wykonane 3, Ochrona Środowiska pliki uczelniane, informatyka


Zawartość

Summa technologiaeI

Dylematy

Mowa ma być o przyszłości, ale czy rozprawiać o przyszłych różach nie jest zajęciem, co najmniej niestosownym dla zagubionego w łatwopalnych lasach współczesności? Abadanie kolców tych róż, doszukiwanie się kłopo­tów praprawnuka, gdy z ich dzisiejszym nadmiarem nie umiemy się uporać, czy taka scholastyka nie zakrawa, aby na śmieszność? Gdybyż mieć, chociaż takie usprawiedliwienie, że szuka się środków krzepiących optymizm albo, że działa się z umiłowania prawdy, widzialnej ostro w1aśnie w przyszłości, wolnej oburz, także dosłownych, po opanowaniu klimatów. Uzasadnieniem tych słów nie jest jednak ani pasja akademicka, ani optymizm niewzruszony, nakazujący wiarę, że cokolwiek się stanie, koniec będzie pomyślny. Uzasad­nienie to jest zarazem prostsze, ­bardziej trzeźwe i chyba skromniejsze, bo biorąc się do pisania o jutrze, robię po prostu to, co umiem, mniejsza nawet o to, jak dobrze umiem, skoro jest to moja umiejętność jedyna. A jeśli tak, to praca moja nie będzie ani mniej, ani bardziej zbędna od każdej innej pracy, ­bo każda na tym przecież się opiera, że świat istnieje i że dalej będzie istniał.

Upewniwszy się tak, że zamiar wolny jest od nieprzyzwoitości, spytajmy o zasięg tematu i metodę. Mowa będzie o rozmaitych aspektach cywilizacji, dających się pomyśleć, wywiedlnych z przesłanek znanych dziś, jakkolwiek nikłe jest prawdopodobieństwo ich ziszczenia. fundament naszych konstru­kcji hipotetycznych stanowić mają z kolei technologie, to jest warunkowane stanem wiedzy i sprawności społecznej sposoby realizowania celów, przez zbiorowość upatrzonych, jak również takich, których przystępując do dzieła, nikt nie miał na oku.

Mechanizm poszczególnych technologii, zarówno istniejących, jak i możliwych, nie interesuje mnie i nie musiałbym się nim zajmować, gdyby kreacyjna działalność człowieka wolnabyła, na podobieństwoboskiej, od wszelkich zanieczyszczeń mimowiednością gdybyśmy, teraz czy kiedykol­wiek, potrafili zrealizować nasz zamiar w stanie czystym, dorównując metodologicznej precyzji Genezis ,­byśmy, mówiąc, niech się stanie światło”, otrzymywali w postaci produktu końcowego samą tylko jasnośćbez niepożądanych domieszek. Jednakże wspomniane wyżej rozdwajanie się celów; a nawet zastępowanie upatrzonych innymi, jakże często nie chcianymi, jest zjawiskiem typowym. Malkontenci dopatrują się zbliżonych zakłóceń! w dzieleboskim nawet, zw1aszcza od uruchomienia prototypu istoty rozum­nej i oddania tego modelu, Homo Sapiens, do produkcji masowej ale tę część rozważań pozostawimy raczej teo-technologom.

Dość, że czyniąc cokolwiek ,człowiek prawie nigdy nie wie ,co w1aściwie czyni w każdym razie nie wie do końca. Aby sięgnąć od razu skrajności: zagłada Życia na Ziemi, tak dziś możliwa, niebyła celem dążeń żadnego z odkrywcуw energii atomowej.

Tak zatem technologie interesują mnie niejako z konieczności, gdyż określona cywilizacja obejmuje zarówno to wszystko ,czego zbiorowość pragnęła, jak i to ,co niebyło niczyim zamiarem. Niekiedy ,często nawet, technologię poczynał przypadek, gdy na przykład szukało się kamienia filozoficznego, a wynajdywało porcelanę, ale udział zamierzenia, świadome­go celu, w całokształcie zabiegów, sprawczych względem technologii, rośnie w miarę postępów wiedzy. co prawda, stając się rzadszymi, niespodzianki osiągać mogą za tobliskie apokaliptycznym rozmiary. Jak w1aśnie powie­działo się wyżej.

Mało jest technologii wyzutych z obosieczności, jak wskazuje przykład kos, przytwierdzanych do kół hetyckich wozówbojowych, lub przysłowiowo na miecze przekuwanych lemieszów. Każda technologia jest w zasadzie sztucznym przedłużeniem naturalnej, przyrodzonej wszystkiemu ,co żywe, tendencji do panowania nad otoczeniem, a przynajmniej do nieulegania mu w walce obyt. Homeostaza jak uczenie nazywa się dążność do stanu równowagi ,czyli do trwania na przekór zmianom wykształciła oporne wobec sił ciążenia szkielety wapienne i chitynowe, ruchliwość dające nogi, skrzydła i płetwy, ułatwiające pożeranie kły, rogi, szczęki, układy trawienne ,­broniące przed nimi pancerze i kształty maskujące, aż doszła w uniezależnia­niu organizmów od otoczenia do regulacji stałej ciepłoty ciała. W taki sposób powstały wysepki malejącej entropii w świecie jej powszechnego wzrostu. Do tego się ewolucja biologiczna nie ogranicza, z organizmówbowiem, z typów, klas i gatunków roślinnych i zwierzęcychbuduje z kolei całości nadrzędne, nie wysepki już, lecz wyspy homeostazy, kształtując całą powierzchnię i atmosferę planety. Przyroda ożywiona ,­biosfera, jest zarazem współpracą i pożeraniem się, sojuszem zrośniętym nierozdzielnie z walką, jak wskazują wszystkie zbadane przez ekologów hierarchie: są to, wśród form zwierzęcych zw1aszcza, piramidy, u których szczytów królują wielkie drapieżcę, żywiące się zwierzętami niniejszymi, a te znów innymi, i dopiero u samego spodu, u dna państwa życia, działa wszechobecny na lądach i w oceanach, zielony transformator energii słonecznej wbiochemiczną, którybilionem niepozor­nych źdźbeł utrzymuje na sobie zmienne ,­bo przemijające formami, ale trwałe ,­bo nie ginące jako całość, masywy życia.

Homeostatyczna, technologiami, jako swoistymi organami, posługująca się działalność człowieka uczyniła go panem Ziemi, potężnym w1aściwie tylko w oczach apologety, którym jest on sam. Wobec zaburzeń klimatycz­nych, trzęsień ziemi, rzadkiego, ale realnego niebezpieczeństwa upadku wielkich meteorów człowiek jest w gruncie rzeczy tak samo bezradny, jak w ostatnim glacjale. Owszem wytworzył technikę niesienia pomocy poszko­dowanym takimi czy innymi kataklizmami. Niektóre umie chociaż niedok­ładnie przewidywać. Do homeostazy na skalę planety jest jeszcze daleko, a cóż dopiero mówić o homeostazie w wymiarze gwiazdowym. W przeciwień­stwie do większości zwierząt ,człowiek nie tyle przystosowuje siebie do otoczenia, ile otoczenie przekształca według swych potrzeb.

Czybędzie to kiedykolwiek możliwe wobec gwiazd? czy powstać może, niechby w najodle­glejszej przyszłości, technologia zdalnego sterowania przemianami wewnątrzsłonecznymi, tak aby istoty, nie do wyobrażenia nikłe w stosunku do masy słonecznej, umiały dowolnie powodować jej miliardoletnim pożarem? Wyda­je mi się, że to jest możliwe, a mówię to, nie aby wielbić ibeze mnie dostatecznie sławiony geniusz ludzki, ale, przeciwnie ,­by utworzyć szansę kontrastu. Jak dotąd ,człowiek nie wyogromniał. Wyogromniały tylko jego możliwości czynienia drugim dobra lub zła. Ten, ktobędzie mógł zapalać i wygaszać gwiazdy, potrafi unicestwiać całe globy zamieszkałe, z astrotechnika stając się gwiazdobójcą, zbrodniarzem o randze niebyle jakiej ,­bo kosmicznej. Jeśli tamto, również i to jest, jakkolwiek nieprawdopodobne, jakkolwiek nikłą obciążone szansą ziszczenia, możliwe.

Nieprawdopodobieństwo dodam od razu niezbędne wyjaśnienie nie wynika z mojej wiary w konieczny triumf Ormuzda nad Arymanem. Nie ufam żadnym przyrzeczeniom, nie wierzę w zapewnienia, podbudowane tak zwanym humanizmem. Jedynym sposobem na technologię jest inna technologia. człowiek wie dzisiaj więcej o swych niebezpiecznych skłonnościach, niż wiedział sto lat temu, a za następnych sto lat wiedza jegobędzie jeszcze doskonalsza. Uczyni z niej wówczas użytek.

Przyspieszenie tempa rozwoju naukowo technicznego stało się już tak wyraźne, że nie trzeba być specjalistą, aby je zauważyć. Myślą, że powodowana przez nie zmienność warunków życiowych jest jednym z czynników, wpływających ujemnie na formowanie się homeostatycznych układów obyczajowo-normatywnych współczesnego świata. Gdy całokształt życia następnego pokolenia przestajebyć powtórzeniem żywotów rodzicielskich ,cóż za wskazania i nauki może ofiarować młodym doświadczona starość? co prawda to zakłócanie wzorców działalności i jej ideałów przez sam element nieustającej zmiany jest maskowane innym procesem, daleko wyrazistszym i na pewno poważniejszym w skutkachbezpośrednich, mianowicie przyspieszonymi oscylacjami tego systemu samowzbudnego o sprzężeniu zwrotnym dodatnim zbardzo słabą komponentą ujemną, jakim jest układ Wschód-Zachód, oscylujący na przestrzeni ostatnich lat między seriami kryzysów i odprężeń światowych.

Wspomnianemu przyspieszeniu narastania wiedzy i powstawania nowych technologii zawdzięczamy, rzecz jasna, szansę poważnego zajmowania się naszym tematem głównym. Tego bowiem, że zmiany zachodzą szybko i gwałtownie, nie kwestionuje nikt. Każdy, kto opisałby rok dwutysięczny jako najzupełniej podobny do naszych dni, okryłby się natychmiast śmiesznością. Podobne rzutowanie (wyidealizowanego) stanu aktualnego w przyszłość niebyło dawniej zabiegiem nonsensownym dla współczesnych, jak świadczyć może przykład utopii Bellamy'ego*, który lata dwutysięczne opisał z perspektyw drugiej połowy XIX wieku, świadomiebodaj lekceważąc wszelkie wynalazki możliwe ,choć jego dniom nie znane. Jako prawy humanista uważał, że zmiany powodowane technoewolucją nie są istotne ani dla funkcjonowania społeczeństw, ani dla psychiki jednostkowej. Dzisiaj nie trzeba już czekać na wnuków, abybyło się komu śmiać z takich naiwności prorokowania, każdy może zabawić się sam, odkładając na parę lat do szuflady to ,co opisuje się teraz jako wierną podobiznę jutra.

Tak więc, lawinowe tempo przemian, stając siębodźcem podobnych jak nasze roztrząsań, równocześnie redukuje szansę wszelkich przepowiedni. Nie mam nawet na myślibogu ducha winnych popularyzatorów, gdy grzeszą ich mistrzowie, uczeni P. M. S.blackett*, znany fizyk angielski, jeden ze współtwórców rachunku operacyjnego prac wstępnych matematycznej strategii, a więc niejako przepowiadacz zawodowy w książce z roku 1948 przepowiedział przyszły rozwójbroni atomowych i wojenne ich konsekwencje do roku 1960 tak fałszywie, jak tylko można sobie wyobrazić. Nawet ja znałem wydaną w roku 1946 książkę austriackiego fizyka Thirringa, który pierwszy opisał publicznie teoriębomby wodorowej.blackettowi wydawało się jednak, żebroń nuklearna nie wyjdzie z zasięgu kilotonowego, ponieważ megatony (gdy pisał, ów termin notabene jeszcze nie istniał) nie miałyby celów godnych rażenia.

Dzisiaj mówić się już zaczyna o, begatonach” (bilion ton TNT, tj. w1aściwie miliard, gdyż Amerykanie, bilionem” nazywają nasz miliard ,czyli tysiąc milionów). Nie lepiej powiodło się prorokom astronautyki. Zachodziły też oczywiście i pomyłki odwrotne około roku 1955 sądzono, że podpatrzona u gwiazd synteza wodoru w hel da energię przemysłową w najbliższej przyszłości. Teraz umieszcza się stos wodorowy w latach 90 naszego stulecia, jeśli nie później.

Ale nie o rozruch tej czy innej technologii idzie lecz o nieznane takiego rozruchu konsekwencje.

Jak dotąd, dyskredytowaliśmy przepowiednie rozwoju, podcinając niejako gałąź, na której pragniemy dokonać szeregu śmiałych ćwiczeń, a zw1aszcza rzutu oka w przyszłość.

Ukazawszy, jakbeznadziejnebywa takie przedsięwzięcie, należałoby na dobrą sprawę zająć się czymś innym, nie zrezygnujemy jednak zbyt łatwo, owszem, uwidocznione ryzyko możebyć przyprawą dalszych rozważań, poza tym zaś popełniwszy szereg gigantycznych omyłek, znajdziemy się w doskonałym towarzystwie. Z niezliczonej ilości powodów ,czyniących przepowiadanie zajęciem niewdzięcznym, wyliczę kilka, szczególnie niemiłych artyście.

Najpierw, przemiany decydujące o nagłym zwrocie istniejących technologii wyskakują nieraz ku zadziwieniu wszystkich ze specjalistami na czele, jak Atena z Jowiszowej głowy. Wiek XX został już kilka razy zaskoczony przez nowo objawiające się potęgi, jak choćby cybernetykę. Takiego deus ex machina nie cierpi artysta, rozmiłowany w oszczędności środków i uważający niebez słuszności, że podobne chwyty są jednym z grzechów głównych przeciw sztuce kompozycji. cóż mamy jednak począć, skoro Historia okazuje się tak mało wybredna?

Dalej, skłonni jesteśmy zawsze przedłużać perspektywy nowych technologii liniami prostymi w przyszłość. Stąd, przezabawny dziś w naszych oczach ,„ świat uniwersalniebalonowy” albo, wszechstronnie parowy” utopistów i rysowników dziewiętnastowiecznych, stąd też i współczesne zaludnianie gwiazdowych przestworzy, statkami” kosmicznymi, z dzielną, załogą” na pokładzie ,„ wachtowymi” ,„ sternikami” i tak dalej. Nie o to chodzi, że tak pisać nie należy, lecz o to, że takie pisanie jest w1aśnie literaturą fantastyczną, rodzajem XIX-wiecznej powieści historyczne j, na odwrót” ,­bo jak wtedy przypisywało. się faraonom motywy i psychikę współczesnych monarchów, tak teraz prezentuje się, korsarzy” i, piratów” XXX wieku. Można i tak siębawić, pamiętając, że to jest w1aśnie tylko zabawa. Historia jednak nie ma z takimi symplifikacjami nic wspólnego. Nie ukazuje nam prostych dróg rozwoju, raczej wijące się zygzaki ewolucji nieliniowej, a więc i z kanonami eleganckiegobudownictwa trzeba się niestety rozstać.

Po trzecie wreszcie, utwór literacki ma początek, środek i koniec. Jak dotąd, tasowanie wątków, nicowanie czasów i inne zabiegi, mające prozę unowocześnić ,fundamentalnego tego podziału jeszcze nie unicestwiły. W ogóle skłonni jesteśmy umieszczać każde zjawisko w ramach schematu zamkniętego. Proszę sobie wyobrazić myśliciela lat trzydziestych, któremu przedstawiamy następującą, wymyśloną sytuację: świat w roku 1960 podzielony jest na dwie części antagonistyczne, z których każda posiada straszliwąbroń, zdolną unicestwić drugą połowę tego świata. Jakibędzie rezultat? Odpowiedziałby niechybnie: całkowita zagłada albo całkowite rozbrojenie (ale nie omieszkałby pewno dodać, że koncept nasz jest lichy przez swą melodramatyczność i niewiarygodność). Tymczasem, jak dotąd, nic z takiego proroctwa. Przypominam, że od powstania, równowagi strachu” upłynęło już ponad piętnaście lat* przeszło trzy razy więcej, aniżeli trwało wyprodukowanie pierwszychbomb atomowych. Świat jest w pewnym sensie jak człowiek chory, który sądzi, że albo wnet wyzdrowieje, albo niebawem umrze, i nawet do głowy mu nie przychodzi, że może, kwękając, z okresowymi pogorszeniami i poprawami dożyć późnej starości. Porównanie ma jednak krótkie nogi… chyba, że wymyślimy lek, który wyleczy radykalnie tego człowieka z choroby, lecz obdarzy go całkiem nowymi zmartwieniami, płynącymi stąd, żebędzie miał wprawdzie sztuczne serce, ale umieszczone na wózeczku, połączonym z nim giętką rurką. To oczywiściebzdura, ale chodzi o cenę wyzdrowienia: za wyjście z opresji (za atomowe uniezależnienie się ludzkości od ograniczonych zapasów ropy naftowej i węgla na przykład) zawsze trzeba płacić, przy czym rozmiary i terminy tej płatności, jak również sposoby jej egzekwowania z reguły są niespodzianką. Masowe stosowanie energii atomowej w celach pokojowych niesie z sobą ogromny problem radioaktywnych popiołów, z którymi do dziś niebardzo wiadomo ,co robić.

Rozwój zaśbroni nuklearnych może nas wprowadzić niebawem w sytuację, w której dzisiejsze propozycje rozbrojenia, na równi z, propozycjami zagłady”, okażą się anachronizmem. czy będzie to zmiana na gorsze czy na lepsze, trudno orzec. Zagrożenie totalne może wzrosnąć (to znaczy, dajmy na to, zasięg rażenia w głąb wzrośnie i wymagaćbędzie schronów pancerzonych milowymbetonem), ale szansa jego urzeczywistnienia zmaleć, albo na odwrót. Możliwe są i inne kombinacje. W każdym razie układ globalny jest niezrównoważony, nie tylko w tym znaczeniu, że może się przechylić ku wojnie ,­bo to nie jest żadne, novum”, ale w tym przede wszystkim, że jako całość ewoluuje. Na razie jest jak gdyby, straszniej” niż w epoce kiloton, skoro są już megatony, lecz i to jest faza przejściowa, i wbrew pozorom, nie należy sądzić, że wzrost mocy ładunków, szybkości ich przenoszenia i akcja, rakiety przeciw rakietom” stanowią jedyny możliwy gradient tej ewolucji. Wchodzimy na coraz to wyższe piętra technologii militarnej, wskutek czego przestarzałe stają się nie tylko konwencjonalne pancerniki i bombowce, nie tylko strategie i sztaby, ale sama istota światowego antagonizmu. W jakim kierunkubędzie ewoluowała, nie wiem. Przedstawię za to fragment powieści Stapledona, obejmującej, akcją” dwa miliardy lat ludzkiej cywilizacji.Marsjanie, rodzaj wirusów, zdolnych do łączenia się w na poły galaretkowate, chmury rozumne” zaatakowali Ziemię. Ludzie walczyli z inwazją długo, nie wiedząc, że mają do czynienia z inteligentną formą życia, a nie z kosmicznym kataklizmem. Alternatywa, zwycięstwo lub klęska” nie spełnia się. Po wiekach walk wirusy uległy zmianom tak dogłębnym, że weszły w skład plazmy dziedzicznej człowieka, i tak wytworzyła się nowa odmiana Homo Sapiens.Myślę że jest to piękny model zjawiska historycznego o skali nam dotąd nie znanej'. Prawdopodobieństwo samego zjawiska nie jest istotne ,chodzi mi o jego strukturę. Historii obce są trójczłonowe schematy zamknięte typu początek, środek i koniec”. Tylko w powieści przed słowem, koniec losybohaterów nieruchomieją w figurze, napawającej autora estetycznym zadowoleniem Tylko powieść musi mieć koniec, dobry czy zły, ale w każdym razie zamykający rzecz kompozycyjnie. Otóż takich zamknięć definitywnych, takich, ostatecznych końców” historia ludzkości nie znała i mam nadzieję, nie zazna.

II. Dwie ewolucje

Wstęp

Wyniknięcie zamierzchłych technologiibyło procesem, który trudno nam zrozumieć. Ich użytkowy charakter i teleologiczna struktura nie ulegają wątpliwości, a jednak nie miały indywidualnych swych twórców, wynalazców. Dociekanie źródeł pratechnologii jest zajęciem niebezpiecznym. Skuteczne technologie miewały za, podstawę teoretyczną” mit, przesąd: wtedy albo zastosowanie ich poprzedzał rytuał magiczny (lecznicze zioła miały np. zawdzięczać swą w1asność formule, wypowiadanej przy ich zbieraniubądź aplikowaniu) lub też same stawały się rytuałem, w którym pierwiastek pragmatyczny splata się nierozerwalnie z mistycznym (rytuał budowy łodzi, w którym receptę produkcyjną realizuje się liturgicznie). co się tyczy uświadomienia celu końcowego, struktura zamierzenia podjętego przez zbiorowość może dziś zbliżać się do realizacji zamierzenia jednostki; dawniej tak niebyło i o zamiarach technicznych społeczności zamierzchłych można mówić tylko przenośnie.

Przejście od paleolitu do neolitu, rewolucja neolityczna, dorównująca atomowej pod względem rangi kulturotwórczej, nie zaszła w ten sposób, że jakiś Einstein epoki kamiennej, wpadł na pomysł” uprawy roli i, przekonał” współczesnych do tej nowej techniki.był to proces nadzwyczaj powolny, przekraczający długość życia wielu pokoleń, pełzające przechodzenie od użytkowania, jako żywności, pewnych napotykanych roślin, poprzez corazbardziej zamierające, osiedlaniu się ustępujące koczownictwo. Zmiany zachodzące w ciągu życia pojedynczych pokoleń równały się praktycznie zeru. Inaczej mówiąc, każde pokolenie zastawało technologię z pozoru niezmienną i, naturalną”, jak wschody i zachody słońca. Ten typ wynikania praktyki technologicznej nie zaginął całkowicie, ponieważ kulturotwórczy wpływ każdej wielkiej technologii sięga znacznie dalej aniżeli granice życia pokoleń i dlatego zarówno pogrążone w przyszłości konsekwencje tych wpływów natury ustrojowej, obyczajowej, etycznej, jak i sam kierunek, w którym ludzkość popychają, nie tylko nie są przedmiotem niczyjego świadomego zamierzenia, lecz skutecznie uświadomieniu obecności i określeniu istoty takiego typu wpływów urągają. Straszliwym tym (co się stylu, a nie treści tyczy) zdaniem otwieramy ustęp, poświęcony metateorii gradientów ewolucji technologicznej człowieka., Meta” ponieważ na razie jeszcze nie o samo wytyczenie jej kierunków, ani określenie istoty skutków powodowanych nam idzie, lecz o fenomen ogólniejszy ,­bardziej nadrzędny. Kto powoduje kim? Technologia nami ,czy też my nią? czy to ona prowadzi nas, dokąd chce ,choćby do zguby ,czy też możemy zmusić ją do ugięcia się przed naszym dążeniem? Ale co, jeśli nie myśl technologiczna określa owo dążenie? Czy zawsze jest tak samo ,czy też sam stosunek, ludzkość technologia” jest zmienny historycznie? Jeśli tak, dokąd zmierza ta wielkość niewiadoma? Kto zdobędzie przewagę, przestrzeń strategiczną dla cywilizacyjnego manewru, ludzkość dowolnie wybierająca z arsenału środków technologicznych do jej dyspozycji ,czy też technologia, która automatyzacją zwieńczy proces obezludniania swych obszarów? czy istnieją technologie do pomyślenia, lecz teraz i zawsze nierealizowałne? coby o takiej niemożliwości przesądzało struktura świata ,czy nasze ograniczenia? czy istnieje inny możliwy, poza technologicznym, kierunek rozwoju cywilizacji? Czy nasz jest w Kosmosie typowy ,czy stanowi normę czy aberrację?

Spróbujemy poszukać odpowiedzi na te pytania chociaż poszukiwanie to nie zawsze da rezultat jednoznaczny. Za punkt wyjścia posłuży nam poglądowa tabela klasyfikacji efektorów, to jest układów zdolnych do działania, którą Pierre de Latil zamieszcza w swojej książce Sztuczne myślenie*. Rozróżnia on trzy główne klasy efektorów. Do pierwszej, efektorów zdeterminowanych, należą narzędzia proste (jak młotek), złożone (maszyny do liczenia, maszyny klasyczne) i sprzężone (ale nie zwrotnie) z otoczeniem np. automatyczny detektor pożarów. Druga klasa, efektorów zorganizowanych, obejmuje układy o sprzężeniu zwrotnym: automaty z wbudowanym determinizmem działania (regulatory samoczynne, np. maszyny parowej), automaty ze zmiennym celem działania (programowane z zewnątrz, np. mózgi elektryczne) i automaty samoprogramujące się (układy zdobię do samoorganizacji). Do tych ostatnich należą zwierzęta i człowiek. O jeszcze jeden stopień swobodybogatsze są układy, które zdolne są, dla osiągnięcia celu, same siebie zmieniać (de Latil nazywa to swobodą, kto”, w tym sensie, że podczas kiedy człowiekowi organizacja i materiał jego ciała, jest dany”, układy tego wyższego typu mogą nie posiadając swobody już tylko w zakresie materiału ,­budulca przekształcać radykalnie w1asną organizację systemową: przykładem możebyć żyjący gatunek w stanie ewolucjibiologicznej). Hipotetyczny efektor latilowski jeszcze wyższego rzędu posiada także swobodę w zakresie wyboru materiału, z którego, sam siebiebuduje”. De Latil proponuje w postaci przykładu takiego efektora o swobodzie najwyższej mechanizm samotworzenia materii kosmicznej według teorii Hoyle'a. Łatwo dostrzec, że daleko mniej hipotetycznym i łatwiej sprawdzalnym układem tego rodzaju jest ewolucja technologiczna. Wykazuje ona wszystkie cechy układu o sprzężeniu zwrotnym, programowanego, od wewnątrz”, tj. samoorganizującego się, opatrzonego nadto zarówno swobodą w zakresie całkowitego przekształcania się (jak żywy gatunek ewoluujący), jak i swobodą wyboru materiału budowlanego (gdyż technologii stoi do dyspozycji to wszystko ,co zawiera Wszechświat).Proponowaną przez de Latila systematykę układów o zwiększającej się ilości stopni swobody działania uzwięźliłem, usuwając z niej pewne szczegóły podziału wysoce dyskusyjne. Zanim przejdziemy do dalszych rozważań, nie od rzeczybyłoby może dodać, że systematyka ta nie jest, w przedstawionej formie, pełna. Można wyobrazić sobie układy obdarzone dodatkowym jeszcze stopniem swobody: albowiem wybór spośród materiałów zawartych we Wszechświecie jest siłą rzeczy ograniczony do, katalogu części”, jakim Wszechświat dysponuje. Do pomyślenia jest atoli taki układ, który ni( zadowalając się wyborem spośród tego ,co jest dane, stwarza materiały, spoza katalogu”, we Wszechświecie nie istniejące. Teozof skłonnybyłby może za taki, układ samoorganizujący się o maksymalnej swobodzie” uznaćboga; hipoteza ta nie jest nam jednak niezbędna, ponieważ wolno sądzić w oparciu nawet o skromną wiedzę dnia dzisiejszego, że stwarzanie „część pozakatalogowych” (np. pewnych podatomowych cząstek, których Wszechświat, normalnie” nie zawiera) jest możliwe. Dlaczego? Ponieważ Wszechświat nie realizuje wszystkich możliwych struktur materialnych, i jak wiadomo, nie wytwarza np. w gwiazdach, ani gdzie indziej, maszyn do pisania wszelako, potencja” takich maszyn w nim tkwi i nie inaczej jest, wolno się domyślać, ze zjawiskami obejmującymi nierealizowałne przez Wszechświa (przynajmniej w obecnej fazie jego istnienia) stany materii i energii w unoszących je przestrzeni i czasie.

2



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
wykonane 1, Ochrona Środowiska pliki uczelniane, informatyka
05 Excel 2, Ochrona Środowiska pliki uczelniane, informatyka
10 Excel 7, Ochrona Środowiska pliki uczelniane, informatyka
03 Zalacznik 1, Ochrona Środowiska pliki uczelniane, informatyka
04 Excel 1, Ochrona Środowiska pliki uczelniane, informatyka
09 List, Ochrona Środowiska pliki uczelniane, informatyka
03 Zalacznik 2, Ochrona Środowiska pliki uczelniane, informatyka
02 Word 2, Ochrona Środowiska pliki uczelniane, informatyka
07 Excel 4, Ochrona Środowiska pliki uczelniane, informatyka
01 Zalacznik, Ochrona Środowiska pliki uczelniane, informatyka
08 Excel 5, Ochrona Środowiska pliki uczelniane, informatyka
01 Word 1, Ochrona Środowiska pliki uczelniane, informatyka
03 Word 3, Ochrona Środowiska pliki uczelniane, informatyka
2 karta informacyjna przedsiewziecia, Ochrona Środowiska pliki uczelniane, Prawo w oś
CHEMIA FIZYCZNA- spektrografia sc, Ochrona Środowiska pliki uczelniane, Chemia
Natura 2000 a autostrada A1, Ochrona Środowiska pliki uczelniane, Natura 2000
113MOJA, Ochrona Środowiska pliki uczelniane, Fizyka
CHEMIA FIZYCZNA-Proces analityczny sc, Ochrona Środowiska pliki uczelniane, Chemia

więcej podobnych podstron