po co żyję, Ile człowieka jest w zwierzęciu, Ile człowieka jest w zwierzęciu / 17 kwiecień 2008


Ile człowieka jest w zwierzęciu / 17 kwiecień 2008
Wojciech Pisula

0x01 graphic

Badanie umysłów zwierząt to także poznawanie tego, co tkwi w ludziach.

Pogląd na to, ile zwierzęcia jest w ludziach lub - odwracając pytanie - jak ludzkie są zwierzęta, decyduje w znacznym stopniu o naszym stosunku do „braci mniejszych”. Od zawsze przybierał on dwie skrajne postaci. W czasach starożytnych symbolizowały je z jednej strony prace Arystotelesa, który dostrzegał w organizacji świata przyrody dążenie do doskonałości, z drugiej zaś Platona, który wykopywał przepaść między światem ludzi a zwierząt. Podobnie skrajne stanowiska pojawiają się w późniejszych wiekach, a ich egzemplifikacją mogą być np. poglądy św. Franciszka z Asyżu, znanego ze swej miłości do zwierząt, czy Kartezjusza, wedle którego dusza przynależna ludziom nie jest obecna u zwierząt, co czyni je podobnymi do maszyn. I rzeczywiście, w XVIII wieku, pełnym fascynacji techniką, pod wpływem filozofii Kartezjusza zwierzęta traktowano jak maszyny - pozbawione duszy, a także podstawowych doznań psychicznych, np. bólu. Doprowadziło to do pokazowych wiwisekcji. Ich celem było zademonstrowanie sposobu działania „mechanizmów” organizmu, np. serca, przepony, płuc itp.
W tak ukształtowany system poglądów wdarła się teoria ewolucji biologicznej Karola Darwina. Jej konsekwencje były nie do przecenienia. Oto bowiem angielski uczony twierdził, że między ludźmi a zwierzętami nie istnieje przepaść, która dzieliłaby te dwa całkiem odrębne światy zjawisk, istnieje natomiast dający się mierzyć dystans, większy lub mniejszy w zależności od analizowanego gatunku. Jeśli więc sensowną jest analiza porównawcza rozwoju filogenetycznego budowy serca czy szkieletu, równie sensowną będzie analiza porównawcza zachowania, a więc także psychiki. Badacze reprezentujący ten pogląd poszukiwali łączności między procesami psychicznymi ludzi i zwierząt. Rozumowanie było następujące: ponieważ można wykazać ciągłość rozwoju morfologicznego, anatomicznego i fizjologicznego, to prawdopodobnie tę samą regułę można zastosować do procesów psychicznych. Jeśli budowa gniazda przez ptaka da się porównać, na zasadzie analogii, do budowy domu i jeśli funkcje obu miejsc okażą się podobne, to bardzo łatwo wysunąć hipotezę, że procesy psychiczne leżące u podłoża tych zachowań są podobne.
Takie podejście do badań nad zwierzętami spotkało się z ostrą krytyką. Na przykład C. L. Morgan, rozwijając argumentację przeciwko antropomorficznej interpretacji zachowania się zwierząt, sformułował w 1894 r. taki pogląd: „W żadnym wypadku nie możemy interpretować działania jako wyniku wyższej czynności psychicznej, jeśli może ono być interpretowane jako wynik procesu przebiegającego na niższym poziomie”.

Akceptacja bądź odrzucenie zasady Morgana zapoczątkowały powstanie dwóch równoległych szkół badania zachowań zwierząt. Teoria ruchów wymuszonych J. Loeba była wyrazem mechanicystycznej wizji, rodem z filozofii Kartezjusza. Posługując się modelami zwierząt o prostej budowie ciała (płazińce, pierścienice), Loeb wykazywał, że znaczna część zachowań zwierząt jest generowana przez proste odruchy występujące w odpowiedzi na działające bodźce środowiskowe, a co ważniejsze, sterowane lokalnie, bez udziału centralnego układu nerwowego. Te proste, kierunkowe odpowiedzi organizmu nazwał tropizmami, a ich działania dopatrywał się także u organizmów wyższych.
W zdecydowanej opozycji do tej szkoły myślenia pozostawał H. Jennings, który rozwijał argumentację przeczącą spostrzeganiu zwierząt (nawet tych bardzo prostych, np. dżdżownicy) jako automatów reagujących sztywno na bodźce dopływające z otoczenia. W swym obszernym opracowaniu poświęconym zachowaniu się organizmów prostych szeroko cytował przykłady zachowań, które określał jako ruchy testujące (dzisiaj nazwalibyśmy je eksploracyjnymi).
Począwszy od lat trzydziestych XX stulecia pogląd o ciągłości rozwoju filogenetycznego wyższych zdolności psychicznych stał się fundamentem rozwoju nauki o zachowaniach zwierząt. Stało się tak za sprawą słynnych badań W. Kählera nad zjawiskiem wglądu podczas rozwiązywania problemów przez szympansy. Ponieważ człowiekowi trudno było (i jest) pogodzić się z rezygnacją z uznawania myślenia za przywilej wyłącznie ludzki, praca Kählera cytowana była często jako materiał dowodowy zarówno na rzecz istnienia myślenia u zwierząt, jak i na rzecz poglądu, że zjawiska pokrewne myśleniu występują wyłącznie u naczelnych człekokształtnych.

Za prekursora współczesnego myślenia o poznawczych procesach u zwierząt uznać można L. V. Kruszyńskiego. Pracował on w ZSRR, w środowisku zdominowanym przez dogmatyczny pawłowizm. Przebył długą i ciernistą drogę ku własnej, oryginalnej koncepcji teoretycznej i metodologicznej. Kluczowym pojęciem w jego systemie jest ekstrapolacja, czyli zdolność do przewidywania zdarzeń fizycznych, w szczególności ruchu obiektów znaczących biologicznie. Klasyczny przykład stanowi tu pościg drapieżcy za ofiarą, podczas którego uciekające zwierzę gwałtownie zmienia kierunek ucieczki, często znikając ścigającemu drapieżcy z pola widzenia. Kruszyński przeprowadził ogromną liczbę badań eskperymentalnych i wykazał istnienie kilku ważnych prawidłowości. Stwierdził m.in., że różnice wewnątrz poszczególnych gromad kręgowców są większe niż między gromadami. Krukowate na przykład przewyższają zdolnością do ekstrapolacji większość ssaków, a posądzane o skrajną głupotę żółwie lądowe nie ustępują przeciętnym ssakom.
Za moment zwrotny należy uznać monografię D. Griffina (1984). Zdecydowanie skrytykował on podejście redukcyjne, mechanicystyczne, i na nowo zinterpretował szereg zachowań zwierząt, które świadczyć mogą o obecności złożonych procesów poznawczych. Argumentował, że sztywne respektowanie zasady Morgana prowadzi do błędu w rozumowaniu. Błąd ów polega na zaprzeczaniu faktom mogącym świadczyć o obecności myślenia i świadomości u zwierząt. Niedocenienie złożoności organizacji zjawisk jest błędem tak samo poważnym, jak jej przecenienie. Griffin postulował wprowadzenie do psychologii zwierząt pojęć z zakresu psychologii poznawczej, takich jak świadomość, reprezentacje oraz myślenie - na podobnym statusie, jak to ma miejsce w psychologii człowieka.

Istotnym elementem sposobu analizy zjawisk przez Griffina jest używanie pojęcia „inne umysły” (other minds). Poza ścisłym opisem, sformułowanie to wyraża ogólne stanowisko wobec umysłu. Kluczową sprawą jest porzucenie perspektywy antropocentrycznej, tj. takiej, w której we wszystkich porównaniach układem odniesienia jest umysł człowieka. Badanie innych umysłów to poznawanie innych, czasem alternatywnych, a czasem całkowicie odmiennych rozwiązań ewolucyjnych.
W podejściu Griffina można dostrzec elementy efektu wahadła. Jako swojego rodzaju bunt wobec psychologii behawioralnej z jednej strony oraz etologii klasycznej z drugiej, poznawcza psychologia zwierząt jawić się może jako nieco naiwna i niewolna od błędu antropomorfizmu. Warto w tym miejscu przypomnieć, iż zasada Morgana nie zabrania badać zjawisk umysłowych zwierząt. Wymaga ona jednak, aby przed zgłoszeniem hipotezy na temat umysłu, zweryfikować hipotezy odnoszące się do niższych poziomów organizacji. Nie ulega jednak wątpliwości, że właśnie monografia Griffina stała się punktem przełomowym w badaniach nad procesami poznawczymi zwierząt.
Zagadnieniem odrębnym jest zdefiniowanie obszarów badawczych, kluczowych dla zrozumienia ewolucji procesów umysłowych. Można z dużą pewnością zaliczyć do nich zachowania eksploracyjne, zabawę, liczenie i operacje numeryczne, rozpoznawanie indywidualne innych oraz siebie, komunikowanie się za pomocą języka wyuczonego i formowanie teorii umysłu.
Nie ulega dziś wątpliwości, że badając zwierzęta, dowiadujemy się czegoś o sobie. Otwarte pozostaje pytanie, w jakim stopniu. Nadeszły jednak czasy, kiedy pytania o ewolucyjną historię człowieczeństwa, a co za tym idzie porównawcza analiza zachowania się zwierząt i ludzi, mają głęboki sens. Na tle naszego stosunku do tego problemu wyraźnie widać, jak bardzo zmieniły się poglądy na temat badań na zwierzętach. Jeszcze w połowie XX wieku sądziliśmy, że badając zwierzęta, dowiadujemy się czegoś o sobie, ale jednocześnie zwierzęta nie podlegały żadnej ochronie. Badaczom (nawet psychologom) nie przychodziło do głowy, że jest coś nieetycznego w eksperymentach, w których zwierzęta poddaje się brutalnym technikom deprywacji, zadaje się im ból itp. Dziś komisje etyczne obecne w instytutach badawczych poważnie zastanawiają się, czy stosowana technika ma uzasadnienie w oczekiwanych rezultatach badawczych. To znak czasu. Dobry znak.



Wyszukiwarka