅stwa dzieci. Therese spisa艂a si臋 znakomicie.

Zacz臋li od doskona艂ej zupy cebulowej i czerwonego wina.

Potem Therese wnios艂a pstr膮ga pieczonego w ma艣le. Nast臋pnie poda艂a potrawk臋 z kr贸lika w cie艣cie z g臋stym, ciemnym sosem, do tego malutkie marcheweczki i szalotki, a nast臋pnie pieczonego kurczaka nadziewanego jab艂kami i mi膮偶szem chleba, zielony groszek, pieczywo i s艂odkie mas艂o.

Reynaud d'Aumont jad艂 ze smakiem, mlaska艂 j臋zykiem i kawa艂kiem chleba wytar艂 talerz do czysta.

- Ta stara nadal potrafi gotowa膰 - powiedzia艂 - ale mam kogo艣 m艂odszego na jej miejsce.

- W takim razie nie b臋dziesz mia艂 nic przeciwko temu, 偶eby pojecha艂a ze mn膮 do Anglii - cicho powiedzia艂a Anne- Marie.

- Obywatelko - Reynaud wyszczerzy艂 z臋by w u艣miechu - o tym musimy jeszcze porozmawia膰.

- Je艣li o mnie chodzi, mo偶esz wszystko zabra膰, Reynaudzie - powiedzia艂a. - Bierz Le Verger i wszystko, co si臋 tu znajduje. Tylko pozw贸l mi odej艣膰 z dzie膰mi. Nic nie zabierze­my, p贸jdziemy, jak stoimy. Pozw贸l nam odej艣膰. Przecie偶 musisz mie膰 jakie艣 uczucia dla brata, kt贸rego wyda艂e艣 na 艣mier膰. Marie- Claire i Jean- Robert s膮 jego dzie膰mi. Kochaj膮 ci臋. Czy 偶膮dza zemsty tak tob膮 ow艂adn臋艂a, 偶e jeste艣 got贸w zniszczy膰 偶ycie niewinnych dzieci? Miej lito艣膰, b艂agam!

- Id藕 na g贸r臋 do sypialni i czekaj na mnie - rozkaza艂. - Zobaczymy, co potrafisz zrobi膰 dla swoich dzieci, obywatelko.

Podnios艂a si臋 od sto艂u, uk艂oni艂a i wysz艂a z jadalni. Na g贸rze panowa艂a g艂ucha cisza. Celin臋 i Therese najwidoczniej nakarmi艂y dzieci i po艂o偶y艂y do 艂贸偶ek. Modli艂a si臋, 偶eby maluchy ju偶 spa艂y. Po艣ciel w jej 艂贸偶ku, 艂贸偶ku, kt贸re dzieli艂a z Jeanem- Claudem, zosta艂a odwr贸cona na drug膮 stron臋. Rozebra艂a si臋 sama, zosta艂a tylko w koszuli, w kt贸rej zamierza艂a spa膰. Ostatnio, kiedy nie by艂o s艂u偶by i nie mia艂 kto robi膰 prania, niekt贸re cz臋艣ci jej stroju spe艂nia艂y podw贸jn膮 rol臋, a prane by艂y tylko w ostateczno艣ci. Rozpu艣ci艂a w艂osy i zacz臋艂a szczotkowa膰. Wzdrygn臋艂a si臋, kiedy drzwi do sypialni otworzy艂y si臋 i Reynaud wszed艂 do 艣rodka.

Pocz膮tkowo nic nie m贸wi艂. Zdj膮艂 z siebie ubranie i buty. Kiedy zosta艂 w samej koszuli, odwr贸ci艂 si臋 do niej.

- Zdejmij koszul臋 - poleci艂. - Chc臋 zobaczy膰, co masz mi do zaoferowania, obywatelko. Szybko wykona艂a polecenie, sta艂a przed nim naga. Obszed艂 j膮 dooko艂a, zatrzyma艂 si臋 z

ty艂u i ca艂ym cia艂em do niej przylgn膮艂, wielkie d艂onie uni贸s艂, 偶eby obj膮膰 jej piersi.

- Bardzo 艂adne - pochwali艂, mrucz膮c pod nosem. Bior膮c pod uwag臋 tw贸j wiek i to, 偶e urodzi艂a艣 dwoje dzieci, zupe艂nie niez艂e. - Silnie 艣cisn膮艂 piersi i u艣miechn膮艂 si臋 z zadowoleniem, kiedy skrzywi艂a si臋 z b贸lu. By艂 zaskoczony, 偶e podnieca go sama my艣l

uprawiania seksu z t膮 arystokratk膮. Ca艂ym cia艂em ociera艂 si臋 o ni膮, cz艂onek prze艣lizgiwa艂 si臋 po rowku mi臋dzy jej po艣ladkami. - Czy Jean- Claude kiedykolwiek wetkn膮艂 ci go tutaj, obywatelko? - szepn膮艂 jej prosto w ucho. - A mo偶e to ja pierwszy posmakuj臋 tej przyjemno艣ci?

Nie by艂a w stanie odpowiedzie膰. Serce wali艂o jej jak m艂otem, parali偶uj膮cy strach 艣ciska艂 gard艂o.

- Ale zacznijmy od pocz膮tku, obywatelko - roze艣mia艂 si臋 nieprzyjemnie. Na kolana i ssij! Powiem, kiedy masz przesta膰. I lepiej staraj si臋 nie gorzej ni偶 dzi艣 po po艂udniu. O tak, suko, tak jest dobrze. Bardzo dobrze! - Zamkn膮艂 oczy, a kiedy by艂 ju偶 twardy, ale jeszcze nie gotowy do wytrysku, poleci艂: - Teraz, moja 艣liczna, ma艂a obywatelko, k艂ad藕 si臋 na plecach i rozsu艅 nogi. Potem masz mi m贸wi膰, jak bardzo pragniesz, 偶ebym si臋 z tob膮 kocha艂. Od jak dawna nie 偶yje m贸j brat? - Pchn膮艂 j膮 na 艂贸偶ko. - Jean- Claude by艂 jurnym ch艂opem, a ty jeszcze nie jeste艣 taka stara. Zabawy z m臋偶em w 艂贸偶ku musia艂y sprawia膰 ci przyjemno艣膰, prawda? - Po艂o偶y艂 si臋 na niej. - A teraz, obywatelko, m贸w mi, jak bardzo pragniesz, 偶ebym go w ciebie wsadzi艂!

- Reynaud! Na mi艂o艣膰 bosk膮! - krzykn臋艂a b艂agalnie.

- M贸w, ty arystokratyczna suko, albo nic z targ贸w i jutro nie b臋dziesz ju偶 mia艂a dzieci - warkn膮艂 i uderzy艂 j膮.

- Prosz臋 - powiedzia艂a. Potem, kiedy zda艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e to nie wystarczy, m贸wi艂a dalej: - Prosz臋, Reynaudzie, wejd藕 we mnie. Och, zr贸b to. Chc臋 tego. Potrzebuj臋 ci臋. Wbijaj si臋 we mnie! Wbijaj si臋! Wbijaj si臋! Ochhh! - j臋kn臋艂a, kiedy brutalnie wepchn膮艂 w ni膮 cz艂onek. Ustami gni贸t艂 jej wargi, ca艂owa艂 drapie偶nie, j臋zykiem d藕ga艂 jej j臋zyk, tak 偶e niemal si臋 dusi艂a. Szybko zrozumia艂a, 偶e je艣li nie wykrzesze z siebie odrobiny entuzjazmu, Reynaud nie b臋dzie w stanie osi膮gn膮膰 orgazmu. J臋cza艂a pod nim, paznokciami rysowa艂a szerokie plecy pod koszul膮. Nogi zarzuci艂a mu na biodra. - O tak - mrucza艂a mu prosto w ucho. - O tak, Reynaudzie! Mocniej! Jeszcze mocniej! - I uderzy艂 mocniej.

Mrucza艂 i zalewa艂 si臋 potem. 艢cianki jej mi艂osnego gniazdka zdawa艂y si臋 na nim zaciska膰, wy艂 z 偶膮dzy. Pod torsem czu艂 jej pe艂ne piersi, brodawki stercza艂y, twarde jak g艂贸wki gwo藕dzi. Nast膮pi艂 wytrysk, przez moment by艂 z艂y, ale ju偶 po chwili u艣wiadomi艂 sobie, 偶e ma przed sob膮 ca艂膮 noc. B臋dzie ssa艂 i gryz艂 te piersi, a偶 zacznie krzycze膰 z b贸lu i rozkoszy. B臋dzie ssa艂a go, a偶 ponownie stwardnieje, a potem znowu wejdzie do jej rozetki. By艂o co艣, czego jego brat nigdy nie robi艂, a on zrobi. By艂 pewien, 偶e to b臋dzie si臋 jej podoba艂o. Zawsze pragn膮艂 Anne- Marie. Teraz by艂a jego niewolnic膮. Zostanie z nim, dop贸ki b臋dzie jej pragn膮艂. Wiedzia艂, 偶e

szybko si臋 ni膮 nie znudzi. Ale kiedy si臋 znudzi, odda j膮 pewnej madame w Harfleur, kt贸r膮 doskonale zna艂, a dzieci pozb臋dzie si臋 dok艂adnie tak, jak zamierza艂. Ch艂opak p贸jdzie do wojska, dziewczyna zostanie uczennic膮 w warsztacie w Pary偶u. Ale najpierw j膮 zgwa艂ci, tak jak ojciec zgwa艂ci艂 jego matk臋. To b臋dzie prawdziwa rewolucyjna sprawiedliwo艣膰! G艂o艣no roze艣mia艂 si臋 do swoich my艣li, a kobieta le偶膮ca pod nim zadr偶a艂a, czuj膮c w tym 艣miechu z艂o.

Kiedy obudzi艂a si臋 nast臋pnego ranka, Anne- Marie d'Au- mont nie mog艂a zrozumie膰, jak uda艂o si臋 jej prze偶y膰 najgorsz膮 noc w jej 偶yciu. Reynaud d'Aumont le偶a艂 obok niej i chrapa艂 jak 艣winia. Zgwa艂ci艂 j膮 i poni偶y艂 w spos贸b niewyobra偶alny. Wsta艂a z 艂贸偶ka, wszystko j膮 bola艂o. Znalaz艂a karafk臋 z wod膮 w ciep艂ych w臋glach w kominku i pr贸bowa艂a zmy膰 brud ze swojego cia艂a. By艂a pewna, 偶e z pami臋ci nie zdo艂a tego wymaza膰, jednak gdyby to mia艂o uratowa膰 dzieci, zrobi to jeszcze raz. Umyta na tyle, na ile by艂o to mo偶liwe, szybko si臋 ubra艂a, uciek艂a z pokoju, zbieg艂a po schodach na d贸艂 do kuchni, gdzie czeka艂y na ni膮 dzieci.

- Mamanl - krzykn臋艂y.

- Maman, co si臋 sta艂o? - zapyta艂a dwunastoletnia Ma- rie- Claire. - Dlaczego lokaj taty jad艂 z tob膮 wczoraj kolacj臋 i zosta艂 na noc?

- Pan Reynaud jest teraz w艂a艣cicielem Le Verger - powiedzia艂a powoli.

- Jak to? Le Verger nale偶y do mnie! - krzykn膮艂 Jean- Ro- bert. - Wuj jest b臋kartem. Ja jestem prawowitym spadkobierc膮.

- Nie, moje dziecko. Le Verger teraz nale偶y do pana Rey- nauda. Takie jest prawo rewolucji. Nied艂ugo wyjedziemy do Anglii, pojedziemy do domu mojego wujka w Londynie. Och, dzieci, polubicie Londyn. A Therese i Celin臋 b臋d膮 nam towarzyszy膰. Jeanie- Robercie, nie cieszysz si臋?

- Anglicy s膮 naszymi wrogami - zimnym tonem powiedzia艂 ch艂opiec.

- Jeanie- Robercie, tw贸j dziadek by艂 Anglikiem. Nosisz jego imi臋 - 艂agodnie przypomnia艂a synowi.

- G艂uptas - mkn臋艂a siostra. - Pan Reynaud zabra艂 nam Le Verger i nic nie mo偶emy zrobi膰.

- P贸jd臋 do kr贸la - gor膮czkowa艂 si臋 ch艂opiec.

- Nie ma kr贸la, Jeanie- Robercie - przypomnia艂a siostra. - Ju偶 nie. 艢ci臋to mu g艂ow臋, tak jak naszemu tacie.

Ch艂opiec zacz膮艂 poci膮ga膰 nosem.

- Marie- Claire - upomnia艂a j膮 matka, ale wiedzia艂a, 偶e c贸rka po prostu chce sprowadzi膰 brata na ziemi臋.

- Kiedy wyje偶d偶amy? - zapyta艂a dziewczynka.

- Nied艂ugo - obieca艂a matka i odwr贸ci艂a si臋 do pokoj贸wki. - Celin臋, zabierz dzieci do Pere Andre na lekcje - poleci艂a m艂odszej kobiecie. - I zosta艅 tam chwil臋 d艂u偶ej.

- Dobrze, madame - ze zrozumieniem powiedzia艂a Celin臋. - Chod藕cie, dzieci. - Wyprowadzi艂a oboje z kuchni.

- Mam gor膮c膮 wod臋 - odezwa艂a si臋 Therese. - Nape艂ni艂am ma艂膮 d臋bow膮 wann臋 w spi偶arni. Prosz臋 i艣膰 i si臋 wyk膮pa膰, madame. Niech pani zmyje z siebie smr贸d tej 艣wini, bo inaczej b臋dzie go pani ci膮gle czu艂a.

- Ty wiesz?! - hrabina poczerwienia艂a jak piwonia.

- Znam tego psa, Reynauda, madame. Musia艂a to pani zrobi膰, 偶eby chroni膰 dzieci, ale prosz臋 mu nie ufa膰.

- Nie ufam mu. Och, Therese, tak bardzo mi wstyd - zacz臋艂a cicho p艂aka膰.

- To on powinien si臋 wstydzi膰 - warkn臋艂a Therese z niezwyk艂膮 zawzi臋to艣ci膮. - Zabi艂abym go, madame, gdybym wiedzia艂a, 偶e dzi臋ki temu b臋dziemy bezpieczni, ale w dzisiejszych czasach nie wiadomo, kto tak naprawd臋 dobrze, a kto 藕le nam 偶yczy. Niech pani idzie i si臋 wyk膮pie.

Hrabina d'Aumont umy艂a si臋 bardzo dok艂adnie. Po k膮pieli poczu艂a si臋 lepiej. Usiad艂a i zjad艂a przygotowane dla niej przez Therese gotowane jajko i kawa艂ek 艣wie偶ego chleba. Popi艂a kubkiem rozwodnionego wina. Jeszcze nie wsta艂a od sto艂u, kiedy kto艣 zacz膮艂 g艂o艣no stuka膰 do frontowych drzwi.

- Ja otworz臋 - powiedzia艂a do kucharki, kt贸ra mia艂a r臋ce w m膮ce, i pobieg艂a na g贸r臋 zobaczy膰, kto tak wali. Otworzy艂a drzwi i stan臋艂a twarz膮 w twarz z grup膮 wie艣niak贸w.

- Przyszli艣my po hrabin臋 d'Aumont i jej dzieciaki - powiedzia艂a kobieta z opask膮 na lewym oku, najwyra藕niej przyw贸dczyni grupy.

- Ja jestem hrabin膮 d'Aumont - dr偶膮cym g艂osem przedstawi艂a si臋 Anne- Marie. Serce zacz臋艂o jej w艣ciekle wali膰.

- Przys艂ano nas, 偶eby艣my zabrali ci臋 do Harfleur, obywatelko. Ciebie i twoje dzieciaki - o艣wiadczy艂a kobieta. - Gdzie s膮 ludzie, kt贸rzy mieli ci臋 pilnowa膰? Oj, g艂owy polec膮 za takie pogwa艂cenie przepis贸w!

- Stra偶nicy wczoraj wr贸cili do St. Jean Baptiste, kiedy przyjecha艂 tu pan Reynaud, szef Komitetu Ocalenia Publicznego. Nadal tu jest, ale jeszcze 艣pi - wyja艣ni艂a.

- Gdzie? - kobieta stanowczo 偶膮da艂a odpowiedzi.

- Na g贸rze - powiedzia艂a hrabina. - Nie wejdziecie do 艣rodka?

Madame - przyw贸dczym m贸wi艂a teraz 艂agodnym, cichym g艂osem - prosz臋 si臋 nie ba膰.

Przybyli艣my na ratunek. Mamy list od pani wuja, lorda Bellinghama. Nasze przebranie i

zachowanie to tylko podst臋p. - Honor wr臋czy艂a hrabinie li艣cik. Anne- Marie otworzy艂a

pismo i natychmiast na jej twarzy pojawi艂 si臋 wyraz ulgi.

To cud - szepn臋艂a.

Co to za 艂otry, madame? - z kuchni nadesz艂a Therese z wielkim no偶em w r臋ku.

Nie ma czasu na wyja艣nienia, Therese. Bez wzgl臋du na to, co si臋 b臋dzie dzia艂o, nic si臋 nie

b贸j. Wszystko jest w porz膮dku, wyja艣ni臋 ci, jak tylko b臋d臋 mog艂a - przyciszonym g艂osem

m贸wi艂a szybko Anne- Marie. - Przybyli nam na pomoc. Chc膮 nas uratowa膰.

Co, do diab艂a, si臋 tutaj dzieje? - Reynaud d'Aumont sta艂 u szczytu schod贸w. By艂 na wp贸艂

ubrany. Zszed艂 na d贸艂, 偶eby zobaczy膰 przyby艂ych. - Kim wy, do diab艂a, jeste艣cie?

To ty jeste艣 Reynaud z Komitetu Ocalenia Publicznego w St. Jean Baptiste? -

autorytatywnym tonem zapyta艂a kobieta z opask膮 na oku.

Tak, to ja - odpar艂.

Ja jestem obywatelka Honneur Dupont. Ci obywatele zostali razem ze mn膮 przys艂ani z

Harfleur, 偶eby zabra膰 obywatelk臋 d'Aumont i jej dzieciaki do aresztu. Polecenie wyda艂

Komitet Ocalenia Publicznego w Harfleur. Przeciwko tej kobiecie wysuni臋to powa偶ne

zarzuty.

Jakie zarzuty? - chcia艂 wiedzie膰 Reynaud.

Nie wiem - gburowato rzuci艂a Honor. - Mnie takich rzeczy nie m贸wi膮. Ja mam tylko

przyprowadzi膰 ludzi, kt贸rych komitet chce widzie膰. Czy ta kobieta nie by艂a ju偶 w

areszcie?

Tak - powiedzia艂 powoli.

No to dlaczego stoisz tu i k艂贸cisz si臋 ze mn膮, obywatelu Reynaud? Masz jakie艣 pytania,

co艣 ci si臋 nie podoba, to jed藕 z nami do Harfleur. Je艣li jednak sprzeciwiasz si臋 rozkazom

Komitetu Ocalenia Publicznego w Harfleur, mog臋 sobie wyobrazi膰, jaki los ci臋 czeka. -

Zrobi艂a ruch r臋k膮, jakby r膮ba艂a drewno. - T臋 obywatelk臋 i jej dzieciaki zaproszono na

herbatk臋 do madame gilotyny. Chyba nie masz nic przeciwko t臋pieniu wrog贸w Francji. -

Patrzy艂a na niego prowokuj膮co, r臋ce wspar艂a na biodrach. - No, obywatelu? - warkn臋艂a.

Nie, nie - gorliwie zapewni艂 Reynaud. Niezwykle szcz臋艣liwy zbieg okoliczno艣ci -

pomy艣la艂 - 偶e Anne- Marie i dzieci zostan膮 zabrane. Wprawdzie by艂by zadowolony, mog膮c

pom臋czy膰 j膮 nieco d艂u偶ej, ale trudno. W艂a艣ciwie nie by艂o to wcale takie wa偶ne. Teraz Le

Verger b臋dzie nale偶e膰 do niego. - Gdzie s膮 dzieci? - zwr贸ci艂 si臋 do Anne- Marie.

Z Pere Andre - powiedzia艂a cicho. - To twoja krew, Reynaud. Nie pozw贸l ich zabi膰!

Zatrzymaj je przy sobie. B艂agam ci臋! - Upad艂a przed nim na kolana, a on przypomnia艂

sobie moment, kiedy wczoraj zrobi艂a to samo. Poczu艂 mrowienie w cz艂onku.

Wsta艅, obywatelko - warkn膮艂 i brutalnie chwytaj膮c j膮 za rami臋, szarpn膮艂 w g贸r臋. -

Podlegam komitetowi w Harfleur. P贸jdziesz z tymi obywatelami. - Odwr贸ci艂 si臋 do

Therese: - Przyprowad藕 dzieciaki, starucho.

Popatrzy艂a na niego.

Reynaud zrobi艂 krok w prz贸d i rykn膮艂 kucharce prosto w twarz:

Nie s艂yszysz, co m贸wi臋, ty stara suko? Czy jeste艣 taka g艂upia, 偶e nie rozumiesz?

Doskonale rozumiem, obywatelu Reynaud - cicho powiedzia艂a Therese i wbi艂a mu n贸偶

prosto w serce. - Wszystko rozumiem, ale ty nie dostaniesz Le Verger. Ten maj膮tek nale偶y

si臋 prawowitemu dziedzicowi, a nie jakiemu艣 b臋kartowi. S艂yszysz, co m贸wi臋? Czy jeste艣

taki g艂upi, 偶e nie rozumiesz? - Therese cofn臋艂a si臋, kiedy Reynaud bez 偶ycia osuwa艂 si臋 na

ziemi臋. Wyci膮gn臋艂a n贸偶 z cia艂a ofiary i wytar艂a o sp贸dnic臋.

Dobry Bo偶e! - krzykn膮艂 hrabia Aston po angielsku.

Cicho, obywatelu Pierre - Honor ostro przywo艂a艂a go do porz膮dku.

P贸jd臋 zawo艂a膰 Celin臋 i dzieci, pani hrabino - cicho powiedzia艂a Therese. Odwr贸ci艂a si臋 i

wysz艂a z domu.

Kto to by艂? - zapyta艂 ksi膮偶臋 Sedgwick os艂upia艂膮 Anne- Marie.

Przyrodni brat mojego m臋偶a - odpowiedzia艂a. - By艂 nie艣lubnym synem ich ojca i zosta艂

wychowany na s艂ug臋 mojego m臋偶a. Jean- Claude kocha艂 go jak brata. Zawsze my艣la艂am,

偶e s膮 przyjaci贸艂mi, dopiero wczoraj dowiedzia艂am si臋, 偶e to Reynaud go zdradzi艂, kiedy w

ubieg艂ym roku byli razem w Pary偶u.

Czy dlatego ta stara kobieta go zabi艂a? - dopytywa艂 si臋 dalej ksi膮偶臋. - Zrobi艂a to sprawnie i

szybko.

Anne- Marie prze偶egna艂a si臋 i nic nie powiedzia艂a.

M贸j panie - szepn臋艂a Allegra do m臋偶a - to oczywiste: starsza kobieta zabi艂a tego 艂otra,

poniewa偶 on zha艅bi艂 hrabin臋. Ona nic nie powie, nie przyzna si臋 do tego. Dla tak 艂agodnej

i cnotliwej kobiety to zbyt straszne prze偶ycie. Bardzo si臋 tego wstydzi. Zostawmy t臋

spraw臋 i postarajmy si臋 jak najszybciej opu艣ci膰 to miejsce. - Odwr贸ci艂a si臋 do hrabiny: -

Madame, niech pani we藕mie bi偶uteri臋 i pieni膮dze, kt贸re uda艂o si臋 pani ocali膰. Prosz臋

wszystko ukry膰 przy sobie i dzieciach. Nic wi臋cej nie mo偶ecie zabra膰. Prosz臋 pami臋ta膰, 偶e

rzekomo zabieramy was do Harfleur, gdzie macie stan膮膰 przed trybuna艂em rewolucyjnym.

Tak b臋dziemy m贸wi膰, je艣li przypadkiem zostaniemy zatrzymani na drodze, i trzeba, 偶eby nam uwierzono.

- Kim jeste艣cie? - przyciszonym g艂osem zapyta艂a hrabina d'Aumont.

- Ja jestem ksi臋偶n膮 Sedgwick. Ten d偶entelmen jest moim m臋偶em, to ksi膮偶臋 Sedgwick, a to nasi przyjaciele. Kobieta z opask膮 na oku jest moj膮 pokoj贸wk膮, to Honneur.

- Dlaczego? - zapyta艂a jeszcze hrabina.

- Wuj pani bardzo si臋 martwi艂, ciotka r贸wnie偶. Niepokoili si臋, kiedy po 艣mierci m臋偶a nie przyjecha艂a pani do Anglii. M贸j brat r贸wnie偶 zgin膮艂 w Pary偶u. Nie chcia艂 opu艣ci膰 narzeczonej, chocia偶 proponowano mu wolno艣膰, poniewa偶 by艂 Anglikiem. W ten spos贸b chcemy pom艣ci膰 jego 艣mier膰 i pom贸c przyjacio艂om, pa艅stwu Bellingham.

- Zatem przez pami臋膰 pani brata, madame, przyjechali艣cie ratowa膰 mnie i dzieci? Jeste艣cie szaleni, ale, jak zwyk艂 mawia膰 m贸j ojciec, wszyscy Anglicy s膮 szaleni. Jak ja si臋 wam od­wdzi臋cz臋?

- To jeszcze nie koniec, jeszcze nie jeste艣my bezpieczni - przypomnia艂a Allegra. - Prosz臋 teraz i艣膰 i zabra膰 kosztowno艣ci.

- Jedna sprawa. - Hrabina spojrza艂a na ksi臋cia. - Nie mog臋 zostawi膰 moich dw贸ch s艂u偶膮cych. Wyjad膮 z nami.

- Gdy si臋 powiedzia艂o A, trzeba powiedzie膰 B - roze艣mia艂 si臋 ksi膮偶臋. - 呕adna r贸偶nica, je艣li nas z艂api膮 podczas pr贸by wywiezienia z Francji trzech czy pi臋ciu os贸b. Zgoda, madame. S艂u偶膮ce mog膮 jecha膰 z nami. Poza tym s膮dz臋, 偶e lepiej nie nara偶a膰 si臋 tej srogiej, starszej kobiecie, kt贸ra zabi艂a pana Reynauda.

Hrabina przygryz艂a warg臋, ale po chwili i ona cicho si臋 roze艣mia艂a.

Wr贸ci艂a Therese. Przyprowadzi艂a Celin臋, dzieci bieg艂y za ni膮. Matka schodzi艂a z powrotem do foyer. Po drodze wszystko im wyja艣ni艂a. Nast臋pnie rozdzieli艂a kosztowno艣ci na pi臋膰 cz臋艣ci i poleci艂a ka偶demu jedn膮 ukry膰 przy sobie. T艂umaczy艂a, 偶e to wszystko, co maj膮. W Anglii b臋d膮 musieli si臋 za to utrzyma膰.

- Och, nie, madame! - wybuchn臋艂a Caroline. - Jestem twoj膮 kuzynk膮. Pojedziecie do nas, zamieszkacie ze mn膮 i moim m臋偶em.

- Jeste艣 moj膮 kuzynk膮? - zdziwi艂a si臋 hrabina, a w oczach jej zakr臋ci艂y si臋 艂zy. - I pomy艣le膰, 偶e ta nieliczna rodzina, kt贸r膮 mam w Anglii, troszczy si臋 o mnie i moje dzieci, nara偶a 偶y­cie, 偶eby nas ratowa膰. - Obj臋艂a i przytuli艂a Caroline. - Merci! Merci!

- Czas rusza膰 - zarz膮dzi艂 ksi膮偶臋.

- A co z tym? - zapyta艂a Allegra, d藕gaj膮c chodakiem cia艂o Reynauda d'Aumonta.

- Ju偶 za艂atwione, madame - ponurym g艂osem uspokoi艂a j膮 Therese. - Rozmawia艂am z ksi臋dzem, zajmie si臋 cia艂em. Reynaud B臋kart nie by艂 lubiany. Cia艂o zostanie pochowane daleko w lesie. Ma艂o prawdopodobne, 偶eby kto艣 je kiedy艣 odkry艂.

- Powr贸t na wybrze偶e zajmie nam wi臋cej czasu ni偶 dotarcie tutaj - zauwa偶y艂a Allegra. - Obawiam si臋, 偶e wi臋kszo艣膰 drogi b臋dziemy musieli pokona膰 piechot膮. Hrabina z dzie膰mi i s艂u偶膮cymi musi jecha膰 wozem. Dwoje z nas pojedzie z nimi. Reszta p贸jdzie pieszo. Po drodze b臋dziemy si臋 zamienia膰 miejscami.

- Prosz臋 nam wybaczy膰, madame - odezwa艂 si臋 ksi膮偶臋 - ale musimy was wyprowadzi膰 z domu. Mo偶emy by膰 obserwowani. Wszystko musi wygl膮da膰 tak, jakby艣my zabierali was si艂膮.

- Rozumiem - powiedzia艂a Anne- Marie.

Ksi膮偶臋 wraz z przyjaci贸艂mi wyprowadzili hrabin臋 i jej rodzin臋 z domu i wepchn臋li na w贸z. Eunice i Caroline r贸wnie偶 wsiad艂y na w贸z. Caroline usiad艂a obok nowo poznanej kuzyn­ki, tak 偶eby mog艂y porozmawia膰. Ksi膮偶臋 i lord Walworth wdrapali si臋 na kozio艂 i chwycili za lejce. Konie ruszy艂y. Pozostali szli obok wozu. Po drodze tu i 贸wdzie mijali pracuj膮cych w polu ch艂op贸w. Wie艣niacy przygotowywali ziemi臋 pod upraw臋.

- Vive la reuolution! - krzyczeli do nich, a ch艂opi odpowiadali tak samo: Vive la reuolutionl Potem jednak rozpoznawali hrabin臋 d'Aumont i dzieci, rozumieli, co si臋 dzieje, i w poczu­ciu winy i w艂asnej bezradno艣ci odwracali oczy.

Jechali wolno poryt膮 koleinami, piaszczyst膮 drog膮. Od rana by艂o szaro i brzydko, teraz dzie艅 sta艂 si臋 jeszcze bardziej ponury. Zacz膮艂 pada膰 zimny deszcz, piaszczysta droga przemieni艂a si臋 w b艂otnisty szlak. Z jachtu zabrali z sob膮 troch臋 chleba i sera. Zatrzymali si臋 pod os艂on膮 wzg贸rza. Musieli da膰 odpocz膮膰 koniowi i nakarmi膰 zmarzni臋te dzieci. Mimo uspokajaj膮cych t艂umacze艅 matki by艂y bardzo przera偶one. Podczas pierwszej godziny podr贸偶y Caroline wyja艣ni艂a hrabinie, jakie 艂膮czy je pokrewie艅stwo.

- Wiem, 偶e m贸j ojciec mia艂 dw贸ch braci - powiedzia艂a Anne- Marie - ale poza tym prawie nic nie pami臋tani. Tylko z wujkiem Frederickiem regularnie do siebie pisywali艣my.

- M贸wisz po angielsku? - zapyta艂a kuzynk臋 Caroline.

- Niestety nie.

- Nauczysz si臋, dzieci te偶 - uspokaja艂a Caroline. - Nie wiem jednak, jak sobie poradzi sroga Therese.

- Jej rodzina od wiek贸w jest na s艂u偶bie u dAumont贸w - opowiada艂a hrabina. - Kiedy wybuch艂a rewolucja, c贸rka Therese uciek艂a z 偶o艂nierzem, ale wnuczka, Celin臋, zosta艂a.

P贸藕nym popo艂udniem, kiedy zbli偶ali si臋 ju偶 do wybrze偶a, zobaczyli niewielki oddzia艂 偶o艂nierzy. 呕o艂nierze te偶 ich dostrzegli i cwa艂em ruszyli w ich kierunku.

- 艢piewajcie - poleci艂a Allegra. - Allons, enfants de la pat艅e, le jour de gloire est ar艅uel - Rado艣nie pomacha艂a je藕d藕com. - Vive la reuolution, obywatele!

呕o艂nierze odpowiedzieli na pozdrowienie i pojechali dalej w swoj膮 stron臋. Droga przed zbiegami by艂a pusta. W takie popo艂udnie nikomu nie chcia艂o si臋 wychodzi膰 z domu, po­dr贸偶owali tylko ci, kt贸rzy musieli. Zacz膮艂 wia膰 lekki wiatr, w powietrzu czu膰 by艂o morze. W ko艅cu dotarli do miejsca, gdzie, zgodnie z poleceniem kapitana Granta, mieli zostawi膰 konia i w贸z. Do pla偶y pozosta艂o oko艂o p贸艂 mili. Pomogli pasa偶erom zsi膮艣膰 z wozu, wyprz臋gli konia, wprowadzili do szopy i przywi膮zali.

- Dalej p贸jdziemy pieszo - zarz膮dzi艂 ksi膮偶臋. Ruszyli w drog臋. Zbli偶ali si臋 do skrzy偶owania, kiedy w oddali us艂yszeli t臋tent koni.

- Do rowu! - ponagli艂 ksi膮偶臋. Wszyscy padli na ziemi臋 i zsun臋li si臋 jak najni偶ej, tak 偶eby nie mo偶na ich by艂o dostrzec z drogi.

Min臋艂a ich grupa otulonych p艂aszczami m臋偶czyzn. Zmierzali w kierunku Harfleur. Gdy tylko znikn臋li z pola widzenia, ksi膮偶臋 da艂 r臋k膮 sygna艂, 偶e mo偶na rusza膰 dalej. Wygramolili si臋 z rowu i szybko ruszyli w kierunku pla偶y. Dotarli na szczyt wzg贸rza i z trudem zacz臋li schodzi膰 z urwiska. 艢cie偶ka prowadz膮ca w d贸艂 by艂a piaszczysta, piasek usuwa艂 si臋 spod st贸p, ci膮gle si臋 przewracali i prawie po艂ow臋 drogi w d贸艂 przebyli, ze艣lizguj膮c si臋. W dole wida膰 by艂o pozostawion膮 艂贸dk臋. By艂 przyp艂yw, wi臋c chocia偶 rano wci膮gn臋li 艂贸d藕 na pla偶臋, teraz hu艣ta艂a si臋 na falach.

Hrabia Aston dos艂ownie rzuci艂 si臋 w d贸艂. Na pla偶y szybko zerwa艂 si臋 na nogi i pogna艂 w kierunku 艂odzi. Lada moment mog艂a j膮 porwa膰 silniejsza fala. Uda艂o si臋. Pozostali pospieszyli za nim. Anglicy pomogli hrabinie, dzieciom i ich s艂u偶膮cym wej艣膰 do 艂贸dki. Caroline i Eunice wcisn臋艂y si臋 obok hrabiego, kt贸ry mia艂 wios艂owa膰. Lord Walworth, ksi膮偶臋, Honor i Allegra zepchn臋li 艂贸d藕 na wod臋. Poprzez deszcz i mg艂臋 obserwowali z brzegu, jak przebija si臋 przez fale do miejsca, gdzie na kotwicy sta艂 ich jacht 鈥濻eagull".

- Uda艂o si臋! - triumfuj膮co o艣wiadczy艂a Allegra, zwracaj膮c si臋 do m臋偶a.

- Jeszcze si臋 nie ciesz. Poczekaj, a偶 znajdziemy si臋 na pok艂adzie - ksi膮偶臋 ostudzi艂 jej zapa艂. - Poczuj臋 si臋 dobrze dopiero w贸czas, kiedy znowu zobacz臋 Angli臋, kochanie.

- Mieli艣my szcz臋艣cie, 偶e nie by艂o stra偶nik贸w i nie musieli艣my stawia膰 im czo艂a. Uwa偶am, 偶e Honor z opask膮 na oku by艂a znakomita. Zw艂aszcza kiedy z g贸ry potraktowa艂a tego cz艂owieka, Reynauda. - Odwr贸ci艂a si臋 do Honor: - Wiesz, pomys艂 z opask膮 na oku to by艂 przeb艂ysk geniuszu.

- Wielmo偶na pani, zawsze uwa偶a艂am, 偶e opaska na oku budzi strach - zachichota艂a Honor. - Wcale nie by艂o trudno naskoczy膰 na tego 艂otra w domu hrabiny. Znam tego typu ludzi. To tch贸rze zn臋caj膮cy si臋 nad s艂abszymi, a takich zazwyczaj bardzo 艂atwo nastraszy膰. Spojrzeli na morze. Ma艂a 艂贸dka ju偶 dop艂ywa艂a do jachtu. Niewyra藕nie widzieli ma艂e

postacie wspinaj膮ce si臋 po linowej drabince, spuszczonej po burcie statku. Nast臋pnie 艂贸d藕 zacz臋艂a p艂yn膮膰 z powrotem do brzegu. Kiedy przybi艂a, zobaczyli, 偶e tym razem wios艂owa艂 kapitan Grant. Szybko wsiedli i od razu ruszyli w kierunku 偶aglowca. Znalaz艂szy si臋 na pok艂adzie, przede wszystkim chcieli zrzuci膰 z siebie przemoczone stroje rewolucjonist贸w i przebra膰 si臋 we w艂asne, znacznie bardziej suche. Bobby zabra艂 ubrania francuskich pasa偶er贸w do okr臋towej kuchni, 偶eby je wysuszy膰. Tymczasem hrabin臋, dzieci i s艂u偶膮ce Anglicy pootulali swoimi ciep艂ymi p艂aszczami.

- Natychmiast podnosimy kotwic臋 - o艣wiadczy艂 kapitan Grant, wchodz膮c do kajuty - i bierzemy kurs na Angli臋. Podr贸偶 powrotna nie b臋dzie mi艂a. Morze jest wzburzone. Zacz膮艂 wia膰 p贸艂nocny wiatr, ale nie grozi nam silny sztorm. - Sk艂oni艂 si臋 wszystkim i wyszed艂. Bobby przyni贸s艂 kurczaka, chleb i ser. Posilili si臋. Dzieci u艂o偶yli do snu na dw贸ch

w膮skich kojach. Zwr贸cono ubrania, nie by艂y jeszcze ca艂kiem suche, ale mo偶na by艂o ju偶 je za艂o偶y膰. Francuska hrabina po艂o偶y艂a si臋 na koi, to samo zrobi艂y Eunice i Caroline. By艂y bardzo zm臋czone po dniu pe艂nym wra偶e艅. M臋偶czy藕ni siedzieli w rogu i rozmawiali przyciszonymi g艂osami. Celin臋 i Honor trajkota艂y bez przerwy. Celin臋 by艂a zachwycona, 偶e angielska pokoj贸wka tak dobrze m贸wi po francusku. Teraz z mniejsz膮 obaw膮 patrzy艂a w przysz艂o艣膰.

Allegra siedzia艂a w milczeniu. Obok przycupn臋艂a stara Therese.

- Ten cz艂owiek, Reynaud - zacz臋艂a. - Therese, czy on skrzywdzi艂 hrabin臋? Czy powinien obejrze膰 j膮 lekarz, kiedy przyjedziemy do Anglii?

- Owi, on j膮 skrzywdzi艂 - przyzna艂a stara kobieta. - Chocia偶 nie pyta艂am, a hrabina nic nie powiedzia艂a, wiem, 偶e j膮 zgwa艂ci艂. Zawsze po偶膮dliwie patrzy艂 na 偶on臋 brata, tch贸rzliwy knur. Ale ja si臋 pani膮 zajm臋, madame. Dop贸ki nasza pani ma Celin臋 i mnie, nie potrzeba nikogo innego.

- Rozumiem - Allegra skin臋艂a g艂ow膮. - Uszanujemy jej uczucia, Therese.

- Wy, Angielki, jeste艣cie odwa偶ne. Przecie偶 mogli was z艂apa膰 - zauwa偶y艂a Therese. - Gdyby艣cie przybyli dwa dni wcze艣niej, nie posz艂oby tak 艂atwo, chocia偶 mo偶e te偶 by si臋 wam uda艂o. Ta Honneur, ona to dopiero ma odwag臋. I jest sprytna, bardzo pomys艂owa. To pani s艂u偶膮ca?

- Tak, jest ze mn膮 od dzieci艅stwa - potwierdzi艂a Allegra. - Urodzi艂a si臋 w maj膮tku mojego ojca.

- Tradycja to dobra rzecz, madame. - Therese pokiwa艂a g艂ow膮. - Rewolucjoni艣ci rujnuj膮 nasze 偶ycie. A nie o to chodzi艂o. Mia艂a by膰 r贸wno艣膰 i sprawiedliwo艣膰, a nie niszczenie tradycji i zwyczaj贸w, tak jak to teraz robi膮. Nie musieli zabija膰 kr贸la i ca艂ej rodziny kr贸lewskiej, niech B贸g 艣wieci nad ich duszami. - Westchn臋艂a ci臋偶ko i si臋 prze偶egna艂a.

- Zmiany bywaj膮 okrutne - przyzna艂a Allegra.

- Ach - przypomnia艂a sobie Therese - pani te偶 cierpia艂a z powodu rewolucji. Pani hrabina mi opowiedzia艂a. - Przyjaznym gestem poklepa艂a Allegr臋 po d艂oni. - A mimo to ryzy­kowa艂a pani 偶ycie, 偶eby nas ratowa膰. Jest pani taka sama jak brat, ja艣nie pani ksi臋偶no. Allegra podnios艂a r臋k臋 do ust, by st艂umi膰 szloch. Przypomnia艂a sobie, jak si臋 w艣cieka艂a,

kiedy wszystkich, kt贸rzy chcieli jej s艂ucha膰, przekonywa艂a, 偶e g艂upot膮 jest odda膰 偶ycie za mi艂o艣膰, a tak w艂a艣nie zrobi艂 jej brat. Tymczasem ona sama ryzykowa艂a 偶ycie w imi臋 przyja藕ni, jak膮 darzy艂a lorda i lady Bellingham. Jamie - pomy艣la艂a, pieszczotliwie przyzywaj膮c brata w duchu - nauczy艂am si臋 od ciebie wi臋cej, ni偶 s膮dzi艂am. 艁za potoczy艂a si臋 po policzku Allegry, ksi臋偶na nie odezwa艂a si臋, a Therese, doskonale rozumiej膮c jej stan ducha, przymkn臋艂a oczy i opar艂a si臋 wygodnie, udaj膮c, 偶e 艣pi.

Dwa dni zaj臋艂a im podr贸偶 powrotna do Anglii, ale w ko艅cu wp艂yn臋li do portu w Brighton i zeszli z pok艂adu 鈥濻eagull". Z gospody 鈥濼he King's Arms" wys艂ali wiadomo艣膰 do lorda i lady Bellingham oraz do Charlesa Trenta. Dopiero potem zasiedli do gor膮cego posi艂ku, po czym z przyjemno艣ci膮 wsun臋li si臋 do ciep艂ych 艂贸偶ek.

Rozdzia艂 16

Hrabin臋 d'Aumont obudzi艂o pukanie do drzwi jej sypialni. Celin臋 zerwa艂a si臋 ze sk艂adanego 艂贸偶ka, na kt贸rym spa艂a, powiod艂a w ko艂o kaprawymi oczyma. Wsta艂a i po zimnej pod艂odze pobieg艂a otworzy膰 drzwi do komnaty. Modnie ubrana dama od razu i bez s艂owa odsun臋艂a j膮 na bok, wpad艂a do pokoju i wybuchn臋艂a p艂aczem.

- Och, Anne- Marie, to naprawd臋 ty - wyszlocha艂a dama. - Bogu dzi臋ki, jeste艣 bezpieczna! Gdzie dzieci? Wczoraj wieczorem ksi膮偶臋 przys艂a艂 wiadomo艣膰 do Londynu. Nie mogli艣my wytrzyma膰. Tw贸j wuj i ja wyruszyli艣my przed 艣witem, aby na w艂asne oczy zobaczy膰, 偶e

bezpiecznie dotarli艣cie do Anglii. - Pochyli艂a si臋 i przytuli艂a zaskoczon膮 Francuzk臋, kt贸ra r贸wnie偶 zala艂a si臋 艂zami.

- Ciocia! Ciocia! - 艂ka艂a. - Jak mam wam dzi臋kowa膰? Nie potrafi臋 powiedzie膰, jak bardzo jestem wdzi臋czna. Czeka艂 nas straszny los. Ocalili艣cie nas. - Czepia艂a si臋 r臋koma lady Bel- lingham, przytula艂a do niej i p艂aka艂a.

- Maman! Maman! - Marie- Claire i Jean- Robert wbiegli do pokoju matki. - Wszystko w porz膮dku? Co si臋 sta艂o? - zapyta艂o starsze z dzieci.

- Moje dzieci! - lady Bellingham wyprostowa艂a si臋 i odwr贸ci艂a do malc贸w. - Moje dzieci, jestem wasz膮 cioteczn膮 babk膮, jestem lady Ciark臋 Bellingham. Witajcie w Anglii, moi kochani. Witajcie!

Marie- Claire z艂o偶y艂a dworny uk艂on, a m艂ody Jean- Robert sk艂oni艂 si臋 bardzo elegancko.

- Dzi臋kuj臋, cioteczna babciu - powiedzia艂a dziewczynka.

- Dzi臋kuj臋, cioteczna babciu - powt贸rzy艂 za siostr膮 Jean- Robert.

- Lady Bellingham - Allegra wesz艂a do pokoju.

- Allegro, moja kochana dziewczyno, co ty tutaj robisz? - obecno艣膰 ksi臋偶nej Sedgwick niezmiernie zaskoczy艂a starsz膮 dam臋.

- Ciociu, to w艂a艣nie ksi臋偶na, jej przyjaci贸艂ki, osobista pokoj贸wka, Honor, i ich m臋偶owie nas uratowali. Przysz艂y do domu ubrane tak jak te straszne kreatury, kt贸re zawsze przesiaduj膮 pod gilotyn膮 i robi膮 na drutach. Honor by艂a wspania艂a. Z g贸ry potraktowa艂a szefa Komitetu Ocalenia Publicznego w St. Jean Baptiste. Krzycza艂a, 偶e czeka go straszny los, je偶eli nie zastosuje si臋 do jej polece艅.

- Mo偶emy porozmawia膰 o tym przy 艣niadaniu - przerwa艂a Allegra. - Prosz臋, droga lady Bellingham, prosz臋 ze mn膮. Zje pani z nami.

Lady Bellingham by艂a blada jak 艣ciana. Tak piorunuj膮ce wra偶enie zrobi艂y na niej kr贸tkie wyja艣nienia kuzynki.

- Ty, Honor i kto jeszcze? - z trudem wyrzuci艂a z siebie. - Chyba nie Eunice i Caroline?

- Dzie艅 dobry, ciociu - lady Walworth wysun臋艂a g艂ow臋 zza uchylonych drzwi.

- Och! - wykrzykn臋艂a lady Bellingham i ci臋偶ko usiad艂a na 艂贸偶ku. - Nie wierz臋 w艂asnym uszom. Przecie偶 mogli was wszystkich zabi膰!

- Ale nie zabili - beztroskim tonem stwierdzi艂a Allegra. - Prawd臋 m贸wi膮c, to nie by艂o nic trudnego. - Uj臋艂a starsz膮 dam臋 pod rami臋 i d藕wign臋艂a z 艂贸偶ka. - Chod藕my, prosz臋 si臋 do nas przy艂膮czy膰. Mamy osobn膮 jadalni臋, a je艣li zaraz tam nie p贸jdziemy, panowie wszystko zjedz膮. - Roze艣mia艂a si臋 lekko.

Posz艂y do jadalni, gdzie ksi膮偶臋 wraz z przyjaci贸艂mi raczy艂 lorda Bellinghama opowiadaniem o wydarzeniach kilku ostatnich dni. Starszy pan by艂 pod silnym wra偶eniem ich dokona艅 i bardzo szcz臋艣liwy, 偶e wszystko dobrze posz艂o. Kiedy do jadalni wesz艂a bratanica w szlafroku, u艣ciska艂 si臋 z ni膮 bardzo serdecznie i z niek艂aman膮 rado艣ci膮 powita艂 w Anglii ca艂膮 jej nieliczn膮 rodzin臋.

- Zatrzymacie si臋, naturalnie, u nas - zaprosi艂 ca艂膮 pi膮tk臋.

- Tylko na pewien czas - cichym, 艂agodnym g艂osem powiedzia艂a hrabina. - Nie mo偶emy si臋 wam narzuca膰. Mam bi偶uteri臋 i ukryte z艂ote monety. Musz臋 znale藕膰 dom i sama zadba膰 o siebie, dzieci i dwie s艂u偶膮ce, kt贸re ze mn膮 przyby艂y. Bez Therese i Celin臋 ani moje dzieci, ani ja nie zdo艂aliby艣my prze偶y膰.

- Moja droga, o tym porozmawiamy, kiedy dobrze odpoczniecie - przyjaznym tonem przerwa艂 lord Bellingham i serdecznie poklepa艂 j膮 po ramieniu.

- Frederick! Co masz do powiedzenia tym g艂upim dziewczynom? - denerwowa艂a si臋 lady Bellingham.

- Moje drogie - lord Bellingham odwr贸ci艂 si臋 i dwornie uk艂oni艂 si臋 Allegrze, Caroline i Eunice. - Nie mog臋 wyj艣膰 z podziwu. Przera偶enie mnie ogarnia, kiedy pomy艣l臋, co zrobi­艂y艣cie. Co za odwaga! Allegro, jaki niebywale sprytny plan! S艂ysz臋, 偶e to twoja pokoj贸wka, Honor, odegra艂a g艂贸wn膮 rol臋.

- To prawda - przyzna艂a Allegra.

- Frederick! Przecie偶 mogli wszyscy zgin膮膰! - krzykn臋艂a lady Bellingham.

- Ale nie zgin臋li. A teraz, 偶ono, jestem g艂odny. Zerwa艂a艣 mnie z 艂贸偶ka przed 艣witem, 偶eby jecha膰 do Brighton, Ju偶 nie mog臋 si臋 doczeka膰 befsztyka i tych smakowicie wygl膮daj膮­cych jajek.

Wszyscy si臋 roze艣miali, nawet francuska hrabina, kt贸ra wprawdzie nie zrozumia艂a s艂owa z tego, co powiedzia艂 wuj, ale ton i gesty nie pozostawia艂y w膮tpliwo艣ci, o co mu chodzi, Do Londynu wyjechali w po艂udnie i dotarli do miasta tu偶 po zmroku. Okaza艂o si臋, 偶e w Morgan House na Berklcy Square czeka na nich lord Morgan. Marker zaj膮艂 si臋 ich wierzchnimi okryciami.

- Ciesz臋 si臋, 偶e widz臋 was oboje - m贸wi艂 lord Morgan, kiedy przechodzili do ma艂ego saloniku rodzinnego, gdzie w kominku p艂on膮艂 ogie艅. M艂ody lokaj przyni贸s艂 tac臋 z herbat膮 i postawi艂 j膮 na stoliku.

- Napijesz si臋 herbaty, tato? - zaproponowa艂a Allegra. - Jestem zaskoczona, widz膮c ci臋 dzisiaj w mie艣cie.

A jak tam by艂o w Brighton? - zapyta艂 lord Morgan. - A mo偶e powinienem zapyta膰: we Francji?

Prosi艂am Charlesa, 偶eby nic ci nie m贸wi艂 - Allegra spokojnie poda艂a m臋偶owi fili偶ank臋 herbaty, nast臋pn膮 podsun臋艂a ojcu.

Nie mia艂 wyboru, Allegro. Przyjecha艂em do Londynu wczoraj. Gdybym zjawi艂 si臋 dopiero dzisiaj, m贸g艂by przede mn膮 ukry膰 to szale艅stwo, ale kiedy wczoraj p贸藕nym wieczorem ci膮gle was nie by艂o w domu, musia艂 mi powiedzie膰. Na szcz臋艣cie wiadomo艣膰 przes艂ana przez Quintona oszcz臋dzi艂a mi niepotrzebnych zmartwie艅. - Odwr贸ci艂 si臋 do zi臋cia: - A ty, panie? Nie mog艂e艣 temu zapobiec? Nie mog艂e艣 powstrzyma膰 偶ony? Nie mog艂e艣 jej przekona膰, 偶eby nie bra艂a udzia艂u w tej niebezpiecznej grze?

Szanowny panie - odparowa艂 ksi膮偶臋 - czy kiedy by艂a pod twoj膮 opiek膮, potrafi艂e艣 odwie艣膰 j膮 od czego艣, co sobie postanowi艂a?

Mia艂em nadziej臋 - lord Morgan ci臋偶ko westchn膮艂 - 偶e uczucie, jakim ci臋 darzy, zmieni moj膮 c贸rk臋. Teraz widz臋, 偶e si臋 艂udzi艂em.

Oj, papciu - przymila艂a si臋 Allegra - nie r贸b z tego wielkiej sprawy. Pojechali艣my i wr贸cili艣my. Pa艅stwo Bellingham s膮 uszcz臋艣liwieni, 偶e uda艂o si臋 nam uratowa膰 Anne- Marie i jej dzieci. Sprowadzili艣my do Anglii nawet dwie jej s艂u偶膮ce. Stara kucharka, Therese, zabi艂a szefa Komitetu Ocalenia Publicznego, 偶eby艣my mogli uciec. A pami臋tasz, jaki by艂e艣 ubawiony, kiedy dowiedzia艂e艣 si臋, 偶e Honor razem z nami uczy si臋 fran­cuskiego? I wiesz co? To Honor zosta艂a bohaterk膮 wyprawy. Udawa艂a przyw贸dczyni臋. Doskonale wiedzia艂a, jak rozmawia膰 z tym strasznym cz艂owiekiem. Nie藕le go przestraszy艂a, papciu. Nie wiem, co by艣my bez niej zrobili!

Dzi臋ki Bogu, 偶e ju偶 po wszystkim! - lord Morgan westchn膮艂 z ulg膮. - Ale, Allegro, mam nadziej臋, 偶e ani ty, ani Quinton ju偶 nigdy nie pope艂nicie takiego szale艅stwa. Nie, papciu - obieca艂a. - Za kilka dni jedziemy do Hunter^ Lair. Mamy do艣膰 wra偶e艅 i dosy膰 Londynu do ko艅ca 偶ycia.

Chcia艂bym, 偶eby艣cie przed powrotem do domu wst膮pili do Morgan Court - poprosi艂 lord Morgan. - Twoja macocha nie czuje si臋 dobrze i chce was oboje zobaczy膰. Tato! Co si臋 dzieje? - Allegra by艂a powa偶nie zaniepokojona.

Nic strasznego, c贸reczko, ale Olympia chce si臋 z wami zobaczy膰. Dlatego przyjecha艂em do Londynu. Jutro wracam do domu. Rozumiem, 偶e ty i Quinton wyjedziecie za kilka dni, kiedy ju偶 po偶egnacie si臋 ze wszystkimi.

Ciocia mama od kilku miesi臋cy nie czuje si臋 dobrze - m贸wi艂a Allegra m臋偶owi wieczorem. Byli ju偶 w 艂贸偶ku, le偶eli przytuleni do siebie. - Zastanawiam si臋, co si臋 dzieje. Ciocia

mama i tata bardzo si臋 kochaj膮. Nie chcia艂abym, 偶eby tata cierpia艂. Jak s膮dzisz, Quintonie, chyba ona nie umrze? - 艣widrowa艂a go zaniepokojonymi oczami.

- Tw贸j tata m贸wi艂, 偶e to nic powa偶nego. Kochanie, uwa偶am, 偶e powinni艣my mu wierzy膰 - odpar艂 ksi膮偶臋. - S艂uchaj, zdaje mi si臋, 偶e przed wyjazdem do Francji wyg艂osi艂a艣 bardzo 偶arliw膮 mow臋 na temat konieczno艣ci starania si臋 o potomk贸w. - W oczach Quintona nie by艂o niepokoju, b艂yska艂y w nich figlarne ogniki. - Chyba powinienem zacz膮膰 nadrabia膰 braki. Co pani na to, ksi臋偶no?

Ku jego zaskoczeniu odepchn臋艂a go od siebie.

- Przepraszam, Quintonie. Bardzo martwi臋 si臋 o cioci臋 mam臋. Nie potrafi艂abym si臋 teraz odda膰 nami臋tno艣ci. Nie gniewaj si臋, prosz臋. - Musn臋艂a go wargami.

By艂 bardzo zdziwiony, ale rozumia艂 偶on臋.

- Kocham ci臋, Allegro. Nic tego nie zmieni.

- Kochany, jeste艣 dla mnie taki dobry.

Dwa dni p贸藕niej opu艣cili Londyn. Podr贸偶 do Morgan Court zajmowa艂a kilka dni, a potem mieli przed sob膮 jeszcze dwadzie艣cia mil do domu. Zatrzymywali si臋 w mi艂ych i wygodnych gospodach, jednak z ka偶d膮 mijan膮 mil膮 Allegra coraz bardziej niepokoi艂a si臋 o macoch臋. Na dobr膮 spraw臋 to Olympia j膮 wychowywa艂a. Allegra bardzo j膮 kocha艂a. By艂a bardzo szcz臋艣liwa, kiedy wychodzi艂a za lorda Morgana, a i on po wielu latach wymuszonej samotno艣ci szczerze radowa艂 si臋 艣lubem. Co si臋 sta艂o?

Do Morgan Court zajechali w porze podwieczorku. Z dworu wybieg艂 lokaj i otworzy艂 drzwi powozu. Opu艣ci艂 stopnie i pom贸g艂 ksi臋偶nej Sedgwick wysi膮艣膰. Allegra, owini臋ta ciem­nozielonym aksamitnym p艂aszczem z kapturem obramowanym futrem bobra, od razu wesz艂a do domu i rzuci艂a p艂aszcz lokajowi. M膮偶 uda艂 si臋 za ni膮. Ojciec wyszed艂 do hallu, 偶eby powita膰 przyby艂ych.

- Moje kochane dziecko. Chod藕cie, Olympia na was czeka - powiedzia艂 i poprowadzi艂 ich do ma艂ego saloniku, w kt贸rym 偶ona czeka艂a na go艣ci.

- Allegra. Quinton. - Lady Morgan podnios艂a si臋 z kanapy i z wyci膮gni臋tymi w powitalnym ge艣cie r臋koma pozdrowi艂a par臋 m艂odych ludzi.

- Ciociu mamo! - pisn臋艂a zaskoczona Allegra. - Co ci si臋 sta艂o?! - krzykn臋艂a, nie mog膮c ukry膰 zdumienia. Macocha mia艂a zniekszta艂con膮 figur臋, by艂a ca艂a spuchni臋ta. - Co ci jest? Co znaczy ta straszna tusza? B艂agam, nie m贸w, 偶e umierasz. Nie znios臋 tego!

- Dzi臋kuj臋, kochanie, dzi臋kuj臋 za trosk臋 - Olympia Morgan roze艣mia艂a si臋 cicho. - Nie, nie umieram. Usi膮d藕, Allegro. Ojciec i ja pragniemy podzieli膰 si臋 z wami nowin膮.

Powiedzieliby艣my wam wcze艣niej, ale sami nie mogli艣my w to uwierzy膰 i przez kilka

miesi臋cy lekcewa偶yli艣my objawy. Allegro, spodziewam si臋 dziecka. W maju ty i Sirena

b臋dziecie mia艂y braciszka albo siostrzyczk臋. Oboje z ojcem my艣leli艣my, 偶e ju偶 mamy za

sob膮 czasy opieki nad niemowlakami, tymczasem okaza艂o si臋, 偶e nie. Jeszcze nic nie

powiedzia艂am Sirenie, poniewa偶 nied艂ugo b臋dzie rodzi膰, a ba艂am si臋, 偶e taka wiadomo艣膰

ni膮 wstrz膮艣nie, tak jak, co widz臋, wstrz膮sn臋艂a tob膮 - zako艅czy艂a lady Morgan.

Allegra wodzi艂a wzrokiem od macochy do ojca. B臋d膮 mieli dziecko. Tych dwoje. Przecie偶

s膮 starzy. Starzy! A jednak b臋d膮 mieli dziecko. Sama jest m臋偶atk膮 od ponad pi臋ciu miesi臋cy i

nie spodziewa si臋 dziecka, a przecie偶 jest m艂oda. Quinton jest m艂ody. Ojciec i ciocia mama s膮

starzy, tymczasem ma przed sob膮 macoch臋 grub膮 jak beczka, bo p膮czkuje w niej nowe 偶ycie.

Nie by艂a pewna, czy potrafi to znie艣膰. To zbyt straszne! Po prostu okropne!

- Panie - lord Morgan zwr贸ci艂 si臋 do ksi臋cia - b臋dziemy musieli porozmawia膰 na temat posagu Allegry i jeszcze raz om贸wi膰 spraw臋 spadku. W obecnej sytuacji musz臋 pami臋ta膰 o drugim spadkobiercy.

- Naturalnie - przyzna艂 Quinton Hunter. - Rozumiem to doskonale, sir.

- Chc臋 jecha膰 do domu - powiedzia艂a Allegra, wsta艂a i wysz艂a z salonu, nawet nie m贸wi膮c do widzenia ani ojcu, ani macosze.

- Jest p贸藕no i konie s膮 zm臋czone! - krzykn膮艂 za ni膮 ksi膮偶臋.

- We藕miemy 艣wie偶e konie ze stajni - lodowatym tonem odpar艂a Allegra. - Chc臋 jecha膰 do domu!

- A widzisz! - zwr贸ci艂a si臋 lady Morgan do m臋偶a. - M贸wi艂am ci, Septimusie. Powinni艣my powiedzie膰 jej wcze艣niej. Teraz Allegra jest zdenerwowana, ta wiadomo艣膰 wytr膮ci艂a j膮 z r贸wnowagi. B贸g jeden wie, jak zareaguje Sirena, kiedy jej w ko艅cu powiemy.

- Pobiegn臋 za ni膮 i przyprowadz臋 z powrotem - zaproponowa艂 ksi膮偶臋. - Wysz艂a na dw贸r bez p艂aszcza.

- Nie - lady Morgan odrzuci艂a propozycj臋 ksi臋cia. - Znam Allegr臋 lepiej ni偶 pan. Prosz臋 mi wierzy膰, prze偶y艂a du偶y wstrz膮s. Lepiej, by zabra艂 j膮 pan do domu. Tam wszystko spo­kojnie przetrawi. B臋dzie nieszcz臋艣liwa, dop贸ki wszystkiego sobie nie pouk艂ada, dop贸ki sama z sob膮 nie dojdzie do porozumienia. I, Septimusie, 偶adnych rozm贸w na lemat maj膮tku Allegry, dop贸ki dziecko si臋 nie urodzi. Rozumiesz?

- Dobrze, moja droga - zgodzi艂 si臋 lord Morgan i zaraz odwr贸ci艂 si臋 do zi臋cia: - Biegnij, Quintonie. Porozmawiamy przy innej okazji.

Ksi膮偶臋 znalaz艂 偶on臋 w powozie. Siedzia艂a wtulona w k膮t i dr偶a艂a. Okry艂 j膮 podbit膮 futrem peleryn膮, kt贸r膮 wcze艣niej odebra艂 od lokaja.

- Dok膮d jedziemy? - zapyta艂, z trudem powstrzymuj膮c 艣miech.

- Jak mo偶esz stroi膰 sobie 偶arty! - Allegra podnios艂a na niego oczy. - 艢wiat si臋 wywraca do g贸ry nogami, a ty si臋 艣miejesz. Jakie艣 dwie godziny drogi st膮d w kierunku domu jest go­spoda. Nic wielkiego, ale zupe艂nie przyzwoita. - Szczelniej otuli艂a si臋 peleryn膮 i odwr贸ci艂a od m臋偶a. Kilka nast臋pnych godzin przesiedzia艂a w milczeniu.

Nigdy wcze艣niej nie zatrzymywali si臋 w gospodzie 鈥濪ucks and Drak臋", mimo to w艂a艣ciciel natychmiast ich pozna艂. W uk艂onach wprowadzi艂 przyby艂ych do 艣rodka, przeprasza艂, 偶e zajazd nie jest du偶y i 偶e mo偶e im zaproponowa膰 tylko najwi臋ksz膮 sypialni臋.

- Jeste艣my wdzi臋czni, 偶e mo偶emy si臋 tu zatrzyma膰 - podzi臋kowa艂 mu ksi膮偶臋. - Prosimy o kolacj臋. Czy jest tu jaki艣 osobny pok贸j, w kt贸rym mogliby艣my zje艣膰?

- Tak, wielmo偶ny panie - zapewni艂 w艂a艣ciciel gospody, ponownie si臋 k艂aniaj膮c. - Mam r贸wnie偶 mniejsze pokoje dla pa艅stwa s艂u偶膮cych.

- Doskonale - ucieszy艂 si臋 ksi膮偶臋. - A teraz zaprowad藕 nas do naszego pokoju. Jeste艣my gotowi do kolacji. Mamy za sob膮 d艂ugi dzie艅 i chocia偶 nasta艂a ju偶 wiosna, nadal jest do艣膰 ch艂odno.

- Wasza Mi艂o艣膰, mam ca艂kiem dobre sherry - zaproponowa艂 gospodarz. - 呕yczy pan sobie, 偶ebym przyni贸s艂?

Ksi膮偶臋 z u艣miechem skin膮艂 g艂ow膮 i zaprowadzi艂 偶on臋 do ma艂ej jadalni, wskazanej przez w艂a艣ciciela gospody.

Allegra stara艂a si臋 zachowa膰 spok贸j, kiedy gospodarz i panna s艂u偶膮ca kr臋cili si臋 wok贸艂 nich, zabieraj膮c wierzchnie okrycia, przynosz膮c sherry i rozlewaj膮c j膮 do niewielkich szklaneczek. Wybuchn臋艂a dopiero, gdy za obs艂uguj膮cymi zamkn臋艂y si臋 drzwi.

- Nie mog臋 w to uwierzy膰! Jak mogli co艣 takiego zrobi膰? To wstyd, 偶eby ludzie w ich wieku spodziewali si臋 dziecka. Wiedzia艂am, co robi膮 za tymi zamkni臋tymi drzwiami jeszcze przed naszym 艣lubem, ale nigdy nie przypuszcza艂am, 偶e te ekscesy sko艅cz膮 si臋 ci膮偶膮!

- A dlaczego nie? - zapyta艂 m膮偶.

- Dlaczego nie? - prawie pisn臋艂a. - Ojciec ma ponad pi臋膰dziesi膮t lat, a ciocia mama jest po czterdziestce. Dlatego. Quintonie, ludzie w ich wieku nie spodziewaj膮 si臋 dzieci. Ostatnim dzieckiem macochy by艂a Sirena. B贸g jeden wie, co biedna sobie pomy艣li, kiedy si臋 o tym dowie. Ciotka albo wuj jej w艂asnego dziecka b臋dzie od niego m艂odszy. To ohydne! Spro艣ne!

- Uwa偶am, 偶e raczej romantyczne - sprzeciwi艂 si臋 ksi膮偶臋.

Ale偶 ty si臋 zmieni艂e艣! - Allegra zgani艂a m臋偶a. - Kiedy艣, Quintonie, by艂e艣 cz艂owiekiem trze藕wym, praktycznym. A teraz uwa偶asz za bardzo romantyczne to, 偶e tw贸j starzej膮cy si臋 te艣膰 i jego 偶ona znowu zostan膮 rodzicami, podczas gdy my nie spodziewamy si臋 dziecka. M贸j ojciec nie potrzebuje spadkobiercy. Ju偶 go ma.

A wi臋c o to ci chodzi? To dlatego si臋 z艂o艣cisz, Allegro - powiedzia艂 przyciszonym g艂osem. - B臋dziesz musia艂a podzieli膰 si臋 maj膮tkiem ojca z dzieckiem, kt贸re przyjdzie na 艣wiat. A czy ty, decyduj膮c si臋 na 艣lub ze mn膮, nie chcia艂e艣 po艂膮czenia najbardziej b艂臋kitnej krwi w ca艂ej Anglii z najwi臋ksz膮 fortun膮 w kraju? Teraz, Quintonie, nie b臋d臋 najbogatsz膮 dziewczyn膮 w Anglii. Je艣li ojciec b臋dzie mia艂 syna, stracimy znaczn膮 cz臋艣膰 maj膮tku. Lepiej m贸dl si臋, by ciocia mama urodzi艂a c贸rk臋. Wtedy przynajmniej zachowamy po艂ow臋 tego, co mamy.

To nie ma znaczenia - uj膮艂 jej r臋ce w swoje d艂onie. - Rok temu nie powiedzia艂bym ci niczego takiego ani nie uwierzy艂bym, gdyby kto艣 to mnie powiedzia艂. Pojecha艂em do Lon­dynu, 偶eby znale藕膰 bogat膮 偶on臋. Znalaz艂em. Nie zamierza艂em jednak si臋 w niej zakocha膰, tymczasem, owszem, zakocha艂em si臋. Hunter's Lair zosta艂o odrestaurowane. Ma艂o powiedziane, rezydencja teraz jest pi臋kniejsza, ni偶 kiedykolwiek by艂a. A wszystko dzi臋ki twojej i twojego ojca hojno艣ci. Tw贸j ojciec zaofiarowa艂 si臋 rok w rok wyp艂aca膰 tobie i mnie niebywale wysokie sumy. 呕adne z nas nie wyda艂o wiele z tych pieni臋dzy, poniewa偶 oboje jeste艣my z natury skromni i oszcz臋dni. Do ko艅ca naszych dni mo偶emy 偶y膰 wygodnie za pieni膮dze, kt贸re tylko w tym roku dostali艣my od twojego ojca. A prze- ci臋偶 pozostaj膮 jeszcze twoje inwestycje, moja ukochana ksi臋偶no. Nigdy nie b臋dziemy biedni, Allegro, chyba 偶e kt贸re艣 z nas zacznie uprawia膰 hazard. Cokolwiek tw贸j ojciec zechce nam da膰 po urodzeniu si臋 tego dziecka, przyjmiemy z wdzi臋czno艣ci膮 i uznamy, 偶e to du偶o. Septimus Morgan jest cz艂owiekiem sprawiedliwym. - Quinton Hunter obj膮艂 偶on臋 ramieniem. - A ja jestem szcz臋艣liwy, 偶e mam ciebie, kochana.

Nie chodzi tylko o maj膮tek - wyrzuci艂a z siebie. - Czy wiesz, jakie to kr臋puj膮ce, jakie to przykre, kiedy kobieta w moim wieku nie mo偶e mie膰 dzieci? Zw艂aszcza gdy i kuzynka, i macocha s膮 w ci膮偶y i wkr贸tce b臋d膮 rodzi膰? Zabiera mi si臋 m贸j maj膮tek, a ja nawet nie mog臋 da膰 ci potomka. Quintonie, wygl膮da na to, 偶e 偶eni膮c si臋 ze mn膮, zrobi艂e艣 kiepski interes.

Kochasz mnie? - zapyta艂, z g贸ry spogl膮daj膮c w jej niespokojne oczy. - Kochasz mnie, moja ukochana ksi臋偶no? Kocham! - krzykn臋艂a. - Jak mo偶esz jeszcze w to w膮tpi膰?

- To dlaczego ty we mnie w膮tpisz, Allegro? Kocham ci臋 i ca艂y tw贸j maj膮tek nic dla mnie nie znaczy, je艣li ty odwzajemniasz moj膮 mi艂o艣膰. - Poca艂owa艂 j膮 nami臋tnie.

Wtuli艂a si臋 w niego, oczy zaszkli艂y si臋 艂zami. Quinton jest dobrym cz艂owiekiem, jest serdeczny. Wiedzia艂a jednak, 偶e tak naprawd臋 on inaczej my艣li. Tylko tak m贸wi. Nie mia艂 czasu, 偶eby powa偶nie rozwa偶y膰 sytuacj臋. Ale, och, tak bardzo pragn臋艂a wierzy膰 w to, co Quinton powiedzia艂! Wr贸c膮 do Hunter's Lair i nied艂ugo sam uzna ma艂偶e艅stwo z ni膮 i jej n臋dznym posagiem za kiepski interes. Zw艂aszcza je艣li ona nie b臋dzie mog艂a wywi膮za膰 si臋 ze swojej cz臋艣ci umowy i nie da mu syna.

Czu艂 jej niepok贸j. Jak ma j膮 przekona膰, 偶e bez wzgl臋du na to, co si臋 stanie, kocha j膮 ponad wszystko w 艣wiecie? Westchn膮艂, jeszcze mocniej przytuli艂 j膮 do siebie, wargami muska艂 w艂osy na czubku g艂owy.

Przyniesiono kolacj臋, ale Allegra niewiele jad艂a. Straci艂a apetyt, nic jej nie smakowa艂o. Ksi膮偶臋 natomiast jad艂 du偶o i ze smakiem. Spo偶y艂 du偶y kawa艂 pieczeni wo艂owej, potem na­艂o偶y艂 sobie piecze艅 zapiekan膮 w cie艣cie, pieczonego na ruszcie 艂ososia z dodatkiem koperkowego sosu, fasolk臋 szparagow膮, do tego chleb z mas艂em, wreszcie ser, a na deser krem karmelowy. W艂a艣ciciel gospody mia艂 zaskakuj膮co du偶y wyb贸r znakomitego francuskiego wina Bordeaux. Quinton Hunter wypi艂 do kolacji trzy kielichy.

Nast臋pnego dnia wyjechali wcze艣nie rano. Gospodarz przygotowa艂 im solidne wiejskie 艣niadanie. Allegra dzioba艂a po talerzu, a jej m膮偶, jak to okre艣li艂a, 鈥炁糰r艂 jak ci臋偶ko pracuj膮cy ch艂op". Odjechali zaopatrzeni w koszyk z jedzeniem na drog臋. Oko艂o po艂udnia zatrzymali si臋, 偶eby da膰 odpocz膮膰 koniom, a o drugiej ju偶 byli znowu w drodze. O czwartej, kiedy prze­je偶d偶ali obok sporej, najwyra藕niej dobrze prosperuj膮cej gospody, jaki艣 cz艂owiek wybieg艂 na drog臋 i zacz膮艂 do nich macha膰.

- Ksi膮偶臋 Sedgwick? - zapyta艂, kiedy si臋 zatrzymali.

- Ja jestem ksi臋ciem Sedgwick - Quinton Hunter wysun膮艂 g艂ow臋 z powozu.

- Wasza Mi艂o艣膰, lord Morgan wys艂a艂 nas przodem. S膮 tu dla pa艅stwa pokoje, a w stajni czekaj膮 wasze w艂asne najlepsze konie. Lord Morgan prosi艂, 偶eby ludzie jutro przyprowadzili z powrotem jego konie. Prosz臋 tu skr臋ci膰 i wjecha膰, wielmo偶ny panie. - Cz艂owiek odwr贸ci艂 si臋, wzi膮艂 konia za uzd臋 i wprowadzi艂 pow贸z na podw贸rze przed gospod膮.

- Co za troska! - kwa艣no zauwa偶y艂a Allegra.

- Oj, jest naprawd臋 w z艂ym humorze - szepn臋艂a Honor do Hawkinsa, kiedy wysiadali z powozu. - Takiej jej jeszcze nie widzia艂am, a przecie偶 znam pani膮 od dziecka.

- Rozpieszczona pannica - fukn膮艂 Hawkins.

Gadaj tak dalej, a na pewno za ciebie nie wyjd臋 - zagrozi艂a Honor.

Teraz ju偶 musisz. Przecie偶 masz w brzuchu moje dziecko - roze艣mia艂 si臋, bardzo z siebie

zadowolony. - Zaraz, jak tylko przyjedziemy do Hunter's Lair, dziewczyno!

Peterze Hawkins, zamknij si臋! Tego jeszcze brakowa艂o, by pani si臋 dowiedzia艂a, 偶e ja

nosz臋 w sobie dziecko, a ona nie. Powiedz jedno s艂owo, a przysi臋gam, 偶e ci臋 zabij臋!

Nie wiem, jak d艂ugo jeszcze uda ci si臋 to ukrywa膰 - buntowa艂 si臋 Hawkins.

Tak d艂ugo, jak b臋dzie trzeba - o艣wiadczy艂a Honor stanowczo.

Dziewczyno, jeste艣 dla niej za dobra - szepn膮艂 Hawkins z czu艂o艣ci膮.

Nast臋pnego dnia w ko艅cu dotarli do Hunter's Lair. Nie by艂o ich dwa miesi膮ce, wyjechali w 艣rodku zimy, teraz na wsi by艂a wiosna. Okoliczne wzg贸rza by艂y ju偶 zielone i us艂ane z艂otymi 偶onkilami. Drzewa w sadach zaczyna艂y 偶y膰, mia艂y coraz wi臋ksze p膮ki. O藕rebi艂o si臋 kilka klaczy ksi臋cia i w ci膮gu dnia 藕rebaki ju偶 wypuszczano z matkami na pastwisko. Dom wygl膮da艂 przepi臋knie w promieniach popo艂udniowego s艂o艅ca, wychodz膮ce na zach贸d okna pob艂yskiwa艂y soczyst膮 czerwieni膮 i z艂otem jak p艂omienie ognia.

Na widok domu Allegra si臋 nieco rozchmurzy艂a. U艣miechn臋艂a si臋 do siebie, a ksi膮偶臋, widz膮c jej u艣miech i rado艣膰 w oczach, poczu艂, 偶e mu serce ro艣nie. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋, uj膮艂 d艂o艅 Allegry i lekko u艣cisn膮艂. Spojrza艂a mu w oczy i znowu si臋 u艣miechn臋艂a.

- Nie chc臋 nigdy st膮d wyje偶d偶a膰 - o艣wiadczy艂a.

- Ja te偶 nie chc臋 - przyzna艂. - Moja ukochana ksi臋偶no, b臋dziemy tu sobie 偶yli jak u Pana Boga za piecem.

- Wasze Mi艂o艣cie, witamy w domu. - Crofts wyszed艂 z rezydencji i pozdrowi艂 ich serdecznie. - Mam dla pa艅stwa wiadomo艣膰. Przysz艂a dzisiaj rano od hrabiego Pickford. S艂u偶膮cy, kt贸ry j膮 przyni贸s艂, m贸wi, 偶e lady Sirena ju偶 urodzi艂a. - Wr臋czy艂 Allegrze zalakowany pakiecik.

Allegra szybko z艂ama艂a piecz臋膰. Przebieg艂a wzrokiem zapisan膮 stron臋 i u艣miechn臋艂a si臋 szeroko.

- To ch艂opiec - powiedzia艂a, spogl膮daj膮c na Quintona. - George Octavius William, a my b臋dziemy rodzicami chrzestnymi. Czy ten s艂u偶膮cy jeszcze tu jest? - zapyta艂a Croftsa.

- Nie, Wasza Mi艂o艣膰. Ju偶 go odes艂a艂em. Nie wiedzieli艣my, kiedy si臋 mamy pa艅stwa spodziewa膰 - wyja艣ni艂 Crofts.

Allegra posmutnia艂a, ale zaraz znowu si臋 rozchmurzy艂a.

- Musz臋 mie膰 troch臋 czasu, 偶eby napisa膰 do Sireny. Jutro rano wy艣l臋 kt贸rego艣 z naszych ludzi do nich z listem. A mo偶e sami pojedziemy, Quintonie. Ma艂y ch艂opczyk! Ale偶 musz膮 by膰 szcz臋艣liwi - m贸wi艂a Allegra z pewnym smutkiem.

- Powinna艣 kilka dni odpocz膮膰 - zdecydowa艂 ksi膮偶臋. - Zima w Londynie, potem wyprawa do Francji i teraz ta podr贸偶... Naprawd臋 uwa偶am, 偶e na pewien czas powinna艣 zwolni膰 tempo. Nie chc臋, 偶eby艣 si臋 rozchorowa艂a, Allegro. - Podni贸s艂 do ust jej d艂o艅 i czule uca艂owa艂. - Pami臋taj, ksi臋偶no, je艣li mamy dor贸wna膰 Sirenie i Ocky'emu, czeka nas jeszcze sporo pracy.

Allegra u艣miechn臋艂a si臋 smutno i cofn臋艂a d艂o艅.

- Natychmiast napisz臋 list do Sireny, 偶eby pos艂aniec m贸g艂 go dostarczy膰 z samego rana. Kolacj臋 zjedli w milczeniu. Allegra musia艂a przyzna膰, 偶e jest zm臋czona. Po艂o偶yli si臋

razem, Quinton obj膮艂 j膮 ramionami i przytuli艂, ca艂uj膮c w czubek g艂owy. Instynktownie wiedzia艂, 偶e Allegra nie ma ochoty na mi艂o艣膰. Rozumia艂, 偶e - jak to powiedzia艂a jej macocha - musi pogodzi膰 si臋 z sytuacj膮. Spa艂 mocno, obudzi艂 si臋, kiedy s艂o艅ce ju偶 dobrze o艣wietla艂o sypialni臋. Allegry w 艂贸偶ku nie by艂o. Zawo艂a艂 偶on臋, ale nie otrzyma艂 odpowiedzi. Poci膮gn膮艂 za sznurek dzwonka.

- Dzie艅 dobry, Wasza Mi艂o艣膰! - Hawkins niemal natychmiast odpowiedzia艂 na wezwanie.

- Czy ksi臋偶na zesz艂a na 艣niadanie? - zapyta艂 osobistego lokaja.

- Nie, wielmo偶ny panie. Jej Mi艂o艣膰 wybieg艂a z domu o 艣wicie. Honor m贸wi, 偶e pojecha艂a odwiedzi膰 wicehrabin臋 i jej nowo narodzone dziecko.

- Niech to diabli! - wyrwa艂o si臋 ksi臋ciu, a Hawkins u艣miechn膮艂 si臋 ukradkiem. Ksi膮偶臋 zmieni艂 temat. - A kiedy ty i Honor si臋 pobieracie?

- Za trzy tygodnie, Wasza Mi艂o艣膰 - odpowiedzia艂 lokaj. - Musz膮 wyj艣膰 zapowiedzi. Najwy偶szy czas, d艂u偶ej nie mo偶na ju偶 czeka膰, je艣li pan mnie rozumie, wielmo偶ny panie. - Znacz膮co przymru偶y艂 oko.

- Dobry Bo偶e! - wykrzykn膮艂 ksi膮偶臋, kiedy znaczenie s艂贸w lokaja dotar艂o do jego jeszcze zaspanego umys艂u.

- Honor m贸wi, 偶e Jej Mi艂o艣ci nie mo偶emy powiedzie膰, ale Wasza Mi艂o艣膰 chyba powinien wiedzie膰 - m贸wi艂 Hawkins.

- To prawda - przyzna艂 ksi膮偶臋 - ale Jej Mi艂o艣膰 i tak wkr贸tce si臋 zorientuje, prawda, Hawkins?

- No tak, wielmo偶ny panie, ale jest nadzieja, 偶e do tego czasu Jej Mi艂o艣膰 sama b臋dzie spodziewa艂a si臋 dziecka - szczerze odpowiedzia艂 s艂u偶膮cy i mocno si臋 zarumieni艂. - Wasza Mi艂o艣膰, bardzo przepraszam. Prosz臋 o wybaczenie.

- W porz膮dku, Hawkins - Quinton Hunter machn膮艂 r臋k膮. - Przygotowa艂e艣 ubranie i przybory do golenia?

- Tak, panie.

- W takim razie powiedz, 偶eby przyrz膮dzono mi co艣 do jedzenia, a potem id藕 do stajni i ka偶 stajennemu osiod艂a膰 mojego ogiera. Po 艣niadaniu b臋d臋 musia艂 pojecha膰 do maj膮tku hra­biego Pickford - wyja艣ni艂 lokajowi ksi膮偶臋. Wsta艂 z 艂贸偶ka i podni贸s艂 do g贸ry koszul臋, 偶eby wysika膰 si臋 do nocnika, kt贸ry trzyma艂 przed nim Hawkins.

Ubra艂 si臋 i po po偶ywnym 艣niadaniu ruszy艂 w drog臋. W艂a艣ciwie nie by艂 pewien, czy jest z艂y na Allegr臋, czy nie. Wiedzia艂, 偶e jest bardzo zm臋czona. Mimo 偶e bez trudu wype艂nili misj臋 i nie mieli k艂opot贸w z uwolnieniem hrabiny d'Aumont, wyprawa do Francji by艂a bardzo wyczerpuj膮ca. Poza tym zdenerwowa艂a j膮 wiadomo艣膰, 偶e ojciec i macocha spodziewaj膮 si臋 dziecka, a jeszcze bardziej przygn臋bia艂 fakt, 偶e sama ci膮gle jeszcze nie jest w ci膮偶y. Ale b臋dzie. Tego by艂 zupe艂nie; pewien. B臋d膮 mieli dzieci, je艣li tylko pozwoli, by m贸g艂 si臋 z ni膮 kocha膰.

By艂 pi臋kny, ciep艂y dzie艅. W powietrzu czu艂o si臋 wiosn臋. Wzd艂u偶 drogi kwit艂y kwiaty, 艂膮ki by艂y pe艂ne owiec. Jagni臋ta podskakiwa艂y, swawoli艂y i gania艂y jedno za drugim, a ich matki pobekiwa艂y ostrzegawczo. Taki wiosenny dzie艅 - pomy艣la艂 - poeci opisuj膮 w wierszach. Do Pickford Hall dojecha艂 po dziesi膮tej. Wprowadzono go do porannego pokoju i zapro­ponowano kieliszek wina, ale odm贸wi艂.

- Widzia艂e艣 go? - tym pytaniem wicehrabia Pickford pozdrowi艂 starego przyjaciela, kiedy wszed艂 do pokoju.

- Dopiero przyjecha艂em - odpowiedzia艂 ubawiony ksi膮偶臋.

- Allegra m贸wi艂a, 偶e w najbli偶szych dniach nie przyjedziesz - wspomnia艂 Ocky.

- To ja powiedzia艂em Allegrze, 偶eby w najbli偶szych dniach was nie odwiedza艂a - odpar艂 ksi膮偶臋. - Opowiedzia艂a wam o naszych przygodach we Francji?

- We Francji? ~ powt贸rzy艂 zaskoczony wicehrabia. - Nie. Quint, co, u licha, robi艂e艣 u 偶abojad贸w? I Allegra by艂a z tob膮?

- A tak偶e Marcus, Eunice, Adrian i Caroline. A czy wspomnia艂em o pokoj贸wce Allegry, Honor, kt贸ra bardzo dobrze m贸wi po francusku? - zapyta艂 z u艣miechem, a potem doda艂: - Najpierw jednak chc臋 zobaczy膰 twojego spadkobierc臋.

- Niech ci臋 licho! Nie mog臋 odm贸wi膰 ojcu chrzestnemu obejrzenia chrze艣niaka, ale potem usi膮dziesz i wszystko mi opowiesz - o艣wiadczy艂 wicehrabia Pickford.

- Zgoda - obieca艂 przyjacielowi ksi膮偶臋. - A tak przy okazji, gdzie jest moja 偶ona?

- Z Siren膮. Zapie艣ci艂a Georgiego na 艣mier膰, a teraz gaw臋dzi z moj膮 偶on膮. Wygl膮da na zm臋czon膮. Przykro mi, ale naprawd臋 nie wygl膮da dobrze.

Ksi膮偶臋 poszed艂 za przyjacielem na g贸r臋 do pokoju dziecinnego i m贸g艂 rzuci膰 okiem na swojego trzydniowego chrze艣niaka. Niemowlak wygl膮da艂 jak r贸偶owawobia艂y tobo艂ek z k臋pk膮 jasnych z艂otych w艂osk贸w. Dziecko otworzy艂o 偶ywe niebieskie oczy. Spojrza艂o na go艣cia i zaraz je zamkn臋艂o, jakby chcia艂o powiedzie膰, 偶e w tym momencie ksi膮偶臋 wcale nie jest mu do szcz臋艣cia potrzebny i mo偶e odej艣膰.

Zachowanie malucha ubawi艂o ksi臋cia, roze艣mia艂 si臋.

- Jak my艣lisz, do kogo jest podobny? - dopytywa艂 si臋 wicehrabia.

- Teraz wygl膮da jak staruszek - zacz膮艂 ksi膮偶臋 - mo偶na wi臋c powiedzie膰, 偶e jest podobny do twojego ojca. Przypuszczam, 偶e hrabia jest zadowolony z pierwszego wnuka.

- Nie posiada si臋 z rado艣ci - u艣miechn膮艂 si臋 Ocky. Wyszli z pokoju dziecinnego i ponownie zeszli do porannego saloniku.

- Sirena dochodzi do siebie po porodzie?

- Nosi艂a go jak medalowa klacz, a urodzi艂a jak dziewka w polu. Niesamowite! Ta filigranowa dziewuszka, kt贸r膮 po艣lubi艂em. Doktor m贸wi艂, 偶e jeszcze nigdy nie widzia艂 takiego przypadku. M贸wi, 偶e mo偶e rodzi膰 a rodzi膰.

- To musi by膰 cecha rodzinna - powiedzia艂 ksi膮偶臋, kiedy weszli do porannego pokoju i usadowili si臋 wygodnie.

- O czym ty, u licha, m贸wisz? - zdziwi艂 si臋 wicehrabia.

- Powiem ci w tajemnicy, Ocky. Nie zdrad藕 si臋 s艂owem przed Siren膮. Ona musi dowiedzie膰 si臋 od matki. Lady Morgan spodziewa si臋 dziecka, b臋dzie rodzi膰 w maju. - Widz膮c min臋 przyjaciela, ksi膮偶臋 wybuchn膮艂 gromkim 艣miechem.

- 呕artujesz, prawda? - po d艂u偶szej chwili odezwa艂 si臋 Ocky. Quinton Hunter przecz膮co pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- A niech mnie licho! To szczyt wszystkiego - m贸wi艂 wicehrabia. - Dlatego ostatnio si臋 nie pokazywa艂a, prawda? Dobrze si臋 czuje?

- Poza tym, 偶e jest gruba jak maciora tu偶 przed miotem, zdaje si臋, i偶 ma si臋 dobrze. Allegr臋 natomiast ta nowina mocno wytr膮ci艂a z r贸wnowagi.

- Zrozumia艂e, wcale si臋 nie dziwi臋 - wtr膮ci艂 Ocky. - Teraz ju偶 nie jest spadkobierczyni膮 ojca. B臋dzie musia艂a podzieli膰 si臋 maj膮tkiem, a je艣li urodzi si臋 ch艂opiec, ona otrzyma tylko znikom膮 cz臋艣膰.

- Dla mnie to nie ma znaczenia - o艣wiadczy艂 ksi膮偶臋 - ale moja 偶ona w to nie wierzy. Teraz na gwa艂t chce mie膰 dziecko. Uwa偶a, 偶e skoro dotychczas nie zasz艂a w ci膮偶臋, nie dotrzy­ma艂a swojej cz臋艣ci umowy. Jest bardzo z艂a.

- Opowiedz o waszej wyprawie - poprosi艂 wicehrabia. - Co robili艣cie we Francji?

- Och, Ocky, omin臋艂a was wspania艂a przygoda. Porwali艣my si臋 na prawdziwe szale艅stwo. Zdawa艂em sobie z tego spraw臋 jeszcze przed wyjazdem, ale kiedy teraz o tym my艣l臋, uwa偶am, 偶e mieli艣my nieprawdopodobne szcz臋艣cie, skoro wszyscy wr贸cili艣my cali i zdrowi. - Ksi膮偶臋 opowiedzia艂 przyjacielowi histori臋 hrabiny d'Aumont, wspomnia艂 o trudnym po艂o偶eniu, w jakim si臋 znalaz艂a, i szybko zreferowa艂 akcj臋, w wyniku kt贸rej uratowali hrabin臋, jej dzieci, star膮, srog膮 Therese i Celin臋. - Gdyby nas z艂apano, wszyscy sko艅czyliby艣my na gilotynie. Zw艂aszcza 偶e stara kucharka zabi艂a szefa Komitetu Ocalenia Publicznego w St. Jean Baptiste, chocia偶 nie s膮dz臋, 偶eby kto艣 go op艂akiwa艂. Miejscowy ksi膮dz zaj膮艂 si臋 usuni臋ciem cia艂a i odpu艣ci艂 kucharce jej grzech - roze艣mia艂 si臋 ksi膮偶臋.

- Szkoda, 偶e nie by艂o mnie z wami - wicehrabia westchn膮艂 z 偶alem.

- Ca艂y czas my艣leli艣my o tobie - dra偶ni艂 si臋 ksi膮偶臋 z przyjacielem.

- Na pewno! - roze艣mia艂 si臋 Ocky. - Martwili艣cie si臋 tylko o to, 偶eby 偶adnego z was nie z艂apali. Co艣 takiego! Ta ma艂a pokoj贸wka Allegry przejmuje dowodzenie i za艂atwia spraw臋. To ci dopiero dziewczyna, ta Honor! Ja nigdy nie m贸wi艂em dobrze po francusku, ale ty doskonale znasz j臋zyk.

- Czy Sirena jest w na tyle dobrym stanie, abym m贸g艂 si臋 z ni膮 zobaczy膰? Potem zabieram 偶on臋 i wracamy do domu. S膮dz臋, 偶e Sirena nie mo偶e d艂ugo zajmowa膰 si臋 go艣膰mi, a jest zbyt mi艂a, 偶eby powiedzie膰 Allegrze, by ju偶 sobie posz艂a.

Widz膮c m臋偶a wchodz膮cego do sypialni wicehrabiny, Allegra nie mog艂a ukry膰 zaskoczenia. Ksi膮偶臋 podszed艂 do Sireny i poca艂owa艂 j膮 w czo艂o.

- Wspania艂y ch艂opak, Sireno - pogratulowa艂. - Znakomicie si臋 spisa艂a艣.

- Por贸d nie by艂 trudny - przyzna艂a Sirena.

- Wiem, Ocky mi m贸wi艂 - wspomnia艂 ksi膮偶臋.

- Wydaje mi si臋, 偶e doktor Thatcher by艂 mocno zdziwiony - u艣miechn臋艂a si臋 Sirena, a w jej oczach pokaza艂y si臋 weso艂e ogniki. - Och, Quintonie, tak si臋 ciesz臋, 偶e Allegra przyje­cha艂a.

- Ale teraz, moja droga, jestem pewien, 偶e powinna艣 odpocz膮膰. Allegra r贸wnie偶 potrzebuje odpoczynku, chocia偶 rozumiem, 偶e nic nie mog艂o jej powstrzyma膰 przed przyjazdem tutaj. Zawiadomcie nas, kiedy ustalicie dat臋 chrztu. Chod藕my, madame, mamy przed sob膮 d艂ug膮 drog臋 do domu.

- My艣la艂am, 偶e zostan臋 kilka dni z Sirena - cierpkim tonem odezwa艂a si臋 Allegra. - Przecie偶 od wielu miesi臋cy nie widzia艂am si臋 z kuzynk膮. Mamy sobie tyle do opowiedzenia.

- Allegro, urodzenie dziecka, nawet je艣li por贸d by艂 艂atwy i szybki, to wielki wysi艂ek - wyja艣nia艂 偶onie ksi膮偶臋. - Sirena musi odpoczywa膰. - Zacisn膮艂 d艂o艅 na ramieniu Allegry. - Chod藕my, moja kochana.

Allegra nie posiada艂a si臋 ze z艂o艣ci, ale us艂ucha艂a.

- Jeszcze przyjad臋 - obieca艂a Sirenie.

- Kiedy艣 - uzupe艂ni艂 ksi膮偶臋 i prawie si艂膮 wyprowadzi艂 偶on臋 z pokoju.

- Powinnam by艂a pomy艣le膰 i zatrzyma膰 Allegr臋. Powinnam j膮 poprosi膰, 偶eby zosta艂a - zafrasowa艂a si臋 Sirena. - Biegnij za nimi, Ocky, powiedz, 偶eby zostali.

- Nie, najdro偶sza, Allegra musi wraca膰 do domu - o艣wiadczy艂 wicehrabia zaskoczonej 偶onie. Usiad艂 obok na 艂贸偶ku. - Opowiem ci, co twoja kuzynka i nasi przyjaciele zrobili. -

I zacz膮艂 opowiada膰 jej histori臋 kuzynki pa艅stwa Bellingham i jej rodziny. Zako艅czy艂 opowiadanie, m贸wi膮c: - Dopiero co wr贸cili z Francji, na chwil臋 zatrzymuj膮c si臋 w Londynie. Allegra jest wyczerpana, chocia偶 nie chce si臋 do tego przyzna膰. Quint chce, 偶eby wr贸ci艂a do domu i odpocz臋艂a. Kochanie, chyba sama zauwa偶y艂a艣, jak bardzo jest wyczerpana.

- Ale tak bardzo si臋 ucieszy艂am na jej widok - westchn臋艂a Sirena - zw艂aszcza 偶e mama nie przyjecha艂a. Zupe艂nie tego nie rozumiem. Jak my艣lisz? Czy mamie co艣 si臋 sta艂o, a ojczym nie chce mi powiedzie膰 z obawy o nasze dziecko? No, ale dziecko ju偶 przysz艂o na 艣wiat i jest zdrowe. Dwa dni temu pos艂a艂am mamie wiadomo艣膰 i do dzisiaj nie ma odpowiedzi. Jutro musisz pojecha膰 do Morgan Court i przywie藕膰 tu moj膮 mam臋.

- Uwa偶am, 偶e to doskona艂y pomys艂, kochanie - odpar艂 wicehrabia. - Wyjad臋 jutro rano. - Delikatnie poca艂owa艂 偶on臋. - A teraz za艣nij, Sireno. - Wyszed艂 z sypialni i zbieg艂 na d贸艂. Ksi膮偶臋 i Allegra w艂a艣nie wychodzili. - Quinton! - zawo艂a艂 przyjaciela. - Sirena chce si臋 zobaczy膰 z matk膮. Co ja mam zrobi膰?

- Powiedzia艂e艣 mu? - lodowatym tonem rzuci艂a Allegra.

- Uwa偶a艂em, 偶e powinienem - odpar艂 ksi膮偶臋.

- Czy ca艂y 艣wiat musi wiedzie膰, 偶e moja wiekowa macocha spodziewa si臋 dziecka, a ja nie? - z艂o艣ci艂a si臋 Allegra.

- Chyba najlepiej b臋dzie, je偶eli powiesz Sirenie. Przestanie si臋 niepokoi膰 o matk臋, a ty oszcz臋dzisz sobie d艂ugiej drogi do Morgan Court - poradzi艂 ksi膮偶臋.

- Nie, ja jej powiem! - krzykn臋艂a Allegra i p臋dem pobieg艂a na g贸r臋 do sypialni kuzynki. Sirena drzema艂a, kiedy Allegra jak bomba wpad艂a do pokoju i usiad艂a na 艂贸偶ku.

- Co... co si臋 sta艂o?! - krzykn臋艂a, zaskoczona. - Och, Allegro, wr贸ci艂a艣! Kochana!

Wr贸ci艂am, 偶eby ci powiedzie膰, i偶 ciocia mama teraz do ciebie nie mo偶e przyjecha膰. Wst膮pili艣my z Quintonem do Morgan Court w drodze z Londynu. Twoja mama, Sireno, oczekuje dziecka. B臋dzie rodzi膰 w maju. Czy偶 to nie okropne? Nie chcia艂am, 偶eby艣 si臋 czu艂a zawstydzona t膮 sytuacj膮 tak jak ja, ale te偶 nie chc臋, 偶eby艣 si臋 o ni膮 zamartwia艂a, zastanawiaj膮c si臋, dlaczego nie jest z tob膮 i swoim wnukiem, chocia偶 teraz w艂a艣nie tu by膰 powinna - doko艅czy艂a ob艂udnie.

- Mama b臋dzie mia艂a dziecko? - Na twarzy Sireny malowa艂a si臋 rado艣膰 i zdumienie. - Och, Allegro, to cudowne! Teraz b臋dziemy naprawd臋 z sob膮 zwi膮zane. 艁膮czy膰 nas b臋dzie nie tylko krew naszych matek, ale tak偶e ma艂y przyrodni braciszek lub siostrzyczka. Jak ona si臋 czuje? Czy ma si臋 dobrze? Kochana, ale偶 niesamowit膮 nowin臋 przywioz艂a艣. Ocky! Wiesz ju偶?! Mama spodziewa si臋 dziecka.

- Tak - wy buchn臋艂a Allegra z gorycz膮. - Dziecko. Dziecko, kt贸re odbierze mi m贸j spadek i sprawi, 偶e Quinton znienawidzi mnie za to, i偶 nie jestem najbogatsz膮 dziewczyn膮 w Ang­lii. Ale czy nasi rodzice pomy艣leli o tym, kiedy parzyli si臋 jak pies z suk膮 na drodze? Nie. Oni my艣leli tylko o sobie, nie o moim szcz臋艣ciu. Sireno, ty masz dziecko. Teraz twoja mama b臋dzie mia艂a dziecko, a ja jako艣 nie spodziewam si臋 dziecka! - Wybuchn臋艂a p艂aczem, wypad艂a z sypialni i zbieg艂a schodami w d贸艂.

Quinton Hunter poszed艂 za 偶on膮. Widzia艂, jak wybiega przez frontowe drzwi Pickford Hall i dosiada swojego konia. Patrzy艂, jak porywa konia do galopu i odje偶d偶a. Stajenny poda艂 Quintonowi konia i pom贸g艂 go dosi膮艣膰. Ksi膮偶臋 rzuci艂 ch艂opcu monet臋 i ruszy艂 za 偶on膮. Prze偶ywa艂 wewn臋trzne rozdarcie: z jednej strony pragn膮艂 j膮 tuli膰, ca艂owa膰, pociesza膰 i uspokaja膰, z drugiej - mia艂 ochot臋 dobrze z艂oi膰 jej sk贸r臋. Zachowywa艂a si臋 jak rozpieszczony dzieciuch! Zupe艂nie nie m贸g艂 tego zrozumie膰. Gdzie si臋 podzia艂a ta logicznie i rozs膮dnie my艣l膮ca m艂oda kobieta, z kt贸r膮 si臋 o偶eni艂? Pop臋dzi艂 konia, chcia艂 dogoni膰 A艂legr臋, albo przynajmniej nie straci膰 jej z oczu.

Sirena podnios艂a si臋 z 艂贸偶ka i podesz艂a do okna. Patrzy艂a, jak wzburzona Allegra rusza z kopyta.

- Nie przypuszcza艂am, 偶e tak j膮 to zmartwi - powiedzia艂a powoli. - M贸j Bo偶e, ale偶 jestem bezmy艣lna!

- Uwa偶am, 偶e to Allegra nie liczy si臋 z uczuciami innych - wicehrabia podzieli艂 si臋 swoj膮 opini膮 z 偶on膮.

- Och, Ocky, nie m贸w tak. Ty nic nie rozumiesz. Allegra i jej brat, James Lucian, byli bardzo z偶yci. Jeszcze kilka lat temu nie by艂a najbogatsz膮 dziewczyn膮 w Anglii i wcale jej

na tym nie zale偶a艂o. Potem brata zabito we Francji. Jej wcale nie chodzi o pieni膮dze. Nie

mo偶e pogodzi膰 si臋 z my艣l膮, 偶e ojciec zast膮pi Jamesa Luciana innym synem.

Czy偶 ci nie powiedzia艂a, 偶e teraz Quinton nie b臋dzie jej kocha艂? - Ocky upiera艂 si臋 przy

swoim.

Na pewno tak nie my艣li - Sirena u艣miechn臋艂a si臋 lekko. - Ale przypomnij sobie, 偶e

Quinton Hunter ze swoj膮 najbardziej b艂臋kitn膮 z b艂臋kitnych krwi膮 w 偶y艂ach na pocz膮tku i

przede wszystkim zawar艂 kontrakt ma艂偶e艅ski z Allegr膮 poniewa偶 by艂a najbogatsz膮

dziedziczk膮 w Anglii. Allegra nie rozumie, nie wie, czym jest prawdziwa mi艂o艣膰. Nie

potrafi zrozumie膰, nawet je艣li Quinton jej to powtarza, 偶e m膮偶 naprawd臋 j膮 kocha i b臋dzie

kocha艂, nawet gdyby by艂膮 biedna. No i jeszcze jest kwestia dziedzica ksi臋stwa Sedgwick,

Ocky. Ta sprawa nagle zacz臋艂a mie膰 dla Allegry fundamentalne znaczenie, poniewa偶

stan臋艂a w obliczu utraty co najmniej po艂owy swojego maj膮tku, a wi臋c swojej warto艣ci. Nic

dziwnego, 偶e jest wytr膮cona z r贸wnowagi, z艂a i zaniepokojona.

Jak mo偶emy pom贸c? - zastanawia艂 si臋 g艂o艣no wicehrabia Pickford.

Nic nie mo偶emy zrobi膰 - cicho powiedzia艂a Sirena. - Teraz wszystko jest w r臋kach

Quintona Huntera. Tylko on mo偶e przekona膰 偶on臋, 偶e bez wzgl臋du na to, co si臋 stanie,

b臋dzie j膮 kocha艂 a偶 do 艣mierci, a nawet jeszcze d艂u偶ej. Nie b臋dzie to ani 艂atwe, ani proste.

- Sirena patrzy艂a, jak ksi膮偶臋 rusza w 艣lad za Allegra. Wyobra偶a艂a sobie, co prze偶ywa jej

ukochana kuzynka. Najpewniej czu艂a si臋 zagubiona. Opuszczona. Zdradzona. Co do

jednego na pewno mia艂a racj臋. To rzeczywi艣cie 偶enuj膮ce, 偶e matka w takim wieku

spodziewa si臋 dziecka. Ale - pomy艣la艂a - ja jej nigdy tego nie powiem. B臋d臋 cieszy艂a si臋

szcz臋艣ciem mamy i ojczyma. Roze艣mia艂a si臋 do siebie. Nigdy by nie pomy艣la艂a, 偶e

Olympia Abbott Morgan jeszcze by艂a zainteresowana, a je艣li wierzy膰 Allegrze, nawet

bardzo zainteresowana uciechami cielesnymi. No, ale najwyra藕niej i w niej, i w lordzie

Morganie gorza艂a jeszcze nami臋tno艣膰.

Co ci臋 tak roz艣mieszy艂o? - zapyta艂 m膮偶.

Pomy艣la艂am, i偶 to zabawne, 偶e w ich wieku mama i ojczym jeszcze lubi膮 by膰 niegrzeczni.

Nie przypuszcza艂am, 偶e cz艂owiek do tak p贸藕nych lat mo偶e lubi膰 si臋 kocha膰 -

odpowiedzia艂a Sirena m臋偶owi. - Jak s膮dzisz, Ocky? Czy my te偶 b臋dziemy nadal lubili

seks, kiedy b臋dziemy w ich wieku?

Tak膮 mam nadziej臋, moja kochana dziewczynko - odpar艂. - Tak膮 mam nadziej臋.

Rozdzia艂 17

- Chc臋 pojecha膰 do Londynu - o艣wiadczy艂a Allegra m臋偶owi.

- W艂a艣nie wr贸cili艣my z Londynu - odpar艂 spokojnie. Byli ma艂偶e艅stwem od sze艣ciu miesi臋cy, ale przez kilka ostatnich tygodni 偶ycie z 偶on膮 wcale nie by艂o 艂atwe.

- Mimo to, Quintonie, chc臋 pojecha膰. Nudz臋 si臋 tutaj. Nie mam nic do roboty. Zrozumiem, je偶eli ty nie b臋dziesz mia艂 ochoty pojecha膰 - m贸wi艂a oboj臋tnym, zimnym tonem.

Wiedzia艂, 偶e rano przysz艂a wiadomo艣膰 z Aston.

- Mia艂a艣 jakie艣 wie艣ci od Eunice? - pr贸bowa艂 zmieni膰 temat.

- Tak - powiedzia艂a kr贸tko.

- Dobrze si臋 czuje, Marcus te偶? - chcia艂 wydusi膰 z niej wi臋cej informacji, ni偶 mia艂a ochot臋 z nim dzieli膰.

- Oboje maj膮 si臋 dobrze. Nie mo偶e by膰 inaczej. Eunice spodziewa si臋 dziecka. M贸wi, 偶e Caroline r贸wnie偶 przypuszcza, i偶 jest w ci膮偶y. Ja natomiast nie spodziewam si臋 dziecka i chc臋 jecha膰 do Londynu. Gdyby艣 mnie naprawd臋 kocha艂, Quintonie, nie pyta艂by艣 o powody. Powtarzam. Nudz臋 si臋 na wsi. Mo偶e nawet latem b臋d臋 chcia艂a pojecha膰 do Brighton. Teraz, jak widzisz, przyjaci贸艂ki maj膮 inne problemy, mnie z nimi ju偶 nic nie 艂膮czy. A niby dlaczego mia艂oby 艂膮czy膰? One mog膮 mie膰 dzieci, a ja, jak si臋 zdaje, jestem bezp艂odna.

- Je偶eli chcesz na kilka tygodni pojecha膰 do Londynu - podj膮艂 - nie widz臋 powodu, dla kt贸rego mia艂aby艣 nie jecha膰. Jednak ja, Allegro, powinienem zosta膰 w Hunter's Lair. Musz臋 zarz膮dza膰 maj膮tkiem. I w tym roku do Brighton nie b臋dziemy mogli pojecha膰. Chc臋, 偶eby艣 zosta艂a w domu, Allegro. Wiem, 偶e jeste艣 wzburzona. Ojciec z 偶on膮 spodziewaj膮 si臋 dziecka. Potrzebujesz czasu, 偶eby pogodzi膰 si臋 z sytuacj膮. Je偶eli chcesz jecha膰 do Londynu, prosz臋, jed藕. Nie zajdziesz jednak ze mn膮 w ci膮偶臋, je艣li nie b臋dziemy razem. Ale to tw贸j wyb贸r, kochanie.

By艂 na ni膮 z艂y. Nic nie m贸g艂 na to poradzi膰. W ci膮gu ostatnich kilku tygodni Allegra sta艂a si臋 u偶alaj膮c膮 si臋 nad sob膮 ma艂膮 piekielnic膮. Zrobi艂 wszystko - my艣la艂 - 偶eby zapewni膰 j膮 o swojej mi艂o艣ci, ale z jakich艣 powod贸w, kt贸rych zupe艂nie nie rozumia艂, nie wierzy艂a mu. A to, 艂agodnie m贸wi膮c, by艂o denerwuj膮ce. Co jej jest? Co si臋 z ni膮 dzieje?

- Powiem Honor, 偶eby spakowa艂a kufer, i jutro wyjad臋 - poinformowa艂a go Allegra. - Nie b臋d臋 potrzebowa艂a wielu rzeczy, poniewa偶 mam zamiar zam贸wi膰 u madame Paul nowe stroje.

- Szy艂a ci nowe suknie siedem miesi臋cy temu - przypomnia艂.

- Pomy艣la艂am - Allegra wzruszy艂a ramionami - 偶e p贸ki jeszcze mam got贸wk臋, Quintonie, sprawi臋 sobie nowe, modne stroje. Kiedy tacie urodzi si臋 dziecko, dla mnie niewiele zo­stanie.

- Tego nie wiesz - prawie na ni膮 krzykn膮艂. - Jeszcze kilka lat temu mia艂a艣 brata, Jamesa Luciana, i ojciec niczego ci nie odmawia艂.

- To b臋dzie ch艂opiec - m贸wi艂a ze z艂o艣ci膮. - Czuj臋 to. Zostanie spadkobierc膮 taty, a ja dostan臋 resztki z pa艅skiego sto艂u. Tata zg艂upia艂 na punkcie swojej nowej 偶ony. Ona ma na niego wielki wp艂yw i przede wszystkim b臋dzie dba艂a o interesy swojego syna, nie moje. Quintonie, czy ty tego nie rozumiesz? Sprzeda艂e艣 swoje arystokratyczne nazwisko i zosta艂e艣 oszukany.

- Ja ciebie kocham! - krzykn膮艂. - Do ci臋偶kiego licha, nie zosta艂em oszukany! B臋d臋 oszukany, Allegro, je偶eli uciekniesz do Londynu i nie b臋d臋 ci臋 mia艂 u swego boku, gdzie jest twoje miejsce. - Uj膮艂 j膮 za ramiona. - Czy ty tego nie rozumiesz, moja ukochana ksi臋偶no? Kocham ci臋!

- Jeste艣 bardzo dobry - z fio艂kowych oczu pop艂yn臋艂y 艂zy - ale to niemo偶liwe, 偶eby艣 mnie teraz chcia艂, Quintonie.

- Allegro, pragn膮艂em ci臋 od chwili, gdy po raz pierwszy ci臋 zobaczy艂em - przekonywa艂. - Pragn臋 ci臋 teraz i nie dbam o maj膮tek twego ojca. Kocham ci臋. Pragn臋 ci臋. - Ca艂owa艂 j膮 nami臋tnie, r臋ce wsun膮艂 pod szlafrok i pie艣ci艂 drobne cia艂o. D艂o艅mi uj膮艂 po艣ladki i przycisn膮艂 j膮 mocniej do siebie. Zamrucza艂a cicho, nie mog艂a oprze膰 si臋 pieszczotom, przytuli艂a si臋 mocniej. Ca艂owa艂 j膮 po szyi, ni偶ej, coraz ni偶ej. Odsun膮艂 na bok po艂y szlafroka, ca艂owa艂 piersi. Ukl臋kn膮艂 przed ni膮, gor膮cymi poca艂unkami rysowa艂 lini臋 w d贸艂, po klatce piersiowej. Pod wargami czu艂, 偶e dr偶y coraz bardziej. Poci膮gn膮艂 j膮 na pod艂og臋 przed kominkiem. Kolanem rozsun膮艂 uda.

- Powiedz, 偶e mnie nie pragniesz, moja ukochana ksi臋偶no - szepta艂 gor膮co w jej opuchni臋te od poca艂unk贸w usta. Powiedz!

- Nie - odezwa艂a si臋 czule. - Tego ci nie powiem, bo to nieprawda, i doskonale o tym wiesz. Kocham ci臋, Quintonie. - Otworzy艂a si臋 przed nim i j臋kn臋艂a z rozkoszy, kiedy w ni膮 wszed艂. - Och, tak, kochany! Tak!

By艂a gor膮ca, pragn臋艂a go. Pogr膮偶y艂 si臋 w jej rozpalonym ciele tak g艂臋boko, jak m贸g艂. Zacz臋艂a porusza膰 biodrami, dostosowuj膮c si臋 do jego rytmu. Powoli wysuwa艂 si臋 z niej i znowu zag艂臋bia艂, i jeszcze raz, i znowu, i znowu, a偶 偶膮dza obojgu zm膮ci艂a umys艂. Kiedy szczytowa艂 i fala obezw艂adniaj膮cej rozkoszy zala艂a cale cia艂o, mia艂 wra偶enie, 偶e umiera.

- Kocham ci臋! - krzykn膮艂. - Allegro, kocham ci臋. Nie opuszczaj mnie.

Kiedy obudzi艂 si臋 rano przed dogasaj膮cym w kominku ogniem, Allegry ju偶 nie by艂o. Zakl膮艂. Pomy艣la艂, i偶 znowu nie uda艂o mu si臋 jej przekona膰, 偶e kocha j膮 szczerze, prawdziwie. Nie wierzy艂a mu. Ale musia艂a darzy膰 go uczuciem, troszczy艂a si臋 o niego. Starannie otuli艂a go 艣ci膮gni臋t膮 z 艂贸偶ka kap膮. Podni贸s艂 si臋 i poci膮gn膮艂 za sznurek dzwonka.

- Tak jest, Wasza Mi艂o艣膰? - Ksi膮偶臋 pomy艣la艂, 偶e Hawkins zbyt szybko odpowiedzia艂 na wezwanie.

- Kiedy Jej Mi艂o艣膰 wyjecha艂a do Londynu? - zapyta艂 lokaja.

- Godzin臋 temu, wielmo偶ny panie - ponurym g艂osem odpowiedzia艂 Hawkins.

- Zabra艂a z sob膮 Honor? - M贸j Bo偶e, czy偶by zapomnia艂a, 偶e pokoj贸wka ma w nast臋pn膮 niedziel臋 bra膰 艣lub?

- Tak, panie - cierpkim tonem rzuci艂 Hawkins.

- Niech to licho! - ksi膮偶臋 cicho zakl膮艂. - Przykro mi, Hawkins. Nie martw si臋, wr贸c膮 - uspokaja艂 lokaja.

- A niech wr贸c膮, i lepiej wcze艣niej ni偶 za p贸藕no - Hawkins wcale nie by艂 tego pewien.

- Wiem, Hawkins, wiem - pocieszaj膮co mrucza艂 ksi膮偶臋. - Kiedy dziecko ma si臋 urodzi膰, Hawkins?

- P贸藕n膮 jesieni膮, wielmo偶ny panie. My艣la艂em, 偶e teraz, kiedy mamy wzi膮膰 艣lub, Honor powie pani o ci膮偶y - desperowa艂 Hawkins.

- Przyjacielu, nie b膮d藕 na ni膮 z艂y - radzi艂 ksi膮偶臋. - Od dzieci艅stwa opiekuje si臋 swoj膮 pani膮. Jest bardzo oddana ksi臋偶nej, tak bardzo jak ty mnie.

- Gdyby pastor ju偶 nam udzieli艂 艣lubu, nie martwi艂bym si臋 a偶 tak bardzo - t艂umaczy艂 Hawkins ksi臋ciu. - Nie chc臋, by ludzie my艣leli, 偶e moja Honor jest 艂atw膮 kobiet膮. Co b臋dzie, kiedy brzuch zacznie by膰 widoczny ?

- Zd膮偶膮 wr贸ci膰, Hawkins, jestem pewien, 偶e wr贸c膮 znacznie wcze艣niej. Ksi臋偶na jest przera偶ona, poniewa偶 jej ojciec b臋dzie mia艂 jeszcze jedno dziecko. Uwa偶a, 偶e skoro nie b臋dzie ju偶 najbogatsz膮 dziewczyn膮 w Anglii, przestan臋 j膮 kocha膰 - wyja艣nia艂 ksi膮偶臋.

- To czysta g艂upota - mrukn膮艂 Hawkins. - Wielmo偶ny pan kocha ksi臋偶n膮, nawet idiota to widzi.

- Wszyscy tak m贸wi膮 - z u艣miechem przyzna艂 ksi膮偶臋. - Jej Mi艂o艣膰 pojedzie do Londynu, a kiedy sobie wszystko dobrze przemy艣li, uzna, 偶e nie ma racji. Sama stwierdzi, i偶 bzdur膮 jest uwa偶a膰, 偶e przestan臋 j膮 kocha膰, bo nie jest ju偶 jedyn膮 spadkobierczyni膮 ojca. Wr贸c膮 bardzo szybko. Przypomnij sobie, Jej Wysoko艣膰 wcale nie lubi miasta.

Nie, nie lubi艂a Londynu. By艂o tu brudno, g艂o艣no i t艂oczno i nie by艂o to Hunter's Lair. Marker zdziwi艂 si臋 na jej widok. By艂 zaskoczony przyjazdem pani, tym bardziej 偶e przyby艂a bez m臋偶a. Charles Trent uni贸s艂 brew ze zdziwienia, ale nie zrobi艂 偶adnej uwagi, powita艂 j膮 tylko na Berkley Square. Rozpoczyna艂 si臋 kolejny sezon towarzyski, do miasta zje偶d偶a艂y panny, 偶eby wzi膮膰 udzia艂 w polowaniu na m臋偶a. Allegra odwiedzi艂a lady Bellingham.

- Moja droga dziewczynko! Nie przypuszcza艂am, 偶e tak szybko zobacz臋 ci臋 znowu w mie艣cie - zdumia艂a si臋 starsza dama. Ju偶 wr贸ci艂a do siebie. Maj膮c przy sobie francusk膮 ku­zynk臋 m臋偶a, lady Bellingham by艂a taka jak zwykle.

- Chcia艂abym dosta膰 zaproszenie do Almack - poprosi艂a Allegra dawn膮 swoj膮 opiekunk臋. Clarice Bellingham ciep艂ymi szarymi oczami przenikliwie spojrza艂a w 艣liczn膮 twarz

Allegry. Tak, dziewczyna by艂a niespokojna i przed czym艣 ucieka艂a. Musi spr贸bowa膰 dowiedzie膰 si臋, o co chodzi.

- Czy potrzebujesz r贸wnie偶 zaproszenia dla Quintona? - zapyta艂a oboj臋tnym tonem.

- M臋偶a nie ma w mie艣cie i nie spodziewam si臋 go tutaj - powiedzia艂a Allegra, z trudem hamuj膮c 艂zy.

- Moja kochana, co si臋 sta艂o? - lady Bellingham d艂u偶ej nie wytrzyma艂a. - Chyba nie rozstali艣cie si臋?

- Ojciec i ciocia mama spodziewaj膮 si臋 dziecka. Ju偶 nie b臋d臋 najbogatsz膮 dziewczyn膮 w Anglii, madame. M贸j m膮偶 zosta艂 oszukany. W tej sytuacji nie mog艂am zosta膰 w Hunter's Lair. Sirena urodzi艂a ch艂opca. Caroline i Eunice s膮 w ci膮偶y, a ja nie. Okaza艂o si臋, 偶e nie jestem dobr膮 parti膮 dla ksi臋cia Sedgwick. Przyjecha艂am do Londynu, 偶eby wszystko sobie przemy艣le膰.

Lady Bellingham zakry艂a d艂oni膮 usta, 偶eby nie krzykn膮膰 ze zdziwienia.

- Septimus i Olympia spodziewaj膮 si臋 dziecka? Jeste艣 pewna?

- Madame, kilka tygodni temu widzia艂am si臋 z ojcem i jego 偶on膮. Ci膮偶臋 wyra藕nie wida膰, dziecko urodzi si臋 w po艂owie maja - napi臋tym, cichym g艂osem relacjonowa艂a Allegra.

- Dobry Bo偶e! - szepn臋艂a 艂ady Bellingham. - Kto by pomy艣la艂, 偶e Olympia i Septimus b臋d膮 mieli dziecko! To niewiarygodne, w ich wieku! Naturalnie, teraz maj膮tek twojego ojca zostanie podzielony, ale powiedz mi, kochanie, czy tw贸j m膮偶 czuje si臋 rozczarowany, czy da艂 ci do zrozumienia, 偶e jest niezadowolony.

- M贸wi, 偶e mnie kocha i 偶e to nie ma dla niego 偶adnego znaczenia - Allegra zacz臋艂a poci膮ga膰 nosem. - Ale, oczywi艣cie, ma znaczenie. Przecie偶 da艂 mi swoje nazwisko w zamian za m贸j maj膮tek. To dobre nazwisko, lady Bellingham, r贸d dumny i szanowany, szlachetniejszy nawet od kr贸lewskiego rodu.

- Kochanie, a czy ojciec powiedzia艂, 偶e nie b臋dzie ci dawa艂 pieni臋dzy?

- Nie - Allegra rozp艂aka艂a si臋 na dobre. - M贸wi, 偶e po urodzeniu dziecka musi z moim m臋偶em od nowa om贸wi膰 warunki naszego ma艂偶e艅stwa. Jednak je艣li urodzi si臋 ch艂opiec, dostanie lwi膮 cz臋艣膰 maj膮tku ojca. Teraz dla m臋偶a nic nie jestem warta. - Zakry艂a oczy r臋koma.

Lady Bellingham d艂ug膮 chwil臋 analizowa艂a wszystko, co us艂ysza艂a, a Allegra 偶a艂o艣nie p艂aka艂a.

- S膮dz臋, moja droga dziewczynko, 偶e jeste艣 w b艂臋dzie - powiedzia艂a w ko艅cu starsza dama. - Znam Quintona Huntera od urodzenia. Jest bardzo dumny ze swojego nazwiska i to prawda, 偶e szuka艂 maj臋tnej 偶ony. Wiem jednak, 偶e szczerze ci臋 kocha. Tw贸j ojciec ma bardzo wielki maj膮tek i nawet je艣li otrzymasz tylko trzeci膮 jego cz臋艣膰, b臋dziesz bardzo bogat膮 kobiet膮. A Quinton, moja droga, b臋dzie ci臋 kocha艂, nawet gdyby艣 nic nie mia艂a.

- Jak pani mo偶e w to wierzy膰? - za艂ka艂a Allegra.

- Poniewa偶 zakocha艂 si臋 w tobie, mimo 偶e w ubieg艂ym roku ca艂y czas si臋 che艂pi艂 tym, i偶 nigdy si臋 nie zakocha. Zakocha艂 si臋 w tobie bez pami臋ci. Fakt, 偶e ojciec przeznaczy艂 dla ciebie niewiarygodnie du偶o pieni臋dzy, teraz nie ma dla niego najmniejszego znaczenia. Poza tym Septimus Morgan nie zostawi ci臋 z niczym. Jestem pewna, 偶e tobie i Quintonowi przeka偶e wi臋cej ni偶 poka藕ne fundusze. B臋dzie si臋 wam 偶y艂o lepiej ni偶 innym m艂odym ma艂偶e艅stwom. Jeste艣 niem膮dra. A teraz wytrzyj oczy. Mo偶esz wierzy膰 m臋偶owi. Zosta艅 kilka dni w Londynie i si臋 rozerwij, a potem wracaj do domu, moja droga.

- Naprawd臋 uwa偶a pani, 偶e tak b臋dzie dobrze? - Allegra poci膮gn臋艂a nosem. - Och, kochana lady Bellingham, nie wiem, co si臋 ze mn膮 ostatnio dzieje!

- Jak to? Jeste艣 w ci膮偶y, moja droga. Nie wiedzia艂a艣? - zdziwi艂a si臋 starsza dama. - Wydaje mi si臋, 偶e to trzeci miesi膮c. A musisz wiedzie膰 - doda艂a z figlarnym u艣miechem - 偶e nigdy si臋 nie myl臋.

- Co takiego?! - krzykn臋艂a bardzo zaskoczona Allegra. - To przecie偶 niemo偶liwe!

- Jeste艣 w ci膮偶y, drogie dziecko - powt贸rzy艂a lady Bellingham. - B臋dziesz mia艂a dziecko.

- Niemo偶liwe!

- A to dlaczego? 呕yjesz z m臋偶em, prawda? Oczywi艣cie, 偶e tak. A kiedy po raz ostatni krwawi艂a艣? Zastan贸w si臋!

Allegra raptownie podnios艂a r臋k臋 i zas艂oni艂a d艂oni膮 usta.

- Och! - sapn臋艂a.

- Kobiety w ci膮偶y cz臋sto nachodz膮 g艂upie my艣li, moja droga - spokojnie t艂umaczy艂a lady Bellingham. - A bywa i tak, 偶e nie widz膮 lasu, bo drzewa im go zas艂aniaj膮. Zapewne

zasz艂a艣 w ci膮偶臋 tu偶 przed wyjazdem do Francji. - U艣miechn臋艂a si臋 ciep艂o, wyci膮gn臋艂a r臋k臋

i przyja藕nie poklepa艂a Allegr臋 po d艂oni. - Odpocznij kilka dni po podr贸偶y, a potem wracaj

do domu. Przypuszczam, 偶e tw贸j m膮偶 bardzo si臋 ucieszy z takiej nowiny.

Powinnam si臋 upewni膰 - w zamy艣leniu, powoli powiedzia艂a Allegra.

Jutro rano przy艣l臋 do ciebie doktora Bradforda. Opiekuje si臋 mn膮 od wielu lat i jest bardzo

dyskretny - zapewni艂a. - No co? Napijemy si臋 teraz herbaty?

Tak, ch臋tnie. - Allegra natychmiast si臋 zgodzi艂a. - Mam nadziej臋, 偶e b臋dzie te偶 jakie艣

ciasto.

Naturalnie, moja droga - roze艣mia艂a si臋 lady Bellingham. - Naturalnie.

W rezydencji przy Berkley Square czeka艂 na Allegr臋 go艣膰.

Moja droga ksi臋偶no, bardzo si臋 zdziwi艂em, s艂ysz膮c, 偶e pani znowu jest w mie艣cie. - George Brummell poca艂owa艂 j膮 w r臋k臋.

Mia艂am taki kaprys, sir. A teraz, kiedy ju偶 tu jestem, postanowi艂am za tydzie艅 wraca膰 do domu. Quinton nie m贸g艂 mi towarzyszy膰. Klacze wkr贸tce maj膮 si臋 藕rebi膰 - trzepa艂a bez­trosko.

A zatem, skoro ksi臋cia nie ma w mie艣cie, moja droga ksi臋偶no, mam nadziej臋, 偶e pozwoli mi pani dotrzyma膰 sobie towarzystwa, dop贸ki b臋dzie pani w Londynie. Dzisiaj wiecz贸r wybieram si臋 do cudownej jaskini hazardu. Wiem, 偶e pani nie gra, ale musi si臋 pani tam ze mn膮 uda膰, by si臋 pokaza膰.

Dobrze, sir. Przyjmuj臋 pa艅skie zaproszenie. To prawda, z zasady nie grywam, ale dzisiaj, by膰 mo偶e, przy艂膮cz臋 si臋 do tej grzesznej zabawy - obieca艂a ze 艣miechem. - Dok膮d idziemy?

To nowe miejsce, Wasza Mi艂o艣膰, a mie艣ci si臋 w St. James. Otworzy艂 je i prowadzi pewien d偶entelmen z W艂och. M贸wi, 偶e wyjecha艂 z Wenecji, 偶eby uciec przed francuskim gene­ra艂em, Bonapartem. Bywaj膮 tam ludzie z r贸偶nych kraj贸w, Francuzi i W艂osi, no i ca艂a nasza 艣mietanka towarzyska. Zapewne spotkamy tam Prinny'ego. Przyjad臋 po pani膮 o dziesi膮tej, dobrze?

Doskonale, panie Brummell. Nigdy jeszcze nie bra艂am udzia艂u w grzesznym 偶yciu Londynu - wyzna艂a. - Mo偶e wi臋c przed powrotem do domu powinnam spr贸bowa膰. - U艣miechn臋艂a si臋 i na po偶egnanie poda艂a mu r臋k臋.

Zatem do wieczora, Wasza Mi艂o艣膰 - Brummell r贸wnie偶 si臋 u艣miechn膮艂 i poca艂owa艂 j膮 w r臋k臋.

- Wasza Mi艂o艣膰, ani m膮偶, ani ojciec nie pochwali艂by pani udzia艂u w grze - powiedzia艂 Charles Trent, wychodz膮c ze swojej kwatery.

- B臋d臋 potrzebowa艂a tysi膮c funt贸w, Charles - poinformowa艂a sekretarza Allegra. - Obiecuj臋, 偶e wi臋cej nie przegram. Nie jestem hazardzistk膮 i potrafi臋 nad sob膮 panowa膰.

- Na pocz膮tku, Wasza Mi艂o艣膰, nikt nie jest hazardzist膮, ale gra wci膮ga. Prosz臋 pojecha膰 z panem Brummellem, je偶eli ma pani na to ochot臋, ale prosz臋 te偶 zabra膰 sw贸j pow贸z. W ten spos贸b wr贸ci pani do domu, kiedy b臋dzie mia艂a na to ochot臋.

Allegra skin臋艂a g艂ow膮. Ceni艂a zdanie Charlesa Trenta, ale tym razem a偶 j膮 korci艂o, aby zrobi膰 co艣 nierozs膮dnego, nawet niedobrego. Tylko raz. Potem wr贸ci do Hunter's Lair i powie m臋偶owi, 偶e jest w ci膮偶y i urodzi mu spadkobierc臋 jeszcze przed ko艅cem roku. Oczywi艣cie, je偶eli doktor Bradford potwierdzi przypuszczenia lady Bellingham. Posz艂a na g贸r臋.

Za艂o偶y艂a czarno- srebrn膮 sukni臋 i wzi臋艂a gronostajow膮 mufk臋 ozdobion膮 szpilk膮 z rubinem i diamentem. Bi偶uteri臋 te偶 mia艂a z rubin贸w i diament贸w. Takimi samymi kamieniami by艂a r贸wnie偶 wysadzana ozdoba przy g艂adkim, eleganckim koku, kt贸ry wcale nie by艂 modny, ale w kt贸rym, jak zauwa偶y艂 pan Brummell, wygl膮da艂a bardzo 艂adnie. Na pro艣b臋 Allegry odes艂a艂 sw贸j wynaj臋ty pow贸z. Pom贸g艂 jej wsi膮艣膰, wo藕nic臋 pouczy艂, dok膮d ma jecha膰, wreszcie sam do艂膮czy艂 do Allegry w jej powozie. Nied艂ugo potem znale藕li si臋 w St. James. Wo藕nica zatrzyma艂 si臋 przed dobrze utrzymanym domem. We wszystkich oknach wida膰 by艂o 艣wiat艂a. Wysiedli z powozu.

- Wielkie nieba, czy to nie ksi臋偶na Devonshire? - zapyta艂a Allegra, wpatruj膮c si臋 w bardzo pi臋kn膮 kobiet臋, kt贸ra w艂a艣nie wchodzi艂a do rezydencji.

- Rzeczywi艣cie - przytakn膮艂 pan Brummell. - M贸wiono mi, 偶e ju偶 przegra艂a wszystkie pieni膮dze, jakie mia艂a na ten rok. Zdaje si臋 kilkaset tysi臋cy funt贸w. Z przykro艣ci膮 stwier­dzam, 偶e nie ma szcz臋艣cia w grze.

- To sk膮d w takim razie bierze got贸wk臋, 偶eby dalej gra膰? - zastanawia艂a si臋 Allegra.

- Od lichwiarzy, przyjaci贸艂, krewnych, czasem nawet obcych - powiedzia艂 pan Brummell. - Jest urocz膮 osob膮, ludzie j膮 lubi膮. Z przymru偶eniem oka traktuj膮 t臋 jej okropn膮 s艂abo艣膰, chocia偶 wiedz膮, 偶e nie maj膮 偶adnych szans na odzyskanie po偶yczonych pieni臋dzy. Wprowadzi艂 Allegr臋 po dw贸ch marmurowych stopniach do Casa di Fortuna. Lokaje w

b艂臋kitno- z艂otych jedwabnych liberiach i pudrowanych perukach odebrali ich wierzchnie okrycia. Inni proponowali wino we wspania艂ych kryszta艂owych kielichach z Wenecji.

- W co najpierw zagramy? - zapyta艂a Allegra. - Nigdy nie by艂am w jaskini hazardu, wi臋c zdaj臋 si臋 na pana, panie Brummell.

- Przypuszczam, 偶e gra pani w wista.

- Tak, ale nauczy艂am si臋 r贸wnie偶 nowej gry w ko艣ci, kt贸ra nazywa si臋 鈥炁歭epy Traf". Czy graj膮 w to tutaj?

- Mo偶e p贸藕niej, Wasza Mi艂o艣膰 - powiedzia艂, prowadz膮c j膮 do du偶ego, prze艂adowanego ozdobami pokoju, w kt贸rym przy wielu stolikach grano w wista. Pan Brummell posadzi艂 j膮 przy nowo otwartym stoliku, sam usiad艂 naprzeciwko. Zaraz przy艂膮czyli si臋 do nich lord i lady Kenyon. Grali przez godzin臋 i, ku swojemu ogromnemu zdumieniu, Allegra wygry­wa艂a ka偶de rozdanie. W ko艅cu gra sta艂a si臋 dla niej nudna, podnios艂a si臋 od stolika.

- Mi艂o mi by艂o w pa艅stwa towarzystwie 鈥 podzi臋kowa艂a lordowi i lady Kenyon. - Chod藕, Brummell, poka偶 mi, co jeszcze mo偶na robi膰 w Casa di Fortuna. - Wsun臋艂a wygran膮 do mufki i przesz艂a do drugiego pokoju, gdzie grano w ruletk臋. - Co to za gra? Jak si臋 nazywa? - z zaciekawieniem zapyta艂a eskortuj膮cego j膮 d偶entelmena.

- 鈥濸arzysta- Nieparzysta" albo P- N.

- Zagrajmy - zaproponowa艂a z entuzjazmem.

- Wasza Mi艂o艣膰, to nie jest dobra gra - Brummell pr贸bowa艂 j膮 odwie艣膰 od tego pomys艂u. - Najcz臋艣ciej wygrywa st贸艂. Poza tym gra jest nielegalna, chocia偶 mo偶na w to gra膰 prawie we wszystkich jaskiniach hazardu.

- Tylko trzy razy puszcz膮 ko艂o w ruch, panie Brummell, a potem przejdziemy do stolik贸w, gdzie gra si臋 w ko艣ci - obieca艂a Allegra. Obstawi艂a trzy razy i, ku zdumieniu wszystkich, za ka偶dym razem wygra艂a. - To nudne - uzna艂a i kolejn膮 wygran膮 wsun臋艂a do mufki. Brummell nie m贸g艂 wyj艣膰 ze zdziwienia. Allegra nigdy nie uprawia艂a hazardu, nie

zdawa艂a sobie wi臋c sprawy z tego, 偶e jest to niezwykle szcz臋艣liwy dla niej wiecz贸r. Mia艂a ochot臋 zagra膰 w ko艣ci. No c贸偶 - pomy艣la艂 pan Brummell - dlaczego nie, i zaprowadzi艂 j膮 do sali, w kt贸rej toczy艂a si臋 gra. Zainteresowani zgromadzili si臋 wok贸艂 pokrytego zielonym suknem sto艂u. Obserwowali rzucaj膮cego i czekali, a偶 wyrzuci dw贸jk臋 i przegra. Gra sz艂a o wysok膮 stawk臋, zbyt wysok膮 jak na mo偶liwo艣ci Brummella, dlatego zatrzyma艂 si臋 za czekaj膮c膮 na swoj膮 kolej ksi臋偶n膮 Sedgwick. Obok Allegry stan臋艂a bardzo pi臋kna kobieta.

- Jestem contessa di Lince - przedstawi艂a si臋 z u艣miechem, uprzednio zwracaj膮c uwag臋 na raczej du偶e brylanty Allegry. - Cz臋sto pani tu przychodzi?

- To m贸j pierwszy i prawdopodobnie ostatni raz - Allegra u艣miechn臋艂a si臋 lekko. - Jestem ksi臋偶na Sedgwick.

- Nie podoba si臋 tu pani?

- Z zasady nie grywam, a m贸j m膮偶 by艂by bardzo niezadowolony, gdyby wiedzia艂, 偶e tu jestem - wyja艣ni艂a Allegra. - Jest pani Angielk膮, ale ma pani tytu艂 i nazwisko w艂oskie.

- To prawda - contessa odwzajemni艂a u艣miech Allegry. - Urodzi艂am si臋 w Anglii, ale m贸j zmar艂y m膮偶 by艂 W艂ochem. Wr贸ci艂am do Anglii, poniewa偶 w Rzymie nie mo偶na przyzwoicie 偶y膰, od kiedy w kraju panosz膮 si臋 Francuzi. Kupi艂am niewielki dom przy Hanover Square. Dla mnie gra jest pewn膮 form膮 rozrywki, chocia偶 raczej ma艂o emocjonuj膮c膮, poniewa偶 rzadko przegrywam. W艂a艣ciciel tego miejsca lubi, kiedy przy­chodz臋. Dzi臋ki mnie ludzie maj膮 wra偶enie, 偶e naprawd臋 mo偶na tu wygra膰 - roze艣mia艂a si臋.

W tym momencie contessie przekazano ko艣ci, ale ona z u艣miechem wr臋czy艂a je Allegrze.

- Ja znowu wygram - wzruszy艂a ramionami.

Allegra zacz臋艂a gra膰 i znowu dopisywa艂o jej szcz臋艣cie. St贸艂 otoczyli podziwiaj膮cy j膮 gracze. Z niedowierzaniem obserwowali, jak wygrywa rzut za rzutem

- Musz臋 przesta膰 - powiedzia艂a w ko艅cu. - Nie zmieszcz臋 w mufce wszystkich wygranych. - Odda艂a ko艣ci nast臋pnym graczom i odwr贸ci艂a si臋 do contessy: - Napijemy si臋 szampana, madame? Brummell, b膮d藕 tak dobry i przynie艣 dla nas trojga szampana. Usi膮dziemy w foyer.

Znalaz艂y cichy k膮cik i usiad艂y na pokrytej at艂asem kanapie.

- Wasza Mi艂o艣膰, czy zawsze dopisuje pani szcz臋艣cie? - zapyta艂a contessa.

- Nie wiem - uczciwie przyzna艂a Allegra. - Jak m贸wi艂am, nigdy wcze艣niej nie gra艂am.

- Ale gra pani w karty i wiedzia艂a pani, jak si臋 gra w ko艣ci - zauwa偶y艂a contessa.

- Wszyscy uczymy si臋 gry w wista. Czy w dzieci艅stwie nie uczono pani gra膰 w karty? Je艣li za艣 idzie o ko艣ci, moje przyjaci贸艂ki i ja nam贸wi艂y艣my m臋偶贸w, 偶eby nas nauczyli, ale nigdy nie gra艂am na pieni膮dze.

- Pani m臋偶a nie ma w mie艣cie? - upewnia艂a si臋 contessa.

- Nie - pad艂a odpowied藕. - Nie lubi Londynu. Quinton ma dusz臋 ziemianina.

- Ale pani lubi miasto i miejskie 偶ycie wy偶szych sfer? - dopytywa艂a si臋 contessa. - Ach, ja te偶 kiedy艣 taka by艂am. Niestety m贸j pierwszy m膮偶 by艂 raczej nudnym cz艂owiekiem.

- Nie, nie! - przerwa艂a Allegra. - W og贸le nie lubi臋 Londynu. Ale troszk臋 si臋 posprzeczali艣my i wyjecha艂am do miasta. Jednak po rozmowie z zaprzyja藕nion膮 dam膮 u艣wiadomi艂am sobie, 偶e zachowywa艂am si臋 niem膮drze. Za dzie艅, dwa wyjad臋 do domu, madame.

- Wnosz臋 st膮d, 偶e pani kocha m臋偶a - zauwa偶y艂a contessa. - Trzeba kogo艣 naprawd臋 szczerze i nami臋tnie kocha膰, 偶eby a偶 tak ostro reagowa膰. Pierwszego m臋偶a nie darzy艂am uczuciem, ale z drugim sprawa wygl膮da艂a zupe艂nie inaczej. - U艣miechn臋艂a si臋 ciep艂o. -

Prawdziwa mi艂o艣膰 to bardzo cenne uczucie. Niech j膮 pani piel臋gnuje. Wasza Mi艂o艣膰, ma

pani wielkie szcz臋艣cie.

Szcz臋艣cie z pewno艣ci膮 dopisywa艂o mi dzisiaj - powiedzia艂a z przek膮sem Allegra.

Jak m贸wi膮, pierwszy raz zawsze si臋 wygrywa - u艣miechn臋艂a si臋 contessa. - A oto i pani

przyjaciel z szampanem. - Wzi臋艂a kieliszek od pana Brummella i podnios艂a do ust. -

Znakomity! Carlo doskonale zna si臋 na winach.

Carlo? - powt贸rzy艂a zdezorientowana Allegra.

Carlo Bellagio, w艂a艣ciciel - wyja艣ni艂 pan Brummell.

Brummell! Brummell! To naprawd臋 ty? Gdzie si臋 podziewa艂e艣? - wykrzykiwa艂 ksi膮偶臋

nast臋pca tronu. W艂a艣nie przyjecha艂 w gronie przyjaci贸艂.

Wasza Wysoko艣膰 - Brummell sk艂oni艂 si臋 dwornie. - Dzisiaj wieczorem towarzysz臋

ksi臋偶nej Sedgwick.

Wasza Wysoko艣膰 - Allegra podnios艂a si臋 i uk艂oni艂a.

My艣la艂em, ksi臋偶no, 偶e wr贸ci艂a pani na wie艣 - powita艂 j膮 Prinny.

Musia艂am na kilka dni przyjecha膰 do miasta, Wasza Wysoko艣膰, a poniewa偶 sezon w艂a艣nie

si臋 zacz膮艂, nie mog艂am si臋 oprze膰. Pan Brummell zaprosi艂 mnie tu dzisiaj. Nigdy nie

by艂am w jaskini hazardu, wi臋c przyj臋艂am zaproszenie. Wasza Wysoko艣膰 przecie偶 wie, jak

bardzo Quinton nie lubi hazardu - zako艅czy艂a ze znacz膮cym przymru偶eniem oka i lekkim

u艣miechem.

Du偶o pani straci艂a, ksi臋偶no? - zachichota艂 Prinny. - Obiecuj臋, 偶e nic ksi臋ciu nie powiem -

rechota艂.

Wygra艂a - wtr膮ci艂 Brummell. - Wasza Wysoko艣膰, wydaje si臋, 偶e ksi臋偶na po prostu nie

potrafi przegra膰. Czego艣 takiego jeszcze nigdy nie widzia艂em.

Nie jestem zawzi臋tym graczem, Wasza Wysoko艣膰 - odezwa艂a si臋 Allegra. - By艂am gotowa

straci膰 najwy偶ej tysi膮c funt贸w, tymczasem wygra艂am czterna艣cie tysi臋cy.

Co艣 takiego! Na Boga, madame, rzeczywi艣cie mia艂a pani szcz臋艣cie! - wykrzykn膮艂

nast臋pca tronu. W tej chwili Prinny spostrzeg艂 contess臋 di Lince. - Przedstaw nas,

Brummell - zwr贸ci艂 si臋 do przyjaciela. - Kim jest ta niezwykle ujmuj膮ca dama?

Wasza Wysoko艣膰, to contessa di Lince. Schroni艂a si臋 w Anglii przed francusk膮 armi膮.

Witam pani膮, contesso - Prinny poca艂owa艂 j膮 w r臋k臋.

Wasza Wysoko艣膰, jestem zaszczycona - contessa sk艂oni艂a si臋.

Jest pani Angielk膮?

Wysz艂am za m膮偶 za W艂ocha - odpowiedzia艂a.

Z jakiej rodziny pani pochodzi? - dopytywa艂 si臋 Prinny.

- Jestem pewna, 偶e nie zna pan mojej rodziny ani o niej nie s艂ysza艂 - odpar艂a i zaraz zapyta艂a: - Czy gra pan w wista? B臋d臋 zachwycona, je艣li Wasza Wysoko艣膰 zechce ze mn膮 zagra膰. Podobnie jak ksi臋偶na ja nie przegrywam. - U艣miechn臋艂a si臋 zalotnie.

- Przy艂膮czy si臋 pani do nas, ksi臋偶no? - Prinny zwr贸ci艂 si臋 do Allegry.

- Wasza Wysoko艣膰, prosz臋 mi wybaczy膰, ale przyjecha艂am do Londynu, 偶eby spotka膰 si臋 z doktorem Bradfordem. Nie powinnam zarywa膰 nocy, ju偶 dawno powinnam by膰 w 艂贸偶ku. - U艣miechn臋艂a si臋 rozbrajaj膮co.

- Czy dobrze rozumiem? - rozpromieni艂 si臋 nast臋pca tronu. - Czy pani m膮偶 ju偶 wie, madame?

- Nie b臋d臋 mia艂a pewno艣ci, dop贸ki nie skonsultuj臋 si臋 z doktorem Bradfordem - odpar艂a Allegra. - Je艣li jednak moje przypuszczenia si臋 potwierdz膮, Wasza Wysoko艣膰 jest pierw­sz膮 osob膮, z kt贸r膮 podzieli艂am si臋 t膮 nowin膮.

- Na Boga, madame! Jestem zaszczycony - zachwyca艂 si臋 Prinny. - Prosz臋 mi przys艂a膰 jutro wiadomo艣膰.

- Oczywi艣cie, Wasza Wysoko艣膰 - obieca艂a Allegra i odwr贸ci艂a si臋 do George'a Brummella: - Je偶eli chce pan jeszcze zosta膰, panie Brummell, prosz臋 si臋 nie kr臋powa膰. Przy艣l臋 po pana pow贸z.

- Nie ma takiej potrzeby, madame. Odwioz臋 Brummella do domu - zaoferowa艂 nast臋pca tronu. - Ale teraz, oczywi艣cie, odprowadzi pani膮 do powozu.

- Dzi臋kuj臋, Wasza Wysoko艣膰 - Allegra sk艂oni艂a si臋 raz jeszcze, nast臋pnie zwr贸ci艂a si臋 do contessy di Lince: - Zapewne ju偶 si臋 nie spotkamy, madame, chcia艂am pani podzi臋kowa膰 za towarzystwo.

- Moja droga, czyj膮 jest pani c贸rk膮? - zapyta艂a contessa. - Ca艂y wiecz贸r mam wra偶enie, jakbym pani膮 zna艂a. Rodzice bardzo dobrze pani膮 wychowali.

- Jestem c贸rk膮 lorda Septimusa Morgana - odpowiedzia艂a Allegra i uk艂oni艂a si臋 po raz ostatni. - Dobrej nocy! - Uj臋艂a pana Brummella pod rami臋 i skierowa艂a si臋 do wyj艣cia z Casa di Fortuna.

Tymczasem contessa di Lince chwyci艂a si臋 r臋k膮 za serce. Gwa艂townie zblad艂a, ale po chwili dosz艂a do siebie.

- Powiedzia艂a: Septimusa Morgana, sir - zwr贸ci艂a si臋 do Prinny'ego. - Czy dobrze s艂ysza艂am? Tego wielkiego bogacza?

- Tego samego, madame. Dzi臋ki jego maj膮tkowi ksi臋偶na w ubieg艂ym roku zrobi艂a doskona艂膮 parti臋 i po艣lubi艂a cz艂owieka o najbardziej b艂臋kitnej krwi. Chocia偶, jak widz臋,

jest to ma艂偶e艅stwo niew膮tpliwie z mi艂o艣ci. - Prinny pokaza艂 z臋by w u艣miechu i uj膮艂

contess臋 pod rami臋. - Chod藕my, sto艂y czekaj膮.

Kim jest jej matka? - dopytywa艂a si臋 contessa.

Jest c贸rk膮 pierwszej 偶ony lorda Septimusa Morgana, lady Pandory Moore, najm艂odszej

c贸rki ksi臋cia Arley. To by艂a prawdziwa rozpustnica. Uciek艂a z innym m臋偶czyzn膮, kiedy

c贸rka mia艂a dwa latka. Lord Morgan dopiero niedawno powt贸rnie si臋 o偶eni艂 - opowiada艂

Prinny.

Z kim? - zapyta艂a jeszcze contessa, siadaj膮c przy nowo odkrytym stole.

Prosz臋 sobie wyobrazi膰, 偶e z w艂asn膮 szwagierk膮, kt贸ra jaki艣 czas temu owdowia艂a. To

hrabina wdowa Rowley, lady Olympia Abbott. M贸wiono mi, 偶e pomaga艂a w wychowaniu

siostrzenicy i podobno dziewczyna bardzo j膮 lubi - wyja艣nia艂 Prinny. - W ubieg艂ym

sezonie przyjechali do Londynu, lord Morgan, lady Abbott, jej najm艂odsza c贸rka, Sirena, i

panna Morgan. Sko艅czy艂o si臋 tym, 偶e m艂oda lady Abbott wysz艂a za m膮偶 za Octaviana

Bairda, wicehrabiego Pickford, a panna Morgan mia艂a po艣lubi膰 ksi臋cia Sedgwick, co

zreszt膮 zrobi艂a jesieni膮 ubieg艂ego roku. No, moja droga, do艣膰 plotek. Teraz pogramy w

karty. - Z u艣miechem na twarzy powi贸d艂 wzrokiem wok贸艂 sto艂u, przy kt贸rym zasiedli ju偶

dwaj inni gracze: lord Alvaney i Brummell.

Doktor Bradford przyby艂 na Berkley Square nast臋pnego ranka. Mia艂 zbada膰 ksi臋偶n臋 Sedgwick.

- Wasza Mi艂o艣膰, rzeczywi艣cie jest pani w ci膮偶y - poinformowa艂 po badaniu. - Z informacji, jakich udzieli艂a mi pani i pani pokoj贸wka, wnosz臋, 偶e dziecko przyjdzie na 艣wiat pod koniec listopada lub na pocz膮tku grudnia. S膮dz膮c po kszta艂tach, pokoj贸wka Waszej Mi艂o艣ci swoje dziecko urodzi wcze艣niej, na pocz膮tku jesieni. Mam racj臋, dziewczyno? - zwr贸ci艂 si臋 do Honor.

- Tak, panie - potwierdzi艂a cichutko.

- Dzi臋kuj臋, doktorze Bradford - uci臋艂a spraw臋 Allegra. - Jestem wdzi臋czna, 偶e zgodzi艂 si臋 pan przyj艣膰. Wiem, 偶e lekarz ciesz膮cy si臋 tak膮 s艂aw膮 musi by膰 bardzo zaj臋ty. Lady Bellingham wyra偶a艂a si臋 o panu w samych superlatywach.

- Dzi臋kuj臋, madame. Obie jeste艣cie silne i zdrowe. Jednak zdecydowanie radz臋 jak najszybciej wr贸ci膰 do domu. 呕adna z was nie powinna wybiera膰 si臋 w podr贸偶 przed porodem.

- Oczywi艣cie, zastosujemy si臋 do pa艅skiego zalecenia, doktorze Bradford - pos艂usznie zgodzi艂a si臋 Allegra. - Honor, odprowad藕, prosz臋, pana doktora. Sir, rachunek prosz臋 przedstawi膰 sekretarzowi mojego ojca, Charlesowi Trentowi, jest na miejscu.

- Dzi臋kuj臋 Waszej Mi艂o艣ci. - Lekarz si臋 sk艂oni艂 i pod膮偶aj膮c za Honor, wyszed艂 z apartamentu ksi臋偶nej.

Pokoj贸wka wr贸ci艂a. Allegra popatrzy艂a na ni膮 pytaj膮co.

- Wielmo偶na pani, w nast臋pn膮 niedziel臋 mam po艣lubi膰 Petera Hawkinsa - przypomnia艂a Honor, odpowiadaj膮c na nieme pytanie.

- Och, Honor, dlaczego nic mi nie powiedzia艂a艣? Dlaczego pozwoli艂a艣, 偶ebym ci膮gn臋艂a ci臋 z sob膮 do Londynu?! - wykrzykn臋艂a Allegra. - Nigdy bym sobie nie wybaczy艂a, gdyby co艣 ci si臋 sta艂o.

- Pani mnie potrzebowa艂a - szczerze odpar艂a pokoj贸wka. - Przecie偶 zawsze by艂am przy pani, odk膮d sko艅czy艂a pani sze艣膰 lat. No i przecie偶 by艂a pani w tak strasznym humorze, 偶e nie mog艂am pani powiedzie膰, i偶 ja r贸wnie偶 b臋d臋 mia艂a dziecko. Po wiadomo艣ciach, jakie pani dosta艂a od taty, lady Eunice i lady Caroline, nie mia艂am serca m贸wi膰 pani jeszcze o swojej ci膮偶y.

Allegra oboma ramionami obj臋艂a pokoj贸wk臋 i serdecznie j膮 przytuli艂a.

- Och, Honor, nie zas艂u偶y艂am sobie na tak膮 przyja藕艅 i serdeczno艣膰 z twojej strony.

- Hawkins m贸wi to samo, ale on nie zna pani tak dobrze jak ja. - Honor u艣miechn臋艂a si臋 艂obuzersko, a Allegra serdecznie roze艣mia艂a.

- Jutro ruszamy do domu - o艣wiadczy艂a.

- Wasza Mi艂o艣膰, nie pojedziemy do Vauxhall? - W g艂osie Honor s艂ycha膰 by艂o nutk臋 zawodu. - Tyle m贸wi艂y艣my o wyprawie do Vauxhall, a teraz niepr臋dko znowu b臋dziemy w Londynie.

- To prawda - przyzna艂a Allegra. - Po艣l臋 umy艣lnego do pana Brummella. Je偶eli b臋dzie mia艂 ochot臋 pojecha膰 z nami dzisiaj do Vauxhall, do domu wyjedziemy pojutrze.

Pan Brummell odpowiedzia艂, 偶e z wielk膮 przyjemno艣ci膮 razem z Prinnym b臋d膮 towarzyszyli Jej Mi艂o艣ci i jej pokoj贸wce do Vauxhall. Przyjad膮 do rezydencji oko艂o czwartej, na herbat臋, a potem razem udadz膮 si臋 do ogrod贸w. Pan Trent, poinformowany o planach ksi臋偶nej, natychmiast wys艂a艂 przodem s艂u偶膮cego, 偶eby dla c贸rki swego pana zarezerwowa膰 na drog臋 powrotn膮 najlepsze miejsca w najznakomitszych gospodach.

Marker w asy艣cie licznych lokaj贸w poda艂 wytworny podwieczorek, jakby ca艂e 偶ycie w tym domu przyjmowano na herbatce ksi臋cia Walii. O sz贸stej ruszyli do Vauxhall, gdzie - jak

poinformowa艂 ich Prinny - spotkaj膮 si臋 z contess膮 di Lince. Prinny bardzo polubi艂 t臋 nieco starsz膮, eleganck膮 kobiet臋.

Przepi臋kny park rozrywki Vauxhall zosta艂 otwarty w 1661 roku, po restauracji Karola II. By艂 usytuowany na p贸艂noc od Kennington Lane. Pocz膮tkowo mo偶na tu by艂o dotrze膰 tylko drog膮 wodn膮. Teraz wje偶d偶a艂o si臋 r贸wnie偶 od strony zachodniej. Wej艣cie kosztowa艂o dwa i p贸艂 szylinga. Miejsce cieszy艂o si臋 nies艂abn膮c膮 popularno艣ci膮 od stu trzydziestu pi臋ciu lat, g艂贸wnie dzi臋ki nieustannie zmienianym atrakcyjnym programom rozrywkowym i, naturalnie, pi臋ciu wysypanym 偶wirem promenadom.

Ka偶da alejka by艂a obsadzona drzewami i krzewami. Aleja g艂贸wna bieg艂a od wej艣cia, mia艂a trzysta metr贸w d艂ugo艣ci i prawie dziesi臋膰 szeroko艣ci. By艂a wysadzana pi臋knymi wi膮zami. Alej臋 po艂udniow膮, r贸wnoleg艂膮 do alei g艂贸wnej, zdobi艂y trzy bardzo realistyczne arkady z malowid艂ami obrazuj膮cymi ruiny staro偶ytnego miasta: Palmir. Wiele os贸b bra艂o je za autentyki. W wieczory galowych zabaw ruiny zast臋powano gotyck膮 艣wi膮tyni膮 ze sztuczn膮 fontann膮 w 艣rodku. Aleja po艂udniowa mia艂a t臋 sam膮 d艂ugo艣膰 i szeroko艣膰 co aleja g艂贸wna.

Na lewo od alei g艂贸wnej znajdowa艂a si臋 aleja Pustelnika. Jej praw膮 stron臋 otacza艂a dziko rosn膮ca ro艣linno艣膰, po lewej ro艣liny uprawne. R贸wnolegle do alei g艂贸wnej i po艂udniowej bieg艂a r贸wnie偶 aleja mroczna lub, jak j膮 nazywano, aleja kochank贸w. Bardzo w膮ska, by艂a miejscem najcz臋艣ciej odwiedzanym przez potajemnych kochank贸w. Pi膮ta aleja przecina艂a pierwsze cztery, nazywano j膮 g艂贸wn膮 alej膮 poprzeczn膮. Bieg艂a dok艂adnie przez sam 艣rodek parku. Cz臋艣膰 wydzielon膮 przez g艂贸wn膮 alej臋, alej臋 po艂udniow膮 i g艂贸wn膮 alej臋 poprzeczn膮 nazywano laskiem.

W tej cz臋艣ci spacerowano, pokazywano si臋 znajomym, umawiano z kochankami. Tego wieczoru w lasku odbywa艂 si臋 koncert. Grano muzyk臋 Handla i Haydna. Prinny i towa­rzysz膮ce mu osoby zostali wygodnie umieszczeni w restauracyjnej lo偶y w pobli偶u lasku. Z tego miejsca doskonale s艂yszeli muzyk臋, a jednocze艣nie mogli zje艣膰 niesamowicie drog膮 kola­cj臋, na kt贸r膮 sk艂ada艂y si臋 malutkie kurczaki, cieniusie艅kie plasterki szynki i pieczeni wo艂owej, ciasta i wino. Pomieszczenie zdobi艂y obrazy Franciszka Haymana. Obraz w ich lo偶y przed­stawia艂 sielankow膮 scen臋: pro艣ci wie艣niacy ta艅czyli wok贸艂 ozdobnego s艂upa, ustawionego na 艣rodku 艂膮ki otoczonej malowniczymi, krytymi s艂om膮 chatami.

O dziewi膮tej rozleg艂 si臋 d藕wi臋k dzwonu. By艂 to sygna艂, 偶e za chwil臋 b臋dzie mo偶na zobaczy膰 s艂awn膮 kaskad臋. Muzyka umilk艂a, w koncercie zarz膮dzono przerw臋. Poniewa偶 pokaz kaskad trwa艂 zaledwie pi臋tna艣cie minut i za ka偶dym razem by艂 inny, szybko wyszli z lo偶y i pospieszyli obejrze膰 widowisko. Tego wieczoru ogl膮dali pokryte 艣niegiem szczyty g贸r,

z kt贸rych po ska艂ach kaskady wody spada艂y do spienionego jeziorka w dole. Potem by艂 pokaz sztucznych ogni i dopiero po nim wr贸cili do lo偶y, 偶eby do ko艅ca wys艂ucha koncertu

- Nigdy nie widzia艂am niczego r贸wnie pi臋knego 鈥 szepn臋艂a Honor swojej pani. Jej obecno艣膰 nic by艂a niczym niezwyk艂ym. Mo偶ne damy cz臋sto na takie wyj艣cia zabiera艂y z sob膮 s艂u偶膮ce. Contessa r贸wnie偶 przyjecha艂a ze starsza, s艂u偶膮c膮 o imieniu Anna. Szanuj膮ce si臋 damy, je艣li wybiera艂y lit gdzie艣 w towarzystwie pan贸w, nie swoich m臋偶贸w, zazwyczaj zabiera艂y z sob膮 pokoj贸wki.

- Wasza Mi艂o艣膰, jak d艂ugo b臋dzie pani w Londynie? - zapyta艂a Allegr臋 contessa di Lince.

- W czwartek wyje偶d偶amy do domu - odpar艂a Allegra. - W drodze do Hunter's Lair musz臋 zatrzyma膰 si臋 w domu mojego ojca. Macocha lada dzie艅 b臋dzie rodzi膰.

- Doprawdy? - Contessa wygl膮da艂a na lekko zdziwion膮. - Czy pani ojciec ma jeszcze inne dzieci?

- Mia艂am brata, Jamesa Luciana - wyja艣ni艂a Allegra. - Zosta艂 zamordowany w Pary偶u podczas rz膮d贸w terroru. Pojecha艂 do Francji, poniewa偶 mia艂 po艣lubi膰 tam pewn膮 m艂od膮 dam臋. W艂adze aresztowa艂y jego narzeczon膮 i ca艂膮 jej rodzin臋. M贸j brat nie chcia艂 pozwoli膰 jej zgin膮膰 samej. Zachowa艂 si臋 jak bohater. - W oczach Allegry pojawi艂y si臋 艂zy. - Je艣li urodz臋 syna, nadam mu imiona brata.

- Oczekuje pani dziecka? - z czu艂o艣ci膮 w g艂osie zapyta艂a contessa.

- Tak - przyzna艂a Allegra. - Dlatego musz臋 szybko wraca膰 do domu. Przyjecha艂am do Londynu, 偶eby potwierdzi膰 swoje przypuszczenia. Doktor Bradford, lekarz lady Bellingham, zbada艂 mnie i potwierdzi艂 ci膮偶臋. Jestem bardzo szcz臋艣liwa. M贸j m膮偶 r贸wnie偶 bardzo si臋 ucieszy. Chcemy mie膰 du偶o dzieci.

- Naprawd臋? Ja nigdy nie lubi艂am dzieci, ale teraz, kiedy m贸j m膮偶 nie 偶yje, 偶a艂uj臋, 偶e nie mieli艣my dzieci - wyzna艂a contessa. Potem z u艣miechem zwr贸ci艂a si臋 do Prinny'ego: - Wasza Wysoko艣膰, mam nadziej臋, 偶e jeszcze kiedy艣 zagramy razem w karty. Wczorajszej nocy doskonale si臋 bawi艂am.

- Ja te偶, madame, ja te偶 - przyzna艂 Prinny. - I jako partnerka przynios艂a mi pani szcz臋艣cie. - Lekko zni偶y艂 g艂os. - Zwykle nie wygrywam tyle co ubieg艂ej nocy.

- Wasza Wysoko艣膰, jestem do pa艅skich us艂ug - u艣miechn臋艂a si臋 contessa.

- Mi艂o mi to s艂ysze膰, madame - odpar艂 Prinny i spu艣ci艂 wzrok na jej dekolt. - Bardzo mi艂o, madame - mrukn膮艂 jeszcze.

George Brummell, bardzo bystry m艂ody cz艂owiek, spostrzeg艂, 偶e contessa, kiedy odwr贸ci艂a si臋 od Allegry, mia艂a w oczach 艂zy. Zastanawiaj膮ce - pomy艣la艂 i natychmiast posta-

nowi艂, 偶e musi si臋 dowiedzie膰, dlaczego. Wyszli z lasku i spacerkiem poszli w kierunku miejsca, gdzie czeka艂y na nich powozy.

- Kim pani jest, madame? - przyciszonym g艂osem zapyta艂 Brummell contess臋 po w艂osku, kiedy szli do wyj艣cia. - Powiedzia艂a pani, 偶e urodzi艂a si臋 w Anglii. Kim by艂 pani ojciec? Popatrzy艂a na niego oczami pe艂nymi smutku.

- Jestem najm艂odsz膮 c贸rk膮 ksi臋cia Arley, panie Brummell - szepn臋艂a tak cicho, 偶e tylko on m贸g艂 j膮 us艂ysze膰. - B艂agam, prosz臋 nie ujawnia膰 mojej tajemnicy.

Nic bardziej by nie zdumia艂o Brummella. To dopiero by艂a rewelacyjna wiadomo艣膰.

- Jest pani matk膮 ksi臋偶nej?

- Tak. Nie przypuszcza艂am, 偶e kiedykolwiek wr贸c臋 do Anglii, ale potem Francuzi zniszczyli m贸j dom pod Rzymem. M膮偶 zmar艂 dwa lata temu, nie mieli艣my dzieci. Wr贸c臋 do W艂och, naturalnie, kiedy kraj uwolni si臋 od Francuz贸w, teraz jednak mog艂am tylko przyjecha膰 do Anglii. Finansowo jestem dobrze zabezpieczona, poniewa偶 Giancarlo zdeponowa艂 pieni膮dze u rodziny bankier贸w o nazwisku Kira. W ca艂ej Europie maj膮 swoje oddzia艂y. Uwa偶a艂am, 偶e to nieprawdopodobne, abym spotka艂a kogo艣, kto zna艂 mnie wcze艣niej. Nawet ksi膮偶臋 Walii mnie nie pami臋ta, a spotykali艣my si臋, kiedy by艂 m艂ody. Ju偶 w贸wczas pr贸bowa艂 wsun膮膰 mi r臋k臋 za dekolt. Uderzy艂am go. Je偶eli znowu spr贸buje, nie uderz臋. - Wzruszy艂a ramionami. - Widzi pan, potrzebuj臋 przyjaci贸艂.

George Brummell skin膮艂 g艂ow膮.

- A teraz, kiedy widzi pani c贸rk臋, 偶a艂uje pani tego, co zrobi艂a? - zapyta艂.

- Nie - energiczniej wzruszy艂a ramionami. - Nie, absolutnie nie. Nie kocha艂am pierwszego m臋偶a. Bardzo kocha艂am drugiego. Nie chcia艂am, 偶eby cokolwiek nas dzieli艂o. Chcia艂am mie膰 go wy艂膮cznie dla siebie. Mia艂am szcz臋艣cie, poniewa偶 on darzy艂 mnie r贸wnie silnym uczuciem, jednak Widz膮c doros艂膮 c贸rk臋, czuj臋 si臋 dziwnie. Dziwnie si臋 czuj臋, wiedz膮c, 偶e zostan臋 babk膮. 呕e siostra zaj臋艂a moje miejsce. Ale prze偶y艂am 偶ycie tak, jak chcia艂am. Wi臋kszo艣膰 ludzi w ten spos贸b post臋puje, je艣li tylko mo偶e sobie na to pozwoli膰, prawda? Zasmuci艂a mnie wiadomo艣膰, 偶e straci艂am jedynego syna. Ale jak wspaniale si臋 zachowa艂, zgadza si臋 pan ze mn膮? Je艣li jednak chodzi o moje jedyne 偶yj膮ce dziecko... Jest 艣liczn膮, urocz膮 m艂od膮 dam膮 o doskona艂ych manierach i wysokiej inteligencji. Od razu znalaz艂a mi艂o艣膰 i szczerze jej 偶ycz臋, 偶eby zawsze kocha艂a i by艂a kochana.

- Nie powie jej pani, kim pani jest?

- Oczywi艣cie, 偶e nie - contessa potwierdzi艂a przypuszczenia pana Brummella. - Opu艣ci艂am j膮, ale przecie偶 j膮 urodzi艂am. Uszcz臋艣liwi艂am jej ojca, daj膮c mu dzieci. Nie kocha艂am go, ale to dobry cz艂owiek. Co by to da艂o, gdyby dowiedzia艂a si臋, kim jestem? Sprawi艂oby jej

to tylko przykro艣膰. W tej chwili, po tylu latach, nic dla niej nie znacz臋 i nie chc臋 dla siebie miejsca w jej 偶yciu. Co nie znaczy, 偶e nie jestem szcz臋艣liwa, widz膮c, na jak wspania艂膮 kobiet臋 wyros艂a.

- Madame, jest pani bardzo trze藕wo my艣l膮c膮 osob膮 - powiedzia艂 Brummell po angielsku.

- To prawda - przyzna艂a, r贸wnie偶 przechodz膮c na angielski. - Zawsze wiedzia艂am, jak zapobiec dalszym stratom. Gdyby jeszcze uda艂o mi si臋 nauczy膰 tego ksi臋cia Walii! - za­ko艅czy艂a z u艣miechem.

Brummell roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no.

Tymczasem doszli do ko艅ca g艂贸wnej alei i znale藕li si臋 przy bramie. Prinny pom贸g艂 Allegrze i Honor wsi膮艣膰 do powozu. Uk艂oni艂 si臋.

- Moja droga, chyba pojad臋 z Brummellem i contessa do Casa di Fortuna. Nie ma pani nic przeciwko temu? Prosz臋 ode mnie pozdrowi膰 m臋偶a i ojca.

- Dzi臋kuj臋, Wasza Wysoko艣膰 - z wdzi臋czno艣ci膮 powiedzia艂a Allegra. Podnios艂a okno w drzwiach i pow贸z ruszy艂.

Rozdzia艂 18

Allegra wysiad艂a z podr贸偶nego powozu i przebieg艂a przez drzwi Morgan Court.

- Tato, tato! - krzycza艂a podniecona, wpadaj膮c do 艣rodka. W foyer nikogo nie by艂o. Dziwne - pomy艣la艂a. Min臋艂a j膮 m艂oda pokoj贸wka z dwoma kocio艂kami paruj膮cej wody. Za ni膮 bieg艂 s艂u偶膮cy, nios膮c stert臋 bia艂ego p艂贸tna.

- Zatrzymajcie si臋! - krzykn臋艂a na nich Allegra. Zaskoczeni, zamarli w bezruchu. - Gdzie jest m贸j ojciec? - zapyta艂a.

- Pani ojciec? - s艂u偶膮cy najwyra藕niej nie wiedzia艂, o kogo chodzi.

- Dolt, to jest c贸rka naszego pana - podpowiedzia艂a mu pokoj贸wka. - Wasza Mi艂o艣膰, lord Morgan jest na g贸rze z 偶on膮 - wyja艣ni艂a m艂oda kobieta, odwracaj膮c si臋 do Allegry. - Wielmo偶na pani w艂a艣nie rodzi.

Allegra min臋艂a s艂u偶b臋, pobieg艂a na g贸r臋 prosto do apartamentu, kt贸ry, jak wiedzia艂a, zajmowa艂a ciocia mama. Wesz艂a do saloniku i od razu przesz艂a do sypialni. Olympia le偶a艂a na 艂贸偶ku, by艂a blada, na czole l艣ni艂y kropelki potu.

Zobaczy艂a Allegr臋 i twarz si臋 jej rozpromieni艂a. By艂a zaskoczona i uradowana.

- Kochana dziewczynka! Prosz臋, skarbie, zabierz st膮d swojego ojca, 偶ebym mog艂a zacz膮膰 rodzi膰. Nie chce zostawi膰 mnie samej.

- Przyjecha艂am przeprosi膰, ciociu mamo - zacz臋艂a Allegra.

- Wszystko w porz膮dku, Allegro. Porozmawiamy p贸藕niej, kiedy ju偶 wydam dziecko na 艣wiat - przerwa艂a Olympia. - Prosz臋, uspok贸j ojca.

- Nie zostawi臋 ci臋 - sprzeciwi艂 si臋 Septimus Morgan. Te偶 by艂 blady i wygl膮da艂, jakby nie przespa艂 kilku ostatnich nocy. Mia艂 na sobie tylko niechlujnie zapi臋t膮 koszul臋, by艂 bez kra­watki. Raz po raz nerwowo przeczesywa艂 w艂osy r臋k膮. - Nie mog臋 ci臋 zostawi膰. - Odwr贸ci艂 si臋 do Allegry: - Allegro, prosz臋, powiedz macosze, 偶e nigdzie nie p贸jd臋. Kocham j膮 i zo­stan臋 u jej boku.

- Ale偶, tato, ona nie chce, 偶eby艣 tu by艂 - cicho powiedzia艂a Allegra. - Poza tym i tak nie mo偶esz jej pom贸c. Raczej przeszkadzasz.

- Bardzo rozs膮dnie - rozleg艂 si臋 inny m臋ski g艂os. Do komnaty wszed艂 m臋偶czyzna w 艣rednim wieku Te偶 by艂 tylko w koszuli. - Wasza Mi艂o艣膰, jestem doktor Horace Pritahard Wyda je mi si臋, 偶e pani ojcu dobrze zrobi szklaneczka whisky, kilka s艂贸w otuchy i towarzystwo c贸rki.

- Chod藕my, tato - Allegra uj臋艂a ojca pod rami臋.

- Ale ona b臋dzie mnie potrzebowa膰 - m贸wi艂 b艂agalnym 艂onem, jednocze艣nie pr贸buj膮c si臋 uwolni膰 od c贸rki.

- Septimusie! Urodzi艂am czw贸rk臋 dzieci i wszystkie bez pomocy m臋偶a - 偶artobliwie przypomnia艂a Olympia Morgan. - Kocham ci臋, ale, na mi艂o艣膰 bosk膮, ju偶 wyjd藕, 偶ebym wreszcie mog艂a w spokoju urodzi膰 to dziecko. Damy ci zna膰, je艣li b臋dziemy ci臋 potrzebowa膰.

- Chod藕, tato - Allegra stara艂a si臋 uspokoi膰 ojca. - Mam dla ciebie niesamowite wie艣ci. W艂a艣nie jad臋 z Londynu.

- Allegro! - krzykn臋艂a jeszcze rodz膮ca. - Moja droga, dzi臋kuj臋. Kocham ciebie tak bardzo, jak kocham twojego tat臋.

Allegra odwr贸ci艂a si臋 i pos艂a艂a macosze serdeczny u艣miech. Nast臋pnie sprowadzi艂a ojca na d贸艂 i wprowadzi艂a do biblioteki.

- Napijesz si臋 whisky, tato? - zapyta艂a. - Czy mo偶e wolisz kieliszek wina? Septimus Morgan machn膮艂 r臋k膮.

- Cokolwiek masz pod r臋k膮, dziecko - mrukn膮艂. - Do licha, chc臋 by膰 przy Olympii.

- Tato, ona rodzi dziecko. Twoja obecno艣膰 j膮 kr臋puje. Musisz to zrozumie膰, postaraj si臋 u艂atwi膰 jej por贸d. - Nala艂a spor膮 porcj臋 whisky do szklaneczki z Waterford i poda艂a ojcu. - Prosz臋, tato. Jestem pewna, 偶e to ci臋 uspokoi.

Lord Morgan jednym haustem wypi艂 po艂ow臋 trunku. Odni贸s艂 wra偶enie, jakby 偶o艂膮dek nagle wype艂ni艂 mu p艂ynny o艂贸w, ale po chwili ciep艂o rozesz艂o si臋 po ca艂ym ciele, poczu艂 si臋 znacznie lepiej. Popatrzy艂 na c贸rk臋 siedz膮c膮 naprzeciwko niego w takim samym fotelu. Allegra s膮czy艂a sherry z male艅kiego kieliszeczka.

- Z Londynu? A co robi艂a艣 w Londynie, Allegro?

- Uciek艂am do Londynu - powiedzia艂a szczerze. - Kiedy kilka tygodni temu dowiedzia艂am si臋, 偶e ciocia mama spodziewa si臋 dziecka, by艂am zaskoczona. Ta wiadomo艣膰 mnie zaniepokoi艂a, ba, chyba nawet przerazi艂a. Wyda艂e艣 mnie za Quintona Huntera, dlatego 偶e by艂am najbogatsz膮 pann膮 w Anglii. Teraz natomiast ju偶 ni膮 nie b臋d臋, a na dodatek wygl膮da艂o na to, 偶e nie mog臋 zaj艣膰 w ci膮偶臋. Sirena urodzi艂a ch艂opczyka. Potem dosta艂am wiadomo艣膰, 偶e Eunice i Caroline spodziewaj膮 si臋 dzieci. Poczu艂am si臋 bezwarto艣ciowa. Straci艂am maj膮tek i nie mog艂am nawet da膰 m臋偶owi potomka. Czu艂am si臋 tak, jakby艣my wszyscy oszukali Quintona, tato. I uciek艂am do Londynu.

- Allegro, czy Quinton czuje si臋 oszukany? - zapyta艂 lord Morgan powa偶nie.

- M贸wi, 偶e nie. Twierdzi, 偶e nawet gdyby艣 nam nie da艂 ju偶 nawet pensa, i tak mogliby艣my wygodnie 偶y膰 do ko艅ca naszych dni. Wiesz, tato, prawie nie ruszyli艣my tego, co dotych­czas dostali艣my. Ale mnie si臋 zdawa艂o, 偶e musi si臋 czu膰 oszukany. Przehandlowa艂 swoj膮 b艂臋kitn膮 krew za maj膮tek, kt贸rego ju偶 nie ma. By艂am g艂upia, tato.

- A co spowodowa艂o, 偶e zmieni艂a艣 zdanie, moja droga? - chcia艂 wiedzie膰.

- Lady Bellingham. Kochana lady Bellingham. Wyp艂akiwa艂am si臋 jej na ramieniu, a ona skarci艂a mnie za to, 偶e zw膮tpi艂am w Quintona, kt贸rego przecie偶 zna od dziecka. Po­wiedzia艂a, tato, 偶e ka偶dy g艂upi widzi, i偶 Quinton mnie kocha. A potem zauwa偶y艂a, 偶e kobiety w ci膮偶y cz臋sto histeryzuj膮. Mnie a偶 zatka艂o z wra偶enia, ale potem... - Allegra zamilk艂a i zaczerwieni艂a si臋. - Nast臋pnego dnia przys艂a艂a do mnie swojego lekarza. I wiesz co, tato? Mia艂a racj臋! Jestem w ci膮偶y! Dopiero wtedy zrozumia艂am, jaka by艂am g艂upia. Postanowi艂am wst膮pi膰 do was w drodze do domu, by podzieli膰 si臋 z tob膮 i cioci膮 mam膮 szcz臋艣liw膮 nowin膮 i przeprosi膰 za wszystkie te okropne rzeczy, kt贸re wygadywa艂am. Quinton ma racj臋, tato. Nie potrzebujemy twoich pieni臋dzy. Hunter's Lair jest odre­staurowane. Pieni膮dze le偶膮 bezpiecznie w banku Kira. Mam swoje inwestycje. M膮偶 mnie kocha, ja kocham jego. I to jest najwi臋kszy dar losu. - Zacz臋艂a szlocha膰 rado艣nie, a ojciec

spogl膮da艂 na ni膮 z u艣miechem. Cieszy艂 si臋, ale r贸wnie偶 bawi艂a go scena, podobna do tych, kt贸re kilka miesi臋cy temu prze偶ywa艂 z 偶on膮.

- Zostaniesz na noc - o艣wiadczy艂 lord Morgan. 鈥 Wy艣l臋 umy艣lnego do Hunter's Lair, aby zawiadomi艂 twojego m臋偶a, 偶e jeste艣 u nas i 偶e wszystko w porz膮dku.

- Dobrze, tato - chlipn臋艂a rado艣nie.

Cztery dni p贸藕niej ksi膮偶臋 Sedgwick zjawi艂 si臋 w domu te艣cia. Pos艂aniec przyby艂y z Morgan Court by艂 dla niego nie lada zaskoczeniem.

- Zbieraj si臋, Hawkins - zarz膮dzi艂. - Wygl膮da na to, 偶e nasze 偶ony wr贸ci艂y z Londynu szybciej, ni偶 si臋 tego spodziewa艂em.

Allegra podbieg艂a i powita艂a go rado艣nie. Zachowywa艂a si臋 tak, jakby w og贸le nie pami臋ta艂a, 偶e rozstali si臋 raczej dziwnie i w nie najlepszych nastrojach.

- Quintonie! Och, Quintonie! Mam wspania艂膮 nowin臋! - krzycza艂a z daleka. Dobieg艂a, zarzuci艂a mu ramiona na szyj臋 i nami臋tnie poca艂owa艂a.

Mia艂 zamiar przywita膰 j膮 ch艂odno, okaza膰 stanowczo艣膰. M臋偶czyzna nie mo偶e pozwoli膰 偶onie zachowywa膰 si臋 tak, jak zrobi艂a to Allegra, tymczasem dotyk jej warg sprawi艂, 偶e serce mu stopnia艂o. Odwzajemni艂 poca艂unek.

- Jestem g艂upcem - o艣wiadczy艂, zagl膮daj膮c jej w oczy. - Zachowa艂a艣 si臋 okropnie, Allegro, powinienem skorzysta膰 z praw m臋偶a i jako艣 ci臋 ukara膰.

- Tak, tak, kochanie, powiniene艣 - przyzna艂a.

- Czy w og贸le dojecha艂a艣 do Londynu? - zapyta艂 podejrzliwie. Nie rozumia艂, sk膮d u niej taki doskona艂y nastr贸j.

- Tak, by艂am w Londynie. Posz艂am do domu gry z Prinnym i panem Brummellem, a nast臋pnego dnia wybra艂am si臋 z nimi do Vauxhall. By艂o bardzo mi艂o, Quintonie. Nie mog艂am odwiedzi膰 tych miejsc, kiedy jako debiutantka by艂am w Londynie, a ubieg艂ej zimy, kiedy razem byli艣my w Londynie, te偶 tam si臋 nie udali艣my. By艂o uroczo, naprawd臋 przyjemnie, kochanie, ale to nie jest najlepsza wiadomo艣膰.

- Ile przegra艂a艣, Allegro? - rzuci艂, patrz膮c na ni膮 lodowatym wzrokiem.

- Oj, Quintonie - roze艣mia艂a si臋. - Nie mam pusto w g艂owie. Zabra艂am z sob膮 tysi膮c funt贸w i postanowi艂am, 偶e kiedy te pieni膮dze przegram, wr贸c臋 do domu. Hazard ani mnie nie kusi, ani nie pasjonuje. Tymczasem sta艂o si臋 co艣 dziwnego.

W og贸le nie przegrywa艂am. Zagra艂am w 鈥炁歭epy Traf", w wista i w ruletk臋 i zawsze dobrze mi sz艂o. W kr贸tkim czasie wygra艂am czterna艣cie tysi臋cy funt贸w. Wydaje mi si臋, 偶e w艂a艣ciciel Casa di Fortuna by艂 zadowolony, i偶 wychodz臋 - zako艅czy艂a z u艣miechem.

- A co zrobi艂a艣 z wygran膮? - pyta艂 ju偶 艂agodniejszym tonem.

- Da艂am Charlesowi Trentowi, 偶eby jako艣 zainwestowa艂 te pieni膮dze. Kiedy nasz najstarszy syn osi膮gnie odpowiedni wiek, dostanie po艂ow臋, drug膮 przeznaczymy na wprowadzenie najstarszej c贸rki na londy艅skie salony i jej posag - wyja艣nia艂a z u艣miechem. - Pierwszy syn i pierwsza c贸rka to wyj膮tkowe, najbardziej ukochane dzieci. Och! - krzykn臋艂a nie­spodziewanie. - Mam braciszka. Urodzi艂 si臋 dwa dni temu. Nazwali go William Septimus James! Jest cudowny! Wygl膮da dok艂adnie jak tata. James Lucian nigdy nie by艂 podobny do taty. Bardziej przypomina艂 nasz膮 mam臋.

S艂owa strumieniem tryska艂y z jej 艂adnie wykrojonych ust. Quintonowi mija艂a z艂o艣膰, gdzie艣 rozp艂ywa艂a si臋 nieufno艣膰, znika艂a podejrzliwo艣膰.

- Oczywi艣cie, dostan臋 znacznie mniej - szczebiota艂a. - Przecie偶 teraz dziedzicem jest Willy, ja jestem tylko jego starsz膮 siostr膮. Ju偶 nie b臋dziemy dostawali rocznie pi臋ciuset tysi臋cy funt贸w, Quintonie. Ale przecie偶 sam m贸wi艂e艣, 偶e to nie ma znaczenia.

Wiedzia艂, 偶e wystawia go na pr贸b臋.

- Nie ma znaczenia. Najmniejszego - o艣wiadczy艂 stanowczo. - Od lorda Morgana chc臋 dosta膰 tylko c贸rk臋 - sprecyzowa艂.

- M贸j kochany, jeste艣 cudowny - 艣wiergota艂a - ale ca艂kowicie pozbawiony praktycznego zmys艂u. B臋dziesz dostawa艂 rocznie sto tysi臋cy funt贸w, a ja otrzymam czwart膮 cz臋艣膰 ma­j膮tku ojca po jego 艣mierci, co, mam nadziej臋, nie nast膮pi szybko. B臋dziesz jednak musia艂, Quintonie, dawa膰 mi jakie艣 kieszonkowe, poniewa偶 ja nie b臋d臋 dostawa艂a od papy 偶adnych pieni臋dzy. Ale te偶 ich nie potrzebuj臋, mam sw贸j kapita艂 i ciebie za m臋偶a. - U艣miechn臋艂a si臋 z dum膮. - Czy wynegocjowa艂am dla nas dobry kontrakt, m臋偶u?

Wolno skin膮艂 g艂ow膮. By艂 zaskoczony, 偶e znowu tak sprawnie wszystko za艂atwi艂a. Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. Czemu by艂 zaskoczony? Od chwili, gdy uzgodnili, 偶e si臋 pobior膮, wszystko za艂atwia艂a Allegra i by艂a w tym znacznie lepsza od niego. Pewnie do 艣mierci b臋dzie nim rz膮dzi艂a, chocia偶 przed przyjaci贸艂mi on nigdy si臋 do tego nie przyzna. Uj膮艂 jej d艂o艅 i popro­wadzi艂 j膮 do domu.

- Wygra艂a艣 bardzo du偶o pieni臋dzy. Czy nadal jeste艣 przeciwna hazardowi? - zapyta艂.

- Dopisywa艂o mi szcz臋艣cie nowicjusza. Tak powiedzia艂a w艂oska contessa, kt贸r膮 tego wieczoru pozna艂am. Nie, nie s膮dz臋, 偶ebym jeszcze kiedy艣 chcia艂a gra膰 - powiedzia艂a uczciwie.

- A czy Vauxhall ci si臋 podoba艂o? - pyta艂 dalej.

- To ciekawe miejsce, podoba艂a mi si臋 zw艂aszcza kaskada. Chocia偶 na wsi mo偶na spotka膰 znacznie wi臋cej cud贸w natury. Nie dziwi臋 si臋 jednak, Quintonie, 偶e mieszka艅cy miasta

zachwycaj膮 si臋 ogrodami Vauxhall. Z przyjemno艣ci膮 wys艂ucha艂am koncertu w lasku, ale kolacja! By艂a pioru艅sko droga! Pan Brummell m贸wi艂, 偶e kelner kroj膮cy mi臋sa w Vauxhall podobno tak cieniutko potrafi pokroi膰 szynk臋, 偶e plasterkami jednej mo偶na przykry膰 ca艂y teren ogrod贸w! Ser by艂 suchy, a arakowy poncz, kt贸ry nam podali, po prostu obrzydliwy. Nie mia艂abym ochoty jeszcze raz tam si臋 wybra膰.

- Ogromnie mi ul偶y艂o, poniewa偶 b臋dziemy musieli bardzo ograniczy膰 wydatki, skoro mamy si臋 utrzyma膰 za sto tysi臋cy funt贸w rocznie - za偶artowa艂. Podni贸s艂 j膮 w g贸r臋 i rado艣nie uca艂owa艂. - Allegro, ba艂em si臋, 偶e do mnie nie wr贸cisz - wyzna艂.

- Nawet o tym nie my艣l, ty pochlebco - roze艣mia艂a si臋, ale wcze艣niej, zanim zorientowa艂a si臋, 偶e 偶artuje, a on z kamiennym wyrazem twarzy wspomnia艂 o wydatkach i dochodach, poczu艂a, jak ca艂e jej cia艂o przeszywa dreszcz.

- Kocham ci臋, ksi臋偶no - powiedzia艂, stawiaj膮c j膮 na ziemi.

- Ciesz臋 si臋, bo to wa偶ne, 偶eby dzieci rodzi艂y si臋 z mi艂o艣ci. Prawda, Quintonie?

- Czy偶by艣 by艂a gotowa wznowi膰 pr贸by? - zapyta艂 z czu艂o艣ci膮, jeszcze raz ca艂uj膮c j膮 w usta.

- Nie ma takiej potrzeby - z radosnym u艣miechem zajrza艂a mu w oczy. - Lady Bellingham, nasz kochany anio艂 str贸偶, od razu wiedzia艂a, dlaczego jestem przygn臋biona i kapry艣na. Nosz臋 w sobie twoje... nasze dziecko, Quintonie. Jej osobisty lekarz potwierdzi艂 ci膮偶臋. Jeszcze przed ko艅cem roku b臋dziemy mieli syna albo c贸rk臋. W Hunter's Lair znowu b臋dzie rozbrzmiewa膰 艣miech dzieci. Mo偶e nawet wybacz臋 Melindzie i pozwol臋 jej przyprowadza膰 synka George'a, 偶eby dzieci razem si臋 bawi艂y.

Czu艂, 偶e serce w piersi ro艣nie mu coraz bardziej, a kiedy niemal p臋ka艂o ze szcz臋艣cia, zdawa艂o mu si臋, 偶e obsypa艂 go deszcz gwiazd.

- Och, Allegro! Jestem najszcz臋艣liwszym z ludzi. - Ostro偶nie podni贸s艂 j膮 w g贸r臋 i czule poca艂owa艂 w usta.

Stoj膮c z powrotem na twardym gruncie, zarzuci艂a mu ramiona na szyj臋 i u艣miechn臋艂a si臋 prosto w oczy.

- Kocham ci臋, Quintonie. Kiedy ju偶 z艂o偶ymy wyrazy uszanowania tacie i cioci mamie, kiedy ju偶 obejrzysz Willy'ego i pozachwycasz si臋 nim, chc臋 jecha膰 do domu. I jeszcze jedno, m贸j ukochany ksi膮偶臋, obiecuj臋, 偶e ju偶 nigdy nie uciekn臋, nie zrezygnuj臋 ani z ciebie, ani z naszego ma艂偶e艅stwa.

Lord i lady Morgan ucieszyli si臋, s艂ysz膮c, 偶e Allegra i Quinton bez trudu doszli do porozumienia. William Septimus James, zdrowy, pulchny, r贸偶owiutki niemowlak, obserwowa艂 swoj膮 przyrodni膮 siostr臋 i szwagra, wygodnie le偶膮c w ramionach matki. Tak jak

Allegra m贸wi艂a m臋偶owi, by艂 miniaturk膮 ojca. Nawet kszta艂t g艂owy, pokrytej ciemnym puszkiem, mia艂 taki sam.

- Co to b臋dzie, kiedy Sirena go zobaczy! - chichota艂a Allegra. - Teraz naprawd臋 jeste艣my siostrami.

- Ch艂opcy b臋d膮 si臋 razem bawili - z szerokim u艣miechem zauwa偶y艂 ksi膮偶臋. - Ale偶 to b臋dzie rado艣膰 patrze膰, jak przy okazji rodzinnych spotka艅 wszystkie nasze dzieci b臋d膮 razem szala艂y.

- By艂oby wspaniale, gdyby jeszcze Gussie i jego niem膮dra 偶ona zgodzili si臋, by i m贸j wnuk do艂膮czy艂 do tej gromadki. Charlotte jednak od urodzenia trz臋sie si臋 nad dzieckiem i trzyma je pod kloszem. B贸g jeden wie, co z ch艂opca wyro艣nie, je艣li m贸j syn nie po艂o偶y kresu nadopieku艅czo艣ci matki. Powinni mie膰 wi臋cej dzieci, wtedy Charlotte nie mog艂aby tak si臋 z ka偶dym cacka膰 - m贸wi艂a autorytatywnym tonem lady Morgan.

- Zabieram Allegr臋 do domu - o艣wiadczy艂 te艣ciom ksi膮偶臋. - Czas, 偶eby wr贸ci艂a, a i Hawkins, chyba rozumiecie, chcia艂by, 偶eby Honor te偶 ju偶 by艂a na miejscu. W niedziel臋 bior膮 艣lub.

- Oczywi艣cie - zgodzi艂 si臋 lord Morgan.

Uca艂owali si臋 i u艣ciskali na do widzenia, po czym ksi膮偶臋 z ksi臋偶n膮 Sedgwick ruszyli w drog臋 do domu. Nie spieszyli si臋, jechali wolno, napawaj膮c oczy majowym krajobrazem. Drzewa owocowe w sadach, na kt贸rych, kiedy Allegra wyje偶d偶a艂a, dopiero zacz臋艂y pojawia膰 si臋 p膮czki, teraz sta艂y sk膮pane w r贸偶owych, pomara艅czowych i bia艂ych kwiatach. Krowy i cielaki z zadowoleniem skuba艂y traw臋 na pastwiskach. Owce i jagni臋ta podgryza艂y zielone p臋dy na stokach wzg贸rz. Wsz臋dzie wida膰 by艂o rodz膮ce si臋 偶ycie, nowe 偶ycie. Tym razem ten widok nie sprawia艂 Allegrze przykro艣ci, serce rozpiera艂a rado艣膰, poniewa偶 wiedzia艂o, 偶e pod nim drzemie nast臋pca rodu.

Hunter's Lair od pierwszej chwili by艂o dla niej domem. Crofts powita艂 Allegr臋 z u艣miechem, podobnie jak i reszta s艂u偶by. Od razu przekazano im szcz臋艣liwe nowiny. Wszyscy bardzo si臋 ucieszyli i nawet to uczcili. Przysz艂o lato, na polach dojrzewa艂o zbo偶e. Sirena i Ocky przywie藕li ma艂ego Georgiego do Hunter's Lair. Mia艂 zosta膰 ochrzczony w ko艣ciele ksi臋cia Sedgwick, poniewa偶 matka chrzestna w odmiennym stanie nie mog艂a podr贸偶owa膰.

Wcze艣niej Sirena pojecha艂a w odwiedziny do Morgan Court. Georgie zosta艂 w domu pod opiek膮 mamki.

- Jak ci si臋 podoba艂 nasz ma艂y braciszek? - pyta艂a Allegr臋. - Jest bardzo podobny do twojego taty, prawda? Chyba nie ma nic z mamy, no mo偶e oczy, ale tylko kolor, nie kszta艂t. To jest

Morgan z krwi i ko艣ci. - Roze艣mia艂a si臋 na wspomnienie malucha. - Zupe艂nie jak ty,

Allegro.

Nie widzia艂am go dwa miesi膮ce - Allegra r贸wnie偶 si臋 艣mia艂a - ale masz racj臋, jest

podobny do taty.

S膮 bardzo szcz臋艣liwi - zauwa偶y艂a Sirena. - Wcze艣niej te偶 byli szcz臋艣liwi, ale teraz s膮

jeszcze bardziej. Wydaje mi si臋, 呕e to dlatego, i偶 co艣 razem stworzyli, wsp贸lnie o to

dbaj膮, wsp贸lnie si臋 troszcz膮, wsp贸lnie si臋 ciesz膮. Wiem, 偶e ja i Ocky tak si臋 w艂a艣nie

czuli艣my, kiedy Georgie przyszed艂 na 艣wiat.

Wiesz, dzisiaj poczu艂am ruchy dziecka - wyzna艂a Allegra kuzynce. - Czu艂am, jakby

motylek macha艂 skrzyde艂kami w moim brzuchu.

Nied艂ugo poczujesz, jakby艣 tam mia艂a konia - roze艣mia艂a si臋 Sirena. - B臋dzie szarpa艂 si臋 i

kopa艂, 偶膮daj膮c, 偶eby wypuszczono go z tej klatki. Z Georgiem tak w艂a艣nie by艂o. Chc臋

mie膰 drugie dziecko.

Nadesz艂a jesie艅. W miar臋 up艂ywu czasu Allegra stawa艂a si臋 coraz okr膮glejsza. Prawd臋 m贸wi膮c, by艂a grubsza od Honor, grubsza nawet ni偶 lady Morgan pod koniec ci膮偶y, ale dobrze si臋 czu艂a i wydawa艂a si臋 zdrowa. Dwudziestego 贸smego listopada, kilka tygodni wcze艣niej, ni偶 si臋 spodziewa艂a, 偶e dziecko przyjdzie na 艣wiat, ksi臋偶na Sedgwick zacz臋艂a rodzi膰. Ksi膮偶臋 natychmiast pos艂a艂 po doktora Thatchera.

- Wygl膮dam jak jedna z twoich klaczy, kt贸ra zaraz zacznie si臋 藕rebi膰 - powiedzia艂a, przygl膮daj膮c si臋 sobie w du偶ym lustrze. - Przyznaj臋, 偶e z przyjemno艣ci膮 pozb臋d臋 si臋 tego ci臋偶aru. Ostatnie tygodnie by艂y wprost koszmarne. Dlaczego kobiety nie m贸wi膮 sobie o tym, zamiast gl臋dzi膰 o urokach macierzy艅stwa? Jak dot膮d nie dostrzegam 偶adnych urok贸w. - Skrzywi艂a si臋. Ostry b贸l przeszy艂 jej cia艂o, zginaj膮c j膮 wp贸艂, co - bior膮c pod uwag臋 rozmiary brzucha - samo w sobie by艂o nie lada wyczynem.

- Patrz膮c na pani膮, wcale nie mam ochoty pozbywa膰 si臋 swojego ci臋偶aru - z niepokojem wyzna艂a Honor, spogl膮daj膮c na sw贸j brzuch.

Komnata, w kt贸rej mia艂 si臋 odby膰 por贸d, zosta艂a dobrze przygotowana. Zgromadzono w niej du偶o czystego p艂贸tna. W kocio艂kach na ogniu parowa艂a gor膮ca woda, gotowa do wykorzystania, kiedy tylko doktor o ni膮 poprosi. Na nowego u偶ytkownika czeka艂a ozdobiona at艂asem i koronk膮 ksi膮偶臋ca ko艂yska oraz ca艂y stos pieluszek i ubranek dla niemowl臋cia. Z boku sta艂a niedu偶a wanienka, w kt贸rej b臋dzie mo偶na umy膰 dziecko po porodzie. Wszyscy w napi臋ciu czekali, a偶 ksi臋偶na Sedgwick wyda dziecko na 艣wiat.

- Ochhh! - j臋kn臋艂a Allegra, kiedy cia艂o znowu przeszy艂 ostry b贸l. - Niech to licho! Dlaczego tak bardzo boli, doktorze Thatcher?

- Taka ju偶 jest dola kobiet, Wasza Mi艂o艣膰 - rzek艂.

- Co za g艂upia odpowied藕! - fukn臋艂a Allegra.

Lekarz by艂 zaskoczony reakcj膮 Allegry. Zazwyczaj rodz膮ce kobiety albo 偶a艂o艣nie pop艂akiwa艂y, albo przeklina艂y m臋偶贸w, albo z godno艣ci膮 i stoickim spokojem wydawa艂y na 艣wiat dzieci.

- Doktorze, 偶ona chcia艂aby us艂ysze膰 rzeczow膮 odpowied藕 na swoje pytanie - podpowiedzia艂 ksi膮偶臋, z trudem powstrzymuj膮c si臋 od 艣miechu.

- No pewnie - potwierdzi艂a Allegra. - Co sprawia, 偶e tak bardzo mnie boli? Czy z dzieckiem jest wszystko w porz膮dku?

- B贸l, Wasza Wysoko艣膰, wywo艂uj膮 skurcze, jakie wykonuje pani cia艂o, 偶eby pom贸c pani urodzi膰 dziecko - wyja艣ni艂 doktor Thatcher. - Je偶eli b贸l stanie si臋 nie do zniesienia, mog臋 poda膰 pani odrobin臋 opium.

- A czy opium nie podzia艂a r贸wnie偶 na dziecko? - chcia艂a wiedzie膰.

- No, tak, ale... - Doktor nie zdo艂a艂 doko艅czy膰 zdania.

- Znios臋 b贸l - przerwa艂a mu Allegra. - A niech to piek艂o poch艂onie! - wrzasn臋艂a. - Piek艂o i wszyscy szatani!

Quinton Hunter d艂u偶ej nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰, wybuchn膮艂 gromkim 艣miechem.

- Wyno艣 si臋 st膮d! - wrzasn臋艂a na niego Allegra. - To przez ciebie tak cierpi臋! Nie pozwol臋, 偶eby艣 jak hiena 偶erowa艂 na moim nieszcz臋艣ciu. Powiem, 偶eby ci臋 zawo艂ano, kiedy dziecko si臋 urodzi. Wyno艣 si臋!

- Ksi臋偶no, b艂agam o wybaczenie, pozw贸l mi, prosz臋, zosta膰 - poprosi艂.

- Nie - Allegra by艂a nieprzejednana. - Wyrzucam ci臋 st膮d i zabierz z sob膮 Honor. Nie powinna na to patrze膰.

Honor nie protestowa艂a. Pospiesznie wysz艂a za ksi臋ciem.

- Poczekam w saloniku, wielmo偶na pani - rzuci艂a pokoj贸wka przez rami臋.

- Dobrze, ju偶 dobrze - uspokaja艂a Allegr臋 szefowa s艂u偶by, pani Crofts. - M臋偶czy藕ni nic nie rozumiej膮. Nied艂ugo b臋dzie po wszystkim.

- Wola艂abym jeszcze szybciej - mrukn臋艂a Allegra, poniewa偶 znowu zacz臋艂y si臋 b贸le.

Po kilku godzinach m臋ki doktor zobaczy艂 wy艂aniaj膮c膮 si臋 g艂贸wk臋 dziecka. Od razu poinformowa艂 ksi臋偶n膮, 偶e ju偶 wkr贸tce por贸d si臋 sko艅czy. Wysz艂a g艂贸wka i ramiona, ale kiedy malutki tors zacz膮艂 si臋 wysuwa膰 z cia艂a matki, doktor Thatcher wyda艂 zduszony okrzyk zdumienia.

- Wielkie nieba!

- Co艣 takiego! - cicho krzykn臋艂a r贸wnie zaskoczona pani Crofts. Dziecko wy艂ania艂o si臋 coraz bardziej, a oni coraz wyra藕niej widzieli malusie艅k膮 r膮czk臋 mocno zaci艣ni臋t膮 wok贸艂 jego prawej kostki.

- Z drogi, kobieto! - rykn膮艂 doktor. - Zabierz niemowl臋, ja zajm臋 si臋 drugim.

- Drugim? - pisn臋艂a Allegra. - Co pan m贸wi? Jakim drugim?

Pani Crofts wzi臋艂a noworodka, male艅k膮 dziewczynk臋, i przesz艂a z ni膮 do sto艂u, 偶eby dziecko umy膰. Dziewczynka z艂o艣ci艂a si臋 i g艂o艣no krzycza艂a, kiedy ogrzan膮 oliwk膮 obmywano jej cia艂ko z krwi i 艣luzu. Potem pani Crofts starannie zawin臋艂a noworodka w pieluszki.

- Potrzebuj臋 wi臋cej p艂贸tna - zwr贸ci艂a si臋 do s艂u偶膮cej, kt贸ra sta艂a obok niej z mocno wyba艂uszonymi oczami. Wcisn臋艂a noworodka dziewczynie w r臋ce. - Masz, sama sobie przynios臋. - Po艂贸偶 Jej Ksi膮偶臋c膮 Mo艣膰 do ko艂yski. No, rusz si臋, durna.

- Kobieto, chod藕 tu. Drugie ju偶 si臋 prawie urodzi艂o! - wrzasn膮艂 doktor na gospodyni臋.

Pani Crofts dos艂ownie przefrun臋艂a przez komnat臋, nios膮c po艣piesznie przygotowane nowe pieluszki. Rzuci艂a je na st贸艂.

- Wi臋cej wody, Mary, i nie guzdrz si臋! - krzykn臋艂a na s艂u偶膮c膮 i w tej samej chwili twarz si臋 jej rozpromieni艂a. - Och! - westchn臋艂a rado艣nie. - A oto i Jego Male艅ka Wysoko艣膰.

- Jest ich dwoje? - dopytywa艂a si臋 Allegra. - Urodzi艂am dwoje dzieci?

- Wasza Mi艂o艣膰, jako pierwsz膮 urodzi艂a pani c贸rk臋 - powiedzia艂 doktor Thatcher - a teraz syna. 艢liczny, silny ch艂opiec. Prosz臋 tylko pos艂ucha膰, jak g艂o艣no krzyczy.

Allegra nie mog艂a powstrzyma膰 艂ez. Wybuchn臋艂a p艂aczem.

- Dajcie mi zobaczy膰 dzieci - b艂aga艂a. - Dajcie mi zobaczy膰 dzieci.

- Niech mi pani da jeszcze kilka minut. Por贸d jeszcze si臋 nie sko艅czy艂, madame - 艂agodnie t艂umaczy! doktor Thatcher. - Potem zobaczy pani dzieci. Jeszcze tylko kilka minut. Allegra prawie nie wiedzia艂a, kiedy wysz艂o 艂o偶ysko, nie zwr贸ci艂a te偶 uwagi, 偶e lekarz i

pokoj贸wka myj膮 j膮 po porodzie. Wiedzia艂a tylko, 偶e s艂yszy p艂acz swoich dzieci i 偶e ten p艂acz jest muzyk膮 dla jej uszu. W ko艅cu przyniesiono jej dwoje noworodk贸w i u艂o偶ono w ramionach matki. Na widok malutkich twarzyczek ca艂e cia艂o Allegry zala艂a fala ciep艂a. Nic proszone 艂zy sp艂ywa艂y po policzkach. Nagle drzwi do sypialni otworzy艂y si臋 z impetem i do 艣rodka wpad艂 ksi膮偶臋.

Spojrza艂 na 偶on臋. Ujrza艂 dwoje noworodk贸w, ka偶de u艂o偶one w zgi臋ciu jednego ramienia. Otworzy艂 usta ze zdumienia.

- Dwoje? - powiedzia艂 pe艂nym napi臋cia g艂osem. - Mamy dwoje?

- Dwoje - odpowiedzia艂a z u艣miechem.

- Ch艂opcy? - zaryzykowa艂 pytanie.

- Charles - powiedzia艂a, wskazuj膮c na niemowl臋 po prawej stronie - i Vanessa - uzupe艂ni艂a, spogl膮daj膮c na le偶膮c膮 z lewej strony c贸rk臋. - Chcia艂abym da膰 im imiona po twoich rodzicach, panie. Oczywi艣cie, je偶eli nie masz nic przeciwko temu. - U艣miechn臋艂a si臋 rado艣nie do m臋偶a. - Czy偶 to nie cudowne? M贸j kochany Quintonie! Jednym uderzeniem pobili艣my wszystkich. Ocky'ego i Siren臋. Marcusa i Eunice. Dreego i Caroline. I tat臋 i cioci臋 mam臋.

- A dlaczeg贸偶 by nie? - Quinton wyszczerzy艂 z臋by w u艣miechu. - Czy偶 nie jeste艣 c贸rk膮 najbogatszego cz艂owieka w Anglii?

- A ty - zawt贸rowa艂a - ksi臋ciem o najbardziej b艂臋kitnej z b艂臋kitnych krwi?

Pochyli艂 si臋 i poca艂owa艂 偶on臋, a Allegra niechc膮cy nieco zbyt mocno przycisn臋艂a bli藕niaki do siebie. Charles i Vanessa zacz臋li jednocze艣nie drze膰 si臋 ze z艂o艣ci, co s艂ysz膮c, rodzice wy- buchn臋li g艂o艣nym, radosnym 艣miechem.

- Czy nadal chcesz mie膰 wi臋cej dzieci? - zapyta艂 Quinton 偶on臋.

- Tak, m贸j najukocha艅szy ksi膮偶臋 - twierdz膮co skin臋艂a g艂ow膮.

- Niech tak zatem b臋dzie, ksi臋偶no. Przecie偶 nie potrafi艂bym niczego odm贸wi膰 c贸rce najbogatszego cz艂owieka w Anglii!

Cz臋艣膰 IV

RRzydRnRja HuntRr鈥橰 Lair

WioRna 1813 roku

Epilog

Ale偶, Vanesso, zupe艂nie nie rozumiem, dlaczego chcesz pojecha膰 na sezon towarzyski do Londynu - rozdra偶nionym g艂osem pyta艂 George, wicehrabia Pickford. 鈥 Przecie偶 zawsze wszyscy m贸wili, 偶e ty i ja pewnego dnia si臋 pobierzemy Lady Vanessa Hunter s艂odko u艣miechn臋艂a Sie do konkurenta.

- Nie zawarli艣my 偶adnej umowy, George - powiedzia艂a. - Nie jeste艣my po s艂owie. A je艣li ci chodzi o pobo偶ne 偶yczenia naszych rodzic贸w, to mo偶esz o tym zapomnie膰 Poza tym na wet je艣li zdecyduj臋 si臋 pewnego dnia ci臋 po艣lubi膰, i tak chce pojecha膰 na sezon do Londynu i jak ka偶da dobrze urodzona panna zosta膰 wprowadzona na salony londy艅skiej 艣mietanki towarzyskiej. Gdybym tego nie zrobi艂a, to by znaczy艂o, 偶e nie jestem dostatecznie dobra, by startowa膰 w dorocznym polowaniu na m臋偶a. Ludzie zastanawialiby si臋, co jest ze mn膮 nie tak. Dlaczego zosta艂am szybko wydana za m膮偶 za przyjaciela z dzieci艅stwa i nawet nie obejrza艂am innych kandydat贸w, bywaj膮cych na londy艅skich salonach. Nie. Jad臋 do Londynu Jeszcze nie wiesz, 偶e z ni膮 nie ma co si臋 spiera膰? - zapyta艂 najlepszego przyjaciela lord Charles Hunter. - I tak nie wygrasz. Tata m贸wi, 偶e jest taka sama jak mama. Zawsze musi postawi膰 na swoim. Georgie, jestem pewien, 偶e znajdziesz sobie jak膮艣 mi艂膮 dziewczyn臋. -

Przekornie popatrzy艂 na siostr臋 bli藕niaczk臋 i zadowolony z siebie, serdecznie si臋 roze艣mia艂, kiedy pokaza艂a mu j臋zyk. - Lepiej zacznij 膰wiczy膰 londy艅skie maniery - poradzi艂 z艂o艣liwie.

- Nie zapominaj, kto si臋 pierwszy urodzi艂 鈥 za偶artowa艂a w odpowiedzi. - Nie by艂oby ci臋 tu, gdyby艣 nie chwyci艂 mnie za kostk臋.

- A ty nie zapominaj, kto zostanie pi膮tym ksi臋ciem Sedgwick - odparowa艂. - Jeste艣 tylko dziewczynk膮.

- Bardzo bogat膮 dziewczynk膮 - nie da艂a si臋 przegada膰.

- Jakie to prostackie!

- Nie ma nic prostackiego w pieni膮dzach.

- Mama! - krzykn膮艂 lord James Lucian Hunter. - Charlie i Vannie znowu si臋 k艂贸c膮.

- Papla! - fukn臋艂a na niego Vanessa.

Ksi臋偶na Sedgwick z dobrotliwym u艣miechem na twarzy spogl膮da艂a na trawnik przed Hunter's Lair. Chcia艂a mie膰 du偶膮 rodzin臋 i 偶yczenie si臋 spe艂ni艂o. Po bli藕niakach urodzi艂a drugie­go syna, kt贸ry dosta艂 imiona jej nie偶yj膮cego brata. Potem przyszli na 艣wiat kolejno: trzeci syn, Henry, druga c贸rka, Theora, i w ko艅cu, sze艣膰 lat temu, jeszcze jeden ch艂opiec, Nigel. Dopiero maj膮c sz贸stk臋 dzieci, zdecydowali z Quintonem, 偶e wi臋cej ju偶 mie膰 nie musz膮. Mieli spadkobierc臋 rodu, drugiego syna, kt贸ry b臋dzie robi艂 karier臋 w wojsku, trzeciego po艣l膮 do mary­narki, a czwarty po艣wi臋ci si臋 ko艣cio艂owi. Ka偶dy z ch艂opc贸w b臋dzie wi贸d艂 wygodne, dostatnie 偶ycie, a dziewczynki maj膮 zagwarantowany godziwy posag.

Rodziny przyjaci贸艂 te偶 by艂y do艣膰 liczne. M艂ody George Baird, obecnie wicehrabia Pickford, mia艂 trzy siostry i m艂odszego brata. Eunice i Marcus mieli troje dzieci, a Caroline i Dree czworo. Ojciec Allegry i jej macocha po urodzeniu Williama nie mieli wi臋cej potomstwa. Przyrodni brat by艂 wspania艂ym m艂odym m臋偶czyzn膮. Urok osobisty odziedziczy艂 po ojcu, a ponadto, w odr贸偶nieniu od ogromnej wi臋kszo艣ci swoich r贸wie艣nik贸w, by艂 cz艂owiekiem pracowitym. Wcze艣niej czy p贸藕niej mia艂 przej膮膰 interesy ojca, ale przedtem na pro艣b臋 matki dwa lata sp臋dzi na studiach w Oxfordzie.

Mieli za co by膰 wdzi臋czni losowi. Szczeg贸lnie jednak dzi臋kowali opatrzno艣ci za to, 偶e dzieci nie ucierpia艂y wskutek wojen, jakie prowadzi艂a Anglia z Francj膮 i Stanami Zjednoczonymi. Przy odrobinie szcz臋艣cia ju偶 nied艂ugo na obu frontach zapanuje pok贸j, chocia偶 - co Allegra doskonale wiedzia艂a - taki obr贸t rzeczy nie ucieszy jej trzeciego syna. Henry bardzo chcia艂 zosta膰 偶o艂nierzem. No c贸偶, jak mu powiedzia艂a, b臋dzie m贸g艂 pojecha膰 do Indii.

- Wygl膮dasz na bardzo z siebie zadowolone, us艂ysza艂a g艂os m臋偶a. Podszed艂 niepostrze偶enie i stan膮艂 obok niej.

- Lubi臋 obserwowa膰 dzieci 鈥 odpowiedzia艂a z u艣miechem

S艂ysza艂em, jak Jamie m贸wi艂, 偶e Charlie i Vannie znowu si臋 k艂贸c膮. O co tym razem posz艂o? - zapyta艂 ze 艣miechem

Nie mam poj臋cia - przyzna艂a i w formie wyja艣nienia doda艂a jeszcze: - Uwa偶am, 偶e teraz, kiedy s膮 prawie doro艣li, lepiej, by sami rozwi膮zywali swoje problemy. Maj膮 szesna艣cie, no, nied艂ugo siedemna艣cie lat, a ty m贸wisz, 偶e s膮 doro艣li - zdziwi艂 si臋 ksi膮偶臋.

Pewnie rozmawiali o sezonie towarzyskim Vanessy w przysz艂ym roku - ksi臋偶na podzieli艂a si臋 z m臋偶em swoimi przypuszczeniami. - Vanessa chce jecha膰 do Londynu. George Baird wola艂by, 偶eby nie jecha艂a, tylko zosta艂a w domu i wysz艂a za niego za m膮偶, a Charlie jak zwykle bierze stron臋 przyjaciela. Ja uwa偶am, 偶e obie c贸rki powinny wzi膮膰 udzia艂 w sezonie towarzyskim w Londynie. W tej kwestii zgadzam si臋 z Vaness膮.

Vannie nie kocha George'a - wtr膮ci艂a ich prawie dziesi臋cioletnia c贸rka. - Ona go nie po艣lubi, ale za to kiedy艣 ja za niego wyjd臋.

Naprawd臋, Theoro? - ksi膮偶臋 z pob艂a偶liwym u艣miechem popatrzy艂 na c贸rk臋. Tak, tato, wyjd臋 za niego - potwierdzi艂a. - Vannie po艣lubi kawalera tajemniczego, niebezpiecznego i upartego tak jak ona. - Dziewczynka odwr贸ci艂a si臋 do siedmioletniego brata: - Chod藕, Nigel. P贸jdziemy do stajni zobaczy膰, czy Marvelette ju偶 si臋 o藕rebi艂a. - Wzi臋艂a brata za r臋k臋 i razem oddalili si臋 w kierunku stajni.

Co艣 takiego! S艂ysza艂a艣? - ksi膮偶臋 uderzy艂 si臋 r臋k膮 w kolano. - Jestem pewien, 偶e ta ma艂a psotnica wyjdzie za George'a Bairda, je偶eli naprawd臋 tego w艂a艣nie chce. - Roze艣mia艂 si臋 ser­decznie. - A wracaj膮c do sprawy. Masz racj臋, obie dziewczynki powinny zosta膰 wprowadzone na londy艅skie salony. Uwa偶am, 偶e dobrze im to zrobi. Tak, na pewno - przyzna艂a Allegra. - Przypomnij sobie, jak mnie dobrze posz艂o. Najbogatsza panna w Anglii wysz艂a za m膮偶 za arystokrat臋 o najbardziej b艂臋kitnej krwi. A potem 偶yli d艂ugo i szcz臋艣liwie - doko艅czy艂 ksi膮偶臋 z czu艂o艣ci膮, pochylaj膮c si臋 i ca艂uj膮c 偶on臋 w czubek g艂owy.

To prawda. - Wsta艂a, zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋 i poca艂owa艂a w usta. - Naprawd臋 偶yli d艂ugo i szcz臋艣liwie, m贸j ukochany ksi膮偶臋. 呕yli d艂ugo i szcz臋艣liwie a偶 do grobowej deski. A nawet jeszcze d艂u偶ej - doda艂. Podoba mi si臋 - szepn臋艂a czu艂e. Mnie te偶 - i dla nadania tym s艂owom wi臋kszego znaczenia, poca艂owa艂 Allegr臋.


Wyszukiwarka