Rok jak żaden innyc

Ten rozdział tłumaczyła Moonlit, betowała Tehanu.


ROZDZIAŁ 63: CZARODZIEJSKA SŁUŻBA RODZINIE


Na szczęście tym razem Hermiona nie ociągała się z wyjściem, choć kilka razy spoglądała na Harry'ego surowo, jakby prowokując go do wyznania prawdy. Pewnie wszystko by jej powiedział, gdyby nie obecność Draco. Głupio postąpił, pozwalając Hermionie odejść bez wyjaśnień. Wiedział jednak, po prostu wiedział, że gdyby spróbował powiedzieć przyjaciółce prawdę, Draco natychmiast znów zacząłby gadać bzdury o spadaniu z miotły lub nawet o czymś jeszcze bardziej niedorzecznym.

Oczywiście mógł zignorować Ślizgona i powiedzieć wszystko prosto z mostu, ale znając problemy Draco z kontrolowaniem się, Harry prawdopodobnie oberwałby jakąś klątwą - a po Devon miał ich już stanowczo dosyć, wielkie dzięki. Tylko tego mu brakowało, żeby Hermiona po miesiącach podejrzeń dostała w końcu namacalny dowód na to, że Harry jest tu źle traktowany.

Lepiej powrócić do tej kwestii, kiedy nie było jej w pobliżu.

Gdyby tylko drzwi się zamknęły, Harry przygwoździł Draco rozgniewanym spojrzeniem.

- Musimy jej powiedzieć.

- Och, nie bądź idiotą - prychnął Malfoy, chwytając książkę, którą wcześniej czytał. Zerknął na Harry'ego przelotnie. - Severus nie chce, żeby mugolaczka wiedziała o twojej magii, więc się nie dowie.

- Nie nazywaj jej tak! - wybuchnął Gryfon.

- A czemu nie? - odparł Draco z uśmieszkiem, powracając do przerwanej lektury. - Przecież właśnie tym jest, Harry.

- Dajesz do zrozumienia, że uważasz ją za kogoś gorszego od nas, i nie myśl sobie, że o tym nie wiem!

Ślizgon w odpowiedzi wzruszył ramionami i przewrócił stronę.

Straciwszy cierpliwość, Harry rzucił okiem na Sals, która grzała się w swoim pudełku, po czym machnął ręką w kierunku Draco i wysyczał wężową wersję zaklęcia przywołującego: „Książko, do mnie!”.

Gdy tylko „Krew jest gęstsza niż eliksir” znalazła się w jego ręce, Harry rzucił ją za siebie na jedną z niższych półek i warknął:

- Przedyskutuję to z Severusem, kiedy wróci do domu, ale mam już dosyć okłamywania Hermiony. To i tak nic nie daje, bo ona zaczyna podejrzewać, że coś tu się dzieje...

- Cóż, nie podejrzewałaby niczego - wysyczał drwiąco Draco, podchodząc do niego - gdybyś pozwolił wyleczyć swoje siniaki, jak ci radziłem! Co ci odbiło, żeby pokazywać jej swoje rany po zaklęciach? Może ty rzeczywiście jesteś żądnym uwagi dupkiem, za jakiego kiedyś cię brałem! A może twoja słodka dziewczyna jest tak ważna, że chciałeś, żeby wiedziała, jak mężnie odpierasz deszcz klątw prawie każdego dnia! To dlatego jej pokazałeś, Potter? Co?

Harry z początku nie wiedział jak zareagować.

- Ona... - Odchrząknął, zażenowany, że musiał mówić to na głos, jednak Draco najwyraźniej nie miał pojęcia, o co naprawdę chodzi, więc ciągnął dalej: - Ona nie podejrzewa, że my ćwiczymy magię, Malfoy. Hermiona myśli, że mnie tu biją, czy coś w tym rodzaju!

Draco wstrzymał na moment oddech.

- No właśnie - rzekł Harry z naciskiem, widząc, że jego słowa dotarły do Ślizgona.

- Jeśli wiedziałeś, że ona tak myśli, to dlaczego temu nie zaprzeczyłeś?

- Może dlatego, że gdy tylko próbowałem, ty wyskakiwałeś ze swoimi przetransmutowanymi łóżkami, zrzucającymi mnie na ziemię!

- Może robiłem to, bo zamierzałeś wypaplać jej całą pieprzoną historię, zamiast tylko tych części, które trzeba jej przekazać! No więc z pewnością dobrze było dowiedzieć się prawdy o tobie, Potter. Lubisz powtarzać jaki to z ciebie pół-Ślizgon, ale koniec końców to ją uważasz za swoją przyjaciółkę. Ją i Weasleya!

- Ale to tobie powiedziałem całą prawdę, ty dupku! - wrzasnął Harry, sfrustrowany wątpliwościami Draco. - I to wbrew radom Severusa, a nie myśl, że potem był ze mnie zadowolony! Powiedziałem ci o przepowiedni, która całe moje życie zmieniła w piekło! A o tym, tak przy okazji, Ron i Hermiona nie mają pieprzonego pojęcia. No, może nie do końca, ale sęk w tym, żebyś wziął się w garść, dobra? Ciebie też lubię! - Kiedy dotarło do niego, że Draco wygląda na nieco ogłuszonego tym wybuchem, dodał już spokojniejszym tonem: - Ron nie zdradził mojej tajemnicy nawet Hermionie, a ona jest równie godna zaufania, co on. Myślę, że tak naprawdę o tym wiesz. Ale nie chcesz, żeby ona też wiedziała, bo wolisz mieć nad nią tę jedną przewagę. Bo wtedy czujesz się tak... jakbyś był mi bliższy od niej.

Doszedłszy do siebie, Draco oparł się o ścianę i uniósł brew w starannie wystudiowanej pozie.

- W twoich ustach wszystko to brzmi jak sentymentalna bajka, Potter - zadrwił. - Czy ty faktycznie sądzisz, że zaprzątałbym sobie głowę rywalizacją z Gryfonami? - Zaśmiał się ironicznie.

- Tak - odparł Harry stanowczo, ignorując uniki kolegi. - Nie tylko zaprzątasz tym sobie głowę. Masz na tym punkcie obsesję, i nie bez powodu. Nie zapomniałem, co mi mówiłeś o swoim nazwisku, jak mało brakowało, by cała sprawa skończyła się Azkabanem i że być może tylko dzięki mnie tak się nie stało.

Malfoy, jak Harry zauważył, starał się jak mógł, by wyglądać na znudzonego.

- Nie rywalizujesz z Ronem i Hermioną - zapewnił Harry. - Nie masz o co...

- Chcesz powiedzieć, że to nie zawody - rzucił gorzko Ślizgon.

- Nie masz o co rywalizować - dokończył z naciskiem Harry - bo wszyscy przyjaciele wiele dla mnie znaczą, w porządku? A ty się do nich zaliczasz. Do licha, Draco, przecież jesteśmy braćmi!

Nozdrza Draco zadrżały ze złości.

- No to pamiętaj o tym, kiedy znów umościsz się w gnieździe Gryfonów, dobra?

- Będę pamiętał - obiecał Harry, po czym zmarszczył brwi. - Możliwe, że będę musiał wrócić wcześniej, niż planował to Severus, jeśli nie zaradzimy jakoś tej sytuacji z Hermioną.

Ślizgon prychnął głośno.

- Och, daj spokój. Myślisz, że puchońska magourzędniczka da wiarę, że Severus źle cię traktuje? Nie sądzę, szczególnie po tym, jak zalał cię potokiem miłości i troski na jej oczach!

Harry nie był do końca przekonany, co magourzędniczka może na ten temat pomyśleć.

- Może dojść do wniosku, że to ty mnie źle traktujesz, Draco. I że Severus nie stara się temu zapobiec.

- Czemu miałaby tak pomyśleć? - Chłopak zaklął cicho. - O kurde. Mogła przeczytać moje szkolne akta.

- No, nie byłeś najmilszym gościem w szkole - stwierdził jedynie Harry. Cieszył się, że nie musi wspominać innego motywu, który magourzędniczka z pewnością wzięłaby pod uwagę - zazdrości Draco z powodu adopcji Harry'ego przez Severusa. Gryfon jęknął, gdy sobie o tym przypomniał. - Pamiętasz ten sen, o którym ci opowiadałem? O rozwiązaniu adopcji?

Draco pobladł.

- Myślisz, że Służba Rodzinie uwierzy w te bzdury i uzna, że Severus nie jest dobrym ojcem?

- Chyba najlepiej upewnię się, żeby nie usłyszeli o dzikich przypuszczeniach Hermiony - odrzekł Harry. - Kiedy Severus wróci, pomożesz mi go przekonać, że ona musi poznać prawdę?

Malfoy pobladł jeszcze bardziej na myśl o dopuszczeniu do tajemnicy Gryfonki, lecz skinął głową.

Choć niechętnie. Bardzo niechętnie.

A będąc rzecz jasna Ślizgonem, natychmiast zażądał czegoś w zamian. Niemniej biorąc pod uwagę okoliczności, Harry nie miał mu tego za złe.

- Zapomniałeś podnieść różdżkę, żeby zamaskować tamto zaklęcie przywołujące - wytknął mu Draco. - Uważaj, żeby nie weszło ci w nawyk rzucanie czarów bez różdżki przy innych.

Harry przytaknął mu.

- Jasne, będę uważał. Dzięki.

Draco skinął głową w odpowiedzi, po czym przywołał swoją książkę i kontynuował lekturę.


***


Harry nie potrafił się zdecydować, czy czekać powrót swojego ojca. Miał ochotę wezwać mężczyznę przez Fiuu, ale nie była to pilna sprawa, prawda? A już na pewno nie mógłby twierdzić, że życie jego czy Draco było zagrożone, co Severus traktował jako podstawowy warunek, kiedy szło o przerywanie mu nadzoru nad uczniami.

Nawet jeśli nauczyciel pilnował uczniów w kozie, a nie uczestniczących w lekcjach, Harry uznał, że lepiej poczeka.

Ale ile czasu jeszcze minie do jego powrotu? Było już grubo po południu, a przecież Severus obiecał zabrać ich do Devon. Może, pomyślał ponuro Harry, biorąc pod uwagę, w jak fatalnym humorze ostatnio bywał Snape, te szlabany nie kończyły się zbyt pomyślnie. Chłopak współczuł temu pechowemu uczniowi, który akurat był zmuszony szorować ławki pod czujnym okiem Mistrza Eliksirów.

To mu jednak przypomniało o zeszłej nocy. Jasne, Snape miewał zmienne nastroje i nie wahał się obrzucać Harry'ego obelgami, nawet tymi okropnymi, jak: „zejdź mi z oczu” czy „odezwałbyś się w ten sposób do Jamesa?” - jednakże pod innymi względami był wyjątkowo tolerancyjny. Otworzył się na tyle, by wyznać przed nim coś naprawdę osobistego. To było faktycznie niezwykłe. Prawdopodobnie jeszcze bardziej niezwykły był fakt, że przestał naciskać na Harry'ego w sprawie zażycia Prawdomównych Snów.

Negocjowali... tak jak mówił Snape, kiedy Harry po raz pierwszy zapytał go o reguły. Chłopak był z tego faktu bardzo zadowolony. Czuł się, jakby dzięki negocjacjom i wzajemnym ustępstwom mógł nie tylko lepiej poznać ojca, jak tego wcześniej pragnął, ale też jakby dzięki nim Snape okazywał się być naprawdę dobrym ojcem, panującym nad sobą nawet wtedy, gdy był pod wpływem silnego stresu.

Dzięki temu Harry czuł, że między nimi wszystko będzie dobrze. Naprawdę dobrze.

Jednak to, rzecz jasna, tylko przypomniało Harry'emu o zmartwieniach, dotyczących jego najbliższej przyszłości. Odkąd to wszystko układało się w jego życiu jak trzeba? Jeśli o niego chodziło, to starał się unikać robienia sobie nadziei, bo zwykle los traktował to jako wyzwanie, by zniszczyć taki optymizm w zarodku.

Gdy tylko Snape przekroczył próg domu tego popołudnia, Harry podskoczył do niego i wypalił:

- Hermiona tu była i widziała siniaki, i na pewno myśli, że dzieje się tu coś strasznego! Znaczy się, już wcześniej zauważyła, że jestem obolały, ale to chyba podziałało na nią jak dolanie oliwy do ognia...

Snape podczas jego przemowy odwiesił swoją pelerynę, lecz w końcu przerwał mu:

- Tak, panna Granger zatrzymała się u mnie, by przedyskutować tę sprawę.

- O Boże - jęknął Harry. Po części cieszył się, że Hermiona wykazała się rozsądkiem, idąc ze swoimi podejrzeniami do Severusa, ale głównie czuł się zwyczajnie upokorzony tym, jak koszmarnie przyjaciele odnosili się do jego ojca. Już oskarżenia Rona o molestowanie były wystarczająco okropne. A teraz jeszcze to... - Przepraszam - powiedział, przełykając ciężko ślinę. - To moja wina. Powinienem pozwolić ci mnie uleczyć, kiedy to zaproponowałeś.

- Najwyraźniej - odparł zwięźle Snape, podchodząc do kominka, by zamówić dzbanek z herbatą.

Draco zerknął na nich znad książki, ale nie odezwał się.

Snape napełnił trzy filiżanki, przesunął jedną z nich w kierunku Draco i gestem wskazał Harry'emu, żeby dołączył do nich przy stole.

- Nie wiń się za przypuszczenia panny Granger - poradził spokojnie.

- Nie wydajesz się zbyt... ee, zły z ich powodu - podjął ostrożnie Gryfon.

Mistrz Eliksirów wzruszył ramionami.

- Spodziewam się, że twoi przyjaciele nie będą do nas przychylnie nastawieni i nie ma w tym nic niezwykłego. Mogło być gorzej. - Harry'emu przyszło do głowy, że ma na myśli Rona, lecz Snape kontynuował: - Przynajmniej miała na tyle przyzwoitości, by zwrócić się najpierw do mnie, zamiast od razu składać oficjalną skargę w sprawie adopcji.

Harry stwierdził, że brzmi to obiecująco.

- Więc powiedziałeś jej prawdę?

- Nie uznałem tego za konieczne - wycedził mężczyzna, popijając herbatę. - Poinformowałem ją, że nie chciałbym, aby mój syn w razie kłopotów pozostał zupełnie bezbronny, wobec czego ćwiczę z nim walkę wręcz.

- I ona to kupiła?

- Za tą historią przemawia fakt, że jest w niej ziarno prawdy - zauważył Snape. - Wspomniałem jej również, jak wspólnie uznaliśmy, że najlepiej będzie uleczyć tylko najgorsze zranienia, gdyż eliksiry stosowane w tych celach bywają silnie uzależniające.

Harry odetchnął z ulgą.

- No, to raczej wszystko powinno grać - mruknął pod nosem.

- Jedyne, co mnie zastanawia, to czemu sami jej tego nie powiedzieliście - odezwał się niespodziewanie Snape, odstawiając głośno swoją filiżankę na spodek i spoglądając wilkiem na Draco. - Zamiast tego, zdaje się, postanowiłeś wypełnić jej zanadto bystrą głowę masą bezsensownych historyjek.

Malfoy zarumienił się.

- No, musiałem szybko coś wymyślić, wiesz...

Snape popatrzył na niego jeszcze ostrzej.

- W razie jakbyś tego nie zauważył - warknął - panna Granger jest obdarzona dość wysokim intelektem! Byłbym niezwykle wdzięczny, gdybyś na przyszłość traktował ją właśnie jako inteligentną osobę i oszczędził mi wątpliwej przyjemności naprawiania twoich błędów! Muszę dodać, że była niezwykle ciekawa, dlaczego wasza dwójka - tutaj objął swoim wzrokiem również Harry'ego - nie powiedziała jej po prostu, że chcę nauczyć Harry'ego samoobrony.

Ups. Chłopak zamarł na moment, lecz w końcu zdołał wyjąkać:

- To jak jej wyjaśniłeś, czemu się od razu nie przyznaliśmy?

Snape obdarzył go zniesmaczonym spojrzeniem.

- Jeśli nadejdzie dzień, w którym nie uda mi się oszukać szesnastoletniej Gryfonki, składam wówczas swoją rezygnację - zadrwił, biorąc do ręki filiżankę. Dopiero po kilku łykach odezwał się ponownie: - Powiedziałem jej, że Draco czuł się zawstydzony tym, że czarodziej musi uczyć się takich rzeczy. I że ty, Harry, obawiałeś się, że jeśli Gryfoni się o tym dowiedzą, to mogą dojść do wniosku, że twoja magia już nigdy nie powróci. Że przerażała cię perspektywa zniweczenia naszych planów wojennych.

- Nieźle pomyślane, Severusie - przyznał Draco, rzucając lekki uśmiech w stronę Harry'ego. W ogóle nie dało się po nim poznać, że chwilę temu został zbesztany. Nie, całą uwagę poświęcił emanowaniu samozadowoleniem. Widzisz, Harry? Severus wszystko ma pod kontrolą i nie ma mowy, żebyśmy mieli wtajemniczyć mugolaczkę...

Gryfon nie miał zamiaru tak łatwo się poddawać.

- Wciąż uważam, że powinniśmy powiedzieć Hermionie prawdę - rzekł z zapałem.

- Nie - warknął Snape.

- Posłuchaj, jeśli ona myśli, że uczysz mnie mugolskich technik walki, to niedaleka stąd droga, żeby uznała cię za nieco zbyt brutalnego, bo... ee, chcesz odegrać się na mnie za dawne zaszłości z Jamesem...

Oczy Snape'a pociemniały groźnie.

- A cóż takiego panna Granger mogłaby wiedzieć na temat moich zaszłości z Jamesem? Twierdziłeś, że nie opowiadałeś nikomu o tym, co widziałeś w zeszłym roku!

- Bo nie opowiadałem! - krzyknął Harry, nieco przestraszony. - Wszyscy o tym wiedzą, Severusie! Och, nie o tamtym wydarzeniu, oczywiście, ale o tym, że go nienawidziłeś! Nawet magourzędniczka o tym wiedziała - spytała mnie, czy martwię się tym, że możesz mnie czasem za niego brać!

Słysząc to wyjaśnienie, Mistrz Eliksirów uspokoił się nieco.

- Nie powiemy nikomu więcej o twojej magii, Harry. Nikomu. Nawet gdyby Merlin we własnej osobie przekroczył ten próg i pogratulował ci świetnie wykonanego Lumos, spodziewam się, że z przekonaniem będziesz przed nim udawał Greka. Zrozumiano?

- Ale tato - zaoponował Harry - jestem pewien, że to tylko kwestia czasu, aż Hermiona zacznie myśleć...

- Nie interesuje mnie, co myślą twoi przyjaciele! - wybuchnął Snape. - Ani co myśli ktokolwiek inny, jak już przy tym jesteśmy!

- No to lepiej zacznij się interesować! - odwrzasnął Harry. - Bo jeśli Czarodziejska Służba Rodzinie usłyszy o tym, co ona myśli, to pewnie mnie od ciebie zabiorą!

Snape już otwierał usta, żeby znów coś krzyknąć, ale nagle przeszkodził mu dźwięk, przez który Draco poderwał wzrok, a Harry prawie nie spadł z krzesła.

Magiczny dzwonek do drzwi, rozbrzmiewający w ich głowach.

Harry zerknął na pergamin przy wejściu, mając nadzieję, że obwieszcza on przybycie Hermiony Granger.

Tak jednak się nie stało. Zamiast tego odczytał z przerażeniem nazwiska, które wyglądały jak wyjęte z najgorszego koszmaru. Amaelia Thistlethorne, Richard Steyne.

Harry omal nie zemdlał, a poczuł się jeszcze słabiej, gdy zobaczył, że Snape spokojnie wstaje z miejsca.

- Nie otwieraj im - rzekł błagalnym tonem.

Snape zatrzymał się, spoglądając w jego stronę.

- To niczemu nie zaradzi. - Kiedy Harry zamknął z rezygnacją oczy, jego ojciec dodał: - Cokolwiek się stanie, jakoś temu sprostamy. - I po chwili przerwy. - Harry. Spójrz na mnie, Harry.

Chłopak posłuchał go.

- Oczyść swój umysł - powiedział Snape z naciskiem. - I panuj nad wyrazem twarzy. Będzie śledzić twój każdy ruch, by dostrzec, czy coś jest nie tak. Wiem, że bardzo się denerwujesz, ale musisz pokazać jej, jak swobodnie się tu czujesz. Rozumiesz?

- Jasne - mruknął Harry, biorąc się w garść. Albo przynajmniej próbując. Nie był pewien, jak mu to idzie, ale zobaczył, że Draco kiwa mu zachęcająco głową. Harry zdołał odwzajemnić uśmiech przyjaciela. I wtedy Snape otworzył drzwi.

Magourzędniczka stała na progu, ubrana w jaskrawoczerwone szaty, które gryzły się z kolorem jej włosów. Towarzyszył jej niewiele wyższy od niej blondyn.

- Panno Thistlethorne - powitał ją Snape, kłaniając się nieznacznie, by okazać szacunek. - Cóż za przyjemność. Zapraszam do środka.

Harry zauważył, że kobieta nie uśmiechała się, podobnie jak asystujący jej czarodziej, który rozglądał się chłodno dookoła, jakby spodziewał się dostrzec dowody maltretowania już w salonie.

- Profesorze Snape - odrzekła czarownica beznamiętnie.

Przypominając sobie o tym, jak Draco traktował wcześniej gości, Harry podszedł bliżej. Najlepiej sprawiać wrażenie, jakby czuł się tu jak w domu, prawda? Cóż, naprawdę tak się czuł w mieszkaniu Snape'a, jeśli o tym pomyśleć, ale Harry chciał, żeby oni też to zobaczyli.

- Mogę wziąć państwa płaszcze? - zapytał uprzejmie, dbając, by jego głos brzmiał spokojnie i serdecznie.

Magourzędniczka zdjęła swoje okrycie, odsłaniając sukienkę o podobnie krzykliwym, czerwonym kolorze, lecz czarodziej odmówił, kręcąc ostro głową.

- Mój nowy asystent, pan Richard Steyne - przedstawiła kolegę Thistlethorne. - To pan Harry Potter. Oczywiście znasz już dobrze profesora Snape'a i zdaje się, że kojarzysz pana Malfoya ze szkolnych czasów.

- Panie Steyne, to prawdziwa przyjemność znów pana spotkać - wycedził Snape niskim tonem, który sugerował, że przyjemność jest znikoma, jednak mimo to nie brzmiał nieszczerze.

- Profesorze - odparł Steyne, nie siląc się na uprzejmości.

Draco uniósł brwi.

- Tak myślałem, że nazwisko brzmiało znajomo, choć wątpię, byśmy kiedyś rozmawiali...

- Nie, siódmoklasiści rzadko bratają się z pierwszakami - przerwał mu Steyne, nadal skanując pomieszczenie podejrzliwym wzrokiem. Kiedy jego spojrzenie osiadło na Harrym, mężczyzna skierował je od razu na bliznę.

Harry zdusił w sobie ochotę, by westchnąć na głos i zamiast tego spytał:

- Więc pan Darswaithe opuścił departament, tak?

Magourzędniczka wyglądała na odrobinę strapioną.

- Czarodziejska Służba Rodzinie nie jest departamentem - poprawiła go. - To subsydiarny urząd ministerstwa.

Harry skinął głową, jakby rzeczywiście pojmował różnicę. Albo jakby go obchodziła.

- Horacy Darswaithe przeniósł się do wydziału do spraw osieroconych dzieci-charłaków - dodała, przez co Harry zaczął się zastanawiać, czy Darswaithe przeniósł się tam, czy został przeniesiony.

Snape wskazał gościom gestem, by zajęli miejsca, lecz Thistlethorne i Steyne zignorowali go.

- Muszę przyznać, że spodziewałem się wkrótce rutynowej wizyty z państwa strony - spróbował zagaić Mistrz Eliksirów.

Na te słowa, Amaelia Thistlethorne odparła lodowatym tonem:

- To nie rutynowa wizyta, profesorze Snape. Jesteśmy tu w sprawie skargi.

- Skargi? - powtórzył Harry, marszcząc brwi, jakby nie potrafił odgadnąć, co kobieta ma na myśli. - Dotyczącej czego?

Magourzędniczka zerknęła z naganą na Snape'a i Draco, tak że Harry'emu trudno się było domyślić, którego z nich postanowiła obarczyć winą. Kiedy znów spojrzała na Harry'ego, jej wzrok złagodniał, choć tylko odrobinę.

- Doszły nas słuchy, że to miejsce może nie odpowiadać pańskim potrzebom, panie Potter.

Gryfon spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami, uważając, aby nie przesadzić ze zdziwieniem.

- Ale ja tu jestem bardzo szczęśliwy - zaprotestował tonem sugerującym, że każda zdrowa na umyśle osoba powinna o tym wiedzieć. - Proszę posłuchać, na pewno wie pani, że Severus ma mnóstwo wrogów, którzy powiedzieliby... no, cokolwiek, żeby mu zaszkodzić, ale sam nie mógłbym marzyć o lepszym ojcu.

- To obecnie mało istotne - przerwała mu cierpko czarownica. - Będę musiała przepytać każdego z was z osobna. Zaczynając od pana, panie Potter. - Przerwała, jakby się nad czymś zastanawiała. - Czy chciałby pan, żeby znów nam towarzyszono?

W pierwszej chwili chciał się zgodzić i zażądać obecności Snape'a, ale coś mu mówiło, że kobieta na to nie pozwoli. A poza tym, czy nie będzie lepiej, jeśli pokaże jej, ile dobrego przyniosło mu życie tutaj?

- Przepraszam, że wcześniej nalegałem na towarzystwo Remusa - przyznał. - Byłem wciąż roztrzęsiony po Samhain, wie pani. Zresztą, kto by nie był? Ale teraz już wszystko w porządku. - Zerkając w stronę Snape'a, spytał: - Możemy skorzystać z twojego gabinetu, tato?

Nie przeoczył, jak w oczach Snape'a na ułamek sekundy pojawił się ironiczny błysk.

- Ależ jak najbardziej. - Snape wyjął różdżkę, by otworzyć drzwi, lecz zamarł z wyciągniętą ręką, gdy Steyne wyciągnął swoją broń.

- Obawiam się, że nie mogę pozwolić panu na rzucanie żadnych czarów, profesorze Snape - oznajmił Steyne, głosem sztywnym i ostrym zarazem. - Jestem pewien, że pan rozumie.

Harry domyślał się, że Steyne chciał się w ten sposób ubezpieczyć, by Snape nie miał szansy rzucić zaklęć podsłuchujących. Lub czegoś bardziej podstępnego.

Mistrz Eliksirów opuścił ramię i odparł:

- Oczywiście, że rozumiem. Jednak bez możliwości zdjęcia osłon z gabinetu... - Wzruszył ramionami i dodał z pewnością siebie, w której nie dało się wyczuć ani odrobiny arogancji: - Aurorom rozbrojenie ich zajmie kilkanaście godzin, jeśli w ogóle zdołają tego dokonać.

- Dostaniemy się tam przez kominek w gabinecie dyrektora - postanowiła magourzędniczka.

Snape udzielił spokojnej, choć stanowczej odpowiedzi:

- Jeśli się nie mylę, to państwa przepisy i procedury dookreślają, że wszelkie skargi i wiążące się z nimi dochodzenia, mają pozostać całkowicie poufne. Ponieważ wierzę, że sprawa ta zostanie rozstrzygnięta polubownie, wolałbym nie informować o niej mojego pracodawcy.

- Idźcie do naszego pokoju, Harry - zaproponował Draco z nieco wymuszonym uśmiechem. - Jak będziecie w środku, to pan Steyne albo panna Thistlethorne będą mogli rzucić zaklęcia wyciszające czy co będzie potrzebne.

- Czy tak będzie w porządku, panno Thistlethorne? - zapytał Harry.

Kobieta skinęła głową i poczekała, aż wskaże jej drogę do pokoju. Kiedy drzwi zaczęły się za nimi zamykać, Harry dosłyszał jeszcze, jak Draco narzeka - sztucznie brzmiącym głosem, rzecz jasna:

- Severusie, co się tu dzieje?

- Obawiam się, że nie mogę pozwolić, by odpowiedział pan na to pytanie, profesorze Snape - odezwał się Steyne, tonem, z którego przebijał profesjonalizm, ale też wyraźne samozadowolenie. - Jeśli zaznajomił się pan z naszymi przepisami i procedurami, to musi pan wiedzieć, że mam za zadanie upewnić się, byście nie komunikowali się ze sobą, zanim moja koleżanka nie przeprowadzi wywiadu...

Harry nie usłyszał reszty, bo drzwi właśnie się zatrzasnęły.


***


- Więc kto złożył skargę? - wypalił natychmiast Harry, siadając na łóżku, podczas gdy magourzędniczka zajęła miejsce naprzeciwko. Zdawał sobie sprawę, że mu na to nie odpowie, ale założył, że każdy w jego sytuacji chciałby się tego dowiedzieć.

- Słyszałeś, co mówił twój opiekun. Całe dochodzenie jest poufne - przypomniała mu Thistlethorne.

- Mój ojciec - poprawił ją Harry.

Rzuciła mu przeciągłe, oceniające spojrzenie.

- Kiedy ostatnio rozmawialiśmy, nie byłeś nawet w stanie nazwać się jego synem.

- Wiem - przyznał chłopak. - Trochę mi zajęło przyzwyczajenie się do polegania na kimś. Severus poradził sobie znakomicie, zaakceptował mnie takim, jakim jestem, ze wszystkimi moimi wadami. - Marszcząc brwi, Harry kontynuował: - Rozumiem, że nie może pani mi wyjawić, kto złożył skargę, ale może pani powiedzieć, czego dotyczyła, prawda? To znaczy, miejsce, nie odpowiadające moim potrzebom? O co w tym chodzi, że niby Severus powinien zadawać mi więcej do nauki czy coś?

Magourzędniczka zlustrowała go przenikliwym wzrokiem, który zupełnie do niej nie pasował.

- Chciałabym zobaczyć pańskie ręce.

Wzruszając ramionami, jakby nieświadom, po co miałaby sobie tego zażyczyć, Harry odsłonił oba rękawy i wyciągnął przed siebie ręce. Jedna z nich wciąż była okropnie posiniaczona, rzecz jasna. Zastanawiał się, czy powinien zażyć eliksir leczniczy po tym, jak Hermiona wyszła. Chciał jednak wcześniej porozmawiać z Severusem. A zresztą gdyby się uleczył, mogłoby to wyglądać podejrzanie, jakby starał się coś ukryć.

- To raczej poważne zranienie, nie sądzi pan? - spytała z naciskiem kobieta.

Cóż, przynajmniej Snape zdążył im podać przyzwoite wyjaśnienie.

- Och, to? - odezwał się Harry, jakby z trudem uświadamiając sobie, że ktoś mógłby potraktować to na poważnie. - No, jeszcze trochę boli... ale nie bardzo, naprawdę.

- Czy chciałby mi pan coś na ten temat powiedzieć?

- Aha, już łapię - odparł Harry, kiwając wolno głową. - Jasne, to chyba wygląda nieco... No więc chodzi o to, że Severus jest Mistrzem Eliksirów, prawda? Kiedy zaczął mnie uczyć walki wręcz, to powiedział mi, że będę musiał wykazać się, jak to ujął, ostrożnością i rozsądkiem przy zażywaniu eliksirów leczniczych. Wiele z nich może uzależniać... - Chłopak wzruszył ramionami. - Założę się, że to moja przyjaciółka Hermiona złożyła skargę, co? Wiem, że zauważyła siniaki. Właściwie, to była tu wcześniej i widziała te skaleczenia na ręce. Cóż, nic nie poradzę, jeśli ona sądzi, że mój ojciec powinien wyleczyć moją każdą ranę czy zadrapanie, ale on zachował się jak trzeba.

Jako że historia ta pasowała doskonale do tego, co zeznała Hermiona - jeśli tylko dziewczyna opowiedziała o swojej dyskusji ze Snape'em - Harry liczył na to, że zdołał w znacznym stopniu przekonać magourzędniczkę, że nic złego tu się nie dzieje.

- Osoba, która złożyła skargę - i nie mówię, kim ona była - zdawała się mieć wątpliwości co do tego, jak nabawiłeś się tych siniaków.

Harry zmarszczył brwi.

- No, jej powiedzieć nie mogłem. Przecież jest dziewczyną! - wykrzyknął i dodał po chwili skruszonym tonem: - Bez urazy.

- Niech pan postara się mi to wyjaśnić.

- Pewnie, no dobra. - Harry odchrząknął, po raz pierwszy od jej przybycia czując autentyczne zdenerwowanie. - Jak już mówiłem, ona jest dziewczyną. Nie sądziłem, że zrozumie, po co chcę nauczyć się bić. Ona uważa, że wszystko można rozwiązać po dobroci. Proszę posłuchać, nikt tak naprawdę nie rozumie, jak wygląda moje życie, może poza moim ojcem. Jestem na celowniku i muszę być przygotowany. A teraz... wie pani, że ostatnio moja magia nie działa tak, jak powinna. Severus jest dobrym ojcem i nie chciał, żebym był całkiem bezbronny, w porządku? Nie żeby samoobrona miała mnie ochronić przed zaklęciami, a co dopiero klątwami, ale lepsze to, niż nic. - Przygryzł wargę. - A poza tym...

- Poza tym?

Harry rzucił jej przelotne spojrzenie i odwrócił wzrok.

- Cóż, dyrektor wspomniał, że należała kiedyś pani do Zakonu, więc chyba mogę to powiedzieć. To zabrzmi... hm, pewnie trochę zarozumiale, ale jestem ważny, rozumie pani? Pomyślałem, że jeśli się rozejdzie, jak to się uczę walczyć mugolskimi sposobami, to ludzie przestaną wierzyć, że... ee, moja magia kiedykolwiek powróci. A wtedy „Prorok Codzienny” zacznie się o tym rozpisywać, i minister wyda komunikat prasowy, i Rita Skeeter pewnie będzie próbowała się wślizgnąć, żeby zrobić wizję lokalną, i... - Harry westchnął. - Bardzo chciałem tego uniknąć. Nie wspominając już o tym, że jeśli ludzie dojdą do wniosku, że nie jestem już prawdziwym czarodziejem, to mogą stracić chęć do walki przeciwko Voldemortowi.

Thistlethorne nie zdradziła żadnym gestem lub słowem, co na ten temat sądzi.

- Jak się układają sprawy z panem Malfoyem? - spytała niespodziewanie.

- Dobrze - odrzekł Harry. - Naprawdę dobrze. No, może jest trochę zazdrosny o to, że mam przyjaciół w Gryffindorze, ale poza tym się dogadujemy.

- A co z jego rozżaleniem z powodu decyzji profesora Snape'a, aby zaadoptować tylko jednego z was?

Harry uznał, że powinien wyjawić jej prawdę - jeśli uważała, że Draco może się nad nim znęcać, na pewno lepiej ją uświadomić, jak niewiele motywów miał ku temu Ślizgon.

- Wiem, że Severus groził mu, że zacznie odbierać punkty za jego złe zachowanie - odparł chłopak, pochylając się lekko do przodu - ale tak naprawdę nigdy nie musiał tego robić. Tak czy owak, skończyło się na tym, że Severus posłuchał pani rady, by nie pomijać Draco. Jest jeszcze ta sprawa z pieniędzmi, no i on woli, żeby oficjalnie Draco zachował niezależność, ale dał nam wyraźnie do zrozumienia, że tam, gdzie się to liczy, Draco, on i ja siedzimy w tym razem. Znaczy, jako rodzina.

Amaelia Thistlethorne uniosła brwi.

- Jak mu się to udało?

Harry roześmiał się lekko na to wspomnienie.

- Cóż, Draco i ja dogadujemy się, ale czasem też miewamy sprzeczki. Severus miał ich wreszcie dość. Zabrał nas na stronę w swoim gabinecie i powiedział tym swoim głębokim głosem, najpierw do mnie, a potem do Draco: „Jesteś moim synem. Ty też jesteś moim synem, choć nie na papierze. Jesteśmy rodziną i ta dziecinna rywalizacja ma się skończyć, panowie”... W każdym razie, coś w tym stylu. I wie pani co? To właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że Draco i ja rzeczywiście zachowujemy się jak bracia. Od tamtej pory trochę na ten temat rozmawialiśmy. To w sumie tak, jakby on też był adoptowany. Severus zawsze stara się, by żadnego z nas nie faworyzować - nawet prezenty na święta musieliśmy otwierać jednocześnie, jakbyśmy mieli po pięć lat! Ale żyjąc tu nauczyłem się, że Ślizgonom bardzo zależy na tym, żeby wszystkich traktować na równi... - Nagle Harry uświadomił sobie, że trochę się zapędził ze swoim monologiem. Ale to chyba dobrze, prawda? Sprawi, że to co powiedział, zabrzmi naturalniej.

- Czy ma pan jakieś zastrzeżenia dotyczące swojego miejsca zamieszkania albo życia tutaj?

Chłopak spojrzał na nią z zastanowieniem.

- Nie jestem pewien, co na to odpowiedzieć. Znaczy się... lubię mieć ojca, ale pani jest tutaj, żeby zbadać skargę, więc raczej nie będę dorzucał do tego własnych pretensji. Jednak z drugiej strony martwi mnie, że jeśli odpowiem jedynie: „wszystko w porządku”, to będzie pani wiedzieć, że to nie cała prawda. A wtedy pomyśli pani, że kłamię, co może oznaczać, że coś ukrywam... - Harry jęknął głośno i przyznał: - I tak źle, i tak niedobrze.

- Szczerze mówiąc, zaczęłabym się niepokoić dopiero wtedy, jeśli nie miałby pan żadnych zmartwień - przyznała magourzędniczka.

Harry szybko rozpoznał sztuczkę, mającą nakłonić go do mówienia, ale potraktował też nie do końca zawoalowaną groźbę na poważnie.

- Zmartwienia - powtórzył, namyślając się. - No, cały czas martwię się swoją magią, ale to raczej nie ma związku z adopcją. Czasem Severus oczekuje ode mnie, że będę rozumował jak Ślizgon i to może być denerwujące... - Właściwie, to ta cała rozmowa dowodziła, że Harry potrafi jednak rozumować jak Ślizgon.

- Chciałby pan jeszcze coś dodać?

Harry zastanawiał się, czy nie powiedzieć, że kocha Severusa, ale doszedł do wniosku, że zabrzmi to tak, jakby rozpaczliwie pragnął go przy sobie zatrzymać, a nie chciał sprawiać takiego wrażenia. Pokręcił więc głową.

- A jak idą panu lekcje?

- Dobrze...

Zakłopotanie Harry'ego musiało uwidocznić się w tym jednym słowie, bo magourzędniczka zaczęła wyjaśniać, że ponieważ nie odbyła tu jeszcze rutynowej wizyty, to równie dobrze może zrobić to teraz. Po kilku dosyć niewinnych pytaniach, które najwyraźniej miały uśpić jego czujność, kobieta zupełnie zbiła go z tropu, odzywając się ni z tego, ni z owego:

- Jak nauka mugolskiej walki przyczyniła się do powstania siniaków na pańskiej szyi, panie Potter? O tych również mi doniesiono.

Harry'ego to pytanie wprawiło w konsternację, choć obiecał sobie, że nie da się zaskoczyć.

- A, o tych - mruknął. - Te są już sprzed jakiegoś czasu. Hm, myślę, że Severus pokazywał mi wtedy jakiś nowy chwyt... - Uprzytomniwszy sobie, że jeśli nie będzie ostrożny, to jego kłamstwo wypadnie tak niewiarygodnie, jak zwykle w ustach Draco, więc dokończył: - Nie pamiętam dokładnie.

- Rozumiem - odparła czarownica dokładnie tym samym tonem, jakiego niedawno użyła Hermiona. Zanim jednak Harry zdążył naprawić szkody, kobieta odezwała się ponownie: - Myślę, że teraz porozmawiam z profesorem Snape'em.

- Nikt tu mnie nie krzywdzi! - zaprotestował Harry. - Jeśli tak pani sądzi. Znaczy się, nie sądzi tak pani, prawda?

Thistlethorne machnęła różdżką w stronę drzwi, zdejmując z nich zabezpieczenia, które musiał nałożyć wcześniej jej kolega.

- Zaproś tu swojego opiekuna, dobrze?

- Ojca - poprawił ją Harry, tym razem znacznie bardziej zapalczywie. Zatrzymał się na progu, zastanawiając się, co jeszcze mógłby dodać, by poprawić sytuację, ale rzut oka na twarz czarownicy utwierdził go w przekonaniu, że jego protesty na niewiele by się zdały.

Wychodząc z pokoju z ponurą miną, Harry westchnął i powiedział:

- Czeka teraz na ciebie, tato.

Snape skinął głową, po czym zniknął w pokoju, kierując wcześniej ku Harry'emu pokrzepiające spojrzenie.


***


- Nie wolno nam ze sobą rozmawiać - oznajmił Draco, kiedy Steyne zaczął rzucać zaklęcia ochronne na drzwi sypialni.

- Mamy tu siedzieć i się nie odzywać? - zapytał Harry magourzędnika, który w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami. - Ee, czemu właściwie musicie nas przesłuchiwać? - wypalił po chwili. - Znaczy się, w ten sposób. Nie możecie po prostu użyć Veritaserum albo myślodsiewni, by mieć pewność, że nic mi się tu nie dzieje?

Stojący obok niego Draco zastygł nagle. Steyne zauważył to, lecz odparł:

- To nie jest część procedury.

- Ale nie miałoby to więcej sensu? - upierał się Harry. - Chętnie to zrobię, jeśli to wszystko wyjaśni.

- W Czarodziejskiej Służbie Rodzinie nie naruszamy praw dziecka - oświadczył z przesadną emfazą magourzędnik, przypominając Harry'emu o napuszonym sposobie mówienia Percy'ego.

Draco widocznie znów odzyskał rezon - najwyższy czas, jak na Ślizgona - gdyż wreszcie postanowił się odezwać.

- Nie naruszacie? Ten drugi gość... Darswaithe, zgadza się? On próbował porwać stąd Harry'ego, by dostarczyć go Czarnemu Panu! I to ja musiałem go wtedy przed nim ratować. Dobrze, że akurat tu byłem.

- Tak, to rzeczywiście dobrze - zgodził się Steyne, choć dziwnie bezbarwnym tonem. Albo też Harry stał się zbyt podejrzliwy. Oczywiście trudno, aby było inaczej, po tym co odstawił Darswaithe... - Jest więc tu pan szczęśliwy, panie Malfoy?

Draco skinął głową, dbając przy tym o zachowanie uprzejmości.

- Nie czuje pan żalu wiedząc, że być może nigdy nie powróci pan do Wiltshire?

- Wiltshire? - powtórzył Harry, marszcząc czoło.

- To tam jest rodzinny dwór Malfoyów - odparł Draco spokojnie. A potem dodał ostrzej do Steyne'a: - I nie, nie czuję żalu. Sugeruje pan, że powinienem?

Steyne wygiął w łuk jedną ze swoich brwi. Osobiście Harry uważał, że mężczyzna stara się stworzyć wokół siebie aurę, jaka zawsze otaczała Snape'a, lecz brakowało mu ku temu odpowiedniej osobowości, koniecznej do opanowania tej sztuki.

- Uważam po prostu pana ostatnie decyzje za interesujące. Może i nie rozmawialiśmy wiele, panie Malfoy, ale zapadł mi pan w pamięć. Zwykł pan godzinami rozprawiać w pokoju wspólnym na swój ulubiony temat. A teraz nagle postanowił się pan z nim zaprzyjaźnić?

Słysząc to, Harry sam uniósł brwi.

- Czekaj, to ja byłem twoim ulubionym tematem?

- Raczej to, jak ciebie nienawidziłem - przyznał niechętnie Draco, patrząc na Steyne'a wilkiem, jakby winił go za to, że musiał o tym wspominać. - Ludzie się zmieniają. Sądziłem, że magourzędnik powinien o tym dobrze wiedzieć. Nie przechodził pan jakiś szkoleń z psychologii czy pedagogiki, żeby dostać tę pracę?

- Draco! - zawołał Harry ostrzegawczo. Szczerze wątpił, by rażąca bezczelność okazała się pomocna w ich sprawie.

- Ludzie nie zmieniają się aż tak - oznajmił obojętnie Steyne. - Weźmy ciebie, na przykład. Gdy nie wygłaszałeś akurat kolejnej przemowy z serii „Jakże nienawidzę Harry'ego Pottera”, przechwalałeś się fortuną swojego ojca. Teraz straciłeś wszystkie te pieniądze, prawda? I według ciebie mam uwierzyć, że nie czujesz żadnego żalu? - zadrwił.

- Mam własne pieniądze, jeśli już musi pan wiedzieć - odciął się chłodno Draco. - A pana komentarze uważam za niestosowne.

- Wykonuję jedynie swoją pracę - stwierdził Steyne, teraz już wyraźnie ironicznym tonem. I znów widać było, że nie potrafi posłużyć się tym orężem równie sprawnie, co Snape. - Próbuję zorientować się w sytuacji, by ustalić, czy pozostanie w tym miejscu leży w interesie nieletniego.

Harry'emu średnio przypadło do gustu nazywanie go nieletnim, ale komentarz magourzędnika pozwolił mu włączyć się do rozmowy.

- Och, ależ leży. Draco pomaga mi być na bieżąco z lekcjami i mogę się założyć, że na zajęciach nie nauczyłbym się więcej, niż tu. A Severus jest naprawdę wspaniałym ojcem.

- W końcu bycie opiekunem domu od tylu lat musi owocować - zauważył Draco. - Pan Steyne pewnie za to zaręczy.

- Myślę, że dość już tej propagandy - uciął Steyne. - I dość też tej dyskusji. Nie powinniście ze sobą rozmawiać. Na żaden temat.

Gryfon zastanowił się przez chwilę.

- Ale chyba możemy w coś zagrać, co? - Kiedy Steyne skinął głową, Harry wziął z półki czarodziejskie scrabble i zaczął mieszać płytki z literami. Miał nadzieję, że uda mu się ułożyć kilka słów, które będą mogły posłużyć jako wskazówki dla Draco przy rozmowie z magourzędniczką, gdyby ta potraktowała zbyt poważnie skargę Hermiony. Steyne jednak okazał się zbyt bystry, by na to pozwolić. Obserwował ich jak jastrząb, rzucając Harry'emu podejrzliwe spojrzenie, kiedy chłopak uśmiechnął się szeroko, dokładając niechciane „ź” do słowa „szadź”.


***


Snape zajął miejsce obok niego na kanapie, kiedy magourzędniczka zabrała Draco na rozmowę. Harry dostrzegł, że jego ojciec przybrał pozę swobodnej beztroski, jakby nie martwił się tym, co mógłby powiedzieć Ślizgon. Mistrz Eliksirów siedział wygodnie ze skrzyżowanymi nogami, całkowicie pochłonięty lekturą jakiegoś czasopisma o eliksirach, które rozłożył na kolanach. Po jakimś czasie Harry wziął do ręki książkę, która wcześniej zainteresowała Draco i sam pochylił się nad „Krwią gęstszą niż eliksir”.

Niewiele rozumiał z treści - zdawało się, że tekst traktuje o tym, jak pewne rodzaje eliksirów oddziałują wyłącznie na czarodziejów z określonych rodów. Książka w ogóle nie zaciekawiła Harry'ego, ale nie przerywał czytania, głównie dlatego, gdyż chciał się dowiedzieć, co tak w tym temacie zafascynowało jego kolegę.

Harry'emu przyszło do głowy, że magourzędniczka trzyma Draco w pokoju okropnie długo, lecz w końcu oboje stamtąd wyszli i kobieta oznajmiła, że chciałaby porozmawiać teraz wspólnie z całą trójką. Harry nie był pewien, czy to źle, czy dobrze, jednak szybko orzekł, że raczej to pierwsze - czarownica bowiem spojrzała na niego krzywo, mówiąc:

- Nie jestem zadowolona z wyjaśnień, jakich udzielono mi w związku ze stanem pana Pottera.

Kurde, zaklął w myślach Harry, a u boku jego ojca Draco cały zesztywniał.

- Jakie są powody pani niezadowolenia, panno Thistlethorne? - spytał uprzejmie Snape, jakby zasięgał informacji o najbliższej dostawie suszonych fig.

Wzrok magourzędniczki jeszcze bardziej stwardniał.

- Skarga dotycząca tego miejsca zamieszkania była bardzo konkretna, wymieniono w niej cały wachlarz zranień, których pochodzenia w pełni mi nie wyjaśniono. Jeśli profesor Snape rzeczywiście naucza pana walki wręcz, to jest wobec pana o wiele za ostry. Czarodziejska Służba Rodzinie nie umieściła tu pana, by stał się pan workiem treningowym dla własnego opiekuna. Profesor Snape zaniedbał swoje obowiązki zapewnienia panu zdrowia fizycznego...

- Wcale nie! - zaoponował Harry. - Był dla mnie wspaniały!

- Niezależnie od pana opinii, sprawa ta zostanie rozpatrzona przez Czarodziejską Służbę Rodzinie.

- Severus nie jest dla mnie zbyt ostry, przysięgam...

- Obawiam się, że nie jest pan w tej kwestii obiektywny. Profesor Snape jest dorosły, powinien zdawać sobie sprawę, że sprawy posunęły się za daleko podczas tych... - urwała na moment - treningów.

Więc to na tyle, pomyślał Harry. Czeka mnie rozwiązanie adopcji. Nie uwierzyła w historię o treningach. Sądzi, że dzieje się tu coś więcej, że Severus jest umyślnie brutalny albo jednak widzi we mnie Jamesa. Zastosuje te swoje przepisy i procedury, a jakaś komisja zrozumie to zupełnie opacznie i pewnie pomyślą, że w ogóle nie powinienem wylądować w domu z byłym śmierciożercą, a magourzędniczka wróci tu i mój sen się spełni. Snape będzie musiał mnie oddać...

A potem jeszcze jedna myśl zaświtała w jego głowie: Czas to zmienić. Czas, bym sam zadecydował o swojej przyszłości.

- Wybacz, Draco - powiedział Harry niespodziewanie, podnosząc się z kanapy i idąc w stronę drugiego chłopca. - Czegoś takiego się nie spodziewaliśmy, prawda? Musimy jej powiedzieć.

Draco otworzył usta, jakby chciał zaprotestować, lecz zaraz zamknął buzię, stukając o siebie zębami. Dobrze, że nie próbuje mi pomagać, pomyślał Harry. W sekundę poznaliby się na kłamstwie...

- Ma pani rację - oznajmił Harry, odwracając się na pięcie, by spojrzeć na magourzędniczkę. - Taka ilość skaleczeń rzeczywiście byłaby zbyt duża, gdyby to Severus mi je zaserwował, a on naprawdę nie jest na tyle głupi, by traktować mnie jako worek treningowy, jak to pani ujęła. Ale to nie tak nabawiłem się tych siniaków. - Harry westchnął ciężko. - Jestem Gryfonem, no nie? Powinienem dotrzymywać słowa. A obiecałem Draco... Ale jeśli tylko tak mogę to wyjaśnić, to chyba muszę powiedzieć. Prawda jest taka, że razem z Draco grywamy dla rozrywki w rugby.

- Rak-bij - powtórzyła magourzędniczka, najwyraźniej po raz pierwszy spotkawszy się z tym pojęciem. To było wystarczającą wskazówką dla Draco.

- Mugolska gra - wtrącił Ślizgon, wymawiając pierwsze słowo z dającą się przewidzieć pogardą.

- Nie powinniśmy tego ukrywać przed Severusem - przyznał Harry. - I na pewno nie powinienem mówić mu, że dobrze się czuję, kiedy byłem obolały i musiałem nosić długi rękaw, żeby zakryć siniaki. Ale wiedziałem, że jeśli dowie się o rugby, to zabroni nam grać. - Chłopiec westchnął. - A naprawdę mi tego brakowało. Kiedyś, jeszcze przed Hogwartem, grałem w rugby cały czas. Sąsiedzka liga, wie pani. Pewnego dnia Draco zauważył, jak szkicuję jeden z meczy na pergaminie i stwierdził, że wygląda to interesująco. Potem to się już samo potoczyło. Więc kiedy Severus zorganizował nam trochę czasu na zewnątrz, pomyśleliśmy, że warto by wypróbować kilka zagrywek.

- Z pewnością nie może to być aż tak brutalna gra - powiedziała magourzędniczka, marszcząc brwi. - Mugolski sport?

- Proszę obejrzeć go kiedyś w telewizji - poradził Harry, wiedząc, że ta uwaga przypomni kobiecie o jego pochodzeniu i uwiarygodni jego pociąg do uprawiania mugolskigo sportu. - To właśnie przez rubgy quidditch nigdy nie wydawał mi się zbytnio brutalny - skłamał gładko.

- Dlaczego więc po prostu nie wyjaśnił pan mi tego, gdy miał ku temu okazję? - spytała czarownica sucho.

- Mówiłem pani, nie chciałem, żeby Severus wiedział, a poza tym obiecałem Draco...

- Właściwie to pytałam pana Malfoya - uściśliła, zwracając badawcze spojrzenie w stronę Ślizgona.

Draco zaczerwienił się, gdy napotkał wzrok Harry'ego. Gryfon miał nadzieję, że jego milczący przekaz „Na miłość Merlina, choć raz w życiu powiedz kłamstwo, które będzie trzymało się kupy” dotarł do kolegi... lecz tak czy inaczej reakcja Draco działała na ich korzyść, gdyż wyglądało to tak, jakby czuł się on nieswojo. Całkiem nieźle pasowało to do jego odpowiedzi:

- Wie pani coś niecoś o moim pochodzeniu - czy sądzi pani, że chciałbym, żeby po szkole zaczęły krążyć plotki o tym, jak to spędzam czas zabawiając się idiotyczną, mugolską grą? - Jego szare oczy zabłysły jasno, mimo że głos miał spokojny, przepełniony zadowoleniem i arogancją. - A do tego wszystkiego okazało się, że jestem w tym o wiele lepszy, niż Harry. No i jak graliśmy, to zwykle on kończył gorzej poturbowany, co w sumie ma sens. W końcu jestem czarodziejem czystej krwi, więc to oczywiste, że mam lepszy refleks i koordynację, i całą resztę. Niemniej wolałem nie zdradzać ludziom, że trenuję mugolski sport, a co więcej jestem w nim dobry.

- Oszukałeś swojego ojca? - zapytał Snape lodowato, wstając, by podejść do Harry'ego. - Zgodziłem się zabrać was na świeże powietrze, tak jak mnie prosiłeś. A ty jak mi się odwdzięczyłeś? Upierałeś się, jakobyś chciał pobiegać dla zdrowia, podczas gdy w rzeczywistości wymykasz się, by trenować wysoce niebezpieczny sport? Może to być dla ciebie zaskoczeniem, Harry, ale widziałem już kiedyś to twoje rugby! Nie jestem zachwycony odkryciem, że brałeś udział w grze przypominającej - ni mniej, ni więcej - zorganizowane samobójstwo!

Harry przygryzł wargę.

- Przepraszam - mruknął i dodał półgłosem, zwracając się do magourzędniczki: - Sama pani widzi, czemu nie chciałem mu powiedzieć.

- I pomyśleć, że ukrywałeś przede mną swoje obrażenia - warknął Snape z odrazą. - Mógłbym ci pomóc, ty głupi dzieciaku!

- Ale wiedziałem, iż uważasz, że i tak zażywam już ostatnio zbyt wiele eliksirów, z powodu Samhain i w ogóle! - wykrzyknął Harry. - No bo w końcu to dlatego mnie ostrzegłeś, żebym się nie uzależnił, prawda?

- Przede wszystkim, nie byłoby mowy o żadnym uzależnieniu, gdybyś nie narażał się na zranienia - odparował Snape. - A ty - huknął, biorąc z kolei na cel Draco, który powstał z gracją. - Nie dość, że z rozmysłem wspierałeś te naganne poczynania, to wiedziałeś, że Harry odnosił obrażenia, a mimo to dalej grałeś z nim w tę idiotyczną grę? Co z ciebie za brat?

- Taki, jak trzeba - odparł Draco. - Nie było cię tu, kiedy on w kółko dopominał się o swoją dietetyczną colę czy o inne mugolskie rzeczy, których nie może dostać w Hogwarcie. Jeśli już musisz wiedzieć, to starałem się poprawić mu humor, a skoro to oznaczało wzięcie udziału w tej mugolskiej grze...

- Jeśli jesteś tak oczarowany mugolskimi zajęciami, to może powinienem ci polecić wyszorowanie wszystkich moich kociołków bez użycia magii!

- Wątpię, żeby mugole w ogóle używali kociołków - zauważył Ślizgon, doprowadzając Snape'a do szewskiej pasji.

- Przykro mi, że okłamaliśmy Severusa i jeszcze bardziej żałuję, że okłamaliśmy Hermionę - odezwał się prędko Harry. - Ale Draco strasznie się tego wstydził! Ja zresztą też, tak szczerze mówiąc. Och, nie samej gry, tylko tego, że Draco był lepszy ode mnie. Z pewnością nie chciałem, by Hermiona dowiedziała się o tym. - Harry zawiesił odrobinę głowę. - Ja... tak jakby, ee, lubię ją, rozumie pani?

Magourzędniczka przyjrzała się każdemu z nich badawczo - rumieńcowi na policzkach Harry'ego, surowemu spojrzeniu Snape'a i obronnej pozie Draco. W końcu odwróciła się do swojego towarzysza.

- Richardzie?

Mężczyzna także przez chwilę ich obserwował, ale znacznie chłodniej od swojej koleżanki.

- Nigdy nie widziałem tej gry - przyznał wreszcie, patrząc znacząco na Snape'a. - Słyszałem jednak, że rugby to dość brutalny sport.

Harry musiał okazać zdziwienie, gdyż magourzędniczka wyjaśniła:

- Pan Steyne posiada dyplom z dziedziny mugoloznawstwa.

- Och, więc pan rozumie - rzekł Harry, starając się, by w jego głosie dało się słyszeć ulgę, choć tak naprawdę myślał: Co za uczelnia rozdaje dyplomy za znajomość mugolskiego świata, a nie wymaga od studentów obejrzenia choćby jednego meczu rugby?

Spojrzenie Steyne'a pozostawało dziwnie nieodgadnione.

- Sprawa ta w dalszym ciągu zostanie rozpatrzona przez zarząd - zadecydowała Amaelia Thistlethorne. - Jakkolwiek, biorąc pod uwagę okoliczności, będę skłaniała się raczej jedynie do wydania ostrzeżenia.

- Ostrzeżenia? - wysapał Harry, oburzony. Wcale mu się to nie podobało. Nie wiadomo, do czego mogłoby doprowadzić takie ostrzeżenie, znajdujące się w ich aktach. - To Draco i ja złamaliśmy zasady, więc czemu chce pani karać za to Severusa?

- Muszę napomnieć profesora Snape'a, by w przyszłości z większą uwagą traktował swoje obowiązki - oznajmiła czarownica, po czym zarumieniła się lekko i dodała: - A raczej obowiązek.

- Ale to nie fair - zaprotestował Harry.

- Proszę wybaczyć chłopcu jego tupet - wtrącił Snape przepraszającym tonem. - Przypuszczam, że przywilejem każdego Gryfona jest namiętne przeświadczenie o tym, iż życie powinno być przede wszystkim sprawiedliwe. Osobiście bardzo doceniam państwa dzisiejszą wizytę. - W jego wzroku znów pojawiły się wściekłe ogniki. - Gdyby do niej nie doszło, mej uwadze mógłby ujść fakt, że dopuściłem się opieszałości w opiece nad tym młodzieńcem. Zapewniam jednak państwa, że nie będzie tu już żadnego grania w rugby - skwitował z pogardą.

- Jaka więc czeka ich kara? - dociekała kobieta.

Harry doszedł do wniosku, że to ona była tak naprawdę bezczelna. Co to ją obchodziło? Po części, to jej słowa nieco go zaniepokoiły. Czy zadałaby to pytanie, gdyby nie sądziła, że Mistrz Eliksirów może okazać się surowy lub mściwy?

Snape obdarzył synów łaskawym, choć autorytatywnym spojrzeniem.

- Tak się składa, że wiele moich książek zmieniło ostatnio swoje miejsce na półkach - oświadczył, zerkając drwiąco w stronę biblioteczki. - Bez wątpienia za sprawą pary kapryśnych skrzatów domowych, zupełnie pozbawionych zdolności organizacyjnych. Ta dwójka młodzieńców z pewnością coś temu zaradzi. A po wszystkim sobie porozmawiamy.

- Ma na myśli kazanie - poinformował Draco Harry'ego.

- Dostajemy ich niemało - dodał Harry do magourzędniczki, wzdychając ciężko.

Amaelia Thistlethorne przyglądała im się przez nieskończenie długą chwilę, ale ostatecznie obdarzyła ich krótkim, rzeczowym skinieniem głowy i dała gestem do zrozumienia, że wraz ze swoim towarzyszem zamierza wyjść.

- Proszę się jednak spodziewać - oznajmiła na odchodnym - że w przyszłości złożymy kolejną niezapowiedzianą wizytę.

- Oczywiście, oczywiście - odparł Snape tonem osoby, starającej się uspokoić zdenerwowane dziecko.

- Naturalnie w przypadku, gdybyśmy otrzymali kolejne skargi... - podjęła magourzędniczka.

- Nie otrzymają państwo - zapewnił ją Harry. - Z ręką na sercu. Koniec z rugby.

Steyne odwrócił się w progu, by na niego spojrzeć.

- Mam taką nadzieję.

Kiedy tylko magourzędnicy zniknęli za drzwiami, Snape ruchem ręki nakazał synom milczenie, wyjął różdżkę i napisał ognistymi literami wiadomość, która zawisła w powietrzu: „Uważajcie na swoje słowa przez parę kolejnych minut. Możliwe, że zostawili tu jakieś zaklęcia podsłuchujące, ale moje osłony powinny niedługo je rozbroić.”

Draco skinął głową i zwrócił się do Harry'ego.

- Co tam przed chwilą powiedziałeś? Z ręką na sercu?

- To takie mugolskie powiedzenie. Mówisz tak, kiedy coś obiecujesz. - Harry wygrzebał w pamięci inne podobne wyrażenia. - Niech skonam, ręczę swoją głową, dałbym sobie za to rękę uciąć...

Malfoy wykrzywił wargi.

- To nie jest zabawne, Harry.

- Nie, nie jest - przyznał, marszcząc brwi. - Ale ja wcale tego nie zmyślam. Tak czasami mówią mugole, kiedy mają na myśli, że coś jest najszczerszą prawdą.

- Nie dziw, że mugolska gra jest tak brutalna - odparł Draco, wzdrygając się ostentacyjnie. Dobrze, że goście zdążyli wyjść, bo z pewnością by się na to nie nabrali.

- Ale przyznaj, że ci się podobała - odrzekł Harry, zmieniając temat.

- Nie podobało mi się pakowanie Severusa w tarapaty, ale to już nie moja wina. To ty wpadłeś na pomysł, żeby zagrać w tę głupią grę...

- To ty nie chciałeś mu o niczym mówić...

- Wystarczy już - przerwał im Snape, kręcąc z rozbawieniem głową, choć jego głos wciąż brzmiał ponuro. - Czekają na was książki do uporządkowania. Sugeruję, abyście się nimi zajęli.

I zostawił ich samych.

Tym razem, gdy Harry zaczął przenosić opasłe tomiska z półek na stół, żeby je odpowiednio posortować, Draco faktycznie mu w tym pomagał.[justify]

***


[justify]Snape sprawdził, czy jego książki zostały należycie poukładane na półkach, po czym oświadczył:

- Ustaliłem, że na mieszkanie nie rzucono żadnych zaklęć podsłuchujących.

- To ma sens - stwierdził Harry, marszcząc brwi. - Ten Steyne bardzo się chełpił tym, że ich departament nie narusza praw dziecka. Tak jakby już zapomniał o wyczynach Darswaithe'a! Nie mówiąc już o tym, że był nieuprzejmy wobec Draco!

- To nie departament, tylko subsydiarny urząd ministerstwa - odparł Draco zjadliwie. - Co chyba oznacza, że pełno w nim ludzi, którzy uważają się za pępek świata, jeśli by mnie ktoś pytał. Coś w rodzaju twojej przyjaciółki Hermiony!

- Później zajmiemy się panną Granger - oznajmił Snape tonem tak mrocznym, że Harry'ego przeszły dreszcze. Zastanawiał się, co jego ojciec ma na myśli, choć był całkiem pewny, że nie będzie to wydalenie ze szkoły czy dziesięć tysięcy wersów. Prawdopodobnie chodziło o coś znacznie gorszego.

Nie, żeby Hermiona na to nie zasługiwała, pomyślał Harry, gwałtownie pochmurniejąc.

Jakby świadom tej nagłej zmiany nastroju chłopca, Snape przywołał zaklęciem ze swojej sypialni owinięte w papier pudełko, po czym przekazał je Harry'emu.

- Chciałem ci to wręczyć dopiero przed twoim powrotem na zajęcia, jednak biorąc pod uwagę twój dzisiejszy, iście ślizgoński występ, myślę, że powinieneś dostać to już teraz.

Prezent? Harry nie wiedział, co powiedzieć, więc zamaskował swoje zmieszanie słowami:

- To nie było trudne do odegrania kłamstwo, poza tym bardzo mi pomogłeś. Zresztą, podobnie jak Draco... Widać potrafi mydlić oczy lepiej, niż myślałem.

Ślizgon wzruszył w odpowiedzi ramionami.

- Sądzę, że łatwiej mi pociągnąć czyjeś kłamstwo, niż samemu jakieś zmyślić. To może wyjaśniać, dlaczego w danym czasie jest zwykle tylko jeden Czarny Pan.

- A jakie było kłamstwo Voldemorta? - zapytał ostro Snape.

Harry popatrzył pomiędzy nimi, zaintrygowany.

Draco z sykiem wypuścił powietrze przez zęby i jęknął:

- Zmusisz mnie, żebym to powiedział? Na głos?

- Myślę, że tak będzie najlepiej - orzekł Mistrz Eliksirów. - Jak wiesz, Harry niedługo nas opuści. Co powinien o tobie zapamiętać, kiedy Gryfoni - co jest nie do uniknięcia - zaczną utyskiwać, że źle postąpił, postanawiając ci zaufać?

- Och, już dobrze - westchnął Draco, przewracając oczami. - Krew to nie wszystko, w porządku? Twoja matka pochodziła z rodziny mugoli, a pomimo to jej syn okazał się być najlepszym czarodziejem, jakiego widział świat. Proszę bardzo, powiedziałem to. Nie jesteś w niczym gorszy ode mnie.

- Tym razem może już bez tego sarkazmu - rzucił Snape oschle.

- Już wcześniej mu to mówiłem, jeżeli musisz wiedzieć - wypalił Draco. - Kiedy rozmawialiśmy o Samhain. Przyznałem, że czysta krew nie dała memu ojcu odwagi, by postawił się Czarnemu Panu! Przyznałem, że wiele rzeczy muszę przemyśleć! - Spojrzawszy w stronę Harry'ego, dodał: - I wcale tak naprawdę nie uważam, że mam lepszą koordynację od ciebie, ponieważ jestem czystej krwi. Mówiłem tak tylko, bo chciałem przekonać ich do twojego kłamstwa.

- Wiem, że tak nie uważasz. - Harry posłał swojemu bratu oceniające spojrzenie, ale wolał nie wdawać się już w szczegóły. Zdziwiło go, że Snape także porzucił ten temat.

Draco wskazał ręką na paczkę, którą Harry wciąż trzymał.

- No, skoro wszystko już sobie wyjaśniliśmy, to może zobaczmy, co tam masz.

Po chwili mocowania się z szarą wstążką, chłopak podniósł pokrywkę pudełka, odsłaniając cienki papier. Pod nim leżał starannie złożony, czarny materiał, grubo pleciony i przyjemny w dotyku. Zaciekawiony, Harry ujął strój i podniósł go w górę.

- Szkolna peleryna - oznajmił z uśmiechem. Te, które kupił pod koniec wakacji, rzeczywiście stawały się już przyciasne. - Co za wspaniały prezent. Dziękuję panu.

Draco nagle wybuchnął śmiechem.

- Och, to niesamowite, Severusie. Kto to wyhaftował?

W tym samym momencie Harry dostrzegł herb. Widniał na nim znajomy lew Gryffindoru, towarzyszący mu od lat, lecz obok niego znajdował się również wąż, symbol Slytherinu. Piękny, srebrzysty wężowy ogon owinięty był wokół łap lwa, zaś łeb gada zwisał na poziomie wzroku drugiego zwierzęcia. Lew i wąż patrzyli sobie w oczy bez żadnej wrogości, jakby ich domy były sobie równe i żyły w zgodzie.

Uśmiech Harry'ego jeszcze bardziej się poszerzył.

- Draco ma rację, to jest niesamowite.

Harry zauważył, że Snape przygląda mu się z uwagą.

- Nie odczuwasz niepokoju na myśl o noszeniu takiego herbu?

- Nie, żadnego. Jestem zarówno Gryfonem, jak i Ślizgonem, więc czemu nie miałoby tego być widać? Znaczy się, pewnie, że ludzie już o tym wiedzą, ale moi przyjaciele prawdopodobnie będą się starali to ignorować. Jednak ja nie zamierzam im na to pozwolić. - Harry obrysował w zamyśleniu palcem zarys węża. - Połączenie tych symboli to był naprawdę świetny pomysł. Jak pan na to wpadł?

Draco naburmuszył się.

- Jak on na to wpadł? Dobre sobie! To był mój pomysł. Nawijałeś o zszywaniu ze sobą szalików i innych nonsensach, a ja powiedziałem, żeby dodać do twojego herbu węża i po sprawie, przypominasz sobie?

Snape skinął głową.

- Teraz jednakże herb będzie spełniał nie tylko symboliczną funkcję.

- Jasne, teraz naprawdę czuję, że przynależę do obu domów - przyznał Harry. - I to nie tylko z powodu adopcji. - Draco prychnął niecierpliwie, więc zwrócił ku niemu wzrok.

- Nie chodzi jedynie o to, Harry - rzekł Malfoy przeciągając głoski, zarozumiały jak zawsze, lecz także z czegoś zadowolony. - Twoje moce, pamiętasz? Tak się składa, że będziesz czasem bardzo potrzebował mieć przy sobie węża. Jak to sobie wyobrażałeś? Że będziesz taszczyć ze sobą Sals na wszystkie zajęcia, żebyś mógł rzucać zaklęcia?

- Myślałem - wycedził Harry w odpowiedzi - że zawsze będę mieć ze sobą jakiś obrazek. Szkic na okładce każdego podręcznika...

- To by ci nie pomogło w Wielkiej Sali podczas posiłków - zauważył Snape, siadając z gracją i krzyżując nogi.

- Zwykle nie czaruję wiele nad tłuczonymi ziemniakami.

- W razie ataku będziesz musiał. - Snape spojrzał na niego bacznie, skłaniając go do rozważenia takiej perspektywy.

- Tak, proszę pana - wymruczał Harry. Przeczuwając, że ojciec oczekuje od niego czegoś więcej, dodał: - Nie możemy ukrywać przed ludźmi, że posługuję się wężomową, ale sądzę, że lepiej będzie, jeśli się nie dowiedzą, jak bardzo potrzebuję do tego węża. Racja, to dość sprytne. Herb nada się na to w sam raz.

Mistrz Eliksirów uśmiechnął się z uznaniem.

- Zajrzyj do kieszeni.

Gdy Harry tak zrobił, znalazł kolejny wężowo-lwi herb.

- To na twój strój do quidditcha - poinformował go Snape. - Daj mi znać, gdybyś potrzebował ich więcej. Nie chcę, żebyś ruszał się gdziekolwiek bez niego, zrozumiano?

- Taa, przyszyj sobie też taki do pidżamy - zażartował Draco.

Śmiejąc się na myśl o takim rozwiązaniu, Harry przypomniał sobie o czymś.

- A przy okazji, to skąd wytrzasnąłeś tę dietetyczną colę?

- Dudley chciał taką, pamiętasz? - Draco wzruszył ramionami. - Właściwie to słyszałem już o niej wcześniej, twoja droga dziewczyna czasem biadoliła przy stole w Wielkiej Sali, że nie może jej tu dostać.

- Na litość boską, czy kiedykolwiek dotrze do twojego tępego czerepu, że ona nie jest moją dziewczyną?!

- Jasne, że nie jest. Tak tylko wspomniałeś magourzędniczce, że ją lubisz...

- Powiedziałem tak, żeby ją zmylić, i ty o tym wiesz. Ale skoro już rozmawiamy o lubieniu Hermiony, to czemu podsłuchiwałeś ją podczas posiłków? Może to właśnie ty ją lubisz!

Draco zatrząsł się cały.

- Nie przyprawiaj mnie o mdłości, Potter. Wracając do istotnych spraw. Zauważyłeś może, że kiedy wspomniałem o coli, Steyne spojrzał na mnie tak dziwnie? Jakby nie był pewien, co to takiego jest?

Harry wrócił pamięcią do tamtej chwili.

- No, jakoś mam wrażenie, że dyplom z mugoloznawstwa wcale nie oznacza świetnej znajomości świata mugoli.

- Nie mam pojęcia, czemu Ślizgon chciałby kończyć taki przedmiot...

- I znów to samo, Draco. Nie ma nic złego w mugoloznawstwie, podobnie jak w zafascynowaniu tym tematem ojca Rona, a skoro już przy tym jesteśmy, to nie ma też nic złego w byciu biednym!

- Może i nie, ale i tak chwała Merlinowi, że mnie to nie dotyczy - zadrwił Draco.

Zwalczając ochotę, by głośno westchnąć, Harry odwrócił się do ojca.

- Serdecznie dziękuję za nową pelerynę, profesorze.

- A ty znów z tym profesorem - zirytował się Draco.

- Powiedziałeś, że nie będziesz się czepiał tego, jak nazywam Severusa!

- Sądzę, że powinieneś dotrzymać obietnicy - wtrącił Snape, patrząc surowo na Ślizgona. - To ja, a nie ty, decyduję, jak wygląda moja relacja z Harrym. Poza tym może cię zainteresować, że jego językowe nawyki potrafią być całkiem wymowne. Dla przykładu - przy tych słowach zwrócił się w kierunku Harry'ego - masz w zwyczaju tytułować mnie „profesorem”, kiedy czujesz się czymś zaniepokojony, zmartwiony lub niepewny. Więc o co chodzi?

Harry chciał w pierwszy odruchu powiedzieć, że o nic, ale stanowcze spojrzenie ciemnych oczu odwiodło go od tego zamiaru.

- Chyba czuję się nieco... dziwnie, dostając taki prezent.

- Sądziłem, że przywykłeś już do myśli o byciu przeze mnie utrzymywanym.

- Bo przywykłem. No, prawie... - Harry przygryzł wargę. - Chodzi o to, że zapomniałem o pana urodzinach. Znaczy twoich, tato.

Snape potrząsnął lekko głową.

- Nie może być raczej mowy o zapominaniu, kiedy nie informowałem cię o żadnej konkretnej dacie, Harry. Osobiście nie zależy mi na tym, czy ludzie pamiętają o moich urodzinach, czy nie.

- Ja nie jestem ludźmi - odezwał się z żalem Harry. - Jestem twoim synem!

- To prawda. - Snape zamilkł na moment. - Być może chciałbyś mi pomóc przy korespondencji? Jak sobie przypominam, miałeś pewne zastrzeżenia co do mojego stylu pisma.

Harry'ego ogarnęło bardzo, bardzo złe przeczucie.

- Chyba nie myślisz...?

- W rzeczy samej. - Czarne oczy Snape'a rozbłysły, kiedy mężczyzna ruchem różdżki przywołał do siebie pergamin. - Mniemam, że czas już rozprawić się z panną Granger.


KONIEC ROZDZIAŁU 63.

NASTĘPNY ROZDZIAŁ: KŁÓTNIE I UGODY



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rok jak żaden innyC
Rok jak żaden innyE
Rok jak żaden inny8
Rok jak żaden innyS
Rok jak żaden inny`
Rok jak żaden innyb
Rok jak Żaden inny 29
Rok jak żaden innyQ
Rok jak żaden innyB
Rok jak żaden inny7
Rok jak żaden innyd ie
Rok jak zaden inny3
Rok jak żaden innyF
Rok jak żaden innyR
Rok jak żaden innyp
Rok jak zaden inny1
Rok jak żaden inny5
Rok jak żaden innyi
Rok jak żaden innyY