DNO - scenariusze, S E N T E N C J E, Dowcipne teksty


BYĆ ALBO NIE BYĆ

Osoby:
Samobójca tragiczny
- z kamieniem u szyi
Samobójca prozaiczny - z kamieniem u szyi
Ratownik - z gwizdkiem u szyi



Miejsce akcji: Scena nad dużym zbiornikiem wodnym



Samobójca tragiczny(przeżywa): - Być, albo nie być. Oto jest pytanie.
Jest li w istocie szlachetniejszą rzeczą znosić pociski zawistnego losu
czy też stawiwszy czoła morzu nędzy przez opór wybrnąć z niego.
Umrzeć, zasnąć i na tym koniec.



Samobójca prozaiczny(ustawia się w kolejce): - Oj, kończ ten pacierz i skacz! Wszyscy chcą się topić!

Samobójca tragiczny: - Ja nie wiem czy mi się uda. Pechowy jestem.

Samobójca prozaiczny: - Żadna rewelacja, szczęściarz by tu nie stał. Skacz, bo ratownik przyjdzie!

Samobójca tragiczny: - Czwarty raz już dzisiaj skaczę. Za pierwszym razem jakieś świństwo z budowy wziąłem - po wodzie pływało. Za drugim razem grunt za duży ustawiłem... znaczy się sznurek za długi. Kamień na dnie, a ja jak boja po wodzie pływałem. Za trzecim razem skakałem z mostu, wpadłem na barkę, trafiłem w kapitana. O małom go nie zabił! No pomyśl, przecież mógłbym dożywocie dostać.

Samobójca prozaiczny: - Wiem, musisz się powiesić. Co ma wisieć nie utonie!

Samobójca tragiczny: - Wieszałem się na sznurku Spółdzielni "Lepsza przyszłość". Trzy tygodnie w gipsie.

Samobójca prozaiczny(proponuje dalej): - To może trzeba było na torach się położyć:

Samobójca tragiczny: - A połóż się, jak pociąg 200 minut spóźniony!

Samobójca prozaiczny: - A pod auto się rzucić!

Samobójca tragiczny: - Za blacharkę płaciłem!

Samobójca prozaiczny: - Tabletkami!

Samobójca tragiczny: - Astma mi przeszła...

Samobójca prozaiczny: - Słuchaj, a niebezpieczne miejsca na budowie:

Samobójca tragiczny: - Mi to mówisz: Ile ja się już po budowach nachodziłem! Chociaż raz prawie się udało, bo worek cementu spadł mi na głowę. ...Ale luzem. Ja już nawet na dyskotekę poszedłem, i jak nie dam bramkarzowi w mordę...!!!

Samobójca prozaiczny: - I co :!:

Samobójca tragiczny: - Wpuścił mnie!... W końcu poszedłem do policjanta, dałem mu ostatnie oszczędności i mówię:" Kochanieńki, masz spluwę: Zastrzel!"

Samobójca prozaiczny: - Zastrzelił:

Samobójca tragiczny: - Spałował.

Ratownik(przyłapuje element samobójczy): - Ha, hultaje!!! Mam was, mam was! Ja wam się potopię! Ja wam się potopię!... Przychodzą tu od takiego do takiego na mój rewir się topić! Jakby nie mogli spokojnie z głodu umrzeć! A ja już się z kataru wyleczyć nie mogę! Niedługo to mi błona pławna między palcami wyrośnie. Żyć mi nie dają!!!!

Samobójca tragiczny: - Żyć albo nie żyć, oto jest pyt...

Ratownik: - HAMLET!!! TO ZNOWU TY:!!! Jak ja cię nie lubię!!!

Samobójca tragiczny: - Ależ my tylko tak na spacer...

Ratownik(patrząc na kamienie): - A to co:! Breloczki:... Wyrzucić mi to natychmiast! NIE DO WODY!!!

Samobójca tragiczny: - No, to gdzie?

Ratownik: - Tam gdzie zawsze! Na pryzmę...!

Samobójcy: (idą)

Ratownik (tłumaczy się): - Ludzie, ja nie jestem taki zły. Ale oni mi ciągle się topią. Ludziom nie dogodzisz: jeden, bo dziewczyna rzuciła... drugi, bo się ożenił! Jeden, bo nikt się nim nie interesuje, inny, bo zaczęli się nim interesować! A czy nie można inaczej... O, proszę: wycieczka nauczycieli z Łodzi, przyjechali się wykąpać. Wchodzą na pomost, równo, w rządku, grupa zorganizowana...

Samobójca prozaiczny: (wraca z kamieniem) - Panie ratunkowy, gdzie my mamy wyrzucić te kamienie:

Ratownik: - Na pryzmę! Hamlet wie gdzie.

Samobójca prozaiczny: - Nie ma pryzmy.

Ratownik: - A gdzie jest:

Samobójca prozaiczny: - Skacze razem z wycieczką do wody!



KONIEC

autorzy: Andrzej Kłos, Dariusz Kamys, Władysław Sikora

Skecze i kabarety: Jak się pozbyć natrętnego klienta

TEKSTU NIE NALEŻY BRAĆ NA SERIO. JEST ON TYLKO FIKCJĄ.

Tekst kabaretu Hrabi.

Klient - (bardzo spokojnie i rzeczowo) Dzień dobry, są gwoździe?
Ekspedientka - Nie ma.
Klient - A kiedy będą?
Ekspedientka - Nigdy, my nie sprzedajemy gwoździ.
Klient - Czemu?
Ekspedientka - Bo to sklep z pieczywem.
Klient - No i?
Ekspedientka - Nie sprzedajemy pieczywa z gwoździami!
Klient - Nie-nie, pieczywo mi niepotrzebne.
Ekspedientka - No to do widzenia.
Klient - Ale na gwoździe bym reflektował.
Ekspedientka - Nie mamy!
Klient - (przypomina sobie) No-no. Już coś pani wspominała.
Ekspedientka - No to zapraszam kiedy pan będzie chciał pieczywo.
Klient - (lekko zirytowany) Ale ja nie chcę pieczywa!
Ekspedientka - Nic innego nie mamy.
Klient - (z ciekawością) Nawet śrubek?
Ekspedientka - (zirytowana) Mówiłam już! Nie mamy!!!
Klient - Mówiła pani tylko o gwoździach.
Ekspedientka - Mówiłam, że mamy tylko pieczywo!
Klient - Co się pani tak uparła, żeby mi wcisnąć to pieczywo?! Mam tylko na gwoździe!
Ekspedientka - Nie chcę panu niczego wciskać!
Klient - Jak nie, jak cały czas mówi pani o pieczywie!!!
Ekspedientka - Bo nie mam gwoździ!
Klient - Ja też nie mam gwoździ, a nie mówię cały czas o pieczywie!
Ekspedientka - (bardzo zirytowana) Ale pan chciał gwoździe!
Klient - (wpada w szał) Dobra!!! Dobra, dawaj pani to pieczywo!!!
Ekspedientka - Nie ma!!!
Klient - (wciąż w szale) Nie! Nie!!!! To gwoździ pani nie ma!
Ekspedientka - (też w szale) Nie mam!!!
Klient - Ani śrubek!!!
Ekspedientka - Nie mam!!!
Klient - Ale pieczywo pani ma!!!
Ekspedientka - Nie mam!!!
Klient - Przecież to sklep z pieczywem!!!
Ekspedientka - Ale wyszło!!!
(pauza dziejowa)
Klient - (uspokaja się) Tak? Aha To nie ma różnicy czy chcę kupić gwoździe czy pieczywo?
Ekspedientka - (ugodowo) Właściwie nie ma.
Klient - To gdzie jest następny sklep z gwoździami?
Ekspedientka - Rzeźnik za rogiem.

skecze i kabarety: D.N.O. - PANKI - Skecz socjologiczny

WSZELKA ZBIEŻNOŚĆ POSTACI I SYTUACJI PRZYPADKOWA.

UWAGA TREŚCI NIECENZURALNE!

(mieszkanie, wchodzą dwa panki - chłop i baba, za nimi wchodzi zwyczajny chłopiec w zwyczajnym garniturze)

Synek: Mamo, tato. Ja chcę iść do szkoły.
Ojciec: Gdzie?! Siedź na tyłku. Ja w twoim wieku wiałem z budy ile się tylko dało, zresztą zaraz przyjdzie wujek Szpila z koksem to sobie trochę pojaramy.
Synek: Ależ tato. Dzisiaj mam ważną klasówkę z całek i różniczek.
Ojciec: Siedź powiedziałem! Ile razy mamy ci powtarzać że buda to szlam, robi wode z mózgu, to siedlisko bredni i bezprawia. Więcej nauczy cię ulica i kumple, liczy się tylko anarchia. Jeszcze nie daj Boże zdasz maturę.
Matka: A w ogóle to jak ty się wyrażasz? To nie jest żaden tata tylko Szpryca, a ja nie jestem mamuśka tylko Żyleta, rozumiesz?
Synek: Tak mamusiu.
Ojciec: Nie kapujesz co Żyleta do ciebie mówi? Szanuj rodziców.
Synek: Czy muszę znów dzisiaj słuchać tak głośno magnetofonu?
Matka: Spróbuj go ściszyć to Szpryca spali ci te ostatnie książki, które ukrywasz pod łóżkiem.
Ojciec: A w ogóle to jak ty wyglądasz, spójrz na siebie, co to za łachy? Załóż coś porządnego bo przyjdzie wujek Szpila i znów będzie wstyd.
Matka: No spójrz na niego, zdrów jak ryba, żadnych sińców, worów pod oczami, wstyd się z nim gdziekolwiek pokazywać. Przebiłeś już uszy? Gdzie twój tatuaż?
Synek: Jutro jest wywiadówka, pójdziecie?
Ojciec: Nie, bo nam się kurna nie chce, rozumiesz?
Synek: Rozumiem.
Matka: Widzisz rozumie, w ogóle się nie sprzeciwia rodzicom. Co z niego wyrośnie?
Ojciec: Ty a widziałaś ty żeby on kiedy ćpał?
Matka: Rzeczywiście, on nie ćpa!
Ojciec: Nie ćpa, nie pali, nie pije. Boże nasz syn umiera!
Matka: Gdzie byłeś wczoraj cały wieczór?
Synek: W domu.
Matka: No właśnie, w domu. To co to już nie ma innych miejsc tylko dom?
Ojciec: Masz już piętnaście lat. Ja w twoim wieku już 36 razy spieprzyłem z domu, a ty co? Spadaj mi z oczu ofermo i żebym cię przed 2300 nie widział!
Matka: Wracaj późno synku.
Synek: Przepraszam.
Ojciec: Co to za wyrazy? Jak ty się do nas odzywasz? Przynosisz hańbę całej naszej rodzinie.
Synek: Czy mogę sobie zrobić herbaty?
Matka: Tak, tylko uważaj na kompot, nie wylej!
(synek wychodzi na chwilę)
-------------------------------------------------
Matka: Co z niego wyrośnie? Wczoraj za kieszonkowe kupił sobie bilet miesięczny.
Ojciec: A co robił w wakacje, zamiast się włóczyć zbierał butelki i makulaturę. Gdzie nasze ideały wychowawcze? A czy ty wiesz, że on się nam jeszcze nigdy nie przeciwstawił, nigdy nie zaklął albo splunął, nic z domu nie ukradł... Wołaj go, tego już za wiele!
Matka: Hej, ty śmieciu, ganiaj tu!
(wchodzi synek, ojciec zdejmuje pas)
Ojciec: Ja ci pokażę! No dalej bij ojca, bij ojca. Ja w twoim wieku prałem się ze starym prawie codziennie, no dalej, bij ojca... co za zgniłek!
(Synek wychodzi i trzaska drzwiami)
Matka: Widziałeś, widziałeś? Trzasną drzwiami... a mówiłeś że nic z niego nie wyrośnie!

Skecze i kabarety: LEKCJA czyli Jaki jesteś Mickiewiczu

TEKSTU NIE NALEŻY BRAĆ NA SERIO. JEST ON TYLKO FIKCJĄ.

(szkolna sala, wchodzą dwaj uczniowie, jeden z nich trzyma pod pachą komputer osobisty, siadają na krzesłach, wchodzi nauczyciel)

Nauczyciel: Dzień dobry, zaczynamy lekcję, proszę wyciągnąć notebooki.
Uczeń 1: Panie profesorze bo ja dzisiaj zapomniałem.
Nauczyciel: Jak to nie przyniosłeś komputera do szkoły! Skąd ja ci teraz wezmę kartkę i długopis?
Uczeń 1: To ja panie profesorze sobie później zgram notatkę od kolegi.
Nauczyciel: No dobrze, ale żeby mi to było ostatni raz. Piszemy:"Gry dzielą się na zręcznościowe, logiczne i strategiczne. Oddzielną grupę, ale jakoby wywodzącą się ze zbioru gier stanowią symulatory..."
Uczeń 2: Panie profesorze, bo on mi wcisnął "DELETE"!!!
Nauczyciel: Po pierwsze nie "DELETE", tylko "DILEJT", a po drugie ty co się wygłupiasz? Pracę domową odrobiłeś?
Uczeń 1: Odrobiłem.
Nauczyciel: Tak? To proszę podać mi kod do piątej planszy tej gry, która była zadana do domu.
Uczeń 1: No... ...nie znam.
Nauczyciel: To znaczy, że nie odrobiłeś pracy domowej. W grę nie grałeś.
Uczeń 1: Ależ oczywiście, że grałem tylko pod koniec mi nie wyszło i nie skończyłem.
Nauczyciel: To powiedz mi w którym miejscu jest tajemne przejście z planszy 4 do 6?
Uczeń 1: Nie wiem.
Nauczyciel: Nie wiesz. Nie grałeś. Tak? W ogóle w domu komputera nie ruszyłeś!
Za karę siądziesz teraz i przejdziesz grę do końca. Ja muszę wyjść na chwilę i lepiej żebyś to zrobił zanim wrócę.

(nauczyciel wychodzi z sali, uczniowie zaczynają cichą rozmowę)
Uczeń 2: Ty wiesz co. Czytałem wczoraj "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza.
Uczeń 1: Tak, no i co?
Uczeń 2: Mówię ci chłopie jaki czad!
Uczeń 1: A ja wczoraj napisałem rozprawkę.
Uczeń 2: Yaaa, a na jaki temat?
Uczeń 1: (wyciąga z kieszeni wypracowanie) "Jaki dziś jesteś Mickiewiczu?"
Uczeń 2: Ale ekstra. I jakich argumentów użyłeś?
Uczeń 1: Różnych. Takich za i przeciw. Wiesz co przyjdź dzisiaj do mnie to sobie je wszystkie omówimy.
Uczeń 2: Dobra, wpadnę wieczorem do ciebie. Przyjdę z "Grażyną".
Uczeń 1: Fajnie, poczytamy sobie.
Uczeń 2: No, ale będzie super.

(nagle do sali wchodzi nauczyciel)
Nauczyciel: Co mieliście robić? Co to jest? Oddaj mi to. (zabiera wypracowanie, czyta) Mickiewicz? Mickiewicz, co to poezja? Ja wam dam poezję. To już przechodzi ludzkie pojęcie co się wyprawia w tej szkole! (do ucznia 1) Jutro ty, zgłosisz się do mnie z nagranym na dyskietce save'em z ostatniej planszy gry. (do ucznia 2) A ciebie jak zobaczę wieczorem w miejskiej bibliotece to ci podłączę internet i będziesz musiał do mnie co pięć minut e-mail'a przysyłać. Ja wam wybiję z głowy te wasze wieczorki poetyckie, to łażenie do bibliotek, teatrów i innych domów rozpusty. A co ci tu wystaje z kieszeni. (wyciąga bilet z kieszeni ucznia) Co to jest? Bilety do opery! Ja wam dam operę. Wynocha do domu i siedzieć przed komputerami. (uczniowie wychodzą, nauczyciel zwraca się do publiczności) A wy co? Kabaretów wam się zachciewa, tak? Do domu, już do swoich komputerów. Ale się człowiek czasów doczekał. Co za młodzież!

Tekst: Tomasz Sobieraj (kabaret DNO)

Skecze i kabarety: Hitler przychodzi do psychologa...

WSZELKA ZBIEŻNOŚĆ POSTACI I SYTUACJI PRZYPADKOWA.

Grzegorz Halama (Hitler) wykonywał ten skecz wraz z Dariuszem Kamysem (psycholog) pod szyldem nieistniejącego już wspaniałego kabaretu HiFi.

Hitler - Hi psycholog!

Psycholog - Hi Hitler! Co tam u pana nowego?

Hitler - Aaaa męczy mnie ta niemiecka przeszłość.

Psycholog - Oj! Hitler, Hitler... powróćmy do naszej ostatniej rozmowy. (muzyka relaksacyjna) Proszę się trochę rozluźnić. (Hitler sztywnieje z ręką wzniesioną do góry) Twoja prawa ręka staje się coraz cięższa, masz wrażenie że jest z ołowiu. (Hitler powoli opuścił rękę) Teraz proszę pomyśleć o czymś bardzo przyjemnym. (ręka znowu mu sztywnieje) Porozmawiajmy teraz o twoim zasranym dzieciństwie.

Hitler - Jak byłem mały to byłem niski i mówili na mnie mikroszkop.

Psycholog - To musiało cie boleć.

Hitler - Tak. I był taki Jasiu co mówili na niego diabełek to go kopłem.

Psycholog - Nóżką?

Hitler - (bardzo zawstydzony) Prądem. Aha, a kiedyś oplułem siostrę.

Psycholog - Siostrę?

Hitler - Tak, bo mówiła, że się ślinię jak cumbajszpil.

Psycholog - A gdyby mówiła, że nie ślinisz się jak cumbajszpil, nie oplułbyś jej?

Hitler - Nie, miałbym sucho w ustach.

Psycholog - Dobrze. Wkrótce potem napadłeś na Polskę.

Hitler - Aaaa mieszkali tak blisko to ich napadłem.

Psycholog - Ale dlaczego?

Hitler - Bo... bo... bo mieli wady i przywary.

Psycholog - Denerwowały cię wady i przywary narodu polskiego?

Hitler - Tak. Gdyby nie wady i przywary narodu polskiego nigdy bym ich nie napadł.

Psycholog - A jakie są wady Polaków?

Hitler - Biją żonę światłowodem.

Psycholog - Doprawdy? I co jeszcze?

Hitler - Nie potrafią wypierdzieć haj li haj lo.

Psycholog - Nie potrafią?

Hitler - Potrafią ale strasznie fałszują.

Psycholog - I dlatego napadłeś na Polskę?

Hitler - Chciałem tylko żeby weszli do europy niemieckiej.

Psycholog - Ale ty ich zwyczajnie mordowałeś.

Hitler - Aj tam, gdybym był psychopatą zrobiłbym to samo.

Psycholog - Ale ty jesteś psychopatą.

Hitler - No i zrobiłem.

Psycholog - A czy nie chciałeś zaimponować swojemu ojcu, który cię bił polskim światłowodem? A czy nie chciałeś aby powiedział "kocham cię Hitlerku", "Ich liebie dich", "Ich akceptiren"???

Hitler - Ojej! To tak strasznie brzmi!

Psycholog - Boisz się swoich własnych uczuć Hitlerze. Pragniesz miłości.

Hitler - Nein...

Psycholog - Taak! Hitlerze. Całe zło które robiłeś, robiłeś z braku miłości, wbrew sobie. Miłość! Hitler! Miłość!
Hitler kocha! Hitler kocha!

Hitler - Nein.
Hitler nie kocha. (w szale zabija psychologa książką) Ojej. Znowu zbrodnia hitlerowska. (postanawia działać, wyciera chusteczką książkę i wkłada psychologowi do ręki pozorując tym samym samobójstwo. Potem nachyla się nad martwym psychologiem i szepcze, nie wiadomo co ale na pewno coś ohydnego)

KONIEC

Skecze i kabarety: To może jednak świnka?

WSZELKA ZBIEŻNOŚĆ POSTACI I SYTUACJI PRZYPADKOWA.

TEKST NIE MA ZA ZADANIE NIKOGO OŚMIESZYĆ.

Pacjent - Dzień dobry doktorze, jestem chory.
Lekarz - Jest pan chory! Yhm.
Pacjent - Chyba mam grypę.
Lekarz - Tak, grypa to jest....Yhm.
Pacjent - To co, może mnie pan zbada?
Lekarz - O! No, faktycznie zbadajmy pana.
Pacjent - Hm, to ja pokażę gardło.
Lekarz - No właśnie, niech pan pokaże gardło.
Pacjent - Aaaaa. (pokazuje)
Lekarz - Faktycznie gardło.
Pacjent - Wie pan, trochę mnie kości bolą, to właściwie typowo jak przy grypie.
Lekarz - Kości pana bolą. Tak, to typowe. Tak, to grypa.
Pacjent - A jeśli to nie grypa? Może jakieś badania krwi zrobić?
Lekarz - Wie pan jeśli to nie grypa? Lepiej zróbmy badania krwi.
Pacjent - Ale czy badanie krwi ma jakis związek z grypą czy bolącym gardłem? Może się jakieś inne badania robi, bo mam powiększone węzły chłonne.
Lekarz - No tak, badania krwi, czy to się robi przy grypie, no właśnie?! Tym bardziej, że ma pan powiększone węzły chłonne. To może lepiej te węzły zbadać.
Pacjent - No ja nie wiem jak się bada węzły.
Lekarz - No ja też nie wiem. To może ich nie badajmy, ja może je dotknę po prostu. (wyciąga rękę w kierunku pacjenta, ale nie wie gdzie przyłożyć)...Węzły chłonne...
Pacjent - (bierze jego rękę i nakierowuje na węzły chłonne) Tu. Czuje pan? Jakby były powiększone.
Lekarz - Wie pan one są powiększone.
Pacjent - Ja myślę, że to jednak grypa.
Lekarz - Taaak panie, grypa jak nic!
Pacjent - Chociaż wie pan, ja świnki nie przechodziłem.
Lekarz - Nie przechodził pan świnki!!?? Aaaa, wie pan to może być świnka. Bo nie przechodził pan świnki?
Pacjent - No nie.
Lekarz - Tak tak, stawiam na swinkę.
Pacjent - No tak, ale świnką trzeba się zarazić od kogoś.
Lekarz - Tak?
Pacjent - Tak, a ja nie spotkałem nikogo takiego.
Lekarz - Nie spotkał pan? To mam dla pana dobrą wiadomość. To chyba jednak nie świnka. Bo żeby mieć świnkę musiałby się pan kogos spotkać ze świnką i od niego się zarazić, a pan nikogo takiego nie spotkał.
Pacjent - W takim razie to chyba jednak grypa.
Lekarz - Tak, ta cholerna grypa. Te węzły, to gardło, ta świnka, tak! To grypa.
Pacjent - Nie świnka!
Lekarz - Świnka nieee! Tym bardziej, że musiałby się pan kogoś spotkać ze świnką, a przecież nie spotkał pan.
Pacjent - No to chyba dobrze, że nie świnka, a tylko grypa?
Lekarz - Kochany! Bardzo dobrze.
Pacjent - Może przepisze mi pan jakieś lekarstwa?
Lekarz - Lekarstwa! To kapitalny pomysł! Przepiszę panu lekarstwa na...grypę! Co by tu panu przepisać?
Pacjent - Może Biseptol.
Lekarz - Zapiszę panu Biseptol.
Pacjent - Chociaż trochę się boję bo już jadłem kilka razy.
Lekarz - Jadł pan kilka razy!?
Pacjent - No bo się mówi, że dany antybiotyk dobrze działa tylko raz.
Lekarz - Aaa tak się mówi?
Pacjent - To może ten...no....jak to się nazywa, osłaniające, na w…?
Lekarz - Właśnie! Kurde jak to było. Też nie mogę sobie przypomnieć, tak, osłaniające. Osłaniacz? Nie, na "w".
Pacjent - Aaaaa Biseptol i witaminy.
Lekarz - Biseptol i witaminy! Witaminy?
Pacjent - No tak.
Lekarz - Ano tak.
Pacjent - No cóż, to dziękuję bardzo.
Lekarz - Nie, to ja dziękuję.
Pacjent - No może faktycznie. To ile płacę?
Lekarz - (nie wie ile)
Pacjent - No ile? 20, 30, 50?
Lekarz - 50.
Pacjent - (płaci)
Lekarz - O. Ale fajnie.
Pacjent - Mam przyjść na wizytę kontrolną?
Lekarz - Byłbym zapomniał, proszę koniecznie przyjść na wizytę kontrolną … (wertuje kalendarz)
Pacjent - Ja dam znać kiedy.
Lekarz - (z zadowoleniem) O!

KONIEC

Skecze i kabarety: Kości niezgody

TEKSTU NIE NALEŻY BRAĆ NA SERIO. JEST ON TYLKO FIKCJĄ.

WSZELKA ZBIEŻNOŚĆ POSTACI I SYTUACJI PRZYPADKOWA.

Występują:
Hieronim - mąż nieufny
Marian - przystojny i panicz
Ferdynand - chodząca sprawiedliwość, siedząca, leżąca...

Hieronim (chodzi po sądzie) - No, chodź!
Marian (niechętnie) - Hieronim, nie rób z siebie durnia!
Hieronim - A właśnie, że zrobię!
Marian - To powodzenia!
Ferdynand (pojawia się w majestacie) - Witam.
Hieronim - Ferdynandzie Sprawiedliwy! Przyprowadziłem tu panicza Mariana, żebyś rozsądził czy to, że on podrywa mi żonę, to jest w porządku?????
Marian - Ferdynandzie, nikogo nie podrywam!
Hieronim - Przyznaj się ty capie jeden!
Marian - Wywal się, z rogaczami nie gadam!
Hieronim - ...!!!
Ferdynand - Panowie! Stoicie przed Majestatem! Macie się przeprosić i odwołać swoje słowa! Hieronim...
Hieronim - Przepraszam, nie jesteś capem... jednym.
Ferdynand - Marian...
Marian - Przepraszam. Gadam z rogaczami.
Ferdynand - Hieronim, jakie masz dowody, że Marian podrywa twoją żonę?
Hieronim - Majestacie, moja żona przez sen mówi Marianieeee, Marianieeee (pokazując zezuje w stronę Ferdynanda), ponadto podejrzewam, że u mnie w szafie KTOŚ MIESZKA!
Ferdynand - Dlaczego?
Hieronim - Bo w szafie zamontowany jest wizjer, a w środku stoi obcy telewizor.
Ferdynand - Marianie...
Marian (z godnością) - Majestacie Sprawiedliwy! Hieronim też mówi przez sen Marianie, i w dodatku chrapie! A z szafą to nie jest prawda - to nie wizjer, tylko otwór wentylacyjny, (z wyrzutem do Hieronima) bo w szafie jest DUSZNO. A telewizor nie mój. Jak przeszkadza, niech wyrzuci!
Ferdynand (co?!!!...) - No no...! Niech sobie stoi.
Hieronim (tryumfalnie) - I co Ferdynandzie? PRZYZNAŁ SIĘ! NIE!?
Ferdynand - Przyznałeś się?
Marian - Nie.
Hieronim - Przyznał się!
Ferdynand - Proszę o spokój, bo każę opróżnić państwo!
Marian - Wysoki Majestacie. Odwiedzałem żonę powoda kierując się altruizmem. Ona ma brzydkiego i nudnego męża. Majestat też ma altruizm i rozumie co mówię!
Ferdynand - Rozumiem. Ogłaszam wyrok Aby zadośćuczynić krzywdzie Hieronima, panicz Marian udostępni swoją szafę, gdzie Hieronim będzie mieszkać we wtorki...? (zagląda do kajetu) we wtorki! (wraca do ważniejszych spraw)
Hieronim - SĘDZIA KALOSZ! SĘDZIA KANARKI DOIĆ!

KONIEC

0x01 graphic

NA  PERONIE         - Jacek Janowicz,  lato`99.

- Przepraszam, ten pociag o 16 juz odjechal?
- Chyba 2 razy.
- A ostatni wagon?
- Nie wiem, nie zwrócilem uwagi... zaraz, chyba byl jakis ostatni wagon.
- Wie pan, coraz mniej sie spazniam, ale ciagle nie moge zdazyc.
- Chyba nie sadzil pan, ze caly sklad bedzie czekac specjalnie na pana?
- A wie pan, bardzo na to liczylem.
- A dlaczegoz to niby?
- W koncu jestem na tej stacji zawiadowca...(wchodzi trzeci)
- Przepraszam, ten do Suwalk to gdzie jest?
- W Czarnej albo i dalej.
- A pan to kto? Konduktor?
- Gorzej... Maszynista... a pan, ja pana gdzies widzialem...
- Ode mnie to z daleka. Ja jestem kierownikiem skladu.
- Panowie, cos tu nie gra, jezeli my wszyscy tu jestesmy, to jak ten pociag odjechal?
- Jak to jak? Po szynach.
- Nie o to chodzi... Wpadlismy. Wiecie co, panowie, jak juz tak sie stalo to chodzmy na jednego.
- Zaraz! To nieladnie - trzech na jednego.
- To co robimy?
- Pan tu jest kierownikiem.
- Dobra, drugi tor wolny?
- Wolny.
- To dawaj pan ten sygnal.
- Odjazd!
- To ja pociagne...
----------------------------------------------------------------------------------------------
KLIENT NASZ PAN Jacek Janowicz, 28.05.98

 Do baru wchodze dwie osoby ( kobieta i mezczyzna ). Naprzeciw wychodzi kelner.
- Dzien dobry panstwu, czym moge sluzyc?
- Dzien dobry, otwarte?
- Alez naturalnie, witam serdecznie.  Prosze wybrac stolik.
- Tu mozna?
- Klient nasz pan, prosze uprzejmie. Co podac?
- Herbate moze, Stasiu, nie?
- Tak tak...
- Ziolowa, lisciasta, iglasta...(patrzy na goscia)
- Tak, tak...
- Dwa razy.
- Sluze. Klient nasz pan. Z cukrem?
- Tak.
- I zeby byla slodka.
- W takim razie dodam cukru. Cukier z Kruszwicy czy  z  Kurowa?
- Z Kurowa.
- Z Kurowa? (Kelner zdziwiony)
- Nooo... Klient Wasz pan...
- Aha, no tak... (kelner podaje ksiazke) Strona 7-8 - prosze wybrac typ filizanki.
- ( przegladaja) Typ: czerwony.
- Klient nasz pan. Strona 9-10, który z moich kucharzy ma zaparzyc herbatke?
- Ooo, nawet i kucharza wybierzemy... No super... To moze pan Stasio.
- Przykro mi, pan Stasio nie zyje.
- Cos powaznego?
- Nie, umarl na lupiez.
- Cale szczescie... No to pan Wladzio.
- Panie Wladziu!
- Dzien dobry, bede panstwa obslugiwal.
- Dzien dobry, bedziemy obslugiwani przez pana...
- Prosze wylosowac palnik... ( klienci rzucaja kostka)  i wybrac zapalke.
- Pal te!
- W takim razie ide podpalic gaz... Idzie, nagle zawraca... A ha...
- Gaz?  Propan - butan! (facet zaciera rece)  Tylko najpierw propan...
- Dobrze, zaraz... herbata iglasta ale cukier z Kurowa? (wchodzi szef kuchni)
- O co chodzi?
- Cukier ma byc z Kurowa?
- Napisane... ( kucharz klania sie i odchodzi ).
- Przepraszam, o co chodzi z tym cukrem?
- Bo widzi pan, im zamowienie oryginalniejsze, tym drozsze.
  Pan jako pierwszy  klient w historii poprosil o cukier z Kurowa.
- I pewnie go nie ma?
- Oczywiscie, ze jest.
- A gdyby nie bylo?
- Otrzymalby pan swa herbatke gratis.
- O... (chwila namyslu ) A czy moge wybrac jakis oryginalny sposob podania herbaty?
- Tak, ale ryzykuje pan podwyzszeniem ceny uslugi.
- Ale gdyby zyczenie okazalo sie niewykonalne...  razem ; - Herbatka gratis!
- (do kobiety ) Zaraz ich zalatwimy... Poprosze niech mi herbate poda kucharz w czepku plywackim
   i  ciemnych okularach, w spodniach z podwinietymi nogawkami...
-  I moze ma jeszcze wesolo pogwizdywac?
- O wlasnie... A najlepiej niech wejdzie na rekach i herbatke przyniesie mi na tacy...
-  Na rekach? To jak ma ja wniesc?
-  Jak to jak? Niech wlozy sandalki i na podeszwach... Hahaha...
-  Rozumiem. (Odchodzi. Po chwili wraca ) - Niestety, nie mamy sandalków na stanie.
-  Hahaha!  Nie bede zlosliwy, moze wejsc w gumiakach... Hahahaha!
Kelner wychodzi, po chwili zza kulis wchodzi na rekach pan Wladzio ze wszystkimi
detalami z zamówienia. Klient wypija herbate i wstaje.
- Poprosze o rachunek.
- W jakiej walucie zyczy pan sobie zaplacic?
- Pan chyba zartuje? W zlotych polskich.
- Sluze panu. (Podaje rachunek ).
- Co?  3 i pól tysiaca i jeszcze 3 zl?
- Juz panu tlumacze: 3 zl za herbatke, drozej, bo cukier z Kurowa  i  3500  za  zrobienie
  z pana Wladzia idioty.
- Ale ja nie dam zrobic z siebie idioty. Wychodzimy.
- Najpierw pan zaplaci!
- Nie bede placic.
- Policja!
- O co chodzi obywatele?
- Ten pan nie chce zaplacic.
- Ten? Raczki!  Ktory komisariat zyczy pan sobie odwiedzic?
- Najtanszy.
- Sluze. Policjant wyprowadza klienta, przed zejsciem mruga do widowni:   Przestepca nasz pan.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 " 997 "                         - tekst Jacek Janowicz -  06.12.98.
 
      Magazyn "997", dzien dobry panstwu.  Dzis zajmiemy sie rekonstrukcja  napadu, którego sprawcy do dzis
nie sa  znani  i  lubiani. Liczymy, ze z panstwa  pomoca  zostana oni ujeci. Ale przejdzmy do faktów.
      Male mieszkanie na 12 pietrze w centrum stolicy, okno wychodzace na Wawel.  Mieszka tu Eugenia P,
96-letnia staruszka. Schorowana  i  samotna, od  7  lat nie wychodzi z domu.  Swieze pieczywo przychodzi w prenumeracie.
      16 marca wieczorem Eugenia P. ogladala jak zwykle Eurosport. Tymczasem za progiem czaili sie juz
mordercy. Prawdopodobnie bylo ich trzech, swiadczy o tym stopien zuzycia tlenu w mieszkaniu.
Ich akcja byla dokladnie przemyslana. Zaopatrzeni byli oni w bilety tramwajowe sluzace do ucieczki oraz
falszywe odciski palców.
       O 19.45 zapukali do drzwi. Nie bylo odzewu, wiec po kwadransie spróbowali ponownie.
- Kto tam?
- Mordercy!
   W rzeczywistosci odpowiedz mogla byc inna, w rekonstrukcji oparlismy sie na typowych  zachowaniach.
- Otwierac!
- Panowie byli umówieni?
- Nie, idziemy na zywiol.
- Bo zadzwonie na policje!
- O, nie radze!
- Dlaczego?
- Bo nas zlapia...
      Eugenia P. nie miala wyjscia. Zaczela lapczywie szukac kluczy. Nie mogac  znalezc plaskiej trzynastki,
otworzyla drzwi pilotem. Napastnicy zaskoczeni  odbezpieczyli lom i wbiegli do mieszkania.
      Grozac staruszce palcem spladrowali mieszkanie. Eugenia P. zaczela krzyczec. Zaalarmowani sasiedzi
natychmiast opuscili niebezpieczny rejon. Nie pozostawalo nic innego jak uprzedzic bieg wypadków.
     Eugenia P. wydobyla spod bielizny rewolwer typu "prawdziwy"  i  oddala dwa strzaly ostrzegawcze.
Oba byly celne. Dwa trupy rzucily sie na podloge. Tymczasem do mieszkania wszedl listonosz.
- Dzien dobry! Nie przeszkadzam?
- (trupy): Alez nie, prosimy.
- Telegram do pana Salcesona.
- To ja, ale ja mieszkam pietro wyzej.
- Uslyszalem strzaly, wiec pomyslalem: "Pan Salceson z sasiedzka wizyta..."
- Przyszedlem pozyczyc cukru, ale tu czestuja tylko olowiem. (listonosz wychodzi po doreczeniu telegramu).
Korzystajac z zamieszania starsza kobieta zbiegla po schodach do windy.  Kobieta biegla tylem,
aby zmylic trop, jednak jeden z mordercow morderca nie dawal za wygrana, rzucil sie z okna w pogon i pobiegl
w przeciwnym kierunku.  Jego slady doprowadzily nas do Wisly. Sprawca usilowal przeplynac rzeke, jednak prad zniósl cialo. W która strone, nie wiadomo.

    Przedstawiamy panstwu portret pamieciowy sprawcy. (w kominiarce)
     Zdolalismy tez uzyskac odciski palców napastnika. Moze ktos z panstwa dostrzeze na ulicy, w autobusie,
u sasiada, podobne odciski palców. Liczymy na panstwa pomoc.

     Na koniec informujemy, ze ze wzgledu na dobro sledztwa wszelkie nazwiska, inicjaly, daty,
nazwy miejscowosci  i  fakty zostaly zmienione.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
PAMIETNIK  STUDENTA  ZNALEZIONY  W  ZSYPIE.  tekst - Jacek Janowicz, luty`93..

4 lipca       - Zdal ja na studia. Ot i zycie studenta prowadzic bede.
2 pazdz.    - Mieszkanie ja dostal w akademiku. Mieszkamy we trzech plus czterech
                  drugorocznych i dwóch dochodzacych. Na noc nas bedzie ze 11. Ciasnowato.
13 pazdz.  - Doladowali jeszcze trzech do pokoju.
16 pazdz.  - Napisali my pismo do pana rektora, ze jak doda jeszcze dwóch, to sie podusimy.
21 pazdz.  - Przyszla odpowiedz od pana rektora. Dodal dwóch.
28 pazdz.  - Nad ranem ten nade mna powiedzial, zebym obudzil tego pode mna, bo ten pod nim idzie na 6.00 do kosciola.
                  Od dzis bedziemy spac tak, zeby ci, którzy pierwsi  wstaja spali na wierzchu.
4 listop.     - Dzis spalem do 11.00, bo ten nade mna byl po imprezie i musial sie wyspac.
9 listop.     - Piatek.  Dzis spalem pod spodem. O 4.00 rano stracilem przytomnosc. Wszyscy porozjezdzali sie do domu,
                  mnie obudzili dopiero w poniedzialek rano.
15 listop.   - Przyszedl list z domu. Pytaja czemu nie przyjechalem na wesele brata. Przeciez nie napisze,
                  ze lezalem bez czucia na podlodze. Napisalem, ze zlamalem noge.
16 listop.   - Zlamalem noge.
29 listop.   - Kujemy.
30 listop.   - Kujemy.
2 grudnia   - Przekulismy sie do pokoju dziewczat.
7 stycznia - Wczoraj przyszla do mnie Kaska. Bylo fajnie. Ogladalismy Panorame.
18 stycz.   - Imieniny Goski.
19 stycz.   - Urodziny Zbycha. Jutro impreza u Bolka. Nie wiem, czy wytrzymam.
20 luty       - Oblewam oblany egzamin.
4 kwiet.     - Wyrzucili mnie z akademika. Wieczorem wrócilem przez okno. Koledzy sie ucieszyli.
Aktualna data - Wystep w ........ . Robie z siebie durnia.
-------------------------------------------------------------
    ZMIANA  CZASU.     - Jacek Janowicz, 99.11.14.

Trzej mafioso siedza przy stoliku. Jeden z nich przestawia zegarek.
- Jak wiosna baranie bylo do przodu, to teraz do tylu...
- No, z trzeciej na druga i dodajemy godzine.
- Nie, jak przestawiamy to juz nie dodajemy.
- Ale spimy o godzine dluzej.
- A ja juz przestawilem.
- To Ty bedziesz spac tyle samo.
- Ale uwazaj, bo jak przestawisz odwrotnie i dodasz niepotrzebnie godzine to bedziesz spac 2 godziny krócej
   a wstaniesz i tak o tej samej porze.
- Ale wtedy poloze sie wczesniej.
- To nie zasniesz.
- Czekaj czekaj, jezeli rano lece do Kalifornii, na granicy jestem godzine do tylu, spie dwie godziny dluzej,
  na granicy cofam o trzy, bo to inna strefa a samolot przyleci o czasie, to jestem o godzine wczesniej, niz pilot,
  który przestawi czas planowo.
- A jezeli on przestawi teraz?
- Proste. Wyleci wczesniej, bo bedzie do przodu a przylecimy razem, chyba, ze ja nie przestawie zegarka
  przed granica.
- Wtedy na granicy wyskoczysz?
- Nie, spóznie sie na samolot, chyba, ze pilot nie przestawi zegarka przed trzecia.
- No to przestaw teraz od razu o 3 godziny, zeby zdazyc na samolot a nad granica bedziesz mial czas wolny.
- O. K. ale wtedy ladowanie wypadnie mi przed startem.
- Starego czy nowego czasu?
- To zalezy od pilota.
- Chwilunia, o której jest start?
- To zalezy od tego, kiedy przestawie czas.
- I w która strone.
- Sluchajcie, nie komplikujcie. Jezeli po naszej zmianie starego czasu sa jeszcze dwie godziny czasu
  do zmiany czasu na nowy czas w Kaliforni, to my przestawiajac czas o godzine do tylu na dwie godziny
  do przodu wzgledem ich starego czasu, mamy jeszcze godzine czasu zeby w razie braku czasu na przestawienie
  czasu na czas nowy przed granica, miec dwie godziny czasu za granica na wyrównanie czasu przelotu
  a to jest kupa czasu.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
    KSIADZ  ROBAK        - Jacek Janowicz, 14.11.2000.

- Nazywam sie Robak. Ksiadz Robak. Czy mi dane
  Bedzie dzis sie spotkac z przewielebnym plebanem?
- Niech ksiadz zaczeka chwilke, ja do salonika
  Zajrze, czy przewielebny skonczyl grac w remika.

- Pleban czekac nakazal - wlasnie wyszedl z wanny.
- Cóz to za gosc wieczorny? - Jestem, ksieze, ranny.
- Ranny? Toz to ksiadz Robak! Czy mnie wzrok nie myli?
Takich rannych gosci co dzien bysmy zyczyli.

- Chce sie z ksiedzem rozmówic... - Slucham Cie uwaznie...
- Jam jest Boguslaw Linda... - Na Boga, powaznie?

- Ten, co kazdym swym wejsciem na ekrany sprawial,
Ze kwadracik czerwony w rogu sie pojawial?
Ten, który w kazdym filmie krwia swe rece brudzil
Który w "Zabij mnie glino" skrzywdzil tylu ludzi?

- Tak. Czy móglby mnie proboszcz teraz wyspowiadac?
- Ciebie, odstepco? Nie chce mi sie z toba gadac...
Lecz musze...Taka rola kaplanskiego ucha
Ze nie tylko madrych, lecz czesciej glupich slucha.

- Gdy zagralem swa role w "Czlowieku z zelaza"
Radosc jakowas dzika, doslownie ekstaza
Mnie dopadla... Gralem potem w filmie niejednem
Az woda sodowa... W koncu na "Psy" zszedlem...

- Wiec pijanstwo,  przeklenstwa,  lozkowe swawole
Bracie... - Wypelnialem tylko rezysera wole...
- Lecz Tys ja wykonywal z rozkosza, bez musu,
Dla próznosci! - Dla dzieci! - Dla kasy! - Dla ZUS-u...

- I zeby na tym koniec, lecz ci bylo malo
Bo Tobie jeszcze "Psy II"  krecic sie zachcialo...

- Popadlem wnet w nalogi, nawet bralem trochu
A ja jako Robak znam sie dobrze na prochu.
Po dzialce czulem w sobie jakies moce dziwne
Sam chcialem grac wszystkie role - nawet pozytywne.

- Dobry przyklad masz dawac, cózes, bracie na to,
By za pokute zagrac w nowym filmie: "Tato"?
- Nie zdaze... - A wiec tchórzysz? - Ja umre tej nocy.
- Co, bracie? Sztachniesz skreta i nabierzesz mocy...

Rana zle opatrzona? Zaraz po doktora...
W apteczce jest ten, jak on... - Bracie, juz nie pora.

Mialem strzal dawniejszy gdy w "Psach" byla scena
Jak mnie Pazura drasnal... A teraz - gangrena.
Bylo to chyba w Rosji, nie mialem roamingu,
Ale tchórzem nie jestem, nie uciekam z ringu

Jak niedawno nasz bokser... pamietna sobota...
- Koncz wasc, wstydu oszczedz... Jam jest Andrzej Golota...
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
             POLICJANT.      tekst Jacek Janowicz,  20 maja 1998.

       Prosze panstwa, chcialbym zdementowac kilka nieprawdziwych stereotypow o policjantach. 
       Mowia, ze policjanci sa tepi i niewyksztalceni. Ja tez nie jestem alfa i gameta, ale gdyby jakis glupek 
powiedzial, ze jestem tepy, to bym mu... to nic bym mu nie zrobil, bo przepisy mowia, ze policjant nie ma
prawa bic madrzejszego od siebie. 
        Mówia, ze policjanci sa brutalni. Nieprawda! No, moze czasami, ale tylko wtedy, gdy paluja.
Na co dzien sa bardzo delikatni. Czy ktos widzial, zeby policjanci bili sie miedzy soba idac w patrolu?
        Mowia, ze Policja nie chroni obywateli i sa oni bezbronni. A czy panstwo wiedza, ze na kazdego
Polaka przypadaja dzis po dwa kije bejsbolowe? Oczywiscie na głowe. Nie znamy tylko dnia ni godziny.
        I tu sie zaczyna nasze zadanie, bo my jestesmy od tego, zeby zagwarantować kazdemu Polakowi
bezpieczne wykonywanie swego zawodu czy powolania. Niewazne czy to jest Górnik czy Legia, wazne by
kazdy kibic mogl bezpiecznie dojechac do domu. Bo trzeba spojrzec na kibica z innej strony. Dzisiejszy kibic
jest bardziej ludzki, on nie bije przypadkowych przechodniow, ale demoluje pociagi. I za to powinnismy byc
mu wdzieczni.
        Ale problem kibicow to pikus, bo mecze sa raz na tydzien. O wiele gorszy jest porzadek! Porzadek jest
bardzo niebezpieczny bo porzadku trzeba ciagle pilnowac! Dzien czy noc, piatek czy swiatek a porzadku 
trzeba strzec. Tysiace policjantow w Polsce nie maja czasu zajmowac sie przestepcami bo musza pilnowac
porzadku! Tak nie moze byc!  Niech spoleczenstwo samo zacznie pilnowac porzadku. I my to teraz zastosujemy.
Ja nie chcę straszyc, ale bede. Osoby nie przestrzegajace porzadku beda pociągniete do... radiowozu.
       Kolejny problem. Mowia, że policja nie chce isc z duchem czasu, a jak to zrobic, skoro 80% funkcjonariuszy
nie wierzy w duchy?
       Ale sprzet mamy wbrew opinii dobry, tu dla przykladu  np. gwizdek  firmy Fajlips... (gwizdze) Niezly, co?
Pierwsza klasa. (wchodzi przelozony)
- Sierzancie Palkiewicz, zadam wam pytanie retoryczne, czy to wy gwizdaliscie?
- My!
- Regulamin znacie?
- Znam. Z widzenia.
- A wiec wiecie, że gwizdka uzywac wolno tylko w obronie wlasnej...
- Melduje ze gwizdka bojowego mozna uzywac tylko w sytuacji zagrozenia zycia smiercia zas w przypadku jego
  uzycia gwizdnac ostrzegawczo w powietrze a dopiero potem gwizdac napastnikowi do ucha.
- A gdzie Wy tu widzicie napastnika?
- Melduje, ze odczuwam brak napastnika.
- A więc uzyliscie gwizdka bez potrzeby?
- Melduje, że czulem potrzebe wewnetrzna uzycia gwizdka.
- Wiecie gdzie mozecie wsadzic wasza wewnetrzna potrzebe?
- Nie.
- No to migiem sprawdzic  w regulaminie... (policjant wybiega)
- (do publicznosci) A wy co? Rozejsc sie bo zawolam policje!

------------------------------------------------------------------------------------------                                                                                                      
  GINEKOLOG.      -  Jacek Janowicz, 02.01.2003

- Dzień dobry. Pan jest ginekologiem?
- Jeszcze nie, do południa pracuję jako chirurg.
- To ja poczekam.
- Proszę. (milczą) W międzyczasie mogę panią zoperować.
- Nie, dziękuję.
- Nie nalegam. (milczenie) Kawa, herbata?
- Herbata. (doktor rzuca paczkę, pacjentka wkłada do kieszeni. odzywa się melodyjka).
- Już jestem ginekologiem, słucham.
- Próbuję się z panem spotkać od trzech dni.
- To trzeba dzwonić!
- Czy może mi pan dać swój telefon?
- Proszę. (podaje aparat).
- Dziękuję. (dzwoni) Pana numer jest zajęty.
- Pewnie właśnie z kimś rozmawiam. Proszę spróbować na stacjonarny.
- Racja.
- Dzwoni pani z tego, będzie taniej.
- Dziękuję. (dzwoni ze stacjonarnego) Również zajęty.
- Może źle odłożyłem słuchawkę. Chwileczkę. O, w ogóle nie jest odłożona. Proszę teraz. (kobieta dzwoni,
  odzywa się komórka) Przepraszam. Ginekolog słucham?
- Dzień dobry. Panie doktorze, mam problem. Chyba jestem w ciąży.
- Z kim?
- No... z dzieckiem.
- Fiuu. (gwiżdże) To rzeczywiście problem. - Ile ma lat?
- Kto?
- To dziecko.
- Jakie dziecko?
- To, z którym pani zaszła w ciążę.
- No jak to?
- Pytam ile lat ma tatuś?
- A, tatuś? 72.
- I nazywa go pani dzieckiem?
- Dziecko jest tu.
- A tatuś?
- Tatuś jest w domu ze swoją żoną.
- Więc tatuś dziecka jest żonaty... A pani?
- Ja jestem jego córką ale co to ma wspólnego z moim dzieckiem?
- Chce mi pani powiedzieć, że jest pani w ciąży z własnym ojcem?
- Nie, a tatuś jest już jest praktycznie dziadkiem.
- Proszę jaki chojrak... Ile ma lat?
- 72.
- Nie powie mi pani chyba, że pani ojciec i dziadek mają po tyle samo lat?
- Przecież to niemożliwe. Panie doktorze, a co ze mną?
- Chyba że to bliźniaki.
- Bliźniaki? Nie daj Boże, tego bym nie wytrzymała.
- Teraz już i tak nic nie zrobimy. Proszę zadzwonić jak w tej sprawie urodzi się coś nowego. No. (do pacjentki) Słucham panią.
- Panie doktorze, mam problem, chyba jestem w ciąży.
- Tak? Z kim?
- Jak to z kim? Z dzieckiem.
- (do siebie) A to łotr... Pewnie ten sam. 
- Konsultowałam się z lekarzem, podejrzewa, że to mogą być bliźniaki.
- Sprawa jest mi znana. Pani zna ojca dziecka?
- Znam ojca jednego dziecka ale jeżeli to będą bliźniaki to ja nie wiem kto jest ojcem drugiego.
- Ale ja wiem - jeden z nich jest ojcem drugiego!
- Panie doktorze, co pan!
- To nie jest sprawa dla ginekologa.
- A dla kogo?
- Dla mnie. Od 13.00  jestem detektywem. 
- To ja poczekam.
- Nie ma potrzeby. Włożę kapelusz nie zdejmując rękawiczek. Czy zna pani swoje drzewo ginekologiczne?
- Tak. Mój ród jest bardzo stary. Mój stary nazywa się Ruud.
- O Holender. A Erazm z Rotterdamu to też pani rodzina?
- On jest z innego drzewa, ale z tego samego lasu.
- Rozumiem. Czy ktoś w rodzinie zachowywał się jakoś dziwnie?
- Największym dziwakiem był mój praojciec, jaskiniowiec, ale w tamtych czasach wszyscy ludzie byli pierwotnięci.
- Czy jeszcze ktoś z rodziny był nienormalny?
- Moja prababka miała zły horoskop. Urodziła się na początku czerwca, więc była lekko bliźnięta.
- Czy coś jeszcze?
- Nie przypominam sobie.
- Obawiam się, że trzeba będzie wyciąć pani kilka genów.
- Kiedy?
- Natychmiast. Każdy dzień pogarsza sytuację.  Co pani robi dziś wieczorem?
- Yyyy... Chyba nic.
- O, to może wybierzemy się do mnie na kolację przy świecach?
- O, jaki pan romantyczny...
- A gdzie tam... Od dwóch dni nie mam prądu.
------------------------------------------------------------------------------------------------
     K-2              - Jacek Janowicz, 16.02.2003

Oto opowieść o wielkiej zimowej wyprawie na K-2. Nadeszła godziona zero.
Około północy bohaterowie przystąpili do końcowego szturmu.
- Halo, tu Baza, jak mnie słyszycie?
- Tu Obóz III, słyszymy was dobrze.
- Gdzie jesteście?
- Jakieś 5 tysięcy metrów od Bazy. Mamy tu przystanek.
- Macie żywność?
- Nie.
- W takim razie czekajcie.
- Zrozumiałem, będziemy czekać.
- Czy widzicie stamtąd obiekt?
- Obiekt jest niedostępny.
- Co? Taka zła pogoda?
- Nie, niedostępny z powodu tłoku.
- Dlatego zdobywamy go nocą.
- Zrozumiałem.
- Czy wszyscy są zdrowi?
- Na razie tak. Halo Baza, czy dajecie nam jakieś szanse w taki chłód?
- Daliśmy Wam przecież 12%.
- Rzeczywiście, przeoczyliśmy, nasza wina.
- Nie ma sprawy.
- Dziękujemy. Wasze zdrowie.
- Nasze również w porządku. Czy ktoś atakuje obiekt?
- Tak, mamy człowieka pod K-2.
- Jakie ma szanse?
- Miał 40%, potem mówił coś o 5, 7%.
- To chyba jasne. Macie z nim łączność?
- Spróbujemy.
- Jak się połączycie, upewnijcie się, czy nie zapomniał butli.
- Zrozumiałem. Halo Wacek, halo Wacek!
- Tu Wacek, odbiór.
- Mówi Obóz III, jak daleko masz do K-2?
- Właśnie wchodzę.
- Jak poręcze?
- Dziękuję, poręcze dobrze zamocowane.
- Masz butle?
- Tak, mam.
- Jaka pogoda pod K-2?
- Straszny mróz. Mam pytanie, mogę mieć zamrożone nogi...
- Nie pytam o zdrowie, ale o pogodę.
- Wiatr jest bardzo silny.
- Rozumiem, masz jakąś żywność?
- Mam kurcze nogi zamarznięte na kość...
- Nie pytam o zdrowie, pytam, czy masz coś do jedzenia?
- Mam kurczę zamrożone nogi, ale nie wiem jak się je przyrządza.
- Odgrzewa się na patelni i dodaje sosu. Jak się czujesz?
- Dobrze, wszystko w porządku.
- Kiedy zamierzasz wracać?
- Zaraz po wykonaniu zadania.
- Potrzebujesz tragarzy?
- Nie, dam sobie radę.
- Dobra Wacek, czekamy. Zdawaj butelki, kupuj te mrożone kurcze nogi i wracaj do Bazy.
- Zrozumiałem.
- K-2. Najlepszy sklep całodobowy na naszym osiedlu.

Trudne Pytania (kabaret Noł Nejm)


Występują:
OJCIEC: Marek jako ojciec, głowa rodziny
DZIECKO: Rafał jako dziecko
MATKA: Aga jako matka, ale nie głowa rodziny

{OJCIEC wchodzi i zaczyna sprzątać po imprezie, narzeka}
OJCIEC: Po co mi to było? Żona, dom, dziecko. Tak! Ta siedzi w tej kuchni, trzy lata ta sama zupa, ten w tym przedszkolu, pierdół go tam uczą, nareszcie - relaks przed telewizorem...
{siada przy stoliku, przełącza programy, na muzyczce z Wielkiej Gry wchodzi DZIECKO, OJCIEC zakłada sobie słuchawki, DZIECKO zaczyna zadawać pytania}
DZIECKO: Pierwsze pytanie, czy pan mnie słyszy?
OJCIEC: Tak, oczywiście.
DZIECKO: Skoro już się słyszymy, to mogę zadać pierwsze pytanie: Czy w "Zbrodni i karze" Dostojewskiego chodzi jedynie o ukazanie kontregzystencjonalnej dwoistości natury ludzkiej , czy też może o pokazanie problemów łysego wielbłąda borykającego się z dylematami współczesnego świata?
OJCIEC: {zagięty, robi jakieś min, krzyczy za kulisy} Matka, przynieś słownik. {do DZIECKA} Mógłbyś synu powtórzyć pytanie, no nie słyszałem, telewizor tak głośno gra. {ścisza}
DZIECKO: No, czy w "Zbrodni i karze"...
OJCIEC: {przerywa} Oj synku, ja w twoim wieku to... zastanawiałem się, dlaczego tam ptaszki na niebie i słonko, dlaczego drzewa w lesie, a nie na łące, dlaczego kapusta w szklarni...
DZIECKO: {też przerywa} Dlaczego, dlaczego?
OJCIEC: {kolejne zdziwione miny - coraz bardziej zdenerwowany} A nie chcesz wiedzieć, skąd się biorą dzieci?
DZIECKO: No skąd?
OJCIEC: {wybucha histerycznym śmiechem, próbuje zbagatelizować sprawę} To może jednak te ptaszki?
DZIECKO: Nie! {twardo}
OJCIEC: Słonko?
DZIECKO: Nie.
OJCIEC: {z nadzieją} Chmurki?
DZIECKO: Nie.
OJCIEC: {traci cierpliwość} To może ten Dostojewski?
{jingiel z milionerów, światło zamienia się na niebieskie, DZIECKO przyjmuje postawę Huberta Urbańskiego}
DZIECKO: Rezygnujesz z pytania za milion polskich złotych?
{OJCIEC chwilę się zastanawia}
DZIECKO: Przypominam ci, że masz jeszcze dwa koła ratunkowe i batyskaf...
{mjusik się kończy, leci jingiel milionerzy loose}
OJCIEC: {drze się po MATCE} Cholera jedna, siedzisz w tej kuchni, nic nie robisz, a dziecko takie trudne pytania zadaje, zdenerwowany jestem, bo właśnie przegrałem milion i gdzie jest ta kolacja? Mówże coś!
MATKA: {wchodzi z limem i z garnkiem, rozpoczyna cicho modlitwę} Pobłogosław Panie...
OJCIEC: Głośniej!!!
MATKA: Pobłogosław Panie te...
OJCIEC: Głośniej!!!
{MATKA zaczyna płakać}
DZIECKO: {też głośno} Nie rycz!!!
MATKA: Pobłogosław Panie te dary i spraw, by nie były tak przesolone, jak wczoraj. Amen.

Starsi Panowie


Występują:
PERKUSISTA {stary sweter}
BASISTA: basista {z kroplówką, włosy upięte w kok, stary sweter}
KRZYSIEK: wokalista, czyli Krzysztof Cugowski {błyszcząca koszula, okulary, laska}
PIELĘGNIARKA {kitel}

{na scenę PIELĘGNIARKA wprowadza PERKUSISTĘ, który siada na krześle. PIELĘGNIARKA przykrywa go kocem i opuszcza scenę. W tym czasie BASISTA wchodzi na scenę z kroplówką, po nim KRZYSIEK, który usiłuje nawiązać kontakt z Publicznością, wszyscy mówią głosem 60, 70-latków}
KRZYSIEK: Yee EeEe!!! {Publiczność odpowiada, jak jest ;-)}
KRZYSIEK: Yee EEEe!!! {Publiczność odpowiada}
BASISTA: Krzysiek, jadymy!
KRZYSIEK: Co?
BASISTA: Jadymy!
KRZYSIEK: Co?
BASISTA: Co?
KRZYSIEK: Jadymy! {przytupuje nogą i zaczyna śpiewać, reszta gra na swoich instrumentach} Nie licząc dni, godzin i lat nie licząc zysków ani strat opływamy, okrążamy wokół świat...
{upada, odgłos pipania jak w respiratorze, wbiega PIELĘGNIARKA i zaczyna go reanimować}
BASISTA: Proszę się nie martwić, Krzysiek tak ino udowo (udaje), to je wszystko ustawione, {KRZYSIEK wstaje, BASISTA do niego} Krzysiek, ciepej (wrzuć) piąty bieg, jadymy!
KRZYSIEK: A jeśli drugi widać brzeg, muzyka to najlepszy lek, ona jest jak w długiej trasie piąty bieg... {upada, odgłos pipania, wbiega PIELĘGNIARKA i reanimuje}
BASISTA: Proszę się nie martwić, my ino musimy Krzyśka trocha nastroić, to je nasz taki sceniczny szoł.
{KRZYSIEK wstaje, BASISTA do niego} Krzysiek!
KRZYSIEK: {do PIELĘGNIARKI} Paniczko, usta usta!
BASISTA i PERKUSISTA: Gorzko, gorzko, gorzko!
KRZYSIEK: {zawiedziony} Nie dała...
BASISTA: Krzysiek, jo ci powiem, ale z ciebie je... plejboj, jadymy!
KRZYSIEK: Znowu w życiu mi nie wyszło {BASISTA imituje odgłos basu} uciec chcę w głęboki sen {umiera, sygnał ciągły}
BASISTA: Wszyscy święci balują w niebie, złoty sypie się kurz, a ja włóczę się znów bez ciebie i do piekła mam tuż... {umiera razem z PERKUSISTĄ, BLACKOUT, z offu leci utwór zespołu Perfect "Niepokonani": "Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym..."}

Babcia

Babcia (B) siedzi na krześle i robi coś na drutach i nie przejawia zainteresowania tym co się dzieje na scenie.  Wpada wnuczek (W):

W:  Babciu!  Dzisiaj telewizja do ciebie przyjeżdża!

B:  A tak, wnuczusiu, tak...

W:  Wiesz jakie będą ci zadawać pytania i co masz odpowiedzieć?

B:  Nie, wnuczusiu, nie...

W:  A więc babciu, jak zapytają Cię ile masz lat, odpowiesz, że sto.

B:  Sto, wnuczusiu, sto...

W:  A kiedy zapytają się ile masz prawnuków, to powiesz, że 20, dobrze?

B:  Tak, tak, 20...

W: Babciu, słuchaj mnie uważnie.  Jeżeli pan dziennikarz zapyta się gdzie jest dziadziuś, to powiesz, że pojechał do Ameryki i przywiezie taki wielki (tu gest ukazujący jak dużo) wór cukierków

B:  Cukierków, wnuczusiu, cukierków...

W:  A jak zapytają gdzie twoja krasula, to powiesz, że zdycha pod płotem na suchotę.  Zapamiętałaś babciu wszystko?

B:  Tak, tak, wnuczusiu, suchoty...

W:  No to pa babciu, przyjdę póĽniej.

Wnuczek wychodzi.  Zjawia się Dziennikarz (D) z kamerzystą.

D:  Dzień dobry pani.  Jesteśmy z telewizji, przyszliśmy zrobić z panią wywiad.  Pierwsze pytanie:  ile ma pani lat?

B:  20...

D:  Aha.... A ile pani ma prawnuków?

B:  Sto...

D:  Hmm... A gdzie jest pani mąż?

B:  Zdycha pod płotem na suchoty...

D:  No tak... To gdzie jest pani krasula?

B:  Pojechała do Ameryki i przywiezie taki wielki (gest) wór cukierków...

D:  Dziękujemy za wywiad, proszę oglądać dzisiejsze wydanie Wiadomości o 19:30.  Do widzenia.

Ekipa telewizyjna wychodzi.  Wpada wnuczek.

W:  I co babciu, byli???

B:  Byli, wnuczusiu, byli...

W:  I co odpowiedziałaś, kiedy zapytali się ile masz lat?

B:  20, wnuczusiu...

W:  Oj, babciu, a powiedziałaś, że ile masz prawnuków?

B:  Sto, wnuczusiu...

W:  Babciu!  A gdzie jest dziadziuś?

B:  Zdycha pod płotem na suchoty...

W:  A krasula?

B:  Pojechała do Ameryki i przywiezie taki wielki wór cukierków...

W(chwyta się rękoma za głowę):  Oj, Babciu!  Coś ty zrobiła?

B(po raz pierwszy okazuje zainteresowanie i pokazuje to co cały czas robi na drutach):  Skarpetki, wnuczusiu, skarpetki!

 

 

Reżyser

Wchodzi osoba grająca reżysera, który z trudem mówi po polsku, ma akcent amerykański i wtrąca obce słowa.  Mówi, że przyjechała do Polski, aby nakręcić film, bo tu są dobrzy aktorzy, tacy jak Bogusław Linda, Cezary Pazura, Kasia Figura.  Scenariusz filmu jest po prostu fascynujący i teraz nagramy pierwszą scenę.   Postacie w filmie:  matka, syn, lekarz i grabarz.  Scenariusz wygląda następująco:

"Syn wraca do domu po wojnie

Syn:  Mamo!!! Umieram!!!

Matka:  Synu!!!  Nie umieraj!!!  Lekarza!!!

Lekarz (wchodzi, bada puls):  Grabarza!

Grabarz za nogi ciągnie Syna za scenę."

Aktorzy starają się zagrać tak jak chce reżyser, któremu nic się nie podoba.   Chce, żeby aktorzy to zagrali płacząc, żeby to była komedia, musical, film s-f, itd.  Wszystko zależy od pomysłów reżysera.  Można też wciągnąć publiczność, aby podawała pomysły jak aktorzy mają zagrać.

 

 

 

Maszyna prawdy

Syn wraca do domu ze szkoły.  Ojciec czeka na niego z dziwną maszyną (w niej ukryty człowiek).

Syn:  Cześć tato!  Daj mi na loda!

Ojciec:  A jak tam w szkole?  Dostałeś jakąś ocenę?   Ale nie kłam, bo kupiłem dzisiaj maszynę prawdy i jak skłamiesz, to zaraz będę wiedział.

Syn:  Ocenę?  Dostałem...  No dostałem piątkę!

Maszyna:  Nie prawda!  Nie prawda!

Syn:  No dobra... dostałem czwórkę!

Maszyna:  Nie prawda!  Nie prawda!

Ojciec:  Widzisz!  Lepiej nie kłam, tylko mów prawdę.

Syn:  Dobrze tato.  Dostałem tróję.

Maszyna:  Nie prawda!  Nie prawda!

Syn:  Ok!  Mierną!

Maszyna:  Nie prawda!  Nie prawda!

Syn: Jedynkę dostałem...

Ojciec:  Widzisz synku, za moich czasów nie było jedynek i szóstek, a ja zawsze dostawałem piątki.

Maszyna: Nie prawda!  Nie prawda!

Ojciec:  Czwórki też się zdarzały...

Maszyna: Nie prawda!  Nie prawda!

Ojciec: No parę trójeczek też wpadło...

Maszyna: Nie prawda!  Nie prawda!

Ojciec: Oj synu, tak maszyna się chyba popsuła!  ChodĽmy lepiej na te lody...

 

Radio

Schodzą się dwie fale - jedna nadaje gimnastykę poranną, a druga - co dziś będziemy jedli na obiad.

W:  Tu mówi Warszawa, nadajemy audycję pt.  "Co dziś będziemy jedli na obiad"

P:  Poznań nadaje gimnastykę poranną.

W: Należy przygotować...

P:  nogi w rozkroku, ręce na bok, po czym wykonujemy głęboki przysiad...

W:  prosto do garnka, gdzie mięso należy wymoczyć, następnie zagotować, odstawić na bok i spróbować...

P:  stanąć na lewej nodze, prawą podnosząc lekko w górę...

W:  następnie należy ją dobrze opłukać, aż zniknie niemiły zapach, posolić, pokropić octem i powąchać, następnie przed garnkiem...

P:  wykonać głęboki ukłon, raz, dwa, trzy.  Dosyć.   Teraz robimy głęboki przysiad

W:  na rozpaloną patelnię.  Potem wlewamy odrobinę oleju...

P:  do głowy sięgamy jednym kolanem, potem drugim przy ostatnim stuknięciu nabieramy rozpędu, wykonując skok w bok i jednym zamachem...

W: łamiemy kości na części, oddzielając je od mięsa, które należy złożyć na boku i przy pomocy ostrego...

P:  skrętu walimy się na podłogę.  Leżąc na podłodze należy przyjąć następującą pozycję:  oczy podniesione w górę, włosy dęba, uszami wykonywać zamaszyste wymachy w przód, na dół i do tyłu, mięśnie nóg i rąk rozluĽnić, po czym...

W:  bić w nie mocniej tłuczkiem, aż zrobią się miękkie i płaskie.   Maczać w białku, tartej bułce, po czym smażyć na wolnym ogniu przewracając...

P:  w lewo raz, w prawo dwa, do góry trzy i na wznak...  dość...

W:  jest dokładnie wysmażony, przykrywamy więc pokrywką, po czym...

P:  energicznie oddychamy, postawa swobodna, ręce na biodra, głowa do góry, usta szeroko otwarte, szerzej jeszcze szerzej...

W:  następnie wsypać szczyptę cukru, dwie garści soli, odrobinę pieprzu i dwie łyżeczki esencji octowej, po czym należy wrzucić dwie marchewki.  Z główką kapusty...

P:  stajemy na rękach, jedną nogą opieramy na otwartych drzwiach, a drugą zaczepiamy o żyrandol...

W: i czekamy około dwóch godzin, aż zupełnie wystygnie.  Tak przygotowany obiad tanio, szybko i przyjemnie można podawać do stołu.  Smacznego.

 



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
KABARET Dno - scenariusze, S E N T E N C J E, Dowcipne teksty
tabela humor PRL, S E N T E N C J E, Dowcipne teksty
Monolog dla Waci, S E N T E N C J E, Dowcipne teksty
Dowcipy księżne, S E N T E N C J E, Dowcipne teksty
hodowla mężczyzny, S E N T E N C J E, Dowcipne teksty
Kwestia zapału, S E N T E N C J E, Dowcipne teksty
Test na chińczyka, S E N T E N C J E, Dowcipne teksty
XXI wiek, S E N T E N C J E, Dowcipne teksty
Postanowienia noworoczne na 2005, S E N T E N C J E, Dowcipne teksty
Trochę polszczyzny, S E N T E N C J E, Dowcipne teksty
Podobno, S E N T E N C J E, Dowcipne teksty
list od babci the best, S E N T E N C J E, Dowcipne teksty
zagadka psychiatry, S E N T E N C J E, Dowcipne teksty
Śpiewnik dla kierowców, S E N T E N C J E, Dowcipne teksty
Rozkład jazdy dla, S E N T E N C J E, Dowcipne teksty
List do męża - żony. Seks Małżeński, S E N T E N C J E, Dowcipne teksty
Pietnascie rzeczy o których prawdopodobnie nie wiesz lub nig, S E N T E N C J E, Dowcipne teksty
HUMOR - do gabloty, S E N T E N C J E, Dowcipne teksty

więcej podobnych podstron