Projekt Tatry, Małopolskie Centrum Badań UFO i Zjawisk Anomalnych Oddział w Jordanowie


Małopolskie Centrum Badań UFO i Zjawisk Anomalnych Oddział w Jordanowie

Robert K. Leśniakiewicz -

P R O J E K T T A T R Y

Z a k o p a n e - J o r d a n ó w 1996 - 1999

0x08 graphic

Mojej Żonie Annie,

która dzieliła ze mną trudy wycieczek w góry

i jaskinie Tatr, Pienin i Beskidów.

S P I S T R E Ś C I :

Część pierwsza -Raport Końcowy:

  1. Podziękowania.

  2. Wstęp - geneza, założenia i cele PROJEKTU TATRY.

  3. Tajemnica trzech rumowisk.

  4. Obserwacje i Bliskie Spotkania z NOL.

  5. Co mają Tatry wspólnego z Trójkątem Bermudzkim?

  6. NOL-e nad Jordanowem.

  7. Obserwacje NOL-i nad Sieprawiem i Spytkowicami.

  8. Bliskie Spotkania z Ludźmi w Czerni.

  9. Trochę statystyki.

  10. NOL-e, grzyby i Czarnobyl.

  11. Silentium Universii a PROJEKT TATRY.

  12. Inne tajemnice Tatr i Beskidów.

  13. Zakończenie.

  14. Materiały źródłowe.

  15. Appendyksy A - F.

Część druga - Varia:

  1. WSTĘP (Dlatego kocham Tatry...)

  2. POSZLI W GÓRY I NIE WRÓCILI...

Śmierć „trójki z Pułtuska” - Groza na Babiej Górze - Gdzie się podziała praktykantka? - Wyszedł z domu i zniknął... - Ofiary zimy.

  1. QUASI-BOLIDY, NOL-e i NOO

Meteor Ochotnicki - Meteoryt Jerzmanowicki - CE w Jurze - NL nad Beskidami - DD nad Tatrami i nie tylko - NOO nad Małopolską.

  1. KAMIENIE NIGDY NIE KŁAMIĄ!

Wydarzenie w Iwięcinie - Znikające kamienie ze Stawisk Małych - O diabelskich kamieniach raz jeszcze - Kamienne kule na Słowacji - Dlaczego powstały sanktuaria z kamieni?

  1. ASTRALNE BLISKIE SPOTKANIA

Tajemnicze radiosygnały - O bezsensie SETI, CETI, itd. - Kręgi zbożowe w Małopolsce - Duchy niepołomickiego cmentarza - Sypialniane tete-a-tete - Co wiedzą Aborygeni? - Teoria Jerzego Łataka.

  1. ZAKOŃCZENIE

Jeszcze o Wielkiej Wojnie Bogów - Co ukrywali Dogoni? - Tropy wiodą w Kosmos - Znów wojna światów? - Wizje i rewizje lokalne.

  1. LITERATURA

  2. MATERIAŁY PRASOWE

CZĘŚĆ PIERWSZA

Raport Końcowy

  1. PODZIĘKOWANIA

Autor niniejszego Raportu wyraża swe serdeczne podziękowania Panu Bronisławowi Rzepeckiemu z Krakowskiej Grupy Badań Nieznanych Obiektów Latających i jednocześnie redaktorowi naczelnemu kwartalnika Czas UFO, za udostępnienie niektórych materiałów ufologicznych, Panu red. Markowi Rymuszko - redaktorowi naczelnemu miesięcznika Nieznany Świat za propagowanie PROJEKTU TATRY na gościnnych łamach swego czasopisma, Panu Jerzemu Łatakowi za udostępnienie mi rejestratów obserwacji NOL-i nad Tatrami i realizację filmu telewizyjnego pt. UFO nad Tatrami, a także ekipie TVP Kraków, która tenże film nakręciła.

Dziękuję także wszystkim funkcjonariuszom polskiej i słowackiej Straży Granicznej i Urzędów Celnych z przejścia granicznego w Łysej Polanie, a także Strażnic SG w Zakopanem, Palenicy Białczańskiej i Jurgowie za pomoc i udzielone mi informacje o NOL-ach widzianych nad Tatrami po naszej i słowackiej stronie granicy.

Tąż samą drogą pragnę podziękować Panu dr Milošowi Jesenskiemu z Fenomenologickiego Klubu w Koszycach za pomoc i rozpropagowanie celów i założeń PROJEKTU TATRY u naszych południowych sąsiadów w czasie III Środkowoeuropejskiego Kongresu Ufologicznego w Koszycach, co miało miejsce w dniu 25 listopada 1994 roku.

Podziękowania kierują także do tych wszystkich, którzy pomogli mi od strony technicznej i w różnym stopniu przyczynili się do powstania i publikacji tej pracy.

Robert K. Leśniakiewicz

Jordanów, czerwiec 1996 r.

* * *

  1. WSTĘP - GENEZA, ZAŁOŻENIA I CELE „PROJEKTU TATRY”.

PROJEKT TATRY jest swego rodzaju próbą sporządzenia bilansu naszej wiedzy na temat działalności Nieznanych Obiektów Latających - czyli NOL-i na obszarze Tatr i Podhala na przestrzeni ostatniego półwiecza, tzn. lat 1945 - 1995, z tym, że niektóre wydarzenia sięgają aż zamierzchłych czasów przeszłości Ziemi i naszej cywilizacji, a także roku bieżącego - 1996.

Pomimo tego, co ogłosiłem na łamach miesięczników Sfinks i Nieznany Świat, nie udało mi się zrealizować części folklorystycznej i historycznej PROJEKTU, a to z braku materiałów źródłowych i czasu na analizę ludowej twórczości bajkopisarskiej związanej z regionem Tatr i Podhala. Tematyka ta jest wyeksploatowana przez etnologów i etnografów, że nie było sensu jej tu dublować, bo niczego nowego do niej nie dodałbym. Drugą - znacznie trudniejszą do pokonania przeszkodą jest niewiara w istnienie fenomenu NOL-i i jego ignorowanie ze strony oficjalnej nauki oraz ludności, poza kilkoma wyjątkami.

PROJEKT TATRY - znany początkowo pod kryptonimem PROJEKT TATRY'90 realizowano jedynie siłami Grupy Badań UFO „JORDANOL” z Jordanowa, przy wsparciu GBNOL Kraków Bronisława Rzepeckiego i w fazie końcowej - Wydawnictwa „AQUARIUS” Jerzego Łataka z Zakopanego, dzięki któremu zanotowano kilka nowych i nikomu wcześniej nieznanych przypadków obserwacji UFO z okolic Zakopanego.

Inne informacje ufologiczne napłynęły w ramach prowadzonej przeze mnie akcji pod tytułem „UFO na granicy” w latach 1988 - 1991 przy współudziale nieistniejącego już miesięcznika Wojsk Ochrony Pogranicza (poprzednika Straży Granicznej) Granica. Akcja ta spowodowała zainteresowanie tematyką NOL-i żołnierzy WOP i potem funkcjonariuszy SG, a także funkcjonariuszy Urzędów Celnych i ludności pogranicza oraz innych ludzi z pograniczem związanych.

Założeniem głównym PROJEKTU TATRY było to, że Tatry są jakimś wyróżnionym przez NOL-e i stojącą za nimi Inteligencję, obszarem Ziemi - tak jak to miało miejsce w przypadku brytyjskiego PROJECT PENNINE czy szwedzko - norweskiego PROJEKTEN HESSDALEN. W obu tych PROJEKTACH chodziło o udowodnienie przyjętej a priori tezy głoszącej, że góry te - Pennine i Alpy Skandynawskie - są nawiedzane o wiele częściej przez NOL-e, niż reszta tych krajów. Udowodnienie tej tezy było właśnie jednym z celów PROJEKTU TATRY.

Drugim celem PROJEKTU TATRY było sformułowanie hipotez wyjaśniających zaobserwowane fenomeny. Rezultaty tych poszukiwań zawarto w niniejszym Raporcie.

Terytorialnie PROJEKT TATRY realizowano na obszarze trzech powiatów: powiatu tatrzańskiego, nowotarskiego i suskiego. Osobną część Raportu stanowią inne obserwacje, które terytorialnie nie należą do tych powiatów, ale zamieszani są w nie ludzie, którzy na tych terenach zamieszkują, a zaobserwowane przez nich fenomeny i o nich relacje były w jakimś stopniu pomocne przy formułowaniu hipotez.

Realizując zadania PROJEKTU TATRY uzyskano informacje pozwalające na zarejestrowanie kilkudziesięciu wydarzeń, które można śmiało uznać za przejawy działalności NOL-i. W kilku przypadkach można było pokusić się o podanie także tzw. WYJAŚNIEŃ ALTERNATYWNYCH, które tłumaczyły te fenomeny inaczej niż jako Nieznane Obiekty Latające.

Poza obserwacjami NOL-i i Bliskimi Spotkaniami, zarejestrowano także przypadki dziwnych i do dziś dniach niewyjaśnionych zniknięć i zgonów ludzi na terenie Tatr Polskich i Słowackich - w tym ostatnim przypadku chodziło o obywateli polskich i innych krajów, którzy w Tatry dostali się ze strony polskiej. Podaje także hipotezy, co do ewentualnych losów tych osób. Niestety, lektura ta pozostawia pewien niedosyt, a to ze względu na szczupłość źródeł i hermetyczność środowisk, których członkowie boja się głownie ośmieszenia czy drwin innych osób... Niektóre środowiska - zwłaszcza akademickie - są bezlitosne dla „odszczepieńców” - stąd ten lęk jest całkowicie zrozumiały. Wszak przedstawiciele naszej nauki, a zwłaszcza jej odłam betonowo - konserwatywny, dla których historia zakończyła się gdzieś w 1956 roku - jest jeszcze daleko poza awangardą Europy i reszty świata, a co gorsze - w wielu przypadkach stanowi polityczne lobby mające wpływy w rządzącym establishmencie, co widać choćby na przykładzie naszych atomistów...

Porównując dane liczbowe PROJEKTU TATRY z danymi z reszty kraju mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że Tatry n i e s ą wyróżnioną przez Obcych częścią powierzchni Ziemi... Trochę szkoda, ale przynajmniej można postawić hipotezę głoszącą, że geologicznie młode góry nie przyciągają takiej intensywnej uwagi Obcych. A oto kronika wydarzeń:

  1. TAJEMNICA TRZECH RUMOWISK.

Na nieba firmamencie od wczora

Wszyscy my ze zgrozą zoczyli wapora

Bezzębną gębą pluł żary

Ogon mu wlókł się jak mary

I czuli my wszytkie z odrazą,

Że mary te nas wszystkich porażą

Pomrą i ludzie i woły

I puste będą stodoły

Wiktoria Z. Leśniakiewicz - Wapor y pleban, 1994 r.

Kiedy patrzymy na mapę Tatr, to w oczy rzucają się nam przede wszystkim łańcuchy szczytów górskich i zielone plamy reglowych lasów. Poza nimi w Tatrach znajdują się także trzy rumowiska skalne, które stanowią zagadkę nie tyle dla geologów, ile właśnie dla ufologów czy w ogóle dla poszukiwacza tajemnic. Zagadkowe jest nie samo ich istnienie, ile przyczyna ich powstania. Pierwszym z nich jest...17

1

... rumowisko zwane Wantulami.

O ile wierzyć temu, co pisał Józef Nyka w swym Przewodniku po Tatrach Polskich (Warszawa 1973), to Wantule są niczym innym, jak obwałem z turni Dziurawego. Pisze on o tym tak:

Las poniżej Wielkiej Świstówki kryje słynne Wantule .wywodzące nazwę od gwarowego słowa „wanta” - głaz, blok skalny. Zajmują one około 0,25 km2 i tworzą zakątek rzadkiej piękności. Objętość niektórych głazów dochodzi do 1.250 m3, zaś ogólna masa jest szacowana na 22.000.000 m3... Jak wiadomo, Wantule są rezultatem wielkiego obrywu skalnego, jaki nastąpił pod koniec ostatniej epoki lodowcowej ze zboczy Dziurawego. Zwały głazów przesunęły się na lodowcu o 0,5 km w dół doliny.

Ostatnie zlodowacenia zakończyło się około 12.000 lat temu. Ciekawe, dlaczego akurat wtedy nastąpił ten silny obwał - czyżby spowodował go wstrząs ziemi, kiedy w naszą planetę trafił asteroid, zatapiając Atlantydę? Byłbyż to kolejny d o w ó d na katastrofę Atlantydy???

Argumentem przeciw jest o g r a n i c z o n o ś ć tego obwału tylko i jedynie do obszaru Doliny Miętusiej. Gdyby katastrofa, która spowodowała obwał części turni Dziurawego, była ogólnoświatowym kataklizmem, to takich rumowisk byłoby w Tatrach zdecydowanie więcej. Wygląda na to, że obwał został spowodowany lokalnym trzęsieniem ziemi o sile aż 80MSK, ale co go z kolei mogło spowodować? Impuls wybuchu? A może spadek meteorytu? Z przyczyn naturalnych można podać tą ostatnią, bo kto mógł spowodować wybuch 10 - 12 tysięcy lat temu? A może doszło tam do awarii NOL-a - co jest bardzo mało prawdopodobne (o czym później), ale z braku innych możliwości jest to jedyne wyjaśnienie tłumaczące ten obryw.

Drugim takim tatrzańskim dziwem Przyrody, które koresponduje z Wantulami - a dokładniej leży po drugiej stronie Twardego Upłazu, będącego północno-zachodnim ramieniem Czerwonych Wierchów - jest Wąwóz Kraków.

2

Wąwóz Kraków stanowi wschodnie odgałęzienie Doliny Kościeliskiej. Ta w swych dolnych partiach mroczna rozpadlina jest naprawdę resztkami korytarza dawnej jaskini, której strop zapadł się pod wpływem trzęsienia ziemi. Jak podaje J. Nyka za Z. Kotańskim:

Ta partia wąwozu jest częścią dawnego korytarza jaskini, o czym świadczą liczne erozyjne formy krasowe.

Zgadza się co do joty. Pozostało pytanie - co spowodowało trzęsienie ziemi o sile co najmniej 6 - 80MSK, które zawaliło tą jaskinię? Czy chodziło znów o kataklizm Atlantydy? Wąwóz Kraków liczy sobie około 10.000 lat, więc być może odpowiedzialne za jego powstanie jest to samo zjawisko, co w przypadku rumowiska Wantul.

Zwraca uwagę przede wszystkim fakt, że obie te formacje leżą w niewielkiej odległości od siebie - wszystkiego 2 km w linii prostej.

Obawiam się, że dziś nie docieczemy przyczyn powstania tej osobliwości Tatr Zachodnich. Gdyby chodziło o uderzenie meteorytu w szczyt Ciemniaka, czy w jego stok, to byłyby także inne ślady w postaci choćby witryfikacji skał czy kraterów poimpaktowych w sąsiednich formacjach górskich. Tymczasem astroblemów takich nie ma, ergo hipoteza meteorytu upada.

Pozostaje jedynie katastrofa Atlantydy, co już wykluczyłem, albo... - katastrofa NOL-a, co także wykluczam z pewnych względów.

3

O ile dwie wymienione w poprzednich punktach formacje powstały w niewyjaśnionych okolicznościach, to trzecie rumowisko skalne powstało dosłownie na naszych oczach! Odnotował ten fakt w swej kronice kronikarz słowackiego miasta Lewoczy - pan Gaszpar Hain, który w dniu 2 lub 6 sierpnia 1662 roku odnotował silne trzęsienie ziemi:

... od którego zarysowały się ściany domów w Lewoczy, Kieżmarku i Spiskiej Nowej Wsi, a nawet pozapadały się piwnice. Ci, którzy w chwili trzęsienia ziemi patrzyli w stronę Tatr, mogli na własne oczy dojrzeć, jak wali się w gruzy cały wierzchołek Sławkoskiego Szczytu, jak skalna lawina miażdży lasy, jak nad górami tworzy się wielka czarna chmura. Obdarzeni zaś największą spostrzegawczością widzieli sprawcę całego nieszczęścia - ogromnego smoka lecącego nad Tatrami.

Co więcej - Gaszparowi Hainowi udało się zlokalizować leże owego smoka - była to okolica wsi Hochwald - dzisiejsza Štrba. Niestety - nie ma dziś po nim ani śladu - a szkoda! - jak konkluduje prof. Jacek Kolbuszewski, któremu zawdzięczam informację o tej relacji.

Znamienity w swej ojczyźnie ufolog - dr Miloš Jesenský z Żyliny - twierdzi, że nie musiał to być akurat smok, a mógł to być np. pteranodon czy inny latający gad mezozoiczny, który jak słynny Rodan Ptak Śmierci z filmów Inoshiro Hondy gdzieś spokojnie spał sobie w jakiejś jaskini w Sławkoskim Szczycie, aż owego fatalnego dnia 6 sierpnia 1662 r. obudziło go ze snu trzęsienie ziemi o sile co najmniej 50MSK, coś spowodowało go do ucieczki z gór do lasów w okolicach Štrby... - a tam na pewno  egzorcyzmował go jakiś co bardziej zawzięty na diabła zakonnik czy ksiądz.

Osobiście jestem zdania, że było to UFO, które po prostu albo uderzyło w szczyt Sławkoskiego Szczytu, albo zeń po prostu... - wyleciało! A tak, bo zgodnie z teorią magnolotu prof. dr inż. Jana Pająka, NOL-e wyposażone w komory oscylacyjne są w stanie przemieszczać się nie tylko w atmo- czy hydrosferze, ale nawet w lito- i astenosferze naszej planety!

Tak czy owak, sprawa ta nie została wyjaśniona do dziś dnia.

Nawet, kiedy założymy, że był to meteoryt, to mógł on należeć do następujących rojów:

δ-Akwarydy Północne 14.VII. - 25.VIII. 20 błysków na godzinę

δ-Akwarydy Południowe 21.VII. - 29.VIII. 30 jw.

α-Kaprikornidy 15.VII. - 10.VIII. 30 jw.

ι-Akwarydy Południowe 15.VII. - 25.VIII. 15 jw.

ι-Akwarydy Północne 15.VII. - 20.IX. 15 jw.

Perseidy 23.VII. - 23.VIII. 70 jw.

κ-Cygnidy 9.VIII. - 6.X. 5 jw.

Ich prędkość geocentryczna - Vg - waha się w granicach 31 - 45 km/s, a zatem istnieje znikoma możliwość, że był to meteoryt, ale... nie ma śladów witryfikacji skał i śladów impaktu w postaci kuleczek stopionej energią uderzenia skały!... A zatem hipoteza meteorytowego pochodzenia sławskoskiego rumowiska skalnego bierze w łeb.

* * *

Istnieje jeszcze inne, całkiem egzotyczne, ale za to prawdopodobne wyjaśnienie tych fenomenów. Aby je zrozumieć, należy cofnąć się w czasie o dobrych 20 tysięcy lat. Zgodnie z teorią Aleksandra Mory, którą wyłożył on w cyklu artykułów zamieszczonych w Kamenie (Lublin, 1979) pod wspólnym tytułem Atomowa wojna bogów, w owym czasie na Ziemi istniała wysoce rozwinięta technicznie cywilizacja, która pozostawiła po sobie ślady swej świetności, m.in.: „geodę z Coso”, budowle megalityczne Ameryk i Eurazji, piramidalne budowle na Księżycu i Marsie i inne artefakty, z którymi współczesna nauka nie potrafi sobie dać rady... Owa CNT opanowała także pobliże Ziemi: Księżyc, Marsa, planetoidy i być może księżyce planet-olbrzymów, gdzie założyła swe kolonie. Około 12.000 lat temu doszło do okrutnej wojny pomiędzy dwoma blokami politycznymi czy religijnymi, która spowodowała straszliwą dewastację Ziemi i jej przyczółków kosmicznych. Używano najbardziej wymyślnej broni - od klasycznej do rakietowo-jądrowej, laserowej (LBR), broni psychotronicznej (PSI) i innych. W rezultacie tego o b i e walczące strony uwsteczniły się do poziomu człowieka pierwotnego i ponownie startował on od zera... - a co przekazały nam wszystkie święte księgi tego świata. Podejrzewam, że Apokalipsa św. Jana tak naprawdę pokazuje nam to, co już było! - a nie to, co dopiero będzie!...

Finalne starcia tej wojny przeżyły jedynie bez szwanku... roboty! I to właśnie one były bogami naszej planety. Natomiast wszystkie te UFO i USO są jedynie ich pojazdami. Brzmi to strasznie, ale jest prawdopodobne. Po wojnie na stabilnych orbitach wokółziemskich kręciły się jeszcze niewykorzystane pociski wielogłowicowe z broniami ABC. Obiegały one Ziemię i od czasu do czasu, wskutek różnych czynników zewnętrznych, na nią spadały. Jedną z takich głowic był słynny Bolid Tunguski, który spadł na Ziemię rankiem 30 czerwca 1908 roku w rejonie Podkamiennej Tunguskiej. W tym układzie byłaby to 81 hipoteza na ten temat... Taką „spóźnioną głowicą” mógłby być także sławetny Wielki Bolid Polski z dnia 20 sierpnia 1978 roku, czy inny bolid zaobserwowany w październiku 1993 roku nad Zachodnim Wybrzeżem USA. Głowice takie mogłyby również eksplodować w Kosmosie, jak to miało miejsce np. w dniu 3 maja 1994 roku nad Zieloną Górą, co obserwowali mnodzy jej mieszkańcy, w tym także astronom z tamtejszej WSP - prof. dr hab. Janusz Gil, który stwierdził, że był to ogromny wybuch t e r m o j ą d r o w y poza atmosferą Ziemi!... Czego to dowodzi? Ano tego, że po orbitach wokółziemskich krążą jakieś pozostałości po Wielkim Konflikcie Bogów Astronautów, zawierające różne paskudztwa: głowice A, B, C, czy D (dezintegracyjne, zawierające być może antymaterię - sic!!!). tym doskonale można wytłumaczyć nawroty różnych „czarnych morów” w Średniowieczu czy Odrodzeniu... - a i dziś światu grożą różne epi- i pandemie grypy, BSE/CJD, HIV/AIDS, Ebola, i innych chorób o letalności powyżej 0,9 - oraz także epizootie różnych chorób zwierzęcych! Nikt jeszcze nie dociekł źródeł pochodzenia wirusów i prionów, boż nikt nie wpadł na pomysł szukania ich na orbicie wokółziemskiej czy nawet wokółsłonecznej!

Alternatywna teoria głosi, że takimi „rozsiewaczami” wirusów i innych najprymitywniejszych form życia są komety. O tym mówią najnowsze teorie o budowie komet, które powstały po misjach próbników kosmicznych w ich pobliże. Dlatego teraz jakże śmieszne wydają się nam poglądy średniowiecznych i renesansowych uczonych na ich temat! A jak pisał prof. Kasper Ciekanowski:

Kometa iest wapor gorący y suchy, tłusty y lipki, mocą Gwiazd z Ziemię wyciągniony aż pod Spherę Ognia wyniesiony y tamże zapalony, bieg swoy wraz z trzecią Powietrza krainą w koło Ziemię odprawuiący... Osobliwie trojaki zwykł się rodzić Kometa: to iest, z Ogonem, kiedy materya exhallacyi wyciągnie się długo, kiedy exhallacya iest subtelna y spuści się w dół, kiedy exhallacya w pośrzodku iest gęstsza, a w cirkumferencyey subtelnieysza...

Kometa znaczy śmierć Monarchów, Królów y Wodzów... Kometa znaczy Powietrze, znaczy Woynę. Komety wywierają złość na Podmiesięczne rzeczy.

Kometa może spowodować Koniec Świata, aleć ia obowiązany nauką Mattheusa Świętego... - luboć to niektórzy chcąc się chcąc się wzbić nad Astrologiczną naukę, dla pokazania się Komety, y inszych Obrotów Niebieskich, Sądny Dzień opowiadaja, ia to zostawuję Świętemu Enochowi, y Eliaszowi, y inszym Prorokom...

... w swym dziele pt. Abryz Komety z Astronomiczney y Astrologiczney Uwagi, wydanemu w Krakowie w 1681 roku, z którego wynika, iż w tamtych czasach kometą uznawane było każde zjawisko niebieskie, a nie tylko ogoniasta gwiazda. Kto wie, czy nie właśnie spadki orbitalnych głowic BMR z tamtej wojny nie utożsamiano z kometami i meteorami?

Także i Tatr nie ominęło takie nieszczęście - i kto wie, czy właśnie takie głowice nie uderzyły w Tatry Zachodnie w czasie Wielkiego Konfliktu, powodując odłupanie części turni Dziurawego i zarwanie ówczesnej jaskini tam, gdzie dzisiaj straszy ponura rozpadlina Wąwozu Kraków???... Trzecie rumowisko zostało spowodowane uderzeniem w kopułę Sławkoskiego szczytu głowicy chemicznej, albo - co najbardziej prawdopodobne - biologicznej, co mogło spowodować wybuch epidemii „czarnego moru”.

W Średniowieczu i Odrodzeniu niejednokrotnie obserwowano różne latające belki, beczki i płonące pochodnie - czego dowodem są grawiury i ryciny z ówczesnych ksiąg i kronik, ot - choćby z dzieła Conrada Lycosthenesa - pod bombastycznym tytułem Kronika niezwykłości i złowróżbnych znaków, które zaszły wbrew właściwemu porządkowi rzeczy i prawom natury, tak w górnych jak i dolnych rejonach Ziemi, w okresie od początków świata aż do czasów nam współczesnych - wydanego w Norymberdze w 1557 roku. Często po pojawieniu się takich „meteorów”, „komet” czy „waporów” Europę nawiedzała epidemia „czarnej zarazy” - był to li tylko zbieg okoliczności, czy żelazna prawidłowość?

Hipoteza ta jest karkołomna, to fakt, ale jednocześnie tłumaczy wszystkie znane nam fenomeny od A do Zet.

  1. OBSERWACJE I BLISKIE SPOTKANIA Z NOL.

Oczywiście NOL-e obserwowano i spotykano się z nimi już od zarania ludzkiej działalności w Tatrach. Jak to podaje prof. Jacek Kolbuszewski w swych pracach - ludzie szli w góry po to, by odebrać dane im przez Boga skarby i drogocenne kruszce oraz kamienie szlachetne. W Tatrach niewiele tego było, tak że wszyscy ci XVI, XVII, XVIII i XIX - wieczni poszukiwacze skarbów niewiele się tamże wzbogacili... Złota i srebra w Tatrach nie było wiele, a o szlachetnych czy półszlachetnych kamieniach nie mogło być mowy, może z wyjątkiem turmalinów znanych i znajdywanych w okolicach Kopy Kondrackiej w masywie Czerwonych Wierchów i turkusów znajdowanych w słowackich Tatrach Wysokich. Było tam nieco rud żelaza, antymonu i miedzi, co zostało uwiecznione w tatrzańskich nazwach: Koprowa Dolina, Koprowy Szczyt, Koperszady, Meďodoly - to od miedzi; Szpiglasowy Wierch i Szpiglasowa Przełęcz - od antymonu, Kuźnice - to od znajdujących się tam dymarek, w których wytapiali żelazo ówcześni właściciele Homolacs'owie, itd. W czasie II wojny światowej i krótko po niej, Niemcy i Rosjanie poszukiwali intensywnie rud uranowo-torowych, ale ich nie znaleźli - nie ta budowa geologiczna.

W tak zwanych „spiskach”, które dla nas brzmią tak, jak dla astronoma wypociny Ciekanowskiego, naprawdę znajdują się zaszyfrowane opisy dróg tatrzańskich (czy sudeckich na Dolnym Śląsku) - niejednokrotnie wspomina się o dziwnych, wypalonych z roślinności miejscach, o prądach powietrza od których strach przejmuje i innych tego rodzaju sensacjach. Podaje prof. Kolbuszewski za autorem Metallognomii następujące osobliwości Tatr i miejsca, gdzie rzekomo takowe mają się znajdować:

  1. Trawa na tym miejscu nie może róść wielka, a kiedy się trafi śroń... to na trawie zostają się takie miejsca, bo z metalów exhallacyja wynikaąca oziębłości się przeciwi i dlatego śroń i śnieg ginie.

  2. Gdzie są takie Scyntillacyje i skrzenia, albo światła, czyli promienie wieczorem lubo przed dniem pokazują się

  3. Śnieg na tem miejscu prędzej topnieje, jako na inszym.

  4. Rosy na tem miejscu nie ma, bo ią ostry wapor wysusza.

  5. Zieloności na tem miejscu nie masz, ale jak upałem słonecznym wypalone i wytrawione prezentuje się...

  6. Znak wielki jest zakopanych skarbów, jest niespokojne duchy na tym miejscu, które dotąd pokazują się na tym miejscu, albo odzywają, póki kto skarbu nie odnajdzie i nie weźmie.

  7. Strach i drętwienie ciała zimne przez człowieka na tym miejscu przechodzącego bywa.

  8. Gdy bez żadnej przyczyny światło na tym miejscu gaśnie.

  9. Gdy widać we dnie lub w nocy płomień wynikający, z którego strach obejmuje...

  10. Gdy na tym miejscu są porosłe drzewka, nie mogą być wielkie dziwnego koloru liście na nich rośnie: to siwe, to modre lub inszego koloru nadzwyczajnego, co podczas wiosny rozeznać najlepiej.

Proszę! - na dwanaście przesłanek aż 10 można odnieść do zjawisk zachodzących na miejscach Lądowań Nieznanych Obiektów Latających! W Tatrach owe duchy i inne zjawiska miały pokazywać się w następujących miejscach:

  1. Czarny Staw nad Morskim Okiem;

  2. Lejkowy Staw pod Łomnicą;

  3. Wymyte;

  4. Zelene Kežmarske Pleso;

  5. Miedziane Ławki koło Wideł;

  6. Żabie Jeziorko w ścianie Lodowego Szczytu;

  7. Żleb Wysranka;

  8. Jaskinia Poszukiwaczy Skarbów w Wąwozie Kraków;

  9. Jaskinie w Cubrynie.

W tych wszystkich miejscach znajdują się znaki wyryte w skale przez poszukiwaczy skarbów. Tam także mogło dojść do Bliskich Spotkań (dalej CE) z NOL-ami i ich Pasażerami. To właśnie te wszystkie „duchy”, „promienie” i „płomienie”... NB, wszystkie te zjawiska stwierdzano także w górach Pennine i Alpach Skandynawskich!!!...

I wreszcie „spiski” wskazują na dni, kiedy te cudowności miały się najczęściej przydarzać poszukiwaczom skarbów, są to:

1. Dzień Trzech Króli - 6 stycznia;

2. Dzień Matki Boskiej Gromnicznej - 2 lutego;

3. Dzień Zwiastowania NMP - 25 marca;

  1. Wielki Piątek - ruchome;

  2. Tydzień Wielkanocny - ruchome;

  3. Wigilia Wniebowstąpienia - 15 maja;

  4. trzy dni Zielonych Świątek - ruchome;

  5. Dzień ŚŚŚ Trójcy - 2 czerwca;

  6. Boże Ciało przez całą oktawę - ruchome;

  7. Wigilia św. Jana Chrzciciela przez całą oktawę - 23 - 30 czerwca;

  8. Dzień Nawiedzenia NMP - 31 maja;

  9. Dzień św. Krzysztofa - 25 lipca;

  10. Dzień św. Jakuba - 6 maja;

  11. 3 dni Wniebowstąpienia NMP - 15 sierpnia;

  12. Dzień Różańcowy - 7 października;

  13. Dzień Wszystkich Świętych - 1 listopada;

  14. Dzień Przemienienia Pańskiego - 6 sierpnia;

  15. Dzień Niepokalanego Poczęcia NMP - 8 grudnia;

  16. Wigilia i Dzień Bożego Narodzenia - 24 i 25 grudnia.

Tabela ze „spisku Chrośnieńskiego” podaje jeszcze inne dni szczęśliwe, w których skarby „dawały się brać”:

W styczniu: 1, 2, 3, 4, 5, 15 i 16

W lutym: 1, 2, 3

W marcu: 1, 2, 3

W maju: 15 i 17

Na jesieni: 4, 15, 16 i 22.

Jak z tego widać, to dni takich było raczej dużo. Osobiście nie wierzę w te magiczne skarby, ale w te dni mogły się aktywizować NOL-e, które obserwowano nad Tatrami, a od czego potem poszły legendy o diabłach od skarbów odstępujących czy ich pilnujących. W ufologii istnieje pojęcie periodyczności obserwacji NOL-i, co czasami prowadzi do zabawnych passusów. Jednym z nich było oświadczenie inż. Lloyda Dattona, który stwierdził, iż jest w stanie przewidzieć lądowanie NOL-a z dokładnością do 200 km. Brzmi to mocno, ale po analizie okazuje się być zupełna bzdurą. Wyobraźmy sobie bowiem, że NOL ma wylądować w kole o średnicy 200 km z centrum w Nowym Sączu. Otóż takie koło o promieniu 100 km obejmuje swą powierzchnią część obszaru województwa małopolskiego po Andrychów, część województwa podkarpackiego aż po Rzeszów, część północnej Słowacji po Koszyce i Liptovský Mikulaš, a jest to obszar o powierzchni niemal 31.400 km2! Kompletna bzdura, ale jakże efektownie brzmi! Oczywiście w takim wielkim kole zawsze wyląduje jakiś NOL... Na wygłaszanie takich głębokich „mądrości” nie trzeba być inżynierem - konstruktorem lotnictwa!...

A co współcześnie? Współczesne obserwacje NOL-i nikt nie kojarzy z duchami czy wiedźmami lecącymi w Noc Walpurgii na Łysą Górę, tak więc bardziej przemawiają do nas opowieści o samolotach, sputnikach i innych latających maszynach produkowanych i używanych przez ludzi, niż jakieś tam chtoniczne czy aerialne istoty. Pierwszą zarejestrowaną przez JORDANOL obserwacją NOL-a nad Tatrami jest:

4

... wydarzenie z końca września 1957 roku, kiedy to doszło do CE2 z dyskoidalnym NOL-em w rejonie Czerwonego Stawku na Pańszczycy. Bohaterami tego wydarzenia byli dwaj mieszkańcy Zakopanego: Janusz Kowalewski i nieżyjący już Tadeusz Cukier, którzy krytycznego dnia, około godziny 17:00 schodzili z Orlej Perci drogą nr 52 (według J. Nyki) na Pańszczycę.

Świadkowie zatrzymali się koło Czerwonego Stawku, by nieco odpocząć i coś zjeść. Pogoda była cudowna - jak to bywa na przełomie września października - i widoczność była doskonała. Świadkowie siedzieli nad brzegiem stawku i patrzyli w wodę. W pewnej chwili stwierdzili, że w wodzie poza niebem i górami coś się odbija... Unieśli wzrok i zdrętwieli z wrażenia. Nad tonią górskiego jeziorka, na wysokości około 30 m unosił się duży, ciemny, metalicznie lśniący obiekt podobny do dysku z kopułką na wierzchniej części i trzema mniejszymi na spodniej - tego akurat Janusz Kowalewski nie jest stuprocentowo pewien, nie pamięta.

NOL nie wydawał żadnego światła ni dźwięku. Świadkowie zdjęci strachem po prostu uciekli z miejsca zdarzenia, a tymczasem NOL oddalił się powoli i spokojnie w kierunku przełęczy Krzyżne i poleciał dalej na wschód - w kierunku Tatr Bielskich. Co ciekawe - analizując ten przypadek doszedłem do wniosku, że NOL poleciał trasą tak wyliczoną, by ominąć wszystkie elementy służby granicznej WOP i OOŠH w tym rejonie Tatr Wysokich! Nie mogli go także spostrzec ewentualni turyści schodzący z gór po obu stronach granicy. Innymi słowy mówiąc - ów NOL leciał tak, by widziało go jak najmniej ludzi, na niewielkiej wysokości nad gruntem - czyli tak, jak pocisk Cruise czy Tomahawk - co gwarantuje mu słabą wykrywalność, czy w terenie górskim całkowitą niewykrywalność przez wszelkiego rodzaju stacje radiolokacyjne... NB, dla obserwatora naziemnego czy powietrznego taki obiekt byłby bardzo trudny do wykrycia! O wiele trudniejszy, niż w czasie normalnego, wysokiego lotu...

27 sierpnia 1995 roku, wraz z Bronisławem Rzepeckim, Marianem Książkiem, Jackiem Sieką z GB NOL Kraków i Jerzym Łatakiem z zakopiańskiego AQUARIUSA udaliśmy się do Janusza Kowalewskiego, w celu przeprowadzenia z nim wywiadu-ustalenia na okoliczność tego CE2. wywiad wniósł niewiele nowego - co jest zrozumiałe, zważywszy fakt, że od tego incydentu upłynęło 39 lat! Samo to, że świadkowie uciekli z miejsca incydentu też nie pomogło im w spostrzeżeniu więcej detali NOL-a... - a ta ucieczka jest zrozumiała i umotywowana psychologicznie - ludzie, którzy przeżyli kataklizm wojny światowej nie czekali na bliższą manifestację czegoś nieznanego, ergo a priori potencjalnie wrogiego...

Incydent ten został zarejestrowany przez Jerzego Łataka i Krakowską GB NOL w 1995 roku.

Z powyższym CE2 koresponduje wydarzenie, które miało miejsce cztery lata później...

5

... pod koniec sierpnia 1961 roku, w rejonie przejścia granicznego GPK WOP Łysa Polana. Tym razem bohaterem incydentu jest 20-letni żołnierz WOP - szer. Leszek Ł. - aktualnie zamieszkały w Chicago (USA).

Krytycznego ranka, około godziny 04:30, szer. Leszek Ł. pełnił służbę patrolową pomiędzy Łysą Polana a Palenicą Białczańską wzdłuż drogi nr 961. W pewnym momencie zauważył on ciemnego NOL-a w kształcie dwuwypukłego dysku z kopułką na wierzchniej części, który powoli nadlatywał z kierunku południowego - w schodu - czyli od strony Doliny Białej Wody. NOL bezgłośnie podleciał na odległość około 1 km od budynków przejścia granicznego i zawisł na około 30 sekund na wysokości 100 - 150 m, zupełnie nieruchomo i bezgłośnie. Po upływie tego czasu, NOL odleciał z dużą prędkością w kierunku Rysów - cały czas nie przekraczając granicy państwowej. Ponieważ NOL nie dokonał nielegalnego przekroczenia granicy (w nomenklaturze WOP i SG oznacza się to skrótem NPG), szer. Ł. Nie meldował tego wydarzenia Dyżurnemu Operacyjnemu Strażnicy WOP Łysa Polana na Palenicy Białczańskiej.

Tymczasem był jednak drugi świadek przelotu NOL-a - był to dowódca Strażnicy WOP Łysa Polana - kpt. T. B., który potem zwierzał się swym przyjaciołom z GPK Łysa Polana - por. Stanisławowi P. - który z kolei opowiedział ja mnie w 1988 roku.

NOL odlatując w stronę Rysów wydał z siebie dźwięk przypominający syk uwalniającego się gwałtownie sprężonego gazu - co kpt. B. porównał to do pracy pneumatycznego hamulca kolejowego.

6

Ten przypadek został zarejestrowany przez UFO-Video z Warszawy, już po zamknięciu prac PROJEKTU TATRY, w dniu 8 kwietnia 1995 roku. Dowiedziałem się o tym incydencie z nadawanej przez Polskie Radio S.A. w Programie I audycji Radio nocą - nasza jest noc o godzinie 02:00. Nieznana z nazwiska osoba przedstawiła następujące wydarzenie:

To CE1 czy CE2 miało miejsce w październiku 1969 roku u wylotu Doliny Strążyskiej w Tatrach Zachodnich. Dwoje świadków obserwowało przylot i lądowanie NOL-a w kształcie „tradycyjnego” dysku z wieżyczką, z mnóstwem światełek i antenami teleskopowymi umieszczonymi na kopułce. Lądowanie pozostawiło poza sobą materialne ślady w postaci wgnieceń trawy. NOL nadleciał znad Krokwi i znikł za drzewami porastającymi stoki doliny. Niestety, tyle tylko udało się dostrzec obserwatorom...

A szkoda! Takich przypadków musiało być o wiele więcej na terenie Tatr i całej reszty kraju...

7

O obserwacji tego NOL-a pisałem już na łamach miesięcznika WOP Granica nr 1,1989, Nieznany Świat nr 7-8,1993 oraz Sfinks nr 3,1991.

Świadkami tego wydarzenia byli profesorowie i uczniowie i Technikum Leśnego w Brynku k/Tarnowskich Gór: mgr inż. leśnik Zbigniew D., mgr inż. chemik Rudolf Dz. wraz z 36 uczniami i przewodnik tatrzański z żoną. Byłem w tej grupie. Nasza klasa IVB pojechała wtedy na tydzień do Zakopanego i w Tatry. 12 września 1973 roku załamała się pogoda i musieliśmy się wycofać z Wąwozu Piekło w drodze na Giewont. Klasyczna „załamka” pogody: najpierw gwałtowny wzrost zachmurzenia, potem deszcz a w końcu deszcz ze śniegiem i śnieg. Jego pokrywa rychło osiągnęła grubość 5 cm. Na szczęście nie trwało to zbyt długo i wieczór powitał mas pogodą i widokiem wschodzącego nad Granatami Księżyca w pełni.

13 września mieliśmy w planie wypad do Morskiego Oka, a potem via Świstówkę Roztoczańską do Doliny Pięciu Stawów Polskich, gdzie mieliśmy postój w schronisku na popas. Następnie zejście Roztoką do Włosienicy i powrót do Zakopanego. Pogoda była cudowna i na niebie nie było ani jednej chmurki. Byliśmy zachwycenia wspaniałym majestatem surowej, górskiej przyrody. Około 10:00 wspięliśmy się na grzbiet Kępy i zaczęliśmy się rozglądać. Przed sobą mieliśmy widzieliśmy zerwy Granatów, kar Dolinki Buczynowej i ponure urwiska Wołoszynów. Na dole pięć odbić paryskiego błękitu w taflach Stawów Polskich, zaś na niebie...

Na niebie, nieco powyżej szczytów Granatów wisiał sobie jaskrawobiały na tle lazurowego nieba, równoramienny trójkąt, zwrócony najostrzejszym kątem w dół.

-To balon meteorologiczny - wyraził ktoś przypuszczenie.

-E, chyba nie - powiedział nasz przewodnik patrząc na obiekt przez 7-krotną lornetkę. Patrzyliśmy na to prawie wszyscy. Trójkąt był w opalizującym kręgu lornetki oślepiająco biały i nie było widać żadnego innego szczegółu. Musiał być bardzo wysoko.

Później pochłonął nas cudowny widok dookoła i nie zajmowaliśmy się już więcej tym NOL-em. Jedynie jeszcze około godziny 13:00 stwierdziliśmy jeszcze jego obecność na niebie z dna Doliny Roztoki, a potem nie zaprzątaliśmy sobie tym głów.

Aż do dnia następnego.

14 września była sobota i wyjeżdżaliśmy już z Zakopanego. Jeden z kolegów kupił Gazetę Południową (tak w latach 70. nazywała się Gazeta Krakowska), w której przeczytaliśmy o tym, że wielu ludzi zaobserwowało w dniu poprzednim NOL-a nad województwem krakowskim i znaczną częścią Słowacji. co najważniejsze - ów NOL był zaobserwowany również przez dwóch zawodowych astronomów z Krakowskiego Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego - prof. dr hab. Kazimierza Kordylewskiego - słynnego na cały świat odkrywcy Pyłowych Księżyców Polskich w punktach L4 i L5 oraz jego asystenta prof. dr hab. Zbigniewa Dworaka. NB, prawdziwość tej obserwacji potwierdził mi prof. Kordylewski w czasie Walnego Zjazdu PTMA w dniu 12 października 1974 roku.

Z ich pomiarów wynikało, że NOL unosił się nad Ziemią na wysokości około 100 km, a jego rozmiary wynosiły co najmniej 100 m od podstawy do wierzchołka, bowiem jego kształt przypominał ostrosłup. Ż a d e n ziemski balon stratosferyczny nie ma takiego kształtu!... Przypominają mi się doniesienia z przełomu lat 60. i 70. XX wieku o niezwykłych obiektach tego rodzaju widzianych nad Sofią i Budapesztem.

I jeszcze jedno - w dniach 12 i 13 września 1973 roku w Krakowie miało miejsce sympozjum naukowe na temat MOŻLIWOŚCI ISTNIENIA ŻYCIA POZAZIEMSKIEGO!!! A żeby było jeszcze ciekawiej, to nadmieniam, że podobny obiekt latający widziałem w 1966 roku nad wodami Zalewu Szczecińskiego z pokładu statku wycieczkowego na trasie ze Szczecina - Dąbia do Świnoujścia. Niestety, nie udało mi się ustalić, czy w tym czasie w Szczecinie albo Międzyzdrojach nie odbywało się jakieś sympozjum na „nieziemski” temat... Podobne obserwacje miały miejsce w latach 1984 i 1985 nad Świnoujściem, co opisałem w opracowaniu UFO nad granicą.

Opisywany w tym punkcie NOL był widziany także przez nauczycieli miejscowej Szkoły Podstawowej w Jordanowie, co zostało odnotowane w jej Kronice szkolnej przez panią Aleksandrę Leśniakiewicz.

Reasumując, było to klasyczne TRUFO, potwierdzone obserwacjami wielu niezależnych od siebie świadków, w tym dwóch zawodowych obserwatorów- astronomów, którzy podali informacje o tym wydarzeniu mediom.

8

4 lipca 1976 roku, warszawski ufolog Kazimierz Bzowski wykonał zdjęcie swej małżonce na tarasie DW „Halny” w Zakopanem, przy ulicy Kościuszki. Na pozytywie poza górska panoramą i profilem pani Bzowskiej widać jeszcze... wiszącego nad Doliną Olczyską NOL-a w kształcie ciemnej kropki.

Obserwacja ta została zarejestrowana przez UFO-OSSA w Warszawie, a informację o niej otrzymałem już po zamknięciu PROJEKTU TATRY w dniu 3 sierpnia 1995 roku od Kazimierza Bzowskiego.

9

To był najbardziej spektakularny i bogaty w literaturę incydent z NOL-em, który na oczach dosłownie całego Zakopanego przedefilował po niebie i wywołał nawet elektryczny „black-out” tamtejszej elektrowni w Kuźnicach. Było to rankiem, dnia 17 stycznia 1979 roku. Nie będę się tu rozpisywał na ten temat, bo przypadek ten ma - jak tu już rzekłem - bogatą literaturę i był opisywany przez m.in. Lucjana Znicza -Sawickiego, a ja przypomnę tutaj to wydarzenie w opisie Krzysztofa Piechoty:

W środę, 17 stycznia 1979 roku, około godziny 06:10 rano, fotograf i dokumentalista z miejscowego Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych- chor. MOAntoni Szreder wyszedł z domu udając się na Równię Krupową do pracy przy ul. Kościuszki, do RUSW Zakopane. W pewnej chwili patrząc w kierunku Tatr, na wysokości około 300 nad stacją IMGW na Kasprowym Wierchu ujrzał d w a j a s n o ś w i e c ą c e obiekty - jeden niemal idealnie nad drugim. Nagle ten, który tkwił nieco wyżej wykonał gwałtowny ruch w dół (...) i zawisł nad Kasprowym Wierchem. Wszystko trwało nie dłużej, niż trzy sekundy.

W tym samym czasie pełniący dyżur w elektrowni wodnej w Kuźnicach pan Józef Kois przeżywa niesamowite CE2 z BOL-em, który:

... porusza się na niewielkiej wysokości i ryczy jak samolot odrzutowy na pasie startowym.

Spotkanie trwa kilkadziesiąt sekund i BOL świecący pomarańczowym światłem odlatuje w kierunku Polany Kalackiej i Kopy Kondrackiej.

Chor. Szreder w tym czasie wykonuje 36 zdjęć ze służbowego aparatu fotograficznego z teleobiektywem o f = 400 mm. Zdjęcia te poszły do analizy w WUSW w Krakowie. Także kilka innych osób obserwuje przelot NOL-a nad ulicami Zakopanego. Ich wypowiedzi odnotowano i pokazano w filmie UFO nad Tatrami.

W tej sprawie zabrali głos uczeni...

WYJAŚNIENIE ALTERNATYWNE:

... którzy oczywiście, a jakżeby inaczej, stwierdzili, iż wszyscy świadkowie widzieli i fotografowali planetę Wenus!!! Na łamach Dziennika Polskiego wypowiedzieli się dwaj fizycy i astronom, którzy w swym artykule krytycznym rozciągnęli czas przelotu NOL-a z kilku sekund na kilka minut, zignorowali fakt, że świadkowie widzieli wyraźnie DWA obiekty, nie mówiąc już o całkowitym zignorowaniu dowodów rzeczowych w postaci zdjęć NOL-a...

Żeby było śmieszniej, to wystąpili oni z hipotezą, że planeta Wenus świecąca nad szczytami o różnej wysokości zda się być raz bliżej, a raz dalej od obserwatora, w zależności od wysokości szczytu, nad którym aktualnie się znajduje!!! Nie ustosunkowuję się do tego - pożal się Boże - „wyjaśnienia”, boż tu potrzeba nie ufologa, ale psychiatry... Faktycznie, Wenus była obiektem na niebie - tym niższym. Wyżej od niej znajdował się NOL, który według zeznań świadków - i to zgodnych co do joty - poleciał w kierunku Kopy Kondrackiej, czyli najniższego i najbardziej wysuniętego na wschód szczytu Czerwonych Wierchów. Ta nazwa jeszcze nie raz przewinie się w tym Raporcie...

Zdjęcia wykonane przez chor. Szredera są koronnym dowodem na to, że nie była to planeta Wenus, bowiem Wenus nawet przy swej największej jasności, czyli -4m,2 jest o wiele ciemniejsza od obiektu uchwyconego na zdjęciu, a który jest o wiele jaśniejszy od oświetlonego okna!

Jednym słowem, mimo obiekcji uczonych można stwierdzić, że wszyscy tego ranka widzieli i fotografowali TRUFO, tak prawdziwe, jak to z dnia 13 września 1973 roku.

10

17 marca 1980 roku, w godzinach 23:30 - 24:00 doszło do lądowania NOL-a w pobliżu zakopiańskiego domu znanego artysty Władysława Hasiora. Świadkiem tego wydarzenia była nieżyjąca już zakopiańska artystka malarka pani Maria Hyła.

Relację o tym CE2 zawdzięczamy reporterowi Dziennika Polskiego red. Wojciechowi Jarzębowskiemu, który nagrał telefoniczny wywiad z panią Hyłą na taśmę magnetofonową, dzięki czemu trafiła ona poprzez Jerzego Łataka do mnie.

Poza red. Jarzębowskim, Maria Hyła powiadomiła o wydarzeniu zakopiańską MO, ale jej meldunek chyba nie odbił się żadnym echem w tej instytucji...

Z nagrania sporządzonego przez red. Jarzębowskiego wynika, że świecący słomkowo - żółtym światłem NOL w kształcie kuli wylądował opodal domu Hasiora. Światło emitowane przez NOL-a było tak silne, że sięgało do pokoju pani Hyła i... - prześwietlało ściany, przedmioty i dosłownie wszystko, co tam się znajdowało. Co więcej - czuła ona w powietrzu wyraźny zapach ozonu (O3). Kula pojawiała się i znikała trzykrotnie w zupełnej ciszy. Zdaje się, że poza panią Hyła nikt tego nie widział. Był to klasyczny BOL. Obserwacja zarejestrowana przez Jerzego Łataka.

11

O tej obserwacji pisałem już na łamach Nieznanego Świata nr 7-9,1994. i także w tym przypadku świadkiem obserwacji była kobieta - mieszkanka Jordanowa, pani Lidia K. Wydarzenie to miało miejsce na trasie nr 95 pomiędzy Nowym Targiem a Rdzawką, w okolicach Klikuszowej - w październiku 1981 roku.

Było późne jesienne popołudnie. Pani Lidia K. Jechała swym „maluchem” z Nowego Targu do Jordanowa, kiedy po wyjeździe z Klikuszowej na podjazd wiodący do Rdzawki zauważyła po lewej stronie drogi, nad linią średniego napięcia (15 kV) wiszący ciemny, dwuwypukły dysk. Niestety, z powodu prowadzenia samochodu pani K. nie zdołała zobaczyć więcej szczegółów. Nie wiadomo także, czy w tym czasie nie było „elektrycznego black - out'u” na tej linii, a przypominam, że było to w czasie tzw. „planowych wyłączeń energii elektrycznej w celach oszczędnościowych” - jak eufemistycznie nazywała braki energii propaganda Jaruzelskiego i Urbana.

Wiarygodność tej relacji jest niestety niewysoka, bo świadek zapamiętała zbyt mało szczegółów z tego DD. Nie wiadomo też, czy NOL „ssał” energię elektryczną z przewodów wysokiego napięcia, czy tylko nad nimi przelatywał.

12

Tą relację zawdzięczam mojemu dobremu znajomemu z granicy, nieżyjącemu już niestety, przewodnikowi tatrzańskiemu, literatowi i poecie panu Edwardowi Zawiłło z Krakowa. W październiku 1981 roku wraz z trzema osobami towarzyszącymi obserwował on niezwykłe zjawisko w Dolinie Niewcyrki (Tatry Słowackie). Było to niezwykle silne i jasne światło, którego gradient jasności wzrastał w kierunku Kopy Kondrackiej i Czerwonych Wierchów, a oto tak on to opisuje:

Zdarzenie to miało miejsce w pierwszej dekadzie października 1981 roku, dokładnej daty nie pamiętam, podczas terenowego doszkalania przewodników tatrzańskich...

... świecący dotychczas Księżyc schował się za chmury, które opadły nisko, zrobiło się zupełnie ciemno, więc oświetlaliśmy sobie drogę latarkami elektrycznymi. Rozmawiając cały czas beztrosko dotarliśmy do szlaku wiodącego do leśniczówki w Trzech Studniczkach, kiedy to niespodziewanie w otaczający nas mrok wdarła się olbrzymia jasność, która poraziła nas swym blaskiem.

Myśleliśmy, że to halogeny jadącego przed nami samochodu lub jakieś silne reflektory, ale wnet stwierdziliśmy nasza pomyłkę. Tymczasem dookoła zrobiło się tak jasno, jak w słoneczny dzień. Spojrzeliśmy w górę i stwierdziliśmy, że niebo jest pokryte kłębiastymi chmurami i jest podświetlone jakimś dziwnie niebieskawym światłem. Blask ten był podobny do blasku spalanej magnezji. Zauważyłem też, że największe natężenie tego dziwnego światła wywodzi się z naszej prawej strony, to jest gdzieś znad szczytu Krzyżnego Liptowskiego - 2.040 m n.p.m. Pochodzenia tego światła nie mogłem ustalić, gdyż Dolina Koprowa jest głęboko wcięta pomiędzy zalesione zbocza z lewej strony Krywania - 2.496 m n.p.m. i z prawej strony rozległego masywu Kopy Koprowej i Krzyżnego...

Zjawisko trwające w sumie około jednej minuty pod koniec trochę osłabło i znikło. Wszystko to trwało w absolutnej ciszy i już więcej się nie ukazało.

Tyle pan Edward Zawiłło - człowiek znający i kochający góry. Patrząc na to przez pryzmat swej wiedzy i doświadczenia wykluczył on od razu wszelkiego rodzaju zjawiska elektryczne w rodzaju ogni św. Elma. Pozostało mu tylko UFO, co napisał wprost w swej książce pt. I ja zostanę przewodnikiem (Kraków 1990).

Niestety, mimo poszukiwań nie znalazłem innych świadków tego Nocnego Światła, co akurat nie jest takie dziwne, zważywszy fakt, iż noc była wietrzna, deszczowa i zimna, a w taka pogodę w góry idzie ten, kto n a p r a w d ę i ś ć m u s i ...

13

Ten DD zaobserwowałem z 4 peronu Dworca PKS w Zakopanem wraz z 5 osobami. Było to wczesnym rankiem 8 sierpnia 1988 roku, w godzinach 06:00 - 06:05.

Czekałem właśnie na autobus do Nowego Sącza. Stojąc pod wiata peronu skierowałem spojrzenie na zachód, gdzie pysznił się w porannym słońcu szczyt Kominiarskiego Wierchu. W pewnej chwili, pomiędzy Kominiarskim W. a Gubałówką na niebie coś dziwnie zamigotało... Przyjrzałem się temu czemuś uważnie i zdumienie moje wzrosło niepomiernie - to „coś” leciało obniżając swój lot i wyglądało, jak rozpędzone w ruchu wirowym łopaty śmigła głównego helikoptera - z tym, że nie widziałem ani kadłuba tego domniemanego śmigłowca, ani nie słyszałem huku jego silników i wizgu turbin...

Tymczasem NOL przeleciał na tle zalesionego stoku Gubałówki, i ponownie doznałem uczucia nierzeczywistości - miał on kształt dysku z kopułką, co do tego nie miałem żadnych wątpliwości, ale jego kolor był taki, jak przeźroczysta woda, z tym, że na jego krawędziach uginał się obraz drzew porastających stok Gubałówki... NOL przeleciał bezszelestnie nad miastem i przepadł gdzieś na kierunku Poronina.

Co to było? Być może był to Niewidzialny NOL - NNOL, których obecność sygnalizowali onegdaj Clas Svahn ze Szwecji i Alferdo Lissoni z Italii. Osobiście nie wierzyłem w istnienie tego rodzaju obiektów, ale tym razem skapitulowałem wobec oczywistego faktu - NNOL-e są rzeczywistością! Jak dotąd, to nie wymyśliłem żadnego zadowalającego wyjaśnienia alternatywnego - wprawdzie mój australijski krytyk moich prac pan Piotr Listkiewicz zasugerował, że miałem do czynienia ze zwartym stadem ptaków - jednak jest to wyjaśnienie niezadowalające. Z NNOL-ami przyszło mi się spotkać jeszcze nieraz, ale o tym w dalszej części tej pracy.

14

Pod koniec sierpnia 1988 roku, nad Zakopanem 4 świadków zaobserwowało przelot dziwnego, promieniującego różowym światłem NOL-a. Świadkami byli pracownicy PPKS w Zakopanem: kierowcy - J. B. z Poronina, S. T. z Dzianisza, strażnik T. S. Z Murzasichla oraz funkcjonariusz Straży Granicznej - por. SG Eugeniusz W. Z Zakopanego. Wszyscy tu wymienieni świadkowie widzieli NOL-a, który przeleciał nad miastem na wysokości około 1.000 m znad Furmanowej w kierunku Tatr Wysokich i zniknął nad Kasprowym Wierchem. Trzech świadków twierdzi, że w trakcie przelotu NOL-a słychać było szum, a po zniknięciu za Tatrami dał się słyszeć głuchy huk, jakby bardzo odległej eksplozji... Było to pomiędzy 23:00 a północą. Trzech świadków widziało NOL-a z Dworca PKS w Zakopanem, a czwarty z autobusu jadącego z Furmanowej do Zakopanego.

WYJAŚNIENIE ALTERNATYWNE:

Obserwatorzy mogli widzieć przelot pocisku rakietowego odpalonego przez Wojska Rakietowe należące do Północnej Grupy Wojsk Radzieckich w Polsce, gdzieś z okolic Bydgoszczy, ewentualnie z pokładu okrętu nawodnego/ podwodnego z sowieckiej Floty Bałtyckiej na Morzu Bałtyckim, a który to MRBM był wycelowany w lądowisko poligonu rakietowego bazy wojsk sowieckich w okolicach Liptowskiego Mikulasza. Rozwiązanie zagadki podpowiedzieli mi słowaccy pogranicznicy (stopnie i nazwiska zastrzeżone) oraz niektórzy pracownicy słowackiego UC (dane personalne zastrzeżone). Hipoteza odpału ICBM czy tez MRBM jest uzasadniona o tyle, że w 1990 roku senator senatu Stanów Zjednoczonych A. P. Sam Nunn oświadczył, że Sowieci dokonali kilku próbnych odpaleń ICBM i MRBM na obszarze państw b. Układu Warszawskiego i co najmniej dwóch samoczynnych odpaleń takowych. Jednym z nich mógł być tzw. Wielki Bolid Polski z dnia 20 sierpnia 1979 roku, aczkolwiek - jak tu już nadmieniłem - mogła to być „zapomniana” głowica jądrowa z czasów Wielkiej Wojny Bogów - Astronautów... „Bolid Zakopiański” raczej nie mógł być taka głowicą, bo nie było ofiar epidemii czy zatrucia po jego upadku, a zatem to mogła być ziemska rakieta w rodzaju pocisku SCUD, albo... NOL. Prawdopodobieństwo tej pierwszej jest o wiele wyższe od tego drugiego, ale w obu przypadkach w y ż s z e o d z e r a - a to już jest coś, wobec czego nie wolno nam przejść do porządku dziennego!...

15

I jeszcze raz o NNOL-ach, które tym razem zostały uwiecznione na błonie filmowej. Na samym początku października 1988 roku wybrałem się w góry przy wspaniałej pogodzie i bezchmurnym niebie. To było cos takiego, co w raportach meteorologicznych określa się mianem CAVU - Clear Air & Visibility Unlimited - czyste powietrze i widzialność nieograniczona. Przeźroczysta aeria - jak napisałby z pewnością Stanisław Staszic. Trasa mojej wycieczki przebiegała z Kuźnic na Polanę Kalacką i dalej na Kopę Kondracką via Przełęcz pod Kopą Kondracką i dalej granią do Kasprowego Wierchu, skąd poprzez Myślenickie Turnie powróciłem do Kuźnic i do mojego mieszkania w Strażnicy SG. To był cudowny, jesienny spacer. Miałem przy sobie dwa aparaty fotograficzne - lustrzankę ZENITH-11z obiektywem o f = 58 mm, załadowany slajdami o czułości 18 DIN (65 ASA) i SILUET-ELEKTRO też z obiektywem o f = 58 mm, załadowany filmem czarno-białym o czułości 22 DIN (100 ASA). Nie używałem filtrów, bo najwyższym wyniesieniem na trasie była Kopa Kondracka o wysokości 2.008 m n.p.m., zaś cała reszta trasy przebiegała po szlakach poniżej 2.000 m n.p.m.

Na Polanie Kalackiej wykonałem dwa zdjęcia - pierwsze w kierunku wapiennych turniczek Nosala, a drugie w kierunku Kopy Kondrackiej - dokładnie w kierunku przeciwnym. Po powrocie do domu dałem film do wywołania i...

I osłupiałem, kiedy zobaczyłem na dwóch sąsiednich klatkach filmu sylwetki NOL-i. Rzecz dziwna - jeżeli to był jeden i ten sam NOL, to poruszał się on po trajektorii z kierunku od Nosala do Kopy Kondrackiej, a to oznacza, że ten NNOL (bo nie widziałem go w momencie robienia zdjęcia) leciał bardzo wolno - z prędkością jakich 10 km/h po identycznej trasie, co NOL z dnia 17 stycznia 1979 roku!!!...

WYJAŚNIENIE ALTERNATYWNE:

Wizerunki NOL-i powstały poprzez niedbalstwo wywołującego film fotografa, takie plamy mogą powstać poprzez wylanie na film kropli utrwalacza, na wywołany i wykapany film w czasie procesu suszenia.

Przypadek ten został opisany na łamach Nieznanego Świata nr 7-8,1993 przez Bronisława Rzepeckiego.

16

Następne zdjęcie dziwnego obiektu wykonałem w dniu 22 lutego 1989 roku z Upłazu Kalackiego. I w tym przypadku pogoda była CAVU. Wykonałem jedno zdjęcie w kierunku południowym na błonie 6 x 6 cm czarno-białej o czułości 18 DIN, aparatem DRUCH o f = 60 mm i przysłonie 16, z T = 1/60 s, w kierunku Kasprowego Wierchu. I znowu na negatywie wyskoczyła mi dziwna, soczewkowata plama - przypominająca NOL-a.

Oczywiście mógł to być NOL, ale nasuwa się inne...

WYJAŚNIENIE ALTERNATYWNE:

Być może była to formująca się właśnie chmura z gatunku Altocumulus lenticularis, na co wskazuje soczewkowaty kształt i srebrzystobiały kolor, a także fakt zawiśnięcia w jednym miejscu. Niezwykłość tej chmury polega jednak w tym przypadku na tym, że w opisywanym czasie nie było wiatru halnego... Byłby to zatem NNOL, który podświetlony ostrym górskim słońcem ujawnił się na jakichś warstwach powietrza, jak na ekranie???...

17

Ta obserwacja miała miejsce w dniu 26 grudnia 1989 roku w godzinach 15:00 - 15:30, a dokonał jej żołnierz WOP - por. Stanisław P. oraz jego koleżanka Teresa L. wraz z jej synem Patrykiem, którzy jechali samochodem ze Szczawnicy do Zakopanego. Przed wjazdem do Nowego Targu na drodze nr 98, por. P. zauważył nad południowo - zachodnim horyzontem dziwny obiekt latający w kształcie komety z czarną „głową”. Po wjeździe na drogę numer 95 w kierunku Zakopanego, pani L. podjęła obserwacje tego obiektu, którą przerwała dopiero na Ustupie, przy stacji paliwowej. NOL zniknął za grzbietem Ralów Wierchu.

Według relacji por. P. NOL wisiał na wysokości około 450 nad horyzontem i miał biało-perłowy „ogon”, długi na jakieś 300. Czarna „głowa” tej „komety” skierowana była ku zachodzącemu Słońcu. Świadkowie nie stwierdzili żadnego wpływu NOL-a na otoczenie.

Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że w dwa dni później - 28 grudnia 1989 roku - Teleexpress pokazał amatorski film ukazujący tego NOL-a zrobiony w... Japonii! Pewien student sfilmował go kamerą video w okolicach Kobe.

Nie ma tu żadnego wyjaśnienia alternatywnego, być może to był jakiś samolot, ale jak dotąd nic mi nie wiadomo o samolocie, który miałby kształt czarnej kuli z biało-perłowym „ogonem” - długim na 300...

Przypadek ten został zarejestrowany przez jordanowski oddział MCBUFOiZA.

18

W styczniu i maju 1990 roku, w czasie nocnych patroli wzdłuż odcinka drogi nr 961 w okolicach przejścia granicznego Łysa Polana, udało mi się ujrzeć dziwne zjawisko, a mianowicie - migoczące w lesie ogieńki podobne do płomyków zapałek czy zapalniczek. W styczniu podniosłem z tego względu alarm graniczny sądząc, że to sprawka przemytników czy innych naruszycieli granicy, którzy dokonali NPG do czy z Polski. Podjęta akcja poszukiwaczo-likwidacyjna siłami GPK i Strażnicy SG Łysa Polana oraz z drugiej strony Strażnicy CP Javoriná nie przyniosła żadnego rezultatu. Pas śnieżny wzdłuż linii granicznej był „czysty” po obu stronach i nie było na nim widać żadnych nowych śladów. Po naszej stronie przeszukano odcinek terenu od Palenicy Białczańskiej do tzw. Języków Teściowej (są to 4 bardzo ostre i długie zakręty na drodze nr 961 w odległości ok. 2 km od przejścia granicznego Łysa Polana), zaś po słowackiej stronie przeszukano teren od Doliny Białej Wody do Javoriny. Po obu stronach wynik był negatywny - ani żywego ducha...

Za drugim razem już nie podniosłem alarmu, ale starałem się obserwować w gęstym deszczu zwodnicze światełka. Niestety, ulewa wzmogła się do tego stopnia, że światełka literalnie wsiąkły w las porastający okolice Łysej Skały. Do dziś dnia nie wiem, czym one były. Okazało się, że podobne zjawiska znane są z gór Pennine Mts. W Anglii, o czym donoszą raporty Andy'ego Robertsa, Anthony'ego Dodda i innych badaczy związanych z PROJECT PENNINE. Być może w rejonie Łysej Polany zamanifestowało się podobne zjawisko, które ukazuje się highlanderom na pennińskich wrzosowiskach... jak dotąd, to nie mam zielonego pojęcia o fizykalnej stronie tego zjawiska, aczkolwiek - jak widać to ze „spisków” - zjawisko tego rodzaju znane jest także w Tatrach, Karkonoszach i innych polskich górach. To są właśnie te wszystkie niespokojne duchy, światła czyli promienie wynikające, od których drętwienie ciała i strach przejmuje...

Przypadki nie zostały zarejestrowane. Po pierwszym z nich pozostał ślad w dokumentacji GPK Łysa Polana i Strażnicy SG Łysa Polana w postaci wpisów do Książek Służby obu tych jednostek, dokonane przez Kierownika Zmiany GPK i Dyżurnego Operacyjnego Strażnicy.

19

Kolejne zdjęcie NOL-a było co najmniej sensacyjne. Rzecz miała miejsce w lipcu 1992 roku. Młoda mieszkanka Krakowa - pani K. F. wykonała je w połowie drogi pomiędzy Stasikówką a Bukowiną Tatrzańską - na stromo wznoszącym się w górę odcinku drogi nr 961.

Na zdjęciu przedstawiającym Tatry Wysokie widoczny jest w prawym górnym rogu kadru, tajemniczy obiekt w kształcie dwuwypukłej soczewki. Zdjęcie to wraz z negatywem redakcja Nieznanego Świata przesłała do znanego warszawskiego ufologa - Krzysztofa Piechoty, który jednoznacznie stwierdził, że nie ma żadnego UFO - a jedynie jest odprysk emulsji fotograficznej od podłoża filmu - o czym napisał on w artykule zamieszczonym na łamach Nieznanego Świata w nr 7-8,1993. Szkoda!... - bo obiekt ten wygląda rzeczywiście jak Dzienny Dysk! Gdyby nie zbadanie tego zdjęcia przez renomowanego badacza zagadnienia, jakim jest Krzysztof Piechota i odpowiedzialność redakcji Nieznanego Świata, która mu to powierzyła, to zdjęcie to mogłoby dostać się w ręce jakiegoś mistyfikatora w rodzaju Walerego Uwarowa, czy idącego na łatwiznę popularyzatora ufologii w rodzaju Michaela Hesemanna i mamy gotowy kolejny pasztet w rodzaju UFO nad Tatrami! - à la sławetny humbug pt. UFO na Kaukazie...

Przypadek ten włączyłem do dossier PROJEKTU TATRY ze względu na związek z ufologią i terenem działania MCBUFOiZA, ale nie zarejestrowałem go z wiadomych względów...

20

I jeszcze jeden przypadek „legendarny”, tzn. taki, o którym dowiedziałem się od osób trzecich.

Obserwację BOL w dniu 5 czerwca 1992 roku zaliczyli pasażerowie autobusu linii Zakopane - Łysa Polana, na odcinku drogi nr 961 pomiędzy Karpencinami a Głodówką. Było to około godziny 06:30. dwaj świadkowie - chor. SG Kazimierz S. oraz leśniczy inż. Marian W. zaobserwowali przelot czerwono świecącej kuli na niebie nad Tatrami Bielskimi. Przelot trwał kilka sekund, tak że świadkowie nie byli pewni, czy to co widzieli im się nie przywidziało, dlatego tez nie zarejestrowałem tego przypadku.

21

Następne zdjęcie quasi NOL-a przesłał nam do analizy mieszkaniec Gdyni - pan Piotr Siwek. Wykonał je on w dniu 10 września 1992 roku nad Morskim Okiem. Na zdjęciu widoczny jest pan Siwek na tle Mięguszowieckiego Szczytu, a nad nim - nieco powyżej - widać tajemniczy obiekt. Zdjęcie wykonano aparatem fotograficznym ZENITH xp na filmie ORWO 21 DIN, o godzinie 12:30.

Przesłałem zdjęcie do analizy Krzysztofowi Piechocie, a jego odpowiedź była krótka:

Jest to wielokątne odbicie światła w soczewkach systemu optycznego obiektywu aparatu fotograficznego...

Na powiększeniach widać wyraźnie, że ów NOL ma kształt 10-kąta, czyli dokładnie tyle, ile listków ma irysowa przysłona obiektywu ZENITHA xp. Szkolny błąd fotografa, który ustawił się z aparatem pod Słońce i spowodował powstanie efektu świetlnego na błonie filmu pana Siwka.

Tak jak w przypadku nr 19 jedynie odnotowuję go ad memoriam, jako przestrogę przed pośpiesznym wyciąganiem wniosków. Przypadek nie rejestrowany.

22

Ten incydent trudno jest zdefiniować, najbardziej pasuje do niego klasyfikacja CE-0 - aczkolwiek w jego trakcie nie widziałem żadnej żywej istoty czy maszyny rozumnej albo zwykłego robota...

Mieszkałem wtedy - w kwietniu 1994 roku - w tzw. „Celerówce”, czyli jednego z budynków należącego do kompleksu zabudowań Strażnicy SG Zakopane, leżącego vis-à-vis słynnej „Księżówki”.

Pewnej kwietniowej nocy obudziłem się z uczuciem lęku, że w pokoju jest ktoś obcy. Leżąc na boku, twarzą zwrócony w kierunku ku pokojowi, skontrolowałem wzrokiem jego wnętrze - było puste, ale mimo to wrażenie czyjejś Obecności nie ustępowało... Położyłem głowę na poduszkę i naraz na wysokości moich oczu ukazała się jasnożółta tarczka o średnicy jakichś 2-3 cm, która dryfowała powoli w stronę zamkniętych drzwi na korytarz. Naraz na jej powierzchni ukazało się wyrysowane cienką, czarną linią koło, w który wpisał się trójkąt, a po chwili drugi, tworząc tzw. Gwiazdę Dawida (heksagram), a po chwili gwiazda ta zwielokrotniła się tak, że przypominało to wielokątna fasetę brylantu. Całość znikła i tarczka przeniknęła na korytarz przez zamknięte na klucz drzwi... Spojrzałem na zegarek - była trzecia w nocy. Wrażenie czyjejś obecności znikło i wszystko wróciło do normy, a ja uświadomiłem sobie, że w czasie trwania tego zjawiska odczuwałem paraliżujący lęk. Wszystko trwało 3-5 sekund.

Przypadek nie zarejestrowany.

23

I jeszcze jedna obserwacja NOL-a w postaci Nocnego Światła (NL), która to obserwacja miała miejsce w dniu 28 kwietnia 1993 roku, w godzinach 20:30 - 20:32. kilkoro świadków niezależnie od siebie widziało gwiazdopodobny obiekt o jasności co najmniej minus 5m,0 - który poruszał się z kierunku południowego (od strony Słowacji) nad Kasprowy Wierch, a ponad nim skręcił na wschód i w tym kierunku odleciał. Tego wieczoru widać było doskonale Księżyc, Jowisza i jasne gwiazdy wiosennych gwiazdozbiorów.

W trakcie czynności wyjaśniających udało mi się ustalić na lotnisku Poprad - Tatry na Słowacji, że o tej godzinie w przestrzeni powietrznej tego kraju n i e stwierdzono żadnej maszyny cywilnej czy wojskowej poruszającej się takim kursem - co więcej - radary lotniskowe, choć obiekt był doskonale widoczny gołym okiem, nie wychwyciły go... - co potwierdzili mi funkcjonariusze CP i słowackiego UC pracujący tamże (ich dane personalne są zastrzeżone). Wynikałoby z tego, że ów NOL leciał na wysokości powyżej 30.000 m - czyli poza zasięgiem stacji radiolokacyjnej w Popradzie.

WYJAŚNIENIE ALTERNATYWNE;

Wysokość lotu i jego szybkość sugeruje, że ów NOL mógł być de facto eksperymentalnym, bądź już w czynnej służbie, samolotem hipersonicznym wyprodukowanym w Rosji - „Uragan”, czy w USA - „Aurora”. Samoloty takie są używane najczęściej w misjach wywiadowczych nad krajami, w których toczą się wojny czy zagrażają im konflikty i - jak twierdzą Amerykanie - stanowią one tym samym zagrożenie dla światowego pokoju: Irak, Iran, Czeczenia, była SFRJ, Chiny i Tajwan, Kuba, kraje latynoamerykańskie i afrykańskie, w których masowo uprawia się rośliny dające narkotyki oraz inne kraje niestabilne gospodarczo i politycznie. W USA samoloty te zastąpiły maszyny zwiadowcze U-2 czy SR-73 „Blackbird”, który poruszał się z prędkością 3,5 Ma na wysokości do 30.000 m. „Aurory” i „Uragany” poruszają się na wysokości ponad 60.000 m z prędkościami rzędu 10 Ma, czyli nieco ponad 3,3 km/s! Istnienie tych samolotów nie jest już tajemnicą i wszystko wskazuje na to, że ów NOL był właśnie „Aurorą”, która wystartowała z którejś baz amerykańskich czy NATO we Włoszech - Bari, Otranto czy Gaeta albo Brindisi - w misję zwiadowczą nad Bośnią-Hercegowiną, Węgrami, Słowacją, Ukrainą i Rosją, a dalej via Morze Czarne do Izmiru w Turcji. To dystans niemal 10.000 km, czyli dokładnie tyle, ile wynosi zasięg „Aurory” - q.e.d. ...

24

Jeszcze raz droga nr 961 i ponowna obserwacja NOL-a nad Tatrami Bielskimi. Trójka świadków obserwowała przez 2-3 s biało świecący gwiazdopodobny obiekt w odległości około 1 stopnia kątowego na zachód od szczytu Murania. Nie odnotowano żadnych efektów towarzyszących.

W trakcie wyjaśnień, udało mi się od kolegów słowackich: npor. S. V. , kpt. J. Ž. oraz kpt. F. V. z CP w Javorinie uzyskać informację, że takich NOL-i obserwuje się najwięcej w Javorinie, sąsiednim Ždiarze i Podspadach, nad Tatrami Bielskimi. także funkcjonariusze SG RP ze Strażnicy SG Jurgów kilkakrotnie opowiadali mi o zaobserwowanych przez nich, świecących białym światłem BOL-ach nad Tatrami Bielskimi.

WYJAŚNIENIE ALTERNATYWNE:

Istnieje pewna możliwość, że obserwatorzy ze strony polskiej i słowackiej widzieli tam nie UFO, ale... flary sygnałowe i oświetlające wystrzelane przez słowackich żołnierzy z elitarnych oddziałów strzelców górskich (zwanych popularnie „kamzikami”), a to dlatego, że na terenie Tatr Bielskich znajdował się do niedawna Vojenský Vycvikový Priestor - co po polsku znaczy tyle, co poligon wojskowy... Do tej sprawy powrócę jeszcze omawiając problem Księżycowej Jaskini i Tunelu o Szklistych Ścianach.

Obserwacja ta miała miejsce w dniu 19 stycznia 1994 roku, około godziny 18:35.

25

We wrześniu 1993 roku i marcu 1994 roku, udało mi się wyjaśnić jeszcze jedną zagadkę Tatr Wysokich. Otóż w tych miesiącach, jadąc do służby w godzinach 18:25 - 18:30 przy bezchmurnej pogodzie, kilkakrotnie wraz z chor. SG Piotrem B. obserwowaliśmy tajemnicze błyski na szczytach gór - a konkretnie na Łomnicy. Nie mogłem dociec, co to było, i wydawało mi się, że błyski te są jeszcze jedną zagadką gór... - do czasu, aż wpadłem na pomysł i przyjrzałem się temu błyskowi przez silna lornetkę. I co?

I okazało się, że był to jedynie... słoneczny „zajączek” odbity od okna górnej stacji kolejki linowej na Łomnicę! Ale najciekawsze jest to, że ów „zajączek” był widziany tylko z odcinka drogi 961 pomiędzy Stasikówką a Bukowiną Tatrzańską...

Trochę szkoda, że to nie był NOL czy jakieś inne promienie wynikające od których zimno i strach oblatuje - że zacytuję „spisek Chrośnieńskiego”, ale z drugiej strony przypadek ten daje do myślenia. Światełko przez nas obserwowane spowodowane było niezwykłym zbiegiem okoliczności - odpowiednim położeniem Słońca, okna stacji kolejki i naszego autobusu na określonym odcinku trasy. Dlatego też widok czerwonego światła na szczycie bulwersował jadących z nami turystów... - ciekaw jestem, ilu z nich pomyślało w tej chwili o UFO?...

Przypadek ten opisałem dla Nieznanego Świata, ale po zbadaniu sprawy natychmiast wycofałem artykuł z redakcji, dzięki czemu nie wygłupiłem się, jak Walery Uwarow z UFO na Kaukazie...

26

Najdziwniejsza, moim zdaniem, obserwacja Nocnego Światła miała miejsce w Zakopanem, w dniu 22 czerwca 1994 roku, wieczorem. Po silnej burzy elektrycznej, 3 świadków obserwowało przez niemal trzy godziny (!!!) dziwny obiekt w kształcie złocistego, wąskiego pierścienia z obiegającym go małym, białym światełkiem, jak przemieszczał się ze wschodu na zachód nad granią Długiego Giewontu w kierunku Czerwonych Wierchów.

NOL był obserwowany przy pomocy lunety 10x z balkonu jednego z zakopiańskich domów przy Drodze do Tadziaków.

Przypadek zarejestrowany przez MCBUFOiZA.

27

I jeszcze raz 1994 rok, październik i Giewont oraz Czerwone Wierchy. Dwoje świadków obserwowało dziwnego, półksiężycowatego NOL-a, przelatującego ze wschodu na zachód. To Nocne Światło miało kolor intensywnie pomarańczowy.

Niestety, to było wszystko, czego dowiedziałem się o tym przypadku, bowiem świadkowie obawiają się o swą reputację w środowisku... Tylko tyle udało mi się od nich dowiedzieć. Nieszczęsna natura naszych współobywateli nie pozwala im mówić o rzeczach, które tradycyjna nauka odżegnała od czci i wiary... - a szkoda, bowiem ta obserwacja jest jedną z wielu relacji dotyczących skalnego gmachu Czerwonych Wierchów!

28

I wreszcie rok 1995, kiedy to w czerwcu i lipcu inż. Jerzy Łatak ze swymi przyjaciółmi obserwował częste przeloty nad Tatrami Nocnych Świateł koloru zazwyczaj białego, które wykonywały niesamowite ewolucje na niebie, a ich trajektorie były zazwyczaj liniami łamanymi, czego nigdy się nie obserwuje w przypadku samolotów czy sztucznych satelitów Ziemi...

Wedle Jerzego Łataka, NOL-e poruszały się najczęściej z północy na południe i vice-versa, wykonując czasami zwroty o 900 w prawo czy w lewo.

Incydenty te odnotował Bronisław Rzepecki z GBNOL Kraków.

29

A teraz będzie o wydarzeniach, które miały miejsce po drugiej stronie granicy - na Słowacji. pierwsze z nich wydarzyło się w marcu 1957 roku, a jego bohaterem jest astronom - dr Antonin Mrkos, który zaobserwował w Obserwatorium Astronomicznym Skalnate Pleso, o godzinie 04:30 gwiazdopodobne Nocne Światło.

Ów NL poruszał się początkowo na tle konstelacji Korony Północnej - Corona Borealis, potem przemieścił się do Herkulesa - Hercules, by zniknąć definitywnie w konstelacji Lutni - Lyra. NOL miał kształt kręgu i obserwowano go przy pomocy silnej lunety. Nie ma żadnego wyjaśnienia alternatywnego, bowiem wtedy oficjalnie nie było jeszcze statków kosmicznych, ale to właśnie wtedy obserwowano na niebie coś, co nazwano na Zachodzie „Black Baron” a w ZSRR „Cziornyj Princ” - a co nie było z całą pewnością poza-atmosferycznym pojazdem ziemskim...

30

Drugi przypadek ze słowackiej strony Tatr miał miejsce 14 listopada 1991 roku, w godzinach 09:50 - 09:55, kiedy to dr Eduard H. z Bratysławy z żoną obserwował nad Tatrami dziwnego trójkątnego NOL-a, który nadleciał znad Łomnicy i zataczając w powietrzu koła powoli splanował nad Nižne Hagý, gdzie definitywnie zniknął...

Przyznaję, że kiedy czytałem tą relację dr Miloša Jesenský'ego - to przypomniała mi się relacja Gašpara Haina z Lewoczy o obserwacji jakiegoś stwora latającego nad Tatrami w czasie trzęsienia ziemi - o czym pisałem już w pkt. 3. Dr Jesenský widzi w tym dinozaura, ale ta rzecz dziwnie splotła się z „inwazją” na Benelux czarnych, trójkątnych NOL-i... być może właśnie jeden z nich nadleciał nad Tatry i tam zrobił dla ciekawskich pokaz akrobatyki lotniczej nie z tej Ziemi...

Jednego dr Jesenský jest całkowicie pewien - nie była to robota słowackich sił powietrznych. Nie był to żaden słowacki samolot prywatny czy klubowy. Co więcej - ten „pterodaktyl” czy „łże-samolot” nie był widoczny na radarze! Wiec co to naprawdę było? - jakiś „quasi-pterodaktyl-stealth”???... A może po prostu NOL? A właściwie na pewno NOL - co jest poza wszelką dyskusją.

* * *

To są wszystkie znane nam przypadki obserwacji UFO nad Tatrami i Podhalem. Oczywiście jest ich z całą pewnością jeszcze więcej, ale jak tu wielekroć podkreślałem, ludzie boją się jeszcze mówić o niezwykłych zjawiskach na niebie i na ziemi, bo w środowiskach wiejskich jest to równoznaczne z posądzeniem o zboczenie umysłowe. Cóż, trzeba jeszcze wiele pracy nad umysłami zaczadzonymi przesądami tzw. „współczesnej” nauki, która nie jest w stanie odpowiedzieć na najprostsze z zadanych tutaj pytań, a od nich już nie da się uciec... Ignorancja problemu UFO przez współczesna naukę doprowadza do takich paranoicznych wykwitów, jak np. film Santilli'ego, czy film o krojeniu EBE przez anatomopatologów z KGB... Coś takiego jest żerem dla oszołomów, a których jest dosyć po obu stronach barykady - tej ufologicznej i tej naukowej...

4. CO MAJĄ TATRY WSPÓLNEGO Z TRÓJKĄTEM BERMUDZKIM?

Pytanie głupie, ale tylko na pierwszy rzut oka, bo faktycznie - co może mieć wspólnego ze sobą obszar oceanu, na którym zmieściłoby się pół Europy z jakimiś tam średniej wielkości górkami w Europie Środkowej? A jednak ma, bo na obu tych obszarach tajemniczo giną i znikają w tajemniczych okolicznościach ludzie.

Jak sądzę, większość Czytelników miała przyjemność przeczytać znakomitą powieść australijskiej autorki Joan Lindsay pt. Piknik pod Wiszącą Skałą (Warszawa 1991) i obejrzeć zrobiony na jej podstawie film Petera Weira pod tym samym tytułem. Film ten obejrzałem po raz pierwszy w Chełmie w 1983 roku, a potem jeszcze kilka razy w kinach Świnoujścia. Temat zafascynował mnie, bo będąc chłopakiem z podstawówki czytałem pod ławką Tragedie tatrzańskie i opisane w nich wydarzenia jakoś dziwnie pasowały do tego, co ujrzałem potem na tym filmie. Pod koniec lat 90. skontaktowałem się m.in. z australijskim Polonusem - słynnym u nas ekologiem i mistykiem Piotrem Listkiewiczem - od którego dowiedziałem się, że tajemnicze zniknięcia, to nie tylko incydenty na Mt. Macedon w Nowej Południowej Walii, ale także zdarzają się w Blue Mts. w Queenslandzie. Tamtejsi Aborygeni unikają ponoć tych terenów jak ognia, a znajdujący się tam system pieczar i jaskiń, które kreują anomalie czasowe i inne, jest właściwie niezbadany przez białego człowieka... Coś podobnego pisze inny autor - Austriak Peter Krassa w swej książce pt. Biblioteka Palmowych Liści (Gdańsk 1996) - na temat austriackiej góry w Alpach Wapiennych - Mt. Utensberg koło Salzburga, gdzie w jaskiniach panują zupełnie inne stosunki przestrzenno - czasowe, niż na całej reszcie świata! I właśnie dlatego zadałem sobie pytanie: a jak jest u nas, w Tatrach i na Podtatrzu? Przeprowadziłem poszukiwania tam, gdzie zaczyna się wszelkie naukowe zamierzenia - w bibliotekach. I znalazłem to, czego spodziewałem się znaleźć.

Pisząc tą część Raportu, posiłkowałem się dwoma źródłami: antologią pt. Błękitny Krzyż i książką autorstwa Wawrzyńca „Wawy” Żuławskiego pt. Tragedie tatrzańskie, a także innymi, które wymieniam w przypisach.

Ogólnie rzecz biorąc, wypadki wpisują się w dwa schematy:

SCHEMAT A - czyli niewyjaśnione zgony w górach;

SCHEMAT B - czyli zaginięcie osoby czy grupy osób w niewyjaśnionych do końca

okolicznościach.

Pewnym podzbiorem wydarzeń w obu tych SCHEMATACH jest sytuacja, w której znaleziono zwłoki zaginionego w Tatrach dopiero po pewnym czasie i to w miejscu, w którym szukano ich wielokrotnie i to bardzo intensywnie. Podzbiór tych wydarzeń jest oznaczony hasłem Rip van Winkle, na cześć bohatera jednej z bajek Washingtona Irwinga, który usnął i obudził się po dwustu latach...

Oczywiście przypadki tego rodzaju musiały zdarzać się częściej i wcześniej - zwłaszcza pośród ludności miejscowej i poszukiwaczy z Bractwa św. Wawrzyńca, ale dopiero turystyka masowa i zorganizowana nadała temu zjawisku znaczący wymiar. Jest to wymiar do dziś dnia nie rozwiązanego problemu w oparciu o normalną (czytaj: ortodoksyjną) naukę. A wszystko zaczęło się od lata 1912 roku...

31

... kiedy to pod zerwami Wielkiej Turni w Tatrach Zachodnich, znaleziono po miesięcznych poszukiwaniach zwłoki 20-letniej studentki ze Lwowa - Aldony Szystowskiej. Ani ratownicy TOPR, ani lekarze nie mogli ustalić przyczyny śmierci. Trudno przypuszczać, że młoda kobieta zmarła, ot tak sobie - sama od siebie. Takie rzeczy się po prostu nie zdarzają. Nie znaleziono na jej ciele śladów walki czy przemocy. Zagadka nie rozwiązana od 88 lat. Pierwszy przypadek typu Rip van Winkle.

32

Tragedia w Dolinie Jaworowej. Ten niesamowity wypadek zdarzył się w dniu 3 sierpnia 1925 roku. Mały zespół rodziny Kaszniców w składzie 3 osób plus student Wasserberger schodził z Lodowej Przełęczy do Jaworzyny (Javoriny). Pogoda była bardzo zła, wiał silny wiatr i zacinał chłodny deszcz. Czworo ludzi przeszło koło Lodowych Stawków, gdzie po chwili t r z e j m ę ż c z y ź n i w różnym wieku i kondycji fizycznej naraz z a s ł a b l i . a po chwili, zanim Maria Kasznicowa zdołała się połapać w sytuacji, z minuty na minutę z m a r l i ! na miejscu żywa pozostała jedynie Kasznicowa, która nie potrafiła podać przyczyny śmierci swego męża, syna i towarzysza podróży... Śledztwo wdrożone przeciwko niej rychło umorzono z powodu braku dowodów.

Wysunięto kilka hipotez:

  1. Nieszczęśnicy zostali uduszeni przez silny wiatr spadający z Lodowej Przełęczy, ale zatem dlaczego ocalała Maria Kasznicowa?

  2. Zmarłym zaszkodził wypity uprzednio alkohol. Tak, ale koniak pił jedynie starszy Kasznica i Wasserberger. Kasznica junior powinien ocaleć...

  3. Wszyscy ponieśli śmierć z wyczerpania, ale dlaczego tylko mężczyźni?

  4. Zadziałał tu silny stresor wywołujący zawał serca czy udar mózgu. Obiekcja jak wyżej...

Jak dotąd, to nie znaleziono ż a d n e g o zadowalającego wyjaśnienia tej ponurej tajemnicy!...

Pewna propozycję rzucił znany miłośnik Tatr, poeta i artysta malarz - pan Bronisław Kłosowski z Zakopanego. Upatruje on przyczyn tragedii zespołu Kaszniców w synergicznym działaniu zmęczenia, stresu i złej pogody z lecącym w dół ciśnieniem atmosferycznym (wiał wtedy wiatr halny), co spowodowało gwałtowny skurcz naczyń krwionośnych na obwodzie i skokowy wzrost ciśnienia krwi w komorach serca, a w dalszym ciągu śmierć wskutek hipertonii... No cóż, na bezrybiu i rak też ryba - być może to jest jakieś wyjaśnienie tej ponurej zagadki - pierwszej, ale nie ostatniej tego rodzaju, bo...

33

... w kilka lat później, a dokładnie w dniu 17 kwietnia 1933 roku, w podobnych okolicznościach umiera na Galerii Gankowej słynny taternik z Poznania - Wincenty Birkennmajer. Jego śmierć była szokiem dla taternickiego światka i jest ona w dalszym ciągu tajemnicza, mimo kilku prób wyjaśnień i faktu, iż ostał się jego towarzysz od liny - Stanisław Groński.

Także w tym przypadku jego śmierci towarzyszyły podobne symptomy, jak w przypadku Kaszniców i Wasserbergera. Najpierw skrajne wyczerpanie, a potem śmierć w kilka minut. Co ciekawe - towarzysz Birkennmajera - Groński to przeżył, mimo szalejącej kurniawy, która wedle wszystkich praw logiki także jego powinna pozbawić życia, a jednak nie zabiła!...

Stanisław Groński też mógł powiedzieć o śmierci towarzysza, co Maria Kasznicowa, to znaczy nic. I jeszcze jedno - obaj wspinacze mieli halucynacje - czy były one wynikiem wyczerpania i straszliwego stresu, towarzyszącemu już nie tyle pogoni za wyczynem sportowym, ale wyścigiem ze śmiercią? Bardzo możliwe, ale... - ze względu na te tu wymienione punkty styczne z innymi wypadkami, uznałem za stosowne włączyć i ten wypadek w dossier PROJEKTU TATRY.

34

Bolesław Chwaściński w swej książce pt. Z dziejów taternictwa, Warszawa 1979, opisuje pewien epizod z czasów II wojny Światowej. Chodzi tutaj o tajemniczą śmierć dwojga kurierów Armii Krajowej: Ady Kopczyńskiej i Władysława Gosławskiego, która miała miejsce w marcu 1940 roku. A oto co pisze sam Chwaściński:

...Ada Kopczyńska i [Władysław] Gosławski wyszli z Zakopanego w marcu 1940 roku. W przeddzień Gosławski poszedł do Dzianisza po zakup koron czechosłowackich, gdzie w czasie noclegu zatruł się czadem. Mimo tego, następnego dnia poszli w góry...

Szli [oni] w grupie sześcioosobowej przez Małą Łąkę na Przełęcz pod Kopą Kondracką. Po drodze, gdzieś na Małej Łące zobaczyli patrol niemiecki, zaczęli iść szybko pod górę, co ich bardzo wyczerpało. Warunki były ciężkie - kopny, świeży śnieg i zimno. Ada Kopczyńska i Gosławski zatrzymali się na Przełęczy, a reszta w rozsypce zbiegła w dół, do Doliny Rozpadliny (po stronie słowackiej). Zatrzymali się przy szałasie na Polanie pod Jaworem. Gdy Kopczyńska z Gosławskim nie nadchodzili, wrócili na górę i znaleźli martwego Gosławskiego i na pół przytomną Kopczyńską. Zaczęli ją znosić, ale kilkanaście metrów niżej zmarła.

I znowu jakże znajome symptomy! Szybkie wyczerpanie i śmierć. O ile od biedy można zgon Gosławskiego przypisać skutkom zaczadzenia, o tyle śmierć Kopczyńskiej jest zupełnie zagadkowa. Zrozumiałe jest to, że szybki marsz na Przełęcz pod Kopą Kondracką mógł ją wyczerpać, ale z drugiej strony ich szybki marsz był nieuzasadniony, bowiem patrol Grenzschutzu był na Małej Łące i musiałby on sforsować tak jak oni Przełęcz Kondracką, albo wspinać się na Kopę Kondracką by ich dopaść, co zresztą wyszłoby na jedno... Oboje, a właściwie cała szóstka musiała się orientować w sytuacji na tyle, by ocenić ją na trzeźwo i nie podejmować zgubnego dla Kopczyńskiej i Gosławskiego biegu pod górę. Czyli m u s i a ł a być inna przyczyna tego wściekłego biegu. Pytanie: j a k a ? pozostaje do dziś dnia bez odpowiedzi... Może zmykali oni przed... NOL-em sądząc, że mają do czynienia z niemieckim samolotem rozpoznawczym? Hipoteza karkołomna, ale nie taka znowu głupia, bo właśnie w rejonie Czerwonych Wierchów NOL-e niejednokrotnie się obserwowało!...

35

I ponownie Czerwone Wierchy. Gdy dawno umilkły salwy II wojny światowej, w dniu 30 lipca 1945 roku, w masywie Czerwonych Wierchów zaginęła bez wieści Antonina Kwiatkowska. Długotrwałe poszukiwania prowadzone przez TOPR i wojsko spełzły na niczym. Nie znaleziono ani żywej kobiety, ani jej zwłok. Istnieje możliwość, że Antonina Kwiatkowska po prostu dokonała NPG i poprzez Tatry i Słowację przedostała się do amerykańskiej Zony Okupacyjnej i dalej na Zachód, jednakże działania operacyjne utworzonego później WOP i UBP dały wynik negatywny. Także Horska Služba i OOŠH CSRS niczego o niej nie wiedziały. Wygląda na to, że Antonina Kwiatkowska rozpłynęła się w skalnym gmachu Czerwonych Wierchów, jak bohaterki Pikniku pod Wiszącą Skałą z książki Joan Lindsay i filmu Petera Weira...

36

Symbol Zakopanego i w ogóle Tatr Polskich, nasza świeta góra, majestatyczny Giewont okazał się nieszczęśliwym dla obywatela Niemieckiej Republiki Demokratycznej, 28-letniego Horsta Hagenbartha, który w dniu 22 czerwca 1959 roku zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach na jego północnej ścianie.

Tego Niemca szukano dość długo, ale ci, którzy choć trochę znają Giewont wiedzą, jakie potrafi sprawić trudności, wiedzą jakim problemem jest znalezienie tak drobnego obiektu, jakim jest ciało człowieka na 600-metrowej ścianie, która jest nachylona pod kątem 75-850 i powyginana we wszystkich możliwych kierunkach, a na dobitkę zbudowana przez Naturę z okropnie śliskich po deszczu czy rosie ławic wapiennych... Być może - jak twierdzi stary ratownik TOPR i oficer Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej Kraju - mjr mgr Józef Michalec z Zakopanego - ciało Hagenbartha „objawi się” kiedyś na skale za jakieś pół wieku - jak to czasami bywa w przypadkach typu Rip van Winkle. A jak na razie, to jest on uznany za zaginionego bez wieści i w nieznanych okolicznościach.

37

Znowu słowackie Tatry Wysokie i ponownie fatalna Galeria Gankowa. 18 września 1965 roku dwaj polscy wspinacze: Edward Hełpa - lat 21 i Janusz Flach - lat 37, zostali znalezieni u podnóża Ganku. Ich zwłoki połączone były liną. Wszystko wskazywało na zwykły wypadek taternicki, ale bliższe dochodzenie go w y k l u c z y ł o ! Wyglądało na to, że obaj nieszczęśnicy odpadli od ściany lub spadli z Galerii Gankowej z nieznanych przyczyn.

38

I jeszcze raz zwłoki polskich turystów po słowackiej stronie granicy. Tym razem wypadek miał miejsce w Dolinie Cichej, a jego ofiarami byli: Teresa Kowalik - lat 28 i Włodzimierz Czerwiński - lat 31. ich zwłoki znaleziono w dniu 27 grudnia 1965 roku, w Żlebie pod Zakosy, oddalone od siebie o 1,5 km. Przyczyną śmierci było najprawdopodobniej zamarznięcie, ale ratownicy TOPR i lekarze nie byli tego pewni do końca, i ze względu na to wypadek ten zamieściłem w dossier PROJEKTU TATRY. Ich śmierć nadal pozostaje ponurą tajemnicą gór...

39

Ponownie Czerwone Wierchy. W Dolinie Mułowej ratownicy TOPR znaleźli w dniu 6 października 1970 roku zwłoki 33-letniej Danuty Cywińskiej. I tak jak w przypadku Aldony Szystowskiej, nie mogli oni ustalić przyczyny jej śmierci. Nie był to ani upadek z wysokości, ani wyczerpanie, ani wychłodzenie organizmu czy atak serca... Wyglądało na to, że Danuta Cywińska niewiadomym sposobem zeszła na dno Doliny Mułowej i tam po prostu zmarła. Zmarła nienaturalną śmiercią naturalną - jak paradoksalnie wynika z zapisków ratowników w Księdze Wypraw TOPR. Bez żadnej określonej przyczyny. I dlatego właśnie umieściłem ten przypadek w dossier PROJEKTU TATRY, bo kwalifikował się do tego, jak mało który.

40

Niemal w rok później, bo 5 września 1971 roku w rejonie Czerwonych Wierchów zaginęła bez wieści i w nieznanych okolicznościach 44-letnia Teresa Kużel. Ponoć - tak jak Kwiatkowską - widziano ją w okolicy Kopy Kondrackiej i od tej pory wszelki ślad po niej zaginął. Nie zatrzymano jej na Słowacji, nie dała znaku życia za Żelaznej Kurtyny... Po prostu rozpłynęła się w powietrzu wśród rudych sitów i traw stoków Czerwonych Wierchów.

Interesującą hipotezę wysunął Jerzy Łatak, którego teoria zasadza się do istnienia w lasach reglowych Tatr Zachodnich mikro-jaskiń, których otwory wylotowe są przykryte gałązkami i liśćmi - zupełnie niewidzialne dla nierozważnego spacerowicza. Gdy taki spacerowicz wejdzie na taki otwór, ten otwiera się i człowiek wpada w mikro-jaskinię na głębokość 3 - 5 m, łamie kończyny i... - i to już koniec dramatu - nie mogąc się wydostać po prostu umiera z głodu, chłodu, wycieńczenia, wychłodzenia, bólu czy wykrwawienia... Nikt nie usłyszy jego krzyku, bo pionowe ściany studni kierują go prosto w niebo, w zenit. A potem już tylko delikwent może czekać na śmierć, która jest wybawieniem od straszliwych męczarni. A tymczasem trwają poszukiwania i w końcu taki delikwent zostaje wciągnięty na listę porwanych przez UFO...

CB-radio czy telefon komórkowy też zdaje się psu na budę, bowiem ultrakrótkie fale radiowe mają słaby stopień ugięcia i idą w zenit, a nie do przekaźnika czy odbiornika, tak wiec wpadając w mikro-szczelinę abonent znika z horyzontu radiowego sieci CB czy telefonii komórkowej i przestaje dla niej istnieć... - z wiadomymi konsekwencjami.

Przyznaję, że teoria ta ma sens i doskonale tłumaczy fakty już nam znane, ale... - nikt takie dziury nie znalazł, no chyba że ten, który ją znalazł nie mógł nas o tym, zawiadomić! Oznaczałoby to, że poza istniejącymi i znanymi nam 138 jaskiniami istnieje jeszcze bliżej nieokreślona ilość „studni Łataka” w stokach Czerwonych Wierchów.

41

Istnienie „mikro-jaskiń Łataka” nie tłumaczy w żaden sposób niewyjaśnionego zgonu 25-letniej Teresy Kraszewskiej, która zmarła na podejściu Kobylarzem na szczyt Małołączniaka, w dniu 11 listopada 1972 roku. W tym przypadku powtórzyła się historia zagłady grupy Kaszniców i Wasserbergera, opisana w punkcie 32. Kraszewkiej towarzyszyła 22-letnia Jadwiga Chyt - która przeżyła. I powiedziała tyle, co Kasznicowa czy Groński - czyli nic, co wskazywałoby na przyczynę śmierci swej towarzyszki. Objawy identyczne - nagłe, skokowe wręcz załamanie czynności życiowych organizmu, gwałtowne wyczerpanie i śmierć wśród majaków. Przyczyna - nieznana...

Przewodnik tatrzański - pan Alfred Luther z Zakopanego sadzi, że wypadki te mogły być spowodowane gwałtowną deterioracją - szybką zmianą wysokości, ale czy dotyczy to także tych, którzy już się w górach zaaklimatyzowali? Tak czy owak, wypadek ten także kwalifikuje się do dossier PROJEKTU TATRY.

42

Co może zabić dwóch 21-letnich młodzieńców po podejściu do północnego otworu jaskini Bandzioch Kominiarski w masywie Kominiarskiego Wierchu (Kominów Tylkowych)?

Czy tych dwóch chłopaków - Andrzeja Knosalę i Mieczysława Wolnego - wykończyło nagłe wyczerpanie po podejściu z dna Doliny Kościeliskiej do otworu jaskini? No to dlaczego kostucha poczekała na to, by rozłożyli tam bivacco? Czy może obaj umierali tak, jak ci biedacy wymienieni w punktach: 32, 33, 34 oraz 41 tego opracowania? I znów należy tu postawić pytanie: co ich zabiło?

Najbardziej sensownie i logicznie brzmi odpowiedź: to było zatrucie. Ale czym? Czy istnieje taka trucizna, która zabija nie pozostawiając śladów? Owszem, na Dalekim Wschodzie czy Ameryce Południowej istnieją takie trucizny, ale trudno przypuścić, by obaj chłopcy sprowadzili je z Wietnamu i popełnili samobójstwo w Tatrach - kompletna bzdura. To było 8 grudnia 1973 roku i na wyjazd do Wietnamu stać w PRL-u było nielicznych - jednym słowem ta hipoteza rozwala się sama...

Los Knosali i Wolnego otacza mgła tajemnicy. Nie było to zatrucie czy wycieńczenie, a wiec co? Ich serca doznały zawału? - tak unisono? OK, ale dlaczego? Przypadek kwalifikujący się do dossier PROJEKTU TATRY.

43

Kolejny wypadek śmiertelny miał miejsce w dniu 21 marca 1976 roku. Tego dnia ratownicy TOPR znaleźli ciała dwojga turystów: 46-letniej Anny Reykowskiej i 57-letniego Jerzego Czechowicza u północnego wylotu Doliny Pięciu Stawów Polskich.

Jest to j e d y n y wytłumaczalny jako tako wypadek w górach, który jednakże kwalifikuje się do dossier PROJEKTU TATRY.

Wytłumaczalność tego wypadku zasadza się do tego, że oboje zmarli byli w wieku, który raczej nie służy wyczynowi sportowemu, a na dodatek pogoda była paskudna - kurniawa - co mogło spowodować ich śmierć. Ale tak tylko b y ć m o g ł o - i nie wiadomo tego, jak naprawdę b y ł o. Przyczyn tej tragedii nie docieczono do dziś dnia.

44

Tej dziwnej sprawie zaginięcia w Tatrach dwojga 20-latków: Piotra G.Justyny T. poświęcono cykl artykułów na łamach Nieznanego Świata. Dziewczyna i chłopak literalnie rozpłynęli się wśród regli Doliny Kościeliskiej, dokąd wybrali się feralnego dla nich dnia 2 marca 1981 roku. Poszukiwania spełzły na niczym. Psychotronicy, którzy ich poszukiwali, podawali miejsca przebywania ich zwłok od Doliny Chochołowskiej i Grzesia aż do Wantul i masywu Giewontu i Czerwonych Wierchów. Jest to obszar o powierzchni niemal 45 km2 terenu nader urozmaiconego. Ciekawe jest zaś to, że jedna z lokalizacji - Przysłop Miętusi znajduje się w miejscu, z którego widać doskonale trzy tutaj wymienione „podejrzane” miejsca: Giewont, Czerwone Wierchy i Kominiarski Wierch... A nie zapominajmy, że tutaj właśnie widziano tajemnicze NOLe...

Przysłop Mietusi jest węzłem dróg turystycznych, wiodących na gmach Czerwonych Wierchów i należące doń doliny reglowe. W sezonie letnim i zimowym panuje tutaj ogromne natężenie ruchu turystycznego, a mimo tego, zdarzają się dziwne przypadki zaginięć czy tajemniczej śmierci ludzi.

Jaki był los Piotra i Justyny? Mogli oni być porwani przez NOL-a, co swego czasu wylansowało dwoje jasnowidzów z Lublina (dane personalne zastrzeżone), którzy w transach w i d z i e l i moment samego porwania ich na pokład NOL-a, a potem pobyt na nieznanej planecie wśród nieznanych Istot o zupełnie różnej od nas mentalności... Jak bardzo jest to prawdziwe? - tego nie wiem. Być może lubelscy jasnowidze maja rację i Piotr z Justyną rzeczywiście żyją na innej planecie czy w innym wymiarze Rzeczywistości.

Niestety, nie jestem takim optymistą. Być może wpisali się oni w SCHEMAT A i ich zwłoki poniewierają się gdzieś na dnie lasów reglowych Kościeliskiej, albo leżą połamane w jakiejś „mikro-jaskini Łataka”.

Mogli oni spotkać się z fatalnym dla nich skutkiem, z jedynym tatrzańskim zwierzęciem, które jest w stanie zagrozić człowiekowi - z niedźwiedziem brunatnym - Ursus arctos. Co więcej - głodny miś, podobnie jak śp. Kuba Kondracki czy Magda Roztoczanka - szuka towarzystwa człowieka, bo wie, że dostanie od niego smaczny kąsek, co akurat wiem z własnych doświadczeń z niedźwiedziami, kiedy służyłem jeszcze na Łysej Polanie... NB, obydwa te misie są już historią, bowiem zabiła je źle pojmowana miłość do zwierząt, która obróciła się przeciwko nim... Marzec jest miesiącem przebudzenia tych zwierząt ze snu zimowego i być może, jakiś głodny niedźwiedź spotkał się z Piotrem i Justyną. Dobrze, ale co się stało z ich rzeczami? Nie wyobrażam sobie misia, który pożarłby człowieka wraz z plecakiem i ubraniem. Coś zawsze m u s i a ł o b y zostać!

Istnieje jeszcze jedna ponura strona tego medalu - Piotr i Justyna mogli paść ofiarą ludzi. Kogo? Przede wszystkim chodzi mi tutaj o kłusowników i przemytników, którzy bardzo nie lubią, kiedy podgląda się ich „przy robocie”.

Druga możliwość, to mord polityczny. Oboje zaginieni byli silnie zaangażowani w ruch niepodległościowo-solidarnościowy, a zatem polska SB czy radziecka KGB mogły wykorzystać fakt ich wyjazdu w góry, by ich „uciszyć” - raz na zawsze, jak np. ks. Jerzego Popiełuszkę...

Zagadka zniknięcia Piotra i Justyny w dalszym ciągu pozostaje nierozwiązaną. O ich domniemanych losach pisano na łamach Nieznanego Świata.

45

Ta straszliwa tragedia tatrzańska wstrząsnęła nie tylko tymi, którzy związani są z górami, ale także innych mieszkańców naszego kraju. Sprawa tzw. poznańskiej piątki - ludzi w wieku 17 - 19 lat, z których czworo: Dariusz Dobiegaj, Andrzej Nowak, Jan Nowaczyk i Danuta Misiewicz ponieśli śmierć na Czerwonych Wierchach, zaś piąty uczestnik dramatu: Dariusz Szymkowiat - zaginął bez wieści, a jego zwłok nie znaleziono do dziś dnia...

15 lutego 1990 roku, cała piątka udała się na Czerwone Wierchy i zaskoczyła ich tam kurniawa, która spowodowała rozsypkę całego zespołu. Co było dalej, możemy sobie tylko zgadywać - Darek Dobiegaj zginął na Małołąckiej Przełęczy. Andrzeja Nowaka śmierć dopadła na 400 metrów przed schroniskiem na Hali Kondratowej! Cóż to za potworna ironia losu, chłopiec umierał słysząc odgłosy schroniska, ze świadomością, że ratunek jest tuż... To mi przypomina inną tragedię, która rozegrała się w latach 30. Na Babiej Górze, ale o tym później. Zwłoki Danusi Misiewicz i Janka Nowaczyka znaleziono opodal szczytowej kopuły Małołączniaka.

Co było przyczyna tragedii? Niewątpliwie popełniono podstawowy i decydujący błąd - rozdzielono zespół, co w górach z a w s z e kończy się nieszczęściem. Członkowie grupy zdezorientowani w śniegu i wietrze kurniawy najprawdopodobniej kręcili się w kółko, aż do wyczerpania i krańcowego wychłodzenia organizmu, a w konsekwencji - do niechybnej śmierci.

OK, ale gdzie są zwłoki Darka Szymkowiata? Niektórzy przewodnicy tatrzańscy , jak np. Alfred Luther czy Adam Aksamit twierdzą, że być może znajdują się one w którejś z niemal 140 jaskiń masywu Czerwonych Wierchów, a szczególnie Małołączniaka. Być może wpadł on do jakiejś „mikro-jaskini Łataka”. Jeżeli rację ma mjr mgr Józef Michalec, mjr SG Józef Tracz oraz kpt. inż. SG Jerzy Karpiński ze Strażnicy SG w Zakopanem i mjr SG Marian Tota oraz por. inż. SG Grzegorz Skrzypek z GPK SG Łysa Polana, z którymi rozmawiałem na ten temat, to zwłoki Darka leżą gdzieś na piargach którejś z dolinek na północnych stokach Czerwonych Wierchów - Mułowej, Wantul czy Litworowej. Przeszukiwanie tak urozmaiconego terenu sprawia ogromne trudności, dokładnie takie, jakie istniały w przypadku Horsta Hegenbartha. Wydaje się więc, że dobrze byłoby zastosować się do sugestii Alfreda Luthera i poczekać, aż zwłoki same „objawią się” w górach...

A może wszyscy się mylimy i Darek Szymkowiat żyje gdzieś na innej planecie, wśród porwanych przez ufo-pilotów ludzi z Tatr i innych zakazanych stref. Nadzieja jest słaba, bo słaba, ale istnieje tak długo, póki nie uzyskamy absolutnej pewności, że poniósł on śmierć, tzn. kiedy zostanie znalezione jego ciało.

46

Następny wypadek ze SCHEMATU B. 26 stycznia 1993 roku zaginęły w niewyjaśnionych do dziś dnia okolicznościach, dwie 18-letnie dziewczyny: Ernestyna Wieruszewska i Anna Semczuk.

Jak ustaliło policyjne dochodzenie prowadzone przez RKP Zakopane, ich ślad urywał się na zakopiańskim Dworcu PKP, gdzie widziano je krytycznego dnia, około godziny 14:00, a potem przepadły jak kamień w wodę...

Nie wiadomo do dziś dnia, czy dziewczyny poszły w góry, czy wsiadły do pociągu do Warszawy. Istniało domniemanie tego, że po wykupieniu biletów udały się naKalatówki, a potem na Czerwone Wierchy, ale wersja ta ponoć nie potwierdziła się w toku dochodzenia. Nie znaleziono ich zwłok, ani nawet strzępka odzieży, którą miały na sobie. Jednym słowem wyglądało na to, że pod nimi rozstąpiła się ziemia... Intensywne poszukiwania prowadzone przez Wydział Operacyjno - Rozpoznawczy RKP Zakopane przy wsparciu Strażnic SG w Zakopanem, Łysej Polanie, Witowie, Jurgowie i Chochołowie oraz pomocy GPK SG Łysa Polana i Chochołów dały wynik zerowy. Także TOPR okazał się być bezsilnym...

Obydwie dziewczyny cieszyły się nienaganna opinią w szkole i miejscu zamieszkania. Nie piły, nie paliły, nie brały narkotyków, nie miały kontaktów z subkulturami młodzieżowymi - słowem dwie zakonnice - jak mówili o nich rówieśnicy. Powinny pod koniec ferii wrócić do domu i szkoły, ale tak się nie stało!...

Ten przesłodzony obrazek psuje nieco relacja obsługi jednego ze schronisk, która widziała je w towarzystwie narkomanów z Warszawy, Krakowa czy Śląska, co mogłoby sugerować, ze dziewczyny puściły się „na giganta”, lub po prostu dołączyły do którejś z sekt, które po 1989 roku powstały w naszym kraju, jak grzyby po deszczu. Taką opinię wygłosił m.in. mjr SG Marian Tota z GPK Łysa Polana.

WYJAŚNIENIE ALTERNATYWNE:

Nie zgadzałem się z tym, bo jest jeszcze jedna - równie paskudna możliwość - Ernestyna Wieruszewska i Ania Semczuk zostały porwane przez członków albańskiej czy serbskiej mafii zajmującej się dostarczaniem Polek, Słowaczek, Czeszek, Ukrainek czy Rosjanek do włoskich, austriackich czy niemieckich burdeli. W ramach prowadzonego przeze mnie rozpoznania realizowanego poprzez tzw. „biały wywiad” na terenie Słowacji, udało mi się uzyskać informacje o rozbiciu przez tamtejszą policję serbsko - albańskiego gangu zajmującego się handlem kobietami. Niestety, mój raport w tej sprawie poszedł do kosza - bo wedle oficjalnego poglądu moich szefów - mafii w Polsce nie było i nie ma!!! - a był to błąd, bo należało sprawdzić także i ten trop, bowiem na Podtatrzu działał wtedy gang niejakiego Redżepa H. - Albańczyka z Cyrhli Toporowej, którego aresztowała norweska policja w 1995 roku za przemyt do tego kraju heroiny i amfetaminy. W Polsce jego sprawa wlokła się przez kilka lat, bo był on chroniony przez skorumpowana policję i urzędników wymiaru sprawiedliwości...

Po 1990 roku i rozpadzie ZSRR, w sukurs Albańczykom i Serbom (którzy mimo narodowej krwawej waśni doskonale ze sobą współpracują, kiedy chodzi o szmal) przyszli Azerowie, Czeczeni, Ingusze i inne ludy kaukaskie oraz włoska Cosa Nostra, zatem istnieje bardzo realna możliwość, że dziewczyny po prostu porwano i wywieziono z kraju przez „zieloną granicę” lub w jakimś tirze. Ale póki nie będzie na to stuprocentowych dowodów, póty sprawa ta będzie wisieć w dossier PROJEKTU TATRY, jako nierozwiązana zagadka...

47

Dzień 11 sierpnia 1994 roku zapisał się na czarno w annałach Zakopanego, polskiego lotnictwa cywilnego i TOPR. Tego właśnie dnia doszło do ponurej tragedii w Dolinie Olczyskiej, a raczej nad nią. Uległ tam katastrofie najnowszy nabytek TOPR - helikopter Sokół o znakach SP-PSE, darowany przez ówczesnego prezydenta RP Lecha Wałęsę w 1992 roku zakopiańskim ratownikom.

Katastrofa ta miała miejsce na oczach kilkunastu świadków i była nawet sfilmowana kamerą VHS. Brałem nawet udział w części śledztwa w tej sprawie. Przejrzałem kilkanaście razy ten zapis w obie strony i zdumiało mnie jedno, a mianowicie - Sokół najpierw zatrzymał się w powietrzu, a potem po 1-2 sekundach runął w dół - ku reglom Doliny Olczyskiej...

Na miejscu śmierć poniosły 4 osoby.

Dlaczego Sokół w ogóle spadł w Olczyską? Spadł, bo stracił obydwa śmigła: śmigło stabilizujące zostało skoszone przez łopaty śmigła głównego, a to spowodowało z kolei:

  1. Skrzywienie i w konsekwencji odłamanie płatów głównego śmigła Sokoła i odcięcie wysięgnika ze śmigłem stabilizującym. Brzmi to jak masło maślane, ale tak to właśnie wyjaśnił to jeden z członków komisji śledczej!

  2. W konsekwencji powyższego, Sokół spadł w Dolinę Olczyską, ale właśnie - nie po linii krzywej, a po prostej, jakby nie zachował momentu pędu. Przecież leciał on z prędkością co najmniej 140 km/h! Co spowodowało jej wyhamowanie do zera?!

Tego właśnie nie wiem. I nikt nie był w stanie mi tego w sposób zadowalający objaśnić! Z tego, co widziałem na video jasno wynikało, że Sokół z d e r z y ł się w powietrzu z jakąś niewidzialną przeszkodą, a musiała ona być wystarczająco masywna, by zatrzymać helikopter ważący co najmniej półtorej tony. Czyżby to był NNOL?...

A dlaczego nie? Skoro zawiodły tradycyjne próby wyjaśnienia tragedii Sokoła, to trzeba poszukać wyjaśnień nietradycyjnych - czyż nie? A innego wyjaśnienia - jak wskazują na to artykuły prasowe w lokalnych i centralnych gazetach, jakoś nie widać... A jak długo tego wyjaśnienia nie ma, tak długo sprawa tragedii Sokoła będzie wisieć na tapecie PROJEKTU TATRY. Istnieje bowiem...

WYJAŚNIENIE ALTERNATYWNE:

... i jest prostsze, niż wszystkie te łamańce, które podali eksperci. 11 sierpnia 1994 roku, helikopter TOPR Sokół zderzył się nad Doliną Olczyską z Niewidzialnym NOL-em. Ich obecność nad Tatrami jest udowodniona, a w moim Raporcie pisałem o tym w punktach 8, 13, 15, 16 i 98 - o czym będzie dalej. Wszak Kazimierz Bzowski sfotografował NNOL-a lecącego czy też wiszącego nad Doliną Olczyską!!!

48

15 sierpnia 1994 roku, w Tatrach Wysokich po stronie słowackiej znika bez wieści 28-letnia Litwinka z Wilna Auszra Gustaite. Nawet za bardzo nie wiadomo, gdzie ta młoda kobieta zaginęła, bo jedni mówią, że w okolicach Lodowego Szczytu, a inni mówią o Gerlachu...

Auszra Gustaite była poszukiwana przez polskie i słowackie służby ratownicze - TOPR i HS, policje i służby graniczne. Bezskutecznie. Najciekawsze jest to, że towarzyszyli jej trzej młodzi Litwini. W pewnej chwili Auszra Gustaite oddaliła się od nich i... - i to wszystko, co wiadomo. Wszelki ślad po niej zaginął.

Byłaby to ucieczka do innego kraju? Nie, to bez sensu, boż Litwa stała się wolnym i demokratycznym krajem i jej obywatele mogą podróżować po całej Europie bez wiz. Morderstwo? Być może, ale kto zatem go dokonał? Kłusownicy? Mafia? Jej koledzy?...

Porwanie? OK, ale dlaczego nikt nie zażądał za nią okupu?

Pozostają dwie możliwości:

  1. Delikwentka wpadła do jakiejś „mikro-jaskini Łataka” i tam dokonała swego żywota, albo...

  2. ... została uprowadzona przez Ufitów.

Nie zapominajmy, że Lodowy leży w pobliżu Doliny Jaworowej i Ganku, gdzie działy się dziwne rzeczy i dochodziło do niewyjaśnionych tragedii tatrzańskich, które znajdują się w dossier PROJEKTU TATRY jako „niewyjaśnione”.

49

W sierpniu 1995 roku, do dossier PROJEKTU TATRY załączyłem jeszcze jeden przypadek zaginięcia bez wieści 17-letniej Renaty Zielińskiej ze Staszowa, która znikła w okolicach Zakopanego w grudniu 1994 roku, o czym informacja pojawiła się w dniu 28 grudnia 1994 roku na łamach Tygodnika Podhalańskiego nr 51-52,1994. nie ma żadnego śladu, jakby dziewczyna rozpłynęła się gdzieś w górach...

* * *

Nie dziwi mnie fakt górskiej śmierci turysty, kiedy ów turysta idzie nie wyekwipowany należycie na górska wycieczkę. Sam pamiętam kilka przypadków, kiedy np. pogoniłem z Kopy Kondrackiej dwie siostry zakonne, które w cieniutkich, wiatrem podszytych habitach i trepkach wspięły się na ten szczyt w podmuchach halnego! Głupota? Oczywiście - i to ewidentna! Rozumiem, że te dwie młodziutkie zakonnice zawierzyły swe bezpieczeństwo Panu Bogu, ale osobiście uważam, że było to karygodne nadużycie Jego dobroci... A tej dobroci nadużywa multum letnich i zimowych wycieczkowiczów, którzy pakują się bezmyślnie w góry, często pod wpływem alkoholu czy innych środków odurzających, co kończy się z reguły tragicznie, jak skończyło się to dla 40-letniego W. Charytonowicza z Warszawy, który w stanie nietrzeźwym zmarł w Dolinie Białego, w lutym 1992 roku.

Jeszcze raz podkreślam, że gros opisanych w Raporcie ofiar nie była „zielonymi turystami” i mieli oni jakieś doświadczenia górskie czy nawet taternickie, ale z gór nie wrócili. Być może jest to jakiś nieznany nauce i medycynie wysokościowy efekt psychosomatyczny, rodzaj alergii na wysokość, pogodę, wysiłek i stres, którego działanie synergiczne może doprowadzić człowieka do zguby... Ale czy to wszystko wyjaśnia te wypadki? Chyba nie.

* * *

Mój korespondent, pan Maciej Wilczek z Sosnowca, wskazał mi jeszcze jedno źródło informacji o niezwykłych wydarzeniach w Tatrach, a mianowicie - książkę Stanisława Zielińskiego pt. W stronę Pysznej, Warszawa 1976, w której autor wymienia także i te nieprawdopodobne wypadki:

50

Giewont. W roku 1894 zaginął na nim bez wieści Władysław Białkowski. Jego zwłok nie znaleziono do dziś dnia.

51

Rysy. Latem 1909 roku zaginął na trasie pomiędzy Popradzkim Stawem a Rysami Ernest Weiss. Jego ciało odnaleziono w 1913 roku opodal ścieżki na Rysy, w miejscu wielokrotnie przeszukiwanym przez ratowników! Przypadek typu Rip van Winkle.

52

Giewont. Latem 1906 roku zaginął tam bez wieści J. Skwarczyński. Jego ciała nie odnaleziono do dziś.

53

Sierpień 1921 roku - na trasie pomiędzy Szczyrbskim Plesem a Rysami zaginął Czech - Karel Kozak z Pragi. Jego ciało zostało znalezione po kilku miesiącach, w miejscu wielokrotnie przeszukiwanym przez ratowników, jak w przypadku 51. jest to kolejny przypadek typu Rip van Winkle.

54

Znów Giewont. 3 sierpnia 1921 roku w niewyjaśnionych okolicznościach zaginął tam Karol Kiciński, którego ciała nie znaleziono do dziś dnia.

55

Rejon Morskiego Oka. W czerwcu 1922 roku zaginął tam bez śladu J. Kulczycki. Jego ciała nigdy nie odnaleziono.

56

Wąwóz Piekło pomiędzy Giewontem a Kopą Kondracką. W czerwcu 1928 roku zaginął tam bez wieści Jerzy Sokulewicz. Jego ciała nigdy nie odnaleziono.

57

Czerwone Wierchy. W 1928 roku zaginął tam bez wieści Jan Ciaptak-Gąsienica, którego ostatnio widziano na Hali Kondratowej. Jego ciała nigdy nie znaleziono. Był on jednym z elity wspinaczy tego czasu, wsławił się pokonaniem północnej, 600-metrowej ściany Giewontu - problemem porównywalnym do Zamarłej Turni!!!

58

Ponownie Dolina Jaworowa. 16 sierpnia 1928 roku znaleziono tam zwłoki Romualda Dowgietowicza, który zmarł z niewyjaśnionych przyczyn. Jego towarzyszka - Lola Hirschówna zaginęła bez wieści. Znaleziono jedynie jej plecak...

59

Gerlach lub Łomnica. W 1930 roku zaginął tam bez wieści Tadeusz Krzemiński, którego zwłok nie znaleziono do dziś dnia.

60

Południowa ściana Batyżowieckiego Szczytu. 4 sierpnia 1933 roku zginęli tam w niewyjaśnionych okolicznościach Wiesław Stanisławski i T. Wojnar.

61

Dolina Białego. W 1937 roku w niewyjaśnionych okolicznościach runęła z Wrótek na Długim Giewoncie w Dolinę Białego młoda turystka - Emilia Klominek.

Jak dotąd, nie wyjaśniono żadnego z tych wypadków.

Autor podaje jeszcze kilka zagadkowych faktów dotyczących śmierci Aldony Szystowskiej - zob. punkt 31. jej ciało znaleziono po trzech tygodniach od zniknięcia w żlebie od strony Doliny Małej Łąki na Wielkiej Turni. Było ono w bardzo dobrym stanie, choć powinno ono ulec powolnemu rozkładowi. W Księdze Wypraw TOPR napisano:

Aldona Szystowska z Litwy, 20 lat, studentka Uniwersytetu Jagiellońskiego, pierwszy raz będąca w górach, spadła ze ściany wysokości 150 metrów ponosząc śmieć na miejscu. Głowa strzaskana, ręce i nogi połamane.

Tak więc nieprawdziwa okazała się być informacja o nienaruszonym ciele Szystowskiej - chodziło tu chyba o sformułowanie: „nienaruszone przez rozkład” zwłoki nieszczęsnej turystki... - co jest dziwne, bo od 8 do 29 lipca rozkład powinien poczynić pewne postępy. Czyli jednak kolejna zagadka Czerwonych Wierchów?...

* * *

I to byłoby na tyle tytułem tatrzańskiej części PROJEKTU TATRY. A teraz będzie o drugiej części PROJEKTU, realizowanej na terenie miasta i gminy Jordanów, a która dostarczyła materiału porównawczego do tego z Tatr i Podhala, w celu wyciągnięcia wniosków.

5.NOL-e NAD JORDANOWEM.

Jordanów, to niewielkie miasteczko w południowej części powiatu suskiego, na południowym - zachodzie województwa małopolskiego, leżące dokładnie na 19050'E i 49039'N, na wysokości 450 m n.p.m. Miasteczko liczy sobie 20,9 km2, na której to powierzchni mieszka 4.988 mieszkańców (dane za 1998 rok). Obszar Jordanowszczyzny obejmuje gminę Jordanów i przyległą do niej gminę Bystra Podhalańska - Sidzina, razem 100,13 km2 oraz 11.113 dusz na nich żyjących.

Jordanowską część PROJEKTU TATRY realizowałem równolegle do tatrzańskiej, czego rezultatem stał się konspekt pt. UFO nad Jordanowem, w którym zawarłem 17 opisów obserwacji NOL-i nad Jordanowem i Jordanowszczyzną. Już po zamknięciu PROJEKTU doszły dalsze wypadki związane z istnieniem „korytarza NOL-i”- przebiegającego z Krakowa poprzez Siepraw, Jordanów, Spytkowice, Orawę i dalej już przez Słowację ku Adriatykowi, co stanowiłoby potwierdzenie teorii inż. Miłosława Wilka o „kanałach NOL-i”, które przebiegają przez nasz kraj trzema głównymi „magistralami”: Adriatycką, Bałtycką i Czarnomorską. A teraz chciałbym zaprezentować kronikę jordanowskich przypadków obserwacji NOL-i:

62

W kwietniu 1980 roku, na znajdującej się na wschodnim zboczu Jawornika (Góry Ludwiki) - 653 m n.p.m. - Polanie nad Lasem doszło do Bliskiego Spotkania Drugiego Rodzaju z BOL-em. Jest to przypadek „legendarny”, jako że dowiedziałem się o nim z drugiej ręki i nie udało mi się dotrzeć do świadków.

Źródłem tej informacji jest jedna z nauczycielek Szkoły Podstawowej w Wysokiej k/Jordanowa - pani W. L. wedle jej relacji, krytycznego dnia kilkoro dzieci grało w piłkę nożną we wczesne wiosenne popołudnie. Naraz, jakby z powietrza, na polanę spadła między nie świecąca czerwonym światłem kula o średnicy co najmniej 2 m. Oczywiście, na widok BOL-a dzieci rozpierzchły się w przerażeniu, zaś UFO oddaliło się powoli w kierunku północnym, płosząc przy okazji jakąś kobietę i jej krowę.

O wydarzeniu tym dowiedziałem się w 1983 roku, kiedy to świadkowie tego CE2 już wyszli ze szkoły i rozproszyli się po świecie...

Miejscowi nauczyciele twierdzą, że słyszeli oni niejednokrotnie od dzieci o miejscach, gdzie znajdowano wypalone kręgi trawy, co tłumaczono najczęściej uderzeniami piorunów, z tym, że te miejsca znajdowały się także w depresjach terenu, a nie partiach szczytowych grzbietu Góry Ludwiki, co raczej trudno wiązać z piorunami, gdyz te ostatnie bija głównie w wyniesienia.

To CE2 nie zostało zarejestrowane, ale informacja o nim została przekazana jedynie Bronisławowi Rzepeckiemu z GB NOL Kraków.

63

Następna przygoda, najprawdopodobniej z NNOL-em przydarzyła mi się w dniu 10 lutego 1981 roku w Jordanowie. Około godziny 22. siostra zwróciła uwagę na dziwne zachowanie się telewizora. Sensorowe przełączniki naszego odbiornika marki „Unitra-T-5009” s a m e przełączały się, jakby błądziła po nich niewidzialna dłoń. Trwało to jakieś pół minuty, a potem pojawił się następny fenomen - wisząca pod sufitem lampa zaczęła zrazu wolniutko, a potem coraz to szybciej kołysać się. Amplituda jej wahań rosła wciąż i rosła - wydawało się, że lampa zaraz się urwie i pryśnie o ścianę. Zrobiło się straszno...

Jej słowa podziałały na mnie, jak bat na mustanga. Zerwałem się z łóżka i jak stałem, boso i w piżamie, dopadłem do drzwi wyrywając po drodze z futerału aparat fotograficzny z lampą błyskową, którą trzęsącymi się rękami montowałem na saneczkach SILUETY. Wypadłem na podwórko i spojrzałem na górę, nad dachy naszego i sąsiednich domów... I nic. Podniosłem aparat fotograficzny do oka i przejechałem celownikiem SILUETKI po niebie. Nad kominami drgało ogrzane powietrze, a wyżej lodowato lśniły gwiazdy... Było cicho i pusto, żadnego NOL-a, żadnego światła czy podejrzanego ruchu w powietrzu.

Wróciłem do domu. Telewizor się uspokoił, a lampa ledwo-ledwo się kołysała. Nasze dwa psy: Prezes i Ren oraz koty zachowywały się spokojnie. Nie sygnalizowały swym zachowaniem pojawienie się kogoś czy czegoś obcego.

Co to było? Na pewno nie duchy czy poltergeist, bo zwierzęta natychmiast zareagowałyby na ich obecność. Lekki wstrząs tektoniczny też odpada, bo zwierzęta wyczułyby go natychmiast. Jedynym sensownym wytłumaczeniem jest NNOL. Jakże żałuję, że jednak nie pstryknąłem wtedy zdjęcia! A mogłem. Może cos wyszłoby na nim ciekawego czy nietypowego - bo NNOL-e można czasami złapać w kadr, jak dowiodły tego badania m.in. Kazimierza Bzowskiego. Przypadek ten jest niewyjaśnionym do dziś dnia.

64

W lutym 1985 roku dwie nauczycielki z Jordanowa, które uczyły w Szkole Podstawowej w Wysokiej koło Jordanowa, odkryły dziwne ślady na śniegu otaczającym tenże budynek.

Panie W. L. i L.K. przyjechały z Jordanowa autobusem PKS około godziny 07:00 i udały się do szkoły, która mieści się w odległości około 250 m od przystanku PKS. Nie dostrzegły one wtedy niczego nietypowego, bo było niemal całkiem ciemno. Dopiero po trzech godzinach zauważyły one na podwórku szkolnym ogromne - mierzące około 60 cm(!!!) ślady obutych stóp. Czy był to Yeti, Ałmas czy Sasquatch???...

Był to głupi kawał któregoś ucznia - pierwsza myśl, jaka przyszła im do głowy. Oczywiście, to mógł być kawał, ale w jakim celu zrobiony? Było jeszcze jedno wytłumaczenie - otóż w pewnych warunkach ślady na śniegu są roztapiane przez Słońce, a w nocy zamarzają i w dzień ponownie tają. Po kilku dniach takie ślady zwiększają swą wielkość o nawet 50%!... - zacytowałem tutaj „oficjalne wyjaśnienie” fenomenu śladów Yeti, tak chętnie cytowane przez krytyków ufologii, kryptozoologii i innych uczonych półgłówków, którym nie chce się wyściubić nosa poza gabinet, a wydaje się im, że mają coś do powiedzenia - rzecz w tym, że dużo, głupio i nie na temat... Dla mnie to wyjaśnienie jest kompletnie bzdurne i bałamutne, co wiem ze swej leśnej i granicznej praktyki. Poza tym trudno jest spotkać kogoś biegającego boso po śniegu, choć historia zna takie przypadki, kiedy pewien mieszkaniec Jordanowa wracał boso z pijatyki w powiecie, bowiem ukradziono mu buty... - rzecz w tym, że to było akurat wytłumaczalne całkowicie!

Zagadka „wielkoluda z Wysokiej” czeka na wytłumaczenie - ja roboczo założyłem, że doszło tam do Lądowania NOL-a i te ślady są po prostu śladami Ufity. Czy ktoś ma lepszy pomysł?

65

CE-0 to są Bliskie Spotkania Zerowego Rodzaju. O tym CE-0 opowiedziała mi pani W. Z. B. z Jordanowa, która przeżyła je w październiku 1985 roku, na drodze pomiędzy Wysoką a Jordanowem. Droga ta, niebezpieczna ze względu na liczne zakręty, pełna dziur i wybojów, zapomniana przez Boga i przeklęta przez kierowców - biegnie w swej głównej mierze w lesie.

Krytycznego popołudnia, już po godzinie 15:00, pani B. wracała do Jordanowa. Była lekka mgła, ale niebo na górze było bladoniebieskie, jak to bywa jesienią. Opodal wysockiego cmentarza - wtedy to była jeszcze łąka - pani B. zauważyła dwóch mężczyzn, którzy także udawali się w kierunku dworca PKP w Jordanowie, a którzy wyprzedzili ją o jakieś 30 - 50 m. Szli oni poboczem żywo rozmawiając i gestykulując, ale - co najdziwniejsze - pani B. nie słyszała ich rozmowy, która musiała być bardzo ożywiona...

Obaj mężczyźni poszli wzdłuż drogi, a pani B. ścięła zakręt schodząc w dół ścieżką wśród młodnika sosnowego. Po wyjściu z niego przeżyła lekki szok, bowiem obaj mężczyźni szli znowu około 30 m p r z e d nią, a nie za nią, jak się spodziewała!... To było niemożliwe!

Ale najciekawsze było to, co stało się w kilkadziesiąt sekund potem - jeden z mężczyzn wyszedł na środek drogi i zamachał ręką, jakby chciał zatrzymać jakiś samochód. Pani B. odruchowo odwróciła się i... - i to uratowało jej życie, bowiem szarżował na nią samochód dostawczy, żółtobrązowy „żuk”. Nieprawdopodobnym było to, że samochód ten poruszał się najzupełniej cicho - nie słychać było pracy silnika, trzeszczenia nadwozia, łomotania kół o wyboje... „Żuk” jak zjawa przejechał obok niej, zaś ten, który machał ręką powoli rozpłynął się w powietrzu! W ułamek sekundy drugi mężczyzna zrobił to samo - podszedł ku osi jezdni i też zdematerializował się bez śladu, zaś „żuk” obojętnie minął to miejsce i zniknął za zakrętem...

Co to właściwie było? Duchy? Upiory? Kosmici? Ten odcinek drogi znany jest z tego, że przynajmniej raz zdarza się w roku na nim wypadek ze skutkiem śmiertelnym. Mój znajomy teleradiesteta z Komańczy - pan Władysław Gułycz - w 1986 roku dokonał sondażu okolicy i doszedł do wniosku, że:

... miejsce to znajduje się w okolicy bardzo silnego źródła promieniowania tzw. „zieleni ujemnej” [V- minus albo G(szarość)], która wpływa m.in. na upośledzenie postrzegania i refleksu, co pokrywa się z Twymi obserwacjami. Drugie nieco słabsze źródło promieniowania V-minus znajduje się opodal wysockiego Dworu i Szkoły Podstawowej w Wysokiej, co ma związek z zasypanymi stawami hodowlanymi karpi, które przeszkadzały władzy ludowej do tego stopnia, że na ich miejscu zrobiono bagno...

O tym, jak to było ścisłe dowiedziałem się dopiero w 1993 roku, kiedy pomagając siostrze zbierać materiały do pracy, spotkałem się z aktualnym właścicielem Dworu - Antonim Pilchem, który posiadał dokładną dokumentację dóbr poprzedniego właściciela tej posiadłości - Roberta hr. Żeleńskiego - w której to dokumentacji dokładnie pisze się o stawach rybnych „u dworu”. Władysław Gułycz odczytał to wszystko dzięki różdżce i wahadłu ze zwyczajnej mapy turystycznej Beskidu Makowskiego i mojego szkicu sytuacyjnego, przy czym nie miałem wtedy (w 1986 roku) zielonego pojęcia o istnieniu stawów rybnych wokół Dworu!

Z lektury książki Brada Steigera - Alien Meetings wiem, że Obcy posługują się psychotronicznym kamuflażem swych pojazdów, tak iż NOL-e wyglądały dla świadków jak np. samochody policyjne czy ambulanse Pogotowia Ratunkowego albo wozy strażackie czy samochody dostawcze... kto wie, czy w przypadku pani B. nie chodziło o taki właśnie kamuflaż, a dwaj faceci, to byli przebrani za ludzi Obcy? Skoro takie rzeczy miały miejsce w Ameryce, to dlaczego nie miałoby się to zdarzać także w Europie i w Polsce???... A zatem ten „żuk” nie był wcale „żukiem”, a zakamuflowanym na furgonetkę NOL-em...

Zakwalifikowałem ten incydent jako CE-0, bo nie mam stuprocentowej pewności, że ten pojazd był de facto NOL-em. Incydent ten nie doczekał się racjonalnego wyjaśnienia i dlatego dołączył do innych materiałów dossier PROJEKTU TATRY.

66

Kolejne CE2 z fenomenem NNOL zaliczyłem wraz z siostrą w nocy z 1 na 2 listopada 1988 roku na Cmentarzu Komunalnym w Jordanowie.

Tego wieczoru przyjechałem około godziny 23:30 do domu ze służby w GPK SG Łysa Polana i od razu zaproponowałem siostrze pójście na cmentarz, w celu zapalenia lampek na grobach naszych Drogich Nieobecnych. Poszliśmy, i około godziny 23:45 byliśmy na miejscu - przy grobach naszych dziadków i pradziadków leżących w południowo - wschodnim sektorze naszego cmentarza. Pogoda była typowa dla tej pory roku - wiał chłodny „orawiak” zza Babiej Góry, który poganiał grzybowate chmurki „atomówki”. Na niebie świecił Księżyc i gwiazdy. Widzialność była dobra. Temperatura wahała się pomiędzy 00 a +10C.

Zapaliliśmy świeczki i lampki - wtedy można to było robić bezkarnie, bo wiatr nie zdmuchiwał płomyków, zanim jordanowski proboszcz, kustosz Sanktuarium Matki Boskiej Trudnego Zawierzenia - Pani Jordanowskiej, ks. kan. RM Bolesław Wawak nie wyrąbał przy-cmentarnej zieleni - i stanęliśmy przy grobowcu dziadków: siostra po prawej, ja po lewej stronie. I wtedy stało się to.

Najpierw usłyszeliśmy gwizd. Wydawało mi się, że to gwiżdże ktoś stojący za siostrą, zaś z kolei jej wydawało się, że to ktoś za mną. Rozejrzeliśmy się, ale w polu widzenia nie było żywego ni martwego ducha... W chwilę potem usłyszeliśmy kolejny niezwykły efekt akustyczny - skądś dobiegał do nas - albo, jak twierdziła Wisia - skowyt potępieńców, albo - jak mi się wydawało - coś na kształt śpiewu chóru gregoriańskiego. Tym razem zdumienie odebrało nam mowę. Nie byliśmy w stanie zlokalizować źródła tego dźwięku. Trwało to kilkanaście sekund, może pół minuty, a potem...

... a potem uderzył w nas deszcz. Co mówię - to była ulewa, nawałnica deszczu! Grube krople waliły w gałęzie, liście, stiuki i marmury. Z sekundy na sekundę ulewa nasilała się. Zdjąłem kaptur i rękawiczki, wyciągnąłem przed siebie ręce i... - i nic! Spojrzałem w górę. Księżyc świecił spokojnym blaskiem, „atomówki” płynęły po nocnym niebie w jego upiornej poświacie i niczego niezwykłego w polu widzenia. Ani jedna kropla nie spadła na nas, ani na żaden przedmiot w polu widzenia w naszym otoczeniu. Spojrzałem na zegarek, było za dwie minuty północ...

Byliśmy przekonani, że to dusze zmarłych zamanifestowały swą obecność idąc na północne nabożeństwo do kościoła...

Ufologia zna przypadki, kiedy NOL-e manifestują swą obecność dźwiękiem przypominającym szelest spadających kropel wody. Ten NOL, a właściwie NNOL zamanifestował swa obecność dźwiękiem - nie widzieliśmy go, pomimo starannej obserwacji nieba i przyległego terenu.

67

Kolejny „legendarny” przypadek obserwacji NOL-a w kształcie BOL miał miejsce w styczniu 1989 roku, z tzw. Bystrzańskiego Działu, który stanowi przedłużenie ulicy Mickiewicza, a obecnie jest tam cała dzielnica willowa domów jednorodzinnych. Troje świadków: matka i dwóch synów przez około kwadrans obserwowali przelot czerwono świecącego BOL ponad doliną Skawy. Nocne Światło nadleciało od północy i poleciało na południe, w kierunku polany Nad Lasem. Obserwacja była przeprowadzona o około godziny 1 w nocy. Niestety, niewiele wiadomo o świadkach tego wydarzenia, ale z pewnych względów, o których dalej, zamieściłem je w dossier PROJEKTU TATRY.

68

Jeszcze jeden „legendarny” przypadek obserwacji Nocnego Światła w formie BOL z lutego 1989 roku. Tej nocy nad Jordanowem i okolicą szalała zadymka śnieżna. Pewien chłopiec zamieszkały przy ulicy Banacha zauważył przelatujący BOL nad doliną rzeczki Nawsie. BOL miał kolor pomarańczowo - czerwony i poruszał się wolno w kierunku Wysokiej k/Jordanowa, i tylko dlatego umieściłem go w dossier PROJEKTU TATRY. Jego dziwność i wiarygodność nie przekraczają 1, co sprowadza tą relację do rangi niesprawdzonej pogłoski...

69

Bohaterką tego wydarzenia była 94-letnia mieszkanka Jordanowa - pani Kazimiera Warzyńska, która wieczorem dnia 15 maja 1989 roku, około godziny 23:30 widziała NOL-a w formie BOL przelatującego na jordanowskim Rynkiem.

Oświadczyła ona, że BOL poruszał się po linii prostej z zachodu ku wschodowi. Jego kolor był pomarańczowy, przy czym jego powierzchnia nie była jednolita, gdzie niegdzie występowały na niej ciemniejsze plamy. BOL przeleciał nad Rynkiem w czasie około 30 sekund i znikł gdzieś za Osiedlem Wrzosy. Jego średnicę pani Warzyńska oceniła na 0,50 - zaś prędkość na około 40 - 50 km/h, a wysokość lotu na jakieś 50 m nad Rynkiem. W tym, czasie nie zaobserwowała ona żadnych efektów psychosomatycznych i elektromagnetycznych. Obserwacja wywarła na nią jednak wpływ inspirujący, bowiem zainteresowała się problematyką UFO, którym to zagadnieniem pasjonowała się aż do końca swego życia.

70

Kolejna „legendarne” CE2. w marcu 1990 roku kilkoro dzieci zaobserwowało lądowanie czerwonej kuli na Polanie nad Lasem. Być może była to kalka wydarzenia sprzed 10 laty i de facto niczego takiego nie było. Odnotowuję jednak ten incydent z kronikarskiego obowiązku. BOL miał około 3 m średnicy i poleciał w kierunku doliny Skawy - reszta jak w punkcie 62.

71

Jeszcze raz Wysoka k/Jordanowa. Tym razem rzecz miała miejsce w nocy 3 października 1990 roku, około godziny 04:00 na Polanie nad Lasem. 12-letni chłopiec Grzegorz J. Wraz ze swym ojcem, zaobserwowali nad Targoszówką przelot czerwonego BOL, który poruszał się z południa na północ - znad Spytkowic ku Toporzysku i dalej w kierunku na Bystrą Podhalańską. Przypadek zarejestrowany przez MCBUFOiZA dwa lata post factum.

72

15 kwietnia 1991 roku, Jordanów przeżył kolejne dziwne wydarzenie. Około godziny 23:30 miało miejsce wyłączenie prądu z sieci miejskiej, które trwało jakieś 2 - 3 minut. Do północy tych „elektrycznych black-out'ów” było jeszcze kilka. I nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie to, że niektórzy mieszkańcy pobliskiego Chrobaczego, położonego 4 km od centrum miasta, nie zauważyli w czasie tych „zaciemnień” rozbłysków bardzo silnego pomarańczowego światła. Dobiegały one, jak im się wydawało, z pobliskiej stacji TRAFO w niedalekim POM-ie na niewielkim wyniesieniu Na Bani.

Istotnie, na kierunku obserwacji rozbłysków znajdują się dwie podstacje TRAFO: pierwsza - w Technikum Rolnym i Liceum Agrobiznesu w Jordanowie, druga - przy POM. Aliści mieszkający w ich okolicach ludzie niczego dziwnego nie zauważyli. NB, żadna z nich nie dostarcza prądu do Jordanowa, a zatem nie może być brana pod uwagę.

A może awaria jakiejś linii energetycznej? To jest najbardziej prawdopodobne, bo na tym terenie biegną trzy linie o napięciach 15 kV i 110 kV. Być może to właśnie któraś z nich uległa awarii i spowodowało to „elektryczny black-out” w Jordanowie... - a wiadomo, że NOL-e czasami „tankują” energię elektryczna wprost z przewodów napowietrznych linii wysokiego napięcia - ale to byłoby widoczne, a o tym nam nie doniesiono... No chyba, że to był znowu jakiś NNOL.

73

Wydarzenie to miało miejsce na odcinku drogi nr 98 pomiędzy Jordanowem a Osielcem, nieopodal przysiółka Przykice (Przykiec), tuż przy kapliczce. Było to 6 maja 1991 roku, około godziny 18:00.

Pogoda tego wieczoru była fatalna, padała drobna obrzydliwa mżawka i cały świat spowijała gęsta mgła, w której widzialność wynosiła jedyne 5 metrów.

Dwie mieszkanki Jordanowa - panie mgr W. Z. B. i mgr L.T. wracały z Suchej Beskidzkiej do Jordanowa samochodem fiat 126p. Gdy podjechały od strony Osielca do kapliczki, to na moment oślepił je straszliwie silny pomarańczowy błysk, który zdawał się być piorunem uderzającym poza kapliczkę. Żadna z kobiet nie słyszała żadnego - choćby najlżejszego trzasku wyładowania czy huku pioruna... Czyżby to było ciche wyładowanie elektryczne?...

Wizja lokalna na miejscu zdarzenia nie przyniosła żadnego wyniku. Nie znaleziono żadnego wypalenia, wgnieceń itp. śladów, które sugerowałyby działanie jakichś sił fizycznych..

Incydent ten przypomina też dość dokładnie to, co wydarzyło się w lutym 1990 roku...

74

... na drodze numer 95 (tzw. „Zakopianka”) pomiędzy Chabówką a Klikuszową, w pobliżu Rabskiej Góry. Te same dwie mieszkanki Jordanowa i pani A. S. z Krakowa, widziały w dniu 15 lutego 1990 roku, około godziny 04:10 silny, biało - niebieski błysk na stoku Rabskiej Góry. Wydawało się im, że błysk ten dobiegł z porastającego ów stok lasu. Zadziwiające w tych obu tu opisanych incydentach jest to, że podobne błyski obserwowano także w górach Pennine w Wielkiej Brytanii.

Przypadek ten opisałem na łamach Nieznanego Świata w nr 7-8,1994. Nie jest on zarejestrowany w archiwum MCBUFOiZA, a w dossier PROJEKTU TATRY został umieszczony ze względu na to, że być może mamy do czynienia z nieznanym fenomenem geofizycznym, nie mającym związku z UFO.

75

Wieczorem, dnia 5 lipca 1991 roku, około godziny 20:12, dwie jordanowskie nauczycielki - mgr Aleksandra Leśniakiewicz i mgr Wiktoria Leśniakiewicz zaobserwowały przelot typowego CNOL-a - który wedle ich słów - przypominał „wagon z okienkami i bez kół”, nad zachodnią częścią Jordanowa.

Ów CNOL leciał z północy ku południowi, na wysokości około 300 nad horyzontem i ze znaczną prędkością. Miał on kolor srebrzysty, zaś „okienka” były nieco ciemniejsze od „korpusu” NOL-a. Nie wydawał on żadnego dźwięku, tak że nie może być mowy o samolocie. Pani A. Leśniakiewicz twierdzi, że nie widziała żadnych skrzydeł czy stabilizatorów, a jej wzrok jest znakomity... - co więcej - łów „samolot” wleciał do małej chmurki z ciemnym „jądrem” i już z niej nie wyleciał, jakby ta „chmurka” go pochłonęła, zaś ona sama po pewnym czasie się rozwiała i znikła.

W kilka dni potem...

76

... a dokładnie dnia 23 sierpnia 1991 roku, ta sama pani A. Leśniakiewicz zaliczyła raz jeszcze obserwację identycznego - a może nawet tego samego - NOL-a, tym razem rankiem, o godzinie 09:50.

Tak, jak poprzednim razem, CNOL przeleciał ponownie z północy na południe, ale nie znikł jak poprzedni, tylko oddalił się i zapadł poza dachy stodół. Z analizy tras lotów tych CNOL-i wynika, że zmierzały one w kierunku Targoszówki czy Jawornika, ale nie wiadomo, gdzie biegł dalej tor ich lotu.

77

To była chyba najbardziej spektakularna obserwacja NOL-a w Jordanowie!

Trwała ona blisko 3,5 godziny i jej świadkami było wiele osób - w szczególności mieszkańców ulicy Mickiewicza. 4 czerwca 1992 roku, w godzinach 18:00 - 23:30, nad doliną Skawy, powoli przemieszczała się czerwono świecąca pulsującym światłem kula. Obserwowana ona była przez panie Annę i Agatę M., rodziny pp. G. i L., B. Oraz G. Wszyscy zgodnie oświadczyli, że BOL ukazał się w rejonie Targoszówki i zmierzał w kierunku Bystrej Podhalańskiej, gdzie ostatecznie znikł. Krakowski student UJ - pan Achilles Serwiusz F. zaobserwował tego NL z domku letniskowego na Staszkowej Polanie w Sidzinie!

Przelot BOL-a spowodował panikę niektórych mieszkańców - sądzili oni, że zaczął się atak atomowy! - co akurat nie jest takie dziwne, jako że w latach 60. i 70. Jordanów był na liście pierszoplanowego uderzenia jądrowego ze strony NATO i USA - o czym nas informowała Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa - a chodziło tu o magazyny Ludowego Wojska Polskiego położone w okolicy stacji PKP. Inni domniemywali, że były to sowieckie lub czeskie próby z rakietami, ale kiedy stwierdzono, że „to coś” porusza się wolno i pulsuje światłem o częstotliwości 1-2 Hz - porzucili tę myśl.

Wiarygodność świadków tej obserwacji jest wysoka. Blask bijący od BOL-a był tak silny, że oświetlał wysokie Cirrusy wiszące na dużej wysokości, co obserwowano ze znacznej odległości.

78

O tej obserwacji pisałem już na łamach Nieznanego Świata nr 7-8,1994. w dniu 12 grudnia 1993 roku, mieszkanka Jordanowa, mgr Lidia T. Ze swym synem Mikołajem zaobserwowali trójkątną formację NOL-i wiszącą nad szczytem góry Klimas w okolicy miejscowości Tokarnia (powiat myślenicki).

Obserwacji tej dokonano z samochodu jadącego z Pcimia do Jordanowa na odcinku od skrzyżowania dróg prowadzących do Jordanowa, Tokarni i Bogdanówki - aż do Wichrowej Góry nad Chrobaczem - czyli na przestrzeni około 6 km.

Przypadek ten - niestety - ma niską wiarygodność, a to dlatego, że dnia 13 listopada i 10 oraz 11 grudnia 1994 roku ekipa MCBUFOiZA Oddział Jordanów przeprowadziła wizję lokalną na miejscu zdarzenia. Udało się nam ponad wszelką wątpliwość ustalić, że:

  1. Formacja trzech białych świateł musiałaby być widoczna także z drogi nr 7 (Zakopianki) przez podróżnych jadących w kierunku Krakowa, o czym nikt nie zgłosił nam, ani do GBNOL Kraków Bronisława Rzepeckiego, czy innej organizacji ufologicznej;

  2. Jeżeli formacja NOL-i rzeczywiście unosiła się nad Klimasem, to byłaby ona widoczna od przysiółka Ciporki i Łętowni, a nie od Wichrowej - jak oświadczyła pani T.

  3. Opodal szczytów Zębalowej i Klimasa znajduję się kilka przysiółków, których oświetlone okna domów sprawiają wrażenie zawieszonych w powietrzu świateł NOL-i- zwłaszcza w ciemne, pochmurne i bezksiężycowe noce. A właśnie w dniu 12 grudnia 1993 roku była taka pochmurna noc...

Reasumując - relacja świadków jest bardzo wątpliwa i zachodzi podejrzenie, że padli oni ofiarą złudzenia. Trochę szkoda, bo byłaby to piękna obserwacja formacji NL poza granicami gminy Jordanów i powiatu Sucha Beskidzka. Jednakże nie jestem w stanie wykluczyć tego, że świadkowie naprawdę widzieli formację NOL-i, i dlatego tą obserwację włączyłem do dossier PROJEKTU TATRY.

79

Najciekawsza obserwacja NOL-a dokonana została przez dzieci, pod koniec lipca 1994 roku w Jordanowie na ulicy Piłsudskiego. Świadkami były następujące dzieci: S. C. lat 8,5 i jego siostrzyczka B. C. lat 6,5 oraz koleżanka A. K. lat 6,5. poza tym świadkiem pośrednim jest matka rodzeństwa C., która w tym czasie była z dziećmi w kontakcie głosowym.

Było niemal samo południe. Dzieci bawiły się na podwórku, kiedy naraz zauważyły nadlatujący od północnego - zachodu dziwny obiekt latający, który wykonał zwrot o około 900, a potem jeszcze jeden i skierował się w rezultacie na południowy - zachód w kierunku Jawornika.

Z relacji dzieci wynika, że NOL zmaterializował się nad dachem domu państwa C. I w postaci zmaterializowanej poleciał w kierunku Góry Ludwiki. Obserwacje ta potwierdzili także niektórzy mieszkańcy jordanowskiego Rynku, ul. Piłsudskiego i Osiedla Wrzosy.

80

Pod koniec grudnia 1995 roku w Jordanowie, 11-letni Dominik J. zaobserwował przelot biało-niebieskiego NL-a w formie BOL nad górą Przykiec (741 m n.p.m.). BOL nadleciał z kierunku północnego i poleciał najprawdopodobniej na południe - południowy - zachód. Świadek opowiedział mi o tej obserwacji w kwietniu 1996 roku, przy okazji wieczornej obserwacji planety Wenus i komety Hayakutake - porównał on Wenus do obiektu, który widział. NOL był widoczny około godziny 18:00, co zgadzałoby się z czasem CE2, które miało miejsce w odległych o około 11 km na północny - zachód od Jordanowa Spytkowicach, o czym już traktuje następny rozdział.

81

I jeszcze jedna obserwacja, tym razem z dnia 9 marca 1995 roku, około godziny 03:30 - 04:00 dwoje mieszkańców Jordanowa: Kazimiera & Stanisław J. zaobserwowali NL przelatujący nad ich domem przy ulicy Mickiewicza. Zauważyli oni na dachach dość silny, pulsujący z częstotliwością około 1 Hz, blask koloru białego. NOL przeleciał najprawdopodobniej - czego świadkowie nie są pewni - z północy na południe. Obserwacja została zarejestrowana i włączona do dossier PROJEKTU TATRY. Świadkowie są całkowicie pewni, że nie był to samolot, helikopter czy innego rodzaju ziemski statek powietrzny. Lot tego NL był całkowicie bezszelestny i jego obecność manifestowała się jedynie światłem, które wydzielał.

* * *

I to byłoby na tyle odnośnie obserwacji NOL-i na Jordanowszczyźnie i bezpośrednich jej okolicach. W trakcie naszej działalności zebraliśmy jeszcze kilka informacji spoza Jordanowszczyzny, które to zostały dokonane przez mieszkańców Jordanowa, a są na tyle ciekawe, by je przytoczyć i wykorzystać we wnioskach końcowych. Najpierw zabierzemy się za...

6. OBSERWACJE NOL-i NAD SIEPRAWIEM I SPYTKOWICAMI

... które to miejscowości znajdują się niemal na jednej linii prostej łączącej Kraków z Adriatykiem.

Obserwacje NOL-i w tych dwóch miejscowościach i w Jordanowie czasami uzupełniały się w przedziwny sposób, co postaram się tutaj ukazać:

82

Pierwszym dziwnym zjawiskiem obserwowanym w Sieprawiu była obserwacja formacji NL-i dokonana przez siostry - Alinę & Barbarę D. Jesienią 1981 roku.

Było to około godziny 18:00. obie siostry jechały do Krakowa na spektakl Zemsty nietoperza. Pogoda była dobra i widzialność też. Świadkowie szli od swego domu w kierunku szkoły po drodze biegnącej w dolinie. W pewnym momencie obie dziewczyny usłyszały metaliczny grzechot dobiegający z zenitu, zaś nieco w prawo od wieży kościelnej zauważyły 7 pomarańczowych świateł w kształcie kul, które wisiały w powietrzu nieco powyżej szczytu wieży. Po chwili BOL-e uniosły się w górę, zaś metaliczny grzechot przemieścił się w ich stronę. BOL-e po kilkunastu minutach znikły w zenicie...

Alina D. Usiłowała potem zainteresować tym zjawiskiem swego nauczyciela fizyki w Myślenicach, ale bezskutecznie. Nauczyciel nie potrafił jej podać zadowalającego wyjaśnienia, więc w 1995 roku skontaktowała się z MCBUFOiZA, gdzie jej obserwacja została zarejestrowana.

83

W drugiej połowie grudnia 1994 roku, mieszkanka Sieprawia - pani Michalina D. Zaobserwowała przelot nad Sieprawiem NL w kolorze niebieskawo - zielonkawego. Ten dość nietypowy BOL leciał z północnego-wschodu na południowy-zachód, pulsując z częstotliwością raz na 5-6 sekund. NOL poruszał się na wysokości około 300 nad horyzontem. Jego trajektoria była podobna do ruchu „kaczki na wodzie”, poza tym NOL-a znosiło nieco na boki, co pozwala przypuszczać, że poruszał się on po spirali. Przypadek zarejestrowany przez MCBUFOiZA.

Z przypadkiem tym wiąże się historia niezwykłych nocnych odwiedzin niezwykłych istot w kształcie prostopadłościanów w kolorze zielonego brokatu, co miało miejsce w Jordanowie w nocy 29/30 grudnia 1994 roku.

Tej nocy kilkanaście osób w Jordanowie śniło niespokojne sny, których treścią był „brokatowy potwór”, który zbliżał się do ich łóżek, a mniej wrażliwi budzili się z uczuciem panicznego strachu!...

Latem 1996 roku zapytałem o opinię na temat nocnych odwiedzin „bedroom visitors” słynnego niemieckiego ufologa i pisarza dr Johannesa Fiebaga. Dr Fiebag odpowiedział mi, że niejednokrotnie w swej karierze zetknął się z NNOL-ami i Niewidzialnymi Obcymi, którzy odwiedzali ludzi w czasie nocy - stąd ich nazwa - „bedroom visitors”, o czym pisał on w swych książkach pt. Inni: Spotkania z pozaziemska inteligencją (Warszawa 1995) i Kontakt: Uprowadzenia do UFO w Niemczech, Austrii i Szwajcarii (Warszawa 1996).

Tymczasem 29 grudnia 1994 roku robiłem zdjęcia do mojej pracy i...

84

... wykonałem fotografię stoku Hyćkowej Góry, który w sierpniu 1959 roku ogołociła z lasu trąba powietrzna. Zjawisko to było niesamowite, bo pamiętam je jako najodleglejsze wspomnienie z dzieciństwa. Wiał straszliwy wiatr, strzelały pioruny i padał grad o wielkości gołębich jaj. Pamiętam, jak mama przyniosła dwie garście ogromnych brył lodu wołając - „Lody! Komu lody!!!” I nazajutrz, pojechałem z dziadkiem furmanką na dworzec kolejowy, to ujrzałem straszliwe wiatrołomy i wiatrowały. Annały nie odnotowały takiego kataklizmu, jak ten z końca sierpnia 1959 roku.

29 grudnia 1994 roku wykonałem zdjęcie tego właśnie stoku z przyległościami, i na pozytywie ujrzałem coś, czego n a p e w n o nie było w chwili fotografowania - niebieskawego łuku czy raczej soczewki wypukłej do góry opodal centrum kadru. Czyżby to był znów jakiś NNOL???...

85

I jeszcze jeden kadr, zrobiony w dniu 25 maja 1996 roku z tzw. „Zakrętów”. Zdjęcie przedstawia widok Jordanowa z odległości około 1,5 km od centrum. Tego dnia jechałem z Mąkacza do Jordanowa i około godziny 18:30 zatrzymałem się przed „Zakrętami”, by wykonać zdjęcie miejsca, gdzie stało drzewo rażone piorunem. NB, to także jedna z osobliwości tej okolicy - pomimo tego, że drzewa rosły w zagłębieniu terenu, w s z y s t k i e zostały wystrzelane przez wyładowania atmosferyczne!

Kiedy wywołałem zdjęcia, to na pozytywie i negatywie zauważyłem widocznego na tle nieba NOL-a, podobnego do tych, jakie fotografowali ufolodzy z ekipy Kazimierza Bzowskiego nie wiem, czy był to rzeczywiście NOL, ale z drugiej strony ta okrągła plamka jest intrygująca i dlatego zdjęcie to włączyłem do dossier PROJEKTU TATRY. Wszystko wskazuje na to, że ów NOL wisiał gdzieś pomiędzy Rynkiem a ulicą 3 Maja.

Wracajmy do Sieprawia.

86

Te dwa jordanowskie przypadki - a przynajmniej opisany w pkt.84 - mają związek z incydentami w Sieprawiu. Kolejny incydent zdarzył się w dniu 13 października 1995 roku, w godzinach 18:20 - 19:00, przy temperaturze powietrza +150C i CAVU - było to wspaniałe, cudowne „indiańskie” czy jak kto woli - polskie „babie” lato. 9 osób, niezależnie od siebie, obserwowało przelot zespołu NOL-i, które wyglądały jak powoli obracające się wokół krótszej osi pionowej cygaro, poprzedzone jaskrawą „iskrą” czy też „gwiazdą”. NOL leciał z kierunku północnego-wschodu ku południowemu-zachodowi. Świadkowie różnie oceniają wysokość jego lotu - artystka malarka, mgr architekt Ewa M. szacuje ją na kilkaset metrów, zaś inny świadek - pan Gerard S. (NB, ex-żołnierz WOPK) aż na 10 km! NOL oddalił się i przepadł za łańcuchem wzgórz zamykających południowy horyzont - leciał on w stronę... Jordanowa!

Analiza lotu tego NOL-a wskazuje na to, że leciał on od Sieprawia, ponad Myślenicami, Stróżą, Zawadką, Tokarnią, Łętownią, Jordanowem, Spytkowicami, Piekielnikiem w kierunku słowackiej elektrowni jądrowej w Jaslanskich Bohunicach! I dalej nad Adriatyk via Austria i Słowenia. Niedaleko tej trasy leży słynny z niewyjaśnionych fenomenów masyw Untersbergu w Alpach Wapiennych, o czym piszą Peter Krassa i Reinhard Habeck.

* * *

A teraz przenosimy się na drugi kraniec jordanowskiego odcinka Magistrali Adriatyckiej - do Spytkowic. Niedaleko centrum tej malowniczej wsi znajduje się góra Golgota, gdzie już od 1939 roku - a nawet wcześniej - ludzie obserwowali dziwne zjawiska:

87

Sierpień 1939 roku - przeddzień wybuchu II wojny światowej. Okoliczni ludzie zamieszkujący u podnóża góry Golgota - 693 m n.p.m. - zaobserwowali ukazanie się na jej szczycie p ł o m i e n n e g o k r z y ż a - który z miejsca skojarzono z rozegraną tutaj bitwą spotkaniową pomiędzy napierającymi na północ, ku Krakowowi, pancernym kolumnom XXII Korpusem Pancerno-Zmotoryzowanym 14. Armii generała Bacha, a 10. Brygadą Pancerno-Motorową płk dypl. Stanisława Maczka trwającą od 1 do 3 września 1939 roku, na terenie od granicy ze Słowacją aż do Myślenic. Krwawa to była bitwa, bo „maczkowcy” twardo się bronili... - mimo stosunku sił w piechocie 3:1, broni pancernej i artylerii 5-6 : 1 na korzyść Niemców! Wyglądałoby zatem na to, że Ufici wiedzieli, co się stanie we Wrześniu - zresztą NOL-e pojawiają się tam, gdzie szykuje się jakiś konflikt zbrojny, jak to miało miejsce np. na Węgrzech, gdzie w żupaństwie Baranya w 1990 roku obserwowano po obu stronach granicy z Jugosławią znaczną aktywizację BOL-i, o czym donosiły węgierskie i jugosłowiańskie służby graniczne. Podobnie było i w przypadku innych wojen, nie tylko w byłej SFRJ, a zatem dlaczego nie miałoby tak być i w przypadku II wojny światowej?

88

Grudzień 1987 roku - dwoje świadków: mgr farm. Renata K. i jej ojciec - artysta fotografik Franciszek O. w godzinach wieczornych, pomiędzy 21 a 22 obserwują nad Golgotą przedziwne zjawisko: nad szczytem góry widać dwa światła, które zachowują się dziwnie - kiedy zapala się jedno, to drugie gaśnie i vice-versa. Jedno wisi nad szczytem, zaś drugie znajduje się na szczycie i „rozmawiają” pulsującym, różnokolorowym światłem, w sekwencjach trzyminutowych...

Świadkowie początkowo sądzą, że to jakieś działania wojskowe, ale rychło odrzucają te hipotezę, bowiem w najbliższej okolice nie ma żadnej jednostki wojskowej, która by dokonywała jakichś ćwiczeń czy eksperymentów...

Zdarzenie zarejestrowano przez MCBUFOiZA oraz GB NOL Kraków w 1996 roku.

89

Grudzień 1995 roku - okres pomiędzy Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem. Trzy niezależne grupy świadków obserwują Lądowanie NOL-a na szczycie Golgoty!

Pierwsza grupa w składzie mgr Renata K., jej mąż art. malarz Ryszard K. i dwoje dzieci: Magdalena & Bartosz K. obserwują tego NOL-a ze wschodu. Widzą oni trzy czerwone „krzewy” płomieni, które zmieniają konfiguracje w przestrzeni.

Trzecia grupa świadków pod przewodnictwem mgr Aliny L. widzi coś podobnego od zachodu, aczkolwiek konfiguracja trzech czerwonych „krzewów” światła jest zupełnie inna.

Najbardziej niesamowita jest obserwacja drugiej grupy obserwującej NOL-a od południa. Świadkowie - pani Jadwiga S. i mieszkańcy Spytkowic spod Golgoty zauważyli nie grupę świateł w kształcie „krzaków” czerwonych ogni, ale regularne kwadraty emitujące silne biało-żółte światło. Jadwiga S. sądziła początkowo, że jada na nią czołgi! - choć jak później przyznała, sama nie wie, dlaczego to jej się skojarzyło z czołgami... - bo nie słyszała żadnego ryku silników czy wizgu gąsienic.

Inni mieszkańcy mieli jeszcze ciekawsze wrażenia, bo czuli coś na kształt lekkiego trzęsienia ziemi, grunt lekko dygotał, dzwoniły szyby, kołysały się żyrandole...

W maju 1996 roku, połączone ekipy MCBUFOiZA (Anna Leśniakiewicz, Robert K. Leśniakiewicz) i GB NOL Kraków (Bronisław Rzepecki) udała się na miejsce tego CE2, by zbadać rzecz in situ. Przeprowadzono rozmowy ze świadkami i sfotografowano ślady Lądowania tego NOL-a w kształcie trzech kręgów trawiastych, w których trawa zmieniła swój kolor z szarobrunatnego na ciemnozielony i równoramiennego trójkąta takiegoż samego koloru. Nawet po pięciu miesiącach trawa zachowała swój odrębny kolor. Nie wykonano badań na radioaktywność, bo roztopy i kwietniowe deszcze zdekontamitowały radioaktywne cząstki w głąb gleby i spłukały je do cieków wodnych. Dokładny raport w tej sprawie sporządził Bronisław Rzepecki.

Wydarzenia to ma najprawdopodobniej związek z obserwacją w Jordanowie dokonaną przez Dominika J.

90

I jeszcze jedna obserwacja dokonana tym razem nie ze Spytkowic czy Sieprawia, ale z Hali Krupowej, przez dwóch chłopców: Pawła B. lat 13 z Jordanowa i Macieja O. lat 14 z Sidziny, którzy w nocy 18/19 sierpnia 1995 roku, w godzinach 23:00 - 02:00 na Hali Krupowej (Pasmo Babiogórskie Beskidu Wysokiego), obserwowali przy pomocy lornetki 7,5x niezwykłą „gwiazdę”, która wisiała nad północno-wschodnim horyzontem.

Niezwykłość tej „gwiazdy” polegała na tym, że była ona jaśniejsza od wschodzącej właśnie Capelli (najjaśniejszej gwiazdy konstelacji Woźnicy - α Auriga), koloru żółtego, ale w lornetce widzieli ją, jak migała niebieskim i czerwonym światłem, z częstotliwością 2 Hz. Najciekawsze jest to, że ów migocący NL mógł wisieć nad... Sieprawiem! Sprawdziliśmy, ale tej nocy niczego ciekawego tam nie zauważono, co bynajmniej nie znaczy, że czegoś tam nie było!...

NB, na podanym azymucie znajduje się jeszcze jedna osobliwość - chodzi o wychodnie piaskowcową w Rudniku, która jest nazwana „Diablim Kamieniem” i być może owo NL ma jednak z tym coś wspólnego - ale o tym później.

91

I to już ostatnia obserwacja bliskiego przelotu BOL-a, który można zakwalifikować do typu CE5, jako że świadek odczuwała po tym pewne dolegliwości neurologiczne, zatem było to Bliskie Spotkanie 5 Rodzaju z NOL-em - psi-CE.

Bohaterka tego wydarzenia jest mgr Elżbieta B. z Jordanowa, która w czerwcu 1980 roku w Szczawnicy, w późnych godzinach popołudniowych, zaobserwowała przelot czerwono świecącego BOL, w odległości 70 m od pani B. kierując się znad Szczawnicy w kierunku góry Húlina na Słowację i tam zniknął.

Najciekawsze są wszakże reakcje świadka - pani B. w momencie dostrzeżenia BOL-a wpadła w rodzaj stuporu i odczuła coś w rodzaju paraliżu, który uniemożliwił jej wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Po zniknięciu BOL-a objawy ustąpiły powoli - możliwe, że może doszło tam nawet do „wzięcia”, jednakże świadek nie stwierdziła „brakującego czasu”, który jest najlepszym dowodem na uprowadzenie na pokład NOL-a.

Mimo tego, że owo CE miało miejsce w Pieninach, to umieściłem je w dossier PROJEKTU TATRY z dwóch powodów: primo - świadkiem była osoba zamieszkała w Jordanowie i secundo - Pieniny ukrywają pewna tajemnicę, ale o tym później.

Kontakty z Obcymi zdarzały się Jordanowiakom także poza granicami regionu. Były to Bliskie Spotkania z Ludźmi w Czerni - MiB-ami, o czym traktuje następny rozdział.

7. BLISKIE SPOTKANIA Z LUDŹMI W CZERNI

W kartotece PROJEKTU TATRRY mam odnotowane dwa CE z MiB-ami - czyli Ludźmi w Czerni. Pierwsze z nich miało miejsce w Krakowie, a drugie - na „Zakopiance”, pomiędzy Skomielną Białą a Krakowem, ale po kolei:

92

Nie wierzyłem w istnienie Ludzi w Czerni - czyli Men In Black - których uważałem za część mitologii UFO, a które to zjawisko socjologiczne i ufologiczne było spowodowane głównie aktywnością agend rządowych USA i ZSRR i ich służb wywiadowczych - głównie CIA i KGB.

Mimo tego, w nocy z 2 na 3 listopada 1983 roku, spotkałem na peronie 2 dworca PKP w Krakowie - Płaszowie osobnika, który pasował jak ulał do krążących opowieści o Ludziach w Czerni. A to było tak:

Mój MiB doczepił się do mnie na peronie. Poprosił mnie o ogień. Zapalił i od słowa do słowa zaczęliśmy rozmawiać. Nie wiem, dlaczego na ponad sto osób stojących na peronie ten facet doczepił się właśnie do mnie, choć stało tam ponad dwudziestu palaczy?...

Rozmawialiśmy - o ile dobrze pamiętam - o tym, o czym Polacy z a w s z e rozmawiali w podróży, to znaczy o polityce (było krótko po stanie wojennym), o możliwości wybuchu wojny nuklearnej (aktualnie amerykański prezydent Ronald Reagan forsował swój program „wojen gwiezdnych” - SDI czyli Strategical Defence Initiative, bardziej znany jako The High Frontier) i tzw. „zimie jądrowej jako jej następstwie (było krótko po emisji w TV amerykańskiego filmu katastroficznego The Day After). Pogadaliśmy sobie o zagładzie dinozaurów (wchodziła właśnie do nauki z wielkim hałasem teoria prof. Luisa Alvareza o zimie poimpaktowej po upadku wielkiego meteorytu lub asteroidy na przełomie K/Tr, 65 mln lat temu) i o istnieniu hipotetycznych Dinozauroidów (co wylansował kanadyjski naukowiec prof. Dale Russell) i ich domniemanej cywilizacji.

Przewałkowaliśmy w rozmowie wszelkie możliwości uniknięcia ich paskudnego losu poprzez skrycie się w schronach. I rzecz dziwna - mojego rozmówcę interesowała możliwość przeżycia zimy jądrowej w głębokich jaskiniach górskich Tatr!... To właśnie wtedy rzucił on propozycję ukrycia się ludzi w jaskiniach o dużej deniwelacji, które mogłyby być doskonałymi schronami przeciw atomowymi.

- Czy ludzie mogliby zachować życie chowając się do tych jaskiń? - dopytywał się mój MiB.

- Owszem - odparłem - Rzecz jest możliwa, ale jaskinie mogą być zniszczone przez ruchy górotworu. Pamięta pan, co było po detonowaniu przez Amerykanów 25 megaton trotylu na Amchitce? Uskok St. Andrews trząsł się dobre pół roku... To było pod koniec lat 70.

- Taaak... - pomedytował chwilę, jakby przeżuwał to, co mu powiedziałem, a potem ni z juszki ni z pietruszki zastrzelił mnie pytaniem - A co pan wie o Agharcie?...

Zamurowało mnie. O Agharcie na początku lat 80. wiedziało niewiele osób, choć przed II wojną światową temat był dość szeroko znany dzięki relacji znanego i poczytnego pisarza i podróżnika Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego, który zawarł ja w książce - światowym bestsellerze przetłumaczonym na 25 języków - Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów (Warszawa 1930). Na jej podstawie powstała również powieść fantastyczno - mistyczna F. Montyherta - Atlantyda i Agharta. Po wojnie Ossendowski został wyklęty przez komunistów za to, co napisał właśnie w tej książce, a także za swą powieść para dokumentalną pt. Lenin (Poznań 1930), w której ostrzega on przed komunizmem i Stalinem w szczególności. Ten ostatni najprawdopodobniej wydał na niego wyrok śmierci, który wykonano w styczniu 1945 roku przez agenta NKWD czy SMIERSZ-u, podającego się za krewnego jego przyjaciela - generała barona Romana Fryderyka von Ungern Sternberga, co atoli jest już osobną historią. Cenzura PRL zrobiła wszystko, co w jej mocy, by powieści Ossendowskiego i pamięć o nim nie była zbyt żywa. Zrobiono z niego błazna i blagiera, skrzyżowanie mitomana z grafomanem. Był to los normalny w przypadku autora, który miał pecha skrytykować „jedynie słuszny ustrój”. Moja znajomość z Ossendowskim wynikała z faktu, że mój dziadek ze strony matki - Franciszek Baranowicz - znał go osobiście, jeszcze z Syberii. I kolejna rzecz ciekawa - czytał mi on do poduszki fragmentu książki Ossendowskiego, w którym jest mowa o podziemnym państwie Agharty... A teraz ten dziwny, ubrany na czarno facet pyta o coś, co było w pewnym sensie częścią mojego dzieciństwa. Odpowiedziałem mu coś od rzeczy, a potem przyjechał wreszcie spóźniony o 120 minut pociąg z Przemyśla do Szczecina, przeładowany do wszelkich granic możliwości i przyzwoitości... Zdecydowaliśmy się wsiąść do niego przez okno - sposób wielokrotnie praktykowany w PRL i niezawodny. Najpierw podsadziłem do okna osiemnastoletnią dziewczynę, dość mikrej postury, a potem mojego rozmówcę. I tutaj był pierwszy szok - był on niemal o połowę l ż e j s z y od tej lekkiej przecież dziewuszki, pomimo tego, że był mojego wzrostu i na oko ważył co najmniej 90 - 95 kg!

Nie pojechałem tym pociągiem. Miałem lokalne połączenie do Katowic o 03:55 z Krakowa Głównego i tym pociągiem pojechałem do Sosnowca, gdzie swego czasu pobierałem nauki języka Szekspira i sir Arthura Conan Doyle'a w Ośrodku Nauczania Języków Obcych MSW. Po drodze wreszcie mi coś „zaskoczyło” - MiB to Man In Black - Człowiek w Czerni właśnie, a ten facet był ubrany właśnie na czarno i nosił - nawet w najciemniejszych miejscach - czarne okulary, tak czarne, że nie widziałem jego oczu!...- o ile je w ogóle miał! I te jego pytania!

Przez cały czas kombinowałem, z kim właściwie miałem do czynienia: Mason? Różokrzyżowiec? Sekciarz z „Antrovisu”? jakiś esbek lub ktoś z kontrwywiadu wojskowego czy naszej WSW WOP? Poglądy polityczne miałem jeszcze wtedy „jedynie słuszne” - czy to był jakiś sprawdzian lojalności?... Jeżeli tak, to jaki był jego cel? Sprawdzenie lojalności oficera WOP, jednego z wielu? A może to był jakiś test przed próbą werbunku ze strony obcych służb wywiadowczych: radzieckich, amerykańskich czy niemieckich lub jeszcze innych?... To akurat było najbardziej prawdopodobne, bo w czerwcu 1981 roku usiłowano mnie nakłonić do odmowy powrotu do PRL w szwedzkim Ystad. Odmówiłem, bo nie chciałem, by komuniści zgnoili mi rodzinę i CIA dała mi spokój. Teraz wiadomo, że CIA chodziło o potwierdzenie wszystkich informacji przekazywanych jej przez płk Ryszarda Kuklińskiego, który był szpiegiem w Sztabie Generalnym WP i UW. Oczywiście paszportu nie zobaczyłem przez pół roku, bo nasze władze obawiały się, że korzystając z okazji ucieknę na Zachód. Hmmm... - gdybym chciał i miał motywację, to i tak zwiałbym do Niemiec, Danii czy Szwecji i nie byłoby WSW, które byłoby mnie w stanie zatrzymać! Tak czy owak, odpowiedzi na te pytania nie uzyskałem do dziś dnia, a zatem roboczo zakładam, że to był jednak Człowiek w Czerni, chociażby dlatego, że...

93

... w dwa tygodnie po opisanych wydarzeniach, moja siostra Wiktoria Leśniakiewicz miała równie dziwną przygodę. Jadąc auto - stopem z Jordanowa do Krakowa, zatrzymała w Skomielnej Białej jakiegoś młodego - do 30 lat - mężczyznę, który jechał do Krakowa czy nawet do Warszawy, dużym, czarnym, zachodnim autem - „mercedesem” czy „fordem” - tego nie pamięta. Facet zatrzymał się i zaproponował podwiezienie. Siostra wsiadła do auta i pojechali. Po drodze, ów ubrany na czarno jegomość zadał jej mnóstwo pytań: kto w rodzinie interesuje się problematyką UFO? Kto widział UFO i ile razy? Jakie są opinie jej i jej najbliższych na temat UFO? - itd. itp. Swoje zainteresowanie tłumaczył tym, że sam widział NOL-a w czasie swego pobytu na Węgrzech, w okolicach Budapesztu. A kim on był naprawdę, tego nie możemy się nawet domyślić. Jedynym sensownym wytłumaczeniem jest tylko... - MiB!

W październiku 2000 roku, w czasie jednego ze spotkań w świetlicy Związku Podhalan „Śwarna” w Zakopanem, zorganizowanym przez Jerzego Łataka, wypowiedział się pewien oficer LWP w latach 50. służący na Pomorzu Gdańskim twierdząc, że wszystkie informacje dotyczące UFO i innych fenomenów związanych z obecnością i działalnością Ufitów na terenie PRL były zbierane i utajniane przez kontrwywiad wojskowy, zaś świadkowie Obserwacji Dalekich i Bliskich Spotkań byli zmuszani do milczenia poprzez zastraszanie, szantaż i temu podobne praktyki. Być może i my byliśmy figurantami w jakiejś sprawie operacyjnego sprawdzenia czy może nawet rozpracowania - prowadzonej przez kontrwywiad wojskowy PRL?...

* * *

I to byłby wreszcie koniec kroniki PROJEKTU TATRY - co jeszcze nam pozostaje?

8. TROCHĘ STATYSTYKI

Każda rzeczowa praca nie obejdzie się bez statystyki. W trakcie realizowania programu PROJEKTU TATRY zarejestrowano ogółem:

Typ

TATRY

BESKIDY

incydenty/ świadkowie

incydenty/ świadkowie

DD

5 / 21

3 / 7

RV

6 / 91

2 / 2

NL

8 / 37

10 / 48

CE0

1 / 1

4 / 5

CE1

1 / 1

1 / 4

CE2

2 / 3

2 / 12

CE3

-

2 / 52

CE4

8

-

CE5

-

-

CE6

12 / 7 / 36 ofiar

Razem

43 / 161 / 36 ofiar

24 / 130

Ogółem

67 / 291

W powyższym zestawieniu uwzględniono wypadki „pewne”, czyli te wiarygodne. Gdyby odrzucić przypadki „nabijające statystykę” w Tatrach, a chodzi tutaj o incydenty typu CE4 i CE6, to wynikałoby z tego, że stosunek ilości incydentów w Tatrach do ilości incydentów w Beskidach ma się tak, jak 23/24! - a zatem nasuwa się pierwszy wniosek:

Smutno to wszystko brzmi, ale niestety na to wskazują fakty wynikające nie tylko z tych, które zawarłem w tym Raporcie... , a także ze światowej literatury ufologicznej.

W toku PROJEKTU TATRY potwierdzono fakt pozostawiania przez NOL-e anomalii promienistych w postaci lekkich skażeń gruntu i roślinności po Lądowaniach. Z tym faktem wiąże się następny rozdział niniejszego Raportu...

9. NOL-e, GRZYBY I CZARNOBYL

Pytanie do Radia Erewan: Czy to prawda, że jabłka z okolic Czarnobyla są niejadalne?

Radio Erewan odpowiada: Ależ skąd! Oczywiście, że są jadalne, ale obierki i ogryzki należy po jedzeniu zakopać na dwa metry do ziemi!...

Radio Erewan odpowiada - Moskwa 1987

O tym, co wydarzyło się w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej w nocy 26 kwietnia 1986 roku wiedzą dziś wszyscy. Ukazał się cały szereg prac i publikacji od tych katastroficznych aż do tych durnie - hurraoptymistycznych, w których stwierdza się, że właściwie nic się nie stało, a cała sprawa, to jedynie nieodpowiedzialność mediów i ma wydźwięk propagandowy. Te ostatnie publikacje są związane z odradzającym się w Polsce lobby atomowym, które grupuje fizyków - atomistów i niektórych polityków związanych z prawicą i lewicą - ci ostatni bardzo chcieliby, aby Polacy zapomnieli o całej sprawie i haniebnym w niej udziale ówczesnych włodarzy PRL - a raczej podnóżków Moskwy, co jest bardziej prawdziwe, bo serwilizm wobec Kremla i tamtejszej sitwy zdecydował o zdrowiu i życiu 37-milionowego narodu. Szczególnie przerażające są artykułu z Wiedzy i Życia autorstwa prof. Zbigniewa P. Zagórskiego, w których broni on francuskich testów jądrowych na atolu Moruroa (Mururoa)! - jakby zapomniał on, że atol ów leży w tzw. Ognistym Pierścieniu Pacyfiku i każda eksplozja może spowodować naruszenie i tak już kruchej równowagi skorupy naszej planety... Po francuskich testach na Moruroa i na chińskim poligonie Łob-nur (Lop-noor), ziemia na Podhalu odpowiedziała wstrząsami o mocy do 50MSK. Nie było tego wiele, ale zarysowały się ściany i zakołysały żyrandole, poszło kilka szyb, i to wystarczyło, by spowodować niepokój wśród górali z Czarnego Dunajca i Bukowiny Tatrzańskiej, co miało miejsce jesienią 1995 roku, tuż przed wyborami prezydenckimi w Polsce, co niektórzy wzięli za zły omen...

Ziemia trzęsła się także na Słowacji i Węgrzech, a tutaj wielce uczony pan profesor pisze:

Eksplozje na Mururoa mają większy wydźwięk propagandowy, niż fizyczny.[...] Nawiasem mówiąc, nasz Bałtyk wykazuje większą promieniotwórczość, niż wody atolu Mururoa.

No cóż, sprzedajnych idiotów z tytułami profesorskimi w Polsce - jak widać na załączonym obrazku - nie brakowało i nie brakuje.

Profesorowie swoje, a Przyroda swoje. Ludzi da się oszukać, ale Natury nigdy... - nawet największe chciejstwo debili z tytułem naukowców Jej nie oszuka, bo Ona kieruje się swoimi odwiecznymi prawami, których jeszcze nie zrozumieliśmy do końca i długo nie zrozumiemy, a to miedzy innymi dzięki bałwanom zamkniętymi w swych wieżach mądrości z kości słoniowej...

Jednym z indykatorów poziomu skażeń radioizotopem cezu - 137Cs - są grzyby. Kumulują one cez, szczególnie podgrzybki brunatne - Xerocomus badius - w skórce kapelusza i jedząc je wprowadzamy radionuklid do naszych kości, z wiadomym skutkiem. Uczeni pocieszają nas, że trzeba zjeść na rok co najmniej 15 kg suszu grzybowego, by odczuć negatywne skutki, ale... - czas połowicznego zaniku czyli t1/2 dla cezu-137 wynosi około 30, 2 roku, a że materia kości nie wymienia się, więc cez pozostaje emitując do organizmu cząstki β- czyli elektrony. Podobnie sprawa się ma z radioaktywnym jodem - 131I, którego t1/2 wynosi tylko 8 dni - ale spustoszenia, jakie poczynił są nieodwracalne i nastąpił skok o 70% ilości zachorowań na nowotwory tarczycy wśród dzieci i młodzieży urodzonej po 27 kwietnia 1986 roku, a przecież - jak zapewniał mnie w Makowie Podhalańskim w dniu 15 maja 1996 roku prof. dr hab. Kazimierz Jeleń z AGH w czasie dyskusji po swym wykładzie na temat ekologicznych skutków awarii w Czarnobylu - na Polskę spadły jedynie t r z y g r a m y radioaktywnego jodu-131!!! Ile spadło cezu, tego jakoś żadne źródła nie podają - ciekawe dlaczego? Czyżby bali się panowie uczeni? Jod wypłukiwano z organizmów „Lugolą” - a co z cezem? A co z innymi radionuklidami, które wydobyły się z reaktora CzEJ? Przecież poza jodem i cezem wydobyły się także takie izotopy, jak m.in.: stront-90 z t1/2 = 19,9 roku; cez-136 z t1/2 = 13,1 dnia, i inne pozostałości po rozpadzie uranu czy plutonu. Do tego jeszcze należy dołączyć niebezpieczny węgiel-14 z t1/2 = 5.740 lat, a który odkłada się we wszystkich organizmach żywych, a czego efektami są wszelkiego rodzaju nowotwory i alergie. Ze znanych ogółem około 1.800 izotopów i izomerów, tylko około 270 jest trwała - a cała reszta jest radioaktywna w mniejszym czy większym stopniu. Wszystkie powstają we wnętrzach reaktorów jądrowych i tej fatalnej nocy 26 kwietnia 1986 roku, zostały one uwolnione do atmosfery Ziemi, z której potem spadły na jej powierzchnię w postaci bardzo „gorącego” fall-out'u. Radioaktywny opad skaził całą północna hemisferę i wszystko, co się na niej znajdowało, a jakiś niedouk z tytułem profesora pisze, „ że właściwie to nic się nie stało”. Zgroza! Oczywiście! - po eksplozji nic nikomu się nie stało, ale po latach będą wychodzić jego skutki! Szermuje się wskaźnikami umieralności ludzi po katastrofach w Seveso (Italia) i Bhopalu (Indie), ale w tym przypadku skażenie chemiczne szybko opanowano i zlikwidowano, zaś skażenie po wybuchu w Czarnobylu zaczyna dopiero swe żniwo i najgorsze dopiero przed nami - w 10-15 lat po wybuchu! Jakże celną była i jest nadal dziecięca wyliczanka, którą wyliczały się dzieciaki na ulicach polskich miast: Dylu, dylu na badylu - pier...nęło w Czarnobylu - raz, dwa, trzy - raz, dwa, trzy - a na raka umrzesz ty!... Od kilku lat obracam się w środowisku farmaceutów i wiem, jak bardzo ostatnimi czasy wzrosło spożycie leków przeciwrakowych, przeciwbólowych i witaminy C, w porównaniu do czasów sprzed 1986 roku. Więc żaden utytułowany bałwan nie wmówi mi, że jest dobrze, jak wiem, że jest akurat dokładnie odwrotnie!

No, ale wróćmy do grzybów i cezu-137. O ile wierzyć prof. dr hab. Zbigniewowi Jaworowskiemu z CLOR Warszawa, to teren Podhala i w ogóle województwa małopolskiego został skażony cezem-137 w ilości około 15 kBq/m2 - co dostało się przede wszystkim szczytom Beskidu Wysokiego - a nade wszystko Babiej Górze - oraz Beskidu Wyspowego - Luboniowi Wielkiemu i Małemu, zaś na pozostałym obszarze wynosiły one od 3 do 8 kBq/m2. W górnym biegu Dunajca było około 3 kBq/m2, a Tatrom dostało się maksymalnie 8 kBq/m2. To bardzo mało, bo np. w Oleśnie było pomiędzy 45 a 60 kBq/m2, a w Nysie ponad 65 kBq/m2. Czemu to wszystko piszę i zanudzam Czytelnika tymi danymi? Chodzi mi o to, że rejony objęte PROJEKTEM TATRY nie zostały tak skażone, jak reszta kraju, a jednak stwierdziliśmy kilka anomalii, które są co najmniej dziwne i stawiają wszystko pod znakiem zapytania...

Zacznę od tego, że w rejonie Łysej Polany w Tatrach, w dniu 28 czerwca 1994 roku, znaleźliśmy grzyby podobne do rydzów - Lactarius deliciosus (L. ex Fr.) S. F. Gray - z tym, że były one do nich tylko podobne, bo chyba nimi nie były - owocniki były ze sobą „zlane”, a z miąższu ciekło mleko szybko czerniejące, nie jak u „prawdziwych” rydzów. Co więcej - z doświadczenia wiem, że rydze na Łysej Polanie pojawiały się z a w s z e po 15 września! Czyżby grzyby te wyrosły po radioaktywnych majowych deszczach, które powodowały lokalne skażenie gleby do 12 μR/h przy tle radioaktywnym Ziemi dla tego rejonu wynoszącym od 5 do 8 μR/h.

Powyższe fakty podałem do publicznej wiadomości w tygodnikach Tygodnik Podhalański, Nasze Strony i w miesięczniku Nieznany Świat z prośbą o podanie wyjaśnienia fenomenu tych quasi - rydzów. Otrzymałem dwie odpowiedzi, których nie przytoczę, boż pisali to ludzie bez wyobraźni i podstawowej wiedzy, a zatem nie będę im robił reklamy... I byłoby całkiem fajnie, gdyby nie to, że badając miejsce CE2 w Spytkowicach, natknęliśmy się na czarcie koła owocników grzyba z gatunku wieruszka zatokowata - Entoloma sinutatum (Bull. ex Fr.) - Rhodophyllus lividus (Bull. ex Fr.) Quélet. Te grzyby były całkiem normalne, tj. nie wykazywały żadnych odchyleń od normy, ale obecność wielu czarcich kręgów w pobliżu miejsca Lądowania dawała wiele do myślenia. To było 25 maja 1996 roku.

W kilka dni później, na jordanowskim cmentarzu, znaleźliśmy nieprawdopodobny okaz grzyba z gatunku krowiak podwinięty albo olszówka - Paxillus involutus (Batsch ex Fr.) Fr. - którego owocnik z barwy przypominał olszówkę, ale pokrojem był całkowitym jej zaprzeczeniem! Zwyczajny Paxillus involutus ma cienki trzon i dość szeroki kapelusz, zaś ten okaz miał dokładnie na odwrót - gruby trzon i mikry kapelusik zredukowany jedynie do milimetrowego kołnierzyka! Gdyby to była olszówka, to wyrosłaby ona w połowie lipca - czyżby więc promieniowanie pobudziło i zdeformowało ten owocnik?...

I jeszcze jeden niesamowity okaz - tym razem borowika ceglastoporego - Boletus erythropus (Fr. ex Fr.) Pers. - Boletus miniatoporus Secr. - który zdawał się być (i był) zrośnięty z trzech owocników, choć najadekwatniejszym słowem byłoby tu raczej „zlany”, dokładnie tak, jak tajemnicze „rydze” z Łysej Polany. Okaz ten znaleziono w dniu 12 lipca 1996 roku w Majerzowym Lesie rosnącym pomiędzy Jordanowem a Bystrą Podhalańską.

W tym lesie znajdowaliśmy różne dziwne i chronione grzyby: szmaciaka gałęzistego - Sparassis crispa (Wulf. ex Fr.) Fr., który rósł na świerku, a przecież wiadomo, że pasożytuje na sośnie; piestrzenicę infułowatą - Gyromitra infula (Schaeff.: Fr.) Quél.; ogromne worki uchówki zajęczej - Otidea leporina (Batsch.) Fuckel - Otidea abietina; wyglądające jak ukwiały z jakiejś fantastycznej rafy koralowej owocniki gałęziaków - Ramaria flava (Schff. ex Fr.) Quél. i R. formosa (Pers. ex Fr.) Quél. NB, niemal na samym jordanowskim rynku można znaleźć wielkie - do 40 cm średnicy! - owocniki będącej na Czerwonej Liście Gatunków Ginących purchawicy olbrzymiej - Langermannia gigantea (Batsch. ex Fr.) Rostkor.! Nie muszę chyba dodawać, że wszystkie te gatunki są prawnie chronione na mocy Rozporządzenia Ministra Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa z dnia 6 kwietnia 1995 roku, Dziennik Ustaw nr 41/95, poz. 214 - co podaję, by nikt nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Wiem, że to wszystko brzmi, jak reklama walorów naszych lasów - odkąd zamknięto trującą nas niewiarygodnie toksycznymi emisjami Hutę Aluminium w Skawinie - do naszych lasów wróciły grzyby, których istnienia u nas nawet nie podejrzewaliśmy, lub które dawno znikły, co stanowiłoby dowód na to, że Natura jest w stanie choć w części zaleczyć zadane jej przez Homo ponoć sapiens straszliwe rany. Chodzi mi tutaj o to, że nad wszystkimi tutaj wymienionymi miejscami zaobserwowano przeloty czy Lądowania NOL-i!

Badania Kazimierza Bzowskiego z warszawskiego UFO-Ossa wskazują na to, że po lądowaniu NOL-a powstaje skażenie gleby rzędu >18 μR/h, co jak widać wystarczy do pobudzenia grzybni i rozrastanie się jej w czarcie kręgi, lub spowodowanie mutacji i gigantyzmu - jak w przypadku pieczarek polnych - Agarica arvensis Schff. ex Fr., które znaleziono w Suwalskim, a które osiągnęły tam rekordowe rozmiary i masę - a przecież na Suwalszczyźnie skażenia po katastrofie w CzEJ wynosiły około 8 kBq/m2...

Wydaje się więc, że w miejscach lądowań NOL-i powinny znajdować się czarcie kręgi owocników grzybów i de facto zamiast miejsc spotkań czarownic i czarowników z diabłami były to miejsca spotkań ludzi z UFO!... A nie zapominajmy, że na dobitkę niektóre gatunki grzybów z rodzin Amanitaceae, Inocybeae i Entolomataceae służyły szamanom, czarownicom, itp. do produkcji napoi odurzających halucynogennych. Nawet Niemcy w czasie II wojny światowej dawali SS-manom pigułki zrobione z grzybów, których działanie znosiło lęk i tłumiło instynkt samozachowawczy z wiadomym efektem - szli w bój w stanie berserkowskiego szału. Inna rzecz, że niewiele im to pomogło... - bo kompot z amanityny, falliny, falloidyny i muskaryny powodował szybką śmierć takiego berserka i to bynajmniej nie od kuli wroga, a z powodu zatrucia pokarmowego...

Obserwacje zależności pomiędzy wzrostem i rozwojem grzybów, a aktywnością NOL-i potwierdzają w pełni teorię o nuklearnym napędzie tych ostatnich. Być może jest to napęd termojądrowy, wykorzystujący fuzje lekkich jąder atomowych np. wodoru w hel - proces ten zachodzi w jądrach gwiazd i bombach wodorowych, albo jest to napęd anihilacyjny - jak postulował to niegdyś prof. Jacques Vallée. Reakcje te są wydajne energetycznie i w obu przypadkach powstają kwanty twardego promieniowania γ. Wygląda to następująco:

  1. H + H → He + β+ + ν + 1,44 MeV

  2. D + D → T + H + 3,25 MeV

  3. D + D → 3He + n + 4 MeV

  4. D + T → He + n + 17,6 MeV

  5. 4H → He + 2β- + 26 MeV

Gdzie D to deuter - 2H, T to tryt - 3H - obydwa są izotopami ciężkiego i superciężkiego wodoru, β to szybki elektron (-) lub pozyton (+), a ν to neutrino, zaś n to neutron.

Inaczej sprawa się ma z anihilacją, bo produktem tej reakcji jest już czysta energia, wedle wzoru:

  1. e- + e+ → 2γ

Ilość energii uzyskanej w procesie anihilacji można obliczyć z einsteinowskiego wzoru na równoważność materii i energii:

  1. E = mc2

Oczywiście ulega tej transmutacji wszelka materia znajdująca się w Kosmosie, gdy tylko spotka pewną ilość antymaterii. Tym m.in. usiłuje się wytłumaczyć fenomen Meteorytu Tunguskiego, jednak tłumaczenie to napotyka wciąż na piętrzące się pytania i wątpliwości, i jest jak dotąd jedynie hipotezą. Nie dotyczy to jedynie fotonów, które są dualistycznymi tworami - falami i cząstkami jednocześnie, chociaż... popuśćmy na chwilę wodze wyobraźni i wyobraźmy sobie a n t y f o t o n y ! Jak zachowałoby się takie anty - światło w naszym świecie? Czy byłoby ono czarne, tak jak normalne światło jest białe? W relacjach o spotkaniach z NOL-ami i ich Pasażerami wspominało się często o czarnym świetle. A jak takie światło zachowałoby się w nocy??? - sądzę, że ono powinno przenikać przez materię. I takie rzeczy się obserwowało, nawet w Tatrach - vide relacja pani Marii Hyła - a co więcej, twierdziła ona, że w pokoju czuć było ozon. Oczywiście! - reakcja anihilacji musiała jonizować powietrze i stąd właśnie powstawały trójatomowe cząsteczki ozonu - O3!

Hipoteza anihilacyjna - antymaterialna, doskonale tłumaczy także niesamowite możliwości manewrowe NOL-i w atmosferze i poza nią, a także ich ogromne prędkości. „Sercem” silnika NOL-a jest przyspieszacz (akcelerator) cząstek elementarnych, który przyśpiesza nie cząstki, ale antycząstki , które w myśl transformacji Lorenza nabywają nie masy, ale antymasy... Myśl nie jest nowa, boż wyraził ją Stanisław Lem w powieści Astronauci już w latach 50., a więc dlaczegóżby nie mieli tego używać Ufici? Wyglądałoby zatem na to, że Obcy opanowali technologię przemysłowej produkcji antymaterii i zastosowali ją do napędu własnych statków kosmicznych, atmo- i hydrosferycznych. Implikacją tego faktu jest to, że coś takiego, jak katastrofa w Roswell j e s t niemożliwa - a to dlatego, że nieszczęsny NOL musiałby ulec anihilacji, przy której wybuch największej rosyjskiej megatonówki, to mięta... Innymi słowy mówiąc, Bobek Lazar naopowiadał ludziom bzdur o sławetnej Area 51 i S-4 Zone, a ci ostatni w to uwierzyli bez zastrzeżeń... Utrzymanie antymaterii w warunkach ziemskich pochłaniałoby tyle energii, że wątpliwe jest to, że wszystkie elektrownie USA byłyby w stanie wytworzyć takie ilości prądu na utrzymanie wysokiej próżni i super-silnych pól magnetycznych na utrzymanie antycząstek.

Kolejnym dowodem na to, że Oni posługują się antymaterią jest oscylacja otaczającego NOL-e pola magnetycznego. Oni nauczyli się skupiać lokalnie bardzo silne pola magnetyczne, dzięki czemu stworzyli właśnie pułapki magnetyczne na antymaterię. Także ślady wypaleń po lądowaniach NOL-i mogły zostać wykonane przy pomocy antymaterii czy nawet antyfotonów... Oczywiście fizyk jądrowy zaraz powie, że antyfotony to bzdura, OK., ale zatem dlaczego promienie światła emitowane przez NOL-e przenikają przez ściany, a świetle dnia są one czarne? Posiadanie przez Nich władzy nad antymaterią doskonale to wszystko może wytłumaczyć...

10. SILENTIUM UNIVERSII A PROJEKT TATRY

Sir Arthur Conan Doyle - Pies Baskervillów

Problem „milczenia Wszechświata” wałkuje się już od Starożytności, bo już wtedy ludzie patrząc w gwiaździste niebo zastanawiali się, co też jest tam daleko?...

Współcześni uczeni i filozofowie także patrząc w niebo niemalże zapłakują się nad milczeniem Kosmosu - Silentium Universii - i nijak nie potrafią (a może nie chcą) zrozumieć, że przyczyną tego Milczenia jesteśmy my sami. Spójrzmy na poniższe zestawienie:

Gwiazda stałą

Gwiazdozbiór

Odległość w ly

Widmo

Moc prom.

Toliman C (Proxima)

Cen

4,28

M5e

0,00008

Toliman A

Cen

4,34

G2V

1,5

Toliman B

Cen

4,34

K5V

0,44

Barnard

Oph

5,98

M5V

0,00045

Wolf 359

Leo

7,63

dM6e

0,000016

BD+3602147

U Ma

8,23

M2V

0,0056

Syriusz A

C Ma

8,69

A1V

24,0

Syriusz B

C Ma

8,69

A5

0,002

Syriusz C

C Ma

8,69

?

b. mała

Luyten 726-8A - UV Ceti

Cet

8,79

dM6e

0,00007

Luyten 726-8B - UV Ceti

Cet

8,79

dM6e

0,0004

Ross154

Sgr

9,59

dM4e

0,004

Ross218

And

10,32

dM6e

0,00011

ε Eridiani

Eri

10,76

K2V

0,30

Ross128

Vir

10,94

dM5

0,0035

Luyten 789-6

Aqr

10,94

dM6e

0,0001

61 Cyg A

Cyg

11,16

K5V

0,085

61 Cyg B

Cyg

11,16

K7V

0,04

Procjon A

C Mi

11,36

F5IV

7,7

Procjon B

C Mi

11,36

wF

0,00055

ε Indii

Ind

11,44

K5V

0,14

BD+43044A

And

11,73

M1V

0,0066

BD+43044B

And

11,73

M6V

0,0043

BD+5901915A

Dra

11,73

dM4

0,0031

BD+5001915B

Dra

11,73

dM5

0,0015

τ Ceti

Cet

11,85

G8Vp

0,45

CD-36015693

PsA

11,94

M2V

0,013

BD+501668

C Mi

12,26

dM4

0,0014

CD-39014192

Mic

12,78

M0I

0,028

Gwiazda Kapteyna

Pic

12,99

sdM0

0,0042

Krüger 60A - DO Cep

Cep

13,09

M4V

0,0017

Krüger 60B - DO Cep

Cep

13,09

M6Ve

0,0004

Ross 614A

Mon

13,15

dM4e

0,00046

Ross 614B

Mon

13,15

M(?)

0,000002

BD-1204523

Oph

13,36

dM4

0,0013

Gwiazda van Maanena

Psc

13,81

wG

0,00017

Wolf 424A

Vir

14,30

dM7e

0,00014

Wolf 424B

Vir

14,30

dM7e

0,00014

BD+5001725

U Ma

14,68

dM0

0,041

CD-37015492

Scl

14,89

dM3

0,0066

Oto nasze gwiezdne sąsiedztwo do odległości 15 lat biegu światła! W kilometrach wynosi to tyle, co 1,4199386 x 1014. większość z nich, to stare karłowate gwiazdy klasy widmowej M, a zatem to takie gwiazdy, które swój akt planetotwórczy maja już dawno za sobą, zatem jeżeli wykształciły się na tych planetach CNT, to są one s t a r s z e od naszej własnej! Jak wynika z zestawienia, gwiazd typu M jest 62,5% ogółu, i teraz jeżeli te 62,5% ekstrapolujemy na całą Galaktykę, to oznaczałoby tylko tyle, że mogłoby w niej egzystować aż... 9,375 x 1010 układów planetarnych zamieszkałych przez CNT. Jest to rachunek skrajnie optymistyczny, ale pominięcie go w rozważaniach byłoby błędem!

Nie wiem już, kto sformułował dogmat o tym, że wszystkie wysoko rozwinięte cywilizacje muszą kontaktować się przy pomocy fal radiowych. Jak bardzo nieefektywny jest to środek łączności rozumie każdy, kto ma jakieś pojęcie o odległościach w Kosmosie. Fala elektromagnetyczna po prostu obrzydliwie „wlecze się” na tych ogromnych dystansach. Dość powiedzieć, że odległość zaledwie 1 AU pokonuje ona w ciągu 8,5 minuty, zaś promień Układu Słonecznego w czasie prawie 6 godzin! To jest jeszcze nasz dom, a co dalej? Do najbliższej gwiazdy stałej - Tolimana C czyli Proximy mamy już 4,28 roku biegu światła - prawie 4 lata i 3 miesiące biegu światła z prędkością około 300.000 km/s! - w jedna stronę! A w dwie - to już prawie 9 lat. A co z resztą Galaktyki? Dlatego też jeżeli Oni mają choć trochę oleju w głowie, to na pewno n i e zastosują łączności radiowej, a przynajmniej nie na kosmiczne odległości. Może tylko w komunikacji wewnętrznej, wewnątrz-cywilizacyjnej, ale nie kosmicznej. Nawet nie w obrębie swoich układów planetarnych, bo w takim przypadku wymiana najprostszej informacji trwałaby od kilkudziesięciu minut do wielu godzin. To odczuwaliśmy także i my w łączności z naszymi astronautami na Księżycu, gdzie interwał w rozmowie trwał 1,3 sekundy i sondami Pioneer, które oddaliły się od Ziemi na odległość 10 mld km i wyszły poza perymetr Układu Słonecznego, kierując się w stronę konstelacji Byka. Opóźnienie radiosygnału wynosi już ponad 9 godzin! Gdyby sonda została zniszczona dziś w południe, to dowiedzielibyśmy się o tym dopiero o godzinie 21 z minutami.

Nasze statki kosmiczne poruszały się z Vmax = 11,2 km/s czyli z VII. Co maja powiedzieć istoty, których statki kosmiczne poruszają się z prędkościami relatywistycznymi, tzn. z V > ½ c? myśl o zdalnym sterowaniu czy bilateralnej łączności z jakąś sondą Bracewella możemy spokojnie wyrzucić na śmietnik. Oni muszą używać jakiegoś innego systemu łączności, opartego na zupełnie innej zasadzie i innym nośniku. Może to sama przestrzeń, może telepatia... - nie wiem.

NOL-e posługują się od czasu do czasu falami radiowymi, ale chyba w celu dezinformacji ludzi. Miałem kiedyś taki dziwny przypadek - to było pewnego czerwcowego poranka 1991 roku. Wtedy to właśnie w godzinach 07:00 - 07:15 w moim radioodbiorniku prze dobry kwadrans nie słyszałem niczego innego, tylko coś w rodzaju „ki-ki-ki” - natomiast w telewizorze był biały szum, jakby nie był podłączony do anteny. Po 15 minutach radiowe „ki-ki-ki” się skończyło, a w telewizorze pojawił się poranny program lub plansze kontrolne. Czy była to próba nawiązania Kontaktu - bardzo wątpię. Chyba że Oni chcieli na siebie zwrócić naszą uwagę, ale czy nie wystarczyło powiedzieć coś w rodzaju: „Mieszkańcy Jordanowa! Oto przybyliśmy!” - a tu nic, poza głupim „ki-ki-ki”...

NOL-e mogą być odpowiedzialne za pojawiające się od czasu do czasu fadingi w odbiorze fal UKF naszej TV, co stwierdzaliśmy niejednokrotnie. Ale te wydarzenia nie miały charakteru próby nawiązania Kontaktu, a raczej były produktem ubocznym Ich działalności, kiedy np. UFO weszło w wiązkę fal radiowych biegnących ze studia do przekaźnika...

Jak już nadmieniłem na początku, to my sami jesteśmy winni temu Silentium. Ziemianie znają radio od prawie 90 lat, a TV od 60. Oznacza to, że od 90 lat Ziemia stanowi dodatkowe, coraz silniejsze radioźródło w Układzie Słonecznym, szczególnie w zakresie UKF FM, wykrywalne na kosmiczne dystanse... Obcy, jeżeli mieszkają w odległości do 50 ly od nas, są w stanie wykryć i monitorować naszą obecność, właśnie dzięki promieniowaniu radiowemu! Co to oznacza, ano to, że dzięki dostatecznie czułym radioteleskopom byliby Oni w stanie wychwytywać nasze audycje radiowe i przekazy TV. I co?

I tylko to, że te hipotetyczne Istoty - zwane w opracowaniach specjalistycznych jako ALF czy EBE - mają dzięki temu - właśnie dzięki TV obraz naszej CNT. I jest to obraz najgorszy, najczarniejszy z możliwych! Te EBE obejrzałyby sobie wszystkie nasze najgorsze fobie, wynaturzenia i potworności naszej psychiki. Wszystkie aktualne wiadomości o wojnach, rzeziach, rabunkach, gwałtach, czystkach etnicznych, bezsensownych wojnach religijnych, kataklizmach i katastrofach komunikacyjnych, demograficznych, ekologicznych, masakrach na Placu Tienanmen i Heysel, masowe mordy w Ameryce Środkowej i Jugosławii, twarze morderców i zbrodniarzy przeciwko Ludzkości: Stalina, Hitlera, Pol Pota, Karadźicia, Miloszewicia, Himmlera, Berii, Mao Zedonga i im podobnych. Oto wizytówka planety Ziemia i naszej CNT, którą codziennie wysyłamy w Kosmos i która mknie z prędkością światła ku gwiazdom i podsłuchującym nas sondom Bracewella. Czy po obejrzeniu t a k i e j wizytówki naszej cywilizacji Oni będą nas traktować jak istoty rozumne? - oto jest pytanie! Otóż wygląda na to, że Oni się nas obawiają - naszej mentalności i prymitywnego widzenia świata, umiłowania do przemocy i nieprawdopodobna wręcz agresję w stosunku do Natury i siebie samych.

Pamiętam incydent w Kelly - Hopkinsville, kiedy to lądujących Kosmitów powitano kulami. Do UFO strzelano niejednokrotnie, usiłując strącić te pojazdy, czy okładano rakietami i bombami głębinowymi Ich podwodne pojazdy - USO - w norweskich fiordach i zatokach stanach Waszyngton, Brytyjska Kolumbia i Alaska. A teraz kilku uczonych półgłówków zapłakuje się, nad Ich milczeniem i faktem, że Oni nie chcą się z nami fraternizować!... A z kim? - pytam. Z mordercami, zboczeńcami i panoptikum całego Kosmosu? O! - ileż racji miał Stanisław Lem pisząc swe Dzienniki gwiazdowe - Podróż ósma, w której jego bohaterowi Ijonowi Tichemu na posiedzeniu Organizacji Planet Zjednoczonych rzucono w twarz te wszystkie mordy, które Ludzkość popełniła była od zarania swych dziejów...

I rację miał inny pisarz - fantasta, niestety zmarły już, Jerzy Broszkiewicz, który w swej powieści dla dzieci i młodzieży pt. Wielka, większa, największa, postulował to, o czym tutaj pisałem - taki „telewizyjny nasłuch” naszej cywilizacji przez cywilizację Wegan z Vegi (α Liry), która nie jest znów tak od nas odległa - tylko o 8,1 pc - czyli około 26,5 ly. NB, pomysł ten zapożyczył od niego prof. Carl Sagan pisząc swoją powieść pt. Kontakt, według której nakręcono znakomity, kultowy film Roberta Zemeckisa pod tym samym tytułem z Jodie Foster w roli głównej. Dlatego zawsze powtarzam, że należy dobrze wczytywać się w naszą literaturę science-fiction, bo zawiera doskonałe pomysły, o całe niebo lepsze, niż hollywoodzkie szmiry produkcji C i D...

I właśnie dlatego Oni, po obejrzeniu i wysłuchaniu tej cuchnącej i ociekającej krwią ofiar, audiowizualnej bryi, wcale nie kwapią się do kontaktu z nami, traktując nas, jak traktuje się dzikie i niebezpieczne zwierzęta. Nie dziwię się Im, boż i czego się można spodziewać? Tylko tego, że wszystkie podarowane nam przez Nich dobra obrócimy na szkodę samych siebie i naszego środowiska. Właśnie dlatego nie wierzę w realność katastrofy w Roswell i innych takich „katastrof”. Oni doskonale zdają sobie sprawę z implikacji przechwycenia Ich technologii przez Ziemian i odpowiednio się na taki wypadek zabezpieczyli. Na wypadek jakiejś „wpadki” (bo tego nie da się wykluczyć) do akcji wkraczają MiB-owie tylko po to, by odebrać ludziom niebezpieczne zabawki. W tym przypadku głupota i nadęta pewność siebie różnych „uczonych” działa na Ich korzyść. Co więcej - niektórzy z nich mogą być odpowiednio inspirowani, by stanowili tzw. „zaciemniaczy”, zaciekle negujących fakt istnienia UFO i Ufitów wbrew bijącym w oczy faktom, albo podrzucają naiwnym i żądnym sensacji dziennikarzom takie pasztety, jak np. „filmy z autopsji Kosmitki z Roswell” w celu spowodowania zamętu i kompromitacji ufologii. I tak właśnie należy patrzeć na wszystkie te „rewelacje” takich „badaczy” i „uczonych” jak Bob Lazar czy John Lear albo Ray Santilli, a u nas mgr Zbigniew Blania - Bolnar czy prof. dr hab. Janusz Gil i inni uczeni „krytycy ufozjawiska”, którzy najczęściej mówią dużo i krytycznie, ale zupełnie nie na temat, co mnie nie dziwi, boż mają o nim zupełnie mikre pojęcie, co wiem z własnego doświadczenia.

Na szczęście dla nas obok Ludzi w Czerni są obok nas także Ludzie w Bieli, i - jak pisał Sir Brinsley Le Poer-Trench - Lord of Clancarty:

Jak długo ci Ludzie w Bieli będą istnieli w naszej cywilizacji , tak długo będziemy mieli nadzieję, że ona nie zginie. To są ci, którzy czynami, a nie słowami niosą Dobro innym ludziom, bez względu na dzielące nas różnice... Jak długo oni działają, tak długo mamy nadzieję na Kontakt z Obcymi... A trzeba będzie włożyć jeszcze dużo pracy, by pokonać tkwiące w nas ciemne siły ksenofobii, egoizmu i głupoty, by Homo sapiens sapiens stał się mądry nie tylko z nazwy gatunkowej, ale z tego, co robi dla siebie i reszty Wszechświata.

I nie bez racji inny filozof przyrody - Hoimar von Ditfurth - rzuca znamienne hasło: WSZYSCY JESTEŚMY DZIEĆMI WSZECHŚWIATA! - a ja od siebie pozwolę sobie dodać: TYLKO NIE WSZYSCY ZDAJEMY SOBIE Z TEGO SPRAWĘ!... Ale uderzmy się w piersi - czy świadomość wszechświatowej wspólnoty pomoże przezwyciężyć nam tkwiące w nas zło? Przypomnijmy sobie lekturę z lat szkolnych - Mgławicę Andromedy Iwana Jefriemowa. Piękna, porywająca wizja przyszłego społeczeństwa i bezkonfliktowego świata z epoki wyższego stadium komunizmu, która de facto jest tylko utopią i niczym innym - a nawet eutopią, bo wiemy, czym grozi wytępienie całych rodzin niebezpiecznych dla człowieka zwierząt i roślin, jak niebezpiecznym byłoby to dla ekologii całej planety! Jeżeli ta powieść odzwierciedlała założenia i cele marksizmu - leninizmu - stalinizmu (była ona napisana jeszcze we wczesnych latach 50.), to możemy tylko dziękować Bogu za to, że te obłąkańcze plany nie zostały nigdy zrealizowane! Czym groziła eksterminacja w wydaniu komunistycznym, to mieliśmy okazje przekonać się w Katyniu, Miednoje, Charkowie i tysiącach innych miejsc, w których ludzi zrównano z „gatunkiem szkodliwym” i uśmiercano bez jakichkolwiek skrupułów i względów! Tak samo postąpiono by z przyrodą. Krach komunizmu oszczędził Przyrodzie kolejnych upokorzeń, a do czego byli zdolni wyznawcy Marksa, Lenina, Stalina, Chruszczowa i Breżniewa, to widzimy dzisiaj choćby na przykładach z naszego kraju, w którym w celu zaspokojenia paranoicznych planów potrafiono wyciąć 20 tysięcy ha lasów pod budowę kombinatu - molocha stalowniczego - Huty Katowice. I nie tylko, bo poronione wielkie budowy socjalizmu stały się jedynie zawadą w gospodarce rynkowej i czymś nie do przyjęcia w warunkach Unii Europejskiej. NB, kapitalizm ma jeszcze cięższe zbrodnie na sumieniu, ale są one powszechnie znane i nie będę ich tu już przypominał.

Rąbanie lasów i stepowienie całych połaci naszego kraju doprowadziło z jednej strony do Megapowodzi w 1997 roku i trąb powietrznych i tornad w miesiącach letnich na obszarze całego kraju - a las jest jedyną siłą, która jest w stanie zapobiec obu tym klęskom - o czym przypominam stale wraz z red. Andrzejem Zalewskim z EKO Radia.

Oto właśnie, dlaczego Obcy widząc to, co zrobiliśmy z naszą biosferą, wcale nie palą się do Kontaktu z nami - quod erat demonstrandum - i długo jeszcze nie będą...

11. INNE TAJEMNICE TATR I BESKIDÓW

Obserwacje Dalekie, Bliskie Spotkania z NOL-ami i ich Pasażerami, tajemnicze zgony i pląsające w lesie nocne światła, to jeszcze nie koniec tatrzańskich i beskidzkich tajemnic. Jedną z tych najdziwniejszych tajemnic tych ziem jest...

94

... Tunel pod Babią Górą.

Pisałem już o tym w pracy pt. UFO na granicy (Kraków 2000), gdzie przedstawiłem historię odkrycia tego Tunelu przez prof. dr inż. Jana Pająka z Dunedin University na Nowej Zelandii, twórcy teorii magnolotu i tropiciela śladów pobytu Obcych na naszej planecie.

Nie będę powtarzał historii opowiedzianej mu przez jednego z mieszkańców podbabiogórskich wiosek, bo rzecz jest znana. Od siebie dodam jedynie tyle, że bardzo to mi się kojarzy z „Teorią Pustej Ziemi”, która zakłada istnienie Obcej CNT (lub poprzedniczki naszej CNT), ukrytej p o d powierzchnią Ziemi. Owa Cywilizacja komunikuje się z powierzchnią Ziemi przy pomocy systemu tuneli, którymi Ich statki latające wydobywają się w naszą atmosferę i w Kosmos. Informator prof. Pająka - niejaki Wincenty - był ponoć świadkiem wylotu takiego statku latającego z Tunelu w Babiej Górze!...

Nie neguję możliwości istnienia takiej CNT, ale wydaje mi się, że wiele elementów z relacji Wincentego jest zbieżnymi z relacją A. F. Ossendowskiego o Agharty, w której także wspomina się o:

Także prof. Pająk pracując na Nowej Zelandii znalazł dowody na potwierdzenie takiej właśnie teorii w postaci szklistych tuneli w Morona - Santiago (Ekwador), Nullabor Plain (Australia), Mt. Chester (USA) i Fiordland (Nowa Zelandia). Czyżby więc podobny szklisty tunel wypalony w skale przez NOL-e znajdował się na południowo-zachodnim stoku Babiej Góry? Jak dotąd nie znaleziono wyjścia do tego tunelu, mimo poszukiwań prowadzonych przez francuskiego awanturnika Michela Jarlut w 1995 roku przez dwa letnie miesiące. Sam prof. Pająk twierdzi, że wylot tunelu został zamaskowany dokładnie przez Ludzi w Czerni, bo widocznie Obcy zorientowali się, iż ludzie wykorzystują te tunele, jako schrony na wszelki wypadek... W kontekście tego, co napisałem poprzednio, Oni mogą obawiać się naszej agresji, która mogłaby zniszczyć Ich świat Agharty.

Dnia 8 października 1996 roku, otrzymałem ciekawy list od pana Kazimierza Pańszczyka z Nowego Targu, dotyczący tajemnic Babiej Góry, a oto jego fragmenty, które rzucają światło na ten najbardziej tajemniczy masyw Beskidów:

Szanowny Panie Robercie,

... Z tego, co wiemy na dzień dzisiejszy, groty na Babiej Górze powinny być cztery - trzy z nich powinny znajdować się na jej południowym stoku: pod Cylem (Mała Babia Góra) - 1515 m n.p.m.; poniżej Diablaka - 1725 m n.p.m. i poniżej Kępy - 1251 m n.p.m., a jedna po stronie północnej- poniżej przełęczy Brona - 1408 m n.p.m.

Dwie groty znajdować by się miały po stronie słowackiej, przy czym przynajmniej jedna mogłaby pasować do opisu, jaki jest w Pańskim artykule. Mianowicie chodzi tutaj o wysokość 1200 m n.p.m. - jedna z rzekomych jaskiń jaka ma się znajdować pod Cylem, miałaby znajdować się na wysokości ⅓ Cylu, około 1300 - 1400 m n.p.m. Cyl jest niższym szczytem Babiej Góry, a zatem mogło chodzić o niego, a nie o Diablaka czyli Babią Górę właściwą...

Być może pan Pańszczyk ma rację i być może rację ma prof. Pająk i rzeczywiście ów Tunel znajduje się w słowackim stoku Babiej Góry. Istniejke jednak kilka przesłanek, które pozwalają na stwierdzenie, że szklisty Tunel ma związek z innym cudem Tatr, a mianowicie...

95

... z Księżycową Jaskinią, albo Studnią o Ścianach z Metalu - jak nazwał ją Thomas de Jean w swej książce pt. Księga tajemnic 2.

Sprawę rozpoczął dziennik powstańca słowackiego, dowódcy kompanii - kpt. Dr Antonina Horáka - który w październiku 1944 roku, ranny w boju z hitlerowcami został zabrany z pola walki wraz z dwoma ciężej ranionymi żołnierzami z jego kompanii przez chłopa z okolicznej wioski - niejakiego Slavka. Ten ostatni ukrył ich w jakiejś jaskini, której zakończeniem był ogromny szyb o dziwnym kształcie - jego przekrój miał kształt regularnego półksiężyca - - i był wyłożony dziwnym metalem, który nie był znany dr Horákowi. Dziennik ten został zrazu opublikowany przez US National Speleological Society Bulletin w 1965 roku i wywołał niezłe zamieszanie, także w byłej Czechosłowacji. Na początku lat 80. poszukiwania zaczęli speleolodzy czescy, ale niczego nie znaleźli. Podane przez dr Horáka współrzędne geograficzne wprawdzie lokalizowały Księżycową Jaskinię w Niskich Tatrach, ale de facto jej tam nie było, co sumiennie sprawdzono.

W 1993 roku sprawą zajął się dr Miloš Jesenský - czego rezultatem stał się jego raport zamieszczony w Wizjach Peryferyjnych i Tygodniku Podhalańskim. Odzew na nie był minimalny, ale sprawa wzbudziła zainteresowanie w kraju, jak i za naszą południową granicą, bo jak się okazało - była tam niemal nieznana szerszej publiczności.

Według dr Jesenský'ego - Księżycowej Jaskini należy szukać nie w Niskich Tatrach, ale w Tatrach Bielskich, Spiskiej Magurze lub na obszarze Lewockich Wierchów. Przemawiają za tym następujące przesłanki:

Niestety, dr Jesenský nie ustalił położenia Księżycowej Jaskini, a to dlatego, że te tereny są poligonami wojskowymi i wstęp cywilom jest tam najsurowiej wzbroniony. Tak zatem na odkrycia trzeba jeszcze poczekać...

Mnie ta legenda bardzo przypomina właśnie opowieść Wincentego o Tunelu pod Babią Górą, a to dlatego, że zachodzą w obu tych opowieściach niepokojące zbieżności:

  1. Obie te formacje leżą po słowackiej stronie granicy, jej przebieg nie zmienił się w rejonie Tatr i Babiej Góry od 1938 roku;

  2. Okoliczni ludzie wykorzystują te formacje jako schrony na czarną godzinę i utrzymują ten fakt w tajemnicy przed obcymi. To akurat nie jest dziwne, bo górale mają pewne tradycje w traktowaniu gór jako skarbczyka... - od czasów legendarnych Janosików, Ondraszków i potomków inkaskich Synów Słońca... - o czym będzie jeszcze mowa w appendyksach;

  3. Obie formacje mają wyraźnie sztuczny charakter i nie są li tylko dziełami przyrody.

  4. Obie formacje nie zawierają szaty naciekowej, którą musiałaby posiadać każda jaskinia w skale węglanowej, co jest absolutną regułą

  5. W pobliżu obu tych formacji odnotowuje się aktywność NOL-i!

  6. W obu przypadkach w nazwach formacji terenowych towarzyszącym jaskiniom występuje rdzeń „Babia” - Babia Góra i Babia Dolina - a to ostatnie pasuje jedynie do Lokalizacji III w Babiej Dolinie w Tatrach Bielskich!

I żeby już całkowicie zakończyć tą sprawę, dodam pewien bardzo dziwny fakt. W kwietniu 1996 roku otrzymałem list od pewnego mieszkańca Kowar na Dolnym Śląsku, w którym przekazał mi m.in. i taką informację:

[...] 3. Krzaczyna - nie odkryte podziemne zakłady lotnicze.

Na powierzchni po wojnie, oprócz części lotniczych pozostało dużo miedzi w tym cienkie rurki miedziane. Płyta ołowiana o wymiarach 1 m x 1 m x 0,2 m. jedna z podziemnych hal ma kształt ¼ koła o promieniu około 120 m!

Informacje te dotyczyły... Karkonoszy!!! A zatem? - jeżeli rację ma mgr B. W. Z Kowar, to znaczyłoby to, że dr Horák mógł natrafić albo na ultra-tajną instalację hitlerowców w Tatrach, porzucona dla nieznanych powodów, albo relikt poprzedniej cywilizacji - np. platońskiej Atlantydy - który może mieć coś wspólnego z rumowiskami Wantul czy Wąwozu Kraków... - ale to już temat na inne opracowanie.

Z Babią Górą wiążą się jeszcze dwie ponure tajemnice. Pierwsza z nich jest dość starej daty, ale fascynująca - jest nią...

96

... tajemnica porwania szlachcica Jana Wawrzyńca Twardowskiego! Tak, tak! - t e g o Twardowskiego! - polskiego szlachcica i polskiego odpowiednika doktora Johannesa Fausta - Faustusa, którego unieśmiertelnił Johann Wolfgang Goethe! Niektórzy badacze traktują te dwie r ó ż n e osoby, jako jedną postać historyczną. Jednakże historycznego istnienia tej postaci dowiódł Łukasz Górnicki w swym Dworzaninie... , zaś Roman Bugaj w swej doskonałej pracy Nauki tajemne w dawnej Polsce - Mistrz Twardowski twierdzi wprost, że Twardowski vel Dhurus alias Duranus - wszystko to po łacinie oznacza tyle, co „twardy” - był naprawdę podkoniuszym króla Zygmunta Augusta. To on właśnie zaaranżował słynny seans spirytystyczny, w czasie którego wywołał on ducha Barbary Radziwiłłównej i z najzimniejszą krwią go przeprowadził, z fatalnym dla króla, a najbardziej siebie - skutkiem. Naraził się tym potężnemu, ambitnemu i żądnemu władzy magnatowi Mniszchowi i na jego rozkaz został zamordowany, w okolicach Węgrowa. Tyle Roman Bugaj i historycy specjalizujący się w tamtej epoce.

Istnieją poszlaki wskazujące, że Twardowski był z pochodzenia Włochem z Rzymu i tam usiłował uciec czując zagrożenie ze strony Mniszchów. W drodze z Krakowa do Rzymu zatrzymał się na popas w karczmie leżącej w widłach rzek Skawy i Stryszawki, gdzie dzisiaj znajduje się miasto powiatowe Sucha Beskidzka. Tam dopadli go diabli pod wodzą Mefistofelesa i porwali w stylu przypominającym najlepsze CE4. Po drodze do Piekła, strwożony perspektywą zatraty duszy i wydania jej na pastwę płomieni piekielnych (to słynne pozdrowienie „Diaboli perfectum - Na chwałę płomieni!” z filmu Krzysztofa Gradowskiego...) Twardowski zaczął śpiewać Godzinki - co słysząc Mefistofeles porzucił go w połowie drogi do Piekła - na Księżycu! - gdzie ponoć siedzi do dziś dnia, czekając na Dzień Sądu Ostatecznego...

Kto wie, czy nie było to klasyczne CE4 - czyli „wzięcie” jak nazywamy to dzisiaj - które przydarzyło się już w XVII wieku, w czasach, kiedy Rzeczypospolita Szlachecka gorzała pełnym blaskiem na Europę, a Polska była od morza Bałtyckiego do Morza Czarnego! W czasach, kiedy Polska miała swe wielkie pięć minut w historii, a na jej terytorium Obcy rozbudowywali swoją sieć informacyjno-zbiorczą z głazów erratycznych - o ile wierzyć poglądom głoszonym przez szkołę ufologii psychotronicznej inż. Miłosława Wilka i Zofii Piepiórki. Właśnie tutaj, w dzisiejszej Suchej Beskidzkiej, doszło do uprowadzenia na pokład UFO i porzucenia przez Obcych w stanie „lunatycznym” - tzn. w stanie okaleczenia psychicznego - szlachcica Jana Wawrzyńca Twardowskiego. Obcy mogli pokazać mu z bliska Księżyc, jak to czasami się zdarzało w XX wieku, czego umysł imć Twardowskiego nie wytrzymał i sfiksował... - jest to klasyczny wręcz akademicki przykład na incydent typu Rip van Winkle!!! Twardowski przeżył ten incydent, ale już nigdy nie wrócił do siebie i najprawdopodobniej wkrótce zmarł. Pozostała po nim legenda - piękna, acz nie ze wszystkim prawdziwa. I jeszcze jeden fakt, bardzo ważny dla tej sprawy: otóż w odległości 12 km od Suchej Beskidzkiej znajduje się szczyt Diablaka - Babiej Góry!

Dziś w Suchej Beskidzkiej znajduje się wspaniała, stylowa karczma „Rzym” i Twardowskiego tam się wspomina, a w herbie tego miasta jest koń, który stoi na półksiężycu! - nawet z widocznymi kraterami!!!... A nie zapominajmy, żę Twardowski był podkoniuszym królewskim!

Jeszcze jedna sprawa. Twardowski mógł być po prostu jednym z Obcych - był Ich agentem wpływu. Jego możliwości były niesamowite - latał w powietrzu, leczył ludzi z morderczych chorób XVII wieku - dżumy i ospy. Miał swą pracownię na krakowskich Krzemionkach i kontaktował się z diabłem - a może ze swymi mocodawcami i ziomkami - przy pomocy zwierciadła. NB, przy pomocy wypolerowanych „glassów” kontaktował się z duchami słynny na całą Europę mag i lekarz - dr John Dee - Devius - też jedna z najbardziej niezwykłych postaci tamtych czasów. Ze zwierciadłami eksperymentowali swego czasu tacy słynni magowie i alchemicy, jak rabbi Löve (Jehudi) Ben Becalel, Allessandro hr. Cagliostro, Giuseppe Balsamo, Christian Rosenkreutzer, hrabia Saint - Germain i cały legion innych. Czy wszyscy ci niezwykli - nawet u progu XXI wieku - ludzie mieli Kontakt z Obcymi? Wszak nawet Władca Świata Brahytma z Agharty kontaktował się z Bogiem poprzez zwierciadła, które obsługiwał dla niego Marzy - Książę Śmierci, a którego opis do złudzenia przypomina człekokształtnego robota C3PO z spielbergowskich Wojen gwiezdnych czy Niszczyciela - Zływroga z powieści Siergieja Sniegowa - Dalekie szlaki...

I jeszcze jedna tajemnica Babiej Góry.

97

Tajemnica ta dotyczy do dziś dnia nierozwiązanej zagadki ostatniego lotu samolotu An-24 o oznaczeniu SP-LTF, należącego do PLL LOT, odbywającego rejs numer LO-165, który w dniu 2 kwietnia 1969 roku, około godziny 16:15 roztrzaskał się na północnym stoku Policy - 1369 m n.p.m. - tam, gdzie dziś znajduje się Rezerwat Przyrody im. Prof. Zenona Klemensiewicza, który wraz z 45 pasażerami samolotu i 5 osobami załogi poniósł tam śmierć na miejscu.

Wokół tej katastrofy krążą legendy: a to miał on być zestrzelony przez polską lub czechosłowacką OPLot., a to miał on być porwany przez jakiegoś uciekiniera na Zachód, a to załoga znajdowała się w stanie opilstwa, itp. brednie... A najciekawsze jest to, że do dziś dnia ZUPEŁNIE NIC nie wiadomo o jej przyczynach i temat ten stanowi zupełne TABU!

Dzięki wydatnej pomocy red. Jerzego Pałosza z Gazety Krakowskiej, udało się uzyskać informację, że w czasie dolotu samolotu LO-165 do Policy, operator radaru w Balicach widział nad Skawiną jakieś silne echo, które wziął za echo SP-LTF... Wyglądałoby zatem na to, że to UFO „podszyło” się pod samolot i kontroler lotów po prostu został wprowadzony przezeń w błąd... - z wiadomym efektem: zmasakrowane zwłoki 51 osób rozsypały się na śniegach w lesie pod szczytem Policy.

Prawdy - jak sądzę, nie dowiemy się już nigdy, no chyba, że Obcy sami przyznają się do spowodowania tego wypadku, na co nie liczę. NB, w tych okolicach było więcej wypadków lotniczych, o czym traktuje druga część tego opracowania.

* * *

W ramach remanentów godzi się dodać jeszcze dwa przypadki obserwacji NOL-i, które zostały dokonane w Tatrach i w okolicach Jordanowa:

98

W sierpniu 1996 roku, w Tatrach Zachodnich odnotowano obserwację NOL-i typu RV. Pewien mieszkaniec Tarnowa, pan N. N. wykonał zdjęcie Jarząbczej Przełęczy. Po wywołaniu na pozytywie ujrzał 4 dziwne dyskoidalne zaciemnienia, które wyglądały, jakby zrobiły je obiekty poruszające się z ogromną prędkością.

WYJAŚNIENIE ALTERNATYWNE:

Zawodowy fotograf, który obejrzał te zdjęcia, stwierdził że były to tylko jakieś muszki, które latały przed obiektywem aparatu fotograficznego w momencie wykonywania zdjęcia. No cóż, wytłumaczenie jest, ale...

Rzecz w tym, że wykonałem kilka tysięcy zdjęć, i na ani jednym nie udało mi się uchwycić żadnej muszki. Są one zbyt drobne, by wychwycił je obiektyw i latają zbyt wolno, by pozostawić na negatywie tylko rozmazaną smugę. Podobne „muszki” fotografowano także w Czechach i Kolumbii Brytyjskiej, a zatem nie może chodzić tutaj o to zjawisko. NB, muchy występują tylko w niższych partiach gór, a nie na szczytach - a w opisywanym przypadku zdjęcie wykonano na wysokości prawie 2000 m n.p.m.!

99

Incydent ten wydarzył się dnia 3 grudnia 1996 roku, o godzinie 18:03. Jeden świadek zaobserwował przelot 2 dziwnych świateł w kolorach czerwonym i pomarańczowym, które wykonały łuki nad wzgórzem Banią przy ul. Komunalnej w Jordanowie i znikły. Leciały one z kierunku Myślenic ku Spytkowicom. Niestety, z powodu silnego zachmurzenia nie udało się zobaczyć niczego więcej. Jak dotąd nie znaleziono żadnego wyjaśnienia dla tego zjawiska...

* * *

I to są na razie wszystkie tajemnicze wydarzenia i zjawiska, z którymi spotkałem się w trakcie realizacji PROJEKTU TATRY. Czy znajdziemy dla nich jakieś wyjaśnienie? - tego nie wiem. Być może będzie tak, jak to przewidział znany polski jasnowidz i psychotronik dr Leszek Szuman, że prawdę poznany dopiero po wejściu Ziemi w nową epokę zodiakalną - Epokę Wodnika, co nastąpi w latach 2016 - 2025. No cóż - pożyjemy - zobaczymy, a graviora manent - najgorsze jest zawsze przed nami...

12. ZAKOŃCZENIE

Na zakończenie tej części Raportu - a powinien on być ex definitio napisany krótko i zwięźle - podaję garść moich refleksji:

* * *

Ruch New Age, to nade wszystko działania na rzecz pogodzenia człowieka i jego cywilizacji z Matką Naturą. To pogodzenie się z Ziemią i uprzątnięcie tego chlewu, jaki zrobiła z naszej planety nasza nieprzemyślana i rabunkowa działalność. I wreszcie New Age, to otwarcie się człowieka na Kosmos i poszukiwanie w nim naszych Braci w Rozumie! To właśnie jest sens New Age - czy jak kto woli - Czasu Wodnika (Aquarian Age).

* * *

Ruch Naw Age jest bardzo niebezpieczny dla wszystkich kościołów chrześcijańskich i niechrześcijańskich oraz dla materializmu dialektycznego dlatego, że stanowi on „trzecią drogę” - alternatywę dla ludzi. Dążenie do wyzwolenia się człowieka spod presji dogmatów religijnych i ideologicznych i rozwinięcie jego uśpionych, acz realnych, możliwości, które dzisiaj nazywamy możliwościami parapsychicznymi. Kto tego nie rozumie jest albo człowiekiem głupim, albo o złej woli.

  1. Hipotezę prof. J. Vallée o zainteresowaniach NOL-i naszymi instalacjami jądrowymi o charakterze wojskowym i cywilnym, w aspekcie wykorzystania w nich energii jądrowej, jej uzyskiwania i przetwarzania.

  2. Hipotezę o anihilacyjnym napędzie NOL-i i wykorzystaniu przez Nich antymaterii także w innych celach, np. badanie otoczenia, obrona, itd.

  3. Hipotezę o ingerencji Ufitów w bieg historii Ziemi.

  4. Hipotezę Al. Mory o „Wielkim Konflikcie Bogów” sprzed 15.000 lat - znanym jako „atomowa wojna bogów”.

  5. Hipoteza o posługiwaniu się przez Nich robotami w trakcie penetracji Ziemi i naszej cywilizacji.

  6. Hipoteza o wykorzystaniu przez Nich naszych sieci informatycznych - np. Internetu - do penetracji i kontroli życia Ludzkości.

Powyższe pozwala mi na wyciągnięcie wniosku, który sformułuję w postaci hipotezy - brzmi ona tak:

Jesteśmy dalekimi potomkami istot ludzkich, które po wielkim konflikcie sprzed 15 tys. lat musiały odbudować cywilizację od nowa. NOL-e są Ich pojazdami obsługiwanymi przez roboty pozostałe po tym konflikcie i podlegające nekroewolucji, która doprowadziła je do stanu takiego, że przypominają One istoty żywe - wraz z Ich anatomia i fizjologią.

A zatem sztuczne mózgi w biologicznych ciałach cyborgów. Podejrzewam, że w skrajnych przypadkach chodzi tutaj o bezmózgie biologiczne maszyny, których sub-mózgi są jedynie przekaźnikami poleceń i wyników Ich działania.

A to wyjaśnia Ich zainteresowania życiem na Ziemi, naszym rozrodem, naszą techniką obronną i zbrojeniami rakietowo-jądrowymi, stąd te ingerencje w historię Ziemi w postaci epidemii, klęsk żywiołowych i niewyjaśnionych katastrof komunikacyjnych, stąd wreszcie Ich niezniszczalność i posługiwanie się bronią psychotroniczną - jako najefektywniejszą NLW w stosunku do ludzi i zwierząt.

Tak postawiona hipoteza wyjaśnia niemal wszystko - od wierzeń najdawniejszych cywilizacji ludzkich, po ślady butów w skałach Trzeciorzędu i od epidemii BSE/CJD po Meteoryt Tunguski. To właśnie wszystko dzieje się tak dlatego, że obserwują i manipulują nami m a s z y n y - nieludzkie, chłodne i precyzyjne. Maszyny, które naszą Rzeczywistość postrzegają jako coś, co już znają, a to dowodzić może tylko tego, że na przestrzeni tych 65 milionów lat naszego ssaczego istnienia i rozwoju niewiele zmieniliśmy się jako gatunek. Miał rację prof. Bernard Huevelmans twierdząc, że prawdziwe potwory są wśród n a s.

13. MATERIAŁY ŹRÓDŁOWE.

Książki i materiały korespondencyjne:

  1. J. Nyka - Tatry Polskie - Przewodnik Warszawa 1973

  2. J. Kolbuszewski - Skarby Króla Gregoriusa Katowice 1972

  3. J. Kolbuszewski - Góry takie kamienne Warszawa 1972

  4. J. Pająk - korespondencja prywatna Autora w latach 1989 - 1996

  5. Al. Mora - Atomowe wojny bogów w Kamena Lublin 1980

  6. B. le Poer-Trench - Operation Earth Londyn 1978, (przekład Autora)

  7. B. le Poer-Trench - Men Among Mankind Nowy Jork 1962, (przekład Autora)

  8. B. Steiger - Alien Meetings Nowy Jork 1978, (przekład Autora)

  9. E. Zawiłło - I ja zostanę przewodnikiem Kraków 1990

  10. K. Piechota - korespondencja prywatna Autora w latach 1986 - 1996

  11. B. Rzepecki - korespondencja prywatna Autora w latach 1986 - 1996

  12. B. Rzepecki - Bliskie Spotkania z UFO w Polsce Tarnów 1994

  13. P. Colosimo - Ombre sulle stelle Mediolan 1978

  14. M. Jesenský - korespondencja prywatna Autora z lat 1991 - 1996

  15. Ch. Fort - Fenomeny forteańskie, Łódź 1996

  16. A. F. Ossendowski - Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów Poznań 1930

  17. A. F. Ossendowski - Lenin Poznań 1930

  18. Błękitny Krzyż Kraków 1981

  19. W. Żuławski - Tragedie tatrzańskie Warszawa 1959

  20. Sygnały z gór Warszawa 1973

  21. B. Chwaściński - Z dziejów taternictwa Warszawa 1979

  22. M. Wilk - korespondencja prywatna autora z 1995 roku

  23. Encyklopedia fizyki Warszawa 1983

  24. A. Lissoni - korespondencja prywatna Autora z lat 1992 - 1996

  25. A. Lissoni - UFO - segredi e misteri dei dischi volanti Mediolan 1992

  26. R. Bugaj - Nauki tajemne w dawnej Polsce - Mistrz Twardowski Wrocław 1983

  27. J. Vallée - Anatomy of Phenom,enon Paryż 1987, (przekład S. Klocek)

  28. Encyklopedia astronomie Bratysława 1987

  29. Encyklopedia Zeme Bratysława 1986

  30. J. Spencer & H. Evans - UFOs 1947 - 1987: 40-Year Search for an Explanation Londyn 1987, (przekład Autora)

  31. P. P. Read - Czarnobyl - zapis faktów Warszawa 1996

  32. R. Preston - Strefa skażenia Warszawa 1996

  33. J. Kracik - Pokonać Czarną Śmierć Kraków 1991

Materiały prasowe uzyskano z następujących czasopism:

  1. „Czwarty wymiar” (Polska)

  2. „Dziennik Polski” (Polska)

  3. „Echo Jordanowa” ex „Wiadomości Jordanowskie” (Polska)

  4. „Echo Krakowa” (Polska)

  5. „Gazeta Krakowska” ex „Gazeta Południowa” (Polska)

  6. „Granica” (Polska)

  7. „Kamena” (Polska)

  8. „Misteri e verita” (Italia)

  9. „UFO“ (Polska)

  10. „Nasze Strony“ (Polska)

  11. „Nieznany Świat” (Polska)

  12. „Nie z tej Ziemi” (Polska)

  13. „Nový čàs” (Słowacja)

  14. „Pravda” (Słowacja)

  15. „Przegląd Techniczny - Innowacje” (Polska)

  16. „Sfinks” (Polska)

  17. „Trans UFO” (Wielka Brytania)

  18. „Tygodnik Podhalański” (Polska)

  19. „UFO Magazin” (Słowacja)

  20. „UFO Magazine” (Wielka Brytania)

  21. „Wiedza i Życie” (Polska)

  22. „Wizje Peryferyjne” (Polska)

Materiały audiowizualne:

  1. J. Łatak - wywiad z J. Kowalewskim, zapis audio

  2. J. Łatak - wywiad z Leszkiem Ł., zapis audio

  3. W. Jarzębowski - wywiad z Marią Hyła, zapis audio

  4. - Katastrofa Sokoła - materiał śledczy RKP Zakopane, zapis video

  5. - UFO nad Tatrami - film TV, reż. W. Mróz, TVP-2 i OTV Kraków, Kraków 1995

  6. - Radio nocą - audycja R. Jakubowskiego, PR-1, 8.IV.1995

  7. - Teleexpress z dnia 28.XII.1989, TVP-1

14. APPENDYKS A

Ostatnio białostockie wydawnictwo „Nolpress” wydało niezmiernie interesującą pracę Williama Bramley'a pt. Bogowie Edenu. Praca ta jest niezmiernie interesująca, choćby dlatego, że traktuje całą historię Ludzkości jako ciąg wojennych szaleństw inspirowanych przez Obcych... Teza ta jest - delikatnie mówiąc - karkołomna, jako że Autor przeinacza całą ideologię chrześcijaństwa i ani słowem nie wspomina o czterech najważniejszych artefaktach tej religii: Całunie Turyńskim, Włóczni Longinusa, Arce Przymierza i Arce Noego! A przecież Całun Turyński jest dowodem wprost na to, że postać Jezusa z Nazaretu zwanego potem Chrystusem jest historycznie autentyczna! I na nic tu się zdają jakieś karkołomne teorie różnych oszołomów w rodzaju Zbigniewa Blani-Bolnara, który twierdził, że wizerunek Jezusa został wypalony na Całunie przy pomocy żelazka! Nie mówiąc już o innych śladach Jego pobytu na Wschodzie - w Indiach i Tybecie. To jest jedna ze słabości i potknięć pracy Bramley'a.

Co to ma wspólnego z PROJEKTEM TATRY? Bardzo dużo, bo Bramley poruszył w niej m. in. sprawę wszelkiego rodzaju Morowych Zaraz i ich nie-ziemskiego pochodzenia, co doskonale pasuje z kolei do teorii o Wielkim Konflikcie Bogów - astronautów sprzed 12-15.000 lat. Rozwijając tą hipotezę mogę jedynie dodać, że spadkiem „zapomnianych głowic” są zagrożone kraje znajdujące się pomiędzy 100N a 100S, chociaż rzecz jasna, mogą trafić się ewenementy w postaci np. Wielkiego Bolidu Polskiego czy Meteorytu Tunguskiego... Dotychczasowa nasza wiedza o epi- i pandemiach chorób takich, jak: AIDS (HIV-1 i HIV-2), Ebola (Ebola Zair, Ebola Kenia, Ebola Uganda, Ebola Sudan, Ebola Reston, Ebola Mindanao i Ebola Marburg), Lassa Fever, wścieklizna EEE, VEE i WEE, itd. itp. - wskazują na to, że ogniskami tych dopustów Bożych są kraje znajdujące się w równikowych partiach Afryki, Ameryki Łacińskiej i Azji, które wpisują się w pas zawierający się pomiędzy 100N a 100S.

Wynika z tego, że przed Wielkim Konfliktem (czy też serią konfliktów - patrząc na naszą liczącą 5.000 lat historię możemy powiedzieć, że lata w okresie od 1500 do 2000 roku są okresem wzmożonych konfliktów wewnątrzcywilizacyjnych) na Ziemi istniała doskonale rozwinięta cywilizacja ludzka. Jej ślady sięgają bardzo głęboko, tylko nie potrafimy ich dostrzec.

Lucjan Znicz-Sawicki podaje, że ślady stóp człowieka znaleziono w skałach pochodzących z Paleozoiku, czyli sprzed 650 mln lat! W Polsce nie odkryto takich śladów, ale nie znaczy to, że ich być u nas nie może, skoro w sąsiednich krajach takowe odkryto! Proponuję poszukać w skałach Gór Świętokrzyskich, Gór Sowich i Tatr Zachodnich. Być może coś takiego się znajdzie, ale do tego trzeba przede wszystkim pozbyć się kretyńskich uprzedzeń i kołtunerii naukowej...

Dr Miloš Jesenský z Fenomenologickieho Klubu w Koszycach na Słowacji zbadał archiwalne zapiski muzealników i geologów ze Słowacji i... dokonał niesamowitego odkrycia - otóż na obszarze wapiennego masywu Wielkiej Fatry, niedaleko Martina, odkrył on nieźle zachowane w skale wapiennej ślady ludzkich stóp człowieka. I wszystko byłoby cacy, gdyby nie to, że te ślady bosych stóp Homo sapiens sapiens liczą sobie - bagatela! - tylko 50 - 55 mln lat!!!... Czyżby oznaczało to, że przed 55 mln laty chodzili po Ziemi ludzie, którzy opalali się wraz ze swymi dziećmi na wapiennych plażach Oceanu Tetydy?

Drugim odkryciem są kamienne, idealnie okrągłe kule odkryte na słowacko - czeskim pograniczu w Javornikach, w okolicy miejscowości Klokočov, a które mają średnice rzędu 2,8 do 3 metrów! Piaskowce, z których powstały, nawarstwiały się także w Trzeciorzędzie - 50 - 55 mln lat temu...

I tak dalej, i temu podobnie. Takich odkryć forteańskich będzie coraz to więcej i nie będzie takiej siły, która byłaby zdolna to powstrzymać! To tylko kwestia czasu. Nie poradzą na to żadne „Listy UNESCO”, które uważam za najhaniebniejszy przykład skretynienia ludzi nauki. Prawda i tak wyjdzie na jaw.

Róbmy swoje!

APPENDYKS B.

Kolejne spostrzeżenie, które daję pod rozwagę geologom i ufologom. W czasie analizy wypadków opisanych w Raporcie... dotarło do mnie, że NOL-e nieprzypadkowo najczęściej ukazują się tam, gdzie w skorupie ziemskiej znajduje się przewaga starych skał, z których powstały łańcuchy górskie Kaleonidów, Karkonoszy, Gór Świętokrzyskich, Masywu Centralnego, Uralu, Ardenów, Atlasu, Gór Kruszcowych, Gór Harzu, Schwarzwaldu, Gór Skandynawskich, Kordyliery Centralnej i Kantabryjskie... Obserwacje Brytyjczyków dokonane w ramach PROJECT PENNINE i Skandynawów w ramach PROJEKTEN HESSDALEN potwierdzają tezę, że NOL-e najczęściej obserwuje się właśnie nad starymi górami zrębowymi, których wiek wynosi pół miliarda lat i więcej. Polskie Góry Sowie liczą sobie aż dwa miliardy lat i są to najstarsze góry w Polsce.

Tatry i w ogóle alpidy liczą sobie zaledwie 50-65 mln lat, a zatem w geologicznej skali czasu pojawiły się zaledwie wczoraj! Proces ich wypiętrzania trwa nadal i jego prędkość wynosi około 1 cm na rok!...

Cóż takie go znajduje się w tych starych masywach górskich? W tych górach poza wieloma minerałami, cennymi kruszcami i kamieniami szlachetnymi i półszlachetnymi znajdują się także złoża rud uranu, toru, radu i innych lantanowców i aktynowców - cennych z punktu widzenia energetyki jądrowej.

Jak bardzo NOL-e interesują się energetyka jądrową, wiemy z prac prof. Jacquesa Vallée i inż. M. Karlika oraz ufologów radzieckich/rosyjskich Borisa A. Szurinowa i kilkudziesięciu innych, którzy otrzymali mnogie sygnały o obserwacjach UFO nad składami radzieckiej/rosyjskiej broni rakietowo-jądrowej czy nad elektrowniami jądrowymi, składowiskami „gorących” odpadów reaktorowych czy nad kopalniami rud uranowo-torowych, nie wspominając już o wszystkich poligonach broni jądrowych i termojądrowych: Semipałatyńsku, Orenburszczyźnie, Nowej Ziemi, Żółtych Wodach czy Jakucji. Oni udowodnili bezsprzecznie ten związek! I wydaje się być najzupełniej pewnym, że cała ziemska energetyka jądrowa, znajduje się pod stałą kontrolą Ufitów. Potwierdzają to obserwacje i raporty wszystkich tajnych służb wszystkich państw - od Albanii do Zimbabwe i od KGB do DIA i Mossadu...

Nasze WOPK tez interesują się NOL-ami, a meldunki opatrzone klauzulą TAJNE SPECJALNEGO ZNACZENIA czy nawet ŚCIŚLE TAJNE SPECJALNEGO ZNACZENIA gdzieś kisną w sejfach Warszawy i Dęblina. Póki nasze WOPK, jak i całe Ludowe Wojsko Polskie było podporządkowane Armii Radzieckiej i Sztabowi Generalnemu UW, który de facto był Sztabem Generalnym ZSRR, można to było zrozumieć, boż komuniści mieli bzika na tle utajniania wszystkiego, co nowe i nieznane, ergo ex definitio niebezpieczne dla tego „raju dla ludu pracującego miast i wsi”... Zresztą istnienie UFO i USO oraz UOO jest tajemnicą poliszynela i ukrywanie faktu ich istnienia przed obywatelami własnego kraju jest dla mnie jeszcze jednym przyczynkiem do naszej narodowej, polskiej głupoty!... A cóż to za tajemnica, która widziały tysiące ludzi i setki tysięcy odwiedzało miejsca spektakularnych interakcji Ufitów w materię ożywioną naszej Ziemi - mam na myśli słynne kręgi trawiaste i zbożowe piktogramy!? Tajemnicą jest chyba tylko to, że WOPK jest wobec Ich przewagi technologicznej bezsilna i nie może sobie dać rady z NOL-ami - NB, co dotyczy także wszystkich innych armii całego świata. Nihil novi sub Sole - panowie generałowie i marszałkowie - nie wy pierwsi połamaliście sobie na tym zęby i doprawdy zazdroszczę niektórym pseudo-uczonym i quasi-ufologom, którzy tej pewności w głoszeniu swych teoryjek lub zaciekłym negowaniu istnienia ufozjawiska - ja tej pewności nie mam.

Wiem jedno - UFO istnieją naprawdę i to jest absolutny pewnik. Czym one są i kogo reprezentują, tego jedynie mogę się domyślać - czemu dałem wyraz na kartach tej pracy. Czy mam rację, czy nie - mam ten psychiczny komfort, że mogę z czystym sumieniem powiedzieć: nie wiem, jeszcze nie wiem - ale kiedyś się dowiem... A kiedy się dowiem, to powiem ludziom, bez względu na konsekwencje, bo to kwestia mojego sumienia i mojego poczucia obowiązku wobec ludzi. Jako ufolog to jestem im winien...

To Oni czekają na nasz rozwój, a nie na odwrót - jak to swego razu zaproponował jakiś oszołom, którego nie wymienię z nazwiska, bo nie robię reklamy ludziom o ciasnych umysłach i klapkach na oczach...

APPENDYKS C.

Życie zweryfikowało bezlitośnie wiele hipotez, także hipotezę o związku aktywności UFO ze śląskimi kopalniami uranu i toru. Okazuje się, że NOL-e były zainteresowane nie tylko nimi, ale także i przede wszystkim stanem środowiska naturalnego w rejonie dorzecza Odry...

Jak wszyscy wiemy, silne deszcze padające na początku lipca spowodowały pierwszą falę powodzi, która nie dość, że zatopiła takie miasta, jak: Wrocław, Opole, Głogów czy Racibórz i Nysę, to przekroczyła wszystkie normy o 200% - jak to podał red. Andrzej Zalewski z EKO-Radia. Woda ta została skażona chemicznie i biologicznie, a źródłami zanieczyszczenia były szamba, komposty, gnojowiska, cmentarze, składowiska śmieci, odpadów poprzemysłowych - jednym słowem wszystkiego, co spowodowało to, iż wody Odry stały się piekielnym koktajlem niosącym zagrożenie epidemiologiczne. Pod wodą znalazło się 600.000 ha ziemi uprawnej, a co najmniej 60 osób zginęło w nurtach rzek, tysiące domów znalazło się pod wodą, a straty materialne poszły w miliony złotych.

Na ten Kataklizm długo i namiętnie pracowaliśmy - komunistyczne władze PRL i postkomunistyczne władze III Najjaśniejszej popełniły serie niewybaczalnych błędów, które straszliwie zemściły się na mieszkańcach miast i wsi Dolnego Śląska:

Poza tym ten Kataklizm został spowodowany także i z... Kosmosu! Spowodowały go następujące czynniki:

Przejście przez Układ Słoneczny jasnej pozaukładowej komety Hayakutake w latach 1995/96;

Przejście przez Układ Słoneczny drugiej jasnej i dużej komety Hale-Boppa w latach 1996/97;

Promieniowanie rojów meteorytowych w okresie od kwietnia do lipca 1997 roku. Były to: sigma-Leonidy, delta-Drakonidy, kappa-Serrpentidy, mi-Virginidy, alfa-Skorpidy, alfa-Bootydy, fi-Bootydy, Lirydy, eta-Akwarydy, tau-Herkulidy, chi-Skorpidy, dzienne Arietydy, dzienne xi-Perseidy, theta-Opiuchidy, dzienne beta-Taurydy i lipcowe Fenixynidy.

Do tego trzeba dodać także roje meteorytowe związane z kometami, jak to pokazuje poniższe zestawienie:

Rój

Kometa

To (w latach)

Ø(mln km)

Aurigidy

Kiess

1900

0,3

Lirydy

Thatcher-Baeker

415

20,0

Perseidy

Swift-Tuttle-Simons

120

65,0

Orionidy, Akwarydy

Halley

76

24,0

Leonidy

Tempel-Tuttle

33,2

5,0

Kwadrantydy

???

7,2

5,0

Andromedydy

Biela

6,6

?

Drakonidy

Giacobini-Zinner

6,6

0,2

Ursydy

Pons-Winnecke

6,2

?

Bootydy

Schwassmann-Wachmann III

5,4

?

Taurydy

Encke

3,3

?

Geminidy

???

1,6

14

Wszystkie te ciała niebieskie „wpompowały” w atmosferę Ziemi ogromne ilości pyłu kosmicznego, który to pył stanowił jądra kondensacji pary wodnej i krystalizacji lodu, a układ stałego toru niżów atlantyckich spowodował to, że wszystkie te chmury były pędzone nad Polskę, Czechy, Słowacje i Węgry oraz południowe Niemcy ze znanym efektem. Ilość opadów zwiększyła się do 100 czy nawet 120 l/m2/24h w Karkonoszach i Tatrach. Wezbrane wody strumieni i rzek runęły w dół niosąc śmierć i zniszczenie.

Do tego dołożyły się jeszcze wybuchy wulkanów Popocatepetl w Meksyku i Mt. Monserrat na Monserrat (Antyle Małe) plus do tego aktywność Wezuwiusza i innych pomniejszych wulkanów, co z kolei dołożyło potężną ilość pylistej tefry, którą wybuchy wyrzuciły nawet na wysokość 13 km w górę! - a to jest wysokość wystarczająca do zapylenia całej północnej hemisfery...

A co do tego mają NOL-e? A to, że ich aktywność zaobserwowano na terenach objętych Kataklizmem, co dowodzi wprost tego, iż Oni interesują się katastrofami ekologicznymi, czego dowodził m.in. dr Władimir I. Tiurin-Awińskij na II Międzynarodowej Konferencji Ufologicznej w Debreczynie we wrześniu 1996 roku. Wychodzi na to, że ten Kataklizm mógł być przewidziany właśnie dzięki wnikliwej obserwacji aktywności NOL-i! Oczywiście „oficjalne czynniki” obserwacje NOL-i miały dokładnie tam, gdzie słońce nie dochodzi, podobnie jak wszystkie ludowe - ergo nienaukowe przepowiednie czy wymienionych tutaj przesłanek naturalnych: przelotów komet, rojów meteorytowych czy wybuchów wulkanów - ale to już temat na akt oskarżenia, choć wątpię, czy dojdzie do procesu tych, którzy doprowadzili kraj do takich zniszczeń... Znając życie wiem, że nie.

Jest jeszcze jeden aspekt tego zagadnienia, a mianowicie - ingerencja człowieka. Mam tu na myśli celowe wywołanie olbrzymich opadów deszczu nad określonymi terenami. 21 lipca 1997 roku, od red. Marka Rymuszko otrzymałem anonimowy list, który napłynął pod adresem Nieznanego Świata. Jego treść była zaskakująca:

Szanowna Redakcjo!

- ten list to anonim. Pisanie anonimów, to specjalność tchórzy. Ja rzeczywiście boję się zasłużyć sobie na miano skończonego kretyna, który w dodatku pragnie podkopać zaufanie społeczeństwa polskiego do zawsze na przestrzeni wieków nam przyjaznej Rosji...

Również i dzisiaj istnieją dowcipnisie, którzy potrafią sterować pogodą. W Rosji duży zespół ludzi pracuje nad doskonaleniem broni psychotronicznej o wszechstronnym zastosowaniu. Istnieje zatem możliwość, że zespół ten był sprawcą katastrofalnej powodzi, jaka dotknęła Polskę i Czechy właśnie w czasie, gdy odbywała się konferencja w Madrycie - dotycząca naszego wstąpienia do NATO. Może chodziło o ukaranie nieposłusznego Priwislankowo Kraju?...

Hmmm... - a właściwie dlaczego nie? Skoro Amerykanie na Alasce uruchomili swój program HAARP, którego urządzenia emitują w atmosferę fale UKF i mikrofale, co może ponoć wpłynąć na stan pogody w odległych od Alaski krajach, to dlaczego Rosjanie nie mogliby zrobić czegoś podobnego u siebie? Skoro w 1993 roku, znany rosyjski komuno faszysta i szowinista, były oficer KGB Władimir Żyrynowskij groził Polsce i innym wolnym już od sowieckiego jarzma krajom Europy Centralnej i Wschodniej użyciem przeciwko nim tajemniczego ELIPTON-u czy ELEPTON-u - jakiejś ekstra-tajnej broni psychotronicznej - vide list anonima - to kto wie, czy jakieś komunistyczno-antypolsko-faszystowskie kręgi w armii podjęły kampanię przeciwko Polsce i to właśnie wtedy, kiedy wraz z Czechami i Węgrami podjęła starania o wejście do NATO i UE!? Zaiste dziwnie się to jakoś zbiegło! A niewolnicza dusza Rosjan zmusza ich do zniewalania wszystkich, którzy maja pecha z nimi graniczyć. Setki lat carskiego samodzierżawia i 75 lat komunistycznego prania mózgów zrobiły swoje i potrzeba wymarcia całych pokoleń oczadziałych zniewoleniem, by Rosjanie i inne narody WNP weszły na drogę demokracji...

I ELIPTON i HAARP są elementami nowej strategii nowej wojny. Nie atomowej, nie chemicznej czy biologicznej - a wojny ekologicznej, której działania nie wymagają użycia broni masowej zagłady. Wojna ekologiczna, to wywoływanie naturalnych kataklizmów na skalę regionalną i globalną. I co ciekawe - coś takiego przewidzieli nasi pisarze fantaści już w latach 50. XX wieku: Stanisław Lem, Krzysztof Boruń czy Andrzej Trepka.

Wracając do sprawy NOL-e a Kataklizm - jak eufemistycznie nazwano tą powódź - to spostrzeżenie potwierdził także Bronisław Rzepecki z GBNOL Kraków i - niezależnie od niego - Jarosław Krzyżanowski z Legnickiego „Kontaktu”! Megapowódź zmieniła układ sił politycznych w Polsce i tutaj mieliśmy możność obserwowania bezpośredniej ingerencji w naszą historię, która to ingerencja - jak podejrzewam - odbyła się także z udziałem Obcych...

APPENDYKS D.

Wiele razy i w różnym sposobie przychodziła zguba rodzaju ludzkiego i będzie przychodziła nieraz...

Platon - Timajos

Czarni Magowie z Atlantydy... potrafili także wyzwalać energię bezpośrednio z materii...

Maurycy Jókai - Atlantyda

Już po zakończeniu PROJEKU TATRY otrzymałem symultanicznie z Anglii, Ukrainy i USA kilka informacji o obserwacjach dziwnych obiektów, które poruszają się po wokółziemskich orbitach, z których czasem nawet schodzą i ich upadki powodują dziwne skutki, o czym dalej. Ze względu na to, że cztery przypadki z opisanych w Raporcie... zahaczają także o Tatry, uznałem za stosowne zamieścić szerszy materiał na temat tych obiektów, dla których zaproponowałem nazwę Nieznane Obiekty Orbitalne - NOO czy w angielskiej wersji językowej Unknown Orbiting Objects - UOOs. Materiał ten miał być zbierany i opracowywany przy pomocy i fachowej konsultacji znanego w Europie eksperta od rakiet, statków kosmicznych i broni rakietowo-jądrowej, członka AAS, laureata wielu nagród państwowych i autora książek z tego zakresu - książek, które stały się podręcznikami dla wszystkich szkół oficerskich i akademii wojskowych w Polsce - prof. dr inż. Zbigniewa Schneigerta z Zakopanego. Niestety, ciężka choroba i śmierć w 1998 roku tego znakomitego uczonego i konstruktora przekreśliła nasze ambitne plany. To, co prezentuję poniżej stanowi materiał wyjściowy do dalszych studiów na ten obiecujący poznawczo temat.

Problematyka NOO w Polsce jest prawie nie ruszona - za wyjątkiem kilku obserwacji odnotowanych przez Krakowską GB NOL i jej lidera Bronisława Rzepeckiego. Na Zachodzie na serio tą problematyką zajęto się dopiero dziś, kiedy okazało się, że wiele obserwacji nie miało żadnego związku z SDI czy jej sowieckim/rosyjskim odpowiednikiem. A zajmują się tym zawodowi astronomowie, tacy jak dr Bill Rose.

A teraz chciałbym ukazać Czytelnikowi perspektywę nieznanej historii Ziemi, która sięga milionów lat wstecz, a której ślady znajdują się na Ziemi i kilkaset kilometrów ponad czy może raczej już obok niej...

Słynny w swej ojczyźnie i poza nią, angielski ufolog i emerytowany sierżant policji Anthony Dodd z Grassington (North Yorkshire), opisał w dwumiesięczniku UFO Magazine nr I-II,1997, nad wyraz ciekawy przypadek zaobserwowania wybuchu nieznanego ciała nad archipelagiem Hebrydów Zewnętrznych (Outer Hebrides Islands).

A sprawa miała się tak:

26 października 1996 roku, przy zachodnim brzegu wyspy Lewis - tzw. Butt of Lewis - wielu świadków zaobserwowało najpierw przelot samolotokształtnego obiektu latającego, a w chwilę później powietrzem nad wyspą wstrząsnął potężny wybuch [niektórzy świadkowie twierdzili, że były tam co najmniej dwa wybuchy] i lawina płomienistych szczątków, ciągnących za sobą spirale gęstego, białego dymu runęła w ocean. Poszukiwania prowadzone przez UKCG, policję i ekipy ratownictwa morskiego dały wynik zerowy. Eksplozje musiały być silne, bowiem jak doniosła mi grupa badawcza North Lancashire UFO Investigation Group - tego wieczora w Morecambe i Lancashire odczuto wstrząsy podziemne, które stały się m.in. przyczyną przerwy w dostawie prądu elektrycznego!

Jak konkluduje Anthony Dodd, sprawa ta pozostała nierozwiązaną do dziś dnia. Przyznaję, ta sprawa rzeczywiście jest trudna. Być może był to tylko wybuch pocisku rakietowego klasy woda - powietrze czy woda - woda, co jest wysoce prawdopodobne o tyle, że w tym czasie trwały manewry brytyjskiej Royal Navy na akwenach położonych na zachód od wyspy Lewis. Były tam także okręty innych krajów NATO - jak to twierdzi Anthony Dodd:

Jest czymś całkowicie możliwym, że eksplozja Bolidu Tunguskiego była naprawdę eksplozją statku kosmicznego z napędem nuklearnym, który wyrwał się spod kontroli. Skończyło się to katastrofą. Wiemy, że na tamtych akwenach [koło Lewis] wypróbowuje się nowe systemy broni podwodnych i nawodnych, i nie zdziwiłbym się zbytnio, gdyby się nie okazało, że była to jedna z nich. Jednakże są inne wskazówki co do tego, że było to wrogie działanie jakichś sił, którym wojskowi dali odpór. Mam informację, że wiele myśliwców zaginęło bez wieści w czasie tych spotkań [incydentów].

Wiemy także, iż bardzo duże trójkątne pojazdy nadleciały nad Szkocję znad morza, a okręty nawodne i podwodne NATO śledziły je. Słyszeliśmy, że pewien amerykański okrętznikł po jednym incydencie, a chociaż US Navy zdementowała te plotki, ale kiedy się z nimi skontaktowałem, to CIA zagroziła mi, że mnie „przymknie”.

Wiele niezwykłych rzeczy dzieje się nad naszym krajem, a które mają związek z fenomenem NOL-i. Czujemy, że stanie się coś niezwykłego już wkrótce i że przyszłość naszej planety jest niepewna...

Zadziwiająca to szczerość Wyspiarza wobec niezbyt znanego mu ufologa from out there, jak Anglicy traktują wszystkie kraje słowiańskie - z pobłażliwą wyższością i sporą domieszką pogardy - a których mieszkańcy są dobrzy jedynie wtedy, kiedy zbieżne to jest z interesami Imperium Brytyjskiego. Oczywiście - wojsko niechętnie przyznaje się do porażek - bo i czymże jest wyrwanie się własnego pocisku spod kontroli, czy (jeszcze gorzej!) zestrzelenie własnym pociskiem swojego samolotu, bądź zatopienie własnego okrętu! Nie wiem, jak się sprawy mają z Brytyjczykami, ale Amerykanom ta sztuka udała się dwukrotnie - że wspomnę tylko trafienie własnymi torpedami w USS Tang i USS Tulibee w czasie II wojny światowej! Każdy tego rodzaju wypadek jest skandalem, bez względu na to, czy jest wojna czy pokój! Skandalem z przykrymi konsekwencjami - w demokratycznym społeczeństwie wielu polityków i dowódców traci stołki, w totalitarnym - głowy... Wielka Brytania to nie ZSRR czy dzisiejsza Rosja z jej mania utajniania wszystkiego, co dotyczy obronności i jest niewygodne dla rządzącej ekipy - bowiem w normalnych i demokratycznych krajach utajnia się naprawdę bardzo ważne fakty, zaś wybuch rakiety - nawet tej najnowszej generacji - jest jedynie mniej ważną sensacją dnia... Ja też nie sądzę, by była to jakaś ziemska rakieta.

Jeżeli więc nie była to rakieta, to co?

Osobiście uważam, że eksplozje na Hebrydach mogą stanowić dowód na to, że hipoteza o atomowych wojnach bogów-astronautów może być prawdziwa!

W świetle tego stwierdzenia mogą spokojnie założyć, że 26 października 1996 roku nad Hebrydami Zewnętrznymi doszło do eksplozji chemicznej głowicy termojądrowej pochodzącej sprzed co najmniej 12.000 lat. Jak to mogło być, to wyłożyłem w swych artykułach na temat „czarnych zaraz” i nie będę się tutaj rozwodził nad przyczynami i skutkami Wielkiego Konfliktu. Dość wspomnieć jedynie to, że jego efektem było zniszczenie Atlantydy, Mu i Lanki. Walczące ze sobą strony używały wszelkich broni masowego rażenia (BMR), laserowej broni radiacyjnej (LBR) czy broni obezwładniającej (NLW). Wszystko to opisał Aleksander Mora w swym opracowaniu.

A zatem, co takiego wydarzyło się nad Hebrydami? Doszło tam najprawdopodobniej do eksplozji głowicy (lub kilku głowic) termojądrowych lub neutronowych należących do Atlantydów lub ich przeciwników. Nie były to wybuchy nuklearne, bo w takim przypadku Lewis przestałaby istnieć - podzieliłaby losy atoli Eugelab, Bikini czy Eniwetok - a jej mieszkańcy wyparowaliby w udarze termicznym rzędu 10 mln K syntezy termojądrowej. Były to wybuchy materiałów inicjujących syntezę termojądrową i paliw do tejże syntezy. Nie doszło do wybuchu termonuklearnego - dlaczego?

Przypomnijmy sobie kurs PO ze szkoły średniej. Z czego składa się bomba atomowa - bomba A? Bomba A składa się z dwóch lub więcej mas podkrytycznych, złożonych z izotopów U-233, U-235 lub Pu-239 i ładunków miotających ze zwykłego prochu, które mają za zadanie zestrzelić fragmenty o masie podkrytycznej w bryłę o masie nadkrytycznej i poprzez zwiększenie ilości neutronów w masie uranu lub plutonu, doprowadzenie do zapoczątkowania reakcji łańcuchowej, która w ułamkach sekundy zamienia się w jadrowy wybuch. Cała rzecz przebiega wedle wzoru:

1. 235U + n → 91Kr + 142Ba + 3n + 150-200 MeV

- przy czym owe 150 - 200 MeV energii wydziela się w postaci całego diapazonu promieniowania elektromagnetycznego - od fal radiowych do promieniowania γ. Takie właśnie bomby poleciały na Hiroszimę i Nagasaki. Energia wybuchu każdej z nich wynosiła około 30 kT TNT - czyli około 1,5 x 1014 J. Były to potwory o masie prawie 5.000 kg i niskiej sprawności, która na szczęście wynosiła zaledwie 5%. Oznacza to, że tylko 5% ładunku uranowego czy plutonowego zamieniło się w energię w czasie eksplozji. Ale i to wystarczyło, by uśmiercić w ułamku sekundy 200.000 ludzi, a drugie tyle poniosło śmierć po strasznych męczarniach konania od choroby popromiennej...

Innym pomysłem, NB niemieckim, były bomby radiologiczne - zwykłe bomby wypełnione kruszącym materiałem wybuchowym i w otulinie z radioizotopu o stosunkowo krótkim czasie półzaniku - t1/2. Idealnym materiałem był izotop 60Co o t1/2 = 5,3 roku, ale do celów militarnych najbardziej nadawałby się izomer 60mCo o t1/2 = 10,5 minuty. Sęk jednak w tym, że byłyby kłopoty nie tyle z jego wytworzeniem, ile z jego przechowywaniem. Izotopy rozpadają się bez względu na warunki zewnętrzne ze stałym tempem. Dlatego kobalt-60 bardziej nadaje się do tego, niż jego izomer. W momencie wynalezienia bomby A rozwinięto pomysł głowic radiologicznych i zamyślono wzbogacenie głowicy A w otulinę z radioizotopu, która rozpylona wskutek wybuchu bomby A, opadłaby na ziemie silnie radioaktywnym fall-out'em rażąc siłę żywą nieprzyjaciela. O ekologicznych skutkach takiego obłąkania lepiej nie mówić, bo w porównaniu z takim horrorem, efekty wybuchu w Czarnobylu to kaszka z mleczkiem.

Inaczej sprawa się ma z bronią termonuklearną - bronią H. Bomba H składa się z ładunku inicjującego i zasadniczego. Ładunkiem zasadniczym jest najczęściej wodorek litu - LiH. Wykorzystano tutaj ogromne temperatury i ciśnienia powstające przy wybuchu jądrowym, do zainicjowania reakcji termojądrowej, jaka ma miejsce w jądrze słonecznym i jądrach innych gwiazd. Schematy przebiegu tych reakcji zaprezentowałem już w rozdziale o NOL-ach, grzybach i Czarnobylu, więc nie będę się powtarzał. Dodam tutaj jedynie wodorek litu jest potrzebny po to, by uzyskać hel i superciężki wodór:

2. 6Li + n → 4He + T + 4,7 MeV

Hel pozostaje jako produkt “gorącej” syntezy, zaś tryt wchodzi w kolejne reakcje syntezy termojądrowej. NB, w pierwszych bombach wodorowych stosowano tryt, którego t1/2 = 12,5 roku i to wymagało ciągłej wymiany trytu, który rozpadajac się wedle wzoru:

3. T → 3He + β-

wytwarza izotop „lekkiego” helu - He-3, który pochłania neutrony przechodząc w „normalny” He-4. Bez neutronów reakcja syntezy zanika, i o takiej bombie mówi się, że „zakisła”, w rezultacie tego jej moc spada do 10...30% nominalnej, tak że w takiej bombie jest niebezpieczny jedynie jej detonator - bomba A, która wybucha „normalnie”. Próbowano taki „brudny” zapalnik zastąpić „czystym” zapalnikiem laserowym, ale na impuls o mocy eksawata - EW - potrzeba mocy przewyższających moc wszystkich elektrowni USA i jak na razie takie rozwiązanie jest pobożnym życzeniem. Wydaje się, że tego problemu Atlantydzi też nie przeskoczyli...

Głowica neutronowa - N - to zwyczajna głowica H o zmniejszonej mocy do kilku kT TNT, wyposażona za to w otulinę z berylu - Be i zawierająca w swym „paliwie” mieszankę wodorku litu i dwuwodorku berylu w postaci: BeH2, BeD2 i BeT2. Beryl ma tę właściwość, że bombardowany cząstkami α - czyli jądrami helu - 4He - emituje ogromne ilości neutronów, które stanowią o morderczej sile bomb N. nasuwa się ciekawa uwaga - czyżby hitlerowscy uczeni budując kompleks „Der Riese” w Górach Sowich wiedzieli o tym? Beryl występuje tam w postaci kryształów berylu - 3BeO · Al2O3 · 6H2O - i jest to jedyna kopalnia berylu na terenie Polski! - i ówczesnej III Rzeszy. Beryl ma zastosowanie w technice jądrowej jako moderator i reflektor neutronów. Zatem kompleks ten był nazistowskim Almanogordo?...

A zatem domniemana głowica, która weszła w atmosferę ziemską, poleciała w kierunku Hebrydów, zmyliła natowskie systemy OPB w rodzaju „Patriot” czy „Aegis” iwreszcie wybuchła nad Lewis miała zapalnik złożony z plutonu-239+IV. Dlaczego akurat z 239Pu+IV? Co za tym przemawia? Przemawia za tym stosunkowo krótki t1/2 tego izotopu plutonu, który wynosi jedynie 24.400 lat. A to oznacza, że po upływie czasu rzędu 20.000 lat czy nawet te 12.000 lat - detonator bomby wodorowej będzie już do niczego... - a to dlatego, że masa krytyczna będzie już tylko masa podkrytyczną reakcji łańcuchowej i ta nie nastąpi z powodu zmniejszenia liczby neutronów i przekroju aktywnego ładunku. Po wtargnięciu głowicy w atmosferę Ziemi nastąpiła eksplozja ładunku materiału wybuchowego, co doprowadziło do chemicznego wybuchu uwolnionego eksplozją ładunku mieszaniny wodoru i litu, które łączyły się z atmosferycznym tlenem wedle równań:

4. 2LiH + O2 → Li2O + H2O

5. H2O + Li2O → 2LiOH↓

Po strąceniu się zasady litowej powinna ona wchodzić w reakcje z kwasem węglowym zawartym w deszczówce, zgodnie z reakcją:

6. H2CO3 + 2LiOH → H2O + Li2CO3

Lit i wodór są pierwiastkami chętnie wchodzącymi w związki z tlenem, a zatem są one łatwopalne, co pokazała nam lekcja Czarnobyla, i to doskonale tłumaczy opad płomienistych szczątków w ocean. Proste?

Myślę, że nadmierna obecność związków litu w glebie byłaby doskonałym indykatorem tego, czy rozbiła się tam bomba N czy H. a zatem należałoby poszukać izotopów tych pierwiastków w glebach na Lewis, co zasugerowałem Anthony'emu Doddowi w liście z dnia 22 stycznia 1997 roku. Jeżeli mam rację, to mieszkańcy Lewis mogą mieć takie kłopoty w przyszłości, jakie opisuje ponury dowcip z 1986 roku:

Jest rok 2086. wnuczek pyta dziadka: - Dziadziu, czy to prawda, że sto lat temu wybuchł reaktor w Czarnobylu? Tak, to prawda - odpowiedział dziadek i pogłaskał go po główce.

- Dziadku - pyta znowu wnuczek - a czy to prawda, że ja jestem mutantem?

- Ależ nie wnusiu - odpowiedział dziadek i pogłaskał go po drugiej główce...

Brałem jeszcze jedną możliwość pod uwagę - a mianowicie to, że Atlantydzi byli w stanie syntetyzować antymaterię. Reakcja anihilacji materii i antymaterii jest wyjątkowo wydajną reakcją w Kosmosie, która przebiega zgodnie z einsteinowskim wzorem na równoważność materii i energii, i o ile pięciotonowa bomba A z lat 40. wyzwalała energię rzędu 1,5 x 1014 J, to anihilacja takiej samej ilości materii dałaby już 4,5 x 1020 J czyli TRZY MILIONY RAZY WIĘCEJ , niż śmieszna petarda rzucona na Hiroszimę. I jeszcze jedno porównanie: zasoby paliw kopalnych stanowią około 11 x 1022 J - a przy maksymalnym wykorzystaniu energii uranu i plutonu będzie tego aż 2,5 x 1025 J - porównaj to sobie Czytelniku z energią pięciotonowej głowicy D (od słowa dezintegracja), a wtedy zrozumiesz, o jakich energiach mowa... Eksplozja takiej głowicy D nad Lewis, rozniosłaby na proch i pył co najmniej pół Europy. Być może coś takiego spadło w rejonie tajgi Podkamiennej Tunguskiej rankiem, 30 czerwca 1908 roku? Być może to właśnie antymateria jest wykorzystana do napędu NOL-i, ale to już osobny temat.

Reasumując pozwolę sobie na stwierdzenie, że taka może być właśnie przyczyna eksplozji nad Lewis. NB, na Hebrydach widoczne są ślady gigantycznego kataklizmu, w postaci zwitryfikowanego bazaltu i innych skał osadowych, co mogły spowodować wybuchy nuklearne. Poza Lewis z archipelagu Hebrydów Zewnętrznych ślady takiego kataklizmu można spotkać na wyspach Hebrydów Wewnętrznych: Skye, Rhum, Eigg, Staffa...

... Ślady tego ognia można znaleźć nawet na Ben More wznoszącej się na wyspie Mull. Profesor W. J. Judd - brytyjski sejsmolog - ustalił, że góra ta mająca dziś zaledwie 996 m n.p.m. pierwotnie musiała mieć trzy i więcej tysięcy metrów wysokości i została po prostu zgnieciona przez bombardowanie z nieba.

Hmmm... - wydaje się, że Aleksander Grobicki ma rację i teraz wiemy, jakie to było bombardowanie... W tym kontekście jest całkowicie zrozumiałe to, co Platon włożył w usta starego egipskiego kapłana z Sais, a potem Solona:

... a prawdą jest zbaczanie ciał, biegnących około Ziemi i po niebie i co jakiś długi czas zniszczenie tego, co na Ziemi od wielkiego ognia.

Te „ciała biegnące około Ziemi”, to mogłyby być nie tylko asteroidy, ale właśnie termojądrowe „piguły” Atlantydów, obiegające ja po różnych orbitach. Być może chaldejscy, egipscy, żydowscy i inni pasterze i myśliwi obserwowali ich działanie w Sodomie i Gomorze, a jakaś trafiła w Mohendżo Daro czy Harappę. NB, Wyspy Brytyjskie wielu atlantologów uważa za część Imperium Atlantydy - Poseidię.

Ktoś może zaoponować, że skoro już raz tę część Atlantydy zbombardowano, to po co ktoś miałby to robić po raz wtóry? No to co z tego? - odpowiem. Wszak w warunkach naszej cywilizacji na każdy cel leci więcej, niż jedna bomba czy głowica jądrowa. Uzasadnienie tego jest proste: jedna głowicę można łatwo przechwycić i zniszczyć - od tego są właśnie systemy takie, jak „Patriot” czy „Aegis”. Ale zniszczyć kilka głowic, które na domiar złego poruszają się z różnych kierunków z prędkościami nawet do 10 Ma - o, to coś zupełnie innego. Dlatego Ronald Reagan tak pilił na szybkie stworzenie obrony kosmicznej - SDI vel Gwiezdnych Wojen przeciwko radzieckim rakietom pierwszego uderzenia! To, do czego mogłoby dojść, widzieliśmy na filmie The Day After. Reżyser tego filmu był jednak optymistą, bo naprawdę byłoby jeszcze gorzej. I było! 12.000 lat temu.

Czy obserwowano podobne incydenty? Oczywiście! Poza już tu wspomnianym Bolidem Tunguskim, który mógł być taką głowicą termojądrową czy nawet dezintegracyjną i śladami nuklearnego piekła na Hebrydach, a także śladami ruinacji w Tatrach, o czym pisałem w rozdziale 1, mogę pokusić się o wyliczenie następujących dziwnych fenomenów i zdarzeń:

W marcu 1956 roku, niemiecki inżynier Mad Schock zrobił wspaniałe zdjęcie „meteorytu” eksplodującego nad Pustynia Libijską. A oto, jak on to opisuje:

W marcu owego roku, na zachód od oazy Farafra... właśnie wkręciłem teleobiektyw do swego aparatu fotograficznego, gdy ujrzałem lecace z góry wprost na mnie jakieś jasne światło. Odruchowo nacisnąłem spust migawki. Jakieś 800 metrów nad powierzchnią Ziemi ów „gość z Kosmosu” rozprysł się. Dopiero po 55 sekundach dotarł do mnie przeraźliwy trzask. Olbrzymi z pewnością meteor rozprysł się na oczach człowieka w dosyć dużej odległości od Ziemi. Cała okolica błyskawicznie pokryła się chmura piasku. Następnego dnia szukałem w tej okolicy i udało mi się znaleźć kilka większych odłamków kamiennych, które - jak przypuszczałem - mogły pochodzić od przybysza z Wszechświata. Gdy powróciłem do Asyut nad Nilem, przypuszczenia moje zostały potwierdzone przez badania chemiczne.

A więc jednak meteoryt! - powiedziałby ktoś z niedowierzaniem. I co z tego? Inż. Schock zbierał te kamienie następnego dnia po całym incydencie i znalezione przezeń kamienie mogły być - ale wcale nie musiały - szczątkami „gościa z Wszechświata”. Na Saharze bowiem, jak i na Antarktydzie, bardzo łatwo jest znaleźć meteoryty... A tak nawiasem mówiąc, to Sahara była kiedyś kwitnącą krainą i kto wie, czy nie była ongi celem ataku z Kosmosu???...

I dalej:

I jeszcze tytułem zakończenia kilka sugestii na temat tego, co należałoby zrobić, by udowodnić istnienie bojowych głowic Atlantydów nie udając się w Kosmos. Osobiście jestem przekonany, że należy wykonać następujące czynności:

- Pierwiastków ziem rzadkich, np.: ceru, lantanu, europu, gadolinu, itp.;

- Metali alkalicznych i innych używanych w technologiach jądrowych;

- Zmian kwasowości gleby i wody, wartości pH < 5,5, w związku z opadem do wody soli metali alkalicznych - np. litu. Jest je stosunkowo łatwo wykryć, bowiem barwią one płomień palnika na różne kolory: lit, wapń, stront i rad na czerwono, sód na intensywnie żółto, potas, rubid i cez na fioletowo, zaś bar na zielono. Cynk pali się niebieskawo-zielonkawym płomieniem, zaś miedź - zielonym.

Niestety, o dokładnych analizach chemicznych i mechanicznych możemy sobie jedynie pomarzyć! Jakby to było cudownie, gdyby ufologom skapnęło coś z tych 10 mln mld dolarów amerykańskich, które rocznie świat wydaje na zbrojenia i badania nad systemami broni!!!...

I jeszcze jedna refleksja, tak à propos budowli megalitycznych, a szczególnie piramid.

Podejrzewam, że wszyscy mylimy się co do natury piramid, które uważałem za schrony przeciwatomowe. Nie były one atakowane głowicami jądrowymi, boż pozostałyby po takim ataku ślady, ot choćby zeszklonego piasku w ich okolicy - a ich nie ma. Gdyby eksplodowała w pobliżu chociaż jedna „atomówka”, to pozostałyby po tym ślady. Celne trafienie głowicą termojądrową rozniosłoby piramidy na pył, a nie sadzę, by Atlantydzi czy ich tajemniczy przeciwnicy nie znali systemów naprowadzania, takich jakie mamy teraz. Trafienie w tak wielki cel, jakim jest każda piramida nie stanowiłoby dla nich żadnego problemu - i to nawet z wysokości orbity.

APPENDYKS E

I w nawiązaniu do poprzedniego appendyksu, nasz ukraiński korespondent - dr Anton A. Anfałow z Symferopola na Krymie przesłał nam materiał, który został zredagowany na podstawie raportu astronoma z WNP - dr Siergieja W. Archipowa - sporządzonego dla magazynu Space Flight nr 37 z marca 1995 roku, s. 94, który to raport cytuje niemal w całości:

Szanowny Panie!

Wielki biały bolid o średnicy co najmniej 7 metrów, przeleciał nad Kurskiem, Biełgorodem i Charkowskim Rejonem, z północy na południe, o godzinie 17:45 GMT, w dniu 15 maja 1994 roku. Lot bolidu obserwowano na przestrzeni co najmniej 300 km. Zjawisko to widziało wiele osób, w tym także ekipa astronomów z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Charkowskiego, którzy meldowali przelot tego bolidu i ocenili czas przelotu na 10 sekund, co oznacza, że jego prędkość geocentryczna wynosiła co najmniej 30 km/s.

Miejsce upadku bolidu znajduje się w odległości około 40 km na południe - południowy-zachód od Charkowa, w okolicy wsi Ochoczije, i tak o tym pisze dr Władimir A. Zachożaj (dyrektor OAUC), który odwiedził to miejsce z ekspedycją OAUC, w dniu 27 maja 1994 roku:

Na skraju lasu zobaczyliśmy krater o średnicy 4 metrów i głębokości 1,5 metra, pochodzący z eksplozji, której energia musiała być taka, jak po wybuchu 60 kg TNT. Znaleźliśmy prawie 10 kg metalicznych odłamków w kole o promieniu 40-50 m od centrum eksplozji. Las był powalony w promieniu 10 metrów od krateru, a drzewa były opalone i podziurawione odłamkami.

Dwa drzewa były całkiem spalone po północnej stronie krateru, prawdopodobnym kierunku od przylotu. Wstępne analizy wykazały anomalne kompozycje związków chemicznych: zawartość żelaza była wyższa, niż w przypadku „normalnego” sztucznego satelity Ziemi czy załogowego statku kosmicznego. Koniecznym zatem staje się zbadanie miejsca impaktu w przyszłości.

Widziałem osobiście te odłamki, największy z nich miał kształt pokręconej i rozerwanej wybuchem rury o długości 50 cm i średnicy 2-3 cm, z płytkimi wyżłobieniami na powierzchni. Analiza chemiczna wykazała: Fe - 99%, Cu - 0,3%, Ni - 0,04% i Ti - 0,02%. Magnezu i glinu nie znaleziono w mierzalnych ilościach i skład chemiczny PASUJE BARDZIEJ DO CIĘŻKIEGO CZOŁGU, A NIE DO LEKKIEGO SATELITY!

Członkowie ekspedycji powiedzieli mi, że nie był to także wybuch jakiegoś niewypału czy niewybuchu z czasów II wojny światowej. Widziałem ablacyjne zacieki i ślady opalenizny na odłamkach. Dr W. A. Zachożaj usiłował skonsultować się w przedmiotowej sprawie z ekspertami wojskowymi, ale nie dało to żadnego rezultatu.

Najwidoczniej te artefakty nieznanego pochodzenia są obiecującymi kandydatami do uznania ich za szczątki „kosmicznego złomu” NIE BĘDĄCEGO DZIEŁEM RĄK LUDZKICH! - który zderzyły się okazjonalnie z Ziemią. Taka możliwość należy wziąć pod uwagę.

A. W. Archipow

Instytut Radioastronomii

Charków, Ukraina

Szokujące? No cóż - ile miał racji Stanisław Lem pisząc w jednym z opowiadań Cyberiady następujące słowa:

...I nic z owej magnaterii nie zostało, okrom spinek metalowych, które wieśniacy z osad Solary Małej znaleźli na swój brzeg przybojem mgławicznym wyrzucone...

Nic dodać, nic ująć.

APPENDYKS F

Oczywiście nie zakładam a priori, że Meteoryt Tunguski był li tylko odłamem żalaznokamiennego asteroidu, który zderzył się z Ziemią owego fatalnego ranka 30 czerwca 1908 roku. Nie podzielam także opinii, że był to gwiazdolot czy coś podobnego. Osobiście uważam, że był to statek układowy Atlantydów, albo głowica termojądrowa tychże, która weszła w atmosferę i eksplodowała nad Podkamienną Tunguską.

Zadawałem sobie pytanie, czy istnieją poza atomowymi, paliwa rakietowe, które byłyby trudne do wykrycia, a także ich produkty spalania. Szukałem i znalazłem! Oto kilka z nich i kilka sposobów ich wykorzystania:

Oto kilka przykładów wskazujących na to, że nie trzeba wcale wprowadzać energię atomową na pokłady statków kosmicznych, wystarczą znane i wypróbowane paliwa, by dać efekt eksplozji atomowej - że wspomnę choćby bomby paliwowo-powietrzne - w atmosferze Ziemi. Inna rzecz jednak, że jaśniej od słońca świecą tylko gazy ogrzane do temperatury syntezy wodorowo-helowej, ciepłem jąder atomowych...

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

CZĘŚĆ DRUGA

Varia

15. WSTĘP (Dlatego kocham Tatry...)

Tej pracy miało nie być.

Sądziłem w swej naiwności, że pisząc słowo „Koniec” pod ostatnim akapitem appendyksu PROJEKTU TATRY - Raport Końcowy raz na zawsze i definitywnie skończę tą kartę polskiej ufologii i część mojego życia. Stało się jednak inaczej.

Stało się inaczej za sprawą kilku imprez ufologicznych - które zaliczyłem w latach 1995 - 98, a w czasie których przyszło mi mówić o ufozjawiskach widzianych w Tatrach, Beskidach i innych górach naszego cudownego kraju. Pisząc o Polsce „cudowny kraj” wcale nie ironizuję, bo Polska jest cudowna! Jak to mawia moja siostra Wiktoria, która mimo młodego wieku zaliczyła całą Europę i trochę Afryki i Azji, Polska jest nie tyle pawiem i papugą narodów, ale nade wszystko zwierciadłem Europy, boż mamy w niej wszystkie możliwe formy jej reliefu powierzchniowego, więc Polaka znającego swój własny kraj w Europie nic nie zaskoczy... W czasie odczytów i prelekcji we Wrocławiu, Białej Podlaskiej, Gdyni, Gdańsku, Krakowie, słowackich Koszycach, węgierskim Budapeszcie i Debreczynie oraz Pradze Czeskiej z a w s z e znalazł się ktoś, kto dorzucił do zebranego już przeze mnie materiału opisowego ufozjawiska coś nowego - i o tym jest ta część tej pracy.

Był także inny powód, dla którego ponownie chwyciłem za pióro w tej kwestii - a mianowicie, chodzi tu o kilka fenomenów zaobserwowanych przez mieszkańców Małopolski, Pomorza, Śląska i Podkarpacia, a które maja związek z poruszonymi w Raporcie Końcowym sprawami dotyczącymi m.in. korelacjami pomiędzy doniesieniami o obserwacjach NOL-i a „diabelskimi kamieniami”, kamiennymi kręgami kultowymi i kręgami zbożowymi wreszcie. Istnieje bardzo ciekawa teoria na ten temat, która sformułował niedawno pewien mieszkaniec Zakopanego - inż. Jerzy Łatak, a którą to teorię zaprezentuje w rozdziale 19.

Rozdział 16 mówi o kilku przypadkach zniknięć ludzi w Tatrach i na Podhalu, a które wydarzyły się dosłownie na naszych oczach! Ustosunkuję się do nich i do programu wyemitowanego w TVN z cyklu Nie do wiary.

Rozdział 17 porusza niezwykłą sprawę obserwacji dziwnych bolidów, które niekoniecznie musiały być bolidami - mogły to być np. szczątki pojazdów kosmicznych z czasów Wielkiego konfliktu Bogów-Astronautów sprzed 12.000 lat, albo statki kosmiczne Obcych, które wskutek awarii spadły na Ziemie i jej mieszkańców. Może przesadziłem z tymi spadkami na mieszkańców, ale zaiste niewiele...

W rozdziale 18 poruszam sprawę odbudowy i rozbudowy sieci informacjozbiorczej Obcych na terenie naszego kraju i o dziwnych artefaktach kamiennych znajdowanych u nas i za granicą. Będzie tam m.in. o powrotach kilku legend tatrzańskich i innych, z którymi zetknął nas los. Pisząc „nas” mam na myśli członków Małopolskiego Centrum Badań UFO i Zjawisk Anomalnych, a także kolegów z grup ufologicznych Bronisława Rzepeckiego z Krakowa (GBNOL Kraków), Tomasza Niesporka z Katowic (GBNOL „Sieć”), Józefa Grzywoka z Ornontowic (Ruch Zwolenników Istnienia Obcych), a także koleżanki i kolegów z województwa pomorskiego: Jerzego Szkodę, Zofię „Eleonorę” Piepiórkę, Urszulę Giedroyć i Anię Milewską z Trójmiasta - dzięki którym otworzyły mi się oczy na niektóre aspekty obecności na ziemiach polskich megalitycznych budowli, które stanowią ślad istnienia onegdaj potężnej Supercywilizacji ludzkiej z epoki istnienia Atlantydy...

I wreszcie chciałbym powiedzieć, dlaczego kocham Tatry.

Książka o tym samym tytule została wydana przez wydawnictwo Bronisława Rzepeckiego pod koniec 2000 r.

Po podziale terytorialnym z 1998 roku.

Wapor - para wodna, opar, mgła - tu: kometa.

W 2000 roku zmieniłem zdanie i obecnie sądzę, że Meteoryt Tunguski mógł być kosmolotem, który w pobliżu Układu Słonecznego uległ awarii, względnie była to maszyna zwiadowcza należąca do jakiejś CNT zamieszkującej obiekt planetopodobny, oznaczony przez astronomów jako TMR-1C w konstelacji Byka, odległy od nas o 460 ly.

Tzn. że na każde 10 zakażeń, 9 m u s i zakończyć się śmiercią chorych.

Szerzej na ten temat traktuje książka dr Miloša Jesenský'ego - Bohové atomových válek, (Ústi nad Labem, 1998) - przekład mój, w Internecie na stronie http://www.mcbufoiza.w.pl lub http://www.ufo.org.pl .

W 1998 r. JORDANOL został włączony w skład Małopolskiego Centrum Badań UFO i Zjawisk Anomalnych jako oddział terenowy w Jordanowie, zaś od lipca 2000 r. przejął on obowiązki Centrali MCBUFOiZA.

Elementami służby granicznej nazywamy wszystkie rodzaje patroli, podsłuchy, dozory, punkty obserwacyjne wzrokowe i techniczne, patrole pogotowia, itp. działające na obszarze służbowej odpowiedzialności Strażnic, Granicznych Placówek Kontrolnych i Oddziałów SG.

Obraná a Ohraná Štatných Hranic - czechosłowacki odpowiednik WOP. Po rozpadzie Czechosłowacji przemianowano tę formację na Policję ds. Cudzoziemców.

Numeracja dróg według stanu na dzień 1 września 2000 roku.

Od słów TRUe UFO - czyli „prawdziwe UFO”.

Ówczesny odpowiednik dzisiejszej Rejonowej Komendy Policji.

Milicja Obywatelska - dziś Policja.

Niektóre źródła podają pisownię Kojs.

Z ang. Ball Of Light - kula światła.

Na stronie internetowej: http://www.uq.net.au./~zzplistk/.

Traktuje o tym szerzej moje opracowanie pt. Ufologia a polityka.

Trzykilometrowa jednostka geologiczna Giewontu składa się z trzech części licząc od zachodu: Mały Giewont o wysokości 1.728 m n.p.m., Giewont o wysokości 1.894,5 m n.p.m. i Długi Giewont o wysokości w najwyższym miejscu grani wynoszącej około 1.800 m n.p.m.

Szerzej na ten temat pisze m.in. A. A. Wojciechowskij w książce Czto eto było? - Tajna Podkamiennoj Tunguski, Moskwa 1990, przekład mój.

W Tatrach Polskich istnieja trzy przełęcze ze słowem „Kondracki” w nazwie: Przełęcz Kondracka Wyżnia i Niżna oraz Przełęcz pod Kopą Kondracką. Autorowi chodzi o tą ostatnią, chociaż ofiary musiały - idąc z Małej Łąki - sforsować także Przełęcz Kondracką i wyjść na szczyt Kopy Kondrackiej, skąd zeszły do Przełęczy pod Kopą Kondracką na szlak kurierski w Dolinę Rozpadlisk przez Czerwony Upłaz i dalej w Dolinę Cichą.

Z włoskiego: mały, zaimprowizowany biwak.

Jak dotąd - wrzesień 2000 r. zwłok Darka Szymkowiata nie odnaleziono.

„Białym wywiadem” nazywamy uzyskiwanie informacji przy pomocy nie-agenturalnych metod pracy operacyjnej, w oparciu o powszechnie dostępne źródła informacji: prasa, radio, TV i inne media.

Ten pogląd zmienił się dopiero w 1998 roku po zabójstwie na zlecenie Komenndanta Głównego Policji - gen. Marka Papały i po rozbiciu gangu pruszkowskiego w 2000 r.

I tutaj rzecz ciekawa, bo od 1998 roku w Polsce zaczęły się pojawiać tzw. kręgi i piktogramy zbożowe. Pierwszy zarejestrowany w Polsce krąg zbożowy pojawił się w sierpniu 1998 roku w miejscowości Polanka k/Myślenic, a drugi w okolicach Stróży też w sierpniu tegoż roku! Czyżby zatem NOL-e przelatywały po to, by wybrać te miejsca na utworzenie tam tych niezwykłych rysunków? Zainteresowanych odsyłam do lektury artykułów zamieszczonych na łamach Nieznanego Świata, Czasu UFO i Czwartego Wymiaru z 2000 roku.

Jednostka administracji terenowej na Węgrzech odpowiadająca naszemu województwu.

Jeżeli konflikt bałkański z lat 90. XX wieku uznać za III wojnę światową - boż wojna, w której udział bierze 26 państw z trzech kontynentów w pełni na to miano zasługuje - to zwiastowana ona była przez wzmożoną aktywność NOL-i - także i w Polsce, na przełomie lat 1998-99.

Z ang.: Inicjatywa Obrony Strategicznej i Wysoka Granica. Chodziło tu o rozbudowany system broni antyrakietowych rozmieszczonych w Kosmosie, którego zadaniem byłoby zniszczenie radzieckich ICBM-ów w najwyższym punkcie ich trajektorii, co doprowadziłoby do zniszczenia ZSRR i innych krajów Układu Warszawskiego uderzeniem odwetowym wyprowadzonym z USA i krajów NATO bez strat własnych.

Wojskowa Służba Wewnętrzna Wojsk Ochrony Pogranicza - Był to rodzaj referatu spraw wewnętrznych, nadzoru i kontroli pracowników, funkcjonariuszy i żołnierzy WOP, sprawujący nad nimi ochronę kontrwywiadowczą i porządkową.

W nomenklaturze służb specjalnych „figurant” to osoba, przeciwko której prowadziło się niejawne działania operacyjne w ramach spraw operacyjnego sprawdzenia (ustalenie, czy osoba zajmuje się wrogą bądź przestępczą działalnością na szkodę państwa) czy operacyjnego rozpracowania (udowodnienie osobie prowadzenia wrogiej czy przestępczej działalności na szkodę państwa). W PRL pracę operacyjną prowadziły jednostki SB, MO, WSW, WOP, wywiadu i kontrwywiadu wojskowego.

Po „atomowej wojnie” pomiędzy Indiami i Pakistanem w 1998 roku doszło do naruszenia równowagi na granicy Płyty Azjatyckiej i straszliwie niszczącego trzęsienia ziemi w Turcji i Japonii, a słabsze wstrząsy podziemne odnotowano w Grecji i Italii. Było kilkaset ofiar w ludziach, a kilka tysięcy osób pozbawiono dachu nad głową. Strat moralnych nie liczył nikt...

Dowodem wprost na powyższe jest opublikowany na łamach Wiedzy i Życia nr 5,1999 list otwarty 13 polskich atomistów, w którym protestują oni przeciwko emisji w TVP filmu telewizji BBC pt. Igor dziecko Czarnobyla, w którym ukazano los małego ukraińskiego chłopca straszliwie okaleczonego jeszcze w łonie matki przez letalne działanie promieniowania po wybuchu w CzEJ.

Centralne Laboratorium Ochrony Radiologicznej.

Rzecz ciekawa - gigantyczne grzyby, jak donosiła prasa w latach 1998 - 2000, rosły najczęściej w byłych bazach wojsk radzieckich na terenie zachodnich województw naszego kraju - czyżby to był skutek napromieniowania gleby przez magazynowane tam głowice broni rakietowo - jądrowej albo nieznane urządzenia jądrowe Armii Radzieckiej?

W mitologii germańskiej i skandynawskiej niektórzy bohaterowie w walce wpadali w szał, w którym byli absolutnie niewrażliwi na zmęczenie i ból z zadanych im ran. Nazywano ich berserkami.

Znany polski ufolog prof. dr inż. Jan Pająk dodaje do tego także statki litosferyczne, tj. poruszające się w skorupie ziemskiej!

Gwiazda zmienna, rozbłyskowa, aperiodyczna.

Wyróżnik d oznacza „dwarf” - karzeł

Obiekt hipotetyczny, którego istnienia nie dowiedziono.

Gwiazda zmienna periodycznie.

Wyróżnik sd oznacza „sub-dwarf” - podkarzeł.

Prof. Ronald Bracewell w latach 70. rzucił hipotezę o sondach automatycznych wysyłanych przez Obce CNT w celu wykrycia żywych istot na innych planetach. W momencie wykrycia obcej cywilizacji, sonda taka informuje swoją macierzystą CNT i przystępuje do wstępnego rozpoznania przy pomocy sondażu czy radionasłuchu, itp.

Alien Life Form - Forma Obcego Życia, Extraterrestial Biological Entity - Pozaziemska Jednostka Biologiczna.

Mam nadzieję, żę prof. Pająk wybaczy mi ten termin, który bardziej odpowiada duchowi naszego języka, niż wstrętny barbaryzm - „magnokraft” - którego on używa.

Pisaliśmy o tym także w WUNDERLANDZIE... - aczkolwiek wydaje się być mało prawdopodobnym, że hitlerowscy uczeni pracowali w Tatrach nad broniami V, to jednak okazuje się, że przeprowadzali oni eksperymenty z super-dalekonośnym działem V-3 strzelając z Krowiarek ku odległemu o 50 km, służącemu za cel łańcuchowi górskiemu Tatr Wysokich - na co są świadkowie i dokumenty!

Zob. M. Jesenský - Bohové atomových válek, Ústi nad Labem 1998, przekład mój.

Non Lethal Werapon - z ang.: broń, która nie zabija.

Gąbczaste zwyrodnienie mózgu/Choroba Creutzfelda-Jacoba.

48 William Bramley - Bogowie Edenu, Białystok 1995.

Lucjan Znicz-Sawicki - Obce ślady, Gdańsk 1982.

Góry Sowie są najstarszymi górami w Polsce i liczą sobie 2 mld lat.

Jak pisze w swych pracach ukraiński ufolog dr Anton A. Anfałow - był to najwyższy w ZSRR i Układzie Warszawskim stopień utajnienia, który oznakowany był poprzez umieszczenie trzech zer przed numerem dokumentu - np. 0001 czy 0002, itd. Ten stopień tajności odnosił się tylko i wyłącznie do Obcych i UFO, wszystkie inne dokumenty miały niższy stopień utajnienia, który wyrażało się umieszczeniem dwóch zer przed numerem dokumentu - np. 001, 002, itd.

Sytuacja ta zmieniła się na lepsze w latach 1999 - 2000, kiedy to na łamach Nieznanego Świata, Czasu UFO i Internetu na stronie http://www.mcbufoiza.w.pl pojawiły się publikacje Marcina Mioduszewskiego, Bartosza Soczówki i moje na ten temat.

United Kingdom's Coast Guard - Straż Przybrzeżna Zjednoczonego Królestwa.

Anthony Dodd - Mysterious Explosions off the Outer Hebrides w UFO Magazine nr I-II,1997 - przekład mój.

Chodziło tutaj o okręt ZOP stealth typu Sea Shadow.

Anthony Dodd - list z dnia 4 lutego 1997 roku.

Akademickim przykładem jest tutaj tragedia załogi atomowego okrętu podwodnego K-141 Kursk, który poszedł na dno Morza Barentsa w dniu 12 sierpnia 2000 roku. Gdyby nie paranoiczna chęć ukrycia tego wypadku przed światem i tragiczna nieudolność admiralicji, być może udałoby się uratować z wraka 23 załogantów tego okrętu, którzy jeszcze żyli po zatonięciu, a tak to zginęło tam straszną i bezsensowną śmiercią 118 ludzi!

Pamiętam, jak w 1994 roku komunistyczna propaganda PRL wielokrotnie nam pokazywała w TV nieudany amerykański eksperyment w ICBM wystrzelonym spod wody. Amerykanom to jakoś nie przeszkadzało, że były to pociski najnowszej generacji i pokazywali je bez jakichkolwiek oporów!...

Robert K. Leśniakiewicz - Czarna Zaraza spadła z nieba? w Wizje Peryferyjne nr 4,1996, a także Obcy z Kosmosu - żywi czy martwi? w Wizje Peryferyjne nr 5,1996 - oraz także: Alfredo Lissoni - Bombe atomiche nel 2000 a.C.? w Misteri e verita nr 22,1996 i Milos Jesensky - Bohove atomovych valek, Usti nad Labem 1998, przekład mój.

Non Lethal Weapon - dosł.: broń, która nie zabija.

Aleksander Mora - Atomowe wojny bogów w Kamena - Lublin 1979.

Wedle innych źródeł od 15 do 20 kT i pod wpływem atomowego lobby liczby te są coraz bardziej zaniżane. Jak tak dalej pójdzie, to wkrótce dowiemy się, że w ogóle nie było atomowych bombardowań miast japońskich i że jest to jedynie wytwór propagandy ekologów i innych „zielonych”...

Nowa Encyklopedia Powszechna PWN, t. 1, Warszawa 1995.

Wszystkie dane wskazują na to, że tak było istotnie! Badania Igora Witkowskiego i Jerzego Cery oraz moje i Milosa Jesenskiego jednoznacznie na to wskazują, że naziści w latach 1936-45 usiłowali skonstruować i najprawdopodobniej skonstruowali bombę A, którą testowali na ... Antarktydzie!.

Aleksander Grobicki - Nie tylko Trójkąt Bermudzki, Gdańsk 1980.

Platon - Timajos, Warszawa 1960.

Brinsley le Poer-Trench - Lord of Clancarty - Men Among Mankind, Londyn - Nowy Jork 1978.

To wyjaśnia skąd Celtowie mieli materiały radioaktywne na trumny i inne przedmioty użytku sakralnego - korzystali z niewybuchów głowic Atlantydów, które spadły im dosłownie i w przenośni z nieba!. Więcej na ten temat pisze dr Miloš Jesenský - Bogowie atomowych wojen, Ústi nad Labem 1998 - przekład mój.

Robert K. Leśniakiewicz - UFO na granicy, Kraków 2000.

Lucjan Znicz-Sawicki - Goście z Kosmosu - Katastrofa Tunguska, Gdańsk 1982. NB, oznaczałoby to, że ów bolid eksplodował na wysokości co najmniej 18 km nad Ziemią!

UFO na granicy - ibidem.

Gazeta Lubuska z dnia 5 maja 1994 r.

2

C o p y r i g h t b y R o b e r t K . L e ś n i a k i e w i c z 2 0 0 1



Wyszukiwarka