ks cyran 07


Nie wszystko zależy od nas - łaska i modlitwa

Z pewnością wielu znane jest opowiadanie o człowieku, który przewoził swoją łódką ludzi z jednego brzegu na drugi. Na wiosłach od łódki wyrył nożem dwa napisy po łacinie: na jednym „ora”, na drugim „labora”, tzn. módl się, pracuj. Pewnego razu nad brzegiem rzeki pojawił się młody człowiek, nowocześnie ubrany, pewny siebie. Chciał dostać się na drugą stronę rzeki. Wsiadł, więc do łódki przewoźnika a gdy łódka odbiła od brzegu, zauważył słowa wyryte na wiosłach łódki. Zaciekawiony zapytał przewoźnika, co to znaczą te słowa? Ten mu wyjaśnił ich znaczenie: „módl się i pracuj”. Młodzieńca rozbawiła odpowiedź i wnet zaczął pouczać przewoźnika, że w dzisiejszych czasach, to modlitwa już jest niepotrzebna, że trzeba liczyć na siebie, trzeba brać sprawy w swoje ręce, że modlitwa to strata czasu, więc nie ma sensu się nią zajmować. A przewoźnik, mądry człowiek, słuchał tych „mądrości” młodzieńca a w pewnym momencie mówi mu tak: „Jeśli pan chce, to panu pokażę, że konieczna jest nie tylko praca, ale potrzeba jest i modlitwa. I kiedy wypłynął na środek rzeki, gdzie nurt rzeki był najbardziej rwący, wtedy odłożył wiosło z napisem „módl się”. Nietrudno zgadnąć, że wówczas łódka zaczęła niebezpiecznie przechylać się i obracać wokół własnej osi, wydawało się, że niedługo zatonie w nurcie rzeki. „Co pan wyprawia?” krzyknął młodzieniec do przewoźnika, niech pan chwyci drugie wiosło, bo się potopimy! Nic, chcę ci tylko pokazać młody człowieku, że potrzebne są dwa wiosła i prawe i lewe, tak jak potrzebna jest w życiu i modlitwa i praca. Jeśli chcemy szczęśliwie dopłynąć na drugi brzeg. Sama praca nie wystarczy, bo nie wszystko zależy od nas.

Karolina była, jak wszyscy zresztą w domu, człowiekiem ciężkiej pracy. Wymuszały ją trudne warunki życia w tamtych czasach, bieda, głód i niedostatek. Praca, zwłaszcza w okresie od wiosny do jesieni, wypełniła większość dnia, nawet kilkanaście godzin na dobę. Znała jej ciężar, uciążliwość i wagę Karolina jak nikt inny. Wiedziała, że nic samo się nie stanie, że potrzebny jest pot, zmęczenie, wysiłek. Ale wiedziała również, że praca wykonywana z największym nawet zaangażowaniem nie wystarczy. Rozumiała, że w życiu konieczna jest łaska. Dlatego była człowiekiem modlitwy.

Co to jest łaska?

Oto skazany na śmierć oczekuje wykonania wyroku, ale dzięki przychylności i dobroci władcy zostaje ułaskawiony, darowano mu karę. Mówimy wówczas w języku potocznym, że okazano mu łaskę. Podobnie w języku biblijnym łaska oznacza absolutnie łaskawą, wolną i niewyjaśnioną Bożą przychylność. Bóg jest bogaty w łaskę tzn. jest nam przychylny, aprobuje nas, ma w nas upodobanie. Łaska to Jego niewyjaśniona niczym miłość do stworzenia. Miłość, która daje wszystko człowiekowi, ocala człowieka, usprawiedliwia go, przeznacza człowieka do życia. Łaska jednak to coś więcej niż przychylność Boga wobec nas, to Jego obecność, bliskość Boga wobec człowieka. Łaska to bliskość i obecność Boga.

Chrześcijaństwo głosi z całą mocą, że na początku wszystkiego jest łaska, wolne i niezasłużone wybranie przez Boga, Jego niewyjaśniona przychylność i miłość. Łaska jest słowem, które podsumowuje całe orędzie chrześcijańskie i całą Ewangelię. I jej najważniejszym przesłaniem. Zbawienie jest czystą łaską, a nie wynikiem chcenia człowieka: „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga.”

Największa herezja i głupota

„Pokusa człowieka nowoczesnego polega na wykazaniu, że do czynienia dobra nie potrzeba Boga” (Yves Congar, Chrystus i zbawienie świata).

Największą herezją i głupotą niewierzącego jest przekonanie, że o własnych siłach może zrobić nie mniej niż z pomocą łaski. W kulturze technologicznej, w której żyjemy, a która odwołuje się ciągle do możliwości człowieka, kuszą nas propozycje typu: uwierz w swoje możliwości, uwierz w siłę… swoich pieniędzy, miejsce na łaskę kurczy się niemal całkowicie. Potrafimy coraz więcej spraw załatwić sami, ustrzec się chorób, przedłużyć życie, zapanować nad siłami natury i poznać ich działanie. Możemy, więc uwierzyć, że również zbawimy się sami, o własnych siłach. Nie ma większej głupoty. Bo jeśli chcemy żyć nie tylko w miarę dobrze, ale również żyć wiecznie, to tego bez łaski nie potrafimy.

„Czynić dobrze bez pomocy Bożej jest rzeczą tak samo niemożliwą, jak sprawiać, by słońce świeciło w nocy” (Św. Teresa z Lisieux).

Pozwól mi działać!

Anna Kamińska napisała kiedyś: „Nie lękaj się jest łaska, gdyby nie to, nie było by nic oprócz lęku.” Chrześcijaństwo to jest religia łaski. Łaska jest znakiem charakterystycznym chrześcijaństwa różniąc go od każdej religii. Założyciele innych religii ograniczają się do dania przykładu. Chrystus nie tylko daje przykład, ale daje łaskę.

Do św. Małgorzaty Marii Alacoque, wielkiej apostołki kultu Serca Jezusowego, Pan Jezus powie z niezwykłą żarliwością: „ Pozwól mi działać.” Takie jest chrześcijaństwo, zaczyna się ono tak prawdziwie dopiero wtedy, gdy pozwalamy działać Bogu w naszym życiu. „Jezus wyręczy mnie we wszystkim - pisała św. Małgorzata - jeśli tylko pozwolę Mu działać w sobie, będzie uzupełniał wszystkie moje niedostatki.”

Życie chrześcijańskie jest łatwe i trudne zarazem. Nie trudzimy się sami; dana jest nam pomoc. Chrystus pracuje w nas, ale my także pracujemy. Obie strony biorą aktywny udział w tym dziele. Ilekroć upadamy, tylekroć Bóg nas podnosi. Z drugiej strony, stoi przed nami cel niewyobrażalnie trudny, a mianowicie, dążenie do absolutnej doskonałości.

Ponowne odkrycie łaski Bożej jest także wezwaniem do nawrócenia. Co zrobiłem z łaską Bożą? Co z nią robię? Bóg chce mnie zbawić, czy Mu w tym pomagam.

Św. Paweł ostrzega: „Współpracując zaś z Nim napominamy was, abyście nie przyjmowali na próżno łaski Bożej” (2 Kor 6, l). Można, więc przyjmować „na próżno” łaskę Bożą, to znaczy pozwolić jej upaść w próżnię; to jest straszne.

Język chrześcijański wypracował wyrażenie „trwonić łaskę”. Ma to miejsce wtedy, gdy nie kultywuje się łaski w taki sposób, by mogła przynieść owoce szlachetnego życia.

Nie wystarczy jej strzec, ale trzeba ją kultywować i przyczyniać się do jej wzrostu, ponieważ można „wzrastać w łasce”, jak jest powiedziane o Jezusie. Stwierdziwszy: „za łaską Bożą jestem tym, czym jestem” św. Paweł dodaje: „a dana mi łaska Jego nie okazała się daremna" (l Kor 15, 10).

Musimy uwierzyć łasce, uwierzyć, że Bóg nas kocha, że jest nam rzeczywiście przychylny. I współpracować z łaską.

Dziecko z wiadrem wody

Z łaską i naszą współpracą z Bogiem jest tak mniej więcej jak z małym dzieckiem, które - wyobraźmy to sobie - chce pomóc mamie w niesieniu wiadra wody ze studni. Dziecko ma zaledwie parę latek, małe i słabe rączki, ale wielki zapał do pomocy. Chwyta, więc rączkami ucho wiadra, wysila się próbując pomóc. Ale tak naprawdę to nie tyle pomaga, co przeszkadza wisząc na wiadrze, przechylając je i rozlewając wodę. Biedna mama właściwie musi nie tylko wiadro dźwigać, ale jeszcze i uwieszone na nim dziecko. Obiektywnie niewiele warta taka pomoc dziecka, ale w oczach mamy liczy się i ma swoją wartość, dlatego na nią pozwala, bo chce uczyć dziecko współdziałania. Nasze współdziałanie z łaską Bożą jest podobne. To bardziej Bóg nas dźwiga i niesie i prowadzi, choć my niejednokrotnie wprost przeszkadzamy. Ale On potrzebuje tak ubogiej, nieporadnej naszej pomocy, naszej pracy, naszego współdziałania. Bo choć stworzył nas bez nas, to nie zbawi nas bez nas.

Prosić o łaskę

Wiara, łaska i modlitwa są ze sobą splecione w sposób konieczny. Jezus mówi: „Beze mnie nic uczynić nie możecie”.

„Bez Boga nic” - jest to kluczowa zasada chrześcijańskiej wizji życia. Jest to zasada pierwszeństwa łaski. Każdy z nas jest kuszony, aby zmieniać porządek zasady, to znaczy, aby polegać bardziej na sobie i na włas­nych planach niż na łasce; aby wyprzedzać łaskę w działaniu. Papież pisze dobitnie: „Biada jednak, gdybyśmy zapomnieli, że bez Chrystusa nic nie możemy uczynić” (por. J 15,5).

Bóg jednak nie prowadzi sprzedaży. Jeśli chcesz otrzymać - proś! Modlitwa jest jedną z dróg, którą wybrał Bóg, by podzielić się z nami swoją nieskończoną potęgą. Bóg chce nam dać wszystko, co jest potrzebne do dobrego życia, ale musimy być zdolni to przyjąć, musi być w nas przestrzeń na działanie Boga. Modlitwa stwarza taką przestrzeń. Jest kanałem, który łączy nas z Bogiem. Podpięci do Boga więzią modlitwy stajemy się zdolni do przyjmowania Jego mocy.

Chcesz otrzymać? Proś, a wszystko ci się stanie. Żeby zgodzić się, że bez Boga nic trzeba pokory. Święta Teresa z Avila podkreśla, że gmach modlitwy wznosi się na pokorze. „Człowiek jest żebrakiem wobec Boga” - św. Augustyn. Człowiek jest tym, który prosi. To jest dziś coraz trudniejsze. Nie chcemy prosić, chcemy sami sobie brać i radzić.

Wiara bez modlitwy usycha i staje się martwa jak kwiat bez wody. Od modlitwy zawsze zależało i będzie zależało „tętno” życia chrześcijańskiego. Od modlitwy będzie najbardziej też zależała jakość, poziom, temperatura naszego związku z Bogiem. Od poziomu modlitwy i kontemplacji zależy w dużej mierze poziom chrześcijaństwa.

Bez modlitwy człowiek zostaje sam, ze swoimi tylko ludzkimi możliwościami, z ludzkim tylko sposobem myślenia, wartościowania, z ludzkim ograniczeniami, granicami. Sam - czyli bez łaski.

Pierwsze: Chwała Boża i zbawienie wieczne

O co się modliła? Tego nie wiemy, ale znamy opinię proboszcza Karoliny, ks. Władysława Mędrali, która pokazuje duchowość tej dziewczyny a więc mówi również o jej modlitwie. „Całe jej zachowanie wskazywało, że kierowała się jedynie motywem chwały Bożej i zbawienia duszy”.

A po co ja do Boga przychodzę, czego od Niego oczekuję? Czy nie jest z nami czasami tak jak z tym wieśniakiem, o którym mówi stary mistrz duchowy. Miał być ten wieśniak przyjęty przez króla na audiencji, mógł porozmawiać z królem, mógł bezpośrednio do niego skierować swoją prośbę, była to jego życiowa okazja. Gdy jednak nadeszła ta chwila i znalazł się w obecności władcy, o co spytał? Prosił króla, aby ten podarował mu kwintal gnoju na jego pole.

Jezus mówi do nas: „Szukajcie królestwa Bożego, a wszystko inne będzie wam dodane.” A my prosimy o piątkę w szkole, o miliona w totolotku, czy o inne drobiazgi najczęściej materialne. Nie dziwmy się, że Bóg nie zawsze będzie wysłuchiwał takich próśb, bo Bóg daje przede wszystkim to, co jest związane z królestwem, co służy temu królestwu. Stąd nie zawsze daje to, o co prosimy, daje to, co jest nam bardziej potrzebne.

Warunki

Zawsze w postawie klęczącej, na gołej ziemi, z głową pochyloną, albo z oczami wpatrzonymi w święty obraz. Tylko takie były w domu Kózków. Klimat taki niewątpliwie sprzyjał skupieniu.

Bóg jest obecny wszędzie, a więc i modlić można się absolutnie wszędzie: w domu, w kaplicy, w kap­licy adoracji, w pociągu, a nawet w kolejce w sklepie (św. Augustyn w toalecie ku zgorszeniu matki Moniki).

Ale trzeba oczywiście szukać miejsc, które poma­gają nam się wyciszyć, skupić i odnaleźć obecność Boga. Najlepszym miejscem adoracji jest kaplica, zwłaszcza, jeśli wystawiony jest Najświętszy Sakrament. Stajemy wówczas w rzeczywistej obecności Pana.

Jeśli modlimy się w domu, dobrze jest przezna­czyć na ten cel jakiś specjalny kąt i urządzić go po swojemu, z ikonami, świecą czy też małym ołtarzy­kiem, wszystkim tym, co może nam pomóc. Po­trzebujemy dostępnych, odczuwalnych znaków, dlate­go, że przed wiekami Słowo stało się ciałem. W imię nowoczesności w wielu wypadkach pozbyliśmy się obrazów religijnych z naszych domów, zastępując je byle czym. Zostały tylko niewielkie, symbolicznej wielkości krzyżyki zawieszone gdzieś w dyskretnym i nierzucającym się w oczy miejscu. Odmawiając tym rzeczom (krzyżowi, obrazom, ikonom) wartości, pozbywając się ich pozbywamy się rzeczy, które mogą w znacznym stopniu pomóc nam się skupić.

Czasem, gdy modlitwa staje się trudna, jedno spojrzenie na ikonę czy płomień świecy wprowadza nas z powrotem w obecność Pana. Wiele dziś rodzin odczuwa potrzebę posiadania w domu jakiegoś pokoju czy też części pokoju, która byłaby rodzajem kaplicy. To bardzo dobry znak.

Cisza i mrok

Cisza i mrok - to były zewnętrzne okoliczności modlitwy Karoliny. Cisza, gdy wszyscy już spali, mrok, bo lampę gaszono dla oszczędności.

To jest wielkie wskazanie dla nas. Najpierw, ten, kto chce usłyszeć Boga powinien szukać ciszy. Zadbać o wyciszenie zewnętrzne i wewnętrzne.

„Nie argumenty, ale codzienny harmider pomoże ci najlepiej, aby utrzymać twojego pacjenta z dala od Kościoła - takich rad udziela stary diabeł młodszemu w słynnej książeczce C. S. Lewisa.

Obecność Boża, której tak bardzo pragniemy, może się zjawić jedynie w milczeniu. Hałas, jaki panuje w nas i wokół nas znacznie utrudnia modlitwę. Istnieje oczywista i ścisła zależność pomiędzy przytłoczeniem bodźcami zewnętrznymi a pewną niewrażliwością na bodźce wewnętrzne. Im mocniejsze bombardują nas bodźce zewnętrzne, tym mniej jesteśmy zdolni usłyszeć bodźce wewnętrzne. Tymczasem współczesna kultura audiowizualna, dla przyciągnięcia jeszcze większej uwagi człowieka, odwołuje się coraz częściej do bodźców patologicznych (przemoc, patologie charakterologiczne, seksualne. To wszystko tępi naszą wrażliwość duchową. Dlatego nakazem chwili jest mądra ucieczka od zgiełku, walka o wyciszenie zewnętrzne i wewnętrzne.

Bóg nie krzyczy, On szepce. Przypomnimy sobie Eliasza oczekującego na przyjście Boga na górze Horeb, oraz jego z Nim spotkanie: Bóg nie był ani w burzy, ani w trzęsieniu ziemi, ani w ogniu, ale w poszumie łagodnego wiatru (por. l Krl 19,9-14). Bóg nigdy nie przemawia w zgiełku.

Do rozwoju modlitwy bardzo potrzebujemy też większego wyciszenie nie tylko słuchu, ale i oczu.

Pora modlitwy.

Karolina ciągle „pamiętała na obecność Bożą - tego uczyli nas rodzice”. To był wyraźny rys modlitwy Karoliny”. Często mówiła z najgłębszym przekonaniem, że „Pan Jezus na nas patrzy i zawsze nas widzi”. Ale oprócz tej ciągłej świadomości, że Bóg jest blisko, Karolina szukała częstych z Nim spotkań. Modliła się w ciągu dnia i w drodze do kościoła, przy pasieniu bydła, odmawiając Różaniec, czy śpiewając godzinki. Nigdy nie opuściła pacierzy porannych czy wieczornych.

Jezus mówi: „Nieustannie się módlcie”. Należy to wezwanie rozumieć nie tylko jako nakaz ciągłej modlitwy, ale również jako podkreślenie, że każdy czas jest dobry na modlitwę. Każda pora jest dobra, żeby się modlić. Dobrą porą na codzienną modlitwę jest nie tylko początek, czy schyłek dnia, ale i wszystkie chwile w ciągu dnia. Trzeba też nauczyć się korzystać z łaski, jaką niosą w sobie niektóre okoliczności. Niewątpliwie chwile, które następują po komunii to uprzywilejowa­ny czas doskonale nadający się na modlitwę wewnęt­rzną.

Wydaje się jednak, że rzecz szczególnie ważna i warta podkreślenia w tym miejscu to stałość modlitwy. Modlitwa powinna stać się czymś stałym w każdym dniu. Powinna być częścią codziennego rytmu dnia, tak żeby jej miejsce w tym rytmie nie było więcej kwestionowane. Wierność będzie przez to znacznie łatwiejsza. Ludzkie życie składa się z rytmów: rytmu serca, oddechu, dnia i nocy, posiłków, itd. Podstawowy rytm życia to rytm dnia. Modlitwa powin­na stać się modlitwą codzienną.

Modlit­wa powinna wejść w taki rytm, stać się czymś stałym, równie koniecznym do życia, jak inne składniki tworzące naszą egzystencję.

Miejsce, jakie Bóg zajmuje w naszym sercu, to jednocześnie miejsce, jakie ma w rytmie naszego dnia, w naszych przyzwyczajeniach.

Długość, czyli jeszcze się wyśpię

Modliła się długo. Wieczór modliła się długo, kiedy myśmy poszli spać - wspomina siostra Karoliny. Kiedy tatuś się obudził i wołał na nią: „Idźże spać, bo zimno, nie klęcz tyle” - ona odpowiadała: „Jeszcze się wyśpię”.

Zostawała długo w kościele po nabożeństwie, tak, że koleżanki musiały ją wywoływać: „choć już, bo cię odejdziemy”.

Ze wspomnień rodzeństwa wiemy, że w niedziele Wielkiego Postu wyruszała z domu o godz. 8.00 na Mszę św. Po Mszy zostawała na drogę krzyżową, a potem jeszcze na gorzkie żale. W domu była z powrotem ok. godz. 19.00. Jako posiłek służyła jej wówczas jedna kromka chleba.

Ile tego czasu? Pewne światło może na to rzucić scena, jaka rozegrała się w domu Łazarza, gdzie „Maria wzięła funt szlachetnego i drogocennego olejku narodowego i namaściła nogi Jezusowi, a włosami swymi je otarła. A dom się napełnił wonią olejku” (J12,3). Było to wielkie marnotrawstwo, taki „kosmetyk” kosztował mniej więcej tyle ile wynosił roczny zarobek pracownika średnio wykwalifikowanego! A więc oszczędności całego może życia w jednej chwili zostały „zmarnowane” na ten jedyny gest miłości. Judasz się oburzył, ale Jezus pochwalił ten hojny gest Marii. Modlitwa jest znakiem miłości, a miłość jest ze swej natury rozrzutna.

Gdyby przyszedł do mnie przyjaciel, chcąc się spotkać ze mną, a ja bym mu powiedział: „mam dla ciebie 5 minut”, jakby się wtedy poczuł. Pięć minut poświęcamy komuś, od kogo chcemy się uwolnić!? Przeznaczyć na modlitwę pięć minut, to tak, jakby w ogóle nie dać Bogu czasu. Ofiarujemy czas ludziom, którzy wiele dla nas znaczą.

Czas ofiarowany Bogu jest dowodem, że Bóg jest dla nas naprawdę ważny.


Wierność, czyli do kościoła w najgorszy czas.

Najpobożniejsza dziewczyna w Wał-Rudzie. Jej gorliwość była niemal przysłowiowa. „Nawet w najgorszy czas potrafi pójść na Mszę św.”

„Do kościoła uczęszczała w dni powszednie, gdy miała czas. Nie zaniedbywała przez to obowiązków zleconych jej przez rodziców. Nie przeciągała modlitw, by nie psuć porządku domowego. Uczestniczyła w nieszporach i gorzkich żalach, drodze krzyżowej, nabożeństwie majowym i październikowym.

Ten, kto an­gażuje się w modlitwę wewnętrzną, powinien na pierw­szym miejscu postawić wierność. Najbardziej liczy się nie to, czy modlitwa jest udana, piękna, pełna głębo­kich myśli i uczuć, lecz to, czy jest wytrwała i wierna. Najważniejsza jest, jeśli można tak powiedzieć, nie jakość modlitwy, ale jej wierność. Modlitwa stosun­kowo krótka, skromna, nawet sucha, ale mimo roztargnień, powtarzana każdego dnia, będzie stokroć więcej warta i przyniesie nieskończenie więcej owoców niż długie, płomienne modlitwy od czasu do czasu, zależ­nie od okoliczności. Pierwsza walka, jaką przychodzi nam stoczyć (już po decyzji, żeby wejść w modlitwę na poważnie) dotyczy wierności. Wierności za wszelką cenę, choćby nie wiem jak dużo miała nas kosztować, albowiem „zniechęcenie gubi dusze”. Nie wolno na to pozwolić.

Walka o wierność nie jest łatwa. Szatan za wszelką cenę będzie się starał nas odwrócić od modlitwy, zbyt dobrze zna stawkę tej gry. Dlatego Szatan robi wszystko, żeby przeszkodzić wierności. Niczego bardziej nienawidzi jak modlitwy. Podpowiada nam inne pilne zajęcia, aby oderwać nas od tego naprawdę ważnego, jakim jest spotkanie z Bogiem.

Ojciec pustyni, Abba Agaton poucza nas: „Zawsze, kiedy człowiek pragnie się modlić, nieprzyjaciele chcą mu w tym przeszkodzić. Bowiem wiedzą, że będą mogli pohamować jego postęp jedynie wtedy, gdy odciągną go od modlitwy. Człowiek będzie musiał walczyć o modlitwę aż do ostatniego tchu.”

Potrzebna jest, zatem determinacja. Zwłaszcza na początku. Święta Teresa mocno to podkreśla. „Wracając tedy do tych, którzy pragną pić z tej wody żywej i iść drogą do niej wiodącą, aż dojdą do samego źródła, nasuwa się pytanie: od czego mają zacząć? Sądzę, że wszystko polega na tym, by przystąpili do rzeczy z niezachwianym postanowieniem, iż nie spoczną, póki nie staną u celu. Niech przyjdzie, co chce, niech boli jak chce, niech szemrze, kto chce, niech własna nieudolność stęka i mówi: nie dojdziesz, umrzesz w drodze, nie wytrzymasz tego wszystkiego, niech i cały świat się zawali z groźbami”.

Różaniec na szyi

Kochała modlitwę różańcową. W ostatnich latach życia codziennie odmawiała trzy jego części. Różaniec zawsze miała przy sobie, zawieszony na szyi, co wówczas było dość powszechnym zwyczajem. Koleżankę zachęcała: „miej zawsze różaniec przy sobie”.

Na pytanie: dlaczego tak często odmawia Pozdrowienie Anielskie, odpowiadała z właściwą sobie prostotą: „odmawiam Zdrowaś, bo mi tak błogo i radośnie na sercu, gdy je odmawiam”.

Różaniec można nazwać „streszczeniem Ewangelii”. Rozważanie tajemnic Różańca prowadzi do «głębszego poznania tajemnicy Boga - to jest Chrystusa», w którym «wszystkie skarby mądrości i wiedzy są ukryte» (Kol 2,2-3). Jest to poznanie Jezusa drogą Maryi, Dziewicy z Nazaretu, Nie­wiasty wiary, milczenia i słuchania.

Już w jednym z pierwszych dni swego pontyfikatu, 29 października 1978 r., Jan Paweł II wyznał: „Różaniec jest moją ulubioną modlitwą. Przecud­na to modlitwa. Cudowna z racji swej prostoty i głębi”. I do­dał słowa, które, jak się wydaje, wskazują na to, co stanowi „przedziwny sekret różańca” - jego zdolność wpisania w ta­jemnice zbawcze osobistych doświadczeń człowieka i aktu­alnych wydarzeń świata: „Równocześnie nasze serce potra­fi wpleść w te dziesiątki Różańca wszystkie wydarzenia, które składają się na życie jednostki, rodziny, narodu, Ko­ścioła i ludzkości. A więc, koleje życia osobistego, bliźnich, a w szczególności tych, którzy są nam bardziej bliscy, któ­rzy są drożsi naszemu sercu. W ten sposób ta prosta modli­twa różańcowa pulsuje rytmem życia ludzkiego”.

„Bóg nas nie opuści”.

Często mówiła: „Bóg nas nie opuści”. Modlitwa daje siłę do ufności.

Jak wzrastać w ufności wobec Boga? Na pewno nie tylko spekulacjami rozumowymi i rozważaniami teologicznymi. Potrzebne jest modlitewne spojrzenie na Jezusa. Kontemplować Jezusa, który oddaje swoje życie za nas, karmić się tą „zbyt wielką miłością”, jaką On wyraża na Krzyżu, oto, co naprawdę napawa ufnością. „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” - ustawicznie kontemplowany, ogarniany spojrzeniem miłości i wiary, Jezus potrafi stopniowo umacniać nasze serca w ufności. Czego można się obawiać ze strony Boga, który w tak wyraźny sposób okazał nam swoją miłość? Czy On potrafiłby nie być dla nas w całości dla naszego dobra, czy zdołałby nie zrobić wszystkiego dla nas, ten Bóg - przyjaciel ludzi, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, gdy byliśmy jeszcze grzesznikami, i jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? (Rz 8,31-32) Jeśli Bóg jest z nami, jakież zło może nas jeszcze dosięgnąć?

Dlatego powinniśmy dostrzec bezwzględną konieczność modlitwy, aby wzrastać w zaufaniu. Trzeba koniecznie naleźć czas na dokarmianie własnego serca poprzez modlitwę. Przekonania, jakie wsącza w nas modlitwa, są o wiele silniejsze niż te, jakie wypływają z rozumowania, choćby w najwyższym stopniu, teologicznego.

Karolina mówiła swoim koleżankom: „Coraz bardziej kochaj Pana Jezusa i dobrze się módl, to i ty zrozumiesz”.

Wydaje się, że była go głównie modlitwa uwielbienia. Znała na pamięć Magnificat i co znamienne Te Deum Laudamus po łacinie, ze zrozumieniem, uważając je za najpiękniejsze i najbardziej uroczyste pieśni. Oprócz modlitwy uwielbienia, modlitwa przebłagania: „jest za co Pana Boga przepraszać”

Pobożność eucharystyczna.

Duch adoracji mocno wybija się w jej postawie religijnej. Miała szczególne nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu. We Mszy św. uczestniczyła w każdą niedzielę i często w dni powszednie. Skupienie po przyjęciu Komunii św. było zauważalne. Kiedy kapłan przyjeżdżał do chorego zwykle przybywała tam i Karolina, by modlić się z innymi. Często też przygotowywała dom chorego na godne przyjęcie Pana Jezusa.


5

7

14



Wyszukiwarka