Możesz dowiedzieć się więcej, Fan Fiction, Dir en Gray


Możesz dowiedzieć się więcej

Obudziło go walenie do drzwi. Wciąż jeszcze jedną nogą w krainie snów, próbował zerwać się z łóżka, co zakończyło się pokazowym wyrżnięciem w futrynę i stłuczonym łokciem. Die usłyszał głośny rumor i stłumione przekleństwo, gdy po raz kolejny zastukał.
Uniósł brwi, gdy drzwi otworzyły się gwałtownie, a rozespany Toshiya, masując łokieć, spojrzał na niego niezbyt przyjaznym wzrokiem.
- Mam nadzieję, że masz dobry powód, żeby mnie budzić, Die.
- Nudzi mi się.
Milczenie przeciągało się. Toshiya z niedowierzaniem wpatrywał się w gitarzystę, który, niezrażony brakiem reakcji, przecisnął się obok niego i zlokalizowawszy kuchnię, władował się do niej. Basista ziewnął rozdzierająco, rozpaczliwie łaknąc snu i śmierci, nagłej acz w męczarniach, pewnych ludzi, zwłaszcza tych, którzy zrywają go w sobotni poranek, bo im się nudzi. Zmarszczył brwi, gdy dobiegł go jakiś potworny łomot, a w powietrzu zapachniało pomarańczami. Zaintrygowany podążył za przyjacielem, drapiąc się po głowie.
Die kucał przy otwartej lodówce, z zakłopotaniem usiłując wetknąć z powrotem urwaną klapę zamrażarki. Toshiya zamknął oczy, gdy z gruchotem oderwała się bryła lodu i spadła na podłogę, roztrzaskując się w malutkie kryształki.
- Urwało się - wyjawił Die, wciskając pokrywę w poluzowane zawiasy.
Wyginany plastik zatrzeszczał ostrzegawczo. Basista podszedł do lodówki, zabierając Die'owi z łapek jego trofeum i spokojnie zatrzasnął drzwi. Odwrócił się i zamarł, słysząc znajome odessanie powietrza. Lodówka stała otwarta, Die grzebał w zawartości.
- Co ty wyczyniasz, na litość boską? - syknął wściekle, zakładając ręce na biodrach. Die wyciągnął z lodówki pojemnik jajek i kamionkowy dzbanuszek z masłem.
- Śniadanie. Idź sobie stąd. Przeszkadzasz. - Gitarzysta uważnie kroił cebulę, z zaczerwienionymi oczami pilnując grubości plasterków.
- To moja kuchnia! Jest sobota, jest rano, chcę spać!
- A czy ja ci bronię? - zdziwił się obłudnie Die, odrywając się na chwilę od noża. Łzy płynęły mu po policzkach, jak małe dziecko otarł oczy wierzchem dłoni, spoglądając na niego zdziwionym wzrokiem. Basista bez słowa odwrócił się i wymaszerował z kuchni, po drodze uderzając się jeszcze dotkliwie w goleń o stojącą w kącie metalową skrzynię z narzędziami.
Po mieszkaniu powoli rozchodził się ostry zapach smażonej cebuli.
Pół godziny później Die wstawił przygotowaną zapiekankę, obłożywszy ją uprzednio żółtym serem, do mikrofalówki. Zakręcił gaz, zalewając gorącą wodą kawę w dwóch fajansowych, niebieskich kubkach. W kwestii kofeiny cały Dir miał podobne wymaganie - lubili dużo i mocną. Przy czym na tym styczności upodobań się kończyły, jedynie Die i Toshiya pijali gęstą od cukru i śmietanki, mocną jak sam diabeł, kawę, na którą Kaoru patrzył z politowaniem, a którą Kyo, wypiwszy kiedyś przypadkowo, natychmiast wypluł, płukając usta przez kwadrans. Z papierosami w zębach, kubkami w rękach i otworzywszy drzwi nogą - Die podążył do pogrążonej w mroku, przez zaciągnięte rolety, sypialni.
Toshiya spał. Leżał na brzuchu, z ręką bezwładnie przerzuconą przez poręcz łóżka, z potarganymi włosami, pochrapując przez nos. W powietrzu wirowały drobinki kurzu, gdy Die zdecydowanie rozsunął rolety, otwierając okno. Zapachniało rześkim, wiosennym deszczem, a oszalały świergot ptaków wypełnił małą sypialnię. Toshiya zamruczał coś niewyraźnie, ugniatając ręką poduszkę. Die usiadł koło niego, bezmyślnie spoglądając na rozsypane na niebieskiej poduszce kosmyki włosów i delikatną rękę z poobgryzanymi paznokciami. Spod skołtunionej kołdry wystawała długa noga z o szczupłej kostce, z brudną podeszwą. Gitarzysta ze śmiesznym rozczuleniem pogładził palcem krawędź stopy. Toshiya jedynie przekręcił się na plecy, rozrzucając ręce szeroko na boki. Przez głowę Die'a przemknęła irracjonalna myśl, by walnąć go w głowę czymś ciężkim, uśpić i dotykać do znudzenia. Czyli w nieskończoność, pomyślał, patrząc tęsknie na płaski brzuch, delikatną szyję i gładkie ramiona basisty. Zagapił się na pełne wargi, na których czaił się lekki, rozleniwiony uśmieszek. Pochylił się niżej, gdy Toshiya wyszeptał coś cicho. Zamarł, prawie dotykając swoją twarzą jego. Skupiony na słowach, które mógł usłyszeć, na ustach, które chciał całować - dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że basista nie śpi, i że, co gorsza, patrzy wprost na niego.
Die prawie odskoczył, zrywając się z łóżka. By pokryć zmieszanie, złapał leżącą na szafce paczkę papierosów i zaczął wytrząsać je z paczki. Toshiya, oparty na łokciu, przyglądał mu się z zainteresowaniem.
- Die? - zapytał uprzejmym, przyjacielskim tonem, na dnie którego pobrzmiewało rozbawienie.
- Co? - warknął zakłopotany wściekle, wciąż potrząsając paczką.
Przełknął ślinę, gdy Totchi usiadł na łóżku, spuszczając na ziemię zgrabne nogi. Patrzył na niego przez chwilę, jakby chciał coś powiedzieć - po czym wyjął mu ze zdrętwiałych nagle palców papierosy, wyciągnął jednego i podał. Chłodna dłoń przesunęła się w dół jego policzka w delikatnej pieszczocie. Przymknął oczy, gdy szybkim, lekkim ruchem basista chwycił palcami jego podbródek, zmuszając go do spojrzenia sobie w oczy. Przez chwilę świat zamknął się w czarnych źrenicach i ciepłym oddechu, łaskoczącym jego wargi. Pocałunek bardziej przypominał muśnięcie wiatru, niż dotyk.
Oddychał płytko, ściskając w dłoni zmiętego papierosa, gdy Toshiya wyszedł z pokoju i zamknął się w łazience.

Przy śniadaniu nie odzywali się do siebie, w milczeniu pochłaniając przypaloną zapiekankę, polaną obficie keczupem. Komórka Daisuke zadzwoniła przenikliwie, płosząc krępującą ciszę. Die odebrał, spoglądając przepraszająco na drugiego mężczyznę, który jedynie kiwnął uspokajająco dłonią i wrócił do jedzenia.
- Halo? - spytał nieuważnie, z rozmarzeniem obserwując basistę, oblizującego łyżeczkę. Toshiya mrugnął do niego i Die zaczerwienił się raptownie, wbijając wzrok w stół. - O - powiedział po chwili, a na jego twarzy zaczęła malować się lekka panika. - Oczywiście, że pamiętam... eee... ale to dziś? - Słuchał przez chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Nie no, oczywiście, że będę... Kolegę - powtórzył bezmyślnie, ocierając czoło, na które wstąpiły kropelki potu. - Dobrze - mruknął zrezygnowany. - O siedemnastej. Tak, do zobaczenia. Tak, ja ciebie też.
Wzrok Toshiyi wyostrzył się lekko, gdy usłyszał ostatnie zdanie. Spojrzał pytająco na przygnębionego gitarzystę, wyłączającego telefon.
- Moja siostra - wyjawił Die z westchnieniem, bezmyślnie obracając w palcach komórkę. - Zapomniałem zupełnie, że...
- Że ją masz? - podsunął uprzejmie basista i aż się skulił, gdy Die rzucił mu mordercze spojrzenie.
- Że ona ma przyjaciółkę - ciągnął po chwili, opierając brodę na dłoni. - Samotną zresztą. I ja też jestem samotny. A ona mnie kocha i...
- Ta przyjaciółka?
- Siostra - burknął gitarzysta. - I na dziś się z nimi umówiłem, bo ona chce mnie poznać i...
- Siostra? - spytał Toshiya z wybitnie złośliwą intencją. Die zabił go wzrokiem.
- ... i mam przyprowadzić jakiegoś wolnego znajomego, żeby to nie wyglądało jak randka, rozumiesz. A ja kompletnie zapomniałem i żadnego nie umówiłem. Higami mnie zabije. A gdzie ja teraz znajdę jakiegoś wolnego faceta?
Toshiya zakrztusił się lekko, patrząc na niego z niedowierzaniem. Wstał z miejsca, po czym przeszedł przed Die'm, prostując plecy. Przeciągnął się, kątem oka widząc jak czerwonowłosy przełyka ślinę. Uśmiechnął się do siebie, splatając ręce i siadając z powrotem na krześle.
Die nie odrywał od niego wzroku, a na jego twarzy powoli pojawiało się radosne zdumienie.
- Totchi! - wybuchnął nagle, patrząc na niego błyszczącymi oczami. - Przecież Shinya jest w mieście!
Basista zamarł, wciągając ze świstem powietrze. Policzył w myślach do dziesięciu, po czym odchrząknął, skupiając na sobie uwagę Die'a.
- Die - zaczął lodowatym tonem, przeciągając sylaby. - Czy ja ci wyglądam na kobietę?
Daisuke zmierzył go długim spojrzeniem.
- Teraz? - zapytał podejrzliwie, marszcząc z wysiłku brwi.
Toshiya zacisnął pięści.
- Załóżmy - powiedział jeszcze chłodniejszym tonem, postanawiając za wszelką cenę wyrzucić z myśli obraz samego siebie w kusej, niebieskiej haleczce.
- No teraz to nie - zaprzeczył Die po wnikliwej analizie. Basista zazgrzytał zębami, widząc jak nieświadomie zerka pomiędzy jego rozłożone szeroko uda.
- Świetnie. To kim jestem?
- No... facetem? - zgadywał Die, wzruszając ramionami.
Bez słowa pokiwał głową, patrząc na niego z wyczekiwaniem. Die oddał mu nic nie rozumiejące spojrzenie, wyraźnie czekając na jakąś puentę. Toshiya skapitulował po kilkunastu sekundach.
- Do diabła, Die, pomyśl - warknął, krzyżując dłonie na piersi. - Przecież ja z tobą mogę iść! No, chyba że ty się mnie wstydzisz - zreflektował się nagle.
- Nie, nie - przeraził się gitarzysta, machając gorączkowo rękami. - Ależ to nie o to chodzi! Ty po prostu... no, bo ty... no wiesz...?
- Nie wiem - mruknął wojowniczo Toshiya. - Ja co? Ja za głupi jestem? Za mało wygadany? A może - przerwał tknięty straszną myślą. - A może to przez moje zęby?
- Nie - powtórzył nieco rozpaczliwie Die. - To nie to. Chodzi tylko o to, że ty... no, gejem jesteś - wypalił, kręcąc młynka palcami i pokrywając zmieszanie suchym śmieszkiem.
Basista milczał przez chwilę, próbując zebrać myśli.
- No i co z tego? - spytał niepewne, unosząc brwi. - To, że wolę chłopców, ma znaczyć, że się z dziewczynkami nie dogadam? Daisuke, na litość boską. Jak ty wolisz dziewczynki, to przecież nie oznacza, że w moim towarzystwie języka w gębie zapominasz, co? - zaakcentował swoją wypowiedź oburzonym prychnięciem i złym wzrokiem popatrzył na Die'a. Ten, nieco zmieszany, zamrugał oczami.
- I chłopców - powiedział nagle, tak cicho, że Toshiya z trudem rozróżnił słowa.
- Co? - spytał mało inteligentnie.
- I chłopców - powtórzył Die jeszcze ciszej, rumieniąc się coraz bardziej. - Czasem wolę... chłopców.
- Jesteś biseksualistą? - zapytał po chwili milczenia basista.
Na gazie zapomniany szalał czajnik, kiedy Die machinalnie wyciągnął rękę i zakręcił kurek, przerywając w pół tonu wysoki gwizd.

*****

- Myślisz, że twój brat ma jakieś kłopoty z ustaleniem własnej tożsamości płciowej? - zapytała ze znudzeniem Heiko, sącząc przez słomkę kolorowego drinka. Lekko wydęła usta, przeglądając się w wiszącym naprzeciwko nich, ściennym lustrze. - Bo zobacz - wyjaśniła na pytające spojrzenie przyjaciółki - to kobiety się spóźniają i tak dalej.
- Mogę cię zapewnić, że kobietą nie jest - powiedziała z westchnieniem Higami. - Jest za to notorycznym łgarzem, niepoprawnym spóźnialskim, postrzelonym narwańcem i...
- ... też się cieszę, że cię widzę, siostrzyczko - wszedł jej w słowo Die, stając za nią i kiwając potępiająco głową.
Higami miała jeszcze na tyle przyzwoitości, by się uczciwie zaczerwienić, ale zaraz potrząsnęła głową, przeczesując palcami włosy.
- To mój brat, Daisuke, a to właśnie jest Heiko - powiedziała zachęcającym tonem akwizytora. - Poznajcie się - dodała z naciskiem. - Die gra w zespole i uwielbia łazić po górach, a Heiko od kilku lat uprawia wspinaczki wysokogórskie. Jednak jej największą pasją - rzuciła triumfalnie - jest gra na gitarze akustycznej, należy nawet do naszej osiedlowej społeczności muzycznej!
Die i Heiko wymienili zaskoczone spojrzenia, a potem zgodnie skrzywili usta.
- Nienawidzę chodzić po górach i mam lęk wysokości - powiedział znacząco Die.
- A ja nie mam pojęcia o grze na gitarze - wtrąciła z wahaniem Heiko, unosząc brwi.
- A ja jestem homoseksualistą - dodał Toshiya, pojawiając się przy stoliku z dwiema butelkami piwa w dłoniach. - Myślicie, że tutaj można palić?

*****

- A jaki był, jak był mały? - pytał basista kilka godzin później, podsuwając Higami papierosy.
- Urwis straszny i wiercipięta - powiedziała z niemal matczynym uczuciem, patrząc na Die'a, z przesadną powagą tańczącego z Heiko do jakiejś dziwacznej kompozycji walca i fokstrota. - Miał niesamowitego pecha i zazwyczaj, jak wracał do domu, matka wyjmowała plastry. I okropnie bał się jodyny. Choćby i miał zakrwawione ramię, przekonywał, że...
- ... że nic mu nie jest - dokończył za nią Toshiya, uśmiechając się szeroko. - Do dziś mu zostało. Jak ostatnio rozciął sobie palec gdy struna pękła, Kaoru musiał mu zagrozić infekcją ropną i amputacją, by zgodził się zdezynfekować ranę.
- Kaoru to wasz drugi gitarzysta? - spytała, przechylając głowę nieco w bok.
Toshiya, patrząc na nią, pomyślał że jest bardzo podobna do Die'a. Identyczny nos, podobny wykrój ust i kształt oczu. Uśmiechnął się mimowolnie.
- A ostatnio samozwańczy lider - przytaknął radośnie. - Nikt inny się w sumie nie nadaje, chociaż Shinya...
- Perkusista?
- Zgadza się. Powiedz, ty mało się bratem interesujesz?
- Czemu? - spytała ze zdziwieniem.
- Nie wiesz, kto na czym gra...?
- Bo bardziej interesuje mnie mój brat Daisuke, niż muzyk popularnej kapeli - odpaliła natychmiast, uśmiechając się lekko. Poza tym... Die ci nie mówił? Mnie długo nie było w kraju, dopiero niedawno wróciłam z wymiany studentów.
- Szczerze powiedziawszy - mruknął z zakłopotaniem Toshiya - to ja nawet nie wiedziałem, że ma siostrę. - Ja w ogóle chyba mało o nim wiem.
Nie zdawał sobie sprawy z tęsknych nutek, które pojawiły się w jego głosie. Czułe ucho dziewczyny wychwyciło je natychmiast, a jej oczy rozszerzyły się lekko, gdy spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Interesujesz się nim - powiedziała wolno. - Interesujesz bardziej, niż kolegą z jednego zespołu, prawda?
- Jest moim przyjacielem - stwierdził Toshiya, rumieniąc się nieznacznie. - To chyba naturalne, że chcę dużo o nim wiedzieć.
- Jasne - szepnęła, patrząc na zbliżających się do stolika Heiko i Die'a, który już z daleka uśmiechał się do Toshiyi, by za chwilę z ufnością oprzeć policzek na jego ramieniu, siadając obok. - Myślę - powiedziała już sama do siebie, obserwując dłoń basisty, który nieznacznie musnął palcami policzek jej brata - że akurat ty możesz dowiedzieć się o nim najwięcej...



Wyszukiwarka