Wszystko zaczyna się wiosną, Fan Fiction, Dir en Gray


Wszystko zaczyna się wiosną

Wiosna przychodzi w tym roku wcześnie, błyskawicznie zamieniając brudnoszare grudy topniejącego śniegu w wartko płynące strumyki, spływające do studzienek ściekowych. Ptaki rozpoczynają co dzień donośniejsze i bardziej jazgotliwe koncerty, a w powietrzu czuć już tę ledwie uchwytną woń, zapach deszczu i soczystej zielni na parkowych skwerach.
Siadasz na ławce, wystawiając twarz do słońca. Uśmiechasz się mimowolnie, kiedy ciepłe promienie gładzą twoje policzki i rozgrzewają zimny nos. Palcami badasz chropowatą powierzchnię ławki, z zamkniętymi oczami wyczuwając jej fakturę. Jesteś ślepy, kiedy twoja dłoń natrafia na czyjąś rękę i nieruchomieje. Nie otwierasz oczu, jedynie lekko pochylasz głowę w tę stronę. Pod opuszkami palców masz drugą dłoń, równie teraz ciepłą jak twoja własna. Dotykasz jej lekko, natychmiast cofając się, gdy ktoś chce zacisnąć palce na twoim nadgarstku. Wyczuwasz poruszenie, kiedy do twojego policzka przysuwa się drugi, kłujący od zarostu i gorący.
Czy zastanawiałeś się kiedyś, jak pachnie szczęście?
Może szczęście ma ten właśnie zapach, delikatną nutę kwitnącej wiśni, cierpką potu i duszącego tytoniu, prawie niewyczuwalną dobrych, lekko cedrowych, męskich perfum. Nie widzisz go, ale możesz powiedzieć jak wygląda, wabiony dotykiem palców na swoim policzku - szczęście jest wysokim, przystojnym mężczyzną o ciemnobrązowych oczach. Bo szczęście przybiera różne twarze i tysiąc oblicz, ale to jedno twoje i wymarzone, siedzi teraz przy tobie i milczy, kładąc rękę na twoim sercu.
- Słuchasz mnie, Daisuke?
- Uczę się twoich dźwięków na pamięć, Kaoru.
W jego ustach muzyką jest twoje imię, wymawiane z tym szczególnym ciepłem, którym obdarzasz ludzi najbardziej przez siebie ukochanych. Jest tak dobrze, tak jak… powinno być? A jednak tętno przyspiesza, kiedy przesuwa rękę wyżej i czubkami palców delikatnie muska twoją szyję. Odchylasz głowę do tyłu, a on natychmiast przywiera ustami do wrażliwej skóry, ssąc leciutko i smakując cię językiem.
- Wracajmy do środka - wzdychasz po chwili, odpychając jego dłonie. Dopiero teraz otwierasz oczy i patrzysz na niego z uśmiechem. Odwzajemnia krzywy uśmiech, pochylając się jeszcze i całując cię w usta. Smakuje kawą, ale budzi cię lepiej niż ona.
- Wracajmy - zgadza się, wstając niechętnie z ławki. Wyciąga do ciebie rękę i łapiesz ją, stając obok niego.
Jest od ciebie trochę wyższy i giniesz w jego ramionach, gdy przytula cię na chwilę, dmuchając ci we włosy.

- Jesteście nieprzyzwoicie słodcy - wita was Shinya, wybijając rytm na okiennym parapecie.
- Odrobina słodyczy na co dzień - nuci Kyo, pakując sobie zaraz do ust garść ryżowych ciasteczek. Po swetrze rozsypuje mu się pełno okruchów, a policzki wypychają w kształt balonów.
- A ty zupełnie warumono - oznajmia całkowicie poważnie Die, śmiejąc się głośno, kiedy Kyo parska z oburzeniem, próbując wszystko przełknąć, a Toshiya podaje mu szklankę soku.

Czas płynie szybko, kiedy ćwiczycie kolejne partie, dostrajając bas do perkusji i perkusję do gitar. Kyo leży na wznak na podłodze i trenuje śpiewanie w tej pozycji, doprowadzając cię do szewskiej pasji. W końcu machasz zrezygnowany ręką, kiedy Shinya zaczyna wybijać zupełnie inny rytm, a Toshiya zrywa strunę i łamie sobie paznokieć. Zbierają się szybko, zanim zdążysz jeszcze odpiąć gitarę od wzmacniacza i dopić kilka łyków wystygłej już kawy. Patrzysz z wyrzutem, jak perkusista zagarnia ramieniem rozespanego Kyo i ciągnie go za sobą, a Totchi wychodzi za nimi, pogwizdując pod nosem jakąś skoczną melodię.
- Co chcesz - śmieje się Die w odpowiedzi na twoje zirytowane wzruszenie ramion. - Wiosna.

Kiedy pocałowałeś go po raz pierwszy, także była wiosna, pamiętasz przecież. Miał na sobie zieloną koszulkę polo i granatowe spodnie, poplamione i podarte. Odnawialiście strych u jego rodziców, nieumiejętnie ale z entuzjazmem pokrywając drewniane deski kolejnymi warstwami farby. Balansował całym ciałem na krawędzi starego fotela, próbując dosięgnąć do najbardziej odległego na suficie punktu, kiedy poręcz zatrzeszczała ostrzegawczo pod jego ciężarem i poleciał w dół, wypuszczając z rąk pędzel i krzycząc na całe gardło. Wrzasnąłeś także, rzucając natychmiast trzymaną w ręku puszkę, aż oleista, biała smuga popłynęła po podłodze. Podbiegłeś do niego i upadłeś na kolana, chwytając go w ramiona. Patrzył na ciebie ze zdziwieniem, wymalowanym na twarzy.
- Jeszcze żyję - stwierdził głupio, ignorując krew, spływającą mu z rozbitej głowy, wymieszaną z białą farbą. - Ale możesz mnie tak jeszcze potrzymać.
- A niech cię diabli wezmą, Andou - powiedziałeś tylko, pochylając się i całując go prosto w usta, aż obydwaj nie mogliście już złapać tchu i odsunęliście się od siebie, oddychając szybko. Schowałeś twarz w zagłębieniu jego szyi, kiedy jego dłonie zacisnęły się na twoich ramionach i zmusił cię, byś na niego spojrzał.
- No i co to miało być, Niikura? - spytał nadspodziewanie surowo, potrząsając tobą lekko. - Hm?
- Pocałowałem cię - odpowiedziałeś z taką dumą w głosie, że roześmialiście się obaj. Usiadł przy tobie, opierając policzek na twoim ramieniu i obejmując cię dłonią za ramiona.
Milczeliście wtedy tak długo, aż znalazła was jego matka, prosząc na zupełnie już zimny obiad. I dawno żaden obiad nie smakował ci tak bardzo, jak wtedy, kiedy pod stołem kopał cię lekko w kostkę, a jego oczy śmiały się do ciebie ponad półmiskami z jagnięciną i gotowanymi buraczkami.

- Moi rodzice nie zgadzają się na nasz związek - zakomunikował ci w kilka dni później, stając na progu twojego mieszkania z przewieszoną przez ramię gitarą w pokrowcu i wypchanym plecakiem. - Wpuścisz mnie, czy mam do nich wrócić i powiedzieć, że żartowałem?
Oczywiście, że go wpuściłeś i razem z nim do twojego mieszkania wprowadziła się radość. Głośna i burzliwa, kiedy cieszył się z kolejnego sukcesu waszego zespołu, oraz ta cicha i intymna, kiedy kładł dłoń na twoim sercu i zasypiał, pomrukując coś przez sen. Leżałeś czasem długie godziny, nie poruszając się prawie, wsłuchany w jego spokojny oddech i szczęśliwy tak bardzo, że było to aż wręcz nie do uwierzenia. A wierzyłeś z każdym dniem coraz bardziej, ślepy i głuchy dla niepokojów i trosk, poza tą jedną, która w kuchni zrobić umiała tylko kawę, a w łazience zostawiała pastę do zębów wyciśniętą w środku tubki i rzucone na podłogę zielone bokserki w żółte gwiazdki.

Jego ojciec umarł w dwa lata później, kiedy kończyliście wielką trasę po Japonii. Zmęczeni i podirytowani siedzieliście każdy w swoim pokoju, czekając na godzinę odjazdu. Zapukał do drzwi w momencie, gdy zdenerwowany walczyłeś z opornym węzłem krawata.
- Proszę - powiedziałeś ironicznie, gdy zamykał już za sobą drzwi. Zatrzymał się przez chwilę, niezdecydowany. Patrzyłeś na niego w lustrze, nie odwracając się w jego stronę. Podszedł do ciebie w kilku szybkich krokach, stając za tobą i przytulając się ciasno do twoich pleców. Stałeś bez ruchu, choć poprzednia uraza stopniała już pod dotykiem jego dłoni.
- Przepraszam za tę spieprzoną solówkę - powiedział niewyraźnie, wtulając się w ciebie jeszcze bardziej. Lewą dłonią sięgnął do góry i ściągnął ci krawat, opuszczając śliski materiał gładko na podłogę. Rozpinał guziki koszuli pojedynczo, drażniąc twoją szyję gorącym oddechem. Mimowolnie zadrżałeś, odchylając głowę i opierając ją na jego ramieniu. Dłonią z szeroko rozłożonymi palcami przesunął po twojej nagiej klatce piersiowej, drażniąc cię i rozbudzając. Drugą rękę także przesunął do przodu, wsuwając ją w twoje spodnie. Zamek ustąpił i twój kochanek rozebrał cię, wpatrując się zachłannie w twoje ciało w lustrze. Palce ledwie musnęły twoje podniecenie, a ty zagryzłeś wargi. Wysunąłeś się z jego objęć, odwracając do niego przodem. Stałeś przed nim nagi i zupełnie tą nagością nieskrępowany.
- Rozbierz się - powiedziałeś bardzo cicho, nie wykonując najmniejszego ruchu, by mu pomóc. Uśmiechnął się do ciebie, ściągając przez głowę sweter i rzucając go na łóżko. Rozpięte sprawnie dżinsy zsunęły się w dół długich nóg. Nie dotykaliście się przez chwilę, po prostu patrząc na siebie. Nigdy nie będziesz miał dość tego widoku, przemknęło ci przez głowę, gdy leniwie przesunął dłonią po swoim ciele, pokazując ci teraz, jak bardzo jest pobudzony. Zrobił krok do przodu, a może to ty do niego podszedłeś i nagle złapał cię za ramiona, okręcając w tył i rzucając na łóżko. Z twarzą w miękkich poduszkach oddałeś mu się, zaciskając dłonie, kiedy rozrywał cię na pół i krzycząc głośno jego imię, kiedy osiągnąłeś spełnienie, opadając z wyczerpaniem na materac. Położył się obok ciebie, wciąż czekający i gotowy, a jednak wystarczyło tylko, byś go dotknął i doszedł, plamiąc nasieniem twoją dłoń. Tulił się do ciebie spocony i drżący, a ciepłe łzy moczyły twoje nagie ramiona.

- Ja cię po prostu za bardzo cenię jako gitarzystę, by patrzeć spokojnie na takie pomyłki - szepnąłeś niskim głosem, specjalnie rozwlekłym i przytłumionym. Wiedziałeś, że coś się stało, zanim jeszcze powiedział ci o śmierci ojca i pierwszy raz w życiu rozpłakał, przytulając cię tak mocno, jakby już nigdy nie miał puścić.
- Kocham cię - powiedział łamiącym się głosem, ocierając policzki.
I choć wiele jeszcze razy były między wami chwile smutne i złe, nigdy już potem nie było milczenia, które mogłoby je tylko przedłużyć.

Dziś wracacie do domu piechotą, zostawiwszy pod salą jego wielki, czarny motor. Za sobą mieliście dwa duże koncerty i kilkanaście sesji, niezliczone próby i wiele zarwanych nocy, a przed sobą jeszcze iks razy tyle tego wszystkiego. Idziecie równym krokiem, pogrążeni w rozmowie. Odruchowo poprawia ci zsuwające się okulary, ty ciągniesz go za rękę przed wielką kałużą. Zatrzymuje się gwałtownie w pół kroku, a w twoim gardle więzną niewypowiedziane słowa, kiedy na schodach przed waszym domem widzicie jego matkę, siedzącą w bezruchu, z twarzą schowaną w dłoniach. Nie widzisz jego twarzy, ale wiesz, że ma ochotę się cofnąć. Łapiesz go za rękę i kręcisz przecząco głową, a ona w końcu podnosi wzrok. Wstaje niezgrabnie, wyciągając do niego ręce. Die stoi krnąbrnie w miejscu, wpatrzony uparcie w ziemię. Popychasz go lekko do przodu, na ułamek sekundy ściskając w dłoni jego rękę.
- Daj jej szansę - mówisz poważnie, czując na twarzy pierwsze krople ciepłego, wiosennego deszczu. - Wiosną zawsze jest czas na nowy początek.
Podchodzi wreszcie do niej i gestem zaprasza do domu, a ty idziesz za nimi.
W powietrzu pachnie wiosną.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Możesz dowiedzieć się więcej, Fan Fiction, Dir en Gray
Niezdarny taniec czasem się udaje, Fan Fiction, Dir en Gray
Kiedy rodzina się powiększa, Fan Fiction, Dir en Gray
Wszystko inaczej, Fan Fiction, Dir en Gray
Wszystkiego najlepszego, Fan Fiction, Dir en Gray
Gdy imię twoje echem odbija się od ścian, Fan Fiction, Dir en Gray
Na dobre. Na złe. Na wszystko..., Fan Fiction, Dir en Gray
Gdy coś we mnie umiera, Fan Fiction, Dir en Gray
Sweet, Fan Fiction, Dir en Gray
Umysł typowo humanistyczny, Fan Fiction, Dir en Gray
Miłość Gorąca Jak Benzyna Płonąca, Fan Fiction, Dir en Gray
Die uświadomiony, Fan Fiction, Dir en Gray
Cena, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwsze wyjście z mroku, Fan Fiction, Dir en Gray
Po prostu odszedł, Fan Fiction, Dir en Gray
Na skrzyżowaniu słów, Fan Fiction, Dir en Gray
Platinum Egoist, Fan Fiction, Dir en Gray
Fever, Fan Fiction, Dir en Gray
Drain Away, Fan Fiction, Dir en Gray

więcej podobnych podstron