SZKOLNICTWO WY SZE W POLSCE, Inne


Szkolnictwo w Polsce.

Najpopularniejsze kierunki studiów i specjalności kształcenia w roku akademickim 2002/2003

Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu przeprowadziło analizę liczby studentów pod kątem kierunków studiów i specjalności kształcenia. Z analizy wynika, iż spośród 1,788 tys. studentów, ok. 72% (1,287 tys.) kształci się w uczelniach finansowanych z budżetu państwa, zaś ok. 28% (501 tys.) studiuje w uczelniach prywatnych. Blisko 46% studentów (820 tys.) kształci się w systemie studiów dziennych, zaś 54% (968 tys.) - w systemie studiów zaocznych i wieczorowych.

Z analizy wynika, iż najpopularniejszym kierunkiem studiów w uniwersytetach jest pedagogika (10,3%) i prawo (10,1%). W wyższych szkołach technicznych studenci najczęściej kształcą się na kierunku zarządzanie i marketing (14,4%), mechanika i budowa maszyn (12,1%) i budownictwo (9,2%). Najpopularniejszym kierunkiem studiów w wyższych szkołach rolniczych jest rolnictwo (11,4%), zarządzanie i marketing (9%) i technologia żywności i żywienia człowieka (8,7%). W uczelniach ekonomicznych zarządzanie i marketing studiuje 34% studentów, finanse i bankowość - 25,2%, zaś ekonomię - 20,7%. Ponad 1/3 studentów akademii pedagogicznych studiuje pedagogikę, a 7,1% politologię i nauki społeczne. Najwięcej osób w akademiach wychowania fizycznego studiuje wychowanie fizyczne oraz turystykę i rekreację. Prawie 4 na 10 studentów uczelni medycznych znajduje się na kierunku lekarskim, 15,5% na pielęgniarstwie a 14,9% na farmacji. W wyższych szkołach morskich najpopularniejszym kierunkiem studiów jest zarządzanie i marketing (22,7%) i nawigacja (17,7%). W uczelniach niepaństwowych dominującym kierunkiem studiów jest zarządzanie i marketing (28%) i ekonomia (14%).

W państwowych szkołach zawodowych młodzież najchętniej studiuje na specjalnościach związanych z administracją, pedagogiką oraz turystyką, hotelarstwem i rekreacją. W niepaństwowych szkołach zawodowych studenci kształcą się głównie na specjalnościach związanych z zarządzaniem i marketingiem, informatyką oraz turystyką, hotelarstwem i rekreacją.

Najwięcej studentów, bo aż 20,3% kształci się w województwie mazowieckiem (86 szkół wyższych). Prawie 11% studentów kształci się w województwie śląskim, 9,4% w województwie małopolskim i 8,7% w województwie wielkopolskim.

Według powszechnie panującej wśród studentów opinii, dzieci bogatych rodziców idą na przysłowiową łatwiznę i składają dokumenty na uczelnie płatne. Kosztuje ich to mniej wysiłku, ponieważ nie muszą przechodzić stresów związanych z rekrutacją. Słowem- pieniądze „załatwiają” wszystko.

Na podstawie badań przeprowadzonych w roku akademickim 1999/2000 przez Hannę Gulczyńską i Ewę Świerzbowską - Kowalik w Centrum Badań Polityki Naukowej i Szkolnictwa Wyższego na zlecenie Ministerstwa Edukacji Narodowej, ten powszechnie panujący mit został obalony.
Badania wykazały, iż młodzież z rodzin biedniejszych, co zwykle przekłada się na niższe wykształcenie rodziców, wybiera studia na uczelniach prywatnych. Ponadto, częściej wybierają studia zawodowe, aniżeli magisterskie. Młodzież pochodząca z rodzin o niższym wykształceniu rodziców, aby podołać opłatom czesnego, musi dorabiać. Przez to mają oni mniej czasu na naukę i w związku z tym przedkładają szybkość ukończenia studiów ponad rodzaj dyplomu.
Wynika stąd konkluzja, że biedni płacą za studia, podczas gdy bogaci wybierają studia na renomowanych uczelniach publicznych, czyli - teoretycznie- bezpłatnych. Może więc wpływ i presja dobrze wykształconych rodziców zmusza ich dzieci do wyboru uczelni publicznych, czyli takich które według krążącej opinii publicznej, są lepsze. Za czasów pokolenia rodziców tej młodzieży, nie funkcjonowały jeszcze uczelnie niepubliczne. A wiadomo, że swój swoje chwali. Minie więc całe pokolenie obecnych studentów uczelni prywatnych, aby mogli oni swoją pochlebną opinię o tych placówkach przekazać swoim dzieciom.
Kolejnym wnioskiem z przeprowadzonych badań jest to, że jeśli młodzież z rodzin biedniejszych wybiera studia na uczelniach państwowych, to częściej studiują oni w trybie wieczorowym i zaocznym, aniżeli dziennym - bezpłatnie. Jak wytłumaczyć to zjawisko? Może trudna sytuacja materialna w domu zmusza ich do pójścia do pracy, a studia są traktowane tylko jako druga ważna po pracy alternatywa?
Warto także zwrócić uwagę na fakt, iż często studia na uczelniach prywatnych uznawane są za "łatwiejsze" do przejścia. Może więc młodzież, która wie że będzie musiała pogodzić naukę z pracą właśnie dlatego się na nie częściej decyduje.
Agnieszka Gros, socjolog z firmy L. Grant Polska tłumaczy to zjawisko następująco - Przyczyn tej sytuacji może być wiele. Po pierwsze, wielu młodych ludzi pochodzących z rodzin o niższym statusie społecznym, a więc mniej zamożnych oraz z gorszym wykształceniem rodziców, ma świadomość istnienia wielu barier, które muszą pokonać, aby zdobyć wyższe wykształcenie. Istotną rolę odgrywają bariery, które można by nazwać osobowościowymi oraz kulturowymi. Do tych pierwszych zaliczyć trzeba przede wszystkim brak pewności i wiary we własne możliwości. Młodzież ta po ukończeniu szkoły podstawowej częściej wybiera technika oraz licea zawodowe. A jak wskazują wyniki wielu sondaży uczniowie tych typów szkół cechują się mniejszymi aspiracjami edukacyjnymi i mniejsza ich liczba zamierza kontynuować naukę na studiach wyższych. Młodzi ludzie zdają sobie sprawę z tego, że o wiele łatwiej dostać się do prywatnej szkoły, niż na najlepsze państwowe uczelnie. Te pierwsze coraz częściej nie stosują żadnych narzędzi rekrutacji, oprócz czesnego. Wybierając takie szkoły unikają ewentualnego niepowodzenia. Może to być także efektem tego, że jakość wykształcenia, która najlepsza jest zazwyczaj na uczelniach państwowych (oraz kilku prywatnych) nie stanowi dla tej młodzieży tak dużej wartości. Wybór płatnych form studiowania może być także spowodowany paradoksalnie gorszą sytuacją ekonomiczną tych ludzi. Konieczność szybkiego usamodzielnienia finansowego oraz nierzadko pomocy finansowej rodzinie każe wybierać studia umożliwiające im podjęcie pełnoetatowej pracy - dodaje Gros.
Można sobie tylko zadać pytanie, czy ta sytuacja ulegnie zmianie w ciągu najbliższych 10 lat, czyli po okresie gdy odsetek ludzi z wyższym wykształceniem będzie o wiele wyższy niż jest teraz. Obecni studenci sami wtedy będą rodzicami i to oni będą wywierać wpływ na decyzje przyszłych żaków.

Polskie uczelnie niemrawo reagują na potrzeby rynku pracy.

Nasze szkolnictwo wyższe nie przystaje do rynku pracy - twierdzi Irena Dzierzgowska, była wiceminister oświaty.
Uczelnie nadal kształcą bezrobotnych, choć zrobiono już wiele, żeby to zmienić.
- W ostatnich latach system edukacji przeżył rewolucję - uważa z kolei prof. Marek Szczepański, dyrektor Instytutu Socjologii na Uniwersytecie Śląskim. Z jego badań wynika, że w ciągu 12 lat liczba studentów wzrosła o 400 procent. I z tego możemy być dumni. Ale to ciągle mało w porównaniu z krajami Unii Europejskiej, gdzie na 100 osób przypada 20 absolwentów wyższych uczelni. W Polsce jest ich 10, czyli dwa razy mniej. Martwi także wysoki, bo aż 100-procentowy wzrost bezrobocia wśród polskich magistrów.
Według prof. Szczepańskiego polskie uczelnie muszą uporać się z tzw. syndromem wróbla i kanarka, żeby to zmienić. Wróblami są studenci wydziałów zaocznych - stanowią 58 proc. wszystkich absolwentów. Nie dość, że mają mniej zajęć, to jeszcze muszą za nie płacić. W tym czasie kanarki ze studiów dziennych kształcą się za darmo i w większym wymiarze godzin - efekty są więc zwykle lepsze. Kanarki są najczęściej dziećmi z zamożnych rodzin i mogłyby choćby symbolicznie płacić za studia. Dzieci z biednych rodzin muszą zarabiać na swoje utrzymanie, dlatego studiują zaocznie. - Płacić powinni wszyscy albo nikt - twierdzi profesor. Tylko w ten sposób można poprawić jakość kształcenia i wypuszczać z uczelni więcej kanarków.

Ale to nie wszystko. Uczelnie muszą bardziej dynamicznie reagować na rynek zatrudnienia, bo dziś bezrobocie grozi zarówno wróblom, jak i kanarkom. Z 260 tys. studiujących marketing i zarządzanie aż 170 tys. uczy się zaocznie. Jeżeli nie założą własnych firm, zasilą szeregi bezrobotnych. Dołączą do nich pedagodzy. W czasach nadchodzącego niżu demograficznego kształci się ich aż 130 tysięcy. Znacznie więcej będzie też politologów niż poszukiwanych informatyków czy anglistów. W województwie białostockim co roku tłumy maturzystów na próżno szturmują Politechnikę Białostocką. W zeszłym roku na informatykę dostało się zaledwie 170 szczęśliwców z 1150 osób ubiegających się o indeks. Na potrzeby rynku pracy nie zareagowały też władze białostockiego uniwersytetu - na anglistyce i informatyce jest tylko po 60 miejsc. Natomiast na mało popularnej w tym regionie romanistyce na chętnych czekało 30 miejsc. Zgłosił się jeden kandydat.
Przykład białostocki nie jest odosobniony. Politechnika Szczecińska przygotowała 120 miejsc dla przyszłych informatyków na studiach magisterskich i 90 na zawodowych. Mimo to o jedno miejsce ubiegało się aż ośmiu kandydatów. A Śląska Akademia Medyczna wypuściła w ostatnim roku aż 300 absolwentów medycyny, którzy nie mogli odbyć stażu, bo zabrakło miejsc. Jeśli przyszli lekarze w ciągu dwóch lat nie odbędą stażu, tracą prawo do wykonywania zawodu. Poradzili sobie, zatrudniając się w hurtowniach leków albo składając papiery na podyplomowe studia menedżerskie, żeby przygotowywać się do zarządzania placówkami zdrowia. Natomiast tak nierentowne do niedawna kierunki, jak filozofia i turkologia, stały się bardzo popularne. Filozofów potrzeba coraz więcej, ponieważ przedmiot ten wchodzi do liceów. A turkolodzy z powodzeniem znajdują pracę jako tłumacze, bo coraz więcej inwestorów z Bliskiego Wschodu otwiera firmy w Polsce.
Szkolnictwo wyższe zaczyna być w Polsce biznesem, ale wciąż przynosi zbyt mało profitów zarówno studentom, jak i szkołom. Żeby wprowadzić choćby minimalne opłaty za studia dzienne, trzeba rozwinąć system studenckich kredytów. Wtedy obie strony będą z tego biznesu zadowolone.

Na takich zasadach działają już uczelnie prywatne. Na przykład Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej udziela studentom nisko oprocentowanych kredytów. Poza tym wprowadza nowe kierunki, takie jak: społeczna psychologia informatyki i komunikacji czy psychologia stosunków międzynarodowych, które są odpowiedzią na zapotrzebowania i wyzwania rynku.
Na świecie pracownicy zmieniają stanowiska i zawody kilka razy w życiu. - Do tego też przygotowujemy naszych studentów - mówi prof. Janusz Reykowski, jeden z założycieli uczelni. - Trzeba sobie uświadomić, że czasy, kiedy inżynier zaczynał pracę w kopalni od razu po studiach i wychodził z niej na emeryturze, minęły bezpowrotnie.

Rządowy projekt obłożenia szkół niepublicznych podatkiem dochodowym jak zwykłych firm komercyjnych to zamach na szkolnictwo niezależne od państwa.


Nauczyciele są najliczniejszą - 430 tysięcy, z czego zaledwie 7 tys. to nauczyciele szkół prywatnych - i najbardziej stabilną grupą zawodową w Polsce. Dotychczas ominęły ich zwolnienia grupowe. Teraz może się to zmienić. Wraz z nadchodzącym niżem demograficznym szkół zacznie ubywać. A nauczycieli zwalniać będą i szkoły niepubliczne, i publiczne. Ale te drugie mają możnego protektora - rząd, liczący na głosy nauczycieli, w większości popierających SLD. Przy okazji porządkowania systemu podatkowego rząd ogranicza rozwijające się od 13 lat szkolnictwo niepubliczne.
- Nadchodzi czas, aby traktować je na takich zasadach jak inne podmioty gospodarcze - określa politykę ministerstwa wiceszef resortu edukacji Franciszek Potulski. Dlatego w rządowym projekcie ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych na sieć szkolnictwa niepublicznego, czyli przedszkola, szkoły podstawowe, średnie (z wyjątkiem placówek kościelnych), nałożono 19-procentowy podatek CIT, taki sam, jaki mają płacić komercyjne firmy.
Według wiceprzewodniczącego sejmowej komisji edukacji Kazimierza Marcinkiewicza (PiS) może to doprowadzić do upadku nawet połowy spośród 1300 niepublicznych placówek oświatowych.
Dotychczas szkoły niepubliczne, czyli społeczne, były zwolnione z podatków. Przywileju tego rząd polski nie rozciągnął na szkoły prywatne. Ale coś za coś. Prywatne mogą z zyskiem robić, co chcą, natomiast społeczne zobowiązane są przeznaczać go na bieżące inwestycje. W myśl nowej ustawy będą jednak musiały podzielić się pieniędzmi z państwem, które z kolei nie będzie już interesowało, na co zarząd szkoły przeznaczy wypracowany zysk.

Przez 13 lat działalności rodzice nabrali zaufania do edukacji niepublicznej, szczególnie że świetnie uzupełnia ona ofertę edukacyjną - mówi Edmund Wittbrodt, minister edukacji w rządzie Jerzego Buzka.
Od początku lat 90. liczba niepublicznych placówek rosła. Sześć lat temu było ich 550, a w ubiegłym roku już 1300. To ciągle mało. Zaledwie 3 proc. szkół w skali kraju, ale już w Warszawie jest ich 10 proc. Okres prosperity szkoły te mają jednak za sobą. Idzie niż demograficzny. W ciągu 10 lat liczba dzieci w wieku szkolnym (7-18 lat) zmniejszy się o 1/3. Obecnie jest ich 6,5 mln, w 2014 r. będzie zaledwie 4,7 mln. Nic więc dziwnego, że już dziś toczy się walka o każdego ucznia.
Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 1 Społecznego Towarzystwa Oświatowego w Warszawie był jedną z pierwszych w Polsce placówek niepublicznych. Dyrektor Zygmunt Puchalski zaczynał w 1990 roku od 16 uczniów i jednej sali w osiedlowym klubie. Dziś w jego podstawówce, gimnazjum i liceum uczy się 300 uczniów.
Ale jeśli rząd wprowadzi opodatkowanie zysków, Puchalski będzie miał mniej pieniędzy na inwestycje. Skrupulatnie wylicza, na co w ciągu roku wydaje zarobione pieniądze: 70 proc. płace i ZUS, 25 - wynajęcie budynków i obiektów sportowych, 3 proc. na zaplanowane remonty. Pozostaje mu 2 proc. realnego zysku, czyli ok. 90 tys. zł. I to z tych pieniędzy może kupić nowe komputery czy budować salę gimnastyczną.
W przyszłym roku 19 proc. z tej sumy chce zabrać fiskus. Inwestycje będzie można co prawda odliczyć od zysku, ale nie jednorazowo, tylko w wielu ratach jako amortyzację. Jeżeli z 90 tys. miesięcznego dochodu Puchalski w styczniu przyszłego roku wyda 50 tys. na sprzęt komputerowy i nowe meble, to dla fiskusa wydatek ten nie zmniejszy jego zysku. Zapłaci więc 19 proc. podatku od całych 90 tys., czyli ponad 17 tys. zł, a w następnych miesiącach będzie mógł odliczać sobie zaledwie ok. 1500 zł. Inwestując, szkoła będzie więc kredytować budżet, a tego może nie wytrzymać.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
TRANSFORMACJA W POLSCE 2 , Inne
Zaufali Jezusowi-na wizytacje biskupa, szkolne, uroczystości, SCENARIUSZE świateczne i inne
Dojrzało¶ć szkolna dziecka sze¶cioletniego
Przykłady inicjatyw opiekuńczych nad dzieckiem w Polsce, INNE PLIKI, Dla rodziców o DZIECIACH, Psych
189 Rozporz dzenie Ministra Nauki i Szkolnictwa Wy szego w sprawie studi w doktoranckich
KO CI KATOLICKI W POLSCE , Inne
stan srodowiska w polsce, INNE KIERUNKI, biologia
TRANSFORMACJA W POLSCE 2 , Inne
Zaufali Jezusowi-na wizytacje biskupa, szkolne, uroczystości, SCENARIUSZE świateczne i inne
190 Rozporz dzenie Ministra Nauki i Szkolnictwa Wy szego w sprawie studi w doktoranckich prowadzonyc
FRANCJA szkolnictwo wy
handel-w-polsce, Szkolne
Rozwijanie umiejetnosci zyciowych w edukacji szkolnej, pedagogika ogólna, Inne
Opieka zdrowotna nad mlodzieza szkolna i akademicka w Polsce, Studia, Socjologia
2 organizacja szkolnictwa zawodowego w polsce
Historia wychowania, Odrodzenie w Polsce, Cechy kultury polskiej i reformacji oraz stan szkolnictwa
szkolnictwo odrodzeniowe w Polsce, Wbrew stanowisku dawniejszych historyków można przyjąć, że w pocz

więcej podobnych podstron