Slayers Gold, Slayers gold 21


Rozdział 21: Walcz! Proszę, nie umieraj!

 

Łza. Rozjaśniła ciemność ponurym światłem. Gdzieś w oddali kapała woda. Co to u licha jest? Jakiś głos? Gdyby tylko mógł rozróżnić słowa…Co się właściwie stało? Czy umarł? Chyba tak. W oddali zobaczył jakąś postać. Zbliżała się powoli, aż w końcu oświetlona dziwnym światłem stanęła przed nim.

-Prześladujesz mnie nawet po śmierci?- zapytał drwiąco. Nie miał siły się bać.

Mirace Miss Chaos uśmiechnęła się złośliwie.

-Nie umarłeś. Znaczy, jeszcze nie umarłeś. Jeśli mnie pokonasz, będziesz żył. Jestem trucizną, która powoli cię wyniszcza. Zabij mnie, a przeżyjesz.

Wzruszył ramionami. Było mu to obojętne. Znikąd w jego dłoniach zmaterializował się miecz.

-Na co mi to?- spojrzał na broń.

-Może się przyda-odparła Mirace.

Zaczęła formować w dłoniach kulę energii. Bez trudu wyminął Fireballa. „Jak ona…”, przeszło mu przez głowę, ale za chwilę przypomniał sobie, że to nie jest prawdziwa Miss Chaos. Użył Blast Bomb. Dużo krzywdy jej to nie zrobiło, ale miała jakie takie zadrapanie. Niestety inne szamanistyczne zaklęcia dawały mniejszy efekt od uszczypnięcia. Był już porządnie wykończony. Wypróbował wszystko! Wszystko co umiał. Czemu to nic nie daje? Złapał za miecz i pchnął ją kilka razy. Uskoczyła. „Co do…”, zdążył pomyśleć, gdy uderzyła go od tyłu jakimś nieznanym mu zaklęciem. Bolało i to jak. Wyprostował się, mierząc ja wzrokiem. Oprócz paru draśnięć była nieuszkodzona. Śmiała się kpiąco. Wściekłość miotała każdą komórką jego ciała. Chciał udusić ją gołymi rękami. Co uczucia robią z człowiekiem? Zaraz, z jakim człowiekiem? „Jesteś Mazoku, głąbie!”, krzyczało coś w nim. Nagle przypomniał sobie słowa LoN: „Tak więc byłaś niedoskonałym potworem(…) Jedyną szansą dla takiego  Mazoku jest zamiana w człowieka”. „Myśl, Xellos, myśl!”- unikał kolejnych ciosów. „Jeśli jesteś wybrakowany to może…To ryzyko, ale jeśliby się udało…” W końcu się zdecydował. „Tyle dla ciebie zrobiłem…Pomóż mi, panie!”. To dobre wyjście. Musi się udać!

-Tyś, który ciemniejszy od zmroku,

Tyś, który w karmazyn przybrany bardziej niźli krew płynąca,

Tyś, który pogrzebany w czasie mijającym,

W twoim imieniu, o Wielki oddaję się ciemności,

By tym głupcom, co mi grodzą drogę,

Razem zgubę przynieść i nikt nie będzie w stanie jej uniknąć!

-Nie!- oczy Miss Chaos zmieniły się w szparki.

-DRAGON SLAVE!

-NIE!!!-kula pomknęła w stronę celu. Siła wybuch rzuciła Xellosem o ziemię. „ Nie mogła tego przeżyć”, pomyślał.

Dym zaczął opadać. W środku ogromniej dziury w nicości stała, ledwo trzymając się na nogach Mirace. Śmiała się.

-Jesteś takim głupcem, Xell. A mimo to imponujesz mi. Byłeś bardzo blisko. Nie patrz tak na mnie. Myślałeś, że zginę od pyknięcia małym Dragon Slavem? Biedny, dzielny głupiec. A jak mówią ludzie „co cię nie zabije, to wzmocni”- teraz już nie miała żadnej rany. Jak to zrobiła?!

Koniec. Żeby tylko szybko ze mną skończyła. Spojrzał na nią. Nie, nie może się poddać. Ledwo żył, ale jeśli myśli, że jest słaby, to się grubo myli! Ujął miecz w dłonie. Jak nie magią to bronią. Ruszył na nią z okrzykiem bojowym. Zdziwiła się, że ma jeszcze siłę. Nie zdążył się obronić. Pchnął ją prosto w serce. Krzyknęła rozdzierająco. Przez chwilę myślał, że wygrał, kiedy uniosła ręce i wyrwała miecz z piersi. Po różowej sukni spływały strużki krwi, w oczach płonęła żądza mordu. Zaczęła atakować, a on rozpaczliwie próbował ją zablokować. Na nic się to nie zdało. Oberwał raz, drugi, trzeci. Zaczęła wypowiadać zaklęcie. Tylko nie to. Leżał na plecach, nie mogąc nic zrobić. Zakończyła interakcję. Uderzyła go płonącą czarnym ogniem dłonią w brzuch. Zawył z bólu. Wił się, próbując się uwolnić, ale nic to nie dawało. Czuł jak miejsce, w którym trzyma dłoń pali go. Chciał by się to skończyło. Poczuł, że skóra pęka z ohydnym trzaskiem. Wrzasnął. Nie, to było nie do zniesienia. Rzucał się, ale dłoń tylko zagłębiała się w ciało. Czy to kara za użycie czarnej magii? W końcu Miss Chaos z parszywym uśmiechem zostawiła go. Odeszła i usiadła kilka metrów dalej.

-Będę patrzeć na twoją śmierć. Powolna byłaby zbyt delikatna. To jest w sam raz.

Oddychał szybko, płytko. Teraz, gdy go nie trzymała mógł złapać się za brzuch, wić się, jęczeć, wyć. Poczuł, że opuszczają go siły. Leżał na wznak, wsłuchując się w słabnące bicie własnego serca. Ból już mu nie przeszkadzał. Czekał na śmierć z nadzieją. Tylko niech to się skończy. Ciemność zaczęła zasnuwać mu widok. Nareszcie. Ale kiedy została już tylko szparka światła przedzierającego się przez powieki, usłyszał głos. Tym razem wyraźnie rozumiał słowa.

-Nie! Xellos, nie! Walcz! Proszę, nie umieraj! Błagam, nie ostawiaj mnie!

Ciemność zaczęła się rozpraszać. Ból malał, aż w końcu zupełnie zniknął. Ciepły, znajomy głos dodawał mu sił. Wstał. Poczuł, ze miecz, który wciąż trzymał w ręce zmienia się. Teraz jako broń miał drewniany kołek. I wszystko wydało mu się jasne. Powolnym krokiem szedł w stronę siedzącej z przerażeniem w oczach Mirace. Istota, która wysysa wspomnienia ofiary z krwią, gryząc ją. Nie można jej zabić za pomocą magii czy miecza, ale wystarczy tak banalna rzecz jak zaostrzony drewniany kołek, by pozbyć się jej na zawsze. Demon na pozór nieśmiertelny, ale przecież pozory mylą. Czemu wcześniej się nie domyślił. Uniósł broń i jednym zdecydowanym ruchem wbił ją w serce sparaliżowanej ze strachu Miss Chaos. Co z tego, ze nie była prawdziwa? Teraz już wie jak zabić jej żywy odpowiednik.

-Dziękuję-szepnął jej do ucha i dał się ponieść do góry przez nieznaną siłę.

 

Gdy otworzył ametystowe oczęta, leżał w swoim pokoju. Nad sobą ujrzał twarz Filii. Nawet w półmroku zauważył, że płakała.

-Żyjesz?- upewniła się.

-Chyba tak-mruknął, podnosząc się. -Puść moją ręką, już jej nie czuję.

Zmieszana smoczyca puściła go. Zaraz jednak zrobiła naburmuszoną minę i unosząc dumnie głowę oświadczyła:

-Już myślałam, że mam z tobą spokój.

Po czym opuściła pokój, zostawiając osłupiałego Xella samemu sobie. Westchnął i zszedł na dół do Sali, gdzie zwykle jedli. Miał ochotę na herbatkę, a Filia chyba mu nie zaparzy. Lepiej nie prosić, jeszcze się wkurzy. Przy stole zastał całą drużynę (oprócz blondyny), jedzącą zdecydowanie na przymus kolację. Co im się stało? Na jego widok wszyscy wytrzeszczyli oczy.

-Co?- zapytał przywołując na twarz firmowy uśmiech.

-Nie, nic-powiedziała milusio Lina. -Tylko to, że mogłeś zginąć! Rozumiesz, kretynie co to znaczy?! Jak jeszcze raz coś takiego zrobisz to cię osobiście posiekam na kawałki! Leżałeś w tym głupim holu, a ja przez ciebie ryczałam jak głupia i ogłupieliśmy, bo tylko Raven starał się coś zrobić, a potem Karina rzuciła to głupie zaklęcie i powiedziała, że i tak możesz zginąć i mogliśmy tylko czekać jak głupi!- w końcu zabrakło jej tchu.

-Brzmi głupio-przyznał Xellos. -A teraz powiedz normalnie co się stało jak spałem.

-To chyba ty powinieneś nam powiedzieć. Lina nie była w stanie wydusić tego z siebie, powiedziała tylko, że spotkaliście wilkołaka- Shuki spojrzał na niego wyczekująco.

Mazoku usiadł koło niego i zaczął mówić. Uzupełnili fragment, kiedy był nieprzytomny, a on opowiedział im o walce z trucizną. Wpatrywali się w niego z mieszaniną strachu i podziwu. Kiedy skończył chwilę siedzieli w milczeniu.

-Więc Miss Chaos jest wampirem-przerwała ciszę Diana.

-Na to wygląda.

Kolejna chwila ciszy. Zupełnie jakby zabrakło im słów. Długo by opowiadać co czuli. Teraz po wszystkim co przeszli, czuli się sobie bliscy jak rodzina. Nie chcieli się rozstawać, aż zakończą to co zaczęli. Plany układały się teraz w ich głowach lepiej niż kiedykolwiek. Trzeba znaleźć Smoczy Skarb, przywołać Władców Wszechświatów i pokonać Królową Snów. I przy okazji pogodzić dwie zwaśnione strony Nieśmiertelnych, pozbyć się Mirace Miss Chaos i zagadnąć Lord of Destiny o przeznaczenie Xellosa. Proste i logiczne, prawda? Szkoda tylko, że pomocy mogą się spodziewać tylko od siebie. Byli sami razem. Gotowi trwać w walce, poświęcić życie dla świata. Przecież był tego wart.

 

Daleko, w miejscu nie znanym nikomu, trójka Królów Smoków, po raz pierwszy od bardzo dawna spotkała się. Dzięki Pani Koszmarów mieli ożywić Aqualord Ragradię. Wkrótce połączą się w pierwotną formę, Płomiennego Smoka Cephied.

W różnych miejscach rozrzuconych po świecie rozbłysły mistycznym światłem zapieczętowane kawałki Shabranigdo. Zniszczone odrodziły się. One również wkrótce zmienią się w Rubinowoślepiego demona.

Tym razem jednak światło i ciemność zaprzysięgną się przeciwko innemu złu i ramię w ramię będą walczyć by ocalić świat. Świat, który tyle wieków już przetrwał i ma tawać jeszcze dłużej. W otchłani Morza Chaosu narodziła się jasność. Jasność zwiastująca nadzieję na lepsze życie. Jasność ocieplająca samotne noce, dająca radość zagubionym duszom. Legenda właśnie zakiełkowała i to od niej zależy czy przetrwa. LoN, daj jej siłę!

 

C.D.N.



Wyszukiwarka