skamander-wiersze, DYDAKTYKA MATERIAŁY, METODYKA II, praktyki metodyczne - materiały, praktyki metodyczne - materiały, LO


Julian Tuwim

Do krytyków

A w maju

Zwykłem jezdzić, szanowni panowie,

Na przedniej platformie tramwaju!

Miasto na wskroś mnie przeszywa!

Co się tam dzieje w mej głowie:

Pędy, zapędy, ognie, ogniwa,

Wesoło w czubie i w piętach,

A najweselej na skrętach!

Na skrętach - koliście

Zagarniam zachwytem ramienia,

A drzewa w porywie natchnienia

Szaleją wiosenną wonią,

Z radości pęka pąkowie,

Ulice na alarm dzwonią,

Maju, maju! - -

Tak to jadę na przedniej platformie tramwaju,

Wielce szanowni panowie!...

Mieszkańcy

Straszne mieszkania. W strasznych mieszkaniach

Strasznie mieszkają straszni mieszczanie.

Pleśnią i kopciem pełznie po ścianach

Zgroza zimowa, ciemne konanie.

Od rana bełkot. Bełkocą, bredzą,

Że deszcz, że drogo, że to, że tamto.

Trochę pochodzą, trochę posiedzą,

I wszystko widmo. I wszystko fantom.

Sprawdzą godzinę, sprawdzą kieszenie,

Krawacik musną, klapy obciągną

I godnym krokiem z mieszkań - na ziemię,

Taką wiadomą, taką okrągłą.

I oto idą, zapięci szczelnie,

Patrzą na prawo, patrzą na lewo.

A patrząc - widzą wszystko oddzielnie

Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo...

Jak ciasto biorą gazety w palce

I żują, żują na papkę pulchną,

Aż papierowym wzdęte zakalcem,

Wypchane głowy grubo im puchną.

I znowu mówią, że Ford... że kino...

Że Bóg... że Rosja... radio, sport, wojna...

Warstwami rośnie brednia potworna,

I w dżungli zdarzeń widmami płyną.

Głowę rozdętą i coraz cięższą

Ku wieczorowi ślepo zwieszają.

Pod łóżka włażą, złodzieja węszą,

Łbem o nocniki chłodne trącając.

I znowu sprawdzą kieszonki, kwitki,

Spodnie na tyłkach zacerowane,

Własność wielebną, święte nabytki,

Swoje, wyłączne, zapracowane.

Potem się modlą: "od nagłej śmierci...

...od wojny... głodu... odpoczywanie"

I zasypiają z mordą na piersi

W strasznych mieszkaniach straszni mieszczanie.

Zieleń
Nie dość słowo z widzenia znać. Trzeba
Wiedzieć, jaka wydała je gleba,
Jak zalęgło się, rosło, pęczniało,
Nie - jak dźwięczy, ale jak dźwięczniało,
Nie - jak brzmi, ale jakim nabrzmieniem
Dojrzewało, zanim się imieniem,
Czyli nazwą, wyrazem, rozpękło.
W dziejach wzrostu słowa - jego piękno.

Nie wydziwiaj i nie bierz mi za złe,
Że w podsłowia tego świata wlazłem,
Że się ziaren i źródeł dowiercam,
Że pobożny jestem Słowowierca,
Że po mojej ojczyźnie-polszczyźnie
Z różdżką chodzę, wiedzący, gdzie bryźnie
Strumień prawdy żywiący i żyzny
Z mojej pięknej ojczyzny-polszczyzny.

Sitowie

Wonna mięta nad wodą pachniała,
kołysały się kępki sitowia,
Brzask różowiał i woda wiała,
wiew sitowie i miętę owiał.

Nie wiedziałem wtedy, że te zioła
będą w wierszach słowami po latach
i że kwiaty z daleka po imieniu przywołam,
zamiast leżeć zwyczajnie nad wodą na kwiatach.

Nie wiedziałem, że się będę tak męczył,
słów szukając dla żywego świata,
nie wiedziałem, że gdy się tak nad wodą klęczy,
to potem trzeba cierpieć długie lata.

Wiedziałem tylko, że w sitowiu
są prężne, wiotkie i długie włókienka,
że z nich splotę siatkę leciutką i cienką,
którą nic nie będę łowił.

Boże dobry moich lat chłopięcych,
moich jasnych świtów Boże święty!
Czy już w życiu nie będzie więcej
pachnącej nad stawem mięty?

Czy to już tak zawsze ze wszystkiego
będę słowa wyrywał w rozpaczy,
i sitowia, sitowia zwyczajnego
nigdy już zwyczajnie nie zobaczę?

Pogrzeb prezydenta Narutowicza

Krzyż mieliście na piersi, a brauning w kieszeni.
Z Bogiem byli w sojuszu, a z mordercą w pakcie,
Wy, w chichocie zastygli, bladzi, przestraszeni,
Chodźcie, głupcy, do okien - i patrzcie! i patrzcie!

Z Belwederu na Zamek, tętnicą Warszawy,
Alejami, Nowym Światem, Krakowskiem Przedmieściem,
Idzie kondukt żałobny, krepowy i krwawy:
Drugi raz Pan Prezydent jest dzisiaj na mieście.

Zimny, sztywny, zakryty chorągwią i kirem,
Jedzie Prezydent Martwy a wielki stokrotnie.
Nie odwracając oczu! Stać i patrzeć, zbiry!
Tak! Za karki was trzeba trzymać przy tym oknie!

Przez serce swe na wylot pogrzebem przeszyta,
Jak Jego pierś kulami, niech widzi stolica
Twarze wasze, zbrodniarze - i niech was przywita
Strasznym krzykiem milczenia żałobna ulica.

Wierzyński Kazimierz * * * [Zielono nam w głowie...]

Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną,

Na klombach mych myśli sadzone za młodu,

Pod słońcem, co dało mi duszę błękitną

I które mi świeci bez trosk i zachodu.

Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety

Rozdaję wokoło i jestem radosną

Wichurą zachwytu i szczęścia poety,

Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną.

Słonimski Antoni Rafael

Promień słońca przepłynął i błysnął na spiżu,

Zbudził w mroku drzemiący, zrobiony al fresco

Portret księcia, co trzęsąc złotodajną kieską,

Uśmiech roniąc - dłonią bladą opiera na krzyżu.

Na zaczętym obrazie, co stoi w pobliżu,

Ledwie pierwszą, nieśmiałą naznaczoną kreską,

Twarz pochylona Madonna - a szatę niebieską

Całuję, klęcząc, święty Franciszek z Asyżu.

Rafaela z kochanką zastał blask poranny.

Mieni się śmiech dziewczyny w pereł potok szklanny.

Kiedy usta swe macza w słodkie wina kruże.

Słodycze warg wilgotnych, co pachną jak róże,

Poznać można na ledwie skreślonym konturze

Zaczętego obrazu świętej Marii Panny.

Wierzyński Kazimierz Skok o tyczce

Już odbił się, już płynie! Boską równowagą

Rozpina się na drzewcu i wieje jak flagą,

Dolata do poprzeczki i nagłym trzepotem

Przerzuca się, jak gdyby był ptakiem i kotem.

Zatrzymajcie go w locie, niech w górze zastygnie,

Niech w tył odrzuci tyczkę, niepotrzebną dzwignię,

Niech tak trwa, niech tak wisi, owinięty chmurą,

Rozpylony w powietrzu, leciutki jak pióro.

Nie opadnie na siłach, nie osłabnie w pędzie,

Jeszcze wyżej się wzniesie nad wszystkie krawędzie.

Odpowie nam z wysoka, odkrzyknie się echem,

Że leci prosto w niebo, jest naszym oddechem.

Lechoń Jan Herostrates

Czyli to będzie w Sofii, czy też w Waszyngtonie.
Od egipskich piramid do śniegów Tobolska
Na tysiączne się wiorsty rozsiadła nam Polska,
Papuga wszystkich ludów - w cierniowej koronie.

Kaleka, jak beznodzy żołnierze szpitalni,
Co będą ze łzą wieczną chodzili po świecie,
Taka wyszła nam Polska z urzędu w powiecie
I taka się powlokła do robót - w kopalni.

Dziewczyna, na matczyne niepomna przestrogi,
Nieprawny dóbr sukcesor, oranych przez dzieci,
Robaczek świętojański, co w nocy zaświeci,
Wspomnieniem dawnych bogactw żyjący ubogi.

A dzisiaj mi się w zimnym powiewie jesieni,
W szeleście rdzawych liści, lecących ż kasztanów,
Wydała kościotrupem spod wszystkich kurhanów,
Co czeka trwożny chwili, gdy dało odmieni.

O! zwalcież mi Łazienki królewskie w Warszawie,
Bezduszne, zimnym rylcem drapane marmury,
Pokruszcie na kawałki gipsowe figury
A Ceres kłosonośną utopcie mi w stawie.

Czy widzisz te kolumny na wyspie w teatrze,
Co widok mi zamknęły daleki na ścieżaj?
Ja tobie rozkazuję! W te słupy uderzaj
I bij w nie, aż rozkruszysz, aż ślad się ich zatrze.

Jeżeli gdzieś na Starym pokaże się Mieście
I utkwi w was Kiliński swe oczy zielone,
Zabijcie go! - A trupa zawleczcie na stronę
I tylko wieść mi o tym radosną przynieście.

Ja nie chcę nic innego, niech jeno mi płacze
Jesiennych wiatrów gędźba w półnagich badylach;
A latem niech się słońce przegląda w motylach,
A wiosną - niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę.

Bo w nocy spać nie mogę i we dnie się trudzę
Myślami, co mi w serce wrastają zwątpieniem,
I chciałbym raz zobaczyć, gdy przeszłość wyżeniem,
Czy wszystko w pył rozkruszę, czy... Polskę obudzę.

Iwaszkiewicz Jarosław Szczęście

Jak kroplę czuć na wardze smak każdej cichej chwili,

Rozcinać mocnym nożem welinu białe kartki.

Głaskać jedwabiem ręki wszelaki płomień żartki,

Czuć, jak się rumak wartki pod jarzmem dłoni chyli.

Czekać, aż słońca światło biel kwietnych drzew przykłoni,

Przykrócać i popuszczać rumakom swoim wodze.

Smakować każdy krok swój po białej twardej drodze,

Jak kryształ szklanej kuli czuć dnie we wnętrzu dłoni.

Lechoń Jan Chorału Bacha słyszę dźwięki...

Chorału Bacha słyszę dźwięki,

Na niebo ciągną szare mgły,

I wszystko mi już leci z ręki:

Miłość i rozkosz, prawda, sny.

I w którąkolwiek pójdę stronę,

Wszędzie jesienny chrzęści chrust.

A jeszcze nic nie załatwione

I nie odjęte nic od ust.

Patrz! Dzikiej róży krzak serdeczny

W wichurze zeschły traci liść.

Ach! I Sąd jeszcze Ostateczny,

Na który trzeba będzie iść.

Wiersz zbudowany jest z dziewięciu strof, każda z nich po cztery wersy. Jest to wiersz sylabiczny, trzynastozgłoskowy ze średniówką po siódmej sylabie. Zastosowano tu rymy żeńskie z akcentem na przedostatnią sylabę. Ich układ jest okalający, czyli rym występuje odpowiednio w wersie początkowym i końcowym oraz w wersach środkowych.
Autor posiłkuje się obrazami ze świadomości narodowej Polaków - Jan Kiliński, warszawskie Stare Miasto czy Łazienki królewskie. Codzienny, szary „urząd w powiacie" zestawia z monumentalnymi piramidami. Doszukać się można cytatów z twórczości J. Słowackiego, a konkretnie z wierszy „Uspokojenie" i „Grób Agamemnona". Podobnie jak romantycy nawiązuje do wierzeń i historii antycznej. Chociażby przez sam tytuł „Herostrates" oraz wspomnienie rzymskiej bogini wegetacji i urodzajów Ceres, której autor życzy losu godnego rodzimej Marzanny. Pełno tu przygnębiających obrazów jak trup, badyle czy beznodzy żołnierze szpitalni, oraz czasowników: rozkruszyć, zabić czy płakać.
Fragment „Ja nie chce nic innego" świadczy o tym, iż jest to liryka bezpośrednia lub osobista, a podmiotem jest sam autor. Rozpoznać to można po użyciu zaimka rzeczownego „ja" oraz czasowników w pierwszej osobie „ja nie chcę". Doszukać się jeszcze można liryki inwokacyjnej w słowach „Pokruszcie na kawałki" oraz „w te słupy uderzaj". Wyraźnym tutaj adresatem lirycznym są Polacy ("wy" liryczne). Do nich skierowane są zwrotki o warszawskich Łazienkach i Starym Mieście:

O! zwalcież mi Łazienki królewskie w Warszawie.
Bezduszne, zimnym rylcem drapane marmury,
Pokruszcie na kawałki gipsowe figury
A Ceres kłosonośną utopcie mi w stawie. [...]

Jeżeli gdzieś na Starym pokaże się Mieście
I utkwi w was Kiliński swe oczy zielone,
Zabijcie go! - A trupa zawleczcie na stronę
I tylko wieść mi o tym radosną przynieście.

W jednej zwrotce Jan Lechoń zwraca się jednak do samego czytającego:
Czy widzisz te kolumny na wyspie w teatrze,/Co widok mi zamknęły daleki na ścieżaj?/Ja tobie rozkazuję! W te słupy uderzaj/i bij w nie, aż rozkruszysz, aż ślad się ich zatrze.
Wiersz „Herostrates" wszedł w skład tomu „Karmazynowy poemat", który J. Lechoń wydał z ogromnym sukcesem w 1920 roku. Zanim jednak do tego doszło ów wiersz ujrzał światło dzienne w studenckim czasopiśmie już w 1915. 17 letni podówczas Lechoń zmierzył się z największymi wieszczami Polski - Mickiewiczem i Słowackim. W bardzo przewrotny sposób zaczął szydzić z polskich mitów. Używając romantycznych środków wyrazu i stylistyki rodem z „Grobu Agamemnona" odciągał czytelników od historii i nawoływał do zwrócenia się ku naturze. Czesław Miłosz w „Traktacie poetyckim" wymienił poezję Lechonia jako błędną strategię poetów zmagających się z rzeczywistością społeczną Polski po I wojnie światowej. „Herostrates" jest właśnie żywym przykładem prób wyjścia z nacjonalistycznego romantyzmu w świat nowoczesny. Błędem Lechonia, według Miłosza, było zbytnie popadnięcie w nostalgię. Podejmował on dyskusje z narodowymi mitami uważając to za konieczność, gdy tymczasem dla innych twórców ten problem w ogóle nie istniał.
Tytułowy Herostrates był owładnięty obsesją zyskania wiecznej sławy. Doszedł do wniosku, że zapewni mu to tylko wielka zbrodnia. Podpalił więc Artemizjon, świątynię Artemidy, jeden z siedmiu cudów świata. Fakt iż o nim czytamy wiersze jasno świadczy, że mu się zamysł udał. Warto przypomnieć, że był to efeski szewc i właśnie z powodu jego zawodu J. Lechoń rozprawił się w swym wierszu z żywą legendą polskiego rzemiosła szewskiego - Janem Kilińskim: „Jeżeli gdzieś na Starym pokaże się Mieście I utkwi w was Kiliński swe oczy zielone, Zabijcie go!". Zupełnie na decyzję poety nie wpłynął fakt, iż Kiliński był pułkownikiem w armii kościuszkowskiej i członkiem pierwszego rządu powstańczego. Pominąć należy również fakt iż J. Słowacki wspomniał o nim w swym wierszu „Uspokojenie": „A dalej we mgle, która na rynku się mroczy, Dwa okna, jak zielone Kilińskiego oczy...". Nie, Kilińskiemu się dostało, bo był szewcem jak Herostrates.
Można również zauważyć ornitologiczne zamiłowania obu poetów. Podobnie jak Słowacki w „Grobie Agamemnona" pisał: „Pawiem narodów byłaś i papugą" tak samo Lechoń wspomniał: „Na tysiączne się wiorsty rozsiadła nam Polska, Papuga wszystkich ludów - w cierniowej koronie". W obu przypadkach przenośnia wskazuje na Polskę. O ile jednak Słowacki miał na myśli Polskę dawną, szlachecką, o tyle Lechoń pisał o tej w ponad stuletniej niewoli, w której żar narodowo-wyzwoleńczy tworzył w sercach naszych przodków mity, pozory i symbolikę, spod której należało się uwolnić, by żyć normalnie i szczęśliwie.
Muśnięty tylko w tekście symbol robaczka świętojańskiego przywodzi na myśl fragment „Dziadów. Część IV" A. Mickiewicza

Kto? oto pewny robaczek maleńki

Który pełzał tuz przy głowie,
Świętojański to robaczek.
Ach, jakie ludzkie stworzenie!

Przypełznął do mnie i powie
(Zapewne mię chciał pocieszyć):
"Biedny człowieku, po co to jęczenie?
Ej, dosyć rozpaczą grzeszyć!

Może robaczek szepnął Lechoniowi, by nie jęczał i nie grzeszył rozpaczą za dawno minionymi ideałami. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy autor identyfikuje się z podpalaczem Artemizjonu. Jeżeli tak to nasuwa się skojarzenie z „Butem w butonierce" Bruno Jasieńskiego. W obu tych wierszach autorzy zostawiają przeszłość za sobą, a „Tym co za mną nie zdążą echopowiem: - Adieu!". Jednak o ile Jasieński żywcem zakopuje Tetmajera i Staffa, żeby odkryć przed publicznością samego siebie, o tyle Słowacki rozwala pół Warszawy, żeby wydobyć z gruzów, niczym Feniksa z popiołów, prawdziwą Polskę. To jedna z dróg do przewartościowania narodowych mitów, krępujących w istocie wszelki rozwój i postęp. Słowa kończące, tak obce dla późniejszego modelu poezji skamandryckiej, stawiają poetę w roli współczesnego wieszcza - codziennego i zwykłego.
Bo w nocy spać nie mogę i we dnie się trudzę
Myślami, co mi serce wrastają zwątpieniem,
I chciałbym raz zobaczyć, gdy przeszłość wyżeniem,
Czy wszystko w pył rozkruszę czy... Polskę obudzę.
Naszkicowany na końcu wizerunek Polski nowej, "normalnej", wolnej od swoich obsesji nie znalazł jednak kontynuacji w dalszej twórczości poetyckiej. W życiu jednak temat jest wciąż żywy, szczególnie w obliczu przemian zachodzących na naszych oczach. Ks. Krzysztof Kaucha napisał w czasopiśmie „Znak": „Może ten barbarzyński postępek Herostratesa warto dziś… naśladować? Może nie jest bezsensowny pomysł, aby zebrać wszystkie materiały IPN-u, wrzucić je do ogromnego dołu i spalić [...] Żeby raz na zawsze zamknąć okres podległości i hańby - i móc myśleć o teraźniejszości i przyszłości". Komunizm skutecznie wybiły Polakom pomysły o normalnym kraju wolnym od obsesji. Więc Lechoń wyskoczył przez okno, Herostratesa powiesili, Kiliński zmarł w nędzy, a dziewięćdziesiątki dożywają tylko papugi.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
DwudziestolecieII - test druk, DYDAKTYKA MATERIAŁY, METODYKA II, praktyki metodyczne - materiały, pr
Konspekt lekcji języka polskiego w klasie IIIg, DYDAKTYKA MATERIAŁY, METODYKA II, praktyki metodyczn
Konspekt lekcji języka polskiego w klasie Ic, DYDAKTYKA MATERIAŁY, METODYKA II, praktyki metodyczne
Konspekt lekcji języka polskiego w klasie IIB, DYDAKTYKA MATERIAŁY, METODYKA II, praktyki metodyczne
Konspekt lekcji języka polskiego w klasie VI, DYDAKTYKA MATERIAŁY, METODYKA II, praktyki metodyczne
Konspekt lekcji języka polskiego w klasie V, DYDAKTYKA MATERIAŁY, METODYKA II, praktyki metodyczne -
Konspekt lekcji języka polskiego w klasie IIe, DYDAKTYKA MATERIAŁY, METODYKA II, praktyki metodyczne
Konspekt lekcji języka polskiego w klasie IIc, DYDAKTYKA MATERIAŁY, METODYKA II, praktyki metodyczne
Konspekt lekcji języka polskiego w klasie IV, DYDAKTYKA MATERIAŁY, METODYKA II, praktyki metodyczne
Konspekt lekcji języka polskiego w klasie IIIf, DYDAKTYKA MATERIAŁY, METODYKA II, praktyki metodyczn
Konspekt lekcji języka polskiego w klasie II, DYDAKTYKA MATERIAŁY, METODYKA II, praktyki metodyczne
Konspekt lekcji języka polskiego w klasie III, DYDAKTYKA MATERIAŁY, METODYKA II, praktyki metodyczne
Konspekt lekcji języka polskiego w klasie I c LO, DYDAKTYKA MATERIAŁY, METODYKA II, praktyki metodyc
Leśmian B-poezja, DYDAKTYKA MATERIAŁY, METODYKA II, praktyki metodyczne - materiały, praktyki metody
Dwudziestolecie - test druk, DYDAKTYKA MATERIAŁY, METODYKA II, praktyki metodyczne - materiały, prak
Załącznik-funkcje-Ic, DYDAKTYKA MATERIAŁY, METODYKA II, praktyki metodyczne - materiały, praktyki me
do Imprejonizmu, DYDAKTYKA MATERIAŁY, METODYKA II, praktyki metodyczne - materiały, praktyki metodyc

więcej podobnych podstron