Cziedryn Pema - miejsca, psychologia


0x08 graphic
Pema Cziedryn

MIEJSCA, KTÓRE BUDZĄ LĘK
Psychologia buddyjska w życiu codziennym

Wydawnictwo Khandro 2004
Tłumaczenie: Marta Orczykowska
Str. 200, format 125 x 200, oprawa miękka
Cena detaliczna: 29,00 zł



   Wybór należy do nas, twierdzi Pema Cziedryn: życiowe okoliczności mogą nas usztywniać i przepełniać uczuciami coraz silniejszego lęku i goryczy - albo uwrażliwiać i czynić życzliwszymi dla innych. Podobnie jak w poprzednich, również w tej książce autorka uczy mądrego podejścia do problemów i trudności, które napotykamy w życiu. Ta mądrość, jak mówi Pema, jest dla nas w każdej chwili dostępna, ale na ogół blokujemy ją nawykowymi reakcjami, które mają swoje źródło w lęku. Przezwyciężywszy ów lęk, doznajemy uczucia otwartości i łagodności.


   Książka Pemy Cziedryn uczy, jak:

  • zaakceptować siebie i innych ze wszystkimi słabościami i niedoskonałościami,

  • trwać bez lęku w chwili obecnej, demaskując strategie ego, które każą nam odrzucać życie takie, jakie jest,

  • stosować na co dzień praktyki wyzwalające w nas ukryte pokłady humoru, elastyczności, mądrości i odwagi,

  • obudzić w sobie podstawową, wrodzoną dobroć i odnowić więź z innymi,

  • rozwinąć miłującą życzliwość, współczucie, radość i równowagę umysłu.



   PEMA CZIEDRYN - mniszka buddyjska i nauczycielka medytacji - należy do najwybitniejszych uczniów Trungpy Rinpocze, mistrza buddyzmu tybetańskiego. Autorka wielu książek. Mieszka w Gampo Abbey w Cape Breton (Nowa Szkocja), gdzie mieści się pierwszy założony w Ameryce Północnej klasztor buddyzmu tybetańskiego dla ludzi z Zachodu.

* * *

   PEMA CZIEDRYN - mniszka buddyjska, jedna z najbliższych uczennic Czogiama Trungpy Rinpocze, słynnego tybetańskiego mistrza medytacji. Autorka wielu książek, m.in. Kiedy życie nas przerasta, Start Where You Are, The Places That Scare You. Na stałe mieszka w opactwie Gampo Abbey w Nowej Szkocji, pierwszym tybetańskim klasztorze w Ameryce Północnej przeznaczonym dla ludzi Zachodu.

SPIS TREŚCI

Słowo wstępne
Wstęp
Podziękowania

1. Doskonałość bodhiczitty
2. Odkrywanie źródła żywej wody
3. Trzy prawdy o życiu
4. Nauka wytrwania
5. Wskazania wojownika
6. Cztery niezmierzoności
7. Miłująca życzliwość
8. Współczucie
9. Tonglen
10. Odkrywanie radości(przeczytaj)
11. Pogłębianie radości
12. Poszerzanie perspektywy
13. Oko w oko z wrogiem
14. Zaczynanie od nowa
15. Moc
16. Trzy rodzaje lenistwa
17. Sześć form aktywności bodhisattwy
18. Nieugruntowanie
19. Narastanie neurotyzmu
20. Trudności w pracy nad sobą
21. Przyjaciel duchowy
22. Bardo
Poświęcenie zasługi

Dodatek: Praktyki
Bibliografia
Słowniczek terminów

Miejsca, które budzą lęk


Rozdział 10

Odkrywanie radości


Pozwól, by kwiat współczucia zakwitł w żyznej glebie maitri, i podlewaj go dobrą wodą równowagi umysłu, by rozwijał się w chłodnym, ożywczym cieniu radości.

Longczienpa



W miarę postępów w praktyce rozwijającej bodhiczittę, stopniowo zaczynamy odczuwać coraz więcej radości, która bierze swe źródło ze świadomości naszej podstawowej dobroci. Wciąż jeszcze doświadczamy silnych negatywnych emocji, wciąż ulegamy złudzeniu o swojej odrębności, ale zaczynamy już nabierać wiary w fundamentalną otwartość umysłu. To zaufanie do własnej czystej, bezstronnej natury niesie z sobą nieskończoną radość - doznanie szczęścia całkowicie wolne od uczuć przywiązania i pożądania. To radość szczęścia, po którym nie następuje rozczarowanie.

W jaki sposób rozbudzić taką radość? Starajmy się być obecni tu i teraz. Podczas medytacji ćwiczmy się w uważności i rozwijajmy maitri - nie uciekając od dyskomfortu fizycznego i drażniących emocji czy myśli. Cierpliwie pielęgnujmy swoje małe poletko współczucia, wierząc, że ta praca przyniesie obfite plony. Nawet jeśli grunt jest słabo nawodniony i pełen kamieni, z ufnością podejmijmy pracę - pozwólmy, by wszystko naturalnie się rozwijało.

Na początku radość wynika z prostego uświadomienia sobie, że sytuacja, w której się znaleźliśmy, nadaje się do wykorzystania w medytacji. Przestajemy wówczas tęsknić za tym, by doświadczać czegoś innego i gdzie indziej. Odkryliśmy już, że nieustanna pogoń w poszukiwaniu czegoś coraz to lepszego nic nam nie daje. Nie oznacza to jednak, że kwiaty wyrosną nagle w miejscu, gdzie dotąd piętrzyły się głazy. Chodzi o to, iż nabraliśmy ufności, że coś tu kiedyś wyrośnie.

Pielęgnując ogród, stwarzamy warunki sprzyjające rozwojowi bodhiczitty. Radość, którą odczuwamy, płynie z faktu, że nie straciliśmy wiary w siebie, że pochyliwszy się nad sobą z troską, wytrwaliśmy, by w końcu poczuć w sobie ducha wielkiego wojownika. Warunki do przebudzenia radości stwarzamy również, wykonując praktyki pogłębiające dobroć, a w szczególności te rozwijające umiejętność doceniania wszystkiego, co nas spotyka. Podobnie jak w wypadku innych niezmierzoności, możemy zastosować siedmiostopniową praktykę dobrych życzeń.

Tradycyjnie intencję obudzenia w sobie niezmierzonej radości wyrażamy tak: "Oby wszystkie istoty nie były oddzielone od prawdziwego szczęścia, w którym nie ma cierpienia". Wyrażamy w ten sposób pragnienie pozostawania zawsze w zgodzie z bezstronną, otwartą naturą naszego umysłu, z wewnętrzną siłą podstawowej dobroci. Zaczynamy jednak od konkretnych przykładów szczęścia otrzymanego od losu - zdrowia, inteligencji, życzliwego otoczenia - szczęśliwych uwarunkowań składających się na bezcenność ludzkich narodzin. Dla tego, kto wkracza na ścieżkę wojownika współczucia, najkorzystniejszą sytuacją jest znalezienie się w czasie i miejscu, w których może słuchać nauk o bodhiczitcie i je praktykować. Jesteśmy podwójnie wyróżnieni, jeśli mamy przy tym także duchowego przyjaciela - wojownika na wyższym etapie duchowego rozwoju - który może być naszym przewodnikiem.

Na pierwszym etapie praktyki możemy zacząć uczyć się doceniać wyjątkowość swojego życia. Możemy uczyć się cieszyć najdrobniejszymi nawet przyjemnościami, jakie nas spotykają. Łatwo przeoczyć chwile, gdy spotyka nas coś dobrego. Szczęście przychodzi często w sposób dla nas niezauważalny. Widziałam kiedyś rysunek przedstawiający człowieka o zdumionym wyrazie twarzy.

Nad nim, w "chmurce", było pytanie: "O co chodzi?", a pod rysunkiem podpis: "Bob przeżywa chwilę zadowolenia". Zwyczajność szczęścia sprawia, że trudno nam je uchwycić.
Kluczem do szczęścia jest w pełni świadoma obecność, obecność w chwili, koncentracja na drobiazgach codziennego życia. Poświęcając uwagę zwyczajnym rzeczom - garnkom, patelniom, swojemu ubraniu, zębom - cieszmy się nimi. Obierając jarzyny albo czesząc włosy, dajmy wyraz radości ze swojego istnienia: głębokiej sympatii dla siebie i dla odczuwalnego we wszystkim dokoła życia. Taka uważność, w połączeniu z docenianiem wszystkiego, pozwala na pełny kontakt z rzeczywistością i daje radość. Jeśli docenimy i obejmiemy swą uwagą szerszą przestrzeń - innych ludzi, całe otoczenie - doświadczenie r
adości będzie jeszcze głębsze.

Uczniom tradycji zen zaleca się składanie pokłonów innym ludziom, a także zwyczajnym przedmiotom, by wyrazić w ten sposób szacunek. Uczy się ich, by poświęcali uwagę miotłom, sedesom, roślinom, wyrażając wdzięczność wszystkiemu, co się pojawia w ich życiu. Obserwując któregoś ranka Trungpę Rinpocze, jak nakrywa stół do śniadania, miałam wrażenie, jakbym obserwowała kogoś układającego bukiet kwiatów albo tworzącego teatralną scenografię. Z takim skupieniem i radością rozmieszczał na stole wszystkie przedmioty - podkładki pod talerze, serwetki; widelce, noże i łyżki; talerze i filiżanki. Zajęło mu to w sumie kilka godzin! Od tego czasu, mimo że na ogół mam na to tylko kilka minut, traktuję rytuał nakrywania do stołu jako okazję, by poczuć swoją obecność tu i teraz i cieszyć się nią.

Szczęście znajdowane w zwyczajnych rzeczach i zachowaniach nie jest wcale sentymentalne ani banalne. Przeciwnie - wymaga siły. Za każdym razem, gdy zamiast utyskiwać na los, pozwolimy, by inspirowała nas jego codzienna przychylność, wkraczamy na ścieżkę wojownika. Jest to możliwe nawet w najtrudniejszych chwilach życia. Wszystko, co pobudza nasz zmysł wzroku, słuchu, smaku i powonienia, może nas wzmocnić i napełnić wiarą. Jak mówi Longczienpa, odczucie radości jest jak znalezienie podczas upału chłodnego, ożywczego cienia.

W następnej fazie praktyki budzenia w sobie radości pomyślmy o ukochanej osobie i cieszmy się z pomyślnego obrotu spraw w jej życiu. Możemy wyobrazić sobie jej twarz albo wypowiedzieć imię, jeśli przez to praktyka wyda nam się prawdziwsza. Potem własnymi słowami wyraźmy radość z tego, że ktoś, kto był chory, wyzdrowiał; że dziecko, które było samotne, znalazło przyjaciela. Starajmy się mówić jak najprościej. Wejdźmy w kontakt ze swoją naturalną, spontaniczną radością z czyjegoś zadowolenia - niezależnie, czy jest to kontakt trwały, czy chwilowy.

W trzech następnych fazach praktyki, kiedy myślimy o ludziach już nie tak nam bliskich, naszą zdolność odczuwania radości z ich powodzenia uniemożliwia często zazdrość lub innego rodzaju emocje. To ważny moment w treningu bodhisattwy. Praktyka ma służyć uświadamianiu sobie życzliwości własnego serca i rozwijaniu jej. Ale ma także służyć wnikliwemu przyjrzeniu się przyczynom cierpienia; zrozumieniu, jak emocje takie jak zazdrość sprawiają, że zamykamy swe serce. Według mnie, praktyka budzenia w sobie radości jest do tego szczególnie przydatnym narzędziem.

Co się dzieje, kiedy próbujemy odczuć radość z powodzenia swoich sąsiadów? Możemy stwierdzić: "Cieszę się, że Henry wygrał na loterii", ale co wówczas dzieje się w naszym sercu, w naszej głowie? Kiedy mówimy: "Cieszę się, że Tania ma chłopaka", co naprawdę czujemy? Chęć cieszenia się z czyjegoś szczęścia może się okazać zbyt słaba w konfrontacji z niechęcią, zazdrością czy odruchem litowania się nad sobą. Wiadomo, jak łatwo dać się omotać emocjom i w rezultacie odciąć się od innych. Warto zatem zapytać siebie, dlaczego tak pielęgnujemy urazę, jakby to mogło nas uszczęśliwić albo uśmierzyć ból. To tak, jakbyśmy jedli trutkę na szczury, żeby zabić szczura. Nasza tęsknota do ulgi pozostaje niezaspokojona z powodu niewłaściwych metod, jakie stosujemy, by jej doznać.

Kiedy dajemy się ponieść emocjom, warto sobie przypomnieć, że gniew jest źródłem cierpienia. Nawet lekkie poirytowanie, jeśli pozwolimy mu rosnąć, przyniesie w konsekwencji ból. Zapytajmy: "Dlaczego znowu to sobie robię?" Kontemplowanie "na gorąco" przyczyn cierpienia wzmacnia nas. Uświadamiamy sobie, że mamy wszystko, czego nam trzeba, by poskromić nałóg łykania trucizny. Nawet gdyby miało nam to zająć całe życie, potrafimy tego dokonać.

Co dzieje się w naszym sercu, kiedy wykonujemy praktykę z myślą o ludziach nam obojętnych?

Gdy, medytując albo idąc ulicą, mówimy: "Cieszę się z zadowolenia i spokoju, jakie odczuwa mężczyzna siedzący tam w słońcu na ławce" albo: "Cieszę się z radości tego psa, którego przygarnięto z azylu". Wypowiadamy te słowa i co się z nami dzieje? Co się dzieje, gdy przyglądamy się innym z troskliwym zainteresowaniem? Czy nasze mentalne mury rosną czy upadają?

Ludzie trudni to, jak zawsze, nasi najlepsi nauczyciele. Nauka czerpania radości z życiowego powodzenia takich osób daje świetną sposobność zbadania swoich reakcji obronnych. Jak reagujemy na ich sukcesy, dobry stan zdrowia, na informacje o ich pomyślności? Z zawiścią? Ze złością? Strachem? Jaką wybieramy strategię radzenia sobie ze swoimi uczuciami? Planujemy zemstę? Obwiniamy się za własną nieudolność? O czym staramy się samych siebie przekonać?

"Ona jest zwykłą snobką", czy może: "Mnie się nigdy nic nie uda"? Te odruchowe reakcje, mechanizmy nawykowych zachowań, wmawiane sobie teorie, są materiałem, z którego budujemy ściany własnych więzień.

Odpowiedziawszy sobie na powyższe pytania, możemy sięgnąć pod warstwę słów, do samej istoty emocji. Co wówczas czujemy w swoim sercu, w ramionach, żołądku? Wgląd w doznania fizyczne różni się zasadniczo od analizowania emocji. Wymaga skupienia na bieżącej chwili. Jest sposobem na odprężenie umysłu, metodą rozwijania łagodności. Pozwala dojść do głosu naszej zasadniczej dobroci, która stanowi podstawę bezgranicznej radości.

Czy możemy spróbować teraz cieszyć się w imieniu własnym, w imieniu ukochanej osoby, przyjaciela, osoby obojętnej, trudnej - wszystkich jednocześnie? Czy możemy cieszyć się w imieniu wszystkich istot kiedykolwiek żyjących we wszechświecie?

"Zawsze utrzymuj radosny umysł" - mówi jedno ze wskazań do praktyki lodziong. Może się to wydać niewykonalne. Jak powiedział mi kiedyś pewien człowiek: "«Zawsze» to bardzo długo". Gdy jednak zaczniemy ćwiczyć się w docieraniu do swej podstawowej dobroci, odkryjemy, że każda chwila ma w sobie potencjał pełnego otwarcia i ciepła właściwych nieskończonej radości.
Oto ścieżka, którą kroczymy, rozwijając radość: staramy się nie blokować swojej podstawowej dobroci, doceniając to, co mamy. Zazwyczaj robimy odwrotnie: zamiast cieszyć się z sytuacji, w której się znajdujemy, wciąż się buntujemy, pielęgnując w sobie niezadowolenie. To tak, jakbyśmy pragnąc, by wyrosły kwiat
y, wylewali na grządkę cement.

Stosując praktyki rozwijające bodhiczittę, możemy jednak dojść do punktu, w którym zaczniemy dostrzegać magię chwili; możemy uświadomić sobie fakt, że zawsze byliśmy wojownikami zamieszkującymi świętą krainę. To jest właśnie doświadczanie nieskończonej radości. Nie zawsze będziemy jej doświadczać, to prawda. Ale rok po roku będzie się ona stawać dla nas coraz bardziej dostępna.

Pewnego razu kucharka w Gampo Abbey czuła się bardzo nieszczęśliwa. Jak większość z nas w takiej sytuacji "karmiła" dodatkowo swe troski myślami i działaniem - i z godziny na godzinę wpadała w coraz gorszy nastrój. Wreszcie postanowiła uspokoić nieco swoje emocje, piekąc czekoladowe ciasteczka. Spaliła je jednak niemal na węgiel. Wtedy, zamiast wyrzucić ciastka do śmieci, napchała nimi kieszenie i plecak i poszła na spacer. Brnęła wiejską drogą ze zwieszoną głową, pełna złości i zniechęcenia. Zadawała sobie pytanie: "No i gdzież jest to piękno, ta magia, o której ciągle słyszę?"

W pewnym momencie podniosła wzrok. Zobaczyła zbliżającego się lisa. Stanęła w miejscu, jej myśli rozproszyły się, wstrzymała oddech i patrzyła. Lis usiadł naprzeciw, przyglądając się jej wyczekująco. Sięgnęła do kieszeni po kilka ciastek. Zwierzę zjadło je i powoli odeszło. Opowiadając w klasztorze tę historię, kucharka powiedziała: "Zrozumiałam dzisiaj, jak cenne jest życie. Nawet jeśli zamykamy się na magię chwili, ona i tak dosięgnie nas i przebudzi. Ten mały lisek nauczył mnie, że niezależnie od tego, jak bardzo jesteśmy zamknięci, możemy wyjrzeć z naszego kokonu i odnaleźć radość".



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Miejsce psychologa w zespole terapeutycznym
Miejsce psychoanalizy w kulturze wspólczesnej
Cziedryn Pema Kiedy zycie nas przerasta
Cziedryn Pema Kiedy Zycie nas przerasta
Kiedy zycie nas przerasta Cziedryn Pema id 234464
Cziedryn Pema Zacznij tu, gdzie jesteś Psyychologia buddyjska w życiu codziennym [fragmenty]
Cziedryn Pema - MĄDROŚĆ NIEUCIEKANIA, Religioznawstwo, WYBRANE TRADYCJE RELIGIJNE, Buddyzm
Cziedryn Pema Kiedy życie nas przerasta
Cziedryn Pema Kiedy życie nas przerasta
Cziedryn Pema Kiedy zycie nas przerasta
Cziedryn Pema Kiedy zycie nas przerasta
Cziedryn Pema Kiedy zycie nas przerasta(z txt)

więcej podobnych podstron