Nigel Barley-antropologia, Studia, Rok 1, Antropologia, Postacie, referaty, zagadnienia


Mateusz Godek

Aleksandra Teresińska

Referat: Nigel Barley, Niewinny antropolog

Nigel Barley, urodzony w 1947 roku w Kingston-on-Thames w Anglii, to angielski pisarz i antropolog. Studiował języki współczesne na Uniwersytecie Cambridge oraz etnologię na Uniwersytecie Oxford. Przez dwa lata prowadził badania terenowe w Kamerunie, zaś w latach 1981 -2003 pracował jako kustosz w British Museum w Londynie.

Niewinny antropolog to opowieść Nigela Barleya o podróży do Kamerunu w poszukiwaniu obyczajów i wierzeń niewielkiego kameruńskiego plemienia Dowayów.

Autor już na samym wstępie daje się poznać jako krytyczny i wnikliwy obserwator rzeczywistości, który stara się burzyć zastane mity (przynajmniej te dotyczące szeroko rozumianej antropologii). Zaczyna od obalenia przekonania, że największym marzeniem każdego antropologa jest spędzenie „całego życia” na badaniu jednego wcześniej wybranego plemienia. W swoje książce pragnie przedstawić wieloaspektowość tego złożonego zagadnienia i jak również dokładniej przedstawić kulisy swojej wyprawy badawczej. Barley, już po pierwszych tygodniach, zauważa, że praktyka badań terenowych niewiele ma wspólnego z teorią.

W pierwszych dwóch rozdziałach Barley opisuje swoje przygotowania do podróży. Wzmiankuje o zaskakująco rozwiniętej biurokracji kameruńskich urzędów, w których każdy dokument należy wypełnić w kilku kopiach, na wszelkie pytania oczekuje się niezmiernie długo zaś każdy petent jawi się kameruńskim urzędnikom jako największe zło. Dla potwierdzenia tego zjawiska można przytoczyć pierwsze miejsce postoju antropologa - Jaunde, gdzie przez trzy tygodnie oczekiwał on na przygotowanie niezbędnych dokumentów. Wykorzystując ten czas na zwiedzanie miasta, jako Anglik, ogromne wrażenie zrobili na nim zupełnie obcy ludzie, którzy uśmiechali się do niego, pozdrawiali na ulicy i jak sam dodaje „najwyraźniej bez ukrytych pobudek”.

Po uzyskaniu wszelkich potrzebnych dokumentów, Barley wyrusza do Ngaoundere, w poszukiwaniu celu swoich badań, czyli plemienia Dowayów. Podróż pociągiem daje antropologowi możliwość zaobserwowania kilku ciekawych sytuacji. Jedną z nich, która ilustruje podział Kameruńczyków na chrześcijan i muzułmanów przejawia się w sposobie oddawania moczu. „[…] chrześcijanie rodzaju męskiego siusiają na stojąco, dzięki czemu udaje im się sięgnąć do przeznaczonego na ten cel zlewu w toalecie, muzułmanie zaś siusiają w kucki, a zatem, narażając się na niebywałe ryzyko, rozpościeraj swoje suknie w ogromny namiot i wychylaj się do połowy przez drzwi jadącego wagonu.”

W rozdziale Honi soit qui Malinowski, autor kontestuje przyjęty, demoniczny stereotyp misjonarza, od której to postaci antropolodzy zwykli trzymać się z daleka, odkąd Malinowski zaapelował, żeby etnografowie opuścili misyjne werandy i powędrowali do wiosek. Autor nie ujednolica natury „imperialistów kulturowych”, przyznaje, że zdarzają się fanatycy, ale stanowią oni mniejszość i są wypierani przez młodszych misjonarzy. Dużo pracy poświęcają oni miejscowej kulturze w celu zaadaptowania liturgii do miejscowych symboli.

Dalej Barley utyskuje na francuskie rządy biurokratyczne obejmujące obszar jego badań (środkowa część Kamerunu). “Rozrośnięty i przestarzały francuski system administrowania oraz francuski klimat kulturowy tworzą kombinację zdolną wykończyć najtrwalszego”.

Odesłany z Poli po kolejny list, upoważniający go do przebywania w tym mieście, Barley rejestruje roszczeniowy stosunek do świata jaki przybierają Dowayowie. Po podwiezieniu, które wymuszają, są głęboko niezadowoleni, gdy nie idzie za tym pożyczka na sfinansowanie ich pobytu.

Będąc z powrotem w Poli, antropolog znajduje sobie rdzennego Dowayo, który zna również francuski, o czym wspominam z uwagi na to jak dużo miejsca poświęca autor roli asystenta antropologa, który ma ciężkie zadanie pośrednicząc pomiędzy stronami, z których obydwie chcą go uznawać za swojego poplecznika. Bez niego antropolog byłby bezradny, a zwykle jego osoba zostaje w pracach pominięta.

Panowie docierają do położonego nieopodal Kongle, wioski górali, którzy nawet wśród tubylców mają opinię dzikich i trudnych. Chaty Dowayów to okrągłe gliniane budowle o stożkowatych dachach. Po przejściu dwóch placów, z których jeden służy za miejsce spotkań i odprawiania obrzędów, a na drugim trzymane jest bydło, oraz przemierzeniu środka, wioski dochodzi się do podwórka naczelnika. Nie dysponuje on siłą i władzą. Naczelnik to po prostu ktoś bogaty, czyli posiadający bydło. Ktoś, kogo stać na organizowanie świąt religijnych, stanowiących istotną część obrzędów. Niektórzy naczelnicy przejmują, od dominującego w okolicy plemienia Fulanów, zwyczaj otaczania się przepychem, w postaci przypasywanych mieczy oraz umyślnego, noszącego nad ich głową parasol. Naczelnik Kongle okazał się jednak gardzić Dowayami podlegającym wpływom akulturacji.

Barley'a zmieszało powitanie. „Prawie wszędzie w Afryce różnice statusu są określane bardzo klarownie. Afrykanie we wszystkim mocno przesadzają. Ludzie przypochlebiają się i płaszczą , padają na kolana i biją pokłony [...] jednak lekceważenie podobnych zachowań uważane jest za skrajną niegrzeczność.”

Dużo problemów nastręczała antropologowi próba porozumienia się. Rankiem nie zostawało w wiosce ani jednego Dowaya, którzy jak na rolników przystało rozpierzchali się po polach prosa. Zboże to, doprawiane kwaśnym sosem, sporządzanym z liści roślin, stanowi podstawę ich strawy, a autorowi smakiem przypomina gips. Afrykanie spożywają je codziennie i narzekają kiedy częstuje się ich czymś innym.

Pomimo iż ziemia w krainie Dowayów nic nie kosztuje, tubylcy uprawiają minimalne jej obszary. Praca na niej jest zbyt ciężka. Produkują tylko na własne potrzeby, gdyż handel zewnętrzny jest nieopłacalny. Bydło nie jest trzymane by je doić, ani na mięso. Jest zabijane na szczególne okazje (np. ceremonie pogrzebowe), jak również stanowi walutę, którą płaci się za żonę.

Wstając wraz z pierwszym brzaskiem, antropologowi udawało się odegrać akt pozdrowienia, który ma w Afryce wielką tradycję, a przy początkowej nikłej znajomości języka, stanowił dla autora dobre pole do wprawek. Pozdrowienie rozpoczyna się pytaniem: Czy niebo jest dla Ciebie czyste?

Mowa Dowayów sprawia niezwykłą trudność Europejczykowi, bowiem ich język jest językiem tonalnym i wysokość głosu ma kolosalny wpływ na znaczenie wyrazu. Afrykanie nie uczą się swojego języka inaczej niż podczas spotkań towarzyskich. Wszelka forma zapisu i sformalizowania jego zasad, jest im obca. Ponadto w większości analfabeci, wpadali w zachwyt, gdy autor sporządzał notatki fragmentów sformułowań z ich języka, w transkrypcji fonetycznej mieszanki francuskiego i angielskiego. Magnetofon natomiast nie robił na nich wrażenia, widywany również u miejscowych „złotych młodzieńców”.

Dziwne natomiast zdało się mieszkańcom, że autor nie uczęszczał do kościoła. Mają oni utarty wizerunek białego człowieka, opierający się na doświadczeniach z misjonarzami. Posiadają nawet wierzenie dotyczące białych ludzi, którzy to podobno są wcieleniem zmarłych czarowników (Dowayowie wierzą w reinkarnację). Byli przekonani, że kiedy Barley szedł spać zdejmował białą skórę i wieszał na wieszaku.

Po dwóch miesiącach przebywania w wiosce Kongle, autorowi udało się posunąć swoje badania, znalazłszy powód dla którego mieszkańcy udzielali mu zdawkowych odpowiedzi. Dowayowie mają całkiem odrębne reguły konwersacji, które wymagają ciągłego potwierdzania uwagi, wyrażanej nieustannie potaknięciami (niczym przy rozmowie przez telefon). Gdy uchybia się temu zwyczajowi, interlokutor natychmiast milknie.

Drugi problem leżał w wieku asystenta. Wiek określa bowiem w Afryce status. Okazanie szacunku przejawia się w określeniu drugiego „starym człowiekiem”. Gdy, po rozszyfrowaniu obowiązujących zasad konwersacji, został odprawiony siedemnastoletni zaledwie asystent, wywiady z Dowayami zyskały na intensywności.



Wyszukiwarka