syntezy futurystyczne, dramaty


Bruno Corra, Emilio Settimelli

Ku wyzwaniu

(Bohater zdaje się pogrążony w myślach. Kobieta pieści go perfidnie.)

ANNA: Zatem, zatem, kochanie moje… rozumiesz moją udrękę? Rozumiesz ją? Nie! Nie! Musisz skryć się we mnie, musisz skryć się w naszym cudownym śnie!... Zostań, Jakubie!... zostań!...

JAKUB: Anno! Anno! Postępujesz ze mną podle!... Próbujesz dopełnić na mnie niegodnego dzieła… niszczysz drzemiącego we mnie Bohatera, który za każdą cenę chce się wreszcie objawić!... (Anna milczy, przyciąga go do siebie, łapie za ręce.) Nie! Anno! Proszę cię… nie mów do mnie więcej tym twoim słodziutkim głosem, przypominającym zapach odurzający i drażniący jednocześnie; nie dotykaj mnie więcej twymi cudownymi dłońmi, które potrafią uśpić czujność mego rozpalonego umysłu… Anno! Anno! Nie! Nie jest ciebie godne to dzieło; ty sama musisz mi pomóc, ty sama winnaś pchnąć mnie ku przyszłości; twoja boska dłoń powinna wspomóc moją, kiedy drży, próbując przerwać tę słodką, niezniszczalną nić łączącą nasze dusze!... Nie! Anno! Od ciebie nie oczekuję ośmieszania mych zamierzeń i odciągania mnie od wielkiego zamiaru, który powziąłem. Oczekuję wrzasku, który doda mi odwagi, głosu fatalnego, który nas wyprzedza i otacza niczym tajemniczy biegun magnetyczny! Krzycz, żebym poszedł; nie mrucz tak słodko, abym pozostał! W tej chwili twoje pieszczoty to moi wrogowie! Twoje uśmiechy, twój płacz to łańcuchy, które uwięziły mnie na ziemi! Kochaj mnie prawdziwie, Anno, i zmuś, abym odszedł!

ANNA: Jakubie! Jakubie! Rozumiem twą udrękę, rozumiem twoje frenezje. Moja miłość jest jednak zbyt silna i nie mogę, naprawdę nie potrafię dać ci wiele. Zostań, Jakubie! zostań!...

JAKUB: Nie! Puść mnie!... Chciałem być kusicielem, który zawsze traktowałby cię z całym dostojeństwem. Wskazywałem ci drogi konieczności i miłości, zezwoliłem na wszystko, na co zezwolić mogłem… Teraz już koniec z tym!... Sam dowiem się, jak zwyciężyć! Jestem wystarczająco silny, aby odejść samotnie, wbrew wszystkim przeciwieństwom, które stoją na mojej drodze do Bohaterstwa!

ANNA: Nie potrafiłbyś tego uczynić!

JAKUB: Nie potrafię? Zbyt słabo we mnie wierzysz, widząc ten moment słabości… teraz jednak powróciło moje prawdziwe „ja”… odejdę bez względu na wszystko!...

ANNA: Nie potrafiłbyś!...

JAKUB: Ach… jaka jesteś dziwaczna z tym twoim dziewczęcym uporem!... Współczuję ci, ponieważ ignorujesz moją ideę, moją misję! Ach! moja Idea! ona jest większa niż cały wszechświat, czystsza i jaśniejsza od słońca, bardziej upajająca od najsilniej alkoholizowanego napoju!... Już nakreśliłem drogi mojego życia! nakreśliłem je stalą mojej woli, oświetliłem ogniem mego geniuszu!... Patrz, jak łamie się twój opór, patrz, jak odchodzę, nawet cię nie dotykając, nie płacząc nawet!... Żegnaj, Anno! idę na spotkanie wyzwania, jestem władcą mego wewnętrznego Boga. Stałem się nieśmiertelny, nie mogę obawiać się żadnego niebezpieczeństwa, żadnej przeszkody. Wszystko upadnie przede mną!... Żegnaj (wychodzi z całą stanowczością.)

ANNA: Jakubie! Jakubie!... To prawda, to prawda, odchodzi!... tak po prostu, nie pocałowawszy mnie nawet na pożegnanie… Ach! musi rzeczywiście być Bogiem, skoro zdołał pokonać moją miłość… Będę mu towarzyszyć na jego Cudownej drodze! (Słychać ogromny hałas i prawie natychmiast po nim pojawia się przerażona służąca.)

SŁUŻĄCA: Nie żyje! nie żyje pan Jakub!... jego głowa jest zmiażdżona! stoczyła się wzdłuż schodów… Poślizgnął się na figowym listku!...

OBIE KOBIETY: O Boże! o Boże! (Biegną w kierunku ofiary.)

(Kurtyna)

Decio Cinti

Prezent

Jadalnia w domu mieszczańskiej rodziny. Wieczór. Na środku stół oświetlony zawieszoną u sufitu lampką z zielonym abażurem. Światło zielonkawe.

Dwoje drzwi w głębi.

Wokół okrągłego stołu siedzą: Żona o twarzy pozbawionej wyrazu, ogólnie rzecz ujmując brzydka, stara i paralityczna Teściowa oraz czternastoletnia Córka.

Żona gotuje; Córka pisze z wielkim skupieniem; Teściowa drzemie.

Wrażenie skupienia, przeciętności, szczerości i spokoju.

CÓRKA: Która godzina?

ŻONA: (Spogląda na wiszący nad meblami zegar z wahadłem) Dziesiąta. Pociąg przyjeżdża siedemnaście po dziesiątej. Za pół godziny tatuś będzie już z nami…

CÓRKA: Kto wie, co tatuś mógł mi kupić! Obiecał przywieźć mi piękny prezent…

ŻONA: Biedny człowiek! Jest naprawdę bardzo dobry!... I chce dla nas wszystkiego, co najlepsze!

TEŚCIOWA (obojętnie, jak gdyby nie słyszała i nie widziała nic z tego, co dzieje się wokół; kontynuuje drzemkę, poruszając od czasu do czasu głową i rękoma.)

CÓRKA: Założę się, że przywiezie jakiś prezent także dla ciebie i dla babci. Jak za każdym razem, kiedy wraca z podróży.

(Krótkie milczenie.)

ŻONA: (oddychając) Miejmy nadzieje, że przywiezie dobre wieści… i że udało mu się ubić dobry interes… Od jakiegoś czasu nieustannie wydaje się taki niedostępny i ponury…

CÓRKA: Chciałabym, żeby nie zapomniał przywieźć mi pięknego naszyjnika z bursztynowych kuleczek… Są teraz takie modne!... Albo pięknej etoli z podrabianego gronostaja… Albo pierścionka z małą, maluteńką perełeczką…

(Krótkie milczenie. Dźwięk odległego dzwonka.)

ŻONA: Oto on!

(Odkłada pracę, zrywa się na nogi, idzie szybko w stronę drzwi, którymi wychodzi w towarzystwie podskakującej i niecierpliwej Córki. Teściowa pozostaje nieruchoma, obojętna, nie daje żadnej najmniejszej oznaki zainteresowania czymkolwiek. Żona wraca po chwili, w towarzystwie Męża i Córki. Mąż przynosi walizkę, Córka trzyma pudło na kapelusz.

Teściowa nie rusza się, nie mówi, nie odwraca nawet głowy.

Mąż jest brodaty i bardzo blady. Zatrzymuje się w niewielkiej odległości od drzwi, jest zmieszany i niezdecydowany.)

ŻONA: Jesteś zmęczony? Co ci jest? Boże! Jakiś ty bardzo blady!…

CÓRKA: Przywiozłeś mi prezent, tatusiu?... Powiedz mi natychmiast, gdzie go schowałeś! Chcę go zobaczyć natychmiast! (Wskazując położoną na ziemi walizkę.) Tam, w środku, co to jest?... (Bierze walizkę, otwiera ją niecierpliwie, szpera w środku i wyciąga dwa pudełeczka.) Ach, oto jest!... Oto i prezenty!... (otwiera jedno pudełko i wyciąga z niego lalkę, jakąkolwiek. Niezadowolona, z pogardliwym wyrazem twarzy, odkłada natychmiast lalkę na krzesło.) Nie przywiozłeś mi nic innego? (Z gorączkową niecierpliwością otwiera inne pudełeczko.) Ach! To są słodycze dla babci!... Weź, babciu… (Oddaje pudełko starej, która pozostając w pozycji nic nieznaczącej, wydobywa jakąś czekoladkę i zaczyna ją powoli ssać.)

ŻONA: (bierze pudełko na kapelusz, które Córka porzuciła na ziemi.) A tutaj? Cóż to? Kapelusz? Kapelusz dla mnie?... Dziękuję! Dziękuję!

Mąż, który wydawał się zmieszany, staje się przestraszony. Wykonuje jeden skok i zbliża się, aby odebrać jej pudełko na kapelusz. Jednak Żona, śmiejąc się, biegnie z drugiej strony stołu, aby uniemożliwić mu odebranie prezentu. Następnie otwiera pospiesznie pudełko i z ostrożnością wyciąga odciętą głowę pięknej blondynki. Głowa jest sina; oczy otwarte a usta wskazują na doświadczenie straszliwej męki. Kark cały we krwi. W uszach znajdują się dwa ogromne brylanty.

Mąż zakrywa twarz rękoma, drży.

ŻONA: (z uwielbieniem i przyjemnością wyciąga i wkłada głowę do pudełka. Czynność wykonuje parokrotnie.) Ach! Przepiękne! Dziękuję!... Jednak to prezent dla mnie nazbyt luksusowy! Nigdy nie miałam tak pięknego kapelusza!... Jakże jestem szczęśliwa!... Nie przymierzę go teraz, nie z tą okropną fryzurą …

CÓRKA: Piękny, Przepiękny!... (Głowie, którą jej matka trzyma nadal podniesioną, przygląda się z uwielbieniem, jakie młoda dziewczyna może wykazywać względem pięknego kapelusza). Jak ci będzie bardzo pasował, mamusiu! Jest doprawdy w dobrym guście! Też chciałabym mieć taki kapelusz.

(Teściowa kontynuuje powolne ssanie czekoladki, nie przejmując się tym, co dzieje się wokół.)

MĄŻ: (głosem słabym i z gestem oznaczającym wewnętrzną traumę). Wyjdzcie stąd! Wynosić się!... Zakryj ją!... Zaklinam cię!... Nie! Nie! Nie chcę jej oglądać!... Schowajcie ją!... Może ktoś przyjść!... Zamknijcie drzwi!... (Przygnębiony pada na krzesło.)

CÓRKA: (wspierając głowę na dłoniach) Mamusiu! Pozwól mi przymierzyć ten piękny kapelusz! Proszę cię!

ŻONA: Nie! Nie!... Popsujesz mi go!... (Klęka przed pudełkiem na kapelusze i z wielką ostrożnością odkłada do niego odciętą głowę.) Ale założę go w niedzielę wieczór i błękitny kostium, jak tylko wujek prześle nam bilety do La Scali.

Kurtyna

Filippo Tommaso Marinetti

Nadchodzą

Dramat przedmiotów

Salon. Wieczór. Wielki zapalony świecznik. Otwarte szklane drzwi (w głębi, po lewej) prowadzą do ogrodu. Wzdłuż ściany po lewej długi stół ustawiony w podkowę, dywan. Wzdłuż prawej ściany (mieszczą się w niej otwarte drzwi) ogromny, wysoki fotel, po jego dwóch stronach umieszczono osiem krzeseł: cztery po prawej i cztery po lewej.

Lewymi drzwiami wchodzą Majordomus i dwaj służący we frakach.

MAJORDOMUS: Nadchodzą. Przygotowujcie. (Wychodzi.)

(Służący z ogromnym pośpiechem rozstawiają osiem krzeseł wokół fotela, który pozostaje na swym wcześniejszym miejscu, podobnie jak stół. Kiedy kończą, zbliżają się do drzwi, przez które - zwróceni plecami do publiczności - obserwują. Długi moment skupienia. Powraca Majordomus, zdyszany.)

MAJORDOMUS: Zmiana rozkazów. Są bardzo zmęczeni… wiele poduszeczek, wiele podnóżków… (Wychodzi.)

(Służący wychodzą drzwiami z prawej i wracają obładowani poduszeczkami i podnóżkami. Biorą fotel i ustawiają go w środku sali, następnie rozstawiają krzesła - cztery po każdej stronie - oparciami odwracając je w stronę fotela. Na każdym krześle a także na fotelu kładą poduszeczki, przed każdym siedzeniem stawiają podnóżek, także przed fotelem. Służący raz jeszcze idą patrzeć przez okno-drzwi. Długi moment skupienia.)

MAJORDOMUS: (wchodzi z ogrodu, zasapany) Zmiana rozkazów. Są głodni. Nakryjcie do stołu.

(Służący przestawiają stół na środek pomieszczenia, umieszczają wokół stołu fotel - na miejscu głównym - oraz krzesła; następnie, w bardzo szybkim tempie wybiegając i wbiegając przez drzwi z lewej strony, nakrywają do stołu. W jednym miejscu stawiają wazon z kwiatami, w innym dużą ilość chleba, następnie butelkę wina. W pozostałych wyłącznie nakrycie. Jedno krzesło musi być oparte o stół, z tylnymi nogami podniesionymi, jak się robi w restauracjach, aby wskazać, że miejsce zostało zarezerwowane. Kiedy skończą, idą ponownie obserwować wydarzenia. Długi moment skupienia.)

MAJORDOMUS: (powraca biegnąc) Briccatirakamèkamè. (Wychodzi.)

(Niezwłocznie służący przenoszą nakryty stół w miejsce, w którym się znajdował w momencie podniesienia kurtyny. Następnie naprzeciw drzwi-okna ustawiają ukośnie fotel, z jego tyłu osiem krzeseł w szeregu po przekątnej względem publiczności. Gaszą świecznik. Scena pozostaje oświetlona księżycową poświatą, która wpada do pokoju przez drzwi-okno. Niewidzialny reflektor rzutuje cienie krzeseł i fotela. Cienie w sposób bardzo wyraźny - za sprawą przesuwającego się powoli reflektora - sprawiają wrażenie, jakby wydłużały się w stronę okna-drzwi. Służący skuleni w jednym z rogów oczekują w przerażeniu i ewidentnie udręczeni, aż meble wyjdą z pomieszczenia.)

Filippo Tommaso Marinetti

Światła

Białe tło

PIERWSZY CZAS

Scena ciemna. W tle wyświetlane są przesuwające się bardzo szybko okienka, które mogą kojarzyć się z pociągiem znajdującym się w ruchu. Hałasy pociągu.

MĘŻCZYZNA: (wchodząc) Wielkie okna pociągów spuchniętych wspomnieniami. Zręczne okienka, które obiegają przyszłość. Wspomnienia i pragnienia rzucone w świat. Oczy zdziwione. Ostre spojrzenia domów metropolitalnych, które - zawsze otwarte na oścież - z niekłamaną ciekawością śledzą wszelkie nowości. Oczy leniwe, które układacie się wygodnie w miękkich fotelach zielonego tła. Horyzonty snów niezniszczalnych. Odległości. Okienka, okienka, okienka.

DRUGI CZAS

Tło oświetlone brutalnym kolorem.

MĘŻCZYZNA: Murze rozgrzany, o który rozbija się moja wola. Murze światła. Wszystkie wizje tropikalne zniszczone w zderzeniu z tobą. Upał się powtarza. Pragnienie. Kontemplacja.

TRZECI CZAS

Scena się wyciemnia. Mężczyzna wyciąga z kieszeni kieliszek, który pokazany w odpowiednim świetle zaczyna błyszczeć.

MĘŻCZYZNA: Fantazje. Wszystkie kobiety widziane, przewidziane, wyśnione. Wesołość. Lubieżność. Sny. Przyjemność. Perły wiszące na nagich dekoltach. Tańce sułtańskie. Woale gwieździste. Płomienie, iskry, światła. Wybuchy geniuszu (rzuca kieliszkiem o ziemię). Bezużyteczność.

CZWARTY CZAS

MĘŻCZYZNA: (Wyciąga z kieszeni nóż, który błyszczy w świetle). Zbrodnie. Łapczywość, zachłanność. (Wybiega krzycząc.) Krew, krew.

PIĄTY CZAS

KOBIETA: (wchodzi, podziwia swój wygląd w lustrze) Jestem piękna.

Filippo Tommaso Marinetti

Improwizacja

Futurystyczna synteza teatralna

Przedpokój. W głębi dwoje drzwi: pierwsze w lewym rogu, wychodzą na korytarz, drugie w środku, wychodzą na schody. Na prawej ścianie otwarte okno wychodzące na ulicę. Blisko okna pod ścianą stoi sofa. Wzdłuż lewej ściany stoi wieszak i krzesła. W środku stół. Przedpokój jest ciemny.

Z korytarza wchodzą Mąż i Siedmioro Przyjaciół, wszyscy pijani, przemoknięci (frak lub smoking). Mąż idzie komicznie opierając się o ścianę, szukając włącznika elektrycznego światła. Dwóch lub trzech innych pijanych imituje jego ruchy. Wreszcie włącza się wisząca nad stołem lampa.

MĄŻ: Bądźcie cicho (nasłuchuje) Moja żona śpi… Jej pokój jest bardzo daleko… Nic nie słyszała… Co za piękna niespodzianka!... Idę ją obudzić!...

WSZYSCY: Nie, nie…

PIERWSZY: Tak! Co więcej!... Świetny pomysł!

INNY: Nie! Na litość boską!... To przecież taka poważna dama!...

INNY: Ale ma charakter…

MĄŻ: Zrozumie natychmiast! Zobaczycie. Napijemy się wszyscy razem… Dziś jest moje święto i oczywiście moja żona weźmie udział w tej radosnej zabawie…

INNY (chwiejąc się, wychodzi drzwiami prowadzącymi na korytarz) Znam dobrze to mieszkanie… Pójdę wytropić jakąś dobrą butelczynę!

(Słychać jego potknięcia. Hałas tłuczonego szkła.)

ŻONA (głos z oddali) Kto tam?... Kto tam jest?...

(Wchodzi rozchełstana, w samym szlafroku. Wszyscy milkną. Pijak, który poszedł poszukać butelki, idzie za nią, komicznie skonfundowany.)

PIERWSZY: Dzień dobry!

INNY: Dobry wieczór!

INNY: Dobrej nocy!

INNY: Kolorowych snów!

INNY: Moje uszanowania!

INNY: Kłaniam się uniżenie!

INNY: Proszę o pozwolenie ucałowania dłoni!

ŻONA: Dziękuję, dziękuję… (znudzona) Nie spodziewałam się Panów… (do Męża, rozzłoszczona) Mogłeś mnie uprzedzić… (do pozostałych) Wybaczcie mi… W tym kostiumie…

NIEKTÓRZY: Co też Pani opowiada! Przepiękna!

INNI: Uwielbiamy Panią!

PIERWSZY: Adorujemy Panią!

(Obejmuje ją.)

WSZYSCY: Och! Och! Ooooch!... Co za skandal! Cóż za złe wychowanie!... Nie można… Nie przystoi, aby…

MĄŻ (komicznie) Uduszę go!

(Błazeńsko chwyta Pierwszego za gardło i ciska na sofę)

WSZYSCY: Tak! Tak! Trzeba go udusić! Ach! Ach! Ach! Ach!

(Śmieją się nieopanowanie, zachęcając Męża do dalszej zabawy.)

MĄŻ: (śmieje się, zachowując jednak ton poważny) Zdrajco! Podrywaczu! Don Giovanni! Ach! Ach! Boisz się, że cię uduszę!

(Wszyscy go ściskają, siadają na nim. Ogromna wesołość. Żona przechadza się niespokojnie po pomieszczeniu. Jeden po drugim Pijani odchodzą od sofy, na której Mąż nadal dusi znajdującego się pod nim przyjaciela.)

MĄŻ: Uf! Uf! Udusicie mnie! (Patrzy, podnosząc znajdującego się pod nim kolegę, który nie daje żadnego znaku życia.) Dalej! Wstawaj! Na nogi! Boże, co za podchmielenie!... Trzeba odpiąć mu kołnierzyk!... Boże! On jest martwy!

INNI: Nie! Nie! To niemożliwe! Tak, tak, Nie żyje. Co robić? Uciekamy? No! Tak! Mówiłem! Co za głupoty! Jesteśmy szaleni! Wiedziałem, że źle się skończy!

PIERWSZY: Trzeba go stąd wynieść.

INNY: Tak, na ulicę! Porzucimy go na chodniku.

INNY: Tak, tak (Patrząc przez okno.) Nie ma nikogo. Droga wolna.

Dwaj (wychodzą na schody, przenoszą nieboszczyka)

ŻONA (płacze na sofie. Inni patrzą przez okno.)

PIERWSZY: O tej godzinie zaczynają jeździć sprzedawcy mleka…

INNY: (patrząc na zegarek) Spóźniają się dzisiaj.

INNY: Oto oni.

INNY: To oni… przenoszą go na środek ulicy! Świetny pomysł! Kładą go na środku torów tramwajowych…

(Wszyscy gromadzą się w oknie, podczas gdy z oddali słychać dźwięk zbliżającego się pojazdu.)

PIERWSZY: To nie tramwaj… to wóz…

INNY: Wóz, wóz pogrzebowy… pusty…

INNY: Znakomicie!

INNY: Przejeżdża po nim!

INNY: Rozgniótł go! Aż podskakuje!

INNY: Wóz się zatrzymuje… woźnica wysiada… wrzuca naszego nieboszczyka na wóz…

INNY: Jakże świetnie zorganizowany jest nasz system pogrzebowy!...

F.T. Marinetti i Emilio Settimell

Kostucha zabija Cecco Beppe

Synteza teatralna

Sala carska. Na wielkim tronie cesarz Franciszek Józef w stanie agonalnym. Obok dwaj medycy. W głębi za biurkiem osobisty sekretarz cesarza.

PIERWSZY MEDYK: Stan jest poważny. Nie przeżyje nocy…

DRUGI MEDYK: To prawdziwe wyzwanie! Tylko 100 000 zabitych w ciągu tygodnia! Opieka absolutnie bezskuteczna! Ach! Te komunikaty są doprawdy anemiczne!

(Franciszek Józef w konwulsjach, następnie odwraca się do swojego sekretarza)

FRANCISZEK JÓZEF: Fritz! Pisz! Z rozkazu Jego Ekscelencji Cesarza i Króla na front zostanie natychmiast wysłanych 10 000 pojemników super-duszącego gazu! Nasze łodzie podwodne mają obowiązek torpedować najmniejsze łódki, nie oszczędzając kajaków! Nie oszczędzać barwen i innych ryb! Samoloty wojenne rozpoczną bombardowanie najmniejszych nawet kładek! Wrogie miasta mają zostać obficie zasypane bakteriami raka, odry, dżumy i cholery… Jeśli nie znajdziecie wystarczającej ilości mikrobów w Austrii - co bardzo by mnie zdziwiło! - wybierzcie się na ich poszukiwania do centralnej Azji lub pod lewą pachą Kronprintza, sławnego zdobywcy spod Verdun… Jutro! Tak, jutro chcę otrzymać 2 000 dziecięcych dłoni! Żądam tego! Ach! Niestety, mam złą opiekę! Gorączka rośnie! Rośnie! Ciekawe, co teraz robi nazbyt łagodny gubernator Brukseli!!!... (słabnie)

PIERWSZY MEDYK: Nie ma już nadziei… puls bardzo słaby…

DRUGI MEDYK: (idąc do telefonu) Jest tylko jeden sposób, aby pokonać śmierć! Gotowi!... Tak, prędko! Tak, potrzebujemy natychmiast 200 000 martwych!..

ŚMIERĆ: (wchodząc) Kontrakt upłynął!... Przyrzekłeś mi 6 milionów ofiar w czasie dwóch pierwszych lat wojny!... Brakuje jeszcze 500 000!

PIERWSZY MEDYK: Proszę się cofnąć! Niech się Pani cofnie!... Błagamy Panią!...

ŚMIERĆ: Na świętego Stefana! Wydaje mi się, że jednak przyszedł już czas, abym weszła!... Naczekałam się już wystarczająco długo!...

PIERWSZY MEDYK: Niechże Pani zaczeka… Zaczekajcie…

DRUGI MEDYK: (insynuując) Niech Pani posłucha… mam świetną wiadomość… za pośrednictwem nowych super-duszących gazów i arabskich rannych z ostatnich wybuchów będzie Pani miała w ciągu roku 2 000 000 nieboszczyków z góry…

ŚMIERĆ: Nie zwykłam przyjmować zapłaty w wekslach!...

(Wyzwala się od medyków i chwyta cesarza za gardło. Chwila przerwy, po czym Śmierć cofa się chwiejnym krokiem)

Ach! Co za smród! Co za ścierwo!... Zrzekam się!... Udaję się natychmiast na kurację wzmacniającą!

FRANCISZEK JÓZEF: (obśmiewa Śmierć swoim śmierdzącym uśmiechem. Krótka przerwa, po czym słychać krzyki z sąsiednich pokojów.)

OFICJEL: (wchodzi przerażony) Kostucha upadła!

(Franciszek Józef opuszcza głowę i zaczyna przerażająco rzęzić. Tym razem stan agonalny wygląda obiecująco.)

Cecco Beppe to pogardliwe określenie cesarza Franciszka Józefa, które rozpowszechniło się we Włoszech w okresie I wojny światowej.

Chodzi tutaj o jedną z najdłuższych bitew I wojny światowej, batalię pod Verdun, która trwała od lutego do grudnia 1916 roku. Niemiecka strategia polegała na wielokrotnie powtarzanych atakach zaczepnych, które miały doprowadzić do wykrwawienia się francuskiej obrony. Ze strony niemieckiej zadanie zdobycia twierdzy Verdun powierzono 5 Armii (6 korpusów, 1225 dział) pod dowództwem pruskiego następcy tronu (Kronprintz), księcia Wilhelma Hohenzollerna. Od jego szturmu rozpoczęła się bitwa. W walce obie strony poniosły ciężkie straty: Niemcy - 337 tys. zabitych, Francja - 362 tys. zabitych.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
06 Podstawy syntezy polimerówid 6357 ppt
8a Syntezy prostych aminokwasów
Wykład VIII Synteza układów sekwencyjnych
02 Metody syntezy organicznej VI s1id 3675
Dramat romantyczny, Oświecenie i Romantyzm
Aborcja - Psychoterapia doktora Mango, obrona życia, dramat aborcji
Ćwiczenia usprawniające analizę i syntezę wzrokową oraz orientację przestrzenną(1), Ćwiczenia uspraw
Dekalog-o aborcji, obrona życia, dramat aborcji
Zastosowanie enzymow w syntezie- wyniki, PWR, III semestr
Dziady cz. II jako dramat, j.polski - gimnazjum
Chrzastowska-3 teorie dramatu, Filologia polska I rok II st, Teoria literatury
Poezja futurystów
d4 synteza aztreonamu
dramat plV 76
32 Dramat w okresie pozytywizmu i Młodej Polski (na tle dramatu europejskiego)
Synteza jodku ołowiu sprawozdanie
kwasy i pochodne Synteza kwasu?etylosalicylowego1

więcej podobnych podstron