Jezus Chrystus, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, katolik. czyli, chomiki w katolickiej atmosferze, o.raniero cantalamessa


Jezus Chrystus, Zbawiciel całego człowieka

2007-04-27- Przygotujcie drogi Pańskie, SCJ, Kraków 1999

Niedawno opublikowano trzy nieznane teksty Pawła VI zawierające notatki i refleksje, robione przez niego przy okazji osobistych dni skupienia. W jednym z nich z 18 lipca 1974 roku czytamy: "Aby poznać Chrystusa, trzeba wierzyć w Niego. Napór egzegez częściowych lub fałszywych, przyzwyczajenie do formuł słownych, zmęczenie, jakie zadaje umysłowi wiek i wiele innych błądzeń czy załamań myśli, osłabiają, a niekiedy nawet gaszą również w wiernym naśladowcy poznanie przemienione Jezusa, zadziwienie, radość, stopniowe odkrywanie ludzko-boskiej rzeczywistości tak, że potrzeba, aby nieustannie, gdy jeszcze nieustannie trwa ten półmrok życia doczesnego, było rozbudzone nasze kontemplowanie Jezusa Chrystusa. Domine, ut videam (Łk 18,41)".

To lektura także tych słów doprowadziła mnie do obrania Osoby Jezusa Chrystusa za temat tej medytacji. Ma ona bowiem pomóc w odnalezieniu tego właśnie "przemienionego poznania" Chrystusa. Poznania, które wychodząc z danych biblijnych oraz zagadnień historycznych i teologicznych, nie zatrzyma się na nich, ale je przekroczy, by dojść do ustanowienia kontaktu głębokiego, jak człowiek z człowiekiem, z Chrystusem zmartwychwstałym i żyjącym. Myślę, że o takim poznaniu zamierzał mówić Apostoł, kiedy wydawał okrzyk niczym westchnienie: "(...) bylebym pozyskał Chrystusa (...) przez poznanie Jego (...)" Flp 3,8.10). Jego, czyli Jezusa Chrystusa z krwi i kości; nie idee, doktryny czy herezje o Nim. "Poznać", czyli nie tyle pojąć na sposób intelektualny i oderwany Greków, ile w znaczeniu biblijnym, doświadczyć, miłować czy nawet posiąść. "Poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę" (Ef 3,19). Chodzi o poznanie składające się nie z liter, ani z jakiegoś ułożenia ust - powiedział pewien poeta - ale o swego rodzaju "uderzenie w środek serca" (p. Claudel).

1. Na ramionach olbrzymów

Z takim zamiarem i w tym duchu powracamy do naszych refleksji nad tytułem Jezusa "Zbawiciel". Tytuły chrystologiczne w Nowym Testamencie są swego rodzaju katalizatorami, wokół których niejako skrystalizowała się znaczna część wiary w Jezusa Chrystusa. Są niczym wypełnione plastry miodu oczekujące na zebranie ich zawartości, aby ofiarować całe swe bogactwo i słodycz. W myśli Ojców Kościoła tytuły (zwane po grecku epinoiai) służą do rozróżniania różnych aspektów zbawczego działania Chrystusa; wyrażają wielość Jego funkcji jako, że są one inne od dogłębnej jedności Jego istoty. We współczesnym ujęciu, bardziej historycznym niż ontologicznym, są one uważane raczej za stopnie rozwoju wiary Kościoła w Chrystusa. W tym znaczeniu powiedzieliśmy, że "Zbawiciel" odzwierciedla najbardziej dojrzałe stadium wiary, gdy wchodzi ona w dialog z kulturą hellenistyczną.

W tej medytacji chcemy zastanowić się nad innym aspektem tytułu Zbawiciel. Już nie "kto" jest zbawiony przez Chrystusa, ale "co" jest zbawione przez Chrystusa: Jezus Zbawiciel nie tylko wszystkich ludzi, ale też całego człowieka. Po rozległości zbawienia chcemy uwzględnić także jego głębię. Powinno nam to pomóc w tym, aby "Chrystus zamieszkał przez wiarę w sercach naszych", i aby zamieszkał w nich w całej swej "szerokości, długości, wysokości i głębokości" (por. Ef 3,17). Nie w jakiejś pomniejszonej formie.

By to uczynić, wejdziemy, jak zawsze, na ramiona olbrzymów. W niektórych średniowiecznych katedrach gotyckich można zaobserwować ciekawe posągi. Mali ludzie stojąc na ramionach mężczyzn olbrzymiej postury, obserwują horyzont trzymając jedną rękę nad oczami. Olbrzymi przedstawiają Apostołów, proroków i Ojców Kościoła; unoszeni przez nich możemy widzieć nawet dalej niż oni. Jest to obrazowe przedstawienie samej koncepcji Tradycji. Żywa Tradycja Kościoła jest źródłem postępu. Jedynie ten, kto umieszcza się w Tradycji, może pójść dalej. O Tradycji można powiedzieć tym bardziej to, co św. Augustyn mówił o starym Prawie: jest ona brzemienna Chrystusem. Tym, czego najbardziej jej potrzeba, to doświadczonych rąk akuszerki, które pomogą wydać na świat tego Chrystusa, którym jest ona brzemienna. Wyznaję, że w moim posługiwaniu nie mam innej ambicji poza tą, by być w mej małości jedną z tych "akuszerek", które pomagają Tradycji również dziś wydać na światło "wielkiego Jezusa", którym jest wypełniona.

Tym razem olbrzymami, na których chcę się oprzeć, są przede wszystkim Ojcowie greccy. Powiedziałem wcześniej, że debata na temat związku pomiędzy Jezusem a zbawieniem rozwija się w dwóch dziedzinach, czy w dwóch kontekstach różnych pomiędzy sobą: w kontekście eklezjologicznym i w kontekście chrystologicznym. I tak podczas, gdy pierwsza debata (koncentrująca się na założeniu "Poza Kościołem nie ma zbawienia") rozwija się, jak widzieliśmy, prawie wyłącznie w obrębie Kościoła łacińskiego, to druga (koncentrująca się na założeniu "To, co nie jest przyjęte, nie jest zbawione") rozwija się, jak to zobaczymy, zasadniczo, choć nie wyłącznie, o obrębie Kościoła greckiego. To nam przypomina, że aby przedstawić światu całego Chrystusa potrzebujemy połączyć dary różnych Kościołów, odnaleźć jedność pomiędzy wszystkimi Kościołami. Apel o jedność wychodzi z samej tajemnicy chrześcijańskiej. Bóg uczynił niejako dwa klucze, by dotrzeć do pełni tajemnicy chrześcijańskiej i powierzył je: jeden chrześcijaństwu zachodniemu, a drugi wschodniemu, ażeby żadne z nich nie mogło dojść do pełni bez drugiego.

2. Wymiar antropologiczny zbawienia

Refleksja nad przedmiotem zbawienia, nad tym "co" jest zbawione przez Chrystusa, następuje równolegle z refleksją na temat pełnego i rzeczywistego człowieczeństwa Zbawiciela, ciągnącą się przez ponad siedem wieków. Lepiej niż wszystkie inne rozważania uwydatnia ona wewnętrzny związek, jaki zachodzi pomiędzy soteriologią a chrystologią, pomiędzy wykładem o istocie a wykładem o działaniu Chrystusa. W starożytności refleksja taka rozwinęła się w trzech sukcesywnych fazach: w każdej z nich widać rozprzestrzenianie się zasięgu działania Chrystusa coraz to głębiej, w głąb człowieka: od ciała do duszy, rozumu, woli, aż po głęboką świątynię jego wolności. Oglądane z dystansu wieków jawi się nam jako okazały proces analogiczny do tego, który na zewnątrz poniósł orędzie zbawienia poprzez ogromny wysiłek, postępy i zastoje, z jednego kontynentu na drugi, aż na krańce ziemi. Proces, który tak samo, jak ten ostatni, wcale nie jest zakończony.

Pierwszą fazę stanowiła długa walka z herezją gnostyków i doketystów. Ich teza mówiła, że Zbawiciel "nie przyjął nic materialnego, ponieważ materia nie ma zdolności zbawienia". Gnostycy w swym dualizmie uznawali zbawienie "od" ciała, nie zbawienie "ciała". Przeciw nim Kościół postanowi, że ciało człowieka jest zdolne do zbawienia, ponieważ jest stworzone przez tego samego Boga, który objawił się w Jezusie; nie przez innego boga, jak oni uważali. Takie zbawienie zasadza się na fakcie, że Chrystus przyjął prawdziwe ludzkie ciało. Ciało jest podstawą zbawienia (caro salutis cardo) - mówi św. Ireneusz - ustalając zasadę o niezmiernym znaczeniu, która odróżnia chrześcijaństwo od innych propozycji religijnych, także aktualnych, dla których to zbawienie polega na uwolnieniu się od materii, na ucieczce od świata w miejsce angażowania się na rzecz świata; krótko mówiąc w oderwany od rzeczywistości spirytualizm.

Już w tej fazie antygnostyckiej pojawia się za sprawą i tym razem Orygenesa, założenie, które odegra zasadniczą rolę w całej debacie: "Człowiek - pisze Orygenes - nie został zbawiony cały, jeżeli Chrystus nie przyjął całego człowieka".

Drugą fazę stanowi kontrowersja wywołana przez Apolinarego z Laodycei. Utrzymywał on, że Chrystus przyjął ciało ludzkie, ale nie przyjął duszy i rozumu ludzkiego. Ludzki rozum w koncepcji platońskiej nie jest niczym innym, jak iskrą boskiego Logosu. Jaka więc potrzeba części istnieje tam, gdzie jest całość? W Chrystusie boski Logos zastępuje rozumną duszę. Rozum ludzki jest wewnętrznie ułomny, dlatego nasze zbawienie nie opierałoby się na pewnym fundamencie, jeżeli w Jezusie byłaby również dusza i wola ludzka.

Odpowiedział mu między innymi św. Grzegorz z Nazjanzu formułując przy tej okazji zasadę, która stała się klasyczna: "To, co nie zostało przyjęte - pisze - nie jest zbawione, podczas gdy to, co jest złączone z Bogiem, to się zbawia. Jeżeliby Adam zgrzeszył połowicznie, połowicznością byłoby również to, co zostało przyjęte i zbawione. Ponieważ jednak zgrzeszył cały, cały również został zbawiony. Nie tylko również rozum zgrzeszył w Adamie, ale jako pierwszy popadł w grzech ( ... ). To, co wykroczyło przeciw czemuś, potrzebowało zbawienia; to, co potrzebowało zbawienia, zostało przyjęte. Dlatego rozum został przyjęty".

Trzecią fazę stanowi walka z herezją monoteletów, która odmawiała Chrystusowi istnienia woli i wolności ludzkiej różnej od Boskiej. Sprzeciwił się jej św. Maksym Wyznawca posługując się jeszcze raz starą zasadą: "Przyjął wszystko moje, aby udzielić mi zbawienia, ponieważ to, co nie jest przyjęte, nie jest zbawione6. Zbawienie osiąga w ten sposób najgłębszy punkt człowieka: jego wolną wolę. Uzdrowienie zachodzi tam, gdzie dokonał się grzech, czyli w woli wcześniej jeszcze niż w rozumie, ponieważ grzech w rozumieniu biblijnym, nie jest przede wszystkim nieznajomością czegoś, jak dla Greków, ale jest przede wszystkim nieposłuszeństwem, czyli aktem woli.

Stajemy tu przed decydującym osiągnięciem w rozwoju myśli religijnej. Najpierw Apolinary z Laodycei, a potem monoteleci, przeczyli istnieniu wolności stworzonej w Jezusie, ponieważ uważali, że to uczyniłoby Go wewnętrznie skłonnym do grzechu, narażając w ten sposób na niebezpieczeństwo Jego zdolność zbawienia innych. Nakazując jej uznanie, prawowierność stwierdza, że wolność jako taka i pierwotnie, nie jest zdolnością czynienia dobra i zła, ale zdolnością czynienia dobra i to czynienia go dobrowolnie. W Chrystusie objawia się prawdziwe oblicze ludzkiej wolności. Jak tu nie dostrzegać aktualności tego osiągnięcia? Jeżeli się nie mylę, to na tej konieczności wyzwolenia samej wolności ludzkiej opiera się zasadnicze rozumowanie, które leży u podstaw niedawnej encykliki papieskiej Veritatis splendor. Prawdą jest to, co mówił S. Kierkegaard: "Terminologia dogmatyczna starożytnego Kościoła jest niczym zaczarowany zamek, w którym spoczywają pogrążeni w głębokim śnie pełni uroku książęta i księżniczki. Wystarczy ich zbudzić, aby stanęli na równe nogi w całej swej wspaniałości".

3. Wymiar kosmiczny zbawienia Chrystusowego

Ale Ojcowie nie ograniczyli się do wyjaśniania wymiaru antropologicznego Chrystusowego zbawienia, przez który dosięga ono całego człowieka. Wyjaśnili również jego wymiar kosmiczny, rozszerzając w ten sposób horyzont od człowieka na historię i cały wszechświat. Już List do Efezjan rozwinął tę ideę Chrystusa, który "odradza i jednoczy pod swym panowaniem świat stworzony, aby doprowadzić go do Boga, świat, który grzech zniszczył i oddzielił: świat ludzi, w którym Żydzi i poganie objęci są tym samym zbawieniem, jak i świat aniołów".

Opierając się na tym Pawłowym pojęciu "zjednoczenia" (por. Ef 1,10), św. Ireneusz postrzega całą historię ludzką rozjaśnioną i zbawioną w Chrystusie. Chrystus bierze na siebie całą historię, aby doprowadzić ją do tego celu, dla jakiego była pierwotnie przeznaczona, czyli do komunii z Bogiem8 . "Jeden jest Bóg Ojciec - pisze - i jeden Pan, Jezus Chrystus, który przemierza całą historię zbawienia, aby w końcu wszystko zjednoczyć w sobie (...). A to dlatego, że tak, jak Słowo panuje nad wszystkimi stworzeniami niebieskimi i niewidzialnymi tak, by miało również prymat nad rzeczami widzialnymi i cielesnymi, a stając na czele Kościoła, przyciągnęło do siebie wszystko w odpowiednim czasie". Tę wspaniałą wizję dziejów widzimy np. w błogosławieństwie Paschału, które mówi: "Chrystus wczoraj i dziś. On jest Początkiem i Końcem. Alfa i Omega. Do Niego należy czas i wieki" (Ipsius sunt tempora et saecula).

Od dziejów wzrok wznosi się ku calem u kosmosowi. "Wszechmogące i Najświętsze Słowo Ojca - pisze św. Atanazy - przenikając wszystkie rzeczy i wszędzie docierając ze swą mocą, udziela światła wszelkiej rzeczywistości, wszystko obejmuje i ogarnia sobą. Nie ma żadnej istoty, która wymknęłaby się spod Jego panowania. Wszystko od Niego w całości otrzymuje życie i przezeń jest podtrzymywane: pojedyncze stworzenia jako jednostki i wszechświat stworzony jako całość".

Ojcowie greccy opierać będą w przyszłości coraz wyraźniej ten wymiar kosmiczny zbawienia Chrystusa na W cieleniu, mówiąc że nie tylko jako Słowo Przedwieczne, ale również jako Słowo Wcielone, Chrystus rozjaśnia i odnawia wszechświat. Jest to myśl, którą jeszcze raz zaczerpnęli od św. Pawła, który mówiąc właśnie o tym Chrystusie, mówi, że "wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone" i że "wszystko w Nim ma istnienie" (Kol 1,16.17) . Słowo poprzez swoje Wcielenie - uważali Ojcowie greccy - zaszczepiło światu nasienie niezniszczalności, które go uświęca u korzenia i wybawia od zepsucia. Eucharystia kontynuuje tę właśnie funkcję jako, że przedłuża ten "kontakt" fizyczny Chrystusa ze światem. "Zepsucie i śmierć nie mają już władzy nad ludźmi dzięki Logosowi, który mieszka w nich swym jedynym ciałem. Kiedy jakiś król wkracza do wielkiego miasta i zamieszkuje w jednym z jego domów, całe to miasto doznaje wielkiego zaszczytu i żaden rozbójnik czy nieprzyjaciel nie ośmieli się napaść na nie i spustoszyć je. Tak też się stało w stosunku do króla wszystkich. Ponieważ przyszedł On na naszą ziemię i zamieszkał w ciele podobnym do naszego, ustały wszelkie zasadzki nieprzyjaciół szkodzących ludziom i zanikło zepsucie śmierci".

4. Chrystus "przyobleczony światem"

Taka jest wizja, przedstawiona możliwie naj krócej, przekazana nam przez Tradycję w odniesieniu do przedmiotu zbawienia, na temat "co" zostało zbawione przez Chrystusa. Ale wiemy, że tytuły chrystologiczne łącznie z tytułem Zbawiciela, są "strukturami otwartymi". Nie w tym sensie, że są otwarte na przyjęcie jakiejkolwiek treści, którą ludzie chcieliby w nich umieścić, niczym puste naczynie, które można napełnić według uznania, ale w tym sensie, że są zdolne objawiać zawsze nowe znaczenia według pytań, z jakimi stajemy przed nimi, niczym pełne naczynia, z których każdy może zaczerpnąć. Tak stało się już w obrębie Nowego Testamentu, kiedy tytuły były w trakcie formułowania się. Przyjmowały one coraz to bogatsze znaczenia stopniowo, jak wiara rozszerzała się z obszaru palestyńskiego na obszar żydowskiej diaspory, a w końcu hellenistyczny. Tak stało się, jak to widzieliśmy, także w okresie patrystycznym.

Tak rozumując przyjrzyjmy się teraz temu, co nowego mogą wnieść także nasze czasy przede wszystkim do zrozumienia wymiaru antropologicznego zbawienia. Widzieliśmy, że Ojcowie rozciągnęli działanie zbawcze Chrystusa na wszystkie obszary człowieka' stopniowo, jak poddawano je pod dyskusję: ciało, dusza, rozum, wola, wolność. Teraz kultura współczesna odkryła nową strefę człowieka, w znakomitej części nie znaną poprzednio, nowy kontynent: podświadomość. Konsekwentnie i ją musimy sprowadzić do uzdrawiającego działania Chrystusa. Również o niej tak, jak o całej reszcie człowieka, należy powiedzieć: "To, co nie zostało przyjęte, nie zostało uzdrowione". Chrystus także przeżywał swoją podświadomość, ponieważ "był człowiekiem podobnym do nas we wszystkim, oprócz grzechu", a podświadomość nie jest grzechem. "Wzrastał On w mądrości" - mówi Pismo święte; wzrastał więc, jako człowiek, również w samoświadomości i wiele rzeczy - łącznie, jak mówią dziś egzegeci, ze świadomością swego posłannictwa - przeszło w Nim ze stanu mniej wyraźnego i mniej świadomego, do stanu coraz bardziej świadomego i chcianego.

Światło, jakie tajemnica Chrystusa rzuca w ten ciemny i niepokojący obszar naszej egzystencji, jakim jest podświadomość, nie ogranicza się do prostego faktu, że ją przyjął i jej doświadczał, choć i to oznacza już wiele. On pomaga nam zejść bez lęku również w to nasze "podziemie", by rozproszyć urojenia i niepokoje, również z niego uczynić materię ofiary, okazję do wzrastania w prawdzie i wolności. Pewien starożytny pisarz pisze, że Chrystus zstąpił do piekieł, "aby i to miejsce podziemne nie zostało pozbawione Jego przyjścia". A inny Ojciec, odnosząc to wydarzenie do wszystkich czasów: "Kiedy słyszysz, że Chrystus zstąpił do piekieł, aby uwolnić dusze tam uwięzione, nie myśl, że są to rzeczy bardzo odległe od tych, które dokonują się dotychczas. Wierz mi, że serce ludzkie jest grobem". Jednym ze współczesnych, którzy odważyli się zejść do tego swoistego Hadesu, jakim jest podświadomość, w towarzystwie Chrystusa, jest F. Dostojewski, zwłaszcza w książce Notatki z podziemia.

Jezus, lekarz ciał i dusz, konsekwentnie jest też lekarzem ludzkiej psychiki. Również na nią rozciąga się dobroczynny wpływ lekarstwa (pharmacum), jakim jest Eucharystia. O Chrystusie trzeba powiedzieć to, co pewien Psalm mówi o słońcu: "nic się nie schroni przed jego żarem" (Ps 19,7). Nie oznacza to, że Chrystus czyni zbytecznym wszelkie odwoływanie się do psychoanalityka czy psychiatry, jak też fakt, że przyjął On ciało nie czyni nieużytecznej medycyny. Jeżeli jednak spotkanie z Jezusem nie rozwiązuje automatycznie wszystkich niepokojów i nerwic, to prawdą jest, że wiele osób otrzymało od Niego inną zdolność dźwigania ich, nie będąc przez nie przygniecionymi, ale czyniąc z nich nawet okazję do uświęcenia.

Także refleksja nad wymiarem kosmicznym zbawienia Chrystusowego doznała w ostatnich czasach znacznego rozwoju, zwłaszcza za sprawą Teilharda de Chardin. Jego oryginalny wkład polega na usiłowaniu zastosowania idei Pawłowej Chrystusa "przez którego i dla którego wszystko zostało stworzone" (por. Kol 1,16) do współczesnego, pojmowanego ewolucjonistycznie, świata. Dokonał tego utożsamiając historycznego Chrystusa z "punktem Omega" ewolucji. Moim zdaniem stanowi to pierwszą realną alternatywę dla chrystologii antycznej opartej całkowicie na utożsamieniu Chrystusa z Logosem. Używana przez niego metoda opiera się na ponownym, pełnym pasji przejrzeniu Objawienia biblijnego i Tradycji patrystycznej, zwłaszcza greckiej i tak samo pełnym pasji nasłuchiwaniu oczekiwań i pewności dzisiejszego świata. Jego usiłowanie przypomina tu w sposób zadziwiający dzieło pierwszych myślicieli chrześcijańskich, którzy usiłowali uczynić przystępną ówczesnemu światu swą wiarę w Chrystusa. Tak, jak poprzez utożsamienie Chrystusa z greckim Logosem, św. Justyn, a po nim inni, zdołali zastąpić nieokreślony i nieosobowy początek racjonalności wszechświata rzeczywistą osobą Chrystusa, tak Teilhard de Chardin utożsamiając Chrystusa Objawienia z Omegą ewolucji nadaje przyszłości świata "w miejsce nieokreślonego zbieżnego ogniska, osobową i określoną rzeczywistość Słowa Wcielonego, w którym wszystko nabiera konsystencji". Z utożsamienia Chrystusa ze statycznym początkiem Logosu rodzi się Chrysto-logia; z utożsamienia Chrystusa z punktem Omega ewolucji rodzi się Chrysto-geneza. W jednym i drugim przypadku jest zapewniona ta podstawa absolutności i uniwersalizmu, jaka jest żywotnym warunkiem do wszelkiej dyskusji na temat Chrystusa.

Powszechna władza Chrystusa nad stworzeniem w tej nowej perspektywie nie przyjmuje już tylko znaczenia prawnego i zewnętrznego, jak to było w przeszłości Oezus jest Królem wszechświata, ponieważ Ojciec takim Go ogłosił i dał Mu wszelką nad nim władzę), ale nabiera znaczenia realnego i wewnętrznego. Zdania takie, jak te św. Pawła mówiące o Chrystusie, który jest "wszystkim we wszystkich" (por. Kol 3,11), który "ma moc podporządkowania sobie wszystkiego" (por. Hp 3,21), nabierają tu znaczenia nowego i bardziej rzeczywistego.

Głos Teilharda de Chardin jest jednym z ostatnich głosów, jakie podniosły się w łonie chrześcijaństwa, aby bez wahania stwierdzić jedyne i powszechne znaczenie osoby Chrystusa przed aktualnym kryzysem. "Nie ma we wszechświecie - napisał on - innego poza jednym centrum jednocześnie naturalnym i nadprzyrodzonym, które porusza po tym samym torze całe stworzenie, najpierw ku największej świadomości, a potem ku najwyższej świętości: Jezus Chrystus, osobowy, a zarazem kosmiczny". Odpowiedział on pełnym twierdzeniem na pytanie, które bardziej niż inne dręczy współczesnych wierzących, a które sformułował w ten sposób: "Czy Chrystus Ewangelii wyobrażany i miłowany w wymiarach świata śródziemnomorskiego, jest jeszcze w stanie rozprzestrzenić się na nasz wszechświat cudownie poszerzony? Czyżby świat znajdował się w takim punkcie, że okazuje się szerszym, głębszym, wspanialszym od biblijnego Boga? Czy nasza religia nie eksploduje? Czy nasz Bóg ulegnie zaćmieniu?". Iluż to, mierząc własną ideę Chrystusa z ideą tego zapalonego i dyskusyjnego wierzącego, byłoby przymuszonych przyjąć, że jest ona jeszcze bardzo nieśmiała i powściągliwa!

Wizja Teilharda de Chardin wywarła, jak wiemy, wpływ pośredni ale decydujący, na niektóre wskazania II Soboru Watykańskiego. Np. kiedy rysuje bardziej pozytywny stosunek do świata współczesnego, kiedy usiłuje dać motywację zaangażowaniu chrześcijan w rzeczywistość ziemską opartą nie tylko na poprawności intencji, ale także na dobru działania jako takiego, itd., aż do obecnego otwarcia na problem ekologii i ochrony przyrody.

Ale Teilhard de Chardin dostarcza przede wszystkim ważnej odpowiedzi na zagadnienie poruszane w poprzedniej medytacji na temat, jak pośrednictwo Chrystusa może dotrzeć do ludzi, którzy żyją poza wiarą i Kościołem. Dla niego zachodzi to dzięki obecności "fizycznej" Chrystusa we wszechświecie, która miała początek we Wcieleniu i na mocy tego, że żaden element tego świata, żaden człowiek nie jest oderwany od kontaktu z resztąˇ

Eucharystia, która uwiecznia "rzeczywistą obecność" Chrystusa w świecie, jest elementem kluczowym, który pozwala łączyć z Chrystusem cały świat, nawet ten, który Go jeszcze nie zna. Kiedy Chrystus we Mszy świętej powtarza poprzez kapłana słowa: "To jest ciało moje", słowa te są wypowiadane nie tylko nad chlebem i winem, ale również nad całością radości i cierpień świata, choć autor bacznie zwraca uwagę aby nie mylić postaci konsekrowanych z "całością świata". Jest to wyczucie rozwinięte w tym poruszającym tekście, jakim jest "Msza nad światem" w książce Hymn wszechświata.

W sumie to św. Ireneusz rozwinął myśl nie tak bardzo inną od tej, kiedy mówił przeciw gnostykom, że Eucharystia sprawowana z chlebem i winem, elementami świata, potwierdza dobroć stworzenia i w pewien sposób uświęca je. Tak więc nie tylko Kościół doświadcza dobrodziejstwa Ofiary Eucharystycznej, ale również, choć "w sposób znany tylko Bogu", cała ludzkość i całe stworzenie reprezentowane na ołtarzu przez chleb i wino, "owoce ziemi i pracy ludzkiej". Kościół jest o tym przekonany, ponieważ we Mszy świętej modli się nie tylko za Lud Boży, ale również za tych wszystkich, którzy "szczerym sercem szukają Boga". Owoce Eucharystii powracają więc dla dobra całej ludzkości, również tej, która jeszcze nie zna Chrystusa. Co więcej, chrześcijanin będzie się czuł mobilizowany tym do stawania się łącznikiem tej tajemniczej "komunii duchowej" Chrystusa z całą ludzkością przynosząc każdego dnia do ołtarza, w swym sercu i poprzez swą wiarę, miliardy ludzi, którzy jeszcze nie znają Jezusa, albo też ten czy tamten kontynent, ten czy tamten naród, który najbardziej leży mu na sercu. Dzięki rzeczywistości Ciała Mistycznego i rzeczywistości solidarności pomiędzy ludźmi i z Chrystusem, nie pozostaje to tylko pobożnym pragnieniem, ale przekłada się na rzeczywisty obieg łaski i zbawienia.

Wiadomo, że chrystologia Teilharda de Chardin nie jest pozbawiona braków i niejasności. Zasadnicza niejasność odnosi się do nauki o grzechu i odkupieniu, której to nie potrafił zadowalająco umieścić w swym systemie. Rozwiązaniem takiej trudności nie jest jednak odrzucanie całości tej wizji, ale uzupełnienie i poprawienie jej. Jego słaby punkt jest słabym punktem wszelkiej chrystologii, która umieszcza Wcielenie w centrum wszystkiego i upatruje zrealizowane już zbawienie w fizycznej osobie Boga w świecie. W sposób nieunikniony pozostanie w cieniu Tajemnica Paschalna śmierci i zmartwychwstania - w pewnych ekstremalnych przypadkach do tego stopnia, że wydaje się zbyteczna - której nie wytłumaczy się inaczej, jak koniecznością pokonania grzechu. Ten sam zarzut, jak wiadomo, został postawiony Ojcom greckim, do których nieustannie odwoływał się Teilhard de Chardin.

Żaden autor, samodzielnie, nie jest w stanie wytłumaczyć jednakowo dobrze wszystkich danych Objawienia na temat Chrystusa. Dlatego nie mogąc utrzymać razem różnych danych, trzeba utrzymać razem ... różnych autorów. Czyli zbadać wszystko i od każdego przyjąć to, co jest dobre. A uważam, że od tego ogarniętego pasją wierzącego w Chrystusa naszych czasów, można przyjąć wiele dobrego. Prawdziwie uczynił on z Chrystusa, jak to mówi pewna antyfona z Liturgii godzin, "serce świata". Jego Chrystus jest amictus mundo, jak on to nazywał, "przyobleczony światem".

5. "A wy za kogo Mnie uważacie?"

Rozważając temat "Chrystus i świat" musimy powtórzyć to, co powiedzieliśmy w odniesieniu do tematu "Chrystus i religie". Znaczenie powszechne i kosmiczne, jakie za Biblią my, chrześcijanie, przypisujemy Jezusowi Chrystusowi, nie jest amplifikacją retoryczną czy żądaniem arbitralnym lub maksymalistycznym. Nie jest konieczną konsekwencją centralnego punktu naszej wiary, czyli tego, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym i Bogiem. Przypisywanie Chrystusowi świata jako pola działania, nie jest zaszczyceniem Chrystusa, ale zaszczytem dla świata.

Ale oto pytanie, które najbardziej nas interesuje. Jak sprawić, aby ten obraz Chrystusa "Zbawiciela świata", przekazany nam przez Tradycję, nie pozostał jałową erudycją historyczną i teologiczną, ale aby stał się elementem tego "poznania przemienionego" Chrystusa, o jakim mówiliśmy na początku? Jak przekształcić całą tę "materię" w energię, czyli w odnowioną miłość i entuzjazm dla Chrystusa, w odwagę i chęć do głoszenia Go całego dzisiejszemu światu?

W Liście do Efezjan czytamy: "(...) nam oznajmił tajemnicę swej woli (...) aby wszystko na nowo zjednoczyć. w Chrystusie (...)" (Ef 1,9.10). Jest to tajemniczy plan Ojca wobec świata objawiony w pełni czasów. Nie ma miejsca na inny plan Boży. Niedorzecznością jest myślenie o innych planach zbawienia Ojca, o innych ekonomiach zbawczych, niezależnych od siebie. Kto to przyjmuje, powoduje cofanie się teologii chrześcijańskiej do stadium poprzedzającego św. Ireneusza, który przez całe życie walczył z tezą gnostycką dwóch oddzielnych ekonomii: ekonomii Starego Testamentu i ekonomii Nowego, w imię zasady jedności: "Jest tylko jeden Bóg Ojciec, jedno tylko Słowo, jeden tylko Duch i jedno tylko zbawienie".

Taki jedyny plan Boga polega na "zjednoczeniu wszystkiego w Chrystusie", czyli podjęciu wszystkiego od początku, aby wszystko doprowadzić do końca, czyli inaczej "dać wszystkiemu Chrystusa jako Głowę". Ten plan w pewnym sensie jest "już" cały zrealizowany wraz z historycznym przyjściem Mesjasza; ale z drugiej strony cały pozostaje "jeszcze" do zrealizowania. Wola Ojca urzeczywistnia się za każdym razem, kiedy w wierze powracamy do zjednoczenia wszystkiego w Chrystusie. Każda epoka jest do tego wezwana. Widzieliśmy, że św. Ireneusz dokonał tego w swoim czasie, kiedy gnostycyzm usiłował wyrwać coś Chrystusowi, a dokładnie świat materialny i wymiar cielesny człowieka, pozostawiając Mu jedynie panowanie nad duchami. Święty Atanazy podjął to na nowo w swoim czasie. Święty Pius X na początku naszego wieku przyjął za motto swego pontyfikatu "odnowić wszystko w Chrystusie" po tym, jak teologia liberalna zniszczyła niemało pewników na temat Chrystusa.

Jesteśmy powołani do urzeczywistnienia jednego z tych epokowych zjednoczeń u końca tego wieku, który widział wiele nowości, jak pojawienie się człowieka w kosmosie, a w dziedzinie religijnej rozpoczęcie dialogu pomiędzy religiami. Tym bardziej, że koniec wieku jest też końcem tysiąclecia. Za każdym razem, kiedy na nowo pojawia się niebezpieczeństwo pozbawienia Chrystusa czegokolwiek, Kościół jest powołany do wzniesienia się odruchem wiary ponad to wszystko.

Święty Benedykt upowszechnił maksymę ascetyczną i duchową: "Absolutnie nic nie przeciwstawiać Chrystusowi". Mamy zastosować tę samą maksymę w dziedzinie teologicznej i w dziedzinie wiary i powiedzieć: "Absolutnie niczego nie pozbawiać Chrystusa!"

W tym celu jest czymś bardzo ważnym, aby Chrystus żył w tej "pełnej postaci" w centrum Kościoła. Również dzisiaj w wirze naj różniejszych głosów, jakie w odniesieniu do Niego krążą, Zmartwychwstały nadal pyta następców Piotra i innych Apostołów: "A wy za kogo Mnie uważacie?" To wydaje się Chrystusowi nieskończenie ważne, ważniejsze niż opinie ludzi.

Pytanie, jakie każdy z nas powinien sobie postawić, jest więc następujące: jaki Chrystus mieszka przez wiarę w moim sercu? Czy jest to Chrystus o rozmiarach totalnych, niczym Chrystus Jana, Pawła i innych mistrzów wiary, czy też Chrystus "przyćmiony", owoc kompromisów z powodu tego, co papież Paweł VI nazywał "zalewem egzegez połowicznych czy fałszywych, przyzwyczajeniem do formuł werbalnych i zmęczeniem, jakie umysłowi przynosi wiek"?

To wszystko nie jest owocem wysiłku ludzkiego, poprzez który człowiek się przymusza, aby wierzyć w tego Chrystusa, Zbawiciela jedynego i powszechnego w świecie pluralistycznym, w którym wszystko jest po to, by przekonać nas o czymś zupełnie innym. Jest raczej owocem Objawienia. W Nowym Testamencie mówi się często o tym szczególnym poznaniu Chrystusa, jakie pochodzi z objawienia z wysoka, jak gdyby ktoś niespodziewanie usunął zasłonę sprzed oczu i sprawił, że ukazał się mu widok zatykający dech w piersiach. Wówczas człowiek, kierując się ku Chrystusowi, woła słowami Hioba: "Dotąd Cię znałem ze słyszenia, obecnie ujrzałem Cię wzrokiem" (Hi 42, 5).

Jest to poznanie Jezusa, jakie miał Piotr: "Nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie" (Mt 16,17). Poznanie, jakie miał Paweł: "Ten, który wybrał mnie jeszcze w łonie matki mojej i powołał łaską swoją, aby objawić Syna swego we mnie, bym Ewangelię o Nim głosił poganom" (Ga 1,15-16). To prawda, że Objawienie na temat Jezusa, które nastąpiło raz na zawsze i zostało zawarte w Piśmie świętym, jest już historycznie i obiektywnie "zamknięte". Żadne dodatkowe objawienie o Nim, w tym znaczeniu, nie jest już możliwe. Ale subiektywnie i egzystencjalnie to objawienie Jezusa musi mieć miejsce na nowo dla każdego wierzącego. Samo Objawienie objawia się!

Jeżeli sami nie możemy spowodować tego "objawienia", to jednak możemy modlić się, by je otrzymać i powtarzać z wielką ufnością: "Ojcze, z miłości, jaką żywisz do swego Chrystusa, racz objawić i mnie swego Syna, abym i ja głosił Go braciom". Często powtarzam tę modlitwę i wydaje mi się, że jest ona Bogu przyjemna. W jednym Psalmie mówimy, kierując słowa do Boga: "Otwórz moje oczy, abym ujrzał dziwy Twojego Prawa" (Ps 119,18). Prawem, Torą jest dla nas Jezus Chrystus. Stąd możemy, modląc się, mówić: Otwórz moje, oczy, abym zobaczył Twoje wspaniałości, "niezgłębione bogactwa" Twego Chrystusa (por. Ef 3,8).

Apostoł, mówiąc pewnego razu o "tajemnicy mądrości Bożej, mądrości ukrytej, którą Bóg przed wiekami przeznaczył ku chwale naszej", czyli o Jezusie Chrystusie, przechodzi niespodziewanie do tego radosnego okrzyku: "Nam zaś objawił to Bóg przez Ducha" (1 Kor 2,10). Gdzie indziej określa Jezusa Chrystusa "tajemnicą objawioną przez Ducha Jego apostołom i prorokom" (por. Ef 3,5).

Tajemnicą wszystkiego jest więc Duch Święty. To On objawia nam prawdziwe oblicze Chrystusa; to On jest tym, który także dzisiaj może odnowić w sercu każdego wierzącego cud "przemienienia" Chrystusa. Również do Niego możemy zwrócić się w modlitwie i powiedzieć:"Duchu Święty, prowadź mnie do całej prawdy w odniesieniu do Jezusa Chrystusa. Udziel i mnie nieco tego poznania przemienionego Chrystusa!"

Kiedy mamy pisać czy mówić o Ojcu, nie do Niego mamy zwracać się o pomoc, ale do Jezusa lub Ducha Świętego. Podobnie nie do Ducha Świętego mamy zwracać się, kiedy mamy mówić o Nim, ale do Ojca lub do Jezusa. Dlatego kiedy mamy mówić o Chrystusie, mamy prosić o pomoc nie Jego, ale Ojca lub Ducha. Możemy nawet "szantażować" nieco, mówiąc bardzo po prostu: "Ojcze, Jezus tak dobrze mówił o Tobie. Dał poznać ludziom Twoje imię. Teraz Ty daj nam poznać Twojego Syna, objaw nam Go nieco". Osoby Boskie nie lubią mówić o samych sobie, ale każda o pozostałych. To logika miłości, którą i my mamy naśladować w rodzinie, we wspólnocie, w Kościele.

Kończymy te nasze naiwne uwagi praktyczne, czy parenetyczne myślą o Maryi. Maryja poczęła Jezusa za sprawą Ducha Świętego. Jej Ojciec nie tylko "objawił" swego Syna tak, jak Piotrowi czy Pawłowi, ale Go darował, wycisnął w sercu i w ciele. Ona poznała Jezusa prawdziwego, z ciała i kości, będącego nie tylko słowami. W czasach Maryi nie było jeszcze ksiąg o Jezusie, był Jezus! Nikt lepiej od Niej nie może uprosić nam łaski tego "przemienionego" poznania Chrystusa, którego potrzebę tak bardzo odczuwamy. Ona jest "Matką Zbawiciela", Mater Salvatoris, która poznała moc Jego zbawienia. Jest żywym przykładem powszechności zbawienia dokonanego przez Chrystusa: tego, jak ono działa w obrębie Kościoła i poza nim, zanim zostanie poznany. W Niej Zbawienie Chrystusa działało wcześniej, zanim zostało zrealizowane na Krzyżu, "w przewidywaniu", jak to uściślił Kościół definiując dogmat Niepokalanego Poczęcia. Maryja jest pierwociną Zbawienia i w tym znaczeniu istnieje tajemniczy lecz prawdziwy związek pomiędzy Nią a całą ludzkością i kosmosem, dla których jest przeznaczone zbawienie tak, jak istnieje związek pomiędzy pierwocinami a całą resztą zbiorów.

Na zakończenie posłuchajmy antyfony bożonarodzeniowej z liturgii wschodniej, która wyśpiewuje właśnie tajemnicę uczestniczenia całego stworzenia w Zbawieniu Chrystusa, o którym mówiliśmy dotychczas. Mówi ona: "Co możemy ofiarować Tobie, o Chryste, za to, że stałeś się człowiekiem na ziemi? Każde stworzenie przynosi Ci oznakę swojej wdzięczności: aniołowie swój śpiew, niebiosa swoje gwiazdy, ziemia grotę, pustynia szopę. A my Ci ofiarujemy Matkę Dziewicę!".

Tłumaczenie z jęz. włoskiego: Krystyna Kozak

Lista konferencji i kazań



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jezus jedyną drogą do Ojca, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, katolik. czyli, chomiki w
Uważnie patrzeć na znaki, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, katolik. czyli, chomiki w ka
Szatan ma wszystkich ludzi na których ma wpływ w swym OBIĘCIU, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAP
Wstań, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, katolik. czyli, chomiki w katolickiej atmosferz
Antynewegowski trójkąt, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, katolik. czyli, chomiki w kato
Zatopiony w Maryi, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, Katolik.poezja, wiersz itd
TAK...Jaknie zwykłe sąludzkie, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, Katolik.poezja, wiersz
Pascha historii, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, katolik. czyli, chomiki w katolickiej
Wizja bł. ks. Markiewicza, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, katolik. czyli, chomiki w k
Decyzja i Rozum, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, Katolik.poezja, wiersz itd
Wielki światowy spisek, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, katolik. czyli, chomiki w kato
Piękno i świat, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, Katolik.poezja, wiersz itd
Zburzył rozdzielający ich mur, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, katolik. czyli, chomiki
Pożądliwość -- nie jest Miłością, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, Katolik.poezja, wier
Tylko zaślepiony człowiek nie dostrzeże nadprzyrodzonych, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZA
Bezcenny dar, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, Katolik.poezja, wiersz itd
Jak rozwinąć potrzebne nawyki, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, Katolik.poezja, wiersz
Nowenna do Ducha Świętego, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, katolik. czyli, chomiki w k

więcej podobnych podstron