Chądzyński Wspomnienia powstańca z lat61 1863

ZBIGNIEW CHĄDZYNSKI
(LUDWIK BIAŁY)

WSPOMNIENIA
POWSTAŃCA

z lat
1861, 1862 i 1863

EDYCJA KOMPUTEROWA:

WWW.ZRODLA.HISTORYCZNE.PRV.PL

MAIŁ: HISTORIAN@Z.PL

MMII

Klęski i nieszczęścia jednego pokolenia
są dla następnych przestrogą i nauką.
M. WISZN1EWSKI

Kto pobłaża zdrajcom Ojczyzny, ten albo

jużją
zdradził, albo zdradzić ją gotów."

Nasz naród jak lawa:

Z wierzchu zimna i sucha, szorstka i plugawa.
Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi;
Plwajmy na tę skorupę, i zstąpmy do głębi,

ADAM MICKIEWICZ

A kto katów a morderców matki swojej

wytyka,

ten nie odsłania szat,
pośmiech ciała matki zabitej jedno jej

zabójców
pod pręgierzem sprawiedliwości stawi",

ODPRAWA POSŁA"

Na złodziejów a rozbójników surowe prawo

być winne,
ale na zdrajców Ojczyzny bez litości

i miłosierdzia."
BENIAMIN CONSTANT

I

Piotrków

1eść o manifestacji gorętszej i więcej myślącej mło-
dzieży warszawskiej, przy pogrzebie jenerałowej Sowiń-
skiej*1, tego samego dnia pod wieczór dostała się do Piotr-
kowa, młodzież przejezdna udzieliła ją w szeptanej prawic
na ucho pogadance miejscowej młodzieży, w parę godzin
całe miasto już o tym wiedziało i półgłosem, lecz z zapa-
łem rozmawiało o różnych najdrobniejszych szczegółach
tego najpierwszego prawie objawu ducha narodowego, po
tak długim cierpieniu. Krew polska silniej zawrzała, jakaś
nadzieja nieokreślona nie dająca się wypowiedzieć, ,jakoś
to będzie", wstąpiła do serc wszystkich w tę chwilę. Ogól-
nie i jednozgodnie objawiło się w rozmowach poufnych
przeczucie, że coś będzie jutro, pojutrze, coś być musi, coś
nam Pan Bóg zdarzy, bo już dłużej tak jak jest, być nie
może i niepodobna.

Przeczucie to później, po wiadomym wykadzeniu teatra
na przyjęcie cara , a głównie po 25 i 27 lutego3 w Warsza-

* Dnia 23 czerwca 1860 r. (oczywista pomyłkaE. H.).

Pogrzeb Katarzyny Sowińskief, wdowy po obrońcy Woli,
odbył się 1 LVII860 r. M. Bergpodaje datą 13.VI, W. Przybo-
rowski zaś 9. VI.

W październiku 1860 r. car Aleksander II spotkał się
w Warszawie z Franciszkiem Józefem cesarzem austriackim
i Wilhelmem księciem regentem pruskim. W czasie odwie-
dzania Opery ktoś oblał salę cuchnącym płynem.

Mowa o manifestacjach patriotycznych i tragicznych wy-
darzeniach w Warszawie w dniach 25 i 27 lutego 1861 r.

wie zamieniło się w stałe i niezachwiane niczem przekona-
nie, dające się wyrazić temi słowami: będzie, bo być musi.

Już lego samego wieczora w wielu kółkach domowych
nie wiadomo skąd, z jakiego natchnienia rodziły się rozmo-
wy o możliwości i konieczności powstania jako jedynego
lekarstwa na nędzę niewoli, o naczelnikach przypuszczal-
nych onego (Mierosławskim4 i Wysockim5), o przyszłym
urządzeniu kraju itd., itd.

Wiadomość o wypadkach warszawskich i morderstwach
Moskali w pamiętnych dniach 25 i 27 lutego porównać mo-
gę do podmuchu wiatru, który iskrę zamienia w płomień.

Ponieważ głównym celem moim jest: opowiedzenie
szczere i sumienne wrażeń z wypadków moich, których
bądź świadkiem, bądź uczestnikiem pośrednim lub bezpo-
średnim byłem, zwracam się więc do owych wypadków,
innym lepszym ode mnie zostawiając wydanie sądu i zda-
nia o nich; zresztą co do mnie i co do moich przekonań
tych powiedzieć mogę, że „głos ludu dla mnie jest głosem
Boga".

W dniu 3 marca, nazajutrz po sławnym pogrzebie pięeiu
ofiar w Warszawie6, przypadła galówka, czyli carskie
święto. W ten dzień, jak wiadomo, urzędnicy i służbiści
rządowi powinni pod odpowiedzialnością osobistą być obec-
ni na nabożeństwie za zdrowie cara, na które także pędzą
młodzież szkolną z obowiązkiem śpiewania „Boże, Caria
chrani!". W czasie nabożeństwa wszedł do kościoła w Piotr-

4 Ludwik Mierosławski (18141878), wybitny działacz ruchu
narodowowyzwoleńczego, znany zwłaszcza z procesu berłiń-
skiego 1847 r., uczestnik rewolucji 18481849 r. w Wielko-
polsce, na Sycylii i w Badenii, pierwszy dyktator powstania
styczniowego.

5 Józef Wysocki (18091873), emigrant z 1831 r., członek
TDP, dowódca legionu polskiego na Węgrzech 18481849 r.,
kierownik wojskowej szkoły polskiej w Genui i Cuneo, aktyw-
ny działacz powstania styczniowego na terenie Galicji.

Polegli: Adamkiewicz wyrobnik, Arcichiewicz Michał
student, Brendel Karol rzemieślnik, właściciele dóbr Kar-
czewski Marceli i Rutkowski Zdzisław.

kowie młody człowiek, nazwiskiem Władysław Listopad7,
wracający z Warszawy, i na głos cały do zgromadzonych
odezwał się w te słowa: „Zbrodnia w Warszawie spełniona
nie dozwala nam modlić się za tyrana, młodzieży, wy-
chodź natychmiast".

Młodzież szkolna natychmiast tłumnie runęła precz
z kościoła, a wypadłszy na ulicę, wyrzucając w górę czapki,
zaczęła wołać „Niech żyje Polska". W zapale, w nadgrodę
za dowód obywatelskiej odwagi, bezprzykładnego rodzaju
zaszczyt spotkał owego młodzieńca. Czamarkę i czapeczkę
jego podarto w kawałki... na pamiątkę! Podobny zaszczyt
wart czegoś przecie.

Naczelnik żandarmerii Konradi stracił głowę najzupeł-
niej, jak każdy carski stupajka, przywykły do biernego
posłuszeństwa, w podobnym położeniu, o jakim mu się
nawet nigdy po pijanemu nie śniło. Wypadało mu z urzę-
du i do czego miał niezmyśloną chrapkę, natychmiast
aresztować owego młodzieńca. Musiał się jednak ugiąć
mimo woli, mimo wiedzy przed moralną przewagą. Oba-
wiał się drażliwego zajścia z młodzieżą rozgorączkowaną,
gotową na wszystko, przy tym uważał, że siła moskiewska
w Piotrkowie jak i w całym Królestwie choć zbrojna za słaba
jest jeszcze przeciw bezbronnym, uciekł się do dyploma-
cji za pośrednictwem aludzi wpływua (podkreślam te dwa
wyrazy) [i] skłonił Listopada do udania pomieszania
zmysłów.

Na wzór straży obywatelskiej warszawskiej8 młodzież
piotrkowska urządziła również u siebie straż podobną, na
podobnych zasadach. Straż owa dała sobie bratnie słowo
strzec osoby Listopada jako brata, który pierwszy publicz-
nie ze śmiałym słowem się odezwał, by go Moskale nie
porwali do więzienia. Moralna przewaga tej straży bez-
bronnej zapewniła na okres pewien bezpieczeństwo i wol-
ność Listopadowi.

7 Władysław Listopad, ur. w 1838 r., nauczyciel, uczestnik
powstania, dosłużył się Stępnia majora i stanowiska dowódcy
saperów; walczył pod Smiechówskim, Jeziorańskim, Langie-
wiczem, Miniewskim i Komorowskim.

Straż obywatelską zorganizowano po wypadkach 27.11.
1861 r. Do 2 z marca rządziła ona Warszawą.

a"a Wyrazy podkreślone w tekście.

Jednym z obowiązków tej straży obywatelskiej dobro-
wolnie21 na siebie nałożonych było pilne czuwanie nad tym,
by ajenci moskiewscy, korzystając z chwili rozgorączkowa-
nia narodu, szczególniej w miastach, intrygami wywołuj ą-
cymi niepotrzebne wyskoki nie kompromitowali tak pięk-
nego i wzniosłego ruchu narodowego.

b_b

Był wtedy w Piotrkowie niejaki Cywiński b. oficer mo-
skiewski. Ubrany w czamarkę i konfederatkę, głośno
i śmiało, nawet za głośno i za śmiało, niżby względy zdro-
wego rozsądku nakazywały, odzywał się z tym: iż lepiej
od razu rozpocząć z Moskalami walkę na dobre niż się
modlić po kościołach i dawać im czas do nagromadzenia
wojska. Straż obywatelska w Piotrkowie aresztowała go
i oddała w ręce władzom moskiewskim9. Nie wiem praw-
dziwie, jak o tym zdarzeniu myśleć. Czy Cywiński był win-
nym prawdziwie, czy też zgrzeszył brakiem rozumu; mimo-
wolnie mi jednak na myśl przychodzi bajka znajoma
o owym sądzie, skutkiem którego szczupaka skazano... na
rzucenie do wody. Jeżeli Cywiński był winnym, to można
było w inny sposób z nim się ułatwić, choćby uspokoić
nawet według wyrażenia Kilińskiego10, zamiast oddaniem
go pod sąd Moskali dawać im w ręce broń duchową prze-
ciw sobie. Zresztą Cywiński później został na dobre szpie-
giem moskiewskim, i to jednym z zajadlej szych.

W tychże czasach (to jest między 25 lutego i 8 kwietnia)
przybył do Piotrkowa jeden z członków Towarzystwa
Rolniczego11 w celu zbierania podpisów na adresie do cara
podanym, zredagowanym głównie przez tych, którzy

9 Józef Cywiński w dniu 5.III. 1861 r. osadzony został w Cy-
tadeli warszawskiej.

10 Jan Kiliński (17601819) przywódca ludu w insurekcji
kościuszkowskiej.

Towarzystwo Rolnicze założone w Królestwie Polskim
w 1858 r., rekrutujące się z ziemian, miało negatywny stosu-
nek do walki niepodległościowej.

a Następuje kilka wyrazów skreślonych, nieczytelnych.

Dalej jest zdanie przekreślone i nieczytelne.
0 Skreślono: a 27.

w swej amądrej głowiea w kraju mogącym mieć jeden cel
tylko, mianowicie zrzucenie jarzma najeźdźców, wynaleźli
dwa stronnictwa: „białych" i „czerwonych".

O adresie owymb, w imię beztronności, jaką chcę za-
chować, zdania swego nie śmiem wydawać0.

a —a Wyrazy podkreślone w tekście.

b Skreślono: który w całości przytaczam, również.

0 Skreślono: niech słowa owego adresu same mówią za
siebie. Adres ów brzmi:

Wypadki zaszłe w Warszawie, stan wzburzenia umysłów,
jaki je wywołał i jaki po nich nastawił, głębokie uczucie bole-
ści przejmujące wszystkich powoduje nas w imieniu kraju
zanieść go do tronu W.C.M. niniejszą prośbę w nadziei, że
szlachetne serce jego wysłucha głosu nieszczęśliwego narodu.

Wypadki, od których opisu wstrzymujemy się, nie są wybu-
chem społecznej namiętności jakiejś pojedynczej warstwy na-
rodu, są one jednomyślnym gorącym objawem tłumionych
uczuć i niezaspokojonych potrzeb, długoletnie cierpienia naro-
du, od wieków własnymi instytucjami rządzącego się, pozba-
wienie go nawet wszelkiego organu legalnego, za pomocą
którego by mógł bezpośrednio przemawiać do tronu i objawiać
swoje życzenia i potrzeby, postawiły kraj w tym położeniu,
że ofiarami tylko może głos podnieść, dlatego też poświęca
ofiary!

W duszy każdego mieszkańca tego kraju tleje silne poczucie
odrębnej wśród rodziny ludów europejskich narodowości. Po-
czucia tego ani czas, ani wpływ rozlicznych wypadków znisz-
czyć ani osłabić nie zdoła. Wszystko, co je osłabia i nadweręża,
do głębi wstrząsa i niepokoi umysły.

Widzi kraj z boleścią, że gdy potrzeba ta nie została zaspo-
kojona, powstał stąd brak zaufania nieodzownego w stosun-
kach między rządzonymi a rządzącymi.

Zaufanie to nie wróci, dopóki użycie gwałtownych, a bez-
skutecznych środków represyjnych nie ustanie. Kraj ten rów-
nający się niegdyś stopniem cywilizacji z innymi krajami
europejskimi nie przyjdzie do rozwinięcia swych moralnych
i materialnych zasobów tak długo, dopóki zasady płynące
z ducha narodu, jego tradycji i historii nie będą przeprowa-
dzone w kościele, prawodawstwie, wychowaniu publicznym,
zgoła w całym społecznym organizmie.

Życzenia tego kraju są tym gorętsze, że w rodzime ludów
europejskich on tylko już jeden pozbawiony jest tych ko-
niecznych warunków bytu, bez których żadna społeczność
dojść nie może do przeznaczeń, dla których ją opatrzność do
życia powołała.

Składając ten wyraz cierpień i gorących życzeń naszych
u stóp tronu, ufni w wspaniałomyślność monarszą odwołujemy
się z pełną wiarą do głębokiego uczucia sprawiedliwości
W.C.K. Mości. W.C.K.M.

Warszawa, dnia 27 lutego 1861 r. wierni poddani"

aPowiem tylko, że zbytkiem jakiejś nie zrozumianej
skromności czy też może przesileniem rozumu dyploma-
tycznego, chcącego okpić szczwanych wrogów, zgrzeszyli
redaktorowie owego adresu czy petycji, obawiającej się
nawet wymienienia „Polska". Dziwno, że niewielu znalazło
się takich, którzy odmówili położenia swego podpisu na
owym adresie, czując całą jego jałowość, ubliżającą czci
narodu, ogłaszającego jako zasadę swej społecznej wiary
wolność, braterstwo, równouprawnienie stanów i wyznań.

Miano za złe tym ludziom, gniewano się nawet na nich,
choć przebaczyć musiano w imię znanej ich poczciwości
i miłości sprawy ojczystej. Niedaleka przyszłość gorzkim
doświadczeniem pokazała, że owa mniejszość grzesząca
zbytkiem sumienności w sprawie, gdzie chodziło o całość,
dobro i krew narodu, miała słuszność i wielką!

Podczas gdyśmy się stroili w czamarki, żupaniki, cza-
peczki z pawiemi piórkami, gdyśmy się cieszyli bezbronną
wygraną, Moskwa tymczasem do Warszawy ściągnęła
przeszło 20 000 wojska12 i w milczeniu groźnym czekała
tylko sposobnej chwili, by się wyzwierzyć na naród bez-
bronny.

Odpowiedź cara na adres pogardliwa, dozwalająca Pola-
kom mówić po polsku i nazywać się Polakami poddanymi
cara, adres ów nazwała dziełem niespokojnej mniejszości!

Na parę dni przed pamiętnym ósmym kwietnia przyby-
łem do Warszawy. Trafiłem na największą gorączkę mani-
festacji. W dniu 6 kwietnia Rada Administracyjna urzę-
downie ogłosiła rozwiązanie Towarzystwa Rolniczego,
wskutek przemożnych przewagą i nahajką carską popar-

12 5.111.1861 r. Aleksander II podjął decyzją o zwiększeniu
wojsk w Królestwie Polskim. Już 4I16.IV jeden z pułków
przybył z Kowna do Warszawy. Siła garnizonu warszawskie-
go wynosząca z początkiem marca 1861 r. około 10,5 tysiąca,
wzrosła w połowie marca do 15 tysięcy, a 5 kwietnia do
19304 żołnierzy.

a Skreślono: Zaprawdę.

tych wpływów margrabiego21 Wielopolskiego13. Było to
jedyne nie rządowe Towarzystwo w Kraju Nadwiślańskim,
mające prawo zbierać się publicznie na czysto agronomicz-
ne rozprawy. Wpływ narodu wywołał, iż na stole obrad
owego Towarzystwa złożonego przeważnie ze szlachty
i ludzi dobrego bytu znalazła się, choć jej na porządku
dziennym nie było, sprawa ludowa, sprawa uwłaszczenia
włościan14. Lud warszawski ideą równouprawnienia i bra-
terstwa uniesiony w braku czego lepszego uważał owe
Towarzystwo za rodzaj niby Zgromadzenia Narodowego.

Głos ludu postanowił uczcić ten smutny akt rozwiązania
Towarzystwa Rolniczego osobną manifestacją. Na rzecz
tego jeszcze 6 kwietnia lud warszawski odśpiewał pod sta-
tuą Matki Boskiej na Krakowskim Przedmieściu w kościele
księży Reformatów „Boże coś Polskę" i „Z dymem po-

żarów".

Nazajutrz, 7 kwietnia, w przewodnią niedzielę z rana
liczne tłumy zebrały się na cmentarzu Powązkowskim,
koło mogiły pięciu poległych. Jeden zakonnik, natchniony
ogólnym zapałem narodowym, miał gorące kazanie. Po
kazaniu pewna Polka pod wpływem zapału rzuciła myśl,
by na pamiątkę dnia tego przypiąć zielone gałązki na znak
nadziei. Myśl tę w tejże chwili pochwycono i wykonano.

Lud przypiąwszy zielone gałązki do odzienia się rozszedł,
dając sobie nawzajem hasło widzenia się i zebrania na
„Placu Zielonym". Około godziny 2 po południu tłumy
ludzi zaległy plac przed gmachem Towarzystwa Kredyto-
wego, jako też ulice przyległe. Niespodzianie nad głównem.
wejściem gmachu zabłysnął w miejsce orła carskiego znak
narodowy Orła i Pogoni. Lud zebrany powitał ten znak
radosnym okrzykiem, łatwym do zrozumienia każdemu co
żył i czuł w podobnych chwilach, zarzucił wieńcami i uczcił
pieśnią „Boże coś Polskę".

Następnie za kupką dość liczną [s] młodzieży niosącej
laury i wieńce tłum cały ludu śpiewając narodowe pieśni

13 Aleksander Wielopolshi (1803—1877) 27.111.1861 r. z datą
nominacji 25.111 został powołany na stanowisko Dyrektora
Komisji Rządowej Wyznań Religijnych i Oświecenia Pu-
blicznego.

14 Pod naciskiem opinii publicznej Towarzystwo Rolnicze
w lutym 1861 r. zająło się. sprawą chłopską, a na wniosek
Tomasza Potockiego podjęło, uchwalą o wykupie czynszowym.

a W tekście: Hrabiego.

udał się sprzed Towarzystwa Kredytowego15 na Nowy
Świat do pałacu Andrzeja Zamoyskiegoa, w którego osobie
lud chciał cześć bratnią oddać rozwiązanemu Towarzystwu
Rolniczemu jako prezesowi tegoż Towarzystwa. Andrzej
Zamoyski16 (powiem wprost bez ogródki) bał się pokazać
ludowi, który go żądał widzieć, biorąc może zanadto do
siebie, zanadto osobiście ów zaszczyt ludowy mu serdecz-
nie zrobiony... owszem przez jednego ze swych domowni-
ków na podziękowanie przesłał ludowi radę rozejścia się
do domów16".

Lud zmęczony długim a jałowym oczekiwaniem rozszedł
się sprzed pałacu Zamoyskiego w różne strony swoje.

Tymczasem kniaź Gorczakow17 już pewniejszy siebie pod
zasłoną dwudziestu kilku tysięcy bagnetów i szabel żoł-
dackich, ściągniętych forsownymi marszami do Warszawy,
wysadził z Zamku na plac przed posągiem Zygmunta dwie
kompanie piechoty i wysłał w jedną stronę kozaków,
a w drugą żandarmów kijowskich. Część ludu wracająca
tłumnie z Nowego Światu ku Zamkowi i Staremu Miastu
spotkała się naprzód z żandarmami, a na placu Zygmunta
z piechotą rozstawioną w szyku bojowym przed Zamkiem.
Lud, który by może spokojnie rozszedł się do domu, zaczął
się zatrzymywać i gapić, co z tego dalej będzie... ni stąd,
ni z owad nie tłum już, ale całe gęste tłumy skupiły się
na placu Zygmunta, na Krakowskim Przedmieściu, Szero-
kiem, na Podwalu, Senatorskiej i na innych ulicach.

Przed statuą Matki Boskiej na Krakowskim Przedmie-
ściu kilka osób uklękło i zaśpiewało pieśń „Boże coś Polskę",
co się jeszcze przyczyniło bardziej do zwiększenia tłumu.
Przechodziłem bardzo blisko, bo środkiem ulicy, o parę

kroków od żandarmów, zbrojnych na ostro, przejeżdżaj ą-

15 W gmachu Towarzystwa Kredytowego mieściło się. To-
warzystwo Rolnicze.

Andrzej Zamoyski (18001874) hr., prezes Towarzystwa
Rolniczego.

a Relacja niedokładna. Zamoyski wpierw wysiał sekretarza
Towarzystwa Rolniczego Władysława Garbinskiego, potem
sam wyszedł na balkon nawołując tłum do spokoju i ro-
zejścia się.

Gorczakow Michał (17931861), ks., od 1856 x. namiestnik
w Królestwie Polskim i dowódca 1 Armii.
a W tekście używa siępisowni: Zamojski,

cych od placu Zygmunta ku Nowemu Światu. Cały oddział
(jak mi się zdaje pół szwadronu) był pijany do stopnia
zbydlęcenia, podoficer czy wachmistrz jadący z brzegu,
ze strony mojej, widocznie chwiał się na koniu na cztery
strony świata, mrucząc pod nosem żołdackie jakieś błogo-
sławieństwa.

Wprawdzie było mi bardzo pilno wracać do mieszkania,
tym bardziej że tegoż dnia miałem odjechać, zostałem
jednak powodowany głównie tą myślą, że w chwilach nie-
bezpieczeństwa ogólnego nie godzi się choćby tylko w imię
co powszechnej poczciwości szukać sobie bezpiecznego
schronienia, z którego by się można było jak widz bez-
stronny, bezbarwny i spokojny przypatrywać wypadkom,
owszem, że każdemu prawo i dobrze myślącemu obywate-
lowi wypada zostać tam, gdzie jest niebezpieczeństwo
spotka [s] i dostać do końca.

Gdym się z trudem wielkim docisnął na plac przed
Zygmuntem, na chodnikach otaczających tenże plac i na
ulicach wpadających w niego lud, tłumnie ściśniony, spo-
kojny, wesoły, przedrwiwający, z właściwym Warszawie
dowcipem, jakby przyszedł na jakie bezpłatne widowisko
w cyrku, a przy tym wszystkim znajduje się z prawdziwą
godnością. Przedrzeć się przez tłumy ludu na boczne ulice,
choćby kto najszczerzej chciał, niepodobna było. We środku
zaś przed Zamkiem i koło posągu Zygmunta III żołdactwo
moskiewskie w szarych płaszczach, zbrojne i uszeregowane
jak do boju, strzelając dzikim zbydlęconym, pełnym trwogi,
pijanego obłędu i żądzy krwi wzrokiem, z dala cuchnące
wódką, którą od dni kilku za pieniądze zrabowane w Polsce
pojone było.

Gorczakowa z Chrulowem18 i ze sztabem wyjechał konno
z Zamku i defilując przed ściśnionymi szeregami ludu, coś
tam prawił po swojemu, czego ani z treści, ani z języka
lud warszawski nie mógł i nie chciał zrozumieć. „Czego
chcecie! Czego chcecie?" pytał kilkakrotnie zwracając się
do ludu. Chłopiec, terminator rzemieślniczy, dwunastolet-
nie prawdziwe dziecko warszawskie, wrzasnął mu „Polski
chcemy", co lud przywitał okrzykami i oklaskami hucz-

18 Chrulow Stefan (1807—1870), carski generał, dowodził
drugim armiejskim korpusem,
a W tekście; Gorczakow.

nymi. Gorczakow gniewnie trzepnął się dłonią po kolanach,
zaklął po moskiewski! i odjechał napowrót do Zamku.

Tymczasem kilkunastu oficerów moskiewskich łaziło jak
mary przed ludem i między ludem, radząc, jak który umiał,
po polsku i po moskiewsku, a zawsze niby jako najlepiej
życzący przyjaciele, żeby się rozejść i nie wywoływać nie-
szczęścia.

Na słowa zbyt często powtarzane przez tych dziwnego
rodzaju pośredników „do domu, do domu, panowie!", lud
warszawski dopowiedział po kilkakroć jakby jednym gło-
sem: „my w domach, my u siebie! wy wracajcie do siebie".
Ci zaś, co stojąc w pierwszych szeregach mieli sposobność
bliżej się rozmówić z oficerami moskiewskimi (niespodzia-
nymi opowiadaczami spokoju przed ludem uciemiężonym),
na ich rady i przedstawienia, że gdy lud się nie rozejdzie,
wojsko ma rozkaz strzelania, częstując ich poufnie papie-
rosem lub cygarem odpowiadali z uśmiechem: „niech
wojsko ustąpi, to i my ustąpimy".

Jak się to stało, nie wiem, dość, że się stało, i żołdactwo
moskiewskie po dwóch godzinach mniej więcej cofnęło się
do Zamku. Pod wieczór tłumy ludzi dobrowolnie, częścią
za wpływem i za namową ludzi wpływu i szacunku, naj-
główniej zaś ks. kanonika Józefa Wyszyńskiego19, powoli
opuściły plac Zamkowy.

Dla pamięci zapisuję, że w tymże dniu, nie wiem czy na
rozkaz tak zwanej Delegacji Obywatelskiej, czy też z włas-
nego domysłu straży obywatelskiej, zaaresztowano Włady-
sława Krzyżanowskiego19a.

Ze strony polskiej Krzyżanowski obwiniony był jako
ajent rządu moskiewskiego i przez straż obywatelską pol-
ską oddany był policji pod zarzutem, że namawiał do
zbrojnego powstania.

Główną rolę w tej sprawie odegrali studenci Akademii
Medycznej całym składem swoim należący do straży oby-
watelskiej. O tej sprawie nic przesądzać nie śmiem, wiem
tylko, że Krzyżanowski, po dwóch latach więzienia w pod-

19 Wyszyński Józef (1811—?), ks., w 1861 r. członek Dele-
gacji Miejskiej Warszawy, jesienią 1861 r. zesłany, po powro-
cie z zsyłki powtórnie zesłany w 1863 r.

19a Był to przywódca tajnej organizacji opierającej się o ele-
ment rzemieślniczy zwanej „Czarne Bractwo". Organizacja ta
miała wystąpić przeciwko caratowi w Wielkim Tygodniu.

ziemiach Cytadeli, wywieziony został do Syberii, jako ska-
zany do kopalni na całe życie!

Nazajutrz po tej manifestacji podwójnej zabłysnął nad
Warszawą pamiętny krwawy dzień 8 kwietnia20. Nie byłem
obecny w Warszawie, więc nie mogę opisywać owego krwa-
wego dramatu. W nocy z 8 na 9 dobiegła wieść o krwa-
wych wypadkach warszawskich do Piotrkowa, a do rana
jeszcze po całym mieście się rozeszła, z dodatkiem wieści

0 bombardowaniu Warszawy. Łatwo zrozumieć, jakie wra-
żenie musiała wywrzeć ta wiadomość nagła i niespodzie-
wana. A choć fakta już same przez się są natury takiej,
że zdolne by były krew w żyłach zamrozić, w opowiadaniu
wzrosły jeszcze do potęgi drugiej, przecie we wrażeniu
niespodzianym jak piorun nie było wcale ni trwogi, ni
przerażenia, jak zwykle bywa, a tylko zgroza i oburzenie
nie do opisania, z poczuciem gotowości na wszystko, do
naj ostatniej szych i najszaleńszych ofiar. Chciała Moskwa
przerazić, a sprawiła wprost przeciwny skutek. Ustały
wszystkie zajęcia i prace domowe i publiczne, uderzono
w dzwony, gromadzono się tłumnie po kościołach na krót-
ką modlitwę, a głównie na naradzenie się cichym szeptem
jedni drugich, co dalej robić wypada?

Na wiadomość, że przez Piotrków przejeżdżać mają
konsulowie francuski i angielski, jako opuszczający w imię
zgwałconych praw ludzkich i boskich swe stanowiska21,
cała prawie ludność udała się na dworzec kolei żelaznej
z zamiarem, by uczynić ich powiernikami swego oburzenia

1 zgrozy, a zarazem prosić, by jako pośrednicy międzynaro-
dowi i naoczni świadkowie opowiedzieli swym rządom
i narodom, co widzieli i słyszeli i na jakie męki skazana
jest Polska za to, że choć w kajdanach wroga, chce służyć
sprawie postępu i wolności. Młodzież zaś w liczbie kilku-

W wypadkach 8 kwietnia zginęło z górą 100 osób, a około
200 było rannych; w wiąkszosci byli to ludzie pochodzenia

jsko-rzemieślniczego.

Była to tylko pogłoska. Konsul francuski Segur-Dupeyron
Pierre został odwołany dopiero w sierpniu 1862 r. i na skutek
innych okoliczności, konsul zaś angielski Stanton pełnił tą
funkcję w latach powstania.

dziesięciu, uniesiona szlachetnym zapałem, zajęła pociąg
udający się do Warszawy w celu niesienia bratniej pomocy
braciom warszawianom.

Nie mam wcale czasu i miejsca się rozczulać, lecz mogę
rzec śmiało, kto był w chwili odjazdu tej zacnej i dziar-
skiej młodzieży, ten z pewnością do końca życia owej chwili
nie zapomni. Na dowód zaś, jaka to była młodzież, powie-
dzieć mogę, że prawie wszystka wyginęła w powstaniu lub
przepada na wygnaniu we wszystkich częściach świata.
Niewiasty, starcy, dzieci, wszystkich stanów i wyznań,
w chwili ruszenia pociągu padłszy na kolana z mimowol-
nymi łzami słali jej błogosławieństwa. Na każdej stacji
pośredniej na drodze do Warszawy toż samo się powtarzało.

Mówię tylko o Piotrkowie, lecz przecież nie jeden Piotr-
ków koło Warszawy, i jakiem się bardzo prędko dowie-
dział i przekonał, toż samo co w Piotrkowie powtarzało
się w szerokim i długim promieniu Warszawy, w większej
części miast i wsi, to jest tam, gdziekolwiek owa wieść
krwawa z ósmego kwietnia doszła, a powtórzyło się wszę-
dzie, jednako pod względem treści myśli i ducha. A prze-
cież o organizacji ogólnej narodowej, ogarniającej swymi
wpływami wszystko i wszystkich, nie było jeszcze żadnej
mowy. Wszystko to świadczy o żywotności idei wolności,
braterstwa i równouprawnienia bez różnicy, poczętej
w młodych piersiach, młodzi polskiej, ochrzczonej krwią
pięciu ofiar, a bierzmowanej uroczystym, obywatelskim
prawdziwie, pogrzebem tychże.

Służba carska moskiewska powziąwszy słuchy, że naród
cały bieży na pomoc Warszawie, kazała obsadzić żołdac-
twem i kozactwem rogatki warszawskie i bliższe stacje,
z nakazem aresztować każdego, kto paszportu urzędowego
nie pokaże. Ponieważ rzadko chyba komu chciało się w po-
dobnym czasie pomyśleć o paszporcie, a nie chcąc się narażać
na daremne zajścia z policją i żołdactwem, opłacone w naj-
lepszym razie złotówkami polskimi, młodzież i starsi za
nimi wyskakiwali z wagonów będących w biegu i ubocz-
nymi przesmykami dostawali się do Warszawy. Młódź war-
szawska przybyszów ze łzą gorzką w oku i z niemym wy-
mownym uściskiem, gdzie słów nie potrzeba, przyjęła.

Warszawa, kochana Warszawka, jak ją zwą nadwiślanie,
zwykle gwarna, wesoła, ożywiona, dla tych szczególniej, co
zaczerpnęli oddechem jej życia w dniach przed ósmym

kwietnia, przedstawiała widok nie do opisania. Zwykle
najładniejsze ulice teraz puste, jakby wymiótł, jakby za-
raza przeszła. Bardzo nieliczni przechodnie przemykali się
chyłkiem ze spuszczonymi oczami, nie oglądając się ni za
siebie, ni w bok, widocznie gwałtowną potrzebą wygnani
z domu i gwałtowną potrzebą gnani nazad do domu, do
rodzin; żołdactwo biwakujące na główniejszych placach
jako to przed Zygmuntem, na Saskim, przed ogrodem Kra-
sińskich, wyjące po pijanemu sprośne pieśni, a między
nimi armaty z zapalonymi lontami wymierzone w główniej -
sze ulice; oto zewnętrzny widok Warszawy! Dodajmy jesz-
cze do tego krwawe plamy na chodnikach i murach ulic
przyległych placowi Zygmunta, których zmyć i zatrzeć nie
było jeszcze czasu we zwykłym każdej zbrodni popłochu,
i liczne ślady kul, nie już w oknach pierwszego lub dru-
giego piętra, lecz na wysokość piersi lub głowy człowieka,
a będziemy mieli obraz prawdziwie godny jakiegoś piekła
dantejskiego.

W nocy z dnia 9 na 10 zaaresztowano w domach mnó-
stwo osób i wywieziono natychmiast do Modlina*, nie
mówiąc już o tych, których żołdactwo, kozactwo i żan-
darmi nałapali wieczorem dnia 8 kwietnia i nazajutrz
przez cały dzień na ulicach.

Godnym uwagi, że Dziennik Warszawski, ów Monitor
pana Wielopolskiego, w opisie wypadków 8 kwietnia,
zresztą bardzo krótkim i nieśmiałym, opowiada o nich
jakby o prawdziwej walce ulicznej, w której biorące udział
wojsko jedynie cudem waleczności winno swe ocalenie
z grożącego niebezpieczeństwa.

* Między innymi Karola Nowakowskiego, ucznia Szkoły
Sztuk Pięknych, Mikołaja Epsteina, syna bankiera, i Jana
Chądzyńsłaego, "właściciela domu w Warszawiea. Nowakowski
i Chądzyńsła, pomimo uwalniających ich wyroków Sądu Kry-
minalnego i Apelacyjnego, na skutek apelacji prokuratorów
przez rok czasu w kazamatach Modlina byli trzymani — do-
piero z wyroku Rządzącego Senatu Chądzyńskiego na wol-
ność wypuszczono. Nowakowskiego zaś, pomimo że Senat
działający w imieniu cara uwolnił go także, Namiestnik Kró-
lewstwa w drodze administracyjnej do guberni Jenisejskiej
w Syberii0 zesłać go polecił .

a"a Tekst pierwotny: obywatela miasta Warszawy.
Tekst pierwotny: wskutek.

0 Skreślono: do kopalni.

ASkreślono: Oto jest sprawiedliwość moskiewska!!

Jakkolwiek nie byłem osobiście obecny wypadkom
w dniu 8 kwietnia zaszłym, niech mi jednak wolno będzie
się wynurzyć z myślą moją, że rząd najazdowy już od
dawna knuł zamiar, by jednym krwawym zamachem, ma-
nifestacją dobrych chęci carskich odpowiedzieć na wszyst-
kie manifestacje narodowe, zemścić się za wszystkie upo-
korzenia doznane po 25 i 27 lutego, w tej nowej dla nich
walce z siłami ducha niedostępnymi kuli i bagnetowi i raz
już skończyć z tą szczególniej mu nienawistną żałobą,
kolącą im bezustannie w oczy jak wyrzut sumienia.
W miarę przybywania sił zbrojnych do Warszawy Moska-
lom przybywało serca i bardziej podnosili głowę, wreszcie
czując ,się bezpiecznymi i pewnymi siebie pod zasłoną
dwudziestukilku tysięcy żołdaotwa postanowili doprowadzić
do skutku swój więcej niż nikczemny zamysł. Chodziło
tylko o to, aby czymkolwiek upozorować zaczepkę ze stro-
ny Polaków, bo już tak ni stąd, ni z owad napadać na
bezbronnego za to, że śpiewa i stroi się po swojemu, tego
to nawet i Moskwa się powstydzi. Cofnięcie wojska z placu
w dniu poprzednim jeszcze bardziej rozpaliło chęć zemsty
w Moskalach. Kilka dni z rzędu poddawano obficie żoł-
dactwu wódkia, by je godnie usposobić do godnych czynów
bohaterskich. Tymczasem kochana Warszawka ucieszona
wczoraj szym triumfem bezbronnym nad Moskwą bawiła
się zapamiętale. Był to prawdziwie świąteczny dzień na
manifestacje; z kilkanaście ich przynajmniej w dniu tym
odbywało się w Warszawie.

Najgłówniejsza i najliczniejsza odbywała się na Powąz-
kach z powodu pogrzebu ks. Stobnickiego22, sybiraka. Za
trumną postępowało więcej niż ze 30 tysięcy ludu. Właśnie
gdy naród z Powązek wracał do Warszawy, Moskale
z nikczemną chytrością wystawili z Zamku na plac przed
Zygmuntem dwie kompanie piechoty kozaków i żandarmów.
W parę minut chodniki naokoło placu Zamkowego pełne
były ludu zwabionego ciekawością. Moskale zaczęli
odegrywać wczorajszą scenę, a tymczasem tłum się zwięk-
szał widocznie co chwila, wreszcie po dwóch godzinach
wzajemnego drażnienia się między wojskiem a ludem
Moskale poszczuli lud żandarmami i kozakami. Na tę wia-

Stobnicki Ksawery.
a Wyraz podkreślony w tekście.

domość, która piorunem gruchnęła poa mieście, cała War-
szawa, i starzy, i młodzi, kobiety i dzieci, wyległa całymi
tłumami na ulice pchając się ku Zamkowi, w tej chwili
Moskale zaczęli dawać ognia do gęsto skupionego ludu.
Reszta wiadoma wszystkim. Zbyt widocznym jestb, że
Moskale umyślnie z szatańską chytrością urządzili tę całą
zasadzkę.

Rzecz dziwna, cały ten krwawy dramat zamiast zabić
i przygnębić ducha, zamiast nakazać tchórzliwe milczenie
słowom i czynom, podniósł owszem i uzacnił ducha ogól-
nego.

W kilka dni Warszawa otarła łzy z oczu, spojrzała dum-
nie i odważnie, a oporem biernym lub czynnym w każdym
czasie, miejscu i w każdej okoliczności przeciw wszystkie-
mu, co od wrogów pochodzi, starała się okazać głęboką
wzgardę i zarazem nie tłumioną niczym nadzieję i wiarę
w przyszłość lepszą i w niepodległość Ojczyzny silniejszą
niż kiedy. Gorączka manifestacji, która w Warszawie mu-
siała ochłonąć z powodu miejscowych okoliczności, byc sił
ducha nie rozpraszać i nie narażać nadaremnie młodzieży,
przeniosła się na prowincję.

Przed 12 sierpnia doszła do Piotrkowa drukowana
odezwa wzywająca do uświęcenia uroczystym obchodem
pamiątki Unii Korony i Litwy, przypadającej w dniu 12
t.md2 . Celem przygotowania, urządzenia i przyprowa-
dzenia do skutku owego obchodu pięciu nas młodych
ludzi, mianowicie: Józef Grzybiński, Zbigniew Chądzyński,
Franciszek Golcz, Władysław Turchetty i Wroński, zawią-
zało się w bratnie koło, z celem i postanowieniem, by nie

Odezwa ta wzywająca do uroczystego świętowania rocz-
nicy Unii Lubelskiej 1569 r. głosiła: „ Wyznajmy publicznie
wszyscy wespół z kapłanami w dniu 12 sierpnia 1861 r.,
żeśmy bracia jednej rodziny! Orła Białego i Pogoni! Obchód
tej jedności dwu narodów winien byc uroczysty, spokojny,
ogarniający sobą całą przestrzeń starożytnej Polski. Żałoba
na ten jeden dzień, tak wielkiej wagi w dziejach, zdejmu-
je się".

& Skreślono: całem.

Skreślono: jak się widzi.

0 Skreślono: nadaremnie.
Tekst pierwotny: sierpnia.

przestając wyłącznie na tym, jeżeli można będzie pójść
dalej i naprzód.

Wiadomość o zamierzonej manifestacji na dzień 12
sierpnia, z czym się zresztą nie bardzo ukrywano, doszła
do uszu jenerała Wagnera, naczelnika wojennego powiatu
piotrkowskiego24, przedsięwziął on natychmiast właściwe
ludziom podobnym środki, by nie dopuścić owej manife-
stacji. Z rana 12 sierpnia wydał od siebie odezwę, którą
kazał poprzyklejać na rogach ulic i ogłosić przez policję,
przy bębnie, grożącą surową odpowiedzialnością i sądem
wojennym wszystkim, którzy by się poważyli brać udział
w zamierzonej manifestacji, a prócz tego osobne ogłosze-
nie, że każdy znajdujący się po godzinie 8 wieczorem bez
latarki zaaresztowanym będzie.

Środki te przyczyniły się tylko do nadania większego
uroku całej uroczystości, mianowicie uroku niebezpieczeń-
stwa. W dniu 12 od rana prawie wszędzie w biurach, szko-
łach, rzemiosłach praca ustała, jako przy dniu świątecznym
sklepy pozamykano. Kobiety na ten jeden dzień zrzuciły
żałobę i ustroiły się w suknie, wstążki jasnych kolorów,
owym doborem i układem, gdzie tym razem mniej chodziło
o gust, kokieterię lub modę, jak raczej o myśl, z daleka
już bijącą w oczy. Z rana, przed południem, odbyło się
uroczyste nabożeństwo, w czasie którego odśpiewano „Boże
coś Polskę" i „Z dymem pożarów". Po południu zebrano
sięa w kościele ks. Dominikanów, powtórnie odśpiewano
narodowe hymny i stamtąd głównymi ulicami przechodząc
umyślnie mimo mieszkania jenerała Wagnera, z przygo-
towanymi zawczasu latarkami, udaliśmy się do ogrodu
publicznego blisko dworca kolei żelaznej będącego, dość
licznym choć nie skupionym tłumem, gdzie więcej osób
z miasta miało przybyć.

Zabawiliśmy się w ogrodzie przechadzką i rozmową do
godziny ósmej, z uderzeniem której, zapaliwszy latarki
papierowe, tłum cały różnobarwny, gwarny, ze światłami
w ręku, co rzeczywiście sprawiało niezwykły urok, z ogro-
du tymiż samymi ulicami ruszył do domu. Jenerał Wagner
obsadził już wojskiem przyległe ulice rynkowi, przez które
koniecznie przechodzić nam wypadało, mając zamiar za

24 Wagner, gen. lejtnant, naczelnik wojenny powiatów: ra-
wskiego, łowickiego, piotrkowskiego i Częstochowy.
a Skreślono: powtórnie.

nadejściem tłumu ludu otoczyć go zewsząd, zamknąć
wszystkie wyjścia i po wyaresztowaniu pewnej liczby
ludzi z większą inteligencją, energią lub wpływami, resztę
przez noc całą zatrzymać pod gołym niebem. Gdyśmy
wchodzili na rynek, Wagner z balkonu swego mieszkania
wrzeszczał do oficerów rozkazy jakieś... zapewne, by woj-
skiem zamknąć wyjścia z rynku.

Nie zważając na to wcale, nie zwracając niby uwagi,
tłum cały postępował naprzód, na czele prawie szły trzy
siostrya, panny xxx, ubrane jedna w białą, druga w błę-
kitną, trzecia w amarantową suknię; oficerowie, którzy
prawie wszyscy mieli znajomości w mieście i gościnnie
byli przyjmowani, nie uznali za stosowne okazywać się
bohaterami i zuchami względem płci słabej i pozornie wy-
konując rozkazy jenerała, komendę zmienili w taki sposób,
że została się wolna luka, którą przeszły wyżej wspomnia-
ne trzy siostry, a za nimi i tłum cały, którego przejściu
stawiać opór już by za późno wówczas było.

Po rozejściu się do domów każdy starał się oświecić jak
można okna swoich mieszkań wychodzące na ulice i tak
się zrobiła niechcący zaimprowizowana manifestacja.

Wagner natychmiast kilku oficerów posadził na odwach,
w nocy zaś kazał z mieszkań aresztować kilku urzędników,
których zresztą w dni kilka musiał wypuścić nie mogąc
im nic dowieść. Jeszcze z rana tego samego dnia kazał
uwięzić Kurnatowskiego, kupca, za zamknięcie sklepu
i kilku obywateli przybyłych z powiatu. Jest to zwykły
wszystkim służkom carskim właściwy sposób okazania
swej gorliwości i działalności czynownej, szczególniej gdy
stracą głowę i nie wiedzą co robić.

Ta z pomyślnym skutkiem i powodzeniem przedsięwzięta
i wykonana manifestacja była dla naszego tylko co uradzo-
nego kółka niby pewnego rodzaju zwycięstwem, wprawdzie
bardzo słabej i drobnej względem całego ogromu sprawy
narodowej doniosłości, zawsze jednak zachęcającym do
Pójścia śmiałą i dobrą nadzieją naprzód.

a Skreślono: rodzone.

a a

Ułożyliśmy naprędce ogólny program naszych działań
w sposób następujący:

Porozumieć się z ludźmi działającymi w Warszawie
w celu jednomyślności i jednozgodności w postępowaniu,
jako też wzajemnej pomocy w razie potrzeby, zawiązać
stosunki z sąsiednimi miastami i powiatami i tamże starać
się ustanowićb odpowiednie kółka organizacyjne, roz-
powszechniać wszelkie odezwy, druki i pisma patriotyczne,
w ogóle słowem i czynem prowadzić w swoim zakresie
propagandę w duchu narodowym i rewolucyjnym, wreszcie
starać się o zgromadzenie funduszów, które by można
wc danym razie użyć na potrzeby narodowej sprawy.

Zachęceni pierwszym powodzeniem, pełni zapału i do-
brej nadziei przysięgliśmy sobie iść naprzód nie zrażając
się niczym.

W celu powiększenia kółka liczebnie i moralnie przyję-
liśmy dwóch ludzi jeszcze, nieposzlakowanej zacności i pa-
triotyzmu, a swym stanowiskiem społecznym, stosunkami
i wpływami mogącymi oddać wielkie usługi dobrej spra-
wie, ob. Zagórskiego, zawiadowcę stacji, i Nowickiego,
naczelnika biura telegrafów. Co się tyczye wydobycia
i zgromadzenia funduszów, to kółko nasze radziło sobie za
pomocą nabożeństw narodowych, któreśmy urządzać się
starali przy każdej okoliczności, przy każdej mniej lub
więcej ważnej rocznicy narodowej. Nabożeństwa te, choć
dość liczne i często po sobie następujące, zawsze jednak
również tłumnie i z równym zapałem uczęszczane były,
każde takie nabożeństwo pod pozorem jakiej kwesty do-
broczynnej, składki na kościół lub coś innego przynosiło
nam do kilkudziesięciu rubli, abonowaliśmy zagraniczne
dzienniki zakazane w kraju i te za opłatą pewnej kwoty
wypożyczaliśmy do czytania, sprowadzaliśmy wreszcie hur-
townie różne pisemka, broszurki, pieśni w duchu i treści

a-a

Skreślono: Jak wyżej wspomniałem, było nas 5 po-
czątkowo: Józef Grzybiński, urzędnik z poczty. Władysław
Turchetty, Franciszek Golcz, Zbigniew ChądzyńsKi, urzędnicy
z sadu, Wroński z Kolei.

Tekst pierwotny: zawiązać.

0 Tekst pierwotny: w jakim.
Skreślono: nagłym.

e W tekście: tyczę.

narodowej lub sprawy polskiej się tyczące, te po znacznie
wyższej zbywaliśmy cenie, a nabywców chętnych nigdy
nam nie brakło. Tym sposobem dało się nam zebrać do po-
lowy listopada około 5000 złp., co na Piotrków zważywszy
na krótki przeciąg czasu coś przecie znaczy, nie było tu
z pewnością ani jednego grosza niechętnie danego.

Mimowolnie na myśl mi przychodzi, jakież to ogromne
sumy przy porządnie, rozumnie, ale z zapałem i sumiennie
prowadzonej organizacji wydobyć by się dało, już z sa-
mych tylko miast i miasteczek polskich, które przecie
wcale bogatymi nie są, w razie jakiej nagłej narodowej
potrzeby! Prawdziwy patriota polski nie rozumie, co to
jest nie dać, nie rozumie nawet, co to jest czekać na
wezwanie innych, gdy widzi potrzeby Ojczyzny. A cóż
dopiero mówić o wsiach i dworach.

Zachęceni pierwszym powodzeniem zaczęliśmy działać
śmielej. Wkrótce po zawiązaniu się naszego kółka zaczęły
się pojawiać różne odezwy, pisemka ulotne, stosowne do
chwili obecnej, różnej formy i układu, drukowane lub pi-
sane, które się rozszerzało bądź to rozlepiając na rogach
ulic, na domach rządowych, na drzwiach kościelnych, cza-
sem i wewnątrz kościoła, bądź rozrzucając w miejscach
publicznych licznie uczęszczanych, bądź za pośrednictwem
młodzieży. Treści tych odezw i piosenek niepodobna bliżej
i ściślej określić, zawsze była w nich mowa o miłości
Ojczyzny, o narodowości, o przeszłości naszej, o zbrodni
dokonanej na naszym narodzie przez trzech wrogów,
o liczeniu na własne siły itd., itd., wreszcie o konieczności
pracy szczerej, o braterstwie, równości. Tajemniczość,
z jaką pojawiały się owe odezwy niby z nieba spadłe, do-
dawały [s] im uroku.

Jedną z odezw w języku rosyjskim wyłącznie dla Mo-
skali, dla żołdactwa poświęconej znaleziono przylepioną
na armacie, żołnierze zaś moskiewscy przechodzący przez
miasto niejednokrotnie wracali do koszar z przylepioną

a-a

1 Skreślono: Nabożeństwa owe, na których ma się ro-
zumieć zawsze śpiewano narodowe hymny, służące same przez
się jako środek i narzędzie manifestacji, budzących i pod-
trzymujących ducha, prócz tego dostarczały nam środków do
działań na przyszłość.

im na plecach drukowana lub pisaną kartką, winę czego
składano najczęściej na złego ducha. Listy do jednostek
różnych pisane stanowiły także niemały wydział naszej
pracy.

Osobistości podejrzane otrzymywały listy z szubienicą
na czele, krótko i zwięźle wyrażające, co ich czeka, jeżeli
w danym czasie nie zmienią postępowania. Osobom obo-
jętnym dla sprawy przesyłano listy z wyrysowanym kotem
miauczącym lub batem, stosownie do tego, czego kto był
wart.

Mając liczne stosunki i stosownie postępując mogliśmy
wiedzieć z łatwością o najmniejszym nawet głupim lub
dwuznacznym słówku, o każdym niestosownym postąpie-
niu, niezgodnym z uczuciem godności i czci narodowej,

0 każdym wykroczeniu przeciw moralności, uczciwości

1 czystości obyczajów. Nie zaniedbaliśmy takich okolicz-
ności, by tajemniczą drogą przesłać liścik z serdecznymi,
a czasami gorzkimi słowami prawdy.

Nasz Trybunalski gród Piotrków ujemnej, ale zasłużonej
używa sławy pod względem ochoczego wychylania kieli-
chów... kilkakroć uderzyliśmy w tę drażliwą strunę,
w imię miłości własnej i godności narodowej i nie było
bez skutku widocznego nasze odezwanie się. Mimowolnie
wyrobiło się przekonanie o istnieniu jakiejś tajemniczej
władzy wiedzącej o wszystkim i widzącej wszystko... którą
zaczęto szanować i obawiać się zarazem, i z powodu tej
obawy nie starano się jej bliżej śledzić, choć była ochota
po temu.

Stopniowo zawiązało kółko nasze bliższe stosunki z Wie-
luniem, Radomskiem, Częstochową, Opocznem, Łęczycą,
Zgierzem i w innych miastach, ma się rozumieć stosunki
nam tylko wiadome.

W każdym z tych miast powstało miejscowe narodowe
kółko w odpowiedni miejscowym potrzebom sposób zorga-
nizowane, które to kółko później Komitet Centralny25 pod
swoją władzę zagarnął.

Bez instrukcji pisanych, posiekanych na paragrafy
i uwagi, kółka owe z dziwną jednozgodnością trzymały się
tego samego sposobu postępowania jak nasze.

Wyłoniony wiosną 1862 r. z Komitetu Miejskiego. Komi-
tet Miejski stanowiący pierwsze kierownictwo „czerwonych"
zawiązany został 17.X. 1861 r.

We władzę żadną nie zabawialiśmy się, całą władzą
naszą była czystość i świętość dobrej sprawy, której służbie
z całym zapałem i oddaniem poświęcaliśmy się; szczerość
owej służby naszej, w której nie szukaliśmy czczej chwały
i rozgłosu, woląc bezpieczną tajemniczość, wreszcie uznanie
ogółu, śród którego pracowaliśmy, a który sercem nasze
dobre chęci zrozumiał i swoim uznaniem uświęcił.

W początkach października powstała nowa organizacja
złożona z obywateli i urzędników już z pewnymi preten-
sjami do rządzenia i kierowania ruchem przez innych roz-
budzonym i przygotowanym.

Ogłoszono wkrótce stan wojenny26 i owa organizacja
przycichła zupełnie, nie chcąc swych drogich osobistości
na marne, bezużyteczne dla kraju skompromitowanie na-
rażać.

Najgłówniejszą jej czynnością było zabranie pod swą
opiekę parusef rubli zebranych na nabożeństwie narodo-
wym na cześć Kościuszki2 , przez nas przygotowanym
i kierowanym, i obstalowanie za te pieniądze ram bogatych
dla jakiegoś tam obrazu Matki Boskiej, której już nie
wiem, bo ich tyle w ostatnich czasach namnożyła schoro-
wana wyobraźnia naszych bigotów, dewotów, nabożnisiów,
świętoszków, arcykatolików i innych błaznujących z Bo-
giem i krzyżujących prawdy chrześcijańskie na pręgierzu
głupoty.

Czy rzeczywiście na tych parusetb rublach zarobiła co
jaka fabryka ram złoconych i obraz Matki Boskiej, czy też
zachowane zostały na czas przyszły, niedokonany, na przy-
jęcie jakiego pułku żuawów [s] niebieskich z korpusu
Archanioła Michała, którzy bronią duchową bez trudu
i krwi ni z naszej, ni z wrogów strony mają nam odbić
Ojczyznę ziemską, nie wiem! nie wiem również, jakby
nazwać podobne postąpienie... przez grzeczność nazwę to
dowodem, w braku odpowiednich słów czysto polskich,
arcysubtelnego sprytu dyplomatycznego — jak zaś nazwać
dyplomację, dzięki której dla dobra ludzkości i spokoju
świata jesteśmy nac rozdarci, wyzuci i wydziedziczeni ze

26 Tj. 14JC1861 r.

21 Tj.l5.X.1861r.

a Tekst pierwotny: kilkuset.

Tekst pierwotny: kilkuset.

0 Skreślono: troje.

wszystkich praw narodowych i narodowej własności, zo-
stawiam spokojnemu sumieniowi [s] tych panów sprawia-
jących, gdy naród z płaczem prawie woła o stal i ołów,
złote ramy do obrazów!

Przy tej sposobności choć z bólem serca muszę namienić,
że i zakonnice dominikanki najpobożniej przywłaszczyły
sobie pewną kwotę do nas mającą należeć, zapewne z bo-
jaźni, abyśmy jako niedoświadczeni nie użyli tej sumy na
jakie niebezpieczne, niechrześcijańskie cele. Rzecz tak się
miała. Nie mogąc z ich kościoła (z powodu pewnych miej-
scowych okoliczności) zabierać od razu z miejsca pieniędzy
zebranych w czasie nabożeństw i śpiewów napisaliśmy do
przełożonej list: że pod tym warunkiem uczęszczać będzie-
my do ich kościoła, jeżeli pieniądze w dniach takich a ta-
kich, w takim a takim celu w czasie nabożeństwa zebrać
się mające odda nam sumiennie. Przełożona listownie przy-
rzekła... przecież gdy stan wojenny już ogłoszono, gdyśmy
się zgłosili do niej w tym celu, najpobożniej odpowiedzieć
raczyła, że nie może i nie wolno jej tego zrobić.

Przy tej jako też i przy wyżej wymienionej okoliczności
z goryczą w sercu przekonaliśmy się po raz pierwszy, cze-
mu dotąd wierzyć ni przypuszczać nie chcieliśmy, pod
wpływem młodej myśli ochrzczonej krwią Warszawy i na-
miętnej wiary w świętość naszej sprawy, jaki smutny roz-
dział panuje jeszcze w narodzie w pojmowaniu jednej
i tej samej sprawy, jednych i tych samych obowiązków.

W końcu miesiąca sierpnia przejeżdżał przez Piotrków
szukając schronienia za granicą po swym niefortunnym
namiestnikostwie jenerał Suchozanet23. Miejscowe władze
moskiewskie domyślając się słusznie, że szanownego satra-
pę spotkać może to, na co zasłużył, w chwili jego prze-
jazdu otoczyły dworzec kolei wojskiem, żandarmami i po-
licją. Nic to nie pomogło przecie. Kupka młodych ludzi
pod przewodnictwem członka kółka ob. Wrońskiego poczę-
stowała go za miastem tym, co go w mieście ominęło. Po-
wybijano szyby w wagonach kamieniami i sam Suchozanet

Po śmierci Gorczakowa gen. Suchozanet Mikołaj (1794
1871) pełnił funkcją namiestnika od 30. V. do 23. VIII. 1861 do
nominacji Lamberta, a potem od 23.X do 5.XI. 1861 r.

pomimo całego swego jeneralstwa w głowę dotkniętym
został.

Jenerał Wagner, jako miejscowy naczelnik wojenny,
chcąc się pochwalić gorliwością, działalnością i pomysłem
w służbie i zasłużyć sobie na order, postanowił sprawcę
bądź co bądź wykryć i ukarać. Lecz się przekonał wprędce,
że to również niełatwo, jak wynaleźć kamień, który trafił
w czoło Suchozaneta. Wagner przecie umiał poradzić sobie,
prawdziwym przemysłem moskiewskim. Rozkazał więc
niejakiemu Klimowiczowi, podrewizorowi tabacznemu,
a obecnie swemu tajnemu ajentowi, aby pod zagrożeniem
niełaski winnego mu dostarczył. Klimowicz niedługo się
namyślając urzędownie zadenuncjował Wagnerowi jako
głównego winowajcęa Feliksa Wolgemuthab, syna profe-
sora gimnazjum, młodego chłopca, zupełnie niepodobnego
do takichc sprawek. Wagner protokół w swoim biurze
spisany, stosując się do nowych przepisów wydanych przez
Wielopolskiego2 a, odesłał sądowi (poprawczemu w celu wy-
prowadzenia śledztwa i wydania stosownego wyroku.

Pan Aleksander Chmieleński, który za denuncjacje
w r. 1846 jeszcze, swych kolegów zesłanych na Sybir do
kopalni dostał order i urząd sędziego prezydującego, wziął
się obcesem do tej sprawy i sam śledztwo prowadzić po-
stanowił, w nadziei otrzymania jakiego wyższego urzędu.
Na wstępie zaraz przyjął od Klimowicza przysięgę na
rzetelność jego zeznań, tym sposobem Wolgemuth już
przed śledztwem, przed wyrokiem został na pół potępiony.

Opinia publiczna oburzona tym nikczemnym postępkiem
Chmieleńskiegod czynnie i jawnie prześladować go zaczęła
i okazywać mu zbyt pewne oznaki pogardy. Podwładni
urzędnicy zaprzestali względem niego najzwyklejszych
form grzeczności, jak ukłon na przykład, znajomi omijali
go z daleka, chłopaki uliczni kilkakrotnie przywitali go
błotem i kamieniami.

Chmieleński się przeraził i przyjął urzędownie nową
przysięgę od dwóch świadków, to jest Józefa Grzybiń-
skiego i Michelisa, prawosławnego, nadzorcę magazynów
wojskowych, zeznających, że podczas przejazdu Suchoza-

28a Okólnik z 9. VII. 1861 r.

a Tekst pierwotny: sprawcę.

b W tekście spotyka siępisownią: Wolgemuth i Wolgemut.
c Tekst pierwotny: podobnego rodzaju.
Skreślono; za podszeptem kółka piotrkowskiego.

neta widzieli Wolgemutha pracującego w biurze poczto-
wym. Wypadał stąd konieczny wniosek, że jedna ze stron
zeznających dopuściła się krzywoprzysięstwa.

Antoni Jasiński podprokurator, wychodząc z zasady, że
świadkowie Wolgemutha byli w większej liczbie, że zaj-
mowali posady rządowe, uczynił do sądu wniosek o przy-
aresztowanie Klimowicza jako podejrzanego o krzywo-
przysięstwo. Sąd do wniosku tego przychylił się i Klimo-
wicza do odpowiadania z więzienia w czasie śledztwa za-
kwalifikował. Chmieleński. opóźniając z umysłu redakcję
tego postanowienia, pozostawił Klimowiczowi czas do szu-
kania opieki władz wojskowych, to jest Moskali, jako też
rzeczywiście pociągiem drogi żelaznej wraz z familią
ujechał do Częstochowy, gdzie Wagner za interesami urzę-
dowymi wtedy przebywał.

Jasiński, jako stróż prawa, wezwał telegrafem władze
kolei żelaznej o przytrzymanie Klimowicza i dostawienie
go pod strażą sądowi, co w mieście Radomsku uskutecznił
zawiadowca stacji przy pomocy burmistrza.

Jenerał Wagner zawiadomiony o niebezpieczeństwie gro-
żącym jego ajentowi również drogą telegraficzną zalecił
ze swej strony naczelnikowi żandarmów w Piotrkowie, by
za pomocą siły wojskowej ochronił Klimowicza od posta-
nowienia sądu.

Młodzież dowiedziawszy się o owej depeszy Wagnera,
w języku francuskim pisanej, w liczbie dwustu blisko
z podprokuratorem Jasińskim udała się na dworzec kolei,
gdzie już znaleźli pluton piechoty i pana Konradi, oficera
żandarmskiego, z dwoma żandarmami. Po przyjeździe Kli-
mowicza piechota otoczywszy go wyszła na ulicę mając go
tak przeprowadzić ku odwachowi, gdzie dla bezpieczeń-
stwa miał pozostawać.

Tłum młodzieży ze swej strony otoczył jakby żywym
łańcuchem pluton piechoty i najmniejszej przykrości nie
czyniąc sołdatom przypchał goa, iż tak się wyrażę, aż do
bramy więzienia kryminalnego, będącego po drodze ku
odwachowi, w bok nieco przed samymi bramami którego
Klimowicz znalazł się otoczony nie przez sołdatów mo-
skiewskich, a przez młodzież, która też długo nie bawiąc,
Klimowicza wepchnęła za bramę więzienną wraz z ekspe-

a Tekst pierwotny: ich.

dycją z podpisem sędziego na przyjęcie Klimowicza do
więzienia przygotowaną już wcześnie, a wręczoną jedno-
cześnie Sobolewskiemu dozorcy więzienia21. Klimowicz więc
został formalnie aresztowany, bo nie brakło nawet asy-
stencji siły zbrojnej, która zresztą bardzo go nie broniła.
W kilka tygodni namiestnik29 akta całej tej sprawy wraz
z delikwentem ściągnął do Warszawy. Klimowicza zaraz po
przywiezieniu go do Warszawy kazał puścić wolno, Jasiń-
skiemu zaś za gorliwe pełnienie swych obowiązków dymi-
sją udzielił.

Jasińskiego od zesłania na Sybir na osiedlenie, co by go
niechybnie spotkało, uwolnił swymi wpływami Wielo-
polski, pod którego opiekę dowiedziawszy się o grożącym
mu aresztowaniu, przyjechawszy do Warszawy, udał się.

W pierwszych dniach października zmarł arcybiskup
Fijałkowiski30. Mąż ten umiał zarazem zyskać prawdziwą
miłość swych rodaków i szacunek u wrogów.

Naród postanowił pogrzeb jego uczcić manifestacją na-
rodową. Wezwano włościan z Księstwa Łowickiego, ze
Skierniewic, z Wilanowa do uczestniczenia w obchodzie
żałobnym. Wezwaniu temu pospieszyli oni z największą
serdecznością zadosyćuczynić.

Przybywających koleją całym licznym tłumem włościan
przyjęła na dworcu warszawskim garstka młodzieży, po
większej części akademików, mająca służyć im za prze-
wodników.

Uszykowano się szeregami, przypięto kokardy żałobne
i śpiewając „Boże coś Polskę" Nowym Światem, Krakow-
skim Przedmieściem, Senatorską udano się do pałacu
arcybiskupa przy ulicy Miodowej położonego, gdzie po
obejrzeniu ciała rozdano obecnym medaliki na pamiątkę
dnia tego wybite. bWarszawianie ofiarowali przybyłym

29 Suchozanet.

30 Arcybiskup Fijałkowski Antoni zmarł 3.X.1861 r., pogrzeb
odbył się 1O.X.

& Skreślono: który wyszedł na spotkanie.
Skreślono: Gościnni.

włościanom bratnią gościnę w swych domach i porozbie-
rali między siebie wszystkich po jednemu, po kilku.

Nazajutrz 10 października nastąpił pogrzeb arcybiskupa,
niezapomniany aż do zgonu przez każdego, kto w nim
wziął udział, a wyglądający więcej na triumf pośmiertny
niż na obchód żałobny. Trumnę wspaniałą choć skromną
na pozór na umyślnie urządzonych noszach dźwigało do
kilkudziesięciu osób, a o ten zaszczyt dobijano się z zapa-
łem, żeby choć ręką dotknąć przynajmniej. Przed trumną
postępowały wszystkie zakłady naukowe męskie, żeńskie
i dobroczynne, dalej szły cechy rzemieślnicze ze swymi
godłami i sztandarami, przyozdobionymi w herby i kolory
narodowe, potema weterani b. Wojska Polskiego — jeden
z nich niósł herb Polski i Litwy, inny koronę w kształcie
królewskiej, na wielkiej czerwonej aksamitnej poduszce,
wstęgi od której trzymane były przez kilka dziewic ubra-
nych w bieli. Przed samą trumną postępowali włościanie
przybyli na pogrzeb, w swych sukmanach z żałobnymi
kokardami, i jeden odznaczający się wzrostem i ubraniem
góral, a w końcu dygnitarze, urzędnicy, literaci.

Ze strony moskiewskiej na pogrzebie dwóch tylko znaj-
dowało się ludzi, to jest jenerał Bebutow31 i markiz
Pauluccib 3 , naczelnik szpiegów, b. prezydujący w Delega-
cji Miejskiej po 27 lutego, obadwaj udający przyjaciół
Polaków!

Następnego dnia w Hotelu Europejskim i Warszawsko-
Wiedeńskim podejmowano i częstowano przybyłych na
pogrzeb włościan. Uścisków, uniesień, różnych mów nie
brakło w podobnej chwili, nastrajającej ducha na serdecz-
niej szą nutę. Kilku włościan wystąpiło z mówkami, miano-
wicie głośny z odbytej do Rzymu podróży Feliks Boruń
i Kutasik gospodarz z Łowickiego.

Ten ostatni, odznaczający się swym zdrowym i dosad-
nym sądem, zwykle zakańczał swą przemowę mniej więcej

31 Bebutow Dawid (17931867), generał, komendant War-
szawy.

32 Paułucci Amiłkar (ok. 18101874), pochodzenia włoskie-
go, carski generał, dyrektor tajnej policji w Warszawie
w okresie Paskiewiczowskimf oberpolicmajster Warszawy od
lutego 1861 do lipca 1862 r.

£ Skreślono: postępowali.
W tekście: Pauluczy.

Od pogrzebu arcybiskupa Fijałkowskiego, a prawdziwie]
od żałobnego nabożeństwa za Tadeusza Kościuszkę i słyn-
nego oblężenia modlących się u Fary, u Bernardynów
i Sw. Krzyża, to jest od ogłoszenia stanu wojennego, koń-
czy się, iż tak się wyrażę, manifestacyjna epoka ruchu
narodowego, a następuje epoka organizacyjna.

II

Warszawa

Warszawie przy końcu 1861 r. nie było jeszcze takiej
organizacji, jaka się później dopiero rozwinęła, siecią
swych związków sięgającej po całym kraju, do wszystkich
warstw społeczeństwa, a wpływami ogarniającej wszystko
i wszystkich.

Istniały3 wprawdzie liczne koła, kółka, związki ludzi
jednej myśli, towarzystwa bliższych znajomych, stowarzy-
szenia w jakim specjalnym celu związane, niezależne i nie
wiedzące często jedne o drugich, lecz spójni żadnej próczc
przypadkowej między nimi nie było. Każde z nich działało
na własną rękę, stosownie do swego sposobu widzenia
rzeczy; wychodzące tajemnie pisemka i broszurki nieraz
w rażącej były sprzeczności, a nieraz ustępy jednego i te-
goż samego pisemka kłóciły się z sobą.

Do jednego z takich kółek należał Tomasz Winnicki33,
urzędnik Pocztamta Warszawskiego, człowiekd czynny,
energiczny, a także działający na własną rękę. Za pośred-
nictwem Zbigniewa Chądzyńskiego zawiązał on stosunki
z Janem Skowrońskim urzędnikiem sądowym do prowa-

33 Winnicki Tomasz (18281883), później naczelnik policji
narodowej miasta Warszawy, w powstaniu pelnil funkcją
szefa sztabu u Jeziorańskiego.

a Skreślono: tylko.

Tekst pierwotny: bez.
c Tekst pierwotny: chyba,
Skreślono: dosyć.

dzenia śledztw politycznych w Cytadeli przeznaczonym.
Zacnie i z prawdziwie obywatelskim poświęceniem, czło-
wiek ten młody, mimo wiszącego nad głową jak miecz
Damoklesa niebezpieczeństwa nieuniknionego prawie,
w razie zdradzenia się przed Moskwą i narażenia się na
najsroższą zemstę, codziennie składał Winnickiemu bratnie
raporta ze swych czynności śledczo-sądowych z dodatkiem
trafnej i rozsądnej rady. W ten sposób temu zacnemu mło-
dzieńcowi jako też Winnickiemu wiele osób wdzięczność
swą uczuwać [s] winna.

W liczbie znajomych Winnickiego znajdował się niejaki
Ziemięcki, niegdyś emigrant, ostatnio urzędnik bankowy,
jak to mówią niepewna figura, już samą liczbą swoich
znajomości i ich rozmaitości dająca do myślenia o sobie,
umiejąca się wszędzie wkręcić. Człowiek ten udający sam
przed sobą pewnego rodzaju Wallenroda szpiegowskiego
od czasu do czasu stosownie do okoliczności po kilku z za-
możniejszej młodzieży oddawał na pastwę komisjom śled-
czym, które pastwy podobnej potrzebowały, w interesie
swego istnienia dla pokazania, że coś robią i nie darmo
biorą ruble, a ze swej strony tajemnie wyłudzał od rodzin
uwięzionych znaczne sumy pod pozorem grubo kosztują-
cych starań się o uwolnienie ich z więzienia za pośred-
nictwem swych rozległych stosunków i wpływów.

I tak to w Święto Bożego Narodzenia zadenuncjował
Winnickiego z kilku innymi o należenie do spisku i wy-
dawnictwo pisma tajnego „Strażnica"34.

Przeczuwając jednak, że się na tej sprawie grubo zała-
pać może i sprawki jego jeżeli nie obu stronom, to przy-
najmniej polskiej się wydadzą, postanowił usunąć się
sprzed oczu i w tym celu wyrobił sobie paszport i dele-
gację od władz moskiewskich na pełnienie tego samego co
w kraju rzemiosła za granicą!

W dniu wyjazdu przy pożegnalnych toastach z młodzieżą

34Pierwszy numer „Strażnicy" ukazał się 6.VIII.1861. r.,
ostatni 23. VI863 r. Redagował ją Joachim Szyć.

znajomą podchmieliwszy nad miarę wygadał się przed nie-
jakim Strumfeldem, iż wskutek żądania Piłsudskiegoa35,
oberpolicmajstra, był zniewolony zadenuncjować kilku
znajomych mniej winnych, ażeby tym sposobem podejrze-
nie od prawdziwie działających oddalić, że wydanym przez
niego nic złego się nie stanie, jeżeli tylko zapłacą Piłsud-
skiemu. Wskutek tego wyznania Strumfeld natychmiast
udał się do oberpolicmajstra i bez ogródek powtórzywszy
rozmowę swą z Ziemięckim, domagał się stanowczego
uwolnienia świeżo zaaresztowanych.

Moskal od rozumu prawie odchodził zmieniony i roz-
wścieklony nieostrożnością Ziemięckiego, natychmiast
aresztować go polecił i jako bezpożytecznego pod sąd ko-
misji oddał. W zapomnieniu złości dla usprawiedliwienia
swego niby okazał Strumfeldowi rachunki z pobranych za
szpiegostwo przez Ziemięckiego pieniędzy.

Ziemięcki, pomimo największych wysileń sprytu nik-
czemnego, oskarżeń swych niczym udowodnić nie potrafił*,
bna Syberię więc wraz z oskarżonymi przez siebie był
zesłany.

Projektów do zarządzenia ogólnej, obejmującej wszystko
i wszystkich organizacji niemało się w tym czasie rodziło;
każdy bowiem z prawdziwych patriotów sam czuł konieczna
na razie potrzebę takową, lecz po większej części projekta
owe nie przeszły za granicę kółek lub towarzystw, w któ-
rych się rodziły.

Z jednym z podobnych projektów w niedługim jakoś
czasie po uwięzieniu Winnickiego wystąpił Ignacy Radzie-

* Przyjaciele Winnickiego wiedząc dokładnie o zarzutach
mu czynionych wszystkie pozory przeciw mówiące zawczasu
zobojętnić potrafili i takowe na niekorzyść Ziemiąckiego
obrócić, choć zupełnie ich uwolnić i wyrwać0 z paszczy mo-
skiewskiej było niepodobna.

Piłsudski Zygmunt, gen. major, oberpolicmajster Warsza-
wy, funkcją tą pełnił do 9.VII.1862 r.

& W tekście: Piłsudzki.
Skreślono; Ziemięcki.

0 Skreślono: ich.

jowski36 urzędnik z biura Kronenberga*37 na zebraniu
młodzieży, jakie umyślnie w swoim mieszkaniu zwołał.
Wspominano o nim jako o wydatniejszym, jako mającym
już pewną barwę właściwą. Oświadczywszy, że przemawia
z upoważnienia ludzi poważnych i znanych ze swego sta-
nowiska towarzyskiego, wpływów, rozumu (między który-
mi wymienił Edwarda Jurgensa38, urzędnika Komisji
Spraw Wewnętrznych, o którym niżej jeszcze nieco
wspomnę), przedstawiał wymownie potrzebę przeprowa-
dzenia organizacji dziesiątkowej, szczególniej między
ludem rzemieślniczym w Warszawie, dla zapobieżenia
nadal bezcelowym manifestacjom, wyzyskującym bez ko-
rzyści dla sprawy i siły ducha narodu, a mogącym w swym
rozkiełznaniu kraj na nieobliczalne straty narazić, i opo-
wiedział następny program swej organizacji, do której,
jak oznajmił, prawie wszyscy obywatele ziemscy należą,
między innymi:

Przyjmowanie bierne, jako rzeczy należnej wszelkich
ustępstw przez cara robionych i coraz większe zarazem
stawianie żądań — za pośrednictwem rad powiatowych
i miejskich zbieranie funduszów mających się użyć na rze-
czy pożytku ogólnego narodowego jako to: zakładanie
szkółek dla ludu wiejskiego, usuwanie urzędników Mo-
skali, a obsadzanie ich posad Polakami, budowanie domów
dla rzemieślników z niską ceną lokalu itp. itp., także na
podtrzymanie stosunków z Europą, przez zyskiwanie sobie
ministrów, urzędników wyższych, członków parlamentów,
redaktorów pism, by podnosili i wznawiali przy każdej

* Rozstrzelany (poprzednio w tekście: powieszony, przekre-
ślono) w mieście Łodzi d. 6 lutego 1864 r.

Radziejowski Ignacy, ur. 1835 lub 1836 r. w Warszawie,
kontroler tabaczny w Łodzi i pierwszy naczelnik miasta Ło-
dzi, po wybuchu powstania zajmował się organizacją wojsko-
wą oddziału Łęczyckiego. W sierpniu 1863 r. zdradzony przez
swego przyjaciela został uwięziony i wyrokiem sądu skazany
na śmierć. Rozstrzelany 6.II.1864 r. w Łodzi.

Chodzi o Leopolda Kronenberga (18121878), znanego
bankiera warszawskiego.

Jurgens Edward (18321863), organizator młodzieży i bur-
żuazji warszawskiej, przeciwny ugodzie z caratem, ale wystę-
pował przeciw natychmiastowemu powstaniu. „Millener",
aktywny działacz Dyrekcji „białych", aresztowany w lutym
1863 r., zmarł w lipcu w Cytadeli.

okoliczności sprawę polską przed sądem Europy, wreszcie
jako cel ostateczny i główny wywołania powstania po
usposobieniu poprzednim całej ludności i przygotowaniu
środków materialnych".

Plan ten jako na liczne lata rozkładający dzieło oswo-
bodzenia, a tym samym niepodobny do ukrycia go przed
podejrzliwą czujnością Moskwy, nie trafił do przekonania
zebranych. Szczególniej nie do smaku przypadło młodzieży
gorąco przejętej ideą ludową na ludzie wiejskim głównie
opierającej swe nadzieje, owa wspólność działania z oby-
watelstwem ziemskim, będącym względem ludu na stano-
wisku kasty uprzywilejowanej i protegowanej przez rząd,
kasty żywiącej przestarzałe pretensje do przewodniczenia
w narodzie, a stąd łatwo podejrzanej o zachcianki prze-
wodzenia w organizacji i wyzyskania jej działań na rzecz
swoją. W ogóle tak zwana organizacja „biała"39, nie zna-
lazła odpowiedniego do przyjęcia się gruntu na świeżo
krwią oblanym bruku warszawskim.

Jednocześnie prawie Stanisław Frankowski40, urzędnik
rządu gubernialnego, nie wiem czy z własnego natchnienia,
na urządzonym przez siebie zebraniu młodzieży przedsta-
wiwszy plan organizacji przedpowstańczej, dążącej bezpo-
średnio do zbrojnego ruchu, znalazł uznanie i przyjęcie
prawie jednozgodne. I od tego czasu datować można orga-
nizację tak zwaną „Czerwonych". Dla ułatwienia organi-
zacyjnej pracy Warszawę podzielono na cztery wydziały
i dwanaście okręgów, w każdym z tych mianowano naczel-
ników przeprowadzających w swym wydziale organizację
dziesiątek i setek.

Rzemieślnicy z fabryk Ewansa, Gerlacha, Zakrzewskie-
go i innych z zapałem przystępowali do niej. Pani K...
żona stolarza, śmiała, energiczna, miłością Ojczyzny jedy-
nie kierowana, wielkie przynosiła usługi.

39 Dyrekcja „białych" powstała w grudniu 1861 r. i miała
stanowić przeciwwagą Komitetowi Miejskiemu utworzonemu
Przez „ czerwonych ",

Frankowski Stanisław (18401899) wraz z braćmi Leonem
i Janem brał czynny udział w przygotowaniu powstania
w Warszawie. Należał do „czerwonych", w powstaniu począt-
kowo pełnił funkcję komisarza województwa mazowieckiego,
członek rządu „wrześniowego". Po upadku powstania emigro-
wał do Francji, a na starość osiadł w Galicji.

Wskutek porozumienia się Stanisława Frankowskiego
z Witoldem Marczewskim41, inżynierem drogi żelaznej
Warszawsko-Wiedeńskiej, zamianowano naczelnikiem Wy-
działu 1, czyli cyrkułów 2, 4 i 12, Konstantego Szaniaw-
skiego42, b. więźnia Syberii, znanego pod nazwiskiem „Śle-
py", okręgowymi mianowano Alfonsa Wierzbiętego w cyr-
kule 2, Zbigniewa Chądzyńskiego w cyrkule 4 i Antoniego
Giętkie w cyrkule 12. Adama Wolmana, młodego chłopca
z nadzwyczajną energią i miłością Ojczyzny, przeznaczono
do załatwiania rozmaitych interesów organizacyjnych mię-
dzy wydziałowymi a okręgowymi — znany był on pod
przydomkiem „Galopen" z powodu ciągłego biegania po
najodleglejszych częściach miasta*.

Wzrost organizacji, codzienne z nieznajomymi ludźmi
styczności słuszną wzbudzały w naczelnikach obawę
o skompromitowanie się przed czasem, a tym samym na-
rażenie związku na odkrycie. Zaproponowaliśmy więc
Frankowskiemu, by od nowo wstępujących do związku
żądać przysięgi. Frankowski, znając, jaki wpływ wywiera
u nas religia szczególniej na klasy mniej oświecone, pro-
jekt tenb przyjął najchętniej, zaraz rotę przysięgi sam
ułożył i takową od stowarzyszonych odebrał.

Krok tenc sprawił, iż Komitet Centralnyd był zmuszony
do zarządzenia w całym kraju przysiąg6.

* Szaniawski i Wolman polegli pod Siemiatyczami
[6.III.1863 r.]; pierwszy od kuli swych własnych rodaków,
wskutek nieostrożnego obchodzenia się z bronią, a jak nie-
którzy obecni śmierci jego utrzymują, z zawiści jednego z jego
podwładnych, że mianowano go dowódcą oddziału, Wolman
zaś, z kosą w ręku idąc na armaty moskiewskie, obie nogi
od4kuli miał urwane, jest pochowany w Ostrołęckiem.

Marczewski Witold (18321908), główny inżynier Dyrekcji
Warszawsko-Wiedeńskich Kolei Żelaznych, działacz „czerwo-
nych" i członek Komitetu Miejskiego, potem CKN. W lutym
1863 r. aresztowany i zesłany do ciężkich robot.

Szaniawski Konstanty, urzędnik kolei żelaznej, za udział
w rewolucji węgierskiej zesłany został na Sybir, od 1862 r.
współpracownik CKN, zginął z początkiem powstania pod
Czyżewem w Płockiem 27.1.1863 r.

Skreślono: Chądzyński więc zaproponował, poprawiono
na- zaproponowaliśmy.

Tekst pierwotny: Chądzyńskiego.
c Skreślono: Frankowskiego.

Skreślono: istniejący od pogrzebu arcybiskupa.
e Skreślono: od którego organizacja Frankowskiego jeszcze
dotąd zależną nie była.

przyjmowanie przysięgi jako obrządek religijny wywie-
rało znaczny wpływ na wyobraźnię ludu, tak często lubią-
cego powtarzać: „Kto z Bogiem, Bóg z tym", i prócz tego
było gwarancją wierności i poszanowania tajemnicy związ-
ku. W końcu miesiąca maja 1862 r. w dwóch cyrkułach,
to jest 2 i 4, liczono do 800 sprzysiężonych.

W maju aresztowano Jana Frankowskiego43, na brata
więc jego Stanisława policja nadzwyczaj baczną zwróciła
uwagę, wskutek czego tenże był zmuszony opuścić War-
szawę. Po wyjeździe jego cały ciężar pracy spadł na
Alfonsa Wierzbiętę i Chądzyńskiego. Szaniawski będąc
sterany więzieniami21 prócz dobrych chęci żadnej więcej
pomocy przynosić nie mógł.

W dniu 8 czerwca 1862 r. z mieszkania przy ulicy Krzy-
we Koło, wynajętego przez okręgowych 2 i 4 cyrkułów do
odbierania przysiąg, aresztowano Ksawerego Oborskiego44,
b. syberyjczyka, który tamże dla zachowania pozorów od
czasu do czasu przychodził i nocował.

W mieszkaniu Oborskiego ukryto i policję, która także
i koło domu w zasadzce się rozstawiła z rozkazem areszto-
wania każdego, kto by tam wchodził. Ponieważ dzień ten
był przeznaczony do odbierania przysiąg, schwytano więc
kilku nowo do związku przystępujących. Stąd początek
wzięła głośna „sprawa 66" obwinionych w gmachu rządu
gubemialnego, niegdyś pałacu Paca, jakoby publicznie
w dniu 10 grudnia 1862 r. sądzonych. Nie był to sąd, lecz
rodzaj parodii sądu. Po przewiezieniu obwinionych do Cy-
tadeli w długich nakiytych wozach zielonych z małymi

43 Frankowski Jan, członek Organizacji Miejskiej i komi-
tetu akademickiego. Należał do „czerwonych . Aresztowany
19/20 maja 1862 r. i skazany na ciężkie roboty.

Oborski Ksawery, ur. w 1831 r., sybirak, działał w prze-
dedniu powstania wśród robotników Warszawy.

45 Oskarżonych było 65, w tej liczbie 13 robotników od
Ewansa, 9 robotników z innych fabryk w Warszawie, 28 cze-
ladników i terminatorów, 6 majstrów oraz 9 z innych zawo-
dów. Proces ten omawia Eugeniusz Przybyszewski w pracy
"Proletariat przemysłowy w polskim ruchu rewolucyjnym lat
sześćdziesiątych", Pisma, Warszawa 1961, s. 336in.

a Skreślono: itp.

okienkami, pod eskortą żandarmów, kozaków i piechoty,
Krasucki prokurator odczytaniem aktu oskarżenia „o na-
leżenie do stowarzyszenia tajnego formującego wojsko
powstańcze w całym kraju" rozpoczął posiedzenie sądu.
Badano obwinionych, czytano ich tłumaczenia sięa, zezna-
nia świadków, słuchano obron wnoszonych przez adwoka-
tów Radgowskiego, Podowskiego, Muszyńskiego, Chru-
ścickiego, Helcela i Skibińskiego, z urzędu dodanych. Wy-
roków jednak nie ogłoszono. Przy badaniu awokat Rad-
gowski zauważył, że Afanasiew audytor przekręca zeznania
obwinionych i fałszywie zapisuje je do protokołu; powstała
więc pomiędzy nimi pewna polemika zakończona zapisa-
niem uwag obrońcy do protokołu.

Aresztowani z małym wyjątkiem zachowali się z godno-
ścią. Oborski i Wojtkiewicz Władysław, b20-letni czeladnik
stolarskib, prawosławny, największe zyskali pomiędzy
publicznością współczucie; ten ostatni po skończonym ba-
daniu postąpił na środek sali, ukląkł i do prezydującego
jenerała Korniłowicza wyrzekł te słowa: „Panie jenerale!
Rodzinę moją siłą zmusiliście przejść na prawosławie, ojca
mego jeden z waszych urzędników zamordował w Kamie-
niu Koszyrskim*, siłą i podstępem pozbawiliście nas bytu
politycznego, wysyłacie tysiące w katorżnie Sybiru, może-
cież się dziwić, że jestem wam nieprzychylny?0 Dowie-
działem się w Cytadeli z oskarżenia, że jestem żołnierzem
polskim. Jeżeli jest winą być żołnierzem polskim, niechaj
ginę jak żołnierz i rozstrzelajcie mnie! Jeżeli nie jest wi-
ną — uwolnijcie. Proszę cię, panie jenerale, niechaj ginę
jak żołnierz polski i rozstrzelajcie mnie!! !"d.

Głównymi obwinionymi byli Głowacki i Skrzynecki46
z fabryki Ewansa, Alfons Wierzbięta, Chądzyńskie. Dwaj

* Na Wołyniu.
Głowacki Jan i Skrzynecki Kazimierz.

a Skreślono: obwinionych.

b"b Tekst pierwotny: rzemieślnik z fabryki Ewansa.

0 Skreślono: i szukam sposobów do odzyskania praw swej
ojczyzny?

Tekst pierwotny: O jedną was łaskę upraszam, aby-
ście mnie jak najprędzej zamordowali, jeżeli widzicie we
mnie zbrodniarza, lub też na wolność wypuścili, bo dosyć
zaprawdę tego pastwienia się więżąc nas od tak dawna
w wilgotnych i ciemnych lochach.

e Skreślono: od włosów odtąd Ludwikiem Białym zwany.

pierwsi ucieczką ratować się musieli od grożącego im nie-
bezpieczeństwa, dwóch drugich głównie ocaliło to, że
o prawdziwych ich nazwiskach Moskale dowiedzieć się nie
mogli, a nawet nie wiedzieli i sami związkowi z małym
wyjątkiem21.

Cała ta sprawa wynikła z denuncjacji niejakiego Wła-
dysława Piwońskiego, kowala od Ewansa, następnie pod
opieką moskiewską w Cytadeli zamieszkującego.

Komitet Centralny w tym czasie, jakkolwiek już był
wtedy bardzo głośno znany w kraju, tak był ubogim
w kraju wówczas, iż nie był w stanie udzielić skompromi-
towanym dostatecznej zapomogi na wyjazd. Dał tylko
niektórym po 100 złp.

Gorętsza młodzież należąca do związku uprzedzając wy-
padki spodziewała się jeszcze w lipcu wywołać powstanie.
Pomiędzy wojskami w Cytadeli konsystującymi za po-
średnictwem Jarosława Dąbrowskiego4 oficera sztabu,
Łokietkiem przezywanego, przeprowadzona była podobno
dość silna organizacja, brak tylko pieniędzy na zakupno
broni koniecznej był na przeszkodzie; liczono na to, że
szlachta przybywająca do Warszawy na Jarmark Święto-
jański takowych udzieli, mylono się grubo, a raczej liczono
zanadto naiwnie!

Szlachta słuchałab propozycji z widocznym zakłopota-
niem, oglądając się tchórzliwie na wszystkie cztery strony
i łapiąc za kieszeń odmówiła wszelkiego poparcia ze swej
strony i w alteracji rozgadała wszędzie o zamierzonym
wybuchu.

47 Dąbrowski Jarosław (18361871), jeden z członków Re-
wolucyjnego Komitetu w Petersburgu i wybitny działacz
lewicy „czerwonych". Od wiosny 1862 r. członek Komitetu
Miejskiego i CKN. 14.VIII.1862 r. aresztowany i skazany na
piętnaście lat ciężkich robót na Syberii. 2LXI. 1864 r. uciekł
z więzienia etapowego. Zginął 29.V.1871 r. jako generał Ko-
muny Paryskiej.

a Skreślono: Alfons Wierzbięta znany był tylko pod imie-
niem Alfonso, a Chądzyński pod nazwiskiem jak wyżej Lud-
wik Biały.

Słowo skreślone, nieczytelne.

Wskutek owego plotkarstwa szlachty aresztowano wielu
oficerów moskiewskich48, wielu poszlakowanych także do
różnych pułków w Rosji przeniesiono i tym sposobem
przerwano nici mogące związać organizację warszawską
z organizacją wojskową.

W odpowiedzi na rozstrzelanie zamieszanych w tej spra-
wie oficerów Arnholda3, Gliwickiego, Rostkowskiego49,
przepędzenie przez pałki żołnierza Szczura, nastąpił za-
mach na jenerała Ludersa, zastępcy namiestnika, w ogród-
ku wód mineralnych (dnia 2 czerwca o 8 rano). Zemsta
bratnia za pomordowanych i zemsta polityczna kierowały
ręką śmiałego sprawcy50.

Wypadek ten sprawił niezmienny popłoch i zamieszanie
w sferach moskiewsfco-rządowych. Wielopolski korzystając
z tego, w celu przeprowadzenia swych planów, skłonił cara
do przysłania swego brata Konstantego51 do Warszawy
jako namiestnika Królestwa.

W początkach października 1862 [r.] Komitet Centralny
wydał krótką kilkuwierszową odezwę wyłącznie do człon-

Jak podaje J. Kowalski w pracy „Rewolucyjna demokra-
cja rosyjska a powstanie styczniowe (Warszawa 1954, s. 213
i 214), grupa Arnholda i Sliwickiego została wykryta przypad-
kowo przez feldfebla donosiciela, który podsłuchał rozmo-
wyjyrowadzone między żołnierzami.

Oficerowie armii rosyjskiej Arnhold Jan (18311862),
Sliwicki Piotr (18411862), Rostkowski Franciszek pod-
oficer, Szczur Leon szeregowiec członkowie rosyjskiej
organizacji rewolucyjnej w Królestwie Polskim; pierwsi trzej
zostali rozstrzelani 28.VI.1862 r. w Modlinie, Szczur został
skazany na 600 kijów i 12 lat katorgi.

Zamachu dokonał członek rewolucyjnej organizacji rosyj-
skiej por. Andrzej Potiebnia (1833186Ś), członek „Ziemli
i Woli", jeden z przywódców komitetu rosyjskich oficerów
w Polsce, związany z grupą Kołokoła w Londynie. Potiebnia
brał udział w powstaniu styczniowym i zginął 5.III. 1863 r. pod
Simłąprowadząc do boju polskich powstańców.

Konstanty Mikołajewicz (18271892), Wielki Książa, od
1862 do 1863 r. Namiestnik w Królestwie Polskim przybył do
Warszawy 2.VII.1862 r. Wielopolski wprawdzie w czasie po-
bytu w Petersburgu wywarł wielkie wrażenie w sferach ofi-
cjalnych, niemniej jednak nie mógł zaważyć na tak ważnej
decyzji. Prawdą jednak jest, że projekt ten mieścił się. w pla-
nach Wielopolskiego.
a W tekście: Arngolda.

ków organizacji52, zapowiadającą powstanie na dzień
branki do wojska, o której już wtedy zaczęły chodzić
głuche wieści, niepokojące lud warszawski, który znowu
z tej swojej niespokojności i niepewności bardzo słusznej
zwierzał się członkom organizacji, pytając bardzo często,
co będzie i co robić w takim razie.

Odezwę tę po odczytaniu wycofano z obawy, ażeby się
w ręce moskiewskie nie dostała. Odezwa ta była również
jedną z przyczyn nieuniknionego powstania 1863 roku.

W tymże miesiącu wyszedł dekret zarządzający płacenie
podatków53; niewielkie z niego odniesiono korzyści, osoby
tylko przychylne lub bojaźnią powodowane bardzo dowol-
nie, prawie co łaska dawały. Przecie do końca miesiąca
grudnia z cyrkułu 2 i 4 zebrano około 40 000 złotych pol-
skich.

Dnia 26 października 1862 r. o godzinie 4 po południu
wykonano wyrok śmierci na Felknerze54, naczelniku szpie-
gów miasta Warszawy, zarazem inspektorze szkoły powia-
towej 5-klasowej. Wyrok ten wydany przez Komitet Cen-
tralny i wykonany w mieszkaniu własnym skazanego przy
ulicy Twardej 109555 azatrwożył wszystkich moskiewskich
służalców.

Rząd moskiewski, widząc podwojoną w tych czasach
czynność Komitetu, odkryć go bądź co bądź postanowił.
Podjął się tego b. komisarz do wizowania paszportów na
dworcu drogi żelaznej Drozdowicz56.

Za pośrednictwem Podczaszkiewicza pracującego przy
pułkowniku Hacfeld, referencie do śledztw politycznych
mniejszej wagi przy oberpolicmajstrze, zaofiarował swe
usługi organizacji, obiecując bardzo wiele stąd korzyści.

52 Mowa o tzw. kartce o poborze, autorem jej był naczelnik
Miasta Edward Kolski.

53 Zarządzenie o płaceniu podatków; wyszło już w sierpniu
1862 r., podatek narodowy uchwalony na cele powstania ogło-
szony został 16.Xz terminem do 10.XI.1862 r.

5'i Felkner Paweł zasztyletowany został 20.XI. 1862 r.
Nr hipoteczny.

Drozdowicz Franciszek, komisarz I wydziału (cyrkułu)
warszawskiej policji.
a Następuje kilka słów skreślonych i nieczytelnych.

Oświadczył on, że po zabitym Felknerzea zamianowanym
został naczelnikiem szpiegów; o wszystkich więc czynno-
ściach chce powiadamiać bodaj [?] Komitet Centralny, jak
niemniej, że okaże listę swych ajentów, pod warunkiem,
że życie jego szanowanym zostanieb i że artykuł przez
niego napisany w jednym z najpierwszych numerów „Ru-
chu"57 Dziennika Urzędowego [?] wydrukowanym0 zosta-
nie, nadto że nie osobiście, lecz za pośrednictwem Pod-
czaszkiewicza, którego zrobi swym sekretarzem, z organi-
zacją znosić się będzie, a to dla uniknięcia podejrzeń.

Większość Komitetu widząc w tym źle zamaskowaną
zasadzkę odrzuciła propozycję stanowczo, jednakże jak
wieść chodzi, Kowalski58, naczelnik policji organizacji,
i Bronisław Śzwarced59, członek Komitetu Centralnego, na
swoją odpowiedzialność weszli w tajemne z Drozdowi-
czem stosunki.

Najprawdopodobniej, że wskutek tego później areszto-
wano Kowalskiego (przy końcu listopada) i odkryto dru-
karnię „Ruchu", przy której schwytano Szwarcego (w koń-
cu grudnia).

Na kilka dni przed aresztowaniem Kowalskiego Drozdo-
wicz objawił przez Podczaszkiewicza, że przez rząd był
oszukany, gdyż Tuchołko60, pułkownik żandarmów, zamia-
nowany został naczelnikiem szpiegów, jemu zaś dla za-
krycia osobistości Tuchołki pozorowo godność tę ofiaro-
wano.

W październiku nieporozumienia wynikły w łonie same-
go Komitetu organizacji; braciom Edwardowi i Józefowi

51 „Ruch"— organ CKN.

Kowalski Feliks zesłany na katorgą.

59 Szwarce Bronisław (18341904), inżynier, działacz lewicy
„czerwonych", od lipca 1862 r. członek CKN, redaktor gazety
„Ruch", aresztowany 23.XH.1862 r. w Warszawie.

Tuchołka Teodor, płk, prezes Tymczasowej Komisji
Śledczej.
& Skreślono: (26 października).

Tekst pierwotny: będzie.
c Dwa słowa skreślone, nieczytelne.
W tekście występuje stale; Szwarc.

Kolskim61 zarzucano zamiar zabrania zebranych z podatku
pieniędzy i wyniesienia się za granicę kraju. Nieporozu-
mienia te oddziaływały na całą organizację, w kilku okrę-
gach napisano odezwę do Komitetu, iż w razie dłuższych
nieporozumień organizacja wymówić wszelkie posłuszeń-
stwo będzie zmuszona, a zarazem przystąpić do wyborów
z łona swego innych członków do centralnej władzy. Przy-
jazd z Paryża Zygmunta Padlewskiego62 położył tamę
niezgodom, Rolscy i Szyć64, redaktor „Strażnicy", usunię-
ci z grona Komitetu zostali.

Sprężyste i energiczne wystąpienie Padlewskiego poczuć
się dało zaraz w organizacji. Składano mu tygodniowe
raporta z postępu czynności, stosownie do takowych spraw-
dzano listę osób i 1 p. [?] Ob.: Dygat65 i Tytus Zienko-
wicz66 do tej czynności zwykle delegowanymi bywali, ten
ostatni miał nieszczęśliwą manię prawienia mówek przy
każdej sposobności, nieszczęściem przez nikogo nie zro-
zumianych21.

b_b

61 Edward i Józef Kolscy wybitni działacze „czerwonych".
Pierwszy z nich był pomocnikiem członka CKN, a w powsta-
niu komisarzem województwa płockiego, zginął 12.11.1863 r.
pod Drążdzewem; drugi był naczelnikiem Miasta. Aresztowa-
ny 10 1862 r. zmarł w szpitalu więziennym.

62 Padlewski Zygmunt (18351863), znany działacz lewicy
„czerwonych", członek CKN od września 1862 r. i naczelnik
miasta Warszawy. Do Warszawy przybył w listopadzie 1862 r.
po podpisaniu w imieniu CKN umowy z grupą Kołokoła
w Londynie.

63 Józef Rolski.

64 Szyć Joachim (18241896), dwukrotnie zesłany na Sybir
PO r. 1848 i w 1863 r., redaktor „Strażnicy", w 1862 r. przej-
ściowo był zastępca, członka KC.

65 Dygut Ludwik.

66 Zienkowicz Tytus (?1890), naczelnik miasta Warszawy
w kwietniu i maju 1863 r., potem działał we Lwowie.
Na marginesie kilka słów nieczytelnych pisanych innym

charakterem.

b"b Skreślono:

Około tego czasu powierzono znaczną sumę Teodorowi Jac-
kowskiemu dzierżawcy wioski Łapinóżek celem zakupienia
i sprowadzenia broni.

Jackowskiemu, jak źli ludzie mówią, podobały się pieniądze
i o ile wierzyć można wieściom potwierdzanym przez sąsia-
dów, to także za pieniądze te zakupywał w Prusach dla

W miesiącach październiku, listopadzie i grudniu Andrzej
Potiebniaa6?, b. oficer moskiewski, ostatnio ajent Hercena
i Bakunina, nadzwyczajną w propagandzie pomiędzy woj-
skowymi rozwijał czynność.

Liczne odezwy w języku moskiewskim jego staraniem
rozrzucane były pomiędzy oficerami, na odezwach tych
Potiebnia przykładał pieczęć wyobrażającą dwie ręce ra-
zem złączone z napisem wokoło „Prawitelstwienyj War-
szawskoj Ruskij Komitet", u dołu zaś „Ziemia i Wola.

Odezwy te wielkie robiły wrażenie, większe może od
samej rzeczy, znakomitej pod względem efektu, istniał
wprawdzie związek między oficerami, lecz był za słaby
materialnie i moralnie!

W nocy z dnia 22 na 23 grudnia odkryto i zabrano dru-
karnię „Ruchu", w dzień zaś schwytano Bronisława
Szwarcego, członka Komitetu.

Szwarce wchodząc około godziny 11 rano do domu,
gdzie się znajdowała drukarnia, dostrzegł ukrytą policję
w sieni, cofnął się więc spiesznie, zaczęto go ścigać. Za-
słaniając się sztyletem i rewolwerem przebiegł kilka ulic,
wpadł na puste zaułki i byłby zmylił pogoń, gdyby nie
fatalny przypadek. Pewien student ze Szkoły Głównej69,
pod względem wieku i doświadczenia zaledwie wyszły z lat
dziecińskich, przejeżdżał właśnie konno na spacer, podczas

h andlarzy w Polsce mieszkających towary i te jakoby brali
nocną porą, za pomocą członków organizacji pełnych dobrej
wiary defraudował, czyli grzeczniej mówiąc przenosił przez
pas graniczny między Kongresówką a Prusami.

Teodor Jackowski rzeczywiście był charakteru dość lekko-
myślnego, lubiący dobrze żyć i nie odmawiać sobie niczego.
Jedna tu przecież nastręcza się uwaga, jakim sposobem tak
się spodliwszy, nie stracił zaufania Komitetu, który go w cza-
sie powstania w miesiącu czerwcu zamianował pomocnikiem
komisarza rządowego w województwie płockim, a następnie
konsulem w Dreźnie?
Por. przypis 50.

68 Tajna rosyjska rewolucyjna organizacja lat sześćdziesią-
tych założona przez M. Czernyszewskiego, jej oddziały znaj-
dowały się w Petersburgu, w Moskwie i innych miastach.
„Ziemia i Wola" miała swe organizacje w wojsku rosyjskim,
miedzy innymi i w Królestwie Polskim.

69 Szkoła Główna powstała w Warszawie w 1862 r.
a W tekście występuje pisownia; Potebnia.

ugonów Szwarcego z policją. Powodowany jakąś głupią
ciekawością skierował konia w tę stronę, chcąc się przy-
patrzyć, na czym się to skończy, myśląc (jak się później
tłumaczył), że to złodzieja ścigają i mimo woli wskazał
policji trop Szwarcego, któremu policjanci odwrót przecięli.
Uczniowie Szkoły Głównej złożyli sąd na niego, wskutek
którego kazano mu opuścić Szkołę Główną.

Szwarcego zastąpił Oskar Awejde3 70, bczłowiek młody,
zdolny, wielkiej nauki, ze zdrowym sądem o rzeczach, lecz
zanadto miękki, zanadto starający się wszystkim i wszyst-
kiemu dogodzić.

Wielu ze szlachty w tym czasie przybywało do Warsza-
wy, celem porozumienia się z Komitetem Centralnym co
do przewidywanej branki do wojska i co do wydanej przez
tenże Komitet odezwy zabraniającej wójtom gmin poboru
spisowych71. Awejde jako zastępca Szwarcego w imieniu
Komitetu robił honory domu przed szlachtą. Bądź że
brakło stanowczości w tych rokowaniach ze strony Awej-
dy, bądź inny jaki powód może błahy, dość że szlachta
nasza, jak wiadomo, bardzo dająca się łapać na pozory,
Awejde poczytała za ajenta, nie członka Komitetu, i dobre
chęci porozumienia się rozchwiały.

70 Awejde Oskar (18371890), z wykształcenia prawnik,
w październiku 1862 r. wszedł do CKN jako zastępca członka
i działał tam w interesie „białych". W grudniu 1862 r. powo-
łał nowy Komitet Centralny i był członkiem wszystkich rzą-
dów narodowych aż do sierpnia 1863 r. 3 września został
aresztowany w Wilnie. Zeznania złożone przez niego w śledz-
twie były aktem zdrady narodowej.

71 Rozkaz ten wydany przez CKN brzmiał: „Do naczelników
powiatów, burmistrzów i wójtów gmin! W imię dobra kraju
najsurowiej zabraniamy Panom dawać Jakąkolwiek, pośrednią
lub bezpośrednią, pomoc przy odbywać się mającej brance.
Przestąpienie powyższego rozkazu karane będzie natychmiast
najsurowiej jako zbrodnia i zdrada stanu, jak znowu z dru-
giej strony wypełniających niniejszy rozkaz Naród weźmie
w opiekę".

a W tekście: Awejda, pisownia ta powtarza się.
b Skreślono; aplikant sądowy.

Wieczorem dnia 13 stycznia 1863 r. okręgowy cyrkułu
4 przechodząc wraz z Potiebnią przez miasto zauważył nie-
zwykły ruch wojska, wnioskując z tego o poborze do
wojska, o którym od dni kilkunastu krążyły pogłoski,
pospieszył zawiadomić o tym niektórych członków Wy-
działu Miejskiego, mianowicie Konstantego Szaniawskiego;
odebrał jednakże odpowiedź: iż to jest urojeniem, gdyż
Komitet dobrze o dniu branki jest powiadomiony, i że ta
dopiero za dwa tygodnie abędzie miała miejscea. Urojenie
to stało się niestety rzeczywistością, w nocy nastąpił pobór.

Dzień 14 stycznia 1863 r. Warszawa wiecznie pamiętać
będzie — rozpoczęła go ona łzami krwawymi, zakończyła
krwawą nadzieją, krwawej walki o świętości narodowe,
jako jedynego wyjścia z prawdziwego czyśca niepewności
i tymczasowości. Lecz niestety już nadzieja zatruta była
powątpiewaniem, a tam gdzie jest choć najmniejsze po-
wątpiewanie, trudno o zwycięstwo.

Z początkiem dnia hordy żołdactwa na wpół pijane
z właściwym sobie wyciem i piskiem, cechującym ich mon-
golskie pochodzenie, a oznaczać mającym zwycięstwo
i triumf, przeprowadzało [s] gromadki porwanych z łona
wielu rodzin ojców, braci i synów.

Cała ludność, cała organizacja zadawały sobie wzajem-
nie pytanie: „Cóż na to Komitet?"

Członkowie Komitetu, z przerażenia złączonego z obawą
o swe bezpieczeństwo, skryli się w najgłębszych kryjów-
kach !

Żony, matki porwanych z słusznym wyrzutem mówią:
„Zdradziliście nas nikczemnie! od dawna łudząc nadzieją
powstania i niedopuszczenia branki, a oto dzisiaj łatwo-
wiernych oddaliście Moskwie! Dosyć tego panowie, nad-
szedł czas, ażebyśmy my zagrali Warn nożami na gardłach,
a przez to sprawiedliwość sobie wymierzyli!"

Co za okropna chwila! cała praca z takim narażeniem,
z takim wysiłkiem wśród ciągłego niebezpieczeństwa pro-
wadzona, tyle ofiar od kul i stryczków moskiewskich po-
niesionych, tyle więzień najgorliwszymi patriotami zapcha-
nych, wszystko to próżnym i daremnym być miało! Jedna

a a


-a Tekst pierwotny: ma nastąpić.

chwila niszczyła wszystko, chwile zachwiania się brater-
skiej wiary i zaufania ludu warszawskiego w Komitet jako
przedstawiciela i orędownika ukochanej mu sprawy.

W dniu tym jeden tylko Padlewski znalazł tyle odwagi,
iż uniesiony, blady i drżący liczone zebranej organizacji
wydziału, w mieszkaniu Konstantego Szaniawskiego, uka-
zał się.

Za przybyciem jego wszyscy zatrzymali oddech w swych
piersiach czekając jak wyroczni, co powie. Głosem drżą-
cym wyrzekł on: „obawiający się poboru dziś przed wie-
czorem opuszczą Warszawę"*. Słowa te nieopisaną wszyst-
kich przejęły radością, każdy spodziewał się wkrótce walki
z Moskwą, do której oddawna podług zapewnień przygo-
towania poczyniono.

Wieść ta lotem błyskawicy obiegła całe miasto — bo-
leść zmieniła się w radość i nadzieję...

W ogóle branka w nocy z 13 na 14 zarządzona przez
Moskwę niewiele stosunkowo szarpnęła pod względem
liczebnym organizację.

Wydziałowy wręczając Aleksandrowi Rogalińskiemu72,
b. oficerowi austriackiemu, Robertowi Skowrońskiemu73,
b. oficerowi garybaldowskiemu, i Zbigniewowi Chądzyń-
skiemu, okręgowemu organizacji, każdemu z osobna po
złp. 500 na pierwsze zajść mogące potrzeby w obecności
Padlewskiego wydał rozkaz mniej więcej następującej
treści: „Związkowym Okręgów 2 i 4, którzy tylko dobro-
wolnie zechcą, polecicie nad wieczorem przejść za miasto
rogatkami wolskimi i udacie się z nimi do wsi Smoły, tam
za wymówieniem wyrazów «prawa i Smoły» od posiada-
cza tejże wsi odbierzecie dalsze rozkazy". Na zapytanie się
Rogalińskiego, w której miejscowości kraju znajdują się
Smoły, Padlewski odpowiedział: „Cóż to, nie znasz Pan
jeografii?"

* Skreślono: Bardzo wielu, blisko połowa spiskowych, nie
była jeszcze piśmienną [?].

72 Rogaliński Aleksander (18331896), major kawalerii, był
wykładowcą w polskiej wojskowej szkole we Włoszech w fa-
tach 1861-1862.

7 Skowroński Robert dowodził w powstaniu w wojewódz-
twie płockim i mazowieckim.

Odpowiedź ta zbyt była niewłaściwa, nie ma bowiem
człowieka na kuli ziemskiej, który by znał położenie wio-
sek i osad.

Na powtórne pytanie przez Chądzyńskiego uczynione
Szaniawski objaśnił: że Smoły o pół mili drogi są od mia-
sta Błonia położone.

Tegoż samego dnia wszystkie wydziały, okręgi związko-
we warszawskie podobne otrzymały rozkazy z przezna-
czeniem różnych miejsc zboru.

Rozkaz ów dowolny spełniony został z prawdziwie żoł-
nierską ścisłością, prawie wszyscy związkowi opuścili
Warszawę tejże nocy, pozostali się tylko ci, których jakie
ważne powody, okoliczności lub niemożność zatrzymały,
nad ranem dnia 15 przeszło 800 ludzi z tych dwóch okrę-
gów znajdowało się w Błoniu.

Wszelkie usiłowania dla dowiedzenia się o położeniu
Smół były bez skutku. Położenie związkowych na tym
stanowisku niebezpiecznym było prawdziwie okropne; co
chwila przez pogoń moskiewską mogli być doścignięci,
a będąc z gołymi rękami, bez obrony, bez zaszczytu wy-
mordowani; zewsząd zabrzmiał wyraz straszny, okropny
„zdrada!" Każdemu zdawało się, iż panowie komitetowi
obawiając się pogróżek przez ludność im czynionych, wy-
prawili na to związkowych z Warszawy, ażeby samym
skorzystać na czasie i wynieść się za granicę. Niektórzy
też ze sprzysiężonych słabszego ducha w uniesieniu rozpa-
czy powrócili do Warszawy i tam władzy policyjnej za-
meldowali się. To posłużyło Wielopolskiemu do napisania
w „Dzienniku Powszechnym"74 szumnego i powszechnie
znanego artykułu.

Z Błonia wysłano do Warszawy gońców celem powzięcia
wiadomości tak o położeniu Smół, jako też o członkach

74 W „Dzienniku Powszechnym" z 19.1.1863 r. nr 415 Wielo-
polski w specjalnie napisanym przez siebie artykule chwalił
się, że pobór w Warszawie odbywał się w „zupełnym porząd-
ku i z zachowaniem spokojności" i że „od lat trzydziestu nie
było przykładu, aby popisowi okazywali tyle ochoty i dobrej
woli", i że „dają oni widzieć najlepsze, a nawet wesołe uspo-
sobienie". Było to oczywiście jawne fałszerstwo. Jak wiemy,
na 2 tysiące proskrybowanych w czasie branki zdołano ująć
559 osób.

Komitetu, a następnie za nadejściem dnia skierowano się
w najbliższe lasy Puszczą Kampinoską zwane, gdzie się
bezpieczniej być zdawało.

Ludzie ci przez cały dzień i noc głodni, zziębnięci błąkali
się bezwiednie po lasach; całe pożywienie, jakiego można
było dostać od jednego z gajowych, składało się z półtora
korca kartofli; wielu też ze znużenia padało po drodze lub
pozostawało się w osadach leśnych. Do Smół, do których
drogę pokazał nam pewien uczciwy gajowy, z 800 ludzi
ledwo 100 doprowadzono, drugiego dnia do 100 innych
nadciągnęło. Reszta zebrana i zgromadzona w lasach przez
Artura Laskowskiego, pomocnika okręgowego Okr. 4, dla
słabości lodów na Wiśle przeprawić się już nie mogła*.

Laskowski wiele, bardzo wiele niewinnie ucierpiał,
zewsząd rozlegały się krzyki: „Laskowski wspólnik zbrod-
niarzy Komitetu, powiesić go należy", postronek zakłada-
no mu już na szyję, gdy wtem na skutek poselstwa wypra-
wionego do Warszawy przybyli Padlewski, Szaniawski
i Potiebnia i ocalili go.

Wkrótce wyprawiona z Warszawy pogoń spowodowała,
że Padlewski i Szaniawski, pozostawiwszy ludzi w Kam-
pinosach, ujechali z powrotem do Warszawy — ludzie ci
różnymi drogami i gromadkami skierowali się w Krakow-
skie i tam stali się głównym zawiązkiem armii dykta-
torskiej743.

Za niedoprowadzenie sprzysiężonych do Smół wina ciąży
na Padlewskim. Winien on był udzielić dokładną marszru-
tę, wskazać punkta przejścia, spoczynku, oznaczyć niemal
godzinę przybycia do Smół. Nic go w tym razie tłuma-
czyć nie zdoła.

Skowroński również wiele zawinił. Długi czas przedtem
znajdując się w Płockiem wiedział o położeniu Smół,
z ludźmi powierzonymi mu nie udał się, lecz dnia następ-
nego wieczorem z adiutantem swym Wedemanem75 inną
zupełnie drogą przybył.

* Wieś Smoły jest położona w województwie płockim —
Okr. Wyszogrodzkiego, Błonie w warszawskim. Z Warszawy
do Smół ponad Wisłą nie ma więcej jak mil 5. Na Błonie
i przez puszczę zrobiono do 12.
a Tj, Mariana Langiewicza.

Wedeman zginął w potyczce pod Starą Wsią w Lubelskiem
18.1.1864 r.

III

Województwo płockie

^M^espodziane zjawienie się w Wyszogrodzkiem związko-
wych warszawskich zaniepokoiło całą okoliczną lud-
ność. Szlachta chciała widzieć w nich ludzi chroniących się
przed poborem wojskowym, włościanie z kolonistami
Niemcami dawali wiaręa przez ajentów Moskwy puszczo-
nej pogłosce, jakoby szlachta sprowadziła warszawiaków
celem ich wyrżnięcia i wymordowania.

W wielu wioskach, przez które przyszli powstańcy prze-
chodzili, włościanie nie wiedząc jeszcze, co to jest wszyst-
ko, przyjmowali ich z widoczną obawą i podejrzliwością —
noc przepędzali oni w lesie, dzienną tylko porą wracając
na robotę do domów. Niemcy uzbroili się w cepy, widły,
siekiery, gromadząc się w celu obrony w razie ich atako-
wania, o czym nikomu ani się śniło, sami widać poczuwali
się do winy. Do wszystkich władz moskiewskich wysłali
oni deputacje z prośbą o udzielenie im pomocy.

Naczelnicy i przywódcy związkowych i organizacji miej-
scowej pomiędzy sobą byli w nieporozumieniu. Edward
Kolski komisarz Komitetu76 zalecał obozowanie w lesie
i przysposabianie broni.

Grotus77, właściciel wsi Janowo, p.o. naczelnika powiatu,
porozsyłał po kilku ludzi do właścicieli ziemskich z pole-

76 Centralnego Komitetu Narodowego.

77 Grotus (Grothus) wprowadzony do organizacji narodowej
przez Oskara Awejde.

a Skreślono: przez ludzi złej woli i.

cenieni żywienia ich i kwaterowania, niekiedy szlachcice,
sprzeciwiając się temu rozporządzeniu, o niczym ani wi-
dzieć, ani słyszeć nie chcieli; stąd swary, kłótnie, nieporo-
zumienia coraz większe wzrastały.

Dowódca twierdzy Modlina, na rozkaz odebrany z War-
szawy, wyprawił silny oddział na rekonesanse, kilkunastu
związkowych zostających na kwaterach przez Grotusa wy-
znaczonych było schwytanych; stąd narzekania i skargi
powiększały nieład.

Nareszcie w nocy z dnia 20 na 21 stycznia doręczono
Grotusowi rozkaz zapowiadający powstanie na noc, z dnia
22 na 23 tegoż miesiąca; Rogalińskiemu zaś polecono
bezzwłoczne z warszawiakami zbliżenie się pod Płock.

Grotus, na domaganie się szlachty, wyprawił do naczel-
nika wojennego województwa78 deputację z prośbą odło-
żenia powstania do wiosny; Rogaliński zaś ściągnąwszy
rozkwaterowanych ludzi w liczbie 98 uzbroił ich w co
mógł na prędce, i to nie wszystkich, i udał się z nimi we
wskazanym mu kierunku.

W Płocku w dniu 21 uczniowie gimnazjum w liczbie
około trzydziestu lub więcej idąc za pierwszym popędem
(na nieszczęście nikt się taki nie znalazł, co by ich
wstrzymał), naśladując Warszawę wyszli z miasta
i uzbroiwszy się w kilka strzelb, włóczyli się w odległości
półtorej mili. Moskale wszystkich prawie wychwytali
i jednych do wojska zesłali, innych długi czas w więzieniu
trzymali.

Tegoż dnia, to jest 21 stycznia, przewożono z powiatu
lipnowskiego kilka osób, tamże przez Drozdowa, naczelni-
ka żandarmerii, schwytanych21. Organizacja miejscowa
płocka bpostanowiłab więźniów tych odbić. Wyznaczeni
do tego związkowi dali kilka strzałów przy rogatce, więź-

78 Prawdopodobnie do Bończy (Tomaszewskiego).
a Skreślono: między innymi księdza Drewnowskiego, wiel-
kiej popularności używającego, Grąbczewskiego, właściciela
wsi Rudniki, Wielobyckiego, ucznia szkoły Ciszew, chłopca
młodego, niedoświadczonego, którego własna zarozumiałość
i nieroztropność dodały wszem zmartwień.

- Tekst pierwotny: otrzymała polecenie.

niom nie pomogli, a napadowi na drugą noc nastąpić ma-
jącemu odjęli całą siłę: to jest nieprzygctowanie się wroga.

Korzystając z tej przestrogi jenerał Semeka , naczelnik
wojenny płocki, rozesłał liczne i gęste patrole po mieście
i za miastem, mieszkańcom zaś zabronił wychodzenia
z domów po godzinie 9 wieczorem*.

W dniu 22 stycznia wyprawiono z Płocka silne oddziały
w różne okolice tego miasta, jak za Wisłę, ku Górze itp.

Dowódcą tego ostatniego był pułkownik Kozlaninowa.
On to wychwytał studentów płockich włóczących się koło
miasta; przy wsi Dąbruska spotkał się z Rogalińskim, któ-
ry właśnie z warszawiakami pod Płock zdążał. Byli to
bracia i synowie pomordowanych w dniu 27 lutego
i 8 kwietnia, odwrotu dla nich żadnego nie było, z takimi
więc trzeba było albo zwyciężyć, albo zginąć!

Rogaliński widząc się w niedogodnej pozycji w porządku
największym się cofał, nie dalej jak na odległość strzału
karabinowego przed idącymi za nim i wciąż strzelającymi
Moskalami, aż do wsi Ciołkowa, pod którą się zatrzymał
i oddział uszykował, gdy podług jego wyrachowania Mo-
skalom już brakło nabojów. Moskale, sądząc, że się pod-
daje, otoczyli go i najpewniejsi siebie ruszyli na zabranie
w „plen"b. Wtem Rogaliński wystrzałem z dubeltówki, któ-
rym ranił Kozlaninowa, dał hasło... Oddział rzucił się jak
wściekły na Moskwę, która zmieszana tą niespodzianką,
tył podała i rozproszyła się w ucieczce rąbana przez na-
szych kosami. Dowódca Kozlaninow zginął wraz z 18 swy-
mi żołdakami, nie licząc rannych, 40 karabinów mieliśmy
w zdobyczy, z naszej strony było 3 rannych, między któ-
rymi dzielny Aleksander Rogaliński.

Podobnych bitew mogło być więcej, ba, każda taka być
by powinna, bo później w lepszych warunkach pod wzglę-
dem broni i liczby znajdowali się powstańcy... gdyby...
lecz zamilczeć wolę.

* Skreślono: Polecenie to ściśle wykonanym nie było. Ofi-
cerowie moskiewscy, należący do organizacji, o ile możności
przeszkadzali mu.

79 Dokonał tego gen. Mengden zastępca naczelnika wojsko-
wego okręgu w Płocku. Gen. Semeka przejściowo przebywał
na urlopie.

a W tekście występuje: Kozlainów.
b W tekście: plon.

Padlewski, wyprawiając sprzysiężonych z Warszawy pod
Serock do Smół w Wyszogrodzkie, miał na myśli wykona-
nie zbyt śmiałego projektu, mianowicie: ubiec twierdzę
Modlin . Sądził, iż za pośrednictwem znajomych mu ofi-
cerów załogi i szkoły junkrów do sprzysiężenia należącej
łatwo mu to da się uskutecznić. Po czym oddziały nieprzy-
jacielskie w innych punktach województwa znajdujące się
albo same broń złożą, lub też wskutek rozkazów swych
jenerałów, przestraszonych tym śmiałym krokiem, poma-
szerują na miejsca zboru, by skupić rozproszone siłya.

Do wykonania tych planów użył Konrada Błaszczyńskie-
go (Bończy)82, b. porucznika artylerii moskiewskiej, naczel-
nikiem wojskowym województwa płockiego zamianowa-
nego.

Bończa, z bliska, naocznie przekonawszy się o niepodo-
bieństwie wykonania tych zuchwałych planów, a mianowi-
cie z powodu usunięcia na rozkaz Konstantego szkoły
junkierskiej z Modlina i translokowania wielu podejrza-
nych o należenie do organizacji oficerów, zaproponował
Padlewskiemu, by zaniechał daremnego kuszenia się

0 Modlin i ograniczył się po prostu na opanowaniu miast:
Płocka, Pułtuska i Przasnysza.

Padlewski, lubo niechętnie, plan Bończy zatwierdził

1 wykonanie go zalecił.

Bończa więc siłom z powiatów płockiego, lipnowskiego,
mławskiego, warszawiakom z Wyszogrodzkiego pod Płock
przybyć rozkazał, by nad połączonymi siłami objąć do-
wództwo i by kierować napadem.

Plan ten opracował przebywający w Cytadeli Jarosław
Dąbrowski tuż przed wybuchem powstania.

Rząd Tymczasowy Narodowy ofiarował w dniu 25.1.1863 r.
dyktaturą gen. Mierosławskiemu. CKN podjął decyzją w tej
sprawie 19.1.1863 r.

82 Bończa-Błaszczyński Kazimierz (Tomaszewski, Konrad),
kapitan rosyjskiej artylerii, początkowo był naczelnikiem
wojskowym województwa płockiego, później dowodził oddzia-
łem powstańczym w Sandomierskiem.

a Skreślono: ów zaś Padlewski po odniesieniu tych zwy-
cięstw, okryty sławą, wbrew ofiarowanej dyktaturze generała
Mierosławskiego , ustanowi i ogłosi Rząd Narodowy, którego
będzie prezesem.

Na Pułtusk przeznaczył warszawiaków spod Serocka
oraz siły z powiatu pułtuskiego, pod dowództwem Roberta
Skowrońskiego i Władysława Michniewicza, naczelnika
powiatu.

Na Przasnysz przysięgłych tegoż powiatu pod dowódz-
twem Tomasza Kolbego83.

Rozmaite okoliczności, bądź miejscowe, bądź przypad-
kowe, niezależne od woli ludzkiej, do których niestety
zaliczyć należy nieświadomość, brak instrukcji ścisłej lub
przynajmniej jakiejkolwiek, niedołężne wzięcie się do
rzeczy, a także tchórzostwo, niechęć lub złą wolę, stanęły
na przeszkodzie do wykonania tych planów, zresztą na
pamięć zrobionych.

Pod Płock stawił się jeden li tylko oddziałek z Płockie-
go, liczący do 80 ludzi; warszawiacy z powodu bitwy na
kilka godzin przed wybuchem mianej, a nade wszystko
z powodu rany swego dowódcy Rogalińskiego nie przy-
byli; oddziały z Lipnowskiego, Mławskiego i innych okrę-
gów Płockiego z przyczyny dotąd mi niewiadomej nie
nadciągnęły.

Bończa, nie przekonawszy się, czy polecenie jego wyko-
nano, a nawet jak się zdaje nie wiedząc o bitwie Rogaliń-
skiego, w naznaczonej do napadu chwili z oddziałkiem 80
ludzi wszedł do miasta i szturm do koszar kozackich przy-
puszczał. Równocześnie związkowi płoccy uderzywszy
w dzwony do odwachu będącego w drugim końcu miasta
strzelać poczęli.

W pół niespełna godziny cichość grobowa zaległa mia-
sto; powstańcy odparci, w rozsypce, szukali schronieniaa.
A przecież Płock mógł być zdobyty, bo okoliczności sprzy-
jające były po temu, gdyby choć w części zachowano
przepisy jenerała Mierosławskiego, instrukcją powstańczą

83 Kolbe Tomasz (18281863), syn majora Wojsk Polskich,
właściciel ziemski, aktywny uczestnik „Ruchu", pierwszy na-
czelnik powstańczy powiatu przasnyskiego, zginął 5. V. 1863 r.
pod Rydzewem. Nie chcąc oddać się w ręce wroga ostatnim
nabojem życie sobie odebrał.

a Skreślono: straty nasze wynosiły 5 zabitych, między któ-
rymi Gadawcewicz [?] właściciel ziemski.

w Paryżu w r. 1862 drukowaną ogłoszone, a przez szla-
chetczyznę więcej prześladowanej niż przez Moskwę;

0 wiele mniej krwi byłoby wylanej, a może i Polska wolna.
Noc napadu była tak ciemna, iż przedmiotów o kilka

kroków odległych rozpoznać było niepodobna. Jenerał
dowodzący Semeka oraz wyżsi oficerowie w mieszkaniach
swych prywatnych bez nadzwyczajnych ostrożności pozo-
stawali.

Siła moskiewska w Płocku nie wynosiła więcej jak 500
ludzi, różne bowiem oddziały w przeddzień wyprawiono
na rekonesanse. Dlaczego więc za pośrednictwem miejsco-
wej płockiej siły związkowej, w chwili naznaczonej do
wybuchu, nie usiłowano pojmać jenerałów i czynowni-
ków? Dlaczego jakimkolwiek bądź sposobem, np. za pomo-
cą pożaru, nie zmuszono mieszkańców do wyjścia na ulicę,
ażeby pozorną siłą przestraszyć wroga? Dlaczego nie
wzniesiono barykad celem odcięcia komunikacji oddziałom
moskiewskim, rozłożonym w kilku stronach miasta? Co
więcej! dlaczego nie przygotowano się w siekiery, słomę

1 zapałki itp. rzeczy na pozór mniejszej wagi, podrzędne,
a przecież w podobnym nocnym napadzie niezbędne; przy
atakowaniu koszar nie było czym wyrąbać drzwi i okien,
posłano więc na miasto po siekiery; następnie okazała się
potrzeba użycia ognia, lecz nie było słomy ani też żadnych
materiałów palnych; wystarano się o słomę i drzewo, nie
było zapałki i młodzież zmuszona była wdrapywać się na
latarnie po ogień. Tymczasem zagrożonym koszarom nad-
ciągnęło wojsko na pomoc i naszych rozproszyło.

Z tego widzimy, że do kierowania powstaniem potrzeba
innego jeszcze prócz militarnego wykształcenia, prócz
wprawnego kierowania na prawo lub na lewo, naprzód lub
w tył, żywą machinę złożoną z ludzi, a zwaną batalionami
lub pułkamia.

W dniu 23 stycznia rano około godziny 9 w Płocku
odbył się jeszcze nowy krwawy dramat. Na wiadomość
przez szpiegów odebraną, że do kościoła ks. Reformatów

a Z boku dopisano innym charakterem pisma: Napadu na
miasto Pułtusk dla nieporozumienia i choroby jednego z na-
czelników organizacji zaniechano, a postanowiono jedynie
uderzyć na miasteczko Maków, lecz i tego nie atakowano
pomimo zebrania związkowych. Raport naczelnikowi powiatu
złożony dosłownie w dopisku przytaczam.

schroniło się kilku powstańców. Moskale wpadli zbrojno
do świątyni rąbiąc pałaszami winnych i niewinnych, kilka
zamordowali osób.

Tegoż dnia Zegrzda Wojciech84, patron trybunału,
zrozpaczony niepowodzeniem, wystrzeliwszy wprzód do
szyldwacha, życie sobie następnie wystrzałem drugim
odebrał. Wiele osób zostało porwanych i do więzień wtrą-
conych. Wkrótce rozstrzelano Ćwierkę, syna urzędnika
tabacznego, i kilku innych.

Co do zamierzonego napadu na Pułtusk przytaczam
dosłownie raport ówczesnego naczelnika powiatu organi-
zacji, ob. Władysława Michniewicza, naczelnikowi wojen-
nemu województwa ob. Zygmuntowi Padlewskiemu, na
ręce ob. Zbigniewa Chądzyńskiego złożony.

Szelków, dnia 28 stycznia 1863 r.

Napada na Pułtusk nie mógł nastąpić z przyczyn niesta-
wienia się na czas właściwy Skowrońskiego z warszawia-
kami i niepołączenia się z powstaniem miejscowym, rów-
nież nieprzygotowania zupełnego związkowych z okręgu
wyszkowskiego, z powodu śmiertelnej choroby naczelnika
tegoż okręgu.

Skowroński, mając pod swoim dowództwem do 400 war-
szawiaków, ogromadził takowych w lasach zegrzyńskich
na dni sześć przed naznaczonym terminem powstania. Na-
czelnik powiatu pułtuskiego mając sobie udzieloną wiado-
mość o ściąganiu się w tym punkcie ludzi, stosownie do
rozporządzenia ostatnio udzielonego przez naczelnika
wojennego województwa, Bończę, natychmiast przez goń-
ców posłał powstańcom wyszłym z Warszawy, bez uzbro-
jenia, chleba i odzieży ciepłej, bilety na rozkwaterowanie
się w pobliskich wioskach.

Na drugi dzień, to jest 17, Skowroński przybył tam* do
kwatery naczelnika powiatu z dwoma swymi adiutantami,

* do kwatery naczelnika powiatu we wsi Bylicach zajmo-
wanej.

84 Naczelnik miasta Płocka.

a Na boku dopisano: Zamieścić na końcu dzieła w przy-
pisach.

Czy też że poznani będąc przez wroga, czyli też że Skow-
roński zapomniał o skierowaniu się i połączeniu w By-
licach*, zamiast ku Bylicom szli linią prostą ku Pułtusko-
wi, lecz na wysokości miasteczka Nasielsk, niedaleko wsi
Gołębie, w dniu 22 stycznia, przed wieczorem doścignięci
przez Moskwę, musieli zamienić kilkadziesiąt strzałów,
które noc zbliżająca się nie uczyniła szkodliwymi ani dla
jednej, ani też dla drugiej strony.

Nazajutrz Skowroński, party oddziałami kawalerii
wyszłej z Nasielska, rozproszony w zupełności, a rozbitki
pędzone w różnych kierunkach, ocalenie swoje winny
jedynie mieszkańcom, którzy pojedynczo biedaków poukry-
wali w zabudowaniach swoich.

Naczelnik powiatu, widząc ten stan rzeczy i przewidu-
jąc, że oddział Skowrońskiego rozproszony nie będzie się
mógł w czas naznaczony połączyć z innymi, dnia 22 z rana
wysłał gońca do sztabu naczelnika województwa z rapor-
tem przedstawiaj ącym, że Pułtusk nie może być atakowa-
nym z wyłuszczonych wyżej powodówa, z przyczyny obu-
dzonej czujności i zasilenia miejscowej załogi kawalerią
wroga, a który uganiał się przez dni trzy za warszawia-
kami i był zupełnie przygotowanym, lecz miasteczko Ma-
ków, gdzie załoga licząca dwie roty piechoty niczym nie
została zaalarmowana, pozostawiało wszelką pewność zdo-
bycia, a przynajmniej możność rozpoczęcia walki, sto-
sownie do danych poleceń Komitetu Centralnego: ażeby
z dnia 22 na 23 stycznia powstanie wszędzie wybuchło
i wszędzie napad był uczyniony .

W nocy z dnia 21 na 22 stycznia sprowadzonymi zostały
na punkt zborny do Bylic broń, amunicja i rozpoczęło się
z rana 22 przekuwywanie i osadzanie na drążki kos oraz
zbieranie się związkowych. Czatami osadzone zostały drogi
prowadzące do wsi z rozkazem wpuszczania, lecz niewy-
puszczania nikogo z przechodzących i przejeżdżających,
ażeby udająca się na targi do miasteczek ludność przez
gawędki nie dała wiedzieć Moskwie o czynionych przygo-
towaniach.

* Z powstaniem miejscowym tamże koncentruj ącym się,

stosownie do ułożonego poprzednio planu.

a Skreślono: miasta Nasielsk i Nowe Miasto również.

b-b przy akapicie tym postawiono ?

Wiadomości krzyżujące się z różnych stron o ruchach
Moskwy nie dodawały wcale odwagi zbierającym się
powstańcom.

Pomocnik komisarza Edward Kokosiński85 i naczelnik
powiatu, wraz z dodanym sobie do pomocy Maksymilia-
nem Broniewskim* przykładali wszelkich starań, iżby
wpłynąć na utrzymanie ducha zgromadzonej szlachty**,
mieszczan i włościan, który słabnął niezmiernie skutkiem
fałszywego obrotu z warszawiakami. Demoralizacja wszczę-
ła się najokropniejsza, gdy dano znać, że Moskwa prze-
chodzi przez wieś Brulina, i strzały słyszeć się dały, część,
wyznać ze smutkiem należy, drapnęła; wystrzał dany przez
placówkę z nieostrożności popłoch wniósł jeszcze większy.
A gdy na skutek tego wystrzału naczelnik powiatu pisząc
ostateczny raport do naczelnika wojskowego województwa

0 okolicznościach, w jakich się znajduje, będąc już gotowy
do wymarszu z resztą znajdujących się ludzi, na krzyk, że
Moskwa idzie, porwał za broń będącą przy biurku i przez
prędkość zaczepiwszy półkurczem broni o biurko, wystrzał
nastąpił w pokoju, część ludzi znajdująca się przed domem
z okrzykiem, że „naczelnik powiatu z desperacji w łeb sobie
wypalił", pociągnęła znowu znaczniejszą część do ucieczki.

Spostrzegłszy to naczelnik powiatu i widząc, że dalsze
oczekiwanie oddziałów mających ściągnąć na punkt zbor-
ny nie tak prędko nastąpi i że przez ten czas reszta się
rozbiegnie zgromadzonych, zagrzawszy upadającą odwagę
sprzysiężonych kilkoma słowami, w których wyraził, że:
wstydem i hańbą okryją się, jeżeli uciekać będą przed nie-
przyjacielem i jeżeli, gdy na całej Polsce w dniu 22 stycz-
nia wszędzie powstanie, jeden powiat pułtuski okaże się
tak nikczemnym, że nawet najmniejszego usiłowania ku
walce nie okaże; rozkazawszy naładować na wozy skrzynie
z bronią i amunicją wyruszył wieczorem samym z restką
ludzi ciągnąc ku miasteczku [s] Maków, gdzie stosownie
do wydanych rozkazów związkowi z okręgów makowskiego

1 różańskiego mieli się zebrać dla wykonania napadu. Po

*B. uczniem szkoły genueńskiej.

** Zagonowej.

Kokosiński Edward, student Akademii Medyczno-Chi-
Turgicznej w Warszawie, działacz Komitetu Miejskiego, pozo-
stawał w opozycji lewicowej przeciwko Rządowi Narodo-
wemu.

a W tekście: Bruliny.

Czy też że poznani będąc przez wroga, czyli też że Skow-
roński zapomniał o skierowaniu się i połączeniu w By-
licach*, zamiast ku Bylicom szli linią prostą ku Pułtusko-
wi, lecz na wysokości miasteczka Nasielsk, niedaleko wsi
Gołębie, w dniu 22 stycznia, przed wieczorem doścignięci
przez Moskwę, musieli zamienić kilkadziesiąt strzałów,
które noc zbliżająca się nie uczyniła szkodliwymi ani dla
jednej, ani też dla drugiej strony.

Nazajutrz Skowroński, party oddziałami kawalerii
wyszłej z Nasielska, rozproszony w zupełności, a rozbitki
pędzone w różnych kierunkach, ocalenie swoje winny
jedynie mieszkańcom, którzy pojedynczo biedaków poukry-
wali w zabudowaniach swoich.

Naczelnik powiatu, widząc ten stan rzeczy i przewidu-
jąc, że oddział Skowrońskiego rozproszony nie będzie się
mógł w czas naznaczony połączyć z innymi, dnia 22 z rana
wysłał gońca do sztabu naczelnika województwa z rapor-
tem przedstawiaj ącym, że Pułtusk nie może być atakowa-
nym z wyłuszczonych wyżej powodówa, z przyczyny obu-
dzonej czujności i zasilenia miejscowej załogi kawalerią
wroga, a który uganiał się przez dni trzy za warszawia-
kami i był zupełnie przygotowanym, lecz miasteczko Ma-
ków, gdzie załoga licząca dwie roty piechoty niczym nie
została zaalarmowana, pozostawiało wszelką pewność zdo-
bycia, a przynajmniej możność rozpoczęcia walki, sto-
sownie do danych poleceń Komitetu Centralnego: ażeby
z dnia 22 na 23 stycznia powstanie wszędzie wybuchło
i wszędzie napad był uczyniony .

W nocy z dnia 21 na 22 stycznia sprowadzonymi zostały
na punkt zborny do Bylic broń, amunicja i rozpoczęło się
z rana 22 przekuwywanie i osadzanie na drążki kos oraz
zbieranie się związkowych. Czatami osadzone zostały drogi
prowadzące do wsi z rozkazem wpuszczania, lecz niewy-
puszczania nikogo z przechodzących i przejeżdżających,
ażeby udająca się na targi do miasteczek ludność przez
gawędki nie dała wiedzieć Moskwie o czynionych przygo-
towaniach.

* Z powstaniem miejscowym tamże koncentruj ącym się,
stosownie do ułożonego poprzednio planu.
a Skreślono; miasta Nasielsk i Nowe Miasto również,
- przy akapicie tym postawiono ?

Wiadomości krzyżujące się z różnych stron o ruchach
Moskwy nie dodawały wcale odwagi zbierającym się
powstańcom.

pomocnik komisarza Edward Kokosiński85 i naczelnik
powiatu, wraz z dodanym sobie do pomocy Maksymilia-
nem Broniewskim* przykładali wszelkich starań, iżby
wpłynąć na utrzymanie ducha zgromadzonej szlachty**,
mieszczan i włościan, który słabnął niezmiernie skutkiem
fałszywego obrotu z warszawiakami. Demoralizacja wszczę-
ła się najokropniejsza, gdy dano znać, że Moskwa prze-
chodzi przez wieś Brulina, i strzały słyszeć się dały, część,
wyznać ze smutkiem należy, drapnęła; wystrzał dany przez
placówkę z nieostrożności popłoch wniósł jeszcze większy.
A gdy na skutek tego wystrzału naczelnik powiatu pisząc
ostateczny raport do naczelnika wojskowego województwa

0 okolicznościach, w jakich się znajduje, będąc już gotowy
do wymarszu z resztą znajdujących się ludzi, na krzyk, że
Moskwa idzie, porwał za broń będącą przy biurku i przez
prędkość zaczepiwszy półkurczem broni o biurko, wystrzał
nastąpił w pokoju, część ludzi znajdująca się przed domem
z okrzykiem, że „naczelnik powiatu z desperacji w łeb sobie
wypalił", pociągnęła znowu znaczniejszą część do ucieczki.

Spostrzegłszy to naczelnik powiatu i widząc, że dalsze
oczekiwanie oddziałów mających ściągnąć na punkt zbor-
ny nie tak prędko nastąpi i że przez ten czas reszta się
rozbiegnie zgromadzonych, zagrzawszy upadającą odwagę
sprzysiężonych kilkoma słowami, w których wyraził, że:
wstydem i hańbą okryją się, jeżeli uciekać będą przed nie-
przyjacielem i jeżeli, gdy na całej Polsce w dniu 22 stycz-
nia wszędzie powstanie, jeden powiat pułtuski okaże się
tak nikczemnym, że nawet najmniejszego usiłowania ku
walce nie okaże; rozkazawszy naładować na wozy skrzynie
z bronią i amunicją wyruszył wieczorem samym z restką
ludzi ciągnąc ku miasteczku [s] Maków, gdzie stosownie
do wydanych rozkazów związkowi z okręgów makowskiego

1 różańskiego mieli się zebrać dla wykonania napadu. Po

*B. uczniem szkoły genueńskiej.
** Zagonowej.

Kokosiński Edward, student Akademii Medyczno-Chi-
rurgicznei w Warszawie, działacz Komitetu Miejskiego, pozo-

stawał w opozycji lewicowej przeciwko Rządowi Narodo-
wemu.

a W tekście: Bruliny.

stacjach pośrednich zebrawszy21 jeszcze kilku ludzi, na
innych punktach nie znalazłszy nikogo, nie mając czasu do
stracenia, gdyż gadzina ataku się zbliżała, a parę mil nale-
żało jeszcze przebyć, ściągnął wreszcie między 11 a 12
w nocy na punkt zborny do wsi... skąd udać się mieli
związkowi na wyznaczone zawczasu stanowiska ataku.
Przygotowania do takowego były porobione przez ob. Sztein-
kellera86, okręgowego Makowskiego. W czterech punktach
powstańcy mieli jednocześnie wkroczyć do miasteczka, na
znak dany zapalonych pochodni smolnych u skrzydeł wia-
traka, znajdującego się na dość znacznej wyniosłości blisko
Makowa; mieszkańcy miasteczka uorganizowani jak naj-
kompletniej, przygotowani tak w broń, jak i materiały
palne, mieli równocześnie na rozlokowanych żołnierzy
moskiewskich napaść, odwachy i cetehauzy [s] pozdobywać
otoczywszy słomą i pozapalawszy takowe, a to dla roz-
niecenia większego popłochu.

Na ten atak, który obiecywał najpomyślniej szy rezultat,
było ludzi około 400, chociaż przez brak warszawiaków
Skowrońskiego osłabieni, a szczególniej nie podbudzeni
tą emulacją szlachetną, która wynika zawsze ze zetknięcia
się nowo przybyłych z miejscowymi, pełni przecie byli za-
pału i wszystko obiecywało najpomyślniej szy rezultat;
tymczasem zdrada najnikczemniejsza i niewytłumaczona
i temu przedsięwzięciu tak niemal pewnemu nie dozwo-
liły się spełnić!

We wsi, zamiast żeby zastać sprzysiężonych uporządko-
wanych i gotowych do wymarszu, nikogo, szlachta jednak
zamieszkująca takową wioskę na zapytanie czynione im
oświadczyła, iż zgromadzać się zaczęli na punkta zborne
i szykowani byli przez dowódców, gdy wieczorem około
godziny 9 pocztylion wiozący depesze z Przasnysza do Puł-
tuska, powitawszy związkowych, oddaliwszy się kilkadzie-
siąt kroków wystrzelił z pistoletu, a na te wystrzały pikie-
ty moskiewskie zaalarmowały wojsko w miasteczku
i w przeciągu pół godziny skoncentrowane zostały roty
około odwachów, po zajęciu i zabarykadowaniu domów
piętrowych, gdzie kwatery były kapitana i kasa, w oknach
na piętrze ulokowali się, czekając z bronią w ręku napadu
spodziewanego.

6 0 Szteinkeller Tytus.
a Skreślono: jednych.

Naczelnik miasta Makowa, nie czekając wyższych rozka-
zów, rozesłał natychmiast na punkta zborne zawiadomienie
o tym, z rozporządzeniem, iżby wszyscy się rozeszli. Sprzy-
siężeni, którzy przybyli z naczelnikiem powiatu, usłyszaw-
szy o tym mimo rozkazu naczelnika powiatu, iżby za nim
ciągnęli, do ostatniego punktu zbornego, wszyscy się roz-
biegli każdy w swoją stronę, pozostawiwszy broń, amuni-
cję, wozy z kosami itp.

Nie zrażony tym niepowodzeniem naczelnik powiatu,
chcąc koniecznie atak dopełnić, wydał rozkaz do podwład-
nego mu naczelnika miasta Makowa pozostawania w po-
gotowiu z ludźmi do miejscowej organizacji należącymi,
celem rozpoczęcia walki między godziną 2 a 3; schwytanie
przez Moskwę wysłańca z tym rozkazem stawiły nową
przeszkodę zamiarowi.

Odłożono więc z konieczności chęć ataku na dzień na-
stępny".

Niekorzystne wieści co do usiłowań w Płocku i Przasny-
szu nadeszłe sprawiły zaniechanie i tej myśli zaczepienia
wroga, którą dopiero podjął nowo mianowany przez Pad-
lewskiego komisarzem powiatu Zbigniew Chądzyński87.

Napad na miasto Przasnysz uskuteczniony nie był z tych
powodów:

W dniu 21 stycznia przybył z Warszawy ob. Siciński,
posiadacz wsi Kobylina, wielce w swej okolicy szanowany.
W Warszawie widział się on z niektórymi byłymi członka-
mi Komitetu Centralnego, którzy świeżo ze swych stano-
wisk zeszli ustępując miejsca innym: mówili mu oni, że
powstanie obecnie miejsca mieć nie będzie88. Zdziwiony
przygotowaniami nakazanymi przez Kolbego, powtórzył
sprzysiężonym swą rozmowę miana w Warszawie; to było
dostatecznym do podejrzeń przeciwko Kolbemu, iż działa
na swoją rękę. Pomimo tego w punktach zbiorowych zgro-

87 Por. Instrukcja Padłewskiego dla naczelników wojewódz-
kich i powiatowych z 31.1.1863 r., „Przegląd Historyczny" 1954,
t.4 s. 751—752.

8 Nie jest wykluczone, że z Gillerem, który przeciwny był
wybuchowi powstania i z początkiem stycznia 1863 r. wystą-
pił z CKN.

madziło się do 800 ludzi, z którymi śmiało można było
uderzyć na Przasnysz.

Kolbe, człowiek wielce egzaltowany, w postępowaniu
swym często nietrafny, inną myślą zawsze zajęty, we
wszystkich punktach zebrań jedną i tę samą chwilę swego
przybycia i wydania dalszych rozporządzeń naznaczył;
a tym samym nigdzie w oznaczonym terminie nie był obec-
ny; twierdzenie przeto Sicińskiego znalazło zupełną wiarę.

Kolbego nazwano zdrajcą i do domów porozbiegano się.

W nocy z 23 na 24 stycznia Grotus, reperując błąd swój
niewzięcia udziału w napadzie na Płock, samowolnie ze-
brawszy związkowych z okręgów zakroczymskiego i płoc-
kiego, na ich czele napadł na wojsko moskiewskie stojące
w Płońsku, korzyści żadnych nie odniósł ai tylko ducha
w związkowych zabił i całą okolicę zdemoralizował21.

W dniu 24 i 25 stycznia prawie cała starszyzna organiza-
cji miejscowej z Bończą na czele opuściła swe stanowiska,
ujeżdżając za granicę kraju lub do innych przenosząc się
powiatów. Pozostali się tylko Padlewski, Edward Rolski,
Edward Kokosiński z kilkunastu młodymi ludźmi, po więk-
szej części uczniami Szkoły Głównej lub gimnazjum, mając
do swego rozporządzenia trzy oddziałki warszawiaków pod
dowództwem: Wolskiego89, b. oficera garybaldowskiego,
Edwarda Chądzyńskiego, 18-letniego chłopca w Płockiem,
i Roberta Skowrońskiego w Pułtuskiem.

Padlewski, w celu ponowienia napadów, przede wszyst-
kim zajął się zaprowadzeniem nowej organizacji; z powo-
du nieświadomości stosunków, zdemoralizowania ludności,
jak zwykle bywa po nieudanych przedsięwzięciach, w któ-
rych się wszystko na grę stawia, a szczególniej intryg
szlachty do organizacji „białych" należącej, była to spra-
wa dość trudna do wykonania; posługiwać się on musiał
otaczającą go młodzieżą przeznaczając ją na naczelników
powiatów lub komisarzyb.

Wolski Kazimierz.

a-a Tekst pierwotny: a to dla wszczętego popłochu przez
pana Sławutę [?] posiadacza dóbr Smoły.
Skreślono: Komitetu.

Następujący fakt posłuży, z jakimi trudnościami walczyć
musiano.

W dniu 25 stycznia Karol Sonnenberg właściciel wsi
Radzimowiee, przywódca całej reakcji płockiej, zwołał wie-
lu sobie podobnych patriotów do wsi Rumoka, własność
ob. Rudowskiego, celem walnej narady nad obecnym
położeniem.

Po krótkich debatach postanowiono tam: powstanie
wszelkimi środkami uspokoić, adres do cara o przebaczenie
podać, Padlewskiego, Rolskiego, Kokosińskiego władzom
moskiewskim wydać, rzemieślników zaś warszawskich do
Prus wyprawić i tam do czasu wydania spodziewanego
ułaskawienia przez cara przechować.

Z postanowieniem tym po dwie osób [s] w Augustow-
skie, Kujawy i do Warszawy celem zakomunikowania go
i stosownego postąpienia wyprawiono.

W Warszawie istniejąca jeszcze Dyrekcja „białych", za
wpływem delegatów płockich, wydała powszechnie znaną,
potępiającą tak powstanie, jak i powstańców odezwę.

Padlewski, choć uwiadomiony o owej brudnej naradzie
„białych" wsteczników w Rumoce, przecie środków odpo-
wiednich przeciw tym panom nędznie parodiuj ącym Targo-
wicę90 nie przedsięwziął i zamiast raz na zawsze zaradzić,
aby tacy i im podobnia psocić nie mogli, odjąć środki szko-
dzenia, ograniczył się półśrodkami; brakowało mub
rzeczywiście stanowczości w razach ważniejszych i nagiej-
szych; przymiotów niezbędnych u przywódcy powstania.

Ogłosił on pod dniem 27 stycznia, rozrzuconą w licznych
egzemplarzach, odezwę91, w której imiona niektórych tylko

90 Konfederacja targowicka 1792 r, symbol zdrady naro-
dowej i sojuszu polskiej magnaterii z caratem.

Odezwa z 27.1.1863 r., którą przytacza M. Berg, defety-
styczna w swej treści, pochodziła prawdopodobnie z polskich
kół obszarniczych wrogo nastawionych do powstania i nic nie
wskazuje na to, aby autorem jej był Padlewski, jak to usiło-
wał dowieść M. Berg.
&-& Wyrazy podkreślone w tekście.
Skreślono: energii.

jako: Karola Sonnenberga z Radzimowic*, Karola Ujazdow-
skiego z Nagórk, Chełmickiego92 z Kossemina, Jackowskich
Aleksandra i Józefa, z Glinojecka, Zygmunta Kiełczew-
skiego z Szapska na wieczną wzgardę i przekleństwo naro-
dowi przekazał, grożąc zarazem, w razie dalszej obojętno-
ści, środkami w rewolucji francuskiej z r. 179393 używa-
nymi. Niestety, groźba po spełnieniu czynu jest bardzo
niedołężną i szkodliwą nawet dla grożącego bronią!

W dniu 27 stycznia Padlewski wysyłając Zbigniewa Chą-
dzyńskiego w Pułtuskie udzielił mu następującej treści
polecenie:

Polecam ob. Zbigniewowi Chądzyńskiemu po zebraniu
i uzbrojeniu wszystkich ludzi zdolnych do broni w powiecie
pułtuskim, najdalej w ciągu 48 godzin od daty niniejszego,
uderzyć i zdobyć miasto Maków, następnie ogłosić Rząd

* Sonnenberg, człowiek przebiegły i zręczny, osobiście
w Rumoce na zebraniu nie znajdował się znając gadatliwość
i odzwyczajenie się od odwagi szlachty, obawiał się jawnego
skompromitowania w oczach powstańców, pozostawał on pod-
czas obrad w Rumoce, u brata swego Stanisława we wsi Bo-
guszyn o kilka staj od Rumoki odległej i stamtąd przez swych
ajentów obradami kierowała.

Juliusza Chełmickiego, na którego Padlewski wydal wy-
rok śmierci, ale do wykonania tego wyroku nie doszło. W ze-
znaniu złożonym przed sądem carskim Padlewski zeznał, że
wyrok wydany w Warszawie na Chełmickiego osobiście
zmienił.

93 Tj. po dojściu do władzy jakobinów.

a Skreślono:

Godnym uwagi dla badaczy natury ludzkiej jest, jak cha-
raktera najzacniejsze w młodości nieraz z latami nikczem-
nieją.

Sonnenberg w roku 1846 uchodził za zagorzałego demagoga
polskiego, pył więziony w Cytadeli Warszawskiej, za danie
koni emisariuszowi, w lat 10 potem, bo w r. 1857, napisał
wprost do Namiestnika Królestwa denuncjację przeciw księ-
żom z województwa płockiego, zapowiadającym wstrzemięźli-
wość, jakoby działali z podszeptów rewolucyjnych.

Gdy namiestnik denuncjację tę odstąpił do załatwienia Ko-
misji Spraw Wewnętrznych i Duchownych, Sonnenberg, wi-
dząc się ujawnionym, dla zmniejszenia swej winy w oczach
swych współobywateli, skłonił Stanisława Turowskiego z Ko-
ziebrod, Chełmickiego z Kossemina i Chodeckiego z Łaszewa
do podpisania podobnej denuncjacji przez niego zredagowanej.

Narodowy za prawą władzę, odczytać uwłaszczenie wło-
ścianom, pomianować i ustanowić stosowne władze; utworzyć
z 1/3 części sił swych ogólnych Gwardię Narodową i tej
obronę miasta powierzyć, następnie z resztą sił uderzyć na
miasto Ciechanów i tam podobnie jak i w Mąko wie postą-
pić; a w końcu z resztą sił przybyć do lasów pod miasto
Raciąż i tam oczekiwać dalszych rozkazów".94

Misja ta, wyrażona stylem Napoleona I, dla człowieka
młodego, niedoświadczonego i pojęcia o wojskowości mają-
cego tylko powstańskiea, była niełatwa do spełnienia, tym
bardziej że ludność pierwszymi niepowodzeniami zrażona
i zniechęcona była zupełnie obojętna, a organizacja się cała
prawie rozpierzchła. Naczelnik powiatu, wyrzutami ze
strony szlachty za zamiarb obalenia cprawego rząduc, jak
się niektórzy w szale wstecznictwa i zapomnienia na god-
ność własną i narodową śmieli wyrazić, oraz osobistymi
kłopotami zgnębiony i chory, w niczym najmniejszego
udziału wziąć nie mógł.

Chądzyński objechał wszystkie wskazane mu osoby wpły-
wowe, okazując im dane mu i wzywające do działania
polecenie, prócz obietnic nic więcej nie otrzymał.

Za nadejściem chwili naznaczonej do napadu na Maków
znalazł staraniem Tytusa Szteinkellerad we wsi Bolki zgro-
madzonych ludzi dwudziestu!

Nie było z tym co robić, przyzwyczajony jednakże będąc
do szanowania rozkazów w organizacji warszawskiej, pójść
do Makowa postanowił.

Na kilka godzin przed zamierzonym atakiem Moskale czy
też wskutek rozkazów swej władzy, czyli też z przesadzo-
nych wieści o przygotowaniach czynionych Maków opuścili
pozostawiwszy w nim 40 weteranów nędznie uzbrojonych,
z 10 kozakami.

94Por. Instrukcja Padłewskiego do naczelnika powiatu
worzelskiego Z. Chądzyńskiego, początek lutego 1863 r.,
w pracy „Demokracja polska a powstanie styczniowe", pod
red. E. Halicza, Wrocław 1962, s. 7172.
& Skreślono: wyobrażenie.

Skreślono: jak się wyrażano.
c-c wyrazy podkreślone w tekście.

d W tekście naszym występuje pisownia Szteinkeller. W lite-
raturze historycznej Steinkeller (Grabieć), Szteinkeller (Zieliński)

Za wejściem naszych do miasta kozacy uciekli, weterani
zaś pod łóżka w mieszkaniach żydowskich pokryli się, spod
których potem z niemałym trudem za łby ich wyciągać
trzeba było.

Po zabraniu im broni, zrzuceniu orłów moskiewskich,
zabraniu kasy, zniszczeniu archiwów władz miejscowych,
rozlepieniu plakat [s] o uwłaszczeniu włościan itp. nie
mając odpowiedniej siły do utworzenia gwardii powstańcy
jeszcze tegoż samego dnia opuścili miasto udając się
w pobliskie lasy.

Awantura ta, odbywająca się w dniu 2 lutego w czasie
święta, a stąd licznie gromadzącego się do miasta ludu,
dobrze oddziałała na podniesienie ducha i zapału w całej
okolicy.

Od r. 1831 po raz pierwszy zobaczono służalców okrutne-
go cara, żebrzących o życie na kolanach przed garstką
powstańców. Licznie się też do oddziału garnięto, w ciągu
dni 3 liczono do 150 ludzi. aNa wiadomość o tyma Padlew-
ski zamianował dowódcą oddziału Wacława Szteinkellera,
dzierżawcę wsi Bolki, jako rzeczywiście pierwszego z oby-
wateli pułtuskich w powstaniu udział biorącego, Chądzyń-
skiego zaś pozostawił w obowiązkach naczelnika powiatu
i komisarza Rządu; zaś co do dalszego działania najmniej-
szego nie udzielił rozporządzenia.

Chądzyński przewidując, że Moskwa wkrótce nadciągnąć
ze znaczną siłą może, wydał Szteinkellerowi piśmienną
instrukcję w następnej treści: „Pozostaniesz obywatelu
w okolicach Makowa najwyżej godzin 48, po czym z ludźmi
w przeciągu tym czasu zebranymi, przechodząc przez lud-
niej sze wioski, ogłaszając manifest z dnia 22 stycznia,
udasz się pod Raciąż, a to w myśl pierwotnego rozkazu
naczelnika wojskowego województwa". Szteinkeller za-
miast pozostawania 48 godzin w okolicy Makowa, zabawił
dni 4, na 5 dopiero wyruszył do wsi Karniewa, na trakcie
z Pułtuska do Przasnysza leżącym, i tam zaniechawszy
rozstawienia pikiet, pozostawiwszy broń na dziedzińcu,

a -a Tekst pierwotny: Wskutek raportu Chądzyńskiego.

wraz ze wszystkimi powstańcami wszedł do kościoła para-
fialnego dla odprawienia jakichś modłów.

W czasie tym Wałuj ew, pułkownik kozacki, wysłany na
odbicie Makowa powstańcom, wszedł do wsi. Szteinkeller
na odebraną o tym wiadomość w największym nieładzie
do pobliskiego cofnął się lasu; zamieniono kilkanaście
strzałów, noc zapadła położyła koniec dalszym krokom.
Siedemdziesięciu ludzi przybyło ze Szteinkellerem na daw-
ną za Maków pozycję, reszta 80 rozbiegła się do domów95.

Z tej małej utarczki Szteinkeller, wnioskując o niebez-
pieczeństwie od kul moskiewskich mu grożącym, pod po-
zorem słabości zdrowia uwolnił się.

Na jego zaś miejsce podjął się dowództwa Józef Mali-
nowski, wuj Szteinkellera, używający sławy odważnego
z powodu uczestniczenia w napadzie na Płock przez Boń-
czę dokonywanym, a raczej niedokonanym.

Dnia następnego Wałuj ew ściągnął do Makowa nakazu-
jąc furmanki na dzień następujący, celem dalszego ścigania
powstańców.

Przez cały ten czas Malinowski odbierając najszczegó-
łowsze wiadomości o rozporządzeniach Wałuj ewa nie przy
oddziale, lecz u brata swego Henrykaa w granicach Mako-
wa położonym, bezczynnie pozostawał. Dopiero wtedy, gdy
już wsiadało na furmanki wojsko moskiewskie, znanymi
sobie dobrze manowcami udał się do swoich powstańców
pod wsią Podosie obozujących, obrachował ich, a nie
udzieliwszy im żadnej wiadomości o zbliżaniu się Moskwy,
pozostawił dowództwo Tytusowi Szteinkeller, bratu Wa-
cława, i sam do wsi Płoniawy pospieszył. W trakcie śnia-
dania z najzimniejszą krwią o swym postępku Młodzia-
nowskiemu, właścicielowi tejże wsi, opowiadał.

Młodzianowski, jakkolwiek do organizacji białych nale-
żący, a tym samym nie sympatyzujący z powstaniem,
z samego tylko uczucia ludzkości, oburzony lekceważeniem
Malinowskiego, pośpieszył do lasu celem ostrzeżenia na-
szych. Na nieszczęście już było za późno! W miejsce ży-

95 Bitwa pod Karniewem miała miejsce 6.IL1863 r.
a Skreślono: w folwarku Bazar.

wych znalazł on 23 trupów [s], między którymi Tytusa
Szteinkelleraa, reszta zaś powstańców, wszyscy bez wyjąt-
ku ranni, niektórzy po kilkanaście razy, zabrani byli przez
Wałujewa na furmanki i do Makowa zawiezieni6. Jeden
tylko szczęśliwym jakimś wypadkiem uszedł cało. Z pozo-
stawionych w Makowie z wyjątkiem około dziesięciu, któ-
rzy się z ran wygoili, wszyscy wymarli.

Czując swą winę J. Malinowski spiesznie udał się do swej
ciotki pani Radzickiej w Czarnocinku zamieszkałej, u któ-
rej Padlewski na kwaterze przebywał, a przy jej poparciu
całą winę na Tytusa Szteinkellera złożył, i w nagrodę swe-
go poświęcenia nominację dla siebie na komisarza powia-
tów zachodnich, a dla swego zaś brata Henryka na takiż
urząd w powiatach wschodnich, otrzymał.

bPani Radzicka była samowładną; ona to pod imieniem
Padlewskiego kierowała powstaniem*.

Podobnie pojmujących swe obowiązki jak J. Malinowski
mieliśmy bardzo wielu w czasie ostatniego powstania, śmia-
ło powiedzieć można, iż to było głównym powodem wszyst-
kich niepowodzeń. Sprawie dobra publicznego tyle tylko
ci panowie poświęcali czasu, ile go zbywało od osobistych
zajęć, bacząc przede wszystkim, iżby się w oczach wroga
nie skompromitowali; przybierali oni najdziwaczniejsze
pseudonima jak: Kotów, Pałacyków, Zameczków itp.97
Czyż ludzie ci mogli wzbudzić zaufanie, iż wiernie służą
krajowi, że działają z przekonania. Czyż mogli żądać po-
święcania się innych, jeżeli się sami maskując, chronili
przed prześladowaniem mogącym ich spotkać!?

* Po ujęciu Padlewskiego, Radzicka wraz z synem do Rosji
wywieziona została.

Bitwa pod Podosiem miała miejsce 8.11.1863 r.

Pseudonimy ministra wojny Dębińskiego-Kaczkowskiego
Eugeniusza oraz dowódców oddziałów Mayera Romualda i Ci-
chorskiego Władysława.

a Skreślono: i Lempickiego, b. oficera moskiewskiego, na
parę godzin przed bitwą do oddziału z Warszawy przybyłego.

Skreślono: Raport Chądzyńskiego, przedstawiający praw-
dziwy opis wypadków, żadnego skutku nie odniósł.

a a

W ostatnich dniach stycznia Moskwa napadłszy przy wsi
Słominb98, własności wdowy Pomianowskiej, na mały od-
działek z warszawiaków złożony, a dowodzony przez
Edwarda Chądzyńskiego, częścią go rozproszyła, częścią do
niewoli zabrała. Chądzyński po otrzymaniu pięciu ran zna-
lazł się w liczbie tych ostatnich. Obchodzenie się, jakiego
w Modlinie doznawał, było prawdziwie moskiewskie.

Przez pięć miesięcy więzienia ani razu jednego nie mógł
zmienić bielizny, w tym samym ubraniu, w jakim na polu
bitwy był wzięty, to jest zbroczonym krwią i błotem zawa-
lanym, ciągle pozostawał. Pożywienie jego składało się
z grochu, kapusty i jakiegoś rodzaju zupy, nieznośnego
odoru, podawanych w drewnianych szaflikach, nigdy nie
mytych; za posłanie służył worek wypchany stęchłą
słomą".

Lecz nieludzkie obchodzenie się wroga mniej jeszcze
sprawia oburzenia, boleści, aniżeli podobne postępowanie
własnych rodaków, i to względem tych, którzy za kraj,
naród, krew przelewają.

Faktu jednego, zdolnego obudzić wstręt moralny nawet
we wrogach, pominąć w żaden sposób nie mogę, zwłaszcza
że był on spełniony przez kobietę, Polkę...

Po bitwie pod Słominem trzech rannych powstańców
przywieziono przez włościan do Pomianowskiej celem opa-
trzenia ran i udzielenia im pomocy i opieki. Pomianowska
ludzi tych nieszczęśliwych złożyć kazała w kurniku0, na
mierzwie, bez udzielenia im nawet słomy na posłanie —
jeden z nich tejże nocy życie zakończył, dwóch innych

98 28.1.1863 r.

Chądzyński Edward wydostał się z więzienia i walczył
w Augustowskiem. Zginął 7. VII. 1863 r. pod Brzeżnicami.

a-a Skreślono:

Jednakże nie wszystkim osobom pod pseudonimami wystę-
pującymi złą wiarę lub brak patriotyzmu przypisywać nale-
ży. Złe leżało w górze w Narodowym Rządzie, z ludzi za
Pieniądze, obietnice, próżność kupionych złożonym. Rząd taki
nie mógłby istnieć, jeżeliby administracja jego była jawnie
przez osoby pod rzeczywistymi nazwiskami prowadzona.
W tekście: Słonim, pisownia ta często się powtarza.

0 Wyraz podkreślony w tekście.

dnia następnego Pomianowska odesłać naczelnikowi mo-
skiewskiemu do Płocka poleciła.

Zbrodnia ta uszła jej bezkarnie... dlaczego? Czy w imię
jakich socjalnych względów, że obywatelka, z tak zwanej
wyższej klasy, że pani i bogata... przecie za daleko niniej-
sze przewinienia, które by ukarawszy postrachem, przeba-
czyć można było, skazano i powieszono tylu nie wielmoż-
nych, nie mających protekcji? Gdyby wszystkie kobiety
były podobne Pomianowskiej, cóż za okropna przyszłość
dla ludzkości. Na szczęście Pomianowska jedyny stanowi
pod tym względem wyjątek.

W miesiącu lipcu Zbigniew Chądzyński jako komisarz
Rządu Narodowego zarządził co do Pomianowskiej śledz-
two. Tłumaczenie jej, od dawna przygotowane, ani jednego
słowa prawdy nie zawierające, co kilka wyrazów mieściło
w sobie tytuł: Jaśnie Wielmożnego, Chądzyńskiemu na-
dawany.

Pomianowska, szlachcianka, zapomniała, że dla dzieci
Starego Miasta Warszawy jeden jest tylko tytuł miły
„Obywatela", lecz nadawany nie przez szpiegów, zdrajców
lub wyrodków, ale przez prawych Polaków, prawych oby-
wateli Polski.

Jako dowód swej niewinności Pomianowska złożyła list,
jakoby pisany przez owych Moskwie wydanych powstań-
ców, w którym dziękując za jej stosowne postępowanie
z nimi, jako jedynie dające możność wyleczenia się z ran,
upraszali jej o wyświadczenie im nowej łaski, to jest na-
desłania pieniędzy, celem powrotu na łono swych rodzin.

Naczelnik miasta Płocka ob. Głowacki, po sprawdzeniu
danych zawartych w tym liście, zawiadomił komisarza, że
jeden z podpisanych na liście, przed datą na nim położoną,
był zesłany do wojska w Orenburgu, drugi zaś skazany
na lat ośm do kopalni w Syberii; że korespondencja z wię-
zienia, dla zachowywanych ostrożności, była niepodobna,
że styl listu przedstawia osobę z wyższym wykształceniem,
że wreszcie biegli uznali charakter pisma podobny do pisma
Pomianowskiej.

Akta tej sprawy w przesyłce ich Trybunałowi Rewolu-
cyjnemu zaginęłya, równocześnie z Rządu Narodowego
komisarz otrzymał rozkaz zaniechania tej sprawy i niewa-

a Wyraz podkreślony w tekście.

żenię się ukarania śmiercią Pomianowskiej, ażeby przez
to postępowanie nie zmniejszyć uroku mordów Murawie-
wa , jakie one na zagranicę wywierają!

W dniu 27 stycznia101 na wsi Uniecku oddział powstań-
ców pod dowództwem Wolskiego102, b. oficera Garibaldiego,
napadnięty przez Moskwę pod dowództwem pułkownika
Sierzputowskiego, częścią wymordowany, częścią w niewo-
lę zabrany została.

Wskutek polecenia Padlewskiego, w myśl planu przez
tegoż powziętego ponowienia napadów, Walery Jan Ostrow-
ski, b. oficer moskiewski, zebrawszy do 800 ludzi w okolicy
Rypina, zaatakował załogę moskiewską w tymże mieście
konsystującą103, korzyści nie odniósł i sam dostawszy się
do niewoli, w Płocku był rozstrzelany.

Człowiek to był odważny, zdolny i dobry patriota, po-
wszechnie żałowany tak od włościan, jak i szlachty.

W dniu 2 lutego Skowroński z warszawiakami, których
po pierwszym rozproszeniu pod Nasielskiem na nowo zebrał
i zorganizował, uderzył na straż graniczną w Dąbrowie,
którą po ubiciu kilkunastu żołnierzy do Prus wpędził,
schwytanych 5 obieszczykówb104 powiesił, przy tej rozpra-
wie zdobył kilkanaście karabinów i koni.

Po tym zwycięstwie z adiutantem swym Wedemanem
odjechał do obywateli na spoczynek; pozostawszy dowódz-
two niejakiemu Gintoftowi, który odebrawszy psim figlem
swym podkomendnym ich własne pieniądze, uciekł z tako-
wymi do Warszawy. Oddział bez dowódców, bez żywności,

100 Murawiew Michał „Wieszatel" (17961866), wileński ge-
nerał, gubernator w latach 18631865.
l0]_ Powinno być: 28 stycznia.

Wolski Kazimierz na wieść o powstaniu wrócił z Włoch
do Polski i stanął na czele oddziału. 28.1.1863 r. został wzięty
do niewoli, a 10 lutego rozstrzelany w Modlinie.
||*4.II.l 863 r.

Tak nazywano rosyjskich żołnierzy pełniących pogranicz-
nasłużbę.

Skreślono: Między ostatnimi znajdowali sią Wolski, póź-
niej rozstrzelany w Modlinie, i synowiec tegoż Sierzputo-
wskiego.
b W tekście: obwieszczyków

tysięcy złotych z kasy narodowej, przez Padlewskiego na
rozstrzelanie skazany, ucieczką tylko ocalił się.
W tymże czasie Tomasz Kolbea z 70 ludźmi uderzył na straż
graniczną w Chorzelach i Janowie105, po zabiciu kilku żołdaków
resztę wpędził do Prus. Małe te zwycięstwa podniosły wysoko
imię Kolbego, robiąc go popularnym.

Pomimo tych drobnych korzyści śmiało powiedzieć można, że w
miesiącu lutym powstanie w województwie płockim prawie nie
istniało106. Oddziały powstańcze porozbijane, ludność wiejska
zdemoralizowana, właściciele ziemscy niechętni, knowania
podziemne bwstecznictwab zagrażały nam; że obrady poprzednie0
w Rumoce mogą być w czyn wprowadzone, potrzeba było
koniecznie jakiegoś kroku śmiałego, zuchwałego, który by
charaktery słabe lub podłe przestraszył, a tym samym zmusił do
posłuszeństwa przywódców ruchu, a w ludność wiejską
bezinteresownym postępowaniem wlał zaufanie w powstańców.
Okoliczność wkrótce nastręczyła się.

W powiaty pułtuski i ostrołęcki przybyły dwa oddziałki
dowodzone przez Władysława Cichorskiego107 (Zameczka) i
Władysława Wilkoszewskiego , wynoszące około 250 lu-

105 4.II. 1863 r.

106 Jest w tym pewna przesada, ponieważ w lutym stoczono jeszcze w
Płockiem 15 potyczek, a dopiero w marcu nasilenie walki zmniejszyło
się. Od marca do maja w sumie stoczono 22 potyczki.

107 Władysław Cichorski, ps. Zameczek (1822—1876), bliski
„czerwonym", walczył w powstaniu w Grodzieńskiem, Płockiem,
Augustów'skiem. Z końcem 1863 r. został organizatorem w Prusach
Zachodnich, po powstaniu emigrował, uczestnik Komuny Paryskiej.

108 Wilkoszewski Władysław, oficer armii Garibaldiego, w 1861 r.
wrócił do kraju, członek Organizacji Miejskiej w Warszawie, a
następnie organizator województwa grodzieńskiego i pomocnik
organizatora Litwy. Zginął pod Myszyńcem.

a Skreślono: dzierżawca wsi Dąbrówka.

b-b Tekst pierwotny: Sonnenbergów, Ujazdowskich, Jac-kowskich, et

consortes.

0 Tekst pierwotny: wsteczników.

dzi. Chądzyński, komisarz powiatu pułtuskiego, pod zasłoną
tej siły postanowił korzystając z czasu zająć się utworze-
niem oddziału dla Padlewskiego. Wezwania jego do mło-
dzieży w Pułtusku, Ostrołęce, do oficjalistów prywatnych,
szlachty drobnej itp. przy pomocy kilku zacnych obywateli
pomyślny wydały skutek, w kilkanaście dni oddział pod-
niósł się do cyfry przeszło 600 ludzi; zawiadomiony o tym
Padlewski wezwał Chądzyńskiego do swej kwatery po dal-
sze instrukcje.

Chądzyński z powrotem od Padlewskiego, mając konie
zmęczone, zatrzymał się we wsi Pawłowie, własności Dzie-
dzickiego09, b. senatora moskiewskiego, a odprawiwszy
furmankę udał się do dworu z prośbą odesłania go dalej.
Prośba ta nie tylko że wysłuchaną nie była, ale nawet
pomimo zimna i deszczu pozostawiono go na dworze, z tym
prostym gburowskiem wyrażeniem, ażeby oddalił się bez-
zwłocznie ze wsi.

Położenie Chądzyńskiego było niezbyt miłe, w miejsco-
wości mu nie znanej, podczas ciemnej i dżdżystej nocy;
gdy mu na czasie wiele zależało, chwycił się ostatniego
środka, jaki mu pozostał, to jest posłał Dziedzickiemu przez
stróża nocnego rozkaz ręką Padlewskiego pisany, podpi-
sem i pieczęcią Komitetu Centralnego i organizacji płockiej
opatrzony, iżby za okazaniem takowego dostawiano mu
podwód, a to pod skutkami z wyroku sądu polowo-wojen-
nego wynikającymi. Dziedzicki, odczytawszy polecenie to
zwrócił21 go b bez odpowiedzi.

Chądzyński przygodę powyższą listownie opisał Kolbe-
mu0, jako naczelnikowi wojennemu powiatu przasnyskiegod.

Równocześnie podkomendni Kolbego schwytali jednego
z wysłańców Dziedzickiego do naczelnika żandarmów
w Przasnyszu, zawiadamiającego go pisemnie o znajdowa-
niu się w okolicy powstańców.

Krok taki Dziedzickiego był jawną zdradą; złożony
przez Kolbego sąd wojenny skazał Dziedzickiego na roz-
strzelanie, co też w 24 godzin [s] przez szwagra Siemień-

1 no

Dziedzicki Telesfor.
a Tekst pierwotny: odesłał.

Skreślono: Chądzyńskiemu.
0 Skreślono: wzywając go.

Skreślono: do ukarania Dziedzickiego, jako nie szanujące-
go rozkazów naczelnika województwa.

skiego110, syna poety, komisarza powiatu przasnyskiego
wykonanym zostało.

a a

Również w tymże czasie ukarano śmiercią niejakiego
Piotrowskiego, szynkarza w Pułtuskiem, przekonanego
o szpiegostwo i naprowadzenie Moskwy na oddział Sztein-
kellera.

Te trzy wyroki jak najlepiej na ludność województwa
oddziałały, małego serca i odwagi mieli tłumaczenie na
przypadek kwestionowania ich przez Moskwę (co do nie-
sienia pomocy powstańcom), iż do takowej siłą byli zmu-
szeni nie mając stosownej osłony; zdrajcy, nikczemnicy
obawiali się sprawiedliwości przez powstańców wymierza-
nej, prawdziwi Polacy, ludzie rewolucyjni widzieli w tym
chęć przywódców do wzniesienia całej masy ludu na wyso-
kość rewolucyjną, a tym samym możność wybicia się spod
jarzma.

Najwięksi przed powstaniem przyjaciele Moskwy oświad-
czali się z sympatią dla powstania, była to maska, czasowo
z potrzeby przywdziana, w głębi serca pozostawała grzesz-
na chęć zepchnięcia ruchu na błędne manowce. Ludzie po-
dobnego rodzaju, udający nawróconych, są najniebezpiecz-
niejsi, przed chwilą wybuchu mieć ich pilnie na oku nale-
ży, ażeby odjąć im środki szkodzenia.

110 Siemieński Zygmunt Seweryn, syn Lucjana, pisarza i po-
ety. Uczeń szkoły polskiej w Genui. W powstaniu walczył
w randze kapitana. Zginął 18.IV.1863 r.

a-a Skreślono:

Na co później Biedrzycki, właściciel wsi Zamościa w Puł-
tuskiem, nąjniegodziwięj obchodzący się z ludem wiejskim,
zadenuncjował jednego ze swych służących o udział w powsta-
niu; za czyn ten przed sąd wojenny, z uwagi jedynie że de-
nuncjacja nie odniosła skutku, na karę chłosty w ilości razów
120, w przerwach dwutygodniowych, był skazany. Pierwszą
z tych rat w obecności mieszkańców gminy wykonał na osobie
Biedrzyckiego nowo mianowany naczelnik żandarmerii naro-
dowej, Florian Milewski.

Dopisek z boku: W przepisaniu przesłanym do Polski przez
panią Kisielewską, ustęp ten opuszczam.
T-B Skreślono:

W rewolucji wszelką władzę sądowniczą najlepiej pozosta-
wić samemu ludowi, Rząd Narodowy urzędników osobnych
w rym względzie stanowić nie powinien: „lud zawiera sam
w sobie rodzime poczucie porządku i sprawiedliwość; zresztą

Dnia 26 lutego Zameczek zaatakował Moskwę we wsi
Przetyczy i zmusił ją do ucieczki: napad ten podniósł ducha
w okolicy, wlał wiarę we własne siły i dowódcę uczynił
popularnym. W dniu 28 lutego podjazd z kilku kawalerzy-
stów przez Zameczka wyprawiony podchwycony został
w osadzie leśnej Wiśniawek; Seewald , podleśny, w swym
mieszkaniu zamordowany przez Moskali został, głowę mu
urżnięto i na pice noszono, żonie jego połamano żebra,
a siostrze pani Seewald błagającej o litość przetrącono obie
dłonie, następnie po zrabowaniu domu takowy wraz z tru-
pami i rannymi spalono.

W początkach marca oddział ten liczył do 1000 ludzi.

Po odebraniu o tym wiadomości Komitet Centralny prze-
znaczył na naczelnika wojskowego niejakiego Ramotow-
skiegoa113, emigranta, w powstaniu znanego pod nazwiskiem
„Wawer", poddając Zameczka pod jego rozporządzenie.

Padlewski, wychodząc z zasady, że oddział ten zorgani-
zowany w województwie płockim, a tym samym w obrębie
jego władzy i działalności, wyrobił od Komitetu rozporzą-
dzenie, by tak Wawer, jak i Zameczek przeszlib pod jego
dowództwo naczelne. Wskutek tego powstały niezgody
i intrygi. Wawer niechętnym był Padlewskiemu, Zameczek
obydwóm.

Przybycie Padlewskiego, jako naczelnika wojskowego
województwa, do oddziału pozorowo złagodziło umysły.

Moskwa, zaniepokojona pojawieniem się Padlewskiego

pamiętać winniśmy, że srogość systematyczna despotyzmu robi
więcej ofiar w dniu jednym jak oburzenie ludu w ciągu lat
całych", słowa te wyrażone przez wielkiego mówcę, Mira-
beau , dotąd nie mają w historii zaprzeczenia. Dopisano
z boku wyraz: ditto (por. dopisek przypis aa s. 94).

Mirabeau Honore-Gabriel (17491791), znany działacz
pierwszego okresu rewolucji francuskiej.

Seewald (Zewald) Edward, syn urzędnika Komisji Rzą-
dowej Przychodów i Skarbów. Po ukończeniu szkoły w Ma-
rymoncie objął pracą w leśnictwie Udrzyn w Płockiem. Współ-
pracował z oddziałem Zameczka.

3 Ramotowski Konstanty „Wawer" (1812—1888), uczestnik
powstania listopadowego, w powstaniu styczniowym dowodził
w Płockiem, Augustowskiem i Grodzieńskiem. Po powstaniu
emigrował.

a W tekście: Romatowski, pisownia ta powtarza się.

b Tekst pierwotny: oddani byli.

na czele dość znacznej siły, ściągnęła liczne roty z Warsza-
wy, Pułtuska, Ostrołęki, Czyżewa, razem około 5000 żoł-
nierza wynoszące, i te wraz z odpowiednią artylerią oddała
pod dowództwo jenerała Tolla celem stanowczego rozpro-
szenia naszych i pojmania Padlewskiego.

Jenerał Toll 4, pomiędzy Gaworowem, Szczawinem,
Długosiodłem i Przetyczą, otoczył ze wszech stron naszych,
zamierzając dnia następnego stoczyć stanowczą bitwę,
w której pojmawszy przywódców otrzymałby podziękowa-
nie cara i order. Noc ta stanowiła miłe i słodkie dla
Tolla marzenie.

Kiedyż to ludzie przyjdą do poznania, że ordery udziela-
ne przez tyranów nie przynoszą zaszczytu, lecz przeciwnie,
hańbę i przekleństwo, jako świadczące wymownie o usłu-
gach tyranowi, w ciemiężeniu narodu czynionych. Car jako
samowładny, nie mający nad sobą prawa, nie ma też inte-
resu wspólnego z narodem — on sam jest przeciwko
wszystkim, nadgradza więc tych tylko, którzy stają mu się
miłymi w wyrządzaniu zła drugim.

Padlewski, jakkolwiek miał dość liczny oddział, lecz
mając zaledwie jedną strzelbę na siedem kos, powiadomio-
ny nadto przez Aleksandra Zabielskiego, w pierwszych
chwilach powstania za kupnem broni za granicę wyprawio-
nego, o nadejściu i zachowaniu tejże broni, około Dąbrowy,
bitwy uniknąć, a tym samym imienia swego na nieko-
rzystne o zdolnościach jego mniemanie nie narażać posta-
nowił. Manewrami różnymi wydobył się on z matni Tolla
i przez Narew pod samą Ostrołęką się przeprawił.

W dniu 7 marca115 straż graniczną w Dąbrowie rozpędził,
broni jednakże ani jednej nawet sztuki, pomimo najuro-
czystszego zaklinania się Zabielskiego, nie znalazł21.

Padlewski nie mając broni na Puszczę Myszyniecką dla
dogodniejszej pozycji leśnej cofnął się.

Toll Mikołaj, generał, naczelnik wojenny okręgu Kolei
Petersburskiej na odcinku między Warszawą a Białymstokiem.

115 W rzeczywistości 8 marca.

a Skreślono: Dla jakich powodów Zabielski kłamał, a przez
to samo narażał Padlewskiego na wpędzenie go na terytorium
pruskie? nie wiadomo!

Toll zdziwiony wydobyciem się Padlewskiego po paru
dniach najściślejszego tropienia śladów jego zdążył pod
Myszyniec i tam naszych zaatakował. Bitwa rozpoczęła się
w dniu 8 marca116 z zażartością z obydwu stron prowadzo-
na; nareszcie kosynierzy z batalionu Wilkoszewskiego, po-
prowadzeni osobiście przez Padlewskiego ze sztandarami
na przedzie idącego, zmusili Moskwę, pomimo jej artylerii,
do cofnięcia się.

Padlewski w bitwie tej okazał wielką osobistą odwagę,
ubranie jego było od kul moskiewskich podziurawione.

Toll chwaląc rozporządzenia i odwagę Padlewskiego
oświadczył, że on jeden z powstańców jest godny zwać się
generałem21.

Po bitwie tej Komitet Centralny odważył się nadać
Padlewskiemu stopień pułkownika; mówię, odważył się
dlatego, że wówczas jeszcze pojmowano ogólnie niewła-
ściwość nadawania stopni wojskowych przez władzę tajem-
ną, a tym samym nieodpowiedzialną. Późniejszy dopiero
tak zwany Rząd Narodowy118, sądząc, że za pomocą błaz-
nowania, udawania ministrów, konsulów, generałów, puł-
kowników wreszcie armii i rządu potrafi zbawić Polskę,
licznie i bez braku niemi szafował.

Po bitwie myszynieckiej Padlewski stanął z oddziałem
we wsi Drążdzewo119 (powiat przasnyski); wieś ta prawie
do samych zabudowań lasem otoczona dała Moskwie moż-
ność przy pomocy Niemców obejść nasze pikiety i na nie
przygotowanych uderzyć. W największym nieładzie się

116 Pomyłka, 9 marca.

117 Dutwald do powstania był urzędnikiem Kolei Warszaw-
sko-Wiedeńskiej.

118 Rząd ten powstał 15. V.1863 r.
12 marca.

a Skreślono: Pomiędzy zabitymi liczyliśmy Władysława Wil-
koszewskiego, wytrwałego, śmiałego powstańca, przez ogół
wielce żałowanego; Dutwalda dowódcę plutonu; Nowakow-
skiego, syna mecenasa z Warszawy, Matusiewicza, właściciela
ziemskiego, Piotra Szylinga z Ostrołęki, dzierżawcy folwarku
D[nieczyt] i Ludwika Staniszewskiego, b. nauczyciela, także
z Ostrołęki. Dopisek na boku ręką Chądzyńskiego: Nazwiska
Wykreślone pomieścić w spisie na końcu książki.

cofnięto. Pomiędzy zabitymi mieliśmy Edwarda Rolskiego,
b. członka Komitetu, ostatnio komisarza województwa*1.

Jakkolwiek przegrana usprawiedliwia się zdradzieckim
naprowadzeniem Moskali przez kolonistów Niemców, nie-
mniej przeto pod względem niezachowania należytych
ostrożności wina ciąży na dowódcyb.

W nocy dały się słyszeć wystrzały naszych pikiet; nie
sprawdzono jednak powodów tego, przez grzeszne lekce-
ważenie. CZ powodu imienin jednej z córek posiadacza
dóbr Drążdzewo całą noc oddawanod się zabawie; rano
Moskale w pośrodku obozu naszego się znaleźli, strzałami
i mordem budząc sztab i żołnierzy!!

Odtąd rozpoczyna się dezercja z oddziału, przykład jej
dali panowie Ramotowski (Wawer)e; pomimo to Ramo-
towskiemu wkrótce Komitet obowiązki naczelnika wojen-
nego powiatu łomżyńskiego powierzył.

Zabielski powtórnie zawiadomił Padlewskiego o nadej-
ściu broni i zachowaniu jej pod Chorzelami; Padlewski
podążył do Chorzel, straż graniczną rozpędził120, lecz i tym
razem broni nie znalazł!!

Spod Chorzel Padlewski ruszył w powiaty zachodnie
województwa w celu podniesienia tamże powstania. Postę-
pując w tym kierunku, przez oddział moskiewski we wsi
Żeńboku został zaatakowany121; straty poniósł nieznaczne,
zbiegostwo jednak wzrastało. Oficerowie najzdolniejsi,

130 W dniu 14 marca.

111

W dniu 15 marca.

a Skreślono: Adama Motylowskiego, ucznia Szkoły Głównej,
b. zastępcę naczelnika okr. 2 miasta Warszawy, wielce czynne-
go i energicznego młodzieńca. Matusiewicza, syna właściciela
ziemskiego. Dopisano na boku ręką Chądzyńskiego: zamieścić
w spisie na końcu.

b Tekst pierwotny: Padlewskim.

c Skreślono: Padlewskł z oficerami.
Tekst pierwotny: oddawał.

e Skreślono: z niejakim Burkiem (pseudonim). Obadwaj
przez sąd wojskowy przez Padlewskiego złożony na rozstrze-
lanie byli skazani.

zaufanie żołnierzy mający, jak Mystkowski , Frycze ,
pobrawszy urlopy udali się do Warszawy starać [siej
o osobne dowództwa. Oddział wprawdzie co do liczby się
nie zmniejsza, ob. Tomasz Kolbe, Eustachy Grabowski124,
Ignacy Bojanowski nowymi ochotnikami go zasilają, lecz
miejsca oficerów zastępują obywatele ziemscy lub studenci,
nie mający wojskowego wyobrażenia. Trzech tylko było
prawdziwych z rzemiosła żołnierzy, Konstanty Siciński,
Kowalkowski125 i Zdziarski, lecz ten ostami często się za-
pominał szukając pociechy na dnie szklankia.

Położenie coraz stawało się trudniejsze: szlachta obała-
mucona przez białe wstecznictwo widząc w swej wyobraźni
wystraszonej w Padlewskim Robespierre'ab126, przysięgłego
na zagładę krwi szlacheckiej opuszczała swe domy ujeżdża-
jąc do Prus lub innych powiatów.

Herszty zaś Jackowscy itp. do Krakowa, Paryża celem
ukucia dyktatury Langiewicza127, a tym samym za pomocą
owego narzędzia spieszniej szego rozwiązania powstania.
Nigdzie po dworach najmniejszego poparcia, żywności na-
wet nie znajdowano.

W dniu 20 marca zawiadomiono Padlewskiego, że dwie
roty piechoty z sotnią kozaków przyszły do wsi Poniato-
wa, o małe dwie mile od miejsca jego stanowisk; postano-

122 Mystkowski Ignacy (18231863), inżynier, uczestnik re-
wolucji węgierskiej, w 1863 r. dowodził w Płockiem i był
naczelnikiem powiatów pułtuskiego, ostrołęckiego i przasny-
skięgo. Zginął pod Kietlanką 13.V.1863 r.

Frycze Karol (18301863), inżynier, szef sztabu u Cichorskiego i

Padlewskiego. Zmarł od ran 24. Y.1863 r.

124 Grabowski Eustachy, właściciel ziemski związany z „bia-
łymi". Od lutego do lipca 1863 r. był naczelnikiem wojewódz-
twa płockiego. Zesłany do ciężkich prac.

12 Kowalkowski Franciszek, dymisjonowany kapitan wojsk
rosyiskich.

Robespierre Maksymilian (17581794), przywódca jako-
binów francuskich.

Langiewicz Marian (18271887), dzięki intrygom „bia-
łych" ogłosił się 10.111.1863 r. w obozie Goszczy dyktatorem.

a Dopisek z boku ręką Chądzyńskiego: Ażeby Moskale nie
prześladowali tych ludzi, nazwiska ich oznaczam przeważnie
literami.

W tekście: Robespiera.

wił więc nocą na nie uderzyć, marsz naznaczony był
o północy.

Lecz skutkiem różnych nieprzewidzianych choć często
drobnych okoliczności, o które nietrudno nawet w regular-
nym wojsku, a cóż dopiero przy powstańskiem gospodar-
stwie wojskowym, kilka godzin czasu daremnie zmarno-
wano, dopiero pomiędzy godziną 4 a 5 rano wymarsz ku
Poniatowu nastąpił.

Moskale równocześnie przeciwko naszym ruch rozpo-
częli, wskutek otrzymanych o tym wiadomości zakomen-
derowano odwrót.

W godzinę później rozpoczęła się bitwa trwająca do
godziny 4 z południa w odwrocie z największym porząd-
kiem podtrzymywana.

Pod Radzanowem dłuższy stawiono opór128; kosynierzy
na hurra po dwakroć ruszyli przeciwko kozakom, a to
zastępując strzelców, którym ładunków zabrakło, pomimo
że sześć pudów prochu i znaczna ilość ołowiu znajdowała
się w furgonach.

Oficerowie Kowalkowski i Zdziarski podczas bitwy
opuścili oddział; ucieczka ta haniebna spowodowała po-
płoch w szeregach, a tym samym i ucieczkę w nieładzie,
która w lesie już się rozpoczęła. Wszelkie usiłowania
ado przywrócenia porządku i obsadzenia wybrzeży lasu
były daremne, około 400 ludzi się rozpierzchło, z resztą do
600 wynoszącą wraz z cała kawalerią w lesie noc prze-
pędzono.

Dnia następnego, to jest 21 marca, Padlewski skierował
się ku lasom skąpskim w powiecie lipnowskim położonym.
Intryganci, na czele których stał Pluciński129 z Zamecz-
kiem, chcąc korzystać ze zniechęconego usposobienia żoł-
nierzy wskutek znużenia, zimna, głodu i niewywczasu,
postanowili odebrać Padlewskiemu dowództwo. W tym
celu Pluciński w imieniu kawalerii objawiając brak zaufa-
nia i wiary w zdolności Padlewskiego jako wodza zażądał
od niego opuszczenia oddziału i oddania dowództwa Za-
meczkowi.

Na oświadczenie to Padlewski zbladł i zmieszał się, po

Bitwa ta miała miejsce 21 marca (Zieliński, op. cit.,

125 Pluciński Leopold, emigrant, zginął w powstaniu.
a Skreślono: Sicińskiego, Chądzyńskiego i innych.

chwili podał projekt przejścia za Wisłę i tam połączenia
się z Mielęckima 13°, gdy jednakże obstawano, ażeby przede
wszystkim złożył swe dowództwo, odezwał się: „Niezado-
woleni opuścić mogą moje szeregi". Wielu też złożyło broń
i rozeszło się. Następnie po odprawieniu licznych furgonów
zbliżył się do Zameczka, a oddając mu pałasz rzekł: „Odda-
lam się i od tej chwili dowódcą być przestaję". Za jego
przykładem wszystka młodzież warszawska, obywatele
ziemscy, cała inteligencja przed Zameczkiem i Plucińskim
broń złożyła gotując się do odjazdu. Widząc, co się dzieje,
kosynierzy zawołali: „Nie chcemy Zameczka, kawalerią
jako intrygantów kosami rozrąbiemy, niech żyje Padlew-
ski!" Skończyło się wreszcie na tym, że Zameczek z Plu-
cińskim prosili Padlewskiego o pozostanie nadal przy obo-
wiązkach dowódcy. Padlewski przystał, powstało więc
ogólne zadowolenie.

Wychodząc z lasu na wypoczynek w jednej z najbliż-
szych wiosek spostrzeżono już Moskwę szykującą się do
bitwy. Padlewski obsadził kawalerią wybrzeża lasu, pole-
cając Zameczkowi zatrzymanie się w lesie z piechotą
i furgonami.

b b

W czasie tych zajść pozostała piechota0 rozbiegła się
w całości.

Padlewski przybywszy do pewnej niemieckiej kolonii
wziął przewodnika w celu dalszego przeprowadzenia przez
lasy oddziału. Niemiec niechętny powstańcom wprowadził
oddział na błota, w których furgony zagrzęzły i zatopiły
się, a sam korzystając z ogólnego zamieszania umknął.

130 Mielęcki Kazimierz (?1863), obszarnik poznański, zor-
ganizował oddział w okolicach Żychlina i dowodził na Kuja-
wach, w Kaliskiem i Mazowieckiem. Zmarł od ran 9.VII.
1863 r.

a W tekście występuje pisownia: Milęcki.

b-b Skreślono: Zameczek jednakże, mając na celu inne
widoki, polecenia tego nie wykonał, lecz przebrawszy się po
cywilnemu wraz z adiutantami swymi na jednej z furmanek
ujechał. Powiadomiony o tym Padlewski kawalerię ze stano-
wiska ściągnął i otoczywszy brykę jego, razem ze sobą udać
się zniewolił.

0 Skreślono: zdemoralizowana gorszącym przykładem Za-
meczka.

aKilku z oficerówa usilnie na Padlewskiego o rozpusz-
czenie oddziału nalegało. Padlewski wahał się. Nareszcie na
prośby ze strony swych ulubieńców15 rozpuszczenie oddzia-
łu postanowił. Każdemu z żołnierzy obecnych dano po
rs. 10 z pieniędzy zabranych z kasy miasta Sreńska i wraz
z uzbrojeniem, z końmi rozejść się zalecono.

Tu nastąpiła chwila bolesna, niczym opisać się nie dają-
ca. Żołnierze wszyscy bez wyjątku jak małe dzieci naj-
okropniej płakać zaczęli: boleść głęboka na wszystkich
malowała się twarzach, nadzieja zobaczenia Polski wolnej
znikła, powstanie uważano za skończone. Działo się to
dnia 22 marca, w dwa miesiące od chwili wybuchu.

Wypadek ten fatalnie oddziałał na całe województwo
i nie ulega wątpliwości, że przyczynił się głównie do za-
kończenia w sposób smutny kariery Padlewskiego.

Ludzie z Pułtuskiego0 wiedząc o formowaniu się Wawra
dza Narwiąd udali tam się epod przewodnictwem6 Roszkow-
skiegof.

Do chwili rozpuszczenia oddziału Padlewski w Płockiem
prawie dyktatorską sprawował władzę; mianował lub
zwalniał, kogo mu się spodobało, z nim tylko wszyscy
znosili się, jego wyłącznie wypełniali rozkazy — rozpu-
ściwszy oddział bez wydania żadnych rozporządzeń, uznał
tym samym powstanie za skończone, siebie zaś za nie
pełniącego żadnych obowiązków.

8Chądzyński8 celem powzięcia wiadomości o położeniu,

a-a Tekst pierwotny: Stronnictwo Zameczka z powodu
zamierzonej ucieczki tegoż, przewidując niekorzystne nastę-
pstwa.

Skreślono: jak Siemieńskiego, młodego chłopca, wielki
wpływ na niego wywierającego, pomimo opozycji Chądzyń-
słaego i innych.

0 Tekst pierwotny: których Chądzyński przyprowadził do
oddziału, mający doń zaufanie, nadbiegłszy do niego zawołali
jednogłośnie, iż nie wyszli z domów na to, ażeby się rozcho-
dzić, lecz na to, ażeby zwyciężyć lub zginąć, prosząc go więc
o radę dalszego postąpienia.

Tekst pierwotny: w Pułtuskiem radził mi, aby.

e e Tekst pierwotny: co też rzeczywiście wybrawszy sobie
za dowódcę.

Skreślono: uczynili.

88 Poprawione ręką Chądzyńskiego: Komisarz powiatu
pułtuskiego.

w jakim powstanie znajduje się, oraz dla otrzymania
instrukcji co do dalszego postępowania i dalszych działań
udał się do Warszawy.

W Warszawie zastał on okropne przerażenie. Pan Dykta-
tor Langiewicz złamał przysięgę, sprawę, wojsko i kraj
zdradził21 szukając w Austrii schronienia131. Padlewski
powstanie płockie rozpuścił. Mielecki nie wypełniwszy ge-
nerała Mierosławskiego poleceń spowodował nieszczęśliwą
rozprawę pod Krzywosądzem132.

Zlecieli się do Warszawy różnej barwy, gatunku (i ro-
dzaju) wstecznicy siejąc przewrotne i fałszywe wieści ku
powiększeniu trwogi i niepokoju, wszelkimi możliwymi
sposobami starając się schwytać w swe ręce węzły organi-
zacyjne, aby te nie dostały się Mierosławskiemu, mającemu
prawie ogólne uznanie warszawian, a dla szlachty, obywa-
teli ziemskich będącemu pewnego rodzaju czerwoną zmorą,
nie dającą im spokojnie trawić.

Oskar Awejde, jeden z członków przedpowstaniowego
Komitetu, znajdując się w Warszawie był otoczony tłumem
patriotów, którzy sami sobie patent na takowych wydali,
z przyłożeniem własnej herbowej pieczęci, lecz nie podpi-
sany niestety przez naród; wielkich mężów wojujących
półśrodkami, pełnych dobrych chęci, którymi, jak mawia
przysłowie, piekło jest wybrukowane.

Wiedział on o tym dobrze i znał ich na wylot, był jednak
dość naiwny, by roić sobie złote nadzieje, że stronnictwo
„białych", wszedłszy do organizacji, skompromituje się
w oczach moskiewskich, a tym samym rewolucyjnie działać
zacznie! Zaprawdę słodka, ale bardzo naiwna i z gorzkim
rozczarowaniem była to nadzieja.

Już rok 1830 wyraźnie kłam temu zadawał, jak wówczas,
tak i obecnie przede wszystkim starano się zawładnąć ru-
chem, iżby z prostej choć ostrej drogi czynu sprowadzić
go na dyplomatyczne manowce.

1T1

Langiewicz w dniu 18 marca opuścił oddział udając się
do Galicji, a dnia następnego został aresztowany przez
Austriaków.

f32 19.11.1863 r.

a Tekst pierwotny: opuścił.

Arystokracja i szlachta polska dawniej odznaczała się
szczerością i męstwem — po utracie wolności, Ojczyzny
znajduje szczególniejsze upodobanie w dyplomacji, wy-
krętarstwie, blagowaniu i kłamstwie.

Najwięcej uniżonym i ugrzecznionym, na paluszkach
przed Awejdą stąpającym był pan Karol Ujazdowski jako
delegat od obywateli płockich do Warszawy z oświadcze-
niem Komitetowi uczuć patriotycznych i dobrych chęci dla
powstania przybyły.

Ujazdowski przede wszystkim starał się o usunięcie
z Płockiego Padlewskiego; na niego bowiem tak on, jako
też i wszyscy nowo zrodzeni przyjaciele powstania z po-
wodu zjazdu w Rumoce żadnego wpływu wywierać nie
mogli, a nadto odezwa Padlewskiego z dnia 27 stycznia
mianująca ich zdrajcami, jako też i śmierć Dziedzickiego,
przejmująca ich niemiłym dreszczem, swobodnie nad
uszczęśliwieniem Polski myśleć im nie dozwalały.

W miejsce Padlewskiego przedstawiał Ujazdowski pana
Jana Turowskiego133, b. proporszczyka wojsk moskiew-
skich21, posłusznego, grzecznego i dobrego chłopca, „Jasiem"
powszechnie zwanego, który jakkolwiek dotąd pomimo
wezwań Padlewskiego udziału w powstaniu nie przyjął,
to dlatego jedynie, że liczni bracia, ciocie i krewniacy
przewidywali dla niego w następstwie daleko świetniej szą,
a nie dowódcy plutonu lub kompanii, karierę.

Życzenie Ujazdowskiego nie mogło odnieść skutku.
Obawiano się, ażeby Padlewski usunięty z Płockiego nie
przybył do Warszawy, a jako dawny członek Komitetu nie
zechciał wejść w skład nowego rządu.

Uwagę tę Ujazdowski za słuszną uznał i ze swym kandy-
datem na nastręczenie się innej sposobności czekać posta-
nowił.

133 Turowski Jan „Sokolnichi", ur. w 1832 r., ukończył
szkołą kadecką w Brześciu i akademią wojskową w Peters-
burgu, uczestnik wojny krymskiej, w 1862 r. podał sią do
dymisji i powrócił do kraju. Po powstaniu emigrował, a od
1869 r. pracował jako urządnik Magistratu w Krakowie.

a Skreślono: bez najmniejszych zdolności i wykształcenia,
zresztą.

Ażeby jednakże skrępować władzę działalności Padlew-
skiego prawie samowładną, przedstawił nową listę człon-
ków organizacji*1, którym Awejde natychmiast, to jest
w dniu 27 marca 1863 r., podpisał nominacjeb.

Ujazdowski, jak sam się wówczas wyrażał, z powodu
istniejących przeciw niemu uprzedzeń, niektórych współ-
obywateli urzędu dla siebie nie przyjął, radą tylko wspie-
rać nowo mianowanych przyrzekł i w tym celu u siebie
na wsi Nagórki centralną stację komunikacji województwa
z Rządem Narodowym ustanowił.

Wszystkie te nominacje w największej przed Padlewskim
dopełnione były skrytości.

Zawiadomiony Padlewskic o przeprowadzeniu nowej
organizacji, po raz pierwszy spostrzegł i zrozumiał różne
sztuki łamane i magiczne, od początku powstania przez
białych wsteczników, w ogóle przeciw powstaniu
a w szczególe przeciw Komitetowi pierwszemud płatne;
zrozumiał, dlaczego Langiewicz6 dyktatorem był ogło-

134 Aluzje do pobytu Langiewicza we Włoszech.

a Skreślono: szlachtę po batogu, herbach i próżności.

Skreślono: mianowicie:
na naczelnika cywilnego województwa ob. Eustachego Gra-

bowskiego,

na naczelnika powiatu płockiego ob. Pepłowskiego,
naczelnika powiatu lit

na naczelnika powiatu lipnowskiego ob. Kani£

na naczelnika powiatu mławskiego ob. Józefa Kosińsłaego,

na naczelnika powiatu przasnyskiego ob. Romana Kleczyń-

skiego,
na naczelnika powiatu pułtuskiego ob. Franciszka Mło-

dzianowskiego,
na naczelnika powiatu ostrołęckiego ob. Józefa Małowiej-

skiego,

na komisarza województwa ob. Stanisława Grzywińskiego,
na pomocnika komisarza (powiat pułtuski, ostroł. i przasny-

ski) ob. Zbigniewa Chądzyńslciego,
na naczelnika wojskowego powiatu ostrołęckiego ob. Igna-
cego Mystkowskiego,
na naczelnika wojskowego powiatu pułtuskiego ob. Karola

Frycze*.

* Czterej ostatni niezależnie od woli Ujazdowskiego byli mianowani.
0 Skreślono: przez Chądzyńslciego.

Skreślono: i jemu.
e Skreślono: ów kamery sta włoski .

szony, dlaczego polecono mu oddać się do kozy austriac-
kiej, dlaczego pan hr. Grabowski ''wyzwał na pojedynek21
Bobrowskiego ; dlaczego z taką szybkością i tajemnicą
przeprowadzono nową organizację, poczuł wyrwanie mu
z rąk dotychczasowej władzy i strącenie go na jedno
z podrzędnych stanowisk — pośpieszył więc w dniu
1 kwietnia do Warszawy, w nadziei zreperowania złego —
lecz już było za późno.

W Warszawie nie znalazł on najmniejszego poparcia.
Rozpuszczenie oddziału fatalnie na nim ciążyło i posłużyło
tak wstecznikom, jak osobistym nieprzyjaciołom do róż-
nych zarzutów i obelg.

Redaktor „Strażnicy" Joachim Szyć namiętny przeciwko
niemu wydrukował w swym piśmie artykuł136; kobiety
i dzieci, „czerwoni" i „biali" zwali go niedołęgą lub
zdrajcąb.

Prośbie Padlewskiego przeniesienia go w Lubelskie lub
Sandomierskie odmówiono, polecając bezzwłoczny powrót
w Płockie.

Przyjęciem w Warszawie doznanym, do żywego, głęboko
dotknięty, za powrotem w Płockie Padlewski rozwinął
ogromną czynność. Przecie kierowały już nim więcej za-
draśnięta duma i miłość własna, jak patriotyzm.

Planem jego było utworzenie, o ile być można naj-
śpieszniejsze, jak najwięcej oddziałów; opanowanie drogi
żelaznej łączącej Petersburg z Warszawą, a tym samym

135 Grabowski Adam (18271899), hrabia, jeden z autorów
dyktatury Langiewicza i zabójca w pojedynku Stefana Bo-
browskiego, czołowego działacza lewicy „czerwonych". Poje-
dynek ten miał miejsce 12.IV.1863 r. pod Rawiczem.

36 W „Strażnicy", nr 3 z dn. 13.IV.1863 r., oskarżono Pa-
dlewskiego o to, że „zdemoralizowawszy nieumiejętnym pro-
wadzeniem oddział, sam go rozpuścił bezpotrzebnie siejąc po-
płoch. Niepłonną mając nadzieją, że władza naczelna to zło
usunie, na tej tylko ograniczamy się uwadze".

aa Tekst pierwotny: zamordował.

Skreślono: Narodowy Rząd od czci i wiary publicznie
odsądzić go zamierzał i w tym celu Chądzyńskiemu, jako
obecnemu przy rozpuszczeniu oddziału, raport napisać zalecił,

przecięcie komunikacji armii moskiewskiej w Kongresów-
ce, z głównym jej sztabem i spichrzem, następnie przez
wywołanie ogólnego ruchu wpędzenie załóg moskiewskich
do Modlina.

Po uskutecznieniu tego był pewnym na nowo swej prze-
wagi w Rządzie. Dyktatura nowa myśli jego nie była obcą.

Plan ten, w części zakomunikowany Mystkowskiemu,
Kolbemu, Grabowskiemu, Sicińskiemu i innym, jako jedy-
ny środek wyrwania sternictwa sprawy ojczystej z rąk
reakcji, a tym samym kraju od oczywistej zguby, przez
wtajemniczonych z zapałem przyjęty i energicznie był po-
pierany i dopełniany. Toteż wkrótce w Lipnowskiem,
Ostrołęckiem, Przasnyskiem, Mławskiem powstały nowe
oddziały.

Eustachy Grabowski, naczelnik cywilny województwa,
na którym wstecznictwo się pomyliło, swymi wpływami
i staraniami wyrobił w organizacji Prus Zachodnich utwo-
rzenie i uzbrojenie oddziału z samej landwery złożonego,
który pod dowództwem Szermentowskiego137, b. kapitana,
miał wejść w Płockie. Padlewski przy tym oddziale miał
pozostawać.

Wstecznicy, odgadłszy z tego zamiary (więcej nawet niż
zamiary) Padlewskiego, zadrżeli, Moskwa, mając nie wię-
cej jak 5000 wojska na całej przestrzeni województwa
rozrzuconego, była za słaba do stawienia oporu i zniszcze-
nia zamiarów Padlewskiego.

I cóż to będzie (tak rozmyślali sobie wstecznicy w chwi-
lach niestrawności), gdy w wirze rewolucyjnym wywoła-
nym po szalonemu, chamy i mieszczuchy staną w pierw-
szych rzędach narodu, na pierwszych zaszczytnych miej-
scach, a szlachcie, obywatelom ziemskim miejsca na
szarym końcu się zostaną, i to jeśli zaprosić ich raczą?
A nuż jeszcze jaki szaleniec przypomniawszy Rumokę
krwi ich szlacheckiej zapragnie. Wszelkimi więc sposoba-
mi zaradzić temu należało dla utrzymania honoru szla-
checkiego. Przyj ąwszy sławną dewizę Czartoryskich „bądź
co bądź" za hasło, Padlewskiego co rychlej pozbyć się
postanowiono.

Zbytnia gadatliwość Grabowskiego i zdrada osób ota-
czających Padlewskiego do dopięcia tego celu posłużyły.

137

Szermentowski-Łowiński Henryk.

Padlewski w dniu 16 kwietnia , we wsi Podlesie w po-
wiecie lipnowskim położonej, własnością Strzegockiego
znanego mu jeszcze z Petersburga, a ostatnio swego
adiutanta będącej, wyjechał powozem w celu spotkania się
z owym oddziałem z Prus w liczbie 400 ludzi wchodzącym.
W drodze niedaleko Podlesia przez oczekującego już na
zasadzce naczelnika żandarmerii Drozdowa pojmany, do
Płocka zaprowadzony i tam w dniu 15 majaa rozstrzelany.

Ogólne panuje w Płockiem przekonanie, że Padlewski
przez wsteczników był denuncjonowany139.

Wspólnictwo w tej zbrodni zarzucano Strzegockiemu,
którego Moskale jakkolwiek w pierwszej chwili areszto-
wali, to jednakże po upływie kilku dni na wolność wy-
puścili.

Razem z Padlewskim schwytano Konstantego Sicińskie-
go, b. kapitana wojsk moskiewskich, Jana Sokołowskiego,
właściciela dóbr w Lipnowskiem, Kuczborskiego, syna
rejenta z Warszawy, i Jana Jodłowskiego byłego ucznia
Uniwersytetu. Wszyscy ci ostatnib w pewnej odległości
przed Padlewskim jechali, obowiązując się w razie spo-
strzeżenia Moskwy wystrzałem z rewolweru ostrzec go; nie
wiadomo jednak dlaczego tego nie uczynili. Wszyscy
czterej0 zesłani zostali na Syberię do robót ciężkich
w kopalniach.

Chądzyńskid pozostawszy komisarzem wojewódzkim
w miesiącu lipcu robił kroki celem wyśledzenia prawdy
w tej ciemnej sprawie, lecz ślady były już zatarte.

Strzegocki w owym czasie (tj. lipcu) żądał od Gustawa
Duckerta, pomocnika komisarza, by mu napisał wyrok
śmierci na niego, jakoby za wydanie Padlewskiego, a to

1 ^s

Omyłka, powinno być 21 kwietnia.

por „Ephemerides des Polonaises", Paris 1863, s. 68. Por.
W. Przyborowski, „Dzieje 1863 r.", t. 2, Kraków 1897,
s. 231232, na podstawie „Pamiętników" Gąseckiego,
5.37.

a Skreślono: o godzinie 5 rano.

Skreślono: na jednej bryce.
0 Tekst pierwotny: trzej.
Dwa słowa dopisane, nieczytelne, skreślono.

dla zasłonięcia się przed Moskalami i wykręcenia się od
odpowiedzialności za przetrzymywanie go u siebie.

Zdaje się, że Strzegocki tym środkiem chciał tylko od-
dalić od siebie podejrzenie władz narodowych, dość sprę-
żyście wówczas działających, nie zaś zasłaniać się przed
sądami Moskwy, która by temu najmniejszej wiary dać nie
mogła, wiedząc, że władze powstańcze miały dostateczną
siłę w żandarmerii do wykonania swych postanowień,
choćby nawet pod okiem samej Moskwya.

Nie jest moim zamiarem rzucanie podejrzenia na Strze-
gockiego, a przez to może wystawienie go na prześladowa-
nia i niesławę dozgonną, przedstawiam tylko sam fakt,
jak był rzeczywiście, i wypowiadam osobiste przekonanie
w nadziei, że kiedyś historia, porównując opis niniejszy
z innymi opisami ostatnich naszych wypadków, rzeczywi-
stą prawdę wykryć potrafi.

Zygmunt Padlewski, wieku około lat 27, był wzrostu
więcej jak średniego, włosów ciemnych, czoła wysokiego
i myślącego, w ogóle nadzwyczaj miłej i ujmującej po-
wierzchowności.

Zdolności przypisywano mu wiele, Moskale uważali go
za najzdolniejszego z powstańców. W boju był odważny
i śmiały, pod Radzanowem139a widziałem go w najwięk-
szym ogniu, który Moskale przeciw niemu skierowali, gdy
konno przed czoło oddziału ze swymi adiutantami wyjechał
na rekognoskowanie pozycji moskiewskiej, ubranie kilka-
kroć od kuł miał przedziurawione.

W Petersburgu, obcieraiac się bardzo często o dwór
carski jako oficer gwardii 4 , był przyzwyczajony do prze-
pychu i ostentacji; lubił się otaczać licznym sztabem
i adiutantami; tytuł jenerała wielce mub pochlebiał,
w czynnościach urzędowych nie używał go jednakże, wy-
jąwszy przez dzień jeden, gdy nominacja na jenerała od
Langiewicza jako dyktatora za pośrednictwem ob. Grotusa

139a 2LIII. 1863 r.

140 W Petersburgu Padlewski należał do kółka Zygmunta
Sierakowskiego.

* Skreślono: jak to bywało w Warszawie.
Tekst pierwotny: go.

doręczoną mu była. Ubierał się on ze starannością i ele-
gancją.

Energii, mocy charakteru, przymiotów tak koniecznych
w przywódcy powstania nie miał, wahanie się i niepew-
ność nieraz wyraźnie widzieć się dawały.

a a

bPo Padlewskim protegowany przez wsteczników płoc-
kich na godność naczelnika wojskowego województwa ze
stopniem pułkownika wyniesiony został Jan Turowski
znany pod pseudonimem Sokolnickiegob.

a-a Skreślono: Przekonań politycznych trudno w nim było
odgadnąć, demokracji nie rozumiał lub nie chciał rozumieć;
ambicja osobista do najwyższego była w nim posunięta stop-
nia; słowem był to człowiek, jakich bardzo wielu ostatnio
wydało powstanie, nic nie stawiający, żadnej idei nie repre-
zentujący , ale zarozumiały, próżny, chciwy zaszczytów
i sławy.

Zdanie dopisane prawdopodobnie ołówkiem tą samą
ręka co tekst.

Opinia ta jest krzywdząca dla Padlewskiego, który ode-
grał poważną rolą w procesie przygotowania i w czasie same-
go powstania.

IV

13o aresztowaniu Padlewskiego Wydział Wojny Rządu

Narodowego wskutek usilnych starań się wsteczników
płockich o zamianowanie naczelnikiem wojewódzkim woj-
skowym Jana Turowskiego wezwał tegoż do Warszawy,
w celu wyegzaminowania go pod względem sztuki wojsko-
wej. Widać, że Turowski zupełnie odpowiadał życzeniom
pana dyktatora Wydziału Wojny Kaczkowskiego v. Kota
v. Dębińskiegoa 142, skoro uzyskał nominację i do godności
pułkownika wyniesiony pozostał.

W czasie tych egzaminów, podróży do Warszawy i z po-
wrotem, odwiedzania naczelników moskiewskich, dla
zażegnania podejrzenia, redagowania raportów, reskryp-
tów, zbierania wiadomości, co trwało około półtora mie-
siąca, oddziały powstańcze w województwie same sobie bez
żadnej pomiędzy sobą spójni i łączności pozostawione,
tułając się bez celu po lasach, pojedynczo wytrapiane,
napadane i rozpędzane były...

Naprzód losowi temu uległ oddział landwery pruskiej
(nad którym Padlewski dążył objąć dowództwo); naciśnię-
ty przez przeważne siły był wpędzony do Prus.

Dnia 7 maja143 pod wsią Rydzewem Kolbe przez Wału-

142 Babiński Eugeniusz, ps. Kaczkowski, Kot (18201877), po-
chodził z Krakowa. W 1850 r. emigrował i służył w wojsku
francuskim. Po powrocie do kraju pracował jako urządnik
Kolei Wiedeńskiej. W końcu 1863 r. wyjechał z kraju.

143 r Według Ziełińskiego bitwa ta miała miejsce 5 maja
(Ziełiński, op. cit, s. 232).

a W tekście wystąpuje pisownia: Dembiński.

jewa pułkownika kozaków napadnięty i zupełnie rozpro-
szony został. W liczbie zabitych byli: Kolbe, Grotusa.

Wałuj ew trupa Kolbego na furmance przywiózłszy do
pobliskiej wioski rozkazał przyzwoicie pochować, pogro-
ziwszy mieszkańcom, iż jeżeliby tego nie zrobili, on, Wa-
łujew, po sto nahajek im wyliczy. Kolbe i u wrogów nawet
na szacunek swym męstwem sobie zasłużył. Dnia 27 maja
pod Starem Lipnem pozostawieni przez Jurkowskiego1 4,
który chwilowo odjechał za osobistymi interesami!... Sza-
jewski145 i Dzwonkowski przy dowództwie oddziału na-
padnięci i rozproszeni. Szajewski, b. oficer wojska mo-
skiewskiego, upiwszy się, pierwszy zbiegł z placu boju.

We wsi Kosseminie równocześnie prawie ze śmiercią
Kolbego poległ Siemieński wraz z Witkowskim146, staro-
zakonnym, po bardzo mężnej obronie.

Wszystko to było na rękę panu Turowskiemu, a jeszcze
więcej jego motoromb, w mianowaniu i dobieraniu nowych
ludzi na działaczy powstania; jacy to byli późniejsi do-
wódcy, zobaczymy dalej.

Wskutek uwięzienia Padlewskiego przez Moskwę orga-
nizacja cywilna, stanowiąca niejako intendenturę wojsko-
wą, a stąd za podstawę powstania uważana, zupełnie się
roztroiła.

Naczelnicy powiatów płockiego i lipnowskiego po cza-
sowym zatrzymaniu ich w więzieniu miasto Płock na stałe
mieszkanie przez Moskwę wyznaczone sobie mieli: na-
czelnik pułtuski ob. Franciszek Młodzianowski wyjechał
do Paryża*; naczelnicy ostrołęcki i przasnyski bezczynnie
po różnych włóczyli się powiatach; natomiast naczelnik
mławski Józef Kosiński, b. emigrant z r. 1848, główne
narzędzie wsteczników, po wygodnym odbyciu krótkiej

* Dla powzięcia wiadomości od niepamiętnego mi dzisiaj
nazwiska, co Napoleon myśli o Polsce?!!!
Jurkowski Teofil, uczeń szkoły w Cuneo.
Szajewski Adam.

146 Witkowski Jakub, syn kupca z Włocławka, uczeń szkoły
w Genui, zginął 18.IV.1863 r.

a Skreślono: (Rzępołuski, Kuczborski, drugi syn rejenta
z Warszawy). Dopisek z boku: Zamieścić w spisie na końcu.
Skreślono: (po francusku: menteurs).

kwarantanny na odwachu z gotowym patentem na patriotę
powrócił do domu, by dalej snuć intrygi.

Z pozostałych jeszcze przy pełnieniu niby swych obo-
wiązków narodowych (de nomine tylko, ale nie facto)
naczelnika cywilnego województwa Eustachego Grabow-
skiego i komisarza województwa Stanisława Grzywińskie-
go, pierwszy przez Moskwę na każdym kroku tropiony
i prześladowany jak i przeza współkę wsteczników płockich,
wkrótce zmuszony był uwolnić się od obowiązków, do
pełnienia których nie był odpowiedni; drugi zaś zakochany
w pewnej dziewicy polskiej z Płockiego, a przez to zupeł-
nie zniedołężniony i bezczynny, przybrawszy pseudonim
od imienia swej oblubienicy „Lima" przez skrócenie zwa-
nej, Limowskiego, był powodem aresztowania przez
Moskwę kilku spokojnych, nie wdających się w nie swoje
rzeczy, szlachciców podobnie się zowiących. Potrzeba było
wytężyć nadzwyczajną czynność i energię, by nie dać zu-
pełnie upaść powstaniu.

Toteż najpierwszą czynnością Chądzyńskiego jako po-
mocnika komisarza było urządzenie na nowo organizacji
w powierzonych jego zarządowi wschodnich powiatach.

W powiecie pułtuskim na naczelnika mianował on Wła-
dysława Michniewicza, z całym oddaniem się sprawie
pracującego, bez przesady trudno słów dobrać dla oddania
należnej słuszności jego obywatelskiemu poświęceniu się.
W ostrołęckim Zdzisława Marchwickiego147, człowieka
młodego, energicznego i bardzo zdolnego. W przasnyskim
obowiązki naczelnika pełnił pomocnik dawniejszego na-
czelnika Maciej Smoleński*, również zacny i godny oby-
watel.

Ażeby ludności województwa, szczególnie ludowi wiej-
skiemu okazać jakąś władzę widomą niewiadomego Rządu,
ażeby rozporządzenia władz miejscowych wykonywane
były skutecznie, ażeby obojętną szlachtę zmusić do udziału
nie obłudnego, nie dwuznacznego w powstaniu, Chądzyński

* Umarł w kopalniach w Syberii.

Marchwicki Zdzisław, ur. w 1840 r., mierosławczyk, po
powstaniu mieszkał we Lwowie.
Skreślono: Sonnenbergów, Ujazdowskich i całą.

powziął myśl urządzenia Straży Narodowej Bezpieczeństwa
Ogólnego, czyli tak zwanej pospolicie żandarmerii, która
by bacząc nad wykonaniem poleceń władz narodowych,
jednocześnie śledziła ruchy wojsk nieprzyjacielskich, słu-
żyła oddziałom powstańczym w razie potrzeby za prze-
wodnika; po poprzednim przekonaniu się o bezpieczeń-
stwie drogi przeprowadzała broń, znosiła patrole i poczty
kozackie, nużyła ciągłym alarmowaniem załogi nieprzyja-
cielskie po miastach, chwytała osoby podejrzane i te naro-
dowym władzom do właściwego z nimi postąpienia odsta-
wiała.

Ta straż narodowa, czyli żandarmeria, urządzoną była
w następny sposób: w każdej gminie, z ludzi prawie
wyłącznie miejscowych, odznaczających się dobrym prowa-
dzeniem, charakterem i przytomnością umysłu, ustanowio-
nych było jeden lub kilku żandarmów, których obowiąz-
kiem było zdawać co dzień raporta o wszystkim, co się
stało i co zaszło, wachmistrzowi, czyli naczelnikowi okręgu,
ten po zebraniu raportów szczegółowych składał ogólny
raport naczelnikowi żandarmerii powiatu, ogólny zarząd
nad żandarmerią w powiecie mający. Powiatowy naczelnik
żandarmerii zawiadamiał ze swej strony o wszystkim
naczelnika cywilnego powiatu i dowódcę oddziału odbie-
rając od nich stosowne rozporządzenia, we właściwym
zakresie władzy każdemu z nich służącej. Naczelnik żan-
darmerii i wachmistrze mieli swoje konie, dane im od
Rządu, w razie potrzeby mieli prawo od wszystkich oby-
wateli żądać dostarczenia im koni dla swych podko-
mendnych, na przykład w razie zamierzonej na podjazdy,
patrole moskiewskie lub w innej potrzebie, wyprawy, pod-
wody i konie wierzchowe odprowadzano właścicielom,
sami zaś rozchodzili się do domów i kwater.

Każdy z członków żandarmerii opatrzony był w mandat
wymieniający jego nazwisko oraz stopień, jaki zajmował,
ażeby w razie nadużycia można było pociągnąć go do
odpowiedzialności.

Naczelnik powiatu żandarmerii pobierał złp. 100,
wachmistrz złp. 60, żandarm 40; prócz tego mieli prawo
żądać w każdej wsi dostarczenia żywności dla siebie i koni.
Niskość płacy w stosunku do trudnych, ciężkich i niebez-
piecznych obowiązków niech służy za dowód, że ludzie
będący w tak zwanej żandarmerii nie wstępowali tam

w celu poratowania smutnego stanu interesów finansowych
(a gdyby nawet tak było, to by zabrakło okoliczności po
temu), szczupła płaca zaledwie starczyła na to, by rodziny
wielu z nich w tych ciężkich czasach nie umarły z głodu;
przecie te rodziny przestawały chętnie na suchym kawałku
chleba, byle Ojczyzna tylko wolną być mogła.

Organizacja ta w województwie płockim dopokąd była
ściśle kontrolowana i w karności należytej utrzymywana,
wielkie oddawała sprawie usługi, a nieraz więcej jak całe
oddziały robiła Moskwie złego. Załogi moskiewskie nie
mogły się z sobą bezkarnie porozumiewać, tak że z Pułtu-
ska do Ostrołęki depesze nieprzyjacielskie przesyłane były
na Warszawę, następnie koleją żelazną do Kowna, stamtąd
przez Prusy do Ostrołęki.

Za pośrednictwem żandarmerii, z wyjątkiem miast, by-
liśmy panami całego kraju. Na ludność miejscową działal-
ność i czynność żandarmerii dobre i korzystne dla sprawy
i Rządu Narodowego wrażenie wywarła; widziała bowiem
dotykalnie siłę wykonawczą narodową, która to siła okazu-
jąca się w sposób sprawiedliwy włościanina nieufnego, bo
nieraz zawiedzionego, do czynu pobudzić może.

Prawo sądzenia i wydawania wyroków w sprawach
związek z powstaniem mających nadanym było sądom
powiatowym ustanowionym jednocześnie3. Z braku jednak
stosownego kodeksu rewolucyjnego, jak niemniej z braku
ludzi energiczniejszych odpowiednich temu, sądy powyżej
wymienione jeszcze zupełnie nie działały. Po największej
części zastępowały je sądy polowo-wojenne, w oddziałach
przez naczelników i dowódców składane, a to z powodu,
że zatrzymanie obwinionego w pododdziale było łatwiejsze,
jak również i sprawdzenie dokładniejsze zarzutów i dowo-
dów za i przeciw czynionych.

Z tego więc jeszcze widzimy, że żandarmi nazwani wie-
szającymi przez Moskali, co przez wsteczników z zadowo-
leniem było powtarzane, nigdy i w żadnym razie nie mieli
żadnej władzy co do życia i mienia mieszkańców — wyko-

a Skreślono: wskutek projektu Chądzyńskiego Rządowi Na-
rodowemu podanego*, w razach zaś nadzwyczajnych i na-
głych naczelnicy cywilni powiatów łącznie ze swymi pomoc-
nikami sprawę rozpoznać, przekonać się o słuszności dowodów
i wydać wyrok obowiązani byu.

* Rząd Narodowy pod clatą 25 kwie.taia 1863 r. nr 480 i 6 maja swe
zadowolenie za tę organizacją objawić raczył.

nywanie wyroków przez władze wyższe uprzednio na pew-
nych zasadach wskutek sądu wydanych było tylko jednym
z wielu różnych i ważnych obowiązków; obowiązkiem nie-
stety smutnym, ale koniecznym jeżeli weźmiemy na uwagę
ówczesne okoliczności miejsca i czasu.

Są przecie ludzie, którzy w swej pobożnej zgroziea
żandarmów za zbrodniarzy, wyuzdanych na wszystko wy-
głaszają. Lecz jakże ci ludzie, którzy na żandarmów za
wykonywanie prawa odwetu w imię słusznej a zbaw-
czej zasady „kto nie z nami, ten przeciw nam" w ślad za
oszczerstwami Dziennika Warszawskiego148 i Moskali rzu-
cają całą encyklikę klątwy i oburzenia, jakże, powtarzam,
usprawiedliwią morderstwa bezbronnych i dobijanie ran-
nych, dokonywane przez pijane żołdactwo cara!

W tymże czasie Chądzyński domagał się od Rządu Na-
rodowego usunięcia wójtów gmin od obowiązków, a tym
samym rozerwania najbliższych z ludem styczności, jako
bezpośrednio mających ogniwo zarządu carsko-rządowego
w Kongresówce, lecz Rząd Narodowy w odpowiedzi owej
pod dniem 25 kwietnia 1863 r. nr 480 uznał to „za nie-
odpowiednie potrzebom chwili obecnej" — zalecił mu
czuwanie, „aby woj ci nie składali raportów kompromitu-
jących zadanie narodowe, a owszem, fałszywymi donie-
sieniami starali się wprowadzić w błąd nieprzyjaciela".

Zapatrywanie się Rządu Narodowego było w tym razie
nietrafne i półśrodkowe. Woj ci obawiali się więcej Moskwy
jak powstańców, z którymi łatwiej do ładu dojść mogli,
składali więc raporta jeżeli nie jawnie, to tajemnie,
a przez to zdradzali nieraz wrogom ślady powstańcze;
kontrolowanie zaś ich było trudne i prawie niepodobne,
tłumaczenie wójta, że raport zdał, ale spóźniony, fałszywy,
więc nieużyteczny nikomu, dla zasłoniema siebie od
zemsty, prawie zawsze zamykało usta czyniącym zarzuty
w tym względzie.

148 To jest „Dziennnika Powszechnego" oficjalnego organu

rządowego.

a Tekst pierwotny: zgodzie.

Zabiegi te pomocnika komisarza i energiczne poparcie
go ze strony ob. Brońcaa, Michniewicza, Marchwickiego
i wielu innych dobry na ożywienie powstania w powiatach
wschodnich wpływ wywarły.

Ignacy Mystkowski przez swą prawdziwie ojcowską łagod-
ność, trafne postępowanie pozyskał miłość ogólną, szybko
też i z pomyślnym skutkiem pod jego zarządem postępo-
wało tworzenie się oddziału.

Od kwietnia do połowy maja już do 1200 ludzi pod
bronią liczył pod swymi rozkazami. Siłę tę rozdzielił
Mystkowski na 4 mniejsze oddziały, których dowództwo
powierzył: Karolowi Frycze, zdolnemu i odważnemu do-
wódcy powstańców, Ostaszewskiemu149, b. emigrantowi,
ostatnio urzędnikowi drogi żelaznej Warszawsko-Wiedeń-
skiej, Janowi Podbielskiemu150, b. kapitanowi jeneralnego
sztabu, młodemu człowiekowi, znakomitych zdolności, całe
życie swe z myślą o Polsce pracującego i kształcącego się,
będącego w stanie pełnić nie tylko obowiązki naczelnika
wojskowego województwa, lecz i ministra lub dyrektora
Wydziału Wojny, pewno z nierównie większą korzyścią
niż owe Kozły, Koty itp.

Zawiść, zła wola, intrygi zarozumiałych miernostek
były powodem, że w czasie prawie całego powstania ludzi
zdolnych wysyłano do lasu celem szybkiego pozbycia się
ich, żeby nie stali na zawadzie tymże; nieuków, zarozu-
mialców, pijaków, wsteczników, umiej ącym blagowaćb,
zachowywano na ministrów, dyrektorów. Mystkowski, jako
naczelnik tego oddziału, miał główne dowództwo nad
wszystkimi czterema oddziałami.

Ulubionym wówczas Mystkowskiego jak i organizacji
wschodnich powiatów marzeniem było plany Padlewskiego,
przerwania mianowicie komunikacji kolejowej na drodze

149 Ostaszewski Władysław, urzędnik kolei żelaznej. Zginął
w powstaniu 13.K1863 r.

Podbielski Jan (1837?—1863), ukończył akademią woj-
skową w Petersburgu. W powstaniu dowodził w Ostrołęckiem,
poległ w bitwie pod Jeleńcem 4. K1863 r.
a W tekście pisownia: Bronica.
Skreślono: lub kamerystów.

żelaznej petersburskiej, wywołanie ogólnego ruchu, przy-
wieść do skutku.

Aby to wykonać, przede wszystkim potrzeba było mło-
dego żołnierza chociażby najmniejszym zwycięstwem ośmie-
lić i wlać w niego zaufanie we własne siły. Okoliczność
do tego nastręczyła się wkrótce. W nocy z dnia 4 na
5 maja oddział moskiewski był wyprawiony z Ostrołęki
do wsi Gostkowo w celu aresztowania ob. Józefa Mało-
wiejskiego, naczelnika powiatu ostrołęckiego.

Zawiadomiony o tym Mystkowski pomiędzy wsiami
Stok i Jelenie z zasadzki urządzonej na ów oddział ude-
rzył, 15 Moskali zabił, 28 ranił, 6 wziął w niewolę, resztę
rozpędził, zdobył nadto różne rekwizyta wojskowe, jak
furgony, kotły, powóz itp. nie licząc broni i ładunków.

Pomiędzy wziętymi do niewoli znajdowali się Denisze-
wicz naczelnik żandarmerii* i Cywiński oficer liniowy,
obydwaj apo aresztowaniu już ich zdradziecko zabić
Mystkowskiego usiłowalia; za doraźnym przeto wyrokiem
sądu wojennego powieszeni zostali. Z naszej strony straty
były znaczne, mieliśmy 13 w zabitych i 15 w rannychb.

Po tym zwycięstwie Mystkowski przygotował wyprawę
przeciwko jenerałowi Toll, obserwującemu drogę żelazną
warszawsko-petersburską.

Siły moskiewskie o wiele przewyższały nasze. W mia-
steczku Czyżewo znajdowało się około 1200 piechoty z od-
powiednią liczbą artylerii i kozaków; we wsi Małkinia
stały dwie sotnie kozaków. Otwartym bojem z naszą ru-
chawką, nędznie uzbrojoną, było niepodobna wyprzeć
Tollac, wypadało więc szukać sposobu, który by przez

* Syn tegoż Deniszewicza był dowódcą jednego z naszych
oddziałów w Krakowskiem, schwytany w lesie Radkowickim
przez Moskali 9 kwietnia (Opatowskie) był powieszony w dniu
18 kwietnia 1864 r. w Wierzbniłoi.

a —a Tekst pierwotny: jako Polacy w służbie moskiewskiej

Skreślono: w liczbie pierwszych był Pisarzewski, syn wła-
ściciela dóbr Karwicewo [?].

Dopisek nieczytelny na boku, prawdopodobnie chodzi o za-
mieszczenie w wykazie na końcu pracy.

0 W tekście: Tola.

przepędzenie Moskwy zapewnił powstańcom przewagę sta-
nowczą w tej stronie.

W dniu więc 13 maja przy wsi Kietlanka pomiędzy
Czyżewem a Małkinią Mystkowski przez powyjmowanie
podkładów w drodze żelaznej urządził zasadzkę, będąc
pewny, że wskutek zaatakowania Małkini Toll na wiado-
mość telegrafem o tym mu udzieloną, spiesząc zagrożonym
z pomocą, wpadnie w zastawione nań sidła, ukryty zaś
w gęstwinie lasu oddział nasz znienacka weń uderzy
i rozgromi.

Gdyby nie zdrada niejakiego Suchodolskiego, b. emi-
granta, ostatnio konduktora technicznego drogi żelaznej,
wtajemniczonego do naszych planów, skutek byłby po-
myślny nastąpił i powstanie w tych stronach bez zaprze-
czenia przybrałoby większe rozmiary i inny kierunek.

Rzeczywiście po zaatakowaniu Małkini przez Karola
Frycze, jenerał Toll z 800 przeszło piechoty, drogą żelazną
dążąc swoim na pomoc, przez pomienionego wyżej Sucho-
dolskiego o zasadzce powiadomiony, zachował stosowne
ostrożności.

Po przybliżeniu się do punktu wzmiankowanego, pociąg
zatrzymał, żołnierzy na stronę przeciwną tej, gdzie byli
ukryci powstańcy, wysadził i spoza wagonów ogniem roto-
wym nacierających już kosynierów przywitał. Kosynierzy
odparci w nieładzie cofając się, w gęstwinie lasu znaleźli
schronienie. Mieliśmy 28 zabitych, 17 rannych, między
zabitymi: Mystkowskiego, Podbielskiego, Ostaszewskiego,
Plucińskiego, straty niczym nie powetowane, wszyscy ci
ludzie największą miłość ludu wieśniaczego posiadali, wło-
ścianie swych synów sami przyprowadzali do oddziału pod
ich dowództwo, znosili żywność, przyodziewek, czynili na-
wet składki pieniężne.

Po śmierci Mystkowskiego tłumy kobiet, dzieci, starców
codziennie przybywały do oddziału w największym płaczu
pytając, „gdzie jest nasz ojciec". Przez dni kilka tajono
śmierć Mystkowskiego, gdy dłużej czynić tego nie było
można, wyznano prawdę, też same tłumy wieśniacze po-
biegły na gróba jego i tam kwiatami i wieńcami zasypali
cichą i skromną mogiłę bohaterab.

& Tekst pierwotny: mogiłę.
Tekst pierwotny: jego.

Długo, długo zaprawdę imię Ignacego Mystkowskiego
nad Narwią i Bugiem we wszystkich lepiankach słomą
krytych z prawdziwą czcią bratnią, na jaką tylko lud dla
swych ulubieńców zdobyć się umie, wspominanym będzie.
Był to człowiek prawdziwie ludowy, jakich daj Boże naj-
więcej, by ziemia nasza wydała.

Suchodolski, obawiając się za czyn swój niemiłych dla
siebie następstw, pojechał do Petersburga i tam do mie-
siąca września pozostawał. W październiku, sądząc, że
wszelkie ślady zbrodni jego już zatarte zostały, wniósł do
Rządu Narodowego podanie o dozwolenie mu jako nie-
winnemu powrotu do kraju. Rząd Narodowy podanie to
przesłał komisarzowi wojewódzkiemu do objaśnienia; jaka
została wydana w tym przedmiocie decyzja, nie wiadomo.

Karol Frycze, po śmierci Mystkowskiego, objął tymcza-
sowo główne dowództwo nad osieroconymi po swych
dowódcach oddziałami, które połączył w jeden, celem
doprowadzenia do skutku myśli swego dzielnego poprzed-
nika i osobistego przyjaciela, a którą śmierć przerwała.

Niekorzystne wrażenie, spowodowane przedstawieniem
się na drugi dzień po bitwie Jana Turowskiego, naczelnika
wojskowego województwa, zniechęciło do najwyższego
stopnia Fryczego i skłoniło do zaniechania przedsięwzięcia.

Turowski za przybyciem swym polecił całemu oddziało-
wi wystąpienie pod broń, do strzelców na pół przeplataną
polskimi i moskiewskimi wyrazami z dobitnym oficerskim
akcentem powiedział mowę, w której między innymi z na-
poleońska pozwolił sobie wyrazić się: „bądźcie gorliwi,
a będę z was kontent", po czym na wieść przywiezioną
przez żandarmerię o pojawieniu się Moskwy w pobliżu,
wskoczył na bryczkę i w przeciwną ujechał stronę.

Pan Turowski, zamiast przemawiać w imię Ojczyzny,
wolności, równości i braterstwa, zamiast przedstawić
okrucieństwa wroga, hańbę niewoli, swoje zadowolenie
obiecywać raczył!! Parodiując słowa Napoleona W[ielkiego]:
„żołnierze, kontent z was jestem", czyż mógł przez to wlać
ducha i męstwo w powstańca?

Umyślnie tutaj dłuższy niż warto wstęp poświęcam
wspomnieniu pana Turowskiego, dlatego że podobnych

Jasiów" za wielu, na nieszczęście powstania, mieliśmy
w ostatniej walce.

Frycze, tym przedstawieniem się naczelnika wojewódz-
kiego zniechęcony, po odjeździe jego odezwał się do
aotaczających go kolegówa: „widzę, że nikczemność i pod-
łość schwytały w swe niedołężne ręce losy sprawy naro-
dowej! Mianując takich Turowskich wojewódzkimi, po-
wiodą oni nas do zguby! Gdyby mi nie żal było tych
ludzi, z takim zapałem garnących się do szeregów, zaraz
bym odjechał!" Po chwili dodał: „tylu dzielnych poległo,
trzeba i mnie zginąć".

Wkrótce też, bo w dniu 23b maja, we wsi Łączka (powiat
pułtuski) lekceważąc sobie doniesienia o zbliżaniu się
Moskwy, nie zachowawszy należnych ostrożności, był na-
padnięty i zabity. Straciliśmy wtedy w zabitych 23, w ran-
nych 11. Między innymi polegli: Lasocki, inżynier, emi-
grant, w przeddzień bitwy przez Rząd Narodowy na do-
wódcę nadesłany, Walewski, b. oficer Wojsk Polskich
z r. 1830, Sokołowski151, student prawa z Warszawy, Anto-
ni Ostrowski152, syn właściciela dóbr z Radomskiego,
Dzierżanowski z Tykocińskiego. W liczbie rannych byli:
Karol Frycze, w dni kilka zmarły, i Drozdowski1 , b. ofi-
cer moskiewski, wzięty do niewoli, a po wyleczeniu z ran
rozstrzelany w Pułtusku.

Po śmierci Fryczego objął jako zastępca dowództwo
Polikarp Dąbkowski, b. emigrant z r. 1848, ostatnio dzier-
żawca w Pułtuskiem, człowiek ambitny, zarozumiały,
uparty, bez żadnego wykształcenia wojskowego i taktu
w postępowaniu. Włościanina nieraz pozwolił sobie krzyw-
dzić słowem i czynem, wyraz „cham" był mu zbyt ulubio-
nym, strzelców za uchybienia przenosił do kosynierów;

151 Sokołowski Witold, syn naczelnika poczty w Łomży,
uczeń Szkoły Głównej w Warszawie, służył u Zameczka.
Ostrowski Antoni, geometra.

Drozdowski HUary, przed powstaniem był sztabskapita-
nem w armii rosyjskiej, ranny w bitwie pod Porębą dostał
się do niewoli i został rozstrzelany 6. VII. 1863 r.

a —a Tekst pierwotny: do Chądzyńskiego wówczas obecnego
w oddziale.

W tekście omyłkowo; 28.

tym sposobem wlewając pogardy do ludu wiejskiego, któ-
rego najwięcej w tej broni służyło, i brak zaufania w ten
rodzaj broni dla nas prawdziwie narodowej, najłatwiejszej
do wzięcia w rękę w pierwszej chwili, a dla niego groź-
neja. Pewien czas włóczył się on z oddziałem bez celu
i planu, od dworu do dworu, chlubiąc się swym naczelni-
kostwem przed pannami, w krenolinach, a zostawszy
naciśnięty przez przeważające siły moskiewskie z Pułtu-
ska, Ostrołęki i Czyżewa, pod wodzą Tolla wyszłe, oddział
pod pozorem słabości zdrowia opuścił, oddając dowództwo
b. uczniowi szkoły w Cuneo Maksymilianowi Broniew-
skiemu niedawno z więzienia moskiewskiego zbiegłemu.

Broniewski w dniu 7 czerwca zajął pozycję w lesie przy
wsi Nagoszewob154. Nie mogąc się, jak miał początkowy
zamiar (i dobry), doczekać zaatakowania go przez Tolla,
postąpił dalej w las i tam obóz, nie rozstawiwszy należycie
pikiet, założył. Wkrótce przez kozactwo wytropiony i za-
atakowany został. Mając li tylko jedną drożynę prowadzącą
do Nagoszewa wolną, toż w ściśnionej kolumnie wymasze-
rował. Moskwa właśnie li tego oczekiwała i licząc na to
urządziła w zbożach i zaroślach silną zasadzkę. Za ukaza-
niem się na wysokości tejże zasadzki oddziału, za danym
sygnałem Moskwa sypnęła niespodzianie ogniem krzyżo-
wo-rotowym. Broniewski poddawszy tył z kawalerią
uciekł do lasu, pozostawiwszy strzelców i kosynierów bez
żadnej komendy ich własnemu losowi i męstwu.

Kosynierzy i strzelcy0 prosto na strzały rzucili się
w zboża, by poszukać wroga. Wyższa od taktyki i strategii
śmiałość i przytomność umysłu jednego z powstańców
nazwiskiem Szymańskiego, b. podoficera od huzarów, od-
niosła triumf.

W czasie bitwy Szymański mając z sobą trąbkę wojsko-
wą zatrąbił odwrót. Kapitan dowodzący rotą moskiewską
omylony tegoż sygnałem poddał tył; wówczas Masłowski

154 Według Zielińskiego bitwą tą stoczono 3 czerwca (Zie-
liński, op. cit., s. 236).

a Skreślono: słowem będąc sam kawalerem szlachcica, po-
stępował i działał ze szlachecka.
W tekście: Nagószewo.

0 Skreślono: pozostawieni sami sobie.

i Zduńczyk155 ze swymi kompaniami kosynierów uderzyli
na hurra i wielu Moskali zasiekali. Ksiądz Rostkowski,
benedyktyn z Pułtuska, ze znaczną częścią kosynierów
wpadł do wsi Nagoszewa, do której się byli zrejterowali
Moskale, i przy udziale miejscowych mieszkańców stodoły
i chałupy z znajdującymi się w nich Moskalami zapalił.
Prawdziwą rzeź przerwał jenerał Toll z nowym oddziałem
przybywszy i zniewoliwszy naszych do cofnięcia się.

Jest pewnikiem prawie, że ile razy kosynierzy dobrze
i na razie wprowadzeni byli do bitwy, nieprzyjaciel
pierzchnął.

Kosa, broń wolności pogrzebowej, straszna jest na nie-
wolników caryzmu, zmienionych w bierne machiny.

Gospodarze wsi Nagoszewa, Maciej Kozieł, Łukasz i Jan
Stelmachczyk, Sobieski, podpalając własne chałupy i sto-
doły z zabarykadowanymi w nich Moskalami, chwalebną
śmierć ponieśli. W bitwie trwającej kilka godzin stracili-
śmy w zabitych 110, w rannych 20. Między zabitymi Raw-
skiego, b. emigranta, Krasnodębskiego, wójta gminy, Ko-
żuchowskiego, b. oficera moskiewskiego, księdza Rostkow-
skiego, Wincentego Zygasa, b. podoficera artylerii
moskiewskiej, Berendsa b. junkra huzarów. Wzięto do
niewoli Szumskiego, b. podoficera artylerii mosk[ewskiej],
którego później rozstrzelano w Łomży. Straty moskiewskie
były znaczne, lecz nieznane z powodu, że nasi cofnąć się
byli zmuszeni przed nowymi nieprzyjacielskimi siłami.

Pod datą 25 maja 1863 r. nr 1013 Rząd Narodowy mię-
dzy innymi rozporządzeniami polecił Chądzyńskiemu
przygotowanie się do mającego rychło nastąpić ruchu
ogólnego. a„W końcu zaleca Rząd Narodowy najusilniej
(jak się wyraża reskrypt, z którego wyjątek następujący
dosłownie przytaczam), by w każdej miejscowości przy-
sposobiona została ilość kos, jako też drążków do nich,

155 Zduńczyk Józef, ur. w 1831 r., wstąpił jako ochotnik do
wojska rosyjskiego i uczestniczył w wojnie z Węgrami
w 1849 r. i w wojnie krymskiej. Był naczelnikiem płockim
w randze pułkownika. Po powstaniu wyemigrował.

odpowiednia ludności mogącej w danej chwili wystąpić
w pole. Kładzie się na rozporządzenie niniejsze najmoc-
niejszy nacisk, od jego bowiem skrupulatnego wykonania
zależy ruch powszechny, do którego od początku powsta-
nia idziemy, a który w niedalekiej przyszłości stanie się
możebnym"a.

Wskutek rozporządzenia tego podejrzenia i niechęci,
dotąd przeciwko Rządowi Narodowemu istniejące, ustały,
natomiast wiara i zaufanie wzrosły.

Wybuchłe na Litwie powstanie dawało dobrą nadzieję
możności odcięcia armii nieprzyjacielskiej w Kongresówce
od jej głównego sztabu w Petersburgu, a tym samym przy
ogólnym ruchu wytępienia jej lub co najmniej zapędzenia
do fortec. Mogliśmy więc przez to zyskać znaczny przeciąg
czasu do swobodnego organizowania się, a nawet być pewni
interwencji zagranicznej, bo obcy widząc nas dość silnymi
nie zaniechaliby nam dopomagać, aby i sami coś zyskać
mogli.

Z zapałem też spieszono do jak najszybszego i jak naj-
dokładniejszego wykonania potrzebnych uzbrojeń. Po
wsiach zaprzestano zwykłych codziennych zatrudnień, pa-
robcy, fornale porzucili swe pługi i brony, zabierając swym
panom żelastwo i przerabiając je na kosy, piki itp. Widok
to był przejmujący i unoszący serca mimowolnie zapałem
wojennym, widać było wszędzie naród sposobiący się do
walki na śmierć lub życie. Cała ta praca, cały ten zapał
złoty wniwecz miały być obrócone, a lud na nowo oszuka-
ny, zdradzony!

Obywatele Władysław Michniewicz, Bronisław Bronie,
Maciej Smoleński, Zdzisław Marchwicki i wielu innych,
których wymienić mi tu nie wolno, w przygotowaniach tych
nadzwykłą rozwinęli energię i czynność. Tłumy wieśniac-
twa, mieszczan, urzędników, powstańców dzień i noc oble-
gały ich mieszkania odbierając rozporządzenia i rozkazy.

Ob. Bronie, objąwszy główny nadzór i kierunek nad
żandarmerią, za jej pośrednictwem przerwał wszelką ko-
munikację pomiędzy załogami moskiewskimi, żadna prze-

156 Jak wiadomo, powstanie na Litwie rozpoczęło się póź-
niej niż w Królestwie. Wydział Zarządzający Litwy ogłosił
wybuch powstania na dzień 31 marca. Do tego czasu oddzia-
ły partyzanckie na Litwie były nieliczne.
Zdanie podkreślone w tekście.

syłka, żadna prawie korespondencja nie przeszła, ażeby
poprzednio w ręku naszym nie była; często po pięć ekspe-
dycji jednej i tejże samej treści do tego samego dowódcy
różnymi drogami wysyłanych przejmowaliśmy. Moskale
obawiając się wydania swych planów użyli w miejsce pis-
ma zwykłego cyfer i znaków. Lecz ob. Bronie swą pracą
i usilnością odczytać je potrafił, tak więc naprzód wiedzie-
liśmy o każdym zamiarze, o każdym rozporządzeniu
wrogów.

Co za ogromna korzyść odniesiona być mogła, gdyby
Rząd Narodowy był prawdziwie rewolucyjnym, narodowym,
a dowodzący odznaczali się przedsiębiorczością, odwagą
i miłością sprawy i czystej sławy bratniej, a nie próżnymi
zachciankami do pułkowinikowstw, generalstw i nie zasłu-
żonych zaszczytów.

Moskwa, na wiadomość o tych przygotowaniach, wydała
rozporządzenie do wszystkich dowódców, iżby za spostrze-
żeniem ogólnego ruchu natychmiast cofali się do Warszawy
i twierdzy Modlina. Rozporządzenie to cyframi pisane,
z kluczem do odczytania i różnymi prywatnymi korespon-
dencjami rozpaczliwe położenie Moskali malującymi, Chą-
dzyński Rządowi Narodowemu zakomunikował.

Rząd Narodowy na wiadomość o tak energicznych przy-
gotowaniach, co widocznie nie zgadzało się z jego zamiara-
mi, widokami i polityką, dla zobojętnienia ich wysłał na
dowódcę sił między Narwią a Bugiem niejakiego geometrę
Jasińskiego, niegdyś podporucznika z r. 1830, człowieka
w gruncie uczciwego, lecz już w podeszłym wieku, bez naj-
mniejszej energii i zdania, słowem, wielkiego niedołęgę,
z tajemnie udzielonym mu poleceniem nienarażania się na
starcia z Moskwą.

Równocześnie pan naczelnik wojskowy wojewódzki prze-
znaczył na toż samo stanowisko Kowalkowskiego, b. ofice-
ra moskiewskiego i zbiega z szeregów narodowych w czasie
bitwy pod Radzanowem. Powstały więc kłótnie i intrygi
o dowództwo, powiększane jeszcze przez Dąbkowskiego,
z pretensją także do tegoż dowództwa będącego. Wzajemne
szkalowania wobec szeregów i ludności wiejskiej częste
miewały miejsca.

Jasiński jako z nominacją od Rządu Narodowego utrzy-
mał się na stanowisku, mianując Dąbkowskiego szefem
sztabu.

Ludzie ci dwaj największe klęski zadali powstaniu płoc-
kiemu, setki oddali w Sybir, wyczerpali i zniszczyli zasoby
pół województwa, zapał i ducha ludności zdemoralizowali,
oddział do 2000 wynoszący w xl^ części sztućcami uzbro-
jony w dni kilka bez bitwy prawie zmarnowalia.

W czerwcu, z przejętych znakami pisanych depesz,
ob. Bronie wyczytał, iż z miasta Ostrołęki broń zapasowa,
kasa, żony i dzieci moskiewskie, by nie narażać ich na nie-
pewne losy wojny i dostania się w ręce powstańców, pod
eskortą roty piechoty (więcej siły ich ogólne nie dozwalały
użyć) do miasta Pułtuska przeprowadzane będą.

Jasiński, choć zawiadomiony o tym najdokładniej, nie
chciał korzystać przecież z tak przyjaznej sposobności za-
opatrzenia się w broń i pieniądze, i żadnych wcale kroków
nie przedsięwziął.

Na liczne dopiero domagania się, głównie z powodu zgro-
madzenia się umyślnie na tę wyprawę kilkudziesięciu
ochotników ofiarujących dobrowolnie pomoc, po kilku
dniach narad wysłał Dąbkowskiego z częścią sił swoich,
jedynie by zadowolnić żądanie ogólne. Dąbkowski stanął
w lesie opodal od miasta Różana; po dwugodzinnym ocze-
kiwaniu z powodu niewiadomego15 cofnął się za Narew
do głównego oddziału; w pół niespełna godziny po tym
Moskale na furmankach, spokojnie, bez najmniejszych
ostrożności przeszli.

Oburzenie do wysokiego doszło stopnia przeciwko Jasiń-
skiemu i Dąbkowskiemu; z goryczą powtarzano, iż dlatego
widać sami podjęli się tej wyprawy, aby nie dopuścić do
niej żandarmerii i ochotników i przeszkodzić odniesienia
najoczywistszych korzyści z łatwego zwycięstwa nad kilku-
dziesięcioma sołdatami.

a Skreślono: nic dziwnego więc, że zarobili na niezaszczytny,
lecz właściwy prawdziwie tytuł zdrajców u tamtejszej ludno-
ści wiejskiej, który to tytuł jak dziś zapewne, tak zapewne
i nadal ożeniony z ich nazwiskiem zostanie.

Tekst pierwotny: nadejścia pory obiadowej (jak sam póź-
niej oświadczał).

Ludzie z podobnym usposobieniem winni raczej gdzieś
w zakonie Bernardynów szeptać pacierze, jak do wojny się
mieszać i psuć szyki innym lepszym od siebie, na widoczną
korzyść wroga.

Inną znów rażą rota piechoty wyszła z Pułtuska w oko-
lice Wyszkowa na rekonesans; Jasiński znajdujący się
o wiorstę drogi nie tylko że Moskali nie zaatakował, lecz
z oddziałem 2000-m w największej skrył się gęstwinie.

Widząc takie niedołęstwo Jasińskiego, i to w porze bar-
dzo dogodnej do ogólnego powstania, Chądzyński łącznie
z ob. Bronie w połowie miesiąca czerwca pospieszyli do
Warszawy celem przedstawienia istniejącego stanu rzeczy
i zasięgnięcia wiadomości i rozkazów stanowczych do wpro-
wadzenia w ostateczne wykonanie reskryptu Rządu Naro-
dowego z dnia 25 maja nr 1013.

Po naj skrupulatniej szym poszukiwaniu i śledzeniu Rządu
Narodowego, który w owym czasie, jak mówiono, miał ulec
pewnej zmianie, wynaleźli oni schronienie pana Kota
y. Dębińskiego, a prawdziwie Kaczkowskiego (ulica Nowy
Świat 27), ministra wojny.

Na zapytanie przez nich mu uczynione w różny sposób
od odpowiedzi stanowczej wywijał się, lecz nareszcie przy-
ciśnięty stanowczo oświadczył: a„po żniwach, gdy chleb
będzie w stodole, najwłaściwsza pora będzie do ogólnego
powstania"21157.

Przedstawienia pomocnika komisarza i ob. Bronie, że
najprawdziwszy zapał bezcelowymi i bezskutecznymi krwa-
wymi manifestacjami nuży się, że po żniwach ludność
wiejska zająwszy się siewami niechętnie od pracy odrywać
się zechce, że Moskale stłumiwszy powstanie na Litwie

157 Z. Chądzyński w liście do J. K. Janowskiego 16.V.1863 r.
pisał, że Rząd Narodowy przerażony sytuacją w terenie,
a mianowicie parciem mas do walki, zahamował proces uzbra-
jania ludu pod pretekstem, iż trzeba przedtem zebrać plony,
„aby chleb był w stodole". Por. Biblioteka Jagiellońska,
rkps 3659. Wszystkie zarządzenia zmierzające do realizacji
pospolitego ruszenia były przez Rząd Narodowy torpedowane,
terminy zaś ogłoszenia pospolitego ruszenia odraczane pod
pretekstem, że należy czekać na interwencją mocarstw.

aa Zdanie podkreślone w tekście.

cale swe siły obrócą przeciwko Kongresówce, a tym samym
nie dopuszczą wywołania ogólnego ruchu itp., itp., nie
odniosły żadnego skutku. Kot kłamał i mistyfikował
w najrozmaitszy sposób, klnąc się na wszystko w świecie,
że Rząd Narodowy ma nadzwyczaj rozległe stosunki z dwo-
rami zagranicznymi, że wie co robi, że to. oo działa, jest
dobrem Polski, która wkrótce ma swą niepodległość od-
zyskać.

Nareszcie zrobił uroczystą obietnicę zmiany władzy woj-
skowej w województwie, to jest Turowskiego i Jasińskiego,
na innych odpowiedniejszych, i przy tym wręczył delego-
wanemu21 asygnację na parę tysięcy sztuk bronib.

Ob. Bronie z asyginacją mu wręczoną przez dni kilka
chodził do różnych komendantów, naczelników, dyrekto-
rów, ekspedytorów, wreszcie nic nie zyskawszy, straciwszy
tylko zupełnie prawie zaufanie i wiarę w Rząd Narodowy
i w jego sumienie narodowe, a przynajmniej w przedsta-
wiających go, z niczym wrócił do domu.

Wkrótce po tymc kilka rot moskiewskich obiegło Trąb-
czyńskiego1 , b. oficera moskiewskiego, na jednej z wyse-
pek przy wsi Drążdzewie159 położonych organizującego
oddział. Niebezpieczeństwo grożące mu było wielkim, aż
nadto widocznym. Moskwa, nie przestając na bombardowa-
niu, spuściła wodę i zaczęła stawiać mosty. Oddział znajdu-
jący się w niekorzystnej pozycji, bez osłony, bez odwrotu,
lada chwila przez przeważną siłę Moskwy mógł być napad-
nięty i pomimo najdzielniejszej obrony wymordowany lub
w niewolę wzięty. Przerażenie i niespokojność wszystkich
okolicznych mieszkańców na huk trzydniowy armat były
okropne. Całą nadzieję i możność oswobodzenia pokładano
w Jasińskim o parę mil odległe [s] z oddziałem obozu-
jącym.

158 Trąbczyński (Trąmbczyński, Trąmpczyński) Józef.

159 Bitwa ta trwała od 27 do 29 czerwca.
a Skreślono: ob. Bronie.

Skreślono: Chądzyńskiemu zaś zalecił jak najspieszniejsze
wracanie w Pułtusłae.
c Skreślono: powrocie z Warszawy Brońca i Chądzyńskiego.

Posłano więc Jasińskiemu stosowne wezwania, przygo-
towano 600 przeszło furmanek pod żołnierzy, zebrano nad-
to do 500 ochotnika, zdjęto najdokładniejszy plan całej
okolicy, w myśli, że tenże otoczy z dwóch stron Moskwę
przypartą do bagien, przepędzi i pobije ją łatwo, a tym
samym powetuje błędy poprzednio przez siebie spełnione.

Jasiński na wszystkie te przygotowania i przedstawienia
był jakby głuchy, niemy i ślepy. Wezwania pomocnika ko-
misarza rządowego i Trąbczyńskiego oprócz zwoływania
narad wojennych innego nie odnosiły skutku, dopiero gdy
zawiadomiono go o wyprawieniu do Rządu Narodowego
nadzwyczajnego kuriera z raportem o jego nieczynności,
a tym samym i zdradziea, po licznych naradach i namy-
słach na trzeci dzień, to jest 30 czerwca160, zdecydował się
wreszcie na oczekujących furmankach udać się z pomocą
Trąbczyńskiemu.

Przybywszy na miejsce wyprawy, li tylko z jednego
punktu zaalarmował Moskwę, pozostawiając jej w razie
potrzeby swobodny odwrót. Po zamienieniu strzałów przez
parę godzin — cofnął się. Moskale, wypatrując w tym jakiś
manewr, obawiając się odcięcia im odwrotu, pozostawioną
luką spiesznie cofnęli się. Oddział kosynierów w tyle pozo-
stawiony, widząc nieład pomiędzy Moskwą w czasie cofa-
nia się jej, rzucił się celem zabrania jej armat, jednak
pomimo małego dystansu cofnął się. Z naszej strony mie-
liśmy 4 w zabitych i 3 w rannych.

W parę godzin po bitwie tej Jasiński nie umiał odpowie-
dziećb na zapytanie, co się dzieje z Trąbczyńskim; ten do-
piero po nadejściu nocy, nie słysząc strzałów, wydobył się
ze swego stanowiska.

Lud wiejski, widząc niedołężne działania Jasińskiego,
będąc nadto przez przechodzące moskiewskie kolumny za
przygotowania czynione do [o]gólnego ruchu prześladowa-
ny, jawnie szemrać i narzekać począł, a nawet panu na-
czelnikowi wojskowemu województwa Turowskiemu jawnie

160 Zieliński twierdzi, że miało to miejsce 29 czerwca (por. Zieliński,
op. cit, s. 238).

a Skreślono: oraz list ob. Brońca traktujący go jako zdrajcę,
niemniej zamiar jednego z podkomendnych mu oficerów za-
strzelenia go, o czym mu doniesiono, sprawiło, że.
Skreślono: pomocnikowi komisarza,

niezadowolenie swe i urazę objawił mówiąc: a„Zdradzacie
nas i oszukujecie nikczemnie, boście zapłatę od Moskala za
gnębienie nas wzięli"a.

Pomocnik komisarza, nie chcąc brać udziału w nie-
szczęściach i daremnych ofiarach z rozporządzeń Rządu
Narodowego wyniknąć mogących, zażądał zwolnienia go od
obowiązków. Wskutek tego przywołano go do Warszawy,
w imię Ojczyzny, poświęcenia, braterstwa itp. okłamując
go najfałszywiej, a wręczając nominację na komisarza wo-
jewódzkiego wyprawiono go do zachodnich powiatów
w Płockiem w celu naprawienia złego, jakie tam narobiła
bezczynność jego poprzednika; nade wszystko by szybko
usposobić ludność wiejską do ogólnego ruchu, zaraz po
żniwach stanowczo nastąpić mającego.

aa Zdanie podkreślone w tekście.

V

IDierwszym krokiem Chądzyńskiego po przybyciu w Płoc-
kie jako nowo mianowanego komisarza wojewódzkiego
(w pierwszych dniach lipca) było: wydanie odezwy do
mieszkańców województwa, w której wskazując każdemu
obowiązki względem narodu i sprawy ojczystej, sposób
działania i postępowania; gorycz, jaką serce jego było
wskutek poprzednich zawodów i rozczarowań przepełnione,
wylał w tych słowach: „proszę Boga, ażebyście mnie nie
nazwali Robespierre'em, a ja was potomkami Chłopickich,
Giełgudówetc."a161.

Ze słów tych w trzy miesiące później Rząd Narodowy
przed nadzwyczajnym komisarzem (nawróconym, jak sam
utrzymywał, z Wielopolczyka162 na rewolucjonistę) tłuma-
czyć mu się nakazał, jako będący pod zarzutem, że podob-
nie się wyrażając dawał znać światu o obojętności szlachty
dla sprawy powstania. Zarazem kazano mu się usprawie-
dliwiać z zarzutu, jakoby podburzania włościan do wystą-
pienia przeciwko panom do rzezi nawet, a to z powodu
innej odezwy do włościan wydanej, której myśl najfałszy-
wiej przekręcono; wzywający ich do wzięcia udziału czyn-
nego w wojnie narodowej, a raczej z powodu pewnego

161 Chłopicki Józef (17711854), dyktator w powstaniu listo-
padowym. Giełgud Antoni (17921831), dowódca nieudanej
wyprawy na Litwę, latem 1831 r., przy przejściu przez granicą
pruską zastrzelony przez polskiego oficera; Krukowiecki Jan
(17721850), generał, gubernator Warszawy, znany z prawico-
wych poglądów. Wszyscy trzej zaważyli ujemnie na powstaniu
listopadowym.

16 Tj. zwolennik Wielopolskiego.

2 Skreślono: Krukowieckich.

ustępu tej odezwy, w której przemawia mniej więcej w ten
sposób: że panowie chcąc wynadgrodzić włościanom krzyw-
dy przez ich poprzedników i przodków od wieków czynio-
ne, zwracają im ziemię uprawianą ich znojem, a niesłusz-
nie im wydartą niegdyś, wzywają ich do podania bratniej
ręki; używania wolnego praw wolności w mającej się
oswobodzić od wrogów Ojczyźnie polskiej.

Przez kilka dni daremnie on poszukiwał w Płockiem
śladów jakiejkolwiek organizacji, wreszcie udało mu się
wynaleźć pana Karola Ujazdowskiego we wsi Lutomie-
rzyn, siedzącego w ciemnym pokoiku, drzwi i okna szczel-
nie pozamykane mającym, w towarzystwie dwóch panien
K sprawy powstania załatwiającego.

Po drobiazgowym sprawdzeniu tożsamości osoby Chą-
dzyńskiego Ujazdowski na wstępie przyjął go wiadomością
o nędznym stanie organizacji w zachodnich powiatach i do-
ręczył zarazem ekspedycję na ręce jego z Rządu Narodo-
wego nadesłaną.

W depeszy tej zawiadamiano nowo mianowanego komi-
sarza, iż dotychczasowy naczelnik cywilny wojewódzki
ob. Eustachy Grabowski, od obowiązków zwolniony,
w miejsce zaś jego do pełnienia tychże obowiązków we-
zwany został ob. Karol Sonnenberg, że tenże nominację
z rąk nadzwyczajnego komisarza Kazimierza Walickiego
(pseudonim) przyjął, że po nim, to jest po Sonnenbergu,
bardzo wielkich korzyści dla sprawy narodowej, jako po
mężu mającym ogólne zaufanie i niezmiernie wielkie sto-
sunki, spodziewać się należy, i że rzeczą komisarza być
powinno tylko dawać baczenie, ażeby rewolucyjnie działał.

Dalej Ujazdowski oświadczył, że Sonnenberg papiery,
rachunki, pieczęć od Grabowskiego odebrał, lecz że po za-
stanowieniu się gruntownym, choć z żalem, postanowił
zrzec się obowiązków wojewódzkiego z obawy, iżby przez
uprzedzenia niesłuszne od działań nie odsunęli się wszyscy
ci, którzy nie należeli poprzednio do organizacji „białych",
w której on bardzo znaczny przyjmował udział, nie chcąc
więc być swoją osobą powodem do zniechęcenia, usuwa się
dobrowolnie.

W końcu Ujazdowski zapewniając Chądzyńskiego, że
Sonnenberg silnie, choć tajemnie popierać będzie wszelkie
działania rewolucyjne, oświadczył, że pieczęć od tegoż
Sonnenberga przyjął, że nawet już z Warszawy nominację

na pełniącego obowiązki wojewódzkiego (w miejsce Son-
nenberga) uzyskał; jakoż rzeczywiście takową ukazał, lecz
bez numeru i daty, na blankiecie Rządu Narodowego
napisaną.

W pierwszej chwili Chądzyński nie mogąc sobie wytłu-
maczyć tak nagłego pokochania sprawy powstania przez
panów Karolów (Sonnenberga i Ujazdowskiego), chociaż
w szczerość ich twierdzeń nie mógł szczerze wierzyć,
przypuszczał jednakże, że oni z chęci zrzucenia z siebie
miana nadanego im przez Padlewskiego, za ów zjazd
w Rumoce, zdrajców, rzeczywiście coś dla powstania robić
zechcą. Lecz po paru tygodniach rozglądnąwszy się bliżej
i głębiej po województwie miał sposobność przekonać się,
że to są farbowane lisy, którymi chciano zamaskować
tylko siedzenie na dwóch stołkach.

Lecz niech rzecz przedstawiona taką, jaką jest sama,
mówi za siebie. Sonnenbergowi i acałej lidzea wsteczników
„białych" w Płockiem zależało wiele na tym, żeby pozbyć
się co rychlej Grabowskiego, jako do tak zwanych „czer-
wonych" należącego; dopiąć tego innym sposobem nie było
można, jak tylko oświadczeniem się za powstaniem wszyst-
kich przeciwników ruchu, w Płockiem niestety w przewa-
żnej będących liczbie. Herszt ich Sonnenberg, przyj ąw-
szy z rąk Rządu Narodowego nominację na naczelnika
województwa, nie zaniedbałby jako niebezpiecznych szaleń-
ców wszystkich gorętszych prawdziwych patriotów usu-
nąć,b a to dla ocalenia kraju i społeczności od ostatecznej
klęski i zguby, gdyby nie następujące okoliczności.

Dziewanowski, gubernator cywilny płocki163, w tym
czasie z pewnych drobnych powodów na własne żądanie
od obowiązków się uwolnił; przyjęcie tego urzędu Wielo-
polszczyzna zaproponowała Sonnenbergowi, jak twierdzili
ludzie godni wiary i znający bliżej te stosunki i jak sam
Ujazdowski o tym później w Dreźnie się odzywał.

183 Dziewanowski Dominik, mianowany 4. VII. 1862 r. guber-
natorem cywilnym płockim.
aa Tekst pierwotny: całemu Sonnenbergowi.
Skreślono: lub Moskwie na szubienicę wydać.

Położenie więc nie bardzo miłe z powodu swej dwu-
znaczności temuż przedstawiło się, maska prędzej czy póź-
niej zdartą by być musiała, groziło oczywiste skompromi-
towanie się i narażenie tej lub owej stronie, a może razem
jednej i drugiej, jak to często w takich razach bywa,
Rząd Narodowy uważając go za patriotę mianował naczel-
nikiem województwa; Moskale na podobny urząd w swej
służbie powoływali. Trzeba było wybrać między jedną
a drugą stroną. Propozycja moskiewska kompromitowała
go wobec powstania... lecz powstanie mogło wziąć nieprze-
widziany obrót... Czartoryski164 trzymający zwykle szal
swej żony, infantki hiszpańskiej165, w przedpokojach cesa-
rzowej Eugenii166, gdy ta przyjąć ją do siebie z wizytą
raczyła, chlubił się ogromnymi stosunkami i wkrótce
z Francuzami przybyć przyobiecywał. Jedyna więc tylko
zostawała rada jednym i drugim, to jest Polakom i Mo-
skwie, wywinąć się zręcznie i zrejterować się z chwałą!

Tak więc zapaliwszy jedną świeczkę Bogu, a drugą
diabłu, swego przyjaciela Ujazdowskiego, zapewniwszy mu
zupełne bezpieczeństwo i bezkarność ze strony moskiew-
skiej, Rządowi Narodowemu jako kandydata na naczelni-
kostwo wojewódzkie przedstawił*.

Ujazdowski po zrzeczeniu się przez Sonnenberga naczel-
nikostwa województwa do Warszawy pośpieszył. W czasie
jego tam pobytu wysłany umyślnie z Płocka oddział mo-

* Ujazdowski, który przy schyłku powstania wyjechał za
granicę, po zabawieniu kilku miesięcy w Dreźnie jeden z nąj-
pierwszycn do kraju swobodnie powrócił odsiedziawszy
w Płocku dla pozoru parę tygodni rekolekcji w wygodnym
pokoju, pod strażą za drzwiami stojącą, nagrawszy się do woli
w preferansa, na odpoczynek i wytchnienie po trudach pod-
jętych, dla wybielenia zbyt czerwonej sprawy narodowej, udał
się do swych Nagórk, słynnej w dziejach stacji centralnej
stosunków województwa płockiego z Rządem Narodowym.

6 Czartoryski Władysław (1828—1894), przywódca Hotelu
Lambert, od maja 1863 r. główny agent dyplomatyczny Rzą-
du Narodowego.

Królowa hiszpańska Maria Krystyna była matką Marii
Amparo hr. de Vista Aliegre, pierwszej żony księcia Włady-
sława Czartoryskiego.

166 Cesarzowa Eugenia, żona Ludwika Napoleona III.

skiewski przybył do dóbr jego Nagórki i przy rewizji zna-
lazł kilka sztuk broni i prospekt urządzić się mianych
w Płockiem poczt przez Rząd Narodowy nadesłany*. Nie
zastawszy ojca, to jest Karola Ujazdowskiego, aresztowano
syna jego i trzymano go przez cały czas powstania w aresz-
cie płockim, jakoby zakładnika.

Zaraz po tym wypadku obiegały pogłoski, że Ujazdowski
umyślnie sam się denuncjował lub kazał denuncjować,
ażeby pozorowanym prześladowaniem go przez Moskali
zyskać przywilej na patriotę i również syna swego sam
oddał do aresztu, by uwolnić od służby powstańczej, a tym
samym nie narażać na niebezpieczeństwa bitew.

Mniemania tego byli i są wszyscy prawie bliżej znający
Ujazdowskiego; w słuszność mniemania wierzy autor tych
„Wspomnień", który doświadczył dotykalnie hipokryzji
i faryzeuszostwa ze strony pewnych koterii szlachty naszej
i przekonał się, że wypadki dobrowolnych aresztowań
i rewizji nie były rzadkimi podczas powstania, uważane
one były zwykle jako kwintesencje sprytu dyploma-
tycznego.

W ten sposób człowiek przed powstaniem i w począt-
kach onego najwięcej duchem i postępowaniem wstecznem
się odznaczający, na liście zdrajców przez Padlewskiego
zamieszczony i ogłoszony, jednym z kierowników powstania
pozostał!!!

I jakiegoż stąd skutku dla powstania spodziewać się na-
leżało?!

Do naczelników powiatu zamianowanych przez siebie
(bo do innych nie miał zaufania i rzadko się odzywał)
Ujazdowski zwykł pisywać energiczne i rewolucyjne
odezwy i polecenia zwykle w kopii komisarzowi komuni-
kowane, lecz nigdy należycie nie wykonane, robił to, jak
się zdaje, celem uśpienia czujności Chądzyńskiego i zyska-
nia zupełnego jego zaufania.

* Po upadku powstania wsie w płoc. [?], jak mi wymie-
niano, kontrybucjami przez Moskali obłożone zostały.

a-a Skreślono:

Jedną z pierwszych czynności Ujazdowskiego było morder-
stwo na osobie zapomnianego z nazwiska żebraka, w gminie

Pan Jan Turowski, naczelnik wojskowy województwa,
zaraz od samego początku swego urzędowania otoczywszy
się licznym sztabem z młodych synów szlachty złożonyma
bezczynnie włóczył się po województwie15; oddawanie wi-
zyt, zabawa, gra w preferansa, wzdychanie do pięknych
oczu były na porządku dziennym.

Co dni dziesięć regularnie0, przyznać trzeba słusznie
w tym razie, zjeżdżał się on z Ujazdowskim dla odebrania
przygotowanych przez niego różnych odezw do wojska
(zalecających po większej części modły rano i w wieczór),
raportów do Rządu Narodowego o świetnym stanie oddzia-
łów, zresztą zasięgnięcia rad sprytnych względem dalszego
postępowania.

j ego zamieszkałego spełnione . Człowiek ten prosty i nędzny
podobno kiedyś Ujazdowskiemu ubliżył, za tę obrazę życiem
przypłacił, obwinił go Ujazdowski o denuncjację do Moskali
zaniesioną, o miejscu zachowania broni znalezionej przy re-
wizji, jaka zaszła w czasie jego pobytu w Warszawie.

Również o mało co nie padł takąż ofiarą lokaj Ujazdowskie-
go przezeń o toż samo oskarżony i na śmierć skazany. Posia-
dał on dokładne wiadomości o różnych sztukach pana swego;
znajdując się w oddziale Witko wsKiego mógł o wszystkim
rozpowiedzieć; za samo więc przypuszczenie, że mógł wykryć
niecne postępki i różne plany na zjazdach wsteczników prze-
ciwko powstańcom układane, wypadało pozbyć się niemiłego
i kompromitującego świadka.

Bednarski, naczelnik wojskowy powiatu płockiego, otrzymał
polecenie wykonania wyroku. Obwinionego pod słup już wy-
prowadzono, śmiałe tylko odezwanie się jego w tych słowach:
Jestem niewinny, złość i intryga przeciwko mnie wymierzona
uwalnia Was panowie od odpowiedzialności przed Bogiem
i ludźmi za odebranie mi życia, służąc w oddziale dałem do-
wód, że życiem pogardziłem i pogardzam, teraz strzelajcie!",
wstrzymało Bednarskiego od spełnienia zbrodni, za narzędzie
której miał być użyty.

I cóż pan na to, panie Ujazdowski?

a Skreślono: jako to Władka, Dębego, Kleniewskiego, Jur-
kiewicza [?], Cnądzyńskiego, b. ucznia Uniwersytetu Moskiew-
skiego do pełnienia konspiracji używanego.

Skreślono: odwiedzając swych licznych krewnych.
c Wyraz podkreślony w tekście.

Na boku dopisek: Fakt ten jest tak podły i nikczemny,
iż go zataić należy.

Dla zakrycia swej nieudolności przy pomocy Ujazdow-
skiego za radą swych krewnych płci obój ej zwykł dobie-
rać na działaczy ludzi małej energii, nie wierzących
w własne siły, lecz na pomoc dworów zagranicznych wy-
czekujących, ludzi biernego usposobienia lub też takich,
którzy będąc sami uczciwymi i dobrymi Polakami, nie
przypuszczali, iżby między służącymi świętej dla nich
sprawie mogli znajdować się ludzie przewrotni i dlatego
ze ślepą ufnością dlań zostających.

W powiecie lipnowskim naczelnikiem powiatu był ob.
Teofil Jurkowski, b. uczeń szkoły w Cuneo, człowiek młody
z poświęceniem, osobiście zacny, lecz we wszystkich swych
działaniach i spotkaniach z Moskalami najnieszczęśliwszy.
Stanowisko mu powierzone było bez zaprzeczenia nad jego
siły; mógł on być dowódcą kompanii, batalionu, słowem
najlepszym żołnierzem, lecza pod kierownictwem kogoś
innego.

W powiecie płockim naczelnikował ob. Leopold Bednar-
ski, lubiący wiele mówić, dobrze zjeść i wypić, o wojsko-
wości najmniejszego wyobrażenia nie mającyb jednakc
z pretensją do tego jako człowiek, który w r. 1848 uciekłszy
z kraju dzieckiem jeszcze, miał, jak sam powiedział, służyć
zbrojnie podczas wojny węgierskiej 6?.

W powiecie przasnyskim zajmował to stanowisko ob.
Wiktor Dobrosielski, b. emigrant, przyjaciel Ujazdowskie-
go, takoż mało co więcej specjalniejszy od Bednarskiego,
lecz również mający jako emigrant pretensje do wszech-
wiedzy.

W części powiatu pułtuskiego przed Narwią zrobiono
naczelnikiem wojennym ob. Jaskołowskiego (Radwana),
który chociaż służył dawniej wojskowo, wielkim był
przyjacielem pokoju... ze czteroma spokojnymi ścianami
i który w tymże pokoju z pewnością dotychczas pozostaje.

Jedynie w powiecie mławskim znajdowało się kilku
oficerów z zagranicy przybyłych, dosyć energicznie dzia-
łających, częste i dosyć pomyślne utarczki z Moskalami
staczających.

167 Tj. 10 latach 1848—1849.
a Skreślono: w wojsku regularnym.

Skreślono: lub najwyżej z regulaminów drukowanych,
a dość licznie w czasie tym sprowadzonych; mający.
0 Skreślono: do tego.

aWojskowi powiatowi z małym wyjątkiem poszli za
przykładem swego wodza Turowskiego. Posprawiali sobie
tak zwane sztaby i o nic się nie troszcząc wyprawiali
młodzież i ochotników na wojnę do lasu; sami zaś włóczyli
się od wsi do wsi, wymyślając na obojętność właścicieli
ziemskich, prawiąc kazania wymowne o miłości i poświę-
ceniu się, grożąc wieszaniem, gdzie się sposobność po temu
zdarzyła, przechwalali się, pawiąc się swą władzą i na-
czelnikostwem, a przede wszystkim objadali poczciwych
szlachciców.

W niektórych dworach gościnniej szych zastać było można
po 20 powstańców od pierwszych dni powstania snem
i jadłem krzepiących swe siły do przyszłych trudów obozo-
wych. Moskwa przez szpary na to patrzyła, oczywiście nie
widziała nic w tym złego dla siebie, pewnie z lekceważe-
niem lub z innego jakiego powodu (może zostawiając ich
na później, na wety), żadnych przeciwko nim wypraw nie
czyniła. Wyjątkiem był tylko Drozdów naczelnik żandar-
mów moskiewskich w Lipnowskiem, który dla zarobienia
na order i wyższy stopień powstańców i niepowstańców
licznie do Płocka dostawiał.

W powiecie lipnowskim kolonie niemieckie do 22 000
ludności w sobie zawierające, uzbroiwszy się w widły,
kosy i broń palną przez Moskwę im dostarczoną, chwytały
lub zabijały śmielszych i odważniej szych, a sprzyjaniem
sprawie narodowej odznaczających się mieszkańców.

Kasy powiatowe prawie zupełnie były puste, podatku
jakkolwiek małego nikt nie uważał za obowiązek święty
składać, zależało to od dobrej woli i łaski podatkującego.

W mieście Płocku organizacji prawie nie było, całą
jedyną władzą był naczelnik miasta ob. Janczewski, który
tak dobrze ukryć się umiał, że nie tylkob Moskale, lecz
i mieszkańcy o istnieniu jego nic wiedzieć, a nawet bardzo
rzadko kto z członków organizacji mógł go odszukać,
zresztą dla wieku podeszłego pomimo dobrych chęci nie-
wiele zdziałać mogący.

a Skreślono: Naczelnicy.

b Jedno słowo skreślone, nieczytelne.

Tak smutny obraz stanu, w jakim znalazł sprawę naro-
dową i powstanie, komisarz rządowy wojewódzki21 w swym
raporcie opisał Rządowi Narodowemu z żądaniem przede
wszystkim zmiany dla dobra sprawy naczelników wojsko-
wego i cywilnego województwa.

Po upływie dopiero dwóch miesięcy przeszło od czasu
przesłania raportu wskutek ciągłych jego skarg i zażaleń
Rząd Narodowy zalecił mu przedstawienie odpowiedniej-
szych na te stanowiska osobistości.

Chcąc zaradzić złemu, które górę wzięło, o ile mu moż-
ność i okoliczności czasu i miejsca dozwalały, komisarz
rządowyb zaraz po przybyciu swym w Płockie wysłał
z ramienia swego do powiatu lipnowskiego ob. Gustawa
Duckerta jako swego pomocnika z zupełnym upoważnie-
niem działania w jego imieniu.

Duckert swym poświęceniem bez granic i bez wytchnie-
nia, niewyczerpaną energią w krótkim bardzo czasie cały
powiat lipnowski, martwy dotąd, dla sprawy narodowej
ożywił i dobrze usposobił. Szpiegostwo ukrócił, niemieckich
kolonistów w polskich patriotów zamienił, tak że nie tylko
że zapomnieli dawniejszej najniesłuszniejszej nieprzyjaźni,
lecz zaczęli opłacać podatki, dostarczać i przeprowadzać
broń. Oddziały się tworzyć zaczęły, powstanie stało się
w tych stronach widzialnym i dotykalnym.

W powiecie mławskim i przasnyskim pomocnikiem ko-
misarza był Teodor Jackowski (o którym wyżej wspom-
niano) przez Rząd Narodowy Chądzyńskiemu narzucony.
Człowiek ten jakkolwiek miał chęci szczere swym poświę-
ceniem zmazać ciążące na nim z czasów przedpowstań-
czych różne zarzuty o lekkomyślność, dla licznych przecie
skarg przez mieszkańców przeciwko niemu zanoszonych
o dawne uczynki, wkrótce odwołany i do Drezna na kon-
sula wysłany został. Działanie więc jego było prawie żadne.

W powiecie pułtuskim i ostrołęckim0 był pomocnikiem
komisarza Edward Grabowski, syn mecenasa z Warszawy,

& Skreślono: z wielu szczegółami dziś niepamiętnymi.

Skreślono: województwa płockiego.
0 Skreślono: takoż narzucony przez Rząd Narodowy.

zdolny, energiczny, lecz dla swej młodości i swego niedo-
świadczenia nietrafny często w postępowaniu21.

Chądzyński najprzód zajął się urządzeniem żandarmerii,
o której w powiatach płockim, mławskim i lipnowskim
dotąd nie miano wyobrażenia, by tym sposobem mając do
swego rozporządzenia sprężystą siłę wykonawczą był
w stanie przerwać tak jak w Pułtuskiem komunikację pomiędzy
Moskwą, nużyć ich załogi ciągłym alarmowa-
niem, partyzantów z kryjówek do oddziałów wystraszyć,
wymierzaniem zaś ludowi wiejskiemu w zatargach z pana-
mi sprawiedliwości przysposobić tenże lud do zaufania we
władzach narodowych, a przez to i do czynnego wzięcia
udziału w powstaniu.

Od tej też chwili więcej życia powstańczego w powiatach
zachodnich objawiło się.

W powiecie płockim istniejące oddziałki Witkowskiego168
(Kolbem dla popularności pierwszego, poległego pod Ry-
dzewem, przezywającego się) i Antoniego Wolskiego (Du-
nina) pod względem liczby przynajmniej wzrosły w siłę.
Z braku ładu i porządku z przyczyny, że dowódcy byli
charakteru zbyt łagodnego, bez energii, stanowczości i bez
daru szybkiego zaradzenia przedstawiającym się trudno-
ściom oraz bez elementarniej szych nawet zasad sztuki
wojskowej, korzyści żadnych, owszem zawsze straty wy-
nikały.

W Lipnowskiem Jurkowski przy współudziale Diickerta
zebrawszy oddział poniósł jak zwykle porażkę. Poznawszy
wreszcie swą nieudolność i nieodpowiedniość stanowisku
dowódcy oddziału zrzekł się swego naczelnikostwa na
rzecz Piotra Czarlińskiego, b. oficera pruskiego.

W Mławskiem powstały oddziały Gasztofta169, Navonne-

ł\1 ^7rt fł1'71

go , Szmajsa , Romualda Mayera (Pałacyka) etc.

168 Witkowski Teofil „Kolbe II".

169 Gasztoft Bronisław, syn emigranta, służył jako podoficer
żuawów francuskich, w powstaniu dowodził oddziałem. Zmarł
w wyniku ran 11. IX. 1863 r. pod Lidzbarkiem.

Navonne (Nawonne) Ludwik, Włoch z pochodzenia.
Szmajs Piotr (Szmeiss, Szmejs, Schmajs).

a Skreślono: Był on po prostu przez naczelników tamtej-
szych powiatów używany jako wyręczy ciel do różnych ko-
misów.

W tekście: Nawonnego.
0 W tekście występuje pisownia: Szmejs, Szmajss.

W pierwszej połowie lipca liczyliśmy w całym woje-
wództwie przeszło 5000 ludzi zbrojnych, nie rachując w to
żandarmerii do 600 osób w sobie zawierającej.

Na nieszczęście cała praca ta, wszystkie te usiłowania
w marne pójść miały bez wydania owocu.

Jenerał Semeka, naczelny dowódca moskiewski, uważa-
jąc oddział Jasińskiego za główne jądro powstania płockie-
go, wszelkimi środkami zniszczyć go postanowił. Ułożyw-
szy więc plan jak najszczegółowszy działania, wykonanie
onego powierzył jenerałowi Toll.

Na dwa przeszło tygodnie przed naznaczonym dniem
wykonania plan ten dostał się w ręce nasze. Ob. Bronie
odczytał go (był bowiem pisany cyframi), w oryginale
Rządowi Narodowemu zakomunikował, w kopiach zaś Ja-
sińskiemu i Turowskiemu.

Świadomość sił nieprzyjacielskich, miejsce ich noclegów,
spoczynków, marszów, kierunku ruchów, jakie ów plan
przyjęty dostarczał, cokolwiek energiczniejszemu dowódcy
niż Jasińskiemu posłużyłby nie tylko do zniszczenia i wy-
tępienia wroga, ale nawet opanowania wszystkich miast
opuszczonych przez oddziały moskiewskie, wyszłe na wy-
prawę, dla pozoru tylko słabe bardzo załogi w sobie
mieszczących, które by za zbliżeniem się powstańców bez
boju stanowisko opuściły, a w najgorszym zaś razie
choćby dla ocalenia siebie i wydostania się z matni.

Jasiński, jak zwykle chwiejny, wzdychał, szeptał pacie-
rze do Wszystkich Świętych polecając się im w opiekę,
a żadnych ziemskich przygotowań ze swej strony nie czy-
nił i środków żadnych nie przedsiębrał. Chwila konieczne-
go rozpoczęcia walki zbliżała się, trzeba było coś przed-
sięwziąć, a więc ku stronom łomżyńskim, by zmylić drogę
Moskwie, wyruszył i spotkawszy się w drodze z oddziałami
Grzymały, Tyszki, Skarzyńskiego172, cofającymi się również
w strony płockie, jak Jasiński w łomżyńskie, połączył się
z nimi i objął naczelne dowództwo.

1 T7

Oddziały Grzymały, Tyszki Adolfa i Skarzyńskiego dzia-
łały w Augustowskiem.

Wałuj ew w dalszym ciągu bitwy w spotkaniu z oddzia-
łami Witkowskiego kosą w głowę ranny został. Wskutek
tego Moskale cofnęli się. Straty nasze wynoszą 100 w za-
bitych, między innymi Klat176 wezwanya z zagranicy dla
objęcia obowiązków naczelnika wojskowego po Turow-
skim zwolnić się mającym, Czaplicki syn właściciela dóbr.

Jasiński z Wawrem słysząc strzały w czasie bitwy
z Trąbczyńskim zamiast pospieszyć na pomoc temuż zajęli
się rozpuszczaniem do domów piechoty, następnie Wawer
ze swą kawalerią kilkaset koni liczącą udał się nazad
w Łomżyńskie, co widząc Jasiński kawalerii swej, do 200
liczącej koni, rozejść się nakazał.

Równocześnie prawie z rozbiciem Jasińskiego boddziałek
nasz w Lipnowskiemb pod wsią Szczutowem-Blizno177
w dniu 9 lipca napadnięty znienacka rozproszony przez
Moskali został.

W dniu 12 w powiecie mławskim zastępując chwilowo
Zambrzyckiegoc178 (b. oficera wojsk moskiewskich, który
dla załatwienia jakichś osobistych interesów... od oddziału
odjechał) niejaki Zgliczyński uniesiony wojennym zapa-
łem przedsięwziął zdobyć mieścinę Kuczborkd, w której
Moskale w liczbie kilku rot dla odpoczynku się zatrzymali,
odparty i przepędzony został; zuchwałą tę wyprawę nasi
opłacili stratą 30 zabitych i 30 rannych.

Po tych klęskach powstania podnieść w województwie
było prawie niepodobna, tworzyły się, występowały
wprawdzie pojedyncze oddziały, lecz te jakoby na pastwę
przeważnym siłom wroga rzucane, długo utrzymać się nie
mogły i marniały. Demoralizacja ogólna nastąpiła. Narze-

176 Klat Józef, mając krótki wzrok, wziął jazdą Jasińskiego
za kozaków, a obawiając się aresztowania odebrał sobie życie
(Zieliński, op. cit, s. 242).

Jak podaje Zieliński (op. cit, s. 239) powstańcy stracili
w tej bitwie 34 zabitych i 8 rannych.

178 r7„,J.Jm L„_.„7 ' Ox„y*„,«

179


a


Zambrzycki Stefan.
Zgliczyński „Kusza", Kuszaba.
Skreślono: yrzoz komisarza rządowego woj. płockiego.

Tekst pierwotny: Jurkowski.
W tekście: Zebrzyckiego,
W tekście: Kuczborg.


b b

kania przeciwko Rządowi Narodowemu i panom za nie-
wezwanie wszystkich ogółem w porze właściwej, to jest
w końcu czerwca lub pierwszych dni [s] lipca, do ogólnego
ruchu, a przez to zaprzedania ostatecznie Polski ze wszyst-
kich ust wieśniaczych słyszeć się dały. Wielu prawdziwych
ludzi czynu co lepszych poginęło lub dostało się w paszczę
moskiewską21.

Cofam się w tył nieco: Trąbczyński po wydobyciu się
z matni pod Drążdzewem powtórnie przez Moskali był
otoczony, nie mając innego przed siłami nieprzyjacielskimi
ratunku, słał do Bronica z prośbą o pomoc.

Bronie znając Jasińskiego nierajctwo uznał za bezsku-
teczne wszelkie do niego w tym razie odnoszenie. Wziąw-
szy więc kosę w rękę i zabrawszy z sobąb Jackowskiego
(pomocnika komisarza) oraz swego furmana dzielnego
Antka* przez wsie przez Niemców zamieszkałe przejeżdża-
jąc wołał, iż idzie z pospolitym ruszeniem na pomoc
Trąbczyńskiemu. Niemcy nie zaniedbali natychmiast o tym
donieść dowódcy moskiewskiemu Goriełowowic, który
z największym pośpiechem wydając okrzyki „obszczeje
dwiżenie", pozostawił spokojnie Trąbczyńskiego, a sam
zemknął do Przasnysza.

Fakt ten niech posłuży za dowód, jak bardzo Moskwa
obawiała się pospolitego ruszenia.

Niezmordowane usiłowania ob. ob. Michniewicza, Smo-
leńskiego, Duckertad, Rynarzewskiego180, Cetkowskiego181
i innych pozostawiały nadzieję wznowienia jeszcze na no-
wo powstania i wywołania po żniwach ogólnego ruchu.

* Człowiek prosty, obdarzony ogromną przenikliwością
i bystrością umysłu — na wszelkie trudne przedsięwzięcia był
używany, zawsze się dobrze sprawił — stąd wielkiej między
lucern używał popularności.

Rynarzewski Konstanty (18231863), sformował oddział
z Kurpiów, zginął 6.XIpod Żelazną.

Cetkowski Dionizy (Centkowski), zginął w powstaniu
22. VIII. 1863 r.

a Skreślono: między ostatnimi ob. Bronisław Bronie, który
gdyby nie był aresztowany przed rozproszeniem Jasińskiego,
swym dowcipem, zabiegłością pewno by ów oddział z takim
trudem zorganizowany od zmarnowania ocalić potrafił,

Skreślono: kulawego.
0 W tekście: Goryłowowi.
Skreślono: Marchwickiego.

W miesiącu sierpniu jeden z księży dostarczył Chądzyń-
skiemu wyjątek z jakiejś dawnej ustawy duchowieństwa,
w której powiedziano, że w przypadku aresztowania przez
władzę świecką biskupa w całej jego diecezji kościoły
winny być zamknięte, pogrzeby, nabożeństwa i obrządki
kościelne wstrzymane, proboszcze zaś zgromadzając lud po
cmentarzach winni przedstawić niesprawiedliwość na oso-
bie Bożego pomazańca spełnioną i zachęcać do przedsię-
brania wszelkich środków prowadzących do uzyskania jego
wolności. Jeżeliby aresztowanym był arcybiskup, w takim
razie w całej prowincji podobne postępowanie ma być
zastosowane.

Odpis tego postanowienia w języku łacińskim z tłuma-
czeniem na polski komisarza Rządowi Narodowemu prze-
słał, nalegając w swym raporcie, by korzystając z wysła-
nia Felińskiego182 arcybiskupa do Rosji, zarządzić zamknię-
cie kościołów i polecić proboszczom wezwać lud do walki
w obronie wolności i religii. Wykonanie tego przy środkach
wówczas rozporządzalnych nie przedstawiało żadnych waż-
nych trudności.

Rząd Narodowy przez pośrednictwo sekretarza swego
pod dniem 13 sierpnia odpowiedział komisarzowi, że pa-
piery przezeń nadesłane utworzonej specjalnej komisji
duchownej do rozpoznania odstąpił; obecnie zaś zaleca Mu
(nic nie wzmiankując o ogólnym ruchu), ażeby skłonił
księdza Popielą183, nowo na biskupstwo płockie zamiano-
wanego, do zarządzenia ogólnej w diecezji swej żałoby.

Ksiądz Popiel na czynione mu przedstawienia i nalegania
na niego o dopełnienie życzeń Rządu Narodowego zbywał
milczeniem. Dopiero gdy komisarz rządowy wystosował
doń odezwę witającą go w imieniu władz narodowych jako
pasterza do diecezji nowo przybyłego, zarazem przedsta-

182 Feliński Zygmunt Szczęsny (1822—1895). W styczniu
1862 r. został arcybiskupem warszawskim. Popadł w konflikt
z władzami carskimi i w czerwcu 1863 r. został zesłany,

183 Popiel Teofil Wincenty Chościak (1825—1912). W 1862 r.
był rektorem duchownej Akademii w Warszawie, następnie
zesłany powrócił do Królestwa Polskiego jako biskup płocki,
lojalistycznie nastawiony wobec caratu.

6 Skreślono: wojewó<

wiającą potrzebę ogłoszenia żałoby dla ulgi ciężkiemu
smutkowi wiernych po utracie arcypasterza z uwagą, że
wskutek zaniedbania tej sprawy przez duchowieństwo
łatwo wyrodzić się może zobojętnienie dla religii i duchow-
nych. Ksiądz Popiel zrozumiawszy słuszność uwag i przed-
stawień w tej odezwie czynionych żałobę w diecezji płoc-
kiej ogłosił.

Żałoba ta we wrześniu ogłoszona trwała do listopada,
nim ze zmianą sposobu postępowania władz narodowych
zaniedbaną została18 .

W miesiącu sierpniu Rząd Narodowy ustanowił nowy
urząd organizatorów wojskowych, wybór i mianowanie
osób poruczając naczelnikom wojskowym wojewódzkim.

Stosownie do życzeń Ujazdowskiego i Sonnenberga pan
Turowski powołał na organizatora wojewódzkiego pana
Lasockiego ze wsi Cieszyna*. Lasocki przez sześć tygodni
przeszło nic nie zrobił, pomocników powiatowych nawet
sobie nie dobrał i wreszcie od obowiązków się uwolnił.

Organizatorowie w sierpniu i początkach września
w Płockiem mogli działalnością i czynnością swą oddać

184 Z uwagi na masowe represje stosowane przez carat,
zwłaszcza wobec kobiet za noszenie żałoby, Traugutt nie
chcąc narażać ludności na szykany i kary wezwał do wyrze-'
czenia się „zewnętrznych oznak w czarnym kolorze".

* Zamianowanie Lasockiego organizatorem, człowieka ma-
łych pojęć, o wojskowości nie mającego wyrobienia, lecz za
to najwierniejszego sługę i przyjaciela Ujazdowskiego, miało
na celu zatajenie skradzionych 69 000 złp. przez Ujazdowskie-
go. Rzecz tak się miała.

W początkach sierpnia Rząd Narodowy zalecił komisarzowi
sprawdzenie kas i pociągnięcie kogo się okaże potrzeba do
szczegółowych obrachunków. W kasie powiatu płockiego, któ-
rej kasjerem był najserdeczniejszy przyjaciel Sonnenberga,
Jackowskich i Ujazdowskiego niejaki pan Kleniewski, założy-
ciel domu handlowego „Rolników Płockich", znaleziono różne
kwity bez daty i podpisu ręką Ujazdowskiego na sumę złp.
89 000 wystawione.

Wezwany Ujazdowski o złożenie szczegółowych rachunków
sumy tej nie zapierał — twierdził tylko, iż ją weekspensował
na uzbrojenie i umundurowanie oddziału kawalerii ułanów
płockich, wkrótce w pole wyjść mających pod dowództwem
Dionizego Cętkowskiego.

dla powstania wielkie przysługi, zmarnowanie więc przez
Lasockiego najdroższej dla powstania chwili uważać nale-
ży za przeniewierzenie się sprawie narodowej.

C etkowski prawie równocześnie z powyżej przytoczonym
oświadczeniem Ujazdowskiego nie chcąc i nie mogąc dłużej
pozostawać bezczynnie dla obudzonej uwagi wroga wyruszył
w pole. Obecny tam komisarz rządowy miał dobrą sposobność
zauważyć owe umundurowanie i uzbrojenie oddziału przez
Ujazdowskiego. Składało się ono ze 100 siodeł z frenzlami
(przez 2 tygodnie w użyciu będącymi) wartości i

ń złp. 100 sztuka,
czyli suma złp. 10 000
100 kurtek i spodni z najpodlejszego

sukna po złp. 40 para „ „ złp.

4000
100 par ostróg po złp. 3 para „ „ złp. 300

Razem złp.

14300

Broni staraniem Ujazdowskiego sprowadzonej nie było. Całe
uzbrojenie składało się ze 100 lanc, 10 strzelb i kilkunastu
pałaszy, przez Cetkowskiego po różnych miejscowościach
zebranych.

Na usilne nalegania przez komisarza o rachunki Ujazdowski
okazał mu kwit przez jednego z członków Organizacji War-
szawskiej na sumę złp. 20 000 wystawiony na zakupno owych
siodeł, frenzli itp.

W kilka zaś dni później zakomunikował mu rozporządzenie
Rządu Narodowego polecające mu jako naczelnikowi woje-
wódzkiemu zniszczyć wszystkie dotychczasowe rachunki,
kwity itp. i na nowo zaprowadzić porządek w kasach.

Jakkolwiek, przyznać należy, Ujazdowski z niezwykłą
energią do wykonania tego rozkazu zabrał się, komisarz
rządowy stawił jednakże opór i zatarciu śladów kradzieży
zapobiegł. Raport jego w tym względzie do Warszawy wysła-
ny do końca samego urzędowania odpowiedzi nie otrzymał.
Mimowolnie więc pogłoskom krążącym, a to za granicą na
emigracji potwierdzanym wiarę dawać należy, że pan Józef
[Kajetan]a Janowski, ówczesny Sekretarz Rządu Narodowego,
uniżony sługa i podnóżek herbowych panów, raporta urzędni-
ków nie odpowiadające jego widokom nie przedstawiwszy ich
Rządowi Narodowemu zniszczył.

Ponieważ Ujazdowski li tylko sumę złp. 20 000 kwitem oka-
zanym usprawiedliwił, a pobrał z kasy Rządu złp. 89 000, na
czysto więc 69 000 złp. pozostało się w jego szkatule.

Ujazdowski nalegany o rachunki długi czas zwlekał z odpo-
wiedzią, pod rozmaitymi pozorami unikał spotkania się
z komisarzem, wyraźnie czekał na reskrypt Rządu Narodowe-
go zniszczenie wszelkich rachunków zalecający.

a Skreślono: Jan Kanty.

1 QQ

swym do Generała Kruka wyraził się*), bezczynnie na
laurach w Chromakowie spoczął.

Przez ten czas oddziały Szmajsa i inne nie mogąc się
doczekać nadciągnięcia Witkowskiego bitwy zaprzestały.

Moskwa, cofając się ku Chromakowu do swych, spo-
strzega wychodzącego ze wsia Witkowskiego. Kozacy na
nowo rozpoczynają bój, naszych rozpraszają, kładąc około
80 trupab.

Jakby dla dopełnienia zupełnej klęski Szmajs zostawszy
ranny poleca się odwieźć do Brus. Znajdujący się najbliżej
niego Romuald Mayer (Pałacyk), b. uczeń Szkoły Głównej,
któremu Szmajs odjeżdżając oddał swój pałasz, z tego
powodu uroił sobie prawo do naczelnego dowództwa. Po-
między nim, Orlikiem i Gasztoftem wskutek tego powsta-
ją spory i kłótnie, które się zakończyły rozpuszczeniem
oddziałów przeszło 1000 ludzi wynoszących, w same belgij-
skie sztucery uzbrojonych.

W powiecie pułtuskim Jasiński, którego ni liczne klęski
i niepowodzenia na polu sławy, ni rady jego przyjaciół
z prawdziwej manii naczelnikowania na biedę powstania
i powstańców z jego oddziału wywieść nie mogły, przy
pomocy niejakiego Stanisława Sołowieja, człowieka rzeczy-
wiście z energią, poświęceniem i prostym rozsądkiem, lecz
bez najmniejszego wykształcenia, a stąd mimowolnie dla
nietrafnego0 zapatrywania się błędy popełniającego,
w lesie do wsi Magnuszewa należącym oddział na nowo
zbierać i urządzać zaczął.

Moskwa powziąwszy o tym wiadomość w dniu 12 sierp-
nia kilka rot piechoty z sotnią kozaków i szwadronem
huzarów pod wodzą generała Bagobuta dla przeszkodzenia
tworzeniu się oddziału wyprawiła.

* Krysiński [Karol].

188 Heidenreich Kruk Michał (1831—1866). Przed powsta-
niem był oficerem armii rosyjskiej, związany z grupą Siera-
kowskiego, w powstaniu jako generał był naczelnikiem woje-
wództwa podlaskiego i lubelskiego.

189 Brochocki Lucjan.

* Skreślono: na czyste pole.

Skreślono: (W liczbie zabitych znajdowali się Brochocki
uczeń szkoły Cuneo i Lasocki syn właściciela dóbr Cieszyna).
0 Tekst pierwotny: błędnego.

Bagobut z oddziałem swym stanął we wsi Gostkowie
naprzeciwko formującego się po drugiej strome Narwi
Jasińskiego, który choć zawczasu zawiadomiony o tym,
jak zwykle żadnych ostrożności nie przedsięwziął, nie roz-
stawił nawet zwyczajnych pikiet, wyjąwszy jednej z pięt-
nastoletniego dziecka złożonej.

Chłopczyna ów spostrzegłszy kozaków przybiegł do od-
działu z wiadomością o tym, Jasiński zamiast sprawdzić
twierdzenie chłopca, przeciwnie, zgromił go i powtórnie
na pikietę wyprawił — sam zaś najspokojniej zasiadł do
kończenia herbaty w towarzystwie kilku kobiet do oddzia-
łu przybyłych.

Na powtórny alarm przez owego pikietnika zrobiony,
iż Moskale coraz w większej liczbie pokazują się, Adolf
Zduńczyk z plutonem swym, bez rozkazu Jasińskiego, udał
się ku rzece dla obserwacjT, napadnięty przez przema-
gającą siłę wroga, który tymczasem przez Narew w bród
się przeprawiał (śladem pozostawionym przez wóz wiozący
żywność dla Jasińskiego), po męskiej obronie wraz ze
wszystkimi swymi towarzyszami śmierć chwalebną poniósł.

Moskale po zniesieniu tej słabej zapory w sam środek
naszego obozu bez oporu weszli. Jasiński od śniadania pro-
sto dosiadłszy konia z kawalerią 40 koni wynoszącą uciekł,
nie zatrzymawszy się aż o 4 mile od placu boju, to jest we
wsi Zimna Woda na Puszczy Kurpiowskiej położonej. Od-
dział bez dowódców zupełnie rozbiegł się w cztery strony
świata rzucając po drodze ostatnią broń, jaką jeszcze mie-
liśmy15.

Jenerał Bagobut pożogą i mordem niewinnych miesz-
kańców dowiódł0.

We wsi Magnuszewie leśnika i pisarza prowentowego,
po spaleniu poprzednim w ich obecności całego ich mienia,
sołdatom przywiązać do słupa i zamordować polecił. Przed

190 Karloyi czy Karolyi (?)

a Skreślono: wroga.

Skreślono: Straty nasze wynoszą 18 zabitych, a między
nimi Adolf Zduńczyk, urzędnik drogi żelaznej i węgierski
dowódca batalionu piechoty .

0 Dopisano na górze trzy słowa, nieczytelne; skreślono: naj-
lepiej swego mongolskiego pochodzenia.

bitwą jeszcze kazał zamordować dwóch księży we wsi
Gostkowie, tamże do chorego z Pułtuska przybyłych;
dzierżawcę wsi Magnuszewa pana Szalę i jego syna sam
swoją ręką pałaszem pokaleczył, następnie zabudowania
dworskie z całym sprzętem z pola i inwentarzem spalił.

Jednocześnie prawie we wsi Przesadowie (o półtorej
wiorsty drogi od Magnuszewa) Polikarpa Dąbkowskiego,
tamże się znajdującego, nie wiedząc o jego udziale
w powstaniu jedynie dla niemiłej mu powierzchowności
kazał zamordować. Noc i znużenie żołnierzy położyły tamę
dalszym mordom.

Jasiński po kilku dniach pobytu we wsi Zimna Woda,
niepoprawiony i nieposkromniony w swym obłędzie na-
czelnikowania i gubienia oddziałów, w dniu 20 sierpnia
wyruszywszy z kawalerią swą, stanął w lesie do wsi Mło-
dzianowa należącym. Nie rozstawiwszy zwykłych nawet
pikiet, choć wiedział doskonale, że Moskwa naokoło się
wszędzie kręci, krok w krok za nim tropi, dozwoliwszy
konie rozkulbaczyć, całemu oddziałowi składającemu się
z 66 koni i to z samych prawie oficerów, znowu w czasie
śniadania i zapijania herbaty, których mu Moskale nawet
dokończyć nie dozwolili, przez kilkunastu kozaków na-
padnięty i ostatecznie rozproszony pozostał. Wyjąwszy
jednego Szymańskiego, b. trębacza z wojska moskiewskie-
go, wszyscy kawalerzyści piechotą pouciekali. Moskale
przeszło 40 koni zabrali oraz wzięli do niewoli Kontrymo-
wicza, b. weterynarza w stopniu majora z pułku huzarów
Pawłogrodzkich*a, Kozłowskiego i Albańskiego.

Po tej rozsypce Jasiński nie znalazłszy w żadnym dwor-
ku ani w żadnej chacie gościnności wyjechał do Prus, gdzie
objadając szlachtę, pułkownikiem się zamianował.

* Kontrymowicz przez żandarmerię naszą schwytany jako
niewolnik długo w oddziale pozostawał bez zdecydowania się
do przyjęcia służby powstańczej, po kilku potyczkach widząc
zapał nieustający zdecydował się zrzucić swe szlify
i od tego czasu wiernie służył powstaniu. Pisał nawet jakieś
listy do swych naczelników i kolegów zachęcając ich do
Przejścia na stronę naszą. Moskale po ujęciu go, wskutek
usilnych starań całego pułku huzarów, skazali na lat ośm do
kopalni, a nie na rozstrzelanie jak innych.
W tekście: Pawłogradzkich.

W dniu 22 sierpnia pod wsią Osiek w spotkaniu z kawa-
lerią moskiewską zginął Dyonizy Cetkowski, dowódca
oddziału kawalerii płockiej, z nim razem zginęli Filiborn
i Zegrzda, jego adiutanci. Można śmiało powiedzieć, szkoda
dzielnego człowieka.

Cetkowski był dobryma oficerem, gorliwie swe obowiąz-
ki pojmującym, kilkakrotnie spotykał się z Moskalami,
którzy widząc niezwykły porządek, sprawność i zwrotność
ruchów w jego oddziale nie śmieli go zaczepić w otwartym
polu. Umyślnie, na jego pochwałę niech będzie, przeciwko
niemu sprowadzono z Warszawy kilka szwadronów ułanów
i kozaków czarnomorskich, a przecie uzbrojenie oddziału
składało się prawie tylko z lanc, 10 strzelb i kilku pałaszy.

Przy pierwszym wyjściu w pole Cetkowskiego komisarz
rządowy widząc skromne uzbrojenie, by w broń zaopa-
trzyć udał się umyślnie do powiatu lipnowskiego i znajdu-
jącą się tamże broń w ilości 50 pałaszy i 50 par pistoletów
bezużytecznie w ziemi leżącą za pośrednictwem żandar-
merii dostawić Cetkowskiemu polecił. Ob. Gustaw Diickert
po zrobieniu wszelkich potrzebnych przygotowań od pana
Turowskiego otrzymał zawiadomienie, iżby broni ruszyć się
nie ważył, gdyż Cetkowski po kilku tygodniach spędzo-
nych w innych powiatach na musztrze i zaprawieniu od-
działu do służby sam po nią w Lipnowskie ma ściągnąć.

W ciągu tych kilku tygodni Cetkowski już nie żył, a od-
dział pozbawiony dowódcy nie istniał.

b_b

Przy Cetkowskim zabrali Moskale 10 000 złp. na kupno
nowych siodeł mu wypłaconych.

Śmierć Cetkowskiego wywołała liczne skargi przeciwko
Turowskiemu, wskutek których Rząd Narodowy uwolnić
go od obowiązków widział się być przecie zmuszonym.

a Tekst pierwotny: bardzo zdolnym.

Skreślono: Na kilka godzin przed bitwą w gronie
licznych przyjaciół przybył do oddziału Cetkowskiego pan
naczelnik Turowski, po odbyciu różnych defilad i musztr na
wiadomość o zbliżającej się Moskwie wskoczył do powozu
i umknął swoim zwyczajem, pozostawiając oddział znużony
i prawie do bitwy niezdolny.

W niedługim czasie po tej bitwie oddział Witkowskiego
w lesie do wsi Rybitwy191 należącym przez sotnię koza-
ków, za kupnem siana przybyłych, ostatecznie już był roz-
proszony. Straty wynosiły 19 zabitych. Witkowski przed
bitwą gdzieś znikł z oddziału. Po tych niepowodzeniach
wstecznictwo białe jawniej i śmielej występować i bruź-
dzić zaczęłoa.

Pan Aleksander Jackowski, prezes Dyrekcji Szczegółowej
Towarzystwa Kredytowego, przybywszy z Paryża przywiózł
z sobą zasób nowin, niekorzystny wpływ na całą szlachtę
wywieraj ących.

Odbywano więc w największej tajemnicy, nocami zjazdy
i narady. Jackowscy, Sonnenberg, Ujazdowski i inni tym
podobni głównie zjazdom tym przewodniczyli.

Komisarz będąc powiadomiony, iż celem tych tajem-
niczych narad jest zaprojektowane przez Semekę podanie
do cara wiernopoddańczego adresu i uspokojenie ruchu
powstańczego, pospieszył ze stosownym przedstawieniem
do Rządu Narodowego, jednak Rząd Narodowy żadnej od-
powiedzi na to udzielić nie raczył, nadsyłał tylko jakby
na kpiny co tydzień przez umyślnego kuriera (którym była
zacna pani Klementyna Kisielewska, długi przeciąg czasu
na Syberii później trzymana) liczne egzemplarze nut na
piszczałki i rysunków przedstawiających wzory mundurów,
tak jakby mundur, a nie odwaga i chęć zwycięstwa stano-
wił żołnierza.

Dlatego Komisarz ostatecznie za nr. 430 ostrzegł Rząd
Narodowy o koniecznym upadku sprawy, jeżeli środki
prawdziwie energiczne przedsięwzięte nie będą. W raporcie
tym przytoczył słowa często powtarzane przez jednego
z braci Jackowskich: „Trzeba nam było 12 000 łotrów od-
dać do wojska, a kraj rozwijałby się na drodze przemysłu,
handlu i prawdziwego postępu", raport ten przy osobie
Stanisława Celińskiego i z nim udającego się do Warszawy

191 16.IX.1863 r.

a Na 73 karcie oryginału innym charakterem pisma dopi-
sano na górze: Gasztort rozformowany i sam zabity w Mła-
wskiem.

Józefa Pilitowskiego schwytanych w drodze przez Moskwę
znaleziony został i we wszystkich dziennikach tak krajo-
wych, jak i zagranicznych był ogłoszonya.

b b

a Na marginesie podano wyciąg z tego raportu z dnia
26.IX.1863 r. podpisanego przez Chądzyńskiego, w brzmieniu
francuskim:

Situation de la Pologne au 1CT janyier 1865, par Alexan-
der de Moller, Paris E. Dentu, Librairie Editeur, Palais
Royal 17 et 19, Galerie D'Orleans 1865, s. 318—319.

II est facile de s'assurer de ces faits par document suivant
trouve sur un insurge aux environs de la ville de Płock.
C'est un rapport adresse par Biały (alias Chonzinski), chef
insurrectionnel de 1'arrondissement de Płock, au gouverne-
ment occulte, en datę du 16—26 septembre 1863, sub n° 430.

Je prends la liberte de faire remarąuer au gouvernement
national que ce n'est que par une grandę energie et par
le terrorisme que Von pourra faire encore ąueląue chose.

La noblesse riche consent pour le moment a faire partie
de 1'organisation, mais elle est resolue ensuite a rester
completement passive Le but principal qu'elle poursuit,
c'est de se aebarrasser de Velement revotutionaire. Voici
comme preuve ce qui m'a ete rapporte par un de mes agents.
Le citoyen Jackowski s'est expnme ainsi: II faut livrer aux
Russes douze mille coauins pour qu'ils s'en fassent des
soldats; nous serons tranquilles, et le pays progressera".

Signe: Biały commissaire
du palatinat de Płock.

~~ Skreślono:

Komisarz widząc zupełną bezczynność Rządu Narodowego,
nie będąc prawie pewny, czy istnieje, zebrawszy dowody
przeciwko Jackowskiemu, Ujazdowskiemu i Sonnenbergowi
swiaclczące o ich odstępstwie widocznym od sprawy naro-
dowej, zwołał sąd wojenny? na którym wszystkich tych
panów śmiercią ukarać postanowiono.

Wykonania wyroku podjął się Leopold Bednarski. Wskutek
nieostrożnego tegoż wzięcia się do rzeczy wszyscy osądzeni
powziąwszy o grożącym im niebezpieczeństwie wiadomość wy-
jechali do Płocka lub Warszawy pod skrzydła opiekuńcze
Moskwy, Ujazdowski tylko z tytułu swego urzędowania pozo-
stał się w powiecie płockim, uzbroił się w rewolwer, otoczył
gronem nieodstępnych przyjaciół i tylko po gruntownym prze-
konaniu się o bezpieczeństwie niektórym członkom organizacji
widywać się pozwolił.

Panowie ci postanowili przede wszystkim pozbyć się Chą-
dzyńskiego, zawiadomili jenerała Semekę o miejscu zwykłym
jego pobytu, w schwytaniu tylko zachodziła trudność, ponie-
waż o najmniejszym prawie ruchu Moskwy był przez swoich
powiadamiany. Naznaczono więc znaczną nadgrodę za wydanie

aPo ogłoszeniu tego raportu wstecznictwaa oskarżyć
Chądzyńskiego przed Rządem Narodowym o:

Kompromitowanie sprawy narodowej przez wydanie
instalacyjnej odezwy, w której czyni silny nacisk na obo-
jętność szlachty".

Podburzanie ludności wiejskiej do rzezi obywateli
szlachty przez wydaną umyślnie w tym celu odezwę,

gwałtowne postępowanie z obywatelami dla sprawy
przychylnymi, a mianowicie z ob. Mieczkowskim emigran-
tem* etc."

Pepłowekib wysłany przez Rząd Narodowy z Warszawy
na śledztwo jakoby przeciwko Turowskiemu i Ujazdow-
skiemu (przyznał później niby wskutek raportów komisa-
rza), który przejechał się po domach najwięcej powstaniu
niechętnych, zbierając różne plotki i potwarze przeciwko
komisarzowi rzucane, wreszcie od samego komisarza żądał
objaśnienia i tłumaczenia się co do powyżej przytoczonych

go, obiecywano dożywotnią pensję, ordery itp., obietnice
te oficerowie Wasilewski i Wasilew objeżdżając z wojskiem
okoliczne wioski zwykli ogłaszać.

Gdy to wszystko nie odnosiło skutku, umyślnie w celu zgła-
dzenia Chądzyńskiego wyprawiono z Płocka dwóch żołnierzy,
jakoby zbiegów z wojska moskiewskiego udających się do
powstańców, uzbrojonych tajemnie w sztylety i stosowne
rozporządzenia do wójtów gmin z rozkazem udzielania wszel-
kiej pomocy wspomnianym żołnierzom. Chądzyński winien
swe ocalenie li tylko naczelnikowi miasta Płocka, który przez
swe stosunki dowiedział się o grożącym temuż niebezpieczeń-
stwie i bezzwłocznie zawiadomić go o tym nie omieszkał.

Żandarmeria schwytała blisko wsi Swierczyńska owych
żołnierzy i wydany wyrok śmierci na tychże na podstawie
wynalezionych papierów, sztyletów i dobrowolnego przyznania
się do zamiaru zbrodni w oddziale Witkowskiego wykonała.

* Mieczkowski w czasie przybycia na terytorium dóbr jego
oddziału Witkowskiego, po bitwie rożańskiej, nie tylko że od-
mówił mu pożywienia, lecz chcąc się go pozbyć ciągle straszył
wieścią jakoby pewną o zbliżaniu się Moskwy, pochodziło
to z tchórzostwa i skąpstwa. Wskutek urzędowego zaskarże-
nia przez ob. Teofila Lemana intendenta oddziału komisarz
rządowy posłał mu napomnienie w dość ostrych wyrazach,
stąd krzyk na gwałtowne postępowanie.

a —a Tekst pierwotny: Gdy i ten krok nie powiódł się
wstecznikom.

W tym zdaniu niektóre słowa jak: Pepłowski wysłany
jakoby przeciwko Ujazdowskiemu, skreślono, ale zachowaliśmy
je w tekście, gdyż zdanie byłoby niezrozumiałe.

zarzutów poczynionych przeciw niemu przed Rządem Na-
rodowym.

Komisarz rozśmiawszy się na to przedstawił mu rzeczy-
wisty stan powstania, ze swej strony robiąc zarzuty Rzą-
dowi Narodowemu przeniewierzenia się sprawie lub niedo-
łęstwa w prowadzeniu tejże, a tym samym odpowiedzial-
ności przed historią i potomnością.

Pepłowski zmieszał się, kłamał na razie jak umiał,
przedstawiał świetne położenie sprawy, rozwodził się sze-
roko nad korzyściami wynikającymi z nawrócenia się
partii Wielopolskiego na drogę rewolucyjną, która swą
inteligencją Ojczyznę z kajdan uwolni, wreszcie po dosyć
długiej rozprawie uznał przecie za stosowne pana Ujazdow-
skiego od obowiązków uwolnić, a na jego miejscea ob. Wła-
dysława Michniewicza powołać. Co zaś do Chądzyńskiego
rzeczy pozostały się tak jak dotąd.

Michniewicz objąwszy obowiązki naczelnika wojewódz-
twa usiłował wszelkimi środkami podnieść nie istniejące
już prawie powstanie, zamiarem jego było wytworzenie
jak najwięcej dobrze urządzonych i uzbrojonych oddziałów
i wystąpienie jednoczesne tychże, na całej powierzchni
województwa.

Na Puszczy Myszynieckiej przygotowywali się do wystą-
pienia b. kapitan wojsk moskiewskich Rynarzewski i No-
wicki. W powiecie pułtuskim Walenty Lasocki b. marynarz
i Radwan. W mławskim Gasztoft i Cielecki. W przasny-
skim Wiśniewski b. oficer kawalerii moskiewskiej, w lip-
nowskim Piotr Czarliński.

Usiłowania te jednak jakkolwiek z zapałem, gorliwością
prowadzone nie przyniosły spodziewanego skutku; wstecz-
nictwo coraz bezczelniej podnosząc głowę biernością i in-
trygami paraliżowało działalność ludzi czynu.

Niemało przyczynił się do tego brak środka ciężkości
w działaniach w kilku punktach rozpoczętych, a przez to
brak jedności. Nie było bowiem, po uwolnieniu od obo-
wiązków Turowskiego, naczelnika wojennego wojewódz-
twa, który by kierował robotami, zamianowano w jego

a Skreślono: przedstawionego przez komisarza.

miejsce pułkownika Raczkowskiego192; ten z nieznanych
przyczyn długi czas z przybyciem swym zwlekał, nareszcie
stanowczo zrzekł się ofiarowanego mu naczelnikostwa.
Wezwano więc na zastępcę ob. Radwana193.

Radwan nie wierzył już w pomyślny skutek powstania,
by uniknąć zaszczytów, których się obawiał, zniknął sprzed
oczu wszelkich władz narodowych, z kryjówki swej pisał
prośby o zwolnienie go od obowiązku z powodu swej nie-
udolności. Poruczono przeto te obowiązki b. kapitanowi
moskiewskiemu Romanowi (Sawa)194, który je objął przy
końcu października.

Sawa, człowiek nadzwyczaj uczciwy i prawy, robił co
mógł, co się dało zrobić. Z powodu pociągnięcia do odpo-
wiedzialności narodowej kilku zbyt skrzętnie radzących
o jutrze i z tego powodu bawiących się w „ogromadzanie
fundusików" na drogę, na spodziewaną emigrantkę, wzbu-
dził mnóstwo nieprzyjaciół, którzy tajemnie mu szkodzić
się starali.

W czasie tych przejść różnych Radwan od dawna już
zajmujący się organizowaniem oddziału kawalerii, chcąc
się pozbyć i tego za ciężkiego kłopotu, wyszukał sobie
niejakiego Ziembińskiego, b. oficera moskiewskiego, i temu
w sposobie zastępcy zlecił dowództwo oddziału sformowa-
nego przez siebie i przyznać trzeba urządzonego wybornie,
a uzbrojonego aż do zbytku nawet, każdy bowiem żołnierz,
ubrany w ładny z cienkiego sukna mundur, zbrojny był
prócz szabli i lancy w parę pistoletów i karabinek. Od-
dział ów Moskale zwali w swych biuletynach „złotymi uła-
nami". Wystawienie go kosztowało 250000 złp.

Ziembiński na trzeci dzień po swoim wystąpieniu w pole
przez kilkudziesięciu kozaków pod wsią Czarnostów roz-
proszony został195.

Po zebraniu rozbitków Ziembiński w celu, jak mówił,
wymusztrowania żołnierzy udał się do powiatu przas-
nyskiego.

192 Raczkowski Wincenty, mierosławczyk, dowodził na Ku-
jawach, a potem organizował oddziały powstańcze w zaborze
pruskim.

194


Radwan (Jaskołowski).
Roman Apolinary (Sawa).

195 3.IX.1863 r.

W dniu 8 września pod wsią Rydzewem w czasie musztry
przez kozaków za furażowaniem siana z Płońska wyszłych
zaatakowany wskutek ucieczki, jakiej dał przykład ze
swym plutonem, bez komendy Wacław Szteinkeller i po-
płochu stąd wszczętego, oddział cały tył poddał w bez-
ładnej rozsypce.

Uciekający oddział Ziembińskiego na szykujący się do
bitwy oddział Wiśniewskiego stojący o dwie wiorsty we
wsi takowy zmieszał i tym sposobem do ucieczki z sobą
w nieładzie pociągnął.

Gdyby nie przytomność Mościckiego, dowódcy oddziałku
strzelców konnych, a raczej konnej żandarmerii, na czele
którycha potrafił zasłonić odwrót uciekających i tym ich
ocalić, straty byłyby daleko większe, choć i tak powstańcy
stracili 13 w zabitych i 2 w rannych. W liczbie zabitych był
Mościcki Jan, Ludwik Frycze, brat Karolab.

Po tej bitwie kawalerię na odpoczynek rozmieszczono
po kwaterach, Ziembiński zaś z wielu podkomendnymi
pojechał sobie do Prus.

a Skreślono: z przytomnością umysłu.
Skreślono: i Klimkiewicz, Lewinowski [?] rządca z Gąb-
kowa.

VI

następującym okresie czasu, mianowicie od końca wrze-
śnią, gdy wstecznictwo wzięło górę i zawładnęło ca-
łym ruchem, sprawę powstania za upadłą, bez nadziei
i chęci podniesienia ze strony kierowników tejże i straconą
uważać należy. Byli wprawdzie ludzie nazywający się
powstańcami, rozbitki rozproszonych lub rozpuszczonych
(w podwójnym znaczeniu tego słowa) oddziałów, lecz wła-
ściwie powstania już nie było. A choć zdarzyło się później
kilka bitew, to te raczej uważać należy za spóźnione
strzały po przegranej bitwie, a nie za oznaki walki
o śmierć i życie narodu dobijającego się wolności. Zamiast
orężnej walki, zamiast ostrych czynów główną rolę3 odgry-
wają czyny podziemne, knowania i podstępne intrygi
wstecznictwa, dążące do ostatniego zatopienia sprawy
powstania i przez to według ich dyplomatycznego wyraże-
nia uspokojenia kraju, zepchniętego przez garstkę szaleń-
ców z drogi rozwoju i postępu. Głównie zaś tym panom
chodziło o zabezpieczenie i ocalenie siebie i mienia swego
w chwili ogólnego rozbicia i straszliwych klęsk narodu.

Chcąc mówić szczerze i bezstronnie o owym okresie
powstania, tak jak rzecz była w istocie, mimo woli mówić
wypada o owych robotach i obrotności wstecznictwa, co
wszystko w ręce wziąwszy o swej tylko sprawie nie
o sprawie narodu myślało. Mówiąc o wstecznictwie ko-

a Skreślono: w życiu.

niecznie mówić wypada o dogodnym i dobrowolnym na-
rzędziu, o widzialnym przedstawicielu niewidzialnych
(a raczej niewidomych od urodzenia pod względem czci
prawdy) wpływów i celów owego wstecznictwa, jako ów
szary ptak znanego przysłowia, gospodarzącego i rządzą-
cego się w imię swego sobkowskiego widzimisię i zapleś-
niałych jak stare akta procesowe przesądów. Chcę tu mó-
wić o panu Zdzisławie Marchwickim.

Pana Marchwickiego zrodziło, wygrzebało i namaściło
na swego kapłana z misją odprawienia mszy żałobnej
wstecznictwo, w imię następujących względów i okolicz-
ności.

Komisarz Rządu Narodowego w województwie Chądzyń-
ski już po kilkakroć razy żądał uwolnienia go od obowiąz-
ków. Na rękę by to było wsteczniotwu, któremu Chądzyń-
ski uważany za krwawego czerwonego, jako działający
niepodległe i niedostępnym wpływom koteryjnym, był
prawdziwą solą w oku.

Rząd Narodowy przecie mimo tajnych i jawnych pod-
bechtywań wstecznictwa uchylał się od stanowczej odpo-
wiedzi Chądzyńskiemu, wymawiając się brakiem odpo-
wiedniej osobistości na ważne stanowisko, jakie zajmował;
choć może nie tak o osobistość Chądzyńskiego, jak raczej
o zachowanie decorum i o pewne względy chodziło.

Chądzyński w ciągu dziesięciomiesięcznego sprawowania
różnych obowiązków narodowych w wojewódzwie natural-
nym biegiem rzsczy zyskał zaufanie ogółu mieszkańców,
szczególniej prawdziwych patriotów, czuł więc Rząd Naro-
dowy, że usuwając Chądzyńskiego znanego wszystkim,
a zamieniając go nową, nieznaną i nie znającą miejscowych
stosunków jednostką, swym krokiem wzbudzi niechęć,
brak ufności, a przez to nieład i rozstrój.

Rząd Narodowy, jakkolwiek zahukany przez różne nie-
raz wpływy i będący nieraz w sprzeczności sam z sobą,
czuł przecie, że odrywając od działań tak zwanych skraj-
nych, usunie zarazem najgłówniejsze podpory powstania,
najżwawsze i najgorętsze onego czynniki i takowe na upa-
dek narazi, co znowu nie zgadzało się z niewyleczoną
nadzieją na pomoc i interwencję zagraniczną? którą się
dobrowolnie sam siebie i innych łudził,

Chodziło wstecznym bardzo o to i usilnie się starano
wynaleźć osobistość taką, która by mając dobrą opinię
w tak zwanym stronnictwie „czerwonym", jednocześnie
mogła służyć za naczynie ich tajnych natchnień i narzędzie
bierne wpływów ku przywróceniu tak zwanego prawnego
porządku rzeczy.

Światłem przewodnim w tym razie dla nie lubiącego
się kompromitować w imię honoru herbowego wstecz-
nictwa była opinia, jaką Edward Grabowski, pomocnik
komisarza, wydał na żądanie Ujazdowskiego o swym kole-
dze uniwersyteckim Zdzisławie Marchwickim mniej więcej
w następujący sposób:

Marchwicki, człowiek młody, zdolny, energiczny, oso-
biste widoki na pierwszym stawia planie. Moskale czy
Polacy wszystko mu jedno, byle wysokie zajmując stano-
wisko miał wstęp do arystokratycznych salonów i mógł
zrobić karierę bogatym ożenieniem się. W Heidelbergu żył
tylko z baronami i hrabiami, nas Polaków nie znał, obec-
nie jeżeli wziął czynny udział w powstaniu, to nim inne
względy, a nie miłość sprawy powodowały, mianowicie
jako syn skromnego profesora kaligrafii, rodzinya szla-
checkie niechętnie go lub z przymusem do swych domów
przyjmują, zaś z nominacją urzędnika narodowego zna-
lazłby wszędzie do najarystokratyczniej szych domów wstęp
otwarty, o co mu też głównie chodzi, jako też o osobisty
rozgłos".

Określenie to Marchwickiego bardzo trafne było dosta-
teczną dlań rekomendacją.

Nie mogąc się pozbyć komisarza Chądzyńskiego, posta-
nowiono w osobie Marchwickiego postawić ze swej strony
swego przeciwnika Chądzyńskiego.

Za pośrednictwem pana Mikołaja Glinki*, właściciela
dóbr Szczawina, przedstawiono Marchwickiemu korzyści
z przyjęcia komisarstwa wynikające, już to dla spodziewanej
interwencji, już to z wyrobienia sobie stosunków, w obu
razach przyszłość zapewnić mu mogących.

* Glinka największy i najgorliwszy zwolennik Czartory-
skich, którzy zawdzięczając mu tę przyjaźń, ofiarowali medal
złoty z popiersiem Adama I jako króla polskiego, ten jako
relikwia z ojca na syna najstarszego przechodzi.

a Tekst pierwotny: domy.

Pospieszono ze wszech stron do Warszawy z protekcja-
mi za Marchwickim, wystawiając go jako jedyną jeszcze
nadzieję upadającej Polski. Rząd Narodowy wygotował
mu nominację na „pełnomocnika Rządu", co do Chądzyń-
skiego nic nie postanowiwszy. Tak więc przez pewien
przeciąg czasu dwóch było w Płockiem komisarzy: Mar-
chwicki pełnomocny i Chądzyński zwyczajny.

Marchwicki w domach Sonnenberga, Kleniewskiego, Ko-
sińskiego, Walewskiego, Jackowskiego stale przebywając
przez żony tych panów powozami dla bezpieczeństwa był
przewożony.

Pierwszą czynnością jego było wszystkich z dawniejszej
organizacji usunąć, a w ich miejsce powołać swych zwo-
lenników.

Słuszne, aby o osobach i działaniach tych panów jako pod-
Marchwickich nieco wspomnieć.

Walewski w swych dobrach Małej Wsi miał polecenie
urządzić szpital dla rannych powstańców, jakkolwiek nie-
chętnie, uskutecznić to był zniewolony, rannych jednakże
przyjmować nie chciał odsyłając ich swym sąsiadom.
Dwóch wskutek tego postąpienia zmarło; Chądzyński sto-
sownie do instrukcji Rządu Narodowego przesłał mu ostre
upomnienie; był więc wobec powstania skompromitowany;
Marchwicki jednakże mianował go kasjerem powiatu.

Henryk Malinowski ze wsi Bazar (o którym powyżej
była już wzmianka), mając sobie powierzoną sumę
złp. 33 333 gr 20 (rs. 5000) przez Padlewskiego, w czasie
przejazdu tegoż do oddziałów zanarwiańskich po schwyta-
niu onego zaparł się z powyższej sumy złp. 20 000, a nadto
pozwalał sobie rozgłaszać najfałszywsze wieści na nieko-
rzyść powstania. Marchwicki mianował go organizatorem
powiatu pułtuskiego*.

* Malinowski do dnia dzisiejszego z zapieranych owych
20 000 złp. (z których do 8000 z obawy postąpienia z nim jako
ze złodziejem grosza publicznego przed Rządem Narodowym
przyznał się, a które pod dniem 25 maja nr 1013 odebrać Cną-
dzynskiemu polecono) rachunków nie złożył. Na wszelkie we-
zwania komisarza, jako też ob. Władysława Michniewicza
i Bronisława Nizińskiego pod pozorem jakoby ścigania przez
Moskwę nigdy czasu odpowiedzieć nie miał.

Karol Sonnenberg był zamianowany kasjerem woje-
wództwa.

Wyjeżdżający jako ostatni z organizacji za granicę Mich-
niewicz i Gustaw Duckert zostawili w ręku jego sumę
40 000 złp., z której dotąd pomimo wezwań obrachunków
także nie złożył*.

Józef Kosiński z Kienczewa, o którym wzmiankowano
poprzednio, zamianowany był organizatorem województwa.

Pani Pomianowska (ta sama co wydała rannych po-
wstańców Moskwie), mianowana główną opiekunką nad
szpitalami w powiecie płockim w miejsce uwolnionej pani
Szczypiórskiej; nadto powierzone sobie miała archiwum
narodowe i przewożenie ważniejszych depesz.

* Pod dniem 11 lutego 1866 r. emigracja z Płockiego ce-
lem pociągnięcia depozytu grosza publicznego do obrachunku,
następującej treści Chądzyńskiemu i Michniewiczowi dała
upoważnienie:

Ponieważ wiadomym jest członkom organizacji płockiej
będącym na wychodźstwie, że znaczna część funduszów na-
rodowych pozostała częściowo u różnych osób w płockim
województwie z powodu dezorganizacji nagłej władz narodo-
wych przy końcu powstania, a że wszyscy czynni reprezen-
tanci powstania znajdują się za granicą, a użycie funduszów
narodowych w kraju, będąc na dzisiaj niepodobnem, może
być tylko za granicą czynnikiem materialnym i moralnym.
Wreszcie w kraju pozostawione chociażby u poczciwych Pola-
ków w depozycie mogą się dostać w szpony moskiewskie
i narazić samych przechowujących na prześladowania, naresz-
cie przez sam czas i śmierć osób fundusze te mogą się za-
błąkać i zaginąć, przeto:

Upoważniamy Zbigniewa Chądzyńskiego (Ludwika Białe-
go) komisarza wojewódzkiego i Władysława Michniewicza
(Sęka) naczelnika cywilnego województwa, ażeby się zajęli
ściągnięciem tych funduszów, zatrzymujących przy sobie
fundusze mimo wezwań do oddania postawili pod pręgierz
opinii publicznej, fundusze ściągnięte zachowali w depozycie
do czasu, aż zebrani w większej liczbie o sposobie ich użycia
lub przechowania zadecydujemy".

Stosownie do tego upoważnienia Chądzyński napisał listy
do panów Sonnenberga, Kosińskiego, Malinowskiego i Wa-
lewskiego tej osnowy:

Racz Pan albo odesłać pod moim adresem weksel na sumę
należną, albo przysłać kogoś do obrachunku, w razie prze-
ciwnym ja i moja familia? będziemy musieli udać się do
drogi prawnej?!, którą przedwcześnie nie chcemy pana że-

nować".

Odpowiedź od pomienionych wyżej osób nie doszła, wymie-
nić więc je w myśl powyższego upoważnienia w zupełnym

W miejsce Romana (Sawy) pan Marchwicki zamianował
naczelnikiem wojskowych 3 zachodnich powiatów nieja-
kiego Navonne, Włocha, nie znającego ani zwyczajów, ani
języka krajowego, lecz znającego się na polskich pie-
niądzach.

Navonne założył swoją główną kwaterę w Prusach
w miasteczku Lidzbarka, w spółce z Przemysławem Kosiń-
skim, bratem Józefa, i Czasnowskim z Zegnowa jako
adiutantami; pobierając znaczne sumy na mające istnieć
w wyobraźni pułki, trwonił je najbezkamiej na rozmaite
niewinne zabawki i przyjemnostki, jak na przykład ...

j est się prawie, tym więcej, że Józef Malinowski, brat Hen-
ryka, mieszkający w Prusach na samej prawie granicy Kon-
gresówki, mający ciągłe styczności ze wszystkimi tymi oso-
bami, powziąwszy wiadomość o zamierzonym wydawnictwie
niniejszych „Wspomnień" poufnie listami pisanymi w dniu
10 maja 1867 r. do ob. Jana Radkowskiego i 23 maja t.r. do
ob. Bronisława Brońca prosił o powstrzymanie publikacji,
między innymi wyraża się: „broszura wymienia urzęda, jakie
który z nich zajmował (mówi o 4 powyżej wymienionych),
ich zjazdy i zmowy, co wystarcza na prześladowanie ich
przez Moskwę, pomijając, że sumy przez nich jakoby skra-
dzione Moskwa zabierze, ale przede wszystkim zbrudzi nas,
nasze koterie, partie i kłótnie uwydatni", dalej przytacza:
„wnoszę do Pana tę prośbę na mocy ustnych upoważnień
tych osób, a mianowicie od znanego Panu Dobrodziejowi
Henryka Malinowskiego, a mego brata"b.

Grosz niejednej wdowy lub sieroty, których mąż, ojciec
brat lub syn skonał na wierzchołku szubienicy, nieraz od
nąjpierwszych potrzeb odjęty, a na cel publicznego dobra
ofiarowany, panowie ci przywłaszczyli sobie, żeby za niego
być może, wypiwszy z kilkadziesiąt butelek szampana wraz
z Moskalami, wykupić się tym sposobem od odpowiedzialno-
ści osobistej przed tymiż za swoje nieszczere i obłudne
w czasie powstania postępowanie, za resztę zaś postawiwszy
młyn parowy lub gorzelnię interesa swe osobiste poprawić.

Zdaje się, że przypuszczenie to jest zupełnie słuszne, że tak
a nie inaczej sobie postąpili, gdyż korespondencji swej tak
z Bronicem jak i Radkowskim zaprzestali. Byli więc pewni
Moskwy!, iż im nic złego nie zrobi.

a W tekście: Lidzbarg.
Do tego miejsca skreślono.

W drugiej połowie województwa, to jest powiatach
wschodnich, na takiż urząd zamianował Olszańskiego,
b. oficera moskiewskiego, w czasie wyprawy Moskali prze-
ciwko Rynarzewskiemu przez dowódcę żandarmerii wraz
z kilku kolegami z bronią w ręku schwytanego.

Tak więc Olszański, chociażby był dobrym i zdolnym
oficerem, nie mógł mieć ani w powstańcach, ani też
w mieszkańcach zaufania ani też koniecznego poparcia.
Obydwa z Navonnem nic dla powstania nie zdziałali,
a wspólnie się nienawidząc byli powodem wielu zgorszeń.

Sawa z przyczyny niesprawiedliwości mu przez Mar-
chwickiego wyrządzonej dostał pomieszania zmysłów
i dotąd zapewne w domu obłąkanych w Charenton pod
Paryżem, gdzie był umieszczony, pozostaje.

Po dopełnieniu tych przemian organizacyjnych Mar-
chwicki wydał kilka odezw, nadzwyczaj ostrych, śmiesz-
nością nawet nacechowanych. I tak w jednej z nich swego
sąsiada Milewskiego za niedostarczenie żywności we wska-
zane mu miejsce na karę na zapłacenie złp. 50 000 skazał,
zabraniając w razie niewniesienia tej sumy do kasy, Try-
bunałem Cywilnym sądzenia jego spraw, komornikom
egzekwowania wyroków, regentom przyjmowania aktów
hipotecznych itp.

Rząd Narodowy podobne nieco wydał rozporządzenie co
do pożyczki przymusowej195a.

Widząc takie postępowanie Marchwickiego pełnomocni-
ka Rządu komisarz zwyczajny nie miał nic więcej do zro-
bienia, bo bezpotrzebnie i bez korzyści narażałby się tylko
na schwytanie go, a może i odstawienie Moskwie, jak
stanowczo zażądać [s] uwolnienia się od obowiązków, któ-
re w ostatnich dniach października przez nadzwyczajnego
kuriera doręczone mu było.

Po uwolnieniu się z Płockiego pospieszył on do Warsza-
wy, gdzie zupełną zastał dezorganizację; kłócono się i spie-
rano o pieczątkę (R[ząd] N[arodowy]). Moskale ze swej
strony winnych i niewinnych chwytali i w środku miasta
gromadne egzekucje popełniali; bezład zupełny, z nikim

l95aZdnia5.VIL1863r.

ani się dogadać nie było sposobu; krzyki na Ignacego
Chmieleńskiegoa196, jego znów przyjaciół na Karola Ma-
jewskiego197 i Gillerab .

Wszystkie te objawy były oznakami obłąkania jednych
i złej woli drugich. Ciężko się robiło na sercu tym wszyst-
kim, co rzecz zdrowo pojmowali, nie było jednakże sposo-
bu na tę zaraźliwą epidemię, w czasie której można było
pozostać (wariatem lub złodziejem, należało li tylko wyje-
chać za granicę i tam czekać chwili rozsądniejszej, dającej
nową sposobność poświęcenia i użycia swych zdolności
i sił ducha. W pierwszej też połowie listopada Chądzyński
przejechał granicę udając się zac innymi do Drezna.

W dni dwa po wyjeździe Chądzyńskiego Marchwicki
w Szajpsku wraz z synem Kleniewskiego aresztowany
i w płockim więzieniu osadzony został.

Staraniem Jackowskich, Sonnenbergad, Kleniewskiego
słowem całej współki domów rolniczych płockich, pomimo
że Moskale dokładnie o jego wysokim urzędzie byli za-
wiadomieni (w Dreźnie publicznie po wszystkich knajpach
o tym mówiono) w ostatnich dniach grudnia był uwolnio-
ny. Natychmiast po uwolnieniu dostawszy na drogę z ka-
sy wojewódzkiej złp. 6000, a dla Kleniewskiego złp. 3000
do Drezna przybył.

Kleniewski, po zabawieniu kilku tygodni, bez amnestii
nawet do kraju powrócił; ową więc sumę pobraną nie wia-
domo w imię jakiego prawa, bo do żadnych prac narodo-
wych (wyjąwszy zabawy z Turowskim) nie należał, naj-
słuszniej Narodowi zwrócić powinien, tym więcej, że ojciec
jego do majętniejszej szlachty w województwie należy.

196 Chmieleński Ignacy (1837?), bliski lewicy „czerwonych",
członek Komitetu Miejskiego od czerwca 1862 r., wchodził
w skład rządu „wrześniowego", cieszył się, opinią terrorysty.

197 Majewski Karol (1833—1897), członek Dyrekcji „białych",
od czerwca do września 1863 r. kierował Rządem Narodowym.
Umiarkowanych poglądów politycznych.

198 Giller Agaton (1831—1887), sybirak, w 1860 r. powrócił
do Warszawy. Członek CKN i Rządu Narodowego, reprezen-
tował interesy „białych", chociaż sam należał do prawicy
„ czerwonych ".

a W tekście: Chmielińskiego.

Skreślono: wzajemne się denuncjowania, różne morder-
stwa i zbrodnie były na porządku dziennym.
' Słowo skreślone, nieczytelne.
W tekście: Sonenberga.

Za komisarskiego panowania Marchwickiego zbrojne
powstanie w płockim województwie ostatecznie dotlało do
ostatniego człowieka, do ostatniej broni, iż tak rzekę, jak
lampa, w której zabrakło oleju.

Dowódcy Rynarzewski, Nowicki i inni przebywając na
Puszczy Myszynieckiej umieli zjednać dla siebie miłość
tamtejszych mieszkańców; na ogólne domaganie się ludno-
ści wnieśli żądanie do Marchwickiego wywołania ogólne-
go ruchu.

Marchwicki na ogólne poruszenie się nie zgadzał, chciał
dozwolić częściowego, z którego by później ogólne się roz-
płomieniło; w końcu obiecał dać stanowczą odpowiedź za
bytnością swoją w Ostrołęckiem, co wkrótce nastąpić
miało.

Mając jednakże do załatwienia jakieś pilniejsze sprawy,
za długo w powiecie mławskim i płockim zabawił; po uda-
niu się w Ostrołęckie było już za późno. W przeciągu tych
kilku dni zwłoki Rynarzewski zginął i oddziały rozproszo-
ne zostały.

W dniu 29 października pod wsią Czarna Rynarzewski,
w oddziale prawie li tylko wieśniaków mający, Moskali
pobił i do ucieczki zniewolił. Lecz w dniu 6 listopada pod
wsią Żelazna powtórnie przez przeważające siły zaatako-
wany po mężnej obronie poległ. Powstańcy zaś częścią na
kwatery się rozeszli, częścią w mały oddziałek się sfor-
mowali. Ponieśliśmy straty 15 w zabitych i 17 w ran-
nych3.

Bitwa ta z największą z obu stron zaciętością prowadzo-
na była, powstańcy lubo cofali się, to jednakże co kilka
kroków, korzystając z najmniejszej zasłony, podzieliwszy
się na liczne kupki od 20 do 30 ludzi zawierające, silnie
nieprzyjaciela razili.

Moskale nierównie większe od naszych ponieśli straty —
sam Józef Szymański, b. trębacz z huzarów moskiewskich,
a w oddziale naszym podporucznik, wyjechawszy na pod-
jazd, 18 kozaków wprowadził za sobą w sam środek obozu,
z których jeden tylko ujść zdołał.

a Skreślono: w liczbie pierwszych był Antoni Łazowski,
student Szkoły Głównej, i Oskar Wolski.

Gdyby nie śmierć Rynarzewskiego walka na Kurpiach
długi czas byłaby jeszcze prowadzona.

W dniu 12 listopada pod wsią Poręba, Walenty Lasocki,
b. marynarz moskiewski, dowódca oddziału w Pułtuskiem
sformowanego, będąc zaatakowany przez Moskwę, nie wy-
dawszy żadnych rozporządzeń swym podwładnym, z pla-
cu bitwy niegodnie uciekł, z ludźmi tym sposobem zde-
moralizowanymi Józef Zduńczyk, b. oficer moskiewski,
przeprawił się za Bug, a nie mając żadnego poparcia,
widział się być zmuszonym oddział rozkwaterować. Przed-
tem jeszcze podobny los spotkał oddziałek Nowickiego
liczący 20 ludzi, z którym wszedł z Prus do Kongresówki,
pod Chorzelami, gdzie ów dzielny dowódca padł ofiarą
swej waleczności, czy rozpaczy, dnia 15 listopada.

W dniu 16 listopada pod wsią Niedźwiedź i nieco póź-
niej pod wsiami Cyk i Suchorza resztki oddziałów Ryna-
rzewskiego przez przeważne siły moskiewskie rozproszone
zostały.

a a

Pozostały się tylko oddziałki drobne strzelców konnych
przetworzone z dawnej żandarmerii, jako ostatnie słabe
szczątki powstania zbrojnego w Płockiem, los ich łatwo
było przewidzieć.

W dniu 28 grudnia pod Trojanką oddziałek konny pod
dowództwem Sołowieja przez Moskwę napadnięty roz-
proszony został.

Tak więc na bitwie pod Żelazną w spotkaniach, których
utarczką nawet nazwać nie można, pod Chorzelami i Tro-
janką dogorzało ostatnie zbrojne powstanie w wojewódz-
twie płockim.

Przecie po pochowaniu i zagrzebaniu zupełnym powsta-
nia już w r. 1864 wielcy ludzieb za pieniądze narodowe
włóczący się po całej Europie dla pokrycia swych finanso-

199 Sołowiej Józef (Słowik).

a-a Skreślono: W tych ostatnich utarczkach polegli Cie-
sielski, b. junkier wojsk moskiewskich, Żarski, urzędnik
pocztamtu warszawskiego, i Marcinkowski, strzelec lasów rzą-
dowych, największy ulubieniec Kurpi.

Skreślono: w rodzaju Wacławom Przybylskim , Janów-
skmA Koziełłom202. J * *

Przybylski Wacław (18281872), nauczyciel i dziennikarz,
pełnił odpowiedzialne funkcje w powstaniu: jako sekretarz
Rządu Narodowego do spraw Litwy, Naczelnik miasta Warsza-

wych błędów i zamydlenia oczu opinii publicznej wypra-
wili z Poznańskiego do Polski Callieira203 i Kossakowskie-
go dla wznowienia i prowadzenia walkia.
Callier przed wkroczeniem jeszcze do Kongresówki przez
Prusaków schwytany długim więzieniem w kazamatach
odpokutował za swój gotowy na wszystko patriotyzm.

Kossakowski na czele szwadronu, ledwo co przekro-
czywszy pas graniczny pod wsią Łapinóżek (w pow. lip-
nowskim) przez Moskali już czatujących na niego na-
padnięty, po stracie kilkunastu ludzi na powrót do Prus
wpędzonym został.

To było ostatnie z ostatnich w całym Kraju Nadwiślań-
skim spotkanie się zbrojne z Moskalami204; godne uwagi, że
również najpierwsze w początkach powstania spotkanie się
z wrogiem pod Ciołkowem (dnia 22 stycznia 1863 r.) miało
miejsce jak i ostatnie na ziemi województwa płockiego.

w y, Dyrektor Wydziału Prasy, a potem jako Komisarz Rządu
Narodowego poza granicami Królestwa Polskiego; zbliżony do
"białych".

201 Janowski Józef Kajetan (1832—1914). Od lipca 1862 r.
związany był z organizacją powstańczą, członek CKN i se-
kretarz kilku kolejnych Rządów Narodowych w 1863 r.
W kwietniu 1864 r. emigrował. Związany był z prawicą
„ czerwonych ".

202 Koziełł-Poklewski Jan (Jakub, Skała), (1838—1896),
przed powstaniem był oficerem armii rosyjskiej. W powstaniu
zajmował szereg poważnych funkcji, był członkiem litewskiego
Komitetu prowincjonalnego, później zaś referentem Wydziału
Wojny Rządu Narodowego i Komendantem miasta Warsza-
wy. Jesienią 1863 r. został naczelnikiem wojskowym woje-
wództwa augustowskiego i grodzieńskiego. Poglądów był
umiarkowanych. Po powstaniu emigrował i w 1863 r. powró-
cił dobrowolnie do kraju. Za udział w powstaniu został ze-

V, na zsyłce przebywał do 1883 r.

2(b Callier Edmund (1833—1883). Latem 1863 r. został naczel-
nikiem województwa mazowieckiego, jako bliski lewicy
„czerwonych" wszedł w konflikt z Rządem Narodowym,
w sierpniu 1863 r. zmuszony był opuścić województwo, na-
stępnie organizował oddziały w zaborze pruskim, które
29.HI.1864 r. miały wkroczyć do województwa płockiego. Akcja
ta jednak zakończyła się pełnym niepowodzeniem.

04 Wiadomość niedokładna, ponieważ po bitwie pod Łapi-
nóżkiem miały miejsce jeszcze cztery potyczki, a ostatnia
9. V.1864 r. pod Szarłatem.

a Skreślono: Skutek był łatwy do przewidzenia!

Zakończenie

'"Tak więc... stało się! tyle tylko każdy z nas rozbitków,
tułaczy, z głębokim westchnieniem powiedzieć może...
i tyle tylko powiedzieć ma prawo, bo ani opowiadania
o bohaterskich czynach, ani wzajemne zarzuty i skargi,
tego co się stało, zawrócić nam nie mogą.

Stało się... a ze wszystkich klęsk strasznych, jakie
Ojczyznę naszą dotknęły, najgorsza ta, żeśmy swym upad-
kiem wzmocnili wroga i stali się prawdziwą a niedołężną,
niezdolną się oprzeć igraszką, wszystkich wymysłów jego
ciemiezkiej rozpusty. Sąd o tym, co się stało, byłby za-
wczesny, bo jeszcze krew nie oschła, i nie mamy doń pra-
wa, bo sami siebie bezstronnie osądzić nie zdołamy...
niech nas osądzi sąd dziejowy, następującego po nas, a daj
Boże lepszego i szczęśliwszego pokolenia i cokolwiek ono
powie o nas, powinniśmy przyjąć w milczeniu i z pokorą.

Zaprawdę ciężkiej, krwawej i długiej pracy potrzeba,
pracy pełnej nadludzkich wysileń, szalonego wytrwania
i poświęcenia bez granic, by odrobić to, co się stało lub
może na marne (puściło, tak w skarbach i siłach duszy, jak
ciała. Więc cóż nam robić wypada? Oto naprzód: zamiast
w rozpaczy opuścić głowę i załamać bezczynnie ręce na
piersi, zamiast grzesznie i śmiesznie w swych kłótniach
zwalać winy jeden na drugiego, przypominając podług
owej przypowiastki warszawskiej, Czerkiesów księcia Gor-
czakowa, nawzajem sobie wyrzucających: „ty porąbałeś

krzyż! nie, to ty porąbałeś obrazy!"; zamiast rozpadać się
w płaczu i narzekaniu; policzmy się z przeszłością i obec-
nością, z czynami i siłami naszymi, i nauczmy się mówić
prawdę szczerą i wyższą nad wszelkie poziome względy,
w oczy, nie zaocznie, a bez żółci, a naprzód asamym sobiea
wyzuwszy się z wszelkiego widzimisię; a wtedy weźmy
się na nowo, a z sercem kochającym, do pracy, do jakiej
obowiązuje i powołuje nas tak przyszłość nasza, jak i obec-
ne stanowisko nasze! Najlepszym warunkiem do poprawy
na lepsze jest przyznanie się dobrowolne i sumienne do
błędów. Uderzywszy się w piersi powiedzmy więc sobie:
co się stało... źle się stało i inaczej być nie mogło, co winą
jest naszą... lecz że inaczej stać się mogło; niestety, na to
dowodem piętnaście miesięcy nierównej, bez broni rozpo-
czętej, ciągle odnawianej, rozpaczliwej walki! walki w wa-
runkach najniekorzystniejszych, w położeniu najmniej
dogodnym.

I tym to właśnie zyskaliśmy podziw i oklask bratni lu-
dów całego świata, lecz cześć za to winna należyć wyłącz-
nie tym, co z bronią w ręku padli na polu bitwy, walcząc
bez nadziei, ginąc bez wsparcia i pomocy; i to właśnie, co
nam cześć zjednało, staje się krwawym wyrzutem prze-
ciw... nie chcę tu wypowiadać, co mi ciąży na sercu...
niech będzie przeciw anam samym !a

Powstanie kościuszkowskie zakończyło się Macie jowica-
mi, niewolą Naczelnika i wyrżnięciem Pragi205, (powstanie
1830—31 r. po świetnych bitwach wzięciem Warszawy
i wyjściem za granicę na tułactwo206 wojska co w dwa
razy większej liczbie niż w chwili wybuchu, co zaś nasze
powstanie ostatnie różni od poprzednich, to mianowicie,
że w ruchach i działaniach przedpowstańczych jest coś
chorobliwie gorączkowego, że tak powiem zaziajanego,
coś jakby poronionego, w samym wybuchu powstania
i w dalszym prowadzeniu; kiedy się zaś walka ostatecznie
kończy, określić niepodobna.

Kląska pod Maciejowicami 10.X.1794 r., Praga została
zdobyta w dniu 4 listopada tegoż roku.

Upadek Warszawy nastąpił 38.IX.1831 r., a wyjście pod-
stawowej masy wojska na tułaczką 5.X.183i r.
a-a Podkreślono w tekście.

Powtarzam, że ostatnie powstanie nasze śmiało nazwać
można poronionym, bo ani czas, ani okoliczności nie były
po temu, przygotowań i środków prawie żadnych, choć
pod tym względem łudziliśmy się wzajem, trąbiąc o mnó-
stwie sprowadzonej broni, o całej armii sprzysięgłych już
zorganizowanej, o gotowości ludu itp., zresztą któż do-
wiedzie, czy rząd carski nie chciał przyspieszyć wybuchu,
by raz skończyć i runąwszy przeważną siłą, krwią zalać
pierwsze iskierki i nie dać im zabłysnąć płomieniem?
W chwili wybuchu nie znalazło się broni dla garstki bez-
bronnych, lud nie zrozumiał, o co rzecz idzie... szczęściem
tylko, że blagując siebie, oblagowaliśmy i Moskwę, która
nabywszy przesadnego o siłach powstańczych wyobrażenia,
zamknąwszy się w miastach pozostawiła nam wolne wsie
i lasy. Lecz żart długo trwać nie może... wreszcie Moskwa,
widząc, że powstańcy nie napadają, lecz owszem, cofają
się i wszędzie prawiea tylko bierny dają opór (stosownie
do poleceń tajnych Rządu bezimiennego), odważyła się
ich ścigać i wreszcie robić prawdziwe obławy na tułające
się bez celu, planu i związku z sobą drobne oddziałki
powstańcze. Ze strony Moskwy była zawsze przewaga bro-
ni, licziby i pierwszeństwa w napadzie (której to korzyści,
w imię nie wiem czego, pozbawił Rząd tak zwany Narodo-
wy powstanie), nic więc dziwnego, że oddziałki po dłuż-
szej lub krótszej przechadzce z bronią, po dłuższym lub
krótszym istnieniu, lub rozpuszczały się wskutek bitwy
często niespodzianej, lub topniały same przez się. Na
miejsce ich Rząd Narodowy kazał tworzyć nowe oddziały,
polecał nie narażać sił narodowych na niepewne i nie-
równe spotkania i czekał, czekał, aż wreszcie się docze-
kał: iż nie było z czego, za co i komu organizować
oddziałów.

Nie w myśli mojej rzucania w Rząd Narodowy kamie-
niem, powtarzam to zdanie, które zresztą nie jest moje
osobiste, a wielu i bardzo wielu, i w tej liczbie samych
nawet członków Rządu zdanie; nie moje również jest zda-
nie, lecz znacznej większości, tej właśnie, co owej sprawie

a Skreślono: lub prawie.

krew swoją poświęcała, że w pierwszych dniach ruchu
daleko sposobniejsza była chwila do powstania i samo
powstanie podobniejsze do udania się, choć broni nie by-
ło, niż w styczniu roku 1863, kiedy już niepodobna prawie
było rządzić okolicznościami i kierować wypadkami.

Rzeczywiście, ów zapał prawdziwy, pełen gotowości
i poświęcenia, a bez którego broń choćby najdoskonalsza,
choćby w największej liczbie, jest rzeczą podrzędną, ów
zapał był wielki, przejmował wszystko, wszystkich, od
najstarszego do najmłodszego, od nędzarza do bogacza,
wszystkie stany jakby jedno ciało, ożywione jedną myślą,
rozgrzewał najzimniejszych, zyskał nawet pewną cześć
u wrogów, nad którymi bez broni odnosił duchowe zwy-
cięstwo.

Moskwy ledwo parę tysięcy było w Warszawie,
a w Kraju Nadwiślańskim kilkadziesiąt tysięcy, ale na
papierze tylko, rozproszonych na przestrzeni półtrzecia
tysiąca mil kwadratowych, śród pół pięta miliona narodu.
Nawet w razie przegranej klęska byłaby stokrotnie mniej
się dała we znaki i łatwiej by ją było powetować. Co zaś
do środków, te w dniu 22 stycznia wcale nie były
obfitsze i znakomitsze niż w dniach po 25 i 27 lutego.

Lecz zapał ten, zamiast zostać zużytkowany na razie,
rozproszył się na drobne czyny i na marne poszedł.

Przywódcy i członkowie różnych, a dość licznych kółek,
dotąd pracujący w ciszy, lecz czynnie i energicznie, za-
miast dalej prowadzić pracę, do której się wszystko uśmie-
chało, założyli ręce myśląc, że już wszystko zrobione, lub
nie mieli odwagi pójść dalej, lub porwani wirem ogólnego
zapału pozostali w cieniu, a tymczasem na jaw na wierzch
wystąpili ludzie nowi, po większej części bohaterowie jed-
nodniowej sławy, nie umiejący się nacieszyć swą wiel-
kością.

Delegacja tak zwana pod prezydencją Paulucciego, na-
czelnika policji tajnej (to coś potwornego) zasiadając z po-
czątku w Resursie Kupieckiej, potem w Ratuszu, z tak
zwanej Straży Obywatelskiej, co by mogła być zawiązkiem
Gwardii Narodowej, zrobiła po prostu policjantów i żan-

darmów narodowych; co się wyłącznie trudzili zamyka-
niem szynków po 10, zapraszaniem tłumów do rozejścia
się i niestety... denuncjowaniem w imię lojalnego patrio-
tyzmu, często Bogu ducha winnych rodaków, o szpiego-
stwo, o podrzucanie broni, o namawianie do zbrojnego
powstania (O nieubłagana łasko czynów!) i aresztowaniem
podejrzanych ludzi, których zwykle, po odstawieniu pod
strażą do komitetu, odsyłano do Ratusza, skąd drugimi
drzwiami wypuszczano.

Podobno to figiel Paulucciego (sprytny bowiem był chło-
piec) ni stąd, ni zowąd, na bruku wyrosła pogłoska, że
Moskwa podrzuca broń, by ruch zbrojny wywołać i mieć
prawo do represji...

W naiwności Delegacja i my wraz z nią wzięliśmy zbyt
do serca ów żarcik i uwierzyliśmy święcie. Rozlepiano pla-
katy drukowane, za pozwoleniem cenzury rządowej, że
każdy schwytany z bronią w ręku uważany będzie za
zdrajcę kraju. Trzeba było dodać i „karany", lecz gdzież
w Delegacji była siła karania... Zresztą... kto wtedy z bro-
nią chodził, jeśli nie Moskale.

Przeciwko osobistemu składowi Delegacji nic powie-
dzieć nie można... członkowie (tejże jeden w drugiego byli
ludzie zacni i czystego imienia... lecz biorąc ogółem Dele-
gację jako ciało niby przedstawicielskie, tak jak o Trepo-
wie 8 wyrażano się przed Gorczakowem, że jest „niemo-
żebnym", tak o niej powiedzieć można, że była „nie
w miejscu".

W stanowisku swym bardzo dwuznacznym i śliskim, bę-
dąc ofiarnym, bezwiednym narzędziem intryg moskiew-
skich stała się rodzajem bawełny w uchu względem na-
rodu. Nie była ona w stanie ani uniknąć narażenia się
caryzmowi, ani zadowolnić narodu, któremu prawie narzu-
coną była.

Por. s. 194.

Trepów Teodor (18031899), pułkownik, a potem generał,
od listopada 1860 r. do lutego 1861 r. warszawski oberpolic-
majster, a od grudnia 1863 r. oberpolicmajster Królestwa
Polskiego.

Resursa Kupiecka, rająca się Strażą Obywatelską (mię-
dzy którą obywatele ziemscy różnili się nieco wielkością
i kolorem kartki) niby pretoriańską gwardią Delegacji,
stała się polem patriotycznych przepisów i zarazem miej-
scem miłego przepędzenia czasu, na próżniactwie pełnym
miłości Ojczyzny.

Wtedy ktoś tam puścił pamflet, niby prośbę od twardego
rzemiosła do Delegacji, skarżącą się, że do Resursy rze-
mieślników nie puszczają, chyba w świątecznym ubraniu!
Jest to gorzka bardzo satyra na patriotów resursowych.

Tak zwani ludzie rozsądni (czytaj szlachta obywatelska
z Towarzystwa Rolniczego) dla sprowadzenia na drogę
rozsądku ruchu całego, przedstawiając w pięknym tęczo-
wym świetle carskie koncesje ze wzgardą rzucane, niby
zdobycz wojenną, z moralnej bezbronnej wygranej wy-
mownie jęli dowodzić, do jakich to nieprzewidzianych re-
zultatów dojść możemy, skoro trzymać się będziemy lojal-
nie i legalnie zasady, by brać, co się daje i stawiać coraz
nowe żądania, tak że tym sposobem, po latach tam tylu,
a tylu, całą Polskę od cara na drodze prawnej wydrzemy,
nie przelawszy kropli krwi.

Dobre to były chęci, lecz lud nie zrozumiał ich mądrych
wywodów, on chciał wolności i Ojczyzny polskiej; słowa:
„legalność", nie pojmował, lecz czuł, że Moskal to nieprzy-
jaciel, więc w proces lojalny patriotyczny uwierzyć nie
mógł.

Już odtąd właściwie datować należy powstanie, choć
w zarodku, tak zwanego stronnictwa „białego", co w dal-
szym rozwoju zamieniło się na wsteczne.

Bawiliśmy się pięknie i rozkosznie jak dzieci, nie myśląc
o jutrze, w czamarki, żuipaniki, piórka, żałobę, śpiewy,
manifestacje codzienne jedne po drugich (nawiasem mó-

wiać chłopcy niedorośli, ze szkół, na swoją rękę robili
manifestacje), wybijanie szyb, kocie muzyki, w patriotycz-
ne przyrządy, jak krzyże złamane, orzełki, pierścionki pa-
miątkowe, i tak sobie przeczamarkowaliśmy, prześpiewa-
liśmy, przegwizdaliśmy i przegraliśmy owe czterdzieści dni
wolności od 27 lutego do 8 kwietnia. Zdawało się nam, że
już wszystko zrobione i zawsze tak będzie; głos, który by
wołał, żeby zamiast zabawy wziąć się do pracy czynnej,
do dzieła... byłby głosem wołającego na puszczy, niknącym
wśród tłumnych śpiewów, lub zagadany patriotycznymi
dowodami ludzi rozsądnych; ludzie dalej widzący ostrze-
gali, że tym sposobem postępując możemy zapłacić krwa-
wo, a bez korzyści za naszą zabawę bez celu; ostrzegała
i Moskwa niby prosząc, grożąc nawet, lecz komu się chcia-
ło myśleć o jutrze, kiedy dzisiaj tak miło i słodko było
pawić się w czamarce, z tak tanim kosztem udawać bo-
hatera.

Moskwa tymczasem ściągnęła dwadzieścia kilka tysięcy
żołdaków do Warszawy i pewna już siebie, bo silniejsza
dziesięć razy, urządziwszy pułapkę sprawiła nam krwawą
niespodziankę ósmego kwietnia i nahajką starała się prze-
konać, że car Aleksander nie lubi „marzeń" .

Gorzkie są moje słowa, jak każde słowa prawdy, lecz
z serca pochodzą, i jestem pewny, że wielu i bardzo wielu
podobnież myśli.

Zaprawdę nie myślcie, żebym szydził, powinniśmy wziąć
do serca Aleksandra „precz z marzeniami", bo zaprawdę
nie marzeniami, czy „białymi" tam, czy „czerwonymi",
a tylko czynem stalowym, pracą i poświęceniem dojść mo-
żemy do Ojczyzny ziemskiej, dotykalnej i wolności, dla
której od lat stu tyle krwi przeleliśmy.

Od czasu wypowiedzenia tych słów przez Aleksandra
powinniśmy byli wziąć zupełny rozbrat z wszelkimi ma-
rzeniami i złudzeniami, a wziąć się do rzeczy czynnie
a mądrze i śmiało. Myśmy przecie tak w ruchach przed-
powstańczych, jak i podczas samego powstania dopuścili

209 Aluzja do słów Aleksandra II wypowiedzianych do
szlachty i duchowieństwa w Warszawie w maju 1856 r.

się z powodu marzeń wielu grzechów i błędów, a podług
Talleyranda210 w polityce błąd jesta występkiem.

Właśnie na zakończenie mej spowiedzi przed papierami
z mych wrażeń i uczuć doznanych przed i podczas powsta-
nia chcę pokrótce pomówić o owych grzechach popełnia-
nych w imię marzeń i swego widzimisię, że coś z niczego
samo przez się stać się może bez przyłożenia ręki i nało-
żenia zdrowiem i głową, że pozory barwione za rzecz sa-
mą ujść mogą, że dobre chęci (którymi przecie i piekło
według cudzoziemskiego przysłowia jest wybrukowane) do-
stateczne są w służbie dobrej narodowej sprawy itd., itd.

A naprzód powiem, że najwięcej w imię marzeń, mrzo-
nek i widzimisię winnym jest grzechu Rząd Narodowy, że
prawiąc tyle przed powstaniem o liczeniu na własne tylko
siły, podczas powstania najwidoczniej zdawał się nie wie-
rzyć we własne siły, polecając dowódcom nienarażanie
słabych sił narodowych na niebezpieczeństwo15, wbrew
wygłoszonej zasadzie licząc w jakąś pomoc zagraniczną
w czerwonych spodniach lub ze skrzydłami anielskimi,
o czym po parafiach od początku samego powstania mó-
wiono jakby o przyjściu Mesjasza. Winnym jest grzechu,
ciągłej chwiejności, wahania się, braku zasady stałej (po-
dobno żadnej nie miał i mieć nie mógł z powodu niezależ-
nych od siebie okoliczności, którymi rządzić nie umiał)
zmieniania się z jednej barwy w drugą, z białej w czer-
woną, na koniec długiego a jałowego rozmyślania, czy wy-
wołać, czy nie ruch ogólny narodowy?

I dla tej przyczyny grzechem jest sama nazwa „Rząd
Narodowy", bo jako grono bezimienne, tajemnicze, okryte
maską, płaszczem i parawanem, nie z wyboru narodu pow-
stałe, narodowym nie był i być nie umiałc.

11 n

Talleyrand-Perigord Charles Maurice (17541838), wy-
bitny polityk francuski i długoletni minister spraw zagranicz-
nych Francji.
* Skreślono: grzechem.
Dwa słowa skreślone, nieczytelne.

0 Na boku dopisane zdanie mało czytelne, ale jak zrozu-
miałem, mowa w nim o patriotycznej postawie duchowień-
stwa wobec powstania, za co wielu duchownych zostało po
tym zesłanych na Sybir, a klasztory zamknięto.

Grzesznym jest poprzednik Rządu Narodowego, Komitet
Centralny (także nie narodowy, bo nie umiejący stanąć na
wysokości narodowej sprawy), za oblagowanie siebie sa-
mego i wierzących weń jak w wodza synów Polski, przy-
szłych powstańców; wieściami przesadzanymi o środkach,
o broni, o pieniądzach, o liczbie związkowych, o stosun-
kach itd. za rozgorączkowanie do stopnia chorobliwości
zapału czystego, za niedopuszczalną w ludziach biorących
się samowolnie bez wezwania, namaszczenia do narodo-
wego czynu, nieświadomość swej sprawy, narodu, okolicz-
ności miejsca i czasu, skutkiem czego o włos tylko nie
został mimowolnym zdrajcą narodowym.

Grzechem wspólnym jest rozdarcie sztandaru narodowe-
go na dwie barwy, białą i czerwoną, na dwa stronnictwa,
które z jednego punktu wyjścia się zrodziwszy w biegu
wypadków, jedno stało się w imieniu rozsądku i samo-
lubstwa wstecznym do obrzydliwości i zdrady, drugie
w imię niby serca i zapału dostało prawdziwego delirium*.

* Na dowód owego delirium, przypominając tu słowa poety
„O jak wszystko wielkie święte człowiek dziwnie spodlić
umie", przytoczę tu następne fakta niestety prawdziwe, lecz
szczęściem rzadkie w naszym powstaniu.

W okręgu wyszogrodzkim ksiądz Józef Wojciechowski za-
mordować polecił dwóch podróżnych kupców wieprzy, bez
żadnych nawet pozorów winy — przyczyną tego morderstwa
były fundusze przez nich posiadane.

Zbrodnia ta księdzu nie byłaby uszła bezkarnie, gdyby
ucieczką za granicę nie uratował się. Ob. Gustaw Duckert
wydał polecenie schwytania go i postąpienia z nim stosow-
nie do wielkości zbrodni jego. Tenże ksiądz był później
ajentem tajnym Kurzynjr a i sekretarzem ks. Mikoszew-
skiego w Paryżu dla piemędzya.

W Ostrołęckiem z insynuacji Henryka Boguckiego dowódca
strzelców konnych, Benek Milewski, b. student medycyny,
starozakonnego Totta pełniącego obowiązki żandarma, wielkie
usługi sprawie powstania oddającego, powiesić rozkazał, a to
jedynie z przypuszczenia, że człowiek ten będąc od pierwszej

Grzechem tak zwanej organizacji „czerwonej" jest zbyt-
nie a niedojrzałe zapatrywanie się na politykę włoską
względem Austriaków, grzechem organizacji „białej" jest
chęć naśladowania, wygodnie, bezpiecznie w swoim zakre-
sie polityki Węgrów2 . Myśmy ani Węgrzy przecie, ani
Włosi i we wcale innym położeniu jesteśmy. Polacy po
polsku, polskim rozumem, polskim sercem powinni się
rządzić.

Grzechem jest także, nie dowodzącym wcale polityczne-
go zmysłu, pobratanie się na drodze robót narodowych
i przyjęcie do swego składu, przez tak zwaną organizację
„czerwoną", członków tak zwanej organizacji „białej",
której wcale się co innego śniło, a która odegrawszy rolę
kukułki, dziś sobie spokojnie odpoczywa po trudach naro-
dowych pod skrzydłami opiekuńczego rządu i ustalonego
przezeń porządku rzeczy.

chwili powstania czynnym znał wszystkich działających
i mógłby po upadku powstania denuncjować ich .

Jan Gustaw Serwiński, człowiek młody, w dobrej wierze
działający, z insynuacji białych wsteczników, dotąd w kraju
pozostających, popełnił kilka morderstw. Przytaczam słowa
jego wyjęte z listu pisanego do komisji wydawania świa-
dectw celem pozyskania żołdu od rządu francuskiego. List
ten był mi komunikowany do potwierdzenia przytaczanych
w nim faktów i tożsamości osoby Serwińskiego. Tak się on
wyraża: „Ostatecznie po rozbiciu oddziałów mianowany zo-
stałem przez Pana Puchacza (pseudonim) naczelnikiem żan-
darmerii obwodów wyszogrodzkiego, czerwińskiego i zakro-
czymskiego, w czasie swej służby rozstrzelałem w Czerwiń-
sku dnia 8 grudnia dwóch braci Gąjewskich; w dniu 11 t.m.
niejakiego Warszawiaka rodem z Wyszogrodu za zbiegostwo
z oddziału Kolbego (Witkowskiego) i bytność u Moskali
w Płocku; dnia niepamiętnego rozstrzelałem Mackiewicza
żebraka z Wyszogrodu. W miesiącu styczniu z powodu nie-
sposobności utrzymania się wszedłem do Prus".
Odbierać ludziom życie, w czasie gdy nie ma najmniejszej
nadziei dopięcia zamierzonego celu, jest zbrodnią, tyranią.
Serwiński jedynie swą młodością, niedoświadczeniem, zbyt-
pokładaniem ufności w ludzi polecających mu spełnienie

Grzechem wielkim było brak środka ciężkości podczas
powstania; mieliśmy wprawdzie Rząd Narodowy, bez-
imienny, tajemniczy, wydający bezimiennie, tajemniczo
swe polecenia, przez osobistości również bezimienne (co
wszystko nie mogło wzbudzić koniecznej ufności), lecz ów
Rząd Narodowy sam dla siebie środka ciężkości odszukać
nie umiał. Natomiast mieliśmy z kilkuset może dyktato-
rów, w osobach dowódców oddziałów i urzędników naro-
dowych, każdy w swoim czasie i w swoim szczupłym za-
kresie, kryjących się pod przybrane nazwiska, więc już
tym samym dających do myślenia, że więcej myślą o za-
pewnieniu sobie odwrotu niż o sprawie; lecz prócz dobrych
chęci innych zalet koniecznych dowódcom powstania nie
mających.

usprawiedliwionym być może — znany on jest osobiście
piszącemu ze swego patriotyzmu i wielolicznego narażania
się w czasie ostatniej walki. Dla badaczy natury ludzkiej
przytaczam fakt zaszłej w czasie wykonywania wyroku
tych morderstw, mniemaniem dobrego służenia sprawie,
śmierci na jednym z Gajewskich. Serwiński w obecności
żony i dzieci tegoż sztyletem zamordował go, następnie od
tejże żony i dzieci odebrał przysięgi, iż nazwiska jego przed
Moskwą nie wydadzą. Co za okropna walka dziać się musia-
ła w sumieniu tych ludzi, tając mordercę ich ojca! !c

210a Kurzyna Jan (18351865), mierosławczyk, od połowy
1864 r. Komisarz Rządu Narodowego na zagranicą, zginął
w pojedynku z A. Guttrym.

1 Mikoszewski Karol (?1886), proboszcz w Żelaznej,
związany z „czerwonymi", redaktor „Głosu kapłana" i członek
Tymczasowego Rządu Narodowego.

a Dopisane z boku ręką Chądzyńskiego: Właśnie słyszałem
na samym mojem wyjeździe z Kraju na emigrację od wielu
osób o czynie Wojciechowskiego. Duckert już w Dreźnie
potwierdził tenże czyn księdza.

Dopisane z boku: Fakt ogromnie podły i nikczemny, może
go lepiej zataić.

0 Dopisano z boku: Fakt ten opowiedział mi Duckert, do
domu którego Serwiński z nie otartym ze krwi sztyletem
zaraz po morderstwie przybył.

Autor ma na myśli walką Włochów o niepodległość
z Austrią, jak również ugodowe rozwiązanie sporu austriacko-
węgierskiego w 1867 r.

W ogóle grzechem wspólnym narodowym jest, żeśmy
się nie umieli czy nie chcieli zdobyć, tak jak Włochy, na
Garibaldiego, człowieka prawdziwie ludowego, znanego ze
swych zdolności wojskowych lub politycznych, pod jednym
z tych dwóch względów przynajmniej mającego miłość
ludu za sobą przede wszystkim, a głównie odznaczającego
się poświęceniem i miłością gorącą swej sprawy, który by
ujął silną dłonią ster nawy narodowej.

Wstecznictwo narzuciło nam Langiewicza, o którym
wprzódy nikt prawie nie słyszał, lecz ten poczuwszy, że
stanowisko mu narzucone jest nieskończenie wyższe od
jego możności, choć za późno dał za wygraną nie tylko
dyktaturze, lecz i sprawie narodowej, i spoczął na jeneral-
skich laurach w wygodnym austriackim więzieniu.

Grzechem także a bardzo niepraktycznym u nas, cośmy
podczas ruchów przedpowstańczych i podczas powstań-
czych chcieli się rządzić rozumem włoskim, węgierskim,
niemieckim, francuskim (a najmniej polskim, ludowym,
chłopskim rozumem), żeśmy zapomnieli na przysłowie na-
rodu, którego język i zwyczaje tak lubimy, „chacun son
metier", i w naiwności swej na przykład poruczaliśmy
kierownictwo wojny narodowej ludziom z powołania i za-
wodu swego właściwym na spokojnych pracowników po-
stępu, jak księża, profesorowie, artyści

Innego rodzaju grzechem jest rozporządzanie się samo-
wolne a bardzo niepraktyczne pieniędzmi narodowymi, jak
na przykład na sprawianie mundurów, czapeczek, piszcza-
łek sygnałowych, gdy broni i prochu zabrakło... lecz cokol-
wiek inaczej nazwać należy owo postąpienie ze składkami,
jakie się sypały, deszczem złotym podczas owych dni
czterdziestu, gdzie są one? jak one użyte? złośliwi ludzie
mówią, że się dostały papieżowi na wojsko papieskie...212,

212 W tym czasie papież Pius IX przeprowadzał werbunek
do wojsk papieskich, m.in. i w Polsce.

a przecie jeden z papieży powiedział, że nam nie potrzeba
relikwii, bo każda garść ziemi naszej jest świętością213.

Grzechem także dowodzącym nieświadomości sprawy
i ludu jest owa obiecanka w manifeście Rządu Narodowe-
go 3 morgów gruntu włościanom, dla każdego, co pójdzie
do powstania21 , jakby to polska sprawa czysta sama
z siebie potrzebowała najemników i kondotierów. Tadeusz
Kościuszko powiedział tylko do włościan krakowskich:
„Chodźmy bronić Ojczyzny naszej, Polski, od wroga",
a poszli z nim, z kosami tylko, i zdobyli armaty, bo czuli,
że Ojczyzna ta, po wygnaniu wroga, do nich należeć bę-
dzie, że się w niej urządzą jak się zdawać będzie, a nie
tak, jakby chcieli wrogowie, w których widzą nie tylko
Moskali, ale i panów swoich, większych nierównie cie-
mięzców. Co zaś do kosy, u nas niestety pod tym wzglę-
dem wszyscy nasi naczelnicy, dowódcy, jenerałowie, puł-
kownicy, razem wzięcia (z małym może wyjątkiem) spo-
niewierali tę broń narodową, odsyłaniem kawalerzystów,
pieczeniarzy do kosynierów, za karę, za jakieś przeskroba-
nie, w dowolnej karności powstańczej215. Grzech to był
nasz i wielki!

A kiedy się o tym już wspomniało, jakże nie wspomnieć
o sztabach i sztabowcach, o bryczkach sztabowych z wi-
nem i przysmaczkami, o darmozjadach, o ordynansach,
o oficerach nie umiejących zakomenderować nawet na
prawo lub na lewo, do nieposkromionego nałogu kawalerii
do manewrów, na lewo, w tył zwrot, marsz, marsz! o zbyt-
nim pociągu panów dowódców do dworów, gdzie piękne

Autorem tego powiedzenia był papież Pius IX.

Mowa o dekrecie wydanym przez CKN jako Tymczaso-
wy Rząd Narodowy w dniu 22/23.1.1863 r.

Rząd Narodowy w specjalnej instrukcji dla oficerów
z 22. V.1863 r. usiłował przynajmniej w słowach przeciwstawić
się niezdrowej praktyce polegającej na dyskryminacji oddzia-
łów kosynierskich rekrutujących się głównie z elementu
chłopskiego.

a Trzy słowa skreślone, nieczytelne.

oczy i dobre jadło, a zapominanie o losach naszych, forte-
cach — wreszcie o małpowaniu po dziecinnym urządzeń
wojska regularnego w powstańskich oddziałach.

Jak nie wspomnieć o bawieniu się w wielkich ludzi,
o organizatorach i urzędnikach narodowych, ledwo pisać
umiejących, o kurierkach itp., itp.

Och! któregoż z prawych Polaków nie zaboli serce
wspomniawszy na to wszystko.

Lecz dość już tego... więcej niż chciałem, w bólu ser-
decznym pozwoliłem powiedzieć sobie, lecz lepiej mówmy
prawdę choć gorzką sami sobie, niż żeby nam ją miały
mówić obelgi Dziennika Warszawskiego, któremu mate-
riałów więcej lekkomyślnością niż złą wolą dostarczyliśmy.
Jestem tego przekonania, że każdy prawdziwie kochający
swą sprawę rodak daruje mi te słowa zbyt gorzkie może,
lecz z serca płynące!

Na tym kończę... aby następcy nasi szczęśliwsi od nas
byli i uniknęli błędów naszych.
Niech żyje Polska!

Pisałem w Paryżu w r. 1867.

Zbigniew Chądzyński

(Ludwik Biały)


Wyszukiwarka