Mroczny Znak 8 3

Rozdział 8.3


Severus Snape, jako prawny opiekun, mógł odprowadzić Harry’ego na rozprawę. Nie obyło się bez pomocy Dumbledora i jego tajemniczego pomocnika z ministerstwa. Przez ostatni tydzień wszyscy chodzili podenerwowani, gdy odmówiono im wizyt u Pottera.

Oczywiście otrzymał eskortę, żeby coś głupiego nie wpadło mu do głowy, jak to określił nadgorliwy auror, odbierając mu przy wejściu do więzienia różdżkę. Mistrz Eliksirów dobrze wiedział, co robi Azkaban z człowiekiem. Bał się tego, co zobaczy po otwarciu drzwi celi. Tego, co więzienie mogło zrobić z chłopakiem. Odetchnął w pierwszej chwili, widząc brak samookaleczenia. Skulona na łóżku istota była taka krucha i drobna.

Chłopcze.

Nie spodziewał się reakcji. Dementorzy odeszli z tej kondygnacji niecałe pięć minut temu. Podszedł bliżej łóżka. Dzieciak musiał zapaść w niespokojny sen, bo nawet dotyk go nie zaskoczył.

Potter, obudź się. Musimy iść — powiedział odrobinę głośniej niż zamierzał, potrząsając jego ramieniem.

Nie chcę już — wyrwało się z ust Gryfona, gdy się obudził.

Severus zaklął dobitnie, odwracając się od strażnika.

Co wyście mu zrobili?!

Nic — odparł auror przestraszony.

Ktoś w ogóle pilnował go, czy je i pije? On jest odwodniony i zagłodzony.

Ma pan pozwolenie na użycie eliksirów, proszę więc z nich skorzystać. Za godzinę uruchomi się świstoklik do Ministerstwa.

Snape zmierzył mężczyznę lodowatym spojrzeniem.

Przynieś coś do jedzenia! I gorącą, gorzką herbatę! — rozkazał, przeklinając pod nosem.

Ale... — próbował coś powiedzieć strażnik.

Natychmiast! — Jego głoś oznaczał, że nie chce słyszeć sprzeciwów.

Strażnik coś przekazał koledze i odszedł, tymczasem Severus zaczął wyjmować z kieszeni małe fiolki i ustawił je w sobie tylko znanym porządku na stoliku.

Syk ze strony skulonej postaci zwrócił jego uwagę. Chłopak trzymał się za ramię i patrzył na niego przerażony.

Wzywa mnie — szepnął.

Jego wzrok był trochę bardziej przytomny niż chwilę wcześniej. Całe szczęście drugi auror czekał przed celą i nic nie słyszał.

Nic z tym teraz nie zrobisz.

Ale tam są...

Nikogo nie złapał w tym tygodniu. Lucjusz mi powiedział. Czarny Pan ciągle czegoś szuka.

Rozwiązania — mruknął do siebie Harry ledwo słyszalnie.

Snape nic nie powiedział. Jakby nie słyszał. Sam spędził większość tygodnia w bibliotece, szukając czegokolwiek, co mogłoby pomóc chłopcu. Często też był u Albusa, ale jak na razie niczego nie znaleźli. Mieli za to czas wszystko omówić.

Otrząsnął się. Teraz musi zająć się chłopakiem. Nie mógł mu niczego zaaplikować, dopóki ten czegoś nie zje. Podawanie eliksirów na pusty od kilku dni żołądek było niebezpieczne. Najpierw więc musi go napoić i nakarmić.

Zdążył dosłownie w ostatniej chwili. Gdy dotykali w czwórkę, dwóch aurorów jako eskorta, świstoklika Potter wyglądał trochę lepiej.

Kolejne wezwanie nadeszło w korytarzu Ministerstwa, ale tylko grymas na twarzy chłopaka powiedział Severusowi, co się stało. Zaczynał mieć podejrzenia, że ta rozprawa wesoło się nie skończy. Tylko dla kogo?

Zjechali na najniższy poziom i zostali wprowadzeni na salę. Snape nie miał ze sobą różdżki, więc nie musiał jej zdawać przed wejściem. Sala była wypełniona po brzegi. Aurorzy stali w najwyższej części widowni, ale także na samym dole. Kilku chroniło plecy sądu.

Dumbledore siedział w jednym z najbliższych głównych miejsc. Krzesło na środku mówiło samo za siebie, gdzie Harry ma usiąść. Zadrżał i spojrzał na Snape’a. Ten położył dłoń na ramieniu i nie patrząc na niego, powiedział cicho:

Będę z tobą, chłopcze.

To dobrze, proszę pana. Dziękuję — rzekł chłopak i pozwolił poprowadzić się w stronę krzesła.

Błysk fleszy prawie go oślepił, ale szybko przestały migać. Widocznie dziennikarze mieli limit na tę rozprawę.

Harry rozpoznawał tylko dyrektora i Knota. Rzuciła mu się w oczy jakaś różowo ubrana kobieta o nieprzychylnym uśmiechu, strasznie przypominającą nadętą ropuchę. Tak wszyscy byli dla niego nieznani.

Rozprawa się rozpoczęła od uciszenia zebranych, a następnie podania oskarżonemu Veritaserum.

Proszę podać imiona i nazwisko — rozpoczął zadawanie pytań mężczyzna z samego przodu sądu.

Eliksir nie dawał wyboru. Chłopak musiał odpowiedzieć.

Harry James Potter-Snape.

Czy przyznajesz się do bycia Śmierciożercą?

Tak.

Harry miał wielką ochotę przewrócić oczami, słysząc szum na sali rozpraw, ale eliksir mu nie pozwolił, jakby spychając jego świadomość gdzieś daleko w tył.

Proszę pokazać Znak.

Rozpiął kilka guzików szaty i odsłonił ramię.

Proszę nam powiedzieć, dlaczego jest kolorowy.

Zabiłem dwadzieścia siedem osób podczas inicjacji — odparł sucho chłopak.

Jakim zaklęciem? — Adwokat zszedł z podium, stając naprzeciw siedzącego.

Skazałem ich na śmierć — odpowiedział beznamiętnie chłopak.

Ponawiam pytanie: jakiego użyłeś zaklęcia?

Żadnego. Skazałem ich na śmierć. — Harry nadal mówił bez grama uczuć.

Możesz to sprecyzować?

Voldemort nakazał mi skazać osoby, których nie wybrałem.

Czy skazanie ich równało się z ich śmiercią?

Tak.

Co masz na myśli, mówiąc: „tych, których nie wybrałem”?

Mogę ocalić pięć osób tygodniowo. Są pod moją ochroną.

Zapadła chwila ciszy, gdy mężczyzna szukał czegoś w dokumentach.

Proszę powiedzieć nam, jaka umowa wiąże cię z Sam-Wiesz-Kim od czasu zabrania z domu twoich poprzednich opiekunów.

W zamian za życie Severusa Snape’a miałem przyłączyć się do Voldemorta i... — Zaczerpnął nagle powietrza i umilkł, walcząc z eliksirem.

Proszę odpowiedzieć! — Przynajmniej adwokat był w miarę normalny, bo tylko nakazał, a nie zmuszał inaczej do odpowiadania.

Harry nie był w stanie długo opierać się miksturze.

I oddać swoje życie oraz moc w zamian za możliwość ratowania ludzi spod jego tyranii.

Czy zostałeś do tego zmuszony? — Nie pozwalali mu na chwilę odpoczynku.

Harry spiął się.

Odpowiedz.

Nie rozumiem pytania! — krzyknął w końcu, krzywiąc się z bólu, który wywoływał napierający na jego umysł eliksir.

Czy zostałeś zmuszony do oddania swojego życia?

Nie, sam chciałem.

Całe szczęście mężczyzna znał możliwości eliksiru, bo zadał inaczej pytanie.

Czy zatem zostałeś zmuszony do czegoś innego?

Tak. — Chłopak rozluźnił się, czując, że może teraz szczerze odpowiadać.

Do czego?

Do przyjęcia Znaku, do zabijania mugoli, do nauki aportacji i zaklęć, do posłuszeństwa Voldemortowi.

Jak cię zmusił?

Torturami.

Jakich zaklęć cię uczył?

Niewybaczalnych.

Z powodzeniem?

Nie. Nie potrafię rzucić zaklęć Niewybaczalnych z ich pierwotnym skutkiem.

Ponawiam więc pytanie: jak zabijałeś?

Skazywałem na śmierć.

Jak dokładnie to wyglądało?

Voldemort wcześniej dotykał więźniów, a potem ja wybierałem tych, którzy mieli przeżyć. Gdy znikali, skazywałem resztę w wężomowie.

Czy w wężomowie używałeś jakiegoś zaklęcia?

Nie. Tylko mówiłem „skazuję was na śmierć”.

Zebrani pisnęli, jakby właśnie ich skazał, ale gdy nic się nie stało, uspokoili się. Mężczyzna nie przejął się tym przerywnikiem, tylko kontynuował:

Wróćmy do oddania życia. Czy oddałeś swoje życie i moc Sam-Wiesz-Komu?

Nie.

Zatem komu?

Severusowi Snape’owi.

Mistrz Eliksirów spojrzał zszokowany na otumanionego przez miksturę chłopca. Adwokat Ministerstwa zwrócił się do profesora:

Wiedział pan o tym?

Nie. Do teraz nie wiedziałem.

Panie Potter-Snape, dlaczego Severus Snape? Czy to ma coś wspólnego z późniejszą adopcją?

Nie. Wtedy nie wiedziałem, że będę przez niego adoptowany.

Dlaczego właśnie on?

Wierzyłem, że ma największe szanse pokonać Voldemorta w razie mojej śmierci, gdyby nie udało mi się go zabić.

Dlaczego?

Zna jego sposób myślenia, wady i wszystko inne.

Sala znów zawrzała, wszyscy bacznie obserwowali profesora, ale ten stał teraz jak posąg.

Adwokat nadal nie przerywał pytań, mimo że szepty na sali prawie uniemożliwiały skupienie się na odpowiedziach oskarżonego.

Czy kiedykolwiek po otrzymaniu Znaku sprzeciwiłeś się Sam-Wiesz-Komu?

Tak.

Ile razy?

Nie liczyłem. Prawie na każdym spotkaniu.

Proszę sprecyzować „spotkanie”.

Mam nakaz zjawić się, gdy tylko mnie wezwie.

Kiedy ostatni raz cię wzywał?

Przed tą rozprawą.

Co się stanie, jeśli się nie zjawisz?

Nie wiem, ale na pewno zostanę ukarany.

Harry poczuł, że mikstura powoli przestawała działać. Czuł, jak nacisk na jego świadomość mija, zostawiając miejsce na własne myśli. Oczy więźnia zaczęły odzyskiwać przytomny blask, ale nikt tego jeszcze nie zauważył. Adwokat kontynuował:

Co działo się z uratowanymi przez ciebie?

Mugole znikali w jakieś bezpieczne dla nich miejsce.

Czy wśród uratowanych byli czarodzieje?

Tak.

Proszę wymienić ich nazwiska, jeśli je znasz.

Nie. — Sprzeciw zdziwił mężczyznę.

Spojrzał na zegar i odwrócił się do zebranych za jego plecami sędziów. Severus natychmiast pochylił się nad Harrym, obserwując reakcję oczu. Chłopak był już całkiem przytomny.

Kolejny wybryk Harry’ego Pottera — szepnął Gryfon w stronę Severusa tak cicho, że tylko on mógł usłyszeć. — Nawet Veritaserum nie działa tak, jak powinno.

Widzowie chyba też to zauważyli, bo zaczęli głośno między sobą rozmawiać. Adwokat odwrócił się w stronę oskarżonego po krótkiej dyskusji z sędziami przeprowadzonej dość zdenerwowanym tonem.

Musimy podać kolejną dawkę eliksiru prawdy. Ta przestała działać.

Nie zgadzam się! — zaprotestował Snape ostro. — Chłopak jest wyczerpany pobytem w Azkabanie, a wy chcecie go jeszcze truć. Zna pan możliwość przedawkowania Veritaserum.

W takim razie musimy odroczyć rozprawę.

Nie trzeba — odezwał się spokojnie Harry.

Głupi dzieciaku! Chcesz umrzeć? Mało ci jeszcze czasu zostało... — Snape ugryzł się w język, przeklinając za utratę zimnej krwi w takim momencie.

Chłopak zmroził go spojrzeniem, a potem odwrócił się do Dumbledore’a. Obserwował go przez chwilę, po czym zwrócił się ponownie do adwokata bardzo poważnym tonem:

Chyba nie mam już po co ukrywać, co naprawdę zdarzyło się we dworze Voldemorta. Po pierwsze nie mam zamiaru wracać do Azkabanu. Nie zrobiłem niczego, by tam być, a co zrobiłbym świadomie, bez zmuszania. — Wstał z krzesła, a aurorzy zbliżyli się zaalarmowani. — Nie mam zamiaru nikogo skrzywdzić. — Uniósł dłonie w górę. — Chcę tylko mówić. Może i jestem dzieckiem, ale to właśnie na mnie złożyliście ten ciężar. Zrobię to, co chcecie. Pokonam Voldemorta, ale nie pozwalam się więzić. Jeśli będziecie próbowali, zrobię coś, czego będziecie żałować przez wiele pokoleń. Spełnię marzenie Voldemorta i naprawdę się do niego przyłączę, a wtedy módlcie się, żebym to nie ja stanął u waszych drzwi w środku nocy. Chcę tylko spokoju. Chcę być z przyjaciółmi, a gdy nadejdzie ten dzień, odejdę i zabiorę Voldemorta ze sobą. Tylko dajcie mi Cholerny! Święty! Spokój!

Snape czuł, jak magia chłopca wznosi się wraz z jego gniewem. Muska zebranych, badając, ale nic poza tym im nie robiąc. Harry usiadł na powrót na krześle, opanowując się po wybuchu.

Jeśli ma pan jeszcze pytania, odpowiem bez eliksiru. Ufam memu opiekunowi, który mówi, że mikstura może mi zrobić krzywdę. Proszę pytać.

Adwokat nie dał się prosić dwa razy, choć w jego oczach wciąż tliły się iskierki strachu przed chłopcem i jego niezwykłą magią, która doskonale działała nawet w takich okolicznościach.

Czy wśród uratowanych czarodziei są śmierciożercy?

Tak, ale ich nie wymienię. Teraz odpowiadają przed mną.

Mógłbyś to wytłumaczyć?

Należą do mnie, tak jak wcześniej należeli do Voldemorta.

Nagle mężczyzna zmienił temat, wprawiając w zdumienie nie tylko Harry’ego, ale i wszystkich obecnych na sali.

Gdzie jest pana różdżka?

Która? Domyślam się, że chodzi panu o tę z ostrokrzewu. — Harry kątem oka zauważył poruszenie tam, gdzie siedział dyrektor.

Nawet on nie zauważył, że używa innej.

Tak, o tę.

Skończyła jako podpałka w kominku Voldemorta. Bał się jej.

Dlaczego?

Bo była bliźniacza z jego. Nie mogły ze sobą walczyć, tylko blokowały się wzajemnie.

Czy zabrał ci jeszcze coś cennego?

Pelerynę mojego ojca, ale to bardziej przedmiot sentymentalny i on o tym wiedział. Nie wiem, co z nią zrobił.

Użyłem bardzo praktycznie. — Harry z przerażeniem usłyszał szept wężomowy tuż przy swoim uchu. — Może powinienem uprzątnąć bałagan. Tu i teraz?

Harry drgnął nieznacznie, słysząc głos Voldemorta. Severus zauważył jego spięcie, ale nie dał tego po sobie poznać. Rzucił tylko szybkie spojrzenie na znajdujących się w sali urzędników Ministerstwa i nachylił się do chłopaka.

Coś się stało? — spytał cicho.

On tu jest.

Nagłe poruszenie wśród aurorów mówiło wyraźnie, że coś jest nie tak. Kilkanaście różdżek zatrzymało się przed Harrym, wprawiając wszystkich w osłupienie.

Chcesz jedną? — Pytanie było mocno zaprawione ironią.

Chłopiec wyciągnął rękę, nie spodziewając się, że naprawdę otrzyma jedną. Jednak się mylił. Dostał. Wyrywała się chwilę, ale nie trwało to długo.

Co to ma znaczyć?! — krzyknął któryś z sędziów, wychylając się do przodu i wpatrując z wściekłością to w Harry’ego, to w jego strażników.

Migotanie koło krzesła Złotego Chłopca ujawniło nową postać. Krzyki przerażenia rozniosły się po sali. Ludzie zaczęli panikować, podczas gdy Harry wskazał Severusowi, żeby się odsunął i sam też to zrobił, a Voldemort pławił się w strachu, który wywołał, niczym w kąpieli słonecznej. Harry przyglądał się swojemu „panu” już dość obojętnym wzrokiem, ale jego głos zabrzmiał bardzo poważnie.

Profesorze, gdyby coś mi się stało proszę zrobić wszystko, co w pana mocy, by ten skurw... zdechł. Jeśli moja śmierć go nie zabije, to na pewno osłabi i powinno dać się go dobić jak psa. Otrzyma pan moją moc i będzie od niego silniejszy.

Przestań! Nikt poza nim nie umrze! — warknął Mistrz Eliksirów, nie spuszczając oczu z Voldemorta.

Aurorzy próbowali zapanować nad paniką, która wybuchła. Drzwi zostały zablokowane, ale nie przez nich. Starali się je bezskutecznie otworzyć, inni natomiast obserwowali Mrocznego Lorda, choć nie bardzo mogli jakoś mu zagrozić, nie mając różdżek. Wszystkie bezużytecznie leżały u stóp przeciwnika.

Po co przyszedłeś? — Harry wystąpił do przodu, odwracając uwagę Lorda od zebranych.

Chciałem zobaczyć, jak jasna strona niszczy jedyną szansę na to, by mnie pokonać. Nadal chcesz ich chronić?

Tak.

Przyzwyczaił się już do używania wężomowy w rozmowach z Lordem. Dawało to minimum prywatności. Teraz bardzo dobrej, poza nimi przecież nikt ich nie mógł zrozumieć.

Nawet za cenę swojego życia? Jesteś głupcem, Harry Potterze!

Nie jesteś pierwszym, który mi to mówi, Tom.

Crucio!

Tak nagłe zaklęcie zwaliło słabego chłopaka z nóg. Nie krzyczał, tylko patrzył na wężowatą twarz z miną pełną pogardy.

Pamiętaj, do kogo nadal należysz! — krzyknął Riddle z wściekłością, nie zwracając uwagi na nic poza leżącym u jego stóp Harrym. — Zostałeś ze mną związany i masz mnie słuchać!

Nigdy! Zrobiłem to tylko po to, by uratować chociaż kilku. Żadna cena nie jest wygórowana za czyjeś życie.

Nikt się nie poruszył. Jakby oglądając przedstawienie, wszyscy zamarli. Sycząca mowa dwójki tak różnych przeciwników. Jednocześnie różnych, a tak podobnych. Każdy zawzięty w swoich przekonaniach.

Harry stał dumnie wyprostowany, gdy po przerwaniu zaklęcia udało mu się jakoś podnieść.

Voldemort – naprzeciw niego z arogancką dumą, bawiący się różdżką.

Po co tak naprawdę przyszedłeś? — spytał chłodno Potter.

Zabrać cię. Pamiętasz? Mamy umowę, a ja nie lubię, gdy ktoś nie zjawia się, będąc zapraszanym.

A tak naprawdę? — Zignorował jego odpowiedź.

Mina Lorda tym razem była nie do odczytania, ale jego głos niekoniecznie.

Mnie się nie ignoruje! Z żadnego powodu!

Zaczął do niego podchodzić. Nie wiedząc, czego się po nim spodziewać, Harry zrobił jedyną możliwą rzecz. Krótkim czarem odesłał różdżki do ich właścicieli. Voldemort tylko ironicznie się uśmiechnął, jakby spodziewając się właśnie tego ruchu ze strony swojego zbuntowanego sługi. W tej samej chwili dziesiątki zaklęć zaczęły rozjaśniać salę. Ludzie jednak szybko zmuszeni zostali pochować się za ławkami, gdy odbiły się od tarczy wzniesionej wokół mrocznego czarodzieja.

Tylko na tyle was stać?! — zaśmiał się Voldemort, rzucając zaklęcie na Harry’ego w wężomowie.

Ten, nieprzytomny, osunął się na ziemię sekundę później. Severus już chciał do niego podbiec, ale czyjś czar odrzucił go pod samą widownię.

Pożegnajcie się ze swoim Wybrańcem. Jedyne, co wam oddam, to jego ścierwo.

Złapał chłopaka za rękę i zniknął. Na podłodze został tylko migoczący materiał płaszcza.


Wyszukiwarka