genetyka1, referaty i materiały, biologia


0x01 graphic

Tygodnik Powszechny

Biogenetyczne bitwy


0x01 graphic

0x01 graphic

Przeszkody na drodze klonowania człowieka są znaczne

0x01 graphic

Największą przeszkodą etyczno-moralną w pracach biogenetycznych, o której się pisze w amerykańskiej prasie naukowej i którą zajmują się Kościoły, Papież, a ostatnio także Kongres, jest używanie do doświadczeń komórek embrionalnych, blastocystów czy komórek macierzystych.

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic
STANISŁAW LEM0x01 graphic

0x01 graphic
2001-08-080x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

0x01 graphic

W powstałej kilkadziesiąt lat temu "Podróży XXI" Ijona Tichego pisałem o ontogenezie odwracalnej, czyli o wstrzymywaniu i cofaniu rozwoju płodowego, i o "technologii retroembrionalizacyjnej". "Ubocznym produktem tej techniki - to już cytat dosłowny - była klonacja, czyli pobudzanie do rozwinięcia się w normalny organizm dowolnych komórek, wziętych z żywego ciała, na przykład z nosa, pięty, nabłonka jamy ustnej itp.".

0x01 graphic

0x01 graphic

Dziś mówi się już, i nie jest to science fiction, o cofaniu zróżnicowanej już komórki do stanu embrionalnego. Pojawiło się pojęcie dewolucji; udało się też wyhodować pisklęta kurze, które mają zawiązki ostrokończystych ząbków jak u dinozaurów - bo to faza wcześniejsza, przodkowie ptaków starsi o zaledwie pięćdziesiąt milionów lat...

Największą przeszkodą etyczno-moralną w pracach biogenetycznych, o której się pisze w amerykańskiej prasie naukowej i którą zajmują się Kościoły, Papież, a ostatnio także Kongres, jest używanie do doświadczeń komórek embrionalnych, blastocystów czy komórek macierzystych. Jedni wiążą z tymi doświadczeniami wielkie nadzieje na zwalczenie choroby Alzheimera albo cukrzycy, inni protestują przeciw wytwarzaniu, a następnie uśmiercaniu embrionów. Ale ja uważam, że chodzi o pewien etap przejściowy. Cały nasz organizm zbudowany jest z komórek diploidalnych, czyli mających dwa komplety genów, od ojca i od matki. Jeśli odbierze się połowę puli genowej i dokona dewolucji komórki do stanu embrionalnego, to z mięśnia czy z tkanki skórnej można wrócić wstecz do tego, co by odpowiadało mniej więcej zygocie, z której organizm powstał. Roboty są dopiero w toku, ale uczeni pracują z dziką dociekliwością. Jeśli rzecz się powiedzie, problem zróżnicowania pomiędzy komórkami naturalnie embrionalnymi i somatopochodnymi straci znaczenie. Nastąpi zrównanie komórek, którym zawdzięczamy rozmnażanie się, i naszych własnych.

Równocześnie w dużej mierze wyjaśniona została tajemnica nieszczęścia, które trapiło wyklonowane ssaki, takie jak myszy. Okazało się, że tak zwane śmieci genowe, junk DNA, stanowią w istocie - to oczywiście gruba przenośnia - coś w rodzaju przełączników, tastrów, uruchamiających ekspresję poszczególnych genów we właściwej kolejności. Podczas manipulacji związanych z procesem klonowania - przenoszenie jąder z komórki do komórki i tak dalej - bezwiednie uszkadzało się mechanizmy niesłychanie subtelne. Jeśli te uszkodzenia nie są zbyt wielkie, organizm ssaków w toku rozwoju płodowego daje sobie z nimi radę - jednak nie zawsze. Przeszkody na drodze klonowania człowieka nadal więc są znaczne, przede wszystkim zaś szturmowanie tej twierdzy wydaje mi się z założenia dosyć bezsensowne. Wyklonowany bliźniak wzięty z mojej tkanki byłby o siedemdziesiąt dziewięć lat młodszy ode mnie i tak samo nie byłby moją dosłowną kontynuacją, jak nią być nie mogą nasze naturalne dzieci.

Słynna Celera, która rozkodowała już ludzki genom, przystąpiła do następnej fazy: bada się tam teraz porównawczo geny szeregu osób, ażeby stwierdzić, gdzie znajdują się takie obszary, które są nośnikami chorób dziedzicznych albo skłonności do tych chorób. Chodzi na przykład o alergie, które jakby zjadają własny ustrój, bo nie potrafią rozpoznać jego identyczności.

To tylko jeden z ruchów na ogromnej biogenetycznej szachownicy, kolejne z pól bitewnych ostatnio otwartych. Ci, którzy prowadzą badania, są pełni optymizmu, a równocześnie, jak zawsze, towarzyszą temu głosy ostrzegawcze i pesymistycznie. Uczony nazwiskiem Chargaff już dwadzieścia pięć lat temu ostrzegał przed  eksperymentami biogenetycznymi. Mnie się zawsze zdawało, że czas na takie eksperymenty przyjdzie niestety nieuchronnie. Obietnice rychłego i ostatecznego zwalczenia raka oraz innych strasznych chorób uważam przy tym za pochopne. Do ich realizacji wciąż daleko, mówi się teraz za to o nowym typie tak zwanej molekularnej farmakodynamiki, o produkowaniu lekarstw na bazie molekularnej, adresowanych do konkretnych organów. Będą one mieć wąską ogniskową, by adresatem danego leku stał się tylko mięsień sercowy albo tylko nerki.

Postępy w dziedzinie genetyki i bioinżynierii idą wykładniczo, co mnie zdumiewa i równocześnie przyprawia o kłopoty: nie zdążę się doczytać jednego, a już za tydzień jesteśmy trochę dalej, tymczasem na biurku rośnie stos pism jeszcze nie otwartych. A "Science" czy "Nature" przynoszą wiadomości ze wszystkich frontów nauki. Ze względu na wysoką złożoność badanych procesów nad każdym takim projektem siedzi kilkanaście albo kilkadziesiąt osób. Charakterystyczne przy tym, że ich nazwiska są rozmaitego brzmienia i pochodzenia; Ameryka stała się wielką pompą, która wciąga uczonych z całego świata. Praca posuwa się żwawo i angażowane są w nią ogromne środki, a jeżeli nawet prezydent Stanów Zjednoczonych odetnie częściowo dopływ federalnych pieniędzy, od razu znajdą się chętni - wielkie konsorcja - by w te badania inwestować, choćby z powodu przeklętego moim zdaniem zwyczaju patentowania fragmentów genomu człowieka.

Czy będą przy tym ludzkie ofiary? Obawiam się, że będą. Ludzkich ofiar na świecie zawsze było strasznie dużo. A mój głos i tak jest jak pisk myszy pod kanapą - nie ma najmniejszego znaczenia.



Wyszukiwarka