Chanoyu, Chanoyu5


Ed przedstawia:

Chanoyu.

Odcinek piąty.

- Gourry!- Pociągnęła go za szmaty, gdy wchodził do swojego namiotu- musimy pogadać!

Wylądowali w krzakach.

- L... Lino?

- Są tutaj!- Szepnęła- chcą zaatakować teraz, gdy nikt nie jest gotowy! Są tam, słyszałam ich!!

- Kto??

- ROZBÓJNICY!- Lina wstała i podbiegła do pierwszego lepszego konia. Gourry za nią.

- Lino, jesteś pewna, że...

- Słuchaj! Wiem, co widziałam i co słyszałam! Musze ostrzec tego młodego z gór, chcą go zabić! Szykuj innych, i zabierzcie stamtąd dziewczęta- wsiadła na konia- a ty nie daj się zabić.

Ponagliła konia i popędziła przed siebie. Cała Lina. Szybka, zdecydowana. Nie miała czasu na „za” i „przeciw” i nader wszystko wierzyła intuicji. Gourry westchnął. Chyba właśnie za to ją kocha. Kiedyś powinien jej to powiedzieć.

Zelgadis rozejrzał się. Góry jak zawsze zimne i puste. Heh, zna tą okolicę bardzo dobrze. I to tutaj postanowił zdobyć informacje. Szedł przed siebie i doszedł do wnęki w skale. Wielki drzwi pilnował jeden młodzieniec w skórzanej szacie. Zelgadis uśmiechnął się w duchu i założył kaptur, oraz zasłonę na twarz. Podszedł do młodzieńca.

<<

- Pamiętaj Zelgadis- chan. Kiedyś, będziesz musiał wybierać, pomiędzy byciem sobą, a byciem kimś innym.

- Senpai?- Mały chłopczyk spojrzał się na niego przenikliwie.

- Kiedyś to zrozumiesz^^.

>>

- Kim jesteś?

- Przyszedłem do twojego mistrza. Do mistrza Kireno.

- ... Mistrz nie żyje- odpowiedział z trudem młodzieniec- został... zmarł.

Zelgadis spuścił wzrok. No tak. Czyli jednak nie wyjaśni mu wielu spraw.

- Nieważne- otrząsnął się- prowadź do waszego herszta.

- ... kim jesteś..?- młodzieniec cofnął się.

- Kiedyś nazwano mnie tutaj Mistrzem Śmierci.

Unino upadł. Mistrz śmierci powrócił? Odszedł od bandy dawno temu!

- Jest tutaj ktoś?!- Lina zeskoczyła z konia- halo!

- ..? Ach to ty...- Amelia podeszła do Liny.

- !! Słuchaj!- Lina złapała ją za ramiona- jest tutaj jeszcze Mistrz Śmierci?! Jest?!

Amelia spoważniałą.

- Ma na imię Zelgadis- wysyczała z goryczą- nie jest żadnym mistrzem śmierci! NIKOGO BY NIE ZABIŁ!

- Uspokój się!- Lina mówiła jakby ciszej- posłuchaj. Muszę wiedzieć, gdzie jest! Jeśli pojedzie do rozbójników zabiją go! Ten, kto go zabije zostanie nowym hersztem, trzeba go ostrzec!! Musze wiedzieć, gdzie jest!

- ... góry... Pojechał w góry- Amelia pobiegła do domu. Po chwili wróciła, bez kimona, w stroju podobnym, do ubrania Liny i wsiadła na swojego czarnego konia- pojechał do siedziby rozbójników w górach.

- Skąd wiesz?! - Lina podeszłą- i co ty wyprawiasz??

- Podsłuchałam, gdy rozbójnicy na nas napadli. Jadę go ostrzec, a ty wracaj do swoich, i proszę zabierz stąd moją matkę! Nie może tu sama zostać!

-... Poradzisz sobie?- Lina chwyciła ją za rękę.

- Już dość zaleźli mi za skórę. Aha! Jestem Amelia!

- A ja Lina! Uważaj na siebie!

Amelie pognała w kierunku gór. Do Liny podeszła Yuki.

- Byłby z niej bardzo dumny.

Lina nie odpowiedziała. Uznała też, że nie jest taktownym pytać o cokolwiek. Zabrała staruszkę i ruszyły w kierunku miasta, w którym mieszkała Lina.

- Uciekajcie!- Dziewczęta uciekały, co sił w nogach. Gourry na czele z robotnikami ustawili widły.

Rozbójnicy stali na przeciw nich, uzbrojeni po zęby w miecze, sztylety i kolczugi.

- Pokażemy im, co oznacza siła robocza Japonii- wyszeptał blondyn, wyciągając swój miecz własnej roboty.

Zelgadis rozglądnął się po pomieszczeniu. Rozpoznał rzeczy swojego mistrza. To było tak dawno temu... a potem mistrz sam kazał mu iść w kierunku samurai. Teraz się nie dowie, jaki był jego plan.

- No proszę!- Wszedł Otohime, z obandażowaną głową i ręką- kogóż ja widzę, Mistrz zawitał w moje progi, kłaniam!

- Heh. Przyszedłem w interesach, a nie dla zabawy.

- Tak też myślałem. Więc?

- Tyle tu wspomnień... Rabunki... Wolność młodości... Stęskniłem się za tym.

- Hmm.. Czyli... Pragniesz wrócić? Po tej całej zdradzie?

- Zdradzie?

- No wiesz... Byłeś dobrym rozbójnikiem... aż tu nagle takie nawrócenie, samuraje, walka z naszymi braćmi... heh, nie mówiąc już o tych twoich trupach, przyjaciołach.

Zelgadis poczuł ukłucie w sercu.

- Gdybym tam nie szedł, nie musiałbym tego znosić...- Zelgadis spojrzał na Otohime-, dlatego chcę wrócić. Zwłaszcza teraz, gdy chcecie napaść na cesarstwo... bo chyba taki macie plan, prawda?

- Zaiste...- Otohime podszedł do komody- chcesz poznać szczegóły?

-, Jeśli byłbyś łaskawy..?

- Stać!- Unino załapał Amelię za rękę- nie ma przejścia!

- Muszę tam wejść! TAM JEST ZELGADIS!

- Kto?

- Muszę mu pomóc! - Kopnęła, Unino w brzuch.

Otohime wystawił miecz. Jego kraniec dotykał lekko szyi Zelgadisa, który nie ruszył się nawet na milimetr.

- Pierwszym punktem jest zabicie zdrajcy.

- Tak myślałem- Zelgadis wyciągnął shinai.

- Nie rozśmieszaj mnie!- Zamachnął się i wyskoczył na Zelgadisa.

Mistrz Śmierci cofnął się i zablokował uderzenie swoim mieczem.

Bambus nie pękł.

- No proszę... Czyli jednak coś tam potrafisz...

- Nie chce cię zabić... - Zaczął Zelgadis.

- No to masz pecha! Albo ty, albo ja!

- Zelgadisie!

Do pokoju weszła Amelia, zdyszana i nieco potargana, przed rozbójników.

-... Amelio..?

- O, znacie się? No proszę! STRAŻ!

Rozbójnicy złapali Amelię od tyłu.

- Do celi z nią. A co do ciebie...- Otohime skinął ręką i reszta rozbójników złapała Zela-... Też do celi. Obok apartamentu tej małej.

- C... co tu się stało..?- Lina rozejrzała się. Pełno martwych ciał. Kobiet i mężczyzn, spalone namioty - GOYRRY!

Zaczęła biegać pomiędzy trupami, szukając towarzysza.

Na niebie było tyle gwiazd... Piękna noc... Która mogłaby być ostatnią. Szukała tak długo. I nic. Nie ma go. Chociaż jego ciało. Chce tylko na niego popatrzeć, proszę...

Zaczęła płakać. Nigdy nie płakała, ale teraz nie powstrzymywała się. Spojrzała w lewo. Ręka. Ręką obwiązana jej chusteczką.

Podbiegła jak tylko mogła najszybciej i opadła przy Gourrym. Znalazła go, pokrwawionego, nieprzytomnego albo mart...

-... Lina?- Otworzył z trudem oczy- chciałem ci... o czymś powiedzieć...

- Nie teraz głupolu- złapała go za rękę i przyłożyła ją do swojego policzka- wredny jesteś! Wiesz jak się bałam!

-... Nie martw się... Nic mi nie będzie... Przecież ci obiecałem.

-, Co takiego?

- Że zawsze będziemy razem. Chyba z tysiąc razy- uśmiechnął się.

Zimno i mokro. Cisza.

Zelgadis siedział pod ścianą z zakutymi dłońmi. Za tą samą ścianą siedziała Amelia i płakała.

- ? Amelio? - ściana była bardzo cienka.

- Przepraszam- usłyszał pomiędzy łkaniem- tylko przeszkadzam... Przez mnie jesteś w celi... Ale ja się tak bałam, że oni... że...

- Nie płacz- powiedział spokojnie, Zelgadis- powinienem ci podziękować, uratowałaś mi życie. Pomimo, iż nie zasłużyłem...

- Zelgadisie... ... czy... jak się już wszystko skończy...

- Tak?

- ... odwiedzisz mnie, prawda?

Zelgadis uśmiechnął się. To egoistyczne, ale cieszył się, że nie jest tutaj sam.

- Obiecuję. A ty przyrządzisz mi chanoyu.

Amece jakby szybciej zabiło serduszko. Nie potrafiła jednak zaprzeczyć.

- Dobrze Zelgadisie.

Koniec odcinka piątego.

Edowy słowniczek:

Chanoyu- ceremonia podania herbaty. Jak dziewczyna podaje tak herbate chłopakowi to ...*^^* mają się ku sobie! (delikatnie mówiąc XD).



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Chanoyu, Chanoyu4
chanoyu wyklad2 ania id 110583 Nieznany
chanoyu quarterly

więcej podobnych podstron