190 191

żeniu jest równoznaczne z dawaniem jej paru mocnych łyków dżinu. Zarówno dżin, jak środek uspokajający mogą stępić chwilowo ból, ale na dłuższą metę tworzą nowe problemy, nie rozwiązując żadnego.

Gdy kobieta znajduje się w krytycznym momencie swojej choroby, nie do uniknięcia są problemy ze zdrowiem nie tylko psychicznym, mogą teraz wystąpić wszelkiego typu zaburzenia spowodowane przez poważny stres, w którym kobieta przez długi czas żyła. Jak już pisałam, może się także rozwinąć zbyt silna skłonność do jedzenia, alkoholu i lekarstw. Niewykluczone są też dolegliwości w innych dziedzinach: kłopoty z trawieniem lub/i z wrzodami żołądka, jak i rozmaite problemy z chorobami skóry, alergie, wysokie ciśnienie krwi, tiki nerwowe, bezsenność i obstrukcja bądź biegunka. Mogą się rozpocząć okresy depresji lub, jeśli już kiedyś występowały, teraz stają się dłuższe i poważniejsze.

Kiedy w wyniku życia w stresie ciało zaczyna „odmawiać posłu­szeństwa", choroba wchodzi w fazę chroniczną. Inną oznaką tejże jest rozkojarzony umysł, w związku z czym trudno kobiecie ocenić obiektywnie swoją sytuację. W kochaniu za bardzo kryje się też postępująca nieobliczalność i gdy zaczynają pojawiać się pierwsze jej symptomy, choroba jest w pełnym rozkwicie. Kobieta jest obecnie niezdolna do oceny swych decyzji i oceny życia, które prowadzi. Większość z tego, co robi, jest reakcją na partnera. Mogą być to przygody miłosne, obsesyjne zajmowanie się pracą czy innymi sprawa­mi, uczestnictwo w „aferach", w których znowu chce pomagać lub kierować życiem ludzi z jej otoczenia. Smutne to, ale nawet zaintereso­wanie sprawami osób postronnych jest obecnie także częścią jej obsesji.

Na tym etapie chorobliwie zazdrości ludziom, którzy nie mają jej problemów, i coraz wyraźniej wyładowuje swoją frustrację na wszyst­kich dokoła. Przejawia się to we wzrastających gwałtownych atakach nie tylko na partnera, ale także na dzieci. W tym momencie, w akcie ostatecznej próby obciążenia partnera winą, może usiłować popełnić samobójstwo. Jest to moment, gdy ona sama i jej bliscy są już bardzo chorzy, nie tylko psychicznie, lecz także fizycznie.

Nie należy też zapominać, jaki wpływ na dziecko będzie miał stan matki kochającej swego partnera za bardzo. Wiele kobiet, o których pisałam w tej książce, wyrastało właśnie w takich warunkach.

Gdy kobieta, która zaczęła kochać za bardzo, zorientuje się w końcu, że spróbowała już wszystkiego, by zmienić swojego mężczyz-

nę, i absolutnie nic z tego nie wyszło, wówczas może odczuwać potrzebę zwrócenia się o pomoc. Przeważnie poszukuje jej u kogoś trzeciego, może u terapeuty, i będzie to jeszcze jedna próba metamor­fozy swojego partnera. Sprawą zasadniczą jest to, żeby człowiek, do którego kobieta zwróci się o pomoc, zdawał sobie sprawę, że to ona przede wszystkim musi się zmienić, musi zacząć od samej siebie, bo od tego zależy jej powrót do zdrowia.

Jest to niezwykle ważne, ponieważ kochanie za bardzo jest chorobą postępującą, o czym już wspominałam. Kobieta taka jak Margo nieuchronnie zmierza do śmierci. Może nastąpić atak serca, wylew czy jakaś inna dolegliwość fizyczna powstała lub zaostrzona przez stres. Może umrzeć na skutek tego, że w jej życiu zaczęła dominować przemoc fizyczna, albo zginąć w wypadku, na skutek całkowitego rozkojarzenia. Śmierć może przyjść bardzo szybko. Kobieta może też żyć jeszcze długie lata, lecz jeżeli nie podda się leczeniu, rozpad jej życia będzie się stale pogłębiał. Powtarzam raz jeszcze: kochanie za bardzo może zabić.

Wróćmy teraz do Margo, przerażonej tym, co się dzieje w jej życiu, i szukającej, chwilowo przynajmniej, pomocy. Ma teraz dwa wyjścia. Musi je oba dobrze poznać i dokonać wyboru.

Może dalej poszukiwać idealnego partnera. Znając jej skłonności do bezwartościowych drani, trafi niewątpliwie jeszcze raz na jednego z nich. Albo może podjąć niesłychanie trudne i ciężkie zadanie uświadomienia sobie, jak bardzo niezdrowy był jej rodzaj stosunków z mężczyznami, jednocześnie badając obiektywnie czynniki dodające jej „atrakcyjności" w stosunkach z wieloma panami. Może więc kontynuować rozglądanie się za mężczyzną, który ją uszczęśliwi, albo rozpocząć powolny i żmudny (ale w końcu o wiele skuteczniejszy) proces uczenia się miłości i dbałości o samą siebie z pomocą i poparciem bliskich.

Niestety, ogromna większość kobiet podobnych do Margo wybierze dalsze praktykowanie swojej „narkomanii", czyli poszukiwania Księ­cia z Bajki lub poprawieniu tego, którego mają.

Znacznie łatwiejsze i bliższe wydaje się poszukiwanie źródła szczęścia poza sobą niż poddanie się wewnętrznej dyscyplinie, odkrycie własnych zasobów, uczenie się, jak wypełnić pustkę od wewnątrz, a nie od zewnątrz. Lecz dla tych z was, które są dość mądre, dość umęczone czy dość zdes­perowane, by raczej poprawić swoje życie, niż związać się z już istniejącym partnerem lub szukać nowego — dla tych, jednym słowem, które naprawdę chcą zmienić siebie, droga do wyzdrowienia stoi otworem.

190

191


Wyszukiwarka