Miłość-KOCHAĆ TO NIE ZNACZY ZAWSZE TO SAMO, Dokumenty różne różniaste, psychologia i inne ciekawostki z uczelni


______________________________________________

KOCHAĆ TO NIE ZNACZY ZAWSZE TO SAMO

Do pewnego momentu wszystko było jasne - miłość, przynajmniej ta wziosła i egzaltowana jest produktem świata Zachodniego. Inni mogą nam tylko zazdrościć albo... współczuć. „Miłość u Trobriandczyków, tak samo zresztą jak i u nas, budzi się nagle ze wstrząsu - pisał Bronisław Malinowski - U nas jednak pojawiają się te tak typowe dla wyższej cywilizacji wstępne bariery, to nieśmiałe egotystyczne uwielbienie, krańcowa egzaltacja wiecznej kobiecości [...] W naszej kulturze prawdziwa miłość skierowuje mężczyznę i kobietę nie do bezpośredniego zaspokojenia popędu płciowego, ale do stopniowego stapiania się elementów zmysłowych z bardziej wzniosłymi duchowymi urokami...”.

Jeszcze stosunkowo niedawno, bo pod koniec lat 60., Denis de Rougemont w znanej i u nas książce Miłość a świat kultury Zachodniej stwierdził protekcjonalnie: “Dla Chińczyków problem miłości po prostu nie istnieje - ich potrzeby są natury cielesnej, nie emocjonalnej...”. Łatwo sobie więc wyobrazić jak dużym zaskoczeniem, przynajmniej w środowisku antropologów i psychologów międzykulturowych, był wydany w roku 1992 artykuł Williama Jankowiaka i Edwarda Fischera, którzy ogłosili wszem i wobec, że idea romantycznej miłości obecna była w 88% przebadanych przez nich 186 różnorodnych kultur. Czyżby szalone porywy serca były jednak doświadczeniem uniwersalnym? A może dała o sobie znać po prostu potęga Hollywood?

To przejście ze skrajności w skrajność może budzić konsternację. Sam Jankowiak nie był chyba zadowolony z tak ogólnej konkluzji, bowiem trzy lata później wydał obszerny tom Romantic passion - A universal experience? Zamiast suchej statystyki dostajemy tym razem serię intrygujących szkiców przybliżających nam sposoby rozumienia miłości w różnych zakątkach świata poprzez analizę stosunków rodzinnych, ról płciowych i uwarunowań historycznych.

Najbardziej zaskakujący jest chyba tekst Jankowiaka poświęcony tradycji miłości romantycznej w Chinach. Autor zwraca uwagę, że choć romantyczna miłość nie jest obecna jako temat w kanonie chińskiej literatury wysokiej, inaczej jest w przypadku starochinskiej literatury popularnej tworzonej w języku potocznym. Utwory tego rodzaju odnależć można według Jankowiaka już w IX w. czyli znacznie wcześniej niż w tradycji europejskiej! W typowej chińskiej love story, podobnie jak w europejskich romansach, intryga piętrzy przed bohaterami trudności i stawia przed dylematem: powinność rodzinna czy osobiste szczęście? Znaczna część tych historii opiewa namiętne uczucie pomiędzy żonatym mężczyzną a konkubiną - tego rodzaju miłość intensywnością przewyższała z reguły uczucie okazywane poślubionej z wyboru rodziny małżonce. Wiele miejsca poświęca też autor obecnym przemianom obyczajowym w Chinach, zwraca uwagę na wyraźne promowanie ideałów romantycznej miłości przez kulturę popularną i to nie tylko tę pochodzącą z importu, lecz również lokalne media.

Pozornie tekst Jankowiaka wydaje się być całkowitym zaprzeczeniem wszystkiego co do tej pory wiedzieliśmy o Chinach. Ale tylko pozornie. Zauważmy, że Jankowiak nie twierdzi przecież, że miłość romantyczna zajmuje w kulturze chińskiej miejsce centralne. Wręcz przeciwnie, miłość taka rozkwita jego zdaniem niejako na peryferiach kultury, poza uświęconym tradycją układem małżeńskim, poza głównym nurtem literatury. Jest także przywilejem elity, którą stać nie tylko na konkubiny, ale i na kultywowanie doznań estetycznych i uniesienień serca.

Jest to więc ciekawe dopełnienie, a nie zaprzeczenie tego, co o kulturze chińskiej pisało się wcześniej odwołując się do koncepcji indywidualizmu-kolektywizmu spopularyzowanej przez Geerta Hofstede. Jak pisze Hofstede w książce Kultury i organizacje: „Indywidualizm jest właściwy społeczeństwom, w których więzy między jednostkami są luźne i każdy ma na uwadze głównie siebie i swoją najbliższą rodzinę. Kolektywizm z kolei jest właściwy społeczeństwom, w których ludzie od momentu narodzin należą do silnych, spójnych grup. Grupy te przez całe życie zapewniają im opiekę i ochronę, za co ich członkowie odwzajemniają się niekwestionowaną lojalnością”. Krajami wysoce indywidualistycznymi są kraje Europy Zachodniej, USA, Kanada i Australia, kolektywizm dominuje w Azji, Afryce i Ameryce Łacińskiej.

Kultury kolektywistyczne, w tym także chińska, wydają się znacznie mniej sprzyjać rozwojowi miłości romantycznej niż kultury indywidualistyczne. Po pierwsze dlatego, że miłość romantyczna w zachodnim stylu jest z natury indywidualnym wyborem, podyktowanym w dodatku nie pragmatycznym namysłem, lecz emocjami. Nikt nie liczy się z opinią otoczenia, a dobro własnej rodziny czy rodu nie mają znaczenia. Z perspektywy kultury kolektywistycznej uczucie takie jest aspołeczne, bowiem godzi w społeczną harmonię. Nawet więc jeśli miłość romantyczna pojawia się w Chinach czy Indiach, nie jest ona z reguły wolna od kolektywistycznych dylematów.

To ostatnie spostrzeżenie potwierdzają pochodzące z 1998 roku badania Freda Rothbauma i Billa Yuk-Piu Tsanga. Przeprowadzili oni analizę treści piosenek miłosnych z amerykańskich i chińskich list przebojów i doszli do wniosku, że w obu wypadkach mowa jest o romantycznej miłości, choć jednak rozumie się ją trochę inaczej... Zarówno piosenki chińskie, jak i amerykańskie podkreślały intensywność przeżyć emocjonalnych, jednak w piosenkach chińskich częściej niż w amerykańskich miłość uwikłana była w system relacji społecznych (np. lojalność wobec przyjaciela czy posłuszeństwo wobec rodziców), częściej też miłość łączyła się z cierpieniem.

Także w Indiach mężczyźni traktują miłość jako niebezpieczny, potencjalnie destrukcyjny żywioł, nad którym nie sposób zapanować (Derné, 1995). Towarzyszy jej strach. Miłość może zaślepić mężczyznę i oddalić go od rodziny, może zrujnować karierę. Dlatego romantyczna miłość, choć opiewana w bollywoodzkich produkcjach nie powinna stanowić podstawy małżenstwa. Dobre małżeństwo trzeba dobrze zaaranżować.

W małżeństwie aranżowanym nie ma miejsca na porywy serca, ale na trzeźwą kalkulację, wesele połączyć ma bowiem na trwałe dwa rody, które powinny czerpać z tego obopólne korzyści. Choć obecnie znacznie rzadziej niż kiedyś dochodzi do sytuacji kiedy młodzi ludzie poznają się dopiero w dniu ślubu, jednak np. w Indiach czy Pakistanie nie należą one wcale do rzadkości.

Na Zachodzie ludzie zakochują się, a potem pobierają, a u nas najpierw się pobierają, a potem zakochują” mawia się w Indiach. Popularna jest też tam metafora, w której porównuje się małżeństwo do czajnika postawionego na ogniu. „Czajnik zachodni”, który zagotowuje się błyskawicznie musi zostać szybko odstawiony z ognia, a woda stopniowo się studzi, tymczasem „czajnik indyjski” z zimną wodą grzeje się powoli, a dopiero po pewnym czasie woda zaczyna się gotować. Ten proces reklamowany jest jako znacznie bardziej naturalny.

Niestety jak dotąd badania psychologiczne nie potwierdziły hipotezy o „rozgrzewaniu się” małżeństw aranżowanych. Jeszcze w latach 60. Robert Blood przeprowadził kilkaset wywiadów z parami małżeńskimi z Tokio. Zarówno w przypadku małżeństw zawieranych tradycyjnie, jak i tych “nowoczesnych" następował stopniowy spadek satysfakcji małżeńskiej i okazywania miłości. Podobne wyniki uzyskano w późniejszych badaniach chińskich Xu Xiaohe i Martina Whyte'a z 1990 r. Nie ma jednak także jednoznacznych danych na „wyższość” małżeństw z miłości, najnowsze badania (Myers, Madathil, Tingle, 2005) wskazują na brak różnic w poziomie satysfakcji ze związku pomiędzy małżeństwami aranżowanymi z Indii a małżeństwami amerykańskimi, choć satysfakcja ta opiera się często na innych podstawach.

Z punktu widzenia dzisiejszej celebrującej romantyczną miłość kultury Zachodu małżeństwo aranżowane stanowi egzotyczne kuriozum. Z reguły zapomina się, że ten pomysł na zawieranie związku nie jest wcale inwencją kultur Dalekiego Wschodu. Nie gdzie indziej, ale w naszej rodzinnej Europie i Stanach Zjednoczonych była to aż do końca XIX wieku dość powszechna forma zawierania związków małżeńskich. Wtedy Zachód był bowiem jeszcze kulturą mocno kolektywistyczną.

Jak pisze Jan Bystroń w Dziejach obyczajów w dawnej Polsce: „małżeństwa kojarzyli rodzice; długie rozmowy domowe i pertraktacje rodzin doprowadzały do postanowień, wobec których synowie, a zwłaszcza córki musiały być posłuszne [...] Małżeństwa kojarzono ze względów majątkowych i koligacyjnych, dość mało zwracając uwagi na wzajemne afekty młodych, zdarzało się często, że narzeczeni przed ślubem prawie całkiem się nie znali”. Podobnie było jeszcze w czasach Malinowskiego. Waldemar Kuligowski w świetnej książce Miłość na Zachodzie przywołuje studium etnograficzne opisujące zwyczaje we wsi Białobrzegi pod Łańcutem: „Rzadkie są wypadki kojarzenia się małżeństw wbrew woli rodziców [...] Siła majątkowa tak jednej, jak i drugiej strony młodych bardzo ważną, może nawet najważniejszą odgrywa rolę w wymaganiach rodziców, poza nią idzie pracowitość i gospodarność, dalej moralne, nienaganne życie, a dopiero na ostatnim planie stoi uroda i pociąg wzajemny”.

„Krańcowa egzaltacja wiecznej kobiecości”, o której wspominał autor Życia seksualnego dzikich odbywała się zapewne w sercach roznamiętnionej krakowskiej i warszawskiej elity, ale czynienie z tego kulturowej normy było raczej nieporozumieniem. Dziś jest oczywiście inaczej, ale pamięć o tamtych, nie tak bardzo odległych czasach, może nam bardzo pomóc w rozumieniu bardziej „egzotycznych” form miłości.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kochać to nie znaczy zawsze to samo
Mały podatnik to nie zawsze to samo co mały przedsiębiorca
Kochać to nie znaczy
Kochać to nie znaczy być
afp egzam 2009 i termin i zawsze jest to samo 940, ponizej pytania z grupy zoltej dzisiejszego egzam
Dewiacja i przestępczość to nie to samo
jeśli cos jest nielegalne to wcale nie znaczy, że nie istnieja (1)
Ciagle zaczynam od nowa (Kochac to znaczy powstawac) 769006 1
To samo CV Howarda by zatrudniono ale Heidi już nie Badania nad dyskryminacją
Windykator nęka, choć długu nie ma Winne to samo nazwisko
04 Melosik To samo supermarke Nieznany
biol mol chyba to samo
prawie to samo
V rok egzamin psychiatria 2011 termin I, V rok, Psychiatria, 2015-16, psychiatria giełdy zrobione, p
Jazda na rowerze to samo zdrowie, Fizjoterapia, Fizjoterapia ogólna, Znaczenie jazdy rowerowej
To samo ale w u, Ogrodnictwo, Semestr II, Genetyka, Genetyka egzaminnn
to-samo-- negatywna i moratorium, oligofrenopedagogika, uczelnia, rok I, pedo

więcej podobnych podstron