morawski, HISTORIA


HISTORIA

PRZEJŚCIE OD FEUDALIZMU DO KAPITALIZMU

1. Różnice zasady podziału społecznego

W feudalizmie istniało społeczeństwo stanowe, o pozycji społecznej nie decydował majątek a sytuacja prawna. Ludzie nie byli równi wobec prawa, każdy stan miał swój kodeks. W prawie feudalnym dla każdego stanu musiał istnieć oddzielny kodeks, ponadto musiano w jakiś sposób opisać sytuacje "nachodzenia" na siebie kodeksów dwóch różnych stanów (np. różnica między zabójstwem chłopa przez chłopa i chłopa przez szlachcica). Z tego punktu widzenia przejście od feudalizmu do kapitalizmu polegało na ujednoliceniu prawa (czytaj zrównania wszystkich wobec prawa). Równość wobec prawa nie oznaczała bynajmniej równych praw. Pierwszy kodeks wprowadzający równość wobec prawa, kodeks Napoleona, nie przewidywał dziedziczenia ani posiadania ziemi przez kobiety. Z punktu prawnego kapitalizm w Polsce wprowadzono za czasów Księstwa Warszawskiego. Po likwidacji Księstwa car nie wycofał kodeksu Napoleona, który działał w Polsce aż do 1925.

2. Różnica w pojmowaniu własności

W starożytności powszechne było niewolnictwo ( niewolnik był instrumentu vocale - mówiącym narzędziem ). Niewolnik był prywatną własnością swojego pana, który mógł go zabić tak jak my dzisiaj możemy niszczyć przedmioty do nas należące. W pewnym momencie historii Rzymu wprowadzono prawo nie pozwalające panom zabijać niewolników. Niewolnictwo było systemem bardzo niewydajnym, gdyż niewolnicy nie mieli odpowiedniej motywacji, ponadto wbrew pozorom nie byli darmową siłą roboczą, gdyż ich właściciel musiał łożyć na ich utrzymanie oraz strażników. Przed upadkiem Cesarstwa Rzymskiego wprowadzono system zwany kolonatem, osoby mu podlegające nazywano kolonami. Kolonat polegał na podziale majątku pana na dwie części, z których jedna była dzielona na małe działki i oddawana w użytkowanie byłym niewolnikom. Każdy kolon w zamian za uprawianie swojego poletka musiał odpracować kilka dni w roku na drugiej, dużej części podzielonego wcześniej pola. Ta część pola zaczęła z czasem być nazywana folwarkiem. W kolonacie pojawiła się podwójność posiadania. Właścicielem działki jest kolon (własność warunkowa polegająca na posiadaniu działki pod warunkiem pracy na folwarku), jednocześnie jednak właścicielem ziemi jest pan. Renta feudalna to należność, jaką dzierżawca jest winny właścicielowi ziemi stojącym bezpośrednio nad nim. Obowiązywało prawo - Wasal mojego wasala nie jest moim wasalem. W początkowym stadium renta pańszczyźniana miała prosty charakter - polegała na odrobku, z reguły 14-20 dni w roku. Dobrowolność dzierżawców przy zawierania takiej umowy była ograniczona możliwościami nabycia ziemi. W rozwiniętym średniowieczu (XIII-XIV w.) zauważono, że robotnika należy pilnować, bo ma on tendencję do obijania się. Ponadto dochody właściciela folwarku są uzależnione od natury i drastycznie spadają w przypadku nieurodzaju, gradu, suszy itp. Dlatego folwark został podzielony na kolejne działki i oddany w dzierżawę chłopom. Z każdego dzierżawionego chłopom kawałka ziemi właściciel otrzymywał rentę w naturze, co pozwalało uniezależnić się od zdarzeń losowych. Stopniowo właściciele, aby pozbyć się problemów ze składowaniem i zbytem renty wypłacanej im w naturze, przeszli na odbieranie renty pieniężnej. Tak wyglądała sytuacja w Europie w końcu średniowiecza. W Europie Zachodniej nastąpił bardzo duży przyrost naturalny i, pomimo wzrostu produkcji rolnej, niemożliwe okazało się wyżywienie własnymi siłami. Bogate społeczeństwo zachodnioeuropejskie zaczęło kupować żywność w Europie Wschodniej. Nastąpił dualizm w rozwoju agrarnym ( XV/XVI w). Na Wschodzie powrócono do osobistego zajmowania się rolnictwem, gdyż koniunktura na Zachodzie powodowała możliwość uzyskania dużo wyższych dochodów, niż te powstałe ze ściągnięcia rent pieniężnych. Nastąpiła refeudalizacja, czyli powrót do pierwotnych form feudalizmu. Odtworzono folwark na obszarze, na którym znajdował się on dawniej. Ponadto pańszczyzna przybrała już wymiar tygodniowy, pojawia się element przymusu - chłopi są poddanymi pana i ich wolność osobista jest poważnie ograniczona. Często było to też połączone z wykupem sołectw, co oznaczało, że pan był miejscowym sędzią, również w sprawach wytoczonych przeciw niemu samemu. Należy jednak pamiętać, że niewolnictwo jest różnym pojęciem od poddaństwa. W XV i XVI wieku refeudalizm wystąpił w Polsce i na Węgrzech. Polacy wyspecjalizowali się w produkcji zboża dla Zachodu, które było tam spławiane poprzez Wisłę, Niemen lub Dźwinę. Węgrzy nie byli w tak dobrej pozycji, gdyż nie mieli połączenia wodnego z Europą Zach. (Turcy kontrolowali basen Morza Czarnego), dlatego zajęli się hodowlą bydła, które raz do roku spędzali na targ pod Wenecją. Chłopi dzierżawiący od panów ziemię zostali z niej wyrzuceni, aby na tych terenach mogły powstać rozległe pastwiska; utrata ziemi doprowadziła jednak do zbrojnego powstania w 1514. Ponadto Polska handlowała z Węgrami: my im sól, oni nam wino.

W kapitalizmie nie ma "podwójnego posiadania" jak w feudalizmie. We Francji w nocy z 3 na 4 VIII 1789 konstytuanta zniosła prawa feudalne, czyli ludzie stali się równi wobec prawa. Panu pozostał jedynie "pałac oraz park" oraz odszkodowanie za ziemię, która została przekazana jej dzierzawcom. W Anglii droga do kapitalizmu wyglądała inaczej. Zaczęto hodować duże ilości owiec na potrzeby przemysłu, dlatego zaczęto "ogradzanie". Chłopów wyrzucono z ziemi, na której utworzono pastwiska. Efekt był ten sam co we Francji - zlikwidowano podwójną własność. Ponadto wypchnięcie dużej ilości ludzi ze wsi do miast przyśpieszyło rewolucję przemysłową, we Francji nie wyrzucono chłopów z ziemi, więc nie doszło do aż tak dynamicznego rozwoju przemysłowego. W Europie Wschodniej panował zacofany feudalizm, tak więc operację przejścia do kapitalizmu należało przeprowadzać powoli. Pierwszym krokiem była Konstytucja I Maja, która "uwolniła" chłopa spod sądu pana; chłop był pod opieka sądu państwowego. Zniesiono poddaństwo chłopów, jednak nie rozwiązano sprawy przywiązania do ziemi. Spory rozstrzygnął dekret grudniowy z 1806 - chłop opuszczający rodzinną wieś tracił ziemię. Uwłaszczenie to oddanie chłopom na własność użytkowanej przez nich ziemi. (???) Uwłaszczenie rozpoczęło się najpierw na ziemiach zaboru pruskiego (Napoleon ?), potem reformami uwłaszczeniowymi zajął się Wielkopolski (1859). W Prusach nie każdy chłop mógł zostać uwłaszczony, warunkiem był sprzężaj, czyli odrabianie pańszczyzny na polach pana za pomocą dwóch własnych koni. W Galicji uwłaszczenie odbyło się jednorazowo w 1848. W Rosji rząd powstańczy ogłosił uwłaszczenie w 1863, jednak większą siłę przebicia miał car i jego dekret uwłaszczeniowy z 1864 r. Po uwłaszczeniu chłopi mieli małe poletka, dlatego domagali się reformy rolnej. W zaborach austriackim i rosyjskim uwłaszczenie miało być narzędziem do skłócenia szlachty i chłopstwa, dlatego pozostawiono serwituty - chłopi mogli bezpłatnie korzystać z łąk i lasów pana. Serwituty więc konserwowały podwójną własność. Serwituty zniesiono dopiero w 1925.

Na Węgrzech powstały wielkie pastwiska, wykształciła się też grupa chłopów zwanych żelerami, którzy odprawiali pańszczyznę bez posiadania ziemi, otrzymywali jedynie miejsce na postawienie chaty. Gdy w 1848 ogłoszono uwłaszczenie, reforma ta nie objęła żelerów, którzy nadal byli zmuszeni do odprawiania pańszczyzny. Polska przejęła po 1918 Spisz i Orawę, które wcześniej należały do państwa Austro-Węgierskiego. W 1931 wyszło na jaw, że na tamtych ziemiach żyje 140 osób nadal odrabiających pańszczyznę !!! Szybko i potajemnie wydano ustawę o likwidacji stosunków żelerskich.

Dotychczas zajmowaliśmy się przemianą feudalizmu w kapitalizm z punktu widzenia prawa oraz rolnictwa. Teraz o rzemiośle i przemyśle. W feudalizmie działalność gospodarcza była reglamentowana (przymus cechowy), a wybór zawodu ograniczony był najczęściej do zawodu ojca. rzemieślnicy musieli być zrzeszeni w cechu, droga zdobycia zawodu trwała długo i często była ryzykowna. Oczywiście rozwinęła się działalność pozacechowa, rodzaj współczesnej "szarej strefy", ludzie pracujący w taki sposób nazywani byli partaczami. Nie korzystali oni z ochrony prawnej (ponieważ łamali prawo), tak więc byli narażeni na oszustwa. Cechy były także instrumentem formalnego potwierdzenia kwalifikacji. Przejście do kapitalizmu polegało na wprowadzeniu wolności przemysłu, czyli zniesieniu przymusu cechowego. W Królestwie Polskim do zniesienia przymusu cechowego doszło w 1816. Przymus ten przywrócono w Polsce Ludowej w 1948, następnie został zniesiony 1988 przez rząd Rakowskiego.

2 X 1997

Myśl ekonomiczna zaczęła funkcjonować w renesansie, wcześniej tymi problemami zajmowali się teologowie. Początkowo Kościół krytykował handel, jako zajęcie nieuczciwe. Św. Hieronim twierdził, że zajęciem godnym jest uprawa ziemi i przetwarzanie płodów rolnych, natomiast handel jest czynem grzesznym. Kupcem nazywano osobę sprzedającą zakupiony wcześniej towar bez przetworzenia go. Św. Leon Wielki twierdził, że handel bez oszustwa rzadko się zdarza. Stosunek Kościoła do handlu zmienia się w XIII wieku, na który przypadł gwałtowny rozwój (powstawanie i rozbudowa) miast, okres ten nazywa się także rewolucją handlową. Na początku tegoż wieku św. Tomasz z Akwinu uznał kupiectwo za zajęcie godne w wypadku, gdy sprzedajemy drożej z racji miejsca (kupiony towar w innym miejscu był tańszy) i z racji czasu (gdy towar zakupiony dawniej zyskał na wartości). Powstało pojęcie ceny godziwej. Pod koniec XIII wieku Henryk z Gandawy zgodził się z tezą św. Tomasza (ratione locci i ratione temporis), ponadto stwierdził, że handlarz może żądać wyższej ceny niż konkurencja, jeżeli jest specjalistą i wiadomo, że jego towar jest lepszy i pewny. Jak widać, Kościół złagodził swoją ocenę handlu, jednak nigdy nie złagodził krytyki lichwy (pożyczania pieniędzy na procent). Kościół zawsze potępiał lichwę, chociaż w późniejszym okresie przestał się na ten temat wypowiadać (presja społeczna?).

W czasie odrodzenia myśl ekonomiczna została oddzielona od teologii. Związek między reformacją a rozwojem kapitalizmu jako pierwszy ogłosił badacz XX wieku - Max Weber - protestantyzm przygotowuje grunt pod budowę kapitalizmu. W protestantyzmie pojawił się jednak pewien problem - na ile człowiek ma wolna wolę, a na ile jest kierowany predestynacją. Nastąpiło silne przesunięcie w kierunku predestynacji. Protestantyzm rozumiał pewne pojęcia dokładnie przeciwnie niż kościół katolicki, który uważa nieufność wobec bogactwa oraz szacunek dla ubóstwa, w kościele reformowanym natomiast bogactwo na ziemi jest zapowiedzią przyszłego szczęśliwego życia w raju, jego brak oznacza potępienie. W feudalizmie stosunki gospodarcze są spersonalizowane (np. renta feudalna), w kapitalizmie kontakty są bardziej anonimowe. Kościół Katolicki wytwarza hierarchiczną strukturę - ma służyć pośrednictwem między wiernymi a Bogiem. Duchowni protestanccy nie uważają się za pośredników, natomiast mogą służyć nakierowaniem wiernych. W katolicyzmie w raju przebywa się w "towarzystwie" innych, "otoczenie" Boga nie jest stałe, ciągle powiększa się o świętych. W protestantyzmie jest bezpośredni kontakt z Bogiem, natomiast katolicyzm zakłada liczne "pośrednictwa" - modlitwy do świętych, Matki Boskiej itd. (w myśl zasady wasal mojego wasala nie jest moim wasalem). W chrześcijaństwie praca jest karą za grzechy, w protestantyzmie jest szansą wykazania się, wyróżnieniem.

Merkantylizm, doktryna ekonomiczna wykształcona w XVI-XVIII, zakłada posiadanie dodatniego bilansu jako wskaźnik bogactwa państwa. Merkantylizm miał 3 fazy rozwoju:

1. hiszpańska - nacisk na dodatni bilans płatniczy - polityka ta sprowadzała się do przywożenia do państwa więcej kruszców niż się wywoziło. Teoria okazała się nieskuteczna, gdyż zamiast wzrostu zamożności obywateli wzrastała inflacja.

2. francuska (XVII) - nacisk na uzyskanie dodatniego bilansu handlowego, głównie poprzez rozwijanie eksportu towarów przemysłowych.

3. angielska - należy bronić interesów własnych kupców. Akty nawigacyjne Cromwella - do Anglii towary mogą przywozić jedynie statki angielskie oraz statki należące do państw, z których przywożone towar.

Merkantylizm zakładał ograniczenie konkurencji w celu ochrony interesów własnych producentów i osłabienia przeciwników. Powstawały kompanie handlowe mające monopol na handel na danym obszarze. Niestety różne państwa przydzielały swoim kompaniom te same obszary, przez co często dochodziło do konfliktów (także zbrojnych).

Kolejnym pojęciem jest fizjokratyzm, który powstał w czasie oświecenia i zakładał kult natury. Fizjokraci twierdzili, że jedynym prawdziwym źródłem bogactw jest rolnictwo, przemysł jest niejako pasożytem, ponieważ jedynie przetwarza zasoby wytworzone przez rolnictwo. Były to po części idee sentymentalne. Fizjokratyzm zakładał nie ingerowanie państwa w gospodarce - "laissez faire" = leseferyzm.

Pod końcem XVIII wieku powstała doktryna liberalna Adam Smitha. Państwo nie wtrąca się w sprawy gospodarcze, jest raczej nocnym stróżem zajmującym się wojskiem, policją, sądami, dyplomacją. Liberałowie nie byli pewni czy edukacja i służba zdrowia powinny leżeć w zakresie władzy państwa. Państwo może (i powinno) zbierać podatki oraz prowadzić politykę celną. Równość i sprawiedliwość można pogodzić tylko czasami. Jeżeli trzeba wybierać, to ważniejsza okazuje się sprawiedliwość. Trzeba wtedy tolerować nierówności społeczne jako przejaw predestynacji, bogactwo jako miara zaradności i pracy danej jednostki o ile na początku wszyscy mieli równe szanse. Bogactwo jest sprawiedliwą nagrodą. Akceptacja nierówności, równość szans i równość wobec prawa, występowanie przeciw nierówności stanowej. Ludzie nie muszą być altruistami, nie powinno się ich do tego zmuszać, choć to dobrze, że czasem pojawiają się ludzie potrafiący działać na korzyść całej społeczności. Najlepszy byłby taki ustrój, który uzgadniałby egoizmy i w ten sposób przynosił korzyści szeroko pojętemu społeczeństwu. Uzgadnianie egoizmów nazywamy utylitaryzmem. Do 1848 liberalizm walczył z przeżytkami feudalizmu i w wielu krajach odniósł sukces. W II połowie XIX wieku liberalizm znalazł się w pozycji defensywnej: konflikt z kościołem katolickim, gdyż liberałowie akceptowali egoizm, a kościół nie. Liberałowie zostali potępieni przez encykliki. Liberalizm jest bardzo atrakcyjny dla ludzi sukcesu, niestety nie ma wiele do zaoferowania ludziom biednym, ponieważ im nie powiodło się, w życiu, są gorsi, będą cierpieć w przyszłym życiu. Socjaliści mogą sobie zjednać ludzi biednych, gdyż twierdzą, że ich niska pozycja społeczna wynika z wyzysku. Liberalizm postulował o powszechne prawo wyborcze, co jednak mogło się okazać zgubne dla tej doktryny, gdyż miała ona małe poparcie wśród najbiedniejszych. Socjaliści twierdzili, że stosunki społeczne nie powinny prowadzić do tego, że przegrani umierają z głodu. Równe szanse istniały w początku tworzenia się potęgi amerykańskiej, wtedy imigranci najczęściej nie mieli wielkiego kapitału ze sobą. Jednak z czasem sytuacja uległa zmianie, ponieważ kolejne pokolenia dziedziczyły fortuny swoich rodziców i kapitał nie był już wymiernikiem zaradności, lecz pochodzenia. Liberalizm był optymistyczny, twierdził że następuje postęp, który powoduje poprawę życia. Był to bardzo naiwny pogląd, gdyż cały postęp utożsamiali oni z postępem technicznym (lot na Księżyc jakoś szczególnie nie poprawił warunków życia na Ziemi). Kres liberalizmu nastąpił z końcem I wojny światowej, która rozwiała mity o postępie technologicznym w służbie człowieka ( w Wielkiej Brytanii w latach dwudziestych jedna z dwu partii rządzących zmieniła się, odeszli liberałowie, na miejsce których przybyli laburzyści. Jeżeli państwo nie ingeruje w gospodarkę, a jednostki kierują się egoizmem, to musi istnieć jakiś czynnik, dzięki któremu wszystko się jeszcze nie rozpadło. Tym czynnikiem jest "niewidzialna ręka rynku", pierwszy raz opisana przez Adama Smitha.

Podaż i popyt.

Podaż > Popyt

kryzys nadprodukcji

Podaż < Popyt

dobra koniunktura

maleją

ceny

rosną

maleje

produkcja

rośnie

maleje

zatrudnienie

rośnie

rośnie

bezrobocie

maleje

rośnie

siła nabywcza pieniądza

maleje

rośnie

płaca realna

maleje

maleją

strajki

rosną

rośnie

skłonność do oszczędzania

maleje

XIX wiek przyniósł cykliczne wahania koniunktury. W 1825 nastąpił I kryzys nadprodukcji w Anglii, pierwszy kryzys o zasięgu światowym był w roku 1857. Cykl wahań koniunktury jest (mniej więcej od tamtego czasu) wspólny dla całego świata.

(rysunek)

Wiek XIX był wiekiem spadających cen. Niskie ceny - udostępnianie produktów coraz szerszej grupie ludności. System waluty kruszcowej był stabilny i przetrwał do 1914, jednak ceny zaczęły rosnąć już 20 lat przed tą datą. Oznacza to, że na wzrost cen nie miał wpływu system złotej waluty, lecz zmiana charakteru gospodarki: odejście od wolnej konkurencji do systemu monopolowego. W systemie wolnorynkowym żaden przedsiębiorca nie był w stanie wpływać na poziom cen danego towaru, ponieważ miał zbyt małą produkcję w skali lokalnej. Monopol polega na sterowaniu cenami za pomocą podaży. W systemie wolnej konkurencji producent obniżał ceny, aby zyskać klientów. Monopolista zaczyna wpływać na ceny tak, aby nie kształtował ich rynek. Gospodarka monopolistyczna jest nadal rynkowa, gdyż nie można podnieść jednocześnie produkcji i podaży. Nie wszystkie działy produkcji da się monopolizować, jak np. rolnictwo z powodu dużego rozdrobnienia gospodarstw rolnych. W latach 90-tych XIX wieku przekroczono granicę liczby monopoli, przez co doszło do nagłego wzrostu cen. Rockefeller znalazł sposób na obejście barier w tworzeniu monopoli, nie mógł ograniczać wydobycia ropy naftowej, więc zajął się monopolizowaniem przemysłu rafineryjnego. Można zmonopolizować skup produktów rolnych. Liberałów denerwowały monopole, jednak z drugiej strony były wynikiem działań rynkowych, a próba ich zwalczenia przez państwo oznaczałaby zaangażowanie urzędników i wpływ państwa na gospodarkę). W USA w 1890 wydano ustawę przeciwmonopolową (Shermana). Wprowadzanie ustawy w życie było trudne, ponieważ niełatwe było udowodnienie praktyk monopolowych. W 1911 rozdziałkowano "Standard Oil" - firmę Rockefellera, w każdym stanie powstała inna spółka. Nie przeszkadzało to wcale umowom miedzy prezesami tych spółek i kontrolowaniu podaży. Ze zmniejszenia produkcji zawsze można było się racjonalnie wytłumaczyć.

30 X 1997

DLACZEGO OPŁACA SIĘ BYĆ BANKIEREM ?

Zysk banków pochodzi z różnicy między oprocentowaniem wkładu a kredytu. Bank najczęściej nie ma pokrycia, jeżeli wszyscy chcą naraz wyciągnąć pieniądze. Banki zbierają pieniądze z rynku, przez co poprawiają koniunkturę, jednak osłabiają pieniądze. Kredytobiorca chce mieć łatwy kredyt, osoba składająca pieniądze do banku chce stabilności (niskiej inflacji oraz ograniczania ilości wydawanych kredytów). Kredyt jest ważny w celu równości szans - dzięki niemu przez pewien czas będą mieli szansę jak bogaci. Kredyt nie jest jednak podobny do dóbr kupowanych w sklepie, ponieważ aby otrzymać kredyt należy spełnić pewne warunki dotyczące wiarygodności. Ekspansję kredytową ogranicza przede wszystkim nerwowość bankiera. Państwo powinno interweniować w jakiś sposób, aby nie udzielać zbyt wielu kredytów, bo to może zepsuć gospodarkę. Dlatego powstały banki centralne kontrolujące działalność banków komercyjnych w zakresie wydawania kredytów. Bank Centralny nie ingeruje bezpośrednio na rynku kredytów dla ludności (tylko teoretycznie - patrz NBP), robi natomiast interesy z bankami komercyjnymi , które z kolei działają w sferze gospodarki. W XIX wieku wykształciły się dwie metody ingerowania BC na rynku:

1. stopa dyskontowa

2.. operacja wolnego rynku

ad 1. Gdy trzeba zwiększyć bezpieczeństwo na rynku, bank centralny oferuje bankom komercyjnym składanie u siebie pieniędzy o korzystnym oprocentowaniu. Inaczej mówiąc, maksymą prezesa banku centralnego jest: gdy dobra koniunktura to podnieś stopę kredytu, gdy zła koniunktura to obniż.

ad 2. Zamiast pobierania depozytów od banków oferuje się im zakup państwowych papierów wartościowych na korzystnych warunkach w czasie dobrej koniunktury, natomiast ściąga się te papiery z rynku, gdy pogorszyła się koniunktura.

Ponadto, gdy bank komercyjny ma problemy z płynnością, to może mu pomóc bank centralny. BC rzekomo oddaje zdeponowaną w nim kwotę pieniędzy w celu uspokojenia ludzi, którzy koniecznie chcą wycofać swoje wkłady.

Pierwszy bank centralny powstał w 1694 w Anglii. Bank Francji powstał w 1800, w Polsce w 1828. W USA ludzi, którzy składali pieniądze w bankach denerwowała inflacja i "rozrzutność" w wydawaniu kredytów, kredytobiorców nie odstrasza natomiast ryzyko, natomiast nie jest w ich interesie działalność banku centralnego, ponieważ ogranicza ich dostęp do pożyczki. Dlatego na wschodzie USA popierano działalność Banku Światowego, natomiast na Dzikim Zachodzie walczono z nią. Za sprawą Alexa Hamiltona w 1791 powstał bank centralny na 20 lat, jednak Kongres nie przedłużył jego działalności w 1811. Potem nastąpiła inflacja związana z wojną. W 1816 ponownie na 20 lat powstał b.c., jednak w 1836 prezydent Jameson zlikwidował go. Do początku XX wieku w USA nie istniał bc, dopiero podczas kryzysu finansowego w 1907 Amerykanie na własnej skórze odkryli dobrodziejstwa działania bc ( angielskiego bc, który działał w USA). W 1913 powstał System Rezerw Federalnych (12 osobnych banków). Banki SFR od tegoż 1913 emitują dolary.

Różne podziały bankowości:

1. Podział na bankowość angielską i niemiecką. Banki angielskie dawały kredyty krótkoterminowe, natomiast kapitał na inwestycje był pozyskiwany na giełdzie. Niemcy nie miały tak bogatego rynku kapitału, więc banki musiały zajmować się kredytami krótkoterminowymi i długoterminowymi na inwestycje. Banki te często były współwłaścicielami przedsiębiorstw. Był to z pewnością mniej bezpieczny model bankowości, gdyż bardzo duże było uwięzienie kapitału.

2. Podział na bankowość angielską i amerykańską. W GB znajdowały się 4 duże banki mające wiele oddziały - system gałęzi (branches), natomiast bankowość amerykańska cechuje się dużym rozdrobnieniem (początkowo banki mogły działać tylko na obszarze jednego stanu).

Jeżeli bank obniża stopy procentowe, to rozpoczyna się więcej strajków. Przez długi czas pieniądz był pieniądzem kruszcowym, co oznacza, że moneta nie stanowiła wartości symbolicznej, ale o jej wartości decydowała ilość zawartego w niej metalu. Był to solidny system pieniężny. Pierwsze powstałe banki publiczne (Barcelona, Genua, Wenecja) ustaliły między sobą jednostki rozliczeniowe (wartość jednostki wyznaczana przez zawartość kruszca w monecie), aby uniezależnić się od nieuczciwości eminenta (psucie próby złota lub srebra). W systemie kruszcowym obieg pieniądza nie mógł być w łatwy sposób dostosowany do stanu gospodarki, przez co dławił rozwój gospodarczy. Szukano sposobów poszerzenia obiegu pieniądza bez zmiany zasady - w XVII Szwecja po ciężkich wojnach miała problemy finansowe, tak więc do systemu kruszcowego dołączono miedź (obok złota i srebra). Monety miedziane, aby mieć taką samą wartość metalu, co monety ze złota, musiały być bardzo duże - monety takie (duże kawałki miedzi) nazywano platmentami. Aby ułatwić obieg tymi "monetami" państwowy Bank Szwedzki przyjmował lokaty, na której wystawiał potem pokwitowania, którymi można było płacić. Był to jeden z pierwowzorów dzisiejszych pieniędzy papierowych. W Anglii można było lokować złoto i srebro w mennicy królewskiej (za pokwitowaniami), jednak w 1640 Karol I skonfiskował zasoby srebra i złota, na czym osoby mające depozyty ewidentnie straciły. Po rewolucji angielskiej złoto lokowano u goldsmith-ów (złotników), za co początkowo otrzymywano poświadczenia imienne; po pewnym czasie wprowadzono zaświadczenia na okaziciela, tak więc konkretny kawałek metalu przestał być przypisany do konkretnego pokwitowania. Takie pokwitowania (banknoty) mogły być wymieniane na złoto, jednak goldsmith mógł wydawać więcej papierów niż przyjmował złota. Na początku XVIII wieku Francuzi mieli przykre doświadczenia związane z inflacją (Locke był za to odpowiedzialny), przez co naród ten jeszcze przez długi czas potem miał awersję do banknotów. W XVIII powstał powszechny system

Po wojnach napoleońskich (podczas których była inflacja) sytuacja zaczęła się stabilizować, nadal istniał kruszcowy system pieniężny, lecz rozumiany inaczej niż 100 lat temu - państwo emitowało pieniądze, które, na konkretne żądanie, wymieniało na złoto lub srebro. W 1816 w Wielkiej Brytanii wykształcił się system waluty złotej, jednak GB, jako państwo bogate, mogło sobie na to pozwolić. Inne państwa, u których istniał bimetalizm, musiały ustalać stałą relację złota i srebra - niestety w różnych państwach ten współczynnik różnie wyglądał (np. Francja 1:15, a w USA 1:15.5). W połowie XIX wieku Francja zainicjowała łacińską linię monetarną - kraje bimetalistyczne ustaliły wspólną relację złota i srebra oraz uwspólniły walutę, którą stał się frank. Uczestniczyły w tym: Francja, Belgia, Szwajcaria, Grecja, Serbia, Włochy, Rumunia, Finlandia. Drugim problemem w systemie bimetalistycznym był fakt, iż złoto i srebro były towarami, tak więc ich cena zależała od popytu i podaży, powstają „dwie waluty”. Zgodnie z prawem Greshama - jeżeli istnieją dwa rodzaje pieniędzy, to gorszy wypiera lepszy (tezauryzacja lepszego); wykształca się pojęcie monet nad- i podwartościowych, zaczęły ginąć pewne rodzaje monet. W II poł. XIX wieku srebro taniało, pod koniec XIX wieku relacja złota do srebra wynosiła 1:40. Każdy kraj wycofujący się z bimetalizmu sprzedawał swoje zapasy srebra, co powodowało spadek jego ceny na rynkach. „Unia łacińska” przestała działać w 1907. W systemie waluty złotej salda krajów były wyrównywane złotem pod końcem roku. Gdy państwo miało nadwyżkę w handlu, to napływ złota powodował zwiększenie obiegu pieniężnego, wtedy wzrastały koszta produkcji, produkty tego kraju były mniej konkurencyjne na rynku światowym w efekcie czego powstawał ujemny bilans handlowy. Odpływ złota powodował poprawę koniunktury i w efekcie poprawę w handlu zagranicznym itd. Większość krajów przeżywała takie wahania. Wcześniej w systemie waluty złotej można było wymienić banknot niskiej wartości na złoto (1 funt). Potem, w celu ograniczenia wymienialności wprowadzono inne systemy wymiany:

1. gold bulion standard - złoto w sztabach, w banku centralnym leżały sztaby o wadze ok. 2 kg - na wymianę mogły sobie pozwolić już tylko większe przedsiębiorstwa, szarzy ludzie nie mogli już wymieniać banknotów na złoto ( w Polsce taka sztaba kosztowała 10 tys. zł, a w tym czasie lekarz zarabiał 600 zł miesięcznie, prezydent - 3000, a nowy samochód można było kupić już za 3000 zł).

2. gold exchange standard - system waluty pozłacanej. W skład pokrycia wchodzi złoto oraz waluty wymienialne na złoto ( to wprowadziła reforma Grabskiego w 1924 i trwało do 1939).

Centrum finansów europejskich. W XVI wieku targi pieniężne w Besanson na pograniczu Francji i ziemi Habsburgów, potem pod Genuą (w mieście Pianchenza) w XVI/XVII wieku - najpierw podliczano księgi, następnie wyrównywano salda. Ten system trwał do 1627. Wcześniej Hiszpania bardzo się zadłużała, a następnie spłacała dług srebrem przywiezionym z Ameryki Południowej. Jednak w 1627 Holendrzy przejęli całość ich transportu, więc centrum handlowe zostało przeniesione do Amsterdamu. W 1672, gdy Amsterdam był zagrożony oblężeniem nastąpiła panika i zaczęła się rywalizacja miedzy Hamburgiem a Londynem o miano centrum handlowego. Londyn miał zaplecze, ponadto w Anglii możliwe było dyskontowanie weksli (dyskonto - wymiana weksla na gotówkę w banku). W Hamburgu uważano, że osoba wyprzedająca weksle jest w kiepskiej kondycji finansowej. Po wojnie siedmioletniej Hamburg nieco podupadł, więc Londyn do XX wieku pełnił funkcję centrum handlowego.

REWOLUCJE PRZEMYSŁOWE I ICH SKUTKI

Rewolucja przemysłowa następuje, gdy większa część gospodarki zaczyna działać na zasadach przemysłowych (zmniejszenie znaczenia ludzkich mięśni), spada udział rolnictwa w produkcie krajowym, zwiększa się odsetek ludzi nie utrzymujących się z rolnictwa. Do rozpoczęcia procesu konieczne jest spełnienie następujących warunków:

1. kapitał

2. wolna siła robocza

3. rynki zbytu

Rewolucje przemysłowe nie są kwestią wiedzy technologicznej. lecz warunków wykorzystania tej wiedzy. Można łatwo wskazać początek rewolucji przemysłowej, jednak nie można wskazać jej końca. Pierwsza rewolucja przemysłowa rozpoczęła się w latach 1760 w Anglii, która była do niej najlepiej przygotowana pod względem prawa (równość obywateli), ponadto była krajem bogatym (imperium kolonialne), istniał rynek zbytu, a wcześniejsze ogradzanie spowodowało wypchnięcie dużej liczby ludzi ze wsi do miasta. W pierwszej fazie rozwijał się przemysł lekki, następnie przemysł ciężki produkujący maszyny dla przemysłu lekkiego. Zakazano exportu maszyn, aby technologia pozostała w kraju, jednak okazało się wkrótce, że przebieg rewolucji przem. nie zależy od technologii, lecz od warunków ekonomicznych i cofnięto w 1824. Po Anglii na ścieżkę rewolucji przemysłowej wstąpiły USA i Belgia. W latach 30-tych, po rewolucji lipcowej, ten sam proces nastąpił we Francji, w latach 40-tych w Niemczech, w 60-tych na ziemiach polskich zaboru rosyjskiego, w latach 80-tych w Austrii, w 90-tych w Rosji. Na początku XX wieku, ale jeszcze przed I wojną światową - w Australii, Skandynawii, Kanadzie i Płn. Włoszech.

W zaborze pruskim istniały Zakłady Cegielskiego w Poznaniu, dwie stocznie. Zabór ten stanowił raczej zaplecze rolnicze dla Prus. W zaborze rosyjskim ziemie polskie były najbardziej uprzemysłowione na tle całej Rosji. W Górach Świętokrzyskich powstało Zagłębie Staropolskie, ze względu na występujące tam rudy żelaza, ponadto była tam duża połać niewykorzystanej ziemi i rosła tam radośnie Puszcza Jodłowa, z której wycinano drzewa do wyrobu węgla drzewnego używanego przy wytopie żelaza. Zagłębie Staropolskie miało być państwowym ośrodkiem hutnictwa. Niestety jeszcze przed ukończeniem budowy tego zagłębia, na świecie wprowadzono nową technologie wytopu przy użyciu węgla, więc nasze zagłębie było przestarzałe jeszcze przed swoim powstaniem. Rosjanie mieli problem z KP - gdyż był to najlepiej rozwinięty przemysłowo fragment ich kraju. Z jednej strony warto było odgrodzić Królestwo barierą celną, aby chronić własny rozwijający się przemysł, z drugiej jednak polityka wymagała wcielenia tych terenów do Rosji. W 1815 bariera celna istniała, w 1822 Drucki - Lubecki załatwił jej zniesienie. W 1832 przywrócono ją, tylko po to aby znowu ją znieść w 1851. Po upadku powstania styczniowego zastanawiano się nad ponownym jej wprowadzeniem, jednak tego nie uczyniono. Granica celna spowodowała, że niektórzy inwestorzy przenieśli swoją gotówkę na drugą stronę bariery celnej - tak powstał okręg białostocki. W latach 40-tych wytworzył się przemysł nie wytwarzający skutków społecznych - przemysł cukrowniczy. Był ulokowany na wsi i zatrudniał chłopów w czasie, gdy zakończone już były prace polowe. Rejony na styku ziem trzech zaborców miały różne nazwy: w zab. rosyjskim - Zagłębie Dąbrowskie (20%), w austriackim - Zagłębie Krakowskie (5%), Prusy posiadały Śląsk (75%). Śląsk (jako część zaboru pruskiego) był najstarszym tamtejszym okręgiem przemysłowym, jego rozwój rozpoczął się w latach 80 - tych XVIII. W latach 30-tych XIX wieku uruchomiono Zagłębie Ruhry, które bardzo szybko wyprzedziło Śląsk. Galicja była biedna i przeludniona, Austriacy wiedzieli, że w razie wojny jest spisana na straty. [ Za Batorego najbardziej zaludniona była zachodnia część kraju, gdyż na południu i na wschodzie było niebezpiecznie - Kozacy i Tatarzy; przed rozbiorami największe zaludnienie było na południu kraju. W latach 80-tych zaczęto wykorzystywać złoża ropy naftowej w Jaśle, w latach 90-tych znaleziono bogatsze złoża - Drohobycz i Jarosław. Galicja była poważnym producentem ropy.

Ziemie zaboru rosyjskiego dominowały w gospodarce tego kraju do lat 90-tych, kiedy to rozpadł się Sojusz Trzech Cesarzy i Rosja z Francją połączyły się przeciw Niemcom i Austrii. Rosjanie zrozumieli, że Polska stała się bardzo niebezpiecznym regionem i skupienie prawie całego przemysłu Rosji w tym miejscu jest bardzo niestrategicznym posunięciem. Rosja zaczęła rozwijać przemysł głęboko wewnątrz kraju, głownie za pożyczony kapitał francuski. Polska poczęła tracić rynki wschodnie - np. wojna perkalowa odebrała rynek Łodzi. Zabór rosyjski był na pewno najlepiej uprzemysłowiony, jednak nie był najbardziej rozwinięty, ponieważ Rosjanie dla celów strategicznych blokowali rozwój kolejnictwa (zwłaszcza na zachodnim brzegu Wisły - Warszawa nie miała połączenie z Łodzią), ponadto mosty można było budować jedynie między Modlinem i Dęblinem, co oznaczało izolację Włocławka, Płocka i Sandomierza.

Wolny handel contra protekcjonizm na świecie. Po wojnach napoleońskich (podczas których nałożona była bariera kontynentalna) ziemianie angielscy mając świadomość, że ich rolnictwo jest słabsze niż europejskie, przeforsowali cła przywozowe na zboże. W przełomie lat 30/40 rozpoczęła się kampania przeciw protekcjonizmowi - powstał Związek Manchesterski zrzeszający robotników - obniżenie ceł przywozowych pozwoliłoby na obniżenie cen w kraju, przez co robotnicy mogliby poprawić swój los bez walki o podwyżki z właścicielami fabryk. Przemysłowcy w tym punkcie zgadzali się z robotnikami, gdyż nie musieliby wypłacać im wyższych pensji. Był to wspólny interes przemysłowców i robotników, jednak cenę miało zapłacić rolnictwo - w 1848 zniesiono zapory celne, do 1931 rolnictwo brytyjskie padło - było to tragedią dzierżawców, zwłaszcza w Irlandii, gdzie zmarło wielu ludzi, a wielu musiało wyjechać do USA. Potem zorientowano się, że rolnictwo jest elementem strategicznym i należy je chronić, chociaż w małym wymiarze. Niektóre kraje usiłowały wprowadzać protekcjonizm, jednak czyniły to z pewną nieśmiałością. Otwarcie za protekcjonizmem wypowiada się USA, przez co wybucha konflikt Północ - Południe; Południe opowiada się za wolnym handlem, natomiast Północ rozwijająca przemysł stara się go chronić przed lepiej rozwiniętym przemysłem europejskim. Z tego powodu Europa początkowo popierała Południe, jednak zmieniła zdanie , gdy Lincoln w 1863 zniósł niewolnictwo sugerując, że to jest główny powód wojny. W latach 70-tych Niemcy i Rosja wprowadziły bariery celne, aby bronić się przed przemysłem angielskim. W 1882 Anglicy zażądali, aby na niemieckich towarach widniał napis Made in Germany. W Austro-Węgrach (powstałych w 1867) każdy kraj składowy miał samodzielność w ustalaniu ceł. Na początku (po długiej i burzliwej debacie) na 10 lat zniesiono cła między Węgrami i Austrią. Potem co każde 10 lat kłótnia ożywała na nowo - Węgierscy rolnicy byli za zniesieniem bariery, natomiast przemysłowcy byli za barierą chroniącą ich przed silną konkurencją z Czech. W 1907 ponownie zniesiono cła na 10 lat, jednak zaznaczono, że po raz ostatni. Przemysłowcy austriaccy i czescy zaczęli inwestować na Węgrzech, w celu ominięcia bariery celnej. Skutkiem rewolucji przemysłowej była eksplozja demograficzna (patrz wykład z geografii). Wybuchła ona w XVIII/XIX wieku, jej wygaszanie nastąpiło w latach 80-tych. W okresie pomiędzy wojnami napoleońskimi potroiła się ludność.

Przyrostowi towarzyszy urbanizacja. Skutkiem rewolucji przemysłowej był rozwój klasy robotniczej i powstanie ruchu zawodowego. Związki zawodowe były zwalczane przez liberałów, którzy uważali, że robotnikom także przysługuje wolność zrzeszania się w partiach, jednak związki zawodowe uważali za rodzaj monopolu. We Francji wydano w 1791 prawo Le Chapeliera, które zabraniało robotnikom „koalicji”. Potem liberałowie doszli do wniosku, że praca nie jest jednak towarem, więc związki zawodowe nie są monopolem i powinny istnieć. W latach 1810-12 sławne w Anglii stały się poglądy Mr Ludda, który twierdził, że źródłem nędzy robotników są maszyny, więc ich zniszczenie z pewnością poprawi los proletariatu. Luddyści wprowadzali swoje poglądy w życie, jednak w tym samym czasie Anglia prowadziła wojny z Napoleonem, więc działania luddystów zostały uznane za sabotaż wojenny i stracono ich. Potem wytworzył się ruch czartystowski stawiający sobie za cel wywalczenie praw wyborczych dla robotników. Od 1831następowało obniżenie cenzusów wyborczych, dzięki czemu do wyborów były dopuszczane coraz szersze masy. Potem ruch ten wstąpił do Ligi Manchesterskiej. Związki zawodowe (Trade Unions) miały być skuteczne o ile były apolityczne.

Początkowo robotnicy musieli pracować ok. 14 h na dobę, potem okres ten systematycznie się zmniejszał, jednak robotnicy tracili pewne uprawnienia, jak np. mieszkanie przy fabryce (za darmochę). Bismarck postanowił walczyć z socjalistami - po prostu pomijał ich pośrednictwo załatwiając sprawy z robotnikami.

PODBÓJ KOLONIALNY

Kolonializm pociągnął za sobą utworzenie pierwszej gospodarki światowej. Nie wszystkie społeczeństwa rozwijają się, a przynajmniej ich rozwój nie przebiega w tym samym tempie. Spotkanie społeczeństw stacjonarnych z rozwiniętą cywilizacją europejską powodowało otwarcie się na rozwój w stylu europejskim modelowanym w tym kierunku, aby zyski z tego ciągnęli kolonizatorzy. Podbijane tereny zostawały zmuszane do współpracy z mocarstwami kolonizującymi je, jednak panowanie polityczne nad państwem było konieczne jedynie w początkowej fazie rozwijania wzajemnych związków gospodarczych, ponieważ w późniejszym okresie, kraj podbijany nie miał żadnej alternatywy. Na początku XX wieku imperia kolonialne zajmowały prawie cały świat. Dekolonizacja następowała znacznie szybciej niż budowanie imperium kolonialnego, jednak zlikwidowanie uzależnień politycznych nie spowodowało gospodarczego usamodzielnienia się.

Na XV/XVI wiek przypadły wielkie odkrycia geograficzne. Portugalia wysłała Vasco da Gamę, który znalazł drogę do Indii opływając Afrykę. Hiszpanie wysłali Kolumba. Pojawił się konflikt pomiędzy Hiszpanami i Portugalczykami - do kogo należą nowoodkrywane tereny. Oba kraje były katolickie, więc o rozwiązanie poproszono papieża (rok 1497) - ok. 2000 km od Azorów papież wyznaczył linię demarkacyjną - posiadłości na zachód od linii należały do Hiszpanii. Wraz z odkrywaniem linii brzegowej Ameryki, wyszło na jaw, że linia demarkacyjna przecina ten kontynenty - Brazylia przypadła Portugalii. Po pewnym czasie wyszło na jaw, że Ziemia jest okrągła - tak więc Filipiny były hiszpańskie, lecz otaczający je ocean należał do Portugalii. Te dwa katolickie mocarstwa dominowały w kolonizacji.

Hiszpanie rozpoczęli podbój Ameryki Łacińskiej - był to dla nich ciąg dalszy rekonkwisty (koniec rekonkwisty w Hiszpanii w 1492). W Ameryce Łacińskiej powstawały ogromne majątki ziemskie początkowo oparte na systemie reparimiente - Indianie byli traktowani jak niewolnicy. Z drugiej strony, dla Kościoła Indianie byli materiałem do nawracania, dlatego Kościół sprzeciwiał się postępkom konkwistadorów. Kościół przyczynił się do zmiany stosunków gospodarczych w Ameryce Łacińskiej. Dzieło „O wytępieniu Indian”. Na początku lat czterdziestych sprawą zainteresowała się Święta Inkwizycja. Rozpoczęto sprawę sądową „Czy Indianie mają dusze?” Po długich i burzliwych rozmowach wyszło, że mają i nie można ich traktować jako niewolników. Tak więc konkwistadorzy zaczęli sprowadzać murzynów. W 1545 wprowadzono reformę - w koloniach system ekonomiendo - Indianie byli wolni i jednocześnie byli wasalami króla, tak więc podlegali jego przedstawicielom, którzy roztaczali nad nimi opiekę, w zamian wykorzystując ich pracę. Handel niewolnikami z Afryki rozpoczął się z pierwszym kursem w 1501, ale dopiero w tym momencie nastąpił gwałtowny rozwój. W Portugalii istniały monopole na sprawy kolonialne: Rada do Spraw Indii w Sewilli. Przepisy nie pozwalały przedostać się z dzisiejszej Argentyny do Europy przez Brazylię i Atlantyk, lecz należało płynąć Pacyfikiem i dalej. Do portów w hiszpańskich koloniach mogły wpływać tylko hiszpańskie statki, jednak statkom portugalskim nadano przywilej „asiento”, gdyż transportowały one niewolników z Afryki. W 1713 po pokoju w Utrechcie ten sam przywilej posiadali Anglicy, którzy bardzo szybko przejęli kontrolę nad handlem niewolnikami. Przez 300 lat wożono murzynów do Ameryki, jednak 4/5 całości zostało przewiezione przez Anglików w XVIII. Następnie w Anglii wytworzył się ruch na rzecz zniesienia niewolnictwa - w 1807 dochodzi do zniesienia niewolnictwa w koloniach angielskich, a angielska flota ściga handlarzy niewolnikami - to w drastyczny sposób zmniejszyło liczbę niewolników przewożonych przez Atlantyk. Hiszpanie w koloniach tworzyli wielkie posiadłości ziemskie należące do białych. Portugalczycy trafili na bardziej rozwinięte organizacyjnie cywilizacje, tak więc nie mogli zastosować tej samej metody podboju. Portugalczycy postanowili przejąć kontrolę nad handlem - tworzyli faktorie i porty, natomiast nie podbijali zaplecza tych portów. W hiszpańskich koloniach powszechna była własność prywatna, natomiast wszystkie posiadłości portugalskie należały do króla. W Hiszpanii najwyższe urzędy w koloniach były zarezerwowane dla Hiszpanów urodzonych na ziemi hiszpańskiej, ci którzy urodzili się w koloniach (Kreole) nie posiadali tego prawa. Ich walka o te prawa w walnym stopniu przyczyniła się do uniezależnienia kolonii.

W 1580 na skutek dynastycznych przetasowań Portugalia została włączona do Hiszpanii (oba państwa we władzy Habsburgów). W tym samym czasie Hiszpania zaczęła mieć problemy w Niderlandach, gdyż Holendrzy rozpoczęli walkę protestanckich poddanych przeciw katolickiemu królowi. Z walki o niepodległość Holendrzy przeszli od razu do ekspansji kolonialnej. Wcześniejszy układ dzielący świat między Hiszpanię i Portugalię był autorstwa papieża, którego protestancka Holandia nie uznawała, więc kraj ten mógł bez wyrzutów sumienia budować swoje imperium kolonialne. Ponieważ Portugalia była częścią Hiszpanii, więc dużo bezpieczniej było wejść na tereny tego pierwszego państwa. Holendrzy rozpoczęli także podbój Brazylii. Na mocy pokoju z 1648 (w Westfalii po wojnie 30-letniej) Holendrzy mieli wycofać się z Brazylii, natomiast mogli zachować swoje posiadłości w Holenderskich Indiach Wschodnich. Holenderskie imperium kolonialne było prywatnym przedsięwzięciem mającym jedynie pewne przywileje od urzędu (np. suwerenność na Oceanie Indyjskim). Holendrzy tak jak Portugalczycy nie podbijali zaplecza portów. W XVII wieku Holendrzy przodowali w kartografii - robili mapy, na których Holandia miała zajmować większość Europy. W XVII wieku zaczęła się nasilać konkurencja brytyjska - Anglicy też posiadali Kompanię Wschodnioindyjską, co spowodowało wybuch trzech wojen (1650, 60, 70 ). Bitwa u ujścia Tamizy w 1666. Akty nawigacyjne po tej wojnie. Gdy nasilała się rywalizacja - Anglicy zauważyli, że holenderskie porty są płytkie (bo są położone u ujść rzek) - dlatego zaczęli złośliwie konstruować coraz większe statki. Holendrzy robili to samo, jednak musieli robić statki o mniejszym zanurzeniu - wtedy jednak były mniej stabilne.

W XVIII wieku Francja stała się konkurentem Anglii w podboju kolonialnym, Holendrzy natomiast stopniowo zaczynali tracić wpływy. W Płd. Afryce Holendrzy masowo osiedlali się. Kompania kolonialna brytyjska byłą państwowa. Francuzi już pod końcem XVI wieku rozpoczęli kolonizację północnej części Am. Płn. - Nowy Brunszwik. Środkowy Zachód należał tymczasem do Hiszpanii. Francuzi rozszerzali kontrolę w Kanadzie, następnie zajęli tereny w dolinie Mississippi. Na wschodnim wybrzeżu Holendrzy posiadali posiadłość o nazwie Nowy Amsterdam, potem w Am. Płn. osiedlali się Szwedzi. Powstało 13 kolonii brytyjskich. Francuzi swoje pierwsze imperium kolonialne stracili w wyniku wojny siedmioletniej, potem ponownie w XIX wieku. W czasie tej samej wojny siedmioletniej rozpadło się także imperium brytyjskie, ponieważ koloniści chcieli, aby tereny zdobyte należały do nich, a król - aby do niego. Anglicy także mówią o swoim pierwszym (13 kolonii w Ameryce Płn.) i drugim imperium (potem).

W wyniku wojen napoleońskich kolonie francuskie były odcięte od Francji i częściowo były kontrolowane przez Brytyjczyków, którzy przejęli także posiadłości holenderskie; rząd hiszpański nie miał żadnej władzy nad swoimi koloniami. Potem w tych ostatnich koloniach nastąpił bunt przeciw królowi hiszpańskiemu, Portugalia straciła Brazylię, angielscy urzędnicy zdobyli RPA i Indie. Na mocy kongresu wiedeńskiego Anglicy mieli zachować RPA, ale oddać holenderskie Indie Wschodnie. W RPA sytuacja rysowała się następująco - od 100 lat mieszkali tak osadnicy holenderscy nazywający się Burami, zajęcie ich terenów przez Anglików nie bardzo im się podobało. Tak więc w 1835 Burowie wyruszyli na północ, aby zająć kolejne wolne tereny - był to „Wielki Trek (trep?)”. Początkowo Anglicy nie zareagowali na zajęcie przez Burów Oranii i Transwalu, jednak ingerowali, gdy okazało się, że na tamtych terenach znajdują się bogate złoża diamentów.

Urzędnicy holenderscy wykupili na krańcu półwyspu Malajskiego wysepkę Singapur. Po otwarciu kanału Suezkiego okazało się, że jest to bardzo korzystnie i strategicznie położone miejsce, gdyż musiały przepływać tamtędy statki płynące do Europy. W pierwszej połowie XIX wieku, w imię liberalizmu ,zaczęto ograniczać przywileje kompanii brytyjskiej. Kompania szybko podbiła Indie i kontrolowała je. W XIX i XX wieku istniała różnica między sposobem kontrolowania kolonii przez Brytyjczyków oraz Francuzów. Anglicy preferowali system władzy pośredniej („indirect rule”) - porozumiewali się z miejscowymi władcami, dzięki czemu do kontrolowania kolonii nie była konieczna duża liczba ludzi. Francuzi skłaniali się raczej ku władzy bezpośredniej. Było to odbiciem systemów władzy z obu tych państw - w monarchii angielskiej łatwo mogło znaleźć się miejsce dla następnego, małego króla, natomiast było to nie do przyjęcia w republice, jaką była Francja. Anglicy podporządkowując sobie Indie nie byli do końca przekonani, czy powinni ingerować w sprawy polityczne tego kraju, czy też nie. Thomas Monroe (szkoła Monroe) twierdził, że należy szanować miejscowe zwyczaje. Przez jakiś czas była to powszechnie obowiązująca opinia, jednak potem okazało się, Ze Hindusi mają pewien makabryczny obyczaj - po śmierci męża palono żywcem jego żonę na stosie (sati). W 1828 rozpoczęto tępienie tego zwyczaju, upada znaczenie szkoły Monroe. W XIX niektóre kolonie w Indiach były traktowane jako kolonie do osiedlania - przyjeżdżało tam wielu Anglików i Francuzów. W drugim imperium brytyjskim tereny Australii traktowano jako tereny do osadnictwa - jednak nie było wielu chętnych, dlatego zaczęto zsyłać tam więźniów. Miejscową ludność - Aborygenów bardzo szybko przetrzebiono (dawniej 200 osób, dziś kilkanaście tysięcy). W 1835 w Tasmanii wybuchło powstanie Aborygenów - zginęli wszyscy oprócz jednej kobiety, która po śmierci chciała być pochowana na świętej górze, jednak do dzisiaj znajduje się w muzeum z szklanej trumnie. Australia była kolonią karną do 1851. Przyczyną zmiany statusu tych terenów był fakt, iż odkryto tam złoto - więc ludzie przyjeżdżali dobrowolnie ( w dodatku za swoją mamonę), a miejscowi osadnicy sprzeciwiali się sprowadzania do swego kraju lumpów ( bo mieli swoich). Kompania Nowozelandzka robiła przekręty - ponieważ najpierw zawierała z Maorysami umowy kupna ziemi, następnie Anglicy pozywali te umowy do sądu, gdyż ziemia musiała należeć do danej osoby, a nie do całego plemienia (jak to było zapisane w umowach). Dlatego w latach 60-tych wybuchło powstanie Maorysów, po którego upadku (krwawym) Maorysi zaczęli się kształcić - nastąpiła szybka europeizacja tej społeczności. Dzisiaj Maorysi stanowią 10% ludności Nowej Zelandii i są liczącą się siłą polityczną.

Anglicy zorientowali się, że kolonie, których większość ludności stanowią biali, mogą dążyć do odłączenia się od korony (jak USA), dlatego wprowadzono uchwalony w 1866- British North America Act, który dla Kanady stanowił coś w stylu konstytucji, kraj posiadał samorząd (parlament + rząd) w zakresie spraw wewnętrznych przy braku suwerenności w sprawach zagranicznych. Ustawa ta była jakiś czas zablokowana, ponieważ nie wiedziano, jak nazwać taką właśnie Kanadę z czymś na rodzaj konstytucji. Dlatego nie nazwano tego ani królestwem, ani republiką tylko Dominium Kanady (co nie oznaczało dokładnie nic). Postanowiono wykonać tę wspaniałą reformę także w innych koloniach, jednak przeciwstawili się temu Australijczycy, którzy nie chcieli się nazywać dominium, lecz commonwealth. Wielka Brytania nie zgadzała się na to początkowo, jednak po wojnach burskich, w których Australijczycy wykazali się oddaniem dano im to w nagrodę (sami to wybrali). W 1931 weszły w życie statuty westminsterskie, na mocy których dominia uzyskały samodzielność w dziedzinie polityki zagranicznej. Skutkiem tego był fakt, iż w drugiej wojnie światowej wojnę Niemcom wypowiadało każde dominium z osobna i bez przymusu (Irlandia nie wypowiedziała).

Wolny handel w Anglii doprowadził do kryzysu lat 30-tych (???). Minister kolonii - Chamberlain twierdził, że w wolnym handlu Brytyjska Wspólnota Narodów dezintegruje się gospodarczo, ponieważ np. Kanada ma większe obroty handlowe z USA niż z GB. Chamberlain chciał wprowadzić cła przywozowe, przy czym dla dominiów te cła miałyby być mniejsze niż dla pozostałych państw. Projektu tego nie zrealizowano.

{następny} - kolonializm CD

W pierwszej poł. XIX wieku funkcje administracyjne w Indiach Brytyjskich pełniła Kompania Wschodnioindyjska, jednak to kłóciło się z liberalizmem. W 1833 Kompania została pozbawiona przywilejów handlowych, dzięki czemu wprowadzono wolny handel; jednak zachowała ona władzę administracyjną do 1857 - wtedy wybuchło powstanie Sipphajów (żołnierzy hidnuskich w służbie brytyjskiej) - ponieważ kazano im używać do konserwowania broni tłuszczu wołowego. Ostatecznie stłumiono powstanie, jednak istniało duże ryzyko, że tego nie uda się dokonać - Kompania wykazała swoją nieumiejętność w zarządzaniu Indiami, dlatego w 1858 Indie zostały kolonią koronną, zamiast gubernatora rządzo wicekról. W latach 80-tych Indie zostały podniesione do rangi cesarstwa, dzięki czemu królowa miała tytuł cesarza (jak władca austriacki, niemiecki i rosyjski).

W XVIII wieku kolonie były obszarem penetracji chrześcijańskiej - bardzo duże sukcesy odnosili na tym polu jezuici - a to dzięki zastosowanym metodom - oni rozłączyli chrystianizację z europeizacją (jako jedyny zakon). Hołdowali doktrynie akomodacji, jednak można było im zarzucić , że nie chrystianizują, lecz legalizują pogaństwo. W drugiej połowie XVIII wieku wytoczono im taki właśnie proces, który doprowadził do kasacji zakonu. W Chinach jezuici szczególnie rozwinęli działalność misyjną - rozpoczęli od nauki chińskiego i czytania Konfucjusza - to dzięki nim nastała w Europie moda na chńszczyznę. Nie należy mylić tego z modą na japońszczyznę po 1904, kiedy to Japonia pokonała Rosję - w Polsce było to rozpowszechnione, gdyż dodatkowo denerwowało Rosjan.

W 1757 Chiny zostały zamkniete dla cudzoziemców, e celu obrony niezależności. W latach 30-tych XIX wieku wybuchła pierwsza wojna opiumowa - Anglicy chcieli zmusić Chinczyków do kupowania opium. Przegrana Chin spowodowała częściową liberalizację handlu - Wieka Brytania uzyskała Hongkong, natomiast pięć innych portów chińskich miało byc otwartych dla angielskich statków. W 1898 Wielka Brytania wydzierżawiła od Chin skrawek ziemi na 99 lat i przyłączyła go do Hongkongu. W tym roku upłynął termin dzierżawy, jednak dwie części Hongkongu zostały tak zintegrowane, że nie można było ich rozdzielić i Brytyjczycy oddali całość, jednak udało im się wynegocjować różne przywileje. W latach 1956-60 trwała druga wojna opiumowa, po której nastąpiło zupełne otwarcie Chin do handlu. Na początku XX wieku - wybuchło powstanie bokserów, natomiast w 1911 rewolucja spowodowała upadek cesarstwa i proklamowanie republiki - próba naśladowania Japonii. Chiny nie zostały podzielone miedzy imperia tylko dzięki protestowi USA. Amerykanie przeforsowali w Chinach politykę „otwartych drzwi”, to znaczy, że pozostawiono Chinom integralność polityczną, natomiast miał tam się rozwijać wolny handel.

Przed wojną secesyjną Południe opowiadało się za budową imperium kolonialnego, Północ natomiast się temu sprzeciwiała, gdyż uważała, że państwo które powstało z buntu przeciw kolonializmowi nie powinno wkraczać na tę ścieżkę. Zwycięstwo w wojnie Północy spowodowało wybór drugiej alternatywy. W 1841 Amerykanie utworzyli Liberię - państwo dla wyzwolonych niewolników, dlatego kraj ten ma do dzisiejszego dnia dobre stosunki z Waszyngtonem. W 1933 polska(?) Liga Morska i Kolonialna - układ z Liberią - ona konsultuje się z nami w polityce zagranicznej, a w przypadku wojny w europie oni wesprą nas militarnie. To bardzo wkurzyło Becka.

Z Chinami sąsiadowało imperium kolonialne Rosji. Rosjanie pod koniec XVI wieku przekroczyli Ural, do połowy XVII wieku dotarli na Kamczatkę, szybko podbili Syberię. W 1686 na mocy traktatu w Narczyńsku wyznaczono granicę chińsko-rosyjską. Potem Rosja zajęła Alaskę. Po klęsce w wojnie krymskiej ekspansja na Bałkanach została zatrzymana na dłuższy czas, dlatego nastąpił nacisk na Chiny, który doprowadził do renegocjacji układu granicznego w 1858 w Ajgujsku(?) - granica miała opierać się na Amurze, Rosja uzyskała kraj nadmorski z Władywostokiem. W latach 60-tych nastąpił podbój Azji Środkowej. W 1862 powstało Gubernatorstwo Stepowe. Rosyjskie Imperium Kolonialne różniło się nieco od pozostałych, ponieważ było budowane na tym samym kontynencie, na którym znajdowło się państwo - było to przeszkodą przy dekolonizacji, ponieważ nie było wiadomo jak daleko należy się wycofać. Na przełomie XIX i XX wieku zbudowano kolej transsyberyjską. Syberia podobnie jak Australia była początkowo kolonią karną, jednak gdy w Australii odkryto złoto, to przestała nią być, gdy na Syberii odkryto złoto - to zaczęto sprowadzać jeszcze większe ilości więźniów.

W latach 70 i 80-tych XIX wieku rozpoczął się podbój wnętrza Afryki. Wcześniej europejczycy zakładali tylko faktorie, teoria tłumaczy zmiany następująco: dopóki rozwijał się handel niewolnikami to faktorie żyły w zgodzie z miejscowymi plemionami, gdyż odkupywały jeńców wojennych (na niewolników). Z chwilą zakazu handlu niewolnikami Afryka zaczyna mieć poważne problemy - gwałtownie wzrasata liczba ludności (wcześniej struktura demograficzna kontynentu była przystosowana do odpływów niewolników), natsąpiły problemy z wyzywieniem i wybuchły powszechne wojny. W tym momencie Europejczycy musieli wybierać między opuszczeniem Afryki a zaprowadzeniem tam własnego porządku - wybrali to drugie.

Posiadanie kolonii najczęściej wiązało się z bardzo wymiernymi korzyściami, jednak nie zawsze były zyski. Niektóre kolonmie były traktowane jako rynki zbytu - Indie były rynkiem zbytu dla brytyjskiego przemysłu lekkiego. Indie zostały zalane tanim towarem angielskim, co pozwoliło w jakimś stopniu podnieść poziom życia, ale także pozbawiło pracy miejscowych tkaczy. W końcowej fazie kolonializmu eksport towarów został zamieniony na eksport kapitału - lepiej było inwestować na miejscu, ponieważ znajdowała się tam tania siła robocza. Potem w Indiach wyrónały się ceny pracy z cenami brytyjskimi. Tradycja kolonialzmu - z jednej strony kolonializm uraża dumę narodową podbitych nacji, z drugie strony jednak wiąże się z niezaprzeczalnymi korzyściami. Z całą pewnością należy popełnić niewolnictwo.

USA

USA w XIX wieku przyjmują imigrantów. W momencie ogłoszenia deklaracji niepodległości znajdowało się w kraju 35 mln osób, w tym 0.5 mln niewolników. W 1912 ta liczba wzrosła do 100 mln. Od 1824 można było dostać się poprzez Kanał Erie drogą wodną aż do środkowej Mississippi, dopiero potem w celu udania się na Zachód należało przesiąść się na piechotę. Od 1835 poczęły napływać fale białego osadnictwa. „Nowe ziemie” miały już jednak właścicieli, co doprowadziło do wybuchu wielu wojen amerykańsko-indiańskich, ostatnia z większych w 1812 (?????). Indianin Tecumsec rzucił klątwę, zgodnie z którą każdy prezydent mający kadencję w roku kończącym się na zero miał umrzeć przed zdaniem urzędu - „niestety” prezydent Reagan nie spełnił tego „warunku'. Indian wypierano na zachód; w 1819 zawarto umowę z 5 plemionami, że przeniosą się na drugą stronę Missisippi, tamten teren miał być w ich wieczystym posiadaniu. Rzeczywiście przez XIX wiek terytorium to było zamknięte dla osadnictwa, Potem w 1890 pod wpływem nacisku Oklahoma została „otwarta” i rozpoczął się rajd po ziemię.W 1876 Amerykanie przegrali poważną bitwę z Indianami. Od 1890 Indian osiedlano w rezerwatach. W 1924 przyznano im prawa obywatelskie.

Osadnictwo początkowo polegało na dzikim zajmowaniu działek, dopiero potem nastąpiła regulacja własności. Ustawa o osadnictwie z 1862. Przełlom na początku lat 70-tych na granicy posiadłości pozwolono stawiać ogrodzenie, wczesniej nie było to możliwe, gdyż gnano bydło. Teraz powstała sieć kolejowa, dzięki czemu można było wozić bydło pociągiem a nie pędzic je. W 1869 oba brzegi Oceanu połączone linią kolejową.

Gdy powstały USA, to stany dzieliły się na wolne i niewolnicze, gdyż niewolnictwo pozostało w geście stanowym a nie federalnym. Wraz z powstawaniem nowych stanów mogło się okazać, że początkowa równowaga między stanami wolnymi a niewolniczymi zostanie zakłócona. W 1820 - kompromis Missouri - na płd od wyznaczonej linii miały byc niewolnicze, na północ wolne. Pozwoliło to na zachowanie rónowagi, jednak było sprzeczne z konstytucją, gdyż odbierały władzom stanowym część ich kompetencji. Po wojnie z Meksykiem w 1848 Amerykanie zdobyli Terytorium Zachodnie, bo stany niewolnicze nie miały już miejsca na ekspansję, a należało jakoś ratować kompromis Missouri. Potem okazało się, że Kalifornia leży na wyznaczonej wcześniej linni podziału, więc opowiedziała się za wolnością i nikt nie mógł nakłonić jej do zmiany decyzji.

Północ wygrała wojne secesyjną, więc w 1818 USA poparło powstanie kubańskie przeciw Hiszpanom. Amerykanie włączyli się w wojnę, aby wyrzucić Hiszpanów, jednak nie chcieli zakładać własnego imperium kolonialnego. Kuba została krajem wolnym politycznie, natomiast Portoryko zostało potraktowane jako obszar pod protekscją USA, gdyż wyspa ta miała w późniejszym czasie zostać następnym stanem (nadal nie została). Powstał ostry konflikt japonsko-amerykański, gdyby Amerykanie wycofali się z Filipin, to zajęliby je Japończycy. Amerykanie kontynuowali te politykę do końca II wojny swiatowej, potem nie było już tego niebezpieczeństwa. Na przełomie XVI/XVII wieku Japonia była państwem liberlanym. W 1620 kraj został zamknięty dla cudzoziemców i nastąpiła masakra japońskich katolików. Systemem władzy w Japonii był szogunat - cesarz nie miał wielkiego wpływu na kurs polityki panstwa - prawdziwa władza spoczywała w rękach szogunów - dowódców wojskowych - (to była funkcja dziedziczna w rodzinie Tokunawa). W 1854 do Japonii przybyła eskadra amerykańska z komandorem Perry, który zarządał otwarcia Japonii dla handlu. Japonia mogłą stać się szybko kolonią amerykańńską, ale w USA wybuchła wojna secesyjna i nastąpiła zmiana polityki zagranicznej. Od 1858 Japonia nie mogła stosować barier celnych wyższych niż 5%. Japończycy byli zacofasni technicznie i przez to bezbronni. W 1867 na tron wstapił nowy cesarz Mitsuhito (1867-1912 ten okres nazywa się epoką Meidżi), który przeprowadził „rewolucję Meidżi”. W 1869 zniesiono szogunat, całą władze przejął cesarz, z władzy zrezygnowali książęta dzielnicowi. Cesarz podzielił Japonię na prefektury. Powstało Ministerstwo Industrializacji - Hirogumi uczył się w Europie i spraszał Europejskich ekspertów do Japonii. W 1872 wprowadzono powszechny obowiązek służby wosjkowej, co miało znieść różnice pomiędzy szlachtą a resztą społeczeństwa. Wczesniej jedynie samuraj mógł pełnić funkcję wojskową, teraz nie tylko - w ten sposób odebrano szlachcie przywileje.

W 1872 wybudowano linię kolejową Tokyo - Yokohama. Sukces gospodarczy Japonii można podzielić na dwie fazy:

1. do 1882 - rozwój gospodarki finansowany przez inflację, która także broniła kraj przed importem

2. w 1882 nastąpiła zmiana polityki i stabilizacja jena, powstał Bank Japonii, jen stał się walutą złotą. Do przełomu lat 80-tych i 90-tych nastepował rozwój etatystyczny - budowa państwowych zakładów. Pod koniec lat 80-tych zwrot ku prywatyzacji. Nie było wolnej konkurencji, zostały po prostu wprowadzone prywatne monopole na miejsce państwowych. Państwo japońskie popierało monopole. Mitsubishi - zdeklasowany samuraj zajął się bnudową floty, potem z jego firmy powstał koncern. Mitsui i Mitsubishi zajmowały się przed II wojną światową wykonywaniem broni dla państwa. Mitsui produkował broń lądową, Mitsubishi morską. Oba koncerny miały poważny wpływ na politykę panstwa. W 1931, po zdobyciu Mandżurii powstał koncern Nissan do eksploatacji zdobyczy.

PIERWSZA WOJNA ŚWIATOWA

Pierwsza wojna światowa przyniosła zwrot w gospodarce, ponieważ okazało się, że w stanie wojny rynek nie jest w stanie sam regulować produkcji i jest potrzebne kierownicwo państwa. Aktywna polityka poanstwa była usprawiedliwiana wojną, mówiło się, że po wojnie już tego nie będzie. W latach 20-tych usiłowano powrócić do liberalizmu, jednak kryzys lat 30-tych pokazał, że rynek wcale nie jest idealnym narzedziem regulacji gospoadrki.

Początkowo twierdzono, że rynek sprawdzi się w czasie wojny, ponieważ gdy pojawi się popyta na broń, to niedługo potem pojawi się także podaż. Początkowo to zgadzało się z rzeczywistością, jednak wojna trwała trochę dłużej niż to wszyscy przewidywali. Gdy okazało się, że jest to wojna na wyczerpanie, rynek zaczął zawodzić. Początkowo prawie wszyscy przerzucili się na przemysł zbrojeniowy zostawiając produkcje maszynek do mięsa, jednak po dłuższym czasie pojawił się popyt na takież maszynki do mięsa i rzecz jasna pojawił się ktoś, kto je zaczął produkować. Niestety wojan na wytrzymałość zmuszała do oszczędności zasobów. Państwo musiało wprowadzic reglamentację - produkcja prowojskowa otrzymywała więcej zasobów.

W 1916 z niemieckiego sztabu generalnego wyłonił się Urząd Wojenny, który dzielił dobra deficytowe izarządzał przemysłem. W Wielkiej Brytanii i Rosji powstały komitety wyłonione z przemysłowców. Komitety te dostawały upoważnienie do działania (od rządu). Rosja wprowadziła ten system częściowo dlatego, że zrobiła to GB, ale tez dlatego, że jej urzędnicy prawdopodobnie nie poradziliby sobie z takim problemem. We Francji gospodarka była zarządzana przez państwo, ale nie przez wojsko.

Pierwsza wojna światowa była wydarzeniem przełomowym, ponieważ często do pracy musiały pójść kobiety (mężczyźni byli na froncie). Nastąpiłą trwała zmiana pozycji kobiet w społeczeństwie. Kobiety stopniowo otrzymywały prawo wyborcze. Prohibicja w USA zostało uchwalona za sprawą głosujących kobiet - wniesiono poprawkę do konstytucji, potem powstała mafia, potem zniesiono prohibicje, potem wprowadzono drugą poprawkę do konstytucji znosząca pierwszą, mafia została. W pierwszej wojnie światowej mobilizowano mężczyzn i konie (pogłowie koni nigdy nie osiągnęło stanu sprzed wojny).

W Niemczech szybko natąpił deficyt artykułów kolonialnych (czyki artykułow spoza Europy), dlatego szybko uruchomiono produkcję surowców zastępczych: kawy zbozowej (zamiast herbaty), powstał silnik spalinowy na gaz drzewny (bo brakowało ropy). Rolnictwo angielskie nie było dobrze rozwinięte. Wcześniej GB mogła zakupowac żywność zagranicą, jednak w czasie wojny grasowały wraże U-booty, które mogły zatopić cały transport. Dlatego GB postanowiła rozwinąć produkcję rolniczą jako sektor strategiczny. We Francji brakowało rekruta. Niemcy wybrali takie miejsce, którego Francuzi będą bronili za wszelką cenę - Verdun - chodził o straty wroga, a nie o zdobycie miejscowości. W tej bitwie straty sięgnęły 1/2 miliona po każdej ze stron. Francuzi wpadli na pomysł tworzenia oddziałów kolonialnych (murzyńskie - senegalczycy, arabskie - Marokańczycy).Rosja nie miała tych problemów, gdyż była krajem o ogromnych zasobach ludzkich, jednak musiała borykać się z innymi przeszkodami: miała dużą powierzchnię (i wiele granic), ponadto zła była komunikacja, a sojusznicy odseparowani.

Po wybuchu wojny zawieszono wymienialność waluty na złoto, aby ludzie nie wywozili złota, bo czuli się zagrożeni. Do krajów neutralnych, takich jak Szwecja, napływało złoto z innych państw. Jeżeli przybywało w Banku szwedzkim złota, to decydowano się na zwiększenie emisji pieniądza, co doprowadziło do procesów inflacyjnych, jednak pieniądze nie deprecjonowały się w stosunku do walut zagranicznych; Szwedzi mieli problemy z eksportem. Szwedzi zawiesili wymienialność, aby zerwać związek między wzrostem zapasów złota a drukowaniem pieniędzy. Do Szwecji uciekało złoto z krajów, w których toczyła się wojna. Zdawano sobie sprawę z tego, że po wojnie trzeba będzie przywrócić wymienialność, dlatego zaczęto emitować banknoty, które miały być po wojnie wycofane z obiegu: bilety skarbowe w Niemczech i „currency notes” w GB. Na ziemiach polskich w każdym zaborze każde miasto emitowało własną walutę „wojenną” - notegeld.

Inflacja utajniona - były zablokowane ceny, istniała inflacja, ale nie rosły ceny. Sklepy pustoszały, ponieważ pojawiający się w nich towar był natychmiast rozchwytywany i sprzedawany na czarnym rynku. Wprowadzono reglamentacje poprzez „kartkowanie”. Były dwie propozycje rozwiązania problemu (ceny musiały być niższe od rynkowych): państwo mogło skupować od chłopów drożej i sprzedawać taniej (tak robiła PRL pod koniec swojej historii), bądź też wprowadzić dostawy obowiązkowe i tylko nadwyżki produkcji rolnicy mogli sprzedawać na wolnym rynku - był to sposób ukrytego opodatkowania chłopów. W I wojnie światowej (w GB?) wprowadzono kontyngenty, czyli rolnicy byli zobowiązani do dostarczania pewnej ilości swoich produktów. System kartkowy był wprowadzany przez władze komunalne w większych miastach. W tamtych czasach w miastach mieszkała mniejsza część ludności, więc większość nie miała kartek (lecz mieszkała na wsi, gdzie łatwiej było o żywność).

Państwa centralne zaciągnęły pożyczkę wewnętrzną, podczas, gdy państwa ententy zadłużały się w USA. Niemcy nie mieli szansy na pożyczkę w USA, gdyż nie handlowali z tym krajem (Wielka Brytania królowała wtedy na morzach). Pożyczki wewnętrzne w Niemczech z czasem stawały się coraz mniej dobrowolne - część wypłaty pracownicy otrzymywali w obligacjach pożyczki narodowej. Po zakończeniu wojny sytuacja finansowa państw pokonanych była lepsza, niż państw zwycięskich. Państwa centralne po prostu uwolniły inflację i po jakimś czasie za grosze spłaciły obywateli (było to małe oszustwo, jednak dało dobre efekty). W czasie wojny Niemcy emitowali w Poznaniu ostmarki i ostruble, a po akcie 5 listopada Polska Krajowa Kasa pożyczkowa zaczęła emitować (w 1917) marki polskie, które były wyposażone w białe orły. Ostbank w tym momencie nie był już potrzebny w Warszawie, dlatego został przeniesiony do Kowna, gdzie był przez jakiś czas wykorzystywany przez Litwinów.

Państwa ententy wpadły na pomysł, aby wyciągnąć od pokonanych państw kontrybucję wojenną, która posłużyłaby na spłacenie pożyczki amerykańskiej. Zwołano konferencje pokojową. Ekonomiści ostrzegali przed natychmiastowym ściąganiem kontrybucji (m. in. Keynes). Wielka Brytania zgodziła się na to pod warunkiem, że USA nie będzie wymagać od niej spłaty długu. Prezydent Wilson twierdził, że owszem Niemcy nie powinni płacić, jednak GB jak najbardziej tak. W tej sytuacji okazałoby się, że Ententa, która zwyciężyła militarnie, przegrałaby finansowo. I wojne światową przegrały Niemcy, Austria, Węgry, Bułgaria, Turcja. Długi Ententy wynosiły 16 mld dolarów, GB zażyczyła sobie od państw centralnych 124 mld odszkodowania. W traktacie wersalskim nie określono sumy reparacji wojennych na rzecz Ententy, lecz podzielono kwotę na poszczególne państwa: Francja - 52%, Wielka Brytania - 22%, Włochy - 10%, HS - 5%, reszta - 3%. Część krajów zaczęła od razu ściągać swoją należność w naturze. Potem Ententa wyznaczyła odszkodowania wojenne na 31.5 mld dolarów. Niemcy nie chciały płacić tłumacząc się wysoką inflacją. natomiast USA naciskały na Wielką Brytanie w sprawie spłaty długu. Ententa była w tej sytuacji, że musiała płacić USA nie otrzymując należności od Niemiec. W 1923 Francja i Belgia rozpoczęły okupację Zagłębia Ruhry. Społeczeństwo Niemieckie zastosowało bierny opór - efekty pracy były niewielkie. Kraje okupujące zauważyły, że zajęcie zagłębia nic nie daje i szukały jakiegoś wyjścia pozwalającego zachować im twarz. W Niemczech wybuchła hiperinflacja. W 1924 w USA powstał plan Dawesa - okupacja Zagłebia Ruhry miała zostać zwinięta, a okres spłaty odszkodowań przez Niemcy miał zostać rozciągnięty na 45 lat, przy czym raty miały rosnąć (początkowe kwoty były bardzo małe). Amerykanie uruchomili kredyty dla Niemiec, przy czym ich kwoty miały być wyższe niż wielkość spłacanych reparacji wojennych, co miało pozwolić na rozwój gospodarki. Na spłaty miały być przeznaczone m. in. dochody z kolejnictwa - w ministerstwie transportu obecny był przedstawiciel Ententy, który zajmował się kontrolą finansów. Finanse niemieckie zostały poddane międzynarodowej kontroli. Plan Dawesa został wprowadzony na pięcioletni okres próbny, potem, w 1929 wprowadzono plan Younga - wydłużono okres spłat, a Niemcy odzyskały suwerenność finansową i mogły spłacać należności z dowolnego źródła. Do regulowania rozliczeń powstał bank Rozrachunków Międzynarodowych w Bazylei, gdzie znajduje się do dzisiaj. Potem nastał wielki kryzys w 1931. Moratorium Hoovera - na rok zostają zawieszone spłaty długów ententy oraz reparacji niemieckich. Potem przedłużano to moratorium. Niemcy zapłaciły w sumie ok. 5 mld z należnych 34 miliardów. Amerykanie osłabiali stopniowo długi ententy: o 30% w GB, o 60% we Francji i o 80% we Włoszech.

W wielu państwach po wojnie wybuchła inflacja. Inflacja miała też swoje zalety, bo nakręcała koniunkturę - kraj z inflacją był uprzywilejowany w handlu zagranicznym, dzięki tzw. inflacyjnej premii eksportowej. Nasz pieniądz był coraz mniej wart (deprecjacja wewnętrzna - rosną ceny i deprecjacja zewnętrzna - spadek naszej waluty w stosunku do innych). Gdy panuje inflacja, to deprecjacja zewnętrzna zazwyczaj przewyższa zewnętrzną:

na rynku w towarze - 100 zł = 1$

na giełdzie (w pieniądzu) 100 zł = 90 centów.

U nas produkcja kosztuje 100 zł, więc 90 centów, podczas gdy w USA 1$.

Inflacja chroni rynek przed importem. Niestety inflacja może przerodzić się w hiperinflację (inflacja powyżej 50% miesięcznie), wtedy nie ma już dobrej koniunktury, wzrasta bezrobocie. Ludzie przestają sprzedawać (czekają na wzrost cen), przestają się pojawiać zamówienia, siada koniunktura, zamiera kredyt krótkoterminowy (długoterminowego już dawno nie ma). W hiperinflacji deprecjacja wewnętrzna przerasta zewnętrzną.

Po wojnie rozjechał się cykl koniunkturalny - dobra koniunktura jest tam, gdzie była wojna, w innych krajach mamy do czynienia z kryzysem nadprodukcji. W latach 1920-22 w USA zaczął się kryzys nadprodukcji - wcześniej w USA produkowano na potrzeby wojny w Europie. Amerykanie myśleli, że tak samo będzie po wojnie, gdyż odbudowywujące się państwa będą potrzebowały towarów, jednak okazało się, że są to niekorzystne rynki zbytu, gdyż była tam inflacja i państwa te hamowały import z USA, bo były już w tym kraju poważnie zadłużone. W USA kryzys nadprodukcji połączył się z demobilizacja armii. Żołnierze amerykańscy pozostali bez pracy - wpływ na kulturę tego kraju. W czasie kryzysu związki zawodowe zażądały kontroli imigracji. W 1921 po raz pierwszy w USA wprowadzono ograniczenia napływu ludności i stopniowo wprowadzano coraz ostrzejsze restrykcje od tego czasu.

4 XII 1997

Po pierwszej wojnie światowej w większości krajów występowały problemy z inflacją, a zarazem dominowało takie przekonanie, że po zakończeniu wojny trzeba powrócić do waluty kruszcowej. W 1920 roku zebrała się konferencja międzynarodowa poświęcona tej sprawie. Była to konferencja w Brukseli. Zebrała się ona na wezwanie Ligi Narodów. To przesądzało w dużym stopniu o jej porażce i niepełnym składzie, w jakim się zebrała. Do Ligi Narodów nie należały Niemcy wtedy, nie należała Rosja Radziecka i nie należały Stany Zjednoczone. W związku z tym, konferencja, która odbywała się bez obecności tych trzech krajów miała ograniczone możliwości postanowienia czegoś takiego, co by obowiązywało w skali całego świata. Generalnie konferencja brukselska zaleciła powrót do systemu waluty złotej, zaleciła politykę deflacyjną. To znaczy rządy powinny wycofywać z obiegu nadmiar banknotów do momentu, kiedy tych banknotów będzie tyle, że będzie można przywrócić wymienialność na przedwojennych zasadach. Z tym, że takie wycofywanie z obiegu banknotów musiało bardzo ostrą deflację, musiało oznaczać dławienie koniunktury gospodarczej. W tej sytuacji większość krajów zlekceważyła ( punkty ?) konferencji brukselskiej i w ogóle się nimi nie przejęła. Te nieliczne, które się tym przejęły zapłaciły za to kryzysem nadprodukcji. W 1922 zwołano następną konferencję, tym razem w Genui. Teraz zaproszono wszystkich ważniejszych. To znaczy - nie Liga Narodów organizowała. Dzięki temu nie było problemów z obecnością Amerykanów. Amerykanie przyjechali. Zaproszono Niemców i zaproszono Związek Radziecki. To była pierwsza konferencja poświęcona sprawom ekonomicznym, na którą zaproszono Związek Radziecki. Konferencja w Genui zaleciła bardziej rozluźniony system. To znaczy konferencja w Genui zaleciła takie rozwiązanie, że silniejsze ekonomicznie kraje tworzyły system gold bullion standard. A słabsze kraje powinny mieć system gold exchange standard i orientować się na któregoś z tych liderów z grona silniejszych i na jego walutę. To była formuła, która pozwalała stworzyć w skali całego świata znacznie szerszy obieg pieniężny niż ta poprzednia, ponieważ gold exchange standard polegał na tym, tak naprawdę, że to samo złoto było liczone do pokrycia waluty w kilku różnych krajach, w związku z tym był to system bardziej elastyczny. Na pozór przynajmniej tak się wydawało. Ponieważ konferencja z Genui przyniosła sporo niespodziewanych efektów, takich, których jej twórcy nie oczekiwali. Najbardziej doraźnym i niespodziewanym następstwem konferencji genueńskiej było to, że tam w izolacji znalazła się delegacja niemiecka, ponieważ była naciskana w sprawie reparacji i również w izolacji znalazła się delegacja radziecka, która była naciskana w sprawie uznania długów carskich. Tylko jakoś nikt nie przewidział, że dwie delegacje, które się znalazły w izolacji, dogadają się ze sobą, urwą się do pobliskiego Rapallo i tam podpiszą swój własny traktat nie oglądając się na resztę. To był niespodziewany skutek konferencji. Zalecenie, aby bank centralne były spółkami akcyjnymi - wtedy będą niezależne. Po drugie, w Genui sprawa miało się - silniejsze kraje będą miały gold bullion standard, a słabsze gold exchange standard. Ale oczywiście nikogo nie pokazywano palcem, że „Wy to jesteście silniejsi, a wy to jesteście słabsi lub powinniście tak a tak”. To tak ogólnie powiedziano. Ponieważ, jeśli się tak powie, to łatwo przewidzieć psychologiczne skutki takiej sytuacji. Nikt nie będzie chciał należeć do kategorii gorszej. Każdy będzie stawał na głowie, żeby się załapać to tej lepszej kategorii. W związku z tym, ta decyzja, tak naprawdę, wyzwoliła pewne szkodliwe zjawisko dla dwudziestolecia międzywojennego - coś, co możnaby nazwać snobizmem walutowym. Znaczy waluty były niesłychanie solidne. Były dużo solidniejsze niż wymagała tego gospodarka i była dużo solidniejsza niż wystarczały na to możliwości zainteresowanych krajów. W okresie międzywojennym było zwyczajem, aby walutę traktować jako element propagandy, żeby za pomocą mocnej waluty pokazywać jaką to mamy krzepką gospodarkę. To był bardzo kiepski pomysł prawdę mówiąc, bo waluta nie służy do propagandy. Używanie waluty do celów propagandowych mści się, to po prostu nie jest instrument z tej dziedziny. Ale tak się stało, że im słabsze były kraje, to tym bardziej się starały zaliczyć do takiego gold bullion standard, no bo to była ta pierwsza liga. Polska zrobiła sobie system gold exchange standard w 1924 roku, ale jak tylko się pojawiła możliwość w 1927, żeby przejść do gold bullion, to natychmiast żeśmy przeszli do tego gold bullion, chociaż, prawdę mówiąc, my żeśmy nie należeli do tej kategorii o której na konferencji w Genui mówiono, że powinny mieć ten system. Nie jest przypadkiem, że dwie najsilniejsze waluty międzywojennej Europy, których tam się nie imała żadna dewaluacja i nic, trwały jak skała, to był frank albański i lit litewski. To były absolutnie dwie najmocniejsze waluty międzywojennej Europy. Prawdę mówiąc, złoty niewiele od tego odstawał. Ale na skutek takiego właśnie obrotu spraw, stworzono system znacznie bardziej deflacyjny niż się na początku wydawało. Na początku wydawało się, że jest to pomysł na rozluźnienie i na zrobienie szerszego obiegu pieniądza. Okazało się, że to nie tak. Że to jednak, wychodzi z tego system deflacyjny, bo państwa podchodzą prestiżowo do czegoś takiego, jak własna waluta. Niezamierzonym skutkiem konferencji, takim, który się ujawnił po 10 latach, ale się w końcu ujawnił, było powstanie bloków walutowych. Bo w sytuacji, jeśli zalecamy różnym krajom, żeby w swojej polityce walutowej orientowały się na jakiegoś takiego lidera, no to póki wszyscy mają jednakowy system walutowy, to nie ma problemu, ale jak się zacznie coś dziać i ten lider zrobi coś nietypowego, to w ślad za nim cała grupa zrobi to samo nietypowe i powstanie blok walutowy. Tak właśnie się stało w okresie wielkiego kryzysu, kiedy Wielka Brytania zdewaluowała funta, w ślad za Wielką Brytanią zrobiło to kilkanaście innych krajów i powstał blok szterlingowy. Na jeszcze jedną sprawą zastanawiano się w Genui (w Brukseli też się na tym zastanawiano, bo to był poważny problem). Waluta złota nie wymagała jakiejś ponadnarodowej władzy, która by kierowała jej funkcjonowaniem. Waluta złota miała ten samoczynny mechanizm, który sobie kiedyś tam wcześniej opisaliśmy, który regulował przepływ złota w bilansie handlu zagranicznego i tak dalej. Problem, przed którym stali twórcy przedwojennego systemu walutowego był następujący: „Czy to, co my robimy jest walutą złotą jeszcze na tyle, że ona będzie sama działać i nie będzie wymagała takiej ponadnarodowej władzy, czy tez my już na tyle daleko odchodzimy od tradycyjnej waluty złotej, że taka władza by się przydała”. I oni prawdę mówiąc nie wiedzieli. No bo jeśli z kolei to będzie waluta złota i będzie samoczynnie działać, a zrobimy taką władzę niepotrzebnie, to ona będzie okropnie przeszkadzać, bo się będzie wtrącać w nieswoje sprawy. Tak więc tu nie można było przyjąć, że „na w razie czego zróbmy” - w obie strony można się było pomylić. Tylko tutaj od razu czaił się następny problem, który w tych sprawach finansów międzynarodowych jest bardzo kłopotliwy. No dziś już mniej, wtedy - był. Mianowicie podstawą prawa międzynarodowego jest cos takiego, jak równość suwerennych państw. Jeśli na gruncie dyplomatycznym zawiąże się jakieś kontakty, to państwa suwerenne są sobie równe, nie ma lepszych i gorszych. A o kolejności tam zasiadania czy zabierania głosu decyduje alfabet. Większość organizacji międzynarodowych respektuje taką zasadę. Ale taka organizacja, która by miała regulować finanse międzynarodowe, no to to musiałby być taki wielki bank międzynarodowy. W tym banku wiadomo, że nie wszyscy jednakowy wniosą wkład. Tylko najbogatsze państwa wniosą duży wkład, a najbiedniejsze mały. Jeśli by przyjąć, że państwa są sobie równe i każdy kraj ma jeden głos, to te bogate kraje, które wniosły duży wkład czułyby się okropnie wykiwane. Jeśli dla odmiany przyjąć tam zasadę, że to jest tak jak w spółce akcyjnej, im ktoś więcej włożył, tym więcej ma głosów, to to nie będzie pasowało do zasad stosunków międzynarodowych - będzie rażąco od nich odstawało. Dziś ten problem w funduszu walutowym jest rozwiązany na korzyść spółki akcyjnej, to znaczy w funduszu walutowym nie ma równości państw, w funduszu walutowym, im ktoś więcej wniósł, tym więcej ma do gadania. Ale to jest jedyna agenda ONZ, w której jest taki tryb głosowania; w pozostałych istnieje zasada równości głosów, każde państwo ma jeden głos. Oni tam się obawiali takiego rozwiązania, że ci, co duży wniosą wkład będą mieli większą liczbę głosów. W związku z tym pojawiały się takie propozycje, między innymi jeden z takich projektów Banku Międzynarodowego miał się nazywać Międzynarodowy Związek Spółdzielczy. To w ogóle idiotycznie brzmi, bo na tym szczeblu nikomu się nie kojarzy spółdzielczość, ale zasadą spółdzielczości jest to, że głosują nie kapitały, ale członkowie. I tym, którzy tak to zamierzali nazwać chodziło właśnie o to, aby w ten sposób zabezpieczyć zasadę równości państw. Ostatecznie zadecydowano, że taka organizacja nie jest potrzebna. Miedzy innymi tak zadecydowano z tego powodu, że nie bardzo wiedziano jak ją zrobić. To ułatwiało w tym momencie taką decyzję. Zalecano natomiast prezesom czołowych banków centralnych, żeby oni utrzymywali między sobą kontakt, spotykali się często i w razie czego coś postanawiali wspólnie. I to dopiero był naprawdę zły pomysł, ponieważ, wyobraźcie sobie państwo takie położenie, w jakim znaleźli się ci prezesi, zwłaszcza ci najważniejsi: amerykański czy brytyjski. Bo im ktoś mniejszy kraj reprezentował, tym, miał bardziej sprawę z głowy, ale tacy najgrubsi, którzy tam się znaleźli - to na nich ciążyła podwójna odpowiedzialność. Oni z jednej strony odpowiadali za kondycję swojej własnej waluty, a równocześnie społeczność międzynarodowa nakładała na nich odpowiedzialność za losy światowego systemu walutowego. Otóż mogło być tak, że co innego trzeba było uczynić z punktu widzenia naszej własnej waluty, a co innego z punktu widzenia interesów światowego systemu walutowego. I ci prezesi znajdowali się właściwie w takich sytuacjach, że nie wiedzieli, co powinni wybrać. Nałożona na nich była taka podwójna odpowiedzialność. To jest takie rozwiązanie, które kłóci się z zasadami dobrej organizacji. Tak po wojskowemu mówiąc, jeśli ktoś dowodzi armią, to nie powinien był jednocześnie dowodzić jedną z dywizji tej armii, bo na pewno będzie z tego kłopot. Nie należy łączyć odpowiedzialności na dwóch różnych szczeblach. A z tymi prezesami tak właśnie zrobiono i ono często znajdowali się w sytuacji głupiej z tego punktu widzenia i czasami robili głupstwa z tego powodu, jeśli zdążymy, to o jednym takim głupstwie sobie dzisiaj opowiemy.

Z punktu widzenia dróg do stabilizacji walutowej, możnaby kraje europejskie podzielić na takie 3 kategorie:

1) były kraje takie, które drogą deflacji doszły do tego, że przywróciły sobie wymienialność waluty po przedwojennym kursie. Tak zrobiła Wielka Brytania w 1925, tak zrobiły kraje skandynawskie i Holandia.

2) były kraje takie, które ustabilizowały swoją walutę na kursie niższym, niż miały przed wojną, to znaczy stabilizacja polegała na tym, że równocześnie wprowadzano oficjalną dewaluacje, mówiono „Od dziś jest nowy frank. On jest wart 19% tego franka przedwojennego, ale od dzisiaj jest wymienialny na tym nowym parytecie”. Tak zrobiła większość krajów łacińskiej unii monetarnej. I tak zrobiła również Czechosłowacja, która dosyć niespodziewanie dla siebie samej odziedziczyła austro-węgierski system walutowy. Bo Czesi nie zamierzali tego zrobić. Czesi mieli taki pomysł, że ich przyszła narodowa waluta będzie się nazywała „sokół”. Ale Czesi się okropnie przejęli uchwała mi konferencji brukselskiej - oni zaczęli robić deflację i im się owa deflacja udała. Jak im się ta deflacja udała, to ostatecznie zostali z takim systemem austro-węgierskim, to znaczy korona która się dzieli na halerze - to jest dawny system Austro-Węgier i tylko Czesi z tym zostali.

3) trzecia droga wreszcie polegała na tym, że inflacja doszła aż do stanu hiperinflacji. I w takim przypadku stabilizacja musiała polegać na zbudowaniu całkiem nowego systemu pieniężnego od początku. Kraje hiperinflacyjne to były Niemcy, Austria, Węgry, Wolne Miasto Gdańsk, Polska i na zupełnie innych zasadach Rosja Radziecka. W Niemczech hiperinflacja najgorsze rozmiary nabrała w listopadzie 1923, towarzyszyły z resztą temu napięcia polityczne różnego rodzaju, bo właśnie w listopadzie było powstanie komunistyczne w Hamburgu, ale jednocześnie też Hitler po raz pierwszy próbował przejąć władzę w Monachium. Tu jak państwo sobie chcecie, to będziecie mogli w czasie przerwy obejrzeć marki z okresu hiperinflacji. Miliard zrobiony w ten sposób, że to było 50 tysięcy i na tych 50 tysiącach taką czerwoną pieczątką zrobiono w tego miliard. A te dla odmiany dwa miliony, to z tej strony nic nie mają. Bardzo łatwo to było podrobić, ale nikt tego nie podrabiał. Zdradzę Państwu sekret - nic tak nie zabezpiecza banknotów przed fałszowaniem, jak hiperinflacja. Jeśli chcecie wykończyć fałszerzy, to nie ma jak hiperinflacja. Stabilizacja walutowa w Niemczech została dokonana w listopadzie. Jej twórcą była Hjalmar Schacht, taki bankier wywodzący się z bankowości prywatnej, który miał pomysł, jak to zrobić. W sytuacji, kiedy była hiperinflacja aż tak gwałtowna i trzeba było szybko coś zrobić, a równocześnie nie było na przykład zapasów złota, żeby zrobić złotą walutę od razu, Schacht uciekł się do pewnej sztuczki. Otóż w miejsce całkiem zdeprecjonowanych reichmarek wprowadził, rentenmarki (czyli marki rentowne). Rentenmarki miały był wymienialne na ziemię, teoretycznie, państwową. To była fikcja. To znaczy takie rozwiązania zazwyczaj są fikcją. Ale ponieważ w Niemczech system pieniężny został całkowicie rozstrojony, w związku z tym opinia publiczna przyjęła te rentenmarki i uwierzyła, że one są rzeczywiście stabilnym pieniądzem i rentenmarki pozwoliły ustabilizować walutę. I przez rok rentenmarka była podstawową walutą Niemiec. W międzyczasie trwały prace nad reformą Reichbanku i rok później, w październiku 1924 pojawiły się w obiegu nowe reichmarki. W międzyczasie było tak, że Niemcy mieli te rentenmarki, ale rentenmarki były niewymienialne na złoto. Żeby mieć coś, wymienialnego na złoto, to znaczy zdolnego do obsługiwania handlu zagranicznego, Schacht utworzył Golddiskontbank, który emitował banknoty wymienialne na złoto. Trwałą pamiątką po reformie Schachta było to, że później aż do końca III Rzeszy, a właściwie aż do reformy Erharda w 1948, w Niemczech jednocześnie były w obiegu reichmarki i rentenmarki. To znaczy niskie nominały to były rentenmarki (1 i 2 marki) i to nie było wymienialne na złoto, natomiast powyżej 5 marek to były reichmarki i one były wymienialne na złoto. Stabilizacje walutowe w Austrii i na Węgrzech miały dwie wspólne cechy. Po pierwsze odbywały się przy finansowym wsparciu Ligi Narodów, tzn. Liga Narodów załatwiała pożyczki na te stabilizacje. Po drugie, bo w Niemczech to było tak, że wprowadzono tą rentenmarkę i w tym momencie nastąpiła stabilizacja. W Polsce w zasadzie reforma Grabskiego tez polegała na tym, że wymiana pieniądza była jednocześnie datą stabilizacji. Natomiast w Austrii i na Węgrzech było tak, że najpierw ustabilizowano koronę, potem ona już nie spadała, ale ciągle jeszcze pozostawała walutą. A później, dopiero po jakimś czasie robiono reformę walutową. Znaczy stabilizacja w Austrii była w IX 1922; w XII 1923 - wprowadzono szylingi. Stabilizacja na Węgrzech na pocz. 1924, a tengo (?), jako nowa waluta węgierska, pojawiło się w listopadzie 1925 roku.

Na mocy traktatu wersalskiego Gdańsk miał być polskim obszarem celnym. Z tego wynikało, że również najbardziej sensownym rozwiązaniem było, aby Gdańsk miał z Polską unię walutową. I takie porozumienie zostało zaw. w 1920. W międzyczasie Gdańsk miał swoje marki, które podlegały deprecjacji tak szybciej, jak marka niemiecka. Pod koniec 1923 r zrobiła się taka sytuacja, że w Niemczech już była bardzo gwałtowna hiperinflacja i dokładnie taka sama była w Gdańsku. Ona była dużo bardziej gwałtowna niż w Polsce. W tej sytuacji Niemcy zrobili sobie w listopadzie reformę walutową, bo już nie mogli dłużej czekać, natomiast Polska dopiero się przygotowywała do stabilizacji, reformy Grabskiego nastąpiły kilka miesięcy później. W tej sytuacji Gdańsk poprosił Polskę, aby pozwoliła mu nie dotrzymać umowy z 1920 i zrobić reformę walutową na własną rękę, bo oni już nie są w stanie dłużej czekać na nas, bo oni mają taką samą inflację co Niemcy. Ponieważ to była prawda, a Polska nie była gotowa do swojej własnej reformy, więc Polska zwolniła Gdańsk z tej umowy i w listopadzie Gdańszczanie zrobili sobie swoją nową walutę - guldena gdańskiego, który zresztą później miała taki sam kurs jak złoty, ale to była osobna waluta. W 1925 GB przywróciła wymienialność funta wg. przedwojennego parytetu. Autorem tego projektu był ówczesny kanclerz skarbu - Winston Churchill. Churchill doszedł do wniosku, że skoro GB wygrała wojnę, to nie ma żadnego powodu, aby funt z 1925 był słabszy niż funt z 1914. Churchill też podszedł do tej sprawy prestiżowo. Ale w tym czasie ceny w GB były zmieniane od kilku lat, ale były o 10% niższe od przedwojennych. Okazało się, że GB ma nadwartościowy pieniądz, tzn. GB zrobiła się bardzo drogim krajem. Mieć nadwartościowy pieniądz jest w pewnych sytuacjach bardzo przyjemne, bo to jest dokładnie na odwrót, jak przy inflacji. Bardzo przyjemnie jest na przykład jechać za granicę na wakacje, bo tam wszystko jest dla nas tanie, nasz pieniądz cieszy się ogromnym szacunkiem i jesteśmy bardzo szanowanymi klientami wszędzie. Ale to oznacza, że mamy dokładnie odwrotnie w handlu zagranicznym niż przy inflacji. Mamy kłopoty z wyeksportowaniem czegokolwiek, ponieważ nasze koszty produkcji są wysokie i jesteśmy mało konkurencyjni. W związku z tym skutkiem tej decyzji były duże kłopoty gospodarcze GB; gospodarka GB straciła na konkurencyjności. W maju 1926 wybuchł taki wielki strajk górników. I w drugiej połowie lat dwudziestych wszyscy wyszli z inflacji i był okres dobrej koniunktury, to Wielka Brytania przezywała okres złej koniunktury, ale zrobiła to na własną prośbę - sama to sobie zrobiła ze względów prestiżowych. Trochę GB musiała to zrobić, ponieważ po pierwszej wojnie światowej rywalizowała o przywództwo w gospodarce światowej z USA, np. nie było jeszcze wiadomo, czy centrum finansowe będzie w NY czy Londynie. W ramach tej rywalizacji Anglicy musieli wykonywać pewne działania propagandowe wykonywać i nie bardzo mogli sobie pozwalać na podważanie zaufania do funta. W każdym razie pozwolili sobie na błąd w ramach tych prestiżowych posunięć, mieli ujemny bilans handlowy, złoto uciekało z GB, głownie do USA. W 1927 gubernator Banku Anglii z paroma innymi gubernatorami, znaczy tam z Francuzem, z Schachtem wsiedli na statek i popłynęli do NY w ramach tej współpracy prezesów banków centralnych, o której mówiliśmy. Chcieli rozmawiać z prezesem banku rezerw federalnych w NY Benjaminem Strongiem. Otóż oni mieli do Stronga taką sprawę - tutaj pokażę państwo wady takiej podwójnej odpowiedzialności. Złoto uciekało z Europy do USA. Stronga to trochę też niepokoiło, bo Strong pamiętał, czym może grozić taki nieopanowany napływ złota z zewnątrz. Może grozić tym, co przeżyła Szwecja w czasie pierwszej wojny światowej, znaczy taka zwariowana inflacją, która polega na tym, że jest deprecjacja wewnętrzna a zewnętrznej nie ma wcale i robimy się okropnie drodzy. W związku z tym Strongowi też się nie podobało, że tak dużo złota napływa do Stanów. Ale ci prezesi przyjechali i zaczęli mu tłumaczyć, że to jest dlatego, że w Stanach Zjednoczonych jest zbyt wysoka stopa procentowa i ona przyciąga to złoto. I że on w imię równowagi finansów międzynarodowych powinien w Stanach Zjednoczonych obniżyć stopę procentową. Otóż w Stanach Zjednoczonych była wtedy znakomita koniunktura i, prawdę mówiąc, z punktu widzenia tej koniunktury to już była pora, żeby hamować, Strong powinien zacząć podnosić stopę procentową i powinien zacząć sprzedawać papiery na otwartym rynku - to co należy do prezesa w okresie dobrej koniunktury. Tymczasem przyjechali ci jego koledzy z Europy i zaczęli go namawiać, żeby on zrobił coś dokładnie odwrotnego. I tak go skołowali, że on to zrobił. Skutki tego były okropne, to znaczy spekulacja w USA wymknęła się spod kontroli zupełnie wtedy. W sytuacji, kiedy była bardzo nagrzana koniunktura i należało wysyłać takie sygnały ostrzegawcze, to bank centralny obniżył stopę procentową, tzn. nadał taki sygnał - „jeszcze śmielej”. No to jak oni tam usłyszeli „jeszcze śmielej”, to zaczęli takie rzeczy robić, że zaraz później był wielki kryzys. To była jedna z ważnych przyczyn wielkiego kryzysu. I to równocześnie pokazuje na czym polegały wady tego pomysłu, żeby obciążać takiego prezesa podwójną odpowiedzialnością. Zresztą prawdę mówiąc takie sytuacje często się sprawdzają, do niedawna było tak (i jeszcze ciągle trochę tak jest), że taka podwójna odpowiedzialność ciąży prezesie Bundesbanku - z jednej strony on odpowiada za markę, a z drugiej strony cała Europa oczekuje, że on się będzie także troszczył o euro, o integrację europejską i takie rzeczy. On się nie bardzo może o te dwie rzeczy na raz troszczyć, a czasami musi.

(druga część wykładu) Proszę państwa, Polska odziedziczyła po zaborcach Polską Krajową Kasę Pożyczkową i jedną z pierwszych decyzji władz było przejęcie tej Kasy i decyzja, że to będzie na razie instytucja emisyjna i będziemy używali marki jako waluty. Z tym, że bardzo szybko przesądzono, że to jest rozwiązanie tymczasowe. W lutym 1919 roku minister skarbu, Józef Endlich, zaproponował taką sprawę, że przyszła polska instytucja emisyjna będzie się nazywała Bank Polski, a przyszła polska waluta będzie się nazywała lech. Sejm mu to w zasadzie uchwalił, tylko jedno mu zmienił - zmienił tego lecha na złoty. Ta ustawa z lutego 1919 roku przesądzała, (???) Ministerstwo Skarbu zamówiło za granicą druk banknotów - złotych z napisem Bank Polski. Na tych banknotach jest podany rok emisji - 1919, jednak w tym czasie złotych w Polsce nie było, to było wydrukowane i leżało spokojnie, a weszły do obiegu dopiero w czasie reformy Grabskiego. Grabski został po raz pierwszy ministrem skarbu na przełomie 1919 i 1920 roku. Najpierw w rządzie (???), potem w swoim własnych rządzie. I Grabski spróbował na początku 1919 roku ustabilizować walutę. To znaczy zrobił porządek w budżecie. przychody i wydatki w budżecie podzielił na zwyczajne i nadzwyczajne i przyjął zasadę, że nadzwyczajne wydatki mogą być pokryte jedynie z nadzwyczajnych dochodów. Te zmiany przekreśliła wojna polski-radziecka. No to ( w lipcu ?) 1921 roku była taka decyzja Rady Obrony państwa, że wojsko może brać z budżetu tyle, ile potrzebuje. To była decyzja bardzo słuszna, ponieważ toczyliśmy wojnę na śmierć i życie, nie wolno jej było przegrać, ale z punktu widzenia stabilizacji walutowej to było oczywiście przekreślenie całego dotychczasowego dorobku i w dużym stopniu wojna polsko-radziecka przesądziła o tym, że Polska miała potem hiperinflację. Sporo co się zmieniło w naszej inflacji latem 1921 roku. Po pierwsze: stała się jawna, do tej pory utrzymywano jakąś tam reglamentację i utrzymywano poziom niektórych cen. Poza tym: do tej pory, jeżeli się zestawi przyrosty emisji z jednej strony i deficyty budżetowe z drugiej, to deficyty budżetowe były większe od przyrostów emisji. To znaczy cała dodatkowa emisja pieniądza w całości szła na łatanie dziury w budżecie. To w warunkach wojny było normalne. W 1921 roku to się zmieniło, znaczy przyrosty emisji zaczęły być większe niż deficyty budżetowe i to oznaczało, że się trochę zmienił charakter inflacji, że ona jest nie tylko z powodu deficytu, ale też i po to, żeby pomóc w odbudowie kraju po wojnie, nakręceniu koniunktury itd. Była to jakaś tam świadoma polityka gospodarcza. Na przełomie 21 i 22 r mieliśmy do czynienia z następną poważną próbą stabilizacji walutowej. Prawie przez rok ministrem skarbu był Michalski i kiedy on zostawał ministrem we wrześniu 1921 roku, to było 6 tys. marek za dolara, a kiedy odchodził w czerwcu 1922 to było 4 tys. marek za dolara. Ta próba została storpedowana przez PPS. Znaczy, kiedy zanosiło się już, że ta reforma Michalskiego przyniesie sukces, to PPS zaczął się poważnie zastanawiać, czy on sobie życzy (tempa ?) inflacji. No bo inflacja jest wprawdzie uciążliwa dla robotników, ale za to jest dobra koniunktura, duże zatrudnienie, dużo strajków - związki zawodowe są silne. Natomiast jak robimy stabilizację walutową, to zapłacimy za to kryzysem stabilizacyjnym - będzie duże bezrobocie. Z punktu widzenia interesów robotniczych lepiej, żeby ta inflacja była dalej. Tak wyszło PPS-owcom i obalili Michalskiego. W styczniu 1923 roku, to było już po wyborach i nowym prezydentem był Wojciechowski. Wojciechowski zwołał do Belwederu konferencję wszystkich dotychczasowych ministrów skarbu, żeby się naradzić, co robić z inflacją. Na tej naradzie największe wrażenie zrobił Grabski i jemu powierzono tekę ministra skarbu w rządzie Sikorskiego. Grabski mówił tak: ”Ponieważ przyczyną inflacji jest deficyt budżetowy, dlatego trzeba zrobić 2 reformy po kolei: najpierw reformę skarbową - zrównoważyć budżet i zlikwidować przyczynę, a potem reformę walutową i wprowadzić nowy system pieniężny ”. Tą reformę skarbową powinniśmy oprzeć na nowym podatku, na podatku majątkowym. I to miała być sprawa nadzwyczajna, to nie miało być na stałe. Grabski zaproponował, żeby podatkiem majątkowym obciążyć ludzi zamożnych na 3 lata i spodziewał się, że w ciągu tych 3 lat budżet zarobi pół miliarda franków francuskich. Bo w ogóle, istotą tych planów Grabskiego było to, że on to zaczął liczyć we frankach łacińskiej unii monetarnej (francuskich - bo do tego czasu pozostałe franki zdążyły się skiepścić). I taki był zresztą parytet przyszłego złotego - przyszły złoty to miał był właśnie frank szwajcarski. Taki projekt ustawy przygotował Grabski i mu to uchwalił latem 1923 roku, tylko uchwaleniem zepsuł, przez nadgorliwość. Ponieważ posłowie powiedzieli: „Oczywiście, że trzeba takie podatki wprowadzić, ale co tam pół miliarda - miliard”. I uchwalono miliard. I prawdę mówiąc to był błąd, ponieważ o ile ta suma pół miliard była dość skalkulowana, jaką dałoby się ściągnąć, to miliarda nie można było ściągnąć. Okazało się, że to było przedobrzone. A potem jak już była ustawa o budżecie, to oni liczyli na miliard, bo nie mogło być inaczej. I to było przyczyną kłopotów w 1925 roku. {???} Druga ustawa, którą w tym czasie Grabski przygotował to była ustawa o waloryzacji podatków. Ponieważ była inflacja, więc podatnicy zwlekali z płaceniem podatków, no bo taka zwłoka była zyskiem. Urzędnicy skarbowi sobie jakoś nie radzili z egzekwowaniem tego. Ta ustawa przyjęta latem 1933 mówiła, że wysokość podatku liczymy we frankach szwajcarskich. Płacić oczywiście możemy w markach, ale wg. kursu dnia. W tej sytuacji już się nie opłacało zwlekać z podatkiem, bo powstała ustawa, która dyscyplinowała podatników. W maju upadł rząd Sikorskiego. Władzę objął rząd Chjeno-Piasta. Oni utrzymali początkowo Grabskiego na stanowisku ministra, ale on się źle czuł w tym towarzystwie, bo to było nie jego towarzystwo, w związku z tym w VI 1923 podał się do dymisji. Za rządów Chjeno-Piasta w Polsce doszło do hiperinflacji. Tej hiperinflacji, jak wszędzie, towarzyszyły awantury, różne społeczne przede wszystkim wydarzenia. W takiej sytuacji w XII upadł rząd Chjeno-Piasta, do władzy wraca Grabski jako premier i minister skarbu jednocześnie. W stosunku do swoich poglądów sprzed pół roku Grabski zmienił zdanie w jednej sprawie. Wtedy jeszcze nie było hiperinflacji, wtedy można było kombinować tak, że najpierw robimy reformę skarbową, a później walutową. Teraz już jest hiperinflacja i nie ma czasu na takie zabawy. Musimy robić obie te reformy równocześnie. Reforma skarbowa polegała na „do kogo” przede wszystkim na tym nowym podatku majątkowym. Po stronie wydatków na obcięciu dotacji dla kolei przede wszystkim. Państwo utrzymywało na niskim poziomie taryfy kolejowe przyczyniając się w ten sposób do odbudowy gospodarczej w kraju. Teraz taryfy kolejowe miały wzrosnąć i być takie, żeby kolej sama na siebie zarabiała. Ten podatek majątkowy po stronie dochodów miał około 20% przez te trzy lata, więc to był dosyć poważny udział. Reforma walutowa polegała na tym, że tworzymy bank polski. Tworzymy go jako spółkę akcyjną, bo takie było zalecenie konferencji genueńskiej. To nie było więc, dziwactwo, że u nas bank centralny był spółką akcyjną, bo to się naokoło wszędzie tak działo. Bank Polski miał emitować banknoty - złote polskie - w systemie gold exchange standard. Bank Polski nie miał prawa pożyczać rządowi, tzn. nie wolno było kredytować deficytu budżetowego. Natomiast w rękach rządu pozostawiono tzw. emisję skarbową, tzn. emisję bilonu i emisję biletów zdatkowych (???). Bilety zdawkowe to było cos takiego jak papierowe pieniądze, tylko że one nie miały być wymienialne na złoto. A emitował je skarb państwa i on zobowiązał się kiedyś tam je wykupić za prawdziwe pieniądze. Początkowo były to banknoty milion marek przecięte na pół z napisem 1 grosz. A później się pojawiły takie prawdziwe małe pieniążki. Z tym że tych rzeczy wszystkich razem to skarb państwa mógł wyemitować do 12 złotych na mieszkańca Polski. Przy mieszkańcach dwadzieścia parę milionów, których wtedy było to on mógł wyemitować ok. 300 mln. złotych. Wśród reform stabilizacyjnych w Europie w tym czasie reforma Grabskiego wyróżniała się tym, że była przeprowadzona wyłącznie w oparciu o wewnętrzne zasoby. Nie było pożyczki zagranicznej na ten cel. Nie było tej pożyczki, ponieważ w Lidze Narodów były wtedy takie nastroje, że należałoby jakoś unormować sytuację międzynarodową Niemiec, a Niemcy z kolei mówili, że oni sobie wyobrażali unormowanie sytuacji połączenie rewizji granicy z Polską. W związku z tym istniała całkiem poważna groźba, że jeśli my się zwrócimy do Ligi Narodów o pożyczkę, to Liga Narodów tej pożyczki nam udzieli, ale byłyby też takie propozycje, żebyśmy musieli usiąść z Niemcami do stołu na temat różnicy granic. Otóż myślę, że takich warunków nie zamierzaliśmy spełniać, z tego powodu bez tej pożyczki jakoś żeśmy się obyli. Reforma Grabskiego udała się jak mało co. To znaczy pierwszy rok był w ogóle wspaniały i wyglądało, że będzie cały czas. W 1925 było gorzej już. Po pierwsze, pojawił się znów deficyt budżetowy i on się pojawił dlatego, że podatek majątkowy nie wpływał w takiej wysokości w jakiej się spodziewano. Proszę zwrócić uwagę, że wśród rozmaitych podatków podatek majątkowy jest najtrudniejszym do ściągania i rzadko się to stosuje, prawdę mówiąc. Podatek majątkowy płacimy nie od wartości pieniędzy, które przepływają, tylko od stanu posiadania, który niekoniecznie musi mieć postać pieniędzy. Te rozmaite inne podatki polegają na tym, że ja na przykład zarobiłem jakąś ilość pieniędzy, ale państwo w tym momencie kładzie na tym łapy i mówi, że podzielimy się i zabiera mi 1/3. To jest bardzo przykry moment, ale technicznie to jest łatwe do zrobienia - ta kasa w tym momencie jest i my się nią dzielimy. Z podatkiem majątkowym jest inaczej. Wyobraźcie sobie państwo, że pracujecie na państwowej posadzie, że jesteście na przykład anestezjologami i ledwo państwu starcza do pierwszego. A poza tym macie willę na Mokotowie, którą żeście odziedziczyli po cioci. Ale poza tym, że wy tam mieszkacie niewiele z tego wynika - ledwo wam starcza pieniędzy. I teraz państwo macie zapłacić nie od tego co zarabiacie, tylko od tego, co wy macie. Z punktu widzenia tego, co wy macie, to wy macie okropnie dużo, ale zarabiacie mało i ta suma podatku będzie dla was zawrotna. Prawdę mówiąc to wy nie wiecie, jak to zapłacić. Bo zaczniecie pisać podania do urzędu skarbowego, żeby wam to rozłożyć na raty, żeby wam to umorzyć, jakieś takie cuda będziecie tam wydziwiać. Niezależnie od tego, co urząd skarbowy wam odpowie, to tak czy inaczej on nie dostanie tej kwoty, której się spodziewa. Oni myśleli, że dostaną, a nie dostaną. Rzeczywiście można zachować się drakońsko i na przykład zmusić was do tego, żebyście sprzedali willę i zapłacili podatek. Ale po pierwsze, to już jest głupota to robić, ale po drugie jeśli wielu ludzi do tego zmusimy, to ceny willi tak spadną, że i tak nie dostaniemy tej forsy, której żeśmy się spodziewali. Tak czy owak, podatek majątkowy jest trudny do ściągania i on nie wpływał w takich rozmiarach w jakich się spodziewano. Po drugie rozpoczęła się wojna celna z Niemcami. Niemcy podpisując traktat wersalski udzielili wszystkim członkom ententy klauzuli najwyższego uprzywilejowania na pięć lat. Ponieważ nas zaliczono do członków ententy, prawdę mówiąc na krzywy ryj, to nas to też dotyczyło. Traktat wszedł w życie na początku 20-go roku, kiedy został ratyfikowany przez Reichtag, czyli ten punkt wygasł na początku 25-go roku. I Niemcy natychmiast rozpoczęli wojnę celną z Polską. Znaczy nałożyli wysokie cła, takie prohibicyjne cła na polski eksport, przede wszystkim węgla licząc na to, że wywołanie w Polsce kryzysu nadprodukcji skłoni Polskę do rozpoczęcia rokowań i rozpocznie się rozmowa na temat granic. To znaczy celem wojny celnej było skłonienie nas do rozmowy na temat rewizji granic. Z tego punktu widzenia ta wojna się na pewno nie udała, no bo my żeśmy do takich rokowań nie zasiedli. Co więcej okazało się, że nie wybuchł u nas kryzys nadprodukcji i że poradziliśmy sobie z eksportem węgla. Poradziliśmy sobie w ten sposób, że w maju 1926 roku, jak już państwu mówiłem w Anglii wybuchł strajk górników, więc Polska zajęła rynki skandynawskie, na które wcześniej produkowała Wielka Brytania i w sumie Niemcy tę wojnę przegrali, bo nie dość że nie osiągnęli celu politycznego, ale dodatkowo gospodarka polska się uniezależniła od Niemiec jeszcze bardziej niż przedtem. Ten sam numer zresztą, ze strajkiem górników brytyjskich i z przejmowaniem brytyjskich rynków zbytu , powtórzył się w latach 60-tych i potem jeszcze w latach 80-tych. I okazuje się, że niezależnie od tego, czy w Polsce rządzi Piłsudski, Gomółka czy Jaruzelski, to Polska zawsze popierała słuszną walkę górników brytyjskich. Znaczy już nie możemy tego robić, bo już nie ma górników brytyjskich (liberum veto - J.P.). Ale początek wojny celnej był nieprzyjemny. Rok 1925 z tego punktu widzenia był zły, pojawił się deficyt w handlu zagranicznym, w związku z tym złoto i dewizy zaczęły uciekać za granicę. Rząd ratował się jak mógł, a mógł się ratować w jeden sposób - poprzez emisję skarbową. Rząd wykazał brak wyczucia, ponieważ przyszedł taki miesiąc 25-go roku, kiedy wszyscy pracownicy budżetowi całe swoje pobory otrzymali w bilonach. Formalnie wszystko było w porządku, rząd miał prawo tak zapłacić, ale to podkopało zaufanie do bilonu. Pojawiła się przekonanie, że bilon to jest gorszy pieniądz niż banknoty. To co się potem działo w 25-tym roku czasami bywa nazywane inflacją bilonową albo drugą inflacja polską. Rozjechały się kursy - za banknot 10-cio złotowy bilonem trzeba było płacić 10 złotych 20 groszy. W lipcu załamał się złoty i zaczął spadać. Nie jakoś tam dramatycznie, to określenie druga inflacja polska było grubą przesadą, ale w każdym razie tak jak po reformie Grabskiego było 5.18 za dolara, bo w tym czasie taki był kurs dolara w unii łacińskiej właśnie {???}, to teraz płacono za dolara momentami około 10. Grabski, który był przywiązany do swojego dzieła reformy i do mocnego złotego, żądał, aby bank polski poprzez interwencję na giełdzie utrzymywał dawny kurs. Rozumiecie państwo w jaki sposób bank może takiego kursu bronić. Jeżeli kurs złotego na giełdzie zaczyna spadać, to znaczy, że tam jest za dużo takich, którzy chcą sprzedać złote, a za mało takich, co chcą kupić. Interwencja giełdowa polega na tym, że posyłamy naszych ludzi z workami obcych walut na giełdę i każemy im kupować złote i w ten sposób zrównoważymy podaż z popytem. Tylko że po pierwsze, to że interweniowaliśmy na giełdzie nie oznacza, że jutro cena nam nie spadnie ponownie. A po drugie, dewizy do nas nie wrócą. Nie możemy potem tego zrobić w drugą stronę, bo znowu podkopiemy złotego. Musimy zostać z tymi złotymi w ręku, a wydajemy obce waluty. Przez pewien czas, prezes Banku Polskiego Stanisław Tarlicki robił to, czego od niego premier zażądał, ale w końcu października miał dosyć i powiedział, że on nie będzie marnował resztek zapasów dewiz Banku Polskiego na takie coś, w czego sens on nie wierzy. Doszło do takiego konfliktu między prezesem Banku Polskiego a premierem i premier podał się do dymisji. W ten sposób upadł rząd Grabskiego. Następny rząd to był rząd Skrzyńskiego, w którym rolę ministra skarbu pełnił Jerzy Zdziechowski {???}. Rząd Skrzyńskiego był dosyć dziwną konstrukcją, bo to była koalicja endecji z PPS-em. Znaczy prawica i socjaliści w jednej koalicji. Zdziechowski różnił się poglądami od Grabskiego w tym punkcie, że on uważał, że nie ma co się szarpać i przywracać dawnego kursu złotego, trzeba złoty ustabilizować na jakimś niższym poziomie. Zwłaszcza, że dzięki temu, że złoty się załamał, pojawiła się premia eksportowa i mamy znów dodatni bilans handlowy, więc nie ma co się wygłupiać. To jest oczywiście dobry pomysł, z tym, że to grozi, że nam się naprawdę zrobi inflacja. Jeśli to nie ma się przerodzić w poważną inflacje, to my musimy naprawdę pilnować budżetu i musimy zlikwidować deficyt. Ten deficyt Dziewulski zamierzał zlikwidować właśnie poprzez sojusz z PPS-em. On zaproponował PPS-owi, żeby się PPS zgodził na redukcję płac pracowników państwowych na trzy miesiące {??? coś tu było}. W zamian za to robimy cła wywozowe na żywność. Nie wypuszczamy z kraju żywności, cała żywność zostanie, ceny żywności spadną i spadną koszty utrzymania, tak więc robotnicy nie stracą na tym. To znaczy taką koalicję można budować kosztem wsi. No bo to jest przeciw interesom rolnictwa. Po trzech miesiącach Zdziechowski zaczął mówić socjalistom, że jeszcze budżet nie jest zrównoważony i on by się jeszcze na następne 3 miesiące umówić. No to socjaliści na to odpowiedzieli: „Nie, myśmy się umówili na trzy. Dalej nie ma mowy”. Bo jak oni by tak dalej robili, to wszyscy ludzie by uciekli do komunizmu. Ostatecznie udało się jeszcze na miesiąc umówić - jeszcze na kwiecień 26-go roku udało się z socjalistami umówić, ale potem socjaliści wyszli z koalicji. I taka była bezpośrednia przygrywka do zamachu majowego. Zaraz potem w Polsce się zaczął zamach majowy. Podczas zamachu majowego wszyscy się okropnie denerwowali. To znaczy denerwowali się poza tym co się tam dzieje - denerwowali się tym, że złoty się zawali. To widać wyraźnie w dziennikach uczestników tego. Oni tam pisali kto gdzie strzela, a zawsze też pisali ile jest złotego za dolara. Widać, że wszyscy byli na to bardzo uczuleni. W czasie samego zamachu Piłsudski dał generałowi Sławoniowi-Opolskiemu {???} taki rozkaz - pilnowania waluty. U Karpińskiego w BP zjawił się i powiedział, że jego tu marszałek przysłał, żeby on pilnował waluty. To Karpiński spytał Sławoja ile on przyniósł dolarów na interwencje giełdową. To Sławoj się zapytał Karpinskiego „Coooo?!”, to Karpiński powiedział „Aha”. To znaczy Sławoj dostał jakiś taki pokój i tam sobie siedział i pilnował waluty. To było tak, że ta polityka Zdziechowskiego naprawdę przyniosła efekty. Znaczy tuż przed zamachem majowym zaczęła się poprawiać koniunktura. A po zamachu było już wyraźnie widać, że ona się poprawia. W tej sytuacji sanacja sobie przypisała zasługi. To nie było prawdą, to nie była zasługa sanacji, ale oni mieli szczęście, rzeczywiście zrobi zamach w momencie, kiedy zaczęła poprawiać się koniunktura, zaraz po zamachu zrobiło się fajnie i sanacja oczywiście to wszystko wykorzystała. Z tym, że niezałatwiona była ciągle sprawa złotego. Znaczy złoty faktycznie był stabilizowany, ale na kursie niższym od oficjalnego i coś z tym trzeba było zrobić. W 1923 roku przeprowadzono drugą stabilizację. Tym razem dostaliśmy na to dużą pożyczkę od Amerykanów i Anglików. Ta pożyczka była zresztą obwarowana takim warunkiem, że w Banku Polskim ma zasiadać amerykański doradca przez trzy lata. Złoty został zdewaluowany do 8.8 zł za dolara {???}. Potem zresztą, kiedy w 1934 dolar został zdewaluowany, przypadkiem o tyle samo co złoty w 1927, to odzyskaliśmy dawny kurs - 5.18 za dolara. Polska wzmocniła pokrycie z 30% do 40% i równocześnie przeszła na system gold bullion standard. To był jeden z przejawów prestiżowego traktowania walut, o którym mówiłem. Tak naprawdę pożyczkę w 1927 roku można był skonsumować na dwa sposoby. Można było przy zachowaniu istniejącego systemu walutowego znacznie poszerzyć obieg pieniężny. Albo można było wzmocnić system walutowy. Prawdę mówiąc, z punktu widzenia potrzeb gospodarki pierwszy wariant byłby dużo bardziej rozsądny, ten drugi wynikał właśnie z celów prestiżowych, po 1927 złoty stał się niezwykle mocną walutą. Był jedną z najmocniejszych walut w Europie, tyle że zupełnie niepotrzebnie, bo to było ponad stan.

WIELKI KRYZYS

Wielki kryzys był wydarzeniem wyjątkowym w gospodarce, ponieważ przyniósł kres polityce liberalizmu w gospodarce. Podczas pierwszej wojny światowej było takie doświadczenie, że państwo musiało się wtrącić do gospodarki, bo mechanizm rynkowy sobie nie radził. Ale uważano, że to jest wyjątkowe wydarzenie podyktowane tym, że jest wyjątkowa sytuacja, wojna i że w czasie pokoju trzeba się będzie z tego wycofać, bo nie tędy droga. Wielki Kryzys przekonał ludzi, że podczas pokoju również może być niezbędna ingerencja państwa, ponieważ ż mechanizm rynkowy nie radzi sobie z regulowaniem gospodarki. Wielki kryzys wyróżniał się wśród innych także głębokością załamania, spadek produkcji w najbardziej rozwiniętych krajach był rzędu 40%. te poprzednie produkty 8-9%. teraz 40 - to była inna jakość. Przed kryzysem w latach 20-tych wyrażane były takie nadzieje, że wraz z monopolizacją kryzysy należą do przeszłości, że w ogóle czegoś takiego nie będzie. ponieważ kryzysy nadprodukcji występowały w warunkach wolnej konkurencji, gdyż żaden pojedynczy przedsiębiorca nie kontrolował takiej wielkości jak podaż i dlatego właśnie dochodziło do nadprodukcji. teraz , kiedy są monopoliści i oni kontrolują podaż, to oni nie dopuszczą do nadprodukcji, bo po prostu oni zawczasu się zorientują, że cos takiego się szykuje i we własnym interesie zrobią coś, żeby nie dopuścić. To znaczy oni zawczasu zmniejszą produkcję, żeby nie dopuścić do kryzysu nadprodukcji. W tym rozumowaniu jest błąd polegający na tym, że jeżeli mówimy o kryzysie, to mówimy o pewnych objawach kryzysu. Rzeczywiście, jeśli monopoliści zachowają się w ten sposób {Niech pan zamknie za sobą. Akcja „zasuwa”.} to być może im się uda, że nie dopuszczą do nadprodukcji i nie dopuszczą to tego, aby ona się ujawniła w postaci spadku cen. Ale jeśli oni to zrobią, to spadek produkcji będziemy mieli, bo oni dokładnie zrobią, spadek zatrudnienia też będziemy mieli i bezrobocie też będziemy mieli. Tak naprawdę, to nie zabezpiecza nas przed kryzysem, co najwyżej zmniejszy nam proporcje między ofiarami kryzysu., W mniejszym stopniu będzie polegał na spadku cen, a w większym - na spadku produkcji i wzroście bezrobocia. I tak się stało - w momencie, gdy kryzys wybuchł w zmonopolizowanej części gospodarki, w wielkim przemyśle, monopolisci właśnie tak się zachowali - zawczasu i na zapas zmniejszyli produkcję, pozwalniali ludzi, dzięki temu udało im się nie dopuścić do spadku cen, takiego jak przy poprzednich kryzysach. ten kryzys bardziej polegał na spadku produkcji niż na spadku cen. Między innymi dlatego spadek ten spadek produkcji był tak gruntowny. A popatrzcie na to teraz państwo przez moment oczami takiego bezrobotnego, który jest pechowcem i zawsze jak nadchodzi kryzys, to jego pierwszego wyrzucają z roboty. Do tej pory przychodził kryzys to mnie wyrzucali z roboty, ale przynajmniej wszystko naokoło taniało, taka miałem pociechę. Teraz nadszedł kryzys, mnie wywalili i nie tanieje. To z punktu widzenia mojego wszystki jest jeszcze bardziej niedostępne. Ale nie cała gospodarka w ten sposób się zachowała. Była taka część gospodarki, która nie była zmonopolizowana. Ona funkcjonowała na zasadach drobnotowarowych, przede wszystkim dotyczyło to rolnictwa. W tej części gospodarki doszło do nadprodukcji. I doszło do tego, że ceny spadły. Rolnicy byli obciążeni pewnymi zobowiązaniami , które musieli płacić: podatki, często byli zadłużeni i musieli spłacać dług, czasami brali udział w reformie rolnej i tez musieli coś spłacać w związku z tym. Mieli takie zobowiązania, które musieli płacić. W czasie takiego kryzysu, o jakim mówimy, jeśli nic nie będziemy robić w sprawach walutowych, to pieniądz będzie nam szedł w górę, pieniądz będzie ulegał aprecjacji, bo spadają ceny, więc pieniadz się wzmacnia. Tu chciałbym, żebyście wszyscy państwo byli co do tego przekonani. Tak naprawdę, to ci którzy u mnie na egzaminie dostali dwóje, to wszyscy co do jednego dostali dwóje za to samo, za mówienie, że w czasie kryzysu jest inflacja. Tego nie wolno mówić na egzaminie. No bo to po prostu, jeśli ktoś tak mówi, to znaczy, że nic z tego nie rozumie, tak że jak z kimś już było kiepsko, to wtedy rozmowa zbaczała na to: „A co się dzieje z pieniądzem w czasie kryzysu?” , a wtedy on mówił, że jest inflacja, a ja mu z czystym sumieniem stawiałem dwóję. Oni wiedzieli, że się nie opłaca tego mówić, że ja uparty jestem. Ale oni bardzo mocno wierzyli, że w czasie kryzysu jest inflacja. Jeśli wiara była silniejsza niż strach. Na swój sposób oni budzili szacunek, mieli w sobie coś z pierwszych chrześcijan. Ale nie chciałbym, aby państwo podzielili ich los, bo to się nie opłaca. Otóż rozumiecie państwo, że jeżeli ceny spadają, to pieniądz się wzmacnia i nie ma czegoś takiego, że ceny spadają i jednocześnie jest inflacja - to się nie trzyma kupy. Otóż to oznaczało, że względna wartość tych obciążeń, które oni mieli do płacenia, wzrastała. W sytuacji, kiedy im spadały ceny tego co oni produkują, a oni musieli płacić pewne tam stałe sumy, to im było coraz trudniej uzbierać na to, żeby mieć do zapłacenia. W związku z tym oni reagowali na spadek cen wzrostem podaży. O ile przedtem oni musieli sprzedać pięć kwintali żyta, żeby zarobić na to co muszą zapłacić, a teraz ceny żyta spadły to oni sprzedawali tego żyta więcej, żeby uzbierać tę forsę. W niektórych rejonach dochodziło nawet do zjawiska, które było określane mianem podaży głodowej. To znaczy rolnictwo ograniczało własną konsumpcję, żeby tylko jak najwięcej sprzedać. I tak to wyglądało, to znaczy była część gospodarki, gdzie ceny nie zanadto spadły, ale za to bardzo spadła produkcja i kryzys polegał tam właśnie na tym. I była tam taka druga część gospodarki, gdzie ceny spadły, a gospodarka zareagowała na to wzrostem podaży. I to prawdę mówiąc było w tym wszystkim najgorsze, ponieważ jeśli producenci na spadek cen reagują wzrostem podaży, to znaczy że mechanizm rynkowy zawiódł. No bo mechanizm rynkowy polega na tym, że jak ceny spadają, to to ma zniechęcać do produkowania. Jeśli tamci to odczytują inaczej i ich to zachęca do zwiększenia produkcji, to prawdę mówiąc, sytuacja jest beznadziejna. A to że rolnictwo się znalazło w takim położeniu, to nie był problem tylko rolnictwa, ale to również oznaczało, że na czas kryzysu wieś zamknęła się całkiem jako rynek zbytu dla przemysłu i w ten sposób pogłębiła kryzys w przemyśle. No bo chłopi w takiej sytuacji już nic nie kupowali. Po prostu ograniczali się do płacenia tego, co musieli, a całą resztę starali się sobie wyprodukować sami. Były takie regiony Polski, gdzie wieś właściwie w takich najgorszych latach kryzysu ograniczała zakupy do dwóch towarów. Dwa towary są niezbędne do życia, nie da się ich wyprodukować w gospodarstwie rolnym. Sól i zapałki. Można niby tam tą hubką, ale to nieprawda. Ten, kto próbował, to wie że to nieprawda. Dlatego ten kryzys wyglądał nieco inaczej w krajach wysoko uprzemysłowionych, a trochę inaczej w krajach o przewadze rolnictwa i gospodarki drobnotowarowej. W krajach wysoko uprzemysłowionych on był wyjątkowo głęboki. W stanach właśnie produkcja spadła o 40%, to był taki kryzys. Natomiast był stosunkowo krótki, zaczął się w 1929 a w 1933 już zaczęło być nieźle, a w 1934 już było w ogóle dobrze. W krajach rolniczych natomiast nie tyle polegał na spadku produkcji, ile na spadku cen i wlókł się okropnie długo. W Polsce się skończył w 1935 r, w Jugosławii w 1936. Polska z tego punktu widzenia miała zresztą podwójnego pecha, jak mówią, że jak ktoś ma pecha, to i w kościele w ciążę zajdzie. Myśmy mieli kryzys długi jak kraje rolnicze i to jest oczywiste czemu - bo byliśmy krajem rolniczym, a za to głęboki jak Stany Zjednoczone. To drugie wynikało z wyjątkowo dużego udziału kapitału obcego w gospodarce polskiej i z tego, że w warunkach tego kryzysu kapitał zaczął z Polski uciekać. Ja nie chcę przez to powiedzieć, że to źle jak jest kapitał obcy w gospodarce, wręcz przeciwnie, to jest dobrze, nasz problem polegał na tym, że on stąd uciekał. I to co więcej on uciekał nie tyle ze względów gospodarczych o ile przy okazji kryzysu on uciekał ze względów politycznych. To się zrobił zagrożony kraj w latach 30-tych, po jednej stronie był Stalin, po drugiej był Hitler i jeśli ktoś miał to coś zainwestowane i miał trochę oleju w głowie, no to stąd uciekał. Jak ktoś nie uciekł, to błąd zrobił. A poza tym, nawet jeśli ten kapitał nie uciekał, no to wyobraźcie sobie państwo przemysłowca francuskiego, który ma kopalnie węgla w Lille i w Sosnowcu, przychodzi kryzys i trzeba zamykać. No to on najpierw zamyka w Sosnowcu, a w Lille zamyka w drugiej kolejności, to jest zupełnie naturalny odruch z jego strony. Ale to oznacza, że u nas kryzys będzie gorszy niż we Francji. Proszę zwrócić uwagę, że o ile to, co robili monopoliści, to znaczy w obliczu nadciągającego kryzysu nadprodukcji zawczasu, na zapas i z dużą przesadą ograniczali produkcję. To było bardzo brutalne, ale z punktu widzenia perspektyw wyjścia z kryzysu to było działanie racjonalne - oni przybliżali moment wyjścia z kryzysu, no bo zapobiegali powstaniu nadprodukcji. O tyle to co się działo w rolnictwie, to był kompletnie irracjonalne z punktu widzenia makroekonomicznego. Znaczy każdy z osobna chłop musiał się tak zachowywać, ale jeżeli generalnie rolnictwo na spadek cen reaguje wzrostem produkcji, no to to jest beznadziejna sprawa. Jeśli nie przyjdzie jakiś porządny nieurodzaj, to będzie z roku na rok gorzej. No nie ma wyjścia z tego. W takiej właśnie sytuacji zaczęły zdobywać sobie popularność poglądy mówiące o tym, że rząd powinien coś zrobić, że nie powinien się biernie czemuś takiemu przyglądać, tylko powinien coś zrobić, żeby nakręcić koniunkturę. Od czasów wielkiego kryzysu rozpoczął się interwencjonizm państwowy. Interwencjonizm, czyli ingerencja państwa w gospodarkę w celu nakręcania koniunktury. Jak to robić? Co państwo zrobicie, żeby nakręcić koniunkturę. Może zacznijmy od tego rolnictwa, no bo tam jest najgorzej. I umówmy się jeszcze co do jednego - że nie będziemy się martwili o pieniądze. To jest bardzo ciekawe, skąd my weźmiemy na to pieniądze, ale tym będziemy się martwili po przerwie. Do przerwy cena nie gra roli, tylko liczą się dobre pomysły na nakręcenie koniunktury. Co państwo proponujecie robić w rolnictwie? Zaraz, po kolei - import to żeśmy już dawno wstrzymali, dawno też mieliśmy taki pomysł, żeby to wyeksportować, ale ponieważ inni wpadli na ten sam pomysł i wstrzymali import, więc nic nie zwojujemy na tym polu, najwyżej nie damy sobie wcisnąć.(...) No dobra, skupujemy od chłopów tą nadwyżkę. Co to znaczy cena minimalna? Znaczy pan chce tych chłopów zachęcić do produkcji czy zniechęcić? Bo mam wrażenie, że jak padnie słowo „cena minimalna” to oni się poczują zachęceni. (...) Skupujemy, powiedzmy, że my skupujemy od chłopów to co oni tam naprodukowali. I co dalej? To jest taki pomysł na Nikodema Dyzmę. (...) Będziemy się starali oddłużać rolnictwo, ale oddłużanie jest jednak ryzykowna operacją, bo ono przyzwyczaja ludzi do tego, że jak ktoś ma dług to nie powinien płacić, tylko powinien zacząć pertraktować. Otóż to jest głęboko niesłuszne i demoralizuj --> [Author:劽䨂偐펀b] ące pojęcie. (z sali: Nie lepiej zacząć wykańczać tych rolników?) Ale oni są prywatni. Czołgi mam na nich posłać? Proszę państwa, wróćmy do pomysłu, aby to od nich skupić. Jeśli w przyszłym roku będzie nieurodzaj, to później się okaże, że my jesteśmy bardzo mądrym rządem i żeśmy zawczasu zrobili to co trzeba, otworzymy magazyny i będzie fajnie. Ale jeśli w przyszłym roku będzie znów urodzaj, to my jesteśmy załatwieni. Bo mamy zapchane magazyny, nie możemy zrobić jeszcze raz tego samego, właściwie nie ma ruchu. Nie możemy tego rzucić na rynek w tym momencie. Proszę państwa, to następny ruch może być taki, skupimy to od nich i spalimy. Czy to jest dobry pomysł ? (sala: TAAAAK) To jest na pewno lepszy pomysł niż skupić i trzymać w magazynach. Chociażby dlatego, że możemy za rok zrobić to samo. Tylko że, jeśli tak zrobimy, to jakiś dziennikarz sfotografuje to, jak my palimy to zboże, a obok sfotografuje głodne dzieci w Etiopii i napisze, że my jesteśmy świnie. I będzie miał trochę racji. Wysłać do Etiopii - proszę bardzo. Jeśli my powiemy, że my to wysyłamy do Etiopii, to co powie rząd Etiopii? Że jest bardzo wdzięczny, powie nam rząd Etiopii i żeby mu to przysłać oczywiście, oni to rozdzielą. Jeśli my się na to zgodzimy i damy to rządowi Etiopii, to co on zrobi? (sala: Sprzeda). Oczywiście, bo on jest biedny jak mysz kościelna, potrzebuje dewiz, więc wcale nie rozdzieli, tylko wyeksportuje. Może nie będzie tak bezczelny, że do nas. Sprzeda Rosjanom, a myśmy myśleli, że my sprzedamy Rosjanom. Tak czy inaczej my to zboże na jakimś rynku spotkamy. (sala: Zapłacić, żeby nie produkowali). Zaraz dojdziemy do tego punktu, tylko ja chcę, żebyście mieli wyrobione zdanie na temat pomocy dla Etiopii. Wtedy my powiemy rządowi Etiopii - „Nie, nie, u nas są tacy ochotnicy, korpus pokoju, oni wyjadą i oni sami będą rozdzielać”. Najpierw rząd Etiopii powie, że to jest ingerencja w ich wewnętrzne sprawy i zaprotestuje. Powiedzmy, że uda nam się przełamać tę barierę i naprawdę nasi tam pojadą i zaczną rozdawać, i Etiopczycy to naprawdę zjedzą. Czy to już jest dobry pomysł? (...) W zasadzie dla nas to już jest dobry pomysł. No bo to naprawdę znika z rynku. Czy to jest dobry pomysł z punktu widzenia Etiopczyków, to jest mocno dyskusyjne. Bo tam, w tej Etiopii jest jakieś rolnictwo, ono jest kiepskie, ledwo zipie, prawdę mówiąc, ale jest. Co się stanie z tym rolnictwem, jeśli my zarzucimy Etiopię darmową żywnością. To my to rolnictwo po prostu dobijemy, czegoś takiego nie wytrzyma żadne rolnictwo, bo to jest taka konkurencja, która po prostu tam wszystko zmiażdży. (sala: To będziemy im mogli znowu sprzedać za rok.). A za rok u nas będzie nieurodzaj, albo będziemy mieli inny humor i oni wtedy naprawdę poumierają z głodu. Otóż to jest taka sprawa, nie ja nie chcę przez to powiedzieć, żeby nie posyłać tego typu pomocy, chcę państwa uczulić, że bardzo łatwo jest to tak zrobić, że my będziemy mieli czyste sumienie i wszystko będzie fajnie, a tak naprawdę tam na miejscu, to my więcej złego zrobimy niż dobrego. To jest bardzo łatwe. Z tego wniosek, że jeśli oni wyprodukują, no to będzie kłopot. No to ten pomysł, żeby im płacić za to, żeby nie produkowali, jest rozsądny. Czy będziemy im płacili tyle, ile by zarobili produkując, czy trochę mniej, czy trochę więcej? (... Niektórzy są za tak, niektórzy za nie) Oczywiście, bo to są dobrowolne umowy, nie możemy nikogo zmusić, żeby się z nami na takie coś umówił. My musimy ich do tego zachęcić. Dlatego będziemy płacili trochę więcej. Bo chłop nam mówi, że on ma taki odruch, że jak rano wstaje - musi iść obsiać. Jak musi się powstrzymać, to ma dyskomfort psychiczny i my mu będziemy rekompensować. Poza tym, że pozbywamy się nadwyżki w rolnictwie, to jeszcze nakręcamy w ten sposób koniunkturę, że ten chłop będzie miał teraz pieniądze i będzie miał dużo wolnego czasu i z samych nudów pójdzie na zakupy. A jak pójdzie na zakupy, to nakręci koniunkturę w przemyśle. Oczywiście, jak my się w ten sposób już z takim chłopem umówimy, to mu dopilnujemy, żeby on nas nie kiwał. Na szczęście produkcja rolna ma to do siebie, że nie da jej się robić chyłkiem. To znaczy nie da się chodować pszenicy tak, żeby nocą rosła, a w dzień żeby nie było widać. No to my już się przejdziemy, żeby sprawdzić, czy on naprawdę tak nie robi.

W przemyśle mamy mnóstwo bezrobotnych, co mamy z tym robić? (...) Zasiłki, roboty to za chwilę. Na pewno tych robót publicznych nie starczy dla wszystkich, dla wszystkich to będą zasiłki. Zasiłki państwo proponujecie takie, jakie by oni zarobili jak pracują, trochę mniejsze, czy trochę większe? (sala: Mniejsze). Oczywiście, tym razem to nie jest dobrowolna umowa i co więcej, o ile nam chodziło, żeby zachęcić jak najwięcej chłopów, żeby przestali produkować i się z nami umówili na odszkodowania, to nie zależy nam na tym, żeby namawiać robotników, żeby rzucali pracę i się z nami umawiali na zasiłek. To ma raczej zniechęcać a nie zachęcać. Dlaczego płacimy zasiłki? (...) Znaczy po pierwsze płacimy, żeby nie umarli z głodu. Bo pani ma rację, krótko mówiąc, żeby nie byli doprowadzeni do rozpaczy, no bo jeśli nie będą mieli żadnego wyjścia, to zaczną nam podkładać bomby. No to płacimy im, żeby nie podkładali tych bomb. Za święty spokój w pewnym sensie płacimy. Po drugie - nakręcamy koniunkturę, no bo tworzymy konsumentów. Poza tym, kogo się da, zatrudnimy w robotach publicznych. Co to są roboty publiczne? Jaki warunki powinny spełniać dobre pomysły na roboty publiczne? (...) No dobra, ale poza wyliczaniem, w kategoriach ekonomicznych, jesteście państwo w stanie opisać warunki, jakie powinny spełniać wszystkie pomysły. (sala: Niezbyt skomplikowane.) Eeee, tam. Wcale nie muszą być nieskomplikowane. Zaraz pan zobaczy, że nie ma racji. (sala: Żeby nie było produkcji.) O, o - to jest mądre słowo. To znaczy wszystkie pomysły, które tu mamy nie powinny w efekcie dawać produkcji na rynek. Bo nam chodzi o to, aby na rynku zwiększyć popyt, a nie zwiększać podaży. Z związku z tym pomysł, że zrobimy wielką rządową fabrykę butów jest zły, bo w końcu kiedyś ta fabryka będzie gotowa i zacznie produkować buty. I wtedy to będzie bez sensu. Trzeba wymyślać takie rzeczy, które nie będą na sprzedaż, nie będą na rynek. (...) W wielu krajach jest tak, w Stanach tak było na przykład, że jednym z pierwszych pomysłów było utworzenie takiego korpusu który sprzątał kraj. Ja prawdę mówiąc nie rozumiem., dlaczego Polska ma bezrobocie i jednocześnie jest brudnym krajem. Nie wiem, dlaczego u nas nie, może jakieś mocne przywiązanie do tych brudów. (...) Infrastruktura, to znaczy szosy, autostrady, prawda. Autostrady to pod warunkiem, że niepłatne, bo płatne, to już nie jest dobry pomysł na roboty publiczne. Piramidy. (...) A piramidy. Co panstwo myślicie o piramidach? Zbudujemy piramidy lepsze niż w Egipcie. (... burzliwie. sala: To jest zły pomysł). Dlaczego? (sala: Bo to potem zacznie przynosić zyski.) Nie, no. Nie bezpośrednio piramidy przynoszą zyski, aż takiego wstrętu do zysku to my nie czujemy, tylko że to nie może być na sprzedaż. Proszę państwa, jak sobie mówiliśmy o warunkach, jakie muszą spełniać roboty publiczne, to mówiliśmy bardzo stanowczo, że one nie mogą dawać produkcji na rynek. Czy mówiliśmy o tym, że one muszą mieć sens? Nie. I nie przypadkiem nie mówiliśmy, one nie muszą mieć sensu. One nakręcą koniunkturę nie mając sensu równie dobrze jak i mają sens. T o po prostu nie ma nic do rzeczy. W związku z tym bezsensowne, a drogie imprezy są jak najbardzie dobrymi pomysłami na roboty publiczne. Z tym, że jeśli będziemy przesadzać z takimi bezsensownymi imprezami, to wprawdzie to nie jest z podatków, jak państwo za chwilę zobaczycie - to nie jest z podatków. Ale mimo wszystko jacys ludzie i jakieś podatki płacą i oni nam zaczną mówić, że rząd oszalał i że marnuje ich pieniądze. Jest taki dział gospodarki, który jest właściwie zabezpieczany przed takiego rodzaju grymasami podatników. Ponieważ podatnicy mogą mieć zdanie oparte na zdrowym rozsądku, że nam nie są potrzebne piramidy. Natomiast, czy podatnicy moga wiedzieć, czy nam dla bezpieczeństwa narodowego jest potrzebny jeszcze jeden lotniskowiec? Tego podatnicy nie moga wiedzieć, bo niby skąd. Jak będą chcieli się dowiedzieć, to się zapytają kogo? (...). No kogos, kto się zna, na przykład generała lub admirała. Co powie admirał? (...) Tak, nawet nie trzeba admirała instruować w tej sprawie, on powie „Tak”, można mu zaufać. A jak podatnik będzie dalej grymasił, to my mu powiemy, że on jest złym patriotą, że on się nie troszczy o bezpieczeństwo narodowe. Z tego punktu zbrojenia mają mnóstwo zalet. Tylko mają też pewne wady. Bo innym państwom możemy dawać uroczyste słowo honoru, że my się zbroimy tylko po to, żeby nakręcić koniunkturę. Ale oni nam nie uwierzą, też się będą zbroić. I może z tego być nieszczęście. W związku z tym po drugiej wojnie światowej odkryto takie coś, co ma w zasadzie te same zalety, co zbrojenia a nie jest tak niebezpieczne bezpośrednio. (...) Badania kosmiczne, oczywiście. To znaczy związek badań kosmicznych z bezpieczeństwem narodowym jest oczywisty, bo jeśli oni nam latają, a my im nie, to im może przyjść do głowy, żeby nam coś zrzucić. I ma byc równowaga i my musimy mieć możliwość im odrzucenia. A równocześnie to nie są takie bezpośrednie zbrojenia. Dlatego ja protestowałem, gdy pan mówił, że to musi byc proste technologicznie. To nie musi byc, nie przesadzajmy. Nie przesadzajmy z ta prostotą technologiczną podboju kosmosu. Jeśli się uzbroimy po zęby i będziemy chcieli dalej to robić, to musimy zrobić wojnę. Powiedzmy, żeśmy zrobili 50 tys. czołgów, wszystkie parkingi są zastawione czołgami. A my chcemy dalej nmakręcać koniunkturę czołgami. Musimy zrobić wojnę, żeby rozładowac parkingi. (...) Czy można to zrobić w inny sposób? (sala: Wyeksportować). No z eksportowaniem tego to ja bym akurat uważał. (...) Oczywiście robimy przewrót techniczny. Okazuje się, że nasze czołgi są przestarzałe i że właściwie są nic nie warte i możemy je oddać na złom i zacząć od nowa. Proszę zwrócić uwagę, że w wyścigu zbrojeń postęp techniczny zastępuje wojnę. Pozwala to robić w nieskończoność bez wojny. Przy okazji to jest dodatkowa zaleta badań kosmicznych - bo badania kosmiczne bardzo przyspieszają technologię i dzięki temu ułatwiają tego typu manewry w zbrojeniach. Postęp techniczny uległ podczas wielkiego kryzysu wielkiemu przyspieszeniu i między innymi było to spowodowane tym, że to było świadome nakręcanie koniunktury. Zresztą to samo, ale w trochę inny sposób, ale to samo zjawisko dotyczy (aplauz - panienka zmienia strone kasety w dyktafonie) dotyczy skali konsumpcji. Proszę państwa, w XIX wieku robiono pewne rzeczy, wyjąkowo trwałe i solidne. Jeśli ktoś z państwa ma coś XIX - wiecznego na własność to to działa mui zapewne i jeszcze długo będzie działać, bo wtedy robiono takie rzeczy bardzo porządnie. My żyjemy w świecie rzeczy dużo bardzie lichych, prawdę mówiąc. Rzeczy którymi my się posługujemy mają znacznie krótszy żywot, są mniej solidne. T onie polega na tym, że ludzie nie są w stanie zrobić równie porządnie jak 100 lat temu, tylko na zupełnie innej filozofii produkowania takich rzeczy. Można zrobić jeansy, które po 10 latach uzywania będą jak nowe. To nie jest żaden problem. Tylko jesli nam się to uda, to sobie sami strzelimy w stopę. To oznacza, że klient kupi od nas i my go potem nie zobaczymy w sklepie przez nastepne 10 lat. Nalezyu zrobic tak, żeby jemu się rozpadło po roku. Krócej to nie, bo to będzie przesada i on kupi nastepnym razem jakiejś innej firmy. Rok to jest w sam raz. Po roku powinno mu się to rozlecieć i my po roku zobaczymy go z powrotem w sklepie. Nie opłaca się robic z punktu widzenia nakręcania koniunktury rzeczy zbyt trwałych. Rzeczy powinny być atrakcyjne, żeby ludzie chętnie je kupowali, ale nie powinny być trwałe. To jest inny sposób traktowania konsumpcji, sposób podyktowany filozofią interwencjonizmu, filozofia ekonomii keynesowskiej. I to jest sposób na przezwyciężanie kryzysów nadprodukcji. Ja nie mówię, że ona jest z każdego punktu widzenia mądra, ona z punktu tam widzenia ekologicznego czy tam pewnych nieodnawialnych zasobów naturalnych - to ona nie jest mądra. Ale z punktu widzeni ankręcania koniunktury to ona jest mądra. Czasami zdarzy się błąd w sztuce. Uda nam się czasami wyprokukować coś, co jest niezniszczalne. Panstwo tego nie pamiętacie, ale w latach 60-tych pojawiły się koszule non-iron. To było takie sztuczne, to się prało w ten sposób, że się maćkało w takim tym, potem się płukało, wieszało się na wieszaku i dosłownie po 10 minutach to było suche i co więcej wyprasowane. Tego nie trzeba było pracować. Oczywiścei to miało wady, bo to było sztuczne - więc w upał człowiek się w tym głupio czuł, ale poza tym to był absolutnie niezniszczalny produkt. Jeśli ktos ma koszule non-iron, to ona jest jak nowa do dziś. Jeśli coś takie nam się zdarzy - jak się z tego wycofać? (...) Oczywiście, robimy zmianę mody i po paru latach nikt się nie pokaże w koszuli non-iron, bo jak ktos się pokaże to wyjdzie na głupka. Proszę zwrócić uwagę, że od czsu wielkiego kryzysu zmiany mody uległy przyspieszeniu, to też nie jest przypadek, to jest przejaw tego, o czym sobie mówimy. Proszę zwrócić uwagę, że wszystko o czym my mówiumy, to są pomysły z punktu widzenia rządu - kosztowne. I to prawdę mówiąc im bardziej kosztowne tym lepiej. Jak ktoś ma dusze skąpca to nie powinien brac się za interwencjonizm - to trzeba z gestem robić. I po drugie my na tym nic nie zarobimy. Bo to nie jest na rynek. Ta forsa, którą damy chłopom, żeby nie produkowali, to nie wróci do nas w żaden sposób. Ta forsa, którą wydamy, żeby wysłać zboże Etiopczykom, na przykład, to też nie wróci do nas w żaden sposób, bo my nie sprzedamy tego zboża. To, co na te roboty publiczne wydamy, czy na zbrojenia, czy na podbój kosmosu, to też bezpośrednio się nam nie zwróci. To w zasadzie jest wydawanie forsy bez nadziei na jej odzyskanie. W związku z tym pytanie jak to finansować było dosyć ważne od samego początku.

Proszę państwa, proszę juz się uciszyć (to jest po przerwie). Do tej pory zsajmowaliśmy się tą przyjemniejszą stroną interwencjonizmu, to znaczy wydawaniem pieniędzy. Teraz jest pytanie - skąd te pieniądze brać. Co państwo proponujecie? (sala: Wydrukować.) Bank centralny jest niezależny i śmieje się, jam my mu tak mówimy. (sala: Obligacje) Obligacje to znaczy pozyczki, tak? A z czego pan pozwolę się zapytać odda? Jesli pan na tym nie zarobi. (sala: Podatki.) To pan potem zamierza zarżnąć tą koniunkturę podatkami, żeby zwrócić to, co pan nawydawał? (sala: Poprosic, żeby bank centralny zrobił dewaluację). No to raz się tak zrobi i co dalej? (A.S. : Co miesiąc). Pozyczki robimy, wewnętrzną pozyczkę robimy, żeby robic interwencjonizm, to jest dobry pomysł? (...) To jest zły pomysł, tylko na dwa sposoby on jest zły. Po pierwsze, nam chodzi, żeby ludzie mieli dużo pieniędzy, więc nie możemy im wiele zabierać. Po drugie trzeba będzie oddać, to mają do siebie pozyczki. A właściwie z czego? Z tego punktu widzenia zagraniczna pozyczka byłaby lepsza oczywiście, bo ona nie ma tej wady, że zabierzemy naszemu społeczeństwu pieniądze, natomiast ma tę wade, że trzeba będzie oddać. Podnosimy podatki, żeby robic interwencjonizm - to jest dobry pomysł? (sala:NIEEEE). Znaczy on jest o tyle lepszy od pożyczki, że nie trzeba oddawać, podatku się nie zwraca. Natomiast ma tę wadę nadal, że zabiera ludziom pieniądze. Może sobie zróbmy w tej sprawie porządek - bo to czasem panstwu się tam myli. Otóż taki podstawowy, najbardziej historyczny podział podatków to jest podział na podatki bezpośrednie i pośrednie. Bezpośrednie to są takie, przy których urząd skarbowy wie z imienia i nazwiska od kogo dostał pieniądze - na tym polega ich bezpośredniość . Majątkowy, dochodowy, spadkowy - jakiiś taki. Posrednie są te w cenie artykułów konsumpcyjnych, tak jak dzisiaj VAT. Urząd skarbowy dostaje forsę, ale nie wie od kogo - na tym polega ich pośredniość. Otóż społecznie to się rozkłada tak - zawsze się rozkładało, że podatki bezpośrednie w większym stopniu obciążają ludzi bogatych. No bo im ktoś ma większy majątek, spadek dochód, tym wieksze tam płaci podatki, jak ktoś tych rzeczy nie posiada to nie płaci tycvh podatków wogóle, bo to go nie interesuje. Natomiast podatki pośrednie obciązają wszystkich równo, a skoro wszystkich równo, to znaczy, że biedniejszych bardziej. (sala: śmiech) Nie, to jest prawda, ponieważ one więcej znaczą dla tych biednych niż dla bogatych. Jeśli wszyscy płacą po równo, to biedniejsi płacą bardziej. Ponieważ to jest tak, że jesli ktoś jest 1000 razy ode mnie bogatszy, to on nie zjada 1000 razy wqięcej ode mnie soli i nie wypala 1000 razy więcej papierosów i nie wypija 1000 razy więcej wódki, bo on by umarł, jakby tak robił. On tych rzeczy zużywa mnie jwięcej tyle samo co ja. Najwyżej w lepszym gatunku. A to oznacza, że dla mnie te podatki są większym obciążeniem, bardziej odczuwalnym niż dla niego, bo dla niego to w ogóle jest nic. Z powodu takiego właśnie kontekstu społecznego tych dwóch rodzajów podatków tradycyjnym postulatem lewicy było podnoszenie podatków bezpośrednich, a tradycyjnym postulatem prawicy było podnosznie podatków pośrednich. I po tym się między innymi poznaje kto jest prawica, a kto lewica w sprawach gospodarczych. To teraz jak już panstwo to wiecie, to może by podnieść te bezpośrednie? I z tego zrobić interwencjonizm. Taką metoda „na Janosika”. Co państwo myslicie o takim pomyśle? (...) Co państwo myścicie o tym, aby na bogatych zwalić koszty interwencjonizmu? (...) Mam wrażenie głównego tutaj niebezpieczeństwa - bogaci tworzą miejsca pracy, przecież bogaci niewielką część swoich dochodów wydają na konsumpcję, a ogromną większość inwestują i jesli my im przyłozymy podatkami, to oni ograniczą inwestycje. Będziemy mieli wprawdzie trochę więcej podatków - zarobimy, ale będziemy mieli więcej bezrobotnych do utrzymania i to jest bez sensu. To znaczy w prawie jest taka teoria, która twierdzi, że to ma sens. Jest taki Norweg, który zbudował teorię, że nawet to tak będzie, że jeśli zabierzemy z gospodarki tyle samo, co wpuścimy w postaci interwencjonizmu, to to mimo wszystko ma sens, bo tu te mnożniki będą się lepiej rozkładały. Ale to jest prawdę mówiąc taka wątpliwa teoria. Generalnie, lepiej tego z podatku nie robić i z pozyczek też nie. No to z czego? A bank centralny jest niezależny i mówi nam „Nie”, jak my mówimy „Drukować”. (...) Proszę państwa, to po pierwsze wymaga pogodzenia się z jedną myslą, z którą pogodzić się trudno. I to prawdę mówiąc w cełej teorii Keynesa była najbardziej kontrowersyjna sprawa. Otóz Keynes mówił, że budżet panstwa nie musi być zrównoważony, a nawet nie powinien. To wywoływało opory, ponieważ to było sprzeczne z takim potocznym zdrowym rosądkiem - człoweik, który będzie więcej wydawał niz zarabia - źle skończy. Firma, która będzie tak robiła, też źle skończy, a panstwo, które będzie tak robiło nie musi źle skończyć, mówił Keynes. Panstwo może tak się zachowywać, państwo może mieć deficyty budżetowe. W jaki sposób uzupełniac te lukę? Do tego się nie nadaje zota waluta. Jeśli zaczynamy się bawić w tego typu gospodarkę, to jest koniec z walutą kruszcową, tego się nie da pogodzić z walutą kruszcową, czyli z takim systemem, w którym rozmiary obiegu pieniężnego są okreslane przez zasoby kruszca. I rzeczywiście, wielki kryzys przyniósł w wiekszości krajów świata rozstanie, w ten czy inny sposób, z walutą kruszcową. Teraz robimy inaczej. Podstawą emisji banku centralnego będą obligacje rządowe. Bank centralny musi mieć emisje pieiądza pokrytą obligacjami rządowymi. I my mamy pomysł, żeby robić interwencjonizm, w związku z tym drukujemy obligacje. Na 5 mld. Idziemy do banku centarlnego, mówimy: „Proszę bardzo. My tutaj mamy obligacje na 5 mld dolarów i chcemy na rok taką pozyczkę dostać”. Oni biorą te obligacje, dają nam te miliardy, my robimy interwenconizm, ywdajemy 5 mld. Rok mija, jest pora, żeby zwrócić, mysmy oczywiście wydali i nic nie zarobili. Co robimy dalej? Robimy drugą emisje właśnie, na 12 mld dolarów idziemy z nimi do banku centralnego i mówimy: „Kochani, tutaj to jest tak; przy czym umówmy się, że 5 to jest procent - to wy to skreślicie, a tą resztę to wy drukujcie nową i nam dajcie”. A za rok wypuszcamy 3-cią emisję obligacji - ona jest na 20 mld dolarów i w ten sposób się bawimy. Proszę zwrócić uwagę, że tutaj jest tak: nikt nikogo nie oszukuje. Nie ma tak, że pozyczka nie jest zwrócona. Każda pozyczka jest przyzwoicie rozliczona, prawda? Zarazem jednak cały dług nigdy nie zostanie zwrócony. To jest taki dług, który będzie sobie rósł w nieskończoność i zwrócony nie będzie nigdy. Czasami się mówi, że rząd Stanów Zjednoczonych jest najbardziej zadłuzonym rządem na świecie. I to jest prawda, tylko że to jest właśnie taki dług. To jest dług rządu u rezerw federalnych, który narasta od lat 30-tych do dziś. I w tym długu są koszty New Dealu, II wojny swiatowej, wojny koreańskiej, wietnamskiej, w Zatoce, lądowania na Księżycu, wszystkiego co Amerykanie od tamtej pory robili - to wszystko jest wbite w ten dług. I tego długu nikt nie zamierza oczywiście spłacać. Znaczy, było założenie, że ten dług będzie sobie rósł w nieskończoność. Znaczy w pewnym moimencie, poważnym problemem staną się koszty obsługi tego długu. Te procenty zaczną być takie, że zaczną nam rozsadzć budżet, nirzależnie od tego interwencjonizmu. Ale tak naprawdę to Amerykanie wiedzą tyle, że od czasów (???), ponieważ polityka interwencjonizmu leży w tradycji partii demokratycznej, a niechęć do interwencjonizmu lezy w tradycji partii republikańskiej. Wioęc jak Amerykanie wybierają prezydenta, to wiedzą, że wybierają demokratę, bo wybierają trochę mniejsze bezrobocie i lepszą koniunkturę w zamian za trochę szybszą inflację. A wybierają republikanina wybierają trochę mocniejszy pieniądz w zamian za trochę większe bezrobocie. I Amerykanie wiedzą, że to tak jest jedno z drugim sprzężone. To znaczy interwencjonizm jest finansowany przez dług publiczny. Dług publiczny w takim znaczeniu, o którym my sobie dziś mówimy to jest dług rządu w banku centralnym. W Polsce się czasami stosuje pojęcie dług publiczny w szerszym znaczeniu - to wszystko co rząd tam jest komuś winien to jest dług publiczny, ale wtakim klasycznym sensie dług publiczny tio jest taki dług w banku centralnym. Czy bank centralny z tymi obligacjami, które ma od rządu cos powinien robić? (sala: Sprzedać.) Komu? Zaraz, zaraz. Ostrożnie kochani. Bo w tym momencie, jak bank centralny sprzeda te obligacje ludziom, że tak powiem, to to się zmieni w prawdziwą pozyczkę wewnetrzną, która po pierwsze ogołoci gospdarkę z pieniędzy, a po drugoe, kltórą trzeba będzie naprawde oddać. Tak to je się mogę bawić z bankiem centralnym., my się z prezesem dogadamy w ten sposób, antomiast z ludźm,i, co mają te obligacje naprawdę w swoich biurkach, to ja się tak nie dogdam i trzeba będzie naprawdę oddać. Nie, banj centralny w zasadzie nie powinien z tym nic robić. Znaczy pewną część tych obligacji on może używać sobie w ramach operacji otwartego rynku w bakach - to co żeśmy tam sobie kiedyś mówili. Ale to nie powinna byc większość. To powinno tam być czujnie odmierzone, aby nie za dużo. Więkoszośc obligacji to ma po prostu leżeć w banku centralnym, czekać na lepsze czasy.

To, że budżet może być niezrównoważony, to wywoływało w całej tej polityce największe opory. Tutaj prezydent Rosevelt (??? tak się pisze) miał ten problem w Stanach, że mu republikanie podważali legalność new dealu i podważali zgodność różnych ustaw new dealu z konstytucją, mówiąc włąśnie w ten sposób, że to nie zapwnia zrównoważonego budżetu i że to robi deficyt, a to jest sprzeczne z konstytucją. Ostatecznie Amerykanom udało się zalegalizowac deficyt budżetowy dopiero w 1946 roku, już po śmierci Roosvelta. Wtedy szła przez Kongres taka ustawa o zatrudnieniu (employment act) i demokracji wpisali do tej ustawy takie jedno ładne zdanko: „Budżet federalny powinien być zrównowazony przy pełnym zatrudnieniu”. Republikanie zobaczyli, że jest napisane, że powinien byc zrównoważony, no to się ucieszyli, puscili i przeszło. A tak naprawde rozumiecie panstwo co to oznacza w rękach prawników potem takie zdanie w ustawie. To znaczy dopóki jest bezrobocie, to on nie musi być zrównoważony. A ponieważ w takiej gospodarce jak amerykańska jakieś bezrobocie tam jest zawsze, w związku z tym nie musi być zrównoważony budżet. Gdyby w Stanach Zjednoczonych został jeden bezrobotny, to rząd się powinien troszczyć, żeby on się przypadkiem nie wziął do jakiejś roboty. Jak on by się wziął do roboty, to wtedy by trezba było zacząć to oddawać. A to jest w ogóle coś niewyobrażalnego - zacząć to oddawać, po prostu nie ma jak. Wprawdzie kryzys nie przekłada się bezpośrednio na inflację, ale pamiętajcie panstwo, że kryzys, wielki kryzys, przyszedł w krótkim czasie po inflacjach lat 20-tych. I był uraz psychiczny, w wielu społeczeństwach, polegający na takiej właśnie obawie, że skoro teraz się wali gospodarka, to nam się znowu załamie pieniądz i powrócą wszystkie klęski z czasów inflacji. Im ktos bolesniej przezył inflację w latch 20-tych, tym silniejszy miał ten uraz w latach 30-tych. Był kraj, który takiego urazu nie miał w ogóle, wręcz przeciwnie, z lat 20-tych wyniósł doświadczenie nadwartościowego pieniądza i znał wszystkie wady nadwartościowego pieniądza. Tym, krajem był Wielka Brytania. Dlatego też, z punktu widzenia takich oporów psychicznych, Anglicy byli najlepiej przygotowani na przyjęcie takiej polityki. I oni pierwsi się na to zdecydowali. We IX 1931 roku zdewaluowali funta, zawiesili wymienialność na złoto. W ślad za Wielką Brytanią zrobił to cały szereg krajów, które od tej pory zaczęto nazywać blokiem szterlingowym. Blok szterlingowy nie pokrywał się z Commonwealthem. Na przykład do bloku szterlingowego nie należała Kanada. Kanada robiła t co Amerykanie już wtedy. Oczywiście tam Australia, Nowa Zelandia, Indie to tak, one należałydo bloku szterlingowego, ale poza tym należały tam kraje, które historycznie nic nie miały wspólnego z imperium, np państwa skandynawskie. Państwa bloku szterlingowego po zdewaluowaniu swoich walut zaczęy z tego powodu mieć korzyście. To znaczy znalazły się w uprzywilejowanej pozycji z punktu widzenia handlowego, były konkurencyjne, a na doddatek, złoto z krajów które jeszcze nie zawiesiły działalności odpływało do krajów, które już zawiesiły i już z powrotem nie wracało, bo tam była zawieszona wymienialność. W związku z tym Anglicy byli pod presją międzynarodowej opinii publicznej, żeby powrócić do waluty złotej. Żeby przynajmniej powiedzieć, jeśli nie od razu powrócić, że to co oni zrobili jest przejściowe i że z czasem, jak już będzie po wszystkim, to oni powrócą. W takiej atmosferze odbyłą się w 1932 roku międzynarodowa konferencja walutowa w Lozannie, gdzie ałaśnie taką presję na Anglików wywierano. Nic z tej konferencji nie wynikło szczególnego, poza tym, że umówiono się na nastepną konferencję rok później w Londynie. W 1933 zebrała się konferencja londyńska i na konferencji było tak: z jednej strony były kraje, które jeszcze miały wymienialność na złoto i miały solidne waluty. Te kraje naciskały Anglików i blok szterlingowy, żeby powiedzieli, że z czasem powrócą do złotych walut. Ogromnie dużo zależało od tego po której stronie w tym sporze ustawią się Amerykanie, bo waga gospodarki amerykanskiej w tym wszystkim była bardzo duża i wszyscy patrzyli na Amerykanów. Konferencja londyńska odbywała się w takim momencie, kiedy prezydentem był już Roosvelt, ale od niedawna był. Wtedy jeszcze było tak, że prezydent był inaugurowany w marcu, a nie w styczniu, a ta konferencja była w maju 33', więc dwa miasiące rządów Roosveltabyło dopiero. Na konferencję przyjechała delegacja amerykańska, ale to była delegacja przysłana przez kongres. Kongres wyłonił spośród siebie takich Kongresmenów, co się tam interesują sprawami walutowymi, żeby tam pojechali na konferencję. Przy takiej metodzie powołoływania delegacji amerykańskiej nie było tam jednolitych poglądów, tylko każdy z tych Kongresmenów jechał i gadał we własnym imieniu właściwie, co tam miał w głowie. Miedzy innymi był tam taki senator Pickman(???), który w pgóle był zwolennikiem bimetalizmu, tak mu się jeszcze przypomnieło, pojechał, żeby namawiać na bimetalizm. Oczywiście nikt tego nie traktował poważnie. Pitman zresztą przeszedł do historii tej konferencji, ponieważ pewnego dnia przewodniczący delegacji amerykańskiej został wywołany z obrad przez służbę hotelową, bo to się w hotelu odbywało, bo oni sobie nie mogli poradzić z Pickmanem. Otóż Pickman kompletnie nagi i kompletnie pijany siedziałw umywalce, miał poodkręcane wszystkie krany i ta woda tak mu się tutaj lała i zalewała hotel, dlatego oni się tym zainteresowali. A on nie dawał się z tamtąd zabrać i nie dawał sobie pozakręcać, mówił, że jest Neptunem. Tak własniw wyglądała delegacja amerykansk na konferencję londyńską. Ostatecznie pod presją tych zwolenników złotej waluty zgodzono się na taki rządowy komunikat, że po pierwsze: po kryzysie powrócimy wszyscy do złotej waluty, że zawieszenie wymienialności (???) ma charakter przejściowy. Natomiast (???) rozluźnili zasadę emisji pieniądza w ten sposób, że wszyscy będą miali 25% pokrycie. Przedtem tam było 30-to, 40-to u niektórzych, terz wszyscy mają mieć równo 25%. I Anglicy, ponieważ byli izolowani, bo na nich była wywierana duża presja, żeby na coś takiego się zgodzili, a równocześnie to nie było nic groźnego, bo nie było powiedziane, kiedy to ma nastąpić, więc dlatego dla świętego spokoju się zgodzili i na koniec coś takiego zmajstrowano. Kilka dni poo tym, jak konferencja londyńska cos takiego powiedziała, wystąpił prezydent Roosvelt i powiedział, że ta delegacja amerykańska, która była na konferencji to ona mówiła wyłącznie we własnym imieniu, że rząd amerykański się nie czuje zobowiązany postanowieniami konferencji londynskiej, że on osobiście ma inne zamiary w stosunku do waluty i on w ogóle nie ma z tym nic wspólnego. To było coś okropnego prawdę mówiąc, że Stany Zjednoczone rozwaliły konferencję, bo jesli się okazało, że tam z trudem sklecono jakis komunikat, a potem się okazało, że ta delegacja amerykańska co tam była, to tak naprawdę nie reprezentowała Stanów Zjednoczonych, tylko każdy tam za siebie gadała, no to właściwie to było bez sensu od samego początku. Kilka dni później po załamaniu konferencji w lipcu 1933, kraje, które były zdecydowane utrzymac wymienialność swoich walut na złoto zebrały się osobno i utworzyły złoty blok. W skład złotego bloku wchodziły: Francja, Szwajcaria, Belgia, Włochy, Polska, Litwa, Albania. Polska należała do złotego bloku głównie ze względów prestizowych. Znaczy Polsce zależało na pokazaniu, że ma solidną gospodarkę, a wiztówką tej solidnej gospodarki jest solidna waluta. To nie był dobry pomysł, używanie waluty do propagandy to jest zawsze zły pomysł, ale Polska to robiłą w imię tego, aby przekonać ten kapitał, który uciekał, żeby on nie uciekał, bo tutaj jest solidnie. Gdyby udało się się przekonać, to może my byśmy to oceniali jakoś inaczej, ale ponieważ nie udało, a myśmy ponieśli konkretne straty z tego powodu, no to oceniamy ją raczej jako nierozsądną i powodowaną względami prestiożowymi. W jeszcze wiekszym stopniu ten czynnika działał w przypadku Litwinów. Litwini nigdy się do tego nie przyznali, ale tak naprawdę oni byli w złotym bloku, bo myśmy byli i oni nie mogli być gorsi. Albania natomiast nie była suwerenna w sprawach walutowych. Bank emisyjny Albanii Banco Albano mieścił się w Rzymie. Walutę dlka Albanii emitowali Włosi, więc Albania robiła to co Włosi. Przez kilka lat było tak, że po jednej stronie był blok szterlingowy a po drugiej złoty blok i to były takie rywalizujące ugrupowania, reszta obserwowała, kto pierwszy peknie. Generalnie złoty blok raczej tę rozgrywkę przegrywał, ponieważ te kraje miały solidne waluty, więc miały ujemne bilanse handlowe, a ponieważ miały przy okazji wymienialne na złoto walutę, więc to złoto od nich ociekało za granicę i już nie wracało. Więc w sumie się później zrobiło tak, że wszyscy patrzyli, ile jeszcze złota ma ten złoty blok i jak długo jeszcze wytrzyma i kiedy pęknie. W tej sprawie tak naprawdę złoty blok troszkę oszukiwał. Na przykłąd myśmy z Francuzami oszukiwali w ten sposób, że Bank Polski załatwił sobie kretyt złotowy w Banku Francji - Bankj pewną część swojego złota zostawił do dyspozycji Banku Polskiego. Ale to złoto nmie przyjechało z Paryża do Warszawy, tylko leżało nadal w Paryżu. W związku z tym Bank Francji wykazywał to złoto jako swoje, bo uważał, że ono nadal u niego leży, a Bank Polski ponieważ uważał, że ma to złoto do swojej dyspozycji. to wykazywał jako swoje. Jeśli ktoś z zewnątrz sumował zapasy złota „złotego bloku” to się dał nabrać, bo dwa razy to samo złoto policzył. Zresztą wielu się tak dawało nabrać. O to chodziło, między innymi. Najwcześniej, bo w 1934 ze złotego bloku wycofały się Włochy, póxniej Belgia i taki przełomowy moment to była wiosna 1936 roku. We Francji wybory wygrał Front Ludowy i on od razu powiedział, że on się nie będzie bawił w takie rzeczy, tylko zdewaluuje franka i zacznie robić interwencjonizm. I zwycięstwo Frontu Ludowego we Francji przesądziło losu zotego bloku, no bo w momencie, jak Francja się wycofała, to już bloku nie było, Francja tam była wiodącym krajem jednak. Te drogi ochodzenia od tej tradycyjnej polityki walutoiwej były zresztą różne. Jedno z posunięć jakie można było wykonać, to było zawieszenie wymienialności na złoto i to zrobił blok szterlingowy. Drugoe posunięcie to było zdewaluowanie swojej waluty - to też zrobił blok szterlingowy. Trzecie posunięcie to było wprowadzenie reglamentacji dewizowych, to znaczy zakaz posiadania obcych walut, obowiązek odsprzedania tych środków bankowi centralnemu. Takie coś zroibiły Niemcy na przykład. Niemcy miały silny uraz do hiperinflacji, więc Niemcy nie zdewaluowali marki, naomiast wprowadzili bardzo ścisłą reglamentację dewizową, i to jeszcze za republiki weimarskiej, później III Rzesz ją tylko zaostrzyła. Nie wolno było posiadać obcych walut na terenie Niemiec, natomiast dewaluacji nie było. Tak zrobiła też Polska po 1936 roku, wprowadzono reglamentację dewizową. Nadal była wymienialność na złoto w systemie gold bullion standard, natomiast coś takiego jak kantory dzisiaj to by było nielegalne. Nie wolno było sobie kupić funtów i trezymać w domu. Jeśli ktoś wracał z zagranicy i miał funty, to miał obowiązek w okreslonym terminie odsprzedać je Bankowi Polskiemu. Oczywiscie, jak jechał za granicę to mógł kupić, to nie był taki kraj, że nie można było za granicę jeździć, ale nie wolno było z tym w kraju siedzieć i trzymać, w szufladzie na przykład. W samych Stanach Zjednoczonych było tak, że Roosvelt najpierw uzyskał od Kongresu zgodę na zdewaluowanie dolara o 50%, to Amerykanie się przestraszyli, że dolar straci na wartosci i wyciągnęli swoje oszczędności z szuflad i poszli na zakupy. I to było dobre, bo to nakręcało koniunkturę. Ale Roosvelt nie zdewaluował. Po pewnym czasie Amerykanie doszli do wniosku, że to sa strachy na lachy i znowu zaczęli oszczędzać. I wtedy Roosvelt naprawdę zdewaluował i oni jeszcze raz wyciągnęli i polecieli na zakupy. I to było specjalnie tak rozłozone, żeby otrzymać dwa razy ten sam efekt. Po drugie zawieszono wymienialność dolara na złoto i co więcej, ponieważ Roosvelt zamierzał dalej prowadzić politykę gospodarczą w taki sposób, on chciał, żeby naprawdę była zerwana więź między zasobami złota a rozmiarami obiegu pieniężnego. Nie chciał, żeby mu żłoto przeszkadzało w tym wszystkim. W zwiążku z tym prowadził taką politykę, którą on sam określał mianem sterylizacji złota. Całe złoto w Stanach zostało odkupione przez rząd. Nikt poza rządem nie miał złota. Wydano przepisy bardzo regorystyczne zabraniające Amerykanom posiadania złota, czy zabraniające bankom. Oczywiścei to nie był taki kraj, żeby tam komuś zabierano obrączki, czy zwyrywano złote koronki, ale na przykłąd złota w sztabach nie wolno było Amerykanom mieć. Całe to złoto zostało zebrane w jednym miejscu, w 1936 roku wybrano taką baze wojskową, Fort Knox i tam to złoto sobie leżało. To było bezpieczne miejsce jakoś nie było napadu na Fort Knox. I te rygorystyczne zakazy zabraniające posiadania złota obowiuązywały bardzo długo, dopiero prezydent Fort w 1974 roku je zniósł. Dlatego między innymi, kiedy po drugiej wojnie światowej odbudował się rynek złota to on się nie odbudował w Nowym Jorku, tylko w Londynie, bo w Nowym Jorku były jakieś takie bezsensowne przepisy zabraniające posiadania złota, że tam by się nie dało tego rynku zrobić, a w Londynie takich przepisów nie było, więc w Londynie on soibie powstał.

Jeszcze była jedna dorga odchodzenia od tradycyjnej polityki wakutowej. W latach wielkiego kryzysu ona wystąpiła tylko w Ameryce Łacińskiej, w Europie nie, ale ponieważ potem w Europie mieliśmy z nią przyjemność, w Polsce też, więc warto sobie odnotować moment kiedy ona powstała. Otóż w wielu krajach Ameryki Łacińskiej powstał wówczas system wielu kursów walutowych. Pozornie to jest badzo atrakcyjny pomysł, no bo z punktu widzenia, tam nie wiiem, jakiegoś prestiżu, to byśmy chcieli mieć walute mocną, a z turystycznego to taka, a z punktu widzenia eksportu im niższa tym lepiej, no to dlaczego mieć jeden kursm dlaczego nie zrobić więcej kursów: do tego - taki, do tego - taki, do tego - taki, żeby wszystko było fajnie. Ryzyko takie polityki polega tylko na tym, że w momencie, gdy zacznieby się bawić w system wielu kursów, to przestajemy otrzymywać od gospodarki prawdziwe informacje, na temat tego, co się dzieje. Ponieważ, jesli zlecimy naszym ekspertom, żeby nam obliczyli, czy coś się opłaca, to oni nam odpowiedzą: „A według którego kursu policzyć ?” Bo oczywiście można policzyć tak, że wyjdzie, że się opłaca i można policzyć tak, że wyjdzie, że się nie opłaca. Dla propagandy top jest w pgóle znakomity system, wszystko można wyliczyć. Tylko, że w pewnym momencie my chcielibyśmy się dowiedzieć jak jest naprawdę. I my się juz nie dowiemy, jak jest naprawdę, bo nikt nie wie, jak jest naprawdę. To jest pomysł na zafałszowanie rzeczywistości. IO to nie jest tak, że my na zwenątrz ją zafałszujemy, a tak naprawdę ktoś wie, jak jest w rzeczywistości. Otóż nie, jak zaczynamy tak fałszować rzeczywistość, to nikt nie wie, jak jest naprawdę. To jest bardzo skuteczne oid tym względem. Dlatego po II wojnie światowej MFW na różne dziwactwa w sprawach walutowych się godził, natomiast taki pomysł, jak system wielu kursów zawsze zwalczał bardzo stanowczo, bo to jest najgorsze z czego można wykombinować, przynajmniej w dłuższej perspektywie.

Dzień dobry. Proszę państwa, dzis o wielkim kryzysie truchę bardziej konkretnie, kraj po kraju. Mówiliśmy sobie poprzednio o wpływie kryzysu na międzynarodowe stosunki finansowe. Dziś zaczniemy sobie od wpływu kryzysu na handel mięszynarodowy. Ten wpływ okazał się bardzo niszczący, to znaczy kryzys bardzo zredukował wymiane międzynarodową. Wszędzie prawie kryzys doprowadził do dążenia zamykania gopodarek, do dążenia do samowystraczalności. To nie znaczy, że państwa nie miały ochoty eksportować - miały ogromną ochotę eksportować, tylko poieważ wszyscy mieli ochotę eksportować, a mało kto chciał importować, to efekt był taki, że obroty handlu się kurczyłu. Nawet tak tradycyjni zwolennicy wolnego handlu jak Wielka Brytania podczas kryzysu zmienili zdanie. W 1931 roku wprowadzone zostały cła przywozowe do Wioelkiej Brytanii, po raz pierwszy od cxzasów Ligi Manchesterskiej. Przy tym Anglicy mieli do rozstrzygnięcia jeszcze taki dylemat, czy te cła mają być na zewnetrznych granicach imperium brytyjskiego, czy na granicach Zjednoczonego Królestwa. To znaczy, czy poza tą barierą celną mają pozostac Kanadyjczycy, Australijczycy, Nowozelamdczycy ... , czy oni mają być w środku. Otóż przyjęto zasadę, że to są cła na granicach Wielkiej Brytanii. Żeby to się nie skończyło szybką dezintegracją imperium, bo to tak się mogło stać w tej sytuacji, zwłaszcza że zbiegało się to wczasie z przekształcaniem imperium w Brytyjską Wspólnotę Narodów, to było w tym samym czasie, co wchodziły w zycie statuty westminsterskie. D;latego w 1932 zwołano imperialna konferencję ekonomiczną do Ottawy i tam w Ottawie postanowiono utworzyć w Commonwealthu obszar preferencji celnych. To nie był obszar wolnego handlu, między krajami commonwealthu były bariery celne, ale umówiono się, że onę będą niższe niż dla reszty świata. Zaraz potem w tym systemie został uczyniony poważny wyłom. W 1932 roku Wielka Brytania podpisała układ handlowy z Argentyną. To się nazywał układ Roca-Rakew (???), od nazwisk negocjatorów, którzy go zawarli i on zapewniał również preferencyjny dostęp na rynek brytyjski dla argentyńsich artykułów rolnych, przede wszystkim dla argentyńskiego mięsa. Ten układ był potem okropnie krytykowany po obu stronach. To znaczy po stronie brytyjskiej to było tego rodzaju - bo jeśli Wielka Brytania zawarłóa z krajamu Commonwealthu umowę o ich preferencyjnym traktowaniu, a zaraz potem zawarła podobną umowę z Argentyną, która nie była członkiem Commonwealthu, no to Commonwealth wystawiła do wiatru. Tak naprawdę rynek brytyjksi był od tej pory otwarty nie tylko dla rolnictwa kanadyjskiego czy australijskiego, ale dokładnie tak samo dla argentyńskiego, co Kanadyjczyków i Australijczyków denerwowało. Z drugoej strony Argentyńczycy byli z tego układu niezadowoleni, bo oni uważali, że Argentyna była zbyt uzależniona od eksportu rolnego.Argentyna na pocz. XX wieku była bogatym krajem. Była niemalże tak postrzegana jak Stany Zjednoczone. Nie było drugiego takiego kraju w Ameruce Południowej. Top bogactwo argentyńskie w dużym stopniu opierało się na eksporcie rolnym. Wielki kryzys, który zbił ceny artykułów rolnych bardziej niż przemysłowych ujawnił tą słabość gospodarki argentyńskiej i potem Argentynie wiodło się już znacznie gorzej. Otóż zdaniem krytyków tego układu w Argentynie - wielki kryzys stwarza szanse na to, aby Argentyna się przekwalifikowała na bardziej przemysłową a nie rolniczą produkcję. Ten układ w dużym stopniu tę szanse niweczył, ponieważ utrwalał tę pozycje Argentyny jako producenta rolnego, jeszcze na parę lat utrwalał. I te parę lat zostało, z punktu widzenia rozwoju przemysłowego Argentyny, zmarnowane. Kilka lat później na tych właśnie frustracjach doszedł do władzy w Argentynie Peron, który tę gospodarkę argentyńską do końca rozstroił swoimi populistycznymi posunięciami. W warunkach kryzysu i kurczenia się handlu międzynarodowego rozpowszechniają się rozmaite patologiczne formy handlowania. Jedną z nich był clearing. Clearing polegał na tym, że dwa państwa umawiały się na zerowe saldo wymiany handlowej. I oczywiście, że gdyby tego handlu miałoby w ogóle nie być, to lepszy jest taki clearing niż nic. Ale to jest bardzo prymitywna forma handlowania, bo zauważcie państwo, że ona wymaga, abyśmy nadwyżki wypracowane w handlu z pewnym krajem konsumowali potem z tego kraju. Nie ma możliwości przerzucenia tego na inny kraj. To znaczy, jeżeli będziemy mieli dodatnie saldo wymiany ze Szwedami z powodu eksportu węgla, to nie możemy zaimportować za to wina włoskiego, a szwedzkiego też nie możemy, bo Szwedzi nie robią wina. Krótko mówiąc nie możemy się napić wina, a to jest bez sensu. Umowy clearingowe były szczególnie ulubioną formą handlowania III Rzeszy. III Rzesza zawierała takie umowy z państwami, no tak w skrócie mówiąc oględnie, na południe, z Węgrami plus z krajami bałkańskimi. Dla tych krajów interes polegał na tym, że Rzesza godziła się wpuścić na swój rynek jakąś tam ilość ich eksport rolnego. Oni inaczej to by tego nie wyeksportowali w ogóle. W zamian Rzesza miała rynek zbytu dla swoich towarów przemysłowych, a przy okazji uzależniała od siebie gospodarczo te kraje i budowała sobie taką strefę wpływów gospodarczych i politycznych. Jeszcze inną formą handlu, która się w tym czasie rozwinęła był dumping. Dumping polega na tym, że sprzedajemy za granicę coś taniej niż to jest oferowane na rynku wewnętrznym. Czasem nawet poniżej ceny produkcji sprzedajemy za granicę, a wyrównujemy sobie tę różnicę na rynku wewnętrznym i w ten sposób popieramy eksport i zdobywamy rynki, których byśmy inaczej nie zdobyli. W latach 30-tych dumping uprawiała na przykład Polska. Uprawiała go eksportując węgiel i cukier, to były dwa takie dobra, których eksport był w ten sposób finansowany. Cukier był drogi na rynku wewnętrznym, a za to żeśmy forsowali jego eksport. I to było nawet jawnie mówione, że my do Europy sprzedajemy cukier, żeby w kraju były dewizy. I że to jest taki patriotyczny czyn, że my się godzimy na ten droższy cukier.

W Stanach Zjednoczonych pewne posunięcia interwencjonistyczne były wykonywane już przez prezydenta Hoovera, ale generalnie on nie miał szczęśliwej ręki to tych posunięć, raczej to co robił to się określało jako szkołę propagandową (???) i kończył tę kadencję w atmosferze wyjątkowo nieprzychylnej. W Stanach Zjednoczonych powstawały takie całe miasteczka bezrobotnych, takie slumsy, one potocznie były nazywane Hooversvilles, czyli Miasteczka Hoovera, taka była o Hooverze opinia. Kiedy władzę objął prezydent Hoover, pierwszą rzeczą, z którą musiał się uporać było opanowanie paniki bankowej. Zrobił to ogłaszając w marcu 33 roku święto państwowe, znaczy zamknął wszystkie banki. Ponieważ wszystkie banki były zamknięte, więc to, że jakiś bank był zamknięty nie było jakimś specjalnym powodem do niepokoju klienta - na tym polegało uspokojenie nastroju. W międzyczasie tam została przeprowadzona selekcja i później niektóre banki zostały otwarte, a niektóre nie zostały otwarte. Generalnie amerykański system bankowy, który przedtem był bardzo liberalny, został poddany ściślejszemu nadzorowi. Żeby bronić taką bardziej nerwową, z tego punktu widzenia, grupę drobnych ciułaczy utworzony został Federalny Fundusz Ubezpieczeń Depozytów Bankowych, on ma skrót FDIC, do dzisiaj istnieje i ubezpiecza depozyty do pewnej wartości. Ta wartość na początku wynosiła 10 tys. dolarów wtedy, później była podnoszona i dzisiaj wynosi 100 tys. dolarów. Politykę rolną Roosvelta to skupowanie nadwyżek, a przede wszystkim płacenie farmerom, żeby nie produkowali prowadziła taka agenda rządowa, która się nazywała Agriculture Adjustment Administration, AAA miała taki skrót, 3 razy A. Co do zmniejszenia podaży artykułów rolnych - ta administracja zaorała ileś tam hektarów upraw bawełny i wymordowała 6 mln świń, żeby po prostu zmniejszyć podaż. Interwencjonizmem w przemyśle zajmowało się przede wszystkim takie coś, co miało skrót NIRA - National Industrial Recovery Administration. Tych agend rządowych działających w ramach new dealu było sporo. Warto wspomnieć o jeszcze kilku. Roosvelt uznał, że ze względów propagandowych będzie dobrze, jeśli new deal będzie mógł się poszczycić tym, że postawił na nogi jakiś region, który do tej pory był wyjątkowo zacofany. Wybór padł na dolinę rzeki Tennessee (spelling???), która rzeczywiście do tej pory była biedna. Powstała osobna agenda rządowa Tennesee (???) Property, która budowała tam zapory wodne, szkoły i różne takie rzeczy. (??? ) miała na celu robienie takich robót publicznych takich, które by tworzyły popyt w przemyśle i nakręcanie koniunktury poprzez tworzenie popytu na dobra inwestycyjne. Trochę innego rodzaju interwencjonizm, taki polegający po prostu na dawaniu bezrobotnych pracy, uprawiała inna organizacja, która się nazywała Civil Works Administration. Ona po prostu zatrudniała bezrobotnych przy takich posunięciach nie koniecznie sensownych, a między innymi utrwaliła się w historii literatury amerykańskiej tym, że byli pisarze, którym w czasie kryzysu było źle. Otóż CWA wynajmowała tych pisarzy do pisania przewodników turystycznych. Dawała im takie zlecenia na czas kryzysu, oni jeździli, pisali przewodniki turystyczne, co rozwijało turystykę, bo to dobrych pisarzy zapędzili do pisania przewodników, a więc fajne przewodniki powstały, a przy okazji pisarze nie narzekali, bo mieli co robić i sobie zarobili. Jeszcze jedna była organizacja, ona miała skrót CCC - Civilian Conservation Corps. Ona zatrudniała młodzież, około 300 tyś. młodych ludzi było skoszarowanych, umundurowanych, miało zapewnione jedzenia, umundurowania właśnie, zarabiało 1 dolara dziennie. Ale już w zasadzie to było na papierosy, piwo i gumę do żucia, bo całą resztę mieli zapewnioną i oni sprzątali kraj. Ta organizacja posuwała ludzi po to, aby sprzątali śmieci. Ruch ten miał problem polegający na tym, że polityka new dealu była dziełem partii demokratycznej, demokraci wspierali inicjatywy, republikanie byli przeciw. Republikanie mieli w swoim ręku Sąd Najwyższy. Sąd Najwyższy orzekał o zgodności ustaw z konstytucją. Sąd Najwyższy może unieważnić ustawy stwierdzając, że one są sprzeczne z konstytucją - w ten sposób przestają obowiązywać. Ponieważ wszystkie te posunięcia wykonywane w ramach new dealu miały jedn --> [Author:펀b] ą wadę z punktu widzenia konstytucji - otóż generowały deficyt budżetowy, na który nie było pokrycia sensownego. W związku z tym, właśnie pod tym pretekstem w 1935 roku Sąd Najwyższy zaczął po kolei te ustawy, tworzące new deal, unieważniać. A Sąd Najwyższy to nie jest takie grono, które łatwo zmienić, bo tam jest ograniczona liczba tych sędziów i oni są dożywotni. Ich mianuje prezydent, ale on to może zrobić tylko wtedy, gdy których z dotychczasowych sędziów umrze. W związku z tym Sąd Najwyższy to jest takie gremium niby polityczne, ale o dobrej inercji (???). Dzisiaj Sąd Najwyższy w Stanach Zjednoczonych większość ma demokratyczną i są to sędziowie, których mianował Kennedy i Johnson w pierwszej połowie lat 60-tych jeszcze, bo tam się mniej więcej tyle siedzi. Roosvelt próbował sobie z tym poradzić w ten sposób, że próbował zmienić konstytucję, żeby miał większy wpływ na skład Sądu Najwyższego, ale nie pozwolono mu tego zrobić i słusznie. Sąd Najwyższy jest dosyć ważnym organem w amerykańskim systemie politycznym.

I musiał sobie radzić inaczej. Radził sobie inaczej w ten sposób, że te same ustawy, które mu Sąd Najwyższy obalił, trochę poprawione, żeby Sąd miał w przyszłości trochę trudniej się do nich dobrać, jeszcze raz wracały do Kongresu i były jeszcze raz uchwalane w 1935 i 1936 roku. Roosvelt czekał na reakcje i patrzył co Sąd na to odpowie. Ale dlatego, że to było w takich dwóch falach poszło - ta pierwsza została niemal w całości unieważniona i potem była druga - to Amerykanie mówią Pierwszy New Deal i Drugi New Deal i jest pewna różnica między tymi dwoma „new dealami”. W ramach tego drugiego new dealu dwa nowe rozwiązania zastosowano, na które warto zwrócić uwagę. W 1935 roku weszła ustawa utrudniająca tworzenie holdingów, czyli takich przedsiębiorstw, które w zasadzie same nic nie mają, tylko mają poprzez to, że grają na giełdzie i mają papiery rozmaitych innych przedsiębiorstw. Ale tak naprawdę, z punktu widzenia związku z gospodarką, holdingi są takim pasożytem w pewnym sensie. Otóż Roosvelt uważał, że holdingi ponosiły znaczną odpowiedzialność za takie aż rozmiary tego kryzysu, bo one właśnie wpadły w panikę, one zaczęły tamte akcje sprzedawać, więc się przyczyniły do takiego aż krachu. Dlatego wyszła ustawa, która utrudniała, nie zakazywała, bo tego zakazać się nie da, ale utrudniała na przykrość (???) tworzenie holdingów. Druga ustawa, to była ustawa Wagnera, ona też z 1935 roku. Ona uznawała w Stanach Zjednoczonych istnienie związków zawodowych. Związki zawodowe istniały już w Stanach Zjednoczonych od dawna i od dawna nie były prześladowane, ale też sytuacja nie była regulowana prawnie. One miały pewną siłę faktyczną, bo sobie ją wywalczyły, natomiast nie było prawnych regulacji dotyczących działalności związków zawodowych. Ustawa Wagnera po raz pierwszy takie regulacje tworzyła. W 1938 przyszło jeszcze jedno takie krótkie załamanie, później zlikwidowane z tego powodu, że już zbliżała się wojna i wszyscy się zbroili, w związku z tym zbrojenia kręciły koniunkturę. Ale tak naprawdę w czasie new dealu Roosveltowi nie udało się zlikwidować bezrobocia. Bezrobocie zostało zlikwidowane dopiero w czasie II wojny światowej z oczywistych przyczyn, natomiast aż do wybuchu wojny bezrobocie cały czas istniało.

W Wielkiej Brytanii nieprzyjemny był początek kryzysu, do 1931 roku. Po dewaluacji funta okazało się, że gospodarka brytyjska jest konkurencyjna i zaczęła się poprawa koniunktury, przy czym takim motorem wyjścia z kryzysu w GB okazało się budownictwo mieszkaniowe. Zachęcono ludzi do budowania domów i to się okazało, że w ten sposób nakręcono koniunkturę. Warunkiem sukcesu takie polityki było utrzymanie na bardzo niskim poziomie, pomimo dewaluacji, stóp procentowych - to się Anglikom udało. I te dwie rzeczy są ze sobą wyraźnie związane, bo jednak budownictwo mieszkaniowe wymaga niskich stóp procentowych, bo ludzie przy tej okazji zazwyczaj się zadłużają. Bo przy wysokich stopach procentowych to się będą bali w coś takiego wchodzić.

Przebieg kryzysu we Francji był dosyć osobliwy. To było tak, że był bardzo zły 1931 rok, potem 1932 był niezły. W `32-im wyglądało na to, że Francja wychodzi z kryzysu. A potem `33 i `34 były okropne. To, że we Francji tak się porobiło, było przyczyną przynależności Francji do złotego bloku i związane z tym kosztem. Dlatego dla Francji przełomowym momentem było zwycięstwo Frontu Ludowego wiosną `36 roku, po którym nastąpiło kilka szybkich dewaluacji franka. Poza tym nastąpiła etatyzacja znacznej części gospodarki, cała fala nacjonalizacji się przewaliła przez Francję i między innymi znacjonalizowano przemysł lotniczy. Jeszcze nie znacjonalizowano, ale poddano takiej bezpośredniej kontroli rządu Bank Francji. Utworzono Ministerstwo Gospodarki Narodowej, które zajmowało się planowaniem gospodarczym (???) - to było coś nowego. I rozbudowano bardzo ustawodawstwo (???ortografia), skrócono tydzień pracy do 40-tu godzin.

We Włoszech od samego początku istnienia faszyzmu dość silny był sektor państwowy. W 1922 roku, od razu po przejęciu władzy, Mussolini zaczął robić roboty publiczne. Włochy należały do tych krajów, które na początku lat 20-tych miały kryzys nadprodukcji, dojście Mussoliniego do władzy było dojściem w warunkach kryzysu gospodarczego. Od samego początku Mussolini zaczął wykonywać takie posunięcia, które z jednej strony były propagandowe, z drugiej strony nakręcały koniunkturę. Wziął się za osuszanie błot pontyjskich. Na południe od Rzymu i na północ od (???), na południe (???), było takie beznadziejne błoto, od czasów starożytności tak było, że tamten teren nie nadawał się do zamieszkania, bo były bagna. I na dodatek jeszcze na tych bagnach było dużo plugastwa, które powodowało, że w Rzymie panowała malaria. Otóż Mussolini wziął się za suszenie. On oczywiście to osuszył, tam powstał szereg nowych miast, na takich terenach, które przedtem były niedostępne. Między innymi rzymskie lotnisko (???) zostało na tym terenie zbudowane. Po drugie Mussolini wymyślił od razu na początku, w 1923 roku coś takiego jak autostrada. Autorem tego pomysłu był Mussolini, zresztą proszę zwrócić uwagę, że słowo autostrada pochodzi z języka włoskiego, a nie z jakiegoś tam innego. Później Mussolini próbował wprowadzać stosunki korporacyjne w przemyśle. Korporacjonizm to była taka doktryna wywodząca się z chrześcijańskiej myśli społecznej, która się opierała na założeniu solidaryzmu społecznego i zakładała, że można zbudować takie związki zawodowe, które nie będą konfliktowe, tylko pracodawcy i pracownicy będą należeli do tych samych związków i będą solidarni. Mussolini próbował w ten sposób zorganizować stosunki pracy. Podczas wielkiego kryzysu Włochy początkowo należały do złotego bloku. Wcale na taki interwencjonizm typu keynesowskiego się nie decydowały łatwo. Mussolini, jak wielu innych, miał prestiżowy stosunek do własnej waluty. To się zmieniło w II połowie lat 30-tych, kiedy Włochy ze złotego bloku wyszły, zawiesiły wymienialność lira. W 1933 roku jeszcze powstał taki koncern państwowy włoski, który miał nakręcać koniunkturę. Miał wykonywać rozmaite przedsięwzięcia w celu nakręcania koniunktury. Ten koncern istnieje do dziś, jego skrót brzmi IRI (??? nie dałbym głowy). W odróżnieniu od III Rzeszy, gdzie rozmaite przedsięwzięcia gospodarcze były potem pod hasłem denazyfikacji, rozwiązywane, likwidowane; znaczna część tego etatyzmu Mussoliniego przetrwała, ponieważ włoskiej gospodarki tak nie potraktowano. Po upadku faszyzmu te państwowe firmy włoskie porobione przez Mussoliniego zdefaszyzowano, ale poza tym pozostały i nawet zachowały swoje historyczne nazwy. Właśnie taki rodowód ma, między innymi, włoski koncern naftowy Agip, który też przez Mussoliniego został założony i funkcjonuje sobie do dziś.

Wielki kryzys okazał się dosyć łagodny dla Japonii. Japonia przeżyła swoją panikę finansową w 1927 roku. To się nazywało wielki kryzys finansowy epoki „show” (???) i to sobie Japończycy zapamiętali, ponieważ to było dosyć dramatyczne wydarzenie, natomiast w czasie wielkiego kryzysu już było całkiem łagodnie, to znaczy spadek produkcji był 10% do `31, a potem zaczęło być lepiej, a to na skutek wojny, bo Japonia zaczęła wojnę w Mandżurii i ta wojna nakręciła Japonii koniunkturę.

{to jest następny wykład}

Proszę państwa, ten (...) III Rzeszy był innego rodzaju, ponieważ tam nakręcano koniunkturę nie

poprzez kreowanie popytu konsumpcyjnego, a poprzez zbrojenia. A konsumpcję starano się wręcz ograniczyć, (...) gdy znaczna część produkcji nie robi na rynek, a jednocześnie aspiracje konsumpcyjne byłyby rozbudzone to mogłoby to dać efekt w postaci inflacji, Dlatego starano się z konsumpcja nie przesadzać. W pierwszej fazie, jeszcze w czasie Republiki Weimarskiej, rząd niemiecki próbował walczyć z kryzysem przez politykę deflacyjną, „ taktykę trudnego pieniądza”. Tak zaczął zwalczać kryzys rząd kanclerza Duninga w 1930. Między innymi w ramach tej deflacyjne polityki w XII 1931 przeprowadzono takie ustawowe obowiązkowe wszystkich cen płac i czynszów o 10%. Najbardziej dramatyczny dla gospodarki niemieckiej był lipiec 1931 roku. Bo to z punktu widzenia właśnie takich spektakularnych, nerwowych wydarzeń to kryzys w Europie Środkowej wyglądał tak, że w maju 1931 r. upadł największy bank austriacki. Ten bank z racji dawnych związków z monarchią habsburską miał silne wpływy (???). W związku z tym ten kryzys bankowy z Austrii przerzucił się na prawie całą Europę Środkową. A w lipcu zaczął się kryzys bankowy w Niemczech. Zwrot w niemieckiej polityce gospodarczej nastąpił w maju `32 r., kiedy to nowy kanclerz - Frank von Bauen (???) zaczął politykę inflacyjną. Podjął próbę napędzania koniunktury poprzez inflację. W Niemczech obawy przed inflacją były stosunkowo silne, w związku z tym Niemcy w tej dziedzinie polityki monetarnej poszli na to, że zawiesili wymienialność marki na złoto i zawiesili wymienialność marki na (??? walutę wewnętrzną, która nie wiem jak się nazywała). Natomiast nie zdecydowali się na zdewaluowanie marki oficjalnie; nie była dewaluowana aż do drugiej wojny, potem przez drugą wojnę i aż do 1948 roku. W momencie przejmowania władzy przez NSDAP był to dosyc złożony ruch polityczny z punktu widzenia tego, co nas interesuje, ponieważ NSDAP miało w swoim programie hasła antykapitalistyczne (???). I był taki silny ruch robotniczy w NSDAP, który uważał, że wraz z przejęciem władzy powinna nastapic rewolucja społeczna. Na czele tego ruchu stali tacy dwaj przeciwnicy Hitlera: (??? tu coś powinno być) i właśnie pod wpływem takich lewicowych haseł pozostawała cała partyjna armia SA. Na tym tle dochodziło do napięć, które zostały rozładowane w sposób gwałtowny i brutalny - w czerwcu 1934 roku, podczas nocy długich noży, kiedy to spacyfikowano (???). Tym niemniej te hasła antykapitalistyczne w programie NSDAP były, znaczy one najczęściej były sprzedawane równocześnie jako antysemickie, co było kapitalistyczne, to było kojarzone, że to jest żydowskie i z tego powodu Żydów zwalczano. Ale między innymi w takim kilkunastopunktowym programie NSDAP z początku lat dwudziestych jeden cały punkt był poświęcony zwalczaniu domów towarowych. NSDAP bardzo było zawziete na domy towarowe i to było zrozumiałe, bo (???). Hitler miał szczęście o tyle, że doszedł do władzy w momencie, gdy gospodarka niemiecka wychodziła z kryzysu i tak, w związku z tym (???) została zapisana juz na listę zasług III Rzeszy. Hitler szykował kraj do wojny. Gospodarcze szykowanie kraju do wojny oznacza kilka rzeczy: poo pierwsze i to oczywiste jest: wymaga zbrojenia. Po drugie, na to chciałem państwa uczulić, przygotowywanie kraju do wojny oznacza postawienie sobie takiego celu jak samowystarczalność w gospodarce, autarkia, ponieważ jak wojna wybuchnie, to musimy liczyc się z tym, że handel zagraniczny będzie bardzo utrudniony lub w ogóle odcięty i wtedy będziemy zdani na to, co mamy sami. Tego typu doświadczenia Niemcy wyniesli z I wojny światowej. Jeszcze w czasie pokoju należy robić różne rzeczy, które miałyby zwiakszyć samowystarczalność gospodarczą kraju. To oznacza, że my robimy pewne rzeczy, pomimo że one się nie opłacają, bardziej się opłaca sprowadzać z zagranicy - my będziemy to robili u siebie, bop to nam zaopewnia samowystarczalność. Na przykład na terenie Niemiec były złoża rudy żelaza, ale były bardzo kiepskie i nie opłacało się ich eksploatować, je się opłacało sprowadzać ze Szwecji, ale III Rzesza podjęła ich eksploatację, żeby być w jak największym stopniu uniezależniona od importu. Jeśli mamy pomysł, że będziemy robić coś, co się nie opłaca, a będziemy robic to z przyczyn politycznych, to takie coś może robić tylko przedsiębiorstwo państwowe, bo prywatnych na coś takiego nie namówimy, bo niby z jakiej racji. W tym celu powstał taki państwowy koncern, który się nazywał (???) i zajmował się tym, że na przykład eksploatował te nieopłacalne złoża rudy żelaza. Później w czasie wojny rola tego koncernu trochę się zmieniła, bo on na przykład w Polsce przejmował różne zakłady przemysłowe na własność: czy to państwowe, czy (???), czy to na przykład takie, które należały do Żydów. W związku z tym później on pełnił taką funkcję (???). Ale początki tego koncernu były właśnie takie.

Zbrojenia niemieckie początkowo były tajne, w 1935 roku stały się zupełnie jawne. Finansowane były przez taką instytucję, której nazwa była tak wymyślona, aby to wyglądało, że nie wiadomo, co to jest - Spółka Badań Metalowych.(???). Ponieważ Hitlerowi chodziło o to, aby robiąc zbrojenia nakręcić koniunkturę i dać ludziom zatrudnienie, ale zarazem gospodarka niemiecka nie produkowała dóbr konsumpcyjnych, aby zaspokoić mozliwości konsumpcyjne. W związku z tym, ta spółka badań metalowych emitowała weksle pracy (???) i bezrobotni zatrudniani na tych zasadach tylko część wynagordzenia dostawali w markach, za które mogli coś sobie kupić, a część w wekslach - to była forma takiej pozyczlki weenętrznej - one miały być kiedyś być spłacone. Tak naprawdę nie zostały spłacone, to znaczy spółka wyemitowała tych weksli na 12 miliardów marek, z czego naprawdę wykupiła 1.5 miliarda, a całą resztę unieważniono. Na tym tle doszło zresztą do awantury między Hitlerem a Schachtem. Ponieważ Hitlerowi udało się do swojej ekipy skaptować Hjalmara Schachta. To był twórca stabilizacji walutowej Niemiec w 1924 roku, uważany za najlepszego (??? - polityka? ) gospodarczego w Niemczech, więc to że on się znalazł w ekipie Hitlera to miało taki element propagandowy, żeby to poważniej wyglądało. W 1937 roku, kiedy zapadły takie decyzje (???), na ten temat istnieje taki bardzo ciekawy dokument (???) I tam między innymi było takie coś: „Zbroimy się na całego, zarzynamy gospodarkę” i jak tego typu plany zostały zarysowane, to Schacht się zapytał Hitlera: „No dobra, ale co będzie z (???), jak my to wykupimy?” A Hitler powiedział (???), że on nie ma zamiaru tego wykupywać, że nie ma sprawy. I Schacht się wtedy podał do dymisji. To zresztą dziwny facet, bo proszę zwrócić uwagę, że (???) i to wszystko zniósł spokojnie. Natomiast jak usłyszał, że zamierzamy nie płacić to nie wytrzymał i się podał do dymisji. (???) Później w Norymberdze dołączono Schachta do procesu i próbowano (???), no ale w sumie pozycja Schachta była silna, bo jego dotyczyły tylko sprawy do 1937, a do 1937 najgorsze rzeczy jeszcze nie zdążyły się wydarzyć, więc Schacht został w Norymberdze uniewinniony i wyszedł z sądu jako wolny człowiek. Hitler nie byłzainteresowny pobudzaniem konsumpcji, chyba że widział bezpośredni związek tej konsumpcji albo z funkcjami propagandowymi, albo ze zbrojeniami. Uważał na przykład, że taka gałąź konsumpcji, którą warto pobudzać, bo ona się bezpośrednio przekłada na zdolności obronne kraju, to jest motoryzacja. Budował autostrady. Z tym, że Hitler budował autostrady, żeby szybko przerzucać wojska z zachodu na wschód, autostrady wschód-zachód. Jak potem powstała Republika Federalna i ona miała (???), to się okazało, że oni mają autostrady w poprzek, a nie mają takich wzdłuż kraju. Zresztą NRD też miało podobny problem. Hitler nie miał nic przeciwko motoryzacji indywidualnej. Rzucona została idea, aby zbudować samochód dla ludu. Rozpisany został konkurs, w 1936 konkurs ten wygrał Ferdynand Porsche i w ten sposób powstał znany państwu Volkswagen Garbus. To znaczy tak naprawdę z Garbusem to jest tak, że to jest konstrukcja ówczesna, propagandowo bardzo wyeksploatowana, ale tak naprawdę to cywilnych garbusów było stosunkowo niedużo. Natomiast od bardzo wielu ludzi przyjęli przedpłaty. Te przedpłaty później przepadły. Hitler popierał także formy konsumpcji zbiorowej. Powstała taka organizacja (???) „Siła przez Radość”, która zajmowała się organizowaniem wczasów, wyjazdów zbiorowych (???). Pojawiły się w III Rzeszy pewne elementy planowania gospodarczego. Mówiło się, że jest cos takiego jak plan czteroletni. Pełnomocnikiem Rzeszy do spraw Planu Czteroletniego był Herman Goering. Goering pełnił również inną funkcję, był komisarzem Rzeszy do Spraw Walutowych. (...), każdy musiał swoje waluty sprzedać Goeringowi. W sumie te kompetencje Goeringa w gospodarce były ogromne przed wojną, dopiero w czasie wojny, gdy się okazało, że Goering sobie z tym nie bardzo radzi, powoli mu te kompetencje odbierano na rzecz innych, ale to się z (bólami duzymi ...). Zlikwidowane zostały związki zawodowe, wprowadzona na to miejsce została korporacyjna struktura, która się nazywała Niemiecki Front Pracy (Deutsche Arbeit Front) - DAF. I do DAF wszyscy obowiązkowo należeli i DAF było bezkonfliktowe, ponieważ również przemysłowcy należeli do DAF (...).

Dobra, przeejdźmy sobie do Polski. Polska należała do złotego bloku i próbowała walczyć z kryzysem przy pomocy walki z kryzysem. Tal było, dopóki żył Piłsudski. Piłsudski w ogóle z pogardą podchodził do spraw gospodarczych. Miał (wojskowe podejście ???). Z jednym wyjątkiem - Piłsudski miał prestizowe podejście do waluty i tego pilnował. W związku z tym wiuadomo było, że w polityce walutowej, póki żyje Piłsudski, to nic się nie uda zrobić. To również wykluczało jakiś bardziej śmiały interwencjonizm, który by na przykład wymagał deficytu budżetowego. To nie znaczy, że nie robiono nic. Podjęto na przykład akcję oddłużania rolnictwa. Powstał nawet w tym celu oddzielny bank - Bank Akceptacyjny -który zajmował się zamienianiem długów krótkoterminowych na średnioterminowe (???). Realizatorem polityki gospodarczej, takiej właśnie, w pierwszych latach kryzysu, do 1931 roku był Minister Skarbu - Ignacy Matuszewski. Matuszewski był bohaterem jednego z najbardziej niezwykłych pojedynków. Kiedys tak było, że jak politycy sobie nawsadzali, to się pojedynkowali - w ten sposób załatwiali sprawę i co więcej - czasem któryś ginął. Otóż Matuszewski się kiedyś źle wyraził o takim starym polityku polskim, czynnym jeszcze w czasie pierwszej wojny światowej - Aleksandrze Lebnickim. Ponieważ Lebnicki był kompletnym staruszkiem, więc sam nie mógł zareagować, więc syn Lebnickiego wyzwał Matuszewskiego na pojedynek. Pojedynek się oidbył i przebieg miał mnastępujący - najpierw jako wyzwany strzelał Matuszewski - i spudłował. Potem strzelał Lebnicki i Matuszewski padł. A po chwili wstał i nic mu nie było. Co się okazało? Otóż kula trafiła matuszewskiego w metalowy guzik od rozporka. (???) Potem mu przeszło i wstał. Morał tej historii jest nastepujący: polityk gospodarczy poza wiedzą powinien mieć także szczęście, bo bywają takie sytuacje, że sama wiedza nie wystarcza. W takiej sytuacji, kiedy uprawiano politykę deflacyjną, a równocześnie widać było, że wiele z objawów kryzysu wynika właśnie z tej polityki, że gdyby troszeczke bardziej sypnąć groszem, to wszystko by ruszyło z miejsca. A jednocześnie ze względów prestizowych, ze względów na zagranicę trzeba było taką polityję prowadzić. W tej sytuacji niektórzy, na przykład PPS - wysuwała otwarcie taki program, że trzeba zrobić inflację, jeżeli inflacja jest mniejszym złem niż taki kryzys, to trzeba zrobić inflację i się nie przejmować. Byłty inne pomysły - jedne poważne, inne niepoważne. Z jednym przynajmniej pomysłem był kłopot - ponieważ jego autorem był prezydent Mościcki. Prezydent Mościcki wymyślił, że skoro tak jest, że z jednej strony chcemy mieć silnego złotego na zewnątrz, z drugiej strony mamy za mało pieniędzy wewnątrz, więc trzeba oprócz tego złotego, który jest na zewnątrz, zrobić drugiego - wewnętrznego złotego, który będzie tylko w kraju, bo będzie niewymienialny na zewnątrz i jego możemy zrobić dużo (czy tak???). Mościcki był chemikiem, on się nie znał na ekonomii. Jakby on się znał na ekonomii, to by wiedział, że jak takie coś się zrobi, to za kilka lat prawo Greshama i gorszy pieniądz wyprze lepszy i już. Ale on tego nie wiedział. No i z takim pomysłem wystąpił do Matuszewskiego. Tu Matuszewski okazał się tchórzem, bo w zasadzie jego obowiązkiem było powiedzieć prezydentowi, co on o tym myśli. Ale Matuszewski sobie wykombinował, że (nie powinien powiedzieć ???) i zaczął kręcić. To jest fajny pomysł, ale (???). Po pewnym czasie Mościucki się zorientował, co jest grane, bo w końcu ktoś mu tam wytłumaczył. I wtedy zrobił Matuszewskiemu ogromną awanturę: „Pana obowiązkiem było mi powiedzieć. ja się nie znam, ja nie twierdzę, że się znam. Ale pan nie powinien dopuścić do tego, (???) żebym ja robił z siebie idiotę. Trzeba mnie było powstrzymać”. I miał rację.

Na początku 1936 było już tak, że złoty blok się rozpadł i zaczęły się rozmowy co w tej sytuacji powinna zrobić Polska. Były różne zdania. Na czele Banku Polskiego stał wtedy jeden z najbardziej (???) piłsudczyków - pułkownik Kos. Pułkownik Kos uważał,że Polska powinna zdewaluować złotego i przyłączyć się do bloku szterlingowego. Ze należy się (???) na handlu i (???). Ministrem Skarbu i wicepremierem był Eugeniusz Kwiatkowski, który uważał,że tego robić nie należy. I między tymi dwoma politykami doszło do konfliktu. Na to się nakładały większe takie ugrupowania - Kwiatkowski był dysponentem (???) a Kos należał do grupy połkowników (???). Efekt był taki, że w maju 1936 Kos podał się do dymisji. A kwiatkowski wygrał. Proszę zwrócić uwagę, jak to się zmieniło - układ sił. Kiedy w 1925 dosżło do konfliktu między Prezesem Banku Polskiego a premierem, to podał się do dymisji premier, a w 36 roku, kiedy doszło do konfliktu między wicepremierem, a prezesem Banku, to do dymisji podał się prezes Banku. W tej sytuacji jedyne co Polska zrobiła w polityce walutowej, po rozpadzie złotego bloku, to wprowadzono reglamentację dewizową. Nie zawieszono wymienialności na złoto, nie zdewaluowano, tylko wprowadzono reglamentację dewizową - czyli obowiązek ujawnienia i odsprzedania bankowi polskiemu zagranicznych środków płatniczych. Z tego powodu takie pytania, które ostatnio (???) wiadomo w jakim kontekście napływają, mianowicie: „Czy my wiemy, jacy obywatele polscy przed wojną mieli konta w Szwajcarii?” Otóż może my wiemy, może nie wiemy; ale wiemy na pewno, że ci obywatele, którzy przed wojną mieli konta w Szwajcarii, to robili to nielegalnie, bo z punktu widzenia prawa polskiego oni nie mieli prawa posiadania dewiz, oni mieli obowiązek odsprzedać je bankowi Polskiemu. Więc cała ta sprawa, przynajmniej z polskiego punktu widzenia, prywatnych kont obywateli polskich w Szwajcarii jest nielegalna, ci ludzie łamali po prostu polskie prawo. Po 1936 roku zaczął się w Polsce interwencjonizm. Kwiatkowski uważał, że można nakręcać koniunkturę poprzez rozwój przemysłu zbrojenionwego. Od 1936 roku realizowano plan 4-letni i to był plan bodowy Centralnego Okręgu Przemysłowego. COP ulokowany był w środkowej Galicji, między Sanem i Wisłą. Kilka czynników zadecydowało o takiej własnie lokalizacji, przede wszystkim strategiczne. To był rejon położony nie bezpośredno przy granicy niemieckiej i nie bezpośrednio przy radzieckiej. Tym różnił się na przykład od Górnego Śląska, bo on był przy granicyu niemieckiej i w razie wojny był właściwie nie do obrony. Wyobrażano sobie, że to jest na tyle (??? - duży???) kraj, że nie zostanie szybko zajęty. Ta granica, która tam była w pobliżu, to znaczy granica czechosłowacka, wydawała się bezpieczna. Drugi czynnik, który zadecydował o lokalizacji COP-u to były duże rezerwy siły roboczej. Tam było stosunkowo najwieksze ukryte bezrobocie na wsi. To było takie zjawisko nieuchwytne statystycznie, ci ludzie się nie zgłaszali jako bezrobotni. Ale dla tych ludzi były tylko możliwości, żeby wyszli ze wsi, co na wsi oni byli niepotrzebni. Oni nie wychodzili, bo wiedzieli, że w mieście nie mają szans - więc siedzieli na wsi i tworzyli bezrobocie. Myśmy sobei rysowali taką demograficzną mapę Polski przed rozbiorami.

Otóż jak wyglądała mapa gęstości zaludnienia za Stefana Batorego? I ona wyglądała tak: taka duża Polska wtedy była, za Stefana Batorego było tak, że gęsto było na zachodzie, a im dalej na wschód, tym było rzadziej. To jest mnieju więcej to, czegośmy my się spodziewali. Ale jest zrobiona druga mapa Polski, tuż przed rozbiorami - co się okazuje. Ze tuż przed rozbiorami było inaczej - najgęściej było na południu, a im dalej na północ tym było rzadziej. Odwórcił się łuk, zrobił się nie taki południkowy, tylko równoleżnikowy. To wynikało z tego, że rozmaite katastrofy, które nas spotkały w XVII wieku nadchodziły jednak z północy a nie z południa. Południe okazało się takim (???), do którego ci najeźdźcy mieli najdalej. Jedyny taki kawałek Polski nie zajęty w czasie „potopu”, to były okolice Lubonia (???). Wcześniej osadnictwo na południu hamowały takie czynniki jak najazdy tatarskie. Tram było niebezpiecznie. W XVIII wieku ten czynnik przestał działać. Skończył się taki problem jak najazdy tatarskie. I dlatego to się odwróciło - pod sam koniec I Rzeczypospolitej południe było najgęściej zaludnione. A potem to wzięła Austria. Austria wzięła najgęściej zaludniony kawałek Polski, a przez to, że tam się zrobiła granica państwowa, to ta struktura została utrwalona na długo., bo już się nie można było swobodnie przemieszczać od tej pory. Dlatego właśnie później w II Rzeczpospolitej to był najgęściej zaludniony kawałek Polski. Oczywiście były takie skupiska wielkie, jak tam Warszawa, Łódź czy Górny Śląsk, ale nie mówimy sobie o wielkich miastach, tylko mówimy sobie o takiej przeciętnej gęstości zaludnienia. Z tego punktu widzenia, to był najbardziej zaludniony kawałek Polski.

COP był to przede wszystkim przemysł zbrojeniowy: Mielec, Świdnik, Rzeszów - to jest przemysł lotniczy, opony w Dębicy, huta w Stalowej Woli. Zresztą Stalowa Wola to jest zbudowana od podstaw wtedy miejscowość i sama nazwa tak została wymyślona ona jest (??? z boku epoki ???). Zapora w Rożnowie na Dunajcu. To nie tylko były te widły Sanu i Wisły, bo naprzykład fabryka karabinów w Radomiu to też była inwestycja COP-owska. To był przemysł zbrojeniowy, ale to wszystko nie było skoordynowane z wojskiem. Wojsko miało w tym czasie 6-letni plan przezbrojenia sił zbrojnych ( J.P.: dla mnie to brzmi jak masło maślane, jednak profesor zawsze wie lepiej). Już sama rozbieżność w czasie, że gospodarka miała 4-letni plan budowy przemysłu zbrojeniowego, w tym samnym czasie wojsko miało 6-letni czas przezbrajania. To znaczyło, że coś tutaj jest niezgrane ze sobą i się nie trzyma kupy. Nieprzypadkowo to nie było ze sobą zgrane, ponieważ Kwiatkowski reprezentował przeciwną frakcję, bo to jest (???) niż marszałek Rydz-Śmigły. Koncepcjom budowy przemysłu zbrojeniowego w Polsce towarzyszyłą po prostu walka o władzę. Dochodziło do tego, że Śmigły jechał na własną rękę do Francji i załatwiał jakąś ogromną pożyczkę zbrojeniową u Francuzów nie uzgodnioną nic ze skarbem. I jeszcze tak było, że za tą pozyczkę Śmigły kupował we Francji gotowy sprzęt, co oznaczało, że polskie zakłady, które są budowane po to, żeby produkować ten sprzęt, w momencie jak będą gotowe to nie będą miały zbytu, bo wojsko będzie miało potąd sprzętu francuskiego i nie będzie zamiawiało polskiego. To zresztą jest taki klasyczny dylemat przy przemyśle zbrojeniowym: czy należy budować naszą fabrykę samolotów, która za jakiś czas będzie robiła nasze samoloty, czy lepiej jest kupić 500 gotowych samolotów nowoczesnych. Bo, proszę zwrócić uwagę, że to są decyzje, które się nawzajem wykluczają. Jeśli my kupimy 500 gotowych samolotów, to nasze lotnictwo nie będzie przez dłuższy czas zamawiało następnych samolotów i nasz przemysł, nawet jeśli go zbudujemy, to zaraz padnie, bo nie będzie miał zamówień. A odpowiedź na to pytanie zależy od tego, za ile czasu spodziewamy się wojny, bo jeśli wojny spodziewamy się za 5 lat, to być może jest sens budować fabrykę, ale jeśli wojna ma być za 3 miesiące, to naprawdę nie ma sensu bawić się w tą fabrykę, tylko trzeba kupić 500 gotowych samolotów, żeby chłopaki mieli na czym latać. I tego typu rozterki, już pomijając spory takie kompetencyjne, czy walkę o władzę, to twegoi typu rozterki towarzyszyły temu polskiemu wysiłkowi zbrojeniowemu, ta gospodarka się miotała do końca między takimi właśnie decyzjami. Później, jak już było po wszystkim, to Kwiatkowski mówił, swoim kolegom z rządu, byłego rządu: „Trzeba mi było powiedzieć, że ta wojna będzie. Gdybyście mi powiedzieli pół roku wcześniej, że ta wojna będzie, to ja bym zrobił inflację i byśmy się uzbroili, bo można było takie posunięcie wykonać. Tylko mi nikt nie chciał powiedzieć, że tra wojna naprawdę będzie.” A zrobić inflację, kied7y się okaże, że wojny nie ma, to (???) bez powodu, przed tym włąśnie się wzbraniano.

Proszę państwa, życzę państwu Wesołych Świąt i przede wszystkim luźnego stosunku do egzaminu (??? egzaminów ???), żebyście państwo się za bardzo nie przejmowali egzaminami na studiach. Tak naprawdę nie one są tutaj najważniejsze. Oczywiście, je trzeba zdawać, ale to tylko tyle będzie. Spotykamy się w styczniu i mówimy sobei o gospodarce radzieckiej.

{Tu powinien być wykład o gospodarce ZSRR}

Dziś o gospodarce radzieckiej. Warto się nią zajmować, poniewaz jak dotychczas gospodarka tego typu to był najpoważniejszy historyczny eksperyment zbudowania gospodarki nie regulowanej przez rynek, tylko regulowany w jakiś inny sposób. I chociaż to się wszystko zakończyło klapą, to warto się oprzyjrzeć, jaki pokusy legły u źródeł tego eksperymentu i jakie pomysły przynoszą jakie skutki. Żeby zrozumieć, co się działo w gospodarce radzieckiej, powinniśmy sobie wyjaśnić, co marksizm zarzucał kapitalizmowi, co się Marksowi nie podobało w kapitalizmie. Otóż marksizm zarzucał kapitalizmowi, że on jest niestabilny. Że robotnik nie otrzymuje pełnego wynagrodzenia za swoją prace, tylko część wypracowanej przez niego wartości, tak zwana wartość dodaną przywłaszcza sobie kaptalista. Po drugie w marksizmie była cała taka doktryna mówiąca o alienacji pracy. Ponieważ robotnik pracuje nie na swoim, więc nie czuje związku emocjonalnego z efektami swojej pracy. W socjalizmie, gdzie ta alienacja pracy zostanie przełamana, będzie lepiej. Po trzecie, jak by to dzisiaj nie brzmiało, marksizm zarzucał kapitalizmowiu, że jst on marnotrawczy. Że z jednej strony mozliwe sa kryzysy nadprodukcji, w czasie tych kryzysów pewna część mocy produkcyjnych nie jest wykorzystywana, tylko stoi i czeka na lepszą koniunkturę. A równocześnie to się dzieje nie w takiej sytuacji, że wszyscy maja wszystko, tylko są niedostatki. A równocześnie nie wszystkie moce gospodarki są wykorzystywane dla dobra społeczeństwa. Na tym właśnie polegało marnotrawstwo kapitalizmu. Inną przyczyną marnotrawstwa był rynek. Bo to rynek powodował, że mozliwe były kryzysy nadprodukcji. Gospodarka, która nie posiadałaby tej wady musiałaby być regulowana jakoś inaczej niz przez rynek. Nie przez rynek, tylko przez coś tam innego. Wtedy ta gospdoarka mogłaby pełniej zaspokajac potrzeby społeczne. Jeszcze jedną rzecz z tego marksizmu XIX-wiecznego warto sobie uświadomić, ona była zupełnie inna, niz to co potem. Otóż wiadomo było, że kapitalizm nie był ustrojem najlepszym. Że będzie jeszcze jednen ustrój i on będzie lepszy. Otóż w doktrynie marksistowskiej było coś takiego co się nazywało prawo niezbędnej godności stosunków społecznych ze środkami produkcji . To było mniej więcej coś takiego, że gospodarka się rozwija, pewne stosunki społeczne, które sa postepowe na pewnym etapie rozwoju gospodarczego późniejk stają się przestarzałe zostaja obalone. I przychodzi lepszy. To znaczy, to mniej więcej tak można narysować: o ile gospdarka się tak rozwija, to te ustroje kolejne troszeczkę tak się rozwijają - skokowo, na przemian. W momencie rewolucji one są dobre, potem są coraz bardziej przestarzałe, aż w końcu robią się przestarzałe. Ale proszę zwrócić uwagę, co z tego wynika. Przy takim sposobie myslenia, marksiści nie będą życzyli źle kapitalizmowi. To nie jest tak, że jak kapitalizm przezywa kryzys, ma kłopoty, to należy się cieszyć, bo on się kompromituje. Nie, jeśli to jest tak, że w miarę rozwoju gospodarczego, (??? - nie jestem pewny czy to tak) jak bardzo anachroniczne będą te stosunki społeczne - coraz bliżej będzie do rewolucji, to niech się ten kapitalizm rozwija. Im barzdiej on się będzie rozwijał, tym szybciej do socjalizmu. Zgodnie z tym rozumowaniem, rewolucje, gdyby gdzieś miały nastapić, to powinny najpierw wybuchnąc w najbardziej rozwiniętych krajach, w jakichś Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, na pewno nie w Rosji. To dopiero Lenin, który robił rewolucję w Rosji i jakoś musiał to uzasadnić, że to w Rosji, a nie gdzie indziej - to to nie pasowało do takiego toku myślenia. Wymyslił taką formułkę, że kapitalizm padł w swoim najsłabszym ogniwie. No i potem już udowodnić, że Rosja jest najsłabszym ogniwem nie było trudno. Ale takl naprawdę dla Marksa i XIX-wiecznych marksistów taki sposób myslenia, jaki prezentował Lenin to by była straszna herezja. Zresztą od Lenina też zaczyna się inny sposób poatrzenia na kapitalizm. Właśnie tak, że socjalizm robi się wielki nagle, a (???) jest kapitalizm i zaczyna się wyścig. Zaczyna się pokazywanie kto jest lepszy, ktop jest bardziej skuteczny. I wtedy na kapitalizm oni zaczynają patzryć jak na rywala, wtedy zaczynają im życzyć źle i zaczynają się cieszyc, jak im się coś nie uda. Ale to dopiero wtedy. Jeszcze jedna rzecz wywarła duże wrażenie na Leninie, chociaż potem nie eksponowano tego. Otóż Lenin wiekszość wojny spędził w Szwajcarii. To było bardzo dobre miejsce podczas I wojny światowej, bo to był wgląd na onbie strony frontu. Otóż na Leninie duże wrażenie zrobiła gospodarka wojenna Niemiec. To znaczy gospodarka taka zmilitaryzowana. Stosowanie wojskowych metod w gospodarceto było coś, co jemu w czasie pierwszej wojny zaimponowało i co z pewnością wywwarło wpływ na późniejszy kształt gospodarki radzieckiej. Proszę zauważyć, że cały rozwój gospodarczy socjalistyczny przesiąknięty był terminologią militarną. Brygada robocza, kampania cukrownicza. Mnóstwo takich milityarnych określeń. Jak miałwyglądać nowy ustrój - na ten temat wiedziano stosunkowo niewiele. To znaczy z tego wszystkiego, cośmy sobie do tej pory powiedzieli wynika, że on powinien w jakiś sposób przezwyciężać wyzysk i alienację pracy. To znaczy, że nie powinno być własności prywatnej środków produkcji, tylko ona powinna być jakoś tak zrobiona, żeby ci robotnicy uważali, że to jest ich. I po drugie, ta gospodarka nie powinna być regulowana przez rynek, tylko jakoś inaczej. No bo rynek prowadzi do kryzysu nadprodukcji. Były trzy kolejne przymiarki do nowego modelu gospodarczego, dopiero trzecia okazała się trwała, co nie znaczy mądra, ale trwała. Pierwszą chronologicznie był komunizm wojenny, drugą był NEP, czyli Nowa Ekonomiczna Polityka i trzecią był taki model rozwoju, który później zaczęto nazywać socjalistyczną industrializacją.

W okresie komunizmu wojennego ważne jest rozróżnienie tego co było wymuszone przez okoliczności wojenne - to, że była wojna domowa, że tam trzeba było dopasować na potrzeby frontu od tego, co było realizacją doktryny. Później, gdy się komunizm wojenny się okazał straszna klapą, to wiele rzeczy zwalano na to, że była wojna (i tak było trzeba). Otóż nie wszystko, co oni robili, było wymuszone przez wojnę, otóż pewne rzeczy oni robili, ponieważ uważali, że właśnie na tym ten ustrój ma polegać. Jedna z pierwszych decyzji władz radzieckich, podjęta już 7 XI 1917 roku, pierwszego dnia, dotyczyła nacjonalizacji rosyjskiego banku państwa (???). Prawdę mówiąc do dziś nie wiadomo, co to znaczyło, bo ten bank państwa był państwowy zawsze. Nie wiadomo, co to znaczy - znacjonalizować państwowy bank. Ale on w każdy razie znacjonalizował. Zaraz potem do tego banku poszły ze strony rady komisarzy ludowych dwa żądania: pierwsze było takie, żeby zwalczyć inflację, a drugie było takie, żeby dostarczyć kredytu dla rządu. Tym, że te żądania są sprzeczne nikt się nie przejmował. Ponieważ urzędnicy tego banku powiedzieli, że te żądania są sprzeczne, w związku z tym odkryto między nimi spisek antypaństwowy. Ich dwa tygodnie po rewolucji zwolniono z pracy i aresztowano. Z tej okazji powstała CzeKa. To byli pierwsi klienci Dzierżyńskiego. Kilka dni później, kiedy już tych urzędników tam nie było, tylko jacyś ciecie, jeszcze pilnowali, przyjechała do Rosyjskiego Banku Państwowego ciężarówka ze Smolnego i tą ciężarówką przyjechało dwóch współpracowników Lenina i oni od tych cieci zażądali klucza od skarbca. No to ci dali, co mieli nie dać. Wtedy tamci otworzyli sobie skarbiec, wszystko co było załadowali na ciężarówkę i wywieźli do Smolnego. Proszę zauważyć, że stosunek władzy radzieckiej o bankowości był typowym stosunkiem włamywacza. Bank polega na tym, że tam jest skarbiec, do którego trzeba się włamać i zabrać to, co jest w środku. Później znacjonalizowano lub zlikwidowano wszystkie pozostałe banki. Po paru miesiącach został w Rosji tylko jeden bank, właśnie ten bank, który zmienił nazwę na Bank Ludowy RFSSR (???), a w styczniu 1920 roku ten bank został zlikwidowany. W tym czasie nie było w Rosji żadnego banku, a emisją pieniądza nazywała się taka komórka, ściągnę, żeby nie skłamać: Centralny budżetowo-rozrachunkowy zarząd przy Ludowym Komisariacie Finansów. Okres komunizmu wojennego to był okres, kiedy z jednej strony tłoczono tych pieniędzy strasznie dużo i tak naprawdę, to była wtedy hiperinflacja. Z drugiej strony znaczenie pieniądza malało. Ponieważ zaopatrzenie odbywało się nie poprzez pieniądz, tylko w inny sposób. W 1918 roku została wprowadzona w Rosji dyktatura aprowizacyjna. Żywność była rozdzielana przez komisje. Wszelki prywatny handel żywnością był zakazany. I to nie w systemie karkowym, jak to państwo pamiętacie kiedyś było, że trzeba mieć kartkę i pieniądze, tylko po prostu w naturze. Ludzie otrzymywali wynagrodzenie w naturze w miejscu pracy. W takiej sytuacji w roli pieniądza często chodzą takie towary, które muszą mieć kilka cech. Po pierwsze muszą być zestandaryzowane, żeby nie było lepszych i gorszych. Po drugie muszą być łatwo podzielne, aby łatwo można było wydawać resztę. I nie mogą się psuć. Klasycznym takim towarem jest spirytus. Drugim takim towarem jest tytoń - to są takie dobra, które często w roli pieniądza występują. W tym rozdawnictwie obowiązywała zasada: kto nie pracuje ten nie je. To nie była przenośnia literacka, to należało rozumieć jak najbardziej dosłownie. Tak właśnie było naprawdę, że jak ktoś nie pracował, ten nie jadł. I były całe grupy ludności świadomie przez władze pozostawione poza zasięgiem systemu zaopatrzeniowego i skazane na śmierć głodową, to było tak pomyślane. Władze brały w posiadanie tę żywność poprzez system, który nazywał się razwiorstka. System ten polegał na tym, że chłopi zobowiązani byli oddać państwu za darmo wszystkie nadwyżki powyżej swoich potrzeb. Rewolucja na wsi przeprowadziła coś w rodzaju reformy rolnej. W listopadzie 1917 roku był dekret o ziemi, to nie było to samo, ponieważ reformy rolne później (???) na przykład. Formalnie w każdym razie nie był ponieważ dekret o ziemi po prostu nacjonalizował ziemię. Chłopi, którzy oczekiwali reformy rolnej zrozumieli dekret o ziemi po swojemu. Znaczy zrozumieli, że można sobie podzielić pańskie majątki i podzielili. Władza była na razie na tyle słaba albo rozsądna, że się z tym pogodziła, tak naprawdę to nie o to chodziło w dekrecie o ziemi. I teraz z tą prywatną gospodarką chłopską władza poczynała sobie w ten sposób właśnie, że oni musieli za darmo oddać państwu nadwyżki, które wyprodukowali powyżej własnych potrzeb. Mówiąc delikatnie, to nie był system, który zachęcał do zwiększania produkcji. Więcej, właściwie trudno sobie wyobrazić powód, dla którego ci chłopi mieli dobrowolnie te nadwyżki oddać. Właściwie można było im te nadwyżki zabrać wyłącznie siłą, tak to się odbywało. Z miast na wieś jeździły brygady robotnicze, które miały znajdować żywność i ją konfiskować. Słowo `razwiorstka” polegało właśnie na tym, że przy tej okazji starano się rozwarstwić społeczność wiejską. Pozyskać biedaka, zneutralizować średniaka, zmiędlić (???) kułaka. Po to, żeby mieć swoje wtyczki na wsi, biedotę wiejską biedotę wiejską organizowano w tzw. kombiedy i zadaniem członków tych kombiedów było donoszenie brygadom, co gdzie kto schował. Liczono na to, że z samej zawiści oni będą mówić, co tam gdzie kto schował. Oczywiście potem, kiedy ta brygada wyjechała, to los tych członków kombiedów różny bywał. No bo wieś do nich miała żal. Takie były koszty rewolucji. Oczywiście, kiedy taka brygada przyjechała do wsi i zaczęła przeszukiwać, to nikt nie miał (???). No to oni zaczynali szukać. To jak znaleźli, to nie bawili się w odróżnianie, co jest potrzebne dla tego chłopa, a co jest nam potrzebne. Tylko konfiskowali wszystko. Ponieważ w miastach był głód, to oni mieli do wyboru, albo między własną niedolą, a śmiercią głodową chłopa. Tak że członkowie takich komitetów jeździli z misjami na wieś, nie robili tego z przyczyn ideowych, czy jakichś tam, doktrynalnych, tylko robili to, bo byli głodni. Oni bez tego by umarli z głodu. Od tej strony właśnie komunizm wojenny się ostatecznie zawalił. No bo wyobraźcie sobie państwo, że taka brygada przyjeżdża i wam wszystko zabiera. No to oni raz nam tak zrobią, drugi raz tak zrobią, a za trzecim razem to my wystawimy czujki i oni nie dojadą. Bo ile razy można się tak nabić, prawda. Tylko że w momencie, gdy my zrobimy zasadzkę i nam się uda, na to z punktu widzenia władzy to już będziemy w stanie buntu, bo już nie będziemy mieli powrotu do normalnego życia, tylko trzeba będzie dalej coś zrobić z tym przedsięwzięciem. I taki właśnie bunt zaczął się rozlewać po Rosji na początku 1921 roku. Od nazwiska jednego z takich lokalnych przywódców on się nazywał antonowszczyzną. To nie miało nic wspólnego z interwencją, z białymi generałami, to był po prostu żywiołowy opór chłopów przeciw takiej polityce. Z ruchem chłopskim władze jakoś by sobie poradziły. Bo to był problem militarny, trzeba było spacyfikować chłopów, politycznie to nie był duży problem, bo można było powiedzieć, że chłopi są ciemni. Oni nie dojrzeli do nowej sytuacji i dlatego z tej ciemnoty się buntują. Do tego doszedł jednak problem dużo poważniejszy, właśnie z tego punktu widzenia. Otóż w grudniu 1921 roku wybuchł bunt kronsztadzki. Nie wiem, czy państwo wiecie, co to jest Kronsztadt. Jak tu jest zatoka Fińska, to (???) jest Petersburg, to kilkanaście kilometrów przed Petersburgiem jest wyspa Kotlin (: na pewno dobrze) i na wsypie Kotlin jest twierdza Kronsztadt. Od czasów Piotra Wielkiego to jest główna baza floty bałtyckiej. Zwiedzić tego się nie da, ale jak tam się przepływa, to tam cos takiego jest. Otóż w grudniu 1921 roku zbuntowali się marynarze floty bałtyckiej. To było bardzo kłopotliwe dla władzy, zwłaszcza jeśli się pamięta rolę, jaką marynarze floty bałtyckiej odegrali w rewolucji październikowej. To z „Aurory” wystrzał padł (???), a teraz wychodziło na to, że „Aurora” zamierza strzelać w inną stronę. O marynarzach floty bałtyckiej na pewno nie można było powiedzieć, że oni są ciemni. Z nimi trzeba było zrobić coś innego. To się zbiegło z wygaszaniem rozmaitych wojen. Właśnie był dobijany (???) na Krymie, podpisywano pokój z Polską, jeszcze byli Japończycy na Syberii, ale właściwie poza tym, to wszystko było już pozałatwiane. W takiej sytuacji zbierał się X Zjazd Partii. Lenin, który uznał, że z komunizmu wojennego trzeba się wycofać i wymyśleć coś innego, uznał, że delegatom na zjazd dobrze zrobi, jeśli osobiście wezmą udział w szturmie Kronsztadu. Bo Kronsztadt został zdobyty szturmem i ci marynarze zostali tam spacyfikowani. Szturm odbywał się w marcu na Zatoce Fińskiej, ona była zamarznięta. Wojsko szło po lodzie szturmem na Kronsztadt, a flota bałtycka, żeby się nie dać, strzelała w lód, aby go pokruszyć i aby tamci się potopili. I do takiego właśnie szturmu posłał Lenin delegatów. Niektórzy się potopili, inni nie. Ci, którzy się nie potopili i wrócili na zjazd to już byli rozsądniejsi. Na zjeździe dokonano zmiany polityki gospodarczej, proklamowano nową politykę ekonomiczną. Zezwolono na działanie rynku. Chłopi musieli zapłacić państwu podatek w naturze. nadwyżki po zapłaceniu tego podatku mogli sprzedać na wolnym rynku. W przeciwieństwie do poprzedniego systemu ten system zachęcał do produkcji, bo opłacało się te nadwyżki mieć i sprzedać. W dużym zakresie dopuszczono prywatna przedsiębiorczość, w przemyśle też. Nie było reprywatyzacji oczywiście, co tam znacjonalizowano, to pozostało państwowe, ale pozwalano na zakładanie niewielkich nowych firm prywatnych. Ponieważ miał funkcjonować rynek, więc okazało się, że niezbędny jest instrument tego rynku, czyli pieniądz. Z tego punktu widzenia po komunizmie wojennym pozostała kompletna bryndza, bo hiperinflacja została. To znaczy w obiegu były ruble carskie, były kierenki albo dumki. To były takie pieniądze z okresu Rządu Tymczasowego, które się nazywały kierenki od nazwiska premiera albo dumki, bo tutaj była wymalowana duma państwowa i były radzieckie pieniądze, które się nazywały (???sowznaki), tam były przez komisarza ludowego robione. To były te pieniądze, które władza radziecka uznawała, bo oprócz tego były jeszcze pieniądze, które były po białych generałach na przykład Korczak, Brandel, to tych władza radziecka nie uznawała. To wszystko było nic nie warte. W 1922 wprowadzono rubla 1922, to tak się nazywało i ten rubel był wart 10 tyś. rubli dotychczasowych. W 1923 roku wprowadzono rubla 1923 i on był wart albo 100 rubli 1922, albo milion rubli dawniejszych. I takimi dwoma denominacjami kolejnymi zrobiono względnie przyzwoity parytet, ten rubel z 1923 roku to już była taka niezła waluta. Oczywiście to była waluta niewymienialna na inne, czysto wewnętrzna waluta, jak później w socjalizmie było. Ponieważ okres NEP-u był okresem, kiedy Związek Radziecki względnie się otworzył na świat, w każdym razie w porównaniu z tym co przedtem oraz z tym, co potem, to był dosyć otwarty. A świat w tym czasie zmierzał jednak ku walucie złotej, to było po konferencji genueńskiej i miała być jakaś tam waluta złota. Jeśli Związek Radziecki chciał mieć walutę, która by się nadawała do obsługi wymiany zagranicznej, to musiał coś wymyślić. Otóż wymyślono rzecz następującą: przy okazji reformy w 1923 zamiast banknotów 10-rublowych pojawiły się banknoty, które się nazywały czerwońce. Jeden czerwoniec to było 10 rubli. I żądanie z zagranicy te czerwońce wymieniamy na złoto. Na żądanie obywateli radzieckich - nie. Dla obywateli radzieckich to po prostu było 10 rubli. Gdyby obywatele radzieccy jeździli za granicę, to by się zorientowali, że tam czerwońca traktują trochę lepiej niż inne ruble i pojawiłaby się dwuwalutowość i zadziałałoby prawo Greshama i byłoby dużo kłopotów. Ale obywatele radzieccy nie jeździli za granicę, więc nie było kłopotów. I czerwoniec normalnie funkcjonował aż do reformy następnej w 1947 roku. W potocznym języku to się do dziś zachowało, że się na 10 rubli mówi czerwoniec, jeśli się w ogóle mówi. Ale nie, teraz była denominacja, więc można tak mówić. Odbudowano system walutowy na początku lat 20-tych. W 1921 roku powstał Gosbank, który emitował te wszystkie pieniądze, Gosbank to jest skrót od Gospodarstwiennyj Bank, czyli Bank Państwowy. W 1922 powstał Bank Przemysłowy, Bank Handlu Zagranicznego, Bank dla Spółdzielni. W komunizmie wojennym eksperymentowano, że socjalizm może się obyć bez banków. Od czasu NEP-u w socjalizmie były banki, tylko po pierwsze - to były banki państwowe, a po drugie one nie konkurowały ze sobą, tylko miały gospodarkę sektorowo podzieloną, żeby było wiadomo, kto kogo obsługuje. Mówiłem, że okres NEP-u był okresem otwarcia gospodarki radzieckiej na świat. Istniałą jednak jedna poważna przeszkoda. Otóż w lutym 1918 roku rząd radziecki unieważnił długi carskie. Powiedział, że nie uznaje długów carskich i nie zamiera ich płacić. To było mniej więcej 5 mld dolarów wtedy, dużo to było pieniędzy i to był dług przede wszystkim wobec Francji. W mniejszy stopniu wobec Wielkiej Brytanii. Generalnie wobec ententy na pewno; to nie był dług wobec państw centralnych. Później normalizację sytuacji międzynarodowej radzieckiej blokowała ta sprawa długów carskich, ponieważ no z punktu widzenia prawa międzynarodowego jest coś takiego jak ciągłość zobowiązań, niezależnie od tego, że gdzieś tam była rewolucja, to tam nikogo nie obchodzi. Dług jest długiem. Państwa odpowiadają za długi swoje, nawet jeśli po drodze przeszły jakieś tam transformacje. My płacimy długi Gierka i nikogo nie obchodzi, że Gierek już dawno nie rządzi. Rosja radziecka spróbowała się zachować inaczej, znaczy próbowała unieważnić swoje długi. I to potem blokowało rozwój interesów w Rosji. No bo troszkę jest strach robić interesy z krajem, który ma zwyczaj unieważniania swoich długów. Przecież my nie mamy gwarancji, że on to zrobił raz, jemu to może wejść w nawyk. To nie obciążało stosunków gospodarczych z Niemcami, tam nie było kwestii długów. Na tej właśnie zasadzie doszło właśnie do traktatu w Rapallo i w okresie NEP-u głównym partnerem handlowym Rosji stały się Niemcy. Tutaj obie strony jakoś się uzupełniały, gospodarka radziecka dysponowała surowcami, których nie miała gospodarka niemiecka; niemiecka natomiast posiadała technologie, obie strony mogły na tym skorzystać. Na dodatek jeszcze to było tak, że Niemcy miały ograniczenia zbrojeniowe na mocy traktatu wersalskiego i nie mogły na przykład eksperymentować z czołgami czy samolotami na swoim terytorium, natomiast na terytorium radzieckim oczywiście mogli. Korzyści strony radzieckiej polegały na tym, że ona podpatrywała i przy okazji się uczyła. Przy ocenie NEP-u jest jeden problem. Otóż długi czas mówiono o NEP-ie, że NEP był krokiem wstecz w stosunku do komunizmu wojennego, bo trzeba było odbudować kraj wycieńczony wojną, a po pewnym czasie można było NEP odrzucić i robić to, co należało robić od początku. Po pierwsze samo stwierdzenie, że NEP był krokiem wstecz głupio wygląda w kontekście tego, że w komunizmie wojennym ludzie umierali z głodu, a w okresie NEP-u przestali umierać. Na tej zasadzie NEP był dużo rozsądniejszym okresem niż komunizm wojenny. Wyłącznie, jeżeli się umówimy, żeby jak najmniej było prywatnego w gospodarce. No to rzeczywiście, z tego punktu widzenia można powiedzieć, że NEP był krokiem wstecz. To zresztą później funkcjonowało w Związku Radzieckim w ten sposób, że ta formuła, że NEP był krokiem wstecz i od początku był pomyślany jako coś przejściowego, to była formuła stalinowska. Stalin w ten sposób uzasadniał to, co on zaczął robić później. Ale na przykład z punktu widzenia Gorbaczowa, który próbował zdementować ten system stalinowski, bo on uważał, że on się nie sprawdził, to proszę zwrócić uwagę, że tutaj mieliśmy do czynienia z takim szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Lenin wymyślił komunizm wojenny .. i głupio wymyślił. Ale po pewnym czasie zmądrzał, odwołał to i wymyślił NEP. I to już było dużo lepsze. A potem już nic nie wymyślił, bo umarł. I dalej już wymyślał Stalin albo inni. Otóż z tego punktu widzenia można było przedstawiać NEP jako ostatnie słowo Lenina w tych sprawach, a wszystko co się potem stało - jako stalinowskie wypaczenie. NEP to jest leninizm, a wszystko co później to jest stalinizm, tak to przedstawiał Gorbaczow. Niezależnie od tego na ile naciągana była ta argumentacja, trzeba przyznać, że (???).

{Koniec wykładu o ZSRR}

Proszę państwa, wojna z punktu widzenia ekonomicznego wyglądała w ten sposób, że Niemcom zależało na wojnie krótkiej. Ponieważ w pierwszej fazie tej wojny Niemcy miały przewagę. Na przeciągnięciu wojny zależało aliantom. W pierwszej fazie wojny zadanie aliantów polegało na tym, żeby nie dać się pobić. O innych rzeczach oni nie myśleli, jak tylko nie dać się pobić i przetrzymać. Odwrotnie siły zaczęły się zmieniać w 1943 roku i od tej pory zmieniały się już wyraźnie na korzyść koalicji. Zgodnie z tym, cośmy sobie mówili o nastawieniu gospodarki niemieckiej na potrzeby wojny w związku z protokołem Hosbacha (???), to w Niemczech zrobiono taki kalendarz, że należy tę gospodarkę eksploatować na pełnych obrotach do 1943, bo potem to się ona może rozlecieć. To, że się ta gospodarka nie rozleciała było w dużej mierze zasługą niemieckiego ministra do spraw zbrojenia, Alberta Speera, który zaczynał jako architekt, a potem był mianowany właśnie ministrem do spraw uzbrojenia. Bo Hitler tam chciał mieć kogoś, kto byłby od niego zależny, a kto jednocześnie odbierał co miał do oddania, Goeringowi, bo on się nie sprawdził. On zapewnił tej gospodarce niemieckiej kilkanaście miesięcy dłużej funkcjonowania. Tak naprawdę to pod względem gospodarczym Niemcy się rozleciały jesienią 1944 roku. To później co się działo, to już była taka wegetacja. militarnie to się jakoś trzymało, ale gospodarkę miało kompletnie zdemolowaną.

Niemcy były poddawane nalotom. Stopniowo nasilającym się od 1943 roku. Była to próba wprowadzenia w życie takich doktryn, które powstawały w okresie międzywojennym - najbardziej znanym teoretykiem był generał włoski (???), który uważał, że właściwie lotnictwo bombowe rozstrzyga wojnę. Cała reszta jest nieważna, lotnictwo bombowe jest w stanie rozstrzygnąć wojne. Piechota tam na koniec pójdzie zatknąć sztandar, ale tak naprawdę ma symboliczne znaczenie. W 1943 roku te naloty stały się bardzo intensywne, przy czym podział był taki, że w nocy bombardowali Anglicy, w dzień Amerykanie. I zazwyczaj było tak, że jak oni się uwzięli na jakieś miasto lub ośrodek przemysłowy, to konsekwentnie w niego walili przez jakiś czas. Przy tym ci w dzień, ci w nocy i w zasadzie to była taka bieżąca (usługa ???). Po zakończeniu wojny, kiedy już Speer znalazł się w niewoli amerykańskiej, Amerykanie byli ciekawi jak on ocenia skutki ich nalotów i go na ten temat przesłuchiwali. Ale okazało się, że rozmaite przemysły są te rzeczy w rozmaitym stopniu wrażliwe. Najbardziej wrażliwy okazał się przemysł chemiczny: Przemysł chemiczny, to są całe dziesiątki kilometrów rur, które biegną po wierzchu i jedna bomba wystarczy, żeby to był taki podmuch i te rury powygina i w ogóle wszystko będzie do niczego. Prawie zupełnie niewrażliwe okazały się huty, bo żeby rozwalić bezpośrednio piec hutniczy, to w niego bezpośrednio trzeba rąbnąć. Speer powiedział Amerykanom, że był taki jeden moment, w 1944, kiedy on uważał, że Niemcy mogą w krótkim czasie przegrać wojne z powodu nalotów. Otóż to było w momencie, gdy Amerykanie zaczęli bombardować niemiecką fabrykę łożysk tocznych w (Schrankfurcie???), a Niemcy mieli jedną fabrykę łożysk tocznych. I Speer powiedział Amerykanom, że wtedy się oni zacięli na (Schrankfurt???),i po prostu, gdyby konsekwentnie tylko w to miasto walili, to by Niemców wybombardowali z wojny, bo łożyska toczne to jest coś takiego, bez czego wszystko inne nie działa. Natomiast to tak było, że Amerykanie pobombardowali, zobaczyli, że jest trochę zniszczone i polecieli do innego miejsca, a Niemcy sobie odbudowali. Speer sugerował, żeby w przyszłości (???) zawziąć się na coś jednego właściwego i konsekwentnie w to jedno walić. Poza tym, tak naprawdę, tego nie mówiono pilotom, bo piloci by to źle znosili, ale tak naprawdę to te naloty w niewielkim stopniu tylko były nalotami na przemysł. Przede wszystkim to były dywanowe naloty na miasta, naloty takie typu terrorystycznego, które miały doprowadzić do załamania nastrojów społecznych i do wybuchu protestu przeciw Hitlerowi. I taka była kalkulacja - to generalnie ona się nie sprawdziła, ponieważ takie załamanie nastrojów, oczywiście Niemcom było smutno, że się paliły miasta, ale taki efekt, żeby z tego nastąpiła rewolucja, która obali Hitlera nie nastąpił, co więcej nic nie wskazywało na to, żeby miałby nastąpić. Tak, że ta kalkulacja okazała się niesłuszna. Amerykanie wybrali taki sposób prowadzenia wojny, ponieważ to jest sposób prowadzenia wojny, który wymaga dużo pieniędzy, natomiast stosunkowo mało pociąga za sobą ofiar w ludziach. To jest sposób wojowania, którzy Amerykanie lubią - Amerykanie lubią kosztowne wojny, natomiast nie lubią wojen krwawych. Kosztowne wojny nakręcają koniunkturę, natomiast krwawe wojny są przyczyną przy najbliższych wyborach. Dlatego Amerykanie są tak bardzo przywiązani do takiego pomysłu. żeby rozstrzygnąć wojnę przy pomocy samego lotnictwa. Oczywiście, ci piloci giną, ale tych pilotów nie jest tak dużo - niewielu ginie, w liczbach bezwzględnych to jest taka mało kosztowna wojna. Amerykanie próbują wojny rozstrzygać samym lotnictwem, przy czym jak dotychczas zawsze im wychodzi, że to się jednak tak nie da. W Wietnamie tak próbowali, prawdę mówiąc, jeśli państwo pamiętacie wojnę w Zatoce, to też tak było, że przez 2 tygodnie Amerykanie walili z powietrza i patrzyli, czy da się wojnę rozstrzygnąć samym lotnictwem, no i w końcu okazało się, że się nie da, jednak piechota też się musi pofatygować.

Drugi taki front, w dużym stopniu niewidoczny, to była próba odcięcia zaopatrzenia dla krajów europejskich za pomocą łodzi podwodnych. Tutaj bardzo wyraźny zwrot nastąpił w maju 1943 roku. O ile przedtem U-booty usiłowały (???), to wiosną 1943 roku ustabilizowała się taka równowaga, która potem się utrzymała prawie do końca wojny. Mianowicie 1 statek - 1 U-boot. I tak w zasadzie było, za jeden zatopiony statek Niemcy płaciły jednym U-bootem. To był poziom strat dla Niemców nie do przyjęcia. Tego rodzaju równowagi nie potrafili wytrzymać - w tym momencie przegrali bitwę o Atlantyk. Dla zwycięstwa w tej bitwie bardzo ważne było to, co robili Amerykanie, ponieważ Anglicy praktycznie nie byli w stanie wyrównywać ubytków w stanie swojej floty handlowej i w liczbach bezwzględnych rozmiary brytyjskiej floty handlowej roku na rok się kurczyły. Amerykanie wymyślili budowę statków metodą potokową, nie było tak, że się najpierw kładzie stepkę (???), a potem się na tym buduje statek normalnie, tylko w stoczniach budowano takie kawałki statku, które się następnie spuszczało na wodę i potem to już na wodzie łączyło się w jedną całość, aż był gotowy statek. Ponieważ tego typu sposób budowy wymagał jak najdalej posuniętej standaryzacji, żeby te części były jednakowe, aby było wiadomo co z czym łączyć, aby powstał statek, więc w sumie powstawały dwa typy statków: „Victory” i „Liberty” i tych statków Amerykanie zrobili tysiące. Amerykanie byli w pierwszej fazie wojny neutralni. Ta neutralność amerykańska oznaczała różne rzeczy w różnych fazach wojny. Tak naprawdę neutralność polega na tym, że powinniśmy formalnie obie strony traktować tak samo. Ale to, że nie będziemy formalnie czynić różnicy nie znaczy, że nie będziemy robić faktycznie. Tak właśnie Amerykanie robili. Ponieważ, nie ulegało wątpliwości, że większość Amerykanów nie chce, aby Stany brały udział w wojnie, to równocześnie nie ulegało też wątpliwości, że znakomita większość Amerykanów życzy dobrze Wielkiej Brytanii, a źle Niemcom, a nie na odwrót. W związku z tym, chodziło o to, aby neutralność Amerykańska miała taki kształt, który byłby korzystny dla Wielkiej Brytanii, a niekorzystny dla Niemiec. Jeszcze jeden czynnik wpływał na politykę amerykańską w tej dziedzinie. Pamiętacie państwo, że po I wojnie światowej Amerykanie mieli takie złe doświadczenie, że sojusznicy byli zbyt zagrożeni w Stanach Zjednoczonych, żeby się chcieć zadłużać dalej. Dlatego nie skorzystali z pomocy amerykańskiej na czas odbudowy i Amerykanie zamiast mieć dobrą koniunkturę w czasie odbudowy mieli kryzys nadprodukcji. Teraz Amerykanie chcieli uniknąć podobnego efektu na koniec wojny, dlatego wszystkie rozwiązania wprowadzane były tak pomyślane, żeby z tego nie powstawał dług. Amerykanie nie chcieli, żeby sojusznicy na koniec wojny byli im dłużni dużo pieniędzy, bo wiedzieli, że to jest bardziej kłopot niż korzyść. W latach 30-tych, jeszcze przed wybuchem wojny, Amerykanie wydali ustawę o neutralności, która mówiła, że jeżeli w Europie wybuchnie wojna, to USA wprowadzą embargo na eksport broni do krajów walczących. Kiedy wojna naprawdę wybuchła to Stany Zjednoczone postąpiły zgodnie z tą ustawą i wprowadziły embargo. Zaraz potem Amerykanie się zorientowali, że strzelili byka. Ponieważ Niemcy wcale nie zamierzali kupować broni w Stanach Zjednoczonych, natomiast Anglicy zamierzali kupować w Stanach Zjednoczonych. W związku z tym, ta formuła neutralności była korzystna dla Niemiec. Ponieważ nie o cos takiego chodziło Amerykanom, więc w listopadzie 1939 roku wydali następną ustawę o neutralności. Od swoich głównych zasad ustawa ta była nazywana „Cash and Carry”. Możemy sprzedawać broń krajom walczącym pod dwoma warunkami: po pierwsze „cash” - gotówką mają płacić, bo nie chcemy, żeby potem był dług i po drugie - „carry” - mają sami sobie to zabrać, nie będziemy im tego wozić. Teoretycznie to dotyczyło w różnym stopniu obu stron. Tyle, że Anglicy byli w stanie sobie „carry”, a Niemcy - nie. W związku z tym Niemcy nie mogli z tego korzystać, a Anglicy mogli. To była dużo bardziej rozsądna forma neutralności. W lecie 1940 roku, bitwa o Atlantyk weszła w dramatyczną fazę, ponieważ Niemcy zdobyli Francję, a to oznaczało dwie rzeczy: po pierwsze flota francuska odpadła z konwoju, a po drugie niemieckie łodzie podwodne miały swoje bazy na wybrzeżach Atlantyku i miały łatwy dostęp do Atlantyku. Anglicy odczuwali ogromny brak niszczycieli, takich okrętów do eskortowania konwojów. Amerykanie akurat mieli niszczycieli sporo i mieli ochotę oddać trochę Anglikom. Ale nie mogli oddać tak po prostu, bo wtedy przyszedłby ambasador niemiecki i powiedziałby, że co to jest za neutralność, że wy dajecie niszczyciele naszym przeciwnikom; to dajcie i nam. Albo lepiej nam dajcie łodzie podwodne, żeby było równo. Żeby tak nie było, całej tej operacji nadano pozory operacji handlowej. Amerykanie dali Anglikom 50 niszczycieli w zamian za angielskie bazy na Karaibach. Prawdę mówiąc, te bazy nie były Amerykanom potrzebne, ale rozumiecie państwo, dlaczego taką transakcję robiono na niby (???). Gdyby przyszedł ambasador niemiecki i powiedział: co jest do cholery, dlaczego dajecie niszczyciele naszym przeciwnikom, to Amerykanie by mu powiedzieli: „Tak, bo to jest za bazy na Karaibach. Nas bardzo interesują bazy na Karaibach. Zbieramy takie rzeczy. Chętnie wam damy niszczyciele za wasze bazy na Karaibach. Nie macie baz na Karaibach - jaka szkoda.” To znaczy ambasador niemiecki nie przyszedł, bo on tez wiedział, jak będzie wyglądała rozmowa, ale w razie czego, to było wiadomo, co mu powiedzieć.

W XII 1940 roku Churchill napisał do Roosevelta list, w którym pisał, że Wielka Brytania jest bardzo wdzięczna za pomoc i za ustawę „cash and carry” i wszystko jest fajnie, tyle, że Wielkiej Brytanii za chwilę skończy się „cash”. Jeśli czegoś nie wymyślimy nowego, to ten interes ugrzęźnie. Pod wpływem tego listu Roosevelt zaczął myśleć i wymyślił w maju 1941 roku, trzy miesiące później Kongres przyjął ustawę „Lend- Lease” o pożyczkach i dostawach. Wtedy jeszcze Stany były neutralnie, więc ta ustawa ta musiała być zrobiona specjalnie. Stany Zjednoczone narodom miłującym pokój będą dzierżawiły sprzęt wojenny. Nie sprzedawały, tylko dzierżawiły. Jeśli ten sprzęt zostanie zniszczony w toku działań wojennych, to komisyjnie go spiszemy na straty i nie będzie długu. Jeśli ten sprzęt przetrwa wojnę, to można go wtedy zwrócić w naturze i wtedy też nie ma długu. A gdyby się okazało, że to jest taki szmelc, że nie ma go po co z powrotem wozić przez Atlantyk, bo się po prostu nie opłaca, to pojedzie komisja, zniszczy go i też nie będzie długu. Generalnie to ma być tak, żeby nie było długu i to główna była idea Amerykanów. Po drugie, Stany były jednak neutralnym krajem, więc to nie mogła być ustawa, która by jednostronnie dyskryminowała jedną ze stron walczących. Teoretycznie ona miała być jednakowo dostępna dla Aliantów i dla Niemców. I oczywiście ona była jednakowo dostępna teoretycznie. Gdyby teraz pojawił się ambasador niemiecki i powiedział, że III Rzesza jest zainteresowana udziałem w „lend-leasie”, to by mu odpowiedziano: „Ależ tak, oczywiście, ale przedtem musicie przekonać odpowiednią komisje Kongresu, że III Rzesza jest narodem miłującym pokój. Jak tylko to załatwicie, to nie ma sprawy.” To było robione, zanim Stany weszły do wojny. Naturalnie po tym, jak już weszły, to tego typu skrupuły odpadły. Generalnie to było robione tak, aby na koniec nie było długu i Amerykanie byli tutaj bardzo wrażliwi. Amerykanie wydali na „Lend-lease” 51 miliardów dolarów. To strasznie duże pieniądze, w porównaniu z innymi rzeczami. Z tego Wielka Brytania dostała 30, ZSRR - 11, Chiny - 4, a reszta resztę. Znaczy polski rachunek był wewnątrz rachunku brytyjskiego. „Lend-lease” był dostarczany za pomocą konwojów, najbardziej dramatyczne rzeczy działy się na trasie do Związku Radzieckiego, na trasie do Murmańska. Tak dramatyczne rzeczy tam się działy, że w zasadzie to wypaczyło całą historię, ponieważ prawda jest taka, że około 20% „lend-leasu” radzieckiego szło szlakiem północnym, a 80% szło przez Ocean Indyjski, Irak itd. Tyle, że na Oceanie Indyjskim nic się nie działo, a na szlaku północnym tam były fajerwerki, naloty, cuda-niewidy, z związku z tym do literatury weszło to, co się na północy działo, na południu było nudno. Udział „lend-lease'u” w radzieckim wysiłku wojennym to był jeden z najbardziej drażliwych tematów. Znaczy, Związek Radziecki przyznawał, że przyjmował „lend-lease”, ale niedużo. O mniej więcej w radzieckiej literaturze się mówiło, że to około 4% zbrojeń radzieckich to było z „lend-lease'u”. Zachód raczej miał tendencje, żeby mówić, że tego było więcej, na poziomie kilkunastu procent. Tamten spór, żenujący w każdym razie, bo jak cos dajecie, to nie należy tego wypominać, a jak ktoś przyjmował, to nie powinien teraz tego umniejszać - obie strony tutaj się niezbyt elegancko zachowywały. Otóż cały spór skłonił mnie, żeby zacząć liczyć. Zacząłem naprawdę liczyć, co znaczył „lend-lease” dla Związku Radzieckiego, w oparciu o te dane, które są ogólnie dostępne. I wyszło mi cos takiego co państwo przeczytam.

rodzaj sprzętu

Produkcja Związku Radzieckiego

Lend-lease

Udział „l-l” w produkcji ZSRR

samoloty

137 tyś.

19 tyś.

czołgi

100 tyś.

11 tyś.

11%

działa

0.5 mln

10 tyś.

samochody

200 tyś.

400 tyś.

200%

Samochody to rzeczywisty wkład „lend-lease'u” w radziecki wysiłek wojenny. To znaczy sojusznicy wzięli na siebie motoryzację Armii Czerwonej. Radziecka produkcja czołgów mogła być tak wysoka między innymi dlatego, że radziecki przemysł motoryzacyjny mógł się skupić na czołgach, bo był zwolniony właśnie z troski o motoryzację armii radzieckiej.

Niemcy wykorzystywali kraje okupowane na potrzeby własnej gospodarki wojennej. I to wcale prawie nic nie trzeba studiować, żeby coś takiego wykombinować. Natomiast państwo powinniście wiedzieć, jak się wyzyskuje okupowany kraj, w związku z tym nauczymy się tego dzisiaj. W trakcie kolejnych kampanii Niemcy nauczyli się pewnych rzeczy, między innymi, chcieli uniknąć zbyt wielkiej emisji pieniądza, aby uniknąć inflacji (nie jestem pewny???). Dlatego Wermaht posługiwał się własną walutą, „kasenszajnami” takimi. To jest normalne 20 marek, a to jest „kasenszajn” Wermahtu. Po jakichś dwóch tygodniach te „kasenszajny” były wycofywane z obiegu i potem były używane w następnych kampaniach. Były używane w Polsce, potem po paru miesiącach zostały użyte we Francji, na Bałkanach - te same „kassenszajny”. Z jednej strony Niemcy chcieli jako środek wykorzystywania podbitych krajów wykorzystywać inflację. Z drugiej strony nie byli zainteresowani tym, aby się ich własna waluta zepsuła. W związku z tym zamierzali wykorzystać jakiś miejscowy system pieniężny

{to jest pierwszy wykład po feriach}

Dzień dobry proszę państwa. Witam państwa w nowym semestrze, przypominam, że w tym semestrze są ćwiczenia i że te ćwiczenia są z wykładem powiązane w ten sposób, że trzeba mieć zaliczone ćwiczenia, żeby mieć wstęp na egzamin. Tak że proszę je potraktować poważnie. Dwa razy się mnie pytano, czy można się przenosić do mnie, podejrzewam, że nie tylko do mnie takie są ciągoty, ale w różnych kierunkach. W dziekanacie żeśmy się umówili na takich warunkach, że można się przenosić, jeżeli ktoś przyjdzie ze zmiennikiem, znaczy przyprowadzi kogoś, kto się chce wypisać ode mnie, to ja to załatwię taki interes. Natomiast dopisywać nie będę, bo nie byłoby to mniej więcej równe i nie powinny być między nimi duże różnice objętości. Proszę państwa, zaczynamy od okresu powojennego i od takiej sprawy, którą ja już państwu sygnalizowałem kiedyś: po pierwszej wojnie światowej Amerykanom przytrafiła się taka rzecz, że nie skorzystali z koniunktury, jaką była powojenna odbudowa. Nie skorzystali bo ententa była za bardzo zadłużona w Stanach i nie chciała się zadłużać dalej, a w państwach centralnych wybuchły wielkie inflacje, które zamknęły te rynki przed importem za Stanów Zjednoczonych. Teraz Amerykanie nie chcieli, żeby im się podobna historia powtórzyła, dlatego jeszcze w czasie wojny wykonywali różne posunięcia, które miały zabezpieczyć powojenną gospodarkę przed powtórzeniem się takiego złego scenariusza. O tym, co oni robili, żeby partnerzy nie byli zbyt zadłużeni trochę już sobie mówiliśmy, trochę będziemy sobie mówili następnym razem. Dziś powiemy sobie o tym, co oni robili, żeby się zabezpieczyć przed inflacjami w powojennym świecie. Dziś generalnie będzie o sprawach walutowych. Z jednej strony wiadomo było, że nie ma powrotu do waluty kruszcowej, bo po prostu przy takie polityce gospodarczej, która została przyjęta w większości krajów, powrót do waluty kruszcowej był niemożliwy. Z drugiej strony należało stworzyć jakieś zabezpieczenia, przed inflacjami właśnie, bo gdyby tych zabezpieczeń nie zrobiono, to mogły by się rzeczy zdarzyć podobne jak po pierwszej wojnie światowej, albo i gorsze. Dlatego jeszcze podczas wojny w VII 1944 Amerykanie zwołali konferencję w Bretton Woods, konferencję poświęconą budowie powojennego systemu walutowego. W tej konferencji brali udział oczywiście jedynie sojusznicy Stanów Zjednoczonych, państwa z przeciwnej strony frontu nie brały. W Bretton Woods kłócili się przede wszystkim Anglicy i Amerykanie, te dwie delegacje miały tam coś do powiedzenia w sprawie ogólnoświatowej koncepcji ładu finansowego. Inne delegacje, to raczej o swoje tam sprawy się troszczyły, a o takie poważne, to się nie wykłócały, bo nie były dość kompetentne. Spierano się w skrócie o takie rzeczy: czy ma istnieć jakaś ponadnarodowa instytucja finansowa. A w zasadzie nie spieramy się, czy ma istnieć, bo się co do tego dosyć łatwo zgodzono, tylko jakie mają być ich kompetencje. Na ile ona ma prawo ingerować w suwerenność poszczególnych państw. Po drugie, spierano się, czy powinna istnieć jakaś jednostka walutowa międzynarodowa, czy też nie ma takiej potrzeby. Anglicy twierdzili, że powinna, Amerykanie mówili, że nie koniecznie i po trzecie spierano się, jaką rolę w tym wszystkim będzie odgrywać złoto. Bo nawet jeśli nie ma takiej wymienialności jak kiedyś na złoto, to wiadomo to złoto jakoś będzie miało coś wspólnego z systemem walutowym i problem był co będą miały wspólnego. Nie bardzo mamy czas tę dyskusję referować, chociaż ona sama w sobie była ciekawa; ostatecznie wyszedł z tego taki system, który nazywano systemem z Bretton Woods. Otóż postanowiono utworzyć Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Celem MFW miało być zapewnianie stabilności systemów walutowych w świecie. Ponieważ to było głównym celem funduszu, a w momencie, gdy tworzono taką instytucję finansową światową, to wiadomo było, że do tej instytucji będą przychodzić rozmaite państwa z rozmaitymi takimi sprawami, że ci chcą sobie wybudować zaporę wodną, a ci to chcą tutaj cukrownię zrobić i tak dalej. I tego typu interesów do załatwienia. Nie byłoby dobrze, gdyby funduszowi zawracano głowę takimi duperelami, bo wtedy to go będzie odciągało od jego podstawowego celu. Dlatego właśnie, żeby do Funduszu tacy faceci nie przychodzili, utworzono drugą instytucję - Bank Światowy i Bank Światowy jest właśnie do załatwiania takich spraw, Fundusz - nie. Umówiono się, że waluty z czasem będą wymienialne na sobie nawzajem. Nie wymagano od nikogo wymienialności na złoto, natomiast waluty powinny być wymienialne na siebie nawzajem, do takiej wymienialności dążono. To na początku był postulat, na początku w 1944 roku poza Stanami Zjednoczonymi i kilkoma krajami Ameryki Łacińskiej to nikt nie miał takiej wymienialności, bo wszyscy ją w czasie wojny zawiesili, albo jeszcze wcześniej. Ale miano dążyć do takiej właśnie wymienialności. I ta wymienialność miała się odbywać po sztywnych kursach. To znaczy kursy walut do siebie nawzajem powinny być sztywne. Mają prawo wahać się o 1% w górę albo w dół. Jeśliby się wahnęły więcej niż o jeden procent, to wtedy banki centralne odpowiednie powinny interweniować na giełdzie i przywrócić prawidłowy kurs. Dorobek konferencji w Bretton Woods składa się z dwóch części, różna jest ich aktualność. Utworzono wtedy MFW i BŚ i te instytucje istnieją do dziś i jeszcze długo będą istnieć, w tym sensie dorobek tej konferencji jest trwały. Po drugie stworzono coś takiego jak system z Bretton Woods. Istotą tego systemu były właśnie sztywne kursy. W tym sensie system z B.W. już nie istnieje, on przetrwał do początku lat 70-tych i wtedy się rozleciał. Przy wypracowywaniu koncepcji funduszu jeszcze jedna sprawa była kłopotliwa i rozwiązano ją w sposób taki bardzo nietypowy, jak na tego typu organizację: mianowicie z jednej strony Fundusz miał być agendą ONZ, czyli taka organizacją międzynarodową, w której powinno obowiązywać jedno z fundamentalnych zasad prawa międzynarodowego, mianowicie, że państwa suwerenne są sobie równe. Formalnie rzecz biorąc, jeśli się w jakiejś organizacji spotykają USA i Ghana, to te państwa są sobie równe i nie ma znaczenia, że jedno z nich jest duże, a jedno z nich jest małe, one są równe, a wypowiadają się w kolejności alfabetycznej, czy tam zasiadają. Z drugiej strony, Fundusz był instytucją finansową, czyli rodzajem banku i do tego banku niektórzy włożyli więcej, a inni włożyli mniej, w związku z tym przestrzeganie tam później takiej zasady równości, no byłoby krzywdzące dla tych, którzy więcej wnieśli. Ostatecznie rozstrzygnięto to właśnie w ten sposób, że Funduszu Walutowym głosuje się tak, jak w spółce akcyjnej, nie tak jak w innych organizacjach ONZ; im więcej jakiś kraj wniósł, tym więcej ma głosów. Ale to jest wyjątek, wśród tych rozmaitych organizacji międzynarodowych to jest absolutny wyjątek. Fundusz miał udzielać pożyczek na cel stabilizacji walutowej. Pożyczki można było uzyskiwać do wysokości własnego wkładu. Interes polegał na tym, że wkład można było w połowie wnieść w jakichś innych walutach albo złocie, a w drugiej połowie można było wnieść we własnej walucie. A pożyczkę można było dostać w takiej walucie, w jakiej sobie życzyliśmy, w całości. Główna troską funduszu było zapewnienie stabilności waluty. W związku z tym, fundusz na to pożyczał, a nie na coś innego. I pożyczał pod warunkami, które miały prowadzić do stabilności. To znaczy, zazwyczaj jeśli fundusz pożyczał, to chciał mieć wpływ na to, aby dany kraj zmierzał w kierunku równowagi budżetowej. W związku z tym,, to co fundusz miał do powiedzenia swoim klientom, zazwyczaj było niesympatyczne. Fundusz mówił: „macie zbyt rozbudowana służbę zdrowia, nie stać was na taką służbę zdrowia. Powinniście ją zredukować. Macie zbyt rozbudowane szkolnictwo, nie stać was na takie szkolnictwo.” Fundusz mógłby jeszcze mówić: „Nie stać was na tak dużą armię.”, jednak Fundusz wiedział, że nie ma co tego zaczynać, bo nikt nie będzie z nimi na ten temat gadał. Tym chętniej skupiał się na tych dziedzinach, do których mógł się dorwać. Jeśliby jakiś kraj nie mógł utrzymać swojej waluty, to wtedy mógł za zgodą funduszu mógł ją jednorazowo zdewaluować do 10%. Tak się umówiono w Bretton Woods. Był jeszcze w Bretton Woods, to był angielski pomysł - Keynesa - na czele delegacji brytyjskiej stał Keynes. Keynes zaproponował utworzenie jednostki walutowej międzynarodowej i wymyślił nawet dla niej nazwę - miała się nazywać bankor. Bank - co to znaczy, to wiadomo, „or” to jest złoto po francusku, nazwa baku miał mówić, że to jest takie złoto bankowe. Tak sobie wykombinował Keynes. Ta propozycja Keynesa została odrzucona, z rozmaitych powodów, między innymi dlatego, że delegatom w Bretton Woods sama nazwa „bankor” wydała się jakaś durna i obśmiano to. O to, co się tam spierano, to może jeszcze o jednej sprawie sobie powiedzmy, z tych spornych brytyjsko-amerykańskich. Mianowicie Anglicy próbowali wymyślić taki system, w którym złoto byłoby dosyć drogie. Pomysły amerykańskie zmierzały do tego, żeby złoto było dosyć tanie. To potem miało poważne skutki, potem państwo zobaczycie, ale doraźnie to interes polegał na tym, że Imperium Brytyjskie było głównym producentem złota na świecie wtedy, bo Południowa Afryka wchodziła jeszcze w skład commonwealthu, a Stany Zjednoczone były głównym konsumentem złota, więc różnica w kwestii cen była dosyć zrozumiała. Tak się umówiono w Bretton Woods i tak ten numer miał funkcjonować. Tak naprawdę to od samego początku to zaczęło funkcjonować troszeczkę inaczej. Przede wszystkim- poszczególne banki centralne, w dużym stopniu z lenistwa, zaczęły rozumować w ten sposób: no bo teoretycznie, w ramach tego systemu z Bretton Woods każdy powinien pilnować sztywnego kursu swojej waluty wobec wszystkich innych walut naokoło. Faktycznie wszyscy sobie uprościli sprawę i pilnowali po prostu swojej waluty wobec dolara. Wychodząc z założenia, że jeżeli kurs funta wobec dolara będzie sztywny i kurs franka wobec dolara będzie sztywny, to kurs funta wobec franka też będzie sztywny i to na jedno wychodzi, prawda? Otóż okazało się, że to nie całkiem jedno będzie. Że jest tu jednak pułapka, bo spójrzcie państwo na to w ten sposób: jeśli wszyscy będą pilnowali sztywnych kursów walut wobec dolara, to czego maja pilnować Amerykanie? Okazuje się, że dla Amerykanów nie ma roboty w tym wszystkim, oni nie muszą pilnować, reszta świata pilnuje ich waluty. I to nie był tylko taki arytmetyczny paradoks, ale zobaczycie państwo, że to może w pewnym momencie mieć bardzo poważne skutki. Formalnie układ z Bretton Woods nie faworyzował dolara. Tam nigdzie nie było powiedziane, że dolar to jest jakaś szczególna i wyjątkowa waluta. Faktycznie dolar od samego początku zaczął tak funkcjonować. Tę szczególną pozycję dolara wzmocnił prezydent Truman w 1947 roku, kiedy to ogłosił, że Stany Zjednoczone na żądanie banków centralnych innych państw członkowskich funduszu wymieniają dolary na złoto. To nie była taka wymienialność jak kiedyś, że ludzie tam mogli wymieniać, ale banki centralne pozostałych państw funduszu mogą przedstawiać bankowi te dolary do wymiany na złoto. Umowa z Bretton Woods nie wymagała czegoś takiego od nikogo, Amerykanie zrobili to w dużej mierze ze względów prestiżowych, ich było na to stać i oni chcieli pokazać, że ich na to stać. W momencie, kiedy Truman to ogłaszał, zapasy złota w Forcie Knox przekraczał zagraniczne zobowiązania USA 2.5 raza. Oni mieli 2 i pól raza więcej złota, niż w najgorszym wypadku musieliby zapłacić, w związku z tym mogli taki gest wykonać bez problemu i oni na tej zasadzie działali, nie mieli niczego szczególnego na myśli, to był taki szpan. I teraz, jak to zaczęło funkcjonować w rzeczywistości. Rząd amerykański prowadził politykę interwencjonizmu. Poza tym, miał rozbudowane zobowiązania zagraniczne, prowadził wojnę w Korei, różne rzeczy robił. W związku z tym miał deficyty budżetowe. Od czasów Roosvelta rządy amerykańskie miały deficyty budżetowe. Każdy inny rząd, który miałby takie deficyty budżetowe, jak rząd amerykański, to za karę miałby inflację. Tymczasem u Amerykanów działo to się tak: oni te deficyty pokrywali dodatkową emisją dolara. Ale te dolary nie pozostawały na rynku amerykańskim i nie powodowały inflacji w Stanach Zjednoczonych, tylko pod rozmaitymi postaciami wędrowały zagranicę: czy to pomocy zagranicznej, czy (???), czy planu Marshalla, no szeroko falą dolary wypływały zagranicę. Tam były z ogromnym szacunkiem przyjmowane. Prędzej czy później trafiały do skarbców banków emisyjnych tamtejszych, a ponieważ Amerykanie ogłosili, że te dolary są wymieniane na złoto, to w związku z tym cały system z B.W. niepostrzeżenie przeszedł na system, który żeśmy sobie kiedyś nazwali gold exchange standard. Znaczy inne waluty były wymieniane na dolary, a dolary były wymieniane na złoto. To jest gold exchange standard. To oznaczało tyle: że jeżeli te banknoty dolarowe trafią do skarbców banków emisyjnych innych krajów, na przykład europejskich, to te banki maja prawo traktować je jako pokrycie własnej emisji. I mają prawo zwiększyć swoja własną emisję mając te dolary. A jak oni zwiększą emisję, to u nich będzie inflacja. To znaczy powstał mechanizm, przy pomocy którego Amerykanie eksportowali inflacyjne skutki własnych deficytów budżetowych. Deficyty budżetowe rządu amerykańskiego powodowały inflacje, ale nie w Stanach Zjednoczonych, ale w reszcie świata. Przy tym, żeby to było jeszcze lepiej, to to nie były takie inflacje, których Amerykanie się na początku obawiali, bo to nie były takie inflacje, które by polegały na tym, że te waluty się załamią, zaczną spadać w dół. Na to nie pozwalał system z Bretton Woods. Kursy były sztywne. To były inflacje, polegające wyłącznie na deprecjacjach wewnętrznych w tych krajach, deprecjacja wewnętrzna była niemożliwa, bo system z B.W. na to nie pozwalał. Czyli to nie były inflacje groźne dla amerykańskiego eksportu. One powodowały, że w Stanach Zjednoczonych robiło się relatywnie taniej niż w innych krajach. Czyli to była sytuacja korzystna dla amerykańskiego handlu zagranicznego. Taki mechanizm powstał na przełomie lat 40-tych i 50-tych, w latach 50-tych funkcjonował w najlepsze. Jak się to w ten sposób opowiada, to to wygląda na jakiś sprytny plan amerykański, żeby oszwabić resztę świata. Nie było takiego planu. Nie ma żadnego dowodu, że taki plan był. To raczej się Amerykanom porobiło samo. Za tą decyzją z 1947 roku, tej wymienialności na złoto, naprawdę nie stała żadna myśl poza względami prestiżowymi. Co więcej, Amerykanie nikogo nie zmuszali, żeby pilnował kursów tylko wobec dolara. Wszyscy inni zaczęli kręcić wyłącznie z lenistwa. Więcej powiem, gdyby Amerykanie zaczęli kogoś zmuszać, to tamci by zaczęli podejrzewać, że coś tu jest na rzeczy. Nikt się przez długi czas nie zorientował. Właśnie dlatego, że nikt nikogo nie zmuszał, bo się samo porobiło. Oczywiście, jak się samo porobiło, to się Amerykanie w pewnym momencie zorientowali się, że to dla nich korzystne jest i czerpali z tego przyjemność, ale oni tego nie wymyślili. Zresztą, jak państwo sami za chwilę zobaczycie, nie same tylko przyjemności były z tym związane i w tym tkwiły również pewne pułapki. Ze względów prestiżowych Amerykanie wymieniali te dolary na złoto po roosveltowskiej jeszcze cenie, tam z lat trzydziestych - 35 dolarów za uncję. To była taka tradycyjna cena. Ponieważ Amerykanom zależało na zachowaniu międzynarodowego prestiżu dolara, w związku z tym puścili w obieg takie powiedzonko: „Dollar is as good as gold” - „Dolar jest równie dobry jak złoto”. A skoro dolar jest równie dobry jak złoto, to nie można zmienić ceny złota, to po prostu musi być 35 dolarów za uncję i już. Tymczasem od lat 30-tych do lat 60-tych, od Roosvelta do Kennedy'ego, przez te 30-ci lat przeciętny poziom cen w USA wzrósł o 100%. Znaczy: dwa razy wszystko mniej więcej podrożało. Zważywszy, że po drodze był interwencjonizm, II wojna światowa, wojna w Korei i różne takie rzeczy, to trudno powiedzieć, żeby to była jakaś szalona inflacja, no ale faktem jest, że wszystko w czasie 30-tu lat dwukrotnie podrożało. A złoto nie. Jeśli wszystko dwa razy podrożało, a złoto nie, to tak jakby złoto dwa razy staniało. Na przełomie lat 50-tych i 60-tych coraz więcej ludzi i coraz więcej państw zaczęło sobie uświadamiać, że złoto jest nienaturalnie tanie. I że to Amerykanie ze względów prestiżowych zapędzili się w taką sytuację, że muszą bronić taniego złota. I że oni jeszcze przez jakiś czas dadzą radę to robić, ale pewnego dnia nie wytrzymają, pękną i wtedy złoto bardzo podrożeje. Należy zatem skorzystać z okazji i obkupić się w to złoto, póki ono takie jest. I tak jak w latach 50-tych parterom Stanów Zjednoczonych wystarczała sama świadomość, że można wymienić banknoty dolarowe na złoto, tak w latach 60-tych oni coraz częściej tej wymiany żądali naprawdę. To zwłaszcza była ulubiona zabawa generała de Gaulle'a - on potrafił cały statek dolarów zebrać i wysłać Amerykanom, żeby wymienili. Oni go bardzo nie lubili za to, ale wymieniali oczywiście. Mówiłem państwu, że po Roosvelcie w Stanach Zjednoczonych były różne takie ograniczenia dotyczące posiadania złota. Aż do końca lat 70-tych Amerykanie mieli w swoim prawie takie różne ograniczenia posiadania złota. Z tego powodu po drugiej wojnie światowej, tak na początku lat 50-tych, kiedy się odbudowywał światowy rynek złota to on się nie odbudował w Nowym Jorku, jak powinien, tylko w Londynie. Bo w Londynie nie było takich ograniczeń, tam była swoboda i tam właśnie się ten rynek odbudował. Na przełomie lat 60-tych i 70-tych powstała taka sytuacja, że cena złota na rynku londyńskim miała tendencję, żeby uciekać w górę. Tak jakoś się wyrywała od 35 $ za uncję. Amerykanie ją zbijali w ten sposób, że rzucali na londyński rynek kolejne porcje złota, żeby zrównoważyć podaż z popytem. Ale to oznaczało, że Amerykanom tego złota ubywa i to tak ubywa jednokierunkowo, to złoto do nich już nie wraca. Po wyborze Kennedy'ego na prezydenta, jak państwo wiecie w Stanach jest tak, że prezydenta się wybiera w listopadzie, a on rozpoczyna kadencję w styczniu. Od listopada do stycznia on ma czas, żeby zebrać ekipę, tam się zastanowić, co naprawdę chce robić. Otóż w tym okresie, kiedy się Kennedy zastanawiał byli tacy doradcy, którzy mówili mu, że dolar jest przewartościowany i należy rozpocząć od zdewaluowania dolara. Ale na przeciwnej szali był argument, że dolar zajmuje w świecie szczególną pozycję, że jest równie dobry jak złoto, a skoro dolar jest równie dobry jak złoto, to nie możemy go dewaluować, każdy się dowie, że to nie tak. Względy prestiżowe przeważyły i Kennedy postanowił nie dewaluować dolara. Stany Zjednoczone weszły w lata 60-te ze wszystkimi tymi problemami. W 61 roku było już na tyle źle, że Amerykanie nie byli już w stanie sami pilnować ceny złota na rynku londyńskim. Tylko musieli poprosić swoich partnerów o pomoc. Powstała taka organizacja, która się nazywała Golden Pool i ten Golden Pool miał pilnować ceny 35 dolarów za uncję na londyńskim rynku złota. Tam wchodziło kilkanaście najbogatszych krajów świata, odpowiednio do swojego potencjału. No tylko w tym Pool'u Amerykanie się znaleźli w takim położeniu, że to oni prosili innych o pomoc, a inni im owszem świadczyli tę pomoc, ale to już była taka sytuacja, że Amerykanie byli w pozycji petenta. Pozostali partnerzy Stanów Zjednoczonych mówili im, że to wam zależy na tym, żeby złoto było po 35 dolarów za uncję. Nam to jest prawdę mówiąc wszystko jedno. My możemy przez grzeczność dla was tego pilnować, ale pamiętajcie, że to my wam robimy grzeczność, więc jeśli my wam robimy grzeczność w tej sprawie, to wy nam musicie w różnych innych. I tu już Amerykanie się znaleźli w kiepskim położeniu wobec partnerów. I w tej sytuacji Amerykanom uciekało złoto. Znaczy, o ile [początku tej zabawy w 1947 oni mieli 250% pokrycia zagranicznych zobowiązań w Forcie Knox, to w momencie kiedy to się kończyło w 1971 roku mieli 19% pokrycia. Krótko mówiąc już było widać dno w Forcie Knox, tam za chwilę by się to złoto naprawdę skończyło. Na dodatek w latach 60-tych nabrała tempa inflacja w Stanach Zjednoczonych. To znaczy, że jak my dzisiaj mówimy, że nabrała tempa inflacja, to sobie wyobrażamy jakieś Bóg wie co, bo my wiemy, jaka niedawno była inflacja. Otóż ona zaczęła być taka: 6%, 7%. Oni się [poczuli zaniepokojeni. Dzisiaj, jakby ktoś miał 7% inflacji, to byśmy mówili, że w ogóle nie ma inflacji. To, że ta inflacja w Stanach zaczęła nabierać tempa, było wynikiem kilku spraw, z których każda z osobna by nie miała szansy rozwalić systemu z Bretton Woods, ale one się zbiegły w czasie. Po pierwsze i to chyba była główna przyczyna: to była wojna wietnamska. Wojna wietnamska napędziła inflację w Stanach Zjednoczonych. Przy czym w odróżnieniu od poprzednich wojen Amerykanie nie wprowadzili kontroli cen i płac na czas wojny wietnamskiej. Podczas II wojny światowej wprowadzili, ja to państwu opowiadałem, jak oni sobie wprowadzili, tak? Czy nie opowiadałem? To opowiem, bo to jest ładna historia. W czasie II wojny światowej był taki urząd, który, jeśli ktokolwiek w Stanach Zjednoczonych chciał podnieś cenę lub wypłatę (???) swoją w czasie wojny, to musiał do tego urzędu przyjść i uzyskać zgodę Johna Kenneta Galbrighta, który stał na czele tego urzędu i generalnie był tam postawiony po to, żeby się nie zgadzać. W związku z tym, jak przychodzili klienci do Galbrighta, to współpracownicy Galbrighta zza ich pleców pokazywali taki gest (tu dr Morawski ustawia dłoń poziomo i następnie naprzemiennie rusza w górę i dół palcem wskazującym i środkowym). Klient nawet jak zauważył, to nie wiedział, co to znaczy. Kluczem to tego była taka historia o mrówkach. Otóż mrówki miały mrowisko na zboczu góry i pewnego dnia powyżej, gdzieś tam na górze, mrówki znalazły piękny kawał końskiego łajna. Ponieważ to była cenna zdobycz, więc toczyły to do mrowiska, żeby tam to zagospodarować. Ale, dlatego właśnie, że to wszystko było ma zboczu, to istniała groźba, że to się za bardzo rozpędzi i przeleci obok, tam, poleci w dół i przepadnie. W związku z tym, królowa mrówek, zaniepokojona wyszła, żeby osobiście doglądać roboty, chodziła naokoło i tak robiła czółkami (tu znowu dr Morawski porusza palcami). W języku mrówek to jest rozkaz, który brzmi: „Zatrzymaj to rozpędzone gówno”. Tak właśnie pokazywali współpracownicy.

Kiedy w 1947 roku Amerykanie znieśli kontrolę cen i płac to im w przeciągu 2 tygodni skoczyły ceny o 25%. To była odłożona inflacja z II wojny światowej. Ale jakby oni tego nie zrobili, to ona byłaby z pewnością większa, niż 25%, to tak naprawdę hamuje takie coś. W czasie wojny koreańskiej znów wprowadzili i potem znieśli. A w czasie wietnamskiej nie wprowadzili. Sami się później zastanawiali, dlaczego nie wprowadzili i chyba tutaj rozwiązaniem jest to, że nikt nie wie, kiedy się zaczęła wojna wietnamska. O ile te wcześniejsze wojny Amerykanów zaczynały się do takiego wielkiego huku, wiadomo było, że od dzisiaj wojna i trzeba pewne rzeczy robić inaczej. Jest taka psychologiczna granica, że teraz jest inaczej, teraz jest wojna i trzeba robić w szczególny sposób. Chociaż przy wojnie wietnamskiej tak nie było, nikt nie wie, kiedy się zaczęła wojna wietnamska. Oni w nią tak wpełzali stopniowo. W pewnym momencie oni się zorientowali, że oni są w wojnie, że to jest poważna wojna, nawet przegrać można. Ale kiedy ona się zaczęła, to nikt nie wiedział. Bo ona się tak jakoś niepostrzeżenia zaczęła. I dlatego nie wprowadzili tej kontroli i to był jeden z czynników, który zaczął im napędzać inflację. (przerwa)

(Sam początek wykładu jest nie do rozszyfrowania ponieważ jakiś lub jakaś ... zostawił dyktafon nastawiony na odtwarzanie zamiast na nagrywanie).

Proszę państwa, wojna wietnamska była jednym czynnikiem inflacjogennym. Drugim był bardzo ambitny program rozwoju świadczeń socjalnych, zrównania szans, desegregacji rasowej itd., który był programem wyborczym prezydenta Johnsona w 1964 roku. Tam jest tak, że te programy wyborcze mają jakiś taki chwytliwy tytuł „New Deal” to była nazwa programu wyborczego Roosvelta z 1932 roku. Ten program z 64 roku Johnsona nazywał się „Great Society” i zakładał faktyczną desegregację rasową. Tak naprawdę te problemy w Stanach Zjednoczonych do lat 60-tych były ciągle jeszcze poważne, w latach 60-tych dokonał się przełom w tej dziedzinie polegający na zrównaniu szans. To wszystko było bardzo potrzebne i bardzo dobrze, że Johnson się tym zajął, no tyle, że one napędzały inflacje, one się przyczyniły do tego, o czym mówimy. Trzecim czynnikiem, który też miał wpływ na inflacje, chociaż oczywiście mniej od obu tamtych, był bardzo ambitny program kosmiczny. Amerykanie na początku się dali wyprzedzić, prezydent Kennedy obiecał im, że do końca dekady wylądują na Księżycu. No i potem, jak się porobiło z prezydentem Kennedy'm to, co się porobiło, to już nie bardzo można było nie dotrzymać. Takie zobowiązanie trzeba było dotrzymać i oni rzeczywiście to zrobili. Tylko, że to też przyczyniało się do napędzania inflacji. W 1965 roku Te zjawiska przybrały takie rozmiary, że po pierwsze prezydent Johnson wprowadził pewne ograniczenia w wywozie kapitału. Wyraźnie się administracja poczuła zaniepokojona tym, co się dzieje. Po drugie widać było również, że zaczyna się chwiać system z Bretton Woods. No bo on się opierał na dolarze. W momencie, gdy dolar zaczął ulegać procesom inflacyjnym, no to cały ten system zaczął być narażony na takie napięcia, z którymi nie bardzo sobie radził. W 1965 roku w ramach drażnienia Amerykanów gen. de Gaulle przywrócił wymienialność franka na złoto. Po prostu tak jak przed wojną. Bank Francji wymieniał każdemu franki na złoto. Oczywiście to był czysty obłęd, wiadomo było, że to nie jest na stałe, tam po trzech tygodniach oni się z tego wycofali i więcej do tego pomysłu nie wracali. De Gaulle nie był aż tak naiwny, żeby sądzić, że to można tak na stałe zrobić. On to zrobił w ramach denerwowania Amerykanów i tę funkcję to spełniło, Amerykanie rzeczywiście poczuli się zaniepokojeni. W 1966 inflacja w USA była taka, że rezerwa federalna uznała, że powinna coś w tej sprawie zrobić. W statucie rezerwy federalnej są wymienione różne te środki, jakie ona może przedsięwziąć i jest tam między innymi coś takiego jak regulator „Q”. Q jak Quebec na przykład. Te regulatory w statucie rezerwy federalnej są wymienione alfabetycznie, więc regulator Q zajmuje jak widzicie jakąś odległą pozycję, a to broń dosyć wyjątkowa. Regulator Q polega na tym, że w szczególnych przypadkach rezerwa federalna może wprowadzać maksymalne oprocentowanie deficytów bankowych. Może reglamentować oprocentowanie depozytów bankowych. Ci, którzy to pisali, wymyślili to jako broń przeciwko inflacji. Z tym, że oni nie liczyli się raczej z tym, że to będzie naprawdę zastosowane, to jest taka straszna broń, szczerze mówiąc, jeśli ktoś tym właśnie będzie próbował walczyć z inflacją. Wyobraźcie sobie państwo, że jest właśnie inflacja a ktoś zaczyna zwalczać tę inflację w ten sposób, że reglamentuje oprocentowanie deficytów bankowych. To znaczy, że mądrzy ludzie pozabierają swoje pieniądze z banków, pieniądze głupich nie wystarczą dla zapewnienia bankom płynności i banki zaczną upadać. To jest broń straszna. Ona troszkę jest tak, jak bomba atomowa. Dobrze jest mieć bombę atomową, dobrze jest czasem kogoś postraszyć, ale to nie jest po to, żeby to rzucać. Nie o to chodzi. Teraz w 1966 roku, gubernator Rezerwy Federalnej ówczesny, Martin McChesney (???), uznał, że sytuacja jest na tyle groźna, że on powinien użyć właśnie tego regulatora Q. I zaczął się tym (tu jest jakiś czasownik) w ten sposób, że zaczął im ograniczać oprocentowanie depozytów. W odpowiedzi na to stała się rzecz, której się nikt nie spodziewał. Dokonano jednego z największych odkryć w historii bankowości. Mianowicie odkryto cos takiego jak eurodolar. Banki amerykańskie w momencie, gdy rezerwa federalna im zaczęła takie rzeczy robić, przeniosły, ile się da interesów do Europy. I zaczęły robić interesy w Europie w dolarach. To odkrycie polegało na tym, że w ten s[osób znaleziono drogę do ucieczki od władzy banku centralnego. I to nie tylko jednego, ale w ogóle wszystkich. Bo wyobraźcie sobie, że jakiś bank amerykański otwiera filię w Amsterdamie i zaczyna w Amsterdamie prowadzić interesy w dolarach. Bank Holenderski, który tam na miejscu jest bankiem centralnym interesuje się tym, co się dzieje z interesami robionymi w guldenach, bo ten bank odpowiada za emisję guldena (???) - interesuje się stopą procentową w guldenach itd., w to się oczywiście będzie wtrącał. Jeśli ktoś w Amsterdamie robi interesy w dolarach, to prawdę mówiąc, Holenderskiego Banku Narodowego to nic nie obchodzi, bo to nie jego sprawa. To obchodzi rezerwę federalną, rezerwa federalna bardzo chętnie by się zainteresowała. Ale okazuje się, że władza rezerwy federalnej kończy się na granicy Stanów Zjednoczonych. Tak naprawdę nikt nie zajmuje się tym, co się dzieje z interesami robionymi w dolarach w Amsterdamie. Wymyślono sposób na eksterytorialne robienie interesów z punktu widzenia banku centralnego, żaden bank centralny nie będzie się w to wtrącał. Przy czym oczywiście to nie chodzi o jakieś drobne interesy, tylko to chodzi o interesy robione na taką skalę, że się tam kształtuje jakaś miejscowa stopa procentowa i na tę stopę procentową żaden bank centralny nie ma wpływu, bo po prostu ona jest poza zasięgiem władzy banków centralnych. Nazwa rynek eurodolarowy może być myląca, bo ona sugeruje, że to muszą być koniecznie dolary i koniecznie w Europie. Jeśli będziemy robili interesy w markach w Singapurze, to to też jest rynek eurodolarowy, bo to ma też ten walor właśnie, że żaden bank centralny nam się w to nie wtrąci. Czasami, na przykład w słownikach różnych, takich finansowych, jak będzie rynek eurodolarowy, to możecie się państwo spotkać z datą 1958, że on wtedy powstał. To jest częściowo prawda. W 1958 roku ogromna ilość walut zachodnioeuropejskich stała się wymienialna na siebie nawzajem. I w tym momencie taki rynek stał się możliwy. Natomiast tak naprawdę on odkryty został w 1966, to znaczy w 1966 zrozumiano, co to naprawdę oznacza - że można uciec spod władzy banku centralnego takim manewrem. I na te zabiegi McChesnera - regulator Q, banki Amerykańskie zareagowały w ten sposób, że zabrały co się da ze Stanów Zjednoczonych, pootwierały swoje filie za granicą, głównie w Europie i tu zaczęły robić interesy w dolarach. Tylko z punktu widzenia tego, co my sobie tutaj opowiadamy, to oznacza, że w 1966 roku, na Europę zwaliła się ogromna kupa dolarów. Cała kupa dolarów przepłynęła przez Atlantyk w tę stronę. A system działał jeszcze ciągle tak, jak go sobie opisaliśmy, to znaczy te dolary pokrążyły sobie troszkę, po czy trafiły do skarbców banków emisyjnych europejskich, a ponieważ to naprawdę funkcjonowało na zasadzie dziwnego gold exchange standard, w związku z tym europejskie banki centralne, jak zaczęły mieć więcej dolarów, to zwiększyły emisję swoich własnych walut. I to bardzo przyspieszyło inflację w Europie. PO tym wydarzeniu, system z Bretton Woods już się chwiał na dobre, już każdy widział, że z nim jest coś nie tak, że jego dni są podzielone. Szczególnie dramatyczna była wiosna 1966 roku, kiedy cena na Londyńskim rynku złota zaczęła tak uciekać w górę, że na pewien czas ten rynek został zamknięty. Potem go otwarto i były dwie ceny - była cena w rozliczeniach między bankami centralnymi i ona była 35$ za uncję i była taka druga cena, która była już 41. No to znaczyło, że ten rynek się rozpada, jeśli takie cuda już się dzieją, jeśli już się nie daje utrzymać tej tradycyjnej, niskiej ceny złota. Z tego systemu sztywnych kursów pierwszy tak wyraźnie wyłamał się funt. W listopadzie 1967 roku była dewaluacja funta o 14%. Przypominam, że w Bretton Woods się umówiono, że jeśli dewaluację robimy, to do 10%, Anglicy zrobili od razu 14. I potem takich wydarzeń, jak ta dewaluacja było dużo następnych. Ta dewaluacja funta była pierwsza i na tej zasadzie ona zrobiła wtedy duże wrażenie. W sierpniu 1977 roku, prezydent Nixon pękł i zawiesił wymienialność dolara na złoto. On to nazywał zawieszeniem. Pojęcie zawieszenia sugeruje tam, że to jest przejściowe, ale tak naprawdę, to nikt nie miał złudzeń, że to jest decyzja ostateczna. W XII 1971 dwa wydarzenia miały miejsce, po pierwsze dolar został zdewaluowany, właśnie tam to 40-ty kilku dolarów za uncję. Po drugie IMF zebrał się na takiej konferencji. W Waszyngtonie to było, ale ponieważ w Waszyngtonie jest bardzo dużo konferencji i gdyby każda się nazywała Waszyngtońska, to ludzie by ich nie odróżniali. W związku z tym, to się odbywało w takich budynkach, które się nazywają Smithonian Institution. I to się nazywa konferencja smithoniańska. Konferencja smithoniańska poszerzyła tolerancję z Bretton Woods do 2.25% w każdą stronę. Powstało wówczas takie pojęcie tunelu walutowego. Tunel walutowy o szerokości 4.5% był, ponieważ waluty mogły się wahać 2.25 w każdą stronę. I dopóki one się wahały wewnątrz tego tunelu to nikt nie robił problemu, dopiero gdyby któraś wyszła poza, to należało interweniować i przywrócić poprzedni kurs. Kraje europejskie, dla których destabilizacja systemu walutowego byłaby bardzo groźna z punktu widzenia integracji europejskiej, będziemy sobie mówili następnym razem dlaczego tak było, ale było tak, że w tym momencie, gdyby się naprawdę zdestabilizowały kursy walutowe, to to mogłoby przekreślić proces integracji europejskiej. Dlatego kraje europejskie zebrały się później, na początku 1972 w Bazylei i zawarły swoje osobne porozumienie, w ramach którego tolerancja była o połowę mniejsza, czyli było 1.125% w każdą stronę, czyli 2.25 w obie strony, o połowę węższy był ten system europejski i ten system europejski zaczęto nazywać wężem walutowym. Mówiło się, że wąż idzie tunelem. W obrębie takiej szerszej tolerancji ogólnoświatowej, Europejczycy mają swoją własną tolerancję o połowę mniejszą. Ta analogia węża walutowego nie brała się z analogii do węża jako symbolu skąpstwa na przykład, tylko do węża takiego jak na balu robią ci balownicy, to się biorą za ręce jak jeden skręci w tym miejscu, to wszyscy w tym samym miejscu skręcają. Oczywiście z takim wężem tak czasem bywało, kogoś tam gibnie za bardzo i tam się wywali i potem to samo z tymi na końcach - tak było z niektórymi walutami europejskimi w latach 70-tych: że one wypadały z tego węża i potem się musiały na nowo podłączyć. W 1973 roku okazało się, że tunel walutowy jest też nie do utrzymania. Kolejne kraje ogłaszały, że wyłączają się z tunelu i przechodzą na system płynnych kursów, to znaczy nie będą pilnować żadnego kursu i kursy walut mogą się swobodnie wahać bez żadnych ograniczeń. W 1974 roku IMF postawił kropkę nad „i” i zarządził koniec tunelu i przejście powszechne na system płynnych kursów. Ponieważ Europejczycy swojego porozumienia nie rozwiązali, więc mówiło się, że wąż wyszedł z tunelu i idzie dalej. Tunel się skończył a wąż - nie. Ten kryzys walutowy, o którym sobie mówimy, przełomu lat 60-tych i 70-tych, był bezpośrednią przyczyną kryzysu energetycznego. Ponieważ kraje produkujące ropę naftową godziły się na względnie niskie ceny ropy naftowej, dopóki dolar był stabilny, w momencie kiedy dolar zaczął się kiepścić, a ceny ropy naftowej były nadal sztywne, to te kraje, korzystając z pretekstu, jakim była kolejna wojna arabsko-izraelska, podniosły ceny ropy naftowej i nadszedł pierwszy kryzys naftowy. Potem, pod koniec lat 70-tych był drugi kryzys naftowy, którego powodem była rewolucja w Iranie. Tak że o tych kryzysach będziemy jeszcze sobie mówili parę razy, w każdym razie związek między tymi wydarzeniami walutowymi, a kryzysem naftowym był taki, że kryzys finansowy poprzedzał naftowy. Naftowy był skutkiem tego, że się rozpadł system z Bretton Woods. W 1976 roku na konferencji Funduszu w Kingston na Jamajce podjęto jeszcze jedną decyzje, która oznaczała zerwanie z systemem z Bretton Woods. Otóż tam dokonano czegoś takiego, co się nazywało demonetaryzacją złota. W Bretton Woods umówiono się, że nikt od nikogo nie będzie wymagał wymienialności walut na złoto, ale jednak kraje wyznaczały oficjalne parytety w złocie, po to chociażby, aby było wiadomo, co ile jest warte. I rzeczywiście takie oficjalne parytety obowiązywały. I w Kingston postanowiono, że tak więcej nie będzie. Nie będzie żadnych oficjalnych parytetów w złocie, zrywamy związek między złotem a systemem walutowym. Złoto jest towarem takim, jak każdy inny, oczywiście są jakieś giełdy, na tych giełdach jest cena złota, która jest ważna, ale ona nie ma nic wspólnego z systemami walutowymi. Ona ważna jest tak, jak ważna jest cena ropy naftowej, cukru, innych rzeczy, a złota też, ale to nie ma bezpośrednich związków z systemem walutowym. Kiedy system z Bretton Woods zaczął się rozpadać na dobre, zaczęto żałować pochopnego odrzucenia pomysłu Keynesa w Bretton Woods. To znaczy - zaczęto żałować, że nie istnieje międzynarodowa jednostka walutowa. Dolar faktycznie przez jakiś czas funkcję tę spełniał, ale w momencie, gdy dolar zaczął się psuć, to zaczęto odczuwać brak takiej jednostki. We IX 1967 roku na Konferencji IMF w Rio de Janairo, postanowiono taką jednostkę utworzyć. Nazwę wymyślono dla niej zupełnie beznadziejną. Miała się nazywać special drawing rights - specjalne prawo ciągnienia, czyli SDR. SDR miał być jednostką rozliczeniową IMF. Do grudnia 1971 roku, do dewaluacji dolara, SDR-a nie było widać, bo SDR był dokładnie tyle samo wart co dolar, to po prostu był ten dawny kurs dolara - 35 dolarów za uncję. W grudniu 1971 to się rozdzieliło, SDR to był dawny kurs dolara, a prawdziwy dolar spadł, czyli zaczęły się różnić te dwa kursy. Do 1974 roku SDR to był dawny kurs dolara wyrażony ciągle w złocie. Ponieważ generalnie złoto wycofywano z systemu walutowego i trzeba było przyjąć jakieś inne metody liczenia SDR-a i w lipcu 1974 roku postanowiono, że SDR będzie średnią ważoną z koszyka 16 walut najważniejszych, proporcjonalnie do ich udziału w handlu międzynarodowym. W 1981 roku uproszczono ten system, to miało być tylko 5 walut, proporcjonalnie do udziału w handlu międzynarodowym miała być średnia ważona obliczona, przy czym umówiono się, że te proporcje ustalamy na 10 lat. Za dziesięć lat zobaczymy, jak to się zmienia udział rozmaitych krajów w handlu międzynarodowym i wyliczymy na nowo na 10 lat. W związku z tym koszyk, z którego liczy się SDR zmienia się co 10 lat. W 1981 roku, proszę się nie przejmować tymi procentami, które ja teraz przeczytam, broń Boże ja nie będę na przykład pytał z takich rzeczy, to po prostu tak, żeby się państwo zorientowali, jakie były te proporcje. W 1981 umówiono się, że to będzie tak:

1981

1991

42%,

dolar

40%

19%

marka

21%

13%

jen

17%

13%

frank franc.

11%

13%

funt

11%

W 1991 przyszła pora zredukować te proporcje. I tak jest w tej chwili i tak będzie do 2001, kiedy to się na nowo policzy. Co 10 lat się ta baza zmienia.

Parę słów o sprawach europejskich walutowych, bo potem nie będziemy mieli czasu, żeby się nimi zajmować. W okresie realizacji planu Marshalla w latach 50-tych, waluty europejskie nie były jeszcze wymienialne. Równocześnie jednak była potrzeba stworzenia systemu, który by jakoś obsługiwał rozwijającą się wymianę międzynarodową. Bo uświadomcie sobie państwo, że w sytuacji, kiedy waluty są niewymienialne, to właściwie jedyny sensowny sposób, łatwy do zrobienia sposób prowadzenia handlu międzynarodowego to jest clearing, kraje umawiają się na zrównoważone saldo wymiany i między sobą się wymieniają. Tylko że to jest bardzo prymitywna forma handlowania, no bo może na przykład być tak, że ja mam nadwyżkę w handlu z Belgią, a chciałbym sobie kupić nie coś belgijskiego, tylko na przykład włoskie wino. No to w systemie takiego prostego clearingu to jest niemożliwe, nie mogę spożytkować nadwyżki handlu z Belgią dodatkowym importem z Włoch. W 1951 roku z związku z tym państwa europejskie zawarły takie coś, co się nazywało europejską unią płatniczą. Umówiły się właśnie na wielostronny clearing. W warunkach, gdy waluty były jeszcze niewymienialne, stworzono warunki wielostronnego clearingu. Można sobie było nadwyżkę w handlu z jednym krajem skonsumować w innym miejscu, a było takie miejsce, gdzie wszystkie rachunki się zbiegały i dopiero pod koniec roku robiono porządek. Tym miejscem był Bank Rozrachunków Międzynarodowych w Bazylei. Taki bank utworzony tam jeszcze w czasach (??? Kambrianda???). Potem prawdę mówiąc był zagrożony poważnie, w Bretton Woods uznano, że on będzie niepotrzebny i że będzie go trzeba zlikwidować. Ale teraz się okazało, że on jest właśnie potrzebny do obsługiwania europejskiej unii płatniczej. Europejska Unia Płatnicza była potrzebna do Bożego Narodzenia 1958 r, kiedy to większość walut zachodnioeuropejskich stała się wymienialna. To tak było, że przed Bożym Narodzeniem, jak się wszystko zamykało, to nie było wymienialne ,a jak się po świętach otworzyło, to było wymienialne. To był taki przełomowy moment. Później, od 1958 roku do schyłku lat 60-tych nie było potrzeby zawierania jakichś osobnych europejskich porozumień walutowych, bo system z Bretton Woods to załatwił. To znaczy kursy były sztywne, ale to było rozwiązanie ogólnoświatowe, nie trzeba było robić osobnego europejskiego. Dlatego na przykład w traktatach rzymskich, powołujących do życia EWG, nie było nic o sprawach walutowych, bo nie było potrzeby. Kiedy system z Bretton Woods zaczął się naprawdę rozlatywać, to Europejczycy też to zauważyli i w 1967 roku na szczycie RWPG w Hadze, po raz pierwszy powiedziano, że być może kiedyś integrację europejską trzeba będzie uzupełnić o unię walutową. Wtedy się po raz [pierwszy taki pomysł pojawił. Później, kiedy świat przeszedł na system smithoniański i na tunel, to Europejczycy zrobili sobie swojego węża. W 1979 roku doszło do tego, że umówili się na swoją własną jednostkę rozrachunkową. Tak jak świat miał SDR-a, Europejczycy zaczęli liczyć swoją własną jednostkę, która się nazywała ECU. Jak zwykle w Europie, największa awantura była o nazwę, Europejczycy się różnią od Amerykanów tym, że mówią różnymi językami. I jest oczywiście ważne ze względów językowych, czyj język będzie na wierzchu. Kompromis tutaj wypracowany polegał na tym, że ECU to jest skrót od angielskiej nazwy - European Currency Unit, ale na szczęście tak się złożyło, że w XVIII wieku Francuzi mieli takie pieniądze, które się nazywały ecu, więc Francuzom wytłumaczono, że to właśnie o to chodzi i na tej zasadzie wypracowano kompromis. Który nie przetrwał jak państwo wiecie do dziś, ponieważ proszę zwrócić uwagę, że kompromis ten był kompromisem między ludźmi mówiącymi po francusku i angielsku. Ludzi mówiących po niemiecku jeszcze wtedy lekceważono, oni nie mieli tyle do gadania. Ale pewnego dnia ludzie mówiący po niemiecku na tyle się wzmocnili, żeby powiedzieć: „Co jest do cholery, dlaczego nasz język nie jest tutaj uwzględniony”. I dlatego właśnie nazwę ECU zastąpiono jakiś czas temu nazwą EURO - to Niemcy na swoje postawili w tym momencie. Zresztą jak te sprawy językowe mogą być w Europie ważne, to chociażby nie wiem czy państwo znacie taką historię, samolotów Concorde. Wiecie, co to jest Concorde. To jest ponaddźwiękowy pasażerski samolot zbudowany wspólnie przez Anglików i Francuzów pod koniec lat 60-tych. To Concorde znaczy to samo w obu językach, znaczy zgodę. I zbudowali i już było gotowe i trzeba było napisać nazwę na tym samolocie. I wtedy się okazało, że Concorde po Francusku się pisze z „e” na końcu, a po angielsku się pisze bez „e” na końcu. I się zrobiła straszna awantura, o mało co oni tego samolotu nie rozebrali. Ostatecznie zawarto kompromis, kulawy na początku, który polegał na tym, że z jednej strony Concorde'a pisze się z „e” a z drugiej bez. Ale kulawość tego kompromisu polega na tym, że jak państwo wiecie samolot ma jedna strone lepszą - tam gdzie ma schodki, a druga gorszą. Wiadomo, że po tamtej nikt nie czyta. Więc to był kulawy kompromis, póki nie zawarto następnego, że na parzystych egzemplarzach malowano tak, a na nieparzystych inaczej. Ale to wszystko była duża publiczna awantura, która trwała przez kilka miesięcy, zanim taki kompromis wypracowano. Więc sprawy językowe są w Europie naprawę ważne i mogą być w Europie naprawdę ważne. Proszę państwa, to następnym razem właśnie o integracji europejskiej.

INTEGRACJA EUROPEJSKA

Dzień dobry. Proszę państwa, dziś o początkach integracji europejskiej. Mówiłem państwu o takich dwóch obawach amerykańskich związanych z tym, że mogłoby się zdarzyć, że Stany Zjednoczone nie skorzystają z powojennej koniunktury gospodarczej, tak jak się to zdarzyło po pierwszej wojnie światowej. Pierwsza obawa polegała na tym, że rozszaleją się na świecie inflacje i te inflacje pozamykają rynki zbytu dla eksportu amerykańskiego. Przed tym bronić miał Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Druga obawa polegała na tym, że państwa walczące wyjdą z wojny zadłużone na tyle, że po wojnie zrezygnują z pomocy amerykańskiej i same jakoś tam będą sobie radzić, ale dla Stanów to będzie znaczyć zamknięcie rynku i złą koniunkturę. Dlatego podczas wojny Amerykanie pomagali sojusznikom w taki sposób, aby nie powstał dług wojenny. Z tego wynikła najpierw koncepcja cash and carry, potem lend-lease'u, to wszystko było robione tak, aby z tego nie został później dług. Kolejnym amerykańskim pomysłem, który miał zabezpieczać przed tego typu kłopotami była UNRAA (???). UNRAA to była agenda Narodów Zjednoczonych, to była organizacja działająca pod sztandarem ONZ i UNRAA jeszcze w czasie wojny zaczęła rozdawać demobil. A po wojnie zaczęła to robić już na całego. Demobil to znaczy te zapasy wojskowe, które zostały nagromadzone w czasie wojny, których po zakończeniu wojny zostały całe stosy i które, gdyby zostały rzucone na rynek, to na pewno by spowodowały kryzys nadprodukcji. Trzeba było tego się jakoś pozbyć. Demobil powojenny nie oznaczał, że rozdawano uzbrojenie, bo to nie o to chodziło. Rozdawano buty, konserwy, mundury, kożuchy. Kożuchy takie fajne były UNR-y były, ja jeszcze jeden taki zdążyłem donosić. Poza tym były jeszcze rozmaite artykuły spożywcze. Między innymi do Polski w takich ogromnych 50-cio litrowych beczkach z orłem amerykańskim przychodziła mąka. Potem tej mąki już nie było, ale tych beczek ludzie jeszcze długo używali do różnych rzeczy. To było rozdawane za darmo sojusznikom. Państwa wrogie nie zostały pomocą UNR-y objęte. W liczbach bezwzględnych największym, odbiorcą tej pomocy były Chiny. To nie były jeszcze Chiny Ludowe, to były Chiny quomintangowskie, które USA traktowały jako kraj przyjazny. W przeliczeniu na jednego mieszkańca najwięcej otrzymała Polska. W sumie Amerykanie na UNR-ę wydali 1.5 mld dolarów, to znaczy tego rzędu to była pomoc. W porównaniu z lend-lease'm, na który wydano 51 mld dolarów, to to była dużo mniejsza pomoc. Ale ważna dla tych pierwszych lat po wojnie zniszczonej Europy czy Azji. Amerykanie obawiali się również, że w świecie powojennym odrodzą się tendencje autarkiczne. Doświadczenia ostatnich lat przed wojną nie były zachęcające, kryzys spowodował ogromne skurczenie się handlu międzynarodowego, dążenie krajów do samowystarczalności, a co najmniej do zapewnienia sobie za wszelką cenę dodatniego bilansu handlowego. Żeby takim tendencjom autarkicznym, czy protekcjonistycznym zapobiegać, Amerykanie utworzyli jeszcze jedną agendę ONZ. Nazywało się to GATT - Generalne porozumienie o taryfach i handlu. Teraz GATT już nie istnieje, został zastąpiony przez światową Organizację Handlu. Celem GATT było obniżanie barier celnych w świecie i przeciwdziałanie tendencjom protekcjonistycznym. To nie było takie proste, ponieważ państwa były suwerenne w kwestii własnych barier celnych i GATT mógł jedynie na zasadzie dobrowolności nakłaniać państwa na zmniejszenie barier. W związku z tym, GATT pracował w ten sposób, że od czasu do czasu organizował rundy, mające na celu obniżenie barier. I te rundy polegały na tym, że najpierw tak warunkowo z poszczególnymi państwami się umawiano, że jeśli oni mnie obniżą cła na to, to ja z kolei obniżę tamtym o tyle i tyle. Cały taki szereg, łańcuszek tego typu obietnic zbierano i kiedy to się już dawało pozbierać, to podpisywano taki traktat, który kończył tak --> [Author:b￿￿䨂偐펀b] ą rundę i to doprowadzało do obniżenie barier o celnych tam o ileś procent średnio w świecie. Takich rund się w historii GATT kilka odbyło. W początkach istnienia GATT, znaczy wcześniej, kiedy decydowano, jak to ma być, Amerykanie musieli stoczyć spór z Anglikami. Anglicy od czasów konferencji w Ottawie mieli swój system preferencji celnych imperialnych. Cła między członkami Brytyjskiej Wspólnoty Narodów były niższe, niż wobec innych państw. Otóż teraz, kiedy Amerykanie zaczęli z tym pomysłem liberalizacji handlu światowego wychodzić, Anglicy się zaniepokoili, że jeśli to się uda, to i naprawdę te bariery celne spadną poniżej tych stawek, które były ustalone między krajami Commonwealthu, to tak naprawdę Commonwealth zniknie jako forma porozumienia gospodarczego i zacznie się szybko dezintegrować. Znaczy, gdyby te brytyjskie preferencje imperialne zostały zżarte przez jakąś taką ogólnoświatową liberalizację w handlu, to na dłuższą metę być powodowało dezintegrację gospodarczą imperium brytyjskiego. No bo właściwie te kraje by występowały wobec siebie, jako obce, suwerenne państwa z punktu widzenia barier celnych i nie byłoby powodu żeby na przykład Kanadyjczycy bardziej sobie cenili stosunki gospodarcze z Wielką Brytania niż ze Stanami Zjednoczonymi. Dlatego Amerykanie musieli złamać opór Anglików w tej sprawie. I to im się udało, Anglicy trochę pomarudzili w tej sprawie, ale zgodzili się zrezygnować z tych preferencji imperialnych, gdyby rzeczywiście GATT okazał się aż tak skuteczny, że by te umowy imperialne brytyjskie pożarł. Jeszcze jedna rzecz powinniśmy sobie powiedzieć ... Panowie. co jest do jasnej cholery!!! jest piętnaście po początku wykładu. Jest tam zasuwa jakaś na tych drzwiach. No to akcja „Zasuwa”.

Jeszcze jedną rzecz powinniśmy sobie powiedzieć, żeby sobie uświadomić na czym ten dylemat polegał, zanim zaczniemy mówić o tej Europie mówić. Mianowicie: była dość powszechna zgoda, przynajmniej tych najbogatszych krajów, że nie powinny powrócić tendencje proteksjonistyczne z lat 30-tych, tylko w świecie powojennym powinna się dokonywać liberalizacja handlu i międzynarodowy podział pracy i jakaś tam integracja gospodarcza na tej zasadzie. Z tym, że tak naprawdę to mogło oznaczać dwie dosyć różne rzeczy. Mogło to oznaczać, że te bariery celny będą się zmniejszać w skali całego świata. Że ta integracja będzie miała charakter globalny. I Amerykanie byli zwolennikami takiego właśnie scenariusza. Drugi scenariusz polegał na tym, że zaczną powstawać jakieś lokalne ugrupowania integracyjne. I one będą wewnątrz te bariery znosić, ale na zewnątrz - nie koniecznie. Świat rozpadnie się na jakieś takie bloki gospodarcze, które wewnątrz siebie będą się integrowały, ale na zewnątrz siebie - to już nie koniecznie. Mogły nawet tam prowadzić jakieś tam wojny celne. Z dzisiejszej perspektywy, wygląda na to, że raczej ten drugi scenariusz się realizuje, a nie ten pierwszy. Z tego punktu widzenia polityka amerykańska poniosła porażkę. Amerykanie woleli tamto. I to, że Amerykanie za tworzenie swoje strefy gospodarczej NAFT-y wzięli się kilka lat dopiero, nie wynika, że oni wcześniej nie mogli, oni przedtem mogli, tylko oni przedtem uważali, że to są kiepskie pomysły, że powinno być inaczej. I to, że oni się zabrali za to tworzenie NAFT-y to znaczy, że oni się przyznali do porażki. Tamto się nie udało, więc trzeba zrobić własne w takim razie.

W 1947 formuła UNR-y wyraźnie wygasała. To znaczy, te zapasy, które miano rozdać rozdano i to się kończyło. Po drugie - no to była taka pomoc, która służyła zabezpieczeniu przyjaznych krajów przed mrozem, zimnem, takimi różnymi rzeczami. To była taka doraźna pomoc. To nie była taka pomoc, która by uruchamiała naprawdę proces odbudowy gospodarczej. To było raczej cos doraźne. W 1947 roku to już wyraźnie się wyczerpywało i wtedy powstał następny pomysł. Sekretarz Stanu amerykański, gen. George Marshall, zaproponował plan powojennej odbudowy Europy. Tym razem, to w odróżnieniu UNR-y było geograficznie ograniczone do Europy, to znaczy nie obejmowało tam Japonii czy Chin. Miała to był pomoc w odbudowie gospodarczej powojennej. Tym razem w odróżnieniu od UNR-y, Marshall nie czynił rozróżnienia na zwycięzców i pokonanych. Pokonani mogli z tej pomocy równie dobrze korzystać jak zwycięzcy. Początkowo, ponieważ to miał być program odbudowy powojennej, w związku z tym z tego wynikało, że nie będą objęte nim państwa neutralne w czasie II wojny światowej. Potem zliberalizowano ten pogląd i większość krajów neutralnych dostała we taki czy inny pomoc tę pomoc amerykańską. Bo uznano, że one też muszą dojść do siebie po II wojnie światowej. Z punktu widzenia amerykańskiego plan Marshalla miał 2 cele. Z punktu widzenia gospodarczego polegał na tym, że by nakręcić koniunkturę w Stanach Zjednoczonych, żeby na przyszłość stworzyć z Europy na tyle bogatego partnera handlowego, żeby Amerykanie mieli tam rynek zbytu. Europa biedna taka, jak po wojnie nie była rynkiem zbytu dla przemysłu amerykańskiego, bo po prostu nie było jej stać. Od początku plan Marshalla miał również plan polityczny. Znaczy celem politycznym było w jakiś sposób zrównoważenie rozszerzających się w Europie wpływów komunistycznych. Charakter tego zamiaru się z czasem zmienił. W momencie, kiedy Marshall proponował swój plan, to nie było podziału na wschodnia i zachodnią, całej Europie ten plan został zaproponowany, Związkowi Radzieckiemu też. Marshall prawdę mówiąc, trochę liczył, że Związek Radziecki odmówi, ale gdyby nie odmówił, to ten plan polityczny plan Marshalla tez pewnie by osiągnął, ale oni po prostu wychodzili z założenia, że Europa biedna i zniszczona łatwiej stanie się łupem komunistów, niż Europa bogata i odbudowana. To z tego punktu widzenia, to ograniczałoby wpływy komunistów. W krótkim czasie okazało się, że Europa Wschodnia tego nie przyjmuje. To znaczy Polska jeden dzień była w planie Marshalla. Jak Marshall to powiedział, to minister przemysłu i handlu, Hilary Minc powiedział, że to jest bardzo fajny pomysł i my się cieszymy. A następnego już dnia wiedział, że Związek Radziecki odmówił, więc powiedział, że to jest brutalna ingerencja w nasze sprawy. Minc przez jeden dzień się wahał, Związek radziecki to odrzucił. Najdłużej z odrzuceniem zwlekali Czechosłowacy. Czechosłowacja, to był taki kraj, proszę pamiętać, w którym jeszcze rządził rząd, który powrócił z Londynu. Dopiero w lutym 1948 roku tam nastąpił przewrót i komuniści przejęli władzę. Więc Czesi naprawdę mieli ochotę skorzystać z planu Marshalla, najdłużej ich musiał skłaniać Związek Radziecki, żeby zrezygnowali.

W momencie, gdy się okazało, że to dotyczy Europy Zachodniej, a nie dotyczy Wschodniej, pojawiły się dodatkowe sugestie polityczne, miedzy innymi, Stany Zjednoczone zaczęły mówić, że właściwie w rządach krajów, które korzystają z planu Marshalla, to lepiej, żeby nie było komunistów. I Włosi na przykład powyrzucali komunistów z rządu, żeby korzystać z planu Marshalla. Ale oczywiście to się pojawiło dopiero wtedy, gdy się okazało, że to dotyczy tylko Europy Zachodniej, a Wschodniej na pewno nie dotyczy. Bo na początku takiego warunku nie było. No, zwracać z się z propozycją do Związku Radzieckiego, żeby oni przyjęli pomoc pod warunkiem, że wyrzucą komunistów z rządu, to by było nieco niepoważne. Plan Marshalla, tak dosłownie, bo później on miał swoje naturalne kontynuacje, był realizowany przez 4 lata, od `48 do `52 roku. Wydali na to Amerykanie kilkanaście miliardów dolarów. W różnych książkach znajdziecie państwo różne liczby, a w naszych książkach w dwóch różnych miejscach też znajdziecie państwo dwie różne liczby. I to oczywiście i jest niedoróbka moja, jako redaktora, bo ja powinienem to zauważyć, ale nie jest to błąd tak poważny, jak by się wydawało na pierwszy rzut oka. Naprawdę różne są szacunki w wysokości planu Marshalla i nie ma takiej jednej ostatecznej wysokości tej pomocy i to zależy od tego, w którym przekroju czasowym ktoś liczył, czy liczył procenty, czy nie liczył procentów i tak dalej. W każdym razie to było w granicach 15-17 mld dolarów Amerykanów wyniosło. Przy czym to było tak, że do 50-tego roku plan Marshalla był zdecydowanie nastawiony na produkcję pokojową, Amerykanie stawiali taki warunek, że to nie może pójść na zbrojenia. W 1950 roku wybuchła wojna koreańska i zmienił się charakter planu Marshalla. Amerykanie przestali się upierać przy tym, aby to było na zbrojenia i to poszło w dużym stopniu na zbrojenia. Ale z tego również powodu jest taka dwoistość statystyczna. O ile dwa pierwsze lata planu Marshalla są ładnie rozliczone i wiadomo, kto ile dostał, można taką tabelkę zestawić, o tyle te drugie dwa lata planu Marshalla do dziś pozostają utajone i nawet nie wiadomo czy w ogóle uzyskają klarowność, bo to były sprawy wojskowe i to się nie odbywało tak jawnie. Plan Marshalla się udał jak mało co. To, że Europa Zachodnia dzisiaj jest bogata to w dużym stopniu jest zasługa planu Marshalla. Amerykanie nalegali na to, aby państwa korzystające z planu Marshalla współpracowały ze sobą. I żeby to się odbywało poprzez rozwijanie międzynarodowego podziału pracy, a nie poprzez pielęgnowanie jakiegoś rodzaju tendencji autarkicznych. Zresztą, kiedy Minc odrzucał w imieniu Polski plan Marshalla, to właśnie mu zarzucił, że plan Marshalla chce utrwalić naszą [pozycję jako kraju rolniczo-surowcowego, a my chcemy być krajem przemysłowym, w związku z tym my nie wejdziemy, bo oni widzą w nas tylko dostawcę żywności czy węgla. A my mamy inne aspiracje. Amerykanom naprawdę zależało na udziale Polski w planie Marshalla, nawet pomijając już aspekty polityczne. Im naprawdę zależało na tym naszym węglu. Bo generalnie wtedy brakowało węgla i to, żeby węgiel Polski znalazł się w planie Marshalla, było ważne z punktu widzenia gospodarczego. Pod wpływem tych sugestii amerykańskich , w 1948 roku, 16 krajów europejskich korzystających z planu Marshalla utworzyło organizację, która się nazywała OEEC. Organisation for European Economic Cooperation. To było takie zrzeszenia odbiorców planu Marshalla. W latach 50-tych, kiedy dyskutowano nad przyszłym kształtem integracji europejskiej, rozważany był między innymi taki pomysł, aby ta integracja odbywała się w gronie OEEC. Był taki angielski plan Mauldinga, wg. którego to właśnie OEEC ma się stać strefą wolnego handlu. Ten plan został odrzucony, wybrano inna integracje, opartą na traktatach rzymskich, w znacznie mniejszym gronie. W związku z tym zaczął zmieniać się charakter OEEC. Na razie ona miała skład taki czysto europejski, to była organizacja europejska. W latach 50-tych ten skład został powiększony o Hiszpania. Z Hiszpania była taka sprawa, że ona nie była objęta planem Marshalla i generalnie nastawienie wobec generała Franco było złe Amerykanów i całej Europy Zachodniej. Gen Franco był traktowany jako taki przypadkiem nie dorżnięty kumpel Hitlera i nikt nie chciał mieć z nim nic wspólnego. To się zmieniło w 1953 roku. Amerykanie się dogadali z Franco, po pierwsze na temat pomocy gospodarczej, po drugie na temat pomocy wojskowej, Franco tam pozwolił bazy założyć i od tej pory sytuacja międzynarodowa Hiszpanii zaczęła się normalizować. Formalnie przyjęto Hiszpanię do OEEC w 1959 roku. Ale zaraz potem charakter tej organizacji zaczął się zmieniać. Kiedy się okazało, że to już nie będzie forum integracji gospodarczej Europy, tylko, że to jest takie coś innego, to nie było sensu pielęgnować europejskiego charakteru tej organizacji, skoro ona nie spełniała takie funkcji. W związku z tym, w 1960 roku zmieniono jej nazwę na OECD, Organisation for Economic Cooperation and Development. Ważne jest, że z nazwy tej organizacji znikła Europa. To już nie było coś europejskiego. W tym samym momencie przyjęto do OECD jako pełnoprawnych członków USA i Kanadę. To też już oznaczało, że to nie jest organizacja europejska. Potem dalszy rozwój OECD był następujący: w `64 przyjęto Japonię, w `68 Finlandię, w 1971 - Australię, w 73 Nową Zelandie, w 1993 Meksyk, w 1995 Czechy, w 1996 Węgry i Polskę. I to jest tyle na razie. Nie przyjęto na razie Korei i na to się nie zanosi. To znaczy zmienił się charakter, to nie jest organizacja organizacyjna, to jest klub rozwiniętych krajów o gospodarce rynkowej, który stawia swoim członkom pewne wymagania dotyczące wymienialności walut, swobody przepływu kapitału, otwartości kapitału. I to jest z punktu widzenia prestiżowego ważne, żeby tam należeć, bo to jest taki dobry klub i zwiększa wiarygodność kraju. I dlatego jest miło, że oni nas tam przyjęli, natomiast to nie jest organizacja integracyjna. Znaczy te warunki o których powiedziałem, to są warunki natury ekonomicznej. No jest jeszcze warunek natury politycznej, że w zasadzie to nie powinny być dyktatury, to jest klub krajów demokratycznych. Tam jakichś krwawych dyktatorów to sobie nie życzą. Ostatecznie zatem ten cały nurt, który się wywodził z planu Marshalla nie stał się płaszczyzną integracji europejskiej, to poszło w innym kierunku, a źródłem rzeczywistej integracji stało się coś innego. Otóż tutaj pomysłodawcami byli Francuzi. Francuzi po wojnie znaleźli się w takiej sytuacji, że musieli zastanowić się, co dalej z Niemcami. We francuskiej polityce zagranicznej zawsze najważniejsza jest polityka niemiecka, a wszystko inne jest temu podporządkowane. Oni się tych Niemców boją, w związku z tym muszą mieć jakiś pomysł na to, co robić z Niemcami. To może różne rzeczy oznaczać, bo to może oznaczać, że tamtych Niemców próbują okrążać i przeciw nim zawiązywać koalicje, albo może oznaczać, że się próbują z tymi Niemcami zaprzyjaźnić. Dylemat Francuzów wyglądał następująco: Niemcy są zniszczone , pokonane i zapewne dużo czasu im zajmie, zanim odzyskają siłę. Wobec tego Francuzi mogą się zachować na dwa różne sposoby. Mogą próbować ten okres słabości Niemiec przedłużać, mogą utrudniać Niemcom odbudowę i utrudniać im osiągnięcie jakiejś tam równoprawnej pozycji w stosunkach międzynarodowych, na przykład. I zapewne, gdyby Francuzi to robili, to byliby w tym skuteczni, trochę. Ale ostatecznie ci Niemcy, tak czy inaczej by się odbudowali. A gdyby się odbudowali wbrew Francuzom i przy wyraźnym sprzeciwie Francji to zachowaliby do Francuzów urazę, wrogość by pozostała po dawnemu i kiedyś Francuzi by mieli do czynienia z rewizjonizmem niemieckim. Druga możliwość, polegała na tym, że korzystając z tego, że ci Niemcy są tacy rozbici, biedni i słabi zaprzyjaźnić się z nimi w tym momencie, pomóc im w odbudowie. W trakcie tego pomagania im w odbudowie, omotać ich rozmaitymi więzami współpracy, żeby oni potem, jak już się odbudują, byli na tyle związani z Francją, żeby się nie mogła odnowić wrogość niemiecko-francuska i żeby w międzyczasie dokonało się jakieś tam pojednanie. Francuzi rozsądnie doszli do wniosku, że ten drugi scenariusz jest mądrzejszy i na takie właśnie coś postawili. Takie przesłanki legły u podstaw planu Schumanna. W 1950 roku, minister spraw zagranicznych Francji, Rober Schumann, zaproponował integrację francuskiego i niemieckiego przemysłu ciężkiego. To znaczy zniesienie barier celnych między tymi dwoma krajami na wyroby przemysłu ciężkiego. Plan Schumanna był adresowany przede wszystkim do Niemiec, ale był otwarty dla innych, którzy chcieliby się przyłączyć. Zainteresowanie planem Schumanna wyraziły Włochy oraz kraje Beneluxu. Benelux przodował w rozmaitych takich posunięciach integracyjnych w Europie. Zawsze to co się działo między krajami Beneluxu wyprzedzało to co się miało dziać między pozostałymi krajami europejskimi. Teraz to jest na przykład bez różnicy, ale ja pamiętam takie czasy, że jak się jeździło do Europy, to musieliśmy mieć wizy i pamiętam, że wizę do Beneluxu się załatwiało jedną. To wszystki jedno, czy człowiek poszedł do ambasady holenderskiej czy belgijskiej, to dostawał wizę na cały Benelux. I co więcej, jak się później po tej Europie jeździło, to te granice między Niemcami a Francją, czy Włochami a Francją, to jeszcze takie prawdziwe granice były, celnicy tam stali. Natomiast po Beneluxie się już tak jeździło, że człowiek przejeżdżał i nie zauważał. W ogóle, żeby zrozumieć integrację europejską, musicie jeszcze państwo o jednej rzeczy pamiętać. Gdzie, kiedy i w jakich warunkach takie pomysły się rodziły. Otóż one się rodziły podczas wojny w Londynie. Podczas wojny Londyn to było miasto nietypowe między innymi z tego względu, że tam przez kilka lat funkcjonowało albo rządy emigracyjne, albo jakieś komitety wyzwolenia narodowego, jakieś takie pararządy z kilkunastu krajów europejskich. To się rzadko zdarza, aby rządy kilkunastu krajów europejskich przez dłuższy czas mieszkały w jednym mieście, w sąsiednich budynkach, jadały w tych samych restauracjach itd. To były warunki do integracji, jakich prawdę mówiąc wcześniej nigdy nie było potem. Więc nie przypadkiem w Londynie w czasie wojny takie pomysły integracyjne pierwsze się zaczęły rodzić, przy czym takie wyraźne były dwa. Pierwszy to był pomysł na konfederację polsko-czechosłowacką, podpisano w 1942, a w 1943 wypowiedziano nam przez Czechów, z powodu sprzeciwu Stalina. Z tego nic nie wyszło. Drugi pomysł to był właśnie Benelux. Te pomysły dotyczące integracji Beneluxu właśnie się rodziły i jeszcze w czasie wojny oni się tam na rozmaite rzeczy poumawiali, a potem już realizowali gotowy scenariusz tej integracji. Teraz Benelux zgłosił akces do planu Schumanna. Dlatego w 1951 roku, kiedy podpisywano porozumienie będące efektem planu Schumanna i powstawała Europejska Wspólnota Węgla i Stali, to powstała ona w gronie 6 państw: Francja, Niemcy Zachodnie, Włochy, Belgia, Holandia i Luksemburg. Politycznym uzupełnieniem planu Schumanna było cos takiego, co się nazywało plan Cleavenna. Plan Schumanna dotyczył spraw gospodarczych.. Plan Cleavenna dotyczył spraw wojskowych. Francuzi zdawali sobie sprawę, że wprawdzie Niemcy na razie są rozbrojeni, ale z czasem pojawi się taki temat jak remilitaryzacja Niemiec i zrównanie Niemiec z innymi państwami, jeśli chodzi o prawo do posiadania sił zbrojnych. Postanowili zająć podobne stanowisko i też Niemcom pomóc. Plan Cleavenna przewidywał utworzenie takiego sojuszu, który miał się nazywać Europejska Wspólnota Obronna i to miał być sojusz państw zachodnioeuropejskich. Jednym z członków tego sojuszu miała być RFN i w ramach tego właśnie miała się odbyć remilitaryzacja Niemiec. Tutaj jednak Francuzi się przeliczyli. Oni myśleli, że Niemcy o niczym innym nie marzą, jak o tym, żeby się remilitaryzować, więc jak usłyszą tak --> [Author:펀b] ą propozycję, to będą Francuzom wdzięczni. Tymczasem tę sprawę kanclerz Adenauer postanowił rozegrać zupełnie inaczej. I zaczął mówić tak: „Po doświadczeniach dwóch wojen światowych naród niemiecki ma tak głęboki uraz do militaryzmu, że zdecydowanie nie chce posiadać własnych sił zbrojnych. Jeśli jednak Europa nalega, to Niemcy ostatecznie mogą się poświęcić i zrobić to dla Europy, że odbudują siły zbrojne, no ale to my zdecydowanie im łaskę robimy, więc to nam należy zrekompensować w rozmaitych innych punktach.” Z tego, co miało być prezentem dla Niemców Adenauer zdołał zrobić łaskę i grzeczność, którą Niemcy wyświadczają Europie Zachodniej. To zupełnie było nie to, o co chodziło Francuzom. W związku z tym, kiedy przyszło do ratyfikowania Europejskiej Wspólnoty Obronnej, to w francuskim Zgromadzeniu Narodowym w 1954, to nie została ona ratyfikowana i cała ta idea upadła. Ostatecznie rok później dokonała się remilitaryzacja Niemiec, powstała Bundeswera, ale powstała w ramach NATO i wspólnoty z Amerykanami, a nie w ramach Europejskiej Wspólnoty Obronnej. To był taki ciąg wydarzeń, który spowodował taką dziwną sytuacje, z którą dzisiaj mamy do czynienia, mianowicie że Europa jest gospodarczo zintegrowana bez Stanów Zjednoczonych i nawet w dużym stopniu wbrew Stanom Zjednoczonym, natomiast militarnie jest zintegrowana wraz ze Stanami Zjednoczonymi w NATO. Z tego tam wynikają od czasu do czasu takie dziwne nieporozumienia. To zróbmy sobie przerwę.

W połowie lat 50-tych w obliczu sukcesów planu Marshalla i szybkiego rozwoju gospodarczego Europy i również sukcesów Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, zaczęto się zastanawiać nad tym: co dalej z integracją europejską. Stały się dwa pomysły. Jeden pomysł polegał na tym, żeby pogłębiać integrację w tym niewielkim gronie, w jakim istnieje Europejska Wspólnota Węgla i Stali. Drugi pomysł, brytyjski, to był właśnie plan (???) - przekształcenie OEEC w forum integracji europejskiej, konkretnie - przekształcenie OEEC w strefę wolnego handlu, zniesienie barier celnych między krajami europejskimi. Te pomysły, które mówiły o pogłębianiu integracji w gronie szóstki, szły, jeśli chodzi o zakres tej integracji, o krok dalej. Strefa wolnego handlu polega na tym, że znosimy bariery celne między nami, ale każdy zachowuje całkowitą suwerenność w zakresie ustalania barier celnych wobec reszty świata. I tu może być różnie. Ta druga propozycja polegała na tym, żeby szóstkę Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali przekształcić w unię celną. Unia celna polega na tym, że po pierwsze, tak jak w strefie wolnego handlu, znosimy bariery celne między nami, ale po drugie umawiamy się również na równe cła wobec reszty świata. Ujednolicamy swoją politykę celną wobec reszty świata. To jest wyższy szczebel; integracji niż strefa wolnego handlu. Ostatecznie zwyciężyła właśnie ta druga koncepcja i podpisano traktaty rzymskie, powołujące do życia EWG, w gronie tych sześciu „punktów” Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali. Znaczy tak naprawdę, dopóki to z czasem nie zostało zastąpione przez tzw. jednolity akt europejski, to ta integracja opierała się na takich trzech porozumieniach. Pierwsza to była umowa o Europejskiej Wspólnocie Węgla i Stali, nikt tej umowy nie odwołał. Druga, to była umowa o utworzeniu EWG i trzecia umowa dotyczyła współpracy w dziedzinie energii atomowej, powstał (??? tu chyba nazwa organizacji). Najważniejsza z tych umów, ta mówiąca o Wspólnocie Gospodarczej, [polegała na tym, że państwa EWG miały w ciągu 10 lat dojść do takiej sytuacji, żeby między nimi była unia celna: poznosić cła na wszystko i ujednolicić swoje cła zewnętrzne. I rzeczywiście w ciągu 10 lat, do 1968 w gronie tej szóstki takie coś się odbyło. W publicystycznym skrócie, traktaty rzymskie zazwyczaj opowiadano jako obietnice takich 3 swobód: swobodny przepływ towarów, swobodny przepływ kapitałów i swobodny przepływ siły roboczej. Swobodny [przepływ kapitału oznaczał, że jeśli przedsiębiorcy kraju Wspólnoty zechcą inwestować w jakimś innym kraju wspólnoty, to nie będą tam traktowani jako zagraniczny kapitał, tylko z mocy prawa będą mieli wszystkie takie uprawnienia jak miejscowi. Swoboda przepływu siły roboczej mówiła tyle, że jeżeli robotnik włoski zechce przenieść się do Monachium i podjąć prace tam, to nie będzie obcym robotnikiem, tylko z mocy prawa będzie miał wszystkie uprawnienia robotnika niemieckiego. Spełnienie tych warunków miało uruchomić proces integracji europejskiej. Integracji, to znaczy podziału pracy. Powstawał duży rynek, dużo większy niż tymczasowe rynki narodowe. Na tym rynku miała się odbywać konkurencja, no i ktoś tam tę konkurencję wygrywał, a ktoś przegrywał. Z tym, że ten, kto wygrywał, to wygrywał dużo większy rynek niż miał dotychczas. Był jeszcze jeden dodatkowy warunek, aby taka integracja mogła się odbyć. O tym warunku w traktatach rzymskich nie wspominano, bo nie było potrzeby - to była stabilność kursów walutowych. Nie było potrzeby, ponieważ na razie system z Bretton Woods działał sprawnie i całą sprawę załatwiał. Rozumiecie państwo, dlaczego stabilność kursów walutowych była ważna dla takiego typu integracji. Jeśli powstaje taki rynek, to ja muszę podjąć decyzję na przykład, czy buduję fabrykę w Mediolanie, czy buduję fabrykę w Hamburgu. I tam zależnie od kosztów siły roboczej i tym podobnych, ja będę decydował. Ale jeśli ja mam tę decyzję podjąć odpowiedzialnie i bezpiecznie, to ja muszę wiedzieć koniecznie jak się ma lir do marki, co więcej, ja musze wiedzieć, jak się będzie miał lir do marki za trzy lata. Bo jeśli kursy walutowe zaczną mi się chwiać, to to się robi ruletka, nie da się racjonalnie takich decyzji podjąć. Otóż stabilne kursy walutowe były ważne i dlatego dopóki działał system z BW, to Europa nie musiała o tym rozmawiać osobno. Kiedy system z BW zaczął się rozlatywać, to Europejczycy zaczęli na ten temat zawierać swoje własne odrębne porozumienia, bo dla nich to było ważne. Taka integracja polegała na tym, że znajdujemy się na jednym dużym rynku i na tym rynku zaczynamy rywalizować. Podział pracy dokona się w ten sposób, że okaże się na przykład, że przemysł lotniczy francuski czy włoski jest lepszy i ten, który się okaże lepszy wygra i opanuje cały ten rynek, a ci, którzy przegrają to się zajmą czym innym. No oni sobie czym innym ten rynek opanują. Pewnie, w przypadku przemysłu lotniczego to mogło wyglądać w ten sposób i tak właśnie się okazało, że lotniczy przemysł włoski nie ma szans z francuskim. To znaczyło, że lotnicze fabryki włoskie powinny zacząć robić coś innego i zająć się na przykład produkcją lodówek. Tak prawdę mówiąc, to nie był szczególnie duży problem dla Włoch. Włoscy robotnicy, którzy do tej pory chodzili do tej fabryki i tam robili samoloty, nadal będą chodzili do tej samej fabryki i tam będą robili lodówki. Prawdę mówiąc ogromnej większości tych włoskich robotników to jest wszystko jedno czy oni będą robić samoloty, czy lodówki. byleby zarobić na życie. Jest we Włoszech wąska grupa wybitnych specjalistów od lotnictwa i byłoby głupotą, żeby oni zapomnieli to co umieją i zaczęli się od nowa tych lodówek uczyć. To byłoby marnotrawstwo. Dla takich właśnie ludzi pomyślany był punkt o swobodzie przepływu siły roboczej. Dla tych nielicznych włoskich specjalistów wybitnych czekały miejsca pracy w Tuluzie i na nich czekał francuski przemysł lotniczy. Oni nie zmieniali branży, tylko zmieniali kraj zamieszkania. Jeśli chodzi o rozstrzygnięcia tego typu w poszczególnych branżach przemysłu, to jak widzicie państwo skutki społeczne tego, że jakiś przemysł gdzieś padnie nie musiały być dramatyczne. Bo tu nic złego się praktycznie nikomu nie stało w związku z tym podziałem pracy. Była taka gałąź gospodarki, o której było od początku wiadomo, że ona się tego typu integracji nie podda. A gdyby się poddała to by nie było dobrze. To było rolnictwo. Wiadomo było, że w rolnictwo nie można puścić spraw na taki żywioł, bo problemem EWG były nadwyżki produkcyjne. To znaczy każdy z osobna kraj EWG był w stanie wyżywić całą resztę. Tylko jak to zrobić, żeby te pozostałe rolnictwa nie padły. Upadek całkowity rolnictwa, na przykład, nie wiem, francuskiego, miały poważniejsze wpływy społeczne niż upadek jakiejś gałęzi przemysłu we Francji. Bo przejście z rolnictwa do nierolnictwa jest dużo bardziej dramatyczne przejście niż przejście z przemysłu lotniczego do lodówkarskiego. Zmiania miejsca zamieszkania, tryby życia, nie można było ze względów społecznych pozwolić sobie na to, żeby w ogóle znikła więź na przykład taka. Tak to się mogło w niektórych krajach skończyć. W związku z tym, pod samego początku było wiadomo, że z rolnictwem to będzie trochę inaczej. Że poszczególne rolnictwa narodowe będą w jakiś tam sposób chronione przed tego typu konkurencją, To znaczyło, że jak my zrobimy wspólny rynek, to nam się ujednolica ceny rolne. Będą takie kraje, których rolnictwo, w obliczu takich cen, stanie się nieopłacalne. I żeby ono nie padło, to ono będzie dotowane. Od samego początku było wiadomo, że rolnictwo będzie chronione przed skutkami tego typu konkurencji, poprzez dotacje. No tylko tutaj się otwierało całe pole do awantur. Ponieważ mamy dotować rolnictwo w niektórych krajach, no to trzeba zrobić zrzutkę na to rolnictwo, żeby było z czego dotować. I wtedy takie kraje, które muszą się zrzucać, a nie są odbiorcami tego typu pomocy zaczną mówić, że z jakiej racji my mamy dotować do tego waszego beznadziejnego rolnictwa i do tych waszych beznadziejnych farmerów. A tamci będą odpowiadać: „Macie dopłacać, ponieważ żeśmy się tam umówili i to był warunek, bez tego to by w ogóle nic nie było, więc przestańcie marudzić i dokładajcie”. Gdyby to jeszcze było tak, że można się raz na zawsze umówić, ile kto daje i ile kto bierze. To by było pół biedy: raz by się odbyła awantura, a potem już by było ustalone. Ale każdego roku trochę inaczej chodzą urodzaje i nieurodzaje, każdego roku inaczej wygląda rentowność rolnictwa w poszczególnych krajach, w związku z tym co roku musi być trochę inaczej. I co roku jest awantura i właściwie to jest nieuniknione. Znaczy, w tego typu modelu integracji takie awantury coroczne to są zakodowane i nie da się ich uniknąć, a jak my wejdziemy to dopiero się zacznie, to co oni teraz mają to jest małe piwo. W latach 80-tych pojawiło się cios takiego jak nowa polityka rolna EWG. To z Wielkiej Brytanii taka idea przyszła, taki Szkot, Marsherry, był komisarzem rolnym EWG i on zaczął tę nową politykę rolna propagować. I ona jest mniej więcej taka: Europa jest bogata, stać ją na różne rzeczy, w związku z tym stać ją także na to, żeby mieć rolnictwo. Ale to tylko taki zbytek, że my to rolnictwo mamy. W związku z tym, te dotacje trzebaby w ten sposób kierować, żeby dotować wieś jako środowisko społeczne, żeby wieś nam nie znikła, bo to o to chodzi w sumie. Natomiast nie dotować rolnictwa jako gałęzi produkcji. Wieś jest fajna, na wsi jest folklor, krajobrazy są takie różne. Niech sobie wieś będzie. Ale niech oni nie zwiększają produkcji. Niech oni sobie folklor uprawiają, turystykę. Na to mogą pójść te dotacje, ale nie na zwiększanie produkcji, bo to nie o to chodzi.

Druga rzecz, o jaką się kłócono, to był mechanizm podejmowania decyzji. Czy decyzje mają być podejmowane większością, czy też mają być podejmowane jednomyślnie. Decyzje podejmowane większością to jest wyższy szczebel integracji. Przy decyzjach podejmowanych jednomyślnie każdy kraj ma prawo veta. To znaczy, żre przy jednomyślnym głosowaniu każdy kraj zachowuje całkowicie swoją suwerenność. Jeśli oni tam coś takiego wymyślą, że Francja nie będzie tego chciała, to przy jednomyślnym głosowaniu Francja po prostu postawi veto i tego nie będzie. Jeśli godzimy się na podejmowanie decyzji większością głosów, to godzimy się na to, że np. Francja czegoś bardzo nie będzie chciała, a oni mimo wszystko przegłosują Francję i to będzie. Rezygnujemy z większej porcji suwerenności w takim wypadku. Tutaj spory były w latach 60-tych. Głównym obrońcą zasady jednomyślności był generał de Gaulle, który wyobrażał to sobie w taki sposób, że integracja europejska nie dokonuje uszczerbku na suwerenności poszczególnych państw narodowych. Tak naprawdę, te porozumienia, które zawarto w traktatach rzymskich szły dalej i one zmierzały w kierunku decydowania większością głosów. Kiedy w połowie lat 60-tych EWG próbowało wprowadzić w życie to, że głosujemy większością głosów, wtedy de Gaulle zaczął blokować taki rozwój wydarzeń. On to nazywał polityką pustego krzesła. Francuzi nie przychodzili na te zebrania, na których miano cos decydować, tam gdzie było miejsce dla Francuzów, było puste krzesło. I wprawdzie formalnie ci pozostali członkowie EWG mieli prawo zadecydować bez Francji o czymś tam, ale tak naprawdę oni się bali zadecydować pod nieobecność Francuzów, bo oni wiedzieli, co dalej z tym będzie. Francuzi powiedzą, że ich nie było, ich to obowiązuje i niech się os nich odczepią. Znaczy nie bardzo możnaby iść na tego typu otwarty konflikt z Francuzami, bo to w ogóle, cała impreza mogła się rozlecieć, jeśliby później Francuzów zaczęto za bardzo przypierać do muru. To puste krzesło Francuzów onieśmielało resztę. Tak naprawdę, oni bali się cokolwiek postanowić pod nieobecność Francuzów. I tego typu taktyka de Gaulle'a okazała się skuteczna. To znaczy jej efektem było takie porozumienia luksemburskie, z 1966 roku, które precyzowało te sprawy. Precyzowało w ten sposób, że można głosować większością, ale zawsze należy traktować to jako ostateczność i wcześniej należy zrobić co się da dla osiągnięcia jednomyślności - taka to mniej więcej jest formuła. I rzeczywiście EWG boi się decyzji podejmowanych większością, zawsze stara się bardzo wypracować jednomyślność. Zresztą, jeśli się jakiś kraj ustawi cynicznie, to może to być źródłem całkiem niezłego funkcjonowania, bo można się ustawić w ten sposób, że co by oni tam nie głosowali, to my dla zasady mówimy nie i potem niech się oni dla zasady starają nas udobruchać. Wszystko jedno, czy to dotyczy naszych interesów czy nie, to oni nas przekupują. Tego rodzaju taktykę szczególnie Grecja lubi stosować. To jest denerwujące dla pozostałych członków EWG. Między innymi, jak oni mają teraz nas przyjmować, to oni się boją, że my zaczniemy tak samo. Starają się przed tym jakoś zabezpieczyć. Zwłaszcza, że proszę zwrócić uwagę, że nie ma procedury wyrzucania z EWG, ,za złe zachowanie. Jak się ktoś tam znajdzie to właściwie przepadło, nie ma się go jak pozbyć. Więc to trzeba się trzy razy zastanowić, zanim się kogoś wpuści.

EWG powstało w gronie tych 6 krajów. I przez wiele lat, do początku lat 60-tych to była ta szóstka. Powtórzmy sobie, bo to bardzo źle jest się pomylić na egzaminie. Francja, Niemcy, Włochy i trzy kraje Benelux-u. Poza EWG znalazły się Stany Zjednoczone, oczywiście i poza EWG również znalazła się Wielka Brytania. To, że EWG powstało bez Anglo-sasów i że oni byli na zewnątrz, to w latach 60-tych było powodem poważnych napięć. Z tym, że troszkę inaczej to wyglądało z perspektywy Amerykańskiej, a inaczej z angielskiej. Z punktu widzenia Amerykanów to było tak, że Amerykanie patronowali jakoś tam integracji europejskiej i sami po II wojnie zachęcali Europejczyków, żeby się integrować. Kiedy to EWG powstało, to przede wszystkim pod wpływem generała de Gaulle'a, zaczęło ono nabierać coraz bardziej antyamerykańskiego charakteru. De Gaulle powiedział, że po wojnie stała się bardzo zła rzecz, mianowicie Europa strąciła swoją podmiotowość polityczną i została poddana kontroli 2 mocarstw właściwie poza europejskich: znaczy pół Europy popadło w zależność od Stanów Zjednoczonych, a drugie pół - od Związku Radzieckiego. De Gaulle uważał, że Europa powinna stopniowo odzyskiwać niezależność. Znaczy Europa Zachodnia powinna wychodzić od zależności od Stanów Zjednoczonych, a Europa Wschodnia - Związku Radzieckiego. W ten sposób kiedyś z czasem odbuduje się Europa jako samodzielna siła. W swoim pomyśle, aby Europa Zachodnia nie uzależniała się od USA, de Gaulle był popierany przez komunistów, bo to było niepozytywne dla Stanów Zjednoczonych. . Kiedy przyjeżdżał tutaj natomiast i zaczynał mówić, że temu powinien towarzyszyć symetryczny proces po drugiej stronie żelaznej kurtyny i że Europa wschodnia powinna się stopniowo uniezależniać od ZSRR, to nasi jakoś głuchli w tym momencie i nie rozumieli o czym on mówi. To tak wyraźnie było podczas wizyty w 1967 roku de Gaulle'a. Jak on zaczynał ten wątek, to nasi robili oczy w słup i jeśli on nie zmienił tematu, to nic. Znalazł natomiast słuchacza i partnera to tego typu rozgrywek w Nicolae Ceausescu. Ceausescu okazał się wdzięcznym słuchaczem, zwłaszcza, że de Gaulle potrafił pochlebić Ceausescu, de Gaulle mówił, że Rumunia jest krajem romańskim, że to są dwa kraje romańskie, że to jest pokrewność językowa ... i Ceausescu to kupował. On potem troszeczkę politykę tego typu próbował prowadzić. W każdym razie, jeśli chodzi o tamta stronę żelaznej kurtyny, to de Gaulle widział EWG jako instrument uniezależniania się Europy Zachodniej od USA. I był zainteresowany tym, aby EWG było antyamerykańskie w jakimś tam stopniu - bo to tylko tak można było zrobić. W związku z tym Amerykanie mieli wobec EWG mieszane uczucia. Z jednej strony oni życzliwie patrzyli na to, że się dokonuje integracja. Ale z drugiej strony ta integracja dokonywała się bez ich udziału i co więcej, dokonywała się wewnątrz EWG integracja, ale na zewnątrz EWG, w ramach UNICEF-u, wznosiło mur z barier celnych i Amerykanie byli na zewnątrz tego muru. To mogło pójść w tym kierunku, że Europa zacznie się zamykać na import ze Stanów Zjednoczonych. W tej sytuacji Amerykanie wykonali 2 kolejne posunięcia. Najpierw, w 1961 roku, prezydent Kennedy zaproponował cos takiego jak Wspólnota Atlantycka. To jest bardzo dobry pomysł integracja europejska, ale może zróbmy to w szerszym gronie. W takim gronie, w jakim istnieje NATO, na przykład: cała Europa Zachodnia, Kanada i USA. Takie cos zróbmy, niech to się nazywa wspólnota atlantycka. De Gaulle ten pomysł wspólnoty atlantyckiej odrzucił i jeszcze przy okazji naubliżał Amerykanom i nic z tego nie wyszło. W tej sytuacji Amerykanom nie pozostało nic innego jak użyć GATT. GATT miał zabiegać o obniżanie barier celnych w świecie. Teraz można było wykorzystać GATT do obniżenia tych barier celnych, które zbudowało wokół siebie EWG. Z inicjatywy Kennedy'ego rozpoczęła się taka następna runda negocjacji. Nazywała się ona rundą Kennedy'ego właśnie. Porozumienie zostało podpisane w 1965 roku i rzeczywiście bariery celne zostały obniżone o jakieś 30-40% średnio w świecie, to znaczy te bariery EWG-owskie też. Znaczy, kiedy Amerykanie doszli do wniosku, że ten mur znowu się będzie budował i nie ma sposobu, żeby znaleźć się wewnątrz tego muru, to jedyne co można zrobić to zawalczyć, aby ten mur nie był za wysoko - to im się częściowo udało.

Z Anglikami była nieco bardziej skomplikowana sprawa, ponieważ w odróżnieniu od Amerykanów, Anglicy są Europejczykami, trochę. Amerykanie na pewno nie są. W związku z tym, o ile przynależność USA do EWG była od początku nie możliwa i to zresztą oni takich aspiracji nie mieli, o tyle problem czy wielka Brytania ma do tego należeć czy nie, był problemem otwartym. pamiętacie państwo, że bezpośrednio po wojnie prestiż międzynarodowy Wielkiej Brytanii w Europie był bardzo duży. Te rządy emigracyjne rozmaite, wróciły z emigracji do siebie, ale pamiętały o tym, że mieszkały z Londynie, pamiętały o tym, że to był jedyny kraj, który się nie dał Hitlerowi. Autorytet Wielkiej Brytanii w Europie był bardzo duży. Gdyby Wielka Brytania w momencie ogłoszenia planu Schumanna na przykład zgłosiła swój akces i powiedziała, że jest zainteresowana wejściem do Wspólnoty Węgla i Stali, to wszyscy byliby bardzo dumni, że Anglicy chcą z nimi coś robić i nikomu by na myśl nie przyszło, żeby ich nie wpuścić. Ale wtedy Anglicy nie byli tym zainteresowani. Nie byli tym zainteresowani ze swoich własnych powodów. To było tak, że w 45 wygrali wybory Laburzyści. Laburzyści skupili się na wewnętrznych sprawach brytyjskich i imperium traktowali raczej jako obciążenie i zaczęli dekolonizację. W 1947 wycofali się z Indii, Pakistanu - z pozostałych tych Indii Brytyjskich na przykład. Na początku lat 60-tych do władzy powracali konserwatyści. Powracali między innymi z tym hasłem, że trzeba ratować międzynarodowy prestiż Wielkiej Brytanii i Imperium Brytyjskiego, który został przez Laburzystów w dużym stopniu roztrwoniony. Premierem został początkowo Churchill, jeszcze raz; potem (???) i poglądy Churchilla, tak się składa, że Churchill dosyć wyraźnie mówił o tym, co on uważa i są po tym pamiątki, jak on to sobie wszystko wyobraża. Otóż, konserwatyści powracając do władzy, uważali, że Wielka Brytania może utrzymać szczególną pozycję w świecie. Nie tyle dzięki swojemu własnemu potencjałowi, bo ten już nie jest taki jak kiedyś, w każdym razie równorzędny wobec amerykańskiego i radzieckiego, ile dzięki szczególnej pozycji, jaką Wielka Brytania zajmuje w wolnym świecie. Churchill sto swoim rozmówcom rysował w postaci takich jaj, tak jak je Churchill rysował. Otóż Churchill mówił, że wolny świat składa się z takich 3 wielkich kręgów. Po pierwsze - jest Europa, która się tam jakoś integruje i odbudowuje i z czasem będzie coraz silniejsza. Po pierwsze jest Brytyjska Wspólnota Narodów - Wielka Brytania zachowuje szczególne stosunki ze swoimi dawnymi koloniami. Po trzecie jest cos takiego jak szczególne stosunki brytyjsko-amerykańskie. Jest tam jakaś solidarność narodów mówiących po angielsku. Otóż wyjątkowość Wielkiej Brytanii polega na tym, że ona jest jedynym krajem, który należy jednocześnie do wszystkich tych 3 zbiorów. O żadnym innym kraju nie można nic takiego powiedzieć. Bo na przykład Kanada należy do Brytyjskiej Wspólnoty Narodów i Kanada ma z pewnością coś takiego jak szczególne stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, ale Kanada nie jest krajem europejskim, do trzeciego kręgu nie należy. Tylko Wielka Brytania należy do tych trzech kręgów jednocześnie. I GB powinna zachowywać równowagę między tymi trzema kręgami po top, aby zachować właśnie taką szczególną pozycję. A to oznaczało tyle, że Wielka Brytania w żaden z tych układów nie powinna wchodzić za głęboko. Nie powinna wchodzić na tyle, żeby to się działo ze szkodą dla pozostałych jej związków. Z takiego sposobu myślenia wziął się właśnie plan Mauldinga (???). Jesteśmy zainteresowani integracją europejską. Jesteśmy gotowi pójść na coś takiego jak strefa wolnego handlu. Ale nie jesteśmy gotowi pójść na cos takiego jak unia celna. Ponieważ idea wolnego handlu to jest w ogóle idea bliska tradycji brytyjskiej, ale gdybyśmy my poszli na unię celną, to by znaczyło, że myśmy się godzili na to, żeby jacyś Europejczycy mówili nam, jakie mają być cła na importowane do Wielkiej Brytanii towary australijskie. Na takie coś to my się nie godzimy. To jakie będą cła między nami a Australią to jest wyłącznie sprawa między nami a Australią i żadna Europa nie będzie nam tu nic nie dyktować. Dlatego wysunęli plan Mauldinga jako konkurencyjny do traktatów rzymskich. A kiedy się okazało, że z planu Mauldinga nic, to oni do traktatów rzymskich nie przystąpili, bo uznali, że ich takie rzeczy nie interesują. Na samym początku integracji europejskiej było zatem tak, że Anglików chciano, Anglicy nie chcieli, ponieważ uważali, że powinny zachować wobec tego pewien dystans. W drugiej połowie lat 50-tych to się zaczęło szybko zmieniać. Przede wszystkim wybito im z głowy, dosyć brutalnie to , że są wielkim mocarstwem. To się stało w czasie kryzysu sueskiego. W 1956 roku Naser znacjonalizował Kanał Sueski. Po paru miesiącach, w odpowiedzi na to, Wielka Brytania, Francja i Izrael wspólną operację i opanowały wojskowo kanał sueski. To było na przełomie października i listopada 1956 roku, to dosyć dramatyczny był moment, bo pamiętajcie państwo, że to kilka rzeczy działo się na raz. W Polsce dochodził do Władzy Gomółka, na Węgrzech było powstanie i kryzys sueski. Trzy rzeczy działy się jednocześnie. Dosyć był napięty moment w stosunkach międzynarodowych. I po raz pierwszy właściwie wtedy zadziałało takie cos, co się później nazwało gorąca linia. To znaczy Chruszczow zadzwonił do prezydenta Eisenhowera i się zapytał, czy będziemy robili wojnę światową o kanał sueski. Pytanie wyglądało poważnie, w każdym razie odpowiedzieć należało poważnie, więc Eisenhowera powiedział nie. Na to Chruszczow powiedział: „No to niech pan powie swoim chłopakom, żeby się stamtąd zabierali”. I Eisenhower to zrobił, kazał się im wynosić z Kanału Sueskiego. To znaczy, to nie było już tak brutalnie tutaj, tylko Amerykanie to w inny sposób oznajmili swoim sojusznikom, mianowicie powiedzieli im tak: „Wy oczywiście tam w tym Suezie robicie, co chcecie. Tylko pamiętajcie, że to jest poza zasięgiem gwarancji NATO. Jeśli wy, z powodu tego, co robicie w Suezie, znajdziecie się w wojnie z ZSRR, to sami będziecie tę wojne prowadzić, my nie mamy z tym nic wspólnego. I oczywiście, jak tamci usłyszeli takie cos od Amerykanów, to nie pozostawało im nic innego, jak tylko się z tego Suezu wycofać i to się skończyło kompromitacją. Znaczy to był taki pokaz słabości. Jeśli ktoś jest wielkim mocarstwem, to jego się tak nie traktuje. Jeśli ktoś pozwala się tak traktować, to znaczy, że nie jest wielkim mocarstwem. W tym momencie Anglicy zrozumieli, że nie ma czegoś takiego jak mocarstwowa pozycja Wielkiej Brytanii. I zaczęli zmieniać zdanie na temat swojego stosunku do integracji europejskiej. Skoro tak, skoro nie ma szczególnej pozycji Wielkiej Brytanii w świecie, to należy wyciągnąć z tego wnioski i zapisać się do tej Europy, nic innego nam nie pozostało. Tylko teraz okazało się, że jest na odwrót. Kiedy Anglicy zgłosili swoją chęć wstąpienia do EWG, to EWG im odmówiło. Odmówiło im przede wszystkim za sprawą generała de Gaulle'a, który tez wiedział, że istnieje cos takiego, jak szczególne stosunki brytyjski-amerykańskie. I jeśli on chciał budować EWG [przeciwko Amerykanom, to on nie chciał, aby wewnątrz byli Anglicy, bo Anglicy będą solidarni z Amerykanami w pewnych sprawach i Anglicy będą amerykańskim koniem trojańskim, on używał takiego określenia. Nie można wpuszczać amerykańskiego konia trojańskiego do EWG.

W tej sytuacji Anglicy mogli dwie rzeczy zrobić. Znaczy po pierwsze, ponawiali tą prośbę, dwa razy ponawiali i dwa razy było stanowcze nie. To w sumie była dla Wielkiej Brytanii sytuacja dość upokarzająca, oni uważali, że są trzecim takim mocarstwem na świecie. W związku z tym, żeby trochę złagodzić ten upokarzający aspekt, w tej sytuacji, Anglicy postanowili pokazać, że mają inną możliwość. Z inicjatywy Wielkiej Brytanii w 1960 podpisano traktaty sztokholmskie. To miała być taka symetryczna impreza do traktatów rzymskich. I powstała EFTA - Europejska Wspólnota Wolnego Handlu. Przez pewien czas Anglicy używali EFT-y właśnie w ten sposób, aby pokazać EWG, że mają inna możliwość. O tym, jak było wewnątrz EFT-y to powiemy sobie następnym razem, dzisiaj jeszcze tylko o tym de Gaulle'u. Bo de Gaulle powiedział, że po moim trupie. I przez długi czas wyglądało na to, że to była prawda. Rzeczywiście, jak umarł de Gaulle, to głosowania ruszyły i Wielką Brytanie przyjęto. Ostatnio zaczęło się okazywać, że ta sprawa ma (???), zaczęły wychodzić takie rzeczy na wierzch, które świadczyły, że już de Gaulle z tego veta zdążył się przed swoją dymisją wycofać. Problem polegał na tym, że Francuzi budowali sobie bombę wodorową i się zacięli na jakimś szczególe technicznym, nie wiedzieli czegoś i nie mogli skończyć. I Anglicy wiedzieli, że Francuzi mieli taki kłopot i ponieważ Anglicy już mieli bombę wodorową i wiedzieli co to jest, czego Francuzi nie wiedzą, więc dali do zrozumienia de Gaulle'owi, że gotowi są podsunąć ściągę, ale jeśli Francja przestanie się wygłupiać z tym vetem. I rzeczywiście takie porozumienie w 1968 roku po cichu zawarto. To znaczy zaraz potem wybuchła ta Francuska bomba wodorowa i to był sukces nauki francuskiej i ci francuscy profesorowie, którzy te bombę zbudowali, to nagrody podostawali, a tak naprawdę to dostali ściągę od Anglików i już de Gaulle zdążył obiecać Anglikom, że następny raz veta nie będzie. Tyle, że ten następny raz odbywał się już po dymisji de Gaulle'a, więc on osobiście nie musiał zmieniać zdania. Czyli następnym razem zaczynamy od EFT-y. Dziękuję bardzo.

{wykład o EFTA i krajach III świata}

Zrobiłem sobie rachunek wykładów do końca i wyszło, że ich jest już bardzo mało i będziemy mieli długie przerwy pomiędzy wykładami. W związku z tym moje plany są następujące: dziś mówimy sobie o tej integracji europejskiej, kończymy i o trzecim świecie, następnym razem mówimy o Japonii i azjatyckich tygrysach, a potem zajmujemy się krajami socjalistycznymi i PRL-em i w tym PRL-u będziemy się babrali do samego końca. Bo takie jeszcze rzeczy mamy do zrobienia.

Poprzednio doszliśmy do przełomU lat 60-tych i 70-tych w opowiadaniu EWG, do momentu kiedy zaczęło mięknąć veto generała de Gaulle'a w sprawie przyjęcia nowych członków. Na początku lat 70-tych takie rozmowy rzeczywiście się zaczęły, w 72 roku podpisano umowy z 4 krajami kandydatami do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej: z Wielką Brytanią, Danią, Irlandią i Norwegią. W tych krajach odbyły się referenda: czy chcą wchodzić, czy nie. W 3 z nich zakończyły się one sukcesem, a w Norwegii powiedzieli - nie. Dlatego 1 stycznia 1973 roku, kiedy przyjmowano nowych członków, to tylko trzech przyjęto i szóstka stała się dziewiątka. Żeby tą sprawę dokończyć, to było tak: w 1981 przyjęto Grecję, w 1986 - Hiszpanie i Portugalię, w 1985 znów podpisano układ z czterema państwami: Austrią, Finlandią, Szwecją i Norwegią (O! Witamy i czekamy aż pan łaskawie usiądzie! Niech pan się nie spieszy). Znów odbyły się referenda i po raz drugi w Norwegii to referendum miało wynik negatywny, to już się stał pewien taki obyczaj. W związku z tym znów przyjęto trzy kraje a Norwegia pozostała na zewnątrz. Mówiłem państwu, że reakcja Wielkiej Brytanii na to, że nie jest wpuszczana do EWG była dwojakiego rodzaju, po pierwsze Wielka Brytania ponawiała starania na wszelkie sposoby, żeby jednak wejść a po drugie, żeby pokazać, że ma inne możliwości, utworzyła konkurencyjną organizację: Europejską Wspólnotę Wolnego Handlu. Była to organizacja, która powstałą w gronie 7 krajów w 60-tym roku i te kraje obiecywały sobie to, co w nazwie, to znaczy wolny handel. Nie unię celna, tylko strefę wolnego handlu - to jest niższy szczebel integracji. W latach 60-tych mówiło się w ten sposób, że są dwie organizacje dążące do integracji europejskiej: szóstka EWG-owska i siódemka EFTY i zobaczymy, która wygra. Przez pewien czas to się tak traktowało, że to jest równorzędna rywalizacja i zobaczymy, kto wygra. Dosyć szybko okazało się, że wiadomo kto wygra i tak naprawdę EFTA nie jest realnym konkurentem wobec EWG. Z kilku powodów tak się okazało. Po pierwsze - to co sobie obiecywano w ramach EFTY to było dużo mniej, niż to co sobie obiecywano w EWG: nie unię celną, tylko strefę wolnego handlu, a o takich fanaberiach, jak swobodny przepływ kapitału, czy siły roboczej, to tam w ogóle nie było mowy. Po drugie, EWG stanowiło taki dosyć logiczny z punktu widzenia geograficznego blok. To były takie kraje rzeczywiście zajmujące centrum Europy. No z pewna taka wyrwą, polegającą na tym, że nie należała tam Szwajcaria i Austria, więc to troszeczkę przecinało to EWG. Ale te kraje graniczyły ze sobą i stanowiły taki zwarty blok. Zresztą w latach 60-tych była taka moda, żeby powoływać się na tradycje imperium Franków i państwa Karola Wielkiego. Bo to mniej więcej były granice EWG. Poza tym, Karol Wielki to jest taki władca, do którego poczuwają się zarówno Niemcy jak i Francuzi, to jest taki wspólnym władca, więc to był dobry symbol pojednania francusko-niemieckiego, a dodatkowa jeszcze zaleta tej analogii historycznej polegała na tym, że imperium Franków nie obejmowało Wielkiej Brytanii, więc tu jeszcze antybrytyjski akcent tej analogii jeszcze. EFTA, z punktu widzenia geograficznego byłą zupełnie przypadkowym zbiorem krajów. No bo co wspólnego miała ze sobą, Portugalia, Austria, Szwecja, Islandia, Finlandia. To były te kraje Europy zachodniej, które nie weszły do EWG, takie było kryterium wejścia do EFTY, na dobrą sprawę. W związku z tym EFTA nie stanowiła jakiejś logicznej całości, tylko to była zbieranina taka przypadkowa. W latach 60-tych mówiło się jednak, że to są konkurencyjne organizacje. To, że one nie są konkurencyjne stało się całkiem jasne w 1972-3 roku, kiedy kilka krajów z EFTY przeszło do EWG. To już świadczyło o tym, że EWG jest bardziej atrakcyjne towarzysko. Ponieważ wśród przechodzących była Wielka Brytania, która poczuwała się do odpowiedzialności za powołanie EFTY do życia, a teraz niektórych swoich partnerów z EFTY musiała zostawić na lodzie, dlatego Wielka Brytania uznała, że w momencie wchodzenia do EWG powinna dla EFTY coś zrobić, żeby to nie było tak, że nieelegancko się ta trójka z tą EFTĄ rozstaje. Dlatego od tej pory zaczęły się takie kontakty między EWG i EFTĄ, które miały z czasem doprowadzić to tego, że między tymi dwoma blokami znikły bariery celne. Znaczy kraje EFTY nie stały się członkami unii celnej tak, jak w EWG, ale pomiędzy EFTĄ a EWG likwidowano bariery celne. Później przez pewien czas było tak, że tą EFTĘ traktowano jako przedpokój do EWG, taką poczekalnię. Jak myśmy na początku lat 90-tych zaczęli przymierać, tak jeszcze nieśmiało, do EWG, to EWG nam powiedziało: Może wy byście najpierw do EFTY się zapisali, tam sobie poćwiczyli. Wtedy tam stolicą był Sztokholm, zresztą od początku stolicą EFTY był Sztokholm, więc myśmy z takim pomysłem poszli do Szwedów. Szwedzi byli tym urażeni autentycznie, znaczy Szwedzi poczuli się obrażeni, że ich traktuje się jak przedpokój, no ale tak to naprawdę było, a w tej chwili, po wejściu Szwecji do EWG, to właściwie z tej EFTY już niewiele zostało, to już w takim szczątkowym składzie funkcjonuje. O integracji Europejskiej będą państwa na tych studiach zaczepiać, przy każdej możliwej okazji, to jest temat, który jeszcze państwu bokiem wyjdzie, więc ja nie chcę go za bardzo rozwijać, zwłaszcza w tych bardziej współczesnych sprawach, bo są tacy, którzy to wiedzą dużo lepiej ode mnie. O jednym, wątku historii EWG chciałem jeszcze powiedzieć, mianowicie o stosunkach EWG z trzecim światem. Było tak, że EWG powstawało w okresie, kiedy dokonywała się dekolonizacja. Ale niezależnie od tego, że dekolonizacja polegała na tym, że dawne kolonie odzyskiwały niepodległość polityczną, to w wielu wypadkach zachowywały one jakiej szczególne gospodarcze związki z dawną metropolią i to był układ, obustronnie korzystny często, chociaż często nazywany neokolonializmem i jakąś formą wyzysku kolonialnego. W każdym razie, wśród założycieli EWG znalazło się kilka krajów, które miały imperia kolonialne i z tymi swoimi imperiami kolonialnymi utrzymywały pewne szczególne stosunki gospodarcze. I od początku w związku z tym był problem, jak te dwie rzeczy pogodzić. Jak pogodzić integrację metropolii w Europie z zachowaniem szczególnych stosunków gospodarczych z byłymi koloniami. Ten problem mieli przede wszystkim Francuzi, no bo oni mieli wspólnotę francuską, strefę franka, różne takie rzeczy, dosyć silne takie mieli związki z krajami Afryki frankofońskiej. Ten problem miała Belgia, która miała specjalne stosunki z Kongiem, no na trochę innych zasadach Holandia i Włochy, które się upominały o Somalię w ramach tego układu. Zastanawiano się, jak to zrobić przez parę lat i pierwszym wyraźnym efektem tych refleksji był układ w Yaounde (stolica Kamerunu), w 1963 roku. Powstała wówczas taka grupa krajów, przede wszystkim afrykańskich, chociaż tam jakieś drobiazgi z innych części świata też weszły, ale głównie to dotyczyło Afryki, które uzyskały status stowarzyszenia z EWG. Metropolie załatwiły swoim dawnym koloniom, że one stały się stowarzyszone do EWG i uzyskały pewne przywileje w kontaktach gospodarczych z Europą. Te układy w Yaounde były zawierane na 5 lat, bo zakładano, że to jest taki rozsądny czas, na który można się w takich sprawach umawiać, a za pięć lat będzie inna sytuacja rynkowa, to się dogadamy inaczej. Cały problem stał się dużo bardziej poważny w latach 70-tych i to z 2 powodów. Po pierwsze do EWG weszła Wielka Brytania. A to oznaczało, że te układy z Yaounde, trzeba by rozciągnąć na cały Commonwealth, a to by oznaczało, że praktycznie prawie cała Afryka wejdzie w taki układ zrzeszenia z EWG. W każdym razie grono zainteresowanych krajów się znacznie poszerzyło. Po drugie, to wszystko działo się w okresie pierwszego szoku naftowego, kiedy to powstał kartel producentów ropy naftowej i się okazało, że ten kartel jest w stanie dyktować warunki krajom uprzemysłowionym. Istniała taka groźba, że OPEC stanie się wzorem dla innych takich karteli surowcowych i w ślad za kartelem naftowym powstanie kartel kawowy, kakaowy, bananowy i różne takie inne następne. I że one zaczną windować ceny, a to z kolei napędzi bardzo procesy inflacyjne. To była perspektywa nierealna jak się okazało, bo poza kartelem naftowym, żaden inny nie zdołał się tak zorganizować, ale istniała taka groźba w latach 70-tych. Dlatego w 1975 podpisano z tymi wszystkimi krajami nową konwencję, tym razem w Lome (Lome to jest dla odmiany stolica Togo). Tam stworzono system, który od tej pory działa i nazywa się STAVEX (???). To znaczy, żeby nie dopuścić do powstania takich karteli surowcowych, Europa zaproponowała krajom surowcowym trochę coś innego. Są takie kraje w świecie, które mają tylko jeden produkt eksportowy, na przykład tylko robią kakao, albo coś innego. I gwałtowne załamanie się takiego surowca na giełdach może oznaczać dla takiego kraju katastrofę, tam parę milionów ludzi umrze z głodu. Żeby przed czymś takim zabezpieczyć słabszych partnerów, system STAVEX gwarantuje im, że w razie gwałtownego załamania się stawek eksportowych gwarantuje im, że Europa kupując od nich te dobra będzie stosowała ceny średnie kroczące z ostatnich 5 lat. Czyli ta obniżka gwałtowna dotrze do tamtych krajów za pięć lat -będą mieli czas, żeby się przygotować, a poza tym w ciągu tych 5 lat zapewne coś się takiego z tymi cenami zrobi, że to na przykład pójdzie w drugą stronę. System STAVEX był pomyślany jako forma pomocy Europy dla krajów III świata. W związku z tym on nie działał w przeciwnym wypadku. W przypadku gwałtownego wzrostu cen tych surowców od razu płacono nowe ceny i nie było średniej kroczącej, to działało jedynie w przypadku załamania cen. I konwencja Lome taki system wprowadzała i po drugie w Lome po raz pierwszy zjawiły się również kraje Commonwealthu i to objęło prawie całą Afrykę. O)d tamtej pory w tych sprawach niewiele się zmieniło, to znaczy konwencje Lome są podpisywane co 5 lat i w tej chwili funkcjonuje konwencja Lome 5, czy Lome 6. W każdym razie regularnie co 5 lat się taką nową podpisuje i ona ma kolejny numerek przy nazwie Lome. Znaczy jedna rzecz się zmieniło. W którymś momencie pojawiły się kraje stowarzyszone z EWG na tej zasadzie, na jakiej my na przykład jesteśmy z EWG i cała CEFTA. Znaczy pojawiły się kraje, dla których stowarzyszenie z EWG jest wstępem do pełnego członkostwa. I wtedy EWG postanowiło zmienić nazwę tego co jest pomiędzy nim a państwami zrzeszonymi w konwencji Lome. Ponieważ czym innym jest stowarzyszenie Polski z EWG, a czym innym Kamerunu. W przypadku Polski to stowarzyszenie zakończy się, miejmy nadzieję, pełnym członkostwem, w każdym razie tak jest przez wszystkich traktowana. W przypadku Kamerunu to nigdy się nie zakończy pełnym członkostwem. Tam nie o to chodzi - tam stowarzyszenie nie jest drogą do pełnego członkostwa. Ponieważ to są dwie różne rzeczy, to byłoby źródłem zamieszania, gdyby one się nazywały jednakowo. I dlatego w latach 90-tych w stosunku do tamtych krajów przestano mówić, że one są stowarzyszone. Przestano używać tego określenia właśnie po to, aby nie robić niepotrzebnych nadziei. Jeśli chodzi o to rozszerzanie EWG, o rozszerzanie pełnego członkostwa, a nie takich form współpracy, top na jedno wydarzenie chciałem zwrócić państwu uwagę, które przeszło niezauważone w Polsce, a było ważne. Otóż w 1987 roku podanie o przyjęcie do EWG złożyło Maroko. I podanie Maroka zostało odrzucone z uzasadnieniem geograficznym. To znaczy my nie mamy nic przeciwko Maroku, Maroko z pewnością spełnia większość kryteriów, ale EWG jest organizacją europejską i taką chce pozostać, w związku z tym takie prośby z zagranicy nie będą przyjmowane. To było o tyle ważne , znaczy poza Marokańczykami to mało kto to wtedy zauważył, ale to stworzyło pewien precedens i pokazało, jakie są granice ewentualnej ekspansji EWG. Z tego punktu widzenia zresztą bardzo drażliwe są stosunki z Turcją. Ponieważ Turcja jest w trochę lepszym położeniu niż Maroko, ponieważ kawałkiem leży w Europie, ma trochę mocniejsze argumenty. Ale coraz wyraźnie wygląda na to, że z Turcją się skończy podobnie i Turków to frustruje, a pech Turków polega na tym, że Turcja to jest taki kraj, który leży trochę w Europie, a trochę w Azji. I sądzę, że przywódcy EWG rozpatrując przypadek turecki przede wszystkim myślą o tym, że to co oni postanowią teraz w sprawie turcji, to może za kilka lat mieć charakter precedensu, jeśli Rosja zacznie się starać. Wszystko, co dziś się postanowi w sprawie Turcji, będzie precedensem w momencie, jeśli będziemy za kilka lat rozmawiali z Rosją i z tego powodu trzeba dzisiaj uważać na to, co się da Turcji. No i na tym właśnie pech turecki polega, że wpadli w rolę takiego precedensu.

Pomówmy sobie o trzecim świecie. Samo to pojęcie jest nieprecyzyjne i w żadnym wypadku nie będziemy go tutaj próbowali precyzować. Tak intuicyjnie to chyba wszyscy wiedzą co to znaczy i wiadomo, że tam na pewno Ghana to jest III świat, a Belgia to na pewno nie jest III świat. Ale między Ghaną a Belgią to jest takie kontinuum, łatwo by było znaleźć takie kraje, przy których byśmy mieli wątpliwości - jest trzeci świat, czy jeszcze nie jest. Jeśli chodzi o źródło tej nazwy, to często są nieporozumienia, bo państwo sądzicie, niesłusznie: ta nazwa powstała w ten sposób: pierwszy świat, to jest kapitalistyczny, drugi - socjalistyczny, a trzeci - reszta. Ewentualnie możnaby się spierać, jaka ma być kolejność tych pierwszych dwóch. Otóż nie. To w ogóle nie stąd się wzięło i nie na tym polega. Termin trzeci świat został stworzony przez publicystów francuskich, w latach 50-tych, w pierwszej połowie lat 50-tych i oni ten termin wymyślili jako analogię trzeciego stanu we Francji przed rewolucją. To są ci biedni, ale ich jest dużo i oni się upomną o swoje. Tak, że to się z zupełnie innej wyliczanki wzięło - ta trójka. Ja się jakoś szczególnie nie znam na trzecim świecie, więc to, co ja się będę tutaj państwu wymądrzał, to mówię przede wszystkim na podstawie takiej bardzo fajnej książeczki Galbraitha „Istota masowego ubóstwa”. To jest taka książka określająca pewne cechy trzecioświatowości przekonywająco. Galbraith tę książeczkę zaczyna od takiego pytania: dlaczego niektóre kraje są biedne i rozpatruje po kolei odpowiedzi, których ludzie zazwyczaj udzielają na tak postawione pytanie. I się z tymi odpowiedziami rozprawia. No bo ludzie na przykład mówią tak: „No bo kraje trzeciego świata są biedne, ponieważ były koloniami i były wyzyskiwane i dlatego dzisiaj są biedne”. Ale gdyby to była prawda, to biedne powinny być Stany Zjednoczone, one były kiedyś kolonią i były wyzyskiwane. Wprawdzie to było dawno, ale Stany Zjednoczone nie powinny być dużo bogatsze od Boliwii, staż niepodległości to jest prawie już porównywalny teraz, więc to nie jest to. Inna odpowiedź, jakiej ludzie często udzielają na takie pytanie jest następująca: te kraje są biedne, ponieważ nie posiadają bogactw naturalnych i muszą je importować. Żeby ta odpowiedź była prawdziwa, to biedna musi być Japonia. Mało jest na świecie tak kiepskich pod względem bogactw naturalnych krajów jak Japonia. A Japonia nie jest biedna, więc to nie na tym polega. Przez rozprawienie się z takimi zdroworozsądkowymi wyjaśnieniami Galbraith ostatecznie dochodzi do takiego mechanizmu - równowagi ubóstwa, a którego źródłem są sprawy demograficzne. Galbraith twierdzi, że ubóstwo jest stanem równowagi, tzn. że znaczy, że bardzo trudno jest wytrącić jakiś kraj z ubóstwa. Bo ubóstwo ma tendencje do tego, żeby się samo stabilizować, jak taka wańka-wstańka. Źródłem tego mechanizmu są właśnie sprawy demograficzne. Mówiliśmy sobie o eksplozji demograficznej w krajach rozwiniętych i o tym, że ona w pewnym momencie zaczęła wygasać, ponieważ ludzie stanęli przed takim wyborem: albo nadal dużo dzieci i bieda, albo trochę mniej dzieci i trochę lepsze życie. Coraz więcej ludzi wybierało ten drugi wariant, to spowodowało wygaszenie eksplozji demograficznej. W trzecim świecie dokonuje się obecnie eksplozja demograficzna. Z tym, że w trochę inny sposób ona się dokonuje niż w krajach rozwiniętych.. Przede wszystkim trochę inny był mechanizm jej uruchomienia. W krajach rozwiniętych eksplozja demograficzna była wynikiem postępu medycyny i za tym poszedł spadek śmiertelności, przy czym ten postęp medycyny był jedynie fragmentem ogólnego postępu we wszystkich innych dziedzinach życia, który się wtedy dokonywał w tych krajach. W związku z tym eksplozja demograficzna w krajach rozwiniętych pojawiła się wtedy, gdy te kraje były przygotowane na to, aby ją przyjąć. Pod rozmaitymi względami, na przykład pod względem takim, że równolegle dokonywała się rewolucja agrarna, dokonywały się takie zmiany w rolnictwie, które pozwoliły na zwiększenie produkcji rolnictwa i ta przybywająca masa ludności miała się z czego wyżywić. Otóż w krajach III świata postęp medycyny, który spowodował eksplozje, był w dużym stopniu importem z Europy. To państwa kolonialne uznały w pewnym momencie, że coś dla tych kolonii powinny zrobić, jeżeli mają uzasadnić swoją tam obecność czym innym, poza pazernością. Jedną z najprostszych i najtańszych rzeczy, jakie im w tamtej sytuacji przychodziły do głowy, było przenieść im tam zdobycze europejskiej medycyny. Te zdobyczy europejskiej medycyny to nie były żadne cuda - szczepienia, aseptyka, takie najprostsze rzeczy, które dzisiaj dla nas są oczywiste, a które pozwoliły, żeby tam szybko spadła śmiertelność dzieci i żeby ruszyła z miejsca eksplozja demograficzna. Ale ta eksplozja demograficzna ruszyła w krajach, które poza tym w żaden sposób nie były przygotowane na to, że ona ruszy. Przede wszystkim nie były przygotowane na to z punktu widzenia swoich możliwości żywnościowych. W związku z tym ta eksplozja tam ruszyła w takiej próżni gospodarczej. Nie było tego całego zaplecza, które Europie pozwoliło tę eksplozję bezboleśnie wchłonąć. Co gorsza, tam nie działa ten mechanizm, a przynajmniej nie działa wystarczająco wyraźnie, żeby nie trzeba było się niepokoić, ten mechanizm, który z czasem spowodował w krajach rozwiniętych wyhamowanie eksplozji. W krajach rozwiniętych wyhamowanie eksplozji pojawił się dylemat: czy więcej dzieci, czy trochę lepsze życie. Otóż przed ludźmi w trzecim świecie taki dylemat nie stanął. Niezależnie, co oni postanowią w kwestii dzieci, życie będą mieli jednakowo kiepskie. Więcej nawet i na odwrót, dużo dzieci może być rodzajem polisy na starość. To zwiększa szanse, że gdy człowiek będzie stary i zramolały, to ktoś się nim zajmie. W związku z tym, żadne czynniki gospodarcze nie zachęcają do tego, żeby zmniejszyć liczbę dzieci i to jest przedmiot sporów demografów dzisiaj. Są takie konferencje, na których obok wątków religijnych, bo tu się wtrącają religie z tym, co mają do powiedzenia na ten temat, ale oprócz sami demografowie się spierają między sobą: przecież w czasie, gdy była eksplozja demograficzna w Europie, to też przecież były takie obawy formułowane, na przykład przez Malthusa, ale potem się okazało, że się Malthus pomylił, bo to samo wygasa. I w związku z tym niektórzy na tych konferencjach mówią, że my jesteśmy zbyt niecierpliwi, to musi trochę potrwać, a potem samo wygaśnie i ci, co kraczą się pomylą tak samo, jak się pomylił Malthus. A druga strona odpowiada, że te czynniki, które tu wystąpiły, to tam nie występują, więc może to się skończyć inaczej. Nie musi się okazać, że ta eksplozja wygasa. W każdym razie, żeby przed przerwą dojść już do określenia mechanizmu równowagi ubóstwa, to Galbraith to sobie mniej więcej w ten sposób określa: kraje trzeciego świata, to są takie kraje, które nawet gdyby się jakimś cudem wzbogaciły, to ten przyrost bogactwa nie zostanie skonsumowany w ten sposób, że wzrośnie poziom życia ludności, tylko wzrośnie liczba ludności. Każdy wzrost bogactwa zostanie skonsumowany przez przyrost liczby ludności, a nie spowoduje wzrostu poziomu życia. Dopóki kraj pod względem demograficznym tak się zachowuje, dopóty jest trzecim światem. Jeżeli zdoła się z tego wyrwać, to wtedy wzrasta poziom życia i to przestaje być trzeci świat. I tak to określił Galbraith. No to zróbmy przerwę.

{po przerwie} Proszę państwa. Eksplozji demograficznej towarzyszą procesy urbanizacyjne. W trzecim świecie dokonują się procesy urbanizacyjne, to znaczy wzrasta procent ludzi mieszkających w miastach. Tak było i w krajach uprzemysłowionych. Tylko że w krajach uprzemysłowionych to wyglądało troszczeczkę inaczej. Tam procesy urbanizacyjne postępowały równolegle z procesami industrializacji. Rozwijał się przemysł, w związku z tym wokół tego przemysłu powstawały lub rozwijały się miasta, ci którzy przenosili się ze wsi do miasta przenosili się tam, gdzie był przemysł. Na nich tam czekała praca. Może nie na wszystkich, ale na większość. W trzecim świecie powstają wielkie miasta, ale wielokrotnie dokonuje się to bez industrializacji. Ludzie przenoszą się ze wsi do miast, ale w miastach nie powstają dla nich miejsca pracy. Przenoszą się, ponieważ łatwiej jest, mimo wszystko przeżyć na wsi w takiej sytuacji. Wieś jest w stanie się zagęścić do jakiegoś pułapu i powyżej tego pułapu nie da rady i już, w mieście zawsze można coś ze sobą zrobić. Nawet jeśli ktoś żyje z żebractwa. Na wsi jest taka instytucja dziada wiejskiego, który chodzi od chałupy do chałupy i każdy mu coś tam daje i on się utrzyma. Z tym, że wieś może utrzymać jednego takiego dziada, jak drugiego dziada musi utrzymać, to pierwszemu się pogorszy. A jak się pojawi trzeci dziad, to ci dwaj pierwsi zrobią coś, żeby go nie było, bo tam jest płytki rynek po prostu na tego typu usługi. W mieście jest inaczej, w mieście jest gdzie się podziać. A nawet w sytuacji takiej katastrofalnej, jak będzie klęska głodu i na przykład będzie szła pomoc żywnościowa z zagranicy, to pomoc najpierw dotrze do miast, a potem, jeżeli w ogóle, do wsi. W związku z tym w takiej sytuacji w mieście są większe możliwości przeżycia. W trzecim świecie w czasie ostatnich kilkudziesięciu lat odbyły się gwałtowne procesy urbanizacyjne. Tutaj bardzo pouczające jest porównanie listy największych miasta na świecie sprzed kilkudziesięciu lat i obecnie. W 1960 roku ta lista wyglądała tak: Tokio, Londyn, Nowy Jork, Szanghaj, Moskwa, Meksyk, Pekin, Buenos Aires, Chicago, Berlin (jako całość) - tak było w 60-tym roku. To znaczy, proszę zwrócić uwagę, co jest na tej liście ważne - największe miasta na świecie to mniej więcej są również centra bogactwa albo przynajmniej centra potęgi politycznej, trudno Moskwę nazwać centrum bogactwa, ale na pewno można ją nazwać potęgą polityczną. W 1990 to wyglądało tak: na pierwszym miejscu (ale to sztuczny twór jest) Tokyo-Yokohama (to jedno miasto jest i na tej zasadzie to zachowuje pierwszą pozycję). Na drugim miejscu Meksyk, Sao Paulo, Seoul, Nowy Jork (na piątym), następny taki konglomerat japoński: Osaka-Kobe-Kyoto, Bombaj, Kalkuta, Buenos Aires, Rio de Janeiro, Moskwa (z piątego na jedenaste), Londyn (z drugiego na piętnaste), Chicago z 9-tego na 24-te. Znaczy tutaj bardzo kiepsko wypadają w tym drugim rankingu miasta chińskie, ale to jest kolejna historia, to jest skutek deurbanizacji, która była jednym z celów rewolucji kulturalnej, która się tam odbyła - to jest sztuczne. W każdym razie jak państwo widzicie najbogatsze miasta się na tej liście obsunęły, do pierwszej dziesiątki ławą weszły właśnie takie miasta III świata, przy czym ta urbanizacja ma inny charakter również w wymiarze architektonicznym: to nie są takie miasta, jak my sobie wyobrażamy, tylko to są miasta slumsów, to są miasta, gdzie się mieszka w jakiejś beczce po czymś czy kartonie po lodówce. Na szczęście dla trzeciego świata, to jest w takim klimacie, że tam można w ten sposób. Bo proszę zauważyć, że trzeci świat jest ograniczony w zasadzie do strefy tropikalnej, tylko tam da się funkcjonować na zasadzie takiej trzecioświatowej, bo to jednak tak jest, że im surowszy klimat, tym więcej trzeba wydać, żeby przeżyć. Bo w tropikach, jak człowiek ma T-shirta, jakieś buty i jeansy to jest ubrany na cały rok, a w klimacie surowszym jednak nie i podobnie jest z jedzeniem. To jest taka poprawka, którą proszę barć pod uwagę, jeśli mówicie państwo, że Rosja jest biednym krajem. Rosja to jest pod wieloma względami biedny kraj, ale jednak żaden kraj trzecioświatowy w takim klimacie jak rosyjski w ogóle nie mógłby funkcjonować.

Podczas gdy tam pod względem demograficznym dzieją się takie rzeczy, to czynnikiem limitującym liczbę ludności tak naprawdę jest bariera głodu. Liczba ludności będzie rosła aż do bariery głodu, w momencie, jak ją przekroczy, to nastąpi katastrofa i część ludzi umrze z głodu i to jest granica rzeczywista rozwoju demograficznego. Zjawisko głodu nie jest zjawiskiem nowym, ono zawsze było, ale tutaj jest też taka ciekawa zmiana w ciągu ostatnich 30-tu lat. W latach 60-tych, znaczy w czasach, gdy ja chodziłem do podstawówki, jak nas się pytano, gdzie na świcie jest głód, to pierwsza rzecz, jaką wszyscy odruchowo mówili, to Indie. To się kojarzyło z głodem. Wiadomo - głód, to w Indiach. Dziś tak nie jest, dziś Indie nie są obszarem głodu. Zmieniła się w czasie ostatnich kilkudziesięciu lat geografia głodu. Pewne rejony, które były tradycyjnie rejonami głodu, dziś nimi nie są, a za to mówi się o głodzie w innych miejscach, o których dawniej się nie wspominało. Dziś takim rejonem głodu są przede wszystkim południowe obrzeża Sahary. Tam występuje takie zjawisko pustynnienia, Sahara się przesuwa na południe co roku o ileś tam kilometrów i tym samym kurczy się obszar rolniczy i tam następuje klęska głodu. Natomiast na przykład na Półwyspie Indyjskim, właśnie w zasadzie głód został zlikwidowany. Jeśli to się zdarza, to zdarza się w Bangladesz, ale to z tego powodu się zdarza, że Bangladesz jest oddzielony granicą polityczną od reszty kontynentu i z powodu tej granicy tak się może stać, że tam będzie głód. Ale to nie wynika z możliwości całego Półwyspu Indyjskiego żywnościowych, bo gdyby tam tej granicy nie było, gdyby to funkcjonowało w takich granicach, jak było za czasów brytyjskich, to tam by tego głodu nie było na pewno nigdzie. To jest przede wszystkim zasługa takiego procesu, który nosił nazwę „zielonej rewolucji”. Pod koniec lat 60-tych z inicjatywy ONZ, znaczy FAO konkretnie. To jest agenda ONZ, która się takimi rzeczami zajmuje. Zaczęto pracować nad nowymi uprawami pszenicy, nowymi uprawami ryżu, takimi, które by dawały duża wydajność w warunkach tropikalnych. I to się udało w dużym stopniu, i to zlikwidowało głód na Filipinach, w Meksyku i na Półwyspie Indyjskim. Zielona rewolucja stwarzała szanse na likwidowanie głodu, nie została dokończona z powodu kryzysu naftowego. Pierwszy szok naftowy przerwał realizację zielonej rewolucji, bo się okazało, że tych krajów nie stać na to, gwałtownie wzrosły koszty i ci, którzy skorzystali, to zdążyli, a ci, którzy nie zdążyli, to nie skorzystali. Z punktu widzenia tego mechanizmu równowagi ubóstwa, warto spojrzeć na taki problem, który przez jakiś czas wydawał się być realnym dylematem, który stał przed krajami trzeciego świata. Czy mianowicie te kraje powinny naśladować rozwój rynkowy, czy też powinny raczej naśladować gospodarkę planową i (???) krajów socjalistycznych. Tutaj każda z tyhc opcji miała coś do zaproponowania. Opcja rynkowa obiecywała, w przypadku sukcesu, włączenie się w międzynarodowy podział pracy i rozwój jakichś względnie zaawansowanych technologicznie przemysłów. Z punktu widzenia tych problemów trzeciego świata, o których sobie przed chwilą mówiliśmy, było to, że nawet jeśli nam się uda i jakoś złapiemy te przyczółki nowoczesnej technologii, to to nie stworzy miejsc pracy dla tej masy ludzi. Bo jeśli ta technologia będzie nowoczesna, to ona stworzy niewiele miejsc pracy. Jak ona stworzy wiele miejsc pracy, to ona nie będzie już nowoczesna. Opcja rynkowa nie obiecywała rozwiązania problemu wielkiego bezrobocia, które eksplozja demograficzna produkowała. Opcja socjalistyczna to akurat mogłaby być. Bo to jest taki model industrializacji, który... były takie kraje, które zabrały się za budowę przemysłu ciężkiego, wzorem radzieckim i one właśnie takim sposobem próbowały się z tego zacofania wyrwać i tam sobie zaczęły w tych tropikach huty budować. To oczywiście, zwłaszcza jeśli będzie odpowiednio nieudolnie robione, to jest w stanie zaabsorbować całą tą siłę roboczą i jeszcze jej zabraknie. To by rozładowało, przynajmniej formalnie, problem bezrobocia. Wadą tej opcji jest natomiast to, że jak sobie to mówiliśmy, model gospodarki autarkicznej. To jest taki model, w którym w zasadzie wszystko sobie sami robimy i obywamy się bez handlu zagranicznego. Z punktu widzenia krajów trzeciego świata, to coś takiego jest możliwe pod warunkiem, że te kraje są w stanie same się wyżywić. Natomiast jeśli one muszą sobie z zewnątrz dokupić żywność, żeby utrzymać swoją ludność przy życiu, to muszą coś eksportować, żeby tę żywność mieć. Tych wyrobów hutniczych swoich oni nie wyeksportują, niby jak. W związku z tym, autarkiczność tego modelu decyduje o jego ograniczeniu. To była opcja możliwa, pod warunkiem że kraj był stanie mniej więcej sam się wyżywić. Jeśli natomiast nie był, to z tym modelem industrializacji powinien sobie dać spokój, już pomijając inne jego wady, mówimy tylko co to załatwia z punktu widzenia ekonomicznego i społecznego. Po uzyskaniu niepodległości przez większość krajów III świata w latach 60-tych przez pewien czas myślano o tym trzecim świecie w taki optymistyczny sposób. Że w ślad za odzyskaniem niepodległości pójdzie teraz rozwój gospodarczy, zwłaszcza jeśli ktoś wierzył, że źródłem biedy był wyzysk kolonialny, to teraz kiedy czynnik znikł, to powinien nastąpić rozwój gospodarczy. W związku z tym w latach 60-tych myślano o przyszłości tych krajów. Nie myślano o nich w kategoriach jakiejś takiej dożywotniej biedy. Tylko co najwyżej tę biedę traktowano jako przejściową fazę. Za tego typu poglądami szły kredyty. Zakładano, że te kraje będą się rozwijać, w związku z tym uważano, że one są dosyć wiarygodne jako kredytobiorca i dosyć łatwy one miały dostęp do kredytów. WE latach 70-tych to się jeszcze nasiliło na skutek szoku naftowego. Pierwszy kryzys naftowy oznaczał dla III świata wyraźne rozwarstwienie. Były kraje, które miały ropę naftową i które w związku z tym zrobiły piękne kariery. Dla całej reszty oznaczało to pogorszenie warunków, no ponieważ one musiały importować ropę naftową, energia stałą się droższa w związku z tym trudniejszy stawał się rozwój gospodarczy i wiele krajów musiało rezygnować z pomysłów, które jeszcze przed chwilą miały, między innymi ofiarą tego padł cały program zielonej rewolucji. Ale pod jednym względem ta druga połowa lat 70-tych była dla krajów III świata komfortowa. Po pierwszym szoku naftowym państwa arabskie zaczęły mieć bardzo dużo pieniędzy, bo te pieniądze zarabiały sprzedając ropę naftową. Jak to zwykle jak ci, którzy nie mieli pieniędzy i nagle zaczynają mieć, wydawano te pieniądze na różne dziwne ekstrawagancje i część tego została zmarnowana. To prawdę mówiąc jest pół biedy. Ale, żeby nie wiem jak namarnować, to zostawało krajom arabskim bardzo dużo pieniędzy, z którymi musiały coś zrobić. Nie bardzo były w stanie zaabsorbować tego u siebie, z powodu niedorozwoju własnego systemu bankowego. W krajach islamu na serio do dzisiaj traktuje się zakaz lichwy i bankowość islamska zmaga się z takim teoretycznym problemem, czy wolno brać procent od pożyczek, na przykład. Dopóki ludzie mają tego typu wątpliwości, dopóty nie rozwinie się porządna bankowość, bo w Europie ona zaczęła się rozwijać w momencie, kiedy sobie ludzie z tego typu wątpliwościami dali spokój. A w krajach islamu nie dali sobie do dziś. W związku z tym, tam sektor bankowy jest bardzo słabo rozwinięty i nie było banków, które byłyby w stanie wchłonąć te zarobione pieniądze. W związku z tym państwa arabskie lokowały te pieniądze w bankach zachodnich. Banki zachodnie nagle zaczęły mieć dużo wkładów, od których oczywiście trzeba było tym Arabom płacić procenty. Żeby na te procenty zarobić, to banki musiały gwałtownie szukać kredytobiorców, którzy zgodziliby się brać kredyty. W połowie lat 70-tych była taka sytuacja, że banki biegały i szukały kogoś, kto zechciałby wziąć kredyt, a kredytobiorcy byli dobrem rzadkim i banki sobie ich wyszarpywały. To była pokusa. Bardzo łatwo było się zadłużać w latach 70-tych. To zresztą była pokusa, której i Polska się nie oparła. W każdym razie kraje III świata zadłużały się wtedy bardzo łatwo przekraczając jakieś tam bezpieczne granice. Zwłaszcza, że temu zadłużaniu towarzyszyła inflacja. Inflacja jest zawsze korzystna dla dłużników, no bo ona deprecjonuje wartość tego długu i z związku z tym w czasie inflacji warto się zadłużać, wydaje się, że zadłużanie się w czasie inflacji jest działaniem racjonalnym. Pod warunkiem, że nagle komuś tam się nie odwidzi i nie zaczną walczyć z inflacją. Tak właśnie się stało. W polityce gospodarczej czołowych krajów rozwiniętych, na przełomie lat 60-tych i 70-tych nastąpił zwrot monetarystyczny, zaczęła się polityka trudnego pieniądza, zaczęła się polityka gaszenia inflacji poprzez wysoką stopę procentową, temu wszystkiemu towarzyszył jeszcze II szok naftowy i kryzys gospodarczy, który zmniejszym możliwości eksportowe krajów zadłużonych. W tej sytuacji całe to zadłużenie z lat 70-tych okazało się pułapką. Okazało się, że wiele państw nie jest w stanie tego obsługiwać. Kryzys ujawnił się latem `82 roku. W sierpniu 1980 roku kolejne kraje Ameryki Łacińskiej, tak co kilka dni kolejny kraj, oznajmiał, że nie jest w stanie obsługiwać swojego zadłużenia i że jest problem. W pierwszej fazie kryzysu zadłużenia przywódcy państw zachodnich myśleli o tym jedynie w kategorii zagrożenia dla własnego aparatu kredytowego. Jak oni zaczną te bankructwa ogłaszać, to nasze banki zaczną padać, bo będą musiały spisywać na straty tamte zobowiązania i się okaże, że są niewypłacalne i rozwalą nam aparat bankowy. Właściwie tylko w ten sposób Zachód o tym myślał. Że to może być tego typu problem. Że to może być problem dużo szerszy i poważniejszy, to kraje zachodnie przekonały się w 1984 roku, kiedy kraje zadłużone zebrały się na konferencji w Kartagenie i podjęły próbę stworzenia kartelu dłużników, który by wspólnym głosem rozmawiał z bankami. Powstała grupa z Kartageny, to była próba stworzenia kartelu dłużników. Ta próba się nie udała. Nie bardzo mogła się udać. Bo jednak kartel mogą stworzyć ci, którzy sami dyktują warunki. Oni się umawiają, że oni będą takie same warunki dyktować. Na przykład producenci ropy naftowej byli w stanie stworzyć kartel. Ale trudno wyobrazić sobie kartel, którego członkowie są w sytuacji petenta, a dłużnicy prawdę mówiąc byli w pozycji petenta. Nie bardzo mogli się stawiać. To znaczy oczywiście tacy mogą próbować się zmówić, ale jest bardzo łatwo złamać ich solidarność, bo wystarczy jednego z nich traktować lepiej niż pozostałych i on już przestanie być solidarny. Bardzo łatwo jest zburzyć tego typu solidarność ludzi, państw czy organizacji, którzy są w pozycji petenta. Tak właśnie Zachód sobie z tym poradził to znaczy zróżnicował traktowanie i ta solidarność szybko pękła. Tym nie mniej, to że raz się dało takiemu niebezpieczeństwu zaradzić, nie oznaczało, że się zawsze uda. Istniała groźba, że kiedyś taki kartel naprawdę skuteczny powstanie, a pamiętajcie państwo, że to jednak w dosyć napiętym okresie zimnej wojny się działo, że w to wszystko się wtrącał Związek Radziecki i on się ujmował za tymi dłużnikami. Istniała taka groźba, że jeżeli Zachód będzie tutaj zbyt stanowczy, to te kraje się politycznie przetoczą do obozu klientów Związku Radzieckiego, który się bardzo chętnie za nimi zacznie ujmować i to będzie nie tylko zagrożenie systemu kredytowego, ale poważny problem polityczny. To uświadomiło państwom zachodnim, że coś z tym trzeba zrobić, że sama troska o banki nie załatwia sprawy. W 1985 zaproponowany został plan Bakera. Baker to był Sekretarz Stanu USA. Plan Bakera polegał na czymś takim: nie wolno tych krajów, które w tym momencie mają problemy z płatnościami traktować jak bankrutów, bo jak będziemy ich tak traktować, to oni naprawdę zbankrutują. Należy im dalej pożyczać, należy pomóc w rozwoju. Jak one się zaczną rozwijać, to zwiększą się ich możliwości płatnicze i będą w stanie to spłacic. Ale banki muszą sobie uświadomić, że warunkiem odzyskania dawnych długów jest udzielanie dalszych kredytów. Zwłaszcza, że od 1982 roku, kiedy kryzys wybuch i kiedy było samo dno II kryzysu naftowego, to w 1984 już była niezła koniunktura i gdyby pomóc krajom zagrożonym, to one mogłyby z tej koniunktury korzystać i mogłyby się rozwinąć i potem z czasem zacząć spłacać długi. Takie coś wymyślił Baker. Wadą planu Bakera było to, że to miały zrobić banki prywatne. Baker apelował do banków prywatnych, aby one mądrze postąpiły i tak właśnie się zachowały. Tylko, że ani Baker, ani żaden rząd nie miały takiej władzy, żeby bankom cos takiego nakazać. Banki prywatne mówiły, że one muszą odpowiadać przed akcjonariuszami i nie mogą pożyczać takim krajom, które już mają problemy ze spłatą swoich długów. W związku z tym, to trafiło w próżnię, bo to banki się nie przejęły Bakerem. Drugi plan, który był skutkiem porażki planu Bakera, to był plan Brady'ego. Po raz drugi to był kolejny sekretarz stanu. Plan Brady'ego został przedstawiony w marcu 1988 roku. Aha, po drodze jeszcze jedno było wydarzenie, które unaoczniło rozmiary niepowodzenia planu Bakera. Otóż w 1986 roku, Peru ogłosiło, że ono może przeznaczać na obsługę zadłużenie 10% przychodów z eksportu, a więcej nie będzie, bo nie chce tego robić kosztem rujnowania własnego społeczeństwa. No i wszyscy wstrzymali dech i patrzyli co dalej będzie, czy Peru oberwie za to, co powiedziało, czy takie coś ujdzie Peru na sucho? Wiadomo było, że jak cos takiego ujdzie Peru na sucho, to za chwilę wszyscy inni to zrobią, bo się okaże, że tak można. To co zrobiło Peru, to postawiło wierzycieli w strasznie głupiej sytuacji. No, bo Peru nie mówiło, że nie będzie płacić, nie ogłaszało bankructwa. Dawało im nadzieje, że oni te swoje 10% dostaną. Równocześnie proszę zauważyć, że chytrość tego manewru polegała jeszcze i na tym, że to było 10% od eksportu peruwiańskiego. Od tej chwili banki, jeśliby się zgodziły na coś takiego, to byłyby zainteresowane tym, żeby eksport peruwiański był jak największy, bo im on będzie, tym więcej będzie to 10% wynosiło. No i okazało się, że ten numer w zasadzie przeszedł, znaczy banki nic nie mogły zrobić, bały się wszcząć przeciw Peru takie postępowanie, jakie wszczyna się przeciw krajowi niewypłacalnemu, bo to by oznaczało, że oni te 10% stracą. N i właściwie za Peru inne kraje zaczęły to robić. I na to przyszedł plan Brady'ego w 1988 roku. Plan Brady'ego przewidywał taki cały wachlarz posunięć, które miały zlikwidować kryzys zadłużenia. Po pierwsze, legalizował wtórny rynek: można było na wtórnym rynku handlować długami państw zadłużonych. Znaczy teoretycznie było powiedziane, że same kraje zadłużone nie powinny swoich długów na tym rynku skupować. Ale pokusa była wielka, aby to robić, bo jeśli można swoje długi skupować po 20 centów za dolara, no to warto to robić. No i oczywiście kraje zadłużone to robiły. Ponieważ to było coś, co się robiło z założenia poza prawem, bo to było coś od początku do końca nielegalne, w związku z tym, ci którzy się tym zajmowali byli wystawieni na wielkie pokusy i mamy aferę (???), która wynika właśnie z tego. W pozostałych krajach były Afery, bo podobnie się tam działo. To właściwie nie mogło się dziać inaczej. Po drugie, w planie Brady'ego obiecywano rozmaite ulgi dla krajów zadłużonych, pod warunkiem, że to wszystko będzie się działo równolegle z programem stabilizacyjnym uzgodnionym z IMF. Jeśli taki kraj dogada się z Funduszem i będzie przeprowadzał stabilizację walutową u siebie i będzie stabilizował gospodarkę i likwidował inflację, to w miarę tej stabilizacji może oczekiwać rozmaitych nagród, aż do umorzenia części długu włącznie, bo tak perspektywa też tam była. Te warunki obejmowały na przykład takie możliwości jak zamiana długu na udziały. Proponowano dłużnikom, aby w zamian za dług brali akcje przedsiębiorstw. To oczywiście oznaczało, że wpuszcza się obcy kapitał do siebie ale też, że jak się go wpuszcza, to on będzie zainteresowany w rozwoju gospodarczym tego kraju, nie da mu zginąć i będzie popierał eksport. Druga formułka to takie hasło: „Długi na pesos”. Ponieważ większość z tych największych dłużników była z Ameryki Łacińskiej - stąd ta nazwa. To znaczy była możliwość zamiany części zadłużenia części zadłużenia na rodzimą walutę i spłacania w rodzimej walucie, ale pod warunkiem, że równocześnie robimy program stabilizacyjny gasimy inflację i zmierzamy w stronę wymienialności tej waluty, to tylko pod takimi warunkami mogą się partnerzy zgodzić na to, że my to płacimy w naszej walucie. Nie dałoby się czegoś takiego robić i jednocześnie hiperinflacji, bo to by było za łatwo. Takie porozumienie dotyczące konwersji długów na zasadzie planu Brady'ego zostało podpisane z Meksykiem w 1989 roku. Potem w ślad za tym poszły porozumienia z innymi krajami dłużniczymi, między innymi z Polską. Plan Brady'ego okazał się na tyle skuteczny, że zlikwidował kryzys zadłużenia jako problem światowy. Właściwie po wprowadzeniu do życia planu Brady'ego ten problem znikł, co nie znaczy, że on znikł w poszczególnych krajach. Są kraje, które z tego nie wyszły do dziś, to są takie biedne kraje w Afryce właśnie, które są za słabe gospodarczo, aby się załapać na kryteria planu Brady'ego, z tym, że długi tych krajów są ogromne, jak na możliwości tych krajów afrykańskich. To dla nich jest ogromny problem. natomiast to już nie są tak ogromne długi, żeby one na przykład zagrażały kondycji światowego systemu kredytowego, tak jak zagrażały długi Brazylii, Argentyny czy Wenezueli. I w tym sensie problem został zlikwidowany. Proszę państwa, to następnym razem przenosimy się nad Pacyfik i mówimy o Japonii i „tygrysach”. Dziękuję.

TYGRYSY AZJATYCKIE

JAPONIA

Po II wojnie światowej Japonia była do 1952 okupowana przez USA (odzyskała w 1952 suwerenność). Do 1948 roku USA sądziły, że ich partnerem w tym regionie będą Chiny, a Japonia będzie mniej ważna. Upadek Chin Kuomintangowskich zdecydował o wzroście znaczenia Japonii. Gen McArthur - dowódca okupacji, autonomiczny w swych decyzjach. Zachował instytucje cesarza, nie już jako osobę boską i nieomylną, ale jako gwaranta ciągłości w państwowości japońskiej. Zachował także parlament japoński, który podjął decyzję o wojnie (do wyborów w kwietniu 1946). Wybory te różniły się od poprzednich - dopuszczono kobiety (wymóg USA), swoboda działalności partii politycznych. Amerykanie przeprowadzili reformę rolną, likwidującą za odszkodowaniem wielką własność ziemską. Powstała dosyć zamożna warstwa średnich chłopów, stająca się chłonnym rynkiem zbytu. Zaczęli także interesować się polityką, wyborami ... - jednym słowem stali się klasa średnią. Dawni właściciele otrzymali realne odszkodowanie (równe wartości ziemi), które zainwestowali w przemyśle. Zamożni chłopi walczyli z wolnym handlem obawiając się konkurencji. USA przeprowadziły demonopolizację, gdyż monopolizację gospodarki japońskiej uznano jako przyczynę agresywnej polityki Japonii. W 1946 Zaimatsu zamieniono w spółki akcyjne, początkowo mało wartościowe, ale w 1948 USA zgodziły się na odbudowę, już jako Keiretsu. Akcje ich stały się bardzo wartościowe. Nie pozwolono jednak wracać do starych nazw. Jedną z pierwszych decyzji rządu Japonii w 1952 była zgoda na powrót do dawnych nazw. Zabiegi demonopolizacyjne zwiększyły wewnętrzną atrakcyjność gospodarki Japonii. W pierwszych latach po wojnie w Japonii była spora inflacja, zwłaszcza do 1948 roku, gdy rządzili socjaliści. Ich przeciwnicy, liberałowie wygrali w 1949 między innymi dzięki obietnicy zahamowania inflacji. Do 1993 stale wygrywała Partia Liberalno - Demokratyczna. Walka o władzę dotyczyła jej frakcji a nie partii. W 1949 przeprowadzono stabilizację walutową (J. Dodge - USA). stworzono mocniejszego jena, 360 Y/ 1 USD, potem ulegał aprecjacji (obecnie do ok. 100 Y/1 USD). Umożliwiło to wysoki udział oszczędności, małą konsumpcję. W Japonii nie było tradycji związków zawodowych. USA poparły ich rozwój (przeciwwaga dla monopoli). Powstało wiele związków zawodowych, ale o małej wielkości. Pierwszą próba sił, w 1946 był strajk generalny proklamowany przez związki (inflacja, podwyżki). USA były przeciwne, McArthur zmusił związkowców do odwołania strajku. Związki pozostały jednak potęgą. Nissan, w 1953 - wielki strajk, inne związki pomagały (m.in finansowo) - tak więc powstało także stowarzyszenie pracodawców, które wspierało dyrekcję Nissana. Ostatecznie strajk się załamał. W trakcie I szoku naftowego zaczęła rosnąć inflacja, ale pracodawcy zawarli ze związkami umowę, w myśl której oni nie będą żądać podwyżek płac, w zamian za nie zwalnianie pracowników. Do 1960 r. japońskim samolotom nie wolno było latać do USA. W 1960 tylko na zachodnie wybrzeże, na cały kraj dopiero w 1969. Układ z 1952 czynił Japonię sojusznikiem USA, więc Japonię okrywał amerykański parasol atomowy. W 1960 układ renegocjowano, Japończyków niepokoiły amerykańskie siły jądrowe, co groziło atakiem atomowym ZSRR. W 1950 powstało Ministerstwo Przemysłu i Handlu Zagranicznego (ang. MIT), sterowało japońskim cudem gospodarczym. Do końca lat 60-tych Japonia była silnie zetatyzowana.

Na początku rozwoju - tańsza siła robocza, stawia się więc na te gałęzie przemysłu, gdzie konkuruje się tanią siłą roboczą, głównie lekki (w Japonii - lata 50 - te). Społeczeństwo zaczyna się bogacić, siła robocza staje się porównywalna z innymi. Przesuwa się środki z przemysłu lekkiego ku gałęziom bardziej zaawansowanym technicznie. Przemysł ciężki - lata 60-te, głównie hutnictwo i przemysł stoczniowy (preferencje MIT). Siła robocza jest już tak droga, że produkcja jest już w ogóle nie konkurencyjna. Wtedy zaczyna się wprowadzać wysokie technologie, gdzie liczy się wiedza, której inni nie posiadają (po I szoku naftowym). Bogacąc się, społeczeństwo musi się kształcić, bo inaczej załamie się bilans handlowy. Kryzys naftowy spowodował, że stocznie koreańskie stały się tańsze. Do 1975 zamknięty był Kanał Sueski, więc produkowano wielkie tankowce, które po otwarciu kanału okazały się bezużyteczne. W latach 50-tych rozwijała się motoryzacja, słabej jakości, głównie na rynek wewnętrzny, przy czym MIT był przeciwny rozwojowi motoryzacji w Japonii. USA produkowały w tym czasie ogromne samochody, bardzo wygodne, ale wiele palące. Pierwszy kryzys naftowy spowodował, że dobre stały się samochody o małym zuzyciu paliwa.

Wojna koreańska nakręciła w Japonii koniunkturę. Była na zapleczu, ale nie brała udziału. Dzięki niej, USA rozluźniły kontrolę nad japońską armią. W 1954 zniesiono zakazy dotyczące produkcji zbrojeniowej. W okresie zimnej wojny Japonia nie ponosiła kosztów zimnej wojny jak jej konkurencja. Japonia nie zgadza się na wolny handel i zniesienie barier celnych w trosce o swoje rolnictwo. W latach 50-tych tanie towary japońskie zaczęły zalewać rynek europejski, pod koniec 60-tych także amerykański. Amerykanie nie mogli jednak rozpocząć wojny celnej z Japonią, bo były zaangażowane w GATT i w obniżanie ceł. Wojna celna między KWR zniszczyłaby dzieło GATT. W 1957 pojawiły się dobrowolne ograniczenia eksportowe (Japonia eksportuje określoną ilość produckji do Europy, teraz też do USA).

Wysoka stopa akumulacji - społeczeństwo żyło skromnie w porównaniu z odnoszonymi sukcesami gospodarczymi. Kryzysy naftowe dały Japonii do myślenia: nastawienie na eksport uzależniło ją silnie od wahania koniunktury międzynarodowej. Należało więc zabezpieczyć się poszerzając rynek wewnętrzny. USA wywierały presję na zwiększenie japońskiego importu z USA. Premier Nakasone w 1987 (???) rozpoczął kampanię zwiększenia aspiracji konsumpcyjnych społeczeństwa apelując o kupowanie towarów amerykańskich. Sytuacja ta oznaczała, że już nigdy Japonia nie będzie miała taniej siły roboczej ani wysokiego poziomu akumulacji.

Początkowo, wydawało się, że Japonia jest odosobniona w swoim rozwoju. Od lat 60 - tych Korea Płd., Tajwan, Hongkong i Singapur - azjatyckie tygrysy. Koniunkturę nakręciła u nich wojna amerykańska. W latach 80-tych pojawiła się następna grupa - tygrysy azjatyckie II generacji: Tajlandia, Malezja, Filipiny, Indonezja.

Tygrysy I generacji odniosły trwały sukces. Żaden z tych tygrysów nie jest państwem narodowym, ale sztucznym tworem, będącym skutkiem epoki kolonialnej (Hongkong, Singapur) lub zimnej wojny (Korea, Tajwan). Trzy z nich to państwa etnicznie chińskie (bez Korei). Korea Płd i Tajwan - po wojnie reforma rolna o skutkach społecznych i gospodarczych podobnych do Japonii. Na Tajwanie w 70-tych druga, zgoda na odbudowę własności ziemskiej. W Hongkongu i Singapurze nie było problemów z rolnictwem (bo mało ziemi). Kraje te nie musiały chronić rolnictwa barierami celnymi. Tygrysy II generacji są w fazie rozwoju Japonii w latach 50-tych - przemysł lekki, poprzez licencje kopiowanie przemysłów ciężkich. Sukces gospodarczy nie jest jeszcze przesądzony ze względu na demografię. Do wzrostu zamożności potrzebne jest stłumienie eksplozji gospodarczej. Udało się to w Tajlandii, trwa natomiast w Indonezji i Filipinach. Problemem może być religia (muzułmanie, katolicy). Kraje te nie integrują się, sukcesy odnoszą na własną rękę. ASEAN - Stowarzyszenie Krajów Azji Płd. - Wsch., powstało w 1967 (Malezja, Indonezja , Filipiny, Singapur, Tajlandia). W 1982 przyjęto Brunei. W latach 60-tych widać było, że EWG odnosi sukcesy. Powstawało wiele podobnych organizacji. W 1977 szczyt ASEAN-u na wyspie Bali (Indonezja), gdzie ASEAN stał się obszarem preferencji celnej. W 1979 (lub 1978) upadł Wietnam Południowy, co było wstrząsem dla regionu - przestraszono się, między innymi dlatego szczyt na Bali. Szczególna pozycję w ASEAN-ie ma Singapur (tygrys I generacji - łącznik). Singapur nie miał żadnych obciążeń w kontaktach z Chinami. Pośredniczył w kontaktach Chin z Tajwanem ( !ten sam język! ). Giełda w Singapurze znajdowała się w takiej strefie, że były godziny, gdy była to jedyna otwarta giełda. Był to łącznik rynków europejskich i dalekowschodnich. W latach 60-tych w Singapurze powstał rynek eurodolarowy. Singapur bardzo odczuł I szok naftowy (port przeładunkowy), wycofali się też Brytyjczycy (20% PKB). II szok naftowy miał mniejsze znaczenie, bo Singapur miał szeroki rynek wewnętrzny.

PAŃSTWA KOMUNISTYCZNE

W pierwszych latach po wojnie podział na Europę Zachodnią i Wschodnią nie był ostry, np. w Czechosłowacji rządził rząd, który wrócił z Londynu, zaś w rządach Włoch i Francji też byli komuniści. Komuniści Europy Wschodniej nie chcieli naśladować modelu radzieckiego, głównie dotyczyło to kolektywizacji (industrializacja - tak). 1947 - Europa Wschodnia odrzuciła Plan Marshalla, zjazd partii komunistycznych i socjalistycznych w Szklarskiej Porębie (w 1943 rozwiązano III Międzynarodówkę), założono KOMINFORM (Komitet Informacyjny Partii Komunistycznej i Robotniczej), zaczęło się mówić, że powinno się naśladować radziecki model gospodarki i polityki (co spowodowało falę zjednoczeń partii komunistycznych i socjalistycznych). W 1949 utworzono RWPG (jako odpowiedź na OECD), na przełomie 40/50 lat we wszystkich krajach Europy Wschodniej nastąpiła kolektywizacja, forsowna industrializacja. Do śmierci Stalina (1953) kraje socjalistyczne upodabniały się do siebie. Po śmierci Stalina w ZSRR wybuchła wojna o władzę między Berią i potem Malenkowem i Chruszczowem. Malenkow chciał zastopować rozwój przemysłu ciężkiego, rozwinąć lekki. Chruszczow przyznawał, że lekki jest ważny, ale ciężki najważniejszy.

Po śmierci Stalina ogłoszono szeroką amnestię, nigdy później GUŁAG nie był tak potężny i nie stanowił takiej potęgi gospodarczej. W 1955 Chruszczow pokonał Malenkowa. Odciął się politycznie od stalinizmu - potępiono na Zjeździe zbrodnie Stalina, np. represjonowanie komunistów (Chruszczow zapewnił przywódcom komunistycznym nietykalność nawet po odsunięciu od władzy). Na przełomie 50/60 zapowiadał, że w ciągu 20 lat dogoni USA pod każdym względem (wierzył w wyższość gospodarki uspołecznionej nad prywatną). Uważał jednak, że gospodarka ta jest zbyt scentralizowana. Od 1940 ludzie mieli książeczki pracy - nie mogli odejść bez zgody zakładu pracy. W 1956 Chruszczow je zniósł. Zniesiono ustawę o karach za bumelanctwo i spóźnienia (wcześniej - 3 razy spóźnienie i kara więzienia). Na początku lat 30-tych przeprowadzono paszportyzację (podobieństwo do dowodów osobistych), które dostali tylko mieszkańcy miast, natomiast kołchoźnicy - nie, co w praktyce oznaczało, że nie mogli ruszać się z Kołchozu. Chruszczow dał paszporty kołchoźnikom. W latach 1957-62 radziecka reforma gospodarcza, która polegać miała na decentralizacji gospodarki, kraj podzielono na regiony, ustanowiono sownarchozy, zarządzające gospodarką na swoim terenie. Zaczęły one przejawiać tendencje autarkiczne. Każdy sownarchoz dążył do samowystarczalności. Spowodowało to ogromny bałagan - np. myta wewnętrzne (kolej do Władywostoka - opłaty za przewóz dla terenów Środkowej Azji). W latach 1961-62 nieurodzaje. Nowoczerkaws - demonstracje, strajk - wkroczyło wojsko i spacyfikowało (kilkadziesiąt ofiar). Upadł Chruszczow obalony przez aparat partyjny dążący do stabilizacji - Breżniew. Na zwrot w polityce gospodarczej najsilniej zareagowały Węgry (najostrzejszy i najokrutniejszy stalinizm). W 1958 (???) powstał rząd Imre Nogya, zaczęto domagać się przemysłu lekkiego. Po upadku Malenkowa do władzy powrócili stalinowcy. Rozbudzono nadzieje Węgrów, a potem chciano je zamrozić. Zaowocowało to wybuchem powstania w 1956. W 1954-5 chciano wstrzymać kolektywizację, a w 1956-7 we wszystkich krajach (poza PRL)powrócono do niej.

Odrębną drogą szła Jugosławia, potępiona przez kominform, włączona częściowo w Plan Marshalla i OECD. Nie musiała słychać ani naśladować ZSRR. W 1952 zaczęła się jugosłowiańska rewolucja gospodarcza. 1952-65 eksperymentowano z samorządem robotniczym (decentralizacja, samodzielność przedsiębiorstw). Po 1956 w PRL Jugosławia stawiana była jako wzór. W późniejszych latach zaczęły się ujawniać wady - samorządy myślały głównie o podnoszeniu płac robotniczych a nie o inwestycjach. System ten tworzył inflację, na początku lat 60-tych Jugosławia miała inflację 30-40 %. W 1965 przełom - Jugosławia poszła w stronę gospodarki rynkowej, tzn. wymienialność dinara. Przekazano więcej władzy w ręce republiki obszarów autonomicznych. Dopóki żył marszałek Tito, jego autorytet (i aparat policyjny) utrzymywał jedność państwa. W 1968 zaczęła się węgierska rewolucja (???- chyba czechosłowacka, albo węgierska w `56). W 1956 władzę przejął Janosz Kordar (???) (marionetka przywieziona na rosyjskich czołgach, potem reformator). Decentralizacja władzy - w ręce dyrektorów (samorządne przedsiębiorstwa zarządzane przez profesjonalnych menedżerów). Towarzyszyło temu otwarcie gospodarki węgierskiej na świat. Reforma ta rozwijała się dobrze do 1975, potem ZSRR zamroziła ją, odeszli czołowi reformatorzy. Wrócili w 1978. W 1980 w PRL wzorami były Jugosławia i Węgry (Solidarność - model jugosłowiański, samorządy ich).

Do połowy lat 50-tych wymiana w RWPG była towarowa, a nie pieniężna. Nie było także mowy o turystyce. ZSRR był zainteresowany współpraca między krajami socjalistycznymi a ZSRR, a podejrzliwie patrzył na wzajemne kontakty między tymi krajami. 1956-7 w ramach odwilży politycznej (w 1956 rozwiązano kominform, rozpoczął się konflikt radziecko - chiński) zaczęły się dyskusje na temat reformy RWPG (integracja na wzór EWG). W 1958 - sesja RWPG, na której zaproponowano tworzenie wspólnego rynku i znoszenie barier celnych. Rzecznikami były PRL, NRD i Czechosłowacja. Przeciw były przede wszystkim Rumunia i Bułgaria. ZSRR wstrzymał się od głosu. Jednak w RWPG obowiązywała zasada jednomyślności, więc sprzeciw Rumunii i Bułgarii wystarczył. Gdy udało się, kraje, które weszły do RWPG jako silne i uprzemysłowione zyskałyby nowe rynki zbytu, zaś te słabe miałyby dodatkową konkurencję utrudniającą rozwój. Bariery celne utrzymano do samego końca, podobnie jak niewymienialność walut. Po 1956 gospodarki RWPG zaczęły bardziej posługiwać się wymianą pieniężną. W 1957 wprowadzono system cen, wg którego ceny były średnia kroczącą z ostatnich 5 lat (cen światowych). W II połowie lat 50-tych zaczęto zawierać porozumienia dotyczące kursów walut. Podstawową formą rozliczenia był jednak dwustronny clearing. Próba przełamania tego był wprowadzony w 1965 rubel transferowy (Bank Międzynarodowy w Moskwie, umożliwiający wielostronny clearing). Ze względów prestiżowych 1 USD: 61 kopiejek, co utrudniało rozliczenia, np. PRL-ZSRR, na przykład jak my coś do nich importowaliśmy, to za półfabrykaty płaciliśmy w dolarach, a za sam produkt dostawaliśmy równowartość 61 kopiejek za 1$. Istniała świadomość, że gospodarka ta jest sztuczna. W 1971 uchwała Rady RWPG o tym, że w ciągu 10 lat waluty staną się wymienialne (tendencje integracyjne). W 1978 - ZSRR zaproponował na wzór EWG decydowanie większością głosów a nie jednogłośnie. Jednak w Europie Wschodniej bano się utraty części suwerenności. Nie zgodził się Nicolae Ceausescu, więc pomysł upadł. W latach 70-tych dwa kraje korzystały z kredytów zagranicznych - PRL Gierka i Rumunia Ceausescu. Do 1960 Zachód wierzył, że ZSRR ze względów politycznych nie dopuści do niewypłacalności któregoś z krajów RWPG ( ZSRR gwarantem). Ceausescu doszedł do wniosku, że kredyty te są pułapka mającą na celu obalenie systemu socjalistycznego. Była tam opozycja podobna do polskiej (wolne związki zawodowe), postanowił więc je zwrócić. W 1980 - Rumunia miała 10 mld USD długów. Do końca rządów Ceausescu zwróciła je, ale z ogromnym kosztem społecznym. Rumunia stała się pierwszym krajem Europy Wschodniej, który przystąpił do MFW (to było wygodniejsze do spłacania długów). W 1981 Ceausescu dokonał rewaluacji leja, mówiąc, że to ułatwi eksport, po paru miesiącach eksport się załamał i musiał przeprowadzić dewaluację. Ponadto wprowadzono oprocentowanie do wkładów dewizowych - obywatele mieli obowiązek składać dewizy do banku, od których bank [pobierał procent. Nie można było depozytu odebrać inaczej niż przed wyjazdem zagranicę, co było niemożliwe bez paszportu (nie dawano go, jeśli ktoś posiadał depozyt walutowy). Towarzyszyła temu ograniczona konsumpcja, np. w 1978 (???) ograniczono moc żarówek do 40W, a w 1985 do 25 W. W 1985 ostra zima - program telewizyjny przez 2 godziny, w 1986 - zakaz używania samochodów prywatnych, aż do końca rządów Ceausescu.

W Chinach komuniści zwyciężyli w 1949. Forsowną industrializację i kolektywizację zaczęto w 1953. Przedtem - reforma rolna (sądy skazujące utrudniających reformę rolną skazały na śmierć 5 mln ludzi), kolektywizacja przemysłu. Do 1955 silne były protesty przeciw kolektywizacji wsi. Mao nie zaakceptował tajnego referatu XX Zjazdu KPZR dotyczącego potępienia Stalina. W 1956 rozpoczął się konflikt, w 1960 stał się on jasny. W 1955 Mao podniósł plan 6-letni, ale był nierealny, w 1956 Mao wezwał do krytyki władzy. Rozładowywało to napięcie gospodarcze i polityczne. Po paru miesiącach Mao ogłosił, że miało to na celu jedynie zdemaskowanie przeciwników. W 1956 rozpoczął się „wielki skok”. Chiny miały przegonić USA w 4 lata. Zwiększono produkcję stali, ale nie drogą wielkich hut (brak środków), a chałupniczo - dymarki. Na wsi stworzono wspólnoty ludowe, liczące kilka tysięcy osób bez własności indywidualnej. Z powodu tego, że wszyscy zajęli się hutnictwem, porzucono rolnictwo, co na początku lat 60-tych zaowocowało głodem, który zabił 20 mln ludzi (przetopiono np. maszyny rolnicze). 1962-4 swoboda krytyki Mao, rozluźnienie, bo silna krytyka po kryzysie spowodowanym wielkim skokiem, nowe preferencje: rolnictwo, przemysł lekki, przemysł ciężki. W 1966 rozpoczęła się rewolucja kulturalna -zuniformizowano Chińczyków. Wymierzona była przeciwko partii, polegała na sojuszu Mao z armią. Hunwejbini (ruch młodzieży) demaskowali lokalnych sekretarzy jako przesiąkniętych duchem burżuazyjnym. 50 mln hunwejbinów przemieszczało się po kraju zwalczając wpływy burżuazji (hasło „Ogień na sztaby”). Najtrwalszym skutkiem rewolucji kulturalnej była dezurbanizacja - wysyłano ludzi na wieś, aby się reedukowali w komunach ludowych (ok. 30 mln ludzi). Momentem zwrotnym był rok 1969, kiedy to hunwejbini zaczęli demaskować obyczaje burżuazyjne w armii. Mao wysłał więc hujwejbinów na wieś na reedukację.

{wykład o PRL, druga godzina wykładu}

W styczniu 1945 powstał NBP. Złoty był walutą niewymienialną, ale to nie było nic szczególnego, w Europie wtedy wszystkie waluty były niewymienialne. Powstał taki problem, jak ma się złoty mieć do innych walut, jaki ma być jego kurs. Ten problem rozwiązano w taki sposób, że w czerwcu 1945 roku powstała komisja dewizowa, która miała rozstrzygnąć, jaki ma być kurs złotego. Ta komisja, to musiały być niezłe cwaniaki. Ponieważ, wiecie państwo, co oni wymyślili? Oni wymyślili, że pojada na dwa miesiące do Szwecji, żeby przyjrzeć się tamtejszym cenom i jak wrócą z tej Szwecji, to będą wiedzieć, jaki kurs powinien mieć złoty. W każdym razie pojechali, po dwóch miesiącach wrócili i doszli do wniosku, że jednak korona szwedzka, to 25 złotych. Ponieważ wtedy korona kosztowała 1/4 dolara, to powstał taki prosty kurs - 100 zł za dolara. To można były wymyśleć bez tego jeżdżenia do Szwecji, bo taki mniej więcej był czarnorynkowy kurs złotych krakowskich od końca okupacji. Ten kurs pozostawał teoretyczny. Inflacja w latach 40-tych była dwucyfrowa, w związku z tym we wrześniu 1947 roku zdewaluowanego złotego na 400 zł/1 USD. To nie było nic nowego, bo w Europie też tak robiono. W sprawach walutowych zaczęliśmy różnić się od normy w związku ze sprawą tzw. nominalizmu. Prawdą jest, że reformom walutowym jak i zmianom systemu pieniężnego towarzyszą rozmaite ustawy, które mówią w jaki sposób rewaloryzować zobowiązania. Np. reformie Grabskiego w 1924 roku towarzyszyła taka ustawa napisana przez prof. Zolla, to się nazywało rex Zoll, to była taka tabelka, dzięki której wiadomo było jak zobowiązania w markach przeliczać na złote w zależności od tego, kiedy to zobowiązanie powstało. Wiadomo było, że marka w 20-tym roku to nie było to samo, co marka w `22. Była tabela i inaczej się przeliczało. Początkowo w Polsce, bez decyzji władz, tylko drogą wykładni sądowej, robiono podobnie. To znaczy rozpatrując sprawy z jakichś dawnych zobowiązań, sądy stosowały jakieś klauzule rewaloryzacyjne. Wiadomo było, że jeśli ktoś komuś przed wojną był winien 1000 zł, to nie było to samo, co dzisiaj 1000 zł, to trzeba jakiś przelicznik, żeby to było mniej więcej to samo. W 1949 wyszedł dekret zakazujący wszelkich klauzul waloryzacyjnych i przyjmujący zasadę nominalizmu. 1000 zł to jest 1000 zł, niezależnie, kiedy to zobowiązanie powstało i nie wolno inaczej. W momencie przyjęcia nominalizmu nasz system gospodarczy zaczął się poważnie różnić od normy. To zresztą był jeden z takich filarów socjalistycznego systemu pieniężnego, że nie wolno było umawiać się na żadne rewaloryzacyjne klauzule. W późniejszych latach był od tego tylko jeden duży wyjątek, mianowicie w latach 60-tych państwu zależało, aby rozwijało się spółdzielcze budownictwo mieszkaniowe. Klienci dawali wkład, potem czekali na mieszkanie i je dostawali. Z tym, że ponieważ w międzyczasie była inflacja, a na mieszkanie trzeba czekać długo, to w tym momencie, kiedy dostał mieszkanie, to to, co tam miał na książeczce to była śmieszna suma i by mu na nic nie starczyło. Żeby talk nie było, to w 1963 uczyniono wyjątek, i uznano, że wkłady mieszkaniowe będą rewaloryzowane w momencie, kiedy ktoś będzie dostawał mieszkanie, Ten system naprawdę działał, ja to odczułem na swojej skórze, bo mnie tam kiedyś zapisali do spółdzielni, potem czekałem tak długo, że zapomniałem, że czekam, a potem nagle dostałem mieszkanie. I to, co ja tam na tej książeczce miałem, to było mniej, niż moja jedna pensja. Tam była jakaś symboliczna suma na tej książeczce. A tutaj ten pierwszy wkład trzeba było jakiś taki prawdziwy wpłacić. I oni mi wtedy zrewaloryzowali tę książeczkę. W taki sposób, że nie tylko wystarczyło, ale jeszcze reszty mi zostało. Te reszty były takie, w pieniądzach państwu nie powiem, bo to by państwu nic nie powiedziało, ale ja za te reszty kupiłem lodówkę. Ale to był jedyny wyjątek, poza tym obowiązywała zasada nominalizmu.

Jeśli chodzi o problemy systemu bankowego, to poza problemem własności, że bankowość została w praktyce upaństwowiona, chociaż nie formalnie, takie PKO SA czy Bank Handlowy, przez cały czas zachowało formalny status spółki akcyjnej, tyle że 100% akcji było w rękach państwa. A tutaj taka wyraźną oznaką przechodzenia do nowego systemu było takie zarządzenie z lutego 1947 roku, o likwidacji weksli. Podmioty gospodarcze rozliczały się między sobą na zasadzie bankowego incasa facto, tak to się nazywało, natomiast weksel został zakazany. Później wprowadzono obowiązek uczestniczenia podmiotów gospodarczych we obrocie bezgotówkowym. Co było taką cechą charakterystyczną bankowości socjalistycznej: oczywiście ona była niekonkurencyjna. Cały rynek był podzielony na takie sektory, było wiadomo, że ten obsługuje rolnictwo, a ten to handel zagraniczny, a ten to przemysł. Wiadomo było, kto kog obsługuje i nie wchodziły sobie w drogę. Wszystkie były państwowe. Natomiast, ponieważ to tak było, że przedsiębiorstwa miała obowiązek w obrocie bezgotówkowym i w dodatku wiadomo w którym banku, w związku z tym rozbudowywały się funkcje kontrolne. I tak naprawdę, zajmowały się nie tym, czym zwykle zajmują się banki, ale zajmowały się kontrolowaniem gospodarki finansowej przedsiębiorstw, czy tam stosują dyscyplinę płac ... Tym się zajmowali bankowcy socjalistyczni. Tak naprawdę, to oni bardziej przypominali, to, co dziś dzieje się w NIK-u, niż to, co się dzieje w banku. Taki socjalistyczny model bankowy, niekonkurencyjny został wprowadzony dekretem w październiku 1948 roku. Wtedy polikwidowano mnóstwo banków i pozostawiono tylko takie, które miały sobie nie wchodzić w paradę. Nie prywatne, bo prywatnych dawno nie było, tylko zlikwidowano bankowość komunalną: komunalne kasy oszczędności, banki komunalne.

W tym najwcześniejszym okresie duży wpływ na sprawy gospodarcze mieli PPS-owcy. W latach 1947-49 realizowany był w Polsce Plan Trzyletni. Lata planu podaje się w ten sposób, że podaje się również te lata skrajne. cele realizacji tego planu ustalał Centralny Urząd Planowania, którego szefem był działach PPS-u Czesław Bobrowski (???). Głównym zadanie planu Trzyletniego było odzyskanie konsumpcji z 1938 roku, odbudowanie przemysłu i integracja ziem zachodnich z resztą. Plan w zasadzie został zrealizowany, z tym, że po wyeliminowaniu PSL sprawy gospodarcze stały się polem konfrontacji między PPS-em a PPR-em, przy czym nie było tak, ze obie strony chciały konfrontacji, tylko PPR wybierał sobie takie rozmaite punkty, aby mieć zaczepkę, bo PPR chciał socjalistom przykopać. Pierwsza taka rozgrywka to była bitwa o handel. W VI 1947 roku potępiono trójsektorowy model handlu, który proponował PPS i zaczęto mówić, że tak naprawę handel państwowy. To się nazywało Bitwa o Handel i w krótkim czasie metodami podatkowymi czy administracyjnymi zlikwidowano handel prywatny a spółdzielczy poważnie zredukowano. Wtedy okazało się, że władze są w stanie zniszczyć handel prywatny, ale nie są w stanie powstałej w ten sposób próżni wypełnić handlem państwowym. W związku z tym skutkiem wojny o handel było zredukowane znaczne sieci handlowej. W 1948 roku, to była taka bezpośrednia przygrywka do spacyfikowania socjalistów i zjednoczenia w PZPR, rozegrała się tzw. dyskusja CUP - owska. CUP i Czesław Bobrowski zastali oskarżeni o stosowanie burżuazyjnych metod w rozwoju gospodarczym, o nie docenianie przemysłu ciężkiego, rozbudzanie aspiracji konsumpcyjnych. To się skończyło wyrzuceniem tej całej PPS-owskiej grupy z CUP-u, ich miejsce zajęli ludzie posłuszni komunistom, chociaż niektórzy formalnie należeli do PPS. To było w lutym 1948, czyli jeszcze był cały 48 i 49 do przepracowania planu Trzyletniego. Ta końcówka planu Trzyletniego miała już inny charakter, to znaczy zaczęło się przesuwanie akcentu w stronę przemysłu ciężkiego, Następna faza, to był plan sześcioletni I to był okres, kiedy w Polsce próbowano wprowadzić wzory radzieckie. Po zakończeniu planu 3-letniego zmienił się charakter instytucji planistycznej i nazwa tez. W miejsce CUP powstała Państwowa Komisja Planowania Gospodarczego (PKPG). I tak, jak CUP był instytucją prognozującą, ale nie decydującą, to PKPG stało się centrum dowodzenia gospodarką, ono miało w najdrobniejszych szczegółach decydować. Na czele PKPG stanął Hilary Minc, to był taki człowiek, który odpowiadał za sprawy gospodarcze w okresie stalinowskim. Celem planu sześcioletniego było to, co kiedyś tam było celem 5-latki w ZSRR, to znaczy budowanie podstawą socjalizmu, budowanie przemysłu ciężkiego, hutnictwa przede wszystkim, w rolnictwie miała się dokonać kolektywizacja. W sprawach konsumpcji rozmaite rzeczy obiecywano, z tym było o wiele gorzej. Między innymi w planie 6-letnim było zapisane, że w Warszawie będzie metro (śmiech na sali). To były takie rzeczy, które pierwsze skreślano. W ramach przygotowań do planu 6-letniego dokonano wymiany pieniądza. 22 października 1950 roku znienacka została ogłoszona wymiana pieniądza. Było kilka dni dosłownie, aby wymienić sobie dotychczasowe pieniądze na nowe. Gotówkę wymieniano w relacji 100 do 1. Ceny i płace zmieniano w relacji 3 do 100. Zrobiło się 4 złote za dolara (tak jak kiedyś 400 zł). Na tym parytecie, bo równocześnie weszło takie prawo dewizowe, że złoty stał się całkowicie, absolutnie niewymienialny, ale przez długi czas, aż do 1981 roku była taka fikcja statystyczna, która się nazywała złoty dewizowy. Jak weźmiecie sobie państwo do ręki rocznik statystyczny z lat 60-tych czy 70-tych, to tam handel zagraniczny jest w złotych dewizowych i prawie nikt nie wie, co to znaczy. Otóż to jest proste, wystarczy te sumy podzielić przez 4 to wtedy jest w dolarach. Bo taki był kurs oficjalny. Wymiana była taka, że nie wszystko wymieniano. Znaczy znów władza zgarnęła marżę emisyjną, był pułap na osobę. To był bardzo brutalny zabieg przeprowadzony przez zaskoczenie i niekorzystnie dla społeczeństwa. W związku z tym, aż do końca socjalizmu utrzymywał się lęk przed wymianą pieniędzy. Wymiana pieniędzy to jest takie świństwo, które państwo może zrobić obywatelom znienacka, takie pozostało wspomnienie. Wprowadzenie nowego prawa dewizowego towarzyszy wymianie pieniądza. Posiadanie obcych walut, złota i platyny stało się przestępstwem karanym wiezieniem. Nie handlowanie - posiadanie. W latach 50-tych, jak kroniki filmowe pokazywały procesy sądowe i jak chodziło o to, aby w oczach społeczeństwa zohydzić maksymalnie tego podsądnego i pokazać jaki to jest zdemoralizowany facet, to pokazywano, co u niego znaleziono w domu. I zazwyczaj tam leżały dolary. Jak dolary miał w domu., to od razu widać, jaki to łajdak.

Sama realizacja planu 6 -letniego przebiegała w fazach. To nie był jednolity okres, tylko on się rozpadał na fazy. Pierwszy zwrot nastąpił w 1950-tym roku, kiedy to wybuchła wojna koreańska. I plan sześcioletni został wyraźnie przeredagowany w kierunku zwiększenia wysiłku zbrojeniowego, kosztem konsumpcji, bo to inaczej być nie mogło. Wtedy pospadały z planu takie rzeczy jak metro w Warszawie, bo najważniejsze były fabryki broni. Ponieważ to był taki zwrot w stronę działań militarnych, a one są zazwyczaj owiane tajemnicą, więc zapowiadało się, że my się prędko nie dowiemy, co się wtedy stało. No ale, troszeczkę już zaczęliśmy się dowiadywać. Otóż taki gen. Pióro zaczął opisywać swoje doświadczenia z czasów służby w Armii Polskiej. I między innymi tak jest opisane jak te zmiany w planie sześcioletnim zostały przywiezione do Polski. Marszałek Rokossowski pojechał do ZSRR i wrócił z takim papierem, który się nazywał (???) i po prostu on powiedział, co my mamy zrobić, aby przygotować gospodarkę do wojny. W tych „priedłażieniach” (???) Rokossowskiego to były takie różne, że trzeba budować fabryki zbrojeniowe i to takie oczywiście było dosyć, ale było też, żeby budować schrony. Rzeczywiście w budownictwie lat 50-tych rzeczywiście robiono jakieś takie schrony, dzisiaj to są fajne pomieszczenia. I jeszcze jedno - największa niespodzianka była w tych „priedłażieniach” - on przywiózł takie polecenie, aby wokół wsi i małych miast budować obwodnice - żeby szosa nie przebiegała przez wieś lub miasteczko, tylko żeby przebiegała naokoło. O rzeczywiście sporo jest w Polsce takich sytuacji, że szosa nie przebiega przez wieś, tylko naokoło obwodnicą i to jest zresztą bardzo dobrze, bo jak szosy przez wsi biegły to tam dzieci ginęły. Oczywiście Rokossowski nie miał na myśli losu tych dzieci, tylko chodziło o coś zupełnie innego - że jak w taką wieś uderzy bomba atomowa, to żeby szosa ocalała. A jak walnie w szosę, to przynajmniej wieś ocalała. W 1953 wojna koreańska wygasła i w ogóle nastąpiło odprężenie w stosunkach międzynarodowych, związane ze śmiercią Stalina, w 1954 była jeszcze jedna korekta planu - w kierunku konsumpcyjnym. Uznano, że napięcie konsumpcyjne zostało naciągnięte zbyt mocno i to może przynieść negatywne skutki społeczne i to może teraz przynieść negatywne skutki społeczne; że trzeba teraz jednak poluzować w stronę konsumpcji ten plan. Temu zresztą towarzyszyło odprężenie polityczne, było to związane między innymi z tym, że uciekł z Polski jeden oficer bezpieki - Józef Światło i zaczął opowiadać wszystko co wie. No i oczywiście to utrzymanie takiego terroru stalinowskiego okazało się niemożliwe - okazało się, że tak naprawdę UB szpieguje komunistów. Bycie komunista wcale nie zabezpiecza przed inwigilacją, tylko wręcz przeciwnie - jeszcze bardziej grozi. No i w samej partii zaczęły się pojawiać głosy, żeby cos z tym zrobić, w związku z tymi ministerstwo bezpieczeństwa publicznego znalazło się na cenzurowanym - musiało tłumaczyć, co tam robi, a to oznaczało, że cała ta machina terroru traciła impakt.

Jeśli chodzi o kolektywizację, to tutaj się działy dziwne rzeczy. Najważniejsza była tak zwana afera gryficka. Wybuchła w 1953 roku. Polegała ona na tym, że komitet powiatowy w Gryficach (pod Szczecinem) został potępiony publicznie w prasie całego kraju, nigdy byście państwo nie zgadli za co, za naruszanie zasady dobrowolności w kolektywizacji i zastosowanie metod administracyjnych przez zmuszanie chłopów do tego, aby wstępowali do spółdzielni produkcyjnych. No to jeśli w takim kraju, jak Polska Rzeczpospolita Ludowa, w latach 50-tych robi władza taki numer i przy tym żaden komitet nie został napiętnowany za to, że się za mało stara, natomiast co w Gryficach zostali napiętnowani za to, że się za bardzo starali, no to znaczyło, że całe to gadanie władzy o kolektywizacji jest na użytek towarzyszy radzieckich, że tu nikt nie zamierza robić kolektywizacji. Jak się nie będziemy przykładali, to nikt nam nic nie zrobi, a jak będziemy nadgorliwi, to możemy oberwać - w ten sposób było wiadomo, że tej kolektywizacji już nie będzie. I to się im trochę pokręciło, dopiero w Październiku 1956, jak Gomułka pozwolił rozwiązać spółdzielnie, które się utworzyły, to tam dziewięćdziesiąt kilka procent z nich się rozwiązało.

W bankowości plan 6 - letni zakładał utworzenie jednego banku. Stalinizm w bankowości polegał na takim pomyśle, to że powinien być jeden bank, że skoro te banki nie konkurują, to po co tyle. Przecież jeden powinien być. To polegało na tym, że w latach 50-tych NBP stopniowo wchłaniał banki lub przejmował ich funkcje i to zmierzało w stronę takiego modelu, że docelowo ma być jeden bank - NBP. To, że NBP w ten sposób puchł, wcale nie oznaczało, że rósł jego zakres władzy. Wręcz przeciwnie - to prowadziło do ograniczenia tego marginesu niezależności, jaki miał przedtem. Od 54 roku stało się normą, że prezes NBP jest jednocześnie ministrem finansów. No to, jeśli prezes NBP jest jednocześnie wiceprezesem rządu, to nie można mówić o niezależności NBP od rządu, bo NBP stał się po prostu kawałkiem ministerstwa finansów. W 1950 roku, kiedy zrobiono wymianę pieniądza, to zniesiono kartki. Teraz był porządny pieniądz, miała być porządna waluta, w związku z tym zniesiono system kartkowy. Ale zaraz potem wybuchła wojna koreańska i okazało się, że ten zabieg deflacyjny wcale nie ustabilizował waluty. W związku ze zbrojeniami doszło do warunków inflacyjnych, nawet w warunkach, gdzie państwo kontroluje ceny, to nie bardzo jest nad czym panować, to w latach 51, 52, 53 były znów inflacje, 30-40% rocznie. W 1951 wprowadzono ponownie kartki. Ostatecznie ta fala inflacji została powstrzymana przez reformę cen w styczniu 1953. Wtedy podniesiono ceny przeciętnie o 42%i równocześnie zniesiono kartki. Odtąd rzeczywiście były już stabilne ceny przez dłuższy czas, a nawet doszło do tego, że w końcowej fazie planu 6 - letniego, kiedy była już faza konsumpcyjna, która starała się kokietować społeczeństwo, to były takie akcje, że władza przeprowadzała obniżkę. Propagandową obniżkę - mówiło się, że w związku z osiągnięciami przodowników pracy kiełbasa tanieje o 2%.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Morawski Kazimierz Maryan Pamietnik marszalka Stanislawa Lubomirskiego z czasow konfederacyi barskie
Historia książki 4
Krótka historia szatana
Historia Papieru
modul I historia strategii2002
Historia turystyki na Swiecie i w Polsce cz 4
Historia elektroniki
Historia książki
historia administracji absolutyzm oświecony
Psychologia ogólna Historia psychologii Sotwin wykład 7 Historia myśli psychologicznej w Polsce
Historia hotelarstwa wukład
1Wstep i historia 2id 19223 ppt
Historia europejskiej integracji
Historia Prawa Publicznego (1)

więcej podobnych podstron