psych spoleczna, psychspoleczq, Psychologia Społeczna wykład 1-2 prof


Psychologia Społeczna wykład 1-2 prof. S. Mika 25.10.98

Psychologia społeczna jest dziedziną starszą, którą można by zaliczyć do jednej z dyscyplin psychologicznych. Mówienie obecnie o psychologii jako jednolitej, o jednej nauce jest niestety uproszczeniem. Dziedzin i pod dziedzin psychologicznych jest obecnie bardzo dużo i sensowniej jest mówić o naukach psychologicznych, niż o jednej psychologii. Psychologia jako jedna dziedzina istniała w XIX w. Był to ten fantastyczny okres kiedy studiując psychologię można było wszystko wiedzieć o niej. Obecnie, żadna osoba nie jest w stanie nie tylko objąć całości wszystkich dziedzin psychologii, ale co gorsza własnej dziedziny również, jeżeli się nią zajmuje. Jest tak z powodu olbrzymiego rozwoju psychologii, olbrzymiej liczby psychologów na świecie, z których każdy uważa, że trzeba coś opublikować. Tym niemniej od czasu do czasu trzeba spróbować dokonywać pewnych podsumowań.

Polecana literatura:

• „Serce i umysł" - Aronsona i innych.

• „Człowiek istota społeczna" (w wersji anglojęzycznej tytuł brzmiał „Człowiek zwierzę społeczne") wcześniejsza książka tegoż Aronsona.

• Inna książka, dosłownie przedwczoraj wyszła, jej autorem jest Francuz Serge Moscovici, zaś w tytule ma coś o ... tożsamości - jest to interesujący przegląd niektórych naprawdę ważnych zagadnień psychologii społecznej. (Osobiście wydaje mi się, że ten wcześniejszy Aronson łatwiej się czyta i jest ciekawszy, niż to olbrzymie dzieło).

Definicje psychologii społecznej:

Jeden z psychologów społ. powiada: Psych. społeczna zajmuje się badaniem oddziaływań

społecznych czy wywieraniem wpływów w relacjach społecznych - czyli oddziaływania i

wpływy w sytuacjach społecznych, to ma być przedmiot psychologii społecznej.

Inny przykład: Psychologia społeczna bada ludzkie interakcje i ich podstawy psychologiczne. Tu

w samym słowie interakcja jest zawarte słowo społeczna.

Trzecia definicja: Psychologia społeczna bada zachowania społeczne.

Pozwoliłem sobie to w następującym skrócie zawrzeć:

Psychologia społeczna zajmuje się, badaniem ludzkich procesów psychicznych i zachowań w sytuacjach społecznych.

Mamy więc ludzi w sytuacjach społecznych i psychologia społeczna bada ich zachowania i procesy psychiczne.

Sytuacje społeczne -jak je rozumieć:

Sytuacja społeczna to taka w której występują inni ludzie... bezpośrednio lub pośrednio. Jestem prawie przekonany, że na tej sali powinno być co najmniej 10% osób, które mają psy, o ile nie więcej. W związku z tym pojawia się pytanie: czy nasze relacje z psem to jest sytuacja społeczna, czy nie? Niektórzy byliby skłonni uważać, że tak. Otóż znajdujemy się w takiej sytuacji, w której inni ludzie występują bezpośrednio. Jest sala, na tej sali znajduje się pewna liczba osób, dla mnie i dla każdego z państwa jest to sytuacja społeczna - inni ludzie występują bezpośrednio.

Ale od razu widać, że jeżeli weźmiemy tych innych ludzi jako tych, którzy występują bezpośrednio, nasuwa się pytanie: na jakich wymiarach taką sytuację ułożyć? Gdy idę z jakąś kobietą na spacer, to jest to taka sytuacja społeczna, w której inna osoba występuje jako jednostka, jako jedna osoba (to jest fikcyjna sytuacja, naprawdę tak nigdy nie jest, można by sobie tylko wyobrazić bezludną wyspę, ale to też nie byłoby takie proste). Kiedyś „chodził" w kinach w okresie stalinizmu taki francuski film, który wydawał się pewnym odejściem od radzieckich filmów. W tym filmie zakochani byli naprawdę w Paryżu, ale tak byli na sobie skoncentrowani, że nic nie widzieli. Można więc sobie wyobrazić trochę abstrakcyjnie taką sytuację, gdzie drugi człowiek jest po prostu jednostką, oczywiście w jakimś przybliżeniu. np. w rodzinie. Gdy zakochani są sami na świecie mamy do czynienia z sytuacją społeczną, która jest nie całkiem prawdziwa. Dlaczego? Gdy idziemy na spacer to dochodzimy do drugiej możliwości, tutaj sytuacje społeczne zmieniają się w zależności od liczby osób, jest to taka sytuacja, kiedy inni ludzie występują jako grupa. Myślę, że cała część moich zajęć będzie poświęcona właśnie człowiekowi w grupie, na razie nie będziemy o tym mówić.

Inni ludzie jako grupa:

Pierwsza sprawa - zwiększanie się liczby, kiedy są dwie, czy trzy osoby... . Jak są trzy osoby to już jest grupa. Czasami można uważać, że tych dwoje to też jest grupa, ale zostawmy to na razie. Mamy więc do czynienia z drugą sytuacją społeczną, którą możemy nazwać grupą, są to co najmniej dwie osoby, ale może być więcej. Możemy zadać sobie pytanie czym my jesteśmy? Czy dla każdej z poszczególnych osób ta sytuacja to jest grupa czy nie? Chciałbym zwrócić uwagę na to, że poza zwiększaniem się liczby innych ludzi coś jeszcze tu się zmienia..., np. czy wszyscy państwo się znają? Trzeba zrobić następny krok kiedy zwiększa się liczba osób. Dla mnie stanowicie tłum, stanowicie troszeczkę nie zróżnicowany zbiór jednostek, który co prawda siedzi ładnie w ławkach, ale ja będę w stanie wyodrębnić najwyżej 10 osób. Pozostali państwo, stanowicie element większej całości. Kolejne zwiększanie liczby osób w sytuacji społecznej może prowadzić do czegoś, co nazywamy tłumem. Niektórzy idą jeszcze dalej. Przypominam sobie pracę pana ..., który analizując zachowania ludzi w ramach pielgrzymki papieża do Polski, wprowadził jeszcze większe, jeszcze jakieś dodatkowe pojęcie wychodzące poza tłum. Gdy np. przychodzi jakieś 100 tyś. osób, to już nawet trudno mówić o tłumie w takim znaczeniu jak to kiedyś.

Pierwszy taki wymiar to wzrost liczebności osób znajdujących się w sytuacji społecznej od zakochanych w sobie do jakiejś tam masy (już nawet nie tłumu).

Jest jeszcze drugi wymiar, tj. gdy wy się znacie to nie jest dla was tłum, to jest w dalszym ciągu grupa. W pewnym momencie mówimy, że ludzie mogą stanowić organizację (ale nie w sensie organizacji politycznej). Organizacja to pewien twór społeczny, państwo jesteście jednocześnie fragmentem organizacji zwanej ATK i zapewne państwo jesteście dla celów ćwiczeniowych podzieleni na pewne grupy, jest to dosyć rozwinięta organizacja. Ta organizacja posiada pewną hierarchię władzy, np. wybraliście państwo kolegę na tzw. starostę, który pełni rozmaite funkcje m.in. reprezentuje was; będziemy mówić o 14-tu funkcjach lidera w grupie. Jedną z tych' funkcji on spełnia, to jest funkcja reprezentanta grupy na zewnątrz i zapewne nie tylko, bo w tym słowie mieści się też bronienie, obrona interesów, występowanie z jakimiś tam sprawami itd. Dla mnie państwo będziecie jeszcze przez chwilę tłumem, ale tak będzie już nie długo. Natomiast dla siebie jesteście grupą, ale i jednocześnie ta grupa ma podgrupy i jest fragmentem większej organizacji. Moglibyśmy powiedzieć, że inni ludzie w sytuacjach społecznych mogą występować w postaci jednostek, w postaci grup, w postaci tłumów i w postaci organizacji, z tym że jak już w postaci organizacji to kto np. zna rektora waszej uczelni? Może trzy osoby, popatrzcie już rektor jest upośredniony, może kolega ze względu na pełnione funkcje go zna. Na pewno niektórzy nie wiedzą nawet jak się rektor nazywa, w każdym razie jest to możliwe, w wielu instytucjach tak jest. W każdym razie inni ludzie mogą występować w bezpośrednich kontaktach jako element, fragment organizacji i jak państwo wiecie, często niezwykle trudno się z nimi dogadać, kiedy wy stępuj ą właśnie jako fragment organizacji. Ten sam człowiek jako po prostu Jan Kowalski może być niezwykle przyjemnym człowiekiem,

natomiast ten sam Jan Kowalski jako urzędnik często nam mocno daje w kość. Często Jednym z zabiegów, które stosujemy w ramach psychologii potocznej, jest zrobienie z reprezentanta organizacji (czy elementu organizacji) właśnie jednostki. Wtedy mówi się np. „jak pani ładnie wygląda" do pani w okienku, „a co tam słychać" itd. Jest to taka potoczna psychologia praktyczna. Wtedy nagle okazuje się, że pani w okienku jest nam skłonna załatwić sprawę, która początkowo wydawała się nie do załatwienia, właśnie dlatego żeśmy zmienili sytuację społeczną, żeśmy przeszli z sytuacji „człowiek w organizacji" na „człowiek w jednostce". Bardzo często to wszyscy robimy. Stąd podejrzewam, że często w stosunku do nas to robicie, np. kiedy przychodzicie na egzamin i ktoś jest słabo przygotowany, czuje, że dostanie dwóję i nagle się okazuje, że zaczyna opowiadać mi o swoich kłopotach. Czasem czuję się zażenowany ale słuchałem tego. Jest to dokładnie ten sam zapis: „no niech pan przestanie być tym egzaminatorem, niech pan stanie się po prostu rozumiejącym człowiekiem".

Inni ludzie pośrednio. Sytuacje społeczne pośrednie. Mówiłem już o tym, że zakochani są sami na świecie. Zasygnalizowałem państwu, że np. Elizabeth Taylor miała kilku mężów, jeden z ostatnich był murarzem czy kierowcą. Zdaje się że po paru latach rozleciało się to małżeństwo. To są te sprawy, z którymi psychologowie np. w zakresie poradnictwa małżeńskiego potem mają do czynienia. To taka oto sytuacja, kiedy partnerzy w małżeństwie wnoszą ze sobą postawy, przekonania, wzorce zachowania, wartości zupełnie innych grup. Nie znaczy to, że ja konserwatywnie utrzymuję, że my powinniśmy wychodzić za mąż w ramach własnej grupy, aczkolwiek zdarza się, że psychologowie z psychologami, lekarze z lekarzami, lekkoatleci z lekkoatletkami wiążą się. Jednak dosyć rzadko wybieramy sobie partnerów na całe życie z innej grupy kulturowej. Bardzo często okazuje się, że kiedy do czegoś takiego dochodzi, pojawiają się problemy. Wiele naszych dziewcząt, które wyszły za Arabów, obywateli państw afrykańskich, po pewnym czasie uciekało, wracało z powrotem do domu ze względu na różnice kulturowe. Znam takie panie, które wychodziły za Serbów i też okazywało się, że różnice kulturowe były zbyt duże. Chodziło o bardzo prostą rzecz, mianowicie, pozycja kobiety w rodzinie. Nawet ta sytuacja o której mówimy, tj. jedna osoba na jedną, jest sytuacją, gdzie jakieś tło społeczne pośrednio wpływa na nasze relacje bezpośrednie, interpersonalne. Nawet gdybyśmy się znaleźli na bezludnej wyspie to też by się szybko okazało, że ja tego kogoś z kim jestem na bezludnej wyspie zaczynam spostrzegać w kategoriach społecznych, które mi są dane, które wytworzyły się we mnie w wyniku życia. Tak więc inni ludzie pośrednio występują cały czas w naszym życiu, "występują w postaci reprezentacji społecznej, ale nie tylko; występują w postaci materialnej i niematerialnej.

Powiedzmy sobie o tej materialnej bo o tej niematerialnej już powiedzieliśmy. Wszędzie gdzie żyjemy mamy do czynienia (poza nielicznymi zakątkami na ziemi) z produktami ludzkiej działalności. Ci inni ludzie w produktach materialnych cały czas nas otaczają, no a pośrednio to już powiedziałem - reprezentacja świata, to jak świat spostrzegamy. To jakie mamy wartości, jakie mamy postawy, to jest przecież produkt oddziaływań innych ludzi. Cały czas tych innych ludzi niesiemy w sobie. Niesiemy w sobie to, co ci inni ludzie w nas spowodowali. Dlatego musimy badać nie tylko ludzkie zachowania w sytuacjach społecznych ale również i procesy psychiczne, które są nasycone bardzo innymi ludźmi. Celowo nie powiedziałem, że można pójść dalej w tym podziale, mianowicie, można mówić o innych ludziach, którzy występują w postaci już nie tłumów ale narodowości, grup etnicznych - tu zasygnalizuję to tylko państwu bo w jakimś sensie można powiedzieć my Polacy, oni Niemcy itd. To są też inni ludzie, ale ani nie organizacja, ani nie instytucja, tylko po prostu grupa narodowościowa, etniczna. To też ma duże znaczenie, jeżeli idzie o nasze zachowanie w stosunku do reprezentantów ludzkich narodowości.

Dwie rzeczy do zapamiętania to:

Psychologia społeczna to taka dyscyplina naukowa, która zajmuje się badaniem ludzkich zachowań i procesów psychicznych w sytuacjach społecznych.

Sytuacje społeczne to takie sytuacje, w których inni ludzie występują bezpośrednio lub pośrednio. Bezpośrednio, to inni ludzie jako jednostki, grupy, tłumy, organizacje, ewentualnie narodowości, klasy; występujący pośrednio fj. w produktach materialnych ludzkiej działalności i w naszych reprezentacjach świata społecznego, w naszych psychicznych, wewnętrznych reprezentacjach świata społecznego i zachowań...

W jakim miejscu umieścić psychologię społeczną wśród różnych dyscyplin? Po pierwsze: psychologia społeczna krzyżuje się niemal ze wszystkimi dyscyplinami psychologicznymi. Nieomal, bo nawet jeśli idzie o psychologię fizjologiczną też można znaleźć pewne prace, pokazujące wpływ w psychologii tego co społeczne na to, co fizjologiczne. Oto przykład jak psychologia społeczna łączy się z fizjologią (to taka dygresja):

Ja od jakiegoś czasu trochę się zajmuję potrzebą władzy. Potrzeba władzy jest oczywiście z jednej strony czymś takim, co jest produktem ludzkich oddziaływań, a po drugie, tym co ma duże znaczenie dla naszego funkcjowania (będzie jeszcze o tym mowa). Jednym z dwóch ludzi, którzy poświęcili potrzebie władzy wiele badań jest Dawid McCIelland -jest to jeden z wybitniejszych ludzi w dziedzinie psychologii społecznej, osobowości... . Jeżeli mieliście państwo do czynienia z potrzebą osiągnięć, to nazwisko to powinno być znane. Ci badacze zwrócili uwagę na taką oto rzecz: zapewne państwo wiecie, że ludzie o pewnych wzorach zachowań, walorach motywacyjnych (szczególnie z tak zwanym wzorcem zachowania typu A), zapadają na choroby, np. osobnicy o wzorcu A mają: a to nadciśnienie, a to chorobę wieńcową, a to jakieś owrzodzenie przewodu pokarmowego itp. Są to psychosomatyczne konsekwencje. Wracając do potrzeby władzy, krótko mówiąc: potrzeba władzy, przy pewnym rozumieniu, to jest potrzeba wywierania wpływu, oczywiście efektywnego. D. McCIelland wpadł na pomysł, żeby zbadać czy przypadkiem nie ma jakiegoś związku między pewnymi chorobami, a siłą potrzeby władzy. Zbadał więc niestety niezbyt dużą grupę osób, gdyż wtedy badania były niezwykle kosztowne, zbadał po pierwsze (mówiąc z dużym uproszczeniem) poziom adrenaliny, a naprawdę były to tzw. neurotransmitery. Okazało się, że u osób o silnej potrzebie władzy poziom neurotransmiterówjest wyższy. Ludzie w zależności od siły potrzeby władzy różnią się poziomem jakichś tam hormonów. Badano także wymaz z nosa, a wzięło się to z obserwacji, że osobnicy o silnej potrzebie władzy bardzo często cierpią na infekcję górnych dróg oddechowych. Okazało się wtedy, że ci osobnicy, w nosie i w gardle mają mniej ciał, które zapobiegają takim infekcjom. Badania wykazały, że te dwie rzeczy tzn. poziom tych neurotansmiterów i obniżenie poziomu ciał immunologicznych właśnie w nosogardzieli, korelują ze sobą. Jest to jeden z przykładów pokazujących związek między psychologią społeczną, a bardzo fizjologicznymi sprawami.

Jedną z grup zawodowych (szczególnie studenckich), które mają bardzo wysoki poziom potrzeby władzy, wyższy od innych są psychologowie (co zresztą sprawdziliśmy na naszych studentach). Chcąc odpowiedzieć na pytanie, czy my rzeczywiście zapadamy na infekcje górnych dróg oddechowych, można robić badania porównawcze np. studentów polonistyki ze studentami psychologii i przeprowadzić wywiad na temat tego, jak często zdarzają się takie infekcje. Mogłoby się okazać, że jesteśmy bardziej podatny właśnie ze względu na silną potrzebę władzy. Jest to przykład na to, że psychologia społeczna może mieć związek z dosyć podstawowymi sprawami zakresu psychologii fizjologicznej, czy psychosomatyki, ale jednocześnie i z innymi dziedzinami psychologii np. psychologia wychowawcza, czy ogólna. Zakresy tych różnych

dyscyplin się ze sobą krzyżują, ale nie koniecznie pokrywają, aczkolwiek były takie tendencje szczególnie w okresie tzw. socjalizmu, żeby uważać, że psychologia społeczna jest po prostu:

częścią psychologii ogólnej - mówili jedni, a inni - nie, to jest po prostu część socjologii. W ten sposób podporządkowywano tę dyscyplinę, co wydaje mi się nieprawdziwe.

• Z socjologią to jest zrozumiałe. Definicja socjologii trochę przypomina definicję przedmiotu psychologii społecznej. Z socjologią to jest oczywiste szczególnie tam, gdzie jest mowa o grupach i o tłumach.

• Ekonomia -... też psychologia ekonomiczna, ona tak naprawdę trochę opiera się na

psychologii społecznej. Z niej wyrosła. Jakie są przyczyny podejmowania przez nas decyzji ekonomicznych - to ją najbardziej interesuje, a jednym z fragmentów są oczywiście różne oddziaływania społeczne. Wiadomo np., że nagle ludzie ni z tego ni z owego zaczynają coś kupować, coś staje się modne.

• O pedagogice nie mówię bo to samo przez się jest zrozumiałe.

• Wreszcie są teraz liczne szkoły zarządzania i administracji i one czerpią pełnymi garściami właśnie z psychologii społecznej, szczególnie jeśli chodzi o problematykę kierowania ludźmi. Oni sami prowadzą liczne badania i informacji o tym, jaki to jest kierownik i jak efektywnie powinien kierować ludźmi zaczyna być znowu bardzo dużo. Odkrywają oni na nowo to co już dawno zostało odkryte. To wyjście psychologii społecznej na różne dziedziny jest bardzo duże i chyba dlatego jest to interesująca dziedzina. W ramach tzw. psychologii społecznej stosowanej człowiek mający wyższą pozycję w hierarchii grupowej ma pewne przywileje. Takim przywilejem może być to, że nie przestrzega przepisów, które obowiązują normalnych ludzi (stąd będąc wyżej w tej hierarchi pozwalam sobie wejść na salę z kawą, czego państwu zrobić nie wolno). Należy zapamiętać;

Psychologia -wiąże się i przecina z wieloma dyscyplinami zarówno psychologicznymi jak i takimi jak socjologia, ekonomia, pedagogika, a szczególnie nauka o zarządzaniu i organizacji.

Historia psychologii społecznej.

• Okres przednaukowy:

Tak jak i z psychologią w ogóle, refleksje na temat psychologii społecznej towarzyszyły człowiekowi od zarania dziejów. Widać to czytając dzieła filozofów, prawników, lekarzy np. gdyby porównać Platona z Arystotelesem to tam pojawiają się pozornie różne koncepcje państwa. W rzeczywistości jest tam pewna refleksja na temat relacji w grupach społecznych oraz to, co z tego wynika dla kierowania państwem. Przed Platonem i Arystotelesem byli jeszcze filozofowie chińscy, którzy doradzali cesarzom jak należy kierować państwem. Można więc znaleźć wiele informacji na temat tego, jak ludźmi należy kierować, bo oni są tacy a nie inni. Na to można spojrzeć także z punktu widzenia psychologii w ogóle. Tak więc chińczycy, starożytni filozofowie^Czym bliżej czasów współczesnych tym więcej tego mamy, np. idee Hobbesa i ludzie walczący ze sobą cały czas; MachiayellL który zresztą wszedł do psychologii (skale Mach 4, Mach 5 do badania cechy zwanej makiawelizmem - u nas najbardziej popularna jest skala 5). W dziele Machiavellego pod tytułem „Książę", autor doradzał jak należy rządzić ludźmi. Po pierwsze - cyniczne spojrzenie na człowieka, a po drugie - metoda kija i marchewki tj. trzeba usunąć wszystkich którzy są przeciwnikami, a tych którzy pozostaną, trzeba wynagradzać żeby ich kupić. Takich refleksji jest bardzo dużo.

• Potem pojawia się okres wczesnonaukowy; .

W tym okresie jacyś ludzie (wcale nie psychologowie) mieli jakieś obserwacje, które

opisywali, ale także próbowali tworzyć jakieś teorie. Ważnym nazwiskiem jest tu Gustaw LeBon

- na nim opierają się również socjologowie - autor „Psychologii tłumu'^ (radzę tę książkę przeczytać). Ta książka napisana na początku XIX w. do dzisiaj jest nadal wydawana i czytywana np. przez polityków, ponieważ wiele miejsca tam poświęcano na wskazówki jak kierować tłumem. Tłum przez niego trochę inaczej był rozumiany, np. LeBon uważał, że parlament francuski j ast tłumem. Innymi słowy, takie wielkie ciało gdzie jest dużo ludzi, to jest to tłum.

Cechy charakterystyczne tłumu (w pigułce), tj. LeBon miał taki pogląd na tłum:

W tłumie w pewnym momencie pojawia się jedna emocja i jedna idea. Taki prosty przykład:

emocja agresji, lub strachu (tłum paniczny) i idea np. na Bastylię! Cały czas można zobaczyć np. w opinii publicznej pojawianie się takiej jednej idei i związanych z tym emocji oraz pewien mechanizm zwany mechanizmem zarażliwości. W tłumie bowiem zarażamy się od siebie ową ideą i emocją. Przykładem takim jest koncert młodzieżowy, gdzie jest widoczne niezwykle silne napięcie emocjonalne pobudzane jeszcze przez muzykę, a taka idea jest tu rzadko wyrażana mianowicie, że „to jest wspaniałe". Podobnie tłum na meczu piłki nożnej czy meczu bokserskim. Nasi politycy chcą to czytać, bo II część tej książki zawiera zasady praktyczne jak kierować tłumem, np. dobry wódz to jest taki, który wielokrotnie powtarza to samo hasło, tę samą ideę. Ostatnie wybory są tego dobrym przykładem, kiedy to każda partia wymyśla jedno hasło, które ma przyciągnąć zwolenników . Jak widać od początku XIX w. nic się nie zmieniło. Wspomieć można, że Goebbelsfeowtarzał, że każde kłamstwo wielokrotnie powtarzane zostanie uznane za prawdę i zostanie zaakceptowane. Tu nie trzeba się dziwić, gdyż zarówno Hitler, Mussolini. a prawdopodobnie i Stalin czytali LeBona.

LeBon był takim pierwszym psychologiem społecznym, który jednak nie używał terminu „psychologia społeczna".

W okresie wczesnonaukowym dominowali Francuzi. Innym takim był Gabriel de Tarde. Napisał on pracę „O naśladowaniu" (nie przetłumaczona), gdzie przedstawiał szereg prawd dotyczących pojawiania się pewnych mód, naśladowania. Jedna jego teza była taka, że pewna moda narasta w postępie geometrycznym tzn. np. pomysł jednej osoby przechwytują dwie osoby, od nich następne dwie itd. Taka moda błyskawicznie narasta (tak rozprzestrzenia się każda moda tworząc krzywą biegnącą stromo w górę). W pewnym momencie następuje przesycenie. Gdy np.wszyscy noszą okulary „na włoskach", pojawia się ktoś kto wymyśla coś nowego (dyktatorzy mody). W ten sposób, dzięki środkom masowego przekazu błyskawicznie pojawia się nowa moda w różnych miejscach świata. Dawniej to zaczynało się w Paryżu, później schodziło do Warszawy a wreszcie na prowincję. Teraz dzięki środkom masowego przekazu dzieje się to jeszcze szybciej. Druga idea była taka, że tzw. klasy wyższe będące źródłem z którego nowe pomysły się pojawiają, oni coś tam wymyślają potem schodzi to coraz niżej i coraz bardziej się rozpowszechnia. Trzecie prawo mówiło, że nowe idee, mody pojawiają się ze skrzyżowania rozmaitych rzeczy już istniejących. W muzyce pojawiają się skrzyżowania różnych stylów np. rock and roiła z bluesem i potem tacy wielcy muzycy mówią, że czerpali z takich a takich źródeł. Podobnie z modą w ubiorach, pojawiają się trendy afrykańskie, chińskie itd.- to było trzecie źródło pojawiania się nowych mód wg. Gabriela de Tarde (XIX w). Obserwacje te nie były obserwacjami systematycznymi, raczej przypadkowymi, a więc wybiórczymi, jednak coś nowego pokazywały. To był XIX w.

• Początek XX w.

Nazwa psychologia społeczna to rok 1903. Pojawiają się dwa ważne nazwiska: McDougall (specjalista od instynktów, który wymyślał dużą liczbę instynktów) oraz Ross. W tytułach ich książek pojawiła się poraź pierwszy nazwa „psychologia społeczna".

Czym się zaczęto interesować

W 1897 r.- robiono badania na temat tego, czy ludzie lepiej czy gorzej pracują w obecności

innych ludzi.

I wojna światowa - zapotrzebowanie w armii niemieckiej na oficerów, wobec czego należało

znaleźć jakieś sposoby wybierania ludzi, którzy już nie są arystokratami, żeby wybrać dużo

kandydatów na oficerów.

Następnie pojawiają się badania nad postawami, badania nad stereotypami.

II wojna światowa:

Badania nad zmianami postaw i badania nad funkcjonowaniem małych grup. W ten sposób mielibyśmy całą psychologię. Tak oto obydwie wojny trochę przyczyniły się do tego, aby rozwinęła się psychologia społeczna. Właśnie wtedy robiono badania nad postawami. Obecnie psychologów społecznych jest bardzo wiele, każdy pisze, publikuje. Pomysłów jest wiele, od czasu kiedy pojawiły się koncepcje pozytywistyczne(?) w psychologii społecznej. • W Polsce:

My byliśmy wtedy niezwykle aktywni, np. dwa lata po francuskiej wersji książki LeBona mieliśmy już polską, z Tarde było gorzej. Po II Rzeczpospolitej pojawiło się parę nazwisk:

Witwicki w drugim tomie swego podręcznika właściwie przedstawił teorię, którą dopiero po latach wymyślił jakiś Amerykanin tzn. teoria dotycząca relacji międzyludzkich. On inaczej to nazywał, określił to na dwóch wymiarach: od nienawiści do przyjaźni i od tego kto jest wyżej do tego, kto jest niżej. Jest to dwuwymiarowe spojrzenie na stosunki międzyludzkie. Oczywiście nikt tego dzisiaj nie pamięta i ponieważ to było po polsku, nigdy się nie przebiło za granicę. Podobnie jak druga jego praca w związku z którą Witwicki miał kłopoty z władzami kościelnymi. Nazywała się ona „Wiara oświecona" i ukazała się także po francuzku. Witwicki zrobił tu eksperyment, mianowicie przerabiał różne fragmenty z Pisma Świętego, gdzie wydawało mu się, że bohaterzy nie zachowują się całkiem etycznie. Przerabiał i robił z tego inne historie oraz prosił swoich badanych, którymi byli księża, żeby powiedzieli co sądzą na ten temat. Witwicki próbował pokazywać te historie szczególnie w sytuacji, w której człowiek zdawał sobie sprawę, że źródło jest w Piśmie Świętym. Nagle taka historia, kiedy została przełożona na historię np. Jana Kowalskiego a nie wielkiego proroka jawiła się właśnie jako nie bardzo etyczna. Jak człowiek, który zdawał sobie z tego sprawę, radził sobie z tym wszystkimi sprzecznościami? W tym czasie Witwicki oczywiście miał określone poglądy, zapewne również religijne. Był raczej liberałem niż konserwatystą. Tu przedstawił on taką koncepcję, którą po latach Festinger przedstawił w postaci teorii dysonansu poznawczego. Ale jak już wspomniałem, my Polacy mieliśmy za małe przebicie i dlatego tak naprawdę nikt nie wie, że Witwicki był twórcą dysonansu poznawczego.

Ważne nazwisko socjologa - Florian Znanieck^ który wraz z Thomasem są twórcami pojęcia „postawy"! W książce pt. „Emigranci (lub chłopi) Polscy w Ameryce" po raz pierwszy pojawia się pojęcie „attitude", którego twórcami są Thomas i Znaniecki. będący wówczas w Ameryce. Stanisław Osowskr- w czasie okupacji wydane zostały na podziemnym uniwersytecie jego „Wykłady z psychologii społecznej". W jego dziełach zostały wydane konspekty tych wykładów

Stefan Baley^ w swojej „Psychologii wychowawczej" sporo miejsca poświęcił grupom dziecięcym. Prowadził wykłady z psychologii społecznej (miałem przyjemność jako asystent przygotowywać te wykłady do wydania). Prawdopodobnie był to pierwszy po wojnie podręcznik z psychologii społecznej. To było przed wojną, po wojnie była straszna sytuacja. Przez lata moich studiów tj. w latach 51-56 nie słyszałem ani słowa o psychologii społecznej. W Związku Radzieckim psychologia społeczna była jakimś wyklętym tematem. Nie było wykładów z psych.

społ. i właściwie nic o niej nie wiedzieliśmy. Nagle pojawili się rozmaici ludzie, którzy zaczęli się tym interesować. O psych. społ. można znaleźć u Reykowskiego. Bardzo ważną postacią jest Andrzej Marewski | socjolog, wreszcie Stefan Nowab. Tak zaczynaliśmy, zaś teraz istnieje Wyższa Szkoła Psychologii Społecznej, co o czymś świadczy.

Po Anglikach, Niemcach, psychologowie społeczni z Polski stanowią najliczniejszą grupę w Europejskim Towarzystwie Psychologów Społecznych.

Podsumowując:

Refleksje na temat psych. społ. towarzyszą nam od zarania dziejów, zaczynając od filozofów chińskich, a kończąc na filozofach epoki oświecenia co najmniej -jest to okres przednaukowy w psychologii społecznej.

Okres wczesno naukowy, głównie związany z nazwiskami LeBona i Tarde gdzie badacze, jeśli można ich tak nazwać opierają się na niesystematycznych obserwacjach zachowań ludzkich.

Okres naukowy, który zaczyna się mniej więcej na przełomie XIX i XX w., gdzie do badania tych zjawisk zaczyna się stosować normalne metody naukowe.

W Polsce:

- Dzieła zagraniczne tłumaczono na język polski.

- Okres przedwojenny, kiedy to psychologowie lub socjologowie przy sposobności parali się psychologią społeczną.

- Okres powojenny od połowy lat 50 -tych, gdzie zaczyna się dynamiczny rozwój psychologii społecznej.

Metody stosowane w psychologii społecznej.

Pierwsze rozróżnienie: trzeba odróżnić metodę techniki Metoda jest to pewien sposób postępowania ogólny, natomiast technika, to instrument za pomocą którego badamy bardzo specyficzne zjawisko. Np. makiawelizm to pewna cecha, postawa. Niektórzy mówią o osobowości makiawelistycznej. Makiawelista to człowiek, który po pierwsze, ma bardzo cyniczne spojrzenie na ludzi, np. uważa, że większość ludzi to są głupcy (jedno z twierdzeń na skali makiawelizmu brzmi: w każdej minucie rodzi się bardzo wielu naiwnych, których można wykorzystywać). Skale do badania makiawelizmu - Mach l do 9, najbardziej popularna u nas Mach 5. Taka skala to nie jest metoda ale technika ,bo przy pomocy tej techniki możemy zbadać tylko określone zjawisko zwane makiawelizmem. Inny przykład:

Socjometria - jest to bardzo prosta technika, niektórzy nazywają ją metodą socjometryczną. Polega ona na zadawaniu pytań typu: z kim chciałbyś siedzieć w jednej ławce? Ktoś kiedyś powiedział, że dla ludzi dorosłych dobrym pytaniem jest: z kim chciałbyś wyjechać na miesięczną wycieczkę?. Z grupy 60-osobowej wybiera się do 3 takich osób. Chodzi tu o prostą rzecz, żeby stworzyć obraz grupy. Z takiego badania dowiadujemy się jakie osoby są wybierane najczęściej, a jakie najrzadziej. Socjometria jest to technika, czy zbiór technik, które służą do badania stosunków wewnątrz grupowych, inaczej mówiąc struktury wewnątrz grupowej. To jest technika, zaś metodą byłoby po prostu zadanie takiego pytania. Pytania mogą być różne, możemy pytać o cokolwiek. Zadawanie pytań jest to metoda zwana - lustracją, ale zadanie konkretnego pytania jest to już technika.

Należy odróżnić sposób postępowania który bada bardzo konkretne zjawisko, ale jednocześnie stosując bardzo ogólny sposób postępowania. Inny przykład: badania GSR - reakcji skórno- galwanicznej.

Technika ta bada zmiany oporności skóry. Zmiany te mówią głównie o emocjach. Jest ona jednym z elementów w tzw. wykrywaczu kłamstw. Jednak GSR służy wyłącznie do pomiaru zmian oporności skóry. Ważne jest, aby mieć wyczucie robiąc jakiekolwiek badania że z jednej strony musimy znaleźć techniki do zbadania danego zjawiska, ale oprócz tego, musimy mieć pewien ogólny plan postępowania, aby mieć jasność, jak zbadać to zjawisko. I tu jest cała gama metod, którymi psychologowie społeczni się posługują.

Należy odróżnić metody od techniki. Metody badania są to ogólne sposoby postępowania i możemy za ich pomocą zbadać najrozmaitsze zjawiska, a techniki to są bardzo specyficzne sposoby postępowania służące do pomiaru, do zbadania bardzo konkretnego, specyficznego zjawiska.

O technikach nie będziemy tu mówić, bo technik jest tyle, ile różnych specyficznych rzeczy do badania, natomiast metody stosujemy w bardzo różnych badaniach. Jak można poklasyfikować metody, czyli ogólne sposoby dochodzenia do celu, jakim jest badanie jakiegoś zjawiska z zakresu psychologii społecznej?

Metody można poklasyfikować ze względu na stopień kontroli jaką ma badacz nad badanym zjawiskiem. Są takie metody, gdzie badacz ma zerowy nieomal stopień kontroli nad badanym zjawiskiem i są takie, gdzie badacz ma bardzo dużą kontrolę.

Czym jest kontrola badacza nad badanym zjawiskiem?: ,

- po pierwsze - co badacz wie o badanym zjawisku. Kiedyś, gdy ktoś zaczynał coś badać, to jego wiedza o tym zjawisku była zerowa, albo bliska zeru. Stan idealny to taki, gdy wiemy wszystko o nim, ale wtedy nie trzeba by go było badać. Na szczęście dla ludzkości o żadnym zjawisku nie wiemy wszystkiego, bo wtedy nie mielibyśmy żadnej aktywności.

- w-jakim stopniu badacz manipuluje badanym zjawiskiem. My coś robimy ze zmienną niezależną, a jednocześnie patrzymy tak jak w eksperymencie, co się dzieje ze zmienną zależną. Należy zacząć od tego, czy mamy jakieś możliwości manipulowania badanym zjawiskiem, czy zjawiskami.

Kontrolowalność - stopień kontroli nad badanym zjawiskiem. Gdzieś jest na początku zero, nie mam żadnej kontroli, nic nie wiem, nie mogę nim manipulować. Zaś po drugiej stronie jakiś stan idealny - wszystkim manipuluję. Zerowego stopnia kontroli nad badanym zjawiskiem nie ma, ale może być bardzo niewielki. Jaką metodę wówczas stosujemy? Na początku jest coś, co się nazywa lustracją (ang: sarvey, tłumaczone często jako sondaż ankietowy, ale jest on raczej techniką).

- Metoda oglądu, lustracji l

Nasi socjologowie będą nazywali to sondażem ankietowym, ale należy pamiętać że jest on taką quasi-techniką niż metodą.

Aby przeprowadzić taką lustrację można oczywiście zadawać pytania. Jak to można inaczej zrobić? Przykładem niech będzie badanie F. Allporta przeprowadzone na grupie studentów, którzy mieli zanotować ilu kierowców (w USA) w nocy przejedzie przez skrzyżowanie na czerwonym świetle, gdy ulica prostopadła będzie wolna, gdy nic nie będzie jechało - jest to taka sytuacja pokusy. Studenci liczyli ilu kierowców zdecyduje się na przejazd przez skrzyżowanie. W wyniku takiego badania okazało się, że byli tacy, którzy przejeżdżali przy czerwonym świetle, przy żółtym już było ich więcej, a przy zielonym najwięcej. Zilustrowano wyniki na wykresie współrzędnych, gdzie na osi y - zaznaczono procent osób, zaś na osi x - światła na przejściach ulicznych ( kolejno czerwone, żółte, zielone). Pojawiała się krzywa, którą autor nazwał krzywą J- konformizmu Chodzi o to, że jeżeli istnieje pewna norma wśród społeczności, to najwięcej jest takich ludzi, którzy przestrzegaj ą tę normę, potem jest spora grupa ludzi, którzy gdy sytuacja jest nie jasna to tę normę łamią i wreszcie jest grupa i taka, która po prostu łamie ją, przekracza,

jest ona najmniejsza. Ten temat mógłby być przedmiotem dyskusji w oparciu o własną wiedzę bo tu musimy przyjąć przynajmniej jedno, że np. norma nie jest nadmiernie narzucona, alejednakoz troszeczkę zaakceptowana, troszeczkę zinternalizowana. Jeżeli np. w sytuacji narzuconej przez okupanta załamuje się porządek społeczny i jedne wojska wkraczają a inne wycofują się, nagle okazuje się, że ludzie rabują sklepy i to tacy, których by się o to nie podejrzewało .

Krzywe J-konformizmu sprawdzano też na inny sposób. Polegało to na badaniu, jak ludzie przychodzą na mszę św. do kościoła. Zaznaczono na osi x kolejno: wcześniejsze przyjście o 30 min., przyjście o 10 min. wcześniej, przyjście na początek mszy (O - ani wcześniej ani później). Wiadomo, że tych którzy przychodzą bardzo wcześnie jest niewielu, tych którzy przychodzą jakiś czas przed jest sporo i wreszcie tych, którzy przychodzą tuż przed rozpoczęciem jest najwięcej. Gdyby badanie to było dalej prowadzone to prawdopodobnie byłyby dwie krzywe J, tzn. ta druga krzywa spadałaby w przeciwną stronę na końcu pokazując tych, którzy przychodzą na tzw. gaszenie świec a więc na koniec mszy. obydwie te krzywe byłyby ze sobą połączone. Jeżeli więc idzie o przestrzeganie norm takich, które w miarę są akceptowane to najwięcej jest takich ludzi, którzy je akceptują, znacznie mniej jest takich, którzy w sytuacji niejasnej przekraczają normy i są tacy, mniejszość, która te normy zdecydowanie przekracza. Tak też byśmy patrzyli na zjawiska przestępczości. Te badania nad przestrzeganiem norm są dobrym przykładem lustracji, czy oglądu, kiedy stosując bardzo prostą obserwację dochodzimy do tego jak jest np. z przestrzeganiem norm. Oczywiście w tym wypadku nie mamy wpływu na to kto przychodzi do kościoła i o jakiej godzinie, czy kto przekracza skrzyżowanie. My po prostu sobie to oglądamy, obserwujemy, żadnego wpływu na badane zjawisko nie mamy, chociaż mogłoby to być podstawą do przeprowadzenia pewnego eksperymentu.

Opisana metoda lustracji, czy oglądu, sarvey 'u to taka, przy której stopień kontroli badacza nad badanym zjawiskiem jest znikomy, nie jest całkiem zerowy ale jest bliski zeru. Przypominam, że badacze opinii publicznej wszelkiego rodzaju posługują się tutaj dodatkową techniką, nie tyle obserwacją, ile zadawaniem pytań np. na kogo będzie pan głosował? Uważa się, że jeżeli została zbadana tzw. grupa reprezentatywna, to wtedy z pewnym błędem wiemy coś o całej populacji. • Fieid study - badanie w terenie €"

Trudno jest powiedzieć czym owo badanie terenowe się różni, niechętnie się tym psychologowie a także socjologowie posługują mimo, że jest to pasjonująca sprawa. Przy badaniu w terenie mamy niewielki wpływ na badane zjawisko, natomiast koncentrujemy się na pewnym zawężaniu w całym badaniu do jakiejś jednej sprawy, czy do jednego miejsca. Przykład klasycznego badania w terenie: Współpracownicy badacza wchodzili w tzw. gangi młodzieżowe i ich celem było zbadanie tego, co się w tych bandach działo. Chodzi tu o takie grupy które są na pograniczu przestępstwa, które mogą bardzo łatwo zamienić się rzeczywiście w gangi kryminalistów. Ci badacze będący zresztą mniej więcej w tym samym wieku, obserwowali co tam się dzieje.

Z własnego doświadczenia pamiętam jak podczas moich studiów w czasie praktyk wakacyjnych badaliśmy harcerzy pracujących na obozach w ramach „operacji Bieszczady" prowadzonej przez harcerstwo. Miało to charakter studium w terenie. Chcieliśmy zobaczyć jaki jest związek między tym jak ludzie rzeczywiście pracują, a tym co o tej pracy mówią. Polegało to na tym, że pracowaliśmy razem z harcerzami i w pewnym momencie każdy miał obserwować przez pół godziny jednego z harcerzy i oceniać rozmaite jego zachowania typu: wykorzystanie czasu, aktywność w zakresie organizowania pracy itd. Skoncentrowaliśmy się na obserwacji tego jak pracują ludzie którzy przyjechali tam ochotniczo. Druga część tych badań polegała na tym, że po powrocie z pracy przeprowadzaliśmy wywiady (czyli technika) na różne tematy, ale między innymi na temat pracy. Wywiady przeprowadzały inne osoby, nie te które obserwowały. Bardzo nas zmartwiło, że poza jednym przypadkiem nie było związku między tym, co ludzie mówią o tym jak atrakcyjna jest ta praca, a tym jak naprawdę pracują. Innymi słowy przeprowadziliśmy takie studium w terenie gdzie posługiwaliśmy się techniką obserwacji i zadawania pytań, a chodziło nam o badanie zachowania w sytuacji pracy. Wydaje się, że jest to szczególnie pasjonująca rzecz dla młodych psychologów, ponieważ obserwujemy ludzi w terenie, tam gdzie oni naprawdę coś robią (a nie w laboratorium) i dlatego wydaje to się ciekawe. Metoda ta ma dwie wady:

• Jest to piekielnie kosztowne (w przypadku omawianego badania, utrzymywanie przez miesiąc 20-tu studentów psychologii). Jest to jeden powód dla którego nie kwapimy się aby to badać.

• W jakim stopniu takie badanie jest reprezentatywne dla całej populacji?. Czy rzeczywiście możemy powiedzieć np., że wszyscy harcerze, którzy gdziekolwiek pracowali mają taką rozbieżność między tym co mówią o swojej pracy, a tym jak rzeczywiście pracują?

Należy tu dodać, że badania te były prowadzone w dobie realnego socjalizmu, kiedy trzeba było

pokazać, że jest się najlepszym, że tak dobrze się pracuje.

Trzeba wiedzieć, że w pewnym okresie czasu psychologowie z przyjemnością posługiwali się

metodą badania w terenie, studium w terenie.

• Eksperyment

Jest taka granica, gdzie człowiek rzeczywiście manipuluje zmiennymi i jednocześnie nie, nazywa się to eksperyment naturalny. Wyobraźmy sobie taką sytuację:

Jaki jest wpływ nie zdania egzaminu na atrakcyjność danego przedmiotu? Można postawić hipotezę, że ludzie, którzy nie zdają egzaminu z jakiegoś przedmiotu oceniają go niżej, jako mniej atrakcyjny niż ci, którzy zdali ten egzamin. Potem trzeba jeszcze wziąć dodatkową hipotezę taką, że wśród tych, którzy zdali wybrać takich, którzy zdali na bardzo dobrze, dobrze i dostatecznie. Można też generalnie postawić taką tezę, że im wyższy wynik się osiągnęło, tym bardziej atrakcyjny jest dany przedmiot (oczywiście badacz nie mógłby być jednocześnie eksperymentatorem, mógłby wówczas umyślnie oblewać)

Na czym polega naturalność tego eksperymentu? Co tu natura czyni na co badacz nie ma żadnego wpływu? Oczywiście wyniki egzaminu najczęściej rozkładają się wg. normalnej krzywej rozkładu, chociaż nie zawsze tak jest.

To natura, w cudzysłowiu, decyduje kto zda a kto nie zda. Słowo „natura" trzeba bardzo szeroko rozumieć, czasami to zależy po prostu od poszczególnych osób, czasami od okoliczności zewnętrznych. Trudno jest przewidzieć, badacz nie wie kto oblewa.

Tu przy okazji chciałbym polecić książkę którą czyta się z zapartym tchem:

Leon Festinger „When prophesy face" (nie ma polskiego tłumaczenia) „kiedy zawodzi lub sprawdza się...". Festinger opisuje sektę która miała trzy założenia:

- w określonym czasie nastąpi wybuch w wyniku którego nasz świat ulegnie zniszczeniu;

- istniej ą wybrani będący członkami tej sekty, którzy „wierzą" np. w to, że jedna z osób z kierownictwa tej sekty - kobieta, jest medium, która jest w stanie porozumiewać się z istotami pozaziemskimi:

- najciekawsze - te osoby zostaną uratowane od tego potopu przez istoty pozaziemskie, które

przylecą na statkach kosmicznych (książka powstała w dobie UFO).

Ważne, że wtedy przed laty ta grupa była grupą niezwykle zamkniętą i nie chcącą upublicznienia

swoich poglądów. Dostać się do niej było trudno.

Na czym czasami polega genialność pomysłu badawczego? Festinger wiedział, że istnieje coś

takiego jak eksperyment naturalny. On domyślał się, że jednak tego 24 grudnia nie nastąpi potop,

natura tego nie spowoduje . Wobec tego może warto przypatrzeć się jak będą zachowywać się

członkowie sekty kiedy proroctwo się nie spełni.

Badacz nie ma żadnego wpływu na to, że proroctwo się nie spełni, natomiast badacz to

wykorzystuje. Jest to eksperyment, bo jest zmienna niezależna w postaci nie sprawdzającego się

proroctwa i cały szereg zachowań ludzkich.

Festinger namówił swoich studentów z seminarium, żeby zapisali się do tej sekty. Oni to zrobili i

zastosowali technikę obserwacji uczestniczącej (jak w przypadku naszego badania tj. studium w

terenie). Ci studenci występowali jako członkowie tej sekty. Nadszedł dzień 24 XII (część

pojechała na Wigilię do swoich domów, a część została i czekała na przybycie istot

pozaziemskich. Działy się tam różne dziwne rzeczy, napięcie rosło coraz bardziej. Oczywiście

nic się nie wydarzyło. Po tym Festinger i badacze zaczynają zbierać informacje o tym co się

działo.

Co było interesujące? Sprawa najważniejsza, która dla Festingera była zmienną zależną

- szefostwo sekty zaczyna niesłychanie upubliczniać informacje o sekcie (telewizja, wywiady)

Dysonans poznawczy polega na pojawianiu się w świadomości człowieka, czy ludzi, prawd sprzecznych : tą lezą. Nie było potopu, kosmici nie przylecieli, ale oni w to wierzyli. Co mogli zrobić? Logicznie rzecz biorąc, zgodnie z zasadą sprzeczności - powinni jedną część odrzucić. Skoro więc kosmici nie przylecieli, proroctwo się nie sprawdziło, to należałoby przestać wierzyć. Okazuje się, że jednak nie.

Jednym ze sposobów redukowania dysonansu było upublicznianie istnienia tej sekty i co dziwne, znajdowanie nowych członków. Pojawienie się nowych członków jest jakby podparciem starych przekonań.

Kto odpada a kto zostaje? Okazuje się, że wybyli z sekty ci, którzy byli z rodzinami, natomiast ci, którzy mieli się razem działali według mechanizmu grupowego, pewnej lojalności (bo nie wypada). Inna możliwość pojawienia się dysonansu: Co zrobić w sytuacji gdy widzę, że zostałem nabrany? Ja dalej tkwię w błędzie, unikając w ten sposób kolejnego dysonansu. Wyszedłem na głupka wobec czego, jeżeli ja przyznaję się do tego, to jest to przykre, dlatego tkwię w tym błędzie dalej.

Odpadli więc ci, którzy nie byli pod bezpośrednim wpływem grupy, zostali ci którzy byli w grupie, a sam dysonans był w ten sposób redukowany, że: oto „przyjmujemy nowych członków". Nowi członkowie oznaczają: „my mamy rację". (Gdyby się przyjrzeć funkcjonowaniem rozmaitych ugrupowań politycznych to też byśmy takie zjawisko znaleźli). W roku 1970 Festinger przyznał (osobiście w rozmowie z profesorem), że sekta ta nadal istnieje i ma się dobrze. Potem pojawiła się druga, podobna sekta w której nie sprawdziło się proroctwo, a której zwolennicy znaleźli się także w Polsce. Ta druga sekta już nie mówiła o potopie. Opierała się ona na czymś bardziej prawdopodobnym, na wybuchu wojny jądrowej. Sekta ta uważała, że w określonym dniu nastąpi kataklizm związany z wybuchem wojny jądrowej. Tu poszli oni bardzo daleko, zaczęli budować schrony przeciwatomowe. Tym drugim założeniem owej sekty było to, że wszyscy na ziemi zostaną zlikwidowani poza tymi, którzy na hasło pozbędą się wszystkiego, wszystko sprzedadzą i przyjadą w USA do oznaczonych miejsc gdzie znajdują się te schrony. Jednak w przeciwieństwie do tej pierwszej sekty oni bardzo upubliczniali swoje poglądy, stąd mieli wielu amatorów. Gdy nadeszła godzina zero dziesiątki wiernych posprzedawało domy, zabrali dzieci i ruszyli do wyznaczonych miejsc. Schrony były bardzo dobrze zaopatrzone. Oni czekali i czekają do chwili obecnej.

Jak byłoby najłatwiej taki dysonans zlikwidować? Przyjęcie takiego dodatkowego przekonania, które likwiduje dysonans np.- „niebezpieczeństwo zostało odsunięte bo myśmy się poświęcili". Oni poświęcili się za ludzkość, (dowartościowali się

przy tym) i dlatego świat uniknął wojny jądrowej.

Myślę, że jest to jeden z bardzo znakomitych sposobów likwidowania dysonansu poznawczego w ramach naszych własnych, indywidualnych dysonansów i walczenia z nimi. Każdy, gdyby uderzył się w piersi i dobrze poszukał to także by znalazł. Przykład:

Wierzę w coś, akceptuję jakieś poglądy, np. nie należy ściągać, ale ściągnąłem. Jest to ewidentny dysonans między moim zachowaniem a moimi zasadami. Niech każdy sobie odpowie, jak taki dysonans rozwiązuje wymyślając dodatkowe przekonania, które go likwidują (np. żeby ściągać to jednak coś trzeba umieć - jest to taka podpórka). Ze ściąganiem to wiadomo jak jest, ale zjawisko to odnosi się także do poważniejszych rzeczy. Jest to taki wielki problem polegający na tym, że my jesteśmy kreatywnymi istotami i bardzo często problem robienia przez nas świństw jest tak łatwo rozwiązywany przez przyjmowanie dodatkowych założeń. Jest to bardzo interesująca sprawa łącząca ten kawałek psychologii społecznej z etyką.

• Eksperyment w terenie

Jak sama nazwa wskazuje, coś robimy, w jakiś sposób manipulujemy zmienną niezależną. Badamy jak zachowuje się zmienna zależna tyle tylko, że robimy to właśnie w terenie (nie chcę używać słowa „w warunkach naturalnych", żeby nie mieszać tego z eksperymentem naturalnym. Tam natura sama powodowała wystąpienie zmiennej niezależnej, tutaj my to robimy, ale w takich warunkach w jakich badani żyją).

Przykładem są wszelkie badania nad wpływem kierowania na coś tam, np. na efektywność działania. Robimy to w warunkach naturalnych np. cała wielka sprawa pozwalania pracownikom na współdecydowanie. Kierowanie autokratyczne - o wszystkim decyduje kierownik. Kierowanie demokratyczne - podwładni mają wpływ na podejmowanie decyzji. Coś takiego możemy robić i bardzo często robimy w warunkach naturalnych. To jest eksperyment w terenie - badacz manipuluje zmienną niezależną, a jednocześnie patrzy jak zmienia się zmienna zależna. Można sobie wyobrazić, gdyby egzaminator losowo wybrał państwa i połowę oblał, a potem patrzył jak go lubicie, to byłby to eksperyment w terenie

• Eksperyment laboratoryjny

Słowo „laboratoryjny" należy rozumieć bardzo szeroko, nie musi to być laboratorium. To jest jakieś miejsce, które jest specjalnie poświęcone na badania. To może być tylko pomieszczenie. Przyprowadzamy badanych, poddajemy manipulacjom w zakresie zmiennej niezależnej i patrzymy co się zmienia, jeżeli idzie o zmienną zależną. Tutaj badacz ma niezwykle duże możliwości żeby kontrolować badane zjawisko. Może dobierać badanych np. może badając fizjologiczne objawy lęku dobierać płeć. Od badacza zależy w którym momencie naciśnie guzik, jakimi technikami się posłuży, żeby badać to co się z człowiekiem dzieje.

To jest właśnie idea eksperymentu laboratoryjnego, że mamy dużą kontrolę nad badanym zjawiskiem.

Eksperyment laboratoryjny wcale nie musi kojarzyć się z aparaturą laboratoryjną. Przykład eksperymentu laboratoryjnego bez użycia aparatury:

Badanie grup zorganizowanych i niezorganizowanych w sytuacji zagrożenia. Do zamkniętego pomieszczenia wprowadzano raz grupę nie znających się osób, a raz grupę chłopców grających razem w koszykówkę. Badacz pozorował pożar. Zmienną zależną było jak zachowują się ludzie z grupy, w której się znają i długo współpracuj ą w takiej sytuacji, a jak ci, którzy się nie znają. Badano dużo drużyn koszykówki i bliżej nie znanych sobie ludzi . Ciekawe było to, że ci którzy grali w koszykówkę rzadziej się dali nabierać tzn. mówili, że ktoś się wygłupia. Interesujące, że ci którzy byli niezorganizowani, nie znali się, zaczynali

zachowywać się jak paniczny tłum. Natomiast ci zorganizowani, którzy się znali i od dłuższego czasu ze sobą współpracowali (aczkolwiek tylko w dziedzinie koszykówki), zaczynali działać w sposób zorganizowany żeby się wydostać. Inny przykład:

Badanie nad wpływem trzech rodzajów kierowania: autokratycznego, demokratycznego i liberalnego, na grupy chłopców. Przyprowadzano tych chłopców do laboratorium, o coś ich pytano. Obserwowano co się dzieje, kiedy oni mają wpływ na decyzje i wtedy, kiedy wszystko załatwia wychowawca.

Podsumowując:

Wśród psychologów społecznych odróżnia się metodę od techniki.

Metoda jest to ogólny sposób postępowania jeśli chodzi o badanie danego zjawiska, a technika jest to sposób badania bardzo konkretnego, specyficznego zjawiska. Metody to ogólne sposoby dochodzenia do celu, które dają się ułożyć na kontinuum kontrolowalności.

Kontrolowalność jest to stopień w jakim badacz kontroluje zjawisko. Przez kontrolę możemy rozumieć dwie rzeczy:

- co -wiemy o badanym zjawisku

- i w jakim stopniu nim manipulujemy.

W najmniejszym stopniu kontrolujemy badane zjawisko jeżeli posługujemy się - lustracją lub oglądem. Potem mamy do czynienia z trochę wyższym stopniem kontroli nad badanym zjawiskiem, gdy wprowadzamy - studium albo badanie w terenie, gdzie kontrola wiąże się z koncentracją na pewnym określonym zjawisku. Następny - eksperyment naturalny, gdzie natura sama reguluje zmienną niezależną a my tylko wykorzystujemy, żeby badać co stanie się ze zmienną zależną. Eksperyment w terenie, gdzie badani są w warunkach naturalnych, badacz manipuluje zmienną niezależną i patrzy jak zmienia się zmienna zależna. I wreszcie -eksperyment laboratoryjny, gdzie maksymalnie kontrolujemy badane zjawisko, w różny sposób

. Psychologia społeczna wykład 3-4 29.11.98

Na poprzednim wykładzie omówiłem sprawy związane z rozwojem psychologii społecznej oraz metody badawcze w niej stosowane i w ten sposób zakończyliśmy część wstępną.

Przechodzimy do spraw, które są bardziej merytoryczne. Chcę omówić dzisiaj dwie rzeczy:

• poznawczą reprezantacją świata społecznego problem znany zapewne z zajęć z psych. ogólnej)

• chciałbym też zacząć mówić o postawach, które są ważnym elementem psychologii

społecznej.

Zacznijmy od przykładu: niech nim będą nasze zajęcia o charakterze wykładu. Każdy z państwa ma jakiś pogląd, jakąś reprezentację poznawczą tego, czym jest wykład. Mamy coś, co się nazywa reprezantacją poznawczą wykładu, który jest oczywiście fragmentem szerokiej reprezentacji świata społecznego, w którym funkcjonujemy. Można zapytać: dlaczego nazywamy to reprezentacją, a nie np. odzwierciedleniem (obowiązującym za moich czasów). Psychologowie dzisiaj raczej nie mówią o odzwierciedleniu, ale o reprezentacji. Pierwsza różnica jest taka, że każdy ma różniące się poglądy na temat tego czym jest wykład, jaki powinien być wykład itd. Mówiąc inaczej: mamy do czynienia z czymś bardzo subiektywnym. Każdy z państwa uczęszczał do innych szkół, choć może są tacy, którzy chodzili do jednej szkoły w tym samym czasie, mieli tych samych nauczycieli. Można powiedzieć wówczas, że te osoby mają pewną wspólną, podobną pulę doświadczeń z tym, co się nazywa wykładem. Państwo chodzicie na te same wykłady, wobec czego wasze doświadczenia subiektywne są w miarę podobne, ale tym niemniej one się różnią z różnych powodów (o których będzie mowa). Zakładając, że część z państwa uczęszcza jeszcze na jakieś inne wykłady, znowu można powiedzieć, że ta pula doświadczeń jednak każdej osoby jest różna i wobec tego, w świadomości każdej z tych osób jest reprezentowane w miarę subiektywne (indywidualne) doświadczenie. Każdy ma różne doświadczenia z różnymi aspektami naszego społeczeństwa, dlatego czasami tak trudno nam się porozumieć (wrócimy do tego).

Jednym z elementów wykładu jest np. postać wykładowcy. Na pytanie: jak państwo oceniacie poszczególnych wykładowców na dowolnej skali, zapewne okazałoby się, że będą spore różnice w tej ocenie. Mogłoby się okazać, że oceniając mnie na prostej szkolnej skali są tacy, którzy dają mi piątkę i są tacy, którzy dają mi dwóję. Wynika to z tego, że jednak wcześniejsze doświadczenia z wykładowcami były takie, że treści tzw. schematów dotyczących wykładowcy u każdej osoby są inne. Podobnie z pytaniem o schemat ptaka, kiedy to większość osób mieszkających w mieście odpowiada, że jest to gołąb. Nikt nie powie, że kaczka miałaby być najlepszym egzemplarzem, który charakteryzowałby schematem pod tytułem „ptak". Byłby to raczej wróbel, gołąb, z pewnością nie pingwin, ponieważ tu fruwanie odgrywa istotną rolę, ale także to z czym mamy na co dzień do czynienia. Wracając do przykładu wykładu - każdy ma jakiś egzemplarz charakterystyczny dobrego wykładu, ale też każdy miał inne doświadczenia i wobec tego różnimy się tym, co to znaczy dobry wykład itd.

Każdy z nas ma do czynienia z subiektywnymi doświadczeniami ze światem społecznym i te subiektywne doświadczenia, po różnych przetworzeniach stanowią reprezentacje jako całość, zaś fragmenty reprezentacji to poszczególne aspekty, obiekty które... .

Zauważcie, że powodem tego, że nagle rozluźniliście się (mowa o bieżącym wykładzie) był odgłos prawdopodobnie tłumionego kaszlu, który to odgłos nie pasuje do spokojnej atmosfery, która powinna panować na wykładzie. Chciałbym, abyście państwo wzięli pod uwagę, że bardzo

często tym co nas niezwykle drażni, jest właśnie taka sytuacja, w której nasz schemat zostaje naruszony np. pojawia się coś, co nie pasuje do schematu o nazwie „wykład". Podschemat wykładu to będzie coś o nazwie „wykładowca". Zapewne każdy z państwa ma oczekiwania na temat tego, jak powinien zachowywać się wykładowca. Okazuje się, że od czasu do czasu pojawiają się wykładowcy, którzy zachowują się niezgodnie ze schematem idealnego wykładowcy, który gdzieś tam sobie wytworzyliśmy.

Na przestrzeni lat to się zmienia, ale chciałem pokazać, że mamy te schematy i jak coś się zaczyna dziać co jest niezgodne z tymi schematami (kiedyś mówiono o oczekiwaniach) to zaczynamy przynajmniej być zdziwieni. Wracając do subiektywności - bardzo często nie możemy się porozumieć z innymi ludźmi na temat rozmaitych spraw np. (obyście nigdy tego nie mieli) z osobami bliskimi, kiedy one mają inny schemat tego, kim jest dobry polityk, jaka jest dobra ideologia, którą należy akceptować itd. To często stanowi podstawę tego: jak się dobieramy (dobieramy się tak, aby mieć w miarę możności podobne schematy); jak znajdujemy partnera (np. spodobała mi się dziewczyna, z którą mamy zupełnie inne schematy rzeczywistości społecznej, co często powoduje, że początkowo będąc blisko zaczynamy oddalać się, gdyż te schematy uniemożliwiają porozumienie). Oczywiście czasem zdarza się, że ludzie pokonują te trudności, ale my psychologowie myślimy o tym jednak w kategoriach statystycznych.

Sprawa reprezentacji poznawczych jest niezwykle ważna.

Należy zwrócić uwagę na:

• subiektywizm czy indywidualizm,

• druga sprawa, która różni ową reprezentację świata społecznego jest to, że w przeciwieństwie do naszej wiedzy np. o fizyce (nie jestem tego całkiem pewien), o zjawiskach fizycznych, •wiedza społeczna - reprezentacje społeczne zawierają sądy ewaluatywne. Ewaluacja jest to ocenianie. Są to więc sądy oceniające, a z sadami ewaluatywnymi są związane emocje, uczucia (typu np. lubię, nie lubię; podoba mi się, nie podoba). Trzeba zawsze brać pod uwagę, że jeżeli idzie o świat społeczny, jego reprezentacje, wszystko co do nas dochodzi w każdej chwili, jest przez nas oceniane i w związku z tym pojawiają się emocje. Dlatego czasami jest nam tak trudno porozumieć się. Moim zdaniem to przejście między reprezentacją świata fizycznego, a społecznego nie jest ostre z prostego względu (o czym próbowałem przekonać państwa na poprzednich zajęciach), właściwie wszystko co nas otacza, jest wytworem ludzkiej działalności. Popatrzmy np. na samochód: mówimy, że ten podoba mi się, a tamten nie. Pozornie jest to przedmiot fizyczny, ale jest to tak naprawdę troszeczkę społeczne. To przejście jest niezwykle trudne, można tylko powiedzieć że staramy się, żeby wiedza naukowa była rzeczywiście wiedzą pozbawioną tej subiektywności. Państwo wiecie, że podstawową sprawą, jeśli idzie o wiedzę wszelką, a w tym psychologiczną jest to, żeby wszyscy mniej więcej zgodzili się co do tego - że coś jest i to coś ma takie, a nie inne cechy, albo że coś wpływa na coś innego -tak staramy się państwu tę wiedzę przekazywać.

Przykład: Wiemy, że większość psychologów, zgadza się co do kształtu krzywej zapamiętywania albo zapominania (to jest też jakaś reprezentacja poznawcza świata), ale trudno powiedzieć, że tu mamy do czynienia z ewaluacją. Wiadomo, że na początku zapominamy najwięcej, jest to jakieś 48 pierwszych godzin i to jest najważniejsze, stąd wiemy, że należy w tym czasie powtarzać najwięcej, żeby spadek był jak najmniejszy. Tak samo jest z krzywą uczenia, my się z nią zgadzamy i trudno powiedzieć, żebyśmy mieli co do tego sądy ewaluatywne, chyba że ta ewaluacją dotyczy tego jak trudno się uczyć, bo zwłaszcza na początku, przyrosty są w zależności od rodzaju materiału, niewielkie. Państwo pamiętacie, że gdy materiał jest trudny krzywa ma kształt litery S. To nas może złościć, ale jak my to wiemy bo nauczyliśmy się tego to co tu ewoluować?

Natomiast gdy powiecie, że moje wykłady są chaotyczne, to samo użycie! już jest ewaluacja i związane z tym negatywne emocje. Chciałbym, żebyście poczuli tę rażące,

aczkolwiek przejście między światem fizycznym i światem społecznym nie jest takie łatwe (o czym próbowałem powiedzieć na poprzednich zajęciach).

Z czego składa się reprezentacja świata społecznego? Można wyróżnić dwa rodzaje elementów:

• fragmenty o charakterze pamięci epizodycznej

• fragmenty o charakterze pamięci semantycznej

Epizodyczne, jak sama nazwa wskazuje, to nasze subiektywne doświadczenia z najróżniejszymi sprawami. Pozostając przy wykładzie: każdy z państwa przypomina sobie jakiś wspaniały wykład, albo jakiś straszny wykład - są to właśnie te epizody z naszego życia, które zresztą powodują różnice między nami. Mamy takie doświadczenia z większością elementów reprezentacji świata społecznego. Inny przykład: rodzice - każdy z państwa ma lub miał rodziców i każdy ma z nimi najrozmaitsze doświadczenia. Najlepiej byłoby, gbyby one były zawsze dobre. ale jest to fikcja, bo one są dobre, są złe, czy gorsze, różnie to bywa. Np. Wigilia jest takim momentem przebaczenia, każdy pamięta te wspaniałe Wigilie i te gorsze. Każdy pamięta takie wydarzenia lepsze i gorsze i to są te epizodyczne, epizodyczne fakty związane z rodziną.

Mamy jeszcze ten drugi aspekt tj. wiedza, pamięć semantyczna. Zapewne czytaliście wiele książek na temat rodziny, rodziców np. „Toksyczni rodzice" po przeczytaniu której, zaczynamy coś pamiętać, ale ta pamięć jest inna niż ta epizodyczna, mianowicie zaczynamy myśleć w kategoriach jacy to są dobrzy rodzice lub co robią (ale to jest na poziomie abstrakcyjnym) i co takiego robią np. rodzice toksyczni. Jedną z takich rzeczy jest nadmierne uzależnianie dzieci od rodziców, często mamy nadopiekuńczych rodziców i są to w gruncie rzeczy toksyczne związki -my to wiemy, mimo że nie musieliśmy sami tego na szczęście przeżywać. Wiedza książkowa ma wyabstrahowany i semantyczny charakter w przeciwieństwie do wiedzy epizodycznej, która ma bardziej percepcyjny, spostrzeżeniowy charakter (np. Wigilie zła i dobra - ja to będę pamiętał obrazowo, natomiast jak przeczytam książkę „Toksyczni rodzice", to pamiętam w postaci słów, w postaci pewnych abstrakcji, mimo że jest ona bogato ilustrowana przykładami. Oprócz wiedzy książkowej wiedza semantyczna (i to jest ciekawe), może nam być przekazywana przez innych.

Wracając do przykładu wykładowców: załóżmy, że Władek opowiedziała mi jakie miał kłopoty u danego wykładowcy, a Janek opowiedział jaki jest fajny ten sam wykładowca. Ja to jakoś przetwarzam i z tego zaczyna się robić wiedza wyabstrahowana o semantycznym charakterze, bo ja już nie pamiętam tak naprawdę co mówił Władek a co Janek, ale zaczynam myśleć w kategoriach zdań tj. gdzieś w głowie pojawia się, tkwi twierdzenie typu: dobry wykładowca to..., zły wykładowca to... - będzie to dla mnie oznaczało jakieś zachowanie itd. Jest to bardzo interesujące. Powinna być interesujące dla państwa jako przyszłych psychologów umiejętność przetwarzania wiedzy epizodycznej (płynącej z własnych doświadczeń) na wiedzę semantyczną. Należy zwrócić na to uwagę, gdy czytacie taką książkę jak np. „Toksyczni rodzice", czy książki różnych psychoterapeutów. Polecam książkę, której autora nie pamiętam pod tytułem „Droga mniej łatwa", gdzie wybitny psychoterapeuta dzieli się swoją drogą mniej łatwą tj. swoimi doświadczeniami, gdzie pewne tezy o semantycznym charakterze są ilustrowane doświadczeniami z własnej praktyki psychologa.

Jeżeli mógłbym coś państwu doradzić po latach własnego studiowania psychologii to wydaje mi się, że cała przyjemność w studiowaniu psychologii polega nie na tym, żeby czytać mądre książki wykuwając i odtwarzając i zapominając; wydaje mi się że wspaniałą sytuacją jest dla młodego psychologa ale i dla starego umiejętność przechodzenia od wiedzy epizodycznej do wiedzy semantycznej.

Pytanie studenta (na temat wiedzy semantycznej): co się dzieje, gdy nikt nam o czymś nie mówił, nie czytaliśmy o tym, a jednak wiemy pewne rzeczy tak, jakbyśmy mieli zakodowaną tę wiedzę na dany temat?

Najprostsze rozumienie tego (proponuję abyśmy za głęboko w to nie wchodzili) jest tego typu że: mamy doświadczenia i te doświadczenia są w jakiś sposób przetwarzane, zapamiętywane i one funkcjonują - to jest jedno źródło, które wydaje mi się najciekawsze (jeżeli idzie o psychologów, ale nie tylko) jeżeli idzie o wszystko. Np. naprawa samochodu, początkowo naprawiamy, naprawiamy, szukamy, a potem wiemy, że trzeba szukać w tym i w tym miejscu, bo wiemy, że jak samochód nie chce nam zapalić to nie będziemy odkręcać koła.

Następne źródło dotyczy tego, co mówiłem o Władku i o Janku, że różni ludzie w różnych okolicznościach przekazują nam pewne informacje i te informacje gdzieś tam pozostają w naszej pamięci i potem nie pamiętamy nawet kto nam to powiedział, źródła tych informacji nie pamiętamy, natomiast treść semantyczną pamiętamy.

Oczywiście kolejnym źródłem są mądre książki wszelkiego rodzaju Mówiąc inaczej - wiedza społeczna, która jest przekazywana w rozmaitej postaci np. za pomocą mediów. Obecnie zaczynamy czerpać niezwykle dużo informacje z różnych czasopism, z telewizji itd. Np. każdemu psychologowi polecam film pod tytułem .... dla psychologa społecznego jest to gratka w jaki sposób manipuluje się ludźmi właśnie za pomocą telewizji, wytwarzając pewne sytuacje. To są te liczne źródła i zgadzam się z koleżanką, że chociaż nie pamiętamy skąd ta wiedza się wzięła, jest to gdzieś zakodowane w naszej pamięci.

Jest jeszcze jeden aspekt, mianowicie Jung i archetypy. Tu pojawia się pytanie: czy są genetycznie przekazywane pewne elementy wiedzy społecznej? Bo cóż to są archetypy? Niektórzy uważają, że archetyp to przekazywana genetycznie wiedza na temat - animus i anima czyli roli męskiej i roli kobiecej. Za moich czasów wydawało nam się, że można przekazywać genetycznie takie informacje jak animus, anima. Obecnie jesteśmy świadkami takiego rozwoju genetyki, że nie wiemy, czy nie będzie konieczności przerabiania psychologii z tego punktu widzenia i wobec tego lepiej jest powiedzieć - nie wiem. Natomiast zgadzam się z koleżanką, że mamy liczne informacje pochodzące z różnych źródeł zakodowane w naszej pamięci, z tym, że jednak większość z nich ma charakter pamięci semantycznej - tak mi się wydaje, bo te epizodyczne jak sam na sobie się przekonałem (gdy zacząłem pisać autobiografię naukową na prośbę grupy psychologów Uniwersytetu Szczecińskiego, nagle zaczęły przychodzić mi do głowy epizody z mojego życia jakoś tam z psychologią związane, o których przez lata całe nie pamiętałem) one gdzieś tam tkwią.

Na tę całą sprawę można także popatrzeć w kategoriach schematów poznawczych tzn., że nasza reprezentacja poznawcza składa się ze schematów. Schemat dotyczy jakiegoś wycinka rzeczywistości i (jak pisze p. Wojciszke, jest to wiedza na temat określonego wycinka rzeczywistości) jest ona semantyczną reprezentacją - tu znowu wracamy do tego, że o poszczególnych elementach tego świata mamy wyabstrahowaną, semantyczną, uogólnioną wiedzę. Trzeba zwrócić uwagę na dwie rzeczy:

jest to wiedza semantyczna i wyabstrahowana i trzeba dodać do niej egzemplarze.

Egzemplarze (z angielskiego example) mają charakteryzować dany wycinek rzeczywistości;

elementem schematu są zwykle kategorie, w które wsadzamy to, co do nas w danym

momencie dochodzi.

Wróćmy do przykładów:

Mówiłem, że zwykle jako typowy egzemplarz ptaka przychodzi nam do głowy wróbel, a gdy myślimy o dobrym wykładowcy, każdemu coś przychodzi do głowy. Gdy odwrócimy sprawę i pomyślimy o egzemplarzu pod tytułem „zły wykładowca", też każdemu coś przychodzi do

głowy. Innymi słowy, mimo że schemat to jest ta wiedza o semantycznym charakterze, tym me mniej ona podpiera się, egzemplarzami co więcej, bardzo często robimy rzecz taką, ze gdy przychodzi nowy wykładowca państwo porównujecie go z tym egzemplarzem idealnym albo tym negatywnym. Notabene ludzie, a szczególnie kierownicy różnią się tym, z kim porównują człowieka, z którym mają do czynienia. Pod tym względem bardzo się różnimy, czy wybieramy egzemplarz z kategorii -dobry, czy z kategorii - zły.

Należy zapamiętać, że mamy po pierwsze wiedzę, po drugie są egzemplarze, a po trzecie pewne kategorie.

Przykład: Weźmy dwie kategorie, które każdy posiada oceniając, patrząc na ludzi: wysoki, niski (i średni); lub ładny, brzydki (gdy weźmiemy kategorie typu „wykład", będzie on interesujący i nieinteresujący). Gdybyśmy zaczęli się przypatrywać jakimi kategoriami się posługujemy, to skończyłoby się na innym stwierdzeniu tj. że każdy z nas ma dymensje (dawniej wymiary). Każdy ma rozmaite dymensje (które są podzielone na takie kategorie) i daną sytuacja, danego człowieka każdy z nas kategoryzowuje. Wracając do wcześniej wspomnianych kategorii tj. wysoki, niski, średni; dodajmy- miły, nie miły i już mamy tu cztery możliwości; weźmy jeszcze jedną taką dymensje, czyli wymiar'- ładny, brzydki (każdy będzie miał przy tych trzech wymiarach 16 lub 8? możliwości). Najlepsza sytuacja to - wysoki, ładny i miły, a na drugim końcu będzie -niski, brzydki i nie miły. Po środku są różne inne kategorie. Należy zwrócić uwagę na to (czego uczyliście się zapewne na psych. osobowości), że wartość tych poszczególnych kategorii dla poszczególnych osób może być różna, co jeszcze komplikuje sytuację. Np. dla jakiejś pani wzrost może być najważniejszy i to, że dany osobnik jest miły i ładny nie będzie ważne, gdyż przeważa to, że jest on średniego wzrostu. Pewnie tak patrzą na ludzi trenerzy do koszykówki, gdzie wzrost ma znaczenie i liczy się ten co ma 2 metry, w przeciwieństwie do trenera od gimnastyki artystycznej dla dziewcząt, tu ważne będzie, aby dana osoba była nieduża i szczuplutka. Potem okazuje się, że ona musi mieć jeszcze pewne muzyczne możliwości, zaś w przypadku koszykarzy okazuje się, że ważny jest też czy zawodnik potrafi działać zespołowo. Widać, że w zależności od naszej roli wymiary, na których oceniamy ludzi zmieniają się, inaczej będzie to wyglądać u trenera gimnastyki artystycznej, kiedy wybiera dziewczynę na zawodniczkę, a inaczej kiedy ma ona być partnerką życiową, może wtedy ta szczupłość nie będzie odgrywała roli.

Był taki psycholog, nazywał się Henrich (?), który między innymi pokazywał, że nasze schematy poznawcze dotyczące innego człowieka mogą być albo bardzo ubogie, albo bardzo rozwinięte (różnimy się pod tym względem). Człowiek ubogi w sensie schematów poznawczych będzie oceniał wszystkich w dwóch kategoriach; lubię, nie lubię; podoba mi się, nie podoba i właściwie to jest podstawa. Natomiast człowiek bardziej poznawczo złożony, będzie drugiego oceniał na szeregu kategoriach, na szeregu wymiarach, które są pokategoryzowane. Oczywiście większość z nas ocenia w kategoriach lubię nie lubię, tak jakoś jest. Dopiero po pewnym czasie, pod wpływem często działań nas psychologów, zaczynamy patrzeć na ludzi nie tylko w tych kategoriach typu lubię, nie lubię, ale np. pod kątem tego, czy dana osoba zna się na czymś, czy nie itd.

Wiedza zawarta w schematach poznawczych może mieć trzy elementy: " • wiedza deskryptywna (opisowa) o danym przedmiocie. To wszystko, co można o drugim człowieku powiedzieć, a jest tego dużo (opis wyglądu, badania lekarskie itd.). Może zawierać się w tym również to, czego o sobie nie wiemy np. nie wiemy - jak jest odbierany sposób naszego mówienia. Gdy powiemy: profesor mówi monotonnie, to jest to oczywiście wspomniana ewaluacja. Jest to wiedza deskryptywna, którą mamy o danym procesie, czy o danym obiekcie z którym mamy do czynienia ...

• wiedza praktyczna (pragmatyczna) tj. jak to wykorzystać. Co możemy zrobić z danym przedmiotem, procesem. Np. daną osobę, nawet gdy o niej nic nie wiem - mogę wykorzystać jako ilustrację. Możecie sobie pomyśleć jak np. wykorzystać profesora, żeby egzamin przebiegł jak najłagodniej, jak można go użyć.

• wiedza afektywna (jak Ja reaguję, czy jak powinno się emocjonalnie reagować np. na to o

czym teraz mówimy). Wracając do naszego przykładu: coś sobie myślici np. możecie sobie

pomyśleć Jak ja tego Miki nie lubię", ale to nie jest takie ważne. Sprawy się komplikują, gdy

zaczynamy myśleć przykładowo - o innych grupach narodowościowych, czyli tzw. stereotypy

i gdy np. pojawia się hasło Cyganie (lub Żydzi) budzą się negatywne emocje, reaguje się

emocjonalnie, oczywiście uzasadniając to sobie.

Należy pamiętać, że schemat poznawczy dotyczący przedmiotu lub jakiegoś wydarzenia lub jakiegoś procesu ma trzy aspekty: deskryptywny, pragmatyczny (co ja z tym mogę zrobić} i afektywny (jak należy reagować emocjonalnie - jak należy dodatnio, pozytywnie reagować lub jak reagujemy negatywnie. Zdarza się, że ktoś o danym polityku ma taki schemat, że bez względu na to co on mówi będzie zawsze na niego reagował pozytywnie).

Moje tendencje do robienia różnych dygresji podczas wykładu powodują, że czasem macie wrażenie, że coś zostało nie dopowiedziane tak jak miało to miejsce w przypadku, gdy wspomniałem o preferencjach (jak zwrócił mi uwagę wasz kolega). Jest to właśnie dobry przykład pojawiania się u kolegi schematu, pewnego kategoryzowania, z którego słusznie wynika pytanie. Ale moje dygresje i ich nie dokańczanie są też spowodowane tym, że ja mam zły schemat dotyczący was - jestem pewnie zapóźniony w stosunku do was, wobec czego muszę troszeczkę skorygować swój schemat was, bo wy ciągle jesteście w fazie stawania się psychologami.

Wyjaśniając kolegi wątpliwości: Preferencje nasze w stosunku do innych ludzi (wychodzę tu znacznie na przód) - jest w psychologii społecznej ale i nie tylko cała grupa teorii pod tytułem „teorie równowagi poznawczej". Teorie równowagi poznawczej, których jest dużo zaczęły się od nazwiska człowieka, który był związany z postaciowcami, gestaltystami niemieckimi. Wywodził się z Niemiec - Fritz Heider, urodził się na początku naszego wieku, zmarł niedawno, nie napisał dużo ale napisał parę ważnych rzeczy (pisał m.in. o problemie przyczynowości tj. jak my spostrzegamy przyczynowość szczególnie ludzką).

S ą tu ważne dwie rzeczy:

Heider był pierwszym człowiekiem, który przedstawił teorię atrybucji, a więc przejście od zachowania do cech ludzkich. Wprowadził on pojęcie równowagi poznawczej.

Wyobraźmy to sobie na przykładzie:

Są dwie osoby - osoba A i osoba B. Strzałka może oznaczać np. ja wybieram, ja lubię. Powiedzmy, że ja spostrzegam kolegę jako człowieka pozytywnego, jako zainteresowanego itd i zwracam się do niego. W jakiś sposób ujawniam swoją relację w kategoriach: lubię, nie lubię. W takiej sytuacji Heider będzie oczekiwał równowago poznawczej, która polegałaby na tym, że osoba B odpowie osobie A relacją, która będzie również opatrzona plusem.

Państwo wiecie, że tak właśnie się tworzą nasze związki międzyludzkie trwalsze, że jedna osoba, wszystko jedno z jakiego powodu ujawnia drugiej osobie to, że ją np. lubi.

Jeżeli byłby tu jeden minus, wtedy będziemy mieli do czynienia z brakiem równowagi poznawczej. Jest tak wtedy, gdy ja mówię do kolegi, że go lubię, a on ujawnia do mnie negatywny stosunek.

Jeżeli jest taka sytuacja, to Heider powiada (i to było jego wielkie osiągnięcie), że system dąży do przywrócenia równowagi. Co było by tu przywróceniem równowagi? Są dwie możliwości:

• albo A zacznie ujawniać relację negatywną

• albo B zacznie ujawniać relację pozytywną.

Jest to podstawowa sprawa i warto przypomnieć sobie Heidera, gdy będziecie analizować swoje relacje z innymi ludźmi i wykorzystać go. Oczywiście, jeżeli pojawią się tu dwa minusy to wiadomo, że jest to początek końca związku. Na pewno wszystkim się to zdarzało z przyjaciółmi, czy jakimiś bliskimi osobami, że w pewnym momencie, kiedy jedna osoba z tych dwóch zaczyna ujawniać negatywne emocje (ustosunkowanie), ta druga, żeby przywrócić równowagę zaczyna też mieć minusowe i to się rozpada.

Dobrym przykładem na to są angielskie badania przeprowadzane na dziewczętach, dotyczące przyjaźni w szkole (taka prosta szkolna przyjaźń). Tu właśnie mamy schemat - co to znaczy być z kimś w przyjaźni. Jedną z ważnych kategorii, czyja kogoś mogę uznać za przyjaciela jest lojalność tzn., czy mój przyjaciel jest w stosunku do mnie lojalny. Taka lojalność polegałaby na tym, że przyjaciel nie rozgłosi powierzonego mu sekretu. Gdy jednak przyjaciel powierzony mu sekret powtórzy komuś drugiemu, wówczas związek dotychczas przyjacielski, może przekształcić się w związek po prostu dwóch wrogich sobie osób. W ten prosty sposób zwracanie uwagi na równowagę poznawczą między każdym z nas, a innymi ludźmi, z którymi mamy do czynienia może być bardzo pomocny, żeby zrozumieć aktualną sytuację. Zawsze mogę zapytać „aha, ja kolegę X lubię, ale czy on mnie rzeczywiście lubi?". Nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę jak to jest, czasami mamy złe wyobrażenia. Jest to ta najprostsza sprawa, ale autorowi (?) chodziło bardziej o wybór ludzi.

Heider wymyślił triadę (T i R są to ludzie); u nas ludzie to A i B, zaś O - to jakiś obiekt, w naszym przykładzie to będą psy. Przykład ten pokazuje jak dobieramy się w oparciu o równowagę poznawczą, gdzie trzeba wziąć pod uwagę jakiś trzeci obiekt, do którego mamy jakieś relacje. Zakładamy że A i B nie znają się, A lubi psy. Mamy dwie możliwości: B albo lubi psy, albo nie lubi.

Spotykają się osoby A i B, rozmawiają i w trakcie rozmowy dowiadują się, że obydwaj mają psy i obydwaj je lubią. Czyli A i B mają relacje dodatnie do jakiegoś obiektu. Z tego wyniknie relacja pozytywna między A i B.Wtedy osoby te będą mięły ochotę się spotykać, żeby porozmawiać itd. Jest to częściowa odpowiedź na pytanie: jak dobieramy się z ludźmi. Oczywiście sprawy są bardziej skomplikowane, gdy chodzi o dobieranie się do związków małżeńskich.

Dygresja: Uczestniczyłem w badaniach, które były przeprowadzane w około 120-u krajach przez Bassa (syn tego Bassa, który m.in. rozwijał teorię frustracji). Zbieraliśmy dane o polskich studentach i niestety na całym świecie wygląda to tak, (Bass był nastawiony biologicznie), że mężczyźni na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o przyszłą żonę wybierają atrakcyjność fizyczną, a kobiety coś co można by nazwać bezpieczeństwem. Okazuje się, że w Afryce, w Azjii, w Stanach Zjednoczonych, w Polsce wyszło podobnie (oczywiście w kategoriach statystycznych, bo w

indywidualnych przypadkach może wyglądać to różnie). Bass patrzy na to biologicznie, zgodnie z socjobiologią, że taki wybór służy utrzymaniu przy życiu gatunku. Po pierwsze dlatego, że mamy do czynienia z prokreacją - po to nas przyciągają, ładne osoby; z kolei stabilność, bezpieczeństwo - to wychowanie potomstwa. Może często dziwicie się dlaczego ktoś wybiera sobie takiego, a nie innego partnera. Znając ten mechanizm można odpowiedzieć sobie skąd to się bierze.

Wracając do tematu...

Przypominam sobie, gdy kiedyś byłem w Kazimierzu nad Wisłą na konferencji psychologicznej i wybrałem się z uroczą dziewczyną na spacer, podczas którego ona ujawniła, że nie znosi psów. Wtedy nasza piękna równowaga poznawcza załamała się. Sytuacja, w której mamy do czynienia z dwoma plusami i z jednym minusem jest zachwianiem równowagi poznawczej. Weźmy drugą stronę: załóżmy, że ja się z kolegą nie lubię, ale nagle stwierdzamy, że mamy podobny stosunek do psów. Ta pierwsza sytuacja jest taka, że dobieramy się na zasadzie podobieństwa, a druga sytuacja jest taka, że mając do czynienia z brakiem równowagi poznawczej ja mogę ją przywracać. Wracając do przykładu z dziewczyną, która nie znosiła psów, cóż można zrobić? Jak można przywrócić równowagę?Można albo przekonać dziewczynę do psów, ale jest to trudne, albo nie chodzić więcej na spacery tak, jak ja to zrobiłem, gdyż uznałem, że tak się różnimy w zakresie psów, że nic z tego dobrego nie będzie. Równowaga występuje wówczas, gdy są trzy plusy, a także, gdy są dwa minusy i jeden plus (tak było w moim przypadku). Ale gdy bardzo zależy mi na tej dziewczynie, to ja zacznę mieć przynajmniej nieco gorszy stosunek do psów niż miałem tłumacząc sobie, że może rzeczywiście nie wszystko z tymi psami jest w porządku skoro ona tak się ich boi. Pod psy możemy podstawiać cokolwiek. Możemy podstawiać np. trójkąty, gdzie zamiast psów jest trzecia osoba.

Bardzo często tak bywa, że np. ja mam kolegę (osoba B), z którym jestem w bliskich pozytywnych stosunkach i on ma żonę (X), do której on ma pozytywny stosunek. Zgodnie z teorią, którą przekazałem - ja (czyli osoba A) powinienem mieć do tej trzeciej osoby pozytywny stosunek, ale jeżeli z jakichś powodów ona mnie nie lubi, ma negatywny stosunek, to musimy znowu przywracać tę równowagę. Jest bardzo możliwe, że ja z moim przyjacielem, który się ożenił i którego żony nie lubię i ona mnie nie lubi, przestaniemy być przyjaciółmi.

Przekazałem państwu w ten sposób Heidera i jego kombinacje. Choć miałem mówić o tym później, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby powiedzieć wcześniej, tym bardziej, że cały czas wchodzą tu w grę schematy poznawcze, oceny drugiej osoby, jakieś klasyfikowanie czy kategoryzowanie drugiej osoby. Jest to jedna z kilku koncepcji równowagi poznawczej.

Koncepcja ta może nam pomóc w zrozumieniu naszych rozmaitych kłopotów z ludźmi, np. dlaczego ja nie lubię pana, albo lubimy się wzajemnie, albo dlaczego nam się zmieniło, dlaczego potrafią rozpadać się fajne, przyjacielskie związki kiedy pojawiają się różnice spojrzenia na sprawy polityczne.

Jest jeszcze jedna możliwość wracając do przykładu z psami: gdy dana dziewczyna bardzo podoba mi się, ona nie lubi psów a ja je lubię, mogę zacząć uważać że te psy nie są ważne. Trzeba wiedzieć, że z tej pułapki równowagi poznawczej można czasami wyjść w ten sposób, że: ja uważam że coś nie jest ważne, że obiekt w stosunku do którego mamy takie a nie inne postawy

nie jest ważny i wtedy relacja pozostaje taka jak była, a gdzieś tam w tleją wiem, że my C2ymś się różnimy. Oczywiście wiadomo, że nie powinno być za dużo takich różnic, a poza tym musimy być tolerancyjni. Gdzieś tam w tle musi być taka możliwość, żeby sprawa psów nie była taka ważna. Musimy mieć coś takiego, co się nazywa tolerancją na pewną odmienność, na pewien poziom odmienności.

Teorie równowagi poznawczej przez jakiś czas były niezwykle popularne. Inną taką teorią równowagi poznawczej jest ta, o której już mówiłem - Festingera koncepcja dysonansu poznawczego. Dysonans bowiem jest to brak, sprzeczność między dwoma przekonaniami (przykładem była sytuacja, gdy zawodzi proroctwo. Ja oczekuję końca świata, koniec świata nie nadchodzi w Wigilię i pojawia się sprzeczność -jest zachwianie równowagi). Koncepcję dysonansu poznawczego należy zaliczyć również do koncepcji równowagi poznawczej tylko dotyczącej czegoś trochę innego.

Trzy rzeczy, które są ważne i należy je zapamiętać kończąc w ten sposób sprawę schematów poznawczych:

Wyróżnia się trzy rodzaje schematów (ja je mieszałem dotychczas):

• schematy o przedmiotowym charakterze

• schematy zdarzeń (zwane skryptami)

• schematy cech.

Schematy przedmiotowe jak sama nazwa wskazuje, dotyczą jakichś przedmiotów, przy czym mogą tu być dwa rodzaje przedmiotów: indywidualne lub kategorialne. Przedmiotem indywidualnym mogę być -ja dla państwa, ale kategorialny przedmiot to jest - wykładowca. Czy jest to przedmiot? Jest, tyle tylko, że jest to jednak coś wyabstrahowanego. Jest to ten typ schematu. Kategorie tworzymy na podstawie podobieństw np. kategoria wykładowca to ludzie, którzy pełnią rolę przekazywania wiedzy.

Skrypty. Skrypt po angielsku to nic innego jak po polsku scenariusz. Po polsku zaś skrypty to były streszczenia wykładów. Pan Trzebiński wprowadził do języka polskiego skrypt w rozumieniu schematu zdarzeń. Skrypt pod tytułem „wykład", jest to jakieś wydarzenie zwykle uporządkowane w czasie. W tym wydarzeniu występują bardzo często wyabstrahowani aktorzy. Skrypt pod tytułem „wykład", to mówiąc inaczej scenariusz wykładu. Wygląda on tak:

teoretycznie nieco wcześniej przed wykładowcą przychodzą słuchacze, w jakimś momencie wchodzi wykładowca, który zwykle siada w widocznym miejscu i zaczyna mówić, mówi 45 min., po czym następuje koniec wykładu, wykładowca wychodzi, a po nim słuchacze. Jest to skrypt wykładu z dużym uproszczeniem. Tych skryptów mamy bardzo wiele, jesteśmy uskryptowieni w najrozmaitszy sposób, niezwykle mocno. Weźmy Wigilię, która właśnie się zbliża: jakieś tam przygotowania, choinka, prezenty, w różnych domach to różnie wygląda, 12 potraw, dzieleni e opłatkiem. Samo dzielenie opłatkiem to też jest pewien skrypt, bo najpierw dzielą się osoby najstarsze, na końcu są dzieci, tak to tradycyjnie wygląda. Gdy idziemy do sklepu aby kupić cokolwiek, podchodzi do nas sprzedawca, pyta co chcemy, my mówimy itd,

Widać wszędzie, że jesteśmy uskryptowieni (mówiąc najogólniej) i żyjemy w takim świecie skryptów, w którym występuje porządek określonych zdarzeń, nie tylko porządek w zdarzeniach, ale i porządek w czasie. Według p. Wojciszke, ten porządek w czasie może być sztywny albo otwarty i podaje jako przykład sztywnego porządku - mszę, a porządek otwarty to może być -heppening. Heppening ma taki skrypt, w którym nie bardzo wiadomo co się stanie i nie wiadomo dokładnie kiedy, tym niemniej wiadomo, że coś tam nastąpi. Heppeningi bywają na otwarciu wystaw artystycznych, teatry uliczne organizują heppeningi, można powiedzieć że heppeningi to coś charakterystycznego dla artystów. Aczkolwiek najlepsze jest to, co jest dobrze przygotowane

przy czym tej organizacji nie widać. ...

Jedna z moich studentek pisze pracę magisterską na temat akwizytorów ubezpieczeniowych, z której dowiedziałem się jaki skrypt powinien realizować akwizytor ubezpieczeniowy i zrozumiałem rozmaite zabiegi, które kiedyś wokół mnie ktoś robił, żeby mnie ubezpieczyć.

Trzeci rodzaj skryptu, to skrypty atrybutywne czy atrybucyjne. Skrypt atrybutywny czy schemat atrybutywny jest związany z tym, w jaki sposób ja jako laik, (nie jako psycholog) przypisuję ludziom cechy, w jaki sposób dokonuję atrybucji. Warto tutaj zwrócić uwagę, że psychologia zaczęła się od takich schematów atrybucyjnych laików, dotyczących właśnie przypisywania ludziom cech. Tak było z pierwszym podziałem na: choleryków, flegmatyków, sangwiników i melancholików. To przecież tak się zaczynało.

Człowiek, który ma niezwykle silne emocje i szybko reaguje to według pewnego mądrego lekarza starożytności albo średniowiecza (są dwie koncepcje) jest to choleryk, u którego przeważa tzw. żółta żółć. Człowiek, który może ma i mocne emocje, tylko one bardzo powoli się wzbudzaj ą to flegmatyk, z przewagą flegmy. Jest jeszcze sangwinik, u którego występuje przewaga krwi, reaguje dosyć mocno, ale nie tak za szybko i nie tak za mocno. Jest on uważany za najlepszy z typów. Wreszcie ten czwarty - melancholik. To ten, który słabo i wolno reaguje i w jego organizmie dominuje czarna żółć. Taki był początek. Ludzie się obserwowali, kategoryzowali się, przypisywali sobie pewne cechy na podstawie badań. Potem zajmowali się tym coraz mądrzejsi ludzie, bardzo wyraźnie nawiązując jednak do starożytności. Mówię tu o profesorze Janie Strelau, który jest nie tylko u nas, ale i na świecie czołowym człowiekiem, który inaczej na to patrzył tj. w kategoriach zapotrzebowania na stymulację (ale gdzieś tam na samym początku jest zachowanie).

Należy pamiętać, że poza tym, że mamy schemat deskryptywny i schemat skryptu, każdy z nas nawet jak jest laikiem, (już nie mówię, jak jest psychologiem) ma zakodowany taki schemat temperamentów.

Kończąc tę część chciałem dodać, że my jako psychologowie powinniśmy mieć szczególnie rozwinięte schematy atrybutywne. My nie możemy być laikami, gdy występujemy w roli psychologów. Powinniśmy naszą wiedzę psychologiczną wykorzystywać do tego, żeby dokonywać zmian psychiki, diagnozy itd. To jest bardzo ważne, po to uczycie się, np. na psychologii osobowości różnych technik, żeby wasze skrypty atrybutywne (atrybucyjne) były naprawdę mocno rozwinięte, spełniające pewne warunki naukowości. Także proszę pamiętać o tym, że dla psychologa, a w tej roli występujecie, jest rzeczą niezwykle ważną mieć dobrze rozwinięte skrypty atrybutywne. Myślę, że powinno to wpłynąć na wasz sposób studiowania, dlatego, że tak naprawdę po to studiujecie, aby mieć szczególnie dobrze rozwinięty ten rodzaj skryptów. ...

Jest to produkt uboczny znanej w psychologii koncepcji homeostazy, a właściwie z biologii. Druga sprawa dotyczy tego kiedy my poszukujemy sytuacji, w których pojawia się dysonans poznawczy (gdy jest brak równowagi poznawczej itd.). Czy są może takie sytuacje, kiedy nagle zamieniamy się z osobników, którzy dążą do homeostazy, w osoby, które strasznie lubią, żeby nie było dysonansu.

Jest taki jeden przypadek kiedy z przyjemnością wchodzimy w sytuację, w której brak jest równowagi poznawczej tj. kiedy jest silny dysonans. To wszelkiego rodzaju sztuczki magiczne. Lubimy takie sytuacje, w których coś zakłóca rzeczywistość. Lubimy takie tajemnicze rzeczy, które są niezgodne z prawami fizyki. Jest cała grupa badaczy, którzy pokazują, że wszystkie te tajemnicze historie naprawdę są oszustwem. Ale my lubimy czasami coś, co jest nie zgodne z naszymi oczekiwaniami.

Drugi element: to co niektórzy z nas robią, a są to ci, którzy lubią ryzyko - to stawianie się w

sytuacji, gdzie możemy wygrać i przegrać. Teoria homeostazy (lub równowagi) powiedziała by, że wybieramy takie sytuacje gdzie jesteśmy pewni, że wygramy, ale wielu z nas (szczególnie ludzie o silnej potrzebie władzy) wybiera sytuacje ryzykowne. Zuckerman w swojej książce pt. „Sensationsy" napisał, że ludzie poszukujący silnych wrażeń to ci, którzy wychodzą poza taką prostą sytuację równowagi poznawczej, spokoju itd. Skoro już jesteśmy przy stosunkach międzyludzkich, to jest przecież takie przysłowie: „Kto się czubi, ten się lubi", które mówi, że być może niektórzy z nas lubią takie relacje z innymi, które wyglądają na minusowe(?)

Chciałbym przejść do innej sprawy. Zanim pojawili się kognitywiści (pozytywiści) w latach 60-tych obecnego stulecia, właściwie od początku psychologii społecznej było badane coś, co się nazywa postawami (ang. attitiude).

Psychologia społeczna na samym początku zajmowała się problemem postaw, badała ludzkie postawy. Nie będę czynił przeglądu definicji tego, czym jest postawa. Natomiast chciałbym zwrócić uwagę na to, że do psychologii, a właściwie do socjologii termin „postawa" wprowadził m.in. jeden z wybitniejszych polskich socjologów - Florian Znaniecki. Florian Znaniecki wraz z amerykańskim psychologiem Thpmasem badali wartości polskich emigrantów (czy imigrantów) w Stanach. Na podstawie tych badań stwierdzili między innymi, że mimo, iż ci Polacy przyjechali do Ameryki oni nadal posiadają pewne wartości przywiezione ze starego kraju i potrzebują jakiegoś konstruktu teoretycznego, który by mówił o ustosunkowaniu ludzi do wartości. Tak powstało pojęcie postawy: postawa jest to ustosunkowanie się do czegoś (w tym konkretnym przypadku do wartości). Dzięki temu Znaniecki, przeszedł do historii socjologii i pewnie częściowo psychologii! społecznej. Jest dużo koncepcji, czy definicji postaw. Obecnie najbardziej popularną jest definicja syntetyczna postawy, która bardzo przypomina to, co mówiłem o schemacie. Może ja sam siebie zacytuję: Postawa to względnie trwała struktura lub dyspozycja do pojawiania się takiej struktury (procesów poznawczych, emocjonalnych i tendencji do zachowań......

Nie będę dyktował, narysuję i sami to sobie przetworzycie.

Opis rysunku:

Mamy jakiś obiekt np. psy i mamy jakiegoś człowieczka, którego narysujemy z taką olbrzymią głową, w której są rozmaite rzeczy. Jak mówiłem wcześniej, mamy schemat dotyczący psów (np. mam postawę „do, wobec"), czyli mamy tutaj w tej głowie jakąś postawę. Tych postaw jest wiele. Tu wybraliśmy jedną. Tak jak ze schematami, można powiedzieć, że mamy mnóstwo postaw i są to postawy do indywidualnych przedmiotów, do grup, do kategorii i do rozmaitych rzeczy, które się bada. Postawa to jest jakaś struktura, która jak psychologowie mówią, jest względne trwała.

Gdy ja myślę o jakiejś osobie, że jest fajna, to w tym słowie fajna jest zawarta moja postawa do tej osoby. Ale gdy my spotykamy się raz na dwa miesiące, trudno powiedzieć, że ja mam trwałą postawę do koleżanki, ktokolwiek by to był. Względnie trwałe są to takie opinie, które pojawią się bardzo króciutko. Trudno jest określić, co to znaczy względnie trwałe. Ja sam to krytykuję, bo nie wiem, co to znaczy względnie trwałe. Jest to coś intuicyjnego (notabene, to jest kolejny schemat, który mają psychologowie). Więc jest to struktura względnie trwała, o której inaczej można powiedzieć, że ona tak szybko się nie zmienia. Struktura ta składa z trzech elementów Podobnie jest ze schematem i dlatego p. Wojciszke pisze, że postawa różni się od schematu tylko jedną rzecze-postawa jest bardziej nasycona emocjonalnie niż schemat.

Struktura ta jest złożona z trzech rodzajów dobrze znanych procesów: poznawczych, emocjonalnych i Motywacyjnych.

Motywacyjne dcłHUUiLnas do zachowań. Trzeba tu jeszcze użyć słowa „dyspozycja". Należy pamiętać, że z jednej strony mamy do czynienia ze strukturą istniejącą, aktywną, kiedy obiekt jest np. w moim otoczeniu, a oprócz tego struktura ta (jak wiele cech), jest zakodowana w pamięci, ona gdzieś tkwi w postaci dyspozycji.

Czy postawy mają jakieś wymiary, które są szczególnie ważne? Najważniejszy wymiar - podstawowa sprawa to znak postawy: dodatni (+), ujemny(-) lub zerowy, obojętny (0). Gdy badamy postawę zwracamy uwagę na siłę postawy, czyli na jej znak. Postawy do jakiegoś obiektu mogą być od silnie pozytywnej, poprzez obojętną, do bardzo silnie negatywnej.

++, +, O, -, --

Te dwie rzeczy są podstawą pomiaru postaw, które bada się za pomocą skal postaw. Badając postawę istotne jest: jak duży jest zakres postawy; czy dotyczy ona jednego obiektu czy więcej. Możemy mieć postawy bardzo złożone lub uproszczone i jest to związane z naszą wiedzą o danym obiekcie. Dana postawa może być powiązana z innymi postawami lub może być od innych izolowana.

PSYCHOLOGIA SPOŁECZNA wykład 5-6 17 - 01 - 99

W jaki sposób badamy postawę?

Patrząc na praktykę związaną z badaniem postaw, można zauważyć, że jednym z podstawowych sposobów badania postaw jest zadawanie pytań w takiej czy innej formie. Biorąc pod uwagę różnego rodzaju sondaże ankietowe zobaczymy, że polegają one na tym, że badany ma odpowiedzieć na jakieś tam pytania albo na szereg pytań. Przykładem wśród dużych sondaży ankietowych jest np. PGSS czyli Polski Generalny Sondaż Społeczny, w którym pytań jest około 340-u. Pytania dotyczą postaw badanego, ale też tego ile zarabia, jakie ma wykształcenie, zawód itd. Jak takie pytania wyglądają? Można podzielić je na trzy duże grupy, modele:

Pytania otwarte. Np.: co sądzisz o istnieniu UFO? Badany na takie pytanie może odpowiedzieć wprost, tak jakby badający robił z nim wywiad. Następnie badacz musi jakoś to zapisać (dziś można odpowiedź po prostu nagrać). Po takiej wypowiedzi np. 20-minutowej, analizujemy ją, po czym jesteśmy w stanie ustalić: że nasz badany jest przekonany o istnieniu UFO; ktoś inny powie, że nie wierzy, może też ktoś odpowiedzieć, że nie wie i będzie to taka odpowiedź po środku. Może też zdążyć się coś gorszego, gdy ktoś powie, że go to właściwie nie obchodzi (są tacy ludzie, których nie obchodzi wiele spraw, które obchodzą innych, tu zresztą pojawia się problem: co to znaczy postawa neutralna, ale o tym za chwilę). Innymi słowy, możemy zadać pytanie otwarte i na to pytanie uzyskujemy odpowiedzi od szeregu osób. Odpowiedzi te analizujemy i uzyskujemy jakiś obraz: po pierwsze postawy danej osoby, a po drugie postaw w jakiejś grupie, a często będziemy widzieli, że w całym społeczeństwie. To jest jedna możliwość.

Pytania skategoryzowane, dawniej nazywane zamkniętymi. Nie pytamy osoby badanej co sądzi o istnieniu UFO. Mogę pozostawić to pytanie umieszczając pod spodem kategorie, czyli odpowiedzi, które pokazujemy badanym. Badany ma wybrać tę odpowiedź, która jest najbliższa jego przekonaniom, jego postawie. Przykładowe kategorie odpowiedzi do powyższego pytania to: tak, sądzę, że UFO istnieją; nie mam zdania; uważam ,że UFO nie istnieją. Takie kategorie odpowiedzi mogą być efektem wcześniej zadanych pytań otwartych, tzn. badacz zadał wcześniej pytania otwarte, wie mniej więcej jak wyglądają możliwe odpowiedzi na takie pytanie i tworzy kategorie po czym zadajemy pytanie skategoryzowane. Wtedy badanego już nie trzeba przesłuchiwać. Możemy rozdać kwestionariusze, w których badani zaznaczają kategorię, która jest najbliższa ich postawie, przekonaniom. Z tym bardzo często spotykamy się w badaniach wszelkiego rodzaju i być może sami takie badania będziecie prowadzić. Jest to jeden z najczęściej używanych sposobów. W ten sposób można przeprowadzić np. badanie postaw do studiów, w których bierze się udział. Wtedy najpierw można przeprowadzić wywiady z np. 10-ma osobami na temat tego jak podobają im się te studia, a potem wszystkim już anonimowo badacz rozdaje jakąś ankietę, w której znajdują się kategorie odpowiedzi: podobają mi się, nie podobają mi się, nie mam zdania. To prowadzi nas do trzeciej grupy związanej z pytaniami tj. do

Skal postaw. Skale postaw różnią się od pytań skategoryzowanych jedną rzeczą, tj. tym, że poszczególnym odpowiedziom przypisujemy liczby. Liczby te świadczą o dwóch rzeczach:

• o znaku postawy

• oraz o jej nasileniu

Jedna z najczęściej stosowanych skal, którą sami studenci sobie wymyślają jest np. skala pięciostopniowa, gdzie jest jakieś twierdzenie np. proste twierdzenie: UFO istnieje; lub: UFO nie istnieje. Trzeba tu zaznaczyć, że lepiej jest formułować takie twierdzenia w postaci oznajmującej, a nie przeczącej. Często ludzie lepiej rozumieją coś w postaci twierdzącej, niż w postaci przeczącej (co potem wymaga pewnych zabiegów przerabiania tej skali). Tak więc badacz formułuje twierdzenie: UFO istnieje, obok tego badacz podaje pięć kategorii od: zdecydowanie się zgadzam - która ma zwykle 5, do zdecydowanie się nie zgadzam - l; lub w wersji lepszej: zdecydowanie się zgadzam - ma 4, a zdecydowanie się nie zgadzam - 0. Oczywiście nie jest to takie proste gdy czyta się o tym w

podręczniku. To zero troszeczkę lepiej pokazuje ów negatywny stosunek do istnienia LTO. Jest lo taka podstawowa skała, która jest związana z nazwiskiem: R. Likert (który ją wymyślił przed laiy(i fest lo coś, czym państwo sami będziecie się posługiwać. Powyższy przykład zawiera jedno twierdzenie, zaś skala składa się zwykle z pewnej liczby twierdzeń, chociaż można sobie wyobrazić i taka, składającą się z jednego. Będziemy dzisiaj mówić o osobowości autorytarnej i tam mamy skalę F od słowa „faszyzm". gdzie możemy zobaczyć, że jest tam cały szereg twierdzeń, które wydają się pozornie ze sobą nie związane, np.: przestępców należy karać niezwykle surowo; światem rządzą tajemne siły - jest to pewien zbiór spraw związanych z fragmentem postaw autorytarnych. Innymi słowy skala składa się zwykle z szeregu twierdzeń, w stosunku do których badany ma się ustosunkować, a jego ustosunkowaniem przypisujemy liczby. Pewien problem z tego typu skalą polega na tym, żeby stwierdzić, które pozycje, twierdzenia (ajtemy) na tej skali rzeczywiście są dobre. Cała więc sztuka sporządzenia takiej dobrej skali polega na tym, żeby zawierała ona takie twierdzenia, które rzeczywiście badają to co mają badać, czyli twierdzenia trafne. Trudność polega na tym, żeby stworzyć skalę, żeby z dużej puli twierdzeń wybrać te, które rzeczywiście badają to co mają badać. Te twierdzenia są dobre, które różnicują ludzi będących na dwóch przeciwnych biegunach. Przykładowo:

wyobraźmy sobie, że tworzymy taką skalę z większej puli twierdzeń i taką dużą pulą badamy jakąś grupę ludzi. Potem z tej grupy w oparciu o te twierdzenia wybieramy 25% skrajnych osób (mówi się o dwóch skrajnych kwartylach). Wybieramy tych ludzi i tu musimy zastosować test T - dla różnic między średnimi. Następnie patrzymy, czy dla tych dwóch grup średnie uzyskane dla każdego twierdzenia, te grupy różnicuje. Jest to jeden ze sposobów tworzenia takiej skali.

Inny sposób, związany z nazwiskiem: Thurstone. którego skala dotyczyła postaw do kościoła jako do instytucji społecznej. Skala ta składała się z dużej puli twierdzeń. Grupa 100-u, a nawet 300-u sędziów kompetentnych oceniała, na ile dane twierdzenie jest przychylne dla kościoła jako instytucji społecznej. Następnie wybierano do 11-stopniowej skali te twierdzenia, co do których sędziowie byli najbardziej zgodni co do stopnia ich przychylności. Taką technikę można zastosować dzisiaj do jakiejkolwiek sprawy.

Są też różne inne, ale taka najprostsza skala, stosunkowo łatwa do zrobienia, studentom przychylna to jest taka, gdzie przy poszczególnych twierdzeniach daje się 5 rozmaitych możliwości i potem sumuje się odpowiedzi, uśrednia i można wówczas powiedzieć, że Iksiński ma np. wynik 4,5; a potem możemy zrobić podobne uśrednienie dla badanej przez nas grupy. Można sobie wyobrazić takie uśrednienie dla całego społeczeństwa polskiego. Np. w PGSS-ie, było pytanie o stosunek do szeregu różnych państw, np. jak bardzo lubisz Polskę, USA, Rosję, Ukrainę itd. Tych krajów było bardzo dużo. Zadaniem badanego było zaznaczyć przy każdym państwie, jak bardzo je lubi: od 10 - niezwykle go lubi, do l -zdecydowanie go nie lubi. Dla 1690-u Polaków, którzy stanowili grupę reprezentatywną Polski najbardziej lubiany - to swój własny kraj (na 10-stopniowej skali punktacja wynosiła ponad 9). Na drugim miejscu USA (7). Najniższą punktację uzyskała Rosja (3,3 - 3,4) i Ukraina. Niemcy są w środku (powyżej 5), Izrael (ponad 4, mimo antysemityzmu, o którym tyle się mówi). Po zrobieniu analizy czynnikowej okazuje się, że wychodzą trzy grupy:

- Pierwsza grupa to: Polska, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania (była jeszcze Francja itd.).

- Druga grupa to są kraje związane z byłym obozem socjalistycznym: Litwa, Łotwa, Estonia, Niemcy, z którymi jest pewien kłopot bo ten kraj się zmienił.

- Trzecia grupa to kraje spostrzegane gorzej.

Ciekawe jest, jak w miarę, jak zmieniają się generacje, zmienia się stosunek do Niemiec. Za moich

czasów Niemcy byłyby na ostatnim miejscu i dla pokolenia powojennego nie byłoby wątpliwości.

Natomiast, będąc młodym asystentem ja robiłem tego typu badania, gdzie Rosja się lepiej plasowała od

Niemiec i warto zauważyć, że nastąpiła tu wyraźna zmiana.

Wracając do teraźniejszych badań - badaczom chodziło nie tylko o stosunek do Polski ale o porównanie

jak to wygląda w ogóle. Oczywiście nie jest to takie proste. Trzeba pamiętać o jednym problemie, który

się tu pojawia: kiedy uzyskujemy wynik wskazujący na to, że badany nie ma zdania, a jest to jedna z najgorszych rzeczy jakie możemy mieć (chciałbym państwa na to uczulić), trzeba byłoby temu zawsze poświęcić dokładniejszą analizę, czego nie robimy. Wynik 3, czyli „nie mam zdania" (na skali 5-stopniowej), można uzyskać w różny sposób. Np. jakiś badany zakreśla zawsze trójkę, ale można uzyskać tę trójkę także wówczas kiedy badany jest niekonsekwentny tzn. raz zakreśla l i 2. drugi raz 4 i 5. Gdy takie wyniki zsumuje się i wyliczy średnią, też wyjdzie 3. Wreszcie, nawet jeżeli badany zakreśla 3, to może być albo człowiekiem, który naprawdę nie wie jak to jest, takim który naprawdę nie ma zdania czy UFO istnieje czy nie, ale może być to człowiek, którego w ogóle to nie obchodzi, zupełnie go to nie interesuje.

Chcę zwrócić uwagę na to, co znaczy mieć postawę neutralną. Co oznacza postawa w okolicy zera, jeżeli rozumiemy O - jako postawę neutralną, którą wyraża trójka (+;-; a ten środek to 0). Dotyczy to nie tylko badania postaw, ale najrozmaitszych rzeczy, z którymi mamy do czynienia. Należy zapamiętać, że skale postaw są najczęściej stosowaną techniką pomiaru postaw, badania postaw.

Inne sposoby badania postaw:

Obserwacja zachowań „ku" lub „od" jakiemuś przedmiotowi postawy. Często się to stosuje. Np. zdarza się tak często w domu, że jedna osoba czyta „Gazetę Polską", a druga „Trybunę" i w oparciu o takie zachowania każdy, nawet nie psycholog będzie dokonywał atrybucji dotyczących postaw politycznych jednej i drugiej osoby. Co więcej, jeżeli jest to zachowanie powtarzające się wielokrotnie będziemy o czymś takim wnioskować. Inny przykład, na który w badaniach zjawiska zwanego -internalizacją postaw zwraca się uwagę, jest sprawa uczestnictwa w różnego rodzaju imprezach. Jeżeli będziemy w stanie dokonać obserwacji, że osoba X, czy osoba Y systematycznie uczestniczy w protestach przeciwko futrom ze zwierząt, może to być wskaźnikiem (bez względu na to, co ona mówi) dosyć silnych postaw pro-ekologicznych. Tak więc na co dzień my obserwujemy zachowania. Przy czym te zachowania mogą mieć charakter typowo ruchowy: „idę do kiosku i kupuję Gazetę Polską albo Trybunę", albo też wnioskujemy na podstawie wypowiedzi i wtedy przypomina to trochę zadawanie pytań otwartych, tyle tylko, że my przysłuchujemy się czyimś spontanicznym wypowiedziom. O tym mówiłem poprzednio: że coś takiego służy nam, aby badać zgodność odpowiedzi na różnego rodzaju skalach z zachowaniami. Żeby patrzeć, czy istotnie nasze postawy, czy to co mówimy jest zgodne z tym co robimy, ale (jak pamiętacie) jest to niezwykle trudne do badania. Jest to sposób niezwykle trudny do badania, ponieważ trzeba by chodzić za daną osobą przez ileś tygodni do kiosku i patrzeć jaką gazetę kupuje. Oczywiście można ją zapytać o to, ale jest to już coś innego - tu już wchodzimy w pytanie, a nie w obserwowanie rzeczywistego zachowania. Jest to trudne, bo jest to niezwykle kłopotliwe. Można sobie wyobrazić sytuację, którą stworzył psycholog: np. osoby badane wprowadza się do jakiejś poczekalni, w której badani czekają na badanie np. 15 min. W poczekalni są rozłożone różne pisma i badacz obserwuje jaki tytuł badany wybierze (pismo której opcji politycznej). Jest to trochę łatwiejsza sytuacja, gdyż badacz nie musi chodzić za badanym, zaś badany jest w sytuacji wolnego wyboru. Jest taka możliwość. Sprawa jest o tyle skomplikowana, że w stosunku do pewnych przedmiotów bardzo trudno byłoby badać zachowania. Np. wracając do UFO, można obserwować, czy dana osoba kupuje książki o UFO i wówczas można by sądzić, że ta osoba jest przynajmniej zainteresowana tymi zagadnieniami, ale jak ta osoba zachowa się, gdy usłyszy pogłoskę, że gdzieś pod Lublinem wylądowało UFO (co kiedyś miało miejsce), trudno byłoby obserwować. Widać więc, że poza bardzo wyjątkowymi sytuacjami, kiedy chcemy badać np. zgodność wypowiedzi z zachowaniami, albo nie mamy jakiegoś innego sposobu, to obserwowanie zachowania jest mało przydatne, aczkolwiek niezwykle pociągające. Zwłaszcza młodych psychologów, zapewne bardzo pociąga sprawa zachowania u ludzi, a nie po prostu to, na co oni odpowiadają w ankietach, ale jest to bardzo trudne. Warto tu wspomnieć, że były też takie pomysły w psychologii społecznej, jak pomiar emocji związanych z przedmiotem postawy. Mamy cały szereg fizjologicznych aspektów naszych emocji: układ krążenia, oddychanie, ale także zmiany w oporności skóry związane z poceniem. Próbowano zastanawiać się nad

tym, czy nie da się zmierzyć postaw badając zmiany w oporności skóry w zależności od pojawiania się pewnych bodźców będących symbolami pewnych postaw, ale wiąże się z tym niezwykła sztuczność, chociaż dziś jest to niezwykle proste do przeprowadzenia i jest wykorzystywane do badania kosmonautów. Zmiany w oporności skóry, w najlepszym wypadku świadczą o sile emocji, ale znaku emocji w ten sposób uchwycić nie można. Emocja może być pozytywna, ale też i negatywna. Gdy np. u jakiegoś badanego nastąpiła wyraźna zmiana w reakcji skórno - galwanicznej, po zaprezentowaniu Louisa Armstronga, badacz nie będzie wiedział, czy świadczy to o pozytywnej postawie do Armstronga jako jazzmana, czy o negatywnej postawie do Armstronga jako do murzyna. To jest niezwykle trudno ustalić. Warto o tym wiedzieć, choć to nie jest coś co dałoby się praktycznie stosować, chyba że kogoś interesowałby tylko jakiś stan napięcia, pobudzenia związanego z poszczególnymi bodźcami. W to włączą się jeszcze inne rzeczy jak tzw. podstawowa oporność, która się zmienia w czasie badania, widać więc, że i to jest niezwykle skomplikowana sprawa, wbrew temu co mogłoby się wydawać. Mamy więc pomiar emocji.

Są jeszcze Metody projekcyjne, szeroko rozumiane. Na czym polegają techniki projekcyjne? Jedna z najlepiej znanych to TAT, stworzona bardzo dawno. Przeprowadzano kiedyś badanie kontinuum postaw od konserwatywnych do postępowych, gdzie wykorzystano obrazki nieco inne niż w wersji podstawowej. Np. obrazek (który często obecnie widywany w tv.), kobiety z dzieckiem w ubogiej będącej ruderą kuchni. Proszono badanych aby stworzyli historię do takiego rozmazanego obrazka. Charakterystyczne były dwie opowiedziane historie:

1. Na tym obrazku widać biedną matkę z dziećmi, które nie mają co jeść. Nikt tym ludziom nie pomaga, rząd nic w tym zakresie nie robi.

2. Jest to mieszkanie ludzi z marginesu, którzy nie dbając siebie, nie chce im się doprowadzić tego pomieszczenia do porządku itd.

Analizując te dwie wypowiedzi można dostrzec w wypowiedzi l., że - są biedni ludzie, którzy z niewiadomych powodów stali się biednymi i nikt im nie pomaga, państwo powinno im pomagać. Druga postawa dosyć znana jest konserwatywna: ci ludzie są odpowiedzialni za to, że znajdują się w takim stanie.

Podobnie, moglibyśmy zrobić badanie wykorzystując bardziej nowoczesne techniki, np. pokazując scenkę z bezdomnymi na dworcu centralnym, aby ją wzmocnić można pokazać sytuację, kiedy bezdomnych usuwano z tego miejsca. Pewne jest, że interpretacja dokonana przez badanych oczywiście dotyczyłaby tego co się tam działo, ale byłaby projekcją, również postaw osób badanych. Zwłaszcza, gdy dodałoby się do scenki usuwanie bezdomnych jest pewne, że dałoby się wykryć ludzi (o postawach) którzy uważają, że ci ludzie z marginesu są sami odpowiedzialni. Owszem trzeba im pomóc, ale oni nie mają prawa tam przebywać. Będą też tacy którzy powiedzą, że ci ludzie gdzieś się muszą podziać, wobec czego nie należało ich z tego miejsca usuwać itd. My, jako sędziowie kompetentni moglibyśmy takie wypowiedzi ocenić i powiedzieć: ta osoba ma takie postawy, tamta ma inne. Oczywiście można wymyślać dowolną scenkę. Bardzo często propaganda, z którą mamy do czynienia pokazuje nam najrozmaitsze scenki, ale nie po to, abyśmy to interpretowali (chociaż my to robimy), ale również po to aby tworzyć w nas określone postawy. Można więc wykorzystywać szeroko rozumiane techniki projekcyjne (TAT głównie) do pomiaru postawy.

Technika, polegająca na zniekształcaniu faktów, a szczególnie związanych z przypominaniem sobie. Przykład: Problem anestezjologów. Władza, czyli tzw. ministerstwo podaje, że 800 anestezjologów zwolniło się z pracy, ale Związek Anestezjologów powiada - 1800. Policja podaje o połowę mniejszą liczbę uczestników demonstracji, rdz jej organizatorzy. Podobnie jak z anestezjologami, za tym kryją się postawy. To co się dzieje, ulega zniekształceniom ze względu na nasze postawy np. do problemu: o co chodzi w danej demonstracji, albo kto w tej demonstracji bierze udział.

W toku całych moich studiów nie usłyszałem ani słowa o psychologii społecznej, jakby nikt o niej nie wiedział (lata 51-56), nikt wówczas nie zajmował się tym. Moja praca magisterska związana była z generalizacją. Moim szefem był prof. Kreutz, gdy byłem jego asystentem, musiałem pewnego razu przenosić książki po księgozbiorze właśnie zmarłego prof. Baleva Niosąc stertę książek kilka upuściłem między którymi była ... w której po otwarciu trafiłem na artykuł, który do dziś jest artykułem klasycznym: „Zapamiętywanie i zapominanie materiałów zgodnych i nie zgodnych z postawami" -10 był początek mojej fascynacji psychologią społeczną. Autorzy wzięli materiały anty i pro-komunistyczne i dawali do nauczenia się ludziom, o których na uniwersytecie wiadomo było, ze są komunistami lub reakcjonistami. Badano szybkość zapamiętywania materiału i krzywe zapominania. Wynik był fantastyczny: człowiek uczy się szybciej tego, co jest zgodne z jego postawami, a bardzo trudno tego co jest nie zgodne (oczywiście wszyscy badani musieli uczyć się i jednych i drugich). Bardzo szybko zapomina się to, co jest nie zgodne, a bardzo wolno to, co jest zgodne z postawami. To dla mnie było rewelacją i w tym momencie stałem się psychologiem społecznym. Moja praca doktorska dotyczyła czegoś podobnego: zapamiętywania i zapominania materiałów zgodnych i nie zgodnych z postawami wobec religii. Tu mogę się pochwalić, że jednak znalazłem coś nowego, że to nie tylko zgoda lub niezgoda ,ale również coś, co nazwałem - dogodnością tzn., że my czasami zapamiętujemy znakomicie materiały, które są niezgodne z naszymi postawami, ale które są np. dogodne, przydają się do obrony naszych postaw, albo kompromitują przeciwnika itp.

Wiele lat temu pojawiło się w psychologii coś, co nazywa się osobowością autorytarną. Czasami mówi się o autorytaryzmie, ale zaczęło się od osobowości autorytarnej (jedna z niewielu może spraw, które ciągle się utrzymują). Grupa psychologów (Adorno, Frenkel-Brunswik, Sanford i inni) zadawała sobie pytanie: jak to się stało, że mieliśmy do czynienia z działaniami np. Niemców w czasie II w. św., a szczególnie z tym, co nazywa się holokaustem. Próbowali odpowiedzieć na pytanie: czy istnieje coś takiego jak osobowość, która skłaniała by do zachowań wyraźnie przeciw innym ludziom. W środkach masowego przekazu myli się często (należy z tym walczyć) dwie rzeczy: autorytaryzm z autokratyzmem.

Autorytaryzm pochodzi od słowa - siła, władza. Autokratyzm jest to wykonywanie władzy przez samego siebie. Te dwie rzeczy mogą się ze sobą łączyć, ale - kierowanie autokratyczne, tu nie można mówić o kierowaniu autorytarnym, jest to bez sensu choć b. często można coś takiego spotkać. Należy pamiętać, że mówimy o osobowości autorytarnej, a o autokratycznym stylu kierowania - to nie jest jednoznaczne, aczkolwiek można powiedzieć, że osobnicy autorytarni będą mieli tendencję do autokratycznego stylu kierowania, ale wcale tak być nie musi. Stwierdzono, że na tę osobowość (badano Amerykanów) składają się cztery grupy spraw:

1. PEC - polityczno-ekonomiczny konserwatyzm (mierzono skalą PEC). Chodzi o to czy dana osoba ma poglądy konserwatywne np. na rolę państwa w regulowaniu gospodarki.

2. Skala E - etnocentryzm. Najogólniej rzecz biorąc to pozytywny stosunek do własnej grupy etnicznej, przy jednoczesnym raczej negatywnym stosunku do innych grup etnicznych. Takim etnocentrykiem szczególnie w Polsce każdy z nas jest. Nasza literatura dostarcza nam wielu przykładów takich etnocentrycznych postaw.

3. AS - antysemityzm, skala która szczególnie w związku z II w. św. się pojawiła. Jest to właściwie element skali etnocentryzmu. Jednak autorzy uznali ją za szczególnie ważną. Autorzy pokazali tu interesującą rzecz, że jeżeli idzie o osoby mające wyraźnie antysemickie postawy to b. często (przynajmniej jeżeli idzie o Amerykanów) mamy do czynienia z wewnętrznymi sprzecznościami, polegającymi np. na tym, że z jednej strony ktoś taki zdecydowanie się zgadza z tym, że Żydzi trzymają się razem i się wspierają, a z drugiej strony z twierdzeniem, że Żydzi starają się b. łatwo przystosować i wszędzie wepchnąć itp.

4. Rzecz najważniejsza - skala ,która do dziś jest stosowana w b. wielu badaniach: skala F - faszyzm. Mamy tu do czynienia z czterema elementami:

- AU - autorytarna uległość tj. wódz ma zawsze rację bez względu na to co powie. nawet jeśli jest 10 największa głupota. Nawet jeżeli wódz powie największe głupstwo to ja mu wierze dlatego, ze to właśnie on powiedział, wierzę mu dlatego, że jest to autorytet i ja to akceptuję .

- AD - autorytarna dominacja. Jeżeli ja jestem wysoko postawiony to uważam, że wszyscy ci. którzy są niżej są głupcami, niewiele mającymi do powiedzenia, którymi trzeba w odpowiedni sposób kierować. Innymi słowy, ja mam negatywny, pogardliwy stosunek do wszystkich stojących niżej w hierarchii społecznej, w przeciwieństwie do tych którzy stoją wyżej.

- C - cynizm, to poglądy typu trochę makiawelistycznego. Np.: chodzi tylko o pieniądze; ludzi należ} wychowywać lub nimi kierować karząc; likwidować wszelkie odstępstwa. Innymi słowy jest to cyniczne spojrzenie na człowieka tzn.: człowiek kieruje się b. prymitywnymi motywami, stąd stosując rozmaite ostre środki, należy człowieka kontrolować.

- AI - antyintracepcja. Intracepcja - najbliższa temu słowu jest empatia. Jest to wchodzenie w psychikę drugiego człowieka i mniej więcej rozumienie tego co tam się dzieje, spostrzeganie tego co dzieje się we wnętrzu innych ludzi. Antyintracepcja to postawa typu „a co mnie to obchodzi", np. co mnie obchodząc! z marginesu, którzy mieszkają na Dworcu Centralnym, oni sami są sobie winni. Mogę zadawać komuś cierpienia bo ja nie biorę pod uwagę, że on doznaje bólu. Stąd co mnie obchodzi, że ja kogoś zamknę do komory gazowej.

Poszczególne skale, odpowiedzi na skalach korelują ze sobą, stąd idea, że istnieje coś takiego jak osobowość autorytarna. Sądzę, że skala F jest najciekawsza i tę skalę do dzisiaj się wykorzystuje. Pozostałe skale trochę się przeżyły, trzeba by je dzisiaj na nowo przerabiać, bo na szczęście świat w którym żyjemy trochę się zmienił. Natomiast stosunek do autorytetu, który jest tu podstawową sprawą, stosunek do władzy może być trochę niezależny od tego jaki mamy system polityczny. Ludzie, którzy kiedyś byli zagorzałymi stalinowcami, którzy innym dawali mocno w kość, dzisiaj są zagorzałymi zwolennikami zupełnie innej opcji politycznej - czy tych ludzi nazwać po prostu konformistami? Nic, oni po prostu mają autorytarną osobowość. Oni nie wyobrażają sobie takiej sytuacji, żeby nic było kogoś w górze, kogo należałoby akceptować w pełni. Z ludźmi o osobowości autorytarnej jest niezwykle trudno dyskutować, jest to zupełnie bezowocne, bo oni mają swój tak wyraźny pogląd, że jak lider "•"•wicdzi?1 to i to, to jest właśnie tak, a że rzeczywistość jest zupełnie inna, to tym gorzej dla rzeczywistości. młuk nadzieję, że my psychologowie nie jesteśmy osobnikami nadmiernie autorytarnymi, bo pewnie nie bylibyśmy psychologami (myślę tutaj o czymś innym, że my psychologowie mamy silną potrzebę władzy, ale to nie znaczy, że jesteśmy osobnikami autorytarnymi).

Osobowość autorytarna bierze się z dwóch rzeczy: z surowego wychowania i z tego kiedy rodzice są sami modelami autorytarnymi. Samo stosowanie kar nie wystarczy, wchodzą w to trzy rzeczy:

- chłodne wychowanie, takie kiedy nie ujawnia się uczuć w stosunku do dziecka;

- dziecko się karze, wychowanie głównie oparte na karach, które wynika z cynicznej koncepcji człowieka;

- gdy sami rodzice są modelami postaw autorytarnych.

Chcę nadmienić, że przynajmniej jedna z koncepcji Eysencka nawiązuje też do osobowości (ale nie tej której was uczono), ale osobowości dotyczącej postaw, będącej rozwinięciem osobowości autorytarnej tj. o stylach wychowawczych i pewnych tego skutkach. W pewnym momencie mówi on o czymś takim jak:

taft mindes - twardogłowość

soft mindes - miękko- głowość Eysenck pokazuje, że można być niezwykle postępowym, a jednocześnie twardogłowym itd.

Problematyka zmian postaw.

Psychologów często interesuje problem: jak można zmienić ludzkie postawy. Np. w pracy psychologów klinicznych bardzo często chodzi o to, aby w trakcie procesu terapii zmienić postawy ludzi do najrozmaitszych spraw, czasami do samego siebie, a czasami do innych ludzi. Warto zwrócić

uwagę, że gdzieś w jakimś momencie psychologia kliniczna z psychologią społeczną mogą się ze sobą łączyć. Np. kiedy mówimy z jednej strony o postawach autorytarnych, a z drugiej o paranoikach, o tym, że ktoś ma przekonanie, że jest właśnie kimś najważniejszym i o tym, że inni go prześladują itd. Oczywiście praca z takimi ludźmi jest b. trudna.

Przez zmiany postaw możemy rozumieć różne rzeczy:

Pierwsza to ta, z którą mamy do czynienia w rozwoju i wychowywaniu. Ktoś może nie mieć żadnej postawy np. dziecko - my staramy się wytworzyć u niego określoną postawę. Tak np. dzieje się, gdy staramy się wytworzyć u własnego dziecka pozytywną postawę do nauki szkolnej. AIDS - nowa choroba stanowiąca poważne zagrożenie nie tylko o charakterze indywidualnego zdrowia ale choroba stanowiąca naprawdę poważny problem społeczny - musimy mieć jakąś postawę wobec tego zjawiska. Początkowo była to autorytarna postawa wobec całej tej sprawy - choroba związana z seksem homoseksualnym i narkotykami. Często pojawiały się bardzo ostre, potępiające postawy typu:

sami są sobie winni, trzeba ich izolować. Po latach okazało się, że wszyscy mogą niechcący znaleźć się

w takiej sytuacji, stąd prawdopodobnie nasze postawy uległy pewnej ewolucji, ku bardziej ludzkiej

postawie, ale ciągle jest ten problem, że ludzie nie chcą mieć w okolicy schronisk dla ludzi chorych na

AIDS.

Jest to więc pierwsza sprawa - kiedy nie było postawy, postawa się tworzy, kiedy rodzice, a czasami ci

którzy zajmują się propagandą jakieś postawy wytwarzają.

Kiedy zmieniamy postawę najczęściej chcemy zmienić znak postawy. Jak zmienić np. postawy społeczeństwa z ewidentnie negatywnych na pozytywne, nie do AIDS, ale do chorych na AIDS. Tak się zmieniały nasze postawy w stosunku do alkoholików, kiedyś uważano, że trzeba ich zamykać, dzisiaj coś się zmieniło - mamy ruch Anonimowych Alkoholików. Zaczynamy myśleć, że to nie jest człowiek, który jest sam sobie winien, pewno kiedyś tam zaczął pić, ale jest to człowiek, któremu powinniśmy pomóc, podobnie z narkomanami. Psychologowie też tu musieli zmienić swoje postawy. Tak więc zmieniamy znak. W zmianach politycznych w Polsce które miały i mają miejsce b. często zmieniamy znak postawy (nie mylić tego z płytkim konformizmem). Np. wpajano nam przed laty, że państwo powinno regulować wszelkie procesy gospodarki (socjalizm czy etatyzm), a teraz musieliśmy nauczyć się, że jest wolny rynek. Tak więc coś ciągle się dzieje, ulega zmianie ale może nam też chodzić o zmienianie u kogoś w sposób świadomy postawy z negatywnej na pozytywną, bądź odwrotnie. Podobno łatwiej jest dokonać zmiany z pozytywnej na negatywną niż odwrotnie, ale trzeba by zrobić poważne badania na ten temat.

Może nam także chodzić o to, aby zmienić siłę postawy, a nie koniecznie znak. Przykład:

Wprowadzono nowe pojęcie, które przyszło ze Stanów - pracoholik, czyli ludzie którzy na okrągło pracują. Czasami terapeucie może chodzić o to aby dana osoba stała się nieco mniejszym pracoholikiem. Nadmierny pracoholizm, tzw. syndrom zachowania A, jest trochę szkodliwy dla zdrowia. Tacy ludzie np. nie potrafią w sposób zrelaksowany odpoczywać, bo wciąż myślą, że oni nic nie robią i coś się z nimi złego dzieje. W procesie terapii chodzi często o to, aby zmienić postawy np. z postawy kiedy najważniejsza jest tylko praca, zmieniamy na trochę słabszą (co nie jest łatwe). Możemy więc tworzyć nową postawę od zera, zmieniać znak postawy i zmieniać siłę postawy.

Najczęściej chodzi nam o zmianę znaku postawy, np. gdy namawiamy kogoś, aby nie głosował na daną partię, ale na zupełnie inną. Przykład anestezjologów i to, co na ten temat mówi rząd wskazuje na to, że cały czas próbuje nam się zmieniać postawy, a środki masowego przekazu odgrywają w tym główną rolę. W psychologii społecznej najwięcej badań poświęcono zmianom postaw, bo jest to ciekawe i daje się zastosować np. w kampaniach wyborczych. Niektórzy chętnie za to płacą aby dowiedzieć się jak zmienić ludzkie postawy. Psychologowie społeczni bywają więc konsultantami np. w kampaniach wyborczych i odgrywają tu ważną rolę.

Wiedzę na ten temat pochodzącą z dziesiątek badań można uporządkować za pomocą schematu wywodzącego się z teorii komunikacji:

Patrząc na proces przekonywania, proces zmian postaw, zawsze mamy do czynienia z kimś, kto jest nadawcą. Np. wykładowca, który próbuje wytworzyć u słuchaczy pozytywną postawę do psychologii społecznej. Tym nadawcą zawsze w końcu jest człowiek, nawet jeżeli jest to książka którą czytamy, za nią jest autor. W filmie jest cały sztab ludzi, ale najważniejszy jest reżyser. Polecam psychologom film „Fakty i akty", którego autor przekazał przesłanie, że nami można dowolnie manipulować jeśli ma się w rękach media. Złośliwi twierdzą, że film ten przewidział aferę p. Clintona. Film zaczyna się podobnie jak afera klintonowska. Dodam, że manipulacja polega na tym aby w tym momencie wywołać jakąś „wojenkę", aby odwrócić uwagę odbiorców. Tu najważniejsza była wojna z Albanią, której nie było tak naprawdę. W filmie pokazywano jak robi się w studio makabryczne zdjęcia do komentarzy z Albanii. Rzeczywistość jest trochę taka jak tam ją opisano - niektórzy mówią, że ostatnie ataki na Irak miały podobny charakter: żeby odwrócić uwagę od procesu Clintona.

Po drugiej strome jest odbiorca, który odbiera to, co nadaje nadawca. Na końcu zawsze jest człowiek, albo ludzie. Do odbiorcy są kierowane pewne treści po to, żeby zmienić u niego np. +, na -, albo żeby zmienić siłę, czy wytworzyć zupełnie nową postawę. Między nimi jest coś co nosi nazwę:

komunikat. Jeżeli pominąć pomysły, które są związane z oddziaływaniem podprogowym, to zwykle nadawca produkuje pewien komunikat za pomocą którego próbuje zmodyfikować postawę odbiorcy.


Społeczny kontekst

Nadawca Odbiorca

komunikat


Do tych trzech elementów tj: nadawca, komunikat, odbiorca, trzeba jeszcze dodać dwie rzeczy:

Mądrzy ludzie od komunikowania się mówią, że przekaz jest nam podawany za pomocą kanału. Słowo „kanał" można rozumieć dwojako, w zależności od tego do jakich receptorów się odwołuje przekaz: czy do wzrokowych , czy do słuchowych (węchowy stosowany był eksperymentalnie podczas projekcji filmów). Ważną rzeczą jest kanał po którym idzie przekaz.

Ważne jest, że to wszystko dzieje się zawsze w społecznym kontekście. Przykładem jest obecna sytuacja, kiedy ja jestem nadawcą, a studenci są odbiorcami indywidualnymi, ale wszystko to dzieje się w pewnym kontekście społecznym tj. siedzicie wśród innych osób, jest to jakaś określona instytucja, prawdopodobnie ten kontekst można by jeszcze poszerzyć. Może zaistnieć sytuacja kiedy jakaś grupa osób na sali powie, że wykładowca mówi jakieś głupoty i wtedy ten kontekst społeczny może spowodować, że mimo wysiłków wykładowcy efektywność jego oddziaływania może być nie tylko zerowa, ale może być na minus. Należy pamiętać, że w pewnych przypadkach można wyprodukować postawy przeciwne do tych zamierzonych w przekazie. Widać więc jak złożony jest proces przekonywania kogoś drugiego, zmiany postaw u drugiej osoby. O ostatecznym -wyniku decyduje nie tylko tych pięć elementów ale co gorsza rozmaite aspekty, cechy tych pięciu elementów.

Jakie cechy poszczególnych elementów tego schematu odgrywają szczególną rolę?

Sądzę, że najważniejsze są cechy nadawcy. Z praktycznego punktu widzenia one są najważniejsze boja te cechy w jakiś sposób mogę kontrolować, mogę na nie wpływać. Na przykład: jeżeli z badań studentów ATK wynikałoby, że dobry wykładowca nie powinien się jąkać, czy że powinien przychodzić na zajęcia w garniturze to można na to wpływać, jeżeli wykładowcy bardzo na tym zależy. Podobnie kobiety poprzez kreację mody próbują wpływać na pozytywne ustosunkowanie się do nich mężczyzn. Cechy nadawcy z punktu widzenia efektywności zmian są najważniejsze i dlatego może warto im

poświęcić najwięcej uwagi. Nadawca niewiele może zmienić u odbiorcy, wiadomo ile czasu potrzeba w terapii aby coś zmienić. Nadawca może najwięcej wpływać na to, co on sam jako nadawca robi. Różnych informacji na temat zmian postaw jest b. dużo, ale jeżeli kogoś chcemy zmienić to najważniejsze są cechy nadawcy. Nadawca - osobnik najważniejszy. Bardzo często mówimy, że to co jest ważne, to wiarygodność nadawcy. Jeśli nadawca jest wiarygodny to jesteśmy skłonni modyfikować, zmieniać swoje postawy.

Na tę wiarygodność składają się trzy rzeczy:

• czy nadawca jest ekspertem,

• jak spostrzegamy jego intencje,

• jakie ma umiejętności komunikowania się.

Przykład - bardzo stare badanie o którym pisałem:

Badacze przygotowali komunikaty dotyczące możliwości budowy atomowej łodzi podwodnej (wówczas zastanawiano się czy taką łódź uda się zbudować, co dzisiaj wydaje się śmieszne). Przygotowany materiał przedstawiano dwom grupom Amerykanów. Jednym mówiono, że materiał ten pochodzi z radzieckiego dziennika „Prawda", drugiej grupie ten sam przekaz podano jako przekaz pochodzący z ust jednego z najwybitniejszych fizyków - Roberta Openheimera. Proszono, aby badani ocenili, czy źródłom tym można wierzyć, czy nie. 95% badanych uznała Openheimera za wiarygodnego nadawcę, a tylko 13% „Prawdę". Openheimerowi udało się u 36% badanych zmienić postawy w kierunku sugerowanym przez komunikat, w wypadku „Prawdy" - 0%. Wynik ten jest wspaniałym przykładem przykrej tezy, ze nie bardzo ważne jest to co się mówi, tylko to, kto to mówi. Czy ten ktoś jest spostrzegany jako ekspert, czy nie (intencje też są tu ważne).

Pisząc pracę magisterską na ten temat - jeżeli się dobrze zamanipuluje tym, czy ktoś jest, czy nie jest ekspertem, prawie zawsze uzyska się pewne wyniki - pod jednym warunkiem tj. jeżeli badani, czyli odbiorcy nie znali się na danej sprawie (wrócimy jeszcze do tego gdy będzie mowa o konformizmie). Ekspert jest to taka osoba, która jest uznana społecznie za eksperta. Wyraża się to np. wszelkiego rodzaju tytułami: magister, doktor, profesor, dyrektor. Tak się sądzi, że my dzięki uznaniu społecznemu stajemy się ekspertami, a dzięki temu możemy lepiej, bardziej efektywnie zmieniać ludzkie postawy, ale też przekazywać pewną wiedzę itd.

Oprócz tego istnieje coś, co jest trudno uchwytne, a co się bada - np. pytamy uczniów co to znaczy:

dobry nauczyciel; albo co to znaczy: że ktoś jest dobrym lekarzem. Każdy (ma to walor ogólniejszy) ma pogląd na to, w poszczególnych dziedzinach czy ktoś jest, czy nie jest ekspertem i jeżeli pojawia się ktoś, kto pasuje do tego obrazu, to na zasadzie zgodności - mojego obrazu cech eksperta, ten ktoś może być zaklasyfikowany jako ekspert Pasjonujące jest to, że istnieje jakaś opinia społeczna niezależna od tytułów, od mojego wyobrażenia, która decyduje o tym, czy kogoś uznajemy czy nie za eksperta. Dobrym przykładem jest zasięganie opinii w kolejkach do rejestracji o tym, który lekarz jest dobry i którego wybrać na swojego lekarza pierwszego kontaktu. Podobnie, zapewne państwo macie opinie o poszczególnych wykładowcach - kto jest ekspertem w danej dziedzinie. Jest to dość złożone. Możemy wpływać na to jak nas spostrzegają (to że tutaj jesteście jest związane z dążeniem do tego, żeby stać się ekspertami - mgr psychologii)

Jak my spostrzegamy czyjeś intencje (niezwykle interesująca sprawa). Zrobiono szereg interesujących badań. Np. okazuje się w wyniku takich badań, że jeżeli postrzegamy coś jako propagandę to ma to znacznie mniejszy wpływ, niż wtedy gdy spostrzegamy to jako informację

Jeżeli spostrzegamy coś jako propagandę to zaczynamy mieć podejrzenia co do intencji tego. który wywiera na nas wpływ. Dlaczego9 Ten, który robi propagandę chce mnie zmienić, a ja tego nic lubię Natomiast ten, który mnie informuje, chce zwiększyć moją wiedzę. W pierwszym wypadku jak gdyby działa przeciw memu interesowi, a w drugim na moją korzyść, stąd nie bez powodu wiele propagandowych instytucji próbuje się nazywać serwisami informacyjnymi, wydziałami informacyjnymi a nie propagandy. Samo słowo propaganda już budzi wątpliwości co do intencji. Inny przykład: Badanie dotyczyło tego, że rzekomo podsłuchuje się rozmowę telefoniczną dwóch osób. Rozmowa dotyczyła aborcji. Raz jednej i drugiej osobie badanej mówi się, że rozmawiający wiedzą że są podsłuchiwani, a drugi raz mówi się, że oni nic nie wiedzą. Wtedy, kiedy badani wiedzą, że rozmawiający wiedzą, ze są podsłuchiwani ich wpływ jest znacznie mniejszy niż wtedy gdy są przekonani, że rozmawiający nie wiedzą. Skąd to się bierze? My podejrzewamy, że kiedy dwie osoby rozmawiają, a wiedzą, że przysłuchują się im inni, to zaczynają mówić w taki sposób, żeby oddziaływać na tych innych i wtedy mamy już do czynienia z inną intencją niż ta, kiedy tak po prostu wymieniamy sobie poglądy w trakcie rozmowy. Widać tu jak bardzo jesteśmy czuli na to, czy ktoś kto produkuje pewien przekaz, skierowany nawet nie koniecznie do nas, czy ma intencje żeby coś w nas zmienić. Warto zwrócić uwagę na nasze wątpliwości, które pojawiają się w dobie reklamy telewizyjnej. Niektóre z tych reklam są b. fajne, inne b. głupie, ale zwróćmy uwagę, że my właściwie cały czas wiemy, że te reklamy są po to, żeby namówić nas do kupna określonego produktu, a więc intencja tego, który robi te reklamy jest w jego interesie, nie w moim (B. często twórcy reklam podpierają się ekspertami: lekarze, dane wynikające z badań - które są kompletnym nadużyciem).

Na marginesie jedna z koleżanek robiła badania w celu zanalizowania: do czego odwołują się nasze reklamy w Polsce. Okazuje się, że do innych potrzeb mężczyzn, do innych potrzeb kobiet. Braliśmy pisma kierowane do jednych i do drugich. U mężczyzn odwołują się one (w tv. widać to samo) do potrzeby władzy, u kobiet do potrzeby afiliacji (dzieci, rodzina której przygotowuje się posiłki itd). Z tym, że zależy jakie jest to pismo kobiece, jeżeli to pismo skierowane do kobiet menadżerów, wtedy zaczyna to mieć taki charakter jak do mężczyzn.

Wracając do intencji, są one niezwykle ważne i dlatego mówi się o propagandzie czarnej, szarej i białej. Propaganda czarna to taka (pojawiła się w okresie wojny, ale do dzisiaj istnieje), kiedy przedstawia się nadawcę jako kogoś zupełnie innego. Np. alianci wyprodukowali stację radiową, która rzekomo była stacją niemieckich oficerów przeciwstawiających się Hitlerowi - to jest typowa czarna propaganda. Ja pokazuję intencje, jako intencje dobre, intencje z mojej grupy, z grupy niemieckich oficerów. W okresie walki politycznej w Polsce bardzo często stosowano coś co nazywano „fałszywkami", np. można było wyprodukować gazetkę podziemną (rzekomą), która przemycała jakieś treści - to jest właśnie ta czarna propaganda. Notabene myślę, że twórcy reklam bardzo często próbują ukryć np swoje intencje pod „naukowością", pod rzekomym informowaniem Propaganda szara to taka, w której tak naprawdę nie wiadomo kto jest źródłem. Propaganda biała - źródło jest wyraźne i jasne.

Myślę, że szczególnie my jako psychologowie powinniśmy mieć dobre intencje. Mówiąc najogólniej: jeżeli ja na kogoś oddziaływuję - nie chodzi o to, żeby pokazać jaki ja jestem mądry, żeby zaspokoić swoją potrzebę władzy, ale żeby po prostu komuś pomóc. Zapewne sprawa ta nie jest całkiem prosta i jednoznaczna. Już mówiłem, że i w USA i u nas wygląda na to, że studenci psychologii mają niezwykle silną potrzebę władzy. Potrzeba władzy to nic innego jak potrzeba wywierania efektywnego wpływu na innych ludzi, niektórzy mówią wprost, że przyszli na psychologię po to, aby nauczyć się manipulowania innymi ludźmi. Będę przekonywał bardzo państwa do tego, że kiedy występujemy jako psychologowie, a niejako np. producenci reklamy, to powinniśmy zastanawiać się czy rzeczywiście chcemy danej osobie pomóc - bo wydaje się, że jest to warunkiem efektywnego oddziaływania. My bardzo szybko (jako odbiorcy) wykryjemy fałsz. Stąd my jako psychologowie nie unikniemy tego, że będzie nam fajnie, gdy inni nas słuchają tzn. zmieniają swoje postawy, modyfikują

swoje zachowanie itd., a z drugiej strony jednak będziemy tym ludziom pomagać, działać w ich interesie itd.

Umiejętność komunikowania - to jest kolejna sprawa i tej można się nauczyć. Istnieje cały zbiór technik, umiejętności właśnie związanych z przekazywaniem, z wpływaniem na innych ludzi. Myślę, że nad tym nie tylko psychologowie pracowali. Mają tu dużo do powiedzenia pedagodzy, szczególnie jeżeli idzie o dydaktykę, jak np. powinien zachowywać się nauczyciel, aby dobrze funkcjonował w klasie Istotny jest tu szereg rzeczy (np. żeby nie chodzić po sali - to wpływa rozpraszające na odbiorców). Czy nadawca „nudzi", czy mówi ciekawie.

Stwierdzenie: „nudzi" jest niezwykle trudne do określenia, tu trzeba by nagrywać takie wystąpienie i analizować je. Można nauczyć się pewnych umiejętności, które były by trochę pomocne np. gestykulacja, czy jest to pożądane czy też nie (zależne też od kultury). Kiedy stałem się asystentem w 55 r. nikt mi wówczas nie mówił czyja mówię w sposób właściwy i jaki to ma sens to co ja robię. Nie słyszałem aby kogoś z pracowników naukowo-dydaktycznych uczono umiejętności komunikowania. Tempo mówienia - nie wiem czyja mówię szybko czy wolno, jeśli ktoś mówi wolno to nawet gdy mówi najciekawsze rzeczy, po godzinie będziemy mieli tendencję do spania. Jest wiele rzeczy, które składają się na „nudzenie", zaczynając od długości przekazu, ale nie tylko, także od sposobu jego budowy. Komunikat i cechy komunikatu, jest to ta druga rzecz, którą możemy manipulować. Sobą, pewnymi swoimi cechami, i drugą rzeczą- przygotowywanymi przez nas komunikatami. Notabene zobaczycie, że komunikat i nadawca stanowią całość. Bardzo często z komunikatu wnioskujemy jaki jest nadawca, czasami się bardzo mylimy (ale to już jest inna rzecz). Chcę zwrócić uwagę na dwie rzeczy:

Język. Tu przez język rozumielibyśmy: posługiwanie się słownictwem technicznym. Amerykańscy psychologowie często mówią (i ja się na tym wychowałem), że do własnych kolegów trzeba mówić tak jak do żony tzn. trzeba mówić językiem zrozumiałym, prostym. Dla potrzeb badania zrobiliśmy takie przekazy, w których oceniano obóz. Przygotowano dwa rodzaje komunikatów (co okazało się niezwykle trudne): jeden językiem prostym, a drugi gdzie pewne proste słowa były zamieniane na techniczne. Dostaliśmy wynik, który jest ważny - że ludzie preferują w takich komunikatach odrobina tego języka technicznego, ale tylko tyle ile są w stanie zrozumieć. Dzieje się tak dlatego, że wnioskujemy z takiego komunikatu, czy nasz nadawca jest, czy nie jest ekspertem.

Druga sprawa dotyczy tego, czy należy podawać wnioski gdy się ludzi o czymś przekonuje, czy nie. Są tacy, którzy twierdzą, że wystarczy podać jakieś informacje, a człowiek i tak sam sobie dojdzie do odpowiedniego wniosku. Inni uważają, że trzeba do tego podejść „łopatologicznie". Okazuje się, że formuła „łopatologiczna" jest nieco lepsza. Robiono badania, w których był podawany jakiś przekaz i jedyna różnica była taka, że był wniosek, albo było jego brak. Okazało się, że wtedy gdy był wniosek, zmiany w pożądanym kierunku wystąpiły u 48% badanych, a kiedy nie było wniosku tylko u 19%. Należy rozumieć to tak, że nie tylko nie zawsze potrafimy sobie wysnuć ten właściwy wniosek, ale znając selektywność naszego myślenia, możemy dorobić sobie wniosek, który jest kompletnie przeciwny w stosunku do tego, co chciał autor danego komunikatu, czy przekazu.

PSYCHOLOGIA SPOŁECZNA wykład 7 - 8

W sytuacji egzaminacyjnej, jak we wszystkich sytuacjach trudnych zawsze pojawia się napięcie. Pewna ilość napięcia związanego z sytuacją trudną lepiej pozwala przez taką sytuację przejść. Dobrym sposobem, który wówczas pomaga jest spojrzenie, które opisane jest w książce Dale Camegie „Jak przestać się martwić i zacząć żyć", gdzie jednym ze sposobów za pomocą którego można zmniejszyć stres w takiej sytuacji jest zadanie sobie pytania: „co mnie właściwie najgorszego może spotkać". Gdy człowiek odpowie sobie na takie pytanie, zaczyna uzmysławiać sobie, że to co wydaje się straszne, przestaje być takie straszne. Np. oblanie egzaminu to teraz najgorsza rzecz, ale przecież istnieją poprawki, będzie trzeba uczyć się jeszcze raz i za którymś razem się uda.

Wydaje się, że najgorsze są dwie rzeczy:

- pierwsza ma charakter społeczny tj. jak będą spostrzegać mnie koledzy (jako tego, który oblał), ale to nie jest najważniejsze;

- zapewne najważniejsza jest nasza własna samoocena. Człowiek nie lubi kiedy ma poczucie, że nie daje sobie z czymś rady. Na samoocenę wpływa wiele czynników i można nie być najlepszym w statystyce, a dobrym psychologiem klinicznym, albo społecznym. To jest odpowiedź na pytanie co mnie najgorszego może spotkać i jak wiadomo, poza jakimiś bardzo poważnymi wydarzeniami tj. tymi, które znajdują się na początku skali stresu (choroba, śmierć kogoś bliskiego), nic bardzo strasznego stać się nie może. Oczywiście warto mieć średni, nie duży poziom lęku, ponieważ to bardzo dobrze wpływa na efektywne rozwiązanie zadania.

Kontynuacja tematu zmiany postaw.

Mówiliśmy o tym, jaki powinien być język przekazu, a także o tym, że dobrze jest aby przekaz przez nas skonstruowany zawierał wniosek. Wniosek jest po to, aby odbiorcy nie zaczęli interpretować tego, co im przekazujemy w tych kategoriach, które już mają.

Przekaz jednostronny i dwustronny.

Są to dwa podejścia, które można zaobserwować, gdy nadawca argumentuje za swoim stanowiskiem, kiedy chce ludzi o czymś przekonać. Przykład: „Lepperiada" i protesty rolników (obecnie aktualny temat). Oba te terminy oznaczają to samo, ale oczywiście pierwszy jest ewidentnie pejoratywny w stosunku do tej sprawy, a drugi nie. Słuchając lub oglądając różnego rodzaju przekazy w mediach, można zauważyć dwa podejścia:

- jedno, gdy mamy do czynienia np. z jakąś próbą obalenia rządu, naruszania prawa itd., (Leppera ocenia się jako swoistego „wataszkę") itd.

- drugi typ argumentacji to np.: rolnicy maj ą uzasadnione podstawy do protestowania, ale (to „ale" jest tu ważne) stosują metody, czy środki, które są nielegalne, aspołeczne. Występuje tu istotna różnica w argumentacji:

• W pierwszym wypadku przedstawia się tylko argumenty za jedną stroną, w tym wypadku negatywnie oceniając blokady na drogach.

• W drugim wypadku negatywnie oceniając blokady, stosuje się argumentację dwustronną i powiada się: rzeczywiście, rolnicy maj ą uzasadnione powody żeby protestować, ale stosują środki dosyć trudne do przyjęcia, aspołeczne.

Widać tu różnicę pomiędzy argumentacją jedno- i dwustronną. Który ze sposobów argumentowania jest lepszy, bardziej efektywny? Ludzie zwykle preferują dwustronny typ argumentacji. Potwierdza to klasyczne badanie zrobione w czasie wojny. Pod koniec wojny w Europie dowództwo wojsk amerykańskich stanęło przed wielkim problemem, jako że toczyła się wojna z Japonią. Propagandyści armii amerykańskiej stanęli przed problemem jak przekonać żołnierzy amerykańskich (którzy byli w Europie i którzy czuli się zwycięzcami), że to jeszcze nie koniec i trzeba jechać na front

aby walczyć z Japończykami. Wiadomo w jaki sposób Japończycy walczyli, np nie poddawali się. jeńców traktowali jak „bydło". Walka z takim przeciwnikiem była czymś strasznym Przygotowano dwa rodzaje materiałów propagandowych. Oba kończyły się wnioskiem, ze trzeba jechać i walczyć z Japończykami. Wniosek był wyraźny, ale raz była to argumentacja wyraźnie jednostronna, a drugi raz dwustronna. Jednostronna podkreślała potęgę militarną Stanów Zjednoczonych, a dwustronna mówiła. że Japończycy są silni, ale my jesteśmy silniejsi (w dużym skrócie) Po nadaniu tego typu pogadanki przez radiowęzły przebadano b. dużo ludzi.

Jest to znakomity eksperyment w terenie, gdzie można było odizolować badanych (nadając w jednych obozach pogadanki z argumentacją jednostronną, w innych z dwustronną) powodując, ze nie wiedzieli o sobie nawzajem. Potem badano stopień przekonania o tym, że trzeba jechać (nowej postawy), bo wszyscy byli w zasadzie przeciw. Zaczęto badać, który z typów materiałów jest bardziej efektywny i okazało się, że trzeba brać pod uwagę przynajmniej dwie inne zmienne, które możemy nazwać zmiennymi pośredniczącymi. Badanymi byli głównie mężczyźni (płeć nie była brana pod uwagę), ze zwykłych kompanii piechoty.

Po przeanalizowaniu materiału okazało się, że przekazy te nawet były skuteczne, ale najważniejsze są dwa wnioski:

• Oryginalne postawy tych. do których się zwracamy: czy są „za", czy są „przeciw". Mówiąc inaczej: jedni mieli słabą postawę „za"; inni za nic w świecie nie chcieli jechać do Azji. Okazuje się, że materiał dwustronny był uznawany za znacznie lepszy w sensie efektywności wywoływania zmian wtedy, kiedy miało się do czynienia z tymi, którzy byli przeciw. Gdy ktoś jest przeciw to okazuje się, że lepiej oddziaływuje na niego materiał dwustronny, który (należy na to zwrócić uwagę) bierze pod uwagę jakąś jego argumentację. Np. rolnicy rzeczywiście mają podstawy do narzekania. Materiał dwustronny jest bardziej efektywny gdy mamy do czynienia z odbiorcami, którzy są zdecydowanie przeciw; zaś jednostronny wtedy, kiedy mają trochę przynajmniej pozytywny stosunek do tego co się bada.

Druga istotna sprawa, to sprawa wykształcenia.

Kiedy podzielono badanych na takich, którzy byli poniżej szkoły średniej i powyżej szk. śr. Okazało się, że materiał jednostronny jest bardziej efektywny dla tych, którzy mają wykształcenie podstawowe, a argumentacja dwustronna była bardziej efektywna dla ludzi z 'wykształceniem co najmniej średnim.

Tu nasuwa się refleksja na temat tego, jak w różnych kościołach wyglądają kazania: np. kazania w Kościele św. Anny i w jakimś wiejskim kościele. Zastanawiające jest to dlatego, że w trakcie kazań zwykle idzie o to, aby ludzi o czymś przekonać. Nie wiem, czy księża są tego uczeni w seminariach, czy po prostu mają intuicję, że do ludzi prostych, na pewno nie mających żadnych wątpliwości - posługujemy się argumentacją jednostronną, a do studentów, inteligencji itd.- często bierze się pod uwagę argumenty stron przeciwnych. Może nie jest to tylko wynik badania, ale również ugruntowana wiekami doświadczeń wiedza na ten temat.

Są tu dwa ważne elementy:

•Wracając do koncepcji dysonansu poznawczego: jeżeli stosuję argumentację dwustronną (nawet jeżeli wniosek nie podoba się odbiorcom), to wielkość dysonansu poznawczego wytwarzanego w takiej sytuacji przez nadawcę mniejsza niż wtedy, gdyby nadawca stosował argumentację jednostronną.

Np. jeżeli ja rozmawiam z rolnikami i mówię: „ogólnie rzecz biorąc wy macie rację, ale te butelki z benzyną, obraźliwe wypowiedzi waszego przywódcy" itd. - mówiący trochę jakby identyfikuje się z odbiorcami. Natomiast gdyby powiedział: „wy protestujecie, w ten sposób robicie zamieszanie" itd. - tu oczywiście ten dysonans jest większy.

W różny sposób redukujemy dysonans poznawczy. Jednym ze sposobów będzie odrzucanie tego wszystkiego, co nadawca proponuje, co więcej obniżanie jego wiarygodności. Z drugiej strony: jeżeli odbiorcy, który właściwie już jest przekonany, prezentuje się argumentację dwustronną - zaczyna to u niego wywoływać dysonans. Ten odbiorca już jest właściwie przekonany, a ja zaczynam mu mówić: „ta Japonia jest jednak silna, oni są odważnymi żołnierzami" itd. - w ten sposób ja zaczynam zasiewać wątpliwości u tego człowieka, który już właściwie idzie w pożądanym przeze mnie kierunku W ten sposób ja tworzę dysonans i zamiast uzyskać to co chcę, a więc zmienić lub ugruntować postawę odbiorcy, to ja zaczynam właściwie ją osłabiać. Jest to pierwsza możliwa interpretacja tej sprawy

• Wykształcenie. Już kiedy chodziliśmy do szkoły średniej, uczono nas pisania wypracowań których mówiliśmy o tym co jest „za" a co „przeciw". Tym bardziej na studiach wyższych jest to szczególnie wyraźne, a zwłaszcza na takich jak nasze kiedy wciąż nas zmuszają do zastanawiania się nad tym np. czy ci psychoanalitycy mają rację, jakie są argumenty „za" a jakie są,. przeciw" itd

Aby więc przygotować przekaz - musimy coś wiedzieć o tym, kim są nasi odbiorcy. Wielki problem mają ci, którzy mają do czynienia z telewizją, z radiem, oni nie wiedzą właściwie kim jest odbiorca, jakie ma postawy i wobec tego oni robią trochę jednostronnie, trochę dwustronnie (co zapewne w efekcie nie jest najlepsze).

Chcę zwrócić uwagę na dwustronną argumentację. Sądzę, że dwustronna argumentacja ma pewien ważny wymiar: będąc nadawcami podajemy odbiorcy argumenty, które gdzieś tam w jego umyśle tkwią, są nie uświadomione i nagle po jakimś czasie pojawiają w trochę innej postaci i nasz odbiorca, który już nas nie pamięta dochodzi do wniosku, że są to jego własne argumenty.

Przykładem tego są poglądy na to jak wychowywać dzieci. Kiedy człowiek staje w sytuacji wychowywania własnego dziecka, nagle okazuje się, że on sam zaczyna mieć podobne poglądy jak jego rodzice na wychowanie jego samego. Gdy np. moja córka po 20- tu latach zaczyna wracać późno do domu, okazuje się, że zaczynam stosować te same argumenty co moi rodzice, gdy ja wracałem późno do domu. Dlatego optowałbym za argumentacją dwustronną jeszcze bardziej, ponieważ w niektórych przypadkach jest ona niezwykle przydatna nie do tego, aby człowieka przekonać już, zaraz, ale do tego, aby nastąpiło tzw. nieświadome przetwarzanie informacji, która zaowocuje na końcu, kiedy nas może już na świecie nie być. Zaowocuje takim zwycięstwem zza grobu, że ten, na którego oddziaływaliśmy zaczyna mówić to, co mówiliśmy my - ale jest on przekonany, że to jest jego produkt. Niezwykle ważna jest taka postawa kiedy uważamy, że sami to wymyśliliśmy - jest ona niezwykle silna.

Emocjonalność i racjonalność stosowanych przez nas przekazów.

Przekaz może być skonstruowany w sposób emocjonalny albo racjonalny (nie tylko przekaz). Dotyczy to także przekazów wykładowców adresowanych do studentów. Np. wykładowca wykładający statystykę (doc. Aranowska) spostrzegany jako stosujący sposób emocjonalny przekazu, zaś prof. Matczak - racjonalny. Jest to nie tylko przekaz, ale też styl, który jest związany z różnicami indywidualnymi, z temperamentem. Kiedyś uważano, że emocjonalny sposób oddziaływania jest dobry. Pamiętamy, że na postawę składają się emocje i motywacje, jeżeli więc wywołamy emocje pozytywne (albo negatywne, jeżeli chcemy zniszczyć wroga), mamy większą szansę, aby doprowadzić do tego, o co nam chodzi. Np. przywódca tłumu nie może powiedzieć w spokojny sposób: „no, to chodźcie zdobywać Bastylię", ale musi on powiedzieć coś w rodzaju: „na Bastylię, idziemy!!!". Stąd brały się pomysły, że lepszy jest emocjonalny sposób oddziaływania i do dzisiaj politycy nam to pokazują, tyle, że w różnym natężeniu. Np. w hasłach wyborczych w USA przed wojną w przekazie emocjonalnym - były wielkie emocje, a w przekazie racjonalnym - było to wyliczanie argumentów. Badania wykazały wówczas, że tam gdzie argumentacja była emocjonalna, efekty były lepsze z punktu widzenia ludzi, którzy zaczynali głosować. Psychologowie badali, czy rzeczywiście przekazy emocjonalne są lepsze, niż przekazy zwykłe, racjonalne.

Przykładem tego jest badanie wciąż klasyczne, które wykorzystało jeden typ emocji - lęk, strach, ale także badano jak wygląda efektywność takiego przekazu. Przygotowano trzy rodzaje przekazu:

1. Przekaz słabo emocjonalny: „nie będziesz mył zębów, nie będziesz chodził do dentysty -będziesz chorował"

2. Przekaz średnio emocjonalny, był ilustrowany zdjęciami pokazującymi popsute zęby.

3. Trzeci był już straszny (silnie emocjonalny), jak wiadomo zaniedbane zęby często powodują

choroby i tym straszono badanych. Ten przekaz także był zilustrowany zdjęciami Stąd wzięło się pojęcie „terapii szokowej" (wprowadzone przez naszych policjantów za Amerykana). polegającej na tym, aby pokazywać najgorsze skutki złych zachowań po to. abyśmy byli niezwykle ostrożni, żebyśmy pewnych rzeczy nie robili. Np. żebyśmy nie jeździli zbyt brawurowo samochodami, stąd dobrze jest pokazywać skutki wypadków samochodowych z wydobywaniem zwłok włącznie

Innymi słowy: czy silny strach powoduje, że zaczynamy być bardziej ostrożni, zaczynamy zachowywać się tak jak nam sugerują? Efekty tego są dość dziwaczne (liczby warto zapamiętać):

• Rzeczywiście, taki silny (emocjonalnie) materiał, bogato ilustrowany u 74% osób wywołał lęk o stan swoich zębów, materiał średni u 60%, słaby u 48%.

• Jak wyglądały zmiany: wtedy kiedy badani mieli do czynienia z materiałem silnie straszącym tylko 8% osób zastosowało się do tego, kiedy był to materiał średni - 22%, a kiedy słaby-36%.

Okazało się, że nie trzeba stosować silnego straszenia, żeby uzyskać pożądane efekty. Tak więc, jeżeli idzie o straszenie, należałoby stosować kampanię dwustronną, średnio silną. Nie jestem zwolennikiem psychoanalizy, ale jest tzw. mechanizm wypierania, polegający na tym, że kiedy mamy jakieś przykre doświadczenie, nie chcemy tego pamiętać, nie tylko nie chcemy, ale nie pamiętamy, to znika z naszej świadomości. Kiedyś czytałem książkę pt. „Dzieci z dworca zoo" - pamiętnik niemieckiej narkomanki, która wyszła z uzależnienia (każdy psycholog powinien tę książkę przeczytać) - dosłownie czułem jak ja wypieram ze świadomości sceny, które tam były opisywane, a teraz zmuszam się wręcz do tego, aby sobie je przypomnieć. Zastanawiam się jaki byłby efekt gdyby dać tę książkę do czytania potencjalnym narkomanom. Podobnie: czy wsiadając do własnego samochodu myślimy o tym, żeby jechać b. ostrożnie, aby nie znaleźć się w podobnej sytuacji jak trupy wyciągane z wraków samochodów, które widzieliśmy w tv. Nie, my błyskawicznie wypieramy to ze świadomości. Jest to nawet normalne, bo jeżeli pamiętalibyśmy o wszystkich niebezpieczeństwach, które grożą nam nawet wtedy gdy jedziemy niezwykle ostrożnie, zapewne nie wyszlibyśmy z domu nie mówiąc o wsiadaniu do samochodu. W tym wypieraniu, zapominaniu groźnych, zagrażających treści jest głęboki sens psychologiczny. Jednak z tego wynika bardziej skomplikowana kontrowersja. W miarę prowadzenia badań zwykle wszystko się coraz bardziej komplikuje.

Następne badanie przeprowadzono z wykorzystaniem nałogu palenie papierosów, było ono jeszcze bardziej makabryczne. Przeprowadzono eksperyment w terenie, wykorzystując przewoźny aparat RTG oraz przewoźną salę kinową. Badani w różnych grupach oglądali trzy typy filmów, które dotyczyły raka płuc:

1. Pogadanka z niewielkimi ilustracjami.

2. Drugi materiał przedstawiał przygotowywanie do operacji usunięcia płuca.

3. Trzeci była sfilmowaną operacją usuwania płuca, podobno ten trzeci był makabryczny. Po obejrzeniu filmu oznajmiono badanym, że teraz mogą pójść prześwietlić swoje płuca. Był to b. dobry wskaźnik tego, czy przekonano badanych do wykonania pewnego zachowania. Mówiąc po krotce, wyselekcjonowano z badanych dwie grupy ludzi: takich, którzy bardzo boją się o swoje zdrowie i takich normalnych (są wśród nas ludzie o bardziej hipochondrycznych zachowaniach i tacy, którzy specjalnie się nie przejmują; podobnie wśród kierowców - są bardo ostrożni i tacy - „normalni", choć jest jeszcze trzecia grupa tzw. ryzykantów, którzy wg idei Zuckermana są ludźmi poszukującymi silnych wrażeń).

Okazało się, że mamy do czynienia z paradoksalną sytuacją (jest to wielki problem w przypadku kampanii propagandowych):

• Gdy zaczynamy „straszyć" ludzi, którzy boją się o swoje zdrowie:

- gdy ich mało straszymy, oni akceptują to;

- jak ich zaczynamy straszyć coraz bardziej, efektywność naszego oddziaływania jest coraz mniejsza.

• Niskolękowcy: - im silniejszy emocjonalnie materiał, im silniejsze straszenie, tym jest on bardziej

efektywny, wywołuje zmiany.

Dla człowieka, który specjalnie się nie boi, pokazanie mu jakie straszne może to mieć konsekwencje powoduje, że on zaczyna to przyjmować. Natomiast człowiek, który się boi, boi się dowiedzieć czegoś strasznego o sobie, wypiera te treści. Prawdopodobnie, gdyby porównać osoby, które przychodzą na okresowe badania np. mammografii, z tymi, które nie przychodzą - okazałoby się, że wśród tych, które nie przychodzą jest więcej takich, które szczególnie boją się o swoje zdrowie, bo oni boją się dowiedzieć czegoś strasznego o sobie, wypierają to (to wypieranie ze świadomości jest niezwykle ważnym elementem).

zmiany np.: rzucenie palenia %

0x08 graphic
0x08 graphic
Silna lękowość

0x08 graphic
Efekty niskolękowców

Lęk (w rozumieniu: straszne)

0x08 graphic

0x08 graphic
Środki masowego przekazu nie wiedzą z jakim odbiorcą mają do czynienia. Gdy mamy do czynienia z indywidualnym odbiorcą w różnych układach, możemy zastanawiać się, czy stosowanie metody straszeniowej opłaca się w przypadku tej konkretnej osoby, czy może właśnie taki sposób nie narzucający, delikatny - „mimo chodem" będzie lepszy. Myślę, że jako psychologowie, przygotowując jakieś kampanie propagandowe, pomagając innym je przygotować powinniśmy to brać pod uwagę. Podobnie będąc psychologami klinicznymi (którzy nie straszą) możemy pokazywać czasami jakieś negatywne konsekwencje tak, żeby nie spowodować odwrotnych efektów niż te, o które nam chodzi.

Mało jest badań efektów pozytywnych emocji. Wszyscy badacze koncentrują się na strachu, lęku. Znalazłem tylko jedno badanie, również dotyczące zębów, gdzie badacze mówią jakie piękne zęby będą mieli ci, którzy będą o nie dbać. Autorzy twierdzili, że uzyskali wyniki podobne do tych z pierwszego badania, czyli, że nie należy nadmiernie wywoływać emocji pozytywnych. Jednak mało wiemy na ten temat.

Wydawane są teraz liczne książki o tym, jak osiągać sukces w życiu (jest to moje hobby), ale zastanawiające jest, czy przykłady dawane w tych książkach, takie wspaniałe, czy one są rzeczywiście tak zachęcające. Czy my, myśląc trochę realistycznie o sobie, też nie wypieramy ze świadomości takich wspaniałych obrazków (pojawia się także dysonans między mną, a kimś znanym, wspaniałym, który dawany jest nam jako przykład). Myślę, że nadmiar emocji takich, czy innych nie sprzyja temu.

Moja magistrantka, która po dyplomie pracowała w OBOP-ie (p. Tomaszewska), zrobiła badanie, w którym pytała o preferencje w zakresie trzech rodzajów przekazów: emocjonalne, racjonalne, oraz emocjonalno-racjonalne. Wyniki wskazały, że ludzie z wyższym wykształceniem preferują racjonalne, a z niższym emocjonalne, ale większość badanych z-grupy reprezentatywnej Polaków wolała mieszane (emocjonalno-racjonalne, czy też odwrotnie). Chyba więc zimny racjonalny przekaz - nie jest dobry; ten gorący, emocjonalny - też nie. Najlepszy okazał się przekaz mieszany.

Czym właściwie jest przekaz emocjonalny, racjonalny.

Kiedy przygotowuje się przekaz emocjonalny są ważne dwie rzeczy:

• Posługiwanie się słowami emocjonalnie nacechowanymi

Próbujemy wywołać u odbiorcy emocje, używając odpowiednich słów np. wszelkie zdrobnienia, których pełen jest nasz język oddają różne emocje. Poza językiem naukowym, w języku potocznym mamy mnóstwo słów, które u odbiorcy wywołują emocje i możemy posługiwać się tymi słowami, jeżeli robimy to w sposób z góry zaplanowany. Wulgaryzmy też są potrzebne po to, aby przekazać jakieś emocje.

• Odwoływanie się do najrozmaitszych, ważnych dla odbiorcy potrzeb. Np. jeżeli w reklamie margaryny pokazuje się gromadkę dzieci wokół babci - odwołujemy się do potrzeby afiliacji. Jeśli promujemy dezodorant i pokazujemy jak jakaś panienka zbiega za mną z afisza -odwołujemy się do całego szeregu potrzeb. Wszystko to są działania emocjonalne, tworzenie przekazów emocjonalnych. Biorąc za przykład samochód, możemy pokazać jak zamienia się on w czarną panterę, lub pokazać w nim siedzącą piękną dziewczynę, (tego rodzaju zabiegi reklamowe są najczęściej emocjonalne). Możemy też powiedzieć ile pali, jakie ma przyspieszenie itd. (racjonalne).

Należy pamiętać, że jest to:

• posługiwanie się słowami emocjonalnie nacechowanymi, które (te emocje) mają

• odwoływać się do potrzeb.

Chcę zwrócić uwagę na trzeci element który nam pozostał: odbiorca. To, jaki będzie efekt zależy również od cech odbiorcy, stąd ostateczny efekt naszego oddziaływania jest układem probabilistycznym. Na temat cech odbiorcy robiono wiele badań. Chcę zwrócić uwagę na dwie rzeczy:

• Gdy zaczynamy oddziaływać na odbiorcę, zwykle pojawia się u niego dysonans poznawczy i cała sztuka polega na tym, żeby ten dysonans został zredukowany w taki sposób, żeby nasze stanowisko zostało zaakceptowane. Między innymi cała sprawa wiarygodnego nadawcy polega na tym, żeby naszemu odbiorcy nie udało się zrobić z nas nadawcy niewiarygodnego.

• Druga sprawa dotyczy reaktancji (termin wzięty z fizyki). Kiedy człowiek spostrzega, że ktoś wywiera na niego wpływ, próbuje go zmienić, pojawia się u niego opór, reaktancja, przeciwstawianie się. Jest to naturalne zjawisko.

Myślę, że w relacjach między psychoterapeutami i pacjentami zjawisko to ma miejsce. Przychodząc do terapeuty prosimy o pomoc, a w tym co dostajemy w gruncie rzeczy słyszymy: zmień się. Podobnie dzieje się, gdy lekarz zaleca nam zmianę diety, albo rzucenie palenia. Podobnie z relacjami: rodzice -dzieci (czują, że próbuje się na nich wywrzeć wpływ).

Musimy przyjąć to z dobrodziejstwem inwentarza i tłumaczyć wszystkim potencjalnym nadawcom, że nie jest tak łatwo człowieka przekonać, że pierwszą rzeczą z jaką może spotkać się nadawca jest reaktancja: Notabene cechą lidera, kierownika charyzmatycznego Jest to, że z jakichś powodów nie pojawia się reaktancja kiedy on coś proponuje, między innymi na tym ta charyzma polega, która zresztą nie jest niczym takim tajemniczym jak się wydaje.

Więc mamy dysonans, który prawdopodobnie prowadzi do reaktancji.

Czy istnieją pewne cechy związane z tym jak można oddziaływać na ludzi. W początkowym okresie stalinizmu młodzież, która zapisywała się do ZMP, była wrabiana w ten sposób, że ci, którzy nie znali psychologii, ale zajmowali się propagandą, wysyłali młodzież do wygłaszania pogadanek np. na temat pokoju itp. Okazuje się, że w pewnym momencie taki człowiek zaczyna wierzyć w to co mówi, jest to straszny zabieg, który stosowano również wobec jeńców amerykańskich w Korei, w Wietnamie. Zabieg taki polega na tym, żeby doprowadzić do tego, że człowiek nie przekonany o czymś, aktywnie mówi coś, co jest nie zgodne z jego dotychczasowymi przekonaniami - tu znowu mamy do czynienia z dysonansem. Ponieważ, jeżeli ja publicznie muszę opowiadać coś, co jest sprzeczne z moimi przekonaniami, to jest to potworny dysonans: ja wierzę w to, ale opowiadam coś zupełnie innego, jest to makabryczna sprawa, to obniża moją samoocenę i pojawia się pytanie jak zredukować ten dysonans. Najprostszy sposób w sytuacji tych młodych ludzi to zacząć zmieniać swoje własne postawy, zacząć wierzyć w to, o czym mówię.

Widać więc, że najlepszym sposobem na zmianę postaw drugiego człowieka jest wprowadzenie go w taką sytuacje, żeby publicznie przekonywał innych o tym, o czym sam nie jest przekonany. Nie ważne Jest, co on zrobi z tymi, których przekonuje, zapewne niewiele, ale on siebie zmieni. Szczwani politycy w systemach totalitarnych natychmiast to wykorzystali. Może na tym polega funkcjonowanie anonimowych alkoholików (pomijając aspekt 10-u kroków), gdzie każdy nowo przybyły alkoholik ma swojego opiekuna. Zastanawiające jest, czy czasem to opiekowanie się i przekonywanie nowego alkoholika, nie jest ważniejsze dla starego alkoholika, który musi przekonywać nowo przybyłego.

Należy zwrócić uwagę na to, że są dwa rodzaje odbioru: bierny i aktywny. Bierny to taki, który polega na słuchaniu, aktywny to np. napisanie eseju z psychologii społecznej. Jedna z ciekawszych rzeczy to możliwości dania tej osobie, która aktywnie działa, możliwości improwizowania. Nie chodzi o to, żeby osoba ta czytała coś co jest przygotowane, lepiej gdy ktoś taki musi pochodzić po bibliotekach i sam coś przygotować. Improwizacja - np. były alkoholik nie powinien zaglądać do przygotowanych pogadanek, ale opowiedzieć o swoich doświadczeniach.

Podejrzewam, że tak naprawdę zaczniecie być psychologami, kiedy będziecie działać jako psychologowie, teraz jesteście studentami, którzy coś zapamiętują, co pozornie się szybko zapomina, a potem gdy będziecie musieli kogoś o czymś przekonywać, dokonywać selekcji w szkole, opiekować się jakimś zespołem alkoholików itd., nagle staniecie się prawdziwymi psychologami.

Jedno z badań wykazało (w czasach kiedy zaczynała działać telewizja i chodziło o likwidację kin) ze, 58% osób zmieniało swoje postawy, kiedy biernie słuchali pogadanek; ale kiedy sami je wygłaszali -78%, czyli różnica wynosiła 20% -jest to poważna różnica. Czyli nie ma lepszego sposobu, aby się o czymś przekonać jak samemu wygłosić publicznie coś na ten temat. O tym wiadomo także z psychologii uczenia się. Najlepiej uczymy się w sposób aktywny, aktywnie powtarzając, a kiedy mamy innych tego nauczyć to jest jeszcze lepiej.

Mówiliśmy o tym, jak to jest z odbiorcami. Wiemy, że są procesy, które utrudniają akceptację przekazu dochodzącego do odbiorcy, a więc dysonans i reaktancja. Po drugie, właściwie najlepiej jest się samo przekonywać przekonując innych, ale ktoś w jakiś sposób musi to kontrolować.

Chcę zasygnalizować dwie rzeczy na temat cech:

* Podatność na perswazję.

Być może każdy zetknął się z osobami, które zawsze się zgadzają. Byłoby dziwne, gdybyście mając pewną refleksję i wrażliwość psychologiczną nie zetknęli się z takimi ludźmi, którzy właściwie są jak liście na wietrze, cokolwiek usłyszą zgadzają się z tym, tacy niezwykle podatni na perswazję. Cecha ta jest stopniowalna: spotykamy ludzi - od niezwykle podatnych na perswazję do takich, którzy są antyperswazyjni (u antykonformistów, ludzi antyperswazyjnych - reaktancja jest tak silna, że nawet najsłuszniejsze argumenty ich nie przekonują). W zależności od stopnia podatności na perswazję, nasz odbiorca może różne treści łatwo akceptować, aczkolwiek należy zwrócić uwagę, że te zmiany nie są głębokie, są one dosyć powierzchowne, nie są silne.

• Następna sprawa trochę z tym związana: samoocena. Jest to bardzo interesująca sprawa. Istnieje samoocena ogólna (globalna) i samooceny szczegółowe. Samoocena globalna wyraża się w zwrotach typu: .jestem fajnym facetem; daję sobie ze wszystkim radę, niczego się specjalnie nie boję" (notabene dosyć trudno w kwestionariuszu osobowościowym ułożyć dobre pytanie, które uchwyciłoby globalną samoocenę). Oprócz tego każdy ma pewne specyficzne samooceny szczegółowe:, jestem b. inteligentny; jestem b. głupi; mam powodzenie u dziewcząt; w ogóle mi nic nie wychodzi" Wbrew pozorom szczegółowe samooceny nie sumują się w tę globalną samoocenę. Wystarczy, że jakaś jedna ważna szczegółowa samoocena jest niska, żeby wszystko się załamywało.

Były kiedyś robione badania nad samooceną i nad inteligencją, gdzie człowiek, który był badany oceniał się i był niezwykle inteligentny, wykształcony, ale miał tylko w jednym zakresie niską samoocenę w powodzeniu u kobiet i to powodowało, że globalna samoocena była niska. Pamiętać należy o tym. ze szczegółowe samooceny, nawet realistyczne nie sumują się koniecznie w zadowolenie z samego siebie ogólne.

Być może niska samoocena jest skorelowana z podatnością na perswazję. Tak to logicznie wygląda, za dobrze tego nie badano, nie spotkałem na ten temat zbyt wiele badań.

B. interesująca jest sprawa ze szczegółowymi. Zrobiliśmy badanie, które też opisałem, do którego specjalistka od mody damskiej przygotowała dwa rodzaje pogadanek na temat damskich spodni. Mieliśmy więc dwie pogadanki eksperta, ale tak naprawdę chodziło o to, aby wśród dziewcząt, które słuchały pogadanek znaleźć takie, które twierdzą, że znają się na modzie. Okazało się, że najwybitniejszy autorytet niczego nie zrobi, jeżeli odbiorcy mają wysoką samoocenę w tej sprawie, której dotyczy pogadanka. Wiadomo, że jeżeli na czymś się znamy to argumenty muszą być „super", żeby nas przekonać i rzeczywiście byle kto, byle czym nas nie przekona. Jeżeli mamy do czynienia z odbiorcami, którzy są naprawdę fachowcami to nie jest łatwo przekonać ich, bo oni wiedzą swoje, bo się na tym znają. Powinniśmy być niezwykle uczuleni na to, że kiedy przygotowujemy jakąś pogadankę psychologiczną, żeby wiedzieć czego ona dotyczy. My b. często w oparciu o wolną wiedzę przychodzimy do specjalistów w jakiejś dziedzinie i zaczynamy im coś tam opowiadać. Najlepiej byłoby poćwiczyć trochę to, o czym chcemy mówić, w przeciwnym wypadku nie tylko to nie trafia do tych ludzi, ale odbiorcy zaczynają powątpiewać w wartość psychologii.

Wcześniej mówiłem o autorytaryzmie jako o pewnej cesze, o osobowości autorytarnej. Pamiętacie, że jest to związane z jednej strony ze spojrzeniem na władzę społeczną i wobec tego na liderów, a z drugiej strony spojrzenie z góry na tych, którzy są niżej w hierarchii. Istotne jest, że np. osoba autorytarna będzie niezwykle wrażliwa na przekazy pochodzące -właśnie od osoby, która reprezentuje dla niej władzę - o tym trzeba pamiętać. Na tym zakończyliśmy postawy.

Dwa działy psychologii społecznej, które kiedyś były b. popularne, a którymi mniej się interesowałem to: agresja i zachowania altruisty cynę.

Agresja - o której wszyscy coś wiemy, ponieważ spotykamy się z nią na co dzień. Podstawowa cecha (chociaż jest ich więcej) zachowań agresywnych: zachowania agresywne to takie, w których chodzi agresorowi o to, żeby obiekt, czy cel agresji został uszkodzonym szerokim tego słowa znaczeniu. W niektórych wypadkach chodzi o to, żeby obiekt agresji został zniszczony, albo przynajmniej uszkodzony. Jeżeli np. jedna przyjaciółka do drugiej mówi: „ale ty jesteś głupia" i jest tu powiedziane „na serio" to mamy do czynienia z uszkodzeniem naszej samooceny (nie dużym, ale jednak).

Stosowanie siły fizycznej wobec kogoś. Obecnie jest b. popularny w psychologii i nie tylko: problem przemocy w rodzinie. Całe zespoły psychologów prowadzą zajęcia psychoterapii związanej z przemocą, która zwykle bywa stosowana wobec kobiet.

Drugą sprawą jest to, że musi być intencja, żeby tego kogoś uszkodzić. Jeżeli wyżej wspomniana przyjaciółka palnie: „ale ty jesteś głupia", to chyba nie jest agresja, ale jeżeli ona pomyślała o swojej przyjaciółce, że jej powie, że ona jest głupia, to już wtedy zaczyna być intencjonalna agresja. Pamiętać należy, że musi być intencja (zachowanie intencjonalne); musi być zachowanie, które ma na celu uszkodzenie obiektu agresji (aby u niego wystąpiły jakieś negatywne skutki). Potem wrócimy jeszcze do pewnej sprawy, związanej z teorią frustracji - niektórzy mówią, że jeszcze powinny pojawić się emocje, aleja nie jestem przekonany, ponieważ wydaje mi się, że może być tzw. zimna agresja, taka, kiedy ja nic nie przeżywam, ale myślę sobie jaja zniszczę, bo chodzi mi o to, żeby się z nią rozwieść, będzie tak miała tego dosyć, że sama mnie opuści" -jest to przykład zimnej, zaplanowanej agresji, ale agresja zwykle bywa gorąca. Wrócimy do tego przy teorii frustracji.

Rodzaje agresji z jakimi możemy mieć do czynienia. Jeden podział

• agresja fizyczna, kiedy kogoś fizycznie się uszkadza,

• agresja werbalna, która na szczęście w stosunkach międzyludzkich jest częstsza. Najczęściej

mówimy sobie brzydkie, przykre, uszkadzające rzeczy. Drugi podział:

• Agresja wyobrażona, która odbywa się w wyobraźni (czasami się tego wstydzimy). Gdy np profesor postawi nam dwóję, myślimy sobie Jak ja bym mu dokopał, żeby tak wpadł pod samochód". Nie tylko życzymy komuś, aby mu się coś stało, ale my to przeżywamy.

Można mówić o jeszcze jednym podziale:

• agresja prawdziwa

• agresja instrumentalna (nie prawdziwa)

Z agresją prawdziwą mamy do czynienia gdy np. mąż podbił oko żonie. Agresja nieprawdziwa, instrumentalna wyglądałaby tak, że on właściwie nie chce podbić jej oka, ale chce się z nią rozwieść, więc nie będąc w pełni przekonanym robi to, ale w nadziei, że ona sama będzie starała się o rozwód. Inny przykład: gdy szef chce zrobić miejsce w pracy dla kogoś na kim mu zależy, musi pozbyć się kogoś, kto zajmuje takie stanowisko. Będąc szefem wykonuje ileś zabiegów agresywnych w stosunku do tej osoby (np. dając jej niską ocenę, choć wie, że jest dobra, nie dając jej podwyżek) po to, aby ona sama się zwolniła. Jest to agresja, ponieważ uszkadza i jest intencjonalna. Różnica między agresją prawdziwą czy bezpośrednią, a instrumentalną polega na tym, że w pierwszym przypadku agresja jest instrumentem, za pomocą którego agresor (mąż) chce uzyskać coś innego niż uszkodzenie obiektu (rozwód, a nie fizyczne uszkodzenie); zaś w tym drugim szef (agresor) rzeczywiście chce tego kogoś zwolnić.

Ludzie akceptują agresję w rozmaity sposób np. w sportach walki gdzie jest krew, uszkodzenia, przykładem są amerykańskie zapasy, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone. My akceptujemy tę agresję nawet w najgorszym tego słowa znaczeniu. Zwraca się uwagę na to, że agresja może być także pozytywnie oceniana, kiedy np. chcemy wprowadzić zmiany polityczne w jakimś systemie. Wszelkiego rodzaju rewolucje są agresją. Jest gdzieś w nas taka dwoistość, która powoduje, że tę agresję potrafimy zaakceptować, aczkolwiek musimy zdawać sobie sprawę, że ci, którzy jej doznawali nie byli szczęśliwi. Np. Rewolucja Francuska coś zmieniła, ale tym, którym obcięto głowy było umiarkowanie przyjemnie.

W psychologu występują trzy poglądy na agresję:

• Niektórzy uważają, że agresja jest czymś w rodzaju wrodzonego instynktu - to jest pierwsze podejście.

• Drugie podejście, gdzie uważa się, że agresja-(czy zachowanie agresywne) jest czymś wyuczonym.'

• Trzecie, to próba łączenia jednego z drugim, tzn.: istnieją pewne podstawy genetyczne agresji, ale rzeczywiście bywa ona wyuczona

Nazwiska, które łączą się z traktowaniem agresji jako czegoś wrodzonego, instynktownego:

Konrad Lorenz - słynny biolog. Należy pamiętać, że dla Lorenza agresja ma wartość utrzymania przy życiu danego gatunku. Np. jesteśmy agresywni, gdy bronimy własnego obszaru; bronimy się przed atakiem ze strony innych; zwierzęta będące drapieżnikami uszkadzają, niszczą, ale po to, aby utrzymać się przy życiu, my robimy to samo ze zwierzętami.

Freud - dwa instynkty tkwiące w nieświadomości, z którymi się rodzimy i którymi się posługujemy:

libido - popęd życia; thanatos - popęd śmierci, niezwykle ważny. Samobójstwo jest przejawem popędu śmierci skierowanego do samego siebie, przejawem autodestrukcji.

Teoria: frustracja prowadzi do agresji. Niektórzy uważają, że teoria ta wywodzi się właśnie z koncepcji freudowskich i tam trzeba szukać korzeni agresji.

Przed II wojną św., kiedy Ku-klux-klan działał w Stanach b. ostro, grupa psychologów, między innymi: Dollard i Miller, wpadli na genialny pomysł, żeby zobaczyć, czy istnieje zależność między wysokością cen bawełny, a ilością linczów na południu Stanów dokonywanych przez Ku- klux-klan. Wyszła im b. wysoka korelacja - im niższe są ceny bawełny (będącej podstawowym produktem dzięki któremu ludzie ci żyli), tym więcej jest w danym roku linczów.

To dało początek dalszym badaniom nad nowo powstałą teorią: frustracja prowadzi do agresji. Podkreślano b. mocno, że jeżeli jest frustracja, to będzie agresja. Następnik to agresja, poprzednik to frustracja, istnieje tu bardzo wyraźna zależność przyczynowo- skutkowa. Pojawienie się tej teorii wywołało olbrzymią ilość badań, które wraz z tą koncepcją trwają do dziś. O ile o dysonansie poznawczym zdążyliśmy zapomnieć, to żaden psycholog obecnie nie może nie wiedzieć o teorii „frustracja - agresja".

Gdy na drodze do jakiegoś celu, który ma zrealizować naszą potrzebę pojawia się przeszkoda, bariera uniemożliwiająca osiągnięcie tego celu - to jest to sytuacja frustracyjna; zaś frustracja jest to już stan wewnętrzny (emocjonalny), wywołany przez tę barierę.

Przykład: chciałbym, żeby Małgosia zainteresowała się mną, była moją partnerką - jest więc moim celem. Są jakieś potrzeby, które mnie do Małgosi ciągną, będę więc przejawiał dążenie do osiągnięcia swego celu. Ale gdy pojawia się przeszkoda w postaci Frania, który nie dopuszcza mnie do Małgosi - to jest to sytuacja frustracyjna, w wyniku której u mnie, który został sfrustrowany, pojawia się emocja. Emocja ta, to wściekłość, gniew itd. W takiej sytuacji muszę zniszczyć przeszkodę, więc albo sam dostaję po głowie, albo likwiduję Frania na drodze do Małgosi - pokonuję przeszkodę. Na tej drodze mogą być różne rzeczy, nie tylko inny człowiek.

Nasuwa się pytanie: czy rzeczywiście zawsze frustracja prowadzi do agresji?

rezygnacja - jeżeli Franio jest taki silny, mogę pomyśleć, że poszukam innej Małgosi.

uporczywe powtarzanie pewnych zachowań zmierzających do pokonania przeszkody. Np. kiedy nie dostałem się na psychologię i próbuję, nie udaje mi się za drugim razem, aleja mimo to próbuję. Jest to uporczywe wielokrotne próbowanie przełamania bariery. Jeżeli to działanie nie przynosi efektu może pojawić się np. apatia.

• Można też zacząć tę sytuację traktować zadaniowo. Nie traktować sprawy w kategoriach Ja mu pokażę; ja go zabiję"

Właściwie każde zadanie, które mamy do rozwiązania, przypomina sytuację frustracyjna. Zwykle jest tak, że gdy mamy coś osiągnąć, czy rozwiązać, pojawia się przeszkoda, którą musimy pokonać, żeby osiągnąć cel.

Dalsze badania pokazały, że nie jest tak, że frustracja prowadzi zawsze do agresji. Frustracja może prowadzić do rezygnacji, a w związku z tym do apatii; może prowadzić do uporczywych prób pokonania przeszkody (które często zamieniają się w „głupawkę" pod nazwą fiksacja, tzn. powtarzamy te same głupie zachowania, żeby pokonać przeszkodę), lub do spojrzenia zadaniowego na całą sprawę. Agresja jest tylko jedną z możliwych reakcji na frustracja.

Koncepcje, w których uważa się, że agresja jest czymś •wyuczonym.

Bandura - zaprezentował koncepcję uczenia się społecznego (dzięki czemu jest znany). Bandura wywodzi się z Polski, ale mało chętnie się do tego przyznaje. Słynny eksperyment Bandury - z lalką, polegał na tym, że osoba dorosła będąc w pokoju, w obecności dziecka bawiła się lalką w dość agresywny sposób, wyrywając jej ręce, nogi itp. Następnie obserwowano to dziecko w sytuacji, gdy ono samo bawiło się taką lalką. Okazało się, że gdy dziecko pośród innych zabawek zauważyło tę samą lalkę, zaczynało również zachowywać się agresywnie w stosunku do niej, maltretując ją w podobny sposób. Eksperyment ten pokazał, że zachowania agresywne mogą być wyuczone przez modelowanie.

PSYCHOLOGIA SPOŁECZNA wykład 910

Cd. poglądów na agresję Koncepcja Berkowitza - mówi, że frustracja prowadzi do pobudzenia emocjonalnego ale w

zależności od pewnych sygnałów znajdujących się w otoczeniu, albo mamy do czynienia z agresją, albo nie koniecznie. Dlatego wszelkiego rodzaju narzędzia agresji są czymś, co może wywołać zachowania agresywne w sytuacji pobudzenia. Stąd przysłowiowy pistolet, który znajduje się gdzieś tam otoczeniu, albo kupka gruzu, mogą być symbolem destrukcji, a w związku z tym b. łatwo mogą nam posłużyć do rzucania np. w policję, czy służby porządkowe.

Albert Bandura w ramach swojej koncepcji uczenia się społecznego stwierdził, że w oparciu o zachowania modeli szczególnie dzieci, ale nie tylko, b. szybko uczą się zachowań agresywnych. Koncepcja ta, ten eksperyment był m. in. argumentem przeciw pokazywaniu scen agresywnych w środkach masowego przekazu, szczególnie w telewizji. Może my dorośli, na swoim poziomie rozwoju już tak łatwo tego nie przyjmujemy, ale można podejrzewać, że jeżeli ktoś z tv. jest dla młodego, dorastającego człowieka modelem, np. jakiś aktor (częściej aktorzy nie aktorki, jeśli idzie o fizyczną agresję), to b. łatwo może on przejąć jego zachowania i potem je powielać. Niestety od czasu do czasu mamy doniesienia wskazujące na to, że pewne przestępstwa są jak gdyby powielaniem tego, co pokazywano głównie w tv,

Uczenie się agresji, ma związek z uczeniem się ról związanych z płcią. Zakłada się, że elementem roli męskiej jest jakiś poziom agresji, przyzwolenie na zachowania agresywne. Chłopcy się biją i co gorsza, rodzice b. często uważają, że to dobrze gdy taki chłopak nie daje sobie w „kaszę dmuchać", że mężczyzna powinien być agresywny, aby w tym ciężkim świecie, w którym żyjemy nie dawać się, szczególnie, kiedy atakują go inni. Natomiast w stosunku do dziewczynek czegoś takiego nie zakłada się. Gdy dziewczynka będzie się biła z chłopakami, rodzice będą wyraźnie zaniepokojeni, zaś w przypadku chłopców jest jakiś zakres tolerancji.

W przypadku dziewczynek, agresja, jeżeli jest dozwolona, to jest to raczej agresja werbalna. Wiemy, że można się np. pokłócić. Wiemy chociażby z literatury, że kłótliwość przypisuje się kobietom (np.:

„kłótliwe jędze", o mężczyznach tak się nie mówi). W przypadku mężczyzn jest większa tolerancja, jeśli idzie o agresję fizyczną. Jest nawet takie powiedzenie, że dżentelmeni powinni dać sobie po pysku, jest to nie tylko jakiś wzór, ale my to akceptujemy. Stąd też wzięły się zapewne pojedynki, jakoś kobiety się nie pojedynkowały.

Widzimy jak wiele jest filmów, w których jest ogromnie dużo agresji (np. amerykańskie zapasy -wrestling), a jednocześnie, jeżeli cokolwiek się wie o sztukach walki, czy uprawiało się jakieś wschodnie sztuki walki, to jest jasne, że prawdopodobieństwo takich scen jest żadne. Mówię o tym, bo istnieje tu niebezpieczeństwo, polegające na pojawianiu się takich nieprawdopodobnych modeli (zdarzały się przypadki dzieci, które bawiły się w Batmana, usiłując fruwać - z wiadomym skutkiem).

Dla mężczyzn bardziej typowym jest modelowanie \v zakresie agresji głównie fizycznej, bezpośredniej; kobietom zaś pozwala się na agresję werbalną w jakimś zakresie.

Psycholog powinien brać pod uwagę sprawę roli związanej z płcią i pamiętać, że gdzieś w niej jest jakiś poziom przyzwolenia i co więcej, pewien model, standard tego, że można być agresywnym szczególnie, jeżeli jest się atakowanym.

Jest b. dużo badań na temat czynników zwiększających lub zmniejszających agresję. Nie ulega wątpliwości, że oglądanie scen agresywnych w tv. podwyższa agresję u tych, którzy oglądają, szczególnie jeżeli badanymi są dzieci, lub dorastająca młodzież.

Badań zrobiono wiele i warto wspomnieć nazwisko człowieka będącego w Polsce najlepszym agresologiem - prof Adam Fraczek, który opublikował wiele prac, brał udział w międzynarodowych badaniach, w których badano również to, jak agresja wygląda w telewizji i jaki jest jej wpływ Nie ma co

do tego wątpliwości.

Jako ciekawostkę powiem, że kiedy byłem przed laty po raz pierwszy w Stanach Zjednoczonych. byłem zaskoczony pewną rzeczą, z której nie zdawałem sobie sprawy będąc w Polsce Uczestniczyłem tam w zajęciach, na których mówiono o agresji. Wykłady ilustrowano różnymi scenami z filmów i ku mojemu zdumieniu jako jedną z najbardziej agresywnych scen w filmie wtedy, pokazano scenę śmierci głównego bohatera z polskiego filmu pt. „Popiół i diament". Uświadomiłem sobie wówczas, że jeżeli chodzi o naszą kulturę, w środkach masowego przekazu my w ogóle nie zwracaliśmy uwagi na agresję, jeżeli ona była związana z wojną i z obroną naszego kraju. „Popiół i diament" wraz ze sceną śmierci głównego bohatera były umieszczone w kontekście wojny i dla mojego pokolenia było to normalne, że kogoś tam zabijali w czasie wojny. Jednak okazuje się, że ludzie z zewnątrz spostrzegali Polskę jako kraj pełen agresji polegającej na zabijaniu przeciwnika. Myślę, że warto o tym pamiętać, że my rzeczywiście byliśmy do tego skłonni. Np. nasz tzw. „daleki wywiad" AK szczycił się tym, że pewnego dnia na dworcu w Berlinie w czasie wojny eksplodowano bombę, która pozabijała dużą liczbę ludzi wychodzących z kolejki. W czasie wojny wydawało nam się, że jest to odwet za to, co Niemcy robią z nami, ale gdyby popatrzeć na to z perspektywy dzisiejszych wybuchów mających miejsce tu i ówdzie na świecie, budzą się wątpliwości. My Polacy, jeżeli idzie o sprawy obrony naszej niepodległości jesteśmy skłonni zaakceptować sporo elementów agresji.

Jest jeszcze druga koncepcja, o której nie mówiliśmy. Bardzo często producenci agresywnych treści tłumaczą, że one robią „dobrą robotę", ponieważ zmniejszają agresję. B. często powiada się, że jeżeli człowiek przeczyta, obejrzy coś takiego to wcale nie przejmuje zachowań od modela, ale zredukuje swoje napięcie. Napięcie w ten sposób oczyści się - stąd mówi się o catharsis - oczyszczeniu (dotyczy to nie tylko agresji, niektórzy mówią coś podobnego o seksie). Wśród licznych badań, które robiono na ten temat można znaleźć tylko jeden eksperyment, który potwierdzałby istotnie zmniejszenie się agresji pod wpływem oglądania m. in. walk bokserskich.

Badania prowadzone w różnych kulturach pokazują, że oglądanie scen agresywnych podwyższa poziom agresji u oglądaczy i wydaje się, że jest to teza w pełni uzasadniona. Oczywiście, producenci filmów agresywnych bronią się, b. często podrzucając catharsis jako kontrargument, ale wydaje się, że powyższe badania dotyczące modelowania musimy przyjąć za fakt.

Warto zastanowić się: czy my w ogóle nie powinniśmy pokazywać agresji? Trudno jest odpowiedzieć na tak postawione pytanie, ale sądzę, że jeżeli w świecie, w którym żyjemy istnieje agresja, to boję się, że w szeroko rozumianych mediach ona też będzie się pojawiać.

Zgodnie z teorią frustracji, wielkość frustracji bidzie wpływać na zwiększenie .fie stopnia ayfsji (oczywiście jeżeli pominiemy inne możliwe rozwiązania): im większa jest frustracja, blok, przeszkoda na drodze do celu, tym większy może być poziom napięcia, gniewu, wściekłości z tym związany i wobec tego pojawienie się różnych zachowań agresywnych.

Kto jest źródłem frustracji? Jeżeli pominąć naturalne przeszkody, coś naturalnego co utrudnia nam dojście do celu, np. trudna ściana w górach, najczęściej tymi przeszkodami są inni ludzie. Np. ktoś stoi na drodze mojego awansu, ktoś odbija mi dziewczynę. Bardzo często coś zaczynamy traktować jako przeszkodę na drodze do celu, mimo, że tak naprawdę nie ma przeszkody, że ta przeszkoda jest w jakiś sposób przez nas wyimaginowana. Czasami więc sami stawiamy sobie przeszkody tam gdzie one nie istnieją.

Bardzo ważne jest, kto jest przeszkodą na drodze do celu. Dosyć ważna jest sprawa płci tej osoby Np. jeżeli dla mężczyzny na drodze do osiągnięcia awansu przeszkodą jest kobieta, to płeć może mieć znaczenie co do obniżenia stopnia agresji. W ramach ról męskich i kobiecych, przynajmniej w Polsce ciągle nie bardzo jest akceptowane, żeby np. mężczyzna atakował kobietę zbyt agresywnie (pomijam przemoc w rodzinie i wszelkie sytuacje patologiczne).

Równie ważne jest jaką pozycję w hierarchii władzy ma osoba będąca przeszkodą na drodze do celu. Bardzo często tak zdarza się w pracy, kiedy coś chcemy osiągnąć np. mamv jakiś znakomity pomysł, a kierownik, czy dyrektor uniemożliwia nam działanie. Jest to sytuacja kiedy przynajmniej bezpośrednio nie będziemy zachowywać się agresywnie w stosunku do szefa, ze względu na możliwość odpłaty z jego strony. Taka agresja może być przemieszczona na inne osoby lub na przedmioty martwe (mogę ze złości na szefa uderzyć pięścią w coś, albo przyjść do domu i wyładować się na żonie i dzieciach).

Jeżeli ktoś w stosunku do nas zachowuje się agresywnie; czy my spostrzegamy go jako agresora? W stosunkach międzyludzkich b. często mamy do czynienia ze spiralą agresji: tzn. gdy ktoś zachowuje się w stosunku do mnie agresywnie to zgodnie z rolą ja też, na co on jeszcze mocniej, aż dochodzimy do momentu gdy przechodzimy od mówienia sobie brzydkich słów, do stosowania mocniejszych argumentów. Ponieważ b. często jest to początkiem łańcucha zachowań, warto zauważyć w jaki sposób my skategoryzujemy zachowanie takiego kogoś. Np. dowcip, który ostatnio opowiedział Ted Turner na temat Polaków, o którym mowa była w prasie. Jeżeli ja potraktuję to jako jeden z dowcipów, których b. wiele opowiada się w Ameryce o różnych nacjach, to jest mi to obojętne (często w dowcipie jest jakiś element agresji, oczywiście dowcipy o Polakach, czy o Żydach mają b. często podtekst pokazujący przedstawicieli danej nacji trochę destrukcyjnie), ale jeżeli spostrzegłem to jako atak na Polskę, Polaków (coś takiego właśnie nastąpiło), to ja mogę zażądać przeprosin.

Jest więc niezwykle ważne, jak spostrzegamy czyjeś zachowanie tzn.: jako zachowanie agresywne i wobec tego musimy odpłacić agresją, czy spostrzegamy jako jakieś inne zachowanie. Zresztą b. często mylimy się i uznajemy czyjeś zachowania, które z założenia było np. pomocne, jako zachowanie agresywne i reagujemy agresywnie, przy czym taka osoba zupełnie nie rozumie za co dostała. Stąd wzięło się powiedzenie, że każdy dobry uczynek musi być przykładnie ukarany. Przykład patologii często pokazuje, że obdarowywani nagle zaczynają zachowywać się agresywnie, ponieważ jakieś ich oczekiwania nie są spełnione, bo sądzą, ze nadmiar pomocy, którą dostają jest agresją. Jest to kompletne nieporozumienie, z którego często bierze się powiedzenie, żeby nigdy nie liczyć na cudzą wdzięczność, bo można się przeliczyć.

Bardzo ważne jest jak zostanie skategoryzowane zachowanie kogoś, kto jest naszym zdaniem agresorem.

Inna ważna rzecz: Frustracja - emocja w połączeniu z sygnałami będącymi w otoczeniu, może wywołać agresję, albo nie. Stąd też istotne jest jak my zaetykietujemy stan powstały z napięcia Jeżeli zaliczymy do kategorii gniew, wściekłość, to może spowodować agresję; ale jeżeli jest to frustracja związana z pokonywaniem jakiejś przeszkody i pojawia się napięcie oraz myśl, że ja muszę to pokonać, wówczas wcale nie musimy pokonywać przeszkody posługując się agresją.

Niezwykle ważne jest jak kategoryzujemy sytuację, w której może pojawić się agresja:

• czy kogoś zaszeregowaliśmy do kategorii - agresor;

• jakiej kategoryzacji dokonaliśmy na własnych emocjach.

Czynniki wpływające na zwiększenie agresji

Alkohol.

Nie ma wątpliwości, że alkohol, prawdopodobnie likwidując przynajmniej na jakiś czas wyższe mechanizmy samokontroli, ułatwia znacznie zachowania agresywne.

Narkotyki.

Przynajmniej w jakiejś fazie, jakiś stan związany z narkotykami zwiększa agresywność. Głód związany z brakiem narkotyków, może prowadzić do niezwykle ostrych aktów agresji.

• Związek między aktami agresji, a wysokością temperatury. W Stanach stwierdzono, że istnieje wyraźny związek między temperaturą, a zamieszkami ulicznymi, które zwykle przeradzają się w rabunki sklepów. Jeżeli traktować akty przestępcze jako formy agresji, to również jest taka zależność - im wyższa temperatura, tym więcej pojawia się takich aktów. Dlaczego Zjawisko to ma charakter społeczny, musi dotyczyć jakiegoś odcinka czasu oraz raczej dużych aglomeracji (przyglądano się temu w gettach murzyńskich). Gdy występuje zagęszczenie ludności i jest gorąco (brakuje urządzeń chłodzących w domach), wówczas ludzie wychodzą na ulice, a jeśli przy tym pojawi się alkohol to jest to kryminogenne. Gdy pojawi się dodatkowe zdarzenie podobne do tego, które miało miejsce w Los Angeles, gdzie policjanci skatowali murzyńskiego chłopca - to są spełnione wszystkie warunki do tego, aby pojawiły się jakieś zbiorowe akty agresji. Wydaje się, że mamy tu do czynienia z zależnością pozorną, tzn. pozorność polega na tym, że to nie temperatura wpływa na zachowania agresywne, ale za tym kryje się coś, co można nazwać społecznym gromadzeniem się.

Związek seksu z agresja.

Są pewne badania pokazujące, że oglądanie w środkach masowego przekazu scen ostro seksualnych - z pogranicza pornografii, również wiąże się z podwyższaniem agresji. Druga rzecz, która ma bardziej indywidualny charakter polega na tym, że pewne przykre doznania związane z tą sferą życia, również (już u jednostek) podwyższają agresję. Jaki więc może być mechanizm? Dlaczego musi być jakiś związek między jednym a drugim7 Jedna możliwość jest taka, że na skutek niezadowolenia związanego z tą sferą, powstaje stan napięcia, który próbujemy zredukować, wyładować - np. poprzez agresję. Druga sprawa jest również związana z niezadowolającymi aspektami związanymi z seksem: agresja jest jak gdyby swoistym, naturalnym przedłużeniem jakiejś frustracji. Frustracja ta może pojawiać się na różnych poziomach, np. na poziomie jeszcze nie koniecznie związanym wyraźnie z seksem, ale generalnie z takimi relacjami. Np. kiedy rzuca mnie dziewczyna -jest to typowa sytuacja frustracyjna i jakoś trzeba sobie z nią poradzić. Notabene dobrym sposobem rozładowania napięcia jest wysiłek fizyczny (rąbanie drzewa, uprawianie sportu). B. łatwo stan napięcia związany z seksem skategoryzować jako gniew, wściekłości wtedy zależność: gniew, wściekłość, a zachowania agresywne jest stosunkowo trudno uchwycić (?). Dyskusje dotyczące pornografii w mass-mediach związane są z tym aspektem.

Deindywiduacja, czy deindywidualizacja.

W sytuacji kiedy człowiek jest nierozpoznawalny, ponieważ jest w grupie poziom agresji znacznie się podwyższa. Zapobieganie temu co dzieje się na stadionach piłkarskich polega na wykorzystywaniu kamer, identyfikatorów i innych nowych środków technicznych, które mają nie dopuszczać do tego, aby człowiek stał się anonimowym, nierozpoznawalnym elementem tłumu. Jest to jedna z podstawowych koncepcji Dollarda i Millera, którzy zajmowali się tłumem. Człowiek w tłumie zachowuje się ekstra-agresywnie między innymi dlatego, że wie, iż jest małe prawdopodobieństwo, aby uzyskał negatywną ocenę. Nasz samokontroling, hamulce, standardy znikają w sytuacji, kiedy nie jest się Kowalskim, ale jest się elementem tłumu, wtedy łatwo sięgnąć np. po kamień. Można być inżynierem, psychologiem, ale gdy człowiek znajdzie się w tłumie i jest anonimową jednostką, wie, że nikt go nie rozpozna, stąd potrafi zachowywać się w sposób b. agresywny (jego przeciwieństwem będzie zachowanie paniczne, ucieczka). Jednym z ważnych elementów związanych z kontrolą agresji u ludzi jest to, żeby nie stwarzać sytuacji anonimowości, tzn. deindywiduacji.

Warto przytoczyć eksperyment, w którym ludzi ubierano tak, żeby ich nikt nie rozpoznawał. Gdy eksperyment zmodyfikowano i ubrano dziewczęta w stroje, które przypominały stroje pielęgniarek (oczywiście te osoby również były anonimowe), okazywało się, że będąc anonimowym, ale w stroju pielęgniarskim nie ma tego efektu. Można być anonimowym, ale jeżeli pełni się jakąś rolę, to nagle nie musimy być agresywni.

Warto zastanowić się nad kontrolą agresji, a właściwie nad samokontrola.

Jeżeli Berkowitz i jego zwolennicy mają rację, to nie mamy wpływu na sytuacje kiedy inni blokują nasze dążenia, albo zachowują się w stosunku do nas agresywnie. Ale co zrobić samemu, aby w stosunku do innych kontrolować agresję, żeby się nie wprowadzić w stan agresji? Generalnie, trzeba się zastanowić nad stanem napięcia poprzedzającym zachowania agresywne. Czynniki zmniejszające stan napięcia, jeżeli pominiemy branie środków farmakologicznych

Metody relaksacyjne Można zastosować technikę Jacobsona polegającą na maksymalnym napięciu wszystkich mięśni.

Rytmiczne oddychanie - najprostsze co można zrobić. Jeżeli przyjmiemy (a jest to doskonale znane z psychologii emocji), że jednym z elementów napięcia jest przyspieszanie funkcjonowania układu krążenia i oddychania to najlepszym system kontroli jest doprowadzenie do wolnego, głębokiego oddychania np. przez odliczanie. Jest to dobry sposób także wtedy, gdy przystępuje się do jakiegoś stresującego egzaminu.

• Gdy ktoś zaczyna nas atakować, dobrze jest samemu i tego kogoś posadzić. Gdy ktoś przybiega i zaczyna zachowywać się agresywnie to najchętniej robi to w pozycji stojącej, jeżeli usiądzie, jego napięcie zmniejsza się. Lubimy wyrażać agresję w sposób ekspresyjny, co na siedząco nie bardzo jest możliwe, ponieważ w takiej pozycji można jedynie trochę popyskować.

Ma to jeszcze jeden walor - kiedy siebie i agresora posadzimy, łatwiej też uspokoić oddychanie.

Co robić ze stanem napięcia? Jest to pytanie o to, jak nazwiemy ten stan. Jak nazwiemy wściekłością, którą zaliczamy do kategorii: gniew, wówczas będzie nam łatwiej jakoś się z tym uporać. Jeżeli dokonamy nieco innej kategoryzacji, może okazać się, że będzie nam jeszcze łatwiej. Ale trudno powiedzieć co zrobić z sytuacją, kiedy rzuci mnie dziewczyna (to byłaby kategoryzacja zadaniowa). Wtedy jestem spięty, ale jest tak dlatego, że muszę coś z tym zrobić.

Gdy mam klienta, który zaczyna mi pyskować - jeżeli ja spostrzegam to jako sytuację zadaniowa i zaczynam przekonywać, uspokajać go, będzie to coś zupełnie innego niż wtedy, kiedy spostrzegam tego klienta jako agresora, wtedy stan napięcia powstały u tego kogoś będzie łatwiejszy do zniesienia.

Empatia (jest wiele jej koncepcji). Najprościej mówiąc empatia jest postawieniem się w sytuacji drugiego człowieka. Kiedy my stajemy się agresorami, możemy zmniejszyć stan napięcia i chęć dołożenia komuś (aczkolwiek jest to b. trudne), stawiając się w sytuacji drugiej osoby. Bardzo często w różnych przedsiębiorstwach, (kiedy zwraca się jakiś towar, który okazał się wadliwy) pierwsza zasada jest taka żeby się bronić, zrzucić winę na tego, który przychodzi. Jest to zabieg, który może prowadzić do eskalacji agresji z obu stron. Ale gdyby popatrzeć na to inaczej, gdyby postawić się w sytuacji osoby składającej skargę, myślę, że wtedy trudno jest być istotnie agresywnym. Często nasze walki z różnymi urzędnikami itd. mają właśnie taki charakter, gdzie pierwsza rzecz, na którą się natrafia jest atak i przy takim braku empatii trudno jest załatwić jakąkolwiek sprawę.

Do zapamiętania.

Sposoby radzenia sobie z napięciem to:

• wszelkie formy relaksacji,

• kategoryzacja.

Psychologia małych grup

Dla psychologa społecznego jest to niezwykle interesujące z dwóch powodów:

• Nieomal całe nasze życie spędzamy w grupie.

Gdy przychodzimy na świat stajemy się członkami grupy zwanej rodziną, potem idziemy do przedszkola i już jesteśmy w dwóch grupach. Potem w szkole, gdzie proponują nam różne dodatkowe zajęcia, kółka zainteresowań, harcerstwo, liczba grup w których jesteśmy, zaczyna rosnąć. Potem pojawia się sytuacja szkoły wyższej, niektórzy mają własne rodziny, zwykle też jesteśmy uwikłani w jakieś grupy towarzyskie. Potem pojawia się ważna grupa, grupa zawodowa, w której się pracuje. W ciągu całego życia człowieka liczba grup rośnie do pewnego momentu, a potem powoli zaczyna spadać. Jest pewien moment naszej największej aktywności życiowej, wtedy kiedy jesteśmy uwikłam w wiele różnych grup. Człowiek przeżywa życie w grupach. Czasami tych grup jest dużo, a gdy się ich liczba zmniejsza nie jest dobrze. B. często pojawia się w życiu człowieka sytuacja kiedy dom, który stworzyliśmy staje się pusty, kiedy dzieci opuszczają dom rodzinny, umiera współmałżonek.

grupa)

0x08 graphic
0x08 graphic

0x08 graphic
0x08 graphic

0x08 graphic

0 t(czas życia)

optimum aktywności w grupie(w pewnym momencie życia)

Wtedy przestaje to dobrze funkcjonować i dla wielu ludzi, zwłaszcza ludzi starych jest to b. przykra sytuacja. Gdzieś tam pod koniec życia człowiek albo nie ma grupy, albo znajduje się w takiej grupie jak np. dom starców.

W sytuacji, gdy człowiek zostaje bez współmałżonka, najlepsze są tzw. grupy wspierające, złożone z ludzi o podobnych doświadczeniach. Dzięki nim takie osoby (np. wdowy) znacznie lepiej funkcjonują (nigdy się tym nie zajmowałem, ale myślę że wy, jako psychologowie XXI w. będziecie robić takie fajne rzeczy), ponieważ w trudnej sytuacji nie pozostają same, ale są w grupie, a także mają okazję dowiedzieć się jak inni sobie radzą.

Fakt, że człowiek przeżywa całe życie w grupach musi być dla psychologa interesujący. Chcemy zobaczyć jak funkcjonują grupy i jak funkcjonuje człowiek w grupach.

Psychologowie bardzo często pracują (funkcjonują) w grupach.

Nie wiem czy dzisiaj praca psychologa, cokolwiek on by robił, nie jest pracą „lidera" grupy. Uważa się, że psychoterapia grupowa, to jedna z lepszych form pomagania ludziom. Psychologowie doszli do wniosku już dawno, że najlepszą formą terapii alkoholików są grupy AA. Pojawili się też anonimowi narkomani, palacze, „odchudzacze", którzy w dobie internetu wspomagają się, przekazują sobie różne informacje także poprzez intemet - Jednak znacznie lepiej jest, jeżeli alkoholik ma swojego superwizora. B. często psychologowie szkolą ludzi w różnych dziedzinach, np. obecne szkolenia akwizytorów funduszy emerytalnych - także odbywają się grupowo. Treningi asertywności (którymi bawię się ostatnio na uniwersytecie), nie mają sensu na poziomie indywidualnym.

Czym jest grupa?

O grupie zaczynamy mówić, kiedy są co najmniej dwie osoby (niektórzy uważają, że trzy). Znane są dwa podejścia definiujące grupę (mnie jest bliższe to pierwsze)

Cechy, które muszą być spełnione, żeby można było mówić o dwóch lub więcej osobach, że stanowią grupę. Cechy, które je odróżniają od zbioru jednostek:

• kiedy między jednostkami, które stanowią grupę zachodzą względnie trwałe interakcje. Najprościej można powiedzieć, że jest to wzajemne oddziaływanie;

• aby zbiór Jednostek posiadał jakiś cel (to jest bardziej skompikowane);

• aby ta grupa posiadała normy, a więc pewne przepisy;

• Aby w tej grupie pojawiła się jakaś struktura.

O grupie mówimy wtedy, jeżeli między danymi jednostkami istnieją względnie długotrwałe interakcje, kiedy ci ludzie mają coś, co można nazwać wspólnym celem, mają podobne normy i są między nimi określone relacje. Te interakcje są tu ważne i w związku z tym na grupy można patrzeć w dwojaki sposób:

• czy między członkami grupy istnieją interakcje o charakterze bezpośrednim

• czy o charakterze pośrednim.

Np. jeżeli ja kogoś popchnę to będzie to interakcja o char. bezpośrednim, ale jeżeli ja napiszę w gazecie o tym, że mam taki zamiar i ta informacja do tego kogoś dotrze, to taka interakcja za pośrednictwem Jakiegoś instrumentu, jakiegoś medium, będzie interakcją o charakterze pośrednim.

Między psychologami pracującymi gdzieś w poradni zwykle mają miejsce relacje bezpośrednie, ale w grupie zawodowej jaką jest Polskie Towarzystwo Psychologiczne kontakty zwykle są pośrednie Upośrednienie to polega na tym, że po pierwsze mamy do czynienia z pismem tego towarzystwa pt „Nowiny psychologiczne", w którym poza artykułami, które maj ą podwyższać wiedzę członków, są też informacje o pracy zarządu, o tym co dzieje się w poszczególnych oddziałach itd.

Innymi słowy są to interakcje za pośrednictwem, które mogą być dwojakiego rodzaju:

• Upośrednienie za pośrednictwem mediów:

• Upośrednienie za pośrednictwem reprezentantów, przedstawicieli.

Przykład: lekarze anestezjolodzy, którzy wybierają swoich reprezentantów, delegatów, którzy wysyłani są na zebrania przedstawicieli i za pomocą których ustalenia tam poczynione wracają na dół. Najczęściej albo za pomocą przedstawicieli, albo za pomocą mediów.

Zupełnie nie wiem jak traktować interakcje w internecie, czy są to interakcje bezpośrednie, czy pośrednie. Podobnie jak nie jest bliżej jasne jakie interakcje zachodzą, gdy rozmawiamy przez telefon.

Najbardziej interesują psychologów interakcje bezpośrednie. Wydaje nam się, że większe wpływy na człowieka są w tych grupach, w których interakcje są bezpośrednie, niż w tych, w których są upośrednione. Dlaczego tak się dzieje? Być może można uzasadniać to za pomocą wzmocnień.

W grupach bezpośrednich wzmocnienia negatywne lub pozytywne pojawiają się natychmiast. W grupach upośrednianych, jeżeli, to z dużym opóźnieniem.

Z tego wynika pewien problem: im więcej jest osób w grupie, tym trudniej jest mówić o istnieniu bezpośrednich interakcji. Pojawia się problem wielkości grupy

My interesujemy się małymi grupami dlatego, że w nich interakcje są bezpośrednie. W większych grupach, kilkudziesięcioosobowych, jeżeli nawet te interakcje są, to one są krótkotrwale. Gdy mamy do czynienia z dosyć dużym zbiorem jednostek (wojsko jest tu dobrym przykładem), natychmiast następuje podział na małe grupy. W wojsku, podstawowa grupa to najczęściej drużyna - 10 osób. W szkołach wyższych jest podobnie: na wykładzie może być i 80 osób, ale na ćwiczeniach jest ok. 20. Nawet na tak liberalnym terenie jakim jest uczelnia, istnieje tendencja do podziału. Powyżej 20-u osób grupa zaczyna się dzielić. Wydaje się, że szczególnie ważne jest to, co dzieje się z człowiekiem w grupach, w których członkowie mają bezpośrednie kontakty, interakcje ze wszystkimi innymi członkami.

Istnieje jeszcze drugi podział (nie do końca jasny) na:

grupy formalne i

grupy nieformalne

Grupa formalna to taka, która ma dokument określający cztery wyżej wymienione aspekty. W wojsku jest to regulamin. Drugim takim systemem jest system więzienny. Regulamin mówi o tym jaka jest struktura, jak żołnierz powinien się zachowywać itd. Wszelkie instytucje posiadają także swoje regulaminy, podział organizacyjny itd.

Grupa studencka ma jednocześnie aspekt formalny i nieformalny. Jest tu jakiś regulamin, jest starosta, ale jest też zapewne ktoś, kto ma największy wpływ w tej grupie na innych i wcale nie musi się okazać, że jest to starosta - tu pojawia się nieformalny aspekt. Istnieje więc jakaś nieformalna struktura, w której np. jakiś Kowalski jest uznawany za najlepszego studenta, chociaż jest na 8 miejscu jeśli chodzi o średnią ze wszystkich przedmiotów. To samo jest w wojsku, które jest znakomicie sformalizowane.

Zawsze tkwimy w jakichś formalnych układach, ale i od razu pojawiają się również nieformalne.

Zgodnie z pierwszym podejściem patrzymy z zewnątrz, jakie cechy ma dany zbiór jednostek.

Zaś podejście drugie: mówi o tym, że my sami mamy pewną kategorię, albo stwarzamy kategorię wyodrębniającą nas od innych (stąd jest tu potrzebna trzecia osoba).

Np. mówiąc: „studenci III roku psychologii ATK" - ktoś zaszeregował tę grupę ludzi do pewnej kategorii. Innymi słowy jest to związane z autokategoryzacjq i kategoryzacją przez innych Inaczej można nazwać to poczuciem tożsamości (jestem studentem III r. psychologii ATK), poczuciem

przynależności, które oznacza: my i inni, my i oni. Z tego punktu widzenia jesteście państwo na pewno grupą, jesteście odrębni od innych i z tego poczucia tożsamości wynikają różne rzeczy.

Henry Tajfel (czyt: Taszfel) - to nazwisko warto zapamiętać (ur. w Polsce) - jego badania nazwane zostały paradygmatem minimalnej grupy. Był to zabieg eksperymentalny, pokazujący jak łatwo z ludzi można stworzyć grupę - to klasyczny eksperyment w psychologii (który łatwo można powtórzyć).

Polegał on na tym, że za pomocą slajdów wyświetlono coś, co można nazwać gwiaździstym niebem (gwiazd było tak dużo, że oczywiście nie można ich w żadnym razie policzyć - gwiazdy to kropki) i proszono badanych, aby każdy podał ile jest tych kropek. Badani pisali, ale to co napisali nie było ważne. Na podstawie tych informacji eksperymentator podzielił badanych na dwie grupy:

- osoby, które podały zbyt małą ilość - mają tendencję do pomniejszania liczby;

- osoby, które mają tendencję do zawyżania.

Dobór do grup jest zawsze losowy. Mamy tych, co zawyżają! tych co zaniżają. Taki zabieg właśnie nawiązuje do poczucia tożsamości i kategoryzacji (z tym, że tu kategoryzacja jest dokonana z zewnątrz). Okazuje się, że to wystarcza do stworzenia minimalnej grupy. Taka Jedna drobna różnica wystarcza, żeby stworzyć grupę. Było to pierwsze badanie, które można robić z czymkolwiek.

Inne badanie polegało na tym, że pokazywano jakieś dwa bliżej nie znane obrazy i pytano badanych, który im się bardziej podoba. Ludzie coś tam wybierali, a następnie te osoby przydzielano losowo do jednej z dwóch grup: jedni byli tymi, którzy wolą malarstwo Gauguina; a druga grupa to ci, którzy preferują malarstwo van Gogha. Był to początek tego eksperymentu. Następnie każdy badany dostawał tzw. macierz wypłat (tabelkę) zawierającą wszystkich biorących udział w eksperymencie, którym miał przydzielać określoną sumę pieniędzy (z wyjątkiem siebie, żeby wykluczyć naturalną skłonność do przydzielania sobie najwięcej). Okazało się, że w takiej sytuacji zaczynano faworyzować swoich i dyskryminować obcych. To faworyzowanie polegało na przydzieleniu średnio większej sumy pieniędzy tym, którzy byli w tej samej grupie Okazało się, że poczucie tożsamości ma tu istotne znaczenie.

W tym przypadku, do grupy potrzeba co najmniej troje, ponieważ my stanowiąc grupę, musimy mieć kogoś, od kogo moglibyśmy się odróżniać. Ale ten ktoś od kogo się odróżniamy, musi nas również spostrzegać jako innych niż on sam. Dlatego tutaj mówi się, że potrzebna jest co najmniej trójka.

Obydwa podejścia do tego jak rozumieć grupę nie są w stosunku do siebie kontrowersyjne, ale się uzupełniają.

Przykład: Weźmy grupę jaką będzie para świeżo poślubionych ludzi. Możemy w niej znaleźć i cel, i normy, i interakcje, i strukturę, ale oprócz tego ci ludzie mają poczucie tożsamości. Zmiana nazwiska przez panie jest tego oznaką, jest to pewien symbol, że tworzymy jednostkę. Jest to i kategoryzacja, i poczucie tożsamości.

Trudno byłoby mówić o jakimkolwiek zbiorze jednostek jako o grupie, gdyby nie było poczucia tożsamości, tj. tego, że my jesteśmy ze względu na jakąś cechę inni od pozostałych.

Historia badań nad małymi grupami

Tak jak z całą psychologią, tak i tu pewne refleksje towarzyszą nam od zarania dziejów. Zarówno w Chinach, w starożytnej Grecji, czy gdziekolwiek indziej zagadnienie to było związane z tym jak kierować grupami, kim Jest dobry przywódca.

Konfucjusz doradzał cesarzom chińskim. Plutarch opisywał jakie cechy mieli wielcy wodzowie, wielcy przywódcy z jego okresu. Machiavelli doradzał Jaki powinien być książę, aby dobrze kierować podwładnymi i jak wiadomo makiawelizm przeszedł na dobre do psychologii.

Mamy więc ciąg rozważań jak to jest w grupach, jak kierować grupami, jakie cechy powinien mieć wódz, ale tak naprawdę rozwój tej subdyscypliny wiąże się niestety z wojnami. To dla potrzeb wojny poszukiwano ludzi, którzy będą dobrymi dowódcami. Zastanawiano się jak ich znaleźć, jak dokonywać selekcji. A skoro selekcja, to zastanawiamy się jaki człowiek potrafi dobrze, skutecznie kierować grupami.

Na marginesie można powiedzieć, że jedną z ciekawszych technik do badania struktur małych grup jest socjometria, związana z nazwiskiem - Moreno.

Jak pojawiła się? Moreno był strażnikiem, czy też komendantem obozu dla jeńców austriackich, którzy poddali się Włochom. Moreno obserwując jeńców postanowił, że zada im pytanie: „z kim chciałbyś spać na jednej pryczy". Analiza odpowiedzi dała początek socjometrii (socjogramy), a więc były to badania relacji w grupie nieformalnej w wojsku, w obozie jenieckim. Potem Moreno przeniósł się do Stanów Zjednoczonych gdzie zadawał pytanie: „z kim chciałbyś siedzieć w jednej ławce w szkole".

Inny przykład: amerykańscy znawcy psychologii społecznej zastanawiali się nad tym, dlaczego w sytuacji kompletnej przegranej II w. św. żołnierze niemieccy nie poddawali się. Interesujący moment to rok ok. 45 - ostatnie 5 mieś. wojny. Niemcy już wiedzieli, że to koniec, a mimo to nie poddawali się. Zastanawiano się jak to się dzieje. Stwierdzono w wyniku badań, że nie chodziło im o to, że trzeba walczyć za Hitlera, oni po prostu byli lojalni w stosunku do swoich kolegów, nie wypadało im się poddać gdy inni zostali. Tym głównym motywem była lojalność wewnatrzgrupowa.

Należy zapamiętać dwa podejścia do badania małych grup:

4 Jedno związane jest z nazwiskiem: Bałeś i to jest podejście interakcyjne.

• Drugie: Kurt Lewin, nosi nazwą dynamika grupowa.

To co było piękne w latach 50-ch, a także 60-ch, zmieniło się, ponieważ w psychologię wkroczył kognitywizm. Jest to fajne podejście, ale niezwykle trudne kiedy zaczyna się badać grupy, bo badając grupy chcielibyśmy być w roli zewnętrznych obserwatorów, zaś kognitywizm skupia się na tym jak są przetwarzane informacje i to jest pierwsze utrudnienie.

Poza tym zwolennicy kognitywizmu mówią, że starych eksperymentów nikt dzisiaj by nie opublikował, ponieważ mają braki metodologiczne. Niestety wykładowcy mówiący o małych grupach muszą opierać się na starych badaniach, ponieważ nowych praktycznie nie ma. Nowe jeżeli są, to one zostały przejęte przez tzw. psychologię organizacji, gdzie poszukuje się menadżerów itd. Był to dobry sposób ucieczki od kognitywizmu. Jednak to co robi psychologia organizacji, to często kradzione pomysły z psychologii społecznej sprzed lat, albo raczej pomysły odkrywane na nowo.

Podobnie jak można mówić o różnych metodach w psychologii społecznej w ogóle, tak samo można mówić, że grupy badamy np. na zasadzie studium w terenie -jest to strasznie ciekawe, ale i strasznie trudne, bo trzeba być czymś w rodzaju szpiega w grupie. Tzn. być badaczem udając, że jest się członkiem grupy - b. trudne, a czasami wręcz niebezpieczne. Tak właśnie badano na początku gangi młodzieżowe, gdzie biedny student wchodził do takiego gangu jako członek i patrzył co tam się dzieje, co gorsza musiał to jakoś zapisywać. Niezwykle trudne jest dokonywanie obserwacji w takiej sytuacji. W pewnym sensie takim właśnie podejściem posłużono się, kiedy Festinger badał: „kiedy zawodzi proroctwo", gdzie studenci weszli do sekty. Studium w terenie już prawie nie jest stosowane.

Eksperyment naturalny. Nader interesujące były badania grupy osób, gdzie wiadomo było, że część z nich otrzyma awans, ale nie wiadomo było kto. Badano postawy tych osób, po czym część została awansowana, a następnie ich postawy zbadano po raz drugi. Badanie to pokazało jak zmieniają się postawy w zależności od zmiany miejsca w hierarchii grupy.

Eksperyment w terenie gdzie zwykle mamy do czynienia z jakąś naturalną grupą, w której wprowadzamy jakieś zmiany i obserwujemy co tam się dzieje.

Eksperyment laboratoryjny. Przykładem takiego eksp. jest badanie grupy zorganizowanej i nie zorganizowanej w sytuacji zagrożenia. Stworzono sytuację sfingowanego pożaru. Grupą zorganizowaną była grupa koszykarzy. Usiłując wydostać się z płonącego pomieszczenia nie zorganizowani popadali w panikę, zaś koszykarze przystąpili w sposób zorganizowany do wyważania drzwi itd., co najczęściej kończyło się powodzeniem.

PSYCHOLOGIA SPOŁECZNA wykład 1112


Interakcje

Z badań prowadzonych i u nas, i w Stanach Zjednoczonych wynika, że dla przeciętnych ludzi najważniejszym -wyróżnikiem małej grupy jest to, czy członkowie tej grupy mają długotrwałe i częste interakcje - to jest to, co ją wyróżnia. Długotrwałe interakcje są dla nas niezwykle ważnym elementem, niezależnie od poczucia tożsamości i wobec tego poczucia odrębności od innych, czyli tego, o czy mówi minimalny paradygmat grupy.

Istnieją dwa podstawowe sposoby stawania się członkami grupy:

• Stajemy się członkami danej grupy bez naszej woli. Tak stajemy się członkami grupy rodzinnej i nie mamy na to żadnego wpływu. Podobnie stajemy się członkami szeroko rozumianej grupy etnicznej, a nawet grupy religijnej itd. Dzieje się tak nie tylko w momencie urodzenia, ale także potem, kiedy nasze życie przechodzi przez różne etapy. Np. stajemy się w sposób przymusowy członkami jakiejś klasy szkolnej i często jest to związane z lokalizacją szkół w stosunku do miejsca zamieszkania. Podobnie poborowi, kiedyś nie mieli większego wpływu (poza wpływami nieformalnymi - załatwianie zwolnień, przeniesienia do innej jednostki) na to, w jakiej jednostce będą służyć. Teraz to prawdopodobnie się zmieni.

Jesteśmy więc trochę przedmiotami, o przynależności których decydują inne siły, układy społeczne, prawo, a czasami czysty przypadek.

• Ciekawsza jest sytuacja, kiedy sami decydujemy o przynależymy do jakiejś grupy. Np. kierunek studiów będący własnym wyborem. W przypadku studiów zaocznych przynależność do takiej grupy wiąże się z pewnym obciążeniem finansowym,

0x08 graphic
Z punktu widzenia psychologii społecznej, psychologii małych grup ciekawe jest, dlaczego stajemy się członkami takich, a nie innych grup. Tu warto przypomnieć o sposobie myślenia Kurta Lewina.

Koncepcja KURTA LEWINA nazywała się koncepcją pola (dzisiaj psychologowie niechętnie do niej wracają, choć jest b. ciekawa). Według tej koncepcji człowiek znajduje się w polu sił i część tych sił znajduje się wewnątrz niego samego, np. motywacja. Można przedstawiać to w postaci rysunków, które pozwalają lepiej to zobaczyć. Przykład:

Rysunek obrazuje pole, w którym znajduje się jakiś osobnik A. Wg. Lewina istnieją różne kawałki tego pola, które mają dla danego osobnika A różną wartość. Np. pole o nazwie „psychologia" ma wartość dodatnią (+); zaś pole: „inżynieria lądowa" ma wartość negatywną (-), czyli jest to ujemny wektor siły, który osobę A odpycha (być może dlatego, że tam trzeba więcej uczyć się matematyki). Jest to właściwie wartościowość, a nie wartość. Pojęcie to Lewin przejął z chemii fizycznej, z której wiadomo, że pierwiastki mają określoną wartościowość, związaną z liczbą możliwości wiązania się z atomami innych pierwiastków.

Osobnik A znajduje się w jakimś miejscu pola i działa na niego jakaś siła popychająca go w kierunku pola „psychologia". Mówiąc inaczej, os. A chciałaby znaleźć się w miejscu tego pola. które ma dla niej wartość dodatnią.

Jest to podstawowa idea, mówiąca o tym, że my wtedy stajemy się członkami jakiejś grupy w sposób bardziej dowolny, kiedy siły dodatnie (będące siłami wewnętrznymi) przeważają Poza nimi. także ta „psychologia" musi mieć jakieś cechy powodujące, że dla os. A ma ona wartość dodatnią, zaś „inżynieria lądowa" ma takie cechy, które powodują, że ma ona wartość ujemną. Idea jest b. prosta: my stajemy się (nie zawsze) członkami takich grup, które są dla nas atrakcyjne.

0x08 graphic
Tak naprawdę każdy fragment pola, a w tym i grupa ma dla nas zarówno wartość pozytywną jak i negatywną. Staramy się dostać do tych grup, gdzie siły przyciągające są znacznie większe. Np.: gdy „psychologia" ma dla osoby A wartość +5, zaś jej wartość negatywna tj. statystyka, której przy okazji trzeba się uczyć ma wartość -l, to suma tych wartości daje +4 i to jest wartość, która przyciąga do tego, aby być członkami grupy o nazwie „psychologia".

Są różne powody, dla których grupa jest atrakcyjna:

Cel grupy może być dla nas interesujący i to on może powodować, że jakaś grupa nas przyciąga.

Może nam się wydawać, że ów cel grupy jest naszym celem. Np. grupa o charakterze politycznym, która ma zwykle na celu najpierw zdobycie władzy, a potem jej utrzymanie. Gdy mam silną potrzebą władzy i określone przekonania polityczne, to będę dążył do tego, aby stać się członkiem takiej grupy, ponieważ ona mnie pociąga. Czasami mamy do czynienia z tzw. grupami „nie samymi", których przykładem są sekty. W takich grupach, z jednej strony obiecuje się szczęście w zaświatach, ale również szczęście na ziemi, raj który tu na ziemi stworzą członkowie sekty. Jest to element przyciągający do tego typu ugrupowań (o czym czasami się zapomina). Podobny charakter maj ą ugrupowania, które są z pogranicza konspiracji np. sataniści.

• Może nam się podobać działalność grupy.

Np. grupa starszych panów, którzy spotykają się, aby pograć w koszykówkę. Oczywiście można tam znaleźć cele indywidualne typu - rekreacja, ale dla nich to co jest fajne, to działalność, aktywność. Takie grupy potrafią czasem brać udział w rozgrywkach, ale to nie jest najważniejsze.

• Mogą nas pociągać ludzie.

Np. kiedy ja bardzo aspiruję do grupy towarzyskiej, ponieważ są tam fajni ludzie. Mówiąc inaczej, w ten sposób zaspokajam swoją potrzebę afiliacji. Są tam ludzie na akceptacji których bardzo mi zależy.

0x08 graphic
Bardzo ważny jest stopień trudności w dostaniu się do grupy, bariera, przeszkoda, stojąca na drodze w dostaniu się do grupy i to przypomina koncepcje związane z frustracją (o czym będzie mowa później).

Elementy, które odpychają nas od grupy, czyli to co szczególnie może nadawać grupie wartości negatywne, a co jest ważne wtedy, gdy sami zaczynamy kierować grupą. Wymienia się dwie rzecz>

Gdy z jakiś powodów grupa przestaje zaspokajać nasze potrzeby Np. dostałem się do grupy towarzyskiej, której członkowie przestają mnie akceptować, lekceważą mnie. nikt mnie nie słucha itd. Dotyczy to potrzeby afiliacji, która przestaje być zaspokajana Możne to być związane z celem, kiedy np, wyobrażałem sobie, że ugrupowanie, do którego wstąpiłem będzie dążyło do objęcia władzy, a tymczasem jego członkowie kłócą się i właściwy cel nie jest realizowany.

* Stany napięcia, które pojawiają się w grupie.

Stany napięcia zwykle są przykre. Np. kłótnie, w których ja nie biorę udziału, ale inni członkowie grupy intensywnie kłócą się ze sobą. Jeżeli takich konfliktów jest b. dużo i one nie są chwilowe lecz jest to trwały konflikt lub nasilenie konfliktów, wówczas pojawiające się stany napięcia odpychają mnie od grupy. Kierownik kierujący grupą powinien:

1. Po pierwsze: starać się zaspokajać potrzeby grupy. Jest to b. ważne. Niestety potrzeby te bywają różnorodne i dlatego trudno jest czasami kierować grupą.

2. Po drugie: kierownik grupy powinien nie dopuszczać, albo przynajmniej starać się redukować pojawiające się w grupie napięcia. Czasami, aby grupę utrzymać, aby zachowana została strona większości, należałoby po prostu wyrzucić osobę, powoduje wzrost napięcia w grupie. Są takie osoby np. nadmiernie agresywne, czy obgadujące, a nawet donoszące.

Gdy siły negatywne przeważą nad pozytywnymi (mówiąc w dużym skrócie, bo jest to dość skomplikowane), wówczas mamy tendencję do rezygnacji z grupy.

Odbiegając od tematu: czasami funkcjonowanie psychologa jako terapeuty, czy doradcy rodzinnego, może się wiązać z redukowaniem negatywnych cech grupy zwanej rodziną, która w innych przypadkach może się rozpaść. Oczywiście b. często, rozpadanie się rodzin jest związane z pojawianiem się sił zewnętrznych, ale też warto pamiętać o tym, że nie ma nic bardziej przykrego jak funkcjonowanie w rodzinie, w której pełno jest konfliktów. Często gdyby tak zajrzeć głębiej konflikty te dałyby się rozwiązać. Chciałbym państwa przekonać, aby wasze funkcjonowanie w XXI w. jako psychologów polegało na tym, żeby jak największej liczbie ludzi przekazać wiedzę psychologiczną, aby poza wszystkim innym w tych grupach i w relacjach interpersonalnych lepiej nam się żyło.

Atrakcyjność grupy, a trudność dostania się do niej (psychologowie poświęcili temu dosyć dużo czasu). Mądrość psychologiczna, ludowa pokazuje, że im trudniej dostać się do danej grupy, tym ta grupa staje się bardziej atrakcyjna (do pewnego momentu). Interesujące byłoby zastanowienie się nad tym jaki jest tego mechanizm. Czy jest on związany z wydatkowaniem wysiłku w stronę tego, żeby się do niej dostać? Można to tłumaczyć w kategoriach redukowania dysonansu poznawczego - jest to spojrzenie kognitywistyczne.

Mądrość ludowa, społeczna wymyśliła coś, co nazywa się inicjacją. Inicjacja jest to pewien zabieg, będący swoistym egzaminem, który powoduje, że człowiek stale się pełnoprawnym członkiem grupy. Przykładem:

Matura, kiedy to w wieku 18 lat za jej sprawą człowiek ma stawać się pełnoprawnym członkiem społeczeństwa. Dorosłym obywatelem, który zyskuje prawo do głosowania. Wojsko. Okres rekrucki, który trwa 3 miesiące. Ponieważ rekrut jeszcze nie jest żołnierzem, nie pełni służby wartowniczej, słabiej karany za różne przestępstwa niż po przysiędze, nie ma odwiedzin. Kiedyś okres rekrucki był b. ciężki. Po tym okresie następuje przysięga i rekrut staje się żołnierzem

Każdy zawód wymyśla najrozmaitsze „pasowania": jest pasowanie na górnika, na rzemieślnika itp.

Egzamin taki pełni rozmaite funkcje:

Inicjacja podwyższa atrakcyjność grupy. Np. inicjację w zakresie przeprawy przez wtajemniczenie, gdy się go przekracza, można zapamiętać na całe życie.

Inicjacja wiąże się z identyfikacja z grupa. Niezależnie od tego. ze podwyższa ona moją atrakcyjność, gdy słyszę, że jestem człowiekiem dojrzałym, albo ze jestem psychologiem jak zrobię magisterium, że jestem żołnierzem itd. - następuje swoiste nadanie poczucia tożsamości ja jestem psychologiem, jestem żołnierzem.

Inicjacja i to wszystko co jest z nią związane potwierdza jakieś moje umiejętności. Np był rekrut. teraz jest żołnierz, który już wie jak stać na warcie i co tam robić. Magister psychologii już może wykonywać rozmaite usługi psychologiczne.

Inicjacja daje czasami przywileje, których wcześniej nie było. Np. żołnierz może wychodzić na przepustki, przyjmować znajomych. Przywileje te zwiększają atrakcyjność grupy ale i lojalność. Jest to więc bardzo skomplikowany i interesujący mechanizm.

Dwa eksperymenty, które pokazują jak (eksperymentalnie) zwiększa się atrakcyjność grupy w miarę utrudniania do niej dostępu. Eksperymenty te interesujące są także dlatego, że uczą nas krytycznego spojrzenia na sam proces badania.

Słynny eksperyment Aronsona (jego współpracownikiem wtedy był Mills) przeprowadzony był w czasach, kiedy dziewczęta również w Stanach nie używały brzydkich słów i były porządne. Eksperyment polegał na utrudnieniu wejścia do grupy. Zaproponowano, że w żeńskim college'u zostaną utworzone grupy dyskusyjne na temat seksu. Kandydatkom, które się zgłaszały powiedziano, że w celu dostania się do takiej grupy muszą przejść test wstydu.

Stworzono trzy grupy, do których dziewczęta przydzielano losowo:

• Grupa kontrolna, gdzie nic się nie działo.

• I grupa - z trudnym testem wstydu. Jedna część testu polegała na tym, że dziewczęta w obecności eksperymentatora - mężczyzny, musiały czytać długie szeregi wulgarnych słów, których na co dzień nie używały. Druga część testu, polegała na głośnym odczytaniu dwóch drastycznych scen seksualnych, mających ewidentnie charakter pornograficzny.

• II grupa - z łatwym testem wstydu. Tu egzamin polegał na tym, że sceny były raczej erotyczne niż

seksualne, nie było brzydkich słów, ani scen drastycznych. Po przejściu tych „utrudnienień" związanych z wstąpieniem do grupy wszyscy zostali zaakceptowani.

Niestety w opisie eksperymentu nie podano ile kandydatek odmówiło (z grupy trudnego testu). Potem dziewczęta słuchały dyskusji na temat życia seksualnego owadów (b. nudne), która była nagrana wcześniej, zaś przedstawiana jako rzekomo odbywająca się w tej chwili gdzieś tam, Następnie zadaniem dziewcząt (badanych) było oceniać na 100-stopniowych skalach dyskusję o owadach której się przysłuchiwały, oraz ocenić atrakcyjności uczestników, tzn. tych którzy siedzieli obok, kolegów, członków grupy.

Wyniki przedstawia tabele:

I grupa

II grupa

grupa kontrolna

Dyskusja - jej ocena po wysłuchaniu wykładu

97,6

81,8

80,2

Uczestnicy - ocena ich atrakcyjności

97,7

89,3

89,9

Warto zwrócić uwagę, że zarówno dyskusja jak i uczestnicy tej dyskusji, byli w sposób istotny wyżej oceniani w grupie, do której najtrudniej było się dostać.

Nasuwa się tu pewna wątpliwość metodologiczna: czy przypadkiem wynik nie jest związany z pewnym nieprawidłowym od strony metodologicznej zabiegiem eksperymentalnym Aronsona i Millsa. Wątpliwość dotyczy tego, że w grupie eksperymentalnej poza testem wstydu, dziewczęta czytały opisy scen seksualnych i być może wynik jest bardziej związany z jakimiś pobudzeniami związanymi z seksem. a nie z trudnością dostawania się do grupy.

Stąd dwaj inni badacze postanowili zrobić ten eksperyment inaczej - zastępując seks. bólem Jest to eksperyment Gerarda i Mathewsona. będący replikacją poprzedniego tyle tylko, że test wstydu zastąpiono uderzeniami prądu. Stosowano uderzenia prądem elektrycznym (ponieważ zdarzył się wypadek śmiertelny podczas takich badań, zostały one zakazane).

Badanych podzielono na trzy grupy:

• I grupa, gdzie zastosowano silne uderzenia;

• II grupa - słabe uderzenia;

• grupa kontrolna.

W eksperymencie tym różnice wystąpiły jedynie w ocenie uczestników, czyli tych innych ludzi, którzy tworzyli razem z badanym grupę.

I grupa

II grupa

grupa kontrolna

Dyskusja

97,6

81,8

80,2

Uczestnicy

36.0

18,0

14,0


W przypadku tego eksperymentu również można zastanawiać się, czy trudność dostania się do grupy to jedyny czynnik mający wpływ na badanych. Czasami ważnym elementem, który powoduje, że czujemy się związani z członkami w grupie jest wspólny, podobny los i np. to, że wszyscy otrzymujemy silne uderzenia prądem. Widać jak trudno jest odpowiedzieć na pytanie: czy rzeczywiście zabieg eksperymentalny, który stosujemy jest tym o co nam chodzi.

Wracamy do interakcji, które są dla wielu z nas rzeczą niezwykle ważną, ponieważ na tej podstawie traktujemy jakiś zbiór ludzi, jako wyróżniającą się grupę.

Najprostszy sposób w jaki możemy patrzeć na interakcje:

Drugi człowiek, lub inni ludzie stanowią dla mnie zbiór bodźców, a czasami jakąś figurę tworzącą się z tych bodźców. My reagujemy na te bodźce, sarni stając się dla partnera, czy dla innych osób również źródłem bodźców. Jest to wymiana bodźców i reakcji. Oczywiście w jakimś momencie pojawiają się także bodźce i reakcje werbalne. Jest to najprostsze i najmniej interesujące spojrzenie na interakcje, choć w jakimś sensie ważne.

Drugie podejście do interakcji, z którym mamy do czynienia w grupach to rodzaj wymiany, którą można nazywać w różny sposób. Np. można nazwać to wymianą wypłat w trakcie interakcji, albo możemy mówić o wymianie nagród i kar. W artykułach Janusza Grzelaka (prorektor UW) dotyczących badań rywalizacji i kooperacji w grach, znaleźć można tzw. macierze wypłat. Najlepszy przykład macierzy wypłat jest związany z tzw. „dylematem więźnia". Najprostszy przykład macierzy wypłat: Mamy osoby A i B. Osoba A może zachować się na dwa

sposoby: w sposób a, i w sposób a„ podobnie osoba B w sposób b, albo b^. Trójkąty na rysunku pozwalają zobaczyć co się będzie działo, jeżeli np. pan B zachowa się w sposób b,. Np. pan B stojąc z koleżanką na przerwie opowiada dowcipy (b,) i dostrzega, że koleżanka A reaguje w sposób a, (załóżmy, że się śmieje). To co się dzieje w trakcie tej interakcji można zamienić na punkty, które przypominałyby wypłatę. Gdy os. A się uśmiechnęła punktów będzie 10, gdy jej się podobało - 7, ale mogłoby być inaczej, gdyby koleżanka A skrzywiła się - wtedy punkty spadają np. do O, na końcu można nawet wprowadzać ujemne wartości itd. W poszczególne pola możemy wpisać

0x08 graphic
cokolwiek. Sposobem by - może być np. opowiedzenie romantycznej historii, która bardzo spodobałaby się pani A i gdyby ona zaproponowała spotkanie, aby pan B dokończył opowiadanie historii - wtedy wypłaty dla obojga byłyby duże.

Generalnie można powiedzieć, że my w kontaktach z innymi ludźmi po pierwsze wybieramy taki sposób wymiany interakcji, który obu stronom daje największe wypłaty. Oczywiście jest to bardzo uproszczone, ponieważ trzeba brać również pod uwagę nasz wysiłek związany z danym zachowaniem, ale to także można przeliczyć i odjąć od wypłaty, którą dostajemy. Trzy spojrzenia na interakcje:

Wybieramy takie interakcje, które teoretycznie powinny obu stronom przynosić duże korzyści. Przy okazji mowy o korzyściach warto zwrócić uwagę, że my na początku jakiejkolwiek znajomości, czy funkcjonowania w grupie, dokonujemy swoistego badania, w wyniku którego wiemy jak powinniśmy dalej postępować, w jakim kierunku działać. Np. w przypadku koleżanki A, pan B wie, że bawią ją dowcipy, a jeszcze bardziej potrafi ją zainteresować romantyczna historia. Jest to nic innego jak nakładanie pewnej macierzy wypłat na to, co każdy z nas wie, że w kontaktach z innymi ludźmi powinniśmy jednak wybierać, co nie zawsze nam się udaje, ale jednak wybierać to co drugiej stronie odpowiada.

Wybieramy do kontaktów takich ludzi, z którymi nasze wypłaty będą największe. Jeżeli wchodzimy w interakcje z kimś, od kogo nie uzyskujemy żadnych wypłat, albo uzyskujemy negatywne, to albo rezygnujemy z takich interakcji (co wśród ludzi nie jest takie proste), albo mamy tendencję do rezygnowania.

Koncepcja ta nie bardzo się podoba ponieważ ona ma tendencję do nakładania na kontakty, interakcje międzyludzkie wymiany przypominające wymianę towaru - takie kupieckie podejście nie wszystkim się podoba.

Tu wchodzimy w dyskusję filozoficzną na temat jakoś rozumianego: egoizmu, gdzie A i B to dwa egoizmy, które w jakimś momencie szukają takiego miejsca, gdzie oba zostałyby zaspokojone; czy hedonizmu - szukamy takiego miejsca, gdzie wypłaty dawałyby największą przyjemność obu stronom.

Ucieczka od wolności, o której pisał Fromm polega na tym, że dokonywanie własnych wyborów stwarza rozmaite kłopoty, z których podstawowy polega na tym, że wybór jest niezwykle trudny zwłaszcza wtedy, gdy alternatywy są dosyć zbliżone. Wtedy właśnie, aby uniknąć wysiłku wolimy, aby wyboru dokonał ktoś za nas.

Nasze poszukiwanie pracy, rezygnowanie z pracy ma tego typu charakter. Z jednej strony interesują nas szeroko rozumiane wypłaty, bo nie tylko chodzi o pieniądze, ale także stosunki w danej firmie, możliwość promocji, możliwość uzyskania kierowniczego stanowiska - jest to ta atrakcyjność, ale równie ważne jest to co ja daję z siebie, jaki jest mój wkład, wysiłek. Stąd bardzo często rezygnujemy, szczególnie kiedy pojawia się jakaś alternatywa.

Wracając do Fromma myślę, że rozwój człowieka polega na tym, żeby nie dokonywać za niego wyborów, ale żeby robił to on sam, w sposób świadomy. > Najważniejsze spojrzenie na interakcje związane jest z poznawczą reprezentacja świata. Tzn. my zachowania drugiego człowieka .wrzucamy do rozmaitych kategorii, porównujemy z zawartością tych kategorii, ze stereotypami, egzemplarzami, które tam się znajdują. Jeżeli mój partner, czy partnerzy spełniają warunki prototypu ocenianego pozytywnie, to my ich akceptujemy, wchodzimy z nimi w interakcje, czujemy się z nimi dobrze (tu znowu zbliżmy się do hedonizmu, bo jeżeli nie ma rozbieżności, ale jest zgodność, to pojawia się przyjemność).

Przechodzimy do czegoś bardziej potrzebnego, co dało początek rozważaniom na temat menadżerów, kierowników itp. Wiąże się to z nazwiskiem Balesa. BAlEs był drugim obok Lewina, który miał duży wpływ na to. co początkowo działo się \\ badaniach małych grup. Wprowadził on podejście interakcyjne, tzn. badanie grupy jako systemu interakcji. Bałeś badał tzw. grupy zadaniowe.

Jego ukochane grupy to były grupy studentów, które rozwiązywały dwa rodzaje zadań:

-jeden typ, to zadania szachowe np. mat w trzech posunięciach,

- inny typ zadania, to przygotowywanie przyjęcia weselnego. Zadaniem studentów, którzy siedzieli za lustrem będącym jednostronną przesłoną, było obserwowanie interakcji zachodzących w kilkuosobowych grupach (do 9-u osób) i notowanie, która z 12-u interakcji zachodzi, między którymi osobami i jak długo trwa. Każdy student obserwował inną osobę. Nadano temu nazwę: IPA (analiza procesu interakcji).

Bałeś w oparciu o swoje wcześniejsze obserwacje stwierdził, że w grupach zadaniowych występuje 12 rodzajów interakcji, - kategorii, które można w rozmaity sposób grupować. Są to:

1. Okazuje solidarność ł innymi. Podnosi pozycję innych, udziela pomocy, nagradza.

2. Ujawnia i rozładowuje napięcia. Żartuje, śmieje się, okazuje zadowolenie, (ujawnianie i likwidowanie napięć. Żart, śmiech spełniają funkcję rozładowywania napięcia)

3. Wyraża zgodę, akceptuje, ulega, godzi się (ogólnie wyrażanie zgody).

4. Przedstawia sugestie, ukierunkowuje.

5. Wyraża opinie, oceny, analizy, ale również i życzenia.

6. Podaje informacje, powtarza je, potwierdza i wyjaśnia.

7. Prosi o orientację, informacje, powtórzenie i potwierdzenie (bierna w stosunku do kategorii 7)

8. Prosi o opinię, ocenę, analizę (odpowiada 5) 9 Prosi o sugestie, ukierunkowanie, możliwe sposoby działania (odpowiada 4) 10. Nie zgadza się, w sposób bierny odrzuca (okazuje bierne odrzucenie), zachowuje się formalnie,

powstrzymuje się od pomocy (nie zgadzanie się i jednocześnie odrzucanie interakcji z innymi). 11 Okazuje napięcie, prosi o pomoc, ale wycofuje się (z pomocy ?). 12. Ujawnia antagonizm, obniża pozycję innych, broni i potwierdza samego siebie (tu potwierdzanie

to źle rozumiana asertywność) Będąc we własnej grupie warto przyjrzeć się, jakie występują w niej interakcje.

• Pierwszych 6 kategorii to kategorie aktywne, gdzie coś się zapoczątkowuje.

• Kategorie: 7, 8, 9 to kategorie bierne, gdzie prosi się o coś, czegoś się oczekuje. Jest to bardzo ważne rozróżnienie, ponieważ są ludzie, którzy zapoczątkowują interakcje (np. ktoś powie: „zapraszamy wujka Józia na przyjęcie weselne"); ale są też tacy, którzy są biernymi odbiorcami już zapoczątkowanych interakcji (ktoś inny powie: „może zaprosilibyśmy wujka Józia na wesele")

Podział ten jest b. ważny, ponieważ tu zaczyna się problem, kto jest liderem, przywódcą w grupie. Możemy być pewni, że inicjowanie interakcji, albo już jest wskaźnikiem tego, że mamy do czynienia z liderem, albo ktoś taki ma większą szansę stać się nim. Jeżeli chce się być liderami to nie można siedzieć cicho i być tylko biernym odbiorcą interakcji innych, bo wiara w to, że ktoś mnie dostrzeże i doceni moje walory, które są niewidoczne, jest po prostu wiarą naiwną. Trzeba zwrócić na to uwagę nie tylko w stosunku do siebie, ale także gdy wystąpicie jako psychologowie, kiedy spotkacie ludzi zarzucających sobie: „dlaczego ja nie jestem promowany, dlaczego jestem nieśmiały". Trzeba wówczas zastanowić się co zrobić, aby jednak ktoś taki był widoczny. Ja nie jestem psychologiem klinicznym, ale najbardziej podoba mi się to co nazywa się „behavior modification", jest to tylko jedna z możliwości obok takich jak chociażby NLP (b. popularne obecnie). Inny podział:

• l, 2, 3 - to kategorie pozytywne emocjonalnie.

• l 0, 11,12-to kategorie negatywne emocjonalnie,

• zaś kategorie od 4 do 9, to kategorie neutralne, są to te najbardziej zadaniowe. Chcę zwrócić uwagę na trzy rzeczy:

1. W grupach zadaniowych badanych przez Balesa okazywało się, ze "5% interakcji to kategorie wiązane z rozwiązywaniem zadania (tj. 4 do 9). Wynika stąd ze, grupa zadaniowa w przeciwieństwie do towarzyskiej charakteryzuje się tym, że gdy rozwiązujemy zadania to: udzielamy informacji, prosimy o informacje, sugestie, oceniamy itd. Zaś 25% to interakcje emocjonalne, wśród których przynajmniej przy eksperymencie Balesa przeważały emocje pozytywne (od l, do 3, następne, te negatywne były rzadsze).

2. Z tego wynika, że na początku rozwiązywania zadania najwięcej jest interakcji typu: udzielanie informacji, pytanie o informacje itd. Interakcje emocjonalne pojawiają się na końcu, kiedy właściwie zadanie jest już rozwiązane. One pojawiają się wtedy gdy już jesteśmy zadowoleni z rozwiązania zadania, wiadomo bowiem, że zadanie to jakaś rozbieżność, między pewnym oczekiwanym stanem, a stanem istniejącym.

3. Historia ta pozwala na wyodrębnienie dwóch typów kierowników i to okazało się najważniejsze:

• Kierownikami są ci, którzy inicjują interakcje, czyli ci, którzy udzielają informacji, opinii, sugestii (ale nie tylko). Osoby inicjujące interakcje tego typu są kierownikami zadaniowymi. Są to osoby zorientowane na to, żeby grupa rozwiązała zadanie.

Kierownicy, których Bałeś nazwał socjoemocjonalnymi są to ci, którzy inicjują pierwsze trzy kategorie, czyli redukują napięcia w grupie i wprowadzają w grupie miły stan emocjonalny.

Aby grupa dobrze funkcjonowała potrzebni są i ci pierwsi, i ci drudzy.

Kiedy zastosowano socjometrię do tych ludzi okazało się, że bardziej lubiani są ci socjoemocjonalni niż ci zadaniowi, szczególnie w pierwszej fazie, w pierwszych kolejnych interakcjach w grupie. Tzn. kierownik zadaniowy jeśli mniej lubiany, niż kierownik .socjoemocjonalny.

W podręcznikach dotyczących psychologii organizacji, znaleźć można dziesiątki różnych koncepcji na temat typów kierowników. Nazywa się ich różnie: zorientowani na zadanie, na ludzi, zorientowani na przedmioty itd., ale tak naprawdę sprowadza się to do wyżej przedstawionego podziału.

Ludzie mądrzy dochodzą do wniosku, że najlepiej byłoby znaleźć takiego kierownika, który jednocześnie jest i zadaniowy i socjoemocjonalny i myślę, że jest to możliwe. Dobry kierownik powinien mieć umiejętności z jednej strony tego, żeby grupa rozwiązywała zadania, a więc mieć wiedzę i umiejętności wykorzystania tej wiedzy, ale z drugiej strony być w stanie doprowadzać w grupie do wysokiego morale, tzn. do tego, żeby członkowie byli umotywowani, żeby nie było konfliktów, aby atmosfera była rzeczywiście przyjemna, żeby było jak najmniej wewnętrznych problemów.

Grupy, w których występuje dużo emocji negatywnych:

• W grupach przedszkolaków - chociaż powstaje pytanie, czy jest to grupa. Interakcje są, ale są one często negatywne (zabieranie zabawek w piaskownicy, uderzanie łopatką, sypanie piachem).

Brytyjscy psychologowie wykryli, że grupy, w których przeważają negatywne emocje i gdzie bardzo trudno jest w związku z tym rozwiązać zadania, są gremia kierownicze związków zawodowych. Tam dominują konflikty i być może jest to związane z silną potrzebą władzy.

Przechodząc do roku 98 chcę opowiedzieć o badaniach przeprowadzonych przy okazji robienia doktoratu przez Joannę Czarnota-Bojarską. Bojarska zbadała 66 osób - uczniów klas maturalnych, którzy dyskutowali na temat tego jak ulepszyć polską maturę. Cały przebieg dyskusji (ok. 45 min.) w 10-u badanych grupach nagrano z ukrycia za pomocą kamery. Studenci zamieniając się w sędziów kompetentnych oceniali stopień zaangażowania i rodzaje działań poszczególnych osób biorących udział w dyskusji. Następnie wszystkich członków wszystkich grup oceniano według sześciu wymiarów, na 10-cio stopniowych skalach. Te wymiary to:

1. Wpływ na przebieg dyskusji: od znikomego - nie zabierał w ogóle głosu; do zasadniczego -świadomie kierował dyskusją, wyznaczał jej temat.

2. Udział w ustaleniach: od znikomego - nie miał propozycji; do wielu propozycji.

3. Dominowanie: brak - ulegał sugestiom i zdaniom innych; do 10 punktów - broni agresywnie swojego zdania, narzuca innym swój punkt widzenia, przekrzykuje, zmusza do uległości

4. Integrowanie (przypomina lidera socjoemocjonalnego): od - obserwowany nie zwraca uwagi na nastrój w grupie, nie zauważa osób wycofujących się z dyskusji, do 10 - obserwowany zwraca dużą uwagę na samopoczucie innych, podtrzymuje osoby wycofujące się. dba o dobry nastrój.

5. Indywidualizowanie: obserwowany słucha wypowiedzi innych, nie przeszkadza w dyskusji, nie podejmuje wątków osobistych; 10 - obserwowany ostentacyjnie nie słucha innych Jest złośliwy, wygłasza nieprzyjemne uwagi osobiste, przeszkadza w dyskusji, (punktu 6 profesor nie podał) Następnie wykonano analizę ciusterową, czyli analizę skupień i wybrano skupienia wymiarów, gdzie korelacja była dosyć wysoka. Pozwoliło to na wykrycie trzech typów ludzi. Są to:

Bobry - mają stosunkowo duży wpływ na dyskusję, udział w ustaleniach, nie są jednak dominujące. Są raczej uległe. Starają się integrować pracę grupy. Zdecydowanie unikają zwracania się do poszczególnych osób. Mają wpływ na dyskusję, ale nie są dominujące. Są też w jakimś sensie uległe, ale też przypominaj ą kierowników socjoemocjonalnych, tj. starają się integrować grupę.

Myszy - to drugi ciuster. Podporządkowują się wskazaniom innych, nie mają wpływu na dyskusję, ani na końcowe ustalenia. Nie są dominujące, nie starają się integrować grupy.

Lwy - podobnie jak bobry, mają znaczny wpływ na przebieg dyskusji, duży udział w ustaleniach, ale w przeciwieństwie do bobrów są silnie dominujące. Nie ulegają i nie integrują grupy.

Są to „przezwiska" dla trzech typów ludzi, którzy pojawiają się w grupach, ale którzy być może czasami zamieniają się rolami. Ktoś może być myszką, kiedy chodzi o maturę, a mógłby być lwem, kiedy chodzi o wyniki sportowe.

Bojarska wykorzystała także socjometrię i zapytała wszystkich badanych o dwie rzeczy:

• „Gdybyś miał jeszcze brać udział w dyskusjach, z kim chciałbyś współpracować?"

1. 19,58 - to średnia jaką otrzymały bobry,

2. myszy - 5,80;

3 lwy- 13,18. Wyniki pokazują, że w pierwszym rzędzie do współpracy wybieramy bobry, na drugim miejscu lwy.

• „Kogo zaprosiłbyś na imprezę?" Kolejność została odwrócona:

1. lwy są na pierwszym miejscu - 12,02,

2. bobry - 10,85, tu różnica nie jest tak bardzo istotna;

3. myszki - 4,42.

Wynika stąd, że jednak trzeba starać się być widocznym i nie być myszą, ponieważ źle to skutkuje, jeżeli idzie o wybór zarówno do pracy jak i do zabawy.

Badania Bojarskiej dotyczyły samokontroli. Jest tu pewna wątpliwość metodologiczna. Brakuje dodatkowej analizy, która brałaby pod uwagę płeć wybierającego i płeć wybieranego, jeśli impreza o której mowa miałaby charakter taneczno-towarzyski, gdzie na ogół wybiera się osobę płci przeciwnej. Należałoby zastanowić się, czy płeć nie odgrywa tu jakiejś roli. W pracy tej również nie zawarto danych ile było dziewcząt, a ilu chłopców w badanych grupach.

Następnym ważnym parametrem jest cel grupy.

Można ilustrować to za pomocą rysunku, przedstawiając fragment przestrzeni, która ma wartość pozytywną dla grupy jako całości. Na przykład zadaniowa grupa wspinaczy górskich, dla których wejście na Mount Everest ma dodatnią wartość. Cel ten ma wartość na tyle dodatnia, że można wyrazić to jakąś siłą, która powoduje, że ludzie ci podejmują działania, aby znaleźć się na szczycie, czyli w tym miejscu przestrzeni, które dla nich ma szczególną pozytywną wartość, wobec tego siły te działają na grupę jako na całość i oczywiście na poszczególnych jej członków.

Powiada się, że jeżeli grupa osiągnie ten cel i znąjdze się na szczycie, to działalność związana ze znalezieniem się tam zostaje przerwana. Przerywamy swoją działalność, co w przypadku zdobywania szczytów nie jest prawdą, bo często trudniej jest zejść ze szczytu niż dostać się na niego. Bardzo dobrze widać to na przykładzie dążenia Polski do wejścia do NATO, kiedy tzw. dyplomacja polska, którą

można potraktować jako grupę, wykonywała dziesiątki różnych zabiegów, żebyśmy stali się członkami NATO. Po osiągnięciu celu pojawiła się ulga. Grupa zwana dyplomacją osiągnęła swój cel

CEL GRUPY

0x01 graphic

Można rozpatrywać to w kategoriach napięcia i redukcji napięcia. Tzn. cel nas pociąga, bo ma dla nas wartość dodatnią, ale fakt rozbieżności wynikający z tego, że nie jesteśmy w miejscu przestrzeni, które jest uznawane za cel, jest tym, co powoduje dużą rozbieżność i wynikający z tego stan napięcia. Napięcie jest redukowane, kiedy cel zostaje osiągnięty. Jest tu wyraźna analogia z tym, co nazywamy celem indywidualnym. Cel indywidualnym, to także jakieś miejsce w przestrzeni (słowa: „cel" i „miejsce" trzeba traktować abstrakcyjnie), np. ukończenie studiów i zdobycie tytułu mgr. psychologii.

Cel grupowy jest więc czymś b. pozytywnym, miejscem, w którym grupa jako całość chce się znaleźć i jeżeli się znajdzie to typ aktywności związany z dochodzeniem do celu ulega przerwaniu. Oczywiście zdążają się grupy, podobnie jak ludzie, którzy są niezwykle silnie zorientowani na osiągnięcia. Np. wspinaczom nie wystarcza zdobycie jednego 8-tysięcznika, ale muszą zdobyć wszystkie, to niezwykle rzadkie przypadki. Podobnie grupy sportowców, dla których dzisiejsze zwycięstwo to już przeszłość, już myślą o następnym i tu ze smutkiem można patrzeć na tych, którzy za cenę kontuzji nie są w stanie wycofać się.

Cele grupy :

Niezwykle ważne rozróżnienie, na które kierujący grupą powinien zwracać uwagę, to:

Cel operacjny to taki, kiedy jesteśmy w stanie pokazać jakie operacje musimy wykonać jako grupa, żeby cel osiągnąć

* Cel nieoperacyjny, kiedy nie można określić, co trzeba zrobić, żeby osiągnąć dany cel. Przykładem celu nieoperacyjnego jest: „rozwój polskiej psychologii", ponieważ nie można pokazać operacji, które mają doprowadzić do osiągnięcia takiego celu. Natomiast, jeżeli jakaś grupka wyznaczy sobie cel: „przeprowadzenie badanie na temat czynników prowadzących do narkomanii u młodzieży" -- tu cel grupowy jest wyraźnym celem operacyjnym, ponieważ można pokazać operacje, które prowadzą do jego osiągnięcia.

Warto zwrócić uwagę na to, czy grupa ma w ogóle jakiś cel i jaki jest ten cel. Czy jest jakiś wspólny grupowy cel, czy jest to raczej zbiór podobnych celów indywidualnych. Ukończenie studiów to cel indywidualny występujący zapewne u wszystkich studentów, który być może mógłby zamienić się w cel grupowy, W przypadku ukończenia studiów byłoby to możliwe raczej w małych grupach np, jakiś wspólny projekt badawczy, którego dane posłużą każdemu do zrobienia pracy magisterskiej. Niektórzy mówią że podobieństwo celów indywidualnych = cel grupowy, ale nie jest to prawdą. Przykład: trzej chłopcy, którym podoba się ta sama dziewczyna. Cele są podobne, ale nie można tu mówić o celu grupowym.

Zachęcam do tego, aby zamieniać cele nieoperacjne grupowe, na cele operacyjne Przesłanką do rozpadnięcia się grupy jest brak posiadania celu operacyjnego. Oczywiście z wyjątkiem grupy towarzyskiej, która spotyka się po to, aby przyjemnie spędzić czas Kiedy chodzi o osiągnięcie czegoś. wtedy ważne jest aby cel był operacyjny. Tu może pojawić się wielki problem: cele, podcele i zadania, które czasami ulegają zamianom. Np. młoda rodzina, która nie ma mieszkania, lub zbiera pieniądze na samochód - czy jest to cel, czy jest to zadanie na jakiś odcinek czasu. Może jest to podcel operacyjny celu głównego, którym jest: podnoszenie poziomu materialnego rodziny.

Cel operacyjny także mobilizuje nas do działań, o ile nie jest on nieprawdopodobny. Zgodnie z ideą prof. Tomaszewskiego: V • P (gdzie: V - wartość; P - prawdopodobieństwo osiągnięcia celu) -jeżeli prawdopodobieństwo jest zerowe, cel jest mało angażujący.

Cel operacyjny jest niezwykle ważny.

Trzeba sobie zawsze zadać pytanie:

4 czy grupa w ogóle ma cel;

• czy grupa nie ma więcej niż jednego celu i czy one nie pozostają w konflikcie;

4 czy cele są, czy nie są celami operacyjnymi.

Dobry kierownik powinien zwracać uwagę na to, żeby grupa rzeczywiście miała cel, żeby w miarę możliwości tych celów nie było b. duże i aby nie były one sprzeczne ze sobą. Najważniejsze jest, żeby cel był operacyjny lub po prostu cel jasny. Dopiero cel operacyjny jest celem jasnym, w przeciwieństwie do ogólników.

PSYCHOLOGIA SPOŁECZNA wkład 13-14

W działaniach indywidualnych podobnie jak w grupie powinna obowiązywać zasada, aby cel był operacyjny. Na operacje można spojrzeć także z innego punktu widzenia: ludzie bardzo często funkcjonując w grupach nie mają wyraźnej jasności co do tego jaki jest cel grypowy. Przeprowadzano badania, w których porównywano jak funkcjonuje grupa, która wie co robi i co jest celem poszczególnych działań tej grupy z inną grupą której członkowie wykonuj ą jakieś czynności, nie wiedząc czemu to służy.

Gdy cel jest jasny:

• bardziej lubi się to, co się robi;

• mniej napięć pojawia się w grupie;

• mniej jest wrogich uczuć między członkami grupy;

• tym bardziej grupa jest dla nas atrakcyjna, bardziej lubimy taką grupę;

• osiągnięcia grupy są większe w związku z przestrzeganiem przez członków grupy pewnych norm. Jest to bardzo ważne. Widać to na przykładzie dobrych firmach, które organizując rekrutację pracowników, starają się pokazać nowo rekrutowanym cały zakład wraz z wytworem końcowym tej firmy tj. tego, co ten zakład oferuje. Taki obraz celu, czyli końcowego wytworu, jak i działów takiego przedsiębiorstwa, a więc pokazanie placówki jako całości jest realizowaniem wcześniej wymienionych rzeczy. Na UW nigdy nikomu nie przyszło do głowy, żeby poznać nowych pracowników ze strukturą tej placówki, stąd niektórzy np. studenci nie wiedzą gdzie jest rektorat uczelni. W ten sposób nie ma się właściwie żadnej mapy poznawczej takiej placówki, jak też będąc na uczelni nie bardzo się wie co tam się robi, jakie książki się wydaje, jakie projekty badawcze się prowadzi itd. Istotne jest czy grupa posiada cel, jaki on jest i czy jest jeden czy więcej. Np, czy rodzina jako grup ma więcej niż jeden cel. Czy w grupie jest cel operacyjny (czy jest jasny czy nie), czy zbliżamy się do celu, czy stoimy w miejscu, czy się od niego oddalamy - to jest bardzo ważne. Zdarza się, że jakaś firma stoi w miejscu, coś produkuje, ale nie są podejmowane żadne operacje aby coś zmienić. Historia FSO, gdzie ponad 20 lat produkowano Poloneza i firma nigdy nie była w stanie zrobić kroku do przodu, aby wykonać lepszy produkt - przykładem na to, że możemy nie umieć postawić sobie celu.

Geneza celu grupowego:

• Cel może być narzucony z zewnątrz, jeżeli grupa jest fragmentem większej organizacji. Np, studenci III roku ATK. W większości sytuacji, cele są narzucane z zewnątrz, bowiem grupa jest elementem większej całości, zaś ta całość już wypracowała sobie cele, które ma realizować.

• Cel może być wynikiem interakcji członków grupy. Np, w grupie towarzyskiej w wyniku dyskusji ustala się gdzie i jak spędzimy wakacje - jako cel operacyjny. Bardzo często grupy wykonują takie interakcje - wzajemne wywieranie na siebie wpływu w wyniku, którego są stawiane jakieś cele. Czasami sytuacja jest mieszana, lub jest tak, że grupa jest elementem większej całości, ale ma np. niezwykle duży zakres swobody. Przykładem - funkcjonowanie różnych wspólnot, gdzie ma się wrażenie, że jest jakaś ogólna struktura celu, wynikająca z przynależności do szeroko rozumianej wspólnoty religijnej, ale to co robią dwie mniejsze wspólnoty będące częścią tej większej, wskazuje na niezwykle duże różnice między nimi, czasem można zastanawiać czy to jest to samo. Tak więc w ramach szeroko rozumianej grupy, wyniku interakcji stawiane są konkretne, ale bardzo specyficzne cele.

Rola kierownika w zależności od tego jakiego rodzaju jest cel:

Gdy cel jest narzucany z góry:

Kierownik będący fragmentem hierarchii władzy jakiejś organizacji, może być tym, który transmituje do grupy cele tej organizacji płynące z góry, jakby narzucając je.

Kierownik będący fragmentem hierarchii władzy, nie tylko transmituje cele grupy, ale próbuje przekonać podwładnych do zaakceptowania celu, próbuje wzbudzić w członkach akceptacje celu.

Gdy cel jest wynikiem interakcji między członkami grupy:

Przywódca charyzmatyczny to ten, który potrafi zwerbalizować w odpowiednim momencie indywidualne cele wszystkich członków grupy, które jednocześnie są celem zbiorowym. Jest to związane jak najbardziej z polityką, czasami z jakimiś grupami religijnymi Czasem dzieje się tak w jakimś przedsiębiorstwie, gdzie wszyscy dostrzegają, ze dzieje się cos złego, ze jest nie dobrze i nagle pojawia się ktoś, kto wygłasza hasło, które staje się jednocześnie Jednym celem dla wszystkich. Np. przywódca wygłasza hasło, które oddziaływuję na innych i jest akceptowane przez wszystkich, także przez przeciwników. Takim przywódcą charyzmatycznym był \v 89 r Wałęsa i obok szeregu innych, hasło tworzenia wolnych związków zawodowych. Ludzie mieli wówczas poczucie, ze coś trzeba zrobić, bo tak dalej być nie może. Jest to więc przywódca, który formułuje jakiś cel. hasło. który jest akceptowany przez wszystkich, nawet przez przeciwników. Okazało się, że w okręgu wyborczym Warszawa Śródmieście, do którego przydzielone były wszystkie placówki służb dyplomatycznych za granicą (wszyscy pracownicy byli wówczas członkami nomenklatury), większy procent dyplomatów głosował na „Solidarność" niż zwykli wyborcy - co ośmieszyło wówczas Jerzego Urbana, ponieważ sądzono, że właśnie w Śródmieściu Warszawy uzyska się największe poparcie dla strony rządowej.

• Kierownik może ułatwiać nasze interakcje, aby doprowadzić do sformułowania celu ważnego dla grupy -jest to kierownik demokratyczny. Taki kierownik pokazuje jakie są możliwości, pomaga, nakłania do dyskusji w celu podjęcia najlepszej decyzji. Wiedza o celu i o jego tworzeniu prowadzi nas do podstawowego rozróżnienia dwóch stylów kierowania, ale także stylów funkcjonowania w grupach. Style kierowania i funkcjonowania w grupach:

autokratyczny - gdzie kierownik decyduje m. in. co jest celem, członkowie grupy nic nie mają do powiedzenia;

demokratyczny - członkowie grupy decydują co jest celem grupowym;

Kierownik demokratyczny ułatwia grupie skonstruowanie własnego celu, zaś kierownik autokratyczny wie najlepiej.

W małej grupie mamy do czynienia z formą demokracji bezpośredniej, gdzie każdy może zabrać głos i w ten sposób dochodzi się do sformułowania wspólnego celu np. przez głosowanie metodą większościową. Jest to oczywiście tylko jedna z metod, bo jeżeli będą to duże społeczeństwa, jak nasze, wtedy mamy do czynienia z demokratycznym system kierowania i reprezentantami władzy. Posłowie i senatorowie są tego przykładem. Kiedy jest jakaś ważna sprawa, nad którą wyborcy mają głosować wówczas senatorowie i członkowie Izby Reprezentantów w USA są zarzucani bardzo dużą ilością listów od wyborców, które muszą brać pod uwagę. Czasami za pomocą wysyłania takich listów możliwa jest manipulacja.

Sposób oceniania ludzi:

4 Z punktu widzenia wkładu jaki dany członek wnosi w tworzenie celu grupy. Są ludzie, którzy niezwykle łatwo tworzą cele, czasami są to pomysły nierealistyczne. Tacy ludzie są ważni kiedy tworzy się cel. Ocenia się ich z punktu widzenia przydatności.

• Jaki jest wkład poszczególnych ludzi w osiąganiu celu. Są tacy, którzy mają największy wpływ w

to aby grupa osiągnęła cel, ale są i tacy, którzy przeszkadzaj ą w osiąganiu celu przez grupę. Rozróżnienie to jest ważne dla tych, którzy oceniają innych ludzi lub doradzają w tej kwestii innym. Wtedy warto zastanowić się, czy dany człowiek rzeczywiście przyczyniał się do osiągania celu, w jakim stopniu i jak to robił, tzn. czy jest to oparte na faktach, a nie na pomysłach.

Rozwiązywanie konfliktów wewnątrzgrupowych.

Zagadnienie to jest związane z nazwiskiem Muzafer Sherif (Turek pracujący w USA), który badał jak najskuteczniej można rozwiązywać konflikty między grupami.

Eksperyment: do obozu zorganizowanego na odludziu (40 km do najbliższego miasta) \\v\\ieziono grupę 13-letnich chłopców, którzy się nie znali. Losowo rozdzielono ich do dwóch grup W okresie 48 godzin z przypadkowo dobranych osób wykształciły się już grupy. Wskaźnikami istnienia grup było to, że: - pojawiła się struktura (lepsi, gorsi; silniejsi, słabsi);

- pojawiły się normy (nazwa grypy, tajemnice grupy). Powtórnie rozdzielono te grupy i ich przetasowano, znowu po 48 godzinach pojawiły się dwie nowe grupy. Wywołano konflikt: po powrocie z wędrówki jedna z grup zastała stół, na którym był przygotowany posiłek kompletnie zdemolowany. Jedna grupa posądziła o to członków drugiej grupy, co nie było prawdą ponieważ zrobili to eksperymentatorzy. Wytworzyła się bójka. Muzafer Sherif próbował różnych sposobów rozwiązywania konfliktu:

• Przez spotkanie liderów i negocjacje (kompromis, ugoda). Wzięto liderów grup, którzy próbowali się ułożyć w obecności prowadzących obóz. Gdy to się udało liderzy po powrocie do swoich grup uznani zostali za zdrajców i przestali być liderami. Tak dzieje się często, gdy konflikt jest bardzo ostry.

• Próbowano rozładować konflikt przez zawody sportowe. Zorganizowano zawody, m. in. przeciąganie liny, gdzie wszyscy mogli brać udział, nie tylko reprezentacja. Nic to nie dało, konflikt narósł. Jest tak zwykle gdy jedni wygrywają, a drudzy przegrywają. Znamy problem kibiców.

• Zorganizowano ognisko, jako że kultura, muzyka są sposobem na rozładowanie konfliktu.

Również nie przyniosło to efektu. Ognisko wykorzystano do przygadywania, złośliwości. Wówczas badacze wpadli oni na pomysł, którego jak dotąd nikt nie podważył, choć jest niezwykle trudny do zrealizowania:

Stworzenie wspólnego celu i zrealizowanie go. Jest to najlepszy sposób na znaczne złagodzenie

konfliktu. Wykonano dwa eksperymenty związane z piciem i zjedzeniem:

- Uszkodzono wodociąg (obóz był w stanie Oklahoma, gdzie dominuje bardzo gorący klimat w USA). Grupy musiały podzielić się odcinkami linii wodociągowej, którą należało w całości sprawdzić i naprawić. Naprawiono uszkodzenia.

- Ciężarówka, dowożąca żywność zepsuła się (fikcyjnie) wiele kilometrów od obozu. Chłopcy musieli przyciągnąć tę ciężarówkę aby móc zdobyć jedzenie. Użyto liny. Każdą część liny ciągnęła inna grupa. Po upływie pewnego czasu grupy wymieszały się. Według Muzafera Sherifa to był koniec konfliktu. Wspólna interakcja zmierzająca do realizacji celu, była tym, co likwiduje konflikty.

To co dzieje się z różnymi konfliktami w Europie właśnie polega na stawianiu sobie wspólnych celów i to powoduje, że przestajemy być w konflikcie nawet z tymi, z którymi konflikt był bardzo ostry. Np. stosunek Polaków do Niemców - niezwykle fascynujące zjawisko dla psychologa. Zwykle bardzo trudno jest znaleźć wspólny cel, gdy strony są bardzo zwaśnione (Kossowo). Ustanowienie pozytywnego celu dla grup pozostających w konflikcie jest niezwykle trudne, ale II w. św. dowodzi, że kraje pozostające w konflikcie potrafiły współpracować w walce z Niemcami (Francuzi i Anglicy). Widać więc, że wspólny cel daje się realizować, a wspólne działania przyczyniają się do pojawienia się tolerancji w stosunku do innych (działalność Ojca Świętego ma taki charakter).

Aby osiągnąć cele trzeba wykonywać zadania grupowe. Czasem trudno jest ocenić co jest celem, a co zadaniem. Wydaje się, że zadanie jest podporządkowane celowi. Ważne są dwie rzeczy:

• w przypadku zadania grupowego musi ono być podzielne na sensowne części,

• a każdą z tych części może realizować inny członek grupy. Zadanie grupowe musi być zadaniem, którego osiągnięcie jest związane z sensownym podziałem czynności związanych z rozwiązywaniem na części tak aby każda z tych części mogła być realizowana przez innego członka grupy. Wyróżniane są różne typy zadań grupowych.

Porządne zadanie grupowe ma cechy tych poszczególnych zadań. Są to:

Zadania addytywne. w których wynik zależy od dodawania poszczególnych fragmentów zadania wykonanych przez poszczególnych członków grupy (zadania szkolne), {inne profesor pomija}

Badania m. in. nad addytywnymi zadaniami pokazują, że kiedy wykonujemy zadanie pojawia się coś co zostało nazwane efektem Ringermanna. Ringermann to profesor francuski zajmujący się rolnictwem, którego zafascynowało to, że dwa konie ciągną wóz gorzej niż gdyby dodawać siły ciągnięcia tych koni kiedy każdy ciągnąłby jeden wóz. Ringermann postanowił przenieść to na ludzi i okazało się, że ludzie zachowują się podobnie jak konie. Im więcej jest osób do ciągnięcia tym spadek siły ciągnięcia jest coraz większy. Analizowano jakie są straty w zależności od liczby osób w wyniku czego okazało się, że przy 8 osobach strata sięga 50% w stosunku do sumowanej siły tych osób.

Straty związane z zadaniami grupowymi:

• ok. 50% to straty motywacyjne (związane z obniżoną motywacją gdy w zadaniu uczestniczą inni)

• ok. 50% to straty związane np. z przeszkadzamy sobie nawzajem. Nazywane przez niektórych stratami koordynacyjnymi - być może nie słusznie.

Normy grupowe:

Norma społeczna to przepis, który mówi o tym jak powinien lub jak nie powinien zachowywać się człowiek będąc członkiem społeczności, kultury czy grupy. Każdy z nas jest otoczony trzema rodzajami norm. Rodzaje:

Normy ogólnospołeczne, czasami przenoszone na teren konkretnych grup. Np. członek grupy powinien być lojalny wobec innych członków, wobec swojej społeczności. Gdy przekraczamy tę normę, mówimy o zdradzie. We wszystkich społeczeństwach, kulturach, grupach zdrada jest jedną z najgorszych rzeczy, a zdrajcy są w rozmaity sposób karani. Przykład: jak duży kłopot mają Polacy z oceną działań płk Kuklińskiego. Jest to niezwykle ważna norma gdyż decyduje o utrzymaniu się bądź nie przy życiu społeczeństwa, grupy. Liczne przykłady norm kulturowych np. całowanie kobiet w rękę, norma obecna już tylko w naszej kulturze, choć i tu zanika.

Normy, które pojawiają się zwykle w wyniku interakcji, szczególnie w małych społecznościach małych grupach. Są to normy charakterystyczne właśnie dla danej grupy.

Od norm społecznych i grupowych należy odróżnić role. Role to także przepisy, ale dotyczące tego jak powinien zachowywać się członek grupy, który zajmuje określoną pozycję. Np. o ile wszyscy powinniśmy nie zdradzać, to coś specjalnego obowiązuje lidera. Np. od lidera w zakresie statystyki, oczekuje się, że jeśli jest jakiś problem to on pomoże go rozwiązać. Np. zwracamy uwagę na to jak ubrani są prezydenci różnych krajów, ponieważ mamy jakiś obraz roli człowieka, który zajmuje określoną pozycję. Oczywiście zdarzają się przykłady skrajne. Są ludzie, którzy nie przestrzegają takich norm i to strasznie nas razi (minister Pałubicki, ubiera się w swetry tworząc w ten sposób znaczny dysonans na tle panów w ciemnych garniturach). Pewne wzorce, które odbiegają od normy związanej z rolą społeczną mogą stać się nową normą społeczną, np. inni także mogą zacząć chodzić w swetrach. W grupach przestępczych liderem nie musi być najsilniejszy, ale ten który ma najlepszy pomysł na „skok" i za to będzie szanowany, ale on musi ujawniać tę swoją wiedzę i umiejętności.

Funkcje norm na poziomie grupowym:

Normy pozwalają zachować identyczność grupy - tożsamość grupy. Np. nazwa grupy „Solideo" pozwala zachować identyczność grupy, mimo że ludzie w tej grupie mogą się zmieniać. Jest tak bardzo często w wielu organizacjach, że taka prosta norma decyduje o identyczności grupy, jej tożsamości.

Szereg norm grupowych pozwala utrzymać grupę przy życiu. Np. jeżeli normą grupową organizacji o nazwie „Koło naukowe" jest przychodzenie na zebrania, a członkowie grupy nie przychodzą na zebrania to grupa przestaje istnieć. Inny przykład: grupa koszykarzy i trenowanie jako norma; jeśli nie będą stawiać się na treningach grupa rozpadnie się.

Przestrzeganie norm daje możliwość osiągnięcia celu Ci koszykarze, którzy trenują, mają szansę wygrywania i osiągania jakiegoś celu. Tak jest z naszą cechą narodową - nas Polaków, że my niesłychanie chętnie podejmujemy rozmaite ciekawe cele, a z realizacją jest gorzej. Jest tak między innymi dlatego, że nasze normy społeczne nie zawsze są porządnie zinternalizowane i wobec tego one nie sterują naszym zachowaniem w dostatecznym tego słowa znaczeniu. Warunkiem tych trzech rzeczy jest nie tylko istnienie norm ale ich przestrzeganie.

Funkcje norm na poziomie indywidualnym:

Czasem normy pozwalają nam lepiej zrozumieć świat w którym żyjemy. Jeśli znajdujemy się w takiej grupie, w której wszelkie zło, które ludzi spotyka to „żydowski spisek" - taka norma, to członek takiej grupy będzie uważał, że wszystkiemu są winni Żydzi. Wówczas łatwo jest zrozumieć świat społeczno-polityczny, bo gdy coś się pogorszyło w gospodarce, to wiadomo - winni są Żydzi. Oczywiście, jak mówiłem wcześniej elementem osobowości autorytarnej jest spostrzeganie świata w kategorii spisku.

Z drugiej strony istnienie norm, które są przestrzegane pozwala nam przewidywać zachowania innych członków grupy. Normy powodują, że wiemy czego można oczekiwać od innych. Np. jeżeli normą grupy jest pomaganie sobie, to wiadomo że można takiej pomocy oczekiwać; jeśli takiej normy nie ma wówczas wiadomo, że pomocy się nie dostanie.

Wynika stąd że normy pozwalają nam lepiej funkcjonować, z jednej strony ułatwiając nam zrozumienie świata w którym żyjemy, a z drugiej strony,, co jest nie zwykle ważne pozwalają przewidywać czego można oczekiwać

Wszyscy czujemy się zaniepokojeni, kiedy następuje rozbieżność między zachowaniem jakiegoś członka grypy a jakąś normą , nie zawsze zresztą jeszcze zwerbalizowaną (np. kiedy wciąż jakiejś osoby a wychodzą z sali podczas wykładu, wykładowca może poczuć zaniepokojenie z powodu złamania normy organizacyjnej)

Skąd biorą się normy grup :

Uczymy się błyskawicznie i przyswajamy je na długo Badania wykazują że przedszkolakowi świeżo przybyłemu do grupki w przedszkolu zajmuje to 2 tygodnie/

Klasyczne Studium Bennington college, pokazuje dziewczęta pochodzące z bogatych republikańskich domów w Bennington (stąd nazwa eksperymentu), gdzie była niezwykle liberalna jak nowe czasy grupa nauczycieli Newcomb był Jednym z tych którzy zrobili tam badania Chodziło o proces uczenia się postaw, norm liberalnych przez dziewczęta wywodzące się z domów niezwykle konserwatywnych. Newcomb badał jak szybko to się dzieje i jak głęboko jest to zinternalizowane

Przyjęcie nowych norm i postaw wiązało się m. in. z tym, że większość dziewcząt po rozpoczęciu nauki w szkole zaczęła głosować na demokratów, co na owe czasy, przed II w. św. było wyraźnie wbrew rodzinie. Był to jeden wskaźnik. Ale po 30-u latach Newcomb postanowił dotrzeć do tych samych pań i zobaczyć czy normy przyswojone 30 lat wcześniej trwają. Okazało się, że po 30 latach większość tych pań nadal akceptowała normy liberalne i wskaźnik - głosowanie na demokratów. Tylko te wróciły do norm domu rodzinnego, których mężowie akceptowali normy konserwatywne.

Inny przykład tego jak normy są przekazywane związany jest z nazwiskiem Muzafera Sherifa, który wykorzystał efekt autokinetyczny. Efekt autokinetyczny to taki, który często znajduje się u podłoża bardzo wielu cudów. Kiedy np. patrzymy na obraz i wydaje nam się, że postać zaczyna mrugać oczyma itd., co dla ludzi nie bardzo zorientowanych w psychologii jest podstawą do twierdzenia, że zdarzył się cud i stąd Kościół, który ma pewne doświadczenia na ten temat, nie spieszy się wcale z akceptacją tego rodzaju cudów.

Muzafera Sherifa wykorzystał efekt autokinetyczny do zbadania tego jak tworzą się normy i jak są one przekazywane z pokolenia na pokolenie.

Człowieka wprowadza się do kompletnie czarnego pomieszczenia, o którym nic się nie wie nawet jak ono jest duże, w którym pojawia się maleńki punkcik światła. Efekt autokinetyczny powoduje, że mamy wrażenie że światełko zaczyna się poruszać w płaszczyźnie pionowej, na skutek pobudzenia naszych procesów nerwowych. Badani są proszeni w kolejnych próbach np. po 5 osób o podanie na jaką odległość światełko porusza się. W pierwszej próbie pojawiły się b. duże różnice: jedni podawali 30 cm, inni 3 cm. Po przeprowadzeniu poszczególnych prób następuje uśredniane wyników tzn. bardzo wyraźnie, powolutku wszyscy zaczynają zbliżać się do podobnej oceny, leżącej gdzieś pośrodku między 3 a 33 cm, a więc około 15 cm. I to staje się normą. Potem w kolejnych próbach już wszyscy zaczynają mówić - 15 cm. Zwraca się tu uwagę na dwie rzeczy:

• Pewne normy, takie kiedy sytuacja jest niejasna są wynikiem interakcji,

• zaś ta interakcja polega na tym, że wymieniamy sobie (jak w tym konkretnym przypadku) oceny. W dalszej części eksperymentu zabierano osobę, która tę normę tworzyła i wprowadzano zupełnie nowego członka grupy. Okazywało się, że on bardzo szybko uczył się, że światełko ma 15 cm. Postępując w ten sam sposób w wyniku kilku prób wymieniono całą grupę tak, że nikogo z badanych na początku nie było, ale norma 15 cm nadal trwała. Eksperyment ten pokazuje z jednej strony na trwałość norm, ale z drugiej na coś w rodzaju międzygeneracyjnej transmisji norm grupowych. Z badań nad konformizmem przytoczę eksperyment Asch:

Słynny eksperyment Salomona Ascha, gdzie osoba badana poddawana była naciskowi grupowemu. Badanym przedstawiano trzy odcinki o długości A, B, C (pokazanej na rysunku niżej) i prezentowano w jakimś momencie inny odcinek do oceny oraz podawano polecenie aby wskazać któremu z trzech przedstawionych wcześniej odcinków on się równa. Współpracownicy eksperymentatora (o czym badany nie wiedział) mówili, że odcinek ten pod względem długości równa się odcinkowi A, co nie było zgodne z rzeczywistością.

0x08 graphic
A

0x08 graphic
0x08 graphic
B

odcinek do oceny

0x08 graphic
C

Okazało się, że 33% odpowiedzi (nie osób! -jak bardzo często podają podręczniki, co nie jest zgodne z prawdą) było zgodnych z naciskiem grupowym. Były takie osoby, które w ogóle nie ulegały. Różnice indywidualne były bardzo duże. Byli tacy, którzy zawsze ulegali w sytuacji naciski i tacy którzy ulegali tylko czasami oraz tacy, którzy ulegali b. często. Inną zaskakującą ciekawostką było to, że w ten sposób potrafiono wywołać eksperymentalnie halucynacje. Po zakończeniu eksperymentu Asch przeprowadzał wywiad ze wszystkimi badanymi, a potem wykonywał tzw. debriefing, czyli wyjaśnienie celu eksperymentu. Pytał badanych czy rzeczywiście widzieli, że ten odcinek A był długi. Okazało się, że wśród tej grypy osób było ok.. 9% takich, którzy twierdzili, że naprawdę odcinek oceniany był tej samej długości co odcinek A - jest to ewidentna halucynacja. Inni z badanych przyznali, że widzieli iż odcinki są nierówne, ale bali się narazić grupie; jeszcze inni mówili, że widzieli iż odcinki są nierówne, ale skoro inni byli zdania, że są równe to badanemu wydawało się, że to on się myli.

To dało początek dużej liczbie badań, które pozwoliły uzyskać wiele interesujących danych na temat tego, do czego zależy uleganie naciskowi grupy. Każdy z nas powinien pamiętać dla własnego dobrego, wewnętrznego samopoczucia, samooceny, aby jednak być krytycznym w sytuacji kiedy wszyscy mówią coś takiego, co wydaje nam się nie całkiem przekonywujące. Należy pamiętać, że każdy z nas jest ważliwy na nacisk grupowy i aby zachować swój ą tożsamość i, dobre samopoczucie, warto przypatrywać się krytycznie różnym sytuacjom.

Myślenie grupowe - nazwę wprowadził Janis (jest to trochę związane z konformizmem). Janis zastanawiał się nad tym jak to się dzieje, że grupy mądrych ludzi podejmują głupie decyzje. Zastanawiał się jak to się dzieje, że Rada Bezpieczeństwa Państwa przy prezydencie USA podejmuje głupie decyzje, w wyniku których narażone jest na szwank autorytet Stanów Zjednoczonych. Wzięło się to m. in. ze słynną inwazją w Zatoce Świń, gdzie Kennedy i ekipa zgodzili się na to aby przygotowani przez CIA imigranci z Kuby spróbowali zaatakować Kubę i obalić Fidela Castro. Ci dokonujący inwazji dostali mocno w kość, po czym byli wykupywani przez rząd USA w relacji: jeden kombatant za jeden traktor. Janis zastanawiał się jak do tego mogło dojść, innym przykładem była sytuacja z Wietnamem. Janis analizował szczegółowe dane dotyczące m. in. z posiedzeń gremiów podczas których podejmowano takie decyzje, co doprowadziło go do ciekawych wniosków. Czym charakteryzuje się myślenie grupowe w sytuacji konfliktu z przeciwnikiem:

Złudzenie nietykalności, które można określić powiedzeniem typu „nic nam nie zrobią".

•» Bardzo często dyskusje w grupach naprawdę mądrych ludzi nie dotyczą tego co trzeba zrobić ale usprawiedliwiania tego co zrobiło się poprzednio, a co nie całkiem wyszło. Dyskutuje się o tym że podjęto jednak słuszną decyzję.

• Niezachwiane przekonanie o wysokiej moralności własnej grupy. Przekonanie typu: „to my mamy

racje, my jesteśmy w porządku".

Przykładem jest wojna na Bałkanach i interwencja NATO, gdzie obie strony są przekonane o słuszności jednej strony konfliktu. Jest to niezwykle jednostronne myślenie, które potem dopiero trzeba rozbijać kiedy wchodzi się w prawdziwe negocjacje z przeciwnikiem. Negocjatorzy z Wietnamu i USA, którzy doprowadzili do pokoju stwierdzili, że były znacznie większe szansę dogadania się gdyby strony nie byli przekonali, że „my tylko mamy rację"

Na przeciwnika patrzy się w sposób stereotypowy:

Jest on „świnią". Głupi, słaby, nieetyczny; zaś my jesteśmy dobrzy. W ten sposób myślenie grupowe wiąże się z normami grupowymi.

• W takiej grupie mądrych ludzi podejmujących głupie decyzje jest nacisk na jedność poglądów i to jest rzecz niezwykle trudna do przezwyciężenia (Jugosławia).

• Jak się okazuje po latach z tym wiąże się złudzenie jednomyślności. Potem okazuje się, że różni mądrzy ludzie, którzy pisali wspomnienia np. Kisinger(?), sami mieli wątpliwości jednocześnie uważając że inni są pewni co do inwazji na Kubę. Po latach okazało się że tak myślała większość.

• Pojawia się autocenzura polegająca na nie przedstawianiu jakichś poglądów, które moim zdaniem

są nie zgodne z jednomyślnym jak mi się wydaje stanowiskiem grupy. Ale jest jeszcze druga, groźniejsza sprawa: ja nie przedstawiam negatywnych informacji, które mogłyby zagrozić tej jednomyślności. Jeśli np. wiem, że Fidel Castro jest mocny, a grupa ochotników jest słaba to ja na wszelki wypadek tego nie przedstawię.

Jest to autocenzura podwójna: nie ujawnianie swoich poglądów innych niż poglądy całej grupy, ale jednocześnie nie przedstawianie negatywnych informacji.

Idąc dalej, niezależnie od tego, co się dzieje w grupie jeśli mamy jakieś ekspertyzy, które podważają to, co się w grupie dzieje, dotyczące negatywnych stron to są one nie ujawniane. Podobnie sprawy się miały z niektórymi z reform u nas. np. ekspertyzy dotyczące reformy służby zdrowia, które były robione, jednak w efekcie nie zostały wzięte pod ich uwagę.

My jesteśmy dobrzy, oni są źli i wobec tego nasze jednomyślne stanowisko i pojawiająca się autocenzura oraz nie dopuszczanie pewnych informacji sprzecznych z naszą jednomyślną decyzją np, ekspertyz.

Przeciwdziałanie zjawisku myślenia grupowego (jak zapobiegać):

Poinformowanie gremiów o istnieniu takich zjawisk, które może doprowadzić do głupich decyzji. Zanim podejmiemy decyzję pamiętajmy że istnieje zjawisko myślenia grupowego, które może doprowadzić do podjęcia decyzji głupich. Ważną informacją jest to, że większość liderów za nic nie będzie chciała przyjąć tego rodzaju informacji do wiadomości, ponieważ są to ludzie o silnej potrzebie władzy, którzy zwykle tak są przekonani o swojej słuszności, że nikt im nie będzie zawracał głowy jakimś tam myśleniem grupowym.

Ciekawostką jest, że już zapomniano o myśleniu grupowym, ono się pojawia w podręcznikach, ale już ono nie jest elementem kultury politycznej również i w USA. Straszne jest to, że nawet jeżeli coś takiego psychologowie odkryją, to ze względu na pewne procesy społeczne, czy polityczne w ogóle się o tym nie pamięta.

Lider zespołu powinien zachowywać się w sposób neutralny, co jest niezwykle trudne. Kierownik powinien występować jako ten, który powiada .jeszcze nie wiadomo jaką decyzję podjąć;

jeszcze nie mam zdania". Niestety rzeczywistość jest taka, że liderzy przychodzą już z gotowymi zdaniami i to jest jedną z przyczyn pojawiania się tego procesu. Jednomyślność bierze się z tego, żeby być jednomyślnym z liderem, który coś tam proponuje.

Lider powinien zachęcać do krytycyzmu.

Powinien np. zadawać pytania typu „co państwo sądzicie; czy są jakieś przeciwwskazania" Warto zauważyć, że to nie musi dotyczyć konfliktów zbrojnych, może to dotyczyć pojawienia się w firmie nowego produktu.

• W każdej grupie podejmującej decyzje powinien być tzw. „adwokat diabła". Wzięty z procesów beatyfikacyjnych, gdzie zawsze jest ktoś taki kto stara się pokazać co u kandydata na błogosławionego mogłoby podważać zalety, które miały doprowadzić do beatyfikacji. Bardzo trudno jest być adwokatem diabła, ale warto mieć kogoś takiego, kto będzie zbierał negatywne informacje dotyczące jakiejś decyzji.

• Dalsze sposoby przeciwdziałania są związane z tym jak doprowadzać do grupy informacje niezgodne z ową jednomyślnością? Jeden z pomysłów jest taki:

• Podzielić taką grupę na dwie części i jedni mają tworzyć argumenty za, a drudzy przeciw, potem spotykają się na sesji plenarnej, przedstawiają i dyskutują.

Zewnętrzni, niezależne eksperci. Zwracać się do zewnętrznych ekspertów, którzy nie są członkami tej grupy prosząc ich o niezależne ekspertyzy.

• Mówi się jeszcze o spotkaniu ostatniej szansy, ostatnie spotkanie w celu powtórnego sprawdzenia. Kiedy podejmuje się szczególnie ważną, strategiczną decyzję powinno się jeszcze raz spotkać i powiedzieć; „ przypatrzmy się temu raz jeszcze"

• Coś czego często nie robimy to porządna analiza zalet, a także kontrdziałań przeciwnika. Bardzo często w różnych konfliktach, nie koniecznie zbrojnych nie bierze się tego pod uwagę Ładnym przykładem tego mogą być procesy sądowe, gdzie przeciwnicy potrafią każdą lukę w prawie, każdy przepis prawny wykorzystać, żeby coś tam zrobić. W takich sytuacjach nie bardzo się ocenia jakie będą kontr ruchy przeciwnika i my często podejmując jakąś decyzję idziemy na przód nie przejmując się co zrobi przeciwnik, a potem przeciwnik robi nam jakieś kłopoty. Konformizm profesor jedynie zasygnalizował, wpływ mniejszości na większość - pominął. Przeczytać - będzie pytanie z tego tematu na egzaminie!

0x01 graphic

0x01 graphic



Wyszukiwarka