Mechanizmy wytwarzania strachu u Grahama Mastertona, Fantastyka, Graham Masterton


Mechanizmy wytwarzania strachu u Grahama Mastertona na podstawie horroru pt. Dziecko ciemności

Znanym pisarzem specjalizującym się w tworzeniu grozy i straszeniu czytelników jest Graham Masterton. W umiejętny sposób najpierw wprowadza czytelnika w realny świat, w środowisko ludzi, którzy mają nadzwyczajne w świecie problemy, po czym zakłóca codzienność pierwiastkami fantastycznymi. Zazwyczaj pojawia się istota nadnaturalna, która stopniowo zabija okolicznych mieszkańców i na tym wcale nie zamierza poprzestać. Zamierza zgładzić wszystkich, którzy będą starać się uniemożliwić jej plany. Pojawiające się bestie w horrorach Mastertona można podzielić na pięć grup. W każdej pojawia się stwór nadnaturalny zaczerpnięty z mitologii czy wierzeń jakiegoś narodu. Brytyjczyk nie wymyśla własnych potworów. Woli odwołać się do potocznej świadomości dawnych ludów. To oni dostarczają najwięcej przykładów wytworów ludzkiego strachu. Przede wszystkim Masterton odwołuje się do wątków demonologicznych. Zło w postaci demona dominuje w jego powieściach. Nie zabrakło również diabłów, duchów, wampirów czy potworów w postaci zwierzęcia.

Graham Masterton w Dziecku ciemności chcąc wyjaśnić śmierć setek ludzi ukrytych w kanałach ściekowych uczestników Powstania Warszawskiego odwołał się do średniowiecznej legendy. Zarysował nie tylko historię powstania potwora, ale także przedstawił jej morderczą działalność, opisując ze szczegółami zabójstwa ludzi, ich strach oraz liczne starcia z potworem ochotników, którzy usiłowali go unicestwić. Nie zabrakło też opisów wyglądów demonicznego dziecka. Co więcej opowiadając o potworze autor udzielił głosu bohaterom. To z ich zeznań i wyznań dowiaduje się czytelnik o sile i zagrożeniu stwora, a także możliwościach jego zabicia.

Tytułowe dziecko ciemności to dzieło XIII-wiecznych mnichów z Chęcina. Należeli do klasztoru samowystarczalnych tajemników, którzy prowadzili pustelniczy tryb życia. Ich wiedza naukowa, ziemska, a także nadprzyrodzona była ogromna. Wyprzedzili o całe stulecia epokę, w której żyli. Uczyli chodzić byka na tylnych łapach, a dwa wieprze przemieniali w świnię. Pewnego dnia przygarnęli zniekształconą i głuchoniemą dziewczynkę, która żyła w biedzie z rodzicami. Mieli w tym swój cel. Kiedy dorosła, chcieli ją zapłodnić nasieniem pochodzącym i od człowieka, i od karalucha, aby przekonać się, czy niewiasta może urodzić dziecko o cechach obu tych gatunków. Zrodzone dziecię miało przewyższać inteligencją i siłą człowieka. Ponadto miało być nie tylko wierne swym stwórcom, ale także Bogu. W sumie mnisi powołali na świat sześcioro albo siedmioro takich niemowląt. Kiedy dojrzały myślały podobnie jak ludzie. Chociaż stworzenia potrzebowały towarzystwa (cechy ludzkie) to jednak pałały nienawiścią do świata. W związku z tym spotkać je można było w mrocznych, ciemnych i wilgotnych miejscach (upodobania karalucha). Chowały się w ziemi i tam odbywały hibernację. W 1409 roku do uszu Krzyżaków doszły wieści, że mnisi z Chęcina posługują się magią. Zamordowali ich, a dzieci wykorzystali do swych okrutnych celów. Wiedzieli, że walczą jak demony i stają w obronie tych, którzy pielęgnują ich w czasie snu (hibernacji). Niemieccy żołnierze z Zakonu Najświętszej Marii Panny zamaskowali je zbroją i posłali na wojnę trwającą na Pomorzu Wschodnim. Dzieci z Tunelu tak były opanowane żądzą mordu i zemsty za swych panów, że wielu polskich żołnierzy na ich widok „uciekało gdzie pieprz rośnie”. Armia króla Władysława Jagiełły zwyciężyła (a nie było im łatwo tego dokonać) Krzyżaków pod Grunwaldem. Szczególnie zacięci i bezwzględni byli dwaj Niemcy, o których myślano, że zawładnął nimi zły duch. Krzyżacy dziesiątkowali polskich żołnierzy, cieli ich jak się tylko dało. Wszędzie leżały ludzkie kończyny i przede wszystkim głowy (ta część ciała posłuży Mastertonowi do budowania nastroju grozy). Mimo to Polakom udało się pokonać niemieckiego wroga, a tym samym pozbawili dzieci opiekunów. Po bitwie ludzie króla usiłowali odnaleźć ciała tych dwóch mężczyzn, którzy pozbawili życia tyle osób. Zamiast zwłok znaleźli tylko oręż. Brak ciał Krzyżaków uznali za efekt czarów. Kiedy wracali, odkryli jamy. Jedną odkopali i odkryli:

[…] stwora przypominającego dziecko, ale rozmiarów dorosłego mężczyzny o szerokich, zgarbionych ramionach i nogach przypominających odnóża świerszcza. To coś miało twarz tak przerażającą, iż nie było można na nią patrzeć.

Na początku rycerze Jagiełły myśleli, że stwór jest martwy. Ale po bliższym przyjrzeniu się, zorientowali się, że dziwaczne dziecko śpi. Długo się nie namyślając zabrali stwora, powieszono go, a następnie obdarto go ze skóry i poćwiartowano. Co więcej spalili go, a kapłan poświęcił prochy. Niedługo potem rycerze natrafili na kolejne dziecko. To one zostało zawiezione do stolicy Polski w skrzyni z wykonanej z dębu. Stwór na dwa czy trzy tygodnie został wystawiony na forum, aby mieszkańcy mogli go oglądać. I wtedy zaczęły dziać się złe rzeczy: ludzie zapadali na nieznane choroby, innych prześladowały koszmary, a nocą dzwony kościelne same biły. Postanowiono zakopać potwora, czym prędzej. Dokonał tego rzymski antypapież Jan XXIII. Dziecko spoczęło jak najgłębiej w ziemi i nikt od tej pory nie mógł o nim wspominać.

Okazuje się, że esesmani w czasie II wojny światowej odkopali potwora. Czegoś więcej o istocie postanowił się dowiedzieć pewien bohater Dziecka ciemności, Okuń. Był jednym z ludzi niemieckiego generała von dem Bacha. Dostał rozkaz, aby zatrzymać Powstanie Warszawskie. Nienawidził Polaków i dlatego wybijał wszystkich, którzy należeli do Armii Krajowej lub, którzy mieli z nią coś wspólnego. Wpadał w szał, kiedy dowiadywał się, że Polacy uciekają kanałami. Aby uniemożliwić im ocalenie, blokował ich schronienie drutem kolczastym, wlewał benzynę, a następnie ją zapalał, a nawet wrzucał pojemniki z gazem. Był bezwzględny i nie litował się nawet nad dziećmi. Od ojca Sarah dowiedziała się, że stwór ujawnił się, kiedy Niemcy opanowali ostatni rejon na Ochocie, gdzie bronili się Polacy. Niektórzy uciekli kanałami do Śródmieścia. Innym się nie powiodło. Ostatnia osoba, która wyszła z kanału twierdziła, że goniło ją coś czarnego. Nazajutrz chętni zeszli do kanałów, aby dowiedzieć się, co tak naprawdę zaszło. Znaleźli powstańców bez głów. Potem potwór praktycznie cały czas mordował. Nie było świadków, zostawały tylko trupy z obciętą głową. Słuch o Dziecku z Tunelu zaginął dziewiątego października, kiedy skończyło się powstanie.

Dziecko z Tunelu przystępuje do ataku już na samym początku powieści. Najpierw Masterton zapoznaje nas z Janem Kamińskim, satyrykiem radiowym, który żegna się z narzeczoną Hanną. Kiedy dziewczyna wsiadła do autobusu, ten radosny jak skowronek udał się w kierunku Marszałkowskiej. Większa część rogu ulicy Królewskiej była otoczona czerwonym płotem, a przy ul. Marszałkowskiej zaś widniała wielka tablica zaznajamiająca z projektem Hotelu Senackiego. Kamiński nagle usłyszał cichy, ale przenikliwy krzyk. Zaczął nasłuchiwać. Zapytał grupę nastolatków, czy słyszeli coś. Nie dotarły do nich nawet słowa mężczyzny. Krzyk nie mijał. Usłyszał go Jan jeszcze kilka razy. Przypominał kobiecy lub dziecięcy wrzask dochodzący właśnie zza czerwonego płotu. Jak się później okazało ów krzyk nie był wołaniem o pomoc. Był swego rodzaju drogowskazem prowadzącym bohatera na śmierć, do siedziby niezwykłego dziecka, którego ulubionym zajęciem jest kolekcjonowanie głów. Jan postanawia zajrzeć na plac budowy, by sprawdzić, co się tam dzieje. Znalazł bramę, którą skręcono grubym drutem, aby na teren przyszłego hotelu nie dostał się nikt niepowołany. Siłował się z tym przymocowaniem i nie mógł odplątać druta. Zaczepił przechodzącego mężczyznę, ale ten nawet nie chciał pomóc. Wysiłkami Jana zainteresował się dopiero młody chłopak o imieniu Marek (istotna postać w powieści, pomagać będzie w walkach z potworem, dostarczy wielu istotnych informacji). Szybko rozkręcił drut szwajcarskim scyzorykiem. Brama się otworzyła i dzięki temu mogli wejść dalej. Od razu poczuli cuchnący zapach ścieków. Jan starał się wychwycić jakieś dźwięki. Znowu zdawało mu się, że słyszy kwilenie dziecka. „Ciche, żałosne, zawodzące łkanie - szloch kompletnie wyczerpanego dziecka lub kobiety, która straciła wszelkie nadzieje”. Janowi ciężko było ustalić, czy przypadkiem nie pomylił tego płaczu z zawodzącym w rurach wiatrem. Mężczyźni podeszli bliżej piwnic i wtedy oboje coś usłyszeli. Markowi wydawało się, że to koty miauczą. Ponieważ w środku było bardzo ciemno i nic nie widzieli, udali się do baraku po latarki. Kiedy już je mieli i oświetlili pomieszczenie, skąd dochodził dźwięk, niczego niepokojącego nie odkryli, nie było żadnego dziecka, ani nawet kobiety. Kiedy odchodzili, znowu dobiegł ich płacz. Jan postanowił wejść całkowicie do środka (jeden z ostatnich złych wyborów mężczyzny, które doprowadziły go do zguby), a Marek szedł za nim oświetlając mu drogę. Im dalej się znajdowali, tym wyraźniej słyszeli dźwięk. Rury deformowały odgłos i hałas wygwizdywał „glissando”. Marek przeraził się. Jana to jednak nie zrażało i postanowił wejść dalej, aby wydostać płaczące dziecko. Kamiński przesuwał się z mocno pochyloną głową szerokim kanałem. Mdliło go od smrodu, ale nie poddawał się. Mężczyzna był już daleko i niczego nie znalazł. Pomyślał, że dziecko znalazło wyjście i może on sam spokojnie wracać. I wtedy nagle:

[…] w wypełnionym nieczystościami kanale, tuż pod nim, coś się zakotłowało, przez chwilę młóciło wodę, a następnie na powierzchnię wystrzeliła postać - mała, cała usmarowana na szaro sylwetka - która otworzyła usta i wydała okropny wrzask: Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaach! […] Postać pokryta była tak grubą warstwą szlamu i ściekowych nieczystości, że nie dawało się określić, czy to chłopiec, czy dziewczynka. Ale jedną rzecz można było stwierdzić natychmiast: postać nie miała rąk. Uniosła się na kolanach z wody i kiwając się w przód i w tył, wypuszczając ustami bąble szarej mazi, wrzeszczała w niewyobrażalnym cierpieniu.

Kamiński najpierw bez mała się wystraszył, a później obiecał istocie, że pomoże jej się wydostać. Jan ruszył schodami, a stwór głośno krzyczał. Kiedy mężczyzna był w połowie drogi, istota została porwana przez nurt nowych ścieków, które wlały się setkami litrów do kanału. Jan był zszokowany, nie potrafił pojąć tego, co zobaczył: dziecko bez rąk lub też psisko bez nóg. Z bolącą głową Kamiński ruszył dalej. Chciał jak najszybciej wydostać się na plac budowy. „Ogarniała go panika na myśl, że jakaś lśniąca, szara, żyjąca w kanałach postać, wijąc się niczym człowiek-gąsienica z filmu „Dziwolągi”, wspina się po zardzewiałych klamrach, a następnie rusza jego tropem”. W drodze tłumaczył sobie, że to nie było dziecko tylko jakieś okaleczone zwierzę, które utonęło. W tych ekstremalnych warunkach, wyobraźnia dała o sobie znać. Bał się, że nigdy nie wydostanie się z tego labiryntu kanalizacyjnego. W końcu zaczął się modlić. Nagle usłyszał szuranie. Coś nagle zaczęło pochłaniać blask światła. Coś dużego i ciemnego tkwiło w tunelu. Jan czuł, że znalazł się w nie najlepszej sytuacji i szybko zaczął się wycofywać. Tłumaczył sobie, że owo coś nie może szybko się przemieszczać, gdyż zajmuje całą rurę. Stwór, chociaż ciężki, sprawnie podążał za nim, wydawał odgłosy niczym nadjeżdżający pociąg, a szuranie było coraz głośniejsze. Kamiński zaczął krzyczeć i pytać, kim ten ktoś jest. Wmawiał sobie, że na pewno ściga go człowiek, z którym sobie poradzi. Szuranie zwalniało, ale coraz bardziej się zbliżało.

Gdy mroczna istota znalazła się już w odległości zaledwie kilku metrów, latarka Kamińskiego zaczęła przygasać. Żaróweczka żarzyła się nikłym pomarańczowy blaskiem, a stwór był tak ciemny, że wydawało się, iż wchłania raczej niż odbija światło.

Wtem Jan usłyszał głuchy oddech, a potem szuranie opadającej kurtyny. Jego nozdrza przeniknął smród zepsutego zajęczego mięsa. Mężczyzna wołał, że się nie boi i jednocześnie wycofywał się energicznie. Miał wrażenie, że podąża za nim kilka ciężkich worków wypełnionych czymś obrzydliwym. Jan potknął się. W końcu odwrócił się plecami do potwora i ruszył, co sił w nogach. Mężczyźnie już prawie udało się wyjść. Stwór był jednak szybszy i Kamiński nie miał najmniejszych szans. Istota tak mocno go odrzuciła, że ten nie miał siły utrzymać się na nogach. Za każdym razem, kiedy próbował wstać, upadał. Koniec Jana był bliski.

W jednej chwili jakaś siła uniosła go za szyję i cisnęła o betonową ścianę rury z taką mocą, że rozległ się cichy trzask pękającej czaszki. Na Kamińskiego zwaliło się coś wielkiego i nieprawdopodobnie ciężkiego, przyszpiliło go do porowatego dna rury. […] Nagle głowa Jana wciągnięta została w coś, co przypominało wilgotny, skórzany worek. […] usta i nos wypełniał mu gęsty, kleisty śluz. […] Jan nie był w stanie ani oddychać, ani wykrztusić słowa. Mógł tylko wić się i szarpać się w daremnych próbach wyrwania się temu czemuś, co trzymało go w uścisku. Ale zupełnie jakby kopał luźno zwieszające się firanki. Stwór zdawał się wypełnionym pustką kawałkiem materiału.

Mężczyzna zakrztusił się i kilkakrotnie poczuł w szyi ostre uderzenia. Jan z przerażeniem odkrył, że potwór zaraz odetnie mu głowę. I tak też się stało.

Oto pierwszy obraz, który wzbudza dreszcz emocji w czytelniku, strach, który jest wpisany w konwencję gatunku, jakim jest horror. W tym wypadku lęk nie wzbudza istota nadprzyrodzona, a oznaki jej obecności. Jan coś słyszy, dźwięk ciągnie go ku nieznanej istocie, która wręcz go zaklina swym głosem, sprawia, że mężczyzna nie chce dać za wygraną. Idzie ku okrutnej śmierci. Niepokój wzbudzają bliżej nieokreślone dźwięki. Bohaterowie próbują je zidentyfikować, ale w ostateczności nie pasują do istoty, która się pojawiła w mroku kanału. Napięcie rośnie coraz bardziej. Jan zostaje niejako oszukany. Jego chęć pomocy kończy się śmiercią. Chciał pomóc płaczącemu dziecku czy też kobiecie, a sam wpadł w pułapkę. Strach wzrasta, kiedy ujawnia się owa istota bez rąk. Bohater nie wie, co to jest i jakie ma zamiary. Ta niewiedza tworzy grozę, sieje panikę. A kiedy czytelnik dowiaduje się, że głowa Jana zostanie zaraz odcięta, przerażenie coraz bardziej wzrasta, dreszcze są coraz większe. To z tego względu, iż odbiorca mógł już poczuć sympatię do czytelnika. Miał przecież narzeczoną, był szczęśliwy. Cechowała go dobroć i bezinteresowna pomoc. Nie przeszedł obojętnie wobec niepokojących znaków, wobec sygnałów, które informowały, że dzieje się coś złego. Czytelnik wie, że Jan odkryje coś złowrogiego, ale nawet nie przypuszcza, że zaraz przeczyta o jego śmierci, o strachu w obliczu bezrękiej istoty. Poszukiwania owej płaczącej istoty budują napięcie. Czytelnika ogarnia uczucie, że zaraz stanie się coś złego, że ten krzyk i to szuranie jest niebezpieczne. Im częściej jest mowa o tych dźwiękach, im głośniej je słychać, tym bardziej lęk przybiera na sile. Kiedy Jan staje oko w oko z okrutną i obrzydliwą bestią, strach sięga zenitu. Bohater jest w niebezpieczeństwie i nie może już się wycofać. Wizja nieuchronnej śmierci Kamińskiego z rąk dziwacznego stwora wzbudza strach. Przecież dobremu i szlachetnemu bohaterowi stanie się krzywda i nikt mu nie pomoże. Po scenie śmierci Jana napięcie opada. Masterton już nie straszy, a dostarcza informacji na temat morderstw dziwnego dziecka.

Jan Kamiński padł ofiarą ósmego morderstwa nieznanego sadysty nazwanego przez prasę „Oprawcą”. Za każdym razem obcinał ludziom głowy. Sytuacja robiła się coraz bardziej groźna i nerwowa, gdyż minęły trzy miesiące, a policja była w kropce. Nie potrafiła ani wytropić mordercy, ani ustalić jego tożsamości.

Masterton długo nie czeka na kolejny atak, na następną dawkę adrenaliny. Innego dnia młoda Ewa Zborowska (kolejna ofiara) oglądając w domu telewizor, usłyszała nagle, jak ktoś bardzo głośno hałasuje na klatce schodowej. To był potężny łomot, walenie w drzwi, które zagłuszało myśli dziewczyny. Pierwsze oznaki, które jeszcze nie wzbudzają lęku. Ewa postanowiła sprawdzić, co się dzieje. Wyszli też inni sąsiedzi: pan Wróblewski i pani Konopnicka. Hałas nie ustawał, a zza okna wyglądała jakaś ciemna istota (pojawia się uczucie niepewności). Zborowska zeszła na sam dół i próbowała rozpoznać intruza, który wyglądał jak niewyraźny człowiek z zarzuconym kapturem na głowie (napastnik coś ukrywa, nie chce by rozpoznano jego twarz, gdyby od razu ją pokazał z pewnością nie usidliłby żadnej ofiary). Wpadła jej do głowy myśl, że to może jakiś osobnik szuka pomocy. Otworzyła drzwi na dwór, ale nikogo już nie było. Parę chwil czekała i nasłuchiwała, a kiedy miała już wrócić do swojego mieszkania, „w tej samej chwili coś olbrzymiego i mrocznego runęło z alejki w jej stronę; jedna z chimer-cieni nabrała życia”. Kobieta z wrzaskiem zamknęła drzwi, a czarny kształt uderzył w drewno. Ewę ogarnął strach (czytelnika także), ale starała się być opanowana. Nagle sama otworzyła się skrzynka na listy, której praktycznie nikt nie używał. Z niej ręka ze szponami chwyciła dziewczynę i próbowała siłą wciągnąć do środka. Ewa nie mogła się uwolnić. Jej ręka znajdowała się w środku skrzynki i była odarta aż do łokcia z skóry. A więc w tym wypadku ponownie straszy nieokreślona istota, pewna część ciała, która przeraża swymi zdolnościami. Nikt normalny i przy zdrowych zmysłach nie jest w stanie schować się do skrzynki na listy i wciągać tam innych ludzi. Obdarta ręka ze skóry niesie ze sobą uczucia wstrętu, przerażenia, grozy. Czytelnik na samą myśl o tym, co owa istota robi z ręką Ewy krzywi się, a nawet i mruży oczy. Coś ciągnie ku sobie bohaterkę i nie wiadomo, jaki ma w tym cel. Ponownie niewiedza jest jednym z tych elementów wzbudzających strach. Czytelnik zaczyna się bać już w momencie, kiedy ze skrzynki ktoś wystawia rękę z wielkimi szponami i chwyta po kobietę. Przecież wiadomo, że musi stać się coś okropnego, gdyż nieznana moc jest coraz silniejsza i ciągnie ku małej skrzynce, do której nie da się przedrzeć bez żadnych obrażeń.

[…] walczyła, odpychała się od futryny, kopała ją, ale to, co zamierzało przeciągnąć ją przez szczelinę w skrzynce na listy, było niewiarygodnie silne. Na łokciu zrobił się już tak duży kołnierz ze skóry, że nawet to coś musiało na chwilę przestać ciągnąć. Ale wykonało w końcu kolejny ogromny wysiłek i wyrwało na zewnątrz całe ramię, zdzierając z kości skórę i mięśnie. Ewa nie widziała już ręki, lecz czuła, jak nocne powietrze owiewa odsłonięte nerwy, a ból mąci i odbiera jej rozum.

Opis dokładny w szczegóły wzbudza wstręt. Nikt nie chciałby znaleźć się na miejscu kobiety. Rozrywające ciało nie należy do zabawnych opisów. Od razu budzi odrazę. W końcu bark Ewy rozwalił się, a odpadające ramię zostało wciągnięte do skrzynki na listy. Tryskała krew, a kobieta opadła na podłogę. Czuła potworny ból. Z pomocą nadszedł jej sąsiad Kazimierz Wróblewski. Dziewczyna umierała. Nie można było powstrzymać krwotoku. Staw barkowy składał się z rozdartego ciała i zmasakrowanych chrząstek. Pan Kazimierz wyjrzał na zewnątrz. Postanowił na dworze poczekać na karetkę. Rozległ się trzask i mężczyzna runął na ziemię. Jego żona dostrzegła, że jej mąż również nie żyje. Co gorsza był pozbawiony głowy.

A zatem w kolejnej scenie Masterton pozbawia życie dwie osoby. Przy czym pierwsza ofiara dłużej cierpi. To jej czytelnik bardziej współczuje i to w obliczu jej śmierci, uczucia napięcia i lęku odbiorcy wzrastają. Brytyjczyk szczegółowo opisuje sytuację pozbawienia ręki Ewy, odarcia jej ze skóry, a w końcu pozbawienia życia. Pisze nie tylko o samej torturze, jaką jest wciąganie ręki do małej skrzynki na listy. Pisze także o bólu, potwornym cierpieniu, którego każdy się wystrzega jak tylko może. Myśl o bólu wprawia czytelnika w lęk. Czytając o cierpieniu bohatera, odbiorca przeżywa trwogę. Wyzwalają się w nim uczucia litości, ale też i przerażenia, bo przecież cierpi razem z ofiarą męki, czyta o tym, co się z nią dzieje, a to z kolei nie jest przyjemne.

W kolejnych scenach pojawiają się kolejne elementy, które już nie budują aż tak mocnego napięcia, jak wcześniej, ponieważ są znane. Nie oznacza to jednak, że niebezpieczeństwo jest mniejsze. Bohaterowie, a także czytelnicy już wiedzą, że mają do czynienia z czymś okrutnym. To okrucieństwo potwora i jego nieustępliwość sieję zgrozę. Komisarz Rej postanowił wraz z kanalarzem oraz ze swoim zastępcą Matejko zejść do kanału i zbadać teren. Szedł pierwszy. Było mu ciężko, ponieważ rury były za niskie. Nagle usłyszał szuranie, a później dostrzegł zgięty kształt, który po chwili zniknął. Koniec końców dźwięk uznał za echo, a owy cień za refleks światła latarki. Co za tym idzie następuje racjonalne wytłumaczenie, próba wyjaśnienia tego, co nieznane. Bohaterowie szli dalej. Po jakimś czasie znowu rozległ się hałas, powietrze jakby zamarło. Coś nieuchronnie się zbliżało i nie odpowiadało na wołania Reja. W końcu policjant oddał strzał. To również nie pomogło. Szuranie trwało i trwało. I chociaż komisarz nieraz znajdował się w niebezpieczeństwie i był odważny, tym razem jednak przestraszył się nie na żarty. Opanowała go taka zgroza, jakiej jeszcze nigdy wcześniej nie zaznał. Kanalarz tak się przeraził, że postanowił uciekać nie pytając o zgodę Reja. A więc i czytelnik zaczyna się już bać. Złowrogimi sygnałami są stawiane pytania policjanta bez uzyskiwanej odpowiedzi oraz strzały, które nie wzbudzały żadnej reakcji przeciwnej, złej strony. A kiedy narrator mówi, że komisarz boi się jak nigdy wcześniej, a jeden z jego towarzyszy ucieka, czytelnika nie opuszczają już myśli, że stanie się coś złego, że zaraz się ujawni krwiożercza istota i wszystkich pozabija. Mimo wszystko stróż prawa został i czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Tajemnicza istota była coraz bliżej. Słychać było metaliczny szczęk i chociaż Rej oświetlał kanał latarką, zapadła ciemność, która do reszty pochłonęła blask światła. Nagle poczuł zapach zepsutych narządów ryby. Komisarz dostrzegł w końcu ostrze i już wiedział, że ktoś z zaskakującą prędkością zbliża się do niego z gigantycznym nożem. I tu napięcie urasta do gigantycznych rozmiarów. Oto bohater widzi ostrze, połyskujące narzędzie, które w niepowołanych rękach, w dłoniach potwora tylko i wyłącznie wyrządza krzywdę. Rodzi się przerażenie. Nóż ma negatywne skojarzenia., Od razu rzuca się na myśl rozcinanie, rąbanie oraz tryskająca krew. Rej nie pozostał obojętny na ten fakt, nie pozwolił, aby strach go sparaliżował. Strzelił z pistoletu, ale to nie pomogło. Istota raniła go nożem w ramię, a następnie w policzek. Reja ogarnęły strach i panika. Rozpaczliwie krzyczał, by ktoś go wyciągnął stąd.

Wydawało mu się, że dostrzegł czyjąś twarz. Biały kościsty policzek. Wpółprzymknięte oczy. Wydawało mu się, że widział także usta rozdziawiające się nieprawdopodobnie szeroko. Ale równie dobrze mogła to być fałda w jakimś materiale lub skomplikowana gra cieni.

Oprawca przez kilka sekund się wahał, co zapewniło Rejowi większe szanse na przeżycie.

I wtem robotnicy zaczęli ciągnąć za linę, do której był przywiązany policjant. Robili to bardzo szybko. Stwór rozciął mu jeszcze czoło, ale nie dopadł go. Rej wydostał się i cudem ocalał. Dzięki temu komisarz nie tylko odkrył, iż stwór rzeczywiście istnieje, ale także przekonał się o jego sile i szybkości, z jaką się porusza. Niebezpieczeństwo okazało się być bardzo niebezpieczne, wręcz niemożliwe do pokonania, a mimo to Rej przysięga, że wykończy Oprawcę.

Potwór zajął się również niemieckimi robotnikami zatrudnionymi przy budowanie Hotelu Senackiego. Trzem z nich obciął głowy. Najpierw z pola widzenia zniknął Hans. Mimo nawoływań nie odezwał się z kanału. Brygadzista wysłał dwóch podwładnych: Uwe i Jurgena, aby sprawdzili, co się stało. Oni także po niedługim czasie przestali dawać znaki życia (to już wzbudza niepokój). Raptownie z przewodu kanalizacyjnego wypłynął skrawek ręki człowieka, „fragment przypominający kotlet z odrąbanej dłoni. Bez palców, bez kciuka, z kawałkiem nadgarstka”. Później pojawiły się inne strzępy ludzkiego mięsa:

[…] ciała, mięsa i kości, które pojawiły się w wylocie rury; przerażająca masa ramion i stóp, zakrzywionych żeber, za którymi płynął długi sznur wnętrzności i rozmiękłe ochłapy płuc.

Tutaj czytelnik znajduje potwierdzenie tezy, iż horrory Mastertona są mięsne. Pisarz lubuje się w wywoływaniu strachu poprzez opis rozdzierania ludzkich wnętrzności, kaleczenia ciała niewinnego i bezbronnego człowieka. Po kolei opisuje, co zostaje rozrywane, jak przerażająco wygląda i co przypomina. To nie tylko wzbudza przestrach, ale i obrzydzenie.

Robotnicy byli tak przerażeni, że wstrzymali się od budowy. Nie podobało się to Sharze Leonard, która była odpowiedzialna za nadzór prac. Kobieta zaniepokojona tym, co się dzieje w mieście, postanawia ściągnąć do kraju z Chicago Claytona Marsha - detektywa na emeryturze, który pomoże jej ująć Oprawcę.

Kolejną ofiarą Dziecka z Tunelu stał się pracownik Banku Kredytowego Visitula - Antonii Dłubak. Jemu również odrąbano głowę. Z tego względu, iż bankier był męczony i torturowany przez biznesmena i gangstera Romana Zboińskiego, to jego policja podejrzewa o wszystkie morderstwa. W tej scenie niezwykle okrutny staje się człowiek. To on wzbudza lęk i przerażenie, wydając rozkazy kolejnych tortury, którymi męczony jest Dłubak. Opis jego cierpienia przynosi i współczucie, i litość, i trwogę.

Ofiar jest zbyt wiele, a rozumowe techniki prowadzenia śledztwa i logika nie dają rezultatów w rozwiązywaniu zagadki. Nastał czas na wykorzystanie alternatywnych rozwiązań - seans spirytystyczny z udziałem medium Krystyny oraz najbardziej zainteresowanych: Rejem, Sharą, Claytonem, a także Markiem. Komisarz zabrał ze sobą lalkę, którą odnaleziono w kanale. Z seansu wyniknęło, iż zabawka należała do zmarłej już dziewczynki Zosi, która im się ukazała. Dziecko otworzyło drzwi do mieszkania, o którego weszło coś czarnego, wielkiego i przerażającego. Kiedy madame Krystyna zakończyła rytuał wzywania duchów, lalka nie miała głowy (ten fragment przykuwa uwagę czytelnika, wprowadza pierwiastki niepokoju) i poplamiona była krwią. Rej, Clayton i Shara postanowili odnaleźć mieszkanie, które im się ukazało w trakcie sesji. Kiedy je odnaleźli, okazało się, że dziewczynka wraz ze swoją matką Iwoną Wierzbicką, zaginęły. W mieszkaniu znaleźli trzy takie same lalki i zdjęcia rodziny z okresu II wojny światowej. Rej sobie przypomina, że u Zborowskiej także znalazł zdjęcia ojca Ewy u boku generała Bora. Wychodzi na jaw, iż Oprawca nie wybiera swych ofiar zupełnie przypadkowo. Świadomie je selekcjonuje. Wybiera bliskich i krewnych powstańców warszawskich lub osoby, które należały do Armii Krajowej.

Podczas weekendowego pobytu za miastem w Czerwieńsku, Sarah dowiedziała się od pewnej staruszki, że podąża za nią twarz. Aby kobieta mogła ją zobaczyć, musi przed zaśnięciem włożyć pod poduszkę: kosmyk swoich włosów, pięć owoców osiki oraz kawałek bursztynu i srebra. Leonard tak też uczyniła i przyśniła się jej twarz, która chciała ją zabić. W śnie szła przez pola jęczmienne. Nagle odwróciła się i zauważyła ogromną sylwetkę w płaszczu, która była czarna i przygarbiona. Śledziła Sarah, a poruszała się w nienaturalnym tempie. Kobieta wiedziała, że stwór chce zrobić jej coś złego. Coraz bardziej się zbliżał. Sarah przystąpiła do ucieczki, ale szybko się zmęczyła. Czarna istota była niecałe sto metrów od niej. Kobieta nigdy wcześniej nie odczuwała tak paraliżującego strachu:

Postać emanowała z siebie zgrozę; zupełnie jakby wszystko to, czego Sarah lękała się w życiu, zawierało się pod tą opończą. Strach przed ciemnością, strach przed pająkami, strach przed samotnością. Czuła, że wystarczy, by postać rozchyliła swą czarną kapotę, a ona wpadnie w najotchłanniejsze przerażenie.

Czarny stwór zbliżył się do kobiety i zsunął kaptur. Sarah ujrzała twarz.

Oblicze było przeraźliwie blade i nienaturalnie małe, jak twarz dziecka lub porcelanowej lalki, oczy czarne, nieruchome i bez wyrazu, martwe jak u rekina, ale nos miał normalny kształt, a pod nim widniały maleńkie usta. Mimo drobnej twarzyczki, głowa odpowiadała proporcjom reszty ogromnego ciała. Jasna, sklepiona czaszka ze strzępami i kosmykami włosów trawionych jakąś chorobą.

Sarah patrzyła na potwora, a on na nią. Dziecko zaczynało się pochylać nad kobietą w ogóle nie zginając swego ciała. Miało bardzo małe oblicze, a twarz nagle wykrzywiło.

Szczęka straszliwie się rozwarła. Słychać było chrupot kości, chrzęst naciąganych mięśni i zawiesiste mlaskanie szarpanego mięsa. Maleńkie, czarne oczka pozostawały nieruchome, ale usta otworzyły się tak szeroko, że aż wargi wywracały się na drugą stronę, ukazując purpurowawe, obrzmiałe dziąsła i tysiące cieniutkich, ostrych jak igły zębów. Z tej paszczy wysunął się długi, purpurowy język, ze szczęk zaczęły skapywać grube pasma gęstej śliny.

Mimo, iż wcześniejsze opisy potwora nie wzbudzały jeszcze przerażenia, ten już tak. Bo oto kości i mięśnie wydają dźwięki, chrzęszczą, usta są tak szeroko otwarte, że aż wargi się wywracają. Postać ma mnóstwo ostrych zębów oraz długi język, z którego ścieka ślina. To już wzbudza obrzydzenie. Czytelnik już wie, że postać jest nie tylko zła, ale i odrażająca.

Sarah ujrzała unoszące się nad nią ostrze i wtedy zapanowała ciemność. Próbowała się bronić, gdy potwór ją zgniatał. Napięcie coraz bardziej wzrasta, a z nim strach i wtedy obudził ją komisarz Rej.

W tym samym czasie Marek śledził Okunia. Pewnego wieczoru widział, jak wychodzi z kanału. To wzbudziło jego podejrzenia. Podążył za nim, aby dowiedzieć się, gdzie mieszka. Okuń zorientował się, że jest coś nie tak. Nie słuchał tłumaczeń chłopaka, że jest pracownikiem elektrowni. Wyprosił go i kazał mu więcej się tutaj nie pokazywać. Od sąsiada Okunia, pana Gaja, Marek dowiedział się, że mężczyzna to „ten człowiek”. Z kolei detektyw Clayton szukał informacji na temat sprawcy, który obcinał ludziom głowy. Okazało się, że na terytorium Polski pięciokrotnie grasował morderca zabijający w identyczny sposób, jak tajemnicza istota w tunelu. Ofiary padły we Wrocławiu przed I wojną światową, kiedy to jeszcze miasto nazywane było Breslau, następnie w latach 20. XX wieku w Lublinie, w 1952 roku w Zebrzydowicach. W Warszawie było dwóch zabójców. Pierwszy obciął głowę właścicielce domu, w którym mieszkał (rok 1895). Drugi morderca był podejrzany o zabicie aż dziewięciu osób. Pierwszy raz obciął głowę latem 1881 roku, a ostatniej wiosną następnego roku. Nadano mu pseudonim „Pan Gilotyna”. Nigdy nie został ujęty. Podobne morderstwa miały miejsce już w XV wieku.

Oprawca nie próżnuje. Na ostrze swej szpady bierze kolejne ofiary - tym razem pana Gajdę (zdemaskował Okunia) i jego gospodynię. Sytuacja jest na tyle już niebezpieczna, że jeden z współpracowników Sarah i zarazem jej były kochanek Ben sprowadził ojca Ksawerego, aby odprawił egzorcyzmy na placu budowy Hotelu Senackiego. Kiedy duchowny skończył modlitwy i poświęcił ziemię wodą, zaczęły eksplodować łukowe lampy. Zapanowała ciemność. Zrobił się chaos i zamęt. W tym mroku Sarah dostrzegła jakiś olbrzymi kształt. Kiedy udało się przywrócić światło, nie było już księdza Ksawerego. Zostały za to jego święte rzeczy. Szybko się okazuje, że duchowny ze strachu schował się pod prowizoryczny ołtarz. Nie wystraszył się ciemności, ale stwora, który parł na niego z zamiarem pozbawienia go głowy. Początkowo zaginięcie duchownego budzi niepokój, tym bardziej, że zgasły lampy i nie wiadomo, co się dokładnie stało, co owy wielki kształt zrobił ojcu Ksaweremu. Ale kiedy czytelnik dowiaduje się, że ksiądz schował się pod niby ołtarz, trochę chcemy się śmiać. Oto duchowny, który przyszedł odprawiać egzorcyzmy, zmagać się z demonami, tak naprawdę spanikował, kiedy ujrzał potwora.

Najbardziej zainteresowani sprawą - Sarah, Rej i Clayton udali się do matki jednego z robotników Brzezickiego. Kobieta opowiedziała im o swoim prapradziadku, który pewnego razu podczas prac przy kopaniu kanałów, odkrył tajemnicze dziecko. Mężczyzna wraz z kolegami po prostu je zostawili tam, gdzie było, a następnego dnia nie mogli już go znaleźć. Zaraz potem odnaleziono kilka ludzi z obciętymi głowami. Rok później zabójstwa skończyły się, gdyż odkryto potwora w kryjówce, kiedy głęboko spał. Bestia została zakopana, a ksiądz odprawił mszę. Wszystkie poszlaki wskazują na to, iż morderca obcinający głowy warszawskiej ludności to Dziecko z Tunelu, efekt eksperymentów średniowiecznych najemników. Najprawdopodobniej robotnicy zatrudnienie przy budowie Hotelu Senackiego, odkopali stwora, uwolnili przeraźliwą istotę, która rozpoczęła dzieło zniszczenia.

W końcu bohaterowie odkrywają słabość potwora. Okazuje się, że owe dziecko wcale nie jest niezniszczalne. Oprawca zaatakował Sarah w jej mieszkaniu. Kobieta próbowała wszelkich sposobów, aby wyjść cało z opresji. Rzucała w potwora wszystkim, co wpadło jej w ręce. Kiedy oprawca został uderzony ikoną przedstawiającą święty wizerunek, stwór zaczął płakać niczym dziecko i odszedł.

Okuń nagle zniknął. Podczas kolejnego seansu u madame Krystyny, bohaterowie dowiadują się od tajemniczego głosu, że mężczyzna naprawdę nazywa się Gerhard von Zussow. Podaje im także nowy adres podejrzanego. Prywatni detektywi szybko odnajdują Okunia. Ten przyciśnięty, w końcu przyznaje, że to esesmani znaleźli w czasie wojny dziecko, a on doszedł do wniosku, że posłuży się stworem do tropienia i zabijania wrogów skrywających się w kanałach. Dziecko z Tunelu długo nie żyło w wojennych warunkach. Zginęło, przygniecione gruzem, kiedy eksplodował kanał zbombardowany przez von dem Bacha-Zalewskiego. Okuń przebywa w Warszawie od dwóch lat. Pojawił się w stolicy Polski, kiedy rozpoczęły się pracę nad rekonstrukcją kanałów. Dzięki przyjaciołom odnalazł „swoje” dziecię i ponownie postanowił je wykorzystać do wybicia Polaków. Chciał się w ten sposób zemścić za swych poległych rodaków, za śmierć brata, za to, że niemieckie ofiary wojny nie mają nawet grobów. Okuń, czy tego chciał, czy nie, był zmuszony zaprowadzić komisarza Reja do „domku” Oprawcy, który znajdował się w kanałach. To tam dziecko przechowywało swe trofea - obcięte głowy. W tym momencie czytelnik dowiaduje się, dlatego potwór pozbawia swe ofiary głów. Otóż wierzy, iż istoty ludzkie bez głów nie mogą trafić do nieba. Dzięki temu nie zostaną zbawione. Ponieważ potwór jest dzieckiem, często porywa swych „rówieśników”. Nie rozumie, dlaczego one wtedy płaczą lub krzyczą, kiedy robi im krzywdę. Nie jest świadomy, że postępuje niewłaściwie i karygodnie.

W kanale Sarah, Rej i Okuń szukali Dziecka z Tunelu. W końcu przybyła mroczna postać:

Ukazało się blade niczym kość słoniowa oblicze; maleńkie i nieskończenie piękne. Głowa była olbrzymia i niekształtna, pokryta delikatnymi, białymi włóknami przypominającymi bardziej pleśń niż włosy. Było to dziecko, rodzaj dziecka, zwykłego, ludzkiego dziecka; […] Stworzenie stało nieporuszone, sprawiało wręcz wrażenie, że nawet nie oddycha.

Okuń od razu ostrzegł swe dziecko, iż jest zagrożone. Oto wtargnęli do jego domu ludzie, którzy chcą go zniszczyć, zabrać mu trofea, odebrać życie i zakopać bardzo głęboko, by już nigdy nie powrócił do żywych. Potwór wyjął największy nóż, jaki tylko miał. Zagrożona była tylko Sarah i Rej. Okuń był bezpieczny, gdyż to on opiekował się dzieckiem. Komisarz miał już rzucić w bestię relikwią, ale wtedy pojawił się Zboiński ze swoimi bandziorami (śledził Reja) i święty przedmiot wypadł mu z ręki. I tutaj pojawia się przerażenie, ponieważ jedyne narzędzie, które chroniło bohaterów zostało zgubione. Gangster chciał wbić dziecku hak, ale ten był szybszy i obciął mu głowę. W tej chwili pełnej napięcia i niebezpieczeństwa, pojawił się Marek z krzyżem poświęconym przez papieża. Uratowała ich święta rzecz oraz wiara Stefana Reja. Dziecko zapadało się, a kanał zaczął się zawalać. Komisarz, Sarah i Marek uciekli, ale Okuniowi nie udało się wyjść cało. Przygniótł go spadający gruz. Po Dziecku z Tunelu zostały tylko kości, chitynowy pancerz oraz kawałek materiału.

Przywrócone do życia Zło, obudzony potwór został unicestwiony, a jego wskrzesiciel ukarany za żądzę zemsty. Bohaterowie nie mają jednak pewności, czy bestia przypadkiem nie powróci. Niemniej jednak zwyciężyli tę bitwę, dzięki swojemu śledztwu, odwadze, uporowi i poczuciu obowiązku. To co się początkowo zdawało dla nich niedorzeczne, naprawdę istniało. Kiedy uwierzyli, że tajemnicze dziecko z czasów średniowiecza, rzeczywiście nie było bajką i ujrzeli je na własne oczy, nabrali przekonania, że nie mają innego wyjścia, jak dokończyć swą misję. Rej chciał ochronić ludność Warszawy przed dalszymi niewinnymi ofiarami, przed cierpieniem rodzin pomordowanych, a Sarah chciała przy okazji doprowadzić do wznowienia budowy hotelu. Okazało się jednak, że Hotel Senacki od samego do początku do końca nie miał szczęścia, a pojawienie się potwora było nie tylko przeszkodą w budowie, ale i pewną przestrogą, że w miejscu, gdzie przelała się krew, nie może powstać coś dobrego i przynoszącego korzyści. Niedługo po otwarciu hotelu, zawalił się sufit w sali konferencyjnej. Śmierć poniosło pięć osób, a dwadzieścia siedem zostało poważnie rannych.

W Dziecku ciemności, chociaż pojawia się potwór to wcale tak bardzo nie straszy. Budzi bardziej niechęć i odrazę. Jego ciało łączy w sobie cechy ludzkie i zwierzęce, nie ma rąk, jego głowa jest nienaturalnych rozmiarów, ale nie wzbudza paniki. Napięcie i grozę budują inne elementy. To przede wszystkim morderstwa, których świadkami są także czytelnicy, wzbudzają lęk i trwogę. Potwór obcina ostrym narzędziem głowy, wciąga ludzkie ręce do skrzynki na listy, obdziera skórę aż do kości, tak że widać mięso, rozcina twarz, czoło, głowę, rozrywa i zgniata ludzkie ciało. Co więcej porusza się z błyskawiczną prędkością. Ten fakt już napawa czytelnika lękiem. Odbiorca staje się świadomy, że w obliczu tej szybkości ciężko ujść z życiem. Potwór depcze bohaterom po piętach i nie zamierza odpuścić. Jego cel jest odstraszający i okrutny. Zabija i nie jest świadomy, że czyni źle. Służy swemu panu, który nie jest szlachetnym człowiekiem. Uwielbia niszczyć powstańców, nienawidzi ich i w tym celu wykorzystuje paranormalną istotę. Bez niej nie byłby w stanie wyrządzić tak wielkich szkód, wzbudzić takiego przerażenia. Inne elementy, które budują nastrój grozy to także dźwięki, rozpaczliwe i przerażające krzyki, które oznajmiają coś złowrogiego, a także szuranie, metaliczne brzęki. Ponadto lampy same wybuchają, a ciemność nagle pochłania całe światło. Napięcie rośnie, gdyż ginie coraz więcej ofiar, a potwór wydaje się być niezniszczalny. Ma swego żywiciela, który podsyca jego żądzę zabijania. A zatem Dziecko ciemności straszy, ale nie wyglądem potwora. Wzbudza lęk poprzez sygnały jego obecności, poprzez jego niezwykłe i straszne umiejętności, poprzez rozrywające ciało. Chce nie tylko pozbawić życia bohaterów, ale także uniemożliwić im zbawienie.

Informacje o dziecku z Tunelu zostały zaczerpnięte ze wspomnianej książki G. Mastertona pt. Dziecko ciemności, przeł. M. Wroczyński, Warszawa 1999, s. 301, 312-313.

Ibidem, s. 236.

Ibidem, s. 10.

Ibidem, s. 15-16.

Ibidem, s. 16.

Ibidem, s. 19.

Ibidem, s. 20.

Ibidem, s. 61.

Ibidem, s. 62.

Ibidem, s. 95.

Ibidem, s. 107.

Ibidem, s. 107.

Ibidem, s. 249-250.

Ibidem, s. 250.

Ibidem, s. 250.

Ibidem, s. 341.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Nerka i mechanizm wytwarzania moczu
Mechanizacja wytwarzania prefabrykatów betonowych w świetle współczesnych technologii produkcji i wy
Sylwetka twórcza Mastertona, Fantastyka, Graham Masterton
Biogram Grahama Mastertona, Fantastyka, Graham Masterton
Graham Masterton Czternascie obliczy strachu
Graham Masterton Cykl Rook 3 Strach doc
Graham Masterton czternascie obliczy strachu
Masterton Graham Dwa tygodnie strachu
Masterton Graham Festiwal strachu
Graham Masterton Czternaście Obliczy Strachu
#208 Graham Masterton Czternascie Obliczy Strachu(1)
Graham Masterton Czternascie Obliczy Strachu
Graham MASTERTON Czternascie oblicz strachu

więcej podobnych podstron