noce i dnie cz2, Wieczne zmartwienie


Wieczne zmartwienie

I

Dzieci Niechciców nieco już podrosty i zaczęły powoli przejawiać różnice swych charakterów. Agnisia była spokojna i bardzo lubiła czytać książki. Lubiła też przebywać samotnie, choć zapraszana brała udział w zabawach młodszego rodzeństwa. Emilka natomiast źle czuła się w samotności i wciąż starała się przebywać w czyimś towarzystwie. "Tomaszek był psotny, nieusłuchany i zuchwały, a zarazem łatwy do nastraszenia i krętacz". Najwięcej też sprawiał w domu kłopotów. Wszyscy twierdzili, iż jest on bardzo podobny do swego dziadka, Adama Ostrzeńskiego.

Główną organizatorką i towarzyszką ich zabaw była niańka - dziewczyna o imieniu Józia. Po pewnym czasie zaczął do niej przychodzić miejscowy parobek, Wawrzon, a później inny chłopak o imieniu Witek. Któregoś dnia dziewczyna przyszła wraz z owym Witkiem, aby prosić o zwolnienie i błogosławieństwo, gdyż zamierzała z nim wyjechać do miasta i poślubić go. Niechcicowie chcieli oboje zatrudnić u siebie, ale w końcu ulegli prośbom, obdarowali ich i obiecali przybyć na ślub. Do ślubu jednak nie doszło. Pół roku później pani Barbara przywiozła z Kalińca wieść że Józia "poszła na złą drogę". Dręczona poczuciem winy pani Niechcicowa postanowiła wraz z mężem dopomóc dziewczynie powrócić do uczciwego życia, ale ta wyjechała na dobre z Kalińca.

II

Barbara doszła do wniosku, że należy przyjąć nauczycielkę, która mogłaby kształcić dzieci. A ponieważ Hipolit Niechcic skarżył się kiedyś w liście, iż jego gospodarstwo chyli się ku upadkowi i zamierzał je sprzedać, zaś jego starsza córka Aneczka, która ukończyła "cztery klasy", zna trochę francuski i muzykę, "wybiera się z domu, by zarabiać na życie", postanowiono że może ona przyjechać na cały rok do Serbinowa, gdzie - w zamian za pomoc - byłaby traktowana jak córka. W związku z jej przyjazdem Niechcicowie postanowili też zakupić pianino, aby dzieci mogły uczyć się grać.

III

Hipolit i Urszula Niechcicowie osobiście przywieźli Ankę, która wyrosła już na piękną i pełną życia dziewczynę. Spędzili w Serbinowie dwa tygodnie. Pani Urszula grywała co dzień na nowym pianinie, sprawiając tym Barbarze dużą przyjemność. Poza tym wiele rozmawiano o starych znajomych. Niechcicowie dowiedzieli się między innymi o śmierci starego Krępskiego, o tym że Tadeusz Krępski objął po ojcu majątek i nieźle sobie radzi z jego zarządzaniem, o okolicznościach śmierci Jana Łady, który wypadł z rozpędzonej bryczki i zmarł na skutek wewnętrznego krwotoku oraz o przeprowadzce Ładziny do Warszawy i o zesłaniu politycznym jej syna Kazia.

IV

Anka roztaczała wokół siebie aurę spokoju i radości życia, dlatego szybko stała się ulubienicą całego otoczenia. Ponieważ lubiła tańczyć, wysyłano ją nieraz do Kalińca, aby pod opieką pani Michaliny mogła brać udział w zabawach. Tam również cieszyła się wielkim powodzeniem i mrała melu adoratorów, sama jednak nie darzyła żadnego z nich jakimś szczególnym uczuciem. Przystąpiła też do lekcji z dziećmi Niechciców. Tomaszek szybko zaczął w porze nauki znikać bez śladu, Emilka miała trudności ze skupieniem się, Agnisia zaś chłonęła wiedzę z wielkim zapałem. Ta ostatnia - tak dotychczas lubiąca samotność - przywiązała się do nauczycielki do tego stopnia, że pewną przykrość sprawiał jej fakt, iż Aneczka pieszczotą i ciepłymi słowami starała się zachęcić Emilkę do pracy, poświęcając jej przy tym bardzo dużo czasu. Córka Hipolita wniosła do domu Barbary i Bogumiła wiele radości i niezmiernie ożywiła panującą tu atmosferę.

Ta sielanka jednak dobiegła końca w momencie, gdy nadszedł czas jej wyjazdu. Żal było jej rozstawać się z tym domem, ale ponieważ Hipolit pozbywał się właśnie majątku w Turobinie - chciała zobaczyć jeszcze swój rodzinny dom, przed wyjazdem z rodzicami do Warszawy, i dlatego nie mogła tego odłożyć. Pragnęła w przyszłości zostać aktorką, a choć nie miała w tej chwili do tego środków, wierzyła, iż w Warszawie łatwiej będzie mogła swe marzenia zrealizować.

V

Tego lata panią Barbarę trapiły liczne dolegliwości, co spowodowało, iż nie mogła tak, jak pragnęła, zająć się poszukiwaniem dla dzieci nowej nauczycielki. Do dawniej już odczuwanych bolesnych skurczy żołądka dołączyły się bóle serca, a później choroba wątroby. Kiedy boleści się nasilały, często jej jęki wyrywały ze snu Bogumiła oraz strwożone dzieci. Doktor Wettler z Nieznanowa, który przyjeżdżał już nieraz wcześniej do dzieci państwa Niechciców, wezwany pewnego razu z powodu bólu wątroby, twierdził że to nie jest jeszcze nic poważnego, ale pani Barbara nie bardzo mu wierzyła, prześladowana ciągle widmem raka i wady serca, wciąż straszyła męża swą zbliżającą się śmiercią. Lekarz sugerował też, że choroba ta może być skutkiem jakiegoś ciężkiego zmartwienia, jednak pani Niechcicowa nie potrafiła niczego takiego w ostatnim czasie odnaleźć.

VI

Pod koniec lata, czując się nieco lepiej, Barbara zaczęła przy pomocy znajomych poszukiwać nauczycielki. W końcu znaleziono odpowiadającą wymaganiom osobę. Była nią dwudziestoletnia Celim Mroczkówna, wywodząca się "ze starej, ale dawno już zubożałej szlachty". Nie potrafiła ona jednak sprawić, by dzieci w czasie lekcji się nie nudziły ani nawiązać z nimi bliższych stosunków. Młodsze dzieci stały się przez to "dokuczliwe i krnąbrne", Agnisia zaś próbowała wprawdzie nieraz skłonić nauczycielkę do uśmiechu i "rozruszać", ta jednak prawie nie reagowała, pozostając na te zabiegi obojętna. Dorosłym domownikom również nie udawało się z nią bliżej zapoznać, gdyż poza czasem pełnienia swych obowiązków przesiadywała w swoim pokoju przy książkach. Pani Barbara usiłowała wprawdzie nawiązać z panną kontakt wciągając ją w rozmowę na temat literatury, jednak spostrzegła, iż obowiązki domowe tak ją pochłonęły, iż sama bardzo się pod tym względem zaniedbała. Spostrzegła też, że nie ma już nawet czasu bardziej o siebie zadbać, gdyż prawie wszystko chciałaby zrobić sama i nie pozwala nikomu wyręczać się w obowiązkach. Rozpieszczała też dzieci sprzątając po nich często zabawki czy książki i uważając za łaskę z ich strony, że żyją. Nie potrafiła się jedynie skłonić do jednej czynności - szycia, które przywodziło jej na myśl czasy swego pobytu w Warszawie i osobę Józefa Toliboskiego.

VII

Wiosną było tak wiele pracy, że pani Barbara, mimo wcześniejszych postanowień, nie miała znów ani chwili czasu, którą mogłaby przeznaczyć na czytanie. Pewnej niedzieli, kiedy wszystkie pilniejsze prace zostały zakończone i można było nieco odpocząć, do pani Niechcicowej zeszła nieoczekiwanie panna Celina i zaczęła dzielić się wrażeniami na temat utworów swego ulubionego pisarza - Stanisława Przybyszewskiego. Polecała nawet pracodawczyni dziełko zatytułowane Nad morzem, ale usłyszawszy, iż traktuje ono o miłości, Barbara okazała swe zniechęcenie do tego typu literatury, czym spowodowała ponowne zamknięcie się w sobie młodej nauczycielki. Wydarzenie to jednak sprawiło, iż Barbara znów zatęskniła za życiem w mieście i nie omieszkała nadmienić o tym wieczorem mężowi, skarżąc się równocześnie na jednostajność wiejskiego życia. Tego dnia Bogumił pokazał żonie list z Paryża, w którym Daleniecki - zresztą już nie po raz pierwszy, wychwalał jego wspaniałe osiągnięcia w jedenastoletnim okresie zarządzania majątkiem i dawał mu wolną rękę w podejmowaniu decyzji, które zdaniem Bogumiła miały przynieść gospodarstwu korzyść.

VIII

Nocą panna Celina, która w tajemniczy sposób znalazła się na zewnątrz budynku, narobiła hałasu i pobudziła wszystkich domowników. Była pokaleczona i wystraszona. Tłumaczyła swoje zachowanie napadem bandytów, którzy przez jej pokój chcieli wtargnąć do domu. Niezwłocznie sprowadzono psy i zbadano otoczenie, ale poza drabiną przystawioną do okna pokoju młodej nauczycielki oraz śladami męskich stóp, nic nie znaleziono. Co dziwniejsze, zachowanie psów wskazywało, że w pobliżu nie ma i nie było nikogo obcego. Następnego dnia próbowano odtworzyć wypadki ubiegłej nocy. Sprawczyni zamieszania twierdziła, że usłyszawszy trzask zapalanej zapałki obudziła się i ujrzała w oknie twarz jakiegoś człowieka. Chciała wybiec z pokoju, ale drzwi były zamknięte i wydawało jej się, że słyszy za nimi odgłosy innych rabusiów, którzy podtrzymują je z zewnątrz. Uciekając przez okno próbowała zejść po przystawionej drabinie, ale poślizgnęła się i spadła. Domownicy doszli do wniosku, że to ktoś tutejszy chciał spłatać jakiegoś figla nauczycielce, a owi bandyci przytrzymujący drzwi byli wytworem jej fantazji, gdyż drzwi były zamknięte od wewnątrz - z pewnością przez nią samą, tylko w panice zapomniała o tym.

IX

Owa nocna przygoda na długo pozostała w pamięci mieszkańców Serbinowa. Następnego dnia Bogumił postał po doktora Wettlera, który po obejrzeniu stłuczonej nogi panny Celiny polecił sprowadzić chirurga z Kalińca i wspólnie z nim założył jej gips, gdyż noga była złamana. W czasie choroby domownicy przekonali się, że nienaturalna sztywność przejawiająca się w zachowaniu młodej nauczycielki wypływała z nieśmiałości i ambicji, które sprawiały, iż nigdy nie potrafiła uwierzyć we własne siły i z tego powodu wciąż kryła się przed ludźmi i unikała ich wzroku. Pewnego popołudnia usłyszała przypadkiem komentarz Felicji, służącej Niechciców, na temat przygody. Felicja twierdziła, że ktoś jej znany chciał dostać się do szynki, która niegdyś była wieszana w pokoju zajmowanym obecnie przez nauczycielkę, dziewczyna zaś straciła głowę obawiając się o swą cnotę, a może wyskoczyła goniąc za owym mężczyzną. Opinia ta bardzo dotknęła pannę Celinę i postanowiła jak najszybciej opuścić Serbinów. Wkrótce też po wyzdrowieniu wyjechała, żegnana z żalem przez domowników. Pamiętne wydarzenia wywarły niekorzystny wpływ na córki Niechciców, które często nocami nie mogły spać lub okazywały nieuzasadniony lęk.

X

W czerwcu zaczęły się poszukiwania nowej nauczycielki. Jednak nie można było o tej porze roku nikogo znaleźć i trzeba się było wstrzymać do jesieni. W międzyczasie Barbara dyskutowała z Bogumiłem nad sprawą dalszego kształcenia dzieci, które trzeba było kiedyś posłać wreszcie do szkoły, aby zaczęły przebywać "wśród ludzi". Minęło pracowicie spędzone lato i zbliżyła się jesień. Pani Barbara przez długi czas nie mogła się doprosić, aby mąż przygotował jej do podróży powóz, gdyż albo był zbyt zajęty i zapominał, albo potrzebował akurat koni do czego innego. Pewnego dnia jednak, kiedy pani Barbara była przekonana, iż jej kolejna prośba nie odniesie skutku, tym razem z powodu wizyty Żyda Szymszela, mąż wreszcie spełnił prośbę i mogła wyruszyć do Kalińca na poszukiwanie nauczycielki. Po powrocie stwierdziła, że osoba polecona i przedstawiona jej przez Michalinę nie odpowiada jej wymaganiom i namówiła małżonka na wyjazd następnego dnia w celu odwołania kontraktu. Po przyjeździe do Kalińca cierpliwość Barbary została wystawiona na ciężką próbę, gdyż Bogumił ciągle przypominał sobie jakieś sprawy, które - spędzając długi czas na wsi, zaniedbał, a które powinien załatwić.

XI

Niechcicowie dotarli w końcu do domu Ostrzeńskich, ale dowiedzieli się od Daniela, że jego małżonka znajduje się w sklepie (który prowadziła już od dłuższego czasu) i udali się tam wraz ze szwagrem. Michalina oznajmiła im, że dziewczyna mająca podjąć u nich posadę nauczycielki zrezygnowała. Przekazała im też wiadomość o ciężkiej chorobie radcy Joachima Ostrzeńskiego. Przed powrotem do Kalińca Niechcicowie zatrzymali się jeszcze niedaleko kramiku Żydówki Arkuszowej, która dla rodziny Ostrzeńskich żywiła wielką wdzięczność, gdyż w czasie, kiedy ona jako małe dziecko była chora, a jej matka cierpiała nędzę, pani Jadwiga Ostrzeńska - cierpiąc nędzę niewiele mniejszą - posyłała jej każdego dnia bułkę ze swych ubogich zapasów. Od Arkuszowej Niechcicowie dowiedzieli się, że Daleniecki zamierza za ich plecami sprzedać Serbinów oraz o tym, iż Szymszel jest miejscowym informatorem Dalenieckiego. Wiadomość ta bardzo wstrząsnęła Barbarą, która dziwiła się i denerwowała widząc opanowanie męża, który jej zdaniem nie przejmował się tym, że oboje z dziećmi niedługo stracą dach nad głową. Po powrocie do domu pani Niechcicowa, ku wielkiemu przerażeniu dzieci i męża, doznała gwałtownego ataku serca. Późną nocą, gdy dom już się uspokoił, a Barbara doszła do siebie, przybył posłaniec z depeszą zawierającą wiadomość o śmierci radcy Joachima Ostrzeńskiego.

XII

Po długich wahaniach - głównie ze strony Barbary - małżonkowie postanowili, że Bogumił pojedzie do oddalonych o kilka mil Piekar Wielkich na pogrzeb radcy Ostrzeńskiego. Pod jego nieobecność Niechcicowa zajęła się dawaniem dzieciom lekcji. Po kilku dniach Bogumił powrócił przywożąc wieść, że w testamencie pan Joachim między innymi zapisał Barbarze sześć tysięcy rubli. Niechcicowie doszli do wniosku, że w trakcie realizacji testamentu mogą wyniknąć jakieś kłopoty i nie wiązali z zapisem większych nadziei, jednak zaczęli planować, co uczynią z pieniędzmi, jeśli je otrzymają. Pani Barbara znów powróciła do myśli o przeniesieniu się do Kalińca, Bogumił zaś chciałby kupić Serbinów, którego prawo pierwokupu miał zagwarantowane w swej umowie. Jedno było pewne, suma ta uniezależniłaby ich od kombinacji Dalenieckiego.

XIII

Bogumił jeździł dwukrotnie do Kalińca, aby dowiedzieć się czegoś na temat formalności, jakie należało załatwić, aby wejść w posiadanie spadku, ponieważ tych formalności było bardzo dużo oraz wynikły przewidywane problemy, za drugim razem powrócił zniechęcony i oboje małżonkowie - jako ludzie, którym obca była nawet myśl o walkach i zabieganiu o czyjeś darowizny - przestali o owym spadku myśleć. Ponieważ zbliżała się zima, postanowili pojechać do Kalińca, aby dokonać niezbędnych zakupów. Zabrali ze sobą również Agnisię, pozostawiając młodsze dzieci pod opieką Felicji. Na zakończenie dnia udali się wspólnie do cukierni na podwieczorek.

XIV

W lokalu spotkali Daniela Ostrzeńskiego, który siedział tu wraz z najmłodszym synem, Bogdanem. Daniel zawsze pragnął mieć żonę blisko siebie, w domu, ona jednak ciągle była w ruchu robiąc interesy czy pracując społecznie. Ostatnio wiele czasu pochłaniało jej prowadzenie sklepu. Małżonek doszedł do wniosku, że znienawidzony przez niego sklep jest skutkiem potrzeb materialnych, których z kolei przyczyną byli jego dwaj starsi synowie i przeniósł na nich swą niechęć wywołaną niemożnością utrzymania żony w domu. Z tego samego powodu od najmłodszych lat wychowywał prawie całkowicie sam Bodzia, którego uczył trzymania się z dala od świata i przekazywał mu swą wiedzę oraz wpajał w niego zamiłowanie do nauki i rozrywek umysłowych. Trzy lata młodszy od Agnisi chłopiec potrafił ją zapędzić "w kozi róg" swymi pytaniami z dziedziny historii, geografii czy biologii i znajomością literatury. Tak stało się też podczas tego ich spotkania.

XV

Niechcicowie odwieźli Daniela z synem do domu, gdzie Barbara miała nadzieję spotkać Michalinę i dowiedzieć się czegoś w sprawie spadku. Jednak ku rozdrażnieniu pana Ostrzeńskiego Michaliny jeszcze nie było. Wychodząc po krótkiej chwili oczekiwania spotkali ją na schodach i dowiedzieli się, że dzięki jej zabiegom sprawa posuwa się naprzód i najdalej za miesiąc otrzymają pieniądze. Wspomniała ona o zasłyszanej pogłosce dotyczącej sprzedaży Serbinowa i radziła jak najszybciej ulokować gdzieś korzystnie kwotę otrzymaną w spadku. Pani Barbara poruszona ostatnimi słowami szwagierki w drodze powrotnej snuła pełne pesymizmu wizje przyszłości, Bogumił zaś - jak zawsze opanowany i trzeźwo myślący - był całkowicie zajęty sprawami gospodarstwa.

XVI

Wbrew zapewnieniom Michaliny sprawa spadku ciągnęła się przez zimę i wiosnę, aż Niechcicowie ponownie o niej zapomnieli. U progu lata zaczęły się dyskusje dotyczące przyszłości Agnisi, którą pora już była wysłać do jakiejś szkoły. Trudno im było dojść do porozumienia, gdyż Barbara chciała, aby Bogumił wziął na siebie ciężar odpowiedzialności a zarazem podjął decyzję zgodną z jej upodobaniem, on zaś uważał małżonkę za bardziej kompetentną w tym względzie i był gotów chętnie dopomagać w realizacji jej decyzji. Wysuwane przez niego propozycje szkoły rzemiosł czy "gimnazjum rządowego" (podporządkowanego oczywiście władzom rosyjskim) Barbara pogardliwie odrzucała. Stanęło na tym, iż Agnisia będzie uczęszczać do prywatnego gimnazjum w Kalińcu, prowadzonego przez panią Monikę Wenordenową, pochodzącą "z dobrej rodziny Niholmów, dawno od wieków spolszczonej, inteligentnej i postępowej". Bogumił z początku nie okazał zbytniego entuzjazmu tym wyborem, gdyż była to najdroższa szkoła, ale po namyśle doszedł do wniosku, że jednak ma ona przynajmniej dwie dobre strony: daje możliwość wychowania dziecka "do życia i do ludzi" oraz stwarza warunki dla dobrego opanowania obcych języków, których lekcje mają prowadzić rodowite cudzoziemki. Pani Barbara uparła się dodatkowo, aby córkę zapisać do owej szkoły jeszcze przed wakacjami i tak się też stało.

XVII

Wieczorem, po powrocie Barbary z Agnisią z Kalińca, okazało się, że dwoje młod szych dzieci gdzieś przepadło, na co nikt wcześniej nie zwrócił uwagi, a była to pora, kiedy zwykle były już w domu. Matka od razu wpadła w panikę twierdząc, że Tomaszek i Emilka utopili się w jednym z otaczających dom stawów. Tym razem nawet opanowany zwykle Bogumił dał się zarazić zbytnim niepokojem, na szczęście obawy okazały się nieuzasadnione, gdyż dzieci w tym czasie bawiły się w ogrodzie i same wkrótce się pojawiły. Później, rozmawiając z Bogumiłem, Barbara wstydziła się nieco swego zachowania, ale natychmiast wynalazła masę powodów, które miały uzasadniać jej pesymistyczne spojrzenie na życie. Zwierzyła się mężowi, że właścicielka szkoły nie wywarła na niej zbyt pozytywnego wrażenia, że Agnisia i Emilka są chorowite, a Tomaszek "nie bywa prawie wcale w domu", staje się coraz bardziej złośliwy, coraz więcej kłamie i wynosi z domu wiele rzeczy, które już się nie odnajdują. Doszła do wniosku, że odziedziczył charakter po swej mamce, którą swego czasu Bogumił musiał odprawić. Małżonek wszystkie te zastrzeżenia przyjmował z dobrotliwym uśmiechem, traktując je raczej jako kolejne drobne dziwactwa Barbary, co do Tomaszka twierdził zaś, że jest on taki sam jak inne dzieci, tylko jako chłopiec ma więcej zuchwałości i dlatego negatywne cechy są u niego bardziej widoczne.

XVIII

Tuż po rozpoczęciu żniw Niechcicowie otrzymali od Michaliny napisaną w pośpiechu wiadomość, iż sprawa spadku została pomyślnie zakończona i następnego dnia mają przybyć do kancelarii Wacława Holszańskiego, aby podpisać dokument i odebrać pieniądze. Nazajutrz, kiedy oboje siedzieli już w karecie, przyszła kolejna wiadomość, że Michalina pomyliła się, gdyż podpisanie aktu u rejenta odbędzie się dopiero za pięć dni. Bogumił ucieszył się z tego, ponieważ miał wiele pracy i wyjazd był mu nie na rękę, ale Barbara zdenerwowała się chaotycznym postępowaniem szwagierki.

Małżonkowie znów zaczęli rozważać problem rozporządzenia pieniędzmi. Na prośbę Barbary Bogumił przedstawił swą wizję. Zamierzał on odkupić od pana Woynarowskiego, który chciał rozparcelować swój majątek w Pamiętowie, dwie włóki pola z dworkiem i ogrodem. Miałoby to kosztować co prawda dwanaście tysięcy rubli, ale Bogumił był pewny, że biorąc pożyczkę będzie w stanie zapłacić należność. Barbara jednak oburzyła się słysząc te plany i natychmiast zaczęła wyciągać różne prawdopodobne i nieprawdopodobne okoliczności, które sprawią, iż takie postępowanie doprowadzi ich do kompletnej ruiny. Następnego dnia, a była to niedziela, Bogumił nieśmiało poruszył ponownie ów problem twierdząc, że nie będzie dysponować pieniędzmi wbrew woli małżonki i poprosił ją o wyrażenie zdania. Barbara stwierdziła, że najlepiej będzie - przede wszystkim ze względu na dzieci i mniejszą liczbę związanych z tym problemów - zakupić kamienicę w Kalińcu lub Warszawie, gdzie pani Barbara mogłaby zająć się prowadzeniem domu, dzieci mogłyby spokojnie chodzić do szkoły bez potrzeby płacenia wysokich kwot za stancję. Bogumił oczywiście mógłby pozostać nadal w Serbinowie i zaopatrzyłby ją we wszystko, czego by potrzebowała. Po krótkim namyśle Bogumił wyraził zgodę na takie rozwiązanie, choć czynił to ze smutkiem, ponieważ miało to doprowadzić do rozłąki z ukochaną żoną, czego od dawna już się obawiał.

XIX

W środę, w dzień załatwienia spraw u rejenta, pani Barbara miała od rana wspaniały humor, co bardzo ucieszyło Bogumiła. Do Kalińca przybyli nieco za wcześnie i trochę czekali na innych spadkobierców i Holszańskiego. Między innymi pojawił się Lucjan Kociełł, którego mizerny wygląd zaskoczył Barbarę. Lucjan stwierdził najpierw, iż jego córki - zamężna od niedawna Oktawia i zaręczona Sabina - otrzymały "po połowie szczęścia", gdyż Oktawia poślubiła człowieka dobrze sytuowanego, jej młodsza siostra zaś za narzeczonego miała człowieka ubogiego, ale był to związek oparty na wielkiej miłości. Później zwierzył się z zamiaru sprzedania cementowni i chęci zakupu kawałka ziemi, na której będzie osobiście pracować i wybuduje dom, gdyż chce wreszcie zobaczyć jak z jego pracy "powstaje coś realnego, a nie tylko banknoty i banknoty". Stwierdził też, że przy obecnym układzie politycznym można jedynie robić pieniądze, ponieważ wszelkie próby rozwoju gospodarczego kraju napotykają ze strony "władz centralnych" bariery nie do pokonania.

XX

U rejenta załatwiono sprawę bardzo szybko i Niechcicowie z gotówką w kieszeni wy brali się na obiad do Hotelu Europejskiego. W drodze spotkali Żydówkę Arkuszową, która właśnie ich poszukiwała. Zaprowadziła ich do pięcioletniej, dwupiętrowej kamienicy, oddalonej nieco od rynku, ale położonej w miejscu, gdzie właśnie wznoszono kilka nowych budynków. Okazało się, że dom ten jest przeznaczony na sprzedaż i to na dość korzystnych warunkach. Niechcicom spodobał się wspaniały ogród przynależący również do posiadłości oraz fakt, że w niedługiej przyszłości w pobliżu miały stanąć nowe szkoły i banki. Choć kamienica kosztować miała 15 000 rubli, postanowili spotkać się z właścicielem, a ponieważ chwilowo był on nieobecny, poszli zjeść obiad, by potem powrócić. Natknęli się po drodze na Michalinę, która oznajmiła im, że rodzina zebrała się właśnie u niej na obiedzie i wszyscy czekają tylko na przybycie państwa Niechciców.

XXI

W domu Ostrzeńskich panowała ożywiona atmosfera. Podano obiad i rozpoczęły się zwykłe towarzyskie rozmowy. Jednak w końcu Anzelm, syn Michaliny, skierował rozmowę na temat, który był podstawą tego spotkania. Chodziło o zakup "placów na Oczkowie", gdzie miałaby w przyszłości powstać nowa dzielnica Kalińca. Ów interes był planowany przez panią Ostrzeńską i jej syna i miał połączyć we wspólnym działaniu na rzecz polskiego społeczeństwa jak największą liczbę członków rodziny Ostrzeńskich. Poza tym Michalina miała też oczywiście na względzie korzyści materialne, mogące być udziałem tej rodziny. Państwo Holszańscy wysuwali co prawda zastrzeżenia co do szlachetności pobudek kierujących tymi, którzy mieli wziąć udział w zamierzeniu, ale wielu członków rodziny było raczej zainteresowanych szczegółami operacji niż teoretycznymi rozważaniami. W międzyczasie pani Barbara dowiedziała się od Michaliny, że Lucjan Kociełł cierpi na raka żołądka i jest już bliski śmierci.

XXII

Po skończonym obiedzie towarzystwo przeniosło się do salonu, aby przy kawie omówić dokładniej dyskutowaną sprawę. Okazało się, że w niedługim czasie ma powstać linia kolejowa łącząca Kaliniec z Warszawą, a w dalszej przyszłości może i z Rosją, co miało spowodować bujny rozkwit gospodarczy miasteczka. Tereny, o których była mowa, leżały tuż obok miejsca, gdzie miała zostać zbudowana stacja kolejowa i z tego powodu w niedługim czasie ich wartość miała poważnie wzrosnąć, ich obecny właściciel zaś, pan Ceglarski, był zainteresowany sprzedażą, gdyż wytyczony tor kolejowy odcinał je od reszty majątku. Korzystne warunki dla rodziny Ostrzeńskich były też wynikiem przyjacielskich stosunków Anzelma z właścicielem Oczkowa. Do całego tego planu bardzo sceptycznie był nastawiony Janusz, brat Anzelma. Pozostali - nawet Niechcicowie, którzy tak bardzo nie ciapieli interesów - przekonywani logicznymi dowodzeniami Anzelma i gorącymi słowami Michaliny, dali się porwać tej idei lub przynajmniej zaczęli się wahać, czy to z powodu rysujących się możliwości dobrego zarobku, czy też ze względu na patriotyczne idee odbudowy Polski w wyniku walki gospodarczej. Wszyscy więc - poza Januszem pojechali wspólnie dorożkami, aby obejrzeć rzeczone "place".

XXIII

Na miejscu zebrani ujrzeli pustą przestrzeń - jeśli nie liczyć budowanego dworca kolejowego. Na pani Barbarze wywarło to niemiłe wrażenie i mieli z Bogumiłem zamiar upuścić towarzystwo, jednak Anzelm w tak zręczny sposób pokierował rozmową, że zarówno Niechcicowie, którzy pragnęli to mieć już jak najprędzej za sobą, jak też wszyscy ci, którzy mieli jeszcze wątpliwości, dali się przekonać. W drodze powrotnej Niechcicowie spotkali Arkuszową, która już od dłuższego czasu oczekiwała na nich koło hotelu i oznajmili jej o zmianie swych zamiarów, wynagrodzili jej cierpliwość i udali się do domu. Tej nocy, ku wielkiemu zdziwieniu, ale i radości Bogumiła, pani Barbara po raz pierwszy od długiego czasu pozostała z nim na noc.

XXIV

W ciągu lata panią Barbarę wciąż dręczyła na różne sposoby sprawa zakupionych plaów. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy zysk, jaki mają z nich wyciągnąć nie jest przypadkiem z jakiegoś powodu nieuczciwy. Bogumił jednak nie zwracał zbytniej uwagi na jej ciągłe narzekania spowodowane tym problemem, gdyż był zajęty żniwami i zaniepokojony zmianą w zachowaniu Katelby, który od roku już zaniedbywał się coraz bardziej w obowiązkach, a nawet sięgał po alkohol, czego nigdy wcześniej nie robił. Krążyły pogłoski, że dzieje się tak za przyczyną wiejskiej dziewczyny, która zaprzątała uwagę owego chłopaka.

Pewnego dnia Bogumił otrzymał depeszę z wiadomością, iż za dwa dni przybędzie Daleniecki. Barbara zaczęła znów rozpaczać, że to z powodu zamiarów sprzedaży Serbinowa. Bogumił nie wierzył w tę plotkę, ale i dla niego fakt ten był dziwny, a nawet niepokojący, tym bardziej, że niedawno pełnomocnik pani Mioduskiej pisał, iż tego roku ze względu na stan zdrowia - ponownie uda się do Włoch i nie przybędzie do Serbinowa.

XXV

Po przyjeździe Daleniecki uspokoił Bogumiła tłumaczeniem, że wstąpił do Serbinowa będąc w drodze do Petersburga, dokąd został wysłany przez redakcję dziennika, z którym współpracował jako reporter, i chciał tu jedynie odpocząć. Tego ranka pojawił się też Szymszel, który stracił niedawno konia i pieszo udawał się na jarmark do Kalińca. Przybył, aby powiadomić Bogumiła o pogłoskach, które krążyły na temat sprzedaży Serbinowa przez Dalenieckiego. Żyd wytłumaczył, że nie wspominał o tym wcześniej, gdyż widział, iż nic się nie dzieje, a nie chciał rozdmuchiwać plotek. Szymszel przez czas swego pobytu w dworku był podejrzliwie obserwowany przez panią Barbarę, ale ku jej zdumieniu, nie próbował się bynajmniej spotkać z Dalenieckim.

Daleniecki, któremu ostatnio interesy szły coraz lepiej, a na dodatek wywalczył sobie wreszcie uznanie i miejsce w prasie paryskiej jako publicysta polityczny, był tego dnia w wyśmienitym nastroju wywołanym między innymi faktem, że nawet tutaj, na wsi, nie brakuje mu żadnych wygód, z których może korzystać w wielkim mieście i uważał się za człowieka, który potrafi osiągnąć wszystko, czego zapragnie. Następnego dnia w takim samym nastroju wyszedł w pole obejrzeć pracę przy żniwach. Tam spotkał Romana Katelbę.

XXVI

Katelba poinformował Dalenieckiego między innymi o swoich trudnościach, jakie miał ze znalezieniem kogoś zainteresowanego zakupem Serbinowa oraz o sprawie spadku odziedziczonego przez Niechciców i zakupie placów. Mówił też o sprawach dotyczących samego gospodarstwa. Pełnomocnik, po odprawieniu młodzieńca, zaczął się zastanawiać nad tym, w jaki sposób postępować z Serbinowem, aby wyciągnąć z tego jak największe korzyści. Nie chciał tego majątku sprzedawać w tym momencie, gdyż nie było to opłacalne, a poza tym Serbinów przynosił mu coraz większe zyski. Postanowił więc na razie podnieść pensję Bogumiłowi, a równocześnie w żadnym wypadku nie dopuścić, aby Niechcicowie - nawet gdyby udało się im zdobyć na to środki - przejęli ten majątek na własność.

Nazajutrz wezwał do siebie Bogumiła i pod pozorem zwykłej przyjacielskiej rozmowy wybadał czy nie ma on przypadkiem zamiaru opuścić posady i zdobyć kawałka własnej ziemi. Oznajmił mu też przy okazji o podwyższeniu jego zarobku. Bogumił odszedł zaniepokojony, gdyż zdawał sobie już sprawę z dwulicowości Dalenieckiego. Niechcic pojął również, kto jest miejscowym informatorem jego pracodawcy.

Barbara była zadowolona, słysząc relację męża z rozmowy z Dalenieckim. Tego wieczoru uświadomiła sobie też, że mimo wszystko coraz bardziej jest do małżonka przywiązana i coraz bardziej go sobie ceni.

XXVII

Po wyjeździe Dalenieckiego życie powróciło do normy. Trzynastoletnia już Agnisia zdała celująco egzamin do drugiej klasy. W ogóle lubiła się uczyć. Zaczynała też marzyć o jakichś wspaniałych czynach "aż do uratowania komuś życia włącznie". Opowiadała często słuchającym ją z wielkim zainteresowaniem rodzicom o szkole i egzaminach. Najbardziej podobało jej się to, że z arytmetyki egzaminował ją nauczyciel, gdyż w jej wizji "prawdziwej szkoły" ważną pozycję zajmował podział wykładanych przedmiotów pomiędzy panie i panów.

Pewnego dnia pojawiła się Arkuszowa, której niegdyś pani Niechcicowa obiecała dać trochę starych ubrań po dzieciach. W trakcie przeglądania rzeczy pani Barbara znalazła w kieszeni ubranka należącego do Tomaszka sakiewkę, która rok temu zginęła ojcu. Oboje rodzice byli tym wstrząśnięci. Bogumił przez dwa dni chodził ponury i unikał swego syna. Tego stan był wywołany nie tylko tym, że chłopak wziął sakiewkę z pieniędzmi, ale że zapytany nie przyznał się, dając nawet słowo, iż nic takiego nie nastąpiło. Ojciec czuł, jakby cały jego świat nagle się rozpadł, gdyż doszedł do wniosku, że nie spełnił swego podstawowego obowiązku wobec dzieci i innych ludzi, z którymi kiedyś te dzieci będą obcować. W niedzielne popołudnie podjął wreszcie z Barbarą rozmowę na ten temat, ale był bardzo zaskoczony, gdy małżonka zaczęła bronić swego ośmioletniego synka tłumaczeniami, że może tę sakiewkę gdzieś znalazł oraz, że jeśli nawet było inaczej, to ona zna wielu ludzi, którzy popełniali w dzieciństwie gorsze czyny, a później wyrośli na dobrych obywateli i wartościowych ludzi. Oboje doszli jednak do wniosku, że Bogumił będzie musiał zacząć interesować się bardziej synem i poświęcać mu więcej czasu.

XXVIII

Bogumił przygotowywał się do poważnej rozmowy z Tomaszkiem, lecz wyjazd Agnisi do szkoły odsunął na bok wszystkie troski rodziców. Pożegnanie "ze wszystkim i wszystkimi" trwało nieco czasu. Wieczorem rodzice z córką dotarli do Kalińca. Okazało się, że pani Barbara niepotrzebnie zalecała wielki pośpiech, gdyż Agnisia znalazła się w szkole o dzień wcześniej od innych dziewczynek. Została przez panią Wenordenową przyjęta bardzo życzliwie i otrzymała miejsce w pokoju, który miała dzielić z czterema innymi uczennicami oraz jedną z nauczycielek, której łóżko było oddzielone od pozostałych parawanem.

Następnego dnia Niechcicowie dowiedzieli się, iż cena placów na Oczkowie poszła w górę, a w najbliższym czasie nastąpi nowa podwyżka. Wszystko układało się wspaniale i Bogumił z Barbarą zaczęli też żywić większą nadzieję w związku z przyszłością ich krnąbrnego synka.



Wyszukiwarka