Small緍trice 璷ra

Bertrice Small


Adora

(Adora)


Prze艂o偶y艂a Hanna Rostkowska-Kowalczyk


Wst臋p


KONSTANTYNOPOL

1341-1346


By艂 wczesny ranek i mg艂a, niby pasma szarej gazy, wisia艂a nad spokojnymi wodami Z艂otego Rogu. Miasto Konstantyna spa艂o, nie艣wiadome tego, 偶e jego w艂adca nie 偶yje.

Samotna posta膰, nie niepokojona przez stra偶e, opu艣ci艂a pa艂ac cesarski i ruszy艂a przez ogromny park, rozci膮gaj膮cy si臋 za Senatem. Cz艂owiekiem, kt贸ry tak zdecydowanym krokiem pod膮偶a艂 w stron臋 pa艂acu Mangana, by艂 Jan Kantakuzen, przez ostatnie trzyna艣cie lat faktyczny w艂adca rozpadaj膮cego si臋 Bizancjum. Zostawia艂 za sob膮 le偶膮cego na murach Andronika III.

Uroczy Andronik odpowiada艂 za nieumy艣lne zab贸jstwo m艂odszego brata, a nast臋pnie przedwczesn膮 艣mier膰 swojego ojca. Musia艂 te偶 usun膮膰 z tronu swego szalonego dziadka, Andronika II. Starzec przysi膮g艂, 偶e go zabije. Od momentu wst膮pienia na tron m艂ody Andronik m贸g艂 zawsze liczy膰 na pomoc swojego przyjaciela, Jana Kantakuzena, kt贸ry by艂 jednym z najt臋偶szych umys艂贸w Bizancjum.

Ale po osi膮gni臋ciu tego, czego pragn膮艂, Andronik III doszed艂 do wniosku, 偶e bardziej ni偶 sprawy pa艅stwa interesuj膮 go polowania, festyny i pi臋kne kobiety. Nudne obowi膮zki pozostawi艂 wi臋c zaufanemu przyjacielowi, kanclerzowi Janowi Kantakuzenowi. Kanclerz ci臋偶ko pracowa艂. Kraj rz膮dzony by艂 sprawnie. Ka偶da zachcianka w艂adcy by艂a zaspokojona.

Matka cesarza, Ksenia Maria, i jego 偶ona, Anna Sabaudzka, nie ufa艂y Janowi Kantakuzenowi. Wiedzia艂y, 偶e kanclerz jest ambitny. Jednak Andronik nie zgadza艂 si臋 na odsuni臋cie przyjaciela, kt贸ry tak dobrze mu s艂u偶y艂.

Ale teraz Andronik III nie 偶y艂, a jego dziedzic mia艂 niespe艂na jedena艣cie lat. Rodzina cesarza odnios艂a zwyci臋stwo nad Janem Kantakuzenem, zdobywaj膮c od le偶膮cego na 艂o偶u 艣mierci Andronika podpis pod dokumentem, mianuj膮cym cesarzow膮 Ann臋 jedynym regentem w zast臋pstwie nieletniego cesarza. To za艣 oznacza艂o wojn臋 domow膮. Jan Kantakuzen nie zamierza艂 pozwoli膰, aby cesarstwem w艂ada艂a m艣ciwa W艂oszka, matka ma艂ego cesarza, i jej ksi臋偶a.

Najpierw jednak Jan musia艂 zatroszczy膰 si臋 o bezpiecze艅stwo swojej rodziny. Cesarzowa nie zawaha si臋 przed morderstwem. Ale, tu Jan u艣miechn膮艂 si臋 do siebie, on te偶 b臋dzie bezwzgl臋dny.

Jego starszy syn, Jan, pozostanie z nim. Sze艣cioletniego Mateusza b臋dzie mo偶na umie艣ci膰 w monasterze przy ko艣ciele 艣w. Andrzeja. Zoe, druga 偶ona Jana, jego c贸rki i siostrzenica znajd膮 schronienie w klasztorach. Jan by艂 przekonany, 偶e pobo偶na Anna nie sprofanuje religijnego sanktuarium.

Jego pierwsza 偶ona, Maria z Bursy, zmar艂a, kiedy ich najstarsza c贸rka, Zofia, mia艂a zaledwie trzy lata, a ma艂y Jan pi臋膰. Przez rok nosi艂 po niej 偶a艂ob臋, po czym po艣lubi艂 greck膮 ksi臋偶niczk臋 Zoe Macedo艅sk膮. Dziesi臋膰 miesi臋cy p贸藕niej przysz艂a na 艣wiat Helena, kt贸ra teraz mia艂a osiem lat, po nast臋pnych osiemnastu miesi膮cach m艂odszy syn, a dwa lata p贸藕niej najm艂odsza c贸rka, Teadora, licz膮ca sobie teraz cztery i p贸艂 roku. Dwaj ch艂opcy, bli藕niacy, zmarli podczas epidemii. Zoe zn贸w by艂a brzemienna.

Wszed艂szy do pa艂acu Mangana, pospieszy艂 do swoich apartament贸w, gdzie powita艂 go zaufany s艂uga, Leo.

Umar艂, m贸j panie?

Tak 鈥 odpar艂 Jan. 鈥 Par臋 minut temu. Natychmiast zabierz Mateusza do klasztoru 艣w. Andrzeja. Ja zajm臋 si臋 偶on膮 i dziewcz臋tami. 鈥 Pod膮偶y艂 pospiesznie do skrzyd艂a zajmowanego przez kobiety, zaskakuj膮c 艣pi膮cych przy drzwiach eunuch贸w.

Po偶egnaj si臋 z Mateuszem, kochana 鈥 zwr贸ci艂 si臋 do Zoe. 鈥 Leo zabiera go zaraz do 艣w. Andrzeja.

Na d艂ugie rozmowy nie by艂o czasu.

Wsun膮艂 si臋 do sypialni Zofii i Eudoksji i potrz膮sn膮艂 dziewcz臋tami. 鈥 Ubierajcie si臋. Cesarz nie 偶yje. Dla bezpiecze艅stwa schronicie si臋 w klasztorze 艣w. Marii w Blachernesae.

Gdy Zofia przeci膮gn臋艂a si臋 ospale, nocna koszula zawin臋艂a si臋, ods艂aniaj膮c kr膮g艂膮, z艂ocist膮 pier艣. Odrzuci艂a do ty艂u kruczoczarne w艂osy i wyd臋艂a wargi. Z ka偶dym dniem coraz bardziej przypomina艂a matk臋. Skoro nie m贸g艂 jej natychmiast wyda膰 za m膮偶, najlepszym miejscem dla dziewczyny b臋dzie klasztor.

Och, tato! Dlaczego musimy jecha膰 do klasztoru? Podczas wojny domowej pojawi si臋 tu tylu przystojnych 偶o艂nierzy!

Nie wdawa艂 si臋 w dyskusje, cho膰 jego uwagi nie usz艂o po偶膮dliwe spojrzenie c贸rki. 鈥 Macie pi臋膰 minut 鈥 rzek艂 ostro, przechodz膮c pospiesznie do sypialni pozosta艂ych c贸rek. Tam zatrzyma艂 si臋, pozwalaj膮c sobie na przyjemno艣膰 przyjrzenia si臋 dw贸m m艂odszym dziewczynkom, pogr膮偶onym we 艣nie.

Jego ukochana Helena, ze z艂ocistymi w艂osami i b艂臋kitnymi oczami by艂a tak bardzo podobna do Zoe. W ko艅cu po艣lubi ma艂ego imperatora, nast臋pc臋 Andronika.

Ma艂a Teadora spa艂a z palcem w buzi, a mi臋kkie linie jej niewinnej postaci rysowa艂y si臋 pod cienkim p艂贸ciennym nakryciem. Ta c贸rka by艂a dla niego zagadk膮. Cz臋sto zdumiewa艂o go, 偶e spo艣r贸d wszystkich dzieci ta ma艂a dziewczynka obdarzona by艂a intuicj膮 i najsprawniejszym umys艂em. Teadora, ledwo wyros艂a z niemowl臋ctwa, wydawa艂a si臋 znacznie starsza. By艂a delikatnej budowy, jak matka 鈥 wyro艣nie na niezwyk艂膮 pi臋kno艣膰. Kolorytem wyr贸偶nia艂a si臋 w rodzinie. Mia艂a kremow膮 cer臋, lekko brzoskwiniowe rumie艅ce na policzkach i ciemnokasztanowe, po艂yskuj膮ce z艂oci艣cie w艂osy. Niezwykle d艂ugie, czarne rz臋sy o z艂otych ko艅cach przes艂ania艂y zdumiewaj膮ce oczy Teadory, oczy, kt贸rych kolor zmienia艂 si臋 od barwy ametystu po g艂臋boki fiolet. Nag艂e z zaskoczeniem spostrzeg艂, 偶e te oczy s膮 otwarte i wpatrzone w niego.

Co si臋 dzieje, tato?

U艣miechn膮艂 si臋 do niej. 鈥 Nic strasznego, malutka. Cesarz umar艂 i musisz z Helen膮 i wasz膮 matk膮 na jaki艣 czas uda膰 si臋 do klasztoru 艣w. Barbary.

Czy wybuchnie wojna, tato?

Zn贸w go zaskoczy艂a. Zadziwi艂 sam siebie, odpowiadaj膮c jej prosto 鈥 Tak, Teadoro. Cesarzowa zdoby艂a podpis w艂adcy na 艂o偶u 艣mierci. Zosta艂a jedynym regentem.

Dziecko skin臋艂o g艂ow膮. 鈥 Obudz臋 Helen臋, tato. Ile mamy czasu?

Tylko tyle, 偶eby si臋 ubra膰 鈥 odpowiedzia艂. Opu艣ci艂 pok贸j, potrz膮saj膮c g艂ow膮 nad jej szybkim zrozumieniem sytuacji. Gdyby tylko by艂a ch艂opcem!

Teadora Kantakuzen wsta艂a z 艂贸偶ka. Spokojnie nala艂a wody do miski, po czym umy艂a twarz i r臋ce. Nast臋pnie naci膮gn臋艂a na koszul臋 prost膮, zielon膮 tunik臋, a na drobne n贸偶ki w艂o偶y艂a par臋 bucik贸w. Powt贸rnie nape艂ni艂a misk臋 wod膮 i przygotowa艂a r贸偶ow膮 tunik臋 i drug膮 par臋 but贸w.

Heleno! 鈥 zawo艂a艂a. 鈥 Heleno, obud藕 si臋!

Helena otworzy艂a swoje 艣liczne, niebieskie oczy i z irytacj膮 spojrza艂a na siostr臋. 鈥 Ledwie 艣wita, ma艂a. Czemu mnie budzisz?

Cesarz nie 偶yje! Jedziemy z mam膮 do klasztoru 艣w. Barbary. Ubieraj si臋, bo inaczej zostawimy ci臋 dla starej Kseni Marii, do jej sali tortur!

Helena zwlok艂a si臋 z 艂贸偶ka. 鈥 Gdzie idziesz? 鈥 krzykn臋艂a.

Poszuka膰 mamy. Lepiej si臋 pospiesz, Heleno!

Teadora znalaz艂a matk臋, 偶egnaj膮c膮 si臋 z Mateuszem przed pa艂acem. Dziewczynk臋 i brata dzieli艂y zaledwie dwa lata r贸偶nicy i zawsze byli sobie bliscy. Teraz przywarli do siebie i Mateusz wyszepta艂: 鈥 Boj臋 si臋, Teo. Co si臋 z nami stanie?

Nic 鈥 uspokoi艂a go. Bo偶e, taki z niego 艂agodny ch艂opiec, pomy艣la艂a. 鈥 Ojciec dla bezpiecze艅stwa umieszcza nas w klasztorach. Wkr贸tce zn贸w b臋dziemy wszyscy razem. Zreszt膮 powiniene艣 si臋 z tego cieszy膰, bo uciekasz od nas, tych wszystkich kobiet!

S艂owa siostry doda艂y mu otuchy. U艣ciska艂 j膮, po czym zwr贸ci艂 si臋 ku matce. Poca艂owa艂 j膮, wspi膮艂 si臋 na konia i dzielnie odjecha艂, maj膮c Leo tu偶 za sob膮.

Nast臋pne wyje偶d偶a艂y Zofia i Eudoksja, ku swemu zachwytowi eskortowane przez oddzia艂 stra偶y domowej Kantakuzen贸w. Dziewcz臋ta wdzi臋czy艂y si臋 i chichota艂y, celowo wpada艂y na m艂odych 偶o艂nierzy, ocieraj膮c si臋 podskakuj膮cymi piersiami o ramiona i plecy m艂odzie艅c贸w. Zoe ostro zwr贸ci艂a im uwag臋. Obrzuci艂y j膮 kwa艣nymi spojrzeniami, ale pos艂ucha艂y. Obie dziewczyny wiedzia艂y bowiem 艣wietnie, 偶e by艂a dobr膮 macoch膮, pozwalaj膮c膮 na wi臋cej, ni偶 mog艂yby oczekiwa膰.

Jan Kantakuzen zamierza艂 towarzyszy膰 w podr贸偶y 偶onie i m艂odszym c贸rkom. Sprytnie roz艣rodkowa艂 rodzin臋, 偶eby lepiej ukry膰 miejsce ich schronienia.

Klasztor Mateusza znajdowa艂 si臋 w zachodniej cz臋艣ci miasta. Klasztor Zofii i Eudoksji ulokowany by艂 ko艂o Bramy Blacherne艅skiej, na p贸艂nocy miasta. Zoe i m艂odsze dziewczynki b臋d膮 mieszka艂y w klasztorze 艣w. Barbary na brzegu rzeki Likos, w pobli偶u Pi膮tej Bramy Obronnej.

Jan pom贸g艂 ci臋偶arnej 偶onie zaj膮膰 miejsce w lektyce, obok Teadory i Heleny. Nastawa艂 艣wit i t臋czowe 艣wiat艂o zaczyna艂o si臋 przedziera膰 przez szaro-z艂ociste chmury, odbijaj膮c si臋 od w贸d Z艂otego Rogu.

To najpi臋kniejsze miasto na 艣wiecie! 鈥搘estchn臋艂a Teadora. 鈥 Nigdy nie chc臋 mieszka膰 gdzie indziej.

Zoe u艣miechn臋艂a si臋 do c贸reczki. 鈥 Mo偶e b臋dziesz musia艂a, Teo. Pewnego dnia mo偶esz zosta膰 wydana za m膮偶 za ksi臋cia, kt贸rego dom b臋dzie daleko st膮d. Wtedy b臋dziesz musia艂a wyjecha膰.

Pr臋dzej umr臋! 鈥 z pasj膮 o艣wiadczy艂o dziecko.

Zoe zn贸w si臋 u艣miechn臋艂a. Chocia偶 Teadora mia艂a b艂yskotliw膮 inteligencj臋 swojego ojca, to jednak by艂a tylko zwyk艂膮 kobiet膮. Pr臋dzej czy p贸藕niej b臋dzie si臋 musia艂a z tym pogodzi膰. Kiedy艣 spotka m臋偶czyzn臋,
a w贸wczas miasto b臋dzie mia艂o dla niej niewielkie znaczenie, pomy艣la艂a Zoe.

Min臋li ko艣ci贸艂 艣w. Teodozji i, chocia偶 nadal znajdowali si臋 w mie艣cie, krajobraz sta艂 si臋 bardziej podmiejski, pe艂en luksusowych willi, otoczonych pi臋knymi ogrodami. Przejechali przez most, przecinaj膮cy Likos, i skr臋cili z Drogi Triumfalnej w niebrukowan膮 uliczk臋.

Po przebyciu nast臋pnych kilkuset metr贸w zn贸w skr臋cili w prawo i znale藕li si臋 przed ogromn膮 bram膮 z br膮zu umieszczon膮 w wyblak艂ych murach klasztoru 艣w. Barbary. Po wej艣ciu zostali powitani przez wielebn膮 matk臋 Tamar臋. Przykl臋kn膮wszy, Jan Kantakuzen poca艂owa艂 pier艣cie艅 na szczup艂ej, arystokratycznej d艂oni, kt贸ra wyci膮gn臋艂a si臋 ku niemu.

Prosz臋 o schronienie dla mojej 偶ony, c贸rek i nienarodzonego dziecka 鈥 powiedzia艂 oficjalnie.

Maj膮 zapewnione schronienie 鈥 odpar艂a wysoka, surowa kobieta.

Jan wsta艂, pom贸g艂 偶onie wysi膮艣膰 z lektyki i przedstawi艂 j膮. Na widok dzieci twarz matki Tamary z艂agodnia艂a.

Moje c贸rki, ksi臋偶niczka Helena i ksi臋偶niczka Teadora 鈥 pospiesznie powiedzia艂 Jan.

No tak, pomy艣la艂a zakonnica. To tak ma by膰. C贸偶, jego rodzina mia艂a prawo do tych tytu艂贸w, chocia偶 rzadko z nich korzystano.

Jan Kantakuzen odprowadzi艂 偶on臋 na stron臋, przez chwil臋 szeptali cicho, wreszcie uca艂owa艂 j膮 czule. Potem porozmawia艂 z c贸rkami.

Skoro jestem ksi臋偶niczk膮 鈥 odezwa艂a si臋 Helena 鈥 musz臋 po艣lubi膰 ksi臋cia. Prawda, tatusiu?

Jeste艣 ksi臋偶niczk膮, skarbie, lecz chcia艂bym, 偶eby艣 pewnego dnia zosta艂a cesarzow膮.

B艂臋kitne oczy Heleny rozwar艂y si臋 szeroko i dziewczynka spyta艂a 鈥 Czy Tea tak偶e zostanie cesarzow膮?

Jeszcze nie wybra艂em m臋偶a dla Teadory.

Helena pos艂a艂a siostrze triumfuj膮ce spojrzenie. 鈥 A gdyby wyda膰 j膮 za Wielkiego Turka, tato? Mo偶e podobaj膮 mu si臋 fio艂kowe oczy?

Nigdy bym nie wysz艂a za m膮偶 za tego starego poganina! 鈥 zawo艂a艂a Teadora. 鈥 Zreszt膮 tato nigdy nie zrobi艂by niczego, co mog艂oby uczyni膰 mnie nieszcz臋艣liw膮. A taki 艣lub by艂by dla mnie prawdziwym nieszcz臋艣ciem.

Gdyby ojciec ci kaza艂, musia艂aby艣 go po艣lubi膰. 鈥 Helena by艂a niebywale zadowolona z siebie. 鈥 A wtedy musia艂aby艣 opu艣ci膰 miasto! Na zawsze!

Gdybym zosta艂a 偶on膮 tego starca 鈥 odpar艂a Teadora 鈥 dopilnowa艂abym, 偶eby ze swoj膮 armi膮 zdoby艂 miasto. I w贸wczas ja by艂abym cesarzow膮, a nie ty!

Heleno! Teadoro! 鈥 艂agodnie skarci艂a dziewczynki Zoe, a Jan Kantakuzen roze艣mia艂 si臋 serdecznie. 鈥 Ach, kochanie 鈥 zwichrzy艂 czupryn臋 Teadory 鈥 naprawd臋 powinna艣 by艂a urodzi膰 si臋 ch艂opcem! Co za ogie艅! Co za zapa艂! Co za piekielna logika! Obiecuj臋, 偶e znajd臋 ci najlepszego m臋偶a.

Pochyli艂 si臋, uca艂owa艂 obie c贸rki, dosiad艂 konia, pomacha艂 na po偶egnanie i odjecha艂, pewien bezpiecze艅stwa swojej rodziny. Teraz m贸g艂 rozpocz膮膰 walk臋 o tron Bizancjum.

Nie by艂a to 艂atwa wojna, bowiem mieszka艅cy Bizancjum czuli si臋 lojalni zar贸wno wobec rodu Paleolog贸w, jak i Kantakuzen贸w. Obie rodziny nale偶a艂y do najstarszych i najbardziej szanowanych w pa艅stwie. Czy ludzie powinni poprze膰 m艂odego syna zmar艂ego cesarza, czy te偶 cz艂owieka, kt贸ry przez wiele lat faktycznie rz膮dzi艂 cesarstwem? Stronnicy Kantakuzen贸w podsycali te偶 podejrzenia, 偶e cesarzowa Anna Sabaudzka zamierza ponownie przy艂膮czy膰 Bizancjum do znienawidzonego Rzymu.

Jan Kantakuzen ze swoim najstarszym synem opu艣ci艂 miasto i poprowadzi艂 wojsko przeciwko m艂odemu Janowi Paleologowi. 呕adna ze stron nie zrobi艂aby najmniejszej szkody ukochanemu miastu. Wojna musia艂a si臋 wi臋c toczy膰 poza stolic膮.

Chocia偶 Kantakuzen przedk艂ada艂 dyplomacj臋 nad dzia艂ania zbrojne, nie by艂o wyj艣cia. Obie cesarzowe鈥搘dowy pragn臋艂y jego 艣mierci i wojna, podczas kt贸rej chwiejni Bizanty艅czycy sta艂e zmieniali strony, zamiast zako艅czy膰 si臋 szybkim zwyci臋stwem, ci膮gn臋艂a si臋 przez wiele lat. W ko艅cu Jan Kantakuzen zwr贸ci艂 si臋 o pomoc do Turk贸w Ottoma艅skich, kt贸rzy w艂adali drugim wybrze偶em morza Marmara. Mimo i偶 zaci臋偶ni 偶o艂nierze bizantyjscy walczyli dzielnie, Kantakuzen nigdy nie byt pewien, ilu z nich mo偶e straci膰 na rzecz tego, kto im lepiej zap艂aci. Potrzebowa艂 armii, na kt贸rej m贸g艂by polega膰.

Su艂tan Orchan otrzyma艂 ju偶 pro艣b臋 o pomoc ze strony Paleolog贸w. Niestety, zaoferowali jedynie pieni膮dze, su艂tan za艣 wiedzia艂, 偶e skarbiec cesarski jest pusty. Jan Kantakuzen zaproponowa艂 skarby, kt贸re naprawd臋 posiada艂 鈥 fortec臋 Cimpe na p贸艂wyspie Gallipoli i swoj膮 ma艂膮 c贸rk臋, Teador臋. Gdyby Orchan przyj膮艂 propozycj臋, Turcy zdobyliby w Cimpe pierwszy przycz贸艂ek w Europie, i to bez utraty kropli krwi. Nie spos贸b by艂o si臋 oprze膰 takiej pokusie, tote偶 su艂tan zaakceptowa艂 ofert臋. Do Jana Kantakuzena zosta艂o wys艂anych sze艣膰 tysi臋cy 偶o艂nierzy, kt贸rzy wesp贸艂 z si艂ami bizantyjskimi zdobyli miasta na wybrze偶u Morza Czarnego, spustoszyli Tracj臋 i powa偶nie zagrozili Adrianopolowi. Wkr贸tce te偶 zacz臋li oblega膰 Konstantynopol, gdzie schroni艂 si臋 m艂ody cesarz.

Ma艂a Teadora, ukryta za murami klasztoru 艣w. Barbary, nie mia艂a poj臋cia o gro偶膮cym jej zam膮偶p贸j艣ciu za cz艂owieka starszego od niej o pi臋膰dziesi膮t lat. Wiedzia艂a jednak o tym jej matka i wylewa艂a 艂zy nad konieczno艣ci膮 takiego po艣wi臋cenia wspania艂ej c贸rki. Ale taki by艂 ju偶 los ksi臋偶niczek, kt贸rych jedyn膮 warto艣ci膮 by艂 korzystny zwi膮zek ma艂偶e艅ski. Zoe wierzy艂a, 偶e w gruncie rzeczy su艂tan pom贸g艂 Janowi tylko dlatego, 偶e po偶膮da艂 Teadory. Zoe by艂a pobo偶n膮 kobiet膮, a w ko艣ciele szerzy艂y si臋 opowie艣ci o diabelskich poczynaniach niewiernych. Zaniepokojonej matce nawet nie przysz艂o do g艂owy, 偶e su艂tanowi chodzi艂o wy艂膮cznie o fortec臋 Cimpe.

To Helena z艂o艣liwie poinformowa艂a o wszystkim m艂odsz膮 siostr臋. Starsza o cztery lata od Teadory, ze z艂ocistymi w艂osami i cudownymi, b艂臋kitnymi oczami by艂a anielsko pi臋kna. Ale nie by艂a anio艂em. By艂a egoistyczna, pr贸偶na i okrutna. 艁agodna Zoe nie mia艂a 偶adnego wp艂ywu na Helen臋.

Pewnego dnia, gdy matka Tamara pozostawi艂a dziewcz臋ta ucz膮ce si臋 nowego haftu, Helena szepn臋艂a: 鈥 Wybrali ci m臋偶a, siostrzyczko. 鈥 I ci膮gn臋艂a dalej, nie czekaj膮c, a偶 Teadora zapyta j膮, kogo. 鈥 Masz zosta膰 trzeci膮 偶on膮 starego poganina. Reszt臋 偶ycia sp臋dzisz zamkni臋ta w haremie, a ja b臋d臋 rz膮dzi膰 Bizancjum!

K艂amiesz! 鈥 krzykn臋艂a oskar偶aj膮co Teadora.

Helena zachichota艂a.

Wcale nie k艂ami臋. Zapytaj mam臋. Ostatnio stale p艂acze z tego powodu. Ojcu potrzebni byli 偶o艂nierze, na kt贸rych m贸g艂by liczy膰 i zaproponowa艂 ciebie w zamian za wojsko. Wydaje mi si臋, 偶e Turcy uwielbiaj膮 ma艂e dzieci w 艂贸偶ku. Nawet ch艂opc贸w! Oni... 鈥 tu Helena zni偶y艂a g艂os, opisuj膮c wyj膮tkowo obrzydliw膮 perwersj臋.

Teadora poblad艂a i powoli osun臋艂a si臋 zemdlona na pod艂og臋. Przez chwil臋 Helena obserwowa艂a j膮 z ciekawo艣ci膮, po czym zawo艂a艂a o pomoc. Odpytywana przez matk臋, zdecydowanie twierdzi艂a, 偶e nie zna powodu omdlenia siostry, ale to k艂amstwo szybko wysz艂o na jaw, gdy tylko Teadora odzyska艂a przytomno艣膰.

Zoe rzadko kara艂a fizycznie swoje dzieci, lecz tym razem zagniewana kilka razy uderzy艂a Helen臋 po twarzy. 鈥 Zabierzcie j膮 鈥 poleci艂a s艂u偶bie. 鈥 Zabierzcie j膮 ode mnie, zanim zat艂uk臋 j膮 na 艣mier膰! 鈥 Potem Zoe wzi臋艂a w swe mi臋kkie ramiona najm艂odsz膮 c贸rk臋. 鈥 No ju偶, male艅ka. No, kochanie. Nie jest przecie偶 tak 藕le.

Helena powiedzia艂a, 偶e su艂tan lubi ma艂e dziewczynki w 艂贸偶ku. Powiedzia艂a, 偶e su艂tan mnie skrzywdzi! 呕e to boli, kiedy m臋偶czyzna kocha si臋 z kobiet膮, a ma艂e dziewczynki boli jeszcze bardziej! Nie jestem jeszcze kobiet膮, mamo! Na pewno umr臋! 鈥 chlipa艂a Teadora.

Twoja siostra jest celowo okrutna, a poza tym jest 藕le poinformowana, Teadoro. Owszem, masz wyj艣膰 za m膮偶 za su艂tana. Twojemu ojcu potrzebna by艂a pomoc Orchana, a ty nie by艂a艣 jeszcze z nikim zar臋czona. To zaszczytny przywilej ksi臋偶niczki m贸c s艂u偶y膰 swojej rodzinie korzystnym maria偶em. Jaki偶 inny jest po偶ytek z kobiety? Nie b臋dziesz jednak mieszka艂a w domu su艂tana, dop贸ki nie zaczniesz miesi膮czkowa膰. Tak膮 umow臋 zawar艂 tw贸j ojciec. Je艣li b臋dziesz mia艂a szcz臋艣cie, Orchan niebawem umrze, a ty wr贸cisz do domu i zawrzesz porz膮dny, chrze艣cija艅ski zwi膮zek ma艂偶e艅ski. Do tego czasu za艣 b臋dziesz mieszka膰 w swoim w艂asnym domu, bezpiecznym w obr臋bie mur贸w, okalaj膮cych klasztor 艣w. Katarzyny w Bursie. Twoja obecno艣膰 tam zagwarantuje twojemu ojcu pomoc ottoma艅sk膮.

Dziecko poci膮gn臋艂o nosem i przycupn臋艂o, tul膮c si臋 do matki. 鈥 Nie chc臋 nigdzie jecha膰. Prosz臋, nie ka偶 mi, mamo. Wola艂abym ju偶 przyj膮膰 艣luby i pozosta膰 tutaj, w klasztorze 艣w. Barbary.

Moje dziecko! 鈥 Zaskoczona Teadora spojrza艂a w g贸r臋 na zdumion膮 twarz matki. 鈥 Czy nie dotar艂o do ciebie nic z tego, co ci m贸wi艂am? 鈥 zawo艂a艂a Zoe. 鈥 Jeste艣 Teador膮 Kantakuzen, bizantyjsk膮 ksi臋偶niczk膮.

Spoczywa na tobie obowi膮zek. Twoj膮 powinno艣ci膮 jest pomoc rodzinie, nigdy nie wolno ci o tym zapomina膰, moja c贸rko. Nie zawsze jest mi艂o wype艂nia膰 sw贸j obowi膮zek, ale nasze obowi膮zki odr贸偶niaj膮 nas od mot艂ochu. Mot艂och 偶yje jedynie po to, 偶eby zaspokaja膰 swe podstawowe pragnienia. Nigdy nie wolno ci uchyla膰 si臋 od obowi膮zk贸w, kochanie.

Kiedy musz臋 wyjecha膰? 鈥 wyszepta艂o dziecko.

Teraz tw贸j ojciec oblega miasto. Zobaczymy, kiedy je zdob臋dzie.


Ale Konstantynopol nie艂atwo by艂o zdoby膰. Od strony l膮du, za fos膮 szeroko艣ci dwudziestu i g艂臋boko艣ci kilku metr贸w, wznosi艂y si臋 trzy rz臋dy siedmiometrowych mur贸w obronnych. Fosa zalana by艂a wod膮 dzi臋ki systemowi rur. Pierwszy mur byt niski i s艂u偶y艂 za ukrycie dla 艂ucznik贸w. Za nast臋pnym, wy偶szym, znajdowa艂y schronienie inne oddzia艂y. Wewn膮trz by艂 trzeci rz膮d mur贸w, jeszcze pot臋偶niejszych, bastion. Na wysokich na jakie艣 dwadzie艣cia metr贸w wie偶ach rozstawieni byli 艂ucznicy, greckie miotacze ognia i katapulty.

Od strony morza Konstantynopol wraz ze swoimi siedmioma portami strze偶ony by艂 przez pojedynczy mur z rozmieszczonymi w r贸wnych odst臋pach wie偶ami. Przez Z艂oty R贸g przeci膮gni臋ty by艂 gruby 艂a艅cuch, kt贸ry uniemo偶liwia艂 niepo偶膮danym okr臋tom wp艂yni臋cie w g艂膮b zatoki. Dwa pobliskie miasteczka, Galata i Pera, r贸wnie偶 mia艂y masywne mury.

Miasto by艂o oblegane przez rok. Przez rok jego bramy pozostawa艂y zamkni臋te przed Janem Kantakuzenem. Ale obecno艣膰 jego armii od strony l膮du i floty su艂ta艅skiej, pilnuj膮cej wej艣膰 do port贸w, zaczyna艂y przynosi膰 rezultaty. Ko艅czy艂y si臋 zapasy jedzenia i innych d贸br. Ludzie Kantakuzen贸w odkryli 藕r贸d艂o, z kt贸rego akweduktem nap艂ywa艂a woda dla miasta i w pewnym momencie Konstantynopolowi zabrak艂o wody do picia.

A potem wybuch艂a zaraza. Zmar艂a male艅ka c贸reczka, kt贸r膮 Zoe urodzi艂a w klasztorze. Jan Kantakuzen, przera偶ony mo偶liwo艣ci膮 艣mierci Teadory i utraty pomocy su艂tana, zorganizowa艂 偶onie i m艂odszym c贸rkom ucieczk臋 z miasta.

Tylko dwie osoby w klasztorze 艣w. Barbary wiedzia艂y o ich wyje藕dzie 鈥 wielebna matka Tamara i ma艂a siostra furtianka. Wybrano noc podczas nowiu ksi臋偶yca, a dzi臋ki szcz臋艣liwemu zrz膮dzeniu losu nadci膮gn臋艂a burza. Przebrane w zakonne habity Zoe i jej c贸rki wymkn臋艂y si臋 noc膮 i pod膮偶y艂y w stron臋 Pi膮tej Bramy Obronnej. Serce t艂uk艂o si臋 dziko w piersi Zoe, a r臋ka, w kt贸rej trzyma艂a o艣wietlaj膮c膮 im drog臋 latarni臋, trz臋s艂a si臋 niekontrolowanie. Przez ca艂e 偶ycie Zoe by艂a otoczona niewolnikami. Nigdy nie chodzi艂a po mie艣cie, a ju偶 zw艂aszcza bez eskorty. To by艂a wielka przygoda jej 偶ycia. Chocia偶 przera偶ona, sz艂a jednak dzielnie dalej, oddychaj膮c g艂臋boko i pr贸buj膮c zapanowa膰 nad strachem.

Wiatr szamota艂 ich d艂ugimi, ciemnymi habitami. Pada艂y na nie ogromne krople deszczu. Helena zacz臋艂a j臋cze膰, ale kazano jej by膰 cicho. Teadora, ze spuszczon膮 g艂ow膮, pos艂usznie wlok艂a si臋 za matk膮. Minione miesi膮ce, podczas kt贸rych ojciec oblega艂 miasto, by艂y dla niej szcz臋艣liwym odroczeniem wyroku. Na ko艅cu tej podr贸偶y czeka艂 jej narzeczony, su艂tan. Teadora l臋ka艂a si臋 go. Pomimo zapewnie艅 matki nie mog艂a zapomnie膰 okropnych s艂贸w Heleny i by艂a przera偶ona. Nie okazywa艂a tego jednak. Nigdy nie dostarczy Helenie satysfakcji ani nie zmartwi bardziej matki.

Kiedy zamajaczy艂a przed nimi wie偶a Pi膮tej Bramy Obronnej, Zoe wyszuka艂a w kieszeni glejt. By艂 podpisany przez bizantyjskiego genera艂a, cz艂owieka sprzyjaj膮cego Janowi Kantakuzenowi. Zoe dopilnowa艂a, 偶eby twarze dziewczynek by艂y dok艂adnie przes艂oni臋te ci臋偶kimi, czarnymi welonami. 鈥 Pami臋tajcie 鈥 ostrzeg艂a je 鈥 偶eby przez ca艂y czas trzyma膰 spuszczone oczy, mie膰 r臋ce schowane w r臋kawach i nie odzywa膰 si臋! Heleno, wiem, 偶e osi膮gn臋艂a艣 wiek fascynacji m艂odzie艅cami, ale pami臋taj, 偶e zakonnice nie interesuj膮 si臋 m臋偶czyznami. Je艣li zaczniesz flirtowa膰, 艣ci膮ga膰 na siebie uwag臋, zostaniemy z艂apane. I nigdy nie zostaniesz cesarzow膮, wi臋c uwa偶aj.

Chwil臋 p贸藕niej pojawi艂y si臋 problemy.

St贸j! Kto idzie?.鈥 Drog臋 zast膮pi艂 im m艂ody 偶o艂nierz.

Zatrzyma艂y si臋. G艂os zabra艂a Zoe. 鈥 Siostra Irena ze zgromadzenia 艣w. Barbary. Razem z dwiema pomocnicami zosta艂am wys艂ana za mury, 偶eby pom贸c rodz膮cej kobiecie. Oto moja przepustka.

Wartownik szybko zerkn膮艂 na glejt i powiedzia艂 鈥 M贸j kapitan porozmawia z wami w stra偶nicy, siostro. Mo偶ecie przej艣膰 鈥 wskaza艂 na schody, wiod膮ce na wie偶臋.

Powoli zacz臋艂y si臋 wspina膰 po kamiennych, pozbawionych por臋czy schodkach, mocno przywieraj膮c do mur贸w wie偶y w ochronie przed silnymi porywami wiatru. W pewnej chwili Helena po艣lizn臋艂a si臋 i krzykn臋艂a przestraszona. Teadora chwyci艂a starsz膮 siostr臋 za r臋k臋 i pomog艂a jej wsta膰. W ko艅cu dotar艂y do celu. Otworzy艂y drzwi i wesz艂y do stra偶nicy.

Kapitan wzi膮艂 przepustk臋 z bia艂ej, szczup艂ej d艂oni Zoe.

Jeste艣 medykiem? 鈥 zapyta艂. W Bizancjum kobieta lekarz nie by艂a niczym niezwyk艂ym.

Tak, kapitanie.

Czy mo偶esz spojrze膰 na jednego z moich ludzi? Wydaje mi si臋, 偶e z艂ama艂 sobie r臋k臋 w nadgarstku.

Oczywi艣cie, kapitanie 鈥 odpowiedzia艂a grzecznie Zoe, z pewno艣ci膮 w g艂osie, jakiej wcale nie czu艂a. 鈥 Ale czy mog臋 to zrobi膰 w drodze powrotnej? Przypadek twojego 偶o艂nierza nie jest krytyczny, my za艣 spieszymy do m艂odziutkiej 偶ony starego, bezdzietnego kupca. Ten cz艂owiek zawsze by艂 niezwykle hojny wobec naszego zakonu, a teraz bardzo si臋 niepokoi.

Teadora s艂ucha艂a w os艂upieniu. G艂os Zoe by艂 spokojny, a historia bardzo prawdopodobna. W tym momencie szacunek Teadory dla matki wzr贸s艂 po stokro膰.

Ale on cierpi, siostro 鈥 rzek艂 kapitan.

Zoe wyci膮gn臋艂a z fa艂d贸w habitu ma艂e puzderko i wysypa艂a z niego dwie male艅kie pigu艂ki. 鈥 Niech tw贸j cz艂owiek to po艂knie 鈥 powiedzia艂a. 鈥 To z艂agodzi b贸l i b臋dzie m贸g艂 spa膰 do mojego powrotu.

Dzi臋kuj臋, siostro. Wartowniku! Przeprowad藕 siostr臋 i jej pomocnice tajnym przej艣ciem pod fos膮. 鈥 Kapitan zasalutowa艂 i 偶yczy艂 im szcz臋艣liwej podr贸偶y.

W milczeniu ruszy艂y za 偶o艂nierzem w d贸艂 po schodach, a potem d艂ugim korytarzem o kamiennych 艣cianach, zielonkawych, mokrych i o艣liz艂ych. W tunelu, o艣wietlonym przez pochodnie, wetkni臋te od czasu do czasu w 偶elazne uchwyty, by艂o wilgotno i potwornie zimno.

Gdzie jeste艣my? 鈥 zapyta艂a Zoe stra偶nika.

Pod wod膮, siostro 鈥 brzmia艂a odpowied藕. 鈥 Wy puszcz臋 was przez ma艂膮 sekretn膮 furtk臋 po drugiej stronie fosy.

Przechodzimy pod fos膮?

Owszem, siostro 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 do niej. 鈥 Tylko z metr ziemi i par臋 cegie艂 dzieli nas od ca艂ego morza wody!

Wlok膮c膮 si臋 za matk膮 Teador臋 ogarn臋艂a fala paniki, ale dzielnie uda艂o si臋 jej przezwyci臋偶y膰 strach. Id膮ca obok niej poblad艂a Helena ledwo oddycha艂a. Tylko tego nam brakuje, 偶eby Helena zemdla艂a, pomy艣la艂a Teadora. Wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i z ca艂ych si艂 uszczypn臋艂a siostr臋. Helena krzykn臋艂a i pos艂a艂a jej jadowite spojrzenie, ale na jej policzki powr贸ci艂y kolory.

Przed nimi pojawi艂y si臋 male艅kie drzwi w murze. 呕o艂nierz zatrzyma艂 si臋, zapali艂 latarni臋 Zoe, wsun膮艂 do zamka ogromny klucz i powoli przekr臋ci艂. Drzwi otworzy艂y si臋 cicho, wpuszczaj膮c do korytarza wiatr, kt贸ry zacz膮艂 tarmosi膰 habity kobiet. Latarnia zacz臋艂a migota膰.

Powodzenia, siostry 鈥 powiedzia艂 偶o艂nierz, gdy wysz艂y na zewn膮trz, w ciemno艣ci nocy. Drzwi szybko zamkn臋艂y si臋 za nimi.

Przez chwil臋 sta艂y w milczeniu, po czym Zoe unios艂a latarni臋 i odezwa艂a si臋: 鈥 Tu jest 艣cie偶ka. Wasz ojciec powiedzia艂, 偶e mamy ni膮 i艣膰, dop贸ki nie napotkamy jego ludzi. Chod藕cie, moje c贸rki, to nie mo偶e by膰 daleko.

Po paru minutach marszu Teadora poprosi艂a: 鈥 Zatrzymajmy si臋 na chwil臋, mamo. Ostatni raz chc臋 rzuci膰 okiem na miasto. 鈥 Jej m艂ody g艂osik zadr偶a艂: 鈥 Mo偶e ju偶 nigdy go nie zobacz臋. 鈥 Odwr贸ci艂a si臋, ale mog艂a dostrzec jedynie pot臋偶ne mury i wie偶e, czarnym konturem rysuj膮ce si臋 na tle ciemnego nieba. Rozczarowana westchn臋艂a i rzek艂a: 鈥 Chod藕my dalej.

Deszcz zacina艂 coraz bardziej. Sz艂y bez ko艅ca. Ci臋偶kie habity stawa艂y si臋 coraz ci臋偶sze od wody, buty przemok艂y. Ka偶dy krok by艂 tortur膮. I nagle zobaczy艂y przed sob膮 ta艅cz膮ce 艣wiat艂a. I zaraz otoczyli ich 偶o艂nierze, pomi臋dzy kt贸rymi dostrzeg艂y znajom膮 twarz Leo.

Wasza wysoko艣膰! Dzi臋ki Bogu, 偶e ty i ksi臋偶niczki jeste艣cie wreszcie bezpieczne z nami! Nie byli艣my pewni, czy przyjdziecie dzisiaj, w tak膮 pogod臋.

Pogoda by艂a darem niebios, Leo. Na ulicach nie by艂o nikogo, kto m贸g艂by nas zauwa偶y膰. Od wyj艣cia z klasztoru spotka艂y艣my tylko trzy osoby. Samych 偶o艂nierzy.

Nie by艂o 偶adnych k艂opot贸w, wasza wysoko艣膰?

呕adnych, Leo. Ale chcia艂abym zobaczy膰 m臋偶a. Gdzie on jest?

Oczekuje was w g艂贸wnym obozie, par臋 mil st膮d. Je艣li wasza wysoko艣膰 pozwoli, pomog臋 wsi膮艣膰 na w贸z. Przepraszam za taki 艣rodek transportu, ale lepsze to ni偶 i艣膰 piechot膮.

Nast臋pne dni zamaza艂y si臋 w pami臋ci Teadory. Kiedy przyby艂y do obozu, czeka艂a na nie gor膮ca k膮piel i suche ubrania. Po paru godzinach snu obudzono j膮, 偶eby przenie艣膰 si臋 do Selymbrii, gdzie znajdowa艂a si臋 czasowa stolica ojca. Podr贸偶 wozem, w ulewnym deszczu i b艂ocie, zaj臋艂a im dwa dni.

Up艂yn臋艂o niemal sze艣膰 lat, odk膮d Teadora po raz ostatni widzia艂a si臋 z ojcem. Jan Kantakuzen u艣ciska艂 c贸rk臋, po czym odsun膮艂 j膮 na wyci膮gni臋cie ramion, 偶eby si臋 jej przyjrze膰. Zadowolony z tego, co zobaczy艂, u艣miechn膮艂 si臋 i powiedzia艂: 鈥 Orchan Ghazi b臋dzie z ciebie zadowolony, Teo. Wyros艂a艣 na prawdziw膮 pi臋kno艣膰, moje dziecko. Czy zacz臋艂a艣 ju偶 miesi膮czkowa膰?

Nie, tato 鈥 odpowiedzia艂a spokojnie. I oby tak by艂o jak najd艂u偶ej, pomy艣la艂a.

Szkoda 鈥 zauwa偶y艂 cesarz. 鈥 Mo偶e powinienem pos艂a膰 mu twoj膮 siostr臋. Turcy lubi膮 blondynki, a ona sta艂a si臋 ju偶 kobiet膮.

Tak, tak! 鈥 pomy艣la艂a Teadora. Po艣lij Helen臋!

Nie, Janie 鈥 odezwa艂a si臋 znad swej rob贸tki Zoe Kantakuzen. 鈥 Tea jest zadowolona, 偶e mo偶e wype艂ni膰 swoj膮 powinno艣膰 wobec rodziny. Prawda, kochanie?

Tak, mamo 鈥 nap艂yn臋艂a szeptem odpowied藕.

Zoe u艣miechn臋艂a si臋.

M艂ody Paleolog ma siedemna艣cie lat, dobry wiek, 偶eby spa膰 z 偶on膮. Helena ma czterna艣cie lat i mo偶e mie膰 m臋偶a. Nic nie zmieniaj, panie.

Masz racj臋, moja droga 鈥 zgodzi艂 si臋 Jan, kiwaj膮c g艂ow膮. I kilka dni p贸藕niej mia艂 miejsce 艣lub Teadory.

Oblubieniec nie przyby艂, ale by艂 reprezentowany przez chrze艣cija艅skiego pe艂nomocnika. Po 艣lubie panna m艂oda zosta艂a przewieziona do obozu cesarza, gdzie zasiad艂a na wysadzanym drogimi kamieniami tronie, ustawionym na kobiercach w namiocie, przes艂anym specjalnie na t臋 okazj臋 przez su艂tana. Wok贸艂 tronu zwiesza艂y si臋 czerwone, niebieskie, zielone, srebrne i z艂ote zas艂ony z jedwabiu. Ni偶ej prezentowa艂y bro艅 chrze艣cija艅skie i muzu艂ma艅skie oddzia艂y. Tylko cesarz siedzia艂 na koniu. Na jego znak zas艂ony namiotu rozchyli艂y si臋, ukazuj膮c pann臋 m艂od膮 otoczon膮 kl臋cz膮cymi eunuchami i weselnymi pochodniami. D藕wi臋k flet贸w i tr膮bek oznajmi艂, 偶e Teadora Kantakuzen sta艂a si臋 偶on膮 su艂tana Orchana. Podczas gdy ch贸ry 艣piewa艂y pie艣艅 weseln膮 o szcz臋艣ciu panny m艂odej, o jej ogromnej szczodrobliwo艣ci i przywi膮zaniu do Ko艣cio艂a, Teadora sta艂a spokojnie, pogr膮偶ona w my艣lach. W ko艣ciele by艂a ponura, ale p贸藕niej matka przestrzeg艂a j膮, 偶e je艣li nie b臋dzie wygl膮da艂a na szcz臋艣liw膮, rozczaruje armi臋. Przyoblek艂a wi臋c na twarz fa艂szywy u艣miech.

Nast臋pnego ranka, gdy miano j膮 zabra膰, dosta艂a napadu p艂aczu i po raz ostatni zosta艂a pocieszona przez matk臋.

Wszystkie ksi臋偶niczki tak si臋 czuj膮, kiedy pierwszy raz opuszczaj膮 dom 鈥 rzek艂a Zoe. 鈥 Ja te偶. Ale nie mo偶esz si臋 nad sob膮 u偶ala膰, moje dziecko. Jeste艣 Teadora Kantakuzen, bizantyjsk膮 ksi臋偶niczk膮. Z urodzenia jeste艣 ponad wszystkimi i nigdy nie powinna艣 okazywa膰 swojej s艂abo艣ci stoj膮cym ni偶ej od ciebie.

Dziecko zadr偶a艂o i odetchn臋艂o g艂臋boko. 鈥 B臋dziesz do mnie pisa膰, mamo?

Regularnie, kochanie. A teraz otrzyj 艂zy. Nie mo偶esz obra偶a膰 swojego m臋偶a p艂aczem.

Teadora zrobi艂a, jak jej kazano. Zaprowadzona zosta艂a do fioletowo-z艂ocistej lektyki. Mia艂a si臋 ni膮 uda膰 na statek, kt贸ry zawiezie j膮 do su艂tana Orchana, oczekuj膮cego na ni膮 w Scrutari, po drugiej stronie morza Marmara. Su艂tan przys艂a艂 ca艂y oddzia艂 konnicy i trzydzie艣ci statk贸w, aby eskortowa艂y jego m艂od膮 偶on臋.

Teadora wygl膮da艂a krucho i delikatnie w jasnoniebieskiej sukni, wyko艅czonej z艂otym haftem. Na widok c贸rki Zoe omal si臋 nie rozp艂aka艂a. Dziewczynka wygl膮da艂a tak wyrafinowanie, a jednocze艣nie tak m艂odo!

Ani cesarz, ani jego 偶ona nie odprowadzili c贸rki na statek. Od chwili, gdy usiad艂a w kr贸lewskiej lektyce, Teodora by艂a sama. I tak mia艂o pozosta膰 przez wiele lat.

Rok p贸藕niej bramy Konstantynopola otworzy艂y si臋 przed Janem Kantakuzenem. Po paru tygodniach jego c贸rka Helena po艣lubi艂a m艂odego Jana Paleologa, wsp贸艂w艂adaj膮cego Bizancjum wraz z Kantakuzenem. 艢lub odby艂 si臋 z ca艂膮 pomp膮, typow膮 dla ko艣cio艂a prawos艂awnego.


Cz臋艣膰 I



TEADORA

1350-1351


Rozdzia艂 1


Klasztor 艣w. Katarzyny w Bursie by艂 niewielki, ale bogaty i szanowany. Nie zawsze tak bywa艂o, ale ostatnio zawdzi臋cza艂 sw贸j rozkwit obecno艣ci jednej z 偶on su艂tana. W murach klasztornych mieszka艂a ksi臋偶niczka Teadora Kantakuzen z Bizancjum.

Teadora Kantakuzen mia艂a teraz trzyna艣cie lat i by艂a ju偶 zdolna rodzi膰 dzieci. Jednak su艂tan Orchan mia艂 sze艣膰dziesi膮t dwa lata i harem pe艂en dojrza艂ych kobiet, zar贸wno niewinnych, jak i do艣wiadczonych. Ma艂a chrze艣cija艅ska dziewica umieszczona w klasztorze by艂a jedynie polityczn膮 konieczno艣ci膮. Pozostawa艂a wi臋c tam, zapomniana przez swojego ottoma艅skiego ma艂偶onka.

Gdyby jednak zblazowany Orchan zobaczy艂 Teador臋, nawet on nie m贸g艂by jej zignorowa膰. Wyros艂a, mia艂a zgrabne, wysmuk艂e nogi i ramiona, szczup艂e cia艂o, j臋drne piersi w kszta艂cie muszli z r贸偶owymi brodawkami i pi臋kn膮, poci膮g艂膮 twarz. Jej cera przypomina艂a 艣mietan臋, bowiem chocia偶 uwielbia艂a przebywanie na 艣wie偶ym powietrzu, nigdy si臋 nie opala艂a. Ciemne, mahoniowe w艂osy ze z艂otym po艂yskiem opada艂y prosto na jej plecy, si臋gaj膮c niemal do mi臋kko zaokr膮glonych po艣ladk贸w. Fio艂kowe oczy by艂y zdumiewaj膮co przejrzyste, a spojrzenie jak zawsze szczere. Mia艂a ma艂y prosty nosek i pe艂ne usta, z wydatn膮 g贸rn膮 warg膮.

W obr臋bie klasztornych mur贸w mia艂a sw贸j w艂asny dom, sk艂adaj膮cy si臋 z sali do przyjmowania go艣ci 鈥 chocia偶 nikt jej nie odwiedza艂 鈥 jadalni, kuchni, dw贸ch sypialni, 艂a藕ni i pokoi dla s艂u偶by. 呕y艂a w izolacji. Niczego jej nie brakowa艂o. By艂a dobrze karmiona, dobrze strze偶ona i nudzi艂a si臋 艣miertelnie. Bardzo rzadko pozwalano jej opu艣ci膰 klasztorne terytorium, w贸wczas jednak musia艂a mie膰 twarz szczelnie przes艂oni臋t膮 welonem i porusza艂a si臋 w towarzystwie p贸艂 tuzina krzepkich zakonnic.

Latem, kiedy Teadora sko艅czy艂a trzyna艣cie lat, jej 偶ycie nagle si臋 odmieni艂o. By艂o gor膮ce, letnie popo艂udnie i wszyscy s艂u偶膮cy drzemali w lepkim upale. Nawet zakonnice spa艂y, gdy Teadora samotnie spacerowa艂a po pustym, ogrodzonym murem klasztornym ogrodzie. Nagle lekki powiew wiatru przyni贸s艂 z sadu zapach dojrza艂ych w s艂o艅cu brzoskwi艅. Ale furtka wiod膮ca do sadu by艂a zamkni臋ta. Teadora zirytowa艂a si臋, a 偶e pragnienie zjedzenia brzoskwini by艂o nie do przezwyci臋偶enia, zacz臋艂a si臋 rozgl膮da膰 w poszukiwaniu innej drogi do sadu. Znalaz艂a j膮.

W miejscu, gdzie mur ogrodu styka艂 si臋 z ci膮gn膮cym si臋 wzd艂u偶 drogi murem okalaj膮cym klasztorny sad, r贸s艂 stary, poskr臋cany krzew winoro艣li. Teadora podkasa艂a prost膮, zielon膮 sukni臋 i wspi臋艂a si臋 na czubek krzewu. 艢miej膮c si臋 do siebie pow臋drowa艂a g贸r膮 muru, szukaj膮c drugiego krzewu, po kt贸rym mog艂aby dosta膰 si臋 do sadu. Gdy znalaz艂a w艂a艣ciw膮 ro艣lin臋, zesz艂a na d贸艂, zebra艂a kilka najokazalszych owoc贸w i w艂o偶y艂a je do kieszeni. Potem ponownie wspi臋艂a si臋 na mur.

Jednak mur by艂 stary, uszkodzony w r贸偶nych miejscach. Jedynymi istotami, kt贸re po nim spacerowa艂y przez wiele lat, by艂y koty z miasta, kt贸re cz臋sto narusza艂y prywatno艣膰 klasztornego ogrodu. Uradowana sukcesem Teadora przesta艂a uwa偶a膰, gdzie stawia stopy i nag艂e poczu艂a, 偶e spada. Ale, ku swemu ogromnemu zaskoczeniu, nie upad艂a na ziemi臋. Zamiast na ziemi臋, wpad艂a z krzykiem w silne ramiona za艣miewaj膮cego si臋 m艂odego cz艂owieka.

Otaczaj膮ce j膮 delikatnie, lecz zdecydowanie ramiona nie spieszy艂y si臋, 偶eby j膮 pu艣ci膰. Czarne oczy przyjrza艂y si臋 jej badawczo, z podziwem. 鈥 Jeste艣 z艂odziejk膮? Czy tylko niesforn膮 m艂od膮 zakonnic膮? 鈥 zapyta艂.

Ani jednym, ani drugim. 鈥 Zdumia艂o j膮, 偶e nie utraci艂a ca艂kiem g艂osu. 鈥 Prosz臋 mnie postawi膰, panie.

Dopiero kiedy dowiem si臋, kim jeste艣, fio艂kowo-oka. Nie nosisz zas艂ony na twarzy, wi臋c nie mo偶esz by膰 Turczynk膮. Kim jeste艣?

Je艣li nie liczy膰 ojca, Teadora nigdy jeszcze nie znalaz艂a si臋 tak blisko m臋偶czyzny. Nie by艂o to nieprzyjemne uczucie. Tors m臋偶czyzny by艂 twardy, by艂o w nim co艣 uspokajaj膮cego. Pachnia艂 s艂o艅cem.

Zapomnia艂a艣 j臋zyka w buzi, ma艂a? 鈥 spyta艂 cicho.

Zaczerwieni艂a si臋 i zagryz艂a ze z艂o艣ci warg臋. Mia艂a nieprzyjemne wra偶enie, 偶e m艂odzieniec czyta艂 w jej my艣lach. 鈥 Jestem uczennic膮 w zakonie 鈥 rzek艂a. 鈥 Prosz臋, panie, czy mo偶esz pom贸c mi wr贸ci膰 na mur? Dostan臋 bur臋, je艣li odkryj膮, 偶e mnie nie ma.

Postawi艂 Teador臋 na ziemi i szybko wspi膮艂 si臋 na mur. Pochyli艂 si臋 i wci膮gn膮艂 j膮 na g贸r臋. Potem zeskoczy艂 lekko do klasztornego ogrodu i wyci膮gn膮艂 ku niej r臋ce. 鈥 Skacz, fio艂kowo oka. 鈥 Z艂apa艂 j膮 z 艂atwo艣ci膮 i postawi艂 na nogi. 鈥 Teraz nikt ci臋 nie z艂aje 鈥 za艣mia艂 si臋. 鈥 Na Boga, co ci臋 sk艂oni艂o do wdrapania si臋 na mur?

Teadora, czuj膮c si臋 ju偶 znacznie pewniej, spojrza艂a na niego figlarnie. Wsun臋艂a d艂o艅 do kieszeni sukni i wyci膮gn臋艂a stamt膮d brzoskwini臋. 鈥 Mia艂am ochot臋 na brzoskwini臋 鈥 o艣wiadczy艂a i wbi艂a z臋by w owoc. Sok zacz膮艂 jej 艣cieka膰 po brodzie. 鈥 Furtka by艂a zamkni臋ta, wi臋c wesz艂am na mur.

Zawsze dostajesz to, co chcesz?

Owszem, ale zazwyczaj nie chc臋 zbyt wiele 鈥 odpowiedzia艂a.

Roze艣mia艂 si臋.

Mam na imi臋 Murad. A ty?

Teadora.

Zanadto formalnie. B臋d臋 ci臋 nazywa艂 Adora, bo jeste艣 istot膮 godn膮 adoracji.

Sp艂oni艂a si臋, a kiedy pochyli艂 si臋 i j膮 poca艂owa艂, zaskoczona wstrzyma艂a oddech. 鈥 Och, jak pan 艣mie! Nie mo偶e pan tego robi膰! Jestem m臋偶atk膮.

Czarne oczy rozb艂ys艂y. 鈥 Got贸w jestem si臋 za艂o偶y膰, Adoro, 偶e to by艂 tw贸j pierwszy poca艂unek. 鈥 Zn贸w sp膮sowia艂a i usi艂owa艂a si臋 od niego odwr贸ci膰, ale m臋偶czyzna 艂agodnie uj膮艂 w palce jej brod臋. I ci膮gn膮艂 dalej: 鈥 Got贸w si臋 te偶 jestem za艂o偶y膰, 偶e wydano ci臋 za m膮偶 za starca. 呕aden m艂ody m膮偶 nie pozostawi艂by ci臋 marniej膮cej w klasztornych murach. Jeste艣 nieprzyzwoicie uczciwa.

Unios艂a wzrok i ze zdumieniem zauwa偶y艂, 偶e w s艂o艅cu jej oczy b艂yszcza艂y jak dwa ametysty. 鈥 To prawda, 偶e od paru lat nie widzia艂am mojego m臋偶a, ale nie powiniene艣, panie, tak do mnie m贸wi膰. To dobry cz艂owiek. Prosz臋 ju偶 i艣膰. Gdyby ci臋 tu z艂apano, mia艂by艣 k艂opoty, panie.

Nie poruszy艂 si臋. 鈥 Jutro w nocy b臋dzie pe艂nia ksi臋偶yca. B臋d臋 na ciebie czeka艂 w sadzie.

Z pewno艣ci膮 nie przyjd臋!

Boisz si臋 mnie, Adoro? 鈥 dra偶ni艂 si臋 z ni膮.

Nie!

Udowodnij to wi臋c i przyjd藕. 鈥 Przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie i ca艂owa艂 d艂ugo i 艂agodnie, panuj膮c nad nami臋tno艣ci膮. Na kr贸ciutk膮 chwil臋 przywar艂a do niego i przez my艣l przebieg艂y jej wszystkie wiadomo艣ci o ca艂owaniu si臋, jakie wymienia艂y z kole偶ankami z przyklasztornej szko艂y. Pomy艣la艂a, 偶e 偶adna z nich nie mia艂a o tym poj臋cia. By艂a to niepoj臋ta s艂odycz, ekstaza, jakiej nie wyobra偶a艂a sobie w naj艣mielszych marzeniach. Ognisty mi贸d p艂yn膮艂 w jej 偶y艂ach, os艂abia艂 j膮.

Murad oderwa艂 si臋 od ust Teadory, ale nadal trzyma艂 j膮 w obj臋ciach. Przez moment patrzyli na siebie w przeb艂ysku niezwyk艂ego zrozumienia. Nagle jednak Teadora, przera偶ona swoj膮 reakcj膮, wyrwa艂a mu si臋 i pop臋dzi艂a ogrodow膮 艣cie偶k膮. 艢ciga艂 j膮 kpi膮cy 艣miech. Us艂ysza艂a jego g艂os: 鈥 Do jutra, Adoro.

Dotar艂a do domu i z dr偶eniem opad艂a na 艂贸偶ko, nie bacz膮c na brzoskwinie, wysypuj膮ce si臋 z kieszeni sukni i turlaj膮ce si臋 po pod艂odze.

Nie s膮dzi艂a, 偶e poca艂unek mo偶e 鈥 poszuka艂a w艂a艣ciwego okre艣lenia 鈥 mie膰 tak膮 moc! I by膰 tak intymny! No w艂a艣nie. Intymny! To by艂o naruszenie jej prywatno艣ci. A jednak 鈥 lekki u艣miech zakwit艂 na jej ustach 鈥 a jednak podoba艂o si臋 jej.

Murad mia艂 racj臋 podejrzewaj膮c, 偶e nikt jej nigdy nie poca艂owa艂. Prawd臋 powiedziawszy, Teadora nie mia艂a zielonego poj臋cia, co dzieje si臋 pomi臋dzy kobiet膮 a m臋偶czyzn膮, sp臋dzi艂a bowiem cztery lata 偶ycia za klasztornymi murami. Kiedy wydawano j膮 za m膮偶, Zoe s艂usznie odm贸wi艂a rozmowy o ma艂偶e艅skich powinno艣ciach z dzieckiem, kt贸remu daleko by艂o jeszcze do dojrza艂o艣ci. Tote偶 najm艂odsza 偶ona su艂tana pozostawa艂a nieu艣wiadomiona.

Teraz rozmy艣la艂a o przystojnym m艂odzie艅cu, kt贸rego silne ramiona ocali艂y j膮 przed powa偶nym upadkiem. By艂 wysoki i opalony, ale sk贸r臋 mia艂 r贸wnie jasn膮 jak ona i ciemne w艂osy. Jego czarne oczy pe艂ne by艂y czu艂ego, cho膰 lekko bezczelnego ciep艂a, a jego zuchwa艂y u艣miech ods艂ania艂 r贸wne, bia艂e z臋by.

Naturalnie nie mog艂a go wi臋cej spotka膰. To by艂o nie do pomy艣lenia. A jednak zastanawia艂a si臋, czy naprawd臋 przyb臋dzie nast臋pnej nocy. Czy b臋dzie do艣膰 zuchwa艂y, 偶eby zn贸w wspi膮膰 si臋 na mur okalaj膮cy klasztorny sad? By艂a tylko jedna metoda, 偶eby to sprawdzi膰. Przed zapadni臋ciem zmroku musi si臋 ukry膰 w sadzie i obserwowa膰. Kiedy przyjdzie 鈥 je偶eli przyjdzie 鈥 oczywi艣cie nie zdradzi swojej obecno艣ci. Pozostanie w ukryciu, dop贸ki nie odejdzie. Ale zaspokoi swoj膮 ciekawo艣膰.

Zachichota艂a na my艣l o jego rozczarowaniu. Najwyra藕niej uwa偶a艂, 偶e nie mo偶na mu si臋 oprze膰, skoro oczekiwa艂, i偶 porz膮dna dziewczyna wymknie si臋 na spotkanie z nim. Nied艂ugo si臋 przekona, 偶e jest inaczej!


Rozdzia艂 2


Murada rozbawi艂o spotkanie z Teador膮. By艂 w pe艂ni doros艂ym m臋偶czyzn膮, do艣wiadczonym w sztuce mi艂osnej. Zachwyci艂a go s艂odycz dziewczyny i jej nieskalana niewinno艣膰.

Formalnie by艂a trzeci膮 偶on膮 jego ojca. Wydawa艂o mu si臋 jednak, 偶e szanse na to, aby su艂tan Orchan zabra艂 dziewczyn臋 do swojego pa艂acu i do swojego 艂贸偶ka, s膮 znikome. Ma艂a ksi臋偶niczka by艂a jedynie pionkiem w politycznej rozgrywce. Murad nie odczuwa艂 wyrzut贸w sumienia na my艣l o igraszkach z Teador膮. By艂 cz艂owiekiem honoru i nie zamierza艂 jej uwie艣膰.

Murad Beg by艂 najm艂odszym z trzech syn贸w su艂tana. Mia艂 brata, Sulejmana i brata przyrodniego, Ibrahima. Matka Ibrahima pochodzi艂a z arystokratycznego rodu bizantyjskiego i by艂a dalek膮 krewn膮 Teadory. Anastazja, bo takie nosi艂a imi臋, spogl膮da艂a z pogardliw膮 wy偶szo艣ci膮 na matk臋 Murada, kt贸ra by艂a c贸rk膮 gruzi艅skiego wata偶ki. Anastazja by艂a pierwsz膮 偶on膮 su艂tana, ale to Nilufer, matka Murada, sta艂a si臋 su艂ta艅sk膮 ulubienic膮, a jej synowie ukochanymi dzie膰mi su艂tana.

Ibrahim, przyrodni brat Murada, najstarszy z syn贸w su艂tana, jako dziecko zosta艂 upuszczony na ziemi臋 i od tego czasu, w wyniku urazu g艂owy, nie by艂 w pe艂ni sprawny. Mieszka艂 we w艂asnym pa艂acu, piel臋gnowany z mi艂o艣ci膮 przez swoich niewolnik贸w i kobiety, kt贸re wszystkie poddane zosta艂y sterylizacji. Ksi膮偶臋 Ibrahim oscylowa艂 pomi臋dzy normalno艣ci膮 a stanami dzikiego szale艅stwa. Jego matka mia艂a jednak stale nadziej臋, 偶e zostanie su艂tanem po ojcu i sprytnie d膮偶y艂a do osi膮gni臋cia tego celu.

Ksi膮偶臋 Sulejman tak偶e mia艂 sw贸j pa艂ac. Sp艂odzi艂 dw贸ch syn贸w i kilka c贸rek. Murad nie mia艂 dzieci. Wybiera艂 sobie kobiety, kt贸re nie mog艂y rodzi膰. Wiedzia艂, 偶e ojciec wybra艂 na swojego nast臋pc臋 Sulejmana.

Chocia偶 Murad kocha艂 starszego brata, po 艣mierci ojca zamierza艂 z nim walczy膰 o w艂adz臋 nad imperium. Zawsze jednak istnia艂o ryzyko, 偶e mo偶e przegra膰 t臋 walk臋 鈥 a to oznacza艂oby 艣mier膰 nie tylko jego, ale ca艂ej jego rodziny. Murad postanowi艂 wi臋c nie mie膰 dzieci, dop贸ki nie zostanie su艂tanem; dopiero w贸wczas jego synowie b臋d膮 mogli bezpiecznie si臋 urodzi膰.

Tamtego popo艂udnia zupe艂nie przypadkowo znalaz艂 si臋 pod murami klasztoru 艣w. Katarzyny. Odwiedzi艂 w艂a艣nie czaruj膮c膮 wdow臋, kt贸ra mieszka艂a w okolicy. Przechodzi艂 ko艂o klasztoru w dobrym momencie,
偶eby natkn膮膰 si臋 na Ador臋. Za艣mia艂 si臋 do siebie. Co za dziewczyna! Zachcia艂o jej si臋 brzoskwi艅, wi臋c si臋gn臋艂a po to, czego chcia艂a. By艂aby wspania艂膮 偶on膮. Zatrzyma艂 si臋, a jego twarz rozja艣ni艂a si臋 w u艣miechu.

Muzu艂ma艅skie prawo stanowi艂o, 偶e syn m贸g艂 o偶eni膰 si臋 z kt贸r膮kolwiek z 偶on zmar艂ego ojca, je艣li tylko nie by艂 to zwi膮zek kazirodczy. Jak d艂ugo jeszcze mo偶e po偶y膰 Orchan?

Dziewczyna by艂a bezpieczna 鈥 i wydawa艂o si臋 nie prawdopodobne, 偶eby zosta艂a wezwana przez swojego kr贸lewskiego ma艂偶onka. Nikt nie pami臋ta艂 o Teadorze Kantakuzen. Murad pomy艣la艂 ponuro, 偶e mo偶e to lepiej, bo ostatnimi laty kr膮偶y艂o wiele plotek o seksualnych wyczynach ojca, si艂uj膮cego podtrzyma膰 swoj膮 potencj臋.

Murad zastanawia艂 si臋, czy dziewczyna przyjdzie nast臋pnej nocy. Na pocz膮tku zruga艂a go za to, 偶e j膮 poca艂owa艂. Ale przy drugim poca艂unku by艂a ju偶 ch臋tna i wiedzia艂, 偶e uciek艂a od niego w straszliwym pop艂ochu.

Nast臋pny dzie艅 wl贸k艂 si臋 niezno艣nie. Poniewa偶 by艂 艣rodek lata, przyklasztorn膮 szko艂臋 zamkni臋to i c贸rki z bogatych, chrze艣cija艅skich rodzin, zamieszkuj膮cych w Bursie rozjecha艂y si臋 ze swoimi rodzinami do nadmorskich willi. Nikt nie pomy艣la艂, 偶eby zaprosi膰 Teador臋 do siebie na wakacje. Osoby jej przyjazne waha艂y si臋 przed zaproszeniem ze wzgl臋du na jej pozycj臋. Inni uwa偶ali j膮 za kogo艣 gorszego z powodu jej ma艂偶e艅stwa, cho膰 nigdy nie odwa偶yliby si臋 powiedzie膰 tego na g艂os. Tote偶 w m艂odzie艅czym okresie, kiedy bardzo potrzebowa艂a przyja藕ni, okoliczno艣ci skaza艂y Teador臋 na samotno艣膰.

Niezwykle bystra, czyta艂a i uczy艂a si臋 wszystkiego, czego tylko mog艂a. Czu艂a jednak jak膮艣 niezrozumia艂膮 t臋sknot臋, kt贸rej nie potrafi艂a zidentyfikowa膰 ani zrozumie膰. Nie by艂o nikogo, komu mog艂aby si臋 zwierzy膰. Czu艂a si臋 samotna, jak zawsze. Jej szkolne kole偶anki by艂y mi艂e, ale nie sp臋dza艂a z nimi do艣膰 czasu, 偶eby nawi膮za膰 prawdziw膮 przyja藕艅. Jej s艂u偶膮cych, pa艂acowych niewolnik贸w, wymieniano trzy razy w roku, bowiem s艂u偶b臋 u dziecinnej ma艂偶onki su艂tana uwa偶ano za nudn膮 powinno艣膰. W konsekwencji 偶ona su艂tana by艂a bardziej nie艣wiadoma 艣wiata i m臋偶czyzn ni偶 jakakolwiek dziewczyna w jej wieku. By艂a spragniona przyg贸d.

U schy艂ku gor膮cego dnia Teadora uczestniczy艂a w nieszporach w przyklasztornym ko艣ciele. Po powrocie do domu zjad艂a kawa艂ek pieczonego kap艂ona, m艂od膮 sa艂at臋 z klasztornego ogrodu i ostatni膮 skradzion膮 brzoskwini臋. Jedzenie popi艂a delikatnym, bia艂ym cypryjskim winem.

Przy pomocy s艂ug wzi臋艂a k膮piel w lekko perfumowanej, ciep艂ej wodzie. Nast臋pnie wci膮gn臋艂a na siebie kr贸tk膮 tunik臋 z bia艂ego jedwabiu i rozczesa艂a ciemne w艂osy.

Czeka艂a na chwil臋 pomi臋dzy zachodem s艂o艅ca a zapadni臋ciem zmierzchu, kiedy b臋dzie mog艂a wymkn膮膰 si臋 niepostrze偶enie do brzoskwiniowego sadu. Dysponowa艂a ju偶 teraz kluczem, kiedy bowiem poprosi艂a matk臋 prze艂o偶on膮, dosta艂a go ku swej pe艂nej zdumienia rado艣ci.

Zm臋czy艂 mnie upa艂 鈥 o艣wiadczy艂a zakonnicy. 鈥 W sadzie, je艣li wolno mi tam chodzi膰, b臋d臋 mia艂a wi臋cej miejsca na spacery. Czy mog臋 je艣膰 brzoskwinie?

Naturalnie, moje dziecko! Wszystko, co nale偶y do nas, jest r贸wnie偶 w艂asno艣ci膮 waszej wysoko艣ci.

W klasztorze i okolicznych domach panowa艂 spok贸j. Fioletow膮 cisz臋 przerywa艂y jedynie piski i 艣wiergotanie drobnych nocnych ptak贸w. Teadora wsta艂a i owin臋艂a wok贸艂 siebie lekk膮, ciemn膮 peleryn臋. Opu艣ci艂a po艂o偶on膮 na parterze sypialni臋 przez okno, po czym pospieszy艂a 艣cie偶k膮 do sadu. Jej mi臋kkie buciki nie robi艂y 偶adnego ha艂asu. W spoconej d艂oni 艣ciska艂a kluczyk.

Ku jej wielkiej uldze ma艂a furtka, wiod膮ca do sadu, otworzy艂a si臋 bezszelestnie. Zamkn臋艂a j膮 ostro偶nie za sob膮 i stoj膮c na mi臋kkich nogach, opar艂a si臋 o ni膮 plecami. Przymkn臋艂a oczy. Uda艂o jej si臋!

Przysz艂a艣! 鈥 Cichy, niski g艂os przerwa艂 cisz臋.

Gwa艂townie otworzy艂a oczy.

Co... co tutaj robisz 鈥 zapyta艂a oburzona.

Czy偶 nie um贸wili艣my si臋 tu na spotkanie? 鈥 zapyta艂. W jego g艂osie us艂ysza艂a 艣miech.

Na 艣wi臋t膮 Teodozj臋! Za jak膮 swawolnic臋 musia艂 j膮 uwa偶a膰! Z ca艂膮 godno艣ci膮, na jak膮 by艂o j膮 sta膰, rzek艂a surowo:

Przysz艂am tylko, 偶eby ci powiedzie膰, 偶e nie wolno ci zak艂贸ca膰 spokoju klasztoru, do kt贸rego nale偶y r贸wnie偶 sad. 鈥 Serce wali艂o jej mocno.

Rozumiem 鈥 odpar艂 z powag膮. 鈥 My艣la艂em, 偶e mo偶e przysz艂a艣 wcze艣niej, 偶eby si臋 schowa膰 i sprawdzi膰, czy si臋 zjawi臋. 鈥 Cisza, kt贸ra zapad艂a po tych
s艂owach, zdawa艂a si臋 nie mie膰 ko艅ca. 鈥 Zaczerwieni艂a艣 si臋 鈥 rzuci艂 z艂o艣liwie.

Sk膮d... sk膮d mo偶esz wiedzie膰?

Kiedy jego r臋ka delikatnie dotkn臋艂a jej twarzy, podskoczy艂a.

Masz gor膮ce policzki 鈥 odpowiedzia艂.

Jest upalny wiecz贸r 鈥 odpar艂a szybko.

Zn贸w roze艣mia艂 si臋 cicho. Uj膮艂 j膮 za r臋k臋 i rzek艂 w艂adczo: 鈥

Chod藕! Znalaz艂em doskona艂e miejsce w samym 艣rodku sadu, pod drzewami. Nikt nas tam nie zobaczy. 鈥 Poci膮gn膮艂 j膮 za sob膮 pod roz艂o偶yste ga艂臋zie du偶ego drzewa. 鈥 Jeste艣my na miejscu 鈥 powiedzia艂. 鈥 Mamy tu zapewnione bezpiecze艅stwo... i pe艂n膮 prywatno艣膰. 鈥 Ku jego zaskoczeniu wybuchn臋艂a nagle p艂aczem. Zdumiony Murad obj膮艂 j膮 ramieniem. 鈥 Adoro, moja mi艂a, co si臋 sta艂o?

Ja... ja... ja... boj臋 si臋 鈥 wyj膮ka艂a, 艂kaj膮c.

Czego, go艂膮beczko?

Ciebie! 鈥 zatka艂a.

W tym momencie zrozumia艂, jak bardzo jest niewinna. Delikatnie posadzi艂 j膮 na swojej pelerynie, roz艂o偶onej na trawie. 鈥 Nie b贸j si臋, Adoro. Nie skrzywdz臋 ci臋.

Trzyma艂 j膮 czule w obj臋ciach, przytulaj膮c do piersi. Prz贸d koszuli szybko nasi膮ka艂 jej 艂zami. 鈥 Nigdy... nigdy jeszcze nie by艂am z m臋偶czyzn膮 鈥 wyzna艂a, kiedy p艂acz nieco usta艂. 鈥 Nie wiem, co powinnam robi膰, a nie chc臋, 偶eby艣 uwa偶a艂 mnie za ignorantk臋.

Zd艂awi艂 艣miech. 鈥 Adoro 鈥 odezwa艂 si臋 z powag膮. 鈥 Mo偶e lepiej b臋dzie, je艣li dowiesz si臋, kim jestem, bo ja wiem, 偶e ty jeste艣 kr贸lewsk膮 ma艂偶onk膮. 鈥 Us艂ysza艂 ciche westchnienie dziewczyny. 鈥 Ja natomiast jestem ksi臋ciem Muradem, trzecim synem su艂tana Orchana. Plotki g艂osz膮, 偶e jestem rozpustnikiem. Ale przestrzegam zasad Koranu i nigdy nie uwi贸d艂bym 偶ony mojego ojca, nawet gdyby by艂a tak kusz膮ca. I by艂a tylko pionkiem w politycznej rozgrywce.

Na chwil臋 wszystko zamar艂o. Potem zada艂a mu pytanie: 鈥 Czy od samego pocz膮tku zna艂e艣 moj膮 to偶samo艣膰?

Nieomal. Kiedy si臋 spotkali艣my, wraca艂em do pa艂acu, odwiedziwszy mieszkaj膮c膮 tu nieopodal przyjaci贸艂k臋. Jedyna droga prowadzi艂a ko艂o klasztoru 艣w. Katarzyny. Gdy powiedzia艂a艣 mi, jak masz na imi臋, nagle przysz艂o mi do g艂owy, 偶e musisz by膰 t膮 Teador膮.

I poca艂owa艂e艣 mnie, mimo i偶 wiedzia艂e艣, kim jestem? I wyznaczy艂e艣 mi spotkanie? Jeste艣 pod艂y, ksi膮偶臋 Muradzie.

Ale przysz艂a艣 na spotkanie, Adoro 鈥 przypomnia艂 jej spokojnie.

Jedynie po to, 偶eby ci powiedzie膰, 偶e nie powiniene艣 wi臋cej przychodzi膰!


Do niczego si臋 nie przyznaj臋.

Zacz膮艂 m贸wi膰 艂agodniej. 鈥 Ciekawo艣膰 nie jest przest臋pstwem, moja droga. Jest rzecz膮 zupe艂nie naturaln膮, 偶e m艂od膮 dziewczyn臋 interesuj膮 m臋偶czy藕ni, zw艂aszcza dziewczyn臋 zamkni臋t膮 w klasztorze, tak jak ty. Powiedz mi, kiedy po raz ostatni widzia艂a艣 m臋偶czyzn臋?

Ojciec Bessarion s艂ucha mojej spowiedzi co ty dzie艅 鈥 o艣wiadczy艂a skromnie.

Roze艣mia艂 si臋 cicho. 鈥 Pyta艂em o m臋偶czyzn臋, a nie o wysuszonego, starego ksi臋dza.

Nie widzia艂am m臋偶czyzny, odk膮d przekroczy艂am bramy 艢w. Katarzyny. Inne uczennice nie mieszkaj膮 tutaj, a mnie nikt nie odwiedza. 鈥 Powiedzia艂a to prosto, zwyczajnie stwierdzaj膮c fakt.

Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i uj膮艂 w sw膮 masywn膮, tward膮 d艂o艅 szczup艂膮, drobn膮 r膮czk臋 dziewczyny. Jego dotyk by艂 gor膮cy. Poczu艂, 偶e Teadora odpr臋偶a si臋. 鈥 Bardzo jeste艣 samotna, Adoro?

Zaj臋ta jestem nauk膮, ksi膮偶臋 鈥 odpowiedzia艂a.

Nie masz 偶adnych przyjaci贸艂? Biedna, ma艂a ksi臋偶niczka.

Wyrwa艂a r臋k臋. 鈥 Niepotrzebna mi niczyja lito艣膰, a ju偶 zw艂aszcza twoja!

Wzeszed艂 ksi臋偶yc. By艂 pe艂ny, okr膮g艂y i rzuca艂 srebrzysty blask na obrzmia艂e, z艂ociste brzoskwinie, zwisaj膮ce ogromnymi kulami z ci臋偶kich ga艂臋zi. 艢wiat艂o ksi臋偶yca pad艂o na blad膮 twarz Teadory Kantakuzen i Murad spostrzeg艂, 偶e mia艂a dumn膮 min臋, chocia偶 walczy艂a ze 艂zami, kt贸re wype艂nia艂y jej fio艂kowe oczy.

Nie lituj臋 si臋 nad tob膮, go艂膮beczko 鈥 powiedzia艂. 鈥 Po prostu 偶al mi, 偶e istota tak pe艂na 偶ycia, jak ty, zosta艂a wydana za m膮偶 za starca i uwi臋ziona w klasztorze. Jeste艣 stworzona do m臋skich pieszczot.

Jestem bizantyjsk膮 ksi臋偶niczk膮 鈥 odpar艂a zimno. 鈥 Przysz艂am na 艣wiat z tytu艂em, jeszcze zanim m贸j ojciec zosta艂 cesarzem. Obowi膮zkiem ksi臋偶niczki jest maria偶 najkorzystniejszy dla rodziny. 呕yczeniem mojego ojca by艂o, abym po艣lubi艂a su艂tana. Jako pos艂uszna, chrze艣cija艅ska c贸rka nie mia艂am prawa kwestionowa膰 jego woli.

Twoje oddanie rodzinie godne jest pochwa艂y, Adoro, ale m贸wisz jak dziecko. Gdyby艣 kiedykolwiek zazna艂a mi艂o艣ci, nie by艂aby艣 taka sztywna i niech臋tna.

Moja rodzina mnie kocha 鈥 rzuci艂a oburzona.

Doprawdy? Tw贸j ojciec odda艂 ci臋 za 偶on臋 cz艂owiekowi, kt贸ry m贸g艂by by膰 twoim dziadkiem, tylko dlatego, 偶eby m贸c wykorzysta膰 armi臋 su艂tana do utrzymania skradzionego tronu 鈥 powiedzia艂 Murad. 鈥 Twoj膮 siostr臋 wyda艂 za swojego rywala, nieletniego cesarza. Ona przynajmniej ma m臋偶a starszego od siebie zaledwie o trzy lata. I nawet gdyby kiedy艣 m艂ody Jan zwyci臋偶y艂 starego Jana, tw贸j ojciec b臋dzie bezpieczny, bo w贸wczas jego c贸rka zostanie cesarzow膮! Ale co z tob膮? Czy wiesz, 偶e twoja siostra, Helena, powi艂a ostatnimi czasy pierwsze dziecko, synka? Wzywa do 艣wi臋tej wojny z niewiernymi! Tak, Helena niew膮tpliwie bardzo ci臋 kocha. Wspomaga j膮 twoja przyrodnia siostra, Zofia, kt贸rej mi艂o艣膰 ust臋puje jedynie wybrykom seksualnym. W Konstantynopolu wywo艂uj膮 skandal za skandalem. Kiedy ostatni raz odzywa艂y si臋 do ciebie? A co z twoim bratem, Mateuszem, kt贸ry ma zosta膰 mnichem? Czy pisa艂 do ciebie? I to s膮 ludzie, kt贸rzy ci臋 kochaj膮?

M贸j ojciec zrobi艂 to, co uwa偶a艂 za najkorzystniejsze dla cesarstwa 鈥 rzek艂a ze z艂o艣ci膮. 鈥 Jest wielkim w艂adc膮! Je艣li za艣 chodzi o moje siostry, to Zofia by艂a ju偶 kobiet膮, gdy ja pozostawa艂am jeszcze ma艂ym dzieckiem. Ledwie j膮 znam. Helena zawsze ze mn膮 rywalizowa艂a. Mo偶e opowiada膰 o 艣wi臋tej wojnie 鈥 tu w g艂osie Adory zabrzmia艂a pogarda 鈥 ale nigdy do niej nie dojdzie. Imperium ledwo samo mo偶e si臋 broni膰, a co dopiero m贸wi膰 o wojnie przeciwko su艂tanowi. 鈥 Takie podsumowanie politycznych reali贸w wywar艂o wra偶enie na Muradzie. 鈥 Dziewczyna ci膮gn臋艂a dalej. 鈥 Moja matka informuje mnie o wszystkim. Chocia偶 od czasu opuszczenia Konstantynopola nie widzia艂y艣my si臋, pisuje do mnie co tydzie艅. A m贸j m膮偶, Orchan, przydzieli艂 na moje wy艂膮czne potrzeby specjalnego pos艂a艅ca, kt贸ry przywozi listy prosto z wybrze偶a i wraca z odpowiedziami. M贸j przyrodni brat Jan zgin膮艂 w czasie bitwy par臋 miesi臋cy po moim przybyciu do klasztoru i matka natychmiast przys艂a艂a mi wiadomo艣膰 o jego 艣mierci, 偶ebym mog艂a modli膰 si臋 za jego dusz臋. Matka nie mo偶e mnie odwiedza膰. Wiesz z pewno艣ci膮, jak niebezpieczna mo偶e by膰 podr贸偶. A 偶ona cesarza Bizancjum by艂aby cenn膮 zdobycz膮 dla pirat贸w i rozb贸jnik贸w! Ale jestem bardzo kochana, ksi膮偶臋! Kochaj膮 mnie!

Nic nie wiesz o mi艂o艣ci 鈥 powiedzia艂 zdecydowanie i posadzi艂 j膮 sobie na kolanach, przez ca艂y czas trzymaj膮c mocno.

Przypominasz sobie tylko mgli艣cie swoje dzieci臋ce uczucia wobec rodziny. Ale tak naprawd臋 nikt jeszcze nie poruszy艂 twojego zimnego, dumnego serduszka. Lecz mnie si臋 to uda, Adoro! Obudz臋 ci臋 do 偶ycia... do mi艂o艣ci.

Nie masz prawa 鈥 fukn臋艂a gniewnie na niego, usi艂uj膮c wyswobodzi膰 si臋 z jego uchwytu. 鈥 Jestem 偶on膮 twojego ojca! Czy tak przestrzegasz Koranu? Co z twoj膮 obietnic膮, 偶e mnie nie uwiedziesz?

U艣miechn膮艂 si臋 ponuro. 鈥 Dotrzymam obietnicy, moja ma艂a, niewinna dziewico. Istnieje tysi膮c sposob贸w, bym dostarczy艂 ci rozkoszy nie pozbawiaj膮c ci臋 dziewictwa. Zaraz rozpoczynamy lekcje!

Gdy jednak pochyli艂 si臋 nad ni膮, wyci膮gn臋艂a d艂onie, 偶eby go powstrzyma膰. 鈥 Tw贸j ojciec...

M贸j ojciec 鈥 powiedzia艂, rozwi膮zuj膮c troczki jej peleryny 鈥 nigdy ci臋 do siebie nie wezwie. Kiedy umrze, Adoro, a ja zostan臋 su艂tanem, za艂atwi臋 z ka偶dym, kto b臋dzie w贸wczas w艂adc膮 Bizancjum, 偶eby艣 zosta艂a moj膮 偶on膮. A do tego czasu b臋d臋 ci臋 szkoli艂 w sztuce mi艂o艣ci.

I zanim zd膮偶y艂a zaprotestowa膰, znalaz艂 jej usta. Nie mog艂a z nim walczy膰, bo 艣ciska艂 j膮 zbyt mocno. Ledwo mog艂a oddycha膰. Serce dziko t艂uk艂o si臋 w jej piersi, a pod rozpostartymi palcami d艂oni czu艂a rytmiczne uderzenia serca Murada. Pr贸bowa艂a odwr贸ci膰 g艂ow臋, lecz jedna d艂o艅 ksi臋cia wplot艂a si臋 w jej pachn膮ce, jedwabiste w艂osy. Znalaz艂a si臋 w potrzasku.

Usta na jej wargach by艂y gor膮ce i zdecydowane, ale zaskakuj膮co czu艂e. Poca艂unek by艂 jeszcze wspanialszy ni偶 tamten pierwszy i zn贸w poczu艂a, 偶e jej op贸r s艂abnie. Kiedy si臋 odpr臋偶y艂a, pog艂臋bi艂 poca艂unek, przyprawiaj膮c j膮 o omdlenie. Jej m艂ode piersi nabrzmia艂y dziwnie, brodawki bola艂y.

Rozlu藕ni艂 u艣cisk i uwolni艂 jej usta ze s艂odkiej niewoli. Niema, bez protestu le偶a艂a na jego kolanach. U艣miechn膮艂 si臋 do niej i delikatnie przesun膮艂 palcem wzd艂u偶 policzka dziewczyny. Poczu艂a sucho艣膰 w ustach. Krew w 偶y艂ach pulsowa艂a. Chocia偶 by艂a oszo艂omiona, uda艂o jej si臋 odezwa膰 鈥 Czemu to robisz?

Bo ci臋 pragn臋 鈥 powiedzia艂 spokojnie. Zadr偶a艂a pod wra偶eniem napi臋cia w jego g艂osie. Jego usta zn贸w odnalaz艂y jej wargi, ale tym razem ca艂owa艂 r贸wnie偶 jej oczy, nos, policzki, czo艂o i brod臋. Na przemian zimne i gor膮ce dreszcze przenika艂y j膮 od tych delikatnych poca艂unk贸w. Zamkn臋艂a oczy i westchn臋艂a z nieukrywan膮 rozkosz膮.

Ciemne oczy Murada zab艂ys艂y. 鈥 Podoba ci si臋 to 鈥搊skar偶y艂 j膮, 艣miej膮c si臋 cicho. 鈥 Lubisz by膰 ca艂owana!

Nie! 鈥 O Bo偶e! Co te偶 jej przysz艂o do g艂owy, 偶eby si臋 tak zachowywa膰! Zn贸w spr贸bowa艂a wyswobodzi膰 si臋 z jego obj臋膰, znowu jednak odnalaz艂 jej usta i tym razem poczu艂a jego j臋zyk w臋druj膮cy po jej mocno zaci艣ni臋tych wargach. Naciskaj膮c nieustannie na zwarte z臋by Teadory wyszepta艂: 鈥 Otw贸rz si臋 dla mnie, Adoro. Nie mo偶esz mi siebie zabroni膰, go艂膮beczko.

Rozchyli艂a usta i jego j臋zyk w艣lizn膮艂 si臋 do 艣rodka. G艂adzi艂 j膮 i pie艣ci艂 tak intensywnie, 偶e bliska by艂a omdlenia. Uczucie to ros艂o, zacz臋艂a dr偶e膰.

Oderwa艂 od niej usta i przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie czule, patrz膮c na ni膮 spod wp贸艂przymkni臋tych powiek. Jej m艂ode piersi wznosi艂y si臋 i opada艂y, a brodawki, jak ma艂e p膮czki, wyra藕nie prze艣witywa艂y przez cienki jedwab koszuli. Serce bi艂o mu z rado艣ci膮, jakiej nie do艣wiadczy艂 jeszcze nigdy. Zapragn膮艂 dotkn膮膰 tych kusz膮cych wzg贸rk贸w, ale powstrzyma艂 si臋. By艂o o wiele za wcze艣nie, 偶eby dalej ods艂ania膰 przed ni膮 jej w艂asn膮 zmys艂ow膮 natur臋.

Nie wierzy艂 w istnienie takiej niewinno艣ci. W jego 艣wiecie kobiety by艂y w pe艂ni wyszkolone, by zadowala膰 m臋偶czyzn. Mog艂y by膰 dziewicami, ale by艂y starannie przygotowane, by dawa膰 i przyjmowa膰 rozkosz. Tymczasem ta cudowna istota by艂a nietkni臋ta ani przez m臋偶czyzn臋, ani przez kobiet臋. B臋dzie jego! Nigdy nie pozwoli nikomu jej tkn膮膰. Ukszta艂tuje j膮, nauczy, jak go zadowala膰. Tylko on b臋dzie zna艂 jej s艂odycz.

Otworzy艂a oczy i spojrza艂a na niego. Mia艂a bardzo blad膮 twarz, a jej przepi臋kne oczy przypomina艂y fio艂ki rosn膮ce na 艣niegu.

Wszystko w porz膮dku, moja s艂odka 鈥 odezwa艂 si臋 艂agodnie. 鈥 Na dzi艣 zako艅czyli艣my lekcj臋. 鈥 I doda艂, przekomarzaj膮c si臋 z ni膮: 鈥 Cieszy mnie, 偶e podoba艂y ci si臋 moje poca艂unki.

Nieprawda! 鈥 sykn臋艂a. 鈥 Nienawidz臋 ci臋! Nie mia艂e艣 prawa robi膰 ze mn膮 takich rzeczy!

M贸wi艂 dalej, jakby tego nie s艂ysza艂. 鈥 Jutro wieczorem b臋dziemy kontynuowa膰. Twoja edukacja dopiero si臋 rozpocz臋艂a.

Usiad艂a. 鈥 Jutro wieczorem? Oszala艂e艣? Nie b臋dzie 偶adnego jutro wieczorem! Nigdy wi臋cej si臋 z tob膮 nie spotkam! Nigdy!

B臋dziesz si臋 spotyka膰 ze mn膮 tu w sadzie tak d艂ugo, jak mi si臋 b臋dzie podoba艂o, Adoro! Je艣li tego nie zrobisz, pojawi臋 si臋 przy klasztornej furcie i za偶膮dam widzenia si臋 z tob膮.

Nie o艣mielisz si臋! 鈥 Ale w jej oczach pojawi艂a si臋 niepewno艣膰.

Odwa偶臋 si臋 niemal na wszystko, 偶eby ci臋 zn贸w ujrze膰, go艂膮beczko. 鈥 Wsta艂 i poci膮gn膮艂 j膮 za sob膮. Delikatnie otuli艂 j膮 peleryn膮 i cicho podszed艂 do furtki wiod膮cej do sadu.

Do jutra, Adoro. 艢nij o mnie. 鈥 Po czym pomacha艂 jej r臋k膮, wskoczy艂 na mur i znikn膮艂 w ciemno艣ciach nocy.

Trz臋s膮cymi si臋 palcami otworzy艂a drzwi, zamkn臋艂a je za sob膮 i pomkn臋艂a przez ogr贸d do domu. W bezpiecznym zaciszu swojej sypialni zacz臋艂a odtwarza膰 w pami臋ci wydarzenia w sadzie. U艣wiadomi艂a sobie, 偶e

poza poca艂unkiem, nie dotkn膮艂 jej. A jednak obudzi艂 w niej pragnienie! Jej ca艂e cia艂o pulsowa艂o niezrozumia艂膮 t臋sknot膮. Piersi jej nabrzmia艂y, sutki pali艂y. Brzuch by艂 napi臋ty, a sekretne kobiece miejsce pomi臋dzy nogami pulsowa艂o. Je艣li na tym polega艂o bycie kobiet膮, to wcale nie by艂a pewna, czy jej si臋 to podoba.

Jednak wi臋kszym problemem by艂a gro藕ba ksi臋cia Murada, 偶e zjawi si臋 przy klasztornej furcie. Jego pozycja sk艂oni zakonnice do pos艂usze艅stwa. Czemu mia艂yby sprzeciwia膰 si臋, aby syn su艂tana odwiedzi艂 swoj膮 macoch臋? Mog膮 nawet my艣le膰, 偶e to su艂tan go przys艂a艂. A gdyby prawda wysz艂a na jaw, niewinna spo艂eczno艣膰 religijna zosta艂aby ukarana i popad艂a w nie艂ask臋. Je艣liby za艣 odm贸wi艂a widzenia si臋 z ksi臋ciem i wyzna艂a matce Marii J贸zefie prawd臋, Murad zosta艂by ukarany za swoj膮 zuchwa艂o艣膰, mo偶e nawet stracony. Teadora nie mog艂aby 偶y膰, maj膮c na sumieniu czyj膮艣 艣mier膰. By艂a w sytuacji bez wyj艣cia. Spotka si臋 z nim nast臋pnej nocy.

Kiedy jednak le偶a艂a w swoim 艂贸偶ku, przywo艂a艂a w pami臋ci jego g艂臋boki g艂os, m贸wi膮cy: 鈥 M贸j ojciec nigdy ci臋 do siebie nie wezwie. Kiedy umrze, a ja zostan臋 su艂tanem, sprawi臋, 偶eby艣 zosta艂a moj膮 偶on膮. 鈥 Zadr偶a艂a. Czy m臋偶czy藕ni zawsze s膮 tacy zdecydowani?

Czy mo偶liwe, 偶e pewnego dnia zostanie jej ma艂偶onkiem? My艣l by艂a kusz膮ca. By艂 bardzo przystojny, o smoli艣cie czarnych oczach, ciemnych, pofalowanych w艂osach, ogorza艂ym obliczu i bia艂ych z臋bach, ods艂aniaj膮cych si臋 w bezczelnym u艣miechu.

Zn贸w zadygota艂a. Kr臋ci艂o jej si臋 w g艂owie od samego wspomnienia poca艂unk贸w, a tak by膰 nie powinno! Absolutnie! Nawet je艣li su艂tan Orchan nigdy jej do siebie nie wezwa艂, nadal pozostawa艂a jego 偶on膮.

Tej nocy nie mog艂a spa膰, a rano czu艂a si臋 rozdra偶niona. Nie mog艂a si臋 skoncentrowa膰 nad ksi膮偶k膮. Spl膮ta艂a nici do haftu i ze z艂o艣ci膮 cisn臋艂a rob贸tk臋 na pod艂og臋. Niewolnicy byli zdumieni, a kiedy jedna ze starszych niewiast spyta艂a, czy nie czuje si臋 chora, Adora wytarga艂a j膮 za uszy, po czym wybuchn臋艂a p艂aczem.

Niewolnica Iris by艂a na tyle m膮dra, 偶e nie zrezygnowa艂a z ch臋ci poznania przyczyn takiego zachowania ksi臋偶niczki. Ul偶y艂o jej, kiedy dziewczyna 艂kaj膮c wyzna艂a, i偶 藕le spa艂a. Kobieta natychmiast przygotowa艂a gor膮c膮 k膮piel dla swej m艂odej podopiecznej. Kiedy Teadora zosta艂a wyk膮pana i wymasowana, Iris po艂o偶y艂a j膮 do 艂贸偶ka. P贸藕niej napoi艂a grzanym winem z korzeniami, do kt贸rego doda艂a lekki 艣rodek nasenny. Teadora obudzi艂a si臋, gdy ostatnie promienie s艂oneczne 艣wieci艂y w zachodniej cz臋艣ci nieba, a nad purpurowymi g贸rami za miastem b艂yszcza艂y pierwsze srebrzyste gwiazdy. Iris przynios艂a ksi臋偶niczce ma艂ego pieczonego go艂臋bia o z艂oci艣cie przyrumienionej, chrupi膮cej sk贸rce. Na tacy znalaz艂a si臋 te偶 m艂oda sa艂ata, plaster miodu i karafka bia艂ego wina. Teadora jad艂a powoli, porz膮dkuj膮c my艣li.

Ksi膮偶臋 dotrzyma艂 s艂owa i nie pr贸bowa艂 naruszy膰 jej dziewictwa. A je艣li m贸wi艂 prawd臋, to nigdy nie zobaczy su艂tana. By艂o za艣 ca艂kiem prawdopodobne, 偶e pewnego dnia ksi膮偶臋 Murad zostanie jej prawowitym ma艂偶onkiem.

Robi艂o si臋 coraz ciemniej. Po zako艅czeniu posi艂ku Teadora umy艂a r臋ce w srebrnej misie nape艂nionej wod膮 r贸偶an膮. By艂a wyspana i dobry humor powr贸ci艂. Na wiecz贸r odprawi艂a niewolnik贸w. W przeciwie艅stwie do wi臋kszo艣ci kobiet ze swojej grupy spo艂ecznej, umia艂a sama si臋 ubra膰 i rozebra膰. Nie cierpia艂a niezdarno艣ci i lenistwa kobiet z wy偶szych klas.

W艂o偶y艂a na siebie kaftan z fioletowego, jedwabnego mu艣linu, ozdobiony z przodu rz臋dem male艅kich per艂owych guziczk贸w. Kolor mia艂 podkre艣la膰 barw臋 jej oczu, a jednocze艣nie by艂 na tyle ciemny, 偶eby nie musia艂a zarzuca膰 peleryny. Stopy wsun臋艂a w dopasowane kolorem trzewiki. Ciemne w艂osy, przewi膮zane jedynie jedwabn膮 wst膮偶k膮, opada艂y swobodnie na plecy.

Cicho wymkn臋艂a si臋 do sadu i odnalaz艂a drog臋 pod drzewo, gdzie schronili si臋 poprzedniej nocy. Nie by艂o go tam. Zanim jednak podj臋艂a decyzj臋, czy ma wraca膰 do domu, czy te偶 zaczeka膰, ga艂臋zie drzewa rozchyli艂y si臋 z trzaskiem i znalaz艂 si臋 przy niej.

Adoro! 鈥 Otoczy艂 ramieniem jej smuk艂膮 kibi膰 i poca艂owa艂 j膮, ona za艣 po raz pierwszy odda艂a poca艂unek. Jej mi臋kkie wargi rozchyli艂y si臋 z ochot膮, a j臋zyk zacz膮艂 b艂膮dzi膰 niby p艂omie艅 po jego ustach. Ku jej radosnemu zdumieniu Murad zadr偶a艂, j膮 za艣 przepe艂ni艂 triumfalny podziw, 偶e oto ona, niewinna dziewica, potrafi艂a poruszy膰 tego zmys艂owego, do艣wiadczonego m臋偶czyzn臋! Przez kr贸tk膮 chwil臋 by艂a g贸r膮.

Zaraz jednak, obejmuj膮c j膮 jedn膮 r臋k膮, drug膮 rozpi膮艂 g贸rne guziki jej kaftana i wsun膮艂 gor膮c膮 d艂o艅, 偶eby pie艣ci膰 jej piersi. G艂臋boko wci膮gn臋艂a powietrze i chwyci艂a go za r臋k臋.

Roze艣mia艂 si臋 cicho. 鈥 Lekcja numer dwa, go艂膮beczko 鈥 i odepchn膮艂 jej r臋k臋. Trz臋s艂a si臋 po cz臋艣ci ze strachu, po cz臋艣ci z rozkoszy, cho膰 pocz膮tkowo nie potrafi艂a zidentyfikowa膰 tego drugiego uczucia. Jego r臋ka delikatnie, z czu艂o艣ci膮 g艂adzi艂a jej mi臋kkie cia艂o. 鈥 Prosz臋, o prosz臋 鈥 wyszepta艂a b艂agalnie. 鈥 Przesta艅, prosz臋. 鈥 Zamiast pos艂ucha膰, potar艂 kciukiem wra偶liw膮 brodawk臋 i Adora omal nie zemdla艂a z rozkoszy, kt贸ra j膮 ogarn臋艂a.

Kiedy ponownie przywar艂 wargami do jej ust pomy艣la艂a, 偶e chyba umrze od s艂odyczy tego poca艂unku. Patrzy艂 na ni膮 czarnymi oczami, przepe艂nionymi czu艂o艣ci膮. 鈥 Nigdy nie zapominaj, moja ma艂a dziewico, 偶e to ja jestem panem.

Dlaczego? 鈥 uda艂o jej si臋 wykrztusi膰, cho膰 g艂os jej si臋 艂ama艂. 鈥 To kobiety B贸g obdarzy艂 przywilejem dawania nowego 偶ycia. Czemu wi臋c mamy by膰 gorsze od m臋偶czyzn?

Zaskoczy艂a go. Nie by艂a, jak mu si臋 na pocz膮tku wydawa艂o, drobn膮, zadowolon膮 z siebie dziewczyn膮, lecz niezwykle rzadk膮 i intryguj膮c膮 istot膮 鈥 kobiet膮 obdarzon膮 rozumem. Murad nie by艂 pewien, czy mu si臋 to podoba. Pomy艣la艂 jednak, 偶e przynajmniej go nie znudzi. I jakich syn贸w mog艂aby mu da膰!

Czy偶 Allah nie stworzy艂 kobiety po m臋偶czy藕nie, z jego 偶ebra? 鈥 powiedzia艂 szybko. 鈥 Najpierw by艂 m臋偶czyzna. B贸g musia艂 chcie膰, 偶eby m臋偶czyzna by艂 panem kobiety, w przeciwnym razie stworzy艂by pierwsz膮 kobiet臋.

Niekoniecznie, panie 鈥 odpar艂a nieporuszona.

Zostaniesz moj膮 prze艂o偶on膮 i b臋dziesz mnie uczy膰? 鈥 zapyta艂 rozbawiony.

Nie wa偶 si臋 ze mnie kpi膰 鈥 oburzy艂a si臋.

Nie kpi臋 sobie z ciebie, go艂膮beczko, nie mam jednak ochoty dyskutowa膰 o wy偶szo艣ci kobiet b膮d藕 m臋偶czyzn. Chc臋 si臋 z tob膮 kocha膰. 鈥 I kiedy zn贸w zacz膮艂 pie艣ci膰 jej mi臋kkie piersi, poczu艂 偶e dziewczyna zacz臋艂a dr偶e膰.

艁agodnie rozpi膮艂 pozosta艂e guziki jej kaftana i obna偶y艂 j膮. Przesun膮艂 r臋k臋 ni偶ej i dotkn膮艂 wzniesienia brzucha. Jej sk贸ra by艂a niczym najdelikatniejszy jedwab, zimna i g艂adka, ale pod palcami wyczuwa艂 napi臋te mi臋艣nie. To dalsze potwierdzenie jej niewinno艣ci sprawi艂o mu rado艣膰.

Przeni贸s艂 d艂o艅 jeszcze ni偶ej, wyci膮gaj膮c jeden palec, aby dotkn膮膰 j膮 najbardziej intymnie. Ich spojrzenia spotka艂y si臋 na kr贸ciutk膮 chwil臋 i ujrza艂 w jej oczach potworne przera偶enie. Przerwa艂 pieszczot臋 i delikatnie dotkn膮艂 r臋k膮 policzka dziewczyny. 鈥 Nie b贸j si臋 mnie.

Nie chc臋 si臋 ba膰 鈥 odpar艂a trz臋s膮cym si臋 g艂osem.

Wiem, 偶e to co robimy, jest z艂e, ale chc臋, 偶eby艣 mnie dotyka艂. Kiedy jednak to robisz, zaczynam si臋 ba膰.

Opowiedz mi o tym 鈥 poprosi艂 艂agodnym g艂osem.

Czuj臋, 偶e trac臋 kontrol臋 nad sob膮. Nie chc臋, 偶eby艣 przestawa艂, wiem jednak, 偶e musisz. 鈥 Z trudem prze艂kn臋艂a 艣lin臋 i ci膮gn臋艂a dalej. 鈥 Chc臋 pozna膰 wszystko, co oznacza by膰 kobiet膮, nawet ko艅cowy akt mi艂osny. Jestem 偶on膮, ale nie twoj膮, i to co robimy, jest z艂e!

Nie 鈥 rzek艂 zdecydowanie. 鈥 Nie robimy nic z艂ego! Nigdy nie pojedziesz do mojego ojca! Jeste艣 dla niego jedynie polityczn膮 konieczno艣ci膮.

Ale kiedy owdowiej臋, mo偶e si臋 zdarzy膰, 偶e nie przypadn臋 tobie. Je艣li ju偶 do kogo艣 nale偶臋, to do Imperium Bizantyjskiego. Kiedy tw贸j ojciec odejdzie, zn贸w zostan臋 wydana za m膮偶, tak jak teraz.

Nale偶ysz do mnie 鈥 rzek艂 ochryple 鈥 teraz i zawsze.

Wiedzia艂a, 偶e jest zgubiona, cokolwiek by si臋 sta艂o. Kocha艂a go. 鈥 Tak 鈥 szepn臋艂a, sama zdumiona w艂asnymi s艂owami. 鈥 Tak! Nale偶臋 do ciebie, Muradzie!

Gdy jego usta dziko opad艂y na jej wargi, poczu艂a jak ogarniaj膮 dzika rado艣膰. Ju偶 si臋 nie ba艂a. R臋ce ksi臋cia nami臋tnie pie艣ci艂y jej m艂ode cia艂o, kt贸re unosi艂o si臋 gorliwie na spotkanie jego dotyku. Krzykn臋艂a tylko raz, kiedy jego pa艂ce znalaz艂y drog臋 do jej s艂odkiego wn臋trza. Lecz ustami st艂umi艂 jej protesty. Pod wargami czu艂 dzikie uderzenia pulsu Teadory. 鈥 Nie, go艂膮beczko 鈥 mrukn膮艂 zg艂odnia艂ym g艂osem 鈥 wpu艣膰 moje palce. To b臋dzie sama s艂odycz, kochanie, sama s艂odycz, obiecuj臋.

Poczu艂, 偶e powoli odpr臋偶a si臋 w jego ramionach. Z u艣miechem dra偶ni艂 jej cia艂o, a dziewczyna pod nim j臋cza艂a cicho, z zamkni臋tymi oczami porusza艂a smuk艂ymi biodrami. W ko艅cu, przekonany, 偶e jest gotowa, delikatnie wsun膮艂 w ni膮 palec.

Adora wstrzyma艂a oddech, zanim jednak zd膮偶y艂a zaprotestowa膰, zatraci艂a si臋 w fali s艂odkiej rozkoszy, kt贸ra ca艂kowicie ni膮 zaw艂adn臋艂a. Wygi臋艂a si臋 na spotkanie jego r臋ki, unosz膮c si臋 niewa偶ko, p贸ki rosn膮ce w niej napi臋cie nie rozpad艂o si臋 na tysi膮ce b艂yszcz膮cych, t臋czowych od艂amk贸w.

W ko艅cu otworzy艂a ametystowe oczy i zapyta艂a g艂osem pe艂nym zachwytu 鈥 Sk膮d bierze si臋 taka s艂odycz, panie?

U艣miechn膮艂 si臋 do niej. 鈥 To tylko pr贸bka rozkoszy, go艂膮beczko. Tylko pr贸bka tego, co jeszcze nadejdzie.


Rozdzia艂 3


W Konstantynopolu panowa艂a g艂臋boka noc, r贸wnie czarna jak nastr贸j Jana Kantakuzena. Jego ukochana 偶ona, Zoe, umar艂a w ostatniej, nieudanej pr贸bie dania mu nast臋pnego syna. Okrutn膮 ironi膮 losu by艂 fakt, 偶e resztk臋 si艂 w艂o偶y艂a w wypchni臋cie ze swojego s艂abn膮cego, wyczerpanego cia艂a dw贸ch ch艂opc贸w, bli藕niak贸w syjamskich. Nieszcz臋sne, zdeformowane szcz膮tki ludzkie zro艣ni臋te by艂y ze sob膮 klatk膮 piersiow膮 i lekarz twierdzi艂, 偶e maj膮 jedno serce. Dzi臋ki Bogu, potworki urodzi艂y si臋 nie偶ywe. Ich matka posz艂a za nimi.

Jakby nie do艣膰 by艂o tej tragedii, jego c贸rka Helena, 偶ona wsp贸艂imperatora Jana Paleologa, zacz臋艂a spiskowa膰 ze swoim m臋偶em, 偶eby pozbawi膰 go w艂adzy i przej膮膰 ca艂kowit膮 kontrol臋 nad cesarstwem. Za 偶ycia matki Helen臋 uwa偶ano jedynie za 偶on臋 m艂odego Paleologa. To Zoe uwa偶ano za cesarzow膮. Teraz jednak Helena chcia艂a zaj膮膰 jej miejsce.

A je艣li o偶eni臋 si臋 ponownie? 鈥 zapyta艂 jej ojciec.

Czemu, u licha, mia艂by艣 si臋 znowu 偶eni膰? 鈥 od powiedzia艂a pytaniem c贸rka.

Aby da膰 cesarstwu wi臋cej syn贸w.

M贸j syn, Andronik, jest nast臋pc膮 tronu. Potem kolej na dziecko, kt贸re nosz臋 w swoim 艂onie.

Nie ma takiego prawa, moja c贸rko.

Doprawdy, ojcze!

Z dnia na dzie艅 coraz bardziej Helena upodabnia艂a si臋 do swojej te艣ciowej, Anny Sabaudzkiej.

M贸j m膮偶 鈥 ci膮gn臋艂a dalej Helena 鈥 jest prawowitym w艂adc膮 Bizancjum i dlatego nasz syn jest legalnym nast臋pc膮 tronu. Z pewno艣ci膮 ju偶 to poj膮艂e艣. B贸g jasno da艂 to do zrozumienia. Tw贸j najstarszy syn nie 偶yje, a m贸j brat, Mateusz, wybra艂 偶ycie zakonne. W ci膮gu ostatnich sze艣ciu lat matka urodzi艂a sze艣ciu martwych syn贸w. Teraz B贸g ci j膮 zabra艂, to wyra藕ny dow贸d jego dezaprobaty. Czego wi臋cej chcesz? Czy boskim wyrokom musz膮 towarzyszy膰 s艂upy ognia, 偶eby艣 si臋 z nimi pogodzi艂?

Prorok Belizariusz przepowiedzia艂, 偶e z moich l臋d藕wi, z mojego nasienia, zrodzi si臋 nowa pot臋ga Konstantynopola. Jak mo偶e to nast膮pi膰, je艣li wkr贸tce nie dam potomk贸w?

Mo偶e przeze mnie, ojcze 鈥 zr臋cznie zauwa偶y艂a Helena.

Albo przez twoj膮 siostr臋, Teador臋 鈥 parskn膮艂 w odpowiedzi.

Helena spojrza艂a na niego zimno i bez s艂owa opu艣ci艂a pok贸j. Jan Kantakuzen kr膮偶y艂 niespokojnie po komnacie. B臋dzie mia艂 nast臋pnych syn贸w, zanim jednak b臋dzie m贸g艂 poj膮膰 za 偶on臋 kolejn膮 szlachetnie urodzon膮 kobiet臋, musi umocni膰 swoj膮 pozycj臋. Musi si臋 pozby膰 Jana Paleologa, razem z jego zasmarkanym potomkiem. Powt贸rnie wydana za m膮偶 Helena szybko zapomni. Mo偶e zaproponuje jej jasnow艂os膮 urod臋 nast臋pcy su艂tana Orchana, ksi臋ciu Sulejmanowi. Ta my艣l przypomnia艂a mu o najm艂odszej c贸rce, Teadorze. Ile teraz mog艂a mie膰 lat? Trzyna艣cie? Tak mu si臋 wydawa艂o. Z pewno艣ci膮 do艣膰 doros艂a, by sypia膰 z m臋偶czyzn膮 i rodzi膰 dzieci. B臋dzie potrzebowa艂 艣wie偶ych posi艂k贸w zbrojnych od su艂tana, kt贸re na pewno otrzyma, je艣li Orchan b臋dzie zakochany w swojej m艂odziutkiej 偶onie, swoim ci臋偶arnym brzuchem daj膮cej dow贸d p艂odno艣ci starego m臋偶a.

Dziewczyna nadal przebywa艂a w klasztorze, a z ostatniej miniatury, jak膮 otrzyma艂, spogl膮da艂a na niego m艂oda pi臋kno艣膰, na widok kt贸rej nawet kamie艅 by si臋 o偶ywi艂. Jej jedynym mankamentem by艂o to, 偶e mia艂a rozum. Matka Maria J贸zefa ci膮gle donosi艂a mu o intelektualnych osi膮gni臋ciach dziewczyny. Szkoda, 偶e nie urodzi艂a si臋 ch艂opcem. C贸偶, napisze jej, 偶eby zachowywa艂a si臋 potulnie, skromnie i spokojnie u boku swojego m臋偶a.

Zaraz te偶 napisze do Orchana z przypomnieniem, 偶e umowa 艣lubna przewidywa艂a konsumpcj臋 zwi膮zku, kiedy dziewczyna doro艣nie. A teraz niew膮tpliwie by艂a ju偶 wystarczaj膮co doros艂a. Oczywi艣cie, oznacza艂o to, 偶e b臋dzie musia艂 wyp艂aci膰 ostatni膮 cz臋艣膰 posagu Teadory i wyrzec si臋 twierdzy w Cimpe, ale trudno. Otworzy艂 drzwi sypialni i przywo艂a艂 mnicha, b臋d膮cego jego sekretarzem.

Par臋 tygodni p贸藕niej w Bursie su艂tan Orchan krztusi艂 si臋 ze 艣miechu, czytaj膮c otrzymane w艂a艣nie pismo od swojego te艣cia. Doskonale zdawa艂 sobie spraw臋 z powod贸w, dla kt贸rych Bizancjum nagle zapragn臋艂o, 偶eby jego ma艂偶e艅stwo z Teador膮 Kantakuzen zosta艂o skonsumowane. Jan Kantakuzen spodziewa艂 si臋 nast臋pnej rozgrywki o sw贸j chwiejny tron i potrzebowa艂 ottoma艅skiego wsparcia. Oferowa艂 w zamian swoj膮 c贸rk臋 i reszt臋 jej posagu w z艂ocie. I, co najwa偶niejsze, w ko艅cu przeka偶e Cimpe Turkom. Na staro艣膰 Orchan Ottoma艅ski sta艂 si臋 nienasycony seksualnie. Ka偶dej nocy otrzymywa艂 now膮, 艣wietnie wyszkolon膮 dziewic臋. Jego upodobania stale si臋 zmienia艂y, m贸wiono nawet, 偶e od czasu do czasu zabawia艂 si臋 z m艂odymi ch艂opcami. Jego m艂odziutka 偶ona, Teadora, by艂a ca艂kowicie niewinn膮 istot膮. Wyszkolenie jej, 偶eby by艂a w stanie zadowoli膰 swojego ma艂偶onka, zaj臋艂oby ca艂e miesi膮ce.

Nie by艂o jednak na to czasu. Jej ojciec chcia艂 ci膮偶y dziewczyny, jako dowodu skonsumowania zwi膮zku, Orchan za艣 pragn膮艂 Cimpe i pozosta艂ej cz臋艣ci posagu w z艂ocie. Kiedy wielcy w艂adcy maj膮 wsp贸lny interes, du偶o mo偶na za艂atwi膰.

Nale偶a艂o tylko okre艣li膰 miesi臋czny cykl dziewczyny. B臋dzie j膮 bra艂 przez cztery najbardziej p艂odne dni. Mia艂 nadziej臋, 偶e to przyniesie skutek. Je艣li nie, procedura b臋dzie powtarzana tak d艂ugo, dop贸ki Teadora nie oka偶e si臋 brzemienna.

W najmniejszym stopniu nie interesowa艂 si臋 Teador膮 jako kobiet膮. By艂a dawno zapomnianym pionkiem w politycznej rozgrywce, kt贸ry nagle zosta艂 przypomniany.

W m艂odo艣ci dane mu by艂o zazna膰 uczucia zwanego mi艂o艣ci膮 ze swoj膮 drug膮 偶on膮, Nilufer, matk膮 dw贸ch ulubionych syn贸w. Ale by艂a to ju偶 przesz艂o艣膰. Pozosta艂y mu fizyczne rozkosze, dostarczane przez zdolne m艂ode niewolnice i ch艂opc贸w z jego haremu.

Odstr臋cza艂a go my艣l o zap艂adnianiu Teadory. B臋dzie jak byk parz膮cy si臋 z krow膮 i dziewczyna z pewno艣ci膮 poczuje jego niech臋膰. Mo偶e zreszt膮 Teadora sama podsun臋艂a ojcu t臋 my艣l, 偶eby umocni膰 swoj膮 pozycj臋. C贸偶, dopilnuje, 偶eby traktowana by艂a z nale偶nym jej szacunkiem. Zap艂odni j膮 najszybciej, jak to b臋dzie mo偶liwe, a p贸藕niej nie b臋dzie mia艂 z ni膮 nic do czynienia. W tym w艂a艣nie momencie Teadora Kantakuzen le偶a艂a w silnych ramionach ksi臋cia Murada. Podziwiali si臋 nawzajem wzrokiem. 鈥 Kocham ci臋 鈥 rzek艂a trz臋s膮cym si臋 g艂osem. 鈥 Kocham ci臋!

Ja te偶 ci臋 kocham, go艂膮beczko! Na Allaha! Jak偶e ci臋 kocham!

Jak d艂ugo jeszcze, panie? Jak d艂ugo po jego 艣mierci musimy czeka膰 z naszym 艣lubem? Pragn臋 i艣膰 u twego boku, w blasku s艂o艅ca, pod drzewami oliwnymi. Chc臋, 偶eby ca艂y 艣wiat wiedzia艂, 偶e jestem twoja!

Kocham mojego ojca 鈥 powiedzia艂 wolno. 鈥 呕ycz臋 mu wszystkiego, co mu si臋 nale偶y. W jego podesz艂ym wieku jest zadowolony i pragnie jedynie wi臋cej z艂ota i zmys艂owych rozkoszy. Ju偶 nie stanie na czele naszej armii.

Czy powi臋kszysz wasze imperium? 鈥 zapyta艂a.

Tak! Przekrocz臋 Bosfor i sam b臋d臋 rz膮dzi艂 z Konstantynopola. Czy b臋dziesz chcia艂a powr贸ci膰 do domu, go艂膮beczko, jako pani miasta, w kt贸rym si臋 urodzi艂a艣?

Tak! 鈥 Powiedzia艂a to z tak膮 gwa艂towno艣ci膮, 偶e a偶 si臋 roze艣mia艂.

Nie b臋dziesz mia艂a za z艂e, 偶e usun臋 z tronu twoj膮 siostr臋 i jej m臋偶a? Ale偶 z ciebie ma艂a dzikuska, Teadoro.

Zanim zosta艂am 偶on膮 su艂tana, moja siostra uwielbia艂a mnie torturowa膰 opowie艣ciami, 偶e pewne go dnia to ona b臋dzie w艂ada膰 Konstantynopolem, gdy ja tymczasem zostan臋 zes艂ana na wygnanie,
do su艂ta艅skiego haremu. Jak膮偶 rado艣膰 sprawi艂by mi powr贸t do miasta w roli 偶ony jego zdobywcy!

Nawet gdyby to by艂 muzu艂manin?

Tak, panie. Nawet muzu艂manin. Wierzymy przecie偶 w tego samego Boga, prawda? Nie jestem g艂upia, Muradzie, chocia偶 jestem kobiet膮. W granicach tego kr贸lestwa ka偶dy mo偶e podr贸偶owa膰 bezpiecznie
o ka偶dej porze dnia i nocy. Wyznawcy innych religii ni偶 islam mog膮 swobodnie kultywowa膰 swoj膮 wiar臋.

Wydawane s膮 sprawiedliwe wyroki w ka偶dej sprawie, kt贸ra zostanie zg艂oszona do ka偶dego, bez wzgl臋du na zamo偶no艣膰 skar偶膮cego. Wstyd mi, 偶e nie mog臋 powiedzie膰 tego samego o naszym cesarstwie i jego w艂adcach. Wol臋 偶y膰 pod rz膮dami ottoma艅skimi, podobnie jak wielu ludzi innych religii.

Jeste艣 cudown膮 istot膮 鈥 rzek艂 z podziwem. 鈥 Co prawda dziwnie si臋 czuj臋, rozmawiaj膮c tak otwarcie z kobiet膮, ale musz臋 przyzna膰, 偶e nie widz臋 偶adnego b艂臋du w twoim rozumowaniu.

Jestem c贸rk膮 swojego ojca 鈥 o艣wiadczy艂a z dum膮. 鈥 A on jest niezwykle 艣wiat艂ym i m膮drym cz艂owiekiem. Zawsze powtarza艂, 偶e powinnam si臋 urodzi膰 ch艂opcem.

Ksi膮偶臋 u艣miechn膮艂 si臋. 鈥 Myli艂 si臋, go艂膮beczko. Nie ma bardziej niezwyk艂ej kobiety od ciebie 鈥 i przyci膮gn膮艂 j膮 bli偶ej do swej piersi, wzdychaj膮c g艂臋boko i wtulaj膮c twarz w ch艂odn膮, pachn膮c膮 mas臋 jej w艂os贸w. 鈥 Och, go艂膮beczko, jak偶e ci臋 kocham!

Nad ich g艂owami gwiazdy przesuwa艂y si臋 na niebie, w臋druj膮c ku nast臋pnemu dniu. Niemal 艣wita艂o, kiedy Teadora wr贸ci艂a do swojego pokoju i posz艂a spa膰. Iris obudzi艂a j膮 o wiele za wcze艣nie.

Prosz臋 wybaczy膰, ale z pa艂acu przyby艂 g艂贸wny eunuch i chce si臋 zobaczy膰 z wasz膮 wysoko艣ci膮.

Teadora rozbudzi艂a si臋 natychmiast. Nigdy jeszcze, od kiedy jako dziecko zosta艂a umieszczona w tym domu, nie odwiedzi艂 jej nikt wa偶ny z pa艂acu. 鈥 Powiedz mu, Iris, 偶e za chwil臋 b臋d臋 gotowa.

Kobieta z uk艂onem opu艣ci艂a swoj膮 pani膮 i przekaza艂a informacj臋 g艂贸wnemu eunuchowi. Ju偶 mia艂a wraca膰, kiedy zatrzyma艂y j膮 jego s艂owa.

Jak si臋 nazywasz, kobieto?

Iris, panie. 鈥 Pochyli艂a g艂ow臋.

Zajmujesz si臋 swoj膮 pani膮?

Tak, panie.

Czy zwierza ci si臋?

Z czym, panie? 鈥 Iris udawa艂a g艂upi膮.

Z czymkolwiek. Jakie艣 ma艂e sekrety? Dziewcz臋ce marzenia i nadzieje?

Iris podnios艂a wzrok i spojrza艂a prosto na eunucha. 鈥 Panie 鈥 powiedzia艂a spokojnie 鈥 moja m艂oda pani od dzieci艅stwa mieszka uwi臋ziona w tym klasztorze. Ma kontakty jedynie ze starszym ksi臋dzem, kt贸ry jest jej duchowym doradc膮. Bardzo rzadko opuszcza klasztorne mury. Jakie mog艂aby mie膰 sekrety? Nie zwierza si臋 nikomu, bo nie ma z czego. Niewolnicy s艂u偶膮cy ksi臋偶niczce s膮 wymieniani co trzy miesi膮ce, nie ma wi臋c specjalnej szansy, by mog艂a si臋 z nimi zaprzyja藕ni膰. Wi臋kszo艣膰 s艂u偶y ksi臋偶niczce tylko raz, ja jednak by艂am przysy艂ana kilka razy.

Dlaczego? 鈥 Obserwowa艂 j膮 spod oka.

Bo nie zawsze by艂am niewolnic膮, panie.

Mianuj臋 ci臋 prze艂o偶on膮 s艂u偶膮cych ksi臋偶niczki Teadory. W zamian b臋dziesz mnie szczeg贸艂owo informowa膰 o jej 偶yciu. Wkr贸tce pojedzie do su艂tana.

Powiedz mi teraz, kiedy mia艂a ostatnie krwawienie
miesi臋czne?

Kobieta zastanowi艂a si臋 przez chwil臋 i powiedzia艂a 鈥 Prawie dwa tygodnie temu, panie.

A dok艂adnie, ile dni temu?

Dwana艣cie, panie.

Eunuch zmarszczy艂 brwi, po czym rzek艂: 鈥 Musi wi臋c jecha膰 dzisiaj, bo inaczej b臋dziemy zmuszeni czeka膰 nast臋pny miesi膮c 鈥 mrukn膮艂 jakby do siebie. 鈥 Nie pakuj niczego dla swojej pani. Otrzyma wszystko, czego b臋dzie potrzebowa膰.

Ona jest wykszta艂cona, panie. B臋dzie chcia艂a mie膰 swoje ksi膮偶ki. Nie jest leniwa, jak inne kobiety.

Eunuch sprawia艂 wra偶enie zaskoczonego. By艂 jednak uprzejmym cz艂owiekiem. 鈥 艢wietnie, Iris, dopilnuj臋 wi臋c, 偶eby ksi膮偶ki ksi臋偶niczki zosta艂y przes艂ane do pa艂acu. Ale nie dzisiaj. Ledwie mamy czas, by za艂atwi膰 najkonieczniejsze sprawy. 鈥 Z fa艂d贸w obszernej szaty wyci膮gn膮艂 dwie paczuszki i rzuci艂 je Iris. 鈥 Zanim st膮d wyjedziecie, daj swojej pani proszek z niebieskiej paczuszki. A o zachodzie s艂o艅ca musi wzi膮膰 drugi proszek.

Prosz臋 mi powiedzie膰, panie, co to jest? Nie skrzywdz臋 mojej pani 鈥 艣mia艂o odezwa艂a si臋 Iris.

To narkotyki, dzi臋ki kt贸rym jej dziewicze cia艂o si臋 odpr臋偶y i przygotuje do przyj臋cia zalot贸w m臋偶a dzisiejszej nocy. Jeste艣 jednak bezczelna, Iris. Nie zadawaj wi臋cej pyta艅, bo cofn臋 twoj膮 nominacj臋.

Drzwi do izby otworzy艂y si臋 i stan臋艂a w nich Teadora. Eunuch szybko zlustrowa艂 j膮 do艣wiadczonym wzrokiem. By艂 zadowolony z tego, co zobaczy艂. Mia艂a kr贸lewsk膮 postaw臋. By艂a szczuplejsza ni偶 dziewcz臋ta, jakie podoba艂y si臋 su艂tanowi, ale jej pe艂ne piersi by艂y bez zarzutu. Mia艂a jasn膮, czyst膮 cer臋 i oczy w kolorze ametyst贸w... a mo偶e fio艂kowe? Ciemne, b艂yszcz膮ce w艂osy opada艂y a偶 do bioder. Mia艂a te偶 bia艂e z臋by o pi臋knym kszta艂cie. Wszystko to 艣wiadczy艂o o doskona艂ym zdrowiu fizycznym i psychicznym.

Eunuch sk艂oni艂 si臋 grzecznie. 鈥 Jestem Ali Yahya, wasza wysoko艣膰. Tw贸j ma艂偶onek, su艂tan Orchan, syn su艂tana Ghazi, pan i w艂adca 艣wiata, wybra艂 t臋 noc na najwa偶niejsz膮 noc w waszym 偶yciu. Tej nocy zostanie skonsumowane wasze ma艂偶e艅stwo, zawarte kiedy by艂a艣 jeszcze dzieckiem, pani. Niech ci臋 Allah b艂ogos艂awi, 偶eby艣 by艂a brzemienna nasieniem mojego pana.

Przez chwil臋 Teadora patrzy艂a na niego t臋pym wzrokiem. Potem poblad艂a i osun臋艂a si臋 na pod艂og臋. Eunuch przyjrza艂 si臋 jej nieruchomej postaci. By艂a naprawd臋 bardzo 艂adna. Su艂tan b臋dzie zadowolony. 鈥 Dziewicze histerie 鈥 zwr贸ci艂 si臋 do Iris, kl臋cz膮cej obok Teadory i poklepuj膮cej r臋ce dziewczyny. 鈥 Za godzin臋 przy艣l臋 po was lektyk臋. B膮d藕cie gotowe.

Kiedy Teadora si臋 ockn臋艂a, le偶a艂a podtrzymywana przez silne ramiona Iris. Zmuszono j膮 do wypicia szklanki wina. 鈥 Pij, ksi臋偶niczko i nie b贸j si臋. Ali Yahya wyznaczy艂 mnie na prze艂o偶on膮 twoich s艂u偶膮cych. Nie opuszcz臋 ci臋 i b臋d臋 ci wierna, bez wzgl臋du na to, co sobie my艣li ten opas艂y 艣limak! Wypij, dziecko. To ci pomo偶e.

Teadora prze艂kn臋艂a wino. W g艂owie jej wirowa艂o. Co nagle napad艂o su艂tana? Czy dowiedzia艂 si臋 o ksi臋ciu Muradzie? Nie! To by艂o niemo偶liwe. O co wi臋c chodzi艂o?

Kiedy mamy si臋 uda膰 do pa艂acu? 鈥 zapyta艂a.

Lektyka przyb臋dzie za nieca艂膮 godzin臋. Dobry Bo偶e! Nie by艂o czasu, 偶eby zawiadomi膰 Murada, a kiedy znajdzie si臋 w pa艂acu, nie b臋dzie mia艂a odwagi si臋 z nim skontaktowa膰. O Bo偶e! Na tym polega艂a jej kara. Chocia偶 fizycznie nie dopu艣ci艂a si臋 zdrady, z pewno艣ci膮 zdradzi艂a w sercu i teraz B贸g j膮 pokara艂. By膰 偶on膮 starego m臋偶czyzny i kocha膰 jego syna! B臋d膮 mieszka膰 w tym samym pa艂acu, mo偶e b臋d膮 si臋 spotyka膰 i nigdy nie b臋dzie im wolno nawet porozmawia膰! Teadora rozszlocha艂a si臋.

Nie pojmuj膮c prawdziwej przyczyny rozpaczy swej pani, Iris zacz臋艂a j膮 pociesza膰. 鈥 Nie p艂acz, moje dziecko. To musia艂o nast膮pi膰. Wszystkie kobiety musz膮 pogodzi膰 si臋 ze swoim losem. Naturalnie chcia艂abym, 偶eby艣 mia艂a m艂odszego m臋偶a, ale powiadaj膮, 偶e su艂tan nadal jest sprawny seksualnie i doskona艂y w mi艂osnej sztuce. 鈥 Widz膮c, 偶e Teadora z b贸lu zamkn臋艂a oczy, Iris wsypa艂a zawarto艣膰 pierwszej paczuszki do wina. Potem patrzy艂a, jak dziewczyna wypija wino, nie艣wiadoma, 偶e domieszano do niego narkotyk.

Pozosta艂o niewiele czasu. Zakonnice zebra艂y si臋 na dziedzi艅cu, 偶eby 偶yczy膰 ksi臋偶niczce boskiej opieki i szcz臋艣liwej podr贸偶y. 鈥 Je艣li b臋dziesz mog艂a pom贸c chrze艣cija艅skim je艅com i niewolnikom, pani, to prosz臋, zr贸b to 鈥 rzek艂a matka Maria J贸zefa. 鈥 Ich los jest straszliwy. Jeste艣my gotowe wesprze膰 ci臋 we wszelkich akcjach charytatywnych.

Teadora bez s艂owa skin臋艂a g艂ow膮 i pozwoli艂a, by j膮 usadzono w obszernej lektyce. P贸藕niej w lektyce znalaz艂a si臋 Iris, zasun臋艂a zas艂ony i wyruszy艂y. Niewolnica przyjrza艂a si臋 poblad艂ej dziewczynie, siedz膮cej naprzeciwko niej. Ksi臋偶niczka nie odzywa艂a si臋, a 艂zy nie przestawa艂y sp艂ywa膰 po jej policzkach. Iris martwi艂a si臋.

By艂a niewolnic膮 od pi臋ciu lat, ale dobrze zna艂a 偶ycie. To nie by艂y 艂zy przera偶onej panny m艂odej. To by艂y 艂zy kobiety, kt贸rej z艂amano serce. Ale dlaczego? Iris wiedzia艂a, 偶e Teadora nie chcia艂a zosta膰 zakonnic膮, wi臋c nie chodzi艂o o to. Pozostawa艂o tylko jedno wyja艣nienie, ale by艂o ono tak absurdalnie nieprawdopodobne. A jednak... analizuj膮c zachowanie si臋 ksi臋偶niczki w czasie ostatnich dw贸ch miesi臋cy, Iris zaczyna艂a dostrzega膰 r贸偶ne rzeczy.

Iris odetchn臋艂a g艂臋boko. Zamierza艂a uczyni膰 co艣 bardzo niebezpiecznego. Nie mia艂a 偶adnego dowodu, a przyparta do muru ksi臋偶niczka mog艂a j膮 skaza膰 na 艣mier膰. Iris pochyli艂a si臋 do przodu i spokojnie powiedzia艂a: 鈥 Je艣li mamy porozmawia膰, wasza wysoko艣膰, musimy to zrobi膰 teraz. Gdy tylko znajdziemy si臋 w pa艂acu, b臋dziemy bezustannie szpiegowane, nie tylko przez podw艂adnych g艂贸wnego eunucha, ale r贸wnie偶 przez ludzi na us艂ugach pozosta艂ych dw贸ch 偶on su艂tana i B贸g jeden wie ilu jego faworyt. Wszyscy b臋d膮 chcieli znale藕膰 co艣, co ci臋 zdyskredytuje, 偶eby poprawi膰 w艂asn膮 pozycj臋. Je艣li wi臋c chcia艂aby艣 si臋 zwierzy膰 i opowiedzie膰 mi, co ci臋 gn臋bi, musisz to zrobi膰 teraz. Prosz臋, wasza wysoko艣膰, pragn臋 pozosta膰 twoj膮 przyjaci贸艂k膮, a pewna jestem, 偶e p艂aczesz z powodu jakiego艣 m臋偶czyzny.

Fio艂kowe oczy, kt贸re spojrza艂y na ni膮, by艂y przepe艂nione takim b贸lem, 偶e Iris omal si臋 sama nie rozp艂aka艂a. 鈥 Powiem ci 鈥 odezwa艂a si臋 Teadora 鈥 bo je艣li komu艣 nie powiem, to oszalej臋. Je艣li mnie wydasz, uczynisz mi tylko przys艂ug臋, bo szybciej umr臋. 鈥 I powoli, zacinaj膮c si臋, ujawni艂a wszystkie szczeg贸艂y tkliwej historii.

Iris westchn臋艂a. Sytuacja by艂a trudna, ale teraz, kiedy ju偶 dziewczyna wyzna艂a jej swoj膮 zgryzot臋, b臋dzie mog艂a si臋 skoncentrowa膰 na przygotowaniu jej na to, co mia艂o nast膮pi膰.

Postaram si臋 porozmawia膰 z ksi臋ciem 鈥 obieca艂a Teadorze, otrzymuj膮c w podzi臋ce u艣miech, kt贸ry rozja艣ni艂 ca艂膮 posta膰 dziewczyny. 鈥 Musisz jednak zaakceptowa膰, 偶e jeste艣 偶on膮 su艂tana, pani. Musisz te偶 pogodzi膰 si臋 z tym, 偶e dzi艣 w nocy skonsumuje wasze ma艂偶e艅stwo.

My艣la艂am, 偶e o mnie zapomnia艂, Iris. Od kiedy osadzona zosta艂am w klasztorze, nie zauwa偶a艂 mojego istnienia. Czemu wi臋c teraz?

Nie wiem, ksi臋偶niczko, ale s膮dz臋, 偶e odpowiedzi nale偶y szuka膰 w pa艂acu su艂tana. Tylko s艂owo ostrze偶enia, pani. Jeste艣 tak niewinna i nie wiesz, jak podli potrafi膮 by膰 ludzie. W pa艂acu nie mo偶esz ufa膰 nikomu poza mn膮. Kiedy b臋dziemy chcia艂y porozmawia膰 w cztery oczy, musimy to robi膰 poza domem. Nawet 艣ciany maj膮 uszy w pa艂acu.

Mieszka艂a艣 kiedy艣 w pa艂acu, Iris. Jak tam jest? Czy b臋d臋 mia艂a troch臋 prywatno艣ci, czy te偶 wszystkie kobiety mieszkaj膮 razem?

Jedna cz臋艣膰 pa艂acu przeznaczona jest dla kobiet, ale 偶ony i faworyty maj膮 w艂asne pokoje i apartamenty. G艂贸wny eunuch mianowa艂 mnie twoj膮 s艂u偶膮c膮, ale otrzymasz te偶 innych niewolnik贸w i s艂u偶b臋. Tego wymaga tw贸j status.

Czy mo偶emy im ufa膰, Iris?

Nie! Wszyscy b臋d膮 dla kogo艣 szpiegowa膰. Ale na razie b臋dziemy ich tolerowa膰, dop贸ki nie b臋dziemy mog艂y same wybra膰 s艂u偶by. Nie b贸j si臋, ksi臋偶niczko, b臋d臋 ci臋 broni膰.

Lektyka zatrzyma艂a si臋, ods艂oni臋to zas艂ony i Ali Yahya wyprowadzi艂 Teador臋 na wy艂o偶ony kafelkami dziedziniec. 鈥 Prosz臋 i艣膰 za mn膮, wasza wysoko艣膰 鈥 powiedzia艂. Ruszy艂y za nim przez labirynt korytarzy. Eunuch zatrzyma艂 si臋 przed drewnianymi, rze藕bionymi drzwiami, otworzy艂 je i wprowadzi艂 je do ma艂ego pokoju. 鈥 To twoja sypialnia, pani.

Iris rozejrza艂a si臋 z niedowierzaniem. Te dwa ma艂e pokoiki dla jej pani? Szybko pomodli艂a si臋 w my艣lach, 偶eby do偶y膰 nast臋pnego dnia i zwr贸ci艂a si臋 do eunucha. 鈥 Czy moja pani jest jak膮艣 niewolnic膮, 偶e obra偶asz j膮 w ten spos贸b? Te pokoje nie nadaj膮 si臋 nawet dla psa, a c贸偶 dopiero dla c贸rki cesarza! Dwie klitki z pozbawionymi zas艂on oknami, wychodz膮cymi na podw贸rze? Gdzie jest jej s艂u偶ba?

Twoja pani nie pozyska艂a jeszcze 艂ask mojego pana.

Moja pani nie musi wkupywa膰 si臋 w 艂aski twoje go pana 鈥 zuchwale odpar艂a Iris. 鈥 Jest c贸rk膮 imperatora! Przecie偶 jej s艂u偶ba w klasztorze 艣w. Katarzyny mieszka艂a lepiej! Nie mam poj臋cia, jak su艂tan b臋dzie
si臋 rozkoszowa艂 noc膮 po艣lubn膮, kiedy jego m艂oda 偶ona poskar偶y si臋 na swoje mieszkanie.

Ali Yahya by艂 zak艂opotany. Jego zdaniem nie by艂o szansy, aby ta niewinna dziewczyna zadowoli艂a jego bardzo do艣wiadczonego, zepsutego pana. Ale wszystko mog艂o si臋 zdarzy膰. A wtedy...

Doskonale dajesz sobie rad臋 z obowi膮zkami, kt贸re ci powierzy艂em, Iris 鈥 rzek艂 kwa艣no. 鈥 To tylko miejsce, gdzie twoja pani mo偶e odpocz膮膰. Konieczne by艂o sprowadzenie jej do pa艂acu dzisiaj, ale nie zd膮偶ono przygotowa膰 jej apartamentu. Za godzin臋 b臋dzie gotowy na przyj臋cie ksi臋偶niczki. Tymczasem przy艣l臋 s艂u偶膮c膮 z jedzeniem 鈥 stwierdzi艂 i zachowuj膮c resztki dumy, szybko wyszed艂.

Ha 鈥 parskn臋艂a Iris. 鈥 艢liski jak w膮偶.

To niewa偶ne 鈥 cicho powiedzia艂a Teadora.

A w艂a艣nie 偶e wa偶ne! Cokolwiek si臋 stanie, moje dziecko, nigdy nie zapominaj, 偶e nazywasz si臋 Teadora Kantakuzen i jeste艣 c贸rk膮 cesarza Jana. Uno艣 dumnie g艂ow臋, pani, bo inaczej gorsi od ciebie wezm膮 nad tob膮 g贸r臋.

Nim up艂yn臋艂a godzina, zosta艂y przeniesione do apartamentu, sk艂adaj膮cego si臋 z sze艣ciu przestronnych pokoi i nale偶膮cego do nich, ogrodzonego ogrodu z paroma fontannami i widokiem na g贸ry. 鈥 Moja pani jest zadowolona 鈥 wynio艣le o艣wiadczy艂a Iris, widz膮c kilkana艣cie niewolnic i dw贸ch czarnosk贸rych eunuch贸w.

Ali Yahya skin膮艂 g艂ow膮. 鈥 Natychmiast oddaj swoj膮 pani膮 w r臋ce k膮pielowej. Przygotowanie jej do dzisiejszej nocy zajmie ca艂e popo艂udnie.

艁a藕nia w haremie zazwyczaj pe艂na by艂a gwaru plotkuj膮cych kobiet. Jednak tego popo艂udnia kobiety z domu su艂tana bawi艂y si臋, obserwuj膮c sztuczki starego egipskiego magika. K膮pielowa kr贸tko powita艂a Teador臋 i zanim zdumiona ksi臋偶niczka zdo艂a艂a si臋 zorientowa膰, co si臋 dzieje, rozebra艂a j膮 ca艂kowicie i podda艂a gruntownym ogl臋dzinom. Zgniatano, rozci膮gano, k艂uto, a nawet w膮chano najintymniejsze cz臋艣ci jej cia艂a, w poszukiwaniu oznak choroby. Teadora gwa艂townie zaczerwieni艂a si臋 po czubek g艂owy, czuj膮c bezsilny wstyd.

K膮pielowa zako艅czy艂a wreszcie inspekcj臋 i odsun臋艂a si臋 zadowolona. 鈥 Wasza wysoko艣膰, masz cia艂o zdrowe, bez skazy i 艣wie偶e jak r贸偶a. Ciesz臋 si臋, bo su艂tan nie lubi 偶adnych skaz. Mo偶emy kontynuowa膰.

Teadorze chcia艂o si臋 spa膰. Wszyscy tak si臋 przejmowali, 偶eby spodoba艂a si臋 su艂tanowi, podczas gdy jej samej to nie obchodzi艂o. Chcia艂aby jedynie znale藕膰 si臋 z powrotem w klasztorze 艣w. Katarzyny i szykowa膰 do kolejnego spotkania w sadzie z Muradem. Murad! Murad! Cichutko powtarza艂a w my艣lach jego imi臋, podczas gdy kobiety naciera艂y jej w艂osy r贸偶ow膮 past膮 o migda艂owym zapachu.

Teadora nie zdawa艂a sobie sprawy, 偶e m臋ska 艂a藕nia s膮siaduje z pokojem k膮pielowym kobiet i w czasie, gdy poddawa艂a si臋 wszystkim zabiegom, znajdowali si臋 tam ulubieni synowie Orchana, pogr膮偶eni w przyjacielskiej rozmowie.

Czy prawdziwe s膮 plotki, 偶e Jan Kantakuzen szuka pomocy przeciwko swojemu zi臋ciowi? 鈥 zapyta艂 Murad.

To prawda 鈥 zapewni艂 go Sulejman. 鈥 I dlatego dzi艣 w nocy ksi臋偶niczka Teadora utraci dziewictwo.

Murad poczu艂 zawr贸t g艂owy. Nie艣wiadom niczego brat ci膮gn膮艂 dalej. 鈥 Ojciec m贸g艂 pozostawi膰 dziewczyn臋 w spokoju w klasztorze, lecz Kantakuzen nalega艂, aby wype艂nione zosta艂y wszystkie punkty ma艂偶e艅skiego kontraktu. Nasz ojciec nie m贸g艂 si臋 oprze膰 ch臋ci przej臋cia ostatniej cz臋艣ci wiana. Chodzi mu o twierdz臋 Cimpe, gdzie mam by膰 komendantem. Chcesz ze mn膮 jecha膰?

Czy ksi臋偶niczka jest w pa艂acu? 鈥 Murad mia艂 nadziej臋, 偶e jego g艂os by艂 oboj臋tny.

Tak. 艢liczna sztuka, cho膰 na m贸j gust troch臋 za blada. Widzia艂em j膮 przelotnie dzi艣 po po艂udniu, kiedy przyby艂a do pa艂acu. Biedna ma艂a, pewnie jest przera偶ona. C贸偶, zanim nadejdzie dzie艅, b臋dzie ujarzmiona. Nasz ojciec, chocia偶 ju偶 stary, nadal potrafi sprawi膰, 偶eby kobieta b艂aga艂a o wi臋cej. Jak s膮dzisz, bracie, czy d艂ugo jeszcze zachowa tak膮 sprawno艣膰?

Tak, tak 鈥 z roztargnieniem odpar艂 Murad, wszystkimi my艣lami przebywaj膮c z Teador膮, go艂膮beczk膮, ze swoj膮 mi艂o艣ci膮.

Sulejman nie przestawa艂 m贸wi膰. 鈥 Anastazja twierdzi, 偶e to chyba sama ksi臋偶niczka nam贸wi艂a ojca, aby poprawi膰 swoj膮 pozycj臋. Utrzymuje, 偶e wszyscy z rodu Kantakuzen贸w s膮 bardzo ambitni.

Za du偶o zjad艂em 鈥 powiedzia艂 Murad, podnosz膮c si臋. Wyszed艂 do przedsionka, chwyci艂 misk臋 i zwymiotowa艂. 鈥 Przekl臋ta ryba musia艂a by膰 nie艣wie偶a 鈥 mrukn膮艂, oddaj膮c misk臋 niewolnikowi. Przep艂uka艂 usta wod膮 mi臋tow膮, ubra艂 si臋 i ruszy艂 do apartamentu matki.

Ku swemu ogromnemu zaskoczeniu znalaz艂 matk臋 w towarzystwie Anastazji. 鈥 Czy to prawda? 鈥 zapyta艂 pospiesznie. 鈥 Czy stary satyr bierze dzi艣 do 艂贸偶ka dziewczyn臋 z Bizancjum?

Tak 鈥 odpowiedzia艂a Nilufer. By艂a to przystojna kobieta po czterdziestce. Jej pszeniczne w艂osy nadal po艂yskiwa艂y z艂oci艣cie, a bursztynowe oczy pe艂ne by艂y 偶ycia i m膮dro艣ci. 鈥 Omawia艂y艣my w艂a艣nie z Anastazj膮 ten niezwyk艂y przebieg wypadk贸w i zastanawiamy si臋, co to mo偶e oznacza膰.

Dziewczyna jest ambitna 鈥 odezwa艂a si臋 matka Ibrahima. 鈥 Jest jak wszyscy Kantakuzenowie, chciwa i zdradziecka. Dobrze to wiem, bo cesarz jest przecie偶 moim kuzynem. Najwyra藕niej dziewczyna zacz臋艂a si臋 nudzi膰 w klasztorze i poskar偶y艂a si臋 ojcu. Ale kiedy Orchan si臋 ni膮 zajmie, zacznie 偶a艂owa膰, 偶e si臋 tu znalaz艂a. 鈥 Anastazja roze艣mia艂a si臋 z okrucie艅stwem.

Murad wbi艂 wzrok w kobiet臋, kt贸ra zawsze by艂a ich wrogiem. By艂a dziesi臋膰 lat starsza od matki, drobna, o stalowo siwych w艂osach i najzimniejszych oczach, jakie zdarzy艂o mu si臋 widzie膰. 鈥 Co was sk艂oni艂o, 偶eby po tylu latach zjednoczy膰 si艂y?

Nowa 偶ona twojego ojca 鈥 uczciwie przyzna艂a Anastazja.

Po艣lubi艂 j膮 wiele lat temu i dot膮d was to nie niepokoi艂o. Nigdy te偶 nie by艂y艣cie serdecznymi przyjaci贸艂kami z moj膮 matk膮.

Ale dzisiejszej nocy bierze j膮 do swojego 艂o偶a. Je艣li oka偶e si臋 p艂odna i da mu syna... 鈥 Spojrza艂a na niego znacz膮co.

Chyba nie og艂osi go swoim spadkobierc膮, z pomini臋ciem Sulejmana czy mnie, dw贸ch doros艂ych m臋偶czyzn. Nie w jego wieku 鈥 warkn膮艂 Murad. 鈥 Mam nadziej臋, mamo, 偶e nie we藕miesz udzia艂u w kampanii nieuprzejmo艣ci wobec tego biednego dziecka. B臋dzie tu potrzebowa艂a przyjaci贸艂. 鈥 Ze z艂o艣ci膮 opu艣ci艂 pok贸j.

Na Allaha! By艂a tutaj! W tym pa艂acu, a on nic nie m贸g艂 zrobi膰. Wiedzia艂, 偶e wszystko, co matka i Anastazja m贸wi艂y o ambicjach Teadory by艂o nieprawd膮. Zna艂 j膮 przecie偶. A one nie. Jak偶e musi by膰 przera偶ona, biedaczka. I wkr贸tce zostanie oddana temu rozpustnemu starcowi. Poczu艂, 偶e zn贸w ogarniaj膮 go md艂o艣ci. Musi uciec z pa艂acu. Nie mo偶e sp臋dzi膰 tu dzisiejszej nocy, 艣wiadom tego, 偶e niewinno艣膰 dziewczyny zosta艂a z艂o偶ona w ofierze na o艂tarzu 偶膮dzy.

Nagle z cienia wy艂oni艂a si臋 mocno zakwefiona, niem艂oda kobieta. 鈥 Ksi臋偶niczka chce, 偶eby艣 wiedzia艂, i偶 nie doprowadzi艂a do tej sytuacji, ale spe艂ni swoj膮 powinno艣膰, tak jak zosta艂a nauczona 鈥 rzek艂a kobieta. I znik艂a.

Omal nie zacz膮艂 krzycze膰 za szybko oddalaj膮c膮 si臋 postaci膮. Potem zdecydowanie ruszy艂 do stajni i za偶膮da艂 konia. Dosiad艂 rumaka, wyjecha艂 przez bram臋 i skierowa艂 wierzchowca w stron臋 g贸r.


Rozdzia艂 4


Jeszcze nigdy w 偶yciu Teadora nie by艂a taka czysta. Wydawa艂o jej si臋, 偶e zetr膮 z niej sk贸r臋. Poza brwiami, rz臋sami i d艂ugimi w艂osami ca艂kowicie pozbawiono j膮 ow艂osienia. Paznokcie u r膮k i n贸g obci臋to jej na kr贸tko. Niech Allan broni, 偶eby mog艂a obrazi膰 swego pana i w艂adc臋 cho膰by nieumy艣lnym zadrapaniem! D艂ugie, proste, rude w艂osy l艣ni艂y z艂oci艣cie. Sk贸ra promienia艂a zdrowiem. D艂onie i stopy od spodu mia艂a zabarwione henn膮 na r贸偶owo.

Jednak ametystowe oczy dziewczyny pe艂ne by艂y smutku i strachu. Nie rozumia艂a, po co ten ca艂y po艣piech, a kiedy usi艂owa艂a dowiedzie膰 si臋 czego艣 od Ali Yahyi, ten, zak艂opotany, zby艂 jej pytania.

Ksi臋偶niczko, od kilku lat jeste艣 m臋偶atk膮. Teraz, gdy osi膮gn臋艂a艣 fizyczn膮 dojrza艂o艣膰, su艂tan chce zaszczyci膰 ci臋 zaproszeniem do swojego 艂o偶a. Nie ma w tym nic dziwnego.

Widzia艂, 偶e nie by艂a usatysfakcjonowana t膮 odpowiedzi膮. Czu艂 si臋 bardziej niezr臋cznie ni偶 kiedykolwiek, zrozumia艂 bowiem nagle, 偶e dziewczyna niczego nie knu艂a. Po prostu nie chcia艂a znale藕膰 si臋 w 艂o偶u su艂tana. By艂 pewien, 偶e gdyby nie nalegania ojca dziewczyny, nadal mieszka艂aby spokojnie w klasztorze 艣w. Katarzyny. Ta 艣wiadomo艣膰 sprawi艂a, 偶e eunuch z ci臋偶kim sercem robi艂 to, co mu polecono wykona膰.

Dok艂adnie cztery godziny po zachodzie s艂o艅ca Ali Yahya pojawi艂 si臋 w towarzystwie Anastazji i Nilufer w apartamencie Teadory, 偶eby j膮 odprowadzi膰 na spotkanie jej przeznaczenia. Obie starsze kobiety, odziane w jedwabne szaty, bogato zdobione z艂otym haftem i drogimi kamieniami, stanowi艂y kontrast wobec m艂odej dziewczyny w prostej sukni z bia艂ego jedwabiu.

Kobiety nie odezwa艂y si臋 s艂owem do Teadory, chocia偶 zwyczaj nakazywa艂, 偶eby porozmawia艂y z ni膮 przyja藕nie, 偶ycz膮c szcz臋艣cia. Nilufer z ciekawo艣ci膮 przygl膮da艂a si臋 dziewczynie. A wi臋c tak to b臋dzie wygl膮da艂o, pomy艣la艂a Iris. Stare, z艂o艣liwe kocice! G艂贸wny eunuch odwr贸ci艂 g艂ow臋 w stron臋 Iris i rzek艂 szybko, cichym g艂osem. 鈥 Twoja pani wr贸ci tu za jak膮艣 godzin臋 czy dwie. B膮d藕 gotowa! B臋dzie ci臋 potrzebowa膰. 鈥 Dobry Bo偶e! Co oni chc膮 zrobi膰 temu dziecku?

Lektyka porusza艂a si臋 dostojnie przez ciche korytarze haremu. Wreszcie zatrzymali si臋 przed ogromnymi drzwiami z br膮zu. Ali Yahya pom贸g艂 dr偶膮cej Teadorze wysi膮艣膰 z lektyki i poprowadzi艂 j膮 przez drzwi, kt贸re zatrzasn臋艂y si臋 za nimi z ponurym hukiem.

Znale藕li si臋 w komnacie urz膮dzonej z niezwyk艂ym przepychem. Marmurow膮 posadzk臋 pokrywa艂y puszyste, we艂niane kobierce. Na 艣cianach wisia艂y wspania艂e jedwabne gobeliny. W trzech rogach pomieszczenia umieszczono wysokie, bogato rze藕bione kadzielnice z tl膮cym si臋 wonnym aloesem. W czwartym rogu znajdowa艂 si臋 du偶y, kaflowy piec na drewno jab艂oni. Dwie lampy kute w srebrze zwiesza艂y si臋 z ciemnych belek sufitu, rzucaj膮c delikatne 艣wiat艂o na masywne 艂o偶e o rze藕bionych nogach, przystrojone r贸偶nokolorowymi, jedwabnymi draperiami. W艂a艣nie do tego 艂o偶a Ali Yahya poprowadzi艂 Teador臋. Jak spod ziemi pojawi艂y si臋 niewolnice i rozebra艂y j膮 z szat.

Prosz臋 si臋 po艂o偶y膰 na 艂贸偶ku, ksi臋偶niczko 鈥 rzek艂 Ali Yahya. Pos艂ucha艂a. Prze偶y艂a szok, kiedy pochyli艂 si臋 nad ni膮 i jedwabnym sznurkiem przywi膮za艂 jej jedn膮 r臋k臋 do wezg艂owia. Kt贸ra艣 z niewolnic przywi膮za艂a jej drug膮 r臋k臋. Potem rozsuni臋to jej d艂ugie
nogi i przywi膮zano w ten sam spos贸b do 艂o偶a.

Ogarn臋艂a j膮 panika. Krzykn臋艂a. Eunuch zas艂oni艂 jej d艂oni膮 usta. 鈥 Prosz臋 by膰 cicho, wasza wysoko艣膰! Nikt ci臋 nie skrzywdzi. Czy obiecasz mi, 偶e nie b臋dziesz krzycza艂a, kiedy zabior臋 r臋k臋? 鈥 Kiwn臋艂a g艂ow膮 i eunuch cofn膮艂 r臋k臋 z jej ust.

Czemu mnie zwi膮zano? 鈥 spyta艂a dr偶膮cym g艂osem.

To rozkaz su艂tana, pani. Wasz kontrakt ma艂偶e艅ski przewidywa艂 skonsumowanie zwi膮zku, kiedy doro艣niesz. Szczerze m贸wi膮c, su艂tan zostawi艂by ci臋 w spokoju w klasztorze, ale tw贸j ojciec nalega艂 na dope艂nienie warunk贸w kontraktu.

M贸j ojciec? 鈥 zawo艂a艂a niedowierzaj膮co. 鈥 M贸j ojciec nalega艂? O Bo偶e! Jak to mo偶liwe?

Zn贸w potrzebna mu pomoc su艂tana, wasza wysoko艣膰. Twoja siostra i jej ma艂偶onek zaczynaj膮 sprawia膰 k艂opoty. Sprawa pozosta艂ej cz臋艣ci twojego posagu, z艂ota i strategicznej fortecy w Cimpe, kt贸rej bardzo pragnie m贸j pan, pozostanie otwarta, dop贸ki nie zajdziesz w ci膮偶臋.

Nie odzywa艂a si臋 przez chwil臋. Wreszcie szepn臋艂a gorzko, jakby do siebie: 鈥 A wi臋c po to strzeg艂am mojego dziewictwa! 呕eby starzec m贸g艂 mnie wzi膮膰 si艂膮, w zamian za oddzia艂 偶o艂nierzy, gar艣膰 z艂ota i twierdz臋! 鈥 Westchn臋艂a i zwr贸ci艂a spojrzenie na eunucha. 鈥 Dlaczego su艂tan rozkaza艂 mnie przywi膮za膰 do 艂o偶a?

Bo nie masz do艣wiadczenia w sztuce mi艂o艣ci.

Bez odpowiedniej wiedzy mo偶esz walczy膰, sprawiaj膮c przykro艣膰 su艂tanowi. Tymczasem trzeba si臋 pospieszy膰 i nie ma czasu na nauczenie ci臋 potrzebnych rzeczy. Sprowadzono ci臋 dzi艣 do pa艂acu, bo zacz膮艂 si臋 tw贸j okres miesi臋cznej p艂odno艣ci. Przez cztery kolejne dni b臋dziesz spa艂a z su艂tanem. Jest nadzieja, 偶e ju偶 w przysz艂ym miesi膮cu b臋dziesz brzemienna. Je艣li nie, m贸j pan tak d艂ugo b臋dzie pr贸bowa艂, dop贸ki jego wysi艂ki nie przynios膮 oczekiwanego skutku.

By艂a oszo艂omiona tymi straszliwymi rewelacjami. Mo偶e nie zabola艂oby jej to tak bardzo, gdyby nie zazna艂a s艂odyczy czu艂o艣ci z ksi臋ciem Muradem. Jak偶e su艂tan musia艂 jej nienawidzi膰! W my艣lach przekl臋艂a ojca, kt贸ry po艣wi臋ci艂 j膮 w tak okrutny spos贸b.

I w tym w艂a艣nie momencie Teadora Kantakuzen doros艂a.

Ali Yahya zn贸w si臋 odezwa艂. Najwyra藕niej jej wsp贸艂czu艂. 鈥 Musisz si臋 przygotowa膰 dla swojego pana, ksi臋偶niczko. Nie b贸j si臋 tego, co si臋 zdarzy. 鈥 Na widok zdumienia na jej twarzy, doda艂: 鈥 Twoje cia艂o nie jest jeszcze gotowe na przyj臋cie m臋偶czyzny.

Klasn膮艂 w d艂onie i w pokoju pojawi艂y si臋 dwie 艣liczne dziewczyny, trzymaj膮ce w r臋kach bia艂e strusie pi贸ra. Usadowi艂y si臋 na sto艂eczkach po obu stronach 艂贸偶ka i, na znak dany przez eunucha, zacz臋艂y dotyka膰 mi臋kkimi pi贸rami jej piersi.

Teadora patrzy艂a na dziewczyny ze szczero艣ci膮, kt贸ra powoli przerodzi艂a si臋 w zdumienie, kiedy jej cia艂o zacz臋艂o reagowa膰 na delikatne pieszczoty. Westchn臋艂a, sama zaskoczona. Przez par臋 minut eunuch obserwowa艂 j膮 spod na wp贸艂 przymkni臋tych powiek.

Chocia偶 wra偶enia by艂y cudowne, Teadora czu艂a si臋 zniewa偶ona. Zosta艂a potraktowana jak klacz prowadzona do pokrycia. Krzycza艂a w my艣lach, gdy ogarnia艂o j膮 fala za fal膮 wspania艂e uczucie, podobne temu, czego do艣wiadcza艂a pod wp艂ywem zr臋cznych palc贸w Murada. Chryste! Czemu jej biodra nie mog艂y ule偶e膰 spokojnie?

W mroku co艣 si臋 poruszy艂o i do 艂o偶a zbli偶y艂 si臋 wysoki m臋偶czyzna, odziany w brokatowe szaty. Chocia偶 Teadora mia艂a oczy zamglone strachem i seksualnym podnieceniem, rozpozna艂a su艂tana Orchana. Mia艂 prawie zupe艂nie siwe w艂osy, ale jego oczy, o Bo偶e, by艂y czarne i takie same jak oczy Murada. Su艂tan spojrza艂 na ni膮 beznami臋tnie i zwr贸ci艂 si臋 do Ali Yahyi: 鈥 Istotnie jest ca艂kiem 艂adna. Szkoda, 偶e nie ma czasu, 偶eby j膮 w艂a艣ciwie wyszkoli膰. 鈥 M贸wi艂, jakby jej wcale nie by艂o. 鈥 Czy nadal jest nietkni臋ta, Ali?

Nie sprawdza艂em, wasza wysoko艣膰. By艂a przecie偶 zamkni臋ta w klasztorze.

Upewnij si臋! Dziewcz臋ta potrafi膮 p艂ata膰 r贸偶ne figle.

Eunuch pochyli艂 si臋 nad bezbronn膮 dziewczyn膮 i wsun膮艂 w ni膮 palec. Szarpn臋艂a si臋 dziko. Eunuch cofn膮艂 palec i zwr贸ci艂 si臋 do swojego pana: 鈥 Jest nietkni臋ta, panie.

Nie mam ochoty zajmowa膰 si臋 jej rozdziewiczaniem. Mara czeka na mnie, kiedy sko艅cz臋 t臋 spraw臋.

Dopilnuj, 偶eby zosta艂a pozbawiona dziewictwa.

Za chwil臋 b臋d臋 gotowy, 偶eby j膮 zap艂odni膰.

Teadora nie mog艂a uwierzy膰 swoim uszom. Je艣li nie Orchan, to kto ma j膮 pozbawi膰 dziewictwa i w jaki spos贸b? Nie mia艂a jednak zbyt wiele czasu na te rozwa偶ania. Eunuch wyda艂 kilka pospiesznych polece艅 i po chwili nachyli艂 si臋 nad ni膮, trzymaj膮c w r臋kach d艂ugi, gruby, g艂adko wypolerowany kawa艂ek drewna o kszta艂cie penisa. 鈥 B臋dzie bola艂o tylko przez kr贸tk膮 chwil臋, wasza wysoko艣膰 鈥 rzek艂 przepraszaj膮cym tonem, a potem doda艂 tak cicho, 偶e tylko ona mog艂a go us艂ysze膰. 鈥 Wybacz mi, ksi臋偶niczko.

Poczu艂a na swym dr偶膮cym ciele ch艂贸d g艂adkiego drewna i bezg艂o艣nie zacz臋艂a p艂aka膰 ze wstydu. Szybkie pchni臋cie. Przeszy艂 j膮 ostry, pal膮cy b贸l, kt贸ry stopniowo os艂abi. Gor膮ca wilgo膰 pojawi艂a si臋 pomi臋dzy jej udami. Chocia偶 zrobi艂o jej si臋 s艂abo, zachowa艂a przytomno艣膰. Skupi艂a uwag臋 na su艂tanie.

Obserwowa艂 bez emocji, jak j膮 rozdziewiczano. Teraz wyci膮gn膮艂 r臋ce i natychmiast niewolnicy zdj臋li z niego lu藕ne, brokatowe szaty. Zaskoczy艂 j膮 widok j臋drnego i ci膮gle m艂odego, cho膰 mo偶e nieco chudego, cia艂a.

Teadora zahipnotyzowana patrzy艂a, jak naga, z艂otow艂osa dziewczyna wysun臋艂a si臋 na 艣rodek, sk艂oni艂a przed su艂tanem, ukl臋k艂a przed nim i pochyli艂a g艂ow臋 do jego st贸p, w odwiecznym wiernopodda艅czym ge艣cie. Nadal kl臋cz膮c, unios艂a si臋 lekko i otar艂a policzek o krocze su艂tana. Delikatnymi, szczup艂ymi palcami zacz臋艂a pie艣ci膰 mi臋kki cz艂onek w艂adcy i pokrywa膰 szybkimi, dra偶ni膮cymi poca艂unkami. Kiedy dziewczyna wzi臋艂a p臋czniej膮cy organ w swe r贸偶owe usta, Teadora poczu艂a fal臋 po偶膮dania. Przera偶ona w艂asn膮 reakcj膮 odwr贸ci艂a g艂ow臋 i napotka艂a rozbawiony wzrok jednej z dziewcz膮t, masuj膮cych jej twarde, nabrzmia艂e piersi. Sp艂oni艂a si臋 ze wstydu i zamkn臋艂a oczy. Pomimo nat臋偶enia dozna艅, zmusi艂a si臋 do trzymania przymkni臋tych powiek.

Do otwarcia oczu sk艂oni艂 j膮 pospieszny tupot oddalaj膮cych si臋 krok贸w. Zosta艂a tylko z su艂tanem. Zmierza艂 ku niej, a wilgotny, czerwony czubek jego ogromnego cz艂onka po艂yskiwa艂 z艂owrogo. Wsun膮艂 pod jej biodra wa艂ek, unosz膮c j膮 tak, 偶eby mie膰 艂atwiejszy dost臋p do jej cia艂a.

Posiad艂 j膮 jak klacz i poczu艂a, jak si臋 w ni膮 wdziera, mocno i brutalnie. Jego r臋ce gniot艂y jej piersi, szczypa艂y sutki. Z okrucie艅stwem szarpn膮艂 do ty艂u jej g艂ow臋, 偶eby m贸c patrze膰 jej w twarz. Boj膮c si臋 zamkn膮膰 teraz oczy, spokojnie napotka艂a jego beznami臋tny wzrok, bezg艂o艣nie raz po raz wo艂aj膮c imi臋 Murada. Nagle unosz膮cy si臋 nad ni膮 m臋偶czyzna zadr偶a艂 i opad艂 na ni膮. Przez chwil臋 le偶eli bez ruchu, po czym su艂tan zsun膮艂 si臋 z niej. Rozlu藕ni艂 wi臋zy kr臋puj膮ce jej nogi, zsun膮艂 je i uni贸s艂 do g贸ry. 鈥 Trzymaj do g贸ry zaci艣ni臋te nogi, Teadoro, bo stracisz moje nasienie. 鈥 Odwr贸ci艂 si臋 i znikn膮艂 w ciemno艣ciach. Us艂ysza艂a tylko odg艂os zamykanych drzwi.

By艂a sama. Ca艂e jej cia艂o zacz臋艂o dygota膰, a powstrzymywane 艂zy sp艂yn臋艂y po policzkach. Par臋 minut p贸藕niej pojawi艂 si臋 Ali Yahya, rozwi膮za艂 jej r臋ce i delikatnie je rozmasowa艂. Z fa艂d贸w swego stroju wyci膮gn膮艂 chusteczk臋 i bez s艂owa otar艂 jej 艂zy. Potem pom贸g艂 Teadorze wsta膰, okry艂 jej lodowato zimne cia艂o jedwabn膮 sukni膮 i poprowadzi艂 korytarzem do lektyki. Po chwili otoczy艂y j膮 kochaj膮ce ramiona Iris, a niewolnice zaprowadzi艂y j膮 do 艂贸偶ka.

Ali Yahya czeka艂 w przedpokoju apartamentu ksi臋偶niczki, grzej膮c si臋 przy piecu. W ko艅cu z pokoju wy艂oni艂a si臋 Iris i zatrzyma艂a si臋, patrz膮c na niego pytaj膮co. Odezwa艂 si臋 do niej mi臋kkim, wysokim g艂osem: 鈥 Do ciebie nale偶y dopilnowanie, 偶eby ksi臋偶niczka nie popad艂a w smutek.

Iris roze艣mia艂a si臋 szorstko. 鈥 A jak niby mam to zrobi膰, panie? Dziewczyna jest bardzo m艂oda i wychowano j膮 w czu艂o艣ci. Noc po艣lubna mo偶e przerazi膰 ka偶d膮 m艂od膮 dziewic臋, ale 鈥 tu Iris zni偶y艂a g艂os 鈥 su艂tan zgwa艂ci艂 moj膮 panienk臋. Co gorsza za艣, b臋dzie musia艂a znosi膰 podobne traktowanie przez trzy najbli偶sze noce. Dlaczego? Co to dziecko zawini艂o, 偶e tak bardzo je krzywdzi?

Nie masz prawa zadawa膰 pyta艅, kobieto.

Je艣li mam utrzyma膰 dziewczyn臋 przy 偶yciu, musz臋 wiedzie膰 wszystko, Ali Yahyo.

Su艂tan by艂 rozgniewany na ksi臋偶niczk臋. S膮dzi艂, 偶e to ona, aby poprawi膰 swoj膮 pozycj臋, sk艂oni艂a ojca, 偶eby przypomnia艂 su艂tanowi o warunkach intercyzy. Dop贸ki nie pozna艂em ksi臋偶niczki, te偶 uwa偶a艂em, 偶e to jest mo偶liwe. Ale w dziewczynie nie ma fa艂szu. A obie 偶ony su艂tana, Anastazja i Nilufer, podsycaj膮 gniew m臋偶a. Obawiaj膮 si臋 trzeciej 偶ony.

Moja ksi臋偶niczka jest niczym delikatny kwiat, eunuchu. Musisz przekona膰 su艂tana, 偶eby w nast臋pne noce lepiej j膮 traktowa艂. Do czego doprowadzi takie okrucie艅stwo? A je艣li popadnie w szale艅stwo albo
umrze? S膮dzisz, 偶e cesarz przeka偶e twojemu panu pozosta艂膮 cz臋艣膰 posagu, gdy dowie si臋, co si臋 przydarzy艂o jego ulubionej c贸rce? Bizantyjski w艂adca m贸g艂 wykorzysta膰 dziewczyn臋 dla osi膮gni臋cia politycznych
cel贸w, ale nadal jest jego ukochanym dzieckiem.

Ali Yahya pokiwa艂 g艂ow膮. 鈥 Masz racj臋, kobieto. Postaram si臋, 偶eby serce su艂tana zmi臋k艂o wobec ksi臋偶niczki. Ale ty musisz dopilnowa膰, 偶eby dziewczyna od偶y艂a. 鈥 Nie doda艂 nic wi臋cej, odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i wyszed艂.

Iris odczeka艂a, a偶 zamkn臋艂y si臋 za nim drzwi i pop臋dzi艂a do sypialni Teadory. Dziewczyna le偶a艂a na plecach i ledwo oddycha艂a. Milcza艂a, a jej pi臋kna twarz mokra by艂a od 艂ez. Iris przysun臋艂a do 艂贸偶ka sto艂ek i przycupn臋艂a na nim. 鈥 Opowiedz mi, dziecko, o czym my艣lisz 鈥 poprosi艂a.

My艣l臋, 偶e najn臋dzniejsze stworzenie na polu ma
wi臋cej szcz臋艣cia ode mnie 鈥 nadesz艂a cicha odpowied藕.

Pragniesz 艣mierci, ksi臋偶niczko?

艢mierci? 鈥 Dziewczyna usiad艂a. 鈥 艢mierci? 鈥 Roze艣mia艂a si臋 gorzko. 鈥 Nie, Iris. Nie chc臋 umiera膰. B臋d臋 偶y艂a, 偶eby pom艣ci膰 t臋 zniewag臋! Jak su艂tan 艣mia艂 mnie posi膮艣膰 jak jak膮艣 dzikusk臋? Jestem Teadora Kantakuzen, bizantyjska ksi臋偶niczka! 鈥 By艂a na granicy histerii.

Cicho, moja ksi臋偶niczko. Pami臋tasz? 鈥 I Iris pokaza艂a na swoje uszy.

Teadora natychmiast zamilk艂a. S艂u偶膮ca podnios艂a si臋 i nala艂a kielich ci臋偶kiego, czerwonego wina cypryjskiego. Dosypa艂a do niego szczypt臋 zi贸艂 i poda艂a swojej pani. 鈥 Doda艂am do wina 艣rodek na sen, ksi臋偶niczko. Je艣li chcesz stawi膰 czo艂a jutru z odwag膮 i m膮dro艣ci膮, musisz w nocy dobrze wypocz膮膰.

Dziewczyna wypi艂a wino do dna. 鈥 Dopilnuj, 偶eby mnie obudzono ko艂o po艂udnia, Iris 鈥 powiedzia艂a i u艂o偶y艂a si臋 do snu. S艂u偶膮ca wymkn臋艂a si臋 z pokoju. Jednak Teadora nie zamkn臋艂a swych ametystowych oczu i wbi艂a wzrok w sufit. Uspokoi艂a si臋 ju偶 nieco, najgorszy szok min膮艂. Ale tej zniewagi nie zapomni nigdy.

Jej niewinne igraszki z ksi臋ciem Muradem spowodowa艂y, 偶e uwierzy艂a, i偶 to, co zachodzi pomi臋dzy kobiet膮 i m臋偶czyzn膮, jest zawsze sam膮 s艂odycz膮. M膮偶 pozbawi艂 j膮 wspania艂ej nocy po艣lubnej, ale ju偶 nigdy nie pozwoli si臋 traktowa膰 tak, jak dzisiejszej nocy. Skoro jej ojciec 鈥 niech b臋dzie przekl臋ty! 鈥 chcia艂, 偶eby urodzi艂a Orchanowi dziecko, zrobi to. Ale sprawi, 偶e jej m膮偶 po偶a艂uje dzisiejszej nocy. B臋dzie jej pragn膮艂 bardziej ni偶 jakiejkolwiek innej kobiety, a kiedy tak si臋 stanie... odtr膮ci go.

Kiedy wreszcie jej um臋czony m膮偶 b臋dzie si臋 wi膰 u jej st贸p, 偶ebrz膮c o wzgl臋dy, a stanie si臋 tak na pewno, b臋dzie je wydziela膰 sk膮po albo odmawia膰, zale偶nie od swego kaprysu.

Teadora w ko艅cu odpr臋偶y艂a si臋 i pozwoli艂a, by zaw艂adn膮艂 ni膮 艣rodek usypiaj膮cy. Kiedy p贸藕niej Iris zajrza艂a do sypialni, ksi臋偶niczka spa艂a.


Rozdzia艂 5


Ali Yahya by艂 bliski utraty swojego dostoje艅stwa. Gapi艂 si臋 na stoj膮ce przed nim dziecko, kt贸re powtarza艂o piskliwym g艂osikiem: 鈥 Moja pani, ksi臋偶niczka Teadora, 偶膮da, 偶eby艣 stawi艂 si臋 natychmiast, panie. Masz i艣膰 za mn膮. 鈥 Szarpi膮c go za t艂ust膮 r臋k臋, dziewczynka poprowadzi艂a zdumionego eunucha korytarzem, w stron臋 apartamentu Teadory.

Kiedy Ali Yahya po raz ostatni widzia艂 Teador臋, nie by艂 pewien, czy dziewczyna do偶yje do rana. Lecz zmia偶d偶ona istota, kt贸r膮 ogl膮da艂 ostatniej nocy w niczym nie przypomina艂a m艂odej kobiety, stoj膮cej przed nim. I po raz pierwszy w swoim 偶yciu Ali Yahya zrozumia艂 prawdziwe znaczenie s艂owa 鈥瀔r贸lewski".

Teadora przyj臋艂a eunucha, siedz膮c na niewielkim tronie, ustawionym na podwy偶szeniu. D艂ugie, ciemne w艂osy mia艂a zaplecione w dwa warkocze i zwini臋te w p臋tle po obu stronach g艂owy. Ubrana by艂a w b艂臋kitne i morskie jedwabie. Nie mia艂a na sobie bi偶uterii, bo 偶adnej nie posiada艂a.

Ametystowe oczy spojrza艂y na eunucha z powag膮. Kiedy sk艂oni艂 si臋 nisko, zmieszany, otrzyma艂 w odpowiedzi lekki u艣miech. W艂adczym gestem unios艂a d艂o艅 do g贸ry i odprawi艂a niewolnik贸w.

Pozostawszy sam na sam z Ali Yahy膮, rzek艂a spokojnie: 鈥 Powiedz mojemu m臋偶owi, 偶e je艣li kiedykolwiek powt贸rzy to, co zrobi艂 tej nocy, poinformuj臋 o tym mojego ojca, cesarza Jana. Jestem 艣wiadoma moich powinno艣ci i powij臋 mu syna najszybciej, jak na to pozwoli natura. Ale w przysz艂o艣ci su艂tan musi przychodzi膰 do mnie sam i zaakceptowa膰 m贸j brak do艣wiadczenia, tak jak zrobi艂by to chrze艣cija艅ski m膮偶, zachwycony takim dowodem mojej niewinno艣ci. Skoro pragn膮艂, 偶ebym by艂a do艣wiadczona w sztuce mi艂osnej, powinien by艂 kaza膰 mnie uczy膰. By艂am pod r臋k膮. Nie przyby艂am wczoraj do tego kraju. 呕膮dam nauczycieli, kt贸rzy pomog膮 mi uzupe艂ni膰 wiedz臋. Tymczasem mo偶e su艂tana rozbawi osobiste zaj臋cie si臋 moj膮 edukacj膮. By艂oby to dla niego zupe艂nie nowe do艣wiadczenie.

Eunuch ukry艂 zdumienie. 鈥 Zrobi臋 wszystko, 偶eby wstawi膰 si臋 za tob膮, wasza wysoko艣膰 鈥 rzek艂 z powag膮.

Wiem, Ali Yahyo. Spo艣r贸d wszystkich, kt贸rych spotka艂am w pa艂acu, ty jeden pami臋ta艂e艣 o mojej pozycji. Na pewno nie zapomn臋 o twojej 偶yczliwo艣ci.

Dzi臋kuj臋, 偶e przyszed艂e艣.

Odwr贸ci艂 si臋 ju偶, 偶eby odej艣膰, kiedy zn贸w si臋 odezwa艂a. 鈥 By艂abym zapomnia艂a. Prosz臋, zorganizuj dla mnie i dla Iris wypraw臋 na targ niewolnik贸w.

Je艣li potrzebujesz, pani, wi臋cej s艂u偶膮cych, z rado艣ci膮 ci ich dostarcz臋.

Potrzebuj臋 w艂asnej s艂u偶by, Ali Yahyo. Nie szpieg贸w. Zape艂ni臋 m贸j dom w艂asnymi niewolnikami, a nieop艂acanymi przez Anastazj臋, Nilufer, czy kolejn膮 faworyt臋 mojego m臋偶a. Albo przez ciebie. Czy to jasne, Ali Yahyo?

Kiwn膮艂 g艂ow膮. 鈥 B臋dzie, jak sobie 偶yczysz, wasza wysoko艣膰 鈥 powiedzia艂 i pospieszy艂 na poszukiwanie swojego pana.

Znalaz艂 su艂tana w towarzystwie jednej z ostatnich faworyt, p艂owow艂osej Czerkieski o imieniu Mihrimah. Dziewczyna przynosi艂a chlub臋 swoim nauczycielom zachowania w haremie, by艂a wzorowym przyk艂adem dobrych manier, ca艂kowitego pos艂usze艅stwa i seksualnego wyszkolenia. Ali Yahya przygl膮da艂 si臋 oboj臋tnie, jak Mihrimah delikatnie bierze do ust cukierek i podaje go oczekuj膮cemu panu. Eunuch nie m贸g艂 wyj艣膰 z podziwu, 偶e cz艂owiek w wieku su艂tana tak szybko si臋 podnieca艂 i mia艂 tak 艣wietn膮 kondycj臋. Nie bacz膮c na obecno艣膰 s艂u偶膮cego, Orchan posiad艂 dziewczyn臋, zmuszaj膮c j膮 do poddania.

Kiedy zaspokoi艂 swoj膮 偶膮dz臋, spojrza艂 na eunucha. Ali Yahya wzrokiem poprosi艂 o oddalenie dziewczyny. Orchan kopn膮艂 Mihrimah. 鈥 Uciekaj! 鈥 Natychmiast pos艂ucha艂a, zerwa艂a si臋 na nogi i wybieg艂a z pokoju. 鈥 M贸w, Ali Yahyo. O co chodzi?

Eunuch pad! na pod艂og臋 i, chwyciwszy stop臋 su艂tana, postawi艂 j膮 sobie na g艂owie. 鈥 Zb艂膮dzi艂em, m贸j panie. Pomyli艂em si臋 w os膮dzie i b艂agam ci臋, panie, o wybaczenie.

Orchan by艂 zaintrygowany. Ali Yahya by艂 jego niewolnikiem od ponad dwudziestu pi臋ciu lat. Przez ostatnie pi臋tna艣cie lat by艂 szefem bia艂ych eunuch贸w. Jego opinie zawsze by艂y wywa偶one, bezosobowe i s艂uszne. Nigdy dot膮d nie prosi艂 o wybaczenie 鈥 O co chodzi, stary przyjacielu? 鈥 uprzejmie zapyta艂 Orchan.

Chodzi o ksi臋偶niczk臋 Teador臋, panie. Pomyli艂em si臋 co do dziewczyny, podobnie jak twoje 偶ony. Nie jest zamieszana w 偶adn膮 intryg臋, maj膮c膮 na celu polepszenie jej pozycji. Wiedzia艂em to ju偶 ostatniej nocy, ale by艂o za p贸藕no, 偶eby powstrzyma膰... 鈥 zawaha艂 si臋, daj膮c su艂tanowi czas na przypomnienie sobie wydarze艅 ubieg艂ej nocy. 鈥 Dzi艣 rano 鈥 ci膮gn膮艂 dalej eunuch 鈥 b艂aga艂a mnie, 偶ebym ci臋 przeprosi艂 za jej ignorancj臋 w sztuce mi艂osnej. Prosi艂a te偶 o nauczycieli, 偶eby mog艂a szybko nadrobi膰 braki.

Naprawd臋? 鈥 zapyta艂 z zainteresowaniem Orchan. Nie by艂by zdziwiony, gdyby po ostatniej nocy dziewczyna targn臋艂a si臋 na swoje 偶ycie. To by go nie obchodzi艂o. Ale teraz by艂 zaintrygowany.

Mo偶e by艂aby to dla ciebie, panie, podniecaj膮ca nowo艣膰, gdyby艣 zosta艂 jej pierwszym nauczycielem. Kt贸偶 zna twoje potrzeby lepiej od ciebie? Dziewczyna sprawia wra偶enie ch臋tnej do nauki, a poza tym naprawd臋 jest ca艂kiem 艂adna, panie.

Na wspomnienie dziewczyny su艂tan zmru偶y艂 oczy i roze艣mia艂 si臋. 鈥 A wi臋c ma ochot臋 na lekcje, tak? Nawet po wczorajszej nocy? Uwa偶asz, 偶e powinienem wyszkoli膰 t臋 ma艂膮?

By艂aby to pewna odmiana, panie. Nie znam si臋 na tym, ale czy偶 nie nudzi ci臋 sta艂e obs艂ugiwanie przez kobiety, nale偶膮ce do twojego domu? Jako jej przewodnik b臋dziesz m贸g艂 j膮 nauczy膰 wszystkiego, co
sprawia ci najwi臋ksz膮 przyjemno艣膰. Je艣li jej si臋 b臋dzie udawa艂o ci臋 zadowoli膰, b臋dziesz j膮 nagradza艂.

Je艣li za艣 oka偶e si臋 niepoj臋tna, ukarzesz j膮.

Oczy su艂tana rozb艂ys艂y. Znany by艂 ze swojego upodobania do wymierzania niewolnicom kary ch艂osty. 鈥 Pewien jeste艣, Ali Yahyo? Jeste艣 przekonany, 偶e nie wp艂yn臋艂a na swojego ojca i nie usi艂owa艂a mi si臋 narzuca膰?

Jestem absolutnie pewien, panie. Wola艂aby po zosta膰 w klasztorze 艢w. Katarzyny. To by艂a wy艂膮cznie inicjatywa jej ojca.

Orchan u艣miechn膮艂 si臋. 鈥 Wkr贸tce dziewczyna zmieni zdanie, przyjacielu. Naucz臋 j膮 b艂aga膰 o m贸j dotyk. Powiedz jej, 偶e wybaczam jej niewiedz臋 i dzi艣 wieczorem rozpoczniemy lekcje mi艂o艣ci.

Eunuch uk艂oni艂 si臋 i wyszed艂, z trudem t艂umi膮c u艣miech. Z ksi臋偶niczk膮 jednak powinien by膰 zupe艂nie szczery. Jeszcze wczoraj my艣la艂 o niej jak o zwyczajnej dziewczynie, takiej jak tysi膮ce innych. Lecz dzi艣, gdy zobaczy艂, jak dzielnie otrz膮sn臋艂a si臋 z rozpaczy, zrewidowa艂 swoj膮 opini臋. Ali Yahya nie by艂 pewien, kim jest Teadora Kantakuzen, wiedzia艂 jednak, 偶e b臋dzie mia艂a w艂adz臋, z kt贸r膮 nale偶y si臋 liczy膰.

Teadora zn贸w zosta艂a wyk膮pana, namaszczona i wyperfumowana. Ale tym razem Ali Yahya przy ni贸s艂 jej jedwabny str贸j nocny i prost膮 bi偶uteri臋. R贸偶owe szarawary i bolerko podkre艣la艂y kremow膮 blado艣膰 jej sk贸ry. Mankiety spodni by艂y wyszywane w z艂ote kwiaty. Bolerko obszyto drobnymi, szklanymi paciorkami. Eunuch przyni贸s艂 jej te偶 kilka cienkich, z艂otych 艂a艅cuszk贸w na szyj臋. Osobi艣cie wsun膮艂 jej na palec ciemnob艂臋kitny perski turkus, oprawiony w ci臋偶kie, czerwone z艂oto.

To podarunek ode mnie, wasza wysoko艣膰.

Dzi臋kuj臋, Ali Yahyo. B臋dzie dla mnie wielkim skarbem. 鈥 I spojrza艂a na niego pytaj膮co.

Wszystko b臋dzie dobrze, wasza wysoko艣膰, obiecuj臋 鈥 powiedzia艂, pomagaj膮c jej wsi膮艣膰 do lektyki.

Pochyli艂 si臋 i przyozdobi艂 ma艂e uszy dziewczyny z艂otymi kolczykami. Unios艂a r臋k臋 i z zachwytem dotkn臋艂a ozd贸b.

U艣miechn膮艂 si臋 do niej. Chocia偶 wyczuwa艂 w niej wielko艣膰, nadal by艂a jeszcze dzieckiem. Kolczyki pi臋knie b艂yszcza艂y, nieprzes艂oni臋te zaczesanymi do ty艂u, ciemnymi w艂osami. W warkocz wplecione by艂y r贸偶owe wst膮偶ki i drobne pere艂ki. Eunuch pomy艣la艂, 偶e su艂tan musia艂by by膰 g艂upi, 偶eby 藕le potraktowa膰 taki smakowity k膮sek. Istotnie, by艂o to bardzo nieprawdopodobne. Przez
wi臋kszo艣膰 dnia su艂tan Orchan rozmy艣la艂 o nowych przyjemno艣ciach, zwi膮zanych z udzielaniem najnowszej 偶onie lekcji sztuki mi艂o艣ci. Ledwo m贸g艂 si臋 doczeka膰 wieczoru. Mia艂 nadziej臋, 偶e dziewczyna jest nami臋tna z natury. Ale nawet w贸wczas mo偶e b臋dzie mu si臋 z pocz膮tku opiera膰, ogarni臋ta wstydem. Op贸r! Ta my艣l podnieci艂a go. Nie przypomina艂 sobie, kiedy po raz ostatni jaka艣 kobieta pr贸bowa艂a mu si臋 opiera膰. Ogromne, podw贸jne drzwi jego komnaty otworzy艂y si臋. W korytarzu dostrzeg艂 swoj膮 now膮 偶on臋, kt贸rej pomagano wysi膮艣膰 z lektyki. Z wyra藕nym zadowoleniem patrzy艂, jak z wdzi臋kiem podesz艂a do niego ze skromnie pochylon膮 g艂ow膮. Zatrzyma艂a si臋, ukl臋k艂a i pad艂a przed nim na twarz w wiernopodda艅czym ge艣cie.

Nie! 鈥 Sam si臋 zdumia艂, s艂ysz膮c swoje s艂owa. 鈥 Jeste艣 ksi臋偶niczk膮, moja Teadoro.

Ale ty, m贸j m臋偶u, jeste艣 moim panem 鈥 odpowiedzia艂a niskim, melodyjnym g艂osem, jednocze艣nie dotykaj膮c czo艂em jego obutych st贸p. Podni贸s艂 j膮, odsun膮艂 welon z jej twarzy i cisn膮艂 na pod艂og臋. 鈥 Sp贸jrz na mnie 鈥 rozkaza艂. Podnios艂a g艂ow臋.

Jasne oczy o barwie ametystu nie umkn臋艂y przed jego mrocznym spojrzeniem. 鈥 Masz nienaganne maniery, moja m艂oda 偶ono, lecz twoje pi臋kne oczy m贸wi膮 co艣 innego.

Przez chwil臋 zagryz艂a doln膮 warg臋. Sp艂oni艂a si臋 uroczo, ale nie odwr贸ci艂a wzroku. 鈥 Jestem, jak sam to panie powiedzia艂e艣, ksi臋偶niczk膮.

Su艂tan za艣mia艂 si臋 serdecznie. Dziewczyna mia艂a charakter. O dziwo, nie mia艂 nic przeciwko temu. By艂a jak powiew ch艂odnego, o偶ywczego wiatru w przegrzanym pokoju, dusznym od wonno艣ci. 鈥 Zostaw nas 鈥 poleci艂 czekaj膮cemu Ali Yahyi i niewolnikom. Kiedy si臋 oddalili, zwr贸ci艂 si臋 do dziewczyny. 鈥 Boisz si臋, moja Teadoro?

Skin臋艂a g艂ow膮. 鈥 Troszeczk臋, panie. Po ostatniej nocy.

Przerwa艂 jej machni臋ciem r臋ki i rzek艂 zdecydowanie: 鈥 Wczorajszej nocy nigdy nie by艂o! Zaczynamy dzisiaj!

Pami臋taj膮c gwa艂t na jej ciele, dokonany przy pomocy drewnianego penisa, rzuci艂a szybko: 鈥 Tak, m贸j panie!

Poci膮gn膮艂 j膮 na poduszki, za艣cielaj膮ce ogromne 艂o偶e. 鈥 Jeste艣 jak dziewiczy ogr贸d cud贸w, moja 偶ono. Na razie jednak to ja postaram si臋 sprawi膰 ci przyjemno艣膰. 鈥 艢ci膮gn膮艂 z niej bolerko i, uj膮wszy w d艂onie jej piersi, poca艂owa艂 najpierw jedn膮, a potem drug膮. 鈥 Twoje piersi s膮 jak nierozwini臋te r贸偶e 鈥 mrukn膮艂, wtulony w jedwabist膮, pachn膮c膮 sk贸r臋 dziewczyny.

Jego dotyk by艂 niczym uderzenie pioruna. G艂臋boko wci膮gn臋艂a powietrze, instynktownie unosz膮c r臋ce, 偶eby go odepchn膮膰. By艂 jednak szybszy od niej. Popchn膮艂 j膮 na poduszki i pokry艂 jej nagie piersi gor膮cymi poca艂unkami. Jego j臋zyk, w臋druj膮cy po du偶ych sutkach, wprawia艂 jej cia艂o w jedno dr偶enie za drugim. Potem jego wargi zamkn臋艂y si臋 wok贸艂 jednej twardej brodawki i zacz臋艂y j膮 zg艂odnia艂e ssa膰. 鈥 M贸j panie! 鈥 j臋kn臋艂a. 鈥 O m贸j Bo偶e! 鈥 Zanim przerwa艂, by艂a bliska zemdlenia.

Jak ci si臋 podoba艂o? 鈥 zapyta艂. 鈥 Czy to, co robi艂em, sprawia艂o ci przyjemno艣膰?

Nie mog艂a odpowiedzie膰 i jej milczenie przyj膮艂 za dow贸d dziewiczej skromno艣ci, kt贸ra go oczarowa艂a. Ona za艣 nie mog艂a mu powiedzie膰, 偶e podoba艂o jej si臋 to, co robi艂. Podoba艂o jej si臋 tak samo jak to, co robi艂 z ni膮 ksi膮偶臋 Murad. Wprawia艂o j膮 to w konsternacj臋. Czy偶by jednak nie kocha艂a ksi臋cia? Czy mi艂o艣膰 r贸偶ni艂a si臋 od tego cudownego uczucia, kt贸re ogarnia艂o jej cia艂o pod wp艂ywem takiego dotyku? Nic nie pojmowa艂a. Wiedzia艂a jedynie, 偶e r臋ce tego m臋偶czyzny na jej ciele sprawiaj膮 jej przyjemno艣膰 i 偶e jednak jest jego 偶on膮. C贸偶 mog艂o by膰 w tym z艂ego? Kiedy jednak obj膮艂 j膮 ramieniem, a drug膮 r臋k膮 zacz膮艂 j膮 g艂adzi膰, przypomnia艂a sobie ubieg艂膮 noc, gdy z zimn膮 krwi膮 kaza艂 pozbawi膰 j膮 dziewictwa za pomoc膮 martwego kawa艂ka wypolerowanego drewna, 偶eby nie traci膰 swojego czasu. Teraz za艣 uwodzi艂 j膮 tylko dzi臋ki wstawiennictwu Ali Yahyi. Bez interwencji eunucha zn贸w by艂aby przywi膮zana do 艂o偶a i potraktowana jak zwierz臋.

Jej ukochany Murad nigdy jej nie skrzywdzi艂. Dotyka艂 jej 艂agodnie, z czu艂o艣ci膮. Chcia艂 j膮 mie膰 za 偶on臋, ona za艣 pragn臋艂a wzi膮膰 go za m臋偶a. Chcia艂a sprawia膰 mu przyjemno艣膰. To by艂a mi艂o艣膰! Krucha, ledwo pocz膮tkuj膮ca 鈥 ale mi艂o艣膰!

Nie kocha艂a su艂tana, jednak podoba艂y si臋 jej jego zaloty i, Bo偶e lito艣ciwy, to by艂o wszystko, czego mog艂a si臋 spodziewa膰 od 偶ycia. Ksi臋偶niczki nie mog艂y oczekiwa膰 rado艣ci w swoich zwi膮zkach ma艂偶e艅skich.

Z westchnieniem podda艂a si臋 jego pieszczotom. Wprawi艂a go w zachwyt, gdy przyci膮gn臋艂a jego g艂ow臋 ku swoim piersiom i poprosi艂a, 偶eby jeszcze raz powt贸rzy艂 to, co robi艂 przed chwil膮. Su艂tan czu艂 rosn膮ce po偶膮danie, dziewczyna szalenie go podnieca艂a. Z najwy偶szym trudem przychodzi艂o mu pami臋ta膰, 偶e jest taka niedo艣wiadczona. Jak m艂odzik niezr臋cznie 艣ci膮gn膮艂 jej pantalony z bioder, aby dalej sama mog艂a oswobodzi膰 z nich nogi. Oddychaj膮c ci臋偶ko rozchyli艂 szaty i opad艂 na ni膮, czerpi膮c ogromn膮 przyjemno艣膰 z kontaktu z jej m艂odym, gor膮cym cia艂em.

Przejecha艂 palcami po wewn臋trznej stronie jej ud, rozchylaj膮c jej nogi. Ku zaskoczeniu Teadory, niemal p艂aka艂 z po偶膮dania. Zdumia艂a j膮 gor膮ca nami臋tno艣膰 su艂tana. Nie ba艂a si臋 go. Zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, czy po zamkni臋ciu oczu uda艂oby si臋 jej udawa膰, 偶e to Murad...

Przeci膮gn臋艂a si臋 kusz膮co i wyszepta艂a ochryp艂ym g艂osem: 鈥 Poca艂uj mnie, panie. Poca艂uj mnie, m贸j m臋偶u. 鈥 Natychmiast jej pos艂ucha艂. Ku rado艣ci Teadory jego poca艂unek by艂 zdecydowany i dziwnie znajomy. O Bo偶e, by艂 jak poca艂unki Murada! Ca艂owa艂 j膮 mocno, nami臋tnie. Najpierw to on by艂 agresorem, p贸藕niej jednak, ku zdumieniu ich obojga, role si臋 odwr贸ci艂y. Pozwoli艂a, aby jego usta wprawi艂y j膮 w 艣wiat czysto zmys艂owych rozkoszy.

Zn贸w znalaz艂a si臋 w sadzie przy klasztorze 艣w. Katarzyny. Zn贸w by艂a w silnych ramionach ksi臋cia. To jego usta zaw艂adn臋艂y jej wargami, jego d艂onie przesuwa艂y si臋 po jej g艂adkiej sk贸rze. Jej m艂ode cia艂o 偶y艂o w艂asnym 偶yciem, porusza艂o kusz膮co, kierowane raczej instynktem ni偶 do艣wiadczeniem.

Oszala艂y z po偶膮dania Orchan wtargn膮艂 g艂臋boko w ch臋tne, m艂ode cia艂o. Zmobilizowa艂 wszystkie si艂y, 偶eby od razu nie zazna膰 zaspokojenia. Ostro偶nie poprowadzi艂 j膮 przez k艂臋bowisko nami臋tno艣ci, pomagaj膮c jej znale藕膰 si臋 w punkcie, kiedy wyda艂o jej si臋, i偶 nie zniesie nic wi臋cej.

Pocz膮tkowo Teadora zmaga艂a si臋 z si艂膮, kt贸ra unosi艂a j膮 coraz wy偶ej i wy偶ej, a偶 zaw艂adn臋艂a ni膮 rozkosz, prowadz膮ca niemal do utraty zmys艂贸w. Wtedy przesta艂a walczy膰. Sk膮pana w z艂otym blasku poczu艂a, 偶e rozpada si臋 na tysi膮ce drobniutkich kawa艂k贸w. Krzykn臋艂a w straszliwym poczuciu straty i us艂ysza艂a krzyk su艂tana.

W ca艂kowitej ciszy, jaka potem zapad艂a, z wahaniem otworzy艂a oczy. Le偶a艂 na boku, oparty na 艂okciu i wpatrywa艂 si臋 w ni膮. Jego ciemne oczy przepe艂nione by艂y uwielbieniem, u艣miecha艂 si臋 czule. Przez chwil臋 by艂a skonfundowana. Gdzie si臋 podzia艂 Murad? Kim by艂 ten starzec? Potem jednak poczucie rzeczywisto艣ci powr贸ci艂o i mia艂a ochot臋 g艂o艣no si臋 rozp艂aka膰.

Jeste艣 wspania艂a! 鈥 zawo艂a艂 su艂tan. 鈥 呕eby niewinna dziewczyna umia艂a tak g艂臋boko prze偶ywa膰!

By艂a taka nami臋tna! Na Allaha! Uwielbiam ci臋, moja 偶onko! Teadora! Teadora! Chyba si臋 w tobie zakocha艂em! 鈥 Wzi膮艂 j膮 w obj臋cia i poca艂owa艂 zg艂odnia艂e. Nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰, 偶eby nie pie艣ci膰 jej piersi, po艣ladk贸w... i szybko si臋 podnieci艂. Zn贸w szuka艂 ciep艂a jej cia艂a i zn贸w nie mog艂a mu siebie zabroni膰. Nie mog艂a te偶 zakaza膰 sobie fizycznego po偶膮dania. Nienawidzi艂a si臋 za to.

P贸藕niej za偶膮da艂 posi艂ku. 鈥 Dopilnuj臋, 偶eby艣 dosta艂a najlepszych nauczycieli, moja male艅ka. Zosta艂a艣 stworzona, 偶eby dawa膰 mi艂o艣膰 i j膮 otrzymywa膰. 鈥 Upi艂 troch臋 soku owocowego. 鈥 Moja s艂odka 偶ono, jak偶e mnie uradowa艂a艣! Musz臋 przyzna膰, 偶e nie spodziewa艂em si臋 tego po tobie. Jeste艣 moja, Teadoro! Tylko moja!

W jego g艂osie us艂ysza艂a echo s艂贸w Murada. Zadr偶a艂a. Otoczy艂 j膮 ramieniem. 鈥 Jestem u twoich st贸p, moja kochana Adoro. 鈥 To imi臋 pad艂o tak naturalnie, a kiedy zaskoczona spojrza艂a na su艂tana, ujrza艂a na jego twarzy zachwyt. 鈥 Adora! 鈥 zawo艂a艂. 鈥 Tak! Jeste艣 moj膮 Ador膮!

Czemu mnie tak nazwa艂e艣? 鈥 wyszepta艂a.

Bo jeste艣 istot膮 godn膮 adoracji 鈥 odpowiedzia艂, nachylaj膮c si臋 nad ni膮 i ca艂uj膮c jej pier艣

Poczu艂a w k膮cikach oczu piek膮ce 艂zy i szybko zacisn臋艂a powieki. Co za ironia, 偶e ojciec by艂 tak podobny do syna, nawet w j臋zyku mi艂osnym. Westchn臋艂a. By艂a uwi臋ziona jak kanarek w klatce i nie by艂o na to 偶adnej rady.

By艂a 偶on膮 su艂tana. Musi usun膮膰 ksi臋cia Murada ze swoich my艣li. Ca艂膮 energi臋 musi skierowa膰 na to, by da膰 m臋偶owi syna, a swemu ojcu wnuka, kt贸ry wi臋zami krwi po艂膮czy Jana Kantakuzena z su艂tanem Orchanem. By艂a Teador膮 Kantakuzen, bizantyjsk膮 ksi臋偶niczk膮 i zna艂a swoje obowi膮zki. By艂a Teador膮 Kantakuzen, 偶on膮 su艂tana, i zna艂a sw贸j los.


Rozdzia艂 6


Teadora, zaj臋ta szyciem, siedzia艂a ko艂o fontanny. W pluskaj膮cej, przezroczystej wodzie goni艂y za sob膮 z艂ote rybki. Wok贸艂 kwit艂y drzewka migda艂owe i wi艣nie, a na rabatkach, obsadzonych niebieskimi hiacyntami, ros艂y bia艂e i 偶贸艂te tulipany.

Siedz膮ca ko艂o ksi臋偶niczki Iris sykn臋艂a nagle: 鈥 Nadchodzi stara wrona w towarzystwie go艂臋bicy, z艂o偶y膰 codzienne uszanowanie.

Ciii 鈥 Teadora 艂agodnie uciszy艂a s艂u偶膮c膮. Musia艂a jednak zagry藕膰 usta, 偶eby powstrzyma膰 si臋 przed 艣miechem.

Dobry wiecz贸r, Teadoro.

Dobry wiecz贸r, Teadoro.


Dobry wiecz贸r, pani Anastazjo i pani Nilufer. Prosz臋 usi膮艣膰. Iris, przygotuj co艣 do picia. 鈥 Obie starsze kobiety zaj臋艂y miejsca. Anastazja, zerkaj膮c na wydatny brzuch Teadory, zauwa偶y艂a: 鈥 Ale du偶e dziecko! A przed tob膮 jeszcze dwa miesi膮ce. To b臋dzie cud, je艣li ci臋 nie rozerwie na kawa艂ki podczas porodu.

Co za g艂upstwa! 鈥 rzek艂a Nilufer, widz膮c 偶e Teadora poblad艂a. 鈥 Kiedy by艂am w ci膮偶y z Muradem, Sulejmanem i Fatim膮, mia艂am monstrualny brzuch. G艂贸wnie by艂y to wody i 偶adne z dzieci nie urodzi艂o si臋 zbyt du偶e. 鈥 Poklepa艂a dziewczyn臋 po r臋ce. 鈥 Wszystko 艣wietnie idzie, male艅ka. Twoje dziecko urodzi si臋 艣liczne i zdrowe.

Teadora pos艂a艂a matce Murada pe艂ne wdzi臋czno艣ci spojrzenie, po czym zwr贸ci艂a lodowaty wzrok na Anastazj臋. 鈥 Nie obawiam si臋 ani o siebie, ani o mojego syna 鈥 powiedzia艂a spokojnie.

Powracaj膮ca z tac膮 Iris us艂ysza艂a wystarczaj膮co wiele, 偶eby wpa艣膰 w z艂o艣膰. Potkn臋艂a si臋 i zawarto艣膰 niesionego na tacy dzbanka wyla艂a si臋 na kolana Anastazji. Kiedy zimny, lepki p艂yn zacz膮艂 wsi膮ka膰 w strojne szaty, pierwsza 偶ona su艂tana zerwa艂a si臋 na nogi.

Ty g艂upia niezdaro! 鈥 wrzasn臋艂a. 鈥 Ka偶臋 ci臋 obi膰 do krwi za t臋 celow膮 zuchwa艂o艣膰!

Nie zrobisz tego 鈥 zimno rzek艂a Teadora. 鈥 Iris jest moj膮 s艂u偶膮c膮, a to by艂 wypadek. Iris, pokornie b艂agaj pani膮 Anastazj臋 o wybaczenie.

Iris ukl臋k艂a pochylaj膮c g艂ow臋. 鈥 Och, ju偶 prosz臋, pani Teadoro. Bardzo prosz臋!

Ju偶 dobrze 鈥 powiedzia艂a spokojnie Teadora, jakby sprawa by艂a zamkni臋ta. Nast臋pnie wezwa艂a inne niewolnice 鈥 Je艣li si臋 nie pospieszycie, dziewcz臋ta, suknia pani Anastazji b臋dzie zniszczona. 鈥 Unosz膮c
g艂ow臋 napotka艂a spojrzenie Nilufer, pe艂ne rozbawionego podziwu.

Je艣li Teadora mog艂a uwa偶a膰 kogo艣 za przyjaciela, poza Iris, by艂a to druga 偶ona su艂tana. Poznawszy bizantyjsk膮 ksi臋偶niczk臋, Nilufer szybko zmieni艂a sw膮 opini臋 o dziewczynie. Widzia艂a w Teadorze namiastk臋 w艂asnej ukochanej c贸rki, kt贸ra zosta艂a wydana za ksi臋cia Samarkandy i mieszka艂a zbyt daleko, aby mog艂a si臋 jeszcze kiedykolwiek spotka膰 z matk膮. (i gdyby nie 偶yczliwo艣膰 Nilufer, Teadora mog艂aby straci膰 dziecko, gdy偶 Anastazja czerpa艂a ogromn膮 przyjemno艣膰 z prowokowania dziewczyny.

Niewolnicom uda艂o si臋 sp艂uka膰 owocowy sorbet z sukni Anastazji. Nast臋pnie rozpostar艂y szaty na szerokim 艂onie pierwszej 偶ony su艂tana, 偶eby wysch艂y. Ten w艂a艣nie moment wybra艂 Orchan, 偶eby z艂o偶y膰 wizyt臋
Teadorze w towarzystwie dw贸ch ulubionych syn贸w.

Teraz, gdy nie musia艂a znosi膰 niezaspokojonego apetytu seksualnego m臋偶a, darzy艂a go przyjacielskimi uczuciami. Po pami臋tnej nocy po艣lubnej przez cztery miesi膮ce odwiedza艂 j膮 przez pi臋膰 dni w tygodniu. Pozosta艂e dwie noce prawo koraniczne nakazywa艂o po艣wi臋ci膰 innym 偶onom. Podczas tych miesi臋cy wiedza Teadory znacznie si臋 poszerzy艂a. Wierny swej obietnicy Orchan przys艂a艂 jej najlepsze nauczycielki w haremie. Te gro藕ne kobiety bez ko艅ca szkoli艂y Teador臋 i demonstrowa艂y jej sztuk臋 mi艂o艣ci, a偶 dziewczynie zaczyna艂o si臋 wydawa膰, 偶e ju偶 nic jej nie zdziwi ani nie zaszokuje. Ale jej ma艂偶onek, wychwalaj膮c nowe umiej臋tno艣ci ksi臋偶niczki, nauczy艂 j膮 rzeczy, o jakich nauczycielki nawet nie wspomina艂y. Teadora odkry艂a, 偶e nadal potrafi si臋 rumieni膰 ze wstydu.

Na widok su艂tana, zmierzaj膮cego przez ogr贸d w jej stron臋, Teadora poczu艂a b贸l w sercu. Po jego lewej stronie szed艂 Murad. Nie widzia艂a go od ostatniego spotkania w klasztornym sadzie. Nie patrzy艂 na ni膮, lecz na matk臋. Teadora odnios艂a wra偶enie, 偶e w艂o偶y艂 w to wiele wysi艂ku. Ujrzawszy obu syn贸w, Nilufer unios艂a si臋 i z radosnym okrzykiem wyci膮gn臋艂a ramiona.

Po prawej stronie su艂tana kroczy艂 nast臋pca tronu, ksi膮偶臋 Sulejman. Od kiedy zamieszka艂a w pa艂acu, Teadora spotyka艂a tego m艂odego cz艂owieka przy licznych okazjach. By艂 to wysoki, przystojny m臋偶czyzna o oliwkowej cerze, czarnych w艂osach swojego ojca i oczach identycznych jak oczy brata. W przeciwie艅stwie do reszty rodziny by艂 otwarty, pe艂en uroku i weso艂y. Najm艂odsz膮 偶on臋 ojca traktowa艂 jak ulubion膮 m艂odsz膮 siostr臋.

Kiedy tr贸jka m臋偶czyzn zbli偶y艂a si臋 do kobiet, Sulejman i Murad uca艂owali matk臋. Orchan u艣ciska艂 Teador臋. Nast臋pnie odwr贸ci艂 si臋 do Murada i rzek艂:

Pozw贸l, synu, poznaj moj膮 drog膮 Ador臋. Czy偶 to nie s艂odki dar dla starego cz艂owieka na zimowe noce? 鈥 Roze艣mia艂 si臋 i ostro偶nie poklepa艂 jej nabrzmia艂y brzuch. 鈥 Jednak nie tak starego, 偶eby nie m贸c posia膰 nasienia w 偶yznej glebie.

Masz wiele szcz臋艣cia, ojcze 鈥 odpowiedzia艂 sztywno Murad, lekko k艂aniaj膮c si臋 Teadorze. Kiedy si臋 wyprostowa艂, napotka艂a jego zimny, pogardliwy wzrok. 鈥 Jeste艣 pewna, ksi臋偶niczko, 偶e m贸j ojciec da艂 ci syna? 鈥 S艂ysz膮c jego szyderczy g艂os mia艂a wra偶enie, 偶e za chwil臋 zemdleje.

Wzi臋艂a g艂臋boki oddech, 偶eby si臋 uspokoi膰 i rzek艂a t艂umnie: 鈥 Kobiety z rodu Kantakuzen贸w zawsze rodz膮 swoim m臋偶om silnych syn贸w, ksi膮偶臋.

Na ustach Murada pojawi艂 si臋 szyderczy u艣mieszek. 鈥 Z niecierpliwo艣ci膮 b臋d臋 oczekiwa艂 narodzin mojego przyrodniego brata, ksi臋偶niczko.

Nilufer zdumiona spojrza艂a na m艂odszego syna. Sk膮d u niego taka niech臋膰 do Teadory? To taka s艂odka dziewczyna. Potem, gdy Teadora odtwarza艂a w pami臋ci to wydarzenie, ogarn臋艂a j膮 z艂o艣膰, wi臋c, 偶eby si臋 roz艂adowa膰, z w艣ciek艂o艣ci膮 pot艂uk艂a par臋 glinianych naczy艅. Jej niewolnicy, starannie wybrani na targu w Bursie i wyszkoleni przez Iris w pos艂usze艅stwie i lojalno艣ci, byli bardzo zaskoczeni. Teadora zadawa艂a sobie pytanie, jak Murad m贸g艂 by膰 tak okrutny. Czy spodziewa艂 si臋, 偶e pope艂ni samob贸jstwo, bo jego ojciec nagle przypomnia艂 sobie o jej istnieniu? Czy s膮dzi艂, 偶e podoba艂y jej si臋 pe艂ne 偶膮dzy godziny sp臋dzone na 艂asce Orchana? Ci臋偶ko westchn臋艂a. Dosz艂a do wniosku, 偶e m臋偶czy藕ni to g艂upcy.

Kiedy urodzi si臋 jej syn, po艣wi臋ci mu si臋 bez reszty. Mia艂a nadziej臋, 偶e m膮偶 pozostawi j膮 w spokoju. Ostatnio wraz z Iris zacz臋艂a odwiedza膰 lepsze targi niewolnik贸w i kupowa膰 najpi臋kniejsze dziewice. Szkoli艂a dziewcz臋ta do perfekcji, a nast臋pnie prezentowa艂a je m臋偶owi. Gdyby uda艂o jej si臋 skierowa膰 zainteresowanie su艂tana gdzie indziej, mog艂aby go unikn膮膰. Sama my艣l o jego d艂oniach na swoim ciele przyprawia艂a j膮 o dr偶enie.

Wytrzyma艂a z Orchanem tyle godzin tylko dzi臋ki temu, 偶e wyobra偶a艂a sobie, i偶 jest z Muradem. Teraz jednak nie mog艂a d艂u偶ej udawa膰. Murad wyra藕nie ni膮 gardzi艂. Odprawi艂a niewolnice i, samotna w 艂o偶u, pozwoli艂a sobie na p艂acz. By艂y to jednak ciche 艂zy, bowiem nawet poczciwa Iris nie powinna si臋 dowiedzie膰 o jej smutku.

Czuj膮c energiczne kopanie dziecka, Adora ochronnym gestem po艂o偶y艂a r臋ce na brzuchu. 鈥 Za p贸藕no si臋 obudzi艂e艣, Halilu 鈥 skarci艂a dziecko z mi艂o艣ci膮. 鈥 Wydaje mi si臋, 偶e b臋dzie z ciebie ruchliwy, g艂o艣ny malec, podobny do mojego brata Mateusza, kt贸ry nie chcia艂 i艣膰 spa膰, p贸ki jeszcze m贸g艂 si臋 utrzyma膰 na nogach. 鈥 Na wspomnienie Mateusza u艣miechn臋艂a si臋. By艂 jedynym znanym jej ma艂ym ch艂opcem i sp臋dzili ze sob膮 ledwie par臋 lat. Jej pozycja pozbawi艂a j膮 nawet normalnego dzieci艅stwa.

Roze艣mia艂a si臋 z 偶a艂o艣ci膮. Dziecko jeszcze si臋 nie urodzi艂o, ale wiedzia艂a bez cienia w膮tpliwo艣ci, 偶e b臋dzie to ch艂opiec. Nie mia艂a poj臋cia, sk膮d to przekonanie, by艂a jednak pewna p艂ci dziecka, jakby je ju偶 trzyma艂a w obj臋ciach.

Su艂tan zapowiedzia艂, ze jego syn otrzyma imi臋 Halil, po wielkim tureckim generale, kt贸ry pokona艂 si艂y Bizancjum. Adora przyzwyczai艂a si臋 do tego imienia i bawi艂 j膮 sprytny policzek, wymierzony Janowi Kantakuzenowi przez jej m臋偶a.

W przeciwie艅stwie do wielu kr贸lewskich dzieci Halil b臋dzie mia艂 dzieci艅stwo. By艂a absolutnie zdecydowana w tej kwestii. B臋dzie si臋 bawi艂 ze swoimi r贸wie艣nikami, je藕dzi艂 konno, uczy艂 strzela膰 z 艂uku i w艂ada膰 mieczem. A co najwa偶niejsze, b臋dzie mia艂 matk臋. Nie zamierza艂a pozwoli膰, 偶eby go zabrano i oddano na wychowanie niewolnikom. Chocia偶 by艂 ottoma艅skim ksi臋ciem, to przy dw贸ch znacznie starszych braciach mia艂 niewielkie szanse na przej臋cie w艂adzy, a nie zgodzi si臋, 偶eby go osadzono we w艂asnym pa艂acu, gdzie eunuchowie sprowadz膮 go na drog臋 rozpusty.

My艣li o dziecku by艂y mi艂e, ale nie mog艂y usun膮膰 z jej pami臋ci spojrzenia Murada. Jak偶e jej nienawidzi艂! 艁zy zn贸w zacz臋艂y bezg艂o艣nie sp艂ywa膰 jej po policzkach. Nigdy, przenigdy si臋 nie dowie, ile偶 to razy przywo艂ywa艂a w pami臋ci te cudowne chwile, kt贸re sp臋dzili ze sob膮. Nigdy nie b臋dzie wiedzia艂, 偶e przy ka偶dym poca艂unku Orchana wyobra偶a艂a sobie, 偶e ca艂uje j膮 Murad. Wspomnienia trzyma艂y j膮 przy 偶yciu i pozwala艂y zachowa膰 zdrowe zmys艂y. Jednym okrutnym spojrzeniem zniszczy艂 te wspomnienia i nie wiedzia艂a, czy kiedykolwiek b臋dzie mog艂a mu przebaczy膰. Jakie mia艂 prawo, 偶eby j膮 tak surowo os膮dza膰?

Dwa miesi膮ce p贸藕niej, w upalny, czerwcowy poranek, najm艂odsza 偶ona su艂tana, Teadora, bez k艂opot贸w powi艂a zdrowego syna. A po miesi膮cu ostatnia cz臋艣膰 posagu ksi臋偶niczki w z艂ocie i strategiczna twierdza w Cimpe przesz艂y w r臋ce Orchana.

Su艂tan by艂 oczarowany ma艂ym Halilem i cz臋sto go odwiedza艂. Jednak jego po偶膮dliwe zainteresowanie Teador膮 os艂ab艂o w czasie ci膮偶y. W pa艂acu by艂o tyle pi臋knych kobiet, gotowych z nim i艣膰 do 艂贸偶ka. Teador膮 by艂a wi臋c bezpieczna. I zn贸w by艂a samotna.


Cz臋艣膰 II



BURSA

1357-135


Rozdzia艂 7


Teadora by艂a w艣ciek艂a. 鈥 Zawsze zach臋ca艂am Halila do uprawiania m臋skich sport贸w 鈥 zawo艂a艂a z furi膮 鈥 ale ostrzega艂am go, Ali Yahyo! Ostrzega艂am te偶 opiekuj膮cego si臋 nim niewolnika, kt贸ry teraz dostanie dziesi臋膰 bat贸w za niepos艂usze艅stwo! M贸wi艂am im obu, 偶e Halil nie mo偶e jeszcze dosiada膰 ogiera, kt贸rego przys艂a艂 mu ksi膮偶臋 Sulejman. Halil ma tylko sze艣膰 lat! M贸g艂 si臋 zabi膰!

Jest wnukiem Osmana i synem Orchana, pani.

A偶 dziw, 偶e nie urodzi艂 si臋 z ostrogami, przytroczonymi do st贸p 鈥 odpar艂 eunuch.

Teadora roze艣mia艂a si臋 wbrew sobie. Opanowawszy si臋, rzek艂a: 鈥 To powa偶na sprawa, Ali Yahyo. Medyk twierdzi, 偶e po tym upadku Halil mo偶e ju偶 zawsze kule膰. Noga nie goi si臋 jak powinna i wydaje si臋, 偶e jest odrobin臋 kr贸tsza od drugiej.

Mo偶e to i lepiej, ksi臋偶niczko 鈥 westchn膮艂 Ali Yahya. 鈥 Skoro tw贸j syn nie jest doskona艂y fizycznie, b臋dzie uznany za niezdolnego do pe艂nienia w艂adzy.

Zdziwi艂 si臋, gdy spojrza艂a na niego zaskoczona. 鈥 Jak to mo偶liwe, 偶e 偶yjesz pomi臋dzy nami tyle czasu, ksi臋偶niczko, a nie wiesz podstawowych rzeczy? Ka偶dy nowy su艂tan na pocz膮tek ka偶e straci膰 wszystkich swoich rywali. Najcz臋艣ciej s膮 to jego bracia. Ale nasze prawo nie pozwala na dziedziczenie przez kaleki, wi臋c b膮d藕 wdzi臋czna losowi, ksi臋偶niczko. Tw贸j syn b臋dzie d艂ugo 偶y艂. Jak s膮dzisz, czemu ksi膮偶臋 Murad nie ma dzieci? Wie, 偶e i on, i jego synowie postradaj膮 偶ycie, gdy tylko ksi膮偶臋 Sulejman wst膮pi na tron.

Sulejman mia艂by zabi膰 jej ma艂ego Halila? To niemo偶liwe! Przecie偶 uwielbia艂 swojego m艂odszego przyrodniego brata. Stale go rozpieszcza艂. Ale przypomnia艂a sobie, 偶e oczy Sulejmana potrafi艂y patrze膰 zimno. Przypomnia艂a sobie, 偶e s艂ysza艂a rozkazuj膮ce nuty w jego g艂osie i 偶e jego polecenia wykonywano natychmiast. I powr贸ci艂o do niej echo s艂贸w ojca, wypowiedzianych dawno, jeszcze zanim zosta艂a 偶on膮 su艂tana. Powiedzia艂 wtedy, 偶e Turcy s膮 doskona艂ymi 偶o艂nierzami, bo uwielbiaj膮 mordowa膰. Powiedzia艂, 偶e nie znaj膮 lito艣ci i wsp贸艂czucia.

Wzdrygn臋艂a si臋. A wi臋c jednak B贸g czuwa艂 nad ni膮. Po 艣mierci Orchana b臋dzie 偶on膮 zmar艂ego su艂tana 鈥 pozycja nie do pozazdroszczenia. Halil by艂 ca艂膮 jej rodzin膮. I teraz nie stanowi艂 dla nikogo zagro偶enia.

Trzy lata temu jej ojciec utraci艂 w艂adz臋, ale w przeciwie艅stwie do wielu cesarzy bizantyjskich, kt贸rzy wraz z tronem tracili 偶ycie, Jan Kantakuzen schroni艂 si臋 w klasztorze w Mistrze, ko艂o Sparty. By艂 z nim jej brat Mateusz, kt贸ry wcze艣niej przyj膮艂 艣wi臋cenia zakonne.

Zofia, starsza siostra przyrodnia Teadory, zgin臋艂a gwa艂town膮 艣mierci膮, gdy jej trzeci m膮偶 przy艂apa艂 j膮 z kochankiem i oboje zasztyletowa艂. Helena, teraz niekwestionowana cesarzowa Bizancjum, zachowywa艂a si臋 tak, jakby Teadora nie istnia艂a. Chocia偶 by艂y siostrami, to przecie偶 trzecia 偶ona su艂tana nie mog艂a si臋 r贸wna膰 z chrze艣cija艅sk膮 cesarzow膮 Bizancjum!

Teador臋 rani艂o lekcewa偶enie siostry. Orchan zbli偶a艂 si臋 ju偶 do siedemdziesi膮tki, wi臋c Teadora poruszy艂a z siostr膮 temat ewentualnego powrotu do Konstantynopola po 艣mierci su艂tana. Otrzyma艂a bezwzgl臋dn膮 odmow臋. Helena utrzymywa艂a, 偶e c贸rka uzurpatora Jana Kantakuzena nie by艂aby mile widziana w mie艣cie. To samo dotyczy艂o wdowy po Orchanie. Niewierni byli najwi臋kszymi wrogami mieszka艅c贸w Bizancjum.

Helena wygodnie zapomnia艂a o tym, 偶e sama by艂a r贸wnie偶 c贸rk膮 Jana Kantakuzena. Pomin臋艂a te偶 fakt, 偶e gdyby jej m艂odsza siostra nie zosta艂a wydana za Ottomana, ich ojciec m贸g艂by nie utrzyma膰 si臋 na tronie Bizancjum na tyle d艂ugo, by Helena zosta艂a 偶on膮 Jana Paleologa i cesarzow膮. Helena nie by艂a szczeg贸lnie inteligentna. Nie rozumia艂a, 偶e to, co niegdy艣 by艂o ogromnym Imperium Bizantyjskim, teraz skurczy艂o si臋 do kilku greckich okr臋g贸w, paru miast na wybrze偶u Morza Czarnego i Konstantynopola.

Helena nie widzia艂a, 偶e klejnoty, zdobi膮ce jej kr贸lewskie szaty i koron臋, by艂y ze zwyk艂ego szk艂a. Same szaty nie by艂y ju偶 ze z艂otej nici, lecz z po艂yskuj膮cej tkaniny. Zastawa kr贸lewska by艂a z miedzi. A wszystko, co wydawa艂o si臋 brokatem, okazywa艂o si臋 jedynie malowan膮 sk贸r膮. Helenie nigdy nie przysz艂o do g艂owy, 偶e b臋d膮c cesarzow膮 Bizancjum jest jak w艂adczyni wydmuszki. Teadora widzia艂a to wszystko i chocia偶 nie s膮dzi艂a, 偶e za jej 偶ycia Turcy podbij膮 Konstantynopol, wiedzia艂a jednak, i偶 w ko艅cu wezm膮 g贸r臋 nad Bizancjum.

Mimo to Teadora t臋skni艂a do miasta swojego dzieci艅stwa. By艂a te偶 pewna, 偶e po 艣mierci Orchana nie b臋dzie dla niej miejsca w Bursie, na dworze Sulejmana.

Przez chwil臋 pomy艣la艂a o Muradzie. Stale nie mia艂 偶ony ani na艂o偶nic. Zastanawia艂a si臋, czy kiedykolwiek o niej my艣la艂. Rzadko bywa艂 w Bursie, wi臋kszo艣膰 czasu sp臋dza艂 na p贸艂wyspie Gallipoli.

Zachichota艂a, przypomniawszy sobie, jak sprytnie Orchan oszuka艂 jej ojca. Po przyj艣ciu na 艣wiat Halila pozosta艂a cz臋艣膰 jej posagu zosta艂a wyp艂acona Orchanowi. Ksi膮偶臋 Sulejman i ksi膮偶臋 Murad zostali wys艂ani, 偶eby zaj膮膰 dla su艂tana Cimpe. Forteca znajdowa艂a si臋 na europejskim brzegu Cie艣niny Dardanelskiej, na p贸艂wyspie Gallipoli. Kiedy antyczne mury pobliskiego miasta run臋艂y podczas niewielkiego trz臋sienia ziemi, si艂y ottoma艅skie szybko zaj臋艂y ca艂y p贸艂wysep. Ich nast臋pnym celem sta艂a si臋 odbudowa miejskich mur贸w. Kiedy to osi膮gni臋to, ottoma艅scy ksi膮偶臋ta sprowadzili z Azji pierwszych tureckich osadnik贸w. Szybko zacz臋艂y powstawa膰 nast臋pne kolonie, zamieszkiwane przez dawnych 偶o艂nierzy Orchana i ich kobiety, kt贸rzy osiedlali si臋 na ziemiach nale偶膮cych do zbieg艂ych chrze艣cija艅skich wielmo偶贸w. Wie艣niacy pozostawali, wybieraj膮c rz膮dy ottoma艅skie, a nie bizantyjskie. Turecka okupacja oznacza艂a dla nich wolno艣膰 od feudalnych praw chrze艣cija艅skich, nadu偶y膰 i wysokich podatk贸w. Oznacza艂a r贸wnie偶 r贸wne prawa dla wszystkich, bez wzgl臋du na ras臋, religi臋 czy urodzenie.

W miar臋 rozszerzania si臋 tureckiej dominacji nawet chrze艣cija艅scy notable, kt贸rych ziemie graniczy艂y z nowo zdobytymi terytoriami ottoma艅skimi, zacz臋li uznawa膰 zwierzchno艣膰 Orchana. Na znak poddania si臋 muzu艂ma艅skiemu prawu p艂acili su艂tanowi niewielkie coroczne daniny. Pa艅stwo ottoma艅skie od pocz膮tku prowadzi艂o polityk臋 zjednuj膮c膮 sobie chrze艣cija艅skich poddanych.

W Konstantynopolu cesarz Jan Kantakuzen zrozumia艂 nagle, co si臋 dzieje i robi艂 gorzkie wym贸wki swojemu zi臋ciowi, su艂tanowi. Orchan, zdaj膮c sobie doskonale spraw臋 z tego, 偶e w ka偶dej chwili mo偶e odbi膰 twierdz臋 Cimpe, zaproponowa艂, 偶e odsprzeda j膮 z powrotem Bizancjum za dziesi臋膰 tysi臋cy z艂otych dukat贸w. Nie zamierza艂 jednak odda膰 Gallipoli, utrzymuj膮c, i偶 nie zdoby艂 miasta si艂膮. Przypad艂o mu z woli boskiej, wskutek trz臋sienia ziemi. Teadora nie mog艂a powstrzyma膰 si臋 od 艣miechu na my艣l o tym, 偶e jej sprytny ojciec zosta艂 w ko艅cu wystrychni臋ty na dudka, nawet je艣li oznacza艂o to jego kl臋sk臋.

Poniewa偶 ojciec i brat Teadory przebywali w odosobnieniu, nie mia艂a si臋 do kogo zwr贸ci膰. Ba艂a si臋, co mo偶e si臋 przydarzy膰 jej samej i synowi. Tymczasem ksi膮偶臋 Sulejman rozwi膮za艂 problem.

Kiedy doniesiono mu o zranieniu Halila, odwiedzi艂 Teador臋, aby j膮 przeprosi膰 za niebezpiecznego konia, kt贸rego podarowa艂 swojemu m艂odszemu bratu. Teadora przyj臋艂a jego przeprosiny, komentuj膮c: 鈥 Ali Yahya powiada, 偶e to kalectwo jest b艂ogos艂awie艅stwem, bo teraz Halil nie stanowi dla ciebie zagro偶enia.

Ksi膮偶臋 odpar艂 szczerze 鈥 To prawda, ksi臋偶niczko. Ale skoro ch艂opiec nie jest ju偶 dla mnie niebezpieczny, zastan贸wmy si臋 nad jego przysz艂o艣ci膮. To bardzo inteligentny dzieciak i w przysz艂o艣ci mo偶e mi by膰 pomocny.

My艣la艂am o powrocie pewnego dnia do Konstantynopola 鈥 odpowiedzia艂a. Nie musia艂 wiedzie膰, 偶e ta droga by艂a chyba przed ni膮 zamkni臋ta.

Nie powinna艣 tego robi膰! Je艣li naprawd臋 czujesz si臋 tu nieszcz臋艣liwa, nie b臋d臋 ci臋 zatrzymywa艂, ale nale偶ysz do rodziny Ottoman贸w, Adoro, i jeste艣my z ciebie dumni.

Na twoim dworze nie b臋dzie dla mnie miejsca, Sulejmanie.

Znajd臋 miejsce dla ciebie 鈥 odpar艂 ochryp艂ym g艂osem. Kiedy zerkn臋艂a na niego dostrzeg艂a w jego oczach po偶膮danie, kt贸re usi艂owa艂 ukry膰. Zaskoczona szybko spu艣ci艂a wzrok, 偶eby nie zauwa偶y艂 jej zak艂opotania.

Wygl膮da na to, ze fascynuj臋 wszystkich m臋偶czyzn z rodziny su艂tana, pomy艣la艂a z kwa艣nym rozbawieniem.

Jeste艣 niezwykle uprzejmy, ksi膮偶臋, oferuj膮c nam schronienie. B臋d臋 spokojniejsza ze 艣wiadomo艣ci膮, i偶 przysz艂o艣膰 Halila jest zabezpieczona.

Ksi膮偶臋 sk艂oni艂 si臋 uprzejmie i opu艣ci艂 j膮. A wi臋c Halil by艂 bezpieczny, lecz ona? Zaniepokoi艂o j膮 zainteresowanie ksi臋cia Sulejmana. Traktowa艂 j膮 zawsze jak siostr臋. A ona nigdy go nie zach臋ca艂a. Zmarszczy艂a brwi. Cisz臋 przerwa艂 g艂os s艂u偶膮cej, Iris.

Zerknij w lustro, pani. Tam znajdziesz odpowied藕 na niezadane pytanie.

Pods艂uchiwa艂a艣! 鈥 oskar偶y艂a j膮 Teadora.

Gdybym nie pods艂uchiwa艂a, nic bym nie wiedzia艂a, a w贸wczas jak mia艂abym ci臋 chroni膰? Jeste艣 bardzo tajemnicza, ksi臋偶niczko.

Adora roze艣mia艂a si臋 鈥 Podaj mi zwierciad艂o, ty niepoprawna, w艣cibska starucho!

Iris poda艂a lustro Teadorze, kt贸ra po raz pierwszy przyjrza艂a si臋 sobie z uwag膮. Troch臋 si臋 zdumia艂a na widok patrz膮cej na ni膮, niezwykle pi臋knej, m艂odej kobiety. Kobieta mia艂a poci膮g艂膮 twarz, d艂ugi, prosty nos, oczy w kolorze ametystu, ocienione d艂ugimi, czarnymi rz臋sami o z艂ocistych ko艅cach i szerokie usta z pe艂n膮, jakby nabrzmia艂膮 doln膮 warg膮. Mleczna cera by艂a bez skazy.

Teadora od艂o偶y艂a lusterko na 艂o偶e i zbli偶y艂a si臋 do du偶ego zwierciad艂a ze szk艂a weneckiego, oprawionego w bogato rze藕bion膮 z艂ot膮 ram臋. Przygl膮daj膮c si臋 sobie krytycznie zauwa偶y艂a, 偶e jest wy偶sza od wi臋kszo艣ci kobiet, smuk艂a jak topola, ma zgrabne piersi. Niez艂a figura. Popatrzy艂a uwa偶niej. W my艣lach zada艂a sobie pytanie, czy to naprawd臋 ona. Nie by艂a pr贸偶na, a poniewa偶 bardzo nie chcia艂a zwraca膰 na siebie uwagi Orchana, nigdy nie piel臋gnowa艂a swojego wygl膮du.

Jestem pi臋kna 鈥 szepn臋艂a cicho, z roztargnieniem dotykaj膮c ciemnych w艂os贸w.

Tak, ksi臋偶niczko, jeste艣 pi臋kna. A pe艂ny rozkwit twej urody jeszcze przed tob膮 鈥 zachichota艂a Iris. 鈥 Skoro ksi膮偶臋 Sulejman ci臋 po偶膮da 鈥 艣ciszy艂a g艂os 鈥 to mo偶e we藕mie ci臋 za 偶on臋, kiedy zostaniesz wdow膮. A wtedy b臋dziesz mia艂a zabezpieczon膮 przysz艂o艣膰!

Nie chc臋 by膰 jego 偶on膮 鈥 偶achn臋艂a si臋 Teadora. 鈥 A poza tym Sulejman ma ju偶 cztery 偶ony i nie mo偶e mie膰 wi臋cej. A nie zostan臋 niczyj膮 konkubin膮!

Te偶 co艣! Z 艂atwo艣ci膮 mo偶e si臋 rozwie艣膰 z kt贸r膮艣 z 偶on. To tylko niewolnice. A ty jeste艣 ksi臋偶niczk膮. 鈥 Zerkn臋艂a chytrze na swoj膮 pani膮. 鈥 Nie m贸w mi, 偶e nie pragniesz mi艂o艣ci m艂odego m臋偶czyzny, jego pieszczot. Przez p贸艂 nocy kr膮偶ysz po swojej sypialni. Gdyby艣 kilka razy posz艂a do 艂贸偶ka z jurnym m臋偶czyzn膮, wyleczy艂aby艣 si臋 ze swojej bezsenno艣ci.

Iris, jeste艣 bezczelna! Uwa偶aj, bo ka偶臋 ci臋 wych艂osta膰! 鈥 Przekl臋ta kobieta! Iris by艂a stanowczo zbyt spostrzegawcza.

W艂a艣nie ten moment wybra艂 ma艂y Halil, 偶eby wpa艣膰 do komnaty matki. 鈥 Zobacz! Mog臋 zn贸w chodzi膰, mamo, bez kuli! 鈥 Rzuci艂 si臋 w obj臋cia Teadory, kt贸ra omal si臋 nie pop艂aka艂a, widz膮c jak mocno ch艂opiec utyka. Praw膮 stop臋 mia艂 wykr臋con膮 do 艣rodka.

Jestem z ciebie bardzo dumna 鈥 powiedzia艂a, ca艂uj膮c syna, kt贸ry krzywi膮c si臋, wyrwa艂 si臋 z obj臋膰. 鈥 Niegrzeczny ch艂opiec! 鈥 skarci艂a go 偶artobliwie, sadzaj膮c go obok siebie. 鈥 Powiedz mi, Halilu, czy jeszcze ci臋 boli?

Tylko troch臋. 鈥 Ale odpowiedzia艂 tak szybko, 偶e domy艣li艂a si臋, i偶 musia艂o go bardzo bole膰.

Pod wp艂ywem impulsu zapyta艂a: 鈥 Czy mia艂by艣 ochot臋 na morsk膮 wypraw臋, synu?

Gdzie, mamo?

Do Tesaln, kochanie. Znajduj膮 si臋 tam gor膮ce
藕r贸d艂a, kt贸rych wody z艂agodz膮 b贸l w nodze.

Pojedziesz ze mn膮?

Je艣li tylko tw贸j ojciec si臋 zgodzi 鈥 odpowiedzia艂a zaskoczona, 偶e wcze艣niej o tym nie pomy艣la艂a.

Poderwa艂 si臋, szarpi膮c j膮 za r臋k臋. 鈥 Wybierzmy si臋 zaraz!

Teadora roze艣mia艂a si臋 na widok jego niecierpliwo艣ci, zaraz jednak przysz艂o jej do g艂owy pytanie: czemu nie? Szybko pod膮偶y艂a za swoim synkiem kr臋conymi korytarzami, prowadz膮cymi z haremu do m臋skiej cz臋艣ci pa艂acu. Przed drzwiami do apartament贸w su艂tana drog臋 zast膮pili im zdyszani eunuchowie.

Powiedz mojemu ojcu, su艂tanowi, 偶e ksi膮偶臋 Halil i jego matka, ksi臋偶niczka Teadora chc膮 si臋 natychmiast z nim widzie膰.

Chwil臋 p贸藕niej janczar powr贸ci艂. 鈥 Su艂tan przyjmie was teraz, wasza wysoko艣膰. 鈥 I otworzy艂 skrzyd艂o ogromnych, d臋bowych drzwi.

Wkroczyli do 艣rodka pe艂nej przepychu komnaty, gdzie na stosie poduszek siedzia艂 Orchan. Kilka m艂odych dziewcz膮t zajmowa艂o miejsce po jego prawej stronie, cicho brzd膮kaj膮c na strunach. Ostatnia ulubienica Orchana, ciemnow艂osa w艂oska pi臋kno艣膰 o wydatnych ustach, spoczywa艂a u jego boku. Teadora i jej syn zbli偶yli si臋 do su艂tana, ale kiedy Teadora pochyli艂a si臋, 偶eby ukl臋kn膮膰, Halil powstrzyma艂 j膮, 艂ypi膮c gro藕nie na na艂o偶nic臋 ojca. 鈥 Padnij na twarz, kobieto! Moja matka kl臋ka jedynie przed moim ojcem i przed Bogiem! 鈥 A gdy dziewczyna lekkomy艣lnie spojrza艂a na su艂tana, czekaj膮c na jego polecenia, ch艂opiec rzuci艂 si臋 na ni膮 z w艣ciek艂o艣ci膮. 艢ci膮gaj膮c j膮 z poduszek na pod艂og臋, krzycza艂: 鈥 Ty zuchwa艂a dziewko! Prosisz si臋 o baty!

艢miech Orchana zadudni艂 w pokoju. 鈥 Da艂a艣 mi godnego potomka Ottoman贸w, Adoro. Halilu, synu, b膮d藕 艂agodny dla dziewczyny. Taka niewolnica jak ona jest niezwykle cennym nabytkiem. 鈥 Zwr贸ci艂 spojrzenie na kobiet臋 u swych st贸p. 鈥 Zostaw mnie, Pakize. Za brak dobrego wychowania dostaniesz dziesi臋膰 bat贸w. Moje 偶ony musz膮 by膰 traktowane z szacunkiem, na jaki zas艂uguj膮.

Dziewczyna zerwa艂a si臋 na nogi i, skulona, wycofa艂a si臋 z komnaty.

Teadora ukl臋k艂a przed su艂tanem i z szacunkiem wykona艂a g艂臋boki uk艂on, za艣 Halil pi臋knie pok艂oni艂 si臋 ojcu.

Siadajcie ko艂o mnie 鈥 poleci艂 im Orchan 鈥 i opowiedzcie, czemu zawdzi臋czam wasz膮 dzisiejsz膮 wizyt臋.

Teadora zaj臋艂a miejsce u boku ma艂偶onka, po czym zacz臋艂a m贸wi膰: 鈥 Chc臋 zabra膰 Halila do Tesalii, do 藕r贸de艂 Apollina ko艂o g贸ry Ossa. Tamtejsze wody s膮 znane ze swoich w艂a艣ciwo艣ci leczniczych, a wiem, 偶e Halil bardzo cierpi, chocia偶 mi si臋 do tego nie przyzna. Stan jego nogi nigdy si臋 naprawd臋 nie poprawi, ale mo偶e przynajmniej wody pomog膮 zmniejszy膰 b贸l.

I chcesz z nim jecha膰? 鈥 zapyta艂 su艂tan.

Tak, panie. Nadal jest ma艂ym ch艂opcem, kt贸ry potrzebuje matki. Wiem, m贸j panie, 偶e mnie szanujesz, ale tak naprawd臋 wcale mnie nie potrzebujesz.

Tymczasem Halilowi b臋dzie mnie brakowa艂o. A poza tym nie powierz臋 mojego dziecka opiece s艂u偶膮cych podczas tak d艂ugiej podr贸偶y.

Su艂tan kiwn膮艂 g艂ow膮. 鈥 Nie zabierzesz go do Konstantynopola?

Nigdy!

Orchan uni贸s艂 z rozbawieniem brwi. 鈥 Reagujesz bardzo gwa艂townie, moja droga. Dlaczeg贸偶 to?

Zawaha艂a si臋, nim wyzna艂a: 鈥 Omawia艂am z moj膮 siostr膮 mo偶liwo艣膰 powrotu z Halilem do Konstantynopola w odleg艂ej przysz艂o艣ci. Jasno da艂a do zrozumienia, i偶 偶adne z nas nie b臋dzie mile widziane. To arogancka, g艂upia kobieta.

Oczywi艣cie wiedzia艂 to wszystko, gdy偶 wszelka prywatna korespondencja Teadory przechodzi艂a przez jego r臋ce. Teadora by艂aby w艣ciek艂a, gdyby by艂a tego 艣wiadoma. Zna艂 j膮 o wiele lepiej ni偶 przypuszcza艂a i podziwia艂 si艂臋 jej charakteru. Nigdy jednak by jej tego nie powiedzia艂, bo oznacza艂oby to przyznanie si臋 do s艂abo艣ci. A su艂tan szczerze lubi艂 偶on臋. By艂a tak膮 dumn膮 istot膮. Zrozumia艂, 偶e siostra g艂臋boko j膮 zrani艂a.

Zabierz Halila do 藕r贸de艂 Apollina, moja droga. Masz moje pozwolenie. Ali Yahya przygotuje wasz膮 podr贸偶. 鈥 Zwr贸ci艂 si臋 do ch艂opca. 鈥 B臋dziesz si臋 opiekowa艂 matk膮, Halilu, i chroni艂 j膮 przed niewiernymi?

Tak, ojcze! Mam nowy miecz z ostrzem z prawdziwej toleda艅skiej stali, kt贸ry m贸j brat Murad przys艂a艂 mi z Gallipoli.

Orchan u艣miechn膮艂 si臋 do syna i poklepa艂 go po ciemnej g艂owie. 鈥 Wierz臋, 偶e b臋dziesz jej dobrze strzeg艂, Halilu. Jest mi bardzo droga, synu. 鈥 Su艂tan klasn膮艂 w d艂onie, aby podano przek膮sk臋.

Podczas gdy szcz臋艣liwy ch艂opiec jad艂 sezamowe ciasteczka z miodem, Orchan rozmawia艂 z Teador膮. Ku zaskoczeniu ksi臋偶niczki nie traktowa艂 jej ju偶 jak obiektu zmys艂owych rozkoszy, lecz raczej jak ulubion膮 c贸rk臋. Ona za艣 nigdy jeszcze nie czu艂a si臋 przy nim tak swobodnie.

M贸wi艂 o mo偶liwo艣ci przeniesienia stolicy do Adrianopola, obleganego w艂a艣nie miasta le偶膮cego na europejskim brzegu morza Marmara. Posag Teadory da艂 mu punkt zaczepienia, jakiego potrzebowa艂 w Europie.

Czy zdob臋dziesz Adrianopol? 鈥 zapyta艂a.

Spr贸buj臋 鈥 odpowiedzia艂. 鈥 Mo偶e jednak kiedy艣 jeszcze osi膮dziesz w Konstantynopolu, moja droga.

Roze艣mia艂a si臋. 鈥 Oby艣 偶y艂 tysi膮c lat, Orchanie! Jestem za m艂oda, aby gdziekolwiek si臋 osiedla膰.

Zawt贸rowa艂 jej 艣miechem. 鈥 Rzeczywi艣cie, za m艂oda i o wiele za pi臋kna. Jeste艣 najpi臋kniejsz膮 kobiet膮 w moim domu. 鈥 Widz膮c ostro偶ne spojrzenie 偶ony, 艂agodnie odprawi艂 j膮 i ch艂opca.

Gdy pozosta艂 sam, zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, jak ju偶 robi艂 tysi膮ce razy, dlaczego nie lubi艂a si臋 kocha膰. By艂 pewien, 偶e poza nim nigdy nie zna艂a innego m臋偶czyzny. By艂a dziewic膮. Podniecona, potrafi艂a by膰 bardzo nami臋tna, zawsze jednak mia艂 wra偶enie, i偶 nie jest z nim, ale z jakim艣 niewidzialnym kochankiem. Nie m贸g艂 podejrzewa膰 innego m臋偶czyzny, bo wcze艣niej by艂a zamkni臋ta w klasztorze.

Pomimo up艂ywu tylu lat nadal intrygowa艂a go ta zagadka. Wiedzia艂, 偶e nie czu艂a do niego wrogo艣ci. Su艂tan wzruszy艂 ramionami. Jego harem pe艂en by艂 pi臋knych dziewcz膮t, a偶 nazbyt ch臋tnych, aby dostarczy膰 mu rozkoszy. Nie pojmowa艂 wi臋c, czemu tak bardzo zafascynowa艂a go ta m艂oda bizantyjska ksi臋偶niczka.


Rozdzia艂 8


Przez ca艂y dzie艅 niebo by艂o bezchmurne. Ani jednego ob艂oczka. Bezkresny b艂臋kit. Kapitan, stoj膮c na pok艂adzie statku, ze zmarszczonym czo艂em obserwowa艂 zach贸d s艂o艅ca. Kolory by艂y zbyt jaskrawe, zbyt wyra藕ne. Kiedy pomara艅czowe s艂o艅ce skry艂o si臋 za fioletowymi g贸rami Pindusu, na niebie pojawi艂a si臋 szmaragdowa po艣wiata, przeci臋ta smugami o barwie lawendy. Kapitan pokiwa艂 g艂ow膮 i zacz膮艂 wydawa膰 kr贸tkie rozkazy. Zdarza艂o mu si臋 ju偶 widywa膰 takie niebo. Przed wielk膮 burz膮.

Modli艂 si臋 do Allaha, 偶eby przeczucie go myli艂o. Odp艂yn臋li ju偶 za daleko, 偶eby zawr贸ci膰. Gdyby by艂 sam ze swoj膮 za艂og膮 i zwyk艂ym 艂adunkiem, nie przejmowa艂by si臋. Ale mia艂 na pok艂adzie najm艂odsz膮 偶on臋 su艂tana, ksi臋偶niczk臋 Teador臋, i jej syna, ksi臋cia Halila. Par臋 miesi臋cy temu zawi贸z艂 ich do Tesalii, a teraz p艂yn膮艂 z nimi z powrotem do domu.

Przed nimi panowa艂a bezgwiezdna ciemno艣膰; za nimi zach贸d s艂o艅ca wygl膮da艂 jak j臋zyki ognia na szarym tle. Wiatr, lekki i 艣wie偶y przez ca艂y dzie艅, teraz wia艂 ostrymi porywami z p贸艂nocy i zachodu. Kapitan Hassan zawo艂a艂 pierwszego oficera: 鈥 Dopilnuj, 偶eby wszyscy galernicy dostali solidny, ciep艂y posi艂ek i powiedz stra偶nikowi, 偶e ma ich rozku膰, gdy uderzy sztorm. Nie chc臋 ich mie膰 na sumieniu, je艣li p贸jdziemy na dno.

Oficer skin膮艂 g艂ow膮. 鈥 Czy niebezpiecze艅stwo jest takie du偶e, panie?

Mo偶e bardziej si臋 denerwuj臋 w zwi膮zku z obecno艣ci膮 na pok艂adzie 偶ony i syna su艂tana, ale ostatni raz widzia艂em takie niebo przed pot臋偶nym sztormem.

Tak, kapitanie. 鈥 Marynarz oddali艂 si臋, 偶eby wykona膰 polecenie kapitana, Hassan za艣 odwr贸ci艂 si臋 i zszed艂 po schodkach do korytarza, wiod膮cego do kajut kr贸lewskich pasa偶er贸w. Kiedy zapuka艂, Iris wpu艣ci艂a go do 艣rodka. Ksi臋偶niczka siedzia艂a przy ma艂ym stoliku, naprzeciwko swojego syna. Grali w szakale i zaj膮ce. Czeka艂 na pozwolenie, aby si臋 odezwa膰.

Teadora niemal od razu spojrza艂a na niego z u艣miechem. 鈥 Tak, kapitanie?

Dzi艣 w nocy spodziewam si臋 silnej burzy, wasza wysoko艣膰. Chcia艂bym, 偶eby wasza wysoko艣膰 i jej najbli偶si pozostali w swoich kajutach. Je艣li 偶yczy sobie pani ciep艂y posi艂ek, prosz臋 go zje艣膰 teraz. Kiedy morze si臋 rozbuja, kucharz ma polecenie zamkni臋cia kuchni i wygaszenia ognia.

B臋dzie mnie pan informowa艂 na bie偶膮co, kapitanie?

Oczywi艣cie, wasza wysoko艣膰! Bezpiecze艅stwo twoje i ksi臋cia Halila jest najwa偶niejsze.

Odprawi艂a go skinieniem g艂owy i powr贸ci艂a do gry. Kapitan Hassan wyszed艂 z uk艂onem i przechodz膮c przez pok艂ad, sprawdzi艂 liny i 艂uki. Zatrzyma艂 si臋 w kuchni. Usiad艂. Kucharz bez pytania postawi艂 przed nim misk臋 paruj膮cej potrawki rybnej i poda艂 pajd臋 chleba. Kapitan jad艂 pospiesznie, wybieraj膮c sos chlebem. Gdy sko艅czy艂, zwr贸ci艂 si臋 do kucharza: 鈥 Czy masz wszystko, 偶eby nakarmi膰 ludzi, Yussufie?

Tak, panie. Piek艂em chleb dzi艣 rano. Mamy suszone ryby, wo艂owin臋 i owoce. Mog臋 te偶 przyrz膮dzi膰 kaw臋.

Nagle statek przechyli艂 si臋 na bok i zacz膮艂 si臋 ko艂ysa膰. Yussuf pocz膮艂 zalewa膰 palenisko, kapitan za艣 wsta艂 i rzek艂 ponuro: 鈥 Co艣 mi si臋 wydaje, 偶e b臋dziemy mieli niez艂膮 zabaw臋.

Teadora ze swoimi bliskimi przyst膮pi艂a do spo偶ywania posi艂ku, kiedy zacz膮艂 si臋 sztorm. Ksi臋偶niczka podesz艂a do ma艂ego okienka w kabinie i wyjrza艂a w p贸艂mrok. Za nimi, poprzez kurtyn臋 deszczu, niebo nadal po艂yskiwa艂o czerwonym blaskiem zachodz膮cego s艂o艅ca. Morze by艂o czarne, o偶ywione jedynie bia艂膮 pian膮 fal. Teadora zadr偶a艂a w przeczuciu niebezpiecze艅stwa. Opanowawszy emocje, odezwa艂a si臋: 鈥 Chyba najlepiej zrobimy, je艣li wcze艣nie udamy si臋 na spoczynek. 鈥 Potarga艂a w艂osy synka.

Och, mamo! Czy m贸g艂bym zosta膰 i obserwowa膰 burz臋?

A chcia艂by艣? 鈥 By艂a zdumiona, ale zarazem zadowolona, 偶e si臋 nie ba艂.

Tak! Tylko 偶eby kapitan pozwoli艂 mi wyj艣膰 na pok艂ad.

Nawet gdyby kapitan ci pozwoli艂, to ja bym zabroni艂a!

Oj, mamo!

Roze艣mia艂a si臋. 鈥 Ale mo偶esz nie k艂a艣膰 si臋 spa膰, synku.

Zadowolony usadowi艂 si臋 na fotelu ko艂o okna, z twarz膮 przyci艣ni臋t膮 do ma艂ej szybki. Teadora usiad艂a ze swoj膮 rob贸tk膮 i zacz臋艂a haftowa膰 sielankow膮 scenk臋. Niewolnice sprz膮tn臋艂y po posi艂ku i uda艂y si臋 do swoich pomieszcze艅. Iris przyci臋艂a knoty w lampach, kt贸re chwia艂y si臋 niebezpiecznie, zawieszone na 艂a艅cuchach. Ksi臋偶niczka zerkn臋艂a na synka i zobaczy艂a, 偶e Halil zasn膮艂. Skin臋艂a na Iris, kt贸ra wzi臋艂a dziecko i po艂o偶y艂a je do 艂贸偶ka.

Tylko takie niewini膮tko mo偶e spa膰 podczas tego sztormu 鈥 zauwa偶y艂a starsza kobieta. 鈥 A ja? Jestem przera偶ona i podejrzewam, 偶e stan臋 si臋 pokarmem dla ryb. To jest moje przeznaczenie i nie uciekn臋 mu. 鈥 Opad艂a na 艂贸偶ko swojej pani i ze spokojem zabra艂a si臋 za reperacj臋 jedwabnej koszuli ma艂ego ksi臋cia.

Teadora haftowa艂a w ciszy. Nie czu艂a si臋 specjalnie pokrzepiona 艣wiadomo艣ci膮, 偶e Iris boi si臋 nie mniej od niej, ale, maj膮c w pami臋ci s艂owa swej zmar艂ej matki, kt贸ra podkre艣la艂a r贸偶nic臋 pomi臋dzy przedstawicielami klasy panuj膮cej a reszt膮 艣wiata, zmobilizowa艂a ca艂膮 swoj膮 odwag臋. Wszak by艂a Teador膮 Kantakuzen, ksi臋偶niczk膮 bizantyjsk膮. By艂a Teador膮 Kantakuzen, 偶on膮 su艂tana. Musi by膰 silna ze wzgl臋du na syna i na s艂u偶膮cych, kt贸rzy nie tylko stanowili jej w艂asno艣膰, by艂a te偶 za nich odpowiedzialna.

Gdy statek przechyli艂 si臋 wyj膮tkowo mocno, odruchowo spojrza艂a za okno i serce stan臋艂o jej ze strachu. Wody by艂o tak du偶o, i偶 przez chwil臋 my艣la艂a, 偶e statek tonie. Jednak po chwili jak korek wyskoczy艂 na powierzchni臋, na grzywy w艣ciek艂ych fal. Kiedy odzyska艂a oddech, poczu艂a pulsuj膮cy b贸l w r臋ce i zobaczy艂a, 偶e uk艂u艂a si臋 ig艂膮 w palec. Jasnoczerwona kropla krwi przez moment l艣ni艂a na powierzchni bia艂ego p艂贸tna, po czym wsi膮k艂a w haft. Parskn臋艂a z irytacj膮 i zacz臋艂a zmywa膰 plam臋 wod膮 ze stoj膮cej obok karafki. Energicznym pocieraniem uda艂o jej si臋 usun膮膰 krwawy 艣lad. Potem w艂o偶y艂a skaleczony palec do ust i zacz臋艂a go ssa膰.

Spostrzeg艂a, 偶e ca艂a dr偶y i nagle dotar艂o do niej, 偶e wcale nie chce umiera膰. Mia艂a zaledwie dwadzie艣cia lat, nie by艂a wi臋c taka stara, a poza paroma godzinami sp臋dzonymi z ksi臋ciem Muradem w klasztornym sadzie, nigdy nie zazna艂a rado艣ci w 偶yciu. A jej syn? Mia艂 ledwie siedem lat.

Statek zako艂ysa艂 si臋 jak szalony. Iris j臋kn臋艂a. Jej twarz przybra艂a chorobliwie zielony odcie艅 i Teadorze w ostatniej chwili uda艂o si臋 poda膰 jej misk臋. Kiedy Iris sko艅czy艂a, Teadora schwyci艂a misk臋 i wybieg艂a z kajuty, 艣wiadomie gwa艂c膮c zakaz kapitana. Pomy艣la艂a ponuro, 偶e nie b臋dzie do ko艅ca sztormu siedzia艂a zamkni臋ta w 艣mierdz膮cej wymiotami kabinie. Nie pomo偶e Iris, a tylko sprowokuje sw贸j roztrz臋siony 偶o艂膮dek.

Trzymaj膮c si臋 艣cian pokona艂a korytarz, prowadz膮cy na pok艂ad. Stan臋艂a w luku i cisn臋艂a w burz臋 misk臋 z ca艂膮 zawarto艣ci膮 i ze zdumieniem patrzy艂a, jak szalej膮cy wiatr porwa艂 naczynie z br膮zu, unosz膮c je, jakby nie m贸g艂 podj膮膰 decyzji, czy chce je przyj膮膰, czy te偶 nie. Po chwili miska wpad艂a w k艂臋bi膮ce si臋 wody. By艂o co艣 tak niezwykle 偶ywego w sztormie, 偶e Teadora przez chwil臋 przystan臋艂a w miejscu i, czuj膮c 偶e strach j膮 opuszcza, roze艣mia艂a si臋 g艂o艣no na widok tego pi臋knego, dzikiego zjawiska.

Kiedy wr贸ci艂a do kabiny, zobaczy艂a 偶e Iris zasn臋艂a na w膮skiej koi. Teadora zn贸w zasiad艂a do swojej rob贸tki. Po kilku godzinach haftowania nagle zauwa偶y艂a, 偶e morze si臋 uspokoi艂o. Wsta艂a, rozprostowuj膮c zdr臋twia艂e nogi. Na d藕wi臋k pukania szybko podbieg艂a do drzwi, gdzie czeka艂 bardzo zm臋czony kapitan.

Wszystko w porz膮dku, wasza wysoko艣膰?

Tak, kapitanie Hassanie. Wszyscy mamy si臋 dobrze.

Przyszed艂em ostrzec, 偶e to jeszcze nie koniec sztormu.

Ale morze jest spokojne jak staw rybny.

To prawda, pani. Nazywamy to okiem cyklonu.

To o艣rodek spokoju w samym centrum wiru. Gdy do
trzemy do kra艅ca spokojnego obszaru, niech Allan
ma nas w swojej opiece. Prosz臋 nie opuszcza膰 kabiny.

Jak d艂ugo potrwa ta cisza?

Jakie艣 p贸艂 godziny, pani.


Je艣li wi臋c pozwolisz, wyjd臋 teraz na par臋 minut na pok艂ad, kapitanie. M贸j syn i s艂u偶ba 艣pi膮, ale ja jako艣 nie mog臋 zasn膮膰.

Oczywi艣cie, wasza wysoko艣膰. Sam b臋d臋 pani towarzyszy艂.

Ostro偶nie zamkn臋艂a za sob膮 drzwi i, wspieraj膮c si臋 na ramieniu kapitana, wysz艂a na mokry pok艂ad. Ci臋偶kie powietrze by艂o nieruchome. Wydawa艂o si臋, 偶e wp艂yn臋li do ka艂amarza pe艂nego atramentu. Wsz臋dzie wok贸艂 nich niebo i morze by艂y jedn膮 czerni膮. Nagle kapitan wskaza艂 co艣 przed nimi i w dziwacznej po艣wiacie Teadora dostrzeg艂a w oddali wal spienionej wody.

To drugi kraniec cyklonu, wasza wysoko艣膰. Nie ma przed nim ucieczki.

Co za wspania艂e, dzikie zjawisko, kapitanie! Czy uda nam si臋 uj艣膰 z 偶yciem?

Je艣li taka b臋dzie wola Allaha 鈥 odpar艂 fatalistycznie kapitan, wzruszaj膮c ramionami.

Przez par臋 minut stali przy relingu. Wyczuwaj膮c niecierpliwo艣膰 kapitana, Teadora powiedzia艂a: 鈥揥r贸c臋 teraz do mojej kajuty.

Gdy znalaz艂a si臋 w kabinie, nachyli艂a si臋 nad synkiem i poca艂owa艂a go lekko. Spa艂 tak mocno, 偶e nawet nie drgn膮艂. Iris spa艂a na boku, pochrapuj膮c cicho. Teadora pomy艣la艂a, 偶e tak mo偶e jest lepiej. 艁atwiej jej b臋dzie opanowa膰 w艂asny strach, gdy nikt ko艂o niej nie b臋dzie si臋 ba艂.

Teadora poczu艂a, 偶e statek zn贸w zacz膮艂 si臋 ko艂ysa膰. Siedzia艂a spokojnie, z r臋kami z艂o偶onymi na do艂ku, w milczeniu modl膮c si臋 o bezpiecze艅stwo statku i jego pasa偶er贸w. Nigdy jeszcze, odk膮d opu艣ci艂a klasztor 艣w. Katarzyny, tak dalece nie odda艂a si臋 modlitwie.

Nagle statek gwa艂townie przechyli艂 si臋 na bok, po czym pot臋偶ny wstrz膮s targn膮艂 ca艂ym kad艂ubem. Ponad 艂omotem dotar艂 do niej krzyk. A potem ma艂e okienko w kabinie wpad艂o do 艣rodka, a pod艂og臋 pokry艂y od艂amki szk艂a i woda.

Zerwa艂a si臋 na nogi i przez chwil臋 sta艂a bezradnie, nasi膮kaj膮c wod膮 deszczow膮 i morsk膮. Iris stoczy艂a si臋 ze swojej koi i p贸艂przytomna, zacz臋艂a krzycze膰: 鈥揘iech Allah ma nas w swojej opiece! Toniemy! Toniemy!

Teadora odwr贸ci艂a si臋 gwa艂townie, postawi艂a s艂u偶膮c膮 na nogi i uderzy艂a j膮 z ca艂ych si艂. 鈥 Cicho b膮d藕, g艂upia! Nie toniemy! Wiatr wybi艂 okno, i to wszystko.

Przez szum wiatru, deszczu i morza us艂ysza艂y szale艅cze stukanie do drzwi. Gdy ksi臋偶niczka szarpni臋ciem otworzy艂a drzwi, do kabiny wpad艂 marynarz. 鈥揨 wyrazami szacunku od kapitana, wasza wysoko艣膰 鈥搘ysapa艂. 鈥 Mam sprawdzi膰, co si臋 sta艂o. Dopilnuj臋, 偶eby natychmiast zabito okno.

Co to by艂 za przera藕liwy trzask? 鈥 za偶膮da艂a informacji Teadora.

Marynarz zawaha艂 si臋, zanim udzieli! odpowiedzi. W ko艅cu wzruszy艂 ramionami i rzek艂: 鈥 Stracili艣my g艂贸wny maszt, pani, ale sztorm niemal si臋 sko艅czy艂 i robi si臋 ja艣niej. 鈥 I pospiesznie wyszed艂.

Obud藕 s艂u偶b臋, Iris i ka偶 im sprz膮tn膮膰 ca艂y ten ba艂agan, 偶eby marynarze mogli szybko dokona膰 niezb臋dnych napraw. 鈥 Kiedy si臋 odwr贸ci艂a, zobaczy艂a Halila siedz膮cego prosto na 艂贸偶ku, z szeroko otwarty
mi oczami. 鈥 Czy toniemy, mamo?

Nie, moje jagni膮tko 鈥 zmusi艂a si臋 do 艣miechu. 鈥
Ostatnie porywy burzy wyrwa艂y okno i bardzo nas
przestraszy艂y. To wszystko.

Po kr贸tkiej chwili okno zosta艂o zreperowane. Od艂amki szk艂a usuni臋to z ramy i zast膮piono deskami i zas艂on膮. Burza ucich艂a.

Kiedy Teadora ponownie wysz艂a na pok艂ad, by艂a zdumiona rozmiarami szk贸d. Ca艂y g艂贸wny maszt i fragmenty pozosta艂ych trzech maszt贸w znik艂y. Z 偶agli pozosta艂y trzepocz膮ce na wietrze strz臋py. Nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e zdani s膮 jedynie na galernik贸w. Zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, jak ci nieszcz臋艣nicy prze偶yli noc i zanotowa艂a w pami臋ci, 偶eby odszuka膰 po艣r贸d nich chrze艣cijan, kt贸rych b臋dzie mog艂a wykupi膰. Odk膮d zosta艂a matk膮, wykupywa艂a z niewoli ka偶dego napotkanego chrze艣cija艅skiego niewolnika i odsy艂a艂a go, wolnego, do Konstantynopola.

Odwr贸ci艂a si臋, s艂ysz膮c za sob膮 g艂os kapitana. 鈥 Twoim ludziom nic si臋 nie sta艂o, wasza wysoko艣膰?

Tak, dzi臋kuj臋. Przez wi臋ksz膮 cz臋艣膰 nocy by艂o nam ciep艂o i sucho. Jak przetrwa艂a za艂oga?

Stracili艣my czterech wio艣larzy, a dw贸ch moich marynarzy fale zmyty z pok艂adu. Ten przekl臋ty stra偶nik! Prosz臋 wybaczy膰, wasza wysoko艣膰, ale stra偶nik mia艂 rozku膰 galernik贸w, gdy nadci膮gnie burza. Nie wykona艂 rozkazu i czterech niewolnik贸w uton臋艂o, przykutych do swoich 艂awek. Stra偶nik zostanie ukarany, gdy tylko uprz膮tniemy zniszczenia. To nie b臋dzie mi艂y widok, wasza wysoko艣膰. Radz臋 schroni膰 si臋 w tym czasie pod pok艂ad.

Naturalnie, kapitanie, ale teraz chcia艂abym pozosta膰 jeszcze troch臋 na pok艂adzie, bo tak si臋 ciesz臋, 偶e nie postrada艂am 偶ycia.

Kapitan u艣miechn膮艂 si臋 zadowolony. 鈥 Prosz臋 mi wybaczy膰 to, co powiem, wasza wysoko艣膰, ale jest pani bardzo odwa偶n膮 kobiet膮. Dumny jestem, mog膮c z pani膮 p艂yn膮膰. 鈥 Zaczerwieni艂 si臋, zawstydzony w艂asn膮 艣mia艂o艣ci膮 i pospiesznie si臋 oddali艂.

Teadora u艣miechn臋艂a si臋 pod nosem. Te ostatnie miesi膮ce, z dala od Bursy, by艂y cudowne. 艢wietnie si臋 bawi艂a. 艢wiat by艂 taki wspania艂y! Nie b臋dzie przyjemnie znale藕膰 si臋 w haremie w sta艂ym towarzystwie pozosta艂ych dw贸ch 偶on. Trudno b臋dzie powr贸ci膰 do wiecznej nudy.

Spojrza艂a na t臋czow膮 po艣wiat臋, kt贸ra pojawi艂a si臋 na szaroniebieskim niebie i nagle u艣wiadomi艂a sobie, 偶e wsch贸d nie znajduje si臋 tam, gdzie powinien! Zagadn臋艂a przechodz膮cego marynarza: 鈥 Czy daleko zboczyli艣my z kursu?

Owszem, wasza wysoko艣膰. Znios艂o nas silnie
na po艂udnie, ale kapitan wkr贸tce skoryguje kurs.

Podzi臋kowa艂a za informacj臋 i wr贸ci艂a do kabiny. Iris szykowa艂a kaw臋, a kucharz przys艂a艂 koszyk z suszonymi owocami, chleb i ma艂y, twardy ser. Halil, ju偶 ubrany, wychodz膮c z kajuty, chwyci艂 po drodze gar艣膰 owoc贸w. 鈥 Kapitan zaproponowa艂 mi, 偶ebym posterowa艂 statkiem podczas robienia porz膮dk贸w 鈥 rzuci艂 podniecony. Teadora pozwoli艂a mu i艣膰, daj膮c znak s艂u偶膮cemu ch艂opca, aby mu towarzyszy艂.

Jestem za bardzo zm臋czona, 偶eby je艣膰 鈥 powiedzia艂a do Iris. 鈥 Wi臋ksz膮 cz臋艣膰 nocy sp臋dzi艂am na modlitwie. Spr贸buj臋 teraz si臋 przespa膰. Obud藕 mnie po po艂udniu. 鈥 Zasn臋艂a, zanim jeszcze przy艂o偶y艂a g艂ow臋 do poduszki.

Obudzi艂o j膮 s艂o艅ce, ubiegaj膮c Iris. Teadora le偶a艂a na plecach w cudownym p贸艂艣nie, ko艂ysana 艂agodnymi ruchami statku. By艂a sama, a promienie s艂o艅ca wdziera艂y si臋 przez pospiesznie przybite do okna deski. Kiedy nieco oprzytomnia艂a, gdzie艣 z g贸ry dotar艂y do niej dziwne odg艂osy. 艢wist. Uderzenie! J臋k. 艢wist. Uderzenie! J臋k. Nagle w pe艂ni rozbudzona Teadora zrozumia艂a, 偶e na pok艂adzie odbywa si臋 ch艂osta stra偶nika. A jej ma艂y synek tam by艂!

Ksi臋偶niczka pop臋dzi艂a do drzwi i otworzy艂a je gwa艂townie. Kiedy dotar艂a na pok艂ad, zatrzyma艂a si臋 jak wryta. Nieszcz臋sny stra偶nik by艂 przywi膮zany do jedynego pozosta艂ego masztu. Szcz臋艣liwie dla siebie by艂 ju偶 nieprzytomny, bo jego plecy zmieni艂y si臋 w krwaw膮 mas臋. Bicz stale unosi艂 si臋 i opada艂, za艣 ku przera偶eniu Teadory jej syn sta艂 u boku kapitana, dumnie wyprostowany, dziecinnym g艂osem licz膮c razy. 鈥 Trzydzie艣ci siedem, trzydzie艣ci osiem, trzydzie艣ci dziewi臋膰...

呕ona su艂tana poczu艂a, 偶e robi jej si臋 s艂abo. Z艂apa艂a si臋 framugi drzwi i kilka razy odetchn臋艂a g艂臋boko. Nie chcia艂a, 偶eby Halil widzia艂 takie rzeczy. Nadal by艂 tylko dzieckiem. Jednak jej syn nie sprawia艂 wra偶enia wstrz膮艣ni臋tego.

Czterdzie艣ci trzy, czterdzie艣ci cztery, czterdzie艣ci pi臋膰.

Teadora nie mog艂a zrobi膰 kroku. Rozejrza艂a si臋 po pok艂adzie. Obecna by艂a ca艂a za艂oga oraz przedstawiciele galernik贸w. Wszyscy stali w milczeniu, przygl膮daj膮c si臋 egzekucji.

Czterdzie艣ci dziewi臋膰, pi臋膰dziesi膮t.

Pejcz ze sk贸ry nosoro偶ca zosta艂 ci艣ni臋ty na pok艂ad, stra偶nika odci臋to od masztu i wtarto mu w rany s贸l. Wywo艂a艂o to cichy j臋k. Teadora by艂a zdumiona nie tylko tym, 偶e ten cz艂owiek jeszcze 偶y艂, ale 偶e starcza艂o mu si艂, 偶eby j臋cze膰. Widzowie zacz臋li si臋 rozchodzi膰 do swoich zaj臋膰, a Teadorze uda艂o si臋 odzyska膰 g艂os.

Kapitanie, natychmiast prosz臋 do mnie! 鈥 odwr贸ci艂a si臋 i wr贸ci艂a do kajuty, 偶eby nie zawstydza膰 go przed jego podw艂adnymi.

Tak, pani?

Zagniewana zwr贸ci艂a si臋 do marynarza. 鈥 Jak mog艂e艣 pozwoli膰 dziecku przygl膮da膰 si臋 tak brutalnym scenom i jeszcze w nich uczestniczy膰? Ksi膮偶臋 ma dopiero siedem lat!

Prosz臋 mnie wys艂ucha膰, wasza wysoko艣膰. Mo偶e nie wiesz, ale ten statek, nosz膮cy imi臋 鈥濳si膮偶臋 Halil" jest w艂asno艣ci膮 twojego syna. Otrzyma艂 go w prezencie od ojca. Wszyscy na statku s艂u偶ymy temu dziecku. Przed ch艂ost膮 chcia艂em go odes艂a膰 pod pok艂ad, ale ksi膮偶臋 Halil o艣wiadczy艂, 偶e do obowi膮zk贸w w艂a艣ciciela statku nale偶y wymierzenie sprawiedliwo艣ci. Stra偶nik by艂 jego s艂ug膮, niewolnicy, kt贸rzy uton臋li, nale偶eli do niego. Ten smok, kt贸ry ci臋 pilnuje, pani, wyrazi艂 zgod臋 i nie pozwoli艂 ci臋 obudzi膰. Wasza wysoko艣膰, chocia偶 ksi膮偶臋 ma zaledwie siedem lat, jest prawowitym potomkiem Ottoman贸w. Wed艂ug prawa jest moim panem. Nie mog艂em mu odm贸wi膰.

Dlaczego nie poinformowa艂e艣 mnie, 偶e statek nale偶y do mojego syna?

Pani 鈥 wykrzykn膮艂 zaskoczony kapitan 鈥 skoro dziecko o tym wiedzia艂o, za艂o偶y艂em, 偶e ty r贸wnie偶 zdajesz sobie z tego spraw臋. Dopiero teraz zrozumia艂em, 偶e nic nie wiedzia艂a艣.

Teadora bezradnie potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, zanim jednak zdo艂a艂a co艣 odpowiedzie膰, na pok艂adzie rozleg艂 si臋 krzyk. 鈥 Piraci!

Kapitan Hassan poblad艂 i rzuci艂 si臋 do drzwi kabiny, omal nie przewracaj膮c wchodz膮cej w艂a艣nie Iris. S艂u偶膮ca mia艂a szeroko otwarte oczy. 鈥 Pani! Piraci! Nie uciekniemy im! Allahu, zlituj si臋 nad nami!

Szybko! 鈥 poleci艂a Teadora. 鈥 Podaj moje najstrojniejsze szaty! Mo偶e by膰 suknia ze z艂otego brokatu. Najcenniejsz膮 bi偶uteri臋! Baba! 鈥 zwr贸ci艂a si臋 do czarnosk贸rego niewolnika, kt贸ry wszed艂 do kabiny. 鈥 Znajd藕 ksi臋cia i ubierz go podobnie!

Par臋 minut p贸藕niej Teadora wysz艂a na pok艂ad. Wzd艂u偶 niezdolnego do walki kr贸lewskiego okr臋tu Ottoman贸w przep艂ywa艂 w艂a艣nie piracki statek. Na jego wantach wisieli najokropniejsi ludzie, jakich Teadora kiedykolwiek widzia艂a. Bo偶e, pom贸偶 nam, pomy艣la艂a. Sta艂a jednak spokojnie, dumnie wyprostowana.

M艂oda 偶ona su艂tana, w z艂otej sukni z ci臋偶kiego brokatu, ze wspania艂ym z艂otym naszyjnikiem z ogromnych rubin贸w i pasuj膮cymi do niego, zwisaj膮cymi kolczykami, stanowi艂a prawdziwie kr贸lewski widok. Przywdzia艂a kilka pier艣cieni; na lewej r臋ce mia艂a pier艣cionki z rubinem, turkusem i z r贸偶owym brylantem, na prawej za艣 z niebieskim brylantem i z szafirem. Ciemne w艂osy ukry艂a pod delikatnym welonem, przetykanym nitkami z czystego srebra i z艂ota. Drugi, mniejszy welon, zas艂ania艂 jej twarz.

Ksi膮偶臋 Halil prezentowa艂 si臋 r贸wnie wspaniale w spodniach z bia艂ego jedwabiu i srebrzystego brokatu, d艂ugim kaftanie z tej samej tkaniny i w bia艂ej, jedwabnej koszuli. G艂ow臋 mia艂 obwi膮zan膮 srebrnym turbanem, ozdobionym pawim pi贸rem i brosz膮 z ogromnym tygrysim okiem. Sta艂 obok matki, z r臋k膮 opart膮 na z艂otym mieczu, kt贸ry dosta艂 od swojego brata, Murada. Kr贸lewsk膮 par臋 ottoma艅sk膮 otacza艂 ochronny kr膮g niewolnik贸w, Iris oraz kilku czarnosk贸rych eunuch贸w, przeszkolonych w sztukach walki.

W zwi膮zku z obecno艣ci膮 kr贸lewskich pasa偶er贸w, a tak偶e z powodu 偶a艂osnego stanu statku, kapitan Hassa podda艂 si臋 natychmiast, ku wyra藕nemu rozczarowaniu pirackiej za艂ogi, kt贸ra rwa艂a si臋 do walki. Kapitan pirat贸w sta艂 na pok艂adzie w otoczeniu swoich ludzi. By艂 to wysoki, jasnow艂osy cz艂owiek ze z艂ocist膮 brod膮.. Mia艂 na sobie bia艂e spodnie, przewi膮zane czarn膮, jedwabn膮 szarf膮. Go艂y tors porasta艂y kr臋cone, z艂ote w艂osy. By艂 opalony i muskularny. Trzyma艂 w r臋ce przepi臋kny, z艂oty miecz. Na nogach mia艂 buty do kolan z mi臋kkiej sk贸ry, zdobionej z艂otymi rysunkami.

Na rozkaz herszta pirat贸w kapitana Hassana i jego trzech oficer贸w wyci膮gni臋to do przodu i rzucono na kolana. Na znak swojego kapitana czterej piraci szybko podeszli i udusili nieszcz臋snych wi臋藕ni贸w, a ich cia艂a wyrzucili za burt臋.

Na statku zapanowa艂a 艣miertelna cisza. Jasnow艂osy olbrzym odwr贸ci艂 si臋 powoli i zlustrowa艂 spojrzeniem skupion膮 na pok艂adzie za艂og臋 鈥濳si臋cia Halila鈥.

Jestem Aleksander Wielki 鈥 rozleg艂 si臋 jego niski
g艂os. 鈥 P艂yn臋 z Fokai. Daj臋 wam mo偶liwo艣膰 wyboru. Przy艂膮czcie si臋 do mnie albo umrzecie, jak wasz kapitan i oficerowie.

Przy艂膮czamy si臋! 鈥 Jednym g艂osem zawo艂ali tureccy marynarze.

Nast臋pnie Aleksander Wielki zwr贸ci艂 si臋 do Teadory i jej syna. Czarnosk贸rzy eunuchowie natychmiast zwarli szranki i przyj臋li obronne pozycje wok贸艂 ksi臋cia i jego matki. 鈥 Nie! 鈥 rozkaza艂a im. Odsun臋li si臋, umo偶liwiaj膮c kapitanowi pirat贸w swobodne podej艣cie do ksi臋偶niczki. Kiedy si臋 do niej zbli偶y艂, przez chwil臋 i on, i Teadora stali bez s艂owa, mierz膮c si臋 wzrokiem. Zauwa偶y艂a, 偶e mia艂 oczy w czystym zielono b艂臋kitnym kolorze.

Pirat wyci膮gn膮艂 d艂o艅 i chwyci艂 rubinowy naszyjnik. Zerwa艂 go z szyi ksi臋偶niczki. Przez ca艂y czas nie odrywa艂 spojrzenia od jej fio艂kowych oczu. Zr臋cznym ruchem zdar艂 zas艂on臋 z jej twarzy. Nie cofn臋艂a si臋. Westchn膮艂. Cisn膮艂 naszyjnik z rubin贸w na pok艂ad i rzek艂:

Jedno spojrzenie na tw膮 艣liczn膮 twarz sprawi艂o, moja pi臋kna, 偶e klejnoty straci艂y wszelk膮 warto艣膰. Czy reszta twojego cia艂a jest r贸wnie cudowna? 鈥 jego r臋ka pow臋drowa艂a ku g艂臋bokiemu dekoltowi jej sukni. Wtedy si臋 odezwa艂a.

Jestem ksi臋偶niczka Teadora z Bursy, 偶ona su艂tana Orchana i siostra cesarzy Bizancjum. Dziecko to ksi膮偶臋 Halil, syn su艂tana i m贸j. Nietkni臋ci, stanowimy dla ciebie ogromn膮 warto艣膰. Je艣li jednak w swoich dalszych poczynaniach przekroczysz granice... 鈥 Najpierw spojrza艂a znacz膮co na naszyjnik, a potem na jego r臋k臋, nadal zaci艣ni臋t膮 na jej sukni 鈥 ...mo偶e si臋 okaza膰, 偶e sko艅czysz jako najbiedniejszy cz艂owiek na 艣wiecie.

Omi贸t艂 j膮 pe艂nym podziwu spojrzeniem, zdaj膮c si臋 wa偶y膰 jej s艂owa. Wreszcie roze艣mia艂 si臋. 鈥 Jaka szkoda, 偶e tak bardzo ceni臋 z艂oto! Z przyjemno艣ci膮 nauczy艂bym ci臋, moja 艣liczna, jak by膰 prawdziw膮 kobiet膮. 鈥 Widz膮c, 偶e wszelka krew odp艂yn臋艂a jej z twarzy, za艣mia艂 si臋 ponownie. 鈥 Musz臋 was przenie艣膰 na m贸j okr臋t 鈥 ci膮gn膮艂 dalej 鈥 ale b臋dziecie na nim bezpieczni, pani. Przed nadej艣ciem nocy b臋dziemy w Fokai, gdzie zamieszkacie w moim pa艂acu, dop贸ki nie otrzymam okupu. 鈥 Oderwa艂 sw膮 ogromn膮 d艂o艅 od jej dekoltu, aby uj膮膰 jej brod臋. Potrz膮saj膮c g艂ow膮, powiedzia艂: 鈥 Lepiej no艣 welon, pani, bo inaczej mog臋 zapomnie膰 o mojej praktycznej naturze. Ju偶 teraz zaczynam mie膰 ochot臋 na jakie艣 szale艅stwo.

Gwa艂townie odwr贸ci艂 si臋 od niej i zacz膮艂 wydawa膰 rozkazy. 鈥濳si膮偶臋 Halil鈥 mia艂 by膰 doholowany do Fokai, poddany reperacji i przy艂膮czony do pirackiej floty. Za艂oga tureckiego statku i galernicy b臋d膮 przydzieleni do innych okr臋t贸w. Piraci pomogli Teodorze i jej najbli偶szym przenie艣膰 si臋 na pok艂ad statku Aleksandra i ulokowali ich w kabinie kapitana, gdzie mieli przebywa膰 a偶 do zawini臋cia do portu. Teadora, wyczerpana minion膮 noc膮, wraz z Halilem umo艣ci艂a si臋 na kapita艅skiej koi. Kiedy spali, Iris trzyma艂a stra偶 przy drzwiach.

P贸藕nym popo艂udniem dotarli do portu w Fokai. Aleksander pos艂a艂 po 艂贸d藕, 偶eby przewie藕膰 swoich je艅c贸w do pa艂acu. Jego siedziba znajdowa艂a si臋 nad morzem, oko艂o trzech kilometr贸w od miasta. Siedz膮c na jedwabnych poduszkach na okr臋cie swojego porywacza, Teadora dowiedzia艂a si臋, 偶e by艂 m艂odszym synem greckiego wielmo偶y i dlatego musia艂 wybra膰 w艂asn膮 drog臋 偶yciow膮. Kocha艂 morze od dziecka, tote偶 zwr贸ci艂 si臋 ku niemu w poszukiwaniu najkorzystniejszego zaj臋cia.

Jego 偶ona, ukochana z dzieci艅stwa, ju偶 nie 偶y艂a. Nie o偶eni艂 si臋 powt贸rnie, lecz za艂o偶y艂 harem we wschodnim stylu. Zapewni艂 Teador臋, 偶e nie b臋dzie pozostawa艂a w zamkni臋ciu. B臋dzie mog艂a swobodnie porusza膰 si臋 po jego posiad艂o艣ci, je艣li tylko obieca, 偶e nie b臋dzie pr贸bowa艂a ucieczki. Teadora przyrzek艂a. Gdyby by艂a sama, nie zgodzi艂aby si臋 tak 艂atwo, ale musia艂a pami臋ta膰 o Halilu.

Jakby czytaj膮c w jej my艣lach, pochyli艂 g艂ow臋 w stron臋 jej synka. 鈥 Ciesz臋 si臋, 偶e jest z tob膮, moja 艣liczna. Jeste艣 zbyt pi臋kna, 偶eby ci臋 trzyma膰 za kratkami.

Umiesz czyta膰 w my艣lach, piracie?

Czasami. 鈥 I zni偶aj膮c g艂os, doda艂: 鈥 Jeste艣 zbyt
艂adna, 偶eby nale偶e膰 do starca, moja 艣liczna. Nami臋tny m艂ody cz艂owiek pomi臋dzy twoimi nogami usun膮艂by smutek z twoich oczu.

Sp艂oni艂a si臋 jak burak i odpar艂a cichym, w艣ciek艂ym g艂osem: 鈥 Zapominasz si臋, piracie!

B艂臋kitne oczy m臋偶czyzny 艣mia艂y si臋 z jej oburzenia, a jego usta wykrzywi艂y si臋 kpi膮co. 鈥 Pochodzeniem niemal ci dor贸wnuj臋, ksi臋偶niczko. Niew膮tpliwie m艂odszy syn greckiego wielmo偶y r贸wny jest m艂odszej c贸rce greckiego uzurpatora.

Jej r臋ka wystrzeli艂a do przodu, pozostawiaj膮c na policzku Aleksandra czerwony 艣lad. Zanim jednak zd膮偶y艂a wymierzy膰 nast臋pny cios, mocno j膮 uchwyci艂. Na szcz臋艣cie Iris i Halil byli zbyt poch艂oni臋ci obserwowaniem t臋tni膮cego 偶yciem pirackiego portu, 偶eby zauwa偶y膰 wymian臋 s艂贸w i cios贸w pomi臋dzy Teador膮 i Aleksandrem. Kapitan pirat贸w powoli uni贸s艂 r臋k臋 Teadory do g贸ry i, nie odrywaj膮c wzroku od jej oczu, z艂o偶y艂 pal膮cy poca艂unek po wewn臋trznej stronie jej d艂oni.

Pani 鈥 jego g艂os by艂 niebezpiecznie niski 鈥 nie zosta艂a艣 jeszcze wykupiona. Inny m臋偶czyzna m贸g艂by si臋 obawia膰 si臋ga膰 po w艂asno艣膰 su艂tana, ale nie ja.

I kto by si臋 o tym dowiedzia艂?

Poca艂unek wywo艂a艂 uczucie b贸lu w ca艂ym ciele Teadory. Poblad艂a z wra偶enia i wyszepta艂a dr偶膮cym g艂osem: 鈥 Nie o艣mieli艂by艣 si臋!

U艣miechn膮艂 si臋 szyderczo. 鈥 Ten pomys艂 zaczyna mnie kusi膰, moja 艣liczna.

艁贸d藕 uderzy艂a o wyk艂adane marmurem molo i Aleksander wyskoczy艂 na l膮d, 偶eby j膮 zacumowa膰. Pojawili si臋 doskonale wyszkoleni niewolnicy, aby pom贸c Teadorze i jej otoczeniu wysi膮艣膰 z 艂odzi i przenie艣膰 si臋 do przeznaczonych dla nich pomieszcze艅. Kr贸lewska rodzina otrzyma艂a trzy przestronne komnaty z w艂asn膮 艂a藕ni膮 i ogrodem na tarasie, wychodz膮cym na zach贸d, na b艂臋kitne morze. M艂oda niewolnica o s艂odkiej buzi pokaza艂a Teadorze szaf臋 wype艂nion膮 jej ubraniami, przeniesionymi ze statku. R贸wnie偶 rzeczy nale偶膮ce do Halila i Iris zosta艂y przetransportowane do pa艂acu.

Nasz pan nie okrada swoich go艣ci 鈥 o艣wiadczy艂a
z dum膮 niewolnica, a Teadora z trudem opanowa艂a
艣miech.

Tego dnia nie widzieli ju偶 Aleksandra. Podano im 艣wietnie przyrz膮dzony posi艂ek oraz wy艣mienite wino.

Po strasznych prze偶yciach podczas burzy wszyscy wcze艣nie udali si臋 na spoczynek.

Obudziwszy si臋 w 艣rodku nocy, Teadora zobaczy艂a Aleksandra stoj膮cego ko艂o jej 艂o偶a. We wpadaj膮cym przez okno 艣wietle ksi臋偶yca mog艂a dostrzec maluj膮ce si臋 na jego twarzy po偶膮danie. Poruszy艂a si臋, 偶eby odwr贸ci膰 ty艂em do niego swoje nagie cia艂o i zadr偶a艂a, s艂ysz膮c g艂os pirata. 鈥 Wiem, 偶e nie 艣pisz, moja 艣liczna.

Id藕 sobie 鈥 szepn臋艂a gwa艂townie, nie maj膮c od
wagi spojrze膰 na niego. 鈥 S膮dzisz, 偶e su艂tan zap艂aci艂by za moje uwolnienie, gdyby ktokolwiek si臋 dowiedzia艂 o twojej obecno艣ci w mojej sypialni?

Zapominasz, moja 艣liczna, 偶e to m贸j dom.

Nawet w twoim domu mo偶e by膰 paru szpieg贸w 鈥搊dpar艂a. 鈥 Id藕 sobie!

呕eby ci臋 uspokoi膰, powiem ci tylko, 偶e dosta艂em si臋 tu rzadko u偶ywanym przej艣ciem, o kt贸rego istnieniu wiem tylko ja. Ponadto tw贸j syn 艣pi jak niewini膮tko, a twoja s艂u偶膮ca wypi艂a kielich wina ze 艣rodkiem usypiaj膮cym. Chrapie jak 艣winia.

Jak 艣mia艂e艣? 鈥 Nie mog艂a uwierzy膰 w to, co s艂yszy.

Ca艂e moje 偶ycie jest jednym wielkim ryzykiem 鈥 odpar艂. 鈥 Chod藕, moja 艣liczna, nie odwracaj si臋 ode mnie. 鈥 Wyci膮gn膮艂 r臋ce i obr贸ci艂 j膮 ku sobie. 鈥 Chryste! 鈥 Jego g艂os by艂 pe艂en zachwytu. 鈥 Uroda twojego
cia艂a przewy偶sza pi臋kno twojej twarzy!

Cofn臋艂a si臋 przed nim. 鈥 Mo偶esz mnie zgwa艂ci膰 鈥 rzek艂a spokojnie 鈥 i chocia偶 teraz nie mog臋 ci臋 pokona膰, p贸藕niej znajd臋 spos贸b, 偶eby艣 za to zap艂aci艂. Przysi臋gam, Aleksandrze.

Nie, moja 艣liczna, nie 鈥 zaprotestowa艂, zamykaj膮c j膮 w obj臋ciach. 鈥 Nie opowiadaj mi takich g艂upstw. 鈥 Zuchwale i pewnie przesuwa艂 d艂oni膮 po jej ciele, sprawiaj膮c, 偶e dr偶a艂a z l臋ku zmieszanego z jawnym pragnieniem. 鈥 Nie zmusz臋 ci臋 do niczego, bo jeste艣 go艣ciem w moim domu. Ale te s艂odkie piersi b臋d膮 bardzo smutne, 偶e nikt ich nie b臋dzie pie艣ci艂 dzi艣 w nocy.

Z niezwyk艂膮 delikatno艣ci膮 g艂adzi艂 mi臋kki wzg贸rek jej cia艂a. Koralowe sutki napi臋艂y si臋, a z ust wyrwa艂 si臋 cichy j臋k.

Ach, moja 艣liczna, pragniesz tego tak samo jak ja! Czemu ze mn膮 walczysz?

Prosz臋! 鈥 Odepchn臋艂a r臋ce Aleksandra. 鈥 Powiedzia艂e艣, 偶e do niczego mnie nie zmusisz, bo jestem go艣ciem w twoim domu. Tw贸j honor ci tego zabrania, prawda? Pomy艣l wi臋c o moim honorze, Aleksandrze. Chocia偶 jestem jedynie kobiet膮, mam sw贸j honor. Jestem 偶on膮 Orchana, matk膮 jego syna. Nie kocham m臋偶a i nie b臋d臋 zaprzecza膰, 偶e moje cia艂o t臋skni do dotyku m艂odego m臋偶czyzny. Ale jak d艂ugo 偶yje m贸j m膮偶, nic si臋 nie stanie! Widzisz, piracie, ja te偶 musz臋 pami臋ta膰 o swoim honorze. Nawet gdyby nikt poza nami si臋 nie dowiedzia艂, i tak czu艂abym, 偶e m贸j honor zosta艂 nadwer臋偶ony. Mo偶esz to zrozumie膰?

U艣miechn膮艂 si臋 smutno. 鈥 S艂ysza艂em, 偶e Jan Kantakuzen ma nadmiernie uczon膮 c贸rk臋. Rozumujesz jak Grek, moja 艣liczna! W porz膮dku. Chwilowo zosta艂em pokonany i tej nocy zostawi臋 ci臋 w spokoju, ale nie mog臋 obieca膰, 偶e zawsze b臋d臋 si臋 trzyma艂 z daleka. Moje pierwotne instynkty mog膮 wzi膮膰 g贸r臋. Jednak zanim odejd臋, pozwol臋 sobie na male艅k膮 zemst臋, bo nie wydaje mi si臋, 偶ebym potrafi艂 ugasi膰 ogie艅, kt贸ry we mnie rozpali艂a艣.

I zanim odgad艂a jego zamiary, porwa艂 j膮 w ramiona i przycisn膮艂 mocno, a ich cia艂a przywar艂y do siebie od piersi, a偶 po uda. Opadli na 艂贸偶ko. Poczu艂a mi臋kkie w艂oski na jego torsie 艂askocz膮ce jej piersi, poczu艂a twardo艣膰 jego cz艂onka, napieraj膮c膮 na jej dr偶膮ce uda. Jego wargi zniewoli艂y jej usta pal膮cym poca艂unkiem, jego j臋zyk wdziera艂 si臋 w ni膮 z pasj膮, kt贸ra przyprawia艂a ja niemal o utrat臋 zmys艂贸w. Chcia艂a mu si臋 odda膰. Chcia艂a poczu膰 w sobie jego twardo艣膰!

Pu艣ci艂 j膮, u艣miechn膮艂 si臋 i wsta艂. 鈥 Niech pobyt w moim domu b臋dzie przyjemnym wspomnieniem dla ciebie i dla twojego honoru, Teadoro, 偶ono su艂tana Orchana.

Zaskoczona zamar艂a, obserwuj膮c jak znika za wisz膮c膮 na 艣cianie zas艂on膮. Dopiero kiedy si臋 upewni艂a, 偶e opu艣ci艂 komnat臋, zacz臋艂a p艂aka膰. Przypomnia艂 jej o czym艣, co przez tyle lat udawa艂o jej si臋 ukrywa膰 przed sam膮 sob膮. Przypomnia艂 jej, 偶e jest kobiet膮. M艂od膮 kobiet膮. Z tymi samymi p艂omiennymi pragnieniami, jakie mia艂a ka偶da m艂oda kobieta.

Nie mog艂a zaspokoi膰 swojego g艂odu. Dotyk m臋偶a by艂 jej wstr臋tny, a wspomnienie Murada pogrzeba艂a g艂臋boko w sercu. Omal nie zacz臋艂a 偶a艂owa膰, 偶e odprawi艂a Aleksandra. Dotyk jego cia艂a by艂 tak cudowny i czu艂a, 偶e by艂by wspania艂ym kochankiem. Czy mia艂 racj臋? Istotnie, kto m贸g艂by si臋 dowiedzie膰? Gdyby pozwoli艂a na ten zwi膮zek, czy potrafi艂aby 偶y膰 z poczuciem winy? Teadora rozp艂aka艂a si臋 gorzko, nie widzia艂a bowiem przed sob膮 nic, poza niesko艅czenie d艂ug膮, pozbawion膮 mi艂o艣ci przysz艂o艣ci膮, kt贸ra si臋 przed ni膮 rysowa艂a.


Rozdzia艂 9


M臋偶czyzna, kt贸ry zwa艂 siebie Aleksandrem Wielkim, nie by艂 lekkomy艣lnym fircykiem, lecz sprytnym cz艂owiekiem interesu. Miasto Fokaja, jego g艂贸wna siedziba, po艂o偶one by艂o pomi臋dzy emiratami Karasi i Sarakhan, naprzeciwko wyspy Lesbos. Chocia偶 I鈥檅kaja mia艂a swojego w艂adc臋, to jednak Aleksander i jego piraci sprawowali nad miastem faktyczn膮 kontrol臋 i przyczyniali si臋 do jego rozkwitu. Poza tym Aleksander mia艂 bazy na Chios, Lemnos i Imbros. Mia艂 swoich szpieg贸w i obserwator贸w tak偶e na mniejszych wyspach, dzi臋ki czemu m贸g艂 skutecznie kontrolowa膰 偶eglug臋 na Morzu Egejskim, trasy prowadz膮ce do Cie艣niny Dardanelskiej, przez Bosfor, a偶 po Morze Czarne.

Kupcy, kt贸rych statki p艂ywa艂y regularnie po tych wodach, p艂acili mu coroczn膮 danin臋 oraz procenty od zysk贸w z ka偶dej wyprawy. Nie by艂o mo偶liwo艣ci, ze by oszuka膰 Aleksandra, bo kupieckie statki by艂y przez niego sprawdzane przed ka偶d膮 podr贸偶膮. Okr臋t bez takiej kontroli nie otrzymywa艂 flagi kodowej na g艂贸wny maszt. A pozbawiony takiego oznakowania statek uznawany by艂 za uczciw膮 zdobycz i konfiskowano mu ca艂y 艂adunek.

Aleksander wola艂 otrzymywa膰 danin臋 w z艂ocie, ale przyjmowa艂 te偶 dary w towarach. Dwa razy w roku jego okr臋ty p艂yn臋艂y na p贸艂noc Europy, gdzie za swoje jedwabie, wonno艣ci i przyprawy otrzymywa艂 najwy偶sz膮 cen臋. Statki wraca艂y, przywo偶膮c swojemu panu z艂oto oraz jasnow艂osych, jasnosk贸rych, niebieskookich niewolnik贸w obu p艂ci. Za sztuk臋 jedwabiu, porcj臋 przypraw czy srebrn膮 monet臋 wielu mo偶now艂adc贸w z ch臋ci膮 oddawa艂o w niewol臋 swoich 艂adnych, zdrowych s艂u偶膮cych. Ludzie ci byli potem sprzedawani na prywatnych aukcjach, kt贸re Aleksander organizowa艂 dla bogatych koneser贸w. W ten spos贸b zapewnia艂 sobie podw贸jne zyski z wypraw.

Na Aleksandra Wielkiego uwag臋 cesarzowej Heleny zwr贸ci艂y bizantyjskie s艂u偶by szpiegowskie. Kierowa艂 nimi jej aktualny kochanek. Helena, wiedz膮c, 偶e siostra b臋dzie wraca艂a ze 藕r贸de艂 Apollina drog膮 morsk膮, pos艂a艂a Aleksandrowi wiadomo艣膰, 偶e chcia艂aby, 偶eby Teadora i jej syn zostali zg艂adzeni. Za t臋 przys艂ug臋 gotowa by艂a zap艂aci膰 ogromn膮 sum臋 w z艂ocie. Aleksandrowi jednak mo偶na by艂o wiele zarzuci膰, ale nie to, 偶e by艂 p艂atnym zab贸jc膮. I wiedzia艂 wi臋cej o Bizancjum ni偶 w艂adcy Bizancjum wiedzieli o nim. Wiedzia艂, 偶e Heleny nie sta膰 na zap艂acenie kwoty, jak膮 oferowa艂a.

By艂 jej jednak ogromnie wdzi臋czny za informacj臋, kt贸r膮 mu nierozs膮dnie przekaza艂a. 呕ona su艂tana i jego syn b臋d膮 warci wielkiego okupu. Dowiedzia艂 si臋 wi臋c, kiedy i jak膮 drog膮 b臋dzie p艂yn膮膰 ich statek. M贸g艂by ich jednak zgubi膰, gdyby nie sztorm, kt贸ry 艂askawie cisn膮艂 kr贸lewski okr臋t na przybrze偶ne wody niedaleko Fokai.

Wystarczy艂 jeden rzut oka na Teador臋, by Aleksander straci艂 g艂ow臋. By艂a najpi臋kniejsz膮 kobiet膮, jak膮 kiedykolwiek widzia艂. Nie przej膮艂 si臋, 偶e jest 偶on膮 su艂tana. Rz膮dzi艂 si臋 w艂asnymi prawami i bra艂, na co mia艂 ochot臋. Ale pomyli艂 si臋 s膮dz膮c, 偶e Teadora padnie mu w obj臋cia, zapominaj膮c o wszystkim. Za mocno i zdecydowanie zbyt szybko zacz膮艂 si臋 jej narzuca膰. 呕eby j膮 zdoby膰, powinien j膮 przechytrzy膰. Aleksander mia艂 dusz臋 my艣liwego i my艣l o polowaniu dzia艂a艂a na niego stymuluj膮co. Minie par臋 tygodni, zanim jego rada ustali wysoko艣膰 okupu za ksi臋偶niczk臋 i jej syna. Same negocjacje te偶 b臋d膮 jaki艣 czas trwa艂y. Up艂ynie kilka miesi臋cy, zanim suma okupu zostanie wypertraktowana i wyp艂acona. Mia艂 czas.

Przez par臋 nast臋pnych dni Teadora rzadko widzia艂a swojego porywacza i bardzo by艂a z tego zadowolona. Nie by艂o jej 艂atwo oprze膰 si臋 jego naleganiom. Nie wychodzi艂a ze swoich apartament贸w, a w ramach 膰wicze艅 kilka razy dziennie spacerowa艂a po ogrodzie, zawsze w towarzystwie Iris. Niecz臋sto widywa艂a te偶 Halila. By艂 zaj臋ty zabaw膮 ze swymi nowymi kolegami, licznymi synami konkubin Aleksandra. Ba, nawet jada艂 z nimi i spa艂.

Tak jest lepiej 鈥 o艣wiadczy艂a Iris. 鈥 Dla niego to tylko przygoda. Nie wyniesie 偶adnych obra偶e艅 z tego do艣wiadczenia.

Pewnego wieczora Aleksander zjawi艂 si臋 jednak w jej apartamentach, z szachami. 鈥 Pomy艣la艂em, 偶e mo偶emy zagra膰 w szachy 鈥 powiedzia艂 uprzejmie.

U艣miechn臋艂a si臋. 鈥 Sk膮d wiedzia艂e艣, 偶e gram w szachy?

Bo jeste艣 nieodrodn膮 c贸rk膮 swojego ojca, kt贸rej logika jest bez skazy. Gra w szachy jest 膰wiczeniem dla logiki. Je艣li jednak nie umiesz gra膰, moja 艣liczna, to ch臋tnie ci臋 naucz臋.

Roz艂贸偶 szachownic臋, Aleksandrze, i przygotuj si臋 na przegran膮. Iris, podaj nam sch艂odzone wino i s艂odycze.

Szachownica by艂a dzie艂em sztuki. Poszczeg贸lne pola wykonane by艂y z hebanu i masy per艂owej, a figury wyrze藕biono z czarnego onyksu i bia艂ego korala. Tego wieczora rozegrali dwie partie. Z 艂atwo艣ci膮 wygra艂 pierwsz膮 z nich, bowiem Teadora gra艂a ostro偶nie. W drugiej partii to ona zwyci臋偶y艂a, graj膮c z lekkomy艣ln膮 偶ywio艂owo艣ci膮.

Kiedy zagrozi艂a jego kr贸lowej, roze艣mia艂 si臋. 鈥揟ylko mnie pr贸bowa艂a艣 wybada膰 podczas pierwszej partii 鈥 zarzuci艂 Teadorze.

Owszem. Gdybym nie pozna艂a twojego stylu gry, nie mog艂abym ci臋 pokona膰.

Nigdy jeszcze nie ogra艂a mnie 偶adna kobieta!

Je艣li b臋dziesz dalej gra艂 ze mn膮, Aleksandrze, musisz si臋 liczy膰 z tak膮 mo偶liwo艣ci膮. Gram po to, 偶eby wygra膰 i nie zamierzam przegrywa膰 tylko dlatego, 偶e jestem kobiet膮.

M贸wisz jak prawdziwy Grek 鈥 pochwali艂 j膮 kpi膮co.

Teraz z kolei ona si臋 roze艣mia艂a. 鈥 Nie jestem pewna, czy ci si臋 to podoba, Aleksandrze, czy te偶 wprost przeciwnie.

Urodzi艂em si臋 Grekiem, moja 艣liczna, tote偶 jestem przyzwyczajony do m膮drych kobiet. Ale do艣膰 d艂ugo mieszka艂em w Azji, 偶eby zrozumie膰 wschodnie zwyczaje, kt贸re te偶 maj膮 swoje dobre strony. Jednak wiele czasu up艂yn臋艂o, odk膮d ostatni raz rozmawia艂em z kobiet膮.

Wiele czasu up艂yn臋艂o r贸wnie偶, odk膮d po raz ostatni rozmawia艂am z m臋偶czyzn膮.

Na chwil臋 go zaskoczy艂a. Potem roze艣mia艂 si臋 serdecznie. 鈥 Zapomnia艂em, moja 艣liczna, 偶e 偶y艂a艣 w haremie, w towarzystwie eunuch贸w i innych kobiet. Czy nie nudzi艂o ci si臋?

Czasami, ale nie w ci膮gu ostatnich paru lat. Sp臋dza艂am czas ucz膮c mojego syna, kt贸ry jest bardzo bystrym dzieckiem. Ponadto zajmowa艂am si臋 odsy艂aniem chrze艣cija艅skich niewolnik贸w do Bizancjum. Kiedy jednak powr贸cimy do Bursy, Halil mnie opu艣ci, 偶eby zamieszka膰 we w艂asnym pa艂acu w Nikei. Mia艂am mojego syna dla siebie znacznie d艂u偶ej, ni偶 wi臋kszo艣膰 偶on su艂tana.

Co b臋dziesz robi膰, kiedy twoje dziecko odjedzie, moja 艣liczna?

Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. 鈥 Nie mam poj臋cia. B艂aga艂am Orchana, 偶eby pozwoli艂 mi pojecha膰 z Halilem do Nikei, ale si臋 nie zgodzi艂.

Ma racj臋 鈥 rzek艂 Aleksander. 鈥 Ch艂opiec musi rozpocz膮膰 w艂asne 偶ycie, a nie chowa膰 si臋 za r膮bkiem twojej sp贸dnicy. Pami臋taj, 偶e w dawnej Sparcie ch艂opcy zabierani byli matkom, gdy ko艅czyli siedem lat.

Roze艣mia艂 si臋, kiedy zobaczy艂, 偶e si臋 do niego wykrzywi艂a. 鈥 A poza tym, na miejscu twojego m臋偶a te偶 nic chcia艂bym, 偶eby艣 mnie opu艣ci艂a.

To bez sensu. Orchan ma ca艂y harem kobiet, a wiele z nich jest du偶o pi臋kniejszych ode mnie. Nie potrzebuje mnie.

Po co wi臋c do niego wraca膰? Zosta艅 ze mn膮, b膮d藕 moj膮 ukochan膮. Uczyni臋 wszystko, moja 艣liczna, 偶eby ci by艂o mi艂o i 偶eby艣 nie chcia艂a mnie opu艣ci膰.

Roze艣mia艂a si臋 niepewnie. 鈥 S膮dzi艂am, 偶e jeste艣 cz艂owiekiem interesu, Aleksandrze. Gdybym powa偶nie potraktowa艂a twoj膮 propozycj臋, kt贸ra bardzo mi pochlebia, straci艂by艣 mn贸stwo pieni臋dzy. I dlatego wiem, 偶e nie m贸wisz serio.

Obrzuci艂 j膮 spojrzeniem i rzek艂 spokojnie: 鈥 Czy i mog臋 jeszcze kiedy艣 przyj艣膰, 偶eby z tob膮 zagra膰 w szachy, moja 艣liczna? 鈥 Skin臋艂a g艂ow膮. 鈥 Zostawi臋 wi臋c szachownic臋 i figury 鈥 powiedzia艂. I wyszed艂.

Siedzia艂a z bij膮cym sercem, mocno splataj膮c d艂onie na podo艂ku. Naprawd臋 tak my艣la艂! Naprawd臋!

Chocia偶 by艂a 偶on膮 su艂tana, Aleksander bezczelnie zaleca艂 si臋 do niej. Co by si臋 sta艂o, gdyby przyj臋艂a jego propozycj臋? Czy Orchan, otoczony tyloma pi臋knymi, m艂odymi blondynkami o wybuja艂ych kszta艂tach, przej膮艂by si臋 utrat膮 偶ony? Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. Co za wariactwo! Nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e Orchan by si臋 zdenerwowa艂! Przej膮艂by si臋 nawet utrat膮 najn臋dzniejszej niewolnicy, kt贸ra do niego nale偶a艂a. Co za pomys艂, 偶eby w og贸le rozwa偶a膰 t臋 spraw臋? By艂a przecie偶 Teador膮 Kantakuzen, bizantyjsk膮 ksi臋偶niczk膮. By艂a 偶on膮! Matk膮! A nie jak膮艣 g艂upi膮 dzierlatk膮! Nie przyszed艂 nast臋pnej nocy, ale dwa wieczory p贸藕niej rozegrali dwie partie. Pierwsz膮 wygra艂a Teador膮, drug膮 Aleksander.

Tym razem rozpracowa艂em twoj膮 strategi臋 gry 鈥損rzekomarza艂 si臋 z ni膮.

Wygl膮da na to, 偶e 艣wietnie do siebie pasujemy 鈥 odpowiedzia艂a. I nagle, przera偶ona, 偶e m贸g艂 藕le zrozumie膰 jej s艂owa, zaczerwieni艂a si臋 i doda艂a pospiesznie 鈥 W grze w szachy.


Rzeczywi艣cie 鈥 odpar艂 spokojnie. 鈥 Je艣li b臋dziesz mia艂a ochot臋 na czyje艣 towarzystwo, nie kr臋puj si臋 i odwied藕 kobiety w moim domu. Wszystkie s膮 bardzo ciekawe 偶ony su艂tana.

Mo偶e kiedy艣 鈥 odpowiedzia艂a z roztargnieniem. Ale z up艂ywem czasu zacz臋艂a odczuwa膰 potrzeb臋 towarzystwa. Postanowi艂a, 偶e z艂o偶y wizyt臋 w haremie Aleksandra tylko raz, bo kobiety Aleksandra z pewno艣ci膮 oka偶膮 si臋 r贸wnie g艂upie i z艂o艣liwe, jak na艂o偶nice z haremu jej m臋偶a.

Ku jej ogromnemu zaskoczeniu zosta艂a serdecznie powitana przez wszystkie kobiety pirata, 艂膮cznie z jego trzema faworytami, kt贸re mia艂y z nim dzieci. By艂y pi臋kne, mia艂y 艂agodne usposobienie i wydawa艂o si臋, 偶e jedynym celem ich 偶ycia by艂o zapewnienie szcz臋艣cia swojemu panu i w艂adcy. Przy艂apa艂a si臋 na rozwa偶aniu, czy by艂y w stanie zaspokoi膰 kryj膮c膮 si臋 pod mask膮 dobrych manier nami臋tno艣膰 Aleksandra. Szybko jednak odgoni艂a od siebie te my艣li, czerwieni膮c si臋 w poczuciu winy.

Harem Aleksandra by艂 przyjemnym, pe艂nym spokoju miejscem. Mi艂o by艂o wszystkiego dotkn膮膰. Powietrze pachnia艂o s艂odko egzotycznymi kwiatami. Spod zr臋cznych palc贸w 艣licznych, m艂odych dziewcz膮t p艂yn臋艂a 艂agodna muzyka. Jedzenie by艂o pyszne, pi臋knie podane. Adora nie wiedzia艂a jednak, 偶e menu w haremie skomponowane zosta艂o z potraw uznawanych za afrodyzjaki, prowadz膮ce do subtelnego podniecenia kobiet.

Zazwyczaj Teadora nie szuka艂a towarzystwa. Ale na艂o偶nice Aleksandra, w przeciwie艅stwie do kobiet z haremu Orchana, by艂y dla niej niezwykle mi艂e i ciekawe jej 偶ycia w Bursie i w Konstantynopolu. Nie odmawia艂a wi臋c, gdy prosi艂y o opowie艣ci, r贸偶ne historie z jej 偶ycia.

Interesowa艂y si臋 te偶 praktykami seksualnymi ottoma艅skich kobiet. Mo偶e mia艂y nadziej臋 nauczy膰 si臋 czego艣 nowego, 偶eby przypodoba膰 si臋 swojemu panu. by艂y zachwycone, kiedy udzieli艂a im kilku wskaz贸wek. Teadora cz臋sto przy艂apywa艂a si臋 na tym, 偶e wybucha 艣miechem. Po raz pierwszy w 偶yciu mia艂a kole偶anki w swoim wieku. I lubi艂a je, chocia偶 nie dor贸wnywa艂y jej poziomem intelektualnym. W pirackiej niewoli mia艂a niemal tyle przyjemno艣ci, co jej synek. A ulubion膮 mieszkank膮 haremu by艂a Cerika, urocza cerkieska dziewczyna o cudownym poczuciu humoru i niezwykle 艂agodnym usposobieniu.

Wkr贸tce zacz臋艂a sp臋dza膰 czas z kobietami nie tylko w haremie, ale tak偶e w 艂a藕ni i przy posi艂kach. Prawie przy艂膮czy艂a si臋 do haremu Aleksandra... cho膰 nie do ko艅ca. Aleksander by艂 nami臋tnym m臋偶czyzn膮 i ka偶dej nocy wzywa艂 kt贸r膮艣 ze swoich kobiet. A nast臋pnego ranka w haremie pe艂no by艂o 偶yczliwego dogadywania szcz臋艣liwej wybrance i wiele pyta艅, czy nowe gry mi艂osne podoba艂y si臋 panu. W tej zmys艂owej atmosferze w Teadorze ros艂o napi臋cie. 艁atwo by艂o pokona膰 w艂asn膮 seksualno艣膰, wiod膮c uporz膮dkowane, rozs膮dne 偶ycie, ale 偶ycie w domu Aleksandra bynajmniej do takich nie nale偶a艂o.

Mija艂y tygodnie. Kapitan pirat贸w wiedzia艂, 偶e op贸r pi臋knej branki s艂abnie, ale du偶o wolniej, ni偶 mia艂 nadziej臋. By艂a bardzo upart膮 kobiet膮 i nawet ca艂kowicie odpr臋偶ona ani na chwil臋 nie zapomina艂a, kim jest.

Po ustaleniu wysoko艣ci okupu nadesz艂a wiadomo艣膰, 偶e su艂tan szykuje si臋 do przes艂ania z艂ota. Aleksander zacz膮艂 wa艂czy膰 ze swoim sumieniem, co zdarza艂o mu si臋 niezwykle rzadko. Jak zwykle jednak zwyci臋偶y艂y jego pragnienia. Aleksander bowiem, cho膰 uroczy, by艂 egoist膮. Chcia艂 mie膰 pi臋kn膮 Teador臋 i got贸w by艂 zrobi膰 wszystko, 偶eby j膮 zdoby膰.

Gdyby by艂o wi臋cej czasu, Teadora mog艂aby w ko艅cu sama zacz膮膰 kierowa膰 si臋 swoimi uczuciami. Czasu jednak nie pozostawa艂o wiele. Wys艂annicy su艂tana byli niespe艂na dwa tygodnie drogi od Fokai. Aleksander wiedzia艂, 偶e je艣li nie zacznie dzia艂a膰 natychmiast, straci szans臋. Gdyby nie uda艂o mu si臋 zakosztowa膰 wdzi臋k贸w Teodory przed jej powrotem do Bursy, by艂by chory z t臋sknoty. Aleksander nale偶a艂 do ludzi, kt贸rzy lubili stawia膰 na swoim.

Uwiedzenie zosta艂o starannie zaplanowane. Pewnego wieczoru Aleksander pos艂a艂 niewolnika z przeprosinami, 偶e nie b臋dzie m贸g艂 rozegra膰 z ni膮 partii szach贸w. Ksi臋偶niczka by艂a rozczarowana, polubi艂a bowiem te szachowe pojedynki, kt贸re sta艂y si臋 niemal codzienn膮 rozrywk膮. W ramach przeprosin Aleksander przes艂a艂 Teadorze kryszta艂owy wazon z herbacianymi r贸偶ami, niewielki dzbanek z艂ocistego, cypryjskiego wina i srebrny p贸艂misek, pe艂en zielonych winogron. Roz偶alona Teadora odes艂a艂a Iris do 艂贸偶ka i sama wypi艂a ca艂e wino. Potem zapad艂a w g艂臋boki sen.

艢ni艂y jej si臋 przedziwne rzeczy. Jakby zosta艂a wyprowadzona ze swojego pokoju z zas艂oni臋tymi oczami. Potem nagle zn贸w wszystko widzia艂a. Mia艂a kawa艂ek jedwabiu zawi膮zany na oczach, jednak zerkaj膮c przez szpar臋 dostrzeg艂a, 偶e znajduje si臋 w kwadratowym pokoju, pozbawionym okien. Wszystko doko艂a by艂o czarne. Tylko 艣ciany w jednej czwartej wysoko艣ci ozdabia艂 tradycyjny z艂oty ornament. Ponad nim znajdowa艂y si臋 pi臋kne malowid艂a, przedstawiaj膮ce sceny mi艂osne: m臋偶czyzn z kobietami, kobiet z kobietami, m臋偶czyzn z m臋偶czyznami oraz kobiet i m臋偶czyzn ze zwierz臋tami. Powy偶ej malowide艂 ci膮gn膮艂 si臋 drugi z艂oty ornament.

Pok贸j o艣wietla艂y migocz膮ce lampy, w kt贸rych pali艂a si臋 oliwa, pachn膮ca pi偶mem. Do stoj膮cej Teadory podesz艂y dwie m艂ode kobiety i zacz臋艂y namaszcza膰 jej cia艂o wonnym kremem, wywo艂uj膮cym wra偶enie mrowienia, zimnego i gor膮cego zarazem. Powolnymi, zmys艂owymi ruchami masowa艂y ksi臋偶niczk臋, wywo艂uj膮c cudowne wra偶enia, gro偶膮ce utrat膮 zmys艂贸w.

Przed ni膮, na wy艂o偶onym dywanem podwy偶szeniu, pomi臋dzy r贸偶nokolorowymi poduszkami z jedwabiu i aksamitu, spoczywa艂y trzy ulubione na艂o偶nice Aleksandra. Podobnie jak ona, by艂y ca艂kowicie nagie. I u艣miechaj膮c si臋, zach臋ca艂y j膮, by do nich do艂膮czy艂a. Przesun臋艂a si臋 wolno do przodu i pozwoli艂a poci膮gn膮膰 na poduszki. By艂y dla niej takie mi艂e, a poza tym nie wydawa艂o jej si臋 niczym dziwnym, kiedy zacz臋艂y pie艣ci膰 jej cia艂o. Co za cudowny sen! Ich r臋ce by艂y tak mi臋kkie. G艂adzi艂y jej piersi, ca艂owa艂y i dra偶ni艂y sutki, a potem zadawa艂y jej s艂odki b贸l, z ca艂ych si艂 ss膮c r贸偶owe wzg贸rki.

R臋ka Ceriki pow臋drowa艂a w d贸艂 i zacz臋艂a g艂aska膰 wewn臋trzn膮 stron臋 ud Teadory, igraj膮c z jej kobieco艣ci膮. Teadora westchn臋艂a g艂臋boko, a kiedy jej kole偶anka pochyli艂a swoj膮 jasn膮 g艂ow臋 i z艂o偶y艂a tam poca艂unek, przeszy艂 j膮 dreszcz. Potem trzy kobiety przysun臋艂y do ust Teadory kielich wina, sk艂aniaj膮c j膮 do wypicia trunku. Gdy wypi艂a nap贸j, poczu艂a jak ro艣nie w niej uczucie zadowolenia.

Nagle z ciemno艣ci wy艂oni艂 si臋 Aleksander. Nagi, podobny by艂 do marmurowego pos膮gu staro偶ytnego boga, Apollina. By艂 wysoki, o wspaniale umi臋艣nionych nogach i p艂askim brzuchu, pi臋knie opalony. Pomi臋dzy jego mocarnymi nogami znajdowa艂 si臋 tr贸jk膮t z艂ocistych w艂os贸w, spomi臋dzy kt贸rych stercza艂 d艂ugi, nabrzmia艂y cz艂onek.

Teadora nie czu艂a strachu. Pragn臋艂a go. I wiedzia艂a, 偶e mo偶e sobie pozwoli膰 na uleg艂o艣膰, by艂 to bowiem jedynie pi臋kny sen. Dwie kobiety rozchyli艂y jej nogi. Teadora z u艣miechem wyci膮gn臋艂a do niego ramiona. Przez chwil臋 sta艂 nad ni膮, z triumfalnym u艣miechem na przystojnej twarzy. Potem ukl膮k艂, okraczaj膮c j膮, aby m贸c w pe艂ni cieszy膰 si臋 jej piersiami i dziewczyna poczu艂a jego m臋sko艣膰 na swoim 艂onie. Delikatnie zacz膮艂 igra膰 z jej sutkami. Zadr偶a艂a z rozkoszy i otar艂a si臋 brzuchem o jego pulsuj膮cy organ.

Musn膮艂 jej wargi, subtelnymi poca艂unkami darz膮c
k膮ciki ust i przymkni臋te powieki. Po raz pierwszy us艂ysza艂a jego g艂os i zl臋k艂a si臋. Nie przypomina艂a sobie, 偶e by kiedykolwiek s艂ysza艂a we 艣nie jakie艣 g艂osy. Ale doznania, jakich do艣wiadcza艂a, by艂y tak intensywne, 偶e wypar艂y wszelkie obawy. 鈥 Czego ode mnie chcesz, moja 艣liczna? 鈥 zapyta艂.

Powoli unios艂a oci臋偶a艂e powieki i rzek艂a s艂odkim g艂osem: 鈥 Musisz si臋 ze mn膮 kocha膰, Aleksandrze. Musisz si臋 ze mn膮 kocha膰. 鈥 Po czym powieki zn贸w ci臋偶ko opad艂y.

Poczu艂a, 偶e m臋skie d艂onie chwytaj膮 jej po艣ladki i u艣miechn臋艂a si臋 z zachwytem, gdy zag艂臋bi艂 si臋 w jej ch臋tne cia艂o, gdy poprowadzi艂 j膮 na szczyty rozkoszy. By艂 ogromny. Nape艂ni艂 j膮 ca艂膮, mia艂a wra偶enie, 偶e umiera. Nigdy jeszcze nie zazna艂a takiego zaspokojenia.

Ale nagle s艂o艅ce za艣wieci艂o jej prosto w oczy, a z g艂臋bokiego snu wyrwa艂 j膮 g艂os Iris. Czu艂a sucho艣膰 w ustach, koszmarnie bola艂a j膮 g艂owa. Mia艂a taki dziwny sen... lecz nie mog艂a go sobie dobrze przypomnie膰. Usi艂owa艂a si臋 skoncentrowa膰, ale g艂owa tak bardzo bola艂a.

Zasu艅 zas艂ony 鈥 poleci艂a s艂u偶膮cej. 鈥 Wino, kt贸re przys艂a艂 Aleksander, omal mnie nie zabi艂o. Bo偶e! Ale偶 mnie boli g艂owa!

Nie powinna艣 by艂a wypija膰 wszystkiego, pani 鈥搒karci艂a j膮 Iris. 鈥 Nie jeste艣 przyzwyczajona do mocnych win.

Teadora 偶a艂o艣nie pokiwa艂a g艂ow膮. 鈥 Zostan臋 dzi艣 w 艂贸偶ku 鈥 powiedzia艂a 鈥 bo, szczerze m贸wi膮c, chyba nie da艂abym rady wsta膰. 鈥 Opad艂a z powrotem na poduszki, 偶eby drzema膰 w ch艂odnym, zaciemnionym pokoju.

Ale sen nie nadchodzi艂, a przed jej oczami przetacza艂y si臋 dzikie, obsceniczne obrazy. Mroczny pok贸j z migocz膮cymi lampami. Trzy faworyty Aleksandra, nagie, pieszcz膮ce jej r贸wnie nagie cia艂o. Cerika, ca艂uj膮ca jej usta i... o Chryste! Nie!

Potem le偶a艂a na plecach, niezwykle blada, pomi臋dzy r贸偶nobarwnymi poduszkami. Nad ni膮 znajdowa艂 si臋 sufit ze szk艂a weneckiego, w kt贸rym dostrzeg艂a Aleksandra mi臋dzy swoimi rozwartymi nogami. J臋kn臋艂a rozpaczliwie, usi艂uj膮c uciec przed tym snem, ale nie mog艂a. We 艣nie posiad艂 j膮, a nast臋pnie po kolei zadowoli艂 swoje ulubione na艂o偶nice i odprawi艂 je. Przygl膮da艂a si臋 zdumiona, jak sobie poczyna艂 ze swoimi kobietami. Ten cz艂owiek by艂 jak ogier i nie wida膰 by艂o po nim 偶adnego zm臋czenia. Gdy zostali sami, przekr臋ci艂 j膮 na brzuch i kocha艂 si臋 z ni膮 w ten spos贸b.

Wa艂czy艂a z tymi wizjami. Gdy si臋 wreszcie ockn臋艂a, by艂o ju偶 p贸藕ne popo艂udnie. B贸l g艂owy min膮艂, ale czu艂a si臋 napi臋ta i niespokojna. Rozgor膮czkowanie min臋艂o, ale skot艂owana po艣ciel by艂a wilgotna od jej potu. Wiedzia艂a, 偶e zn贸w 艣ni艂a, ale mog艂a sobie jedynie przypomnie膰, 偶e sen mia艂 co艣 wsp贸lnego z Aleksandrem. Kochali si臋. Zaczerwieni艂a si臋 ze wstydu. Co za absurd!

Otrz膮sn臋艂a si臋 i zawo艂a艂a, 偶eby Iris przynios艂a jej sok z granat贸w i co艣 do jedzenia. Po posi艂ku skorzysta艂a z k膮pieli, podczas kt贸rej zr臋czne palce niewolnicy wyp臋dzi艂y z niej resztki napi臋cia. Kiedy wieczorem Aleksander przyby艂 na partyjk臋 szach贸w, powita艂a go gor膮co.

Brakowa艂o mi ci臋 ostatniej nocy 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Nasze spotkania nad szachownic膮 sprawiaj膮 mi przyjemno艣膰. A zamiast tego wypi艂am to podst臋pne wino, kt贸re mi przys艂a艂e艣 i sp臋dzi艂am okropn膮, niespokojn膮 noc. Kiedy si臋 dzi艣 rano obudzi艂am, potwornie bola艂a mnie g艂owa. Ca艂y dzie艅 sp臋dzi艂am w 艂贸偶ku.

Roze艣mia艂 si臋. 鈥 Powinienem by艂 ci臋 uprzedzi膰. Z艂ociste wina cypryjskie s膮 bardzo zwodnicze, moja 艣liczna. Sprawiaj膮 wra偶enie s艂odkich i 艂agodnych, a w rzeczywisto艣ci s膮 podst臋pne i mocne.

1 nie mog艂e艣 mnie ostrzec? 鈥 rzuci艂a ostrzejszym g艂osem. Za艣mia艂 si臋 ponownie.

Podczas gry przygl膮da艂a mu si臋 ukradkiem spod spuszczonych powiek. Nie zachowywa艂 si臋 inaczej ni偶 zwykle. Gdyby to, co 艣ni艂a, wydarzy艂o si臋 naprawd臋, z pewno艣ci膮 nie post臋powaliby tak zwyczajnie. Co jej si臋 sta艂o, 偶e wyobrazi艂a sobie takie rzeczy? Zna艂a jednak odpowied藕 na to pytanie: t臋skni艂a do mi艂o艣ci m臋偶czyzny, a nie mog艂a jej mie膰, dop贸ki 偶y艂 jej podstarza艂y m膮偶. Z westchnieniem wykona艂a nieostro偶ny ruch i us艂ysza艂a g艂os swojego porywacza: 鈥 Szach i mat, moja 艣liczna!

Spojrza艂a na szachownic臋 i lekko wyd臋艂a wargi. 鈥揙ch, Aleksandrze, ale g艂upio zrobi艂am!

Za艣mia艂 si臋 na widok jej zgryzoty. 鈥 Chyba nie odda艂a艣 mi zwyci臋stwa, moja 艣liczna? 鈥 A potem, znacznie powa偶niejszym tonem, doda艂: 鈥 Co ci臋 trapi?

Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. 鈥 Z艂e sny, Aleksandrze. Wyj膮tkowo przera偶aj膮ce sny.

Mo偶e mi je opowiesz? To cz臋sto pozwala spojrze膰 na sen z odpowiedniej perspektywy.

Nie, przyjacielu. To zanadto osobiste. Martwi臋 si臋, bo we 艣nie zachowywa艂am si臋 zupe艂nie niepodobnie do siebie. Mam nadziej臋, 偶e te koszmary senne ju偶 si臋 nigdy nie powt贸rz膮!

Spojrza艂 na ni膮 z powag膮, czuj膮c wyrzuty sumienia. Pos艂a艂 jej wino z narkotykiem, a potem uwi贸d艂, 偶eby zaspokoi膰 w艂asne po偶膮danie. By艂a absolutnie wspania艂a, stworzona do mi艂o艣ci, cho膰 o tym nie wiedzia艂a. Czerpa艂a rozkosz i dawa艂a j膮.

Teraz trudno mu b臋dzie pozwoli膰 jej odej艣膰, bo g艂臋boko pokocha艂 Teador臋 w czasie jej uwi臋zienia. Tylko jedna my艣l go pociesza艂a. Po 艣mierci starego su艂tana zostanie zwr贸cona rodzinie w Konstantynopolu. A kiedy to si臋 stanie, zamierza艂 nam贸wi膰 swojego ojca, kt贸ry by艂 wasalem cesarza, aby poprosi艂 o r臋k臋 Teadory dla niego. Jego ojciec b臋dzie zachwycony, 偶e w ko艅cu postanowi艂 si臋 powt贸rnie o偶eni膰 i da膰 rodzinie spadkobierc贸w z prawego 艂o偶a.

Nie s膮dz臋, 偶eby m臋czy艂y ci臋 jeszcze z艂e sny, moja 艣liczna 鈥 rzeki spokojnie. 鈥 Mam dla ciebie dobre wie艣ci. Okup powinien wkr贸tce zosta膰 dostarczony. Twoja niewola niemal dobieg艂a ko艅ca.

Z u艣miechem pochyli艂a si臋 nad szachownic膮 i dotkn臋艂a jego r臋ki. 鈥 Nie by艂am tu smutna, nie by艂o mi te偶 tu niemi艂o, przyjacielu. Niewola w twoim domu jest bardzo przyjemna i nigdy nie zapomn臋 twojej 偶yczliwo艣ci wobec mnie i mojego syna.

Wsta艂. 鈥 Teadoro z Bizancjum, 偶a艂uj臋, 偶e masz tak silne poczucie obowi膮zku, bo bez niego zosta艂aby艣 tu ze mn膮.

Gdybym nie mia艂a dziecka, Aleksandrze, mo偶e bym si臋 skusi艂a. Ale m贸j syn, chocia偶 nigdy nie zostanie su艂tanem, nale偶y do rodu ottoma艅skiego. Nie pozbawi臋 go tego dziedzictwa.

Ze zrozumieniem skin膮艂 g艂ow膮. 鈥 Jeste艣 godn膮 podziwu kobiet膮, moja 艣liczna. Co za szkoda, 偶e m臋偶czy藕ni w twoim 艣wiecie nigdy ci臋 do ko艅ca nie zrozumiej膮 i nie doceni膮.

U艣miechn臋艂a si臋 偶a艂o艣nie. 鈥 Pomimo to prze偶yj臋 i mo偶e w ko艅cu odnios臋 triumf.

Za艣mia艂 si臋. Du偶e r贸wne z臋by b艂ysn臋艂y biel膮 na tle ogorza艂ej twarzy.

Tak 鈥 powiedzia艂. 鈥 Wierz臋, 偶e je艣li jakakolwiek kobieta mia艂aby zatriumfowa膰, b臋dziesz ni膮 ty. 鈥 I opu艣ci艂 j膮 ze 艣miechem.Rozdzia艂 10


Murad, trzeci syn Orchana, bez wytchnienia jecha艂 z wybrze偶a. Pozostawi艂 daleko w tyle swoj膮 eskort臋, pozwalaj膮c ogromnemu, czarnemu rumakowi galopowa膰 co si艂. Wreszcie kopyta ogiera, po kt贸rym nie wida膰 by艂o zm臋czenia, zad藕wi臋cza艂y na dziedzi艅cu pa艂acu w Bursie. Ksi膮偶臋 zsun膮艂 si臋 z siod艂a, rzuci艂 wodze niewolnikowi i pospieszy艂 do domu ojca.

Zaszokowa艂 go wygl膮d ojca. Orchan wygl膮da艂 na swoje siedemdziesi膮t lat. Mia艂 艣nie偶nobia艂e w艂osy i brod臋. Ciemne oczy wyblak艂y. Lekko dr偶a艂y mu r臋ce. Odnosi艂o si臋 wra偶enie, 偶e si臋 skurczy艂, a jego cia艂o ma zapach staro艣ci. Ale glos Orchana by艂 silny.

Siadaj 鈥 rozkaza艂 synowi. Ksi膮偶臋 pos艂ucha艂 w milczeniu. 鈥 Kawy?

Dzi臋kuj臋, ojcze. 鈥 Jak nakazywa艂y dobre obyczaje, Murad czeka艂, 偶eby do delikatnych fili偶anek nalano gor膮cy nap贸j. Upiwszy nieco z fili偶anki, kt贸r膮 poda艂 mu niewolnik, odstawi艂 kaw臋 na okr膮g艂y stolik
z br膮zu. 鈥 Czym mog臋 ci s艂u偶y膰, ojcze?

Teadora i jej syn zostali porwani 鈥 rzek艂 Orchan. 鈥 Zabra艂a ch艂opca do 藕r贸de艂 Apollina w Tesalii. W czasie drogi powrotnej nad ich statkiem rozp臋ta艂a si臋 pot臋偶na burza. Tylko Allahowi zawdzi臋cza膰 nale偶y, 偶e uszli z 偶yciem! Ale statek zosta艂 powa偶nie uszkodzony i, gdy napadli ich piraci, byli zupe艂nie bezbronni. S膮 przetrzymywani w Fokai przez herszta pirat贸w, kt贸ry nazywa siebie Aleksandrem Wielkim. Pragn臋, 偶eby艣 dostarczy艂 mu okup i przywi贸z艂 bezpiecznie moj膮 偶on臋 i syna.

Rozumiem i zrobi臋, jak ka偶esz, panie 鈥 odpowiedzia艂 ksi膮偶臋 ze spokojem, kt贸rego wcale nie czu艂. Orchan pocz膮艂 wyja艣nia膰 szczeg贸艂y finansowe, ale do Murada dotar艂o jedynie par臋 s艂贸w.

Od dnia 艣lubu Teadory z Orchanem widzia艂 j膮 tylko raz. Wtedy warczeli na siebie. Czu艂 si臋 skrzywdzony i chcia艂 w rewan偶u zadawa膰 b贸l. Skrzywi艂 si臋. Jak偶e to typowe dla Teadory, 偶eby znale藕膰 si臋 w takiej sytuacji. Oczywi艣cie nie mog艂a pogodzi膰 si臋 z faktem, 偶e jej syn jest kalek膮. Nie! Musia艂a wie藕膰 dziecko przez dzikie morza do miejsca, kt贸re uchodzi艂o za uzdrawiaj膮ce.

Maskuj膮c bezsiln膮 w艣ciek艂o艣膰, Murad s艂ucha艂 wynurze艅 ojca o jego cennej Teadorze i jej bezpiecze艅stwie. Orchan j膮 zepsu艂! Zawsze by艂a rozpieszczona i kapry艣na. Gdyby jednak by艂膮 jego kobiet膮, nauczy艂by j膮 pos艂usze艅stwa! Nagle ogarn臋艂y go wspomnienia, kt贸rych si艂a go zdumia艂a. Przypomnia艂 sobie gibkie, m艂ode cia艂o o mi臋kkich piersiach, owaln膮 buzi臋 z oczami w kolorze ametyst贸w, kt贸re patrzy艂y na niego z tak膮 ufno艣ci膮, s艂odkie usta, dr偶膮ce od jego poca艂unk贸w. Na Allaha! Kusicielka, pomy艣la艂 gorzko. Gdyby mia艂a okazj臋, pewnie sta艂aby si臋 tak膮 sam膮 dziwk膮, jak jej obie siostry w Konstantynopolu. Zofia niedawno zosta艂a zabita przez swojego ostatniego m臋偶a, a cesarzowa Helena otwarcie wybiera艂a sobie kochank贸w. Zazgrzyta艂 z臋bami i zmusi艂 si臋 do skupienia na s艂owach ojca. 鈥...I osobi艣cie odstawisz j膮 do Bursy, synu. Moja biedna Adora na pewno wiele wycierpia艂a. Tak偶e ma艂y Halil.

Akurat, pomy艣la艂 cierpko Murad. Ta j臋dza z pewno艣ci膮 wygodnie si臋 urz膮dzi艂a. Wystarczy艂o, 偶eby oczarowa艂a herszta pirat贸w spojrzeniem tych swoich cudownych oczu. A jego ma艂y przyrodni braciszek pewnie uwa偶a wszystko za dobr膮 zabaw臋.

Humor ksi臋cia Murada nie poprawi艂 si臋, kiedy po przybyciu do Fokai stwierdzi艂, i偶 jego przewidywania by艂y s艂uszne. Trzecia 偶ona su艂tana mieszka艂a elegancko, a ksi膮偶臋 Halil najwyra藕niej by艂 pupilkiem porywacza. Wydawa艂o si臋, 偶e pirat jest w doskona艂ych stosunkach z par膮 swoich kr贸lewskich zak艂adnik贸w.

Murad przyby艂 do Fokaji p贸藕nym popo艂udniem. Nie by艂o szansy na przeprowadzenie sprawy wykupu przed zapadni臋ciem zmroku. Zreszt膮 odrzucenie go艣cinnego zaproszenia kapitana pirat贸w by艂oby pogwa艂ceniem zasad dobrego wychowania. Ku zaskoczeniu Murada piracki gospodarz okaza艂 si臋 nie tylko szczodry, ale obdarzony doskona艂ym gustem.

Najpierw jednak zaprowadzono go, 偶eby si臋 przekona艂, i偶 Teadora i Halil byli traktowani z szacunkiem i s膮 bezpieczni. Murad gryz艂 si臋 przez ca艂膮 drog臋 z Bursy. Nie widzia艂 jej niemal od o艣miu lat. Czy si臋 zmieni艂a? Bardzo mo偶liwe. Kobiety z Bizancjum potrafi艂y si臋 rozty膰, a jego ojciec lubi艂 kobiety przy ko艣ci.

Muradowi humor si臋 nie poprawi艂, gdy zobaczy艂, 偶e nadal jest smuk艂a i 偶e patrzy na niego oczami pe艂nymi uczucia, kt贸rego nie rozumia艂. Nagle wsta艂a i podesz艂a do niego, wyci膮gaj膮c w powitalnym ge艣cie szczup艂e r臋ce, z twarz膮 przes艂oni臋t膮 mask膮 uprzejmo艣ci.

Ksi膮偶臋 Murad! Jak偶e mi艂o, 偶e przyby艂e艣 nam z pomoc膮. Jak si臋 miewa m贸j m膮偶, Orchan? Modl臋 si臋, 偶eby艣my nie przysporzyli mu zmartwienia naszym nieszcz臋艣liwym wypadkiem.

Sk艂oni艂 si臋 lekko. 鈥 M贸j ojciec czuje si臋 dobrze. Czy byli艣cie dobrze traktowani, wasza wysoko艣膰?

Niemal od samego momentu porwania szlachetny Aleksander by艂 wzorem uprzejmo艣ci 鈥 odpar艂a.

Czy偶by w jej g艂osie s艂ycha膰 by艂o 艣lad 艣miechu? Dlaczego ten pot臋偶ny, jasnow艂osy b艂azen, zw膮cy siebie Aleksandrem Wielkim, mia艂 tak膮 zmieszan膮 min臋? 鈥 Jutro przeprowadz臋 negocjacje w sprawie okupu i przyjad臋 po was 鈥 rzek艂 szorstko Murad. 鈥 Prosz臋 by膰 gotow膮.

A jednak nie by艂o to takie proste, jak si臋 ksi臋ciu wydawa艂o. Po wybornej uczcie, 艣wietnej zabawie i wspania艂ej, jasnow艂osej czerkieskiej dziewicy, kt贸ra grza艂a mu 艂o偶e, Murad obudzi艂 si臋 nast臋pnego, deszczowego ranka i odkry艂, 偶e jego gospodarz jest nieust臋pliwy w swoich 偶膮daniach.

Powiedzia艂em twojemu ojcu, ksi膮偶臋, 偶e chc臋 sto tysi臋cy z艂otych dukat贸w weneckich. Nie jestem kupcem, z kt贸rym mo偶na si臋 targowa膰. A ksi臋偶niczka i jej syn nie s膮 nie艣wie偶ymi melonami na bazarze, kt贸rym mo偶na obni偶y膰 cen臋. Za te pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy dukat贸w, kt贸re przywioz艂e艣, oddam ksi臋偶niczk臋. Ale ch艂opiec b臋dzie musia艂 zosta膰 w Fokai dop贸ki nie dostan臋 nast臋pnych pi臋膰dziesi臋ciu tysi臋cy.

Czemu nie wypu艣cisz ch艂opca i nie zatrzymasz jego matki?

Aleksander roze艣mia艂 si臋. 鈥 Nie jestem g艂upcem, ksi膮偶臋. Tw贸j ojciec ma wiele kobiet, z kt贸rymi mo偶e si臋 zabawia膰, ale niewielu syn贸w. Je艣li puszcz臋 ch艂opca, nigdy wi臋cej mog臋 nie doczeka膰 wie艣ci od twojego ojca, ale ksi臋偶niczka Teadora nie pozwoli su艂tanowi na pozostawienie jej jedynego dziecka w niewoli. Nie, wasza wysoko艣膰, mo偶esz wraca膰 do Bursy z ksi臋偶niczk膮, lecz ksi膮偶臋 Halil pozostanie, dop贸ki nie dostan臋 wszystkich pieni臋dzy.

Nie znasz jej, Aleksandrze. Jest uparta. Nie pozostawi syna.

To ju偶 tw贸j problem, ksi膮偶臋. S膮dz臋 jednak, 偶e to ty jej nie znasz. Jest niezwykle rozs膮dna, a my, Grecy, zawsze bardzo cenili艣my m膮dre kobiety. Dostrze偶e sens w takim rozwi膮zaniu.

Murad zacisn膮艂 z臋by i poszed艂 powiedzie膰 Teadorze, i偶 jej syn pozostanie w niewoli, gdy偶 Orchan nie zap艂aci艂 ca艂ego okupu. Ku jego zdumieniu, ksi臋偶niczka nie wpad艂a w histeri臋 czy we w艣ciek艂o艣膰. Rzek艂a spokojnie: 鈥 Tw贸j ojciec jest doskona艂ym 偶o艂nierzem i w艂adc膮, ale kiepskim dyplomat膮. 艢wietnie. Na razie Halil musi tu zosta膰. Ka偶臋 Iris zosta膰 razem z nim, a ja pojad臋 z tob膮.

Na Allana! Co z ciebie za matka? Nie zamierzasz cho膰by zaproponowa膰, 偶e zostaniesz zamiast dziecka?

Wygl膮da艂a na zaskoczon膮. 鈥 Czy Aleksander zgodzi si臋 na to? Nie wydaje mi si臋, bo nie jest g艂upi, tw贸j ojciec na pewno b臋dzie si臋 targowa艂 o wysoko艣膰 okupu za mnie, gdy偶 by艂am dla niego cenna jedynie ze wzgl臋du na Cimpe, kt贸ra teraz nale偶y do niego. Nie b臋dzie si臋 jednak targowa艂 o okup za Halila, bo m贸j syn jest jego dum膮. Jest dowodem jego m臋sko艣ci w podesz艂ym wieku. A to jest chyba dla niego bardzo wa偶ne.

Murada rozw艣cieczy艂 jej spok贸j, ale jeszcze bardziej fakt, i偶 wydawa艂o si臋, 偶e Aleksander, po tak kr贸tkiej znajomo艣ci, zna艂 Teador臋 lepiej od niego. 鈥揘ie doceniasz si臋, pani 鈥 rzek艂 zimnym g艂osem. 鈥 I tw贸j m膮偶 martwi si臋 o twoje bezpiecze艅stwo.

Doprawdy? 鈥 zapyta艂a bez specjalnego zainteresowania. 鈥 Bardzo dziwne. Nie widzia艂am go ju偶 od paru lat, z wyj膮tkiem uroczysto艣ci pa艅stwowych. 鈥 Wzruszy艂a ramionami, po czym doda艂a: 鈥 Musz臋 powiedzie膰 mojemu synowi o przebiegu wypadk贸w. Kiedy chcesz
wyrusza膰, ksi膮偶臋?

Za godzin臋.

B臋d臋 gotowa.

Gdy go opu艣ci艂a, przez chwil臋 siedzia艂 bez ruchu. Zmieni艂a si臋, nie by艂a ju偶 t膮 niewinn膮, dzik膮 dziewczyn膮 co kiedy艣. Teraz by艂a spokojna. Tylko jedna rzecz nie uleg艂a zmianie. Ci膮gle nie umia艂a ukry膰 swojej inteligencji i w gruncie rzeczy wcale si臋 o to nie stara艂a. Wydoro艣la艂 od czasu ich pierwszego spotkania i pochlebia艂 sobie, 偶e sta艂 si臋 rozumniejszy. Nadal jednak trudno mu by艂o zaakceptowa膰 fakt, 偶e Teadora obdarzona by艂a m膮dro艣ci膮. To by艂o nienaturalne w przypadku kobiety, zw艂aszcza tak urodziwej. Kobiety, a szczeg贸lnie pi臋kne kobiety, stworzone by艂y dla m臋skiej przyjemno艣ci, a m臋偶czy藕ni bynajmniej nie chcieli rozwa偶a膰 z nimi zagadnie艅 niezwyk艂ej wagi. Na Allaha! Nie!

Roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no i wyszed艂 na mokry od deszczu dziedziniec, 偶eby dopilnowa膰 ostatnich przygotowa艅 do wymarszu. Zosta艂 zmuszony do pozostawienia swojej eskorty za murami i wjecha艂 sam do miasta. Aleksander Wielki przygotowa艂 dla Teadory lektyk臋, kt贸r膮 wydostanie si臋 z Fokai. Po spotkaniu z eskort膮 Murada przesi膮dzie si臋 do kr贸lewskiego powozu, a piracka lektyka powr贸ci do pa艂acu.

Ubrana w str贸j podr贸偶ny Teadora wysz艂a na dziedziniec w towarzystwie Iris i Halila. Ch艂opiec podbieg艂 ochoczo do swojego starszego przyrodniego brata, kt贸ry wzi膮艂 dziecko na r臋ce. 鈥 No c贸偶, Halilu, wreszcie uciekniesz spod opieki matki i b臋dziesz jak doros艂y m臋偶czyzna!

Tak, bracie! 鈥 Oczy ch艂opca b艂yszcza艂y z podniecenia. 艢ciszy艂 g艂os i wyszepta艂: 鈥 Dowiedzia艂em si臋 wielu rzeczy, kt贸re mog膮 ci si臋 przyda膰, Muradzie.

Jestem tylko dzieckiem, wi臋c nie zwracali na mnie uwagi i nie my艣leli, 偶e co艣 zrozumiem. 鈥 U艣miechn膮艂 si臋 szelmowsko. 鈥 Ale ja du偶o rozumiem! Kiedy zostaniesz su艂tanem, b臋d臋 ci bardzo pomocny, bo umiem szybko my艣le膰.

Nasz brat Sulejman jest nast臋pc膮 su艂tana, wybranym przez niego, Halilu.

Ch艂opiec spojrza艂 na starszego brata ametystowymi oczami swojej matki i rzek艂: 鈥 To prawda, Muradzie, ale czy pozwolisz mu sprawowa膰 rz膮dy?

Sprytne ma艂pki cz臋sto dostaj膮 pstryczka w nos, braciszku 鈥 roze艣mia艂 si臋 ksi膮偶臋 Murad. Kiedy postawi艂 ch艂opca na ziemi, dzieciak zn贸w pos艂a艂 mu chytry u艣miech i podbieg艂 do matki.

Teadora mocno przytuli艂a do siebie synka. 鈥 Nie chc臋 ci臋 zostawia膰, Halilu, ale je艣li osobi艣cie nie porozmawiam z twoim ojcem... 鈥 zawaha艂a si臋. Ch艂opiec za艣mia艂 si臋. 鈥 B臋d臋 doros艂ym m臋偶czyzn膮 z gromadk膮 dzieci, kiedy si臋 zn贸w zobaczymy, mamo 鈥 sko艅czy艂 za ni膮.

Teraz z kolei Teadora parskn臋艂a 艣miechem. Murada zabola艂 widok ich przytulonych, jak偶e podobnych do siebie, g艂贸w. 艁膮czy艂a ich wi臋藕, kt贸rej nie m贸g艂 przenikn膮膰. Niemal by艂 zazdrosny. 鈥 Musimy rusza膰 rzuci艂 opryskliwie. 鈥 Chc臋 wyjecha膰 za mury miasta przed noc膮.

Spojrza艂a na niego z takim zrozumieniem w oczach, 偶e a偶 si臋 zaczerwieni艂. Pochyli艂a si臋 i mocno obj臋艂a ch艂opca. 鈥 S艂uchaj si臋 Iris, Halilu, i nie dokuczaj zanadto Aleksandrowi. Kocham ci臋, skarbie i z niecierpliwo艣ci膮 b臋d臋 czeka膰 na dzie艅, kiedy zn贸w b臋dziemy razem. 鈥 Uca艂owa艂a go, po czym zaj臋艂a miejsce w czekaj膮cym powozie.

Na dziedzi艅cu pojawi艂 si臋 Aleksander. Nachyli艂 si臋 ku Teadorze i szepn膮艂 jej do ucha. 鈥 Nie obawiaj si臋, moja 艣liczna. Tw贸j syn b臋dzie tu r贸wnie bezpieczny jak moje dzieci.

U艣miechn臋艂a si臋 do niego i 艣cisn臋艂a palcami jego rami臋. 鈥 Wiem, 偶e b臋dziesz o niego dba艂, Aleksandrze. Ale nie rozpieszczaj go zanadto, bardzo ci臋 prosz臋. Wiesz dobrze, jaki z niego spryciarz, wi臋c pilnuj, 偶eby si臋 nie nudzi艂.

Dobrze, moja 艣liczna. Ale kto teraz b臋dzie dba艂 o to, 偶ebym ja si臋 nie nudzi艂? B臋d臋 t臋skni艂 do naszych partyjek szachowych.

Ja te偶. W moim 艣wiecie m臋偶czy藕ni nie traktuj膮 kobiet z takim szacunkiem. B臋dzie mi ciebie brakowa艂o, Aleksandrze. Niech B贸g ma ci臋 w opiece. 呕egnaj.

Zegnaj, moja 艣liczna. 鈥 Herszt pirat贸w wyprostowa艂 si臋 i napotka艂 wbite w siebie, rozpalone gniewem spojrzenie ksi臋cia Murada. Chryste przenaj艣wi臋tszy. Ciekawe, czy ona wie, pomy艣la艂 Aleksander. A wi臋c mam rywala. Ale ja wiem o tobie, m贸j ksi膮偶臋, ty za艣 nie znasz moich zamiar贸w. Podszed艂 do ksi臋cia, dosiadaj膮cego swojego ogiera. 鈥 Ksi膮偶臋, powiedz swojemu ojcu, 偶e ksi膮偶臋 Halil b臋dzie bezpieczny w moim domu i otoczony szacunkiem, dop贸ki nie otrzymam okupu. 鈥揑 nie daj膮c Muradowi szansy na odpowied藕 odwr贸ci艂 si臋 i wszed艂 do domu.

Ksi膮偶臋 z w艣ciek艂o艣ci膮 szarpn膮艂 konia i da艂 znak do wymarszu. Niewolnicy unie艣li lektyk臋 i wyruszyli przez miasto. Aleksander przydzieli艂 im ma艂膮, ale wywieraj膮c膮 wra偶enie eskort臋, kt贸ra towarzyszy艂a im do p贸艂nocnych bram miasta, gdzie czekali 偶o艂nierze su艂tana.

Deszcz zn贸w zacz膮艂 pada膰, wi臋c Murad zsiad艂 z konia, 偶eby przenie艣膰 Teador臋 do powozu. Przez chwil臋 popatrzy艂a mu prosto w twarz, po czym skromnie spu艣ci艂a swe cudowne oczy w kolorze ametystu. By艂a mi臋kka i s艂odka, a jej zapach go osza艂amia艂. Gdy si臋 potkn膮艂, roze艣mia艂a si臋. Czu艂 pulsowanie w skroniach. Pragn膮艂 jej! Na Allaha, jak偶e jej pragn膮艂!

Postawi艂 j膮 brutalnie na wozie i wskoczy艂 na konia. Do zmierzchu pozosta艂o jeszcze par臋 godzin, podczas kt贸rych mogli oddali膰 si臋 znacznie od Fokai. Jecha艂 w milczeniu na czele kawalkady. Towarzysz膮cy mu 偶o艂nierze przypisywali jego ponury wygl膮d faktowi, 偶e musia艂 zostawi膰 ksi臋cia Halila. Murad, ottoma艅ski ksi膮偶臋, zawsze dumny by艂 z tego, 偶e 艣wietnie wywi膮zywa艂 si臋 z powierzonych mu zada艅.

W rzeczywisto艣ci ksi膮偶臋 my艣la艂 o kobiecie w kr贸lewskim powozie. Nigdy nie brakowa艂o mu kobiet, lecz Teadora Kantakuzen by艂a jedyn膮, kt贸ra poruszy艂a jego serce.

Pami臋ta艂, jak kiedy艣 jej powiedzia艂, 偶e po 艣mierci ojca pojmie j膮 za 偶on臋. Ze zdumieniem musia艂 przyzna膰 sam przed sob膮, 偶e nadal jej pragnie. Ale nie jako 偶ony! Z gniewem potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. By艂a bizantyjsk膮 dziwk膮, tak jak jej siostry, i nie mo偶na jej by艂o kocha膰. Przecie偶 jeszcze przed chwil膮 kusi艂a go, a potem 艣mia艂a si臋 z jego skr臋powania.

Kiedy zapad艂 zmrok, Murad poleci艂 rozbi膰 obozowisko. M臋偶czy藕ni byli przyzwyczajeni do spania pod go艂ym niebem, ale dla Teadory rozstawiono namiot. By艂a zachwycona jego wygod膮. Poniewa偶 powierzy艂a Iris opiek臋 nad swoim synem, us艂ugiwa艂 jej inny 偶o艂nierz. Przyni贸s艂 jej wod臋 do mycia, podgrzan膮 na ognisku, a kiedy mu grzecznie podzi臋kowa艂a, sp艂oni艂 si臋 i u艣miechn膮艂 g艂upawo.

Namiot Teadory sta艂 na drewnianym pomo艣cie, kt贸rego deski pokryte by艂y kolorowymi, grubymi we艂nianymi kobiercami i owczymi sk贸rami, maj膮cymi chroni膰 przed ch艂odem i wilgoci膮. Namiot nie by艂 du偶y. W 艣rodku znajdowa艂 si臋 stolik z br膮zu, oparty na nogach z hebanu, kocio艂ek z 偶arem, zapewniaj膮cy ciep艂o, posianie zrobione z owczych sk贸r, przykrytych aksamitem oraz kilka jedwabnych poduszek. Dwie niewielkie lampy zwiesza艂y si臋 na 艂a艅cuchach z br膮zu z namiotowego masztu.

Stary 偶o艂nierz powr贸ci艂 z jedzeniem: z kawa艂kami pieczonej jagni臋ciny z pieprzem i cebul膮, przyprawionej rozmarynem i odrobin膮 oliwy, a podanej z ry偶em z dodatkiem szafranu. Do tego p艂aski bochenek chleba, 艣wie偶o upieczonego w 偶arze ogniska, buk艂ak lodowato zimnej wody z pobliskiego strumienia, doprawionej esencj膮 pomara艅czow膮 i cynamonem, oraz dwa twarde jab艂ka. Podzi臋kowa艂a 偶o艂nierzowi. Na pytanie o ksi臋cia uzyska艂a odpowied藕, 偶e je posi艂ek ze swoimi lud藕mi.

Teadora, lekko lituj膮c si臋 nad sob膮, usiad艂a do samotnego posi艂ku. Dawno ju偶 zapomnia艂a o swojej z艂o艣ci na ksi臋cia Murada. Dzisiaj, kiedy si臋 potkn膮艂, nios膮c j膮 na r臋kach, czu艂a mocne bicie jego serca i roze艣mia艂a si臋 z rado艣ci, 偶e jeszcze mu na niej zale偶y. Nagle wyp艂yn臋艂y na wierzch wszystkie stare sentymenty, zaskakuj膮c j膮 swym nat臋偶eniem.

Ju偶 od kilku lat nie dzieli艂a lo偶a z Orchanem i chocia偶 kiedy艣 podnieca艂 j膮 fizycznie, tylko w艂asne fantazje nie pozwala艂y jej nie oszale膰. Na staro艣膰 Orchan, rozpaczliwie pragn膮c zachowa膰 potencj臋, odda艂 si臋 perwersjom. Ostatni raz znalaz艂a si臋 w jego 艂o偶u w towarzystwie dziesi臋cioletniej dziewicy z dorzecza Nilu, z艂ocistosk贸rego dziecka o czarnych jak onyksy, pi臋knych oczach. Orchan zmusi艂 Teador臋, aby seksualnie pobudzi艂a dziewczynk臋 i, patrz膮c na to, podnieci艂 si臋. Potem brutalnie pozbawi艂 dziewictwa krzycz膮c膮 ofiar臋, a Teadora zwymiotowa艂a ko艂o 艂贸偶ka ca艂膮 zawarto艣膰 偶o艂膮dka. Ku jej ogromnej uldze nigdy wi臋cej nie wezwa艂 jej do swej sypialni. Gdyby to zrobi艂, wola艂aby raczej umrze膰 ni偶 prze偶y膰 podobne do艣wiadczenie.

Kiedy my艣la艂a o tych cennych chwilach, kt贸re kiedy艣 sp臋dzi艂a z Muradem w klasztornym sadzie, wydawa艂y jej si臋 jedynymi momentami w 偶yciu, gdy zazna艂a jakiejkolwiek czu艂o艣ci ze strony m臋偶czyzny. Czy by艂by r贸wnie czu艂y, b臋d膮c jej m臋偶em? Czy dowie si臋 tego kiedykolwiek? Teadora w zamy艣leniu obliza艂a palce. Potem op艂uka艂a je w ma艂ym miedzianym dzbanuszku, wzi臋艂a jab艂ko i ugryz艂a je.

Smakowa艂a ci kolacja?

Zaskoczona podnios艂a g艂ow臋 i ujrza艂a Murada, kt贸ry wszed艂 do namiotu.

Tak 鈥 odpowiedzia艂a 鈥 ale czu艂am si臋 samotna. Czemu nie jad艂e艣 ze mn膮?

Z kobiet膮? Mia艂em je艣膰 z kobiet膮? Czy偶by m贸j ojciec mia艂 zwyczaj jada膰 z kobietami?

Oczywi艣cie, 偶e nie! Ale to co innego. Jestem tu jedyn膮 kobiet膮 i nie mam nawet niewolnicy, kt贸ra dotrzyma艂aby mi towarzystwa. A ty jeste艣 tutaj jedyn膮 osob膮 r贸wn膮 mi urodzeniem.

Roze艣mia艂 si臋. Powr贸ci艂 mu dobry humor. 鈥 Rozumiem. Pragniesz mojego towarzystwa tylko dlatego, 偶e jeste艣 ksi臋偶niczk膮, a ja jestem ksi臋ciem. Nie s膮dzi艂em, 偶e jeste艣 snobk膮, Adoro.

Nie! Nie! 殴le mnie zrozumia艂e艣 鈥 zaprotestowa艂a sp艂oniona.

Wyt艂umacz mi wi臋c 鈥 przekomarza艂 si臋 z ni膮, kl臋kaj膮c na poduszkach. Unios艂a ku niemu sw膮 cudn膮 twarz. 鈥 Chodzi艂o mi o to, 偶e skoro znale藕li艣my si臋 w takiej nieformalnej sytuacji, m贸g艂by艣 towarzyszy膰 mi przy posi艂ku.

Spojrza艂 na ni膮 czarnymi oczami i, zanim si臋 spostrzeg艂a, pochwyci艂 j膮 i zacz膮艂 ca艂owa膰. Niebo nad jej g艂owa rozprys艂o si臋 na miliony b艂yszcz膮cych kawa艂k贸w. O Bo偶e! O Bo偶e! Jego usta by艂y takie s艂odkie! Poca艂unek by艂 czu艂y, a jednocze艣nie pe艂en nami臋tno艣ci. Na chwil臋 zupe艂nie zapomnia艂a o wszystkim, rozkoszuj膮c si臋 jego 偶arem i s艂odycz膮. Czeka艂a tak d艂ugo, tak straszliwie d艂ugo!

Kiedy uda艂o jej si臋 zebra膰 my艣li, wyszarpn臋艂a g艂ow臋 i wyszepta艂a gor膮czkowo. 鈥 Nie, Muradzie! Prosz臋, nie! To niew艂a艣ciwe!

Jego r臋ka pow臋drowa艂a na jej plecy, palce wpl膮ta艂y si臋 w jej ciemne w艂osy. 鈥 Cicho b膮d藕, moja s艂odka Adoro 鈥 poleci艂 i jego usta zn贸w zaw艂adn臋艂y jej wargami. Tym razem jednak ca艂owa艂 j膮 zg艂odnia艂e, pal膮c jej wargi, dziko 偶膮daj膮c ca艂kowitego poddania. Nie b臋d膮c w stanie opanowa膰 wzbieraj膮cego w niej po偶膮dania, zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋 i poci膮gn臋艂a na poduszki.

Czas straci艂 wszelkie znaczenie. Wiedzia艂a, 偶e to, co robi膮, jest moralnie naganne w 艣wietle ich obu religii, lecz tak bardzo siebie potrzebowali, i偶 szalony g艂贸d wypar艂 wszystko z ich my艣li. Wiedzia艂a, 偶e rozpi膮艂 jej bluz臋, bowiem jego wargi b艂膮dzi艂y po jej piersiach, zg艂odnia艂e ss膮c obrzmia艂e z t臋sknoty sutki.

Pod jedwabiem pantalon贸w Teadory odnalaz艂 drog臋 pomi臋dzy jej dygocz膮cymi udami, gdzie czeka艂a wilgotna z czystego po偶膮dania. Jego r臋ka pie艣ci艂a j膮 cudownie. Wi艂a si臋 pod jego dotykiem, a kiedy delikatnie wsun膮艂 w ni膮 dwa palce, wyrwa艂 jej si臋 cichy j臋k. Wygi臋艂a si臋, napi臋ta, rozpaczliwie poszukuj膮c spe艂nienia, kt贸re jako艣 nie przychodzi艂o.

Spokojnie, Adoro 鈥 uspokaja艂 dziewczyn臋. 鈥 Nie wysilaj si臋 tak bardzo, moja ukochana. Doczekasz si臋. 鈥 Zn贸w zacz膮艂 j膮 ca艂owa膰, jednak tym razem jego usta przysun臋艂y si臋 do jej ucha i wyszepta艂 cicho 鈥 Pragn臋 ci臋, Adoro, ale tak, jak m臋偶czyzna pragnie kobiety. Nie chc臋 ju偶 wi臋cej uprawia膰 mi艂osnych gierek. Chc臋 znale藕膰 si臋 g艂臋boko w twoim s艂odkim ciele i krzycze膰 z rado艣ci, gdy razem b臋dziemy prze偶ywa膰 te pi臋kne chwile.

Zadygota艂a os艂ab艂a. Skubn膮艂 jej male艅kie ucho wargami. 鈥 Rozchyl dla mnie swoje nogi, Adoro. Chc臋 ci臋 wzi膮膰, moja 艣liczna bizantyjska ladacznico. Pozw贸l mi zazna膰 rozkoszy, kt贸rymi tak szczodrze obdarza艂a艣 mojego zwariowanego ojca i twego greckiego kochanka.

Zamar艂a, nie mog膮c uwierzy膰 w to, co w艂a艣nie us艂ysza艂a.

B臋d臋 lepszym kochankiem ni偶 oni, go艂膮beczko 鈥 nierozwa偶nie ci膮gn膮艂 dalej.

Nagle st臋kn膮艂 z b贸lu, kiedy kolanem kopn臋艂a go w krocze. Zerwa艂a si臋 na nogi i z ametystowymi oczami p艂on膮cymi ogniem, gor膮czkowo zacz臋艂a zapina膰 guziki bluzy, desperacko powstrzymuj膮c 艂zy, kt贸re ju偶 zaczyna艂y sp艂ywa膰 po jej policzkach.

Cho膰 Halil jest rado艣ci膮 mojego 偶ycia, nigdy nie dzieli艂am 艂o偶a z twoim ojcem z ochot膮 鈥 krzykn臋艂a na niego. 鈥 I chocia偶 to nie tw贸j interes, Aleksander nie by艂 moim kochankiem! W przeciwie艅stwie do przekl臋tych Ottoman贸w, kt贸rzy uwa偶aj膮, 偶e kobieta jest przydatna jedynie w 艂贸偶ku, Grecy podziwiaj膮 w nas inteligencj臋. Nie boj膮 si臋 tego, czego ty si臋 obawiasz, 偶e wykszta艂cona kobieta mo偶e uczyni膰 z nich impotent贸w,
za艣 do mojej inteligencji, to zaczynam pow膮tpiewa膰 w jej istnienie. Jak inaczej mog艂abym wierzy膰, i偶 nadal zale偶y ci na mnie tak, jak niegdy艣? 鈥揜ozp艂aka艂a si臋, nie dbaj膮c o to, jak wygl膮da. 鈥 Nienawidz臋 ci臋! Wyno艣 si臋 z mojego namiotu, bo zaczn臋 krzycze膰. 呕o艂nierze twojego ojca nie b臋d膮 si臋 wahali przed zabiciem gwa艂ciciela zony su艂tana! 鈥 Odwr贸ci艂a si臋 do niego plecami.

Powoli podni贸s艂 si臋 na nogi, podpieraj膮c si臋 przy tym u stolik. Przez chwil臋 zakr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie z b贸lu, ale zacz膮艂 oddycha膰 wolno, g艂臋boko i w g艂owie mu si臋 rozja艣ni艂o. 鈥 Teadoro, przepraszam, go艂膮beczko.

Wyno艣 si臋!

Pragn膮艂em ci臋 od pierwszej chwili, gdy ci臋 ujrza艂em spadaj膮c膮 z klasztornego muru. Cierpia艂em fizycznie, kiedy zosta艂a艣 偶on膮 mojego ojca. A wczoraj, kiedy przyby艂em do Fokai, zobaczy艂em, 偶e ten grecki paw otwarcie zabiega o twe wzgl臋dy.

Za艂o偶y艂e艣 wi臋c, 偶e zosta艂am dziwk膮. Nigdy ci nie wybacz臋! Nigdy! Wyno艣 si臋!


My艣la艂em, 偶e jeste艣 taka, jak twoje siostry.

Wyno艣 si臋!

M贸j ojciec jest stary, Adoro. Wkr贸tce do艂膮czy do swych przodk贸w, ja za艣, tak jak to ju偶 dawno obieca艂em, za偶膮dam ciebie.

Wol臋 umrze膰, ni偶 nale偶e膰 do ciebie!

Roze艣mia艂 si臋 ochryple. 鈥 Nie umrzesz, go艂膮beczko. Ledwie chwil臋 temu by艂a艣 jak suka podczas rui. Przyjdziesz do mnie, kiedy ci rozka偶臋. 鈥 I odwr贸ciwszy si臋 na pi臋cie, wyszed艂 z namiotu.

Teadora mocno zacisn臋艂a pi臋艣ci. Mia艂 racj臋! Mia艂 racj臋, przekl臋ty! Pragn臋艂a go tak samo, jak on po偶膮da艂 jej. Opad艂a na poduszki i wyla艂a morze gorzkich 艂ez.Rozdzia艂 11


Su艂tan Orchan przygl膮da艂 si臋 swojej trzeciej 偶onie. Wygl膮da艂a szczeg贸lnie pi臋knie, kiedy by艂a zagniewana. Budzi艂o si臋 w nim wtedy uczucie bliskie 偶alu, 偶e nie mo偶e nadal zaspokaja膰 jej jak m臋偶czyzna. Zachowywa艂 powag臋 na twarzy, cho膰 w g艂臋bi duszy 艣wietnie si臋 bawi艂. W jego haremie nie by艂o drugiej kobiety, kt贸ra 艣mia艂aby na niego krzycze膰 i cho膰 mia艂 zamiar j膮 za to ukara膰, podziwia艂 jej odwag臋.

Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i uderzy艂 na tyle silnie, 偶e na policzku dziewczyny pozosta艂 艣lad. 鈥 Cicho b膮d藕, Adoro on jest tak偶e moim synem, ale teraz, gdy wiem, 偶e za waszym porwaniem stoi twoja siostra Helena, nie zap艂ac臋 ani dinara wi臋cej temu greckiemu piratowi.

Zamierzasz wyrzec si臋 mojego syna?

Nie, moja droga, nie zamierzam wyrzec si臋 Halila. I przypominam ci drugi raz, 偶e Halil jest r贸wnie偶 moim synem. Skoro twoja siostra by艂a na tyle nieostro偶na, 偶e pr贸bowa艂a mnie ugodzi膰 poprzez moj膮 偶on臋 i syna, uwa偶am, 偶e powinienem upomnie膰 si臋 w Bizancjum o pozosta艂膮 cz臋艣膰 okupu. Musz臋 ci te偶 powiedzie膰, 偶e gdyby Aleksander nie by艂 taki chciwy, ty, i Halil ju偶 by艣cie nie 偶yli. Twoja siostra chcia艂a, 偶eby ci臋 zamordowa艂, ale pirat wiedzia艂, i偶 nie ma mu czym zap艂aci膰 i doszed艂 do wniosku, ze jeste艣cie dla niego cenniejsi 偶ywi ni偶 martwi. Rozs膮dny z niego cz艂owiek.

Oczy Teadory rozszerzy艂y si臋 z przera偶enia. 鈥 Ale dlaczego, panie? Dlaczego moja siostra mia艂aby pragn膮膰 艣mierci mojej i swojego niewinnego siostrze艅ca? Nigdy jej nie skrzywdzi艂am.

Orchan 艂agodnie opasa艂 偶on臋 ramieniem. Biedna Adora. 呕y艂a pod kloszem. Najwy偶szy czas, 偶eby doros艂a. Je艣li nie doro艣nie, b臋dzie si臋 ba艂 o jej przysz艂o艣膰 po swojej 艣mierci. 鈥 Twoja siostra 鈥 zacz膮艂 鈥 mia艂a nadziej臋, 偶e umr臋 na wie艣膰 o 艣mierci twojej i Halila. Potem zamierza艂a wywo艂a膰 konflikt pomi臋dzy Sulejmanem a Muradem. Gdyby obaj si臋 zniszczyli, pozosta艂by jedynie m贸j nieszcz臋sny, szalony syn, Ibrahim. Chocia偶 nasze prawo zabrania dziedziczenia w艂adzy przez chorych fizycznie i umys艂owo, znale藕liby si臋 ch臋tni, aby obwo艂a膰 Ibrahima w艂adc膮 i wykorzysta膰 go. Twoja siostra zdaje sobie z tego spraw臋. K艂opoty w Imperium Ottoma艅skim by艂yby na r臋k臋 Bizancjum.

Zmusisz wi臋c Jana Paleologa do zap艂acenia reszty okupu za Halila. Oczywi艣cie, b臋dzie musia艂 to zrobi膰, bo jeste艣my o wiele silniejsi od niego.

Su艂tan u艣miechn膮艂 si臋, s艂ysz膮c s艂owo 鈥瀓este艣my". Teadora ci膮gn臋艂a dalej. 鈥 Chcia艂abym te偶 ukara膰 moj膮 siostr臋 za to, co usi艂owa艂a zrobi膰.

A co by艣 zrobi艂a, moja droga?

Helena ma dw贸ch syn贸w, panie, ale tylko jedn膮
c贸rk臋, na kt贸rej jej bardzo zale偶y. Moja siostrzenica
Aleksis jest w tym samym wieku, co nasz syn, Halil.

W swoich listach do mnie Helena cz臋sto wspomina艂a o urodzie jasnow艂osej dziewczynki. Moja siostra ma nadziej臋, 偶e wyda c贸rk臋 za m膮偶 na dworze sabaudzkim, a mo偶e nawet zwi膮偶e z carskim domem moskiewskim. Jak wiesz, panie, radowa艂a si臋 niezmiernie, szydz膮c z naszego ma艂偶e艅stwa, zawartego pomi臋dzy chrze艣cijank膮 a muzu艂maninem. Co b臋dzie, gdy za偶膮damy ksi臋偶niczki Aleksis na 偶on臋 dla naszego syna, ksi臋cia Halila? Helena nie b臋dzie 艣mia艂a odm贸wi膰 w obawie, aby艣my jej nie zniszczyli.

Su艂tan za艣mia艂 si臋. Mo偶e jednak nie powinien si臋 martwi膰 o swoj膮 ma艂膮 Teador臋? Jej wygl膮d by艂 bardzo zwodniczy. 鈥 Masz szata艅ski pomys艂, moja droga 鈥 rzek艂 z zadowoleniem.

Spojrza艂a prosto na niego zimnymi oczami. 鈥 Czcimy t臋 sam膮 艣wi臋t膮 ksi臋g臋, panie. Czy偶 nie powiedziano 鈥瀘ko za oko鈥?

Wolno skin膮艂 g艂ow膮. 鈥 B臋dzie tak, jak proponujesz, Adoro. Ma艂o tego, w tej delikatnej sprawie b臋d臋 ci臋 prosi艂 o rady, bowiem najwyra藕niej znasz cesarzow膮 i jej ma艂偶onka du偶o lepiej ni偶 s膮dzi艂em.

Tak wi臋c obywatele kurcz膮cego si臋 szybko Cesarstwa Bizantyjskiego dowiedzieli si臋 niebawem, 偶e ich nowy w艂adca jest na 艂asce su艂tana w tym samym stopniu co dawny cesarz, Jan Kantakuzen. Orchan by艂 nieugi臋ty. M艂ody cesarz nie tylko mia艂 zap艂aci膰 pozosta艂e pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy dukat贸w okupu za ksi臋cia Halila, ale mia艂 osobi艣cie uda膰 si臋 do Fokai, 偶eby przywie藕膰 ch艂opca z powrotem do Bursy.

Zniewa偶ona cesarzowa Helena kipia艂a ze z艂o艣ci. W kr贸lewskim skarbcu by艂a zaledwie po艂owa 偶膮danej kwoty i to tylko dlatego, 偶e w艂a艣nie si艂膮 艣ci膮gni臋to podatki. Trzeba b臋dzie sprzeda膰 bi偶uteri臋, kt贸r膮 cesarzowa dostawa艂a od swoich kochank贸w. Klejnoty kr贸lewskie ju偶 od wielu lat by艂y jedynie marn膮 imitacj膮 precjoz贸w.

Helena sk艂oni艂a podst臋pnie ma艂偶onka, 偶eby najecha艂 Fokaj臋, zamiast p艂aci膰 okup. Orchana i Teador臋 ubawi艂y poczynania cesarza i rozpaczliwe wysi艂ki Heleny, aby nie utraci膰 bi偶uterii. Wiedzieli oboje, 偶e Halil jest bezpieczny u Aleksandra. Orchan zapewni艂 bowiem Aleksandra, 偶e mu zap艂aci.

Su艂tan wykorzysta艂 nieobecno艣膰 bizantyjskiej armii i najecha艂 Tracj臋. Inwazja praktycznie nie napotka艂a 偶adnego oporu. Ciemi臋偶eni mieszka艅cy witali Turk贸w jak wyzwolicieli.

Zaalarmowany przez 偶on臋 cesarz pospiesznie powr贸ci艂 do Konstantynopola po to tylko, 偶eby zn贸w zosta膰 wys艂anym do Fokaji, tym razem przez su艂tana. Znu偶ony Jan Paleolog, czuj膮c si臋 bardziej jak marionetka ni偶 jak m臋偶czyzna, wyruszy艂 zn贸w do Fokai... i napotka艂 swoj膮 flot臋, kt贸ra odst膮pi艂a od oblegania miasta i nie dawa艂a si臋 nak艂oni膰 do dalszych dzia艂a艅 wojennych.

Zrozpaczony cesarz poprosi艂 su艂tana o lito艣膰. Turecki w艂adca, uznany za suzerena nieszcz臋snego cesarza, by艂 stanowczy: okup musi zosta膰 zap艂acony. W 1359 roku Jan uda艂 si臋 do Scrutari, 偶eby pokornie b艂aga膰 su艂tana o przebaczenie. Zn贸w us艂ysza艂, 偶e musi zap艂aci膰 okup, kt贸ry ur贸s艂 tymczasem o pi臋膰 tysi臋cy dukat贸w. Musia艂 te偶 zaakceptowa膰 status quo w Tracji i zgodzi膰 si臋 na 艣lub swojej jedynej c贸rki, Aleksis, z ksi臋ciem Halilem. P艂acz膮c gorzko, cesarz przysta艂 na warunki. Nie mia艂 wyj艣cia.

Inaczej sprawa si臋 mia艂a z cesarzow膮. Helena nape艂ni艂a wrzaskiem ca艂y pa艂ac, kt贸ry przebiega艂a, rw膮c sobie z g艂owy jasne w艂osy. Ciska艂a wszystkim, co tylko wpad艂o jej w r臋ce, bi艂a niewolnik贸w, kt贸rzy mieli nieszcz臋艣cie znale藕膰 si臋 w pobli偶u. Na dworze zastanawiano si臋, czego cesarzowa bardziej 偶a艂uje, utraty swojej bi偶uterii, czy te偶 utraty moskiewskich wp艂yw贸w, bowiem negocjacje dotycz膮ce zar臋czyn Aleksis z dziedzicem cara by艂y niemal zako艅czone.

Jednak najbli偶si cesarzowej rozumieli, 偶e Helena oszala艂a na punkcie swej jedynej c贸rki. 艢wiadomy tego cesarz szybko zabra艂 Aleksis spod opieki matki. Helena zacz臋艂a protestowa膰. 鈥 Nie oddawaj jej w r臋ce niewiernych 鈥 b艂aga艂a m臋偶a. 鈥 O Bo偶e! To intryga tej suki, mojej siostry! Ottoma艅ska dziwka m艣ci si臋 w ko艅cu na mnie, sprowadzaj膮c moje ukochane dziecko do swojego poziomu!

Wrodzona 偶yczliwo艣膰 Jana Paleologa ulotni艂a si臋. Uderzy! 偶on臋 tak mocno, 偶e upad艂a na ziemi臋, krwawi膮c z ust. 鈥 Twoja siostra Teadora 鈥 rzek艂 cichym, beznami臋tnym g艂osem 鈥 jest dobr膮, przyzwoit膮 kobiet膮. Zosta艂a za艣lubiona zgodnie z rytua艂em naszego Ko艣cio艂a, co nie czyni z niej dziwki. I gdyby nie jej ogromne po艣wi臋cenie, tw贸j ojciec nie m贸g艂by si臋 tak d艂ugo opiera膰 si艂om mojej matki. Ty za艣, moja kochana 偶ono, nie zosta艂aby艣 cesarzow膮. Teadora codziennie wyznaje swoj膮 wiar臋. Wyzwa艂a chrze艣cija艅skich je艅c贸w i zapewnia im bezpiecze艅stwo. Jest lojalna i wierna swojemu m臋偶owi. Na dworze Orchana Aleksis b臋dzie bezpieczniejsza ni偶 na naszym.

Ale kiedy b臋d膮 do艣膰 doro艣li, 偶eby wiedzie膰, co oznacza ma艂偶e艅stwo, b臋dzie musia艂a dzieli膰 si臋 ksi臋ciem Halilem z innymi! 鈥 艂ka艂a Helena.

Wargi cesarza Jana okrasi艂 sarkastyczny u艣miech.

Dziel臋 si臋 tob膮 z wieloma innymi, moja droga, i jako艣 偶yj臋 鈥 powiedzia艂 spokojnie.

Zaskoczona cesarzowa zamilk艂a. Nie pozosta艂o jej nic poza przygotowaniami do 艣lubu c贸rki. Cesarz wr贸ci艂 do Fokai i zap艂aci艂 Aleksandrowi Wielkiemu pi臋膰dziesi膮t pi臋膰 tysi臋cy z艂otych weneckich dukat贸w. I.in zosta艂 dodatkowo upokorzony, musia艂 bowiem sta膰 i czeka膰, a偶 z艂oto zostanie zwa偶one, zanim oddano mu siostrze艅ca. W ko艅cu uda艂o mu si臋 powr贸ci膰 przez morze, a potem drog膮 l膮dow膮 dotrze膰 do Nikei, gdzie mia艂y si臋 odby膰 zar臋czyny.

Cesarzowa chcia艂a unikn膮膰 uczestniczenia w uroczysto艣ciach weselnych c贸rki, ale cesarz jasno da艂 do zrozumienia, 偶e jedynym usprawiedliwieniem nieobecno艣ci Heleny mog艂aby by膰 jej 艣mier膰. Po wielu latach wyszydzania siostry, Helena mia艂a w ko艅cu stan膮膰 twarz膮 w twarz z Teador膮, i to na terytorium siostry. Cesarzowa zadygota艂a. Nie oczekiwa艂a po Teadorze wsp贸艂czucia: gdyby ich role si臋 odwr贸ci艂y, Helena z pewno艣ci膮 nie mia艂aby lito艣ci.

O dziwo, ma艂a ksi臋偶niczka Aleksis by艂a zachwycona swoim ma艂偶e艅stwem z kuzynem, ch艂opcem w jej wieku.

Mog艂am z ciebie zrobi膰 caryc臋 w Moskwie albo kr贸low膮 Sabaudii 鈥 westchn臋艂a Helena.

Ale Sabaudia i Moskwa s膮 tak daleko, mamo 鈥 odpar艂o dziecko. 鈥 Podobno na zimnej p贸艂nocy rzadko 艣wieci s艂o艅ce. Wol臋 po艣lubi膰 mojego kuzyna Halila i by膰 blisko ciebie i ojca.

Helena ukry艂a 艂zy przed c贸rk膮. Ma艂a by艂a taka s艂odka. Tea musi to dostrzec i nie b臋dzie si臋 m艣ci艂a na niewinnym dziecku. Helena zastanawia艂a si臋, czy na miejscu Teadory by艂aby tak mi艂a. Kiedy odpowiedzia艂a sobie na to pytanie, zatrz臋s艂a si臋 ponownie.

Tygodnie pozosta艂e do 艣lubu szybko min臋艂y. Nadszed艂 czas, aby zawie藕膰 Aleksis do Nikei. W towarzystwie matki, dw贸ch braci, Andronika i Manuela, oraz dworu kr贸lewskiego, przep艂yn臋艂a morze Marmara i znalaz艂a si臋 w Azji.

艁贸d藕, kt贸r膮 p艂yn臋艂a, by艂a bogato zdobiona z艂otymi li艣膰mi. Wios艂a mia艂y posrebrzane drzewce i lakierowane na czerwono pi贸ra. Pok艂ad 艂odzi oblubienicy by艂 wy艂o偶ony wypolerowanym drewnem hebanowym. Wio艣larzy starannie dobrano spo艣r贸d czarnosk贸rych m艂odzie艅c贸w i jasnow艂osych mieszka艅c贸w p贸艂nocy. Ciemnosk贸rzy wio艣larze ubrani byli w d艂ugie po kostki, z艂ote spodnie, tymczasem jasnosk贸rzy, jasnow艂osi, b艂臋kitnoocy wio艣larze z p贸艂nocy mieli na sobie spodnie z fioletowej satyny. Cesarzowa osobi艣cie wybra艂a tych m艂odych. Skoro musia艂a zosta膰 upokorzona i skrzywdzona przez m艂odsz膮 siostr臋, mia艂a prawo do pocieszenia.

B艂膮dzi艂a wzrokiem po szerokich, m艂odych barkach, po napr臋偶onych musku艂ach i rozwa偶a艂a estetyczny efekt g艂adkiej, czarnej sk贸ry przy jej bladej cerze oraz muskularnych, z艂ocistych ud, splecionych z, jej d艂ugimi, jasnymi nogami. Jej ostatni kochanek por贸wna艂 jej nogi do dw贸ch idealnych kolumn z marmuru, co uzna艂a za oryginalny i wysoce satysfakcjonuj膮cy komplement.

Przeci膮gn臋艂a si臋 ospale i g艂臋biej zapad艂a pomi臋dzy jedwabne poduszki. Ubrana we wspania艂膮 kreacj臋 艣lubn膮 Aleksis drzema艂a. Cesarzowa pozwoli艂a jej spa膰. Dzie艅 by艂 gor膮cy, zw艂aszcza na wodzie i Helena wdzi臋czna by艂a za markiz臋, chroni膮c膮 je ml s艂o艅ca. Daszek rozparty by艂 na czterech s艂upach, rze藕bionych i pomalowanych realistycznie w mityczne stwory, smoki, jednoro偶ce, gryfy, feniksy. Sam膮 markiz臋 zdobi艂y srebrzysto鈥搉iebieskie pasy.

Wydawa艂o si臋, 偶e Helena przysypia艂a, kiwaj膮c si臋 przez kr贸tk膮 chwil臋, kiedy dobieg艂 do niej g艂os sternika. 鈥 Zbli偶amy si臋 do brzegu, wasza wysoko艣膰.

Otworzy艂a oczy i potrz膮sn臋艂a c贸rk膮. Dziewczynka otwar艂a swe b艂臋kitne oczy. 鈥 Jeste艣my na miejscu?

Nieomal, kochanie. Teraz musz臋 wyj艣膰 spod baldachimu i zas艂ony zostan膮 opuszczone. B臋dziesz pami臋ta膰 to, co masz powiedzie膰?

Tak, mamo.

Helena po raz ostatni zlustrowa艂a spojrzeniem c贸rk臋 鈥 Dziewczynka mia艂a na sobie sukni臋 ze szkar艂atnego jedwabiu, z d艂ugimi r臋kawami, zapinanymi od 艂okci do do艂u na per艂owe guziki. Narzutka na sukni臋 uszyta by艂a ze z艂otej tkaniny, na kt贸rej wyhaftowano czerwon膮 nici膮 dwug艂owe or艂y, symbol Bizancjum. Jasne, si臋gaj膮ce ramion w艂osy dziewczynki by艂y rozpuszczone i przybrane delikatn膮 siateczk膮 z pere艂 i z艂ota. Cesarzowa poca艂owa艂a c贸rk臋 w policzek, wsta艂a i wysz艂a przed markiz臋. Zaci膮gn臋艂a za sob膮 zas艂ony.

Widok Heleny zapiera艂 dech w piersi. Jej sukni臋 uszyto z bia艂ego jedwabiu, przetykanego srebrem. Guziki, kt贸re wygl膮da艂y jak okr膮g艂e diamenty, by艂y w rzeczywisto艣ci doskona艂膮 imitacj膮. Podobnie jak c贸rka, cesarzowa mia艂a z艂ot膮 narzutk臋, tyle 偶e dwug艂owy orze艂 wyhaftowany zosta艂 srebrzyst膮 nici膮 i ozdobiony male艅kimi brylancikami. Pi臋kne, jasne w艂osy Heleny rozdzielone by艂y przedzia艂kiem na 艣rodku g艂owy i zaplecione w cztery warkocze, po dwa z ka偶dego boku, zawini臋te nad uszami i umieszczone w siateczkach ze srebrnej plecionki. Spod ma艂ej, z艂otej korony na czubku g艂owy sp艂ywa艂 delikatny, srebrzysty welon. Cesarzowa Bizancjum, stoj膮ca na dziobie wp艂ywaj膮cej do portu kr贸lewskiej galery, wygl膮da艂a wspaniale.

Urz臋dnicy z dworu su艂tana powitali j膮 wylewnie i zaprowadzili do czekaj膮cej na ni膮 lektyki. Helena rozsiad艂a si臋 w niej i przez zas艂ony spostrzeg艂a kilkunastu eunuch贸w, wsiadaj膮cych na pok艂ad cesarskiej 艂odzi. Naczelny bia艂y eunuch su艂tana, Ali Yahya, sprowadzi艂 na l膮d Aleksis. Do ma艂ej ksi臋偶niczki natychmiast podbiegli inni eunuchowie, kt贸rzy szybko zas艂onili jej twarz welonem i wsadzili do drugiej lektyki ze szczelnie zaci膮gni臋tymi zas艂onami. Lektyk臋 otoczyli 偶o艂nierze i gromadka nagich, ta艅cz膮cych, podskakuj膮cych dzieci, kt贸re 艣piewa艂y powitalne pie艣ni i rzuca艂y z艂ote monety i konfetti w t艂um. Ca艂a procesja ruszy艂a do Nikei.

Uroczysto艣膰 za艣lubin w obrz膮dku chrze艣cija艅skim odby艂a si臋 spokojnie, per procura, przed wyjazdem z Konstantynopola. Teraz, gdy pokonywali niewielk膮 odleg艂o艣膰 do miasta, odbywa艂a si臋 tam muzu艂ma艅ska ceremonia. Obecno艣膰 panny m艂odej nie by艂a konieczna. Tote偶 kiedy o艣mioletnia ksi臋偶niczka dotar艂a do pa艂acu w Nikei, by艂a ju偶 m臋偶atk膮.

Zorganizowano dwa oddzielne wesela. Su艂tan Orchan ze swoimi synami, Muradem i Halilem, podejmowa艂 m臋偶czyzn. Gospodyni膮 przyj臋cia dla kobiet mia艂a by膰 Teadora.

Z pozosta艂ych 偶on su艂tana mia艂a przyj艣膰 jedynie Anastazja, bowiem Nilufer by艂a pogr膮偶ona w g艂臋bokiej 偶a艂obie. Jej najstarszy syn, Sulejman, zmar艂 par臋 miesi臋cy wcze艣niej, po nieszcz臋艣liwym upadku z konia podczas polowania z jastrz臋biem. Ten wypadek niespodziewanie wyni贸s艂 Murada na niekwestionowan膮 pozycj臋 dziedzica ottoma艅skiego tronu.

Kiedy lektyki dotarty na dziedziniec haremu, na szczycie schod贸w pojawi艂a si臋 Teadora. Gdy z ksi膮偶臋cej lektyki wyniesiono dziewczynk臋, najm艂odsza 偶ona su艂tana zbieg艂a ze schod贸w, ukl臋k艂a i otoczy艂a ma艂膮 ramionami. 鈥 Witaj, moja kochana Aleksis. Jestem i woja ciotk膮 Teadora. 鈥 Pu艣ci艂a dziewczynk臋, odsun臋艂a j膮 odrobin臋 do ty艂u i odgarn臋艂a welon. Teadora u艣miechn臋艂a si臋. 鈥 Och, male艅ka, jak偶e jeste艣 podobna do swojej babki Zoe. Ale za艂o偶臋 si臋, 偶e ju偶 wielokrotnie ci to powtarzano.

Nigdy, ciociu 鈥 us艂ysza艂a w odpowiedzi.

Nigdy?

Nie, pani. M贸wiono, 偶e wygl膮dam jak mama.

Troszeczk臋. Ale wyraz twarzy twojej matki nigdy
nie by艂 taki s艂odki jak tw贸j, Aleksis. Tymczasem nasza matka zawsze by艂a s艂odka. Dlatego tez uwa偶am, ze jeste艣 podobna do niej.

C贸偶, siostro, widz臋, 偶e nadal m贸wisz zuchwale. Nie przywitasz si臋 ze mn膮?

Najm艂odsza 偶ona su艂tana powsta艂a z kolan i przyjrza艂a si臋 siostrze po wielu latach roz艂膮ki. Helena by艂a o cztery lata starsza od Teadory i na jej pi臋knym obliczu ju偶 si臋 zacz膮艂 odbija膰 rozpustny tryb 偶ycia. Wygl膮da艂a, jakby by艂a starsza o dziesi臋膰 lat. By艂a niedu偶膮, pulchn膮 i zmys艂ow膮 blondynk膮, gdy tymczasem Teadora by艂a wysoka, szczup艂a i ciemnow艂osa. W Teadorze nadal pozosta艂a jaka艣 wzruszaj膮ca, m艂odzie艅cza niewinno艣膰. Helena wygl膮da艂a na osob臋 do艣wiadczon膮, star膮 jak biblijna Ewa.

Przez kr贸tk膮, nieprzyjemn膮 chwil臋 Helena poczu艂a si臋 m艂odziej, jak zwykle czu艂a si臋 w towarzystwie Teadory, kiedy by艂y dzie膰mi. Zobaczy艂a pe艂en z艂o艣liwej weso艂o艣ci b艂ysk w ametystowych oczach, a cichy, uprzejmy g艂os powiedzia艂: 鈥 Witaj w nowym imperium, siostro. Naprawd臋 ciesz臋 si臋, 偶e ci臋 widz臋, zw艂aszcza z tak radosnej okazji. 鈥 Teadora poda艂a r臋k臋 Helenie i poprowadzi艂a j膮 do haremu, gdzie czekali inni go艣cie. Eunuchowie zabrali m艂od膮 oblubienic臋, 偶eby j膮 przedstawi膰 su艂tanowi i jej m臋偶owi, zanim przy艂膮czy si臋 do go艣ci.

Po odej艣ciu c贸rki Helena gor膮czkowo odezwa艂a si臋 do siostry 鈥 Teo, chcia艂abym porozmawia膰 z tob膮 w cztery oczy, nim wr贸ci Aleksis.

Chod藕 ze mn膮 鈥 brzmia艂a odpowied藕.

Cesarzowa Bizancjum ruszy艂a za 偶on膮 su艂tana do prywatnych pokoi, gdzie obie usiad艂y naprzeciwko siebie przy niskim stoliczku.

Podajcie sorbet owocowy i miodowe ciasteczka 鈥 rozkaza艂a Teadora. Gdy tylko niewolnicy wykonali polecenie, 偶ona su艂tana odprawi艂a ich i zapyta艂a, patrz膮c na siostr臋. 鈥 O co chodzi, Heleno?

Cesarzowa zawaha艂a si臋. Z trudem prze艂kn臋艂a 艣lin臋 i rzek艂a: 鈥 Od dziecka nie by艂y艣my sobie bliskie, siostro.

Nigdy nie by艂y艣my sobie bliskie 鈥 pad艂a szybka odpowied藕. 鈥 Zawsze by艂a艣 bardzo zaj臋ta dokuczaniem mi, 偶e to ty b臋dziesz cesarzow膮 Bizancjum, a ja jedynie konkubin膮 poganina.

Teraz wi臋c m艣cisz si臋 na mnie, wci膮gaj膮c moj膮 ukochan膮 c贸rk臋 w ten szyderczy zwi膮zek ma艂偶e艅ski! 鈥 wybuchn臋艂a Helena.

Sama do tego doprowadzi艂a艣, siostro! 鈥 warkn臋艂a Teadora, trac膮c cierpliwo艣膰. 鈥 Gdyby艣 nie pr贸bowa艂a zg艂adzi膰 mnie i Halila, twoja c贸rka mog艂aby w艂ada膰 w Moskwie. Na Boga, Heleno! Jak mog艂a艣! Naprawd臋 s膮dzi艂a艣, 偶e w ten niegodziwy spos贸b zniszczysz Ottoman贸w? Cesarstwo Konstantyna i Justyniana jest jak umieraj膮cy starzec, gdy tymczasem imperium ottoma艅skich Turk贸w przypomina m艂odego ch艂opca, kt贸rego rozpiera energia. To do nas nale偶y przysz艂o艣膰, bez wzgl臋du na to, czy ci si臋 to podoba, Heleno, czy te偶 nie. Nie mo偶esz nas zniszczy膰, zabijaj膮c jedn膮 kobiet臋 i ma艂ego ch艂opca. Boj臋 si臋, 偶e Orchana dobiega kresu 偶ywota, lecz zapewniam ci臋, 偶e ksi膮偶臋 Murad oka偶e si臋 w艂adc膮 silnej r臋ki.

Czemu Murad mia艂by zosta膰 su艂tanem, Teo? Je偶eli Orrchan wybierze Halila... 鈥 Cesarzowa przerwa艂a na moment, po czym m贸wi艂a dalej. 鈥 Maj膮c za matk臋 c贸rk臋 chrze艣cijanki, Halil 艂atwo b臋dzie m贸g艂 przyj膮膰 chrze艣cija艅sk膮 wiar臋, a razem z nim ca艂e imperium! M贸j Bo偶e, Teo! Zostaniemy 艣wi臋tymi za doprowadzenie do tego ma艂偶e艅stwa.

Teadora wybuchn臋艂a 艣miechem i 艣mia艂a si臋, dop贸ki me os艂ab艂a i nie pop艂aka艂a si臋 z rado艣ci. W ko艅cu uda艂o jej si臋 powiedzie膰: 鈥 Nie zmieni艂a艣 si臋, Heleno. Nada艂 jeste艣 potwornie g艂upia! Zacznijmy od tego, 偶e Halil jest kalek膮, za co dzi臋kuj臋 Bogu. Gdyby by艂 zdrowy, pierwsz膮 rzecz膮, jak膮 zrobi艂by jego przyrodni brat, zostawszy su艂tanem, by艂oby wydanie wyroku 艣mierci na Halila. W pe艂ni zdrowy Halil m贸g艂by rz膮dzi膰, ale prawo nie zezwala na su艂tana upo艣ledzonego psychicznie lub fizycznie. M贸j syn jest kalek膮, a syn Anastazji jest szalony. Orchanowi pozosta艂 jedynie Murad.

I syn Murada 鈥 rzek艂a Helena.

Teadora wdzi臋czna by艂a Bogu za to, 偶e siedzia艂a, bo inaczej mog艂aby przewr贸ci膰 si臋, zemdlona. 鈥 Murad nie ma syna 鈥 odpar艂a zdumiewaj膮co opanowanym g艂osem.

Ale偶 ma, moja droga 鈥 gor膮czkowo wyszepta艂a Helena. 鈥 Kilka lat temu sp艂odzi艂 ch艂opca z c贸rk膮 greckiego kap艂ana z Gallipoli. Ksi膮偶臋 Murad nie uzna艂 go oficjalnie, bo reputacja dziewczyny nie jest tak nieskalana, jak nale偶a艂oby oczekiwa膰 po c贸rce 艣wi膮tobliwego m臋偶a. Ale dziewczyna ma tupet. Nazwa艂a ch艂opca Kuntuz i nie pozwala go ochrzci膰 utrzymuj膮c, 偶e jest muzu艂maninem jak jego ojciec.

Teadora zamilk艂a na chwil臋, usi艂uj膮c si臋 uspokoi膰. Wreszcie powiedzia艂a: 鈥 Czy o tym chcia艂a艣 ze mn膮 porozmawia膰 na osobno艣ci, Heleno?

Nie! Nie! Kogo obchodzi, z kim sypia ksi膮偶臋? Chodzi o moj膮 c贸rk臋. Prosz臋, Teo, b膮d藕 dla niej dobra! Zrobi臋 wszystko, 偶eby zapewni膰 sobie twoj膮 偶yczliwo艣膰 wobec Aleksis. Nie przeno艣 naszych wa艣ni na moje niewinne dziecko, b艂agam ci臋!

Heleno, jeste艣 g艂upia, jak ci ju偶 cz臋sto powtarza艂am, i zupe艂nie mnie nie znasz. Nie mam zamiaru skrzywdzi膰 Aleksis. B臋d臋 j膮 traktowa膰 jak w艂asn膮 c贸rk臋. O ile sobie przypominasz, nigdy nie by艂am m艣ciwa. 鈥 Teadora podnios艂a si臋. 鈥 Chod藕, siostro, wszyscy czekaj膮 na nas, 偶eby rozpocz膮膰 uroczysto艣ci. 鈥 I poprowadzi艂a Helen臋 do sali bankietowej w haremie, gdzie czeka艂a ju偶 Anastazja i inne kobiety.

Znajdowa艂y si臋 w艣r贸d nich c贸rki su艂tana i jego wnuczki, starsze siostry Orchana, kuzynki i ich potomstwo p艂ci 偶e艅skiej. By艂y kr贸lewskie faworyty i te, kt贸re nadal marzy艂y, by su艂tan zwr贸ci艂 na nie uwag臋. By艂y kobiety nale偶膮ce do dworu bizantyjskiego, towarzysz膮ce cesarzowej i jej c贸rce. W sumie do uczty weselnej zasiad艂o ponad sto kobiet. Teadora przedstawi艂a siostrze kilka wa偶niejszych niewiast, kt贸re godne by艂y poznania cesarzowej Bizancjum. Kiedy sko艅czy艂a prezentacj臋, do sali wprowadzono Aleksis.

Ma艂a oblubienica podesz艂a do swojej te艣ciowej, kt贸ra uca艂owa艂a j膮 w oba policzki, po czym da艂a znak eunuchom, 偶eby podnie艣li dziewczynk臋 i postawili j膮 na stole, gdzie wszyscy mogli j膮 widzie膰. W obecno艣ci zebranych kobiet Aleksis rozebrano z bizantyjskich szat i przyobleczono w str贸j turecki. Dopiero w贸wczas mog艂a rozpocz膮膰 si臋 uczta.

Kiedy si臋 zako艅czy艂a par臋 godzin p贸藕niej, przyby艂 ksi膮偶臋 Halil w towarzystwie ojca. Razem z Teadora odwie藕li ksi臋偶niczk臋 Aleksis do klasztoru 艣w. Anny, gdzie mia艂a mieszka膰 przez najbli偶sze lata.

Nast臋pnego dnia cesarz Jan i jego dwaj synowie, ksi膮偶臋 Andronik i ksi膮偶臋 Manuel, ukl臋kli przed su艂tanem Orchanem i odnowili sw贸j ho艂d lenny. Potem Bizantyjczycy powr贸cili do Konstantynopola, a kr贸lewska rodzina Ottoman贸w uda艂a si臋 do Bursy.


Rozdzia艂 12


Teadora le偶a艂a pogr膮偶ona w stanie na granicy snu i jawy. Dotar艂y do niej odleg艂e odg艂osy zbli偶aj膮cych si臋 krok贸w i narastaj膮ce b臋bnienie w drzwi. A potem poczu艂a, 偶e Iris potrz膮saj膮 za rami臋. Zaspana Teadora odepchn臋艂a s艂u偶膮c膮, mrucz膮c co艣, ale Iris nie dawa艂a za wygran膮.

Obud藕 si臋, pani! Koniecznie!

Powoli przytomniej膮c, Teadora uchyli艂a powieki. 鈥 Co si臋 dzieje, Iris?

Ali Yahya przys艂a艂 wiadomo艣膰, ksi臋偶niczko. Su艂tan jest bardzo chory. Ali Yahya uwa偶a, 偶e su艂tan umiera, chocia偶 lekarze tego nie powiedzieli.

Teadora rozbudzi艂a si臋 kompletnie. Siadaj膮c, zapyta艂a: 鈥 Czy pos艂a艂 po mnie?

Nie, pani, ale b臋dzie lepiej, je艣li b臋dziesz gotowa.

Teadora ubra艂a si臋 pospiesznie z pomoc膮 Iris i zacz臋艂a si臋 przechadza膰 nerwowo po ciemnym korytarzu. Kiedy niewolnicy rozpalili ogie艅 w kominku, odes艂a艂a ich do 艂贸偶ek. Wola艂a czuwa膰 w samotno艣ci. Gdy w ko艅cu przyby艂 po ni膮 Ali Yahya, chwyci艂a p艂aszcz z czerwonego jedwabiu i bez s艂owa pod膮偶y艂a za eunuchem do pokoi su艂tana.

Sypialnia su艂tana pe艂na by艂a lekarzy, mu艂艂贸w, urz臋dnik贸w i wojskowych. Stan臋艂a spokojnie, trzymaj膮c za r臋k臋 Nilufer, matk臋 Murada, pr贸buj膮c j膮 pocieszy膰. Nilufer, od wielu lat 偶ona su艂tana, naprawd臋 kocha艂a Orchana.

Anastazja, ca艂kowicie za艂amana po niedawnym samob贸jstwie swojego syna, Ibrahima, sta艂a samotnie, patrz膮c przed siebie pustym wzrokiem. Przy 艂o偶u ojca stali obaj ksi膮偶臋ta. Murad opiera艂 r臋k臋 na ramieniu Halila.

Kobiety przyprowadzono do wezg艂owia chorego. Su艂tan le偶a艂 spokojnie, najwyra藕niej otumaniony lekami, wolny od b贸lu. Niegdy艣 pot臋偶ny Orchan, syn Ossmana, skurczy艂 si臋, staj膮c si臋 drobnym strz臋pem samego siebie. Tylko jego ciemne oczy nadal by艂y pe艂ne 偶ycia, gdy w臋drowa艂 spojrzeniem po cz艂onkach swojej rodziny. Patrz膮c na Anastazj臋, wyszepta艂: 鈥 To ta, kt贸ra ju偶 nied艂ugo do mnie do艂膮czy. 鈥 Przesun膮艂 wzrok na pozosta艂e dwie kobiety. 鈥 By艂a艣 rado艣ci膮 mojej m艂odo艣ci, Nilufer. A ty, Adoro, rado艣ci膮 mej staro艣ci. 鈥 Spojrza艂 na Murada. 鈥 Pilnuj ch艂opca! Nie stanowi dla ciebie zagro偶enia, a wkr贸tce bardzo ci si臋 przyda.

Obiecuj臋, ojcze 鈥 rzek艂 Murad.

Orchan usi艂owa艂 usi膮艣膰. Niewolnicy poprawili mu poduszki. Po ataku kaszlu su艂tan przem贸wi艂 du偶o s艂abszym g艂osem. 鈥 Nie zatrzymuj si臋, dop贸ki nie zdob臋dziesz Konstantynopola! To klucz do wszystkiego! Bez tego miasta nie b臋dziesz m贸g艂 niczego utrzyma膰. Halil ze swoim gi臋tkim umys艂em pomo偶e ci. Prawda, ch艂opcze?

Tak, ojcze! B臋d臋 wierny Muradowi, b臋d臋 jego praw膮 r臋k膮... a tak偶e jego oczami i uszami 鈥 o艣wiadczy艂 ch艂opiec.

Cie艅 u艣miechu zawita艂 na wargach Orchana. Potem jego wzrok pow臋drowa艂 w k膮t pokoju. 鈥 Jeszcze nie, przyjacielu 鈥 wyszepta艂 tak cicho, 偶e Teadora nie by艂a pewna, czy si臋 nie przes艂ysza艂a. 艢wiat艂o lamp migota艂o niesamowicie, a pok贸j nas膮czony by艂 dusz膮c膮 woni膮 pi偶ma, ulubionym zapachem Orchana.

G艂贸wny mu艂艂a podszed艂 do 艂o偶a su艂tana. 鈥 Nie zatwierdzi艂e艣 jeszcze swojego nast臋pcy, panie. Nie mo偶esz nas opu艣ci膰, zanim tego nie uczynisz.

Murad! Murad jest moim nast臋pc膮 鈥 wyst臋ka艂 Orchan, zanim nast臋pny atak kaszlu zatrz膮s艂 jego os艂ab艂ym cia艂em.

G艂贸wny mu艂艂a odwr贸ci艂 si臋 twarz膮 do zebranych i podni贸s艂 do g贸ry r臋ce z rozpostartymi d艂o艅mi. 鈥 Su艂tan Orchan, syn Osmana, su艂tana Ghazich, Ghazi, syn Ghazich, wyznaczy艂 na swojego nast臋pc臋 swojego syna, Murada.

Murad! 鈥 Zawo艂ali w odpowiedzi zebrani. Potem w ciszy zacz臋li opuszcza膰 komnat臋, pozostawiaj膮c umieraj膮cego w艂adc臋 z jego 偶onami i synami. Cisza by艂a przera偶aj膮ca. Aby uspokoi膰 nerwy, Teadora
rozejrza艂a si臋 po pokoju wp贸艂przymkni臋tymi oczami.

Biedna Anastazja sta艂a, patrz膮c pustym wzrokiem.

Nilufer, chrze艣cijanka z urodzenia, modli艂a si臋 cicho w intencji m臋偶czyzny, kt贸rego kocha艂a. Zdenerwowany, znudzony Halil szura艂 nogami.

Kiedy spojrzenie Teadory spocz臋艂o na Muradzie, zachwia艂a si臋 ujrzawszy, 偶e wpatruje si臋 w ni膮. Poblad艂a, w uszach s艂ysza艂a bicie serca, ale nie mog艂a oderwa膰 wzroku od jego twarzy, wykrzywionej lekko kpi膮cym u艣miechem.

Nag艂y ruch su艂tana przerwa艂 elektryzuj膮ce napi臋cie pomi臋dzy nimi. Orchan usiad艂 prosto na 艂贸偶ku, zawo艂a艂: 鈥 Azraelu, przychodz臋! 鈥 i opad艂 do ty艂u, a z jego ciemnych oczu umkn臋艂o 偶ycie.

Murad wyci膮gn膮艂 d艂o艅 i ostro偶nie zamkn膮艂 oczy ojcu. Nilufer obj臋艂a Anastazj臋 i wyprowadzi艂a j膮 z komnaty.

M艂ody Halil ukl膮k艂 obok brata, poda艂 mu sw膮 ma艂膮 d艂o艅 i powiedzia艂: 鈥 Ja, Halil Beg, syn Orchana i Teadory jestem twoim wasalem, su艂tanie Muradzie. 艢lubuj臋 ci absolutn膮 lojalno艣膰.

Nowy su艂tan uni贸s艂 brata do g贸ry, z艂o偶y艂 na jego czole przyjacielski poca艂unek i odes艂a艂 go z pokoju. Dopiero wtedy odwr贸ci艂 si臋 do Teadory, kt贸ra zatrz臋s艂a si臋 pod jego pal膮cym spojrzeniem. 鈥 Masz miesi膮c czasu na 偶a艂ob臋 po m臋偶u, pani. Po tym czasie do艂膮czysz do mojego haremu.

Os艂upia艂a, s艂ysz膮c jego bezczelne s艂owa. Jego ojciec w艂a艣nie umar艂, a on ju偶 jej po偶膮da艂. 鈥 Jestem woln膮 kobiet膮! Jestem bizantyjsk膮 ksi臋偶niczk膮! Nie zmusisz mnie, 偶ebym zosta艂a twoj膮 偶on膮!

Jak 艣wietnie wiesz, wcale nie potrzebuj臋 twojej zgody. I nie prosi艂em, 偶eby艣 zosta艂a moj膮 偶on膮. Powiedzia艂em jedynie, 偶e do艂膮czysz do mojego haremu. Cesarz nie b臋dzie protestowa艂. Te偶 dobrze o tym wiesz.

Nie jestem byle niewolnic膮, kt贸ra b臋dzie ci g艂臋boko wdzi臋czna za twe wzgl臋dy 鈥 wysycza艂a.

Nie, nie jeste艣. Niewolnica ma swoj膮 warto艣膰. Ty mi nie okaza艂a艣 jeszcze, ile jeste艣 warta.

Ze zdumienia na chwil臋 odebra艂o jej mow臋. Przecie偶 kiedy艣 j膮 kocha艂. By艂a tego pewna. Teraz jednak wygl膮da艂o na to, 偶e chce j膮 jedynie zrani膰. Jego brutalne docinki wymierzone by艂y w jej serce i w jej dum臋.

Ze smutkiem poj臋艂a, 偶e wbrew zdrowemu rozs膮dkowi obarcza艂 j膮 win膮 za to, co j膮 艂膮czy艂o z Orchanem! Chcia艂, 偶eby by艂a 艂agodna i uleg艂a, a tymczasem oczekiwa艂 , 偶e przeciwstawi si臋 jego ojcu! Czy偶 naprawd臋 nie rozumia艂, 偶e nie mia艂a 偶adnych szans?

Nie chcia艂a, by 偶ycie rani艂o j膮 do b贸lu. Wola艂aby ponownie wyj艣膰 za m膮偶 za cz艂owieka, kt贸ry by j膮 kocha艂 i obdarzy艂 nast臋pnymi dzie膰mi. Nie chcia艂a sp臋dza膰 reszty 偶ycia walcz膮c z duchami nawiedzaj膮cymi Murada. Wbi艂a w niego spojrzenie swych fio艂kowych oczu i odezwa艂a si臋 spokojnie, z ogromn膮 godno艣ci膮. 鈥 Kiedy艣 nazwa艂e艣 mnie bizantyjsk膮 dziwk膮, ale jak doskonale wiesz, nie jestem ni膮. Chcia艂by艣 mnie traktowa膰 jak dziwk臋, ale nie pozwol臋 na to, su艂tanie Muradzie. Obra偶asz mnie m贸wi膮c, 偶e musz臋 do艂膮czy膰 do twojego haremu. Nie zrobi臋 tego, nawet jako twoja 偶ona. Wymierzy艂e艣 we mnie swoj膮 z艂o艣膰 z powodu wydarze艅, kt贸rym ja, s艂aba niewiasta, nie by艂am w stanie zapobiec. By艂by艣 szcz臋艣liwszy, wymazuj膮c mnie z pami臋ci i zape艂niaj膮c sw贸j harem niewinnymi dziewicami.

S膮dzisz, 偶e kiedykolwiek m贸g艂bym o tobie zapomnie膰, ty fio艂kowo oka czarownico? 鈥 wysycza艂, robi膮c krok do przodu i chwytaj膮c j膮. Jego palce zag艂臋bi艂y si臋 w mi臋kkim przedramieniu Teadory.

Skrzywi艂a si臋, niewiele brakowa艂o, 偶eby krzykn臋艂a, ale uda艂o jej si臋 nie dostarczy膰 mu tej satysfakcji. 鈥 Le偶a艂am naga w ramionach twojego ojca 鈥 ur膮ga艂a mu z okrucie艅stwem. 鈥 Doskonale pozna艂 ca艂e moje cia艂o, na wiele sposob贸w, jak 偶aden inny m臋偶czyzna! Mia艂 do tego prawo jako m贸j ma偶!

Nagle Murad wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i b艂yskawicznie owin膮艂 sobie wok贸艂 d艂oni grube pasmo jej ciemnych w艂os贸w. Zacz膮艂 dziko ca艂owa膰 unieruchomion膮 w ten spos贸b Teador臋, brutalnie mia偶d偶膮c ustami a偶 do krwi jej mi臋kkie wargi. Ze z艂o艣ci膮 unios艂a r臋ce i przejecha艂a paznokciami po jego twarzy. Za p贸藕no u艣wiadomi艂a sobie sw贸j b艂膮d. Nie spos贸b by艂o spojrze膰 w pe艂ne w艣ciek艂o艣ci oczy Murada. Rzuci艂a si臋 do ucieczki, ale powstrzyma艂a j膮 r臋ka, dzier偶膮ca jej w艂osy. Zwarli si臋 spojrzeniami w milcz膮cej walce. Wygl膮da艂 na oszala艂ego z furii. Zacz臋艂a si臋 przed nim cofa膰, dop贸ki nie poczu艂a za sob膮 brzegu otomany. Z przera偶eniem zrozumia艂a jego intencje. 鈥 Na Boga, Muradzie! Nie tutaj! Na mi艂y B贸g, nie!

Zabra艂 mi ciebie, kiedy 偶y艂! Niech wi臋c teraz wie, 偶e posi膮d臋 ci臋 w komnacie, gdzie wyzion膮艂 ducha, nie czekaj膮c, a偶 ostygnie 鈥 nadesz艂a schrypni臋ta odpowied藕.

Walczy艂a z nim jak oszala艂a, ale na pr贸偶no. Poczu艂a, 偶e podci膮gn膮艂 jej szaty wysoko, ponad tali臋, a potem brutalnie wdar艂 si臋 w g艂膮b jej suchego, nieprzygotowanego cia艂a. Przenikn膮艂 j膮 b贸l. 鈥 Nie! Nie! Nie! powtarza艂a 艂kaj膮c, ale nie s艂ucha艂. Nagle poczu艂a narastaj膮ce w jej ciele, znajome napi臋cie i w panice na nowo podj臋艂a walk臋 z Muradem.

Niemo偶liwe! Przy tak gwa艂townym ataku! Jednak bezradna wobec w艂asnego cia艂a, podda艂a si臋 w ko艅cu ogarniaj膮cej j膮 ekstazie, krzycz膮c w chwili wsp贸lnego spe艂nienia. Pu艣ci艂 j膮 z okrutnym u艣miechem, postawi艂 na nogi, poprowadzi艂 do drzwi i, wypychaj膮c z komnaty rzuci艂: 鈥 Jeden miesi膮c, Adoro.

Kiedy drzwi do sypialni Orchana zamkn臋艂y si臋 za Teador膮, znalaz艂a si臋 sama, dygocz膮ca, w zimnym korytarzu. Powoli, nie roni膮c ani jednej 艂zy, powr贸ci艂a do swoich apartament贸w i ci臋偶ko opad艂a na fotel stoj膮cy przed dogasaj膮cym ogniem.

Mia艂a miesi膮c. Jeden miesi膮c na ucieczk臋 od niego. Nie wiedzia艂a, jak to zrobi膰, ale co艣 wymy艣li. B臋dzie musia艂a pozostawi膰 syna. Jednak tym si臋 nie martwi艂a. Halil sp臋dza艂 wi臋kszo艣膰 czasu na swoim w艂asnym dworze w Nikei i by艂 bezpieczny, bo Murad go kocha艂.

Musi si臋 dosta膰 do Konstantynopola. Jan Paleolog zapewni jej azyl, nawet je艣li Helena b臋dzie w艣ciek艂a.

B臋dzie j膮 chroni艂, chocia偶 by艂 wasalem ottoma艅skiego w艂adcy.

Murad nic nie zrobi, przynajmniej jawnie. Turecka duma nie pozwoli mu wyruszy膰 na wojn臋 z powodu kobiety, a je艣li zacznie gwa艂towniej naciska膰, sprawa wyjdzie na jaw. Mog膮cy mie膰 ka偶d膮 kobiet臋 su艂tan Murad, prze艣laduj膮c niech臋tn膮 mu wdow臋 po ojcu, narazi si臋 jedynie na po艣miewisko.

Pokusa przechytrzenia Murada by艂a nie do odparcia. Za艣mia艂a si臋. Naturalnie, nie b臋dzie si臋 tego po niej spodziewa艂. Nigdy w pe艂ni nie docenia艂 jej inteligencji. 艢wietnie wiedzia艂a, i偶 oczekiwa艂 teraz, 偶e zastraszona, b臋dzie czeka膰 bezradnie, a偶 wezwie j膮 do swego 艂o偶a. Na chwil臋 oprzytomnia艂a. Nawet teraz, po dzisiejszych wydarzeniach, kocha艂a go. Zawsze go kocha艂a. Owdowia艂a, mog艂a w ko艅cu by膰 z nim, nale偶e膰 do niego, da膰 mu dzieci. Czemu ma teraz przed nim ucieka膰? Kocha go!

Westchn臋艂a ci臋偶ko. By艂 bezczelny, uparty... i nie m贸g艂 jej darowa膰, 偶e nie jest dziewic膮. Nie zostanie wi臋c z nim, bo narazi艂aby si臋 tylko na cierpienie. Nienawidzi艂aby ka偶dej m艂odej hurysy, kt贸ra by spojrza艂a na Murada. Nie, znacznie lepiej zrobi, wracaj膮c do Konstantynopola.

Po艂o偶y艂a si臋 do 艂贸偶ka i zasn臋艂a. Obudzi艂a si臋 z planem dzia艂ania tak prostym, 偶e zdziwiona by艂a, i偶 wcze艣niej na to nie wpad艂a. W dzie艅 po z艂o偶eniu do grobu Orchana najm艂odsza wdowa po nim uda艂a si臋 do klasztoru 艣w. Katarzyny, 偶eby si臋 pomodli膰 za m臋偶a.

Jej lektyka porusza艂a si臋 swobodnie po ulicach Bursy, przez nikogo nieobserwowana i niestrze偶ona. Przez kilka dni z rz臋du Teadora sp臋dza艂a jaki艣 czas w klasztornej kaplicy. Dwukrotnie odes艂a艂a lektyk臋 do pa艂acu, a sama wr贸ci艂a do domu pieszo, starannie zas艂oni臋ta kwefem jak ka偶da szanuj膮ca si臋 kobieta w mie艣cie. Do pa艂acu dostawa艂a si臋 przez rzadko u偶ywan膮 ogrodow膮 furtk臋.

Mia艂a racj臋 zak艂adaj膮c, 偶e su艂tan b臋dzie przekonany, i偶 zaakceptowa艂a jego warunki. Zreszt膮 Murad by艂 zanadto zaj臋ty przejmowaniem rz膮d贸w, 偶eby si臋 ni膮 interesowa膰.

Teadora wys艂a艂a Iris do Nikei, 偶eby dowiedzia艂a si臋, jak si臋 miewa ma艂a ksi臋偶niczka Aleksis. Pozby艂a si臋 w ten spos贸b w艣cibskiego otoczenia, dzi臋ki czemu b臋dzie mia艂a ca艂膮 noc, zanim komukolwiek przyjdzie do g艂owy jej szuka膰.

Pewnego dnia, niemal miesi膮c po 艣mierci Orchana, gdy dotar艂a do klasztoru, odes艂a艂a lektyk臋 do pa艂acu, m贸wi膮c: 鈥 Zamierzam przenocowa膰 w klasztorze. Wr贸膰cie po mnie jutro po po艂udniu. Poinformowa艂am ju偶 o swoich planach Ali Yahy臋. 鈥 Kiedy lektyka znik艂a na w膮skiej uliczce, Teadora zadzwoni艂a do klasztornej bramy i wesz艂a do 艣rodka. Jednak zamiast uda膰 si臋 do kaplicy, skierowa艂a si臋 do male艅kiego domku, kt贸ry zawsze przygotowany, czeka艂 na ni膮.

W domku cicho w艣lizn臋艂a si臋 do sypialni, otworzy艂a stoj膮cy przy 艂贸偶ku kufer i wydoby艂a str贸j wie艣niaczki oraz par臋 drobiazg贸w potrzebnych do ucieczki, kt贸re naby艂a wcze艣niej na pobliskim targu. Pospiesznie 艣ci膮gn臋艂a z siebie bogate szaty, posk艂ada艂a starannie i w艂o偶y艂a do kufra, przykrywaj膮c kocem.

Otworzy艂a stoj膮cy na stoliku s艂oiczek i wtar艂a w cale cia艂o barwnik z orzech贸w, uwa偶aj膮c, by nie pomin膮膰 uszu i palc贸w u n贸g. Przez chwil臋 sta艂a trz臋s膮c si臋 z zimna i czeka艂a, a偶 farba dobrze wyschnie.

Zadowolona z efektu, wci膮gn臋艂a na siebie wie艣niacze ubranie, a w艂osy zaplot艂a w dwa d艂ugie warkocze. Pozosta艂e rzeczy zawin臋艂a w chust臋 i w艂o偶y艂a do zamykanego koszyka.

Teadora wymkn臋艂a si臋 z domku. Wsz臋dzie by艂o pusto, bo zakonnice w艂a艣nie modli艂y si臋 w kaplicy. Tylko przy wyj艣ciu stal w贸z, zaprz臋gni臋ty w konia. Stary m臋偶czyzna otwiera艂 bram臋. 鈥 Pomog臋 鈥 zawo艂a艂a, biegn膮c ku niemu. Chwyci艂a konia za uzd臋 i wyprowadzi艂a w贸z na ulic臋, gdy tymczasem m臋偶czyzna zamkn膮艂 za nimi bram臋.

Dzi臋kuj臋, dziecko 鈥 powiedzia艂, podchodz膮c do niej. 鈥 Sk膮d si臋 wzi臋艂a艣?

St膮d 鈥 odpowiedzia艂a, machaj膮c r臋k膮 w stron臋 klasztoru. 鈥揙dwiedza艂am moj膮 siostr臋 Luci臋. Jest tu zakonnic膮.

Dzi臋kuj臋 ci raz jeszcze. Nazywam si臋 Bazyli i dostarczam ryby do klasztoru. Je艣li mog臋 ci w czym艣 pom贸c...

Ale偶 tak 鈥 rzek艂a. 鈥 Moja siostra powiedzia艂a, 偶e mam zapyta膰, czy m贸g艂by艣 mnie zabra膰 na wybrze偶e. Mog臋 co艣 zap艂aci膰.

Staruszek przyjrza艂 si臋 jej podejrzliwie. 鈥 Czemu chcesz jecha膰 na wybrze偶e?

Pochodz臋 z miasta. Mam na imi臋 Zoe i jestem c贸rk膮 kowala Constansa, kt贸ry ma ku藕ni臋 tu偶 za bram膮 艣w. Romanusa. Niedawno owdowia艂am i przyjecha艂am do siostry, szukaj膮c schronienia w klasztorze.

Teraz za艣 otrzyma艂am wiadomo艣膰, 偶e moi synowie, bli藕niacy, zachorowali i nie mog臋 czeka膰 na pow贸z.

Gdybym pojecha艂a z tob膮 na wybrze偶e, mog艂abym pop艂yn膮膰 promem i szybko dotrze膰 do domu, do moich ch艂opc贸w. 鈥 Na zwr贸conej ku rybakowi twarzy malowa艂a si臋 szczero艣膰 zmieszana ze strapieniem.

Chod藕 wi臋c Zoe, c贸rko Constansa 鈥 mrukn膮艂 staruszek. 鈥 Nikt nigdy nie mo偶e powiedzie膰, 偶e rybak Bazyli nie pom贸g艂 kobiecie w potrzebie.

To by艂o takie proste! Niewiarygodnie proste! Stary Bazyli i jego 偶ona zmusili j膮, 偶eby sp臋dzi艂a noc w ich chacie, zanim bowiem dotarli do nadbrze偶nej wioski, zapad艂 zmrok. Nast臋pnego dnia rano zawie藕li j膮 na prom, kt贸ry szybko przep艂yn膮艂 morze Marmara i zawin膮艂 do portu w Eleutheriusie. Na widok miasta, w kt贸rym si臋 urodzi艂a, a kt贸rego nie widzia艂a, odk膮d opu艣ci艂a je jako oblubienica su艂tana Orchana, poczu艂a dreszczyk emocji. Konstantynopol! Ju偶 sama nazwa wywo艂ywa艂a podniecenie! By艂a bezpieczna w domu!

Nie zdawa艂a sobie sprawy z tego, 偶e si臋 u艣miecha, dop贸ki nie us艂ysza艂a obok siebie g艂osu: 鈥 Ka偶dy normalny m臋偶czyzna got贸w by艂by zabi膰 dla ciebie, gdyby艣 lak si臋 do niego u艣miechn臋艂a, 艣licznotko. Masz mo偶e troch臋 czasu, 偶eby napi膰 si臋 wina z marynarzem?

Teadora roze艣mia艂a si臋 weso艂o. 鈥 Panie 鈥 odezwa艂a si臋 miejsk膮 gwar膮 鈥 chcesz w g艂owie przewr贸ci膰 biednej wdowie. Niestety, musz臋 spieszy膰 do domu ojca, gdzie znajduj膮 si臋 moi chorzy synowie.

Marynarz u艣miechn膮艂 si臋 偶a艂o艣nie. 鈥 Innym razem wi臋c 鈥 powiedzia艂, pomagaj膮c jej wysi膮艣膰 na pomost i podaj膮c koszyk.

Zobaczymy 鈥 rzek艂a. Ponownie u艣miechn臋艂a si臋 do m臋偶czyzny i pospiesznie wmiesza艂a w t艂um. Id膮c i rozgl膮da艂a si臋, szukaj膮c czego艣. Nagle zatrzyma艂a si臋 przed cesarskim 偶o艂nierzem i o艣wiadczy艂a: 鈥 Jestem ksi臋偶niczk膮 Teador膮, siostr膮 cesarzowej. W艂a艣nie uciek艂am z Bursy. Natychmiast znajd藕 dla mnie eskort臋 i zaprowad藕 do cesarza!

呕o艂nierz zerkn膮艂 w d贸艂 na wie艣niaczk臋 o ciemnej twarzy i podni贸s艂 r臋k臋, 偶eby j膮 odp臋dzi膰.

Dotknij mnie tylko, a zginiesz! G艂upcze! Ile wie艣niaczek m贸wi j臋zykiem klasy panuj膮cej w tym mie艣cie? Je艣li nie zaprowadzisz mnie zaraz do imperatora, ka偶臋 ci臋 obedrze膰 ze sk贸ry, kt贸r膮 cisn臋 psom na po偶arcie.

呕o艂nierz wzruszy艂 ramionami. Niech prze艂o偶eni zajm膮 si臋 t膮 wariatk膮, pomy艣la艂. Da艂 znak Teadorze, 偶eby pod膮偶y艂a za nim i zaprowadzi艂 j膮 do pobliskiej wartowni. Gdy weszli do 艣rodka, 偶o艂nierz zawo艂a艂 do swojego dow贸dcy 鈥 Przyprowadzi艂em kobiet臋. Twierdzi, 偶e jest siostr膮 cesarzowej Heleny, kapitanie Demetriusie.

Jestem ksi臋偶niczk膮 Teador膮, kapitanie Demetriusie. Je艣li wy艣lesz kogo艣, 偶eby mi przyni贸s艂 misk臋 z wod膮, udowodni臋 ci to.

Kapitan, starszy ju偶 cz艂owiek, by艂 zaintrygowany pe艂n膮 dumy, ogorza艂膮 wie艣niaczk膮, pos艂uguj膮c膮 si臋 eleganck膮 grek膮, u偶ywan膮 przez szlachetnie urodzonych. 鈥 Przynie艣cie wod臋 鈥 poleci艂, a kiedy wype艂niono rozkaz, Teadora zmy艂a farb臋 z twarzy i r膮k. 鈥 Jak widzisz, kapitanie, nie jestem wie艣niaczk膮 鈥 rzek艂a, wyci膮gaj膮c ku niemu g艂adkie, bia艂e d艂onie. Nast臋pnie wyj臋艂a z koszyka wysadzany drogimi kamieniami krucyfiks. 鈥 Od spodu jest wygrawerowany napis. Czy umiesz czyta膰?

Tak 鈥 odpar艂 kapitan, bior膮c z jej r膮k wisior.

Dosta艂am go od ojca z okazji mojego 艣lubu z su艂tanem Orchanem.

鈥 鈥Mojej c贸rce Teadorze, od ojca鈥 鈥 przeczyta艂 kapitan. 鈥 Interesuj膮ce, ale to jeszcze nie dowodzi, 偶e jeste艣 ksi臋偶niczk膮, pani.

Powinno jednak wystarczy膰, 偶eby艣 zaprowadzi艂 mnie do cesarza 鈥 odpowiedzia艂a Teadora. 鈥 A mo偶e codziennie przychodz膮 do ciebie wie艣niaczki, kt贸re zmywaj膮 farb臋 z cia艂a, wr臋czaj膮 ci klejnoty i 偶膮daj膮 widzenia z cesarzem?

Kapitan roze艣mia艂 si臋. 鈥 Niew膮tpliwie rozumujesz jak stary Jan Kantakuzen 鈥 rzeki. 鈥 No dobrze, zabior臋 ci臋 do pa艂acu, ale zanim wyruszymy, b臋d臋 musia艂 ci臋 przeszuka膰. Co by by艂o, gdyby艣 by艂a skrytob贸jczyni膮? 鈥 Pochwyciwszy oburzony wzrok Teadory, doda艂 pospiesznie: 鈥 Zrobi to moja 偶ona, pani.

Zaprowadzono j膮 do ma艂ego pomieszczenia, gdzie przyby艂a wkr贸tce pi臋kna m艂oda kobieta, kt贸ra powiedzia艂a: 鈥 Demetrius m贸wi艂, 偶e musisz si臋 zupe艂nie rozebra膰, 偶ebym by艂a absolutnie pewna, i偶 nie ukrywasz 偶adnej broni. 鈥 Teadora pos艂ucha艂a, a kiedy dziewczyna przekona艂a si臋, 偶e ksi臋偶niczka nic nie chowa, odda艂a jej ubranie. Podczas gdy Teadora si臋 ubiera艂a, 偶ona Demetriusa przejrza艂a zawarto艣膰 koszyka. Nast臋pnie obie wr贸ci艂y do kapitana.

呕adnej broni, Demetriusie 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Ale wiesz co? Ona nie ma w艂os贸w na ca艂ym ciele. Czy偶 to nie jest dziwne?

Kapitan spojrza艂 na Teador臋 i rzek艂 spokojnie: 鈥揥itaj w domu, wasza wysoko艣膰.

Dzi臋kuj臋, kapitanie 鈥 r贸wnie spokojnie odpowiedzia艂a Teadora. 鈥 Czy teraz mo偶emy ju偶 i艣膰?

Oczywi艣cie, wasza wysoko艣膰. Niestety, b臋d臋 musia艂 wie藕膰 ci臋 przed sob膮 na moim siodle, bo nie mam lektyki do dyspozycji.

Od dzieci艅stwa nie siedzia艂am na koniu 鈥 powiedzia艂a Teadora, kiedy wyszli z wartowni.

呕o艂nierz, kt贸ry przyprowadzi艂 Teador臋 do kapitana, zerkn膮艂 na 偶on臋 swojego dow贸dcy i odezwa艂 si臋: Nazwa艂 j膮 wasza wysoko艣膰. Co go przekona艂o, 偶e m贸wi艂a prawd臋?

Kobieta roze艣mia艂a si臋. 鈥 Tylko szlachetnie urodzone kobiety usuwaj膮 w艂osy ze wzg贸rka Wenus, a jedynie tureckie kobiety pozbywaj膮 si臋 ow艂osienia na ca艂ym ciele. To oraz jej j臋zyk i wisior musia艂y go chyba przekona膰.

Kapitan Demetrius posadzi艂 Teador臋 przed sob膮 na koniu i ruszyli przez miasto w stron臋 pa艂acu Blacherlunskiego, gdzie mieszka艂a cesarska rodzina. Teadora zauwa偶y艂a, 偶e cho膰 miasto pe艂ne by艂o ludzi, wielu z nich sprawia艂o wra偶enie, jakby nie mia艂o nic lepszego do roboty, ni偶 w艂贸czy膰 si臋 po ulicach. Spostrzeg艂a r贸wnie偶, 偶e wi臋cej sklep贸w by艂o zamkni臋tych ni偶 otwartych. Westchn臋艂a. Prawd膮 by艂o to, co zaledwie par臋 tygodni wcze艣niej powiedzia艂a Helenie. Konstantynopol by艂 jak umieraj膮cy stary cz艂owiek.

Bez przeszk贸d dotarli do pa艂acu B艂acherne艅skiego. Kapitan zsiad艂 z konia i ostro偶nie zdj膮艂 z siod艂a swoj膮 pasa偶erk臋. Teadora ruszy艂a za nim do dow贸dcy stra偶y. M臋偶czy藕ni przywitali si臋 serdecznie.

Kapitanie Belizariuszu 鈥 rzek艂 Demetrius 鈥 mam zaszczyt przedstawi膰 ci ksi臋偶niczk臋 Teodor臋 Kantakuzen. Pojawi艂a si臋 dzi艣 rano w dziwacznym
przebraniu.

Kapitan Belizariusz sk艂oni艂 si臋. 鈥 呕yczy pani sobie, 偶ebym j膮 zaprowadzi艂 do siostry?

Nie. Do cesarza.

Ju偶, wasza wysoko艣膰. Prosz臋 za mn膮. Teadora zwr贸ci艂a si臋 do kapitana Demetriusa. 鈥 Dzi臋kuj臋 鈥 powiedzia艂a prosto, dotykaj膮c jego ramienia. Potem pod膮偶y艂a za pa艂acowym stra偶nikiem. Przy wej艣ciu do pa艂acu powiedziano im, 偶e cesarz ma spotkanie z dostojnikami ko艣cielnymi Konstantynopola.

Musz臋 si臋 natychmiast widzie膰 z cesarzem 鈥 rzek艂a Teadora, zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e by膰 mo偶e jej siostra ju偶 otrzymuje wiadomo艣膰 o jej przybyciu. 鈥 Zapowiedzcie mnie bezzw艂ocznie!

Od藕wierny wzruszy艂 ramionami. Mo偶ni zawsze chcieli wszystko natychmiast. Otworzy艂 na o艣cie偶 drzwi do sali audiencyjnej i dono艣nym g艂osem obwie艣ci艂: 鈥 Ksi臋偶niczka Teadora Kantakuzen!

Teadora podbieg艂a do st贸p tronu swojego szwagra, ukl臋k艂a i wyci膮gn臋艂a b艂agalnie r臋ce. 鈥 Wasza wysoko艣膰! B艂agam ci臋 o ochron臋 moc膮 twojego kr贸lestwa i Ko艣cio艂a!

Jan Paleolog zerwa艂 si臋 na nogi. 鈥 Wielki Bo偶e! Tea! Co tu robisz?

Daj mi schronienie, Janie!

Tak, oczywi艣cie! Masz je zapewnione. 鈥 Pom贸g艂 jej wsta膰 i da艂 znak, aby podano jej krzes艂o. 鈥 Jak si臋 tu dosta艂a艣?

Teadora rozejrza艂a si臋 dooko艂a. 鈥 Czy mogliby艣my porozmawia膰 w cztery oczy, Janie?

M艂ody cesarz spojrza艂 na biskupa Konstantynopola. 鈥 Biskupie Atanazy, to delikatna i do艣膰 pilna sprawa rodzinna. Czy m贸g艂by艣 nam wybaczy膰?

Stary biskup ze zrozumieniem pokiwa艂 g艂ow膮 i wyszed艂 z sali, zabieraj膮c ze sob膮 swoich ludzi.

Nikt 鈥 cesarz zwr贸ci艂 si臋 do od藕wiernego 鈥 absolutnie nikt, nawet cesarzowa, a zw艂aszcza cesarzowa, nie ma prawa tu wej艣膰, dop贸ki nie zarz膮dz臋 inaczej.

Je艣li mnie zawiedziesz, stracisz 偶ycie. R贸b, co tylko b臋dzie trzeba, nawet stosuj si艂臋, aby zapewni膰 mi prywatno艣膰.

Zamkn膮wszy drzwi za s艂u偶膮cym, Jan Paleolog ponownie zasiad艂 na tronie, spojrza艂 na swoj膮 szwagierk臋 i rzek艂: 鈥揂 teraz, Teo, powiedz mi, dlaczego tu jeste艣.

Orchan nie 偶yje 鈥 zacz臋艂a.

Oczywi艣cie dotar艂y do nas wie艣ci 鈥 odpowiedzia艂 鈥 ale nie mamy oficjalnej informacji.

Umar艂 niespe艂na miesi膮c temu. Murad zosta艂 wyznaczony na jego nast臋pc臋 i jest nowym su艂tanem. Musia艂am ucieka膰 z Bursy, bo su艂tan Murad za偶膮da艂, 偶ebym do艂膮czy艂a do jego haremu.

Jako jego 偶ona?

Nie 鈥 wyszepta艂a i dwie wielkie 艂zy sp艂yn臋艂y po policzkach. 鈥 Tylko, jako zwyczajna na艂o偶nica w haremie. Musz臋 by膰 z tob膮 szczera, Janie, skoro prosz臋 ci臋 o udzielenie mi azylu i wyst膮pienie przeciwko twemu suzerenowi. Zanim zawieziono mnie do pa艂acu w Bursie, 偶ebym zosta艂a 偶on膮 Orchana, przypadkiem pozna艂am Murada. Spotykali艣my si臋 potajemnie w klasztornym sadzie. Zakochali艣my si臋 w sobie i wierzyli艣my, 偶e nigdy nie zostan臋 wezwana do 艂o偶a mojego m臋偶a. Planowali艣my wzi膮膰 艣lub po 艣mierci Orchana. Ale ojciec chcia艂 dosta膰 pomoc zbrojn膮 od su艂tana, 偶eby trzyma膰 ciebie i Helen臋 z dala od siebie, za艣 Orchan pragn膮艂 Cimpe jako przycz贸艂ka w Europie. Kontrakt ma艂偶e艅ski musia艂, wi臋c zosta膰 wype艂niony... a to oznacza艂o, 偶e mia艂am urodzi膰 dziecko mojemu m臋偶owi. Bez ostrze偶enia zabrano mnie z klasztoru i dostarczono do 艂贸偶ka Orchanowi. Od tego czasu byli艣my z Muradem na wojennej 艣cie偶ce. By艂 przekonany, 偶e w jaki艣 spos贸b mog艂am unikn膮膰 mojego losu i pozosta膰 mu wierna. Oczywi艣cie to nieprawda. By艂am bezradna. Murad to g艂upiec!

Za艂ka艂a i cesarz wsta艂 z tronu i obj膮艂 j膮 ramieniem. Ale偶 ta kobieta cierpia艂a! I przez ca艂y czas by艂a samotna w swoim cierpieniu. To, 偶e prze偶y艂a, wyda艂o mu si臋 cudem.

Och, Janie! Nie oszala艂am tylko dlatego, 偶e w my艣lach i w sercu podtrzymywa艂am przy 偶yciu nasz膮 mi艂o艣膰. Wyobra偶asz sobie, jakim piek艂em by艂o dla mnie wype艂nianie obowi膮zk贸w 偶ony Orchana, gdy
kocha艂am jego syna?

Czemu wi臋c uciek艂a艣 od niego, Teo? Jestem pewien, 偶e musia艂a艣 go 藕le zrozumie膰. Musia艂 ci臋 chcie膰 jako 偶on臋.

Nie, Janie, czuje si臋 zraniony i w rewan偶u chce mnie rani膰. Kocham go. Zawsze go kocha艂am. Dlaczego mam znosi膰 ten b贸l? Nie b臋d臋! Pozw贸l mi tu zosta膰 przez jaki艣 czas, dop贸ki nie postanowi臋, co robi膰. Nawet Muradowi zajmie troch臋 czasu wytropienie mnie tutaj, je艣li b臋dziemy dyskretni.

Niewa偶ne, czy Murad si臋 dowie, 偶e jeste艣 tutaj 鈥 powiedzia艂 cesarz. 鈥 B臋d臋 ci臋 broni艂. Nasze grube mury ochroni膮 ci臋. Powiedz mi jednak, bo umieram z ciekawo艣ci... jak si臋 tu dosta艂a艣?

Teadora za艣mia艂a si臋 przez 艂zy i opowiedzia艂a mu o swojej wyprawie.

Cesarz roze艣mia艂 si臋 z ca艂ego serca. 鈥 Ale偶 z ciebie pomys艂owa wied藕ma, siostrzyczko! Taki spryt jak tw贸j pasuje bardziej do z艂otego wieku Aten albo so przysz艂o艣ci.

Na razie jednak jestem tutaj i musz臋 u艂o偶y膰 sobie jako艣 偶ycie.

Jan Paleolog u艣miechn膮艂 si臋. 鈥 Zaopatrz臋 ci臋 we wszystko, czego b臋dziesz potrzebowa膰, Teo. Ciesz臋 si臋, 偶e zwr贸ci艂a艣 si臋 do mnie. S膮dz臋, 偶e najpierw b臋dziesz chcia艂a si臋 wyk膮pa膰. Ka偶臋 s艂u偶bie przygotowa膰 dla ciebie w艂a艣ciwsze szaty, moja droga.

O tak! dzi臋ki za tw膮 domy艣lno艣膰, Janie.

Cesarz wsta艂 i u艣miechn膮艂 si臋, bior膮c Teador臋 i r臋k臋. 鈥 Zobaczmy, czy uda nam si臋 trzyma膰 z dala od Heleny. Jeste艣 chyba zbyt zm臋czona, 偶eby teraz stawi膰 jej czo艂o. Sam zajm臋 si臋 jej wysoko艣ci膮 cesarzow膮.


Cz臋艣膰 III



ALEKSANDER I TEADORA

1359-1361


Rozdzia艂 13


Teadora dyskretnie zamieszka艂a w przestronnym apartamencie w pa艂acu. Zgodnie z danym s艂owem, cesarz trzyma艂 swoj膮 偶on臋 z dala od jej m艂odszej siostry przez ponad tydzie艅, kiedy Teadora wysypia艂a si臋, odzyskiwa艂a si艂y i spok贸j ducha.

Dziesi臋膰 dni po jej powrocie do miasta cesarz wydawa艂 przyj臋cie, na kt贸re zosta艂a zaproszona. Wkroczy艂a do ogromnej sali jadalnej pa艂acu Blacherne艅skiego gor膮co witana przez ludzi, kt贸rych nie widzia艂a od dzieci艅stwa i w wi臋kszo艣ci ledwo pami臋ta艂a. Wszyscy wydawali si臋 uradowani na jej widok. Zaprowadzono j膮 do g艂贸wnego sto艂u, gdzie oczekiwali na ni膮 cesarz z cesarzow膮. U艣miechaj膮c si臋, Helena poca艂owa艂a m艂odsz膮 siostr臋 w oba policzki i mrukn臋艂a cicho: 鈥 Ty suko! Je艣li narazisz nas na niebezpiecze艅stwo, zabij臋 ci臋! 鈥 Nast臋pnie, pe艂nym g艂osem, cesarzowa o艣wiadczy艂a: 鈥 Bogu niech b臋d膮 dzi臋ki, siostro, 偶e bezpiecznie uciek艂a艣 od niewiernych!

Dzi臋ki ci, Bo偶e 鈥 odpowiedzieli zebrani na sali. Teadora zaj臋艂a miejsce po lewej stronie szwagra. Bizantyjscy notable musieli przyzna膰, 偶e nigdy jeszcze nie widzieli takiej urody, jak膮 obdarzone by艂y obie siostry. Potwierdza艂y to r贸wnie偶 偶ony dostojnik贸w.

Cesarzowa odziana by艂a w bia艂膮, jedwabn膮 sukni臋, bogato zdobion膮 z艂otym i srebrnym haftem, naszytymi turkusami, per艂ami i r贸偶owymi diamentami w cudowny, kwiatowy wz贸r. Mlecznor贸偶owa cera, b艂臋kitne oczy i b艂yszcz膮ce z艂oci艣cie w艂osy sk艂ada艂y si臋 na osza艂amiaj膮c膮 urod臋 Heleny.

Z wygl膮dem Heleny uderzaj膮co kontrastowa艂a nie mniej imponuj膮ca uroda Teadory. Ksi臋偶niczka mia艂a na sobie prost膮 sukni臋 z bladozielonego jedwabiu, podkre艣laj膮c膮 biust i mi臋kko opadaj膮c膮 w d贸艂. Lej膮ce si臋 r臋kawy szaty by艂y delikatnie haftowane z艂ot膮 nici膮. Lekki rumieniec zdobi艂 jej jasn膮 twarz, a pod ciemnymi rz臋sami skrzy艂y si臋 fio艂kowe oczy. Podwini臋te z obu stron twarzy, zaplecione w warkocze ciemne, b艂yszcz膮ce w艂osy podtrzymywa艂a siateczka ze z艂otej plecionki.

Jan Paleolog pochyli艂 si臋 ku Teadorze i odezwa艂 si臋 cicho: 鈥 Nigdy nie widzia艂em, 偶eby艣 wygl膮da艂a pi臋kniej, moja droga siostro. Po prostu oczarujesz naszego honorowego go艣cia, gdy tylko na ciebie spojrzy. Zaplanowa艂em, 偶e b臋dzie siedzia艂 obok ciebie.

Pr贸bujesz tak szybko wyda膰 mnie za m膮偶? 鈥 za偶artowa艂a.

Nie chcia艂aby艣 ponownie wyj艣膰 za m膮偶, moja droga?

Zamilk艂a, a w jej pi臋knych oczach dostrzeg艂 smutek.

Teadoro, kochasz Murada, prawda? Nie, nie musisz nic m贸wi膰. Twoje oczy m贸wi膮 mi wszystko. Mo偶e 艣lub z dobrym cz艂owiekiem i posiadanie gromadki dzieci zmniejszy艂yby tw贸j b贸l.

Kim jest ten cz艂owiek, kt贸rego mam pozna膰, Janie?

Nowy w艂adca Mesembrii.

Nie jest 偶onaty?

Za m艂odu mia艂 偶on臋, ale umar艂a i nie o偶eni艂 si臋 powt贸rnie. Nie by艂 wtedy jeszcze w艂adc膮 Mesembrii. Prawd臋 powiedziawszy, to niezwyk艂e zrz膮dzenie losu, 偶e jest nim dzisiaj. By艂 trzecim synem i po 艣mierci ojca w艂adz臋 odziedziczy艂 najstarszy brat. Dobrze rz膮dzi艂. Niestety, nie mia艂 potomka. Jego nast臋pc膮 zosta艂, wi臋c kolejny brat, kt贸ry mia艂 dw贸ch syn贸w. Par臋 miesi臋cy temu pa艂ac w Mesembrii stan膮艂 w p艂omieniach i spali艂 si臋 do cna. Zgin臋艂a ca艂a panuj膮ca rodzina. Ocala艂 jedynie trzeci brat, mieszkaj膮cy w innym mie艣cie. Wezwano go, by zosta艂 w艂adc膮 Mesembrii. Cho膰 ma kilkoro nie艣lubnych dzieci, nie posiada m臋skiego potomka z prawego 艂o偶a. Musi si臋 wi臋c o偶eni膰.

I przysz艂o ci do g艂owy, 偶eby zwi膮za膰 go ze mn膮?

Je艣li ci si臋 spodoba. Zrozum, moja droga, nie b臋d臋 ci臋 zmusza艂 do ma艂偶e艅stwa. Nie szukam niczyjej pomocy, 偶adnych sprzymierze艅c贸w, tak jak tw贸j ojciec. Mo偶e zostaniesz samotna, mo偶e wybierzesz klasztor, a mo偶e 鈥 tu oczy mu zab艂ys艂y 鈥 sama wybierzesz sobie m臋偶a. Jednak mo偶e spodoba ci si臋 Aleksander. Jest pe艂en uroku i na dworze nie ma kobiety, kt贸ra by za nim nie szala艂a. Ale na pr贸偶no.

Wygl膮da na niezno艣nego i zarozumia艂ego. Je艣li nie ma kobiet, mo偶e ich nie lubi. Jeste艣 pewien, 偶e to prawdziwy m臋偶czyzna?

Jan za艣mia艂 si臋. 鈥 Jestem pewien, Teo, ale pozwol臋 Ci samej to os膮dzi膰. Oto i on.

Aleksander, pan Mesembrii 鈥 zawo艂a艂 od藕wierny. Teadora spojrza艂a w koniec sali, g艂臋boko wci膮gn臋艂a powietrze i zamar艂a. Cz艂owieka, kt贸ry zd膮偶a艂 w ich kierunku zna艂a pod imieniem Aleksandra Wielkiego. Szybko przebieg艂a w my艣lach wszystko, co o nim wiedzia艂a. M贸wi艂 jej, 偶e jest najm艂odszym synem greckiego w艂adcy, a jego spos贸b wys艂awiania si臋 i maniery z pewno艣ci膮 o tym 艣wiadczy艂y. Nigdy jednak nie wymieni艂 imienia swego ojca, jej za艣 nie przysz艂o do g艂owy o to spyta膰.

Kiedy dotar艂 do sto艂u, sk艂oni艂 si臋, elegancko zamiataj膮c d艂ug膮 peleryn膮. By艂 opalony, a sp艂owia艂e na s艂o艅cu w艂osy po艂yskiwa艂y z艂oci艣cie. Jego oczy nada艂 mia艂y kolor akwamarynu. Uszu Teadory dobieg艂y westchnienia innych kobiet, zauwa偶y艂a te偶, 偶e siostra obrzuci艂a nowo przyby艂ego taksuj膮cym, po偶膮dliwym spojrzeniem.

Aleksandrze 鈥 powita艂 go cesarz 鈥 do艂膮cz do nas.

Posadzili艣my ci臋 ko艂o naszej ukochanej siostry, Teadory.

Promiennie u艣miechni臋ty Jan dokona艂 prezentacji i pozostawi艂 ich, 偶eby si臋 lepiej poznali. Aleksander odezwa艂 si臋 pierwszy: 鈥 Nie cieszysz si臋 na m贸j widok, 艣licznotko?

Czy Helena wie, kim jeste艣, a raczej kim by艂e艣?

Nie, moja 艣liczna. Nikt tego nie wie, nawet tw贸j szanowny szwagier. Musz臋 ufa膰, 偶e nie zdradzisz mojej tajemnicy. Nie wydasz mnie, przez wzgl膮d na dawne czasy?

U艣miech pojawi艂 si臋 w k膮cikach ust ksi臋偶niczki. 鈥 Nie s膮dzi艂am, 偶e jeszcze kiedykolwiek ci臋 zobacz臋 鈥 powiedzia艂a.

Za艣mia艂 si臋. 鈥 Jednak pojawi艂em si臋 jak z艂y szel膮g. A co gorsza, proponuj膮, 偶eby艣my si臋 pobrali.

Zaczerwieni艂a si臋. 鈥 Wiesz o tym?

Nie powiedzia艂 jej, 偶e sam przyszed艂 z tym pomys艂em do cesarza. 鈥 Rozmawiali艣my o tym z cesarzem, kt贸ry uwa偶a, 偶e to musi by膰 twoja decyzja. 鈥 Pod sto艂em uj膮艂 jej r臋k臋 w sw膮 siln膮, gor膮c膮 d艂o艅. 鈥 Czy mog艂aby艣 zosta膰 moj膮 偶on膮, 艣licznotko?

Serce zacz臋艂o jej bi膰 szybciej. 鈥 Nie pop臋dzaj mnie, Aleksandrze. Doprawdy nic nie wiem o tobie.

A co chcia艂aby艣 wiedzie膰? Moim ojcem by艂 Teodor z Mesembrii, a matk膮 Sara Komnen, ksi臋偶niczka z Trapezuntu. Mia艂em dw贸ch starszych braci, Bazyla i Konstantyna. Moja matka od wielu lat nie 偶yje, ojciec zmar艂 niemal dwa lata temu, a po偶ar pa艂acu w Mesembrii pozbawi艂 mnie rodziny i uczyni艂 w艂adc膮, wbrew mojej woli. Reszt臋 znasz, moja 艣liczna.

Naprawd臋 bardzo ci wsp贸艂czuj臋 tak ogromnej straty 鈥 rzek艂a 艂agodnie.

To by艂 prawdziwy cios, 艣licznotko, bo moi bracia byli dobrymi lud藕mi. Jednak, jak ka偶da sprawa, tak偶e i ta ma swoje dobre strony. Jako w艂adca Mesembrii mog臋 prosi膰 cesarza o r臋k臋 jego owdowia艂ej szwagierki. Sp贸jrz na mnie, Teadoro!

Pierwszy raz zwr贸ci艂 si臋 do niej po imieniu. Zdumiona unios艂a oczy.

Jestem niecierpliwym cz艂owiekiem, 艣licznotko. Nie mo偶esz zaprzeczy膰, 偶e kiedy wraz ze swoim synem bylinie moimi zak艂adnikami, narodzi艂o si臋 mi臋dzy nami jakie艣 przyci膮ganie. Wierz臋, 偶e mo偶esz si臋 nauczy膰 mnie kocha膰. Wiesz o mnie wi臋cej, ni偶 wi臋kszo艣膰 kobiet wie o swoich narzeczonych. Powiedz, 偶e za mnie wyjdziesz.

Zanadto mnie pop臋dzasz. Czuj臋 si臋 niepewnie. M贸j m膮偶 umar艂 bardzo niedawno, ja za艣 musia艂am ucieka膰 przed niepo偶膮danym zainteresowaniem nowego su艂tana. Nie wiem nawet, czy w og贸le chc臋 ponownie wyj艣膰 za m膮偶.

R臋ka, trzymaj膮ca pod sto艂em jej d艂o艅 rozlu藕ni艂a uchwyt i zacz臋艂a delikatnie g艂adzi膰 jej udo. Zadr偶a艂a.

Teadora, moja 艣liczna, nie jeste艣 stworzona do 偶ycia w celibacie. Nie jeste艣 te偶 lubie偶nic膮, kt贸ra bierze sobie kochank贸w, jak twoja siostra. Jeste艣 stworzona do ma艂偶e艅stwa i do posiadania dzieci. B臋d臋 mia艂 dom i nasze dzieci.

Daj mi troch臋 czasu, Aleksandrze 鈥 poprosi艂a.

Podczas uczty nie wywiera艂 na ni膮 dalszej presji, zag艂臋biaj膮c si臋 w rozmowie z cesarzem. Jednak stale j膮 obserwowa艂 i dba艂, 偶eby dosta艂a najlepsze kawa艂ki mi臋sa, a jej puchar sta艂e wype艂niony by艂 czerwonym winem. Ko艂o p贸艂nocy cesarz da艂 znak r臋k膮, pozwalaj膮c na odej艣cie od sto艂u tym, kt贸rzy chcieli si臋 oddali膰. Teadora skorzysta艂a z okazji, 偶eby uciec z sali.

W艂a艣ciwie nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e Aleksander j膮 poci膮ga. Poza tym mia艂 s艂uszno艣膰 w jednym: powinna wyj艣膰 za m膮偶. Dawno temu matka obieca艂a jej, 偶e po 艣mierci Orchana wr贸ci do Bizancjum, 偶eby zawrze膰 porz膮dny, chrze艣cija艅ski zwi膮zek ma艂偶e艅ski.

Nie powinna jednak, jako bizantyjska ksi臋偶niczka, wychodzi膰 za m膮偶 za byle kogo. Na dworze cesarskim nie by艂o nikogo, kto dor贸wnywa艂by jej rang膮. W miastach nale偶膮cych do cesarstwa, poza Aleksandrem, nie by艂o 偶adnego ksi臋cia, kt贸ry by艂by wolny, nie za stary i nie za m艂ody.

Pomijaj膮c wzgl臋dy praktyczne, Aleksander byl przystojny, wykszta艂cony i czu艂y dla niej. Nie kocha艂a go, ale chyba mog艂aby obdarzy膰 go uczuciem. Silnie j膮 poci膮ga艂. Nie by艂oby trudno z nim 偶y膰. A ona chcia艂a przecie偶 wi臋cej dzieci.

Zamy艣lona, pozwoli艂a niewolnicom si臋 rozebra膰, op艂uka膰 pachn膮c膮, ciep艂膮 wod膮 i za艂o偶y膰 na siebie koszul臋 w r贸偶owe kwiatki. Odprawi艂a kobiety i po艂o偶y艂a si臋 do 艂贸偶ka.

Gdyby Murad naprawd臋 j膮 kocha艂, zaproponowa艂by ma艂偶e艅stwo, a nie upokarzaj膮cy zwi膮zek. Aleksander oferowa艂 jej swoje serce i tron.

U艣miechn臋艂a si臋 w ciemno艣ci. Aleksander by艂 bardzo upartym cz艂owiekiem, nie s膮dzi艂a wi臋c, aby przyj膮艂 jej odmow臋. Zachichota艂a. Zdecydowany Murad z prawej strony, r贸wnie zdecydowany Aleksander z lewej. Prawda wygl膮da艂a tak, 偶e musia艂a zgodzi膰 si臋 na jednego z nich.

Nie zdziwi艂a si臋, widz膮c nagle ludzki cie艅 za faluj膮cymi delikatnie jedwabnymi zas艂onami na balkonie. Przewidzia艂a, 偶e mo偶e przyj艣膰, 偶eby silniej nalega膰. Kiedy艣 nawet naj艣wiatlejsi m臋偶czy藕ni wykorzystywali seks jako narz臋dzie nacisku. Teadora zdawa艂a sobie sprawe, 偶e Aleksander by艂by rozczarowany dowiedziawszy si臋, 偶e podj臋艂a ju偶 decyzj臋 na jego korzy艣膰, kieruj膮c si臋 logicznym rozumowaniem.

Wszed艂 do pokoju i szybko zbli偶y艂 si臋 do 艂贸偶ka ksi臋偶niczki. 鈥 Spisz, moja 艣liczna? Nie, Aleksandrze. Rozmy艣lam. O tym, o czym rozmawiali艣my wieczorem?

Tak

Przysiad艂 na 艂贸偶ku, nie czekaj膮c na jej zaproszenie Tak dawno ci臋 nie ca艂owa艂em 鈥 powiedzia艂. Chwyci艂 j膮 w obj臋cia i poca艂owa艂 艂agodnie.

Kiedy j膮 pu艣ci艂, rzek艂a cicho: 鈥 To tak b臋dziesz mnie kocha艂, Aleksandrze? Przypominam sobie moj膮 pierwsz膮 noc w Fokai, gdy by艂e艣 znacznie bardziej gwa艂towny, pomimo tak kr贸tkiej znajomo艣ci. Chod藕, nie jestem zabawk膮, kt贸r膮 mo偶na 艂atwo zepsu膰. Skoro twoja mi艂o艣膰 jest tak pow艣ci膮gliwa, mo偶e nie powinnam wychodzi膰 za ciebie za m膮偶. Nie chc臋 by膰 niemi艂a, ale nawet m贸j podstarza艂y m膮偶 mia艂 wi臋cej wigoru ni偶 ty.

W ciemno艣ci rozleg艂 si臋 radosny 艣miech. 鈥 A wi臋c, nulko, nie chcesz by膰 umieszczona na piedestale i czczona jak staro偶ytna bogini?

Nie chc臋, panie, bo jestem kobiet膮 z krwi i ko艣ci. Poczu艂a, 偶e si臋 rusza i po chwili zab艂ys艂a jedna ze stoj膮cych przy jej 艂贸偶ku lamp, potem nast臋pna i nast臋pna.

Chc臋 ci臋 widzie膰, gdy b臋d臋 si臋 z tob膮 kocha艂 鈥 powiedzia艂 podnosz膮c j膮 z 艂贸偶ka. Pr臋dko rozpi膮艂 guziki i zsun膮艂 koszul臋 z jej ramion, a偶 opad艂a na pod艂og臋. Jego szaty szybko posz艂y w 艣lady koszuli Teadory.

Kiedy opadli ponownie na poduszki, trzyma艂 j膮 nad sob膮, przytulaj膮c g艂adk膮 twarz do jej piersi. Potem powoli opu艣ci艂 j膮, prosto w swe ramiona. Westchn臋艂a g艂臋boko. Wprawnie przetoczy艂 si臋 i nagle Teadora znalaz艂a si臋 pod nim. Kiedy na ni膮 spojrza艂, sp艂oni艂a si臋 pod jego wzrokiem.

Chryste, ale偶 jeste艣 pi臋kna 鈥 wyszepta艂 ochryple, g艂adz膮c jej piersi. Jego delikatne palce przesuwa艂y si臋 po jej sk贸rze, a偶 poczu艂a narastanie znajomego napi臋cia. Aleksander usiad艂 i umie艣ci艂 j膮 pomi臋dzy swoimi nogami. Obj膮艂 d艂o艅mi jej piersi, 艂agodnie poci膮gaj膮c i skubi膮c du偶e, koralowe brodawki. Czu艂a, 偶e jego m臋sko艣膰 napiera na jej po艣ladki.

Za艣mia艂 si臋 cicho. 鈥 A wi臋c, 艣licznotko, poznajesz swojego pana. Czy tw贸j siwobrody ma艂偶onek kiedykolwiek sprawi艂, 偶e czu艂a艣 si臋 w ten spos贸b? Za艂o偶臋 si臋, 偶e nie! Wyjd藕 za mnie, kochanie, a naucz臋 si臋 pragn膮膰 mojego dotyku. Mog臋 ci臋 zadowoli膰 tak, jak 偶aden m臋偶czyzna, a 偶adna inna kobieta nie dostarczy mi nigdy takiej przyjemno艣ci jak ty.

Za du偶o m贸wisz, panie 鈥 za偶artowa艂a z niego.

Wargi Aleksandra zacz臋艂y mia偶d偶y膰 jej usta, kalecz膮c je. Ognistymi poca艂unkami wytyczy艂 tras臋 przez piersi i brzuch dziewczyny, aby dotrze膰 do mi臋kko艣ci wewn臋trznej strony ud.

Zaskoczona Teadora zesztywnia艂a, gdy jego mi臋kki, natarczywy j臋zyk dotar艂 tam, gdzie nikt jeszcze nie pr贸bowa艂. Jej cia艂o zamkn臋艂o si臋 przed Aleksandrem i 艂ami膮cym si臋 g艂osem zaprotestowa艂a 鈥 N... nie!

Uni贸s艂 g艂ow臋 i spojrza艂 na ni膮 oczami pe艂nymi nami臋tno艣ci. 鈥 Nikt ci臋 nigdy nie smakowa艂, 艣licznotko?

Nie!

Jeste艣 jak mi贸d. W tym miejscu kobieta jest najs艂odsza, moja 艣liczna.

To nie... niew艂a艣ciwe 鈥 uda艂o jej si臋 wykrztusi膰. 鈥 Nie powiniene艣!

Kto ci powiedzia艂, 偶e to niew艂a艣ciwe? Czy nie sprawia ci to przyjemno艣ci, 艣licznotko? Kogo krzywdzimy? Nied艂ugo naucz臋 ci臋, jak mo偶esz mnie zadowala膰 w podobny, s艂odki spos贸b. 鈥 Po czym zn贸w upu艣ci艂 g艂ow臋 i, rozchyliwszy jej nogi, ponownie odnalaz艂 s艂odycz, kt贸rej pragn膮艂.

Pocz膮tkowo dotyk jego pr贸buj膮cego j臋zyka wywo艂ywa艂 w niej napi臋cie, nagle jednak czysta rozkosz pokona艂a system obronny. J臋kn臋艂a. Gdzie艣 g艂臋boko w swym ciele czu艂a napi臋cie, narastaj膮ce do granic wytrzyma艂o艣ci. Rozpaczliwie pragn臋艂a spe艂nienia, ale Aleksander przeci膮ga艂 gr臋. Ostro偶nie wycofa艂 si臋 i fala napi臋cia opad艂a. Powr贸ci艂a za艣, gdy ksi膮偶臋 przesun膮艂 si臋 do g贸ry i przerzuci艂 nog臋 przez nog臋 Teadory.

Z instynktem Ewy, wrodzonym u ka偶dej kobiety, odszuka艂a r臋kami jego m臋sko艣膰, chwyci艂a j膮 i z pasj膮 poprowadzi艂a ku sobie. Otoczy艂a go ramionami. Pocz膮tkowo nie wszed艂 w ni膮, lecz zacz膮艂 pociera膰 czubkiem nabrzmia艂ego cz艂onka mi臋kkie, dr偶膮ce cia艂o, a偶 i ma艂a ch臋膰 krzycze膰 z rozkoszy.

Sp贸jrz na mnie 鈥 poleci艂. 鈥 Chc臋 ci臋 widzie膰, kiedy si臋 po艂膮czymy.

Z wahaniem unios艂a wzrok. Powoli wszed艂 w ni膮, odczuwaj膮c niemal tyle samo przyjemno艣ci z ekstazy, jaka pojawi艂a si臋 na jej twarzy, co z samego aktu.

Ku swemu zawstydzeniu, prawie od razu osi膮gn臋艂膮 zaspokojenie. Aleksander roze艣mia艂 si臋 艂agodnie.

Chwil臋 potem zapyta艂: 鈥 Och, moja 艣liczna, to by艂o nowe dla ciebie? Naucz臋 ci臋, jak przed艂u偶a膰 rozkosz, kochanie. Nie, nie odwracaj si臋 ode mnie. Czy nie wiesz, jak bardzo ci臋 kocham, moja 艣liczna? Nie zamykaj si臋 nigdy przede mn膮, prosz臋.

Od tej chwili jej spojrzenie ani na chwil臋 nie opu艣ci艂o jego oczu, kiedy si臋 porusza艂 coraz szybciej w jej ciele. Nagle odezwa艂a si臋 zmys艂owym g艂osem: 鈥 Po艣lubi臋 ci臋, Aleksandrze. Po艣lubi臋 ci臋, m贸j drogi, gdy tylko uda si臋 wszystko zorganizowa膰.

Zaspokojony, mrukn膮艂: 鈥 Och, moja 艣licznotko, jak偶e ci臋 kocham!

Przytuli艂a go mocno do siebie, u艣miechaj膮c si臋 w p贸艂mroku. Nie wiedzia艂 tego, tak jak wszyscy m臋偶czy藕ni, 偶e na ko艅cu to kobieta zawsze zwyci臋偶a.

Kiedy opu艣ci艂 j膮 bladym 艣witem, pierwszy raz od wielu miesi臋cy mocno zasn臋艂a i spa艂a spokojnie. Kochanie si臋 z nim sprawi艂o jej wielk膮 przyjemno艣膰. Okaza艂 si臋 do艣wiadczony i zr臋czny, cho膰 nie napawa艂 si臋 swoj膮 m臋sko艣ci膮. W 艂贸偶ku byli sobie r贸wni, oboje dawali, oboje brali.

Nast臋pnego dnia udali si臋 do cesarza i poprosili o zgod臋 na ma艂偶e艅stwo. Wszelkie w膮tpliwo艣ci Jana Paleologa, zaskoczonego tym nag艂ym rozwojem wypadk贸w rozwia艂y si臋, gdy cesarz rzuci艂 okiem na twarz Teadory. Znik艂o z niej napi臋cie. Promienia艂a rado艣ci膮.

Z przyjemno艣ci膮 pozwalam ci na po艣lubienie mojej drogiej siostry 鈥 zwr贸ci艂 si臋 cesarz do pana z Mesembrii 鈥 ale mam do ciebie pro艣b臋. Chcia艂bym, 偶eby艣cie pozostali w Konstantynopolu, dop贸ki pa艂ac w Mesembrii nie zostanie odbudowany.

Zgoda 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 Aleksander. 鈥 Nad Bosforem widzia艂em 艣liczn膮 will臋. Od dawna mnie zachwyca. Niedawno umar艂 jej w艂a艣ciciel, kupi臋 j膮 wi臋c i b臋dziemy mog艂i w niej mieszka膰 a偶 do powrotu do Mesembrii. 鈥 Odwr贸ci艂 si臋 do Teadory. 鈥 Odpowiada ci to, moja 艣liczna?

Z u艣miechem skin臋艂a g艂ow膮. 鈥 Je艣li kupisz mi t臋 will臋, wydam mn贸stwo pieni臋dzy, 偶eby j膮 umeblowa膰.

W porz膮dku, Teadoro 鈥 rzuci艂 z b艂yskiem rozbawienia. 鈥 Kiedy艣 ubi艂em pewien interes z twoim nie偶yj膮cym m臋偶em, su艂tanem Orchanem, i zarobi艂em na nim mn贸stwo pieni臋dzy.

Teadora wybuchn臋艂a 艣miechem. Cesarz patrzy艂 mi nich zdziwiony, ale Aleksander ubieg艂 jego ewentualne pytania, m贸wi膮c: 鈥 Czy mo偶emy wzi膮膰 艣lub jutro, wasza wysoko艣膰?

Tak szybko, m贸j niecierpliwy przyjacielu? A co z 偶a艂ob膮? Nie dajesz nam czasu na przygotowania uroczysto艣ci. Przecie偶 Tea jest ksi臋偶niczk膮 z urodzenia.

Nie chc臋 偶adnych uroczysto艣ci, Janie. Kiedy wydawano mnie za Orchana, przystrojono mnie jak poga艅skiego bo偶ka. Uroczysto艣ci trwa艂y dwa dni. Nienawidzi艂am tego wszystkiego! Chc臋 wzi膮膰 艣lub tylko we dwoje we obecno艣ci, kap艂ana i mojego drogiego Aleksandra. Ka偶 biskupowi skr贸ci膰 moj膮 偶a艂ob臋. Zg贸d藕 si臋, m贸j bracie.

Jan Paleolog przychyli艂 si臋 do ich pro艣by i nast臋pnego dnia przed po艂udniem Teadora Kantakuzen i Aleksander, ksi膮偶臋 Mesembrii, zawarli zwi膮zek ma艂偶e艅ski przed wielkim o艂tarzem ko艣cio艂a 艣w. Marii Plachernes. Jedynymi 艣wiadkami byli: cesarz, udzielaj膮cy im 艣lubu biskup, towarzysz膮cy mu ksi膮dz i jego| ministranci.

Podczas posi艂ku w po艂udnie cesarz wywo艂a艂 burz臋 okrzyk贸w, obwieszczaj膮c nowin臋 o sekretny 艣lubie. Chocia偶 damy na dworze czu艂y si臋 rozczarowane tak szybkim o偶enkiem Aleksandra, ich m臋偶owie byli szczerze zadowoleni. Wszyscy st艂oczyli wok贸艂 nowo偶e艅c贸w, gratuluj膮c w艂adcy Mesembrii i domagaj膮c si臋 ca艂us贸w od jego sp艂onionej oblubienicy.

Jedynie cesarzowa mia艂a kwa艣n膮 min臋. Nawet w takiej chwili Helena nie 偶yczy艂a siostrze nic dobrego. Nie mog艂a znie艣膰 widoku promieniej膮cej rado艣ci膮 Teadory. Kiedy gwar przycich艂, Helena odezwa艂a si臋 cicho do siostry: 鈥 Tym razem zaskoczy艂a艣 mnie, Teo, ale strze偶 si臋. Nast臋pnym razem to ja ciebie zaskocz臋.


Rozdzia艂 14


Cesarzowa Bizancjum szala艂a z w艣ciek艂o艣ci. 鈥 Postrada艂e艣 resztki rozumu? 鈥 krzykn臋艂a do m臋偶a. 鈥 Niech B贸g ma nas w swojej opiece! Jeste艣 taki sam juk tw贸j ojciec. Z jedn膮 tylko r贸偶nic膮: tw贸j ojciec mia艂 mojego ojca do rz膮dzenia imperium.

Cesarz by艂 nieporuszony. 鈥 O ile dobrze pami臋tamn, nie by艂a艣 szcz臋艣liwa, kiedy tw贸j ojciec rz膮dzi艂 naszym cesarstwem. Nie mog艂a艣 si臋 doczeka膰, 偶eby si臋 go pozby膰.

Zignorowa艂a uwag臋 m臋偶a. 鈥 Narazi艂e艣 miasto na atak, g艂upcze! Je艣li su艂tan Murad pragnie Teadory b臋dzie j膮 mia艂, cho膰 nie pojmuj臋, co widzi w tej pod艂ej suce o przekrwionych oczach! A ty, g艂upcze, o艣mieli艂e艣 si臋 j膮 wyda膰 za ksi臋cia Mesembrii!

Murad nie rozpocznie wojny o kobiet臋, Heleno.

Mesembrii to nie Troja. Twoja siostra wykaza艂a niezwyk艂膮 odwag膮 i sprytem, uciekaj膮c su艂tanowi. On nie ma do niej 偶adnych formalnych praw, a ja nie zmusza艂em jej do ponownego ma艂偶e艅stwa. Aleksander i TEdora sami zwr贸cili si臋 do mnie. Tak, pob艂ogos艂awi艂em ich zwi膮zek! Tea ma prawo do odrobiny szcz臋艣cia. B贸g jeden wie, 偶e nie zazna艂a go z su艂tanem. Tw贸j ojciec po艣wi臋ci艂 j膮 i odda艂 Orchanowi, 偶eby odebra膰 nale偶n膮 mi w艂adz臋. Mam nadziej臋, 偶e b臋dzie szcz臋艣liwa. Zas艂uguje na to.

Sam膮 swoj膮 obecno艣ci膮 nara偶a nas na niebezpiecze艅stwo. A co z nasz膮 c贸rk膮, samotn膮 w nieprzyjaznym kraju, pozostaj膮c膮 na 艂asce Turk贸w? Pomy艣la艂e艣 o Aleksis, g艂upcze?

Za par臋 miesi臋cy twoja siostra wr贸ci ze swoim m臋偶em do Mesembrii. Nie s膮dz臋, 偶eby stanowi艂a zagro偶enie. Co za艣 do Aleksis, to su艂tan Murad, kt贸ry jest cz艂owiekiem honoru, zapewni艂 mnie, i偶 jest bezpieczna w klasztorze 艣w. Anny i miewa si臋 dobrze.

Helena z niesmakiem machn臋艂a r臋k膮. Cesarz nie chcia艂 zrozumie膰. A mo偶e celowo udawa艂 t臋pego, 偶eby j膮 zirytowa膰. Jan Paleolog zawsze by艂 g艂upcem. Nie rozumia艂, 偶e rozdra偶niaj膮c su艂tana, swojego suzerena, w艂a艣ciwie zach臋ca艂 Murada do zaatakowania miasta. Przez swoj膮 g艂upot臋 straci tron.

Bizancjum pozostawa艂o jedynym, bezustannie zagro偶onym 艣wiate艂kiem chrze艣cija艅stwa na skraju mrocznego 艣wiata niewiernych. Europejscy w艂adcy tylko m贸wili o wsparciu Bizancjum.

W rzeczywisto艣ci w tysi膮c dwie艣cie trzecim roku czwarta wyprawa krzy偶owa, pocz膮tkowo maj膮ca na celu odebranie Saracenom Jerozolimy, ruszy艂a na Konstantynopol. Zosta艂o to zorganizowane przez Wenecjan i ich m艣ciwego do偶臋, Enrico Dandolo, o艣lepionego trzydzie艣ci lat wcze艣niej podczas pobytu w bizantyjskiej niewoli.

Pozwolono mu w贸wczas na swobodne poruszanie si臋 po mie艣cie, w zamian za dane s艂owo, 偶e nie b臋dzie pr贸bowa艂 ucieczki. Ale ucieczka by艂a ostatni膮 rzecz膮, o jakiej my艣la艂 Dandolo. Ten potomek zas艂u偶onego kupieckiego rodu by艂 znacznie bardziej zainteresowany zwabieniem do Wenecji zagranicznych faktorii, kt贸re stanowi艂y o pot臋dze Imperium Bizantyjskiego.

Ponadto Dandolo okazywa艂 niezdrowe zainteresowanie systemem obronnym Konstantynopola. Kiedy odkryto te jego s艂abo艣ci, ukarano go, wystawiaj膮c jego w艣cibskie oczy na dzia艂anie promieni s艂onecznych, skupionych za pomoc膮 wkl臋s艂ego zwierciad艂a. Powr贸ci艂 do Wenecji o艣lepiony i sp臋dzi艂 wiele lat, walcz膮c z kalectwem i marz膮c o zem艣cie. Ostatecznie zosta艂 wybrany na najwy偶szy urz膮d w Wenecji, co da艂o mu szans臋 na odwet.

Poza wzgl臋dami osobistymi, niszcz膮c Konstantynopol, stary do偶a kierowa艂 si臋 ch臋ci膮 umocnienia pozycji ekonomicznej w艂asnego miasta.

Za pretekst zdrady chrze艣cija艅skiego miasta przez chrze艣cijan pos艂u偶y艂o przywr贸cenie w艂adzy zdetronizowanemu cesarzowi. Chodzi艂o o nie偶yj膮cego ju偶 Aleksego IV, co krzy偶owcy 艣wietnie wiedzieli, zosla艂 on uduszony na rozkaz Aleksego V, kt贸ry uciek艂 z Konstantynopola przed zbli偶aj膮c膮 si臋 europejsk膮 armi膮, pozostawiaj膮c mieszka艅c贸w ich straszliwemu losowi. W tysi膮c dwie艣cie czwartym roku Konstantynopol zosta艂 zdobyty i bezlito艣nie z艂upiony przez 偶o艂nierzy, kler i notabl贸w. 呕adne poga艅skie miasto nic ucierpia艂o tyle z r膮k chrze艣cija艅skich naje藕dzc贸w, co Konstantynopol, stolica chrze艣cija艅ska Wschodu.

To, czego nie zniszczy艂 ogie艅 i wandalizm, zosta艂o Wywiezione. Z艂oto, srebro, klejnoty, zastawa sto艂owa, futra, rze藕by, ludzie 鈥 co tylko mia艂o jak膮艣 warto艣膰 i mog艂o si臋 porusza膰, b膮d藕 dawa艂o si臋 ruszy膰. Miasto nigdy nie dosz艂o do siebie po tym spustoszeniu ludno艣膰 ba艂a si臋, 偶e nast臋pna inwazja mo偶e okaza膰 ostatni膮. Jej obawy jeszcze wzros艂y, kiedy pod murami miasta przyby艂 su艂tan Murad ze swoj膮 niezbyt liczn膮, ale siln膮 armi膮.

Na mi艂o艣膰 bosk膮, oddaj su艂tanowi Te臋 鈥 Helena b艂aga艂a m臋偶a.

S膮dzisz, 偶e kiedy to uczyni臋, su艂tan odejdzie? 鈥 szyderczo zapyta艂 Jan Paleolog. 鈥 Chryste, nie tra膰 resztki rozumu, Heleno! W swych ostatnich s艂owach Orchan nakaza艂 synom zdoby膰 Konstantynopol. Murad nie przyby艂 po Teador臋, lecz po moje miasto, m贸ja droga. Ale ja mu go nie oddam.

Helena nie wiedzia艂a, co robi膰, gdzie si臋 zwr贸ci膰. Jej siostra ze swoim nowym m臋偶em byli ulubie艅cami wszystkich w mie艣cie. Na ulicach minstrele 艣piewali ballady o ucieczce Tei.

Jednak w ko艅cu jej mod艂y zosta艂y wys艂uchane.

Helenie z艂o偶y艂 wizyt臋 wysoki, 艂agodnie wygl膮daj膮cy m臋偶czyzna, kt贸ry przedstawi艂 si臋: 鈥 Jestem Ali Yahya, wasza wysoko艣膰, zarz膮dzaj膮cy domem su艂tana. Chcia艂bym si臋 spotka膰 z ksi臋偶niczk膮 Teador膮 i mam nadziej臋, 偶e wasza wysoko艣膰 zorganizuje mi to spotkanie.

Moja siostra nie zobaczy si臋 z tob膮, Ali Yahyo.

Niedawno powt贸rnie wysz艂a za m膮偶, za ksi臋cia Mesembrii. Sp臋dza miesi膮c miodowy w 艣licznej, malej willi na brzegu morza.

Co za szkoda, pani.

Helena nie mog艂a si臋 powstrzyma膰, 偶eby nie spyta膰: 鈥 Czy su艂tan naprawd臋 chce mie膰 moj膮 siostr臋 w swoim haremie?

Su艂tan pragnie, 偶eby wr贸ci艂a do swojej rodziny, do tych, kt贸rzy j膮 kochaj膮 鈥 pad艂a wymijaj膮ca odpowied藕.

Helena zmru偶y艂a b艂臋kitne oczy. 鈥 Mo偶e uda艂oby si臋 to za艂atwi膰 鈥損owiedzia艂a 鈥 ale na moich zasadach.

To znaczy, wasza wysoko艣膰?

Ani mego ojca, ani brata, nie interesuje ju偶 偶ycie doczesne, wi臋c g艂ow膮 rodu Kantakuzen贸w jestem ja. Na mnie ci膮偶y odpowiedzialno艣膰 za los wszystkich cz艂onk贸w rodziny. Sprzedam su艂tanowi Muradowi moj膮 siostr臋 za dziesi臋膰 tysi臋cy z艂otych dukat贸w weneckich i sto najprzedniejszych wschodnich pere艂. Perty musz膮 mie膰 od jednego do dw贸ch centymetr贸w 艣rednicy. To ostateczna cena. Nie ust膮pi臋.

A co z nowym ma艂偶onkiem ksi臋偶niczki, wasza wysoko艣膰? Nasze prawo nie pozwala zabiera膰 偶ony 偶yj膮cego m臋偶czyzny.

Za tak膮 cen臋 dopilnuj臋, 偶eby moja siostra szybko owdowia艂a. Jej nowy m膮偶 mnie obrazi艂. To zuchwa艂y m臋偶czyzna, kt贸remu brak szacunku dla cesarstwa.

Helena nie powiedzia艂a, 偶e w rzeczywisto艣ci Aleksander obrazi艂 j膮 niewybaczalnie, odmawiaj膮c p贸j艣cia z ni膮 do 艂贸偶ka, kiedy mu to zaproponowa艂a. Nigdy jeszcze 偶aden m臋偶czyzna nie odm贸wi艂 Helenie. Zwykle byli zachwyceni zaszczytem. Tymczasem Aleksander spojrza艂 na Helen臋 z g贸ry i rzek艂 zimno: 鈥 Sam wybieram sobie dziwki, pani. 鈥 Po czym odszed艂.

Euinuch podejrzewa艂 taki przebieg wypadk贸w odezwa艂o si臋 w nim wsp贸艂czucie dla Teadory i jej m臋偶a, opami臋ta艂 si臋 jednak. Nikt nie wymaga艂 od niego kierowania si臋 uczuciami. Jego pierwszym obowi膮zkiem by艂o pos艂usze艅stwo wobec pana, su艂tana Murada, kl贸ry wys艂a艂 go po Teador臋. Jednak Ali Yahya nie by艂 pewien, czy teraz Murad b臋dzie chcia艂 Teador臋 z powrotem. B臋dzie wi臋c musia艂 gra膰 na zw艂ok臋, dop贸ki si臋 nie upewni, co do intencji su艂tana.

Naturalnie otrzymamy w艂a艣ciwe dokumenty, potwierdzaj膮ce legalno艣膰 takiej sprzeda偶y 鈥 powiedzia艂.

Oczywi艣cie 鈥 spokojnie odpar艂a Helena. 鈥 A po chwili 鈥 zapewni臋 wam mo偶liwo艣膰 szybkiego wywiezienia jej z miasta, nim m贸j m膮偶 odkryje jej nieobecno艣膰.

Chocia偶 otrzyma艂em od su艂tana wszelkie pe艂nomocnictwa, 偶eby za艂atwi膰 wszystko, co konieczne do powrotu ksi臋偶niczki, to jednak wobec tak niezwyk艂ej propozycji waszej wysoko艣ci musz臋 si臋 porozumie膰 z moim panem.

Helena skin臋艂a g艂ow膮. 鈥 Dam ci dwa dni, A艂i Yahyo. Przyjd藕 do mnie o tej samej porze, co dzi艣. Przypomnij swojemu panu, i偶 im bardziej b臋dzie zwleka艂 z decyzj膮, tym d艂u偶ej obiekt jego po偶膮dania b臋dzie si臋 znajdowa艂 w obj臋ciach innego m臋偶czyzny. 鈥 Roze艣mia艂a si臋 z okrucie艅stwem. 鈥 Nowy m膮偶 mojej siostry jest ca艂kiem przystojny. G艂upie kobiety na dworze por贸wnuj膮 go do greckiego boga.

Eunuch opu艣ci艂 prywatne apartamenty cesarzowej. Gdy powr贸ci艂 dwa dni p贸藕niej, zosta艂 przyj臋ty ponownie.

I co? 鈥 rzuci艂a niecierpliwie.

Z fa艂d贸w swoich szat wyci膮gn膮艂 dwa aksamitne woreczki. Otworzy艂 pierwszy z nich i wysypa艂 na tac臋 cz臋艣膰 zawarto艣ci. B艂臋kitne oczy Heleny rozb艂ys艂y chciwo艣ci膮, gdy zobaczy艂a idealnie r贸wne perty. Po rozchyleniu drugiego woreczka ukaza艂a si臋 sztabka z艂ota.

Ka偶 j膮 zwa偶y膰, wasza wysoko艣膰. Przekonasz si臋, 偶e jest warta dziesi臋膰 tysi臋cy dukat贸w. 鈥 Ku wielkiemu rozbawieniu eunucha, cesarzowa natychmiast podesz艂a do szafy i wyci膮gn臋艂a wag臋. Zwa偶y艂a z艂oto.

Nawet troszk臋 wi臋cej 鈥 zauwa偶y艂a fachowo. 鈥 Su艂tan jest nadzwyczaj uczciwy. 鈥 Schowa艂a wag臋, wyci膮gn臋艂a rozwini臋ty pergamin i wr臋czy艂a go Ali Yahyi. 鈥揟e dokumenty daj膮 twojemu panu, su艂tanowi, prawo w艂asno艣ci do niewolnicy, zwanej Teador膮 z Mesembrii. Nadal przebywa wraz ze swoim m臋偶em w ich podmiejskiej willi. Jednak nie mo偶esz jej stamt膮d zabra膰 bez wywo艂ania publicznej niech臋ci wobec twojego pana, czego su艂tan z pewno艣ci膮 by sobie nie 偶yczy艂. Realizacja mojego planu musi zabra膰 troch臋 czasu. Pospieszne dzia艂ania wywo艂a艂yby niepotrzebne pytania. Nie, znacznie lepiej b臋dzie, je艣li moja siostra owdowieje w Mesembrii. Widzisz, wszyscy kochaj膮 tam Aleksandra i nikt nie b臋dzie przypuszcza艂, 偶e mo偶na go skrzywdzi膰. Jego 艣mier膰 w Mesembrii nie b臋dzie podejrzana. A par臋 miesi臋cy po jego 艣mierci ub艂agam siostr臋, 偶eby wr贸ci艂a do domu. Zamieszka po kr贸lewsku w pa艂acu Boucolean, kt贸ry, zupe艂nym przypadkiem, stoi w najbli偶szym s膮siedztwie cesarskiego portu. Wsp贸lnie ustalimy czas i w um贸wionym dniu dopilnuj臋, 偶eby wypi艂a wino ze 艣rodkiem nasennym. Wtedy ty ze swoimi lud藕mi wyniesiecie j膮 sekretnym przej艣ciem prosto do portu. Przekupione stra偶e przepuszcz膮 was bez 偶adnych pyta艅.

Ali Yahya skin膮艂 g艂ow膮, czuj膮c ogarniaj膮cy go niech臋tny podziw dla cesarzowej. By艂a niegodziw膮 kobiet膮 i wiedz膮c o tym m贸g艂 wype艂ni膰 tajn膮 misj臋. Nie b臋dzie mia艂 krwi na swych r臋kach. 鈥 Jakiego 艣rodka u偶yjesz, 偶eby j膮 u艣pi膰? 鈥 zapyta艂.

Jeszcze raz si臋gn臋艂a w g艂膮b szafy, wyci膮gn臋艂a ma艂膮 fiolk臋 i poda艂a mu. Eunuch odkorkowa艂 j膮 i pow膮cha艂. Usatysfakcjonowany, zwr贸ci艂 buteleczk臋. 鈥 Nie musz臋 m贸wi膰, co nast膮pi, je艣li zostan臋 oszukany lub je艣li ksi臋偶niczce co艣 si臋 stanie 鈥 rzek艂 spokojnie.

U艣miechn臋艂a si臋 nieprzyjemnie. 鈥 Nie zrobi臋 jej krzywdy. Po co? Du偶o wi臋cej przyjemno艣ci sprawi mi 艣wiadomo艣膰, 偶e zosta艂a niewolnic膮. B臋dzie musia艂a s艂ucha膰 swojego pana i w艂adcy, w przeciwnym razie zostanie ukarana. Je艣li b臋dzie pos艂uszna, b臋dzie cierpia艂a, wierz臋 bowiem, 偶e jest ozi臋b艂膮 kobiet膮. A je艣li si臋 sprzeciwi swemu panu i w艂adcy, dostanie baty. Nie wiem, co sprawia mi wi臋ksz膮 przyjemno艣膰, my艣l o nagiej Tei, znosz膮cej pe艂ne wigoru zaloty su艂tana czy te偶 otrzymuj膮cej ch艂ost臋.

Czemu jej tak nienawidzisz? 鈥 Ali Yahya nie potrafi艂 d艂u偶ej zapanowa膰 nad ciekawo艣ci膮.

Helena zamilk艂a na chwil臋. Wreszcie odezwa艂a si臋: 鈥 Jestem od niej starsza, ale rodzice zawsze woleli Te臋. Nigdy tego nie powiedzieli, ale ja wiedzia艂am! Kiedy umiera艂a nasza matka, to ja j膮 piel臋gnowa艂am, a wiesz, jakie by艂y jej ostatnie s艂owa? Powiem ci, Ali Yahyo! A jej ostatnie s艂owa, wypowiedziane do mnie, brzmia艂y: 鈥濼eadoro, moja najukocha艅sza! Ju偶 ci臋 wi臋cej nie zobacz臋鈥. Ani s艂owa o mnie! Ja te偶 j膮 kocha艂am! Najwa偶niejsza by艂a Tea! M贸j ojciec zawsze m贸wi艂 wy艂膮cznie o jej inteligencji i o tym, 偶e powinna by艂a zosta膰 jego nast臋pc膮. Co za brednie! I co zyska艂a z tym swoj膮 wspania艂膮 m膮dro艣ci膮? Nic! Nic! Teraz zagra偶a mojemu miastu, a m贸j m膮偶 strze偶e jej ka偶dego kroku i spojrzenie mu 艂agodnieje na sam d藕wi臋k jej imienia. Chc臋, 偶eby znik艂a z mojego 偶ycia. Natychmiast! Na zawsze!

Pragnienie twego serca b臋dzie zaspokojone, wasza wysoko艣膰. Za par臋 miesi臋cy twoja siostra znajdzie si臋 zn贸w po drugiej stronie Morza Marmara, w drodze do Bursy. 鈥 Eunuch podni贸s艂 si臋 i uk艂oni艂. 鈥 W jaki spos贸b rozpoznam w艂a艣ciw膮 przysta艅?

Jest tam nabrze偶e udekorowane pos膮gami lw贸w i innych zwierz膮t, nale偶膮ce do pa艂acu Boucolean. W wyznaczonym dniu niech twoja 艂贸d藕 tam czeka. Tajne przej艣cie wychodzi tu偶 obok. 鈥 Z fa艂d贸w swojej sukni wyci膮gn臋艂a proporzec z czerwonego jedwabiu, z wyhaftowanym na nim dwug艂owym, cesarskim or艂em. 鈥 Je艣li powiesisz to na maszcie galery, nikt nie przeszkodzi wam we wp艂yni臋ciu i wyp艂yni臋ciu z portu.

Przez reszt臋 dnia Helena z trudem panowa艂a nad podnieceniem. Wreszcie pozb臋dzie si臋 Tei. I ju偶 nigdy nie b臋dzie musia艂a si臋 obawia膰 gro藕by siostry sprzed lat... 偶e wr贸ci u boku su艂tana, by zabra膰 Helenie miasto! Wreszcie Tea b臋dzie bezsilna! B臋dzie niewolnic膮! A kiedy su艂tan Murad si臋 ni膮 znudzi, co niew膮tpliwie nast膮pi, mo偶e j膮 sprzeda jeszcze dalej na wsch贸d? Helena roze艣mia艂a si臋 rozbawiona. Zemsta wype艂ni si臋 do ko艅ca.

Tej samej nocy cesarzowa pos艂a艂a po cz艂owieka, b臋d膮cego najbardziej szanowanym lekarzem w ca艂ym Bizancjum. Od czasu do czasu Helena obdarza艂a Juliana Tzimiscesa swoimi wzgl臋dami. Teraz czeka艂a na niego wystrojona w lu藕n膮 sukni臋 z jasnob艂臋kitnego woalu, przez kt贸ry prze艣wieca艂o jej bujne cia艂o. Pomalowane na czerwono brodawki prowokacyjnie uwidacznia艂y si臋 pod tkanin膮. U swego boku mia艂a 艣liczn膮 dziewczynk臋, tak jak ona niebieskook膮 blondynk臋. Dziewczynka by艂a wystrojona tak samo jak cesarzowa, mia艂a nawet identycznie pomalowane, jeszcze nie ukszta艂towane piersi. Tzimisces mia艂 zdro偶n膮 s艂abo艣膰 do dzieci.

Helena u艣miechn臋艂a si臋 jak kotka. 鈥 Potrzebna mi wyj膮tkowa trucizna, przyjacielu. Musi zabija膰 szybko, krzywdz膮c tylko ofiar臋 i nie pozostawia膰 艣lad贸w.

Spore wymagania, wasza wysoko艣膰.

Helena u艣miechn臋艂a si臋 ponownie. 鈥 Podoba ci si臋 moja ma艂a Julia? 鈥 zapyta艂a. 鈥 Jest Gruzink膮 i ma ledwie dziesi臋膰 lat. Taka s艂odka, ma艂a dziewczynka. 鈥1 cesarzowa poca艂owa艂a r贸偶ane usta dziecka.

Julian Tzimisces poruszy艂 si臋 nerwowo, szybko przesuwaj膮c spojrzenie z nieukszta艂towanego cia艂a dziecka na du偶e, po艂yskuj膮ce czerwieni膮 sutki cesarzowej. 鈥 Mam co艣 nowego z Italii 鈥 rzek艂 nieco zdyszanym g艂osem. 鈥 Ofiar膮 ma by膰 m臋偶czyzna czy kobieta?

M臋偶czyzna.

Mo偶na wla膰 trucizn臋 do wody do k膮pieli.


Nie! Mo偶e si臋 k膮pa膰 ze swoj膮 偶on膮, a nie chc臋, 偶eby jej si臋 co艣 sta艂o. Prawd臋 m贸wi膮c, to niezmiernie istotne, 偶eby nie sta艂a jej si臋 偶adna krzywda.

Mo偶na wi臋c dola膰 trucizn臋 do wody do golenia. Przez kilka dni b臋dzie wnika膰 przez sk贸r臋. Nie b臋dzie 偶adnych oznak choroby, nic wzbudzaj膮cego podejrzenia. Kiedy trucizna zadzia艂a, cz艂owiek po prostu padnie nie偶ywy na ziemi臋. Czy to wystarczy?

Tak, Julianie, to mnie zadowala 鈥 odezwa艂a si臋. 鈥 Jutro wieczorem przyniesiesz mi trucizn臋. Nie zawied藕 mnie.

Tak, wasza wysoko艣膰. Przysi臋gam, 偶e przynios臋!

Nied艂ugo potem medyk opu艣ci艂 pa艂ac boczn膮 furt膮 i wr贸ci艂 lektyk膮 do swojej rezydencji. W domu uda艂 si臋 do laboratorium i zacz膮艂 szpera膰 w szafce. Wyci膮gn膮艂 buteleczk臋 i uni贸s艂 j膮 pod 艣wiat艂o. Mia艂a zielono偶贸艂ty kolor. Tzimisces postawi艂 ostro偶nie fiolk臋 na stoliku i wla艂 z dzbanka troch臋 wody do miski. Nast臋pnie otworzy艂 buteleczk臋 i wla艂 par臋 kropli do wody. Kolor znikn膮艂, gdy tylko kropelki dotkn臋艂y powierzchni wody. Woda pozosta艂a bezbarwna i bez zapachu.

Julian Tzimisces zakorkowa艂 flaszeczk臋 i ostro偶nie wyla艂 zawarto艣膰 miski. Podszed艂 do okien w swoim laboratorium i wyjrza艂 na dw贸r. Niebo by艂o szare i zaczyna艂o ju偶 艣wita膰. Ciekaw by艂, jaki偶 to nieszcz臋艣nik tak bardzo urazi艂 Helen臋. Niezbyt prawdopodobne, 偶eby si臋 kiedykolwiek dowiedzia艂, zreszt膮 mo偶e to i lepiej. Nie czu艂 winy, pomagaj膮c w morderstwie anonimowej, pozbawionej twarzy osoby. Z westchnieniem Julian opu艣ci艂 laboratorium i poszed艂 spa膰.

Podczas gdy lekarz uk艂ada艂 si臋 do snu, Teadora i Aleksander le偶eli nie 艣pi膮c w swojej willi, nie艣wiadomi losu, jaki gotowa艂a im cesarzowa. Nigdy jeszcze Adora nie by艂a tak szcz臋艣liwa. Podczas kilku dni swego ma艂偶e艅stwa odnalaz艂a niezwyk艂y spok贸j. Z jej 偶ycia znik艂y wszelkie problemy. Aleksander kocha艂 j膮 dla niej samej. I szybko zrozumia艂a, 偶e ona te偶 go kocha. Nie by艂o to wprawdzie takie samo uczucie jak do Murada. Murad by艂 przecie偶 jej pierwsz膮 mi艂o艣ci膮!

Nie, 偶ycie z Aleksandrem wype艂nione by艂o spokojnym, s艂odkim uczuciem, pe艂nym przyjemno艣ci, bez konflikt贸w. Zawsze b臋dzie jej z nim dobrze. By艂 艂agodny, cho膰 w艂adczy. Pobudza艂 jej spryt i intelekt, zach臋caj膮c, 偶eby za艂o偶y艂a szko艂臋 dla kobiet. Jak偶e 艣wietnie rozumia艂 swoj膮 偶on臋! Tak, to, co zacz臋艂o si臋 jako ma艂偶e艅stwo z rozs膮dku, przekszta艂ci艂o si臋 w prawdziwy romans!

Teraz, wczesnym rankiem, ksi膮偶臋 Mesembrii odwr贸ci艂 si臋 twarz膮 do 偶ony. Przez chwil臋 obserwowa艂 jej 艣pi膮ce oblicze. Potem pochyli艂 si臋 i delikatnie j膮 poca艂owa艂. Powoli otworzy艂a fio艂kowe oczy i u艣miechn臋艂a si臋 do niego.

Chod藕my nad morze powita膰 wstaj膮cy dzie艅 鈥 powiedzia艂, podnosz膮c si臋 z 艂贸偶ka i poci膮gaj膮c j膮 za sob膮. Si臋gn臋艂a po r贸偶ow膮 koszul臋, 偶eby okry膰 nagie cia艂o. 鈥 Nie, moja pi臋kna. P贸jdziemy tak.

Kto艣 nas jeszcze zobaczy 鈥 zaprotestowa艂a zawstydzona. Nikt nas nie b臋dzie widzia艂 鈥 odpowiedzia艂 zdecydowanie. Wzi膮艂 j膮 za r臋k臋 i poprowadzi艂 przez taras, ma艂y ogr贸dek i w d贸艂 艂agodnie schodz膮cego pag贸rka, na w膮ski pasek piasku, kt贸ry s艂u偶y艂 im jako pla偶a. Spojrzeli na wsch贸d, przez Bosfor, na zielone wzg贸rza azjatyckie, opadaj膮ce ku spokojnemu, ciemnemu morzu. Ponad l膮dem per艂owoszare niebo zaczyna艂o si臋 rozja艣nia膰 i nasyca膰 kolorami. R贸偶owe i fioletowe tony miesza艂y si臋 z wiruj膮cymi odcieniami pomara艅czy, lawendy i z艂ota.

Stali tak spokojnie, jak dwa pos膮gi, doskona艂e w swej nago艣ci. Wiatr delikatnie muska艂 ich cia艂a. Wszystko wok贸艂 nich tchn臋艂o spokojem. Tylko od czasu do czasu ptasi trel m膮ci艂 cisz臋.

Aleksander powoli obr贸ci艂 偶on臋 twarz膮 do siebie, spojrza艂 na ni膮 i rzek艂: 鈥 Nigdy nie by艂em tak szcz臋艣liwy jak podczas tych ostatnich dni z tob膮. Jeste艣 doskona艂a, moja pi臋kna i bardzo ci臋 kocham.

Bez s艂owa zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋 i przyci膮gn臋艂a do siebie jego g艂ow臋, 偶eby m贸g艂 j膮 poca艂owa膰. To, co zacz臋艂o si臋 czu艂o艣ci膮, szybko przerodzi艂o si臋 w nami臋tno艣膰, bowiem ich wzajemne po偶膮danie stale ros艂o. Wkr贸tce nie mo偶na ju偶 by艂o go opanowa膰. Czu艂a jego twardo艣膰 napieraj膮c膮 na jej uda i cicho j臋kn臋艂a.

Ich splecione cia艂a opad艂y na piasek. Skwapliwie rozchyli艂a nogi. Powoli wszed艂 w ni膮. Jej twarz promienia艂a mi艂o艣ci膮. Zwarli si臋 spojrzeniami b艂yszcz膮cym niczym klejnoty oczu i Teadora poczu艂a, jak jej dusza wyrywa si臋 z cia艂a na spotkanie z jego dusz膮, gdzie艣 z dala od 艣wiata 艣miertelnik贸w, w miejsce usiane gwiazdami. Unosili si臋 razem, a偶 nagle wszystko sta艂o si臋 zbyt s艂odkie, zbyt gwa艂towne. Narastaj膮ca nami臋tno艣膰 zala艂a ich niczym jedna z fal, uderzaj膮cych ko艂o nich o brzeg.

Kiedy odzyskali 艣wiadomo艣膰, Teadora odezwa艂a si臋 p贸艂rozbawionym, p贸艂zaskoczonym g艂osem: 鈥 A je艣li kto艣 nas widzia艂, Aleksandrze?

Za艣mia艂 si臋. 鈥 To pomy艣li, 偶e ksi膮偶臋 Mesembrii dobrze s艂u偶y swojej pi臋knej m艂odej 偶onie. 鈥 Podni贸s艂 si臋 i poci膮gn膮艂 j膮 za sob膮. 鈥 Wyk膮pmy si臋 w morzu, moja 艣liczna. Pla偶a jest bardzo romantycznym miejscem, ale mam piasek w najdziwniejszych miejscach.

Ze 艣miechem zanurzyli si臋 w wodzie. I je艣li nawet s艂u偶膮cy widzieli ich potem przemykaj膮cych nago przez ogr贸d z powrotem do domu, nic nie m贸wili, zachwyceni mi艂o艣ci膮 swych pa艅stwa.

Aleksander mia艂 wielkie plany wobec swojego miasta i chcia艂 je odbudowa膰. Mesembria, skolonizowana wiele wiek贸w temu przez Grek贸w z Koryntu i Sparty, zosta艂a p贸藕niej zdobyta przez rzymskie legiony. Nowy w艂adca Mesembrii omawia艂 ze swoj膮 偶on膮 plany ponownego wybrukowania szerokich alej, odnowienia budynk贸w publicznych i zbudowania przyzwoitych mieszka艅 dla biedoty w miejsce wyburzonych slums贸w.

Aleje musz膮 by膰 wysadzane topolami 鈥 rzek艂a Teadora. 鈥 A pani Mesembrii posadzi wok贸艂 fontann kwiaty, aby cieszy艂y mieszka艅c贸w.

U艣miechn膮艂 si臋, zadowolony z jej zapa艂u. 鈥 Chc臋 uczyni膰 Mesembri臋 tak pi臋kn膮, 偶eby艣 nigdy nie t臋skni艂a do Konstantynopola. Chc臋, 偶eby to miasto by艂o szcz臋艣liwe dla ciebie i naszych poddanych.

Ale, kochanie, to b臋dzie kosztowa膰 mn贸stwo pieni臋dzy.

Nawet gdybym do偶y艂 stu lat, nie zdo艂a艂bym wyda膰 wszystkich swoich pieni臋dzy, moja 艣liczna. Zanim wr贸cimy do Konstantynopola, musz臋 ci powiedzie膰, gdzie s膮 schowane wszystkie moje bogactwa, 偶eby艣 nie by艂a od nikogo zale偶na, gdyby co艣 mi si臋 sia艂o.

Jeste艣 jeszcze m艂ody, Aleksandrze. Dopiero co wzi臋li艣my 艣lub. Nic ci si臋 nie stanie.

Nie s膮dz臋, 偶eby mi si臋 przydarzy艂o co艣 z艂ego 鈥 odpar艂. 鈥 Ale to, co nale偶y do mnie, jest r贸wnie偶 twoj膮 w艂asno艣ci膮, moja 艣liczna.

Mieszka艅cy Mesembrii byli zadowoleni z ma艂偶e艅stwa Aleksandra z Teador膮 Kantakuzen. Jego rodzina rz膮dzi艂a miastem nieprzerwanie od przesz艂o pi臋ciuset lat, otoczona sympati膮 obywateli. W z艂ych i dobrych czasach przedk艂ada艂a dobro swojego ludu nad w艂asne. W zamian mieszczanie darzyli swoich w艂adc贸w szacunkiem i wyj膮tkow膮 lojalno艣ci膮, niespotykan膮 w innych miastach.

Mesembria usytuowana by艂a na wybrze偶u Morza Czarnego, na ma艂ym p贸艂wyspie w p贸艂nocnej cz臋艣ci zatoki Burgos. Ze sta艂ym l膮dem 艂膮czy艂 j膮 w膮ski, ufortyfikowany most z wie偶ami stra偶niczymi, rozmieszczonymi co kilka metr贸w. Od strony l膮du most zamyka艂a kamienna brama z ogromnymi drzwiami z br膮zu. Drzwi te zamykane by艂y codziennie o zachodzie s艂o艅ca, a otwierano je o 艣wicie. Dzi臋ki podobnej bramie na drugim kra艅cu mostu miasto by艂o jak prawdziwa forteca.

Za艂o偶one przez Trak贸w miasto zosta艂o w sz贸stym wieku przed nasz膮 er膮 opanowane przez jo艅skich Grek贸w z Koryntu i Sparty. To oni sprawili, 偶e ma艂a kupiecka osada sta艂a si臋 kulturalnym, eleganckim miastem, kt贸re p贸藕niej by艂o per艂膮 w koronie Cesarstwa Bizantyjskiego. W osiemset dwunastym roku naszej ery Bu艂garzy na kr贸tko zaw艂adn臋li miastem, grabi膮c z艂oto, srebro oraz, co najwa偶niejsze, zapasy ogni greckich. 脫wcze艣nie panuj膮cy r贸d znikn膮艂 z powierzchni ziemi, a kiedy Mesembryjczycy pozbyli si臋 wreszcie barbarzy艅skich naje藕d藕c贸w, wybrali na swego w艂adc臋 najpopularniejszego dow贸dc臋, Konstantyna Heraklesa. By艂 to przodek Aleksandra. Od tamtych czas贸w potomkowie Heraklesa nieprzerwanie sprawowali w艂adz臋 w Mesembrii.

Po 艣lubie Aleksandra ludno艣膰 miasta niecierpliwie czeka艂a na powr贸t swojego ksi臋cia. Natychmiast podj臋to prace przy budowie nowego pa艂acu, kt贸ry by艂by godny Aleksandra i Teadory. Dawna siedziba w艂adc贸w po210

艂o偶ona by艂a na wzg贸rzu pod miastem. Znaj膮c mi艂o艣膰 swojego pana do morza i wierz膮c, 偶e odbudowa starego pa艂acu przynios艂aby nieszcz臋艣cie, pod nowy pa艂ac mieszka艅cy przeznaczyli tereny w nowo powsta艂ym parku nad brzegiem morza. Budynek by艂 utrzymany w stylu bliskim klasycznym greckim budowlom. Zbudowany zosta艂 z jasnoz艂ocistego kamienia, z kolumnad膮 z marmuru poprzecinanego pomara艅czowoczerwonymi 偶y艂kami. Pa艂ac nie by艂 du偶y, bo potomkowie Heraklesa nigdy nie prowadzili wystawnego 偶ycia. W pa艂acu mia艂a si臋 znajdowa膰 tylko jedna przestronna sala audiencyjna, gdzie w艂adca Mesembrii m贸g艂by gromadzi膰 sw贸j dw贸r i wydawa膰 wyroki w publicznych sprawach. Reszta pa艂acu by艂a przeznaczona na prywatne apartamenty i oddzielona zosta艂a od sali recepcyjnej d艂ug膮, otwart膮 kolumnad膮.

Przed pa艂acem, po艣rodku zielonego trawnika, wybudowano du偶y, owalny basen, wy艂o偶ony turkusowymi kafelkami. W centralnym punkcie basenu ustawiono z艂otego delfina o u艣miechni臋tym pysku. Jego grzbietu dosiada艂 dawny b贸g morza, Tryton.

Z tylu pa艂acu rozci膮ga艂 si臋 pi臋kny ogr贸d, ko艅cz膮cy si臋 na wysypanym 偶wirem tarasie, zawieszonym nad pla偶膮. W czasie przyp艂ywu fale uderza艂y o marmurow膮 balustrad臋.

Wszyscy mieszka艅cy Mesembrii, poczynaj膮c od najwi臋kszych artyst贸w, po prostych ludzi, pracowali wytrwale, ko艅cz膮c nowy pa艂ac w zadziwiaj膮co kr贸tkim czasie trzech miesi臋cy. Pomaga艂y nawet dzieci, nosz膮c drobniejsze rzeczy, przynosz膮c jedzenie i picie robotnikom, roznosz膮c wiadomo艣ci. Tak偶e kobiety stara艂y si臋, 偶eby w艂adcy miasta szybko mogli wr贸ci膰 do domu. Pracowa艂y rami臋 w rami臋, panny i matrony, 偶ony rybak贸w i szlachetnie urodzone damy. Delikatnymi poci膮gni臋ciami p臋dzli malowa艂y freski na 艣cianach, tka艂y narzuty i zas艂ony z najprzedniejszego jedwabiu i czystej we艂ny oraz pi臋kne gobeliny, kt贸re mia艂y dekorowa膰 艣ciany pa艂acu.

Aleksander i Adora postawili 偶agle na statku, kt贸rym mieli pop艂yn膮膰 do Mesembrii trzy miesi膮ce od dnia swego 艣lubu. Ma艂a willa nad brzegiem Bosforu zosta艂a zamkni臋ta, a s艂u偶ba odes艂ana do Mesembrii. Tylko garderobiana i kamerdyner mieli towarzyszy膰 nowo偶e艅com na pok艂adzie statku. Pomimo t臋sknoty za Iris Adora by艂a zadowolona, maj膮c do pomocy Ann臋. Pot臋偶na, wysoka kobieta traktowa艂a swoj膮 pani膮 niemal z matczyn膮 mi艂o艣ci膮, lecz r贸wnocze艣nie z szacunkiem. Anna szybko da艂a do zrozumienia innym s艂u偶膮cym, 偶e jedynie ona mog艂a tak dobrze dba膰 o pani膮. Jej m膮偶, Zeno, drobny, niewysoki m臋偶czyzna, uwielbia艂 j膮 bez zastrze偶e艅. Anna rz膮dzi艂a nim 偶elazn膮 r臋k膮.

Helena wiedzia艂a o tym, podobnie jak wiedzia艂a o wszystkim, co ewentualnie mog艂oby jej si臋 przyda膰. Poniewa偶 w艂adca Mesembrii i jego 偶ona nie wracali do Konstantynopola, lecz p艂yn臋li bezpo艣rednio ze swojej willi nad Bosforem, cesarz i cesarzowa z艂o偶yli im po偶egnaln膮 wizyt臋. Na widok szcz臋艣cia m艂odszej siostry Helena odczu艂a w艣ciek艂y zaw贸d, a jednocze艣nie skryte zadowolenie. Cieszy艂a si臋 na my艣l o tym, 偶e za kilka miesi臋cy zburzy szcz臋艣cie siostry.

Le偶膮c na sofie w uroczym pokoju, oddanym do jej dyspozycji, Helena wyda艂a polecenie swojemu osobistemu eunuchowi. 鈥 Znajd藕 Zena, s艂u偶膮cego ksi臋cia Aleksandra, i przyprowad藕 go do mnie. Upewnij si臋, 偶e nikt was nie widzi. Nie chc臋 偶adnych pyta艅.

Widz膮c b艂ysk w jej oczach, eunuch zadr偶a艂. Od pi臋ciu lat s艂u偶y艂 cesarzowej i zna艂 jej humory. Przera偶a艂a go, zw艂aszcza gdy jej oczy b艂yszcza艂y z艂o艣liw膮 rado艣ci膮. Niejeden raz znajdowa艂 si臋 u jej boku, obserwuj膮c nieszcz臋艣nik贸w torturowanych, nieraz na 艣mier膰, tylko dla rozrywki Heleny. Eunuchowi udawa艂o si臋 zachowa膰 偶ycie dzi臋ki bezwzgl臋dnemu pos艂usze艅stwu i powstrzymywaniu si臋 przed jakimikolwiek komentarzami. Teraz wi臋c przyprowadzi艂 Zena do swojej pani i pospiesznie opu艣ci艂 komnat臋, szcz臋艣liwy, 偶e uda艂o mu si臋 umkn膮膰.

Przera偶ony Zeno ukl膮k艂 przed cesarzow膮, zadowolony, 偶e nie musi sta膰. Nie s膮dzi艂, aby by艂 w stanie utrzyma膰 si臋 na nogach. Pochyli艂 g艂ow臋, wbi艂 spojrzenie w ziemi臋. W drobnej klatce piersiowej serce dudni艂o mu jak oszala艂e. W 艣miertelnej ciszy Helena wsta艂a leniwie z sofy i powoli okr膮偶y艂a zgi臋tego w pok艂onie m臋偶czyzn臋. Kiedy znalaz艂a si臋 za nim, odezwa艂a si臋 mi臋kkim, pe艂nym s艂odyczy g艂osem, kontrastuj膮cym z tre艣ci膮 wypowiadanych s艂贸w. 鈥 Czy wiesz, Zeno, m贸j przyjacielu, jaka kara czeka morderc臋 w naszym kr贸lestwie?

Wa... wasza wysoko艣膰? 鈥 Z zaci艣ni臋tego ze strachu gard艂a ledwo wydobywa艂y si臋 s艂owa.

Kara za morderstwo 鈥 ci膮gn臋艂a s艂odkim g艂osem Helena. 鈥 Za morderstwo, kt贸re pope艂ni艂a twoja poczciwa 偶ona. Ile lat mia艂a wasza c贸rka, Zeno? Dziesi臋膰? Jedena艣cie?

Resztki opanowania opu艣ci艂y s艂ug臋. Nikt nigdy nie podejrzewa艂, 偶e Anna udusi艂a Mari臋. Dziecko umiera艂o na wyniszczaj膮c膮 organizm chorob臋 krwi. Lekarze m贸wili otwarcie, nie daj膮c 偶adnej nadziei. Dzie艅 po dniu dziewczynka gas艂a na ich oczach. Wreszcie pewnej nocy, kiedy Maria le偶a艂a p贸艂przytomna w p贸艂艣nie, Anna cicho przy艂o偶y艂a poduszk臋 do buzi dziecka. Gdy j膮 w ko艅cu unios艂a, Maria nie 偶y艂a, a na jej buzi widnia艂 s艂odki u艣miech. M膮偶 i 偶ona spojrzeli na siebie z g艂臋bokim zrozumieniem i ju偶 nigdy o tym nie rozmawiali. Nie mia艂 poj臋cia, w jaki spos贸b ta szata艅ska kobieta posiad艂a ich sekret.

Kar膮 za morderstwo jest publiczna egzekucja, Zeno. Niezbyt pi臋kna 艣mier膰, zw艂aszcza dla kobiety. Podam ci szczeg贸艂y, 偶eby艣 wiedzia艂, co czeka Ann臋.

W nocy poprzedzaj膮cej egzekucj臋, dozorcy wi臋zienni, a tak偶e ich ulubieni wi臋藕niowie, kolejno b臋d膮 mogli mie膰 twoj膮 偶on臋. Zdarzy艂o mi si臋 ju偶 par臋 razy widzie膰 takie igraszki i nie s膮dz臋, 偶eby wyda艂y ci si臋 za
bawne. Rankiem ogol膮 jej g艂ow臋. Zostanie przywi膮zana do wozu, wioz膮cego jej kat贸w i b臋dzie musia艂a i艣膰 za nim na miejsce ka藕ni, bosa, naga, smagana biczem. T艂um uwielbia dobre widowiska, tote偶 opluje
j膮 i obrzuci wszelkiego rodzaju odpadkami...

Lito艣ci, wasza wysoko艣膰!

Helena przesun臋艂a si臋 i, staj膮c przed Zenem, ci膮gn臋艂a wyliczanie. 鈥 Oczywi艣cie Anna, jako morderczyni, zostanie pozbawiona ostatniej pos艂ugi ko艣cielnej. A zamordowanie dziecka jest szczeg贸lnie ohydn膮 zbrodni膮, zas艂uguj膮c膮 na wieczne pot臋pienie.

Z piersi Zena wyrwa艂o si臋 艂kanie. Cesarzowa u艣miechn臋艂a si臋 pogardliwie. 鈥 Potem przywi膮偶膮 Ann臋 rozci膮gni臋t膮 na kracie. Odetn膮 jej piersi, wyrw膮 wn臋trzno艣ci, obetn膮 r臋ce i nogi. Oczy wypal膮 jej roz偶arzonymi w臋glami. W ko艅cu zostanie powieszona za szyj臋 i pozostawiona, dop贸ki ptaki nie oczyszcz膮 jej ko艣ci z mi臋sa. Ko艣ci b臋d膮 zmielone na proszek i rozsypane na wszystkie strony 艣wiata!

Zeno zdoby艂 si臋 wreszcie na odwag臋 i podni贸s艂 spojrzenie na w艂adczyni臋. 鈥 Dlaczego? Dlaczego m贸wisz mi to, pani? Je艣li chcesz 艣mierci mojej ukochanej Anny, czemu mnie torturujesz?

Helena u艣miechn臋艂a si臋 s艂odko. Zeno by艂 zdumiony. Jak to mo偶liwe, 偶eby kobieta, kt贸ra potrafi tak mi艂o si臋 u艣miecha膰, by艂a tak okrutna? I wtedy dostrzeg艂 jej oczy. Nie by艂o w nich u艣miechu. By艂y jak dwa wypolerowane niebieskie g艂azy. 鈥 To, co ci opo214

wiedzia艂am, nie musi si臋 wydarzy膰 i twoja 偶ona mo偶e do偶y膰 spokojnej staro艣ci... je艣li wy艣wiadczysz mi drobn膮 przys艂ug臋.

Zrobi臋 wszystko!

Helena ukaza艂a w u艣miechu swe doskonale r贸wne, bia艂e z臋by. 鈥 Zamierzam ci da膰 pude艂ko zawieraj膮ce buteleczk臋 p艂ynu. Za par臋 miesi臋cy, a b臋dziesz musia艂 starannie wybra膰 moment, otworzysz fiolk臋 i codziennie b臋dziesz wlewa膰 kilka kropli do wody do golenia Aleksandra. Tylko do wody do golenia. Nasmaruj sobie r臋ce wonnym olejkiem, 偶eby ci si臋 nic nie sta艂o, gdyby艣 przypadkiem dotkn膮艂 wody. /.a ka偶dym razem myj starannie r臋ce. Kiedy buteleczka b臋dzie pusta, wrzu膰 j膮 do morza. To wszystko, czego chc臋 od ciebie, Zeno. Tak niewiele. Zr贸b to, a .. uchybienie twojej 偶ony ulegnie zapomnieniu.

Czy to trucizna, wasza wysoko艣膰?

Spojrza艂a na niego zimno. 鈥 Pos艂uchasz mnie? 鈥揝ztywno skin膮艂 g艂ow膮. 鈥 艢wietnie wi臋c, Zeno, mo偶esz odej艣膰. Dopilnuj, 偶eby nikt nie widzia艂, jak wychodzisz ode mnie. 鈥 S艂u偶膮cy zerwa艂 si臋 na nogi i pop臋dzi艂 do drzwi. 鈥 Pami臋taj, Zeno, 偶e Mesembria nale偶y jeszcze do cesarstwa, a moja w艂adza si臋ga daleko. Wsz臋dzie mam swoich szpieg贸w 鈥 ostrzeg艂a. Drzwi zanikn臋艂y si臋 za Zenem.

Kiedy zosta艂a sama, Helena za艣mia艂a si臋 do siebie. Wygra艂a. S艂u偶膮cy by艂 przera偶ony i b臋dzie pos艂uszny. P贸藕niej si臋 go pozb臋dzie.

Nazajutrz Helena sta艂a u boku swego m臋偶a, 偶egnaj膮c Teador臋 i Aleksandra. By艂a spokojna i sprawia艂a wra偶enie kochaj膮cej siostry. Gdy p贸藕niej Teadora podzieli艂a si臋 swoimi podejrzeniami z Aleksandrem, ten tylko si臋 roze艣mia艂. 鈥 B臋dziesz tak daleko od Konstantynopola, 偶e pozb臋dziesz si臋 strachu przed t膮 wied藕m膮. Nied艂ugo zainteresuje si臋 czym艣 innym, jak膮艣 urojon膮 zniewag膮, albo m艂odzie艅cem o pi臋knych udach.

Teadora roze艣mia艂a si臋. To proste podsumowanie charakteru Heleny sprawi艂o, 偶e wszelkie obawy ca艂kowicie pierzch艂y. M膮偶 obj膮艂 j膮 wp贸艂 i stali bez ruchu na pok艂adzie, obserwuj膮c, jak ich willa maleje, a偶 wreszcie sta艂a si臋 nie wi臋ksza od domku dla lalek. Przed nimi Bosfor rozszerzy艂 si臋 nieco u uj艣cia do Morza Czarnego. Na widok bezmiaru ciemnoniebieskiej wody Adora poczu艂a zwawsze bicie serca. Aleksander zauwa偶y艂 to i obr贸ci艂 偶on臋 twarz膮 ku sobie.

Nie b贸j si臋., moja 艣liczna. To imponuj膮cy widok. Nie ma tu ma艂ych wysepek, zapewniaj膮cych komfortowe wra偶enie sta艂ej obecno艣ci l膮du. To nie nasze turkusowe Morze Egejskie. To wielkie morze potrafi by膰 zdradliwe, ale mo偶e te偶 by膰 przyjazne. Po prostu nigdy nie nale偶y mu ufa膰, jak ulicznej dziewce. Ale tym razem nie b臋dziemy wyp艂ywa膰 na szerokie wody, tylko b臋dziemy si臋 posuwa膰 wzd艂u偶 linii brzegowej.

Tym razem, Aleksandrze? Nie zamierzasz wi臋c zrezygnowa膰 z morza?

Morze oznacza rozw贸j Mesembrii, moja 艣liczna. Nie mo偶emy w niesko艅czono艣膰 korzysta膰 z zysk贸w Fokai. Przez Morze Czarne wiod膮 trzy szlaki handlowe, najwa偶niejszy z Trapezuntu, miasta mojej matki. Je艣li zaproponuj臋 kupcom lepsze ceny na ich towary i nieco kr贸tsz膮 podr贸偶, zaczn膮 przyp艂ywa膰 do Mesembrii zamiast do Konstantynopola. A my dostarczymy te towary do Konstantynopola, gdzie b臋d膮 nam musieli zap艂aci膰 ceny, jakie podyktujemy, bo nie b臋dzie innej mo偶liwo艣ci.

Zaskoczona Adora szeroko otworzy艂a oczy z podziwu. 鈥 Czy tak post臋puje lojalny poddany cesarza?

Przede wszystkim musz臋 by膰 lojalny wobec Mesembrii, moja 艣liczna. Zbyt d艂ugo ju偶 Konstantynopol wysysa艂 podlegle mu miasta, jak偶e niewiele daj膮c w zamian. M艂ody cesarz Jan ma g艂ow臋 zaprz膮tni臋t膮 walk膮 z Turkami. Nim w Konstantynopolu zorientuj膮 si臋, co zrobi艂em, b臋dzie za p贸藕no na jak膮kolwiek in鈥揑crwencj臋.

Jeste艣 bezwzgl臋dny, Aleksandrze 鈥 u艣miechn臋艂a si臋. 鈥 Wcze艣niej tego nie zauwa偶y艂am.

Nie przypadkiem zosta艂em kr贸lem pirat贸w w Fokai, moja 艣liczna. 呕eby prze偶y膰 w tym 艣wiecie Irzeba zrozumie膰, 偶e sk艂ada si臋 on w wi臋kszo艣ci z bezwzgl臋dnych ludzi. I trzeba my艣le膰 jak oni, 偶eby
nic zosta膰 po偶artym 偶ywcem. 鈥 Dotkn膮艂 d艂oni膮 jedwabiu jej sukni i g艂os mu z艂agodnia艂. 鈥 Ale sko艅czmy ju偶 z tym tematem, Adoro. Nada艂 jeste艣my w podr贸偶y po艣lubnej, a statek ma doskona艂e dow贸dztwo. Chod藕my do naszej kabiny, 偶eby si臋 odpr臋偶y膰, bo tutaj tylko przeszkadzamy.

Kabiny na statku s膮 male艅kie, a prycze niezbyt si臋 nadaj膮 na odpr臋偶enie, o jakim my艣lisz, Aleksandrze 鈥 przekomarza艂a si臋 z nim. 鈥 Tym razem nie przys艂uguje ci kajuta kapita艅ska.

Masz racj臋, moja 艣liczna. Tym razem mog臋 korzysta膰 z kabiny ksi膮偶臋cej! 鈥 I poci膮gn膮艂 j膮 na g贸rny pok艂ad. By艂o tam niewiele wolnej przestrzeni, bowiem wi臋kszo艣膰 zajmowa艂a kabina. Ma艂e, zwie艅czone lukiem drzwi rze藕bione w d臋bie i poz艂acane, pe艂ni艂y rol臋 wej艣cia. Nacisn膮艂 z艂ot膮 klamk臋 i wprowadzi艂 j膮 do niebywale luksusowego pomieszczenia. Nad pokojem rozpi臋ta by艂a p艂achta granatowego jedwabiu, ze z艂otymi i srebrnymi gwiazdami, stwarzacie pozory gwia藕dzistego nieba. Zwieszaj膮ce si臋 na 艂a艅cuchach lampy zrobione by艂y z bursztynowego s/k la weneckiego. Okno w burcie, tak偶e przeszklone oprawionym w o艂贸w szk艂em weneckim, zdobi艂o 艣cian臋 naprzeciwko drzwi i oferowa艂o im prywatny widok na morze. We wn臋ce znajdowa艂o si臋 ogromne 艂o偶e, przykryte ciemnoniebiesk膮 narzut膮, haftowan膮 z艂ot膮 i srebrn膮 nici膮 w sceny z 偶ycia Neptuna i jego dworu. Przedstawia艂y nimfy na konikach morskich, syreny czesz膮ce swe d艂ugie w艂osy, baraszkuj膮ce delfiny i lataj膮ce ryby, pl膮saj膮ce na granatowym aksamicie. Pod stopami mieli pok艂ad, pokryty mi臋ciutkimi sk贸rami karaku艂owymi. Adorze zdawa艂o si臋, 偶e stoi w k艂臋bie morskiej piany.

W nogach 艂贸偶ka sta艂y dwa kuferki o p艂askich pokrywach, wyk艂adane wonnym drewnem cedrowym i okute wypolerowanym mosi膮dzem. Oba kufry zwie艅cza艂y z艂ote insygnia kr贸lewskiego rodu Mesembrii. Pod spodem znajdowa艂y si臋 s艂owa 鈥濧leksander, w艂adca鈥 鈥 na jednym z nich, na drugim za艣 鈥撯濼eadora, w艂adczyni鈥. Przy 艣cianie naprzeciwko 艂o偶a sta艂 prostok膮tny st贸艂 z b艂yszcz膮cego hebanu o bogato rze藕bionych nogach. Ogromna srebrna waza, udekorowana scen膮 z Parysem, trzema boginiami i z艂otym jab艂kiem, wype艂niona by艂a wielkimi, okr膮g艂ymi pomara艅czami, mi臋sistymi, fioletowymi figami i smakowitymi gronami zielonych winogron. Po obu stronach sto艂u sta艂y fotele, wy艣cie艂ane z艂ocistymi poduszkami.

By艂 to najwspanialszy pok贸j, jaki widzia艂a. Nagle jej oczy rozszerzy艂y si臋 z zachwytu, gdy spostrzeg艂a przy 艣cianie, po lewej stronie drzwi, toaletk臋. Mia艂a kszta艂t rozchylonej muszli. Umieszczone na g贸rze lustro wykonano z doskonale wypolerowanego srebra. Blat toaletki by艂 wyk艂adany starannie dobranymi kwadracikami jasnor贸偶owej macicy per艂owej. Sto艂eczek, wy艣cie艂any koralow膮 poduszk膮, wypchan膮 s艂odko pachn膮c膮 lawend膮, mia艂 r贸wnie偶 kszta艂t muszli.

Od twoich poddanych, moja 艣liczna. Wydaje misi臋, 偶e zrobili dwa takie zestawy. Jeden na statek, a drugi, ze szklanym lustrem, do twoich apartament贸w w naszym pa艂acu. Ju偶 ci臋 pokochali, bo b臋dziesz matk膮 rodu ich w艂adcy. 鈥 S艂ysz膮c jego niski g艂os, di 偶acy z nami臋tno艣ci, Teadora poczu艂a, 偶e ogarnia j膮dobrze znana niemoc.

Pod spojrzeniem jego niebieskich oczu by艂a jak zaczarowana. Wyci膮gn膮艂 r臋ce i przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie. Opar艂a g艂ow臋 na ramieniu Aleksandra. Stopniowo oddycha艂a coraz szybciej, w miar臋 jak j膮 rozbiera艂. Kiedy w ko艅cu stan臋艂a przed nim naga, odsun膮艂 si臋 nieco do ty艂u, 偶eby obj膮膰 j膮 wzrokiem, zachwycony jej zawstydzonym rumie艅cem. Nie pad艂y 偶adne s艂owa. Cisz臋 zak艂贸ca艂y jedynie dalekie g艂osy i tupot n贸g marynarzy, uderzenia fal i szum wody za ruf膮.

Da艂a krok do przodu i teraz ona z kolei zacz臋艂a zdejmowa膰 z niego ubranie. Sta艂 bez ruchu, z czu艂ym u艣miechem na ustach, a oczy mu b艂yszcza艂y. Ale kiedy Adora opad艂a na kolana i pochyli艂a si臋, 偶eby uca艂owa膰 jego stopy, przerwa艂 cisz臋.

Nie, moja 艣liczna! 鈥 Podni贸s艂 j膮. 鈥 Nie jeste艣 moj膮 niewolnic膮, nie jeste艣 moj膮 w艂asno艣ci膮. Jeste艣 moj膮 ukochan膮 偶on膮, moj膮 kr贸low膮. Jeste艣my sobie r贸wni, jak dwie po艂贸wki ca艂o艣ci.

Aleksandrze, kocham ci臋 i brak mi s艂贸w, 偶eby wyrazi膰, co do ciebie czuj臋!

Moja g艂upiutka Adoro 鈥 rzek艂 z czu艂o艣ci膮. 鈥 Dlaczego uwa偶asz, 偶e nie wiem, co czujesz? Kiedy nasze cia艂a si臋 jednocz膮 i patrz臋 w twe pi臋kne oczy, widz臋 ca艂膮 twoj膮 mi艂o艣膰, a moje serce s艂yszy wszystkie s艂owa, kt贸rych nie mo偶esz znale藕膰. Wiem o tym, bo to samo dotyczy i mnie.

I zwarli si臋 ustami, pogr膮偶aj膮c si臋 w burzliwym 艣wiecie, gdzie wst臋p maj膮 tylko kochankowie. Wzi膮艂 j膮 na r臋ce i zani贸s艂 do 艂贸偶ka. Odgarn膮艂 narzut臋 i u艂o偶y艂 Ador臋 pomi臋dzy jedwabnymi, kremowymi prze艣cierad艂ami.

Na widok wyci膮gni臋tych ku niemu szczup艂ych ramion 偶ony i jej cudownego cia艂a spoczywaj膮cego na po艣cieli, Aleksander poczu艂 rosn膮ce po偶膮danie. Kasztanowe w艂osy Adory sp艂ywa艂y po puchowych poduszkach, jak fale odp艂ywu na pla偶y. Jego nogi splot艂y si臋 z jej nogami. Jego r臋ce zacz臋艂y igra膰 z cudownymi piersiami, wra偶liwe koniuszki palc贸w dotyka艂y g艂adkiej, ciep艂ej sk贸ry, kt贸ra zdawa艂a si臋 wibrowa膰 pod tym dotykiem. Opar艂a d艂onie na jego torsie i zacz臋艂a je lekko przesuwa膰, zataczaj膮c ma艂e kr臋gi.

Zmru偶y艂 oczy i 偶artobliwie zawo艂a艂: 鈥 Adoro! Adoro! Nie b膮d藕 taka niecierpliwa!

Zaczerwieni艂a si臋 zagniewana, ale gdy chcia艂a cofn膮膰 g艂ow臋, unieruchomi艂 j膮 w d艂oniach. Jednym szybkim ruchem wtargn膮艂 w ni膮. 鈥 Och, Aleksandrze, przy tobie jestem taka bezwstydna 鈥 wyszepta艂a. Aleksander roze艣mia艂 si臋 rado艣nie. 鈥 To prawda, moja 艣liczna, ale zawsze jestem got贸w spe艂ni膰 twoje bezwstydne oczekiwania.

Powoli zamkn臋艂a fioletowe oczy i odda艂a si臋 we w艂adanie nami臋tno艣ciom, porywaj膮cym j膮 w krain臋 zg艂odnia艂ych d藕wi臋k贸w, westchnie艅 i trudnych do zniesienia, s艂odkich rozkoszy.

Gdzie艣 w g艂臋bi niej czai艂o si臋 przera偶aj膮ce wra偶enie, 偶e to wszystko nie dzieje si臋 naprawd臋, 偶e to tylko fantastyczny sen, z kt贸rego nied艂ugo si臋 obudzi. G艂o艣no zawo艂a艂a jego imi臋 i przywar艂a do m臋偶a, szukaj膮c uspokojenia. Otrzyma艂a je.

Moja 艣liczna, moja ukochana 鈥 szepn膮艂 jej do ucha. Westchn臋艂a z zadowoleniem. Kiedy w ko艅cu zasn臋艂a, Aleksander wsta艂, przemierzy艂 kajut臋, otworzy艂 stoj膮c膮 obok sto艂u kom贸dk臋 i wyci膮gn膮艂 z niej dzban czerwonego wina i srebrny kielich. Patrz膮c na 艣pi膮c膮 Teador臋 w zamy艣leniu s膮czy艂 wino.

Jego pierwsza 偶ona nie 偶yta ju偶 od tak dawna, 偶e z trudem m贸g艂 j膮 sobie przypomnie膰. Zreszt膮 艂膮czy艂o ich dziecinne uczucie.

Harem, kt贸ry pozostawi艂 w Fokai, nale偶a艂 do innego 艣wiata. Wszystkie swoje kobiety powydawa艂 za m膮偶 za najbardziej zas艂u偶onych podw艂adnych, po czym oddal miasto swoim dw贸m najstarszym, niemal pe艂noletni m synom. Od tamtej nocy, kiedy uwi贸d艂 Teador臋, nigdy nie cieszy艂y go us艂ugi 艂agodnych dziewcz膮t z haremu. Postanowi艂, 偶e pewnego dnia uczyni Teador臋 swoj膮 偶on膮 i nie mia艂 zamiaru m贸wi膰 jej, 偶e ten dziwny sen, kt贸ry mia艂a w Fokai, w rzeczywisto艣ci zdarzy艂 si臋 naprawd臋.

Dzi臋ki sprzyjaj膮cemu wiatrowi par臋 dni p贸藕niej kr贸lewski okr臋t wp艂yn膮艂 do otoczonego murami portu w Mesembrii, witany przez wiwatuj膮cych mieszka艅c贸w. Ludzie stali na brzegu, wymachuj膮c kolorowymi chor膮giewkami, a ma艂a flotylla 艂odzi rybackich otoczy艂a wielki statek. Adora po raz pierwszy mog艂a przyjrze膰 si臋 miastu, kt贸re mia艂o by膰 jej nowym domem.

W jaki艣 dziwny spos贸b miasto przypomina艂o jej Konstantynopol, chocia偶 by艂o znacznie starsze. Znajdowa艂y si臋 tu budowle wzniesione z marmuru i innego kamienia, w艣r贸d kt贸rych rozpoznawa艂a bry艂y ko艣cio艂贸w, kilka budynk贸w publicznych z kolumnadami i dawny hipodrom. 鈥 Aleksandrze! 鈥 wskaza艂a co艣 palcem.

U艣miechn膮艂 si臋 do niej, po czym spojrza艂 w stron臋, gdzie pokazywa艂a. Z trudem prze艂kn膮艂 艣lin臋, powstrzymuj膮c Izy. Opuszcza艂 Mesembri臋, prze艣ladowany wizj膮 sczernia艂ych ruin starego pa艂acu, ponuro zwie艅czaj膮cych najwy偶sze wzg贸rze w mie艣cie. Teraz nad wzniesieniem g贸rowa艂 przepi臋kny, wysoki, bogato z艂ocony krzy偶 z marmuru, b艂yszcz膮cy ho艂d dla rodziny Heraklesa.

Miasto chcia艂o zrobi膰 ci niespodziank臋, panie 鈥 odezwa艂 si臋 kapitan statku. 鈥 Krzy偶 stoi w nowym parku, kt贸ry, je艣li si臋 zgodzisz, b臋dzie otwarty dla mieszka艅c贸w, 偶eby mogli si臋 tam modli膰 w intencji
zmar艂ych cz艂onk贸w twojej rodziny, panie.

Wzruszony Aleksander skin膮艂 g艂ow膮, a Adora pierwszy raz zabra艂a g艂os jako kr贸lowa Mesembrii. 鈥 Mieszka艅cy otrzymaj膮 nasz膮 zgod臋, kapitanie. Poinformujemy ich o tym i publicznie wyrazimy nasz膮 wdzi臋czno艣膰.

Kapitan zgi膮艂 si臋 w uk艂onie. Jego obawy o miasto i pana rozwia艂y si臋. Teadora by艂a 艂askaw膮 i szlachetn膮 dam膮. B臋dzie dobr膮 w艂adczyni膮.

Kiedy do burty statku dobi艂a barka, Aleksander pochwyci! lin臋 i przeskoczy艂 na jej pok艂ad. Dla Adory przygotowano fotel, na kt贸rym delikatnie opuszczono j膮 prosto w ramiona czekaj膮cego na ni膮 m臋偶a. Chocia偶 twarz Aleksandra by艂a powa偶na, w jego oczach b艂yszcza艂o rozbawienie. Mocno j膮 u艣cisn膮艂, 偶eby si臋 nie roze艣mia艂a. Wszyscy wok贸艂 nich byli tacy powa偶ni i zachowywali si臋 tak uroczy艣cie.

Kr贸lewsk膮 bark臋 cechowa艂a elegancka prostota. Pod markiz膮 w niebieskie i srebrne pasy ustawiono dwa niewielkie, poz艂acane trony. Na pok艂adzie obecny by艂 tylko jeden cz艂owiek, kt贸rego Aleksander przedstawi艂 jako Bazylego, szambelana kr贸lestwa Mesembrii. Bazyli by艂 uprzejmym, starszym panem, a siwe w艂osy nadawa艂y mu patriarchalny wygl膮d.

W艂adcy miasta zaj臋li miejsca na tronach. Na komend臋 stoj膮cego szambelana barka ruszy艂a w stron臋 brzegu.

Czy zawsze b臋dzie tak formalnie? 鈥 zapyta艂a zrozpaczona Adora.

Aleksander roze艣mia艂 si臋. 鈥 Musisz zrozumie膰, moja 艣liczna, 偶e pojawienie si臋 nowej w艂adczyni, kt贸ra jest bizantyjsk膮 ksi臋偶niczk膮, c贸rk膮 cesarza i siostr膮 cesarzowej to dla naszych poddanych ogromne prze偶ycie. Jestem pewien, 偶e boj膮 si臋, aby ci臋 nie obrazi膰 i nic wywrze膰 z艂ego wra偶enia. Czy偶 nie tak, Bazyli?

To prawda, wasza wysoko艣膰. Bardzo chcemy, 偶eby ksi臋偶na Teadora nas polubi艂a i 偶eby spodoba艂 si臋 jej nowy dom.

Ponownie zapad艂a cisza. Aleksander spostrzeg艂 rozbawieniem, 偶e Teadora w skupieniu zmarszczy艂a czo艂o. Ciekaw by艂, o czym my艣li, jednak zanim zdo艂a艂 zada膰 pytanie, barka dobi艂a do brzegu. Podbiegi do schodk贸w i pom贸g艂 swojej cudownej 偶onie zej艣膰 na l膮d. Czeka艂 tam ju偶 na niego przepi臋knie osiod艂any bia艂y ogier i przystrojony kwiatami pow贸z dla Adory. Na ko艅cu mola zgromadzi艂 si臋 czekaj膮cy t艂um.

Odwr贸ci艂 si臋, 偶eby pom贸c jej wsi膮艣膰 do powozu, .ile potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. 鈥 Nie, panie, podejd藕my mo偶e do naszych poddanych.

Ucieszy艂 j膮 jego aprobuj膮cy u艣miech. 鈥 Jeste艣 najm膮drzejsz膮 kobiet膮, jak膮 znam, Adoro. Lud pokocha ci臋 od razu. 鈥 Uj膮艂 j膮 za r臋k臋 i ruszyli do przodu.

Pe艂en oczekiwania gwar zacz膮艂 ogarnia膰 t艂umy zgromadzone wzd艂u偶 g艂贸wnej ulicy Mesembrii, Alei Zdobywc贸w. Ku zdumieniu i rado艣ci swoich poddanych, Aleksander i Teadora przeszli do pa艂acu, poprzedzani przez oddzia艂 stra偶y kr贸lewskiej. 艢liczna m艂oda kobieta, trzymaj膮c w obj臋ciach pulchne niemowl臋 o r贸偶owych policzkach, macha艂a w stron臋 kr贸lewskiej pary male艅k膮 r膮czk膮 dziecka. Adora wzi臋艂a dziecko z r膮k zdumionej matki.

Jak ma na imi臋? 鈥 zapyta艂a.

Z...Zoe, wasza wysoko艣膰.

Takie imi臋 nosi艂a moja matka! Niech twoja Zoe
wyro艣nie na dobr膮 i kochan膮 kobiet臋, jak moja matka. 鈥 Adora poca艂owa艂a g艂贸wk臋 dziecka. 鈥 Niech B贸g ci臋 b艂ogos艂awi, male艅ka Zoe. 鈥 Odda艂a niemowl臋 oczarowanej matce.

Lud Mesembrii okrzykami wyra偶a艂 sw贸j entuzjazm wobec kr贸lewskiej pary, pod膮偶aj膮cej przez miasto do nowego pa艂acu. Wielokrotnie zatrzymywali si臋, 偶eby porozmawia膰 z mieszka艅cami. Aleksander zdumia艂 si臋 widz膮c, jak Adora wyci膮ga z fa艂d贸w swej sukni migda艂y pra偶one w cukrze i rozdaje dzieciom. Bezz臋bne staruszki u艣miecha艂y si臋 szeroko, 偶ycz膮c im d艂ugiego 偶ycia i licznego potomstwa. Ku ich rado艣ci, Adora sp膮sowia艂a. W stron臋 kr贸lewskiej pary wyci膮ga艂y si臋 pokrzywione r臋ce robotnik贸w i g艂adkie d艂onie m艂odych kobiet.

Po godzinie kapitan stra偶y kr贸lewskiej sk艂oni艂 ich do skorzystania z powozu. W ten spos贸b wi臋cej ludzi mog艂o ich widzie膰. Stanowili niezwykle urodziw膮 par臋: jasnow艂osy, niebieskooki Aleksander, odziany na niebiesko i srebrno, w barwy rodowe, z ogromn膮 szafirow膮 brosz膮 na piersi; i Adora, ca艂a w kremowych aksamitach i w z艂ocie, z b艂yszcz膮cymi, fio艂kowymi oczami, w z艂otej opasce na rozpuszczonych, kasztanowych w艂osach.

Gdy w ko艅cu dotarli do pa艂acu, zostali tam powitani przez Bazylego, przedstawicieli arystokratycznych rodzin mesembryjskich i urz臋dnik贸w miejskich. Para kr贸lewska wysiad艂a z powozu, a szambelan z powag膮 poda艂 im z艂ote klucze do bramy.

Pa艂ac 艣miej膮cych si臋 delfin贸w, panie. Od kochaj膮cego ludu miasta. 呕yczymy tobie i twojej 偶onie d艂ugiego 偶ycia, zdrowia, wielu silnych syn贸w i pi臋knych c贸rek. Niech potomkowie Aleksandra i Teadory rz膮dz膮 nami przez tysi膮c lat! 鈥 zawo艂a艂, a t艂um podchwyci艂 okrzyk.

Aleksander sk艂oni艂 si臋 w stron臋 komitetu powitalnego. 鈥 Bardzo wszystkim dzi臋kujemy 鈥 powiedzia艂. 鈥 Niech mieszka艅cy dowiedz膮 si臋, 偶e czujemy si臋 szcz臋艣liwi i bardzo zbudowani szczodro艣ci膮 naszych poddanych. Nasz膮 wdzi臋czno艣膰 oka偶emy, przywracaj膮c miastu jego dawn膮 艣wietno艣膰. Ju偶 nigdy nikt w Mescmbrii nie b臋dzie g艂odny i bezdomny. Przez jeden rok zawieszone b臋d膮 podatki. Szko艂y b臋d膮 dost臋pne dla wszystkich dzieci, nawet dla dziewczynek. To miasto zn贸w b臋dzie kwit艂o! Macie na to nasze kr贸lewskie s艂owo!

Za ich plecami brama do pa艂acu otworzy艂a si臋 i Adora zawo艂a艂a d藕wi臋cznym g艂osem: 鈥 Chod藕cie! Usi膮d藕cie i napijcie si臋 z nami wina. 艢wi臋tujcie z nami nadej艣cie nowego z艂otego wieku Mesembrii!

Zn贸w poczu艂a pe艂n膮 aprobat臋 Aleksandra. Trzymaj膮c si臋 za r臋ce poprowadzili swych go艣ci przez pa艂acowe ogrody na taras. Rozstawiono tam sto艂y, a s艂u偶ba czeka艂a z jedzeniem i piciem. Do p贸藕nego wieczora wznoszono toast za toastem, a偶 do wyj艣cia ostatniego go艣cia.

Z trudem mog膮c uwierzy膰, 偶e wreszcie s膮 sami, Aleksander i Teadora rado艣nie przypatrywali si臋 sobie.

Czy b臋dziesz tu szcz臋艣liwa? 鈥 zapyta艂.

Tak 鈥 odpar艂a mi臋kkim g艂osem 鈥 Przy tobie zawsze jestem szcz臋艣liwa.

Chcia艂bym si臋 z tob膮 kocha膰 鈥 rzek艂 spokojnie, po czym rozejrza艂 si臋 bezradnie dooko艂a 鈥 ale nie wiem nawet, gdzie jest nasza sypialnia!

Zacz臋艂a si臋 艣mia膰 i Aleksander przy艂膮czy艂 si臋 do niej. 鈥 Anno! 鈥 wykrztusi艂a z trudem Teadora. 鈥 Anno! 鈥 A na widok s艂u偶膮cej uda艂o jej si臋 zapyta膰: 鈥 Nasza sypialnia? Gdzie jest?

W ciemnych oczach s艂u偶膮cej zab艂ys艂o pe艂ne zadowolenia zrozumienie. 鈥 Prosz臋 za mn膮 鈥 rzek艂a. 鈥揥艂a艣nie sz艂am po pa艅stwa. Przygotowa艂am ju偶 k膮piel dla pani, za艣 Zeno czeka, 偶eby ci臋 obs艂u偶y膰, ksi膮偶臋.

Pod膮偶yli za Ann膮 korytarzem pe艂nym fresk贸w, przedstawiaj膮cych gry staro偶ytnych Grek贸w. Belki sufitowe by艂y bogato rze藕bione i z艂ocone, marmurowe posadzki przykryto puszystymi, niebieskimi i czerwonymi perskimi dywanami. Na ko艅cu korytarza znajdowa艂y si臋 podw贸jne drzwi, oznaczone god艂em Mesembrii. Neptun, w koronie na g艂owie i z tr贸jz臋bem w r臋ce, wy艂aniaj膮cy si臋 z fal, na tle wielkiej muszli. Anna nie zwolni艂a kroku, a stoj膮cy po obu stronach drzwi wartownicy rozwarli je przed nadchodz膮cymi.

Anna da艂a znak r臋k膮. 鈥 Apartament ksi臋cia jest po prawej stronie. Z pewno艣ci膮 b臋dzie pan chcia艂 obmy膰 si臋 z soli i watru po morskiej podr贸偶y. Apartament mojej pani znajduje si臋 tutaj. K膮piel z wonnymi olejkami ju偶 czeka.

Adora zagryz艂a wargi, 偶eby nie wybuchn膮膰 艣miechem, i bezradnie spojrza艂a na m臋偶a. Aleksander wzruszy艂 ramionami, po czym pochwyci艂 jej d艂o艅 i z艂o偶y艂 na niej poca艂unek. 鈥 Zobaczymy si臋 p贸藕niej, moja 艣liczna 鈥 wyszepta艂. Skin臋艂a g艂ow膮 i ruszy艂a za Ann膮.

W sk艂ad apartamentu Teadory wchodzi艂 s艂oneczny pok贸j dzienny z ogromnym, marmurowym kominkiem, kt贸rego boczne kolumny mia艂y posta膰 m艂odych, nagich bogi艅. Migocz膮ce p艂omienie odbija艂y si臋 od nich czerwieni膮 i z艂otem, nadaj膮c im kusz膮cy wygl膮d. Na 艣cianach komnaty wisia艂y najpi臋kniejsze jedwabne gobeliny, jakie Teadorze kiedykolwiek zdarzy艂o si臋 widzie膰. Na dwunastu tkaninach przedstawiono r贸偶ne sceny z 偶ycia Wenus. Marmurow膮 posadzk臋 przykrywa艂y puszyste kobierce. Okna przes艂oni臋te by艂y jedwabnymi zas艂onami. Pomieszczenie umeblowano zar贸wno w stylu europejskim, jak i bizantyjskim. Dominowa艂y kolory: niebieski i z艂oty.

Sypialnia Adory utrzymana by艂a w barwach korali wor贸偶owej i delikatnego, kremowego z艂ota. Jak zapowiedzia艂 Aleksander, sta艂a tu toaletka, bli藕niaczo podobna do tej ze statku. Ku zachwytowi Adory r贸wnie偶 lo偶e mia艂o kszta艂t muszli, podpieranej pyskami przez stoj膮ce na ogonach z艂ote delfiny. Okna tej bajkowej komnaty wychodzi艂y na morze. Poczu艂a, 偶e si臋 p艂oni na my艣l o mi艂osnych igraszkach z Aleksandrem w tym wspania艂ym 艂贸偶ku, w tym cudownym pokoju.

Podskoczy艂a, s艂ysz膮c s艂owa Anny. 鈥 Twoja k膮piel jest tam, ksi臋偶niczko.

Wesz艂y do wyk艂adanego niebieskimi kafelkami pomieszczenia z zag艂臋bionym w posadzce basenem, przy kt贸rym czeka艂o kilka m艂odych s艂u偶膮cych. W ci膮gu godziny wyk膮pano j膮, sp艂ukano s贸l ze sk贸ry i w艂os贸w. Kiedy zarzuci艂a na siebie lu藕n膮, jasnomorelow膮 sukni臋 z jedwabiu i wr贸ci艂a do pokoju dziennego, pod oknem czeka艂 na ni膮 st贸艂 z kolacj膮. Zaczyna艂o si臋 艣ciemnia膰, na niebie pojawi艂 si臋 ksi臋偶yc, odbijaj膮c si臋 w nieruchomej, morskiej tafli.

Aleksander oczekiwa艂 na ni膮 odziany w bia艂膮 szal臋. S艂u偶ba w cudowny spos贸b znik艂a. 鈥 Nie masz nic przeciwko przej臋ciu roli pokoj贸wki, kochanie?

Nie. Chc臋 by膰 z tob膮 sama. Od tak dawna stale otacza艂 nas t艂um ludzi. 鈥 Nala艂a mu kielich z艂ocistego, cypryjskiego wina, a potem z chichotem na艂o偶y艂a mu na talerz surowe ostrygi, pier艣 kap艂ona i czarne oliwki. 鈥 Naszemu kucharzowi brakuje subtelno艣ci. Deser przyrz膮dzony jest z jaj.

Za艣mia艂 si臋, szybko jednak spowa偶nia艂 i przypomnia艂 jej: 鈥 Mesembria potrzebuje nast臋pcy tronu, Adoro. Jestem ostatni z rodu. Po mnie nie ma ju偶 nikogo, kto m贸g艂by rz膮dzi膰 miastem. Po偶ar, w kt贸rym stracili 偶ycie moi bracia i ich najbli偶si, spowodowa艂 r贸wnie偶 艣mier膰 wuj贸w i kuzyn贸w ze strony ojca. Tamtej nocy wszyscy 艣wi臋towali urodziny mojego najstarszego brata. Dop贸ki nie b臋dziemy mieli syna, pozostan臋 ostatnim potomkiem Heraklesa.

Teadora stan臋艂a ko艂o m臋偶a i przyci膮gn臋艂a jego g艂ow臋 do swych mi臋kkich, wonnych piersi. 鈥 B臋dziemy mieli syna, Aleksandrze. Obiecuj臋!

Podni贸s艂 wzrok i spojrzeniem swych b艂臋kitnych oczu odszuka艂 fio艂kowe oczy 偶ony. Dostrzeg艂 w nich i inne obietnice: wielu szcz臋艣liwych, wsp贸lnie sp臋dzonych lat, licznej rodziny, kt贸ra zrekompensuje mu utrat臋 bliskich i tysi膮ca pe艂nych rozkoszy nocy, po kt贸rych nast膮pi膮 kolejne. Wsta艂, delikatnie opar艂 d艂onie na jej ramionach i spojrza艂 na zwr贸con膮 ku sobie twarz.

Jedzenie mo偶e poczeka膰, kochanie 鈥 rzek艂. Wzi膮艂 偶on臋 na r臋ce i zani贸s艂 na 艂o偶e.


Rozdzia艂 15


Teadora 艂atwo pokocha艂a Mesembri臋. Miasto wymaga艂o jednak, tak jak m贸wi艂 Aleksander, odbudowy. Mia艂o ponad tysi膮c dziewi臋膰set lat. Nowa para kr贸lewska dok艂adnie przeanalizowa艂a plan miasta i postanowi艂a, 偶e przed odnow膮 gmach贸w publicznych nale偶y poprawi膰 warunki 偶ycia najubo偶szych. W mie艣cie by艂y co najmniej trzy dzielnice drewnianych dom贸w, gdzie stale wybucha艂y po偶ary, mog膮ce rozprzestrzeni膰 si臋 na ca艂膮 Mesembri臋.

Aleksander rozkaza艂 w艂a艣cicielom tych dom贸w, 偶eby stawili si臋 przed nim. Z Ador膮 u boku wyja艣ni艂 im spokojnie, co zamierza uczyni膰. Drewniane budynki zostan膮 zburzone, a na ich miejsce powstan膮 domy z ceg艂y. W艂a艣ciciele mieli do wyboru dwie mo偶liwo艣ci. Je艣li chcieli, mogli sprzeda膰 Aleksandrowi drewniane domy, ale po cenie ustanowionej przez niego. Albo mogli ponie艣膰 po艂ow臋 koszt贸w budowy nowych dom贸w. Ci, kt贸rzy zatrzymaj膮 budynki i b臋d膮 wsp贸艂pracowa膰 z Aleksandrem, byliby przez pi臋膰 lat zwolnieni z podatk贸w.

Tylko trzej w艂a艣ciciele zdecydowali si臋 na sprzeda偶 dom贸w. Ich budynki szybko zosta艂y kupione, i to nie przez Aleksandra, ale przez s膮siad贸w. Prace mia艂y by膰 prowadzone w kolejnych dzielnicach, a ich mieszka艅c贸w przeniesiono do namiotowego miasteczka. W nast臋pnej kolejno艣ci planowano remonty budynk贸w publicznych oraz park贸w.

R贸wnocze艣nie mia艂y si臋 toczy膰 prace, zmierzaj膮ce do uczynienia z Mesembrii pot臋偶nego centrum handlu. Aleksander przygotowywa艂 te偶 wypraw臋 do Trapezuntu, w celu wynegocjowania traktatu handlowego. Trapezunt, znajduj膮cy si臋 na ko艅cu drogi l膮dowej, prowadz膮cej z bogatego Dalekiego Wschodu, mia艂 doskona艂e po艂o偶enie.

Jeden z cz臋sto u偶ywanych szlak贸w handlowych prowadzi艂 z p贸艂nocy, ze Skandynawii, przez Ba艂tyk do Zatoki Fi艅skiej, potem l膮dem do jeziora 艁adoga, do Nowogrodu i w d贸艂, do Smole艅ska, gdzie spotyka艂 si臋 z drugim szlakiem, wiod膮cym przez Ba艂tyk do Zatoki Ryskiej i dalej l膮dem. Flotylle kupieckie, trzymaj膮c si臋 linii brzegowej, dociera艂y do Tyras i Mesembrii, gdzie zaopatrywa艂y si臋 w wod臋 przed dalsz膮 podr贸偶膮 do Konstantynopola.

Tego roku, gdy flotylla kupiecka dop艂yn臋艂a do Mesembrii, kupcy zostali zaproszeni na kolacj臋 u nowego w艂adcy. Aleksander nie by艂 g艂adkim bizantyjskim dworakiem, uprawiaj膮cym gr臋 s艂贸w, tote偶 od razu przeszed艂 do sedna sprawy. 鈥 Powiedzcie mi 鈥 odezwa艂 si臋 spokojnie 鈥 ile dostaniecie za wasze towary w Konstantynopolu?

Jeden z kupc贸w, sprytniejszy ni偶 reszta, poda艂 sum臋, kt贸ra, czego Aleksander by艂 艣wiadomy, stanowi艂a podwojon膮 stawk臋. W艂adca roze艣mia艂 si臋. 鈥 Po艂owa ceny, m贸j pazerny przyjacielu, a potem dodaj jeszcze dwadzie艣cia pi臋膰 procent. Taka jest moja oferta. Mo偶ecie dosta膰 wszystko w z艂ocie, w towarach albo troch臋 w jednym, troch臋 w drugim. Mog臋 wam zaoferowa膰 dobra tej samej jako艣ci co w Konstantynopolu, lecz po ni偶szej cenie.

Przez chwil臋 kupcy nie odzywali si臋. Potem jeden zapyta艂: 鈥 Dlaczego proponujesz nam zakup naszego 艂adunku po cenie, jak膮 tylko g艂upiec m贸g艂by odrzuci膰? I na dodatek po raz pierwszy od lat b臋dziemy mogli wr贸ci膰 ze z艂otem w kieszeniach.

Chc臋 odrestaurowa膰 miasto, przyjaciele 鈥 odpar艂 Aleksander. 鈥 Zbyt d艂ugo ju偶 Konstantynopol zabiera nam wszystko, nie daj膮c nic w zamian. Z wasz膮 pomoc膮 Mesembria stanie si臋 ogromnym centrum handlowym. Wkr贸tce wybieram si臋 do Trapezuntu, sk膮d pochodzi moja matka. B臋d臋 rozmawia艂 z wujem, w艂adc膮 miasta. Jego wys艂annicy zapewnili mnie ju偶 o jego zainteresowaniu moim planem. Kiedy w przy sz艂ym roku zn贸w dotrzecie do Mesembrii, b臋d膮 tu na was czeka艂y najcenniejsze towary z Dalekiego Wschodu 鈥 jedwabie, drogie kamienie, przyprawy 鈥 bowiem Trapezunt b臋dzie robi艂 interesy z nami. R贸d Komnen贸w nie przepada za rodzin膮 Paleolog贸w.

Czy mo偶emy teraz sprawdzi膰 jako艣膰 twoich towar贸w, panie? 鈥 zapyta艂 jeden z kupc贸w i Aleksander wiedzia艂, 偶e wygra艂 pierwsz膮 rund臋. Kla艣ni臋ciem w d艂onie przywo艂a艂 s艂u偶膮cego, kt贸remu kaza艂 przyprowadzi膰 Bazylego. 鈥 M贸j szambelan panom poka偶e 鈥 powiedzia艂. 鈥
Nie chcia艂bym, 偶eby moja obecno艣膰 was kr臋powa艂a. Porozmawiacie sobie swobodnie beze mnie. A kiedy obejrzycie moje towary, spotkamy si臋 tutaj jeszcze raz.

Kupcy wyszli z komnaty, a Aleksander opad艂 na krzes艂o, w zamy艣leniu s膮cz膮c wino z kielicha ze .zk艂a weneckiego, zdobionego srebrem i turkusami. Kupcy okazaliby si臋 g艂upcami, gdyby odrzucili jego propozycj臋. A kiedy zobacz膮 artyku艂y, kt贸re ma do zaoferowania, b臋d膮 si臋 palili do odwiedzania Mennbrii, a nie Konstantynopola. Przyjazd do Mesemb znacznie skr贸ci czas trwania podr贸偶y, ale kupcy najwi臋cej zyskaj膮 na czasie dzi臋ki temu, 偶e Aleksander b臋dzie kupowa艂 ca艂y ich 艂adunek. Nie b臋dzie op艂at portowych, podatk贸w, pozwole艅 handlowych. Nie b臋dzie te偶 urz臋dnik贸w, czekaj膮cych na 艂ap贸wki. Za艣 Mesembria oferowa艂a marynarzom rozrywki nie gorsze od tych, kt贸re dost臋pne by艂y w Konstantynopolu.

Po powrocie kupcy nie kryli entuzjazmu. Szybko dobito targu. Ksi膮偶臋 osobi艣cie sprawdzi towary, po czym kupcy dostan膮 zap艂at臋. Aleksander by艂 rozradowany. Jego marzenia zaczyna艂y si臋 spe艂nia膰.

Tymczasem Adora pracowa艂a z zaanga偶owaniem, 偶eby zrealizowa膰 swe marzenie o dost臋pie do nauki ca艂ej m艂odzie偶y w mie艣cie. Otwarto szko艂y, oferuj膮ce wszechstronne wykszta艂cenie. Nowa kr贸lowa wyda艂a zarz膮dzenie, 偶eby wszystkie dzieci obowi膮zkowo uczy艂y si臋 pisa膰 i czyta膰. Od sz贸stego do dwunastego roku 偶ycia mia艂y przez sze艣膰 miesi臋cy w roku chodzi膰 do szko艂y. Mury szkolne sta艂y te偶 otworem dla wszystkich, bez wzgl臋du na wiek.

Do szko艂y mia艂y chodzi膰 nawet ma艂e dziewczynki. Kiedy podnios艂y si臋 pierwsze g艂osy sprzeciwu, Adora przypomnia艂a rodzicom o greckim dziedzictwie Mesembrii. A w staro偶ytnej Grecji dziewcz臋ta pobiera艂y nauki razem ze swoimi bra膰mi. Kr贸lowa obieca艂a te偶 co roku posag dla trzech najlepszych uczennic, 偶eby w ten spos贸b podnie艣膰 rang臋 wykszta艂conej 偶ony!

Dnie up艂ywa艂y szybko na ci臋偶kiej pracy, bowiem ani Aleksander, ani Teadora nie nale偶eli do leniuch贸w. Noce za艣 zape艂niali zmys艂owymi przyjemno艣ciami. Kochankowie starali si臋 za艂o偶y膰 now膮 dynasti臋 w Mesembrii, ale Teadora nie zachodzi艂a w ci膮偶臋.

Dwie noce przed wyruszeniem do Trapezuntu Aleksander zaskoczy艂 偶on臋, wyznaczaj膮c j膮 na regentk臋 w czasie swej nieobecno艣ci. Adora by艂a w艣ciek艂a. 鈥 Ale ja chc臋 jecha膰 z tob膮 鈥 protestowa艂a. 鈥 Nie znios臋 roz艂膮ki! Nie dam rady!

Roze艣mia艂 si臋 i, sadzaj膮c j膮 sobie na kolanach, poca艂owa艂 jej obra偶one usta. 鈥 Mnie te偶 trudno b臋dzie znie艣膰 roz艂膮k臋 z tob膮, moja 艣liczna. Musz臋 jednak jecha膰, a nie mo偶emy jednocze艣nie opu艣ci膰 miasta.

W jej fio艂kowych oczach b艂yszcza艂 bunt. 鈥 Czemu nie?

A je艣li jeste艣 brzemienna? Co b臋dzie, je艣li pop艂yniesz ze mn膮 i statek zatonie? Mesembria pozostanie bez potomka Heraklesa po raz pierwszy od pi臋ciu wiek贸w.

Przyznaj臋, 偶e bez rodu Heraklesa Mesembria mia艂aby si臋 gorzej. Ale miasto da艂oby sobie rad臋. A poza tym 艣wietnie wiesz, 偶e nie jestem brzemienna! 鈥 zauwa偶y艂a rozs膮dnie.

Ach, moja 艣liczna, mamy jeszcze dzisiejsz膮 noc i jutrzejszy dzie艅 鈥 rzuci艂, przesuwaj膮c kusz膮co d艂onie po jej ciele.

Nie! 鈥 zerwa艂a si臋 z kolan m臋偶a. 鈥 Nie jestem klacz膮 rozp艂odow膮! Miejsce 偶ony jest u boku m臋偶a. Pojad臋 z tob膮 i ju偶!


Zachowujesz si臋 jak dziecko, Adoro 鈥 westchn膮艂.

Ty natomiast, m贸j panie m臋偶u, opowiadaj膮c te wszystkie rzeczy o dynastii, coraz bardziej przypominasz pompatycznego g艂upca. Nie jestem w ci膮偶y, a prawdopodobie艅stwo, 偶e poczniemy dziecko w ci膮gu dw贸ch najbli偶szych dni jest zerowe! Je艣li za艣 pozwolisz mi jecha膰 z tob膮 do Trapezuntu, mo偶emy stamt膮d powr贸ci膰 nie tylko z traktatem handlowym, ale r贸wnie偶 z nadziej膮 na potomka. A mo偶e czeka lam ju偶 na ciebie jaka艣 milutka panienka?

Teadoro!

Aleksandrze!

Oburzenie i zdecydowanie doda艂y jej urody. Niewiele brakowa艂o, 偶eby ust膮pi艂. Ale m臋偶czyzna musi by膰 panem we w艂asnym domu. Z szybko艣ci膮, kt贸ra j膮 zaskoczy艂a, z艂apa艂 j膮, przerzuci艂 sobie przez kolano, podwin膮艂 jej sukni臋 i da艂 klapsa w go艂y po艣ladek. Krzykn臋艂a, bardziej ze z艂o艣ci ni偶 z b贸lu.

Skoro zachowujesz si臋 jak dziecko, trzeba ci臋
traktowa膰 jak dziecko 鈥 rzek艂 ostro i pu艣ci艂 j膮.

Nigdy ci tego nie wybacz臋 鈥 wyst臋ka艂a przez 艂zy.

Ale偶 wybaczysz 鈥 odpar艂 z irytuj膮cym spokojem i z kpi膮cym u艣mieszkiem na twarzy pochyli艂 si臋, 偶eby j膮 poca艂owa膰. Mocno zacisn臋艂a wargi. Rozbawiony, nie ust臋powa艂, skubi膮c wargami jej usta. Obrzuci艂a go w艣ciek艂ym spojrzeniem. Przesta艂 si臋 z ni膮 dra偶ni膰 i rzek艂 cicho: 鈥 Teadoro, moja s艂odka Adoro! Kocham ci臋!

A niech ci臋, Aleksandrze 鈥 odpowiedzia艂a ochryple i zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋. 鈥 Najpierw mnie bijesz, a potem chcesz si臋 ze mn膮 kocha膰. S艂ysza艂am o takich m臋偶czyznach jak ty i nie wiem, czy mi si臋 to podoba.

Zacz膮艂 si臋 艣mia膰. 鈥 A gdzie偶 to s艂ysza艂a艣 takie rzeczy, Adoro?

Kobiety Orchana, chocia偶 偶y艂y w zamkni臋ciu, zna艂y si臋 na rzeczy, a w haremie by艂o mn贸stwo czasu, 偶eby rozmawia膰.

Jest obowi膮zkiem m臋偶a zwraca膰 uwag臋 偶onie i karci膰 j膮 鈥 przekomarza艂 si臋 z ni膮.

Ale nie wtedy, gdy chce si臋 z ni膮 kocha膰 鈥 za偶artowa艂a w odpowiedzi.

Tej nocy kocha艂 si臋 z ni膮 powoli i tak panowa艂 nad nami臋tno艣ci膮, 偶e kilka razy krzycza艂a, 偶eby j膮 wzi膮艂 natychmiast! Nigdy jeszcze nie byt taki rozwa偶ny. U偶ywa艂 jej cia艂a jakby gra艂 na delikatnym instrumencie, z niezwyk艂膮 subtelno艣ci膮 i ogromn膮 zr臋czno艣ci膮, pozbawiaj膮c j膮 tchu i zmuszaj膮c, by b艂aga艂a o wi臋cej.

Ca艂owa艂 delikatnie, a偶 dotar艂 do sekretnego miejsca jej cia艂a. Smakowa艂 j膮, a偶 zacz臋艂a j臋cze膰, gwa艂townie rzucaj膮c g艂ow膮. Uni贸s艂 g艂ow臋. 鈥 Pami臋tasz ten pierwszy raz, moja 艣liczna? Pierwszy raz, kiedy pie艣ci艂em ci臋 w ten spos贸b?

T... tak!

U艣miechn膮艂 si臋 z czu艂o艣ci膮. 鈥 Nauczy艂a艣 si臋 to lubi膰, prawda?

Tak!

Jeste艣 niczym wyborne, s艂odkie wino 鈥 rzek艂 ochryp艂ym g艂osem i opad艂 na ni膮. Wi艂a si臋 pod nim, patrz膮c b艂agalnie ametystowymi oczami. Delikatnie wszed艂 w ni膮.

Och, Aleksandrze 鈥 szepn臋艂a, przyjmuj膮c go ochoczo. Pierwszy raz u偶y艂a starodawnej sztuki kochania, kt贸rej si臋 nauczy艂a w haremie pierwszego m臋偶a. Zacisn臋艂a wok贸艂 niego mi臋艣nie, pocz膮tkowo 艂agodnie, a potem coraz silniej, w miar臋, jak rytm narasta艂. J臋kn膮艂 zaskoczony i wymrucza艂 jej prosto do ucha: 鈥 Chryste! Ty czarownico! Przesta艅, bo inaczej nie b臋dziesz mia艂a czasu na osi膮gni臋cie szczytu
przyjemno艣ci!

Teraz to ona panowa艂a nad sytuacj膮 i to poczucie si艂y by艂o cudowne. 鈥 B臋dziesz si臋 ze mn膮 kocha艂 tylko raz dzisiejszej nocy, Aleksandrze? 鈥 I 艣cisn臋艂a go mocno, prawie do b贸lu. Krzykn膮艂 g艂o艣no, za艂ka艂 z ulg膮 i uwolni艂 nasienie. 鈥 Ukochany 鈥 wyszepta艂a, czule przytulaj膮c jego g艂ow臋 do swoich piersi.

Przez pewien czas le偶eli spokojnie. Potem Adora zn贸w poczu艂a napieraj膮c膮 twardo艣膰. 鈥 A teraz, moja 艣liczna 鈥 odezwa艂 si臋 na powr贸t silnym g艂osem 鈥 pora na s艂odki rewan偶! 鈥1 zacz膮艂 porusza膰 si臋 w niej tak szybko, 偶e nie mog艂a go z艂apa膰. Ogarnia艂y j膮 kolejne lale rozkoszy. Wreszcie razem z Aleksandrem zacz臋艂a osi膮ga膰 tak dobrze im znany szczyt. Wa偶na by艂a je dynie pal膮ca, s艂odka gwa艂towno艣膰, kt贸ra ich 艂膮czy艂a.

Nie mog艂a ju偶 d艂u偶ej, ale zmusza艂 j膮 do dalszego wysi艂ku, a偶 nagle zacz臋艂a si臋 stacza膰 po z艂otej spirali w mi臋kki, doskona艂y spok贸j.

Kiedy w ko艅cu oprzytomnia艂a, le偶a艂a w bezpiecznym cieple jego obj臋膰. Unios艂a g艂ow臋 i spojrza艂a mu prosto w oczy. U艣miechn膮艂 si臋. 鈥 Dobrze si臋 kochali艣my, prawda, moja 艣liczna?

Tak 鈥 odpowiedzia艂a. 鈥 Zawsze si臋 dobrze kochamy.

Tak, jak ci obieca艂em 鈥 droczy艂 si臋 z ni膮.

Zarozumialec 鈥 odparowa艂a s艂abym g艂osem.

I du偶o powa偶niejszym tonem doda艂a: 鈥 Nigdy nie by艂am tak szcz臋艣liwa, Aleksandrze. Tak bardzo ci臋 kocham!

Ja te偶 ci臋 kocham, moja 艣liczna! Bez ciebie nie mia艂bym co robi膰 na tym 艣wiecie. Jeste艣 biciem mojego serca, powietrzem, kt贸rym oddycham. 鈥 Westchn臋艂a szcz臋艣liwie, wtuli艂a g艂ow臋 w jego rami臋 i zasn臋艂a.

Aleksander u艣miechn膮艂 si臋 do niej. By艂a taka 艣liczna, 偶e serce go zabola艂o na my艣l o tym, co musi zrobi膰. Powoli powieki mu opad艂y i zasn膮艂.

Kiedy kilka godzin p贸藕niej Adora obudzi艂a si臋, do komnaty zagl膮da艂 艣wit. Aleksandra nie by艂o. Ale cz臋sto zdarza艂o mu si臋 wstawa膰 przed ni膮. Zawo艂a艂a Ann臋, poleci艂a przygotowa膰 sobie k膮piel i nast臋pn膮 godzin臋 sp臋dzi艂a leniuchuj膮c w wannie. Potem, gdy Anna pomaga艂a jej si臋 ubra膰 w sukni臋, Adora zapyta艂a: 鈥 Czy Aleksander b臋dzie jad艂 ze mn膮 艣niadanie, Anno?

Nie, pani. 鈥 S艂u偶膮ca szybko odwr贸ci艂a g艂ow臋.

Anno! Co si臋 sta艂o?

Jak to, co si臋 sta艂o, pani? 鈥 Kobieta celowo odpowiada艂a wymijaj膮co.

Gdzie jest Aleksander? 鈥 zapyta艂a spokojnie Adora.

Anna westchn臋艂a. Wzi膮wszy swoj膮 pani膮 za r臋k臋, poprowadzi艂a j膮 na taras i pokaza艂a na morze. 鈥 Tamta kropka to statek ksi臋cia Aleksandra, ksi臋偶niczko. Wyp艂yn膮艂 przed 艣witem.

Chryste! 鈥 gniewnie zakl臋艂a Adora. 鈥 Jak m贸g艂!

Obieca艂, 偶e ja te偶 b臋d臋 mog艂a pop艂yn膮膰!

Naprawd臋? 鈥 Anna by艂a zdziwiona.

No c贸偶 鈥 zacz臋艂a si臋 wykr臋ca膰 Adora 鈥 mia艂am wra偶enie, 偶e to zosta艂o ustalone.

Zostawi艂 co艣 dla pani, ksi臋偶no.

Adora pochwyci艂a zw贸j pergaminu. Z艂ama艂a piecz臋膰 i zacz臋艂a czyta膰.

Wybacz mi, moja 艣liczna, ale gdyby艣my sp臋dzili jeszcze jedn膮 noc podobn膮 do tej ostatniej, ju偶 nigdy nie m贸g艂bym Ci臋 zostawi膰. I co w贸wczas sta艂oby si臋 z naszym miastem? Powinienem wr贸ci膰 za dwa miesi膮ce. Ka偶da minuta z da艂a od Ciebie b臋dzie dla mnie jak ca艂y dzie艅, a ka偶dy dzie艅 b臋dzie wieczno艣ci膮. To du偶o ci臋偶sza kara od jakiejkolwiek pokuty, kt贸r膮 mog艂aby艣 mi zada膰 za m贸j podst臋p. Rz膮d藕 dobrze w czasie mej nieobecno艣ci. I nie zapominaj nawet na chwil臋, 偶e Ci臋 kocham, Adoro. Aleksander

Pergamin wysun膮艂 jej si臋 z d艂oni. Nagle roze艣mia艂a si臋, 偶eby r贸wnie gwa艂townie si臋 rozp艂aka膰. Spostrzeg艂szy wyraz przera偶enia na twarzy Anny, pospieszy艂a z wyja艣nieniem. 鈥 Nie obawiaj si臋 o stan mojego umys艂u, moja dobra Anno. Czuj臋 si臋 dobrze. To prostu m贸j ma艂偶onek przechytrzy艂 mnie w naszym nieustannym pojedynku szachowym. Musz臋 si臋 z tym pogodzi膰, chocia偶 najch臋tniej wsiad艂abym na statek i pop艂yn臋艂a za nim.

Min膮艂 miesi膮c, potem drugi i nadszed艂 czas powrotu Aleksandra. Pewnego popo艂udnia do miasta dotar艂a wiadomo艣膰, 偶e widziano galer臋 ksi臋cia par臋 mil od brzegu. Adora poleci艂a, aby przygotowano dla niej 艂贸d藕. Wyruszy艂a na spotkanie m臋偶a, ubrana w bladoniebiesk膮 sukni臋 z jedwabiu, ze z艂otymi wst膮偶kami wplecionymi w ciemne w艂osy.

Na widok 艂odzi, zmierzaj膮cej w ich stron臋 przez granatowe wody, ludzie Aleksandra okrzykiem powitali swoj膮 kr贸low膮. Gdy oba statki si臋 spotka艂y, w艂adca Mesembrii zeskoczy艂 z pok艂adu swego du偶ego okr臋tu na wypolerowany pok艂ad 艂odzi. Jednym szybkim ruchem porwa艂 偶on臋 w obj臋cia. Ich usta spotka艂y si臋. Adora os艂ab艂a ze szcz臋艣cia. W ko艅cu pu艣ci艂 j膮. 鈥 Nie minuty, ale sekundy z dala od ciebie by艂y niczym ca艂e dnie. Minuty ci膮gn臋艂y si臋 jak miesi膮ce.

Dla mnie tak偶e 鈥 odpowiedzia艂a cicho. 鈥 Mia艂e艣 racj臋.

Racj臋? W jakiej sprawie?

呕e mog臋 zaj艣膰 w ci膮偶臋.

Wytrzeszczy艂 oczy, a Adora za艣mia艂a si臋 na widok wyrazu jego twarzy. 鈥 Gdyby jaki艣 wielki sztorm zabra艂 ci臋, Aleksandrze, Mesembria nadal mia艂aby potomka Heraklesa, kt贸ry m贸g艂by w艂ada膰 miastem.

Spodziewasz si臋 dziecka?

Spodziewam si臋! 鈥 odpar艂a z dum膮.

艁贸d藕 ko艂ysa艂a si臋 na falach, wi臋c Aleksander szybko poci膮gn膮艂 j膮 na poduszki. 鈥 Siadaj, moja 艣liczna, nie chc臋, 偶eby co艣 si臋 sta艂o tobie czy naszemu synowi.

Jeste艣 pewny, 偶e b臋dzie syn?

Nigdy nie mia艂em c贸rki 鈥 rzek艂 w zamy艣leniu 鈥 ale gdyby to by艂a twoja c贸rka, bez trudu bym j膮 pokocha膰. 鈥 Obj膮艂 j膮 ramieniem. 鈥 C贸rk臋 o twoich fio艂kowych oczach, moja 艣liczna.

I z twoimi z艂ocistymi w艂osami 鈥 dopowiedzia艂a.

B臋dzie jak staro偶ytna nimfa morska 鈥 powiedzia艂 鈥 i nazwiemy j膮 Ariadna.

Albo damy mu na imi臋 Aleksander.

Za艣miali si臋 rado艣nie. Nag艂e Adora zawo艂a艂a: 鈥 Tak bardzo by艂am przej臋ta moimi nowinami, 偶e zapomnia艂am ci臋 zapyta膰 o twoje sprawy. Czy wyprawa do Trapezuntu by艂a owocna? Czy Komnenowie przy艣l膮 do nas swoje statki handlowe?

Owszem, moja 艣liczna. M贸j wuj Ksenos jest zadowolony z mo偶liwo艣ci wsp贸艂pracy z Mesembri膮. Jak pami臋tasz, jest on jedynym zarz膮dzaj膮cym handlem w Trapezuncie. Cesarz, jego brat, w pe艂ni akceptuje jego decyzje. Przywioz艂em ze sob膮 podpisan膮 umow臋
pomi臋dzy Trapezuntem a Mesembri膮, kt贸ra zagwarantuje nam osi膮gni臋cie przewagi nad Konstantynopolem w ci膮gu najbli偶szych dw贸ch lat. Ju偶 nied艂ugo nasze miasto b臋dzie pot臋g膮, z kt贸r膮 trzeba b臋dzie si臋
liczy膰, moja 艣liczna. Nasze dzieci nie odziedzicz膮 pustej wydmuszki.

Nasze dzieci? 鈥 dra偶ni艂a si臋 z nim. 鈥 Mam rozumie膰, 偶e jeden syn ci nie wystarczy, ty wielki despoto Mesembrii?

Roze艣mia艂 si臋. 鈥 Dzieci s膮 chyba naturalnym owocem mi艂o艣ci, moja 艣liczna. Skoro wi臋c zawsze b臋d臋 si臋 z tob膮 kocha艂, przyjmuj臋, 偶e b臋dziemy mieli du偶膮 rodzin臋.

Adora westchn臋艂a. By艂a absolutnie szcz臋艣liwa. Niebywale szcz臋艣liwa! Kocha艂a i by艂a kochan膮. A teraz jeszcze oczekiwa艂a nast臋pnego dziecka. Na pocz膮tku mia艂a w膮tpliwo艣ci, ale kiedy poczu艂a w sobie zal膮偶ek nowego 偶ycia, zrozumia艂a, jak bardzo tego pragnie. U艣miechaj膮c si臋 do siebie, zastanawia艂a si臋, dlaczego dziecko, ten namacalny dow贸d mi艂o艣ci, jest dla kobiety tak wa偶ny.

Nadesz艂a jesie艅. Kr贸lowa Mesembrii dojrzewa艂a razem z owocami w sadzie. Lud miasta by艂 zachwycony.

Tymczasem w Konstantynopolu cesarzowa gryz艂a si臋 ze z艂o艣ci. Dlaczego ten wystraszony g艂upek Zeno nie zniszczy艂 Aleksandra? Teraz Tea by艂a brzemienna i je艣li Murad straci艂 ni膮 zainteresowanie, zemsta Heleny si臋 nie uda. Pos艂a艂a szpiega, 偶eby zbada艂 sytuacj臋 i postraszy艂 jeszcze bardziej s艂u偶膮cego Aleksandra. Szpieg powr贸ci艂 z wiadomo艣ci膮, 偶e zdaniem Zena nie nadszed艂 jeszcze dobry moment. Niech kr贸lewska para Mesembrii poczuje si臋 zupe艂nie bezpiecznie, 偶eby p贸藕niej nikt nie wi膮za艂 Heleny z intryg膮. Cesarzowa by艂a zmuszona zwleka膰 z zemst膮. Pos艂a艂a sekretn膮 wiadomo艣膰 do Ali Yahyi, obiecuj膮c szybkie dostarczenie siostry su艂tanowi.

W Bursie Ali Yahya by艂 bardzo sceptyczny po otrzymaniu wiadomo艣ci od Heleny. Pozostaj膮cy na jego us艂ugach szpiedzy donosili, 偶e Teadora jest szcz臋艣liwa i wkr贸tce urodzi swojemu m臋偶owi dziecko. Jednak eunuch nadal mia艂 nadziej臋 na powr贸t ksi臋偶niczki do Bursy, bo Murad t臋skni艂 za ni膮 tak rozpaczliwie, 偶e nie interesowa艂a go 偶adna inna kobieta. To za艣 pozostawia艂o Imperium Ottoma艅skie bez nast臋pcy tronu, dop贸ki ksi膮偶臋 Halil i jego 偶ona nie dorosn膮 i nie skonsumuj膮 swego ma艂偶e艅stwa.

W styczniu, dwa miesi膮ce przed terminem, Teadora zacz臋艂a rodzi膰. Szybko wydala na 艣wiat bli藕ni臋ta, ch艂opca i dziewczynk臋. Ma艂y ch艂opczyk, Aleksander Konstantyn, umar艂 po tygodniu. Dziewczynka prze偶y艂a. W miar臋 jak ma艂a Ariadna ros艂a, jej oczy zacz臋艂y przybiera膰 cudowny fio艂kowy odcie艅, jak oczy matki. Og贸lnie jednak by艂a podobna do ojca. Uwielbiana przez oboje rodzic贸w, by艂a piel臋gnowana jedynie przez zazdrosn膮 matk臋, kt贸ra nie mog艂a znie艣膰 my艣li o spuszczeniu dziecka z oczu. Jednak mija艂y miesi膮ce, Ariadna 艣wietnie si臋 rozwija艂a i szalona opieku艅czo艣膰 Teadory stopniowo mala艂a.

Pewnego jesiennego popo艂udnia, gdy malutka ksi臋偶niczka mia艂a osiem miesi臋cy, ca艂a rodzina zasiad艂a na trawniku w pa艂acowych ogrodach. Aleksander i Teadora przygl膮dali si臋 baraszkuj膮cej na trawie c贸reczce, kt贸ra klaska艂a w r膮czki i piszcza艂a weso艂o na widok przelatuj膮cych motyli. W ko艅cu zasn臋艂a Z palcem w buzi, a jej z艂ociste rz臋sy opad艂y na zar贸偶owione policzki.

呕eby jeszcze 偶y艂 ch艂opiec 鈥 westchn臋艂a Adora ze smutkiem. Zawsze m贸wi艂a o nim 鈥瀋h艂opiec鈥, nie umia艂a bowiem my艣le膰 o nim jak o Aleksandrze.

To by艂a wola Boga, moja 艣liczna. Nie rozumiem jej, ale musz臋 zaakceptowa膰.

Dlaczego? Chcia艂a wykrzycze膰 to pytanie. Powiedzia艂a jednak tylko: 鈥 Twoja wiara jest wi臋ksza od mojej.

Jeszcze go op艂akujesz, moja 艣liczna?

Op艂akuj臋 cz艂owieka, kt贸ry m贸g艂by z niego wyrosn膮膰. Ale nigdy go nie poznam. Mo偶e w艂a艣nie st膮d m贸j smutek. Ariadna jest ju偶 ma艂ym cz艂owieczkiem, ale nasz biedny ma艂y synek zawsze pozostanie w mej
pami臋ci jako niemowl臋, ledwo maj膮ce si艂臋, 偶eby p艂aka膰.

B臋dziemy mieli innych syn贸w, moja 艣liczna.

Chwyci艂a go za r臋k臋 i przycisn臋艂a do serca. 鈥 Jestem egoistk膮, m贸j drogi. Przecie偶 by艂 tak偶e twoim synem! Tak! B臋dziemy mieli nast臋pnych syn贸w! Silnych! A B贸g pob艂ogos艂awi艂 nam niezwykle pi臋kn膮 c贸rk膮!

Je艣li mamy mie膰 syn贸w 鈥 odezwa艂 si臋 z powag膮 鈥 musisz przesta膰 karmi膰 nasz膮 c贸reczk臋 piersi膮, kochanie.

Adorze zrzed艂a mina. 鈥 Jest za ma艂a, 偶eby j膮 odstawi膰 od piersi, Aleksandrze.

Znajd藕 wi臋c dla niej mamk臋. Je艣li dobrze si臋 rozejrzysz, na pewno znajdziesz zdrow膮, m艂od膮 kobiet臋, maj膮c膮 dobre, po偶ywne mleko. Rozpieszczasz Ariadn臋. A ja te偶 chcia艂bym, 偶eby艣 mnie rozpieszcza艂a
鈥 doda艂 偶a艂o艣nie.

Adora roze艣mia艂a si臋. Widz膮c jednak szczero艣膰 w jego s艂owach, obieca艂a: 鈥 Kiedy wr贸cisz z Trapezuntu, Ariadna b臋dzie mia艂a mamk臋, a ty odzyskasz swoj膮 偶on臋. Dlaczego musisz zn贸w tam p艂yn膮膰, Aleksandrze? 鈥 doda艂a.

Dlatego, moja 艣liczna, 偶e w艂a艣nie otrzyma艂em wiadomo艣膰 od mojego wuja o przybyciu ostatniej karawany ze Wschodu i rozpocz臋ciu prze艂adunku na statki. Musz臋 jecha膰 do Trapezuntu i ze wzgl臋d贸w grzeczno艣ciowych osobi艣cie towarzyszy膰 statkom do Mesembrii. Pomy艣l tylko, Adoro! Wszystkie te bogactwa s膮 nasze! Jedwabie! Przyprawy! Drogie kamienie! Niewolnicy! Egzotyczne zwierz臋ta! Konstantynopol drogo zap艂aci za to wszystko. Ale tym razem musz臋 jecha膰, 偶eby kupcy nie pomy艣leli, 偶e ich lekcewa偶臋.

Jed藕 wi臋c 鈥 westchn臋艂a zrezygnowana. 鈥 Ale wracaj szybko.

Wr贸c臋 wcze艣niej ni偶 poprzednio, moja 艣liczna. Pop艂yn臋 tylko do Trapezuntu, ugoszcz臋 kupc贸w i wr贸c臋 do Mesembrii. Najwy偶ej miesi膮c, przy sprzyjaj膮cych wiatrach.

Zabierz ze sob膮 Zena, Aleksandrze. Zrobi艂 si臋 bardzo nerwowy od czasu, gdy przy bramie znaleziono t臋 nieszcz臋sn膮 s艂u偶膮c膮, tak straszliwie zamordowan膮. Mo偶e morska podr贸偶 pomo偶e mu si臋 uspokoi膰.

Aleksander skin膮艂 g艂ow膮. 鈥 Nie mog臋 zrozumie膰, czemu kto艣 mia艂by zrobi膰 co艣 tak potwornego tak ma艂o wa偶nej osobie. Zab贸jstwo to jedna rzecz, ale spos贸b, w jaki dziewczyna zosta艂a okaleczona i o艣lepiona! S艂abo mi si臋 zrobi艂o. Wydaje mi si臋, 偶e Zena najbardziej przerazi艂o to, i偶 dziewczyna mia艂a na imi臋 Anna, tak jego 偶ona. Tak. Zabior臋 go ze sob膮. Mo偶e w podr贸偶y si臋 uspokoi i po powrocie b臋dzie zn贸w sob膮.

Tej nocy kochali si臋 powoli i czule. Rankiem Adora uda艂a si臋 z m臋偶em do pokoju c贸reczki i patrzy艂a z uczuciem, jak 偶egna si臋 dzieckiem. 呕artobliwie uszczypn膮艂 paluszki u n贸g dziewczynki, wywo艂uj膮c radosne piski. Wzi膮艂 ma艂膮 na r臋ce i zapyta艂: 鈥 A co pot臋偶ny w艂adca Mesembrii ma przywie藕膰 swojej ksi臋偶niczce Ariadnie, najpi臋kniejszej istocie na 艣wiecie? Mo偶e mis臋 z chi艅skiej porcelany, pe艂n膮 rzadkich perskich tulipan贸w, w kolorze twoich oczu? A mo偶e rze藕biony, z艂oty puchar, wysadzany indyjskimi per艂ami o barwie twojej sk贸ry?

Ta! 鈥 zachichota艂a triumfalnie ma艂a. A potem zagrucha艂a co艣 cicho do ojca. Na widok dw贸ch przylulonych do siebie, identycznych z艂ocistych g艂贸w Adorze 艣cisn臋艂o si臋 serce. Jedyne, co Ariadna mia艂a
po niej, to kolor oczu. Ca艂膮 reszt臋, 艂膮cznie z wyrazem
艂ych oczu, odziedziczy艂a po Aleksandrze.

Aleksander czule uca艂owa艂 c贸reczk臋, po czym wyszed艂 z Ador膮, pozostawiaj膮c dziecko pod opiek膮 niani. Ma艂偶onkowie skierowali si臋 na brzeg, gdzie czeka艂a ju偶 艂贸d藕.

Po偶egnaj si臋 ze mn膮 tutaj, moja 艣liczna. Je艣li pop艂yniesz ze mn膮 na statek, nie b臋d臋 chcia艂 ci臋 pu艣ci膰.

Pozw贸l mi tym razem p艂yn膮膰 z tob膮! 鈥 poprosi艂a w nag艂ym porywie. 鈥 Je艣li nie powr贸cimy, Mesembria b臋dzie mia艂a w艂adc臋 z rodu Heraklesa.

W艂adczyni臋, a nie w艂adc臋, moja 艣liczna. Musisz zosta膰 i ochrania膰 nasz膮 c贸rk臋. Gdybym nie wr贸ci艂, czy powierzy艂aby艣 jej los obcym?

Nie 鈥 odpar艂a ze smutkiem. 鈥 Obiecaj mi jednak, 偶e po tej podr贸偶y ju偶 nigdy mnie nie opu艣cisz.

Obiecuj臋, moja 艣liczna 鈥 odpowiedzia艂. Pochyli艂 si臋 i znalaz艂 jej usta. Zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋 i przywar艂a do niego ca艂ym cia艂em. Kiedy si臋 ca艂owali, 艂zy zacz臋艂y wzbiera膰 w jej przymkni臋tych oczach. Czuj膮c je, Aleksander poca艂owa艂 jej powieki. 鈥 Nie, moja 艣liczna, nie p艂acz. Wr贸c臋 do domu, zanim si臋 spostrze偶esz. 鈥 Po czym wyrwa艂 si臋 z jej obj臋膰 i wskoczy艂 do 艂odzi, kt贸ra szybko odp艂yn臋艂a od brzegu w stron臋 czekaj膮cej w porcie galery.

Tego popo艂udnia Ariadna by艂a rozgor膮czkowana i rozdra偶niona. Adora, Anna i opiekunka dziewczynki przez ca艂膮 noc na zmian臋 czuwa艂y przy ko艂ysce. Nast臋pnego dnia rano twarz i ca艂e cia艂o ksi臋偶niczki pokry艂o si臋 mas膮 czerwonych plamek. Ma艂a p艂aka艂a 偶a艂o艣nie. Drobnymi pi膮stkami zas艂ania艂a oczy przed promieniami s艂o艅ca. Przybyli medycy w d艂ugich, czarnych szatach, 偶eby obejrze膰 dziecko i zbada膰 jego mocz.

Ospa? 鈥 szepn臋艂a przera偶ona Adora.

Nie, pani. Mo偶esz by膰 pewna, 偶e to nie ospa, tylo zwyk艂a dzieci臋ca choroba, z kt贸rej Ariadna powinna wyj艣膰.

Powinna? Nie jeste艣cie pewni?

Wasza wysoko艣膰, od czasu do czasu dzieci umieraj膮 na t臋 plamist膮 gor膮czk臋, ale s膮 to dzieci biedoty, a nie zadbane maluchy, jak ksi臋偶niczka. Dzieci z wy偶szych sfer umieraj膮 na to niezwykle rzadko. Prosz臋
trzyma膰 pok贸j w p贸艂mroku, bo w tej chorobie 艣wiat艂o
podra偶nia oczy. Prosz臋 te偶 dopilnowa膰, 偶eby ksi臋偶niczka du偶o pi艂a. Za kilka dni wszystko b臋dzie w porz膮dku.

Ale nic nie by艂o w porz膮dku; Ariadna nie reagowa艂a na przepisane leki. Sta艂a si臋 zbyt s艂aba, 偶eby ssa膰 pier艣 i Adora 艣ci膮ga艂a mleko i 艂y偶eczk膮 wlewa艂a je do buzi dziecka. Niewiele pokarmu sp艂ywa艂o do prze艂yku Ariadny, wi臋kszo艣膰 艣cieka艂a z k膮cik贸w ust. Adora ani na chwil臋 nie opuszcza艂a dziecka.

Wreszcie stan male艅stwa zacz膮艂 si臋 powoli poprawia膰. Annie uda艂o si臋 zmusi膰 Ador臋 do odpoczynku. Wyczerpana Teadora spa艂a bez przerwy przez ca艂膮 dob臋.

Potem za艣 rzuci艂a si臋 w wir zaj臋膰. Lecz pomimo i upi臋tego harmonogramu prac, kt贸ry sobie narzucili, nadal mia艂a k艂opoty ze snem. W wielkim 艂o偶u czu艂a si臋 samotnie bez Aleksandra.

Min膮艂 tydzie艅. 脫smego dnia po wyp艂yni臋ciu Aleksandra do Trapezuntu, o 艣wicie, ukaza艂 si臋 okr臋t kr贸lewski, p艂yn膮cy z powrotem do pa艂acowego portu.

Anna gor膮czkowo potrz膮sa艂a Ador膮, 偶eby j膮 obudzi膰. 鈥 Ksi臋偶no! Wasza wysoko艣膰! Statek pana wr贸ci艂!

Adora natychmiast otrze藕wia艂a i wyskoczy艂a z 艂贸偶ka. Ledwo zaczeka艂a, 偶eby Anna zarzuci艂a na ni膮 zielon膮 sukni臋 i boso, z rozpuszczonymi w艂osami, kt贸re powiewa艂y za ni膮, pop臋dzi艂a przez ogrody, a potem w d贸艂, na pla偶臋. Gdy tam dotar艂a, 艂贸dka ze statku w艂a艣nie dop艂ywa艂a. Znajdowa艂y si臋 w niej trzy osoby: wios艂uj膮cy marynarz, kapitan statku i Zeno. 艁贸dka dobi艂a do pla偶y.

Co si臋 sta艂o? 鈥 zapyta艂a Adora. 鈥 Gdzie jest Aleksander? Czemu zawr贸cili艣cie?

Kapitan i Zeno wysiedli z 艂贸dki. Zeno by艂 blady, potyka艂 si臋. Sprawia艂 wra偶enie bardzo chorego. Kapitan by艂 przytomniejszy.

Adora poczu艂a strach. 鈥 Gdzie jest m贸j m膮偶? 鈥 powt贸rzy艂a pytanie.

Zeno zacz膮艂 p艂aka膰 i upad艂 do jej st贸p. Ador臋 ogarn臋艂a fala s艂abo艣ci. Spojrza艂a na kapitana. Jego oczy by艂y pe艂ne 艂ez.

M贸j m膮偶, Aleksander...? 鈥 wyszepta艂a.

Nie 偶yje. 鈥 S艂owa by艂y zimne, twarde. 鈥 Och, ksi臋偶no! Wola艂bym sam nie 偶y膰, ni偶 przekazywa膰 ci t臋 wiadomo艣膰!

Teadora spojrza艂a na niego i w jej wzroku z wolna zacz臋艂o si臋 pojawia膰 zrozumienie. Zeno j臋cza艂 u jej st贸p. 鈥 Nie 偶yje? 鈥 powiedzia艂a. Powoli odwr贸ci艂a si臋 i opad艂a na piasek. 鈥 Nie! Nie umar艂! Nie umar艂!

Kapitan, kt贸remu si臋 zdawa艂o, 偶e przyby艂o mu wiele lat, podni贸s艂 kobiet臋. By艂a nieprzytomna. Zani贸s艂 j膮 do pa艂acu, odda艂 pod opiek臋 oszala艂ej s艂u偶by, po czym przekaza艂 tragiczn膮 wiadomo艣膰 szambelanowi.

Bazyli natychmiast zwo艂a艂 zebranie rady kr贸lewskiej. Oszo艂omieni dostojnicy postanowili, 偶e gdy kr贸lowa odzyska przytomno艣膰, poprosz膮 j膮 o obj臋cie w艂adzy. Teadora Kantakuzen pokaza艂a mieszka艅com Mesembrii, 偶e jest naprawd臋 jedn膮 z nich, a poza tym woleli mie膰 znanego ju偶 sobie w艂adc臋, nawet kobiet臋, a nie jakiego艣 obcego, cudzoziemskiego ksi臋cia.

W ogromnym 艂o偶u kr贸lowa Mesembrii le偶a艂a nieprzytomna, pilnowana przez s艂u偶膮ce. Upewniwszy si臋, 偶e Adora jeszcze si臋 nie ockn臋艂a, Anna wymkn臋艂a si臋 z sypialni, 偶eby zobaczy膰 si臋 z m臋偶em. W ca艂ej sprawie co艣 si臋 kry艂o. Dobrze zna艂a Zena. Jego 偶al by艂 czym艣 wi臋cej ni偶 tylko zwyk艂ym smutkiem. Le偶a艂 na 艂贸偶ku w ich pokoju i niewidz膮cymi oczami wpatrywa艂 si臋 w sufit. Anna zamkn臋艂a drzwi, usiad艂a obok niego i odezwa艂a si臋 spokojnie: 鈥 Co uczyni艂e艣, m贸j m臋偶u?

Musia艂em, Anno! Wiedzia艂a o Marii. Powiedzia艂a, 偶e ska偶e ci臋 na 艣mier膰 i opisa艂a, jak to zrobi膮! Nie mog艂em na to pozwoli膰. Musia艂em go zabi膰 dla niej!

Dla kogo, m臋偶u? Dla kogo zrobi艂e艣 t臋 straszliw膮 rzecz?

Dla cesarzowej Heleny.

Opowiedz mi wszystko, Zeno, kochanie. Opowiedz mi teraz.

S艂ucha艂a uwa偶nie historii opowiadanej przez m臋偶a. Kiedy sko艅czy艂, potrz膮sn臋艂a ze smutkiem g艂ow膮. 鈥揙ch, Zeno, jeste艣my niewiele znacz膮cymi lud藕mi. Jeste艣my niewa偶ni w oczach Boga i naszych wsp贸艂braci. Ksi膮偶臋 Aleksander by艂 wielkim cz艂owiekiem. Lepiej by by艂o, gdyby nas B贸g zabra艂 zamiast niego. A wszystko przez zazdro艣膰 z艂ej kobiety. Niech ci B贸g wybaczy, Zeno, bo ja nie potrafi臋.

Zrobi艂em to, 偶eby ci臋 ocali膰, Anno!

Ocali膰? Przed czym? Przed 艣mierci膮? Wszyscy kiedy艣 musimy umrze膰, Zeno. Nie l臋kam si臋 艣mierci. Du偶o bardziej boj臋 si臋 偶y膰 u boku ksi臋偶nej, wiedz膮c to, co wiem. Och, m臋偶u! Gdyby艣 mia艂 odwag臋 powiedzie膰 ksi臋ciu, gdy ta diablica wezwa艂a ci臋 do siebie ksi膮偶臋 by nas chroni艂, a i sam strzeg艂by si臋 przed ni膮. Teraz za艣 ksi膮偶臋 bezsensownie zgin膮艂 i kto obroni ci臋 przed zab贸jcami cesarzowej? Cesarzowa musi si臋
ciebie pozby膰, bo tylko ty znasz jej zwi膮zek z t膮 potworn膮 zbrodni膮. 鈥 Anna wsta艂a. 鈥 Musz臋 wr贸ci膰 do mojej pani. Ci膮gle jest nieprzytomna. 鈥 I, nie patrz膮c na m臋偶a, Anna opu艣ci艂a pok贸j.

Par臋 godzin p贸藕niej w ogrodzie znaleziono wisz膮ce na drzewie cia艂o Zeno, lokaja ksi臋cia.

Bardzo kocha艂 ksi臋cia 鈥 o艣wiadczy艂a wdowa po nim. 鈥 Wola艂 i艣膰 za swoim panem, wybieraj膮c 艣mier膰, ni偶 偶y膰 bez niego. To samo zrobi艂abym dla mojej ksi臋偶nej.

Dwa dni Teadora le偶a艂a w 艂贸偶ku nieprzytomna. W tym czasie rada kr贸lewska planowa艂a uroczysto艣ci pogrzebowe. Cz艂onkowie rady obawiali si臋, 偶e trzeba b臋dzie pochowa膰 Aleksandra bez obecno艣ci kr贸lowej. Jednak drugiego dnia po po艂udniu Adora ockn臋艂a si臋, spojrza艂a na wyczerpan膮 Ann臋 i wyszepta艂a: 鈥揅zy to prawda?

Tak, ksi臋偶no.

Jak d艂ugo tak le偶臋?

Dwa dni.

Co zosta艂o zrobione w czasie mojej niemocy?

Rada kr贸lewska poczyni艂a przygotowania do pogrzebu, kt贸ry odb臋dzie si臋 jutro. Zadecydowali te偶, 偶e by艣 obj臋艂a w艂adz臋, pani. 鈥 Anna przerwa艂a. Nie by艂o sposobu, 偶eby 艂agodnie przekaza膰 Teadorze nast臋pn膮
koszmarn膮 wiadomo艣膰. Tote偶 Anna, patrz膮c ksi臋偶niczce prosto w oczy, rzek艂a prosto 鈥 Wola艂abym ci powiedzie膰 wszystko, pani, tylko nie to. Tylko nie to.

Ariadna? 鈥 mrukn臋艂a Adora, czuj膮c dziwne odr臋twienie. Anna skin臋艂a g艂ow膮.

To si臋 sta艂o nagle, gdy na horyzoncie zauwa偶ono statek.

Adora pokiwa艂a g艂ow膮, zupe艂nie sparali偶owana.

Rozumiem. Dzi臋kuj臋, Anno. 鈥 Chwil臋 p贸藕niej zapyta艂a 鈥 Gdzie jest m贸j m膮偶?

Le偶y na marach w sali audiencyjnej w pa艂acu. Ludzie 偶egnaj膮 go od wczoraj.

Opr贸偶nijcie sal臋. Chc臋 sp臋dzi膰 chwil臋 sama z m臋偶em.

Anna skin臋艂a g艂ow膮 i wysz艂a bez s艂owa. Niepokoi艂 j膮 niezwyk艂y spok贸j Teadory. Nie by艂 naturalny. Ksi臋偶na musi zap艂aka膰.

Szybko odszuka艂a Bazylego. 鈥 Panie, ksi臋偶na obudzi艂a si臋 z omdlenia. Pragnie, 偶eby opr贸偶niono sal臋 audiencyjn膮, aby mog艂a zosta膰 sama z ksi臋ciem.

Natychmiast to zrobimy 鈥 rzek艂 szambelan.

Po chwili Teadora wesz艂a do pomieszczenia, w kt贸rym spoczywa艂 jej m膮偶. Nikogo nie dostrzeg艂a. Nawet stra偶e wysz艂y, szanuj膮c jej uczucia. Mary, na kt贸rych z艂o偶ono Aleksandra, sta艂y na 艣rodku sali. W pomieszczeniu rozstawiono mn贸stwo wysokich, woskowych 艣wiec, kt贸rych p艂omienie migota艂y dziwnie rado艣nie. W komnacie panowa艂 ch艂贸d.

Adora podesz艂a powoli i spojrza艂a na Aleksandra. Ubrano go w b艂臋kitne szaty, z mesembryjskim god艂em wyszytym z艂ot膮 nici膮 na piersiach. Mankiety i brzegi szaty obszyte by艂y futrem gronostajowym. Na z艂ocistych w艂osach ksi臋cia umieszczono kr贸lewsk膮 koron臋. Nu szyi, na z艂otym 艂a艅cuchu, zawieszono szafirow膮 piecz臋膰 Mesembrii. Na palcu mia艂 pier艣cie艅 艣lubny, na nogach pi臋kne buty z mi臋kkiej sk贸ry.

Adora przyjrza艂a si臋 m臋偶owi ze wszystkich stron, powoli okr膮偶aj膮c trumn臋. To co widzia艂a, utwierdzi艂o j膮 w przekonaniu o istnieniu duszy: bo chocia偶 cia艂o nale偶a艂o do niego, nie by艂 to jednak prawdziwy Aleksander. Bez iskry 偶ycia by艂a to jedynie pusta powlok膮, kokon, z kt贸rego ulecia艂 motyl.

Ukl臋k艂a na kl臋czniku, ale nie po to, 偶eby si臋 modli膰. Cicho zacz臋艂a rozmawia膰 z Aleksandrem.

Chc臋 by膰 z tob膮. Samej mi za ci臋偶ko. Nie mam nawet pociechy w naszym dziecku.

Wida膰 nie by艂o to s膮dzone, moja 艣liczna 鈥 brzmia艂a jego odpowied藕. 鈥 Nie takie jest twoje przeznaczenie. Teraz to wiem.

Nie! 鈥 krzykn臋艂a pe艂nym g艂osem. 鈥 Nie zgadzam si臋 na taki los!

Ach, moja 艣liczna 鈥 strofowa艂 j膮 鈥 dlaczego zawsze tak bardzo walczysz z przeznaczeniem? B臋dzie, co ma by膰. Twoja grecka logika powinna ci to podpowiedzie膰.

Nagle zacz臋艂a p艂aka膰. 鈥 Nie zostawiaj mnie, Aleksandrze! Nie zostawiaj mnie, prosz臋!

Och, moja 艣liczna, chcesz mnie wi臋zi膰 pomi臋dzy
dwoma 艣wiatami? Nie mog臋 odej艣膰, dop贸ki mi nie
pozwolisz. Uwolnij mnie z ziemi, do kt贸rej ju偶 nie
nade偶臋.

Nie! Nie!

Kocham ci臋, moja 艣liczna, i musisz mnie pu艣ci膰,
je艣li mnie kochasz. To, co by艂o mi臋dzy nami, nigdy nie zostanie wymazane. Nasza historia zosta艂a wyra藕nie zapisana na kartach dziej贸w 艣wiata. I zawsze pozostan膮 ci wspomnienia.

Aleksandrze! 鈥 krzykn臋艂a udr臋czona.

Prosz臋, Adoro 鈥 Zrozumia艂a jego pro艣b臋. Nie czu艂a 艂ez, kt贸re 艣cieka艂y jej po policzkach. Serce bola艂o j膮 tak mocno, jakby za chwil臋 mia艂o p臋kn膮膰.

G艂os wi膮z! jej w gardle, ale uda艂o jej si臋 wykrztusi膰:

Zegnaj, Aleksandrze. Zegnaj, m贸j ukochany m臋偶u!

Zegnaj, moja 艣liczna! 鈥 S艂ysza艂a jego g艂os!

Aleksandrze! 鈥 krzykn臋艂a, ale w pomieszczeniu panowa艂a cisza. 鈥 Aleksandrze! 鈥 wr贸ci艂o szyderczym, pustym echem. Powoli wsta艂a z kolan.

Jutro poleci Bogu dusz臋 ostatniego potomka z kr贸lewskiego rodu Heraklesa, a potem rozpocznie now膮 dynasti臋. Pierwszy syn b臋dzie mia艂 na imi臋 Aleksander. Tak 艣lubowa艂a.

Nast臋pnego dnia, pomimo intensywnego deszczu, ulice Mesembrii pe艂ne by艂y milcz膮cych 偶a艂obnik贸w. Czerpali si艂臋 z przyk艂adu swojej ksi臋偶nej. Teadora siedzia艂a wyprostowana na bia艂ym wierzchowcu, prowadzonym przez Bazylego. Jej suknia by艂a uszyta z czarnego aksamitu 鈥 z d艂ugimi r臋kawami, prosta, bez 偶adnych ozd贸b. Poza 艣lubn膮 obr膮czk膮 i z艂ot膮 koron膮 na ciemnych w艂osach, nie mia艂a 偶adnej bi偶uterii. Patriarcha Mesembrii odprawi艂 msz臋 偶a艂obn膮 w katedrze 艣w. Jana Chrzciciela, zbudowanej przed czterystu laty przez przodk贸w Aleksandra.

Po mszy kondukt 偶a艂obny przeszed艂 na cmentarz za miastem, gdzie le偶eli pogrzebani cz艂onkowie rodziny Aleksandra. Tam jego trumna spocz臋艂a w marmurowym grobowcu, zwr贸conym w stron臋 morza. Male艅k膮 trumienk臋 Ariadny umieszczono obok trumny ojca.

Adora wype艂nia艂a swe obowi膮zki wdowy w kamiennej ciszy. W pa艂acu, na pytanie Anny, warkn臋艂a: 鈥 Op艂akuj jak sobie chcesz swojego m臋偶a, starucho! Ja b臋d臋 op艂akiwa膰 mojego m臋偶a na m贸j spos贸b. Moje dziecko te偶! Aleksander pozostawi艂 mi ogromny spadek i zawiod臋 go, je艣li b臋d臋 sp臋dza膰 czas na pr贸偶nym 艂kaniu. A ja go nigdy nie zawiod臋! 鈥 Ale podczas cichych, zimnych godzin przed 艣witem p艂aka艂a potajemnie. Jej 偶al by艂 czym艣 osobistym, nie zamierza艂a go z nikim dzieli膰. Od tej chwili Teadora spu艣ci艂a zas艂on臋 milczenia na swe uczucia wobec Aleksandra i Ariadny. I a偶 do 艣mierci nie podzieli艂a si臋 z nikim tym, co czu艂a wobec utraty dwojga najbli偶szych swemu sercu ludzi.

Codziennie przewodniczy艂a posiedzeniom rady ksi膮偶臋cej. 艢ledzi艂a post臋py przy renowacji miasta, rozs膮dza艂a sprawy, wsp贸艂pracowa艂a z kupcami miejskimi.

Pewnego dnia do miasta przyby艂a delegacja zz Konstantynopola, kt贸rej przewodzi艂 Tytus Timonidis. Adora wiedzia艂a, 偶e by艂 jednym z kochank贸w Heleny. Przywi贸z艂 dwa przes艂ania. Pierwsze by艂o od Heleny dla siostry, pe艂ne fa艂szywego wsp贸艂czucia, ktore Adora natychmiast rozpozna艂a. Cisn臋艂a na bok obra藕liwy pergamin i otworzy艂a drugi zw贸j. By艂 to podpisany przez Helen臋 edykt, wyznaczaj膮cy Timonidesa na cesarskiego namiestnika w Mesembrii. Adora bez s艂owa poda艂a pismo Bazylemu, kt贸ry szybko przejrza艂 dokument i odezwa艂 si臋 do zgromadzonej sali: 鈥 Cesarzowa pragnie wyznaczy膰 na swego namiestnika tego oto cz艂owieka.

Nie! 鈥 rozleg艂 si臋 zespo艂owy krzyk oburzenia.

Bazyli zwr贸ci艂 si臋 do Timonidesa. 鈥 Sam widzisz, panie. Nie chc膮 ci臋. A co wa偶niejsze, cesarzowa nie ma prawa narzuca膰 nam zarz膮dcy. Nasz statut, tak Miary jak nasze miasto, a starszy od Konstantynopola, daje nam prawo wybierania sobie w艂adcy. Wybrali艣my ksi臋偶n臋 Teador臋, 偶eby nam panowa艂a.

Ale to kobieta 鈥 pad艂a protekcjonalna odpowied藕.

Owszem, panie 鈥 odpar艂 Bazyli. 鈥 Jak偶e sprytnie to zauwa偶y艂e艣. Jest kobiet膮! Pi臋kn膮 kobiet膮! A mimo to zdolnym przyw贸dc膮. To j膮 wybra艂a Mesembria. Wasza cesarzowa nie ma prawa narzuca膰 nam w艂adcy.

Ale cesarzowa chce, 偶eby jej siostra wr贸ci艂a do domu. Niew膮tpliwie potrzebuje wsparcia rodziny w tym wielkim nieszcz臋艣ciu, kt贸re j膮 spotka艂o.

Adora zach艂ysn臋艂a si臋 z oburzenia. 鈥 Helena zawsze 偶yczy艂a mi wszystkiego najgorszego, Tytusie Timonidesie. Wiesz o tym. M贸j ukochany Aleksander powierzy艂 mi to miasto, a rada ksi膮偶臋ca potwierdzi艂a jego zaufanie do mnie. Od dzieci艅stwa mieszka艂am z dala od Konstantynopola. Po odej艣ciu z miasta obojga moich rodzic贸w nic mnie ju偶 tam nie ci膮gnie. Moim prawdziwym domem jest Mesembria i tutaj zostan臋. Wracaj i powt贸rz to mojej siostrze. Powiedz jej te偶, 偶e je艣li zn贸w spr贸buje wtr膮ca膰 si臋 w nasze sprawy, podejmiemy odpowiednie kroki.

Po偶a艂ujesz tego, ksi臋偶niczko 鈥 wysycza艂 Timonides.

艢miesz grozi膰 ksi臋偶nej Mesembrii? 鈥 hukn膮艂 Bazyli. Timonides dostrzeg艂, 偶e d艂onie cz艂onk贸w rady kr贸lewskiej spocz臋艂y na r臋koje艣ciach mieczy. Ich ponure spojrzenia jasno m贸wi艂y, 偶e posun膮艂 si臋 za daleko. Ci m臋偶czy藕ni nie zawahaliby si臋 przed zabiciem go. 鈥 Wracaj do swojej pani, Bizantyjczyku, i przeka偶 jej nasz膮 wiadomo艣膰. Nie wolno si臋 miesza膰 do spraw Mesembrii!

Tytus Timonides nie zwleka艂. Zebra艂 swoich dworzan i wr贸ci艂 na statek. Pop艂yn膮艂 do Konstantynopola i za偶膮da艂 natychmiastowej audiencji u cesarzowej.

Helena przyj臋艂a go w sypialni. Wygl膮da艂a zachwycaj膮co w jedwabnym, czarnym peniuarze, malowanym w z艂ote wzory. Rozpuszczone, d艂ugie, jasne w艂osy opada艂y jej na ramiona. Le偶a艂a na boku, wsparta na ramieniu, ukazuj膮c kusz膮c膮 lini臋 bioder, ud i piersi. Timonides poczu艂 przyp艂yw 偶膮dzy, beznadziejnej, bowiem obok Heleny spoczywa艂 u艣miechni臋ty Paulus, aktualny kapitan stra偶y cesarskiej. W czasie gdy Timonides sk艂ada艂 sw贸j raport, przystojny, nagi, je艣li nie liczy膰 przepaski biodrowej, m艂ody 偶o艂nierz pie艣ci艂 pe艂ne piersi cesarzowej.

Czemu jeste艣 tutaj, a nie w Mesembrii? I gdzie jest moja siostra? 鈥 za偶膮da艂a odpowiedzi Helena.

Ich statut zezwala im na wyb贸r w艂adcy. Wybrali twoj膮 siostr臋. Oczekuj膮, 偶e powt贸rnie wyjdzie za m膮偶 i da pocz膮tek nowej dynastii.

Innymi s艂owy, Tytusie, odes艂ali ci臋 z kwitkiem.

Bardzo pechowo, Tytusie. Wiesz przecie偶, jak nieznosz臋 nieudacznik贸w. Jednak dam ci szans臋 odkupienia winy 鈥 ci膮gn臋艂a dalej. 鈥 Zawieziesz wiadomo艣膰 bu艂garskiemu wodzowi, Symeonowi Asenowi. Ju偶 on zajmie si臋 t膮 k艂opotliw膮 spraw膮 i moja siostra powr贸ci do Konstantynopola. Teraz id藕 odpocz膮膰. W now膮 ppodr贸偶偶 musisz wyruszy膰 sam.

Tytus Timonides uk艂oni艂 si臋 i wyszed艂, dzi臋kuj膮c, 偶e jeszcze 偶yje. Helena naprawd臋 nie znosi艂a nieudacznik贸w.

W cesarskiej sypialni Helena odepchn臋艂a Paulusa. Wsta艂a z 艂贸偶ka i zacz臋艂a kr膮偶y膰 po komnacie. 鈥 B臋dziesz musia艂 pop艂yn膮膰 do Mesembrii i ocali膰 Teador臋.

Ocali膰 j膮? 鈥 Patrzy艂 zdziwiony.

Tak, ocali膰. Tytus zawiezie Asenowi nasz膮 ofert臋 zaatakowania Mesembrii, je艣li tylko Bu艂garzy b臋d膮 w stanie j膮 zdoby膰. Ponad pi臋膰set lat temu Bu艂garzy podbili ju偶 Mesembri臋, ale uda艂o im si臋 j膮 utrzyma膰 jedynie przez kr贸tki czas. Zawsze mie艂i ch臋tk臋 na to miasto. W moim pi艣mie wy艂uszcz臋 bu艂garskiemu wodzowi, 偶e b臋dzie m贸g艂 zatrzyma膰 miasto i jego mieszka艅c贸w. Chc臋 tylko, 偶eby moja siostra bezpiecznie powr贸ci艂a do mnie. Oczywi艣cie, je艣li b臋dzie chcia艂 troszeczk臋 si臋 z ni膮 zabawi膰, zanim mi j膮 odda, nie b臋d臋 mog艂a temu zapobiec. Twoje zadanie, m贸j odwa偶ny Paulusie, b臋dzie polega膰 na wp艂yni臋ciu do kr贸lewskiego portu w Mesembrii i wyrwaniu Tei z paszczy lwa. Nie zawied藕 mnie, Paulusie!

Zadanie zostanie wykonane, moja cesarzowo 鈥搖艣miechn膮艂 si臋 przystojny 偶o艂nierz. Poci膮gn膮艂 Helen臋 z powrotem na 艂贸偶ko, rozchyli艂 jej szaty i wtuli艂 twarz w jej piersi. 鈥 A co z Timonidesem? Nie jest g艂upi i szybko powi膮偶e swoj膮 misj臋 z upadkiem Mesembrii.

Biedny Tytus nie powr贸ci do nas. W swoim pi艣mie poprosz臋 te偶 o zg艂adzenie pos艂a艅ca. Nie mo偶e by膰 偶adnego powi膮zania pomi臋dzy Asenem a mn膮. Paulusie kochany! O tak!

Cesarzowa le偶a艂a na plecach, mrucz膮c z rozkoszy, gdy wargi kochanka przesuwa艂y si臋 po jej ciele. Oboje zatracili si臋 w zmys艂owych rozkoszach.

Wszyscy, poczynaj膮c od Adory i rady ksi膮偶臋cej, na zwyk艂ych robotnikach ko艅cz膮c, pracowali nie szcz臋dz膮c wysi艂k贸w. W miar臋 up艂ywu czasu plany Aleksandra zacz臋艂y si臋 materializowa膰. Trzy dzielnice drewnianych budynk贸w zosta艂y ca艂kowicie przebudowane. Przyst膮piono do remontu gmach贸w publicznych, z miejskim hipodromem na czele. Planowano uczczenie zako艅czenia przebudowy cyklem zawod贸w, podobnie jak to mia艂o miejsce w dawnych czasach.

Nagle jednak, pewnej nocy, wioski wok贸艂 Mesembrii stan臋艂y w p艂omieniach. Z mur贸w miejskich wida膰 by艂o pal膮ce si臋 chaty i pola. Nast臋pnego dnia bramy Mesembrii pozosta艂y zamkni臋te, a Adora i 偶o艂nierze Man臋li na murach, wpatruj膮c si臋 w milcz膮cy krajobraz. Nic si臋 nie porusza艂o, ani cz艂owiek, ani zwierz臋. Nawet ptaki przesta艂y 艣piewa膰. W mie艣cie mieszka艅cy zachowywali si臋 nerwowo, ka偶dy w po艣piechu wyli mywa艂 swoje obowi膮zki. Ksi臋偶na odm贸wi艂a zej艣cia mur贸w i sta艂a, obserwuj膮c w milczeniu. Wtem wiatr przyni贸s艂 przera偶aj膮ce odg艂osy b臋bn贸w wojennych i r贸wny rytm marszowych krok贸w. Bum! Bum! B臋bnienie echem odbija艂o si臋 po mie艣cie.

Bu艂garzy! Chryste! Bu艂garzy! 鈥 zawo艂a艂 Bazyli.

Wojna? 鈥 zapyta艂a Adora.

Nie wiem, wasza wysoko艣膰, ale prosz臋 si臋 nie obawia膰. Nie zaj臋li miasta od osiemset dwunastego i oku, a wtedy nie mieli艣my takich fortyfikacji jak teraz. A poza tym mamy morze. Bu艂garzy nie s膮 偶eglami.

Co mamy robi膰, Bazyli?

Czeka膰. Zaczekamy i zobaczymy, czego chc膮. Wydaje mi si臋 jednak, 偶e by艂aby艣, pani, bezpieczniejsi w swoim pa艂acu. I prosz臋, wasza wysoko艣膰, nie spiera膰 si臋 ze starym cz艂owiekiem. Jeste艣 nadziej膮 Mesembrii i za wszelk膮 cen臋 musimy ci臋 strzec.

Teadora poklepa艂a starca po policzku. 鈥 Bazyli, gdyby艣 jeszcze m贸g艂 mi da膰 syn贸w, zosta艂by艣 moim ma艂偶onkiem.

Roze艣mia艂 si臋. 鈥 Nie, wasza wysoko艣膰, marny by艂byze mnie m膮偶. Potrzebujesz silnej r臋ki, a ja mam do ciebie s艂abo艣膰.

U艣miechn臋艂a si臋. Pos艂a艂a mu ca艂usa, wsiad艂a do lektyki i wr贸ci艂a do pa艂acu. Par臋 godzin p贸藕niej eksplozja wstrz膮sn臋艂a miastem. W apartamencie Teodory natychmiast zjawi艂 si臋 Bazyli.

Co si臋 sta艂o?

Nie umiem powiedzie膰, wasza wysoko艣膰. Bu艂garzy stan臋li pod naszymi bramami. Nie przys艂ali pos艂a艅c贸w, nie zacz臋li strzela膰. Oczywi艣cie nasi 艂ucznicy powstrzymaliby ich zamiary. Zamiast tego przyprowadzili pod bram臋 miejsk膮 dziwnie wygl膮daj膮cego ma艂ego
cz艂owieczka o 偶贸艂tej sk贸rze. Nie widzieli艣my co robi艂, ale w pewnej chwili cofn膮艂 si臋, ci膮gn膮c za sob膮 co艣, co przypomina艂o mi臋kk膮 lin臋. Przy艂o偶ono do niej pochodni臋, a potem nast膮pi艂a ta straszliwa eksplozja. Kiedy dym opad艂, nasze ogromne wrota z br膮zu sta艂y otworem. Na szcz臋艣cie by艂em na wewn臋trznych murach, wi臋c skoczy艂em na konia, 偶eby pospieszy膰 tutaj. Mamy
niewiele czasu. Niewa偶ne, jakich czar贸w u偶yli, z pewno艣ci膮 zrobi膮 to samo z wewn臋trzn膮 bram膮. Musisz zaraz ucieka膰, ksi臋偶no! Najlepsz膮 drog膮 ucieczki jest morze!

W tej chwili miasto zatrz臋s艂o si臋 od drugiego wybuchu. S艂ycha膰 by艂o triumfalne wrzaski napadaj膮cej armii, krzyki przera偶onych mieszka艅c贸w. Pojawi艂 si臋 ogie艅, kt贸rego p艂omienie zbli偶a艂y si臋 do pa艂acu.

Adora potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. 鈥 Nie opuszcz臋 moich ludzi, Bazyli. Bu艂garzy nie zrobi膮 mi krzywdy. Jestem w艂adczyni膮 tego miasta i siostr膮 cesarzowej. Chc膮 tylko 艂upi膰 i grabi膰. P贸jd膮 sobie, gdy zap艂acimy okup, jakiego za偶膮daj膮.

Nie, ksi臋偶niczko. Chc膮 przej膮膰 miasto i s膮dz膮, 偶e jest ono 艂atw膮 zdobycz膮 po 艣mierci Aleksandra. Nie wiem, jak膮 magiczn膮 sztuczk膮 pokonali nasze bramy z br膮zu, ale niew膮tpliwie by艂a to magia pot臋偶niejsza
od naszej. Musisz opu艣ci膰 miasto!

Sprzeczali si臋, nie s艂ysz膮c nadchodz膮cych Bu艂gar贸w. Zaalarmowa艂y ich dopiero krzyki kobiet w s膮siednim pokoju. Anna wpad艂a przez drzwi i swoim du偶ym cia艂em zas艂oni艂a Teador臋. Wci艣ni臋ta pomi臋dzy wysok膮 Ann臋 i Bazylego, Adora nic nie widzia艂a, s艂ysza艂a jedynie wrzaski i j臋ki krzywdzonych s艂u偶膮cych oraz okrutne wybuchy 艣miechu napastuj膮cych je Bulwar贸w. Nagle, jakby pod ciosem r臋ki Boga, Anna i Bazyli osun臋li si臋 na ziemi臋, ods艂aniaj膮c Ador臋.

Przera偶ona wpatrywa艂a si臋 w dw贸jk臋 swoich przyjaci贸艂. Ich zab贸jcy oboj臋tnie wycierali zakrwawione miecze w sp贸dnic臋 Anny. Adora odzyska艂a przytomno艣膰 umys艂u na widok ogromnego jak nied藕wied藕 m臋偶czyzny. Mia艂 prawie dwa metry wzrostu, du偶膮 rjow臋, ciemnorude w艂osy i rud膮 brod臋, a jego r臋ce i nogi by艂y niby konary drzewa.

Ksi臋偶niczka Teadora? 鈥 rzek艂 chropawym g艂osem. 鈥 Jestem Symeon Asen.

Nie mia艂a poj臋cia, sk膮d wydobywa艂 si臋 jej g艂os. 鈥 i czemu zaatakowali艣cie moje miasto?

Twoje miasto? O nie, ksi臋偶niczko, moje miasto! Jednak wydaje mi si臋, 偶e znacznie 艂atwiej b臋dzie mi opanowa膰 mieszka艅c贸w, maj膮c ciebie u boku, powiedzmy wi臋c, 偶e przyby艂em w konkury. 鈥 Niemal niezauwa偶alnie da艂 znak dw贸m ludziom. Zanim si臋 zorientowa艂a, co si臋 dzieje, zdarli z niej sukni臋. W okamgnieniu by艂a naga, a kiedy pr贸bowa艂a si臋 zas艂oni膰膰, brutalnie wykr臋cono jej r臋ce. By艂a przera偶ona tym, co zobaczy艂a w oczach Asena i ze wszystkich si艂 stara艂a si臋 nie zemdle膰. 鈥 Na Boga! 鈥 zawo艂a艂 Bu艂gar 鈥 Nawet kiedy jest naga, mo偶na pozna膰, 偶e to ksi臋偶niczka. Jaka sk贸ra! 鈥 Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i 艣cisn膮艂 pier艣 Teadory. Zacz臋艂a si臋 szamota膰, ku rozbawieniu pijanych m臋偶czyzn. Asen obliza艂 wargi. 鈥 Spr贸buj臋 znale藕膰 w mie艣cie jakiego艣 偶ywego ksi臋dza. Rano udzieli nam 艣lubu. I zabierzcie st膮d te cia艂a. Nie podobaj膮 si臋 mojej narzeczonej.

Dwaj m臋偶czy藕ni pu艣cili r臋ce Teadory i wyci膮gn臋li z pokoju zw艂oki Anny i Bazylego. Adora pozosta艂a sama ze swoim ciemi臋偶ycielem.

Odsun臋艂a si臋 od niego. Roze艣mia艂 si臋. 鈥 Nie masz gdzie uciec, Teadoro. Ale s艂usznie robisz, boj膮c si臋 mnie. Nie jestem cz艂owiekiem, kt贸rego 艂atwo zadowoli膰. Ale jako艣 wydaje mi si臋, 鈥 tu jego g艂os z艂agodnia艂 鈥 偶e tobie si臋 to uda. Podejd藕 teraz i poca艂uj mnie. Musz臋 zerkn膮膰 na moich 艂udzi, zanim zajmiemy si臋 sob膮. Kto odwa偶y si臋 krytykowa膰, je艣li b臋dziemy 艣wi臋towa膰 noc po艣lubn膮 przed 艣lubem? W ko艅cu to w艂adcy dyktuj膮 mod臋.

Bez s艂owa potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, ale genera艂 tylko si臋 roze艣mia艂. 鈥 Wstydliwa wdowa? Dobrze to 艣wiadczy o twojej cnocie, Teadoro, co tak偶e mnie cieszy. 鈥 Chwyci艂 j膮 i cho膰 si臋 wyrywa艂a, przyci膮gn膮艂 do siebie. Jego kolczuga rozci臋艂a jej pier艣 i krzykn臋艂a z b贸lu. Ignoruj膮c j膮, przywar艂 ustami do jej warg i wepchn膮艂 jej j臋zyk do ust. Zakrztusita si臋, czuj膮c smak wina i czosnku. Jego wargi, wilgotne i o艣liz艂e, szybko przesun臋艂y si臋 po jej skulonych piersiach. Obejmuj膮c j膮 jedn膮 r臋k膮 w talii, a drugim 艂apskiem 艣ciskaj膮c jej po艣ladki, wygina艂 ni膮 na wszystkie strony, podniecaj膮c si臋 coraz bardziej. Walczy艂a zapami臋ta艂e, ale z przera偶eniem poczu艂a nap贸r jego ogromniej膮cej m臋sko艣ci na swe udo. Za艣mia艂 si臋 ochryple. 鈥 Jak偶e bym chcia艂 od razu wbi膰 w ciebie, Teadoro, moj膮 w艂贸czni臋. Niestety, najpierw obowi膮zek. Dlatego jestem dobrym wodzem. 鈥 Pu艣ci艂 j膮 gwa艂townie, a偶 upad艂a na dywan. 鈥 Tak 鈥 mrukn膮艂. 鈥 Miejsce kobiety jest w艂a艣nie tam, u st贸p m臋偶czyzny. Nied艂ugo wr贸c臋, moja narzeczono. Nie podniecaj si臋 zanadto 鈥 za艣mia艂 si臋 odra偶aj膮co, opuszczaj膮c komnat臋.

Nie wiedzia艂a, jak d艂ugo le偶a艂a, kiedy nagle poczu艂a na ramieniu delikatne dotkni臋cie. Unios艂a g艂ow臋 i spojrza艂a prosto w b艂臋kitne oczy bizantyjskiego kapitana z gwardii cesarskiej. Przy艂o偶y艂 palec do warg, nakazuj膮c cisz臋, po czym pom贸g艂 jej wsta膰. Sprawnie otuli艂 j膮 ciemn膮 peleryn膮 i wyprowadzi艂 przez drzwi, wiod膮ce na taras. Pobiegli przez ogrody, w d贸艂 po schodach na pla偶臋, gdzie kapitan bez s艂owa wzi膮艂 j膮 na r臋ce i wsadzi艂 do czekaj膮cej 艂odzi. W zupe艂nej ciszy zacz膮艂 wios艂owa膰 przez ciemne wody kr贸lewskiego portu. Teadora dostrzeg艂a wy艂aniaj膮cy si臋 z ciemno艣ci nieo艣wietlony statek. 艁贸dka mi臋kko dobi艂a do burty i kapitan bezszelestnie wci膮gn膮艂 wios艂a do 艂odzi. Wskaza艂 na sznurow膮 drabink臋. Teadora cicho wspi臋艂a si臋 do g贸ry i zosta艂a wci膮gni臋ta na pok艂ad. Jej wybawca pod膮偶a艂 za ni膮. Na statku wzi膮艂 j膮 za r臋k臋 i zaprowadzi艂 do przestronnej kabiny. Zanim zapali艂 ma艂膮 lampk臋, sprawdzi艂 dok艂adnie, czy okno jest dobrze zas艂oni臋te.

Witaj na pok艂adzie, ksi臋偶niczko Teadoro. Jestem kapitan Paulus Simonides z gwardii cesarskiej, do twoich us艂ug.

Zimne, nocne powietrze przywr贸ci艂o jej pe艂n膮 przytomno艣膰 umys艂u i uwolni艂a si臋 od strachu. 鈥 Jak to si臋 sta艂o, kapitanie, 偶e znalaz艂e艣 si臋 tutaj we w艂a艣ciwym momencie, 偶eby mnie uratowa膰? Trudno mi uwierzy膰 w taki zbieg okoliczno艣ci.

Kapitan roze艣mia艂 si臋. Na Boga, ale偶 by艂a pi臋kna. Chyba nawet 艂adniejsza od Heleny. I inteligentniejsza. 鈥 Cesarzowa otrzyma艂a informacj臋 od starego znajomego o przygotowywanym ataku Bu艂gar贸w na Twoje miasto. Dosta艂a te偶 wiadomo艣膰 o obecno艣ci u boku Asena wielkiego maga z Chin, kt贸ry potrafi otwiera膰 nawet najpot臋偶niejsze wrota z br膮zu, takie jak prowadz膮ce do twojego miasta. Natychmiast wys艂a艂a mnie z pomoc膮 na wypadek, gdyby艣 tego potrzebowa艂a. 呕a艂uj臋, 偶e nie przyby艂em wcze艣niej, wasza wysoko艣膰. Kiedy dotar艂em, genera艂 by艂 w twoim pokoju i musia艂em poczeka膰, a偶 si臋 oddali.

Teadora skin臋艂a g艂ow膮. 鈥 Nie mam ubrania, nawet but贸w.

S膮 w kufrze, wasza wysoko艣膰. Cesarzowa by艂a przewiduj膮ca.

Helena zawsze jest przewiduj膮ca, kapitanie 鈥 cierpko odrzek艂a Teadora.

Kapitan sk艂oni艂 si臋. 鈥 Zostawi臋 ci臋 teraz, pani 鈥 powiedzia艂, opuszczaj膮c kabin臋. Na zewn膮trz za艣mia艂 si臋 pod nosem. Ksi臋偶niczka by艂a nie tylko urodziwa, ale i m膮dra.

Mesembria sta艂a w p艂omieniach. Oparty o reling Paulus dziwi艂 si臋. Nienawi艣膰 cesarzowej do jednej kobiety zniszczy艂a ca艂e miasto, a ksi臋偶niczka nawet tego nie podejrzewa艂a. Zastanowi艂o go, jaki los Helena gotuje swojej siostrze, ale po chwili wzruszy艂 ramionami. To nie jego sprawa. Zrobi艂 ju偶, co do niego nale偶a艂o i cesarzowa b臋dzie zadowolona. Zw艂aszcza kiedy jej opowie o planach Asena po艣lubienia ksi臋偶niczki. Ocali艂 j膮 w ostatniej chwili.

Kiedy kilka dni p贸藕niej statek zawita艂 do portu przy pa艂acu Boucolean, Helena oczekiwa艂a go z niecierpliwo艣ci膮. Postronni widzowie przypisywali jej podniecenie uldze i rado艣ci ze szcz臋艣liwej ucieczki siostry z Mesembrii. Prawda by艂a zupe艂nie inna. Nied艂ugo... ju偶 wkr贸tce... my艣la艂a z triumfem Helena. Wkr贸tce na zawsze uwolni si臋 od siostry!

Cesarzowa, przytulaj膮c Teador臋 do swych obfitych piersi, powiedzia艂a: 鈥 Dzi臋kujmy Bogu i naj艣wi臋tszej Marii, 偶e jeste艣 bezpieczna!

Teadora odsun臋艂a si臋 od siostry. Unosz膮c do g贸ry brew, rzek艂a spokojnie: 鈥 Wiesz, Heleno, chyba bardziej boj臋 si臋 twojej troski ni偶 wybuchu gniewu.

Helena roze艣mia艂a si臋 wbrew samej sobie. Czasami b艂yskotliwy j臋zyk Tei bywa zabawny. 鈥 Mo偶e nie zawsze si臋 lubimy, Teo 鈥 odpowiedzia艂a 鈥 ale jeste艣 moj膮 siostr膮.

A skoro teraz jestem ju偶 bezpieczna, co nast膮pi dniej?

To zale偶y od ciebie, siostro. Wszyscy twoi m臋偶owie 偶yli tak kr贸tko. Mo偶e lepiej by by艂o, gdyby艣 zrobi艂a sobie przerw臋 przed nast臋pnym 艣lubem.


Nigdy wi臋cej nie wyjd臋 za m膮偶, Heleno.

B臋dziesz wi臋c mia艂a kochank贸w.

Nie, siostro, nie b臋d臋 bra艂a sobie kochank贸w. Ju偶 nigdy nie b臋d臋 nale偶a艂a do 偶adnego m臋偶czyzny. Kiedy tylko odpoczn臋, zastanowi臋 si臋 nad wst膮pieniem do klasztoi u 艣w. Barbary. Bez Aleksandra nie ma dla mnie 偶ycia.

Helenie uda艂o si臋 ukry膰 rado艣膰. Zanosi艂o si臋 na to, 偶e jej plan powiedzie si臋 lepiej ni偶 zak艂ada艂a. W haremie Teadora b臋dzie cierpia艂a pot臋pie艅cze m臋ki. To by艂o wr臋cz cudowne. Helena trze藕wo skin臋艂a g艂ow膮. 鈥損omy艣la艂am, 偶e pewnie nadal jeszcze czujesz si臋 nieszcz臋艣liwa, Teo, wi臋c zamiast zabiera膰 ci臋 na nasz gwarny dw贸r w pa艂acu Blacherne艅skim, pragn臋 ci odda膰 do dyspozycji pa艂ac Bouco艂ean. Czy to ci odpowiada?

Teadora by艂a zdumiona uprzejmo艣ci膮 siostry. 鈥 tak, b臋d臋 zadowolona, mog膮c tu pozosta膰, Heleno. M臋czy mnie nie tylko wspomnienie 艣mierci Aleksandra, ale zdobycie Mesembrii przez Bu艂gar贸w. Wszystko zdarzy艂o si臋 tak szybko! Takie zniszczenia! W par臋 godzin zburzyli wszystko, co zrobili艣my, 偶eby odnowi膰 miasto. Miesi膮ce pracy!

Siostro, nie chcia艂abym przysparza膰 ci b贸lu... ale jak umar艂 Aleksander? Wasza rada przes艂a艂a nam jedynie kr贸tk膮 not臋, zawiadamiaj膮c膮 o jego 艣mierci.

Nawet teraz Teadora wiedzia艂a, 偶e nie mo偶e powiedzie膰 Helenie o wyprawie Aleksandra do Trapenntu. Udaj膮c pe艂n膮 szczero艣膰, odpowiedzia艂a: 鈥 Medycy s膮 przekonani, 偶e cierpia艂 na serce. Jego s艂uga poszed艂 go obudzi膰 i znalaz艂 go martwego. Biedny. By艂 tak za艂amany, 偶e si臋 powiesi艂.

艢wietnie, pomy艣la艂a Helena. 鈥 Czy to nie jego 偶ona ci us艂uguje?

Anna? Us艂ugiwa艂a, ale Bu艂garzy j膮 zabili.

Wy艣mienicie, w duchu pomy艣la艂a cesarzowa. Zatarte wszystkie 艣lady. 鈥 Och, siostro, za du偶o tragedii zwali艂o si臋 ostatnio na ciebie. Odpocznij sobie tutaj. Przyjad臋 za par臋 dni zobaczy膰, jak si臋 miewasz.

Siostry zn贸w u艣ciska艂y si臋 publicznie i ka偶da ruszy艂a w swoj膮 stron臋. Helena wsiad艂a na 艂贸d藕, kt贸r膮 mia艂a pop艂yn膮膰 w g贸r臋 Z艂otego Rogu do swojego pa艂acu, za艣 Teador臋 zaprowadzono do jej apartament贸w.

Przez kilka dni Adora ca艂kowicie oddawa艂a si臋 wypoczynkowi. Spa艂a. K膮pa艂a si臋. Jad艂a. Widywa艂a jedynie s艂u偶b臋. Nie odzywa艂a si臋 do nikogo, chyba 偶e musia艂a o co艣 spyta膰. Z wolna odzyskiwa艂a jasno艣膰 umys艂u.

Par臋 miesi臋cy wcze艣niej Adora by艂a radosn膮 pann膮 m艂od膮, w艂adczyni膮 pi臋knego, staro偶ytnego miasta. Po wielu latach zn贸w zosta艂a matk膮. I nagle straci艂a i dziecko, i m臋偶a. Ale wtedy jeszcze pozostawa艂a jej nadzieja zwi膮zana z przysz艂o艣ci膮 Mesembrii.

Nieoczekiwanie jednak wszystko przepad艂o w jej 偶yciu. Wszystko.

Cesarzowa pozwoli艂a siostrze na tydzie艅 wypoczynku. Dwukrotnie przes艂a艂a Adorze drobne upominki 鈥 srebrny p贸艂misek z daktylami i figami w miodzie oraz perfumy w kryszta艂owym flakoniku. Adora pow膮cha艂a perfumy i ze 艣miechem si臋 ich pozby艂a.

Helena prz臋d艂a paj臋cz膮 sie膰 wok贸艂 niepodejrzewaj膮cej niczego siostry. Potajemnie wezwa艂a Ali Yahy臋 i ustalono termin porwania. Eunuch zapyta艂: 鈥 Ale nie spodziewa si臋 dziecka, prawda? Je艣li z tamtego ksi臋cia by艂 taki ogier, to mog艂aby by膰 brzemienna.

Dzi臋ki Bogu nie, bo inaczej musia艂abym i tym si臋 zaj膮膰. Nie, eunuchu, nie denerwuj si臋, w艂a艣nie mia艂a miesi臋czne krwawienie 鈥 odrzek艂a cesarzowa.

W ustalonym dniu po po艂udniu Helena i Ali Yahya w towarzystwie dw贸ch innych eunuch贸w weszli do kr贸lewskiej sypialni w pa艂acu Boucolean. Zasiali Ador臋 艣pi膮c膮 spokojnie w 艂贸偶ku. Ostro偶nie zwi膮zali jej nogi i r臋ce jedwabnymi sznurami, za艣 usta zakneblowali jedwabn膮 chustk膮. Nast臋pnie zawin臋li j膮 w wielk膮, ciemn膮 peleryn臋 z kapturem.

Cesarzowa otworzy艂a drzwi do sekretnego przej艣cia. Poprzedzany przez jednego z eunuch贸w, a maj膮c drugiego za plecami, Ali Yahya wyni贸s艂 Teador臋 przez tajny korytarz w bezpo艣rednie s膮siedztwo galery, zacumowanej w porcie. Pospiesznie wsiedli na pok艂ad, sternik narzuci艂 wio艣larzom rytm i szybko wyp艂yn臋li z portu na morze Marmara. 艢wie偶a bryza wype艂ni艂a 偶agle i wkr贸tce znale藕li si臋 bezpieczni po drugiej stronie, na terytorium tureckim.

Nadal nieprzytomn膮 ksi臋偶niczk臋 przeniesiono ost ro偶nie na kryty w贸z, kt贸rym mia艂a jecha膰 dalej, do Bursy. Ali Yahya nie zdziwi艂 si臋 na widok oddzia艂u janczar贸w, przyby艂ego, 偶eby eskortowa膰 ksi臋偶niczk臋. Kapitan janczar贸w odszuka艂 eunucha i rzek艂: 鈥 Su艂tan zatrzyma艂 si臋 w obozie niedaleko st膮d, panie. Mamy was tam zaprowadzi膰.

G艂贸wny eunuch strapi艂 si臋. Przekl臋ta 偶膮dza Murada! Tak bardzo po偶膮da艂 ksi臋偶niczki, 偶e m贸g艂by wszystko zepsu膰. Ali Yahya nie wiedzia艂 nawet, 偶e Murad odst膮pi艂 od obl臋偶enia Konstantynopola. Mia艂 nadziej臋, 偶e przewiezie Teador臋 do Bursy, gdzie b臋dzie m贸g艂 u艣mierzy膰 jej obawy, upora膰 si臋 z jej gniewem i porozmawia膰 z ni膮. Maj膮c czas, m贸g艂by j膮 przekona膰 o ogromnej szansie, kt贸ra si臋 przed ni膮 otwiera艂a. Przecie偶 gdyby urodzi艂a Muradowi syna, i ch艂opiec m贸g艂by zosta膰 nast臋pnym su艂tanem!

Ale zrozpaczona ksi臋偶niczka obudzi si臋 w towarzystwie m臋偶czyzny, przed kt贸rym uciek艂a. Na Allaha! By艂y chwile, kiedy Ali Yahya wdzi臋czny by艂 losowi za uwolnienie od ludzkich nami臋tno艣ci. Wiedzia艂, 偶e nie zdo艂a d艂ugo utrzyma膰 Murada z dala od ksi臋偶niczki. Gdyby jednak m贸g艂 powiedzie膰 su艂tanowi, o przej艣ciach ksi臋偶niczki na pocz膮tku ma艂偶e艅stwa z Orchanem, mo偶e Murad okaza艂by Teadorze wsp贸艂czucie. Po ucieczce ksi臋偶niczki Ali Yahya nie byt w stanie wyja艣ni膰 wszystkiego Muradowi.

Zbyt wcze艣nie doje偶d偶ali do obozu su艂tana. Ali Yahya niespokojnie zerkn膮艂 na swoj膮 bezbronn膮 brank臋. Nadal spa艂a, ale nie by艂 to ju偶 g艂臋boki sen. Wkr贸tce si臋 obudzi. Mia艂 niewiele czasu. Pow贸z zatrzyma艂 si臋 i, zanim eunuch zdo艂a艂 si臋 poruszy膰, niecierpliwa d艂o艅 zerwa艂a zas艂ony i Murad wspi膮艂 si臋 do 艣rodka.

Nic jej si臋 nie sta艂o? Dlaczego jest taka nieruchoma? Czy zna swoje po艂o偶enie?

Prosz臋, panie, chod藕my do twojego namiotu. Ksi臋偶niczka jest ca艂a i zdrowa, jednak nadal jeszcze znajduje si臋 pod wp艂ywem 艣rodka nasennego, kt贸ry poda艂a jej cesarzowa. Nie chc臋, 偶eby si臋 za wcze艣nie obudzi艂a. Nie ma poj臋cia, co si臋 sta艂o. To b臋dzie dla niej straszliwy szok, zw艂aszcza kiedy si臋 dowie, 偶e w艂asna siostra sprzeda艂a j膮 w niewol臋. 鈥 Odwr贸ci艂 si臋 do towarzysz膮cych mu dw贸ch eunuch贸w. 鈥 Zanie艣cie ksi臋偶niczk臋 Teador臋 do jej namiotu 鈥 poleci艂 鈥 i niech kto艣 jej pilnuje. Przy艣lijcie po mnie, kiedy zacznie si臋 budzi膰.

Su艂tan wyskoczy艂 z powozu i pom贸g艂 wysi膮艣膰 Ali Yahyi. Obaj udali si臋 do przestronnego, luksusowego namiotu su艂tana i zasiedli przy kawie. Eunuch wyci膮gn膮艂 z fa艂d贸w swej szaty rolk臋 pergaminu i wr臋czy艂 j膮 Muradowi.

Su艂tan z艂ama艂 woskow膮, czerwon膮 piecz臋膰, rozwin膮艂 pergamin i zacz膮艂 czyta膰. Powoli u艣miech rozja艣ni艂 jego twarz. 鈥 Teraz jest ju偶 moja! 鈥 zawo艂a艂. 鈥 Nale偶y tylko do mnie! 呕aden inny m臋偶czyzna nigdy nie b臋dzie jej mia艂!

Ali Yahya spojrza艂 w zdumieniu prosto w ciemne oczy su艂tana. 鈥 Zastanawiasz si臋, czy nie oszala艂em, ty powierniku cesarskich sekret贸w? C贸偶, powierz臋 ci jeszcze jedn膮 tajemnic臋. Pewnego dnia, wiele lat temu, kiedy przechodzi艂em pod murami klasztoru 艣w. Katarzyny, us艂ysza艂em krzyk. Spojrza艂em w g贸r臋 i zobaczy艂em dziewczyn臋, spadaj膮c膮 z muru. To by艂a ksi臋偶niczka, kt贸ra krad艂a brzoskwinie z sadu. Z艂apa艂em j膮 i bezpiecznie odstawi艂em z powrotem na mur. W tamtych dniach by艂a bardzo samotna, nie mia艂a nikogo bliskiego. Zaprzyja藕nili艣my si臋 i, niech si臋 Allah zmi艂uje nad nami, zakochali艣my si臋 w sobie. Mieli艣my nadziej臋, 偶e m贸j ojciec, maj膮c sw贸j du偶y harem, zapomni o niej i umrze, pozostawiaj膮c j膮 nietkni臋t膮 wdow膮. Wtedy chcia艂em, 偶eby zosta艂a moj膮 偶on膮. Ale on nie zapomnia艂, a Teadora szybko mu si臋 podporz膮dkowa艂a i urodzi艂a mu syna. Po 艣mierci ojca powiedzia艂em jej, 偶e ma miesi膮c 偶a艂oby, po czym do艂膮czy do mojego haremu. Tymczasem Teadora uciek艂a i pospiesznie wysz艂a za m膮偶 za tego Greka. Jak mog臋 jej wybaczy膰, chocia偶 nadal j膮 kocham i po偶膮dam? Nie mog臋! Ale b臋d臋 j膮 mia艂, Ali Yahyo! B臋dzie mola, dostarczy mi rozkoszy, i je艣li Allah pozwoli, da mi synow. Jest moja i zawsze b臋dzie.

Pierwszy raz w swoim czterdziestoletnim 偶yciu Ali Ynliya by艂 naprawd臋 zaskoczony. Us艂yszane w艂a艣nie informacje wyja艣nia艂y wiele spraw, kt贸re wcze艣niej go zdumiewa艂y. Zrozumia艂, 偶e teraz powinien opowiedzie膰 su艂tanowi o nocy po艣lubnej ksi臋偶niczki z Orchanem, 偶eby Murad, kieruj膮c si臋 gniewn膮 nami臋tno艣ci膮, nie zgwa艂ci艂 dziewczyny. Murad musi zrozumie膰 w jaki spos贸b niewinna ksi臋偶niczka zosta艂a potraktowana przez m臋偶a. To nie by艂a jej wina. Nie mo偶na jej wini膰 za to, 偶e znienawidzi艂a Ottoman贸w i uciek艂a od nich. Najwyra藕niej Teadora by艂a zbyt dumna, 偶eby wyzna膰 Muradowi prawd臋 o swoim ma艂偶e艅stwie z Orchanem. Nawet najinteligentniejsza kobieta od czasu do czasu zrobi co艣 g艂upiego.

M贸j panie 鈥 zacz膮艂 鈥 jest co艣, o czym powiniene艣 wiedzie膰... 鈥 Ale przerwa艂 mu m艂odszy eunuch, kt贸ry przyby艂 z wie艣ci膮, 偶e ksi臋偶niczka zaczyna si臋 budzi膰.

Murad zerwa艂 si臋 na nogi, a Ali Yahya, nie bacz膮c na swoje dostoje艅stwo i etykiet臋 dworsk膮, zawo艂a艂:

Panie! Pozw贸l, 偶ebym poszed艂 pierwszy, b艂agam ci臋! Jej szok b臋dzie straszliwy. Prosz臋 mi wybaczy膰 moje s艂owa, ale je艣li zobaczy ci臋, panie, pierwszego... 鈥 Niesko艅czone zdanie zawis艂o pomi臋dzy nimi.

Murad zatrzyma艂 si臋. 鈥 Ile potrzebujesz czasu? 鈥搝apyta艂.

Male艅k膮 chwilk臋, panie 鈥 rzek艂 Ali Yahya i pospiesznie wybieg艂 z namiotu su艂tana, zmierzaj膮c w stron臋 kwatery Teadory.

Z艂o偶ono j膮 na szerokim 艂o偶u w luksusowym namiocie. Wierci艂a si臋 niespokojnie. Ali Yahya przysun膮艂 sobie krzes艂o i usiad艂 ko艂o ksi臋偶niczki. Dziewczyna powoli otworzy艂a fio艂kowe oczy. Spod wp贸艂przymkni臋tych powiek rozejrza艂a si臋 dooko艂a. Pocz膮tkowo by艂a zdezorientowana, lecz nagle na jej twarz wype艂z艂o przera偶enie.

Ali Yahya?

Tak, to ja, wasza wysoko艣膰.

Gdzie... gdzie ja jestem, Ali Yahyo? Ostatnie co pami臋tam, to wizyta u mojej siostry, Heleny. Poczu艂am si臋 艣pi膮ca.

To by艂o par臋 godzin temu, wasza wysoko艣膰. Teraz znajdujemy si臋 w obozie, w drodze do Bursy. Su艂tan tu jest i chce ci臋 widzie膰.

Nie!

Wasza wysoko艣膰 nie mo偶e mu odm贸wi膰.

Mog臋! Nie chc臋 go nigdy wi臋cej widzie膰! 鈥 Wsta艂a z 艂o偶a i zacz臋艂a kr膮偶y膰 nerwowo po namiocie. 鈥 Och, Ali Yahyo! Dlaczego sprowadzi艂e艣 mnie z powrotem? Chcia艂am pozosta膰 w Konstantynopolu! Nie mam tu czego szuka膰.

Su艂tan ci臋 kocha, wasza wysoko艣膰.

Su艂tan tylko mnie po偶膮da 鈥 j臋kn臋艂a z rozpacz膮. 鈥揅zemu inna kobieta nie mo偶e zaspokoi膰 jego 偶膮dzy?

Ksi臋偶niczko, su艂tan ci臋 kocha i kocha艂 ci臋 od samego pocz膮tku. 鈥 Spojrza艂a bystro na eunucha, zastanawiaj膮c si臋, sk膮d m贸g艂 to wiedzie膰. Ali Yahya ci膮gn膮艂 dalej. 鈥 Kocha ci臋 tak bardzo, 偶e zagrozi艂 Konstantynopolowi, 偶eby tylko ci臋 odzyska膰.

Gdyby m贸j ukochany Aleksander nie umar艂, by艂abym bezpieczna w Mesembrii. 鈥 Westchn臋艂a, po czym w jej oczach pojawi艂 si臋 dziwny wyraz. 鈥 W jaki spos贸b Murad mnie odzyska艂, Ali Yahyo? Chyba to nie m贸j szwagier mnie wyda艂, co?

Nie, pani.

Moja kochaj膮ca siostra Helena 鈥 spokojnie powiedzia艂a Teadora. Eunuch skin膮艂 g艂ow膮. 鈥 I co uzyska艂a w zamian od su艂tana? Co by艂o tak wa偶ne dla niej, 偶eby mnie w ten spos贸b zdradzi膰? Czy przekona艂a go, 偶eby odst膮pi艂 od obl臋偶enia Konstantynopola? Dosta艂a
obietnic臋 powrotu swojej c贸rki? Co, Ali Yahyo? Co dosta艂a moja siostra?

Najbardziej obawia艂 si臋 tej w艂a艣nie chwili, kiedy b臋dzie musia艂 jej to powiedzie膰. Nie by艂o sposobu, 偶eby z艂agodzi膰 cios, rani膮cy jej dumn膮 dusz臋. 鈥 Wasza wysoko艣膰 鈥 zacz膮艂 鈥 czy wiesz, 偶e po wycofaniu si臋 twojego ojca z 偶ycia publicznego, twoja siostra zosta艂a g艂ow膮 rodu Kantakuzen贸w? 鈥 Zaintrygowana, skin臋艂a g艂ow膮. 鈥 Musz臋 wi臋c powiedzie膰 ci, pani 鈥 zamy艣li艂 si臋 przez chwil臋 i wzi膮艂 g艂臋boki oddech 鈥 musz臋 powiedzie膰, 偶e jako g艂owa twojej rodziny, cesarzowa sprzeda艂a ci臋 za dziesi臋膰 tysi臋cy z艂otych dukat贸w weneckich i sto pere艂 indyjskich bez skazy. Formalnie jeste艣 wi臋c, pani, niewolnic膮 su艂tana 鈥 zako艅czy艂.

Wpatrywa艂a si臋 w niego bez s艂owa. Zaniepokojony stanem jej umys艂u, dotkn膮艂 j膮 delikatnie. Drgn臋艂a nerwowo, po czym zwr贸ci艂a na niego swe pi臋kne oczy. 鈥 Moja siostra sprzeda艂a mnie w niewol臋?

Tak, wasza wysoko艣膰. To... zupe艂nie legalne.

Nigdy sobie nie u艣wiadamia艂am, 偶e a偶 tak mnie nienawidzi. My艣la艂am, 偶e to moja siostra, ta sama krew, ci sami matka i ojciec. Sprzeda膰 mnie w niewol臋... 鈥 Wstrz膮sn膮艂 ni膮 gwa艂towny szloch. Zwr贸ci艂a przera偶on膮 twarz w stron臋 eunucha. 鈥 Daj mi sztylet, przyjacielu! Albo du偶o wywaru z maku! 鈥 b艂aga艂a zdesperowana. 鈥 Nie pozw贸l mi 偶y膰 w ha艅bie. Kocha艂am Aleksandra. Nigdy nie pokocham tak samo su艂tana Murada. On mnie nienawidzi, nienawidzi za co艣, czemu nie mog艂am zapobiec. Ali Yahyo, pom贸偶 mi, prosz臋!

Lecz eunuch by艂 niewzruszony. Ksi臋偶niczka by艂a teraz w szoku. Kiedy dojdzie do siebie, pogodzi si臋 z losem i skorzysta z nadarzaj膮cej si臋 okazji. Mo偶e i kocha艂a Greka, kt贸ry by艂 jej m臋偶em, lecz Ali Yahya wiedzia艂 te偶, 偶e pomimo zaprzecze艅, kocha艂a m艂odego su艂tana. Je艣li tylko Murad oka偶e jej uczucie, a Ali Yahya postara si臋 tego dopilnowa膰, wszystko pomi臋dzy nimi dobrze si臋 u艂o偶y.

To 偶aden wstyd by膰 faworyt膮 su艂tana 鈥 powiedzia艂.

Oszala艂e艣? 鈥 zacz臋艂a szlocha膰. 鈥 By艂am 偶on膮 su艂tana. By艂am 偶on膮 w艂adcy Mesembrii. Nie b臋d臋 dziwk膮 su艂tana Murada!

B臋dziesz tym, co mi si臋 spodoba 鈥 rozleg艂 si臋 od wej艣cia g艂os Murada. 鈥 Zostaw nas, Ali Yahyo! 鈥 Ruszy艂 do przodu.

Nie!

Roze艣mia艂 si臋 z okrucie艅stwem. 鈥 Chocia偶 jeste艣 ksi臋偶niczk膮 z urodzenia, Adoro, to teraz jeste艣 moj膮 niewolnic膮. Najwy偶szy czas, 偶eby艣 zacz臋艂a si臋 zachowywa膰 stosownie do twej pozycji. Z ogromn膮 przyjemno艣ci膮 b臋d臋 ci臋 szkoli艂. 呕aden z twoich m臋偶贸w tego nie zrobi艂. Nie b臋d臋 ci dogadza艂, tak jak oni.

Odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 eunucha. Ali Yahya pok艂oni艂 si臋 i wyszed艂.

Przez chwil臋 stali, obserwuj膮c si臋 nawzajem. Serce Aclory bi艂o dziko. Patrzy艂a na niego dumnie, rozpaczliwie usi艂uj膮c odnale藕膰 艣lady tamtego czu艂ego m艂odzie艅ca, kt贸ry ongi艣 j膮 kocha艂. By艂 przystojniejszy ni偶 kiedykolwiek. Lata sp臋dzone w armii zahartowa艂y jego cia艂o. Na ciemnych w艂osach nie by艂o nawet 艣ladu siwizny.

Przera偶a艂o j膮 jego przenikliwe spojrzenie. Nie by艂o w nim ciep艂a. Patrzy艂 na ni膮 ch艂odno, jak na swoj膮 w艂asno艣膰. I nagle porazi艂a j膮 艣wiadomo艣膰, 偶e tym w艂a艣nie jest 鈥 jego w艂asno艣ci膮. Zadygota艂a.

Roze艣mia艂 si臋 ponuro. 鈥 Przyjd臋 do ciebie dzi艣 w nocy 鈥 o艣wiadczy艂 spokojnie.

Nie. 鈥 Ledwo mog艂a wypowiada膰 s艂owa, szepcz膮c cicho.

Podejd藕 do mnie 鈥 rozkaza艂 zimnym g艂osem.

Nie! 鈥 sprzeciwi艂a si臋.

Nagle roze艣mia艂 si臋 艂agodnie i powiedzia艂 cicho: 鈥揥 ko艅cu b臋dziesz musia艂a mnie s艂ucha膰, go艂膮beczko. Wiesz przecie偶, 偶e potrafi臋 ci臋 do tego zmusi膰.

Cho膰 jej fio艂kowe oczy pociemnia艂y z przera偶enia, nadal z nim walczy艂a. Murad byl jednocze艣nie zadowolony i rozbawiony. Bez wzgl臋du na to, co by艂o pomi臋dzy nimi, nie chcia艂 艂ama膰 jej ducha. Ale b臋dzie mu pos艂uszna. Zaskoczy艂 go jej op贸r. Nie by艂a dziewic膮. I nie by艂 przekonany, czy kocha艂a kt贸regokolwiek ze swoich m臋偶贸w. Czemu wi臋c odgrywa rol臋 pow艣ci膮gliwej wdowy?

Mierz膮c j膮 wzrokiem jak wilk, patrz膮cy na owc臋, powoli pokonywa艂 dziel膮c膮 ich odleg艂o艣膰. Adora nie mog艂a wykona膰 ruchu. Nogi mia艂a jak sparali偶owane. Murad wyci膮gn膮艂 r臋k臋. Silna, twarda d艂o艅 w艂adczym gestem unios艂a jej brod臋. Jego usta opad艂y w d贸艂 i zamkn臋艂y si臋 na jej wargach.

Poruszy艂 gdzie艣 w g艂臋bi niej znajom膮 strun臋. Nie by艂a w stanie, a mo偶e nie chcia艂a walczy膰 i na chwil臋 pozwoli艂a mu posi膮艣膰 sw膮 dusz臋. Pocz膮tkowo jego usta by艂y ciep艂e i zdumiewaj膮co 艂agodne, potem jednak poca艂unek pog艂臋bi艂 si臋, sta艂 si臋 w艂adczy, niemal brutalny. Z nag艂ym krzykiem zacz臋艂a si臋 wyrywa膰, a kiedy go podrapa艂a, zakl膮艂 gniewnie. 鈥 Ty ma艂a suko! Teraz nale偶ysz do mnie. Ju偶 nied艂ugo si臋 tego nauczysz, Adoro! Jeste艣 moja! Moja!

Odwr贸ci艂 si臋 i z w艣ciek艂o艣ci膮 opu艣ci艂 namiot.

Trz臋s膮c si臋 nieopanowanie, osun臋艂a si臋 na kolana. Nie mia艂a poj臋cia, ile czasu tak kl臋cza艂a, skulona, 偶a艂o艣nie op艂akuj膮c Aleksandra. W ko艅cu podnios艂y j膮 czyje艣 silne ramiona. Zobaczy艂a, 偶e do namiotu wniesiono ogromn膮 d臋bow膮 bali臋 i nape艂niono j膮 gor膮c膮 wod膮 i pachn膮cymi olejkami. Zdj臋to z niej ubranie i zaniesiono do wanny. Pos艂uguj膮ce jej niewolnice by艂y od niej starsze. 艁agodnie zmy艂y z jej cia艂a i w艂os贸w kurz podr贸偶y. Nast臋pnie w ow艂osione cz臋艣ci wtarto jej pachn膮c膮 r贸偶ami depiluj膮c膮 past臋. Jej d艂ugie w艂osy wytarto lnianym r臋cznikiem, rozczesano i osuszono jedwabn膮 艣ciereczk膮, a偶 sta艂y si臋 mi臋kkie i b艂yszcz膮ce.

Po sp艂ukaniu cia艂a jej w艂osy spi臋to na czubku g艂owy drogocennymi spinkami, a cia艂o natarto ch艂odn膮, perfumowan膮 wod膮. Owini臋to j膮 nagrzanym r臋cznikiem, wytarto do sucha, posadzono na 艂awce i zrobiono masa偶.

Teadora by艂a ju偶 wyczerpana prze偶ytym szokiem i 艂agodnymi zabiegami 艂aziebnych, kiedy w namiocie pojawi艂 si臋 Ali Yahya z nar臋czem ubra艅. Sp艂oni艂a si臋 pod jego lustruj膮cym spojrzeniem. Stale nie mog艂a przywykn膮膰 do tych pozbawionych m臋sko艣ci m臋偶czyzn, ogl膮daj膮cych j膮 nago. Na rozkazuj膮ce spojrzenie eunucha niewolnice pospiesznie wysz艂y.

Ali Yahya przesun膮艂 mi臋kk膮 d艂oni膮 po jej ciele i niedowierzaj膮co potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. 鈥 Wasza wysoko艣膰, jeste艣 doskona艂a. Masz cia艂o bez skazy. Wspaniale! Su艂tan b臋dzie bardzo zadowolony. 鈥 Pochyli艂 si臋 i zapi膮艂 wok贸艂 jej cia艂a, tu偶 nad krzywizn膮 bioder, cienki, z艂oty 艂a艅cuszek, przez kt贸ry przewiesi艂 dwa, si臋gaj膮ce kostek dziewczyny, kawa艂ki r贸偶owej, mu艣linowej Ikaniny, przeplecionej srebrn膮 nici膮. Jeden zakrywa艂 jej po艣ladki, a drugi 艂ono i uda. Eunuch przykl臋kn膮艂 i za艂o偶y艂 na jej kostki kilka z艂otych bransoletek. Potem podni贸s艂 si臋 i z zadowoleniem kiwn膮艂 g艂ow膮.

Su艂tan do艂膮czy za chwil臋, wasza wysoko艣膰 鈥 powiedzia艂 oficjalnie. Po czym 艣ciszonym g艂osem doda艂:

Los tak chcia艂, ksi臋偶niczko, bo inaczej wszystko to by si臋 nie wydarzy艂o. Pog贸d藕 si臋 z tym i osi膮gnij wielko艣膰.

W 艂贸偶ku su艂tana? 鈥 zapyta艂a pogardliwie.

To metoda stosowana przez kobiety od pocz膮tku 艣wiata. Czy jeste艣 w czym艣 gorsza lub lepsza od innych?

Mam rozum, Ali Yahyo. W greckim 艣wiecie, do kt贸rego nale偶臋, kobiety obdarzone inteligencj膮 s膮 szanowane i cenione. Tutaj kobieta jest tylko cia艂em, kt贸re s艂u偶y zaspokajaniu m臋skiej 偶膮dzy, niczym
wi臋cej. Nie b臋d臋 tylko cia艂em!

Nadal jeste艣 bardzo m艂oda, ksi臋偶niczko 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 eunuch. 鈥 Niewa偶ne, jak膮 drog膮 zd膮偶a sic do celu, je艣li tylko si臋 ten cel osi膮ga. Powiedzia艂a艣, 偶e nie chcesz by膰 jedynie cia艂em. Czym wi臋c chcesz by膰? Najpierw zawojuj su艂tana swoim pi臋knym cialem, ksi臋偶niczko. A potem u偶yj swej inteligencji, 偶eby zrealizowa膰 sw贸j ce艂, je艣li w og贸le wiesz, co chcesz osi膮gn膮膰. 鈥 Odwr贸ci艂 si臋 gwa艂townie i pozostawi艂 j膮 sam膮, 偶eby mog艂a przemy艣le膰 te s艂owa.

Wygl膮dasz na gotow膮 do stoczenia bitwy, Adoro.

Okr臋ci艂a si臋 gwa艂townie, zapomniawszy o obna偶onych piersiach. Podziw w oczach Murada, kt贸re przez chwil臋 prze艣lizn臋艂y si臋 po jej dumnie uniesionych sto偶kach, przywo艂a艂 na jej twarz niepo偶膮dany rumieniec. Roze艣mia艂 si臋. 鈥 Jak b臋dziesz ze mn膮 walczy膰, Adoro? 鈥 zapyta艂 kpi膮co.

Co z ciebie za m臋偶czyzna? 鈥 wysycza艂a. 鈥 Wiesz, 偶e ci臋 nienawidz臋, a mimo to chcesz mnie posi膮艣膰?

Tak, moja go艂膮beczko! 鈥 W jego ogorza艂ej twarzy b艂ysn臋艂y r贸wne, bia艂e z臋by. Zrzuci艂 szat臋 w czerwone i z艂ote pasy, ods艂aniaj膮c opalony tors z tr贸jk膮tem ciemnych w艂os贸w. Pozosta艂 w lu藕nych spodniach z mi臋kkiej, bia艂ej we艂ny i w sk贸rzanych, ciemnych butach. Usiad艂 na sto艂ku i rozkaza艂 鈥 Zdejmij mi buty.

Spojrza艂a wstrz膮艣ni臋ta. 鈥 Nie wiem, jak to si臋 robi. Wezwij niewolnika.

Ty jeste艣 moj膮 niewolnic膮 鈥 rzek艂 znacz膮co, spokojnym g艂osem. 鈥 Powiem ci, jak to si臋 robi. 鈥 Wyci膮gn膮艂 nog臋. 鈥 Odwr贸膰 si臋 do mnie ty艂em i 艣ci艣nij moj膮 nog臋 pomi臋dzy swoimi, a potem po prostu 艣ci膮gnij
but.

Z wahaniem pos艂ucha艂a. Ku jej skrytej uldze but zsun膮艂 si臋 艂atwo. 艢mia艂o chwyci艂a za drugi but i poci膮gn臋艂a, lecz tym razem su艂tan z艂o艣liwie opar艂 swoj膮 stop臋 na 艣licznym po艣ladku ksi臋偶niczki i popchn膮艂 j膮, posy艂aj膮c prosto na stos poduszek na ziemi. Nie zd膮偶y艂a krzykn膮膰 z oburzenia, bo su艂tan ze 艣miechem przewr贸ci艂 si臋 na ni膮. Szybko obr贸ci艂 j膮 i poca艂owa艂 powoli i znacz膮co. Zerwa艂a si臋 na nogi z oczyma pe艂nymi przera偶enia.

Cofn臋艂a si臋 przed nim. Gro藕nie przymru偶y艂 czarne oczy. Wsta艂 i powoli zacz膮艂 zmierza膰 w jej kierunku. Sytuacja by艂a groteskowa. Nie mia艂a gdzie ucieka膰. Pochlipuj膮c, sta艂a i czeka艂a, kiedy j膮 schwyci. Surowo patrzy艂 na ni膮 z g贸ry. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i zerwa艂 opasuj膮cy jej biodra 艂a艅cuszek, a r贸偶owe kawa艂ki mu艣linu opad艂y na ziemi臋. By艂a zupe艂nie naga. Ogromna d艂o艅 unios艂a si臋 ku jej g艂owie, 偶eby wyci膮gn膮膰 spinki i ciemne w艂osy sp艂yn臋艂y po jej ciele, a偶 do talii.

Porwa艂 j膮 na r臋ce i zani贸s艂 na 艂贸偶ko. 鈥 Adoro, je艣li zrobisz cho膰by jeden ruch, 偶eby mi uciec, osobi艣cie ci臋 wych艂oszcz臋. 鈥 Zacz膮艂 艣ci膮ga膰 spodnie.

Podoba艂oby ci si臋 to, prawda? 鈥 prychn臋艂a. 鈥 Chcia艂by艣 mie膰 pretekst, 偶eby mnie zbi膰!

Pochyli艂 si臋 i z namys艂em pog艂aska艂 jej okr膮g艂e po艣ladki. 鈥 Przyznaj臋, 偶e to kusz膮ca mo偶liwo艣膰, gol膮beczko. Ale s膮 inne rzeczy, kt贸re wol臋 z tob膮 robi膰. Czeka艂em na to dziesi臋膰 lat.

Nie dam ci 偶adnej przyjemno艣ci, niewierny! 鈥損rychn臋艂a.

Chyba dasz 鈥 odparowa艂. Sta艂 nad ni膮 nagi, z kpi膮cym u艣miechem na przystojnej twarzy.

Zlustrowa艂a go 艣mia艂ym spojrzeniem. Dobry Bo偶e, ule偶 by艂 wspania艂y! Na jego wysokim, pi臋knie zbudowanym ciele nie by艂o nawet grama zb臋dnego t艂uszczu. Mia艂 zgrabne nogi, szczup艂e biodra, p艂aski brzuch i szerok膮, ow艂osion膮 klatk臋 piersiow膮. Pomi臋dzy udami, w tr贸jk膮cie ciemnych w艂os贸w, spoczywa艂a jego m臋sko艣膰, tak jak podejrzewa艂a, ogromna nawet w spoczynku. Kiedy si臋 podnieci, b臋dzie jak u ogiera. Sp艂oni艂a si臋, a su艂tan roze艣mia艂 si臋, jakby czyta艂 w jej my艣lach.

Po艂o偶y艂 si臋 obok i wzi膮艂 j膮 w ramiona. Zesztywnia艂a, ale su艂tan nie wykona艂 偶adnego ruchu. To tylko wzmog艂o jej podejrzenia. Nagle jedn膮 r臋k膮 zacz膮艂 g艂adzi膰 j膮 delikatnie, 艂agodz膮c napi臋cie mi臋艣ni plec贸w i po艣ladk贸w. By艂a zdezorientowana. Przecie偶 powinien j膮 teraz gwa艂ci膰. Z niemym zapytaniem zwr贸ci艂a na niego spojrzenie.

Dawno temu 鈥 odezwa艂 si臋 艂agodnie 鈥 w pewnym sadzie, w blasku ksi臋偶yca, pokocha艂em niewinn膮 dziewic臋. Potem mi j膮 zabrano, a nast臋pnie straci艂em j膮 po raz drugi. Teraz jednak zn贸w znalaz艂a si臋 w moich ramionach. I tym razem nikt mi jej nie odbierze!

Prze艂kn臋艂a 艣lin臋, usi艂uj膮c opanowa膰 wzruszenie, 艣ciskaj膮ce jej gard艂o. 鈥揓u偶 nie jestem niewinn膮 dziewic膮, panie 鈥 szepn臋艂a. Czemu jej to robi艂?

Nie, Adoro, nie jeste艣 niewinn膮 panienk膮, w dos艂ownym sensie tego s艂owa. Zosta艂a艣 brutalnie pozbawiona dziewictwa. By艂a艣 偶on膮 mojego ojca i urodzi艂a艣 mu syna. Za艣 ten grecki mo偶now艂adca nie m贸g艂 ci臋 kocha膰 tak bardzo jak ja. Wierz臋, 偶e w swym sercu nadal pozosta艂a艣 dziewic膮.

Sk膮d o tym wiesz? 鈥 zapyta艂a go dr偶膮cym g艂osem. Nie m贸w mu nic o Aleksandrze, przestrzega艂 j膮 jaki艣 wewn臋trzny g艂os.

A nie mam racji, go艂膮beczko? 鈥 Kiedy nie odpowiedzia艂a, ci膮gn膮艂 dalej. 鈥 Jestem g艂upcem, Adoro! Znaj膮c ci臋, jak mog艂em my艣le膰, 偶e zdradzi艂a艣 nasz膮 mi艂o艣膰? A jednak tak my艣la艂em. S膮dzi艂em, 偶e kierujesz si臋 ambicj膮, a gdy my艣la艂em o tobie w 艂贸偶ku z moim ojcem, niemal odchodzi艂em od zmys艂贸w! I nic nie mog艂em na to poradzi膰.

Ja te偶 nic nie mog艂am zrobi膰 鈥 odpowiedzia艂a.

Przez par臋 minut le偶eli spokojnie. Serce Adory skaka艂o z rado艣ci. Wszystko si臋 u艂o偶y. Zna艂a pow贸d zmiany nastawienia Murada. Ali Yahya musia艂 mu powiedzie膰 to, czego jej nie pozwoli艂a zdradzi膰 duma. Gniew Murada os艂ab艂, gdy su艂tan pozna艂 prawd臋 o jej zwi膮zku z Orchanem. Teraz zostanie jego 偶on膮! Zerkn臋艂a na niego wstydliwie. 鈥 Czy pobierzemy si臋 zaraz po przybyciu do Bursy, czy te偶 ju偶 mnie po艣lubi艂e艣? 鈥 zada艂a pytanie.

Poczu艂a, 偶e sztywnieje u jej boku. 鈥 Nie wezm臋 sobie 偶ony, ani w chrze艣cija艅skim, ani w muzu艂ma艅skim obrz膮dku, tak samo moi nast臋pcy. R贸d Ottoman贸w z dnia na dzie艅 staje si臋 pot臋偶niejszy i nie potrzebuje politycznych sojuszy zawieranych poprzez zwi膮zki ma艂偶e艅skie. Tak jak moi przodkowie, b臋d臋 mia艂 na艂o偶nice.

Teadora odsun臋艂a si臋 od niego obra偶ona, rozczarowana i zraniona. 鈥 Dwaj m臋偶czy藕ni pragn臋li mnie na tyle, 偶e mnie po艣lubili, Muradzie! Nie b臋d臋 twoj膮 dziwk膮!

B臋dziesz tym, kim b臋d臋 chcia艂! Adoro, Adoro, moja s艂odka mi艂o艣ci! Dlaczego zaprzeczasz prawdziwo艣ci tego, co do mnie czujesz? Czy par臋 s艂贸w, wymruczanych przez jakiego艣 kap艂ana, zmieni te uczucia?

Nie jestem g艂upi膮 wie艣niaczk膮, zaszczycon膮 wzgl臋dami su艂tana 鈥 wyrzuci艂a z siebie. 鈥 Jestem Teadora Kantakuzen, bizantyjsk膮 ksi臋偶niczk膮!

Roze艣mia艂 si臋. 鈥 Przede wszystkim jeste艣 kobiet膮, Adoro. A poza tym, moja go艂膮beczko, z prawnego punktu widzenia jeste艣 moj膮 niewolnic膮, cho膰 jeszcze do tego nie przywyk艂a艣. Dostarczanie mi przyjemno艣ci jest twoim obowi膮zkiem 鈥 droczy艂 si臋 z ni膮. Przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie i poca艂owa艂. By艂o to jednak jak ca艂owanie lalki, bowiem napi臋艂a ca艂e cia艂o i mocno zacisn臋艂a wargi.

Zasypa艂 jej twarz czu艂ymi poca艂unkami w nadziei, 偶e j膮 rozbudzi. Ca艂膮 si艂膮 woli zmusza艂a si臋 do oboj臋tno艣ci wobec mi臋kkich warg, kt贸re delikatnie muska艂y jej przymkni臋te powieki, czo艂o, czubek nosa, k膮ciki ust, uparty podbr贸dek. Gniewnie odwr贸ci艂a od niego g艂ow臋, niem膮drze ods艂aniaj膮c sw膮 smuk艂膮, bia艂膮 szyj臋, a Murad szybko wykorzysta艂 okazj臋, kt贸r膮 stworzy艂a. Kiedy wargi su艂tana przesun臋艂y si臋 w d贸艂, skubi膮c jej ucho, a potem pow臋drowa艂y ku piersiom, gdzie艣 w g艂臋bi swego cia艂a poczu艂a budz膮ce si臋 dr偶enie. Uda艂o jej si臋 je opanowa膰, ale zaw艂adn臋艂a ni膮 panika i usi艂owa艂a go odepchn膮膰.

Nie! Nie! 鈥 G艂os jej dygota艂. 鈥 Nie! Nie pozwol臋 ci na to!

Uni贸s艂 g艂ow臋 i zajrza艂 jej g艂臋boko w oczy. 鈥 Nale偶ysz do mnie 鈥 powiedzia艂 spokojnie cichym g艂osem. 鈥揘iepotrzebne mi papiery, 偶eby o tym wiedzie膰. A ty pragniesz mi si臋 odda膰 r贸wnie mocno, jak ja pragn臋 ci臋 posi膮艣膰. Czemu ze mn膮 walczysz, moje niem膮dre kochanie? Przecie偶 ju偶 dr偶ysz z po偶膮dania, a za chwil臋 sprawi臋, 偶e b臋dziesz krzycza艂a z rozkoszy, kt贸ra nas po艂膮czy.

Pochyli艂 sw膮 ciemn膮 g艂ow臋 i zacisn膮艂 wargi na pr臋偶膮cej si臋 brodawce, ss膮c j膮 delikatnie i przyprawiaj膮c Teador臋 o bezwolne j臋ki. Pokonawszy mur jej oporu, wzm贸g艂 swe wysi艂ki i tak szybko rozchyli艂 jej uda, 偶e nie zd膮偶y艂a si臋 sprzeciwi膰. Ukl膮k艂 pomi臋dzy jej nogami, zyskuj膮c lepszy dost臋p do jej cudownego cia艂a.

Nachyli艂 si臋 nad ni膮 i zn贸w odnalaz艂 jej usta. Tym razem jej mi臋kkie wargi rozchyli艂y si臋 ochoczo. Ich j臋zyki ociera艂y si臋 o siebie, a偶 szarpn臋艂a g艂ow臋 do ty艂u, a z ust wyrwa艂 jej si臋 j臋k czystej rozkoszy. Jego po偶膮danie rozpali艂o si臋 pot臋偶niejszym p艂omieniem.

Czuj膮c nabrzmiewaj膮c膮, wielk膮 m臋sko艣膰 Murada, Teadora nie potrafi艂a si臋 powstrzyma膰, wyci膮gn臋艂a r臋ce i uj臋艂a go w d艂onie. Nie m贸g艂 opanowa膰 j臋ku rozkoszy. Wiedzia艂a, 偶e jego palce poszukuj膮 jej i 偶e wzdycha z niecierpliwej satysfakcji, odkrywszy, 偶e jest gotowa na jego przyj臋cie. Nie m贸g艂 d艂u偶ej czeka膰. Wsun膮艂 d艂onie pod jej po艣ladki i gwa艂townie zag艂臋bi艂 si臋 w ni膮, raz za razem, p贸ki nie zawo艂a艂a: 鈥 Poddaj臋 si臋, m贸j panie! 鈥 Dopiero wtedy pozby艂 si臋 narastaj膮cego w nim okrucie艅stwa. Jego cz艂onek zacz膮艂 j膮 delikatnie pie艣ci膰, poruszaj膮c si臋 w zmys艂owym zatraceniu, prowadz膮cemu do pe艂nego zaspokojenia.

Nie przestawaj! Prosz臋, nie przestawaj! 鈥 By艂a przera偶ona, s艂ysz膮c swoje b艂aganie. Jej cia艂o nie zachowywa艂o spokoju. Porusza艂o si臋 szale艅czo, staraj膮c si臋 go poch艂on膮膰. Wszystko by艂o zbyt intensywne, za s艂odkie. 鈥 O Bo偶e! O Bo偶e! 鈥 zawo艂a艂a 鈥 Zabijesz mnie, Muradzie!

Nie, m贸j ty nienasycony skarbie 鈥 us艂ysza艂a jego ochryp艂y szept. 鈥 Ja ci臋 tylko b臋d臋 kocha艂.

Wiedzia艂a, 偶e powinna z nim walczy膰, bo bezwstydnie j膮 wykorzystywa艂. Ale nie mog艂a. Pragn臋艂a mie膰 go w sobie, wielkiego i twardego. Nie mog艂a d艂u偶ej zaprzecza膰 偶膮dzy, kt贸ra p艂yn臋艂a w jej 偶y艂ach. Z rozpaczliwym szlochem podda艂a si臋 ostatecznie.

P贸艂przytomna us艂ysza艂a, 偶e wym贸wi! jej imi臋. Powoli otworzy艂a oczy i zobaczy艂a, 偶e patrzy na ni膮 z nami臋tno艣ci膮. Sp膮sowia艂a.

Nigdy ci tego nie wybacz臋. Sobie tak偶e 鈥 wyszeplala z w艣ciek艂o艣ci膮, a jej oczy wype艂ni艂y si臋 艂zami.

Czego? 鈥 zada艂 pytanie. 鈥 Tego, 偶e zmusi艂em ci臋, 偶eby艣 przesta艂a si臋 ok艂amywa膰? Tego, 偶e jeste艣 pi臋kn膮, godn膮 po偶膮dania kobiet膮 i 偶e mnie kochasz, cho膰 temu zaprzeczasz?

Tego, 偶e uczyni艂e艣 ze mnie dziwk臋!

Na Allaha, Adoro! Dlaczego nie chcesz zrozumie膰? Jeste艣 moj膮 faworyt膮. Daj mi syna, a uczyni臋 ci臋 moj膮 kadin. B臋dziesz ponad wszystkimi kobietami w moim imperium.

Nie! 鈥 Wyskoczy艂a z 艂贸偶ka.

St贸j! 鈥 O dziwo, pos艂ucha艂a gniewnego g艂osu. 鈥 A teraz chod藕 do swojego pana, niewolnico. 鈥 Zastyg艂a na chwil臋. Jego g艂os rozleg艂 si臋 ponownie. 鈥 Do pana, niewolnico! 鈥 Niech臋tnie zawr贸ci艂a w jego stron臋. 鈥 A teraz, niewolnico, na kolana i b艂agaj mnie o wybaczenie.

Nigdy! Nigdy!

Szybko porwa艂 j膮 w obj臋cia i zacz膮艂 nami臋tnie ca艂owa膰. Wyrywa艂a si臋 jak szalona. Wybuchn膮艂 艣miechem. 鈥 Tak d艂ugo b臋d臋 ci臋 ca艂owa艂 za kar臋, dop贸ki mnie nie pos艂uchasz, Adoro.

Przepraszam!

Powiedzia艂em, 偶eby艣 ukl臋k艂a i b艂aga艂a o wybaczenie.

Rzuci艂a mu w艣ciek艂e spojrzenie. 鈥 Wol臋 pa艣膰 przed tob膮 na kolana, ty draniu, ni偶 znosi膰 twoje poca艂unki. 鈥 Wyrwa艂a si臋 z jego obj臋膰 i, pad艂szy na kolana, zacz臋艂a na艣ladowa膰 gesty pokornej niewolnicy. 鈥 Wybacz mi, m贸j panie.

Panie i w艂adco, Adoro.

Z w艣ciek艂o艣ci膮 zazgrzyta艂a z臋bami. 鈥 M贸j panie i w艂adco 鈥 uda艂o jej si臋 w ko艅cu wydusi膰. Podni贸s艂 j膮 z kolan i poca艂owa艂 znowu.

Obieca艂e艣! 鈥 wrzasn臋艂a, oburzona tak szybkim z艂amaniem danego s艂owa. 鈥 Obieca艂e艣, 偶e nie b臋dziesz mnie ca艂owa膰!

Niezupe艂nie 鈥 za艣mia艂 si臋, zadowolony, 偶e uda艂o mu si臋 zmusi膰 j膮 do pos艂usze艅stwa. 鈥 Powiedzia艂em, 偶e nie b臋d臋 ci臋 d艂u偶ej ca艂owa艂 za kar臋. A teraz ca艂uj臋 ci臋 w nagrod臋 za coraz lepsze sprawowanie.

Nienawidz臋 ci臋! 鈥 zawy艂a.

Naprawd臋? 鈥 Jego czarne oczy b艂yszcza艂y z艂o艣liwie. 鈥 To pewnie dlatego przed chwil膮 b艂aga艂a艣 mnie, 偶ebym nie przestawa艂 si臋 z tob膮 kocha膰. Ma艂a g艂uptasko! Dzisiejsza noc to nasz pocz膮tek, Adoro.

I jego usta zn贸w dziko opad艂y na jej wargi. Patrz膮c W jego ciemne, pe艂ne nami臋tno艣ci oczy wiedzia艂a, 偶e jest zgubiona. Cud jej kr贸tkiego ma艂偶e艅stwa z Aleksandrem przepad艂 na zawsze. Zaczyna艂o si臋 nowe 偶ycie i nie mia艂a wyboru, musia艂a stawi膰 mu czo艂o.


Cz臋艣膰 IV



MURAD I TEADORA

1361-1390


Rozdzia艂 16


Przez kilka nast臋pnych dni pozostali w obozie rozbitym mi臋dzy wzg贸rzami. Murad nie pozwala艂, 偶eby ktokolwiek, poza Ador膮, nim si臋 zajmowa艂. Chocia偶 inne s艂u偶膮ce mog艂y jej pos艂ugiwa膰 i troszczy膰 si臋 o ni膮, su艂tan nalega艂, 偶eby jego pi臋kna niewolnica z kr贸lewskiego rodu robi艂a przy nim wszystko, od k膮pieli poczynaj膮c, a na gotowaniu posi艂k贸w ko艅cz膮c. To ostatnie zadanie zako艅czy艂o si臋 kompletnym niepowodzeniem i, po paru fatalnie ugotowanych i przypalonych potrawach, Murad ostatecznie zwolni艂 j膮 z tego obowi膮zku.

Nie mog臋 uwierzy膰, 偶e kto艣 o takiej inteligencji mo偶e by膰 tak niezdarny i nieporadny przy kuchni 鈥 sinia艂 si臋, zeskrobuj膮c t艂uszcz z jej ostatniej spalonej pieczeni jagni臋cej.

Z w艣ciek艂o艣ci膮 machn臋艂a r臋k膮. 鈥 Uczono mnie, jak pracowa膰 g艂ow膮, a nie r臋kami! Nieporadna w kuchni! Mam nadziej臋! Jestem bizantyjsk膮 ksi臋偶niczk膮, a nie s艂u偶膮c膮!

Leniwy u艣miech pojawi艂 si臋 na jego twarzy. 鈥 Jeste艣 moj膮 niewolnic膮, Adoro, i cho膰 nie masz talent贸w kulinarnych, stajesz si臋 coraz zr臋czniejsza przy innych zaj臋ciach, dzi臋ki czemu mog臋 zapomnie膰 o twoich wyczynach w kuchni.

Z okrzykiem oburzenia cisn臋艂a w niego jedwabn膮 poduszk膮, schwyci艂a peleryn臋 i wypad艂a z namiotu. 艢ciga艂 j膮 jego szyderczy 艣miech. Pobieg艂a na ma艂膮, kamienist膮 polank臋, znajduj膮c膮 si臋 powy偶ej obozowiska, kt贸r膮 odkry艂a dzie艅 wcze艣niej. Miejsce, poro艣ni臋te mi臋kk膮, ciemnozielon膮 traw膮, ukryte by艂o pomi臋dzy brzozami i sosnami. Usiad艂a w pobli偶u niewielkiego naturalnego zag艂臋bienia, wy偶艂obionego w skale przez 艣ciekaj膮c膮 wod臋.

Zacz臋艂a p艂aka膰. Nie jest niewolnic膮! Nie! Jest ksi臋偶niczk膮 z urodzenia. Nie b臋dzie, nie mo偶e by膰 jego dziwk膮. Mi臋艂a w d艂oniach mokr膮 chusteczk臋. Problem polega艂 na tym, 偶e m臋偶czy藕ni traktowali j膮 jak 艣liczn膮 zabawk臋, mi臋kkie cia艂o, przy kt贸rym mogli zaspokoi膰 swoje 偶膮dze. Puste naczynie, jak nocnik, do kt贸rego mogli si臋 wypr贸偶ni膰. Bo偶e! Czy zawsze tak by艂o? I czy dalej tak musi by膰?

W staro偶ytnej Grecji kurtyzany by艂y cenione nie tylko dla swego cia艂a, ale r贸wnie偶 dla rozumu. Podobnie w przypadku kr贸lowych Egiptu, kt贸re na r贸wni ze swymi m臋偶ami sprawowa艂y w艂adz臋. Nie mog艂a jednak oczekiwa膰 podobnych zwyczaj贸w u ludu, kt贸ry pokolenie wcze艣niej opu艣ci艂 step i nadal jeszcze przedk艂ada艂 namiot nad pa艂ace. Ci m臋偶czy藕ni chcieli, 偶eby ich kobiety gotowa艂y na ogniu i zajmowa艂y si臋 zwierz臋tami. Roze艣mia艂a si臋 na g艂os. Przynajmniej nie by艂a nara偶ona na zniewag臋 zmierzenia swojego intelektu ze stadem k贸z! Mia艂a niepokoj膮ce przeczucie, 偶e kozy mog艂yby j膮 przechytrzy膰. Niemal s艂ysza艂a 艣miech Murada.

Spomi臋dzy ga艂臋zi rosn膮cego w pobli偶u drzewa dobiega艂y cudowne trele dzikiego drozda. Spojrza艂a na niego 偶a艂o艣nie. 鈥 Ach, m贸j male艅ki 鈥 westchn臋艂a. 鈥 Ty przynajmniej jeste艣 wolny i mo偶esz 偶y膰 tak, jak ci si臋 podoba. 鈥 Ptak m贸g艂 w wi臋kszym stopniu decydowa膰 o swoim 偶yciu ni偶 kobieta! Wsta艂a, 偶eby wr贸ci膰 do obozowiska. Zaskoczy艂 j膮 widok su艂tana, stoj膮cego w cieniu wielkiego g艂azu i obserwuj膮cego j膮.

Ogarn膮艂 j膮 niewyt艂umaczalny gniew. Uwa偶a艂a t臋 polank臋 za swoj膮 osobist膮 pustelni臋. 鈥 Nie mam ju偶 prawa do 偶adnej prywatno艣ci? 鈥 parskn臋艂a.

Ba艂em si臋 o twoje bezpiecze艅stwo.

Dlaczego? To, czego chcesz ode mnie, z 艂atwo dostaniesz od tysi臋cy innych kobiet, znacznie ch臋tniejszych ode mnie, by ci臋 zadowoli膰. 鈥 Chcia艂a
si臋 przecisn膮膰 obok niego, ale z艂apa艂 j膮 brutalnie
za rami臋.

Zrobisz mi krzywd臋! 鈥 krzykn臋艂a.

A je偶eli nawet? Jeste艣 moja, Adoro! I mog臋 z tob膮 robi膰, co zechc臋!

Z cia艂em mo偶esz 鈥 rzuci艂a mu w twarz. 鈥 Ale nie b臋d臋 twoja, dop贸ki nie posi膮dziesz mnie ca艂ej! A nigdy nie dostaniesz mojej duszy! 鈥 Jej g艂os brzmia艂
triumfalnie.

Ogarn臋艂a go 艣lepa furia. Od czterech dni plu艂a na niego jak dzika kocica. M贸g艂 sprawi膰, 偶e omdlewa艂a z po偶膮dania, ale kiedy przestawa艂 si臋 z ni膮 kocha膰, jej fio艂kowe oczy kpi艂y z niego, pokazuj膮c, 偶e nie posiad艂 jej do ko艅ca. Nie umia艂 opanowa膰 gniewu. Podci膮艂 jej nogi i przewr贸ci艂 na ziemi臋.

Na widok jego dzikiego wzroku wstrzyma艂a oddech. Hyla naprawd臋 zatrwo偶ona. Powoli, spokojnie usiad艂 na niej okrakiem, 艣ci膮gn膮艂 z niej peleryn臋 i zacz膮艂 rozdziera膰 ubranie. Przera偶ona, walczy艂a z nim. 鈥 Nie, panie, prosz臋! Nie! B艂agam, panie! Nie w ten spos贸b!

Brutalnie wtargn膮艂 w jej broni膮ce si臋 cia艂o. Zawy艂a z b贸lu. Zwi臋kszy艂 tempo i nagle wype艂ni艂 j膮 swoim nasieniem. Przesta艂 si臋 porusza膰. Po uspokojeniu oddechu wsta艂 i szorstko poci膮gn膮艂 j膮 za sob膮.

Wracaj do obozu. Nie wolno ci go opuszcza膰 bez mojego pozwolenia.

Owin臋艂a si臋 peleryn膮 i potykaj膮c si臋 ruszy艂a 艣cie偶k膮. W zaciszu w艂asnego namiotu kaza艂a przygotowa膰 k膮piel, po czym odes艂a艂a niewolnice. Starannie zebra艂a strz臋py ubrania, zrobi艂a z nich zawini膮tko i wepchn臋艂a na dno kufra. Pozb臋dzie si臋 ich p贸藕niej i nikt si臋 nie dowie, co si臋 sta艂o.

Zgwa艂ci艂 j膮! Brutalnie, jak byle 偶o艂nierz, gwa艂c膮cy wojenn膮 brank臋! Bydlak! Niepotrzebne jej ju偶 by艂y dalsze dowody na to, co Murad naprawd臋 czuje do kobiet.

Nagle z jej oczu pop艂yn臋艂y 艂zy, mieszaj膮c si臋 z wod膮 w balii. Nienawidzi艂a go, a jednocze艣nie kocha艂a. Z niech臋ci膮 musia艂a to przyzna膰. Ale by膰 mo偶e Ali Yahya mia艂 racj臋. Je艣li mia艂a zawojowa膰 Murada, mo偶e powinna pos艂u偶y膰 si臋 swoim cia艂em. W ko艅cu okaza艂aby si臋 ostatni膮 kretynk膮, gdyby pozwoli艂a jakiej艣 g艂upiej dziewczynie przej膮膰 kontrol臋 nad su艂tanem. Musia艂a te偶 pami臋ta膰 o tym, 偶e maj膮c dwadzie艣cia trzy lata i kilkuletniego syna, nie jest ju偶 pierwszej m艂odo艣ci.

Za艂ka艂a i speszona rozejrza艂a si臋 wok贸艂. Niedobrze by by艂o, gdyby niewolnicy s艂yszeli, jak p艂acze. Ukry艂a twarz w d艂oniach, 偶eby st艂umi膰 艂kanie i pozwoli艂a p艂yn膮膰 艂zom. Potem, gdy zacz臋艂a si臋 uspokaja膰, dotar艂o do niej, 偶e sama sprowokowa艂a Murada. Jakby chcia艂a sk艂oni膰 go do bestialskiego zachowania, 偶eby w por贸wnaniu z nim Aleksander wypad艂 jeszcze lepiej. Musi spojrze膰 prawdzie w oczy. Aleksander nie 偶yje. Nigdy nie wr贸ci. Nigdy nie us艂yszy jego czu艂ego, na wp贸艂 rozbawionego g艂osu, kt贸rym nazywa艂 j膮 鈥炁沴icznotk膮鈥. Los zwi膮za艂 j膮 z m臋偶czyzn膮, kt贸ry pierwszy obudzi艂 jej serce i dusz臋. Jej przysz艂o艣膰 zwi膮zana by艂a z Muradem. Zdobycie go by艂o niewiarygodn膮 okazj膮. Gdyby nie by艂a tak poch艂oni臋ta u偶alaniem si臋 nad sob膮, wcze艣niej by to dostrzeg艂a. Zakl臋艂a cicho. Nie zdziwi艂aby si臋 wcale, gdyby po dzisiejszym zaj艣ciu nakaza艂 powr贸t tlo Bursy, a to nie mog艂o si臋 sta膰! Musi szybko dzia艂a膰. Zawo艂a艂a niewolnika, 偶eby wezwa膰 Ali Yahy臋. Zanim eunuch przyby艂, zd膮偶y艂a si臋 owin膮膰 fioletow膮, jedwabn膮 szat膮. Odprawi艂a niewolnice, po czym pospiesznie opowiedzia艂a eunuchowi, co si臋 wydarzy艂o. Zako艅czy艂a s艂owami: 鈥 Jestem g艂upia, Ali Yahyo! G艂upia! Mia艂e艣 racj臋, ale je艣li su艂tan naka偶e teraz powr贸t do Bursy, mog臋 straci膰 moj膮 szans臋. Czy nadal chcesz mi pom贸c?

Eunuch u艣miechn膮艂 si臋 szeroko. 鈥 Wreszcie m贸wisz rozs膮dnie, wasza wysoko艣膰! 鈥 zawo艂a艂 z entuzjazmem. 鈥 Zaczyna艂em si臋 ju偶 martwi膰, czy przypadkiem nie oceni艂em ci臋 niew艂a艣ciwie.

A co ty z tego b臋dziesz mia艂? 鈥 spyta艂a znienacka.

Pot臋g臋 i bogactwo 鈥 pad艂a szczera odpowied藕. 鈥 co innego mi zostaje? B臋d臋 ci udziela艂 wskaz贸wek, slrzeg艂 przed wszystkimi wrogami, nawet przed tob膮 sam膮. Kiedy urodzisz syna, pomog臋 ci zaplanowa膰 jego przysz艂o艣膰, aby pewnego dnia przej膮艂 miecz Ottoman贸w, tak jak jego dziad i ojciec.

A je艣li Murad b臋dzie bardzo p艂odny? 鈥 zapyta艂a spokojnie Teadora. 鈥 Co wtedy z jego synami z innych kobiet? Powiedzia艂 mi, 偶e nie b臋dzie mia艂 偶on ani w chrze艣cija艅skim, ani w muzu艂ma艅skim obrz膮dku, ale b臋dzie wybiera艂 sobie faworyty ze swojego haremu.

A ja b臋d臋 kompletowa艂 jego harem, ksi臋偶niczko. B臋d臋 wybiera艂 najm艂odsze, najpi臋kniejsze, najbardziej urocze istoty, ku uciesze mojego pana i w艂adcy. Ka偶da dziewica trafiaj膮ca do jego 艂o偶a b臋dzie pi臋kniejsza od swej poprzedniczki. 鈥 Przerwa艂 i zachichota艂 z艂o艣liwie. 鈥 I ka偶da nast臋pna b臋dzie g艂upsza od poprzedniczki. Murad mo偶e uskar偶a膰 si臋 na two j膮 inteligencj臋, ksi臋偶niczko, ale to w艂a艣nie tw贸j rozum fascynuje go bardziej, ni偶 chcia艂by si臋 do tego przyzna膰. B臋dziesz 艣wieci艂a niby ksi臋偶yc letni膮 noc膮 po艣r贸d s艂abych, nic nie znacz膮cych gwiazd. Nie b贸j si臋 dzieci innych kobiet, wasza wysoko艣膰, bo ich nie b臋dzie. Istniej膮 starodawne metody zapobiegania ci膮偶y, kt贸re dobrze znam.

I te dziewczyny b臋d膮 tak g艂upie, 偶eby ci na to pozwoli膰? Daj spok贸j, Ali Yahyo! Trudno w to uwierzy膰.

Nigdy si臋 nie dowiedz膮, wasza wysoko艣膰. Eunuchem si臋 nie rodzi, eunuchem si臋 zostaje, ksi臋偶niczko. Urodzi艂em si臋 jako wolny cz艂owiek, na wschodzie kraju, w miejscu, gdzie do dzi艣 偶ywa jest religia staro偶ytnej Chaldei. Zosta艂em wykastrowany przez moich rodzic贸w i oddany dawnym bogom. S艂u偶y艂em w naszej 艣wi膮tyni jako pomocnik g艂贸wnego kap艂ana. Obaj s艂u偶yli艣my Isztar z Erechii, bogini mi艂o艣ci i p艂odno艣ci. Kap艂anki w 艣wi膮tyni by艂y przeszkolone, by s艂u偶y膰 po偶膮dliwym wyznawcom p艂ci m臋skiej, bowiem ka偶da dziewica uchodzi艂a za wcielenie bogini, a sp贸艂kowanie z kap艂ank膮 by艂o r贸wnoznaczne z przespaniem si臋 z sam膮 Isztar. Ojcowie przyprowadzali swoich syn贸w, aby swoje pierwsze kontakty cielesne odbyli w ramionach bogini. M臋偶czy藕ni maj膮cy problemy z impotencj膮 p艂acili ogromne pieni膮dze, 偶eby uleczy艂y ich zr臋czne kap艂anki. Kawalerowie sp臋dzali z kap艂ankami noc przed 艣lubem, 偶eby zapewni膰 p艂odno艣膰 sobie i przysz艂ej 偶onie. Gdyby nie podejmowane 艣rodki ostro偶no艣ci, kobiety kr贸tko by艂yby kap艂ankami. Dziewcz臋ta po艣wi臋cane Isztar przychodzi艂y do szko艂y przy 艣wi膮tyni w wieku sze艣ciu lat, a nauka trwa艂a przynajmniej nast臋pne sze艣膰 lat. Po osi膮gni臋ciu dojrza艂o艣ci musia艂y s艂u偶y膰 bogini co najmniej drugie tyle. I dlatego, zanim po艣wi臋ci艂y swoj膮 cnot臋 bogini, hipnotyzowano je i zak艂adano im pessaria. W ci膮gu pi臋ciu lat 偶adnej dziewczynie nie wolno by艂o wykonywa膰 swoich obowi膮zk贸w bez takiego zabezpieczenia. Po up艂ywie tego czasu pessarium zdejmowano na wiosenne 艣wi臋to Isztar i tyle dziewcz膮t zachodzi艂o w ci膮偶臋, 偶e wyznawcy utwierdzali si臋 w przekonaniu o wp艂ywie Isztar na p艂odno艣膰. S艂u偶y艂em w 艣wi膮tyni przez dziesi臋膰 lat, od si贸dmego roku 偶ycia. Nauczy艂em si臋 sztuki hipnotyzowania oraz wytwarzania i zak艂adania pessarium. Kiedy mia艂em siedemna艣cie lat oddzia艂 muzu艂ma艅ski najecha艂 moj膮 wiosk臋 i zniszczy艂 艣wi膮tyni臋. G艂贸wny kap艂an i kap艂anki zostali zabici. Reszta dosta艂a si臋 do niewoli. Wiele razy wykorzystywa艂em swoje umiej臋tno艣ci. U偶yj臋 ich tak偶e dla ciebie, je艣li si臋 zgodzisz urodzi膰 su艂tanowi syna.

Teadora z powag膮 patrzy艂a na eunucha. 鈥 Rzeczywi艣cie jeste艣 pot臋偶nym przyjacielem, Ali Yahyo. Ale zaspok贸j moj膮 ciekawo艣膰 w jednej kwestii. Dlaczego ja? Dlaczego nie jakie艣 dojrza艂e do ma艂偶e艅stwa, 艣liczne, bezrozumne stworzenie?

Wybra艂em ci臋, pani, w艂a艣nie ze wzgl臋du na twoj膮 inteligencj臋. Chwytasz w lot i szybko analizujesz. B臋dziesz lojalna wobec su艂tana i wobec mnie. Jeste艣 ponad drobne k艂贸tnie w haremie i b臋dziesz wywiera膰 stabilizuj膮cy wp艂yw na naszego pana. B臋dziesz m膮drze wychowywa膰 swoje dzieci, by dobrze s艂u偶y艂y imperium. M艂odsza, g艂upia dziewczyna bez w膮tpienia sta艂aby si臋 pazerna na bogactwa i w艂adz臋. Pr贸bowa艂aby bawi膰 si臋 w polityk臋. Na pewno b臋dziemy mieli z tym do czynienia, wasza wysoko艣膰, jednak p贸ki b臋dziesz zajmowa膰 w sercu su艂tana najwy偶sz膮 pozycj臋, drobne wp艂ywy tamtych dziewcz膮t b臋d膮 niczym uk膮szenia owad贸w, czasem dokuczliwe, ale zupe艂nie nic nie znacz膮ce.

Skin臋艂a g艂ow膮. 鈥 Teraz wi臋c 鈥 rzek艂a strapiona 鈥搈usz臋 si臋 zastanowi膰, jak wr贸ci膰 do 艂ask Murada.

W oczach eunucha co艣 b艂ysn臋艂o. 鈥 Oczywi艣cie musisz si臋 rozp艂aka膰, wasza wysoko艣膰, a potem rzucisz si臋 w jego ramiona i z p艂aczem zaczniesz go przeprasza膰 鈥 powiedzia艂.

Ali Yahyo! 鈥 艢mia艂a si臋. 鈥 Nigdy nie uwierzy w tak膮 s艂abo艣膰 z mojej strony, raczej zacznie co艣 podejrzewa膰.

Uwierzy, je艣li b臋dziesz sprytna, wasza wysoko艣膰. Jest zagniewany i w walce mi臋dzy wami zaczyna traci膰 cierpliwo艣膰. 艁agodnie przyt艂umi臋 p艂omienie jego gniewu, m贸wi膮c mu, 偶e s艂usznie uczyni艂 dzi艣 po po艂udniu, dokumentuj膮c swoje prawa do ciebie. I zach臋c臋 go, 偶eby wieczorem kontynuowa艂 t臋 lekcj臋.

I zach臋cony w ten spos贸b 鈥 Adora podj臋艂a w膮tek 鈥 przyjdzie do mojego namiotu, rycz膮c jak rozw艣cieczony byk. Ja za艣 odegram scen臋, udaj膮c 偶e podejmuj臋 walk臋, a potem rozklej臋 si臋 zupe艂nie.

Doskonale, wasza wysoko艣膰! M贸wi艂em, 偶e jeste艣
bystra i 艂apiesz wszystko w mig.

Zn贸w si臋 roze艣mia艂a. 鈥 Id藕 wi臋c, ty stary intrygancie, i doprowad藕 su艂tana do w艂a艣ciwej furii. Ale pami臋taj, 偶eby da膰 mi czas na przygotowanie si臋 i ubranie.

Natychmiast przy艣l臋 dwie s艂u偶膮ce 鈥 rzek艂, po czym wyszed艂. Znalaz艂 su艂tana bior膮cego k膮piel w swoim namiocie.

Ach, Ali Yahyo 鈥 odezwa艂 si臋 Murad 鈥 jeste艣 wreszcie. Rozpocznij przygotowania do wymarszu do Bursy jutro z rana. Ja pojad臋 jeszcze dzisiaj.

Przykro mi, panie, 偶e wybierasz ucieczk臋, kiedy zwyci臋stwo jest tak blisko. Po dzisiejszych wydarzeniach s膮dzi艂em, 偶e w ko艅cu zrozumia艂e艣 sytuacj臋 i zdecydowa艂e艣 si臋 post臋powa膰 ostro z ksi臋偶niczk膮 Teador膮.

Co mianowicie zrozumia艂em, Ali Yahyo? 鈥 Odwr贸ci艂 si臋 do us艂uguj膮cego. 鈥 Uwa偶aj na gor膮c膮 wod臋, g艂upcze! Chcesz mnie poparzy膰?

My艣la艂em, 偶e zrozumia艂e艣, panie 鈥 odezwa艂 sic eunuch 鈥 i偶 zdob臋dziesz ksi臋偶niczk臋, je艣li zmusisz j膮, 偶eby uzna艂a twoj膮 wy偶szo艣膰. Niemal ci si臋 uda艂o j膮 poskromi膰. W艂a艣nie wyszed艂em z jej namiotu, w kt贸rym zostawi艂em j膮 ca艂膮 we 艂zach. Ona ci臋 kocha! I nienawidzi! 鈥 Roze艣mia艂 si臋 szeroko. 鈥 Jeszcze jedna taka lekcja jak dzisiejsza, a z艂amiesz jej serce, panie.

Naprawd臋 tak s膮dzisz, Ali Yahyo? Przyznaj臋, 偶e j膮 kocham, ale nie mog臋 d艂u偶ej znosi膰 jej sta艂ego oporu i z艂o艣liwego charakteru. B臋d臋 ci臋 prosi艂 o wybranie do mojego haremu spokojnych, 艂agodnych dziewcz膮t. Jeden raptus w domu to a偶 nadto!

To prawda, panie, ale posi艂ek bez ziarnka pieprzu smakuje md艂o. Id藕 do niej dzi艣 w nocy. Wiem, 偶e b臋dzie skruszona. Je艣li pozostaniesz niewzruszony, ksi臋偶niczka przyzna si臋 do b艂臋du. A kiedy to zrobi, musicie pozosta膰 tutaj przez par臋 dni, 偶eby艣 umocni艂 swoj膮 dominacj臋. Co za s艂odkie zwyci臋stwo, prawda, I Panie? 鈥 zako艅czy艂 eunuch, z zadowoleniem obserwuj膮c wyraz t臋sknoty w ciemnych oczach su艂tana.

Murad wyszed艂 z k膮pieli, a niewolnicy wytarli jego du偶e, doskonale umi臋艣nione cia艂o. W ko艅cu Murad przem贸wi艂.

Dobrze 鈥 rzek艂. 鈥 Mo偶esz poczeka膰 z rozkazem powrotu do Bursy. Zobaczymy, jak pos艂uszna oka偶e si臋 moja 艣liczna Adora. 鈥 Sta艂 z wyci膮gni臋tymi do przodu r臋koma, pozwalaj膮c niewolnikom zarzuci膰
na siebie czarny, jedwabny str贸j, wyszywany z艂ot膮 ni
ci膮 w ga艂膮zki mimozy. Na stopy wsuni臋to mu mi臋kkie, czarne pantofle z ko藕l臋cej sk贸ry. Potem bez s艂owa Murad wyszed艂 z namiotu i ruszy艂 przez obozowisko do namiotu Teadory.

Ali Yahya wzni贸s艂 oczy do nieba i mrukn膮艂: 鈥 Kimkolwiek jeste艣... Niech m贸j plan si臋 powiedzie!

Idzie, pani! 鈥 podnieconym g艂osem wyszepta艂a niewolnica, wygl膮daj膮ca przez otw贸r namiotu.

Uciekajcie wszystkie! Szybko! Szybko! 鈥 nakaza艂a Adora. Kobiety wymkn臋艂y si臋, gdy Murad wkracza艂 do namiotu.

Na Allaha, ale偶 by艂a pi臋kna. Szybko przywo艂a艂 si臋 do porz膮dku, zanim zd膮偶y艂 okaza膰 jak膮kolwiek s艂abo艣膰. Mia艂a na sobie lu藕n膮, prost膮, jedwabn膮 sukni臋 w kolorze jasnego bzu, zapinan膮 na rz膮d male艅kich, z艂otych kokardek, zaczynaj膮cych si臋 w zag艂臋bieniu pomi臋dzy jej piersiami. Z satysfakcj膮 zauwa偶y艂, 偶e ma lekko zaczerwienione oczy.

Nie odzywa艂 si臋, a Adora sta艂a przez chwil臋 patrz膮c na niego wyzywaj膮co. Nagle jej dolna warga zacz臋艂a dr偶e膰. Zagryz艂a j膮 swymi bia艂ymi z膮bkami, pospiesznie wycieraj膮c dwie ogromne 艂zy, kt贸re stacza艂y si臋 po jej poblad艂ych policzkach.

M贸j panie 鈥 m贸wi艂a szeptem. 鈥 O, m贸j panie, nie wiem, jak... prosz臋 o... nie, nag艂e rzuci艂a si臋 ku Muradowi, kt贸ry odruchowo otoczy艂 j膮 ramionami. P艂aka艂a cicho, przytulaj膮c si臋 do niego i zraszaj膮c Izami
szaty na piersiach.

By艂 zachwycony, lecz nie 艣mia艂 tego okaza膰. Oczekiwa艂 w艣ciek艂o艣ci po tym, jak j膮 potraktowa艂, tymczasem Teadora by艂a mi臋kka, kobieca i chcia艂a go przeprasza膰. 鈥 Sp贸jrz na mnie, Adoro. 鈥 Bez wahania podnios艂a na niego oczy. Jej pi臋kne, fio艂kowe oczy by艂y b艂yszcz膮ce od 艂ez. Nie mog膮c si臋 powstrzyma膰, pochyli艂 si臋, 偶eby poca艂owa膰 mi臋kkie, kusz膮ce, czerwone wargi. Ku jego zaskoczeniu, zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋 i, na Allaha, jej wargi rozchyli艂y si臋 ochoczo pod jego ustami. Odda艂a mu poca艂unek, a potem szepn臋艂a: 鈥 Och, Muradzie! By艂am taka g艂upia! Prosz臋, bardzo prosz臋, wybacz mi!

Odebra艂o mu mow臋.

To wszystko przez moj膮 dum臋, panie 鈥 powiedzia艂a, poci膮gaj膮c go na stos mi臋kkich poduszek. 鈥 Chyba to rozumiesz, bo obdarzony jeste艣 nie mniejsz膮 dum膮 od mojej. Poza tym mam paskudny charakter, a obaj nasi ojcowie okropnie mnie psuli. 鈥 Ukl臋k艂a, zdj臋艂a mu z n贸g pantofle i zwin臋艂a si臋 w k艂臋bek u jego boku.

Twoje zachowanie by艂o niemal nie do wybaczenia 鈥 powiedzia艂 ochryp艂ym g艂osem.

Opar艂a si臋 na jednym ramieniu i pochyli艂a si臋 do przodu tak, 偶eby m贸g艂 widzie膰 zarys jej piersi. 鈥揂le przebaczysz swojej najpokorniejszej niewolnicy 鈥損oprosi艂a 艣licznie. Kiedy spojrza艂 na ni膮 badawczo, zobaczy艂, 偶e usta jej si臋 trz臋s膮 od powstrzymywanego 艣miechu.

Uspokojony, 偶e nie z艂ama艂 do ko艅ca jej charakteru, roze艣mia艂 si臋 i przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie. 鈥 Nie wierz臋, 偶e chcesz okaza膰 skruch臋 鈥 przekomarza艂 si臋 z ni膮.

Jej spojrzenie spowa偶nia艂o. 鈥 Ale偶 ja przepraszam, panie. Naprawd臋! Nie zdziwi艂abym si臋, gdyby艣 mnie odes艂a艂 precz. 鈥 Wstrzyma艂a oddech.

Chcesz odej艣膰? 鈥 zapyta艂.

Po kr贸ciutkiej chwili milczenia powiedzia艂a 鈥 Nie. Nie odsy艂aj mnie, Muradzie. Lata, kt贸re sp臋dzi艂am jako 偶ona twojego ojca, by艂y dla mnie prawdziwym piek艂em. Przy zdrowych zmys艂ach utrzymywa艂a mnie jedynie wiara w obietnic臋, kt贸r膮 kiedy艣 z艂o偶y艂e艣 w sadzie sk膮panym w ksi臋偶ycowym 艣wietle, 偶e pewnego dnia zostan臋 twoj膮 偶on膮. Kiedy wczoraj w nocy powiedzia艂e艣 mi, 偶e si臋 nie o偶enisz, a jedynie b臋dziesz mia艂 harem... 鈥 Przerwa艂a, po czym doda艂a: 鈥 Jestem tylko kobiet膮, Muradzie, i 艂atwo mnie zrani膰. Wiesz dobrze, jak trudno b臋dzie mi zaakceptowa膰 twoj膮 decyzj臋. Moja religia uwa偶a niezam臋偶n膮 konkubin臋 za istot臋 podlejsz膮 ni偶 uliczna dziwka.

Ale moja religia stawia ci臋 ponad wszystkimi kobietami, Adoro. Nie zamierza艂em ci臋 zrani膰, kochanie. Zrozum mnie, go艂膮beczko, nie m贸wi臋, 偶e si臋 nie o偶eni臋, 偶eby ci臋 zasmuci膰 czy zawstydzi膰. Przez kilka
ostatnich pokole艅 r贸d Ottoman贸w musia艂 zawiera膰 polityczne maria偶e, wspieraj膮ce podboje. Nie s膮dz臋, 偶eby艣my potrzebowali wi臋cej takich ma艂偶e艅stw. Jeste艣my u bram Konstantynopola. Kiedy go zdob臋
dziemy, uczynimy ze艅 stolic臋 naszego imperium, a potem ruszymy na Europ臋. Niczyje c贸rki, siostry, bratanice czy podopieczne nie wystarcz膮, 偶eby nas przekupi膰, bo b臋dziemy najsilniejsi. Mo偶e my, Turcy, traktujemy kobiety inaczej ni偶 Grecy, ale czcimy je za to, co tylko one potrafi膮. Tylko kobieta mo偶e przyj膮膰 i wykarmi膰 zal膮偶ek 偶ycia w swoim ciele. Tylko kobieta
mo偶e wyda膰 to 偶ycie na 艣wiat, wykarmi膰 je i opiekowa膰 si臋 nim. To kobieta zapewnia m臋偶czy藕nie nie艣miertelno艣膰, daj膮c mu syn贸w. Masz udanego syna, Adoro. Czy potrafisz mi szczerze powiedzie膰, 偶e
jest co艣 wi臋kszego, co uda艂o ci si臋 osi膮gn膮膰, ni偶 danie 偶ycia Halilowi?

Zaskoczy艂a j膮 g艂臋bia jego my艣li. I nagle zrozumia艂a, jak ma艂o o nim wie. Nigdy dot膮d nie rozmawiali ze sob膮 tak jak teraz. Ciekawa by艂a, czy zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e by艂o to jej s艂odkie zwyci臋stwo. Zreszt膮 niewa偶ne! Na razie wystarczy.

U艣miechn臋艂a si臋 do niego i powiedzia艂a spokojnie: 鈥 Wydaje mi si臋, 偶e Halil by艂 moim najwi臋kszym osi膮gni臋ciem i 偶e bez niego moje 偶ycie by艂oby bardzo puste.

Daj mi syna! 鈥 zawo艂a艂 gwa艂townie. Serce zacz臋艂o jej bi膰 mocniej na widok pasji w oczach Murada.

Nie mog艂a oderwa膰 od niego wzroku. Czu艂a si臋 dziwnie os艂abiona, uwi臋ziona przez te czarne oczy, w kt贸rych migota艂y czerwone i z艂ociste p艂omienie. Jego palce przesun臋艂y si臋 wzd艂u偶 szeregu z艂otych wst膮偶eczek, spinaj膮cych jej sukni臋 i poczu艂a na swych piersiach delikatny dotyk jego wielkich d艂oni. Pierwszy raz w 偶yciu nie broni艂a si臋 przed nim. Zacz臋艂o j膮 ogarnia膰 cudowne, omdlewaj膮ce uczucie. Mia艂 r臋ce wojownika, du偶e i kanciaste, o kr贸tko przyci臋tych paznokciach, a ich dotyk przyprawia艂 j膮 o dr偶enie. Chwyci艂 palcami stwardnia艂膮 brodawk臋 i zacz膮艂 pobiera膰, zachwycony j臋kami rozkoszy wydobywaj膮cymi si臋 z ust Teadory.

Ku zaskoczeniu Murada Adora rozchyli艂a jego sza艂y i po艂o偶y艂a mu na piersi gor膮ce d艂onie. Jej szczup艂o palce zacz臋艂y muska膰 w艂osy na torsie, wpl膮tywa膰 Ni臋 pomi臋dzy mi臋kkie, drobne loczki, poci膮gaj膮c za nie delikatnie. Jej oczy by艂y pe艂ne rosn膮cego po偶膮dania.

Wsta艂 i pozwoli艂, 偶eby ubranie zsun臋艂o si臋 na pod艂og臋. Poci膮gn膮艂 Ador臋 za sob膮 i zdj膮艂 z niej fioletowy jedwab. Stoj膮c naprzeciwko siebie, przez chwil臋 otwarcie podziwiali swoje cia艂a. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i zacz膮艂 j膮 艂agodnie g艂adzi膰. Odwzajemni艂a jego pieszczot臋. Da艂 krok do przodu, wzi膮艂 Ador臋 na r臋ce i powoli zani贸s艂 na kanap臋. Ostro偶nie u艂o偶y艂 j膮 na jedwabnej po艣cieli. Na chwil臋 zatrzyma艂 si臋, a gdy wy鈥揷i膮gn臋艂a ku niemu ramiona, ochoczo do艂膮czy艂 do niej.

Wyci膮gn膮艂 z w艂os贸w Teadory szylkretowe spinki i odnalaz艂 jej usta. Zadr偶a艂a, bowiem jego poca艂unki byly s艂odkie od wspomnie艅 i nasycone oczekiwaniem.

Jeste艣 doskona艂o艣ci膮, moja Adoro 鈥 mrukn膮艂 ciii nitko. 鈥 Ale 偶eby ju偶 nigdy wi臋cej nie by艂o mi臋dzy nami nieporozumie艅, chc臋 ci jasno powiedzie膰, 偶e ci臋 kocham. Ottoma艅ski su艂tan sk艂ada swe serce u twych szczup艂ych, bia艂ych st贸p, ukochana, i pokornie prosi, 偶eby艣 zosta艂a matk膮 jego syn贸w. Nie b臋d臋 z tob膮 d艂u偶ej walczy艂. Pozw贸l mi posia膰 nasienie w twym 偶yznym ogrodzie. Pozw贸l mi mi艂owa膰 i ciebie, i to nowe 偶ycie, kt贸re b臋dzie ros艂o w tobie.

Nie odzywa艂a si臋 przez chwil臋, po czym zapyta艂a: 鈥 A je艣li powiem 鈥瀗ie", panie, to co wtedy?

Ode艣l臋 ci臋 z dala od siebie, go艂膮beczko, mo偶e do Konstantynopola. Nie mog臋 bowiem by膰 ko艂o ciebie i nie chcie膰 si臋 z tob膮 kocha膰.

Nie b臋dziesz si臋 na mnie z艂o艣ci艂, jak tw贸j ojciec, 偶e lubi臋 si臋 uczy膰 i czyta膰?

Nie.

Chod藕 wi臋c do mnie, m贸j ukochany. Wiosna tu偶,
tu偶, a skoro mamy zbiera膰 plony przed ko艅cem roku,
musimy zaczyna膰 od razu.

Jej szczero艣膰 odj臋艂a mu mow臋. Za艣mia艂a si臋 figlarnie. 鈥 Och, Muradzie, ty gigantyczny g艂upku! Kocham ci臋! Przyznaj臋 si臋 do tego, cho膰 wcale nie jestem pewna, czy powinnam. Zawsze ci臋 kocha艂am. By艂e艣 moj膮 pierwsz膮 mi艂o艣ci膮, a teraz wygl膮da na to, 偶e r贸wnie偶 ostatni膮. Na zawsze. Ali Yahya zapewni艂 mnie, 偶e tak by艂o zapisane w gwiazdach, zanim przyszli艣my na 艣wiat.

Jego gor膮ce wargi odnalaz艂y jej r贸wnie spragnione usta, a potem rozpocz臋艂y w臋dr贸wk臋 po jej ciele, smakuj膮c piersi i brzuch. Kiedy w ko艅cu w ni膮 wszed艂, by艂a p贸艂przytomna z rozkoszy. Nigdy jeszcze nie zazna艂a takiej s艂odyczy. Krzycza艂a z rado艣ci, gdy j膮 posiad艂 i p贸藕niej, gdy z艂o偶y艂 w niej swe nasienie. I w tym w艂a艣nie p艂omiennym momencie, zanim zaw艂adn臋艂a ni膮 niepodzielnie rozkosz, wiedzia艂a na pewno, 偶e pocz臋艂a syna.


Rozdzia艂 17


Po dw贸ch latach Adrianopol dosta艂 si臋 w r臋ce Turk贸w. Konstantynopol nie udzieli艂 praktycznie 偶adnej pomocy miastu. Cesarz, b臋d膮cy wasalem su艂tana, ba艂 si臋 wys艂a膰 swoj膮 armi臋.

Najbogatsi kupcy Konstantynopola wystawili oddzia艂 konny i dwa oddzia艂y piechoty. Uzbrojeni i op艂aceni za rok z g贸ry 偶o艂nierze zostali wys艂ani do ochrony ogromnych inwestycji w fabrykach i kompaniach
w Tracji. Jednak po wkroczeniu do Adrianopola najemnicy znale藕li si臋 w pu艂apce wesp贸艂 z mieszka艅cami miasta. Ci ostatni nie byli zachwyceni konieczno艣ci膮 wy偶ywienia dodatkowych kilku setek ludzi.

Adrianopol by艂 ostatni膮 prawdziw膮 per艂膮 w bizantyjskim cesarstwie. Miasto po艂o偶one sto trzydzie艣ci siedem mil na p贸艂nocny zach贸d od Konstantynopola, usytuowane by艂o u uj艣cia rzeki Tund偶a do Maricy. Macza艂y je 偶yzne, doskonale nawodnione doliny i zaskakuj膮co nieurodzajne wy偶yny. Podobno powsta艂o w miejscu, gdzie wcze艣niej istnia艂o miasto Uskadak. Niew膮tpliwie musia艂y si臋 znajdowa膰 w tym miejscu jakie艣 siedziby ludzkie, gdy w sto dwudziestym pi膮tym roku przed nasz膮 er膮 Hadrian za艂o偶y艂 Adrianopol. Dwie艣cie pi臋膰dziesi膮t trzy lata p贸藕niej cesarz rzymski Walens utraci艂 miasto na rzecz Got贸w. Potem przesz艂o w r臋ce Bu艂gar贸w, kt贸rzy utracili je na rzecz Bizancjum. Nast臋pnie zdobyli je krzy偶owcy, potem odbili bizantyjczycy. Teraz Bizancjum straci艂o miasto na rzecz Turk贸w na dobre.

Istnia艂o par臋 powod贸w, dla kt贸rych Adrianopo艂 by艂 tak bardzo po偶膮danym k膮skiem. By艂o to centrum ca艂ego rolniczego okr臋gu, gdzie uprawiano owoce, r贸偶norodne warzywa, winoro艣l, bawe艂n臋, len, morwy i kwiaty, zw艂aszcza r贸偶e i maki. Ludzie wytwarzali jedwab, delikatne p艂贸tna bawe艂niane, lniane tkaniny najr贸偶niejszej grubo艣ci, wyroby we艂niane i sk贸rzane oraz wspania艂e jedwabne kobierce. Produkowano te偶 i eksportowano wod臋 r贸偶an膮, olejek r贸偶any, wosk, opium i czerwony barwnik, znany pod nazw膮 鈥瀟ureckiej czerwieni鈥.

Tu w艂a艣nie Turcy zamierzali przenie艣膰 swoj膮 stolic臋 z Bursy. Adrianopo艂, szybko przemianowany na Edirne, mia艂 by膰 pierwsz膮 stolic膮 Ottoman贸w w Europie. Te dzielnice miasta, kt贸re podda艂y si臋 bez walki, zosta艂y oszcz臋dzone przez zdobywc贸w.

Natomiast dzielnice, kt贸re odpiera艂y Turk贸w przy murach miasta, by艂y przez trzy dni 艂upione i grabione. Starc贸w i niezdatnych do niczego szlachtowano b膮d藕 skazywano na 艣mier膰 g艂odow膮, chyba 偶e mieli rodzin臋, sk艂onn膮 zap艂aci膰 za nich okup i wydoby膰 z miasta. Kobiety ci臋偶arne i karmi膮ce matki jako pierwsze sprzedawano do niewoli, gdy偶 zdrowe i p艂odne niewolnice by艂y cennym nabytkiem. Wystawiano je nagie na licytacj臋, a po艂o偶enie brzemiennego brzucha by艂o ze znawstwem dyskutowane przez zainteresowanych nabywc贸w. Odleg艂o艣膰 pomi臋dzy ko艣膰mi biodrowymi uwa偶ana by艂a za miar臋 艂atwo艣ci wydania na 艣wiat potomstwa. 艁atwo rodz膮ce kobiety bez trudu znajdowa艂y nabywc贸w, a ich nienarodzone dzieci by艂y dodatkow膮 korzy艣ci膮 dla kupuj膮cego.

Kobiety, kt贸re ju偶 urodzi艂y i teraz karmi艂y piersi膮 oceniano po ci臋偶arze piersi i ilo艣ci mleka. Kobieta maj膮ca wi臋cej mleka ni偶 potrzeby jej dziecka, mog艂a karmi膰 sierot臋 lub dziecko matki nie maj膮cej pokarmu. 呕a艂osny p艂acz unosi艂 si臋 nad tym szczeg贸lnym largiem niewolnik贸w, ale nikt na艅 nie zwa偶a艂. Takie by艂y prawa wojny.

Nast臋pne w kolejce do sprzeda偶y by艂y dzieci. Te 艂adniejsze, zar贸wno dziewczynki jak i ch艂opcy, szybko znajdowa艂y nabywc贸w. Potem wystawiano m艂odych m臋偶czyzn, kt贸rych najwi臋kszymi atutami by艂a uroda i si艂a. Wielu m艂odych 艂udzi kupowali krewni z innych dzielnic miasta. Byli zdecydowani za wszelk膮 cen臋 zatrzyma膰 w rodzinie m艂odzie艅c贸w, kt贸rzy zapewniali narodziny nast臋pnych pokole艅 i przetrwanie rodowego nazwiska.

Siostry i kuzynki m艂odzie艅c贸w nie mia艂y tyle szcz臋艣cia. Wi臋kszo艣膰 m艂odych dziewcz膮t zosta艂a zgwa艂cona przez tureckich 偶o艂nierzy. Wystawiane by艂y na licytacj臋 na samym ko艅cu, a ich m艂odo艣膰 i uroda powodowa艂y, 偶e osi膮ga艂y dobre ceny. Jednak ich rodziny nie by艂y zainteresowane odzyskaniem znies艂awionych c贸rek. Wiele zawodz膮cych dziewcz膮t rusza艂o za nabywcami, przechodz膮c przed kamiennymi twarzami w艂asnych rodzic贸w.

Oczywi艣cie su艂tan m贸g艂 dosta膰 najlepsze k膮ski. Ali Yahya wybra艂 jednak artyst贸w i rzemie艣lnik贸w, poniewa偶 Murad zamierza艂 wybudowa膰 nowy pa艂ac. Na miejsce budowy wybra艂 du偶膮 wysp臋 na rzece Maricy. Z jednego brzegu wyspy rozci膮ga艂 si臋 widok na miasto, za艣 z przeciwleg艂ego 鈥 na poro艣ni臋te lasami g贸ry. Sama wyspa te偶 by艂a zalesiona, a na jej 艣rodku znajdowa艂o si臋 wzniesienie, na kt贸rego szczycie mia艂 stan膮膰 pa艂ac. Zaprojektowany zosta艂 przez m艂odego Maura i przypomina艂 pa艂ace Alhambry. Mia艂 mie膰 liczne dziedzi艅ce i fontanny, a otacza膰 go mia艂y starannie piel臋gnowane, tarasowe ogrody, 艂膮ki i lasy. Po obu stronach wyspy zaplanowano pomosty dla 艂odzi.

Prace przy budowie pa艂acu rozpocz臋to natychmiast, gdy偶 Murad chcia艂 je zako艅czy膰 przed narodzinami dziecka Adory. Ogromne bloki marmuru zosta艂y przetransportowane z wysp na Morzu Marmara. Cz臋艣膰 blok贸w wzi臋to z pobliskich ruin rzymskich budowli, oczyszczono, wyg艂adzono i przyci臋to. D臋bowe i brzozowe bele sprowadzono z g贸r, za艣 kilka statk贸w za艂adowanych cedrowym drewnem ze 艣rodkowego wschodu przyp艂yn臋艂o do uj艣cia Tund偶y, gdzie drewno prze艂o偶ono na barki, kt贸re pop艂yn臋艂y w g贸r臋 rzeki, do Adrianopola.

Do pracy przy budowie pa艂acu sprowadzono najzr臋czniejszych rzemie艣lnik贸w, wolnych i niewolnik贸w. Byli w艣r贸d nich i pro艣ci drwale, i majstrowie budowlani, i snycerze. Blacharze k艂adli miedziane rury w 艂a藕niach, kuchniach i przy fontannach. Pracowali te偶 malarze i z艂otnicy, dekarze, kafelkarze. W Bursie i Adrianopolu tkacze sp臋dzali ca艂e dnie przy krosnach, tkaj膮c jedwabie, satyny, mu艣liny i we艂n臋, z kt贸rych potem robiono kobierce, dywany i zas艂ony.

Murad pop臋dza艂 architekta, kt贸ry z kolei pogania艂 swoich wykonawc贸w, jak tylko si臋 da艂o. Architekt ba艂 si臋 powiedzie膰 su艂tanowi, 偶e pa艂ac nie b臋dzie gotowy na czas narodzin dziecka. W ko艅cu Teadora wzi臋艂a t臋 spraw臋 w swoje r臋ce i poleci艂a architektowi, 偶eby skoncentrowa艂 prace na wyka艅czaniu jej cz臋艣ci pa艂acu.

Nale偶e膰 mia艂 do niej jeden z dziedzi艅c贸w, nosz膮cy nazw臋 Dziedziniec Ukochanej.

Dziedziniec S艂o艅ca znajdowa艂 si臋 od po艂udniowej strony i by艂 wy艂o偶ony czerwonymi, 偶贸艂tymi, z艂otymi i pomara艅czowymi kafelkami. Wszystkie rosn膮ce tam kwiaty mia艂y 偶ywe kolory. Dziedziniec Gwiazd i Ksi臋偶yca utrzymany by艂 w tonacji niebiesko鈥揵e偶owej. Ros艂y tam silnie pachn膮ce w nocy kwiaty, s艂odkie lilie i powoje. Wok贸艂 wy艂o偶onej ciemnoniebiesk膮 mozaik膮 fontanny umieszczono dwana艣cie srebrnych p艂askorze藕b, przedstawiaj膮cych znaki zodiaku. Zaplanowano te偶 Dziedziniec Drzew Oliwnych, Dziedziniec B艂臋kitnych Delfin贸w i Dziedziniec Drogocennych I bntann.

Prywatny apartament Adory mia艂 okna wychodz膮ce na po艂udnie i na zach贸d. Sk艂ada艂 si臋 z kuchni, jadalni, 艂a藕ni, pokoju dziecinnego dla oczekiwanego potomka, przestronnej sypialni, ma艂ej biblioteki, trzech pokoi reprezentacyjnych i pokoi dla niewolnik贸w. Du偶y, otwar艂y dziedziniec mie艣ci艂 oczko wodne i przepi臋kn膮 fontann臋 ze z艂ot膮 lili膮, z kt贸rej tryska艂a woda. Na dziedzi艅cu ros艂y te偶 kar艂owate drzewa 鈥搘i艣nia, jab艂o艅, migda艂owiec i brzoskwinia. Wiosn膮 drzewa powinny kwitn膮膰 na r贸偶owo i na bia艂o, hiacynty na niebiesko i bia艂o, narcyzy na 偶贸艂to, z艂oci艣cie i bia艂o, za艣 perskie tulipany w ca艂ej gamie kolor贸w. Latem dziedziniec rozkwitnie wielobarwnymi r贸偶ami, anemonami i ulubionymi kwialami Adory 鈥 liliami. Jesieni膮 za艣 jab艂onie dostarcz膮 owoc贸w mieszka艅com Dziedzi艅ca Ukochanej.

Adora powiedzia艂a Muradowi, 偶e ca艂y pa艂ac nie zostanie wyko艅czony przed narodzinami dziecka. Zanim jednak zd膮偶y艂 si臋 rozz艂o艣ci膰, wyja艣ni艂a mu, 偶e i tak urodzi dziecko w pa艂acu, bo jej apartamenty zostan膮 sko艅czone w pierwszej kolejno艣ci. Dziecko, kt贸re nosi艂a, b臋dzie pierwszym z rodu Ottoman贸w, kt贸re urodzi si臋 w Europie.

Adora 艂agodnie uspokaja艂a Murada. 鈥 Nie wznosisz namiotu, ale pa艂ac, panie. Budowa pa艂acu, kt贸ry ma przetrwa膰 wieki, zajmuje troch臋 czasu. Kiedy oboje ju偶 dawno zatrzemy si臋 w pami臋ci potomnych, chcia艂abym z臋by ci, kt贸rzy wtedy b臋d膮 偶y膰, pokazuj膮c na tw贸j pal膮c, m贸wili: 鈥濧 to jest wyspa Sarayici, zabudowana przez su艂tana Murada, syna Orchana Ghazi. To pierwsza ottoma艅ska rezydencja, zbudowana w Europie przez Turk贸w, tutaj te偶 urodzi艂 si臋 pierwszy europejski su艂tan z rodu Ottoman贸w鈥. Je艣li pa艂ac zostanie solidnie skonstruowany, przetrwa wieki jako pami膮tka po tobie. Je艣li jednak zmusisz robotnik贸w, 偶eby si臋 pospieszyli, pa艂ac ci臋 nie prze偶yje.

U艣miechn膮艂 si臋 do niej z mi艂o艣ci膮. 鈥 Ci膮偶a nie st臋pi艂a twojej greckiej zdolno艣ci racjonalnego my艣lenia.

Nic mi nie wiadomo o tym, jakoby odmienny stan za膰miewa艂 rozum, panie. 鈥 A niech to! Czy on si臋 nigdy nie nauczy?

Za艣mia艂 si臋. 鈥 Tw贸j 艣liczny j臋zyczek jest jak zwykle nieco zbyt ostry, go艂膮beczko.

Roze艣mia艂a si臋 w odpowiedzi. 鈥 Czy naprawd臋 chcia艂by艣, 偶ebym by艂a jak te puste istoty, kt贸re ostatnio trafiaj膮 do twego 艂o偶a? 鈥 Spu艣ci艂a oczy i niezgrabnie opad艂a na kolana. 鈥 Tak, m贸j panie 鈥 wysepleni艂a, zdumiewaj膮co wiernie na艣laduj膮c jedn膮 z jego faworyt 鈥 Co tylko m贸j pan sobie za偶yczy. Ka偶de twoje s艂owo, panie, jest niczym kropla m膮dro艣ci.

Murad podni贸s艂 Ador臋 i wykrzywi艂 twarz. 鈥 Jak mog臋 wini膰 Ali Yahy臋? Ka偶da dziewczyna z mojego haremu jest wspania艂a. Ka偶da pi臋kniejsza od innych. Ale, na Allaha, wszystkie s膮 g艂upie jak g臋si!

Szydzi艂a z niego bezlito艣nie. 鈥 Ale z pewno艣ci膮 tego w艂a艣nie pragniesz, panie. Stale krytykujesz moj膮 inteligencj臋, utrzymuj膮c, 偶e nie przystoi pi臋knej kobiecie. Teraz z kolei winisz te 艣liczne dziewcz臋ta za brak rozumu. Jeste艣 bardzo zmienny, panie. Nic ci臋 nie zadowala.

Gdyby艣 nie nosi艂a mojego dziecka, wych艂osta艂bym ci臋, ty zuchwa艂a niewolnico 鈥 warkn膮艂. Ale patrzy艂 na ni膮 偶artobliwie i delikatnie po艂o偶y艂 r臋k臋 na jej okr膮g艂ym brzuchu. Nagle ochryp艂ym g艂osem odezwa艂 si臋: 鈥 Ci膮偶a zdeformowa艂a twoje cia艂o. Masz za d艂ugi nos i za ma艂e usta. W艂osy straci艂y blask. A mimo to jeste艣 najpi臋kniejsz膮, najbardziej fascynuj膮c膮 kobiet膮, jak膮 zdarzy艂o mi si臋 pozna膰! Jakie sztuczki magiczne praktykujesz na mnie, Teadoro z Bizancjum?

Jej fio艂kowe oczy b艂yszcza艂y. Nie by艂 pewien, czy przypadkiem nie powstrzymuje 艂ez. Wzruszy艂o go to, bo by艂a tak膮 dumn膮 istot膮. 鈥 Nie uprawiam czar贸w, Panie 鈥 rzek艂a 艂agodnie 鈥 chyba 偶e w mojej mi艂o艣ci do ciebie jest co艣 magicznego.

Ty ma艂a czarodziejko 鈥 powiedzia艂 cicho, chwyci艂 jej d艂o艅 i poca艂owa艂.

Cudowne, fio艂kowe oczy zwar艂y si臋 spojrzeniem z jego oczami i przez jedn膮 kr贸ciutk膮, niesamowit膮 chwil臋 Mur ad mia艂 wra偶enie, 偶e Teadora czyta w jego my艣lach. Nagle chwyci艂a jego d艂o艅 i po艂o偶y艂a j膮 sobie na brzuchu. 鈥 Dziecko si臋 rusza, m贸j kochany. Czujesz?

Najpierw poczu艂 pod palcami jakby delikatny trzepot i nagle co艣 kopn臋艂o mocno 艣rodek jego d艂oni. Podskoczy艂, patrz膮c w zdumieniu na swoj膮 r臋k臋, jakby spodziewa艂 si臋 zobaczy膰 na niej odcisk stopki. Teadora roze艣mia艂a si臋 rado艣nie.

To z pewno艣ci膮 tw贸j krzepki syn 鈥 stwierdzi艂a.

Czule wzi膮艂 j膮 w obj臋cia i zacz膮艂 g艂aska膰 jej na brzmia艂e piersi.

Przesta艅!

Spojrza艂 na ni膮 szybko. Zak艂opotana, wyzna艂a: 鈥 Od tego zaczynam nabiera膰 ochoty na ciebie, panie, a wiesz, 偶e teraz mi nie wolno.

Ja te偶 ci臋 pragn臋, Adoro 鈥 odpowiedzia艂 powa偶nie. 鈥 B膮d藕 cierpliwa, go艂膮beczko, nied艂ugo zn贸w b臋dziemy dzieli膰 ze sob膮 艂oz臋. 鈥 Przytuli艂 j膮 mocno, dop贸ki nie zasn臋艂a, bezpieczna w cieple jego ramion. Dopiero wtedy ostro偶nie po艂o偶y艂 j膮 na poduszkach, wsta艂 i przykry艂 j膮 ko艂dr膮.

Przez chwil臋 wpatrywa艂 si臋 w 艣pi膮c膮 Teador臋. Potem wolno wyszed艂 z sypialni i odszuka艂 lustro weneckie, dzi臋ki kt贸remu m贸g艂 obserwowa膰 wsp贸lny pok贸j w haremie. By艂o do艣膰 wcze艣nie i dziewcz臋ta nie posz艂y jeszcze spa膰, lecz siedzia艂y rozmawiaj膮c. Pomy艣la艂, 偶e stanowi膮 艂adn膮 kolekcj臋. Trzeba pogratulowa膰 Ali Yahyi dobrego gustu. Jego wzrok przyci膮gn臋艂y dwie dziewczyny. Jedna by艂a blad膮, drobn膮 blondynk膮 z p贸艂nocnej Grecji, o du偶ych, b艂臋kitnych oczach. Jej 艣liczne, okr膮g艂e piersi wie艅czy艂y kszta艂tne, r贸偶owe sutki. Druga, wysoka, ciemnosk贸ra pi臋kno艣膰 pochodzi艂a z Afryki.

Bawi艂o go obserwowanie z ukrycia swoich kobiet i ciekaw by艂, co by powiedzia艂y, gdyby wiedzia艂y, 偶e je podgl膮da. Nic, odpowiedzia艂 sam sobie. Nie powiedzia艂yby zupe艂nie nic. Chichota艂yby i mizdrzy艂yby si臋, ale nie powiedzia艂yby nic, bo nie mia艂y w sobie nawet krztyny inteligencji. G艂贸wnym celem ich 偶ycia by艂o zwr贸cenie na siebie jego uwagi, a nast臋pnie zadowolenie go. Nie rozumia艂, czemu go to nie zachwyca艂o.

Pi臋kna, zadowolona kobieta nie stanowi艂a wyzwania. Niew膮tpliwie Adora go zepsu艂a! Przyzwyczai艂 si臋 ju偶 do nieustannej walki, s艂ownej, umys艂owej i fizycznej, a偶 do ostatniego momentu poddania si臋. I uzna艂, 偶e jest to znacznie bardziej podniecaj膮ce ni偶 seksualna sprawno艣膰. Dziewcz臋ta z jego haremu dba艂y o jego zadowolenie, ba艂y si臋 go rozczarowa膰. Adora go kocha艂a, ale nie ba艂a si臋 go ani troch臋.

Poczu艂 znajome podniecenie, odzwierciedlaj膮ce potrzeb臋 kobiety. Nie, na Allaha! Tylko Adora mog艂a go zadowoli膰, 偶adna inna. Po艣le chyba po dwie dziewczyny, czarnosk贸r膮 i z艂otow艂os膮 Greczynk臋. Mo偶e we dwie zdo艂aj膮 ugasi膰 ogie艅, trawi膮cy jego l臋d藕wie.

Skin膮艂 na niewolnika i poleci艂 mu znale藕膰 Ali Ynhy臋. G艂贸wny eunuch przyby艂 pospiesznie i su艂tan wydal mu instrukcje. Zachowuj膮c kamienny wyraz twarzy, eunuch pok艂oni艂 si臋 nisko.

Wszystko b臋dzie jak sobie 偶yczysz, panie 鈥 powiedzia艂. W duchu za艣 zaciera艂 r臋ce, gdy偶 jego plan zdobycia w艂adzy zaczyna艂 dzia艂a膰. Murad by艂 nieszcz臋艣liwy, 偶e ksi臋偶niczka odm贸wi艂a mu swojego cia艂a. Postanowi艂 wi臋c zaspokoi膰 swoje 偶膮dze przy pomocy dw贸ch dziewcz膮t. Ali Yahya wszed艂 do haremu, wiedz膮c doskonale, 偶e su艂tan obserwuje go przez ukryt膮 szpar臋.

Murad przygl膮da艂 si臋 z uwag膮 reakcjom obu wybranych dziewcz膮t. Ich zachowanie mog艂o udzieli膰 informacji o ich charakterach. Tak jak podejrzewa艂, blondynka by艂a nie艣mia艂a. Sp艂oni艂a si臋, zas艂oni艂a r臋kami twarz, jej usta wygi臋艂y si臋 w pe艂ne radosnego zdumienia k贸艂ko, a b艂臋kitne oczy rozszerzy艂y si臋 odrobin臋 ze strachu.

Tymczasem ciemnosk贸ra dziewczyna spogl膮da艂a z wysoka na Ali Yahy臋 i u艣miecha艂a si臋 uwodzicielsko. Rzucaj膮c w stron臋 Greczynki pogardliwe spojrzenie, powiedzia艂a co艣, co wywo艂a艂o na twarzy blondynki intensywny rumieniec. Upominawczym gestem eunuch klepn膮艂 lekko ciemn膮 dziewczyn臋 w policzek, ta jednak tylko si臋 roze艣mia艂a.

Su艂tan wykrzywi艂 wargi w wilczym u艣miechu. S艂odki kociak i dzika tygrysica. Mo偶e jednak ta noc nie sko艅czy si臋 wielkim rozczarowaniem.

Kiedy przyprowadzono do niego obie dziewczyny, eunuch obna偶y艂 je, 偶eby su艂tan m贸g艂 je obejrze膰. Stoj膮c obok siebie wygl膮da艂y zachwycaj膮co 鈥 ko艣膰 s艂oniowa i heban.

Spojrza艂 na ciemnosk贸r膮 dziewczyn臋. 鈥 Pie艣膰 mnie, Leilo. 鈥 Opad艂 na poduszki i pozwoli艂, by dziewczyna rozchyli艂a jego szaty. Leila pochyli艂a si臋 i wzi臋艂a go w usta, j臋zykiem przebiegaj膮c podniecaj膮cy szlak.

Aiszo! 鈥 Blondynka wzdrygn臋艂a si臋 zaskoczona. 鈥 Chod藕! 鈥 I Greczynka po艂o偶y艂a si臋 ko艂o niego. Spe艂niaj膮c kolejne polecenie, pochyli艂a si臋 nad nim, przysuwaj膮c pe艂n膮 pier艣 do jego ust. Ss膮c delikatne cia艂o, 艣wiadomy rozkoszy, jak膮 dawa艂a mu druga dziewczyna, z ca艂ych si艂 odsuwa艂 od siebie my艣li o Teadorze. Jej przywilejem i obowi膮zkiem by艂o danie mu dziecka. Mia艂 prawo zaspokaja膰 sw膮 偶膮dz臋 z innymi kobietami. Takie by艂y obyczaje ich 艣wiata, od jego powstania, a偶 po koniec.


Rozdzia艂 18


Dziedziniec Ukochanej zosta艂 uko艅czony, a sypialnia Teadory by艂a najbardziej podziwianym pomieszczeniem w ca艂ym haremie. Wszystkie kobiety zazdro艣ci艂y ksi臋偶niczce jej apartament贸w, ci膮偶y i mi艂o艣ci su艂tana.

艢ciany sypialni wy艂o偶one by艂y do po艂owy wysokom ciemnym drewnem. Powy偶ej pomalowane zosta艂y na g艂臋boki, z艂ocisto偶贸艂ty kolor i zwie艅czone gipsowymi gzymsami w szkar艂atne, niebieskie i z艂ote kwiaty. I odlog臋 zrobiono z wypolerowanych, szerokich denek d臋bowych. Belki na suficie pomalowane zosta艂y W takie same wzory co gzymsy.

Po艣rodku jednej 艣ciany usytuowano du偶e, wy艂o偶ono 偶贸艂tymi i czerwonymi kafelkami palenisko, nad kt贸rym umieszczono ogromny, sto偶kowy okap z miedzi, pokrytej p艂atkami z艂ota. Na 艣cianie po obu sronach kominka wisia艂y pi臋kne gobeliny, przedstawiaj膮ce wiosenne oraz jesienne kwiaty.

Przy przeciwleg艂ej 艣cianie, na podwy偶szeniu, sta艂o ogromne 艂o偶e z jedwabnym, koralowym baldachimem, wspartym na bogato rze藕bionych, poz艂acanych kolumnach. Baldachim by艂 haftowany z艂ot膮 nici膮 w pi臋kny kwiatowy wz贸r, wyszywany per艂ami i nefrylami, za艣 艂o偶e przykryto tak膮 sam膮 narzut膮.

Po prawej stronie 艂贸偶ka znajdowa艂o si臋 okno z wieloma szybkami. Szk艂o na szyby wydmucha艂o sze艣ciu weneckich rzemie艣lnik贸w, kt贸rzy mieli nieszcz臋艣cie znale藕膰 si臋 w jednej z dzielnic, stawiaj膮cych op贸r Turkom. Su艂tan obieca艂 im darowanie winy i tureckie obywatelstwo w zamian za wykonanie szk艂a do pa艂acowych okien oraz ozdobnych element贸w szklanych. Do tego czasu pozostawali u su艂tana w niewoli. Szyby w oknach sypialni Adory, wychodz膮cych na wewn臋trzny ogr贸d, mia艂y lekko z艂otawy odcie艅. Zas艂ony by艂y koralowe, podobnie jak baldachim.

Wspania艂e, puszyste dywany utrzymane byty w tonacji b艂臋kitu, bieli i z艂ota. Szafy, chytrze wpuszczone w 艣ciany pokoju, wy艂o偶ono cedrowym drewnem i wyposa偶ono w szuflady.

Ponadto w sypialni znajdowa艂 si臋 du偶y okr膮g艂y stolik z br膮zu na hebanowych n贸偶kach, przypominaj膮cy tron fotel o rze藕bionym oparciu i siedzeniu obitym z艂otym brokatem, nocne stoliki z ko艣ci s艂oniowej, inkrustowane macic膮 per艂ow膮 i pufy z aksamitu i brokatu. Zwieszaj膮ce si臋 na 艂a艅cuchach lampy rzuca艂y bursztynowe, rubinowe i szafirowe cienie i nape艂nia艂y pok贸j woni膮 pachn膮cych olejk贸w. 艢wiece z bia艂ego wosku pali艂y si臋 w kandelabrach ze szczerego z艂ota. Byt to pi臋kny i pogodny pok贸j, doskona艂y dla kochank贸w.

Nadchodzi艂 jednak czas, 偶eby Teadora Kantakuzen urodzi艂a su艂tanowi Muradowi dziecko i zanim 艣ciany tego pokoju stan膮 si臋 艣wiadkami szeptu kochank贸w, us艂ysz膮 najpierw krzyk rodz膮cej kobiety, kt贸ra w艂a艣nie niespokojnie kr膮偶y艂a po sypialni.

Ksi臋偶niczko, po艂贸偶 si臋 i odpocznij 鈥 gdera艂a Iris. 鈥 Zachowujesz si臋 tak, jakby to by艂o twoje pierwsze dziecko.

Halil by艂 wa偶ny tylko dla mnie, Iris. Mia艂 starszych braci. To dziecko jest bardzo wa偶ne dla ca艂ego imperium. B臋dzie nast臋pnym su艂tanem.

Je艣li urodzisz syna, ksi臋偶niczko.

Teadora pos艂a艂a jej jadowite spojrzenie. 鈥 Urodz臋 syna, ty stara wied藕mo 鈥 rzek艂a, zaciskaj膮c z臋by przy gwa艂townym skurczu, jaki poczu艂a. 鈥 Natychmiast wezwij akuszerk臋! 鈥 Kiedy Iris wybieg艂a, Teadora po艂o偶y艂a si臋 na 艂贸偶ku i kolistymi ruchami zacz臋艂a masowa膰 brzuch. Akuszerka powiedzia艂a jej, 偶e to z艂agodzi b贸l.

Akuszerka by艂a Mauryjk膮, a Maurowie wiedzieli o medycynie wi臋cej, ni偶 ktokolwiek inny. Teadora osobi艣cie wybra艂a Fatim臋, ze wzgl臋du na jej zr臋czno艣膰, doskona艂膮 reputacj臋 鈥 nigdy nie s艂yszano, 偶eby dopu艣ci艂a
do 艣mierci matki 鈥 oraz dlatego, 偶e by艂a czysta. Po wejsciu do pokoju Fatima szybko podesz艂a do 艂贸偶ka.

No i c贸偶, pani 鈥 rzek艂a rado艣nie. 鈥 Jak wszystko przebiega? 鈥 I, umywszy szybko r臋ce w misce, trzymanej przez niewolnic臋, podci膮gn臋艂a kaftan Teadory nad kolana i zbada艂a pacjentk臋. 鈥 Hm. No tak. Tak. Bardzo dobrze. Ka偶dy mo偶e zobaczy膰, 偶e jeste艣 stworzona do rodzenia. Mamy ju偶 niemal pe艂ne rozwarcie.

Spojrza艂a do g贸ry i zobaczy艂a wyraz ponurej determinacji na twarzy ksi臋偶niczki. 鈥 Nie przyj jeszcze, wasza wysoko艣膰! Oddychaj jak pies. O, tak! Teraz! Przyj! Tak! Tak! Mog臋 ju偶 zobaczy膰 g艂贸wk臋 dziecka. Iris! Ka偶 niewolnicom przynie艣膰 krzes艂o porodowe Potawcie je przy oknie, 偶eby pacjentka mog艂a przez nie' wygl膮da膰.

Po kilku minutach Adora mia艂a nast臋pny skurcz i posadzono j膮 na krze艣le. By艂a zlana potem i trz臋s艂y jej si臋 nogi.

Krzes艂o porodowe zrobione by艂o z twardego drewna d臋bowego, poz艂acane i wysadzane p贸艂szlachetnymi kamieniami. Mia艂o proste, wysokie oparcie, szerokie por臋cze obite czerwon膮 sk贸r膮 i nogi zako艅czone lwimi 艂apami. Siedzenie by艂o specjalnie wyprofilowane, 偶eby akuszerka 艂atwo mog艂a chwyci膰 dziecko.

Gdy Adora osi膮gn臋艂a ostatni etap porodu, kobietom z haremu pozwolono przygl膮da膰 si臋 narodzinom. Nie mog艂o by膰 bowiem 偶adnej w膮tpliwo艣ci co do to偶samo艣ci dziecka i jego pochodzenia. Kobiety st艂oczy艂y si臋 wok贸艂 krzes艂a, z twarzami pe艂nymi zazdro艣ci, wsp贸艂czucia, obawy i zatroskania. Teadora chwyci艂a mi臋kkie oparcia krzes艂a i odgrodzi艂a si臋 od nerwowych szept贸w kobiet. W pokoju panowa艂 lepki upa艂, a zapach rozmaitych niewie艣cich perfum przyprawia艂 j膮 o md艂o艣ci.

Skupi艂a wzrok na widoku za oknem. By艂o pi臋kne popo艂udnie, z b艂臋kitnym, bezchmurnym niebem. Jasne s艂o艅ce odbija艂o si臋 od o艣lepiaj膮co bia艂ego 艣niegu, pokrywaj膮cego ogr贸d. Na kr贸ciutk膮 chwil臋 uwag臋 Adory przyci膮gn膮艂 ma艂y, szary ptaszek, zmagaj膮cy si臋 z czerwon膮 jagod膮 na rosn膮cym w pobli偶u ostrokrzewie. Roze艣mia艂a si臋, patrz膮c na jego komiczne wysi艂ki.

Zgromadzone wok贸艂 niej kobiety by艂y przera偶one. Czy ksi臋偶niczka nie czu艂a b贸lu? Jak膮 jest istot膮, skoro 艣mieje si臋 podczas porodu? Zadygota艂y, przypomniawszy sobie oczy Adory w kolorze ciemnych ametyst贸w. Czarownice znane by艂y z tego, 偶e mia艂y oczy w dziwnych kolorach.

Przeszy艂 j膮 nast臋pny skurcz. Adora, pos艂uszna instrukcjom Fatimy, g艂臋boko odetchn臋艂a, po czym zacz臋艂a prze膰. Nie krzykn臋艂a, cho膰 b贸l by艂 gwa艂towny. Jej cia艂o pokry艂o si臋 potem, 艣ciekaj膮cym po nogach, a siedzenie krzes艂a zrobi艂o si臋 艣liskie. Iris przetar艂a twarz ksi臋偶niczki ch艂odn膮, pachn膮c膮 艣ciereczk膮. Fatima ukl臋k艂a przed Ador膮, uk艂adaj膮c sw贸j sprz臋t obok siebie na czystym, lnianym r臋czniku.

Przy nast臋pnym skurczu pojawi si臋 g艂贸wka, ksi臋偶niczko.

Idzie! 鈥 wysapa艂a Adora przez zaci艣ni臋te z臋by.

Oddychaj, wasza wysoko艣膰! Oddychaj! 鈥 Przerwa. 鈥 Teraz, wasza wysoko艣膰! Teraz! Przyj! Mocno!

Ach, mam ju偶 g艂贸wk臋. 艢wietnie, ksi臋偶niczko!

Wyczerpana Adora opad艂a do ty艂u, u艣miechaj膮c si臋 z wdzi臋czno艣ci膮, gdy m艂oda niewolnica przytkn臋艂a jej do warg ch艂odny, s艂odki nap贸j. Wypi艂a 艂apczywie, a potem odchyli艂a g艂ow臋 do ty艂u i zacz臋艂a oddycha膰, powoli i g艂臋boko.

Doskonale si臋 sprawujesz, pani 鈥 rzek艂a Fatima zach臋caj膮co. 鈥 Teraz ramiona, potem reszta cia艂ka i nied艂ugo ko艅czymy.

Ty sko艅czysz 鈥 za艣mia艂a si臋 Adora. 鈥 Dla mnie zn贸w si臋 zacznie, Fatimo.

Akuszerka z u艣miechem podnios艂a wzrok. 鈥 To prawda, wasza wysoko艣膰 鈥 powiedzia艂a 鈥 a przy twojej promiennej urodzie spodziewam si臋, 偶e cz臋sto b臋d臋 ci s艂u偶y膰, je艣li z su艂tana jest taki ogier, jak powiadaj膮.

Kobiety z haremu zachichota艂y. Adora roze艣mia艂aby si臋 z rubasznego 偶artu akuszerki, gdyby nie nast臋pna fala b贸lu. Mia艂a wra偶enie, 偶e si臋 rozdziera. Oddychaj! Oddychaj. Oddychaj. Przyj. Przyj. Przyj.

Ramiona! Mam ramiona, i to jakie szerokie! 鈥 zawo艂a艂a Fatima. Dziecko zacz臋艂o kwili膰, ale kwilenie to szybko zast膮pi艂 krzyk gniewu, gdy nast臋pny skurcz wypchn膮艂 je zupe艂nie z cia艂a matki. Fatima po艂o偶y艂a oburzonego noworodka na lnianym p艂贸tnie, przeci臋艂a i zawi膮za艂a p臋powin臋. Potem szybko usun臋艂a 艣luz z nosa, ust i gard艂a dziecka. 鈥 Ch艂opiec! 鈥 zawo艂a艂a podniecona. 鈥 ksi臋偶niczka urodzi艂a syna! Niech b臋d膮 dzi臋ki Allahowi! Su艂tan Murad ma zdrowego potomka! 鈥 Wsta艂a i podnios艂a do g贸ry zakrwawione, wrzeszcz膮ce niemowl臋, 偶eby wszyscy mogli je zobaczy膰.

Ch艂opiec mia艂 jasn膮 sk贸r臋, ogromne, granatowe oczy i mocne, ciemne loczki na czubku g艂owy. By艂 d艂ugi, o du偶ych stopkach i d艂oniach, a jego p艂uca by艂y ca艂kiem pojemne. Niewolnica wzi臋艂a dziecko z r膮k Fatimy, po艂o偶y艂a je delikatnie na stole i mi臋kk膮 艣ciereczk膮 nas膮czon膮 w ciep艂ej oliwie obmy艂a je z krwi. Potem male艅stwo zosta艂o ciasno zawini臋te w satynowe powijaki.

Kiedy Teadora wydali艂a 艂o偶ysko, Fatima zbada艂a, oczy艣ci艂a i opatrzy艂a jej krocze. Potem pozwoli艂a, by ksi臋偶niczk臋 rozebrano z przepoconej koszuli, obmyto g膮bk膮 nas膮czon膮 ciep艂膮, perfumowan膮 wod膮 i wytarto. Nast臋pnie ubrano j膮 w czerwon膮 koszul臋 i po艂o偶ono do 艂贸偶ka. Iris z dum膮 szczotkowa艂a d艂ugie w艂osy swej pani, aby zn贸w odzyska艂y blask.

Kobiety z haremu skupi艂y si臋 przy 艂贸偶ku Adory. Nadchodzi艂 su艂tan! M艂odsze, g艂upie dziewcz臋ta my艣la艂y tylko o tym, 偶e b臋d膮 mia艂y okazj臋 zosta膰 zauwa偶one przez w艂adc臋. Bardziej do艣wiadczone kobiety wiedzia艂y, 偶e zostan膮 zignorowane. Adora i jej syn stanowili pot臋偶n膮 konkurencj臋. Ale... w innym momencie... w innym miejscu... mo偶e je dostrze偶e.

Kiedy su艂tan wszed艂 do pokoju, wszystkie kobiety upad艂y na kolana. Nawet ich nie zauwa偶y艂, poch艂oni臋ty widokiem Adory i dziecka, kt贸re trzyma艂a w obj臋ciach. W ciszy panuj膮cej w komnacie jego g艂os dr偶a艂 z emocji.

Poka偶 mi dziecko, Adoro.

Ksi臋偶niczka ostro偶nie odchyli艂a kocyk i poda艂a mu zawini膮tko. Przez d艂ug膮 chwil臋 wpatrywa艂 si臋 w niemowl臋, kt贸re, zdumiewaj膮co spokojne, patrzy艂o na niego, nie mrugaj膮c oczami. Potem szeroki u艣miech pojawi艂 si臋 na obliczu Murada. Roze艣mia艂 ai臋 g艂o艣no. 鈥 To rzeczywi艣cie jest m贸j syn! Ja, Murad, syn Orchana, uznaj臋 to dziecko za mojego syna i dziedzica. Oto wasz nast臋pny su艂tan!

Tak jest! S艂yszymy i jeste艣my pos艂uszni! 鈥 nadesz艂a odpowied藕. Potem kobiety z haremu jak jeden ma偶 poderwa艂y si臋 z kolan i wybieg艂y z pokoju. Iris szybko przysun臋艂a krzes艂o dla su艂tana. Wzi臋艂a dziecku od matki i wysz艂a.

Przez chwil臋 patrzyli na siebie. Potem Murad i chwyci艂 jej r臋ce i, spogl膮daj膮c jej g艂臋boko w oczy, powiedzia艂: 鈥 Dzi臋kuj臋 ci, Adoro. Dzi臋kuj臋 za mojego pierwszego syna.

Spe艂ni艂am jedynie moj膮 powinno艣膰 wobec ciebie, panie 鈥 odpowiedzia艂a przekornie.

Roze艣mia艂 si臋 ciep艂o. 鈥 Tu偶 po porodzie, a stale bezczelna. Czy zawsze tak b臋dzie pomi臋dzy nami, Adoro?

Czy podoba艂abym ci si臋 inna, panie? 鈥 odparowa艂a.

Nie, kochanie. 鈥 przyzna艂. 鈥 Nigdy nie b膮d藕 taka, jak inne kobiety z mojego haremu. Wtedy by艣 innie znudzi艂a.

鈥撯 Nie b贸j si臋, Muradzie. Mog臋 w 偶yciu robi膰 r贸偶ne rzeczy, ale na pewno nie b臋d臋 ci臋 nudzi膰. 鈥 I zanim sens jej s艂贸w zdo艂a艂 w pe艂ni do niego dotrze膰, zapyla艂a pospiesznie: 鈥 Czy podoba ci si臋 syn, panie? To) 艂adny, zdrowy ch艂opiec.

Ciesz臋 si臋 niezmiernie i wybra艂em ju偶 dla niego imi臋. Chyba ci si臋 spodoba. Zamierzam nazwa膰 go Hajazyt, na cze艣膰 naszego wielkiego dow贸dcy.

Tego, przez kt贸rego tak sromotnie zostali pobici moi bizantyjscy przodkowie? 鈥 A gdy Murad potakuj膮co skin膮艂 g艂ow膮, jej g艂os zawibrowa艂 艣miechem. 鈥 Dobry Bo偶e, Muradzie, ale偶 obra偶asz moj膮 rodzin臋! Oczywi艣cie Jan dostrze偶e w tym 偶art, ale nikt inny.

Ty tez 鈥 zauwa偶y艂 spokojnie.

Tak 鈥 odpowiedzia艂a. 鈥 Widz臋 w tym komizm.

Widz臋 tak偶e ukryt膮 gro藕b臋. Wiem jednak, 偶e przysz艂o艣膰 mojego miasta nale偶y do Turk贸w, a nie do Grek贸w. Miasto musi si臋 w ko艅cu podda膰 albo tobie, albo naszemu synowi, kt贸rego naucz臋 kocha膰 i szanowa膰 wszystko, co dobre w obu kulturach.

Uj膮艂 j膮 pod brod臋, pochyli艂 si臋 i 艂agodnie musn膮艂 jej wargi. 鈥 Jeste艣 bardzo m膮dra jak na sw贸j wiek. Jakie to szcz臋艣cie, 偶e przed wielu laty przechodzi艂em ko艂o tamtego klasztornego sadu.

U艣miechn臋艂a si臋 z niezwyk艂膮 s艂odycz膮. 鈥 Kocham ci臋, Muradzie.

Ale nadal si臋 irytujesz, prawda?

Westchn臋艂a g艂臋boko. 鈥 Nic nie mog臋 na to poradzi膰. Taki mam charakter. Po prostu nie wystarcza mi, 偶e jestem faworyt膮 Murada i matk膮 Bajazyta. Je艣li zapisz臋 si臋 w historii, to w艂a艣nie tak. Ale sama do ko艅ca nie wiem, czego bym chcia艂a.

Roze艣mia艂 si臋 i wsta艂. 鈥 Przynajmniej jeste艣 szczera, moja Adoro. 鈥 Pochyli艂 si臋 i poca艂owa艂 j膮 lekko. 鈥 Odpocznij troch臋, kochanie. Chyba nie by艂o 艂atwo wyda膰 na 艣wiat mojego syna. Musisz by膰 wyczerpana.

Z艂apa艂a go za r臋kaw brokatowego kaftana. 鈥 Poca艂uj mnie porz膮dnie, zanim odejdziesz, m贸j ukochany. Nic mi si臋 nie stanie, je艣li teraz mnie poca艂ujesz.

U艣miechn膮艂 si臋 z zadowoleniem. 鈥 A wi臋c spragniona jeste艣 moich poca艂unk贸w, co? Nie s膮dzi艂em, 偶e kiedykolwiek si臋 do tego przyznasz. 鈥 Usiad艂 na brzegu 艂贸偶ka i wzi膮艂 j膮 w ciep艂e, pe艂ne mi艂o艣ci obj臋cia. Jego usta opad艂y na jej wargi, a intensywno艣膰 i nami臋tno艣膰 poca艂unku pozbawi艂a j膮 tchu. Jedn膮 r臋k臋 wsun膮艂 w dekolt jej koszuli i chwyci艂 okr膮g艂膮 pier艣. Prowokuj膮co potar艂 brodawk臋 palcem. Ochryp艂ym g艂osem powiedzia艂. 鈥 Za sze艣膰 tygodni b臋dziesz ju偶 czysta. Dopilnuj, 偶eby ch艂opiec mia艂 wtedy mamk臋. Nic b臋d臋 si臋 tob膮 dzieli艂 nawet z moim synem. 鈥 Ich spojrzenia spotka艂y si臋 i poczu艂a ogarniaj膮ce j膮 dr偶enie po偶膮dania. By艂a zdumiona si艂膮 ich wzajemnego przyci膮gania. Pragn臋艂a go zaledwie w godzin臋 po porodzie!

Nagle Murad wsta艂 i opu艣ci艂 komnat臋. Adora po艂o偶yla si臋 na poduszkach. Zupe艂nie nie chcia艂o jej si臋 spa膰. By艂a zanadto podniecona. Zrobi艂a to! Da艂a Muradowi jego pierwszego syna! Da mu i nast臋pnych, nie dopu艣ci bowiem, 偶eby kto艣 zagrozi艂 jej pozycji. Formalnie by艂a jego niewolnic膮, lecz nie mia艂o to 偶adnego znaczenia. Teraz jej pozycja bardzo si臋 wzmocni艂a. A najwa偶niejsze by艂o to, 偶e Murad nadal jej po偶膮da艂.

Dziecko by艂o 艣liczne. Mia艂o ciemne w艂oski i pi臋kne granatowe oczy, cho膰 wiedzia艂a, 偶e z czasem stan膮 nie czarne, jak u ojca. I nagle przypomnia艂a sobie Aleksandra i ich z艂otow艂ose dzieci. 艁zy sp艂yn臋艂y po jej policzkach. Dlaczego? Dlaczego zacz臋艂a o nim my艣le膰, po tylu miesi膮cach? Mo偶e dlatego, 偶e zdrada siostry nast膮pi艂a tak szybko po 艣mierci Aleksandra i dopiero teraz wszystko w pe艂ni do niej dotar艂o? P艂aka艂a tak d艂ugo, a偶 opad艂a z si艂. Wiedzia艂a, 偶e to najlepszy spos贸b.

Odpr臋偶y艂a si臋 i w ko艅cu zasn臋艂a, bezpieczna dzi臋ki swej pozycji przy Muradzie i dzi臋ki macierzy艅stwu.


Rozdzia艂 19


Tak jak Adora przewidzia艂a, cesarz Jan dostrzeg艂 komizm w imieniu, kt贸re otrzyma艂 jego siostrzeniec. 艢mia艂 si臋. Jego 偶ona Helena nie czu艂a si臋 rozbawiona.

Celowo nas zniewa偶a, a ty si臋 艣miejesz 鈥 ciska艂a gromy na m臋偶a.

Chyba nie mo偶na si臋 spodziewa膰, 偶eby darzy艂a Bizancjum mi艂o艣ci膮, moja droga 鈥 cierpko zauwa偶y艂 cesarz.

Przecie偶 tu si臋 urodzi艂a! Jest c贸rk膮 jednej z najstarszych bizantyjskich rodzin! Jest moj膮 siostr膮! By艂a 偶on膮 w艂adcy Mesembrii!

Kt贸rego otru艂a艣, moja droga. A w艂asn膮 siostr臋 sprzeda艂a艣 w niewol臋.

Cesarzowa wygl膮da艂a na przera偶on膮. 鈥 Sk膮d o tym wiesz? Nie mo偶esz tego udowodni膰!

Jan Paleolog ponownie si臋 roze艣mia艂. 鈥 Nic nie musz臋 udowadnia膰, moja droga. Kiedy nieszcz臋sny Julian Tzimisces poj膮艂, kogo zabi艂a jego trucizna, przyszed艂 do mnie i wyzna艂 wszystko. Ba艂 si臋, 偶e i jego b臋dziesz pr贸bowa艂a zg艂adzi膰.

Przera偶ona Helena wytrzeszczy艂a oczy. 鈥 Czemu dotychczas nic mi nie powiedzia艂e艣? 鈥 zapyta艂a. 鈥 Czemu mnie nie ukara艂e艣?

I nie pozwoli艂em, z臋by biedna Tea dowiedzia艂a si臋, jak umar艂 Aleksander? I 偶e m臋偶czyzn臋, kt贸rego kocha艂a, zabi艂a jej w艂asna siostra? Nie, Heleno, do艣膰 ju偶 j膮 zrani艂a艣. Pami臋taj jednak, 偶e je艣li Tea kiedykolwiek dowie si臋 o ca艂ym twoim okrucie艅stwie, zabij臋 Ci臋. Zrobi臋 to osobi艣cie, z prawdziw膮 przyjemno艣ci膮. Wyci膮gn膮艂 d艂o艅 i 艂agodnie, zmys艂owo pog艂aska艂 jej kciuk. Helena zadygota艂a. 鈥 Tea u艂o偶y艂a sobie 偶ycie z Muradem 鈥 ci膮gn膮艂 dalej cesarz. 鈥 Jest 偶on膮 su艂tana i matk膮 jego jedynego syna.

Nie jest jego 偶on膮 鈥 parskn臋艂a Helena. 鈥 Jest jego niewolnic膮 i konkubin膮. Nie podni贸s艂 jej nawet do godno艣ci kadin.

Ale nie zrobi艂 tego wobec 偶adnej innej kobiety, moja droga. Jednak publicznie uzna艂 syna Tei za swego prawowitego potomka i nast臋pc臋. A to, moja droga, jest najwi臋ksz膮 publiczn膮 deklaracj膮 mi艂o艣ci, jak膮 mo偶na z艂o偶y膰. Tea jest tego 艣wiadoma. Przegra艂a艣, Heleno. Teadora pozosta艂a sob膮 i wygra艂a. Zrezygnuj z wojny z siostr膮. Do艣膰 ju偶 zrobi艂a艣. Pr贸bowa艂a艣 zabi膰 j膮 i jej najstarszego syna, Hali艂a, ale piraci z Fokai zatrzymali ich dla okupu. Kiedy su艂tan dowiedzia艂 si臋, i偶 mia艂a艣 zwi膮zek z porwaniem, wysoko艣膰 okupu przeros艂a moje mo偶liwo艣ci finansowe. Co gorsza, kosztowa艂o mnie to utrat臋 naszej ukochanej c贸rki, znaczenia, ziemi i 偶o艂nierzy. A kiedy po 艣mierci Aleksandra Tea przyby艂a do nas, splami艂a艣 honor rodziny, zdradzaj膮c j膮 i sprzedaj膮c w niewol臋. Kiedy si臋 zatrzymasz? Kiedy, Heleno?

Nigdy! Nie rozumiesz, Janie? Tea i jej synowie stanowi膮 dla nas ogromne zagro偶enie! Mog膮 nawet ro艣ci膰 sobie prawa do twojego tronu!

Cesarz roze艣mia艂 si臋 z ca艂ego serca. 鈥 Nie, Heleno, nie mog膮. Murad nie porywa艂by si臋 na takie szale艅stwo. Moje imperium podupada. Wiem o tym. Ale jeszcze si臋 nie rozpadnie, przynajmniej nie za mojego 偶ycia. Musz臋 robi膰 wszystko, co w mej mocy, 偶eby przetrwa艂o. Za艣 czas poka偶e, czy nasi synowie b臋d膮 silnymi w艂adcami. Heleno, podczas naszego wsp贸lnego 偶ycia rzadko ci czego艣 zabrania艂em. Nie widzia艂em twoich licznych kochank贸w. Teraz jednak zabraniam ci! Zaniechaj tej kampanii przeciwko siostrze. Pos艂a艂em naszemu nowemu siostrze艅cowi ogromn膮 z艂ot膮 czark臋, wysadzan膮 diamentami i turkusami. Musia艂em na艂o偶y膰 specjalny podatek na ko艣cio艂y, 偶eby zebra膰 fundusze na ten dar. Kr贸lewski skarbiec wygl膮da tak n臋dznie, 偶e z艂otnicy nie zrobi膮 nawet z艂otej czarki, zanim nie dostan膮 pieni臋dzy.

To okropne 鈥 rzek艂a Helena. 鈥 Biedny su艂tan Orchan umar艂 tak niedawno, a wdowa po nim zd膮偶y艂a ju偶 wyj艣膰 za m膮偶, urodzi膰 bli藕ni臋ta, owdowie膰 po raz wt贸ry, zosta膰 dziwk膮 su艂tana i urodzi膰 bastarda.

Teadora przynajmniej zwi膮zuje si臋 z jednym m臋偶czyzn膮 na raz, moja droga 鈥 cicho rzuci艂 Jan Paleolog.

B艂臋kitne oczy Heleny rozwar艂y si臋 szeroko z zaskoczenia, tymczasem jej m膮偶 ci膮gn膮艂 dalej: 鈥 Czy jeden m艂ody ogier ci nie wystarcza, Heleno? To niezbyt roztropne zadawa膰 si臋 z ca艂膮 gromad膮 m艂odych 偶o艂nierzy, jak suka w rui. Plotki szybciej si臋 rozprzestrzeniaj膮, je艣li pochodz膮 z sze艣ciu 藕r贸de艂, a nie z jednego. Zreszt膮 musia艂a艣 doskonale si臋 sprawdzi膰 w 艂贸偶ku, bo m贸wiono o tobie z prawdziwym uznaniem.

Cesarzowa nerwowo prze艂kn臋艂a 艣lin臋. Jan Paleolog roze艣mia艂 si臋 na widok jej zaniepokojenia.

Czemu si臋 ze mn膮 nie rozwiedziesz? 鈥 wyszepta艂a.

Bo wol臋 mie膰 co艣, co znam, moja droga. Jestem leniwy z natury, jak m贸j ojciec. Masz wszelkie cechy dobrej cesarzowej, moja droga. Da艂a艣 mi syn贸w, kt贸rzy s膮 moi bez 偶adnych w膮tpliwo艣ci. Jeste艣 pi臋kna.

I chocia偶 stale mi dokuczasz, nie wtr膮casz si臋 do rz膮dzenia. Nie nale偶臋 do ludzi, kt贸rzy szybko przyzwyczajaj膮 si臋 do zmian i wola艂bym, 偶eby艣 pozosta艂a moj膮 偶on膮. Lecz je艣li wywo艂asz kolejny skandal, pozb臋d臋 si臋 ciebie, Heleno. Rozumiesz chyba, prawda?

Powoli skin臋艂a g艂ow膮, zaskoczona, jak zawsze wtedy, gdy zachowywa艂 si臋 wobec niej tak w艂adczo. Ale i tak ostatnie s艂owo musia艂o nale偶e膰 do niej. 鈥 Wiem, 偶e masz kochank臋 鈥 powiedzia艂a.

Oczywi艣cie, 偶e mam, Heleno. Nie mo偶esz mi zabroni膰 tej drobnej przyjemno艣ci. To mi艂a, spokojni kobieta, kt贸rej dyskrecj臋 wielce sobie ceni臋. Du偶o umy艂aby艣 si臋 od niej nauczy膰. Pami臋taj, co ci powiedzia艂em. 偶rzesta艅 walczy膰 z Teador膮. Pami臋taj o tym, 偶e Murad j膮 kocha, a nowo narodzony syn jest rado艣ci膮 jego 偶ycia.

Helena nic nie odpowiedzia艂a, lecz my艣la艂a intensywnie. Teadora by艂a jak przys艂owiowy kot, zawsze spadaj膮cy na cztery 艂apy, za ka偶dym razem, kiedy Helena j膮 atakowa艂a. Cesarzowa Bizancjum niezwykle ceni艂a swoj膮 pozycj臋. Tymczasem przez ca艂e lata w jej g艂ow臋 wdziera艂 si臋 dziecinny g艂os, m贸wi膮cy: 鈥濲e艣li po艣lubi臋 poganina, dopilnuj臋, 偶eby ze swoj膮 armi膮 zdoby艂 miasto. A wtedy to ja b臋d臋 cesarzow膮, nie ty!鈥

Cesarzowej nigdy nie przysz艂o do g艂owy, 偶e siostra wypowiedzia艂a swoj膮 gro藕b臋 w ataku dziecinnej z艂o艣ci i dawno o niej zapomnia艂a. W um臋czonej g艂owie mia艂a jedynie obraz stale rozszerzaj膮cych si臋 granic Imperium su艂tana i systematycznie kurcz膮cych si臋 granic w艂asnego kraju. Su艂tan kocha艂 Teador臋. Helena, kt贸ra nigdy nie by艂a specjalnie inteligentna, wierzy艂a, 偶e niszcz膮c Teador臋 powstrzyma ekspansj臋 imperium su艂tana.

W kr贸tkim okresie panowania Murada Turcy uzyskali faktyczn膮 kontrol臋 nad Tracj膮, jej g艂贸wnymi fortecami i 偶yzn膮 r贸wnin膮. Planowa masakra garnizonu w Corlu i 艣ci臋cie dow贸dcy pog艂臋bi艂y z艂膮 s艂aw臋 tureckiego terroru. A potem pad艂 Adrianopol i sta艂 si臋 tureck膮 stolic膮.

Nast臋pnie armia ottoma艅ska przesun臋艂a si臋 na zach贸d. Min臋艂a Konstantynopol, ale tureccy wys艂annicy udali si臋 do cesarza. Po raz kolejny Jan Paleolog zosta艂 zmuszony do podpisania traktatu, w my艣l kt贸rego zrzeka艂 si臋 swych roszcze艅 do Tracji. Nie mia艂 te偶 prawa pomaga膰 innym chrze艣cijanom, Serbom i Bu艂garom, opieraj膮cym si臋 nadci膮gaj膮cym si艂om tureckim. Musia艂 r贸wnie偶 wspiera膰 zbrojnie Murada w walce z jego muzu艂ma艅skimi rywalami w Azji Mniejszej.

I chocia偶 pot臋pi艂 go w艂asny Ko艣ci贸艂, ministrowie p艂akali, a 偶ona szala艂a ze z艂o艣ci, Jan wiedzia艂, 偶e zyska艂 dla miasta troch臋 czasu. Rozumia艂, 偶e Murad m贸g艂by zdoby膰 Konstantynopol. Zgadzaj膮c si臋 na 偶膮dania, ocali艂 miasto. Turcy ruszyli dalej, umo偶liwiaj膮c Janowi potajemne poszukiwania pomocy gdzie indziej.

Nie udawa艂o mu si臋 jednak przekona膰 w艂adc贸w zachodniej Europy, 偶e po upadku Konstantynopola oni tak偶e znajd膮 si臋 w powa偶nym niebezpiecze艅stwie. U podstaw niech臋ci zachodniej Europy do udzielenia pomocy Konstantynopolowi, le偶a艂a zadawniona, niem膮dra rywalizacja pomi臋dzy Ko艣cio艂em greckim a rzymskokatolickim. Poza tym katolicy byli sk艂贸ceni mi臋dzy sob膮. Wielkie w艂oskie banki, finansuj膮ce wszystko, poczynaj膮c od handlu ze Wschodem, a na wyprawach krzy偶owych ko艅cz膮c, zaczyna艂y upada膰. W Europie zapanowa艂a recesja i kryzys spo艂eczny. Ch艂opi zacz臋li si臋 buntowa膰 przeciwko mo偶now艂adcom, 艣wieckim i duchownym. Rzemie艣lnicy k艂贸cili si臋 z kupcami. Ze wschodu nadci膮gn臋艂a d偶uma i spustoszy艂a ca艂膮 Europ臋. Nic nie chroni艂o Europy przed ottoma艅skim zdobywc膮.

Armia Murada wkroczy艂a do Bu艂garii, Macedonii, Serbii. Potem nagle znalaz艂a si臋 na W臋grzech, w twierdzy Ko艣cio艂a rzymskokatolickiego. Aby obroni膰 艣wiat chrze艣cija艅ski, papie偶 Urban V wykona艂 kilka rozpaczliwych pr贸b zjednoczenia pod swoj膮 flag膮 pot臋偶nych si艂 chrze艣cija艅skich, nawet Grek贸w. Konnica bu艂garska i w臋gierska ruszy艂y na Adrianopol, przekraczaj膮c Marice. Szybko zosta艂y rozbite. Podj臋ciu nast臋pnych pr贸b stan膮艂 na przeszkodzie rodz膮cy si臋 konflikt pomi臋dzy Ko艣cio艂em greckim i rzymskokatolickim.

Petrarka pisa艂 do papie偶a: 鈥濼urcy s膮 jedynie wrogami, natomiast greccy schizmatycy s膮 gorsi od wrog贸w鈥.

Lepszy turban su艂tana, ni偶 kardynalski kapelusz鈥 brzmia艂a odpowied藕 Grek贸w.

Murad kr膮偶y艂 nieustannie pomi臋dzy r贸偶nymi frontami bitewnymi a stolic膮 w Adrianopolu. Starannie planowa艂 swoj膮 ofensyw臋, opieraj膮c si臋 na paru kompetentnych dow贸dcach, kt贸rzy wykonywali jego rozkazy co do joty. Dzi臋ki temu m贸g艂 te偶 realizowa膰 swoj plan stworzenia doborowych oddzia艂贸w piechoty, s艂u偶膮cych jedynie su艂tanowi. 呕o艂nierzy rekrutowano spomi臋dzy m艂odych poddanych wyznania chrze艣cija艅skiego i wcielano do korpusu janczar贸w, za艂o偶onego jeszcze przez ojca Murada.

Murad rozwin膮艂 t臋 stra偶 przyboczn膮 Orchana w ma艂膮 armi臋, maj膮c膮 za zadanie wprowadzanie i pilnowanie porz膮dku oraz obron臋 nowo zdobytych ziem. Janczarzy podlegali bezpo艣rednio Muradowi. Wsz臋dzie tam, gdzie w艂adz臋 przejmowali Turcy, mieszka艅com niemuzu艂ma艅skim dawano szans臋 nawr贸cenia si臋 na islam. Ci, kt贸rzy to uczynili, mieli zagwarantowane wszelkie przywileje, przys艂uguj膮ce obywatelom tureckim, wraz z prawem wykupienia swoich syn贸w z obowi膮zku s艂u偶by wojskowej. Ci za艣, kt贸rzy zdecydowali si臋 trwa膰 przy swojej wierze, r贸wnie偶 mogli uzyska膰 obywatelstwo tureckie, lecz ich synowie w wieku od sze艣ciu do dwunastu lat byli wcielani do oddzia艂u janczar贸w. Dwa razy w roku tureccy urz臋dnicy wybierali chrze艣cija艅skich ch艂opc贸w do wojska. Wybra艅c贸w natychmiast odbierano rodzicom i wychowywano jak muzu艂man贸w.

Wybranych dla swej inteligencji i urody ch艂opc贸w szkolono surowo i solidnie. Niestraszne im by艂y wszelkie przeciwno艣ci losu. S艂u偶ba su艂tanowi i po艣wi臋cenie 偶ycia dla niego stanowi艂y ich powinno艣膰. Podobnie jak mnisi, janczarzy nie mogli si臋 偶eni膰 ani posiada膰 偶adnej w艂asno艣ci. Za to wszystko p艂acono im wi臋cej ni偶 w jakiejkolwiek innej formacji wojskowej.

Wielki przyw贸dca religijny, szejk Had偶i Bektasz, pob艂ogos艂awi艂 janczar贸w i podarowa艂 im god艂o. By艂 to p贸艂ksi臋偶yc i miecz turecki na czerwonym tle. Przewiduj膮c przysz艂o艣膰 janczar贸w, stary szejk powiedzia艂: 鈥濨臋dziecie mieli jasne, promienne twarze, silne ramiona, zr臋czne miecze o ostrych ko艅cach. B臋dziecie zwyci臋偶a膰 w ka偶dej bitwie i zawsze powraca膰 w triumfie.鈥 Potem wr臋czy艂 janczarom nowe, bia艂e czapki, kt贸re zamiast pompon贸w mia艂y drewniane 艂y偶ki.

艁y偶ka oraz du偶y garnek symbolizowa艂y wysoki standard 偶ycia janczar贸w w por贸wnaniu z innymi 偶o艂nierzami. Nazwy stopni oficerskich zaczerpni臋te zosta艂y z kuchni: Pierwszy Mieszaj膮cy Zup臋, Pierwszy Kucharz, Pierwszy Nosiciel Wody. Wielki czarny kocio艂ek nie s艂u偶y艂 jedynie do gotowania. W p贸藕niejszych wiekach odwracano go do g贸ry dnem i b臋bniono we艅, gdy elitarna jednostka by艂a niezadowolona z poczyna艅 su艂tana. Za jego pomoc膮 mierzono te偶 ilo艣膰 艂up贸w zdobytych przez janczar贸w.

W zachodniej Europie ogromne oburzenie wywo艂a艂 fakt, 偶e Turcy faktycznie wymogli na swoich chrze艣cija艅skich poddanych danin臋 krwi. Odbieranie m艂odych ch艂opc贸w rodzinom i zmuszanie ich do wyznawania obcej religii oraz s艂u偶enia barbarzy艅skiemu w艂adcy by艂o niemoralne.

Murad 艣mia艂 si臋 z tych protest贸w. Chrze艣cijanie arystokraci bywali o wiele okrutniejsi wobec swoich muzu艂ma艅skich, a nawet chrze艣cija艅skich je艅c贸w. Nowa formacja su艂tana osi膮gn臋艂a liczebno艣膰 ponad pi臋ciuset wojownik贸w i tylu偶 m艂odych rekrut贸w. Nu lian mia艂 r贸wnie偶 armi臋 zaci臋偶n膮, z艂o偶on膮 z chrze艣cijan, kt贸ra teraz walczy艂a przeciwko swoim wsp贸艂wyznawcom na Ba艂kanach. Armia janczar贸w b臋dzie ros艂a, jednak w ko艅cu chrze艣cija艅scy wie艣niacy b臋d膮 woleli przej艣膰 na islam, zamiast traci膰 swoich krzepkich syn贸w, tak potrzebnych do pomocy w polu.

Murad i jego poddani stan臋li teraz przed ogromnym wyzwaniem. Ottoma艅scy Turcy byli ludem koczowniczym, od wiek贸w przemierzaj膮cym stepy Azji. Przesuwaj膮c si臋 na zach贸d wch艂aniali r贸偶ne kultury, podbijaj膮c wszystko na swej drodze.

Ale teraz zacz臋li my艣le膰 o osiedleniu si臋. Z pasterzy owiec chcieli si臋 przeistoczy膰 w gospodarzy. Przed nimi pr贸bowa艂y tego inne ludy koczownicze: Awarowie, Hunowie, Mongo艂owie. Nie uda艂o im si臋, pope艂niali bowiem ten sam b艂膮d. Wierzyli, 偶e podbite narody b臋d膮 wsp贸艂pracowa艂y ze zdobywcami, dbaj膮c o rozw贸j ekonomiczny podbitych ziem. Tak si臋 jednak nie dzia艂o, a to powodowa艂o szybkie za艂amanie i upadek wi臋kszo艣ci koczowniczych imperi贸w.

Ottomame nie zamierzali da膰 si臋 oszuka膰 chytrym ch艂opom. Rozwin臋li system szkolenia cerber贸w, kt贸rzy mieli za zadanie utrzymywa膰 w pos艂usze艅stwie poddanych i strzec przed wrogami. Na pocz膮tku byli to janczarzy. Potem spo艣r贸d znaczniejszych je艅c贸w powo艂ano licznych urz臋dnik贸w cywilnych, podlegaj膮cych bezpo艣rednio su艂tanowi. Chrze艣cija艅scy poddani su艂tana znale藕li si臋 wi臋c pod rz膮dami ludzi, kt贸rzy w znakomitej wi臋kszo艣ci byli ich wsp贸艂wyznawcami. Tych urz臋dnik贸w, kt贸rzy si臋 nie sprawdzali, szybko zast臋powano nowymi. A Murad m贸g艂 spokojnie zaj膮膰 si臋 dalszymi podbojami militarnymi i cieszy膰 si臋 rodzin膮.

Chocia偶 utrzymywa艂 harem i nie wyrzek艂 si臋 pozosta艂ych kobiet, pozostawa艂 wierny Adorze. Ta z kolei nie robi艂a mu wym贸wek z powodu innych na艂o偶nic, pod warunkiem, 偶e nie przejawia艂 nadmiernego zainteresowania swoim haremem.

Pi臋膰 miesi臋cy po przyj艣ciu na 艣wiat Bajazyta nasienie Murada ponownie zagnie藕dzi艂o si臋 w p艂odnym 艂onie Adory. A w dwa miesi膮ce po pierwszych urodzinach ich pierworodnego, w pokoju dziecinnym pojawili si臋 jego dwaj bracia, bli藕niacy Osman i Orchan. Su艂tana rozsadza艂a rado艣膰.

W ten spos贸b potr贸jnie zabezpieczona, Adora pos艂a艂a po Ali Yahy臋 i poprosi艂a go o 艣rodki zabezpieczaj膮ce na jaki艣 czas przed ci膮偶膮. Zarz膮dzaj膮cy domem su艂tana eunuch zgodzi艂 si臋 z ksi臋偶niczk膮, 偶e 艂atwiej jej przyjdzie utrzyma膰 zainteresowanie Murada, gdy nie b臋dzie nieustannie poch艂oni臋ta macierzy艅stwem. Jej synowie ro艣li, niebywale silni i zdrowi, nie by艂o wi臋c powodu, 偶eby zn贸w zachodzi艂a w ci膮偶臋, chyba 偶e tego zechce.

Chc膮c rozbawi膰 swojego pana, Adora nauczy艂a si臋 kilku orientalnych zmys艂owych ta艅c贸w, jakie wykonywa艂y egipskie tancerki z trupy, wyst臋puj膮cej w艂a艣nie w mie艣cie. 膯wiczy艂a codziennie z Leil膮, rozlo偶yst膮 w biodrach tancerk膮 o obfitym biu艣cie i z艂ocistych oczach w kszta艂cie migda艂贸w. Po kilku tygodniach Leila o艣wiadczy艂a: 鈥 Wasza wysoko艣膰 mog艂aby ta艅cem zarabia膰 na 偶ycie. I mia艂aby艣 wtedy, pani, u swych st贸p nie jednego, ale dziesi臋ciu su艂tan贸w.

Teadora roze艣mia艂a si臋. 鈥 Nie pragn臋 nikogo poza Muradem, Leilo. B臋d臋 ta艅czy艂a tylko dla niego.

Powinien si臋 czu膰 zaszczycony, wasza wysoko艣膰, nigdy bowiem nie widzia艂am nikogo, kto ta艅czy艂by z r贸wn膮 gracj膮 i uczuciem. 艢wietnie czujesz muzyk臋, Pani. Zata艅cz dla niego jutro, tak jak ta艅czy艂a艣 dzi艣, a stanie si臋 twoim niewolnikiem. Rozbudzisz jego po偶膮danie jak 偶adna inna kobieta! Ju偶 niczego wi臋cej nie mog臋 ci臋 nauczy膰.

Teadora by艂a zadowolona. Murad mia艂 wr贸ci膰 po dw贸ch miesi膮cach sp臋dzonych na froncie, wi臋c si臋 starannie przygotowa艂a si臋 na jego przybycie. Powita艂a go czule na niemal uko艅czonej wyspie, razem z tr贸jk膮 syn贸w, jak kwoka z kurczakami. Bli藕niacy ledwie utrzymywali si臋 na nogach. Taki obrazek powinien przypomnie膰 su艂tanowi o jej pozycji, gdyby przypadkiem o tym zapomnia艂.

Dzieci zosta艂y zabrane przez nia艅ki, a Adora odprowadzia艂a su艂tana do jego apartament贸w i pomog艂a mu si臋 rozebra膰 z brudnego stroju podr贸偶nego. 鈥 K膮piel czeka, panie 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Zaplanowa艂am wiecz贸r, kt贸ry pownien ci si臋 spodoba膰. Mam ma艂膮 niespodziank臋.

Odesz艂a, zanim zd膮偶y艂 odpowiedzie膰. Przy k膮pieli asystowa艂o mu sze艣膰 najwspanialszych dziewcz膮t, jakie zdarzy艂o mu si臋 widzie膰. By艂y kompletnie nagie, spokojnie zaj臋艂y si臋 nim. Umy艂y go i ogoli艂y. Nast臋pnie delikatnie wytar艂y puszystymi r臋cznikami i natar艂y pachn膮cymi olejami. Rozkoszne mrowienie sygnalizowa艂o mu, 偶e budzi si臋 w nim po偶膮danie. Zanim jednak zdo艂a艂 skorzysta膰 z otaczaj膮cych go cud贸w, u艣pi艂y go zr臋czne palce 艣licznej masa偶ystki.

Kiedy si臋 obudzi艂 godzin臋 p贸藕niej, cudownie wypocz臋ty, pochyla艂a si臋 nad nim w pe艂ni ubrana, starsza niewiasta, kt贸ra oferowa艂a mu male艅k膮 fili偶ank臋 gor膮cej, s艂odkiej kawy. Wypi艂 j膮. Potem otoczy艂y go niewolnice, nama艣ci艂y wonno艣ciami i ubra艂y w granatow膮 szat臋 z aksamitu, przyozdobion膮 srebrnym haftem, turkusami i per艂ami. Starsza kobieta, kt贸ra wcze艣niej poda艂a mu kaw臋, najwyra藕niej pilnowa艂a niewolnic. Gdy by艂 ju偶 ubrany, rzek艂a: 鈥 Prosz臋 za mn膮, panie, posi艂ek i rozrywka czekaj膮.

Gdzie jest Teadora?

Ksi臋偶niczka do艂膮czy do ciebie, panie. Tymczasem prosi艂a, 偶eby艣 zjad艂 i zabawi艂 si臋 jak chcesz, panie.

Poprowadzi艂a go do salonu, gdzie czeka艂 zastawiony niski st贸艂. Gdy usiad艂 na kolorowych poduszkach, natychmiast do艂膮czy艂y do niego dwie pi臋kne dziewczyny. Jedna otwiera艂a surowe ostrygi i wk艂ada艂a mu je do ust. Druga z uwag膮 wyciera艂a mu k膮ciki ust lnian膮 serwetk膮.

Nigdy 偶adnemu Turkowi nie us艂ugiwano w tak wykwintny spos贸b. To by艂y bizantyjskie obyczaje. Murad doszed艂 do wniosku, 偶e bardzo mu one odpowiadaj膮. Us艂uguj膮ce mi dziewcz臋ta by艂y nagie do pasa, a ich cienkie, jedwabne spodnie nie pozostawia艂y pola dla wyobra藕ni. Obie byty b艂臋kitnookimi blondynkami. Mia艂y w艂osy zaplecione w grube warkocze, a z cienkich 艂a艅cuszk贸w, jakimi opasano ich g艂owy, zwiesza艂y si臋 pojedyncze per艂y w kszta艂cie 艂ez.

Po ostrygach przysz艂膮 pora na kebab, delikatne kawa艂ki jagni臋ciny z gotowan膮 cebul膮 i pomidorami, podane z ry偶em. Dziewczyny zamieni艂y si臋 rolami i teraz druga go karmi艂a, a pierwsza wyciera艂a mu usta. Posi艂ek zako艅czy艂 jogurt z miodem i kawa. Murad czu艂 si臋 cudownie. By艂 czysty, rozgrzany, wypocz臋ty i nakarmiony. Zaczyna艂 si臋 odpr臋偶a膰.

Po uprz膮tni臋ciu zastawy rozpocz臋艂a si臋 cz臋艣膰 rozrywkowa. Rozci膮gni臋ty na poduszkach, otaczaj膮c ka偶dym ramieniem jedn膮 dziewczyn臋 Murad przygl膮da艂 si臋 z u艣miechem, jak grupka ma艂ych piesk贸w wykonuje 膰wiczenia pod kierunkiem tresera. Bardzo podoba艂y mu si臋 te偶 wyst臋py trzech 偶onglerek, kt贸re demonstrowa艂y r贸wnie偶 膰wiczenia akrobatyczne.

Nagle zza parawanu rozleg艂a si臋 muzyka i sze艣膰 dziewcz膮t, odzianych w czerwone i z艂ote sp贸dnice i bluzki zacz臋艂o ta艅czy膰 przed nim.

Ta艅czy艂y doskonale. Jednak w pewnej chwili tempo muzyki zmieni艂o si臋 nieznacznie i dziewcz臋ta znik艂y. Pojawi艂a si臋 tancerka, szczelnie okryta welonem, otulona w czarne, srebrzyste i z艂ociste jedwabie. Cia艂o kobiety zacz臋艂o powoli, zmys艂owo, porusza膰 si臋 w rytmie muzyki. Kiedy kobieta odrzuci艂a pierwsz膮 warstw臋 jedwabiu, su艂tan zrozumia艂, 偶e zamierza艂a zata艅czy膰 taniec zas艂on.

Pierwsza zas艂ona zakrywa艂a jej w艂osy, d艂ugie i ciemne. Druga i trzecia zas艂ona ods艂oni艂a jej plecy, a potem piersi. 艢nie偶nobia艂e, zako艅czone koralowymi brodawkami wzg贸rki cia艂a porusza艂y si臋 prowokacyjnie w ta艅cu.

Su艂tan wstrzyma艂 oddech, wpatrzony w pokus臋.

Muzyka stawa艂a si臋 coraz bardziej prowokuj膮ca i tancerka zacz臋艂a wykr臋ca膰 swoje cia艂o, na艣laduj膮c nami臋tne uniesienie. W miar臋 jak opada艂y kolejne zas艂ony, zacz臋艂y si臋 ukazywa膰 jej nogi.

Ze stale rosn膮cym po偶膮daniem zastanawia艂 si臋, kim by艂a i dlaczego nigdy jeszcze przed nim nie ta艅czy艂a. Musia艂a by膰 nowym nabytkiem w haremie. Czy mia艂a twarz r贸wnie pi臋kn膮, jak cia艂o? Pu艣ci艂 obie niewolnice i usiad艂 ze skrzy偶owanymi nogami pozwalaj膮c, aby nami臋tno艣膰 zaw艂adn臋艂a nim ca艂kowicie. Skinieniem d艂oni odprawi艂 dziewczyny i pozosta艂 sam na sam z tancerk膮.

Muzyka stawa艂a si臋 coraz gwa艂towniejsza. Tancerka wirowa艂a, a pozosta艂e warstwy jedwabiu trzepota艂y jak p艂atki kwiatu na wietrze. Kobieta zbli偶y艂a si臋, prowokacyjnie ocieraj膮c si臋 o niego piersiami. Czu艂 ciep艂o jej cudownego cia艂a i jej zapach. By艂 uderzaj膮co znajomy. W migocz膮cym 艣wietle lamp jej oczy b艂yszcza艂y ponad czarn膮 zas艂on膮, kiedy wyci膮ga艂 do niej r臋ce. Z cichym 艣miechem zrobi艂a unik.

Gro藕nie zmru偶y艂 oczy, ale nagle jego usta wygi臋艂y si臋 w u艣miechu. Pozwoli jej sko艅czy膰 wyst臋p. Potem jednak... Bujne cia艂o kobiety falowa艂o w ko艅cowych ruchach ta艅ca. Nagle opad艂y wszystkie zas艂ony, poza ostatni膮, przes艂aniaj膮c膮 jej oblicze. Stan臋艂a dumnie przed nim, naga, po czym pad艂a na pod艂og臋 w ge艣cie poddania.

Wsta艂, ca艂y ogarni臋ty 偶膮dz膮. Podszed艂 do tancerki, podni贸s艂 j膮 z pod艂ogi i zerwa艂 welon z jej twarzy.

Adora! 鈥 zawo艂a艂 艂ami膮cym si臋, pe艂nym niedowierzania g艂osem.

Podoba艂o ci si臋, panie?

Popchn膮艂 j膮 na poduszki, rozchyli艂 szaty i rzuci艂 si臋 na ni膮. Jej gor膮ca d艂o艅 poprowadzi艂a go do celu. Zag艂臋bi艂 si臋 w niej i pocz膮艂 r臋kami ugniata膰 po艣ladki. 鈥揟y ma艂a s艂odka kusicielko! 鈥 mrucza艂, poruszaj膮c si臋 rytmicznie.

Otworzy艂a si臋 dla niego, raduj膮c si臋 jego wielko艣ci膮 i twardo艣ci膮. Zbyt d艂ugo by艂a bez niego i bez trudu dopasowa艂a si臋 do jego wyg艂odnia艂ej nami臋tno艣ci. Czu艂a narastaj膮cy w 艣rodku krzyk i, wo艂aj膮c g艂o艣no jego imi臋, odda艂a si臋 ca艂kowicie.

艢wiadom jej poddania si臋, ale ca艂kowicie zagubiony w jej cieple i s艂odyczy, j臋kn膮艂 z zachwytu i zacz膮艂 si臋 wznosi膰 na szczyt. Po p艂omiennej kulminacji oboje byli oszo艂omieni i wstrz膮艣ni臋ci.

Le偶eli wyczerpani, oddychaj膮c ci臋偶ko. W ko艅cu Mu radowi uda艂o si臋 odezwa膰: 鈥 Kobieto! Jeste艣 dla umie niewyczerpanym 藕r贸d艂em zachwytu. Czy偶 nie ma ko艅ca twym przemianom, Adoro? Na Allaha, kiedy nauczy艂a艣 si臋 tak ta艅czy膰?

Roze艣mia艂a si臋 dr偶膮co. 鈥 Od kilku tygodni w mie艣cie przebywa trupa egipskich tancerzy. G艂贸wna tancerka, Leila, dawa艂a mi lekcje w pa艂acu. M贸wi, 偶e mam naturalny talent. Czy naprawd臋 sprawi艂am ci przyjemno艣膰, panie?

Na Allaha! Czy nie widzisz sama?

A mo偶e wszystkie tancerki tak ci臋 zachwycaj膮? 鈥搝apyta艂a przekornie.

Nigdy jeszcze 偶adna kobieta nie zata艅czy艂a dla innie tak jak ty, moja ukochana. Nie pozwol臋 ci ta艅czy膰 dla nikogo innego. Nawet najznamienitsi go艣cie nigdy nie zobacz膮 twojego kunsztu. 鈥 Przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie i poca艂owa艂. Jego j臋zyk delikatnie wsun膮艂 si臋 pomi臋dzy jej z臋by, aby pie艣ci膰, podsyca膰, rozpala膰 p艂omie艅 jej nami臋tno艣ci. Westchn臋艂a g艂臋boko i oddala poca艂unek, mi臋kkimi, uleg艂ymi wargami ss膮c prowokacyjnie jego j臋zyk.

Kiedy wreszcie oderwali si臋 od siebie, Murad wyszepta艂 jej do ucha: 鈥 Nie ma drugiej takiej istoty na 艣wiecie jak ty, Adoro. Jeste艣 wyj膮tkow膮 kobiet膮, bezcennym brylantem po艣r贸d wielu bezwarto艣ciowych ziaren piasku. Od czasu do czasu pragn臋 innej kobiety, bo m臋偶czyzna potrzebuje urozmaicenia. Ale kocham tylko ciebie, najdro偶sza i nigdy si臋 z tob膮 nie rozstan臋.

Pr贸bowa艂a ukry膰 przed su艂tanem, 偶e dr偶y ze szcz臋艣cia. Nigdy nie powinien si臋 dowiedzie膰, jak bardzo jest jej niezb臋dny do 偶ycia. Kocha艂a go teraz tak, jak 偶adnego innego, bardziej nawet ni偶 ukochanego Aleksandra. Nie mo偶e si臋 jednak nigdy o tym dowiedzie膰, bo m贸g艂by t臋 wiedz臋 wykorzysta膰, by nad ni膮 zapanowa膰. Podnios艂a si臋 ze st艂amszonych poduszek i wyci膮gn臋艂a do niego r臋k臋. 鈥 Chod藕 do 艂贸偶ka, panie 鈥 rzek艂a mi臋kko. 鈥 Chod藕 do mnie, ukochany. Noc jeszcze m艂oda.

Z p艂on膮cymi oczami porwa艂 j膮 na r臋ce i zanurzy艂 twarz w pachn膮cej g臋stwinie jej jedwabistych w艂os贸w. Poni贸s艂 j膮 przez korytarz, 艂膮cz膮cy ich apartamenty. 鈥揔obieto! Wspomnienie tej nocy pozostanie ze mn膮 na zawsze, cho膰bym 偶y艂 sto lat!


Rozdzia艂 20


Helena, cesarzowa Bizancjum, z ukrytym rozbawieniem przygl膮da艂a si臋 stoj膮cej przed ni膮 kobiecie. By艂a to niska niewiasta z du偶ymi, obwis艂ymi piersiami. Helena potajemnie obserwowa艂a j膮 wcze艣niej w 艂a藕ni i wiedzia艂a, 偶e pod sukni膮 kobiety kry艂y si臋 t艂uste uda, poka藕ny brzuch i roz艂o偶yste biodra. Mia艂a szorstk膮, jasn膮 sk贸r臋 i matowe, br膮zowe w艂osy. (chocia偶 jej oczy mia艂y pi臋kn膮 barw臋 topazu, wygl膮da艂y na ma艂e, 艣wi艅skie, zatopione w fa艂dach pulchnych, pokrytych r贸偶em policzk贸w. Ubrana by艂a w purpurow膮 sukni臋, obszyt膮 przy r臋kawach i dekolcie futerkiem z kuny. W rozci臋ciach r臋kaw贸w po艂yskiwa艂 z艂otog艂贸w.

To by艂a Mara, c贸rka Sergiusza, greckiego mnicha. Mara by艂a matk膮 pierworodnego syna Murada, Kunluza. Odnalezienie Mary zabra艂o Helenie troch臋 czasu, cho膰 bowiem poszukiwana by艂a c贸rk膮 艣wi臋tego m臋偶a, by艂a r贸wnie偶, z zawodu i z powo艂ania, ulicznic膮. Murad nie by艂 jej pierwszym kochankiem, zawsze jednak utrzymywa艂a, 偶e jest ojcem jej syna.

Wygnana przez rozw艣cieczonych rodzic贸w z rodzinnej wioski na p贸艂wyspie Gallipoli zosta艂a nierz膮dnic膮, pod膮偶aj膮c膮 za tureck膮 armi膮 i s艂u偶膮c膮 ka偶demu, kto jej zap艂aci. Dziecko zosta艂o z dziadkami, kt贸rzy, chocia偶 zawstydzeni rozpustnym zachowaniem c贸rki, opiekowali si臋 ch艂opcem. Kuntuz s艂ysza艂 bezustannie o nikczemnym stylu 偶ycia matki, o barbarzy艅skim ojcu i swoim nieprawym pochodzeniu. Mieszkaj膮ce w wiosce dzieci by艂y bezlitosne. Dziadkowie, r贸wnie bezmy艣lni jak inni, stale powtarzali mu, 偶e ma szcz臋艣cie, i偶 si臋 nad nim zlitowali. Zmuszali go do sp臋dzania ca艂ych godzin w ko艣ciele na mod艂ach, 偶eby B贸g darowa艂 mu jego grzeszn膮 egzystencj臋, pob艂ogos艂awi艂 dziadkom, kt贸rzy przyj臋li go pod sw贸j dach, a na jego n臋dznych rodzic贸w zes艂a艂 ogie艅 piekielny. Kuntuz mia艂 ju偶 dwana艣cie i p贸艂 roku. Nagle pojawi艂a si臋 jego matka, dostatnio ubrana i z pe艂n膮 sakiewk膮. Wcze艣niej widzia艂 j膮 zaledwie trzy razy w 偶yciu, po raz ostatni 鈥 cztery 艂ata temu. Ledwie j膮 zna艂, nie lubi艂 jej. Maj膮c jednak do wyboru pozostanie z dziadkami, zaklinaj膮cymi go, by pami臋ta艂 o swej nie艣miertelnej duszy i ich nie opuszcza艂, lub p贸j艣cie z matk膮, obiecuj膮c膮 偶e zrobi z niego ksi臋cia, nie mia艂 k艂opotu z podj臋ciem decyzji. Matka u艂atwi艂a mu j膮 jeszcze, mrugaj膮c do niego porozumiewawczo. 鈥 Ju偶 nied艂ugo staniesz si臋 m臋偶czyzn膮, synku 鈥 rzuci艂a sprytnie 鈥 a wtedy dopilnuj臋, 偶eby艣 mia艂 wiele 艣licznych dziewcz膮t. 鈥 Ostatnio miewa艂 dziwne odczucia od kiedy zacz膮艂 podgl膮da膰 wiejskie dziewcz臋ta, k膮pi膮ce si臋 w pobliskim strumieniu.

Wyruszy艂 z matk膮 do Konstantynopola, gdzie przez jaki艣 czas mieszka艂 w niewielkim pa艂acu jako go艣膰 cesarzowej. Wprowadzono go w podstawowe zasady dobrego wychowania, a dzi臋ki 膰wiczeniom z nauczycielem dykcji pozby艂 si臋 chropawego, wiejskiego akcentu. Zawar艂 te偶 pierwsz膮 przyja藕艅 w swoim 偶yciu. Zaprzyja藕ni艂 si臋 z najstarszym, pi臋tnastoletnim synem cesarzowej, Andronikiem.

Ch艂opcy stali si臋 nieroz艂膮czni, ku wielkiej irytacji cesarzowej, kt贸ra mog艂a jedynie zgrzyta膰 z臋bami, lecz musia艂a zaakceptowa膰 ten fakt. Tylko 艣wiadomo艣膰, 偶e ju偶 nied艂ugo ode艣le Kuntuza i jego matk臋 do Adrianopola, powstrzyma艂a Helen臋 przed podj臋ciem radykalnych krok贸w. Nie s膮dzi艂a, 偶eby Kuntuz by艂 w艂a艣ciwym koleg膮 dla jej syna.

Andronik mia艂 wiele wsp贸lnego Kuntuzem. A 偶e by艂 starszy i wychowa艂 si臋 w wielkim 艣wiecie, mia艂 wi臋cej okazji, 偶eby rozwin膮膰 nieprzyjemne cechy swojego charakteru. W przeciwie艅stwie do swojego m艂odszego brata, Manuela, uroczego, przystojnego ch艂opca, kt贸ry 艂atwo nawi膮zywa艂 znajomo艣ci, Andronik nale偶a艂 do tych ludzi, kt贸rzy nie maj膮 przyjaci贸艂. A do nowego ch艂opca na dworze przekona艂 go szczery podziw oczach m艂odzie艅ca.

Na trzynaste urodziny Kuntuza ksi膮偶臋 Andronik zabra艂 swojego nowego przyjaciela do burdelu, gdzie ch艂opiec zosta艂 m臋偶czyzn膮. M臋偶czyzn膮, kt贸ry tak jak jego kr贸lewski przyjaciel, mia艂 sk艂onno艣ci do okrucie艅stwa i perwersji. M艂odzie艅cy zacz臋li sp臋dza膰 coraz wi臋cej czasu w domach uciech. W pojedynk臋 ka偶dy z nich by艂 nieprzyjemny; razem stawali si臋 niebezpieczni, bo ich okrucie艅stwo nie zna艂o granic. Na szcz臋艣cie Kuntuz musia艂 opu艣ci膰 Konstantynopol, zanim zd膮偶yli kogo艣 zabi膰.

Teraz Kuntuz sta艂 ze sw膮 matk膮 przed obliczem cesarzowej. Pomy艣la艂, 偶e Helena ma 艂adne, du偶e piersi. Stal bez s艂owa, w my艣lach rozbieraj膮c swoj膮 cesarsk膮 dobrodziejk臋 i zastanawiaj膮c si臋, czy kr膮偶膮ce o niej opowie艣ci s膮 prawdziwe.

Patrz膮c na nieskrywan膮 偶膮dz臋 maluj膮c膮 si臋 na twarzy ch艂opca Helena wiedzia艂a, o czym my艣la艂 i zastanawia艂a si臋, czy wart jest ryzyka. Gdyby Jan si臋 dowiedzia艂, musia艂aby srogo zap艂aci膰 za swoj膮 rozwi膮z艂o艣膰.

Gdyby jednak by艂a bardzo, ale to bardzo ostro偶na, cesarz m贸g艂by si臋 nie dowiedzie膰. W pa艂acu znajdowa艂 si臋 sekretny, pozbawiony okien pok贸j, wyposa偶ony na takie okazje w kanap臋. Ch艂opiec i jego matka wyjad膮 nast臋pnego dnia rano. Mo偶e... Nie! Tak! Z trudem skupi艂a si臋 na tym, co m贸wi艂a matka ch艂opca.

Jeste艣 pewna, pani 鈥 zapyta艂a dr偶膮cym g艂osem Mara 鈥 偶e Murad powita nas w Adrianopolu?

Oczywi艣cie! 鈥 prychn臋艂a Helena. Bo偶e, ta kobieta doprowadza艂a j膮 do sza艂u. 鈥 Ile razy mam ci powtarza膰, 偶e Murad b臋dzie szcz臋艣liwy, maj膮c u swego boku Kuntuza? Pozostali jego synowie s膮 jeszcze male艅cy. Jako 偶o艂nierz Murad stale nara偶ony jest na 艣mier膰. S膮dzisz, 偶e gdyby su艂tan zgin膮艂, Turcy uznaliby za jego nast臋pc臋 kwil膮ce niemowl臋? Woleliby Kuntuza, kt贸ry jest niemal doros艂ym m臋偶czyzn膮. Potem tw贸j syn b臋dzie m贸g艂 broni膰 swych praw do tronu w tureckim stylu, dusz膮c swoich przyrodnich braci. A kiedy tw贸j syn zasi膮dzie na su艂ta艅skim tronie, ty, moja droga Maro, zostaniesz najpot臋偶niejsz膮 kobiet膮.

Mara nerwowo obliza艂a wargi. 鈥 Su艂tan Murad nigdy nie widzia艂 mojego syna. Gdy mu powiedzia艂am, 偶e jestem w ci膮偶y, da艂 mi z艂oto, ale ju偶 nigdy wi臋cej go nie spotka艂am. Nigdy te偶 nie uzna艂 oficjalnie ch艂opca.

Ale te偶 nigdy nie zaprzeczy艂 swemu ojcostwu 鈥 powiedzia艂a Helena. 鈥 B膮d藕 spokojna, moja droga Maro. Wszystko b臋dzie dobrze. Je艣li, nie daj Bo偶e, Murad ode艣le was, zawsze znajdzie si臋 dla ciebie miejsce w gronie moich dam dworu. Masz zapewnion膮 moj膮 opiek臋. 鈥 By艂a to 艂atwo dana obietnica, bo wiem Helena nie wierzy艂a, 偶eby Murad ich odes艂a艂.

A nawet gdyby to zrobi艂, przyzna艂by im rent臋. I tak Teadorze si臋 dostanie. Przestanie czu膰 si臋 taka nietykalna.

Tydzie艅 p贸藕niej su艂tan Murad stan膮艂 twarz膮 w twarz ze swoim niemal doros艂ym synem i jego matk膮. Nawet nie wiedzia艂 o ich istnieniu. M艂oda wie艣niaczka, kt贸r膮 trzyma艂 dla w艂asnej przyjemno艣ci na p贸艂wyspie Gallipoli, nie mia艂a dla niego 偶adnego znaczenia. Poci膮ga艂y go jej bursztynowe oczy i du偶e piersi. Wiedzia艂, 偶e by艂a ju偶 do艣wiadczon膮 kobiet膮, lecz nie dba艂 o to, czy by艂a mu wierna. Po prostu by艂a pod r臋k膮, kiedy jej potrzebowa艂. I to wystarcza艂o, bo cierpia艂 w贸wczas straszliwie po utracie Adory na rzecz swojego ojca. Kiedy Mara powiedzia艂a mu, 偶e jest w ci膮偶y, nie kwestionowa艂 niczego, ale ofiarowa艂 jej z艂oto i wi臋cej si臋 z ni膮 nie spotka艂. Nie interesowa艂a go p艂e膰 dziecka, a nawet to, czy 偶yje, czy mo偶e umar艂o. Nie dba艂 o to.

Od samego pocz膮tku ojciec i syn poczuli do siebie niech臋膰. Murad przyjrza艂 si臋 Kuntuzowi. Ch艂opak by艂 mi臋kki, niewykszta艂cony. Jego usta ju偶 teraz zdradza艂y rozwi膮z艂o艣膰. Mia艂 okrutne, przebieg艂e oczy. Kuntz patrz膮c na swojego ojca, widzia艂 twardego, odnosz膮cego sukcesy m臋偶czyzn臋, kt贸remu nigdy nie dor贸wna. Znienawidzi艂 za to Murada.

Su艂tan ani nie potwierdzi艂, ani nie wypar艂 si臋 ojcostwa. Nie uczyni艂 te偶 z Kuntuza legalnego dziedzica, ten tytu艂 nale偶a艂 do czteroletniego ksi臋cia Bajazyta, a w nast臋pnej kolejno艣ci do jego m艂odszych braci, bli藕niak贸w. Aby umocni膰 swoj膮 decyzj臋, Murad wezwa艂 ulemas贸w, islamskich prawnik贸w, aby os膮dzili jego decyzj臋 i albo j膮 potwierdzili, albo te偶 odrzucili. Po d艂ugim namy艣le ulemasi zgodzili si臋 z su艂tanem. Nie chcieli kwestionowa膰 pochodzenia niewinnego ch艂opca, lecz mieli zastrze偶enia do kiepskiej reputacji Mary. Nikt, nawet matka, nie m贸g艂 mie膰 absolutnej pewno艣ci co do tego, kto by艂 ojcem Kuntuza. A tam, gdzie chodzi艂o o utrzymanie rodu su艂tana, nie by艂o miejsca na w膮tpliwo艣ci. Ksi膮偶臋 Bajazyt zosta艂 uznany za prawowitego nast臋pc臋 tronu.

Su艂tan zgodzi艂 si臋 na wyp艂acanie Marze renty, nakaza艂 jej jednak bezwarunkowy powr贸t do Konstantynopola. W Adrianopolu nie by艂o dla niej miejsca. Murad u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem. Adora i ca艂y harem zjednoczy艂 si臋 solidarnie pierwszy raz, odk膮d zosta艂 su艂tanem. Adora 艣wietnie wiedzia艂a, kto przys艂a艂 do Murada Mar臋 i Kuntuza. I oburza艂o j膮, 偶e jej w艂asna siostra pr贸buje zast膮pi膰 jej 艣licznego, m膮drego Bajazyta tym okropnym ch艂opcem, kt贸ry dwa razy rozebra艂 j膮 wzrokiem, przy ka偶dym spotkaniu. Adora nie wierzy艂a, 偶eby Murad m贸g艂 by膰 ojcem takiego syna.

Pozosta艂e kobiety w haremie po prostu nie chcia艂y dodatkowej rywalki. Wystarcza艂a im Adora.

Kuntuz mia艂 pozosta膰 w Adrianopolu. Zawsze istnia艂 cie艅 podejrzenia, 偶e jest jednak synem Murada, kt贸ry czu艂, 偶e w tym przypadku jest ch艂opcu co艣 winien. Kuntuz mia艂 otrzyma膰 wszechstronne wykszta艂cenie. Je艣li ujawni jakie艣 talenty, b臋dzie m贸g艂 si臋 przyda膰 imperium.

Nie by艂o wyboru. Kuntuz zosta艂, cho膰 by艂o mu to nie w smak. Su艂tan nakaza艂, aby w szkole przy pa艂acu traktowano go jak innych ch艂opc贸w. Kuntuz dostawa艂 wi臋c nierzadko baty, co podsyca艂o w nim p艂omienn膮 nienawi艣膰 do su艂tana Murada i jego legalnie uznanych syn贸w.

Kuntuz musia艂 czeka膰 na sw贸j czas. By艂 m艂ody. Ale kiedy艣 si臋 zem艣ci.


Rozdzia艂 21


Car Bu艂gar贸w zmar艂 w podesz艂ym wieku, pozostawiaj膮c trzech doros艂ych syn贸w, k艂贸c膮cych si臋 o kr贸leslwo. P贸艂nocnym zachodem w艂ada艂 ksi膮偶臋 Lazar. Na po艂udniu kr贸lowa艂 ksi膮偶臋 Yukaszyn. Schwytany w potrzask pomi臋dzy nimi znalaz艂 si臋 ich najstarszy bral, Iwan, kt贸ry uwa偶a艂, 偶e ca艂y kraj powinien nale偶e膰 do niego.

Po drugiej stronie Ba艂kan贸w su艂tan czeka艂 spokojnie, a偶 kt贸ry艣 z nich poprosi go o pomoc. Kiedy wszyscy trzej bracia si臋 z tym do niego zwr贸cili, starannie przeanalizowa艂 sytuacj臋 i zadecydowa艂, 偶e we w艂a艣ciwym momencie opowie si臋 po stronie najstarszego, Iwana. Vukaszyn by艂 marnym dow贸dc膮. Murad pobi艂 ich i szybko zaanektowa艂 po艂udniow膮 cz臋艣膰 kr贸lestwa zmar艂ego cara.

Tymczasem ksi膮偶臋 Lazar boryka艂 si臋 z najazdem w臋gierskich krzy偶owc贸w, kt贸rzy z papieskim b艂ogos艂awie艅stwem chcieli zdoby膰 jego ziemie. Franciszkanie nawr贸cili na wiar臋 katolick膮 dwie艣cie tysi臋cy Bu艂gar贸w. Wkraczaj膮cy su艂tan by艂 przez prze艣ladowanych Bu艂gar贸w witany jak wybawca, kt贸ry przywr贸ci swobody religijne. I przywr贸ci艂, ale na swoich zwyk艂ych warunkach. Bu艂garzy byli zbyt uradowani z pozbycia si臋 duchownych rzymskokatolickich, 偶eby przejmowa膰 si臋 tym, i偶 ich synowie nara偶eni zostali na wcielenie do janczar贸w.

Car Iwan pozby艂 si臋 wi臋c rywali, ale znalaz艂 si臋 w obliczu gro藕nego przeciwnika. B臋dzie m贸g艂 nadal rz膮dzi膰, ale na warunkach su艂tana Murada. Iwan sta艂 si臋 wasalem tureckim, a jego c贸rka, Tamara, do艂膮czy艂a do haremu su艂tana.

Znaj膮c przywi膮zanie Murada do Adory, Iwan postanowi艂 wzorowa膰 si臋 na Bizancjum. Wiano Tamary zostanie wyp艂acone w z艂ocie, ale dopiero w贸wczas, gdy jej zwi膮zek z su艂tanem zaowocuje dzieckiem. Zawsze istnia艂o prawdopodobie艅stwo, 偶e jego c贸rka zajmie miejsce Teadory. A gdyby si臋 to nie uda艂o, b臋dzie mia艂a przynajmniej dziecko na pociech臋.

Teadora wpad艂a w furi臋, dowiedziawszy si臋, 偶e Murad przysta艂 na warunki bu艂garskiego cara, ale pr贸bowa艂a ukry膰 gniew. Tamara mia艂a zadatki na to, by sta膰 si臋 powa偶n膮 rywalk膮. Nie by艂a zwyk艂膮 dziewczyn膮 z haremu, ale ksi臋偶niczk膮, podobnie jak ona.

Adora ogl膮da艂a si臋 w zwierciadle z weneckiego szk艂a, kt贸re dosta艂a od Murada po urodzeniu bli藕niak贸w. Nadal mia艂a l艣ni膮ce, ciemne w艂osy o z艂ocistorudym odcieniu, pi臋kne oczy w kolorze ametyst贸w i jasn膮, pozbawion膮 zmarszczek sk贸r臋. A jednak, westchn臋艂a, mia艂a dwadzie艣cia dziewi臋膰 lat, a ksi臋偶niczka Tamara zaledwie pi臋tna艣cie. Dobry Bo偶e! Jej rywalka by艂a w wieku jej syna, Halila!

Mog艂a mie膰 jedynie nadziej臋, 偶e dziewczyna oka偶e si臋 odstr臋czaj膮ca. Jak inaczej wygra z m艂odo艣ci膮? Adora mia艂a w膮tpliwo艣ci. Czterdziestoparoletni Murad wkracza艂 w niebezpieczny wiek. Czy nadal b臋dzie j膮 kocha艂 po nocach sp臋dzonych w 艂贸偶ku m艂odszej kobiety? Czu艂a, jak po policzkach sp艂ywaj膮 jej 艂zy.

Nadchodz膮cy z ty艂u Murad dostrzeg艂 jej 艂zy i domy艣li艂 si臋 ich przyczyny. 鈥 Nie, go艂膮beczko 鈥 powiedzia艂, odwracaj膮c j膮 tak, 偶e znalaz艂a si臋 w jego obj臋ciach. Zaprotestowa艂a s艂abo, usi艂uj膮c odwr贸ci膰 od niego mokr膮 twarz. 鈥 Adoro 鈥 na d藕wi臋k jego g艂臋bokiego g艂osu przeszy艂 j膮 dreszcz. 鈥 To polityczny uk艂ad. Car Iwan ma nadziej臋, 偶e z pomoc膮 swojej c贸rki b臋dzie mnie trzyma艂 w szachu. Nie mog艂em odm贸wi膰 przyj臋cia zaoferowanej mi dziewczyny.

Dlaczego? 鈥 mrukn臋艂a przez 艂zy. 鈥 Masz harem pe艂en kobiet. Czy naprawd臋 potrzebna ci jeszcze jedna?

Roze艣mia艂 si臋. 鈥 Zachowa艂bym si臋 bardzo nieelegancko, odmawiaj膮c przyj臋cia c贸rki cara!

Czy jest pi臋kna?

Tak 鈥 przyzna艂 uczciwie. 鈥 Jest bardzo m艂oda i prze艣liczna. Ale nie jest w moim typie i nie jest moj膮 ukochan膮. Ty jeste艣 moj膮 jedyn膮 mi艂o艣ci膮, Adoro.

Mimo to dotrzymam s艂owa. Wezm臋 t臋 dziewczyn臋 do 艂贸偶ka i tak d艂ugo b臋d臋 j膮 tam trzyma艂, a偶 nabrzmieje od mojego nasienia. Wtedy dostan臋 jej posag. Potrzebne nam wszelkie pieni膮dze, jakie mo偶emy zdoby膰, Adoro. Budowa imperium kosztuje. Poza tym b臋d臋 potrzebowa艂 twojej pomocy, go艂膮beczko.

Nic b膮d藕 wrogiem Tamary. Je艣li nie chcesz, nie musisz by膰 jej przyjaci贸艂k膮, ale obserwuj j膮 dla mnie, bo nie ufam carowi. Jestem przekonany, 偶e przysy艂a swoj膮 c贸rk臋, 偶eby mnie szpiegowa膰. Aby unikn膮膰
wszelkich w膮tpliwo艣ci co do twojej pozycji w moim
偶yciu i w moim domu, przygotowa艂em dekret, kt贸ry og艂osz臋 w dniu przyj臋cia Tamary do haremu. Podnios臋 ci臋 do godno艣ci baskadin. A twoich syn贸w ju偶 uzna艂em za moich dziedzic贸w.

Zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋 i poca艂owa艂a nami臋tnie. 鈥 Dzi臋kuj臋 ci, panie! Och, dzi臋kuj臋! Tak bardzo Cie kocham, Muradzie!

Obdarzy艂 j膮 ch艂opi臋cym u艣miechem. 鈥 Ja te偶 ci臋 kocham, moja go艂膮beczko 鈥 powiedzia艂. To by艂a prawda. Uczyni艂 z niej swoj膮 niewolnic臋, ale nigdy jej nie upokorzy艂. Stale rozkwita艂a na nowo, jak kwiat po burzy. By艂a jego wspania艂膮, dumn膮 ksi臋偶niczk膮 i nie pragn膮艂 nikogo innego.

Jednak nadal by艂 Ottomanem i musia艂 wzi膮膰 Tamar臋 do 艂贸偶ka. Chocia偶 powr贸ci potem do Adory, Tamara b臋dzie przyjemnym urozmaiceniem. Przypomnia艂 sobie dzie艅, kiedy zobaczy艂 j膮 po raz pierwszy. Na czele pot臋偶nej armii wkroczy艂 do Wielkiego Tyrnowa, stolicy cara Iwana. By艂 to dla Bu艂gar贸w jasny sygna艂.

Podczas owej wizyty car Iwan ofiarowa艂 mu swoj膮 c贸rk臋. Murad siedzia艂 w ma艂ym pokoju w zamku cara. Pok贸j o艣wietla艂y woskowe 艣wiece, daj膮ce ciep艂e, z艂otawe 艣wiat艂o. Nag艂e do komnaty wesz艂a m艂oda dziewczyna, za kt贸r膮 pod膮偶a艂a stara kobieta. Pocz膮tkowo Murad nie widzia艂 jej twarzy, bowiem skromnie pochyli艂a g艂ow臋. Kobiety stan臋艂y bez s艂owa przed m臋偶czyznami. Car skin膮艂 g艂ow膮. Starsza kobieta wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i 艣ci膮gn臋艂a z dziewczyny aksamitny p艂aszcz. Tamara sta艂a naga przed swoim ojcem i przysz艂ym panem.

Jest bez skazy 鈥 szorstko rzuci艂 car.

Murad lekko wytrzeszczy艂 oczy, 偶eby okaza膰 zainteresowanie, ale nie odezwa艂 si臋. By艂 zdumiony, 偶e car w taki spos贸b wystawia na sprzeda偶 wdzi臋ki swojej c贸rki. Najwyra藕niej Iwan bardzo chcia艂 umie艣ci膰 dziewczyn臋 w jego haremie.

Sp贸jrz w g贸r臋, dziecko, i pozw贸l su艂tanowi zobaczy膰 twoj膮 twarz! 鈥 warkn膮艂 Iwan.

Kiedy Tamara unios艂a g艂ow臋, Murad by艂 pod wra偶eniem. Dziewczyna mia艂a owaln膮, blad膮 twarz o r贸偶owych policzkach. Jej ogromne, ziocistobr膮zowe oczy ocienia艂y d艂ugie, ciemnoz艂ote rz臋sy pod delikatnie zarysowanymi z艂otobr膮zowymi 艂ukami brwi. Nie by艂o w nich 偶ycia, jakby dziewczyna odseparowa艂a si臋 od wszystkiego, co jej si臋 przydarzy艂o. Mia艂a ma艂y, prosty nosek i do艂eczek w brodzie. Czerwone usta by艂y wydatne i pi臋knie wykrojone.

Przeni贸s艂 spojrzenie w d贸艂, na 艂ab臋dzi膮 szyj臋 i drobne, okr膮g艂e piersi o ma艂ych r贸偶owych sutkach, twardych i stercz膮cych w zimnym pokoju. Dziewczyna mia艂a lekko zaokr膮glony brzuch, smuk艂膮 kibi膰, roz艂o偶yste biodra i smuk艂e nogi o szczup艂ych, zgrabnie sklepionych stopach. Nie czekaj膮c na polecenie powoli obr贸ci艂a si臋, staj膮c do nich plecami. Pi臋kne, d艂ugie plecy ko艅czy艂y si臋 ma艂ymi, pulchnymi po艣ladkami.

Asystuj膮ca ksi臋偶niczce kobieta rozpu艣ci艂a jej w艂osy, kt贸re zas艂oni艂y plecy, si臋gaj膮c niemal do ziemi. Murad by艂 autentycznie pod wra偶eniem. W艂osy Tamary mia艂y barw臋 kwietniowego s艂o艅ca. Takich w艂os贸w su艂tan nigdy jeszcze nie widzia艂. G臋ste i b艂yszcz膮ce, opada艂y mi臋kkimi falami. Nie mog膮c si臋 powstrzyma膰, Murad podszed艂 do dziewczyny. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i pog艂aska艂 l艣ni膮c膮 mas臋 w艂os贸w. Mi臋dzy palcami czu艂 ich niezwyk艂y jedwabisty dotyk. Nie by艂y cienkie, jednak mia艂y mi臋kko艣膰 puchu.

A niech to! Car by艂 szczwanym lisem! Z pewno艣ci膮 nigdy nie pokocha dziewczyny, ale teraz po偶膮da艂 jej i jej wspania艂ych w艂os贸w. Us艂ysza艂 sw贸j w艂asny g艂os 鈥 Czy dziewczyna jest dziewic膮?

Car z u艣miechem skin膮艂 g艂ow膮. Zirytowany okazana przez cara wy偶szo艣ci膮, Murad rzek艂 brutalnie: 鈥 Potrzebny mi b臋dzie dow贸d. Zanim p贸jd臋 z dziewczyn膮 do 艂贸偶ka, m贸j mauryjski medyk sprawdzi jej stan. Zapewniam, 偶e potrafi臋 rozpozna膰 prawdziw膮 dziewic臋. Nie zwiedzie mnie p艂acz ani udawany b贸l. zastan贸w si臋 wi臋c, Iwanie, czy chcesz ubi膰 ze mn膮 uczciwy interes. Je艣li mnie oszukacie, ty lub twoja c贸rka, zabawi臋 si臋 ni膮, a potem oddam j膮 moim 偶o艂nierzom.

Dziewczyna poblad艂a, westchn臋艂a i zachwia艂a si臋. Murad z艂apa艂 j膮, zanim osun臋艂a si臋 na ziemi臋. Nie by艂 w stanie si臋 powstrzyma膰, 偶eby nie pog艂adzi膰 drobnej piersi. Tamara zadr偶a艂a, a potem zaczerwieni艂a si臋 za偶enowana. Powiedzia艂o to Muradowi wszystko, co chcia艂 wiedzie膰. Chocia偶 i tak ka偶e j膮 zbada膰 swojemu medykowi, by艂 pewien, 偶e dziewczyna jest niewinna.

I nadszed艂 dzie艅, w kt贸rym Tamara mia艂a do艂膮czy膰 do haremu su艂tana Murada. Poniewa偶 przybywa艂a nie jako 偶ona, lecz jako konkubina, nie robiono wrzawy wok贸艂 tego wydarzenia. Kiedy Tamara wysiad艂a z powozu, nie zosta艂a, tak jak tego oczekiwa艂a, powitana przez su艂tana, lecz przez pi臋kn膮, bogato ubran膮, m艂od膮 kobiet臋.

Witaj na wyspie Sarayici, Tamaro z Bu艂garii. Jestem Teadora z Bizancjum, baskadin su艂tana.

Spodziewa艂am si臋, 偶e su艂tan sam mnie przywita 鈥 niegrzecznie odpowiedzia艂a Tamara.

Na pewno tak by zrobi艂, gdyby by艂 chrze艣cija艅skim monarch膮 albo gdyby艣 by艂a jego 偶on膮. Niestety, muzu艂ma艅skim su艂tanom wpajane s膮 odmienne zasady dobrego wychowania i my, biedne chrze艣cija艅skie ksi臋偶niczki, musimy si臋 do nich dostosowa膰, kiedy zawieramy polityczny konkubinat. 鈥 艢miej膮c si臋, obj臋艂a dziewczyn臋 ramieniem. 鈥 Chod藕, moja droga. Na pewno jeste艣 zm臋czona, g艂odna i mo偶e troszk臋 przestraszona. W haremie b臋dziesz mia艂a pi臋kny, przestronny apartament tylko dla siebie. Ale najpierw k膮piel, 偶eby zmy膰 kurz podr贸偶y, a potem gor膮cy posi艂ek i porz膮dny sen.

Tamara odtr膮ci艂a przyjazne rami臋. 鈥 Gdzie jest su艂tan Murad? Kiedy go zobacz臋? 呕膮dam, 偶eby艣 mi natychmiast powiedzia艂a!

Teadora mocno chwyci艂a dziewczyn臋 za r臋k臋 i zaprowadzi艂a j膮 do saloniku w swoim apartamencie. Pu艣ci艂a r臋k臋 Tamary, stan臋艂a na wprost niej i rzek艂a stanowczo: 鈥 Chyba najwy偶szy czas, 偶eby艣 uczciwie oceni艂a swoj膮 sytuacj臋, moja droga. Nie b臋dziesz 偶on膮 su艂tana. B臋dziesz jedn膮 z wielu na艂o偶nic. Su艂tan Murad nie ma i nigdy nie b臋dzie mia艂 偶ony. Ma harem pe艂en kobiet, zaspokajaj膮cych jego r贸偶ne zachcianki. I ma jedn膮 kadin. Kadin, Tamaro, to kobieta, kt贸ra urodzi艂a su艂tanowi syn贸w i kt贸r膮 chce uhonorowa膰. Ja ni膮 jestem. Jedn膮 jedyn膮. Moi synowie, Hajazyt, Osman i Orchan s膮 dziedzicami Murada. chcia艂abym zaprzyja藕ni膰 si臋 z tob膮, bo moim pierwszym obowi膮zkiem jest troska o szcz臋艣cie mojego pana. Pami臋taj jedynie, Tamaro, 偶e w haremie tylko s艂owa su艂tana licz膮 si臋 bardziej ni偶 moje. Zobaczysz naszego pana Murada, kiedy b臋dzie mia艂 na to ochot臋, nie wcze艣niej. I niczego nie mo偶esz 偶膮da膰. 呕膮da膰 mo偶e tylko su艂tan. M贸j pan s膮dzi艂, 偶e b臋dziesz zm臋czona po podr贸偶y i poleci艂, 偶eby艣 dzi艣 w nocy odpocz臋艂a.

Kiedy dziewczyna skrzywi艂a si臋 z wyra藕nym znudzeniem, cierpliwo艣膰 Teadory si臋 wyczerpa艂a. 鈥 Powiedziano mi, 偶e jeste艣 dziewic膮, ale nigdy jeszcze nie spotka艂am dziewicy, kt贸ra by si臋 tak spieszy艂a do 艂贸偶ka m臋偶czyzny 鈥 powiedzia艂a z okrucie艅stwem.

Dziewczyna sp艂oni艂a si臋 z zak艂opotania. 鈥 Nie spiesz臋 si臋 鈥 wyszepta艂a. 鈥 Nie spodziewa艂am si臋, 偶e tak zostan臋 powitana. Czy tutaj zawsze tak jest?

Co ci opowiadano o haremie?

Tamara ponownie si臋 zaczerwieni艂a. 鈥 Powiedziano mi, 偶e cokolwiek by si臋 zdarzy艂o, musz臋 pami臋ta膰, 偶e robi臋 to dla mojego kraju. I 偶e lud b臋dzie mnie czci艂 jako 艣wi臋t膮.

Adora zdusi艂a 艣miech, 偶eby dziewczyna nie poczu艂a si臋 艣miertelnie obra偶ona. 鈥 Jestem pewna, 偶e robiono zawoalowane aluzje do nieokie艂znanego wyuzdania i orgii. Obawiam si臋, Tamaro, 偶e ci臋 rozczarujemy. Su艂tan jest bardzo moralnym cz艂owiekiem. Chrze艣cija艅ski wielmo偶a ma prawowit膮 ma艂偶onk臋, otwarcie popisuje si臋 paroma kochankami, ukrywa kilka nast臋pnych i egzekwuje prawo pierwszej nocy wobec ka偶dej dost臋pnej dziewicy. Su艂tan jest znacznie uczciwszy. Utrzymuje harem kobiet. Matki jego dzieci s膮 szanowane, bo muzu艂manie ceni膮 macierzy艅stwo. Dziewcz臋ta, kt贸re nie podobaj膮 si臋 su艂tanowi, wydawane s膮 za m膮偶 za tych, kt贸rych su艂tan chce wyr贸偶ni膰. Starsze kobiety otrzymuj膮 rent臋. Czy takie zasady s膮 praktykowane w chrze艣cija艅skim 艣wiecie?

Jeste艣 muzu艂mank膮, pani? 鈥 zapyta艂a sp艂oszona dziewczyna.

Nie, Tamaro, jestem wiern膮 Ko艣cio艂a wschodniego, tak jak ty. Ojciec 艁ukasz codziennie odprawia msz臋 w mojej prywatnej kaplicy. Zawsze mo偶esz towarzyszy膰 mi w mod艂ach. Teraz jednak proponuj臋, 偶eby艣my powr贸ci艂y do naszego rozk艂adu zaj臋膰: k膮piel, posi艂ek i porz膮dnie przespana noc.

Adora odprowadzi艂a poskromion膮 dziewczyn臋 do haremu, kt贸ry mie艣ci艂 si臋 przy Dziedzi艅cu Drogocennych Fontann. Tamara usi艂owa艂a zachowa膰 oboj臋tno艣膰, ale widok pomieszczenia pe艂nego pi臋knych kobiet by艂 fascynuj膮cy i denerwuj膮cy zarazem. Ojciec poinstruowa艂 j膮, 偶eby rozkocha艂a w sobie su艂tana i zdoby艂a jego zaufanie. Uzyskane informacje mia艂a przekazywa膰 ojcu. Ale jak tu zdoby膰 zaufanie su艂tana, je艣li b臋dzie trudno nawet zwr贸ci膰 na siebie jego uwag臋, pomy艣la艂a ponuro Tamara.

Poza tym informacje ojca na temat ksi臋偶niczki Teadory r贸wnie偶 by艂y b艂臋dne. Car Iwan zapewni艂 c贸rk臋, 偶e bizantyjska ksi臋偶niczka jest jedynie jedn膮 z wielu kobiet w haremie i 偶e nie ma ani w艂adzy, ani specjalnej pozycji w 偶yciu su艂tana. M贸wi艂 te偶, 偶e jest du偶o starsza, niemal wiekowa. Czy偶 nie by艂a 偶on膮 su艂tana Orchana? Tamara zacz臋艂a uk艂ada膰 w my艣lach ostry list do swojego ojca. Rozejrza艂a si臋 po salonie haremu i zrozumia艂a, 偶e nie ma do zaoferowania Muradowi niczego, czego nie mia艂yby inne kobiety, je艣li nie liczy膰 jej wspania艂ych w艂os贸w.

Adora zadba艂a o to, 偶eby zapewni膰 Tamarze wygod臋, po czym pozostawi艂a j膮 pod opiek膮 niewolnik贸w. Rozumia艂a, co skusi艂o Murada. Dziewczyna by艂a naprawd臋 艣liczna, wystarczaj膮co 艂adna, 偶eby utrzyma膰 su艂tana przy sobie, je艣liby tylko mia艂a odrobin臋 zdrowego rozs膮dku. Jej wcze艣niejszy wybuch da艂 Adorze do my艣lenia. Nie by艂a pewna, czy wynika艂 z si艂y charakteru, czy te偶 z uporu. Mia艂a nadziej臋, 偶e z tego ostatniego.

Tymczasem w g艂贸wnym salonie haremu pozosta艂e kobiety zbi艂y si臋 w ma艂e, rozgadane grupki. Ta nowa ksi臋偶niczka by艂a pi臋kna i r贸偶ni艂a si臋 od ksi臋偶niczki Teadory jak dzie艅 od nocy. Czy zast膮pi faworyt臋? Czy powinny zaprzyja藕ni膰 si臋 z Tamar膮, 偶eby zaskarbi膰 sobie jej wzgl臋dy?

艢liczna W艂oszka, kt贸ra od czasu do czasu dzieli艂a lo偶e z Muradem, roze艣mia艂a si臋 szyderczo. 鈥 Jeste艣cie g艂upie, skoro w og贸le si臋 zastanawiacie, czy wybra膰 t臋 now膮 dziewczyn臋. Wi臋kszo艣膰 z was nawet nie by艂a w 艂o偶u su艂tana. Ja by艂am i mog臋 wam powiedzie膰, 偶e nikt nigdy nie zast膮pi ksi臋偶niczki Teadory w sercu su艂tana Murada. Nasz w艂adca jest jak pot臋偶ny lew, kt贸ry rozkoszuje si臋 towarzystwem wielu m艂odych lwic, ale naprawd臋 stanowi par臋 tylko z jedn膮.

Ale musi sp艂odzi膰 dziecko z t膮 Tamar膮, bo inaczej nie wyp艂ac膮 jej posagu 鈥 zauwa偶y艂a jedna z dziewcz膮t. 鈥 A m臋偶czyzna zaczyna by膰 bardziej czu艂y dla kobiety, z kt贸r膮 ma dziecko.

By膰 mo偶e jest bardziej czu艂y, ale na pewno nie zakochany 鈥 odpar艂a W艂oszka. 鈥 Dziecko b臋dzie rozrywk膮 dla ksi臋偶niczki Tamary. I m贸dlmy si臋, 偶eby urodzi艂a dziewczynk臋, bo dziedzicami su艂tana Murada s膮 ksi膮偶臋 Bajazyt i jego bracia, a ksi臋偶niczka Teadora nie pozwoli na zak艂贸cenie praw do sukcesji. Je艣li chcecie, opowiedzcie si臋 za kt贸r膮艣 z nich. Ale je艣li to zrobicie, uwa偶ajcie, 偶eby wybra膰 w艂a艣ciw膮 stron臋. Nasz膮 ksi臋偶niczk臋 Teador臋 przynajmniej ju偶 znamy.

Kobiety z haremu umilk艂y. Zobaczy艂y Tamar臋 dopiero nast臋pnego dnia, kiedy ca艂y harem pod przewodnictwem Teadory, uczestniczy艂 w rytualnej k膮pieli. T臋 noc Tamara mia艂a sp臋dzi膰 w 艂o偶u su艂tana. Na widok nagiej, pi臋knej i m艂odej Bu艂garki wi臋kszo艣膰 kobiet przesta艂a j膮 popiera膰. Znudzone m艂ode 艣licznotki z haremu ka偶d膮 chwil臋 sp臋dza艂y usi艂uj膮c skusi膰 su艂tana. A tu pojawi艂a si臋 ksi臋偶niczka, kt贸ra od razu trafi do lo偶a su艂tana. Gdyby nie Adora, rzuci艂yby si臋 na rywalk臋 i rozerwa艂y j膮 na strz臋py.

Ador臋 sta膰 by艂o na wspania艂omy艣lno艣膰. Zn贸w by艂a brzemienna. Kiedy si臋 dowiedzia艂a, 偶e Murad postanowi艂 wzi膮膰 Bulgark臋 do swojego haremu, zdecydowa艂a zaniecha膰 stosowania 艣rodk贸w zapobiegaj膮cych ci膮偶y. Wiedz膮c, 偶e Murad b臋dzie sypia艂 z Tamar膮 tak d艂ugo, dop贸ki dziewczyna nie zajdzie w ci膮偶臋, Adora zamierza艂a nied艂ugo og艂osi膰 nowin臋 o swoim stanie. A jednak poczu艂a uk艂ucie zazdro艣ci, gdy odprowadza艂a dziewczyn臋 do apartament贸w Murada.

Tamara by艂a tak przera偶ona, 偶e trzeba by艂o j膮 niemal wepchn膮膰 do pokoju. Z cienia wynurzy艂 si臋 Ali Yahya, zdj膮艂 z niej prost膮, bia艂膮 sukni臋 z jedwabiu, po czym si臋 oddali艂. Przed Tamar膮 majaczy艂o gro藕nie ogromne, zas艂ane aksamitem 艂o偶e. Dziewczyna niech臋tnie zrobi艂a krok do przodu. Maj膮c w pami臋ci to, czego j膮 nauczono po po艂udniu, poca艂owa艂a haftowany brzeg narzuty, a potem powoli wesz艂a na 艂贸偶ko i zacz臋艂a si臋 zbli偶a膰 do su艂tana.

Murad z rozbawieniem w oczach obserwowa艂 manewry dziewczyny. Mia艂a cudownie prowokuj膮cy ty艂eczek. Siedzia艂 ze skrzy偶owanymi nogami, do pasa zas艂oni臋ty ko艂dr膮. Tors mia艂 obna偶ony, podejrzewa艂a wi臋c, 偶e reszta cia艂a te偶 by艂a naga.

Dobry wiecz贸r, moja ma艂a. Wypocz臋艂a艣 ju偶 po podr贸偶y? 鈥 zapyta艂 mi艂ym g艂osem.

Tak, panie.

Czy Adora powita艂a ci臋 i zadba艂a o twoj膮 wygod臋?

Adora?

Moja kadin Teadora 鈥 wyja艣ni艂. 鈥 Zawsze nazywam j膮 Ador膮.

Tak 鈥 odpowiedzia艂a Tamara. Nagle poczu艂a si臋 ura偶ona. By艂a te偶 a偶 nadto 艣wiadoma swojej nago艣ci. Zaczerwieni艂a si臋, a su艂tan roze艣mia艂 si臋 cicho.

Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i wyj膮艂 spinki z jej w艂os贸w, kt贸re opad艂y w d贸艂, zakrywaj膮c dziewczyn臋. 鈥 Cudowne 鈥 mrukn膮艂. 鈥 Absolutnie zachwycaj膮ce. 鈥 Odchyli艂 ko艂dr臋 i poci膮gn膮艂 j膮 ku sobie. By艂a zbyt przera偶ona, 偶eby protestowa膰.

Przesun膮艂 j膮 tak, 偶e znalaz艂a si臋 pod nim. Nachyli艂 si臋 i odnalaz艂 wydatne, szlachetne usta. Wiedzia艂 od razu, 偶e nikt jej jeszcze nie ca艂owa艂. Jej wargi przypomina艂y mu usta Adory, kiedy wiele lat temu krad艂 jej poca艂unki w przyklasztornym sadzie. Mocniej przywar艂 do ust dziewczyny, zmuszaj膮c j膮 do rozchylenia warg, po czym wsun膮艂 j臋zyk. Ku jego zaskoczeniu, jej j臋zyk zr臋cznie umkn膮艂 przed jego j臋zykiem, to zwi臋kszy艂o jego 偶膮dz臋.

Odnalaz艂 d艂o艅mi jej drobne piersi i pocz膮艂 je ugniata膰, rozkoszuj膮c si臋 ich dotykiem. Potem pochyli艂 g艂ow臋 i zasypa艂 ma艂e wzniesienia gor膮cymi poca艂unkami. Jego usta d艂ugo, mi艂o艣nie ssa艂y ka偶d膮 brodawk臋. Tamara j臋kn臋艂a z narastaj膮cej rozkoszy.

Na Allaha! Co za s艂odkie cia艂o mia艂a ta jego kr贸lewska dziewica! Jego d艂onie przesun臋艂y si臋 wzd艂u偶 jedwabistego, dr偶膮cego cia艂a dziewczyny. To powinno si臋 dzia膰 z Ador膮, pomy艣la艂 Murad. I zacz膮艂 b艂膮dzi膰 ustami po g艂adkim torsie, czuj膮c pod wargami narastaj膮cy puls dziewczyny, kt贸ra dr偶a艂a i wi艂a si臋 nami臋tnie.

Murad podci膮gn膮艂 si臋 do g贸ry i ponownie znalaz艂 jej usta. Gdy ca艂owa艂 k膮ciki jej ust, schwyci艂a w d艂onie jego g艂ow臋 i zmusi艂a go, by ca艂owa艂 j膮 dalej. A kiedy delikatnie ugryz艂 j膮 w ucho, westchn臋艂a i wyszepta艂a jego imi臋. 鈥 Tamaro, moja s艂odka dziewico, nie wezm臋 ci臋, zanim nie poczujesz, 偶e jeste艣 gotowa. Ale musisz mi to powiedzie膰 鈥 wymrucza艂 w jej z艂ociste w艂osy.

Och, teraz, m贸j panie! Teraz, prosz臋!

Zachwycony jej skwapliwo艣ci膮, kolanem rozsun膮艂 jej nogi. Le偶膮ca pod nim Tamara zastyg艂a. Pulsuj膮ce dr偶enie pomi臋dzy jej nogami niemal przyprawia艂o j膮 o utrat臋 zmys艂贸w. Nie rozumia艂a, co si臋 dzieje, wiedzia艂a tylko, 偶e dotyczy to tego m臋偶czyzny, kt贸ry by艂 teraz jej panem i w艂adc膮.

Wszed艂 w ni膮 i nagle Tamara poczu艂a potworny, trudny do wytrzymania, pal膮cy b贸l, przenikaj膮cy jej brzuch. Krzykn臋艂a z przera偶enia i pr贸bowa艂a wyrwa膰 si臋 su艂tanowi. Trzyma艂 j膮 jednak mocno i coraz g艂臋biej wdziera艂 si臋 w g艂膮b jej cia艂a. Nagle b贸l zacz膮艂 ust臋powa膰, pozostawiaj膮c jedynie rozkosz. Bez strachu zacz臋艂a si臋 porusza膰 razem z nim, p贸ki nie doprowadzi艂 jej na szczyt. Tamara czule przytula艂a do siebie poruszaj膮cego si臋 nad ni膮 m臋偶czyzn臋, zr臋cznymi, niewinnymi palcami g艂adzi艂a jego kark i rytmicznie unosi艂a biodra na jego spotkanie. Wielkie nieba! To by艂o s艂odkie! Cudowne!

Nagle poczu艂a, 偶e wype艂nia j膮 gor膮ca wilgo膰. G贸ruj膮cy nad ni膮 m臋偶czyzna opad艂 na ni膮, 艂kaj膮c: 鈥 Adoro! Moja kochana, s艂odka Adoro!

Tamara zastyg艂a. Nie mog艂a tego s艂ysze膰. Nie s艂ysza艂a! Ale Murad zn贸w mrukn膮艂 jej wprost do ucha: 鈥 Moja Adoro! 鈥 Potem stoczy艂 si臋 na bok i zasn膮艂.

Tamara le偶a艂a sztywna z gniewu. Zmuszono j膮, by do艂膮czy艂a do haremu, rz膮dzonego przez niebywa艂e pi臋kn膮 kobiet臋, kt贸ra panowa艂a niepodzielnie w sercu su艂tana. Zdusi艂a p艂acz. 呕eby nie m贸c uciec od tej kobiety nawet w najbardziej intymnych chwilach! To wstr臋tne! Su艂tan by艂 nieczu艂ym draniem, za艣 Teadora... Najgorsza kara, jak膮 Tamara by艂a w stanie dla niej wymy艣li膰, nie wystarczy艂aby.

Adora! Tamara czu艂a, jak w gardle narasta jej gorycz. Adora! Taka pi臋kna, taka pewna siebie, taka bezpieczna, otoczona mi艂o艣ci膮 Murada. Dla innych nic nie pozosta艂o. Bizantyjska ksi臋偶niczka zabra艂a wszystkim su艂tana. Tamara cierpia艂a, bo te偶 pragn臋艂a mi艂o艣ci.

Su艂tan b臋dzie z ni膮 sypia艂, dop贸ki jego nasienie nie zagnie藕dzi si臋 w jej 艂onie. W贸wczas wr贸ci do swojej ukochanej Adory, kt贸ra nigdy nie opuszcza艂a jego my艣li, nawet wtedy, gdy si臋 kocha艂 z innymi kobietami. Mroczna, gorzka nienawi艣膰 do Teadory narodzi艂a si臋 w sercu bu艂garskiej dziewczyny. Nie wiedzia艂a jeszcze, jak tego dokona, ale by艂a pewna, 偶e nadejdzie dzie艅, kiedy si臋 zem艣ci.


Rozdzia艂 22


Wkr贸tce Tamara zyska艂a pewno艣膰, 偶e jest brzemienna. Ale nawet wtedy nie znalaz艂a si臋 w centrum uwagi, gdy偶 Adora r贸wnie偶 spodziewa艂a si臋 dziecka. Tamara zn贸w u艣wiadomi艂a sobie, 偶e w haremie jest tylko jedn膮 z wielu. Poczu艂a uraz臋 do pozosta艂ych kobiet. Pocz膮tkowo przypisywa艂y to zdenerwowaniu, wywo艂anemu jej stanem, szybko jednak zrozumia艂y, 偶e to jest jej zwyk艂a postawa. Kobiety, kt贸re chcia艂y si臋 z ni膮 zaprzyja藕ni膰, szybko si臋 wycofa艂y. Tamara pozosta艂a sama.

Adora rozumia艂a nieszcz臋艣cie Tamary, gdy偶 kiedy艣 te偶 by艂a w podobnej sytuacji. Poprosi艂a Murada, 偶eby przydzieli艂 Tamarze Dziedziniec Niebieskich Delfin贸w. By艂a to najmniejsza cz臋艣膰 pa艂acu, ale nale偶a艂aby wy艂膮cznie do Tamary. Mo偶e takie wyr贸偶nienie troch臋 j膮 pocieszy. Adora doskonale pami臋ta艂a swoje pierwsze dni w pa艂acu w Bursie, z wrog膮 Anastazj膮, czekaj膮c膮 tylko, 偶eby poroni艂a. By艂a wtedy r贸wnie przera偶ona, nieszcz臋艣liwa i cierpi膮ca, jak teraz Tamara.

W zamian za 偶yczliwo艣膰 Ador臋 spotka艂 wybuch w艣ciek艂o艣ci.

Pr贸bujesz mnie izolowa膰! 鈥 wrzasn臋艂a Tamara.

S膮dzi艂am tylko, 偶e b臋dziesz chcia艂a mie膰 prywatne apartamenty, tak jak ja 鈥 odpar艂a Adora. 鈥 Oczywi艣cie mo偶esz pozosta膰 w haremie, je艣li tak wolisz.

Nie musia艂a艣 zadawa膰 sobie trudu, prosz膮c su艂tana o co艣 dla mnie, ale je艣li to naprawd臋 m贸j prywatny apartament, to wyno艣 si臋! Nie chc臋 ci臋 tu widzie膰! Je艣li to m贸j apartament, to nie musz臋 ci臋 tu znosi膰! Id藕 sobie!

Us艂uguj膮ce niewolnice by艂y w szoku. Czeka艂y przera偶one, co b臋dzie dalej. Adora odprawi艂a je skinieniem r臋ki. Nast臋pnie zwr贸ci艂a si臋 do swojej m艂odej przeciwniczki. 鈥 Siadaj, Tamaro 鈥 rozkaza艂a.

Wol臋 sta膰 鈥 mrukn臋艂a dziewczyna.

Siadaj! 鈥 Na widok w艣ciek艂o艣ci maluj膮cej si臋 na twarzy Adory Tamara pos艂ucha艂a. 鈥 S膮dz臋, Tamaro, 偶e nadszed艂 czas, 偶eby艣my przedyskutowa艂y spraw臋. Traktowa艂am ci臋 偶yczliwie od pierwszej chwili, kiedy wkroczy艂a艣 do pa艂acu su艂tana. Oferowa艂am ci moj膮 przyja藕艅. Mo偶e jest we mnie co艣, co uniemo偶liwia nam zawarcie przyja藕ni, nic jednak nie usprawiedliwia wrogo艣ci i grubia艅stwa. Powiedz, co ci臋 trapi.

Mo偶e wsp贸lnie znajdziemy jakie艣 lekarstwo.

Nie zrozumiesz tego.

Nie mo偶esz tego wiedzie膰, dop贸ki mi nie powiesz. 鈥 Adora u艣miechn臋艂a si臋 zach臋caj膮co.

Tamara rzuci艂a jej gniewne spojrzenie i wybuchn臋艂a. 鈥 By艂am wychowana na 偶on臋 chrze艣cija艅skiego w艂adcy. Mia艂am go kocha膰. Wspiera膰 go we wszystkim. Rodzi膰 mu dzieci. By膰 pani膮 jego domu. Zamiast tego pos艂ano mnie do poga艅skiego haremu. Pomy艣la艂am sobie, 偶e dobrze, skoro taka jest wola boska, podporz膮dkuj臋 si臋 jej jako pokorna chrze艣cijanka. Nie mog臋 si臋 jednak pogodzi膰 si臋 z tym, 偶e podczas mojej pierwszej nocy z m臋偶czyzn膮, w chwili najwi臋kszego uniesienia, Murad wykrzykn膮艂 twoje imi臋! I to nie raz! Nigdy wam tego nie wybacz臋! Nigdy!

O Bo偶e, ze 艣ci艣ni臋tym sercem pomy艣la艂a Adora. Tamara zosta艂a niepotrzebnie zraniona. A Murad najwyra藕niej nadal cierpia艂, 偶e Adora straci艂a dziewictwo z innym m臋偶czyzn膮. Wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i dotkn臋艂a ramienia dziewczyny. Tamara spojrza艂a na ni膮 gniewnie mokrymi od 艂ez oczami. 鈥 Wiem, 偶e to nie pomo偶e 鈥 艂agodnie rzek艂a Adora 鈥 ale naprawd臋 bardzo mi przykro, i偶 przeze mnie cierpisz. Musisz jednak wybaczy膰 Muradowi, Tamaro. Wygl膮da na to, 偶e nadal prze艣laduje go widmo przesz艂o艣ci, kt贸rej nie mo偶na zmieni膰. Ale to dobry cz艂owiek i by艂by zmartwiony wiedz膮c, 偶e sprawi艂 ci przykro艣膰.

Masz racj臋 鈥 gorzko rzuci艂a Tamara. 鈥 Twoje s艂owa nic tu nie pomog膮. Mog臋 zrozumie膰, 偶e ci臋 kocha. Jeste艣 taka pi臋kna, taka pewna siebie. Ale czemu nie mo偶e i mnie cho膰 troch臋 pokocha膰? 鈥 zacz臋艂a szlocha膰. 鈥 Ja te偶 nosz臋 jego dziecko!

Mo偶e zacznie ci臋 kocha膰, kiedy przestaniesz by膰 dla wszystkich opryskliwa. Daj mu troch臋 czasu, Tamaro. By艂am m艂odsza od ciebie, kiedy pozna艂am Murada. By艂am ostatni膮, najm艂odsz膮 偶on膮 jego ojca. Opu艣ci艂am Bizancjum jako ma艂a dziewczynka. Zosta艂am po艣lubiona Orchanowi. Tak jak ty, nie musia艂am wyrzec si臋 mojej religii. I dop贸ki nie doros艂am i su艂tan Orchan nie wezwa艂 mnie do swojego 艂o偶a, mieszka艂am w klasztorze 艣w. Katarzyny w Bursie. Ksi膮偶臋 Halil, m艂odszy brat Murada, jest moim synem. Po 艣mierci su艂tana Orchana powt贸rnie wysz艂am za m膮偶 za w艂adc臋 Mesembrii, a kiedy umar艂, su艂tan Murad obdarzy艂 mnie swoimi wzgl臋dami.

Zosta艂a艣 konkubin膮, chocia偶 wcze艣niej by艂a艣 偶on膮? 鈥 nie mog艂a uwierzy膰 Tamara.

Tak.

Ale dlaczego? Gdyby cesarz Jan nalega艂, z pewno艣ci膮 su艂tan Murad by ci臋 po艣lubi艂.

Adora roze艣mia艂a si臋 cicho. 鈥 Nie, Tamaro, nie po艣lubi艂by mnie. Widzisz, nie musia艂 tego robi膰. Pocz膮tkowo Ottomanie 偶enili si臋 z cz艂onkami kr贸lewskich rodzin chrze艣cija艅skich, 偶eby poszerzy膰 swoje wp艂ywy. Teraz jednak imperium ottoma艅skie jest pot臋偶niejsze ni偶 otaczaj膮cy je 艣wiat chrze艣cija艅ski i chocia偶 Turek bierze do 艂贸偶ka chrze艣cija艅skie panny, nie czuje potrzeby wi膮zania si臋 formalnym ma艂偶e艅stwem. M贸j szwagier, cesarz Jan, jest takim samym wasalem Murada jak tw贸j ojciec, car Iwan.

Tamara sprawia艂a wra偶enie zak艂opotanej. 鈥 Jak uda艂o ci si臋 pogodzi膰 z tak膮 sytuacj膮? 鈥 zapyta艂a.

Po pierwsze, kocham Murada. 鈥 odpowiedzia艂a Adora. 鈥 Po drugie, codziennie wyznaj臋 moj膮 wiar臋 i modlitwa dodaje mi si艂. Akceptuj臋 fakt, 偶e jestem tylko kobiet膮, a 艣wiatem rz膮dz膮 m臋偶czy藕ni. Nie wierz臋, 偶eby B贸g obarcza艂 mnie czy ciebie odpowiedzialno艣ci膮 za sytuacj臋, w jakiej si臋 znalaz艂y艣my przez nasze rodziny. S艂uchaj膮c naszych najbli偶szych, zachowywa艂y艣my si臋 jak przyk艂adne chrze艣cija艅skie c贸rki. Je艣li pope艂nili co艣 z艂ego, to oni b臋d膮 za to odpowiada膰, a nie my.

Ale czy powinny艣my si臋 cieszy膰 z naszej sytuacji, Adoro?

Nie widz臋 powodu, 偶eby si臋 nie radowa膰, Tamaro zreszt膮, je艣li nie b臋dziemy mi艂e i kochaj膮ce, urazimy su艂tana, kt贸ry jest bardzo wra偶liwym cz艂owiekiem. To z kolei spowoduje, 偶e b臋dzie niezadowolony z naszych rodzin, kt贸re przys艂a艂y nas tu, aby艣my mu umila艂y 偶ycie. Naszym obowi膮zkiem jest wi臋c cieszy膰 si臋 偶yciem w domu naszego pana, su艂tana Murada.

Gdyby su艂tan s艂ysza艂 rozmow臋 Adory z Tamar膮, najpierw by si臋 艣mia艂, a potem oskar偶y艂by j膮 o greck膮 podst臋pno艣膰. Jedyn膮 rzecz膮, z jak膮 Adora nie zgodzi艂aby si臋 nigdy w 偶yciu by艂o uznanie, 偶e kobiety s膮 po艣ledniejsze od m臋偶czyzn.

Murad, chocia偶 nie by艂 艣wiadkiem tej rozmowy, bardzo na niej skorzysta艂. Tamara wzi臋艂a sobie g艂臋boko do serca s艂owa Adory i zacz臋艂a si臋 zupe艂nie inaczej zachowywa膰.

By艂a inteligentniejsza od haremowych pi臋kno艣ci, ale brakowa艂o jej poczucia humoru. Murad uwielbia艂 si臋 z ni膮 droczy膰, a偶 policzki dziewczyny p膮sowia艂y ze zmieszania. Tamara zacz臋艂a traktowa膰 su艂tana jak p贸艂boga. Takie zachowanie rozczula艂o Murada, Ador臋 natomiast doprowadza艂o do w艣ciek艂o艣ci, zw艂aszcza gdy Murad nazywa艂 Tamar臋 swoj膮 koteczk膮, Ador臋 za艣 tygrysic膮.

A ponadto, z up艂ywem czasu, brzemienna Adora przybra艂a kszta艂t gruszki, podczas gdy po Tamarze ledwo by艂o wida膰 ci膮偶臋.

Wygl膮da, jakby po艂kn臋艂a oliwk臋 鈥 powiedzia艂a opryskliwie Adora do swojego syna, Halila 鈥 gdy ja tymczasem sprawiam wra偶enie, jakbym po艂kn臋艂a ogromnego melona!

Ksi膮偶臋 roze艣mia艂 si臋. 鈥 Chyba wi臋c nie jest to najszcz臋艣liwszy moment, 偶eby ci powiedzie膰, 偶e zostaniesz babk膮.

Halilu! Masz zaledwie szesna艣cie lat!

Ale Aleksis ma niemal osiemna艣cie i bardzo pragnie mie膰 rodzin臋. Jest tak urocz膮 istot膮, 偶e nie mog艂em jej odm贸wi膰. Kiedy ty mia艂a艣 osiemna艣cie lat, ja by艂em ju偶 w wieku Bajazyta.

Teadora podskoczy艂a. 鈥 Postaraj si臋 鈥 wysycza艂a przez zaci艣ni臋te z臋by 鈥 nie rozpowiada膰 o tym zbyt g艂o艣no przy swoim przyrodnim bracie. Tw贸j los nadal po cz臋艣ci zale偶y od moich 艂ask u Murada. I tak z trudno艣ci膮 sobie radz臋 z g艂upi膮 szesnastolatk膮, a ty jeszcze chcesz powiedzie膰 Muradowi, 偶e zostan臋 babk膮! Na Boga, Halilu! Nie mam nawet trzydziestu lat! Moi mali synowie maj膮 pi臋膰 lat i trzy i p贸l roku. Dzi臋ki Bogu, 偶e mieszkasz w Nikei, a nie tutaj, w Adrianopolu. Przynajmniej codziennie nie b臋dziesz mi przypomina膰 o swojej perfidii. 鈥 Nagle, widz膮c posmutnia艂膮 twarz syna, z艂agodnia艂a. 鈥 No, dobrze, Halilu. Kiedy spodziewacie si臋 dziecka?

Za siedem miesi臋cy, mamo.

艢wietnie. Do tego czasu urodz臋 su艂tanowi nast臋pnego syna. Powiem mu o waszym dziecku, gdy b臋d臋 ju偶 nia艅czyta swoje. Wtedy nie b臋dzie to tak 藕le wygl膮da艂o.

Halil ponownie si臋 roze艣mia艂. 鈥 Nosisz wi臋c nast臋pnego ch艂opaka, co?

Tak! Rodz臋 wy艂膮cznie syn贸w 鈥 stwierdzi艂a z dum膮.

Ale tym razem mia艂o by膰 inaczej. Adora zacz臋艂a rodzi膰 w wyj膮tkowo zimny, deszczowy poranek. Wydala na 艣wiat dziewczynk臋. Co gorsza, najpierw pojawi艂y si臋 n贸偶ki dziecka i tylko wyj膮tkowa zr臋czno艣膰 Fatimy ocali艂a matk臋 i dziecko. Jak zwykle, 艣wiadkami narodzin by艂y kobiety z haremu. Kiedy og艂oszono ple膰 dziecka, Tamara u艣miechn臋艂a si臋 triumfalnie i z satysfakcj膮 zaplot艂a d艂onie na brzuchu. Bardzo oslabiona Adora poczu艂a przemo偶n膮 ch臋膰, 偶eby wsta膰 z lo偶ka i rozora膰 paznokciami twarz dziewczyny.

P贸藕niej po艂o偶ono j膮 do 艂贸偶ka i podano jej c贸reczk臋, ale nawet nie chcia艂a spojrze膰 na niemowl臋. znajd藕cie dla niej mamk臋 鈥 poleci艂a. 鈥 Karmi臋 piersi膮 tylko ma艂ych ksi膮偶膮t, a nie istoty p艂ci 偶e艅skiej. 鈥 Male艅stwo zatka艂o, jakby wyczuwa艂o odrzucenie. Twarz Teadory zmi臋k艂a. Powolnym ruchem unios艂a kocyk i wbi艂a wzrok w buzi臋 c贸reczki. By艂a to g艂adka twarzyczka w kszta艂cie serca, z par膮 pi臋knych, figlarnych, niebieskich oczu, ocienionych d艂ugimi rz臋sami. Dziecko mia艂o g臋ste, ciemnobr膮zowe loczki, a na lewym policzku niezwyk艂e znami臋 w kszta艂cie male艅kiego, ciemnego p贸艂ksi臋偶yca, powy偶ej kt贸rego widnia艂 pieprzyk przypominaj膮cy ma艂膮 gwiazdk臋.

Iris, Fatima i inne niewolnice spogl膮da艂y wyczekuj膮co na Ador臋.

Mo偶e i sprawi艂a nieco problem贸w przy porodzie 鈥 rzek艂a spokojnie akuszerka 鈥 ale to najpi臋kniejsze niemowl臋, jakie widzia艂am, pani. Twoi trzej ch艂opcy b臋d膮 j膮 potwornie rozpieszcza膰.

Podobnie jak jej dumny ojciec 鈥 Niezauwa偶ony przez nikogo Murad wszed艂 do pokoju. Pochyli艂 si臋 i poca艂owa艂 Ador臋. 鈥 Kolejny raz sprawi艂a艣 mi ogromn膮 rado艣膰. Tak bardzo pragn膮艂em c贸rki!

A ja chcia艂am da膰 ci syna 鈥 rzek艂a cicho.

Da艂a艣 mi ju偶 trzech, go艂膮beczko. Chcia艂em cz膮stki ciebie i teraz j膮 dosta艂em. Moja c贸rka b臋dzie nosi艂a imi臋 Janfeda. Tylko najszlachetniejszy ksi膮偶臋 muzu艂ma艅ski b臋dzie jej godzien.

Nie jeste艣 niezadowolony?

Nie, go艂膮beczko, jestem zachwycony.

Po jego odej艣ciu rozp艂aka艂a si臋 z ulg膮 i nie by艂o ju偶 mowy o mamce.

Niemal trzy miesi膮ce p贸藕niej Tamara powi艂a zdrowego syna, kt贸remu nadano imi臋 Jakub. Adora, kt贸r膮 wyci膮gni臋to z 艂o偶a su艂tana, 偶eby by艂a 艣wiadkiem narodzin, mia艂a swoj膮 drobn膮 satysfakcj臋. Jej cia艂o odzyska艂o m艂odzie艅cze kszta艂ty. Zar贸偶owiona i potargana wygl膮da艂a cudownie. Ogromne, ametystowe oczy pe艂ne by艂y rozmarzenia, a usta opuchni臋te od poca艂unk贸w Murada. Dla zgromadzonych kobiet sprawa by艂a oczywista.

Por贸d Tamary by艂 ci臋偶ki. By艂a ma艂a, a dziecko du偶e. Odm贸wi艂a pomocy akuszerki Fatimy, stwierdzaj膮c, 偶e akuszerka jest na us艂ugach Adory. Twierdzi艂a, 偶e nie mog艂aby czu膰 si臋 bezpieczna. S艂ysz膮c tak膮 zniewag臋, Murad wpad艂 w furi臋. Lecz Adora tylko wzruszy艂a ramionami i westchn臋艂a.

Ryzykuje nie tylko swoim 偶yciem, ale tak偶e 偶yciem dziecka, panie. Je艣li jednak zmusisz j膮 do skorzystania z us艂ug Fatimy, skutki mog膮 si臋 okaza膰 jeszcze gorsze. Jest m艂oda i zdrowa. Powinna da膰 sobie rad臋. 鈥 Teadora nawet przez chwil臋 nie wierzy艂a, 偶e Tamara si臋 jej obawia. By艂 to prawdopodobnie pocz膮tek kampanii m艂odej Bu艂garki.

Ostatecznie i tak w ko艅cu wezwano Fatim臋, 偶eby ratowa艂a i matk臋, i dziecko. Tamar臋 jej up贸r kosztowa艂 utrat臋 szansy na dalsze potomstwo. Tylko dzi臋ki zr臋czno艣ci Fatimy oporna pacjentka nie wykrwawi艂a si臋 na 艣mier膰.

Po narodzinach dziecka Dziedziniec Niebieskich Delfin贸w przekszta艂ci艂 si臋 w warown膮 twierdz臋, praktycznie nie do zdobycia. Tamara uszczkn臋艂a troch臋 swoich pieni臋dzy i kupi艂a dwunastu wyszkolonych w walce eunuch贸w, kt贸rzy bronili dost臋pu do niej wszystkim, z wyj膮tkiem su艂tana. Us艂uguj膮cy Tamarze niewolnicy albo byli Bu艂garami, albo zostali 艣wie偶o nabyci. Nie mieli 偶adnego kontaktu z pozosta艂ymi mieszka艅cami pa艂acu. Jedzenie kupowa艂a codziennie zaufana starucha, kt贸ra by艂a jeszcze nia艅k膮 Tamary.

Trzy dni po przyj艣ciu na 艣wiat malucha Adora pojawi艂a si臋 na Dziedzi艅cu Niebieskich Delfin贸w z prezentami dla m艂odej matki i jej dziecka. Podarunki przyj臋to, lecz Adorze nie pozwolono wej艣膰 do apartamentu Tamary. W艣ciek艂a, odszuka艂a Murada. 鈥 Pr贸buje stworzy膰 wra偶enie, 偶e mog艂abym skrzywdzi膰 j膮 albo jej dziecko 鈥 powiedzia艂a Adora. 鈥 Takie podejrzenia s膮 okropn膮 zniewag膮!

Su艂tan zgodzi艂 si臋 z ni膮. Do czasu pojawienia si臋 Tamary w jego haremie panowa艂 spok贸j. 呕a艂owa艂 teraz, 偶e da艂 si臋 ponie艣膰 偶膮dzy. Nie zamierza艂 pozwala膰, z臋by dziewczyna skrzywdzi艂a pom贸wieniami jego ukochan膮 Ador臋. Wzi膮艂 swoj膮 faworyt臋 za r臋k臋 i uda艂 si臋 wraz z ni膮 na Dziedziniec Niebieskich Delfin贸w. Eunuchowie pospiesznie zrobili im przej艣cie.

Zastali Tamar臋 siedz膮c膮 wygodnie na sofie w ogrodzie. Ko艂yska z dzieckiem sta艂a u jej boku. Rado艣膰 na jej twarzy, kt贸ra pojawi艂a si臋 na widok Murada, szybko znik艂a, gdy dziewczyna dostrzeg艂a Ador臋.

Jak 艣miesz zakazywa膰 wst臋pu kobiecie, kt贸ra rz膮dzi tym haremem? 鈥 zagrzmia艂.

Ja te偶 jestem twoj膮 kadin 鈥 dr偶膮cym g艂osem odpowiedzia艂a Tamara 鈥 a to s膮 moje apartamenty.

Nie, wcale nie jeste艣 kadin. Nie uhonorowa艂em ci臋 w ten spos贸b. A to ja jestem panem tego domu i to ja uczyni艂em Ador臋 jego pani膮. Wykaza艂a si臋 niezwyk艂膮 偶yczliwo艣ci膮, gdy poprosi艂a mnie o te apartamenty dla ciebie. Ty za艣 w odpowiedzi niesprawiedliwie j膮 oskar偶asz.

Nie jestem niesprawiedliwa! Przez ni膮 nie mog臋 mie膰 innych dzieci. Jej diabelska Fatima tego dopilnowa艂a! Nie ulega w膮tpliwo艣ci, 偶e gdyby nie obecno艣膰 ca艂ego haremu, pod艂a wied藕ma udusi艂aby mojego syna.

O Bo偶e! 鈥 zawo艂a艂a poblad艂a nagle Adora. 鈥 Jeste艣 chyba ob艂膮kana! Muradzie, por贸d musia艂 pomiesza膰 jej zmys艂y!

Nie 鈥 rzek艂 su艂tan, mru偶膮c czarne oczy. 鈥 Tamara doskonale wie, co m贸wi. Pos艂uchaj mnie, Tamaro! W艂asnej g艂upocie i uporowi zawdzi臋czasz swoj膮 bezp艂odno艣膰. To cud, 偶e nie zabi艂a艣 dziecka. Fatima ocali艂a ci 偶ycie. Twoje dziecko jest czwartym uznanym przeze mnie synem. Prawdopodobie艅stwo, 偶e kiedy艣 obejmie rz膮dy, jest bardzo niewielkie. Adora nie ma powod贸w, 偶eby obawia膰 si臋 twojego dziecka i nie stanowi dla was 偶adnego zagro偶enia. Taka sugestia to niewybaczalna potwarz. Je艣li nadal b臋dziesz tak post臋powa膰, odbior臋 ci prawo do opieki nad Jakubem. Moja kadin zawsze b臋dzie mia艂a prawo wej艣膰 do twoich apartament贸w. Rozumiesz, co powiedzia艂em?

T... tak, panie.

艢wietnie 鈥 kr贸tko uci膮艂 Murad. 鈥 Chod藕, Adoro.

Zostawimy teraz Tamar臋, 偶eby sobie odpocz臋艂a.

Wojna zosta艂a jednak wypowiedziana i teraz Adora mia艂a w pa艂acu dw贸ch wrog贸w, Tamar臋 i ksi臋cia Kuntuza. Postanowi艂a da膰 spok贸j Bu艂garce. Mia艂a nadziej臋, 偶e z up艂ywem czasu obawy Tamary zmalej膮. Tamara nie by艂a podst臋pna i jej strach, cho膰 nieuzasadniony, nie by艂 udawany.

Inaczej sprawy si臋 mia艂y z ksi臋ciem Kuntuzem. W pa艂acowej szkole z trudem nauczy艂 si臋 czyta膰 i pisa膰. Jedyne, co odziedziczy艂 po swoim ojcu, to zdolno艣膰 pos艂ugiwania si臋 broni膮. Szybko nauczy艂 si臋 w艂ada膰 no偶em i sztyletem, mieczem i szabl膮, w艂贸czni膮 i 艂ukiem. Dobrze p艂ywa艂, je藕dzi艂 konno i by艂 艣wietnym zapa艣nikiem. Nie starcza艂o mu jednak inteligencji, 偶eby zrozumie膰 zasady taktyki i zosta膰 dow贸dc膮. Sta艂o si臋 to dodatkowym powodem zgorzknienia Kuntuza, kt贸ry z biegiem lat nie 艂agodnia艂.

Cho膰 traktowano go jak ksi臋cia, chocia偶 uwa偶ano za najstarszego syna Murada, reputacja matki kosztowa艂a go utrat臋 nale偶nej mu pozycji w historii. Tak przynajmniej s膮dzi艂. Gdyby pozby艂 si臋 czterech m艂odszych braci, ojciec na pewno zwr贸ci艂by si臋 ku niemu. Nie by艂o innej mo偶liwo艣ci.

Kuntuz postanowi艂 zaprzyja藕ni膰 si臋 z synami Adory, kt贸rzy mieli dziesi臋膰 i dziewi臋膰 lat.

Wspania艂omy艣lnie uczy艂 m艂odszych braci jazdy konnej i pos艂ugiwania si臋 broni膮. Adora nerwowo obserwowa艂a Bajazyta, Osmana i Orchana, bowiem co艣 ostrzega艂o j膮 przed Kuntuzem. Nie mia艂a jednak nic konkretnego na uzasadnienie swoich obaw, wi臋c odsun臋艂a je od siebie. Jej wysocy, szczupli ch艂opcy o czarnych w艂osach, ciemnych oczach Murada i jasnej cerze byli tacy przystojni. Gdyby tylko nie byli tak oczarowani Kuntuzem! Ale nie mog艂a niczego zarzuci膰 Kuntuzowi, nie mia艂a podstaw, 偶eby niszczy膰 t臋 przyja藕艅. Murad by艂 zadowolony, 偶e Kuntuz wreszcie znalaz艂 sobie miejsce. Zacz膮艂 go nawet zaprasza膰 na rodzinne wieczory.

By艂 to jedyny punkt, w kt贸rym Adora i Tamara by艂y ze sob膮 zgodne: obie nie lubi艂y Kuntuza. Pewnego razu, kiedy Murada wywo艂ano z komnaty i Adora wysz艂a do mrocznego przedpokoju, Kuntuz zablokowa艂 jej przej艣cie. Gdy nie uczyni艂 偶adnego kroku, 偶eby zej艣膰 z drogi, odezwa艂a si臋 spokojnie: 鈥 Chcia艂abym przej艣膰, Kuntuzie.

Musisz zap艂aci膰 myto 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 lubie偶nie.

Adora zagotowa艂a si臋 z gniewu. 鈥 Zejd藕 mi z drogi! 鈥 wysycza艂a.

Wyci膮gn膮艂 r臋k臋, chwyci艂 j膮 za praw膮 pier艣 i 艣cisn膮艂 tak mocno, 偶e a偶 podskoczy艂a. Adora z艂owr贸偶bnie zmru偶y艂a oczy. 鈥 Zabierz r臋k臋 鈥 rzek艂a spokojnie, zmuszaj膮c si臋, 偶eby sta膰 prosto, nie wykonuj膮c 偶adnego ruchu 鈥 bo inaczej powiem o tym twojemu ojcu.

Kiedy ch艂opak rzuci艂 lubie偶ne pytanie: 鈥 Nie chcia艂aby艣 zakosztowa膰 takich rozkoszy? 鈥 zmrozi艂a go lodowatym spojrzeniem. Przez chwil臋 mierzyli si臋 wzrokiem. Potem Kuntuz pu艣ci艂 Ador臋.

Nie powiesz mojemu ojcu 鈥 powiedzia艂 g艂adko. 鈥 Je艣li mu doniesiesz, zaprzecz臋 i o艣wiadcz臋, 偶e szukasz sposobu, 偶eby mnie znies艂awi膰.

B膮d藕 pewny, Kuntuzie, 偶e je艣li powiem o tym wydarzeniu Muradowi, uwierzy mi 鈥 rzek艂a opanowanym g艂osem i min臋艂a go. Patrzy艂 za ni膮 z nienawi艣ci膮, ale nie widzia艂a jego spojrzenia.

Par臋 dni p贸藕niej przed wieczorem Adora zacz臋艂a szuka膰 swoich syn贸w. Powiedziano jej, 偶e ch艂opcy wyruszyli na przeja偶d偶k臋 z Kuntuzem. Przebieg艂 j膮 dreszcz niepokoju i pobieg艂a odszuka膰 Ali Yahy臋. Za ksi膮偶臋tami wys艂ano oddzia艂 janczar贸w. Po godzinie jazdy janczarzy natkn臋li si臋 w g贸rach na Kuntuza, kt贸ry twierdzi艂, 偶e zostali napadni臋ci przez bandyt贸w. Jego trzej m艂odsi bracia dostali si臋 do niewoli, jemu za艣 uda艂o si臋 uciec. Powiedzia艂 te偶, 偶e 艣lady s膮 wyra藕ne i 偶e pojedzie do pa艂acu, 偶eby sprowadzi膰 pomoc. Nie maj膮c powod贸w, 偶eby mu nie wierzy膰, janczarzy pozwolili mu jecha膰. 艢lady by艂y rzeczywi艣cie wyra藕ne. Ci膮g艂e jeszcze by艂o widno. Janczarzy nigdzie nie mogli dostrzec innych ko艅skich trop贸w. A kiedy natrafili na wierzchowce trzech m艂odszych ksi膮偶膮t, stali si臋 podejrzliwi.

S膮dzisz, 偶e ich zabi艂? 鈥 zapyta艂 dow贸dc臋 jego zast臋pca.

Mo偶liwe 鈥 ponuro odpar艂 dow贸dca 鈥 ale musimy ich znale藕膰. Nie mo偶emy wr贸ci膰 bez cia艂.

Zaczyna艂 zapada膰 zmrok, zatrzymali si臋 wi臋c, 偶eby zapali膰 pochodnie, przy kt贸rych mogliby kontynuowa膰 poszukiwania. W ko艅cu w migocz膮cym 艣wietle pochodni dotarli po 艣ladach na p艂aski, skalisty grzbiet. Tam w艂a艣nie odnale藕li ch艂opc贸w. Le偶eli nadzy po艣r贸d zimnej nocy. Ich dziecinne cia艂a nosi艂y 艣lady uderze艅 bata o metalowych ko艅c贸wkach i krwawych okalecze艅, kt贸re mog艂y przyci膮gn膮膰 wilki. Byli przemoczeni lodowato zimn膮 wod膮 z przep艂ywaj膮cego w pobli偶u strumienia.

M艂ody Osman ju偶 nie 偶y艂. Jego brat bli藕niak, Orchan, by艂 nieprzytomny. Ale Bajazyt by艂 przytomny, trz膮s艂 si臋 ca艂y i w艣cieka艂 si臋 na siebie, 偶e tak si臋 da艂 podej艣膰 przyrodniemu bratu.

Janczarzy rozpalili ogromne ognisko i szybko ubrali ch艂opc贸w w znalezione obok ubrania. Przenie艣li ich w pobli偶e ognia, zacz臋li rozciera膰 im r臋ce i stopy, pr贸buj膮c przywr贸ci膰 normalne kr膮偶enie. Pomimo ich wysi艂k贸w, Orchan pozostawa艂 nieprzytomny. Tymczasem Bajazyt nie przestawa艂 m贸wi膰, a kiedy jeden z 偶o艂nierzy zauwa偶y艂, 偶e zmar艂y ksi膮偶臋 ma krwiak z boku g艂owy, ch艂opiec wybuchn膮艂: 鈥 Kuntuz go kopn膮艂, kiedy Osman przekl膮艂 go za to, co nam robi. P贸藕niej ju偶 m贸j brat si臋 nie odezwa艂. Ten przekl臋ty dra艅 wykrzykiwa艂, 偶e po zabiciu nas otruje ma艂ego Jakuba i obci膮偶y win膮 nasz膮 matk臋! Powiedzia艂, 偶e ojciec b臋dzie musia艂 uczyni膰 go swoim nast臋pc膮. Musimy jak najszybciej wraca膰 do pa艂acu!

Czy powinni艣my rusza膰 ksi臋cia Orchana, wasza wysoko艣膰? 鈥 zapyta艂 dow贸dca janczar贸w.

Musimy! Tutaj nie zapewnimy mu potrzebnego ciep艂a. Wymaga opieki naszej mamy.

By艂o dobrze po p贸艂nocy, kiedy wr贸cili do pa艂acu, na wysp臋 Sarayici. Pi臋cioletni ksi膮偶臋 Jakub by艂 bezpieczny: ksi膮偶臋 Kuntuz nie wr贸ci艂 do pa艂acu, 偶eby zrealizowa膰 sw贸j plan. 呕a艂o艣膰 Adory po 艣mierci Osmana musia艂a ust膮pi膰 pierwsze艅stwa opiece nad jego bratem bli藕niakiem. Ale o 艣wicie Orchan otworzy艂 oczy, u艣miechn膮艂 si臋 do rodzic贸w i do Bajazyta, po czym powiedzia艂: 鈥 Musz臋 teraz odej艣膰, mamo. Osman mnie wo艂a. 鈥 I zanim ktokolwiek zdo艂a艂 powiedzie膰 s艂owo, ch艂opiec nie 偶y艂. Na moment wszystko zamar艂o. Potem Adora zacz臋艂a zawodzi膰. Tul膮c do siebie cia艂a bli藕niak贸w, p艂aka艂a, dop贸ki jeszcze mia艂a si艂y i jeszcze d艂u偶ej. Murad nigdy jeszcze nie czu艂 si臋 taki bezradny. To byli tak偶e jego synowie, nigdy jednak nie nosi艂 ich w swoim ciele i nie karmi艂 w艂asn膮 piersi膮.

Obiecuj臋, 偶e pomszcz臋 ich 艣mier膰 鈥 przyrzek艂 Adorze.

Dobrze 鈥 odpar艂a, 艂kaj膮c. 鈥 Pom艣cij ich. To mi nie wr贸ci moich dzieci, ale pom艣cij ich!

Po wyj艣ciu Murada ksi臋偶niczka wezwa艂a do siebie ocala艂ego syna. 鈥 Pos艂uchaj mnie, Bajazycie. Ta tragedia mo偶e zach臋ci膰 Tamar臋 do wyst膮pienia przeciwko tobie, dopilnuj臋 jednak, 偶eby艣 by艂 bezpieczny. Pewnego dnia zostaniesz su艂tanem i wtedy nie b臋dziesz m贸g艂 pozwoli膰, 偶eby kierowa艂y tob膮 sentymenty. Natychmiast b臋dziesz musia艂 zniszczy膰 wszelkich rywali, kimkolwiek s膮. Rozumiesz mnie, Bajazycie? Nikt nie mo偶e ci zagra偶a膰!

Rozumiem, mamo. W dniu, w kt贸rym zostan臋 su艂tanem, Jakub zginie, zanim zd膮偶y zacz膮膰 spiskowa膰 przeciwko mnie. Nasze imperium nigdy nie mo偶e zosta膰 podzielone!

Teadora zamkn臋艂a ch艂opca w u艣cisku i na nowo wybuchn臋艂a p艂aczem. Ponad jej ramieniem Bajazyt ponuro spojrza艂 na cia艂a bli藕niak贸w. Powoli po policzkach ch艂opca zacz臋艂y sp艂ywa膰 艂zy. I przysi膮g艂 sobie, 偶e nigdy tego nie zapomni.


Rozdzia艂 23


Ksi膮偶臋 Kuntuz zbieg艂 do Konstantynopola, gdzie poprosi艂 cesarzow膮 o azyl. Zmierzy艂a go zimnym spojrzeniem. Podczas lat sp臋dzonych za granic膮 z ch艂opca sta艂 si臋 m臋偶czyzn膮, i to z pewno艣ci膮 do艣wiadczonym. Wszak Turcy byli znani ze swej rozwi膮z艂o艣ci.

Czemu mia艂abym ci臋 chroni膰? 鈥 zapyta艂a go.

Bo zrobi艂em co艣, co powinno ci臋 bardzo ucieszy膰.

Co? 鈥 Nie zdawa艂a si臋 specjalnie zainteresowana.

Zabi艂em syn贸w twojej siostry.

K艂amiesz! Naprawd臋? Jak ci si臋 uda艂o?

Opowiedzia艂 jej szczeg贸艂y. 鈥 Su艂tan na pewno za偶膮da twojego powrotu 鈥 zauwa偶y艂a na g艂os Helena.

Ale ty mnie nie wydasz 鈥 odpar艂, 艂agodnie g艂adz膮c
jej rami臋. 鈥 Ukryjesz mnie i b臋dziesz mnie chroni膰.

艁asa na m臋skie wdzi臋ki Helena z u艣miechem skin臋艂a g艂ow膮 i zgodzi艂a si臋 go ukry膰.

Jan Paleolog wpad艂 w furi臋. Niezra偶ona Helena ch艂odno oceni艂a sytuacj臋. 鈥 Su艂tan ma wa偶niejsze sprawy na g艂owie, ni偶 najazd na miasto, 偶eby dopa艣膰 przewrotnego syna 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Kuntuz brzydko si臋 zachowa艂, jednak jego matka jest moj膮 przyjaci贸艂k膮.

Cesarz spurpurowia艂 ze z艂o艣ci i wykrzykn膮艂: 鈥 Albo to ja oszala艂em, albo ty! Kuntuz brzydko si臋 zachowa艂? Kuntuz jest odpowiedzialny za zaplanowany, brutalny mord dw贸ch kilkuletnich ch艂opc贸w i pr贸b臋 zabicia dziesi臋ciolatka! W艂asnych braci przyrodnich! Je艣li Mara wie w og贸le, kim by艂 jego ojciec.

To nie wszyscy umarli?

Nie, moja droga. Bajazyt, najstarszy, prze偶y艂. I jest pe艂en 偶膮dzy zemsty, tak jak jego ojciec. Kuntuz nie jest bezpieczny nawet w murach naszego miasta. Zapewniam ci臋, 偶e nie b臋d臋 go broni艂 przed Muradem. Gdzie on jest?

Korzysta z ochrony Ko艣cio艂a 鈥 odpar艂a g艂adko. 鈥揘igdy nie wyrzek艂 si臋 swojej religii, a dziadkowie wychowali go w naszej wierze. Nie mo偶esz pogwa艂ci膰 spokoju sanktuarium, Janie.

Jan, znalaz艂szy si臋 w k艂opocie z powodu zaanga偶owania w spraw臋 Ko艣cio艂a, napisa艂 przepraszaj膮cy list do su艂tana, w kt贸rym wyja艣nia艂 zawi艂o艣膰 sytuacji. Murad odpowiedzia艂 listem, w kt贸rym wybacza艂 wasalowi, ale jednocze艣nie 偶膮da艂, aby Jan stale obserwowa艂 poczynania Kuntuza i nie dopu艣ci艂, by ten opu艣ci艂 Konstantynopol. Tak wi臋c m艂ody renegat popija艂, oddawa艂 si臋 hazardowi i hulankom ze swoim weso艂ym kompanem, ksi臋ciem Andronikiem, w przekonaniu, 偶e jest zupe艂nie bezpieczny.

Gdy Murad zn贸w zacz膮艂 si臋 posuwa膰 na zach贸d, car Iwan, ojciec Tamary, przypu艣ci艂 na niego atak. Po艂膮czywszy si艂y z Serbami, zaatakowa艂 armi臋 tureck膮 i zosta艂 szybko i dotkliwie pobity pod Samakowem. Iwan uciek艂 w g贸ry, pozostawiaj膮c Turkom woln膮 drog臋 na r贸wnin臋, na kt贸rej le偶a艂a Sofia. Narazi艂 te偶 swoj膮 c贸rk臋, Tamar臋, na nie艂ask臋 su艂tana.

Murad nie spieszy艂 si臋 z zaj臋ciem Sofii. Nie by艂 ju偶 dzikim koczownikiem, napadaj膮cym b艂yskawicznie dla dora藕nych korzy艣ci. By艂 budowniczym imperium, kt贸ry wykona艂 manewr, maj膮cy umocni膰 lew膮 flank臋.

Doliny Strumy i Wardaru musia艂y by膰 jak najszybciej zdobyte.

Dolina rzeki Strumy stanowi艂a cz臋艣膰 Serbii. Wardar znajdowa艂 si臋 w Macedonii. Oba obszary by艂y rozdarte wewn臋trznymi konfliktami, podobnie jak ca艂a Bu艂garia. Armia serbska ruszy艂a nad rzek臋 Marice, 偶eby zetrze膰 si臋 z si艂ami ottoma艅skimi. Serbowie zostali pobici pod Czarnomenem, gdzie zgin臋li ich trzej ksi膮偶臋ta.

P贸藕niej Serbowie zostali pobici r贸wnie 艂atwo, jak niegdy艣 Trakowie. Dwa du偶e miasta, Serres i Drama szybko skolonizowano, a g艂贸wne ko艣cio艂y przekszta艂cono w meczety. Mniejsze miasta i wioski w dolinie Strumy uzna艂y zwierzchno艣膰 su艂tana. Przyw贸dcy g贸rskich plemion zostali tureckimi wasalami.

W nast臋pnym roku armia Murada przekroczy艂a rzek臋 Wardar i zaj臋艂a wschodni膮 cz臋艣膰 doliny, po czym Murad przerwa艂 sw贸j marsz na zach贸d i zwr贸ci艂 oczy na Anatolie.

W tym czasie Jan Paleolog doszed艂 do wniosku, 偶e nadszed艂 w艂a艣ciwy moment, 偶eby poszuka膰 sprzymierze艅c贸w na zachodzie Europy. Murad by艂 zanadto zaj臋ty, 偶eby 艣ledzi膰 poczynania swojego wykszta艂conego szwagra, wi臋c Jan wyruszy艂 do Italii, by ostrzec Europ臋 przed narastaj膮cym zagro偶eniem ze strony Turk贸w.

Ju偶 kiedy艣 cesarz zabiega艂 o pomoc swoich zachodnich s膮siad贸w. Dwa lata wcze艣niej uda艂 si臋 potajemnie na W臋gry, gdzie przyrzek艂 podporz膮dkowanie Ko艣cio艂a greckiego Ko艣cio艂owi zachodniemu, w zamian uzyskuj膮c obietnic臋 wsparcia przeciwko Turkom. Jednak w drodze powrotnej do Konstantynopola zosta艂 pojmany i uwi臋ziony przez Bu艂gar贸w, kt贸rzy sprzeciwiali si臋 temu, co nazywali zdrad膮 cesarza. Da艂o to katolickiemu kuzynowi Jana, Amadeuszowi z Sabaudii, pretekst do najazdu na Gallipoli. Po zdobyciu p贸艂wyspu Sabaudczyk wyp艂yn膮艂 na Morze Czarne, 偶eby zmierzy膰 si臋 z Bu艂garami i uda艂o mu si臋 wywalczy膰 uwolnienie kuzyna.

Uwolniony Jan Paleolog ruszy艂 do Konstantynopola. Kiedy jego kuzyn naciska艂, by zaakceptowa艂 zwierzchnictwo Rzymu, Jan odm贸wi艂. Rozz艂oszczony Amadeusz zacz膮艂 walk臋 z Grekami.

W tej sytuacji Jan wyprawi艂 si臋 do Rzymu, gdzie ponownie uzna艂 w艂adz臋 Ko艣cio艂a katolickiego nad prawos艂awnym. W zamian mia艂 otrzyma膰 pomoc militarn膮 od katolickich ksi膮偶膮t. Kiedy pomoc nie nadesz艂a, Jan ruszy艂 do domu. W Wenecji zosta艂 zatrzymany 鈥瀦a d艂ugi鈥 i zmuszony do pos艂ania pro艣by o okup do swego starszego syna. Andronik bowiem pozosta艂 w Konstantynopolu jako regent ojca.

Helena dostrzeg艂a w tym szans臋 uwolnienia si臋 od m臋偶a, Andronik za艣 okazj臋, 偶eby zosta膰 cesarzem. Odm贸wi艂 pomocy ojcu. M艂odszy syn Jana, Manuel, postanowi艂 tymczasem wykorzysta膰 nadarzaj膮c膮 si臋 sposobno艣膰 do zdobycia 艂ask ojca i wyparcia starszego brata. Zebra艂 wi臋c okup i osobi艣cie przywi贸z艂 ojca do Konstantynopola.

Smutna prawda dotar艂a do Jana Paleologa. Miasto jego przodk贸w by艂o skazane na tureck膮 nawa艂nic臋. Mo偶e nie dzi艣, nie jutro, ale w najbli偶szej przysz艂o艣ci miasto przejdzie w inne r臋ce. Wierni Ko艣cio艂a wschodniego stanowili mniejszo艣膰 i nie mieli szansy na pomoc ze strony swych katolickich braci.

Znu偶ony i m膮drzejszy ni偶 kiedykolwiek cesarz Bizancjum ponowi艂 swoj膮 przysi臋g臋 podda艅stwa wobec szwagra, su艂tana. Ju偶 nigdy nie poszuka pomocy przeciwko Ottomanom, kt贸rzy okazali si臋 lepszymi przyjaci贸艂mi ni偶 chrze艣cija艅scy sprzymierze艅cy Konstantynopola.

Jan Paleolog mia艂 teraz nadziej臋 cieszy膰 si臋 spokojnym 偶yciem. Jego 偶ona, jak zwykle uwik艂ana w liczne romanse, zachowywa艂a si臋 dyskretnie i nie przysparza艂a mu nowych zmartwie艅. Starszy syn, Andronik, w ca艂kowitej nie艂asce, ca艂y czas sp臋dza艂 z ksi臋ciem Kuntuzem, na艣laduj膮c go we wszystkim. Manuel, w podzi臋ce za udzielon膮 pomoc, zosta艂 wyniesiony do godno艣ci wsp贸艂w艂adcy. Jan Paleolog zna艂 motywy post臋powania Manuela, ale wiedzia艂 te偶, 偶e m艂odzieniec jest m膮dry, naprawd臋 go kocha i chce zg艂臋bi膰 zasady rz膮dzenia krajem. W przeciwie艅stwie do Andronika Manuel zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e w艂adza nad krajem oznacza nie tylko przywileje, ale tak偶e odpowiedzialno艣膰.

Przez kr贸tki czas 偶ycie w Konstantynopolu toczy艂o si臋 spokojnie. Pewnego dnia jednak Jana Paleologa i jego m艂odszego syna zaskoczy艂a wiadomo艣膰, 偶e Andronik i Kuntuz stan臋li na czele rebelii przeciwko swoim ojcom. Wszyscy zachodzili w g艂ow臋, sk膮d zdobyli pieni膮dze na t臋 awantur臋. Wszyscy, poza cesarzem.

Szpiedzy cesarza byli sprawni i dociekliwi. 艢rodki finansowe pochodzi艂y od papie偶a, kt贸ry opodatkowa艂 na t臋 okoliczno艣膰 w艂adc贸w Europy zachodniej. Nast臋pnie pieni膮dze przetransportowano na W臋gry, sk膮d przekazano je dwom ksi膮偶臋cym buntownikom. Obaj ksi膮偶臋ta zadeklarowali uznanie wy偶szo艣ci Ko艣cio艂a rzymskiego nad greckim, a po odniesieniu zwyci臋stwa nad ojcami obiecali przej艣cie swoich poddanych na katolicyzm.

Ani Jan, ani Murad nie mogli uwierzy膰, 偶e przyw贸dcy zachodniego 艣wiata potraktowali powa偶nie takich dw贸ch nieopierzonych m艂odzik贸w, jak Andronik i Kuntuz. Prawdziwym powodem, dla kt贸rego wsparli rebeliant贸w, by艂a prawdopodobnie nadzieja na por贸偶nienie Konstantynopola z su艂tanem.

Murad zareagowa艂 w typowy dla siebie, b艂yskawiczny spos贸b. Zastawi艂 pu艂apk臋 na obu 艂ajdak贸w oraz ich n臋dzn膮 armi臋 w mie艣cie Demotika. Jego mieszka艅cy nie byli zachwyceni, znalaz艂szy si臋 w samym centrum obl臋偶enia. Nie byli zainteresowani buntem. Potajemnie wys艂ali do su艂tana list, w kt贸rym od偶egnywali si臋 od jakiejkolwiek odpowiedzialno艣ci za spisek i b艂agali su艂tana, 偶eby uwolni艂 ich od Andronika i Kuntuza.

Murad szybko spe艂ni艂 ich 偶yczenie i zdoby艂 miasto bez zb臋dnego przelewu krwi i wielkich szk贸d. Greccy rebelianci, kt贸rzy pomagali Andronikowi i Kuntuzowi, zostali zwi膮zani razem i str膮ceni z mur贸w miejskich prosto do Maricy, gdzie poton臋li. Su艂tan rozkaza艂, 偶eby m艂odzi Turcy, zamieszani w powstanie, zostali straceni przez w艂asnych ojc贸w.

Nast臋pnie obaj ojcowie skoncentrowali si臋 na w艂asnych potomkach. Murad, patrz膮c z pogard膮 na Kuntuza, powiedzia艂: 鈥 Ju偶 nie pierwszy raz zas艂u偶y艂e艣 na m贸j gniew. Poprzednio wola艂e艣 uciec, ni偶 stawi膰 czo艂o konsekwencjom tamtej straszliwej zbrodni. Teraz ju偶 mi nie uciekniesz, Kuntuzie. Gdyby to zale偶a艂o ode mnie, mia艂bym dla ciebie kar臋. Powinienem j膮 wymierzy膰, ale wydanie wyroku nale偶y do matki moich zabitych syn贸w i mojego 偶yj膮cego nast臋pcy.

Kuntuz straci艂 spok贸j. M贸g艂 si臋 pogodzi膰 z szybk膮 艣mierci膮, ale zemsta matki zamordowanych ch艂opc贸w by艂a czym艣 przera偶aj膮cym. Bizantyjczycy znani byli ze szczeg贸lnie wyrafinowanych tortur.

Zza tronu su艂tana wy艂onili si臋 Teadora i Bajazyt. Ch艂opiec bardzo wyr贸s艂 w ci膮gu ostatnich czterech lat. By艂 ju偶 niemal m臋偶czyzn膮 i kr膮偶y艂y plotki o planowanym zwi膮zku pomi臋dzy nim a ksi臋偶niczk膮 z Germiyanu. Nagle zagrzmia艂 g艂os Murada: 鈥 Teadoro z Bizancjum, jakiego wyroku oczekujesz za zabicie twoich syn贸w, Osmana i Orchana?

Kary 艣mierci, poprzedzonej o艣lepieniem, panie 鈥 brzmia艂a odpowied藕.

Niech tak b臋dzie 鈥 rzek艂 su艂tan. 鈥 Kuntuzie z Gallipoli, za bunt przeciwko mnie skazuj臋 ci臋 na 艣mier膰 przez 艣ci臋cie. Najpierw jednak odetn膮 ci r臋ce i zostaniesz o艣lepiony za bratob贸jstwo. Taki jest m贸j wyrok.

Mam pro艣b臋, panie!

Tak, Teadoro?

Sama go o艣lepi臋. A m贸j syn, Bajazyt, zetnie mu g艂ow臋.

Prawo nie pozwala, 偶eby brat pozbawia艂 偶ycia swojego brata.

Czy偶 prorocy nie m贸wili 鈥瀘ko za oko, z膮b za z膮b鈥? Ponadto matka tego cz艂owieka by艂a znan膮 nierz膮dnic膮. Mu艂艂owie i ulemowie zakazuj膮 uznania go za twojego prawowitego dziedzica. Nie widz臋 w nim 艣ladu podobie艅stwa do ciebie i nie traktuj臋 jak twojego syna i przyrodniego brata ksi臋cia Bajazyta. Je艣li nawet istnieje cie艅 prawdopodobie艅stwa,
偶e w jego 偶y艂ach p艂ynie twoja krew, to bratob贸jstwo
i powstanie przeciwko tobie zniszczy艂y wszelkie wi臋zi Kuntuza z Ottomanami. M贸j syn nie z艂amie wi臋c prawa.

Lekki u艣miech pojawi艂 si臋 na wargach su艂tana, kt贸ry pochyli艂 si臋 w stron臋 szwagra. 鈥 Czy偶 nie rozumuje jak grecki prawnik? 鈥 zapyta艂 cicho.

Nieodrodna c贸rka swojego ojca 鈥 rzek艂 Jan 鈥 艢wietnie wie, kiedy mo偶e nalega膰, a kiedy powinna si臋 wycofa膰.

Murad zwr贸ci艂 si臋 do swojej faworyty. 鈥 B臋dzie, jak zechcesz, Adoro. Jeste艣 jednak pewna, 偶e osobi艣cie chcesz o艣lepi膰 tego renegata?

Fio艂kowe oczy Adory pociemnia艂y, a spojrzenie stwardnia艂o. 鈥 Przez cztery lata moje dzieci codziennie wo艂a艂y do mnie zza grobu, 偶eby je pom艣ci膰. Nie znajd膮 spokoju, p贸ki tego nie zrobi臋, ja te偶 nie. Nie wystarczy, 偶e kto艣 inny dokona zemsty. Musimy to zrobi膰 my z Bajazytem, w przeciwnym razie ska偶emy Osmana i Orchana na wieczne b艂膮dzenie pomi臋dzy 艣wiatem 偶ycia i 艣mierci.

Niech wi臋c tak b臋dzie 鈥 o艣wiadczy艂 Murad, a mu艂艂owie i ulemowie, siedz膮cy ze skrzy偶owanymi nogami na sali s膮d贸w, potakuj膮co skin臋li g艂owami.

Zemsta by艂a czym艣, co rozumieli. Aprobowali fakt, 偶e Teadora i jej syn chcieli osobi艣cie dokona膰 zemsty.

Bajazyt, kt贸ry walczy艂 przeciwko rebeliantom u boku swojego ojca, zd膮偶y艂 si臋 ju偶 wykaza膰 odwag膮. Dobrze by艂o wiedzie膰, 偶e jego matka, chocia偶 kobieta, r贸wnie偶 ni膮 dysponowa艂a.

Teraz wszystkie oczy zwr贸ci艂y si臋 na cesarza Bizancjum, 偶eby us艂ysze膰, jak on ocenia swojego syna. Jan nie m贸g艂 by膰 艂agodniejszy, ni偶 jego suzeren, tote偶 Andronik tak偶e zosta艂 skazany na okaleczenie, o艣lepienie i 艣ci臋cie. Najpierw jednak mia艂 patrze膰 na 艣mier膰 swojego przyjaciela.

Niewolnik przyni贸s艂 niewielki, p艂aski kocio艂ek, wype艂niony roz偶arzonymi do czerwono艣ci w臋glami. Na ich widok rzeczywisto艣膰 dotar艂a do Kuntuza. Zerwa艂 si臋 do ucieczki. Dwaj m艂odzi janczarzy rzucili si臋 za nim i przywlekli z powrotem. Wyrwa艂 im si臋 z nadnaturaln膮 si艂膮 zrozpaczonego cz艂owieka i rzuci艂 do st贸p Adory.

艁aski, pani 鈥 wyszepta艂. 鈥 Niech strac臋 偶ycie, ale nie o艣lepiaj mnie!

Cofn臋艂a si臋, jakby m贸g艂 j膮 zbruka膰 swoim dotykiem. Odezwa艂a si臋 lodowatym, pozbawionym emocji g艂osem. 鈥 Czy okaza艂e艣 艂ask臋 moim synom, kiedy ich brutalnie mordowa艂e艣? Ufali ci. Mali, wra偶liwi ch艂opcy byli w ciebie zapatrzeni. Gdyby to tylko ode mnie zale偶a艂o, kaza艂abym ci臋 偶ywcem obedrze膰 ze sk贸ry i rzuci膰 psom na po偶arcie!

Obok kocio艂ka pojawi艂 si臋 garnek wrz膮cej smo艂y i pie艅. Krzepcy janczarzy odci膮gn臋li wrzeszcz膮cego Kuntuza. Si艂膮 umieszczono jego r臋ce na pniu i, zanim zdo艂a艂 ponownie krzykn膮膰, odci臋to je od reszty cia艂a jednym zr臋cznym ci臋ciem miecza. W celu powstrzymania krwawienia kikuty wsadzono do gotuj膮cej si臋 smo艂y. Oniemia艂y Kuntuz w szoku patrzy艂 na swoje r臋ce. Potem odci膮gni臋to go na bok, pozbawione d艂oni r臋ce przywi膮zano do tu艂owia, a pot臋偶ny janczar uchwyci艂 jego g艂ow臋 w 偶elazny u艣cisk.

Niewolnik poda艂 Adorze niewielkie, 偶elazne szczypce. Widz膮c lekkie dr偶enie r膮k ksi臋偶niczki, su艂tan podszed艂 do niej. 鈥 Nie musisz tego sama robi膰 鈥 rzek艂 cicho. By艂a bardzo blada.

Spojrza艂a na niego oczami pe艂nymi 艂ez. 鈥 Kiedy mordowa艂 moje dzieci, nie zadowoli艂 si臋 pozostawieniem ich w g贸rach. Pokaleczy艂 je do krwi, 偶eby zwabi膰 dzikie zwierz臋ta. Gdyby janczarzy nie przybyli na czas, ch艂opcy mogliby zosta膰 rozszarpani przez wilki. Co za straszliwa 艣mier膰, a zw艂aszcza dla ma艂ych ch艂opc贸w! Ale tego jeszcze by艂o mu ma艂o, wi臋c pola艂 ich lodowat膮 wod膮, by zamarzli w nocy. Muradzie, wzdrygam si臋 na my艣l o zadaniu komu艣 b贸lu, ale musz臋 ich pom艣ci膰! Moje dzieci, 偶ywe i umar艂e, 偶膮daj膮 tego!

I zanim ktokolwiek poj膮艂, co si臋 sta艂o, Adora chwyci艂a w szczypce p艂on膮cy w臋gielek i przy艂o偶y艂a go do oka Kuntuza. Zemdla艂, nie wydaj膮c g艂osu. Poza 偶a艂osnym j臋kiem Andronika panowa艂a kompletna cisza. Adora po wykonaniu zadania starannie od艂o偶y艂a szczypce na brzeg kocio艂ka. Nie bacz膮c na t艂um ludzi, wype艂niaj膮cy pomieszczenie, Murad otoczy艂 j膮 ramieniem i odprowadzi艂 na krzes艂o.

Jeste艣 dzieln膮 kobiet膮 鈥 powiedzia艂 艂agodnie.

Zrobi艂am, co musia艂o zosta膰 wykonane 鈥 odpar艂a. A potem doda艂a cicho: 鈥 Odrocz wyrok 艣mierci na mojego siostrze艅ca, Muradzie. Ka偶 go o艣lepi膰 wrz膮cym octem. Straci wzrok tylko na pewien czas.

Dlaczego?

W ten spos贸b Andronik nadal b臋dzie zdolny do k艂贸tni i knowa艅 przeciwko swojemu ojcu i bratu.

Wszyscy b臋d膮 tym tak poch艂oni臋ci, 偶e nie b臋dziemy
mieli 偶adnych k艂opot贸w z Bizancjum. Twoja zemsta
by艂a szybka i sprawiedliwa. Niepotrzebna nam 艣mier膰
jakiego艣 niewa偶nego ksi膮偶膮tka. Nic nam to nie da.

Skin膮艂 g艂ow膮. 鈥 Doskonale, ale nie og艂osz臋 艂aski, dop贸ki Andronik nie zobaczy, jak 艣cinaj膮 jego wsp贸lnika. Niech si臋 troch臋 przestraszy. 鈥 Podni贸s艂 si臋. 鈥 Ocu膰cie wi臋藕nia Kuntuza i przygotujcie go do egzekucji. Przynie艣cie dobrze naostrzony miecz dla ksi臋cia Bajazyta i wy艣cie艂any koszyk.

Oprzytomnia艂y Kuntuz roni艂 艂zy z o艣lepionych oczu, s艂ysz膮c wok贸艂 siebie odg艂osy przygotowa艅, czynionych na jego 艣mier膰. Su艂tan zwr贸ci艂 si臋 do drugiego buntownika. 鈥 Ksi膮偶臋 Androniku! B臋dziesz trzyma艂 koszyk, 偶eby z艂apa膰 odci臋t膮 g艂ow臋. 鈥 I nim przera偶ony Andronik zdo艂a艂 zaprotestowa膰, popchni臋to go do przodu i rzucono na kolana. W r臋ce wepchni臋to mu koszyk, wy艂o偶ony du偶ymi zielonymi li艣膰mi.

O艣lepionego m臋偶czyzn臋 poprowadzono do przodu i pochylono. Ciemne oczodo艂y patrzy艂y prosto na Andronika. 鈥 B臋d臋 czeka艂 na ciebie w piekle, przyjacielu 鈥 powiedzia艂 zjadliwie.

Nie odzywaj si臋 do mnie! 鈥 krzykn膮艂 histerycznie Andronik. 鈥 To wszystko twoja wina! Mnie wystarczy艂o poczeka膰, a偶 m贸j ojciec zestarzeje si臋 i umrze. Ty jednak chcia艂e艣 pieni臋dzy, kt贸re zaproponowali ci przekl臋ci W臋grzy. Nawet ich nie wydali艣my! Nienawidz臋 ci臋!

Tch贸rz! 鈥 parskn膮艂 Kuntuz. Ucich艂 nagle, us艂yszawszy za sob膮 pr贸bny 艣wist miecza. 鈥 Bajazyt? Jeste艣 tam, ch艂opcze?

Tak, Kuntuzie.

Pami臋taj, czego ci臋 uczy艂em. Wybierz miecz lekki, kt贸ry ci b臋dzie dobrze le偶a艂 w r臋ce. A potem tnij szybko.

Bajazyt roze艣mia艂 si臋 ponuro. 鈥 Nie b贸j si臋, psie! B臋d臋 mia艂 pewn膮 r臋k臋. Schyl g艂ow臋, 偶ebym dobrze widzia艂, gdzie celowa膰. 鈥 I odezwa艂 si臋 wynio艣le: 鈥 A ty, m贸j dzielny bizantyjski kuzynie, unie艣 wy偶ej koszyk, je艣li nie chcesz, 偶eby g艂owa twojego przyjaciela stoczy艂a ci si臋 na kolana. 鈥 Potem Bajazyt uni贸s艂 miecz, zawo艂a艂: 鈥 Zegnaj, psie! 鈥 Szybko opu艣ci艂 miecz i g艂owa Kuntuza wpad艂a do koszyka.

Andronik wypu艣ci艂 z r膮k koszyk i zemdla艂. Bajazyt odda艂 miecz janczarowi i z niesmakiem przyjrza艂 si臋 swojemu krewniakowi. 鈥 I kto艣 taki przewodzi艂 rebelii przeciwko tobie, ojcze? 鈥 zapyta艂 pogardliwie.

Murad skin膮艂 g艂ow膮. 鈥 Nigdy nie przeceniaj ani nie niedoceniaj swoich wrog贸w, synu. Najgorszy tch贸rz miewa przyp艂ywy odwagi. 鈥 Odwr贸ci艂 si臋 do cesarza. 鈥 Nie ma potrzeby, 偶eby tw贸j syn umiera艂, Janie. Jego 艣mier膰 niczemu nie pos艂u偶y. O艣lep go wrz膮cym octem, a reszta le偶y ju偶 w r臋kach Allaha.

W pe艂ni rozumiej膮c 艂ask臋 okazan膮 synowi, cesarz Bizancjum ukl膮k艂 przed Muradem i uca艂owa艂 jego d艂o艅. Potem wsta艂, wzi膮艂 w r臋ce misk臋 z octem i zwr贸ci艂 si臋 do syna. 鈥 Darowano ci 偶ycie. Wymierzona kara pozwoli ci si臋 zastanowi膰 nad pope艂nionymi grzechami i zmieni膰 si臋 鈥 rzek艂 ostro, po czym chlusn膮艂 zawarto艣ci膮 miski synowi prosto w oczy.

Andronik wrzasn膮艂 i pr贸bowa艂 si臋 zas艂oni膰, ale 偶o艂nierze trzymali go mocno. 鈥 Nie widz臋! 鈥 krzykn膮艂 przera藕liwie. 鈥 Ojcze! Ojcze! gdzie jeste艣? Nie zostawiaj mnie! Nie opuszczaj!

Nie opuszcz臋 ci臋, synu 鈥 smutnym g艂osem odpowiedzia艂 cesarz, a zgromadzeni mu艂艂owie i ulemowie pokiwali g艂owami, podziwiaj膮c sprawiedliwo艣膰 su艂tana.


Rozdzia艂 24


Emir Germiyanu wydawa艂 swoj膮 najstarsz膮 c贸rk臋 za ksi臋cia Bajazyta. Dziewczyna mia艂a na imi臋 Zubejda i mia艂a bardzo jasn膮 cer臋. Emirowie Karamanii i Aydinu r贸wnie偶 starali si臋 o r臋k臋 ksi臋偶niczki, lecz 偶aden z nich nie stanowi艂 takiego zagro偶enia dla Germiyanu, jak imperium ottoma艅skie. Zgadzaj膮c si臋 na zwi膮zek syna z Zubejd膮, su艂tan Murad bra艂 na siebie obowi膮zek obrony nowych ziem. 呕eby zminimalizowa膰 wszelkie zagro偶enia, m艂odsza siostra Zubejdy, Zenobia, mia艂a zosta膰 oddana wraz z ogromnym posagiem jednemu z dow贸dc贸w armii Murada.

Su艂tan musia艂 zgodzi膰 si臋 na ust臋pstwo wobec emira Germiyanu, kt贸re rozgniewa艂o zar贸wno Ador臋, jak i Tamar臋. Emir zgadza艂 si臋 na oddanie swej c贸rki ksi臋ciu Bajazytowi jedynie w贸wczas, gdy m艂odzi zawr膮 formalny zwi膮zek ma艂偶e艅ski. Skoro emirowie Karamanii i Aydinu proponowali ma艂偶e艅stwo, kr贸lewska rodzina Ottoman贸w nie mog艂a zaoferowa膰 nic gorszego. Bez 艣lubu emir nie odda艂by Zubejdy i jej siostry, a Murad znalaz艂by si臋 w obliczu wojny nie tylko z Germiyanem, ale tak偶e z Karamani膮 i Aydinem.

Emir Germiyanu kocha艂 swoje c贸rki. Nawet gdyby utraci艂y uczucie swoich m臋偶贸w na rzecz innych kobiet, pozostan膮 偶onami i zachowaj膮 pozycj臋 i przywileje. Inne kobiety b臋d膮 jedynie konkubinami.

Ceremonia 艣lubna mia艂a si臋 odby膰 w Bursie, tote偶 dw贸r su艂tana przeni贸s艂 si臋 z nowej stolicy europejskiej do dawnej azjatyckiej. Pr贸buj膮c uspokoi膰 rozz艂oszczon膮 faworyt臋, Murad kaza艂 wyszykowa膰 dla niej luksusowy pa艂ac, znany pod nazw膮 G贸rskiego Seraju. Adora by艂a jednak nieugi臋ta.

Rzuci艂a si臋 na niego z w艣ciek艂o艣ci膮. 鈥 C贸rka na wp贸艂 dzikiego, azjatyckiego emira, sp艂odzona z jak膮艣 niewolnic膮! I ty chcesz, 偶eby kto艣 taki wzi膮艂 艣lub z moim synem? 艢miesz wynie艣膰 tego dzieciaka nade mnie? Jestem Teador膮 Kantakuzen, bizantyjsk膮 ksi臋偶niczk膮! Na Allaha, nawet Tamara z Bu艂garii ma lepsze pochodzenie ni偶 ta dziewucha z Germiyanu. A jednak ma po艣lubi膰 twojego nast臋pc臋, gdy tymczasem ja, jego matka, mam nadal 偶y膰, wstydz膮c si臋, 偶e jestem ledwie twoja konkubin膮! 鈥 Na jej obliczu malowa艂o si臋 艣miertelne oburzenie, jednak w duchu Adora si臋 艣mia艂a. Wiele lat czeka艂a na tak膮 okazj臋, a wyraz twarzy Murada m贸wi艂 jej, 偶e zdawa艂 sobie spraw臋, i偶 znalaz艂 si臋 w potrzasku.

Jeste艣 moj膮 ukochan膮 鈥 odpowiedzia艂.

Spojrza艂a na niego ch艂odno. 鈥 Nie jestem naiwn膮 panienk膮, kt贸r膮 mo偶na oczarowa膰 romantycznymi bajkami, Muradzie.

Mo偶e kiedy艣, Muradzie, ma艂偶e艅stwo nie by艂o ci potrzebne, ale czasy si臋 zmieni艂y 鈥 rzek艂a s艂odkim g艂osem.

Rozpozna艂 ten ton. To by艂 jej okrzyk wojenny.

Rzek艂 wi臋c spokojnie: 鈥 Mo偶e wyja艣nisz swoje s艂owa, kobieto.

U艣miechn臋艂a si臋 do niego niewinnie. 鈥 To bardzo proste, panie. Je艣li jeste艣 uczciwy i przy zdrowych zmys艂ach, nie mo偶esz wynie艣膰 Zubejdy z Germiyanu nade mnie czy Tamar臋. Dziewczyna jest ju偶 i tak nadmiernie dumna z pozycji dziedziczki ziem swego ojca. Nie b臋dzie darzy艂a nas szacunkiem, chocia偶 mamy du偶o lepsze pochodzenie ni偶 ona. Je艣li nie po艣lubisz Tamary i mnie, Bajazyt nie o偶eni si臋 z Zubejd膮.

Za takie zuchwalstwo mog臋 kaza膰 ci臋 wych艂osta膰 鈥 zagrozi艂 ponuro.

Pierwej umr臋, ni藕li poprosz臋 ci臋 o lask臋 鈥 odpar艂a. Murad wiedzia艂, 偶e powiedzia艂a prawd臋. 鈥 Utrzymujesz, 偶e mnie kochasz, Muradzie. Przez lata z twoich ust p艂yn膮艂 potok s艂贸w, zapewniaj膮cych mnie o twojej mi艂o艣ci. Urodzi艂am ci trzech syn贸w i c贸rk臋, kt贸r膮 uwielbiasz. Kiedy Janfeda doro艣nie, oddasz j膮 jakiemu艣 m臋偶czy藕nie jako konkubin臋, czy b臋dziesz chcia艂 wyda膰 j膮 za m膮偶? Nie, Muradzie. Nie musisz zawiera膰 dynastycznych ma艂偶e艅stw, ale je艣li szczerze mnie kochasz, o偶enisz si臋 ze mn膮, zanim nasz syn stanie na 艣lubnym kobiercu.

Z Tamar膮 r贸wnie偶, Adoro?

Westchn臋艂a. 鈥 Tak, r贸wnie偶 z Tamar膮.

Dlaczego? 鈥 za偶膮da艂 wyja艣nienia. 鈥 Nie lubicie si臋, a jednak chcesz zr贸wna膰 jej pozycj臋 ze swoj膮.

Ona tak偶e jest matk膮 twojego dziecka. I chocia偶 Bu艂gari臋 z trudem mo偶na por贸wna膰 do Bizancjum, Tamara pochodzi jednak z kr贸lewskiego rodu, podobnie jak ja. 鈥 Opar艂a szczup艂膮 d艂o艅 na krzepkim ramieniu su艂tana i spojrza艂a na niego. 鈥 Nie jest jej lekko, Muradzie. Ja mam przynajmniej twoj膮 mi艂o艣膰. Nawet jako 偶ony nigdy nie b臋dziemy r贸wne, ale ma艂偶e艅stwo ukoi dum臋 Tamary. Da艂a ci syna, kt贸ry jest tego wart.

Nie powiedzia艂em wcale, 偶e po艣lubi臋 kt贸r膮kolwiek z was 鈥 mrukn膮艂.

Ale zrobisz to, panie, wiesz bowiem, ze m贸wi臋 prawd臋.

Do diabla, kobieto, nie naciskaj!

Ukl臋k艂a przed nim, ze spuszczonymi oczami i z艂o偶onymi r臋kami. Doskona艂y obraz pos艂usznej 偶ony, jak膮 nigdy nie by艂a i nie b臋dzie, wiedzia艂 o tym. Mia艂a racj臋. Zona zawsze cieszy艂a si臋 znacznie wi臋kszym powa偶aniem w haremie ni偶 faworyta. A kiedy umrze, wdowa po nim b臋dzie mia艂a wi臋ksz膮 w艂adz臋 ni偶 by艂a faworyta.

Nie chc臋 偶adnych ceremonii 鈥 powiedzia艂. 鈥 Wszystko musi si臋 odby膰 po cichu. Dzi艣 w nocy. 鈥 Klasn膮艂 w r臋ce i rzuci艂 w stron臋 pos艂uguj膮cego nie
wolnika: 鈥 Powiedz Ali Yahyi, 偶eby przyprowadzi艂 g艂贸wnego mu艂艂臋 Adrianopola. 鈥 Kiedy niewolnik wyszed艂, su艂tan zwr贸ci艂 si臋 do Adory. 鈥 Moi synowie b臋d膮 艣wiadkami tego wydarzenia. Przy艣lij ich do mnie
i powiedz Tamarze o mojej decyzji.

Wsta艂a z kl臋czek. 鈥 Dzi臋kuj臋, panie.

Przynajmniej jeste艣 mi艂a, kiedy zwyci臋偶asz 鈥搑zek艂 skwaszony. 鈥 Co wi臋c chcia艂aby艣 dosta膰 w prezencie 艣lubnym, kobieto?

Konstantynopol! 鈥 odpowiedzia艂a spokojnie.

Wybuchn膮艂 艣miechem. 鈥 Wysoko si臋 cenisz, Adoro, ale niech mi B贸g 艣wiadkiem, 偶e masz s艂uszno艣膰! Na razie jednak wyznacz臋 kwot臋 w z艂ocie, kt贸r膮 mi oddasz, kiedy podaruj臋 ci miasto.

Z procentem, Muradzie, zainwestuj臋 je bowiem u Wenecjan. 鈥 Podesz艂a do drzwi. Tam odwr贸ci艂a si臋 i powiedzia艂a wprost: 鈥 Kocham ci臋, Muradzie. Zawsze ci臋 kocha艂am.

Chwyci艂 j膮 gwa艂townie w obj臋cia i zanurzy艂 twarz w jej w艂osach. Przez chwil臋 stali bez ruchu i s艂ysza艂a miarowe bici臋jego serca. 鈥 Nie jestem romantycznym ksi臋ciem, o jakich m贸wi膮 perscy poeci 鈥 odezwa艂 si臋. 鈥 Wiem, co czuj臋, ale czasem mam k艂opot ze znalezieniem w艂a艣ciwych s艂贸w. Jestem cz艂owiekiem wojny, a nie mi艂o艣ci.

Jeste艣 moim ksi臋ciem mi艂o艣ci 鈥 przerwa艂a mu.

Odsun膮艂 j膮 od siebie, 偶eby zajrze膰 jej w twarz. 鈥 Kobieto 鈥 rzek艂 ochryple 鈥搄este艣 cz臋艣ci膮 mnie. Gdybym ci臋 straci艂, czu艂bym si臋 tak, jakbym w po艂owie umar艂.

Jej fio艂kowe oczy l艣ni艂y rado艣ci膮. Zach臋ci艂o go to do wyznania. 鈥 Kocham ci臋, Adoro. 鈥 I gwa艂townie odwracaj膮c si臋 od niej powiedzia艂: 鈥 Przy艣lij do mnie syn贸w.

Par臋 godzin p贸藕niej Adora i Tamara sta艂y cicho, ukryte w pokoju znajduj膮cym si臋 za salonem su艂tana. Potajemnie, przez rze藕bion膮 krat臋, przygl膮da艂y si臋 i przys艂uchiwa艂y, jak su艂tan dyktowa艂 skrybom kontrakty ma艂偶e艅skie. Potem nast膮pi艂a kr贸tka muzu艂ma艅ska uroczysto艣膰, kt贸rej 艣wiadkami byli ksi膮偶臋 Bajazyt i jego przyrodni brat, ksi膮偶臋 Jakub. Panny m艂ode nie uczestniczy艂y w ceremonii. Murad najpierw zwi膮za艂 si臋 z Teador膮, potem z Tamar膮. Kiedy by艂o ju偶 po wszystkim, 偶adna z nowo po艣lubionych 偶on nie odezwa艂a si臋 s艂owem do drugiej, tylko odesz艂y do swoich apartament贸w.

Nast臋pnego dnia dw贸r rozpocz膮艂 podr贸偶 do Bursy. Droga na wybrze偶e przebiega艂a w pobli偶u Konstantynopla. Zanim wsiedli na statek, kt贸rym mieli przep艂yn膮膰 morze Marmara, Adora przes艂a艂a swojej siostrze wiadomo艣膰 za po艣rednictwem bizantyjskich gwardzist贸w, wys艂anych przez cesarza dla uhonorowania suzenera. 鈥 Powiedzcie cesarzowej, 偶e jej siostra, 偶ona su艂tana, przesy艂a pozdrowienia.

Puszy si臋 鈥 prychn臋艂a Helena, otrzymawszy wiadomo艣膰.

Tylko m贸wi prawd臋 鈥 powiedzia艂 Jan Paleolog z radosnym 艣miechem. Pog艂aska艂 trzymany w r臋kach pergamin i zn贸w spojrza艂 na niego. 鈥 Po艣lubi艂 j膮 par臋 dni temu.

Wyraz twarzy 偶ony sprawi艂 cesarzowi ogromn膮 przyjemno艣膰. Nie chc膮c jej poprawia膰 humoru, nie wspomnia艂 o tym, 偶e Murad o偶eni艂 si臋 r贸wnie偶 z Tamar膮. Niech Helena gotuje si臋 we w艂asnym jadzie! I z t膮 mi艂膮 my艣l膮 cesarz opu艣ci艂 偶on臋 i Konstantynopol, 偶eby przy艂膮czy膰 si臋 do uroczysto艣ci weselnych w Bursie.

艢lub c贸rki emira Germiyanu mia艂 si臋 odby膰 z pomp膮, jakiej dw贸r ottoma艅ski jeszcze nie widzia艂. Su艂tanowi i jego synom podoba艂y si臋 eleganckie zwyczaje bizantyjskie. M艂odsza ksi臋偶niczka z Germiyanu, zaledwie dziesi臋cioletnia Zenobia, bez rozg艂osu zosta艂a wydana za wiernego dow贸dc臋 Murada, natomiast za艣lubmy jej starszej siostry mia艂y si臋 odby膰 po艣r贸d og贸lnej uciechy i wielkich zabaw.

W ca艂ym mie艣cie rozpalono ogniska, na kt贸rych pieczono owce, a niewolnicy su艂tana cz臋stowali t艂umy 艣wie偶o przyrz膮dzonymi ciastkami z migda艂ami i miodem. Murad odda艂 do dyspozycji co znaczniejszych go艣ci swoje pa艂ace z dobrze wyszkolon膮 s艂u偶b膮 i haremami z艂o偶onymi z pi臋knych dziewcz膮t. W ten spos贸b zostali uhonorowani w艂adcy Germiyanu, Tekke, Hamidu, Karamanii, Sarakhanu, Aydinu i Bizancjum. W mie艣cie wyst臋powali zapa艣nicy, akrobaci i 偶onglerzy, odbywa艂y si臋 spektakle teatrzyk贸w kukie艂kowych i pokazy tresury dzikich zwierz膮t.

Podczas gdy Murad wydawa艂 przyj臋cie dla pana m艂odego i jego go艣ci, Adora zabawia艂a pann臋 m艂od膮 i inne kobiety. Uroczysto艣ci i zabawy trwa艂y przez dziewi臋膰 dni. Dziewi膮tego dnia wieczorem Zubejd臋 z Germiyanu zaniesiono w zamkni臋tej lektyce do domu jej m臋偶a, gdzie po raz pierwszy spotka艂a Bajazyta. Towarzyszy艂y jej Adora i Tamara.

Gdy przygotowywa艂y dziewczyn臋 do 艂o偶a, Adora powiedzia艂a: 鈥 Poinformuj臋 twojego pana i w艂adc臋, 偶e na niego czekasz.

Nie, pani matko 鈥 rzek艂a Zubejda. 鈥 Zgodnie ze zwyczajami mojego kraju w noc po艣lubn膮 m膮偶 czeka na pozwolenie wej艣cia do sypialni ksi臋偶niczki Germiyanu. Kontrakt 艣lubny zawarty przez mojego ojca
i ojca ksi臋cia Bajazyta pozwala mi zachowa膰 zwyczaje mojej ojczyzny.

Tamara by艂a zaskoczona, tymczasem Adora roze艣mia艂a si臋. 鈥 Wydaje mi si臋, 偶e ani su艂tan Murad, ani m贸j syn nic nie wiedz膮 o tym zwyczaju. M贸wisz prawd臋?

Tak, pani. Przysi臋gam.

Adora zn贸w si臋 za艣mia艂a. 鈥 Bardzo dobry zwyczaj 鈥 powiedzia艂a 鈥 kt贸ry powinni艣my przyj膮膰 za sw贸j. Od dzisiaj b臋dzie obowi膮zywa艂 wszystkie ottoma艅skie ksi臋偶niczki. 鈥 Spojrza艂a na Zubejd臋. 鈥 Nie ka偶esz zbyt d艂ugo czeka膰 Bajazytowi, dziecko? Jest dumny, jak wszyscy m臋偶czy藕ni, a chcia艂abym, 偶eby艣cie byli szcz臋艣liwi. Nie zaczynaj od b艂臋d贸w.

Dziewczyna potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. Adora cmokn臋艂a j膮 w policzek. 鈥 呕ycz臋 ci szcz臋艣cia 鈥 powiedzia艂a. Tamara posz艂a za przyk艂adem Adory, po czym obie kobiety opu艣ci艂y sypialni臋 panny m艂odej.

Gdyby dziewczyna po艣lubia艂a mojego syna, nigdy bym na to nie pozwoli艂a 鈥 pryc艂m臋艂a Tamara, gdy pospiesznie udawa艂y si臋 na powitanie pana m艂odego.

Ale nie po艣lubi艂a twojego syna, tylko mojego.

Nie rozumiem, dlaczego Murad nie chcia艂, 偶eby m贸j Jakub zwi膮za艂 si臋 艣lubem z Germiyanem 鈥 zacz臋艂a narzeka膰 Tamara. 鈥 Wtedy Jakub mia艂by przynajmniej swoje w艂asne kr贸lestwo po 艣mierci starego emira.

Murad nie jest zainteresowany tym, 偶eby Jakub mia艂 swoje kr贸lestwo. Buduje wielkie imperium dla przysz艂ych pokole艅 Ottoman贸w. Pewnego dnia b臋dziemy w艂ada膰 ziemiami od Konstantynopola
po Belgrad i Bagdad.

Oszala艂a艣 chyba! 鈥 rzuci艂a Tamara.

Nie, mam t臋 sam膮 wizj臋, co moi przodkowie.

Oni r贸wnie偶 byli budowniczymi imperium. Nie mog臋 jednak oczekiwa膰, 偶eby rozumia艂a to c贸rka plemiennego wodza.

Zanim Tamara zd膮偶y艂a odpowiedzie膰, znalaz艂y si臋 w atrium, gdzie powita艂y pana m艂odego i towarzysz膮cych mu go艣ci. Adora ze zdumieniem patrzy艂a na obu swych syn贸w. Przystojny Halil by艂 wiern膮 kopi膮 jej ojca. Wysoki, niebieskooki, o ciemnych, kr臋conych w艂osach i g臋stej brodzie. Dzi臋ki sprytnie skonstruowanym butom trudno by艂o zauwa偶y膰, 偶e utyka. By艂 nieocenionym doradc膮 Murada, swojego przyrodniego brata.

Osiemnastoletni Bajazyt by艂 synem swojego ojca. Wysoki, z wydatnym nosem, mia艂 ogromne, pe艂ne wyrazu, czarne oczy i zmys艂owe usta Murada. Po matce odziedziczy艂 jasn膮 twarz, teraz g艂adko wygolon膮. Kiedy osi膮gnie dojrza艂y wiek, zapu艣ci wspania艂膮, czarn膮 brod臋, jak broda jego przyrodniego brata, Halila.

Po obojgu rodzicach otrzyma艂 w spadku inteligencj臋 i da艂 si臋 ju偶 pozna膰 jako b艂yskotliwy przyw贸dca. 呕o艂nierze nadali mu przydomek Yildirim, czyli B艂yskawica. Bajazyt by艂 r贸wnie偶 bardzo impulsywny. Rodzice mieli nadziej臋, 偶e z wiekiem ta cecha zaniknie.

Adora uca艂owa艂a m艂odszego syna, kt贸ry zapyta艂: 鈥 Czy panna m艂oda oczekuje na mnie?

Adora zwr贸ci艂a si臋 do emira Germiyanu. 鈥 Powiedz mi, prosz臋, panie, czy w twoim kraju obowi膮zuje zwyczaj, zgodnie z kt贸rym twoja c贸rka mo偶e kaza膰 panu m艂odemu na siebie czeka膰?

Przez chwil臋 stary w艂adca Germiyanu mia艂 zdumion膮 min臋. Z wolna jednak na jego obliczu zacz臋艂o si臋 malowa膰 zrozumienie i zak艂opotanie. 鈥 Zapomnia艂em! 鈥 zawo艂a艂. 鈥 Oczywi艣cie, ta spryciara Zubejda pami臋ta艂a o starym zwyczaju.

Chcesz powiedzie膰 鈥 wtr膮ci艂 Murad 鈥 偶e zgodnie z tym zwyczajem Bajazyt nie ma prawa wej艣膰 do sypialni m艂odo偶e艅c贸w, dop贸ki nie otrzyma pozwolenia? 鈥 Kiedy Adora skin臋艂a g艂ow膮, su艂tan parskn膮艂 艣miechem. 鈥 Wygl膮da na to, synu, 偶e po艣lubi艂e艣 dziewczyn臋 z charakterem. 鈥 A gdy twarz Bajazyta pociemnia艂a z gniewu, ojciec klepn膮艂 go w rami臋 i roze艣mia艂 si臋. 鈥 Obiecali艣my, 偶e Zubejda b臋dzie mog艂a zachowa膰 swoje obyczaje. Pozw贸lmy dziewczynie na chwil臋 triumfu. Nim nadejdzie ranek, nie b臋dzie ju偶 mia艂a w膮tpliwo艣ci, kto rz膮dzi w waszym domu.

To racja, braciszku 鈥 odezwa艂 si臋 ksi膮偶臋 Halil. 鈥揇opilnuj jednak, 偶eby dziewczyna w pe艂ni zrozumia艂a, kto jest prawdziw膮 g艂ow膮 rodziny, w przeciwnym razie wasze 偶ycie ma艂偶e艅skie b臋dzie nieustann膮 walk膮. Je艣li to konieczne, zbij j膮 nawet.

Halilu! 鈥 Adora spojrza艂a spode 艂ba na starszego syna, ale m臋偶czy藕ni roze艣mieli si臋 tylko. Ksi臋偶niczka odwr贸ci艂a si臋 do Bajazyta i uca艂owa艂a go. 鈥 呕ycz臋 ci szcz臋艣cia, kochanie. 鈥 Z czu艂ym u艣miechem m艂odzieniec sca艂owa艂 艂z臋, kt贸ra zacz臋艂a sp艂ywa膰 po policzku matki. 鈥 Za szybko doros艂e艣 鈥 wyja艣ni艂a cicho i szybko uda艂a si臋 do swoich apartament贸w.

Moja matka ma mi臋kkie serce 鈥 zauwa偶y艂 ksi膮偶臋.

Twoja matka jest najwspanialsz膮 kobiet膮 鈥 powiedzia艂 su艂tan. 鈥 Nie ma na 艣wiecie drugiej takiej jak ona.

Kiedy w ko艅cu Bajazyt zosta艂 wpuszczony do komnaty nowo偶e艅c贸w, Murad 偶yczy艂 dobrej nocy swoim go艣ciom i wyruszy艂 do pa艂acu Adory. Gdy na dziedzi艅cu zsiad艂 z konia, zaprowadzono go do 艂a藕ni. Godzin臋 p贸藕niej, zrelaksowany i od艣wie偶ony, wkroczy艂 do sypialni swojej ulubionej 偶ony. Zasta艂 j膮 parz膮c膮 kaw臋. W pobli偶u sta艂a du偶a waza z jogurtem s艂odzonym miodem i p贸艂misek z male艅kimi ciasteczkami. Su艂tan, odziany w lu藕n膮 szat臋 z bia艂ego jedwabiu, wyci膮gn膮艂 si臋 na poduszkach, obserwuj膮c 偶on臋.

Nie by艂a ju偶 t膮 dziewczyn膮 co niegdy艣. Jej miejsce zaj臋艂a wspania艂a kobieta, kt贸ra powodowa艂a, 偶e serce zaczyna艂o mu uderza膰 偶wawiej. U艣miechn膮艂 si臋 cierpko do siebie. Mia艂 harem pe艂en m艂odych pi臋kno艣ci. Nawet jego druga 偶ona nie mia艂a jeszcze trzydziestki. A jednak, jak zawsze, pragn膮艂 tylko tej pi臋knej kobiety. Mia艂a czterdzie艣ci jeden lat, nadal ciemne w艂osy, 偶ywe oczy i niepomarszczon膮 sk贸r臋.

Zwr贸ci艂a teraz na niego spojrzenie tych oczu. 鈥 O czym my艣lisz, Muradzie?

O tym, jaka jeste艣 艣liczna. O tym, 偶e dzi艣 wieczorem, w domu naszego syna, m艂odzi ksi膮偶臋ta nie mogli oderwa膰 od ciebie wzroku. Kiedy emir Karamanii dowiedzia艂 si臋, 偶e jeste艣 niewolnic膮, ofiarowa艂 mi za ciebie kr贸lewsk膮 zap艂at臋. By艂 g艂臋boko rozczarowany, us艂yszawszy, 偶e jeste艣 moj膮 ukochan膮 偶on膮. Nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰, 偶eby nie zapyta膰, czy przypadkiem mi si臋 nie znudzi艂a艣 i czy nie zamierzam si臋 z tob膮 rozwie艣膰, a potem mu ci臋 odsprzeda膰!

I co mu odpowiedzia艂e艣?

呕e nie starczy艂oby z艂ota ca艂ego 艣wiata, 偶eby ci臋 kupi膰.

To niezbyt wyg贸rowana cena, panie 鈥 przekomarza艂a si臋 z nim.

Nikt i nic nie zast膮pi ci臋 w moim sercu 鈥 odpowiedzia艂, bior膮c j膮 w obj臋cia.

Twoja kawa 鈥 zaprotestowa艂a s艂abo, ale szybko podda艂a si臋 jego poca艂unkom.

P贸藕niej, kiedy le偶eli zadowoleni ko艂o siebie, pomy艣la艂a 偶e nadesz艂a chwila, aby poruszy膰 temat, kt贸ry ju偶 od dawna j膮 niepokoi艂. Rzadko go o co艣 prosi艂a. Obr贸ci艂a si臋 i opar艂a na boku. Patrz膮c na m臋偶a, rzek艂a: 鈥揙bieca艂e艣 nasz膮 c贸rk臋 Janfed臋 m艂odemu kalifowi z Bagdadu. Kiedy od nas odjedzie?

Ju偶 nied艂ugo, go艂膮beczko. Chcia艂bym, 偶eby dotar艂a bezpiecznie do Bagdadu przed okresem zimowych sztorm贸w. My艣la艂em, 偶eby j膮 wys艂a膰 statkiem a偶 do Trapezuntu, a stamt膮d drog膮 l膮dow膮 do samego
Bagdadu.

A co zamierzasz potem?

Wyruszy膰 na wojn臋 鈥 odpar艂 z entuzjazmem. Skin臋艂a g艂ow膮. 鈥 A co ja mam robi膰?

Co robi膰? Co masz na my艣li, go艂膮beczko?

Czym mam si臋 zaj膮膰? Obaj moi synowie s膮 ju偶 doro艣li i 偶onaci. C贸rka nied艂ugo zostanie 偶on膮 kalifa.

Nic mi nie zosta艂o. Nie nale偶臋 do kobiet, kt贸re b臋d膮 bezczynnie siedzie膰 w haremie, maluj膮c paznokcie.

Z powag膮 pokiwa艂 g艂ow膮. 鈥 Co b臋dziesz robi膰, Adoro? Jak ci臋 znam, w twojej 艣licznej g艂贸wce powsta艂 ju偶 jaki艣 plan.

Wyrusz臋 z tob膮, panie. Na wojn臋. Wiele kobiet towarzyszy swoim m臋偶czyznom w armii.

Jego twarz wyra偶a艂a zadowolenie. 鈥 Nigdy bym ci臋 o to nie prosi艂, go艂膮beczko. Naprawd臋 masz ochot臋?

Nie wiem, Muradzie, wol臋 jednak by膰 z tob膮 ni偶 zosta膰 w domu. Tamara b臋dzie zachwycona, mog膮c odgrywa膰 rol臋 kr贸lowej pszcz贸艂 w haremie, a ja b臋d臋 z tob膮! 鈥 Zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋 i poca艂owa艂a na
mi臋tnie. 鈥 Zg贸d藕 si臋, panie! Prosz臋, powiedz tak!

Spodoba艂y mu si臋 jej pro艣by. Wsun膮艂 d艂onie pod jej sukni臋, 偶eby pie艣ci膰 gor膮c膮, jedwabist膮 sk贸r臋. Po偶膮danie rozgorza艂o w nim, kiedy poczu艂, 偶e Adora zadr偶a艂a pod jego dotkni臋ciem.

Powiedz 鈥瀟ak鈥 鈥 wyszepta艂a mu do ucha, lekko je gryz膮c.

Tak 鈥 odpar艂, porywaj膮c j膮 w ramiona. 鈥 Tak! Cudowna, zmys艂owa czarodziejko! 鈥 I poca艂owa艂 jej mi臋kkie, ch艂odne usta z 偶arliwo艣ci膮, na kt贸r膮 odpowiedzia艂a ochoczo. Lata, kt贸re up艂yn臋艂y, nie os艂abi艂y ich nami臋tno艣ci.


Rozdzia艂 25


Manuel, m艂odszy syn Jana Paleologa, zosta艂 wyznaczony na gubernatora Salonik. By艂 艣wietnym w艂adc膮, gdyby wi臋c zadowoli艂 si臋 tylko rz膮dzeniem, Jan by艂by szcz臋艣liwy. Ale pochodz膮cej z zamo偶nego, chrze艣cija艅skiego rodu z Serres kochance Manuela uda艂o si臋 wpl膮ta膰 go w spisek, maj膮cy na celu pozbawienie w艂adzy Murada nad Serres.

W rezultacie Manuel, okr膮偶ony przez wojska tureckie, znalaz艂 si臋 w k艂opotach. Uciek艂 wi臋c do rodzic贸w do Konstantynopola. Jan i Helena pierwszy raz w 偶yciu byli zgodni 鈥 oficjalnie nie popr膮 syna. Podczas cotygodniowej audiencji, gdy szambe艂an zapowiedzia艂: 鈥 Ksi膮偶臋 Manuel Paleolog, kr贸lewski namiestnik w Salonikach 鈥 cesarz wyrzek艂 g艂o艣no: 鈥 Nie przyjmiemy go. 鈥 Potem razem z Helen膮 wstali i opu艣cili sal臋. Zapad艂a cisza, a potem po sali przeszed艂 szum zdziwienia.

Prywatnie jednak zobaczyli si臋 z synem.

G艂upcze! 鈥 wrzeszcza艂a cesarzowa. 鈥 Mog艂e艣 sobie wzi膮膰 do 艂贸偶ka t臋 diablic膮 z Serres, ale 偶eby da膰 si臋 wci膮gn膮膰 w spisek przeciwko Muradowi? Naprawd臋 wydawa艂o ci si臋, 偶e odrzucisz jego w艂adz臋? Chryste! Nie m贸w mi, 偶e naprawd臋 w to wierzy艂e艣!

Obr贸ci艂a si臋 gwa艂townie do m臋偶a. 鈥 To tak偶e twoja wina! Postawi艂e艣 Manuela wy偶ej od jego starszego brata, twego prawowitego nast臋pcy. A nie spisa艂 si臋 lepiej od Andronika!

Manuel Paleolog spojrza艂 na matk臋 z niesmakiem. Mia艂a podw贸jny podbr贸dek, puder uwypukla艂 zmarszczki wok贸艂 oczu, farbowa艂a w艂osy. Nadal jednak poci膮ga艂a m臋偶czyzn, jak suka podczas cieczki. Jej romanse zawsze wprawia艂y go w zak艂opotanie, zw艂aszcza gdy by艂 jeszcze dzieckiem. Natomiast jego starszy brat, ulubieniec matki, uwa偶a艂, 偶e s膮 zabawne.

Czemu mi si臋 tak przygl膮dasz? 鈥 zapyta艂a syna.

Pomy艣la艂em sobie 鈥 powiedzia艂 wolno, z satysfakcj膮 鈥 偶e si臋 starzejesz. 鈥 Silny policzek wymierzony przez matk臋 odrzuci艂 go do ty艂u.

Zostaw nas, Heleno 鈥 rzek艂 ostro cesarz i Helena gniewnie wypad艂a z komnaty. Jan Paleolog odwr贸ci艂 si臋 do m艂odszego syna. 鈥 Siadaj, Manuelu. 鈥揔iedy ksi膮偶臋 pos艂ucha艂, Jan zapyta艂: 鈥 Dlaczego, synu? Wbrew obowi膮zuj膮cym zwyczajom wynios艂em ci臋 ponad brata, bo na to zas艂ugiwa艂e艣. Jeste艣 urodzonym w艂adc膮. A teraz zachowujesz si臋 r贸wnie g艂upio jak Andronik. Nie mog臋 ci臋 os艂ania膰 przed szale艅stwem, kt贸re pope艂ni艂e艣. Wiedzia艂e艣 chyba o tym, przychodz膮c do mnie.

Zawstydzony Manuel skin膮艂 g艂ow膮.

Czy by艂a tego warta, synu? Czy ta kusicielka z Serres warta by艂a mojej nie艂aski?

Nie, ojcze 鈥 us艂ysza艂 cich膮 odpowied藕.

Cesarz u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem. Potem powiedzia艂: 鈥 C贸偶, Manuelu, dosta艂e艣 tward膮 lekcj臋. Wyja艣ni臋 ci wszystko dok艂adniej. Twoja kochanka nie by艂a warta k艂opot贸w, jakich ci przysporzy艂a. 呕adna kobieta nie jest tego warta.

Nawet taka jak moja ciotka Teadora?

Cesarz u艣miechn膮艂 si臋. 鈥 Twoja ciotka Teadora nigdy nie 偶膮da艂aby rzeczy niemo偶liwej od 偶adnego m臋偶czyzny. Jest na to o wiele za m膮dra 鈥 powiedzia艂 cesarz.

Co mam zrobi膰, ojcze? Gdzie mog臋 jecha膰?

Nie brak ci odwagi, synu? Bo musisz by膰 odwa偶ny, 偶eby zrobi膰 to, co powiniene艣.

Je艣li jej nie mam, to j膮 w sobie obudz臋.

Musisz pojecha膰 do su艂tana Murada i zda膰 si臋 na jego 艂ask臋.

Manuel poblad艂. 鈥 Zabije mnie 鈥 wyszepta艂 ze strachem.

Nie 鈥 odpar艂 cesarz 鈥 nie zabije ci臋, Manuelu. To by mu pokrzy偶owa艂o plany. Widz臋 w tym wszystkim subteln膮 intryg臋 Tei. Murad rozgrywa nas przeciwko sobie nawzajem. Je艣li nas pozabija, nie b臋dzie m贸g艂 dalej nami manipulowa膰. Jed藕 do Bursy. Jest tam teraz. B艂agaj go o 艂ask臋. Wybaczy ci.

艁atwo ci m贸wi膰, ojcze. To nie twoje 偶ycie jest zagro偶one.

Nie! 鈥 zagrzmia艂 cesarz. 鈥 To nie moje 偶ycie, ale 偶ycie o wiele dla mnie dro偶sze! To 偶ycie mojego ukochanego syna, jedynego cz艂owieka, zdolnego rz膮dzi膰 Bizancjum, kiedy mnie zabraknie. Powiedzia艂e艣, 偶e znajdziesz w sobie odwag臋, Manuelu. Musisz. Nie masz wyj艣cia. Nie przyjm臋 ci臋 wi臋cej ani publicznie, ani prywatnie. Nie zapewni臋 ci te偶 schronienia w mie艣cie. Stanowisz zagro偶enie dla wszystkich. Ka偶dy, poczynaj膮c od najn臋dzniejszego 偶ebraka, na cesarzu ko艅cz膮c, nara偶ony jest na zemst臋 Murada, je艣li go zdradzimy. Gdzie masz sumienie?

Mury naszego miasta s膮 nie do zdobycia 鈥 zaprotestowa艂 ksi膮偶臋.

Ju偶 nie. S膮 miejsca, gdzie mury s膮 s艂abe, a kiedy chcia艂em je wzmocni膰, su艂tan zmusi艂 nas do zburzenia tego, co odbudowali艣my.

Manuel westchn膮艂 g艂臋boko. 鈥 Pojad臋, ojcze.

Dobrze, synu 鈥 rzek艂 cesarz, klepi膮c syna po ramieniu. 鈥 Dopilnuj臋, 偶eby wiadomo艣膰 o twojej wyprawie dotar艂a do Bursy przed tob膮. 鈥 Wsta艂. Audiencja by艂a zako艅czona. Cesarz przycisn膮艂 syna do piersi. 鈥
Jed藕 z Bogiem, synu 鈥 powiedzia艂 spokojnie.

Przy wyj艣ciu z pa艂acu cesarskiego na Manuela oczekiwa艂 oddzia艂 stra偶y. Udali si臋 na przysta艅 w porcie Boucolean. Jego eskorta opu艣ci艂a go, gdy tylko wsiad艂 na pok艂ad statku. Kilka godzin p贸藕niej galera dobi艂a do azjatyckiego brzegu morza Marmara w porcie Scrutari. Kapitan da艂 Manuelowi wspania艂ego wierzchowca, kt贸ry p艂yn膮艂 razem z ksi臋ciem na pok艂adzie statku.

Z pozdrowieniami od twojego ojca, wasza wysoko艣膰. Szerokiej drogi.

Manuel Pa艂eolog jecha艂 samotnie. Nie obawia艂 si臋 podr贸偶y, gdy偶 w pa艅stwie su艂tana drogi by艂y bezpieczne. Ba艂 si臋 tego, co go czeka艂o w Bursie.

Ojciec by艂 pewien, 偶e su艂tan mu wybaczy, lecz Manuel pami臋ta艂 masakr臋 garnizonu w Corlu i zdobycie Demotiki, gdzie ojcom kazano zabija膰 w艂asnych syn贸w. Pami臋ta艂 te偶, 偶e dwaj ojcowie, kt贸rzy odm贸wili zamordowania w艂asnych potomk贸w, sami zostali 艣ci臋ci. Manuel przypomnia艂 sobie r贸wnie偶, jak jego kuzyn, Bajazyt, osobi艣cie odci膮艂 g艂ow臋 zbuntowanemu Kuntuzowi. Je艣li su艂tan potrafi艂 by膰 taki bezwzgl臋dny wobec w艂asnego dziecka, to jak膮 on mia艂 szans臋?

W niewielkim karawanseraju, gdzie zatrzyma艂 si臋 na noc, upi艂 si臋 sfermentowanym sokiem owocowym. Nast臋pnego dnia rano wjecha艂 na dziedziniec pa艂acu w Bursie. Czu艂 si臋 ju偶 wystarczaj膮co ukarany potwornym b贸lem g艂owy, kt贸ry jeszcze wzm贸g艂 si臋 podczas kilkugodzinnej podr贸偶y w pe艂nym s艂o艅cu. Zaprowa391

dzono go do ma艂ego apartamentu, gdzie kilka niewolnic przygotowa艂o dla niego k膮piel, a potem masa偶em uwolni艂o od b贸lu g艂owy. Nast臋pnie podano mu lekki posi艂ek. Ze zdziwieniem poczu艂, 偶e ma ochot臋 na jedzenie. Nie spotka艂 jednak nikogo, poza niewolnikami, kto m贸g艂by odpowiedzie膰 na dr臋cz膮ce go pytania. Nerwy zaczyna艂y mu odmawia膰 pos艂usze艅stwa.

W ko艅cu wieczorem, po kolacji, urz臋dnicy pa艂acowi zakomunikowali mu, 偶e su艂tan przyjmie go nast臋pnego dnia rano. Manuel by艂 teraz bardziej zdenerwowany, ni偶 w chwili przybycia do Bursy. Nagle jednak uderzy艂a go my艣l, 偶e gdyby Murad chcia艂 go zabi膰, umie艣ci艂by go raczej w pa艂acowych lochach, a nie w luksusowym apartamencie. W nocy spa艂 niespokojnie.

Rano zaprowadzono go przed oblicze wuja. Siedz膮cy na czarnym, marmurowym tronie, odziany w z艂ot膮 szat臋 Murad wygl膮da艂 majestatycznie. Na g艂owie mia艂 z艂oty turban z ogromnym rubinem nad czo艂em. Murad, patrz膮c z g贸ry na Manuela, odezwa艂 si臋 surowo: 鈥 S艂ucham, Manuelu?

Manuel rzuci艂 si臋 na twarz. Nie m贸g艂by teraz usta膰 na trz臋s膮cych si臋 nogach. 鈥 Lito艣ci, panie! Zb艂膮dzi艂em, ty jednak jeste艣 znany ze swojej sprawiedliwo艣ci. Przebacz mi! Ju偶 nigdy nie pope艂ni臋 b艂臋du!

K膮ciki ust su艂tana zadr偶a艂y. 鈥 To bardzo powa偶na obietnica, ksi膮偶臋. Nigdy wi臋cej nie zb艂膮dzi膰...

Panie, chodzi艂o mi o to...

Wiem, co mia艂e艣 na my艣li, ty m艂ody g艂upcze!

Przysi臋ga艂e艣, 偶e b臋dziesz mi wierny i z艂ama艂e艣 s艂owo.

Powinienem kaza膰 ci臋 艣ci膮膰 i mia艂bym spraw臋 z g艂owy. Jednak doniesiono mi, 偶e przyczyn膮 twojego haniebnego post臋powania by艂a kobieta. Nie mog臋 zrobi膰 wi臋cej ni偶 Allah, kiedy ojciec nas wszystkich,
Adam, zosta艂 sprowadzony na manowce przez kobiet臋, Ew臋. Zawsze tak by艂o, od wiek贸w. Inteligentny m臋偶czyzna traci艂 rozs膮dek dla 艣licznego u艣miechu i wydatnego biustu. 鈥 Roze艣mia艂 si臋 ponuro. 鈥 Tw贸j ojciec poinformowa艂 mnie, 偶e na co dzie艅 trze藕wo my艣lisz i masz talent do rz膮dzenia. Bardzo dobrze. Tym razem ci臋 oszcz臋dz臋. Ale je艣li jeszcze raz mnie zdradzisz... 鈥 Pozwoli艂, 偶eby s艂owa zawis艂y pomi臋dzy nimi. Potem ci膮gn膮艂 dalej. 鈥 Wr贸cisz do Konstantynopola, 偶eby wsp贸艂rz膮dzi膰 miastem, zgodnie ze wskaz贸wkami twojego ojca. Zaplanowa艂em tw贸j 艣lub z m艂od膮 c贸rk膮 ostatniego w艂adcy Nikei. Ma na imi臋 Julia. Wspomniano mi, 偶e jest dziewic膮 i ma 艂agodny charakter. To pierwsze mo偶emy sprawdzi膰. Jednak w tej drugiej kwestii b臋dziesz musia艂 zaryzykowa膰, tak jak my wszyscy.

Manuel czu艂 pot sp艂ywaj膮cy mu po plecach i nogach. Os艂ab艂 z ulgi. Powoli podni贸s艂 si臋 z pod艂ogi. 鈥揚anie 鈥 powiedzia艂 艂ami膮cym si臋 g艂osem. Po艂kn膮艂 艂zy. 鈥 Panie. Bardzo ci dzi臋kuj臋. Przysi臋gam, 偶e ju偶 nigdy ci臋 nie zawiod臋.

Uwa偶aj, 偶eby to by艂a prawda 鈥 rzek艂 surowo su艂tan. 鈥 A teraz id藕 pokaza膰 si臋 swojej ciotce i podzi臋kowa膰 jej za ocalenie 偶ycia. 艢licznie wstawi艂a si臋 za tob膮.

Manuel wyszed艂 z sali audiencyjnej i za niewolnikiem pod膮偶y艂 do Teadory. Kiedy wszed艂 do komnaty, wsta艂a i podesz艂a do niego z wyci膮gni臋tymi ramionami. U艣cisn臋艂a go, poca艂owa艂a w policzek i powiedzia艂a: 鈥 A wi臋c spotka艂e艣 si臋, Manuelu, z lwem w jego w艂asnej jaskini i uszed艂e艣 z 偶yciem.

Ledwo mi si臋 uda艂o, ciociu. 鈥 Bo偶e! By艂a pi臋kniejsza ni偶 kiedykolwiek! Zupe艂nie niepodobna do jego matki! Jak to mo偶liwe, 偶eby siostry tak bardzo si臋 r贸偶ni艂y?

Usi膮d藕, m贸j drogi. Wygl膮dasz na wyczerpanego. Iris, dopilnuj, 偶eby podano co艣 do picia. My艣l臋, 偶e m贸j siostrzeniec potrzebuje czego艣 na pokrzepienie.

Jak si臋 miewa tw贸j ojciec, Manuelu? I moja droga siostra, oczywi艣cie?

Ojciec czuje si臋 dobrze, matka jak zwykle. 鈥 Dostrzeg艂 b艂ysk w oczach Teadory. 鈥 Rozumiem 鈥 ci膮gn膮艂 dalej 鈥 偶e zawdzi臋czam 偶ycie twojemu sprawnemu j臋zykowi.

Z u艣miechem skin臋艂a g艂ow膮. 鈥 Stary d艂ug, kt贸ry zaci膮gn臋艂am u twojego ojca, Manuelu. Ale teraz uda艂o mi si臋 go sp艂aci膰. Je艣li jednak jeszcze raz zdradzisz Murada, zginiesz z mojej r臋ki.

Rozumiem, ciociu. Ju偶 nigdy wi臋cej nie zawiod臋 twojego zaufania.

Opowiedz mi wi臋c teraz, co s膮dzisz o planowanym ma艂偶e艅stwie.

Wydaje mi si臋, 偶e przyszed艂 czas, 偶ebym si臋 ustatkowa艂 i sp艂odzi艂 syn贸w.

Nie jeste艣 ciekaw swojej oblubienicy?

Czy mam jaki艣 wyb贸r, ciociu?

Nie 鈥 roze艣mia艂a si臋. 鈥 Ale nie miej takiej 偶a艂osnej miny. Panna jest urocza.

Widzia艂a艣 j膮?

Tak. Mieszka tutaj, w Bursie. Jest zak艂adniczk膮, gwarantuj膮c膮 nam w艂a艣ciwe zachowanie jej rodziny.

Ma艂偶e艅stwo przez was zawarte zwi膮偶e ich jeszcze mocniej z nami, kiedy zobacz膮, jak dobry los jej zapewnili艣my. Chyba my艣leli, 偶e umie艣cimy j膮 w haremie jakiego艣 emira. Nie s膮dzili, 偶e pewnego dnia ujrz膮 j膮 w roli cesarzowej Bizancjum.

Jaka ona jest?

Ma jasn膮 cer臋, rudawe w艂osy i jasne, b艂臋kitne oczy. Jej matka by艂a Greczynk膮. Umie pisa膰, czyta膰 i m贸wi膰 po grecku. M贸wi te偶 i czyta po turecku. Ma 艂agodny g艂os, wpojono jej cnoty dobrej 偶ony, jest
przywi膮zana do swojej wiary. Sp臋dzi艂a z nami troch臋 czasu, ucz膮c si臋 wschodniej sztuki sprawiania przyjemno艣ci m臋偶owi. Czuj臋, 偶e ci si臋 spodoba. 鈥 Oczy Teadory b艂yszcza艂y figlarnie.

Czy wolno mi rzuci膰 okiem na ten wz贸r doskona艂o艣ci, ciociu?

Podejd藕 do okna, Manuelu, i wyjrzyj na m贸j ogr贸d. Dwie dziewczynki, bawi膮ce si臋 pi艂k膮, to twoja kuzynka Janfeda i twoja narzeczona, Julia.

Janfeda jest tutaj? S艂ysza艂em, 偶e ma jecha膰 do Bagdadu.

Pojedzie ju偶 nied艂ugo.

Manuel Paleolog przyjrza艂 si臋 dziewczynie, bawi膮cej si臋 z jego pi臋kn膮 kuzyneczk膮. Julia by艂a 艣licznym stworzeniem. Ch臋tnie si臋 艣mia艂a i nie wpada艂a w z艂o艣膰, kiedy nie uda艂o jej si臋 z艂apa膰 pi艂ki. Nagle ogarn臋艂o go poczucie, 偶e u艣miechn臋艂o si臋 do niego szcz臋艣cie. Jecha艂 do Bursy przekonany, 偶e nie wyjedzie st膮d 偶ywy. Tymczasem wybaczono mu winy i obdarowano pi臋kn膮 narzeczon膮.

Kto艣 inny m贸g艂by pope艂ni膰 b艂膮d, bior膮c to wszystko za wyraz s艂abo艣ci ze strony su艂tana. Manuel Paleolog takiego b艂臋du si臋 ustrzeg艂. Jego ojciec mia艂 racj臋: Murad rozgrywa艂 przeciwko sobie cz艂onk贸w rodziny Paleolog贸w. Odpowiada艂o mu, 偶eby Manuel poj膮艂 za 偶on臋 m艂od膮 Juli臋 z Nikei. Komu艣 g艂upiemu mog艂oby si臋 to nie podoba膰. Ale Manuel, podobnie jak jego ojciec, widzia艂, 偶e niegdy艣 pot臋偶ne imperium bizantyjskie skurczy艂o si臋 niemal do zera. Wiedzia艂, 偶e wcze艣niej czy p贸藕niej to, co pozosta艂o, wpadnie w r臋ce Turk贸w. Tymczasem wsp贸lnie z ojcem b臋d膮 dok艂adali stara艅, by zachowa膰 resztki dawnego Bizancjum. By艂 synem swojego ojca i Jan Paleolog m贸g艂 by膰 z niego dumny. Je艣li pok贸j z Turkami mia艂 zale偶e膰 od 艣lubu z t膮 urocz膮 istot膮, biegaj膮c膮 po murawie, Manuel bez wahania got贸w byl poj膮膰 j膮 za 偶on臋.

Kiedy tak mru偶ysz oczy 鈥 dotar艂 do niego g艂os ciotki 鈥 wygl膮dasz jak tw贸j ojciec i wiem, 偶e co艣 rozwa偶asz. Roze艣mia艂 si臋 swobodnie. 鈥 My艣la艂em sobie w艂a艣nie, 偶e jestem szcz臋艣liwym cz艂owiekiem. Jestem 偶ywy i mam pi臋kn膮 narzeczon膮. Kiedy mamy wzi膮膰 艣lub?

Jutro rano. Murad sprowadzi艂 do Bursy metropolit臋 z Nikei, kt贸ry w po艂udnie udzieli wam 艣lubu.

Czy dziewczyna ju偶 wie? 鈥 szorstko zapyta艂 Manuel.

Dowie si臋 dzi艣 wieczorem 鈥 odpar艂a g艂adko Teadora. 鈥 A teraz, m贸j siostrze艅cze, pozwol臋 ci wr贸ci膰 do twoich apartament贸w. Z pewno艣ci膮 czas przed 艣lubem chcesz sp臋dzi膰 na modlitwie i kontemplacji. 鈥 M贸wi艂a powa偶nym g艂osem, ale w jej oczach czai艂a si臋 kpina. Manuel wsta艂, poca艂owa艂 ciotk臋 w mi臋kki policzek i opu艣ci! komnat臋. Adora siedzia艂a jeszcze przez chwil臋, zadowolona z przebiegu dnia. Lubi艂a Manuela. By艂 tak bardzo podobny do swojego 艂agodnego ojca. Kiedy Jan Paleolog powiedzia艂 synowi, 偶e prze艣le wcze艣niej wiadomo艣膰 do Bursy, napisa艂 nie do su艂tana, lecz do Teadory. Ulubiona 偶ona su艂tana nie zna艂a zbyt dobrze Manuela, ale w odniesieniu do swego starszego syna Jan nigdy nie by艂 tak wymowny. Manuel jako gubernator Salonik mia艂 liczne i znaczne zas艂ugi, a jego mi艂o艣膰 i przywi膮zanie do ojca nie by艂y udawane. Ador臋 poruszy艂o to na tyle, 偶e zaryzykowa艂a wstawienie si臋 za m艂odzie艅cem. Teraz, po rozmowie z Manuelem, by艂a przekonana, 偶e s艂usznie uczyni艂a, ufaj膮c Janowi.

Oho, znowu my艣lisz 鈥 za偶artowa艂 Murad, wchodz膮c do pokoju. 鈥 Zrobi膮 ci si臋 zmarszczki. My艣lenie szkodzi kobiecie.

Zatem tw贸j harem powinien by膰 zupe艂nie pozbawiony zmarszczek 鈥 odparowa艂a. 鈥 Nie ma tam nawet 艣ladu my艣li.

Rycz膮c ze 艣miechu, porwa艂 j膮 na r臋ce i zani贸s艂 do 艂贸偶ka. Cisn膮艂 na mi臋kkie pos艂anie i sam opad艂 obok 偶ony. Poca艂owa艂 j膮. 鈥 Smakujesz winogronami, Adoro 鈥 powiedzia艂, rozpuszczaj膮c jej w艂osy. Ciemn膮, jedwabist膮 fal膮 opad艂y jej na ramiona. Wzi膮艂 gar艣膰 w艂os贸w, 艣cisn膮艂 je mi臋dzy palcami i pow膮cha艂. 鈥揥ybaczy艂em twojemu siostrze艅cowi, kobieto. I da艂em mu 艣liczn膮 narzeczon膮.

Przywar艂a policzkiem do jego torsu i us艂ysza艂a bicie jego serca. 鈥 Jestem tego 艣wiadoma, Muradzie.

Czy swoim wielkodusznym zachowaniem nie zas艂u偶y艂em sobie na nagrod臋?

Tak, m贸j panie. Prawie sko艅czy艂am wyszywa膰 per艂ami kapcie dla ciebie 鈥 odpar艂a z powag膮.

Per艂ami? Kapcie? 鈥 Nie by艂 w stanie uwierzy膰.

Tak, panie 鈥 odpowiedzia艂a powa偶nie, ale g艂os jej
za艂amywa艂 si臋 dziwnie i nie podnosi艂a oczu. 鈥 Strasz
nie pok艂u艂am sobie palce, ale to s艂uszna cena za two
jej wielkoduszno艣膰.

Unieruchomi艂 j膮 pod sob膮 i, t艂umi膮c przekle艅stwo, zawo艂a艂: 鈥 Kobieto, sp贸jrz na mnie!

Jego rozkaz spotka艂 si臋 z wybuchem srebrzystego 艣miechu. Podnios艂a na niego oczy. 鈥 Nie chcesz kapci, panie? 鈥 zapyta艂a niewinnie.

Nie! Chc臋 ciebie! 鈥 odpowiedzia艂 gwa艂townie.

Zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋. 鈥 Bierz mnie wi臋c,

Muradzie! Czekam! 鈥1 poca艂owa艂a go gor膮co w usta. Przezroczysta szata szybko ust膮pi艂a pod jego szybkimi d艂o艅mi i obna偶one cia艂o Adory wystawione zosta艂o na jego delikatne, cho膰 zdecydowane pieszczoty. Tak偶e zr臋czne palce Adory upora艂y si臋 z odzieniem su艂tana. Odwzajemnia艂a czu艂o艣ci, przesuwaj膮c d艂onie w d贸艂 plec贸w, ku twardym, okr膮g艂ym po艣ladkom m臋偶a.

Kobieto 鈥 wymrucza艂 w jej szyj臋 鈥 gdyby hurysa
przypisana do mnie w niebie mia艂a r臋ce w po艂owie tak czu艂e i zr臋czne jak ty, czu艂bym si臋 wybra艅cem bog贸w.

Roze艣mia艂a si臋 cichutko i 艂agodnymi ruchami wznieci艂a w nim nami臋tno艣膰, kt贸r膮 m贸g艂 zaspokoi膰 jedynie szybkim, zdecydowanym wtargni臋ciem w cia艂o 偶ony. Teraz to on by艂 panem sytuacji, prowadzi艂 j膮, powstrzymywa艂, zmusza艂 do krzyku rozkoszy. Ca艂owa艂 j膮 bez ko艅ca, doprowadzaj膮c niemal do omdlenia. Oddawa艂a jego poca艂unki z 偶arliwo艣ci膮, od kt贸rej po偶膮danie Murada jeszcze ros艂o. Jak oszala艂y zacz膮艂 powtarza膰 szeptem jej imi臋. 鈥 Adora! Adora! Adora! 鈥 Ona za艣 odpowiedzia艂a mu cicho 鈥 Muradzie, m贸j ukochany!

Nagle nie by艂 w stanie d艂u偶ej panowa膰 nad swoimi pragnieniami. Czu艂, 偶e jej cia艂o osi膮gn臋艂o t臋 sam膮 p艂omienn膮 kulminacj臋. Kilka razy zadr偶a艂a gwa艂townie. Z j臋kiem wyrzuci艂 w jej mi臋kkie cia艂o swe mleczne nasienie i Adora z nag艂膮 jasno艣ci膮 u艣wiadomi艂a sobie, 偶e w tej odwiecznej walce p艂ci, to kobieta ostatecznie zostaje zwyci臋zc膮. Czule przytuli艂a go do siebie, mrucz膮c cicho s艂odkie s艂owa mi艂o艣ci.

Kiedy nast臋pnego dnia rano obudzi艂a si臋, Murad jeszcze spa艂 u jej boku. Mimo swych lat wygl膮da艂 niezwykle ch艂opi臋co. Przez chwil臋 le偶a艂a bez ruchu, obserwuj膮c go. Potem poca艂owa艂a go w brew. Ciemne oczy otworzy艂y si臋 i przez moment wype艂nione by艂y mi艂o艣ci膮, kt贸rej ogrom j膮 zaskoczy艂. Wiedzia艂a, 偶e j膮 kocha, ale nie nale偶a艂 do m臋偶czyzn, kt贸rzy to cz臋sto deklarowali. Uczucie, dostrze偶one w oczach Murada sprawi艂o, 偶e spokornia艂a. Rozumia艂a, czemu je przed ni膮 ukrywa艂. Murad zawsze uwa偶a艂 mi艂o艣膰 za s艂abo艣膰. Wierzy艂, 偶e okazanie takiej s艂abo艣ci kobiecie umniejszy jego autorytet i da kobiecie niezas艂u偶on膮 przewag臋.

Zdusi艂a 艣miech. Czy nigdy nie zaufa jej mi艂o艣ci do niego? 鈥 Wstawaj, m贸j kochany! S艂o艅ce jest ju偶 wysoko na niebie, a dzisiaj mamy o偶eni膰 mojego siostrze艅ca z m艂odziutk膮 ksi臋偶niczk膮 z Nikei.

Jaka jest nadal pi臋kna, pomy艣la艂 su艂tan, spogl膮daj膮c na jej kremow膮 nago艣膰 i przes艂aniaj膮ce j膮 d艂ugie, ciemne w艂osy 偶ony. 鈥 Czy nie mo偶emy mie膰 nawet chwili dla siebie? 鈥搝amrucza艂, ca艂uj膮c jej zaokr膮glone rami臋.

Nie 鈥 odpar艂a przekornie, wstaj膮c z 艂贸偶ka. 鈥揅hcia艂by艣, 偶eby po bazarach zacz臋艂y kr膮偶y膰 plotki, i偶 su艂tan Murad zmi臋k艂 i wyleguje si臋 w ramionach kobiety do po艂udnia?

Ze 艣miechem zerwa艂 si臋 z 艂贸偶ka i wymierzy艂 klapsa w jej kusz膮cy ty艂eczek. W zamian us艂ysza艂 pisk oburzenia. 鈥 Oj, moja Adoro, masz ci臋ty j臋zyk.

Rozcieraj膮c klepni臋ta cz臋艣膰 cia艂a, prychn臋艂a. 鈥 Ty za艣, m贸j wyleguj膮cy si臋 w 艂贸偶ku panie, masz ci臋t膮 r臋k臋. 鈥 I, chwytaj膮c w drodze przejrzyst膮 szat臋, umkn臋艂a do 艂azienki, 艣cigana pe艂nym uznania 艣miechem Murada.

Pomy艣la艂, 偶e do tej czarownicy zawsze musi nale偶e膰 ostatnie s艂owo.

Su艂tan opu艣ci艂 apartamenty Adory i uda艂 si臋 do siebie. Chcia艂 jak najszybciej o偶eni膰 Manuela. Chocia偶 cesarz nie powinien mie膰 zastrze偶e艅 do dziewczyny, mo偶e si臋 zirytowa膰, dowiedziawszy si臋, 偶e su艂tan przej膮艂 jego ojcowskie prawa. Murad pragn膮艂, 偶eby ma艂a Julia jak najszybciej zasz艂a w ci膮偶臋 i 偶eby nie by艂o mowy o anulowaniu ma艂偶e艅stwa. Matka dziewczyny by艂a niezwykle p艂odna. Murad mia艂 nadziej臋, 偶e Julia oka偶e si臋 nie gorsza od matki, cho膰 szczup艂a budowa dziewczyny nieco go martwi艂a.

Oficjalnie su艂tan nie bra艂 udzia艂u w ceremonii religijnej. Zza rze藕bionego parawanu obserwowa艂, jak patriarcha Nikei 艂膮czy m艂odych. Su艂tana ubawi艂 widok panny m艂odej, ukradkiem rzucaj膮cej spojrzenia na nieznajomego, kt贸remu zosta艂a po艣lubiona.

P贸藕niej do艂膮czy艂 do nowo偶e艅c贸w podczas skromnej uroczysto艣ci w apartamentach Adory. Przyby艂a tam r贸wnie偶 Tamara, ale bardziej ze wzgl臋du na interesy syna ni偶 po to, 偶eby 偶yczy膰 szcz臋艣cia m艂odej parze. Odci膮gn臋艂a Murada w k膮t i zacz臋艂a wyrzeka膰. 鈥 Najpierw tw贸j syn, Bajazyt, po艣lubi艂 Zubejd臋 z Germiyanu. Teraz o偶eni艂e艣 swojego siostrze艅ca Manuela z Juli膮 z Nikei. A co z naszym synem, Jakubem? Nie masz dla niego odpowiedniej panny? Czy dla ciebie wa偶na jest jedynie rodzina Teadory?

Zmierzy艂 j膮 ostrym spojrzeniem. Nie by艂a ju偶 tamt膮 smuk艂膮 pi臋kno艣ci膮 ze wspania艂ymi jasnymi w艂osami, kt贸ra go tak zafascynowa艂a. By艂a ci臋偶sza, jej sk贸ra nabra艂a szorstko艣ci, a w艂osy zmatowia艂y. Muradowi nawet do g艂owy nie przysz艂o, 偶e powodem tych zmian mog艂a by膰 jego nieobecno艣膰 w jej 偶yciu, w jej 艂贸偶ku. Nigdy nie by艂a mu szczeg贸lnie bliska, a teraz po prostu go z艂o艣ci艂a.

Jakub jest moim m艂odszym synem. Nie wybra艂em go na nast臋pc臋. Los Jakuba spoczywa w r臋kach jego starszego brata, Bajazyta. M贸j ojciec wybra艂 mojego starszego brata, Sulejmana, dlatego te偶 do jego
艣mierci nie szuka艂em p艂odnych faworyt i nie mia艂em
dzieci. Mo偶liwe, 偶e Jakub nie prze偶yje mnie d艂u偶ej ni偶 o par臋 godzin. Je艣li taki b臋dzie jego los, jego synowie tak偶e po偶egnaj膮 si臋 z tym 艣wiatem.

Wstrz膮艣ni臋ta, patrzy艂a szeroko rozwartymi oczami. 鈥 Co ty m贸wisz? 鈥 wyszepta艂a.

Su艂tan mo偶e by膰 tylko jeden 鈥 powiedzia艂 spokojnie.

Ale tw贸j ojciec uczyni艂 swojego brata, Aladyna, swoim wezyrem.

A ja pozby艂em si臋 mojego starszego brata przyrodniego, zawsze bowiem znale藕liby si臋 tacy, kt贸rzy przed艂o偶yliby Ibrahima nade mnie, 偶eby m贸c przez niego rz膮dzi膰.

Wybaczy艂by艣 wi臋c zab贸jstwo w艂asnego syna? 鈥 By艂a przera偶ona.

Tak! 鈥 odpar艂 zdecydowanie. 鈥 Jeste艣 chrze艣cijank膮, Tamaro, wychowan膮 w 艣wiecie, gdzie codziennie rozmawia艂o si臋 o krucjatach przeciwko niewiernym Turkom. Twoich chrze艣cija艅skich wsp贸艂braci najbardziej zachwyci艂aby mo偶liwo艣膰 sk艂贸cenia dw贸ch dziedzic贸w mojego kr贸lestwa. I dlatego po mojej 艣mierci najprawdopodobniej Jakub szybko pod膮偶y za mn膮. Su艂tan mo偶e by膰 tylko jeden. Nie rozmawiajmy ju偶 wi臋cej ani o tym, ani o 偶onach dla Jakuba.

Czemu wi臋c, kiedy zosta艂e艣 su艂tanem, ocala艂 tw贸j m艂odszy brat przyrodni, Halil? Czy syn Teadory, sp艂odzony z su艂tanem Orchanem, nie stanowi艂 dla ciebie zagro偶enia? A mo偶e 鈥 zasugerowa艂a nieprzyjemnym tonem 鈥 Halil jest w rzeczywisto艣ci twoim synem, a nie Orchana?

Mia艂 ochot臋 j膮 uderzy膰, nie chcia艂 jednak zak艂贸ca膰 przyj臋cia. Zmierzy艂 j膮 tylko spojrzeniem pe艂nym szczerego niesmaku. 鈥 M贸j brat przyrodni jest kalek膮. Wiesz z pewno艣ci膮, 偶e jakakolwiek u艂omno艣膰 nie pozwala zosta膰 su艂tanem. I nigdy wi臋cej nie obra偶aj Teadory fa艂szywymi pom贸wieniami, Tamaro, bo wyrw臋 ci j臋zyk z ust. By艂a bardzo nieszcz臋艣liwa, 偶yj膮c z moim ojcem.

Tak jak ja z tob膮 鈥 cisn臋艂a mu w twarz.

Sama si臋 unieszcz臋艣liwiasz swoj膮 gorycz膮. Kiedy zostawa艂a艣 moj膮 drug膮 偶on膮, 艣wietnie wiedzia艂a艣, 偶e ca艂ym sercem nale偶臋 do Teadory.

Czy mia艂am jaki艣 wyb贸r?

Nie 鈥 przyzna艂. 鈥 Musia艂a艣 by膰 pos艂uszna swojemu ojcu.

Ty za艣 mog艂e艣 odrzuci膰 jego ofert臋, ale mnie po偶膮da艂e艣!

Mog艂a艣 by膰 szcz臋艣liwa, Tamaro. Adora powita艂a ci臋 jak siostr臋. Odtr膮ci艂a艣 jednak jej 偶yczliwo艣膰 i zachowywa艂a艣 si臋 jak rozpuszczone dziecko.

A ty, w szczytowej chwili naszej nocy po艣lubnej szepta艂e艣 jej imi臋 jak modlitw臋.

Naprawd臋? 鈥 By艂 zaszokowany nienawi艣ci膮 maluj膮c膮 si臋 w jej oczach i tym, co mu wyjawi艂a. Tamara odwr贸ci艂a si臋 i wysz艂a z komnaty.

Tylko Teadora widzia艂a ich rozmow臋. Oczywi艣cie nie s艂ysza艂a s艂贸w, kt贸re wymienili, dostrzeg艂a jednak nienawi艣膰 Tamary. Po jej wyj艣ciu pos艂a艂a Muradowi pytaj膮ce spojrzenie. U艣miechn膮艂 si臋 w odpowiedzi i podszed艂 do niej. Szybko zapomnia艂a o dziwnej scenie.

Jednak Tamara nie zapomnia艂a. Gorycz, kt贸ra przez wszystkie te lata gromadzi艂a si臋 w niej, teraz pcha艂a j膮 ku zem艣cie. Po powrocie do swoich apartament贸w odprawi艂a niewolnice i rzuci艂a si臋 z p艂aczem na 艂贸偶ko. Nagle poczu艂a, 偶e nie jest sama. Kiedy usiad艂a, zobaczy艂a stoj膮cego w k膮cie pokoju eunucha.

Co tu robisz? 鈥 zapyta艂a z w艣ciek艂o艣ci膮.

Pomy艣la艂em, 偶e mo偶esz mnie potrzebowa膰, pani.

Serce mi si臋 kroi na d藕wi臋k twego p艂aczu.

Czemu ci臋 to obchodzi? 鈥 mrukn臋艂a.

W odpowiedzi przeszed艂 przez pok贸j i ukl膮k艂 przed ni膮. 鈥 Bo mam czelno艣膰 ci臋 kocha膰, pani 鈥 wyszepta艂.

Zaskoczona Tamara przyjrza艂a si臋 z bliska kl臋cz膮cemu eunuchowi. By艂 niebywale pi臋kny, o wilgotnych, ciemnych oczach, os艂oni臋tych g臋stymi, czarnymi rz臋sami i kr臋conych, czarnych w艂osach. By艂 wysoki i, w przeciwie艅stwie do wi臋kszo艣ci eunuch贸w, doskonale umi臋艣niony.

Nigdy dot膮d ci臋 nie widzia艂am 鈥 powiedzia艂a.

Zosta艂em przydzielony do ciebie na s艂u偶b臋, pani, ponad rok temu. 鈥 odpowiedzia艂. 鈥 Widzia艂em, 偶e ogarnia ci臋 coraz wi臋kszy smutek, pani, i pragn膮艂em go wymaza膰.

Tamara zaczyna艂a czu膰 si臋 lepiej. Ten zuchwa艂y m艂ody eunuch przemawia艂 do niej tak, jakby mu naprawd臋 na niej zale偶a艂o. 鈥 Jak ci na imi臋? 鈥 zapyta艂a w ko艅cu.

Demetrios, 艣liczna pani.

Ukry艂a u艣miech, staraj膮c si臋 przybra膰 znudzony ton. 鈥 Kiedy艣 by艂am 艣liczna, Demetriosie, ale ju偶 teraz nie.

Wystarczy troch臋 膰wicze艅, specjalna p艂ukanka, przywracaj膮ca z艂oty blask twoim w艂osom... i oczywi艣cie kto艣, kto b臋dzie ci臋 kocha艂.

Dwa pierwsze warunki 艂atwo spe艂ni膰 鈥 powiedzia艂a 鈥 ale trzeci jest niemo偶liwy do zrealizowania.

Ja m贸g艂bym ci臋 kocha膰, moja najdro偶sza pani 鈥搝ni偶y艂 g艂os. Przesun膮艂 po niej spojrzeniem swoich pi臋knych, piwnych oczu. Tamara poczu艂a fal臋 gor膮ca, ogarniaj膮c膮 j膮 od st贸p do g艂贸w.

Jeste艣 eunuchem 鈥 szepn臋艂a. I doda艂a ze strachem: 鈥 Czy偶by tak nie by艂o?

Moja s艂odka, niewinna pani 鈥 mrukn膮艂, ujmuj膮c jej d艂o艅 i g艂adz膮c j膮. 鈥 Istniej膮 dwie metody wytrzebienia m臋偶czyzny. Ma艂ym ch艂opcom obcina si臋 wszystko, natomiast w przypadku starszych ch艂opc贸w i m艂odych m臋偶czyzn, takich jak ja, usuwane s膮 jedynie worki z nasieniem. W ten spos贸b zmniejsza si臋 ryzyko 艣mierci. 鈥 Wsta艂 i spu艣ci艂 spodnie. Jego m臋sko艣膰 zwisa艂a oklapni臋ta. 鈥 Popie艣膰 mnie, pani 鈥 poprosi艂. Zafascynowana Tamara uleg艂a pro艣bie.W ci膮gu paru chwil sta艂 si臋 twardy i du偶y, jak u normalnego m臋偶czyzny. 艁agodnie popchn膮艂 j膮 na poduszki na sofie. 鈥 Prosz臋 ci臋, pani, pozw贸l przywr贸ci膰 sobie rado艣膰.

Gdyby kto艣 mnie przy艂apa艂, pomy艣la艂a, gdyby... 鈥 Och, tak 鈥 wyszepta艂a ochoczo. I pospiesznie zrzuci艂a z siebie sukni臋. Z艂apa艂 j膮 za r臋ce. 鈥 Powoli, pani. Pozw贸l mi to zrobi膰. 鈥 I ostro偶nie zdj膮艂 z niej jedwabn膮 koszul臋. Patrz膮c na ni膮 zg艂odnia艂ym wzrokiem pomy艣la艂, 偶e ma wspania艂膮 figur臋. Ali Yahya nie myli艂 si臋. By艂a spragniona kochanka.

Ukl膮k艂 przy sofie, wzi膮艂 w d艂onie jej drobn膮 stop臋, uca艂owa艂 ka偶dy palec, potem pi臋t臋, podbicie i kostk臋. Przesun膮艂 usta w g贸r臋 nogi, a nast臋pnie w d贸艂, po drugiej nodze. Nadal na kl臋czkach, pow臋drowa艂 wargami ku jej p臋pkowi i piersiom. Delikatnie dra偶ni艂 brodawki gor膮cym j臋zykiem. Dysza艂a szybko, z zamkni臋tymi oczami i wyrazem b艂ogo艣ci na twarzy. Zrobi艂 ruch w kierunku jej 艂贸偶ka, kiedy wyszepta艂a: 鈥 Drzwi! Zamknij drzwi na 艂a艅cuch!

Gdy powr贸ci艂 do 艂贸偶ka, szybko zag艂臋bi艂 si臋 w niej. Szczytowa艂a za szybko, 艂kaj膮c z nami臋tno艣ci i zawodu.

Nie, nie trzeba, s艂odka pani. Jestem jak byk i b臋d臋
ci sprawia艂 przyjemno艣膰 d艂ugo i powoli 鈥 zapewni艂 j膮.

Nie by艂a to pochopnie dana obietnica i oznacza艂a pocz膮tek najbardziej niezwyk艂ej nocy w 偶yciu Tamary. Eunuch s艂u偶y艂 swej pani raz za razem, dop贸ki, zupe艂nie wyczerpana, nie by艂a w stanie nawet g艂owy unie艣膰 z poduszki. Dopiero wtedy, pomimo protest贸w Tamary, Demetrios uzna艂, 偶e lepiej b臋dzie przerwa膰.

Przyjdziesz do mnie jutro w nocy?

Jak moja ksi臋偶niczka rozka偶e 鈥 odpowiedzia艂,
u艣miechaj膮c si臋 do niej.

Tak! O Bo偶e, tak!

Musz臋 wi臋c by膰 pos艂uszny.

Musisz zosta膰 szefem moich eunuch贸w 鈥 powiedzia艂a.

Przecie偶 masz ju偶 szefa eunuch贸w.

Pozb膮d藕 si臋 go jako艣 鈥 mrukn臋艂a i natychmiast
zapad艂a w sen.

Demetrios wy艣lizn膮艂 si臋 z sypialni i uda艂 si臋 prosto do apartament贸w Ali Yahyi. Z up艂ywem czasu Ali Yahya spostrzeg艂, 偶e potrzebuje coraz mniej snu. I dlatego przez wi臋ksz膮 cz臋艣膰 doby, z wyj膮tkiem trzech godzin w 艣rodku nocy, czuwa艂.

Uda艂o ci si臋? 鈥 zapyta艂, gdy Demetrios wszed艂 do komnaty z wyrazem triumfu na twarzy.

Uda艂o mi si臋 ca艂kowicie, panie. Trafi艂em na chwil臋 s艂abo艣ci. Wr贸ci艂a ze 艣lubu w pod艂ym nastroju. By艂a tak poch艂oni臋ta odprawianiem swoich
s艂u偶膮cych, 偶e nawet mnie nie zauwa偶y艂a. Kiedy s膮dzi艂a, 偶e jest sama, zacz臋艂a p艂aka膰. Wtedy si臋 ujawni艂em i pocieszy艂em j膮.

Do ko艅ca?

Do ko艅ca, panie. Zosta艂em jej kochankiem. B艂aga艂a mnie, 偶ebym wr贸ci艂 do niej jutro w nocy. Chce, 偶ebym zosta艂 szefem jej eunuch贸w.

Doprawdy 鈥 rzek艂 cierpko Ali Yahya 鈥 chyba jeste艣 wart tej gigantycznej ceny, jak膮 za ciebie zap艂aci艂em. Dopilnuj臋, 偶eby Paulusa pos艂ano do pa艂acu ksi臋cia Halila w Nikei. 艢wietnie si臋 spisa艂e艣 Demetriosie. Teraz musisz zdoby膰 ca艂kowite zaufanie ksi臋偶niczki Tamary i nie zawie艣膰 jej. Od tej pory musimy si臋 kontaktowa膰 w najwi臋kszej tajemnicy i tylko w贸wczas, gdy b臋dzie to absolutnie nieodzowne. Wiesz, co masz robi膰. Oddaj臋 ci teraz pod opiek臋 gospodarstwo ksi臋偶niczki Tamary. B臋dziesz podlega艂 wy艂膮cznie mnie.

Tak jest, panie 鈥 odpar艂 z uk艂onem m艂ody eunuch.

Ali Yahya skin膮艂 wolno g艂ow膮 i odezwa艂 si臋 jeszcze raz. 鈥 Pami臋taj, komu naprawd臋 winien jeste艣 wierno艣膰, Demetriosie. Je艣li b臋dziesz ambitny i spr贸bujesz mnie zdradzi膰, umrzesz powoln膮 i bardzo nieprzyjemn膮 艣mierci膮. S艂u偶 mi lojalnie, a pewnego dnia b臋dziesz bogatym, wolnym cz艂owiekiem.

Tak jest, panie 鈥 powt贸rnie powiedzia艂 Demetrios i opu艣ci艂 pok贸j.

Zadowolony Ali Yahya rozsiad艂 si臋 w fotelu. Ufa艂 temu m艂odemu cz艂owiekowi. Wybra艂 go niezwykle starannie.

Obserwowa艂, jak su艂tan od lat zaniedbywa艂 swoj膮 drug膮 偶on臋, dla kt贸rej jedynym 藕r贸d艂em mi艂o艣ci by艂 jej syn. Gdy Jakub sko艅czy艂 sze艣膰 lat odebrano go matce i wychowywano na jego w艂asnym dworze, 艣ci艣le wed艂ug muzu艂ma艅skich zwyczaj贸w. Ch艂opiec darzy艂 matk臋 szacunkiem, a nawet uczuciem, ale jej nie rozumia艂. By艂a zbyt gwa艂towna, a jej wysi艂ki zmierzaj膮ce do pozyskania mu przychylno艣ci w oczach ojca wprawia艂y go w zak艂opotanie.

Ali Yahya martwi艂 si臋 Tamar膮. B贸g jedyny wie, co mog艂o przyj艣膰 do g艂owy samotnej, zgorzknia艂ej i zawiedzionej kobiecie. Postanowi艂 zainteresowa膰 j膮 czym艣 nowym, a dodatkowo stworzy膰 sobie sta艂y dop艂yw informacji o jej knowaniach.

Przez kilka miesi臋cy szuka艂 w艂a艣ciwego cz艂owieka. Tamara by艂a podejrzliwa z natury. Potrzebowa艂 m艂odego m臋偶czyzny, ale nie nazbyt m艂odego. Kogo艣 o przeci臋tnej inteligencji i zas艂uguj膮cego na zaufanie, ale nie ambitnego.

Przypadkiem us艂ysza艂 o Demetriosie, niewolniku nale偶膮cym do bogatego kupca. Gdy kupiec si臋 zestarza艂 i opad艂 z si艂, Demetrios przej膮艂 prowadzenie interes贸w i robi艂 to z zyskiem dla swojego pana. Na swe nieszcz臋艣cie wpl膮ta艂 si臋 w afer臋 z dwoma m艂odymi, znudzonymi 偶onami swego pana, Demetrios bowiem nie m贸g艂 patrze膰, kiedy kobieta by艂a nieszcz臋艣liwa. Gdy jedna z 偶on odkry艂a, 偶e druga 偶ona r贸wnie偶 korzysta z pociechy eunucha, zem艣ci艂a si臋, oskar偶aj膮c go o gwa艂t. Rozgniewany kupiec kaza艂 Demetriosa wych艂osta膰 i pos艂a膰 na rynek niewolnik贸w. Mia艂 zosta膰 powt贸rnie wykastrowany, a nast臋pnie sprzedany.

Na szcz臋艣cie uwag臋 w艂a艣ciciela targu niewolnik贸w zwr贸ci艂a uroda Demetriosa. Powt贸rna kastracja rzadko ko艅czy艂a si臋 powodzeniem. Gdyby m艂odzieniec umar艂, co by艂o bardzo prawdopodobne, w艂a艣ciciel targu straci艂by niez艂y zarobek, poniewa偶 to on, a nie pan niewolnika, ponosi艂 ryzyko. W艂a艣ciciel targu przypomnia艂 sobie, 偶e Ali Yahya, jego stary przyjaciel, szuka m艂odego eunucha. Kiedy Ali Yahya przyby艂, by艂 pod wra偶eniem m艂odzie艅ca i starzy przyjaciele ubili interes. Demetrios by艂 tak wdzi臋czny za ocalenie 偶ycia, 偶e przysi膮g艂 Ali Yahyi bezwarunkowe pos艂usze艅stwo. Kr贸lewski eunuch wiedzia艂, 偶e mo偶e ufa膰 swojemu nowemu nabytkowi.

Ksi膮偶臋 Bajazyt, wybrany przez su艂tana na nast臋pc臋 tronu, musia艂 by膰 chroniony za wszelk膮 cen臋. Ksi膮偶臋 Jakub, chocia偶 by艂 lojalny wobec ojca i starszego brata, kiedy艣 mo偶e da膰 si臋 skusi膰 intrygom swej nieszcz臋艣liwej matki. Nale偶a艂o odci膮gn膮膰 zainteresowanie Tamary. Do tego zadania wybrany zosta艂 Demetrios.

Zast膮pi艂 w pa艂acu Paulusa. A pewnego dnia wszystkie niewolnice Tamary zast膮piono nowymi kobietami, kt贸re przysi臋g艂y wierno艣膰 Demetriosowi.

Druga 偶ona su艂tana zacz臋艂a si臋 zmienia膰. Dodatkowe kilogramy gdzie艣 znik艂y, a jej w艂osy odzyska艂y dawn膮 mi臋kko艣膰 i blask. Co noc Demetrios zaspokaja艂 jej fizyczne potrzeby.

Chocia偶 sta艂a si臋 spokojniejsza i szcz臋艣liwsza, nie potrafi艂a zaprzesta膰 intryg. Demetriosowi udawa艂o si臋 jednak ogranicza膰 jej knowania wy艂膮cznie do snucia plan贸w. Martwi艂a go nienawi艣膰 Tamary wobec ulubionej 偶ony su艂tana. Tamara potrafi艂a si臋 zachowywa膰 kompletnie irracjonalnie na sam d藕wi臋k imienia Teadory. Powtarza艂a w k贸艂ko, 偶e doprowadzi do tego, 偶eby Adora cierpia艂a tak samo, jak ona niegdy艣. Demetrios nie pojmowa艂 tego, gdy偶 Tamara szczerze przyznawa艂a, 偶e nigdy nie kocha艂a su艂tana Murada. Sk膮d wi臋c ta niezrozumia艂a nienawi艣膰 do Teadory? To by艂a jedyna rzecz, o jakiej Demetrios nie doni贸s艂 Ali Yahyi.

M艂ody eunuch naprawd臋 by艂 oddany swojej pani. Demetrios kocha艂 Tamar臋, je艣li w og贸le mo偶na pomy艣le膰, 偶eby skromny rybak z Morei 艣mia艂 kocha膰 ksi臋偶niczk臋. Tamara, kt贸ra sama dla siebie by艂a najgorszym wrogiem, mia艂a wreszcie kogo艣, kto strzeg艂 jej przed ni膮 sam膮.


Rozdzia艂 26


Ksi膮偶臋 Andronik byt przez wiele lat wi臋ziony w Marmurowej Wie偶y, usytuowanej na odleg艂ym, zachodnim kra艅cu miasta. Po ust膮pieniu trwaj膮cej jaki艣 czas 艣lepoty przeniesiono go tam, by do偶y艂 swych dni. 呕ona Andronika umar艂a, a jego jedynego syna, Jana, wychowywano w pa艂acu.

呕y艂 wygodnie: mia艂 mi艂膮 s艂u偶b臋 i niczego mu nie odmawiano, z wyj膮tkiem... kobiet i wolno艣ci. Jego 艣wiat ogranicza! si臋 do paru pokoi, w kt贸rych mieszka艂 i z kt贸rych mia艂 widok na panoram臋 miasta, otaczaj膮ce je ziemie i morze Marmara.

Nikt nie m贸g艂 go odwiedza膰, by zn贸w nie zacz膮艂 spiskowa膰. Zreszt膮 nikt nie zamierza艂 do niego przychodzi膰, bowiem dawni przyjaciele nie chcieli, by ich wi膮zano ze skazanym zdrajc膮. Tote偶 Andronik byl bardzo zdumiony, kiedy pewnego popo艂udnia ujrza艂 swoj膮 matk臋, szczelnie zawini臋t膮 w peleryn臋, przekupuj膮c膮 stra偶nik贸w.

U艣cisn臋艂a go w podnieceniu. 鈥 Bliska jest ju偶 godzina twojego uwolnienia, kochany synu 鈥 rzek艂a wylewnie. 鈥 Tw贸j brat wreszcie popad艂 w nie艂ask臋! 鈥 I pospiesznie stre艣ci艂a mu wydarzenia ostatnich kilku miesi臋cy. 鈥 Tw贸j g艂upi ojciec pos艂a艂 Manuela do Bursy, 偶eby b艂aga艂 Murada o wybaczenie. Naturalnie biedny Manuel nie powr贸ci 偶ywy. A wtedy tw贸j ojciec b臋dzie musia艂 ci臋 uwolni膰!

I b臋d臋 wsp贸艂w艂ada艂 cesarstwem! 鈥 Androniknzmru偶y艂 oczy. 鈥 A mo偶e zostan臋 jedynym cesarzem 鈥 doda艂 cicho.

Tak, m贸j drogi! 鈥 zawo艂a艂a Helena. 鈥 Pomog臋 ci zdoby膰 wszystko, co chcesz. B臋dziesz to mia艂. Przysi臋gam!

Ksi膮偶臋 Manuel powr贸ci艂 jednak z Bursy. Wr贸ci艂 z przebaczeniem su艂tana i m艂od膮 偶on膮, kt贸ra by艂a ju偶 w odmiennym stanie. Cesarz odetchn膮艂 z ulg膮 na widok m艂odszego syna, chocia偶 przez chwil臋 czu艂 si臋 ura偶ony, 偶e Murad przej膮艂 na siebie ojcowskie prawa. Jednak ju偶 po kilku dniach Jan musia艂 przyzna膰, 偶e Murad wybra艂 Manuelowi idealn膮 偶on臋. Dziewczyna mia艂a 艂agodny charakter, by艂a pos艂uszna i bardzo zakochana w swoim m臋偶u. Manuel odp艂aca艂 jej podobnym uczuciem. Cesarz nie m贸g艂by sobie 偶yczy膰 nic wi臋cej dla swojego syna.

Cesarzowa natomiast nie mia艂a powod贸w do zadowolenia. Julia by艂a bardzo 艂adna i obdarzona 艂agodnym, lecz zdecydowanym charakterem, co czyni艂o z niej idealn膮 cz艂onkini臋 rodziny cesarskiej. Po narodzinach dziecka Jan zamierza艂 nada膰 m艂odej synowej godno艣膰 wsp贸艂w艂adaj膮cej imperium.

Na 艣wiat przysz艂a dziewczynka. By艂o to pewne rozczarowanie, kt贸re Jan i Manuel mogliby znie艣膰 z godno艣ci膮, gdyby zaraz potem Julia nie rozchorowa艂a si臋 nie umar艂a na gor膮czk臋 poporodow膮. Manuel by艂 za艂amany. Kaza艂 przenie艣膰 niemowl臋 do swojej sypialni, 偶eby m贸c czuwa膰 nad dziewczynk膮 w nocy i przysi膮g艂, 偶e ju偶 nigdy si臋 nie o偶eni.

Syn Andronika, Jan, mo偶e zosta膰 moim nast臋pc膮 鈥 ze smutkiem zakomunikowa艂 ojcu. 鈥 To dobry ch艂opiec, bardziej podobny do nas ni偶 do swego ojca.

Chwilowo wi臋c sprawa by艂a zamkni臋ta. C贸rka Julii otrzyma艂a na chrzcie imi臋 Teadora, po ciotce Manuela. Rozw艣cieczy艂o to cesarzow膮, babk臋 dziewczynki.

Helena na nowo rozpocz臋艂a intrygi. Chocia偶 jej uroda wyblak艂a, nadal by艂a atrakcyjn膮 niewiast膮, emanuj膮c膮 prymitywn膮 zmys艂owo艣ci膮, kt贸ra poci膮ga艂a m臋偶czyzn.

Helena postanowi艂a zorganizowa膰 poparcie dla Andronika w kr臋gu swoich przyjaci贸艂. To on, a nie Manuel, powinien wsp贸艂rz膮dzi膰 z ojcem cesarstwem. Jako g艂贸wnych sprzymierze艅c贸w wybra艂a genera艂a Justyna Dukasa, jednego z najlepszych dow贸dc贸w cesarza, Bazylego Fokasa, zas艂u偶onego bankiera i kupca oraz Aleksego Komnena z najznamienitszego rodu cesarskiego. Genera艂 mia艂 zapewni膰 Helenie poparcie wojskowe, a bankier pomoc finansow膮. Komnen m贸g艂 poci膮gn膮膰 za sob膮 arystokracj臋, kt贸ra wzorowa艂a si臋 na nim. Cz臋sto powiadano, 偶e gdyby Aleksy Komnen ogoli艂 g艂ow臋 i pomalowa艂 j膮 na czerwono, w jego 艣lady posz艂aby wi臋kszo艣膰 bizantyjskich arystokrat贸w.

Chocia偶 Justyn Dukas m贸g艂 wspom贸c Helen臋 paroma regimentami armii bizantyjskiej, i tak potrzebne by艂o dodatkowe wsparcie. Za pieni膮dze Bazylego Fokasa mo偶na by艂o wynaj膮膰 genue艅skie i ottoma艅鈥搒kie oddzia艂y, kt贸re dyskretnie oczekiwa艂y na Andronika poza murami miasta.

W Bursie Murad 艣mia艂 si臋 do rozpuku z machinacji Heleny. Adora denerwowa艂a si臋 o bezpiecze艅stwo Jana i Manuela.

Nie stanie im si臋 krzywda, go艂膮beczko 鈥 zapewnia艂 j膮. 鈥 Bankier Fokas jest na moich us艂ugach. Dopilnuje, 偶eby nic z艂ego si臋 nie sta艂o ani Janowi, ani Manuelowi.

Zaczyna艂a rozumie膰. 鈥 A wi臋c w rzeczywisto艣ci to ty finansujesz oddzia艂y tureckie, kt贸re przekupuje Helena?

Ach, nie! 鈥 za艣mia艂 si臋 Murad. 鈥 Fokas ich op艂aca, ale 偶aden oddzia艂 ottoma艅ski nie ruszy do walki bez mojego pozwolenia. Na razie bardzo mi odpowiada podsycanie atmosfery wewn臋trznego tumultu w Bizancjum. Wtedy nie mog膮 knu膰 przeciwko mnie, gdy b臋d臋 przygotowywa艂 nast臋pn膮 kampani臋.

Kt贸ra obejmuje te偶 Konstantynopol? 鈥 zapyta艂a. 鈥 Nie zapominaj, 偶e jeste艣 mi winien prezent 艣lubny.

Pewnego dnia 鈥 powiedzia艂 z powag膮 Murad 鈥 b臋dziemy stamt膮d rz膮dzi膰 naszym imperium. Ale jeszcze nie przyszed艂 czas. Najpierw musz臋 podbi膰 Anatolie, 偶eby nie mie膰 nikogo za plecami. Germiyan zosta艂 wch艂oni臋ty przez zwi膮zki rodzinne, ale Aydin i Karamania nadal stanowi膮 zagro偶enie. Poza tym zosta艂o jeszcze jedno bizantyjskie miasto, le偶膮ce w pobli偶u naszych ziem. Musz臋 mie膰 Filadelfi臋!

Nie zapominaj 鈥 przypomnia艂a mu 鈥 偶e po usuni臋ciu z drogi rodziny Paleologow pozostaje jeszcze r贸d Komnen贸w z Trapezuntu. Oni r贸wnie偶 s膮 spadkobiercami cezar贸w.

Kiedy ca艂a Anatolia dostanie si臋 w moje r臋ce, jakie szanse b臋dzie mia艂 Trapezunt? Z trzech stron b臋d膮 go otacza艂y islamskie ziemie, z czwartej za艣 鈥 islamskie morze.

Jak zwykle, jego strategia okaza艂a si臋 s艂uszna. Murad spokojnie planowa艂 nast臋pn膮 kampani臋, a tymczasem rodzina Paleologow zaj臋ta by艂a wzajemnymi walkami o prawo do rz膮dzenia dogorywaj膮cym imperium.

Andronik uciek艂 z Marmurowej Wie偶y i do艂膮czy艂 do swoich oddzia艂贸w za murami miasta. Sympatie mieszka艅c贸w miasta zmienia艂y si臋 codziennie pod wp艂ywem rozchodz膮cych si臋 plotek. Pocz膮tek corocznej zarazy uwa偶ano za wskaz贸wk臋 Boga, 偶e to Andronik ma racj臋, a Jan i Manuel znajduj膮 si臋 po nies艂usznej stronie.

W okamgnieniu genera艂 Dukas przeci膮gn膮艂 pozosta艂e jednostki wojskowe na stron臋 Andronika. Pewnego ranka o 艣wicie Z艂ote Wrota zosta艂y celowo otwarte dla Andronika i jego najmit贸w. Po艣r贸d wiwatuj膮cych t艂um贸w armia Andronika ruszy艂a Drog膮 Triumfaln膮. Cesarz Jan i jego m艂odszy syn ocaleli jedynie dzi臋ki interwencji Bazylego Fokasa, kt贸ry zagrozi艂 wycofaniem wsparcia finansowego, gdyby co艣 im si臋 sta艂o. Andronik, kt贸ry potrzebowa艂 ci膮g艂ej finansowej pomocy ze strony kupiecko鈥揵ankierskiej spo艂eczno艣ci, nie mia艂 wyj艣cia 鈥 musia艂 si臋 podporz膮dkowa膰.

Bazyli Fokas odetchn膮艂 z ulg膮. W tych trudnych czasach jego bogactwo zale偶a艂o od tego, czy jego karawany b臋d膮 mog艂y bezpiecznie przebywa膰 azjatyckie szlaki. Zapewnia艂a mu to ottoma艅ska opieka. W zamian za to Fokas szpiegowa艂 dla Murada. Obieca艂 te偶 su艂tanowi, 偶e 偶aden z pozbawianych w艂adzy wsp贸艂rz膮dz膮cych cesarzy nie zostanie skrzywdzony. Niestety, zapomnia艂 o podst臋pnej cesarzowej. Helena pragn臋艂a 艣mierci swego m臋偶a i m艂odszego syna.

Na szcz臋艣cie inni spiskowcy zgodzili si臋 z Foka鈥搒em. Jan i Manuel zostali uwi臋zieni w Marmurowej Wie偶y, w kt贸rej wcze艣niej trzymano Andronika. Bazyli Fokas osobi艣cie zap艂aci艂 tureckim 偶o艂nierzom, pilnuj膮cym wi臋藕ni贸w i us艂uguj膮cym im s艂u偶膮cym. 呕o艂nierze i s艂u偶ba zostali poinformowani, 偶e su艂tan Murad pragnie, aby obaj wi臋藕niowie pozostali przy 偶yciu. Gdyby ktokolwiek usi艂owa艂 ich przekupi膰, 偶eby otru膰 wi臋藕ni贸w, mieli przyj膮膰 pieni膮dze i natychmiast poinformowa膰 Fokasa. W ten spos贸b obaj wi臋藕niowie ocaleli.

Andronik obwo艂a艂 si臋 czwartym cesarzem Bizancjum, nosz膮cym to imi臋. Pocz膮tkowo zyska艂 ogromn膮 popularno艣膰, bowiem przekonuj膮co zapowiada艂 zrzucenie tureckiego jarzma i odbudow臋 艣wietno艣ci miasta. W rzeczywisto艣ci nie by艂 w stanie doprowadzi膰 ani do jednego, ani do drugiego. Szybko te偶 pojawi艂y si臋 g艂osy niezadowolenia. Andronik podni贸s艂 podatki, 偶eby mu wystarcza艂o na wszelkie rozrywki.

Helena r贸wnie偶 by艂a rozczarowana starszym synem. Nie okazywa艂 ju偶 nale偶nego jej szacunku, a co gorsza, nie wyp艂aca艂 jej renty. Kiedy za偶膮da艂a wyja艣nie艅, nowy skarbnik cesarza odpowiedzia艂, 偶e nie otrzyma艂 polecenia, 偶eby wyp艂aca膰 jej pieni膮dze.

W艣ciek艂a, odszuka艂a syna. Jak zwykle, znalaz艂a go otoczonego kurtyzanami i rozmaitymi paso偶ytami. 鈥 Czy mo偶emy porozmawia膰 na osobno艣ci? 鈥 zapyta艂a.

Nie ma nic, o czym nie mogliby艣my m贸wi膰 przy moich przyjacio艂ach 鈥 odpowiedzia艂 szorstko.

Helena zazgrzyta艂a z臋bami. Nie pozostawa艂o jej jednak nic innego, jak zacz膮膰 m贸wi膰. 鈥 W tym kwartale nie dosta艂am nale偶nych mi pieni臋dzy na utrzymanie mojego dworu, a tw贸j skarbnik o艣wiadczy艂, i偶 nie otrzyma艂 偶adnego polecenia, aby mi je wyp艂aci膰.

Potrzebne mi s膮 wszystkie pieni膮dze 鈥 odpar艂 Andronik.

Cesarzowa zawsze dostaje rent臋.

Nie jeste艣 moj膮 cesarzow膮, mamo. Jeste艣 偶on膮 mojego ojca. 呕膮daj pieni臋dzy od swoich kochank贸w. A mo偶e nie zechc膮 p艂aci膰 za takie zu偶yte starocie?

Otaczaj膮ce Andronika kobiety zachichota艂y na widok ura偶onej miny Heleny, m臋偶czy藕ni skrzywili si臋 ironicznie. Ale cesarzowa nie poddawa艂a si臋 艂atwo.

Nie pojmuj臋, po co ci tyle pieni臋dzy, Androniku.

Ulicznice, takie jak te 鈥 zatoczy艂a r臋k膮, obejmuj膮c gestem skupione wok贸艂 nich kobiety 鈥 zwykle mo偶na mie膰 za kilka sztuk miedzianych monet. Albo za kawa艂ek chleba. Albo za nic. 鈥 Potem odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie i wysz艂a z komnaty, zadowolona z pe艂nych oburzenia g艂os贸w za swoimi plecami.

Zaczyna艂a rozumie膰, 偶e pope艂ni艂a b艂膮d, faworyzuj膮c starszego syna i wynosz膮c go ponad m臋偶a i Manuela. Nie interesowa艂y go losy miasta i reszty cesarstwa. Helena spodziewa艂a si臋, 偶e gdy Andronik zacznie rz膮dzi膰, podzieli si臋 z ni膮 w艂adz膮. Tymczasem teraz znalaz艂a si臋 w gorszej sytuacji, ni偶 by艂a przedtem.

Gdy wr贸ci艂a do swoich apartament贸w, zasta艂a rozgor膮czkowan膮 s艂u偶b臋, a dom spl膮drowany. M艂ody kapitan trzyma艂 w r臋kach jej szkatu艂k臋 z klejnotami.

Co tu si臋 dzieje? 鈥 za偶膮da艂a wyja艣nie艅, z ca艂ych si艂 staraj膮c si臋 zachowa膰 spok贸j w g艂osie.

Rozkaz cesarza 鈥 rzek艂 m艂ody oficer. 鈥 Mamy odszuka膰 i skonfiskowa膰 klejnoty koronne, b臋d膮ce w waszym posiadaniu, pani.

Wybuch dzikiego 艣miechu Heleny zaskoczy艂 wszystkich znajduj膮cych si臋 w komnacie. 鈥 Klejnoty koronne? Nie ma 偶adnych klejnot贸w koronnych, kapitanie! Klejnoty koronne Bizancjum zosta艂y sprzedane lub ukradzione wiele lat temu, podczas panowania Rzymian. Bi偶uteria, kt贸r膮 zak艂ada艂am na oficjalne okazje to zwyk艂e imitacje.

A co to jest, pani? 鈥 Kapitan wyci膮gn膮艂 r臋k臋 z lakierowan膮 szkatu艂k膮.

To jest moja prywatna w艂asno艣膰. Dosta艂am w prezencie ka偶d膮 sztuk臋 bi偶uterii znajduj膮c膮 si臋 w tej szkatu艂ce. Nale偶膮 tylko do mnie.

Musz臋 zabra膰 wszystko, pani. Rozkaz cesarza dotyczy wszelkich klejnot贸w.

Helena patrzy艂a, szeroko otwieraj膮c swe b艂臋kitne oczy, jak wynosz膮 jej srebrn膮 i z艂ot膮 zastaw臋. Zmieszany kapitan odwr贸ci艂 wzrok.

Poszukaj genera艂a Dukasa 鈥 poleci艂a jednej ze s艂u偶膮cych.

Kapitan zagrodzi艂 dziewczynie drog臋. 鈥 Nikt nie ma prawa wej艣膰 ani opu艣ci膰 tego pokoju bez pisemnej zgody cesarza 鈥 powiedzia艂. 鈥 Jeste艣 w areszcie domowym, pani.

Sk膮d mamy bra膰 jedzenie? 鈥 zapyta艂a Helena ze spokojem, kt贸rego wcale nie czul膮.

B臋d膮 wam przynosi膰 jedzenie dwa razy dziennie, pani. 鈥 Potem, jakby co艣 jeszcze przysz艂o mu na my艣l, doda艂: Przykro mi, pani. 鈥 Da艂 znak swoim ludziom, 偶eby zabrali rzeczy cesarzowej i wyszed艂.

Wieczorny posi艂ek sk艂ada艂 si臋 z obrzydliwej mieszaniny grochu, fasoli i soczewicy, kawa艂ka ciemnego chleba i dzbanka pod艂ego wina. Helena patrzy艂a na tac臋 z niesmakiem. Jedzenia nie by艂o wi臋cej ni偶 dla trzech os贸b, a cesarzowa mia艂a czterna艣cioro s艂ug. Ze z艂o艣ci膮 cisn臋艂a tac臋 na ziemi臋, a jej ma艂e pieski pospiesznie zacz臋艂y zlizywa膰 jedzenie. Po paru minutach nie 偶y艂y.

Niewdzi臋cznik! 鈥 z w艣ciek艂o艣ci膮 rzuci艂a cesarzowa. Potem o艣wiadczy艂a: 鈥 Wszyscy, poza dwoma osobami, musicie odej艣膰. Naj sprawiedliwiej b臋dzie, je艣li b臋dziecie losowa膰.

鈥撯 Sara i ja zostaniemy, pani 鈥 odezwa艂a si臋 jej garderobiana, Irena. 鈥 By艂y艣my z tob膮 najd艂u偶ej, wi臋c mamy prawo.

Skorzystajcie z sekretnego przej艣cia 鈥 powiedzia艂a Helena. 鈥 Nie pozosta艂o mi nic, czym mog艂abym przekupi膰 stra偶e. A tak nie b臋d膮 wiedzieli, 偶e wyszli艣cie. Codziennie kto艣 z was b臋dzie nam przynosi艂 jedzenie.

Chod藕 z nami, pani 鈥 poprosi艂 j膮 g艂贸wny eunuch.

Mam odda膰 mojemu synowi i jego kompanom ca艂kowit膮 kontrol臋 nad pa艂acem? Nigdy! Ale ty, Konstanty, id藕 do Bazylego Fokasa i opowiedz mu, co si臋 wydarzy艂o. Powiedz mu... powiedz mu, 偶e pope艂ni艂am
b艂膮d w ocenie sytuacji.

S艂u偶ba cesarzowej wymkn臋艂a si臋 szcz臋艣liwie, a kilka dni p贸藕niej Bazyli Fokas przedosta艂 si臋 tajnym przej艣ciem do strze偶onego apartamentu. Sara i Irena patrzy艂y, jak Helena rozmawia ze swym dawnym kochankiem.

Co dok艂adnie chcia艂aby艣, 偶ebym zrobi艂? 鈥 zapyta艂 bankier.

Jan i Manuel musz膮 odzyska膰 w艂adz臋. Andronik jest nie do zniesienia.

To zajmie troch臋 czasu, moja droga.

Ale da si臋 zrobi膰?

Tak s膮dz臋.

Dopilnuj wi臋c tego! Nie mog臋 bez ko艅ca si臋 dzie膰 zamkni臋ta w tym wi臋zieniu.

Bankier u艣miechn膮艂 si臋 i odszed艂. Uwi臋ziona we w艂asnych pokojach cesarzowa czeka艂a i czeka艂a. I czeka艂a. Po wielu miesi膮cach dotar艂a do niej wiadomo艣膰, 偶e jej m膮偶 i m艂odszy syn uciekli i s膮 bezpieczni u su艂tana Murada w Bursie.

Murad by艂 teraz pewien, 偶e nadal b臋dzie w stanie manipulowa膰 dwoma stronnictwami rodu Paleolog贸w, zaanga偶owanymi w konflikt. Andronik zosta艂 zdetronizowany i pos艂any do Salonik, dawnego miasta m艂odszego brata, gdzie obj膮艂 stanowisko gubernatora. Jan i Manuel powr贸cili jako wsp贸艂rz膮dz膮cy na tron Kostantynopola. Cena by艂a wysoka. Wy偶sza roczna danina, du偶y oddzia艂 偶o艂nierzy bizantyjskich, s艂u偶膮cych w armii tureckiej i miasto Filadelfia. Filadelfia by艂a ostatnim bastionem Bizancjum w Azji.

Filade艂fijczycy zaprotestowali przeciwko przekazaniu ich w r臋ce Ottoman贸w. Adora mia艂a wi臋c pierwsz膮 szans臋 udania si臋 na wojn臋. Murad zamierza艂 osobi艣cie dowodzi膰 armi膮. U boku Turk贸w stan臋li dwaj wsp贸艂w艂adaj膮cy cesarze Bizancjum, kt贸rzy teraz oficjalnie przyznali, 偶e rz膮dz膮 miastem z 艂aski ottoma艅skiego su艂tana.

Wczesn膮 wiosn膮 armia turecka wymaszerowa艂a z Bursy i przesz艂a przez g贸ry, kt贸rych wierzcho艂ki nadal jeszcze pokrywa艂 艣nieg. Adora nie mia艂a zamiaru wytrz膮艣膰 si臋 na 艣mier膰 w chybocz膮cej si臋 lektyce, tote偶 zam贸wi艂a str贸j do jazdy konnej, skromny i praktyczny zarazem. Pocz膮tkowo Murad by艂 zgorszony pomys艂em, 偶eby jego 偶ona jecha艂a konno. Zmieni艂 jednak zdanie, gdy zaprezentowa艂a mu sw贸j nowy kostium.

By艂 bia艂y i sk艂ada艂 si臋 z szerokich spodni z cienkiej we艂ny oraz si臋gaj膮cej pod brod臋 jedwabnej koszuli z d艂ugimi r臋kawami, zebranymi w mankiety, przepasanej jedwabn膮 szarf膮. Na to Adora narzuci艂a obszyt膮 futrem szub臋 z bia艂ej we艂ny, ze z艂otymi i turkusowymi zapinkami. Na nogach mia艂a wysokie buty z kordoba艅skiej sk贸ry, a na r臋kach sk贸rzane r臋kawiczki podr贸偶ne. Stroju dope艂nia艂 ma艂y turban z d艂ugimi zas艂onami po bokach, jakie nosili cz艂onkowie plemion ze step贸w. Gdyby zapragn臋艂a ukry膰 twarz, 艣mia艂o mog艂aby si臋 schowa膰 za zas艂onami.

Podoba ci si臋, panie? 鈥 okr臋ci艂a si臋 przed nim. By艂a taka podniecona, tak cieszy艂a j膮 perspektywa towarzyszenia mu.

Nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰, 偶eby si臋 do niej nie u艣miechn膮膰. Zaaprobowa艂 wybrany przez ni膮 str贸j, w kt贸rym mia艂a si臋 pokaza膰 publicznie. Prawd臋 powiedziawszy, nigdy jeszcze nie widzia艂 jej tak szczelnie ubranej. Spod odzie偶y nie wy艂ania艂 si臋 nawet skrawek sk贸ry. Nie pozwoli艂by na to wszystko, gdyby by艂a m艂odsza, ale osi膮gni臋ta dojrza艂o艣膰 doda艂a jej dostoje艅stwa. Jego ludzie nie b臋d膮 si臋 z ni膮 spoufala膰.

Podoba mi si臋, go艂膮beczko. Jak zawsze, m膮drze
wybra艂a艣 ubi贸r. Od Ali Yahyi s艂ysza艂em, 偶e zacz臋艂a艣
si臋 uczy膰 jazdy konnej. Mam dla ciebie niespodziank臋. Chod藕! 鈥 I poprowadzi艂 j膮 do okna, wychodz膮ce go na dziedziniec.

Trzymany przez ch艂opca stajennego, sta艂 tam spokojnie, czarny jak w臋giel, osiod艂any wierzchowiec, nakryty b艂臋kitno鈥搒rebrnym czaprakiem. Adora krzykn臋艂a z podniecenia. 鈥 Jest dla mnie? O, Muradzie! Jest pi臋kny! Jak si臋 nazywa?

Pie艣艅 Wiatru. Gdybym wiedzia艂, 偶e taki podarunek tak bardzo ci臋 ucieszy, m贸g艂bym przez lata zaoszcz臋dzi膰 fortun臋!

Kiedy si臋 odwr贸ci艂a, s艂o艅ce o艣wietli艂o po艂ow臋 jej twarzy. Wstrzyma艂 oddech na widok jej urody, zdumiony, jak pi臋kna by艂a nadal. A mo偶e dlatego, 偶e tak bardzo j膮 kocha艂? Oplot艂a ramionami jego szyj臋, wspi臋艂a si臋 na palce i poca艂owa艂a go.

Dzi臋kuj臋, panie 鈥 powiedzia艂a po prostu. Poczu艂
skurcz w krtani, kt贸rego nie umia艂 wyja艣ni膰.

Kiedy wyje偶d偶ali z Bursy, Adora jecha艂a u jego boku. Pie艣艅 Wiatru stawia艂 nogi w rytm eleganckich krok贸w wielkiego, bia艂ego araba o imieniu Ko艣膰 S艂oniowa. Chocia偶 nie by艂o nic dziwnego w tym, 偶e 偶ona su艂tana towarzyszy艂a mu w wyprawie, niezwyk艂y pozostawa艂 fakt, i偶 jecha艂a konno. Niecodzienne zachowanie Adory spotka艂o si臋 z pozytywnym przyj臋ciem. Tureccy 偶o艂nierze byli zachwyceni, 偶e matka ksi臋cia Bajazyta jedzie z nimi. A to znacznie podnosi艂o pozycj臋 ksi臋cia:

Gdy dotarli do Filadelfii, Adora obserwowa艂a bitw臋 ze wzg贸rza naprzeciwko bramy wjazdowej do miasta. Zgodnie z prawem, miasto nale偶a艂o teraz do Murada. Jednak miejscowa ludno艣膰 by艂a podburzona przez gubernatora, kt贸ry obawia艂 si臋 utraty pozycji, oraz przez nienawidz膮cy su艂tana kler. Mieszka艅cy odm贸wili uznania nowego suzerena.

Cesarz Jan wszed艂 do miasta z bia艂膮 flag膮 i b艂aga艂 mieszka艅c贸w, 偶eby uznali nowego w艂adc臋. Miasto w niczym by nie ucierpia艂o, a mieszka艅cy byliby traktowani tak, jak inni chrze艣cija艅scy obywatele imperium ottoma艅skiego. Co rok musieliby p艂aci膰 danin臋, a ich potomkowie mi臋dzy sz贸stym a dwunastym rokiem 偶ycia byliby wcieleni do oddzia艂贸w janczar贸w. Poza tym ich 偶ycie p艂yn臋艂oby tak jak kiedy艣. Oczywi艣cie, mogli te偶 si臋 nawr贸ci膰 na islam... a wtedy mogliby unikn膮膰 p艂acenia daniny i poboru.

Gubernator i przedstawiciele ko艣cio艂a zachowywali si臋 obrazliwie, kiedy Jan zaproponowa艂, by nie igrali z 偶yciem wszystkich obywateli Filadelfii. 鈥 Nie mo偶ecie s膮dzi膰, 偶e wygracie 鈥 przekonywa艂. 鈥 Jeste艣cie otoczeni przez islam. Czy powiedzieli艣cie prawd臋 ludziom, czy te偶 nakarmili艣cie ich stekiem bzdur, 偶e mog膮 przeciwstawi膰 si臋 niewiernym? Murad jest wspania艂omy艣lny, ale nie przeby艂 ca艂ej drogi z Bursy a偶 tutaj, 偶eby pozwoli膰 sobie zagrodzi膰 drog臋. Zdob臋dzie miasto.

Po naszych trupach 鈥 o艣wiadczy艂 pompatycznie gubernator.

Nie spotka艂em jeszcze gubernatora, kt贸ry by stan膮艂 sam na czele armii albo zgin膮艂 w walce 鈥 odpowiedzia艂 z sarkazmem cesarz. 鈥 Pragn臋 ci臋 uprzedzi膰, 偶e po wej艣ciu wojsk su艂tana do miasta osobi艣cie ci臋 b臋d臋 szuka艂.

Mieszka艅cy naszego miasta zgin膮 jak m臋czennicy w 艣wi臋tej wojnie z niewiernymi 鈥 zawo艂a艂 patriarcha Filadelfii.

Cesarz spojrza艂 na kap艂ana z lito艣ci膮. 鈥 A moi biedni ludzie ucierpi膮 od ognia i miecza przez twoj膮 pr贸偶no艣膰, ojcze. Nie s膮dz臋, 偶eby B贸g udzieli艂 ci nagrody za te wszystkie dusze, kt贸re ci膮偶y膰 b臋d膮 na twoim sumieniu, gdy bitwa si臋 zako艅czy.

Nie chcieli go jednak s艂ucha膰. Wyrzucili go za mury miasta, zanim zdo艂a艂 przem贸wi膰 do mieszka艅c贸w. Murad by艂 rozczarowany. Wola艂by wkroczy膰 do miasta bez walki. W tej sytuacji jednak Filadelfia musia艂a sta膰 si臋 przyk艂adem, by w艂adze innych miast pomy艣la艂y dwa razy, zanim stawi膮 op贸r Ottomanom.

Up艂yn膮艂 niespe艂na tydzie艅 i Filadelfia podda艂a si臋 Muradowi. 呕o艂nierze su艂tana, zar贸wno chrze艣cijanie jak i muzu艂manie, otrzymali pozwolenie tradycyjnego trzydniowego pl膮drowania miasta, po kt贸rym przywr贸cono porz膮dek.

Z艂apani z broni膮 偶o艂nierze i cywile natychmiast szli na 艣ci臋cie. Pierwszej nocy miasto rozbrzmiewa艂o krzykiem gwa艂conych kobiet. Ani wiek, ani zaw贸d, ani status spo艂eczny nie stanowi艂y 偶adnej ochrony. Cierpia艂y zar贸wno sze艣cioletnie dziewczynki, jak i zakonnice wyci膮gane z klasztor贸w. Czwartego dnia nie by艂o ju偶 w mie艣cie kobiety, kt贸ra by umkn臋艂a przed armi膮 su艂tana. Kobiety, dzieci i innych ocala艂ych zap臋dzono na rynek, 偶eby ich sprzeda膰 w niewol臋. Zainteresowani kupcy przybyli z okolicznych muzu艂ma艅skich terytori贸w.

Ka偶dy 偶o艂nierz mia艂 prawo sprzeda膰 schwytanego przez siebie je艅ca, je艣li ten nie zdecydowa艂 si臋 przej艣膰 na islam. Zdarzy艂o si臋 par臋 takich przypadk贸w. Nie wszyscy je艅cy zostali sprzedani, bowiem wielu 偶o艂nierzy, walcz膮cych w armii Murada chcia艂o sprowadzi膰 swoje rodziny do Filadelfii, 偶eby si臋 tu osiedli膰. Potrzebni im wi臋c byli niewolnicy.

Wszystkie kosztowno艣ci znalezione w mie艣cie zosta艂y skonfiskowane na rzecz su艂tana. Ko艣cio艂y opr贸偶niono, oczyszczono i przekszta艂cono w meczety. Gubernator i patriarcha, kt贸rzy tak zuchwale przeciwstawiali si臋 cesarzowi i su艂tanowi, zostali 艣ci臋ci za to, 偶e przysporzyli Muradowi k艂opotu i pod偶egali miasto do buntu. I tak ostatnie, poza Trapezun鈥搕em, chrze艣cija艅skie miasto w Azji Mniejszej dosta艂o si臋 w r臋ce Turk贸w.

Adora przygl膮da艂a si臋 bitwie o Filadelfi臋, a nast臋pnie zniszczeniu miasta z pe艂nym stoickiego spokoju zainteresowaniem, kt贸re zaintrygowa艂o Mura鈥揹a. W ko艅cu, nie mog膮c poskromi膰 ciekawo艣ci, zapyta艂 j膮, co my艣li o bitwie. Zanim udzieli艂a odpowiedzi, przez chwil臋 bawi艂a si臋 poduszk膮.

By艂e艣 nadzwyczaj sprawiedliwy, panie 鈥 odpar艂a.

Nie 偶al ci twoich ludzi, matko? 鈥 zapyta艂 Bajazyt. Na widok grymasu zniecierpliwienia na twarzy Adory Murad zdusi艂 u艣miech. 鈥 M贸j drogi synu 鈥 odpowiedzia艂a g艂osem pe艂nym sarkazmu 鈥 chocia偶 jestem niewiernym psem, a na dodatek marn膮 niewiast膮, nale偶臋 jednak do rodu Ottomanow. Tw贸j wuj Jan formalnie przekaza艂 twojemu ojcu Filadelfi臋 w zamian za pewn膮 przys艂ug臋 i pomoc. Gubernator miasta postanowi艂 sprzeciwi膰 si臋 jego rozkazom i zach臋ca艂 ludzi do oporu. I zebra艂 偶niwo swojego niepos艂usze艅stwa. Gdyby艣my pozwolili im stawia膰 op贸r do woli, kosztowa艂oby to nas wiele ofiar po tureckiej stronie. Wielu ludzi uwa偶a, 偶e okazanie 艂aski jest oznak膮 s艂abo艣ci. Dlatego rzadko mo偶emy sobie pozwoli膰 na ten luksus. Pami臋taj, Bajazycie, 偶eby zawsze uderza膰 szybko, zanim przeciwnik zd膮偶y pomy艣le膰, bo inaczej mo偶e ci臋 pokona膰.

Murad potakuj膮co kiwn膮艂 g艂ow膮. Pomy艣la艂, 偶e Adora wiele si臋 nauczy艂a na temat strategii wojny. By艂 zdumiony i pochlebia艂o mu to. 鈥 S艂uchaj matki, synu 鈥 odezwa艂 si臋 z iskierk膮 przekory w oczach 鈥 bo chocia偶 jest kobiet膮, obdarzona jest greck膮 m膮dro艣ci膮. A jej s艂owa s膮 tym wa偶niejsze, 偶e poparte jej podesz艂ym wiekiem. 鈥揑 roze艣mia艂 si臋, kiedy Adora rzuci艂a si臋 na niego.

Bajazyt patrzy艂 ze zdumieniem na rodzic贸w, mocuj膮cych si臋 ze sob膮 po艣r贸d poduszek. By艂 doros艂ym m臋偶czyzn膮, mia艂 brzemienn膮 偶on臋 i nie my艣la艂 o swoich rodzicach jak o ludziach, maj膮cych ze sob膮 fizyczny kontakt. Chocia偶 ojciec utrzymywa艂 harem, a matka by艂a jeszcze m艂oda, to jednak byli to jego rodzice!

艁ajdak! 鈥 sykn臋艂a Adora, szarpi膮c Murada za przypr贸szone siwizn膮 w艂osy.

Jak ty to robisz, wied藕mo 鈥 mrukn膮艂 su艂tan 鈥 偶e nadal potrafisz mnie rozpali膰?

M贸j podesz艂y wiek sprawia, 偶e jestem w stanie pobudzi膰 wodnist膮 krew kr膮偶膮c膮 w 偶y艂ach starego m臋偶czyzny! 鈥 odparowa艂a przekornie.

Roze艣mia艂 si臋 ponownie. Odnalaz艂 jej zagniewane usta i wyca艂owa艂 je, zanim jego wargi pow臋drowa艂y ku bardziej interesuj膮cym zak膮tkom jej cia艂a. Adora zacz臋艂a wydawa膰 ciche, pe艂ne zadowolenia pomruki. Purpurowy z zak艂opotania ksi膮偶臋 Bajazyt opu艣ci艂 pok贸j. Jego rodzice nawet nie zauwa偶yli, 偶e wyszed艂.


Rozdzia艂 27


Turcy rz膮dzili teraz w ca艂ej Azji Mniejszej, z wyj膮tkiem emiratu Karamanii i niewielkiego chrze艣cija艅skiego kr贸lestwa greckiego w Trapezuncie. Murad zn贸w skierowa艂 swoje zainteresowanie ku Europie. Wiedzia艂, 偶e dla zabezpieczenia swojej pozycji na Ba艂kanach potrzebne mu s膮 jeszcze trzy o艣rodki. Chodzi艂o mu o Sofi臋 na p贸艂nocy Bu艂garii, dzi臋ki kt贸rej m贸g艂by rozci膮gn膮膰 panowanie a偶 po Dunaj oraz serbskie miasta Nisz i Monastyr, aby m贸c w艂ada膰 na zach贸d od rzeki Wardar. Su艂tan wi臋c z ca艂ym dworem powr贸ci艂 do europejskiej stolicy imperium w Adrianopolu, 偶eby stamt膮d prowadzi膰 now膮 kampani臋.

Podczas gdy Murad zajmowa艂 si臋 przygotowywaniem wojen, Adora po艣wi臋ca艂a czas sta艂e powi臋kszaj膮cej si臋 rodzinie. Zubejda szybko wyda艂a na 艣wiat czterech syn贸w, kt贸rym nadano imiona: Sulejman, Isa, Musa i Kasim. Adora nie lubi艂a ksi臋偶niczki z Germiy鈥揳nu. Nie pojawi艂a si臋 pomi臋dzy nimi 偶adna blisko艣膰, na jak膮 mia艂a nadziej臋. Synowa by艂a dumn膮, zimn膮 kobiet膮, kt贸ra dawa艂a tylko to, co musia艂a, nic ponadto. Nie okazywa艂a mi艂o艣ci swojemu m臋偶owi. Adora w膮tpi艂a nawet, czy ksi臋偶niczka 偶ywi艂a jakiekolwiek uczucia wobec Bajazyta.

A jej syn by艂 b艂yskotliwym, pe艂nym 偶ycia m臋偶czyzn膮, niezwykle podobnym do swego dziadka, Jana Kantakuzena, ale z niebezpieczn膮 tendencj膮 do dumy i porywczo艣ci膮, kt贸re martwi艂y Ador臋. Wiedzia艂a, 偶e nigdy nie obdarzy艂 偶adnej kobiety g艂臋bszym uczuciem. W 偶yciu Bajazyta nigdy nie pojawi艂a si臋 偶adna prawdziwa nami臋tno艣膰. Tymczasem Adora czu艂a, 偶e potrzebny mu by艂 stabilizuj膮cy wp艂yw ukochanej kobiety. Ani Zubejda, ani g艂upiutkie dziewcz臋ta z jego haremu nie nadawa艂y si臋 do tego.

Wydawa艂o si臋, 偶e w przeciwie艅stwie do swoich rodzic贸w Bajazyt nie jest cz艂owiekiem nami臋tnym. Zdawa艂 si臋 nie odczuwa膰 braku wielkiej mi艂o艣ci w 偶yciu. By艂 ca艂kowicie poch艂oni臋ty sprawami wojskowymi.

Nie martwi艂o to jego 偶ony. Nie okazywa艂a zainteresowania niczym, co wi膮za艂o si臋 z Bajazytem, w艂膮czaj膮c w to jego syn贸w. Wkr贸tce po porodzie oddawa艂a ch艂opc贸w w r臋ce mamek i niewolnic.

Murad prowadzi艂 wojn臋 na dw贸ch frontach i w zasadzie odni贸s艂 zwyci臋stwo. Napotka艂 na godnego siebie przeciwnika w osobie muzu艂ma艅skiego w艂adcy Karamanii i nie by艂 w stanie rozci膮gn膮膰 swego panowania dalej w g艂膮b Azji. Uda艂o mu si臋 jednak osi膮gn膮膰 zaplanowane cele w Europie: Sofia, Nisz i Monastyr, razem z miastem Prilep na p贸艂nocy sta艂y si臋 teraz ottoma艅skimi twierdzami.

Tymczasem w Azji Mniejszej Murad zacz膮艂 mie膰 problemy ze swoj膮 armi膮. Aby nie prowokowa膰 azjatyckich muzu艂man贸w, poleci艂 swoim oddzia艂om, 偶eby powstrzyma艂y si臋 przed grabie偶膮 okolic miasta Konya. Rozjuszy艂o to serbskich najemnik贸w, walcz膮cych pod rozkazami ksi臋cia Bajazyta. Serbowie poczuli si臋 oszukani, gdy偶 gwa艂ty i grabie偶e nale偶a艂y do 偶o艂nierskich przywilej贸w. Nie pos艂uchali rozkaz贸w su艂tana.

Murad nie m贸g艂 pozwoli膰 na 艂amanie dyscypliny w swoich szeregach. Kontyngent serbski ustawiono w szeregu i co sz贸sty 偶o艂nierz zosta艂 zabity na miejscu. Reszta powr贸ci艂a do Serbii, rozw艣cieczona.

Nigdy nie przepuszczaj膮cy 偶adnej okazji wuj Tamary, ksi膮偶臋 Lazar, wy艂oni艂 si臋 z ukrycia. Wykorzystuj膮c wydarzenia spod Konyi, Lazar zacz膮艂 podsyca膰 op贸r przeciwko Muradowi. W sytuacji, gdy Ottomanie sprawowali kontrol臋 nad Niszem, zagro偶ona by艂a g贸rna Serbia oraz Bo艣nia. Lazar wraz z ksi臋ciem bo艣niackim zawi膮zali panserbskie przymierze.

Jakub, m艂odszy syn Murada, zosta艂 dow贸dc膮 oddzia艂贸w tureckich w Europie. W odpowiedzi na poczynania Lazara przeprawi艂 si臋 ze swoj膮 armi膮 przez Wardar i najecha艂 Bo艣ni臋. Niestety, wi臋kszo艣膰 si艂 ottoma艅skich by艂a w tym czasie z su艂tanem w Azji. Ksi膮偶臋 Jakub, wobec znacznej przewagi liczebnej, poni贸s艂 kl臋sk臋 pod Plocznikiem. Straci艂 cztery pi膮te swoich 偶o艂nierzy.

W艣r贸d Serb贸w, Bo艣niak贸w, Bu艂gar贸w, Alba艅czyk贸w i W臋gr贸w zapanowa艂a dzika rado艣膰. Niezwyci臋偶eni Turcy w ko艅cu zostali pobici! Ba艂ka艅scy S艂owianie natychmiast zjednoczyli si臋 pod sztandarem Lazara, zdecydowani wyprze膰 Ottoman贸w z Europy.

Murad nie spieszy艂 si臋 z pomszczeniem kl臋ski pod Plocznikiem. 鈥 Jak d艂ugo b臋d膮 zjednoczeni? 鈥 zapyta艂 Ador臋. 鈥 Nigdy im si臋 to nie udawa艂o. Wkr贸tce jedni poczuj膮 si臋 obra偶eni przez drugich albo zaczn膮 walki na tle religijnym.

Nie mo偶esz jednak ignorowa膰 zniewagi, jak膮 nam wyrz膮dzili ci S艂owianie 鈥 prychn臋艂a.

U艣miechn膮艂 si臋. 鈥 Nie pozostan臋 bezczynny, go艂膮beczko.

Par臋 tygodni p贸藕niej wojska panserbskiego przymierza stan臋艂y naprzeciwko armii su艂tana na r贸wninie zwanej Kosowym Polem. Nad namiotami rozbitymi na p贸艂nocnym jej skraju 艂opota艂y flagi Serbii, Bo艣ni, Albanii, W臋gier, Hercegowiny i Wo艂och贸w. Mo偶na te偶 by艂o dostrzec chor膮giew papiesk膮 i Ko艣cio艂a wschodniego.

Na zachodzie powiewa艂y flagi ottoma艅skiego su艂tana. Chocia偶 nieprzyjaciel mia艂 liczebn膮 przewag臋, morale i zaufanie 偶o艂nierzy Murada by艂y ogromne. Murad by艂 tak przekonany o zwyci臋stwie, 偶e wyda艂 rozkazy, aby nie niszczono 偶adnych zamk贸w, miast i wsi na podbitych obszarach. Wa艂czy艂 o bogate ziemie i pustoszenie ich nie le偶a艂o w jego interesie.

Na wie艣膰 o tym ksi膮偶臋 Lazar poczu艂, 偶e opuszcza go pewno艣膰 siebie. Wpad艂 w panik臋. Zapytywa艂 sam siebie, czemu Murad jest taki pewny wyniku walki, skoro jest s艂abszy? W obozie serbskim musia艂 by膰 zdrajca! Czu艂 to. Ale kto go zdradzi艂? Spojrzenie Lazara pad艂o na jednego z jego zi臋ci贸w, Mi艂osza Obili鈥揷za, kt贸ry ostatnio go skrytykowa艂. Oczywi艣cie!

Zdrajca! 鈥 zawo艂a艂 Lazar pod adresem zaskoczonego m艂odzie艅ca. 鈥 To ty nas zdradzi艂e艣!

Zdumiony Mi艂osz Obilicz zacz膮艂 dowodzi膰 swej niewinno艣ci. Jego szwagier, Vuk Brankowicz, wyci膮gn膮艂 go z namiotu ksi臋cia Lazara. Serce Brankowicza wali艂o jak m艂otem. Nigdy jeszcze nie by艂 tak bliski zemdlenia, jak par臋 minut temu. Kiedy Lazar zawo艂a艂 鈥瀦drajca!", s膮dzi艂, 偶e gra sko艅czona, ale zachowa艂 spok贸j wystarczaj膮co d艂ugo, by zorientowa膰 si臋, i偶 oskar偶enie pad艂o pod adresem nieszcz臋snego Mi艂osza. Brankowicz pospiesznie wyci膮gn膮艂 Mi艂osza z namiotu Lazara, zanim kto艣 zd膮偶y艂 uwierzy膰 jego zaprzeczeniom. Nie chcia艂, 偶eby Lazar skierowa艂 swe podejrzenia przeciwko komu艣 innemu. Brankowicz wiedzia艂 bowiem, ze nast臋pnego dnia, po rozpocz臋ciu bitwy, wycofa si臋 z pola walki wraz ze swoimi dwunastoma tysi膮cami ludzi, 艣miertelnie os艂abiaj膮c przymierze.

Vuk Brankowicz nie wierzy艂, 偶eby sprzymierzone si艂y mog艂y odnie艣膰 zwyci臋stwo nad ottoma艅skimi Turkami. Po wielu latach ma艂偶e艅stwa obdarzony sze艣cioma c贸rkami Brankowicz doczeka艂 si臋 wreszcie zdrowego syna. Ustali艂 wcze艣niej, 偶e wycofa z pola walki swoich 偶o艂nierzy w zamian za pozostawienie mu jego ziem. I to, 偶e potem przejd膮 w r臋ce jego syna.

W obozowisku tureckim su艂tan by艂 zafrasowany, gdy偶 z zachodu zacz膮艂 wia膰 silny wiatr. Z nadej艣ciem poranka jego oddzia艂y znajd膮 si臋 w niekorzystnej sytuacji, walcz膮c z wciskaj膮cym si臋 w oczy kurzem. Musi poprosi膰 Allaha o zmian臋 kierunku wiatru.

Murad siedzia艂 ze skrzy偶owanymi nogami w swym urz膮dzonym z przepychem namiocie, jedz膮c kolacj臋 z dwoma synami. Adora kierowa艂a niewolnikami, staraj膮c si臋 uszczkn膮膰 jaki艣 k臋s, kiedy tylko mog艂a. Trzej muzycy grali cicho. Po uprz膮tni臋ciu posi艂ku su艂tan skin膮艂 na sw膮 ulubion膮 偶on臋, 偶eby usiad艂a przy nim. Adora postawi艂a na pobliskim stoliczku dwie ma艂e miseczki z migda艂ami w cukrze, po czym usadowi艂a si臋 u boku su艂tana, przygl膮daj膮c si臋 tancerkom.

Murad obj膮艂 偶on臋 ramieniem i pochyli艂 si臋, 偶eby j膮 poca艂owa膰. 鈥 Wasza matka 鈥 zwr贸ci艂 si臋 do Bajazyta i Jakuba 鈥 sama kiedy艣 ta艅czy艂a dla mnie. 鈥 Roze艣mia艂 si臋. 鈥 O ile dobrze sobie przypominam, 艣wietnie jej to wychodzi艂o.

Adora za艣mia艂a si臋. 鈥 Jestem zdumiona, panie, 偶e to pami臋tasz, bo rzadko kiedy pozwala艂e艣 mi sko艅czy膰 m贸j taniec.

Czy nada艂 ta艅czysz dla ojca? 鈥 zapyta艂 uprzejmie Bajazyt.

Od czasu do czasu 鈥 odpowiedzia艂a i roze艣mia艂a si臋 na widok jego zdumionego spojrzenia.

Murad by艂 lekko skwaszony. 鈥 Gdyby艣 spyta艂 w moim haremie 鈥 warkn膮艂 w stron臋 Bajazyta 鈥 dowiedzia艂by艣 si臋, 偶e jeszcze tli si臋 we mnie troch臋 偶ycia, ch艂opcze!

Spok贸j, moi panowie 鈥 wkroczy艂a pomi臋dzy nich Adora. 鈥 Bajazycie, Jakubie, dopilnujcie, 偶eby wasze oddzia艂y wygodnie sp臋dzi艂y noc i pom贸d艂cie si臋 z nimi o 艂ask臋 Allaha. Ja i wasz ojciec m贸wimy wam
鈥瀌obranoc鈥.

Obaj m艂odzi ksi膮偶臋ta wstali, poca艂owali j膮, 偶yczyli dobrej nocy ojcu i opu艣cili namiot. Adora odprawi艂a muzyk贸w i dwie tancerki. 鈥 Chcesz pozosta膰 sam, Muradzie?

Tylko troch臋, go艂膮beczko. Id藕 do 艂贸偶ka. Do艂膮cz臋
do ciebie p贸藕niej.

Wysz艂a. Przez chwil臋 Murad siedzia艂 bez ruchu, s艂uchaj膮c uderze艅 wiatru o 艣cian臋 namiotu. Lampy migota艂y niesamowitym blaskiem. Gdyby nie wiatr, w obozowisku panowa艂aby 艣miertelna cisza. Jutro musi zwyci臋偶y膰! I zwyci臋偶y! A wtedy powr贸ci do Azji Mniejszej i w ko艅cu poskromi tego dokuczliwego emira Karamanii.

Murad podni贸s艂 si臋 z wolna i podszed艂 do dywanika modlitewnego. Ukl膮k艂 i trzykrotnie dotkn膮艂 czo艂em ziemi. Modli艂 si臋 o przychylno艣膰 niebios dla siebie i dla wszystkich 偶o艂nierzy swojej armii, zar贸wno chrze艣cijan, jak i muzu艂man贸w. Modli艂 si臋 o to, 偶eby ci spo艣r贸d jego ludzi, kt贸rzy jutro zgin膮, umierali w prawdziwej, islamskiej wierze. Potem wsta艂 i do艂膮czy艂 do 偶ony.

Czeka艂a na niego przy drewnianej balii, wype艂nionej paruj膮c膮 wod膮. Szybko pomog艂a mu zdj膮膰 ubranie i wej艣膰 do wanny, po czym umy艂a go delikatnie. Nast臋pnie owin臋艂a wielkim, ciep艂ym r臋cznikiem. Kiedy by艂 ju偶 suchy, wsun臋艂a na niego jedwabn膮 szat臋.

Murad wyci膮gn膮艂 si臋 na 艂贸偶ku i pozwoli艂 sobie na przyjemno艣膰 obserwowania k膮pi膮cej si臋 偶ony. Zachwyca艂a go niezmienna uroda jej cia艂a. Patrz膮c na sw膮 ukochan膮 Ador臋 poczu艂, 偶e ro艣nie w nim po偶膮danie, chocia偶 przed bitw膮 niezmiernie rzadko anga偶owa艂 si臋 w igraszki mi艂osne.

Kiedy umyta i wytarta si臋ga艂a po sukni臋, odezwa艂 si臋: 鈥 Nie!

Twoje 偶yczenie jest dla mnie rozkazem 鈥 odpowiedzia艂a, k艂ad膮c si臋 naga u jego boku.

Jak to si臋 dzieje, kobieto, 偶e ci膮gle mi si臋 podobasz? 鈥 mrukn膮艂, bior膮c j膮 w obj臋cia.

Mo偶e podoba ci si臋 to, co dobrze znasz.

Innymi s艂owy starzej臋 si臋 i nie lubi臋 nowych wra偶e艅 鈥 przekomarza艂 si臋, delikatnie skubi膮c z臋bami jej rami臋.

Oboje si臋 zestarzeli艣my, m贸j drogi.

Ale nie a偶 tak! 鈥 odpowiedzia艂, bior膮c j膮 z nag艂o艣ci膮, kt贸ra j膮 zdumia艂a. Gdy j臋kn臋艂a cicho, zamkn膮艂 jej usta gor膮cym poca艂unkiem i wyszepta艂 jej prosto do ucha: 鈥 Pani mojego serca, kocham ci臋. Dzi艣 w nocy zatrac臋 si臋 w tobie.

A gdy zasn膮艂 w ko艅cu, szcz臋艣liwy, le偶a艂a czuwaj膮c nad jego snem. Czu艂a przyp艂yw opieku艅czych uczu膰 wobec m臋偶czyzny, kt贸ry by艂 dla niej ca艂ym 偶yciem. Zasn臋艂a dopiero wtedy, gdy niebo zacz臋艂o si臋 rozja艣nia膰, przybieraj膮c szary odcie艅 艣witu.

Obudzi艂a si臋, gdy s艂o艅ce ju偶 wsta艂o. Z dworu dochodzi艂y odg艂osy tr膮bek bojowych i ogromnego poruszenia. Murad znikn膮艂, a miejsce, gdzie na poduszce spoczywa艂a jego g艂owa, by艂o ch艂odne. Zerwa艂a si臋 na nogi i zawo艂a艂a s艂u偶b臋.

Czy su艂tan wyruszy艂? Czy bitwa si臋 ju偶 rozpocz臋艂a?

Nie i nie, pani 鈥 odpowiedzia艂a Iris. 鈥 Jeszcze czas.

Adora odzia艂a si臋 pospiesznie i wypad艂a z namiotu. Pos艂a艅cy biegali tam i z powrotem pomi臋dzy oddzia艂ami wojska. Zauwa偶y艂a, 偶e wiatr ucich艂. Dzie艅 by艂 ciep艂y i bezchmurny. Z艂apa艂a za p艂aszcz przechodz膮cego janczara i rzuci艂a: 鈥 Prowad藕 mnie do su艂tana. 鈥 Natychmiast zaprowadzona zosta艂a do Murada, stoj膮cego w otoczeniu dow贸dc贸w.

Wszyscy przyzwyczaili si臋 ju偶 do jej widoku podczas kampanii, wi臋c ledwo zauwa偶yli jej pojawienie si臋. Su艂tan niedbale otoczy艂 j膮 ramieniem, nie przerywaj膮c wydawania rozkaz贸w. On, ze swoj膮 konn膮 gwardi膮 i janczarami, zajmie 艣rodkow膮 pozycj臋. Ksi膮偶臋 Bajazyt na prawym skrzydle mia艂 dowodzi膰 艣wie偶o zreorganizowanymi oddzia艂ami europejskimi. Ksi膮偶臋 Jakub, kt贸remu przypad艂o dowodzenie si艂ami azjatyckimi, b臋dzie na lewym skrzydle.

Po odej艣ciu oficer贸w Adora 偶yczy艂a swojemu synowi i Jakubowi szcz臋艣liwego powrotu. Obaj m艂odzi ludzie ukl臋kli, 偶eby przyj膮膰 od niej b艂ogos艂awie艅stwo. A potem Murad i Adora mieli chwil臋 tylko dla siebie.

Wiatr usta艂 w nocy 鈥 odezwa艂 si臋.

Wiem. Dlaczego mnie nie obudzi艂e艣 przed wyj艣ciem? Mia艂am nadziej臋, 偶e wraz z tob膮 przerw臋 post. 呕yczliwi wie艣niacy przynie艣li nam kosz dojrza艂ych brzoskwi艅.

U艣miechn膮艂 si臋. 鈥 Brzoskwinie! Zawsze masz do nich s艂abo艣膰, prawda, go艂膮beczko? 鈥 Szybko jednak spowa偶nia艂. 鈥 Nie obudzi艂em ci臋, Adoro, bo wiem, jak bardzo si臋 martwisz podczas ostatnich przygotowa艅

do bitwy. Mia艂em nadziej臋, 偶e si臋 obudzisz, kiedy b臋d臋 ju偶 daleko.

A gdyby, niech Allah broni, co艣 ci si臋 sta艂o? 鈥 powiedzia艂a z wyrzutem.

Nie jest mi pisana 艣mier膰 w bitwie, Adoro. Zawsze wr贸c臋 do domu do, ciebie, ociekaj膮cy krwi膮 i potem, brudny, a ty mnie skarcisz jak karcisz nasze dzieci, zapominaj膮c o tym, 偶e w bitwie nie mo偶na pozosta膰 czystym. Czy偶 nie mam racji, go艂膮beczko? 鈥 Przytuli艂 j膮 艂agodnie do siebie. Przytulona ciep艂ym policzkiem, wyczuwa艂a miarowe uderzenia jego serca.

M贸wisz, jakbym by艂a g艂upi膮 m艂贸dk膮 鈥 zaprotestowa艂a.

Nigdy nie mia艂em ci臋 za g艂upi膮, ale zawsze za niesforn膮 dziewczyn臋, kradn膮c膮 brzoskwinie z klasztornego sadu.

Zachichota艂a, uspokojona. 鈥 Sk膮d ci to przysz艂o do g艂owy? 鈥 zapyta艂a. Zanim jednak zd膮偶y艂 odpowiedzie膰, rozleg艂 si臋 g艂os tr膮bek i do su艂tana podbieg艂 giermek z napier艣nikiem. Zr臋cznymi palcami pom贸g艂 swojemu panu zapi膮膰 zbroj臋, po czym przytroczy艂 mu miecz i czeka艂 z he艂mem, tarcz膮 i ci臋偶kim buzdyganem.

Su艂tan otoczy艂 ramieniem 偶on臋 i poca艂owa艂 j膮 mocno. Na chwil臋 przytuli艂 j膮 do siebie. 鈥 Niech ci臋 Allah strze偶e i bezpiecznie przyprowadzi do mnie, Muradzie 鈥 wyszepta艂a cicho. U艣miechn膮艂 si臋 do niej, po czym szybko wyszed艂 z namiotu.

Przez chwil臋 sta艂a bez ruchu. Potem zawo艂a艂a: 鈥揂li Yahyo! Chod藕! P贸jdziemy obserwowa膰 bitw臋. 鈥 Eunuch cicho wy艂oni艂 si臋 zza namiotu. Zarzuci艂 jej na ramiona lekki jedwabny p艂aszcz. Razem przeszli przez niemal opustosza艂y ob贸z i wspi臋li si臋 na niewielkie wzg贸rze, g贸ruj膮ce nad Kosowym Polem.

Pod nimi, w doskona艂ym szyku, sta艂y naprzeciwko siebie dwie armie 鈥 przymierza panserbskiego i imperium ottoma艅skiego. Zobaczy艂a, 偶e Murad da艂 sygna艂 do ataku i przednia stra偶, z艂o偶ona z dw贸ch tysi臋cy 艂ucznik贸w, wypu艣ci艂a strza艂y. Piechota nieprzyjaciela jednym ruchem unios艂a tarcze, a potem rozst膮pi艂a si臋, 偶eby przepu艣ci膰 konnic臋. Serbowie zacz臋li szar偶owa膰 i z dzikim krzykiem przedarli si臋 przez tureckie lewe skrzyd艂o. Ksi膮偶臋 Bajazyt przyszed艂 z pomoc膮 ksi臋ciu Jakubowi, rozpoczynaj膮c pot臋偶ne kontrnatarcie. Walczy艂 dzielnie, z zab贸jcz膮 precyzj膮 pos艂uguj膮c si臋 swoim ogromnym buzdyganem. Adora, obserwuj膮ca walk臋 ze wzg贸rza, pomy艣la艂a, 偶e jej syn wydaje si臋 niezwyci臋偶ony. Nie mog艂a dostrzec, 偶e krwawi艂 z licznych drobnych ran.

Rozstrzygni臋cie bitwy sta艂o pod znakiem zapytania. Mija艂y godziny, a Turcy nadal byli w defensywie. Nag艂e w szeregach serbskich rozleg艂y si臋 krzyki i Vuk Brankowicz ze swoimi dwunastoma tysi膮cami ludzi opu艣ci艂 pole bitwy. Pozosta艂e oddzia艂y panserbskiego przymierza, niezwykle os艂abione t膮 rejterad膮, za艂ama艂y si臋 i zacz臋艂y si臋 rozpierzcha膰. Z triumfalnym rykiem ottoma艅scy 偶o艂nierze rzucili si臋 za nimi w po艣cig.

Murad nie myli艂 si臋 co do Serb贸w. Nawet wobec strasznego zagro偶enia nie potrafili pozosta膰 zjednoczeni. Pewny, 偶e jego wojska potrafi膮 zako艅czy膰 bitw臋 bez niego, su艂tan wycofa艂 si臋 z pola bitwy. Adora i Ali Yahya pospieszyli ze wzg贸rza na jego spotkanie. Kiedy ma艂膮 grupk膮 powr贸cili do obozowiska, niewolnicy podbiegli do swojego pana. Wzi臋li od niego zbroj臋 i bro艅, po czym posadzili go, 偶eby mu zdj膮膰 buty. Przynie艣li mu te偶 misk臋 cieplej, pachn膮cej wody, w kt贸rej obmy艂 twarz i r臋ce.

Widzisz 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 do Adory 鈥 nie jest mi pisana 艣mier膰 w bitwie.

Dzi臋ki niech b臋d膮 Allahowi! 鈥 mrukn臋艂a, siadaj膮c u jego st贸p na sto艂eczku i opieraj膮c g艂ow臋 na kolanach m臋偶a. Pog艂adzi艂 j膮 po w艂osach. Niewolnik postawi艂 w pobli偶u mis臋 z brzoskwiniami. Murad poda艂 偶onie jedn膮, po czym zatopi艂 z臋by w drugiej. W tym momencie do namiotu wpad艂 adiutant su艂tana, pad艂 na twarz i powiedzia艂 鈥 O padyszachu, mamy w obozie dezertera wysokiej rangi. To jeden z zi臋ci贸w ksi臋cia Lazara. Chce si臋 z tob膮 widzie膰.

Muradzie, walka ci臋 wyczerpa艂a 鈥 zaprotestowa艂a Adora. 鈥 Przyjmij go jutro.

Murad sprawia艂 wra偶enie zirytowanego tym, 偶e mu przeszkadzano. By艂 jednak przekonany, 偶e chodzi o Vuka Brankowicza, westchn膮艂 wi臋c i rzek艂: 鈥 Przyjm臋 go teraz i za艂atwi臋 spraw臋. A potem, zanim moi wodzowie stawi膮 si臋 u mnie z raportami, b臋dziemy mieli par臋 godzin dla siebie.

Adora wsta艂a i wycofa艂a si臋 w g艂膮b namiotu. Adiutant powr贸ci艂 szybko z bogato odzianym m艂odym m臋偶czyzn膮, kt贸ry ukl膮k艂 w podda艅czym ge艣cie przed siedz膮cym su艂tanem. To nie by艂 Brankowicz.

Jak si臋 nazywasz? 鈥 za偶膮da艂 informacji Murad.

Mi艂osz Obilicz, ty niewierny psie! 鈥 wrzasn膮艂 m艂odzieniec, zrywaj膮c si臋 z uniesion膮 r臋k膮.

Adora krzykn臋艂a i rzuci艂a si臋 w stron臋 Murada. Adiutant i stra偶nicy byli r贸wnie szybcy. By艂o jednak za p贸藕no. Mi艂osz Obilicz dwukrotnie ugodzi艂 sztyletem pier艣 su艂tana tak mocno, 偶e ostrze przebi艂o plecy. Janczarzy, kt贸rzy wpadli do namiotu, chwycili zab贸jc臋 za r臋ce i nogi i odci臋li mu g艂ow臋. Krew z szyi mordercy trysn臋艂a na dywan.

Nie dbaj膮c o nic, Adora otoczy艂a m臋偶a ramionami. 鈥 Muradzie! M贸j kochany! 鈥 艂ka艂a.

Usi艂owa艂 co艣 powiedzie膰, z poblad艂膮 twarz膮 i szybko gasn膮cym blaskiem w oczach. 鈥 Przebacz... okrucie艅stwo. Kocham ci臋... Adoro.

Wiem, moj ukochany! Wiem! Nic nie m贸w. Medyk ju偶 idzie. 鈥 O Bo偶e! By艂o jej tak zimno. Dlaczego czu艂a taki ch艂贸d?

Smutny u艣miech pojawi艂 si臋 na jego twarzy. Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. 鈥 Poca艂uj mnie... na po偶egnanie, go艂膮beczko.

Pochyli艂a si臋 i dotkn臋艂a wargami jego stygn膮cych ust.

Brzoskwinie 鈥 wyszepta艂 s艂abym g艂osem. 鈥 Pachniesz brzoskwiniami... 鈥 i opad艂 do ty艂u w jej obj臋ciach z otwartymi, czarnymi, niewidz膮cymi oczami.

Przez chwil臋 mia艂a wra偶enie, 偶e serce jej stan臋艂o i do艣wiadczy艂a 艂aski p贸j艣cia w jego 艣lady. Potem jednak dotar艂 do niej jej w艂asny g艂os, m贸wi膮cy: 鈥 Su艂tan nie 偶yje. Zawiadomcie ksi臋cia, su艂tana Bajazyta. Nikogo wi臋cej! Nikt poza tym nie mo偶e jeszcze wiedzie膰!

Dow贸dca janczar贸w wyst膮pi艂 do przodu. 鈥 Ksi膮偶臋 Jakub?

Dopilnuj tego natychmiast po bitwie 鈥 rozkaza艂a. 鈥 Ksi膮偶臋 Jakub nie mo偶e wr贸ci膰. Nie czekaj na polecenie mojego syna. Nie chc臋 obarcza膰 go t膮 decyzj膮. To na moj膮 odpowiedzialno艣膰.

Tak jest, wasza wysoko艣膰. 鈥 AliYahyo!

S艂ucham, pani?

Nikt nie mo偶e wej艣膰 do tego namiotu przed przybyciem mojego syna. Powiedz, 偶e su艂tan odpoczywa z 偶on膮 po ci臋偶kiej bitwie i nie wolno mu przeszkadza膰.

B臋dzie tak, jak ka偶esz, pani.

I pozosta艂a sama, ci膮gle tul膮c cia艂o Murada. Delikatnie zamkn臋艂a mu oczy. Wygl膮da艂 jakby spa艂, odpr臋偶ony. 艁zy Adory powoli stoczy艂y si臋 na niego. P艂aka艂a bezg艂o艣nie. W panuj膮cym w namiocie upale rozchodzi艂 si臋 zapach brzoskwi艅, le偶膮cych na p贸艂misku, przypominaj膮c jej o ostatnich s艂owach, jakie do niej skierowa艂. 鈥 Brzoskwinie! Pachniesz brzoskwiniami. 鈥 Zaczynali wsp贸lne 偶ycie z brzoskwiniami skradzionymi w sadzie klasztoru 艣w. Katarzyny. Teraz wszystko si臋 sko艅czy艂o w namiocie pachn膮cym brzoskwiniami na polu bitwy pod Kosowem.

Przez reszt臋 dnia Teadora z Bizancjum siedzia艂a na ziemi w namiocie su艂tana, trzymaj膮c w obj臋ciach cia艂o m臋偶a. I gdy tak siedzia艂a, przez jej odr臋twia艂y umys艂 przesuwa艂y si臋 wspomnienia wsp贸lnie sp臋dzonych lat. Nie zawsze by艂o tak dobrze, jak w ci膮gu ostatnich lat. Nie zawsze rozumia艂 nami臋tn膮, inteligentn膮 kobiet臋, dla zdobycia kt贸rej poruszy艂 niebo i ziemi臋, jej za艣 rzadko udawa艂o si臋 ukry膰 prawdziwy charakter. Zawsze jednak, od pierwszej chwili, by艂a pomi臋dzy nimi mi艂o艣膰. Zawsze, nawet podczas ich za偶artej walki.

Pomy艣la艂a, 偶e taka mi艂o艣膰 to dar bo偶y. I zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, co ma dalej robi膰. Bajazyt szanowa艂 j膮, ale nie s膮dzi艂a, 偶eby umia艂 kogokolwiek kocha膰, nawet j膮. Zubejda na pewno o ni膮 nie dba艂a, podobnie jak jej czterej synowie, wnukowie Adory. Zn贸w by艂a sama. Murad! Murad! Czemu j膮 zostawi艂? Cicho wyp艂akiwa艂a sw贸j 偶al, ko艂ysz膮c si臋 rytmicznie ze swoim cennym ci臋偶arem.

Tak znalaz艂 j膮 Bajazyt, z oczami zapuchni臋tymi od p艂aczu. Bez s艂owa omi贸t艂 j膮 spojrzeniem. Jej suknia poplamiona by艂a ciemn膮, zakrzep艂膮 krwi膮, twarz obrz臋k艂a, zalana 艂zami. Zawsze widywa艂 j膮 pi臋kn膮 i eleganck膮. Bajazyt nie pozna艂 jeszcze smaku prawdziwej mi艂o艣ci, nie rozumia艂 takich uczu膰, wiedzia艂 jednak, jak bardzo rodzice si臋 kochali. I zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e Adora straci艂a sens 偶ycia.

Mamo.

Spojrza艂a na niego. 鈥 S艂ucham, su艂tanie, m贸j panie.

By艂 zdumiony jej spokojnym, poprawnym zachowaniem, pomimo prze偶ywanej tragedii. 鈥 Nadszed艂 czas, 偶eby pozwoli膰 mu odej艣膰, mamo 鈥 Bajazyt wyci膮gn膮艂 do niej r臋ce.

Chcia艂 by膰 pochowany w Bursie 鈥 powiedzia艂a cicho.

Niech wi臋c tak b臋dzie 鈥 odpar艂 Bajazyt.

Powoli pu艣ci艂a cia艂o Murada i da艂a si臋 synowi podnie艣膰. Wyprowadzi艂 j膮 z namiotu. 鈥 A Jakub? 鈥 zapyta艂a.

Powiedziano mi, 偶e m贸j brat przyrodni zgin膮艂 w bitwie. Zostanie pochowany z honorami, razem z naszym ojcem. By艂 dobrym cz艂owiekiem i 艣wietnym 偶o艂nierzem.

To dobrze 鈥 odpar艂a. 鈥 Su艂tan mo偶e by膰 tylko jeden.


EPILOG


Sad klasztoru 艣w. Katarzyny o艣wietlony by艂 promieniami ch艂odnego, grudniowego s艂o艅ca. Bezlistne ga艂臋zie drzew ko艂ysa艂y si臋 艂agodnie na wietrze. Dawny klasztor i nale偶膮cy do niego sad zosta艂y zniszczone, gdy jakie艣 dwadzie艣cia lat wcze艣niej w贸dz Tatar贸w, Tamerlan, zdoby艂 miasto, ale podnios艂y si臋 z ruiny dzi臋ki ksi臋偶niczce Teadorze, matce rodu Ottoman贸w. Po艣rodku nowego sadu postawiono ma艂y, marmurowy grobowiec. Spocznie w nim stara Teadora, kiedy w ko艅cu przestanie kurczowo trzyma膰 si臋 偶ycia.

Mia艂a teraz dziewi臋膰dziesi膮t lat. Prze偶y艂a Orchana, Aleksandra i Murada. Prze偶y艂a wszystkie swoje dzieci, nawet swojego wnuka, Mehmeda.

Teadora zosta艂a odsuni臋ta od w艂adzy. Po 艣mierci Mehmeda opu艣ci艂a pa艂ac w Bursie. Jej starzy przyjaciele, w tym Iris i Ali Yahya, ju偶 dawno odeszli. Wr贸ci艂a wi臋c do swojego ma艂ego domku w obr臋bie zabudowa艅 klasztoru 艣w. Katarzyny. Oczywi艣cie szanowano j膮 i powa偶ano, ale by艂a samotna. Pozosta艂y jej jedynie wspomnienia i chcia艂a si臋 znale藕膰 tam, gdzie by艂y one najsilniejsze.

Tego popo艂udnia spacerowa艂a wolno po cichym sadzie. Chocia偶 mia艂a siwe w艂osy, nadal nosi艂a si臋 prosto. Z up艂ywem lat nieco si臋 skurczy艂a, ale jej fio艂kowe oczy nie wyblak艂y. Za Teador膮 pod膮偶a艂y dwie m艂ode zakonnice, zawsze gotowe spieszy膰 jej z pomoc膮. Denerwowa艂a j膮 ich obecno艣膰, ale su艂tan poleci艂, 偶eby jej nie odst臋powa艂y.

Nie zamierza艂a jednak pozwoli膰, 偶eby zak艂贸ca艂y jej wspomnienia. Obie mniszki by艂y bardzo potulnymi istotami, kt贸re odzywa艂y si臋 jedynie do swojej szorstkiej prze艂o偶onej. Sad zim膮 wydawa艂 im si臋 nie鈥損rzytulnym miejscem. Szczelniej opatuli艂y si臋 czarnymi p艂aszczami.

Dla Adory by艂 艣rodek lata i ga艂臋zie drzew by艂y ci臋偶kie od dojrza艂ych, z艂ocistych brzoskwi艅.

Adoro!

Zatrzyma艂a si臋 i spojrza艂a w g贸r臋, po tylu latach zaskoczona brzmieniem jego g艂osu. Sta艂 przed ni膮 taki, jakiego pozna艂a, m艂ody, wysoki, przystojny. Roze艣mia艂 si臋 z jej zaskoczenia, b艂yskaj膮c oczami.

Murad!

Chod藕, go艂膮beczko 鈥 u艣miechn膮艂 si臋, wyci膮gaj膮c do niej r臋ce. 鈥 Ju偶 czas, 偶eby艣 ruszy艂a w drog臋.

Oczy Teadory nape艂ni艂y si臋 艂zami. 鈥 Tak d艂ugo czeka艂am, 偶eby艣 po mnie przyszed艂 鈥 rzek艂a. Wyci膮gn臋艂a d艂o艅 i wzi臋艂a go za r臋k臋.

Wiem, go艂膮beczko. To by艂o bardzo d艂ugo, ale ju偶
nigdy ci臋 nie opuszcz臋. Chod藕 teraz. To niedaleko.

Bez pytania ruszy艂a za nim, zatrzymuj膮c si臋 tylko na chwil臋, 偶eby spojrze膰 za siebie, na dwie zakonnice, kt贸re z przera偶onym krzykiem pochyla艂y si臋 nad le偶膮c膮 postaci膮 starej, siwow艂osej kobiety.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
44?oracja Naj艣wi臋tszego Sakramentu
Karty Gotowe T 5 karta Monta偶 zespo艂u pokrywy, kork贸w olejowych ora ucha transportowego
Small?rtrice Zlosnica
Instrukcja bhp w chlodniach ora Nieznany
Ketyeg az ora ?bbie Macomber
Small?rtrice Piekielnica
Small?rtrice Ksiezna
Small?rtrice Urzeczona
ORA, oraw1, Bazy danych
Small?rtrice Milosna?ukacja
Small?rtrice Pod naporem uczuc
Small?rtrice Zdradzona
Small?rtrice Mi艂osna?ukacja
Small?rtrice Ksiezna
膯wiczenia i zabawy logopedyczne, DLA DZIECI I O DZIECIACH BAJKI NAUKA I ZABAWA, 膯wiczenia, zabawy z
Small?rtrice Niepokonana
CHE ORA 脠
Small?rtrice Niepokonana