Jezus - Bóg czy tylko Syn - chrześcijanin wobec świadkśw Jehowy, KAMI, dokumenty


JEZUS - BÓG CZY „TYLKO SYN”?

CHRZEŚCIJANIN WOBEC ŚWIADKÓW JEHOWY

Świadkowie Jehowy twierdzą, że Jezus jest bytem stworzonym, że nie jest wszechmocny jak Bóg Jahwe i nigdy nie uważał siebie za Boga - „nie uważał siebie za równego Bogu pod żadnym względem - ani pod względem mocy, ani wiedzy, ani wieku.

O tym, że Jezus nie jest pierwszym stworzeniem Boga, jak chcą tak zwani świadkowie Jehowy, możemy dowiedzieć się już ze zdania rozpoczynającego Biblię, czytanego w połączeniu z prologiem Ewangelii według św. Jana i tekstami Listu św. Pawła do Kolosan oraz Księgi Rodzaju: „Na początku było Słowo (…). Wszystko przez Nie się stało…” (J 1,1.3); „…Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone. On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie. (…) On jest Początkiem…” (Kol 1,16-18). „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię…” (Rdz 1,1).

Z wyżej przytoczonych tekstów jasno wynika, że, po pierwsze: nie Jezus ma początek, ale Jezus jest początkiem wszechrzeczy. Po drugie: Jezus nie może być wynikiem pierwszego aktu stworzenia Boga, jak uparcie twierdzą „świadkowie”, ponieważ pierwszym stwórczym dziełem Boga jest niebo i ziemia, o czym wyraźnie informuje nas Księga Rodzaju, wymieniając również kolejne następne stworzenia - żadnym z nich nie jest jednak Jezus. Po trzecie: wymienione wyżej wersety z Pisma Świętego pouczają nas, że Syn Boży istniał przed wszelkim stworzeniem, a więc zanim Bóg zaczął stwarzać Jezus już istniał. Zgodnie z Iz 9,5 i wymienionymi wyżej tekstami Syn Boży istniał odwiecznie. Po czwarte: Jezus nie tylko nie jest stworzeniem, ale jest Stworzycielem, zgodnie z Kol 1,16-18. A skoro wiadomo, że Stworzycielem może być tylko Bóg Jahwe, to już z samego listu wynika, że Jezus jest Jahwe, tak jak Ojciec. Syn Boży nie tylko więc nie jest stworzeniem, ale sam jest Bogiem wiecznym, który stwarza. Potwierdza to także św. Jan (J 1,3).

Jezus jest „arche” (gr. άρχη), czyli podstawą wszelkiego istnienia; wszystko, co stworzone, istnieje dzięki Niemu. Sam Chrystus określa siebie Boskim przymiotem, znanym z Iz 44,6 i Ap 1,8: …To mówi Pierwszy i Ostatni, który był martwy, a ożył…” (Ap 2,8); „Oto przyjdę niebawem, a moja zapłata jest ze mną, by tak każdemu odpłacić, jaka jest jego praca. Jam jest Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec” (Ap 22,12-13). Chrystus tymi słowami sam określa swoją Boską godność i naturę. Dobitnie podkreśla swą Boską istotę także następującym stwierdzeniem: „Podobnie jak Ojciec ma życie w sobie, tak również dał Synowi: mieć życie w sobie samym” (J 5,26).

Życie „w sobie samym” może mieć tylko Bóg - Istota najwyższa, której nikt nigdy nie stworzył, która żyje sama z siebie, która nie potrzebuje ingerencji istoty o wyższej doskonałości, by mogła zaistnieć. Istotą Jezusa, podobnie jak istotą Ojca niebieskiego jest istnienie! Syn Boży nie mógł nigdy nie istnieć; istnieje zawsze - nie ma początku, ani końca; istniał już wtedy, gdy świat został stwarzany i będzie istniał nadal wtedy, gdy nastąpi koniec świata, a królestwu Jego nie będzie końca (por. Ap 11,15).

Ewangelia Janowa rozpoczyna się słowami: „ Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało. W Nim było życie, a życie było Światłością dla ludzi…” (J 1,1-4). Wszystkie te zdania potwierdzają, że Słowo, czyli Jezus, jest Bogiem. „Świadkowie” w tym miejscu na ogół mają zastrzeżenie co do słów: „i Bogiem było Słowo”. Twierdzą oni, że oryginalny tekst brzmi w tłumaczeniu na język polski: „i boskie było Słowo”. Nie jest to zgodne z prawdą. Jeśli weźmiemy grecki tekst Ewangelii według św. Jana, możemy się przekonać, że fragment ten brzmi: „καί Θεος ην ό Λόγος” czyli „i Bogiem było Słowo”. Znaczenie poszczególnych słów można sprawdzić w słowniku grecko-polskim, by przekonać się, że słowo „Θεος” znaczy Bóg. Gdyby nawet tekst ten jednak brzmiał tak, jak wygodniej jest „Świadkom” czyli „i boskie było Słowo” - to świadczyłby on o Bóstwie Chrystusa, gdyż naturę Boską może mieć tylko Bóg, ale wymowa tego tekstu byłaby już osłabiona i bardziej kontrowersyjna: ktoś mógłby sądzić, że określenie „Boskie” jest tu użyte w sensie przenośnym. Dlatego też trzymajmy się lepiej oryginału. Tymczasem za tłumaczenie Biblii biorą się coraz częściej ludzie zupełnie do tego nie przygotowani, mający niewiele wiadomości o historii narodu wybranego, geografii terenów zamieszkanych przez Żydów na przestrzeni całej ich biblijnej historii, archeologii, kultury i religii oraz sytuacji politycznej nie tylko w kraju, w którym żyli, ale także w krajach ościennych i tych, które wywarły jakikolwiek wpływ na ich losy. Żydzi mieli przecież inną świadomość niż ludzie dzisiejsi… Mało tego, „świadkowie Jehowy” wywodzą się często z najsłabszych, tzn. najmniej ugruntowanych w wierze, katolików. Druga część to ci, którzy przyszli na świat lub wychowali się w nauce tej sekty i w większości wypadków nie mieli okazji zdobycia nawet średniego wykształcenia, nie mówiąc już o braku „świadków” wykształconych na poziomie policealnym, czy wyższym. Ich „studiowanie” biblijne trwa w zasadzie kilka tygodni i po takim okresie czują się już godni nauczać prawd Bożych zawartych w Piśmie Świętym. W czasie, gdy są „nauczycielami” jeszcze się dokształcają, ale ta nauka polega głównie na uczeniu się na pamięć starannie dobranych, tylko im wygodnych, wersetów biblijnych, oraz na lekturze „Strażnicy” i paru jeszcze innych dziwnych broszurek, a nie na rzetelnym studiowaniu samej Biblii i języków, jakimi się jej natchnieni autorzy posługują.

„Świadkowie Jehowy”, na podstawie cytowanego wyżej fragmentu Prologu Ewangelii św. Jana, twierdzą uparcie, że skoro „na początku było Słowo”, to znaczy, że Słowo miało początek, i w podobnie pokrętny sposób tłumaczą inne teksty biblijne, które im pasują do koncepcji Boga. Zauważmy jednak, że Prolog Ewangelii Janowej wcale nie naucza, jakoby Słowo miało początek, lecz że było na początku. Chodzi tu oczywiście o początek stworzenia, bo tylko stworzenie może mieć początek. Z omawianych już wyżej wersetów wynika niezbicie, że Słowo istniało już wtedy, kiedy Bóg zaczął stwarzać i Ono także uczestniczyło w dziele stwarzania. Potwierdza to także inny fragment: „A wreszcie rzekł Bóg: «Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam» (Rdz 1,26).

Świadkowie w tym momencie na pewno przytoczyliby słowa Psalmu 2, odnoszące się do Jezusa: „…Tyś Synem moim, Ja Ciebie dziś zrodziłem” (Ps 2,7), stwierdzając, że skoro Bóg „zrodził” Jezusa, to znaczy, że Go stworzył. Świadkom Jehowy wydaje się bowiem, że „zrodzenie” przez Boga oznacza dokładnie to samo, co urodzenie dziecka przez kobietę, czyli jest zapoczątkowaniem życia. Zapominają tylko o dwóch sprawach: - po pierwsze, fakt, że kobieta rodzi dziecko wcale nie oznacza, że ona stwarza istnienie ludzkie; nawet i to, że przy współudziale mężczyzny i kobiety następuje poczęcie, w konsekwencji czego odbywa się później poród - nie oznacza jeszcze, że para ludzka stwarza ludzkie życie. Człowiek nie może nikogo, ani niczego stworzyć. Jeśli ludzie i zwierzęta rozmnażają się, to tylko dzięki aktowi stworzenia przez samego Boga, który jako jedyny jest źródłem życia. Dlatego nie wolno nam twierdzić, że „zrodzenie” oznacza to samo, co „stworzenie”.

Po drugie: Bóg nie jest przecież człowiekiem, ani mężczyzną, ani kobietą; jest Istotą nieskończenie przewyższającą nas swoją doskonałością i nieporównywalną z nami pod względem natury, czyli krótko mówiąc - jest bytem nieskończenie różnym od nas. W związku z tym, to co czyni Bóg nie może być porównywalne z tym, do czego my jesteśmy uzdolnieni i powołani.

Aby lepiej zrozumieć tekst Ps 2,7 najlepiej odwołać się właśnie do tekstów biblijnych, które wyjaśniają nam w dużym stopniu całe to nieporozumienie. Rozważane tutaj słowa psalmisty przytoczone zostały w Dziejach Apostolskich: „My właśnie głosimy wam Dobrą Nowinę o obietnicy danej ojcom: że Bóg spełnił ją wobec nas jako ich dzieci, wskrzesiwszy Jezusa. Tak też jest napisane w psalmie drugim: Ty jesteś moim Synem, Jam Ciebie dziś zrodził” (Dz 13,32-33).

Jak widzimy, słowa Psalmu nie odnoszą się więc do stworzenia Jezusa, jak chcą „świadkowie”, lecz do zmartwychwstania, które było jednym ze zbawczych dzieł Jezusa, obiecanych przez Boga Izraelitom.

Na wypadek wątpliwości, czy Bóg może być zrodzony, chociaż nie jest stworzony (gdyby był stworzony nie byłby oczywiście Bogiem), zauważmy, że w swej Ewangelii św. Jan używa właśnie takiego określenia „Jednorodzony Bóg” (J 1,18). Nie ujmuje to w niczym Boskości Jezusa, że jest Jednorodzonym Synem Boga-Ojca, skoro tak jak Ojciec nie jest stworzony i wieczny.

Jezus jest Synem Bożym i chyba nie jest to wcale dziwne, ani niezgodne z zasadami logicznego myślenia, że jako Syn jest równy Ojcu co do natury. Dzieci ludzkie także posiadają naturę swych rodziców. Tak więc syn człowieka jest człowiekiem, a Syn Boga jest Bogiem.

Odwołajmy się teraz do innego świadectwa biblijnego: św. Paweł pisze do Kolosan, że chce „…aby zostali w miłości pouczeni, ku (osiągnięciu) całego bogactwa pełni zrozumienia, ku głębszemu poznaniu tajemnicy Boga (to jest) Chrystusa. W Nim wszystkie skarby mądrości i wiedzy są ukryte” (Kol 2,2-3). Natchniony autor listu nie tylko jednoznacznie stwierdza, że Jezus jest Bogiem ale także określa Go słowami, będącymi echem wyrażeń znanych z Iz 45,3 i 2,1-6, odnoszących się do mądrości i wiedzy Boga.

W tym samym liście św. Pawła czytamy: „On jest obrazem Boga niewidzialnego - Pierworodnym wobec każdego stworzenia, bo w Nim wszystko zostało stworzone: (…) byty widzialne i niewidzialne. (…) Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone. On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie. (…) On jest Początkiem, Pierworodnym spośród umarłych. (…) Zechciał bowiem (Bóg), aby w Nim zamieszkała cała Pełnia…” (Kol 1,16-19). Aby łatwiej było zrozumieć, o jakiej pełni tutaj mowa, zacytuję jeszcze jeden fragment drugiego rozdziału tego samego listu: „W Nim bowiem mieszka cała Pełnia: Bóstwo na sposób ciała…” (Kol 2,9). Czyż w liście do Kolosan nie pisze św. Paweł wyraźnie, że w Chrystusie mieszka cała Pełnia Bóstwa? Że jest On początkiem wszechrzeczy i że wszystko w Nim ma istnienie? - Że jest obrazem Boga, że „wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone”?

Św. Paweł daje w tym liście wyraz swej wierze w Bóstwo Jezusa. Jeżeli bowiem pisze, że Jezus posiada całą Pełnię Bóstwa, to znaczy, że Bóstwo Chrystusa w niczym nie jest mniejsze, ani mniej doskonałe od Bóstwa Boga-Ojca. Bóstwo Jezusa jest całkowicie pełne, a więc równe Bóstwu Ojca. Jest zresztą nie do pomyślenia, by jedna pełnia była „pełniejsza” od drugiej, albo żeby jedna Osoba Boża była bardziej Boska, a druga - mniej Boska. Już w samym pojęciu Boga mieści się pojęcie pełni. Bóg jest bowiem Tym, który ma pełnię bytu, pełnię władzy, pełnię doskonałości, pełnię miłości itd. I właśnie taką pełnię Bożą, której już niczego nie brakuje, posiada Syn Boży.

Ponieważ w omawianym tutaj tekście „świadkowie Jehowy” nie widzą dla siebie zbyt dużego pola do popisu, próbują zaatakować wiarę w Boga-Jezusa na podstawie pierwszego wersetu tego tekstu: „On jest obrazem Boga niewidzialnego - Pierworodnym wobec każdego stworzenia…” (Kol 1,15). Otóż „świadkowie” uważają, że Jezus jest TYLKO obrazem Boga i niczym więcej; twierdzą, że skoro jest obrazem Boga, to znaczy, że nie jest samym Bogiem, tak jak odbicie jakiejś postaci w lustrze nie jest tą postacią. Sprytnie wybrnęli z kłopotu, prawda? Ale my również możemy z nimi polemizować. Otóż w ich przekonaniu, opartym na wersetach biblijnych, że nie wolno czynić żadnych podobizn Boga, rzeźb, obrazów i oddawać im pokłonu, jesteśmy zwykłymi bluźniercami, gdyż jesteśmy „czcicielami Krzyża”, nasze kościoły są przepełnione obrazami i rzeźbami świętych. Przecież my nie kłaniamy się samym obrazom i figurom, lecz czcimy tego, kogo dany obraz, czy rzeźba przedstawia. Mamy pełną świadomość, że płótno z wizerunkiem Jezusa, czy Maryi nie jest w żadnym calu ani Chrystusem, ani Matką Bożą, może być tylko podobizną świętych Osób, podobnie jak fotografia nie jest człowiekiem, lecz tylko jego podobizną

Świadkowie Jehowy są przekonani, że Jezus został przywiązany do zwykłego słupa, a nie ukrzyżowany. Mówią zresztą, że krzyż jest symbolem pogańskim i budzi w nich odrazę. Chrześcijan uważają za pogan i bałwochwalców z powodu czci oddawanej krzyżowi Chrystusa. A zbawienie? - Można je zdobyć tylko swoimi czynami. „Zarabia się” na nie własnymi rękami i siłą poświęconego i „zaksięgowanego” czasu. W chrześcijaństwie natomiast zbawienie otrzymuje się od Zbawiciela jako łaskę i darmo dany dar. „I nikt nie może dostąpić zbawienia inaczej niż tylko w Nim, bo nikomu na świecie nie dał Bóg imienia, w którym moglibyśmy osiągnąć zbawienie” (Dz 4,12). Chrześcijaństwo jest religią Pośrednika zbawienia. Nie możemy sami się zbawić - dzięki Chrystusowi i w Chrystusie jesteśmy wezwani do współpracy w zbawieniu. Zatem różnica jest zasadnicza.

Powracając zaś do obrazu Boga, którym jest Jezus Chrystus, jest On obrazem Boga dzięki swemu Wcieleniu. A dzięki temu, że jest „obrazem” Boga ludzie mieli okazję zobaczyć Boga samego, bo, zgodnie z J 12,45 - kto widzi Jezusa, ten widzi i Jego Ojca. Z dalszych zdań listu wynika jasno, że Chrystus nie jest jedynie jakimś mętnym, niedoskonałym odblaskiem Boga, lecz sam jest najprawdziwszym Bogiem, w którym ukryte są wszystkie skarby mądrości i wiedzy (Kol 2,2-3.9) i posiada pełnię Bóstwa.

Drugi zarzut „Świadków” dotyczy określenia: „Pierworodny wobec każdego stworzenia” (Kol 1,15). Twierdzą oni, że słowo „pierworodny” oznacza „stworzony”, ale zostało przecież wcześniej wyjaśnione, że takie rozumienie tego słowa nie znajduje żadnego uzasadnienia. „Świadkowie Jehowy” uparcie bronią swego poglądu, argumentując, że skoro Jezus jest „pierworodnym wobec każdego stworzenia”, to widocznie sam musi być stworzony, tyle tylko, że jako pierwszy ze wszystkich stworzeń. W wersecie Kol 1,15 należy zwrócić uwagę na jeszcze jeden szczegół: Jezus jest pierworodny wobec stworzenia, a więc sam nie jest stworzeniem, lecz jest przeciwstawiony stworzeniu, sam jest bowiem Stwórcą.

Jezus jako Pierworodny , czyli dziedzic Boga-Ojca posiada wszystko to, co posiada Ojciec (J 16,15; 17,10) i ma władzę równą Bogu. Może odpuszczać grzechy (Łk 5,20-24), chociaż ta władza przynależy tylko Bogu, gdyż grzech jest wykroczeniem przeciwko Prawu Bożemu. Jezus jest też Panem szabatu (Łk 6,5), chociaż wiadomo, że Panem szabatu może być tylko Jahwe, który szabat ustanowił. Jezus decyduje o tym, kto ma być zbawiony (Łk 23,40-43; por. J 14,6) oraz o tym, komu objawić tajemnice Boże (Łk 10,22). Syn Boży może czynić wszystko to, co czyni Ojciec (J 5,19). Jakby tego wszystkiego było jeszcze mało - Chrystusowi należy się cześć równa czci przysługującej Bogu-Ojcu (J 5,23; Ap 5,13-14; Hbr 1,6; Flp 2,10). Królestwo Boże jest Królestwem Jezusa (2 Tm 4,1; Ap 12,10). Do Jezusa należy modlić się jak do Boga (J 14,13-14; Dz 7,59). Jezus jest niezmienny, a niezmienność jest przymiotem Boga (Hbr 13,8; por. Ml 3,6).

Ponadto Chrystus interpretuje i uzupełnia Prawo ustanowione przez Boga (Mt 5,21-48). Gdyby nie był równy Bogu-Ojcu nie mógłby tego czynić. Jezus jest, tak jak Jahwe, „dawcą życia” (Dz 3,15). W dodatku ma władzę sądzenia (J 5,23), a przecież tylko Bóg może być Sędzią (Ps 50,6).

Z wymienionych wyżej zapisów biblijnych wynika jednoznacznie, że Chrystus jest Bogiem na równi z Ojcem. Jednak jeszcze to nie wszystkie dowody na potwierdzenie Bóstwa Chrystusa. W tekście Ap 22,1-3 św. Jan dwukrotnie podkreśla, że tron w Królestwie Bożym należy zarówno do Boga-Ojca, jak i do „Baranka”. W tym samym rozdziale Objawienia Jezus, niekwestionowany również przez świadków Jehowy, wzór prawdomówności, przedstawia siebie jako najwyższego Sędziego i nazywa siebie określeniami samego Boga Jahwe: Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec (Ap 22,13). Dowodzi to niezbicie, że Jezus uważa siebie za Boga.

Apokalipsa nazywa Chrystusa „Królem królów i Panem panów” (Ap 19,16), a ten tytuł może przysługiwać tylko Bogu, gdyż oznacza Najwyższego, panującego nad wszystkimi i nad wszystkim - jedynego Władcę (por. 1 Tm 6,15). Objawienie stwierdza ponadto, że Łaska Boża pochodzi od Ojca, od Syna i od Ducha Świętego (Ap 1,4-5).

W Ewangelii Mateuszowej jest mowa o kuszeniu Jezusa. Gdy diabeł wziął Go do Miasta Świętego i postawił na szczycie narożnika świątyni, rzekł do Niego: „Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół…” (Mt 4,6). A Jezus mu odpowiedział: „Nie będziesz wystawiał na próbę PANA, BOGA SWEGO” (Mt 4,7). Diabeł nie kusił przecież Boga-Ojca, tylko Jezusa, Jego Syna. Fragment tej wypowiedzi świadczy wyraźniej jeszcze o tym, że Jezus nie tylko jest Bogiem, ale także ma świadomość tego, że Nim jest, czemu zaprzeczają świadkowie. Ciekawe, jakby wybrnęli z tej sytuacji, bo na pewno i w tym miejscu wymyśliliby sobie jakieś śmieszne argumenty

Dalej, w tym samym rozdziale Mt Jezus przypomina słowa znane ze Starego Testamentu: „Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz” (Mt 4,10; por. Pwt 6,13), z których wynika niezbicie, że cześć Boska i całkowite oddanie się („służenie”) należy się tylko Jahwe. Jak więc świadkowie Jehowy wytłumaczą fakt, że zaraz po tym, jak Chrystus wypowiedział te słowa przystąpili do Niego aniołowie i „usługiwali Mu” (Mt 4,11)? Bo dla nas, chrześcijan, jest to oczywisty dowód na to, że Jezus jest Bogiem-Jahwe, tak jak Jego Ojciec. Dla owych aniołów także to było oczywiste skoro służyli Jezusowi tak jak Bogu. W proroctwie Izajasza czytamy: „Ja, któremu na imię Jahwe, chwały mojej nie odstąpię innemu…”, z czego wynika wyraźnie, że chwała należy się tylko Bogu, Jahwe. Dlaczego więc, według wersetów biblijnych Ojciec Jahwe odstępuje swą chwałę Synowi, skoro zarzekał się, że jej nikomu nie odstąpi? Czy Bóg Jahwe kłamał? Zgodnie z rozumowaniem świadków Jehowy, którzy uważają, że Jezus jest stworzeniem, Bóg musiałby być kłamcą, a przecież wiemy, że nim nie jest. Zobaczmy więc, co mówi na ten temat Pismo Święte:

1) „Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi, aby wszyscy oddawali cześć Synowi, tak jak oddają cześć Ojcu. Kto nie oddaje czci Synowi, nie oddaje czci Ojcu, który Go posłał” (J 5,22-23).

Jak widzimy, w Ewangelii według św. Jana wyraźnie jest napisane, że Jahwe pragnie, a nawet wręcz nakazuje, by wszyscy, bez wyjątku, oddawali Chrystusowi dokładnie taką samą cześć, jak Jemu, czyli Bogu Najwyższemu. Skoro tego rodzaju cześć należy się tylko Jahwe (Mt 4,10; Iz 42,8; Ap 22,9), to znaczy, że Jezus też musi być Bogiem Jahwe. Inaczej tych tekstów nie można rozumieć, gdyż każda inna interpretacja godziłaby w prawdomówność Boga i sensowność Biblii. Z Ewangelii Janowej dowiedzieliśmy się, że „kto nie oddaje czci Synowi, nie oddaje czci Ojcu…”. A jak świadkowie Jehowy oddają cześć Bogu Jezusowi? Okazuje się, że wcale. Ani się do Niego nie modlą, chociaż On tego od nich oczekuje (J 14,13-14), ani nie uznają Go za Boga, chociaż cały Nowy Testament zaświadcza o Jego Bóstwie. Czy można ich więc nazywać chrześcijanami? Przecież chrześcijanie to ludzie wierzący w Boga-Chrystusa. Dla nas w każdym bądź razie sprawa jest jasna: Syn Boży jest też Jahwe. Ojciec nie obdarował Boską chwałą stworzenia, lecz swego Syna, który jest Mu równy co do natury. Dlatego też, zgodnie z powyższym zaleceniem Boga oddajemy Chrystusowi cześć taką samą, jak Bogu-Ojcu.

2) W Liście do Tytusa także jest mowa o chwale Boga-Chrystusa: „… oczekując błogosławionej nadziei i objawienia się chwały wielkiego Boga i Zbawiciela naszego, Jezusa Chrystusa (Tt 2,13).

3) O tym, że Boska cześć należy się Jezusowi zaświadcza też dobitnie List do Hebrajczyków: „… Niech Mu oddają pokłon wszyscy aniołowie Boży” (Hbr 1,6). W dalszym ciągu tego listu czytamy: „Do Syna zaś: «Tron Twój, Boże, na wieki wieków (…) dlatego namaścił Cię, Boże, Bóg Twój (…) Ty zaś jesteś Ten sam, a Twoje lata się nie skończą, (…) Siądź po mojej prawicy»…” (Hbr 1,8-13).

Jezus posiada Boskie atrybuty Ojca: nazywany jest Bogiem, zasiada na tronie królewskim, Jego Królestwo jest Królestwem sprawiedliwości; Jego władza królewska jest wieczna (1,8); powtórnie nazywany Bogiem (1,9); Jezus jest Stworzycielem, jak Ojciec (1,10); jest niezmienny jak Jahwe (1,12); zasiada po prawicy Ojca (1,13). Zasiadanie po prawicy jest równoznaczne z dzieleniem władzy. Tekst ten jest więc potwierdzeniem Boskiej godności Chrystusa.

4) Objawienie św. Jana zaświadcza w sposób wyraźny i zrozumiały, że cześć i chwała należy się zarówno Bogu-Ojcu, jak i Barankowi-Chrystusowi: „A wszelkie stworzenie, które jest w niebie i na ziemi, i pod ziemią, i na morzu, i wszystko, co w nich przebywa, usłyszałem, jak mówiło: «Zasiadającemu na tronie i Barankowi błogosławieństwo i cześć, i chwała, i moc, na wieki wieków». A czworo Zwierząt mówiło «Amen». Starcy zaś upadli i oddali pokłon” (Ap 5,13-14).

5) Ukoronowaniem rozważań na niniejszy temat niech będą słowa hymnu zawartego w Liście do Filipian: „On istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie (…). Bóg (…) darował Mu imię nad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem…” (Flp 2,6-11).

Niestety, na imię Jezusa nie zgina się każde kolano: świadkowie Jehowy pozostają obojętni na słowo tego natchnionego tekstu biblijnego. Nie chcą zrozumieć, że Jezus „ogołocił samego siebie” dla nas, dla naszego zbawienia. A przecież to, że Jezus wyzbył się chwały tylko na czas swego ziemskiego życia wcale nie oznacza, że przestał być Bogiem. Jezus „przyjął postać sługi” dla naszego dobra, by móc umrzeć za nasze grzechy i dzięki temu nas zbawić, gdyż istniejąc „tylko” w postaci Bożej nie mógłby umrzeć (do istoty Boga należy przecież to, że jest nieśmiertelny). Bogiem jednak nie przestał być w momencie, gdy przyjął naturę ludzką, ponieważ do istoty Boga należy też między innymi to, że jest On wieczny i niezmienny. Skoro więc najpierw „istniał w postaci Bożej”, to nie mógł później przestać być Bogiem. Jezus jest wieczny i niezmienny, zgodnie z Iz 9,5; Ap 1,17-18; Hbr 13,8, dlatego Jego Boska natura nie mogła ulec żadnej przemianie. Tak więc po Wcieleniu nadal był Bogiem i dlatego przysługuje Mu „imię ponad wszelkie imię”, czyli imię, tak jak Bogu Jahwe (Iz 45,23).

Gdyby to komuś jeszcze nie wystarczyło, to list do Filipian także oświadcza, iż zgodnie z wolą Bożą wszyscy mają uznać Jezusa jako Pana. Świadkowie Jehowy doskonale orientują się, że w Biblii tytuł „Pan” oznacza Boga Jahwe. Sami zresztą mają do nas pretensję o to, że imię Jahwe zastępujemy słowem Pan. Skoro w Biblii Jezus jest Panem jak Bóg Ojciec, to znaczy, że jest Jahwe, czyli Bogiem jak Ojciec. Za Boga Jahwe uważali Jezusa także Jego uczniowie, nawet niewierny Tomasz uwierzył w końcu, że Jezus zmartwychwstał, gdyż jest Bogiem (dla Boga nie ma przecież nic niemożliwego). Tomasz, któremu po prostu nie mogło pomieścić się w głowie, że jego Nauczyciel umarł, a teraz jest żywy, zmartwychwstały, wreszcie zrozumiał i powiedział: „Pan mój i Bóg mój!”. Jezus na to zawołanie zareagował w taki sposób, że nie pozostawił nam cienia wątpliwości co do tego, kim jest; nie tylko bowiem nie zaprzeczył, że jest zmartwychwstałym Bogiem, ale potwierdził ten fakt następującymi słowami: „… Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20,29). Chrystus pragnie więc wiary w swoje Bóstwo i zmartwychwstanie.

To, że Jezus zmartwychwstał świadczy już w jakiejś mierze o Jego Bóstwie, gdyż tylko Bóg może zmartwychwstać własną mocą tak jak Jezus, a istota stworzona nie może sama przywrócić sobie życia. Dla św. Pawła Bóstwo Chrystusa było oczywistym faktem, tak jak i dla pozostałych uczniów Jezusowych. Paweł nazywa Go w liście do Rzymian Bogiem, który jest „ponad wszystkim” (Rz 9,5). Ponadto w następnym rozdziale swego listu naucza, że warunkiem zbawienia jest wyznanie, iż Jezus Chrystus jest Panem (Rz 10,9). W liście do Kolosan poleca wiernym służyć Chrystusowi jako Panu (Kol 3,24).

Jezus w czasie swej ziemskiej wędrówki niejednokrotnie dokonywał cudów, a także odpuszczał grzechy. Reakcja faryzeuszy (Łk 5,20-24) świadczy o tym, że rozumieli oni, iż grzechy odpuszczać może tylko Bóg. Ich błąd polegał jednak na tym, że nie uwierzyli Jezusowi i uznali Go za bluźniercę. Zauważyli jednak słusznie, że „czyni się równym Bogu” (J 5,18). Jezus według faryzeuszy uzurpował sobie prawo zmieniania i własnej interpretacji przepisów Prawa nadanego przez Jahwe. Rozumieli oni bowiem, że Prawo Mojżeszowe nadane przez Boga może zmieniać i udoskonalać jedynie sam Bóg. Błąd ich polegał przede wszystkim na tym, że nie widzieli w Jezusie Jego Boskiej godności i władzy.

Świadkowie Jehowy twierdzą, nie wiadomo na jakiej podstawie, że Jezus nie uważał siebie za Boga. Chrystus jednak miał świadomość własnego Bóstwa i własnej wszechwładzy Boskiej. Sam określił siebie przecież „Panem szabatu” (Łk 6,5). A wiadomo, że Panem świąt ustanowionych przez Boga może być tylko sam Bóg.

„Świadkowie” próbują pozbawić Jezusa Jego Boskich atrybutów i chwały powołując się najczęściej na tekst, w którym Jezus czyni siebie mniejszym od Boga-Ojca: „Ojciec jest większy ode Mnie” (J 14,28) i na tym jednym zdaniu budują własną koncepcję Syna Bożego, który według nich jest wiernym Sługą Bożym niczym anioł i jest stworzeniem, tak jak wszyscy aniołowie. Nie uwzględniają oni całego mnóstwa tekstów podkreślających dobitnie, że Chrystus jest Bogiem i należy Mu się chwała Boska. Nawet aniołowie oddają Mu przecież cześć Boską (Flp 2,5-11; Hbr 1,6; Mt 4,11). Zatrzymajmy się jednak chwilę na tym wersecie z ewangelii Janowej, który ma być rzekomo koronnym argumentem świadczącym o tym, że natura Chrystusa nie jest równa naturze Bożej i że Jezus jest stworzeniem. Otóż musimy stale pamiętać, że Chrystus miał dwie natury: oprócz Boskiej miał też naturę ludzką. Jakkolwiek przez cały czas zachowywał swą Boską naturę, to jednak w momencie Wcielenia przyjął dobrowolnie całe brzemię i niedoskonałość natury ludzkiej! Dzięki tej niedoskonałości natury ludzkiej mógł umrzeć dla naszego zbawienia - i taki właśnie był cel Wcielenia. Wiemy, że jako Bóg Jezus nie mógłby umrzeć, lecz jako Bóg i Człowiek Jezus mógł poprzez swoją śmierć spełnić starotestamentową obietnicę zbawienia. Zanim się to jednak stało Jezus żył tak, jak żyją inni ludzie: pracował, odpoczywał, przeżywał ludzkie wzruszenia i ból, jadł z innymi, spał, jak inni ludzie i rozmawiał tak jak oni, cierpiał, aż w końcu poniósł ludzką śmierć.

Podsumowując - Chrystus był Człowiekiem w pełni. Jego cierpienie i śmierć były ofiarą przebłagalną za nasze grzechy. Była to więc sprawa niezmiernej wagi i dla nas i dla Boga (Bóg przecież bardzo pragnie naszego zbawienia). Przyjęcie natury ludzkiej wiązało się jednak z pewnym „ogołoceniem” (Flp 2,7). Trzeba przy tym zaznaczyć, że był to akt dobrowolny Syna Bożego; Jezus sam się ogołocił, „przyjąwszy postać sługi”, „uniżył samego siebie”. Wyrzekł się na czas swego ziemskiego życia chwały Bożej, ale nie dlatego, że Mu się ona nie należała, lecz po to, by mógł za nas cierpieć i umierać. Chrystus jako Człowiek uznaje wyższość Ojca, ponieważ każdy człowiek musi tę wyższość uznać. Niemniej, Jezusowi jako Bogu przysługuje chwała i Bóg-Ojciec Mu tej chwały nie odbiera, przeciwnie - Ojciec pragnie dla Syna chwały jaką sam posiada i uznaje chwałę Syna tak jak swoją własną (J 5,23; Flp 2,10-11). Nie można więc twierdzić, że niższość Jezusa-Człowieka wobec Ojca podkreśla Bóstwo Jezusa-Boga. Zauważmy na przykład, że kiedy w Ewangelii według św. Łukasza „dobry łotr” nazywał Jezusa Bogiem, a Królestwo Boże określił jako Jego Królestwo (Łk 23,43), Chrystus wcale temu nie zaprzeczył. Gdyby nie był Bogiem, musiałby dla zachowania prawdy (był przecież prawdomówny i sprawiedliwy) sprostować tę wypowiedź. Nie tylko nie uczynił tego, ale wręcz potwierdził, że ma Boską władzę: „Zaprawdę powiadam ci: dziś ze Mną będziesz w raju” (Łk 23,43). Widzimy więc, że Jezus uważał siebie za Boga - Władcę Królestwa Bożego.

Ta sama Ewangelia przytacza następujące słowa Jezusa: „Nikt nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić” (Łk 10,22). Ojciec był znany ze Starego Testamentu, a Chrystus mówi, że nikt nie zna Ojca. To oznacza, że ludzka znajomość Jahwe jest znikoma. Natomiast Jezus w takim stopniu zna Ojca, jak nikt! Na przykładzie powyższego wersetu widzimy, że istnieje równość wiedzy Ojca i Syna. Ponadto Syn dysponuje wiedzą Boską - objawia ją temu, komu sam zechce objawić.

„Świadkowie” często zwracają uwagę, że Jezus jest uległy Ojcu, jak Sługa, czyli ktoś niższy rangą. Wsłuchajmy się w słowa Chrystusa: „… nie szukam własnej woli, lecz woli Tego, który Mnie posłał” (J 5,30). Jest to odpowiedź na powyższą wątpliwość - Ojciec nie narzuca Synowi swojej woli, nie rozkazuje Mu, nie zmusza Go do niczego; Syn dobrowolnie jest uległy Ojcu, gdyż jest Jego doskonałym Synem! Jezus sam „nie szuka własnej woli”, lecz pragnie spełnić wolę Ojca. Bóstwo jest naturą doskonałą, harmonijną, nie ma w nim sprzeczności, niezgodności interesów poszczególnych Osób Bożych, dlatego też Bóg-Syn pragnie tego samego, co Bóg-Ojciec.

W Ewangelii według św. Jana znajdujemy jeszcze inne ważne stwierdzenie Jezusa: „Gdybyście Mnie poznali, znalibyście mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście. (…) Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: «Pokaż nam Ojca»? Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? (…) wierzcie mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie …” (J 14,7-11). Powyższa wypowiedź bardzo wymownie przedstawia relację między Synem a Ojcem i dowodzi, że w Osobie Jezusa można zobaczyć Boga, gdyż Syn istnieje w Ojcu, a Ojciec w Synu. Wynika z tego, że Ojciec i Syn są jednej natury. Bóg daruje się człowiekowi w pełny i ostateczny sposób w Jezusie Chrystusie.

Chrystus wie, że Boga nie można zobaczyć, a jednak twierdzi, że uczniowie ujrzeli Boga w Jego, tzn. w Chrystusa postaci. Skoro Jezus nie jest kłamcą, to znaczy, że zgodnie z tym, co powiedział, kryje w sobie naturę Bożą, którą oczami wiary jesteśmy w stanie ujrzeć. Jezusa-Człowieka zresztą uczniowie widzieli nawet na sposób zmysłowy, a ponieważ Chrystus jest jednocześnie Bogiem, dlatego uczniowie mają prawo twierdzić, że widzieli Boga. Jezus jest takim samym (co do natury) Bogiem, jak Ojciec i wystarczy poznać Syna, aby tym samym poznać Ojca. Gdyby Chrystus nie był Bogiem, cytowana tu Jego wypowiedź byłaby pozbawiona sensu.

Chrystus zdaje sobie sprawę z tego, że prawda o Jego Bóstwie nie jest łatwa do przyjęcia przez ludzi, dlatego tłumaczy niejednokrotnie uczniom, że należy w to „wierzyć” (J 14,11). Gdyby chodziło o jakiś przenośny sens stwierdzenia, że Syn jest w Ojcu, a Ojciec w Synu, jak to usiłują interpretować świadkowie Jehowy, wówczas Jezus nie podkreślałby, że jest to prawda, w którą trzeba wierzyć. Tymczasem wiara ta jest według Chrystusa bardzo ważna: „… jeżeli nie uwierzycie, że JA JESTEM, pomrzecie w grzechach swoich” (J 8,24). Gdyby w tym, jak i w poprzednim wymienionym wersecie chodziło o sens przenośny, to Jezus nie miałby potrzeby mówić o wierze i podkreślać jej ważności. Skoro jednak mówi o uwierzeniu w fakt, że ON JEST („Ja jestem” znaczy po hebrajsku יהוה „Jahwe” - por. Wj 3,14) i że jest w Ojcu, a Ojciec w Nim, to musi znaczyć, że chodzi tu o dosłowne rozumienie tych prawd, które bez wiary byłyby nie do przyjęcia. To właśnie wiara sprawia, że możemy przyjąć Bóstwo Chrystusa; dzięki niej uznawać możemy Chrystusa za Boga i oddawać Mu należną cześć. Z tekstu J 8,24 wynika, że niewiara w Boga-Jezusa powoduje „śmierć w grzechu”. Dlatego też, aby uniknąć potępienia należy wierzyć, że Jezus jest Bogiem i że trwa w Ojcu.

Natura Ojca i Syna jest jedna, co oznacza, że Bóg jest jeden (mimo, że Osoby Boże są trzy). Jezus wyraził tę prawdę następującymi słowami: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10,30). Dlatego kiedy w Ewangelii według św. Mateusza szatan próbował kusić Jezusa, to znaczy, że „wystawiał na próbę” samego Boga. Nic więc dziwnego, że Jezus mu odpowiedział: „Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego” (Mt 4,7; por. Pwt 6,16). Gdyby Jezus nie był Bogiem wypowiedź ta umieszczona w takim, a nie innym, kontekście nie miałaby żadnego sensu.

Skoro Jezus jest Bogiem, to powinniśmy się do Niego zwracać w modlitwie wzorem Szczepana (Dz 7,59-60) i zgodnie ze słowami samego Chrystusa: „O cokolwiek prosić Mnie będziecie w imię moje, Ja to spełnię” (J 14,14)!

Temat, jaki został poruszony w niniejszej pracy potwierdza, że świadkowie Jehowy nie głoszą nauki zawartej w Piśmie Świętym. Na koniec trzeba jeszcze poruszyć pewną drażliwą kwestię, bowiem omówienie jej okazuje się niezbędne. Otóż „świadkowie” mają głęboki żal do przedstawicieli innych wyznań i do niewierzących. Nachodząc ludzi bez wcześniejszego uzgodnienia i bez zaproszenia z ich strony narzekają też, że spotykają ich różne niemiłe, czasem nawet ostre uwagi ze strony ludzi, których „odwiedzają”. Uważają się z tego powodu ciężko prześladowani i porównują swoją sytuację z okrutnymi formami prześladowań za czasów pierwszych chrześcijan. Takie porównanie jest wysoce niestosowne, gdyż pierwotni chrześcijanie za swą wiarę w Boga - Chrystusa ponosili męczeńską śmierć na krzyżu, często paleni żywcem albo pożerani przez dzikie zwierzęta. Jeśli zaś chodzi o „prześladowania” świadków Jehowy, to po pierwsze, nie wynikają one z ich wiary w Boga-Chrystusa (bo takiej wiary przecież oni nie wyznają), lecz z ich natręctwa i świadomego wzbudzania nieufności i wrogości wobec nauczania Kościoła w stosunku do księży, papieża, do czci oddawanej Matce Bożej, a także z powodu ich drwin z uczuć religijnych przedstawicieli innych wyznań. Biblia uczy, że chrześcijanie tworzą jedno Ciało, którego jedyną nadzieją jest bycie w niebie ze swoją Głową, Chrystusem. A tymczasem świadkowie Jehowy twierdzą, że są dwie „kategorie” nadziei: jedna dla stu czterdziestu czterech tysięcy wezwanych do życia w niebie i druga - dla chrześcijan, którzy będą żyli wiecznie na ziemi. Jakaż sprzeczność! Co się zaś tyczy tych „prześladowań”, to przybierają one następujące formy:

1) Część ludzi z nimi rozmawia - czasem z grzeczności, a czasem z ciekawości. Kiedy jednak rozmowa przeciąga się zbyt długo, mówią, że mają trochę mało czasu, dając „gościom” do zrozumienia, że pora się pożegnać.

2) Bywają bardziej nieudane spotkania, kiedy gospodarze w ogóle nie życzą sobie rozmów ze „świadkami”, a oni mimo to natarczywie się wpraszają i zmuszają do wysłuchania ich argumentacji. Gospodarzom nie pozostaje wtedy nic innego, jak wyprosić natrętów i uprzedzić, że na przyszłość nie życzą sobie ich wizyt.

3) Najbardziej drastyczne przypadki, kiedy padają wyzwiska pod adresem „świadków”, zdarzają się niezmiernie rzadko i na pewno nie świadczą o religijności i kulturze wyzywających. Trudno je jednak nazywać prześladowaniami na miarę tych, jakich doznawali chrześcijanie za czasów Heroda Agrypy I (Dz 12,1-6), Nerona, czy innych władców. Tym bardziej, że „świadkowie” często sami sobie winni, atakując jawnie, w sposób nachalny i złośliwy, religię swoich bliźnich. Nie tak przecież postępowali apostołowie. Oni bowiem, nauczając, nie szydzili nawet z religii pogan, lecz zwracali się do nich z szacunkiem, mówiąc o jedynym prawdziwym Bogu (por. Dz 17,22-33) i dzięki takiemu nauczaniu zyskiwali stopniowo coraz więcej zwolenników, aż po jakimś czasie chrześcijaństwo stało się religią uniwersalistyczną.

Zwróćmy jeszcze uwagę na bardzo istotny fakt: otóż chrześcijanie, mimo, iż gościnność należy do ich obowiązków, nie powinni przyjmować do swoich domów fałszywych nauczycieli, to znaczy takich, którzy nie nauczają biblijnej prawdy o Chrystusie. Posłużmy się dla przykładu kilkoma tekstami Pisma Świętego:

„Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami” (Mt 7,15);

„… wśród was będą fałszywi nauczyciele, którzy wprowadzą wśród was zgubne herezje. Wyprą się oni Władcy, który ich nabył, a sprowadzą na siebie rychłą zgubę” (2 P 2,1);

„Przyjdzie chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą zanosili, ale według własnych pożądań - ponieważ ich uszy świerzbią - będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom” (2 Tm 4,3-4);

„Niech zbyt wielu z was nie uchodzi za nauczycieli, moi bracia, bo wiecie, iż tym bardziej surowy czeka nas sąd” (Jk 3,1);

„Wiedzcie, bracia moi umiłowani: każdy człowiek winien być chętny do słuchania, nieskory do mówienia, nieskory do gniewu” (Jk 1,19);

„… proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie, oto was posyłam, jak owce między wilki” (Łk 10,2-3);

„A wiedz o tym, że w dniach ostatnich nastaną chwile trudne. Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, wyniośli, pyszni, bluźniący, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi (…). Będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekną się jej mocy. I od takich stroń. Z takich bowiem są ci, co wślizgują się do domów i przeciągają na swą stronę kobietki obciążone grzechami, (…) takie, co to zawsze się uczą, a nigdy nie mogą dojść do poznania prawdy (…). Przeciwstawiają się prawdzie, ludzie o spaczonym umyśle, którzy nie zdali egzaminu z wiary…” (2 Tm 3,1-2.5-8);

„Unikaj głupich i niedouczonych dociekań, wiedząc, że rodzą one kłótnie” (2 Tm 2,23);

„Każdy, kto wybiega zbytnio naprzód, a nie trwa w nauce Chrystusa, ten nie ma Boga. Kto trwa w nauce [Chrystusa], ten ma i Ojca, i Syna. Jeśli ktoś przychodzi do was i tej nauki nie przynosi, nie przyjmujcie go do domu i nie pozdrawiajcie go…” (2 J 9-10);

„… są trudne do zrozumienia pewne sprawy, które ludzie niedouczeni i mało utwierdzeni opacznie tłumaczą (…) na swoją własną zgubę” (2 P 3,16);

nie uciekamy się do żadnych podstępów ani nie fałszujemy słowa Bożego, lecz okazywaniem prawdy przedstawiamy siebie samych w obliczu Boga osądowi sumienia każdego człowieka. (…) Nie głosimy bowiem siebie samych, lecz Chrystusa jako Pana, a nas - jako sługi wasze przez Jezusa. Albowiem Bóg, Ten który rozkazał ciemnościom, by zajaśniały światłem, zabłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania chwały Bożej na obliczu Chrystusa” (2 Kor 4,2.5-6);

„Przestrzegam was, bracia, miejcie się na baczności przed tymi wszystkimi, którzy wprowadzają rozłamy i gorszą wiernych przeciwstawiając się przyjętej przez was nauce. Strońcie od nich. Ludzie ci służą nie Chrystusowi Panu, ale własnemu brzuchowi. Pięknymi słówkami, schlebianiem uwodzą umysły łatwowiernych” (Rz 16,17-18);

„Pamiętajcie o sobie samych i o całej trzodzie , nad którą Duch Święty ustanowił was biskupami, abyście kierowali Kościołem Bożym, odkupionym Jego [Chrystusa] własną krwią. Wiem też, że gdy mnie tu zabraknie, zjawią się wśród was wilki drapieżne, nie oszczędzające trzody. A i spomiędzy was samych wyjdą z czasem ludzie, którzy poczną głosić przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów” (Dz 20,28-30).

Teksty Pisma Świętego przedstawiają zarówno pozytywnych nauczycieli, tzn. prawdziwych głosicieli Słowa Bożego, jak i negatywnych - fałszywych. W oparciu o przytoczone wyżej natchnione słowa rozważmy teraz, którzy to nauczyciele należą do pierwszej kategorii, a którzy do drugiej.

Otóż nauczyciele, których mamy słuchać i zapraszać do swoich domów to ci, którzy głoszą naukę Chrystusa, co więcej - są to ci, którzy „głoszą Chrystusa jako Pana”, na którego obliczu zajaśniała „chwała Boża” (2 J 9,10; 2 Kor 4,2-6). Ponadto są to ludzie wykształceni (Mt 23,34).

Natomiast fałszywi prorocy to ci, którzy bez zaproszenia „wślizgują się do domów i przeciągają na swoją stronę” grzeszne i niezbyt mądre kobiety; prowadzą „niedouczone dociekania” i jałowe dyskusje; nie głoszą Chrystusa jako Pana i nie uznają Jego Bożej chwały; mnożą sobie nauczycieli; nie słuchają nigdy słów prawdy, które się do nich wypowiada, są skorzy do mówienia i pouczają innych, a niechętni do słuchania; nie czekają, aż posiądą dość wiedzy, by nauczać innych, lecz od razu, po wstępnym i powierzchownym zapoznaniu się z Biblią, garną się do instruowania innych.

W Kościele katolickim tego nie ma. Aby ktoś mógł nauczać zasad wiary katolickiej, musi najpierw mieć powołanie, czyli wezwanie Chrystusa, który jako Syn Boży ma pełne prawo „posyłać robotników na swoje żniwo”. Jezus oznajmił ponadto, że mamy „prosić Pana żniwa”, aby pracowników było więcej, dlatego też często modlimy się o powołania kapłańskie i zakonne. Duszpasterzem, który kieruje całą parafią i decyduje o poziomie kształcenia religijnego w parafii i sam jest głównym nauczycielem na swoim terenie, nie można zostać w ciągu kilku miesięcy, czy jednego roku, jak to się dzieje u świadków Jehowy. Ci ostatni bowiem błyskawicznie czują się wystarczająco wykształceni pod względem religijnym, by nauczać innych. Kapłan natomiast uczy się wiele lat, zanim zostanie nauczycielem i kierownikiem duchowym swoich parafian.

Nauczycielem nie ma być każdy (2 Tm 4,3: Jk 1,19; 3,1). Nauczycieli ma być tylko tylu, ilu aktualnie jest „douczonych”, to znaczy dobrze znających przedmiot nauczania. Jeśli jest ich za mało w stosunku do potrzeb, to trzeba prosić Boga, by powołał ich więcej. Nauczycielem religii bowiem nie może być każdy, kto tylko przyjął nową wiarę, ale jedynie ten, którego Chrystus powołał i zarazem ten, kto prawdziwie głosi Jego naukę. Wiemy, że naukę Jezusa głosili apostołowie i bezpośredni Jego uczniowie, a następnie uczniowie tych uczniów, i tak dalej aż do czasów obecnych. Nauczanie w prawdzie przez tak wiele wieków stało się możliwe dzięki zesłaniu na Kościół Chrystusowy Ducha Świętego, który jest Duchem Prawdy.

Jeśli natomiast chodzi o świadków Jehowy, to nie są oni spadkobiercami depozytu wiary apostołów i bezpośrednich uczniów Jezusa - po pierwsze dlatego, że nie głoszą Chrystusowej nauki, a po drugie z tego względu, że ich sekta istnieje dopiero od 1931 roku i wywodzi się od człowieka, który ją założył, a był nim niejaki Joseph Franklin Rutherford, a nie od Boga - Chrystusa, który jest żywym źródłem chrześcijaństwa. Człowiek ma to do siebie, że może się mylić i często mu się to, niestety, przytrafia, ale Bóg nie myli się nigdy. Wierzmy więc Bogu, a nie założycielom najróżniejszych, coraz to nowszych sekt religijnych, które sieją tylko zamęt i oddalają człowieka od prawdy objawionej w Piśmie Świętym. Wiemy z 2 Tm 3,1-8, że w czasach ostatnich miało przyjść wielkie odstępstwo. „Świadkowie” oczywiście uważają, że to katolicy są tym „odstępstwem”, ale przecież byłoby to niezgodne z Pismem Świętym, gdyż wiadomo, że katolicyzm istnieje od dwudziestu wieków (według „świadków” - od siedemnastu), natomiast wielkie odstępstwo, jak oznajmiają prorocze słowa Pisma ma się pojawić w czasach ostatnich. Według „świadków” czasy ostatnie, to właśnie czasy obecne, począwszy od schyłku XIX wieku, kiedy to sami zaczęli przepowiadać rychły koniec świata (wówczas jeszcze pod nazwą „Międzynarodowego Stowarzyszenia Badaczy Pisma Świętego”, którą to organizację założył niejaki Charles Taze Russell w 1879 roku). Z tego wynikałoby w sposób oczywisty, że to „świadkowie Jehowy”, którzy zaczęli istnieć i działać właśnie w czasach ostatnich, są wielkim odstępstwem! Nawet ich własna „nauka” to potwierdza. My bowiem nigdy nie twierdzimy, że wiemy, kiedy nastąpi koniec świata, podczas gdy „świadkowie” od początku swego istnienia już wielokrotnie usiłowali ustalać jego konkretne daty w przekonaniu, że czasy ostateczne już nadeszły…

Świadkowie wszystkie swoje wypowiedzi potrafią odpowiednio zaargumentować. Nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że - jak napisał kiedyś Robert Hamerling - „kto na obronę swojej wiary używa argumentów, ten może przegrać z argumentami”.

Ponieważ nie wszyscy rozumieją Pismo Święte w jednym i tym samym czasie - co sprawia jego głębia - lecz te same słowa przez jednego są interpretowane w ten sposób, a przez drugiego w inny, zdaje się, że można by doszukać się tylu niemal opinii, ilu jest ludzi studiujących Pismo.

Prawdy należy poszukiwać, ale nie u niepewnych nauczycieli, lecz u samych źródeł, a dla wszystkich chrześcijan źródłem prawdy Bożej jest Pismo Święte. Kto poszukuje prawdy Bożej - ten właściwie już ją znalazł. Chodzi tylko o to, by potem utwierdzał się w wierze, która stopniowo przeradza się w pewność, gdyż nie jest tylko wiarą, ale także wiedzą. Zadawanie sobie pytań, a później odnajdywanie na nie odpowiedzi w Biblii, powoduje intensywne dojrzewanie religijne. Wiara jest wtedy najsilniejsza, kiedy jest wypróbowana w ogniu zwątpień, krytycyzmu i dociekań, a zarazem uzasadniona w oparciu o rzetelne racje rozumowe i historyczne. Wiara uzasadniona rozumem i nauką staje się bowiem dojrzalsza.

I dlatego wobec takiego ogromu różnorodnych błędów jest rzeczą zupełnie konieczną, żeby zasadnicza linia ksiąg prorockich i apostolskich była wyznaczana przez normę, którą jest sens kościelny i katolicki.

Czy wierzyć w Trójcę? s. 12, 14, 16.

Używam określenia „tak zwani Świadkowie Jehowy”, gdyż nie są prawdziwymi świadkami Boga Jahwe. Ich publikacje i wypowiedzi świadczą o tym, że znają Go zbyt mało i że nie głoszą Jego nauki.

Mt 16,21; 26,6; Łk 24,6; 24,34; J 2,22; 21,14; Dz 17,3; Rz 8,34; 1 Kor 15,4; 15,20; 2 Kor 5,15

10



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Chrześcijanin wobec władzy świeckiej, KAMI, dokumenty
10 JEDNORODZONY BÓG CZY JEDNORODZONY SYN W J 1,18
Czy Pismo Święte wydane przez Świadków Jehowy jest fachowe i wierne
Jak się pozbyć Świadków Jehowy, smieszne dokumenty , txt,
01 Czy Świadkowie Jehowy powinni być lojalni wobec publikacji Brooklynu
Czy naprawdę Bóg uzdrawia tylko niektórych ludzi 2
30 Czy Świadkowie Jehowy wierzą tak jak pierwsi chrześcijanie
29 CZY TYLKO RACJONALISTYCZNE UJĘCIE BIBLII I CHRZEŚCIJAŃSTWA JEST NAUKOWE, Drogi prowadzace do Boga
Czy Świadkowie Jehowy są chrześcijanami
01 Czy Świadkowie Jehowy powinni być lojalni wobec publikacji Brooklynu
DOBRA NOWINA DLA ŚWIADKÓW JEHOWY, KTÓRYCH KOCHA BÓG
CZY TYLKO ZLA REFORMA, Nauka, Administracja
Walka opór przetrwanie czy współpraca społeczeństwa polskiego wobec zaborców w pierwszej połowie
CZY ŚWIADKOWIE JEHOWY SĄ CZY NIE SĄ RELIGIĄ
chrzescij wobec islamu
8 Bóg czy boskość, Mistyka, Mistyka - J. A. Kłoczowski OP

więcej podobnych podstron