Okupacja w imię sojuszu. Armia Radziecka w Polsce 1944-1956


Mariusz Lesław Krogulski "Okupacja w imię sojuszu. Armia Radziecka w Polsce 1944-1956"(fragmenty)

 

-Od wyzwolenia do zniewolenia

 

Wkrótce po zakończeniu wojny terytorium Polski po raz kolejny zalała wielotysięczna fala żołdactwa sowieckiego. Z Niemiec wracały do ZSRR jednostki frontowe. Ziemie Zachodnie i Północne w dużej części znajdowały się nadal pod panowaniem komendatur wojennych. Oprócz oddziałów regularnych w wielu miejscowościach pojawiły się spragnione łupów grupy maruderów i dezerterów,rabując co tylko się dało. Taki stan utrzymywał się przez kilka miesięcy. Część oddziałów wycofano natychmiast. Inne opuściły nasz kraj w końcu 1945 lub w 1946 roku. Jeszcze inne pozostały u nas na bliskopół wieku.

Sytuację w kraju w pierwszych miesiącach po wyzwoleniu obrazuje ściśle poufne pismo Pełnomocnika Rządu RP na Okręg Mazurski, pułkownika Jakuba Prawina. 25 lipca 1945 r. Donosił Pełnomocnikowi Generalnemu w Warszawie: "W ostatnim czasie warunki bezpieczeństwa w naszym Okręgu bardzo się pogorszyły. Główną przyczyną są zjawiska towarzyszące przegrupowaniu wojsk radzieckich, które w tej chwili się odbywa (...). Sytuacja jest tego rodzaju, że formacje zwijającego się 3-go Białoruskiego Frontu jeszcze nie odmaszerowały, a już przybyły formacje nowotworzonej Północnej Grupy Wojsk Marszałka Rokossowskiego.

Dla przykładu komunikuję, że w samym Olsztynie stacjonują: kilkutysięczny pułk zapasowy 3-go Białoruskiego Frontu, sowiecki pułk pograniczny, nowoprzybyły korpus Północnej Grupy Wojsk, którego dywizję rozlokowały się wokolicach Olsztyna i sąsiednich powiatach, a ponadto nasza 15. Dywizja i nasz pułk Wojsk Wewnętrznych. Miasto jest przeładowane wojskiem i po prostu nie jest w stanie przyjąćosiedleńców". Na przełomie lipca i sierpnia 1945 roku problem stacjonowania Armii Czerwonej w Polsce omawiany był na arenie międzynarodowej. W czasie Konferencji Poczdamskiej prezydent Stanów Zjednoczonych Harry Truman i minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Ernest Bevin domagali się wycofania wojsk sowieckich z naszego kraju(co było bez wątpienia grą pozorów-przyp. redaktora strony).

Pod ich naciskiem Stalin wyraził na to zgodę. Zastrzegł jednak, że pozostawi pewne jednostki dla ubezpieczenia dwóch linii komunikacyjnych, łączących ZSRR z jego strefą okupowaną w Niemczech. Jak było do przewidzenia, Stalin nie dotrzymał danego słowa. Wszak pozostawienie wojsk radzieckich w Polsce zapewniało mu wpływ na politykę wewnętrzną naszego państwa. Wiedziały o tym mocarstwa zachodnie, co potwierdza raport ambasadora brytyjskiego Victora Cavendish-Bentinck'a. W depeszy z listopada informował on Foreign Office: "(...) marszałek Stalin wyraził zamiar wycofania okupacyjnych jednostek Armii Czerwonej natychmiast, gdy tylko ich obecność nie będzie dłużej potrzebna do umocnienia politycznych wpływów Związku Sowieckiego. Jeżeli taka jest polityka rządu, musimy przyjąć, że wojska sowieckie-poza tymi, które są potrzebne dla linii komunikacyjnych-będą trzymane w Polsce przez czas nieokreślony, dopóki wolne i nieskrępowane wybory, obiecane w Jałcie, Moskwie i Poczdamie, nie przyniosą takiej administracji, którą rząd sowiecki uzna za korzystną dla siebie".

Do wolnych wyborów nie doszło. Narzucona Polsce siłą władza komunistyczna potrzebowała wsparcia. Jej panowanie zapewniał własny aparat przymusu, jak również stacjonująca Armia Czerwona. Kolejne raporty wysyłane z ambasady amerykańskiej i brytyjskiej stwierdzały, że liczba stacjonujących w Polsce wojsk sowieckich nie zmniejsza się. Tymczasem minister spraw zagranicznych Związku Radzieckiego, Wiaczesław M. Mołotow zapewniał, że zobowiązania poczdamskie Stalina zostały wykonane. Wbrew faktom utrzymywał, iż w Polsce pozostały wyłącznie oddziały osłaniające linie komunikacyjne. Jak bardzo "grubymi nićmi" szyte były kłamstwa Stalina świadczy treść pisma Arthura Bliss-Lane'a z 13 listopada 1945 r.: "(...) Jest zrozumiałe, że Stalin może potrzebować dwóch linii komunikacyjnych pomiędzy samą Rosją a sowiecką strefą okupacyjną w Niemczech, ale jest zupełnie nieuzasadnione, aby tu musiały być sowieckie jednostki w każdej wiosce...a również w Szczecinie, Wrocławiu, Poznaniu i w południowej Polsce, gdzie największą władzą są Rosjanie".

W październiku 1945 r. Bliss-Lane zwrócił się z pytaniem do Bolesława Bieruta, dlaczego-wbrew obietnicy Stalina-tak duże siły Armii Czerwonej znajdują się nadal w Polsce. Bierut odparł z obłudą, iż wolałby nie mieć w kraju obcych wojsk. Stwierdził jednak, że nasz kraj ma tak bliskie stosunki z Rosją i zobowiązania wobec niej, że nie jest w stanie wystąpić z propozycją wycofania Armii Czerwonej. W tym czasie o czym wspomina Bliss-Lane, liczbę żołnierzy podległych dowództwu PGW(Północna Grupa Wojsk-przyp.red.str.)w Legnicy oceniano na około 300 tysięcy. W samym Wrocławiu miało ich być około 100 tysięcy. Attache wojskowy Ambasady Brytyjskiej w Warszawie w raporcie z 28 listopada 1945 r. szacował liczbę kwaterujących u nas oddziałów sowieckich na co najmniej dwadzieścia kilka dywizji. Ustalenie faktycznej liczby żołnierzy radzieckich w Polsce w pierwszych miesiącach po wojnie nie jest możliwe. Należy pamiętać, że przez cały czas jednostki-w zależności od potrzeb, możliwości zaopatrzenia czy chociażby aktualnych warunków kwaterunkowych-zmieniały miejsce pobytu.

-Grabieże sowieckie

Podpisując 4 sierpnia 1944 r. porozumienie z rządem ZSRR, PKWN zgadzał się na dokonywanie przez jednostki sowieckie rewizji żywności, pasz i towarów przemysłowych dla walczących wojsk. Prawo to obowiązywać miało na całym obszarze Rzeczpospolitej w granicach z 1939 r. Jednocześnie ściśle tajny rozkaz Stalina, nr 220172 z 9 sierpnia tego roku, zobowiązywał dowódców radzieckich do ochrony mienia polskich instytucji państwowych, właścicieli prywatnych i samorządów miejskich.

Nakazywał zabezpieczenie od kradzieży i zniszczenia: składów żywności, trzody i bydła, materiałów budowlanych, lekarstw, maszyn i urządzeń, towarów szerokiej konsumpcji itp. Wymienione mienie komendanci przekazywać mieli naszym organom na podstawie aktów zdawczo-odbiorczych. Ten sam rozkaz surowo zabraniał rekwizycji na terytorium RP u osób prywatnych, organizacji spółdzielczych, przedsiębiorstw przemysłowych i władz terenowych jakichkolwiek dóbr, sprzętu i transportu. Polecenie Stalina w tym samym miesiącu dowódcy frontów przekazali podległym oddziałom. Marszałek Konstanty Rokossowski, dowódca 1 Frontu Białoruskiego, zawarł je w rozkazie nr 0346 z 12 sierpnia 1944 roku. Jak wspominał Henryk Różański, wytyczne Stalina nie zwalniały Polski ze świadczeń na rzecz Armii Czerwonej. Wskazywały jedynie komendantom na konieczność dokonywania wszelkich rekwizycji za wiedzą i przy udziale przedstawicieli miejscowych władz. Przejęte przez oddziały radzieckie dobra miały być opłacane zgodnie z ustaleniami administracji cywilnej. W przypadku, gdyby dokonanie opłat było niemożliwe, jednostki zobowiązane zostały do wystawiania tzw. nariadów, stanowiących podstawę do rozliczeń kwatermistrzostwa Armii Czerwonej z PKWN. W jaki sposób Armia Czerwona zastosowała się do rozkazu z 9 sierpnia 1944 r. najlepiej świadczy relacja Edwarda Osóbki-Morawskiego, ówczesnego przewodniczącego PKWN. Wspomina on o licznych przypadkach konfiskowania magazynów żywnościowych dla ludności cywilnej, surowców i maszyn pozostałych w fabrykach, samochodów i innego mienia polskiego. Konsekwencją tego były interwencje przedstawicieli Komitetu u Stalina. Nie wpłynęły one jednak na poprawę sytuacji, czemu zresztą trudno się dziwić, skoro nawet rząd ZSRR traktował nasz kraj jak obszar kolonialny, a mienie narodowe jak trofeum wojenne. Dał temu wyraz Bułganin w rozmowie z Osóbką-Morawskim, porównując trofea uzyskane w Polsce do zdobyczy z Węgier czy Rumunii(satelitów Niemiec hitlerowskich). W raporcie sytuacyjnym Komendy Okręgu AK Białystok z 10 października 1944 r. zanotowano: "Armia sow. wysiedliła przyfrontowy 25 klm. pas, gdzie dopuszcza się rabunku na niespotykaną dotychczas skalę. Mieszkańców wyrzucono w trybie alarmowym, nie pozwolono zabrać sprzętu, dobytku, tym bardziej płodów rolnych. Obecnie armia wywozi narzędzia rolnicze do Rosji, młóci zboże, kopie kartofle dla własnych potrzeb. Domy rozbiera na opał lub urządzenia zchronów. W terenie całego okręgu armia dopuszcza się również bezprzykładnej w ciągu całego okresu wojny grabieży. Lasy nikną. Inwentarz żywy jest konfiskowany bez żadnego planu kontyngentowego. Maszyny i urządzenia fabryczne i zakładów, zapasy surowca, nawet meble z rej. przemysłowych Grodna, Białegostoku, Starosielc, Łap wywożą do Rosji(...)".

"Cały listopad i grudzień 1944 r. wypełniały coraz częstsze wypady w teren związane z koniecznością interwencji u wojskowych władz Armii Czerwonej-najczęściej w związku z dokonywanymi rekwizycjami"-pisał Henryk Różański. Dopóki Armia Czerwona działała na ziemiach dawnych Polski, wywożenie mienia do ZSRR traktować można było jako rabunek. Sytuacja zmieniła się jednak po przekroczeniu naszej zachodniej granicy w z roku 1939. Na zajmowanych obszarach poniemieckich pojęcie mienia narodowego i zdobyczy wojennej siłą rzeczy musiało być definiowane w inny sposób. Umowa polsko-radziecka z 26 marca 1945 r. zezwalała Sowietom na wywóz urządzeń, materiałów i produkcji z niemieckich i rozbudowanych przez Niemców podczas wojny przedsiębiorstw polskich. Oznaczało to nie tylko rezygnację Rządu Tymczasowego z prawa do majątku pozostawionego przez hitlerowców na terenie II Rzeczpospolitej(zakładów przemysłowych wybudowanych u nas w czasie wojny). Porozumienie niosło za sobą decyzje dużo bardziej brzemienne w skutki. Oto bowiem całe mienie przemysłowe na ziemiach zachodnich wojska sowieckie mogły traktować jako zdobycz wojenną. Rząd Tymczasowy wyrażał zgodę na demontaż i wywóz niemieckich przedsiębiorstw na terytoriach, które w myśl porozumień jałtańskich miały być przyłączone do Polski. Powyższa umowa, stanowiąca ewenement w dziejach dyplomacji, świadczy przede wszystkim o uległej postawie członków komunistycznego rządu RP wobec Stalina i źle ukrywanej zależności Polski od wschodniego sąsiada. Tymczasem Hilary Minc na Zjeździe Przemysłowym Ziem Odzyskanych, 29 sierpnia 1945 r., stwierdził: "(...) Sądzimy, że w rezultacie tego układu podział na terenach poniemieckich został dokonany w ten sposób, że 25 proc. urządzeń przemysłowych, a 6 proc. ogólnego majątku przypadło Związkowi Radzieckiemu, to wobec ogromu zniszczeń rosyjskich i ogromu strat poniesionych przez Rosję, układ ten nie może być nazwany inaczej, jak gentelmeńskim i przyjacielskim". Wypowiedź ta oznaczała ni mniej ni więcej, tylko kolejny "ukłon" w stronę silniejszego.

(...)W czasie inspekcji przeprowadzonej w lipcu 1945 r. na Ziemiach Zachodnich, w starostwie Skwierzyna zanotowano: "Wszystkie maszyny rolnicze stoją na dworcach do wywiezienia. Bydło spędzone do dyspozycji Armii Czerwonej i wywożone. Starosta nie ma tu nic do powiedzenia. Koniemasowo zabrane, maszyny fabryczne wywiezione.(...) Komendant z całą urzędową milicją to jeden wielki złodziej". Podobna sytuacja panowała w innych miejscowościach. W powiecie Sulęcin stwierdzono: "Rosjanie masowo wywożą wszystkie maszyny i młyny, nie pozwalają staroście absolutnie nic robić. Bydło zegnane masowo zdycha...". "Komendant wojenny odmówił pomocy. Sowieci wywożą wszystko co jest"-donosił z Brzegu pełnomocnik obwodowy, Mieczysław Lewoniewski. Na początku lipca 1945 r. spośród około 84.000 wagonów PKP przewożących ładunki wojskowe, większość wypełniona była "trofeami wojennymi" Armii Czerwonej.

Ogołacane były zarówno obiekty zajmowane przez Sowieciarzy, jak i-w wielu przypadkach-wcześniej zdane administracji polskiej, po czym zajęte ponownie przez żołnierzy. Wartość sprzętu i mienia wywiezionego przez oddziały sowieckie z Polski do 4 lipca 1945 r. ocenia się na 500 milionów dolarów. W czasie konferencji poczdamskiej ostateczny termin zakończenia demontaży sowieckich ustalono na dzień 7 sierpnia 1945 r. Po tej dacie dalsze gromadzenie wojennych zdobyczy miało być uznawane za bezprawne. Tak się jednak nie stało. Władze sowieckie kontynuowały wywóz. O nieprzerwanym rabunku naszych urządzeń fabrycznych donosił m.in. Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa we Wrocławiu. Według danych szacunkowych w latach 1945-1947-tylko przez Brześć-przejechało do ZSRR około 1.200 transportów kolejowych z zagrabionym mieniem polskim lub poniemieckim. Sytuacji nie zmieniły zasadniczo kolejne porozumienia polsko-radzieckie. Sowieci nadal ogołacali obiekty przemysłowe, a także majątki ziemskie, wywożąc meble z budynków, zwierzęta hodowlane i produkty rolne. Pierwsze efekty przyniosły dopiero decyzje o wycofaniu z terytorium RP większości oddziałów radzieckich i likwidacji komendatur wojennych(1946r.). Aczkolwiek i w następnych latach jednostki PGW zajmowały jeszcze bezprawnie znaczną liczbę obiektów, z których większość przekazano administracji cywilnej dopiero w końcu lat 40.-po licznych interwencjach na najwyższym szczeblu. Przybliżone chociażby oszacowanie wartości mienia zrabowanego przez Sowietów jest dziś chyba niemożliwe. Z pewnością jednak suma ta wyrażała by się w miliardach dolarów. Systematyczne grabienie gospodarki z surowców, produktów, maszyn i urządzeń w istotny sposób opóźniało jej odbudowę ze zniszczeń wojennych. Warto zaznaczyć, że wśród wywiezionego dobytku znalazło się na przykład pełne wyposażenie fabryki "Pafawag", zakładów benzyny syntetycznej w Blachowni i Policach, kędzierzyńskich "Azotów". Sowieci zdemontowali takżeczęściowo setki innych zakładów.

 

-Dewastacja i nielegalna eksploatacja mienia

 

Wśród przestępstw popełnianych przez Armię Radziecką na terenie Polski do pospolitych należały dewastacje i nielegalna eksploatacja majątku narodowego. Przypadki tego typu działań występowały praktycznie przez cały okres stacjonowania obcych wojsk w naszym kraju, różne było tylko ich nasilenie. Wynikały one ze świadomego działania poszczególnych żołnierzy na szkodę państwa polskiego, jak również z bezmyślnego wandalizmu. W momencie zajmowania ziem zachodnichSowieci-w akcie zemsty na Niemcach-dewastowali wszystko, czego nie zdołali zdemontować lub też nie stanowiło dla nich większej wartości. Ich łupem padały domy, urządzenia, sklepy, zakłady przemysłowe. Często niszczone były całe miasta. Bez znaczenia był dla nich fakt, iż mienie to miało przejść pod polską administrację. O przypadkach wandalizmu Armii Czerwonej donoszono wiosną 1945 r. z wielu miejscowości na ziemiach zachodnich. W maju tego roku Sowieci spalili w całości m.in. Tost i Strzelce Wielkie. Częściowo zniszczyli np. Brzeg, Opole, Legnicę, Nysę. W samej Legnicy z rąk żołnierzy radzieckich spłonęło 70 dużych, nowoczesnych i komfortowych kamienic. W powiecie bytowskim od zakończenia działań wojennych do czerwca 1946 r. Sowieci zniszczyli lub uszkodzili 1.154 budynki. Wartość obiektów, urządzeń i ruchomości zdewastowanych lub zabranych przez nich na terenie powiatów mazurskich: piskiego, lidzbarskiego, reszelskiego, nidzickiego i kętrzyńskiego oszacowano łącznie na sumę ponad 320 milionów przedwojennych złotych. Chociaż zajmowane miasta czy obiekty Armia Czerwona traktowało początkowo jako swoje-zdobyczne-najczęściej nie przywiązywała do nich większej wagi. Nie dbała o stan budynków, które z czasem popadały w ruinę. Większość opuszczanych lub przekazywanych stronie polskiej obiektów nie nadawało się do użytku. Tak było chociażby w przypadku jednostki radzieckiej opuszczającej w maju 1948 r. Bolesławiec. Wszystkie budynki pozostawione zostały w staniezdewastowanym. Co więcej, dowódca garnizonu płk Siergiejenko wzbraniał się przed protokolarnym przekazywaniem ich polskiej administracji. Nie lepiej przedstawiała się sprawa gospodarstw rolnych i zakładów przemysłowych zdawanych władzom cywilnym. "Majątki są opuszczane nocą, w stanie wielkiego zniszczenia, oszabrowane"-pisał jesienią 1945 roku w notatce do ministra Rolnictwa i Reform Rolnych inż. Doboszyński.-"(...) Armia Czerwona inwentarze (...) przekazała w 100 proc. przy stanie zniszczenia inwentarza martwego średnio od 40-60 proc". Znaczne straty poniosły związki samorządów terytorialnych z tytułu różnego typu przymusowych świadczeńna rzecz oddziałów sowieckich.

(...) W maju 1946 r. delegacja polska, z Bierutem i Mincem na czele, zmuszona została do zawarcia w Moskwie bardzo niekorzystnego dla Polski układu o anulowaniu wzajemnych roszczeń powstałych w czasie wojny. Porozumienie to objęło w istocie również należności samorządów sprzed 9 maja 1945 r. Już wkrótce strona sowiecka zanegowała wszelkie pretensje z tytułu świadczeń, dotyczące całego 1945 roku. A chodziło o sumę niebagatelną, bo sięgającą wielu milionów złotych. Należności tych nigdy nie udało się odzyskać. Przez wiele lat żołnierze radzieccy bezprawnie i wbrew wszelkim zasadom eksploatowali polskie lasy i jeziora. Nie zważając na okresy ochronne wybijali zwierzynę i odławiali ryby w jeziorach. Stosowali przy tym przeróżne metody. Powszechne było głuszenie ryb granatami i strzelanie do zwierzyny nabojami zapalającymi. Powodowało to znaczne szkody w środowisku naturalnym, naruszając jego równowagę i prowadząc często do nieodwracalnych zmian. O przypadkach podpalania lasów przez polujących żołnierzy w celu wypłoszenia zwierzyny donoszono m. in. w lipcu 1945 r. ze starostwa Skwierzyna. Tylko w kwietniu 1945 r. komenda wojenna z Lublińca zabrała z Nadleśnictwa Czarnylas 540 kg. ryb. W Nadleśnictwie Pszczyna w tym samym okresie, używając granatów i spuszczając wodę ze stawów, Sowieci odłowili 17.540 kg karpi.

Około 500 kg. karpi zabrali też z gospodarstwa w Woli. Podobnie było na terenach całych Ziem Zachodnich. "Zniszczenie zwierzostanu jest katastrofalne, na 700 danieli w powiecie złotowskim zostało 20"-donoszono w marcu 1946 r. z województwa pomorskiego. W czerwcu 1945 r. do Dyrekcji Naczelnej Lasów Państwowych w Łodzi wpłyneło dwadzieścia meldunków dotyczących niszczenia przez Sowietów drzewostanu i grabieży drewna na terenie okręgów: radomskiego, poznańskiego i warszawskiego. Ze składów, tartaków i lasu zabierali wyrobione materiały(papierówka, tarcina, podkłady kolejowe itp.) przeznaczone dla przemysłu węglowego, hutniczego, czy papierniczego. W sposób dewastacyjny dokonywali samowolnych wyrębów, powodując ogromne straty skarbu państwa. Urzędnicy usiłujący interweniować na miejscu byli zastraszani groźbą użycia broni. Dochodzenie odszkodowań w dowódctwie Armii Czerwonej w większości przypadków nie byłomożliwe, gdyż żołnierze odmawiali udzielania informacji na temat swych jednostek. Często też interwencje administracji leśnej u dowódców oddziałów i komendantów wojennych odnosiły wręcz odwrotny skutek. Były przypadki wydawania rozkazów przebywania przedstawicieli Lasów Państwowych na terenach, gdzie dokonywano wyrębu.

W październiku 1945 r. Dyrekcja Lasów Państwowych Okręgu Warszawskiego dziesięciokrotnie zwracała się do przedstawicielstwa Armii Czerwonej przy Urzędzie Wojewódzkim z prośbą o interwencję wobec samowoli oddziałów wojskowych. Na żadne z tych pism nie otrzymała jednak odpowiedzi. Począwszy od 1947 r. daje się zauważyć nieznaczna poprawę sytuacji. Wynikało to przede wszystkim z faktu powołania delegatury w Legnicy. Od tego momentu możliwe było podejmowanie skuteczniejszych interwencji i w niektórych przypadkach dochodzenie odszkodowań. AR stopniowo regulowała uzasadnione i udokumentowane pretensje dotyczące palenia lub wycinania lasów, pokrywając straty. Nie uregulowane przez PGW roszczenia z tytułu pobranego drzewa wynosiły w lutym 1948 r. 765.704.696 zł, z czego za okres wojenny(do 8 maja 1945r.)553.036.102 zł, za powojenny zaś-do 31 grudnia 1947 r.-212.668.594 zł. Chociaż delegaturze udawało się niekiedy wyegzekwować należności od AR, większość pretensji Sowieci nie chcieli uznać z braku przekonujących dowodów. I tak np. w okesie marzec-kwiecień 1948r. Dyrekcja Lasów Państwowych Okręgu Wrocławskiego zgłosiła żądanie na sumę 7.249.289 zł. PGW rozpatrzyła sprawę i ustaliła należność na 143.523 zł. Resztę pretensji, jako popartych tylkojednostronnym oświadczeniem organów polskich, Sowieci odrzucili.

Na skutek interwencji delegatury, wiosną 1949 r. sztab PGW wydał surowe zarządzenie nakazujące podległym oddziałom przestrzeganie przepisów ppoż. i uzgadnianie z polskimi władzami leśnymi terminów wysadzania amunicji poniemieckiej. W przypadkach ćwiczeń poza obrębem poligonu, jednostki AR miały się zaopatrywać w nadleśnictwie w zaświadczenia stwierdzające, że nie spowodowały żadnych szkód, a w razie ich powstania określić dokładnie czas, miejsce i rozmiar zniszczeń.

Znacznie trudniejsze okazało się przeciwdziałanie kłusownictwu. Dowódctwo PGW na skutek interwencji władz terenowych, a od 1947 r. także delegatury w Legnicy, wielokrotnie wydawało zakazy nielegalnych polowań i połowów. Najczęściej jednak nie były one należycie respektowane przez żołnierzy(...). Kłusownictwo szerzyło się przez następne lata w zastraszający sposób. Wszelkie poczynania funkcjonariuszy leśnych nie odnosiły skutku. Żołnierze na zwracanie uwagi odpowiadali śmiechem twierdząc, że im wolno polować wszędzie i na wszystko. Dochodziło do gróźb ze strony kłusujących, włącznie z oddawaniem strzałów w kierunku interweniujących. Trudno się jednak dziwić, że zarządzenia były tak mało skuteczne, skoro proceder ten był udziałem nie tylko szeregowych, ale nawet oficerów sztabu PGW. W niedzielę i święta wyjeżdżali do lasu, gdzie polowali na zwierzęta oślepiając je światłem z reflektorów swoich samochodów.

Doniosłe znaczenie w kwestii zapobiegania kłusownictwu miało spotkanie przedstawiciela Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych, prof. Henryka Kasperowicza z naczelnikiem tyłów PGW, gen. Żyżynem i naczelnikiem sztabu Grupy gen. Nortowem, które odbyło się 28 października 1947 r. Padła wówczas propozycja opracowania regulaminu polowań dla jednostek radzieckich, uwzględniającego polski statut i okresy ochronne dla zwierzyny. W grudniu 1947 r. liczba myśliwych radzieckich wynosiła około 2.000 osób. Sztab PGW zobowiązał się sporządzić ich spis i przekazać do Polskiego Związku Łowieckiego. Polujący oficerowie mieli zostać przyjęci do polskich kół łowieckich. Szczegóły dotyczące przyjęcia myśliwych radzieckich do Polskiego Związku Łowieckiego dyskutowane były także 12 lutego 1948 r. w Legnicy, podczas konferencji z udziałem przedstawicieli PGW i rządu RP. Podjęto wówczas decyzję o przydzieleniu terenów myśliwskich w charakterze dzierżawy dla łowieckich zrzeszeń AR. Za podstawę przyjęto przelicznik ok.200 ha terenu na jednego wojskowego, w cenie od 2-20 złotych za 1 ha na okres roku.(...) Wydawanie myśliwym PGW polskich legitymacji rozpoczęto wiosną 1948 r. W następnej kolejności przystąpiono do wytypowania terenów, które Sowieci mieli zamiar wydzierżawić w najbliższym sezonie łowieckim.

Poprawa sytuacji nie trwała jednak długo. Już w styczniu 1949 r. z legnickiej Dyrekcji Lasów Państwowych informowano delegaturę o gwałtownym nasileniu się kłusownictwa. Okazało si bowiem, że w budżecie PGW nie przewidziano środków na dzierżawę terenów.(...) O stale powtarzających się wypadkach niszczenia granatami rybostanów w gospodarstwach rybnych, informowała pułkownika Kusznierka w czerwcu 1949 r. Dyrekcja Lasów Państwowych w Zielonej Górze. Sprawcy przestępstw byli zawsze uzbrojeni i nie dawali się wylegitymować personelowi rybackiemu lub leśnemu. Od kul kłusujących żołnierzy padała każda zwierzyna, pod ochroną i nie. Nieco lepsze efekty przyniósł kolejny rozkaz dowództwa PGW, nr 0282 z 21 października 1949 r., zabraniający wszelkich nielegalnych polowań i połowów. Wobec naruszających ten zakaz zapowiadał surowe kary.

Sprawy myśliwskie i nielegalnego polowania omawiane były w czasie dwóch polsko-radzieckich konferencji we Wrocławiu, w styczniu 1950 r.(...) Na kolejnych spotkaniach w I kwartale 1950 r. wyznaczono tereny łowieckie dla AR w województwach: szczecińskim, wrocławskim, poznańskim, śląsko-dąbrowskim, białostockim, warszawskim i bydgoskim, a więc wszędzie tam, gdzie działały łowieckie koła myśliwskie. Na dzierżawę przeznaczono dla nich ogółem 369.000 ha terenów. Wysokość opłaty ustalono na 2 zł za 1 ha(z późniejszych dokumentów wynika, że PGW w rzeczywistości płaciła za dzierżawę znacznie mniej). Ze względu na dość wysoką opłatę dzierżawną terenów leśnych, przydzielenie ich ponownie napotkało na pewne trudności. AR nie posiadała odpowiedniej ilości pieniędzy. W związku z tym nadal powtarzały się przypadki kłusownictwa na terenach niewydzierżawionych PGW. Wobec braku wyraźnej poprawy sytuacji, Ministerstwo Państwowych Gospodarstw Rolnych pismem z 29 sierpnia 1951 r. wystąpiło w tej sprawie do Ministerstwa Obrony Narodowej. MON z kolei skierował wniosek do ambasady ZSRR w Warszawie. Interwencja ta nie przyniosła jednak spodziewanych skutków. Mimo licznych interwencji i zabiegów ze strony delegatury, stale powtarzały się również wypadki nielegalnego zaboru drewna i szkody spowodowane ćwiczeniami wojskowymi. Pożary na poligonach zdarzały się każdego roku. W czasie dwóch z nich-w 1950 r. Na terenie poligonu Świętoszów-zniszczeniu uległo około 400 ha drzewostanu. Pociągneło to za sobą straty w wysokości 1.359.972 zł.

31 maja 1951 r. ukazała się tajna instrukcja nr 0665, podpisana przez ministrów leśnictwa, obrony narodowej i bezpieczeństwa publicznego, w sprawie korzystania przez wojsko z państwowych gospodarstw leśnych. Postanowienia te obowiązywać miały także PGW(Północna Grupa Wojsk). Przewidywały one m.in. wykonywanie wszelkich czynności gospodarczo-leśnych na poligonach przez administrację państwowego gospodarstwa leśnego. Władze wojskowe zobowiązane zostały do pokrywania szkód, powstałych wskutek użytkowania obiektu niezgodnie z jego przeznaczeniem.

W praktyce dowództwo PGW nie stosowało się do postanowień tejże instrukcji, naruszając tym samym polskie ustawodawstwo i wprowadzając chaos do całej gospodarki leśnej. Dotyczyło to przede wszystkim samowolnego wyrębu drzew i zabierania gotowego materiału, przygotowanego przez nadleśnictwa. Zdobyty w ten sposób materiał AR przeznaczała m.in. na ogrodzenie garnizonów, urządzanie poligonów, placów ćwiczeń itp.(...) Przypadków kłusownictwa i zaboru drzewa nie udało się wyplenić także w następnych latach. Niewiele pomogały interwencje delegatury. W 1954 r. Sowieci grasujący codziennie na terenie lasów w okolicy Stargardu Szczecińskiego, niemal doszczętnie wybili zające, zdziesiątkowali liczną dotychczas zwierzynę płową, poważnie przetrzebili pogłowie dzików, a jelenie odłowili co do jednego. Straty oszacowane zostały na 15.000 zł. Kłusownicy w obawie przed meldunkami do dowództwa, zjawiali się w lesie na samochodach bez numerów rejestracyjnych. O podobnych przypadkach donoszono delegaturze w Legnicy także z innych terenów. W 1956 r. w okolicy Kamienia Śląskiego spotykano żołnierzy i oficerów AR systematycznie przeczesujących las i zabijających wszystko co wpadło pod lufę, nawet w czasie ochronnym. "(...) wyniszczenie zwierzostanów przez żołnierzy AR na terenach zagospodarowanych ze składek członkowskich myśliwych polskich, które było częstym zjawiskiem w latach ubiegłych, nie zostało zaprzestane pomimo formalnego unormowania stosunków pomiędzy naszym państwem a ZSRR"-pisał w grudniu 1956 roku do ministra spraw zagranicznych zastępca przewodniczącego Naczelnej Rady Łowieckiej PZŁ, Edward Frankiewicz. Zły stan lasów użytkowanych przez AR stwierdzono na poligonach Świętoszów i Borne-Sulinowo w czasie przeglądu, dokonanego przez zespół leśników jesienią 1955 r. Z ogólnej powierzchni poligonów(około 25.000 ha)zalesiona była tylko 1/3 terenu. Reszta przedstawiała halizny o piaszczystej glebie, spaleniska z różnych okresów lub powierzchnie pokryte rzadko rosnącymi drzewami, uszkodzonymi przez pożary, odłamki pocisków i szkodliwe owady.

Strona radziecka zobowiązała się do naprawy wyrządzonych szkód, jednakże nawet dwa lata później stan sanitarny lasów na poligonach AR wciąż był katastrofalny. Duża część tych obszarów traktowana była jako tereny zamknięte. Przedsiębiorstwa lasów państwowych nie miały do nich dostępu, nie mogły więc prowadzić gospodarki leśnej, eksploatacji i ochrony zdrowotnej drzew. W czasie fali pożarów na poligonach Przemków, Trzebień, Świętoszów, w czerwcu 1957 r., wojskowi radzieccy nie dopuszczali do gaszenia ognia ani Wojska Polskiego, ani tym bardziej osób cywilnych zapewniając, że sami sobie poradzą.

W 1957 roku jednostki PGW wykorzystywały obiekty leśne o ogólnej powierzchni 49.186 ha. W wynikunieprzestrzegania przepisów-pożary, pociski i szkodliwe owady spowodowały zmniejszenie obszaru produkcyjnego drzewostanów na poligonach radzieckich o około 40 proc.

Kwestie właściwego użytkowania terenów leśnych i obiektów komunalnych przez AR zawarte zostały w umowach międzyrządowych, podpisanych w następnych latach. Najczęściej jednak nie były one przez Sowietów przestrzegane. W każdy przypadku kierowali się oni przede wszystkim własnym interesem. Zajmowane tereny traktowali jako zdobyczne, robili co chcieli, nie dbając o stan ekologiczny i lekceważąc wszelkie przepisy ochronne.

-Terror wobec ludności polskiej

a)Represje NKWD

Już w maju 1944 r. naczelnik wojsk NKWD do Ochrony Tyłów Armii Czerwonej wydał dyrektywę, przestrzegającą dowódców jednostek przed nacjonalistycznym podziemiem antysowieckim, działającym na wschodnich obszarach Rzeczypospolitej Polskiej. Za wrogie ZSRR uznano wszystkie polskie organizacje zbrojne podporządkowane rządowi emigracyjnemu. Natychmiat po rozpoczęciu letniej ofensywy Armii Czerwonej na Białorusi, NKWD przystąpiło do aresztowania miejscowych Polaków i Litwinów-często zresztą bez jakichkolwiek podstaw.

W lipcu 1944 r. nastąpiła pierwsza poważniejsza konfrontacja jednostek Armii Czerwonej z oddziałami AK na Wileńszczyźnie. 14. tego miesiąca Kwatera Główna Naczelnego Dowództwa podjęła dyrektywę nr 220145, nakazującą rozbrojenie oddziałów AK w tym rejonie siłami związków taktycznych i jednostek 3. Frontu Białoruskiego przy współdziałaniu wojsk NKWD. Po wyzwoleniu Wilna do miasta oddelegowany został zastępca komisarza spraw wewnętrznych ZSRR, Iwan Sierow, w celu przygotowania i przeprowadzenia działań operacyjnych. W ciągu kilku dni skoncentrowano na Wileńszczyźnie jednostki NKWD w sile 12.000 ludzi. Operacja zaczęła się 18 lipca i trwała zaledwie 2 dni. Sierow z pewnością był dumny z jej efektów. W tak krótkim czasie bowiem udało się rozbić 7.924 żołnierzy i oficerów AK. Z tej liczby 4400 szeregowych i oficerów doprowadzono pod konwojem do punktów zbrojnych(na mocy rozkazów sztabu wojsk NKWD do ochrony tyłów 3. FB z 20 lipca 1944 r. o zatrzymywaniu osób należących do formacji zbrojnych polskiego rządu emigracyjnego), a 2.500 szeregowych komendanci sowieccy zwolnili do domów. Ponadto na odcinku 1. Frontu Nadbałtyckiego rozbrojono 400 polskich szeregowych.

Represje NKWD nie tylko wobec zbrojnego podziemia, ale także ludności cywilnej osiągneły tak wielką skalę, że z ostrym protestem przeciw tej działalności wystąpił nawet całkowicie zależny od Moskwy Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego. Aczkolwiek i tak nie miało to żadnego znaczenia, bowiem Sowieci postępowali nadal ściśle według wytycznych Ławrentija Berii i Józefa Stalina. Z notatki Berii dla Wiaczesława Mołotowa z 17 sirpnia 1944 r. wynika, że w tym czasie w obozach NKWD dla jeńców wojennych przetrzymywanych już było 3.415 Polaków. Po utworzeniu PKWN punkt ciężkości w walce Sowietów ze zbrojnym podziemiem przeniósł się do Lublina. W październiku 1944 r. skoncentrowano tu Zbiorczą Dywizję Wojsk Wewnętrznych NKWD generała Sieriebriakowa, liczącą 8.850 ludzi(już 25 X stoczyła ona pierwsze walki z AK w rejonie Zaraszowa i Bystrzycy). Jednostki dywizji rozlokowane zostały w Lublinie, Piaskach(pod Lublinem), Kraśniku, Budzinie( 2 km na północny zachód od Piasków), Świdrach(6 km na południe od Łukowa), Siedlcach, Krasnymstawie, Zamościu, Rzeszowie i Białymstoku. 16 października przebywający w Lublinie Iwan Sierow pisał w sprawozdaniu dla Berii: "W celu realizacji przedsięwzięć operacyjno-wojskowych, zgodnie z Pańskimi poleceniami, zorganizowaliśmy grupy: agenturalną, śledczą i rozpoznawczo-dochodzeniową oraz operacyjno-wojskową do pracy w powiatach. Wyznaczyliśmy też wykwalifikowanego pracownika do kontaktów roboczych i współdziałania z Wydziałem Bezpieczeństwa PKWN".

Sierow posiadał bardzo rozległe pełnomocnictwa w zakresie prowadzenia operacji, zmierzających do likwidacji zbrojnego podziemia w Polsce. W październiku 1944 r. zarządzał czterema wspomnianymi wyżej grupami, uzupełnionymi przez pracowników NKWD-NKGB ZSRR i LKO "Smiersz", a także oddaną mu do dyspozycji Zbiorczą Dywizją WW NKWD generała Sieriebriakowa. Formacje te wspierane były przez funkcjonariuszy Wydziału Bezpieczeństwa PKWN i kontrwywiadu Wojska Polskiego.

W tym samym czasie-w końcu października 1944 r.-NKWD podjęło szerokie działania operacyjne na Białostocczyźnie. Zadania te realizowali Wiktor S.Abakumow i Ławrentij F.Canawa wraz z grupą pracowników "Smierszy" i Ludowego Komisariatu Bezpieczeństwa Białoruskiej SSR. Dodatkowo w Białymstoku rozlokowano 3 pułki NKWD liczące ogółem 4.500 ludzi.

Już 3 listopada 1944 r. Abakumow i Canawa pisali w raporcie do Berii o zorganizowaniu w województwie białostockim i powiecie bialskopodlaskim 10 grup operacyjnych, którym przydzielono pododdziały wojsk NKWD. W ciągu 10 dni trwania operacji(do 12 listopada)Sowieci aresztowali na tym terenie 2.044 członków AK i innych polskich organizacji podziemnych. Umieszczono ich w obozie NKWD w Ostaszkowie. Również na Litwie, Białorusi i Ukrainie działało miejscowe NKWD-NKGB(wspomagane przez wojska NKWD ZSRR), likwidując podziemne ugrupowania zbrojne.(...) Do 1 grudnia 1944 r. w zachodnich obwodach Białorusi NKWD-NKGB ZSRR aresztowało 5.069 członków polskich i białoruskich organizacji niepodległościowych i 700 agentów komórek wywiadowczych. Zlikwidowano 13 rezydentur wywiadu nimieckiego. Ponadto ujęto 22, a zabiło 11 emisariuszy Polskiego Rządu Emigracyjnego. Na terenie Litewskiej SSR do 10 grudnia 1944 r. organa NKWD-NKGB ZSRR rozbiły 62 polsko-litewskie "bandy", liczące 2.293 ludzi. Z tej liczby 553 zabito, aresztowano 1707 a 33 zgłosiło się dobrowolnie. W tym samym czasie NKWD NKGB Litewskiej SSR aresztowały 3.433 osoby, w tym 904 członków polskich i litewskich organizacji niepodległościowych.

Od lipca 1944 do 1 stycznia 1945 r. tylko na terytorium Litewskiej SSR organy NKWD i NKGB aresztowały 12.449 osób, a zabiły 2.574. Wśród zatrzymanych znalazło się 3.976 uczestników polskiego podziemia. Nie lepiej wyglądała sytuacja na Wołyniu i Podolu. 4 stycznia 1945 r. pełnomocnik ds. repatriacji w Łucku alarmował centralę o mnożących się na terenia Zachodniej Ukrainy aresztowaniach Polaków pod niewiadomymi zarzutami. W tym samym czasie wywiad Armii Krajowej Okręgu Białystok donosił: "Terror okupanta przybiera na sile. W dzień i w nocy jeżdżą auta NKWD i aresztują ludzi z domów. Były łapanki w halach miejskich w Białymstoku. NKWD aresztuje rzekomych przestępców, niekiedy wraz z całymi rodzinami. Z więzienia białostockiego wywieziono w listopadzie 5.000 osób. Tor kolejowy w pobliżu Białegostoku zasypany był kartkami zawiadamiającymi najbliższych o wywiezieniu..." .

Rozkazem nr 0016 z 11 stycznia 1945 r.(...) Doświadczenia z ziem wschodnich RP przeniosło NKWD w 1945 r. na obszar całego kraju. Na Pomorzu Gdańskim pojedyncze internowania Polaków sowieckie służby specjalne przeprowadziły już 22 stycznia-nazajutrz po wyzwoleniu pierwszych miejscowości na tym terenie. Ofiarami aresztowań padały zwykle osoby przypadkowe. Wyglądało to w ten sposób, że patrol sowiecki legitymował przechodniów na drogach i ulicach, zatrzymując wszystkich którzy posiadali dokumenty w języku niemieckim lub nie mieli żadnego dokumentu tożsamości. Często wykorzystywano w tego typu akcjach informacje pochodzące z donosów na rzekomych czy rzeczywistych kolaborantów z czasów okupacji hitlerowskiej. Represyjną działalność NKWD wobec ludności cywilnej na ziemiach zachodnich usankcjonował podpisany przez Berię rozkaz nr 0061 z 6 lutego 1945 r. Nakazywał on zatrzymywać wszystkich Niemców w wieku od 17 do 50 lat. W praktyce na jego podstawie zatrzymywano też Polaków. Bardzo systematyczną akcję zastosowały sowieckie służby bezpieczeństwam.in. w Bydgoszczy. Miasto to w lutym i marcu 1945 r. stało się widownią licznych obław i łapanek. Zachowane wspomnienia wskazują na planowane przeczesywanie przez NKWD poszczególnych dzielnic, przy czym powszechnie stosowaną metodą były nocne obławy w domach, niekiedy przy współudziale funkcjonariuszy Tymczasowej Milicji Obywatelskiej. 26 lutego, pod pozorem werbunku do prac przy odbudowie Warszawy, enkawudyści aresztowali wszystkich mężczyzn zamieszkałych przy ulicy Zduny. Aresztowaniu nie były wstanie zapobiec żadne argumenty.

Podobne sposoby internowania jak w Bydgoszczy stosowali Sowieci także w innych większych miastach Pomorza. Poszukiwano zwłaszcza członków AK, Tajnej Organizacji Wojskowej "Gryf Pomorski", uciekinierów z Wehrmachtu oraz osoby przynależne do III grupy DVL i Volkssturmu. Aresztowanych Pomorzan przed wywiezieniem do ZSRR umieszczano w specjalnych obozach w Ciechanowie, Działdowie, Poznaniu, Grudziądzu i w innych-mniejszych punktach etapowych. Funkcjonowały one jeszcze kilka miesięcy po zakończeniu wojny. Najdłużej, bo co najmniej do września 1945 r., istniał obóz grudziądzki, noszący oficjalną nazwę: "Więzienie nr 4 Zarządu Wojskowego NKWD Ochrony Tyłów Północnej Grupy Wojsk Armii Czerwonej". Tragizm sytuacji Polaków na ziemiach włączonych w 1939 r. do Rzeszy ukazał Główny Pełnomocnik do Spraw Gospodarki na Pomorzu, doktor J. Tilgner. W raporcie z lutego 1945 r. alarmował:"(...) Stosunek władz rosyjskich do ludności pomorskiej wymaga pewnego skorygowania wobec masowego internowania wszystkich mężczyzn, którzy podlegali tzw. eingedeutschowaniu. Na Pomorzu był to zabieg przymusowy wobec ludności polskiej i tylko osoby karane sądownie zostały przez okupanta wyłączone. Dzisiaj jednostki te, o nieciekawej często przeszłości, szczycą się, że zachowały legitymacje polskie, podczas gdy element przymusowo wcielony na listy niemieckie różnego stopnia podlega internowaniu, a zakłady gospodarcze tracą nieraz swoją załogę.(...) Aresztowanym, tutejsi przymusowi Polacy z milicji(o przeszłości kryminalnej) odebrali dowody osobiste. Wszyscy aresztowani zostali wywiezieni do obozu koncentracyjnego między Przasnyszem a Ciechanowem. Ten wartościowy element, według relacji jednego ze zbiegów, ginie z powodu głodu i chorób. Wszystkie interwencje u komendantów wojennych nie dały rezultatu. Odmówiono przyjęcia list z rekomendacjami".

W marcu 1945 r. struktura organów NKWD w Polsce została "zalegalizowana". W myśl uchwały GKO ZSRR z 20 lutego 1945 r. powstała instytucja doradców przy Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego i przy Ministerstwie Administracji Publicznej. Doradcą MBP został Iwan A. Sierow, a MAP zastępca naczelnika Zarządu Głównego "Smiersz" LKO Paweł J. Mieszyk. Po Sierowie funkcje doradcy pełnił(od 27 kwietnia 1945 r.)Seliwanowski, a następnie(od kwietnia 1946 r.)Siemon Dawydow. Zadania wojsk NKWD pomimo zmiany ich statusu nie uległy zmianie. Przy czym rzeczytwista działalność sowieckich służb specjalnych często wykraczała poza operacje związane ze zwalczaniem zbrojnego podziemia. Oto bowiem 17 marca 1945 r. oddział NKWD, udając bandę ukraińską, spacyfikował Dymno w powiecie rzeszowskim. W kwietniu enkawudyści zamordowali w Siedlcach 15 mężczyzn bez żadnegośledztwa, a ich trupy rozmieścili na rogadkach miasta. W każdym miesiącu szły na wschód transporty z uwięzionymi Polakami. Tylko jednego dnia, 23 marca, odjechało z Krakowa do ZSRR 50 wagonów uwięzionych. Następnego dnia aż 3 transporty. Wszyscy oficjalnie uznani zostali za Volksdeutschów, chociaż większość stanowili Polacy.

W maju 1945 r. NKWD spacyfikowało wieś Czołki w powiecie zamojskim. Miejscową ludność ostrzelało pociskami zapalającymi, a następnie wyłapało i wywiezło do ZSRR. Podobnych wypadków było więcej. Wiosną 1945 r. oddziały NKWD stanowiły główną siłę zwalczającą polskie organizacje patriotyczne i podziemne zbrojne na wyzwolonych terenach. W związku z nasileniem intensywności działań operacyjnych i zwiększeniem się obszaru odpowiedzialności, sowieckie służby specjalne uzyskały dodatkowe wsparcie. Ich liczebność wzrosła z około 14 tysięcy w grudniu 1945 r. do około 35 tysięcy w maju 1945 r. I tak-do jednostek w woj. lubelskim dołączono 98 Pułk NKWD. Otrzymał on zadanie likwidacji band AK w południowych rejonach tego województwa oraz na Rzeszowszczyźnie. W maju 1945 r. wzmocniono również 64 Dywizję WW NKWD(7 pułków i samodzielny batalion piechoty zmot.)o kolejne dwa pułki:145, 267 pp. 14 maja 1945 r. Iwan Sierow meldował Berii o aresztowaniu od stycznia do maja tego roku 63.428 osób, w tym 16.148 Polaków(liczba ta dotyczyła tylko zaplecza 1. Frontu Białoruskiego). Jedenaście miesięcy później, 24 kwietnia 1946 r., wysiłek Sierowa w "utrwalaniu władzy ludowej" doceniło Prezydium Krajowej Rady Narodowej, przyznając mu order Virtuti Militari IV klasy.

Jak ocenia Andzej Paczkowski, w połowie 1945 r. "pod strażą" NKWD znajdowało się nie mniej niż 60-65 tysięcy Polaków. Przy czym wielkości te uznaje za minimalne. NKWD prowadziło w Polsce aktywną działalność jeszcze przez kilkanaście miesięcy po zakończeniu wojny. W ciągu lata 1945 r. same tylko oddziały 64. Dywizji przeprowadziły ponad 25 operacji likwidacyjnych. W maju 1946 r. pododdziały dywizji zostały użyte mi.in. do stłumienia demonstracji w Krakowie. Wykorzystywanie wojsk wewnętrznych NKWD do tłumienia wystąpień antysowieckich trwało do połowy 1946 r. Dopiero latem tego roku 64. Dywizję przeniesiono na terytorium Ukrainy.

 

-Przestępstwa żołnierzy sowieckich

 

W przeciwieństwie do zorganizowanej, planowanej i celowej akcji eksterminacyjnej prowadzonej przez wojska NKWD, przestępstwa żołnierzy Armii Czerwonej miały na ogół mniej "ideologiczny" charakter. W tym drugim przypadku najczęstszym motywem działania były doraźne korzyści(głównie materialne). Stąd też temat ten wymaga oddzielnego omówienia. Już na ziemiach wschodnich Polski miały miejsce przypadki rabunku i burd, urządzanych przez żołnierzy radzieckich. Ludność na terytorium Litewskiej SRR w lipcu 1944 r. skarżyła się, że czerwonoarmiści odbierają mieszkańcom żywność i mienie, zarzynają bydło na mięso.

Wkraczając do Krakowa w styczniu 1945 r. żołnierze 1. i 4.Frontu Ukraińskiego dopuszczali się licznych przestępstw wobec ludności cywilnej. Do najczęstszych należały gwałty na kobietach, rabunki, bezprawne rekwizycje w poszukiwaniu alkoholu. Stan bezpieczeństwa na ziemiach obejmowanych przez polską administrację w 1945 roku przedstawiał się tragicznie. Naturalny po zakończeniu zamęt potęgowały przemarsze wojsk, pojawiający się dezerterzy, samowolni funkcjonariusze państwowi, a także rozprzężenie miejscowej i napływowej ludności. Wałęsający się po kraju żołnierze radzieccy z dzikich i regularnych oddziałów byli postrachem dla ludności cywilnej. Pewni siebie-bo zwycięscy-czuli się całkowicie bezkarni, zwłaszcza na ziemiach zachodnich. Tereny te traktowali jak swoje, a ich mieszkańców(rdzennych i napływowych)niemal jak niewolników. Przestępstwa-rabunki, gwałty, kradzieże, pobicia i zabójstwa-były zjawiskiem codziennym. Wieczorami strach było wychodzić z domu, chociaż i we własnym mieszkaniu nikt nie czuł się całkiem bezpieczny. Meldunki z tego okresu, przesyłane przez przedstawicieli administracji terenowej do władz centralnych, pełne są alarmujących wieści o zdziczeniu i okrucieństwie Sowietów.

Chociaż Stalin zapewniał, że dąży do udzielenia narodowi polskiemu przyjacielskiej pomocy w wyzwoleniu od okupacji niemieckiej, rzeczywistość dowiodła, że pod względem bezpieczeństwa niewiele się zmieniło. Pobyt wojsk sowieckich na ziemiach polskich w 1945 i 1946 roku przypominał często najgorsze lata z okresu panowania hitlerowców. Z raportów z terenu wynikało, że wiele przestępstw dokonywali czerwonoarmiści pod wpływem alkoholu. W takich przypadkach pretekstem do zaczepki z ich strony, awantury lub zabójstwa mógł być nawet najbardziej błahy powód. Tak stało się na przykład 9 marca 1945 r., kiedy pijani żołnierze Armii Czerwonej weszli do jednego z domów w Działdowie, mordując wszystkich mieszkańców-19 osób. Nieprzemyślana decyzja generała radzieckiego stała się powodem tragedii, która miała miejsce w Łodzi w nocy z 2 na 3 maja 1945 r. Naczelnik garnizonu łudzkiego, generał major Futr, w związku ze zdobyciem Berlina wydał dyrektorom fabryk i zakładów rozkaz uczczenia tego faktu godzinnym sygnałem syren(o godzinie 24 czasu moskiewskiego). "Ludność Łodzi, nie wiedząc w związku z czym zawyły syreny, zaczęła w panice wybiegać z mieszkań i chować się w schronach. W tym czasie służby patrolowe złożone z plutonu komendatury miasta i pojedynczych polskich oddziałów, wartownicy stojący na straży magazynów, a także wojskowi z jednostek Armii Czerwonej i oddziałów polskich, znajdujący się na ulicach, biorąc sygnał syreny za powiadomienie i zbliżającym się niebezpieczeństwie, rozpoczęli bezładną strzelaninę, traktując wszystkich przechodniówi przejeżdżających jako napastników".

Stan bezpieczeństwa na terenie województwa krakowskiego obniżył się jeszcze bardziej wiosną 1945 r., gdy do ZSRR zaczęły powracać jednostki frontowe. 20 lipca 1945 r. w Niepołomicach dwóch żołnierzy sowieckich poszukując w jednym z domów wódki, zabiło gospodarza, Markowiaka. W sąsiednim gospodarstwie inna grupa czerwonoarmistów zgwałciła w obecności rodziców 18-letnią córkę, która niedawno powróciła z obozu niemieckiego. W końcu lipca 1945 r. w Choszczenie pijany żołnierz radziecki zastrzelił osadnika za to, że nie otrzymał od niego żywności. 21 sierpnia 1945 r. wieczorem, dwóch uzbrojonych czerwonoarmistów dokonało napadu na osadę rybacką Wadąg pod Olsztynem. W okrutny sposób wymordowali trzyosobową rodzinę Trębalów: Stanisława i Stefanię oraz ich 10-letniego syna, Józefa. Przed śmiercią znęcali się nad swymi ofiarami. Rodzicom rozpruli brzuchy, a dziecku odrąbali ręce. Jak wynikało z relacji świadka wydarzenia, zabójstwa tego dokonali prawdopodobnie żołnierze nasłani do Wadąga przez telefonistów z posterunku NKWD. Ci bowiem wcześniej odgrażali się rybakom za to, że dostawali od nich za mało ryb.Wywiad Zrzeszenia WiN informował w raporcie z października 1945 r. o sytuacji na trasie kolejowej Kraków-Tarnów: "Na kolei istnieje zupełnie zorganizowany system rabowania pasażerów. Odbywa się to w ten sposób, że pociąg staje w nocy przed stacją. Sowieci chodzą w mundurach i czapkach NKWD po wagonach i odbierają bagaż, portfele i niejednokrotnie rozbierają kogoś do bielizny. Nie ma dnia, aby wzdłuż torów nie spotkano kogoś zastrzelonego lub zasztyletowanego. Władze sowieckie na to nie reagują".

Jesienią 1945 roku z województwa poznańskiego donoszono o nieprzychylnym, a często wręcz nieprzyjaznym zachowaniu Sowietów wobec ludności, rabunku mienia, licznych gwałtach i awanturach z ich strony. Strzelaniny, gwałty i bójki wywoływane przez pijanych żołnierzy należały tu do zjawisk codziennych. Na Pomorzu poszczególni dowódcy Armii Czerwonej często wtrącali się w sprawy gminne, zmuszali osadników do robót na rzecz swoich jednostek, rekwirowali konie i bydło.Przybyli do obwodu Grochów Polacy, w czasie opuszczania transportu zostali natychmiast ograbieni. Z terenu Okręgu Mazurskiego stale nadchodziły meldunki o grasujących bandytach, uzbrojonych maruderów i dezerterów radzieckich, rabujących mienie przesiedleńców, zwłaszcza inwentarz żywy.

Działalność band dezerterskich szczególnie widoczna była w powiatach Pasłęk, Nidzica, Ostróda. W powiecie łuczańskim, na terenie gminy Ryn, repatrianci stracili w ciągu 3 miesięcy 200 koni, 324 krów, 80 owiec i 40 świń. Z Iławy donoszono o ciągłych napadach dokonywanych przez żołnierzy z radzieckich transportów wojskowych. Na stacji kolejowej rzucali się na ludność i dokonywali grabieży z bronią w ręku, pozostawiając ofiary niekiedy tylko w bieliźnie. Patrole wysyłane przez komendanta wojennego i MO, wobec liczebnej przewagi napastników, nie były w stanie skutecznie temu przeciwdziałać. Uzbrojone grupy stawiały bowiem zbrojny opór. Niejednokrotnie dochodziło do krwawych starć, w wyniku których padali zabici i ranni. Przestępcy, zachęceni przewagą, dopuszczali się także gwałtów, nierzadko mordując swoje ofiary. W Malborku, w województwie gdańskim, gwałcenie kobiet bez względu na ich wiek i stan zdrowia było na porządku dziennym. Co więcej, wypadki takie miały miejsce nie tylko we wsiach, ale i w samym centrum miasta w środku dnia. Częstotliwość dokonywanych przestępstw zależała oczywiście od liczby stacjonujących na danym terenie wojsk radzieckich i była do niej wprost proporcjonalna. Co więcej, bezkarność i okazja łatwego zysku powodowały, że w procederze tym uczestniczyli nie tylko szeregowi, ale także oficerowie. Starosta powiatowy w Szczytnie, Władysław Woźniak, pisał 24 lipca 1945 r. do pełnomocnika rządu na Okręg Mazurski: "Na terenie powiatu znajduje się 60-70 tysięcy żołnierzy radzieckich, niezależnie od przechodzących oddziałów. W związku z tym wzmogły się gwałty, kradzieże i rabunki ze strony wałęsających się żołnierzy radzieckich wszystkich stopni do majora włącznie".

Jeden ze starostów powiatowych Okręgu Mazurskiego donosił w lipcu 1945 r., że wycofujące się w kierunku wschodnim oddziały radzieckie dokonują każdej nocy włamań do mieszkań i rabunków na drogach. Zdarzały się przypadki strzelania do okien i drzwi domów zajętych przez polskie rodziny. O przypadkach wyrzucania osadników polskich z pociągów, bicia ich i odbierania żywności, pisał w czerwcu 1945 r. kierownik Okręgu Poznańskiego Polskiego Związku Zachodniego.

W Szczecinie władze radzieckie wyrzucały repatriantów z mieszkań i urządzały na nich łapanki, pociągając wszystkich do robót wojskowych, pomimo posiadania zaświadczeń przesiedleńczych. Przy okazji dokonywały grabieży-nie tylko z dobytku czy żywności, ale nawet z garderoby osobistej. Podobnie było we Wrocławiu, gdzie rejonowi komendanci wojenni na własną ręke organizowali zebrania ludności polskiej i przydzielali ją do różnych prac. Osadnikom rekwirowano bezprawnie cenniejsze przedmioty osobiste. Grupy maruderów i własowców wspólnie z bandami niemieckimi lub na własną ręke grasowały po całej okolicy. Sytuacja stała się tak napięta, że miejscowi działacze zdecydowali się na interwencję w sztabie marszałka Rokossowskiego w Legnicy. W efekcie skierowano do Wrocławia na kilka dni całą brygadę NKWD, która otaczała miasto i przeczesywała dzielnicę po dzielnicy wyłapując maruderów. Jeden z ówczesnych urzędników miejskich, Antoni Adamowicz, wspominał: "Ujętych z bronią w ręku albo podejrzanych o napady i gwałty od razu oddawano pod sąd wojenny. Wiem, że w mieście wykonano wówczas wiele wyroków śmierci. Pamiętam także, że latem 1945 r. komendant garnizonu w randze bodajże pułkownika został na miejscu zdegradowany przez wysłanników z Legnicy za to, że udowodniono mu szaber biżuterii i złota. Prawie publicznie załadowano do półciężarowego samochodu i pod konwojem wywieziono z Wrocławia".

Jedną z praktyk, stosowanych przez żołnierzy sowieckich na ziemiach zachodnich, było urządzanie wypadów rabunkowych do miejscowości zajętych już przez Polaków. W rejonie tzw. enklawy polickiej systematycznie rabowano mienie osadników wojskowych we wsiach gminy Tanowo. Jeszcze trudniejsza sytuacja występowała na terenie bazy przeładunkowej w Szczecinie. Sowieci traktowali ją jako obiekt trofiejny. Urządzenia i budynki miejskie były tu systematycznie rabowane i dewastowane. Towarzyszyły temu liczne rozboje, gwałty, kradzieże i morderstwa. Tylko w marcu 1946 r. aż 80 proc. zgłoszonych zabójstw było dziełem żołnierzy Armii Radzieckiej.(...) Jesienią 1945 r. sytuacja, przynajmniej na terenie Mazur, nieco się poprawiła. Do tego czasu bowiem wiele jednostek radzieckich opuściło już terytorium Polski. Wojsko było też nieco bardziej zdyscyplinowane. We wrześniu tego roku pełnomocnik rządu na Okręg Mazurski, płk Prawin, informował Ministerstwo Administracji Publicznej: "Objawy samowoli żołnierzy Armii Czerwonej trwają nadal, aczkolwiek w nieco mniejszych rozmiarach niż w poprzednim okresie. Dowództwo Korpusu Armii surowymi zarządzeniami porządkowymi ukróca tę samowolę". Kolejny rok po wojnie przyniósł w kwestiach bezpieczeństwa na ziemiach zachodnich niewielkie zmiany. Nie dysponujemy zestawieniami za rok 1945, sądzić jednak należy, iż w związku z wycofaniem znacznej liczby wojsk radzieckich, częstotliwość przestępstw dokonywanych przez Sowietów musiała się zmniejszyć. Nadal jednak zdarzały się wypadki mrożące krew w żyłach. W styczniu 1946 r. żołnierze sowieckiego oddziału ochrony wybrzeża, stacjonującego w Łebie, zabili pięciu cywilów, którzy rzekomo złamali zakaz zbliżania się do pasa przybrzeżnego. W tym samym miesiącu grupa czerwonoarmistów napadła na wieś Olszynka koło Prudnika, strzelając do ludzi i krzycząc, że Polska do nich należy, bo oni ją zdobyli. W całym 1946 r. tylko na Pomorzu Zachodnim Sowieci zabili około 200 osób. W powiecie Pasłęk na Mazurach, w jednym tygodniu stycznia 1946 r., zanotowano aż 10 wypadków zabójstw. Codziennie napływały z terenu powiatu meldunki o grabieżach i gwałtach. Do tragicznego wypadku doszło w okolicy dworca kolejowego w Ostródzie, 15 stycznia 1946 r. Grupa pijanych żołnierzy ze stojącego na stacji transportu, wywołała w pobliskim sklepie awanturę, wzbraniając się przed uiszczeniem opłaty. Wywiązała się strzelanina. W jej wyniku poniósł śmierć strażnik ochrony kolei oraz kapral WP, zaś trzy osoby cywilne zostały ranne. Sprawców zajścia ujęto. W czasie, gdy prowadzono ich na posterunek SOK, ponownie doszło do szarpaniny. Dwaj żołnierze radzieccy zostali zabici na ulicy, a pozostali trzej pobici na posterunku, po czym wyprowadzeni na boczną ulicę i tam zastrzeleni.

Starosta powiatowy ze Szczytna pisał 18 lutego 1946 r. w meldunku do Urzędu Pełnomocnika Rządu w Olsztynie: "(...) Żołnierze z oddziałów kwaterujących w gminach Kobułty i Rańsk systematycznie rabują na szkodę ludności wszystko co ludność ta jeszcze posiada(ubrania, bieliznę, pościel, inwentarz żywy i martwy), rzeczy te następnie przewożą wozami na rynek i sprzedają podczas targów. Gwałcą młode dziewczęta, a nawet kobiety 60-70-letnie". W ciągu 2 tygodni w marcu 1946 r. w powiecie człuchowskim na Pomorzu zanotowano 15 rabunków z morderstwami. 7 kwietnia 1946 r. w Pile żołnierz radziecki zgwałcił dwie uczennice IV klasy szkoły podstawowej: dziewięcioletnią Petronelę K. i starszą o rok Zofię G. 27 października tego roku w powiecie lęborskim(woj.gdańskie)oficer AR na tle rabunkowym zastrzelił K.Szonera. Zabitemu zabrał 10 tyś. zł. Taki sam los spotkał w tym samym miesiącu w powiecie górowskim(woj.wrocławskie)wicedyrektora cukrowni, H. Szczekockiego. 7 grudnia w powiecie lęborskim żołnierze AR zabili nauczycielkę Irenę Wolską. Zamordowanej zabrali rower i buty. Opisane zajścia powodowały odpowiednią reakcję społeczeństwa. Zdarzały się, aczkolwiek sporadycznie, przypadki pobicia Rosjan lub żołnierzy radzieckich, czasem zabójstwa dokonywane przez uzbrojonych Polaków.(...) Samowola i brutalność Sowietów doprowadziła do tego, że uwagi krytyczne pod ich adresem wyrażali otwarcie przedstawiciele niemal wszystkich środowisk, w tym także niektórzy działacze PPR. (...) Sekretarz Komitetu Miejskiego PPR w Rabce, Papcik, jak zanotowano podczas zebrania Egzekutywy KW PPR w Krakowie w lipcu 1945 r.: prowadził "wrogą propagandę przeciwko ZSRR" a o wybudowanych pomnikach wdzięczności dla Armii Czerwonej wyrażał się, że są to "pomniki ucisku Polaków". Jednym z przejawów nastrojów antysowieckich był m.in. demonstracyjny pogrzeb dorożkarza, Szymona Piekarczyka, zamordowanego 25 września 1945 r. W Krakowie przez dwóch żołnierzy radzieckich. Wzięły w nim udział wszystkie krakowskie dorożki.

Niezależnie od tego podziemie zbrojne prowadziło po wojnie szeroko zakrojoną agitację antysowiecką, poprzez rozklejanie ulotek wzywających naród do walki z polityką Rządu Tymczasowego i Armią Czerwoną stacjonującą w Polsce. Towarzyszyły temu akcje zbrojne. Na przykład w nocy z 20 na 21 maja 1945 r. dokonano napadu na obóz specjalny NKWD w Rembertowie pod Warszawą, uwalniając około 450 aresztowanych. W nocy z 13 na 14 sierpnia 1945 r. w rejonie stacji Mrozy(koło Mińska Mazowieckiego)zbrojna grupa Polaków zabiła kapitana Armii Czerwonej, Fiedotowa. Dwóch czerwonoarmistów(sierżant i szeregowy)zginęło 28 sierpnia 1945 r. w okolicy Kałuszyna. Tego samego dnia na szosie pod Zamościem partyzanci ostrzelali ciężarówkę wiozącą pograniczników radzieckich. Po walce napastnicy złożyli 14 zabitych i ciężko rannych enkawudystów w ciężarówce, oblali benzyną i podpalili. 16 września 1945 r. w rejonie Radomia ostrzelano z ziemi przelatujący samolot radziecki z generałem lejtnantem S. Szatiłowem na pokładzie. Niestety akcja nie powiodła się, gdyż ranny został tylko pilot samolotu. 26 września tego roku uzbrojony oddział polski, w liczbie około 200 ludzi, napadł na pociąg radziecki stojący na stacji pod Łukowem. Zginęło 15 oficerów Armii Czerwonej, którzy usiłowali stawiać opór. (...) Mimo zdecydowanych działań partyzanckich-a może właśnie ze względu na to-terror sowiecki nie ustawał. W związku ze stale powtarzającymi się aktami przemocy w stosunku do ludności cywilnej, minister Władysław Gomułka 10 stycznia 1946 r. zaproponował marszałkom Żukowowi i Rokossowskiemi oraz ambasadorowi Lebiediewowi zgrupowanie garnizonów radzieckich tylko w dużych ośrodkach, zastąpienie zdemoralizowanych żołnierzy frontowych nowymi-z głęgi ZSRR-odpowiednio uświadomionymi politycznie, wyjaśnienie drogą rozkazów Armii Czerwonej, iż wszystkie rekwizycje są aktem bezprawnym. Zwrócił także uwagę na konieczność wprowadzenia zakazu nadużywania alkoholu.

W celu objęcia ściślejszą kontrolą sytuacji na Ziemiach Zachodnich, 20 stycznia 1946 r. w Dzienniku Urzędowym ogłoszone zostało zarządzenie Ministerstwa Ziem Odzyskanych, nakazujące starostom nadsyłanie meldunków o poważniejszych zajściach w ciągu 24 godzin. W następnym okresie, w wyniku bezpośrednich interwencji Departamentu Inspekcji MZO u miejscowych władz cywilnych i wojskowych(sowieckich), częstotliwość przestępstw wyraźnie zmalała. O ile jeszcze w lutym zanotowano 138, w marcu 170, a w kwietniu 127, to już w drugiej połowie 1946 r. ich liczba wynosiła średnio 63 w ciągu miesiąca.

 

PRZESTĘPSTWA DOKONYWANE PRZEZ ŻOŁNIERZY RADZIECKICH W 1946 R. W POSZCZEGÓLNYCH WOJEWÓDZTWACH.

WOJEWÓDZTWO LICZBA PRZESTĘPSTW

-Gdańskie 23

-Olsztyńskie 54

-Poznańskie 15

-Szczecińskie 94

-Śląskie(Katowickie) 8

-Wrocławskie 95

RAZEM 289

 

Również w kolejnym, 1947 roku, liczba przestępstw popełnianych przez Sowietów budziła słuszny niepokój władz polskich(jakie tam one były polskie?-przyp.redaktora strony). W samym tylko powiecie legnickim, w okresie sierpień-październik 1947 r., zanotowano 16(głównie napadów i kradzieży), w tym dwa wypadki śmiertelne. Ponadto kierowcy wojskowych pojazdów radzieckich spowodowali w tymże powiecie 8 wypadków drogowych. W następnych latach liczba przestępstw ciężkich znacznie zmalała. Przypisać ten fakt można m.in. poprawie dyscypliny w oddziałach PGW i skuteczności współpracy delegatury w Legnicy z dowódcą Grupy. Z dokumentów wynika, że w latach 50. gros spraw dotyczyło wypadków drogowych. W 1952 r. Wpłynęły do biura pułkownika Koguta 24 wnioski związane z tego rodzaju wykroczeniami żołnierzy radzieckich, z czego 12 miało miejsce na terenie miasta i powiatu Legnica. Podobną liczbę wypadków spowodowali Sowieci w 1953 roku. Z reguły ich sprawcami byli kierowcy samochodów ciężarowych AR, a przyczyną nieostrożna jazda i nie przestrzeganie przepisów drogowych. W częsi przypadków prowadzący pojazd znajdowali się w stanie nietrzeźwym. W 44 wypadkach odnotowanych w okresie od stycznia 1952 do sierpnia 1953 r., śmierć poniosło 2 obywateli polskich, zaś 22 zostało rannych. W 1954 r. delegatura odnotował 39 kolizji samochodowych spowodowanych przez żołnierzy AR, w 1955 r. 23, a w 1956 r.-16. Oprócz zwykłych stłuczek zdarzały się bardziej drastyczne. 13 września 1954 r. w Gorzowie Wielkopolskim kierowca radziecki najechał na grupę dzieci. Podobny wypadek miał miejsce 20 czerwca 1955 r. we Wrocławiu. Zginęło wówczas kilka osób.

Aż do końca swego pobytu w naszym kraju żołnierze radzieccy byli sprawcami wielu tragedii. Oprócz świadomych działań przeciwko ludności, wśród których dominowały napady i kradzieże dokonywane zwykle po pijanemu, odnotowywano też liczne nieszczęśliwe wypadki.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
'Mam szczerą wolę pełnić służbę Bogu i Polsce' działalność tajnych organizacji harcerskich w latach
Atlas polskiego podziemia niepodległościowego 1944 1956
2009 04 09 W latach 1944 1956 uwięziono 300 tys, zamordowano 6 000
Rynek książki w Polsce 1944 1989
Przemoc wobec Żydów w Polsce 1944 1946 2
Janina Bier Wanda , Marysia Armia Ludowa (1912 1944)

więcej podobnych podstron