Red Hills rozdz 43 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora


Rozdział 43

― Snape, Draco czymś oberwał! ― Ciemność powoli się rozwiewała i można było już dostrzec zarysy wnętrza komnaty i znajdujących się w niej osób. ― Najpierw miał drgawki i wyglądało, jakby się dusił, a teraz w ogóle się nie rusza. ― Głos Harry'ego pomimo strachu był spokojny i opanowany. ― Sprawdziłem puls, jest trochę spowolniony, ale wyraźny. ― Odsunął się, przepuszczając mistrza eliksirów, który ukląkł przy leżącym na podłodze Malfoyu.

Lumos. ― Koniec różdżki Snape'a rozjaśnił się tuż przy twarzy leżącego na podłodze mężczyzny, oświetlając nieruchome oblicze. Nienaturalnie szeroko otwarte oczy wyglądały, jakby straciły cały swój blask, pustym, szarym spojrzeniem wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt.

― Co mu jest? Wygląda jak po spotkaniu z dementorem. ― Ron zajrzał Snape'owi przez ramię, przyglądając się Draco z niepokojem.

― Dostał jakąś klątwą, idiota mnie zasłonił. ― Harry z niepokojem wpatrywał się w mistrza eliksirów. ― Nie dosłyszałem inkantacji.

― A ja owszem. ― Snape podniósł się i odwrócił w stronę leżącego na podłodze Lucjusza, który wpatrywał się w oblicze Draco ze zgrozą wymalowaną na twarzy. Zacisnął usta i uniósł wzrok na Weasleya. ― Co z Narcyzą?

― Poszła do piekła. Zawsze wiedziałem, że jest pan niebezpiecznym człowiekiem.

― Proszę nie opowiadać głupstw, to zaklęcie odrzucające, nie Avada. ― Głos Snape'a lekko zadrżał.

― Nie żyje? ― Lucjusz oderwał wreszcie wzrok od syna.

― Snape walnął ją kominkiem. Ma skręcony kark. ― Ron nie wydawał się być poruszony tym, że w tak brutalny sposób przekazał mężczyźnie wiadomość o śmierci żony. ― Tobie też by się należało, ale zdamy się na aurorów.

― Trzeba zabrać Draco do Świętego Munga. ― Harry podniósł męża z podłogi. ― Wy zabierzcie tego… ― Obrzucił Lucjusza pogardliwym spojrzeniem ― Uwolnijcie Samuela i…

― Potter, nie możesz zabrać Draco do Munga ― przerwał mu Severus w połowie zdania. ― Aportuj się z nim do zamku. Wolałbym też, aby nikt z personelu go nie zobaczył.

Harry zmrużył oczy, zaskoczony. Na końcu języka miał kilka pytań, lecz widząc zacięty wyraz twarzy mistrza eliksirów, skinął tylko głową.

― Dobrze, ale muszę wyjść na zewnątrz, stąd nie dam rady. ― Odwrócił się i szybko zniknął za drzwiami.

― Ty pójdziesz z nami, uwolnisz Samuela. ― Snape chwycił Lucjusza pod pachę i szarpnął go do góry, wkładając jednocześnie w jego dłoń leżącą na podłodze laskę.

…..

― Pół roku ukrywania się, aby potem zrobić coś tak głupiego, to nie w twoim stylu, Lucjuszu. ― Snape szedł powoli korytarzem, dostosowując się do idącego obok mężczyzny.

― Gdyby to ode mnie zależało, uwierz, że nie byłoby mnie tutaj. ― Malfoy schodził ze schodów, ostrożnie stawiając kroki.

― Tak, zaklęcia antydeportacyjne przynajmniej raz zadziałały bez zarzutu, Azkaban wita w swych progach ― prychnął idący za nimi Ron, który przez cały ten czas celował różdżką w plecy Lucjusza.

― Co się stało z Narcyzą? To zaklęcie… ― Snape zacisnął pięści i ukrył dłonie w rękawach swej szaty.

― Kobiety rodu Black to obłąkane suki. ― Malfoy wreszcie pokonał ostatni stopień i odetchnął z ulgą. ― Nienawidzę tego ciała.

― To kara za grzechy. ― Weasley szturchnął go różdżką w plecy. ― Pospiesz się.

― Tak, Bellatriks była szalona, a Narcyza wykazywała podobne objawy. ― Severus otworzył jedne z drzwi i przepuścił Lucjusza przodem.

― I nic z tym nie zrobiłeś? ― Malfoy przystanął i spojrzał na swego byłego przyjaciela z wściekłością. ― Przecież nie zwariowała z dnia na dzień! Skoro widziałeś pierwsze symptomy... Twoja bezmyślność doprowadziła do tragedii! Draco… ― Zamilkł i na powrót ruszył przed siebie.

― Pewnie się cieszysz, że spotkała go kara, ale Harry go uratuje! Snape da mu eliksir i…

― Cieszę się? ― Lucjusz spojrzał na Weasleya z odrazą. ― To mój syn!

― I co z tego? Zdradził cię, więc pewnie życzysz mu jak najgorzej. ― Ron wzruszył ramionami.

― Niech pan zamilknie, panie Weasley. ― Snape posłał mu cierpkie spojrzenie. ― Proszę iść i zawiadomić aurorów, że do nich zmierzamy. Niech zajmą się ciałem Narcyzy i tych czterech, którzy strzegli komnaty.

― Ale… ― Ron, zmieszany, zerknął na Malfoya.

― Sądzi pan, że sobie nie poradzę? ― Brew Snape'a uniosła się lekko.

― Jeżeli tak jak z jego żoną, to nie mam nic przeciwko. Niech pan nie spuszcza go z oka, ja tam mu nie wierzę, na pewno coś knuje. ― Weasley niechętnie odwrócił się i poszedł w głąb korytarza.

― Nie zauważyłem twojej różdżki, Lucjuszu. ― Severus wyciągnął swoją i przesunął palcami po gładkim drewnie.

― Powiedzmy, że droga do niej znajduje się w komnacie, do której zmierzamy. Narcyza nie była zbyt chętna do wybaczenia, Severusie. ― Malfoy spojrzał w kierunku, gdzie za zakrętem zniknął Weasley. ― Wiesz, co stało się z Draco.

― Skąd Narcyza znała to zaklęcie? Nie mów mi, że byłeś takim idiotą, by nauczyć ją czegoś podobnego. Od wieków nie było używane i zapewne tylko dlatego nie zostało objęte klauzulą niewybaczalności. ― Snape niebezpiecznie zmrużył oczy.

― Oczywiście, że nie! ― Lucjusz spojrzał na niego z niedowierzaniem. ― Zakładam, że to sprawka Bellatriks. Mogła być równie szalona jak jej siostra, ale była mistrzynią w wyszukiwaniu najgorszych klątw i uwielbiała się nimi chwalić.

― Wiesz, co to oznacza dla Draco. ― Snape potarł w zamyśleniu grzbiet nosa. ― Praktycznie nie ma na to przeciwzaklęcia.

― Praktycznie? ― Lucjusz poderwał głowę i spojrzał uważnie na mistrza eliksirów. ― Wiesz, jak je odwrócić?

― Nie jestem cudotwórcą. ― Snape cofnął się, uciekając spojrzeniem w bok.

― Severusie, kiedyś byłeś moim przyjacielem… Jeżeli znasz sposób… jakikolwiek… nieważne jak drastycznych kroków wymagający, to uratujesz Draco! ― Lucjusz mocniej oparł się na lasce. ― Podejrzewam, że posiadasz taką wiedzę, dlatego nie pozwoliłeś, by ktokolwiek zobaczył go w tym stanie.

― Dlaczego tak ci na tym zależy? ― Mężczyzna spojrzał na niego z zaciekawieniem. ― Zdradził cię, przez niego… ― Machnął ręką w kierunku Malfoya. ― Stałeś się taki.

― To mój syn! Nieważne, co zrobił, to nadal moja krew, mój dziedzic.

― Cóż za zmiana. Być może wcześniej powinni cię przekląć, zaoszczędziłbyś mu wielu zmartwień i wyrzutów sumienia. ― Gorycz w głosie Severusa była wręcz namacalna.

― Uratujesz go?

― Wiesz, że w Azkabanie podadzą ci veritaserum. ― Snape uniósł lekko różdżkę.

― Zrób, co musisz. ― Lucjusz wyprostował się i spojrzał na przyjaciela. ― Jestem gotowy.

Snape zacisnął usta i przez chwilę wpatrywał się w oblicze stojącego przed nim mężczyzny, na którym malowało się zdecydowanie, po czym machnąwszy różdżką, wysyczał:

Obliviate!

..

Po opuszczeniu dworu Harry aportował się wprost do swojej sypialni. Ostrożnie położył Draco na łóżku, odgarniając mu włosy opadające na twarz. Machnął dłonią i zakurzone szaty wylądowały w koszu na bieliznę, a zastąpiła je grafitowa, jedwabna piżama. Usiadł na skraju posłania, wpatrując się w nieruchome oblicze męża. To, co go przerażało, to widniejąca na nim pustka. Draco nie wyglądał ani na przestraszonego, ani na cierpiącego. W jego szeroko rozwartych oczach nie dało się odnaleźć absolutnie niczego i był to naprawdę upiorny widok.

― Jesteś największym idiotą, jakiego znam. Co cię napadło, aby mnie sobą zasłaniać? ― mruknął, podciągając kołdrę na wysokość klatki piersiowej mężczyzny. ― Gryfonizm nie jest twoją mocną stroną. Jak już się obudzisz z tego letargu, będziemy musieli poważnie porozmawiać. ― Ślizgon nawet nie drgnął, nadal patrząc w jeden punkt pokoju. Harry, zdenerwowany, po raz kolejny sprawdził jego puls, chwytając za nadgarstek. Gdyby nie ten miarowy, jednostajny rytm tętna, mógłby pomyśleć, że Draco… Mocniej zacisnął palce na jego skórze, drugą ręką przeczesując swe, już i tak zmierzwione, włosy. ― Znaleźliśmy Samuela. ― Żadnej reakcji. ― Podobno nic mu nie jest, znajduje się w zamkniętej komnacie i śpi. To nawet lepiej, niż gdyby był świadomy tego, co się dzieje. Snape i Ron go uwolnią. Teraz, kiedy mają twojego… kiedy Lucjusz został pojmany, nie będzie z tym żadnych problemów. ― Ostrożnie wyciągnął rękę i chwycił męża za podbródek, obracając jego twarz w swoją stronę. Puste, jakby pozbawione życia, oczy skierowane były gdzieś w lewo. ― Obudź się. Nie możesz tak leżeć. Wreszcie wszystko będzie dobrze. Nikt nam nie zagrozi, Samuel w końcu stanie się wolny, tak jak pragnąłeś. To nie czas na… ― Jego głos załamał się lekko, więc wziął głęboki oddech i przesunął kciukiem po ciepłym policzku Draco. ― Snape na pewno cię wyleczy, w końcu jak nie on… to kto? ― Draco nawet nie drgnął.

Harry wstał i ruszył do salonu. Przystanął przy barku i oparł dłonie o blat, zaciskając na nim palce. Cholera! Wszystko szło tak dobrze. To była klasyczna robota, taka jakich przeżył wiele, będąc aurorem. Zaplanowana i przeprowadzona perfekcyjnie. Nawet strażnicy strzegący wejścia do komnaty Lucjusza i Narcyzy nie sprawili im większego problemu. Może poza tym jednym, który nożem zranił Rona. Kurwa, kto w tym świecie rzuca nożami? Na szczęście rana nie była głęboka i szybkie zaklęcie leczące zamknęło ją w kilka sekund. Kiedy komnata stanęła przed nimi otworem, był przygotowany na walkę. Chciał zmierzyć się z Lucjuszem, wreszcie zakończyć ten terror psychiczny, który mężczyzna zafundował im przez ostatnie miesiące. Być może nie atakował bezpośrednio, ale świadomość tego, że gdzieś tam jest, wisiała nad nimi niczym miecz Damoklesa. I wtedy Draco rzucił proszkiem. Harry był pewien, że to właśnie dzięki niemu nagle zapanowały egipskie ciemności. W zamęcie, jaki powstał, usłyszał tylko krzyk Narcyzy i nagle jego ramiona pełne były Draco. Od razu poznał jego magię, wyczułby ją zawsze i wszędzie. Była jak… powrót do domu. Jak dobrze znany zapach z dzieciństwa, chociaż nie miała z nim nic wspólnego. Tak charakterystyczna jak zapach pieczonego indyka na święta albo smak kremowego piwa. Swojska, bezpieczna i pewna. Nawet największy mrok nie przeszkodziłby mu w jej rozpoznaniu.

Harry sięgnął po butelkę z whisky i przez chwilę obracał ją w palcach. Miał ochotę się napić. Z cichym westchnieniem odstawił ją na miejsce i wrócił do sypialni. To nie był czas na alkohol, musiał mieć trzeźwy umysł. Usiadł na łóżku i bezwiednie zaczął wpatrywać się w Draco. Jego umysł był skupiony, przestał reagować na bodźce zewnętrzne, czas płynął powoli, a on nie zwracał uwagi na mijające minuty.

Cichy odgłos kroków w salonie wyrwał go z zadumy i uświadomił mu, że jego kominek nadal połączony jest z komnatami Snape'a. Odwrócił się i spojrzał na ciemną sylwetkę mężczyzny stojącego w drzwiach.

― Co mu jest? ― zapytał, zanim zdążył pomyśleć.

― Samuel jest już w zamku. Obudzi się zapewne dopiero rano. Dawka eliksiru, jaką mu podano, na dłuższy czas pozbawiłaby świadomości dorosłego. ― Snape prychnął z niesmakiem nad ignorancją osoby, która była za to odpowiedzialna. Harry westchnął, czując wyrzuty sumienia, że zupełnie zapomniał o chłopcu. ― Weasley przy nim został.

― To dobrze, że nic mu nie jest ― mruknął zażenowany.

― Lucjusza przejęli aurorzy. W trybie natychmiastowym został odeskortowany do Azkabanu. ― Snape wreszcie ruszył się z miejsca i powoli zbliżył do łóżka. ― Rano po przesłuchaniu otrzymasz raport.

― Dziękuję. ― Harry skinął głową i na powrót spojrzał na leżącego na łóżku Draco. ― Co mu jest? ― powtórzył pytanie. ― Co to za klątwa?

― Zależy, kogo zapytasz. Starożytni Egipcjanie nazywali ją Dotknięciem Ra albo Wypaleniem. Tamtejsi czarodzieje do tej pory wierzą, że Tutenchamon został nią ukarany za przywrócenie kultu Amona, a jego nagła śmierć nie była przypadkowa. W Japonii nosi ona miano Klątwy Shinigami, boga śmierci, który odbierał duszę żywym i więził ją w swym lodowym ogrodzie. To oczywiście wierzenia pradawnych, obecnie Shinigami kojarzy się po prostu ze śmiercią.

― A jak nazywają ją u nas? ― Głos Harry'ego był przytłumiony i pełen napięcia.

― Klątwą Dementora.

― Nigdy o niej nie słyszałem. Dlaczego nie uczyli nas o niej na szkoleniu aurorskim?

― Bo praktycznie nikt jej nie zna. ― Snape pochylił się i położył dłoń na czole Draco. ― Niedługo wystąpi gorączka. Ciało zacznie odczuwać stratę i…

― I co? ― Harry wpatrywał się w niego, usilnie starając się nie okazać strachu.

― Słabnąć. ― Mistrz eliksirów wyprostował się i uważnie spojrzał na Pottera. ― Nikt nie przeżyje bez duszy, dlatego pocałunek dementora nazwano śmiercią za życia.

― O czym ty mówisz? Draco nie otrzymał pocałunku! W komnacie nie było dementorów, wyczulibyśmy ich! ― Harry poderwał się z posłania, gdy zimny strach ogarnął jego ciało.

― Czy słuchałeś w ogóle, o czym mówiłem? Ta klątwa to nic innego niż wyssanie duszy, oderwanie jej od ciała. To czysta nekromancja! Gdyby nie to, że prawie nikt już nie pamięta o istnieniu tego przekleństwa, miałbyś czwartą niewybaczalną, Potter!

― Nie, niemożliwe. ― Harry potrząsnął głową, nie przyjmując do wiadomości tego, co usłyszał. ― Musi być jakieś lekarstwo, coś, co przywróci go do zdrowia!

― Nie ma lekarstwa! Nie ma eliksiru! Dusza to integralna część naszego człowieczeństwa, bez niej nie istniejemy! Nie uwarzę antidotum, to nie choroba, nie zwykłe osłabienie! To niczym mugolski odpowiednik śpiączki, z której nikt nie ma szans się obudzić! ― Głos Snape'a był ostry i nieprzyjemnie dźwięczał Potterowi w uszach.

― Mugole budzą się ze śpiączki! Są sztucznie podtrzymywani przy życiu! To samo możemy zrobić z Draco, dopóki nie znajdziemy rozwiązania! Nie pozwolę ci go skazać, nie możemy się poddać! ― Harry podszedł do Severusa i chwycił go za rękę, zaciskając na niej palce w bolesnym uchwycie. ― To twój chrześniak, do cholery! Zrób coś!

― Nie jestem cudotwórcą! ― powtórzył Snape po raz drugi tego dnia. ― Nie mam daru tworzenia czegoś z niczego!

― A co z tą twoją gadką o eliksirach? Podobno są dobre na wszystko, warzenie chwały, usidlanie zmysłów, powstrzymanie śmierci!

― To tylko słowa, Potter. Bądź poważny, takie bzdury serwuje się dzieciom, aby wzbudzić ich zainteresowanie! ― Wyszarpnął rękę z jego uścisku i furkocząc szatą, szybkim krokiem podszedł do okna, wpatrując się w rozpościerający się za nim widok.

― Musi coś być. On przecież nadal żyje, oddycha… a dopóki tak jest, nie wolno nam zaprzestać poszukiwań. ― Harry desperacko wpatrywał się w jego plecy. ― Ty… ty możesz się poddać, ale ja… ja nie pozwolę mu umrzeć bez walki!

― I na co się zda ta twoja walka? ― Mistrz eliksirów zacisnął palce na framudze okna. ― Skażesz go tylko na długotrwałe cierpienie. Człowiek nie może żyć bez duszy, jest jak pusta skorupa. ― Harry drgnął i skulił się odruchowo, słysząc te okrutne słowa.

― Jesteś zimnym, pierdolonym draniem ― wysyczał.

― Jestem racjonalistą. Nie żyję złudzeniami.

― To twój chrześniak, do cholery! Ufał ci jak nikomu innemu! Powierzyłby ci własne życie, a ty tak po prostu odpuszczasz… On by cię tak nie zostawił. Nie zwątpiłby na samym początku. Draco cię kochał! A ty, ty, kurwa, nie zasługujesz na jego miłość. Na nic nie zasługujesz. Wyjdź stąd.

― Potter…

― Wynoś się!

― Posłuchaj! ― Snape podszedł do niego, a na jego bladym obliczu malowała się rozpacz i ból, lecz Harry nie zwrócił na to uwagi, pogrążony we wściekłości i cierpieniu. ― Sądzisz, że gdyby istniała jakakolwiek szansa… że gdybym był pewien… nie mogę zaryzy…

― Powiedziałem, wynoś się! ― Harry z zaciśniętymi pięściami zbliżył się do mężczyzny, zupełnie go już nie słuchając.

― Był dla mnie jak syn…

― Wypierdalaj, Snape! ― Wrzask Gryfona rozdarł ciszę i Severus zacisnąwszy zęby, odwrócił się i wyszedł z sypialni.

Dusza jest istotą człowieczeństwa. Ciało pozbawione tej integralnej części nie może funkcjonować i człowiek z nią rozdzielony nieuchronnie zbliża się do śmierci. W religii chrześcijańskiej dusza ludzka ma do wyboru trzy drogi: niebo, piekło bądź czyściec. W hinduizmie dzięki reinkarnacji dusza odradza się w zależności od tego, jakie życie prowadził jej właściciel. Niezależnie jednak od wierzeń panuje zgoda co do tego, że jest ona nieodłącznie związana z życiem i śmiercią człowieka. Według wielu filozofów w czasie snu dusza ludzka odłącza się od ciała i dryfuje w przestrzeni niebytu lub też przemierza niezmierzone zakątki wszechświata. W dziewięćdziesięciu procentach przypadków powrót do ciała następuje niepostrzeżenie dla jej właściciela. Jednak gdy rytm zostaje zaburzony, pojawia się uczucie oderwania bądź upadku z wysokości. Następuje to przeważnie w wyniku gwałtownego przebudzenia. Dusza odnajduje swą drogę dzięki nici wiążącej ją z ciałem właściciela. Jeżeli nić zostaje przerwana, dusza nie może na powrót dokonać zjednoczenia, gdyż brak więzi…

― Harry? ― Cichy głos sprawił, że uniósł głowę znad woluminu. Jego zaczerwienione od braku snu oczy spojrzały nieprzytomnie na Hermionę. ― Powinieneś coś zjeść, od trzech dni nie wyszedłeś z komnaty.

― Nie jestem głodny. ― Pokręcił głową i odsunął księgę, zaznaczając skrawkiem papieru miejsce, gdzie skończył czytać. Znowu nic nie znalazł. Przetarł oczy i z samonapełniającego się dzbanka nalał sobie kolejną filiżankę czarnej jak smoła kawy.

― Nie możesz funkcjonować w ten sposób. ― Hermiona rozejrzała się dookoła, omiatając wzrokiem rozrzucone wszędzie książki. Ich stosy piętrzyły się na stoliku, podłodze, a nawet zajmowały całą powierzchnię blatu barku. ― Wykończysz się, a to nikomu nie pomoże.

― Nic mi nie będzie ― burknął, sięgając po kolejny, większy niż poprzednie grymuar*.

― Nie ma mowy. ― Granger podeszła bliżej i ku jego jawnej irytacji, wyjęła mu z rąk ciężką księgę. ― Wstaniesz teraz, zjesz coś, a potem weźmiesz prysznic, bo zaczynasz śmierdzieć. Ja teraz poczytam, jeżeli coś znajdę, od razu cię zawołam.

― Nie mam na to czasu. ― Harry potarł dłonią kark zesztywniały od wielogodzinnego pochylania się nad księgami.

― Sądzisz, że gdy padniesz wreszcie twarzą pomiędzy kartki, pomożesz mu? ― Popchnęła go lekko w stronę stolika, na którym stał talerz z parującą zupą i kanapki.

― Tutaj niczego nie ma. ― Bezradnie potoczył wzrokiem po książkach. ― Nic… po prostu nic. Przeczytałem już chyba setki rozdziałów o oderwaniu duszy i wszystkie mówią to samo. Nie ma powrotu… Rozumiesz to? Ona gdzieś tam jest, dryfuje i nie może znaleźć drogi, bo w nim nie ma już niczego… Jego dusza jest jak pies, który węszy w poszukiwaniu znajomego zapachu, a Draco jest tak cholernie bezwonny!

― Bardzo obrazowe. A teraz idź i zrób, co powiedziałam.

― Gdyby coś się zmieniło…

― Będę tutaj. ― Odprowadziła go zatroskanym spojrzeniem.

Gdy dwa dni wcześniej otrzymała od Rona sowę, nie sądziła, że jest aż tak źle. Wytłumaczyła rodzicom, że musi wracać i zjawiła się tak szybko, jak mogła. Widok Draco ją przeraził. W czasie wojny widziała ludzi, którzy otrzymali pocałunek dementora. Puste naczynia, bez emocji, bez wspomnień, żywe trupy. To był koszmar, którego bała się nade wszystko. Wolałaby zginąć niż egzystować w ten sposób, a teraz to dotknęło Malfoya, do tego z ręki własnej matki. Harry wyglądał niewiele lepiej. Miała wrażenie, że jedyne, czym się interesuje, to te cholerne książki, jakby w nich były odpowiedzi na wszelkie pytania. A ona po raz pierwszy w życiu w to wątpiła. Te stare woluminy wysysały z niego życie, sprawiały, że zamykał się na otaczających go ludzi, wciąż szukając i wierząc, że w którymś z nich znajduje się odpowiedź. Nigdy nie sądziła, że może je znienawidzić, a jednak w tej chwili patrzyła na te stare, pożółkłe karty z odrazą, jakby powoli zabierały jej najlepszego przyjaciela. Z rezygnacją usiadła i otworzyła pozostawioną przez Harry'ego księgę.

Harry, po wzięciu prysznica i zjedzeniu przygotowanego przez przyjaciółkę posiłku, naprawdę poczuł napływ nowych sił. Z wdzięcznością spojrzał na pochyloną nad pergaminem Hermionę.

― Co u Samuela?

― Ciągle pyta o ciebie i Draco. ― Poderwała głowę znad księgi i spojrzała na niego ciepło. ― Joe przez cały czas u niego siedzi, chyba nawet śpi w jego komnacie. Victoria mówiła coś o drugim łóżku, które była zmuszona z czegoś transmutować.

― Powinienem do niego zajrzeć. ― Harry otarł usta serwetką i odsunął od siebie pusty talerz. Dopiero po zjedzeniu zupy poczuł, że naprawdę był głodny.

― Powinieneś ― przyznała cicho, obserwując go uważnie.

― To naprawdę niezwykłe, że on nic nie pamięta. ― Podniósł się i powoli ruszył w kierunku obrazu.

― Tak jest lepiej, Harry. To dziecko wycierpiało już zbyt wiele, a teraz zamartwia się chorobą brata.

― Przespać własne porwanie… ― Harry pokręcił w zdumieniu głową.

― Ron miał ochotę opowiedzieć mu, jak wielką przeżył przygodę, mam nadzieję, że ty nie wpadniesz na równie głupi pomysł ― mruknęła karcąco.

― Nawet tak nie żartuj. ― Zatrzymał się i spojrzał na nią przestraszony. ― Wiesz, jak by się poczuł? Jego własny ojciec mógł go zabić. Tak, wiem, że nie chciał. ― Machnął ręką, widząc, że przyjaciółka ma zamiar wygłosić sprostowanie. ― Ale kto wie, do czego zmusiłaby go w końcu ta wariatka.

― Raport ministerstwa był zaskakujący, prawda? Chciał uratować Draco. ― Pokiwała w zadumie głową. ― Po tym wszystkim, co mu zrobił.

― Nic mu nie zrobił ― warknął ze złością. ― Nic, na co by nie zasłużył.

― Wiem, po prostu miło wiedzieć, że pomimo wszystko Lucjusz nadal kocha swojego syna i rzucił się, aby go ratować. ― Jej łagodny głos uciszył burzę, jaka zaczęła w nim wzbierać.

― To prawda, miał w sobie więcej ludzkich uczuć niż ta jędza. Draco będzie szczęśliwy, gdy się o tym dowie. Myślę, że nadal żywi do niego ciepłe uczucia.

― Na pewno go to ucieszy. ― Zamrugała gwałtownie, na powrót wbijając wzrok w księgę. ― Idź do Sama, ja tutaj zostanę.

― Ale gdyby…

― Zawołam cię.

― Harry! ― Samuel na widok wchodzącego do komnaty mężczyzny poderwał się z podłogi i rzucił w jego kierunku. ― Jak się czuje Draco?

― Nadal śpi. ― Potter skinął głową Joemu i usiadł na kanapie, sadzając Sama obok siebie.

― Chciałbym, żeby już się obudził. ― Chłopiec skrzywił się i spojrzał na Harry'ego z nadzieją. Do tej pory był dwa razy w ich komnatach i jedyne, co widział, to nieruchome ciało brata. Powieki Draco zostały opuszczone, gdy pojawiła się Hermiona i dała im wykład na temat konsekwencji wysuszenia spojówek. Harry sam zamknął mu oczy, wzdrygając się przy tym i czując silny ból. Skojarzenie było aż nazbyt oczywiste.

― Draco jest bardzo chory. ― Spojrzał ostrożnie na Joego, który w milczeniu pokręcił głową. Odetchnął z ulgą, że Samuel nadal nic nie wie o porwaniu. Lepiej, aby tak zostało.

― Co to za choroba? Nie powinien być w Świętym Mungu? Tam jest wielu magomedyków. ― Dziecko przyglądało mu się uważnie.

― Niestety, oni nie mogą mu pomóc. Wu… Wujek Severus o niego dba, przynosi mu eliksiry, a przecież wiesz, że on zna się na tym najlepiej. ― To była prawda. Pomimo tego, że Harry wyrzucił Snape'a ze swych komnat, ten wrócił kilka godzin później z małym, wyłożonym miękkim aksamitem kuferkiem, pełnym fiolek z różnymi eliksirami. Harry, chociaż nadal był na niego wściekły, nie mógł zabronić mu zbliżania się do Draco. Jeżeli mieli go utrzymać przy życiu do momentu, aż znajdą rozwiązanie, pomoc mistrza eliksirów była im niezbędna.

― Harry…

― Tak? ― Spojrzał na Samuela i odruchowo pogładził go po jasnych, prawie platynowych włosach. Tak bardzo przypominał mu Draco, kiedy ten był dzieckiem.

― Czy… czy Draco może się nie obudzić? ― Wielkie, szaro―niebieskie oczy patrzyły na niego z wyczekiwaniem. Przełknął gulę rosnącą mu w gardle i skinął niepewnie głową.

― Niestety, istnieje taka możliwość, ale robimy wszystko, aby do tego nie dopuścić.

― Nie chcę, żeby umarł. ― Oczy dziecka wypełniły się łzami.

― Nikt z nas tego nie chce. Dlatego z całych sił staram się go wyleczyć. ― Wszystko. co do tej pory powiedziano Samuelowi, było półprawdą. Trudno wytłumaczyć ośmiolatkowi skomplikowany proces oderwania duszy od ciała i jego konsekwencje. Ciężka choroba wydawała się o wiele lepszą wymówką i mogła mieć niestety takie same skutki.

― Dlaczego zachorował właśnie teraz?

― Nikt ci nie powiedział? ― Merlinie, był opiekunem chłopca, a przez ostatnie dni tak bardzo go zaniedbał.

― Nie, wujek powiedział tylko, że jest chory. ― Samuel potrząsnął głową.

― Widzisz, Sam, Draco musiał wyjść poza mury zamku i ktoś go zaatakował. Zachorował, ponieważ rzucono na niego bardzo niebezpieczną klątwę ― wyznał ostrożnie. Kątem oka zauważył, jak Joe aprobująco kiwa głową.

― Ja też wyszedłem ― mruknął Samuel zwieszając głowę. ― Wtedy, kiedy zakręciło mi się w głowie i zemdlałem. ― To była wersja, którą Ron opowiedział chłopcu, oszczędzając mu szczegółów porwania. ― Piłka potoczyła się za bramę i…

― Wiem, Sam, ale dla ciebie na szczęście wszystko dobrze się skończyło. ― Uśmiechnął się wymuszenie. ― Więcej tego nie rób. Dobra wiadomość jest taka, że już nie musisz się ukrywać. Gdy Draco wyzdrowieje, wszyscy razem pójdziemy na wycieczkę. Jest wiele miejsc, które na pewno chciałbyś zobaczyć.

― A jeżeli… jeżeli nie wyzdrowieje? Co się wtedy stanie? ― Łzy popłynęły po drobnej buzi dziecka. ― Nie chcę, żeby umarł.

― Musimy wierzyć, że tak się nie stanie. ― Objął chłopca ramieniem i oparł brodę na jego głowie. ― Na pewno nam się uda, a jeżeli nie… Wtedy… masz mnie, a ja zawsze będę z tobą. ― Zacisnął powieki, gdy cichy szloch wstrząsnął ciałem Samuela. Czasami on też miał na to ochotę. Podobno płacz oczyszcza, jednak na razie nie mógł sobie na niego pozwolić.

….

Magiczna pochodnia migoczącym płomieniem oświetlała sypialnię. Harry leżał skulony na łóżku, opierając głowę na udzie Draco. Obok niego spoczywał otwarty wolumin, który jeszcze przed chwilą czytał. Wolno przesuwał ręką po chłodnym udzie nieruchomego mężczyzny, nieświadomie czerpiąc pociechę z tego dotyku.

― Musisz się obudzić. Po prostu musisz. Nie dam sobie rady bez ciebie ― mruczał cicho. ― Samuel jest przestraszony, bardzo za tobą tęskni. To jeszcze dziecko, potrzebuje cię. Ja też cię potrzebuję. Nie wiem, co bym zrobił, gdybyś teraz wstał. Czy chwyciłbym cię i nie pozwolił odejść, czy może uderzył za twój heroiczny akt odwagi, który przyniósł tak opłakane skutki. To ja powinienem tutaj leżeć, to we mnie celowała… Jesteś chodzącym paradoksem, Draco. Zawsze wyśmiewałeś moją gryfońską odwagę i poświęcenie, a sam zrobiłeś dokładnie to samo. Cholerny bohater z ciebie. Merlinie, czuję się jak idiota, leżąc i mówiąc sam do siebie, nie wiem nawet, czy mnie słyszysz…

― Panie Potter, jeżeli skończył pan już ten bezsensowny pokaz, w którym roztkliwia się pan sam nad sobą, chciałbym podać Draco eliksiry. ― Snape stanął nad nim i skrzywił się lekko. ― Jest dla mnie pewną pociechą, że rozumie pan idiotyzm płynący z tego żałosnego monologu.

― Czasami wydaje mi się, że ktoś wepchnął ci kamień przez gardło i jego ciężar zgniótł ci serce. ― Harry podniósł się i pozwolił mistrzowi eliksirów zaaplikować środki odżywcze za pomocą mugolskiej strzykawki. Kiedy pierwszy raz to widział, jego zaskoczenie było ogromne.

― Można cierpieć w milczeniu, nie trzeba ogłaszać tego całemu światu. ― Snape przyłożył do ręki Draco opatrunek, tamując nim kilka kropel krwi, które wypłynęły po ukłuciu.

― Chyba nikt nie wpadłby na to, że możesz cierpieć. ― Harry westchnął i usiadł na fotelu stojącym od kilku dni obok łóżka.

― Nie ma potrzeby obnosić się z własnymi ranami. Nie wszystkie blizny są powodem do dumy. ― Snape wzruszył ramionami i zapakował sprzęt na powrót do kuferka.

― Gdy tracisz kogoś, kogo kochasz, czujesz ból. To nie powód do wstydu. ― Potter odchylił głowę i oparł ją o zagłówek. ― Tłumienie w sobie uczuć na dłuższą metę nie pomaga.

― Nie widzę, aby pan zalewał się łzami ― mruknął kwaśno mistrz eliksirów.

― Nie opłakuje się żyjących. ― Harry spojrzał na niego ostro.

― Trudno mi się z tym nie zgodzić.

― Cieszę się, że się rozumiemy. ― Harry zamknął oczy, uznając rozmowę za zakończoną.

Snape przez chwilę przyglądał mu się spod lekko przymkniętych powiek, po czym ruszył powoli do wyjścia. Za drzwiami przystanął i oparł się o ścianę. Udawanie przed Potterem cynicznego i silnego kosztowało go wiele wysiłku, a widok leżącego bez życia Draco wcale mu w tym nie pomagał. Na jego bladej twarzy pojawiła się rozterka. Przez chwilę walczył sam ze sobą, po czym zawrócił do sypialni.

― Co tutaj jeszcze robisz? ― Potter spojrzał na niego badawczo.

― Jak długo zamierzasz to ciągnąć? ― zapytał cicho.

― Tak długo, jak będzie trzeba. W przeciwieństwie do ciebie nie poddam się.

― Musisz wiedzieć, że jego ciało wytrzyma jeszcze tydzień, góra dwa. Potem zacznie samo się wyniszczać. ― Snape z namysłem przyglądał się siedzącemu w fotelu mężczyźnie.

― Więc przede mną dwa tygodnie walki. Nie przekonasz mnie, bym ustąpił. ― W oczach Pottera pojawiła się zawziętość. ― Zrobię wszystko, aby on wrócił.

― Dlaczego?

― Nie rozumiem… jest moim mężem, to chyba naturalne. ― Harry pokręcił głową, jakby pytanie Snape'a przechodziło jego pojęcie.

― Mógłbyś być wolny. Ułożyć sobie życie tak, jakbyś chciał, z kim byś chciał. To małżeństwo zostało na was wymuszone. Dlaczego tak uparcie starasz się mu pomóc? Być może to twoja szansa na lepsze życie?

― Bez niego? ― Wzrok Harry'ego powędrował w kierunku leżącego Draco i na moment pojawiła się w nim ogromna tęsknota i smutek. ― On podarował mi coś tak ogromnego, że nie znajduję słów, aby to nazwać. Poruszył coś, z istnienia czego nie zdawałem sobie sprawy. Możesz to uważać za głupie, ale kiedy patrzę, jak tak leży, wiem, że muszę zrobić wszystko, aby mu pomóc.

― To dlatego, że czujesz się odpowiedzialny za jego stan? ― Snape poruszył się niespokojnie.

― Nie, to nie o to chodzi.

― Więc o co?

― Bez niego to wszystko straci sens, Snape. ― Harry spojrzał na niego spokojnie. ― Po prostu straci sens.

*grymuar ― księga wiedzy magicznej, szczególnie bardzo stara.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Red Hills rozdz 41 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 48 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 36 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 44 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 40 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 34 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 37 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 42 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 46 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 38 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 47 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 45 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 35 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Red Hills rozdz 43
Red Hills rozdz 23
Red Hills rozdz 32
Red Hills rozdz 25
Red Hills rozdz 28
Red Hills rozdz 36

więcej podobnych podstron