28.05.2005, Jacek Kaczmarski


Hiob

Ta wyprawa była dla nas przyjemnością

Kiedy z gór zeszliśmy w kwitnące doliny

Parobcy porzucili domy broń i stada

Obrońcy zginęli śmiercią bohaterską

Równaliśmy z ziemią winnice i zasiewy

Nasze ręce dymiły ludzką krwią i tłuszczem

I z całej krainy nie pozostał po nas

Kamień na kamieniu ani zdrowy człowiek

Widzieliśmy łupów naszych właściciela

Cały w strupach i wrzodach trwał w pogorzelisku

Tuż przed naszym najazdem stracił wszystkie dzieci

W gruzach domu przez piorun zburzonego w nocy

Nie znał chyba ten człowiek łaski swego Boga

Lecz wielbił Go nadal choć nieludzkim głosem

Staliśmy milcząc dobić ktoś go chciał z litości

Ale stracił śmiałość wobec takiej wiary

"Gdy zgwałcili mi żonę - sławię słodycz jej ciała

Braci synów już nie ma - ja wciąż z nimi rozmawiam

Roztrzaskali domostwo - ja kamienie całuję

Zawlekli mnie na śmietnik - w słońce się wpatruję

Zmiażdżyli mi podbrzusze - miłość nie da się zgubić

Wyszarpali mi język - więc palcami coś mówię

Wykłuli mi źrenice - myśl się z myślą zaplata

Dzięki Ci Boże! Stworzyłeś najpiękniejszy ze światów!*"

Wódz gotowych na wszystko bitnych górskich plemion

Chciałbym być bogiem takich jak ten człowiek ludzi

Jeden starczył by dźwignąć i utrzymać w górze

Świat Boga i nicość przez Niego mu daną

Chociaż zniszczyć Go jednym mógł wzruszeniem ramion

"Gdy zgwałcili mi żonę - sławię słodycz jej ciała

Braci synów już nie ma - ja wciąż z nimi rozmawiam

Roztrzaskali domostwo - ja kamienie całuję

Zawlekli mnie na śmietnik - w słońce się wpatruję

Zmiażdżyli mi podbrzusze - miłość nie da się zgubić

Wyszarpali mi język - więc palcami coś mówię

Wykłuli mi źrenice - myśl się z myślą zaplata

Dzięki Ci Boże! Stworzyłeś najpiękniejszy ze światów!"

* Tekst Anny Trojanowskiej.

Kwestia odwagi

Zbigniewowi Herbertowi

To wcale nie jest takie łatwe

Odłożyć dumną broń odmowy,

Buntu rozpaczy szybką szablę,

Hełm, który od posłuchu chronił,

Pióropusz pieśni narodowych,

Ostrogi krzywd nienaprawionych.

Zdjąć puklerz niewzruszonych zasad

Rzeźbiony w płaskie twarze Świętych,

Którego wzór - po ciężkich czasach

Winien być w duszy odciśnięty.

Zamknąć, z poczuciem że na zawsze

Arsenał środków ostatecznych:

Proch samopalny, cierpień lonty

Do argumentów wszystkosiecznych.

To wcale nie jest takie łatwe

Zwinąć ostatnich redut mapę

Bo kwestią wielkiej jest odwagi

W lustrze obojętnego światła

Zobaczyć się bezbronnym, nagim -

Istotą w istot rojowisku;

Otwartą ręką przyjąć zakład

O zawsze bezlitosną przyszłość.

Nie wierząc w sens zbiorowej wiary

Nie gardzić rasą jej wyznawców.

Codziennie skromne kłaść ofiary

W chramie bóstw ograbionych z blasku.

Być swoim własnym Światowidem,

Cudzych nie wyśmiewając bożyszcz,

Zdobywać współwyznawców wstydem

Z prób nieporadnych bycia świadkiem:

Bo przecież trwa noc długich noży

Choć dziennym się maskuje światłem.

Samotną nie pyszń się niemocą,

Nie szukaj zbroi w arsenałach,

Żyj tak byś zawsze wiedział - po co

Bezcenny Ci - Kapitel Ciała.

Jacek Kaczmarski

21.1.1993

Motywacja

Kiedy już kiedyś nic więcej nie powiem,

Po trafny akord nie sięgnę palcami,

To nie dlatego, że myśli po głowie

W rytm dźwięków tańczyć przestaną strofami,

Lub że nakazu zabraknie - czy chęci

By je wyrazić najpełniej jak mogę:

Ale że tren się z nich taki ukręci

Co głosi rozpacz, nienawiść i trwogę.

Im dalej w ludzi "idioty pieśń wzywa

Głupia, wrzaskliwa i nic nie znacząca"

Tym więcej ofiar żąda miłość chciwa,

Wiara bezradna, nadzieja paląca.

Kocha zachłannie, wierzy myśli brakiem,

I przed wolnością chroni ciemna rzesza

Dowodząc wolnym, że nadzieja - hakiem

Na których duchem ubogich się wiesza.

Żałosną pychą - głosić pieśń pokuty,

Mord rytualny z rutyną rymować,

Do każdej śmierci podobierać nuty,

I każdy koszmar ująć w trafne słowa.

Więc kiedy kiedyś nie powiem nic więcej

Z dzieckiem nad wodę idąc między drzewa

Przyśpiewkę o tym składając naprędce -

Znaczy, żem pojął to, com dotąd śpiewał.

Jacek Kaczmarski

9.1.1993

Alegoria malarsta (Vermeer)

To, co ważne - odbywa się w głębi,

za kotarą widoczne częściowo -

Klio w sukni w kolorze gołębim

stroi skroń aureolą laurową.

W jednej dłoni tryumfalna fanfara,

w drugiej - tom starożytnej historii.

Tak pozuje potomnym - a malarz

prezentuje się nie mniej wytwornie.

Wypaliły się świece Habsburgów

pod solidnym, flamandzkim sufitem;

w świetle dnia - szachownica z marmuru,

mapa świeżych wolności i zwycięstw.

A artysta? - Sztalugi, taboret,

pludry, beret, wycięte rękawy -

widzi w sztuce historii podporę

(oraz własny gościniec do sławy).

Przez lat trzysta kotara Vermeera

jedwabnemu lśnić światłu pozwoli,

aż ją kupi doradca Hitlera

i ukryje na pięć lat - w sztolni soli.

Tyle scena... a morał? Pointa?

Że Malarstwo - Historii jest lustrem?

Że zdobyta raz wolność jest święta?

Spójrz na płótno artysty -

puste.

Jacek Kaczmarski

Osowa, 5.4.2003

Diagnoza

Szalik mych ramion nie otula,

nie chadzam w stadzie, jak szympansy,

nie poturbuję byle ciula,

staruszce nie odbiorę szansy;

w trans mnie nie wtrącą hymnów tony,

lecz Kibic jestem - Zawiedziony.

Nie budzę grozy na ulicy

brwi wypukłością, krojem szczęki,

nie różnię się w zasadzie niczym

od towarzyszy mej udręki:

choć z ust nie toczę wściekłej piany,

to Kibic ze mnie - Sfrustrowany.

Nikt o mnie nie dba, nie dopieszcza,

miłego nikt nie powie słowa,

życie mi dzień po dniu się streszcza

w serię ponurych rozczarowań.

Wielem już różnych widział akcji

- daleko mi do satysfakcji.

Wciąż słyszę szumne zapowiedzi,

w które uwierzę - wbrew pamięci,

bo taki frajer we mnie siedzi,

którego każda ściema kręci.

Potem winnego szukam buca,

bo przecież sobie nie nawrzucam!

Polska nie umie, Polska kluczy,

Polska, w co gra, to byle jak,

z Polską się nie da zwycięstw uczcić,

więc czci się klęski. Laurów brak.

Chciałbym się cieszyć - ssie mnie złość!

Najwyższy czas powiedzieć - dość!

Pragniesz spełnienia? Chcesz tryumfować?

Masz dosyć odchodzenia z niczym?

To - mówią - przestań kibicować,

a zacznij wreszcie uczestniczyć!

Pokiwam na to łbem obłudnie:

Na siebie liczyć mi - najtrudniej...

Gdybym mógł sobą się zachwycać,

tobym nie robił za Kibica...

Jacek Kaczmarski

Osowa, 25.9.2003

Polonez biesiadny

- Panie Bracie: pij, a pijąc

Płacz nad naszą historyją.

- Historyja bywa przykra:

Raz jest liter, raz pół litra.

- Bohaterów ci w niej nie brak,

A co Polak - tchórz i żebrak.

- Z ust waćpana żółć i ślina -

Nie wylewaj waćpan wina.

- Kto ma pióro w papier łupie:

W piśmie mędrzec - w życiu głupiec.

- Gdybyś czytał waść Kadłubka

To byś teraz nie rżnął głupka.

- Jak już który nosi jajca

Zaraz warchoł albo zdrajca.

- O kim mowa (Panie Święty)

Ja mój spodzień mam zapięty.

- Silny się pokaże w czynie

Machnie szablą, krzyknie, zginie.

- Chroni nas opieka Boska

I Maryja Częstochowska.

- Który wierzy - śpiewa w chórze

Niedowiarek zaś - w purpurze.

- Święta prawda (jak na dłoni):

Niewierzący są czerwoni.

Ale wara od purpury,

Bo polecą z Ciebie wióry!

- Wiór nie towar, ni zasługa -

Każdy tu wariata struga.

Godni tylko, gdy w niewoli,

Bo ich wtedy razem boli.

- Święta prawda - słów nie staje;

Zwłaszcza rano łeb nadaje.

- Wolnych wspólnie nic nie cieszy,

Bo za swoim każdy śpieszy.

- Tu zaprzeczy moja warga:

A Kochowski albo Skarga?

Pełna gnoju polska gleba

Czasem jednak sięga nieba.

- Tak! O niebie jeno prawią,

A po śmierci każdy zbawion.

Ani myślą po co żyć im,

Tyle w gębie, ile z rzyci.

- Ukróć waść swój język świński,

Bom ja jest katolik rzymski.

- Rzym czy Krym, to dla Lechity

Karkołomne są zaszczyty:

Sycą tylko jad w wątrobie,

Żółć w radości, śmiech w żałobie.

- Kiedy słucham takich nowin

Mam wrażenie, żeś Żydowin.

- Żydowinem być mi raczej

Gdy mianuje mnie Polaczek.

Jeden zgiełk i płacz - i rechot,

Siwy dym pod słomy strzechą.

- Wszystko mi to nie nowina,

Nie wylewaj waćpan wina.

- Pij więc Panie Bracie - pijąc

Płacz nad naszą historyją.

- Historyja bywa przykra:

Raz jest liter, raz pół litra.

Jacek Kaczmarski - zwrotki nieparzyste

Jacek Kowalski - zwrotki parzyste

xx.xx.xxx

Rano

Kawa rano nie pachnie

Nie smakuje papieros

Drużyna dyżurnych pragnień

Ma się pojawić dopiero

Na razie smutków resztki

Niedobitki majaczeń

Ze snu na jawę przeszły

I jawa - kracze

Więc - papieros i kawa

- Przecież Dzień się zaczyna!

- Senny majak i jawa

Nikotyna i kofeina

Jacek Kaczmarski

25.2.1989

Słowo

Księdzu Jankowskiemu po jego kazaniu w kościele Świętej Brygidy w Gdańsku 11.6.95

Ja - jestem z Moskwy, proszę księdza;

Ja, proszę księdza - z Izraela.

To mnie z kościoła ksiądz wypędza,

Mnie - od Kościoła ksiądz oddziela.

Mnie ksiądz obraża i poniża;

W ludzkie popioły plując słowem

Podważa sens - jedyny - KRZYŻA,

W który wciąż może wierzyć - Człowiek.

Niech księdzu Bóg, Święta Brygida

Odpuszczą winę w swej dobroci.

Ja - Polak - Rosjanina, Żyda

Przepraszam za to, co ksiądz głosi.

Jacek Kaczmarski

14.6.1995

Tyle o Tobie

Tyle o Tobie chce się pisać wierszy,

Lecz jak to chcenie zaspokoić, jeśli

Co spojrzę - znów gdzieś Cię diabli ponieśli,

A kiedy jesteś, to się stale wiercisz?

Biały otacza Cię ład twego domu,

Przedmioty stoją posłusznie w ordynku,

Tylko ty krążysz nie znając spoczynku

Na kształt - jednego z większych - neutronów.

A tak się marzy potrwać nieruchomo,

Patrzeć, jak światło przedmioty odmienia,

Słuchać, jak cicho coś mruczy nam w duszach

I być - jak długo, tego nie wiadomo;

Aż poczujemy w momencie olśnienia,

Że cały Wszechświat wokół nas się rusza.

Jacek Kaczmarski

22.1.1989

Ballada o ślepcach

Kaczmarski Jacek

Potykam się, więc ręce w przód, do góry twarz, w dół lecę.

O ciemny Boże mego życia, miej mnie w swej opiece!

Nie puścić kija, paść na wznak, plecami na kamienie...

To tylko rów, przydrożny rów, już po przerażeniu...

Gdzie wleczesz nas, przeklęty kpie? Gdzie jesteś głupcze ślepy?

Giń sam jak chcesz, a nas ze sobą nie zabieraj w przepaść!

W ręku mam twego płaszcza kłąb, Chryste, i ja padam,

Z twarzy ucieka ciepło dnia. Biada nam, ginę, biada!

Puść kij, którym nas ciągniesz w dół! Upadliście, ja stoję.

Puść kij, my dalej chcemy iść! Przeklęte nogi twoje!

Nie puszcza, ciągnie tam, gdzie garb poplątanych ciał...

Ach! Gdybym oczy miał...

Krzyk! Hałas! Co się dzieje tam? Bark tego co przede mną.

Twardnieje pod palcami od głosów pełna ciemność.

Szum drzew, krok i własny oddech co w słuchaniu wadzi...

Cóż z groźnych przeczuć? Pójdę tam, gdzie ślepiec poprowadzi...

Z ręką na plecach tego z przodu iść! - poniżenie i męczarnia.

Każdy z nich inną kryje myśl, w inną się stronę garnie.

Przy żarciu też ten pierwszy syty się poczuje,

Kto szybciej zmaca gdzie jest chleb i szybciej go przeżuje...

Ciężko na końcu iść, tłum gnojem cię obrzuci,

Lecz zawsze będę tym, który ostatni się przewróci!

O tak, jak teraz padam na nich, kłębią się pode mną.

A każdy swoje ciało ma i swoją w ciele ciemność.

Cóż nam zostało, kiedy świata zabrakło dookoła?

Kije i sakwy, i kapoty, i palce w oczodołach,

Powiewy wiatru, Słońca promień, chciwe twarze brać,

Padać i wstawać, padać i wstawać

Padać i wstawać, i ...wstać.

Dokąd nas zaprowadzisz Panie

Kaczmarski Jacek

Dokąd nas zaprowadzisz, Panie

Bez bagażu i bólu głowy

I gdy nic nam na drodze nie stanie

Czy będziemy mogli zacząć na nowo

Bo wiesz, u nas nie zawsze jest słońce

Choć przed deszczem nas chroni parasol

Czasem jednak przemoczy nam serca

Inny deszcz, co spływa po twarzy

Więc nas zabierz bez tych uśmiechów

Co dzień rano zostawianych na lustrze

I bez śniadań, w pośpiechu by zdążyć

Na kolejny autobus do jutra

Bo my tu tak do jutra, do zaraz

Do pierwszego i do wakacji

Rozliczając geniuszy z geniuszu

A zjadaczy chleba z kolacji

Więc już jutro zaprowadź nas, Panie

Bez bagażu i bólu głowy

I gdy nic nam na drodze nie stanie

Spróbujemy zacząć na nowo

Książe [II]

Kaczmarski Jacek

Książę się ukrył w nocnej wyobraźni

Ściemniał od oczu zielonych jarzenia

Żółty nos księcia świeci od niechcenia

Wargom różowym w mrok żeglować raźniej

Księżyc sam siebie oświetla z przejęciem

Korzysta z tego upleciona krzywo

Korona z drutów książęcej pamieci

Gdzie myśli złote prosty wiodą żywot

To czego nie ma jest portretem księcia



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Świecie 14 05 2005
28 05 2012
05 2005 031 036
05 2005 066 067
2 13 Polityka medialna 28 05 13
Rozp Ministra Infrastruktury z 6 05 2005 r w sprawie pozbawienia dróg kategorii dróg krajowych (2)
wyklad 11-28.05.2012, ALMAMER Fizjoterapia, Masaż
31.05.2005 ginexy II potok, gielda(1)
rmf wykład6 (4 05 2005) WOYE6RE7JDI27GP2VL2DTKPRQIOFPZ5DFKTIZWA
28 05 11 Wykłady
Psychologia rozwoju człowieka, TEMAT 4 - 28.XI.2005, TEMAT 4: Najważniejsze aspekty rozwoju człowiek
1510466 1800SRM0985 (05 2005) UK EN
1580505 0700SRM1123 (05 2005) UK EN
1283890431 Control Engineering 05 2005
05 2005 037 041
1580506 0900SRM1124 (05 2005) UK EN
05 2005 105 106
05 2005 027 030

więcej podobnych podstron