8956


- 1 - 

W piękny, sierpniowy poranek wielu mieszkańców Rzymu udało się w stronę klasztoru Ojców Jezuitów. Niektórzy z nich nieśli wiązanki kwiatów. Wszyscy pragnęli uczestniczyć w niezwykłej uroczystości. Kaplica zakonna wypełniła się po brzegi ludźmi. Na środku kaplicy była wystawiona trumna, a w niej spoczywało ciało zmarłego młodego zakonnika. Przy trumnie klęczeli starzy i młodzi mieszkańcy Rzymu, ojcowie i bracia zakonni. Wszyscy się modlili. Wśród obecnych był kardynał. Stał nieruchomo i w głębokim zamyśleniu spoglądał na zmarłego. W pewnym momencie ów kardynał zwrócił się w stronę stojącego obok zakonnika i przyciszonym głosem zapytał: "Czego dokonał ten przybysz z Polski, że tak tłumnie zgromadzili się tutejsi mieszkańcy, aby oddać mu cześć?" - "On dokonał rzeczy nadzwyczajnej - odpowiedział zakonnik. Został świętym. Ci wszyscy, zwartym kręgiem otaczający trumnę, już za życia nazywali go >Świętym Polakiem<".

Ks. Adamkowicz Cz., Święty jest Pan, BK 1 /1986/, s. 7

- 2 -

Dla mojej znajomej starszej pani, która z powodu choroby nie wychodzi z domu, wszystkie dni stały się ponure. Aż pewnego razu przyszły do niej dzieci ze szkolnego klubu przyjaciół książki i zaproponowały, że będą jej przynosiły książki z miejskiej biblioteki, by uprzyjemnić jej czas. I rzeczywiście: przychodzą raz w tygodniu i przynoszą świeżą lekturę. Prócz tego same dzielą się swoimi przeżyciami szkolnymi, swoimi radościami. Ta samotna staruszka już teraz nie jest taka smutna, jak kiedyś - wie, że ktoś o niej myśli.

Ks. Molenda B., Dobre uczynki - owocem obecności Chrystusa w nas, BK 1/1987/, s. 6-7

- 3 -

Wojtek, którego poznałem przed dwoma laty, też był nieszczęśliwy. Ciężko chorował i długie miesiące nie mógł wychodzić z domu. Ale jego smutek trwał tylko do pewnego czasu, bo wkrótce jego przyjaciele dowiedzieli się o jego chorobie. Zaczęli prowadzić mu w szkole zeszyty, by nie musiał tyle przepisywać, regularnie go odwiedzali, tłumaczyli lekcje. Mimo iż Wojtek tak wiele opuścił i wycierpiał, jednak roku nie stracił, a na świadectwie miał nawet kilka piątek. Komu zawdzięcza swoją radość?

Ks. Molenda B., Dobre uczynki - owocem obecności Chrystusa w nas, BK 1/1987/, s. 6-7

- 4 -

Opowiem wam zatem historię osiołka. Liczę przy tym na waszą współpracę. Na czym ona będzie polegała Kto wie, jaki głos wydaje osioł? (głosy dzieci: ahi! ahi!). Doskonale! Wasza współpraca ze mną będzie polegać na tym, że kiedy dam wam znak, będziecie naśladować osiołka: ahi! ahi! Zgoda?! Spróbujmy! (znak).

Pierwszy anioł mówił św. Józefowi we śnie, że musi uciekać z Maryją i Dzieciątkiem Jezus do Egiptu, bo Herod chce Je zabić. Wyobraźcie sobie że drugi anioł w tym samym czasie silnym szturchańcem w bok budził - Hej, - Hej, ośle, wstawaj! Będziesz niósł na swoim grzbiecie Maryję z Dzieciątkiem! Uciekacie do Egiptu!

- A na to osioł: (znak: ahi! ahi!). A ty nie możesz tego zrobić?! Tobie będzie łatwiej, masz przecież skrzydła! I dlaczego musimy uciekać od razu taki kawał drogi: do Egiptu? Nie można gdzieś bliżej?

- Strzeżonego Pan Bóg strzeże! - powiedział anioł.

- A osioł (znak: ahi! ahi!).

Potwierdził! Wyobraźcie sobie, że takie zdanie potrafi nawet zrozumieć osioł. Podniósł się i wyszedł ze stajenki. Patrzy i oczom nie wierzy (znak: ahi! ahi!) - zawołał z przerażenia. Św. Józef przygotował dla niego dwa wielkie wory. Były w nich dary królewskie: skrzynka ze złotem i naczynia z mirrą i kadzidłem. Były dary pasterzy: małe i duże sery kawałki wędzonego mięsa jaja. Był oczywiście i odpowiedni zapas wody, bo droga ucieczki wiodła przez pustynię.

- Osioł westchnął (znak: ahi! ahi!) i dodał: ciągle to samo z tymi ubogimi. Kiedy przybyli do tej szopy - nie mieli niczego. Teraz ich dobytkiem można by obdzielić całe stado osłów. I jak przystało na osła, osioł się zbuntował (znak: ahi! ahi!). Jeśli Józef nałoży te wory na mnie to mu wszystko zrzucę - powiedział do siebie. Św. Józef tego nie słyszał i starannie załadował jeden wór na jedną stronę, a drugi na drugą tak, aby było jeszcze miejsce na Maryję z Dzieciątkiem. Ale, o dziwo, osioł nie odczuwał wcale żadnego ciężaru (znak: ahi! ahi!) - wykrzyknął ze zdziwienia i popatrzył w górę, czy aniołowie nie unoszą worków. Ponieważ jednak był prawdziwym osłem, dlatego powiedział (Znak: ahi! ahi!). I tak nie ruszę się z miejsca! A jak Józef mnie uderzy, to wszystko i tak zwalę na ziemię! Św. Józef nie zamierzał go bić. Podszedł tylko i zaczął go delikatnie drapać za uchem. Mówił cicho: No ruszaj już! Musimy się śpieszyć! Każda minuta jest droga! Na to osioł (Znak: ahi! ahi!). Ten Józef to musi być wielki święty, skoro potrafi przekonać takiego osła, jak mnie? I ruszył.

Wędrowali dobrych kilka godzin. Słońce było już wysoko na niebie, nadszedł czas wypoczynku i posiłku. Józef nazbierał trochę gałęzi i trawy, aby rozpalić ognisko i ugotować coś do jedzenia. Osioł oswobodzony z ciężarów leżał w cieniu, patrzył przed siebie i buntował się (Znak: ahi! Ahi!). Raczej zjem własny ogon, niż miałbym jeść jakieś zakurzone siano! Nikt mu jednak nie dawał nawet zakurzonego siana. Św. Józef po prostu w tym pośpiechu zapomniał zabrać prowiantu dla osiołka. Po chwili osiołek spostrzegł to i poczuł wielki głód. Kiszki zaczęły mu tak grać marsza, że św. Józef chwycił za broń myśląc, że to ryk zbliżającego się lwa.

Maryja i Józef jedli gorącą zupę, a osioł w tym czasie przemawiał do Dzieciątka Jezus. Jak na osła przystało, przemawiał bardzo mądrze, zwłaszcza tam, gdzie mówił o ciężkim życiu osłów na ziemi. Na zakończenie wykrzyknął: (Znak: ahi! ahi!), co znaczy w języku osłów: "Jakem osioł!" A Dzieciątko Jezus uśmiechnęło się tylko, a ponieważ było jeszcze bardzo małe i nie potrafiło mówić, dlatego pokazało rączką na cierniste krzaki. Osioł na to, jak nie krzyknie (Znak: ahi! ahi!)! I dodał: A więc dobrze, zjem te ciernie. Ale w Twojej mądrości powinieneś wiedzieć, o Jezu, że wtedy umrę. Zobaczysz, kiedy mnie nie będzie, ile wart jest dobry osioł. (Znak: ahi! ahi!) - krzyknął na pożegnanie całego świata. Podszedł do cierni, chwycił wargami gałęzie i... i nic go nie zraniło, nie poczuł żadnego bólu. Wyobraźcie sobie, że odczuwał smak miodu zmieszanego z koniczyną. Zdziwiony i przerażony wykrztusił: (Znak: ahi! ahi!). Tutaj dzieją się jakieś cuda! Tego nawet osioł nie zrozumie!

Tutaj musimy już pożegnać osiołka. Wiecie, że zaniósł na swoim grzbiecie Maryję z Dzieciątkiem aż do Egiptu. To był dobry osiołek, myślący. A po Mszy św. podejdźcie do szopki, popatrzcie na Dzieciątko Jezus, na pozostałe figurki, nie zapomnijcie oczywiście o osiołku i pożegnajcie się z wszystkimi.

Ks. Jerzy Machnacz SDB UŚMIECH I RADOŚĆ BK 89

- 5 -

Termin "powołanie" zwykle wiążemy z bezpośrednią służbą Bożą. Ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy go odnosili do innych działań, wyrastających z gorliwości o chwałę Bożą. Takim działaniem może być np. twórczość naukowa, artystyczna w dziedzinie poezji, muzyki, malarstwa... Trudno np. nie traktować w kategoriach powołania twórczości kompozytorskiej Jana Sebastiana Bacha, zmarłego w 1750 roku. Albert Schweitzer napisał o Bachu, że "wkładał w swe utwory całą swoją pobożność, i jeden rozumiał je z pewnością: Bóg. Litery S. D. G. (Soli Deo Gloria - Bogu Jedynemu Chwała) czy też J. J. (Jesu, juva - Jezu, pomóż), którymi ozdabiał swe partytury, nie są czczą formułką, lecz wyznaniem przenikającym całą jego twórczość. Muzyka jest dla niego służbą Bożą. Twórczość i osobowość Bacha oparte są na jego pobożności. I jeśli w ogóle można go zrozumieć, to jedynie z tego punktu widzenia. Sztuka była dlań religią. Dlatego właśnie nie miała nic wspólnego ze światem i sukcesami w świecie. Była celem samym w sobie. Religia należy u .Bacha do definicji sztuki w ogóle. Wszelka wielka sztuka, również świecka, jest dla niego w zasadzie religijna. Dźwięki w jego pojęciu, nie przemijają, lecz wzbijają się ku Bogu jako wysłowiona pieśń pochwalna".

Za: Kalendarium duszpasterskie, t. III, s. 443.

Kazanie Rok C

- 6 -

Życie Chrystusa, pełne wyrzeczeń i cierpień, i Jego zmartwychwstanie, powinno być dla nas wzorem i zachętą: ma nam bowiem uświadomić tę prawdę, że każde rzeczywiste dobro, każdy sukces i każde szczęście - nie tylko nadprzyrodzone, ale i doczesne - musi być okupione wyrzeczeniem, cierpieniem, a może i krzyżem. Zasada ta sprawdziła się w życiu Aleksandra Flemminga.

Aleksander Flemming, Anglik, wynalazca penicyliny, w 1945 roku otrzymał Nagrodę Nobla za swój wynalazek, którym uratował życie milionom ludzi. W roku 1949 był podejmowany w Rzymie przez papieża Piusa XII i mianowany członkiem Papieskiej Akademii Nauk. Odbył triumfalną podróż, która prowadziła poprzez wszystkie wielkie miasta i uniwersytety całego świata. Wszędzie witano go owacyjnie i przyjmowano z najwyższymi honorami. Po triumfalnej podróży znowu powrócił do swej żmudnej pracy w laboratorium, w którym przed kilku laty wyprodukował pierwszą szczepionkę penicyliny. W laboratorium, przy żmudnej, ukrytej pracy, spędził blisko 50 lat życia. Zmarł w centrum Londynu w roku 1955, pory pomocy lekarskiej. Dostał ataku serca; wezwany - powiedział, że przyjdzie później, że nie ma czasu, że to chyba nic groźnego. Gdy przyszedł; Flemming już nie żył. Człowiek, który dał medycynie najskuteczniejszą broń w walce z choroba; :nie doczekał się pomocy lekarza:

Za Nagrodę Nobla, za trwałe miejsce w historii medycyny i. w sercach ludzkich, A. Flemming zapłacił długoletnią, żmudną pracą i osamotnieniem w ostatnich chwilach życia.

Kazanie Rok C

- 7 -

Patrząc na historię powołań, widzimy, że inaczej Bóg powołał kiedyś Izajasza, a inaczej Jonasza; inaczej Piotra, a inaczej Pawła; inaczej św. Augustyna, a inaczej św. Franciszka z Asyżu, czy wreszcie św. Maksymiliana Kolbego. Widzimy też, że powołani w różny sposób odpowiadali na głos Boży. Na kilka lat przed wybuchem Wielkiej Rewolucji Francuskiej (1789) zgłosił się do klasztoru Ojców Kapucynów w Paryżu pewien młodzieniec, nazwiskiem Maksymilian Robespierre (+ 1794), i prosił o przyjęcie do zakonu. Otrzymał zapewnienie, że będzie przyjęty i po kilku dniach miał się zgłosić ze swoimi rzeczami. W międzyczasie rodzina i przyjaciele robili wszystko, by go odwieść od powziętej decyzji. Uległ ich namowom: poszedł na studia na prawo i został adwokatem, by wkrótce zostać krwiożerczym Robespierreem czasu Rewolucji Francuskiej.

Kazanie Rok C

- 8 -

  W jednym mieszkaniu kapłan na próżno rozgląda się, szukając wzrokiem obrazu, krzyża lub innego wizerunku świadczącego o katolickości tego domu. Brak również krzyżyka, świec na stole. Stoi jedynie talerzyk z wodą.

- Święcona - zapytuje kapłan.

- Skądże - odpowiada głowa rodziny. Zwykła woda z kranu. - Trzeba było pożyczyć od sąsiadów - mówi ksiądz.

- „Wszyscy mają zwykłą, tylko się nie przyznają - mówi ojciec. - Z tego domu nikt nie chodzi do kościoła, to nikt nie przyniósł.

- A przecież w innych mieszkaniach wszędzie był krzyżyk na stole i świece.

- Proszę księdza - tłumaczy dalej pan domu - Te rzeczy ma tylko dozorczyni domu i taka samotna babcia na poddaszu. Wszyscy pożyczaj od nich i jest w porządku. Ale wierzący jesteśmy - dodaje z dumą.

  Ks. Kant B. SDB, Wierność Boga, krzyżowi, Ewangelii, Kościołowi i pasterzom; BK 1(98) /1977/, s. 19

- 9 -

  Ksiądz wypytuje kilkunastoletniego chłopaka, czy chodzi na religię. Ten wykręca się, wreszcie do dyskusji wkracza matka. - Powiedz księdzu, że nie chodzisz. On proszę księdza był już u Pierwszej Komunii, to po co ma dalej chodzić. Jesteśmy głęboko wierzący i praktykujący, ale bez przesady.

Ks. Kant B., Wierność Bogu, Krzyżowi, Ewangelii, Kościołowi i Jego pasterzom, BK 1(98) /1977/, s. 19

- 10 -

  Na zakończenie kolędy zwraca się matka do księdza i mówi:

- Mamy tu w domu taką książeczkę. Nie wiemy, do czego ona służy i jak się u nas znalazła. Niech ksiądz weźmie. Księdzu to się przyda - i wręcza kapłanowi książkę „Ewangelie i Dzieje Apostolskie”.

  Ks. Kant B., Wierność Bogu, Krzyżowi, Ewangelii, Kościołowi i Jego pasterzom, BK 1(98) /1977/, s. 19

- 11 -

W dniu mojego bierzmowania - miałam wtedy około 12 lat ksiądz biskup powiedział w swoim przemówieniu: - może między chłopcami tutaj obecnymi są i tacy, na których będę mógł włożyć ręce jeszcze raz, przy ich święceniach kapłańskich.

Te słowa ks. Bpa. zapadły naprawdę głęboko w sercu, bo mnie odtąd już nie opuszczały. I rzeczywiście ten sam ks. biskup włożył na mnie ręce przy święceniach kapłańskich. To były już ostatnie święcenia, których dokonał przed swoją śmiercią.

Postanowiłem zostać księdzem, aby ludziom dać lepiej poznać i pokochać Pana Jezusa i aby pracować dla zbawienia ludzi. Miałem wtedy 13 lat, teraz mam 63 lata i jestem proboszczem na wsi.

Ks. Fortuniak Z. Kochamy Pana Jezusa i Jego Kościół, BK 1(98) /1977/, s. 22

- 12 -

Chciałbym zacząć od wydarzenia, które miało miejsce bardzo dawno, bo jeszcze w szóstym wieku po narodzeniu Chrystusa. W południowej Hiszpanii, na ciepłym wybrzeżu Morza Śródziemnego, żył chłopiec imieniem Izydor. Opiekował się nim starszy brat Leander, biskup Sewilli. Jego rodzice już nie żyli. Brat umieścił go w szkole zakonnej. Izydor był chłopcem zdolnym, ale uczył się niechętnie. Nudziło go uczenie się na pamięć słówek i gramatyki łacińskiej.

Pewnego dnia, zamiast na lekcje, poszedł w pole z postanowieniem nie wracania już do szkoły. Dzień był gorący. By ugasić pragnienie znalazł studnię. Usiadł na jej kamiennym ocembrowaniu. Zauważył w kamieniu niewielkie wgłębienia jakby wyrzeźbione niewidzialną ręką. Zaciekawiony zapytał o ich pochodzenie kobietę, która przyszła z wiadrem po wodę.

- Ja przychodzę tu już od wielu lat - odpowiedziała. - Te wgłębienia pochodzą przeważnie od sznura, przy pomocy którego wyciągamy z głębi studni wodę. Sznur przez dziesiątki lat szoruje kamień i powoduje takie rowki. Niektóre wgłębienia pochodzą też od wody, wciąż kapiącej przy czerpaniu.

Izydor, siedząc przy studni przez dłuższy czas, rozmyślał nad tym, że nawet miękkie przedmioty jak sznur czy krople wody mogą powoli wyżłobić wgłębienia w twardym kamieniu. Nasunęło mu to myśl, że i w nauce długa cierpliwa praca może powoli doprowadzić do dobrych wyników. Potrzebny jest tylko czas i wytrwałość. Być może, że sam Bóg podsunął mu tę myśl, bo był pobożnym chłopcem.

Wrócił do szkoły i zabrał się do nauki. Przy Bożej pomocy dobrze zdawał egzaminy. Dzięki pracowitości i wytrwałości został wielkim uczonym. Napisał wiele książek bardzo popularnych w średniowieczu. Po śmierci swego brata Leandra został biskupem Sewilli. Kościół ogłosił go świętym.

Ks. S Klimaszewski  MIC Ewangelia w życiu dziecka Rok C Wyd. Księży Marianów Warszawa 1988

- 13 -

W waszym życiu też zdarzają się trudności i okresy zniechęcenia. W szkole czasem nie udaje się wam osiągnąć wyników nawet dostatecznych i to mimo usilnej pracy. Pan Jezus mówi wówczas i do was, choć nie sam bezpośrednio, ale przez usta rodziców, nauczycieli, czy dobrych kolegów: Nie zrażaj się. Spróbuj jeszcze raz.

Jankowi przez szereg miesięcy nie udawało się osiągnąć z języka obcego stopnia nawet dostatecznego. Myślał, jak wspomniany Izydor, o porzuceniu nauki. W przeciwieństwie do Izydora był mało zdolny. Wydawało się mu, że lepiej będzie, jeśli zrezygnuje z nauki i pójdzie pracować w fabryce. Nie byłoby w tym oczywiście nic złego. Jednak rodzice pragnęli, aby skończył szkołę i zachęcali go do kontynuowania nauki. Mówili:

- Z innymi przedmiotami sam dajesz sobie radę. W języku obcym my ci pomożemy. Spróbuj jeszcze raz.

Próba udała się w tym roku. To zachęciło go do kontynuowania nauki w dalszych latach.

Ks. S Klimaszewski  MIC Ewangelia w życiu dziecka Rok C Wyd. Księży Marianów Warszawa 1988

 



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
8956 8957 Cave Cutter
8956
8956
8956
8956 8957 Cave Cutter

więcej podobnych podstron