malzenskie drogi xGalka, Boży zamysł dla małżeństwa i rodziny


ks. Andrzej Gałka

Warszawa, 6 marca 2004.

MAŁŻEŃSKIE DROGI DO BOGA - MOC SAKRAMENTU MAŁŻEŃSTWA.

Powiem szczerze, że zawsze wzbraniałem się przed podejmowaniem tematyki związanej z życiem małżeńskim, a to za sprawą pewnej mądrej prostej, starej kobiety. Kiedyś, gdy byłem jeszcze młodym księdzem to tak mi się wydawało, że praca
z małżeństwami to jest absolutnie podstawa wszystkiego. A ona tak słuchała mnie
i tego wszystkiego, i rzekła: „A co ksiądz wie o małżeństwie tak naprawdę?” Zacząłem więc jej mówić, że to, co każdy może sobie przeczytać z mądrych dokumentów, z Pisma Św... - „Ale niech ksiądz powie, co ksiądz wie na temat małżeństwa?”. I to mnie rzeczywiście zaczęło jakoś nurtować. I dlatego ci, z którymi już się znamy trochę, to wiedzą, że staram się nie wchodzić w problematykę ściśle małżeńską, dotyczącą różnych kwestii związanych z samym życiem seksualnym, rozwiązywaniem tego typu problemów, choć one są naprawdę bardzo ważne. Uważam bowiem, że skoro Pan Bóg powołuje człowieka - a ja w to mocno wierzę, że tak jak mnie powołał do kapłaństwa, tak każdego tu z was tu obecnych do małżeństwa - to każdemu dał tyle mądrości i tyle łaski. Tylko, że my może nie jesteśmy w stanie ani sobie tego wyobrazić, ani w to uwierzyć do końca . I wiele tych spraw to są naprawdę tylko i wyłącznie nasze sprawy. To nie znaczy, że małżeństwo jest sprawą prywatną (broń Panie Boże) ale takie głębokie i intymne sprawy mężczyzny i kobiety - tak jak najgłębsze sprawy księdza są rozstrzygane w osobistej, głębokiej, samotnej modlitwie - tak najgłębsze i najtrudniejsze sprawy małżeńskie winny być rozwiązywane (mówimy tu o małżeństwach chrześcijańskich i wierzących) \ właśnie w ten sposób. Ksiądz, wszyscy inni po drodze, wszyscy prowadzący kursy - oni są bardzo potrzebni i ważni, ale to,, co jest najważniejsze, to jest sprawa między nami i Panem Bogiem.
I jeżeli tych spraw nie rozwiąże się najgłębiej - w swoim sercu i sumieniu - to one nigdy nie zostaną rozwiązane i będą zawsze wołały i bolały. „Praca z małżeństwami” - zwykło tak się mówić - ale to raczej bycie z małżeństwami, ż małżonkami czyli bycie w jednym Kościele ludzi, którzy, jak powie św. Paweł w pierwszym liście do Koryntian, zostali obdarowani różnymi rodzajami, różnymi darami łaski, ale obdarowani przez tego samego Ducha. I nasze spotkanie w kościele, czy nasze spotkanie tutaj, czy spotkanie generalnie księdza i małżonków najpierw powinno być jednym wielkim uwielbieniem Pana Boga za różne dary łaski i wzajemne pomaganie sobie.

Często na ślubach podczas homilii mówię, bo tak to odczytuję i nie chcę bynajmniej nikomu się podlizywać, iż uważam, że dobre małżeństwo, wiernie przeżywające swe małżeństwo to jest przynajmniej tak jakby się było na poziomie życie benedyktyńskiego. I jeżeli ktoś mi mówi: „ty to biedny, boś ksiądz, boś sam...”, to ja sobie naprawdę wtedy myślę, że moje powołanie kapłańskie jest o wiele łatwiejsze od waszego powołania. Jestem o tym głęboko przekonany. I dlatego nieraz z zawstydzeniem podejmuję się próby rozwiązywania problemów małżeńskich. Bo jeśli ja wiem to sam po sobie, że mi nieraz jest trudno ze sobą, jest mi trudno z Panem Bogiem samemu, to myślę sobie: a jeszcze być we dwoje, a gdybym miał to wszystko z nią, a jeszcze gdy przyjdą na świat dzieci?....I wtedy wydaje mi się, że mnie to przerasta. I dlatego mówię o tym z całą pokorą, bez żadnej kokieterii.

Bycie małżeństwem wiernym, uczciwym, zanurzonym w Panu bogu to jest piękne, ale szalenie trudne. Jednak Pan Bóg nas do takich właśnie pięknych i trudnych spraw powołuje.

Obecnie chciałbym się skupić w tym swoim rozważaniu: „Małżeńskie drogi do Boga...” na mocy sakramentu małżeństwa. Przeczytałem zachęcony przez was taką małą książeczkę i bardzo ją wszystkim polecam. Została w niej w sposób zupełnie jakby nowy ukazana teologia małżeństwa. No i ucieszyłem się, że napisał ją biskup,
a nie małżonek. Gdy zacząłem ją czytać, to nie wiedziałem jeszcze kim jest ten Renzo Bonetti. Myślałem, że to jakiś małżonek długo żyjący w małżeństwie. Potem się dowiedziałem, że to jest biskup. To mnie bardzo rozradowało. (Pomyślałem sobie wtedy, że ze mną nie jest jeszcze tak najgorzej i że mogę mówić na ten temat, choć on ma pewno większe doświadczenia, bo pracuje wprost z małżeństwami). W każdym razie tę książeczkę wam gorąco polecam.

Jeżeli przyjąć za Renzo Bonettim, który w książce „Mówić kocham ciałem
i duszą” pisze, że sakrament jest znakiem, przez który Bóg daje łaskę i to znakiem skutecznym - i to jest bardzo ważne - który zawiera, objawia i urzeczywistnia łaskę, to można z całą pewnością powiedzieć, że małżeństwo jest najstarszym sakramentem, o jakim czytamy w Piśmie Świętym. Wprawdzie Stary Testament nie nazywa go jeszcze oczywiście sakramentem, bo to słowo związane jest dopiero z Panem Jezusem. Ale jest znakiem i to w wielorakim wymiarze. Najpierw małżeństwo jako wspólnota dwojga ludzi, miłująca się aż do tego stopnia, że stanowią dwoje jedno ciało. Ich złączenie się w najbardziej intymnym akcie zarezerwowanym dla małżonków jest odzwierciedleniem najgłębszej idei stwórczej Boga. Rozważając i przygotowując ten temat, bardziej niż do tej pory uświadomiłem sobie, że akt małżeński to znak najgłębszej miłości - a Bonetti pisze więcej, że jest to swoista pascha, mała pascha małżonków, przejście do nowego życia. I to nie tylko do nowego życia w sensie zrodzenia potomstwa Akt małżeński jest wyrazem najgłębszej miłości i sprawia, czy winien sprawić, z łaską Bożą, że człowiek staje się kimś innym za każdym razem. Że staje się coraz bardziej zanurzony w tym, co nazywamy miłością, a która to miłość ma swoje najgłębsze źródło w Panu Bogu i jest odzwierciedleniem najgłębszej idei stwórczej Boga ( sam to wymyśliłem!!!) Bóg, dzieląc się z nimi swoją mocą stwórczą, zaprasza ich do współtworzenia świata. Warto to sobie uświadomić, , bo to jest bardzo istotne: ta moja łączność z Bogiem Ojcem Stworzycielem. Pamiętajmy, że Bóg Ojciec, o jakim mówi Pismo Święte, to jest Ktoś więcej niż tylko Ojciec, bo w tym ojcostwie Boga zawarte jest również Jego macierzyństwo. Przypomina się nam tutaj prorok Ozeasz i ten piękny tekst, w którym Bóg zachowuje się wobec człowieka jak najczulsza matka Można tu mówić o szczególnej łączności z Bogiem Ojcem Stworzycielem. Małżeństwo jako wspólnota.

Następnie małżeństwo jako instytucja o bardzo ważnym wymiarze społecznym. Stają się dwoje jednym ciałem, aby zrodzone przez nich potomstwo mogło tworzyć społeczność mającą swoje źródło w Bogu, który oddał tej społeczności (człowiekowi) cały świat, aby ten świat mu służył.

Wreszcie małżeństwo jako relacja, która jest swoistą wymianą dóbr otrzymanych od Boga. Relacja, która jest nośnikiem i przekazicielem dobra płynącego od Boga i do Boga zmierzającego. O takim wymiarze małżeństwa mówi nam Księga Rodzaju, ten jej krótki fragment, pierwsze wersy, gdzie mowa jest o stworzeniu człowieka

Na dwóch tekstach Pisma Świętego chcę się oprzeć szczególnie w tym rozważaniu, a do innych będę się niekiedy odnosił. Są to dwa teksty, które mówią jak gdyby o dwóch początkach: jeden to jest właśnie ten tekst z Księgi Rodzaju oraz drugi znany i bardzo często czytany, ale chciałbym na niego inaczej spojrzeć - tekst
o weselu w Kanie Galilejskiej. Jeden na początku Starego Przymierza, a drugi
u początku Nowego Przymierza zanotowany przez Jana Ewangelistę.

Nie ulega wątpliwości, że niewiasta została stworzona po to, by wspólnie
z mężczyzną przedłużała stwórcze dzieło Boga. „Bóg stwarzając mężczyznę i kobietę na obraz swój i podobieństwo doprowadza do doskonałości dzieło swoich rąk
i powołuje ich do szczególnego uczestnictwa w swojej Miłości”. Stworzeni przez Boga, Adam i Ewa jako jedyni ze stworzeń otrzymują Boże błogosławieństwo. Zwróćmy na to uwagę. To jest niesamowite! Jako jedyni ze stworzeń, jakie Bóg stworzył, otrzymują Jego błogosławieństwo. Jak gdyby „na dzień dobry”, na sam początek Bóg wyposaża ich w swoje błogosławieństwo. Co to znaczy? „W swoje błogosławieństwo” - to znaczy w siebie! O żadnym innym stworzeniu Biblia tego nie mówi. Tylko o człowieku. O małżonkach. To więcej niż o człowieku! I gdy ich stworzył - mężczyznę i kobietę - pobłogosławił ich. Jakaż niesamowita radość! To powinienem sobie każdego dnia rano uświadamiać na modlitwie - jestem pobłogosławiony jako jedyny ze stworzeń przez Boga Stworzyciela. Bóg zdawał sobie sprawę, że będą potrzebowali jego pomocy, aby mogli wypełnić to szczególne zadanie do jakiego zostali wezwani.

Stronice z Księgi Rodzaju ukazują nam rzeczywistość małżeństwa u jego zarania, gdy tylko jego projekt został zrealizowany i wyszedł z rąk Boga. Była to rzeczywistość jeszcze nie skażona, gdzie wszystko było radosne, uporządkowane
i pełne głębi. Bóg pobłogosławił im mówiąc: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, czyńcie sobie ziemię poddaną, wszystko jest wasze .../Rodz.1,28-30/. Oni, Adam
i Ewa, czyli ludzka para; i nie ma większego znaczenia, czy takie były ich imiona i czy odpowiadają, temu opisowi - choć byli nadzy, nie odczuwali nawzajem wstydu, /Rdz.2,25/, gdyż w ich życiu panował ład i harmonia, i byli wolni. I to też jest niesamowite! Spotykam się nieraz w konfesjonale czy podczas rozmów z wami
z takimi problemami: na ile nam małżonkom wolno to czy tamto, jak to jest z tą naszą czystością małżeńską... Myślę, że nauka Kościoła szła nieraz w tym kierunku, ażeby coś ochronić. Nie, żeby czegoś zabraniać, ale żeby ochronić. Małżonkowie mają do siebie nawzajem prawo. I w tym kontekście mówienie o rozgraniczaniu np., jakiś pieszczot <to wolno, a tego nie wolno> - ono jest jakoś potrzebne, ale ono nie może hamować małżeńskiej miłości. Różne są też zapotrzebowania człowieka, bo nasze emocje są też różne. Nie chcę głosić tu jakiegoś liberalizmu, broń Boże, ale chodzi
,o to, żeby nie doprowadzać się do życia w jakimś ogromnym stresie - że do tego momentu to tak, to wolno, a jeśli poszło dalej, to już nie, to już jutro rano muszę biec do spowiedzi. Tu trzeba postawić pytanie o miłość. Tu pytamy tylko o miłość. Jeżeli to wszystko jest autentycznym wyrazem twojej miłości do żony, do męża, jeżeli to nie jest twój egoizm i twoja chęć zmysłowego wyżycia się, ale jeżeli jest to twój wyraz miłości do twojej żony - tylko trzeba najpierw przed sobą samym się do tego pokornie przyznać i to w sobie zobaczyć, nie oszukiwać siebie - to wtedy te granice są naprawdę niepotrzebne . I to jest właśnie ważne: te granice stawiane przez Kościół były nie po to, by zabraniać, ale żeby chronić. Sam Bóg patrząc na to ukoronowanie swojego stworzenia uradował się i ucieszył i zawołał To wszystko jest bardzo piękne! /por.Rdz.1.31/Jesteście piękni, bo sam Bóg tak powiedział! Nikt z was sam sobie tego nie wymyślił I wszystko jest takie piękne: wasze życie, każda minuta tego życia, nawet jeśli nieraz jest takie trudne, każde zajmowanie się dzieckiem, które potrafi być nieznośne. Trzeba sobie przypominać: to wszystko jest piękne!. I ja chcąc to chronić, nie chcę tego zabrudzić. A znając siebie, swój sposób myślenia i swoje pragnienia, swój egoizm i swoją pychę, muszę być nieraz powściągliwy i umiarkowany. i zawsze muszę podejmować wszystko w jedności z moim mężem, z moją żoną.

Spróbujmy zgłębić to opowiadanie; czym w rzeczywistości było ustanowienie dialektyki tych dwóch płci? Jaką siłą Bóg obdarzył stworzenie, stwarzając mężczyznę i kobietę różnymi i niekompletnymi, stworzonymi przez to jedno dla drugiego? Gdyby Bóg stworzył dwie kompletne istoty, to nie bylibyście sobie wzajemnie potrzebni. Nieraz powodem jakiś głupich kompleksów jest przekonanie, że czegoś brakuje, czegoś nie ma... Naprawdę, trzeba uwierzyć, że to jest zamysł Boży. No, chyba, że jest coś „wyprodukowane” przeze mnie. Ale Bóg stworzył mężczyznę i kobietę różnymi
i niekompletnymi, stworzonymi przez to jedno dla drugiego.

Można to odkryć na samym początku Bożego planu: „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam”. Mężczyzna sam i samowystarczalny jest kimś statycznym zamkniętym w sobie, a przede wszystkim narażonym na pychę (oczywiście można to odnieść do pań w równej mierze). Bóg chciał umieścić jego życie jakby na równi pochyłej, ale skierowanej nie w dół, ale w górę. Dlatego stworzył pociąg i skłonność do płci przeciwnej, które stały się bodźcami skłaniającymi człowieka do wyjścia poza siebie. Małżeństwo to jest takie powołanie, gdzie człowiek wychodzi poza siebie, żeby być z drugim. Ale wychodzi nie po to, żeby tylko siebie ubogacić, ale żeby z tym drugim tworzyć jedność. Chciałoby się powiedzieć - jakby „trzeci byt”. I to się najbardziej w taki konkretny sposób przejawia i uwydatnia w akcie małżeńskim, ale nie tylko. To się uwydatnia i przejawia w całym małżeństwie. Ten pociąg i ta inność mają jakby popchnąć tego człowieka do wyruszenia w drogę, pokazując mu jego ograniczenia, w końcu do doprowadzenia go - poprzez płeć przeciwną i miłość - do tego, że staje się innym człowiekiem oraz do Miłości, którą jest Bóg sam.

Kobieta jest więc pomocą taką samą jak mężczyzna. Nie jest jedynie narzędziem do jego wyniesienia, jak niekiedy myślano, lecz towarzyszką wyniesienia mężczyzny, podobną we wszystkim do mężczyzny. ( a więc razem do wyniesienia). Podobną a jednak różną od mężczyzny, albowiem w tej właśnie różności zawarty jest bodziec popychający ku życiu, ku budowie nowej, bogatszej jedności. I tą nową, bogatszą jednością powinno stawać się z każdym dniem małżeństwo, a wyrazem tej nowej bogatszej jedności jest zrodzone przy pomocy łaski Bożej przez małżonków potomstwo. I to jest właśnie ta nowa, bogatsza jedność.

Przeciwieństwo płci jest czymś pierwotnym i niepowtarzalnym w naturze. Bóg różni się od nas naturą i osobowością. Bliźni różni się od nas osobowością, ale nie naturą. W małżeństwie mężczyzna różni się od kobiety osobowością i płcią. Tak było na początku. Pięknie o tym mówią wiersze od 5 do 8, ósmego rozdziału Księgi Tobiasza. Zachęcam do przeczytania w Wielkim Poście całej Księgi Tobiasza. Ona nie jest długa i pięknie ukazuje małżeństwo i historię tej pięknej kobiety, którą Tobiasz
w końcu poślubia, a która była dotknięta złym duchem i która miała siedmiu mężów,
a który z nich zbliżył się do niej, umierał, a ona zostawała.! Przez Tobiasza, który staje się jej małżonkiem, Bóg uwalnia ją najpierw od złego ducha Księga dalej opisuje całą tę historię. Zachęcam naprawdę do przeczytania tej Księgi /Tb 8, 5 -8 nn/ Niestety lektura późniejszych Ksiąg Starego Testamentu pokazuje zupełnie co innego. Przymierze w które wszedł Bóg z dwojgiem ludzi, tworząc małżeństwo mężczyzny
i kobiety, przez grzech pierworodny zostało zerwane. Stąd starotestamentalny obraz małżeński odbiega diametralnie od tego, jaki Bóg zaplanował.
Mąż mógł dać swojej żonie list rozwodowy, i to pod byle jakim pretekstem - tak nauczały niektóre szkoły rabinistyczne. Nie ma już mowy o równości płci wobec prawa. Małżeństwo nie jest już traktowane z całą należną mu powagą, głębią, nie jest już na całe życie, jak chciał tego Bóg. Małżeństwo służy głównie do pomnażania majątku. I dlatego te małżeństwa zawierane w Starym testamencie są właśnie takie. Sytuację tę opisywali ostatni prorocy Starego Testamentu /por.Mal.2,14-16/. Podobne sprawy, a nawet jeszcze bardziej upokarzające odkrylibyśmy, gdybyśmy zagłębili się w inne źródła z tamtych czasów, zwłaszcza te spoza obszaru Palestyny, pochodzące z Grecji i Rzymu, czyli
z krajów, które uważały się za bardzo cywilizowane.

l nagle stało się coś, co przekroczyło granice historii, co było dla ludzi końca epoki starego Testamentu niewyobrażalne. Przyszedł Jezus, a wraz z Nim wszystko stało się nowe. Przyszedł, by wszystkim rzeczom przywrócić pierwotną czystość. Przywrócił też małżeństwu jego jedność i godność, a uczynił to przypominając pierwotny zamysł Boży:. „lecz na początku nie było tak...”; mówi Jezus w Ewangelii. Wówczas jeden tylko mężczyzna był mężem jednej tylko żony, i to na zawsze. Tak było na początku, taki był Boży zamysł. Oboje byli tak ze sobą złączeni tak, że stanowili jedną osobę. Rozumiemy co to znaczy. Małżeństwo przynajmniej takie, jak twarde życie benedyktyńskie. Jak nieraz chciałoby się je zostawić, bo nagle wyjechało się na weekend i ktoś mnie oczarował. I zaczynają się dziać dziwne rzeczy. I nagle ktoś mówi: „ wreszcie teraz jestem wolny , teraz poczułem co to znaczy miłość”. Biedny człowieku! To jest trudne. Zdaję sobie z tego sprawę. I musze to powiedzieć - bardzo się modlę za małżeństwa. Przyszedł Jezus i powiedział: „Na początku nie było tak...”.Skoro zatem Bóg połączył mężczyznę i niewiastę, człowiek nie ma prawa ich rozdzielać. Co za radość! Świat znowu usłyszał jedne z najpiękniejszych słów!

Jezus przychodząc na świat powiedział, że Jego posłannictwo polega na wypełnieniu woli Ojca. „Ja sam od siebie nic nie czynię” - mówi w innym miejscu. Skoro tak, to Jezus nie tylko przyszedł, żeby powiedzieć jak powinno wyglądać małżeństwo, przypomnieć jak to było na początku, ale przyszedł po to, żeby Bóg Ojciec mógł zawrzeć w Nim - w Jezusie Chrystusie - Nowe Przymierze. Możemy więc powiedzieć, że Jezus stał się miejscem, w którym Bóg Stwórca daje na nowo małżeństwu swoją moc, w którym zaprasza małżonków do nowej współpracy i w którym przypomina im o wielkości, ważności i godności ich powołania. Jezus,
w którego Tajemnicy Paschalnej najpełniej objawiło się działanie Trójcy Świętej, zaprasza małżonków do życia w tej Jedynej wspólnocie, jaką jest Bóg w Trójcy Przenajświętszej. Dzięki Jezusowi, jak mówi Renzo Bonetti: „Małżeństwo na nowo wstępuje w tę rzekę łaski: jest znakiem, jest sakramentem obecności Jezusa, „Miejscem”, w którym możemy Go spotkać, tak jak w innych sakramentach./..,/. Para połączona małżeństwem już sama z siebie, na poziomie ludzkim, stanowi pewne dobro.
Aby zrozumieć, że na przykład we chrzcie odrobina wody czyni z niemowlęcia dziecko Boże potrzeba wiary./.../. Tymczasem w przypadku małżeństwa sakramentalnego wiara nie wydaje się konieczna. Bo nie ma nic dziwnego w tym, że dwoje ludzi się kocha; już sam ten fakt jest pięknym znakiem i wszystko wydaje się naturalne! A tymczasem potrzeba więcej wiary, ponieważ naturalna, ludzka, prosta rzeczywistość kochania staje się czymś wielkim, staje się sakramentem, świetlanym punktem Jezusa. Małżonkowie nie żyją tylko własnym życiem mężczyzny i kobiety, oni przeżywają, objawiają i przekazują pewną większą rzeczywistość

Spróbujmy teraz skoncentrować się na pierwszym tekście Nowego Przymierza mówiącego o małżeństwie. Pierwsze objawienie się Jezusa, które miało miejsce po chrzcie w Jordanie. Rozważmy krótko ten znany nam przecież tekst zanotowany przez Jana ewangelistę. Nie jest dla mnie zaskakujące, że to pierwsze Objawienie się Jezusa Chrystusa połączone z ukazaniem się Jego Mocy i uczynieniem pierwszego cudownego znaku łączy się z małżeństwem. „Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej i uwierzyli weń Jego uczniowie”. I jeszcze, że Jezus objawił swoją chwałę. Jezus przez was chce objawić swoją chwałę! To jest wasze powołanie! Właśnie przez was. W inny sposób jak przeze mnie, ale chce objawić swoją chwałę.
I gdy nieraz masz ochotę przeklinać i złościć się, to sobie to przypomnij. Czy wtedy Jezus rzeczywiście może objawiać przez ciebie swoją chwałę? To ważne. Jest tu,
w tej scenie bardzo widoczne nawiązanie do, jeżeli tak można powiedzieć, pierwszego działania Boga - stworzenia człowieka - opisanego w Księdze Rodzaju. Te dwa opisy małżeństwa (odkryłem to, przygotowując to rozważanie i wydaje mi się, że to jest genialne odkrycie!) naprawdę trzeba czytać razem: i ten opis stworzenia i opis jakby uświęcenia i posłania na nowo. Tamto małżeństwo się „popsuło", wpadło
w pułapkę złego ducha, przeżyło kryzys tożsamości, którego konsekwencją było odejście od Boga, ale nie Boga od nich. Bóg w Jezusie Chrystusie, właśnie tu w Kanie przychodzi z pomocą temu małżeństwu. Ciekawe, że Jan nie podaje imion małżonków. Być może Jezus chce przez to powiedzieć „przychodzę do was wszystkich powołanych przed założeniem świata, wybrańców Bożych”, do małżonków. Wszyscy oni bowiem mają swój prawowzór w Adamie i Ewie.

„Odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów". /J.2,1-11/...Ten brak wina, to nie tylko brak środka podtrzymującego radość, to jakiś brak w samych małżonkach, w ich przygotowaniach. Spójrzcie tak na to, w ten właśnie sposób. Tu nie tylko tak bardzo brakowało czegoś obok nich. To był brak w nich. Bo to oni byli odpowiedzialni. To był brak w nich samych, w ich przygotowaniach. To jakiś brak, który stał się udziałem wszystkich, którzy przyszli na to wesele. Przyszli do tych konkretnych małżonków. Mówiąc krótko, coś się popsuło. To jakby dalszy ciąg tamtego małżeństwa z Raju. Nauka, jaką można wyprowadzić z tego wydarzenia, daje się zawrzeć w kilku słowach. To co się stało podczas wesela w Kanie, jest udziałem wszystkich małżonków. Bo małżeństwo, tak jak każda inna rzeczywistość, sama z siebie nigdy nie będzie doskonała. I chociaż na początku wszystko nacechowane jest entuzjazmem , radością - wino właśnie jest symbolem tej radości i wzajemnej miłości, która jest jej przyczyną - to z biegiem czasu miłość i radość, nieraz po kilku latach a nawet
i wcześniej „zużywają się” i zaczyna ich brakować.

Źle się dzieje, jeżeli małżonkowie tego nie zauważają, jeżeli traktują to jak coś normalnego, bądź też, jeżeli sami wszystko próbują naprawić. Jeszcze bardziej można się wtedy poranić i wzajemnie skrzywdzić. I tu, zgodzę się, być może jest potrzebny święty i mądry ksiądz, potrzebne są tego typu spotkania. Potrzebne, żeby podtrzymywać dar tworzenia, dar rodzenia, dar miłości w człowieku. Każde ludzkie uczucie, właśnie dlatego, że jest ludzkie, jest recesywne, wypala się i kończy. Wówczas opada na rodzinę przygnębienie i nuda. Własnym dzieciom ma się do zaofiarowania jedynie zmęczenie, wzajemny chłód, często gorzkie rozgoryczenie
i złość. Pytajcie siebie samych czy tak nie jest. Szukajcie u siebie również takich oznak. Nie po to, żeby szukać zła, ale po to, żeby zaradzić czemuś niedobremu
w zarodku, nie dopuścić do jego rozwoju, bo szkoda czasu. Stągwie pełne wody. Ogień, przy którym się grzali gaśnie i wszyscy szukają innych ogni poza domem, aby rozgrzać serce odrobiną uczucia. Pytajcie się o to. Rozeznajcie to na modlitwie. Razem. To jest potrzebne.

Czy jest sposób na zażegnanie tej bardzo smutnej perspektywy? Jest! Ten sam co w Kanie Galilejskiej: zaprosić Jezusa i jego Matkę. Tamci na szczęście to zrozumieli! On potrafi z wody rutyny, nudy, kłamstwa i złości uczynić wino nowe, lepsze od pierwszego, czyli nowy rodzaj miłości małżeńskiej, głębszej, trwalszej, opartej na zrozumieniu i zdolności do przebaczenia. Tylko Jezus, będąc naszym domownikiem, potrafi delikatnie przeprowadzić nas od miłości, która opiera się na poszukiwaniu, zdobywaniu i zadowalaniu osoby kochanej do miłości, która oparta jest na obdarowywaniu, akceptacji drugiego, potrafiąca radować się drugim bez chęci posiadania go dla siebie. Ta miłość, caritas, jeżeli jest czysta i zdrowa, nie wyklucza
z miłości małżeńskiej erosu, czyli atrakcyjności i wzajemnego pożądania, ale zakotwicza ją w głębszej i stabilniejszej miłości, która jest Miłością samego Ojca przyniesioną nam przez Jezusa Chrystusa. Potrafi wiele przetrwać, bo jej źródłem nie jest piękno, bądź inteligencja partnera, lecz uczestnictwo w miłości Ojca. Jezus jako domownik. Sakrament. Bo naprawdę jest tak: my żyjemy sakramentem, którym zostaliśmy obdarowani. Ja żyję, usiłuję, pragnę żyć sakramentem kapłaństwa cały czas, niezależnie od tego czy jestem w sutannie czy jestem na plaży, czy jestem gdziekolwiek... To nie jest tak, że sakrament małżeństwa wtedy i wtedy, a potem jest moje prywatne życie. To nie jest tak. Sakrament, który was połączył jest wiecznym sakramentem. Nie ma rozdzielenia, które wyraża się w rozwodzie. Może trzeba by wygłosić długą konferencję na temat rozwodu serc. Biedne są niektóre małżeństwa, ale dobrze że są. Że trwają. Żyją pod jednym dachem, a właściwie już ich nic nie łączy. Tam dawno nastąpił rozwód serca. Tam dawno nie korzystają z sakramentu, który został im dany. Korzystajcie z sakramentu, który został wam dany i którym się stajecie. Dlatego możecie korzystać z siebie nawzajem bez obawy wykorzystywania siebie. Ja korzystam z mojego męża, z mojej żony - to jest wspólne korzystanie
z sakramentu, który został wam dany, którym jesteście, którym się nieustannie stajecie. Sakrament, który, chciałoby się powiedzieć, dojrzewa. Nieustannie dojrzewa. Bo już nie jesteście tymi samymi, którymi byliście w dniu ślubu tak jak ja nie jestem tym, którym byłem przed trzydziestu laty, kiedy mnie święcono w katedrze. On, Jezus, Domownik, Sakrament.

Warto postawić sobie pytanie: co oznacza zaproszenie Jezusa do własnego małżeństwa? Wydaje się, że ksiądz czy religia nie są potrzebne sakramentowi po to, żeby dodać mu splendoru. I że małżeństwo to nie jest moja prywatna sprawa czy twoja. Skoro się zdecydowałeś na małżeństwo - to nie jest twoja prywatna sprawa. Ono jest autentycznym powołaniem pochodzącym od Boga. Dlatego też ON musi być jego normą i siłą. Są różne dary łaski i posługiwania, przypomina św. Paweł /1Kor 12,4-11/. Jest posługa, do której powołani są księża, przyjmujący radośnie celibat. Muszę wam powiedzieć z całą odpowiedzialnością: bardzo radośnie przyjmuję mój celibat. Nigdy bym się nie ożenił. Inna sprawa, że diabeł nie śpi, ale dzisiaj, po trzydziestu paru latach wiem to z całą pewnością. Gdybym miał wybierać, absolutnie wybrałbym to jedno. Nie mam cienia wątpliwości. Chociaż nieraz bywa trudno.
I nieraz Zły kusi i mówi „ rzuć to, zajmij się czymś innym”. Ale to są pokusy. To nie jest to samo. I tutaj w twoim przypadku, w przypadku twojego małżeństwa jest dokładnie tak samo. Jest posługa, do której wezwani są małżonkowie - posługa życia. Niesamowite! Jestem wezwany do posługi życia! Ale jeden jest Duch, jeden Pan, jeden Bóg, Sprawca wszystkiego we wszystkich. Dlatego małżeństwo jest sakramentem takim samym jak kapłaństwo. To właśnie z pomocą Ducha Św. małżonkowie sprawiają, że Chrystus jest obecny między nimi i ukazują GO dzieciom dzięki wzajemnej miłości. „Bóg tak bardzo umiłował człowieczeństwo, że aż poślubił jego ciało, łącząc je ze sobą jako swoje Ciało. To jest małżeństwo, o którym mówi św. Paweł, małżeństwo z Kościołem, małżeństwo Boga ze światem. Tak ukochał Bóg człowieczeństwo, że aż je poślubił. Małżonkowie są więc sakramentem, znakiem tego Boga” Wraz z zawarciem małżeństwa małżonkowie przyjmują właściwą miarę
w naśladowaniu Chrystusa, aby wzrastać ku świętości.

„Duch Święty konsekruje małżonków. Mówimy: wspólnota osób konsekrowanych patrząc na siostry zakonne lub osoby żyjące w różnych instytutach. Inny rodzaj konsekracji. Jesteście konsekrowani przez Ducha Św. Jego pierwszym darem są trzy cnoty teologiczne: wiara, nadzieja i miłość, które wydoskonalają ludzka naturę, nie pomijając jej, ani nie niszczą, ale sprawiają, że wzrasta to, co ludzkie, przez odniesienie do tego co Boże. Stąd małżeństwo samo w sobie jest chwałą Bożą. Familiaris Consortio mówi, że małżeństwo winno być miejscem „radosnej wdzięczności” nie dlatego, że nie ma w nim cierpienia i trudności ale że Bóg umacnia do ich przezwyciężenia. Jest to możliwe tylko na płaszczyźnie wiary przeżywanej wspólnie jako wiara współmałżonków. Można więc mówić o wierze małżeńskiej. Ta wiara wyraża się w konkretny sposób tylko i wyłącznie właściwy małżonkom. Stąd akt małżeński jest też wyrazem waszej wiary więcej - waszej nadziei. Jeżeli ty zaczynasz swoje współżycie z człowiekiem, który jest twoim mężem, to jesteś przekonana wtedy, że on nigdy z nikim nie będzie współżył i odwrotnie. Masz taką nadzieję. Dlatego małżonkowie dla siebie muszą być gwarantem. Podobnie jak
w przypadku wiary małżeńskiej, która oznacza nowy sposób myślenia, jest
z małżeńska nadzieją, która jako dar Boży została złożona w sercach małżonków, aby mogli widzieć w Bogu pełnię życia małżeńskiego. „Rodzina chrześcijańska, zwłaszcza dzisiaj, jest szczególnie powołana do świadczenia o przymierzu paschalnym Chrystusa, poprzez ustawiczne promieniowanie radością miłowania i pewnością nadziei”, przeżywaną wspólnie. Małżonkowie są powołani do tego, by na ile to możliwe, gwarantować sobie nawzajem „pewność”: jestem największym darem dla żony lub męża, jestem nadzieją, tym co gwarantuje jej lub jemu pewność przyszłość, tożsamość. Naszą nadzieją jest dążenie do tego, aby umieć dać wszystko. Przedmiotem nadziei jest miłość pełna, bezgraniczna, darmowa, ucieleśniona w Chrystusie, który umarł i zmartwychwstał.

I wreszcie teologiczna cnota miłości

Wyposażeni w te dary małżonkowie mają naśladować Jezusa, stawszy się na swój sposób uczestnikami kapłańskiej, prorockiej i królewskiej misji Chrystusa Przed soborem mówiło się, że niejako prawo to było zarezerwowane dla księdza. . Kapłan miał udział w tej misji Wszyscy powołani macie udział w misji kapłańskiej, prorockiej i królewskiej. Zachowujcie się po królewsku wobec siebie a nie jak ludzie nie wychowani. Mówcie do siebie jak królowie. Ten udział prorocki jest zwłaszcza ważny, bo prorok jest nie dla siebie. Wy macie być w tym dobrym sensie prorokami dla waszych dzieci. Z tym wiąże się funkcja wychowawcza, bardzo ściśle

Małżeństwo jest więc sakramentem, ale jest też charyzmatem, a więc darem danym dla innych - najpierw dla swoich dzieci, ale i dla wszystkich innych. Charyzmatyczne przeżywanie własnego małżeństwa oznacza przeżywanie go jako „daru własnego”/1Kor7,7/, jako objawienia Ducha udzielającego każdemu tak jak chce dla wspólnego dobra. Małżeństwo nie jest więc formą stanu cywilnego danej osoby, lecz charyzmatem, czyli darem i wezwaniem. Paweł mówi, że charyzmat opiera się na tajemnicy łączącej w wiecznym pragnieniu Chrystusa i Jego Kościół /Ef.5,25-32/. „Mężowie miłujcie żony, bo Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie...”. Zobaczcie jak wydał! Jeżeli wcześniej jest zdanie: „Żony bądźcie poddane...” to trzeba czytać w tym kontekście. jak Jezus wydał siebie za swój Kościół! Do tego stopnia, że zostawił siebie w kawałku chleba i możesz z nim zrobić co zechcesz. Tak się tobie wydał. Możesz z Nim zrobić wszystko. I jeżeli Paweł mówi: tak masz się wydać dla swojej żony jak Chrystus dla Kościoła, to wtedy jej poddaństwo, o którym mówi dwa zdania wyżej, jest dokładnie tym samym. A więc czytać trzeba ten tekst w całości, nie zatrzymując się, bo można dla kontekstu, jak się jakiś mąż zezłości, otworzyć Pismo Święte i zacytować. Jeżeli więc ktoś naprawdę miłuje, to wydaje samego siebie, tak jak Chrystus wydał samego siebie.

Małżeństwo jest darem z dwóch powodów.

Charyzmatyczne przeżywanie własnego małżeństwa oznacza przeżywanie go
w radości, ponieważ jak powiedział Jezus więcej jest radości w dawaniu, aniżeli
w braniu. Ale powiedział też, aby brać na siebie Jego jarzmo, bo jest ono słodkie
i lekkie /por. Mt 11,29-30/. Jest to słowo, które dobrze powinni zrozumieć małżonkowie, gdyż dotyczy ich bezpośrednio. Małżonkowie, to dwie osoby złączone tym samym jarzmem. Jeżeli to jarzmo jest jarzmem ciała, przyjemności, interesu lub świata musi zacząć po trzech lub czterech latach - a może wcześniej - ciążyć
i wkrótce staje się nie do wytrzymania. Jeżeli natomiast jest Chrystusowym jarzmem, jarzmem Jego Słowa i Miłości, staje się nie tylko lekkie, ale i słodkie. Już kiedyś mówiłem na homilii u św. Marcina - znam takich małżonków - do dnia dzisiejszego, dzięki Bogu żyją. Oboje są już mocno podeszli w latach. I jeżeli jedno z nich wyjeżdżało dłużej niż na jeden dzień, zawsze pisali do siebie listy. Nie było wtedy jeszcze komórek i Internetu. I pokazali mi potężne kartony listów pisanych przez przeszło 50 lat. I powiedzieli, że nigdy im się to nie zdarzyło, żeby tak się nie stało. Śmiałem się, bo tych jego listów było więcej, bo on częściej wyjeżdżał. Ona była
w domu, miała więcej czasu, żeby czytać. A dzisiaj są komórki... Trzeba przyznać, że to jest piękne! I nie jest to przykład z jakiejś planety, ale tu - z Powiśla.

Na myśl przychodzi mi opis chrześcijańskich małżeństw zawieranych
w początkach Kościoła sporządzony przez chrześcijanina, który wcześniej był poganinem: „Kto - mówił - będzie w stanie opisać szczęście małżeństwa przez Kościół pobłogosławionego, przez Eucharystię umocnionego, które błogosławieństwo przypieczętowuje, aniołowie obwieszczają, Ojciec zaś zatwierdza? Jakże piękne jest jarzmo łączące dwoje wierzących, których jednoczy wspólna nadzieja, to samo pragnienie, ten sam sposób życia, ta sama chęć służenia! Oboje są sobie braćmi (tzn. równi), oboje są współsługami, nie ma między nimi żadnych podziałów ani co do ciała, ani co do ducha. Są rzeczywiście jednym ciałem, ale tam, gdzie jest jedno ciało, tam też jest jeden duch, wspólnie bowiem modlą się, razem umartwiają, wespół poszczą, nawzajem się pouczają, napominają i wspomagają. Razem w Kościele Bożym, razem przy Stole Pańskim, razem w trudnościach i prześladowaniach i razem także w pocieszeniu. Jedno nie ukrywa się przed drugim, jedno nie unika drugiego, nie są dla siebie ciężarem. Jeśli trzeba odwiedzić chorego lub wspomóc potrzebującego, czynią to chętnie. Jałmużna nie jest im ciężarem, bez wahania są gotowi na ofiary, bez wykrętów wypełniają codzienne zadania. Nie muszą ukradkiem czynić znaku krzyża, chwalić Boga z lękiem lub po cichu wypowiadać błogosławieństw. Rozbrzmiewają między nimi psalmy i hymny i wręcz prześcigają się, kto lepiej potrafi śpiewać dla Pana. Słysząc i widząc takie postępowanie Jezus się raduje i zsyła im swój pokój. Gdzie jest dwoje, tam także jest i On, tam nie ma szatana”.

Na koniec posłuchajmy jeszcze proroka Izajasza, który mówi o odnowieniu małżeństwa między Bogiem i Jego ludem. Miłość zniszczona przez niewierność oblubienicy odradza się. Ci, którzy byli rozdzieleni, szukają się i ta, która uważała się za porzuconą zostaje nazwana „Moje w niej upodobanie”: „Jak oblubieniec weseli się z oblubienicy, tak Bóg twój tobą się rozraduje /Iż.62,1-5/. Jeśli są, a zapewne są - może nawet tutaj, a może wśród naszych znajomych - małżonkowie zniechęceni do swojego małżeństwa, żyjący w straszliwym stanie, jakim jest rozwód serca, niech poczują, że w tych słowach zawarta jest obietnica także dla nich: Bóg jest wierny i to jest gwarancja. Bóg uczynił twoje małżeństwo sakramentem. On, który pewnego dnia dał łaskę miłości małżeńskiej, który wybrał dwoje ludzi przed założeniem świata, może odnowić i nieustannie to czyni, waszą łaskę i miłość!

Amen

Renzo Bonetii, Mówić kocham ciałem i duszą, Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 2003.

Tamże, s. 10-13, nn.

Tamże, s. 14.

Tamże, s. 17.

Renzo Bonetti, s. 28.

Tamże, s. 34.

Tamże, s. 44.

Tertulian, Ad uxorem Ii, 6-9.

1



Wyszukiwarka