Wszelki wypadek 4

Tytuł: Wszelki wypadek
Autor: robaczek (frgt10 - nick z bloga)
Pairing: Harry/Tom(Voldemort)
Ostrzeżenia: slash, zły Dumbledore

Opowiadanie nie jest kanoniczne!


Rozdział 4


- Podjąłeś decyzję – powiedział ozięble Voldemort, zatrzymując się tuż przed Harrym.

Złoty Chłopiec skinął głową, nie spuszczając oczu z czerwonych źrenic mężczyzny, którego nienawidził całym sobą. Wydął dolną wargę i starając się wyglądać spokojnie, po raz setny powtórzył sobie, że postępuje rozsądnie.

- Przyjmę twoją ofertę.

Voldemort skinął głową, uważnie obserwując swojego prawie-byłego-wroga.

- Masz warunki – wysyczał.

Śmierciożercy, którzy przyprowadzili Harry'ego przed oblicze Czarnego Pana, wstrzymali oddechy. Nie pozostawiło to Harry'emu wątpliwości, że stąpa po bardzo cienkim lodzie.

- To chyba zrozumiałe – odparł, cudem powstrzymując się przed odwróceniem wzroku. Voldemort skinął ręką, nakazując mu kontynuować. – Dołączę do ciebie, jeśli zagwarantujesz moim przyjaciołom bezpieczeństwo.

Cisza, jaka zapadła w komnacie, była niemal namacalna. Czerwone oczy zwężyły się niebezpiecznie, niemal przyprawiając Harry'ego o atak serca.

- Wymień ich – warknął Riddle.

- Weasley'owie. Hermiona Granger. Remus Lupin. Neville Longbottom... – Harry wyliczał na palcach. Serce biło mu jak oszalałe, usiłując wyrwać się z piersi, dopóki jeszcze mogło. Brunet nie wiedział, jak zareaguje jego nowy sprzymierzeniec.

- Sporo ich.

- Mam wielu przyjaciół – Harry wzruszył ramionami.

Voldemort przesunął swoimi długimi, bladymi palcami po policzku, kalkulując coś w myślach.

- Istotnie, zamierzasz wymienić wszystkich członków Zakonu – wyszeptał bardziej do siebie, niż do Harry'ego.

Nastolatek tylko skinął głową; obawiał się, że jeśli się odezwie, głos mu zadrży.

- Dobrze. Obiecuję nie skrzywdzić żadnej z osób, które już wymieniłeś. Ale nikogo więcej.

Harry rozważał propozycję Voldemorta. Tak długo, jak mógł chronić choćby część bliskich mu osób, warto było spróbować. Może potem znajdzie jakiś sposób, żeby zapewnić bezpieczeństwo pozostałym.

- Zgoda.

Voldemort skinął mu głową, odwracając się do Harry'ego plecami. Odszedł na środek komnaty i tam, odwróciwszy się do nastolatka przodem, wyjął z kieszeni kawałek pergaminu, który zaczął dotykać końcem różdżki.

- Ja też mam swój warunek, Harry Potterze – powiedział lekceważąco, nie podnosząc wzroku znad pergaminu.

- Jaki to warunek? – odważył się spytać zielonooki, kiedy Voldemort uparcie milczał.

Z cichym westchnięciem Czarny Pan podał pergamin jednemu ze Śmierciożerców, zanim zwrócił się do Harry'ego.

- Przejdziesz odpowiednie szkolenie – stwierdził, kiedy czerwone tęczówki napotkały zielone. – Musisz nauczyć się strzec naszych sekretów.

Harry zmarszczył czoło. Nie podobał mu się pomysł nauki. Jak znał życie, będzie to na pewno coś niemiłego i czarnomagicznego. Może nawet zostanie na niego rzucona jedna z nielegalnych klątw, żeby mógł się na nią „uodpornić" (przypomniały mu się metody nauczania Śmierciożercy, który na czwartym roku podszywał się pod Szalonookiego Moody'iego).

- Zaczynając od samego rana – ciągnął Voldemort – przed śniadaniem będziesz trenował z Lucjuszem walkę wręcz. Potem Severus będzie uczył cię eliksirów, a z Rudolphusem przerobisz potrzebne ci zaklęcia. Po obiedzie ja zajmę się twoją edukacją. Bezróżdżkowa magia, kilka sztuczek, które mogą ci się przydać i może animagia, jeśli czas pozwoli. Wieczorem będziesz ćwiczył oklumencję.

Harry'emu opadła szczęka. On ma się tego wszystkiego nauczyć? Szybko przywołał na twarz maskę obojętności. Nie chciał okazywać słabości wrogowi – tak, wciąż miał się na baczności, choć właśnie oznajmił, że do niego dołączy.

- Lucjusz znajdzie ci jakiś miły pokój – zakończył Voldemort, najwyraźniej uważając ich rozmowę za skończoną.

Kiedy Harry nie ruszył się z miejsca, choć jeden ze Śmierciożerców przytrzymywał dla niego otwarte drzwi, Czarny Pan spojrzał na niego i uniósł jedną brew pytająco.

- Mroczny Znak?

- Na litość boską, Potter! Dowiesz się w swoim czasie – odparł wściekle Voldemort, wykrzywiając usta w grymasie. Harry westchnął, przypominając sobie tak dobrze znaną zasadę: „nie zadawaj pytań!". No i Dumbledore też nie mówił mu wszystkiego.

Harry nadal stał, jakby wrósł w podłogę. Riddle wyraźnie znajdował się na granicy cierpliwości.

- Czego jeszcze chcesz? – zapytał przesadnie spokojnym głosem.

- Ee... Moje rzeczy i różdżka...

Voldemort ukrył twarz w dłoniach.

- Nott, Lestrange.

Wymienieni skłonili się nisko. Nie potrzebowali bezpośredniego rozkazu – doskonale wiedzieli, czego oczekuje od nich Czarny Pan. Bez słowa poprowadzili Harry'ego do wyjścia z dworu.

-~*~-

Harry, Nott i Lestrange stanęli przed domem przy Privet Drive 4. Śmierciożercy czekali, aż Harry zrobi pierwszy krok w stronę domu, ale ten stał tylko i patrzył na samochód jego wuja. Było mu ciężko na sercu i wcale nie czuł się lepiej, nawet doszedł do wniosku, że wakacje z Dursley'ami nie były takie złe.

- Przynajmniej się czegoś nauczysz – powiedział obojętnie jeden z zamaskowanych mężczyzn, w którym Złoty Chłopiec rozpoznał Notta.

Bystre oczy koloru Avady prześliznęły się ciekawie po głębokim kapturze Śmierciożercy. Harry musiał przyznać, że ludzie Voldemorta ostatnimi czasy go zaskakują. Pozwolił sobie na jedno, ciche westchnięcie i zbliżył się do drzwi. Nim zdążył zapukać, otworzyły się i czarodzieje stanęli twarzą w twarz z wujem Vernonem.

- Czego chcesz, chłopcze? – zapytał nieuprzejmie, obrzucając Śmierciożerców wściekłymi spojrzeniami.

- Przyszedłem po swoje rzeczy, wuju – powiedział cicho Harry.

Czuł na sobie spojrzenia czarodziejów. Doskonale pamiętali, jak potraktował ich kilka dni temu i ta uległość musiała ich zdziwić. Harry nie miał jednak ochoty na utarczki ze swoim wujem, zwłaszcza, że nie był pewien, czy je wygra.

- Wybij to sobie z głowy – wypluł z siebie Vernon, zamykając im drzwi przed nosem.

Ku zaskoczeniu zarówno mugola, jak i samego Harry'ego, dłoń jednego ze Śmierciożerców odepchnęła je z powrotem.

- Na twoim miejscu zastanowiłbym się jeszcze raz nad odpowiedzią – Lestrange wycedził przez zaciśnięte zęby.

Vernon poczerwieniał na twarzy, ale widząc wycelowane w siebie dwie różdżki, z ociąganiem cofnął się i pozwolił czarodziejom wejść do środka. Założył ręce na piersi, podczas gdy Śmierciożercy odwrócili się do Harry'ego.

- Komórka pod schodami – wykrztusił z siebie chłopak, wciąż nie mogąc wyjść z szoku.

Jeden z zakapturzonych mężczyzn otworzył komórkę i wyciągnął z niej kufer, który zmniejszył zaklęciem i podał Złotemu Chłopcu, aby ten mógł schować go do kieszeni.

- Vernon?

Ciotka Petunia stanęła w drzwiach kuchni, wyraźnie zaniepokojona dźwiękami dochodzącymi z przedpokoju. Gdy zobaczyła Harry'ego w towarzystwie dwóch obcych czarodziejów, zamarła ze ścierką w dłoni. Vernon rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie, po czym postąpił krok do przodu.

- Macie, co chcieliście, te...

Nigdy nie dokończył zdania. Jeden ze Śmierciożerców (Harry obstawiał, że to był Nott), skierował koniec różdżki na niego i mugol padł na podłogę, krzycząc i wijąc się z bólu.

- Nie...!

Harry pod wpływem impulsu wyciągnął rękę, żeby powstrzymać klątwę. Zadziałał instynktownie, nie spodziewał się, że Śmierciożerca rzeczywiście przerwie torturowanie jego wuja.

Wszystko działo się tak szybko, że gdy do trójki czarodziejów dotarło, co właśnie zrobili, zastygli w bezruchu i przez bitą minutę wpatrywali się w siebie, jak gdyby widzieli się po raz pierwszy, ignorując przy tym podnoszącego się z podłogi Vernona oraz Petunię, która momentalnie znalazła się przy mężu.

A potem Nott schował różdżkę do kieszeni czarnej szaty i, jak gdyby to było umówionym sygnałem, naraz cała trójka powróciła do życia. Harry opuścił wzrok i poczuł na ramieniu dłoń, która pchała go w kierunku wyjścia. Bez słowa pożegnania Złoty Chłopiec opuścił dom wujostwa, a dwaj Śmierciożercy podążyli za nim.

-~*~-

Minął tydzień i Harry niemal przestał żałować, że tego feralnego dnia, kiedy postanowił odejść od Dursley'ów, trafił na sługusów Voldemorta. Stopniowo przestawał się ich bać. Zauważył nawet, że ci, którzy zostali oddelegowani do uczenia go różnych rzeczy, darzą go śladową ilością sympatii, choć trzeba było się im bardzo uważnie przyglądać, żeby to dostrzec.

Ku swojej wielkiej radości odkrył też, że Voldemort nie ma czasu uczyć go każdego dnia. Zwykle przychodził, żeby dać mu jakąś książkę do przeczytania i zostawiał go sam na sam z lekturą. Harry nie narzekał – kiedy raz Czarny Pan postanowił sprawdzić jakie Gryfon zrobił postępy, skończyło się kilkoma klątwami za niewyparzony język.

Złoty Chłopiec podejrzewał, że cały nawał pracy, na który został poniekąd skazany, miał go powstrzymać od samodzielnego myślenia. Mimo wszystko po kilku lekcjach zauważył, że rzeczy, które poznawał, były ciekawe i, ku wielkiemu zdumieniu bruneta, niezwykle użyteczne. Nie mógł się nadziwić, że normalni czarodzieje ignorują tą jakże przydatną magię. Jednak każdego wieczoru był tak zmęczony, że niemal zasypiał pod prysznicem. Nawet na piątym roku w Hogwarcie, kiedy przygotowywał się do zdania sumów, nie miał tak wyczerpujących lekcji.

- Czemu Ministerstwo nie przysłało mi jeszcze listu? – spytał któregoś dnia.

- Jakiego listu? – odparł Lucjusz.

- Nie wolno używać mi magii po za szkołą – wyjaśnił zielonooki.

Malfoy tylko westchnął, pokonany, i wyjaśnił, że jego dwór został otoczony silnymi zaklęciami, które uniemożliwiają Ministerstwu Magii na węszenie na terenie posiadłości. Dopóki Harry pozostanie w Malfoy's Manor, może czarować dowoli i nikt się o tym nie dowie.

Skoro istnieją takie zaklęcia" – myślał, - „to ile osób robi Ministerstwo w balona?"

W tej chwili brunet podnosił się, rozmasowując prawy pośladek. Trenował z Malfoy'em walkę na pięści. Szło mu znacznie lepiej niż na początku, ale wciąż co chwila lądował na ziemi, zbierając kolejne stłuczenia i siniaki. Tego dnia obrywał bardziej niż zwykle, przez co wydało mu się, że Malfoy jest czymś zdenerwowany.

- Myśli, że nie mam nic lepszego do roboty, jak niańczyć gówniarza cały dzień – mruknął pod nosem ponownie atakując Harry'ego.

Harry zablokował cios i cofnął się, żeby móc przyjrzeć się przeciwnikowi. Po chwili ruszył do przodu, celując w bok głowy mężczyzny, ale ten zrobił unik i uderzył Harry'ego w plecy.

- Kto? Voldemort? – spytał zielonooki, podnosząc się z ziemi i pocierając dłonią policzek.

Lucjusz rzucił mu badawcze spojrzenie, ale nie odezwał się, dopóki nie posłał go po raz już setny tego dnia na spotkanie z twardym podłożem.

- Gdybyś był jeszcze głupszy... – zaczął, ale Harry przerwał mu głośnym prychnięciem.

- Och, daj spokój! Przecież wiesz, że nie mam czasu żeby myśleć – odparował, jednocześnie blokując cios i próbując podciąć blondynowi nogi.

Lucjusz przeskoczył zwinnie za Harry'ego i wykręcił mu ramię do tyłu.

- Wiele się nie zmieni. Tak wygląda służba – powiedział, puszczając go i podchodząc do stolika, na którym stała szklanka wody.

Harry podążył za swoim mentorem, dysząc i ocierając pot z czoła.

- Myślałem, że pracujesz.

Już dawno Harry przeszedł ze wszystkimi na „ty". Częściowo wymusił to fakt, że Voldemort zwracał się do wszystkich po imieniu. Śmierciożercom to nie przeszkadzało, a Harry nie chciał być jedynym w dworze, który używa oficjalnej formy. Choć większość z nich nadal nazywała go po nazwisku.

- Mhm... Załatwiam swoje interesy przy okazji spełniania rozkazów. Doba jest zbyt krótka na pełny etat – skrzywił się Malfoy.

- Voldemorta nie obchodzi to, że masz rodzinę?

- Jeśli go spytasz, dostaniesz swoją odpowiedź – odparł Lucjusz przebiegle.

Gestem nakazał wrócić Harry'emu do ćwiczeń. Pół minuty później brunet znów zbierał swój obolały tyłek z podłogi.

- Szkoda, że już przerobiłem ze Snapem eliksir przeciwbólowy – westchnął, wywołując delikatny uśmiech na twarzy Lucjusza.

-~*~-

- Co ja ci mówiłem, Potter? Skup się!

- Mówiłeś, żebym oczyścił umysł – odparł zrezygnowany Harry. – I bardzo chętnie bym to zrobił, ale jestem zbyt zmęczony, żeby...

- Myślisz, że twój wróg będzie czekał, aż się wyśpisz? – Snape chwycił przód koszulki nastolatka i przyciągnął go do siebie. – Musisz wiedzieć jak się obronić w każdej sytuacji! Nieważne – zmęczony, czy nie!

Harry zamrugał kilka razy, żeby odegnać senność. Był wykończony i nawet krzyki profesora eliksirów nie pomagały mu się skoncentrować.

- Jeszcze raz – zarządził Snape, cofając się i celując w Harry'ego różdżką. – Legilimens!

Harry zobaczył przed oczami cały ciąg obrazów. Większości z nich nie mógł rozróżnić, tak szybko przemykały przez jego umysł, ale zdołał wyłapać twarze przyjaciół, ciotki Petunii i Voldemorta, nim zachwiał się i upadł na ziemię.

Snape zakończył zaklęcie i rzucił chłopakowi zniecierpliwione spojrzenie. Tupał nerwowo stopą, czekając, aż zielonooki wstanie.

- Marnujesz mój czas – warknął.

- Nie moja wina, że Vol... Czarny Pan daje ci tyle obowiązków – odpyskował Harry, podnosząc się ciężko i pocierając zmęczone oczy.

Snape wycelował różdżkę w Harry'ego, najwyraźniej mając nadzieję, że groźba sprawi, że nastolatek się pospieszy. Jednak Harry był zbyt zmęczony, żeby przejmować się klątwami, jakie stary nietoperz może na niego rzucić.

- Stań prosto – polecił Snape.

Harry nie posłuchał go. Doczłapał do krzesła stojącego w rogu pokoju i usiadł ciężko na nim, pozwalając głowie oprzeć się o ścianę. Ledwo zamknął powieki, a już przeniósł się w krainę snu.

Snape stanął nad nim z nieprzeniknioną miną. Pokręcił głową z niedowierzaniem i zostawił Złotego Chłopca, pozwalając mu odpocząć po męczącym dniu.

-~*~-

Harry obudził się w miękkim łóżku i przeciągnął. Bolały go wszystkie mięśnie i kości. Odwracał się właśnie na drugi bok z zamiarem powrotu do krainy snów, kiedy coś sobie uświadomił.

Usiadł i pomacał dookoła w poszukiwaniu okularów. Znalazł je na szafce nocnej i natychmiast wepchnął na nos.

- Która może być godzina?

Z przerażeniem stwierdził, że przespał czas treningu z Lucjuszem. Wyskoczył z łóżka i ubrał się tak szybko, jak potrafił, po czym wybiegł na korytarz. Nie wiedział, gdzie szukać swojego mentora, ale ponieważ zbliżała się pora śniadania, pomyślał, że może zastanie go w jadalni. Jeśli nie teraz, to na pewno na śniadaniu. Będzie mógł wtedy przeprosić i mieć nadzieję, że Voldemort się nie dowiedział o tym. Nie chciał zarobić kolejnej bolesnej kary.

Kiedy wpadł do jadalni, przy długim stole siedział sam Malfoy, popijając kawę i czytając gazetę. Zerknął na bruneta znad Proroka i powrócił do czytania.

- Przepraszam... – zaczął Harry, nie do końca wiedząc, jak się wytłumaczyć.

Lucjusz machnął ręką, dając znać, że wcale go to nie obeszło. „Pewnie też chciał się wyspać" – pomyślał zielonooki, siadając na swoim zwykłym miejscu.

- Wszystkiego najlepszego, Potter.

Zielone oczy odnalazły szare tęczówki, nim mężczyzna zdążył spojrzeć na jakiś artykuł. Wszystkiego najlepszego? No tak... Z najwyższym trudem Harry opanował się, żeby nie uderzyć się dłonią w czoło. „Dzisiaj jest trzydziesty pierwszy lipca, moje urodziny. Na śmierć zapomniałem."

W milczeniu kontemplował fakt, że oto właśnie dostał prezent od Śmierciożercy. Nie, żeby tego oczekiwał, choć Lucjusz nie mógł spisać się lepiej – podarował mu to, czego Harry najbardziej potrzebował, czyli sen. Gdzieś w głębi Harry'ego wykiełkowało uczucie wdzięczności. Próbował zdusić je w sobie, ale kiepsko mu to wychodziło.

Tymczasem do jadalni zaczęli przychodzić pozostali Śmierciożercy nocujący w Malfoy's Manor. Ziewali i rozmawiali między sobą, nie zwracając na Harry'ego uwagi. Tylko kilku z nich, w tym Snape i Lestrange, skinęli nastolatkowi głowami.

Gdy wszyscy usiedli przy stole, otworzyły się drzwi i do komnaty wkroczył Lord Voldemort, obrzucając zebranych pełnym odrazy spojrzeniem. Podszedł do stołu i rzucił nań Proroka Codziennego, aż wszyscy Śmierciożercy podskoczyli (łącznie z Harrym, który powoli przyzwyczajał się do faktu, że i on jest jednym z nich).

- Długo im zajęło zorientowanie się.

Harry ciekawie zerknął na tytuł artykułu na pierwszej stronie. Otworzył ze zdumienia usta, kiedy dotarło do niego, o czym mówił Voldemort. Wielkie litery raziły go w oczy: HARRY POTTER ZAGINĄŁ! Pod spodem było jego zdjęcie i kilka linijek tekstu mówiących o tym, że zniknął.

- Założę się, że nie odkryli tego ludzie Dumbledore'a – odezwał się Lucjusz. Voldemort uniósł jedną brew, więc mężczyzna kontynuował. – Próbowałby wszystko zatuszować. Pewnie jakiś fan albo kolega ze szkoły chciał odwiedzić Pottera i dać mu prezent.

- Tak też pomyślałem – odparł Voldemort, utkwiwszy swe czerwone oczy w twarzy Harry'ego.

- Panie, czy teraz nie zaczną nas podejrzewać? – zapytał Walden Mcnair.

- Nie sądzę.

- Nawet po tym, jak przesłuchają tych mugoli? – powątpiewał kat.

- Dośc tego! Crucio!

Mężczyzna zsunął się z krzesła i wpadł pod stół, gdzie wił się na podłodze i jęczał w agonii. Trwało to dobre pięć minut, nim z nosa zaczęła mu płynąć krew i Voldemort cofnął klątwę.

Czarny Pan rozejrzał się po swoich sługach, jakby w oczekiwaniu, że ktoś jeszcze śmie podważyć jego zdanie. Kiedy to się nie stało, schował różdżkę do rękawa i, jak gdyby nigdy nic, kontynuował:

- Mugole powiedzą, że Potter uciekł, bo tak rzeczywiście zrobił. Po prostu zapomną dodać, że kiedy wrócił po swoje rzeczy, towarzyszył mu ktoś jeszcze. Będą zbyt przerażeni, żeby to zrobić.

Rozległ się pomruk aprobaty i Śmierciożercy wrócili do jedzenia. Jednak czerwone tęczówki nadal uparcie penetrowały te intensywnie zielone, aż w końcu Voldemort wykrzywił usta w pogardliwym grymasie i wysyczał:

- Potter, jutro wybierzemy się na wycieczkę.

W kolejnej sekundzie wszystkie pary oczu były utkwione w dwóch czarodziejach.

- Co...?

- Sprawdzić, jakie robisz postępy w nauce – odpowiedział Voldemort, po czym wstał i wyszedł z jadalni, pozostawiając zastygłych Śmierciożerców wraz z trzęsącym się chłopcem.

Harry rozejrzał się rozpaczliwie po twarzach zebranych.

- Jeśli coś mu się nie spodoba, przeklnie mnie.

Kilka osób skinęło głowami, choć to nie było pytanie. Najwyraźniej zdążyli polubić odrobinę Złotego Chłopca i przejęli się jego losem na tyle, żeby oderwać się od posiłku. Harry nerwowo wykręcał sobie nadgarstki, udając, że nie zauważa tych spojrzeń.

- W takim razie chyba przyda ci się mały trening – powiedział po długiej chwili Rudolphus Lestrange, wstając od stołu i patrząc na Harry'ego wymownie.



7


7


7


7




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wszelki wypadek 1 5
Wszelki wypadek 1 13
Daeninckx Didier Na wszelki wypadek
ogolne warunki ubezpieczenia na wszelki wypadek
Daeninckx Didier Na wszelki wypadek (rtf)
Wszelki wypadek
Wszelki wypadek 2
Na wszelki wypadek Didier Daeninckx
Wszelki wypadek
Wszelki wypadek 6
wzory które można mie na wszelki wypadek , choć pewnie będą niepotrzebne
Wszelki wypadek 5
Wszelki wypadek 1
Wszelki wypadek 3
PORADY NA WSZELKI WYPADEK 2
! ! Porady na wszelki wypadek NoRestriction
Chmielewska Wszelki wypadek