Bajki terapeutyczne, t e r a p e u t y c z n e


Przygoda ołówka

Kiedy dziecko nie wierzy w siebie i jest nieśmiałe/

A było to tak: W sklepie papierniczym wśród różnych przedmiotów leżał sobie kolorowy piórnik, który nie mógł się doczekać, aż ktoś go kupi. Pewnego dnia do sklepu razem z mamą przyszła mała Zuzia, która kupiła piórnik i powiedziała, że razem z nim będzie chodzić do przedszkola.

W piórniku mieszkałem ja, szary ołówek, obok kolorowe kredki, pisaki, gumka do mazania, nożyczki, linijka, temperówka, długopis i pędzelek. Nasze mieszkanie było bardzo kolorowe, wprost bajecznie kolorowe, każdy miał swoje miejsce, równo poukładane kredki pyszniły się swoimi barwnymi łebkami. Pachnąca gumka roztaczała zapach i wykrzykiwała, że mają być grzeczne, bo inaczej to ją popamiętają! Pisaki wystrojone w śliczne czapeczki już szykowały się do rysowania, nożyczki do cięcia, linijka do podkreślania, temperówka do strugania, długopis do pisania, a pędzel do malowania.

Naszego domku strzegł suwak, który zamykał i otwierał piórnik. Nocą często wyobrażaliśmy sobie, jak to będzie i kto z nas pierwszy zobaczy przedszkole, kto pierwszy będzie rysował, malował, wycinał? Kolorowe kredki przechwalały się, która z nich jest najpiękniejsza, pisaki chichotały i zaczęły wyśmiewać się ze mnie. Zrobiło mi się smutno, że takiego szaraka nikt nie będzie brał do rysowania. Aż wreszcie nadszedł ten dzień. Suwak często otwierał swe drzwi, co rusz wychodziły kredki i inne przybory. Przez uchyloną szparę słychać było gwar, śmiechy, muzykę, tylko ja jeszcze nie widziałem przedszkolnej Sali.

Zacząłem zastanawiać się, dlaczego Zuzia mnie nie wybiera, było mi smutno i z boku przyglądałem się wesołym przyborom.

Kolejnego dnia Zuzia wyciągnęła mnie nareszcie z piórnika, zrobiłem kreseczkę, laseczkę i już chciałem narysować pieska, wtem z piórnika wypadła pachnąca gumka i zniszczyła wszystko to, co narysowałem. Było mi bardzo smutno, poczułem się źle, chciało mi się płakać, przecież wydawało mi się, że umiem rysować. Mijały kolejne dni w przedszkolu, a ja wciąż siedziałem uwięziony w swojej przegródce. Nocą wszystkie przybory zmęczone po całodziennej pracy smacznie spały, a ja kręciłem się z boku na bok i nie mogłem zasnąć. Tylko poczciwy suwak otwierał swe drzwi i mówił do mnie: „Nie martw się, będzie dobrze, przyjdzie czas, że będziesz najważniejszy dla Zuzi, na pewno…”

I tak się stało. Nazajutrz w przedszkolu pani powiedziała do dzieci: „Dzisiaj potrzebne wam będą tylko ołówki, będziemy rysować szlaczki.”

Gdy Zuzia wzięła mnie do ręki, byłem tak roztrzęsiony, że aż się złamałem. Wtedy to suwak szybko się rozsunął i wypchnął temperówkę, która w mig mnie zaostrzyła. I już roztańczyłem się na kartce - kółeczka, kreseczki, laseczki to moja specjalność. I nie tylko, bo odtąd Zuzia nie mogła się obejść bez mojej pomocy. Rysowaliśmy portrety wszystkich członków rodziny Zuzi, szarugi jesiennego deszczu, a nawet kopalnię. Było wspaniale. Teraz już wiem, że jestem ważny, a nawet niezbędny. Jestem po prostu szczęściarzem!

xxx

Bajka o Małej Myszce

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma rzekami była sobie ogromna góra. Rosły na niej zielone, rozłożyste drzewa, które dawały cień i chroniły przed wiatrem wszystkie mieszkające tam zwierzęta. Między drzewami szemrał strumyk, który w upalne dni dawał zwierzętom ochłodę i gasił pragnienie. Cała góra pokryta była krzaczkami słodkich, soczystych jagódek i poziomek. W tym cudownym miejscu mieszkała sobie mała myszka. U stóp góry miała swoją małą i przytulną norkę. Pewnego razu niebo zakryły czarne chmury i rozpętała się burza. Głośno grzmiało i błyskały groźne pioruny. Po burzy Mała Myszka zobaczyła, że góra pękła na dwie części, a jej norka zawaliła się. Myszka wystraszyła się i bardzo zasmuciła. - "Gdzie ja teraz będę mieszkać? - pomyślała. Może to moja norka osłabiła górę i teraz góra pękła? Wtem zobaczyła Zająca. Już wiedziała, że nie jest sama. Opowiedziała mu o swoim nieszczęściu. Poczuła miękką łapkę na swoim ramieniu. Zając przytulił ja do siebie. - Nie martw się Myszko - powiedział - to burza spowodowała, że góra pękła. To nie twoja wina. Chodź, pokażę ci, że po obu stronach góry możesz znaleźć bezpieczne schronienie. Zając poprowadził Myszkę na jedną, a potem na drugą stronę góry. Myszka zobaczyła, że drzewa i krzaczki dalej rosną po obu stronach góry, a w miejscu, w którym góra pękła powstały nowe norki. - Zobacz Myszko, powiedział Zając - będziesz teraz mieszkać po obu stronach góry. Znajdziesz wygodną norkę i tu i tu. Kiedy Myszka rozejrzała się dookoła, zobaczyła, że inne zwierzęta, które też straciły swój domek, zaczęły urządzać swoje norki po obu stronach góry. Ucieszyła się, że będzie miała wokół siebie tylu nowych przyjaciół i Zająca, na którego zawsze będzie mogła liczyć. Kiedy się wprowadziła i zadomowiła, zaprosiła wszystkich nowych znajomych i sąsiadów na tort z leśnych owoców.

Krystyna Kuźnik, Ewa Purol i Joanna Kowalkowska

Bajka o Dokuczniaku.

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, w małym miasteczku mieszkał sobie mały chłopiec. Nazywał się Dokuczniak. Mieszkał on razem ze swoimi rodzicami, bratem i siostrą w małym domku na skraju miasta. Ale ponieważ miasteczko było małe, wszędzie miał blisko. A najbliżej miał do przedszkola, gdzie z przyjemnością codziennie chodził. Należał już do grupy starszaków, z czego był bardzo dumny. Niestety jego koledzy nie byli z niego dumni, bowiem Dokuczniak nie nazywał się tak bez powodu. Po całych dniach rozrabiał i dokuczał innym. Już od rana kaprysił przy śniadaniu, nie chciał założyć przygotowanych przez mamę ubrań, przezywał siostrę i popychał młodszego brata tak, że ten rozlał kilka razy swoją zupę mleczną. Po śniadaniu ociągał się i guzdrał tak, że przez niego wszyscy prawie zawsze się spóźniali: mama z tatą do pracy, siostra do szkoły, a on z bratem do przedszkola. W przedszkolu też nie było lepiej. Dokuczniak nie usiedział chwili w spokoju. Ciągle psocił i robił krzywdę kolegom. Zabierał i chował im zabawki, bił ich klockami, popychał i przeszkadzał w zabawach. Chętnie też skarżył na wszystkich i cieszył się, gdy innym było przykro. Gdy Dokuczniak rozpoczynał jakąś zabawę, z góry wiadomo było jak ona się skończy. Wszyscy musieli robić dokładnie to, co on chciał, a zabawa miała się toczyć według jego pomysłu - inaczej denerwował się, poszturchiwał dzieci i krzyczał. Nic dziwnego, że dzieci nie cieszyły się z towarzystwa Dokuczniaka i wolały go unikać. Popołudnia w domu i na podwórku wyglądały podobnie. Samolubny i nieposłuszny Dokuczniak wszystkim dyktował co mają robić, nie słuchał innych ludzi, ani rodziców, ani kolegów. Każdemu dokuczał i sprawiał, że ludzie wokół niego tracili dobry humor i chęć do zabawy. Aż tu któregoś dnia , gdy nasz Dokuczniak się obudził, zobaczył że nikogo nie ma w domu. Był tym bardzo zaskoczony i zastanawiał się gdzie poszli rodzice i dlaczego nie ma śniadania. Zdziwił się jeszcze bardziej, gdy pobiegł do przedszkola , ale i tam nikogo nie było. Gdy się dokładnie rozejrzał, okazało się, że miasteczko było puste. Wszyscy się gdzieś wyprowadzili a on został sam. Najpierw pomyślał sobie, że będzie fajnie: może robić co chce, może wszystko niszczyć, bawić się wszystkimi zabawkami, ale po godzinie takiej zabawy poczuł się bardzo samotny. Nikt na niego nie krzyczał, nikt go nie upominał, nikt nawet na niego nie patrzył. Był sam. Po długim namyśle postanowił zrobić dla każdego jakiś dobry uczynek - Może wtedy wszyscy do mnie wrócą - pomyślał. Rozpoczął akcję dobrych niespodzianek: poukładał wszystkie zabawki w przedszkolu, popodlewał kwiatki sąsiadom, w domu wyrzucił śmiecie i posprzątał pokoje swojego rodzeństwa. Wyprowadził też na spacer psa swojego kolegi, który został sam w domu i wył z tęsknoty za swoim panem. Dokuczniak też czuł się samotny i bardzo chciał aby już wszyscy wrócili i żeby było tak jak dawniej. Ale nie do końca. Postanowił się zmienić. Gdy tylko tak pomyślał, zobaczył, że mieszkańcy wracają do swojego miasteczka. Po chwili było już wokół niego pełno ludzi, którzy chodzili zadowoleni i cieszyli się z jego dobrych uczynków. Każdy podchodził i dziękował Dokuczniakowi za pomoc lub miły gest. Chłopiec czuł się bardzo szczęśliwy. Pobiegł też do przedszkola, a gdy zobaczył rozbawione dzieci, zapytał się w co się bawią i czy może się przyłączyć. Wszyscy zaprosili go do wspólnej zabawy, a Dokuczniak postanowił, że nigdy już nie zostanie sam. Porozmawiaj ze swoim dzieckiem: - co takiego robił Dokuczniak, że innym było przykro? - Jak się poczuł, kiedy wokół niego zabrakło innych ludzi? - Co postanowił zrobić chłopiec, aby już nigdy nie być samotny? Zaproponuj dziecku, aby opowiedziało tę bajkę tak, jakby było jednym z dzieci w przedszkolu, do którego chodził Dokuczniak , niech dziecko opisze jak zmieniło się życie w przedszkolu po zmianie zachowania chłopca.

Joanna Kowalkowska,

Bajka o ambitnym motylu

Pewnego dnia, a było to w ciepły, wiosenny poranek, na źdźble trawy na łące pojawiło się małe jajeczko. Coś w nim było. To Coś siedziało w małym ciasnym jajeczku i nie mogło się wcale poruszać. Słońce ogrzewało całą jego powierzchnię, deszcz ją zmiękczał, wiatr kołysał, aż wreszcie Coś poczuło, że zaczyna się zmieniać. Wszystko w środku zaczynało się zmieniać i rosnąć. Coś poczuło, że żyje i że to jest cudowne. Nagle zaczęło się poruszać, na początku bardzo nieznacznie a potem już coraz śmielej. Zaczęło się rozprostowywać i poczuło, że musi się wydostać na zewnątrz. Kurczyło się wiec i rozkurczało, aż powierzchnia jajeczka pękła. Coś poczuło się wolne! I tak na świecie pojawiła się mała gąsieniczka. Była oczywiście głodna, zaczęła więc wędrówkę po źdźble trawy, by znaleźć coś do jedzenia. Wędrowała tak i wędrowała, żywiła się , lecz nie przerywała wędrówki. Było w niej coś, co pchało ją do przodu. Chciała poznawać więcej i więcej. Czuła, że jest gdzieś coś więcej niż jedna łodyga trawy i chciała zobaczyć co to jest. Po drodze spotykała inne gąsienice, które pasąc się leniwie na liściach mówiły: - Dokąd tak idziesz, zostań tu z nami na tych ogromnych i pysznych liściach. Jedzenia starczy nam chyba na zawsze. Możemy tu spokojnie żyć. Owszem, koniki polne i biedronki mówiły coś o jakiejś przestrzeni, niebie i łące, ale one zawsze się mądrzą i zadzierają nosa. A czy nam tu źle? Mamy wszystko, co nam trzeba. Nie musimy nigdzie wędrować, nie chcemy niczego zmieniać. Ale nasza gąsieniczka mocno czuła w sobie ciekawość życia i postanowiła porozmawiać z biedronkami. Gdy napotkała na wysokiej trawie jedną z nich, ta z wypiekami na twarzy opowiadała jej , że życie to nie tylko ta kępa trawy, że są jeszcze inne kępy traw, które widać, jak się trochę podfrunie do góry. Z wysokości można zobaczyć, że kwiaty, które rosną między źdźbłami trawy tworzą kolorowy dywan, i że w powietrzu unosi się cudowny bukiet zapachów pochodzących z różnorodnych kwiatów. Nasza gąsieniczka rozmarzyła się. W marzeniach widziała już jak zwiedza jakieś piękne miejsca, ale nawet nie potrafiła sobie wyobrazić jak to naprawdę wygląda. Zazdrościła trochę biedronce, że ma możliwość latania i oglądania takich widoków i że tak dobrze zna życie. Gąsieniczka marząc poczuła się bardzo senna. Wędrowała nadal, lecz coraz wolniej, czuła się ociężała, jakby stwardniała, aż w końcu przycupnęła na najwyższym czubku trawy. Pomyślała, że musi spokojnie wszystko przemyśleć. Obudowała się szczelnie bezpiecznym pancerzykiem, aby jej nikt nie przeszkadzał i powoli zapadła w drzemkę. Przed snem była już pewna, że biedronka jest ambitna, zna świat i chce od życia znacznie więcej, niż gąsienice, więc ona też musi znaleźć jakiś sposób, aby poznać i zobaczyć łąkę. Z tą myślą zasnęła. We śnie czuła, że staje się większa i silniejsza, że jej ciało rośnie, przygotowując się na zdobywanie świata. Czuła, że jej nogi stają się mocniejsze, czułki bardziej wrażliwe, a na plecach przybywa jej coś nowego. Nagle w pancerzyku znów zrobiło się za ciasno. Nie dało się wytrzymać. Napięła się tak mocno, że skorupka pękła z trzaskiem, a z kokona wyszedł piękny motyl. Z zaskoczeniem zaczął przyglądać się sobie w kropli rosy, podziwiać wielkie i kolorowe skrzydła. Słyszał zachwyt biedronek, które podziwiały jego urodę, jednak on rozumiał, że jego ciało to nie tylko piękno, jego ciało jest zdrowe i silne i pomoże mu w poznawaniu świata. Otrzymał to, o czym marzył będąc jeszcze gąsieniczką i teraz czuł się z tego powodu bardzo szczęśliwy. Wyruszył na swój pierwszy lot. Gdy tylko wzbił się w powietrze zrozumiał o czym mówiły biedronki i koniki polne. Trawa z wysoka wydawała się dużo mniejsza, tworzyła zachwycającą kolorową plamę kwiatów i zieleni. Gdy motyl wzbił się wyżej, zobaczył, że dalej płynie rwący potok, który swój początek bierze z gór. Widok tych gór był zachwycający! Postanowił opowiedzieć o wszystkim biedronce. Ona przecież o tym nie mówiła, może więc o tym nie wie. Szybując widział też w dole wylegujące się na liściach gąsienice. Pomyślał, że one też nie wiedzą, ale one nie chcą wiedzieć. Poleciał do biedronki i z zachwytem zaczął jej opowiadać o pięknym świecie, o tym, ze życie to nie tylko ta łąka, że jest jeszcze rzeka, góry i las.... i wtedy zaskoczony usłyszał: - No w porządku, może i tak, ale czy mnie jest źle? Mam już wszystko, czego mi trzeba. Osiągnęłam w życiu więcej niż te leniwe gąsienice, a gdy podfrunę - widzę piękny świat. Jestem szczęśliwa. I tobie też radzę. Zamiast tak latać i marzyć, zacznij trochę chodzić po ziemi, ustatkuj się, czy ty kiedyś spoważniejesz ? Motyl słuchał tego zdziwiony. Czuł się osamotniony i niezrozumiany. On wiedział jak wygląda znacznie większe życie, a był przekonany, że za tymi górami jest jeszcze dużo więcej, ale nie miał odwagi nawet o tym mówić. Nikt jednak nie zabronił mu marzyć i dążyć do lepszego życia.. Został więc ze swoim zachwytem nad światem, ze swoimi marzeniami. Owady z trawy uważały, że się mądrzy i zadziera nosa. Mówiły , że jest dziwakiem, więc motyl coraz częściej szybował samotnie w powietrzu, aż kiedyś spotkał tam inne motyle. Wtedy stał się naprawdę szczęśliwy. Zrozumiał , że każdy ma prawo wyboru własnego życia i wtedy jest naprawdę szczęśliwy, ale nie powinien oceniać innych. Zrozumiał też, że tylko dzięki marzeniom, odwadze i wierze we własne możliwości oraz dzięki ciekawości świata może odkrywać nowe, bogatsze i ciekawsze życie.

Joanna Kowalkowska

Bajka o podstępnym niechcieju

Dawno, dawno temu, przybył na naszą planetę potężny mag NIECHCIEJ. Przybył gdzieś z innych światów, które kolejno zniszczył. Teraz upatrzył sobie Ziemię. Podobała mu się ta zielona planeta, gdzie żyją spokojni, zapracowani, ale szczęśliwi ludzie. On miał swój plan. Plan beznadziejności i zniszczenia. Jako zły mag i czarownik zaczął w ludzkie głowy sączyć wirusy złych myśli: - Po co rano wstajesz, człowieku? Idziesz do pracy? Po co? Za te marne grosze się nie opłaca! Lepiej poleżeć w łóżku. Przecież pracować ci się NIE CHCE! - Czemu tak wkuwasz, dziecko? Przecież możesz zrobić ściągę na klasówkę. Dostaniesz nawet lepszą ocenę jak cię nauczyciel nie złapie. Mnie by się tam NIE CHCIAŁO tak męczyć! I tak zły NIECHCIEJ powoli, ale skutecznie zaczął gromadzić armię ludzi, którym się NIE CHCE. Odciągał ich od zajęć, które nadawały ich życiu sens, sprawiały radość, dawały możliwość spełniania marzeń, robienia czegoś własnoręcznie i wspólnie z innymi., odbierał ludziom możliwość doskonalenia siebie, stawiania sobie celów i radości ich osiągania. Odbierał możliwość bycia z siebie dumnym Nagle nikomu nic się NIE CHCIAŁO. W życie ludzi wkradła się nuda i beznadzieja. A im bardziej ich ogarniała, tym bardziej im się NIE CHCIAŁO. Ludzie wpadali w błędne koło, w sieci zastawione przez NIECHCIEJA, który tylko zacierał ręce. Tatusiom nie chciało się chodzić do pracy i wracać po pracy z baru do domu, mamom nie chciało się gotować obiadów, rodzicom nie chciało się rozmawiać z dziećmi i czytać im bajek na dobranoc, nie chciało im się nawet ze sobą rozmawiać. Już i małe dzieci, zarażone podstępnym wirusem odpowiadały na każdą prośbę mamy - Nie chce mi się! Zaaaaraz! To jest bez sensu.... I popadały w nudę i NIECHCIEJSTWO. NIE CHCE im się nawet uśmiechać. W pewnym mieście, w jednym z bloków mieszkał sobie chłopiec. Miał na imię Piotrek. Nawet nie wiedział, jak bardzo jest zarażony wirusem złego maga NIECHCIEJA. Piotrek nie chciał się uczyć, nie chciał chodzić do szkoły, nawet jeśli już tam zaszedł, nie chciało mu się słuchać nauczycieli, robić notatki. W domu nie chciało mu się sprzątać, odrabiać lekcji, nie chciał wychodzić z psem, nie chciał słuchać rodziców. Popadł w totalne NIECHCIEJSTWO. Zły mag wiedział już, że Piotrek należy do niego. W ten sposób zaczarował już wielu kolegów Piotrka. Teraz, nawet jeśli któryś z nich chciał coś zrobić, drudzy pilnowali i ciągnęli go za sobą na stronę NIECHCIEJA. Ale któregoś dnia, Piotrek spotkał swoją dawną dobrą przyjaciółkę Gosię, która była odporna na wirusy złego maga. Gosia od dzieciństwa bardzo lubiła Piotrka i choć długo się nie widzieli zapamiętała go takiego, jakim był dawniej. Wiedziała, że Piotrek ma dobre serce, jest bardzo wrażliwy i potrafi być uparty, jeśli coś postanowi. Gosia z radością opowiadała Piotrkowi o swoich marzeniach, o tym co teraz robi, co będzie robić w przyszłości. Ale im dłużej opowiadała, tym bardziej widziała w oczach Piotrka smutek, beznadziejność i rozpaczliwą bezradność. Był na dnie NIECHCIEJSTWA. Powtarzał klasę. Nie miał się czym pochwalić. Nie miał celu w życiu. Nie umiał poradzić sobie ze złym wirusem. Gosia postanowiła go ratować. Zaczęła go namawiać żeby chodził do szkoły i zaczął się uczyć, obiecała mu pomóc w nadrobieniu zaległości. Ale zły mag nie tak łatwo rezygnował ze swej zdobyczy. Piotrek początkowo krzyczał, że NIE CHCE chodzić do szkoły, nie będzie się uczył!, ale Gosia była uparta: tak długo go męczyła, aż jej obiecał, że zacznie coś robić. Nie było prosto pokonać NIECHCIEJA. Piotrek zapomniał już jak się uczy, na początku nie umiał niczego zapamiętać. Było mu ciężko, ale gdy widział wpatrzone w siebie ufne oczy Gosi - nie mógł się poddać. Zaczął od wyznaczenia sobie małego zadania do zrobienia. W głowie huczało mu od myśli złego czarodzieja: "- po co mi to jest potrzebne? Ale tego dużo do nauki, nie chce mi się!" ale wiedział już, że tak właśnie działa zły i podstępny NIECHCIEJ, który sprawia, że ludziom nie chce się żyć naprawdę. Piotrek miał u swego boku dobrą i niezawodną przyjaciółkę, o której wiedział, że nie pozwoli mu wpaść znowu w szpony NIECHCIEJA. Rozpoczął z nim walkę na śmierć i życie. Walczy słowami: ja chcę , bo warto, bo to jest dla mnie ważne! Jego walka się dopiero zaczęła. Może walczyć bardzo długo. Ma szanse na zwycięstwo, ale może się też poddać. Nie wiadomo jak skończy się historia Piotrka. Ale pamiętajmy, że zły mag NIECHCIEJ nadal rujnuje Ziemię i jej mieszkańców. Wśród ludzi są już miliony zarażonych wirusem NIECHCIEJSTWA. Sprawdź, czy i ty nie jesteś jego nosicielem. Jeśli tak, to walcz i zachęcaj do walki innych! Razem wygramy!

Joanna Kowalkowska

Bajka o smutku i tęsknocie

Dawno, dawno temu, gdzieś w małym miasteczku mieszkała sobie mała dziewczynka. Odkąd pamięta mamusia mówiła o niej " moja Iwonka". Iwonka była zwykłą dziewczynką, niczym nie różniła się od innych. Codziennie rano wstawała do przedszkola, mamusia robiła jej kakao i zawsze pytała : czy moja Iwonka się dziś wyspała? I dawała jej całusa w czoło. Potem odprowadzała Iwonkę do przedszkola. Zwyczajnie rozstawały się na parę godzin, kiedy to tyle się działo, że dziewczynka nie rozmyślała nawet o domu i mamie. Po południu zwyczajnie mama zabierała Iwonkę do domu, gdzie czekał już późny obiad, spacer z mamą do sklepu , zabawa z koleżankami na podwórku. Wieczorem wracał tata i było wspólne opowiadanie jak komu minął dzień. Potem kolacja, mycie i nareszcie ta ulubiona chwila, kiedy mama przychodziła do jej pokoju poczytać Iwonce bajkę na dobranoc. Tak było zawsze odkąd Iwonka pamięta. Tak było kiedy chodziła do przedszkola i kiedy zaczęła chodzić do szkoły. Taki był jej świat. Był taki do czasu, kiedy tata przestał pracować. Zaczęło brakować pieniążków na spacery do sklepu a mama stawała się coraz bardziej smutna. Któregoś wieczoru długo z tatą rozmawiali, a potem powiedzieli Iwonce, że mama wyjeżdża na pół roku. Wróci i będzie jak dawniej. Pół roku to niedługo, mamusia zarobi pieniążki a Iwonka zostanie z tatą i babcią. Jakoś sobie poradzą. Kiedy mama wyjechała nagle zrobiło się bardzo pusto. Iwonka zauważyła, że ogarnął ją wielki Smutek. Czuła jak siedzi jej na plecach i przygniata do ziemi. Potem dopadła ją też Tęsknota. Rozsiadła się na piersiach , że aż Iwonka nie mogła czasem mówić, nie chciało jej się nawet jeść i czuła ciężki kamień w środku. Tęsknota była szara i brzydka. Miała tylko ogromne smutne oczy. Mieściło się tam bardzo dużo łez, których czasem pożyczała sobie Iwonka , gdy zabrakło jej już swoich. Kiedy patrzyła oczami Tęsknoty na te wszystkie miejsca w domu, gdzie zawsze pełno było mamy- widziała tylko pustkę. Mamy nie było. Wyjechała. Tata tłumaczył, że za parę miesięcy wróci, że musi zarobić pieniążki, bo są im potrzebne, ale Iwonce najbardziej potrzebna była mama. Nikt nie mógł nic na to poradzić. Tata zaczął się bardzo martwić o Iwonkę. Wszyscy w szkole zauważyli, że dziewczynka bardzo się zmieniła: posmutniała, nie chciała się bawić z dziećmi, na przerwach chodziła sama po korytarzu, unikała roześmianych koleżanek, które miały mamę w domu i nie rozumiały jej Tęsknoty. Drażniły ją teksty czytanek i ćwiczeń zadawanych do domu, w których często zadania dotyczyły domu i mamy. Wtedy najbardziej dokuczała jej Tęsknota i dopadał ją Smutek. Rozsiadały się wygodnie i rządziły się w całym domu. Rosły i rosły i wydawało się, że opanują cały świat. Nawet Tata nie umiał nic na to poradzić. A największe były wieczorem, tuż przed snem, kiedy dziewczynka kładła się do łóżka i nikt nie czytał jej ulubionych książek. Nikt tak jak mama nie umiał z nią rozmawiać i wysłuchiwać jej zwierzeń. Wtedy lały się największe łzy a Smutek był tak ogromny, że wypełniał szczelnie cały jej pokój. Któregoś tak bardzo smutnego wieczoru, gdy Iwonka leżała już w łóżku, usłyszała nagle cichuteńki głosik: - Nie płacz już Iwonko, nie możesz tak zwyczajnie poddać się Smutkowi i Tęsknocie. One odbierają ci siły i nic nie dają w zamian... Czują się tu świetnie i wszędzie się panoszą . Nie można się im na to pozwolić. - Kto to mówi?- zapytała zaskoczona dziewczynka. - To ja, twoja lalka Zuzia - leżę tu, w kącie pod ścianą, gdzie mnie wcisnęłaś pierwszego wieczora gdy zapanowała tu Tęsknota i czekam aż mnie wyciągniesz, ale ty wciąż rozpaczasz i zapomniałaś o starych dobrych przyjaciółkach. Inne lalki też na ciebie czekają - nie damy się Smutkowi i Tęsknocie ! Iwonka odwróciła się i zobaczyła, że na łóżku rozsiadły się wszystkie jej lalki i maskotki. - Chcemy, żebyś nam zawsze wieczorem opowiadała o swojej mamie. Będziemy wspominać i to będzie tak, jakby tu trochę była. Możemy się bawić tak, że Ty będziesz naszą mamą. Będziesz nam czytać i opowiadać bajki na dobranoc. - A my - dołączyły się kredki - chcemy, żebyś rysowała wydarzenia każdego dnia. Gdy mama wróci, będziesz mogła jej pokazać i opowiedzieć o wszystkim, co Ci się przytrafiło! Razem nie damy się Smutkowi i Tęsknocie! Iwonka aż uśmiechnęła się na tę myśl. Czemu sama na to nie wpadła? Codziennie tyle się dzieje, możne tak dużo mamie narysować - to dobry pomysł!- powiedziała i pierwszy raz spokojnie zasnęła. Od następnego dnia Iwonka wzięła się do roboty: w dzień dużo rysowała, a wieczorami o czymś długo szeptała lalkom na ucho. Po kilku dniach zauważyła, że zrobiło jej się trochę lżej na sercu - to Smutek i Tęsknota przestali jej tak bardzo dokuczać i stali się trochę łatwiejsi do zniesienia. Iwonka bardzo dzielnie sobie z nimi radziła. Kiedy wreszcie przyjechała mama , Iwonka nie mogła się nacieszyć - tyle miała jej do opowiedzenia że brakowało jej słów. Wtedy wyciągnęła swoje rysunki. Gdy oglądały je razem z mamą dziewczynka zobaczyła, że wszystkie jej lalki siedzą dumne i szczęśliwe. One cieszyły się razem z Iwonką , że wspólnie pokonały tak ogromny Smutek i wszędobylską Tęsknotę.

Joanna Kowalkowska

Bajka o pyskatej królewnie.

Za siedmioma górami, za siedmioma lasami żyła sobie królewna Andżelina, jedyna następczyni tronu, która była taka zła, jak piękna. A była bardzo piękna. Kiedy się budziła i otwierała swe piękne błękitne oczy - słońce jako pierwsze wstawało, żeby je zobaczyć. Ale kiedy tylko się dobrze rozbudziła od razu wszyscy tego żałowali. Królewna była bardzo krzykliwa i okropnie przeklinała. Nie było dnia, żeby nie słychać było jej donośnego głosu rozlegającego się po całym zamku. Królewna przeklinała na służących, że zupa mleczna jest za zimna, że nie podali jej dziś odpowiedniego stroju, była arogancka dla nauczycieli, którzy przychodzili ją uczyć i dla gości swoich rodziców, którzy czasem przyjeżdżali do zamku. Z czasem gości było coraz mniej. Królewna nie miała też żadnych przyjaciół. Kolejni służący rezygnowali z pracy na zamku, bo nie chcieli wysłuchiwać od rana do wieczora okropnych słów. Król i królowa wstydzili się swojej wulgarnej córki, która była taką złośnicą, że echo roznosiło jej przekleństwa po całym niemal królestwie.Z czasem nawet ptaki zaczęły odlatywać i każdej kolejnej wiosny coraz mniej z nich zakładało gniazda w pobliżu zamku. Każdej też wiosny, coraz mniej kwiatów rozkwitało na łąkach pod murami, a wkrótce cała okolica stała się smutna i ponura. Nawet słońce najczęściej przesiadywało schowane za chmurami. Martwili się rodzice, że nikt nie zechce poślubić pyskatej i wulgarnej księżniczki. Aż któregoś dnia , gdy królewna wraz z rodzicami przybyła na turniej rycerski do sąsiedniego królestwa zobaczył ją tam młody królewicz Daniel. Od razu zakochał się w pięknej dziewczynie. Kiedy powiedział o tym swoim rodzicom oni tylko pokręcili głowami. - to nie jest dziewczyna dla ciebie. Nie będzie dobrą żoną. Nie słyszałeś jak się wyraża? Posłuchaj co mówią o niej ludzie:..... i rodzice opowiedzieli królewiczowi jaką to ona jest osobą, jak traktuje innych i jakich używa słów. Młody królewicz nie chciał tak łatwo zrezygnować z pięknej Andżeliny i postanowił coś na to poradzić. Przebrał się za ubogiego chłopa i zatrudnił się w królewskim ogrodzie jako pomocnik starego i wiernego ogrodnika, który od wielu lat tam pracował, ale tylko dlatego, że był przygłuchy i nie docierały do niego wszystkie słowa królewny. Królewicz Daniel wziął ze sobą swój ukochany i magiczny kwiat, który dostał od pewnego mnicha. Kiedyś i on był nieznośnym chłopakiem, ale długie rozmowy z mnichem i ten magiczny kwiat bardzo go odmieniły. Królewna niemal od razu wypatrzyła z okien zamku jedyny kolorowy punkt w całym ogrodzie, w którym już od dawna nie kwitły kwiaty. Wybiegła aby go zerwać, ale zanim doszła do ogrodu kwiat się zamknął i schował swe piękne tęczowe płatki. - Gdzie ten głupi kwiat, do stu zdechłych ropuch!!! - zaklęła szpetnie wściekła księżniczka. Natychmiast ma się znaleźć!!! - zakrzyczała do przebranego księcia - ogrodnika - bo jak nie, to mnie długo popamiętasz! I tu posypały się dalsze przekleństwa i wyzwiska. Książę czekał spokojnie, aż księżniczka skończy krzyczeć, a gdy już opadła z sił opowiedział jej o magicznym kwiecie. To jest taki kwiat, który zakwita tylko dla tego, kto ma czyste serce, dobre intencje i miłe słowo dla innych. Nie każdy więc może go zobaczyć. Trzeba się bardzo postarać, ale ten, kto go raz zobaczy, już na zawsze będzie chciał się mu przyglądać i wdychać jego piękny zapach. Królewna postanowiła, że musi zobaczyć czy to prawda. Zabrała więc kwiat razem z doniczką do zamku. Pierwszego dnia już od rana królewna milczała i tylko chodziła nachmurzona po zamku. Wszyscy byli bardzo mile zaskoczeni, ale kwiat nie zakwitł. Wieczorem Andżelina już chciała przeklinać cały świat, a najbardziej zwyzywać młodego ogrodnika, który ją oszukał, ale zacisnęła tylko zęby i postanowiła zacząć jutro jeszcze raz. Nazajutrz, gdy wstała, uśmiechnęła się promiennie i była uprzejma dla wszystkich, których spotkała tego dnia. Wszyscy byli tak mile zaskoczeni, że aż bali się oddychać, aby niczego nie zepsuć i aby te chwile trwały jak najdłużej. Każdy poczuł, jak może być spokojnie i miło w zamku, jak przyjemnie można żyć, gdy ludzie ze sobą zwyczajnie rozmawiają bez wyzwisk i przekleństw. Tego wieczora kwiat rozchylił swe płatki. Był tak piękny, że królewna stała z zapartym tchem. Kiedy tak patrzyła jak urzeczona, poczuła niezwykle cudowny zapach, a do jej uszu dobiegła cudowna muzyka. Kwiat śpiewał, a niebiańska muzyka i ten niezwykły zapach napełniały pokój. Królewnie zadawało się, że umrze ze szczęścia. Serce waliło jej jak młotem . Była szczęśliwa jak nigdy w życiu. Poderwała się z krzesła i zaczęła biec do ogrodu, chciała powiedzieć ogrodnikowi, że to prawda, że kwiat zakwitł. Że otworzył się właśnie dla niej! W ogrodzie wpadła wprost w ramiona księcia Daniela. On już wiedział, że odzyskał swoją Andżelinę, że odtąd będzie ona pracować nad sobą każdego dnia, aby stawać się lepszą dla innych, oglądać cudowny kwiat i czuć to ogromne szczęście. Każdy z nas ma w sobie taki kwiat, który rozkwita, gdy jesteśmy dobrzy dla innych. Wtedy wypełnia nas szczęściem. Pozwólmy mu tylko rozkwitnąć.

Joanna Kowalkowska

Bajka o mróweczce

Mała mróweczka rozpoczęła naukę w klasie pierwszej. Od samego początku nie mogła sobie poradzić z zadaniami, jakie mają mrówki w szkole. Uczą się podnosić, a potem transportować różne rzeczy. Nauka jest ciężka, codziennie noszą na swoich grzbietach patyki, listeczki, gałązki, poziomki, jagody, a także uczą się, jak je pakować, by się nie zniszczyły. Mrówka była bardzo pracowita, bardzo chciała otrzymywać dobre oceny, ale co z tego - była bardzo malutka, taka tyciu, tyciusieńka i nie mogła udźwignąć tych wszystkich ciężarów. Inne silniejsze i większe dobrze sobie radziły, tylko ona zawsze zostawała w tyle. Mrówki przezywały ją, wyśmiewały się z niej. Bardzo się tym martwiła, chodziła zasmucona. Bała się lekcji i tego, że nie udźwignie zadanego ciężaru i dostanie znowu jedynkę. Najchętniej w ogóle nie chodziłaby do szkoły. Wstydziła się złych stopni i tego, że jest taka słaba. Koleżanki mrówki niechętnie się z nią bawiły, nawet nie chciały z nią siedzieć w jednej ławce. Mijały dni. Pewnego razu przyjechała do szkoły komisja, każda mrówka została zmierzona, zważona. Najdłużej badano małą mrówkę; członkowie komisji oglądali ją, kręcili głowami, potem długo się naradzali, aż w końcu orzekli, że niektóre mrówki są za małe i muszą chodzić do szkół dla liliputów. One przecież już niedużo urosną, a w starszych klasach dojdą nowe przedmioty i ciężary będą jeszcze większe. Mrówki te przecież będą robotnicami. Postanowiono, że mała przejdzie do specjalnej szkoły, gdzie też jest nauka, tylko ciężary troszkę mniejsze, takie, które bez trudu udźwignie. Ona idzie do szkoły specjalnej dla liliputów! - wyśmiewały się inne mrówki. No to co z tego? - spytała pani Mrówka, nauczycielka. Nie umiały odpowiedzieć, ale dalej się wyśmiewały, zwracając uwagę, czy pani nie słyszy. Pójdę do innej szkoły - zadecydowała mróweczka - bo tutaj, jak widzę, mnie nie lubią. Jak pomyślała, tak zrobiła. Nowa szkoła od razu jej się spodobała, była taka sama jak poprzednia, a jednak inna, ciężary do ćwiczeń były mniejsze, a i koledzy milsi. Już po kilku dniach mróweczka miała szóstki i piątki w dzienniczku. Znalazła tam przyjaciółki, takie same jak ona - małe mróweczki. Bardzo lubiła chodzić do tej szkoły, było jej tylko przykro, gdy spotykała kolegów z poprzedniej, którzy dalej się z niej śmiali, pokazywali palcami i przezywali.

Pewnego dnia przez las szedł groźny wielkolud, wymachiwał kijem na wszystkie strony i niszczył wszystko, co było na jego drodze. Natknął się na mrowisko i kijem zaczął w nim wiercić dziury. Ziemia zadrżała, zaczęła walić się w mrowisku domy, szkoły, wszystkie mrówki patrzyły z przerażeniem, jak ich praca jest niszczona. Trzeba się było bronić, więc solidnie wszystkie razem zaatakowały intruza. Pogryziony, jak niepyszny uciekł, gdzie pieprz rośnie. Ucieszone mrówki wróciły do mrowiska. Okazało się po chwili, że wiele domów i ulic zostało zniszczonych, a także cenne przedmioty, między innymi malutka złota korona królowej. Lament wielki zapanował w mrowisku. Przecież królowa nie może rządzić bez korony! Rozpoczęły się poszukiwania. Korony jednak jak nie było, tak nie było. Wszystkie tunele, poza jednym, zostały sprawdzone. Do tego ostatniego nikt nie mógł wejść. Tunel wił się głęboko w ziemi, był bardzo wąski, ciemny, niebezpieczny. Mógł w każdej chwili się zawalić i pogrzebać na zawsze śmiałka. Nikt więc nie próbował tam wejść. Tylko mała mróweczka zdecydowała się na ten odważny krok. I po chwili już wąskim korytarzem schodziła niżej i niżej. Dookoła był mrok, czuła wilgotną ziemię. Wolno sprawdzała każdy odcinek drogi. Niczego poza ciemnością tam nie było. Jednak się nie zniechęcała, schodziła coraz głębiej. Zatrzymała się na chwilę, by otrzeć pot z czoła, i wtedy zobaczyła, że coś połyskuje. Pochyliła się. Zobaczyła koronę. Ucieszona wracała jak na skrzydłach. Wszyscy ją podziwiali. To przecież dzięki jej odwadze królowa mogła z powrotem rządzić mrowiskiem, mrówki chodzić do szkoły, a robotnice pracować. Jesteś niezwykle dzielna - powiedziała królowa, wręczając jej order odwagi. Gratulacjom, uściskom nie było końca. A ci, którzy się z niej kiedyś wyśmiewali, teraz wstydzili się tego okropnie. Bo nie jest ważne, czy jest się dużym, czy małym; czy nosi się duże, czy małe ciężary. A co jest ważne?

Bajka o pszczółce

Daleko stąd, daleko, w królestwie zwierzą, żyła pośród innych mała pszczółka.. Tym się jednak różniła od innych pszczółek, które latały po łąkach i spijały słodki nektar z kwiatów, że zapragnęła zrobić wielką karierę, występować w telewizji, być na pierwszych stronach gazet. Marzyła o wielkiej sławie. Pewnego dnia powiedziała do mamy: Zostanę modelką. Mama najpierw się zdziwiła, a potem zaczęła tłumaczyć córeczce: Ależ kochanie, modelki mają takie długie nogi, są bardzo wysokie, a ty jesteś malutką pszczółką. Pszczółka nie chciała tego słuchać i nie czekając, aż mama skończy, odleciała czym prędzej do szkoły modelek. Właśnie zaczynały się zajęcia. Sarenki i łanie biegały po wybiegu, przytupywały kopytkami, kręciły ogonkami, a nasza biedna pszczółka musiała uważać, by jej ktoś niechcący nie nadepnął. Na szczęście miała żądło i to ją uchroniło przed zadeptaniem. Nikt jednak nie zwracał na nią uwagi. Po kilku lekcjach sama stwierdziła, że to zajęcie nie dla niej. Zostanę piosenkarką, pomyślała, potrafię tak doskonale brzęczeć. Mamo - powiedziała - zmieniłam decyzję, zostanę piosenkarką. - Ależ ty nie potrafisz śpiewać! Nie znasz nut - mówiła zmartwiona mama - Umiem za to pięknie brzęczeć - odparła pszczółka, wzruszyła lekceważąco ramionami i nie słuchając dłużej mamy, odleciała do radia. Pięknie brzęczę - powiedziała wschodząc do studia. - Doskonale - oparł redaktor Słowik. - Właśnie dzisiaj mamy konkurs młodych talentów, stań w kolejce i tutaj, na tej kartce napisz swój repertuar. - Repertuar ... a co to takiego? - zdziwiła się. - Zapisz tutaj, o tu - pokazał pazurkiem - piosenki jakie zaśpiewasz. - Mmmhhhmmm - zamruczała niezadowolona pszczółka. I po chwili uzmysłowiła sobie, że nie zna żadnej piosenki, potrafi tylko brzęczeć. Słowiki wyśpiewały trele morele, skowronki nuciły smętne pieśni, nawet wróbelki dzióbkiem wystukiwały rytm i zawzięcie powtarzały słowa piosenek. Tutaj nie cenią prawdziwych talentów, pomyślała. Tylko się skompromituję, nie docenią mnie. Czym prędzej odleciała do ula. A może zostać aktorką, najlepiej filmową? - zastanawiała się. - Tak nadaję się do tego. Ale i tutaj okazało się, że liski, kreciki, a nawet niedźwiadki lepiej znają sztukę aktorską. Nasza pszczółeczka, nie potrafiła zadeklamować wiersza czy zatańczyć. Może zostać sportowcem? Zajączki biegają szybciej, koniki wyżej skaczą. Nie, do tego też się nie nadaję. Co ja nieszczęśliwa mam robić, jaki zawód wybrać? - głośno lamentowała. Przyleciały inne pszczółeczki, usiadły dookoła i spytały: - Dlaczego nie chcesz zbierać miodu? Masz taki piękny ryjek, na pewno będziesz w tym znakomita. Chodź z nami. Poleciały na piękną łączkę  i po pracowitym dniu mała pszczółeczka zebrała garnek słodkiego nektaru. - Jesteś w tym naprawdę wspaniała - pochwaliła mama. - Bardzo się cieszę, że moja córeczka jest takim dobrym zbieraczem. Pszczółeczka spojrzała z dumą  na garnek, pełen po brzegi i też się ucieszyła. Potem pomyślała: do tego właśnie się nadaje, to potrafię robić dobrze. Zadarła łebek do góry bardzo z siebie dumna i razem z innym poleciała do ula. 

O chłopcu, który szukał…

Był las, stary i mądry, przytulny miękkimi mchami, tajemniczy ciemnymi zakątkami. Tu wszystkim było dobrze: beztroskim ptaszkom, rozbawionym wiewiórkom, ciekawskim myszkom. Pewnego dnia drzewa i zwierzęta zobaczyły małego chłopca. Nikt nie wiedział, skąd się wziął w lesie. Wyglądał, jakby wyrósł spod ziemi na podobieństwo kwiatów i traw. W jego dużych oczach odbił się cały świat. Las go przygarnął. Drzewa pokochały jego dłonie, a mchy małe stopy, ptaki uwielbiały siadywać na jego głowie i buszować we włosach. 

Chłopiec całymi dniami zajmował się udawaniem. Gdy zobaczył motyla, biegał wśród kwiatów i dziwił się, że nie wyrosły mu barwne skrzydła. Innym razem zapatrzył się w borowika, przykucnął w cieniu i co chwila sprawdzał, czy ma głowie piękny kapelusz.

Tak minęło wiele dni. Las się postarzał, wszystko co było małe, stało się duże, a i chłopiec się zmienił. Już nie próbował stać się kimś innym. Pewnego razu usłyszał wołanie. Pobiegł w głąb lasu. Zapuszczał się coraz dalej i dalej, aż nagle znalazł się nad wzburzoną rzeką. Zbliżył się do jej brzegu. Na tafli wody ujrzał odbicie. Poznał w nim siebie.

Chłopiec pokochał rzekę. Przychodził do niej codziennie. Pewnego razu zawołał:

- Hej, rzeko! Nie pokazuj mi już małego chłopca. Już się napatrzyłem. Pokaż mi coś, czego dotąd nie widziałem.

Rzeka zaszumiała:

- Mogę ci pokazać niebo z chmurami, słońce, przybrzeżne trawy. Pokazuję ci to, co sama widzę. Widzę chłopca radosnego, albo znudzonego, więc pokazuje go takim, jaki jest - w oczach ma las, w sercu nosi tylko siebie. Co byś chciał jeszcze zobaczyć?

- Chcę zobaczyć coś, na co nie patrzysz; coś, czego nigdy nie widziałem w twoim odbiciu.

- Więc nie pochylaj się nad moją tonią, bo zobaczysz tylko siebie. Musisz opuścić mnie i las, bo tu nie ma tego, czego szukasz. Pamiętaj, że trzeba najpierw wiedzieć, czego się szuka, a potem mocno pragnąć to znaleźć. Wtedy uda ci się zdobyć to, za czym tęsknisz.

Chłopiec ruszył w drogę. Towarzyszyło mu uczucie pustki, dotąd nie znane. Rozstał się z lasem, zostawił ukochaną rzekę, a w niej swoje odbicie. Nie miał nic, do czego się przywiązał. W pamięci pozostały mu słowa rzeki i smucił się, że nie wie, czego szuka. Każdego ranka pytał dzień pytaniami:

- Dzień dobry słońce, powiedz, czego mi brak? Mój wietrze, powiedz mi, w którą stronę się udać? Trawo zielona, za czym tęsknię?

Nikt jednak nie chciał mu udzielić odpowiedzi. Dlatego stawał się coraz bardziej smutny, ale nie rezygnował z wędrówki.

Gdy tak szedł, wyrósł przed nim ogromny głaz. Chłopiec pomyślał: „To jest coś, czego dotąd nie widziałem. Może po to szedłem, by spotkać tą wielkość i twardość?” Kiedy nastała noc i chłopiec spojrzał na kamień zatopiony w ciemności, po raz pierwszy w jego sercu zagościł strach. Bał się tej nieznanej siły. Jednak pragnienie odnalezienia końca swej podróży zwyciężyło strach. Uspokoił przelęknione serce i odezwał się głośno:

- Czy ty jesteś tym, czego szukałem?

Głaz odezwał się:

- Czego chcesz ode mnie? Nie znam cię i nie mam ochoty cię poznać.

Chłopiec nie dawał za wygraną:

- Szukam czegoś dla siebie. Czy możesz być dla mnie?

- Jestem sam dla siebie - odparł głaz.

- A może zechcesz mnie pokochać, jak pokochała mnie rzeka?

- Nie chcę nikogo kochać, nikim się nie zachwycę, o nikogo się nie zatroszczę. Rozumiem tylko siebie.

- A ja pragnę kogoś, kto mnie pozna i zrozumie. Kogoś, dla kogo będę najważniejszy - krzyknął chłopiec.

- Więc wiesz, czego szukasz. Nie szukasz ani mnie, ani lasu, ani rzeki. Odejdź stąd mały chłopcze, bo to nie koniec twej wędrówki.

Głaz zamilkł. Chłopiec ucieszył się, że udało mu się głośno wypowiedzieć swoje pragnienia, i poczuł, jak bardzo chce to osiągnąć. Po policzkach stoczyły mu się wolno dwie duże łzy.

Znowu szedł przed siebie, ale teraz już wiedział, co czeka na końcu drogi. Zobaczył piękną postać, która machała do niego ręką. Gdy do niej podbiegł, ogarnęła go ciepłem i radością. Spojrzał w oczy wpatrzone w siebie i znalazł miłość większą niż miłość rzeki, usłyszał głos przyjemniejszy od szumu zimnej toni. Ten głos zaprowadził go do kogoś, kto nieopodal czekał. Przypominał chłopcu samego siebie, lecz był silniejszy. Przygarnął go, a potem posadził sobie na kolanach. Malec poczuł się bezpieczniej niż w lesie. Wiedział już, że należy do tych dwojga ludzi, że ich kocha, a oni kochają jego.

Do terapii z zastosowaniem bajek nie jest potrzebne wykształcenie psychologiczne, czy pedagogiczne, mogą po nie sięgać rodzice i opiekunowie - bo bajka działa sama w sobie. Bajki terapeutyczne to wyjątkowa technika, doskonały środek, wręcz recepta, aby pomóc w wszelkiego rodzaju trudnościach, na które dziecko napotyka - zwłaszcza w dzisiejszych czasach, w dobie komputerów i telewizji, kiedy książka często zostaje zapomniana.

Bardzo ważne jest, aby czytając dziecku bajkę, dać mu czas na relaksację, przemyślenia, ponieważ tylko wtedy nasze działanie przyniesie pożądany rezultat.

Pamiętajmy, aby czytać wolno, odpowiednio modulując głos. Nie złośćmy się jeśli dziecko będzie przerywało i zadawało wiele pytań. To znak, że bajka je zainteresowała.

Po zakończeniu zapytajmy dziecko, co lub kto podobało mu się najbardziej. Zachęćmy dziecko do narysowania głównych bohaterów, bądź sytuacji w jakich się znaleźli. Spróbujmy dowiedzieć się jak dziecko postąpiłoby w danej sytuacji. Jakie zachowania były dla niego zaskakujące, jakie wzbudziły radość bądź smutek.

Bibliografia:

  1. M.Molicka, Bajki terapeutyczne, Media Rodzina, Poznań 1999

  2. D.Brett, Bajki, które leczą cz.1, Gdańsk 2003

  3. D.Brett, Bajki, które leczą cz.2, Gdańsk 2003

  4. M. Molicka, Bajkoterapia. O lękach dzieci i nowej metodzie terapii, Poznań 2002

  5. E. Małkiewicz, Bajki relaksacyjno-terapeutyczne w pracy z dziećmi z problemami emocjonalnymi [w]: Wspomaganie rozwoju, (red.) B. Kaja , Bydgoszcz 1997

  6. M.Rój, Charaktery XII.2002

Bajki terapeutyczne

ze strony: http://www.psychologia.net.pl/artykul.php?level=451



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
SERCE WILKA, Psychologia, Bajki terapeutyczne
Złe sny, Rozwój dziecka, bajki terapeutyczne
LUSTRO scenariusz przedstawienia na podstawie bajki terapeutycznej M.Molickiej, Muzykoterapia
Bajki terapeutyczne A Kozak i inni
Jak masz na imię, bajki terapeutyczne
Jeżyk- bajka psychoedukacyjna - grupa nie akceptuje i odrzuca, PRZEDSZKOLE, PRZEDSZKOLE, bajki terap
Bajki terapeutyczne
Bajki relaksacyjne(6), Bajki terapeutyczne, ! Bajkoterapia
Bajka terapeutyczna - Wiewiórka Zuzia i Jeżyk, Dzieci, # bajki terapeutyczne
Bajka relaksacyjna, Bajki terapeutyczne, ! Bajkoterapia
Bajka o nadzieji, PRZEDSZKOLE, PRZEDSZKOLE, bajki terapeutyczne
O chłopcu, PRZEDSZKOLE, PRZEDSZKOLE, bajki terapeutyczne
bajki terapeutyczne(1), dla najmłodszych ツ, bajki do czytania
bajki terapeutyczne 3
rewalidacja, BAJKI TERAPEUTYCZNE

więcej podobnych podstron